Nr 8 / W R Z E S I E Ń 20 17 I S S N 2 5 4 3 -9 57 X
tylko u nas
Targi Mieszkań i Domów na zdrowie
Panie doktorze, ja chodzę! biznes po poznańsku
Jubilerski świat Marka Plucińskiego
MAGDALENA CZERNIEWICZ PACJENT OCZEKUJE EMPATII
Skończyły się wakacje. Na ulicach więcej samochodów, w autobusach i tramwajach każdy nerwowo zerka na zegarek. Spieszymy się do pracy. W tym pośpiechu nie zapominajmy o remoncie ulicy Święty Marcin. I choć większość z nas pewnie będzie przeklinać urzędników, to po wszystkim naprawdę będzie ładnie. Za oknem wciąż świeci słońce. Noce coraz zimniejsze, ale wystarczy ciepło się ubrać i pospacerować po Poznaniu. W naszym mieście zawsze jest co robić. Wrzesień obfituje w wydarzenia kulturalne, zachęcam więc do wybrania się do kina i teatru. To też idealna okazja, żeby odwiedzić Targi Mieszkań i Domów na MTP. Wybierając się na spacer nad Rusałkę, koniecznie zajrzyjcie do smażalni ryb państwa Woźniaków. Mówi się, że tylko tam zjecie najlepszą rybę w Polsce. Z sercem, od 30 lat, pani Halina i pan Jerzy codziennie podają świeże dorsze, halibuty i inne przysmaki. Sercem pracuje też Magdalena Czerniewicz, prezes Aptek Wielkopolskich, od której można czerpać i uczyć się empatii, o którą dziś trudno. Przy okazji – Pani Magdaleno – składam serdeczne życzenia urodzinowe… Ostatnie miesiące pokazały mi, że są w tym kraju jeszcze lekarze z powołania, a nie z przymusu czy dla pieniędzy. Do takich osób z pewnością zaliczyć mogę doktora Piotra Winklera, neurochirurga ze Szpitala Św. Wojciecha, który udowadnia, że ludzka twarz medycyny naprawdę istnieje. W wydaniu wrześniowym zaglądamy na pole golfowe, gdzie najchętniej bywają poznaniacy, sprawdzamy dlaczego warto zatrudnić Ukraińców i jak gotuje Filip Zmysłowski, specjalista kuchni
3
japońskiej. Na chwilę zatrzymujemy się na Golęcinie, by potem wyruszyć w podróż po muzycznym świecie jednego z najlepszych DJ-ów w Polsce – Matthew Clarcka. W świat jubilerstwa wprowadza nas Marek Pluciński, a Dominika Bońkowska opowiada o swojej przygodzie z motoryzacją. Każdy ma za sobą jakieś przygody – wakacyjne, bądź takie, które zostają z nami na zawsze. Latem 2002 roku też miałam taką przygodę. Zapragnęłam pisać. W „Gazecie Poznańskiej” potrzebowali rąk do pracy, bo urlopy. Weszłam z ulicy i zostałam. Ta przygoda trwa do dziś i nie zamieniłabym jej na nic innego. Joanna Małecka, redaktor prowadząca „Poznański prestiż”
MAGAZYN NOWOCZESNEGO POZNANIAKA
WYDAWCA Top Media & Publishing House Sp. z o.o.
REDAKTOR PROWADZĄCA: Joanna Małecka joanna.malecka@poznanskiprestiz.pl
PREZES: Jarosław Olewicz WICEPREZES: Karolina Kałdońska WICEPREZES: Edyta Kochman WICEPREZES: Alicja Kulbicka
REDAKTOR: Piotr Chabzda piotr.chabzda@poznanskiprestiz.pl
WYDAWCA: Jarosław Olewicz
FOT. BONDER.ORG
REDAKTOR NACZELNA: Edyta Kochman DYREKTOR ZARZĄDZAJĄCA: Hanna Kowal hanna.kowal@poznanskiprestiz.pl
poznanskiprestiz.pl fb.com/poznanskiprestiz
SPECJALISTA DS. SPRZEDAŻY: Ewelina Paluszyńska ewelina.paluszynska@poznanskiprestiz.pl tel. 61 820 41 75, 510 841 097 WSPÓŁPRACA: Sławomir Brandt, Michał Gradowski, Elżbieta Podolska, Małgorzata Rybczyńska, Anna Skoczek
ZDJĘCIE NA OKŁADCE: Sławomir Brandt PROJEKT GRAFICZNY I SKŁAD: Sarius Grafika i Media KOREKTA: Pracownia Ad Iustum ADRES REDAKCJI: ul. Grunwaldzka 43/1 a, 60-784 Poznań tel./faks 61 831 74 20 DRUK: CGS drukarnia Sp. z o.o. NAKŁAD: 5000 egzemplarzy MAGAZYN BEZPŁATNY
Redakcja nie bierze odpowiedzialności za treść reklam i nie zwraca materiałów niezamówionych. Zastrzegamy sobie prawo do skracania i adiustacji tekstów oraz zmiany ich tytułów. Przedruk w całości lub części dozwolony jedynie po uzyskaniu pisemnej zgody Wydawnictwa Top Media & Publishing House Sp. z o.o. Wszelkie przedstawione projekty podlegają ochronie prawa autorskiego i należą do osób wymienionych przy każdym z nich. Wydawca nie ponosi odpowiedzialności za treść reklam i ma prawo odmówić ich publikacji bez podania przyczyny.
54 18
14
Spis treści
moto
te mat z okł adki
raport prestiżu
6 MAGDALENA CZERNIEWICZ: Pacjent oczekuje empatii miejsca warte poznania
12 Golf (nie) tylko dla elit biznes
po
poznańsku
14 MAREK PLUCIŃSKI: Noblesse oblige 18 DOMINIKA BOŃKOWSKA: Nie zamieniłabym Poznania na inne miasto dobry
wzór
22 Nowy wymiar salonu Mazda spacerem po
dzielnicy
24 Golęcin – najmniejsze państwo „świata” prestiżowa
marka
28 Marzenia są po to, by je spełniać targ i m i es z k ań
i domów
32 GRZEGORZ ZIELIŃSKI, dyrektor Działu Targów firmy Nowy Adres SA 34 Eco Willa w centrum miasta 36 Lawendowe Pola 38 Przystanek Zajezdnia Poznań 40 Mieszkaj w zgodzie z naturą 41 Odkryj Czerniejewo 42 Zamieszkaj na Sołaczu 43 Nowa inwestycja na Piątkowie 44 Zielony Marcelin
46 Kulisy pewnego kontraktu
12
50 Ukraińca zatrudnię na
zdrowie
54 Panie doktorze, ja chodzę! 58 CANDEO – ewenement w skali światowej prestiżowa
rola
60 Muzyczny świat MATTHEW CLARCKA
ku lt u r a ln a r oz m owa
80 Orkiestra stu jeden serc 86 Szczeliny wolności będzie się działo
64 Bielizna na miarę
88 Wydarzenia, na scenie, w teatrze, w kinie
od
po
moda
kuchni
66 Projekt Czwartek po japońsku prestiżowy lokal
68 Egoist Restaurant, Piano Bar, Papierówka, SomePlace Else familijnie
72 Daj siebie innym 75 Koncerty na stadionie podróże
76 Wrzesień na Krecie
22
godzinach
95 Rekordowe cabrio 96 Poznań Food Days, BE YOURSELF! Misja 6.1 97 Wystawa w Muzeum Narodowym, Weekend z nowym Volvo gdzie nas znaleźć
98 Punkty, w których dostępny jest magazyn
60
WIELKA PREMIERA NOWEJ MAZDY CX-5 22-24 WRZEŚNIA w VOYAGER GROUP Poznaj zupełnie NOWĄ MAZDĘ CX-5, SUV-a stworzonego z Jinba Ittai. Doświadcz niezwykłych emocji w czasie nocnych jazd testowych. Zarejestruj swoje wrażenia kamerą 360º Wspólnie z dziećmi odkryj tajemnice Japonii.
DRIVE TOGETHER
Więcej na: www.mazdacx5.voyagergroup.pl
VOYAGER GROUP POZNAŃ
ul. św. Michała 20 Poznań
W zależności od wersji samochodu średnie zużycie paliwa oraz emisja CO2 wynoszą odpowiednio: od 5,0 do 7,1 l/100 km oraz od 132 do 162 g/km. Samochód jest wyposażony w układ klimatyzacji zawierający fluorowany gaz cieplarniany [R1234YF] o współczynniku ocieplenia globalnego powyżej 150. Informacje dotyczące odzysku i recyclingu samochodów wycofanych z eksploatacji znajdziesz na www.mazda.pl
Patronat medialny:
6
te mat
z okładki
/
Magdalena Czerniewicz: Pacjent oczekuje empatii Zbudowała największą rodzinną sieć aptek w Poznaniu pod nazwą Apteka Wielkopolska. Ich zespół liczy 160 osób. Zatrudnia starszych i młodszych, którzy ściśle ze sobą współpracują pomimo różnicy wieku. Na co dzień uczy ich empatii i szacunku nie tylko do siebie, ale zwłaszcza do pacjentów, którzy przychodząc do apteki oczekują pomocy oraz wsparcia, o co dziś tak trudno… rozmawia: Joanna Małecka | zdjęcia: Sławomir Brandt
M
agdalena Czerniewicz właśnie odebrała „dowód osobisty” dla swojej firmy. Od 18 lat z sukcesem prowadzi własny biznes farmaceutyczny. W budynku przy ulicy Piątkowskiej panuje przemiła atmosfera. Sympatyczna pani z sekretariatu prowadzi mnie na samą górę. W gabinecie, po lewej stronie korytarza, wita mnie szefowa. Ubrana jest w piękną sukienkę w kwiaty. – Może usiądziemy przy stole lub na fotelach, gdzie Pani będzie wygodniej – mówi i patrzy mi w oczy. Bije od niej niesamowite ciepło, że aż chce się rozmawiać. Na ścianach wiszą obrazy, na półkach po prawej stronie pokaźna kolekcja moździerzy. Każdy z innego kraju. – Zawsze jak wyjeżdżamy, staram się przywieźć chociaż jeden. O, a ten kupiłam dla mojej wnuczki, która niedługo się urodzi – pokazuje czerwono-biały, niewielki moździerz. – Może też będzie farmaceutką. Zarządza Pani trudnym biznesem. Jak udało się Pani go zbudować? MAGDALENA CZERNIEWICZ: Dostałam w życiu wiele ciepła od rodziców, rodziny i znajomych – przełożyłam to na pracę zawodową. W domu zawsze były niepodważalne zasady, wartości. Nauczyłam się ogromnego szacunku do ludzi i wszystkich zawodów. Dzisiaj mówi się, że młode pokolenie, które wkracza na rynek pracy, to inni ludzie, że im nie chce się pracować. To nieprawda. Oni mają tylko inne spojrzenie i wiele do zaoferowania – trzeba tylko wiedzieć, jak do nich dotrzeć. Niektórzy się dziwią i mówią: „no dobrze, ale tworzysz takie zespoły apteczne, w których pracują 20-latkowie i osoby po 60. roku życia”. I oni się świetnie dogadują, panuje tam rodzinna atmosfera. To proste – jeden uczy się od drugiego. Od starszych uczymy się praktyki i podejścia do pacjenta. I wzruszające jest to,
kiedy 70-letnia kobieta mówi do młodszej o 50 lat dziewczyny: „słuchaj, ty ode mnie nie wymagaj żebym ja była perfekcyjna z obsługi komputera, ty mi pomóż”. I wtedy młodsza koleżanka uczy, ustawia nowe telefony, komputer. I to jest piękne. Wszyscy jesteście per „ty”? Tak. Tak jak w rodzinie. Mamy do siebie szacunek i znamy swoje miejsce. To bardzo ułatwia komunikację. Czym jest dla Pani firma rodzinna? Chyba drugim domem, bo mam wspaniały personel. Założyłam firmę 18 lat temu, z czasem dołączył mąż, na końcu syn. Mąż jest inżynierem towaroznawcą i technikiem farmacji, syn podobnie jak ja jest magistrem farmacji i naszą nadzieją na przyszłość, bo kiedyś to on poprowadzi firmę. Czasami nie potrafimy przestać mówić o pracy, często się spieramy, bo patrzymy na to z różnych perspektyw. Wymiana doświadczeń jest potrzebna i owocna dla wszystkich, bo chcemy dobra tej firmy i jej rozwoju. Michał rozpoczął pracę w naszej firmie, jak miał 11 lat. Marzył wtedy o nowym rowerze. Zaznaczę, że rok wcześniej dostał rower, więc tłumaczyłam mu, że nie można mieć co roku nowego, a jeśli bardzo chce, to musi na to zapracować.
7 
8
Trzeba umieć dotrzeć do każdego pracownika, żeby wydobyć z niego to co ma najlepsze, w czym się najlepiej czuje. Każdy ma jakieś atuty, które trzeba odnaleźć i odpowiednio wykorzystać. Często powtarzam ludziom, że jesteśmy tacy sami, ale nie jednakowi. I przez to, że jesteśmy tak różni, budujemy tę sieć aptek jak jedne wielkie puzzle. Sama nie zrobiłabym nic. Przez to, że mam takich, a nie innych współpracowników, rozwijamy się
Zapytał, jak może to robić. Mówię mu: „możesz chodzić ze mną do apteki i pomagać”. Miałam już wtedy swoją aptekę w szpitalu MSWiA, przy ul. Dojazd. Zgodził się. „Pracował” po kilka godzin dziennie. Zaczynał od mycia podłogi i toalety. Był tak mały, że rękawiczki sięgały mu do łokci, a fartuch apteczny miał do ziemi. Po tygodniu pracy stwierdził, że już chciałby robić coś innego. Zleciłam mu sprawdzanie zgodności dostaw leków, żeby nauczyć go skrupulatności. Powiedziałam, że jeśli znajdzie błąd, to dostanie podwójną dniówkę. Tak się starał, że czasami specjalnie źle wprowadzałam dane do komputera, aby mógł się wykazać. Znalezione błędy jeszcze bardziej go zmobilizowały do staranności. Po „pracy” odbierał go dziadek albo babcia i zawozili do domu. Kiedy wracałam, Michał przychodził do mnie i mówił: „mamo, to ja zrobię Ci herbaty, bo ja po sześciu godzinach byłem bardzo zmęczony, a Ty po tylu godzinach to dopiero musisz być zmęczona”. Rodzina komentowała, że jak ja mogę tak syna do pracy posyłać. Nie wiedzieli, że świetnie się tam bawi, choć bywało trudno. Pierwszego dnia zapomniał wziąć do pracy śniadania. Wchodzi do mnie do biura i mówi: „mamo, jestem głodny”. A ja na to: „tutaj nie jestem Twoją mamą, tylko szefową i nie mogę Ci pomóc. Możesz iść do baru i kupić sobie drożdżówkę, ale będziesz miał potrącone z dniówki”. I już mu się to nie uśmiechało. Poszedł do mojej pracownicy, która podzieliła się z nim śniadaniem. Płakali oboje. Do dziś wzruszam się, jak o tym mówię. Magdalena zawiesza w głos, a w oczach ma łzy. Widzi Pani, to nauczyło go szacunku, pewnej systematyczności, pracy. Bardzo mi było wtedy ciężko. Ale wiedziałam, że to jest dla niego lekcja, że do pracy przychodzi się przygotowanym, wypoczętym, bo my, farmaceuci, nie możemy się pomylić. To zawód ogromnej odpowiedzialności. Kiedy zrobił prawo jazdy, pracował u nas jako kierowca i rozwoził leki, dalej po studiach farmaceutycznych był na stażu w aptece, potem magistrem farmacji, a dziś jest dyrektorem zakupów i reprezentuje naszą firmę na zewnątrz. Świetnie sobie radzi. Jestem z niego bardzo dumna. I to jest mój największy sukces.
Przychodzi czasami i mówi: „mamo, ja bym to zrobił inaczej”? Mówi. A ja bardzo cenię sobie jego zdanie i lubię go słuchać. Powtarzam mu, że mój fotel będzie kiedyś jego fotelem, ale musi być do tego w pełni przygotowany. I musi mi dać jeszcze chwilę (śmiech). Jak udało się Pani w trudnych obecnie czasach zbudować zespoły, w których panuje rodzinna atmosfera? Jest kilka osób, które są ze mną od początku, czyli od 18 lat. Początkowo kiedy było nas kilku, kilkudziesięciu, jeździliśmy do siebie na urodziny, imieniny, obchodziliśmy razem uroczystości. Żyliśmy wspólnie naszym życiem. Czasem zastanawiam się, czy taki styl zarządzania jest ok, taki przyjacielski, rodzinny. Mając 160 współpracowników niemożliwym jest, żebym jeździła na wszystkie tego typu imprezy. Ale wciąż jesteśmy zawiadamiani o ślubach i w miarę możliwości w nich uczestniczymy. Największą dla mnie radością jest, kiedy kierownicy na zebraniu mówią: „bo w mojej aptece…” – cieszy mnie to, że utożsamiają się z nim i tak postrzegają swoje miejsce pracy. To kierownik, menedżer buduje poszczególną aptekę i zespół, i jest tam gospodarzem, oczywiście według naszych wewnętrznych standardów. I tak jak oni to poprowadzą, tak to będzie funkcjonowało. Przyjeżdża Pani na kontrolę? Dziś mamy takie systemy informatyczne, że widzę, jak firma funkcjonuje oraz co i gdzie się sprzedaje. Uwielbiam jeździć do aptek. Lubię słuchać jak jest traktowany i obsługiwany pacjent. Czasami stoję sobie gdzieś w kąciku i robię notatki. Nie wtrącam się, ale później staram się dawać informację zwrotną. Kiedyś zatrudniałam firmy, które się tym zajmują albo wstępowały w rolę tajemniczego klienta. To jednak nie do końca się sprawdzało. Bo ja chcę poznać lepiej naszych pracowników, ich dobrą stronę i to co mają do zaoferowania. Czasem mówię do nich, że bardzo dobrze traktują pacjentów, ale mówią zbyt fachowym językiem, którego oni mogą nie zrozumieć. No tak, ale w pracy bywają też gorsze dni… Jeśli ktoś ma zły dzień, coś się wydarzyło, to nie ma sensu przenosić tego na kontakt z pacjentem. Każdy może mieć gorszy moment, a wtedy lepiej po prostu zająć się innymi pracami na zapleczu w aptece, np. porządkowaniem towaru lub przygotowaniem leków recepturowych. Bo w przeciwnym razie to może źle wpłynąć na kontakt z pacjentem. A on nie jest niczemu winien i nie powinien tego odczuwać. Pamiętam, jak jednej z dziewczyn zmarł mąż. Zadzwoniła i powiedziała, ze musi wrócić do pracy, do normalności, zacząć żyć. I zapytała, czy może do fartucha przypiąć czarną wstążeczkę, żeby pokazać, że może być tak, że nie zawsze będzie uśmiechnięta, ale z czegoś to wynika. I to sprawdziło się idealnie…
9
Farmaceuta zawsze cieszył się autorytetem wśród pacjentów. A jak jest dziś? Różnie. Czasem niektórzy traktują nas jak sklepikarza. Mówią, że tylko sprzedajemy leki. A to nie jest tak. Farmacja to ciężkie studia, potem jest staż i specjalizacja, która trwa latami. Farmacja to bardzo złożona dyscyplina wiedzy. Zdarza się tak, że pacjent ma recepty od dwóch lekarzy z różnymi lekami, w których substancje czynne mogą działać albo przeciwstawnie, albo powtarzają się i w sumie dopuszczalne dawki dobowe mogą być przekroczone. Musimy pamiętać, że w skład danego leku często wchodzi kilka substancji czynnych. Jeśli tego nie wychwycimy, to pacjentowi zamiast pomóc, możemy zaszkodzić. Dobrze jest to monitorować i reagować. Ale z drugiej strony przecież nie wiemy, czy gdzie indziej nie zrealizował innej recepty. Dziś coraz częściej mówi się o tzw. opiece farmaceutycznej, którą powinni realizować farmaceuci. Aby jednak dobrze ją prowadzić, trzeba znać pacjenta i wiedzieć jakie inne leki przyjmuje.
Wydaje mi się, że pacjent traktuje Was trochę jak lekarza, jak kogoś, kto może mu pomóc… Tak rzeczywiście jest. I zawsze trzeba okazać mu tę empatię, której potrzebuje. Wystarczy zadać kilka pytań, by dowiedzieć się w czym problem. Oczywiście my nie jesteśmy lekarzami i nie wchodzimy w ich kompetencje. Zawsze gdy mamy jakąkolwiek wątpliwość, sugerujemy wizytę u specjalisty. Możemy jedynie doradzić, przeprowadzić wywiad. Każdy z nas farmaceutów powinien umieć pytać, czego uczę moich współpracowników. Największym darem jest wykonywać w życiu zawód, który się kocha i godnie z tego żyć. Kiedy prowadzę rekrutację, nie odpytuję ze znajomości leków i dawkowania, bo tego można się nauczyć. Ja pytam osobę, która aplikuje o pracę, czy lubi kontakt z ludźmi i chce z nimi pracować, czy woli pracę przy komputerze. I jeśli wybiera to drugie, to na pewno nie znajdzie u nas miejsca, bo bez tej wrażliwości i kontaktu z drugą osobą to się po prostu nie uda.
W Polsce na każdym rogu ulicy jest apteka, reklamy krzyczą do nas suplementami, preparatami na wszystko. Nie uważa Pani, że jesteśmy narodem lekomanów? Wynika to chyba z braku odpowiedniego dostępu do świadczeń medycznych. Brakuje nam spójności w ochronie zdrowia. To lekarz rodzinny, czyli nasz główny, prowadzący, powinien decydować o tym, jakie leki stosować i to porządkować. Tak niestety się nie dzieje, bo pod wpływem reklam często kupujemy coś, bo może nam pomoże. Proszę zobaczyć, że w mediach co druga reklama dotyczy leków. W reklamach tworzone są często nieistniejące jednostki chorobowe. A wszyscy chcemy żyć dłużej, zdrowo i być piękni. Owszem suplementacja jest nam potrzebna, bo dziś nie do końca wiemy, czy przykładowo pomidor jest pomidorem czy może substytutem pomidora – szczególnie w okresie zimy. Apeluję, żeby zwracać uwagę na jakość suplementów, bo niektóre po prostu nic nie dają. Jeśli ktoś chce kupić coś i wzmocnić się, niech przyjdzie do apteki, zapyta, i nawet jeśli nie znamy jakiejś nazwy handlowej, to zawsze możemy sprawdzić skład. Proszę sobie wyobrazić, że w Polsce mamy ponad 300 rodzajów wapna, i teraz który wybrać? W niektórych krajach są bardzo duże obostrzenia, żeby wprowadzić nowy preparat na rynek. U nas też są, ale dotyczą leków, a nie suplementów. I stąd przesycenie rynku. Odpowiadając jeszcze na Pani pytanie, to rzeczywiście zażywamy dużo różnych leków i suplementów, szczególnie dotyczy to osób starszych. Eksperymentujemy samodzielnie, kupujemy leki w aptece, do tego suplementy w marketach, drogeriach, bo wydaje się nam, że będzie dobrze i tanio. A z tego może powstać mieszanka wybuchowa. W sytuacjach gdy cierpimy na chorobę przewlekłą, powinniśmy być ostrożni i stosować leki oraz suplementy w porozumieniu z lekarzem lub farmaceutą i nie ulegać reklamom. Firmy farmaceutyczne kierują ogromne budżety na reklamy i badania nad nowymi produktami. Taka ciekawostka – 20 lat temu
10
na rynku pojawiła się Viagra. Miała być lekiem w terapii dławicy piersiowej i nadciśnienia tętniczego. Jednak przeprowadzone badania kliniczne wykazały, że nie działa na nie efektywnie. Natomiast okazało się, że ma zupełnie inne właściwości – doskonale nam znane. Mówi się, że uszczęśliwiła około 20 milionów mężczyzn. To co było działaniem ubocznym, okazało się głównym jej działaniem. Jednak było ono wynikiem badań naukowych, a nie domowych eksperymentów. Często jest tak, że idąc do lekarza dostajemy leki. Po zażyciu zaleconej dawki resztę odkładamy na później, myśląc, że jak znów zachorujemy, to wyleczymy się sami. Czy tak powinno być? Jesteśmy narodem, który nie lubi chorować. Najchętniej wzięlibyśmy leki i poszli do pracy. Wielu ludzi tak naprawdę nie ma czasu, żeby poleżeć i pochorować. A my Wielkopolanie jesteśmy pracusiami i często wymuszamy na lekarzach, żeby zapisali nam leki, które natychmiast postawią nas na nogi. I tak się dzieje. Finalnie kończy się tak, że na niewielkie infekcje bierzemy pozostałe po poprzedniej kuracji antybiotyki. I kiedy organizm naprawdę będzie potrzebował leków o danym spektrum działania, one zwyczajnie nie zadziałają. Czy leki w każdej aptece mają inną cenę? Często spotykam się z opinią, że ludzie szukają tańszych leków i objeżdżają różne apteki. A leki na receptę refundowaną wszędzie kosztują tyle samo, co zresztą reguluje ustawa. Zaczynała Pani od apteki na Dojeździe. Dlaczego zdecydowała się Pani powiększyć biznes? Miałam pewien niedosyt. Poza tym to były czasy, kiedy nie było jeszcze tak wiele aptek. Znalazłam lokalizację na osiedlu Kosmonautów. Niestety, nie było wolnego lokalu. I zadzwoniłam do właściciela obiektu mówiąc, że potrzebuję 100 metrów kwadratowych. I proszę sobie wyobrazić, że nagle taki lokal się znalazł. Należę do osób, które mają nieodpartą chęć tworzenia, budowania. Nie umiem stać w miejscu. Zawsze znajdzie się coś, co można stworzyć czy poprawić. Wszystko wokół nas nieustannie zmienia się i rośnie. Jeśli nie będziemy się rozwijać czy zmieniać, to pozostaniemy w tyle i wtedy koniec. Jak pracuje się z mężem? W końcu widzicie się 24 godziny na dobę. Nie wyobrażam sobie, żeby było inaczej. Podobnie jeśli chodzi o syna. Początkowo wszyscy dziwili się i chwytali za głowę, kiedy dowiedzieli się, że będziemy razem prowadzić biznes. Mówili, że nie damy rady, że będziemy się kłócić. To było jakieś 14 lat temu. Mąż pracował w korporacji. Po 17 latach dostał wypowiedzenie. Wtedy trochę nam się świat zawalił, bo pracował na wysokim stanowisku, więc mogliśmy godnie żyć. Zresztą cały czas twierdził, że ja w tych aptekach to zarabiam na waciki (śmiech). Postanowiliśmy pracować razem.
Początkowo było mi bardzo ciężko, bo byłam sama, niezależna, a fotel prezesa był tylko jeden i trzeba było się posunąć. Wszystko trzeba było poukładać na nowo. Wspólna praca nas wzmocniła, mamy wspólne cele. Jesteśmy tak różni, że doskonale się uzupełniamy. I to pozwoliło nam też na rozwój firmy. Wszyscy pracujecie w jednym budynku. Czy nigdy nie macie siebie dość? Nie, nie mamy. Bywa, że mamy odmienne zdania i sprzeczamy się, ale dzięki temu ostatecznie w dyskusji wybieramy najlepszy wariant. Potrafimy się zdystansować i dojść do kompromisu. Mamy w biurze kuchnię, w której podgrzewamy sobie jedzenie, siadamy przy wspólnym stole i rozmawiamy. Czasem jemy gdzieś na mieście. I to bardzo nas łączy. Ale znajduje Pani czas tylko dla siebie? Bywa tak, że muszę pobyć sama, w domu, ze sobą. Lubię poczytać wtedy dobrą książkę, ugotować coś dobrego. I to dla mnie wielka przyjemność. Każdy potrzebuje chwili dla siebie. A ja znajduję ją we własnym domu, który jest moją oazą.
musical MIKOŁAJCZYK / DEPTUCH ANDRZEJEWSKA / NAPIERAŁA / UCHMAN
12
miejsca
warte poz nan ia
/
Golf (nie) tylko dla elit Zaledwie 60 minut od Poznania, 50 minut od Gorzowa Wielkopolskiego, 35 minut od Zielonej Góry, na skrzyżowaniu tras A2 i S3. Perfekcyjnie wykoszona trawa, wypolerowane kije, koszulki polo, półbuty z kolcami i do tego finezyjna skórzana rękawiczka… Jednym słowem – golf. I jeszcze świetnie wyposażone, komfortowe centrum hotelowo-konferencyjne. A to wszystko pod nazwą Kalinowe Pola tekst: Agata Arczyńska
13
eszcze niedawno uchodził za rozrywkę dla elit, dziś staje się coraz bardziej dostępny, a jego zalety odkrywają kolejni jego pasjonaci. Golf świetnie łączy się z biznesem i to nie tylko dlatego, że podczas partyjki można w swobodnej atmosferze omówić ważne interesy. To także sposób na zdrowie i walkę z codziennym stresem, to po prostu czysta przyjemność. Kalinowe Pola powstały w 2010 roku i są usytuowane na 75 hektarach powierzchni.
FOT. ARCHIWUM KALINOWE POLA
Golf w połączeniu z biznesem Kalinowe Pola łączą w idealnych proporcjach dwa światy: golfa i biznesu. Trudno wymarzyć sobie lepsze miejsce na szkolenie, konferencję czy spotkania biznesowe. Nowocześnie wyposażone sale oferują wszystkie urządzenia potrzebne do wykładów, prezentacji czy warsztatów, a widoki za oknem kuszą wizją wspaniałego relaksu na świeżym powietrzu. Po dniu spędzonym w salach konferencyjnych partyjka golfa „smakuje” wspaniale. Kojąca cisza, bezkres zieleni, spokój i wytchnienie doprawione szczyptą rywalizacji. Czy może być piękniej? Może! Dodajmy do tego wykwintny posiłek przygotowany z najwyższej jakości produktów regionalnych i sowicie doprawiony ziołami oraz idealnie dobrane do posiłku wino. Menu tutejszej restauracji 19th Hole zaspokoi gusta najwybredniejszych smakoszy.
Nie umiesz grać? To nie problem Z myślą o tych, którzy dopiero rozpoczynają swoją przygodę z golfem, Kalinowe Pola stworzyły Akademię Golfa, czyli mniejsze szkoleniowe pole idealne dla początkujących. Po kilku lekcjach można się tu poczuć jak wytrawny gracz. Akademia Golfa to także wspaniały pomysł na imprezę integracyjną. W tym sporcie, jak w biznesie, aby wygrać, trzeba mieć dobrą strategię, postępować zgodnie z planem, ryzykować, ale tylko mądrze. Trzeba być cierpliwym, opanowanym, skupionym i uważnym. Kilka dni spędzonych na polu golfowym to nie tylko wspaniały wypoczynek, ale także rozwijanie umiejętności potrzebnych zarówno w biznesie, jak i w golfie. Poszukującym sportowych wyzwań i rywalizacji Kalinowe Pola proponują organizowane przez cały sezon profesjonalnie przygotowane turnieje golfowe.
Hotel pośród dołków Na gości czeka 11 komfortowych domków apartamentowych o hotelowym standardzie. Idealne położenie niedaleko budynku klubowego, piękne otoczenie pola golfowego oraz cisza i spokój gwarantują udany wypoczynek. A jeśli zamarzą Państwo o podróży w czasie, wieczorze hawajskim albo gangsterskim, o burlesque show, spływie kajakowym, winnym SPA albo o czymś zupełnie innym, zespół Kalinowych Pól takie marzenie spełni i zadba o każdy szczegół Państwa eventu. Zatem do zobaczenia na greenie.
14
biznes po
poznańsku
/
Noblesse oblige Od niewielkiego salonu jubilerskiego w centrum Poznania swoją podróż po Polsce rozpoczynają przedstawiciele najbardziej luksusowych marek zegarków i biżuterii na świecie. Marek Pluciński wraz z synami kontynuuje tutaj poznańskie tradycje jubilerstwa. Jak w Poznaniu sprzedaje się luksus? rozmawia: Michał Gradowski | zdjęcia: Sławomir Brandt
Jak zaczęła się Pana przygoda z jubilerstwem? MAREK PLUCIŃSKI: Już kiedy raczkowałem opiłki złota wbijały mi się w kolana. Mój tata, Romuald Pluciński, w latach 50. po pracy w Spółdzielni Złotniczej dorabiał tzw. pracami chałupniczymi. Pod parapetem kuchennego okna miał przytwierdzony na zawiasach stół złotniczy i kiedy dzieci poszły spać, do późnej nocy wykonywał pierścionki, obrączki lub kolczyki. Następnie prowadził placówki Spółdzielni już jako kierownik, co w praktyce stanowiło działalność samodzielną. W 1969 roku otrzymał przydział lokalu z miasta i wreszcie, po adaptacji pomieszczeń na potrzeby warsztatu, otworzył całkowicie niezależną, prywatną firmę. Do warsztatu ojca na ul. Ogrodowej przychodziły tłumy klientów, ponieważ w tamtym czasie w mieście było tylko pięć pracowni prywatnych oraz kilkanaście tzw. państwowych (obecnie mamy kilkaset takich miejsc do wyboru). Poznań w latach 60. i 70. był najprężniejszym ośrodkiem złotnictwa w kraju. Oprócz biżuterii, którą wykonywali złotnicy, funkcjonowały tutaj również zawody pokrewne – brązownicy i pozłotnicy wytwarzali wyroby korpusowe: cukiernice czy patery oraz pozłacane monstrancje czy kielichy. Najlepszym dowodem na kunszt ojca, któremu minister kultury nadał tytuł Mistrza Złotnictwa Artystycznego, było zamówienie u niego pierścienia papieskiego dla Jana Pawła II na początku pontyfikatu. Przez lata ojciec musiał trzymać ten fakt w tajemnicy.
W naszej obecnej pracy wykorzystujemy więc wiedzę i doświadczenia już trzech pokoleń, bo pracują ze mną także moi synowie. Sprzedajemy emocje, przedmioty, które upamiętniają wielkie wydarzenia życiowe, piękne rzeczy dla wrażliwych ludzi. Jaka jest historia miejsca, w którym teraz, pod adresem plac Wolności 5, działa Jubiler Pluciński? Tradycje jubilerskie tego miejsca sięgają 1923 roku, kiedy to rodzinna firma Szulc, chcąc stworzyć jeszcze większy salon z biżuterią, kupiła kamienicę przy pl. Wolności 5. Dobudowano oficynę, w której miał się znaleźć warsztat. Inwestycja rozpoczęła się od budowy sejfu zamykanego dwutonowymi drzwiami, wykonanymi przez poznańską firmę Bernard Polski, który służy nam do dziś. W okresie międzywojnia działała tu z powodzeniem rodzina Szulc, a następnie podczas II wojny salon niestety prowadzili Niemcy, choć z wykorzystaniem ich fachowej pomocy. Następnie funkcjonowała tu państwowa firma PHU Jubiler aż do 1989 roku, kiedy potomkowie rodziny Szulców, państwo Sokolniccy, odzyskali swoją własność. W roku 1990 zaproponowano mi wynajęcie powierzchni w tym historycznym miejscu, na co przystaliśmy. I tak działamy tu już ponad 26 lat, kontynuując tradycje jubilerstwa pod tym adresem. Mam nadzieję, że w 2023 roku będziemy świętować wraz z rodziną Sokolnickich 100-lecie działalności pod szyldem Jubiler plac Wolności 5.
15 
16
Jak małej, rodzinnej firmie udaje się działać na rynku zdominowanym przez sieci sklepów jubilerskich? Karty na wielkim stole jubilerstwa polskiego są rozdane i trzyma je kilka wielkich sieci, które mają w Polsce ponad 400 sklepów i szeroką ofertę – kupimy tam zarówno coś za 100 zł, jak i za 100 tys. złotych. Nie ma w tym nic złego, należy docenić socjotechnikę działania i skuteczność tych firm, jednak mnie trochę uwiera, że jednocześnie chcą sprzedawać produkty masowe i bardzo luksusowe. A luksus to przecież coś, na co nas nie stać, o czym się marzy, na co odkłada się przez lata. Staramy się tworzyć w oczekiwaniu na tych kilku wyjątkowych klientów, oferując im indywidualne podejście oraz zarówno profesjonalne, jak i intymne warunki. Jesteśmy pasjonatami mogącymi o złotnictwie, kamieniach i hodowli pereł mówić godzinami. Znają nas producenci w największych ośrodkach jubilerskich w Europie. Mamy tutaj biżuterię, której nie ma nigdzie w Polsce, posiadamy kamienie bardzo dobrej jakości, osobiście przez nas selekcjonowane. Zawsze w ofercie znajduje się kilka sztuk biżuterii z diamentami przekraczającymi 1 ct. (w 1 kamieniu). Od kilkunastu już lat nie oferujemy biżuterii ze srebra oraz z kamieniami syntetycznymi. Znajdujemy więc sobie miejsce wśród tych dużych firm, spełniając jednocześnie najbardziej wyrafinowane oczekiwania naszych klientów, będąc trochę jak krawiec szyjący garnitury na miarę.
