Nr 6 / C Z E RW I E C 20 17 I S S N 2 5 4 3 -9 57 X
pres ti żowa rola
SZYMONA BRODZIAKA sposób na fotografię
po
s pacerem dzielnicy
Druga twarz Sołacza moto
Yaris w wielkim mieście
PIOTR VOELKEL JESTEM DUMNY Z BAŁTYKU
Zacznę nietypowo… Miło mi Państwa poinformować, że „Poznański prestiż” zajął 4. miejsce w renomowanym rankingu „Press” na najlepszy magazyn miejski. To dla nas bardzo ważne wyróżnienie, biorąc pod uwagę fakt, że jesteśmy najmłodsi w tym zestawieniu. W konkursie startowało 16 tytułów. To chlubne miejsce jeszcze bardziej zmotywowało nas do działania. Dziękuję całemu zespołowi – to dzięki Wam nasz magazyn wspiął się tak wysoko. To dla mnie zaszczyt pracować w tym gronie! Podobnie jak ten ranking codziennie weryfikuje nas rzeczywistość. Poznajemy i odkrywamy nasz Poznań od nowa. I wciąż chcemy więcej. Odwiedzając doskonale znane nam miejsca za każdym razem znajdujemy coś nowego, poznajemy innych ludzi. To tak jak w życiu – ciągle wracamy do dobrze znanych nam lokalizacji, a one za każdym razem są inne. Okazuje się, że inni są też ludzie, którzy nas otaczają, choć wydawałoby się, że to te same osoby… I z każdego z tych spotkań wynosimy doświadczenia. Poznając Piotra Voelkela na nowo odkryłam w sobie pasję do pisania i ponownie uwierzyłam w to, że dobro wraca. Nieważne kiedy, ale wraca. Paweł Chudziński, prezes Aquanetu, pokazał, że przykład idzie z góry i żeby wymagać od innych, trzeba najpierw wymagać od siebie. O tym, jak ważna jest druga osoba, która może inspirować do wielkich rzeczy, opowiedział Szymon Brodziak – najlepszy na świecie fotograf, słynący z niebywałych czarno-białych zdjęć. Spacerując po Sołaczu doznałam lekkiego szoku, bo za pięknym
3
parkiem, znanym wszystkim poznaniakom, kryje się straszna bieda i nieludzkie warunki do życia. Pozytywnie zaskoczyła mnie nowa Toyota Yaris, którą powinna mieć każda kobieta w mieście. I wiecie co? Każdy z nas jest w czymś dobry, może najlepszy. I każdy ma pasję, którą warto rozwijać, bo ona buduje. Nie zapominając w tym pędzie o bliskich, bez których tak naprawdę nie byłoby nas. Szczęście w życiu osiąga się poprzez to, jak sami nim pokierujemy. Warto robić to, co się kocha, a otaczać się tymi, którzy każdego dnia wnoszą coś do naszego życia, i od których ciągle możemy się czegoś uczyć. I tego Wam życzę, nie tylko w czerwcu! Joanna Małecka, redaktor prowadząca magazyn „Poznański prestiż”
MAGAZYN NOWOCZESNEGO POZNANIAKA
WYDAWCA Top Media & Publishing House Sp. z o.o.
REDAKTOR PROWADZĄCA: Joanna Małecka joanna.malecka@poznanskiprestiz.pl
PREZES: Jarosław Olewicz WICEPREZES: Karolina Kałdońska WICEPREZES: Edyta Kochman WICEPREZES: Alicja Kulbicka
REDAKTOR: Piotr Chabzda piotr.chabzda@poznanskiprestiz.pl
WYDAWCA: Jarosław Olewicz
FOT. BONDER.ORG
REDAKTOR NACZELNA: Edyta Kochman DYREKTOR ZARZĄDZAJĄCA: Hanna Kowal hanna.kowal@poznanskiprestiz.pl
poznanskiprestiz.pl fb.com/poznanskiprestiz
SPECJALISTA DS. SPRZEDAŻY: Ewelina Paluszyńska ewelina.paluszynska@poznanskiprestiz.pl tel. 61 820 41 75, 510 841 097 WSPÓŁPRACA: Sławomir Brandt, Michał Gradowski, Elżbieta Podolska, Małgorzata Rybczyńska, Anna Skoczek
ZDJĘCIE NA OKŁADCE: Archiwum prywatne Piotra Voelkela PROJEKT GRAFICZNY I SKŁAD: Sarius Grafika i Media KOREKTA: Pracownia Ad Iustum ADRES REDAKCJI: ul. Grunwaldzka 43/1 a, 60-784 Poznań tel./faks 61 831 74 20 DRUK: CGS drukarnia Sp. z o.o. NAKŁAD: 5000 egzemplarzy MAGAZYN BEZPŁATNY
Redakcja nie bierze odpowiedzialności za treść reklam i nie zwraca materiałów niezamówionych. Zastrzegamy sobie prawo do skracania i adiustacji tekstów oraz zmiany ich tytułów. Przedruk w całości lub części dozwolony jedynie po uzyskaniu pisemnej zgody Wydawnictwa Top Media & Publishing House Sp. z o.o. Wszelkie przedstawione projekty podlegają ochronie prawa autorskiego i należą do osób wymienionych przy każdym z nich. Wydawca nie ponosi odpowiedzialności za treść reklam i ma prawo odmówić ich publikacji bez podania przyczyny.
50
14
Spis treści temat z okł adki
6 Piotr Voelkel: Jestem dumny z Bałtyku dobry
wzór
14 Nowa Alfa biznes po
prestiżowa rol a
42 Brodziaka sposób na fotografię 48 Mateusz Chorzępa: Specjalista od kwietnych dywanów moda
poznańsku
18 Paweł Chudziński: Ludzka twarz prezesa 22 Jacek Smolarek: Trzeba umieć pomagać miejsca warte
poznania
24 WGRO: Świeże, zdrowe, wielkopolskie spacerem po
36
dzielnicy
28 Druga twarz Sołacza moto
36 Yaris w wielkim mieście 40 Szreniawa stolicą motoryzacji
60 dawny
50 Etui Bags: W torbie nosimy całe życie
poznań
70 W co ubiera się bamberka?
prestiżowy lokal
ku ltu r a ln a roz m owa
56 SomePlace Else, Republika Róż, Piano Bar Restaurant & Cafe, Concordia Taste, Avocado Restaurant & Wine
74 Dr hab. Jarosław Liberek: Pradziadek nie porozmawia z prawnuczkiem, kłopot może mieć już dziadek 78 Rosalie: Muzyka mi w sercu gra
familijnie
60 Syren Ariel 64 fairPlayce
będzie się działo
82 Magdalena Witkiewicz: Jestem pisarką? 84 Malta z gwiazdami 86 W ydarzenia, na scenie, w teatrze, w kinie
podróże
66 Dominikana bliżej Poznania
po
godzinach
94 Nowy Range Rover Velar, Anna Karenina 95 Lato w kobiecym stylu 96 Atelier Sary Zalewskiej otwarte
78
42
gdzie nas znaleźć
98 Punkty, w których dostępny jest magazyn
te mat
z okładki
/
Jestem dumny z Bałtyku To jego najmłodsze dziecko. Zbudowany z najwyższej klasy materiałów, zaprojektowany przez najlepszych architektów z unikalną, zastosowaną po raz pierwszy na świecie elewacją. Bałtyk – jednych zachwyca, innych denerwuje. Jednym z inwestorów jest Piotr Voelkel, który nie znosi bylejakości. Jego zdaniem rondo Kaponiera to katastrofa komunikacyjna, a budynek dworca PKP nas upokarza. Jest mecenasem sztuki, biznesmenem wciąż notowanym w rankingach najbogatszych Polaków. – Nie ocena się ludzi po grubości portfela, ale po tym, co robią dla innych – mówi rozmawiają: Elżbieta Podolska, Joanna Małecka
K
iedy wszyscy produkowali meblościanki, on wyprzedzał konkurencję nowymi technologiami. Firma VOX, którą założył w 1990 roku, do dziś jest pionierem w branży. Inwestuje w edukację, jest współzałożycielem Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej, pierwszego w Polsce niepublicznego uniwersytetu. Piotr Voelkel siedzi przy stole w restauracji Concordia Taste. Znają go tu wszyscy. Poznaniak z urodzenia i wyboru. Mieszka na Sołaczu. Na sobie ma elegancką, białą koszulę, idealnie uprasowaną. Obok wisi marynarka. Ma samochód, ale rzadko z niego korzysta. Przyjechał Pan dziś rowerem? PIOTR VOELKEL: Oczywiście. Jak się Panu jeździ po Poznaniu? Dobrze, chociaż czasami po chodnikach, bo jeszcze jest za mało tras rowerowych. Jeździ Pan na rowerze z pasji, czy bardziej zdrowotnie? Przyczyn jest kilka. Po pierwsze – wychowywałem się w małym miasteczku, gdzie rower
był podstawowym środkiem komunikacji. Lubię jeździć rowerem. Z drugiej strony jest to dużo wygodniejsze. Jestem punktualny, szybko się przemieszczam. Mam też lepszy kontakt z ludźmi, kiedy ich spotykam i mogę się do nich uśmiechać, a nie wściekać w korkach siedząc w aucie. Podjeżdżam do pracy dotleniony i wesoły. Dzięki rowerowi mam dobrą kondycję i dobrze się czuję. W biznesie to bardzo rzadkie. Pana kontrahenci jeżdżą najlepszymi samochodami, a Pan... rowerem. Zwykle to ich dziwi, ale też wiedzą, że stać mnie na dowolny samochód, więc nie ma problemu. Ale przyznam, że jak jeździłem wiele lat temu do Niemiec, to właściciel firmy, który ze mną rozmawiał, patrzył, czym przyjechałem. Wtedy też szczęśliwie nie musiałem już jeździć maluchem. Ale jeździł Pan kiedyś maluchem? Moje dwa pierwsze samochody to były właśnie maluchy. Wtedy to były superauta. Ciągle przerabiałem je, żeby były szybsze. Dochodziły do 120 km na godzinę.
FOT. EDYTA KOCHMAN
6
7 
8
–
W 2009 roku założył Szkoły Akademickie Da Vinci. Z jego inicjatywy w 2011 roku w odrestaurowanym budynku Starej Drukarni powstała Concordia Design – centrum designu, kreatywności i biznesu.
–
W 2011 roku założył School of Form – pierwszą w Polsce międzynarodową uczelnię wyższą projektowania. Szkoła współpracuje z takimi firmami, jak IKEA, Schattdecor, Lidl, Amica, Škoda.
Jeżdżąc rowerem na pewno przemieszcza się Pan przez rondo Kaponiera. Słyszałam takie opinie, że ludzie boją się przez nie jeździć. A Pan? To jest jedna z większych porażek inwestycyjnych ostatnich lat. Z tysiąca powodów. Pierwszy, rondo działa gorzej niż przed remontem. W złych miejscach stoją światła i wszystko jest za małe. W efekcie lewoskręt jest tragiczny. Po drugie ścieżki rowerowe są w miejscu, gdzie mało rowerzystów ma odwagę się znaleźć, między dwoma pasami aut. Po trzecie, to rondo nie pozwala pieszym przejść ulicą Roosevelta od Mercurego górą, powodując, że tracą uroczą możliwość obserwowania Bałtyku ze zmieniającej się perspektywy. Był taki czas, że miasto miało tutaj główny punkt zarabiania pieniędzy, bo wyłapywali wszystkich zdezorientowanych pieszych, którzy szli z rowerzystami na zielonym świetle. Widok zapłakanych starszych, zagubionych kobiet, które płaciły mandat, był smutny i pokazywał, jak bezduszna potrafi być straż miejska.
Pana nazwisko jest nietypowe, jakby nie poznańskie. Skąd pochodzi Pana rodzina? Pewności na ten temat nie ma, ale z różnych rodzinnych przekazów wynika, że najprawdopodobniej pochodzimy z Holandii. Tam też w książkach telefonicznych widać sporo osób o tym nazwisku. Rodzinna anegdota mówi, że prapradziadek szedł z Napoleonem jako artylerzysta na Moskwę i został ranny gdzieś w Wielkopolsce. Wychował się Pan w Krotoszynie? Od piątej klasy w Krotoszynie, a wcześniej w Oleśnie na Śląsku. Jak Pan wspomina dzieciństwo? Kiedyś były inne czasy niż dzisiaj. Wydaje mi się, że była wtedy większa beztroska. Nie wiem, moje wnuki są chyba też beztroskie. Ja przede wszystkim dobrze wspominam to, że nasze życie było bardziej realne, między innymi dzięki temu, że wokoło było rzemiosło, wieś, prawdziwe zabawy w gronie kolegów. Nie było komputerów i telewizorów, zabawki robiliśmy sami. Nauczyłem się wtedy wiele. Sam naprawiłem motocykl, sam budowałem karmniki, sam robiłem latawce. Mogłem podglądać szewca, stolarza. Po drodze pomiędzy moim domem a szkołą był kowal, rymarz, był stolarz, który produkował trumny i bryczki. Blisko był szewc. Często bywałem u krawca. Mama szyła też w domu. To bardzo cenne doświadczenia z tamtego okresu. Nabrałem pewności, że wszystko można zrobić.
FOT. ARCHIWUM PRYWATNE
PIOTR VOELKEL
jest prezesem Wielkopolskiego Towarzystwa Zachęty Sztuk Pięknych, którego kolekcja współtworzy stałą ekspozycję sztuki współczesnej w Muzeum Narodowym w Poznaniu. Z jego inicjatywy Zachęta wraz z VOX-Artis zrealizowały projekt Poznań miasto sztuki, w ramach którego w mieście prezentowane są obiekty sztuki współczesnej m.in.: rzeźba Stela Heinza Macka przy alejach Marcinkowskiego, Golem Davida Cernego, rzeźba Transmutatio Sławomira Brzóski przed Galerią Malta.
Miał Pan kontakt z rzeczywistością i naturą. Tak, i to w różny sposób, bo jak ojciec przywoził wiadro ryb, i kazał mi je oskrobać, to musiałem się tym zająć. A ja zawsze miałam Pana za marzyciela bujającego w obłokach. Jedno drugiego nie wyklucza. Być może dlatego, że umiem wiele rzeczy z dzieciństwa, marzenia udaje mi się realizować. Jednym z powodów, dla których człowiek nie realizuje swoich marzeń jest lęk, że nie podoła, bo nie umie. Lęk powoduje, że na końcu boimy się nawet awansu. Tamta nasza młodość hartowała, bo była realna. Trzeba było wejść do stajni i wyprowadzić konia, o którym wiedziałem, że kopie i gryzie. Było wiele okazji, żeby przezwyciężać obawy i strach, który jest główną przyczyną, dla której nie robimy kariery. Stoimy w miejscu i marzymy o tym, żeby wszystko trwało, było jak wcześniej, a jak stoimy, to się cofamy, bo inni idą do przodu. To najczęstsza przyczyna życiowej porażki wielu ludzi. Pozostają pretensje i poszukiwania sprawców. Najczęściej wskazywani są ci, którym się powiodło. Tak tworzy się klimat do bolszewickiej rewolucji. Czego dzisiaj Pan się boi? Niczego. Życie przynosi codziennie dobre i złe sytuacje, których strach nie pomaga przezwyciężać. Wolność to też życie bez lęku. Wiele razy musiał Pan przełamywać w życiu bariery, by iść do przodu? Często. To powód, dla którego swoje życie uważam za wyjątkowo ciekawe. Podejmowałem wiele decyzji z ciekawości, w pogoni za pełnią życia. W sumie człowiek rozwija się z dwóch przyczyn. Jedną są katastrofy, które zmuszają nas do nadzwyczajnego wysiłku, radykalnej zmiany życia, bo coś się zawaliło. Szczęśliwie miałem mało takich strasznych wypadków. Innym bodźcem do nieprzeciętnej mobilizacji jest porywanie się z motyką na słońce, chęć zrobienia czegoś, co wydaje się nierealne, niemożliwe, ponad siły. Wtedy robimy rzeczy, o które się sami nie podejrzewaliśmy. Kilka razy zafundowałem sobie taką trudną przygodę. Jestem szczęśliwy, że mogłem realizować swoje marzenia. Wiele razy w życiu się Pan porywał z motyką na słońce, choćby pracując w Polskim Teatrze Tańca. Byłem szefem technicznym. Miałem wtedy 21 lat i szansa, że sobie połamię zęby na Teatrze
Tańca była duża. Zresztą, czy dziś ktoś by powierzył 21-latkowi przygotowanie dużej premiery i zorganizowanie teatru, który nie ma swojej sceny i ciągle jest na walizkach? Ja byłem świeżo po studiach. Tydzień wcześniej obroniłem dyplom. Wszyscy byliśmy trochę wariatami: Drzewiecki, że mi zaufał, a ja, że się na to porwałem. Powiodło się. Premiera była na czas, wszystko działało. Wtedy też przydała mi się znajomość rzemiosła. Wiele rzeczy robiliśmy po raz pierwszy w Polsce. Kupiliśmy w Austrii projektory i dzięki temu nasze scenografie były niezwykłe. Był Pan zadowolony z pracy? To było wspaniałe sześć lat. Po części dlatego, że bardzo dużo się nauczyłem. Poznałem sekrety wielu fachowców teatralnych, starych przedwojennych jeszcze mistrzów: malarza, perukarza, farbiarza, krawca, modystki, szewca. Miałem z nimi przyjacielskie relacje i jak zakładałem własną firmę, to właśnie oni pomogli mi wystartować i opracowywać technologie do produkcji. Co było impulsem, że ze świata artystycznego przeszedł Pan do biznesu? To była wtedy rewolucja. Odchodziło wielu tancerzy i członków zespołu. Drzewiecki nie dotrzymał słowa w ważnej sprawie i uznaliśmy, że dość. To był protest. Nie było możliwości, żeby przejść do innego teatru? Izabella Cywińska chciała mnie zatrudnić w Teatrze Nowym, ale doszedłem do wniosku, że lepiej spróbować czegoś nowego. Postanowiłem, że chcę być niezależny finansowo, stworzyć własną firmę.
Ktoś, kto do Poznania przyjeżdża z przekonaniem, że jest to mądry, zaradny naród, racjonalna Wielkopolska, jak widzi ten dworzec, to myśli, że wysiadł nie w tym mieście. Żeby przejść np. na peron 4 czy 5, to najlepiej mieć GPS
9
Miał już Pan rodzinę. Nie było takiego strachu, co będzie, jak coś nie wyjdzie? Czasy były bardzo niepewne. Rodzina bardzo mnie wspierała. Żona powiedziała mi wtedy, co wspominam do dzisiaj z wielkim wzruszeniem, że jak będzie trzeba, sprzeda swoje pierścionki. To były wyjątkowe i bardzo stare pamiątki po babci. Wielki niezwykły gest. Ojciec obiecał, że jeden miesiąc jest w stanie nas utrzymać. Z żoną mieliśmy odłożone 14 tysięcy złotych. Urodziła się córka i były kolejne plany, a żona, aby prowadzić dom, przestała pracować. Było jasne, że żartów nie ma. Otaczała mnie życzliwość ludzi. Zaczęliśmy produkcję od podświetlanych luster. Pomysł przywieźliśmy z Niemiec i uważam, że był świetny, tylko ludzie go nie rozumieli. Nikt nie miał wtedy podświetlanego lustra i nikt nie wiedział, na czym to polega. Sprzedawały się bardzo wolno i prawie powinęła nam się noga. Wtedy jeden ze znajomych ze sklepu na Garbarach poradził mi: „Zostaw te lustra i rób karnisze”. Ruszyło jak lawina. Przy opracowaniu unikalnych rozwiązań do produkcji pomogli mi stolarze z Opery. Wytwarzałem karnisze dziesięć razy szybciej i taniej niż inni producenci. Jak nabraliśmy tempa, to zarabiałem krocie. Z naszej rozmowy wynika, że Pana największym kapitałem w życiu wcale nie są pieniądze, ale ludzie. Pieniądze raz są, a raz ich nie ma. Moja babcia przeżyła życie najpierw w skromnym gospodarstwie, potem była jedną z bogatszych kobiet w Wielkopolsce, a na koniec była biedna. Ja bym nie chciał, żeby ktokolwiek mierzył mnie szacując wielkość portfela. Pomysł sortowania, klasyfikowania ludzi w zależności od tego, ile mają na koncie, uważam za upokarzający. Jak został Pan mecenasem sztuki? Zaczęło się pewnie jeszcze w dzieciństwie. Mieszkaliśmy w małym mieście i mama, która studiowała w Poznaniu, tęskniła do metropolii, z teatrami, koncertami, muzeami. Wkładała wiele wysiłku w to, żeby pokazać nam wielki świat i sztukę. Na studiach pracowałem dużo w ruchu studenckim, byłem szefem klubu, organizowałem festiwale muzyki i poezji, pomagałem różnym artystom w realizowaniu ich pomysłów. Cały czas miałem kontakt z ludźmi sztuki. Odkryłem radość i satysfakcję ze współpracy z artystami, dla których też byłem ważnym partnerem. Pomagałem im wdrażać w życie marzenia. Sam nie tańczę, nie śpiewam, nie umiem rysować.
Nie konkuruję z artystami, mam wiele szacunku dla nich i nauczyłem się z nimi współpracować. W Teatrze Tańca poznałem największych twórców. Z wieloma z nich przyjaźnię się do dzisiaj. To cenna część mojego życiowego dorobku. Można powiedzieć, że ma Pan szczęście do ludzi? Ze wszystkich etapów Pana życia zostają Panu przyjaciele. To jest część mojego kapitału. Umiem rozmawiać z ludźmi. Lubię ludzi i chętnie im pomagam. Nawet z pracownikami rozmowę najczęściej rozpoczynam od pytania: „Jak Ci mogę pomóc?”. To działa. Jednak ma Pan jeden ogromny talent. Jest Pan świetnym organizatorem. Kiedyś organizowanie wielkich, nowych projektów to była moja pasja, dziś mam mniej energii. Ale chyba nie idzie Pan na emeryturę? Nie, nie wybieram się. Ale już tak często i łatwo nie porywam się na wielkie i skomplikowane projekty. Teraz najwięcej czasu poświęcam Uniwersytetowi SWPS. To jest trudne zadanie i wielka odpowiedzialność. Nie wybiera Pan sobie w życiu łatwych dróg. Kiedy wszyscy jeszcze w domach mieli meblościanki, Pan zaczął zatrudniać designerów, by tworzyli wzory specjalnie dla Pana firmy. Polskie meblarstwo jest wielkim podwykonawcą zachodnich koncernów. W efekcie projektowanie odbywa się w ogromnej części zagranicą. My chcieliśmy zmienić ten powszechny stan. Zaczęliśmy tworzyć własną sieć sklepów w Polsce. Na tym pierwszym etapie meble były wzorowane na zachodnich trendach i modzie, ale wnosiliśmy zawsze coś nowego. Potem doszliśmy do wniosku, że trzeba spróbować projektowania własnych wzorów.
FOT. ARCHIWUM PRYWATNE
10
Zaczęliśmy produkcję od podświetlanych luster. Pomysł przywieźliśmy z Niemiec i uważam, że był świetny, tylko ludzie go nie rozumieli. Nikt nie miał wtedy podświetlanego lustra i nikt nie wiedział, na czym to polega. Sprzedawały się bardzo wolno i prawie powinęła nam się noga. Wtedy jeden ze znajomych ze sklepu na Garbarach poradził mi: „Zostaw te lustra i rób karnisze”. Ruszyło jak lawina. Przy opracowaniu unikalnych rozwiązań do produkcji pomogli mi stolarze z Opery
11
Zatrudniliśmy projektantów. Ostatnim etapem było stworzenie własnej szkoły designu, School of Form. Uczymy tam projektowania inaczej niż w akademiach sztuki. Podeszliśmy do nauki projektowania od zupełnie innej strony. Designer nie ma być artystą. Kluczowym zadaniem artysty jest powiedzenie światu czegoś od siebie, we własnym imieniu, a projektant ma projektować dla nas, dla ludzi. Swój talent ma zaprząc dla sprostania naszym marzeniom. Żeby projektant mógł poznać ludzi i ich potrzeby, w naszej szkole uczymy psychologii, antropologii, filozofii i socjologii. Dopiero zainspirowani wiedzą o ludziach mają prawo wziąć ołówek i zacząć szkicować. Ja nie potrzebuję eksponatów muzealnych, tylko rzeczy, o których ludzie powiedzą „wow – skąd oni wiedzieli, że ja właśnie tego potrzebuję?”. W efekcie Vox ma meble, jakich nie ma na świecie. Są unikalne, oryginalne, rozwiązują konkretne problemy. Najbardziej szczycimy się meblami dla młodzieży, które są skonstruowane w ten sposób, że dziecko w ogromnym stopniu może te meble zmieniać. Slogan reklamowy mówi, że są to „meble, które uczą zmieniać świat”. Jesteśmy zdania, że dziecko, które nie może zmienić nic w swoim pokoju, nie nauczy się żyć jako wolny człowiek w przyszłości. Ktoś, komu w młodości wszystkiego zakazują rodzice lub nauczyciele, nie będzie potrzebował i cenił wolności. Dla Pana jednymi z najważniejszych słów są wolność, zmiana, człowiek i rozwój. Wolność jest największym skarbem, ale żeby umieć z niej korzystać, trzeba się tego nauczyć. My uczymy tego dzieci, bo „wolność zaczyna się w domu”. Gdyby mierzyć Pana wartość tym, co Pan zrobił dla poznaniaków, jest Pan nieoceniony. Wzbogacanie zbiorów Muzeum Narodowego, dzieła sztuki na lotnisku i w przestrzeni miasta,
A jednak cały czas Pan jest tutaj. Bo ja się stąd nie wyprowadzę, co nie zmienia faktu, że kolejne duże inwestycje będą już w innych miastach. Jak się Panu podoba gmach nowego Bałtyku? A Paniom? Bardzo. To jest moim zdaniem małe dzieło sztuki. Mówię o tym dlatego, że jestem tylko inwestorem, a autorami są architekci z MvRdV, jednego z najlepszych biur architektonicznych świata. Kupując ten teren, zdawaliśmy sobie sprawę, że jest to niezwykle odpowiedzialna inwestycja i nie może to być kolejny banalny biurowiec lub blok. Musimy zachować się inaczej niż wielu deweloperów i szukać sukcesu nie w optymalizacji, cięciu kosztów, lecz w najwyższej możliwej jakości. Zdałem sobie wtedy sprawę, że tak naprawdę najbardziej upokarza tandeta, byle jak projektowane i budowane obiekty. Zawstydza inwestora, projektanta, wykonawców, użytkowników i miasto, w którym się znajduje. Dla mnie takim przejawem bezguścia i tandety jest nasz Gargamel, czyli Zamek Przemysła, który ośmiesza i upokarza nas wszystkich.
Wiedzieliśmy, że naszą szansą jest najwyższa jakość na wszystkich etapach projektu. Jasne było, że tylko tak może powstać obiekt, z którego na końcu wszyscy poznaniacy będą dumni. To się powiodło: projektanci spisali się na medal, Michał Włodarczak, który był szefem budowy, dopilnował szczegółów i detali, znaleźliśmy superpartnerów po stronie firm budowlanych. Najlepiej spisał się Tomek Nowicki, który zrobił elewację. Jest unikalna, bo po raz pierwszy na świecie zastosowano taką technologię. To poznańska firma i przez to ten budynek jest jeszcze bardziej nasz, poznaniaków. Dzięki temu mam przekonanie, że ten budynek będzie nas zmieniał, bo jak twierdził Zygmunt Bauman, architektura nas zmienia. Tworząc wyjątkową architekturę zmieniamy oblicze miasta, ale też i ludzi w nim mieszkających. Przykładem jest Bilbao, które z prowincjonalnego miasteczka stało się rozpoznawanym w świecie miastem, kojarzonym z nowoczesnym Muzeum Guggenheima. Mieszkańcy, na których patrzy z zainteresowaniem świat, dumni z tego projektu nabrali śmiałości, ruszyli na podbój Europy. Sukces i duma dodają skrzydeł, a kicz i tandeta onieśmiela i upokarza. Bałtyk pokazuje, kim chcemy być i to jest komunikat skierowany do wszystkich, którzy tu przyjadą, ale i do poznaniaków: nie lękaj się marzyć, zrób, stać cię na wszystko. Dzisiaj już wiemy, że się powiodło. Dobrze w tym budynku czują się najemcy. Praktycznie cała powierzchnia jest już wynajęta. Ci ludzie już cieszą się na pracę w tym miejscu, bo ten gmach i sąsiedztwo Concordii oraz podwórko, które nazywa się Przystań, zmieni także ich i ich życie. To będzie tętniące energią i pasją miejsce. Ważny fragment nowoczesnego, optymistycznego, wolnego miasta Poznań.
Bałtyk pokazuje, kim chcemy być, i to jest komunikat skierowany do wszystkich, którzy tu przyjadą, ale i do poznaniaków: nie lękaj się marzyć, zrób, stać cię na wszystko. Dzisiaj już wiemy, że się powiodło. Dobrze w tym budynku czują się najemcy. Praktycznie cała powierzchnia jest już wynajęta. Ci ludzie już cieszą się na pracę w tym miejscu, bo ten gmach i sąsiedztwo Concordii oraz podwórko, które nazywa się Przystań, zmieni także ich i ich życie. To będzie tętniące energią i pasją miejsce
FOT. ARCHIWUM PRYWATNE
12
jak choćby rzeźba Magdaleny Abakanowicz na Cytadeli, wystawy największych artystów, np. Igora Mitoraja czy Ryszarda Horowitza, nie mówiąc o działaniach Concordii Design... Nie wiem, czy jest to tak odbierane. Mam wrażenie, że najtrudniej jest być prorokiem we własnym mieście. Dużo łatwiej prowadzi mi się poważne rozmowy we Wrocławiu, Krakowie czy Gdańsku niż w Poznaniu. Te wszystkie inicjatywy to także przejaw mojej wolności: robię, bo chcę, a nie, bo muszę i też robię z kim chcę. Wybieram partnerów.
13
Czy jest coś, co by Pan zmienił w Poznaniu? W pierwszej kolejności dworzec kolejowy. To jest wstyd. Ludzie myślą, że myśmy zwariowali. Ktoś, kto do Poznania przyjeżdża z przekonaniem, że jest to mądry, zaradny naród, racjonalna Wielkopolska, jak widzi ten dworzec, to myśli, że wysiadł nie w tym mieście. Żeby przejść np. na peron 4 czy 5, to najlepiej mieć GPS. Wszystko podporządkowane galerii handlowej. To zmieniłbym od razu. O czym dzisiaj Pan marzy? Mamy kilka ciekawych planów biznesowych. Dla mnie marzenia są raczej projektami, które mogę zrealizować. Jak się zmobilizuję, znajdę partnerów, to wszystko jest możliwe. Trzymam kciuki, żeby mojej córce Ewie udało się we Wrocławiu. Może uda się też zrealizować projekt w Krakowie. Zwykle w biznesie jest tak, że przekazuje się firmę, kiedy coś się wydarzy: kłopoty zdrowotne, przekroczenie pewnego wieku. W Pana wypadku nic z tych rzeczy nie miało
miejsca, a zdecydował się Pan oddać władzę. Dlaczego? To była świadoma i przemyślana decyzja. Bałem się, że syn Piotr stworzy swoją własną firmę i nie będzie chciał nigdy przejąć mojej. Pokazałem mu, że w Vox jest potencjał i jeszcze przed nim daleka droga rozwoju, a Piotr chciał mieć poważne wyzwania, nie tylko odcinać kupony. To było dla mnie ważne, bo nie chciałem więcej zarządzać Vox. Syn miał już 30 lat. Uznaliśmy, że najwyższy czas, żeby był samodzielny i żeby przestał być tylko moim zastępcą. Jest Pan dumny z dzieci? Bardzo. Z każdego z nich. Maria jest artystką, niezwykle wrażliwą osobą. Jest niesamowicie dobrą mamą, poświęca dzieciom bardzo dużo uwagi. Ewa jest błyskotliwa, inteligentna, zaradna i bardzo sprawna operacyjnie. Ma w sobie siłę i pasję. Piotra miałem okazję oglądać w różnych sytuacjach i zaimponował mi tym, jak jest kreatywny, operatywny, zaradny, jak szybko się uczy. Jest dzielnym facetem, który stawia sobie poważne zadania i nie lęka się świata.
14
dobry wzór
/
15
Nowa Alfa Już w październiku zakończy się metamorfoza jednej z kultowych Alf, modernistycznych wieżowców przy ulicy Święty Marcin. Powstanie tam trzygwiazdkowy hotel, sale konferencyjne oraz restauracja i centrum fitness. To kolejny dowód na to, że reanimacja centrum Poznania może się udać tekst: Michał Gradowski
FOT. WIKIMEDIA, MATERIAŁY FIRMY DOBRY HOTEL
D
omy Towarowe Alfa od lat były symbolem tego, jak brzydko może starzeć się architektura. Choć opinię wielu poznaniaków o tych wieżowcach można sprowadzić do jednego: „wyburzyć”, to wielu ekspertów docenia charakter wysokościowców – podobne budynki powstawały w tym czasie nie tylko w Poznaniu i do dziś stanowią turystyczną atrakcję wielu miast. Problem w tym, że zaniedbane Alfy są dziś raczej karykaturą wielkiego, modernistycznego projektu, którego były częścią. Podczas II wojny światowej zabudowa ulicy doznała poważnych zniszczeń. Wzdłuż północnej pierzei ówczesnej ul. Czerwonej Armii, między ulicami Ratajczaka i Gwarną, stały mocno zniszczone, lecz ciągle piękne kamienice z początku XX wieku. Dziś wiemy, że można je było odbudować, ale władze miasta postanowiły, że ta część Poznania stanie się nowoczesnym „city”, a wieżowce ze szkła i aluminium będą symbolem nowoczesności oraz wielkomiejskości, dumą poznaniaków i chlubą partyjnych władz. Pięć dwunastokondygnacyjnych wysokościowców budowano w latach 1965–1972, a kompleks zaprojektował Jerzy Liśniewicz, znany z takich budynków, jak pobliskie „telewizory”, hotele Poznań i Polonez, gmach NOT przy ul. Wieniawskiego czy kościół na os. Jana III Sobieskiego. Pierwsze trzy budynki oddano do użytku w 1968 roku, kolejne dwa zostały ukończone już w latach 70.
Hotel, restauracja, centrum fitness Prawie pół wieku później przyszedł czas na zmianę, a najbardziej zaniedbana Alfa, położna najbliżej ulicy Ratajczaka, właśnie przechodzi kapitalny remont. Powstanie tutaj trzygwiazdkowy Hotel Altus. Na kondygnacjach od trzeciej do dwunastej usytuowanych będzie łącznie 109 pokoi hotelowych, na drugim piętrze powstanie natomiast pięć sal konferencyjnych z profesjonalnym wyposażeniem, największa na 200 osób, a także restauracja o powierzchni 184 metrów kwadratowych i lobby bar.
16
na obsługę hotelową, a także design wnętrz. Architekt zaprojektował eleganckie, komfortowo urządzone pokoje, z wygodnymi łóżkami oraz łagodnym oświetleniem – mówi Katarzyna Palewska, kierownik ds. marketingu w firmie Dobry Hotel.
Nowa jakość
Kompleks biurowców Alfa to jedne z najbardziej charakterystycznych budynków w Poznaniu, a ulica Święty Marcin w ciągu kilku lat ma zostać zrewitalizowana. Władze miasta planują, że do 2020 roku stanie się ona wizytówką Poznania i będzie przyciągała turystów oraz mieszkańców
W hotelu znajdzie się także miejsce na centrum fitness, a do dyspozycji gości zostanie oddanych 36 miejsc parkingowych – 12 miejsc postojowych przy obiekcie oraz dodatkowe 24 nieopodal hotelu. Współwłaścicielami wieżowca są Altus Hotel Mięczkowski sp.k. wraz ze Spółką SPOŁEM, a firma Dobry Hotel będzie zarządcą obiektu. Zakończenie inwestycji planowane jest na październik. – Hotel Altus będzie łączył w sobie wszystko to, z czym kojarzy się marka Dobry Hotel. Naszym podstawowym celem jest stworzenie przestrzeni, w której gość będzie mógł odpocząć i zrelaksować się po spotkaniu biznesowym czy zwiedzaniu. Dlatego kładziemy szczególny nacisk
Dlaczego inwestor zdecydował się otworzyć swój pierwszy hotel w Poznaniu akurat w tym miejscu? – Kompleks biurowców Alfa to jedne z najbardziej charakterystycznych budynków w Poznaniu. Ich atutem jest też lokalizacja w ścisłym centrum, 900 metrów od Dworca Głównego i tylko 1,2 kilometra od Międzynarodowych Targów Poznańskich. Poza tym ulica Święty Marcin w ciągu kilku lat ma zostać zrewitalizowana. Władze miasta planują, że do 2020 roku stanie się ona wizytówką Poznania i będzie przyciągała turystów oraz mieszkańców. Chcemy razem z miastem współtworzyć tę nową jakość i sprawić, że stolica Wielkopolski będzie jeszcze chętniej odwiedzana przez gości z kraju i zagranicy – wyjaśnia Katarzyna Palewska.
Altus mierzy wysoko Skąd pomysł na nazwę hotelu i z czym ma się ona kojarzyć? Altus to po łacinie „wysoki”, więc jest to nawiązanie do gabarytów tego wielokondygnacyjnego budynku, ale inwestor ma też drugą definicję: hotel będzie oferował gościnność na wysokim poziomie. Dobry Hotel zarządza już sześcioma hotelami w Trójmieście i Krakowie. W ciągu najbliższych dwóch lat zostaną otwarte kolejne obiekty: w Krakowie, Zakopanem, Gdańsku i Wrocławiu. Wśród nich znajdziemy takie inwestycje, jak czterogwiazdkowy Hotel Deo w Gdańsku na prestiżowej Wyspie Spichrzów oraz luksusowy, pięciogwiazdkowy hotel Unicus Palace, zlokalizowany u zbiegu ulicy Floriańskiej i św. Marka w Krakowie. Czy inwestor planuje w Poznaniu otwarcie kolejnych hoteli? – Obecnie nie prowadzimy żadnych innych inwestycji w Poznaniu, ale Dobry Hotel rozwija się tak dynamicznie, że niczego nie wykluczamy – mówi Katarzyna Palewska.
17
Handlowy deptak w centrum miasta Co z pozostałymi wieżowcami Domów Towarowych Alfa i czy władzom miasta uda się ożywić ten fragment miasta? – Remont Alfy to bardzo dobra wiadomość, choć dobrze byłoby, gdyby powstał jeden wspólny koncept rewitalizacji dla wszystkich wieżowców. Jest to jednak bardzo trudne ze względu na skomplikowany układ własnościowy – mówi Tomasz Dworek, radny Rady Osiedla Stare Miasto. – W głowach wielu poznaniaków ugruntował się pogląd, że modernizm to coś szpetnego. Tymczasem budynki powstałe w tym okresie w wielu miastach na świecie stają się ikonami. Mam nadzieję, że tak też będzie w przypadku jednej z Alf, po odnowieniu i zmianie zewnętrznych okładzin – dodaje. Na początku maja władze Poznania ogłosiły przetarg na przebudowę pierwszego fragmentu ulicy Święty Marcin od ulicy Gwarnej do Ratajczaka. Prace rozpoczną się we wrześniu tego roku, a ich zakończenie planowane jest na pierwszy kwartał 2019 roku. – Święty Marcin mógłby znów stać się handlowym deptakiem, przyjazną przestrzenią kulturalno-
HOTEL ALTUS W LICZBACH
109 5 900 1200
pokoi hotelowych sal konferencyjnych, największa na 200 osób metrów od dworca Poznań Główny metrów od Międzynarodowych Targów Poznańskich
-handlowo-gastronomiczną, tak jak to jest choćby na ul. Dąbrowskiego, gdzie niewielkie sklepy i punkty usługowe mają się całkiem dobrze. W centrach miast tkwi ogromny potencjał przyciągający ludzi – mówi Tomasz Dworek. – Liczę na to, że nowa, zrewitalizowana przestrzeń zachęci kolejnych inwestorów, a z ulicy znikną pustostany, bo zwykle w takich przypadkach biznes przyciąga biznes – dodaje.
18
biznes po
poznańsku
/
Ludzka twarz prezesa W pokoju sąsiadującym z gabinetem prezesa firmy Aquanet jest przyjemnie mimo upału. Pomarańczowe kanapy, estetyczny stół z przekąskami. Na komodzie stoi zdjęcie budynku Liceum Ogólnokształcącego numer 8, obok silnik z Cegielskiego. Z tyłu, na ścianie, wisi portret Jacka Ponickiego, byłego prezesa poznańskich wodociągów. Uprzejma pani serwuje wodę z cytryną. Paweł Chudziński na szyi ma zawieszony identyfikator. Wita mnie promiennym uśmiechem i uściskiem dłoni
FOT. AQUANET
rozmawia: Joanna Małecka
Na tym zdjęciu to Pana szkoła? PAWEŁ CHUDZIŃSKI: To jest zdjęcie, kiedy „ósemka” mieściła się jeszcze przy ulicy Głogowskiej. Chodziłem tam do szkoły, a do szóstego roku życia mieszkałem przy Rynku Łazarskim. Moja rodzina od 150 lat związana jest z Poznaniem.
Stwierdziła nawet, że się do tego nie nadaje. A ja jej powiedziałem, poczekaj, przyjdź po 50. wystąpieniu i dopiero wtedy zdecyduj, czy się do tego nadajesz, czy nie. Mówiąc o tym przypomniało mi się moje pierwsze wystąpienie w telewizji, na które nie mogę patrzeć. To był dramat.
150 lat – to tyle, ile lat ma Aquanet? No to już będzie 152.
Kiedy to było? W 1990 roku.
Pije Pan wodę z kranu? Oczywiście. Pani też pije wodę z kranu. Zresztą u nas w firmie nie ma wody butelkowanej, poza gazowaną. Smakuje Pani?
Dużo się Pan nauczył od tego czasu? Obok jest mój pokój, a tam na wewnętrznej stronie drzwi napisana jest sentencja mojego profesora z liceum: „Proces głupienia jest niezauważalny dla głupiejącego”. I to jest prawda. Jeśli człowiek się nie uczy, i nie mam tu na myśli tylko wykształcenia, po prostu głupieje. Powinniśmy być ciekawymi świata, usłyszeć, zapytać.
Tak. To bardzo się cieszę. Skoro smakuje, to sama Pani widzi, że nie ma sensu kupować butelkowanej. A gwarantuję, że ta jest na pewno bardzo dobra. I w każdym miejscu w Poznaniu można się jej napić. Ile osób pracuje w Aquanecie? Przeszło 800. Jak Pan nad tym panuje? Mnie się tylko wydaje, że nad tym panuję (śmiech). Mam zaufanie do ludzi, a oni mają do mnie i to jest najważniejsze w funkcjonowaniu firmy. Potem jest bardzo długa przerwa, a potem są procedury. Uważam, że przykład idzie z góry. A Pan? Nie wyobrażam sobie, żebym przeszedł obok pracownika i się z nim nie przywitał, nie podał mu ręki. Jak jest czas, to chętnie zamieniam z nim kilka zdań. Ma Pani rację, że przykład idzie z góry. I to dotyczy każdej firmy, organizacji. Nie można przerzucać frustracji na kogoś, czy nie powiedzieć sobie zwyczajnie „dzień dobry”. Nie należy też egzekwować od pracownika przykładowo noszenia identyfikatora, skoro sami go nie nosimy. Jak Pani widzi, swój mam zawieszony na szyi i wcale mi nie przeszkadza. Pracownicy przychodzą do Pana z problemami, poradzić się? Jasne. Czasem ktoś przyjdzie się wypłakać, opowiedzieć o swoich problemach. Jednym daje się pomóc, innym nie. W rozmowach z ludźmi trzeba umieć słuchać, a to nie jest takie proste. Kiedyś przyszła do mnie dziewczyna, która była przerażona przed pierwszą prezentacją.
19
Czego dzisiaj jest Pan najbardziej ciekawy? Będąc na tym stanowisku, codziennie trzeba zadać sobie pytanie: co dzisiaj motywuje do pracy. Nieprawdą jest, że podwyżka załatwia wszystko. Czasami to jest podejście, uściśnięcie ręki, poświęcenie komuś czasu, docenienie kogoś słownie. Tego jestem najbardziej ciekawy i wielu innych mechanizmów związanych z funkcjonowaniem świata. Wie Pan, maszyny zawsze można wymienić, człowieka – nie. Kontroluje Pan swoich pracowników? Nie nazwałbym tego w ten sposób. Czasem się przejdę trochę poprzeszkadzać ludziom w pracy (śmiech). Ostatnio w jednym z działów zapytałem: „jak Wam się pracuje?” Jedna z pań
Chcemy ludziom dać też jakąś wartość dodaną. Z jednej strony koncert, gdzie można przyjść za darmo, zrobić piknik i posłuchać muzyki. Jako pierwsi w Polsce mieliśmy Fundusz Wodociągowy. Polega to na tym, że przeznaczamy milion złotych rocznie na wsparcie w płaceniu naszych rachunków dla osób, których nie stać na zapłacenie całości. W tym roku mija 20 lat naszej edukacji ekologicznej, wyedukowaliśmy 100 tysięcy dzieci
mówi: „Wiesz co, prezesie, mamy od cholery roboty i szczerze mówiąc to nam tu przeszkadzasz, chociaż dzięki temu mamy chwilę przerwy”. Zna Pan wszystkich pracowników? Wielu znam z imienia i nazwiska, wiem gdzie pracują. Oczywiście, że nie znam wszystkich, ponieważ część z nich pracuje w innych lokalizacjach. Czy jest coś takiego jak poznańskość w biznesie? Tak, chociaż nie ma definicji tego pojęcia. Myślę, że posiadam zespół cech, zachowań, które są poznańskie. Akurat dzisiaj cytowałem mojego znajomego – mistrza z czasów, kiedy zaczynałem karierę zawodową. I on mówił tak: „Panie Pawełku, a mój stryj powiedział mi: chłopcze, musisz pamiętać o tym, że swoją robotę musisz robić tak, żeby nikt po Tobie poprawiać nie musiał”. Mówimy tu o pewnej rzetelności i kulcie pracy. Dobrą markę, renomę buduje się długo, a stracić można w ciągu jednego dnia. I jeśli się z kimś umawiamy, możemy spóźnić się minutę, dwie, ale nie dziesięć, bo to oznacza brak szacunku do drugiego człowieka i lekceważenie. W dobie telefonów komórkowych jeśli coś się dzieje, zawsze możemy zadzwonić, napisać i poinformować. Z jakim największym problemem Pan się zmierzył, zostając prezesem Aquanetu? Początkowo zostałem członkiem rady nadzorczej. To były lata 90., a więc jeszcze przed denominacją i okazało się, że mieliśmy 100 miliardów przeterminowanych zobowiązań wobec Skarbu Państwa. W tamtych czasach to były ogromne pieniądze i musieliśmy to błyskawicznie spłacić. Na biurku miałem sterty faktur. Wiadomo było, że dopóki ja ich nie podpiszę, nie można ich zrealizować. Przeglądałem je, podpisywałem lub nie i okazało się, że w tym szaleństwie odrzuciłem fakturę na zakup chloru. Pracownik pojechał go odebrać i nikt nie chciał wydać towaru. Dopiero kiedy zadzwoniłem tam i potwierdziłem, że na pewno zapłacimy,
chlor został wydany. A bez tego nie mogliśmy przecież pracować. Dlaczego Aquanet? Absolutny przypadek. Zresztą w moim życiu wiele rzeczy dzieje się przypadkowo. Przedtem pracowałem w Cegielskim, w silnikach portowych. I to było dla mnie wyzwanie. To był czas dużych przemian i musieliśmy się rozstać. Pamiętam kiedy poszedłem do ówczesnego dyrektora poznańskich wodociągów, którego wcześniej znałem, zapytać, czy nie znalazłby na pół roku, najdłużej na rok, jakiegoś miejsca, gdzie usiądę i popracuję. A on się zgodził. Siedziałem w dziale organizacyjnym i po pół roku poszedłem do niego, podziękowałem za pomoc, powiedziałem, że minął okres, na który się umawialiśmy i na mnie już czas. A on zapytał: „ale masz jakąś inną robotę?”. A ja na to mówię, że nie. Jacek popatrzył na mnie i mówi: „Może byś jednak został, bo kierowniczka Twojego działu idzie na emeryturę, a ja nie mam nikogo na to miejsce”. Zgodziłem się i zostałem kierownikiem działu organizacyjnego. Potem prezydent Kaczmarek wpadł na pomysł, żeby sprywatyzować wodociągi i Rada Nadzorcza szukała kogoś wewnątrz firmy, kto zna angielski. Okazało się, że było kilka takich osób, z czego poza mną wszystkie pracowały w laboratorium. I w ten sposób wszedłem do zarządu spółki. Później zmarł Jacek Ponicki i zaproponowano mi, żebym został prezesem. Dziś pewnie wie Pan wszystko na temat funkcjonowania firmy? Ależ skąd. Niech Pani nie wierzy jakiemukolwiek szefowi, który zatrudnia przynajmniej dziesięciu pracowników, który powie, że wszystko wie. Nie wie, gwarantuję to Pani. Jak zmieniał się Aquanet w ciągu ostatnich kilkudziesięciu lat? Pewnie są jakieś elementy, które się nie zmieniły. Gdyby przyszła Pani do nas w latach 90. byłaby Pani petentem, dziś jest Pani klientem. Mieliśmy kiedyś Biuro Sprzedaży, dziś jest
FOT. AQUANET
20
Ma Pani rację, że przykład idzie z góry. I to dotyczy każdej firmy, organizacji. Nie można przerzucać frustracji na kogoś, czy nie powiedzieć sobie zwyczajnie „dzień dobry”. Nie należy też egzekwować od pracownika przykładowo noszenia identyfikatora, skoro sami go nie nosimy
21
Biuro Obsługi Klienta. Kilka miliardów złotych kosztował cały program inwestycyjny. Zmienili się ludzie – jest przepaść pomiędzy kompetencjami, zachowaniami. Ja sam się zmieniłem. Proszę zobaczyć, że więcej czasu spędzamy w firmie niż w domu. Musimy zadbać o dobrą atmosferę, bo w złej nie da się pracować. Jest Pan dumny, że tu pracuje? Nie nazwałbym tego w ten sposób. Ja bardzo lubię tę pracę i jestem dumny z tego, jakich mam ludzi. Organizujecie imprezy kulturalne, sportowe. Udzielacie się charytatywnie. Po co to robicie? Jesteśmy firmą lokalną, poznańską. Nie chcemy być postrzegani jako ci, co wysyłają faktury i podnoszą ceny wody. Chcemy ludziom dać też jakąś wartość dodaną. Z jednej strony koncert, gdzie można przyjść za darmo, zrobić piknik i posłuchać muzyki. Jako pierwsi w Polsce mieliśmy Fundusz Wodociągowy. Polega to na tym, że przeznaczamy milion złotych rocznie na wsparcie w płaceniu naszych rachunków dla osób, których nie stać na zapłacenie całości.
W tym roku mija 20 lat naszej edukacji ekologicznej, wyedukowaliśmy 100 tysięcy dzieci. Jeździmy do szkół, robimy wykłady, zabieramy dzieci do ujęcia wody, oczyszczalni, stacji uzdatniania wody, pokazujemy, jak z brudnej robimy czystą. Za mną, na ścianie wisi portret byłego prezesa wodociągów Jacka Ponickiego. Wydaje mi się, że to ważna postać w Pana życiu. To był z jednej strony mentor, a z drugiej przyjaciel. Osoba absolutnie wyjątkowa. Takich dyrektorów już nie ma. Jacka znali wszyscy. Pamiętam, jak wołał na mnie „mecenas”. I kiedyś mówię do niego, żeby przestał mnie tak nazywać, bo jak trafimy na jakiegoś radcę prawnego, to będzie wtopa. A on swoje. I stało się. Któregoś dnia na jednym ze spotkań podszedł do mnie prawdziwy prawnik i mówi: „Panie mecenasie, porozmawiajmy jak prawnik z prawnikiem”. Roześmiałem się. Jacek był człowiekiem o gołębim sercu. Każdemu pomagał. Mówią, że dobro wraca… Mam nadzieję, że jemu wróciło.
22
biznes po
poznańsku
/
Trzeba umieć pomagać Nie każdy wie, że Concordia Ubezpieczenia to grupa, która powstała w Poznaniu. Od 20 lat dba o kompleksową ochronę ubezpieczeniową zarówno firm, jak i osób prywatnych. W jej portfolio znajdują się produkty stworzone z myślą o rolnikach, klientach indywidualnych, przedsiębiorcach i kredytobiorcach. Na czele firmy stoi Jacek Smolarek – prezes, który poza ubezpieczaniem wie, że warto pomagać… rozmawia: Joanna Małecka
Dlaczego pomagacie? JACEK SMOLAREK: Pomagamy, bo wiemy, że dobro procentuje. Wspierając innych, odkrywamy w sobie pokłady dobroci i wielkiej mocy sprawczej. Wiemy, że razem potrafimy zdziałać więcej, budząc przy tym szereg pozytywnych emocji i korzyści dla obu stron. Przykładowo, dzięki wolontariatowi pracowniczemu, zyskujemy coś bardzo istotnego, a mianowicie integrację, która przekłada się na większe zrozumienie i lepszą atmosferę także podczas wykonywania obowiązków służbowych.
w nim również osobiste zaangażowanie, wspieranie i zachęcanie pracowników Concordii do włączania się w działania na rzecz „Potrafię Więcej”. Mam nadzieję, że obchodzony właśnie rok jubileuszowy, świętujemy bowiem 20. rocznicę powstania firmy, będzie dobrym początkiem naszej wieloletniej współpracy. Co do tej pory udało się zrobić? Pierwszym działaniem, w które zaangażowało się aż 40 proc. naszych pracowników, zarówno z Poznania, jak i z naszych 12 oddziałów z całej Polski, była akcja zdjęciowa pod hasłem „Potrafię Więcej”. Polegała ona na zrobieniu sobie zdjęcia z takim właśnie napisem. Z nadesłanych fotografii powstał plakat, który jest dla nas symbolem i dobrym początkiem do podejmowania
FOT. CONCORDIA
Od jak dawna wspieracie Stowarzyszenie Potrafię Więcej? Od dłuższego czasu szukaliśmy organizacji, którą moglibyśmy wspierać zarówno jako firma, ale także jako indywidualni pracownicy. Mieliśmy dwa kryteria. Chcieliśmy, żeby koncentrowała się ona na dzieciach i, ze względu na siedzibę naszej centrali, była ulokowana w Poznaniu. I udało się… Nasza przygoda z poznańskim Stowarzyszeniem na Rzecz Dzieci ze Złożoną Niepełnosprawnością „Potrafię Więcej” rozpoczęła się w pierwszym kwartale 2017 roku. Wówczas podpisałem list intencyjny, w którym poinformowałem, że z przyjemnością przyjęliśmy i pełnym składem zarządu Concordii Ubezpieczenia poparliśmy oddolną inicjatywę jednego z naszych pracowników, aby zaangażować się we współpracę właśnie z tym Stowarzyszeniem. Zadeklarowałem
kolejnych inicjatyw. Udowodniliśmy bowiem sobie, że potrafimy więcej. My jako firma zyskaliśmy właśnie to przekonanie, Stowarzyszenie natomiast otrzymało od nas wsparcie finansowe na organizację dorocznego pikniku rodzinnego. Drugą inicjatywą podjętą w maju była zbiórka zabawek z okazji Dnia Dziecka. Poprosiliśmy Stowarzyszenie o przygotowanie „listy marzeń”, które w ramach biur oraz indywidualnie, zrealizowaliśmy w 100 proc. Trzecia inicjatywa, ale na pewno nie ostatnia w tym roku, polegała na aktywizacji naszych gości jubileuszowych. Poprosiliśmy ich, aby kwiaty oraz upominki z okazji 20-lecia Concordii, zastąpili wpłatą na rzecz „Potrafię Więcej”. Mam nadzieję, że i ta akcja przyniesie Stowarzyszeniu wymierne korzyści. Ubezpieczając ludzi, można powiedzieć, że w pewien sposób też im pomagacie… Pomaganie poprzez gwarantowanie spokoju wpisuje się w DNA funkcjonowania firmy ubezpieczeniowej. Naszą misją jest dostarczanie klientom solidnej i kompleksowej ochrony, rozumienie ich potrzeb i wspieranie rozwoju. Jednak naszym obowiązkiem jest przede wszystkim bycie blisko nich, gdy tego najbardziej potrzebują, tj. w trudnych sytuacjach życiowych. Od 20 lat na tym właśnie koncentrują się nasze działania. Właśnie, jakby Pan podsumował te ostatnie 20 lat? Minione dwie dekady to czas intensywnych przemian ustrojowych w Polsce, w trakcie których niemal całkowitemu przeobrażeniu uległo polskie rolnictwo, stając się filarem naszej gospodarki. Concordia potrafiła wykorzystać tę szansę. Dzięki jasno określo-
nej wizji i konsekwencji w działaniu, a także czerpaniu z doświadczenia udziałowców, zyskaliśmy pozycję cenionego eksperta merytorycznego w sektorze agro. Z analizy badania rynku ubezpieczeniowego w segmencie rolnym, które zostało przeprowadzone w 2016 roku przez niezależny instytut badawczy, wynika, że Concordia Ubezpieczenia kojarzona jest głównie jako przyjazna, solidna i polska marka dla rolnika. Cieszy mnie ten fakt. Przed nami jednak nowe wyzwania.
23
Jakie macie plany na następne 20 lat? W kolejnych latach będziemy koncentrować się na zapewnianiu bezpieczeństwa mieszkańcom małych i średnich miejscowości z tzw. Polski powiatowej. Nadal będziemy blisko polskich rolników, otaczając jeszcze pełniejszą ochroną ich życie, rodzinę oraz posiadany majątek. Naszą ambicją jest doprowadzenie do postrzegania Concordii jako uniwersalnego ubezpieczyciela z silną „nogą” rolną. 20. rocznica naszej działalności na polskim rynku ubezpieczeń to dobry czas na podsumowania dotychczasowych osiągnięć oraz refleksje nad dalszym, stabilnym i zrównoważonym rozwojem naszej grupy. Zrównoważonym również z perspektywy podejmowania inicjatyw społecznie odpowiedzialnych. Dlatego z „Potrafię Więcej” jest nam po drodze… „Potrafię Więcej” to bowiem więcej dla dzieci i ich rodziców, więcej efektów, więcej wiedzy i empatii. Jeśli podobnie do Concordii Ubezpieczenia chcesz wspierać poznańskie Stowarzyszenie na Rzecz Dzieci ze Złożoną Niepełnosprawnością „Potrafię Więcej”, zachęcamy: KRS: 0000241411 / NIP: 9721122040 / REGON: 300132442 Numer konta: PKO BP 76 1020 4027 0000 1402 0391 0585 REKLAMA
24
miejsca
warte poz nan ia
/
Świeże, zdrowe, wielkopolskie Przy ulicy Franowo 1 ruch zaczyna się już na długo przed wschodem słońca. To stąd codziennie wyjeżdżają tony najwyższej jakości regionalnych produktów, które trafiają prosto do warzywniaków, małych sklepów spożywczych, restauracji i kwiaciarni. I tak od 25 lat tekst: Joanna Małecka
W
ielkopolska Gildia Rolno-Ogrodnicza S.A. to nie tylko owoce i warzywa, ale także różnorodne produkty spożywcze, kwiaty żywe oraz sztuczne, wyjątkowe dodatki florystyczne i artykuły wyposażenia wnętrz. Miejsce tradycyjnie nazywane przez poznaniaków Giełdą, to 12 hektarów powierzchni, w tym prawie 60 tysięcy metrów kwadratowych w halach o wysokim poziomie technologicznym i ponad tysiąc stanowisk handlowych. To przede wszystkim tysiące dostawców i kupców tworzących swego rodzaju społeczność integrowaną w programach lojalnościowych, warsztatach i szkoleniach. Gildia to również szeroko zakrojone działania reklamowe na rzecz podmiotów zaopatrujących się na WGRO S.A., a także biznes odpowiedzialny społecznie – czyli zajęcia edukacyjne promujące wśród uczniów szkół podstawowych z Poznania i okolic zdrowe odżywianie oraz kulturę obdarowywania kwiatami.
Świeżo, zdrowo i wielkopolsko
FOT. WGRO, JOANNA MAŁECKA
– Poznaniacy, którzy do nas przychodzą, bardzo często dopytują o kraj pochodzenia warzyw i owoców. Jeśli mają do wyboru towar polski i importowany, bez wahania wybierają lokalne
produkty – mówi Genowefa Stasikowska, właścicielka sklepu „Karolinka”, przy ul. Lachowickiej 2 w Poznaniu, sygnowanego szyldem „Produkt z WGRO S.A.” przez Gildię na Franowie. – W warzywa i owoce zaopatruję się na WGRO S.A. od samego początku jej istnienia, bo mam pewność, od kogo kupuję towar. Podobnie moi klienci. Kupują u mnie, bo wiedzą, że produkt, który im oferuję, wyróżnia się najlepszym smakiem i doskonałą świeżością. Podobnie mówi się w warzywniaku u zbiegu ulic Garbary i Grobla. Do niedawna miejsce kojarzone z kioskiem, a potem z salonem gier, dziś pachnie świeżą pietruszką, bazylią i polskimi jabłkami. Już od progu witają sami właściciele. W środku własnoręcznie wykonane regały, w oknie świeże zioła. Do tego jogurty i sery z gospodarstw ekologicznych. Do środka co chwilę wchodzą klienci. – Dla Pani to co zawsze? Może skusi się Pani na świeży twarożek albo kozi jogurt? Świeżutkie. Właśnie przyjechały – mówi Kamila i uśmiecha się do starszej pani. – Codziennie dostajemy świeży towar z Franowa. Jesteśmy naprawdę zadowoleni ze współpracy z WGRO S.A. – mówi Przemysław Nowak. – Jeśli czegoś brakuje,
25
dostajemy to zaraz następnego dnia. Mówię tu również o zamówieniach specjalnych – dodaje Przemek. Właściciele codziennie są w swoim sklepie i sami obsługują klientów, dzięki czemu znają ich preferencje, potrzeby i trafnie dobierają asortyment do lokalizacji. Kamila i Przemek stawiają na lokalność i najlepsze produkty. „Warzywniak na Rogu” ma nawet swój profil na Facebooku. Żeby ułatwić klientom detalicznym odnalezienie sklepów mających w ofercie świeże warzywa i owoce prosto od lokalnych producentów, a nierzadko szeroką gamę innych, regionalnych produktów spożywczych, WGRO S.A. oznaczyło ich witryny wspólnym znakiem „Produkt z WGRO S.A.”.
Pod jednym znakiem
„Produkt z WGRO S.A.” to znak towarowy, który sygnuje 1000 sklepów tworzących wspólną sieć w Wielkopolsce. Właściciele tych placówek, zachowując niezależność swojego biznesu, uczestniczą w promowaniu lokalnego, rodzimego handlu, prowadzonego w oparciu o polski kapitał. Pozostają przy tym wiernymi ambasadorami produktów, pochodzących prosto od wielkopolskich rolników i ogrodników. To właśnie świeże, zdrowe
i wielkopolskie warzywa oraz owoce, bezpośrednio z lokalnych upraw, są wizytówką sklepów ze znakiem „Produkt z WGRO S.A.”. Warunkiem uczestnictwa w programie jest regularne zaopatrywanie swojego sklepu na WGRO S.A. Zgodnie z tą zasadą do punktu trafiają stałe dostawy świeżego towaru prosto od producenta. Klienci detaliczni zyskują pewność, że dostają najlepszy towar, a właściciele sklepów podczas każdej wizyty na Franowie zdobywają punkty, które mogą wymienić na materiały wspierające sprzedaż, dostępne w Katalogu Materiałów Promocyjnych wydawanym cyklicznie przez Gildię. W ten sposób sklepy ze znakiem „Produkt z WGRO S.A.” nieustannie wyposażane są np. w etykiety cenowe, torby i kosze zakupowe. Ekspedienci zyskują zaś praktyczne stroje robocze i narzędzia przydatne w codziennej pracy. Każdy Katalog to kilkadziesiąt produktów dostosowanych do sezonu i ustalanych na podstawie konsultacji z samymi właścicielami sklepów. Obecnie WGRO S.A. pracuje nad drugim tego typu projektem – wspólnym znakiem towarowym „Kochajmy kwiaty”. Współpraca w tym zakresie proponowana jest kwiaciarniom zaopatrującym się na Giełdzie w kwiaty cięte,
FOT. WGRO, JOANNA MAŁECKA
26
sztuczne, doniczkowe i bogatą gamę dodatków florystycznych. Znak „Kochajmy kwiaty� na witrynie kwiaciarni będzie dla klienta detalicznego informacją, şe w środku kupi wyjątkowy bukiet stworzony z pasją, zostanie profesjonalnie obsłuşony i moşe liczyć na fachowe porady, zarówno na temat pielęgnacji kwiatów ciętych, jak i doniczkowych.
27 
Społecznie odpowiedzialni
Poznański rynek hurtowy od lat prowadzi działania jako Corporate Social Responsibility. Co to oznacza? Nic innego, jak dwa programy edukacyjne prowadzone w szkołach podstawowych. W ramach programu „Z kwiatami za pan brat� dzieci odkrywają pochodzenie kwiatów spotykanych na co dzień, mają okazję poznać rzadkie gatunki i odmiany, dowiadują się, jak troszczyć się o kwiaty i kiedy je wręczać. Podczas zajęć zatytułowanych „Ja i moja rodzina jemy owoce i warzywa� poznają z kolei zasady zdrowego odşywiania, dowiadują się, jaką rolę odgrywają warzywa i owoce w codziennej diecie i uczą się prostych sposobów na przygotowanie z rodzicami zdrowych i smacznych posiłków. Nic dziwnego, şe rodzice za namową swoich pociech zaglądają choćby do sklepu warzywno-owocowego w Luboniu przy ul. ŝabikowskiej 47. Wiedzą, şe zawsze dostają tu świeşe i zdrowe produkty. – W towar zaopatruję się na Wielkopolskiej Giełdzie Rolno-Ogrodniczej juş jakieś 15-16 lat i jeszcze nigdy się nie zawiodłem – mówi Mikołaj Kwapisz, właściciel. – Mam tam swoich sprawdzonych dostawców, dzięki czemu jestem pewien najwyşszej jakości. To dla mnie waşne, bo jeśli sprzedam nieświeşy lub kiepskiej jakości towar, klienci do mnie nie wrócą.
Ĺťeby uĹ‚atwić klientom detalicznym odnalezienie sklepĂłw majÄ…cych w ofercie Ĺ›wieĹźe warzywa i owoce prosto od lokalnych producentĂłw, a nierzadko szerokÄ… gamÄ™ innych, regionalnych produktĂłw spoĹźywczych, WGRO S.A. oznaczyĹ‚o ich witryny wspĂłlnym znakiem „Produkt z WGRO S.A.â€?. đ&#x;Ą
Kamila i Przemysław w Warzywniaku na rogu
Przez lata zdobywałem ich zaufanie właśnie dzięki temu, şe zawsze mam świeşe produkty, które dosłownie kilka godzin wcześniej znajdowały się na polu u rolnika.
Nie samÄ… pracÄ…
Handel, szkolenia, promocje‌ a to nie wszystko. Nie kaşdy wie, şe uroczyste obchody 15. rocznicy powstania rynku hurtowego na Franowie zapoczątkowały tradycję imprez integracyjnych, które co roku gromadzą akcjonariuszy, najemców miejsc handlowych, kupców oraz partnerów biznesowych WGRO S.A. na wspólnym, zamkniętym festynie rodzinnym. Kaşdej imprezie towarzyszą konkursy z nagrodami, atrakcje dla dzieci i koncerty gwiazd polskiej estrady. Wszystko dlatego, şe WGRO S.A. to miejsce szczególne. Dla wielu miejsce pracy z 25-letnią tradycją. Nic więc dziwnego, şe panuje tu atmosfera szczególna. Kupujący i sprzedający dobrze znają się wzajemnie, dlatego doroczne imprezy to dobra okazja, şeby bez pośpiechu porozmawiać, zabawić się i świętować kolejny wspólnie spędzony rok. 
Kto moşe kupować na WGRO S.A.? Wśród struktury firm zaopatrujących się na WGRO S.A. najbardziej znaczącą rolę odgrywają sklepy spoşywcze, kwiaciarnie oraz cała branşa HoReCa. Zaopatrywać moşe się jednak kaşdy, kto dokonuje zakupów w ilościach hurtowych – zgodnie z załoşeniem rynku.