Trudno się w Poznaniu sprzedaje luksus? Niestety łatwo nie jest, jednak paradoksalnie cieszę się z tego, bo… „trudności to nasza specjalność”. W naszym pięknym mieście po 25 latach działania gospodarki rynkowej w zasadzie brakuje, poza naprawdę wyjątkami, firmowych butików światowych marek. Nasi klienci chętniej jeżdżą do Berlina, bo tam jest oczywiście ogromna oferta. Staramy się w obszarze naszej branży oferować marki biżuterii i zegarków w tych samych cenach jak w Niemczech, jednak przy mniejszej sprzedaży przyrost oferty jest dość powolny. Często niestety pokutuje stereotyp, że za granicą towar jest lepszy i tańszy niż w Polsce, a to przecież nieprawda – dzisiaj możemy to łatwo sprawdzić na firmowych stronach producentów. Pewnego rodzaju przewaga w kupowaniu w miejscu zamieszkania polega natomiast na tym, że my, sprzedawcy, bronimy klientów w sprawach dotyczących gwarancji i pomagamy serwisowo. Obserwuję wzrost świadomości naszych klientów w poszukiwaniu dobrej biżuterii, znanych marek, biżuterii z dobrymi kamieniami. Biżuteria, zegarki, luksusowe dodatki to piękne wizerunkowe dopełnienie, sprawiające bardzo wiele przyjemności, klasyfikujące nas w szczególnej grupie ludzi sukcesu. Musimy przecież rozumieć, że nie jest to tylko wydatek finansowy, to także pewnego rodzaju inwestycja w tworzenie majątku rodzinnego (tak jest na Zachodzie), który wzorem naszych dziadków i pradziadków będzie przekazywany kolejnym pokoleniom.
www.mpddeweloper.pl
Lawendowe Pola w Błażejewie k/Kórnika
Lubimy to, co robimy
• ceny już od 219 000 zł • bliskość lasów • osiedle zamknięte • wysoki standard wykończenia MARCOPOLO DEVELOPMENT ul. Kilińskiego 26A, 63-100 Śrem
kom. 600 936 942 kom. 517 056 802
e-mail: m.piorkowska@mpddeweloper.pl
18
biznes po
poznańsku
/
Nie zamieniłabym Poznania na inne miasto Kocha jazdę samochodem i za kierownicą odpoczywa. Jest jedną z najbardziej rozpoznawalnych poznańskich bizneswoman, a wygląda jak studentka. Dominika Bońkowska, współwłaścicielka firmy Toyota Bońkowscy, jest zdecydowaną, szybko podejmującą decyzje kobietą sukcesu, której pasją jest praca rozmawia: Elżbieta Podolska
Pierwsze pytanie nasuwa się automatycznie: jeździ Pani Toyotą? DOMINIKA BOŃKOWSKA: Mamy dwa salony, a w nich trzy marki. W kolejności powstawania to Toyota, BMW i Mini. Staram się poznawać wszystkie modele. Nie jest to więc miłość do jednego modelu czy marki? Nie. Lubię samochody, interesują mnie nowości w autach. Dużo przyjemności sprawia mi poznawanie możliwości kolejnych modeli. I wbrew pozorom nie ma tutaj znaczenia, czy jest to flagowa limuzyna, jak BMW serii 7, czy jest to mała Toyota Aygo. W jednym i w drugim czuję się komfortowo. Gdybym miała mówić o ulubionym typie samochodu, to byłoby to cabrio. Uwielbiam nimi jeździć, dają mi poczucie wolności. Bardzo lubię spacery na świeżym powietrzu, a nie zawsze jest na to czas, więc zdarza mi się, a w zasadzie jest to dosyć częste, że wracam do domu wcale nie najkrótszą drogą. Pozwalam sobie czasem na przejazd przez Puszczykowo, przez lasy. Samochód jest dla mnie formą antydepresantu, relaksu, odreagowania po całym dniu pracy. Jakim jest Pani kierowcą? Myślę, że dobrym. Na pewno szybkim, bo to mi mówi mąż i wielu znajomych, ale nie jestem nierozważna. Jestem szybkim, ale pewnym kierowcą.
Czy wobec tego obala Pani stereotyp, że mężczyźni są lepszymi kierowcami od kobiet? Wiem, że jest ten stereotyp, ale zarówno mężczyźni, jak i kobiety lubią jeździć samochodami. Myślę, że jest on tak silny, jak nasze preferencje. Nie uważam, że kobiety są gorszymi kierowcami. Z natury jesteśmy bardziej skrupulatne, dokładniejsze i myślę, że jednak trochę bardziej rozważne za kierownicą. Nie dajemy się ponieść otoczeniu i emocjom. Nie ścigamy się spod świateł? Kobieta nie musi pierwsza wystartować, natomiast co drugi mężczyzna chciałby być Caruso kierownicy. My nie mamy w sobie zakorzenionej tej rywalizacji. Samochody to Pani pasja, a kto zaraził Panią tą miłością do motoryzacji? To historia sięgająca mojego dzieciństwa. Mój tato też zajmował się motoryzacją i gdy byłam dzieckiem, nie trzeba mnie było namawiać, żebym bawiła się samochodzikami. W rodzinie krąży historia o tym, jak to w wieku siedmiu czy ośmiu lat dostałam pierwszą w życiu lalkę. Tato był na wyjeździe służbowym w Rosji i przywiózł mi lalkę. Była prawie tak duża jak ja, miała ogromne oczy, które zamykała i otwierała, coś nawet mówiła, płakała i śmiała się. Jak ją dostałam, to nie chciałam tacie pokazać, że to trochę nietrafiony prezent. Starałam się
19 
20
robić dobrą minę do złej gry, ale kiedy tato założył baterię do tej lalki i ona zaczęła pokazywać co potrafi, to się rozpłakałam i cisnęłam ją w kąt. I tak się skończyła moja przygoda z lalkami. Hitem prezentowym dla mnie zawsze były małe resorówki trzech firm: najlepsza była Matchbox, trochę grosze były Majorette, i na końcu były Siku. Cieszyłam się ze wszystkich i jeździły w tą i z powrotem po dywanie. To była moja ulubiona zabawa. Czyli skażona od dzieciństwa motoryzacją. Mój ojciec był po politechnice i zawodowo zajmował się motoryzacją. Prowadził salon i stację firmy Fiat Auto-Centrum na Wojciechowskiego. Odkąd pamiętam, jeśli jakiś znajomy miał problem motoryzacyjny, to przyjeżdżał, a ojciec zaglądał i naprawiał w garażu. Jako jedynaczka byłam dużym wsparciem, bo jak już tato wszedł do „kanału“ pod samochód, to trudno mu było wychodzić za każdym razem po klucz czy śrubkę. Od tego byłam ja. To była najlepsza z moich zabaw.
ale to już niebawem nastąpi. Aktywnie jestem w branży od 1994 roku. Wówczas technologie hybrydowe, współdzielenie samochodu, czyli car sharing, auta elektryczne czy autonomiczne w ogóle nie istniały w świadomości branżystów, a co dopiero szerokiego grona klientów. A dziś mamy już ich użytkowników i rosnący dynamicznie trend wzrostowy na rynku. To było zaledwie kilkanaście lat temu. Trudno było sobie wtedy wyobrazić, że to już jest tak bliska przyszłość, tak namacalna. Jak Pani mnie pyta, czy było łatwiej, czy trudniej, to powiem, że było zupełnie inaczej. Musimy się zmieniać wraz z rynkiem, musimy go słuchać, próbować zrozumieć, reagować na potrzeby. Nie ma tutaj miejsca na błędy, zastanawianie się, w którą stronę trzeba iść – trzeba działać tu i teraz. Jeżeli jest car sharing, to nie należy zastanawiać się, czy być dostawcą, obrażać się na to, że klienci teraz przestaną kupować samochody, bo w dziesięciu będą mieli jedno auto. Trendu nie można zmienić. Trzeba próbować się w tym znaleźć.
Czy dzisiaj jest łatwiej, czy trudniej sprzedać samochód? Od dawna obserwuję naszą branżę z zaciekawieniem, bo w ostatnim czasie niebywale przyspieszyła. Może my jeszcze nie jesteśmy beneficjentami tego przyspieszenia, czytamy na razie o tym w gazetach,
Jak zmienił się przez te lata rynek dealerski w Poznaniu? Poznań jest specyficznym rynkiem. Choć nie lubię tego słowa, to jednak ono tutaj pasuje. Poznań to duże wojewódzkie miasto. Patrząc na wskaźniki – dość bogate. Nie ma marki, która nie byłaby tutaj
reprezentowana, no może jakaś luksusowa, której przedstawicielstwo jest tylko w Warszawie. Do tego, gdy spojrzy się na ranking pierwszych pięciu grup dealerskich, są tam aż dwie firmy z Poznania. Można powiedzieć, że nasz rynek jest mocny, że mamy dobre podstawy do rozwoju tego biznesu. Jednocześnie myślę jednak, że ten rynek jest przeszacowywany z poziomu innych miast. Myślę, że szacunki, ile można sprzedać u nas samochodów są zakłamane w stosunku do innych województw. Mamy w Poznaniu importera – proszę sobie policzyć, jak on „nabija” poznańskie statystyki. Jesteśmy dobrze postrzegani jako przedsiębiorcy. I jest w tym dużo prawdy, bo biznesy nam wychodzą, jesteśmy rzetelni. Patrząc przez pryzmat mojego doświadczenia biznesowego, nawet jeżeli nie wiem, że ktoś jest z Poznania, to po sposobie rozmowy, nawet pisania maili, mogę rozpoznać, że musi mieć tutaj korzenie. Myślę, że jednak coś w nas, Wielkopolanach, jest innego. Mogę o sobie powiedzieć, że jestem poznańska na wskroś. Mieszkamy tutaj od pokoleń i nie wyprowadziłabym się stąd na pewno do innego polskiego miasta. Przede wszystkim czuję się związana z tym miejscem przez mentalność i prawość. A wracając do pytania, to powiem tak, że warto być przyzwoitym i to się opłaca w biznesie. Zatem przyzwyczajenia klientów się zmieniają, nowe technologie nas kuszą, wywoływane są nowe potrzeby społeczne, jak car sharing. Jedno się jednak u nas nie zmienia – wspomniany szacunek do klienta i silne przekonanie o byciu rzetelnym. Nawet jak nie udaje się w 100 proc. spełnić oczekiwań, to angażuję się osobiście i próbuję okiełznać sytuację. Czy więcej jest obecnie klientów indywidualnych, czy może firmowych? Po ostatnich zmianach fiskalnych zdecydowanie mamy odwrót klienta indywidualnego w stosunku do firmowego. Obecnie możemy już mówić o proporcji 35 procent indywidualny do 65 procent firmowy. Tylko proszę pamiętać, że firmowy nie oznacza jedynie wielkich korporacji, bo może to być też przysłowiowy piekarz, który kupił auto. Dlaczego tak się dzieje? Bo byłoby nierozsądne będąc przedsiębiorcą, obojętnie jakiego formatu, kupować auto prywatnie... ze względu na aspekty podatkowe. Teraz po zmianach jest to dużo korzystniejsze no i nie musimy martwić się bezsensowną „kratką”, która decydowała o tym czy auto jest z możliwością odliczenia VAT czy nie. Dlatego też Toyota, a my wraz z nią, przygotowaliśmy specjalną ofertę dla klientów firmowych. Chcemy, by
znaleźli u nas nie tylko profesjonalną obsługę i doradztwo, ale też bardzo korzystne warunki zakupu. Przy okazji zapraszamy wszystkich na Dni Otwarte Biznesu w dniach 16-17 września. Mamy przygotowane różne warianty oferty, a nasi doradcy obliczą, który z nich będzie najkorzystniejszy. Także np. jeżeli chodzi o zakup hybrydy. No właśnie, dużą wagę przywiązujecie do ekologii i ekonomii. Toyota jest liderem, jeżeli chodzi o sprzedaż samochodów hybrydowych, które ograniczają emisję spalin. Są znacznie bardziej ekonomiczne i ekologiczne w użytkowaniu. I uczestniczyliśmy w roz mowach z miastem, by przełożyło się to także na przepisy. Chodzi o obniżone opłaty dla pojazdów niskoemisyjnych. Dla przykładu koszt abonamentowego parkowania zwykłego samochodu sięga 720 złotych miesięcznie, od niedawna w Poznaniu parkowanie hybryd to koszt 60 zł, a elektrycznych 30 zł w skali miesiąca. To jest już pierwsza licząca się zmiana i mamy nadzieję, że za nią, tak jak w innych miastach w Polsce, pójdą kolejne. Jaka jest Dominika Bońkowska? Pracoholiczka? Na wakacjach trafiłam w interncie na jakiś psychotest, czy jestem pracoholiczką. Na 10 pytań miałam 100 procent odpowiedzi, że jestem. Na pewno jestem szybka w podejmowaniu decyzji. Irytuje mnie brak profesjonalizmu w każdej dziedzinie i na każdym stanowisku. Przeszkadza mi także to, że ludzie nie potrafią się bawić tym, co robią. W każdym aspekcie strasznie szybko popadamy w monotonię, a jak w nią wpadamy, to nie mamy radości z tego co robimy, przychodzi frustracja i niezadowolenie. Nie znajdujemy takiego „smaczku“ w działaniu. Problemem ogólnym jest brak pasji u młodych ludzi, czegoś, co wywołuje takie „wow“, co wytrąca z rutyny. Trzeba mieć coś, nawet bardzo drobnego, co przyspiesza rytm serca. Chociaż małą kolekcję znaczków... To oprócz motoryzacji co jeszcze jest Pani pasją? Praca. Mogę tak powiedzieć o wielu aspektach mojego działania – od zarządzania, poprzez sprzedaż, po relacje z klientem, rozmowy. Lubię być przygotowana, lubię wiedzieć. To wszystko nakręca mnie do dalszego działania. Pracujemy razem z mężem i to też jest fajne, bo z jednej strony jesteśmy skrajnie różni, a z drugiej dążymy do tego samego celu, potrafmy się porozumieć i to jest też chyba recepta na nasz sukces.
21
22
dobry wzĂłr
/
Nowy wymiar salonu Mazda Gdy przekracza się próg nowego salonu Mazda Voyager Group od razu nasuwa się myśl, şe nie ma tu dzieła przypadku. Kaşdy najmniejszy szczegół jest dopracowany. Wszystko zgrywa się w idealną całość. Na powierzchni około 400 metrów kwadratowych samochody współgrają z otoczeniem, meble uzupełniają przestrzeń wypełnioną szkłem i stalą, a znakomicie wkomponowane strefy obsługi pozwalają klientom poczuć się naprawdę komfortowo
M
tekst: Julia Hadyniak
azda Voyager Group to jedna z najnowszych inwestycji motoryzacyjnych na mapie Poznania. Powstała z potrzeby rozwoju firmy z ponad dwudziestoletnią tradycją prowadzonej z sukcesami przez Boşenę Nawrocką i Zefiryna Grabskiego. To miejsce stworzone z pasji do nowoczesności, designu, minimalizmu – cech bliskich projektantom samochodów marki Mazda, ale takşe miejsce, w którym chłodne barwy przenikają się z niezwykłym ciepłem ludzi, którzy to miejsce tworzą.
Oddany do uĹźytku w marcu 2017 roku salon Mazda przy ulicy Ĺ›w. MichaĹ‚a 20 powstaĹ‚ w oparciu o koncept projektantĂłw na co dzieĹ„ tworzÄ…cych spĂłjnÄ… wizjÄ™ marki. W miejscu sprzedaĹźy, podobnie jak w samochodzie, kierowca, potencjalny klient i samochĂłd Mazda sÄ… w doskonaĹ‚ej harmonii. – To dla nas niezwykĹ‚e doĹ›wiadczenie pracować z markÄ…, ktĂłra tak wiele miejsca poĹ›wiÄ™ca dÄ…Ĺźeniu do doskonaĹ‚oĹ›ci, nie đ&#x;Ą BoĹźena Nawrocka tylko w sferze projektu, ale takĹźe w procesie (Wiceprezes ZarzÄ…du ) obsĹ‚ugi klienta. W marce Mazda wszystko musi i Zefiryn Grabski być dopiÄ™te na ostatni guzik – nie ma miejsca (Prezes ZarzÄ…du)
FOT. VOYAGER GROUP
Obsługa na najwyşszym poziomie
23
na niedopatrzenia i pomyłki. Ale my to lubimy – naszą pracę traktujemy jak wyzwanie i wyróżnienie, bo to zaszczyt współpracować z tak wymagającą marką – podkreśla Anna Gołembska, dyrektor marketingu i PR Voyager Group.
Bogata oferta Mazda Voyager Group to ludzie z uśmiechem przechadzający się po salonie i budujący niezwykłą atmosferę i klimat tego miejsca. Obserwując z ukrycia doradców handlowych, można dostrzec jak gestem i mimiką podkreślają, że marka Mazda jest w nich. Gołym okiem widać ich zaangażowanie i pasję w odkrywaniu przed klientami możliwości samochodów marki Mazda, które w salonie Voyager Group są doskonale wyeksponowane i oświetlone. Tuż przed salonem oko kusi bardzo bogata flota samochodów demonstracyjnych, którymi można wybrać się w niezapomnianą jazdę testową. Kiedy klient zdecyduje się na spełnienie swojego motoryzacyjnego marzenia, na pierwszym piętrze salonu czeka na niego ukryta pod dachem gama samochodów dostępnych od ręki – w różnych wersjach i kolorystyce.
20 lat tradycji Industrialny budynek Mazda to kropka nad „i” trwającej ponad półtora roku inwestycji prowadzonej przez Voyager Group. Jak podkreśla Bożena Nawrocka, wiceprezes firmy: – Podjęcie decyzji o inwestycji wiązało się z chęcią stworzenia naszym klientom jeszcze przyjemniejszych warunków do oglądania, testowania i zakupu samochodów. Nowy obiekt to także ukoronowanie ponad dwudziestoletniej działalności naszej firmy. Bardzo się cieszymy i dziękujemy naszym klientom, bo to dzięki ich zaufaniu cały czas możemy odnosić sukcesy na poznańskim rynku.
24
đ&#x;Ą
Poznaniacy chętnie wypoczywają nad jeziorem Rusałka
s pacerem po
dzielnicy
/
Golęcin – „najmniejsze państwo świata� Administracyjnie podlega pod Sołacz. Przy ulicy Golęcińskiej stoją dwa bloki, jest kilka domów. Mieszka tu kilkadziesiąt osób. ŝeby dotrzeć do centrum miasta, trzeba przedostać się przez tory kolejowe. W Ogrodzie Dendrologicznym rośnie największa w Europie kolekcja jeşyn leśnych, a jezioro Rusałka, które stanowi jedno z najbardziej popularnych kąpielisk, zostało wykopane przez ŝydów, którzy nigdy nie wrócili do swoich domów‌ tekst i zdjęcia: Joanna Małecka
asiu, wyjdź juş z tej wody, zimno się robi – woła Magda. – Za chwilę się przeziębisz. Przyjeşdşają tu codziennie od dwóch tygodni, bo Magda jest na urlopie. – Lubimy tu przychodzić, jest spokój, czysta woda i pyszna rybka. No i Jasiu świetnie się bawi. Nad Rusałką powoli zachodzi słońce. Na boisku druşyny jeszcze grają w siatkówkę, alejkami przechadzają się rodziny z dziećmi. Na pięknym placu zabaw nie ma juş
śladu zamków z piasku i foremek. Gdzieś z boku wyjeşdşa męşczyzna na rolkach. Jest chłodno, pomimo końcówki sierpnia. Grupy młodych ludzi powoli udaje się w kierunku przystanku autobusowego.
Jedyny taki dorsz jest u Pani Halinki‌
W smaşalni ryb tłoczno. Sympatyczna pani w kolorowym fartuszku serwuje dorsza i frytki. Kiedyś to miejsce nazywało się „Smaşalnia u Halinki�, dziś jest po prostu smaşalnią ryb. – Pani
okresu zimowego, kiedy otwierają tylko w weekendy i święta.
‌a na pomnikach wciąş palą się znicze‌
kochana, tu są najlepsze ryby w Polsce – rzuca Dorota Cieluch, klientka. – Przyprowadzam tu znajomych od lat, nawet z Francji i wszyscy się zajadamy. Kiedyś uwielbiałam halibuta, ale teraz jest dla mnie trochę za cięşki, więc jem dorsza. Niech Pani spróbuje. Na końcu rzędu stołów i ławek jest lada. Nie ma menu, bo klienci doskonale wiedzą, co tu się serwuje. Za jednym ze stołów siedzi Jerzy Woźniak, który prowadzi ten lokal z şoną niezmiennie od prawie 30 lat. Wiele przeszedł i wiele widział. Niejednokrotnie chciano go stąd wyrzucić, ale się nie dał. I całe szczęście. Pachnie świeşą rybą. Jego şona Halinka wita się z kolejnymi gośćmi. Niektórzy przychodzą tu od samego początku, inni od piętnastu lat. Pani Halinka krąşy pomiędzy kuchnią a klientami. – Moşe się Pani czegoś napije? – pyta. – Moşe wody – odpowiadam. Jerzy Woźniak popija kawę. Obok stoi laska, którą się podpiera. Zaczynał w dawnej centrali rybnej. Miał dwie smaşalnie – w Strzeszynku i tutaj. – To był dla mnie bardzo dobry okres – przyznaje. – Smaşyłem ryby do 30 sklepów. To było do 500 kilogramów tygodniowo. Mało wtedy spałem, ale to było najmniej istotne. Z czasem stało się to nieopłacalne, bo ryba zrobiła się droşsza od szynki. I pozostali mi klienci tutaj. Wszystko zbudował sam. Zrobił ogródek, zmienił szyld. – Kiedyś to ja byłem właścicielem tej smaşalni. Potem, kiedy şona przeszła na emeryturę, przepisałem to na nią. I dziś nie mam juş z tym nic wspólnego, poza tym, şe wciąş jestem męşem tej Pani – Jerzy uśmiecha się do şony. – I myślę, şe tak juş pozostanie. Panią Halinę moşna tu spotkać codziennie, pomaga jej siostra. Znają ich wszyscy. I kaşdy zgodnie potwierdza, şe lepszej ryby nie ma nigdzie. Rzeczywiście, to prawda. Smaşalnia czynna jest cały rok, z wyjątkiem
Jezioro Rusałka pustoszeje. Gdzieś w oddali widać palące się znicze. Podchodzę blişej. Na wschodnim wybrzeşu akwenu ostał się podest. Leşy trochę sztucznych kwiatów. Pani Jadwiga odpala znicz. – O Jezu, dziecko kochane, ty wiesz ilu ludzi tu zginęło. A oni sobie tam plaşują i nic nie wiedzą – mówi łamiącym się głosem. Jezioro Rusałka zostało wykopane przez ŝydów, którzy juş nigdy nie wrócili do swoich domów. W okresie II wojny światowej z Fortu VII nad Rusałkę wywoşono więźniów, których masowo rozstrzeliwano. Šącznie zabito tutaj ponad dwa tysiące Polaków. Na metalowej tablicy umieszczono napis: Tu zostało straconych przez siepaczy hitlerowskich w styczniu 1940 roku 2000 najlepszych synów Ojczyzny. Cześć ich pamięci. Za mną zatrzymuje się męşczyzna z psem. Po chwili odchodzi dalej. Ciarki przechodzą po całym ciele. ŝegnam się z panią i odchodzę.
25 
đ&#x;Ą¨
Państwo Halina i Jerzy Woźniakowie w swojej smaşalni nad Rusałką
‌w kilku starych domach mieszkają ludzie‌
W myślach odtwarzam obrazy wojny. Jak musiało tu być strasznie, jak źle to miejsce się kojarzyło. Dziś dla poznaniaków jest miejscem rekreacji i wypoczynku, a przecieş zginęło tu tyle ludzi‌ Dochodzę do ulicy Golęcińskiej, w oczy rzuca mi się stary, zniszczony budynek. Na ścianie numer 7A. Po lewej stronie umyte okna, po prawej zabite dyktą. Cisza, jakby nie było tu nikogo. Wokół wszystko zarośnięte, brakuje płotu. Podchodzę blişej. – Zobacz, ktoś tu mieszka – rzuca młoda dziewczyna
đ&#x;ĄŻ
W starym domu jakby nie było nikogo
26
đ&#x;Ą
W szkole na razie pusto
đ&#x;ĄŞ
Dr inş. Tomasz Maliński
do chłopaka, z którym spaceruje. – Tu musi być plaga komarów. Zaraz za budynkiem wyrasta piękny gmach Szkoły Podstawowej Da Vinci. Idę dalej. Za bramą byłego juş Zespołu Szkół Technicznych, bo dziś nazywa się Technikum Inşynierii Środowiska i Agrobiznesu, pusto. Ze szkoły wychodzą panie sprzątaczki. Wchodzę do środka. Za kilka dni będzie tu gwarno, bo uczniowie wrócą do szkolnych ławek. Trwa wielkie sprzątanie i oczekiwanie. Gdzieś tam biegają dzieci z internatu, dojeşdşają samochody. Od września młodzieş tłumnie pokonywać będzie drogę do swojej szkoły i uczyć się w technikach: agrobiznesu, mechanizacji rolnictwa, odnawialnych źródeł energii oraz weterynarii.
‌pamiętając kolejową katastrofę‌ Kiedyś ówczesny zarząd miasta chciał wybudować na Golęcinie cmentarz komunalny o powierzchni 92 hektarów. W planach było przeniesienie tutaj Starego Zoo. ŝadna z tych koncepcji nie wypaliła. W kilku starych domach wciąş mieszkają ludzie. Pod blokiem, który jest zakończeniem zespołu szkół, dwie starsze panie siedzą na ławce. – Pani kochana, tu nie ma co fotografować – odzywa się jedna
z nich. – Dzieciaków nie ma, moşna posiedzieć. W ogóle pusto tu jakoś. Nawet w starych domach, po drugiej stronie ulicy, jakby nie było nikogo. Samochody zatrzymują się na przejeździe kolejowym, ludzie czekają na autobus. Przejeşdşa pociąg, nieco hałasując. To z Golęcina pochodziła większość ofiar katastrofy kolejowej na Jeşycach w 1933 roku. Wczesnym rankiem pociąg osobowy z Rogoźna został zatrzymany przed semaforem wjazdowym na stację Poznań
Główny. Zamarzły zwrotnice. Za nim wjechał opóźniony pociąg osobowy z Wronek, który nie powinien się tam znaleźć. Mgła i para z parowozu spowodowały, şe maszynista składu z Wronek nie zauwaşył pierwszego pociągu i wjechał w jego tył. Na miejscu zginęły dwie osoby, kolejnych sześć zmarło w szpitalu. Kilkadziesiąt osób było rannych.
27 
‌zawody na Golęcinie‌
Rogatki podnoszą się. Za torami roztacza się piękny park. Pośrodku staw. Lekko zniszczone juş asfaltowe drogi sprawiają trochę kłopotów rowerzystom. Ale są przejezdne. Skręcam w prawo. Dochodzę do stadionu şuşlowego. Kiedyś na trybunach zasiadły tu tłumy. Był miejscem rozgrywek piłkarskich, zawodów lekkoatletycznych oraz wyścigów şuşlowych. W międzyczasie przeszedł remont. W tym roku odbył się tam 1. Finał Indywidualnych Mistrzostw Świata Juniorów na ŝuşlu. Zaraz obok zaprasza Park Tenisowy Olimpia. W lipcu gościliśmy tu tenisistów z całego świata podczas 14. edycji challengera tenisowego Poznań Open.
‌i Ogród Dendrologiczny
Po lewej stronie, za płotem, urzekają piękne, stare drzewa. Kilka osób spaceruje. Przed tunelem, prowadzącym do parku Sołackiego, skręcam w lewo. Kierownik dr inş. Tomasz Maliński stoi przy tablicy informacyjnej w Ogrodzie Dendrologicznym, naleşącym do Wydziału Leśnego UPP. Słychać samochody jadące ulicą Niestachowską. Słońce delikatnie przedziera się przez brzozy i sosny. Obok przechodzi męşczyzna z małym dzieckiem w wózku. Przed wojną była tu ogromna kolekcja dendrologiczna. Zachowało się kilka pomników przyrody, a najstarsze drzewa mają około dwustu lat. Ogród, zniszczony w czasie wojny, był odbudowywany przez wiele lat. Nowy etap w działalności obiektu rozpoczął się w 1992 roku, kiedy ówczesny kierownik Katedry Botaniki Leśnej dr inş. Władysław Danielewicz postanowił nadać mu charakter nowoczesnej placówki gromadzącej w uprawie drzewa i krzewy na potrzeby naukowe i dydaktyczne, zgodnie z wymaganiami stawianymi tego typu obiektom w kraju i za granicą. W 1993 roku wprowadził ogród do Rady Ogrodów Botanicznych przy Komitecie Botaniki PAN. – Zapraszam na wycieczkę – mówi Tomasz Maliński i zaczyna opowiadać o ogrodzie. – Gdyby nie ulice Niestachowska i Warmińska, miałby pewnie z 30 hektarów, a tak ma 20.
Słynie z największej w Europie kolekcji jeşyn leśnych. Uzyskała ona status kolekcji narodowej, a takich jest tylko kilkanaście w Polsce – dodaje Tomasz Maliński. Do ogrodu moşna wejść przez cały rok. Na ławkach moşna przysiąść i posłuchać śpiewu ptaków. Popołudniami trochę gryzą komary. Przy stawie leşy powalone drzewo. – To pozostałość po trąbie powietrznej, która przeszła tędy dwa lata temu. W ciągu dziesięciu minut zniszczyła 80 drzew. Niektóre, jak sama Pani widzi, leşą do dziś i są nie lada atrakcją dla dzieci. Zresztą tworzymy cykl ścieşek edukacyjnych „Nasze drzewa leśne�. Przy kaşdym z drzew stoi tablica informacyjna, jest trochę ciekawostek – wyjaśnia kierownik. Na terenie ogrodu znajduje się nowoczesna stacja meteorologiczna, która posiada Wi-Fi i moşna się z nią połączyć za pomocą smartfona. Zwiedzający sprawdzają kierunek wiatru, temperaturę nad i pod ziemią. Oprócz rodzimych gatunków drzew spotkać tu moşemy amerykańskie glediczje, ze strąkami do 0,5 m długości, czy mamutowce, będące przedstawicielami największych drzew na świecie, osiągające w naturze ponad 10 m średnicy pnia i wysokość 100 m. Ciemno. Widać tylko światła pędzących samochodów. Powoli wracam do samochodu. Idąc wzdłuş płotu uniwersyteckiego, szukam śladów torów tramwajowych, które prowadziły tędy do pętli na Golęcinie. Nie ma po nich śladu. Podobnie jak po ofiarach katastrofy kolejowej i więźniach Fortu VII. Zamiast tego w obie strony kursują taksówki i rowerzyści. Smaşalnia nad Rusałką zapewne teş juş zamknięta. Jutro znowu Pani Halinka usmaşy kolejne dorsze, dzieciaki wrócą do szkoły, a mieszkańcy przechadzać będą się dookoła jeziora. 
đ&#x;ĄŹ
Stadion ĹźuĹźlowy
28
pres ti żowa mark a
/
29
Marzenia są po to, by je spełniać Zabiera ludzi w wyjątkowe miejsca, za każdym razem pokazując je z trochę innej strony. Grupy, z którymi wyjeżdża, nurkują, skaczą ze spadochronem, śpią w igloo, tańczą salsę, poznając przy tym lokalną kuchnię i kulturę. Twierdzi, że nie ma marzeń, których nie da się nie zrealizować – to tylko kwestia dobrego pomysłu i sprawnej organizacji. Firma Sky Dreams, którą prowadzi od dziesięciu lat, spełnia najtrudniejsze życzenia swoich klientów, a oni co roku wracają po więcej… rozmawia: Joanna Małecka | zdjęcia: Sławomir Brandt / Andrzej Nadziejko
A
nna Nowotna-Nadziejko staje przy swojej mapie marzeń. Ma zdrapanych kilkadziesiąt krajów, do których zabrała swoich klientów. Jej wzrok ląduje na Dubaju, do którego ma wyjątkową słabość i często tam wraca. Zanim wyjedzie w podróż z klientem, sama przeciera nieznane szlaki, wyciągając z odwiedzanych miejsc to, co najlepsze. Pracuje z zespołem, dla którego praca to pasja, a pomaganie nie jest niczym dziwnym i obcym. Dlatego, poza eventami, realizują z firmami wolontariat pracowniczy. Uważają, że warto dać siebie innym. A to jest bezcenne. Spełnia Pani swoje marzenia? ANNA NOWOTNA-NADZIEJKO: Spełniam je każdego dnia. Firma Sky Dreams powstała z hasła „marzenia są po to, by je spełniać”. Pokazujemy naszym klientom, że wystarczy mieć marzenia, a my znajdziemy sposób, żeby je zrealizować. Zarażamy ich swoimi pasjami i entuzjazmem. Jakie marzenia najczęściej mają Wasi klienci? Bardzo różne. Jeden z klientów chciał spędzić noc na pustyni, ale w luksusowych warunkach. Udało się to zorganizować. Ulokowaliśmy gości niedaleko Dubaju, w namiotach, które wyposażone były jak pięciogwiazdkowy hotel. Często klienci martwią się, że ich budżet nie wystarczy na nic spektakularnego. Wówczas zaczynamy od zebrania dobrego wywiadu – pytamy, jaki jest najważniejszy cel, który klienci chcą osiągnąć organizując z nami event, które elementy są w nim niezbędne. Potem staramy się połączyć zadeklarowane potrzeby z naszymi pomysłami i środkami, jakimi firma dysponuje. Wychodzimy z założenia, że marzenia można spełnić w różny sposób – trochę bliżej i trochę dalej. Można skoczyć ze spadochronu w Polsce lub w USA, oba skoki zapierają dech w piersiach. Najważniejsze to wiedzieć, co chcemy zrobić i przede wszystkim dla kogo. Czasem spełniamy marzenie prezesa, a innym razem pracowników lub partnerów firmy. Za każdym razem podchodzimy do projektu indywidualnie.
Najtrudniejsze marzenie, z którym przyszło Wam się zmierzyć? Chyba jeszcze na nie czekamy. Każdy projekt jest dla nas wyzwaniem, w każdym mogą zdarzyć się niespodzianki, a my powinniśmy być na nie przygotowani. Dużym wyzwaniem była dla nas organizacja pobytu dla VIP-ów oraz specjalnej strefy podczas trasy koncertowej Madonny w kilkudziesięciu miastach europejskich. Innym wyprawa dla grupy 100 osób automobilami, czyli zabytkowymi samochodami po bezdrożach Toskanii. I radzicie sobie? Pewnie (śmiech). Na czy polegają organizowane przez Was wyjazdy? Dzielimy je na kilka rodzajów. Organizujemy wyjazdy typu incentive, czyli wyjątkowe wyprawy, które zwykle są nagrodami dla najlepszych klientów, ale też spotkania motywacyjne dla pracowników, wyjazdy na wydarzenia sportowe itp. Od paru lat z dużym sukcesem organizujemy także eventy w Polsce. Na szczęście jest u nas coraz więcej miejsc na wysokim poziomie, które chcemy i możemy pokazać. Najbardziej odległa podróż? Hmm… Australia i Nowa Zelandia. Bardzo lubię Amerykę Południową, gdzie klimat i kultura są absolutnie niesamowite. Ekscytujące podróże nie zawsze wiążą się z odległością od domu. Wielkim wyzwaniem bywa też na przykład zejście głęboko pod wodę. Wtedy ma to zupełnie inny wymiar.