28
đ&#x;Ą
Kiedyś na stawach sołackich pływały łódki
s pacerem po
dzielnicy
/
29
Druga twarz Sołacza Leży w dolinie Bogdanki. Kiedyś należał do Jeżyc, dziś jest odrębną dzielnicą Poznania. Na Sołaczu mieszkają m.in.: Wojciech Kruk, Piotr Voelkel, Tadeusz Dziuba, Paweł Wojtala (prezes Wielkopolskiego Związku Piłki Nożnej), profesorowie uniwersyteccy. To tu znajduje się galeria Wojciecha Fibaka. I choć wszystkim kojarzy się z malowniczym parkiem Sołackim i przepięknymi willami, ma też swoją ciemną stronę o imieniu Dojazd… tekst i zdjęcia: Joanna Małecka
30
đ&#x;ĄŠ
Baraki przy ulicy Dojazd
đ&#x;Ą
Paweł Szwaczkowski
ednostka wojskowa na Sołaczu kończy się wysokim, kolczastym płotem. Wzdłuş ulicy Dojazd leniwie spacerują ludzie. W mieszkaniu na pierwszym piętrze w miarę nowego bloku kobieta wiesza pranie. Mimo ograniczenia prędkości samochody przemykają jak szalone. Idąc w kierunku szpitala MSWiA, mniej więcej w połowie ulicy, skręcamy w lewo.
Sołackie baraki, bo takie istnieją‌
Po obu stronach obdrapane mury. Stoją rowery, wzdłuş płotu pierwszego z baraków leşą porozrzucane zabawki. Mimo południa nad wejściową bramą pali się światło. Nikt nie oszczędza tu na prądzie. W jednym ogródku bawią się dzieci. Wyraźnie opalona na solarium kobieta zaczesana w kitkę popędza męşa. Przechodzą obok, rzucając nieco agresywne spojrzenia. Uchylam drzwi do baraku. Śmierdzi stęchlizną. Pilśniowa podłoga ugina się pod nogami. Na końcu długiego korytarza leşy stos butów, a obok brudna wycieraczka. Mruga stara, nadpalona juş şarówka. – Chciałem Ci pokazać drugą stronę Sołacza – mówi Paweł Szwaczkowski, przewodniczący Zarządu Osiedla Sołacz. – Chodźmy do następnego
budynku. Kilkanaście starych baraków, ustawionych jeden przy drugim, straszy. Nigdy sama bym tutaj nie przyszła. Miauczą wychudzone koty szukające jedzenia. Szutrowa droga pełna jest dziur, kamieni i potłuczonego szkła. W oddali słychać kłótnię. Przed wejściem do kolejnego baraku okna zabite dyktą. Resztki potłuczonej szyby walają się pod nogami. Dach obsuwa się na zniszczoną futrynę. Popisane markerem ściany, wszędzie k‌ i ch‌e. Ogromny smród wydobywa się z jednego z pomieszczeń. Nie działa włącznik światła. Paweł uchyla drzwi. Sterta gazet, brudnych ubrań. Po podłodze walają się butelki po piwie z nadtłuczonymi szyjkami. Otwieramy drzwi na ościeş. W tle trzy śmierdzące, od lat nieuşywane szalety. Smród jest nie do wytrzymania. – Zamknij proszę te drzwi – mówię do Pawła, który widząc moją bladą twarz, natychmiast je rygluje. Wybiegam stamtąd. Za tym pomieszczeniem kolejne drzwi do mieszkań. Na podwórku naprzeciwko męşczyzna piłuje drewno. Obok trzech panów majsterkuje przy starym autobusie. Dziwnie nam się przyglądają. Na budynkach zainstalowane anteny, talerze satelitarne. Powoli zaczyna padać deszcz. – Chodźmy stąd – mówi Paweł Szwaczkowski. – Chyba juş dosyć widziałaś. Specjalnie Cię tu zabrałem, bo ludzie nie wierzą, şe na Sołaczu moşe być coś takiego. A jest od lat i nikt z tym nic nie robi.
‌sąsiadują z wojskiem‌
W milczeniu idziemy z powrotem w stronę ulicy Wojska Polskiego. Tam gdzie kończą się baraki, zaczyna się wojskowy płot. W Centrum Szkolenia Wojsk Lądowych nie widać şołnierzy. Z daleka widać czołgi. – Dzień dobry – woła przewodniczący Zarządu Osiedla Sołacz do Piotra. Starszy pan z siatką z zakupami zatrzymuje się przy przejściu dla pieszych,
naprzeciwko piekarni. – Mieszkam tu juş 60 lat i nigdy bym się nie wyprowadził – mówi i wskazuje na bloki. – O, tutaj mieszkali moi rodzice. I tak od lat jesteśmy związani z Sołaczem. Tyle şe kiedyś nie było tutaj takiego ruchu. Pamiętam kiedy ulicą Wojska Polskiego jeździł tramwaj, a pętlę miał przy wojsku. I nie było wiaduktu, a Niestachowska była pełna kocich łbów. Latem kąpaliśmy się w Rusałce, a zimą podczepialiśmy sanki pod furmanki Akademii Rolniczej i robili nam kulig. O, tutaj jechaliśmy – wskazuje na jeden z budynków Uniwersytetu Przyrodniczego. Właśnie w tym budynku mieścił się dwór sołacki, w którym mieszkał zarządca terenu. – Chodzicie w tę i z powrotem – śmieje się Marta Bełka, wyciągając z samochodu kolejną siatkę z zakupami. Mieszka w bloku, przy Wojska Polskiego 68 blok 4. – Uwielbiam to miejsce. W ogóle Sołacz jest cudowny i mnie baraki nie przeszkadzają. Mamy przyjaznych sąsiadów, jest cicho, zielono i spokojnie. Nie lubię miasta i cieszę się, şe mogę korzystać z zieleni, parków. A za dziesięć minut mam wykład z ekologii i integrowanej ochrony roślin na Uniwersytecie Przyrodniczym, więc muszę lecieć. Miłego spaceru, na razie!
‌a dalej jest uniwerek i dzielnica willowa‌
Stojąc na skrzyşowaniu Wojska Polskiego i Dojazd widzimy drogę dojazdową nad Rusałkę. – Wiesz, şe jezioro w połowie naleşy do Sołacza? – pyta Paweł Szwaczkowski. – A na dnie zakopano ŝydów, którzy kopali jezioro, zresztą stoi tam pomnik. Chodźmy teraz
„Pamiętam kiedy ulicą Wojska Polskiego jeździł tramwaj, a pętlę miał przy wojsku. I nie było wiaduktu, a Niestachowska była pełna kocich łbów. Latem kąpaliśmy się w Rusałce, a zimą podczepialiśmy sanki pod furmanki Akademii Rolniczej i robili nam kulig� na drugą stronę ulicy Niestachowskiej. Po stronie willowej pierwszy to dom dla trudnej młodzieşy. Trafiają tu dzieci z całej Wielkopolski z nieciekawym şyciorysem lub po przejściach. Kiedyś strach tu było przejść, şeby nie dostać w głowę cięşkim przedmiotem. Dziś jest spokojnie, a młodzieş w końcu wychodzi na prostą‌ Przed Uniwersytetem Rolniczym spaceruje Marcin Szymański. Właśnie wraca z egzaminu gimnazjalnego. Jego dom jest za kościołem, przy ulicy Podlaskiej. Obok ogromnego drzewa, za płotem, stoi stary, lekko przerdzewiały szyld. – Babcia nie chce go zdjąć, więc pewnie zostanie tu na zawsze – śmieje się. – Mieszkam tu od urodzenia wspólnie z babcią i rodzicami. To dom, który przechodzi z pokolenia na pokolenie. I nigdy nie chciałbym się stąd wyprowadzić – zawiesza głos i patrzy na dach. – Jak rodzice remontowali dach, to na strychu znaleźli starą broń. Muszę iść na obiad – zamyka furtkę i znika za drzwiami ogromnej willi. Pośród starych okazałych domów, na końcu ulicy, wyrasta kompleks nowoczesnych apartamentów Agrobexu. Nowoczesne wille wpasowują się w charakter dzielnicy,
31 
đ&#x;ĄŻ
Dom Marcina Szymańskiego
đ&#x;ĄŤ
Nowoczesne wille Agrobexu
32
choć odbiegają nieco designem. Schodząc w dół mijamy typowe sołackie domy – z okiennicami i duşymi dachami. – Są piękne, ale teş kosztowne – mówi Paweł Szwaczkowski. – Remont moşe wynieść nawet kilka milionów złotych. Mieszkają tu profesorowie, właściciele firm, politycy. – Bardzo lubię tę dzielnicę i mieszka się tu super – mówi Piotr Voelkel. – Zresztą mieszka tu nasza rodzina.
‌gdzie strzelają łucznicy‌
đ&#x;ĄŽ
Ĺ ucznicy trenujÄ… klika dni w tygodniu
đ&#x;ĄŤ
Schron przeciwlotniczy w parku Sołackim
Ulica Wojska Polskiego jest jedną z bardziej ruchliwych, podobnie jak Nad Wierzbakiem. Idąc w dół, w kierunku stawów sołackich, skręcamy w lewo. Po prawej stronie szkoła, po lewej schronisko młodzieşowe. Jest kilka firm, domów, buduje się nowe osiedle. W tle wolno płynie Bogdanka. Dochodzimy do mostu tramwajowego. Pod spodem ma powstać ścieşka rowerowa od Piątkowa do Jeşyc. Na razie są płyty i wysoka trawa. Czasem pląta się tu kilku bezdomnych. Grupa kilku osób strzela z łuku. Kilkanaście tarcz ustawionych szczelnie obok siebie. Wielki plac z garaşem w tle. Leszek Walkowiak, wiceprezes i trener w KS Leśnik, instruuje młodego łucznika pokazując mu odpowiednie pozycje. – Klub istnieje od 1937 roku
– wyjaśnia. – Mieliśmy swoje tory w róşnych miejscach, ostatnio na Wildzie, ale miasto tam sprzedało teren. Szukaliśmy nowej lokalizacji. Nasz wybór padł na to miejsce, poniewaş jest duşe, bezpieczne i spełnia wszelkie warunki podczas strzelania. Do niedawna były tu chwasty, wysoka trawa i bezdomni. Dziś jest piękna łąka z nowymi nasadzeniami, posprzątana. Gromadzimy ziemię, şeby wyrównać teren, który wiedzie w kierunku Bogdanki. To, co widać, zrobiliśmy naszymi rękami, przy pomocy sponsorów. Zasadziliśmy drzewa, krzewy. Będziemy robić przyłącze elektryczne. Proszę zobaczyć, ilu chętnych przychodzi do nas postrzelać. W tej chwili dwie grupy nowych łuczników uczą się strzelać i prawdopodobnie zasilą nasz klub. Normalne treningi odbywają się od poniedziałku do piątku w godzinach popołudniowych. Cieszy nas to, ze tak wiele osób chce to robić, bo to nietypowy sport, ale wspaniały. On sam przyszedł do klubu w 1969 roku i tak został. Było mu bardzo przykro, kiedy nieznany sprawca podpalił pomieszczenia klubowe. Spłonęło prawie wszystko. – Chciałbym podziękować i jestem wdzięczny całej Radze Osiedla Sołacz za pomoc, jaką okazali klubowi po tym wydarzeniu – mówi Leszek Walkowiak i ze łzą w oku znika za garaşem.
‌rosną kasztany‌
Szybko przechodzimy za torem do strzału. Mokra łąka prowadzi nas prosto do rzeki Bogdanka, która ciągle wylewa. Latem trudno opędzić się tu od komarów. Przepływa przez park
33
Wodziczki. Kilka osób jedzie na rowerach, mężczyzna spacerujący z psem przysiadł na ławce. Rada osiedla planuje tu zrobić nowy plac zabaw, ścieżkę zdrowia i atrakcje dla rowerzystów. Dochodząc do alei Wielkopolskiej nie sposób nie zauważyć rzędu pięknych kasztanowców. – Niestety trochę chorują – mówi Paweł Szwaczkowski. – A szkoda, bo były niesamowite.
…jest schron i Meridian…
Tramwaj czeka na zielone światło, żeby wysadzić pasażerów przy pierwszym stawie sołackim. – Chodź, idziemy zobaczyć schron – rzuca Joanna do Piotra. Z bimby z numerem 9. wysiadają wraz z małym chłopcem. Jaś trzyma w ręce plastikowy granat i pistolet. Idę za nimi. Po drugiej stronie stawu rzeczywiście jest – schron przeciwlotniczy, poniemiecki. Jeden z radnych odkopał go w ubiegłym roku. Schron udostępniany jest zwiedzającym podczas Dni Twierdzy. Liczy ponad 80 metrów. W środku mieszka 50 nietoperzy, które wieczorem można zobaczyć w parku Sołackim. Jaś udawał przez chwilę, że atakują nas obce wojska. Ja zatrzymałam się przy mężczyźnie robiącym zdjęcia. Błażej Strykowski fotografuje amatorsko. Dziś padło na Sołacz. – Niech Pani zobaczy, jaka tu jest roślinność – mówi i pokazuje zdjęcia, które zrobił przed chwilą. – Niesamowite widoki, idzie się tu zakochać. – Miło było Pana poznać
Po drugiej stronie stawu rzeczywiście jest – schron przeciwlotniczy, poniemiecki. Jeden z radnych odkopał go w ubiegłym roku. Schron udostępniany jest zwiedzającym podczas Dni Twierdzy. Liczy ponad 80 metrów. W środku mieszka 50 nietoperzy, które wieczorem można zobaczyć w parku Sołackim – mówię i wracam do Pawła. Zaraz przed restauracją stary, walący się budynek. Kiedyś była tu wypożyczalnia łódek, dziś jest ruina, w której mieszkali bezdomni. Trzeba było zabić drzwi i okna dyktą. Stary, połamany pomost, przy którym cumowały łódki, straszy spacerowiczów. Może w końcu zostanie rozebrany. – Chciałbym, żeby na stawy wróciły łódki, jak za dawnych czasów – kwituje Paweł Szwaczkowski. – Może to jeszcze się uda zrobić. Meridian nie jest już zakryty namiotem. Okazały budynek zachęca do wejścia. Okoliczni mieszkańcy pamiętają jeszcze, jak miał dwie wieże i nazywał się Restauracja Piracka. Po pożarze runęły, a pozostała część do dziś raczy gości świetną kuchnią i noclegami. Przed Meridianem stoi prowizoryczna scena, na której od 20 lat odbywają się Koncerty Sołackie. Niedługo rozpocznie się sezon letni i zobaczymy tu pierwszych artystów.
34
drzewa pamiętają jeszcze II wojnę światową, kiedy nie moşna było tu wejść, a odpoczywać mogli jedynie Niemcy. Niemki chętnie wychodziły tu zaczerpnąć świeşego powietrza.
‌i spokój
đ&#x;ĄŠ
Zabytkowa, unikatowa, drewniana Poczekalnia tramwajowa z początków XX wieku – jedyna zachowana w Poznaniu i jedna z nielicznych w Polsce
đ&#x;Ą
Francuski Ĺ Ä…cznik
– Nareszcie, juş nie moşemy się doczekać – mówią przypadkowi spacerowicze, którzy podsłuchali naszą rozmowę. Mieszkają niedaleko. – ŝyjemy tu jak na wsi – mówią. – Wiemy o sobie wszystko. I choć jest ich coraz mniej, to wciąş się wspierają. – Obecnie zameldowanych jest tu około pięć tysięcy osób – dodaje radny Szwaczkowski. – Mamy coraz mniej rdzennych mieszkańców, a coraz więcej biur. Spacer po parku Sołackim jest bardzo przyjemny. Stare
To ostatnie nieprzebite zielone płuco Poznania. Zaczyna się na Cytadeli, a kończy w Kiekrzu. Kaşdy ma tu swoją ulubioną ławkę, kąt, ulubioną kawę i tartę z Francuskiego Šącznika. Paweł Szwaczkowski, prezes Zarządu Osiedla Sołacz siada naprzeciwko kościoła i rozgląda się. – Gdyby nie to, şe muszę iść coś załatwić, siedziałbym tu cały dzień – westchnął głęboko. – Przypomniały mi się te baraki, te porysowane ściany. – Chcesz powiedzieć, patologia? – dodaję. – Większość z tych ludzi şyje tak, bo inaczej nie chce, nie potrafi albo zwyczajnie nie moşe. I teş mają swój park Sołacki, pomiędzy barakami, na boisku i w ogródkach. I teş są na Sołaczu, choć trochę innym niş ten park. – Ten park jest wyjątkowy – usiądź na chwilę przy mnie i spójrz. – A na co mam patrzeć? – pytam. – Ciiii – pokazuje Paweł. – Spójrz w głąb siebie, wtop się w ciszę. I co widzisz? – Spokój – odpowiadam. – Chyba tu jeszcze chwilę posiedzę. 
36
moto
/
Yaris w wielkim mieście To była miłość od pierwszego wrażenia. Ja – w wiecznym pędzie, trochę roztrzepana, daleko od stylu slow i ona – stylowa, cicha, ekologiczna, ekonomiczna i… trochę drapieżna. Jadąc po mieście idealnie się uzupełniałyśmy, do tego stopnia, że trudno nam było się rozstać… Kiedy się zagapiłam, ona hamowała, przy nieplanowanej zmianie pasa ruchu dawała mi ostrzegawcze znaki dźwiękowe. Spędziłyśmy ze sobą dwa dni, a ja już za nią tęsknię. Poznajcie nową Toyotę Yaris tekst: Joanna Małecka | zdjęcia: Sławomir Brandt: bonder.org
W
salonie Toyota Bońkowscy ruch. Samochody stoją jeden przy drugim prezentując się okazale. Z daleka uśmiecha się do mnie Jakub Florek, doradca ds. sprzedaży. Idealnie przystrzyżony, uprzejmie prosi, bym usiadła naprzeciwko. – Potrzebuję od Pani prawo jazdy i kilka podpisów – mówi. – Tutaj są dokumenty i za chwilę przejdziemy do samochodu. Za szklanym boksem powoli ukazywała się ona… Chromowane, szesnastocalowe felgi, piękny, czerwono-czarny kolor. – To właśnie Toyota Yaris w wersji limitowanej selection
– kontynuuje Jakub i dotknięciem klamki otwiera samochód. – To model wyjątkowy, niepowtarzalny, w limitowanej edycji. – Wyróżnia się – pomyślałam, i o to właśnie chodziło.
Drapieżne bezpieczeństwo Elegancki, trochę drapieżny design. „Yariska”, bo tak do niej mówiłam od początku, powitała mnie stylowymi, LED-owymi światłami w kształcie
đ&#x;ĄŻ
Toyota Yaris w wersji selection
đ&#x;ĄŤ
đ&#x;ĄŽ
Toyota Yaris w wersji selection ma stylowe wnętrze
Idealnie nadaje siÄ™ na piknik
światłowodu. I to jej pierwszy atut. Przy ustawieniu „auto� znajdującym się w kierownicy po lewej stronie, w pełni zautomatyzowane światła regulują się same, reagując na warunki panujące na drodze. Jakub wyłączył światło w salonie, a ona wyczuwając zmierzch, dołączyła oświetlenie dodatkowe. To jeszcze bardziej dodało jej drapieşności. Ale ja wiedziałam, şe pod tym pięknie mieniącym się lakierem i napisem „selection� kryje się bezpieczeństwo i niebywały komfort jazdy. – Zapraszam – powiedział Jakub, i powoli zaczął tłumaczyć jak to wszystko działa. Kiedy zobaczyłam środek, nie chciałam dalej słuchać. Piękną, skórzaną tapicerkę w kolorze czarnym dopełnił czerwony akcent charakterystyczny dla tej wersji. Kierownica odpowiedniej wielkości, delikatnie ścięta z dołu, w której jest całe centrum dowodzenia, znacznie ułatwia prowadzenie. Odpaliłam. Silnik pracował bez zarzutu.
Początek w stylu selection Pierwsze kilometry dałyśmy sobie na zapoznanie. W końcu liczy się dobre wraşenie. Dynamicznie zmieniałam biegi, dochodząc do szóstego. Napis „shift� znajdujący się na wyświetlaczu informował mnie, kiedy
37 
zmienić bieg, şeby jechać jak najbardziej ekonomicznie. Przy okazji musiałam wszystkiego dotknąć. Duşy ekran pośrodku informował o bieşącym i średnim zuşyciu paliwa. Wybierając ikonę z nutką szybko moşna było przełączyć się na opcję muzyki, gdzie do wyboru mamy: radio, Bluetooth i USB. Wygodne, regulowane fotele nie sprawiły şadnego problemu: przesuwanie przód/tył znajduje się pod spodem, pomiędzy nogami, a regulacja oparcia po lewej stronie. Na fotelu pasaşera mieściła się nawet największa torebka. Co waşne dla wszystkich pań, w korku moşna się umalować, bo nad głową mamy lusterko, które jest rzadko spotykane w samochodach. Wersja z silnikiem 1.5 Dual WT-iE o mocy 111 KM na trasie rozpędzała się do 100 km/h w 11 sekund. Przy prędkości 160 km/h na autostradzie „yariska� przywoływała mnie do porządku, informując o dozwolonej prędkości 140 km/h – na wyświetlaczu pojawił się stosowny znak. Musiałam jej posłuchać. Nie oszczędzałyśmy się. Ona dawała tyle mocy, ile miała pod maską, przy spalaniu średnio 6 litrów na 100 kilometrów.
38
đ&#x;Ą
Pojemny bagaşnik pomieści wszystkie zakupy
Parkowanie? Bez problemu Pojechałyśmy na zakupy. Wjazd na parking zajmował chwilę czasu, więc na w pełni kolorowym wyświetlaczu obserwowałam, co się dzieje z moją toyotą, jednocześnie rozglądając się wokół. I się zagapiłam. Na szczęście Toyota Yaris wyposaşona jest w aktywne systemy bezpieczeństwa – Toyota Safety Sense i‌ hamuje za nas. Na zewnątrz upał. Dwustrefowa klimatyzacja nastawiona na 19 stopni. Przyjemnie do tego stopnia, şe jadąc 30 km/h zawiesiłam wzrok na przystojnym brunecie z psem. Na szczęście „yariska� pomyślała za mnie, wyrywając mnie z marzeń sygnałem i komunikatem na wyświetlaczu: „Hamuj!�. Przypomniałam sobie, şe w razie czego mam jeszcze w zanadrzu siedem poduszek powietrznych – przednią kierowcy, pasaşera, kurtyny boczne i poduszki tylne, więc nie zginę. Grzecznie przeprosiłam i zjechałyśmy do garaşu. Jeszcze tylko łyk wody i w drogę. Schłodzona, wyjęta ze schowka, smakowała wybornie. Pojemny jak na tę klasę samochodów bagaşnik – 286 litrów – pomieścił nasze zakupy. Jeszcze tylko kilka manewrów i moşna wracać. Nowa yaris wyposaşony jest w kamerę cofania. Tył zderzaka jest widoczny, a cienka, czerwona linia oznacza, şe mamy jeszcze w zapasie około 35 cm odległości. Promień skrętu 4,8 m sprawia, şe nie ma kłopotu z wyjazdem nawet
z najwęşszych garaşy. Jeszcze tylko pasy, bo znowu mnie wyzywa i moşna wracać. Dzwoni telefon. Dzięki połączeniu z Bluetooth, które moşna ustawić w kaşdej chwili na wyświetlaczu, swobodnie moşna rozmawiać regulując głośność głośnika. – Pani Joanno, zapraszam do salonu, mamy dla Pani niespodziankę – mówi Tomasz Ziółkowski, specjalista ds. marketingu Toyota Bońkowscy.
Hybrydowe spełnienie marzeń Wysiadam pod salonem w Komornikach. Przed drzwiami stoi „yariska dwa� – tak ją nazwałam. To siostra „selection�. Piękna, z napędem hybrydowym, delikatnie mrugnęła do mnie światłami, jakby wiedziała, şe jej się przyglądam. Poşegnałam się z „selection�, głaszcząc ją po spojlerze, charakterystycznym dla tego modelu. Wsiadłam do modelu wersji dynamic z pakietem smart. Nie było czerwieni, ale błękit pasował mi do paznokci. Dokładnie na tym modelu bazuje siostra „selection�. Poza kolorem róşnią się niebieskim znaczkiem z przodu i co najwaşniejsze – układem napędowym. Układ hybrydowy, który mnie przywitał, to połączenie silnika benzynowego z elektrycznym. Šączna moc to 100 KM i‌ automatyczna przekładnia biegów. Samochód uruchomiłam, podobnie jak poprzedni, przyciskiem „start�. Biorąc pod uwagę problem ze znalezieniem kluczyków w torebce, ta opcja zdecydowanie ułatwia şycie. Nauczona doświadczeniem postanowiłam wtajemniczyć ją trochę w moje potrzeby i poprzez Bluetooth wczytałyśmy kontakty z telefonu i wiadomości. Po odpaleniu w ogóle jej nie słychać. Gdyby nie napis „Ready� na wyświetlaczu, pewnie nie wiedziałabym, şe moşna juş jechać.
đ&#x;ĄŽ
Toyota Yaris hybryda
39 
Na zewnątrz upał. Dwustrefowa klimatyzacja nastawiona na 19 stopni. Przyjemnie do tego stopnia, şe jadąc 30 km/h zawiesiłam wzrok na przystojnym brunecie z psem. Na szczęście „yariska� pomyślała za mnie, wyrywając mnie z marzeń sygnałem i komunikatem na wyświetlaczu: „Hamuj!�
Eco i w drogę W drodze do centrum Poznania sprawdzałam, na co ją stać. Błyskawicznie przyspiesza do setki, paląc przy tym zaledwie 4,5 litra. System rozpoznawania linii drogowych odezwał się od razu po przejechaniu linii pasa. I tak jechałam za wolno, bo jakiś niecierpliwy pan świecił długimi. Na szczęście model ma elektrochromatyczne lusterko wsteczne, które odbija mocne światło i nie oślepia. Elektryczny silnik na tyle fascynuje, şe warto włączyć sobie na ekranie ikonkę samochodu, która pokazuje monitor energii. Podczas jazdy, kiedy korzystamy z silnika benzynowego, samochód doładowuje akumulatory, które znajdują się w jego tylnej części. Największy odzysk energii nastąpi wtedy, kiedy hamujemy. W samochodzie nie ma obrotomierza. Pozycja eco, ładnie podświetlona na zielono, podzielona jest na dwie części: jeśli wskazówka znajduje się do połowy pola, auto korzysta z silnika elektrycznego i świeci się zielony samochód. Jeśli przyspieszamy, pedał gazu wciskamy maksymalnie w podłogę
i wtedy silnik elektryczny będzie wspomagał benzynowy, dzięki czemu uzyskamy maksymalną moc. Jeśli akumulatory są naładowane przynajmniej w trzech czwartych, co trzeba podejrzeć na wyświetlaczu, moşemy przełączyć samochód na tryb EV. To tryb deptakowy, który posłuşy nam w miejscach, gdzie nie moşna wjechać samochodem benzynowym. Zaprzyjaźniłyśmy się dopiero w korku, bo mogłam jej się przyjrzeć. Zamiast silnika słyszałam co mówi kobieta w samochodzie obok. Automatyczna skrzynia biegów ułatwiła powolne przesuwanie się do przodu i mogłam oprzeć się na podłokietniku. Spojrzałam na wyświetlacz i nie wierzyłam własnym oczom – toyota paliła niewiele ponad 3 litry. I to rozumiem! Wróciłam do salonu Toyota Bońkowscy następnego dnia. Wysiadałam z „yariski� trochę smutna, bo şal było się rozstawać. Zamknęłam ją standardowo palcem, bo nie mogłam znaleźć kluczyka. W salonie juş stała kolejka chętnych do testowania. Oddałam dokumenty, podziękowałam, Jakub Florek uraczył mnie wspaniałym winem wręczanym wszystkim klientom. Poczułam się nie tylko jak tester auta, ale jak przyszły właściciel tego samochodu. Obsługa elastyczna, rozumiejąca potrzeby klienta – wszystko na najwyşszym poziomie. Wsiadając do swojego samochodu, raz jeszcze zerknęłam na obie toyoty i od razu za nimi zatęskniłam. 
đ&#x;ĄŤđ&#x;ĄŽ
40
moto
Wizualizacje zwycięskiego projektu Pracownii JASTAA, Adam Stafiniak, Zuzanna Róg i Paweł Osmak, www.jastaa.pl
/
Szreniawa stolicÄ… motoryzacji PiÄ™kne samochody sprzed dzieciÄ™cioleci zamkniÄ™te w szklanych gablotach. Motoryzacyjne „staruszki“ wreszcie znajdÄ… swoje miejsce i moĹźna bÄ™dzie je podziwiać. Nadzieja na ziszczenie marzeĹ„ rzeszy sympatykĂłw zabytkowej motoryzacji zdaje siÄ™ urzeczywistniać... Nowoczesne Muzeum Motoryzacji powstanie w Szreniawie tekst: ElĹźbieta Podolska
uş wiadomo, jak będzie wyglądał pawilon Wielkopolskiego Muzeum Motoryzacji na terenie Narodowego Muzeum Rolnictwa w Szreniawie. Rozstrzygnięto konkurs architektoniczny, a jego zwycięzcą została pracownia JASTAA Sp. z o.o. z Wrocławia. Spośród 48 pracowni, które zgłosiły się do udziału w konkursie, ostatecznie tylko 18 zaprezentowało w złoşonych pracach konkursowych swoją architektoniczną wizję przyszłego Wielkopolskiego Muzeum Motoryzacji.
Spod Kaponiery do Szreniawy
Rolą Sądu Konkursowego było wyłonienie koncepcji najlepszej pod względem funkcjonalno-uşytkowym i kompozycyjnym, z punktu widzenia istniejącego zagospodarowania obszaru i jego otoczenia wraz z koncepcją wystawienniczą podporządkowaną zabytkowej motoryzacji. Jak stwierdzono, przyznano tę nagrodę za konsekwentne rozwinięcie prostej i czytelnej idei, a takşe m.in. za potencjalnie stosunkowo niewygórowane koszty eksploatacji, z uwagi na zwarte bryły obydwu części pawilonu oraz dodatkową funkcję szklanych boksów jako stref „pośrednich�. Muzeum Motoryzacji przez lata mieściło się pod rondem Kaponiera w Poznaniu. Podczas jego przebudowy zostało zlikwidowane i od tej pory szukano dla niego odpowiedniej siedziby.
– Próba znalezienia w centrum miasta lub w jego poblişu stosownej działki na budowę muzeum spełzła na niczym – mówi Robert Werle, prezes Automobilklubu Wielkopolski. – Adaptacja budynków poprzemysłowych okazała się nierealna, bo miasto nie jest właścicielem tego typu obiektów. Stąd juş za przyzwoleniem i uzgodnieniem z prezydentem miasta wyszliśmy w poszukiwaniach poza Poznań. Pawilon powstanie w muzeum, które jest lubiane i chwytliwe dla Wielkopolan. Szreniawa ma teren, robi ekspozycje samochodów rolniczych Tarpan. To juş jest pierwszy krok, a za chwilę powstanie odrębny pawilon Muzeum Motoryzacji. Mnie osobiście ten projekt przekonuje.
Muzeum juĹź powstaje
On juş jest, i jest bardzo ciekawy: nowoczesny, przeszklony, dający wiele moşliwości ekspozycyjnych i organizowania
41
interesujących wystaw. Jednak tak naprawdę nie wiadomo, kiedy zostanie wybudowany i otwarty dla zwiedzających. – Muzeum powstanie bez środków pomocowych państwa, samorządu. Będziemy je budować ze składek społecznych i darowizn – dodaje prezes Werle. – Myślę jednak, że jest grono ludzi zaangażowanych i chcących wesprzeć tę inwestycję, i jest ono na tyle duże, że nie potrwa to długo. – Kolejne byty wzmacniają siłę oddziaływania miejsca – twierdzi dr Jan Maćkowiak, dyrektor Muzeum Narodowego Rolnictwa i Przemysłu Rolno-Spożywczego w Szreniawie, odpowiadając na pytanie, skąd pomysł, by powstało właśnie tam Muzeum Motoryzacji. – Muzeum Rolnictwa rozumiemy przede wszystkim jako hodowlę, uprawę roli, leśnictwo, pszczelarstwo, a w naszych zbiorach ponad 70 procent to technika, w tym także transport wiejski i to nie tylko ten konny czy ciągniony przez człowieka, ale jest też np. samochód Lublin, Tarpan. Muzeum dla poznaniaków realizuje Muzeum Tarpana i stąd już do szeroko rozumianej motoryzacji tylko krok. Kiedy prezes Werle szukał miejsca i dzwonił do mnie, powiedziałem, że skoro mój zwierzchnik, czyli marszałek województwa wielkopolskiego da się przekonać, że jest to celowe, to oddzwonię, bo ja jestem osobiście za. Proszę sobie wyobrazić, że kiedy przedzwoniłem do pana marszałka, to on się nie pytał po co, na co, tylko od razu zdecydował: ma pan przyzwolenie. Myślę, że jedna atrakcja będzie wspierać drugą. Muzeum dysponuje odpowiednim terenem. Gmina jest nam też życzliwa. Dyrektor Jan Maćkowiak zachwycony był poziomem konkursu. Podobały mu się wszystkie prace i jak stwierdził,
II NAGRODA RÓWNORZĘDNA
–
praca konkursowa nr 3 autor pracy: Janowicz Architekci Sp. z o.o. z Gdańska
–
praca konkursowa nr 4 autor pracy: Marian Urbański z Poznania
WYRÓŻNIENIE RÓWNORZĘDNE
–
praca konkursowa nr 5 autor pracy: Graph’it Studio Sp. z o.o. z Warszawy
–
praca konkursowa nr 7 autor pracy: Libido Architekci z Łodzi
–
praca konkursowa nr 14 autor pracy: Heinle, Wischer und Partner Architekci Sp. z o.o. z Wrocławia
wiele z nich by wykorzystał na swoim terenie, choć może nie na ekspozycję samochodów. – Muzeum Motoryzacji jest zgodne z ideą funkcjonowania naszej placówki – dodaje dyrektor Maćkowiak. – Jest to muzeum otwarte. Nie bylibyśmy w stanie kupić takiego zbioru samochodów, a tu będziemy mieli co jakiś czas zmianę całej ekspozycji, bo eksponaty pochodzą ze zbiorów prywatnych członków automobilklubu. Zwycięski projekt i pozostałe prace można obejrzeć w Urzędzie Marszałkowskim w Poznaniu, a docelowo w muzeum w Szreniawie.
42
pres ti żowa rol a
/
Brodziaka sposób na fotografię Dzieciństwo spędził na Ratajach, gdzie chodził do szkoły pływackiej. Mama po cichu marzyła, żeby był stomatologiem, a tata planował, że wspólnie poprowadzą rodzinny biznes. On na przekór wszystkim został fotografem i przy ogromnym wsparciu ukochanej żony Ani wspiął się na sam szczyt. W 2013 roku został uznany przez Fashion TV podczas Festiwalu Filmowego w Cannes za najlepszego na świecie autora czarno-białych kampanii reklamowych. Dwa lata później, jako pierwszy Polak i najmłodszy artysta, zaprezentował swoje prace w berlińskim Muzeum Fotografii – Fundacji Helmuta Newtona. Szymon Brodziak właśnie otworzył filię swojej poznańskiej galerii w Warszawie rozmawia: Joanna Małecka
T
o tylko jedna z wielu nagród, którymi został uhonorowany – zgarnął międzynarodowe nagrody na konkursach fotograficznych w Stanach Zjednoczonych i w Europie, w tym tytuł Fotografa Roku 2016 (w kategorii Reklama), trzy złote medale i Prix de la Photographie Paris 2012, zarówno za kampanie reklamowe, jak i projekty autorskie. Przeszklony kontener na Dolnej Wildzie to jego królestwo. Z daleka w oczy rzucają się piękne, czarno-białe zdjęcia. Część zawieszona na ścianach, pozostałe stoją na podłodze. Na wszystkich kobiety, w różnej scenerii. W rogu stoi biurko. Siadamy przy stole. Szymon ubrany jest na czarno. Z jego twarzy biją niezwykle ciepłe, niebieskie oczy. – Żona nie jest zazdrosna o te wszystkie panie na zdjęciach? – pytam. – Żona cały czas na mnie patrzy – Szymon pochyla się w moim kierunku, a na oparciu krzesła dostrzegam damską twarz. – To właśnie Ania, miłość mojego życia i moja największa inspiracja. Nie masz tu za mało miejsca? SZYMON BRODZIAK: Ta galeria to taka moja wizytówka, przedsmak tego, co jest w mojej ofercie, więc czuję się tu w sam raz. W Brodziak Gallery Poznań, a od niedawna w Brodziak Gallery Warszawa, można nabyć od ręki sygnowane plakaty lub zamówić fotografię kolekcjonerską. Poza tym, moim założeniem
jest wychodzenie z fotografią do ludzi, tak, aby zaistniała ona w różnych miejscach i przestrzeniach publicznych, a także w prywatnych mieszkaniach. Moja żona obroniła doktorat z architektury mobilnej. To od niej zaraziłem się ideą takiej formy przestrzeni, stąd galeria właśnie w takiej formie. Gdzie można zobaczyć Twoje prace? Współpracuję z różnymi punktami, są to m.in. restauracja Jadalnia na Grunwaldzie, Młyńska 12, mam ekspozycję w showroomie Ipnotic, Good Time Day Spa, w salonie MercedesBenz Duda Cars. Część z nich to ekspozycje tymczasowe, z większością jednak współpracuję na stałe. Natomiast w stolicy, Brodziak Gallery Warszawa funkcjonuje od niedawna na rogu ulic Żelaznej i Prostej, również w formie przeszklonego czarnego kontenera. Kolejny etap rozwoju moich autorskich galerii to Trójmiasto, gdzie dzięki współpracy z klubem „Noce i Dnie” niebawem zaczniemy działać w Garnizonie Kultury. Również serdecznie zapraszam
43 
đ&#x;Ą
Szymon Brodziak, backstage InPosnania FOT. FILIP Ĺ EPKOWICZ
do Muzeum Nadwiślańskiego w Kazimierzu Dolnym, gdzie do 23 lipca, w pięknie zaranşowanej Galerii Wystaw Czasowych, trwa moja wystawa pt. „Uchwycić Piękno�. Czy taka forma ekspozycji przysparza Ci nowych klientów? Z pewnością, zaleşy mi na tym, aby dotrzeć do szerokiej grupy odbiorców, aby nieustannie sprawiać, şeby moja fotografia wciąş şyła i była obecna wśród ludzi wraşliwych na piękno i sztukę. Zatem pozyskiwanie nowych klientów to tylko pochodna tej strategii. Robiąc zdjęcia czy podejmując się jakiegoś projektu, nigdy nie kieruję się pieniędzmi czy potencjalnym zyskiem. Jeşeli coś jest w zgodzie ze mną, to po prostu chcę to robić. Zresztą sama wiesz, şe jeśli robisz w şyciu to, co czujesz, to pieniądze są efektem ubocznym, a nie celem samym w sobie. Czyli moşna powiedzieć, şe podobnie jak ja, pracujesz sercem? Tak, to na pewno. Czy fotografowanie kobiet to Twój główny punkt zainteresowania? Kobiety zawsze mnie inspirowały. A wszystko zaczęło się od mojej şony Ani. Poznaliśmy się w liceum i to ona zmotywowała
mnie do tego, şebym zaczął robić zdjęcia: portrety, fotografię reportaşową, podróşniczą. To ona od zawsze utwierdzała mnie w tym, şe warto, şebym poszedł tą drogą. I to jej portrety wysłałem na pierwszy konkurs, jeszcze na studiach. Otrzymałem za nie nagrodę Johnnie Walker Keep Walking Award za „ciągłe urzeczywistnianie swoich marzeń oraz pasję wyznaczania nowych ścieşek w poszukiwaniu piękna�. I to dało mi ogromny impuls do tego, şeby rzeczywiście iść tą drogą. ŝona wciąş Cię wspiera? Nieustannie, czasami takşe pozuje. Niedawno, podczas podróşy po Azji, zrobiliśmy wspólnie kampanię wiosna-lato dla londyńskiej marki Lascivious, produkującej luksusową bieliznę i stroje kąpielowe. Dlaczego czarno-białe zdjęcia? Wynika to z sentymentu do klasycznej fotografii, do ciemni. Załapałem się jeszcze na ostatnią turę
44
Kobiety zawsze mnie inspirowały. A wszystko zaczęło się od mojej şony Ani. To ona od zawsze utwierdzała mnie w tym, şe warto, şebym poszedł tą drogą. I to jej portrety wysłałem na pierwszy konkurs, jeszcze na studiach
fotografĂłw, ktĂłrzy zaczynali swojÄ… przygodÄ™ w ciemni, pracujÄ…c na filmach analogowych. Dopiero później przerzuciĹ‚em siÄ™ na fotografiÄ™ cyfrowÄ…. Poza tym, wydaje mi siÄ™, Ĺźe dziÄ™ki czarno-biaĹ‚ej fotografii moĹźna przekazać wiÄ™cej historii i emocji. Z czym kojarzy Ci siÄ™ ciemnia? Ze specyficznym zapachem chemii do wywoĹ‚ywania zdjęć, z niepewnoĹ›ciÄ…, dĹ‚ugimi nasiadĂłwkami i ekscytacjÄ… zwiÄ…zanÄ… z tym, co utrwalone jest na tej kliszy, jak to wyjdzie po dziesiÄ…tkach czy setkach prĂłb. Anglicy by to nazwali „love and hate relationshipâ€?, bo byĹ‚o w tym sporo frustracji, ale teĹź ogromna satysfakcja, kiedy wreszcie udaĹ‚o siÄ™ uzyskać tÄ™ idealnÄ… odbitkÄ™. Masz swoje ulubione zdjÄ™cie? Mam kilka takich i wszystkie niosÄ… ze sobÄ… jakieĹ› wspomnienia, historie. Na pewno najbliĹźsze mi sÄ… te, na ktĂłrych jest moja đ&#x;ĄŻ
Molo, 2013
FOT. SZYMONBRODZIAK.COM
đ&#x;ĄŽ
Kwiat, 2014
FOT. SZYMONBRODZIAK.COM
45 
Ania. Przykładowo „kobieta kwiat� – fotografia zrobiona przypadkiem, na wakacjach. Byliśmy wtedy na Lanzarote, naszej ukochanej wulkanicznej wyspie. Ania stała na murku przy plaşy i akurat powiew wiatru podwinął jej sukienkę. Udało mi się to uchwycić. Kto Cię zaraził fotografią? To była bardziej wewnętrzna potrzeba, niş impuls z zewnątrz. Pierwsze próby z fotografią analogową podejmowałem jeszcze w szkole średniej, zainspirowany pięknem mojej şony, ówczesnej dziewczyny. Sporo czasu spędzałem wtedy w przydomowej ciemni, naleşącej do kolegi z liceum. A potem była fotosekta, czyli kółko fotograficzne na Wyşszej Szkole
46
đ&#x;ĄŽ
Schody, 2011
FOT. SZYMONBRODZIAK.COM
Biznesu, które załoşyłem, şeby jakoś przetrwać studia. Fotografia była dla mnie ucieczką, oderwaniem od rzeczywistości. A mnie kręci tworzenie nowych światów, a nie dokumentowanie tego, co jest. Zawsze masz przy sobie aparat? Nie, raczej notatnik, w którym zapisuję miejsca, które mi się podobają, lub sytuacje, które mnie inspirują. Potem wracam do tych zapisków i wykorzystuję je w projektach osobistych, ale często teş w sesjach komercyjnych. Wygrałeś wiele międzynarodowych konkursów. Co Ci to dało? Początkowo myślałem, şe będą to momenty przełomowe w moim şyciu zawodowym, şe rozdzwonią się telefony. Nic spektakularnego się nie wydarzyło. Dziś juş wiem, şe to proces: praca, konsekwencja, budowanie marki. Moje prace były wystawiane w berlińskim Muzeum Fotografii, Fundacji Helmuta Newtona. W Cannes odebrałem nagrodę dla najlepszego fotografa na świecie. Dla mnie to są kolejne etapy şycia i podchodzę do tego z duşą pokorą. Ale jesteś dumny z tych osiągnięć i tytułów? Tak, bardzo. Napędza Cię to? Napędza mnie potrzeba wewnętrzna zrobienia czegoś ciekawego, czego jeszcze nie widziałem. I to jest moje kryterium w ocenie fotografii. Często ludzie zwracają się do mnie z prośbą o opinie o ich pracach. A ja nie czuję się autorytetem, który mógłby to oceniać. Kaşdy inaczej widzi fotografię, jej głębię i kaşdy odczyta w niej coś innego, osobistego. Robiąc zdjęcia, zawsze patrzę przez obiektyw i zadaję sobie pytanie: czy powiesiłbym je na ścianie? I jeśli znajduję potwierdzenie, to wiem, şe jest dobrze. Masz swoje autorytety? Oczywiście. Jednym z nich jest Lindbergh. Jeszcze w liceum miałem taki mały kalendarzyk z jego niezwykle delikatnymi i emocjonalnymi zdjęciami. Chwilę później objawił mi się Newton – odwaşny, kontrowersyjny i perwersyjny.
To oni mnie ukształtowali, dwa nazwiska królujące jakby na przeciwległych biegunach czarno-białej fotografii. Chciałem im dorównać. Aş tu nagle, po latach, mogłem wystawić swoje prace w berlińskim Muzeum Fotografii, Fundacji Helmuta Newtona. No i wyobraź sobie taką abstrakcję: jakiś chłopak z Poznania wystawia swoje prace obok jednego z najbardziej wpływowych artystów minionego stulecia. To było niesamowite wydarzenie. Jednocześnie potwierdzenie tego, şe Brodziak ma swój autonomiczny i rozpoznawalny styl. Pamiętam, kiedy pierwszy raz tam pojechałem. Nawet przez myśl mi nie przeszło, by wystawiać tam swoje prace. Dziś mogę śmiało powiedzieć, şe spełniły się moje marzenia. Znajomi, rodzina, przyjaciele zamawiają u Ciebie fotografie? Nie chcę ich zamęczać (śmiech). Na pewno mocno mnie wspierają, propagują moją działalność, choć na co dzień w prywatnych relacjach nie za bardzo lubię rozmawiać o pracy. Zdecydowanie bardziej wolę fotografować, niş rozmawiać o fotografii. Widziałam Twoją sesję w Posnanii, jest piękna‌ Lubię wyzwania, które dają mi punkt zaczepienia, ale nie ograniczają mojej wyobraźni. Po raz pierwszy miałem okazję pracować
47 
đ&#x;ĄŹ
Kleszcze, 2012
FOT. SZYMONBRODZIAK.COM
Od maja w Muzeum Nadwiślańskim w Kazimierzu Dolnym trwa wystawa „Uchwycić piękno�, na której znajdują się moje prace. Potrwa do połowy lipca. I właśnie tam 17 i 18 czerwca organizuję weekendowe warsztaty fotograficzne, na które serdecznie zapraszam ze wspaniałymi tancerkami, artystkami. One przeczyły grawitacji i fizycznym ograniczeniom przeciętnego człowieka. I to było fantastyczne, şe mogłem wkomponować je w swoje pomysły, osiągnąć nowy efekt. Zestawienie tych delikatnych dziewczyn z ogromem i surowością konstrukcji było dobrym pomysłem i dało świetne rezultaty. Masz swoją ulubioną przestrzeń w Poznaniu? Chyba nie. Robiłem wiele sesji w naszym mieście. Nie ograniczam się do etykiet: nazwa miasta nie ma dla mnie znaczenia, miejsce musi po prostu inspirować do stworzenia konkretnej historii. W Poznaniu robiłem sesję w Bibliotece Uniwersyteckiej na Ratajczaka, przy pomniku na Wzgórzu św. Wojciecha, na złomowisku w okolicach miasta. Tak naprawdę kaşdy zakamarek Poznania jest dobry, şeby coś ciekawego stworzyć. I wcale nie trzeba być w Nowym Jorku czy Paryşu, bo wiele moşna zrobić tutaj. Bardzo miło wspominam sesję zdjęciową na dachu poznańskiego stadionu oraz w hangarach lotniczych na Šawicy. Jesteś tym, co widzisz – to hasło na jednej ze ścian Twojej galerii. Co to dla Ciebie oznacza? To jest taka tarcza, która zabezpiecza mnie przed interpretowaniem tego, co robię. Nie zastanawiam się nad tym, co ktoś pomyśli, kiedy zobaczy moją fotografię, tylko robię to, bo czuję taką potrzebę. A jeśli ktoś coś w niej dojrzy, odkryje swoją historię,
to bardzo mnie to cieszy. Nigdy nie staram się narzucać tego, co czułem kiedy robiłem zdjęcie, bo kaşdy ma swoją wraşliwość i doświadczenia. Dla kaşdego ten sam obrazek moşe mieć róşne znaczenie. Wiele osób pyta o warsztaty z Tobą. Planujesz jakieś? Od maja w Muzeum Nadwiślańskim w Kazimierzu Dolnym trwa wystawa „Uchwycić piękno�, na której znajdują się moje prace. Potrwa do połowy lipca. I właśnie tam 17 i 18 czerwca organizuję warsztaty fotograficzne, na które serdecznie zapraszam. Maksymalnie moşe zapisać się 10-12 osób, które juş fotografują i chcą rozwinąć swoje umiejętności w pracy na planie oraz w komunikacji z ekipą produkcyjną i modelkami. Wszystkie bieşące informacje na ten temat moşna znaleźć na moim facebookowym fanpage'u Szymon Brodziak Photography. Zapraszam teş na warsztaty w Poznaniu, które chciałbym zorganizować jesienią. Idzie wyşyć z fotografii? Ludzie mówią: odnajdź to, co kochasz, a juş nigdy nie będziesz musiał pracować. Gówno prawda! Jest dokładnie na odwrót. Jak znajdziesz to, co kochasz, nigdy juş nie przestaniesz pracować. Nigdy teş nie przestaniesz inwestować: czasu, pieniędzy, pracy i siebie. Jednak przy odrobinie konsekwencji i wytrwałości zaczniesz budować pewną wartość, markę, nazwisko, które nie tylko pozwolą Ci przeşyć, ale takşe odkrywać nowe fotograficzne horyzonty. 
48
pres ti żowa rol a
/
Specjalista od kwietnych dywanów To był największy rowerzysta w Polsce. Składał się z ponad miliona główek kwiatowych. Układało go kilkanaście osób. Dywan kwiatowy w parku przed Teatrem Wielkim w Poznaniu na początku maja cieszył nie tylko poznaniaków, ale też turystów. Jednym z autorów tego projektu jest Mateusz Chorzępa – architekt krajobrazu, zakochany w Parku Sołackim i ogrodach, o których wie wszystko rozmawia: Joanna Małecka | zdjęcie: Sławomir Brandt: bonder.org
M
przyszedł okres ciepłych dni i za chwilę będzie lato.
Skąd wzięliście tulipany i jak zostały dowiezione? Tulipany w tym roku zostały dowiezione ze szkółki państwa Szymanowskich, która mieści się w Gołuskach pod Poznaniem. Na miejsce przywiózł je właściciel szkółki. Były w skrzynkach i sporo ważyły. Wyobraź sobie jak na ten trawnik wjechał samochód i musieliśmy to wszystko rozładować i rozrzucić. Praca na kilkanaście godzin.
Ile tulipanów zużyto do przygotowania dywanu? Dokładna liczba nie jest znana, szacuje się, że zużyto około miliona główek.
Skąd pomysł na dywan kwiatowy? Pomysł zrodził się pięć lat temu. Główki tulipanów wykorzystane do pracy z dywanem
ateusz Chorzępa leży w tulipanach przed poznańską Operą. Jest gorąco. – Chodź, połóż się! – krzyczy. – Możesz wybrać sobie kolor! Żółte, czerwone, fioletowe, białe. Dywan kwiatowy, który kilka dni cieszył oczy poznaniaków, pojawi się znów za rok. I znowu będzie piękny. Lubisz tulipany? MATEUSZ CHORZĘPA: Lubię. Wiem, że gdy tulipan zakwitnie,
to odpad szkółkarski. Co to oznacza w dużym uproszczeniu? Aby wyprodukować ładną cebulę, która zostanie później zakupiona do nasadzeń naszego ogrodu czy obsadzeń miejskich, jest potrzebna poprawna uprawa tulipana – nie możemy dopuścić, aby tulipan po przekwitnięciu zawiązał nasiono. Aby tak się nie stało, główka zostaje ścięta wraz z zalążkiem nasionka. Wtedy kwiat całą swoję energię lokuje w budowę cebulki. W ten sposób powstaje dorodna, puszysta piękna cebula kwiatowa. Odpad lub główki idą na kompost. Studenci z Koła Naukowego Architektury Krajobrazu, którego miałem przyjemność być prezesem wraz z SITO [Stowarzyszeniem Inżynierów i Techników Ogrodnictwa - przyp. red.] wspólnie stwierdzili, ze fajnie by było ożywić przestrzeń w parku przed Operą i stworzyć z tych tulipanów coś, co zainteresuje i mieszkańców, i władze miasta, i też przyciągnie może więcej turystów. I tak niezmiennie od pięciu lat układamy dywan kwiatowy. Ponieważ jest to wydarzenie kilkudniowe, tym bardziej i chętniej mieszkańcy odwiedzają na początku maja park, żeby zobaczyć co w tym roku się tam pojawi. Poprzednie edycje i motywy, które usypywaliśmy, były wybierane na bazie rozpisanego konkursu, natomiast tegoroczna akcja została stworzona przez członka SITO i Annę Pudelską, architektkę krajobrazu. Jaka była Twoja rola w tym projekcie? Moja rola na przestrzeni lat ciągle się zmienia. Początkowo byłem usypywaczem, potem, gdy zostałem prezesem Koła Naukowego Architektury Krajobrazu, koordynowałem prace i studentów wspierających nas w usypywaniu, żeby wszystkie elementy „układanki” pasowały. Dziś wytyczam wzór, czyli wspólnie z zespołem przenosimy projekt z kartki papieru na teren docelowy, ze skali 1:100 do rozmiarów rzeczywistych.
FOT. ALLFORPLANET
Dlaczego rowerzysta? Rowerzysta stał się motywem przewodnim, ponieważ miasto jest coraz bardziej przyjazne cyklistom. By to zaakcentować, zrodził się taki, a nie inny wzór. Wcześniej były skrzypce ze względu na Rok Wieniawskiego, a dwa lata temu koziołki. Jak duży był dywan kwiatowy? Wielki (śmiech). Gdyby zamknąć go w prostokącie, to 50x40 metrów. Żeby to bardziej zobrazować, zakładając, że człowiek mierzy 180 centymetrów, musiało by się położyć na ziemi obok siebie 28 ludzi od góry do dołu i 22 od prawej do lewej, aby mniej więcej pokryć taką długość.
49
Skąd u Ciebie zainteresowanie architekturą krajobrazu? Zaczęło się kiedy jeszcze byłem dzieckiem. Pomagałem rodzicom w ogrodzie. Poza tym mieszkam w otulinie Wielkopolskiego Parku Narodowego, więc kontakt z naturą mam cały czas. Lubię to, dlatego poszedłem do technikum architektury krajobrazu, a potem studiowałem na tym samym kierunku. W sumie miało być ogrodnictwo, ale zawsze marzyło mi się projektowanie i tworzenie od podstaw. I właśnie na studiach nauczyłem się, jak wytyczać wzory, projektować i zakładać zieleń. A to z kolei przydało mi się przy tyczeniu dywanu kwiatowego. Dziś jestem architektem krajobrazu i kocham to, co robię. Wewnętrznie czuję, że ciągle się rozwijam. Udzielam się także za granicą w studenckim gronie ELASA [European Landscape Student Association – przyp. red.], gdzie zgłębiam tajniki architektury krajobrazu w całej Europie. W tym roku wybieram się do Monachium, mam nadzieję przywieźć jeszcze więcej ciekawych informacji i wniosków. Na czym polega tyczenie wzoru? Na odnalezieniu i stworzeniu głównych osi w terenie. Mamy dwa punkty: jeden przy fontannie, a drugi przy drzewie po przeciwnej stronie parku, które tworzą oś. Na tej osi odnajdujemy poszczególne punkty uwzględnione w projekcie i odmierzamy je taśmą mierniczą. Proces ten powielamy wielokrotnie, robiąc to z dokładnością do jednego-dwóch centymetrów, aby wzór nam się przypadkowo „nie rozjechał”. Do wytyczania wykorzystujemy białą kredę, którą rysujemy na trawie linie. I tak powstają kolejne punkty i kwatery. Potem, w liniach, sypiemy kwiaty. Ważne, by każdy element zgrywał się kolorystycznie i powstał ładny, estetyczny wzór. Najtrudniejszy element projektu? Myślę, że najtrudniejsze w tym roku było wytyczenie wszystkich linii tułowia rowerzysty. Rozumiem, że ten park jest jednym z Twoich ulubionych. Masz jeszcze takie miejsca w Poznaniu? Pozostaję wierny parkowi Sołackiemu. Jeszcze jako student, korzystając z przerw między zajęciami, wymykałem się tam pospacerować i odpocząć. A jeśli chodzi o najładniejszy architektonicznie punkt w naszym mieście, to zdecydowanie Śródka. Zabrałbym tam wszystkich.
đ&#x;ĄŻ
Renata Kocielska, właścicielka Etui Bags
50
moda
/
51
W torbie nosimy całe życie Niewielki sklepik ukryty w pasażu w centrum miasta. Pachnie w nim naturalną skórą, a to już dzisiaj unikalny zapach. To raj dla kobiet: małe, duże, kolorowe, jednobarwne, z aplikacjami – TOREBKI. Każda zaprojektowana i uszyta z miłością do ludzi, materiału, rzemiosła. Trudno spotkać dwie takie same na świecie. To jest po prostu Etui Bags, marka, którą nosi księżna Kate Middleton. Tylko redakcji „Poznańskiego prestiżu” Renata Kocielska, właścicielka firmy i projektantka, zgodziła się opowiedzieć o swojej marce i siostrze, z którą ją tworzy rozmawia: Elżbieta Podolska
FOT. ARCHIWUM PRYWATNE
Ten niewielki butik to specjalne miejsce dla pań? RENATA KOCIELSKA: Nie tylko, bo przychodzą do nas też panowie w poszukiwaniu upominku dla kobiety. W Internecie można znaleźć wiele opinii, że za mało jest egzemplarzy torebek danego projektu. Panie chciałyby jeszcze i jeszcze... Kolekcje są krótkie i zamykają się w obrębie pięciu-sześciu produktów (np. torebka, saszetka czy też pasek). Taki jest zamysł i cel tworzenia tych kolekcji. Torebki prezentowane w naszym sklepie internetowym cieszą się dużym zainteresowaniem. Klientki dzwonią do nas, pytają o nowy asortyment. Czekają na nowe propozycje. W sklepie stacjonarnym mamy inne rzeczy niż w internetowym. Od samego początku naszym zamysłem było indywidualne traktowanie każdego klienta, nie chcieliśmy masówki. Panie zamawiają u nas zaprojektowanie i wykonanie swoich wymarzonych toreb. Albo kupują torebkę, którą
mamy w ofercie. Możemy odtworzyć modele, których już nie ma w sprzedaży, choć nie wszystkie, bo mamy też takie, które są unikatowe, były przygotowane jedynie pojedyncze autorskie egzemplarze i nie chcemy robić nawet podobnego modelu. Moją ideą jest tworzenie takich toreb, z którymi każda kobieta będzie czuć się bardzo komfortowo – pod każdym względem. Panie jednak chciałyby więcej. Przecież zapewnienie tysięcy egzemplarzy byłoby proste, wystarczyłoby zamówić w Chinach. Oczywiście, to bardzo proste. Wszyscy dzisiaj korzystają z usług chińskich zakładów, ale ja od samego początku miałam założenie, że to będzie manufaktura, skupiająca się na rękodziele, na indywidualności, na unikatowości. Nie zmienię tego. Dla mnie nie jest sztuką wyprodukować pięć tysięcy palet w chińskiej fabryce i to przywieźć. Tak robią wszystkie sieciówki. Od początku zależało mi, żeby to był produkt rodzimy, wyprodukowany w Polsce. Bardzo dużo zachodu kosztowało mnie zdobycie odpowiednich materiałów i okuć. Nie zamierzam zmieniać swojej filozofii dotyczącej założeń firmy. Mogę Pani powiedzieć, że z perspektywy sytuacji, która nagłośniła istnienie naszej firmy, stwierdzam, że polski konsument nie jest jeszcze gotowy na takie manufaktury, jak nasza. Z jednej strony chcemy być
52
A dlaczego właśnie torby, a nie np. bluzki? Otwierała Pani firmę prawie dziesięć lat temu i wtedy torebka była po prostu torebką, a nie specjalnym przedmiotem pożądania, wyróżniającym z tłumu. Nikt nie myślał o noszeniu unikatowych wzorów. Działamy wspólnie z moją siostrą, Małgorzatą, która 20 lat temu wyjechała do Anglii na studia. Studiowała projektowanie tkanin, tkactwo, krafty, aplikacje i to dzisiaj jest jej działka w firmie. Jest bardzo twórcza. Pochodzimy z bardzo utalentowanej artystycznie rodziny, która od zawsze była zajęta wytwórstwem. Na początku nawet nie był to pomysł na biznes. Po prostu chciałyśmy robić coś ładnego. Ja zajmowałam się pracą w korporacji. Ale to też nie było tak, że rzuciłam pracę, bo byłam zmęczona. Absolutnie nie. Dawała mi ona ogromną satysfakcję, ale w pewnym momencie pomyślałam sobie, żeby coś w życiu zmienić. Kończyłam 40 lat i stwierdziłam, że jest to dobry pomysł. Rzuciła się Pani na głęboką wodę. Kiedy złożyłam wypowiedzenie, koledzy nie mogli uwierzyć. Znajomi kiwali głowami, zastanawiali się czy sobie poradzę, jak dam radę. A ja stwierdziłam, że chcę zmiany i to jest właśnie ta pora. Zawsze uważałam, że idealną sytuacją w życiu
jest wykonywanie takiej pracy, która daje satysfakcję pod względem ambicjonalnym i finansowym. Trzeba też powiedzieć, że moje zajęcie to nie jest łatwa praca. Prowadzenie firmy jest bardzo absorbujące. Czasem jest to praca kilkanaście godzin na dobę. Potrzeba tutaj wiele determinacji, samozaparcia, dyscypliny. Ale myślę, że jest to normalna sytuacja, jeżeli chce się prowadzić firmę na odpowiednim poziomie. Odeszłam z korporacji. Siostra już miała na swoim koncie sukcesy. Ona już kończąc studia robiła rzeczy, którymi interesowali się ludzie w Londynie. Topshop zwrócił się do niej z propozycją otwarcia u nich stoiska. I tak jakoś zupełnie naturalnie połączyłyśmy nasze siły. Siostra zarządza dwoma sklepami w Londynie w Topshopie i w Harrodsie, a Pani królestwem jest butik w Poznaniu. To jest moje miejsce, gdzie spotykam się z klientami. Jesteśmy marką bardziej rozpoznawalną w Londynie niż w Polsce. Teraz jest o nas głośniej. Reklamę zrobiła Wam księżna Kate Middleton dobierając do stroju kopertówkę Waszej firmy. Cieszę się, że to właśnie Kate wystąpiła z naszą kopertą, a nie ktoś inny. Jej stylizacje bardzo mi odpowiadają. Pierwsze informacje o tym, że wystąpiła z naszą kopertą dotarły od blogerek
FOT. ARCHIWUM PRYWATNE
bardzo oryginalni, chcemy mieć coś unikatowego, ale zupełnie nie mamy świadomości, jak wygląda wyprodukowanie takiego produktu i czasem trzeba na niego zwyczajnie poczekać. Skupiam się na projektach autorskich. Robimy też torby na zamówienie i zgodnie z projektem klientki, oczywiście w granicach mojej estetyki. Klientki, które trafiają do mnie, to są osoby bardzo świadome i dobrze wiedzą, jakie zasady obowiązują. Potrafią czekać kilka tygodni na wymarzony wzór.
modowych, które zajmują się strojami wybieranymi przez księżną. Bardzo dużo kobiet wzoruje się na stylizacjach Kate, i to na całym świecie. Kaletnictwo w Polsce to wymierający zawód. To bardzo trudna branża. Zmiany gospodarcze spowodowały, że przestaliśmy doceniać rzemiosło. Każdy chciał i mógł w prosty sposób skończyć studia. Ludzie kończyli obojętnie jaki kierunek i mieli problem ze znalezieniem swojego miejsca w życiu. Rzemieślnicy zaczęli znikać. Mistrzowie się wykruszają, a ich następców nie ma. Jest to bardzo widoczne w kaletnictwie. Zjechałam całą Polskę w poszukiwaniu specjalistów, którzy będą dla nas szyć torby. Znalazłam ich bardzo niewielu. To starsi ludzie, którzy tak naprawdę nie mają komu przekazać swojej wiedzy i umiejętności. Teraz trochę się obudziliśmy i zaczynamy znowu kształcić rzemieślników, ale przecież to potrwa lata. Obie z siostrą pracujemy bardzo dużo. Musimy, a w zasadzie chcemy, wszystko sprawdzać same. To nie to, że nie ufamy ludziom, ale w biznesie obowiązuje zasada ograniczonego zaufania w kontekście jakości. A na niej nam najbardziej zależy. Produkt ma wyglądać doskonale.
53
My za modą nie gonimy. Owszem, śledzimy ją, ale nie podążamy za nią ślepo. Śmieję się często, że nasze torebki się albo lubi, albo nie. Uważam też, że na nie trzeba mieć pomysł. Te, które my tworzymy, traktujemy też jak biżuterię. Mamy wiele klientek, które przysyłają stylizacje albo wręcz przyjeżdżają ze strojami i proszą o dobranie odpowiedniej torby Cała produkcja jest robiona w Polsce według projektów obu Pań? Tak, szyjemy torby w Polsce. A z projektowaniem jest tak, że robimy to obie. Rozmawiamy na temat wzorów, obgadujemy szczegóły. Oczywiście na odległość, ale przecież dzisiaj taka praca w różnych krajach nie dziwi. Tworzymy zamysł tego, co robimy. Moja siostra dla mnie jest wizjonerką, ma naprawdę świetny gust. Czasem dziwię się np. zestawieniu kolorów, które Małgorzata przygotuje, ale po ich złożeniu okazuje się, że jest to świetne, niesamowite. Radzimy się, zmieniamy swoje pomysły, tworzymy po prostu razem. Bardzo sobie ufamy i to działa. Czyli Etui Bags to duet Renata-Małgorzata. Tak, to jest nasza wspólna firma i wszystko tworzymy razem. Czy jest coś takiego, jak moda torebkowa? My za modą nie gonimy. Owszem, śledzimy ją, ale nie podążamy za nią ślepo. Śmieję się często, że nasze torebki się albo lubi, albo nie. Uważam też, że na nie trzeba mieć pomysł. Te, które my tworzymy, traktujemy też jak biżuterię. Mamy wiele klientek, które przysyłają stylizacje albo wręcz przyjeżdżają ze strojami i proszą o dobranie odpowiedniej torby. Teraz jest absolutny boom ślubny. Wiele pań do swej kreacji ślubnej dobiera nie tylko bukiet, ale też małą torebkę wizytową. Polki są zachowawcze,
54
a my staramy się pokazywać, że można komponować dodatki inaczej i doradzamy, jak kolory zmieniają i uzupełniają całość. Obalamy stereotypy, że torebka musi być w kolorze butów, że jasna to tylko na lato, a ciemna zimą. Nie ma torby na sezon. Wszystko zależy od tego, jak kobieta siebie zaaranżuje. W Londynie można spotkać kobiety, które mają niewielką torebeczkę przewieszoną przez ramię i do tego dużą w ręce. U nas raczej torba musi być wielka, bo tam wrzucamy wszystko. Rzeczywiście torebki tworzone przez Panie wyróżniają kobiety. Kilka lat temu klientka kupiła u nas torbę i dzwoniła potem do mnie z podziękowaniem, że stała na przystanku o szóstej rano i czuła, że wszystkie kobiety patrzyły właśnie na nią. Jak stwierdziła, czuła się bardzo wyjątkowo. Niedawno moja asystentka odebrała maila od pani, dla której szyłyśmy torbę na zamówienie: „Pani Soniu kochana, dziękuję bardzo. Proszę jeszcze raz wszystkim podziękować, ale mam jeden problem. Nie mogę z tą torbą wyjść
na ulicę, bo wszyscy w moim miasteczku mnie zaczepiają, gdzie kupiłam tę torbę”. Dla mnie to jest urocze. Muszę zapytać, jak prawdziwa poznanianka, na ile taka torba wystarcza? Na sezon? Pochodzę z rodziny, w której bardzo ceniło się jakość. Kupowało się mniej, ale droższych i dobrych gatunkowo rzeczy. Jestem rodowitą poznanianką i zawsze się oburzam, jak słyszę, że jesteśmy skąpi. Nie, my jesteśmy oszczędni i zaradni. Nie wydajemy pieniędzy na byle co. I z tą myślą tworzymy nasze torby. Jeżeli odpowiednio o nie dbamy, przechowujemy w lnianych workach, czyścimy i konserwujemy, to mamy je na lata. Dobra skóra, o którą się dba, będzie się dobrze starzała. Czy to są torby dla elit? Dla mnie każda klientka jest elitą. Rozumiem, że pyta Pani o cenę. Nigdy nie robimy zaporowych cen. Staramy się, żeby były adekwatne do użytych materiałów, włożonej pracy i jakości.