30
Brzmi interesująco. I chyba nie są to zwykłe wyjazdy. Nie ma dwóch takich samych wyjazdów. Staramy się, żeby nasze eventy różniły się od tego, co proponują touroperatorzy, choć czasami korzystamy z ich pomocy przy załatwianiu na przykład przelotu, ponieważ mają bezpośrednie połączenia do miejsc, do których samoloty rejsowe latają z kilkoma przesiadkami. Wyjazd do hotelu i przybicie pinezki, że gdzieś się po prostu było to dla nas trochę za mało. Wyjazdy organizujemy tak, aby można było spróbować lokalnej kuchni, zobaczyć to, co w danym miejscu jest naprawdę wyjątkowe, poznać kulturę, trochę języka. To sposób na przywiezienie pięknych wspomnień, które budują każdego z nas. Właśnie na tym polega nasza praca. Cały czas musicie być blisko ludzi, a to nie lada wyzwanie, bo przecież każdy jest inny. Tak, dlatego przygotowanie do takiego wyjazdu rozpoczyna się czasem nawet rok wcześniej. Wybieramy wtedy dogodny termin i kupujemy bilety. A bilety lotnicze, które stanowią sporą część budżetu, warto zarezerwować wcześniej. Potem przystępujemy do zaplanowania atrakcji na miejscu tak, żeby wpasować się w potrzeby klienta, a jednocześnie wykorzystać cały potencjał miejsca, do którego się wybieramy. Jakie nietypowe atrakcje macie dla swoich klientów? Czasami można zjeść kolację w Barcelonie na platformie podwieszonej do dźwigu kilkadziesiąt metrów nad ziemią, którą serwuje nagradzany w konkursach kulinarnych szef kuchni. Albo na specjalnie wynajętym dla klienta statku w Dubaju. Wyjątkową przygodą jest też lunch na plantacji kawy w Kenii. Pamiętam wyjazd, w trakcie którego przekraczaliśmy koło podbiegunowe. Lądowaliśmy samolotem, przesiadaliśmy się na skutery śnieżne, a za kołem podbiegunowym witali nas Lapończycy. Także rejsy wycieczkowcami dają dużo możliwości na atrakcyjne spędzenie czasu. Tam nie odczuwamy trudów podróży, codziennie jesteśmy w innym porcie, bierzemy udział w ciekawych wieczorach, na które przyjeżdżają znani artyści. Wieczorem idziemy na elegancką kolację. My Polacy lubimy się bawić, więc organizując wyjazdy dla polskich firm szukamy miejsc, które dają nam takie możliwości. Nauka salsy w Kolumbii to było coś niesamowitego. Zresztą to kraj jeszcze nieskażony masową turystyką, nadal jest bardzo przyjazny i autentyczny. Wyjazd tam każdemu zapadnie w pamięć. Pamiętam też dobrze jedną z wypraw do
Indii. Wjeżdżaliśmy na słoniach do Bursztynowego Fortu. To było niesamowite przeżycie. Przed nami jechał przewodnik, który zapytał: „Where are you from?”, czyli skąd pochodzisz. Koleżanka zaaferowana odpowiedziała po angielsku, że jesteśmy z bajki, a on na to „aha, a ja jestem z Delhi”. I to było urocze, bo on nauczony prostych sformułowań, żeby turysta się dobrze czuł, kompletnie nie rozumiał, co do niego mówimy, ale cieszył się, że może z nami porozmawiać. Zapamiętałam też warsztaty, które organizowaliśmy dla jednego z klientów z Tomaszem Kammelem. Mieliśmy mówić o tym, jak gadać, żeby się dogadać. Zastanawiałam się, czy będzie to dla naszych gości interesujące. W końcu przyjechali tam przede wszystkim wypocząć. Okazało się, że Tomasz mówił w taki sposób, że mimo wcześniejszych obaw, wszyscy z zainteresowaniem słuchali do samego końca. Mieli pytania, dyskutowali. Uważam, że wartością dodaną do każdego tego typu spotkania jest zaproszenie osoby, która ma coś interesującego do powiedzenia. Staramy się to robić jak najczęściej. Pani chyba lubi podróżować i lubi ludzi… Bardzo. Mój mąż zastanawiał się kiedyś, na co wydajemy nasze pieniądze. Doszliśmy wtedy do wniosku, że właśnie na podróże. Lubimy razem podróżować, nurkować, chodzić po górach. Co roku staramy się zwiedzić nowe kraje. Jest to też związane z pracą, bo nie wyobrażam sobie zabrać klienta w miejsce, którego nie znam i nie sprawdziłam. Na miejscu spotykamy się z lokalnymi przewodnikami, oglądamy hotele i restauracje. Dlatego część naszych znajomych twierdzi, że cały czas jesteśmy na wakacjach, a ci, którzy nas trochę lepiej znają
– mówią, że ciągle jesteśmy w pracy. Ale to chyba takie zboczenie zawodowe (śmiech). Mąż Panią wspiera? Bardzo. Zresztą jest moim wspólnikiem i nie wyobrażam sobie, żeby było inaczej.
31
Dzieci podróżują z Wami? Czteromiesięczny synek zaliczył z nami już cztery loty samolotem. Był na Cyprze, gdzie pojechaliśmy do naszych przyjaciół. Starszy syn wyjeżdżał z nami kilkadziesiąt razy. Uwielbiam wyjeżdżać z dziećmi, bo one zwracają uwagę na rzeczy, na które my byśmy nie spojrzeli. Często Pani wyjeżdża z klientami? Tak. Uważam, że żeby być efektywnym planerem takich wyjazdów, trzeba wyjeżdżać. Nie da się tego zrobić zza biurka. Ale staram się też zachować równowagę i nie przesadzać z nieobecnością w domu. Co na to mąż? W tym czasie zajmuje się biznesami, przy tym ogromnie mnie wspiera. Muszę powiedzieć, że jest moim prawdziwym partnerem, który rozumie moją pasję. I gdyby nie on nie mogłabym robić tego, co robię. Jak ma na imię? Andrzej. I to on dziesięć lat temu namówił mnie na otwarcie własnej firmy. Gdyby nie jego pomoc, pewnie nie byłoby Sky Dreams. Jestem po turystyce i rekreacji. Mąż widząc z jakim zapałem i sercem robię to co robię dla kogoś, stwierdził, że powinnam robić to na własną rękę. Podczas studiów pracowałam. Próbowałam swoich sił w różnych dziedzinach turystyki, w tym w incentivach, które naprawdę mnie urzekły. Turystyka jest trochę jak narkotyk – wciąga. I nie da się tego zamknąć w ramach czasowych, od ósmej do szesnastej. Ale Sky Dreams to nie tylko wyjazdy, szkolenia i warsztaty, ale też wolontariat pracowniczy. Tak. To jest temat, który przywieźliśmy z zagranicy kilka lat temu, do którego udało nam się przekonać naszych klientów. Wolontariat zwany CSR-em to praca dla innych. Wielokrotnie robiliśmy to za granicą, pomagaliśmy wyposażać i remontować szkoły. Był to element wyjazdu. Ten trend na Zachodzie istnieje od wielu lat. Pewnego dnia doszliśmy do wniosku, że jest to potrzebne także w Polsce. W czerwcu zaangażowaliśmy się w bardzo duży projekt, który zrealizowaliśmy z dużym sukcesem – mogę tak powiedzieć, bo są to słowa naszego klienta, którego namówiliśmy na tę akcję. Wolontariat z jednej strony pozwala pomóc mniejszym i starszym, ludziom i zwierzętom. A z drugiej – to element, który niesamowicie integruje i odsłania twarze i umiejętności ludzi. To coś, co rusza serca. Dziewczyny z naszego zespołu nauczyły się ostatnio malować, szpachlować, robić plac zabaw dla dzieci. I nie chodzi o to, żeby wejść do jakiegoś pomieszczenia i zwyczajnie zrobić remont. Trzeba wiedzieć komu się pomaga i dlaczego. Pomagaliśmy m.in. przedszkolu Miś dla dzieci autystycznych. Zanim zaczęliśmy akcję, wolontariusze spotkali się z dyrektorem tej placówki. Opowiedział im o przedszkolu, o dzieciach, o tym jak ono funkcjonuje. Wiedzieliśmy, że pomagamy tym konkretnym maluchom, które w tej sali będą się bawić. Chcieliśmy dać im odrobinę szczęścia.
Jak dzieci reagowały? Były podekscytowane, widziały, że coś się zmienia. Radość tych dzieci, kiedy wybudowaliśmy im plac zabaw, była bezcenna. Aż nam się łezka w oku zakręciła. Warto o tym mówić i warto takie rzeczy robić. Wolontariat pracowniczy to coś nowego, ale jak widać bardzo potrzebnego. Myśli Pani, że rozwinie się w Polsce? Coraz więcej firm decyduje się na wolontariat społeczny i mam nadzieję, że z czasem będą to działania na stałe wpisane w strategię większości organizacji. Wiele instytucji organizuje jakieś zbiórki, przykładowo w okolicy świąt. To jednak zupełnie coś innego, bo samo przekazanie zabawek to nie to samo, co bezpośredni kontakt z ludźmi, którym pomagamy, poznanie ich problemów. Warto wiedzieć, jak taką akcję przygotować, aby osoby, którym pomagamy czuły się komfortowo, a pomoc była efektywna. My to potrafimy. I mam nadzieję, że przekonamy kolejnych klientów do tego typu przedsięwzięć. Myślę sobie, że za Panią dziesięć lat fantastycznej pracy… Staram się nie nazywać tego pracą, tylko życiem z pasją. Tak samo moich współpracowników nigdy nie nazwałabym po prostu pracownikami, bo mamy fantastyczny, zgrany zespół, który stanowi jedność – Sky Dreams.
32
Targi Mieszkań i Domów Ponad 150 wystawców na prawie czterech tysiącach metrów kwadratowych powierzchni, bogata oferta mieszkań i domów, porady ekspertów – tak w skrócie opisać można nadchodzące Targi Mieszkań i Domów, które odbędą się 9 i 10 września na Międzynarodowych Targach Poznańskich. Czym zaskoczą nas organizatorzy? Jakie nowości na nas czekają? Między innymi o tym rozmawiamy z Grzegorzem Zielińskim, dyrektorem Działu Targów firmy Nowy Adres SA rozmawia: Joanna Małecka
S
zukacie domu, mieszkania, a może właśnie zdecydowaliście o przeprowadzce? Jeśli tak, to nie może zabraknąć was na zbliżających się Targach Mieszkań i Domów. Organizatorem wydarzenia jest Nowy Adres SA – firma, która niezmiennie od 20. edycji wystawy umożliwia poznaniakom zapoznanie się z tak szeroką ofertą w jednym miejscu. Czym zaskoczą poznaniaków Targi Mieszkań i Domów? GRZEGORZ ZIELIŃSKI: Naszym celem jest raczej kontynuacja wypracowanych przez lata dobrych standardów niż zaskakiwanie odwiedzających. Staramy się poznać oczekiwania klientów przychodzących na to wydarzenie i jak najlepiej na nie odpowiadać. A czego oni oczekują? Na pewno jak najpełniejszej oferty deweloperskiej, dlatego staramy się, aby w jednym miejscu i jednym czasie mieli możliwość zapoznania się z jak najszerszą ofertą rynku mieszkaniowego, ale też żeby mieli okazję do rozmów
z przedstawicielami banków, doradcami kredytowymi i ekspertami, którzy pomogą w rozsądnym i bezpiecznym zakupie nieruchomości.
Zaczynaliśmy w Hali Arena mając około 50. wystawców. Przez ten czas niemal potroiliśmy wynik, w tym roku spodziewamy się ponad 150 wystawców. Zmieniliśmy też lokalizację i od kilku lat jesteśmy w MTP – najpierw w hali 7a, a teraz w hali nr 3, która jest położona bliżej ul. Głogowskiej. Ta lokalizacja jest zdecydowanie dogodniejsza dla zwiedzających, zarówno dla tych przyjeżdżających na targi komunikacją miejską, jak i samochodami
Która to edycja wydarzenia? To już 20. edycja targów w Poznaniu, pierwsze zorganizowaliśmy tu w 2008 roku. Zaczynaliśmy w Hali Arena mając około 50 wystawców. Przez ten czas niemal potroiliśmy wynik, w tym roku spodziewamy się ponad 150 wystawców. Zmieniliśmy też lokalizację i od kilku lat jesteśmy w MTP – najpierw w hali 7a, a teraz w hali nr 3, która jest położona bliżej ul. Głogowskiej. Ta lokalizacja jest zdecydowanie dogodniejsza dla zwiedzających, zarówno dla tych przyjeżdżających na targi komunikacją miejską, jak i samochodami.
33
Czy Poznań to dobre miasto na tego typu targi? Poznań znajduje się w czołówce jeśli chodzi o wielkość rynku nieruchomości w Polsce, cały czas mocno się rozwija i rozbudowuje. Dla nas była to niejako naturalna decyzja, że wraz z rozwojem firmy organizujemy targi w kolejnych miastach. Obecnie oprócz Poznania organizujemy targi mieszkaniowe w Warszawie, Krakowie, Trójmieście i we Wrocławiu. Ilu zwiedzających się spodziewacie? Udaje nam się utrzymać wysoką frekwencję na targach, z czego jesteśmy bardzo zadowoleni. Każda edycja to średnio kilkanaście tysięcy zwiedzających. Którzy deweloperzy pojawią się na targach? Kupujący mogą spodziewać się pełnego przeglądu rynku. Będą obecni zarówno regionalni deweloperzy – Ataner, Agrobex, Uwi Inwestycje, Nickel Development, jak i ogólnopolskie marki – Atal, Budimex, Echo Investment, Ronson, ale także spółdzielnie, banki, pośrednicy nieruchomości. Czy warto organizować targi mieszkań? Tak długo, jak długo organizuje się dobre targi odpowiadające na potrzeby kupujących – warto. Wierzymy, że działa to w obie strony, że jest to wydarzenie, na którym warto, a nawet trzeba być, jeśli jest się zainteresowanym zakupem mieszkania.
TARGI MIESZKAŃ I DOMÓW W LICZBACH
3800 150 30 40
metrów kw. powierzchni z ofertą mieszkaniową wystawców w hali MTP nr 3 metrów kw. liczyło największe stoisko w poprzedniej edycji metrów kw. ma największe stoisko w obecnej edycji
Nowy Adres – czy właśnie taki znajdziemy na targach? Dla jednego to dom na obrzeżach miasta, dla innego mieszkanie trzypokojowe w centrum, a dla kogoś innego – kawalerka, bo to pierwsze mieszkanie w życiu. Każdy szuka czegoś innego i inne rzeczy są dla niego istotne. Z naszego punktu widzenia ważne jest, żeby dostarczyć jak najszerszą ofertę naszym zwiedzającym, żeby w jednym miejscu i czasie mogli zapoznać się z różnymi propozycjami deweloperów. Jestem przekonany, że każdy znajdzie dla siebie Nowy Adres.
34
targ i m i es z k ań i d o m ów
/
Eco willa w centrum miasta To nie jest zwykła inwestycja. W odległości zaledwie kilkuset metrów od Warty, niedaleko centrum miasta, powstaje wyjątkowe, kameralne osiedle. Tworzy je 11 dwupiętrowych miejskich willi z balkonami i tarasami. Spośród pozostałych zabudowań wyróżnia je lokalizacja, ekologiczny, niepowtarzalny styl i specjalne miejsca służące integracji mieszkańców
S
ilva Eco Ville to miejsce idealne do zamieszkania. W ofercie znajdują się wygodne i funkcjonalne lokale, od kawalerek o powierzchni 32 m kw., poprzez dwu-, trzy- i czteropokojowe, o pow. od 54 do 74 m kw., aż do mieszkań pięciopokojowych o pow. 95 m kw., wyposażonych w duże przeszklone balkony do 14 m kw. lub przestronne tarasy na ostatnich piętrach o pow. 23 m kw. Większość mieszkań w sprzedaży posiada aneks kuchenny, przy czym istnieje możliwość wydzielenia tradycyjnej kuchni z oknem. – Są to bardzo kameralne wille, ogrodzone starym zabytkowym murem w sąsiedztwie starodrzewu – mówi Anna Banaszak-Woźny, wiceprezes zarządu firmy Dom-Eko Sp. z o.o. – Wkrótce, jak tylko zostanie zagospodarowany lewy brzeg Warty, okaże się, że jest to bardzo atrakcyjna lokalizacja dla cyklistów, którzy w kilka minut dotrą do centrum Poznania. Mieszkania oddawane są w standardzie deweloperskim. Każdy z dwupiętrowych budynków Eco Villi posiada windę od poziomu hali garażowej. Przemyślane rozwiązania projektowe pozwalają na wykonanie, we współpracy z Habitum Architekci, różnorodnych aranżacji wnętrz, dostosowanych do indywidualnych potrzeb klientów oraz wykończenia „pod klucz”.
Idealna lokalizacja Odległość od centrum Poznania oraz bliskość terenów nadwarciańskich pozwalają odpocząć od zgiełku miasta. Sąsiedztwo natury, kameralność otoczenia, liczna zieleń wysoka i niska, urokliwy staw czy starannie zaprojektowane elementy małej architektury – to atuty lokalizacji. Silva to mieszkanie w zgodzie z naturą. Hala garażowa została zaprojektowana tak, aby sprowadzić ruch kołowy w podziemia, tym samym czyniąc teren inwestycji bezpieczniejszym. Całości dopełnia ekologiczny plac zabaw dla najmłodszych oraz stojaki na rowery, wspierające mieszkańców w realizacji aktywnego trybu życia. W pobliżu przyjazna infrastruktura – sklepy, szkoła, przystanek autobusowy.
Strefa dla mieszkańców Inwestycja Silva realizuje ideę social living. Poprzez udostępnienie mieszkańcom licznych przestrzeni działań wspólnotowych, w tym dwóch w pełni wyposażonych pomieszczeń, ułatwia realizację twórczych pasji w sąsiedzkim gronie. – Będzie staw, obok którego mieszkańcy będą mogli wiosną i latem np. grillować. W sezonie jesienno-zimowym mają do dyspozycji dwa pomieszczenia około 60-metrowe, gdzie będzie można wspólnie pogotować, zorganizować warsztaty czy po prostu obejrzeć mecz. Każde z nich zostanie wyposażone w pełen węzeł sanitarny – nadmienia. – To wyjątkowa inwestycja, bo mieszkamy w mieście, a można się tu poczuć jak na wsi i wypocząć – podsumowuje Anna Banaszak-Woźny. Termin oddania inwestycji to październik 2017.
35 
36
targ i m i es z k ań i d o m ów
/
Lawendowe Pola Wszechobecny zgiełk skłania nas coraz częściej do podjęcia decyzji o ucieczce poza granice wielkich miast. W Błażejewie koło Kórnika powstaje kameralne Osiedle Lawendowe Pola – idealna oferta skrojona na miarę potrzeb osób poszukujących własnego lokum w przyjaznym otoczeniu, zaledwie kilka minut od granic Poznania
L
awendowe Pola to kameralne, zamknięte osiedle domków jednorodzinnych składające się z niemal 80 lokali w zabudowie bliźniaczej oraz szeregowej wraz z niezbędną infrastrukturą towarzyszącą. Wygodny i szybki dojazd do Poznania (20 min od centrum miasta) oraz bardzo atrakcyjna oferta cenowa sprawiają, że osiedle to jest idealną alternatywą dla zatłoczonego miasta.
Niebanalna architektura, przemyślane wnętrza Cisza, spokój, świeże powietrze, przyjazne sąsiedztwo jak również bardzo korzystne ceny to główne atuty tego osiedla. Okoliczne lasy obfitują w ciekawe trasy piesze i rowerowe. Nowoczesny basen miejski, malownicza promenada wokół Jeziora
Kórnickiego, liczne kawiarnie i restauracje, a nawet korty tenisowe (korty hotelu Rodan) znajdziemy w sąsiednim Kórniku, położonym zaledwie kilka minut drogi od osiedla. – Lawendowe Pola to niebanalna architektura, przemyślane wnętrza, duży wachlarz możliwości związany z zagospodarowaniem przestrzeni, przestronne ogródki do wyłącznego korzystania oraz przestrzeń i prywatność niespotykana z reguły w ofercie innych deweloperów – mówi Magdalena Piórkowska, członek zarządu Marcopolo Development. – Poza wieloletnią tradycją i doświadczeniem w branży deweloperskiej – jesteśmy firmą rodzinną działającą na rynku od 1992 roku – naszym wielkim atutem jest fakt, że uważnie wsłuchujemy się w potrzeby i sugestie naszych klientów – dodaje.
Wrócić do domu – Przy tworzeniu nowych inwestycji mieszkaniowych staramy się każdorazowo patrzeć na nie oczami potencjalnego mieszkańca, sami
37
mamy dzieci, pragniemy spokojnej i przyjaznej aury w miejscu zamieszkania. Szczególnie zatem rozumiemy potrzeby naszych klientów, którzy przy wyborze swojego nowego adresu zamieszkania kierują się przede wszystkim komfortem swoich najbliższych. Lawendowe Pola to osiem budynków w zabudowie czterosegmentowej (lokale o wielkości ok. 93 m kw. – 100 m kw.), jeden budynek w zabudowie 12-segmentowej (85 m kw. – dwanaście lokali) oraz sześć budynków w zabudowie szeregowej o powierzchni od 67 m kw. do 86 m kw. Dbamy o kompleksowe zaspokojenie potrzeb naszych klientów – począwszy od zapewnienia odpowiedniej infrastruktury, poprzez miłą
dla oczu zieleń, przestronne place zabaw i skwery wypoczynkowe, aż po drobne detale stanowiące idealne zwieńczenie całości. Dzięki temu mieszkańcy Lawendowych Pól mogą być zawsze pewni, że będą z przyjemnością wracać do domu. LAWENDOWE POLA Błażejewo k. Kórnika
• metraż: od 67,96 do 92,81 m kw. • cena: od 219 000 zł do 305 000 zł • osiedle zamknięte • plac zabaw dla dzieci
38
targ i m i es z k ań i d o m ów
/
Przystanek Zajezdnia Poznań To jedna z tych inwestycji, na której skorzystają wszyscy poznaniacy. W sercu klimatycznych Jeżyc, na terenie dawnej zajezdni tramwajowej, powstaje Zajezdnia Poznań. Do ponad 200 mieszkań, które zaplanowano w ramach pierwszego etapu inwestycji już niedługo wprowadzą się pierwsi mieszkańcy
W
centralnym miejscu Jeżyc, jednej z najbardziej urokliwych dzielnic Poznania, na terenie dawnej zajezdni tramwajowej powstaje Zajezdnia Poznań – wyjątkowa inwestycja mieszkaniowo-usługowo-biurowa. Jej pierwszy etap właśnie dobiega końca. Trwają ostatnie prace wykończeniowe w nowoczesnych budynkach od strony ulicy Kraszewskiego. W tej prestiżowej lokalizacji powstało w sumie 206 nowych mieszkań – wśród nich każdy znajdzie to jedno wyjątkowe, idealnie dopasowane do swoich potrzeb. Znajdziemy tutaj mieszkania o powierzchniach od 36 do 130 m kw.
oraz 22 lokale usługowe. W dwóch pięciopiętrowych budynkach jest również podziemna hala garażowa i komórki lokatorskie. Każde mieszkanie ma taras lub balkon, a przestrzeń wokół budynków i wewnątrz nowych zostanie zazieleniona. W czwartym kwartale br. rozpocznie się budowa drugiego etapu inwestycji. W czteropiętrowym budynku z podziemną halą garażową powstanie 129 apartamentów i 14 lokali usługowych oraz komórki lokatorskie. Zajezdnia Poznań
39
miejskiego – na ulicy Sienkiewicza, wygodne wysepki przystankowe na ulicy Zwierzynieckiej, które teraz znajdują się na jednej wysokości i nowe tory, które dzięki matom wibroizolacyjnym wygłuszają ruch tramwajowy na tym odcinku. Ale to jeszcze nie wszystko. Na ulicy Zwierzynieckiej powstała również droga rowerowa, a 16 stojaków na rowery zostało umiejscowionych na wyspie powstałej u zbiegu ulic Kraszewskiego i Zwierzynieckiej oraz przy ulicy Kraszewskiego i Sienkiewicza. Niebawem zostanie oddana do użytku także tzw. ulica Nowa Prusa, która stanie się nową drogą stanowiącą przedłużenie ulicy Bolesława Prusa do ulicy Zwierzynieckiej.
w drugim etapie oferuje apartamenty z balkonami lub ogródkami na dziedzińcu, od 32 do 87 m kw. Dzięki niezwykle atrakcyjnej lokalizacji mieszkańcy Zajezdni Poznań będą mogli korzystać z dobrodziejstw pulsującego miasta – bogatej oferty kulturalnej, wielu rozrywek i szerokiej gamy usług, jednocześnie będą blisko terenów przyrodniczo-rekreacyjnych i Starego ZOO, które funkcjonuje jako ogólnodostępny park miejski.
Korzyści dla wszystkich Na tej inwestycji zyskają jednak nie tylko mieszkańcy Zajezdni Poznań, ale też cały Poznań. W ramach tzw. umowy partycypacyjnej z miastem inwestor – firma Ref Eastern Opportunities Sp. z o.o. – przebudował ulicę Kraszewskiego wraz ze skrzyżowaniami z ulicami Sienkiewicza i Szamarzewskiego oraz Jackowskiego, a także ulicę Zwierzyniecką do wysokości ulicy Prusa. Korzyści dla poznaniaków? Nowe granitowe chodniki na ulicy Kraszewskiego, piękne jasnoszare płyty betonowe układane w romb – zgodne z wytycznymi plastyka
Rewitalizacja hali – początek już wkrótce Wszyscy poznaniacy skorzystają też z nowego oblicza hali po zajezdni tramwajowej, która stanie się przestrzenią dla wydarzeń kulturalnych i artystycznych. Znajdzie się też tam miejsce dla kawiarni, restauracji i punktów handlowych. Prawdopodobnie pod koniec tego roku zostaną zatwierdzone projekty rewitalizacji tego miejsca, inspirowane podobnymi rozwiązaniami w innych europejskich metropoliach, takich jak Lizbona czy Rotterdam. A jeśli chcielibyśmy poszukać polskiego odpowiednika – charakter nowej hali ma być zbliżony do warszawskiej Hali Koszyki. Zajezdnia Poznań doskonale wpisuje się w krajobraz Jeżyc, zachowując jednocześnie tradycyjny charakter tego miejsca i z pewnością będzie jedną z wizytówek tej dzielnicy Poznania.
40
targ i m i es z k ań i d o m ów
/
Mieszkaj w zgodzie z naturą Wybór technologii budowy domu to decyzja na całe życie. Jeśli jest to jednocześnie dom energooszczędny, zbudowany z ekologicznych surowców i harmonijnie wkomponowany w naturalne środowisko, staje się miejscem idealnym. Takie właśnie domy buduje firma Danmar
N
owoczesne technologie obróbki i impregnacji drewna sprawiły, że drewniany dom nie boi się ani mrozu, ani wysokiej wilgotności i jest odporny na każde warunki atmosferyczne. Czas użytkowania nieruchomości jest dziś szacowany na 120, a nawet 200 lat. Statystyki pokazują, że mieszkańcy drewnianych domów żyją średnio o kilkanaście lat dłużej. Drewno jako surowiec naturalny posiada bowiem zdolność do samoregulacji wilgotności. Stwarza dzięki temu niepowtarzalny, niemożliwy do uzyskania w innych technologiach mikroklimat wnętrza. Nie trzeba dodawać, że są to domy ekologiczne i energooszczędne. Ściany i dachy wypełnia się wełną mineralną, która znakomicie izoluje budynek przed ucieczką ciepła na zewnątrz oraz pozwala na szybkie nagrzanie go przy niskim nakładzie dostarczonej energii. Poza tym w trudnych warunkach gruntowych budowa domu w konstrukcji szkieletu drewnianego jest często jedynym rozwiązaniem. Domy firmy Danmar wykonywane są z wysokiej jakości drzewa suszonego komorowo do wilgotności 14-18 proc., czterostronnie struganego. Dzięki temu są odporne na najbardziej niekorzystne warunki atmosferyczne oraz zabezpieczone przed szkodnikami, gniciem i zapaleniem. Danmar Domy Drewniane buduje domy w technologii szkieletu drewnianego, pozostawiając budowę na etapie stanu surowego zewnętrznie zamkniętego. Jest to bardzo elastyczny sposób budowy dla inwestora, ponieważ pozostałe etapy wykonuje on w zależności od swoich możliwości
DOM DREWNIANY DANMAR O POWIERZCHNI UŻYTKOWEJ 80 M KW. W CENIE NETTO TYLKO
99 tys. zł
finansowych i czasowych. Sama konstrukcja szkieletowa domu o powierzchni użytkowej np. 100 m kw. stawiana jest do trzech tygodni. Technologia wykonywania obiektu w stanie zewnętrznie zamkniętym gwarantuje możliwości uzyskania oczekiwanych indywidualnie przez każdego inwestora wskaźników termicznych ścian zewnętrznych, spełniających warunki norm obowiązujących domy mieszkalne. Dużą zaletą domów budowanych w technologii szkieletu drewnianego jest także łatwość późniejszej rozbudowy i przebudowy, bez konieczności kucia ścian i przy minimalnych nakładach finansowych. DANMAR Sp. z o.o., 83-315 Szymbark, ul. Szymbarskich Zakładników 12 tel: 605 856 111, www.danmardomy.pl, facebook.com/domydanmar/ Oddział Wielkopolska: Poznań, ul. Obornicka 327, tel: 609 059 149
41 
đ&#x;Ą
Strefa aktywizacji gospodarczej w Czerniejewie
đ&#x;ĄŽ
Czerniejewo z lotu ptaka
Odkryj Czerniejewo Połoşona w sercu Wielkopolski w powiecie gnieźnieńskim spokojna, malownicza gmina Czerniejewo sąsiaduje z: Gnieznem, Šubowem, Neklą, Niechanowem, Pobiedziskami i Wrześnią. To idealne miejsce do zwiedzania i zamieszkania tekst: Joanna Małecka
O
bszar gminy liczy 112 km kw., a zamieszkuje ją ponad 7 300 mieszkańców. W jej skład wchodzi 15 sołectw oraz miasto Czerniejewo. To jedna z najstarszych miejscowości w Wielkopolsce, otoczona pięknymi lasami i polami uprawnymi. Najpiękniejszym zabytkiem Czerniejewa jest pałac.
PrzedsiÄ™biorcza gmina – Na terenie naszej gminy pręşnie rozwija siÄ™ wiele przedsiÄ™biorstw, ktĂłre dziaĹ‚ajÄ… zarĂłwno na terenie kraju, jak rĂłwnieĹź poza jego granicaÂmi – mĂłwi Tadeusz Szymanek, burmistrz miasta i gminy Czerniejewo. Na obrzeĹźach gminy znajduje siÄ™ Strefa Aktywizacji Gospodarczej, gdzie ze wzglÄ™du na peĹ‚nÄ… infrastrukturÄ™ w bardzo szybkim tempie powstawać mogÄ… nowe przedsiÄ™biorstwa. Gmina Czerniejewo ma do zaoferowania dziewięć dziaĹ‚ek inwestyÂcyjnych o Ĺ‚Ä…cznej powierzchni 90 812 m kw. Ich zaletÄ… jest to, Ĺźe posiadajÄ… peĹ‚ne uzbrojenie, oĹ›wietlenie, drogi dojazdowe, wjazdy na poszczegĂłlne dziaĹ‚ki. CaĹ‚a strefa jest objÄ™ta miejscowym planem zagospodarowania przestrzennego. DziaĹ‚ki inwestycyjne znajdujÄ… siÄ™ na obrzeĹźach Czerniejewa, wiÄ™c potencjalna dziaĹ‚alność nie kolidowaĹ‚aby z codziennym Ĺźyciem mieszkaĹ„cĂłw.
Mieszkanie z dala od zgieĹ‚ku – Mimo iĹź gmina poĹ‚oĹźona jest pomiÄ™dzy duĹźymi aglomeracjami, przemieszÂczanie siÄ™ do nich zajmuje zaledwie kilkanaĹ›cie minut. JesteĹ›my poĹ‚oĹźeni blisko drogi S5, drogi krajowej 92, a przez miejscowość Ĺťydowo przebiega droga krajowa nr 15 – dodaje burmistrz.
ZnajdujÄ… siÄ™ tu trzy stacje kolejowe, a w tym roku uruchomiona zostanie linia kolejowa z Gniezna do Jarocina. Gmina Czerniejewo jest proinwestycyjna. JednÄ… z jej aktualnych inwestycji jest budowa hali widowiskowo-sportowej. W odpowiedzi na rosnÄ…ce zainteresowanie mieszkaniami w Czerniejewie, po wielu latach rozwija siÄ™ budownictwo zarĂłwno domĂłw jednorodzinnych, jak rĂłwnieĹź blokĂłw. Czerniejewo to dobre miejsce do wypoczynku, rekreacji i relaksu, idealne na chwilÄ™ wytchnienia z dala od zgieĹ‚ku wielkich miast. DziaĹ‚ajÄ… tutaj m.in.: liczne kluby sportowe, stowarzyszenia i organizacje, funkcjonujÄ… placĂłwki oĹ›wiatowe, ktĂłre zapewniajÄ… bardzo dobry rozwĂłj dzieci i mĹ‚odzieĹźy. Co roku odbywa siÄ™ szereg imprez organizowanych zarĂłwno przez urzÄ…d gminy, soĹ‚ectwa, organizacje oraz stowarzyszenia. Do wyÂdarzeĹ„, ktĂłre juĹź na staĹ‚e zapisaĹ‚y siÄ™ w kalendarz regionu naleşą: PochĂłd z NiedĹşwiedziem, Dni Czerniejewa – przy okazji ktĂłrych ma miejsce Bieg Czerniejewski, Noc KupaĹ‚y, ZakoĹ„czenie Lata oraz DoĹźynki Gminno-Parafialne.  Szczegóły dotyczÄ…ce dziaĹ‚ek inwestycyjnych znajdÄ… PaĹ„stwo na stronie: www.czerniejewo.pl
42
targ i m i es z k ań i d o m ów
/
Zamieszkaj na Sołaczu Wielu z nas marzy o własnym domu w centrum miasta. Jednak koszt jego zakupu jest zwykle bardzo wysoki. Ci którzy nie chcą lub nie mogą sobie pozwolić na mieszkanie dziesięć czy dwadzieścia kilometrów od centrum, mogą wybrać alternatywę – mieszkania dwupoziomowe, usytuowane w dobrych dzielnicach Poznania. Znajdziemy takie w jednej z najbardziej kameralnych i unikatowych inwestycji poznańskiej Agencji Inwestycyjnej – budynku Casa Fonte. Inwestycja zlokalizowana jest około 400 metrów od parku Sołackiego, przy ulicy Źródlanej
K
ameralna kamienica składa się z czternastu przestronnych mieszkań. Największe z nich to lokale dwupoziomowe. Ich niewątpliwym atutem jest możliwość niekonwencjonalnego zaaranżowania przestrzeni oraz oddzielenia części sypialnianej (prywatnej) od ogólnodostępnej (dziennej). Podział na dwie strefy mieszkania umożliwia zachowanie prywatności domowników. Dwupoziomowe mieszkania dają duże możliwości aranżacyjne. Ciekawą opcją jest możliwość wykorzystania wyższego piętra do celów mieszkalnych, dolnego na potrzeby biura dla osób wykonujących wolny zawód i prowadzących własną działalność w mieszkaniu. – Mieszkania dwupoziomowe mogą stanowić alternatywę dla małych domów jednorodzinnych. To idealna opcja dla osób, które z jednej strony chcą mieć dużą przestrzeń i aranżację podobną do domów jednorodzinnych, a z drugiej nie chcą przeprowadzić się za miasto – mówi Bożena TaflińskaTadeusz z Agencji Inwestycyjnej. – Obecnie mamy
w ofercie propozycję mieszkań dwupoziomowych, czteropokojowych w inwestycji Casa Fonte przy ul. Źródlanej 17 na Sołaczu. Takie mieszkania doskonale sprawdzają się np. w rodzinach z nastoletnimi dziećmi, dla których pokoje i łazienkę można urządzić na górnym piętrze, a sypialnię rodziców i pokój dzienny na dole. Sołacz oferuje duże możliwości aktywnego spędzania czasu. Bliskość terenów zielonych oraz klubów sportowych m.in. kortów tenisowych jest jej niewątpliwym atutem. W tym roku obchodzimy jubileusz 25-lecia. W ciągu tych 25 lat zrealizowaliśmy ok. 5000 mieszkań oraz obiekty użyteczności publicznej takie jak budynek banku PKO BP na Piątkowie, szkoły i przedszkola. Od początku istnienia związani jesteśmy z Piątkowem, mimo że budowaliśmy też w innych częściach Poznania jak np. na Wildzie, Górczynie czy Sołaczu, to jednak największe nasze inwestycje zlokalizowane są na Piątkowie. AGENCJA INWESTYCYJNA www.ai.poznan.pl Biuro sprzedaży mieszkań: ul. Woźna 9 61 853 32 31, 61 853 22 98
43
Nowa inwestycja na Piątkowie Piątkowo to jedna z atrakcyjniejszych dzielnic Poznania. Doskonała komunikacja linią poznańskiej Pestki, dużo zieleni i Rezerwat Żurawiniec sprawiają, że poznaniacy chętnie się tam przeprowadzają. Przy ulicy Stróżyńskiego 11 powstaje kompleks mieszkaniowy budowany przez Agencję Inwestycyjną
I
nwestycja zlokalizowana przy ulicy Stróżyńskiego 11 docelowo składać się będzie z trzech czterokondygnacyjnych budynków ze 114 mieszkaniami. Każdy z nich stanowić będzie kolejny etap inwestycji. W pierwszym powstanie 31 mieszkań. Wśród nich znajdą się zarówno kawalerki, jak i małe mieszkania dwupokojowe. Nie zabraknie także lokali trzy- (od 55 m kw. do 65 m kw.) i czteropokojowych (76 m kw.). Istnieje też możliwość łączenia lokali i uzyskania czteropokojowego mieszkania o powierzchniach od 75 do 105 m kw. – Oferta na Stróżyńskiego 11 wyróżnia się starannie zaprojektowanymi, bardzo funkcjonalnymi układami mieszkań. Zadbaliśmy, aby przestrzeń była maksymalnie wykorzystana. Takie drobiazgi jak dodatkowa powierzchnia na spiżarnię czy garderobę często są decydujące przy wyborze konkretnego lokalu – mówi Bożena Taflińska-Tadeusz, wiceprezes Agencji Inwestycyjnej. – Ciekawą propozycją są mieszkania zlokalizowane na ostatnich kondygnacjach, z dodatkową kondygnacją poddaszową, gdzie będzie można zaaranżować przestrzeń tworząc pokoje, garderobę, łazienkę czy pokój zabaw dla dzieci.