Moja praca to moja pasja. Kocham gotować. Największą radością są dla mnie powracający goście. Zapraszam w imieniu zespołu Blow Up Hall do naszej Restauracji w Starym Browarze TOMASZ PUROL, Szef Kuchni
MENU SZPARAGOWE: –Przekąska ciepła / Hot Starter
–Danie główne / Main course
Szparagi białe / szparagi zielone / jajko / szynka dojrzewająca / sos holenderski 25 zł White Asparagus / Green Asparagus / Egg / Ham / Dutch Sauce 25 zł
Makaron / białe szparagi / suszone pomidory / żółtko / parmezan 35 zł Pasta / white asparagus / dried tomatoes / yolk / parmesan 35 zł
–Zupa / Soup
Zupa szparagowa / zielone szparagi / kwaśna śmietana / grzanka / szczawik 18 zł Cream soup with green asparagus / sour cream / toast / sorrel 18 zł
Dorada / szparagi zielone / szparagi białe / ziemniak / aioli 60 zł Dorada fish / green asparagus / white asparagus/ potato / aioli 60 zł
–Deser / Dessert
Białe szparagi / kruszonka / lody szparagowe / truskawka / zielone szparagi 22 zł White asparagus / crumble / asparagus / strawberry / green asparagus 22 zł
K O N T A K T : Marcin Bagrowski, Manager Restauracji / tel. 519-308-299 / m.bagrowski@blowuphall5050.com / www.blowuphall5050.com
prestiżowy
lokal
/
SomePlace Else Poznań ul. Bukowska 3/9, Poznań
S
omePlace Else to stylowy, amerykański pub znajdujący się w Hotelu Sheraton, w centrum Poznania. To idealne miejsce na relaks po pracy, spotkanie biznesowe, wieczorne wyjście z przyjaciółmi czy wspólne śledzenie wydarzeń
Republika Róż plac Kolegiacki 2a, Poznań
N
a kulinarnej mapie miasta istnieje od dawna, Republika Róż to jeden z trzech siostrzanych lokali (obok czekolaterii „Cacao Republika” oraz miejsca integracji kulinarnej „Republika Słoneczna”) goszcząca poznaniaków już od ponad 10 lat. NA SŁODKO samodzielnie wypieka swoje ciasta i poprawia nastrój malinowymi deserami.
sportowych na dużych ekranach. Profesjonalna obsługa, wyśmienita kuchnia, szeroki wybór koktajli, lokalnych i światowych alkoholi oraz znakomita atmosfera doskonale się tutaj łączą. Sezon letni jest dla SomePlace Else okresem nowości i niespodzianek. Spróbujcie przepysznych propozycji kulinarnych z zupełnie nowego, odświeżonego menu autorstwa szefa kuchni Michała Konwerskiego. Latem koniecznie wybierzcie się na odmieniony taras na dziedzińcu przy Bałtyk Tower. Tego lata to będzie najmodniejsze miejsce w Poznaniu! www.poznan.someplace-else.pl/pl facebook.com/someplace.else.poznan tel. 61 655 2000
NA SŁONO to restauracja pełną gębą, karmiąca od przystawki do deseru, od wegan po mięsożerców. SALON ŚNIADANIOWY Republiki Róż otwiera drzwi codziennie od 8 rano, gwarantując dobrą energię przed intensywnym dniem pracy. Natomiast w piątki i soboty zaprasza na bufet all you can eat (czyli zjesz do woli za 25 zł), gdzie do godz. 12.00 możesz wspólnie z rodziną czy znajomymi smacznie rozpocząć weekend. POGOTOWIE PIKNIKOWE w nadwarciańskich szuwarach i na jeżyckiej ławce, w sutannie i w bikini, z brodą i ogolony, przed egzaminem i na emeryturze – zjesz godnie i wygodnie naszą radosną twórczość kulinarną, zgrabnie upakowaną w kosz piknikowy lub zmyślne pudełka na wynos. JEDNYM ZDANIEM w każdej konfiguracji spełnimy Twoje kulinarne marzenia!
FOT. MATERIAŁY PRASOWE
56
57
Piano Bar Restaurant & Café ul. Półwiejska 42, Poznań, Stary Browar
R
estauracja mieści się w Starym Browarze w Poznaniu na malowniczym Dziedzińcu Sztuki, z którego roztacza się widok na pięknie odrestaurowany park, będący miejscem relaksu dla mieszkańców Poznania. Piano Bar Restaurant & Café to kilka odsłon, w zależności od tego, czego oczekuje gość. Główna sala restauracyjna to elegancka przestrzeń, w której organizowane są kolacje biznesowe, koktajle, imprezy firmowe oraz okolicznościowe. Wieczorami, oprócz dań z nowej karty, „serwowana” jest także muzyka na żywo. Kawiarnia z koktajlbarem to kolejne klimatyczne miejsce w tej przestrzeni, dedykowane wszystkim, którzy mają ochotę rozsiąść się wygodnie na kanapach i poczuć miejską swobodę podczas lunchu lub szybkiego espresso pomiędzy zakupami w butikach Starego Browaru. Antresola usytuowana nad kawiarnią to miejsce co-workingowe, pełniące także rolę VIP room’u, z którego rozciąga się widok na Dziedziniec. „Nowy Chef. Nowe Menu. Nowy Rozdział” – to hasło promowało kolację degustacyjną podczas inauguracji nowej karty menu nowego szefa kuchni, która odbyła się na początku roku i okazała się ogromnym sukcesem. Liczba uczestników kolacji i spełnienie oczekiwań gości pokazały, że to dobry kierunek. Premierowy set degustacyjny znajduje się w karcie menu, a goście z zaciekawieniem oczekują na kolejno po sobie serwowane dania: przegrzebki z marakują i chorizo, delikatne ravioli z truflą, aksamitny krem homarowy, halibuta z kalafiorowym purée i wanilią, comber z sarny z demi-glace i deser przygotowany przez Manufakturę cukierniczą by Piano. Wszystkie potrawy idealnie „ubrane” są selekcją win przez sommeliera. Poznajcie szefa kuchni Krystiana Szopkę oraz jego zastępcę Wojciecha Świątka, którzy wcześniej przez osiem lat współpracowali z poznańskim Sheratonem. W Piano Bar Restaurant & Café kontynuują filozofię restauracji silnie związaną z kuchnią włoską i śródziemnomorską, jednocześnie sprytnie przemycają w niej kilka polskich akcentów, a klasyczne potrawy interpretują w nowoczesny, pełen bogactwa smaków sposób. Nowa karta menu budzi ogromne zainteresowanie, a kompozycje składników poszczególnych dań, czasami nieoczywiste, idealnie komponują się ze sobą. Szczególnie warto zwrócić uwagę
na serwowane dania z ryb i owoców morza oraz ręcznie wyrabiane według oryginalnych włoskich receptur pasty oraz ravioli. Szefowie nie zapominają także o klasykach, których można spróbować w postaci gniocchi z ragoût z dzika czy zupy rybnej, która znajduje swoje miejsce w karcie menu od wielu lat i cieszy się ciągłą popularnością. Starając się pielęgnować wielkopolską tradycję wytwarzania produktów regionalnych, szef kuchni wprowadza do karty unikatowe pozycje od lokalnych producentów. Dla gości odwiedzających Piano Bar w porze lunchu każdego dnia przygotowywana jest oryginalna oferta w bardzo atrakcyjnej stałej cenie. Lunche cieszą się ogromnym zainteresowaniem i zyskały rzeszę sympatyków. Można zamówić lunch na miejscu i delektować się nim np. w ogródku, lub zdecydować się na opcję zamówienia dania na wynos. Nie można nie wspomnieć także o Karcie Win, która po dziesięciu latach doboru producentów i regionów obejmuje około 150 indeksów, zawiera najbardziej charakterystyczne apelacje całego świata i zmienia się nawiązując do nowych smaków i panujących trendów. Goście odnajdą w niej zarówno prestiżowe Szampany, jak i przyjemne kwiatowe Sauvignon. Piano Bar Restaurant & Café… nowy Chef, nowe menu, nowy rozdział. Będzie nam bardzo miło Państwa gościć.
58
prestiżowy
lokal
/
Concordia Taste ul. Zwierzyniecka 3, Poznań
P
rzepiękne, zaskakujące wnętrze, kilka stref funkcyjnych, mnóstwo zieleni, wygodny bar i specjalny pokój z winami – to nowa odsłona restauracji Concordia Taste. Działająca od pięciu lat restauracja przeniosła się na najniższy poziom Concordia Design i zupełnie zmieniła swój charakter. Teraz wchodzi się tu od placu – Przystani, który powstał pomiędzy oddanym właśnie do użytku Bałtykiem a Concordią. Do restauracji prowadzą rozległe schody i drewniany taras, który w letnie dni będzie idealnym miejscem spotkań. Wewnątrz zaprojektowano kilka stref: dzienną – lunchową, biznesową, rodzinną i barową tak, by każdy mógł tu znaleźć wygodne miejsce dla siebie. W restauracji dobrze poczują się zarówno ci, którzy przyjdą na szybkie spotkanie w czasie pracy, jak i osoby szukające niecodziennego miejsca na spotkania z przyjaciółmi czy rodziną. Tym, co się nie zmienia, jest doskonałe menu. Restauracja zaprasza od śniadania do kolacji, oferując dania z karty głównej oraz cotygodniowego menu lunchowego. Wieczorem warto wpaść na drinka lub wino, usiąść w wygodnej kanapie i czerpać inspiracje!
Restauracja Figa ul. Grunwaldzka 512, Plewiska
R
estauracja Figa w podpoznańskich Plewiskach działa od niemal czterech lat. Po tym czasie bez wahania można powiedzieć, że wciąż chce kulinarnie zaskakiwać swoich gości. Figa to restauracja i niewielki hotel, który ma być miejscem, gdzie każdy może poczuć się jak w domu – do którego chce się wracać.
Początki Figi to ciężka praca szefa Lecha Plucińskiego z zespołem, który kierował kuchnią przez cztery lata i wprowadził restaurację do pierwszej polskiej edycji przewodnika Gault&Millau. Od niedawna restauracja współpracuje z Dawidem Klimańcem, nowym szefem kuchni, który doświadczenie zdobywał w Wielkiej Brytanii, jednak w odróżnieniu od Lecha odwołuje się do polskiej tradycji, nadając kuchni bardziej lokalny charakter.
MAGAZYN NOWOCZESNEGO POZNANIAK A
Chcesz być zawsze na bieżąco? Dołącz do nas na facebooku Fb/poznanskiprestiz Magazyn dostępny bezpłatnie w punktach dystrybucji www.poznanskiprestiz.pl/gdzie-nas-znalezc/ „Poznański prestiż” w Twoim domu! Zamów prenumeratę już dziś – 12 miesięcy za jedyne 99 zł Czytaj także na www.poznanskiprestiz.pl
60
familijnie
/
Syren Ariel Tylko martwe ryby płyną z prądem – to motto 25-letniego poznaniaka. Eryk Weber jest pierwszym i jedynym jak dotąd syrenem w Polsce. Od dziecka fascynował go podwodny świat. Dwa lata temu za zaoszczędzone pieniądze zamówił w Stanach Zjednoczonych profesjonalny ogon. Od tego czasu można spotkać go na różnych poznańskich basenach – najczęściej odwiedza Termy Maltańskie. Wkrótce być może będziemy mieli okazję zobaczyć go w filmie fantasy, gdzie ma zagrać wodnego demona tekst: Anna Skoczek
61 czy też jestem nad morzem, ludzie chętnie robią sobie ze mną zdjęcia. Najbardziej spontanicznie zawsze reagują jednak dzieci.
FOT. ARCHIWUM PRYWATNE
Jak wyglądało Twoje pierwsze wyjście na basen z ogonem? Paczka ze Stanów była przeze mnie bardzo niecierpliwie wyczekiwana. Na wykonanie ogona czekałem wiele miesięcy, bo to bardzo skomplikowany proces technologiczny. Syreni ogon to tak naprawdę zrobiona na wymiar ozdobna monopłetwa. Żeby była idealnie dopasowana, jej twórca potrzebuje około 15 wymiarów, od talii, przez długość nóg, po numer buta. Dodatkowo konstruowany jest cały system drenażu, żeby ogon nie nabierał wody. Później jeszcze trzeba zadbać o to, żeby pobrane wymiary się nie zmieniły, czyli niewskazane jest ani chudnięcie, ani tycie. Założenie ogona w domu już sprawiło mi dużo przyjemności, ale od razu z moimi przyjaciółmi pojechaliśmy na basen. Ogon zawsze zakładam tuż przy tafli wody, bo nie można w nim ruszać nogami, czyli nie da się w nim chodzić. W końcu pierwsze wypłynięcie było spełnieniem marzeń z dzieciństwa. A do tego pływanie w ogonie jest niesamowitym przeżyciem, bo pozwala rozwijać znaczne prędkości i można też pokonywać spore odległości pod wodą na jednym wdechu...
Minęły już dwa lata od Twojego pierwszego wypłynięcia w profesjonalnym ogonie. Co się od tego czasu zmieniło? ERYK WEBER: Nadal budzę spore zainteresowanie. Za każdym razem, kiedy jestem w ogonie na basenie, przy brzegu szybko pojawia się obsługa. Czasem jeszcze zdarzają się uwagi dotyczące tego, że mam na sobie strój niezgodny z regulaminem. Jestem przygotowany na takie sytuacje i zawsze mam ze sobą certyfikaty potwierdzające, że ogon jest wykonany z materiałów pływackich i jest do tego celu przeznaczony. Kiedy jadę nad jezioro,
Jak długo marzyłeś o tym, żeby zostać syrenem? Od zawsze fascynował mnie podwodny świat. Uwielbiałem patrzeć na ruch ryb, fascynowały mnie opowieści o istotach, które były pół rybami, pół ludźmi. Oczywiście bardzo podobała mi się też bajka o syrence Ariel. Wtedy jednak były to tylko bardzo odległe dziecięce marzenia. Kiedy dostęp do Internetu był już powszechny, okazało się, że na świecie już od dawna trwa fascynacja syrenami, że istnieją firmy, które zajmują się tworzeniem profesjonalnych ogonów, że istnieją nawet szkoły dla syren, w których ludzie uczą się poruszania w treningowych ogonach, a nawet układów choreograficznych. W Stanach jest też park rozrywki Weeke-Wachee, w którym głównymi atrakcjami są syreny. Oprócz tego w USA każdego roku organizowana jest Mer-Mania, czyli zlot syren z całego świata.
62
Spotkałeś się już z innymi syrenami na takim zlocie? Jeszcze nie. Teraz odkładam pieniądze na ogon z silikonu. Być może za dwa-trzy lata uda mi się swój wymarzony wzór zamówić. Zrobienie takiego dzieła sztuki trwa ponad rok. Silikonowe ogony ważą nawet 18 kilogramów, a ich ceny niekiedy przekraczają 30 tysięcy złotych. W przypadku ogonów z silikonu ciekawostką jest to, że do ich założenia potrzeba mnóstwa lubrykantu. Trzeba też ostrożnie pływać, bo uderzenie kogoś ogonem pod wodą może powodować kontuzje. Słyszałem
już historię o tym, jak na zlocie jedna syrena rozcięła drugiej łuk brwiowy płetwą. W wodzie z syrenami jest jak na autostradzie, nie można przekraczać bezpiecznego dystansu… Myślisz, że za dwa-trzy lata Twoja fascynacja podwodnym światem nie minie? Będzie jeszcze silniejsza! Mam już wielu przyjaciół z całego świata. Wspierają mnie. W Polsce też w tym zakresie zaczyna się już coś zmieniać. Oprócz mnie jest także syrenka Pogo z Torunia, która samodzielnie wykonała piękny ogon i była już w szkole syren
Ogon zawsze zakładam tuż przy tafli wody, bo nie można w nim ruszać nogami, czyli nie da się w nim chodzić. Pływanie w ogonie jest niesamowitym przeżyciem, bo pozwala rozwijać znaczne prędkości i można też pokonywać spore odległości pod wodą na jednym wdechu... na Filipinach. Być może niedługo syreną zostanie dziewczyna z Gdańska i kolejna z Gniezna. W światowej społeczności syren nie ma czegoś takiego jak odrzucenie. Nie ma znaczenia, czy zrobiłeś ogon sam, czy jest wykonany przez profesjonalną firmę. Czy jesteś dzieckiem, czy masz już trochę lat na karku. Wszyscy podchodzą do siebie bardzo entuzjastycznie. Zresztą nawet w Europie jest mnóstwo syren. Całkiem spora grupa mieszka w Niemczech, Francji, a nawet Austrii, która nie ma dostępu do morza...
FOT. ARCHIWUM PRYWATNE
Ale bycie syrenem w Polsce nie jest takie łatwe. Sam wielokrotnie mówiłeś, że razem z Twoimi pierwszymi występami, wylała się na Ciebie fala hejtu... W Polsce raczej tłamsi się wszystkie indywidualności. Trzeba mieć naprawdę silny charakter, żeby przebić się z pasją, która jest niespotykana. Oczywiście pojawiały się i nadal pojawiają się takie komentarze, że jestem nienormalny, że coś ze mną chyba jednak jest nie tak. Całe szczęście mam wsparcie rodziny i przyjaciół, a do tego jestem bardzo uparty. Wszystkie złe komentarze i złośliwe uwagi mnie wzmacniają. Tylko martwe ryby płyną z prądem, dlatego po prostu robię swoje i nie oglądam się na innych. Do tego też muszę podkreślić, że teraz znacznie częściej spotykam się z pozytywnymi reakcjami. Dlatego nawet przez chwilę nie pomyślałem o tym, żeby zamknąć ogon w szafie i zapomnieć o swoich marzeniach. Nie przejmujesz się komentarzami, że to, co robisz, jest raczej hobby dla kobiet? Niby pasja dla kobiet, ale pierwszym producentem profesjonalnych ogonów był mężczyzna. To, że mężczyźni nie mogą być syrenami, jest tylko powszechnym przekonaniem, które utarło się przez bajki i legendy o śpiewających i wabiących żeglarzy kobietach. Poza tym cały czas tłumaczę też ludziom, że wprowadzenie do języka polskiego słowa „syren” jako męskiego odpowiednika syreny jest jak najbardziej uzasadnione. Ludzie przekonują mnie,
że powinienem nazywać się trytonem. Przecież język polski jest żywy. Jeszcze kilka lat temu nie funkcjonowało słowo „posłanka”, a dziś jest powszechnie używane. Skoro na całym świecie są mermaid i merman, to myślę, że w Polsce też mogą istnieć syreny i syreni. Wiążesz swoją karierę i przyszłość z ogonem i byciem syrenem? I tak, i nie. Ukończyłem już jeden kierunek studiów, teraz kończę kolejny. Dodatkowo pracuję w agencji reklamowej i w Teatrze Muzycznym. Rozwijam się naukowo i zawodowo, a bycie syrenem to nadal jedynie pasja. Chociaż kto wie, co wydarzy się w przyszłości? W oceanariach na całym świecie pracują syreny. Przygotowują prezentacje edukacyjne na przykład dotyczące segregacji odpadów, czy też generalnie prowadzenia działań uświadamiających o środowisku. Syreny mogą bardzo obrazowo przedstawić dzieciom zagrożenia, takie jak zaplątanie się w folie morskich zwierząt, albo konsekwencje wyrzucania plastiku. To cenne, bo nie naraża się przy tym zwierząt. W Polsce musi jeszcze minąć trochę czasu, żeby takie pokazy wprowadzić. Swoje pomysły przedstawiłem we wrocławskim afrykarium – niestety nic z tego nie wyszło. Być może kiedyś uda się w Poznaniu. Jestem po wstępnych rozmowach w Starym ZOO. Jeśli uda się tam otworzyć rekinarium, być może będę mógł tam w ciekawy sposób uczyć dzieci. Ale to bardzo wstępne plany.... Ale akcje edukacyjne to nie wszystko... Być może uda mi się wkrótce wystąpić w polskim filmie fantasy. Skontaktował się ze mną reżyser Stanisław Mąderek, który zaproponował mi rolę wodnego demona. Byłoby to dla mnie niesamowite wyzwanie, bo wystąpiłbym w filmie z Michałem Żebrowskim i Katarzyną Bujakiewicz. Wiem, że obecnie trwają poszukiwania basenu, w którym możliwe byłyby zdjęcia z odpowiednim oświetleniem.
63
64
familijnie
/
Enklawa sportu nad Różanym Potokiem W otoczeniu niezwykłych okoliczności przyrody, na Naramowicach, powstał Park Rekreacyjno-Sportowy fairPlayce. To coś znacznie więcej niż unikatowe centrum sportów rakietowych i fitnessu – to także idealne miejsce na firmowy event, rodzinne spotkanie czy aktywny wypoczynek dla gości spoza Poznania tekst: Michał Gradowski
F
airPlayce to doskonały dowód na to, że można stworzyć coś z niczego. Na ul. Bożydara, prostopadłej do Naramowickiej, jeszcze kilka lat temu bujną zieleń nadwarciańskich terenów szpeciła hałda śmieci. Obecnie stoi tam nowoczesna bryła architektoniczna zaprojektowana przez Przemysława Borkowicza, jednego z dwóch głównych twórców Starego Browaru, a w środku mieści się centrum sportu, hotel oraz restauracja, których nie powstydziłoby się żadne duże europejskie miasto.
Raj dla rakiety Na siedmiu tysiącach metrów kwadratowych można tu w komfortowych warunkach zagrać w tenisa, squasha, badmintona czy tenisa stołowego, a także spróbować swoich sił w racketlonie, czyli połączeniu wszystkich tych czterech dyscyplin. Pięć kortów do badmintona znajduje się w hali, której wysokość i oświetlenie odpowiadają międzynarodowym wymogom, a o promocję dyscypliny
dba tu poznaniak Wojtek Szkudlarczyk, członek kadry narodowej w badmintonie. Jeśli ktoś wcześniej grywał w tenisa na krytych kortach pod balonem, w fairPlayce naprawdę „poczuje różnicę” – parametry i kolor nawierzchni są idealnie dopasowane do tych znanych z kortów ziemnych, więc można się tu poczuć jak w Paryżu na Roland Garros. W szkółce tenisowej, pod okiem najlepszych trenerów w Poznaniu, trenuje już 160 dzieci, odbywa się tu Turniej o Puchar Agnieszki Radwańskiej dla 10-latków, w fairPlayce trenuje także mistrz Polski do lat 12. Ligi, turnieje i inne sportowe atrakcje są znakiem rozpoznawczym tego miejsca. W fairPlayce regularnie odbywają się rozgrywki
65
największej ligi tenisa stołowego w Poznaniu, w których bierze udział nawet 100 zawodników. Wrażenie robią również unikatowe nawierzchnie odciążające stawy, klubowa atmosfera oraz ciepła, jasna i czysta przestrzeń. Dzięki doskonałej wentylacji nie poczujecie tutaj litrów potów wylewanych na treningach. Wszystkie dyscypliny – w tym „klatki” do squasha – są od siebie oddzielone. Pomimo ogromu miejsca mamy więc wrażenie, jakbyśmy przebywali w kameralnej przestrzeni. Na siłowni jest nawet specjalna sala do indywidualnych treningów.
Tysiąc metrów dla fitnessu
FOT. ARCHIWUM FAIRPLAYCE
Kameralny, z zielonym, odprężającym widokiem za przeszkloną ścianą jest także Fitness Klub fairPlayce – na tysiącu metrów kwadratowych powierzchni zlokalizowano strefę cardio, strefę siłową oraz trzy sale do treningów grupowych. Profesjonalni instruktorzy i trenerzy pomogą nam w pełni wykorzystać 70 najnowocześniejszych urządzeń amerykańskiej firmy Hoist, oferującej unikatowe rozwiązania do treningu siłowego. Regularnie odbywają się tutaj zajęcia ogólnorozwojowe, a także Indoor Cycling, prowadzone przy współpracy z CityZen. Po treningu można też skorzystać z konsultacji dietetycznej oraz usług dwóch gabinetów odnowy biologicznej.
Obiad przy śpiewie ptaków Spalone na korcie i salach fitness kalorie możemy od razu uzupełnić w restauracji „Nad Różanym Potokiem”, która jest integralną częścią fairPlayce. W słonecznym wnętrzu zjemy tu świeże posiłki – od zdrowych sałatek, przez pyszną kaczkę,
po chrupiącą pizzę. W menu nie brakuje też lokalnych akcentów, znajdziemy tam np. krem z pieczonego ziemniaka i wielkopolskiego smażonego sera z chipsami z wędzonego boczku. Są też świeżo wyciskane soki np. z buraka, ananasa i jabłka oraz ciasta własnego wypieku np. sernik z mascarpone na ciasteczkowo-karmelowym spodzie. Jeśli pogoda dopisuje, można zjeść na tarasie – choć jesteśmy zaledwie kilka kilometrów od centrum Poznania, słychać tu śpiew ptaków, a atrakcją bywają sarny, które często odwiedzają okoliczny park. Częścią fairPlayce jest również sala konferencyjna oraz hotel zlokalizowany na piętrze z 20 klimatyzowanymi, przestronnymi i komfortowo wyposażonymi pokojami. Ich atutem jest nie tylko widok z okien na bujną zieleń, ale także możliwość darmowego korzystania z klubu fitness i zniżki na wynajem kortów. Dzięki takiemu zapleczu i unikatowej atmosferze fair Playce jest doskonałym miejscem na zorganizowanie imprez rodzinnych i firmowych, łączących atrakcje sportowe, dobrą kuchnię i integrację na świeżym powietrzu w malowniczej okolicy.
Konferencje, kolonie, taniec Obok bogatej oferty treningów indywidualnych i grupowych w fairPlayce odbywają się także konferencje, eventy firmowe czy warsztaty Mind&Fitness, czyli coaching, medytacje i aktywność fizyczna w jednym. Bardzo szeroka jest także oferta dla dzieci – od czerwcowego pikniku rodzinnego, przez warsztaty komiksu, graffiti i podstaw reklamy, po półkolonie. Już w sierpniu na ul. Bożydara 10 odbędzie się także wyjątkowe wydarzenie: Dancing fairPlayce Poznań, czyli niezwykłe warsztaty taneczne, których pomysłodawczynią jest Ewa Wycichowska, ikona tańca w Poznaniu, wieloletnia dyrektor Polskiego Teatru Tańca.
66
podróże
/
67
Dominikana bliżej Poznania Już 9 listopada klienci TUI Poland będą mogli polecieć z poznańskiej Ławicy na Dominikanę pierwszym w historii lotniska lotem transatlantyckim. Turyści będą podróżować komfortowym, szerokokadłubowym Boeingiem 767-300ER. Będzie to połączenie bezpośrednie, realizowane przez holenderską linię lotniczą TUIfly opracowała: Anna Skoczek
D
alekie egzotyczne kraje stają coraz bardziej popularne wśród polskich turystów. Najlepsze biura podróży gwarantują wypoczynek na karaibskich plażach przez cały rok, systematycznie rozszerzając swoją ofertę o nowe destynacje, połączenia czarterowe oraz hotele.
FOT. TUI
Perła Karaibów – kraj słońca, zapachów i kolorów Dominikana leży w sercu Wysp Karaibskich, na rajskiej wyspie Haiti. Najstarsze państwo obu Ameryk (odkryte przez Krzysztofa Kolumba w 1492 roku) może poszczycić się m.in. najpiękniejszymi karaibskimi plażami, rozległymi gajami palmowymi oraz zabytkowymi fortecami. To idealne miejsce zarówno dla tych, którzy podczas wakacyjnych podróży cenią sobie ciszę i spokój, jak i miłośników aktywnego spędzania czasu. Dominikana słynie bowiem z idealnych warunków do nurkowania, snorkelingu, przejażdżek rowerowych oraz doskonale zaprojektowanych pól golfowych, z których
rozciągają się fantastyczne widoki. Turyści spotykają się zawsze z ciepłym przyjęciem ze strony otwartych, pełnych życia i zarażających optymizmem mieszkańców wyspy, chętnie proponujących wspólną grę w domino – ulubioną rozrywkę Dominikańczyków.
TOP 3, czyli co musisz zobaczyć Obowiązkowym punktem na mapie każdego turysty powinna być słynna Saona – druga co do wielkości wyspa Dominikany. Przyciąga niezwykłą liczbą rzadko występujących gatunków roślin i zwierząt, delikatnym piaskiem, palmami kokosowymi oraz osadą Mano Juan. Zwiedzanie Dominikany nie może się udać również bez spaceru po ulicach jej stolicy – Santo Domingo. To miasto o niezwykle bogatej historii, gdzie tradycja przeplata się z nowoczesnością. Do dziś przetrwały tam niemal w nienaruszonym stanie liczne twierdze i pałace. Słynny dom Kolumba, pierwsza w Ameryce
68
Zwiedzanie Dominikany nie może się udać również bez spaceru po ulicach jej stolicy – Santo Domingo. To miasto o niezwykle bogatej historii, gdzie tradycja przeplata się z nowoczesnością. Do dziś przetrwały tam niemal w nienaruszonym stanie liczne twierdze i pałace. Słynny dom Kolumba, pierwsza w Ameryce katedra, a także plac Plaza Colon to tylko kilka najciekawszych miejsc. Warto zobaczyć również wpisaną na listę UNESCO dzielnicę kolonialną, przespacerować się nadmorską promenadą Malecón i odwiedzić podziemne jaskinie Tres Ojos katedra, a także plac Plaza Colon to tylko kilka najciekawszych miejsc. Warto zobaczyć również wpisaną na listę UNESCO dzielnicę kolonialną, przespacerować się nadmorską promenadą Malecón i odwiedzić podziemne jaskinie Tres Ojos. Charakterystycznym punktem w Santo Domingo jest latarnia morska Krzysztofa Kolumba (Faro a Colón) będąca niejako pomnikiem poświęconym odkrywcy. Podobno całkowity koszt wzniesienia latarni wyniósł 70 milionów dolarów! Kolejnym chętnie odwiedzanym przez turystów miejscem jest Przylądek Samana. Warto zwiedzić go samochodem, kiedy sceneria zmienia się jak w kalejdoskopie – dziewicze tereny, krystaliczny ocean, liczne wąwozy i ukryte w głębi dżungli wodne kaskady. W zimie podziwiać można prawdziwą paradę
waleni – szacuje się, że każdego roku przybywa tu niemal 200 humbaków. Pomyśleć, że całe to bogactwo mieści się w państwie niemal siedem razy mniejszym niż Polska!
Sztuka planowania, czyli kiedy złapać najlepsze oferty Jak podają badania rynkowe, coraz rzadziej zostawiamy planowanie wyjazdu na ostatnią chwilę, decydując się na rezerwację ofert First Minute. Doświadczeni podróżnicy już wiosną szukają miejsc, które chcieliby odwiedzić zimą. Jest to najlepszy sposób na skorzystanie z wyjątkowych ofert w najdalszych zakątkach świata bez przepłacania. Wybierając touroperatora pamiętajmy, by kierować się nie tylko ceną, ale również jego
FOT. TUI
69
pozycją na rynku, doświadczeniem, a także warunkami ubezpieczenia, dzięki czemu będziemy mogli z radością korzystać z wyczekiwanych wakacji i przez lata cieszyć się wspaniałymi wspomnieniami. Osoby zainteresowane bezpośrednim lotem na Dominikanę z Poznania powinny zapoznać się z ofertą TUI Poland. Biuro proponuje wypoczynek od 7 do 14 dni w ponad 40 hotelach o najwyższym standardzie. Aby mieć pewność, że kupując w First Minute nie przepłacamy, warto skorzystać z gwarancji Najtaniej w First Minute. Jeżeli do jednego dnia przed wylotem cena obniży się, klientom przysługuje zwrot różnicy, nawet w okresie Last Minute. Podróżowanie jeszcze nigdy nie było tak proste. Do zobaczenia na słonecznych plażach Dominikany!
70
dawny poznań
/
W co się ubiera bamberka W dzieciństwie czerwcowa procesja Bożego Ciała kojarzyła mi się z nudą. Więcej, cholerną nudą. W latach 50. mieszkańcy Poznania masowo w niej uczestniczyli. Tłumy były nie tylko na Starym Rynku, ale i przyległych ulicach. Niewiele więc widziałem. Z dala dobiegały mnie jedynie dźwięki modlitwy przy ołtarzu. A odległe fanfary orkiestry zwiastowały przeniesienie się przed kolejny ołtarz i marsz w tłumie 500 metrów dalej. I tak od ołtarza do ołtarza wspomina: Dobiesław Wieliński
N
ieszczęścia dopełniał często dodatkowo czerwcowy upał, który powodował, że część wiernych poszukiwała cienia po zasłoniętej od słońca stronie Starego Rynku. Później, kiedy stawałem przy krawędzi chodnika, przyglądałem się uczestnikom procesji. Trójkom niosącym sztandary poszczególnych parafii, mężczyznom dźwigającym feretrony, czyli obrazy z uchwytami. Spoglądałem na biało ubrane dziewczynki sypiące kwiatki, na dostojników kościelnych odzianych
w fioletowo-czerwone barwy. Zawsze zastanawiałem się, jak widzi drogę ksiądz niosący tuż przed twarzą ogromną monstrancję. I czy kołyszący się baldachim nie spadnie mu na głowę.
Niczym lalki na wietrze Ten biało-czarny ton ówczesnej mody – garniturów, bluzek, sukni uczestników kościelnego korowodu zakłócał widok kobiet ubranych niezwykle barwnie, odcinających się od reszty w zdecydowany sposób. Wielobarwne suknie
71
przykrywały koronki, a na głowach chwiały się wielkie kolorowe czapki. Przypominały trochę lalki, trochę kukiełki. Młodemu człowiekowi, którego świat wypełniały książkowe baśnie o czarownikach, kojarzyły się z szamanami jakiegoś plemienia. Ich wysokie nakrycia głowy kołysały się niczym chochoły na wietrze. Zwykle była grupka sześciu-ośmiu kobiet, niosących obraz z przypiętymi kolorowymi wstęgami swobodnie opadającymi ku trzymającym je dłoniom. Wtedy usłyszałem wielokrotnie powtarzające się słowo: bamberki.
Skąd wzięli się bambrzy? Co i tak niewiele mi wyjaśniało. Słowo „bamber” w podwórkowej gwarze miało pejoratywne znaczenie. Gdzieś funkcjonowało powiedzenie, że to oznacza zamożnego chłopa. Dopiero powrót studzienki Bamberki pod koniec lat 70. na Stary Rynek zwrócił uwagę na bambrów. I na to, jaką pozytywną rolę odegrali w Poznaniu. Historia dotyczy początków XVIII wieku. Zniszczenie wiosek i wyludnienie spowodowane wojną północną, a następnie zarazą, pozbawiły Poznań płynących z nich zysków. Aby zasiedlić i odbudować wsie (obecnie dzielnice miasta) władze miejskie postanowiły sprowadzić osadników zza zachodniej granicy, którzy już wcześniej osiedlali się małymi grupami w Polsce. Wydano odezwę skierowaną do państw niemieckich, w tym głównie do Bambergu w południowej Frankonii.
Odbudowali zrujnowane wsie Znalazła ona pozytywny oddźwięk. W latach 1719-1753 kilkoma falami przywędrowali rolnicy z okolic Bambergu, nazwani z racji swego pierwotnego miejsca zamieszkania bambrami. Osiedleni zostali we wsiach – Luboń, Dębiec oraz kilka rodzin na Boninie, na Jeżycach i Winiarach, na Ratajach i na Wildzie. Później
W latach 1719-1753 kilkoma falami przywędrowali rolnicy z okolic Bambergu. Osiedleni zostali we wsiach Luboń, Dębiec oraz kilka rodzin na Boninie, na Jeżycach i Winiarach, na Ratajach i Wildzie. Później na Jeżycach i Górczynie na Jeżycach i na Górczynie. Wszyscy zobowiązani byli do przywiezienia zaświadczenia, że są wyznania rzymskokatolickiego. Był to jedyny warunek, który przybyszom stawiało miasto, kierując się tu zarządzeniem króla Augusta II z 1710 roku, dotyczącym wszystkich cudzoziemców osiedlających się w tym czasie w Polsce. Nowi osadnicy szybko odbudowali zrujnowane wsie. Otrzymali od miasta drewno na budowę domostw, ziarno na zasiewy oraz, na pewien okres, zwolnienie od podatków. Wszyscy też uzyskali dogodny ustrój prawny przez przejście z gospodarki pańszczyźnianej na czynszową. Odmienna grupa etniczna, jaką byli bambrzy, władała innym niż otaczający ją żywioł polski język. Był on początkowo poważną barierą, zarówno we wzajemnych stosunkach, w kontaktach z władzami miasta, jak i w uczestnictwie w życiu Kościoła i w praktykach religijnych. Jako ludzie głęboko wierzący pragnęli oni uczęszczać do kościoła, a każda wieś miała swoją parafię. Wszystkie kazania były głoszone w języku polskim. Nieznający go bambrzy nie garnęli się do swoich parafii i w pierwszych latach osadnictwa zbierali się we własnych wsiach wspólnie odmawiając pacierze z przywiezionych z Bambergu modlitewników. Przydzielono im zatem kościół oo. Franciszkanów na Wzgórzu Przemysła, filię poznańskiej fary, z niemieckojęzyczną obrzędowością. Bambrzy większe znaczenie przypisywali jednak uroczystościom w kościołach
72
parafialnych, a więc znajomość języka polskiego była im niezbędna. Tak więc Kościół, wspólnota wyznania, był tą pierwszą, najważniejszą płaszczyzną szybkiej polonizacji bambrów.
Mieszane rodziny Drugim czynnikiem, który przyczynił się do asymilacji grupy bamberskiej ze społecznością polską, była szkoła. Początkowo dzieci uczono wszystkich przedmiotów po niemiecku. Jednak z biegiem lat pod wpływem nauczycieli-księży zaczęto wprowadzać naukę religii w języku polskim, a wkrótce naukę języka polskiego, co było zgodne z intencjami bambrów. W ich procesie polonizacyjnym ważną rolę odegrały też stosunki z Polakami, do nawiązania których dążyli. Stopniowo zaczęło dochodzić do małżeństw mieszanych. Potomkowie osadników z Bambergu coraz silniej utożsamiali się z polskością. Ten proces nie odbywał się tylko w sposób mimowolny, okazjonalny. Dążyli do tego świadomie, pragnęli czuć się na tej ziemi jak na własnej, chcieli kontaktów z sąsiadami i być na równi z nimi. Niektóre rodziny spolonizowały się już na początku XIX wieku, inne nieco później. Przełomu w tej dziedzinie dokonała polityka Bismarcka. Okres Kulturkampfu, silnego nacisku germanizacyjnego władz pruskich, w tym plany przywrócenia dawnej ojczyźnie ludności pochodzenia
niemieckiego, wywołały jej gwałtowny protest. Rodziny bamberskie stanęły w obronie polskiej szkoły i Kościoła katolickiego.
Solidni i gospodarni Bambrzy i ich potomkowie wnieśli w kulturę wsi podpoznańskich nowe elementy z zakresu uprawy roli, pożywienia, budownictwa, aczkolwiek nie były one całkowicie obce polskiej ludności ze względu na jej wieloletnie kontakty z kulturą zachodnich sąsiadów. Ludność bamberska nie różniła się znacznie od polskich rolników, nie znalazła się w zupełnie obcym (poza językiem) środowisku. Na pewno wszakże bambrzy
i ich potomkowie jako ludzie solidni, gospodarni, pracowici i uczciwi wywarli swą postawą i cechami wpływ na podpoznańskich rolników. Brali udział zarówno w Powstaniu Wielkopolskim, wojnie z bolszewikami 1920, jak i szczególnie w ruchu oporu w czasie II wojny światowej. Ginęli mordowani w Forcie VII i w obozach koncentracyjnych. Innym udało się przeżyć i szczęśliwie doczekać końca działań wojennych. Okres Polski Ludowej nie był też dla nich pomyślny. Za swe obco brzmiące nazwiska spychani byli na margines życia społecznego. Im to w pierwszej kolejności odbierano ziemię, domy, sklepy, przedsiębiorstwa. Nazwiska takie jak: Deierling, Leitgeber, Tritt, Aumiller, Remlein, Schneider jednoznacznie kojarzyły się z poznańskim życiem gospodarczym. Trzeba dziś pamiętać, że niemieckie brzmienie nazwiska nie musi kojarzyć się z okropnościami okupacji niemieckiej.
Bamberka chodziła w sukni Ubiór kobiecy zwany bamberskim nie został przywieziony z Bambergu, lecz wytworzył się w podpoznańskich wsiach – twierdziła prof. Maria Paradowska. Powstał w wyniku skrzyżowania wpływów ludowych ubiorów noszonych na terenach od Górnej Frankonii przez Saksonię i Dolne Łużyce do Ziemi Lubuskiej oraz mieszczańskiej mody biedermeieru, a przede wszystkim XIX-wiecznych ludowych strojów wielkopolskich. Ubiór bamberek, początkowo skromny, z upływem lat wzbogacał się o nowe elementy. Wzrastała obfitość koronek, haftów, wstążek, spódnice szyto coraz obszerniejsze, a wspaniałe nakrycia głowy zwane kornetami stawały się coraz wyższe, szersze, bogato zdobione sztucznymi kwiatami. Podstawową częścią tego ubioru były suknie, składające się z kaftana i spódnicy, rozmaitych kolorów i odcieni, szyte z gatunkowo bardzo dobrych materiałów. Każda kobieta posiadała takich sukien przynajmniej czternaście, w tym ubiory robocze, ale także i cztery najważniejsze przeznaczone na uroczyste okazje. Były to komplety: karmazynowy, niebieski, zielony oraz biały lub kremowy w różnobarwne kwiatki. Głównymi elementami ubioru były: bardzo szeroka (szyta z pięciu szerokości materiału), marszczona, długa spódnica, kaftan sięgający do pasa ściśle dopasowany do figury; pod kaftanem sznurówka i bluzeczka; w pasie związany gruby wałek uszyty z płótna zwany „kiszką”, na którym opierały się spódnica oraz spódnik i jedna do trzech watówek, co powodowało
73
Ubiór kobiecy zwany bamberskim powstał w wyniku skrzyżowania wpływów ludowych ubiorów noszonych na terenach od Górnej Frankonii przez Saksonię i Dolne Łużyce do Ziemi Lubuskiej oraz mieszczańskiej mody biedermeieru, a przede wszystkim XIX-wiecznych ludowych strojów wielkopolskich pękatość stroju i pogrubiało sylwetkę. Dzięki kiszce i watówkom spódnica nie opadała zbyt szeroko i luźno, a w czasie ruchu kołysała się w charakterystyczny sposób. Pod pięknie haftowany fartuch zakładano ozdobną, niekiedy brokatową kieszeń; na szyję haftowany kryzik, pięć sznurków prawdziwych korali, a do ostatniego z nich przyczepiano krzyżyk; na głowach mężatek czepek, dziewcząt kornet, jedna z najpiękniejszych części stroju, który uzupełniały śliczne chusty, wstążki, bandy, kokardy i inne ozdobne szczegóły, wykończone artystycznymi haftami. – Cały strój powszedni jest przewiązany specjalną chustą. Po przekątnej ma on długość większą niż ramiona dorosłego człowieka, dlatego też bamberka nie może się sama ubrać, musi jej ktoś pomóc. Cały ubiór zajmuje około godziny – wyjaśnia Aleksander Kubel z Towarzystwa Bambrów Poznańskich. Strój jest wyjątkowo ciepły, bo spódnica składa się z kilku warstw, a przy okazji ciężki. Największe nakrycia głowy, kornety, które mają nieraz pół metra wysokości – ważą nawet do czterech kilogramów. Przyznam, że po tej wypowiedzi nabrałem szacunku dla poznańskich bamberek.
74
k u lt u r a l n a r o z m owa
/
Pradziadek nie porozmawia z prawnuczkiem, kłopot może mieć już dziadek Dr hab. Jarosław Liberek z Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza lubi opuszczać mury uczelni. Językoznawca, pracownik naukowy Instytutu Filologii Polskiej UAM, jest specjalistą w zakresie frazeologii polskiej i kultury komunikacji. Szkolenia, warsztaty i wykłady nie tylko dla studentów to jego żywioł. Od ponad 20 lat pełni funkcję kierownika Poradni Językowej UAM, gdzie każdy może zadzwonić z językowym dylematem. O ojczyźnie-polszczyźnie wypowiada się w prasie i radiu. Jako biegły sądowy przygotowuje opinie dotyczące m.in.: plagiatów, znieważeń i pomówień rozmawia: Małgorzata Rybczyńska | zdjęcia: Przemysław Stanula
Panie Profesorze, jakoś nie ogarniam ostatnio, to jakaś masakra… JAROSŁAW LIBEREK: (śmiech) Rozumiem, ale jako stylistyk powiem, że ulega pani modzie na pewne określenia pochodzące z języka potocznego. W potocznej polszczyźnie takie ekspresywne i skrótowe formy pojawiają się często. Ulegamy takim modom głównie z tego powodu, że jesteśmy ludźmi o niezbyt dobrze wykształconej kompetencji językowej, czyli nie jesteśmy wystarczająco sprawni komunikacyjnie i pewni swych umiejętności. A poza tym, jeśli człowiek tysiąc razy słyszy w ciągu dnia, że „ktoś czegoś nie ogarnia” (a więc w konsekwencji jest tzw. ‘nieogarem’), to prędzej czy później w pewnych miejscach mózgu odciśnie mu się ta forma. Dużo na ten temat powiedzieliby neurolingwiści.
Przyzna Pan jednak, że język potoczny baaaardzo różni się od literackiego. Rzeczywiście! Różnica językowa między pokoleniami istniała zawsze. Współcześnie jest ona jednak dużo większa. Porównując język 15-20-latków i 60-80-latków widać te różnice. Gdy dziadek słyszy wnuczka mówiącego, że „na wosie był suchar”, bo „wosiarz pojechał z jakąś żenułą”, a z kolei na przerwie „zajumali Jacolowi fona, jak poszedł kaczkę krecim mięsem karmić”, to zapewne niewiele zrozumie. ???? Czyli na lekcji wiedzy o społeczeństwie była konsternacja, bo nauczyciel opowiedział coś głupiego, a na przerwie ukradli Jackowi telefon, gdy wyszedł do toalety. Takich sformułowań starsze pokolenie raczej na pewno
75
nie odczyta właściwie. Oprócz tego trudno mu będzie wczuć się w nacechowanie stylistyczne i świat emocji, który w młodym pokoleniu uległ daleko idącym zmianom. Dlatego starsi „nie czują bluesa” – jakbyśmy powiedzieli, używając języka młodzieży lat 70. i 80. Tempo zmian było kiedyś dużo mniejsze. Dziś nowości pojawiają się bardzo szybko i równie szybko znikają. Dwa-trzy lata temu moi studenci mówili: „wszyscy jesteśmy pan-da-mi”, czyli „Pan da mi tróję”. Podczas ostatniej sesji zimowej pytam nowych studentów: „Czy wszyscy jesteście panda-mi?”, a oni wzruszają ramionami, bo już tego nie znają. Ponadto dawniej Polak w swoich metaforach w większym stopniu odwoływał się do świata zwierząt, do świata przyrody. Dziś mamy ich o wiele mniej, bo wolimy „resetować mózg”, „przegrzewać zwoje” albo „być na topie”.
Pojawia się w coraz szerszym zakresie metaforyka związana z techniką cyfrową. Warto zauważyć, że obrazowość i plastyczność językową zamieniamy przede wszystkim na ekspresję i dosadność. Mówiąc metaforycznie, Polacy rezygnują z czerwonego, wytrawnego wina językowego na rzecz mocnego bimbru. Liczy się moc! Przykład? Kiedyś „zalewano krzeczka”, później „zalewano robaka” (co już było dosadniejsze), a współcześnie „zalewamy pałę i jesteśmy nategowani jak autobus”. Rozprzestrzenianie się wulgarności niepokoi, gdyż zubaża język. Trafnie przed laty zauważył to i skomentował Jacek Bocheński. Zastanawiając się, czy język potoczny może być jeszcze „ożywczym źródłem” dla „oschłego języka literackiego”, nawiązał do tego, co słyszy na ulicy i stwierdził:
76
(…) spotykam robotników na pobliskiej budowie. Z przyzwyczajenia usiłuję podsłuchać, jak mówią, aby coś przejąć z ożywczego źródła mowy plebejskiej i odświeżyć swój oschły język literacki. Ale oni tam nie pracują, tylko bez ustanku zapielają, i nie jedzą obiadu, tylko go, jawnogrzesznica, wpielają, i niech się do nich lepiej nikt nie przypiela, bo nie ma im co jechać, bo go opielą i będzie miał raz na zawsze przejechane. Ja, broń Boże, nie pielę, tylko spielam. Cóż mam począć z tym językiem, jeśli wszystko, co mi oferuje, to dwa plugawe czasowniki, uzupełnione kilkunastoma przedrostkami i jawnogrzesznicą?” („Życie” 1997, nr 100, s. 11). W konsekwencji znany prozaik wyciągnął dość oczywisty wniosek: „Język ten wyrzekł się całego dawnego bogactwa frazeologicznego, które zwiększał i urozmaicał tworzeniem ze słów ciągle nowych metafor czy innych obrazowych wyrażeń. Dziś zastąpił to wszystko jednostajną obsesją świntuszenia. Najwidoczniej brakuje mu słów. Jest to język-impotent. Świntuszą impotenci”.
Ale wulgaryzmy weszły na salony. Zawsze tam wchodziły. Mamy mało dokumentów z okresu średniowiecza, ale jak weźmiemy teksty z XVII wieku, barokowe, z czasów sarmackich, to tam, w takich ulotnych drukach krążących po dworach szlacheckich, w listach prywatnych, pojawia się bardzo dużo dosadnych określeń. Niektóre sprośności i obsceniczności były drukowane, jak np. fraszki Daniela Naborowskiego. Przypomnę może utwór Chłop dobry: „Nie to chłop dobry, co się drugiego nie boi / Lecz ten, co z k…m, a k…s mu stoi”. Podobne przykłady znajdziemy w wieku XIX i na początku XX. Ostatnio czytałem np. stenogramy posiedzeń sejmu dwudziestolecia międzywojennego. Aż trudno sobie wyobrazić, jak posłowie tamtego okresu potrafili do siebie „kwieciście” przemawiać. Reasumując, wulgarność na salonach nie jest wymysłem naszych czasów. Specyficzne jest nasilenie zjawiska. Wulgaryzacja rozprzestrzeniła się na niespotykaną wcześniej skalę i jest często traktowana jako forma zaistnienia
(społecznego, medialnego, politycznego). Dodać też muszę, iż na salony weszły słowa najmocniejsze. Profesor Maciej Grochowski w swoim słynnym Słowniku polskich przekleństw i wulgaryzmów wyróżnił sześć wulgaryzmów systemowych: k..a, h..j, j…ć, p…ć, p..a i r…ć. I to właśnie takie słyszymy prawie wszędzie, co kiedyś było nie do pomyślenia. Czy w takim razie warto publicznie reagować, słysząc niecenzuralne słowa? Myślę, że warto, choć zdaję sobie sprawę, że jest to często walka z wiatrakami. Ja jednak uparcie przekonuję, zwłaszcza młodych ludzi, że język wulgarny jest językiem prostym, schematycznym i mało przydatnym, przede wszystkim w przyswajaniu wiedzy i w rozumieniu świata. W sytuacji oficjalnej trudno cokolwiek wyrazić przy pomocy kilkunastu dosadnych słów. Kiedy brakuje wyrazów, pojawia się „jęk namysłu”, tzn. eeeeeeee…., które w swobodnej rozmowie zastępowane jest słowem „k…a”. Zdolność komunikacji werbalnej to podstawowa kompetencja człowieka. Przydatna jest wszędzie: w życiu codziennym i w pracy, o czym często mówią mi pracodawcy szukający sprawnych językowo pracowników. Panie Profesorze, siedzimy w otoczeniu wielu stojących na półkach, leżących na stołach różnych słowników. Kto ich właściwie dziś używa? (śmiech) Prawie nikt, odeszły do lamusa. Młodzi ludzie, nawet studenci filologii polskiej, korzystają głównie ze słowników w wersji cyfrowej. Na szczęście te umieszczane za darmo w Internecie są coraz lepsze. Gdybyśmy rozmawiali dziesięć lat temu, to odradzałbym korzystanie z nich, bo zawierały zbyt dużo błędów. Dziś jest inaczej, ale niekorzystanie ze słownika papierowego ma swoje konsekwencje. Mamy pamięć wzrokową, pulsujący ekran jest niedobry dla naszej świadomości. Lepiej zapamiętamy kartkując. Ponadto słowniki papierowe są czasami obszerniejsze niż internetowe. Ale trzeba też wspomnieć, że i wersje papierowe mają swoje wady. Trudniej je aktualizować! Nasza „konstytucja językowa”, czyli Wielki słownik poprawnej polszczyzny pod redakcją Andrzeja Markowskiego, ukazała się pod koniec lat 90., a opisuje stan języka z lat 80. Mamy rok 2017 – czyli słownik jest przestarzały!
To powinniśmy do nich zaglądać, czy nie? Poleganie na papierowych słownikach jest trochę ryzykowne. Uważam, że powinni z nich korzystać głównie specjaliści, bo potrafią poradzić sobie z ich niedoskonałościami. Natomiast przeciętnym Polakom zaczynam powoli odradzać korzystanie z papierowych słowników. Bo mogą tam np. przeczytać, że „póki co” to rażący rusycyzm, a słowo „puzzle” czyta się [‘pucle’] (właśnie tak jest w Wielkim słowniku poprawnej polszczyzny). A zatem słownik uczy, wyjaśnia, ale pod warunkiem, że korzysta z niego myślący użytkownik z pewną wiedzą.
Różnica językowa między pokoleniami istniała zawsze. Współcześnie jest ona jednak dużo większa. Porównując język 15-20-latków i 60-80-latków widać te różnice. Gdy dziadek słyszy wnuczka mówiącego, że „na wosie był suchar”, bo „wosiarz pojechał z jakąś żenułą”, a z kolei na przerwie „zajumali Jacolowi fona, jak poszedł kaczkę krecim mięsem karmić”, to zapewne niewiele zrozumie A czy poznaniacy czymś się wyróżniają jeśli chodzi o język? Mieszczą się w średniej krajowej. Co ich wyróżnia, to większe umiłowanie, sentyment do form regionalnych. Znajomość form wielkopolskich uchodzi za symbol przynależności do pewnej grupy. Poznaniacy są dumni z tego, że znają gwarę. Choć już poza Poznaniem, Wielkopolską używają jej dość ostrożnie. Boją się, mówiąc kolokwialnie, obciachu (śmiech). Co jeszcze jest charakterystyczne dla poznaniaków? Otóż to, co łatwo zauważyć, wertując Słownik gwary miejskiej Poznania Moniki Gruchmanowej i Bogdana Walczaka. W tym dziele znajdziemy wiele określeń ludzi leniwych, źle pracujących, obiboków, nyroli. W innych gwarach jest tego mniej. Językowy obraz świata, poznańskiego świata porządku, jest bardzo charakterystyczny. Bardzo dużo złego mówi się także o ludziach rozrzutnych, nieoszczędnych. To pokazuje przywiązanie poznaniaków do pewnych wartości, które znajdują odzwierciedlenie w języku.
77
78
k u lt u r a l n a r o z m owa
/
79
Muzyka mi w sercu gra Spring Break, Open’er, Orange Warsaw Festival – to tylko kilka z festiwali, na których udało już się jej wystąpić. To jednak dopiero początek – Rosalie, poznańska wokalistka śmiało obcująca z R&B i hip-hopem, dopiero się rozkręca. Świeżo upieczona podopieczna Alkopoligamii opowiedziała nam o swoich początkach z muzyką, pierwszym koncercie oraz zamiłowaniu do fotografii rozmawia: Przemysław Olewicz
Poznań przyciąga? ROSALIE: Tak, i to na dłużej. Rok temu wyjechałam do Berlina, bo potrzebowałam zmiany. Szybko wróciłam do Poznania, bo tam nie czułam się w pełni szczęśliwa. Tutaj znalazłam to, czego szukałam. To znaczy? Wiesz co… Zmieniłam pracę, znalazłam mieszkanie, mam cel – chcę nagrać płytę i muszę być na miejscu tak naprawdę, bo stąd wszystko załatwiamy. To nie jest łatwa praca, ale nikt też nie powiedział mi, że będzie prosta. Poza tym musisz z czegoś żyć i żyjesz z pracy, gdzie pracujesz 168 godzin miesięcznie, do tego robisz muzę. Tak to wygląda. Producentką też jesteś? Nie, producentką nie jestem, marzę o tym, żeby kiedyś mieć więcej czasu i myślę, że będę chciała się tego nauczyć. Pochodzisz z Berlina, co Cię sprowadziło do Poznania? Urodziłam się w Berlinie, mieszkałam tam przez sześć lat swojego życia. Moi rodzice są Polakami i któregoś dnia postanowili wrócić do rodziny, do Poznania. Początkowo był to dla mnie duży szok. Przedziwne jest to, że mając ponad
pięć lat tak dużo pamiętasz – detali, obrazów. Przyjechałam z Berlina, gdzie było wszystko: piękne kolorowe zabawki, porządne place zabaw. A tu cztery rurki na krzyż, połamana huśtawka. Może to banalne, ale wtedy było lekkim szokiem. Początkowo w przedszkolu porozumiewałam się z dziećmi po niemiecku, bo rozumieć rozumiałam wszystko po polsku, ale mówić nie bardzo. Był to dość intensywny czas dla mnie, ale bardzo się cieszę, że ta decyzja zapadła. Po tylu latach jestem w stanie powiedzieć, że to była najlepsza decyzja, za co dziękuję moim rodzicom. Gdyby nie powrót do Polski, pewnie dziś nie robiłabym muzyki. Chodziłaś do szkoły muzycznej. Moi rodzice widzieli, że mam dryg do muzyki, że śpiewam, że gdzieś tam sobie poklaskuję i zależało im na tym, żebym to rozwijała. Moja siostra poszła do szkoły baletowej, ja do muzycznej. To było moje marzenie, ale z czasem zmieniło się w duży stres. Nie miałam czasu wolnego. Koleżanki bawiły się na placu zabaw, a ja siedziałam na lekcji gry na pianinie. Nie chcę, żeby to dziwnie zabrzmiało, ale wydaje mi się, że ludzie po tego typu szkole myślą inaczej, inaczej patrzą na świat, widzą inne detale, zwracają uwagę na zupełnie inne rzeczy. W ich życiu gości muzyka.
80
Masz jakieś inne zainteresowania oprócz muzyki? Fotografia, którą zajmuję się od niedawna, zupełnie amatorsko. Jak mam zły humor, to wskakuję do CK Zamek oglądam wystawy i włóczę się po korytarzach. W tym miejscu ogarnia mnie wszechobecny spokój. Jest to dla mnie bardzo ważne, szczególnie w tych czasach, kiedy mamy bardzo mało tego spokoju wewnętrznego, jesteśmy zestresowani, poddenerwowani robotą… Ciągle gadamy jak katarynki, przez cały czas coś musisz robić, gdzieś zdążyć, a tam… Siadasz i nie musisz nic, tylko patrzysz i się wyciszasz. Twoje największe marzenie? Moje największe marzenie… Chciałabym być dobra w tym, co robię i żeby ludzie mnie postrzegali nie jako jakąś tam wokalistkę, tylko właśnie jako wokalistkę, która jest dobra w tym co robi, i wokalnie, i lirycznie. Nie chcę być traktowana jak kolejna z wielu, tylko żeby mnie zapamiętali jako kogoś, kto oddaje swojej pasji całe serce. Pamiętasz swój pierwszy występ na żywo? Tutaj w LABIE, w październiku 2015 roku. Mam ogromny sentyment do tego miejsca. Dziś jest to moje miasto i mnóstwo ludzi, którzy mnie wspierają i stoją za mną murem. Wystąpiłaś na Spring Break i na Open’erze. Jaki miało to wpływ na dalszy rozwój Twojej kariery? Spring Break miał gigantyczne znaczenie i w ogóle polecam każdemu młodemu artyście, który ma szanse zagrać na tym festiwalu, aby dał z siebie 100 procent. Był to mój pierwszy koncert, gdzie miałam pełną salę publiczności. Dzięki temu wydarzeniu trafiłam na Open’era. A Open’er to jest zupełnie inna bajka.
Urodziłam się w Berlinie, mieszkałam tam przez sześć lat swojego życia. Moi rodzice są Polakami i któregoś dnia postanowili wrócić do rodziny, do Poznania. Przyjechałam z miasta, gdzie było wszystko: piękne kolorowe zabawki, porządne place zabaw. A tu cztery rurki na krzyż, połamana huśtawka. Może to banalne, ale wtedy było lekkim szokiem. Był to dość intensywny czas dla mnie, ale bardzo się cieszę, że ta decyzja zapadła. Gdyby nie powrót do Polski, pewnie dziś nie robiłabym muzyki
E Ł A C O LAT
Projekt
Malta
zaprasza na bezpłatne pokazy filmowe, imprezy muzyczne, stand-up, spotkania z podróżnikami, zajęcia sportowe i warsztaty dla dzieci – w nowej strefie chilloutu z tarasem widokowym.
szczegółowy plan wydarzeń na galeriamalta.pl i facebook.com/galeriamalta
82
będzie się działo
/
Jestem pisarką? Na rynek właśnie trafiła jej najnowsza książka Czereśnie zawsze muszą być dwie. Poprzednia – Szkoła żon – wkrótce doczeka się ekranizacji. Magdalena Witkiewicz jest jedną z najlepiej rokujących pisarek w Polsce, a liczba jej czytelniczek wciąż rośnie. Matka Polka, kochająca pisanie nocą, ma poznańskie korzenie, o których opowiada tylko nam rozmawia: Joanna Małecka
Jak się Pani podoba Poznań? MAGDALENA WITKIEWICZ: Muszę przyznać,
że bardzo mi się podoba i czasem tu zaglądam. Marzę o tym, żeby kiedyś przyjechać na dłużej i na spokojnie pochodzić śladami moich przodków. Mam krewnych w Poznaniu – kuzynki mojego taty, a moja babcia mieszkała tutaj do czasu II wojny światowej. Z kolei pradziadek miał kamienicę, przy ulicy Koziej 5, gdzie był hotel i restauracja. Nazywał się Stanisław Foltyn. Ostatnio nawet tam pojechałam i trochę się rozmarzyłam. Ale to nie koniec historii. Mój dziadek był lekarzem i mieszkał pod Poznaniem. Mogę śmiało powiedzieć, że Poznań mam we krwi. Może ten hotel przy Koziej 5 jest do odzyskania? Właśnie chyba już nie, bo prawdopodobnie został sprzedany. Na pewno ma ciekawą historię. Mój tata zawsze żartował, że to był hotel i nie tylko… (śmiech). A może to ciekawy wątek do kolejnej książki? Myślę, że jak najbardziej tak. Początkowo zastanawiałam się, czy historii z książki Czereśnie zawsze muszą być dwie nie umiejscowić właśnie w Poznaniu. Ostateczne wybrałam Łódź, która mocno mnie zmotywowała. Ale mogę śmiało powiedzieć, że przymierzam się tego, żeby w kolejnych książkach opisać Poznań. Co się stało, że wątek poznański się urwał? Przyszła II wojna światowa i dziadek dostał posadę lekarza w Janowie Podlaskim. A potem
mój tata przyjechał na studia do Gdańska i tam urodziłam się ja. Ale część rodziny wciąż mieszka w Poznaniu i jak tylko mam tu spotkanie autorskie, to dzwonię do cioci, do której zresztą rzadko się odzywam i mówię na wstępie: „Nie, ciociu, nic się nie stało, zapraszam na moje spotkanie autorskie”. I zawsze przychodzą, wspierają mnie. Pani książki są świetnie napisane, ma Pani wyjątkowy styl, który wciąga. To kwestia wyuczenia czy niebywałego talentu? Nigdy nie marzyłam o tym, żeby być pisarką. Zawsze wydawało mi się, że pisarze są trochę oderwani od rzeczywistości i że do tego trzeba się przygotować. Kończyłam zarządzane, potem
zrobiłam podyplomowe studium bankowości, MBA i miałam być managerem. Pisanie pojawiło się, kiedy byłam na urlopie macierzyńskim. Córka była bardzo grzecznym dzieckiem, wcześnie zasypiała, zapracowany mąż długo siedział w pracy i coś musiałam ze sobą zrobić. I tak zaczęłam pisać Milaczka. Przesłałam to do mojej mamy, a ona na to: „Ale fajne, kto to napisał?”. I zmotywowała mnie, żeby coś z tym zrobić, chociaż ja do końca nikomu nie mówiłam, że coś napisałam. Książkę wysłałam do wydawnictwa Moniki Szwai, która odpisała mi po dwóch godzinach, że tak się śmieje, że nie może się opanować. Następnego dnia wiedziałam, że książka będzie wydana. Po drugiej książce rozmawiałam ze Sławkiem z wydawnictwa i powiedziałam mu, że marzę o tym, by żyć tylko z pisania książek. On spojrzał na mnie z politowaniem i mówi: „Nie, Magda, to się w Polsce niewielu osobom udaje”. I spotkałam go po latach na targach książki i mówię: „Sławek, udało się, spełniły się moje marzenia”. Jak długo powstawała pierwsza książka? Może z pól roku. Napisałam ją i wydawało mi się, że jest już książką. Ale była za krótka. Wydawnictwo kazało mi coś dopisać, a ja nie wiedziałam, jak się za to zabrać. W końcu została wydana. Jak wygląda dzień pisarki? Zależy kiedy. Czasem jest tak, że wsiadam w samochód i dziennie pokonuję 700 kilometrów. A bywają dni, kiedy wstaję rano, wyprawiam dzieci do szkoły, jadę na zakupy. A potem – jeśli długo pracowałam w nocy, co uwielbiam – kładę się spać. Kiedy wszyscy idą spać, ja uciekam w świat pisania. Czasem pytam na Facebooku moich czytelniczek, kto ze mną dziś nie śpi. I zawsze odzywa się kilka osób. To jest bardzo miłe.
FOT. KATARZYNA GAPSKA, FOTOPOTO.PL
Co jest impulsem do napisania książki? Czasami jest to piosenka. Uważam, że wiele z nich to gotowe materiały na powieść. Czasami miejsce. W przypadku książki Czereśnie zawsze muszą być dwie akurat słowa ogrodnika moich rodziców. Wszystko może być inspiracją. Ja już wiem, kiedy jest ten moment i uwielbiam go, bo przychodzi niespodziewanie. Żeby stworzyć książkę, trzeba mieć niesamowitą wyobraźnię. Chyba ją mam. Myślę, ze wyobraźnię można rozwijać poprzez marzenia. Kiedy byłam nastolatką, wymyślałam sobie jakieś historie. Najczęściej wyobrażałam sobie, że gdzieś jadę, mam wypadek, a z opresji ratuje mnie fajny mężczyzna. Uwielbiałam moje wieczorne wymyślanie. Kiedy to wszystko zebrałam, wyszła niezła opowieść. Czy jest książka, z której jest Pani szczególnie dumna? Myślę, że ta ostatnia. Najdłużej ją pisałam. Ma najwięcej wątków. To jest powieść, w której odważyłam przenieść się wstecz, a nigdy nie lubiłam historii. Wymagało to ode mnie wielkiej odwagi, żeby niczego nie pomieszać ani nie popsuć. Poza tym bardzo lubię tę książkę.
83
Muszę zapytać o poprzednią – Szkoła żon – w której opisuje Pani niesamowite miejsce dla kobiet, gdzie każda z nich odnajduje siebie. Czy to miejsce istnieje? Były plany, żeby ona powstała, ale okazała się nierentowna. Na razie szukamy sponsora, żeby zbudować taką szkołę. Szkoła żon jest bardzo erotyczną książką. Napisanie jej chyba wymagało od Pani odwagi. Oj tak. Bałam się, jak zareaguje moja mama, mój teść. Myślałam, żeby napisać ją pod pseudonimem. A potem dałam ją kilku osobom do przeczytania, które stwierdziły, że muszę się pod nią podpisać imieniem i nazwiskiem, bo tu nie ma się czego wstydzić. W ogóle jest to moja najlepiej sprzedająca się książka i najczęściej kiedy czytelniczki przychodzą do mnie po autograf, to właśnie z nią. Szkoła żon jest też bardzo ważna dla mnie, bo dała mi niesamowitego kopa do życia. Ale na książce podobno się nie skończy… Tak, prawa do filmu zostały wykupione przez Borysa Szyca. Tekst jest już u scenarzystów. Jestem ciekawa, czy będzie z tego film po godzinie 23:00 (śmiech). Zobaczymy, na razie nie znam szczegółów. Ostatnio rozmawiałam z agentką Borysa Szyca i mówię do niej: „Marta, bardzo chciałabym zagrać w tym filmie, chociaż trzy sekundy”. To kolejne moje marzenie. Ma Pani jeszcze jakieś marzenia? Ja w ogóle uważam, ze marzenia się spełniają. Mam takiego ulubionego pisarza – to Guillaume Musso – i zawsze chciałam go spotkać, i dostać książkę z autografem. I któregoś dnia wydawnictwo, które wydaje jego pozycje, odezwało się do mnie z prośbą, żebym napisała na jego temat polecankę. A ja nie wierzyłam, że to się dzieje. Byłam przeszczęśliwa i pomyślałam wtedy, jak bardzo chciałabym zjeść z nim kolację. W tym roku na targach poszłam do tego wydawnictwa i mówię do Agaty: „Wiesz co, ja chciałabym zjeść kolację z Musso”. Ona patrzy na mnie i mówi: „Wiesz co, prawdopodobnie za rok u nas będzie, to masz tę kolacje zagwarantowaną”. Chyba trzeba głośno mówić o swoich marzeniach, wtedy się spełniają.