Deweloper zadbał także o infrastrukturę kompleksu. Teren będzie ogrodzony. Na terenie inwestycji powstanie plac zabaw dla najmłodszych, a także naziemne miejsca parkingowe. We wszystkich mieszkaniach zaprojektowane zostały balkony lub loggie. – Mieszkania na parterze mają wydzielone tarasy i ogródki. W standardzie wyposażamy mieszkania parterowe w systemy rolet okiennych – mówi Bożena Taflińska-Tadeusz. Oddanie pierwszego budynku zaplanowano na pierwszy kwartał 2018 roku, drugiego – na czwarty kwartał 2018 roku. AGENCJA INWESTYCYJNA www.ai.poznan.pl Biuro sprzedaży mieszkań: ul. Woźna 9 61 853 32 31, 61 853 22 98
44
targ i m i es z k ań i d o m ów
/
Zielony Marcelin Na Grunwaldzie przy ulicy Wałbrzyskiej 7, tuż przy Lasku Marcelińskim, powstaje właśnie nowa inwestycja mieszkaniowa. To kolejny projekt poznańskiego dewelopera Inwestycje Wielkopolski znanego z takich realizacji jak Wodna 15, Nowe Chwaliszewo, Półwiejska 47 czy Ostrówek 12, położonych w ścisłym centrum Poznania
G
runwald, według wiosennego rankingu serwisu otodom.pl, to obecnie jedna z najpopularniejszych lokalizacji na poznańskim rynku mieszkaniowym. W aktualne trendy idealnie wpisuje się więc Zielony Marcelin. W kompleksie zaprojektowano 201 mieszkań – jedno-, dwu-, trzy- i czteropokojowych o zróżnicowanych powierzchniach, od 35-metrowych kawalerek po 135-metrowe apartamenty. Na parterze budynku usytuowanego najbliżej ulicy Wałbrzyskiej zaplanowane zostały również lokale użytkowe przeznaczone pod nieuciążliwe usługi.
Każde z mieszkań posiada balkon lub taras. Te na najwyższych kondygnacjach dysponują tarasami na dachu z pięknym widokiem na sąsiednie tereny zielone. Mieszkania na parterze posiadają ogródki o powierzchni od 20 m kw. do 140 m kw. Do dyspozycji mieszkańców zaprojektowane zostały wózkarnie i rowerownie oraz podziemne hale garażowe z miejscami postojowymi. Architektura obiektów zbudowana jest na zasadzie kontrastu pomiędzy białymi ścianami, a grafitowymi oknami, balustradami balkonów i okładzinami ścian najwyższych kondygnacji.
45
Biuro Sprzedaży: Poznań, Garbary 53/2 Tel. 61 66 44 888 Więcej informacji: zielonymarcelin.pl
Swobodny układ okien i balkonów oraz zastosowana kolorystyka nadają budynkom lekkości. Motywem przewodnim inwestycji Zielony Marcelin jest zieleń. To jednak nie tylko zielone dachy z roślinnością ekstensywną, ale też zieleń ozdobna. Przemyślane zagospodarowanie tej przestrzeni będzie dawało możliwość wypoczynku i zabawy mieszkańcom całego kompleksu. Dlatego w projekcie znalazły się trzy place zabaw w otulinie zieleni, mała architektura, miejsca spacerowe dla pieszych i rowerzystów oraz miejsca postojowe dla rowerów. Inwestycja Zielony Marcelin położona jest przy ul. Wałbrzyskiej 7 w Poznaniu, w bezpośrednim
sąsiedztwie Lasku Marcelińskiego, rozległych terenów spacerowych i rekreacyjnych oraz licznych tras rowerowych. To miejsce wygodne dla ceniących sobie zarówno spokój i otoczenie zieleni, jak i łatwy i szybki dostęp do atrakcji i udogodnień, które zapewnia mieszkanie w dużym mieście. Z ulicy Wałbrzyskiej w krótkim czasie dotrzeć można na Stary Rynek, PKP, lotnisko Ławica. Swoją infrastrukturę rozwija tu również MPK planując sukcesywne otwieranie kolejnych przystanków autobusowych. Zakończenie prac w pierwszym etapie zaplanowane jest na koniec 2018 roku. Za projekt budynku odpowiedzialne jest biuro Easst.com.
46
moto
/
Kulisy pewnego kontraktu Projekt samochodu dostawczego o nazwie Tarpan od początku nie miał na rynku dobrej opinii. Produkowany od 1973 roku przez Fabrykę Samochodów Rolniczych chorował na te same choroby co i inne polskie samochody. Był usterkowy, blachy korodowały, podzespoły były niskiej jakości, silnik przestarzały, nieekonomiczny i zbyt słaby tekst: Dobiesław Wieliński
D
latego od początku produkcji kadra w fabryce zdawała sobie sprawę, że samochód oparty o przestarzałe podzespoły nie ma wielkich szans eksportowych. Z kolei import nowoczesnych zespołów ograniczony był brakiem dewiz. Zakup licencji niemożliwy ze względu na restrykcje Zachodu wobec krajów socjalistycznych. Ale nagle pojawiła się szansa. W 1976 roku w Polsce prowadzone były negocjacje z Fiatem na temat nowego samochodu małolitrażowego (Panda) i nowych silników do poloneza. Do rozmów udało się włączyć temat modernizacji tarpana. W rezultacie tego w pionie technicznym Zjednoczenia Przemysłu Motoryzacyjnego „Polmo” zostały podjęte działania, by poznańska fabryka rozpoczęła współpracę z Fiatem. Szersze rozmowy toczą się od roku 1977 zarówno
we Włoszech, jak i w Polsce. Temat tarpana omawiany był wielokrotnie podczas pobytu delegacji Fiata w Wielkopolsce.
Pick-up mieszany W końcu przygotowany zostaje projekt wstępny przedstawiający przyszły samochód. W trakcie rozmów Włosi ujawniają, że prowadzą u siebie zaawansowane prace zmierzające do uruchomienia produkcji samochodu o charakterystyce zbliżonej do tarpana. Włosi proponują uruchomienie jego produkcji w Polsce przy jednoczesnej sprzedaży przez sieć Fiata na całym świecie.
47
Przygotowano studium techniczne i wstępny projekt technologiczny zawierający program produkcyjny, orientacyjny szacunek nakładów inwestycyjnych i podział stref zakupów i zakładany harmonogram realizacji. Obliczono opłaty z tytułu świadczeń oraz pomocy technicznej ze strony Fiata. Przy ustalaniu kryteriów oparto się na klasycznej koncepcji (tylny napęd 4x2) pojazdu o średnich wymiarach i wielostronnym przeznaczeniu, z uwzględnieniem zastosowania w rolnictwie. Wyrób określony został jako pick-up mieszany ze ścianą przesuwną do przewozu 3/6 osób. Strona polska uważała to za niezbędne. Przewidziano również wersję pick-up tradycyjny i kombi ze ścianą przesuwną.
Napęd 4x4 „Rewizja” projektu ze strony Fiata przewidywała utrzymanie tych trzech wersji przy unowocześnieniu stylu i wprowadzeniu rozwiązań technicznych zwiększających komfort przy jednoczesnym uzupełnieniu gamy pojazdów dwiema wersjami – kabina na ramie i minibus. Uznano, że ze względu na funkcje rolnicze pojazd musi posiadać szereg rozwiązań o charakterze „terenowym”: koła o dużych wymiarach, znaczną wysokość od podłoża, zredukowane nawisy przednie i tylne, a w konsekwencji duże kąty wejścia i wyjścia oraz mocną konstrukcję. Pojazd ten od pojazdu terenowego różniłby się tylko brakiem napędu 4x4. Przedstawiono analizę, iż w krajach europejskich w pojazdach terenowych typu land rover, toyota, jeep – napęd na dwie osie stosuje się tylko
w wyjątkowych przypadkach, jak duże wzniesienia lub dla celów wojskowych. Fiat uważał, że dla tradycyjnej klienteli europejskiej od napędu na dwie osie bardziej interesujący jest wymiar kół i opon oraz wysokość od podłoża. Natomiast w większości państw Trzeciego Świata ze źle rozwiniętą siecią dróg jest zapotrzebowanie na samochody z napędem 4x4, ponieważ dają one większą gwarancję poruszania się w jakichkolwiek warunkach terenowych. Fiat przedstawił nowe wersje: kabina na ramie przewidziana pod zabudowę specjalistyczną (chłodnia, przewóz zwierząt, kamper), minibus dający możliwość przewozu dziewięciu osób w Europie i 10/11 w krajach pozaeuropejskich. Furgon mogący być przekształcony w ambulans umożliwiający zamontowanie noszy typu międzynarodowego. Nośność użytkowa nowego pojazdu ma wynieść 1000 kg. Włosi uważają, że przy tej nośności nowy samochód będzie mógł konkurować z samochodami japońskimi. Linia nadwozia ma być ukierunkowana na amerykańskiego pick-upa z elegancją range rovera. Przy funkcjonalności i wszechstronności zmodernizowany tarpan ma szanse zaistnieć jako wyrób trwałego użytku o długiej żywotności bez konieczności częstej restylizacji. Wstępnie ustalono, że rodzinę silników stanowić będą: 2000 cm sześc. ACB z Fiata Campagnoli, nowy silnik 2000 cm sześc. ACT i 2500 cm sześc. diesel Sofim. Na wniosek strony polskiej
48
do studium wpisano silniki: 2120 cm sześc. S21 i 1500 cm sześc. 115DB. Włosi zaproponowali czterostopniową skrzynię 121AB, a strona polska 125PN (Fiat) i 705 (Warszawa). Wszystkie wersje miały posiadać napęd tylny i seryjne wyposażenie tropikalne. Zdecydowano, że dane techniczne wersji 4x4 zostaną przedyskutowane pomiędzy Fiatem i Pol-Motem w terminie późniejszym w zależności od potrzeby. Ustalono też, że testy drogowe przeprowadzi Fiat na prototypach: pick-up 2000 cm sześc. ACB, pick-up 1500 cm sześc. 115DB, pick-up 2500 cm sześc. diesel Sofim, pick-up z podwójną kabiną 2000 cm sześc. ACB, kombi 2500 cm sześc. diesel Sofim, minibus 2000 cm sześc. ACB i minibus 2500 cm sześc. diesel Sofim. Nie przewidziano prototypów z silnikami S21 ograniczając się jedynie do dostarczenia prototypów bez silników celem wbudowania w Polsce i przeprowadzenia testów. Zdecydowano, że Centro Stile wykona makietę gipsową wersji minibus i kombi. Fiat opracuje dokumentację konstrukcyjną, natomiast komórka doświadczalna przeprowadzi odpowiednie badania wytrzymałościowe. Przyjęto założenia produkcyjne przewidujące, że 60 proc. produkcji stanowić będą wersje: kabina na ramie, pick-up, pick-up z podwójną kabiną. 40 proc. stanowić będzie kombi i minibus. W pierwszej fazie fabryka w Poznaniu produkować będzie 15 tysięcy pojazdów rocznie + części zamienne, w drugiej 25 tysięcy + części zamienne. Fiat przekazał również zestaw adresów firm włoskich wytwarzających specjalistyczne narzędzia obróbcze jak: wiertła, frezy, noże tokarskie, których nie posiadała FSR. Włosi wycenili pracę na 29,3 milionów dolarów. Fiat miał zrezygnować z produkcji podobnego samochodu u siebie i jednocześnie dopuścić nowy produkt na własny rynek. Natomiast od każdego pojazdu sprzedanego Polska miała zapłacić umowny procent kwoty sprzedaży. W późniejszych negocjacjach warunek ten ograniczono do eksportu poza krajami RWPG. Procent ten miał zniknąć po odzyskaniu przez Fiata sumy wkładu. Fiat poinformował, że rząd włoski przyznał kredyt w wysokości 300 milionów dolarów, którego część będzie służyła finansowaniu projektu. Określono też konkurencyjne marki w stosunku do nowego samochodu. Były to: Land Rover 109, Range Rover, Peugeot 404, Toyota Landcruiser, Toyota Stout, Simca Matra Rancho i Nissan Junior. W styczniu 1978 roku dochodzi do kolejnego spotkania. Strona polska poinformowała, że przedstawione studium Fiata z marca 1977 roku ocenione zostało krytycznie z uwagi na jego niekompletność w zakresie założeń konstrukcyjnych, wygórowane żądania
ekonomiczne i brak konkretnych elementów handlowych odnośnie do przewidywanego eksportu. Wtedy delegacja włoska poinformowała, że podczas prac nad tym studium Fiat pracował równolegle nad projektem pojazdu zbliżonego do tarpana o nazwie Servus z nadwoziem Pininfariny. Po rozmowach pomiędzy ministerstwem przemysłu maszynowego a Gruppo Fiat koncepcja ta została zarzucona. Fiat wyraził gotowość do przedyskutowania nowych form współpracy. Podział rynków sprzedaży miałby wyglądać następująco: Polska – kraje RWPG, Fiat – reszta świata (pod marką Fiat). Włosi otrzymywaliby ustalony procent od sprzedaży jednostkowej. Uzyskane kwoty kompensowałyby wydatki strony polskiej w walucie wymienialnej. Fiat odbierałby rocznie 10 tysięcy pojazdów, w tym 30 proc. z silnikami diesla i 70 proc. z benzynowymi. Strona polska zaakceptowała ten warunek. Po wielu ustaleniach co do rozliczeń Włosi przedstawiają swoją wizję. 18 czerwca 1979 roku na Ławicy ląduje prywatny samolot Fiata z prezesem koncernu Giovannim Agnellim na pokładzie. W poznańskim ratuszu dochodzi do podpisania nowej umowy handlowo-produkcyjnej pomiędzy delegacją Fiata a Pol-Motem. Umowa przewiduje produkcję w bielskiej FSM samochodu Panda, w warszawskiej FSO uruchomienie produkcji nowych silników, a w Poznaniu samochodu dostawczego o terenowej charakterystyce. Z początkiem czerwca 1980 roku Fiat informuje Pol-Mot, że podejmuje wspólnie z Citroënem i Peugeotem produkcję samochodu dostawczego X2/12 o nazwie Ducato. Zdaniem Włochów
samochód ten nie będzie jednak konkurencją dla tarpana. Jednocześnie przedstawia nowy harmonogram realizacji kontraktu, w którym proponuje przesunięcie poszczególnych faz projektu technicznego i technologicznego o cztery-sześć miesięcy. Seria informacyjna zostałaby uruchomiona w czwartym kwartale 1983 roku. Prace nad makietą gipsową mają być zakończone do 30 czerwca 1980 roku. Włosi przywożą też zdjęcia makiet przyszłego samochodu. Problemy są też w Polsce. Uruchomienie produkcji 25 tysięcy samochodów w Poznaniu wymaga potężnych nakładów inwestycyjnych. Do 1983 roku potrzebne jest zainwestowanie w budynki i maszyny kwoty 6,6 miliardów złotych oraz dodatkowo 4 miliardów złotych w rozwój bazy kooperacyjnej. A do końca 1978 roku zainwestowano w Poznaniu już ponad 2 miliardy złotych. W 1981 roku do fabryki dociera gipsowy model samochodu terenowego. Dziś stoi on w Muzeum Rolnictwa w Szreniawie. Już wiadomo, że ma być produkowany w kilku wersjach: towarowej, osobowej i mikrobusu. Pracownicy potocznie nazywają go „tarpaniolą”. Poznańska żargonowa nazwa z włoskim akcentem, wzorowana jest na innej włoskiej terenówce – Fiacie Campagnoli.
49
Wreszcie do fabryki trafiają prototypy z trójdrzwiowym nadwoziem. Jednak sytuacja gospodarczo-polityczna nie sprzyja zagranicznym inwestycjom. Wraz z narodzinami w sierpniu 1980 roku wielkiego ruchu społecznego niezadowolenia padają słowa o niewykorzystanych możliwościach własnych inżynierów i konieczności odejścia od rozwiązań zachodnich. Koncepcja produkcji nowego fiata zostaje zarzucona. Razem z nią umiera projekt włoskiego tarpana. W marcu 1981 roku dyrektor Pol-Motu, Andrzej Pietrzak, informuje pisemnie Fiata o zawieszeniu kontraktu. Informuje, że ze względu na sytuację gospodarczą rząd został zmuszony do ograniczenia inwestycji przemysłowych. Projekt modernizacji tarpana nie został zatwierdzony. Romans Poznania z Fiatem zakończył się rozstaniem. REKLAMA
SPECJALNA EDYCJA 2017 HÄSTENS TRIBUTE DOSTĘPNA WYŁĄCZNIE OD 1 WRZEŚNIA DO 31 GRUDNIA 2017 R. Hästens Tribute to owoc 165 lat doświadczenia w tworzeniu łóżek i niebywały przykład połączenia doskonałego rzemiosła, jakości i estetyki. Nowoczesny kolor Taupe Check doda każdej sypialni ponadczasowej elegancji. Całość można też łatwo ożywić przy pomocy jasnych i neutralnych akcentów kolorystycznych.
FUL F I L L I NG DR EA M S S I NC E 18 52 WA R S Z AWA D O M OT E K A | U L . M A L B O R S K A 4 1 , 0 3 - 2 8 6 WA R S Z AWA S O P OT | A L . N I E P O D L E G ŁO Ś C I 9 4 0 , 8 1 - 8 6 1 S O P OT P OZ N A Ń | U L . G ŁO G OW S K A 2 6 5 A , 6 0 -1 0 4 P OZ N A Ń WA R S Z AWA – P U Ł AW S K A | U L . P U Ł AW S K A 5 2 3 , 0 2 - 8 4 4 WA R S Z AWA
LOZ K A H A S T E N S . P L | HAS T E N S . COM
50
raport prestiżu
/
Ukraińca zatrudnię Pracownicy z Ukrainy to w wielu branżach jedyna możliwość wypełnienia kadrowych potrzeb. Przebywa ich już w Polsce około miliona, pracują średnio ponad 50 godzin tygodniowo. Jak ich skutecznie zatrudnić, zatrzymać w pracy i sprawić, żeby czuli się tu komfortowo?
FOT. SHUTTERSTOCK
tekst: Michał Gradowski
51
W przypadku pracowników z Ukrainy bariera językowa nie jest problemem, bo Ukraińcy chętnie i szybko uczą się polskiego – zazwyczaj po trzech miesiącach sporo już rozumieją, a po kolejnych trzech zaczynają się komunikować. Nawet brak znajomości polskiego nie przeszkadza im jednak w efektywnej pracy, bo w ogromnej większości wykonują prace, które nie wymagają wysokich kwalifikacji
U
kraińcy stali się ratunkiem dla polskiej gospodarki, wielu pracodawców szybko przekonało się, że ich zatrudnianie to efektywny sposób prowadzenia biznesu w obliczu deficytu pracowników na lokalnym rynku. Skalę zjawiska doskonale odzwierciedlają rekordy składanych w urzędach oświadczeń o zamiarze powierzenia pracy cudzoziemcowi czy pozwoleń na pracę. Obcokrajowcy wpisali się już w obraz polskiego rynku pracy, dlatego warto przyjrzeć się wyzwaniom stojącym przed pracodawcami, którzy chcieliby ich zatrudnić.
Papierkowa robota Kwestie formalne, niezbędne przy zatrudnianiu pracowników z Ukrainy, są dodatkowym utrudnieniem, ale nie tak dużym, jak mogłoby się wydawać.
Jest kilka możliwości legalnego zatrudnienia obcokrajowca. W ramach uproszczonej procedury, w oparciu o oświadczenie pracodawcy o zamiarze powierzenia pracy cudzoziemcowi (dotyczy sześciu krajów Wschodu, w tym Ukrainy) istnieje możliwość podjęcia pracy maksymalnie przez sześć miesięcy w ciągu 12 następujących po sobie miesięcy. Osobną kategorią jest zezwolenie na pracę typu A wydawane w formie decyzji administracyjnej. Kolejna możliwość to jednolite zezwolenie na pobyt i pracę. Gwarancję, że wszystko odbędzie się zgodnie z przepisami, szybko i sprawnie, uzyskamy korzystając z pomocy specjalistów. – Pomagamy w legalnym zatrudnianiu obcokrajowców, starając się maksymalnie przyspieszać i optymalizować procesy – mówi Ewa Błaszczyńska, dyrektor ds. rozwoju
52
linii ProgresHR w Grupie Progres, spółce specjalizującej się m.in. w transferze pracowników z Ukrainy.
Przyspieszony kurs polskiego W przypadku pracowników z Ukrainy bariera językowa nie jest problemem, bo Ukraińcy chętnie i szybko uczą się polskiego – zazwyczaj po trzech miesiącach sporo już rozumieją, a po kolejnych trzech zaczynają się komunikować. Nawet brak znajomości polskiego nie przeszkadza im jednak w efektywnej pracy, bo w ogromnej większości wykonują prace, które nie wymagają wysokich kwalifikacji. Część z Ukraińców mówi po rosyjsku, więc może łatwo porozumieć się z naszym starszym pokoleniem. – Bardzo często przygotowujemy też słowniczki najczęstszych zwrotów pojawiających się w danym miejscu pracy naszego klienta. Pracownik ma więc pakiet podstawowych zwrotów, które są dla niego przydatne np. na produkcji. Ponadto każda grupa, na ogół 15-20 osób, ma swojego dwujęzycznego koordynatora – mówi Ewa Błaszczyńska. Efektywna komunikacja jest także bardzo ważna, aby zatrzymać dobrego pracownika
z Ukrainy na dłużej. Wszelkie komunikaty muszą być jasne i czytelne, a pracodawca musi mieć pewność ich zrozumienia przez pracowników obcokrajowców. Czasami trzeba coś narysować, dać do ręki informator czy wykazać się większą niż zwykle cierpliwością. – Ukraińcy mają różne historie i doświadczenia, nierzadko przykre, są więc często wyczuleni na punkcie ich traktowania. Dlatego podstawą jest wywiązywanie się z deklaracji, przełożenie oferty pracy i ogłoszenia na rzeczywistość – wyjaśnia Ewa Błaszczyńska z Grupy Progres. – Ważne jest też zapewnienie językowego oraz mieszkaniowego komfortu. Ukraińcy przyjeżdżają tutaj przede wszystkim do pracy, ale stworzenie im dogodnych warunków zamieszkania jest warunkiem normalnego funkcjonowania, zarówno w pracy, jak i w lokalnej społeczności. Dużą wartością dla większości z nich jest też możliwość przyjęcia nadgodzin i uzyskania większych zarobków. To wszystko przekłada się nie tylko na skuteczność rekrutacji, ale też zaangażowanie i lojalność Ukraińców – dodaje.
Ile kosztuje zatrudnienie pracownika z Ukrainy? Wielu pracodawców przed zatrudnieniem obcokrajowców musi przezwyciężyć początkową niechęć czy obawy, ale w przypadku Ukraińców – zdaniem ekspertów – problem braku tolerancji nie występuje. – Zdarzają się incydenty, jak w każdej grupie pracowników, jednak trudno mówić o zjawisku dyskryminacji – przeciwnie: często zaskakuje nas wsparcie udzielane Ukraińcom – wyjaśnia Ewa Błaszczyńska. – Od samego początku realizacji projektów z udziałem pracowników ze Wschodu bardzo pilnowaliśmy też, aby warunki ich zatrudniania – konkretnie chodzi o stawki godzinowe, wynagrodzenie – były identyczne, jak w przypadku Polaków. Dzięki temu Ukraińcy nie są postrzegani jako zagrożenie dla miejsc pracy zajmowanych dzisiaj przez pracowników z lokalnych rynków – dodaje. Musimy pamiętać też o tym, że Ukrainiec nie jest tańszy niż pracownik z Polski. W różnej formie trzeba mu bowiem zapewnić dodatkowo warunki mieszkalne, ponadto ponieść koszty wyrobienia stosownych dokumentów, wiz itp.
FOT. SHUTTERSTOCK
„Ukraińcy przyjeżdżają tutaj przede wszystkim do pracy, ale stworzenie im dogodnych warunków zamieszkania jest gwarancją normalnego funkcjonowania, zarówno w pracy, jak i w lokalnej społeczności. Dużą wartością dla większości z nich jest też możliwość przyjęcia nadgodzin i uzyskania większych zarobków. To wszystko przekłada się nie tylko na skuteczność rekrutacji, ale też zaangażowanie i lojalność Ukraińców”
53
– Średni łączny koszt wynagrodzenia na stanowisku produkcyjnym niewymagającym kwalifikacji kształtuje się dzisiaj na poziomie 600 euro netto. Jest to średnio 30 proc. więcej od kosztu pracownika z lokalnego rynku. Im stawki w tego typu projektach są wyższe, tym łatwiej oczywiście pozyskać kadrę – mówi Ewa Błaszczyńska.
Jeśli nie Ukraińcy, to kto? Czy w przyszłości pracowników z Ukrainy może zabraknąć? Ciągle jest ich sporo, ale ta liczba będzie się w przyszłości kurczyć. – Przy dobrych projektach ciągle jesteśmy w stanie zorganizować grupę 50 osób nawet w ciągu kilku-kilkunastu dni – mówi Ewa Błaszczyńska. Jeśli pracodawcy z Polski zależy na czasie, a przede wszystkim chce mieć dobrych pracowników, łatwiej osiągnie ten cel korzystając z pomocy pośredników – firm z doświadczeniem w pozyskiwaniu pracowników z Ukrainy i oddziałami na terenie tego kraju. Myśląc długofalowo trzeba się też powoli otwierać na inne narodowości – pracowników już zaczyna się sprowadzać z bardziej odległych krajów, takich jak Nepal, Indie, Bangladesz, Uzbekistan czy Tadżykistan.
Musimy pamiętać też o tym, że Ukrainiec nie jest tańszy niż pracownik z Polski. W różnej formie trzeba mu bowiem zapewnić dodatkowo warunki mieszkalne, ponadto ponieść koszty wyrobienia stosownych dokumentów, wiz itp. – Średni łączny koszt wynagrodzenia na stanowisku produkcyjnym niewymagającym kwalifikacji kształtuje się dzisiaj na poziomie 600 euro netto – wyjaśnia Ewa Błaszczyńska z Grupy Progres
54
na
zdrowie
/
Panie doktorze, ja chodzę! Stawia na nogi ludzi, którzy już prawie nie chodzą. Przyjeżdżają do niego pacjenci z całej Polski i Europy z różnymi schorzeniami kręgosłupa, które leczy najnowocześniejszymi, małoinwazyjnymi metodami operacyjnymi, w tym metodą endoskopową. Empatyczny, przemiły, życzliwy, lekarz z krwi i kości – tak mówią o nim pacjenci. Doktor Piotr Winkler, neurochirurg, w Szpitalu Świętego Wojciecha w Poznaniu codziennie staje na sali operacyjnej, codziennie z tym samym wyzwaniem: jego pacjent jutro ma wyjść do domu na własnych nogach. I to się udaje… rozmawia: Joanna Małecka
D
oktor Piotr Winkler – neurochirurg doświadczony w operowaniu kręgosłupa za pomocą w pełni endoskopowych technik operacyjnych, jeden z nielicznych w Polsce. Jest kilkanaście minut po godzinie 16.00, dr Winkler zagląda jeszcze do pacjentów po operacji. – Przepraszam, jeszcze muszę gdzieś zajrzeć – mówi i zostawia mnie w szatni przy bloku operacyjnym. W specjalnym stroju przechodzę przez kolejne drzwi. Przemiłe panie siedzą za biurkiem monitorując to, co dzieje się na sali operacyjnej. – No i gdzie jest ten nasz doktor? – pytają. – Przebiera się – odpowiadam. Ogromna nowoczesna sala. Najwyższej klasy sprzęt. Asysta czeka na operatora. – Możemy zaczynać – słychać za plecami, a do środka wchodzi dr Piotr Winkler. – Jeszcze tylko ponownie skontroluję badania i zaczynamy – rzuca. Zakłada strój operacyjny, rękawiczki i zaczyna zabieg. Po nacięciu skóry powstaje niewielki, centymetrowy otwór na plecach, tuż obok olbrzymiej blizny po wcześniejszej, standardowej operacji, w który kieruje mikroskop. – O, proszę zobaczyć, tutaj jest implant, który musimy obejść, tam blizna. Nie będzie łatwo, ale damy radę. Jaki przypadek dziś będzie Pan operował? PIOTR WINKLER: To będzie reoperacja. Pacjent przedtem operowany był tradycyjną metodą. Ma nawrót choroby, czyli zwężenie kręgosłupa (sentoza) wielopoziomowe. Musimy zoperować dwa poziomy, czyli wykonamy dwie małe operacje jednocześnie.
55
Jak długo pacjent przebywa w szpitalu? Zwykle dobę. Już przed przyjęciem do szpitala wykonywane są niezbędne badania i konsultacje, pacjent trafia do szpitala w dniu operacji, a kolejnego dnia opuszcza szpital i wraca do domu. Jeżeli pacjent ma powyżej 80 lat bądź jest obciążony innymi, poważnymi schorzeniami, to pozostawiamy go w szpitalu jeden dzień dłużej. Z jakimi schorzeniami kręgosłupa najczęściej zgłaszają się do Pana pacjenci? Największą grupę pacjentów leczoną w Szpitalu Św. Wojciecha stanowią pacjenci ze zwężeniem kanału kręgowego. To zwężenie najczęściej związane jest z chorobą zwyrodnieniową kręgosłupa, gdzie różne jego struktury przerastają w sposób patologiczny, co powoduje, że korzenie nerwowe zgniatane są jak w imadle. A to z kolei prowadzi do tak silnych bólów kończyn dolnych, że pacjent czasami nie może przejść nawet kilku metrów. Pojawia się ból w nogach albo te nogi robią się słabsze. Czasami takim zwężeniom towarzyszy rwa kulszowa lub silne bóle lędźwiowe, co wpływa na sposób chodzenia i bardzo utrudnia życie pacjentów. Choroba ta w sposób znaczący zmniejsza komfort życia. Jak Pan leczy tych pacjentów? W Szpitalu św. Wojciecha leczę tych chorych metodami małoinwazyjnymi. W większości szpitali są to tradycyjne, olbrzymie operacje, związane z implantami i dużymi ranami. U nas można tego uniknąć. Stosujemy technikę mikroskopową lub endoskopową w zależności od tego, która daje większe korzyści pacjentowi. Można by zapytać, po co my to tak robimy, skoro są tradycyjne metody. Odpowiedzi jest wiele: po pierwsze – co jest najbardziej istotne – metody małoinwazyjne są bezpieczniejsze, szczególnie dla ludzi starszych. Po drugie nie powodują utraty krwi. Po trzecie – podczas tradycyjnej operacji dochodzi do dużego urazu mięśni i kości kręgosłupa, który w metodach małoinwazyjnych jest nieporównywalnie mniejszy. Po czwarte – zabiegi te dają znacząco mniej powikłań związanych z gojeniem, wyciekiem płynu mózgowo-rdzeniowego czy też uszkodzeniem nerwów. Ponadto, co bardzo istotne, skraca się czas leczenia i już następnego dnia po operacji pacjent może być wypisany do domu.
56
Jak długo trwa okres rekonwalescencji? Skracamy ten okres do minimum. Nasi pacjenci nawet po wielopoziomowych operacjach wstają godzinę po zabiegu i zaczynają chodzić. Są samowystarczalni i nie wymagają pomocy osób bliskich. Ludzie zgłaszają się do nas też bardzo często już z zaawansowaną chorobą, gdy są w stanie przejść zaledwie kilkanaście kroków. I nawet w tak ciężkich przypadkach pacjenci już następnego dnia chodzą lepiej, a już w kolejnych tygodniach zauważają dalszą poprawę. Operuje Pan rzadką metodą… W Polsce, ale też i całej Europie, endoskopia kręgosłupa stanowi metodę ponadstandardowego leczenia, mimo upływu 20 lat od jej wprowadzenia, co czyni ją metodą ekskluzywną. Przyczyn tego stanu rzeczy należy upatrywać w kilku czynnikach, w szczególności długim i niezmiernie kosztownym szkoleniu oraz bardzo drogim sprzęcie. Kluczowe jest doświadczenie chirurga, które bardzo ciężko zdobyć, ze względu na małą liczbę ośrodków operujących tą metodą. Dlaczego operacje endoskopowe kręgosłupa są takie trudne do nauczenia? W endoskopii lekarz widzi jedynie bardzo niewielki wycinek operowanego kręgosłupa. Trzeba perfekcyjnie znać anatomię, aby orientować się, w którym miejscu znajduje się końcówka endoskopu. Metoda endoskopowa jest tak różna od standardowych operacji, że nie można zastosować wcześniej poznanych technik operacyjnych, praktycznie wszystkiego trzeba uczyć się od nowa.
Pewne elementy techniki operacyjnej są podobne, ale z tego powodu, iż obraz pola operacyjnego nie jest trójwymiarowy, jak np. w mikroskopie, niezwykle trudno jest opanować tę metodę. Poza tym, jak ktoś operuje jedną metodą 15 czy 20 lat, to przestawienie się nagle na coś innego jest bardzo trudne. Kiedy zoperował Pan pierwszego pacjenta metodą endoskopową? Pierwszą operację dyskopatii z użyciem endoskopu przeprowadziłem w 2009 roku, a pierwszą operację stenozy, czyli zwężenia kanału kręgowego przeprowadziłem w styczniu 2017 roku w Szpitalu św. Wojciecha. Odnotowania wymaga, iż była to pierwsza tego typu operacja w Polsce. Jak dziś czują się Pana pacjenci po tych pionierskich operacjach stenozy kanału kręgowego? Bardzo dobrze. Pani, która jest fizjoterapeutą, dolegliwości bólowe minęły całkowicie, kolejny pacjent – rolnik dwa tygodnie po operacji jeździł ciągnikiem, a chory mężczyzna z dużą stenozą nie przyjechał już na kontrolę, bo tak dobrze się czuł, że uznał, iż nie ma takiej potrzeby. To są dobre informacje. Z jakimi innymi schorzeniami kręgosłupa ma Pan do czynienia? Druga grupa pacjentów pod względem liczby operacji to pacjenci z dyskopatią lędźwiową. Dysponując sprzętem najnowszej generacji jesteśmy w stanie praktycznie zoperować wszystkich pacjentów z tym schorzeniem z użyciem metody endoskopowej. Pacjenci przyjeżdżają do nas z całej Polski, a nawet Europy, gdzie wielu Polaków z Wielkiej Brytanii lub Niemiec wybiera nasz szpital. Ile operacji za Panem? Endoskopowych około pół tysiąca. Operacji kręgosłupa wykonuję około 40 miesięcznie. Ciężko to wszystko zliczyć. Jest to znacząca liczba zabiegów nawet w standardach europejskich, która daje mi duże doświadczenie pozwalające na bezpieczne i pewne operowanie tą metodą.
W endoskopii lekarz widzi jedynie bardzo niewielki wycinek operowanego kręgosłupa. Trzeba perfekcyjnie znać anatomię, aby orientować się, w którym miejscu znajduje się końcówka endoskopu. Metoda endoskopowa jest tak różna od standardowych operacji, że nie można zastosować wcześniej poznanych technik operacyjnych, praktycznie wszystkiego trzeba uczyć się od nowa Pamięta Pan swój najtrudniejszy przypadek? Każdy kolejny jest najtrudniejszy. Oczywiście pamięta się wcześniejsze, ale trzeba się skoncentrować na następnym tak, jakby to miał być ten najtrudniejszy. Każdy przypadek jest inny. Ale na pewno pamięta Pan pierwszego pacjenta operowanego endoskopowo? Oj tak. To było w 2009 roku. Operowaliśmy ze świętej pamięci Thomasem Hooglandem – jedną z osób, która wymyśliła metodę endoskopową. Ortopedii kręgosłupa uczył się w USA, a metodę endoskopową rozwinął w Niemczech. Przyjechał do Polski pokazać nam jak to się robi. Pracowałem wtedy w szpitalu w Bydgoszczy. Zgłosiła się do mnie pacjentka z olbrzymią dyskopatią, która miała kłopot z poruszaniem stopami, co wiązało się z olbrzymim bólem. Była bardzo młoda. Koledzy lekarze mieli wiele obiekcji, czy ona powinna być w taki sposób operowana. Wybór metody endoskopowej wzbudzał bowiem ogromne kontrowersje, delikatnie mówiąc. Na sali operacyjnej był tłum lekarzy. Tamten zabieg był przeprowadzany w znieczuleniu miejscowym, czego dziś już się nie robi. Mieliśmy kontakt z pacjentką. Doszliśmy endoskopem do wypukliny i gdy zaczęliśmy ją wyciągać, pacjentka nagle mówi: „o Boże, przestało boleć”, po czym zasnęła. Wcześniej dostała leki, które działały przeciwbólowo i uspokajająco, i kiedy ból ustąpił, po prostu usnęła. Potem operowaliśmy kolejnego pacjenta. Po wszystkim wróciliśmy na oddział, aby skontrolować stan pacjentki. Weszliśmy na salę, gdzie leżała, a tam puste łóżko. Zdębieliśmy. Pierwsza myśl, która przyszła mi do głowy była taka, że coś się stało i pacjentka jest na OIOM-ie.
57
Zaczyna się szukanie. I nagle widzimy panią, która idzie korytarzem i niesie dwie siatki. Mówi: „byłam w sklepiku na parterze i kupiłam dla Was ciastka, ja się świetnie czuję, czy mogę iść do domu?”. Staliśmy jak wryci. To było dwie godziny po operacji. W tym momencie zrozumiałem, że to jest właściwa droga. Postanowiłem, że muszę kupić ten sprzęt. Udało się? Tak. Początkowo operowałem prywatnie, ale nie było wielu chętnych, bowiem zabieg był dość kosztowny. Następnie w szpitalu w Koninie z unijnych funduszy udało się zakupić endoskop. To był wówczas jedyny szpital w Wielkopolsce, który posiadał tego typu sprzęt. Przeniosłem się do Konina i zacząłem operować. Zabiegów było bardzo dużo, nadal się szkoliłem w Niemczech. Za wszystko płaciłem z własnej kieszeni. To były ogromne środki. A te siwe włosy, które dziś mam na głowie, przypominają mi ile nerwów i czasu mnie to kosztowało. W 2016 roku przeniosłem się do Poznania, gdzie w Szpitalu św. Wojciecha od podstaw zorganizowałem chirurgię kręgosłupa. Dziś mogę powiedzieć, że cieszę się, że dałem radę, że opanowałem to wszystko, bo największą nagrodą dla mnie jest pacjent, który po operacji nawet najcięższych schorzeń, wstaje i idzie do domu. A propos, niedługo czeka mnie kolejny kurs, tym razem związany z kręgosłupem szyjnym… Co Pan zrobił ze swoim sprzętem? Jest tutaj, w szpitalu św. Wojciecha i m.in. na nim pracuję. Oprócz tego mamy kupiony w tym roku bardziej zaawansowany sprzęt, który służy do operacji stenoz, a właściwie do całego kręgosłupa lędźwiowego i przygotowujemy się do kolejnego zakupu – systemu endoskopowego do operacji kręgosłupa szyjnego. Jeszcze w tym roku wykonamy pierwsze tego typu operacje. Operacja kończy się kilkanaście minut po godzinie 20:00. Dr Piotr Winkler uśmiecha się nieśmiało. – Udało się? – pytam. – Pani Joanno, nie mogło się nie udać, pacjent jutro idzie do domu… Następnego dnia pacjent został wypisany i wrócił do domu o własnych siłach.
58
na
zdrowie
/
CANDEO – ewenement w światowej skali Zarówno w przypadku leczenia bólu, jak i stomatologii estetycznej najważniejsze jest dla nas dobranie najskuteczniejszej metody terapii, która w najszybszy i bezbolesny sposób pomoże pacjentowi. Całe życie walczę o dobro pacjenta i nie zamierzam odpuszczać – mówi prof. Wiesław Hędzelek, założyciel kliniki CANDEO rozmawia: Michał Gradowski | zdjęcia: Sławomir Brandt
Czy zawsze był Pan pewien, że będzie Pan kontynuował rodzinne tradycje stomatologiczne? PROF. WIESŁAW HĘDZELEK: Jeszcze na studiach marzyła mi się „wielka” chirurgia, może tylko szczękowo-twarzowa, ale ojciec, który był protetykiem dentystycznym przekonywał, że właśnie ten kierunek pozwoli mi poprawiać jakość życia pacjentów i jako lekarzowi sprawi ogromną satysfakcję. Był wspaniałym „rekonstruktorem” brakującego uzębienia, pracował w Miejskiej Protezowni, gdzie konsultantem był ówczesny kierownik Zakładu Protetyki – prof. Rudolf Sarrazin. I ja mam ogromny zaszczyt, że los rzucił mnie na to stanowisko, które pozwala mi kontynuować jego zadania – pracuję jako kierownik Katedry i Kliniki Protetyki Stomatologicznej na Uniwersytecie Medycznym w Poznaniu. Po latach
jestem przekonany, że ojciec miał rację – wybierając taką specjalizację podjąłem bardzo dobrą decyzję. W życiu mam ogromne szczęście – pracując na uczelni, mogę realizować swoją pasję akademicką, kształcąc studentów – przyszłych lekarzy stomatologów oraz promując doktorantów, specjalistów. A w CANDEO mogę przekładać swoje doświadczenie zawodowe na pomoc pacjentom. Dzięki holistycznemu podejściu możemy w CANDEO robić wspaniałe rzeczy – nie tylko poprawiać pacjentom uśmiech, ale przede wszystkim poprawiać ich jakość życia. Cała „zachodnia” stomatologia podkreśla, że poprawa quality of life u pacjentów to podstawa działania dentysty. W CANDEO takie działania są możliwe dzięki wykwalifikowanemu zespołowi oraz najnowocześniejszej aparaturze. Jak zmieniała się stomatologia na przestrzeni lat Pana pracy? Warto podkreślić, że stomatologia nigdy nie była preferowana w podziale publicznych środków na programy badawcze – i słusznie – ważniejsze były schorzenia ogólnomedyczne, zagrażające życiu. Dlatego przez pewien czas jej rozwój był stosunkowo wolny. Jednak w ostatnich latach stomatologia wręcz pędzi w zawrotnym tempie. Dynamicznie rozwija się stomatologia estetyczna. Programy komputerowe takie jak DSD, zdjęcia, modele, nowoczesne metody pobierania wycisków pomagają nam dobrać optymalny uśmiech dla każdego pacjenta. Bardzo szybki postęp obserwujemy także w implantologii
59
– kiedyś palacz, nawet 15 lat po zakończeniu palenia, był skazany na noszenie protez ze względu na ryzyko nieprzyjęcia się implantu. Dziś implantologia jest praktycznie dla każdego. Rozwijają się również metody diagnostyczne. Niektórzy pacjenci dziwią się, że przy leczeniu kanałowym robimy zdjęcie 3D. Kiedyś wystarczało małe zdjęcie z kliszy – ze współczesnej perspektywy nic na nim tak naprawdę nie było dokładnie widać. Dzisiaj, dzięki zdjęciu 3D, możemy nawet dostrzec najdrobniejsze zmiany okołowierzchołkowe, przy korzeniu zęba, a dawka promienia rentgenowskiego jest minimalna i niegroźna dla pacjentów. Jakie możliwości będzie miało CANDEO po otwarciu nowej siedziby pod koniec 2018 roku? Jednym z celów budowy nowego CANDEO jest zebranie wszystkich specjalistów związanych z leczeniem jamy ustnej – narządu żucia w jednym miejscu. Tak, aby zaoferować pacjentom kompleksowe leczenie nie tylko ze strony stomatologa, ale również lekarzy specjalistów– psychologa, ortopedy, fizjoterapeuty, laryngologa czy dermatologa – z którymi do tej pory tylko współpracowaliśmy w niektórych przypadkach na zasadzie skierowania na konsultację. Teraz będziemy mogli pomóc pacjentom na miejscu. To ewenement nie tylko w Polsce. Bywałem w gabinetach stomatologicznych i szkołach dentystycznych w wielu krajach i nigdzie nie spotkałem tak funkcjonującej kliniki. Moje marzenie ma szansę zostać zrealizowane. Często poszukujemy przyczyn skomplikowanych problemów
chorobowych narządu żucia czy pojawienia się bólu i trudno jest nam szybko oraz precyzyjnie znaleźć jego źródło. Choroby ogólnoustrojowe, urazy, stres, jakaś przypadłość genetyczna – powodów może być bardzo wiele, dlatego zakładamy konieczność istnienia nowszej formuły diagnostycznej i leczenia stomatologicznego. Wiedza plus aparatura diagnostyczna są zawsze podstawą optymalnej terapii. Jak bardzo środek ciężkości przesuwa się obecnie od leczenia bólu do poprawiania wyglądu? Do CANDEO trafiają pacjenci z poważnymi problemami. Wykonujemy bardzo wiele „dużych” rekonstrukcji utraconych zębów i tkanek. Znaczna ich część jest związana także z bólem, zmianami chorobowymi w okolicach zębów. Niedawno trafiła do nas pacjentka, która cztery lata temu miała w innym miejscu robione korony protetyczne, na wszystkich zębach w szczęce. Niestety przy tych zębach toczył się proces zapalny – ognisko zakażenia, który miał ogromny wpływ na jej stan zdrowia ogólnego. Był to dla nas niemały szok, żyjemy przecież w XXI wieku. Nie była to wina pacjentki – na szczęście zrozumiała, że walczymy o jej zdrowie i zgodziła się na nasz plan leczenia. Faktem jest, że Polacy coraz bardziej dbają o zęby. Wiele lat temu w czasie wyjazdu do USA byłem zdziwiony, że w łazienkach Amerykanów dość powszechne są nie tylko szczoteczka i pasta do zębów, ale także irygator czy płyn antybakteryjny. Decydowała tam ekonomia – taniej jest kupić irygator, niż później płacić za „plombę”. Profilaktyka! Podobnie jest teraz w Polsce. Stwierdzam, że ludzie mają coraz piękniejsze zęby, zwłaszcza młodzież. Dbałość o białe i równe zęby staje się codziennością. W związku z tym obserwujemy zwiększoną liczbę pacjentów wybielających sobie zęby, a także „prostujących” uzębienie – a efekt nawet drobnych korekt ortodontycznych czy wybielania jest od razu widoczny. Kiedyś mnie to dziwiło, ale obserwując ile pięknych rzeczy nas obecnie otacza, w pełni to rozumiem.
60
pres ti żowa rol a
/
Muzyczny świat Matthew Clarcka Ma 29 lat. Kiedy w lipcu otwierał sezon SQ na Dziedzińcu CK Zamek, kolejka nie miała końca. Czaruje muzyką nawet najbardziej wybrednych. Jest jednym z najlepszych DJ-ów muzyki klubowej w Polsce, gra w największych i najpopularniejszych klubach, jak choćby The View w Warszawie czy Zatoka Sztuki w Sopocie. W tym roku wystąpił na głównej scenie podczas Sunrise Festiwal w Kołobrzegu. I choć na pierwszy rzut oka wydaje się, że pewnie kroczy przed siebie, to skrywa duszę wrażliwego artysty, który nie boi się marzyć… rozmawia: Joanna Małecka
N
aprawdę nazywa się Maciej Borowicz. Spotykamy się w restauracji Wiśniowy Sad. Wysoki, łysy, postawny mężczyzna pewnie siada przy stole. Definiują go niezwykłe oczy, w których skrywa wszystko. Ciągle wibruje mu telefon. – Przed chwilą wrzuciłem zdjęcia z Sunrise Festiwalu i przychodzą powiadomienia o polubieniach, co jest, rzecz jasna, bardzo miłe. – Musisz być bardzo zajęty – mówię. – Rzeczywiście, ciągle w biegu, ale zdążymy do 19:00? O tej godzinie zaczynam trening, bo jestem też trenerem personalnym – Matthew uśmiecha się zajadając szarlotkę.
61
Jesteś DJ-em, grasz w całej Polsce, w tym w poznańskim klubie SQ, do tego prowadzisz zajęcia na siłowni. Praktycznie cały tydzień masz zajęty, z weekendami włącznie. Czy Ty masz w ogóle czas dla siebie? MATTHEW CLARCK: Zdarza mi się zostać, tak jak ostatnio po Sunrise w Kołobrzegu, dwa dni dłużej nad morzem. I wtedy poniedziałek jest dla mnie niedzielą, czyli momentem, kiedy łapię oddech. Czyli jesteś jak fryzjer, niektóre restauracje albo sklepy mięsne, które w poniedziałki mają nieczynne. Dokładnie tak (śmiech). W poniedziałek mam zamknięte. Jak wykorzystujesz ten dzień? Często jest to zwiedzanie, jeśli mam możliwość, to odpoczywam na plaży, chodzę po górach. Spotykam się ze znajomymi, siadamy i rozmawiamy. I wtedy nadrabiam zaległości towarzyskie. Tak naprawdę jestem domatorem. Lubię posiedzieć w domu, posłuchać spokojnej muzyki. No i lubię gotować. Co konkretnie? Makarony wychodzą mi najlepiej, z gorgonzolą, szpinakiem, bolognese. Miałem kilka podejść do pizzy, ale klasyczna włoska wciąż mi nie wychodzi (śmiech). Znajomi nie obrażają się, że nie masz dla nich czasu? Niektórzy tak, ale myślę, że to wynika stąd, że nie do końca rozumieją specyfikę mojej pracy. Rodzina i przyjaciele nie mają do mnie żalu, bo doskonale wiedzą, czym się zajmuję. A dziewczyna? Spotykamy się z Beatą od kilku miesięcy, więc można powiedzieć, że są motyle w brzuchu. Często wyjeżdża ze mną. Co będzie po kilku latach nie wiem, ale mam doświadczenia, że kiedy z czasem euforia mija i pojawia się rzeczywistość, pewne rzeczy zaczynają przeszkadzać. Nie chciałbym przerabiać tego po raz kolejny, choć wierzę, że można znaleźć bratnią duszę, przyjaciela. Z drugiej strony rozumiem, że trudno jest być z kimś kogo w każdy weekend nie ma w domu. Oczywiście, dziewczyna może jeździć ze mną, ale wiem, że podróże bywają męczące i doskonale to rozumiem. Ostatnia duża impreza, na której zagrałeś, to był Sunrise w Kołobrzegu. Tak. Miałem okazję rozpoczynać cały festiwal. To było niesamowite i dziękuję, że dostałem taką szansę. To był mój pierwszy raz na głównej scenie. Wcześniej pojawiłem się dwa razy na after party. I w sumie nie wiem, co dało mi większego powera, bo na afterze, na plaży bawiło się ze mną około dziesięciu tysięcy osób. Ludzie kończyli się na horyzoncie i zapamiętam to do końca życia,
ale amfiteatr też ma swoją magię, nawet przy mniejszej frekwencji. Co poczułeś, kiedy zaproponowano Ci zagranie w amfiteatrze w Kołobrzegu? Byłem wtedy na kolacji. Siedzę przy stole ze znajomymi i nagle dzwoni telefon. Nie znam numeru, więc zastanawiam się czy w ogóle odebrać. Odebrałem i słyszę: „panie, ile kasujesz pan za festiwale?”. Zdębiałem. Lekko zmieszany odpowiadam, że oddzwonię, bo jestem na spotkaniu. A on dalej drąży temat. I nagle odzywa się znajomy z Warszawy, który przedstawia się, że dzwoni w sprawie Sunrise Festiwalu i że zaprasza mnie do udziału. Jadłem wtedy sushi i pałeczki wypadły mi z rąk. Osunąłem się na siedzeniu i mówię do niego: „ok, pozwól, że za chwilę oddzwonię, jak ochłonę”. Szok i wielkie szczęście, bo ostatecznego doboru artystów dokonuje DJ Kris – ten popularny, znany z Ekwadoru w Manieczkach. To zresztą osoba, bez której nie byłoby dziś festiwalu w Kołobrzegu, a poznańska scena klubowa wyglądałaby pewnie zupełnie inaczej. Myślisz, że poznaniacy, wychowani zresztą na muzyce DJ-a Krisa, lubią tego typu muzykę? Myślę, że jesteśmy mocno wyedukowani muzycznie i to co jest grane w stacjach radiowych nam nie wystarcza. Lubimy posłuchać ambitnych brzmień, dlatego jako DJ-e możemy odstawić na bok komercję i zagrać coś innego. Uważam, że jesteśmy dobrze wyedukowani muzycznie. Doczytałam, że miałeś epizod z radiem… Tak, w ogóle chciałbym pracować w radiu. Jedyny problem miałbym chyba ze wstawaniem, bo
62
jestem przyzwyczajony do nocnego trybu życia. Ale gdybym miał tak budzić słuchaczy w stylu: 7:30, Maciej Borowicz, witam was, jak się spało?, byłoby super, zawsze chciałem to robić. Fakt, że odbiłem się o kilka audycji, bywałem w radio prywatnie i służbowo, i zawsze miałem z tego mega fun. Ta praca to takie niespełnione marzenie. Pamiętam pierwszą wizytę w radio u Piotra Wawrowskiego w RMI FM, jak miałem piętnaście lat. Byłem wtedy łowcą nagród i miałem tak opracowany system, że zgarniałem wszystko. Zanim spiker zapowiedział konkurs, ja już dzwoniłem i w 80 procentach trafiałem na wolną linię. Wygrywałem płyty, koszulki. Potem nawet zaproszono mnie na kawę i poznałem cały zespół. Do dziś jak widzę się z Piotrem, który obecnie pracuje w Polskim Radiu, śmiejemy się z tej sytuacji. Wtedy zakochałeś się w radiu? To jest tak jak małe dziecko czyta książkę o Harrym Potterze, a potem idzie na film. Czytasz książkę i wyobrażasz sobie jak to będzie na ekranie. Tak samo jest z radiem. Wchodzisz tam i widzisz to wszystko, każda ściana jest magiczna, czerwona lampka, mikrofony. Można się zakochać. Ja się zakochałem, ale bez wzajemności (śmiech). Może kiedyś… Wiesz, że na otwarcie Dziedzińca kolejka stała do połowy CK Zamek? Wiem, że to są imprezy, które cieszą się dużym zainteresowaniem z wielu względów. Wiem też, że nie każdy wszedł na inaugurację, mimo że miał bilet. Zawsze komunikuję na swoim FB albo Instagramie, żeby przyjść wcześniej, bo potem trudno się do nas dostać. A na pozątku, kiedy gra inny DJ, my mamy możliwość zejścia na dół, porozmawiania z gośćmi, ze znajomymi. Potem trudno nas wyrwać, aż do późnych godzin nocnych. Trzeba pamiętać o tym, że to miejsce to nie tylko muzyka i DJ-e, to sztab ludzi, którzy pracują nad tą imprezą od rana do wieczora; managerowie, barmani, technicy, którzy przygotowują scenę, oświetleniowcy, selekcjonerzy… etc. Najważniejszym czynnikiem jest jednak dobra pogoda, bez niej żadna z tych dziedzin się nie obejdzie, dlatego zapraszamy ją częściej (uśmiech).
W jaki sposób dobierasz muzykę na imprezę? Zazwyczaj sprawdzam to, co wychodzi na świecie, potem wchodzę na swoje kanały, czyli YouTube, Soundcloud. Słuchaj, ale nie mogę Ci wszystkiego powiedzieć (śmiech). Dużo muzyki znajduję w miejscach, które są albo mało popularne albo trudno dostępne. Często słucham setów DJ-ów z całego świata. Robię to najczęściej podczas biegania, zapisuję na bieżąco w telefonie poszczególne kawałki, minuty, które potem muszę odnaleźć. Na imprezie jest tak, że nie można przygotować sobie gotowej playlisty i po prostu tego odegrać, bo nie wiemy, czy w trakcie trzeciego kawałka parkiet nie będzie znudzony. Cały czas musi być interakcja. Co innego, jeśli przygotowuję płytę. No właśnie, wydajesz płyty pt. Selection. Jedną z nich nawet mam w samochodzie i muszę powiedzieć, że jest bardzo dobra. Dziękuję. Praca nad taką płytą zajmuje mi około dwóch, trzech dni. Szukam muzyki, która będzie się ze sobą zgrywać tworząc jeden organizm. Wszystko musi współgrać. Kilka godzin zajmuje złożenie materiału tak, żeby jeden kawałek przechodził płynnie w drugi. Selected to nowy cykl, który mam okazję prowadzić w SQ. I tu muszę podziękować za zaufanie, którym mnie obdarzono. Na płytę zapraszam artystów, którzy są dobrymi newcommercami, świetnie rokują, są młodymi i uzdolnionymi muzykami. I nie chodzi o to, żeby ta płyta trafiła do przypadkowych ludzi. To jest ukłon w stronę osób, które mnie słuchają, przychodzą na moje imprezy. Chciałem, żeby mieli coś więcej, żeby moją muzykę zabrali do domu. I mają – Selected. Bywa tak, że drukuję więcej, np. 120 sztuk i daję barmanom i obsłudze. Barman to osoba, która jest w klubie zawsze od początku imprezy do jej końca. Ma porównanie pomiędzy weekendami i zwykle precyzyjnie ocenia, kto zagrał lepiej, kto gorzej nawet na przestrzeni kilku miesięcy. Opinie barmanów i ich dobre słowo są dla nas DJ-ów bardzo ważne i miarodajne. Kiedy kolejna płyta? Po wakacjach. 23 września mamy imprezę Backroom. Zawita do nas topowy zagraniczny DJ. Niestety na razie nie mogę powiedzieć kto, niech to będzie niespodzianka. Dlaczego zostałeś DJ-em? Najpierw byłem handlowcem, sprzedawałem usługi, pracowałem w agencji marketingowej. Jednak siedzenie dzień w dzień przy telefonie i sprzedawanie nie było dla mnie. Męczyłem się. Mój wujek, który pracuje na wysokim stanowisku w wojsku, koniecznie chciał, żebym tam poszedł. Wyobrażasz sobie szeregowego, którego trzeba wynieść na poligon z łóżkiem, bo rano śpi? Niewykonalne. Wolę pracować w nocy, z ludźmi, a nie biegać dookoła poligonu. Inny wujek miał kiedyś taki klub – Gladiator pod Wągrowcem, na pewno wielu poznaniaków go kojarzy. To był czas Manieczek i powstawały kolejne tego typu miejsca. Gladiator miał być opozycją do Ekwadoru. I dzięki wujowi, mając dwanaście lat, miałem okazję zobaczyć to od środka. Białe rękawiczki, gwizdki, tlenione włosy, jasne dżinsy – to były czasy. Mam nawet zdjęcie stamtąd: małolat w białej koszulce z pryszczami na twarzy i kręconymi włosami pośrodku wielkiej imprezy. Było super. W radiu nie grało się takiej muzyki. Kupowało się nielegalne płyty, których potem słuchaliśmy w samochodzie przy otwartych oknach. I chciałem grać tak jak tamci DJ-e. Powoli uczyłem się grania, poszedłem na kurs didżejski, który wygrałem
notabene w radiu RMI! Pewnego dnia redaktorzy Konrad i Olek Kubaczewscy zaprosili mnie do SQ na ŚRODing, w 2009 roku. Dali mi szansę… Pamiętam, że bardzo długo się do tego przygotowywałem. To był Twój pierwszy poważny występ? Tak. Wcześniej puszczałem piosenki w pubach i na imprezach okolicznościowych. Po ŚRODingu dostałem propozycję bycia rezydentem w klubie, właśnie w te środy. I gdyby nie ta przygoda, to pewnie dziś siedziałbym w wojsku (śmiech). Denerwowałeś się? Strasznie! Bardzo mi zależało na tym miejscu, chciałem się pokazać z jak najlepszej strony. Nawet kiedy skończyłem grać, to wciąż czułem stres. Myślę, że jeśli ktoś nie ma tremy, nie czuje tego przed wyjściem na scenę, to znaczy, że nie podchodzi do tego poważnie. Masz swój autorytet muzyczny? Takim autorytetem jest dla mnie wytwórnia Defected i to w jaki sposób działają. Stamtąd wywodzi się Denis Ferrer, którego miałem okazję poznać kiedy grał w SQ, mój idol, bardzo lubiłem go słuchać. To było spełnienie marzeń. Siedzieliśmy w barze, w hotelu Andersia i rozmawialiśmy o życiu, rodzinie, kobietach, a na końcu o muzyce. Do dziś mamy kontakt. Niektórzy mówią nawet, że jesteśmy podobni. Oprócz tego, że oboje jesteśmy łysi, to ponoć podobnie trzymamy słuchawki na głowie i tak samo tańczymy za didżejką. Gdzie chciałbyś jeszcze zagrać? W Warung Beach Club w Brazylii. Maciej wyciąga telefon i pokazuje mi świątynię Warung. Budynek – nic specjalnego, wielkie okna, skośny dach, ale położony pośród lasu i przy białej piaszczystej plaży. Wyobraź sobie tam wschód słońca. Kiedy grasz do godzin porannych, a za oknem wstaje dzień i promienie wpadają do środka przez szyby…
63
Wszyscy tańczą, głodni muzyki, jakby to była ich ostatnia impreza w życiu. Jest przepięknie. Przeżyłem to w The View w Warszawie, kiedy przywitał mnie wschód słońca. Magiczny moment, którego nie da się opisać. Trzeba tam być i to poczuć. Poza tym chciałbym kiedyś być częścią Festiwalu Tomorrowland i mieć tam swoją scenę, jak wytwórnia Diynamic popularnego Solomuna. Żeby dostrzec promienie słońca i się nimi zachwycić, nie wystarczy być tylko DJ-em, trzeba być artystą… Wiesz co, nigdy nie uważałem się za artystę, ale chyba coś w tym jest. Zauważyłem, że rzeczywiście inaczej doświadczam takich momentów jak wschód czy zachód słońca, inaczej je widzę, zwłaszcza kiedy gram. Dlaczego Matthew Clarck? Zabawna historia, bo wzięło się to od Dave’a Clarka, który grał kiedyś techno w Gladiatorze. I naśladowałem go w domu, aż kiedyś ktoś rzucił: zobacz jak młody wymiata, jak Clark. Do tego dołożyliśmy z kuzynem Matthew i tak zostało. Zdradzę Ci tajemnicę. Wszystkim mówię, że Matthew wzięło się od mojego drugiego imienia – Mateusz. A ja na drugie mam Bernard – serio. Jesteś bardziej Matthew Clarkiem, czy Maciejem Borowiczem? Maciejem Borowiczem jestem kiedy prowadzę imprezę firmową jako konferansjer albo kiedy organizuję jakiś event. Wtedy jestem odpowiedzialny za całość. Matthew Clarkiem jestem weekendami w klubach. W sumie lubię ich obu, i Macieja, i Matthew, chociaż mają mnóstwo kompleksów i wiele bym zmienił. Na pewno chciałbym robić więcej dla siebie, na scenie. I mam na to jakiś plan, tylko szukam na to czasu. Chciałbym należeć do poważnej agencji muzycznej, wsiadać w piątek do samolotu, zagrać wieczorem w jednym kraju na jakimś festiwalu, potem polecieć do kolejnego, a w niedzielę wrócić do domu. To takie marzenie. Jak je spełnię, opowiem Ci o kolejnym…
moda
/
Bielizna na miarę Hanna i Krzysztof Chałupczakowie w tym roku świętują 35-lecie istnienia swojej firmy. O bieliźnie wiedzą wszystko. To oni wprowadzili na poznański rynek doskonale znaną markę Triumph. Zaczynali od kameralnego sklepu, do którego ustawiały się kolejki. Dziś mają cztery sklepy stacjonarne, sprzedaż internetową, czyli www.e-bielizna.pl i jedynego brafittera w Polsce tekst: Julia Hadyniak
P
oczątek lat 90. Poznań. W największym centrum handlowym Wielkopolski – Pasażu MM – gwar i ruch. Bieliznę kupuje się tylko u pani Hani, która każdą klientkę wita uśmiechem, doradza, dobiera odpowiedni rozmiar. Przed świętami kolejki do sklepu wiją się po kultowej „Szklarni”, dookoła szaro i buro, a w sklepie markowe produkty Triumph oraz Feliny.
Pierwsi brafitterzy są z Poznania To właśnie salon Hanny Chałupczak – pierwszej brafitterki postkomunistycznej Polski!
Od 1982 roku wraz z mężem Krzysztofem zajmuje się sprzedażą bielizny na terenie Wielkopolski. To oni wprowadzają na poznański rynek taką markę jak Triumph. Od początku działalności z namaszczeniem dobierają biustonosze, uświadamiają kobiety jak prawidłowo powinien przylegać stanik. Firma Chałupczaków z roku na rok rozrasta się o kolejne sklepy i punkty sprzedaży, stając się potentatem rynku bieliźnianego w Wielkopolsce. Od 1995 roku do dziś działa kameralny sklep przy ulicy Słowiańskiej 38c, w którym z dala od zgiełku centrum handlowego można wybrać odpowiednią
FOT. ARCHIWUM
64
bieliznę. W 2001 roku na mapie Poznania otwiera się kolejny rozpoznawalny sklep, tym razem w sercu miasta, w centrum handlowym Kupiec Poznański.
Bielizna w Internecie Na początku 2000 roku do firmy Hani i Krzysztofa dołączają córka Joanna i syn Staszek. Nowe pokolenie szuka innowacji dokonując skoku na głęboką wodę... W 2001 roku powstaje jeden z pierwszych sklepów internetowych w Polsce www.e-bielizna.pl. Od tego czasu firma Chałupczaków nabiera ogólnopolskiego rozpędu i jest rozpoznawalna jako e-bielizna.pl. Niejedna stała klientka pamięta małego Stasia, który odrabiał lekcje pod biustonoszami. Dziś to on dyktuje trendy na sklepowych wieszakach i promuje znaną firmę. Jest jedynym brafitterem w Polsce! Chętnie doradza klientkom także mailowo i telefonicznie. Firmę e-bielizna.pl wyróżnia brak korporacyjnych barier, liczą się ludzie, którzy tu pracują. Każdy zwraca się do siebie po imieniu... – Przecież jesteśmy firmą rodzinną – uśmiecha się Asia, córka właścicieli. Krzysztof jej wtóruje: – Wieloletnie doświadczenie pozwoliło nam
na wyselekcjonowanie najlepszych marek bielizny dopasowanych do potrzeb klientów. Nasze standardy są niezmienne od lat, a przyjacielskie stosunki w firmie przekładają się na życzliwą i profesjonalną obsługę. Ela, żona Staszka, właśnie informuje na Instagramie e-bielizny.pl o otwarciu największego salonu z bielizną w Wielkopolsce, w galerii A2. Chodząc po sklepie szybko można się przekonać, że znajdzie się tu każdy model biustonosza, a także rozmiar. W salonie dostępne są znane marki jak Triumph, Felina, Esprit, Sloggi, Anita, Gisela, Naturana, Viania, Nina von C. W sezonie letnim królują w salonie stroje kąpielowe, w najróżniejszych barwach i wzorach, niezależnie czy jesteś „jabłuszkiem”, czy „klepsydrą”, u nich znajdziesz ten jedyny model. Każda pani zajdzie tu coś dla siebie. Do Galerii A2 można łatwo dojechać kierując się na Komorniki, dojeżdża do niej również autobus. ADRESY SALONÓW E-BIELIZNY.PL: Salon e-bielizna.pl Galeria A2, ul. Głogowska 440-442 Salon bielizny Kupiec Poznański, pl. Wiosny Ludów 2/15
Salon Triumph C.H. M1, ul. Szwajcarska 14 Salon z bielizną ul. Słowiańska 38 C Adres sklepu internetowego www.e-bielizna.pl
65
66
od kuchni
/
Projekt Czwartek po japońsku W studiu kulinarnym Deck 12 przy ulicy Młyńskiej pachnie świeżą rybą. W garnkach gotuje się zupa, na stole stoją warzywa, w tym świeże szparagi. Filip Zmysłowski porcjuje tofu, które za chwilę trafi do pieca. W rogu obsługa dekoruje talerze. Jest kwadrans przed 19:00. Stoły przygotowane na 20 osób. Za chwilę rozpocznie się kolejna kolacja z cyklu Projekt Czwartek – autorski pomysł Filipa. Pachnie obłędnie rozmawia: Joanna Małecka
J
Jak wyglądałaby Twoja wymarzona kuchnia? Byłaby duża, z ogromnym stołem pośrodku, blatami roboczymi, osobną spiżarnią. I wtedy mogę gotować. Kiedy gotuję, zazwyczaj gotuję dla kogoś. Wówczas nabieram wiatru w żagle.
Lubisz gotować? Bardzo, ale w domu szewc bez butów chodzi. Nie mam kuchni, która spełniałaby moje oczekiwania, więc wolę jeść na mieście.
Stąd wziął się pomysł na Projekt Czwartek? Żeby gotować dla innych? Dokładnie. Gotowanie dla innych sprawia mi ogromną frajdę. A jeśli jeszcze smakuje i goście są zadowoleni, to serce rośnie. Kiedy wróciłem z Anglii do Polski szukałem dla siebie miejsca. W restauracjach, w których pracowałem, mogłem tylko odtwarzać dania. Nie wymagało to serca, kreatywności, pomysłowości. Poznań słynie z kuchni fastfoodowej. Od kilku lat to się zmienia,
est zwolennikiem kuchni, która wychodzi z serca. Nie lubi masówki. Gotuje tylko na świeżych produktach. Jego dania muszą być idealnie dopracowane i doskonale smakować. I choć kuchnia japońska, w której się specjalizuje, należy do jednej z najtrudniejszych, spod jego rąk wychodzą małe dzieła sztuki, które nieziemsko smakują.
bo pojawiają się ambitne restauracje, ale kończą z różnym skutkiem. I żeby spełnić swoje oczekiwania w stosunku do gotowania, powstał Projekt Czwartek. Chciałem gotować coś więcej, nie tylko odtwarzać. Kiedy zrodził się pomysł? Jakieś dwa lata temu. Początkowo były to kolacje dla znajomych. Potem wszyscy jednogłośnie stwierdzili, że powinienem zapraszać więcej osób z zewnątrz. W pewnym momencie ktoś poprosił mnie, żeby zrobić mały catering. A potem poszło lawinowo. Z czasem okazało się, że ktoś ma mieszkanie na wynajem, z którego mogę skorzystać i tam przygotować kolacje. Stwierdziłem: dobra, robimy to. Pierwsze wydarzenie było na początku tego roku. Wynajęliśmy piękne mieszkanie, zaprojektowane przez firmę S39. Znajdowało się na poddaszu, w uroczej kamienicy na Jeżycach. Składało się z salonu z aneksem, z ładną wyspą. Mieliśmy duży stół, więc można było zaprosić dziesięć osób. Zorganizowaliśmy zastawę, przy czym przy jednej kolacji schodzi około 70 talerzy, obsługę kelnerską, skonstruowałem menu. Zawsze współpracuję jeszcze z jednym kucharzem – Kubą. Na wszystko mieliśmy 24 godziny. Mało wtedy spałem. Ale udało się. Jak dobieracie menu? Tworzenie menu musi uwzględniać kilka aspektów. Przede wszystkim muszę podać coś innego, czego ludzie jeszcze nie próbowali. Specjalizuję się w kuchni japońskiej, więc staram się, żeby za bardzo nie zeuropeizować dania. No i koszty. Najczęściej wymyślam menu, kiedy siedzę przy śniadaniu i mam chwilę dla siebie. Sprawdzam dostępne produkty, co może do mnie przyjechać z Holandii, żeby było świeże i żywe. Takie produkty są niestety droższe, niż gdybym kupował w Polsce, ale jakościowo bez porównania. Dlatego cena za taką kolację jest uczciwa. Specjalizujesz się w kuchni japońskiej. Myślę sobie, że ona właśnie ani nie jest tania, ani łatwa… Ta kuchnia jest bardzo techniczna. W Europie mamy techniki obróbki termicznej, gdzie mięso czy ryba jest gotowana, pieczona czy smażona. Kuchnia japońska jest manualna. Sam produkt jest mało przetwarzany, powinien być jak najbliższy świeżości, naturalności. Oczywiście mamy dania gotowane, duszone. Ale robi się to w inny sposób. Z ilu dań składa się kolacja w Projekcie Czwartek? Z siedmiu. Lubię podawać przystawki. Dzięki temu można spróbować wielu smaków
67
i pokazać różne oblicza kuchni. Na te siedem dań składają się: trzy przystawki, zupa, danie główne i deser plus amouse bouche. Przy czym ten ostatni to niespodzianka. Wszyscy kuchnię japońską kojarzą z sushi, a ja staram się trochę od tego uciekać i pokazać cos innego, równie smacznego: tofu, polędwiczka, foie gras, carpaccio z ryby. Oczywiście chętnie podaję na przystawkę sushi nigiri, ale w trochę innej formie. Technika tego dania polega na ułożeniu odpowiednio na ryżu ryby tak, by to się nie rozpadło. Czego można spróbować na Twoich kolacjach? Wszystkiego. Staram się zaskakiwać. Jest danie, z którego jesteś szczególnie dumny? Nigiri. To jest danie, nad którym już długo pracuję. Poza tym staram się cieszyć wszystkimi szczegółami, które tworzę do poszczególnych dań. Jeśli przygotowuję wołowinę, staram się czerpać radość przykładowo z odpowiednio dobranego sosu i dodatków. Co Ci sprawia największą radość podczas kolacji? Zadowolenie gości. To jest ogromna radość dla mnie. Dlaczego gotujesz? W kuchni zawsze czułem się dobrze. Kiedy miałem pięć lat i byłem w kuchni z mamą, powiedziałem jej, że kiedyś będę miał restaurację, w której zawsze będzie dla niej stolik i będę serwował jej jajecznicę. W międzyczasie podchodziłem do różnych zawodów. Aż w pewnym momencie wróciłem do gotowania. I wciągnęło mnie bez reszty. Miałem dwóch mentorów, nauczycieli. Jeden z nich uczył mnie pracy na kuchni, organizacji, współpracy z ludźmi, cierpliwości i tego jak zgrać zespół. Był świetnym mentorem. A drugi rozwinął moje umiejętności gastronomiczne, pokazał techniki, nowe dania, wtedy zrozumiałem, dlaczego kuchnia japońska wygląda tak a nie inaczej. To było w Londynie, gdzie pracowałem przez dwa lata. Jest coś, czego jeszcze chciałbyś się nauczyć? Chciałbym wejść w to jeszcze głębiej. Jeśli kucharz chce się rozwijać, musi jeszcze bardziej poznawać ten świat, sprawdzać, smakować, uczyć się łączenia smaków. Jest dużo do poznania.