84
będzie się działo
/
Malta z gwiazdami Muzyczna parada rowerowa na otwarcie, koncert grupy Laibach w parku Wieniawskiego, Danuta Stenka i Jan Peszek na placu Wolności, spektakle zmieniające wyobrażenie o Bałkanach, aukcja dzieł sztuki i zbiórka pod hasłem Zostań ministrem kultury, czyli Festiwal Malta 2017, który rozpocznie sie już 16 czerwca i potrwa do 25 czerwca. O tym, co jeszcze będzie działo się w Poznaniu, rozmawiamy z Michałem Merczyńskim, dyrektorem Festiwalu Malta rozmawia: Elżbieta Podolska
Jaka będzie tegoroczna Malta? MICHAŁ MERCZYŃSKI: To już 27. edycja festiwalu i myślę, że będzie bardzo interesująca. Temat, który wybraliśmy w Idiomie, czyli Platforma Bałkany, to jest coś, co w moim przekonaniu jest metaforą obecnej sytuacji w Polsce i na świecie. Chodzi mi o radykalizm, który skupił się w zasadzie na dwóch słowach: nacjonalizm i populizm. Bardzo cienka jest granica pomiędzy nacjonalizmem a patriotyzmem i myślę, że w wielu przypadkach ta granica została przekroczona w postaci radykalnych zachowań różnych grup społecznych. I drugie słowo to populizm. Jak zaczynaliśmy projektować tegoroczną Maltę, to myśleliśmy o tym, że te dwa słowa nie były z należytą uwagą używane w Jugosławii na początku ostatniej dekady XX wieku. Kiedy zmarł Tito, został wyjęty wentyl bezpieczeństwa i Jugoland, który dla nas był przejawem wolności, takiego małego wschodnioeuropejskiego raju w bloku socjalistycznym, rozpadł się. Traktowaliśmy Platformę Bałkany jako memento, że ta sytuacja może się znowu powtórzyć. I rzeczywistość przerosła nasze oczekiwania, bo w wielu miejscach, nawet nie mówię o polityce, jest obecnie przyzwolenie na postawy, które są przesadne, skrajne i prowadzą do bardzo wielu złych rzeczy. Często napędzają – trzecie ważne słowo – do ksenofobii różnego rodzaju.
Kuratorami zostali artyści z Bałkanów. Poprosiliśmy o przygotowanie programu dwóch kuratorów z tamtej części świata: Olivera Frljicia i Gorana Injaca. To ludzie, którzy dorastali podczas wojny. Ich wrażliwość powinna być wtedy pod ochroną. Oni jej nie mieli i dlatego zdecydowaliśmy się właśnie ich poprosić o diagnozę współczesności i wybór spektakli na tegoroczny festiwal. W programie mamy też jeden spektakl Olivera Frljicia, gorąco dyskutowanego artysty w ostatnich miesiącach w Polsce. Jest to spektakl Turbofolk, który opisuje zjawisko wykorzystywania muzyki ludowej, okraszonej tekstami nacjonalistycznych poetów do zagrzewania do walki serbskich bojowników. Drugi ważny spektakl to The Republic of Slovenia Slovensko Mladinsko Gledališče, Maska Ljubljana. W czasie wojny w Jugosławii Słowenia wydawała się rajem: nie brała udziału w walkach, rozwijała się, przygotowywała do wejścia do strefy euro. Jednak ten dystans był pozorny, bo byli takimi samymi cynikami, jak wszystkie narody. Dopiero potem ujawniono, że to była
największa agencja handlu bronią dla wszystkich stron konfliktu. My obnażamy pewne mechanizmy, także ten, że nie zawsze ten, kto mówi o czystości, jest właśnie taki. Do tego w Platformie Bałkany będzie jeszcze wiele performansów, działań, spotkań i dyskusji, które będą temu zjawisku poświęcone. W programie także pokazy filmów Jugosłowiańskiej Czarnej Fali. Swoistym zwieńczeniem tego bałkańskiego Idiomu będzie koncert The Sound of Music zespołu Laibach. Zapowiada się wielkie multimedialne show z poznańską Orkiestrą Kameralną l’Autunno pod gościnną dyrekcją Simona Dvoršaka. To będzie finał Malty i postanowiliśmy wrócić do rzadko wykorzystywanego miejsca, czyli parku Wieniawskiego, zwanego Teatralką. Malta to jeszcze wiele innych elementów... Tak, jak choćby wielkie otwarcie, które przygotowuje Łukasz L.U.C. Rostkowski, jeden z najbardziej znanych raperów beatboxerów w Polsce. Stu muzyków, członków różnych orkiestr oraz rowerzyści z Poznania i Wielkopolski przejedzie ulicami miasta na specjalnych rowerowych platformach. W muzycznej paradzie może wziąć udział każdy, nawet jeśli nie posiada własnego roweru, dzięki współpracy z Nextbike-Poznańskim Rowerem Miejskim. Przejedziemy ponad sześć kilometrów w centrum miasta. Malta ma kilka stałych wydarzeń i to już od lat... Od ośmiu lat Malcie towarzyszy Idiom, a od pięciu – Generator Malta. To nasza odpowiedź na obecne czasy i zapotrzebowanie na Maltę otwartą, dostępną dla wszystkich, tak jak kiedyś „spektakle na szczudłach“. W Generatorze Malta na placu Wolności działa scena teatralna, muzyczna, warsztatowa, infrastruktura kulinarna i strefa odpoczynku. Nawet jeżeli ktoś nie chce chodzić na biletowane spektakle, to zawsze znajdzie tutaj coś dla siebie, co pozwoli mu ten festiwal przeżyć, zobaczyć, dotknąć. A są to rzeczy znakomite, jak choćby wielkie trzy spektakle monologowe: Danuty Stenki, Mariusza Bonaszewskiego czy Jana Peszka, który zagra kultowy utwór Bogusława Schaeffera napisany specjalnie dla niego Scenariusz dla nieistniejącego, lecz możliwego aktora instrumentalnego.
FOT. KATARZYNA GAPSKA, FOTOPOTO.PL
Będzie też sporo muzyki. W weekendy ożyje nasza muzyczna scena i usłyszymy m.in. projekt Dylan.pl, Tymon & The Transistors czy Dr Misio. Malta to także dyskusja i spór na bardzo ważne tematy. Forum na placu Wolności otworzy rozmowa profesora Przemysława Czaplińskiego z Adamem Michnikiem. Będziemy rozmawiać o sprawach trudnych dla współczesnego dnia w Polsce, Europie, świecie. Toczą się też od jakiegoś czasu debaty finansowe... Przygotowania do tegorocznego festiwalu odbywają się w cieniu niepokojących informacji upublicznionych w mediach przez ministra kultury i dziedzictwa narodowego, profesora Piotra Glińskiego. Kilkukrotnie oświadczał on, że Malta nie otrzyma dotacji, którą ministerstwo powinno przekazać na mocy zawartej w ubiegłym roku umowy. Powodem tej decyzji jest osoba kuratora Idiomu – Olivera Frljicia. Cały czas mamy nadzieję, że do czasu otwarcia festiwalu minister wywiąże się ze swoich zobowiązań. Fundacja Malta dopełniła wszelkich formalności wymaganych
85
do podpisania aktualizacji tegorocznej 27. edycji festiwalu. Pomimo tego, do tej pory Fundacja Malta nie otrzymała żadnego oficjalnego stanowiska ministerstwa kultury i dziedzictwa narodowego w sprawie wstrzymania dotacji. W finansowaniu festiwalu chcą pomóc artyści i widzowie. Dnia 25 kwietnia Mariusz Wilczyński – wybitny polski animator i rysownik – napisał list, gdzie zaprosił wszystkich, którym bliska jest Malta, aby wsparli ją w tym trudnym momencie poprzez aukcję. Już ponad 50 artystów i ludzi kultury zgłosiło chęć udziału w Aukcji na rzecz Festiwalu Malta. Codziennie otrzymujemy kolejne informacje o przekazanych obrazach, rzeźbach, książkach, statuetkach, zdjęciach i wielu innych cennych przedmiotach. Będzie można wylicytować m.in.: pięciometrową rzeźbę Habitat Jarosława Kozakiewicza, prezentowaną obecnie w „Zachęcie”, statuetkę Złote Lwy od Joanny Kos-Krauze, którą otrzymała razem z Krzysztofem Krazue za film Plac Zbawiciela na 31. Gdynia Film Festival, kolację z Jerzym Skolimowskim, Mateuszem Kościukiewiczem i Andrzejem Chyrą czy jeden dzień na planie nowego filmy Borysa Lankosza. Są też przedmioty z dedykacjami np. od Krystyny Jandy, Magdaleny Cieleckiej czy Mai Ostaszewskiej. Mariusz Wilczyński, inicjator aukcji, przekazał na licytację specjalnie narysowaną pracę Psy szczekają, karawana idzie dalej. A mówi się, że środowisko artystów jest podzielone. Bardzo się wszyscy zjednoczyli, i co najważniejsze, to jest ich aukcja i ich pomysł. Zorganizowaliśmy także akcję crowdfundingową pod hasłem Zostań ministrem kultury, za pomocą której zbieramy środki na działania Generatora Malta. Ile pieniędzy zbierzemy, nie wiem, ale najbardziej mnie cieszy odzew ze strony artystów i społeczeństwa. Wierzę jednak, że minister Gliński wywiąże się z umowy, którą sam podpisał, znając wszystkie fakty dotyczące festiwalu i jego programu. Byliśmy bardzo wysoko ocenieni w konkursie, bo zajęliśmy trzecie miejsce, jeżeli chodzi o liczbę punktów.
86
będzie się działo
/
grill rodzinny lody dmuchane zamki i zjeżdzalnie kącik artystyczny 3 czerwca, sobota malowanie start11:00 twarzy biegi dla dzieci wóz strażacki zajęcia umuzykalniające minitenis taniec dla dzieci więcej informacji na stronie www.fairplayce.pl badminton ul. bożydara 10, naramowice umultowo, poznań boks dzięki grillowi rodzinnemu serwowanemumasaże przez kucharzy Restauracji nad Różanym i porady Potokiem oraz lodom. Nie zabraknie także fizjoterapeutów atrakcji dla dorosłych, takich jak maraton maraton rowerowy, badminton, boks czy masaże i porady fizjoterapeutyczne. W sobotę na Naramowicach rowerowy będzie się działo. Outdoor Cycling Konwent
piknik rodzinny
piknik rodzinny
wydarzenia
/
Urodziny Przedsiębiorczej Kobiety 7 czerwca, Hotel Andersia, o godz. 17:30 Zapraszamy na 7. Urodziny Przedsiębiorczej Kobiety. Wydarzenie zaszczycą swoją obecnością Basia Józefiak – stylistka, personal shopper i doradca wizerunku oraz Magdalena StużyńskaBrauer, aktorka wraz z Anią Hernik-Solarską, dziennikarką. Dwie przyjaciółki zakładają bloga nieboniebo.pl. Kochają żyć, patrzą na niebo nieco inaczej. Blog jest dla nich miejscem dzielenia się tym, co je otacza. O kobietach, dla kobiet. Niezwykłe kobiety o pasji w zawodzie oraz w życiu już 7 czerwca! Wieczór zostanie zwieńczony koncertem Loop Triggera oraz wspólnym krojeniem tortu urodzinowego.
Piknik rodzinny 3 czerwca, godz. 11, Park Rekreacyjno-Sportowy fairPlayce ul. Bożydara 10, wstęp wolny Druga odsłona pikniku rodzinnego fairPlayce to najlepsza opcja na spędzenie pierwszego czerwcowego weekendu z rodziną i nie tylko. Dla dzieci przygotowano zabawy i konkurencje, jakie odbędą się pod czujnym okiem instruktorów i animatorów. Będą dmuchane zamki i zjeżdżalnie, tor przeszkód, kącik artystyczny i zajęcia umuzykalniające dla najmłodszych. Wśród atrakcji znajdziemy także wóz strażacki, warsztaty przedsiębiorczości, przejażdżki na kucykach, minitenis czy taniec dla dzieci. Stracone kalorie będzie można natomiast od razu uzupełnić –
3 czerwca, sobota start11:00
grill rodzinny lody dmuchane zamki i zjeżdzalnie kącik artystyczny malowanie twarzy biegi dla dzieci wóz strażacki zajęcia umuzykalniające minitenis taniec dla dzieci badminton boks masaże i porady fizjoterapeutów maraton rowerowy Outdoor Cycling
więcej informacji na stroniSerca e www.fairplayce.pl Otwartego
2-4 czerwca, Studio Jogi YAM, ul. Kochanowskiego 4, bilety – 75 zł (2 dni) i 110 zł (3 dni)
ul. bożydara 10, naramowice umultowo, poznań
To wydarzenie, którego misją jest dzielenie się z innymi pasjami i talentami – aby żyć pełnią życia, wyjść poza systemowy szablon myślenia i tworzyć świat pełen harmonii i radości. Na konwencie odbędą się m.in.: zajęcia jogi, medytacji, wykłady, warsztaty plastyczne i taneczne. W programie: medycyna naturalna, kryształy, regresing i duchowa ekonomia – i nie tylko. Dodatkowo na konwencie wystąpią zespoły prezentujące muzykę etniczną i relaksacyjną. Dnia 2 czerwca zespół Man-tra zaprezentuje pieśni wedyjskie z dynamiczną muzyką w gitarowej aranżacji, zaplanowano także koncerty: na gongach, didgeridoo, bębnach oraz misach tybetańskich i kryształowych oraz sitarze.
87
Otwarcie Bałtyku 3-4 czerwca W sobotę 3 czerwca rozpocznie się uroczyste otwarcie Bałtyku i Przystani. Już na godzinę 10.30 zaplanowano śniadanie przy Jeżyckim Stole, następnie odbędą się m.in.: trening na matach zdrowy kręgosłup, warsztaty projektowe, plastyczne dla dzieci, podchody jeżyckie, wycieczka po dzielnicy, plecenie wianków z kwiaciarnią Chabazie, warsztaty fotografii mobilnej. Zaplanowano także konsultacje fryzjerskie, warsztaty dla rodziców i nauczycieli „Przestań gadać, zacznij słuchać!”, Jeżycki Pokaz Mody, a o godzinie 21:00 – Jeżyckie Silent Disco. W niedzielę z kolei będzie można wjechać na XII piętro Bałtyku, odbędzie się premiera plenerowa spektaklu Słoń na przystani, czekać będą: strefa swobodnych animacji dla dzieci, pokaz eksperymentów morskich, Plażowa Rodzinna Niedziela, czyli warsztaty Dj-ingu, swingowa potańcówka ze Swing Craze. Dzień zakończy premiera plenerowego kina Bałtyk o godzinie 21:00.
Posnania Bike Parade 11 czerwca, godz. 11:00 Go Green to motyw przewodni trzeciej edycji Posnania Bike Parade. Uczestnicy przejadą wspólnie malowniczą trasą przez Poznań na plażę nad Wartą na Ratajach, gdzie odbędzie się finałowy koncert Sarsy i rodzinny piknik. Impreza rozpocznie się na alei Komedy, przed wejściem do Posnanii. Na pierwsze tysiąc osób, które zarejestrują się na stronie www.posnaniabikeparade.pl lub na miejscu startu czekają atrakcyjne pakiety startowe ufundowane przez Posnanię. Na starcie imprezy organizatorzy zaplanowali wiele atrakcji: rowerowe miasteczko dla dzieci,
dekorowanie rowerów i ekologiczny poczęstunek. Wydawanie pakietów startowych rozpocznie się o godzinie 11:00, tak by przed 12:00 wszyscy rowerzyści wzięli udział we wspólnej rozgrzewce, a następnie ruszyli przez Poznań. Imprezę poprowadzi znany i lubiany prezenter radiowy – Jankes. Tegoroczna trasa przejazdu wiedzie przez centrum miasta. Spod Posnanii uczestnicy przejadą ulicą Jana Pawła II w stronę ronda Śródka, następnie ulicami Estkowskiego, Solną, alejami Niepodległości, aż do Królowej Jadwigi, a dalej na plażę nad Wartą przy Przystani Posnania. Na mecie na uczestników imprezy będą czekać kolejne atrakcje: znakowanie rowerów, strefa chilloutu, oraz koncert gwiazdy parady – Sarsy.
Elektrownia Garbary. Dokument potencjalny 22 czerwca, godz. 18, Brama Poznania ICHOT, (wernisaż), wystawa czynna do 17 września Dawna Elektrownia Miejska Garbary w Poznaniu to unikatowy w skali kraju zabytek sztuki inżynieryjnej, symbol międzywojennej elektryfikacji i modernizacji kraju – w sąsiadującej z nią Bramie Poznania ICHOT. Od 18 czerwca będzie można oglądać wystawę, która będzie twórczym i krytycznym spojrzeniem na dziedzictwo postindustrialne oraz jego wpływ na potencjał lokalnego, zrównoważonego rozwoju. W ramach wystawy zobaczymy autorski cykl fotograficzny Michała Sity oraz artystyczną aranżację przestrzeni Marcina Markowskiego. Całość dopełnia otwarta narracja historyczna.
88
Poznaj toyoty w wersji selection 10 czerwca, godz. 9:00-16:00, 11 czerwca godz. od 10:00 do 14:00 Toyota Bońkowscy, ul. Platynowa 2, Komorniki Wspólnie z Toyotą Bońkowscy zapraszamy na Dni Otwarte Toyota selection. Będzie moşna zobaczyć, obok standardowych modeli, prezentację specjalnych wersji nadwozia i wyposaşenia. Selection to samochody przygotowane z myślą o osobach chcących się wyróşnić, poszukujących i oczekujących czegoś więcej. 
Ethno Port 8-11 czerwca, CK Zamek, bilety – 1-50 zł
đ&#x;ĄŤđ&#x;ĄŽ
BallakĂŠ Sissoko (po lewej) i Felix Lajko wystÄ…piÄ… na festiwalu Ethno Port
Jeden z najciekawszych festiwali world music w Polsce juş po raz dziesiąty odbędzie się w Poznaniu. Jak zwykle usłyszymy na nim unikatowe dźwięki z tak odległych krajów, jak Indie czy Kolumbia. Czego nie moşna przegapić? Na koncercie otwarcia, 8 czerwca, wystąpi trio Petrakis, Lopez, Chemirani – zespół tworzący własne kompozycje oparte na melodiach basenu Morza Śródziemnego z wpływami muzyki Bliskiego Wschodu. Dzień później poznamy muzykę zachodnioafrykańskiej społeczności Mandinka w wykonaniu BallakÊ Sissoko,
a na Dziedzińcu Zamkowym 9 czerwca wystąpi takşe Felix Lajko, węgierski wirtuoz skrzypiec i cytry, który skutecznie łączy muzykę tradycyjną, filmową i jazz. Najstarsze formy muzyki berberyjskiej – wspólnotowe śpiewy oraz tańce przy towarzyszeniu bębnów obręczowych bendir, fletów nai i klaskania oşyją natomiast na koncercie Driss El Maloumi z Maroka (10 czerwca), a historię rumuńskiej muzyki wiejskiej przyblişy nam Taraf de Haïdouks (11 czerwca). 
Trybuna kultury 25 czerwca, Klub Muzyczny B17 (Stadion Lecha), wstęp wolny To juş druga edycja marcelińskich spotkań z kulturą, wypełnionych spotkaniami z artystami, ciekawymi warsztatami i koncertami. W programie m.in.: bitwa na głosy, czyli Przegląd Artystów Trzeciego Wieku, spotkanie z klasyką czy warsztaty gospel, prowadzone przez Agnieszkę „Bacę� Górską-Tomaszewską, dyrygentkę poznańskiego chóru Gospel Joy. Będą takşe zajęcia taneczne, prowadzone przez Damiana Wasiutę, profesjonalnego tancerza, właściciela studia tańca WDance Studio, a takşe spektakl teatru tańca, tym razem w reşyserii Andrzeja Adamczaka, tancerza, choreografa, pierwszego solisty Polskiego Teatru Tańca-Baletu Poznańskiego. 
TENIS10 Cup o Puchar Agnieszki Radwańskiej 10-11 czerwca, Park Rekreacyjno-Sportowy fairPlayce (ul. Bożydara 10)
89
Przed nami kolejna edycja najbardziej popularnego w Polsce turnieju dla małych tenisistów. Główną ideą przyświecającą organizatorom jest promowanie tenisa wśród najmłodszych oraz stworzenie jak najlepszych warunków do rywalizacji dla dzieci w wieku 5-10 lat. Do udziału w projekcie udało się zaprosić najlepszą polską tenisistkę Agnieszkę Radwańską. Organizatorzy przewidzieli bardzo atrakcyjne nagrody dla zawodników. Warto podkreślić, że w ubiegłym roku na listach startujących we wszystkich turniejach znalazło się ponad 320 nazwisk z całego świata. Cykl posiada własną stronę internetową (www.tenis10cup.pl), za pomocą której zawodnicy zgłaszają się do turnieju. Podczas każdej z imprez dzieci otrzymują upominki oraz dyplomy. Na najlepszych czekają medale oraz atrakcyjne nagrody ufundowane przez sponsorów turnieju.
Orzeł i krzyż
w te atr z e
Czerwiec – lipiec, Murowana Goślina
Czarodziejski Flet
Trzystu wolontariuszy, ponad tysiąc historycznych postaci, a wśród nich Mieszko I, Piłsudski, Jan Paweł II, scena wielkości ponad sześciu piłkarskich boisk, efekty specjalne, mappingi i wspaniała gra światłem. Największe w Polsce widowisko plenerowe – Orzeł i Krzyż w Murowanej Goślinie – to niepowtarzalna okazja, aby w ciągu półtorej godziny przeżyć tysiąc lat polskiej historii, zadumać się nad jej losami, ale też poczuć dumę z bycia Polakiem. Widowisko Orzeł i Krzyż to niezwykła, pełna emocji i zadumy podróż przez historię Polski od czasów założenia państwa polskiego, przez chrzest i nadanie korony Bolesławowi Chrobremu, aż po triumfy husarii, powstanie Solidarności i przesłanie Jana Pawła II. Szczególny akcent jego twórcy kładą na odzyskanie przez Polskę niepodległości. Bilety można kupić na stronie www.parkdzieje.pl oraz w punktach stacjonarnych.
/
10 czerwca, godzina 19.00 – premiera 11 czerwca godzina 18.00 13 czerwca, godzina 19.00 Teatr Wielki w Poznaniu Przedpremierowe spotkanie z reżyserem Sjaronem Minailo odbędzie się 10 czerwca, o godzinie 18.00. Śmierć praojca pozostawia mityczną społeczność rozdartą między dwiema radykalnymi frakcjami. Pojawienie się księcia Tamino wyzwala nową energię w zastygłych strukturach i budzi nadzieję na odnalezienie balansu pomiędzy siłami światła i ciemności. Wiedziony miłością do Paminy młody książę wkracza na drogę rytualnych prób i symbolicznych obrzędów na pograniczu snu i rzeczywistości. Czym jest ambicja jednostki w obliczu tradycji? Co jest alternatywą w wyborze pomiędzy dwoma skrajnościami? I czy nowej generacji uda się wyzwolić z mechanizmów zainstalowanych przez ich przodków? Od baśniowej struktury teatru ludowego przez wolnomularską symbolikę aż po traktat alchemiczny – Czarodziejski flet łączy różnorodne gatunki, estetyki i odniesienia kulturowe. Skomponowana w okresie wybuchu Wielkiej Rewolucji Francuskiej śpiewogra W. A. Mozarta na stałe zapisała się wśród najpopularniejszych tytułów operowych wszech czasów. W nowej inscenizacji dla poznańskiej opery, performer i reżyser Sjaron Minailo odczytuje Czarodziejski flet jako medytację na temat mechanizmów operujących społeczeństwem spolaryzowanym przez polityczne siły i sparaliżowanym przywiązaniem do tradycyjnych obrzędów. Poetycka estetyka spektaklu jest zainspirowana sztukami wizualnymi i rytualną choreografią. Specjalnie na potrzeby poznańskiej premiery kompozycja została wzbogacona nowymi tekstami mówionymi w języku polskim. Orkiestra poznańskiej opery wskrzesza wszystkie muzyczne barwy mistrzowskiej partytury Mozarta pod batutą maestro Gabriela Chmury.
90
đ&#x;ĄŠ
Urodziny Meskaliny juĹź 4 czerwca
đ&#x;Ą
Christian Zacharias wystąpi 9 czerwca w ramach cyklu„Gwiazdy światowych estrad�
na
scenie
/
Urodziny Meskaliny 4 czerwca, Klubokawiarnia Meskalina, godz. 15, wstęp wolny Z okazji 7. juş urodzin w kultowej klubokawiarni Meskalina odbędzie się garden party. W atmosferze radosnego pikniku przy grillu będzie moşna posłuchać muzyki oraz dobrze zjeść. W menu przygotowanym przez Food by Meskalina będą i słodkie serniki, i coś na ostro, np. czerwone curry z warzyw czy grillowane marynowane warzywa. Zagrają DJ-e rezydenci: Margin, Against Egoism, Maciej Radzikowski, Tadeusz Maszewski i inni. Koncerty na scenie w Meskalinie rozpoczną się natomiast o godz. 19. Zagrają: Adrian Karma – debiutujący w Meskalinie aranşer, multiinstrumentalista i wokalista z Poznania oraz dobrze znani bywalcom Meskaliny – Bajzel i Kilwater. 
Ulubione utwory druha 7 czerwca, Aula UAM, godz. 18, bilety – 15-50 zł Niezwykłą formą upamiętnienia piątej rocznicy śmierci Stefana Stuligrosza będzie koncert zatytułowany Ulubione utwory druha. W Auli UAM wystąpią Chór Chłopięcy i Męski Filharmonii Poznańskiej Poznańskie Słowiki oraz Orkiestra Symfoniczna Filharmonii Pomorskiej pod batutą Macieja Wielocha, który przygotował je do tego koncertu. 
Gwiazdy światowych estrad 9 czerwca, Aula UAM, godz. 19, bilety – 30-100 zł Juş 9 czerwca w ramach cyklu „Gwiazdy światowych estrad� wystąpi w Poznaniu niemiecki pianista Christian Zacharias, dyrektor muzyczny Orkiestry Kameralnej w Lozannie, laureat wielu prestişowych konkursów m.in. w Genewie, Fort Worth czy Paryşu. Towarzyszyć mu będzie Orkiestra Filharmonii Poznańskiej, a w atmosferę koncertu wprowadzi nas Bartosz Michałowski. W programie: Robert Schumann uwertura Manfred op. 115, Ludwig van Beethoven III Koncert fortepianowy c-moll op. 37 oraz Johannes Brahms II Symfonia D-dur op. 73. 
Enter Enea Festival 12-14 czerwca, plaşa nad Jeziorem Strzeszyńskim, bilety – 90-150 zł Enter Enea Festival to dwa dni muzycznego spotkania w plenerze, w towarzystwie dobranym przez Leszka Moşdşera, dyrektora artystycznego festiwalu. Jak zwykle nie zabraknie muzyki klasycznej, improwizowanej i folku w doborowym wydaniu. Wystąpią m.in.: Kwadrofonik i Goście, Music for 18 Musicians, Barbara Drąşkowska, Gloria Campaner, Iiro Rantala, Michael Wollny, Thomas Enhco, Vassilena Serafimova, Marcin Wasilewski, Paweł Kaczmarczyk, Piotr Orzechowski oraz oczywiście Leszek Moşdşer. 
92
Laibach Kobiety Tysiąca i Jednej Mocy 18 czerwca, Klub Muzyczny B17 (Stadion Lecha), bilety – 25-30 zł Taniec brzucha i nie tylko w doborowym wykonaniu Dalaya Bellydance Group już niedługo zobaczmy na Stadionie Lecha w czasie Pokazu Tańców Orientalnych. Dalaya to poznański zespół instruktorek i pasjonatek tańca orientalnego, który powstał w 2009 roku. Od tego czasu zdobył uznanie na wielu prestiżowych konkursach – na koncie Grupy Dalaya jest m.in. Mistrzostwo Świata w Tańcu Sportowym, a także pięć złotych medali na Mistrzostwach Europy Wschodniej. Niezapomnianych wrażeń prosto z Orientu na pewno nie zabraknie.
Arcydzieła na koniec sezonu 23 czerwca, Aula UAM, godz. 19, bilety – 15-50 zł Sezon artystyczny w Filharmonii Poznańskiej powoli dobiega końca, ale jeszcze przed wakacjami będzie można posłuchać Szymanowskiego i Beethovena w doborowym wykonaniu. Na koncercie poświęconym pamięci Zdzisława Dworzeckiego i Zdzisława Śliwińskiego wystąpią Aleksandra Kubas-Kruk – sopran, Agnieszka Rehlis – mezzosopran, Attilio GLASER – tenor, Robert Gierlach – bas-baryton oraz Czeski Chór Filharmoniczny Brno przygotowany przez Petra Fialę. Nie zabraknie także Orkiestry Filharmonii Poznańskiej pod batutą Marka Pijarowskiego, a wprowadzenie do koncertu wygłosi Ryszard Daniel Golianek. W programie Karol Szymanowski Stabat Mater op. 53 oraz Ludwig van Beethoven IX Symfonia d-moll op. 125.
24 czerwca, park im. H. Wieniawskiego, godz. 22 Zwieńczeniem Malta Festival Poznań 2017 będzie otwarte widowisko muzyczne słoweńskiej grupy Laibach. Plenerowe koncerty, zwłaszcza te, które odbywały się nad Jeziorem Malta, były znakiem rozpoznawczym festiwalu. Zawsze jednak występowali na nich niebanalni artyści. Nie inaczej będzie tym razem, bo kontekst ideologiczny i polityczny twórczości Laibach jest wyjątkowo silny. Zobaczymy raczej wydarzenie interdyscyplinarne niż klasyczny koncert, łączące industrialne brzmienie i spektakularną oprawę wizualną z klasyczną aranżacją orkiestrową. Polska premiera The Sound of Music została przygotowana we współpracy zespołu z poznańską Orkiestrą Kameralną l’Autunno pod gościnną dyrekcją Simona Dvoršaka. W ramach koncertu usłyszymy m.in. aranżację pieśni powstańczej Andrzeja Panufnika Warszawskie dzieci, militarny przebój Tanz mit Laibach, a także covery piosenek z musicalu The Sound of Music, które artyści wykonali podczas słynnej trasy koncertowej w Korei Północnej w 2015 roku.
Koncert prosto z serca 29 czerwca, Aula UAM, godz. 19, bilety – 10 zł (dla Piotrów i Pawłów – 1 zł) W dniu patronów Poznania niezwykły koncert specjalny dedykowany osobom chorym na stwardnienie rozsiane i stwardnienie zanikowe boczne. W programie m.in.: fragmenty oper Vincenza Belliniego, Georges’a Bizeta, pieśni neapolitańskie oraz piosenki Witka Łukaszewskiego do tekstów Piotra Pajączkowskiego. Wystąpią: Agnieszka Adamczak – sopran, Mikołaj Adamczak – tenor, Marcin Hutek – baryton, Witek Łukaszewski & Grand Piano, Jakub Chrenowicz – dyrygent oraz Orkiestra Filharmonii Poznańskiej.
93 
đ&#x;Ą
Sonia Braga w filmie Aquarius
w kinie
/
Mamy 2 mamy Zwariowana francuska komedia, w ktĂłrej wszystko zostaĹ‚o postawione na gĹ‚owie – 47-letnia Mado (Juliette Binoche) prowadzi hulaszczy tryb Ĺźycia pod okiem odpowiedzialnej, ale trochÄ™ sztywnej 30-letniej cĂłrki. CĂłrka pilnuje matki, ale wszystko siÄ™ jeszcze bardziej komplikuje, kiedy obie zachodzÄ… w ciąşę. Nietrudno zgadnąć, ktĂłra z kobiet podjęła Ĺ›wiadomÄ… decyzjÄ™ o macierzyĹ„stwie. Rodzinne animozje, spoĹ‚eczne stereotypy, burza hormonĂłw i duĹźa dawka humoru prosto z ParyĹźa od czerwca w kinach.  đ&#x;ĄŽ
Juliette Binoche i Camille Cotin w filmie Mamy 2 mamy
Aquarius W czasach afery reprywatyzacyjnej, w mieście, gdzie działali „czyściciele� kamienic temat „lokatorski� wydaje się szczególnie ciekawy. Tym razem miejscem akcji jest jednak nadmorskie miasto Recife w północno-wschodniej Brazylii, a tytułowy Aquarius to oryginalny, dwupiętrowy budynek. Pewna spółka wykupiła w nim wszystkie mieszkania, a ostatnią lokatorką jest Clara, która jednak nie zamierza się wyprowadzić. Historia walki 65-letniej wdowy, emerytowanej krytyczki muzycznej, z deweloperem jest jednak pretekstem do opowiedzenia uniwersalnej historii o przeszłości i przyszłości. Film był rewelacją ostatniego festiwalu w Cannes, a krytycy zachwycali się zwłaszcza główną rolą Sonii Bragi. Od czerwca w poznańskich kinach. 