68
lokal
/
Egoist Restaurant ul. Wojskowa 4, Poznań, City Park/Stare Koszary
R
estauracja Egoist znajduje się w eleganckim centrum designu i smaku zlokalizowanym w samym sercu poznańskiego Grunwaldu. Jedyne w swoim rodzaju miejsce biznesowe o tak unikatowej architekturze i znakomitej lokalizacji w środku miasta. Niepowtarzalny klimat i historia sprawiają, że Stare Koszary stanowią kwintesencję dobrego stylu. Sama nazwa – Egoist – ma odzwierciedlać wyjątkowe podejście do gości. W dopieszczonym wnętrzu dopieszczamy kubki smakowe dbając o detale i gwarantując obsługę i jakość produktów na najwyższym poziomie. Egoist Restaurant to jeden lokal podzielony na kilka stref, w zależności od oczekiwań gości. Sala główna, na co dzień elegancko nakryta, przygotowana jest na specjalne okazje, romantyczne kolacje, wytworne bankiety oraz imprezy okolicznościowe. Menu sezonowe serwowane przez szefów kuchni oparte jest na ekologicznych warzywach i najwyższej jakości produktach, w których odnajdziecie bogactwo smaków. Kolejną strefą jest VIP ROOM, oddzielony od sali głównej biokominkiem. Miejsce może posłużyć jako osobna sala na spotkania biznesowe lub strefa relaksu, gdzie można zapalić wyborne kubańskie cygaro i napić się dobrej szkockiej whisky. Wieczorami, oprócz wyjątkowej kuchni
i eleganckiego wystroju restauracji, możemy zaskoczyć muzyką na żywo i winami z selekcji win by Mielżyński. Mamy również coś dla koneserów kawy, którą serwujemy z zabytkowego, ciśnieniowego ekspresu Brasilia Belle Epoque. Wyjątkowość kuchni w restauracji Egoist polega na tworzeniu niebanalnych kompozycji, opartych na zapomnianych smakach i produktach. Serwowana kuchnia europejska, z naciskiem na tradycyjne polskie dania jest ucztą dla wszystkich zmysłów. Menu komponowane jest na bazie składników pochodzących od lokalnych dostawców warzyw, ryb oraz mięsa, co stanowi gwarancję niepowtarzalnego smaku oraz jakości. Oprócz menu à la carte, zmieniającego się co sezon, szef kuchni przygotowuje menu degustacyjne na wyjątkowe okazje, spersonalizowane pod preferencje gości. Menu składające się z siedmiu wyjątkowych dań, w oprawie win dobranych przez sommeliera, z pewnością zaskoczy niejednego smakosza wykwintnego jedzenia. Serdecznie zapraszamy na nowe jesienne menu, które zaprezentujemy na przełomie września i października.
KONTAKT: tel. 606 206 400, e-mail: kontakt@egoist-restaurant.pl
FOT. MATERIAŁY PRASOWE
prestiżowy
70
Papierówka Poznań, ul. Zielona 8
P
apierówka to zielona odskocznia w centrum miasta. U nas zjesz lekką kuchnię regionalną urozmaiconą sezonowo, odpoczniesz w cieniu parku Zakrzewskiego oraz uraczysz się soczystymi jabłkami. Jesteśmy rodziną i naszą pasją od wielu lat jest gotowanie dla innych, przygotowywane dania przyrządzamy z najlepszych produktów z lokalnych gospodarstw. Nasza karta składa się z „Hitów Papierówki” które są tworzone sezonowo i można je skosztować przez około trzy miesiące. Aktualnie nowa karta miała premierę 4 sierpnia i można w niej znaleźć m.in.: kaczkę z sosem na bazie piwa porter z domowymi pyzami, musem
z modrej kapusty i jabłka z kalarepą i papierówką (kaczka w Papierówce to stała pozycja, w zależności od sezonu komponowana jest z innymi dodatkami), ogony wołowe w liściach kalarepy na chrzanowym purée z selerem naciowym młodym brokułem i cebulką perłową, pstrąg łososiowy z sosem z rokitnika, samopszą, ptysiem z bryndzą skrzypką z kwaśnej śmietany, agrestem, cukinią i marchewką, burger wołowy z kapustą włoską, kurkami, chutneyem z moreli i brzoskwiń z boczkiem wędzonym, serem cheddar, pieczonymi ziemniakami i dipem z musztardy francuskiej. Wszystkie dania komponują szefowie kuchni Paweł Piechniak-Buczkowski oraz Michał Trawiński.
SomePlace Else Poznań Poznań, ul. Bukowska 3/9
S
omePlace Else to idealne miejsce na relaks po pracy, spotkanie biznesowe, wieczorne wyjście z przyjaciółmi czy wspólne śledzenie wydarzeń sportowych na dużych ekranach. Profesjonalna obsługa, wyśmienita kuchnia, szeroki wybór koktajli, lokalnych i światowych alkoholi oraz znakomita atmosfera doskonale się tutaj łączą. SomePlace Else kusi aktualnie szybkimi lunchami. Lunche serwowane są od poniedziałku
do piątku w godzinach 12.00-16.00. W menu lunchowym znaleźć można pyszne i sycące dania, w specjalnych cenach. Przystawka, zupa oraz deser proponowane są za 10 zł, natomiast dania główne są w cenie 19 zł! W trakcie luchu trwają również Happy Hours – wszystkie napoje z karty z 50 proc. zniżką. Zaproś swoich partnerów biznesowych, współpracowników lub przyjaciół do SomePlace Else – miejsca spotkań. Warto spróbować!
www.poznan.someplace-else.pl/pl www.facebook.com/someplace.else.poznan/ tel. 61 655 20 00
FIRMA KARLIK Autoryzowany Dealer Volvo
ul. Abpa. Baraniaka 4 Poznań-Malta
ul. Poznańska 30 Poznań-Baranowo
T: (61) 872 90 62 www.karlik.dealervolvo.pl
72
familijnie
/
Daj siebie innym
đ&#x;ĄŹ
Kranówka podczas 17. PKO Poznań Maraton
Aquanet naleşy do ścisłej czołówki firm z branşy wodociągowo-kanalizacyjnej w Polsce. To największa w Wielkopolsce firma zajmująca się poborem, uzdatnianiem i dostarczaniem zimnej wody, odbiorem i oczyszczaniem ścieków, a takşe świadczeniem usług z zakresu gospodarki wodno-ściekowej. To instytucja, która – jak mówi jej prezes, Paweł Chudziński – poza wystawianiem faktur musi dać coś od siebie, dlatego od lat organizuje koncerty, warsztaty i wspiera wydarzenia kulturalne
N
ikt na rynku nie jest „samotną wyspą�, a kaşdy przedsiębiorca jest częścią większej całości. W Aquanecie jest ona rozumiana jako sieć powiązań społecznych, środowiskowych i rynkowych. Stąd konieczność wzmacniania odpowiedzialności za odbiorców, ciągłość biznesu, nieprzerwane i jakościowe świadczenie usług, za całą organizację wraz z jej systemem powiązań, za partnerów,
dostawców, firmy świadczące róşnego rodzaju usługi. Nade wszystko jednak to ogromna odpowiedzialność za pracowników spółki. – Jesteśmy firmą lokalną, poznańską – mówi Paweł Chudziński, prezes Aquanetu. – Nie chcemy być postrzegani jedynie jako ci, którzy tylko wysyłają faktury i podnoszą ceny wody.
73 
đ&#x;ĄŠ
FOT. ARCHIWUM AQUANET
Fotobudka przekazana przez Aquanet DruĹźynie Szpiku
đ&#x;ĄŠ
Koncert muzyki filmowej na Šęgach Dębińskich
đ&#x;Ą
Dzieci pracownikĂłw podczas tworzenia ilustracji do Raportu CSR
đ&#x;ĄŞ
Obsługa klienta w Aquanet
Chcemy ludziom dać teş jakąś wartość dodaną, przykładowo koncert, na który moşna przyjść za darmo, zorganizować piknik i posłuchać muzyki. Poza tym jako pierwsi w Polsce mieliśmy Fundusz Wodociągowy. Polega to na tym, şe przeznaczamy milion złotych rocznie na wsparcie w płaceniu naszych rachunków osób, których nie stać na zapłacenie całości. W tym roku mija 20 lat naszej edukacji ekologicznej, wyedukowaliśmy sto tysięcy dzieci. Jeździmy do szkół, prowadzimy wykłady, zabieramy dzieci do ujęcia wody, oczyszczalni, stacji uzdatniania wody, pokazujemy jak z brudnej robimy czystą. Aquanet SA, podobnie jak wiele innych świadomych firm na rynku, rozpoczął swoją przygodę z CSR, wydając w 2015 roku swój pierwszy Raport Społecznej Odpowiedzialności. Wiele aktywności wcześniej podejmowanych przez spółkę wpisywało się juş w filozofię zaangaşowania społecznego i CSR. Pierwszy raport miał pomóc przyjrzeć się tym działaniom, ocenić je, nazwać i uporządkować, a tam, gdzie to konieczne – wzmocnić.
Jak w praktyce wyglądają takie działania? Aquanet podejmuje je na rzecz bezpieczeństwa i najwyşszej jakości usług. Wspiera akcje charytatywne oraz te na rzecz regionu. Dba o najwyşszą jakość obsługi klienta i nieustannie inwestuje w coraz lepsze technologie. Włącza się w działania ekologiczne, troszcząc się o środowisko, z którego czerpie. Dba o warunki pracy i profilaktykę zdrowotną pracowników. Umoşliwia rozwój swoim pracownikom i wspiera ich zaangaşowanie w sport. Informacje o wszystkich działaniach, które są realizowane i przed którymi stoi jeszcze Aquanet moşna znaleźć na stronie www.csr.aquanet.pl. 
MAGAZYN NOWOCZESNEGO POZNANIAK A
Chcesz być zawsze na bieżąco? Dołącz do nas na facebooku Fb/poznanskiprestiz Magazyn dostępny bezpłatnie w punktach dystrybucji www.poznanskiprestiz.pl/gdzie-nas-znalezc/ „Poznański prestiż” w Twoim domu! Zamów prenumeratę już dziś – 12 miesięcy za jedyne 99 zł Czytaj także na www.poznanskiprestiz.pl
Koncerty na stadionie
FOT. MICHAŁ ANTONIEWICZ
Ania Dąbrowska, Riverside, Lemon czy Taco Hemingway – to gwiazdy, które wystąpiły w Klubie Muzycznym B17, zlokalizowanym na poznańskim INEA Stadionie. Po wielu latach nasze miasto doczekało się miejsca, które jest w stanie sprostać oczekiwaniom nawet najbardziej wymagających zespołów, a jednocześnie przyjąć dużą publiczność
P
oznań to stały punkt na trasach koncertowych artystów z Polski i świata. Klub B17 pomieści ponad 1400 osób, co czyni go jednym z największych tego typu obiektów w Wielkopolsce. Zaawansowane zaplecze techniczne, a więc wysokiej klasy system nagłaśniający, rozbudowana scena i oświetlenie sceniczne dają nieograniczone wprost możliwości organizacyjne. Poza koncertami w B17 odbywają się również targi, konferencje, pokazy aut czy imprezy firmowe. Ważnym elementem funkcjonalności B17 i całego INEA Stadionu jest
75
jego zaplecze gastronomiczne. Podczas koncertów do dyspozycji gości jest bogato zaopatrzony bar oraz 12 Sports Bar & Restaurant. W najbliższych miesiącach na scenie B17 wystąpią między innymi: COMA, Ira, Łąki Łan i Monika Brodka. Szczegółowe informacje o nadchodzących koncertach dostępne są na fanpage’u B17, a bilety do nabycia u wybranych dystrybutorów. REKLAMA
76
podróże
/
Wrzesień na Krecie Wczesną jesienią na wyspie jest zazwyczaj trochę wietrznie, ale nadal upalnie, pięknie i co ważne – taniej. Poza głównym sezonem zaoszczędzimy na noclegach i... leżakach. Jeśli Grecy spędzają wakacje na Krecie, to ci nieco starsi podróżują do mniejszych, ale urokliwych miasteczek na południu. Młodzież wybiera natomiast duże, imprezowe miasta na północy wyspy. Jednym z nich jest niewątpliwie Heraklion, w którym wylądujemy zaczynając wczasy na poznańskiej Ławicy tekst: Anna Skoczek
77
FOT. ARCHIWUM
M
iasto tętni życiem przede wszystkim w nocy. Jeśli zatrzymacie się w nim na dłużej, to warto zobaczyć zlokalizowane tuż pod nim mityczne labirynty, w których podobno więziony był Minotaur. Knossos to stanowisko archeologiczne, gdzie odkryto korytarze, według opowiadań zbudowane przez Dedala. Spacery po kamieniach, po których chodzili starożytni czy przyglądanie się amforom, które przetrwały tysiące lat robią wrażenie, chociaż efekt psują XX-wieczne dobudówki. Niestety w latach 1900-1930 postanowiono zrekonstruować część budowli. I nawet jeśli elementy kolumn,
cegieł czy schodów zachowały się w dobrym stanie, to większość turystów i tak zastanawia się, co z tego, co widzieli, było autentycznym zabytkiem? Pomimo że nie ma żadnych dowodów na to, iż właśnie Knossos było prawdziwą siedzibą króla Minosa i że to po jego zaułkach błąkał się Minotaur, to i tak jest to najchętniej odwiedzana atrakcja turystyczna na całej Krecie.
Starożytny Fajstos Całe szczęście to nie jedyne archeologiczne stanowisko na Krecie. Ponad 60 kilometrów na południowy zachód od Heraklionu znajduje się
78
amerykankę. Jeżdżąc tak jak po poznańskich ulicach, trzeba nastawić się na podróż przy akompaniamencie klaksonów. Samochód albo transport publiczny to zresztą jedyna możliwość zwiedzania wyspy. Jeśli ktoś chciałby objechać Kretę na rowerze, musiałby mieć wytrzymałość profesjonalnych górskich kolarzy. Wszystko dlatego, że w wielu miejscach jest tak, że w odległości kilku kilometrów od plaży znajdują się góry o wysokości ponad tysiąca metrów, a najwyższy szczyt Krety ma wysokość 2 456 m n.p.m., czyli więcej niż najwyższy wierzchołek w polskich Tatrach. Łatwo więc sobie wyobrazić, jak piękne i malownicze są wąwozy, którymi pokonać można trasę z północy na południe wyspy.
Magiczny wąwóz Agios Antonios Jedną z najbardziej fascynujących atrakcji przyrodniczych na wyspie jest wąwóz Agios Antonios. Po tym jak nacieszymy oczy widokami pięknych dębów i platanów, dotrzemy na wybrzeże. Morze Libijskie we wrześniu jest wyjątkowo ciepłe i w wielu miejscach lazurowo błękitne. Polecić można plaże w okolicach miejscowości Plakias i dalej na wschód w Palm Beach, Anatolice czy Agios Pavlos. Między miejscowościami kursują
FOT. ARCHIWUM
starożytne miasto, które powstało ok. 1900 roku przed naszą erą – Fajstos. Nie ma tam współczesnych dobudówek, idealnie za to zachował się układ pomieszczeń i przestrzeni użytkowych. Dojedziemy tam tylko wtedy, jeśli wynajmiemy samochód. Z tym nie ma większego problemu, bo wypożyczalnie na Krecie znajdziemy nawet w niewielkich miasteczkach, do tego we wrześniu ceny za auta spadają. Mając samochód bez problemu dostaniemy się w najpiękniejsze zakamarki Krety. Ruch na trasach jest niewielki, ale w miastach trzeba przygotować się na prawdziwą wolną
WARTO WIEDZIEĆ
• Z powodu niewielkiego przekroju rur kanalizacyjnych na całej Krecie (podobnie jak na innych greckich wyspach) obowiązuje zakaz wyrzucania do kanalizacji papieru toaletowego.
• Tradycyjnym greckim napojem alkoholowym jest ouzo (czyli wódka anyżowa), ale na Krecie pije się raki – tak jak w Turcji. • Kreta została przyłączona do Grecji w 1913 roku. • W 1999 roku na Krecie odnotowano ostatni głośny akt kreteńskiej zemsty. To niepisana zasada pochodząca z czasów, kiedy rządzili tam Turcy. Polegała na tym, że kiedy chrześcijanin został zabity przez muzułmanina i nie ujęto sprawcy, to rodzina mogła zemścić się na pierwszym napotkanym na drodze muzułmaninie.
zresztą pasażerskie motorówki i statki, które umożliwiają turystom wypoczynek na więcej niż jednej plaży. Jak zawsze na greckich plażach trzeba liczyć się z opłatami za leżaki. Na południu Krety, w mniejszych miejscowościach i jeszcze poza sezonem często można korzystać z nich bez opłat (cena leżaka za jeden dzień to ok. 2 euro). Po wypoczynku nad i w wodzie trzeba też zasmakować lokalnej kuchni. Przybrzeżne tawerny oferują całą masę ryb (np. mieczników, leszczy i sardynek) i owoców morza. Zanim jednak zacznie się rozmowę z kelnerem, warto zapamiętać, że w Grecji, odwrotnie niż u nas potakujący ruch głową znaczy „nie”.
Wycieczka do Chani Trzeba odwiedzić to miasto chociażby z powodu wyjątkowego klimatu wąskich uliczek, czy też unikalnego portu weneckiego. Warto zwrócić tam uwagę na Meczet Janczarów, czyli jeden
z najważniejszych śladów obecności Turków i muzułmanów na wyspie. Po wypędzeniu ich z Krety w budynku znajdowały się kawiarnia, restauracja czy też centrum informacji turystycznej. Chania była pierwszą stolicą wyspy.
79
k u lt u r a l n a r o z m owa
/
Orkiestra stu jeden serc Nagrali płytę z najsłynniejszym dyrygentem świata – sir Neville’em Marrinerem. Grają z nimi najwięksi międzynarodowi i polscy artyści. Na ich koncerty bilety wyprzedają się w ponad stu procentach, a na widowni zasiadają także nastolatki. Orkiestra Filharmonii Poznańskiej liczy sto osób, a za drzwiami stoi kolejka chętnych, by grać w jej szeregach. Na samym szczycie jest Wojciech Nentwig, dyrektor, zafascynowany muzyką i swoją orkiestrą rozmawia: Joanna Małecka
W
jego gabinecie na ścianach wiszą afisze koncertowe. Na nich największe i najbardziej znane nazwiska świata muzyki. Obok autografy artystów, którzy wystąpili z poznańską orkiestrą. Naprzeciwko wiszą portrety byłych dyrektorów Filharmonii Poznańskiej. Ale tu Pana nie ma… WOJCIECH NENTWIG: Jeszcze nie odszedłem. Może, kiedy zakończę pracę w filharmonii, zawiśnie tu i mój portret? (śmiech) O Orkiestrze Filharmonii Poznańskiej mówi się w różnych krajach. Jak to możliwe, że tak mało o Was słychać w stolicy Wielkopolski? Może nie ja jestem właściwym adresatem tego pytania? Czuję się człowiekiem pracy, a nie beneficjentem sukcesów. Podnoszenie i utrzymywanie poziomu artystycznego zespołu jest skomplikowanym i długim procesem. Nasza orkiestra
należała do czołowych polskich zespołów symfonicznych w latach 50. ubiegłego stulecia. Zresztą podczas pierwszego Konkursu Chopinowskiego w Warszawie pianistom nie akompaniowała orkiestra warszawska, ale właśnie poznańska. Potem różnie jej losy się toczyły. Kiedy w 2006 roku powierzono mi kierowanie Filharmonią Poznańską, nie miałem wątpliwości, że nadrzędnym celem artystycznym jest powrót orkiestry do czołówki najlepszych orkiestr symfonicznych kraju. Na jego osiągnięcie dałem sobie pewien czas. Dyrygentszef naszej orkiestry, profesor Marek Pijarowski, powiedział mi wtedy: „dodaj do tego trzy lata”. I rzeczywiście, pamiętam koncert, który daliśmy w Filharmonii Narodowej w Warszawie. Po nim mogliśmy powiedzieć, że mamy jedną z najlepszych orkiestr symfonicznych w Polsce. Jeśli się ma znakomitych i odpowiedzialnych muzyków, znajduje się wspólne cele, ustala wspólne zasady pracy, służące wspinaniu się na (artystyczne)
FOT. PIOTR SKÓRNICKI
80
81
szczyty – a one mają to do siebie, że nigdy nie są do końca osiągalne, bo zawsze można wznosić się wyżej – to… żadna orkiestra nie powinna mówić: „o, teraz my jesteśmy szczytem i to jest ten najwyższy poziom na świecie”. Zawsze można grać lepiej, unosić się wyżej. Nigdy nie jest tak, że ciągle jesteśmy na szczycie i dajemy tylko świetne koncerty. Tak jak to w życiu – bywają przecież dni lepsze i gorsze. Raz mamy dobry nastrój, kiedy indziej nic się nie udaje i nie wiemy dlaczego. Orkiestra to bardzo skomplikowany organizm – to sto indywidualności, które muszą się zgrać i które potrzebują lidera, który ich porwie. Dobra orkiestra po kilkunastu minutach pracy z nowym dyrygentem wie, czego może od niego oczekiwać. I albo da się artystycznie unieść albo – co zdarza się dużo rzadziej – nie. W Filharmonii Poznańskiej każdy kolejny sezon powinien być lepszy od poprzedniego, a każdy z nas powinien dawać z siebie tyle, na ile go stać. Jeśli te warunki spełniamy,
to wtedy możemy robić rzeczy wielkie. Nasza orkiestra sprzed kilkunastu lat i dzisiaj to z nazwy ten sam zespół, ale w sensie artystycznym to dwa różne organizmy. Czym się różnią? Choćby tym, że dla obecnej Orkiestry Filharmonii Poznańskiej nie ma barier nie do pokonania. Graliśmy ostatnio na przykład arcytrudną VI Symfonię Mahlera. Zresztą w minionych latach wykonywaliśmy z powodzeniem więcej symfonii Mahlera, Brucknera, dzieła Wagnera. Orkiestra jest w stanie zagrać teraz na wspaniałym poziomie utwory, po które rzadko sięgają inne polskie orkiestry. To świadczy o tym, że nie ma dla niej przeszkód w pokonywaniu kolejnych poprzeczek artystycznych. Jak długo trwa przygotowanie do koncertu? Standardowo są to cztery do pięciu prób.
„Jeśli się ma znakomitych i odpowiedzialnych muzyków, znajduje się wspólne cele, ustala wspólne zasady pracy, służące wspinaniu się na (artystyczne) szczyty – a one mają to do siebie, że nigdy nie są do końca osiągalne, bo zawsze można wznosić się wyżej – to… żadna orkiestra nie powinna mówić: »o, teraz my jesteśmy szczytem i to jest ten najwyższy poziom na świecie«. Zawsze można grać lepiej, unosić się wyżej” Patrząc na końcówkę minionego sezonu Wasze koncerty w Poznaniu przeplatały się z tymi, które daliście za granicą… Czerwiec był bardzo wyjątkowy – wystąpiliśmy na trzech międzynarodowych festiwalach. 2 czerwca byliśmy na Festiwalu Janáčkův máj, który odbywa się w Ostrawie i w Opawie. Zagraliśmy tam Harnasie Karola Szymanowskiego i na prośbę organizatorów – III Symfonię Felixa Mendelssohna. Wystąpiliśmy z jednym z najlepszych chórów Europy – Czeskim Chórem Filharmonicznym z Brna, z którym
współpracujemy od kilku lat. 18 czerwca zagraliśmy na największym międzynarodowym festiwalu open air w Czechach – Smetanova Litomyšl. Na dziedziniec zamku w Litomyśli przychodzą tysiące widzów. Byliśmy tam z muzyką polską – Wojciecha Kilara, Henryka Mikołaja Góreckiego oraz Karola Szymanowskiego, którego Stabat mater wykonaliśmy z Czeskim Chórem Filharmonicznym oraz międzynarodowym zestawem solistów. 23 czerwca zamknęliśmy 70. sezon artystyczny w Poznaniu, wykonując Stabat mater Karola Szymanowskiego i IX Symfonię Ludwiga van Beethovena, a dzień później otwieraliśmy słynny międzynarodowy festiwal Choriner Musiksommer koło Berlina. A co przygotowaliście dla poznaniaków w nowym sezonie? Oficjalnie sezon koncertowy rozpoczyna się na początku października. Jednak we wrześniu nagrywamy kolejną płytę, jedziemy na festiwal Chopin w barwach jesieni, który tradycyjnie otwieramy, pojawiamy się w uroczym Lądzie nad Wartą. A 6 października oficjalnie rozpoczynamy 71. sezon artystyczny i gwarantuję w nim bardzo dużo atrakcji i ciekawych wydarzeń. 27 października pojawi się Pretty Yende, zjawiskowa sopranistka, która wystąpi po raz pierwszy w naszym kraju, zespołem-rezydentem będzie znakomity Chór Opery i Filharmonii Podlaskiej. Zgodnie z tradycją poprzednich sezonów jest też artysta-rezydent, którego cała Polska może nam pozazdrościć (śmiech). To Rafał Blechacz, fantastyczny pianista, który w Polsce gra bardzo rzadko, a w nowym sezonie w Filharmonii Poznańskiej pojawi się aż trzy razy! Artystami-rezydentami zawsze są znakomici muzycy – w 69. sezonie był słynny francuski pianista Bertrand Chamayou, a w 70. – Nikolaj Znaider, jeden z najwybitniejszych skrzypków świata, który jest także cenionym dyrygentem. Czekamy na publiczność, która – muszę przyznać – tłumnie nas odwiedza. Mogę śmiało powiedzieć, że takiej frekwencji jak u nas nie ma żadna porównywalna instytucja muzyczna w Polsce. Kto dziś chodzi do filharmonii? Często mówi się, że tu pojawiają się ludzie powyżej 60. czy 70. roku życia. Filharmonia Poznańska jest zaprzeczeniem tej tezy. Wśród naszej publiczności co najmniej jedną trzecią stanowią młodzi i bardzo młodzi słuchacze – studenci i uczniowie szkół średnich. Mamy raczej inny problem – bardzo trudno dostać bilety na nasze koncerty. Na karnety na kolejny sezon chętni zapisują się wiosną. Znaczną część miejsc mamy
FOT. KATARZYNA ZALEWSKA
82
To bardzo mało. Czasami wykonujemy opery w wersji koncertowej. Normalnie, w operze, przygotowania do premiery trwają kilka tygodni. Na Giovannę d’Arco Verdiego, którą nagrywaliśmy na płyty podczas koncertu, mieliśmy pięć prób. Mamy wspaniałych dyrygentów, także młodszego pokolenia, takich jak Łukasz Borowicz, fenomenalnie zdolny artysta, dyrygujący obecnie na całym świecie – od Los Angeles po Tokio. Nagrał do tej pory ponad 70 albumów płytowych. Pod jego batutą, nakładem cpo, prestiżowej wytwórni niemieckiej, ukazało się właśnie opus magnum Feliksa Nowowiejskiego Quo vadis z udziałem Orkiestry Filharmonii Poznańskiej, solistów oraz Chóru Opery i Filharmonii Podlaskiej, które natychmiast zdobyło znakomite recenzje na świecie. W 2016 roku pierwsi na świecie nagraliśmy to dzieło na płyty. Nagranie pochodzi z naszego koncertu. A w 2014 roku, w setną rocznicę wybuchu I wojny światowej i 75. rocznicę wybuchu II wojny światowej, w Berlinie, z lipskim chórem radiowym (MDR) wykonaliśmy dzieło życia Romana Maciejewskiego – Requiem. Missa pro defunctis. Staramy się bowiem pamiętać o wspaniałych, a czasem zapomnianych wielkopolskich twórcach. Regularnie zamawiamy też nowe utwory u kompozytorów związanych ze środowiskiem poznańskim.
83
zarezerwowaną przez abonamentowiczów. Gdy kiedyś grał z nami Leszek Możdżer, przyszedł do mnie po koncercie i mówi: „Panie dyrektorze, jestem zafascynowany tą publicznością. Kiedy gram w niemieckich filharmoniach to średnia wieku wynosi tam około 70 lat, a przed budynkami stoją karetki pogotowia. A tutaj, gdy widzę tylu młodych ludzi, to jestem gotów co roku przyjeżdżać, tak dobrze się tu czuję”. Przyjeżdża do nas publiczność nie tylko z Wielkopolski, ale i z innych województw. „Najdalszą” grupę z Polski mieliśmy chyba z Cieszyna. Coraz liczniej przyjeżdżają
też melomani z Niemiec: z Berlina, Hamburga, Hanoweru. Spełnia się więc to, na czym nam bardzo zależy, bo ostatnią rzeczą, o której nawet nie chcę myśleć, to przygotowywanie koncertów do pustych krzeseł. Jak Wam się to udaje? Żeby mieć publiczność, trzeba z nią pracować, przygotowywać ją do odbioru muzyki. Każdego roku dajemy ponad tysiąc koncertów edukacyjnych. Młodzi artyści pod szyldem Pro Sinfoniki działającej w Filharmonii Poznańskiej i naszego
84
Jak zmieniała się orkiestra od 2006 roku, czyli odkąd objął Pan stanowisko dyrektora? Jak powiedziałem, orkiestra to bardzo skomplikowany organizm – to sto indywidualności, do których trzeba umiejętnie dotrzeć. Na pierwszej linii jest dyrygent. Od 2007 roku szefem orkiestry jest profesor Marek Pijarowski, jeden z najwybitniejszych polskich dyrygentów, człowiek, który jest uosobieniem spokoju i wybitnym pedagogiem. Pierwszym dyrygentem gościnnym jest Łukasz Borowicz, który bardzo dużo dyryguje w świecie; oby nam za szybko nie wyfrunął. Pracowaliśmy
z wieloma wybitnymi postaciami świata muzyki: Michaelem Sanderlingiem, Christopherem Hogwoodem, który ostatni koncert przed śmiercią zagrał właśnie z nami w Poznaniu czy legendarnym sir Neville’em Marrinerem. Wielkie postaci światowej batuty można próbować zapraszać dopiero wtedy, kiedy orkiestra reprezentuje naprawdę wysoki poziom. A zna Pan wszystkich artystów swojej orkiestry? Sądzę, że tak. Dużo jest chętnych, którzy chcą grać w Orkiestrze Filharmonii Poznańskiej? Nie ma tygodnia, w którym nie otrzymuję listów i e-maili od muzyków, którzy chcieliby grać w naszej orkiestrze. Chętnych jest bardzo wielu. Na konkursowe przesłuchania zgłaszają się dziesiątki muzyków. Nasze możliwości przyjmowania ich są jednak ograniczone. Wspaniała orkiestra, słynny chór chłopięco-męski, znakomite nazwiska solistów i dyrygentów, koncerty nie tylko w Poznaniu i w Polsce, ale… siedzimy w budynku Uniwersytetu Ekonomicznego, gdzie mieszczą się Wasze biura, koncerty gracie w Auli Uniwersyteckiej, w CK Zamek macie biura
FOT. PIOTR SKÓRNICKI
Biura Koncertowego jeżdżą po Wielkopolsce i koncertują dla młodzieży szkolnej i przedszkolaków; pojawiamy się też w ośrodkach kultury. Przy fatalnym systemie nauczania przedmiotów artystycznych, w tym muzyki, w naszych szkołach, trochę staramy się uzupełniać tę lukę. Oczywiście nie powinniśmy zastępować szkół, choć poniekąd to właśnie robimy. Dla nas najważniejsze jest to, żeby młodzi ludzie przekonywali się już we wczesnym wieku, że muzyka czy filharmonia to nie taki straszny diabeł, jak go niektórzy próbują malować. Każdy człowiek ma w sobie pokłady wrażliwości na piękno, lecz nie każdy miał szansę się o tym przekonać.
Pro Sinfoniki, a bibliotekę nutową w budynku NOT-u. Trochę to dziwne… No cóż, w jakiejś mierze jesteśmy bezdomni. Nie jest to radosna konstatacja; tym bardziej, że jesienią Filharmonia Poznańska kończy 70 lat. Nie mam wątpliwości, że nasza instytucja zasłużyła na swoją siedzibę. Wierzę, że nim zakończę tu swoją misję, to problem, a przynajmniej perspektywa stworzenia siedziby dla Filharmonii Poznańskiej, pojawi się i podjęte zostaną realne działania. Rozmowy trwają? Można tak powiedzieć. Chyba nie chce Pan teraz zrezygnować. Zobaczymy. Jeśli sił, pasji i zdrowia mi nie zabraknie, to chciałbym jeszcze to dzieło kontynuować, ponieważ naprawdę warto. Poznań to jedno z największych centrów kultury w Polsce i zasłużył na to, żeby posiadał jedną z najlepszych instytucji muzycznych w kraju. Cieszy nas to, że jesteśmy regularnie zapraszani na pierwszą estradę muzyczną w Polsce, do Filharmonii Narodowej, także do udziału w międzynarodowym Wielkanocnym Festiwalu Ludwiga van Beethovena kierowanym przez panią Elżbietę Penderecką. Bardziej ambiwalentne odczucia mam z tego powodu, że w minionych latach częściej niż z Polskim Radiem współpracujemy z Deutschlandradio Kultur, najważniejszą tego typu rozgłośnią w Niemczech – za jej pośrednictwem transmisji naszych koncertów słucha jednorazowo około miliona osób! Słuchając, w jaki sposób mówi Pan o Orkiestrze Filharmonii Poznańskiej, jestem pewna, że pasji jeszcze długo Panu nie zabraknie. W domu też Pan tak żyje kierowaną przez siebie instytucją? No właśnie tak, dlatego moja żona mnie coraz częściej pyta, kiedy zakończę tę swoją misję? (śmiech). Na szczęście kiedy pojawiam się w domu o najróżniejszych porach, zazwyczaj, kiedy jest już ciemno, wiem, że mam wspaniałą rodzinę, która zawsze mnie wspiera i na którą w każdej sytuacji mogę liczyć. Mam wyrozumiałą żonę, wspaniałe dzieci i wnuki – jeden mieszka w Warszawie, a drugi w Berlinie, więc siłą rzeczy sporo podróżuję. Świadomość, że ma się wokół siebie takich ludzi, dodaje sił i skrzydeł. Zdradzę Pani, że z żoną umówiliśmy się, że kiedy wracam do domu sprawy filharmonii zostają za drzwiami.
Nie wierzę… I… ma Pani rację. Praca osoby kierującej taką instytucją trwa tak naprawdę… 24 godziny na dobę. Nierzadko bowiem pomysły przychodzą mi do głowy późnym wieczorem lub nocą. Dlatego na nocnym stoliku mam lampkę i notesik... Dyrektor nagle milknie, a jego wzrok przykuwa jedno ze zdjęć za moimi plecami. Proszę spojrzeć na Zdzisława Dworzeckiego, jednego z byłych dyrektorów filharmonii, mojego wieloletniego przyjaciela. Za szybko odszedł… Prawdopodobnie jemu zawdzięczam, że tutaj jestem. To był niezwykły pasjonat, nadzwyczajny człowiek. Kiedy patrzę na jego zdjęcie, myślę sobie: „Zdzisiu, staram się tę misję kontynuować”…
„Dla nas najważniejsze jest to, żeby młodzi ludzie przekonywali się już we wczesnym wieku, że muzyka czy filharmonia to nie taki straszny diabeł, jak go niektórzy próbują malować. Każdy człowiek ma w sobie pokłady wrażliwości na piękno, lecz nie każdy miał szansę się o tym przekonać” Był dla Pana kimś ważnym? Tak. Podobnie jak ja skończył studia prawnicze i fascynował się muzyką. W tym roku minęło 20 lat od jego śmierci. Koncert na zakończenie 70. sezonu został dedykowany między innymi jego pamięci. Wiele razem przeżyliśmy. Kiedyś, gdy jechałem z Chórem Uniwersyteckim do ówczesnego Leningradu, Zdzisław poprosił mnie, żebym przywiózł mu płyty Włodzimierza Wysockiego, o które było trudno, także w jego rodzinnym kraju. Pojechałem do jednego ze wskazanych mi sklepów i mówię sprzedawczyni, że bardzo zależy mi na płytach Wołodii W. A ona patrzyła na mnie i udawała, że nie wie o co mi chodzi. Nagle się odezwała: „ładną masz kurtkę”. Miałem wtedy na sobie markową dżinsową kurtkę kupioną w Berlinie Zachodnim. Powiedziałem jej więc: „może być Twoja, jeśli załatwisz mi te płyty”. Miałem przyjść za godzinę. Odebrałem zawiniątko, za które zapłaciłem kilka rubli i …„zapomniałem” wziąć kurtki, która została na ladzie. Najważniejsze było to, że miałem Wysockiego dla Zdzisława.
85
86
k u lt u r a l n a r o z m owa
/
Szczeliny wolności Dlaczego wielu artystów zaraz po wojnie pozostało w zaciszu swoich pracowni, malując martwą naturę? Czy pomiędzy abstrakcjonizmem i surrealizmem, wielkimi narracjami w sztuce XX wieku, polscy malarze znajdowali swoją przestrzeń? To tylko niektóre pytania, na jakie znajdziemy odpowiedź w Muzeum Narodowym. O wystawie „Szczeliny wolności – sztuka w latach 1945-1948/1949” opowiada jej kurator – Włodzimierz Nowaczyk rozmawia: Michał Gradowski
które wzory z innych krajów można popierać. Dlatego ten krótki okres nazwaliśmy „szczelinami wolności”.
Skąd wziął się pomysł na stworzenie wystawy „Szczeliny wolności”? WŁODZIMIERZ NOWACZYK: Bardzo dawno temu w 1996 roku robiliśmy z Piotrem Piotrowskim wystawę „Odwilż” o sztuce polskiej w drugiej połowie lat 50. Myślałem później o kolejnej wystawie krytycznej, która pokazywałaby w różnych aspektach sztukę danego czasu. Okres trzech lat bezpośrednio po II wojnie światowej, kiedy Polska przeszła drogę od znamion państwa demokratycznego do dominacji Związku Radzieckiego, był w sztuce wyjątkowo interesujący. Powstawała wtedy sztuka niezależna od ideologii, od wszelkich nacisków politycznych, od polityki kulturalnej wskazującej
Ekspozycja składa się z trzech części – pierwsza została zatytułowana „Czas martwej natury”. O czym opowiada? Pierwsza część wystawy została poświęcona twórczości malarzy kolorystów, którzy po 1945 roku. objęli ważne stanowiska na wielu uczelniach plastycznych – zostali rektorami, jak Eugeniusz Eibisch albo wpływowymi postaciami – jak Jan Cybis, Artur Nacht-Samborski czy Jerzy Fedkowicz. Narzucili oni uczelniom własną doktrynę artystyczną, która wywodziła się z 1924 roku, z wyjazdu 11 studentów Józefa Pankiewicza do Paryża. Mieli pojechać na siedem tygodni, zostali siedem lat i wrócili z konkretną propozycją artystyczną, która rozwijała się w latach 30. Koloryści wierzyli w autonomię malarstwa i gestu malarskiego – nieważne co się namalowało, tylko jak. Podkreślali znaczenie martwej natury, która może być dowodem na to, czy dany artysta jest intrygujący, ciekawy, wykraczający poza wszelkie granice, czy tylko przeciętny. Nie musi tego udowadniać malarstwo historyczne czy inny wielki temat, bo martwa natura też jest wielkim tematem. Od razu rodzi się pytanie, dlaczego rok 1945, który jest cezurą w świecie m.in. ze względu na zrzucenie bomb atomowych na japońskie miasta i dynamikę przemysłu, w Polsce nie stał się także cezurą w malarstwie? Dlaczego wielu artystów pozostało w zaciszu swoich pracowni,
malując martwą naturę? Szukamy na nie odpowiedzi w tej części ekspozycji. Co można zobaczyć w drugiej odsłonie wystawy, zatytułowanej „Wojna/Wojna”? W 1945 roku w każdym domu kultury – od najmniejszej wsi po Muzeum Narodowe w Warszawie – organizowano wystawy poświęcone stratom wojennym – fotograficzne, malarskie, obrazujące zniszczone dzieła sztuki. My skupiliśmy się jednak na prezentacji różnych sposobów przedstawiania wojny w wymiarze egzystencjalnym. Oglądamy getto lwowskie widziane oczyma Jonasza Sterna, który w nim przebywał i dwukrotnie uniknął śmierci – raz wyskoczył z pociągu, a raz minęła go kula w czasie rozstrzelania. Są działa Henryka Stażewskiego, który malując kilka obrazów o tematyce wojennej pozostał wierny abstrakcji czy Erny Rosenstein, która odeszła od malarstwa sensu stricto poświęconemu Holocaustowi na rzecz malarstwa surrealistycznego. Są też dzieła Andrzeja Wróblewskiego, który niestety został doceniony dopiero kilkadziesiąt lat później, ale to jego obrazy – cykl „Rozstrzelanie” – były w tym czasie najciekawsze. Trzecia część, „Abstrakcja i Surrealizm”, poświęcona jest sztuce nowoczesnej – od Władysława Strzemińskiego po Tadeusza Kantora. Na co warto zwrócić uwagę? Mamy tutaj dwie główne postaci – Tadeusza Kantora i Bogusława Szwacza, którzy pojechali rok po roku do Paryża. Kantor wrócił zafascynowany surrealizmem, a Szwacz abstrakcją liryczną, która była wtedy najnowszym doświadczeniem w sztuce francuskiej lat 40., a o surrealizmie powoli zaczynano zapominać. Lata 40. były czasem dominacji malarstwa nowoczesnego, ale pomiędzy
87
wielkimi narracjami XX wieku – abstrakcjonizmem i surrealizmem – polscy artyści szukali swojego miejsca, tak jak Marek Włodarski, który odwołując się do tradycji awangardy międzywojennej doszedł do własnego wymiaru abstrakcji. Zwieńczeniem tego okresu w Polsce była I Wystawa Sztuki Nowoczesnej w Krakowie w 1948 roku, z którą wiąże się zagadka: dlaczego Władysław Strzemiński, najwybitniejszy polski modernista, twórca międzywojennej awangardy, nie wziął w niej udziału? Otóż bał się wpływu artystów, których nie znał, na wystawę, przede wszystkim przedstawicieli surrealizmu, bo niezbyt go cenił. Wystawa i tak nie miała jednak szczęścia, bo w tym samym czasie obradował Kongres Zjednoczeniowy, gdzie powstała PZPR, nietolerująca obcych wpływów w malarstwie. Sztuka nowoczesna była więc rodzajem obrony przed nadchodzącą okrutną doktryną realizmu socjalistycznego. Wystawa urywa się właśnie u progu roku 1949, gdy władza zapowiedziała zmiany w polityce kulturalnej. Wystawie towarzyszy także bogaty program spotkań. Prof. Marek Hendrykowski będzie opowiadał o rzadko pokazywanych filmach dokumentalnych z lat 40., poznamy poezję tego czasu w wykonaniu aktorów Teatru Nowego, będą wykłady, które poszerzą wiele aspektów wystawy. Choć opowiadamy o okresie sprzed zaledwie 70 lat, to jest to jednak bardzo odległy czas – warto go przybliżyć, przedstawić z różnych perspektyw, aby stał się powszechnie zrozumiały. Ekspozycję kuratorowaną przez Włodzimierza Nowaczyka można oglądać do 12 listopada Więcej informacji na stronie www.mnp.art.pl
Kobieta warta Poznania 21 września, godz. 18:00, Instytut Idea Fit&Spa, ul. Majakowskiego 349
88
Kobieta warta Poznania to cykliczne spotkania dla kobiet, które chcą zawrzeć nowe znajomości, szukają inspiracji lub po prostu chcą wypić kawę w atmosferze ciekawych rozmów. Na spotkaniach goście – kobiety, opowiadają o swoich przeżyciach oraz dzielą się własnymi refleksjami dotyczącymi konkretnego tematu. Kolejne spotkanie Kobiety wartej Poznania odbędzie się 21.09. o godz. 18.00 w Instytut Idea Fit&Spa, przy ul. Majakowskiego 349 w Poznaniu. Na spotkanie obowiązuje rejestracja – szczegóły są podane na fanpage’u Kobieta warta Poznania.
„Find Your Fit” 8 września, salon Yoshi, ul. Wysoka 12 Salon YOSHI we współpracy z Panache zaprasza 8 września w godzinach od 10 do 19 na imprezę brafittingową, która pozwoli kobietom w Poznaniu odpowiednio dopasować idealny do ich kształtów biustonosz. Klientki zostaną także zaproszone do zgłaszania swoich brafitterek do tytułu Brafitterki Roku Panache. Każda klientka, która nominuje swoją brafitterkę podczas jednej z imprez „Find Your Fit”, weźmie udział w losowaniu nagrody, którą jest jeden z 30 pięknych produktów Panache obejmujących biustonosze bieliźniane, stroje kąpielowe i biustonosze sportowe.
wydarzenia
/
/
Frida w Zamku 28 września – 21 stycznia, godz. 12-20, CK Zamek, bilety 20 zł To będzie jedno z najważniejszych kulturalnych wydarzeń tego roku. Od 28 września w CK Zamek będzie można zobaczyć pierwszą w Polsce prezentację dzieł Fridy Kahlo. Ta meksykańska malarka zasłynęła głównie z autoportretów, ale równie barwne co jej obrazy było także jej życie. Nieukrywany biseksualizm, burzliwe związki z komunistycznym rewolucjonistami i ciągła walka z cierpieniem, także tym czysto fizycznym, spowodowanym urazami po wypadku samochodowym – m.in. dlatego historia Fridy do dzisiaj jest niezwykle interesująca. A sama postać, dzięki filmowi Frida z Salmą Hayek, jest rozpoznawalna na całym świecie. Oprócz obrazów artystki w Poznaniu będzie można zobaczyć również obrazy i rysunki Diego Rivery, fotografie Bernice Kolko, malarstwo i grafiki Fanny Rabel oraz współczesną sztukę meksykańską z kolekcji prywatnych oraz Muzeum Narodowego w Warszawie.
9 września, od 9:00 do 17:00, Centrum Medyczne neoMedica ul. Świetlana 25, Poznań – Grunwald Dzisiejsze tempo życia, zła dieta, brak aktywności fizycznej, determinują stan naszego zdrowia, jak i naszych dzieci. Nie myślimy o tym, że ma to również wpływ na nasze kości, a w konsekwencji prowadzi do takich chorób, jak osteoporoza lub skolioza u dzieci. Na szczęście nie musi tak być! Profilaktyka i badania mogą uratować nasze kości. Centrum Medyczne neoMedica zaprasza na Sobotę Pełną Zdrowia, podczas której dorosły i dziecko (od 7. roku życia), będą mogli zrobić badania densytometryczne z kości, które określą ich stan, z dokładnością do 1 proc., a wynik skonsultować ze specjalistami Poradni Leczenia Zespołów Bólowych i Schorzeń Kręgosłupa CM neoMedica. Poza tym czeka wiele atrakcji i prezentów, takich jak nauka pierwszej pomocy dla dzieci czy specjalna oferta na badania laboratoryjne. Szczegóły: www.neomedica.pl Zapisy na badanie kości: tel. 730 730 710
FOT. MATERIAŁY ORGANIZATORÓW
będzie się działo
Sprawdź kondycję kości – swoich i dziecka
SZCZELINY WOLNOŚCI. Sztuka Polska w latach 1945-1948/49 6 sierpnia – 12 listopada 2017, Muzeum Narodowe w Poznaniu, Kurator: Włodzimierz Nowaczyk Wystawa polskiej awangardy II polowy XX w. poświęcona jest sztuce polskiej trzech lat bezpośrednich po II wojnie światowej. 17.09. – niedziela, godz. 12 – Między şywą a martwą‌ naturą. Wykład przyblişający problematykę twórczości artystów związanych z ugrupowaniem kolorystów. Prace tych twórców, licznie zebrane na wystawie, będą okazją do omówienia chętnie podejmowanego tematu martwej natury i pejzaşu oraz problemu malarskiego, jakim jest „rozstrzygnięcie płótna po malarsku�. Prowadzenie: dr Paweł Ignaczak, ASP, Warszawa, Muzeum Warszawy. Wstęp: bilet na wystawę. 24.09. – niedziela, godz. 12 „Szczeliny� na papierze – spacer po wystawie. Znaczną część dzieł prezentowanych na wystawie stanowią prace na papierze z kolekcji Gabinetu Rycin MNP. Największy ich zestaw to prace konkursowe do opery Piotra Perkowskiego Swantewit. Rzadko eksponowane, zaskakujące innowacyjnością realizacje, zwłaszcza nagrodzony projekt Marii Jaremy, wyznaczą szlak niecodziennego spaceru po Szczelinach wolności. Prowadzenie: Katarzyna Gieszczyńska-Nowacka, Gabinet Rycin MNP. Wstęp: bilet na wystawę. 
89 
đ&#x;ĄŹ
Alfred Lenica, Geometria 3 Miasto, lata 40. XX w., olej na blasze, 59,5Ă—58, Galeria Piekary
đ&#x;Ą
Maria Jarema, Zwierzęta, 1948, tempera na tekturze, 78×100, Muzeum Narodowe w Poznaniu, MNP Mp 2254
đ&#x;Ą
Piotr Potworowski, Krajobraz z Wiltshire, 1953, olej na płótnie, 46×61, Muzeum Narodowe w Poznaniu
PGA Polska Championship
IV Wildecki Bieg Ĺšniadaniowy
14 września, Kalinowe Pola, Kalinowo k. Niesulic, ul. Golfowa 1, 66-213 Skąpe, woj. lubuskie
9 września, godz. 10, wstęp wolny (limit osób: 200 dorosłych, 50 dzieci)
Finał najwaşniejszej ligi zawodowego golfa w Polsce BMW PGA Polska Tour rozpocznie się juş 14 września na polu golfowym Kalinowe Pola. Tradycyjnie zawody zainauguruje Pro-Am, w trakcie którego zawodowcy połączą siły z amatorami. To doskonała okazja dla kaşdego gracza na podpatrzenie gry najlepszych zawodników. Pierwszego dnia, w czwartek, odbędzie się równieş piknik dla zaproszonych gości. Kaşdy będzie miał okazję spróbować swoich sił podczas Akademii Golfa. PGA Polska Championship to wiele dodatkowych konkursów sportowych. Po pierwszym dniu rozgrywek tradycyjnie odbędzie się spektakularny finał Mistrzostw Polski Longest Drive. W piątek rozpocznie się turniej główny, który będzie trwał do niedzieli. Zawodowcy zagrają w klasyfikacji stroke play brutto, natomiast amatorzy w klasyfikacjach stroke play brutto i netto. Pula nagród dla zawodowców wyniesie 50 000 zł, sponsorem jest BMW Polska. Po zakończeniu rundy finałowej poznamy mistrza PGA Polska Championship, triumfatora rankingu Order of Merit 2016, a takşe najlepszego amatora klasyfikacji generalnej. 
Fundacja SPOT. oraz biegi.wlkp zapraszają na kolejną, czwartą edycję Wildeckiego Biegu Śniadaniowego! Jak co roku do dyspozycji biegaczy będą dwie trasy – dłuşsza, około 5 km oraz krótsza – dla dzieci. Obie przebiegają przez park Jana Pawła II oraz wokół pobliskich ogródków działkowych, a bieg odbywać się będzie w atmosferze śniadaniowego pikniku. Śniadanie przygotuje Restauracja SPOT. przy współpracy z lokalnymi przedsiębiorcami. Wydarzenie dofinansowano ze środków Centrum Warte Poznania. 
7 urodziny Boro INC 9 wrzeĹ›nia, Galeria MM Legendarne gwiazdy polskiej sceny muzycznej, najnowsze trendy francuskiej i wĹ‚oskiej mody, klubowe hity rodem z Los Angeles, a wszystko to z okazji 55-lecia dziaĹ‚alnoĹ›ci artystycznej zaĹ‚oĹźyciela zespoĹ‚u Czerwone Gitary – Bernarda Dornowskiego i 7 urodzin Celebration Productions! Edward Hulewicz, Wojciech Hoffmann z Turbo, finalista programu Must Be The Music – Kuba Zaborski, gwiazda ukraiĹ„skiego i niemieckiego MTV – Damon Hodges, DĂ˜UBLE LĂ˜UD3RS, czyli Leon Myszkowski i MichaĹ‚ Harasimiuk, to tylko część artystĂłw, jacy wystÄ…piÄ… na tej imprezie, ktĂłra rejestrowana bÄ™dzie na potrzeby koncertowego DVD, a jego premiera odbÄ™dzie siÄ™ jeszcze w tym roku. WraĹźeniom muzycznym towarzyszyć bÄ™dÄ… te modowe przygotowane przez francuskÄ… projektantkÄ™ AgnĂŠs Wuyam.  www.facebook.com/events/297271084015848/
Bike Challenge 2017 10 września, godz. 8:00, Jezioro Maltańskie
90
Škoda Poznań Bike Challenge to czwarta edycja największego wydarzenia rowerowego w Polsce. Nad Jeziorem Maltańskim po raz kolejny w szranki staną zawodowi kolarze, wysportowani amatorzy, rekreacyjni rowerzyści, a nawet najmłodsi fani rowerowej jazdy. Zmierzą się na czterech trasach – każda o różnym stopniu trudności.
w te atr z e
/
Inauguracja w Operze
Wielka premiera nowej Mazdy CX-5 w Voyager Group 22-24 września, piątek i sobota 9.00 – 18.00 oraz 20.00 – 23.00, niedziela 10.00 – 16.00, ul. św. Michała 20 Wielka premiera nowego SUV-a – Mazdy CX-5 już wkrótce w poznańskim salonie Mazdy – Voyager Group. Wydarzenie rozpocznie się w piątek i potrwa do niedzieli. W tym wyjątkowym czasie fani motoryzacji będą mieli okazję przetestować najnowszy model marki Mazda w różnych konfiguracjach, a ich wrażenia z jazdy zarejestruje kamera 360°. Dodatkowo w piątek i w sobotę tych, którzy wolą poznawać uroki miasta nocą, Voyager Group zaprasza na nocne, pełne emocji jazdy testowe. W czasie imprezy nie zabraknie także atrakcji dla dzieci i młodzieży w japońskim klimacie. W sobotę i niedzielę będzie można nauczyć się pisowni japońskiego, poznać tajniki sztuki składania papieru origami, posłuchać opowieści o dawnej Japonii, obejrzeć pokaz japońskiej sztuki walki i broni. Więcej szczegółów na temat wielkiej premiery nowej Mazdy CX-5 na stronie www.mazdacx5.voyagergroup.pl
Inauguracja imprezy „Senioralni. Poznań” 30 września, godz. 12:00, Wolny Dziedziniec Centrum Inicjatyw Senioralnych już po raz siódmy organizuje w październiku imprezę „Senioralni. Poznań”, a inauguracja imprezy odbędzie się na placu Kolegiackim. W programie znajdą się znane seniorom punkty, jak symboliczne przekazanie z rąk prezydenta miasta władzy w mieście najstarszym poznaniakom i wręczenie certyfikatów „Miejsce przyjazne seniorom”. Organizatorzy we współpracy z Teatrem Muzycznym w Poznaniu przygotowali również program artystyczny, a w nim najdłużej związani z Teatrem Muzycznym artyści pokażą przedpremierowo fragmenty nowej, znakomitej komedii Marka Chojnackiego neSTORY!, a na bis tradycyjnie koncert operetkowy. Podczas inauguracji wolontariuszki i wolontariusze Centrum Inicjatyw Senioralnych rozdawać będą szczegółowe programy październikowych wydarzeń.
W niedzielę 17 września o godzinie 18.00 w Teatrze Wielkim im. Stanisława Moniuszki w Poznaniu rozpocznie się pełen wspaniałej muzyki i wzruszeń koncert inaugurujący sezon 2017/2018. Zespół Teatru Wielkiego pod batutą Gabriela Chmury wykona najsłynniejsze arie z oper, które zobaczymy w nowym sezonie. Bohaterką drugiej części koncertu będzie obchodząca jubileusz 30lecia pracy artystycznej Barbara Kubiak – jedna z najwybitniejszych postaci w historii Teatru, znana poznańskiej publiczności między innymi z partii Aidy, Normy, Halki, Madame Butterfly. Koncert inauguracyjny będzie nie tylko okazją do obcowania ze sztuką operową, ale także do poznania repertuarowych planów Teatru w sezonie artystycznym 2017/18. Sześć premier, 133 wydarzenia, 21 tytułów operowych, osiem tytułów baletowych, recitale i koncerty – to wszystko czeka na widzów już od września. Teatr zaprosił do współpracy w nowym sezonie znakomitych dyrygentów, reżyserów i solistów. Są wśród nich: Tadeusz Kozłowski, Massimiliano Caldi, Bassem Akiki, Michael Sturm, Robert Bondara, Andrij Zholdak, Aleksandra Kurzak, Małgorzata Walewska, Thomas Mohr, Mikołaj Zalasiński, Rafał Siwek, Dario Solari. Wśród operowych tytułów sezonu artystycznego 2017/18 będą te szczególnie cenione jak: Rigoletto Giuseppe Verdiego i Napój Miłosny Gaetano Donizettiego, jak i mniej znane dzieła. Na zamknięcie obchodów 140 rocznicy urodzin Feliksa Nowowiejskiego przygotowano Legendę Bałtyku. Tuż przed 200. rocznicą urodzin patrona Teatru – Stanisława Moniuszki – sięgnięto po mniej znany utwór kompozytora – Jawnutę. Wydarzeniem sezonu 2017/2018 będzie opera Ryszarda Wagnera Śpiewacy norymberscy, ostatni raz wystawiana w Polsce w latach 30. XX wieku. Spektakl wyreżyseruje Michael Sturm. Honorowy patronat nad przedsięwzięciem objął Ambasador Niemiec w Polsce Rolf Nikel.
FOT. MATERIAŁY ORGANIZATORÓW
17 września, godz. 18, Teatr Wielki, (Scena Duża), bilety 15-75 zł
91 
Iwona, księşniczka Burgunda 30 września, godz. 19, bilety: 55 zł, Teatr Nowy (Duşa Scena) Jak dramat Witolda Gombrowicza sprzed prawie 80 lat odnosi się do współczesności? W najnowszej premierze Teatru Nowego reşyserka Magdalena Miklasz sprawdza, co stanie się, jeśli ktoś spróbuje wyrwać nas ze strefy komfortu. Nawet jeśli wybraliśmy najzdrowszą dietę, ładnie połoşone mieszkanie, wygodne i modne ciuchy, znaleźliśmy sobie najlepszego dostępnego partnera i mamy krąg sprawdzonych przyjaciół – nie pozostaniemy bierni, jeśli ktoś spróbuje zakwestionować nasze szczęście. Czy moşna uciec przed gombrowiczowską gębą? W tytułowej roli Alicja Juszkiewicz. 
Edukacja Rity 25 września, godz. 19, Teatr Wielki w Poznaniu, bilety: parter: rząd I – VII: 140 zł, rząd VIII - XV: 135 zł, I balkon: 125zł, II balkon: 80 zł, III balkon: 40 zł, 30 zł Edukacja Rity to historia spotkania dwojga ludzi, których pozornie dzieli wszystko. Ona – młoda fryzjerka, wulkan energii i młodzieńczej otwartości, marzy o lepszym świecie i zostaje studentką uniwersytetu otwartego. On – profesor literatury, niespełniony poeta, zgorzkniały i zrezygnowany. Wkrótce okaşe się, şe ta przypadkowa znajomość
nieoczekiwanie zmieni ich oboje‌ Rita przechodzi swoistą przemianę, ale traci swoją indywidualność i świeşość postrzegania świata. Frank uwaşa to za osobistą poraşkę... Występują: Piotr Fronczewski – wybitny i dojrzały aktor oraz Katarzyna Ucherska – młoda, bardzo utalentowana, znana szerokiej publiczności aktorka. Organizator Poznańskiej Premiery: GRUV ART Magdalena Nowecka i Renata Pepka-Stróşyk Rezerwacja biletów: rezerwacja@gruv-art.com.pl lub tel. 61 8471115 Bilety: www.gruv-art.com.pl, www.facebook.com/ GRUV.ART.TEATR, www.bilety24.pl, www.ebilet.pl, www.kupbilecik.pl, www.ewejściowki.pl, Centrum Informacji Miejskiej (CIM) 
đ&#x;ĄŹ
Edukacja Rity
Za lepsze czasy 11 września, godz. 19, Scena na Piętrze, bilety: 45, 60 i 75 zł Nowy, 39. juş sezon w Scenie na Piętrze zainauguruje polska prapremiera sztuki Jacka Hempla, który po komediach Jakoś to będzie i Będzie tylko lepiej Inauguracja Mecenas i sponsor sezonu 2017/2018 napisał kontynuację tej ostatniej – Za lepsze czasy. To dalsze losy panów A i B, których spotykaJacek Hempel my w całkiem innych niş dotąd rolach i sytuacjach, ale teş w nowej rzeczywistości. Czy, pomimo dzielących ich pogląw komedii występują dów, wykształcenia i pozycji społecznej potrafią się porozumieć? W rolach w roli Pana A głównych wystąpią Jacek Kałucki i Marek Siudym, w roli Pana B sztukę wyreşyserował Maciej Wojtyszko, a auMACIEJ WOJTYSZKO torem muzyki jest Piotr PIOTR ŝUROWSKI ŝurowski. Po spektaklu, 09-11.09.2017 godz. 19:00 jak zawsze, lampka wina www.scenanapietrze.pl www.estrada.poznan.pl z aktorami w Galerii. 
Za lepsze czasy
MAREK SIUDYM
JACEK KAĹ UCKI reĹźyseria
muzyka
92
na
scenie
/
Festival Aquanet Pyrlandia 2017 2 września, Łęgi Dębińskie / park im. Jana Pawła II, godz. 15-18 Przed nami 13. już edycja Festiwalu Pyrlandia. W ramach tegorocznego festiwalu na otwartym i bezpłatnym koncercie zagra Happysad. Zespół został założony w 2001 roku w Skarżysku-Kamiennej i grał na początku pod innym szyldem. W 2004 już jako Happysad wydał swój debiutancki album Wszystko jedno, który magazyn „Teraz Rock” uznał za jeden z 50 najważniejszych albumów w historii polskiego rocka. Od tego czasu grupa wydała sześć kolejnych płyt i zagrała ponad tysiąc koncertów. W tym roku Happysad wydał siódmą płytę pt. Ciało obce i z pewnością część utworów z tego krążka usłyszymy na poznańskim koncercie.
Dire Straits Symfonicznie 10 września, godz. 18, Teatr Wielki, bilety: 119 i 149 zł
28-30 września, godz. 19, Teatr Muzyczny, bilety: od 38 zł Nine, najważniejsze dokonanie w dorobku scenicznym Maury'ego Yestona, to słynny musical wystawiony po raz pierwszy na Broadwayu w 1982 roku. Historia nawiązuje do oscarowego filmu Federica Felliniego Osiem i pół z 1963 roku, z kultową rolą Marcello Mastroianniego. Guido Contini, znany włoski reżyser filmowy i celebryta, w przeddzień 40 urodzin staje twarzą w twarz z kryzysem wieku średniego. Chce nakręcić nowy film, ale nie ma na niego pomysłu. W dodatku jego żona Luisa, była aktorka, zastanawia się nad porzuceniem męża, a na horyzoncie pojawią się też inne kobiety… Poznańską wersję Nine wyreżyseruje Jacek Mikołajczyk (Zakonnica w przebraniu, Rodzina Addamsów). Kierownikiem muzycznym spektaklu jest Piotr Deptuch, za choreografię odpowiada Paulina Andrzejewska, scenografię projektuje Mariusz Napierała, a kostiumy Agata Uchman. Realizatorzy ci współpracowali przy premierach musicalowych Teatru, takich jak: Jeckyll&Hyde, Evita czy Jesus Christ Superstar. Publiczność usłyszy hity: Be Italian, Unusual Way czy Only with You. Wszystkie w polskiej wersji językowej autorstwa Jacka Mikołajczyka. Spektakl jest przeznaczony dla widzów od 15. roku życia, będzie pokazywany wielokrotnie także w pierwszej połowie października.
Michał Urbaniak & Urbanator 10 września, Aula UAM, godz. 20, bilety: od 150 zł Międzynarodowy projekt Michała Urbaniaka, który powstał w Nowym Jorku, a przez wydawnictwa wytworni Hip Bop Records potwierdził pozycję artysty na amerykańskim rynku. Skład zespołu współtworzą fantastyczni muzycy nowojorskiej i londyńskiej sceny muzycznej. Michał Urbaniak & Urbanator występowali na najważniejszych scenach muzycznych na świecie: Ronnie Scott w Londynie, Blues Alley w Waszyngtonie, Bottom Line w Nowym Yorku, New Port Jazz Festival, Baker’s Keybords Launge w Detroit, West End w Chicago, Blue Note Tokyo i Osaka.
Me and That Man 28 września, Aula Artis, godz. 19, bilety: 79 zł Czy może być dziwniejszy duet niż Nergal, lidera znanego na całym świecie zespołu Behemoth oraz weteran polskiej sceny rockowej John Porter? W marcu tego roku ukazała się ich wspólna płyta Songs Of Love And Death sygnowana jako Me And That Man. Dwóch samotnych facetów, którzy znaleźli się w miejscu, w którym nie byli nigdy wcześniej, którzy nagle poznają się i podają sobie ręce. To pokazuje, jak muzyka zbliża: dwóch zupełnie obcych ludzi rozpoczyna wspólną, artystyczną przygodę – mówi o projekcie John Porter. Obok Nergala i Portera w składzie koncertowym Me And That Man znaleźli się również basista Matteo Bassoli oraz Łukasz Kumański na instrumentach perkusyjnych.
FOT. MATERIAŁY ORGANIZATORÓW
Nine
Na zakończenie festiwalu Akademia Gitary 2017 niezwykły koncert – piosenki legendarnego brytyjskiego zespołu Dire Straits, mającego rzesze wiernych fanów w Polsce, zyskają nowe brzmienie. W projekcie Kuby Badacha, Marka Napiórkowskiego i Krzysztofa Herdzina dwa pozornie odległe światy – muzyki rockowej i symfonicznej – spotkają się na scenie.
93
Kayah & Bregović Tour
Kuba Więcek Trio
18 września, godz. 20, MTP, hala nr 2, bilety: 129 zł
23 września, godz. 20, Blue Note, bilety: 35 zł
Kayah i Goran Bregović znowu razem! Po 17 latach przerwy ponownie łączą siły i wyruszają w wielką trasę koncertową. Artyści wystąpią wspólnie na siedmiu koncertach w Polsce. Zagrają swój kultowy repertuar z płyty Kayah i Bregović wydanej w 1999 roku, która sprzedała się w ponad milionowym nakładzie. Czy ten duet ciągle ma jeszcze taką siłę działania? Przekonamy się na poznańskim koncercie.
Koncert promujący debiutancką płytę jednego z najzdolniejszych polskich młodych saksofonistów jazzowych już niedługo w klubie Blue Note. 23-latek z Rybnika, student prestiżowego Rhythmic Music Conservatorium w Kopenhadze, był laureat wielu nagród oraz międzynarodowych konkursów. Pobierał lekcje u takich mistrzów jak Lee Konitz, Steve Lehman czy David Binney. Koncertował w niemalże całej Europie, Ameryce Północnej oraz Azji, a jego doskonale przyjęty przez krytyków album Another Raindrop jest pierwszym debiutem w serii Polish Jazz od 28 lat.
REKLAMA
AQUANET JAZZ LEGENDS 19 listopada 2017 godz. 19:00
KRZESIMIR DĘBSKI ALL STARS RON CARTER TRIO
fot. Jarek Rerych
Poznań Aula UAM www.jazz.pl
SPONSOR STRATEGICZNY
PARTNERZY
WSPÓŁPRACA
MEDIA
w kinie
/
Odwet
LuxFest vol.VI 7 października, Hala Arena, godz. 12, bilety: 49 zł LuxFest to wyjątkowy festiwal muzyczny dla całych rodzin, impreza, na której mile widziani są nie tylko dorośli fani, ale i dzieci – za sprawą wielkiej strefy zajęć muzycznych i plastycznych. W czasie tegorocznej edycji festiwalu Hala Arena stanie się miejscem wyjątkowych spotkań artystycznych. Wystąpią: Pawbeats, Live Band (Marcelina, Quebonafide, VNM, HuczuHucz, Buka, Dwa Sławy), Kazik & Kwartet Proforma, Luxtorpeda, Kękę, Arka Noego oraz Za Wolność – Poznańska Piątka.
To kolejny film opowiadający o młodym pokoleniu, szkolnych prześladowaniach i poszukiwaniu własnej tożsamości. Tym razem przenosimy się na przedmieścia Quebecu, gdzie 16-letni Tim, który próbuje poradzić sobie ze śmiercią matki, musi zmierzyć się ze szkolną opresją ze strony kolegów. Jakie rozwiązanie konfliktu wybierze i czy zgodzi się wtajemniczyć w sprawę dorosłych? W tle jest jeszcze symboliczny wyścig – rywalizacja na bieżni z własnymi słabościami i głównym prześladowcą, a w roli głównej wystąpi Antoine-Olivier Pilon, znany z Mamy Xaviera Dolana. I jeszcze ciekawostka – film jest dystrybuowany przez poznańską firmę Tongariro Releasing, pierwszego polskiego dystrybutora kina LGBT.
Tanna Tytułowa Tanna to jedna z wielu wysp Oceanii, zamieszkana przez plemiona żyjące według tzw. kastom, lokalnego prawa przodków. Młoda Wawa zakochuje się we wnuku wodza, Dainie. Niebawem jednak starszyzna decyduje, aby zamążpójściem dziewczyny przypieczętować rozejm ze zwaśnionym plemieniem Imedinów. Kochankowie nie chcą się jednak podporządkować temu planowi, więc Dain zostaje wygnany z wioski, a Wawa podąża jego śladem ukochanego. Jak łatwo się domyślić znieważeni Imeduni żądają zemsty, a w tle mamy realną groźbę wojny. Historia jest więc dość konwencjonalna, ale jej wielkim atutem jest autentyczność – film jest oparty na prawdziwych wydarzeniach, a występująca w nim rdzenna ludność wioski Yakel nigdy wcześniej nie występowała przed kamerą, ba – większość z nich nigdy nie opuściła Tanny. Widok aktorów ubranych w tradycyjne, „naturalne” stroje na festiwalu filmowym w Wenecji robi wrażenie. Film od września w kinach.
FOT. MATERIAŁY ORGANIZATORÓW
94
95 Rajd rozpoczął się w Olandii
Pięknie prezentowała się załoga Pringles
Na scenie wystąpił zespół Blue Cafe
Można było zobaczyć prawdziwe okazy
Od lewej: Joanna Małecka, redaktor prowadząca „Poznańskiego prestiżu”, Arkadiusz Szczepański, szef Cabrio Poland i Dagmara
Uczestnicy bawili się świetnie
po
godzinach
/
Rekordowe cabrio zdjęcia: Sławomir Brandt
P
Irek Bieleninik prowadził cały zlot
rawie 300 samochodów, 1000 uczestników, niezliczona liczba atrakcji i wrażeń – II edycja Cabrio Poland za nami. Organizatorzy stanęli na wysokości zadania. Wszystko zaczęło się od piątkowej integracji w Olandii, gdzie zjechali miłośnicy i właściciele cabrio z całej Polski. Było specjalne miasteczko Pringles, scena z DJ-em, ekspozycja zabytkowych samochodów i dużo dobrej zabawy. Sobota rozpoczęła się rajdem po malowniczych zakątkach Wielkopolski. Kierowcy zmagali się nie tylko z kilometrami, ale z zadaniami, które trzeba było wykonać. Wśród uczestników znalazła się też aktorka Monika Mrozowska. Cabriomaniacy rajd zakończyli na stadionie w Gnieźnie, gdzie wystąpił zespół Blue Cafe. Niedziela upłynęła spokojnie. Były konkursy, w tym budowanie samochodów z niczego i wspólne zdjęcia. Imprezę prowadził Irek Bieleninik. Pośród wystawców pojawiła się też Drużyna Szpiku, która przekonywała, że warto uratować czyjeś życie i że oddawanie szpiku nie boli.
Nie zabrakło antyków
Anita Lipko z Drużyny Szpiku również wzięła udział w rajdzie
Monika Mrozowska doskonale radziła sobie na trasie rajdu
Na stadionie była wielka impreza
Jednym z punktów rajdu był Zakład Karny we Wronkach, w którym więzień wykonał rysunek na masce samochodu
Organizatorzy pomagali uczestnikom
96
Na Starym Rynku można było kupić świeże zioła
Akcja „W tytce i na patyku” spotkała się z ogromnym zainteresowaniem
Na stoisku Poznańskiego Klubu Biesiadników można było spróbować brzdąca
Smaczny Poznań zdjęcia: Maciej Kopiński, Joanna Małecka, Elżbieta Podolska
T
ysiące osób wzięło udział w Poznań Food Days. Na projekt składało się kilka wydarzeń: 11 edycja Ogólnopolskiego Festiwalu Dobrego Smaku, Zielony Targ, Films For Food, czy Piwne menu. Restauracje zaproszone do udziału w wydarzeniu stanęły na wysokości zadania i przygotowały akcje: „W tytce i na patyku” oraz „Kulinarne duety”. Były degustacje serów, konkurs na najlepszą nalewkę i Kaczkę po poznańsku. Podczas Poznań Food Days można było zwiedzić Lech Browary Wielkopolski, posłuchać koncertów na scenie i skosztować wybitnych kolacji inspirowanych filmem.
Andrzej Nowocień z Jedliśka swoją wiśniówką z nutą kwiatu bzu zdobył tytuł Polska Nalewka Roku
Hieronim Jurga, właściciel restauracji 3 kolory Malta oraz Andrzej Gołąbek, szef kuchni restauracji Republika Róż w towarzystwie organizatora festiwalu - Wojciecha Lewandowskiego po ogłoszenia wyników konkursu Kaczka po poznańsku. Obie restauracje znalazły się na podium konkursu
Sommelier Maciej Sokołowski podczas warsztatów Polskie wina czerwone w Tasting Room
Warsztaty serowarskie z Gienem Mientkiewiczem w restauracji Toga
Międzynarodowy Festiwal Folklor Integracje
Właściciel restauracji Toga serwował świeże ostrygi
Katia Roman Trzaska już po raz szósty zasiadła w jury konkursu Polska Nalewka Roku
BE YOURSELF! Misja 6.1 zdjęcia: Adam Ciereszko
Z
a unikatowym warsztatem BE YOURSELF! Misja 6.1 stała też idea. Joanna Janowicz, jego autorka, zaprosiła do realizacji spółkę zarządzającą poznańskim stadionem, by wspólnie pokazać liderom, szefom firm i zespołów, że wystąpienia publiczne to osobista forma autoprezentacji. To przełamanie schematów, ograniczeń i ekspozycja swoich wyjątkowych cech. 22 września odbędzie się jedyna w tym roku dodatkowa edycja warsztatów. Szczegóły: www.joannajanowicz.com/stadion.
Szczeliny wolności
N
a wernisaż wystawy „Szczeliny wolności – sztuka polska w latach 1945–1948/1949” do Muzeum Narodowego w Poznaniu przyszły tłumy. Wystawa polskiej awangardy II polowy XX w. poświęcona jest sztuce polskiej trzech lat bezpośrednich po II wojnie światowej. Podzielona jest na trzy strefy: czas martwej ciszy, wojna/wojna oraz abstrakcja i surrealizm. Tę wyjątkową ekspozycję można oglądać do 12 listopada.
97
W Avocado wypieka się pieczywo, samodzielnie przygotowuje się makarony oraz lody
Weekend z nowym Volvo XC60 w firmie Karlik
W
W Avocado wypieka się pieczywo, samodzielnie przygotowuje się makarony oraz lody
ostatni weekend lipca kilkaset osób zainteresowanych nowościami i trendami w motoryzacji pojawiło się w salonie Volvo w podpoznańskim Baranowie. Wydarzenie, które zorganizował Autoryzowany Dealer – firma Karlik, zgromadziło wielu miłośników samochodów klasy premium, zaintrygowanych nowym wcieleniem najpopularniejszego SUV-a Volvo. – Podczas dwóch dni do dyspozycji gości i klientów zapewniliśmy flotę sześciu modeli nowego Volvo XC60 w zróżnicowanych wersjach silnikowych oraz wariantach wyposażenia. Nasi doradcy przeprowadzili ponad 100 jazd testowych, dodatkowo dla wszystkich zainteresowanych zorganizowaliśmy wykłady i prezentacje z zakresu najnowszych systemów i technologii stosowanych w samochodach Volvo, ze szczególnym zwróceniem uwagi na rozwiązania zapewniające bezpieczeństwo wszystkim uczestnikom ruchu drogowego – zarówno kierowcom, pasażerom, jak i pieszym – mówi Sylwia Skorupińska, marketing manager w Volvo Firma Karlik. Weekend z Volvo XC60 miał miejsce w całkowicie od nowa zaaranżowanym salonie Volvo w Baranowie , który w czerwcu został gruntownie przebudowany i rozplanowany zgodnie z aktualnymi standardami skandynawskiej marki segmentu premium.
gdzie nas znaleźć 1 239, ul. Sczanieckiej 10/2 2 36minut MySquash, ul. Górecka 108 3 36minut Podolany, ul. Strzeszyńska 67a 4 36minut Polanka, ul. Milczańska 1 5 36minut WestPoint, ul. Wichrowa 1a 6 A Nóż Widelec, ul. Czechosłowacka 133 7 Adam Szulc Barber, os. Stare Żegrze 38 8 Adam's Cafe, ul. Matejki 62 9 Akacjowy Dwór, ul. Parkowa 3 10 Akademia Piękna, ul. Solidarności 38A 11 Akademia Wierzbicki & Schmidt, ul. Ostrowska 363 12 Al Capone, ul. 28 Czerwca 1956 r. 187 13 Alligator Poznań, ul. Stary Rynek 86 14 Altana Pałacu Wąsowo, Posnania, ul. Pleszewska 1 15 Amarena, ul. Nowowiejskiego 20 16 Apartamenty Pomarańczarnia, ul. Rybaki 12 17 Art Sushi, Stary Browar, ul. Półwiejska 42 18 Artisan, ul. Szkolna 9 19 Art-Medica s.c., ul. Rakoniewicka 23 A 20 Auto Centrum, ul. Wojciechowskiego 7-17 21 Auto Club Peugeot, ul. Opłotki 15 22 Auto Lama, ul. Nizinna 21 23 Auto Wache Józef Wache, ul. Poznańska 10, Baranowo 24 Auto Wache sp. z o.o., ul. Rolna 29, Baranowo 25 Auto Watin, ul. 28 Czerwca 1956 r. 175/4 26 Avocado, ul. Dąbrowskiego 29 27 Bagels & Friends, ul. Wyspiańskiego 26 28 Bar-a-Boo, ul. Jana Pawła II 14 29 Bar-a-Boo, ul. Taczaka 11/2 30 Basilium, ul. Woźna 21 31 Bazar Poznański, ul. Paderewskiego 8 32 Bemo Motors, ul. Opłotki 19 33 Berdychowski sp.j, ul. Owsiana 27 34 Beverly, ul. 3 Maja 47 35 Biblioteka Poznańskiego Towarzystwa Przyjaciół Nauk, ul. Mielżyńskiego 27/29 36 Biblioteka Raczyńskich, al. Marcinkowskiego 23 37 Big Mik, ul. Głogowska 59 38 BLIKLE, ul. Pleszewska 1 39 Blooms Boutique Hostel Inn & Apartments, ul. Kwiatowa 2 40 Blow UP Hall, ul. Półwiejska 32 41 Blubra Kafe, ul. Szamarzewskiego 14 42 BO.MEDICA Lekarz Specjalista, ul. Rynkowa 18 43 Bo.Poznań, ul. Kościuszki 84 44 Brocci, ul. Kraszewskiego 14 45 BUCZYŃSKI CITY SALON, ul. Kantaka 1 46 BulwaR, ul. Stary Rynek 37 47 BUSHIMI, ul. Towarowa 41 48 Było nie było, ul. Taczaka 2 49 CACAO Republika, ul. Zamkowa 7 50 Cafe Misja, ul. Gołębia 1 51 Cafe Bar Bistro Flirt, ul. Na Murawie 3 52 Cafe Da Vinci, pl. Wolności 10 53 Cafe La Ruina, ul. Śródka 3 54 Cafe REGIO – Przewozy Regionalne 55 Cafe Soho, ul. Wroniecka 2/3 56 Candeo, ul. Bednarska 6 57 Cantinette, ul. Zeylanda 12 58 Carte D'or Plaza, ul. Drużbickiego 2 59 Centrum Genetyki Medycznej GENESIS, ul. Grudzieniec 4 60 Centrum Infiniti Poznań, ul. Głogowska 446 61 Centrum Informacji Miejskiej, ul. Ratajczaka 44 62 Centrum Informacji Senioralnej, ul. Mielżyńskiego 24 63 Centrum Medicover – Poznań Malta, ul. Baraniaka 88 64 Centrum Medicover – Poznań Plac Andersa, pl. Andersa 5 65 Centrum Medyczne Enel-Med., Kupiec Poznański, pl. Wiosny Ludów 2 66 CENTRUM MEDYCZNE MED-LUX, ul. Rynkowa 63 67 CENTRUM MEDYCZNE MED-LUX, ul. Żeromskiego 1 68 CENTRUM MEDYCZNE SOLUMED, ul. Dąbrowskiego 77a 69 Centrum Rehabilitacji Med-Lux, ul. Rynkowa 76 70 Centrum Zdrowia La Vie, ul. Paczkowska 9A 71 Centrum Zdrowia Małych Zwierząt, os. Władysława Jagiełły 33 72 Chimera, ul. Żydowska 30 73 City Solei boutique Hotel, ul. Wenecjańska 10 74 CM CORDIS, al. Niepodległości 2 75 CM LUX MED, ul. Półwiejska 42 76 CM LUX MED, ul. Roosevelta 18 77 CM LUX MED, ul. Wichrowa 1A 78 CM LUX MED – Medycyna Rodzinna, ul. Serbska 11 79 CM POLMED, ul. Górecka 1 80 COCONO REPUBLIKA, ul. Zamkowa 7 81 Cocorico Café & Restaurant, ul. Świętosławska 9 82 Concordia Taste, ul. Zwierzyniecka 3 83 COSTA COFFEE, ul. Dworcowa 2 84 COSTA COFFEE, ul. Stary Rynek 53/54 85 COSTA COFFEE Malta Poznań, ul. Maltańska 1 86 COSTA COFFEE Malta Poznań II, ul. Maltańska 1 87 COSTA COFFEE Posnania, ul. Pleszewska 1 88 COSTA COFFEE Posnania II, ul. Pleszewska 1 89 COSTA Express SHELL, ul. 28 Czerwca 1956 r. 419 90 COSTA Express SHELL, ul. Bolesława Krzywoustego 309 91 COSTA Express SHELL, ul. Bułgarska 119 92 COSTA Express SHELL, ul. Lechicka 2 93 COSTA Express SHELL, ul. Obornicka 337 94 Cucina 88, City Park, ul. Wyspiańskiego 26a 95 Cukiernia Kandulski, ul. Obornicka 1 96 Cukiernia Kandulski, ul. Sarmacka 44a 97 Cukiernia Kandulski, ul. Działyńskiego 1h lok. 203 98 Cukiernia Kandulski, pl. Ratajskiego 1 99 Cukiernia Kandulski, ul. Wierzbięcice 46 100 Cukiernia Kandulski – Auchan Komorniki, ul. Głogowska 432 101 Cukiernia Kandulski – Auchan Swadzim, ul. św. Antoniego 2 102 Cukiernia Kandulski – Górczyńskie C.H., ul. Głogowska 132/140 103 Cukiernia Kandulski – King Cross Marcelin, ul. Bukowska 156 104 Cukiernia Kandulski – Plaza, ul. Drużbickiego 2 105 Cukiernia Kandulski Cafe – Stary Browar, ul. Półwiejska 42 106 Cukiernia Sowa, os. Bolesława Chrobrego 24 107 Cukiernia Sowa, Avenida Poznań, ul. Matyi 2 108 Cukiernia Sowa, GH Panorama, ul. Górecka 30 109 Cukiernia Sowa, M1 Centrum Handlowe, ul. Szwajcarska 14 110 Cukiernia Sowa, Malta Poznań, ul. Maltańska 1 111 Cukiernia Sowa, Stary Browar, ul. Półwiejska 42 112 Cyryl – Lunch Coffee Wine, ul. Libelta 1a 113 Czekolada Cafe, ul. Żydowska 29 114 Czerwona Papryka, ul. Stary Rynek 49 115 Czerwone Sombrero, ul. Piekary 17 116 Czerwone Sombrero, ul. Stary Rynek 2 117 DAMYAN SALON Damian Walendowski, ul. Zgoda 30 e 118 Dark Restaurant, ul. Garbary 48 119 Dealer Olszowiec sp. z o.o. sp.k., ul. Ostrowska 330 120 Delicjusz Hotel – Restauracja, ul. Poznańska 1, Trzebaw 121 DELIK s.c., ul. Składowa 17 122 Depicenter, ul. Święty Marcin 58/64 123 Derm Expert Beauty Clinic, ul. Strzeszyńska 96 124 Diagnostyka Obrazowa, ul. Dąbrowskiego 77A 125 Dobra i wino restauracja, ul. Za Bramką 1 126 Dobra Kawiarnia, ul. Nowowiejskiego 15 127 Don Prestige, ul. Święty Marcin 2
/
128 DRAGON, ul. Zamkowa 3 129 Drukarnia Skład Wina i Chleba, ul. Podgórna 6 130 Drwal Barber, ul. Palacza 131 131 Duda-Cars S.A. Autoryzowany Dealer i Serwis Mercedes-Benz, ul. Ptasia 4 132 Dworek Jeziorki, Jeziorki 1 133 Dworek Staropolski, ul. Okólna 40 134 Dylemat, ul. Mickiewicza 27 135 Dynx, ul. Ostrówek 12 136 Eatalia, ul. Gołębia 6 137 Egurrola Fitnes Club, C.H. Panorama, ul. Górecka 30 138 ESTETIQ POZNAŃ, ul. Towarowa 41/207 139 Exclusive Dental Studio, ul. Katowicka 81e/111 140 Fabryka Formy, ul. Obornicka 85 141 Fabryka Formy, Galeria A2, ul. Głogowska 440 142 Fabryka Formy, Green Point, ul. Hetmańska 91 143 Fabryka Formy, Kinepolis, ul. Bolesława Krzywoustego 72 144 Fabryka Formy, Mallwowa, ul. Malwowa 162 145 Fabryka Formy, Posnania, ul. Pleszewska 1 146 Family Cafe, ul. Grunwaldzka 136 147 FIESTA DEL VINO, ul. Czechosłowacka 106a 148 FIGA, ul. Grunwaldzka 512 149 Fit For Free Poznań Podolany, ul. Strzeszyńska 67 B 150 Fit For Free Poznań Stadion, ul. Bułgarska 17 151 FITNESS KLUB MAESTRO, ul. Dąbrowskiego 27a 152 FITNESS KLUB MAESTRO, ul. Newtona 2 153 FITNESS KLUB MAGIEL, ul. Nowowiejskiego 8/5 154 Fitness Point – Galeria MM, ul. Święty Marcin 24 155 Francuski Łącznik, ul. Żydowska 30 156 Francuski Łącznik, pl. Spiski 1 157 Francuski Łącznik, ul. Dominikańska 7 158 Gabinet Stomatologiczny Małgorzata Skibińska-Kaiser, ul. Kórnicka 16 159 Galeria Malta, ul. Baraniaka 88 160 Garden Boutique Hotel, ul. Wroniecka 24 161 Gardens Spa, ul. Maratońska 3b/1 162 Ghiacci Stary Browar, ul. Półwiejska 42 163 Goko Restauracja Japońska, ul. Ratajczaka 18 164 Good Time Day Spa, ul. Grunwaldzka 52 165 Gospoda Poznańska, ul. Stary Rynek 82 166 Gościniec Sucholeski, ul. Sucholeska 6 167 Green City Ekspress, ul. Na Miasteczku 12 168 GringoBar, ul. Piekary 25 169 Gromadziński Zespół Medyczny, ul. Falista 4a/12N 170 Grupa Bemo, ul. Mogielińska 50 171 Grupa Ciesielczyk sp. z o.o., ul. Sucholeska 3 172 Grycan, Avenida, ul. Matyi 2 173 Grycan, C.H. King Cross Marcelin, ul. Bukowska 156 174 Grycan, C.H. M1, ul. Szwajcarska 14 175 Grycan, C.H. Panorama, ul. Górecka 30 176 Grycan, Galeria Malta, ul. Maltańska 1 177 Grycan, Kupiec Poznański, pl. Wiosny Ludów 2 178 Grycan, Posnania – poziom +1, ul. Pleszewska 1 179 Grycan, Posnania – poziom 0, ul. Pleszewska 1 180 Gusto Food & Wine, ul. Szarych Szeregów 16 181 HAIR BRAND Artur Raczkiewicz, ul. Słowackiego 20 182 Hana Sushi, ul. Pleszewska 1 183 Hanami Sushi, ul. Marcinkowskiego 16 184 Harmony Live Spa, ul. Naramowicka 240 185 Helse Clinic – Instytut Kobiety, ul. Święty Marcin 11 186 Hostel Bailando, ul. Wrocławska 25 187 Hostel TEY, ul. Świętosławska 12 188 HOT_elarnia****HOTEL & SPA, ul. Morenowa 33 189 HOTEL BROWARnia, ul. Stary Rynek 90 190 Hotel 222, ul. Grunwaldzka 222 191 Hotel Astra, ul. Lutycka 31 192 Hotel Brovaria, ul. Stary Rynek 73/74 193 Hotel Campanile, ul. św. Wawrzyńca 96 194 Hotel Caro, ul. Santocka 6 195 Hotel COMM, ul. Bukowska 348/350 196 Hotel Dorrian, ul. Wyspiańskiego 29 197 Hotel Forza, ul. Dworska 1 198 Hotel Gaja, ul. Gajowa 12 199 Hotel Gold, ul. Bukowska 127a 200 Hotel Grand Royal, ul. Głogowska 358 A 201 Hotel Grodzki, ul. Ostrowska 442 202 Hotel Gromada, ul. Babimojska 7 203 Hotel Henlex, ul. Spławie 43a 204 Hotel IBB Andersia, pl. Andersa 5 205 Hotel IBIS, ul. Kazimierza Wielkiego 23 206 Hotel IBIS, ul. Konwaliowa 3 /Forteczna 207 Hotel IKAR, ul. Kościuszki 118 208 Hotel Ilonn, ul. Szarych Szeregów 16 209 Hotel Inter Sport Sobieski, os. Jana III Sobieskiego 22g 210 Hotel IOR, ul. Węgorka 20 211 Hotel Kolegiacki, pl. Kolegiacki 5 212 Hotel Korel, ul. 28 Czerwca 1956 r. 209 213 Hotel Księcia Józefa, ul. Ostrowska 391/393 214 Hotel Lawender, ul. Leszczyńska 7-13 215 Hotel Lech, ul. Święty Marcin 74 216 Hotel Malta, ul. Krańcowa 98 217 Hotel Mat's, ul. Bułgarska 115 218 Hotel Max, ul. Kościuszki 79 219 Hotel MTJ, ul. Górecka 108 220 Hotel Naramowice, ul. Naramowicka 150 221 Hotel NH Poznań, ul. Święty Marcin 67 222 Hotel Novotel, pl. Andersa 1 223 Hotel Novotel Poznań Malta, ul. Termalna 5 224 Hotel Olimpia, ul. Taborowa 8 225 Hotel Palazzo Rosso, ul. Gołębia 6 226 Hotel Park, ul. Baraniaka 77 227 Hotel Poznański, ul. Krańcowa 4 228 Hotel Puro, ul. Stawna 12 229 Hotel Quay, ul. Karpia 22 230 Hotel Rezydencja Solei, ul. Wałecka 2 231 Hotel Rodan, ul. Poznańska 5d, Skrzynki 232 Hotel Rzymski, ul. Marcinkowskiego 22 233 Hotel Safir, ul. Żmigrodzka 41/49 234 Hotel Sheraton Poznań, ul. Bukowska 3/9 235 Hotel Stare Miasto, ul. Rybaki 36 236 Hotel Sunny, ul. Kowalewicka 12 237 Hotel System Premium, ul. Lechicka 101 238 Hotel Śródka , ul. Śródka 6 239 Hotel T&T, ul. Metalowa 4 240 Hotel Tango, ul. Złotowska 84 241 Hotel Topaz, ul. Przemysłowa 34A 242 Hotel Twardowski, ul. Głogowska 358a 243 Hotel u Mocnego, ul. Złotowska 81 244 Hotel Włoski, ul. Dolna Wilda 8 245 Hotel Zagroda Bamberska, ul. Kościelna 43 246 Hotel Zieliniec, ul. Sarnia 23 247 HumHum, ul. Ostrówek 15 248 Hyćka Restauracja, ul. Rynek Śródecki 17 249 Imbir Sushi, ul. Drużbickiego 11 250 INCHCAPE – Dealer BMW i MINI, ul. Wschodnia 9 251 INSTYTUT IDEA FIT & SPA, ul. Majakowskiego 349 252 Instytut Zdrowia i Urody Lucyna Cecuła, ul. Słomińskiego 5 253 Instytut Zdrowia i Urody Salamandra, ul. Grunwaldzka 113 254 Jatomi Fitness – Avenida, ul. Matyi 2 255 Jatomi Fitness – Galeria Malta, ul. Baraniaka 8 256 Jatomi Fitness – Galeria Pestka, al. Solidarności 47 257 JONETSU SUSHI, ul. Obornicka 85 258 Karlik Poznań, ul. Poznańska 30 259 Karlik Volvo, ul. Baraniaka 4 260 KARTELL FLAGSTORE, al. Marcinkowskiego 21 261 Kawiarnia Gołębnik, ul. Wielka 21
262 Kawiarnia Kamea, ul. Wroniecka 22 263 Klinika Estetyki Ciała, ul. Margonińska 22 264 Klinika InviMed, ul. Strzelecka 49 265 Klinika Ivita, Nobel Tower, ul. Dąbrowskiego 77A 267 Klinika Kolasiński, ul. Staszica 20 A 268 Klinika Okulistyczna Optegra Poznań, ul. Wenecjańska 8 269 Klinika PRO BONO, ul. Leszczyńska 5 270 Klinika ProfMedica, ul. Kutrzeby 16 G/116 271 Klinika Promienista, ul. Promienista 98 272 Klinika Urody Mona Lisa, ul. Marcelińska 96c lok. 218 273 KLINIKA WETERYNARYJNA, ul. Naramowicka 68 274 Klinika Weterynaryjna dr. Grzegorza Wąsiatycza, ul. Księcia Mieszka I 18 275 Kliniki Ziemlewski, al. Niepodległości 31 276 KOBA Coctail Bar, ul. Tylne Chwaliszewo 26 277 KOCIAK, ul. Święty Marcin 28 278 Kombinat, ul. Kościelna 48 279 Konfitura, ul. Święty Marcin 24 280 Kortowo, ul. Kotowo 62 281 KROTOSKI-CICHY Dealer Volkswagen, ul. Poznańska 33 282 Kuchnia YEŻYCE, ul. Szamarzewskiego 17 283 Kuro by Panamo, ul. Wodna 8/9 284 Kyokai Sushi Bar, ul. Wojskowa 4 285 La Bottega, ul. św. Wojciecha 7/1 286 Labija, ul. Święty Marcin 24 287 Lafayette „SALON EXPERT”, ul. Rynkowa 114 288 Lafayette „SALON EXPERT”, ul. Solidarności 47 289 Lars Lars Lars Bistro Pub, ul. Wojskowa 4 290 Lavenda Gastro & Cafe, ul. Wodna 3 291 Le Grand Salon, ul. Kozia 15 292 Le Grand Salon Akademia, ul. Czajcza 2 293 LeTarg Bistro&Bar, Stary Browar, ul. Półwiejska 42 294 LEVEL X Salon Fryzjerski, ul. Święty Marcin 24 295 Lexus Poznań, ul. Lechicka 7 296 Lizawka HRPC sp. z o.o., ul. Bałtycka 79 297 MADLEINE Salon sukien ślubnych i wizytowych, ul. Głogowska 32 298 MAGAZYN Food Concept, ul. Księcia Mieszka I 1 299 Mamasitas, ul. Taczaka 24 300 Mandala Beauty Clinic, ul. Chwiałkowskiego 28/7 301 MANEKIN, ul. Kwiatowa 3 302 Maniok Restauracja, al. Marcinkowskiego 27A 303 Maraga Spa, ul. Mateckiego 22/124 304 Marcelino – chleb i wino, ul. Marcelińska 96A/206 305 Marchewkowe Pole, pl. Andersa 5 306 Marvel sp. z o.o., ul. Obornicka 223 307 Massymilino Ferre, pl. Wolności 14 308 Matii, pl. Andersa 5 309 MB Motors, ul. Krzywoustego 71 310 Mc Tosiek – Bistro, ul. Zamenhoffa 133 311 M-CLINIC, ul. Święciańska 6 312 Med World Transport Specjalistyczny i Pogotowie Ratunkowe, ul. Zorza 9 lok. 3 313 MEDI PARTNER POZNAŃ, ul. Kolorowa 2 314 Mediart Instytut, ul. Kochanowskiego 17A 315 Medical Prestige, ul. Barana 15 316 MedicaNow, ul. Piątkowska 118 317 MedPolonia, ul. Obornicka 262 318 MedPolonia, ul. Starołęcka 42 319 Mercure Poznań, ul. Roosevelta 20 320 Meridian's Restauracja & Hotel, ul. Litewska 22 321 MEXICAN, ul. Kramarska 19 322 Miler Spirits & Style, ul. Podgórna 4 323 Ministerstwo Browaru, ul. Ratajczaka 34 324 Min's Onigiri, ul. Taylora 1 325 MIÓD CYTRYNA – fitness club, ul. Górna Wilda 74/65 326 MIÓD CYTRYNA – fitness club, ul. Jeleniogórska 16 327 MK Bowling – Galeria MM, ul. Święty Marcin 24 328 Moliera2 (Bazar Poznański), al. Marcinkowskiego 10 329 MOMO love at first bite, ul. Szewska 2 330 Mount Blanc, Avenida Poznań, ul. Matyi 2 331 Mount Blanc, Galeria MM, ul. Święty Marcin 24 332 Może Morze, ul. Paderewskiego 11 333 Muga, ul. Krysiewicza 5/3 334 Mykonos, pl. Wolności 14 335 Na Winklu, ul. Śródka 1 336 Nagoya Sushi, ul. Wierzbięcice 7, lok. 2A 337 Naleśnikarnia Nasz Naleśnik, ul. Marcelińska 23 338 Neo Medica Centrum Medyczne, ul. Świetlana 25 339 NIFTY No. 20, ul. Żydowska 20 340 Niku Bowling, ul. Piątkowska 200 341 Nissan Polody, ul. Tymienieckiego 38 342 No Gravity SPA, ul. Grunwaldzka 519 343 Notus City Park Residence, ul. Wyspiańskiego 26 344 Nova Motylarnia, ul. Bogusza 2 345 NSZOZ Endomedical, ul. Chwaliszewo 19a 346 NUTS&BERRIES, ul. Pleszewska 1 347 NZOZ Klinika Grunwaldzka, ul. Grunwaldzka 324 348 NZOZ Klinika Grunwaldzka – PORADNIE, ul. Ząbkowicka 4/6 349 Oberża Pod Dzwonkiem, ul. Garbary 54 350 Ognisty Wok, ul. 23 Lutego 7 351 Olandia | RTM sp. z o.o., Prusim 5 352 Olivio, ul. Świętosławska 11 353 Opel Szpot, ul. Wrzesińska 191 354 Ośrodek Przywodny Rataje, os. Piastowskie 106a 355 Pad Thai Restauracja, ul. Drużbickiego 11 356 Pałac Będlewo, ul. Parkowa 1 357 Pałac Białokosz HOTEL, Białokosz 16 358 PAŁAC MIERZĘCIN WELLNESS & WINE RESORT Mierzęcin 1 359 Pałac Szczepowice, Szczepowice 14 360 Pałac Tłokinia HOTEL, ul. Kościelna 46 361 Pałac w Brodnicy | GLOBAL sp. z o.o., ul. Śremska 37 362 Pałac w Kobylnikach, Kobylniki 363 Pałac w Pakosławiu, ul. Parkowa 14 364 Pałac w Wąsowie, Hotel, ul. Parkowa 1 365 Pałac Witaszyce Hotel, al. Wolności 35 366 Papierówka, ul. Zielona 8 367 Papis, ul. Armii Poznań 37 368 PARMA & RUCOLA, ul. Pleszewska 1 369 Parma i Rukola, ul. Głogowska 36 370 Pastela Restaurant & Cafe, ul. 23 Lutego 40 371 Pekin, ul. 23 Lutego 33 372 Petit Paris, ul. Półwiejska 42 373 PGK, ul. Marcelińska 90 374 Piano Bar Restaurant & Café, ul. Półwiejska 42, Stary Browar 375 Piech Pol, ul. Grunwaldzka 464 376 Pilatesroom Weronika Ratkowska, ul. Tylne Chwaliszewo 25a 377 Piwna Stopa, ul. Szewska 7 378 Pizzeria Sorella, ul. Ślusarska 4 379 Pizzeria Tivoli, ul. Wroniecka 13 380 Platinum Fitness Club, ul. Przybyszewskiego 44a 381 Pod Nosem, ul. Żydowska 35A 382 Pod Pręgierzem, ul. Stary Rynek 25/29 383 POD_NIEBIENIEM, ul. Stary Rynek 64/65 384 Pol Car, ul. Gorzysława 9 385 Pol Car, ul. Wierzbięcice 2A 386 Południe Kuchnia Tango Klub, ul. Mickiewicza 24a/2 387 Porannik, ul. 23 Lutego 9 388 Porche Salon Skody, ul. Obornicka 249 389 Porsche Centrum Poznań Salon Porsche, ul. Warszawska 67 390 Porsche Franowo Salon Audi, ul. Bolesława Krzywoustego 70 391 Porsche Volkswagen, ul. Krańcowa 40/42 392 Port Lotniczy Poznań-Ławica 393 Porta Fortuna, ul. Zamenhofa 133 394 Posnania, ul. Pleszewska 1 395 Poznań Plaza, ul. Drużbickiego 2
396 Poznańskie Centrum Otolaryngologii, ul. Straży Ludowej 37 397 Pracownia Fryzjerska CutCut, ul. Meissnera 2C 398 Praktyka Weterynaryjna MY PET, os. 1000-lecia 30 399 Proestetica, ul. Słupska 31 400 Prywatna Lecznica CERTUS sp. z o.o., ul. Dąbrowskiego 262/280 401 Prywatna Lecznica CERTUS sp. z o.o., ul. Poznańska 15 402 Prywatna Lecznica CERTUS sp. z o.o., ul. Wagrowska 6 403 Prywatna Lecznica CERTUS sp. z o.o., ul. Grunwaldzka 156 404 Przychodnia ORTOP, ul. Kosińskiego 16 405 Przychodnia ORTOP, ul. Umińskiego 21 406 Pyra Bar, ul. Strzelecka 13 407 Pyra Bar II, ul. Szamarzewskiego 13 408 QKA Medycyna Estetyczna Michał Kukulski, ul. Maratońska 3/1 409 QUANTUM sp. z o.o., ul. Obornicka 330 410 Rehasport Clinic C.H. Panorama, ul. Górecka 30 411 Rehasport Clinic Szpital, ul. Jasielska 14 412 Republika Róż, pl. Kolegiacki 2a 413 Republika Słoneczna, ul. Słoneczna 19a 414 Restauracja 3 KOLORY, ul. Obornicka 55A 415 Restauracja 77 Sushi, ul. Woźna 10 416 Restauracja Blow Up Hall 50/50, ul. Kościuszki 42 417 Restauracja BULWAR, ul. Stary Rynek 37 418 Restauracja Dąbrowskiego 42, ul. Dąbrowskiego 42 419 Restauracja Delicja, pl. Wolności 5 420 Restauracja Dwa Asy, ul. Malwowa 11B 421 Restauracja Egoist, ul. Wojskowa 4 (City Park) 422 Restauracja Fortezza, ul. Dworska 1 423 Restauracja Galeria Tumska, ul. Ostrów Tumski 5a 424 Restauracja Gusto Food & Wine w Ilonn Hotel, ul. Szarych Szeregów 16 425 Restauracja Hacjenda, ul. Morasko 38 426 Restauracja i Cukiernia Kasztelańska, os. Piastowskie 64 427 Restauracja Jadalnia, ul. Grunwaldzka 182 (Pixel) 428 Restauracja Modra Kuchnia, ul. Mickiewicza 18/2 429 Restauracja Montownia 48, ul. Stary Rynek 48 430 Restauracja Pióro Feniksa, ul. Stary Rynek 78 431 Restauracja Słoń Seafood, ul. Wyspiańskiego 26A/1 432 Restauracja Tośka Cantine, ul. Fredry 9 (tył Teatru Wielkiego) 433 Restauracja TRYBUNA, ul. Pleszewska 1 434 Restauracja-Browar BIERHALLE, ul. Pleszewska 1 435 Resturacja Cybina 13, ul. Cybińska 13/2 436 Rezydencja Solei B&B, ul. Szewska 2 437 Rimini, ul. Słowiańska 38H 438 ROOM, ul. Stary Rynek 80/82 439 Rosenthal Cafe, ul. Wiosny Ludów 2 440 Rozmaitości, Pławno 17 441 Rusałka Sama Frajda, ul. Golęcińska 27 442 RYNEK 95, ul. Stary Rynek 95 443 Rzepecki Mroczkowski, ul. Wiatraczna 5 444 Salon Fryzjersko-Kosmetyczny, ul. Kościelna 39 B 445 Salon Saphona, ul. Łaskarza 5 446 Salon SPA Natura, ul. Gronowa 67 447 Salon Subaru, ul. Dąbrowskiego 529 A 448 Salon Tupet, ul. Owsiana 17 449 Salon Urody, ul. Rybaki 13 450 Salon Venus, os. Piastowskie 40 451 Salon VOGUE, ul. Rybaki 10 452 Salon z Ogrodem, ul. Limanowskiego 5/1 453 Samui SPA, ul. Nad Seganką 3 454 Scarface Barber, ul. Wroniecka 2 455 Secret Garden, ul. Obornicka 4 456 Smorawiński i Spółka sp.j. Dealer BMW, ul. Obornicka 235 457 SOFA Cafe & Lunch, ul. Żydowska 30 458 SOFIT STUDIO, ul. Tylne Chwaliszewo 25 459 Solange Beauty & Spa, ul. Literacka 131 460 SOLUMED – CHIRURGIA PLASTYCZNA, ul. Wyrzyska 18 461 SPA_larnia DAY SPA, ul. Czarnieckiego 56 462 SPASSION, ul. Marcelińska 96b/209 463 Spice House, ul. Kraszewskiego 24 464 SPORT & BEAUTY Fabianowo, ul. Kowalewicka 14 465 SPOT., ul. Dolna Wilda 87 466 STARBUCKS CAFFE, ul. Dworcowa 2 467 STARBUCKS CAFFE Bałtyk, ul. Roosevelta 22 468 STARBUCKS CAFFE CH M1, ul. Szwajcarska 14 469 STARBUCKS CAFFE Pasaż MM, ul. Święty Marcin 24 470 STARBUCKS CAFFE Plaza, ul. Drużbickiego 2 471 STARBUCKS CAFFE Posnania Atrium, ul. Pleszewska 1 472 STARBUCKS CAFFE Posnania Rotunda, ul. Pleszewska 1 473 STARBUCKS CAFFE Stary Browar, ul. Półwiejska 42 474 Stary Młynek, ul. Żydowska 9 475 Stowarzyszenie PSYCHE SOMA POLIS, ul. Wierzbięcice 18/5 476 Stragan Kawiarnia, ul. Ratajczaka 31 477 Studio Urody Magia MM, ul. Władysława Jagiełły 29 478 Supra Restauracja Gruzińska, ul. Tylne Chwaliszewo 25 479 Suszone Pomidory, ul. św. Czesława 13 480 Świetlica – Kawiarnia w Zamku, ul. Święty Marcin 80/82 481 Taczaka 20, ul. Taczaka 20 482 TAPAS BAR, ul. Stary Rynek 60 483 Tarnowskie Termy, ul. Nowa 54 484 Tartovnia – Tarty Francuskie, ul. Orna 20 485 TASAKY restauracja, ul. Za Bramką 1 486 Tavaa, ul. Ratajczaka 30 487 Tawerna Gdyńska, ul. Kantaka 8/9 488 Teatr Wielki im. Stanisława Moniuszki, ul. Fredry 9 489 Thalgo, ul. Słowackiego 33 490 Toga, Plac Wolności 13A 491 TOKYO TEY, ul. Półwiejska 22 492 Tomasz i Pomidory, ul. Wojska Polskiego 84/1 493 Toyota Bońkowscy, ul. Platynowa 2 494 Toyota Centrum Poznań, ul. Bobrzańska 5 495 Trattoria Donatello, ul. Grunwaldzka 29 C 496 Tutti Santi, ul. Ogrodowa 10 497 U Przyjaciół Kawiarnia Klub Teatr, ul. Mielżyńskiego 27/29 498 U Rzeźników, ul. Kościuszki 69 499 UMAMI SUSHI, ul. Wodna 7/2 500 Umberto Pizzeria & Ristorante, ul. Grunwaldzka 222 501 Verona, ul. Żabikowska 66 502 Vine Bridge, ul. Ostrówek 6 503 Violet Sushi & Yakitori, ul. Święty Marcin 9 504 Viva Pomodori, ul. Fredry 3 505 Voyager Group – Autoryzowany Dealer i Serwis, ul. św. Michała 20 506 W Bramie, ul. Fredry 7 507 Warzelnia, ul. Stary Rynek 71 508 WEDEL Pijalnia Czekolady, ul. Pleszewska 1 509 Weranda Stary Browar, ul. Półwiejska 42 510 Whiskey in the Jar, ul. Stary Rynek 56 511 Why Thai, ul. Kramarska 7 512 Wiejskie Jadło, ul. Stary Rynek 77 513 Wielkopolska Agencja Rozwoju Przedsiębiorczości, ul. Piekary 19 514 Wirtuozi Smaków, ul. Poznańska 24 515 Wold Trade Poznań, ul. Bukowska 12 516 W-Z Kawiarnia, ul. Fredry 12 517 Yasumi, ul. Libelta 14A 518 Yetztu Poznań, ul. Krysiewicza 6 519 Za Kulisami, ul. Wodna 24 520 Zamek von Treskov, ul. Park 3 521 Zespół Pałacowo-Parkowy Pałac Biedrusko HOTEL, ul. 1 Maja 82