94
po
godzinach
/
Premiera Range Rover Velar
Mateusz Kusznierewicz – ambasador Range Rover Velar
Drużyna Szpiku i Mikołaj Karlik – właściciel Grupy Karlik
15
maja w salonie Land Rover Karlik miała miejsce prezentacja zupełnie nowego, spektakularnego, luksusowego SUV-a Range Rovera Velar. Już podczas światowej premiery w Genewie auto wzbudziło ogromne zainteresowanie oraz bardzo pozytywne emocje. Nie jesteśmy zdziwieni, że premiera w Poznaniu zgromadziła ponad 400 osób! Gościem specjalnym wydarzenia był Mateusz Kusznierewicz – dwukrotny mistrz świata oraz mistrz olimpijski w żeglarstwie regatowym, a obecnie ambasador Range Rover Velar. Zaproszeni goście mieli okazję poznać ciekawą prezentację historii sportowych osiągnięć mistrza, dowiedzieli się o projektach podróżniczych i o aktywnościach marki Land Rover w żeglarstwie. Tego wyjątkowego wieczoru na zaproszenie Mikołaja Karlika – właściciela salonu, odpowiedzieli i byli obecni przedstawiciele dwóch instytucji, które wspiera Grupa Karlik, tj. Drużyny Szpiku oraz Ośrodka Rewalidacyjno-Wychowawczego SANCJA. Dla gości organizatorzy przygotowali też muzyczną niespodziankę w postaci koncertu Grzegorza Hyżego, który wykonał na żywo utwory z najnowszej płyty.
Owacje na stojąco To była prawdziwa uczta. Majowa premiera Anny Kareniny w Teatrze Wielkim zgromadziła tłumy nie tylko poznaniaków. Po spektaklu widzowie bili brawo na stojąco zdjęcia: M. Leskiewicz, B. Barczyk
D
oskonała kreacja Darii Sukhorukovej, która wystąpiła w roli tytułowej. Świetna choreografia autorstwa Tomasza Kajdańskiego, szefa baletu Teatru Wielkiego. Widzów urzekła także scenografia i kostiumy autorstwa Dorin Gal. Freelancer współpracuje na co dzień z takimi teatrami, jak Deutsche Oper Berlin, Theatro Communale Firenze. Od 1997 najczęściej tworzy inscenizacje w Stanach Zjednoczonych. Balet Anna Karenina powstał na podstawie jednego z największych dzieł literatury rosyjskiej Lwa Tołstoja.
95
Kobiety chętnie korzystały z zabiegów w Mani La
Makijaż wykonywała Anna Wieja
To był wieczór wszystkich kobiet
W City Parku odbył się też pokaz mody
Lato w kobiecym stylu Sobotnie popołudnie, 20 maja, należało do kobiet. A wszystko za sprawą City Parku, który zaprosił poznanianki na „Lato w kobiecym stylu”. Był pokaz mody, zabiegi pielęgnacyjne, wspaniała kuchnia i wyśmienici goście O słone przekąski zadbała Cucina
zdjęcia: Stanisław Ochla, City Park Poznań
T
Makijaż wykonywany był na bazie naturalnych, wegańskich kosmetyków
Przedstawiciele poszczególnych marek kosmetycznych opowiadali o swoich produktach
o był wieczór pełen wrażeń – mówiły kobiety, które przyszły tego dnia do City Parku. Każda z pań miała okazję zrelaksować się podczas zabiegów w salonie Mani La. Był pokaz makijażu, malowanie paznokci najnowszymi kolorami marki Opi, a także masaż balijski. Poza tym przedstawiciele firm kosmetycznych udzielali porad, jak dbać o skórę i jakie kosmetyki dobrać do cery. Restauracja Cucina zadbała o przekąski słone, a Cappuccina serwowała znakomite ciasta i kawę. Można było spróbować też świeżych ciast wypiekanych na oczach gości przez uroczą Lilianę. Każda z kobiet mogła także wziąć udział w warsztatach florystycznych przygotowanych przez kwiaciarnię Ministerstwo Kwiatów i zobaczyć, jak warzy się piwo w Ułan Browar. Wieczór zwieńczył pokaz mody butiku Chiaro i loteria fantowa.
„Lato w Kobiecym Stylu” oficjalnie otworzyła Paulina Prusiecka, dyrektor marketingu City Parku (po prawej)
Tego wieczoru otwarto nowy koncept – lodziarnię
96
po
godzinach
/
Atelier Sary Zalewskiej otwarte Szampan, fajerwerki, pokaz mody, a nawet tancerki z klubu Pacha Poznań – tak w skrócie opisać można otwarcie nowego atelier Zalla by Sara Zalewska, przy ulicy Ługańskiej 16. Na scenie pojawił się znany w całej Polsce DJ Matthew Clarck, a specjalnie dla gości grillował finalista programu Hell's Kitchen – Wojtek Klimas Modelki i Sara w najnowszej kolekcji Zalla by Sara Zalewska
Od prawej: Joanna Małecka, redaktor prowadząca „Poznański prestiż” i Sara Zalewska
zdjęcia: Sławomir Brandt: bonder.org
Modelki w najnowszej kolekcji Sary
97
Od prawej: Jarosław Olewicz (wydawca „Poznańskiego prestiżu”, Sara Zalewska, Joanna Małecka, Edyta Kochman (wydawca „Poznańskiego prestiżu”)
Sara Zalewska w otoczeniu chłopaka Janka i najbliższej rodziny
Podczas imprezy można było poczytać „Poznański prestiż”
Wojtek Klimas okazał się nie tylko mistrzem w kuchni, ale też mistrzem grillowania
Otwarcia atelier dopełnił DJ Matthew Clarck (po lewej)
Ogromnym wsparciem dla Sary są jej znajomi i przyjaciele
gdzie nas znaleźć 1 239, ul. Sczanieckiej 10/2 2 36minut MySquash, ul. Górecka 108 3 36minut Podolany, ul. Strzeszyńska 67a 4 36minut Polanka, ul. Milczańska 1 5 36minut WestPoint, ul. Wichrowa 1a 6 A Nóż Widelec, ul. Czechosłowacka 133 7 Adam Szulc Barber, os. Stare Żegrze 38 8 Adam's Cafe, ul. Matejki 62 9 Akacjowy Dwór, ul. Parkowa 3 10 Akademia Piekna, ul. Solidarności 38A 11 Akademia Wierzbicki & Schmidt, ul. Ostrowska 363 12 Al Capone, ul. 28 Czerwca 1956 r. 187 13 Al Dente, ul. Mostowa 3A 14 Alligator Poznań, ul. Stary Rynek 86 15 Altana Pałacu Wąsowo, Posnania, ul. Pleszewska 1 16 Amarena, ul. Nowowiejskiego 20 17 ANDERSIA, pl. Andersa 3 18 Angielka Cafe&Restaurant, ul. Strzałowa 7 19 Art Sushi, Stary Browar, ul. Półwiejska 42 20 Artisan, ul. Szkolna 9 21 Art-Medica s.c. , ul. Rakoniewicka 23 A 22 Auto Centrum, ul. Wojciechowskiego 7-17 23 Auto Club Peugeot, ul. Opłotki 15 24 Auto Lama, ul. Nizinna 21 25 Auto Wache Józef Wache, ul. Poznańska 10, Baranowo 26 Auto Wache sp. z o.o., ul. Rolna 29, Baranowo 27 Auto Watin, ul. 28 Czerwca 1956 r. 175/4 28 Avocado, ul. Dąbrowskiego 29 29 Bagels & Friends, ul. Wyspiańskiego 26 30 Bar-a-Boo, ul. Jana Pawła II 14 31 Bar-a-Boo, ul. Taczaka 11/2 32 Basilium, ul. Woźna 21 33 Bazar Poznański, ul. Paderewskiego 8 34 Bemo Motors, ul. Opłotki 19 35 Berdychowski sp.j, ul. Owsiana 27 36 Beverly, ul. 3 Maja 47 37 Biblioteka Narodowa, Kancelaria – egzemplarz obowiązkowy, al. Niepodległości 213 38 Biblioteka Poznańskiego Towarzystwa Przyjaciół Nauk, ul. Mielżyńskiego 27/29 39 Biblioteka Raczyńskich, plac Wolności 19 40 Big Mik, ul. Głogowska 59 41 Biurowiec DELTA, ul. Towarowa 35 42 Biurowiec Maraton, ul. Królowej Jadwigi 43 43 Biurowiec OMEGA, ul. Dąbrowskiego 79 A 44 BLIKLE, ul. Pleszewska 1 45 Blooms Boutique Hostel Inn & Apartments, ul. Kwiatowa 2 46 Blow UP hall, ul. Półwiejska 32 47 Blubra Kafe, ul. Szamarzewskiego 14 48 Bo.Poznań, ul. Kościuszki 84 49 Brocci, ul. Kraszewskiego 14 50 BulwaR, ul. Stary Rynek 37 51 BurgsChef, ul. Strzeszyńska 61 52 BUSHIMI, ul. Towarowa 41 53 Było nie było, ul. Taczaka 2 54 CACAO Republika, ul. Zamkowa 7 55 Cafe Misja, ul. Gołębia 1 56 Cafe Bar Bistro Flirt, ul. Na Murawie 3 57 Cafe Da Vici, plac Wolności 10 58 Cafe La Ruina, ul. Śródka 3 59 Cafe Soho, ul. Wroniecka 2/3 60 Caffe Ławka, ul. Żydowska 8 61 Candeo, ul. Bednarska 6 62 Cantinette, ul. Zeylanda 12 63 Carte D'or Plaza, ul. Drużbickiego 2 64 Centrum Biurowe Cytadela, ul. Szelągowska 29/30 65 Centrum Genetyki Medycznej GENESIS, ul. Grudzieniec 4 66 Centrum Infiniti Poznań, ul. Głogowska 446 67 Centrum Informacji Miejskiej, ul. Ratajczaka 44 68 Centrum Informacji Senioralnej, ul. Mielżyńskiego 24 69 Centrum Medicover – Poznań Malta, ul. Baraniaka 88 70 Centrum Medicover – Poznań Plac Andersa, pl. Andersa 5 71 Centrum Medyczne Enel-Med, Kupiec Poznański, pl. Wiosny Ludów 2 72 Centrum Medyczne MED-LUX, ul. Żeromskiego 1 73 Centrum Medyczne MED-LUX, ul. Rynkowa 63 74 Centrum Medyczne SOLUMED, ul. Dąbrowskiego 77a 75 Centrum Rehabilitacji Med-Lux, ul. Rynkowa 76 76 Centrum Współpracy Gospodarczej Hesja – Polska, al. Niepodległości 16/18 77 Centrum Zdrowia La Vie, ul. Paczkowska 9A 78 Centrum Zdrowia Małych Zwierząt, os. Władysława Jagiełły 33 79 Chimera, ul. Żydowska 30 80 City Park, ul. Wyspiańskiego 26a 81 CM CORDIS, al. Niepodległości 2 82 CM LUX MED, ul. Wichrowa 1A 83 CM LUX MED, ul. Roosevelta 18 84 CM LUX MED, ul. Półwiejska 42 85 CM LUX MED – Medycyna Rodzinna, ul. Serbska 11 86 CM POLMED, ul. Górecka 1 87 COCONO REPUBLIKA, ul. Zamkowa 7 88 Cocorico Café & Restaurant, ul. Świętosławska 9 89 Coffeeheaven Galeria Malta, ul. Baraniaka 8 90 Coffeeheaven Stary Browar, ul. Półwiejska 42 91 Concordia Taste, ul. Zwierzyniecka 3 92 Corrida Restaurant, ul. Wroniecka 24 93 COSTA COFFE, ul. Dworcowa 2 94 COSTA COFFE Stary Browar, ul. Półwiejska 42 95 COSTA COFFEE, ul. Stary Rynek 53/54 96 COSTA COFFEE Malta Poznań, ul. Maltańska 1 97 COSTA COFFEE Malta Poznań II, ul. Maltańska 1 98 COSTA COFFEE Posnania, ul. Pleszewska 1 99 COSTA COFFEE Posnania II, ul. Pleszewska 1 100 COSTA Express SHELL, ul. Krzywoustego 309 101 COSTA Express SHELL, ul. Lechicka 2 102 COSTA Express SHELL, ul. Obornicka 337 103 COSTA Express SHELL, ul. 28 Czerwca 1956 r. 419 104 COSTA Express SHELL, ul. Bułgarska 119 105 Cucina 88, City Park, ul. Wyspiańskiego 26a 106 Cukiernia Kandulski, ul. Działyńskiego 1h lok. 203 107 Cukiernia Kandulski, ul. Sarmacka 44a 108 Cukiernia Kandulski, ul. Obornicka 1 (koło DINO) 109 Cukiernia Kandulski, ul. Wierzbięcice 46 110 Cukiernia Kandulski, pl. Cyryla Ratajskiego 1 111 Cukiernia Kandulski – Auchan Komorniki, ul. Głogowska 432 112 Cukiernia Kandulski – Auchan Swadzim, ul. św. Antoniego 2 113 Cukiernia Kandulski – Górczyńskie C.H., ul. Głogowska 132/140 114 Cukiernia Kandulski – King Cross Marcelin, ul. Bukowska 156 115 Cukiernia Kandulski – Plaza, ul. Drużbickiego 2 116 Cukiernia Kandulski Cafe – Stary Browar, ul. Ratajczaka 117 Cukiernia Sowa, os. B. Chrobrego 24 118 Cukiernia Sowa, Avenida Poznań, ul. Matyi 2 119 Cukiernia Sowa, C.H. Panorama, ul. Górecka 30 120 Cukiernia Sowa, M1 Centrum Handlowe, ul. Szwajcarska 14 121 Cukiernia Sowa, Malta Poznań, ul. Maltańska 1 122 Cukiernia Sowa, Stary Browar, ul. Półwiejska 42 123 Cyryl – Lunch Coffee Wine, ul. Libelta 1a 124 Czekolada Cafe, ul. Żydowska 29 125 Czerwona Papryka, ul. Stary Rynek 49
/
126 Czerwone Sombrero, ul. Piekary 17 127 Czerwone Sombrero, ul. Stary Rynek 2 128 DAMYAN SALON Damian Walendowski, ul. Zgoda 30 e 129 Dark Restaurant, ul. Garbary 48 130 Dealer Olszowiec Ssp. z o.o. sp.k., ul. Ostrowska 330 131 DELIK s.c., ul. Składowa 17 132 Depicenter, ul. Święty Marcin 58/64 133 Derm Expert Beauty Clinic, ul. Strzeszyńska 96 134 Dobra i wino restauracja, ul. Za Bramką 1 135 Dobra Kawiarnia, ul. Nowowiejskiego 15 136 Don Prestige, ul. Święty Marcin 2 137 DRAGON, ul. Zamkowa 3 138 Drukarnia Skład Wina i Chleba, ul. Podgórna 6 139 Drwal Barber, ul. Palacza 131 140 Duda-Cars S.A. Autoryzowany Dealer i Serwis Mercedes-Benz, ul. Ptasia 4 141 Dworek Jeziorki, Jeziorki 1 142 Dworek Staropolski, ul. Okólna 40 143 Dylemat, ul. Mickiewicza 27 144 Dynx, ul. Ostrówek 12 145 Eatalia, ul. Gołębia 6 146 Egurrola Fitnes Club, C.H. Panorama, ul. Górecka 30 147 ESTETIQ POZNAŃ, ul. Towarowa 41/207 148 Exclusive Dental Studio, ul. Katowicka 81e/111 149 Fabryka Formy, ul. Obornicka 85 150 Fabryka Formy, Galeria A2, ul. Głogowska 440 151 Fabryka Formy, Green Point, ul. Hetmańska 91 152 Fabryka Formy, Kinepolis, ul. Krzywoustego 72 153 Fabryka Formy, Mallwowa, ul. Malwowa 162 154 Fabryka Formy, Posnania, ul. Pleszewska 1 155 FIGA, ul. Grunwaldzka 512 156 Firlejka, pl. Kolegiacki 14/15 157 Fiszka Fish And Chips, ul. Taczaka 17/3 158 Fit For Free Poznań Podolany, ul. Strzeszyńska 67 B 159 Fit For Free Poznań Stadion, ul. Bułgarska 17 160 FITNESS KLUB MAESTRO, ul. Newtona 2 161 FITNESS KLUB MAESTRO, ul. Dąbrowskiego 27a 162 FITNESS KLUB MAGIEL, ul. Nowowiejskiego 8/5 163 Fitness Point – Galeria MM, ul. Święty Marcin 24 164 FRANCUSKI ŁĄCZNIK, ul. Żydowska 30 165 Francuski Łącznik, pl. Spiski 1 166 Francuski Łącznik, ul. Dominikańska 7 167 Garden Boutique Hotel, ul. Wroniecka 24 168 Gardens Spa, ul. Maratońska 3b/1 169 Ghiacci Stary Browar, ul. Pólwiejska 42 170 Globis, ul. Roosevelta 18 171 Goko Restauracja Japońska, ul. Ratajczaka 18 172 Good Time Day Spa, ul. Grunwaldzka 52 173 Gospoda Poznańska, ul. Stary Rynek 82 174 Gościeniec Sucholeski, ul. Sucholeska 6 175 Green City Ekspress, ul. Na Miasteczku 12 176 GringoBar, ul. Piekary 25 177 Gromadziński Zespół Medyczny, ul. Falista 4a/12N 178 Grupa Bemo, ul. Mogielińska 50 179 Grupa Ciesielczyk sp. z o.o., ul. Sucholeka 3 180 Grycan, Avenida, ul. Matyi 2 181 Grycan, C.H. King Cross Marcelin, ul. Bukowska 156 182 Grycan, C.H. M1, ul. Szwajcarska 14 183 Grycan, C.H. Panorama, ul. Górecka 30 184 Grycan, Galeria Malta, ul. Maltańska 1 185 Grycan, Kupiec Poznański, pl. Wiosny Ludów 2 186 Grycan, Posnania – poziom +1, ul. Pleszewska 1 187 Grycan, Posnania – poziom 0, ul. Pleszewska 1 188 Gusto Food & Wine, ul. Szarych Szeregów 16 189 HAIR BRAND Artur Raczkiewicz, ul. Słowackiego 20 190 Hana Sushi, ul. Pleszewska 1 191 Hanami Sushi, ul. Marcinkowskiego 16 192 Harmony Live Spa, ul. Naramowicka 240 193 Helse Clinic – Instytut Kobiety, ul. Święty Marcin 11 194 Hostel Bailando, ul. Wrocławska 25 195 Hostel TEY, ul. Świętosławska 12 196 HOT_elarnia****HOTEL&SPA, ul. Morenowa 33 197 HOTEL BROWARnia, ul. Stary Rynek 90 198 Hotel Novotel, pl. Andersa 1 199 Hotel Śródka, ul. Śródka 6 200 Hotel 222, ul. Grunwaldzka 222 201 Hotel Astra, ul. Lutycka 31 202 Hotel Brovaria, ul. Stary Rynek 73/74 203 Hotel Campanile, ul. św. Wawrzyńca 96 204 Hotel Caro, ul. Santocka 6 205 Hotel COMM, ul. Bukowska 348/350 206 Hotel Dorrian, ul. Wyspiańskiego 29 207 Hotel Forza, ul. Dworska 1 208 Hotel Gaja, ul. Gajowa 12 209 Hotel Gold, ul. Bukowska 127a 210 Hotel Grand Royal, ul. Głogowska 358 A 211 Hotel Grodzki, ul. Ostrowska 442 212 Hotel Gromada, ul. Babimojska 7 213 Hotel Henlex, ul. Spławie 43a 214 Hotel IBB Andersia, pl. Andersa 5 215 Hotel IBIS, ul. Kazimierza Wielkiego 23 216 Hotel IKAR, ul. Kościuszki 118 217 Hotel Ilonn, ul. Szarych Szeregów 16 218 Hotel Inter Sport Sobieski, os. Jana III Sobieskiego 22g 219 Hotel IOR, ul. Węgorka 20 220 Hotel Kolegiacki, pl. Kolegiacki 5 221 Hotel Korel, ul. 28 Czerwca 1956 r. 209 222 Hotel Księcia Józefa, ul. Ostrowska 391/393 223 Hotel Lawender, ul. Leszczyńska 7-13 224 Hotel Lech, ul. Święty Marcin 74 225 Hotel Malta, ul. Krańcowa 98 226 Hotel Mat's, ul. Bułgarska 115 227 Hotel Max, ul. Kościuszki 79 228 Hotel MTJ, ul. Górecka 108 229 Hotel Naramowice, ul. Naramowicka 150 230 Hotel NH Poznań, ul. Święty Marcin 67 231 Hotel Olimpia, ul. Taborowa 8 232 Hotel Palazzo Rosso, ul. Gołębia 6 233 Hotel Park, ul. Baraniaka 77 234 Hotel Poznański, ul. Krańcowa 4 235 Hotel Puro, ul. Stawna 12 236 Hotel Quay, ul. Karpia 22 237 Hotel Rezydencja Solei, ul. Wałecka 2 238 Hotel Rzymski, ul. Marcinkowskiego 22 239 Hotel Safir, ul. Żmigrodzka 41/49 240 Hotel Solei, ul. Szewska 2 241 Hotel Stare Miasto, ul. Rybaki 36 242 Hotel Sunny, ul. Kowalewicka 12 243 Hotel System Premium, ul. Lechicka 101 244 Hotel T&T, ul. Metalowa 4 245 Hotel Tango, ul. Złotowska 84 246 Hotel Topaz, ul. Przemysłowa 34A 247 Hotel Twardowski, ul. Głogowska 358a 248 Hotel u Mocnego, ul. Złotowska 81 249 Hotel Vivaldi, ul. Winogrady 9 250 Hotel Włoski, ul. Dolna Wilda 8 251 Hotel Zagroda Bamberska, ul. Kościelna 43 252 Hotel Zieliniec, ul. Sarnia 23 253 HumHum, ul. Ostrówek 15 254 HUNK Barber, ul. Święty Marcin 29 255 Hyćka Restauracja, ul. Rynek Śródecki 17 256 Imbir Sushi, ul. Drużbickiego 11 257 INSTYTUT IDEA FIT & SPA, ul. Majakowskiego 349 258 Instytut Zdrowia i Urody Lucyna Cecuła, ul. Słomińskiego 5 259 Instytut Zdrowia i Urody Salamandra, ul. Grunwaldzka 113
260 Jatomi Fitness – Avenida, ul. Matyi 2 261 Jatomi Fitness – Galeria Malta, ul. Baraniaka 8 262 Jatomi Fitness – Galeria Pestka, al. Solidarności 47 263 Karlik Poznań, ul. Poznańska 30 264 Karlik Volvo, ul. Baraniaka 4 265 Kawiarnia Gołębnik, ul. Wielka 21 266 Kawiarnia Kamea, ul. Wroniecka 22 267 Klinika Estetyki Ciała, ul. Margonińska 22 268 Klinika InviMed, ul. Strzelecka 49 269 Klinika Ivita, Nobel Tower, ul. Dąbrowskiego 77A 270 Klinika Kolasiński, ul. Staszica 20 A 271 Klinika Kolasiński, ul. Staszica 20 A 272 Klinika Okulistyczna Optegra Poznań, ul. Wenecjańska 8 273 Klinika PRO BONO, ul. Leszczyńska 5 274 Klinika ProfMedica, ul. Kutrzeby 16 G/116 275 Klinika Promienista, ul. Promienista 98 276 Klinika Urody Esthetique, ul. Palacza 134 A 277 Klinika Urody Mona Lisa, ul. Marcelińska 96c lok. 218 278 KLINIKA WETERYNARYJNA, ul. Naramowicka 68 279 Klinika Weterynaryjna dr. Grzegorza Wąsiatycza, ul. Księcia Mieszka I 18 280 Kliniki Ziemlewski, al. Niepodległości 31 281 Klub Czytelnia, ul. Święty Marcin 69 282 Klub Kosmos – Galeria MM, ul. Święty Marcin 24 283 KOCIAK, ul. Święty Marcin 28 284 Kombinat, ul. Kościelna 48 285 Konfitura, ul. Święty Marcin 24 286 Kortowo, ul. Kotowo 62 287 KROTOSKI-CICHY – Dealer Volkswagen, ul. Poznańska 33 288 Kuchnia YEŻYCE, ul. Szamarzewskiego 17 289 Kuchnia Italia, ul. Bobrownicka 2 290 Kuro by Panamo, ul. Wodna 8/9 291 Kyokai Sushi Bar, ul. Wojskowa 4 292 La Bottega, ul. św. Wojciecha 7/1 293 Labija, ul. Święty Marcin 24 294 Lafayette, al. Solidarności 47 295 Lavenda Gastro & Cafe, ul. Wodna 3 296 LeTarg Bistro & Bar Stary Browar, ul. Półwiejska 42 297 LEVEL, ul. Święty Marcin 24 298 Lexus Poznań, ul. Lechicka 7 299 Lizawka HRPC sp. z o.o., ul. Bałtycka 79 300 MAGAZYN Food Concept, ul. Księcia Mieszka I 1 301 Malta House, ul. Baraniaka 6 302 Mamasitas, ul. Taczaka 24 303 Mandala Beauty Clinic, ul. Chwiałkowskiego 28/7 304 MANEKIN, ul. Kwiatowa 3 305 Maniok restauracja, al. Marcinkowskiego 27A 306 Maraga Spa, ul. Mateckiego 22/124 307 Marcelino – chleb i wino, ul. Marcelińska 96A/206 308 Marchewkowe Pole, pl. Andersa 5 309 Marvel sp. z o.o., ul. Obornicka 223 310 Massymilinao Ferre, plac Wolności 14 311 Matii, pl. Andersa 5 312 MB Motors, ul. Krzywoustego 71 313 Mc Tosiek - Bistro, ul. Zamenhoffa 133 314 M-CLINIC, ul. Święciańska 6 315 MEDI PARTNER POZNAŃ, ul. Kolorowa 2 316 Mediart Instytut, ul. Kochanowskiego 17A 317 Medical Prestige, ul. Barana 15 318 MedicaNow, ul. Piątkowska 118 319 MedPolonia, ul. Obornicka 262 320 MedPolonia, ul. Starołęcka 42 321 Mercure Poznań, ul. Roosevelta 20 322 Meridian's Restauracja & Hotel, ul. Litewska 22 323 MEXICAN, ul. Kramarska 19 324 Ministerstwo Browaru, ul. Ratajczaka 34 325 Min's Onigiri, ul. Taylora 1 326 MIÓD CYTRYNA – fitness club, ul. Górna Wilda 74/65 327 MIÓD CYTRYNA – fitness club, ul. Jeleniogórska 16 328 MK Bowling – Galeria MM, ul. Święty Marcin 24 329 Mount Blanc, Avenida Poznań, ul. Matyi 2 330 Mount Blanc, Galeria MM, ul. Święty Marcin 24 331 Może Morze, ul. Paderewskiego 11 332 Muga, ul. Krysiewicza 5/3 333 Murawa Office Park E, os. Na Murawie 12-18 334 Mykonos, plac Wolności 14 335 Na Winklu, ul. Śródka 1 336 Nagoya Sushi, ul. Wierzbięcice 7, lok. 2A 337 Naleśnikarnia Nasz Naleśnik, ul. Marcelińska 23 338 Nautilus, ul. Chwiałkowskiego 34 339 NIFTY No. 20, ul. Żydowska 20 340 Niku Bowling, ul. Piątkowska 200 341 Nissan Polody, ul. Tymienieckiego 38 342 No gravity Spa, ul. Grunwaldzka 519 343 Notus City Park Residence, ul. Wyspiańskiego 26 344 Nova Motylarnia, ul. Bogusza 2 345 Novotel Poznań Centrum, pl. Andersa 1 346 Novotel Poznań Malta, ul. Termalna 5 347 NSZOZ Endomedical, ul. Chwaliszewo 19a 348 NUTS&BERRIES, ul. Pleszewska 1 349 NZOZ Klinika Grunwaldzka, ul. Grunwaldzka 324 350 NZOZ Klinika Grunwaldzka – PORADNIE, ul. Ząbkowicka 4/6 351 Oberża Pod Dzwonkiem, ul. Garbary 54 352 Ognisty Wok, ul. 23 Lutego 7 353 Okrąglak, ul. Mielżyńskiego 14 354 Olandia | RTM sp. z o.o., Prusim 5 355 Olivio, ul. Świętosławska 11 356 Opel Szpot, ul. Wrzesińska 191 357 Ośrodek Przywodny Rataje, os. Piastowskie 106a 358 P.H. Smorawinski i Spółka – Dealer BMW, ul. Obornicka 235 359 Pad Thai Restauracja, ul. Drużbickiego 11 360 Pałac Będlewo, ul. Parkowa 1 361 Pałac Białokosz HOTEL, Białokosz 16 362 PAŁAC MIERZĘCIN WELLNESS & WINE RESORT, Mierzęcin 1 363 Pałac Szczepowice, Szczepowice 14 364 Pałac Tłokinia HOTEL, ul. Kościelna 46 365 Pałac w Brodnicy | GLOBAL sp. z o.o., ul. Śremska 37 366 Pałac w Kobylnikach, Kobylniki 367 Pałac w Pakosławiu, ul. Parkowa 14 368 Pałac w Wąsowie, Hotel, ul. Parkowa 1 369 Pałac Witaszyce Hotel, al. Wolności 35 370 Papierówka, ul. Zielona 8 371 Papis, ul. Armii Poznań 37 372 PARMA & RUCOLA, ul. Pleszewska 1 373 Parma i Rukola, ul. Głogowska 36 374 Pastela Restaurant & Cafe, ul. 23 Lutego 40 375 Pekin, ul. 23 Lutego 33 376 Petit Paris, ul. Półwiejska 42 377 PGK, ul. Marcelinska 90 378 Piano Bar, ul. Paderewskiego 8 379 Piech Pol, ul. Grunwaldzka 464 380 Piwna Stopa, ul. Szewska 7 381 Pizzeria Sorella, ul. Ślusarska 4 382 Pizzeria Tivoli, ul. Wroniecka 13 383 Platinum Fitness Club, ul. Przybyszewskiego 44a 384 Pod Nosem, ul. Żydowska 35A 385 Pod Pręgierzem, ul. Stary Rynek 25/29 386 POD_NIEBIENIEM, ul. Stary Rynek 64/65 387 Pol Car, ul. Gorzysława 9 388 Pol Car, ul. Wierzbięcice 2A 389 Południe Kuchnia Tango Klub, ul. Mickiewicza 24a/2 390 Porannik, ul. 23 Lutego 9 391 Porche Salon Skody, ul. Obornicka 249 392 Porsche Centrum Poznań Salon Porsche, ul. Warszawska 67 393 Porsche Franowo Salon Audi, ul. Krzywoustego 70 394 Porsche Volkswagen, ul. Krańcowa 40/42
395 Port Lotniczy Poznań-Ławica, ul. Bukowska 285 396 Porta Fortuna, ul. Zamenhofa 133 397 Posnania, ul. Pleszewska 1 398 Post-Office Cafe, ul. Stary Rynek 25/29 399 Poznańskie Centrum Otolaryngologii, ul. Straży Ludowej 37 400 Praktyka Weterynaryjna MY PET, os. 1000-lecia 30 401 Proestetica, ul. Słupska 31 402 Prywatna Lecznica CERTUS sp. z o.o., ul. Dąbrowskiego 262/280 403 Prywatna Lecznica CERTUS sp. z o.o., ul. Wagrowska 6 404 Prywatna Lecznica CERTUS sp. z o.o., ul. Poznańska 15 405 Prywatna Lecznica CERTUS sp. z o.o., ul. Grunwaldzka 156 406 Przychodnia ORTOP, ul. Kosińskiego 16 407 Przychodnia ORTOP, ul. Umińskiego 21 408 Pyra Bar II, ul. Szamarzewskiego 13 409 Pyra Bar, ul. Strzelecka 13 410 QKA Medycyna Estetyczna Michał Kukulski, ul. Maratońska 3/1 411 QUANTUM sp. z o.o., ul. Obornicka 330 412 Rehasport Clinic, ul. Górecka 30 (Panorama) 413 Rehasport Clinic C.H. Panorama, ul. Górecka 30 414 Rehasport Clinic Szpital, ul. Jasielska 14 415 Republika Róż, pl. Kolegiacki 2a 416 Republika Słoneczna, ul. Słoneczna 19a 417 Restauracja Galeria Tumska, ul. Ostrów Tumski 5a 418 Restauracja TRYBUNA, ul. Pleszewska 1 419 Restauracja 77 Sushi, ul. Woźna 10 420 Restauracja Blow Up Hall 50/50, ul. Kościuszki 42 421 Restauracja Dąbrowskiego 42, ul. Dąbrowskiego 42 422 Restauracja Delicja, plac Wolności 5 423 Restauracja Dwa Asy, ul. Malwowa 11B 424 Restauracja Hacjenda, ul. Morasko 38 425 Restauracja i Cukiernia Kasztelańska, os. Piastowskie 64 426 Restauracja Jedzenie, ul. Masztalarska 7a 427 Restauracja Pióro Feniksa, ul. Stary Rynek 78 428 Restauracja Słoń, ul. Wyspiańskiego 26A/1 429 Restauracja-Browar BIERHALLE, ul. Pleszewska 1 430 Resturacja Cybina 13, ul. Cybińska 13/2 431 Rimini, ul. Słowiańska 38H 432 ROOM, ul. Stary Rynek 80/82 433 Rosenthal Cafe, pl. Wiosny Ludów 2 434 Rozmaitości Pławno 17 435 Rusałka Sama Frajda, ul. Golęcińska 27 436 RYNEK 95, ul. Stary Rynek 95 437 Rzepecki Mroczkowski, ul. Wiatraczna 5 438 Salon Fryzjersko Kosmetyczny, ul. Kościelna 39 B 439 Salon Saphona, ul. Łaskarza 5 440 Salon Spa Natura, ul. Gronowa 67 441 Salon Subaru, ul. Dąbrowskiego 529 A 442 Salon Tupet, ul. Owsiana 17 443 Salon Urody, ul. Rybaki 13 444 Salon Venus, os. Piastowskie 40 445 Salon VOGUE, ul. Rybaki 10 446 Salon z ogrodem, ul. Limanowskiego 5/1 447 Samui Spa, ul. Nad Seganką 3 448 Scarface Barber, ul. Wroniecka 2 449 Seat Auto, ul. Lutycka 95A 450 Secret Garden, ul. Obornicka 4 451 Shenti, ul. Katowicka 55A 452 Sheraton Poznań Hotel, ul. Bukowska 3/9 453 Słoń Seafood, ul. Wyspiańskiego 26A / 1 454 SOFA Cafe & Lunch, ul. Żydowska 30 455 Solange Beauty & Spa, ul. Literacka 131 456 Solumed – chirurgia plastyczna, ul. Wyrzyska 18 457 SPA_larnia DAY SPA, ul. Czarnieckiego 56 458 SPASSION, ul. Marcelińska 96b/209 459 Spice House, ul. Kraszewskiego 24 460 SPORT & BEAUTY Fabianowo, ul. Kowalewicka 14 461 SPOT., ul. Dolna Wilda 87 462 STARBUCKS CAFFE, ul. Dworcowa 2 463 STARBUCKS CAFFE Pasaż MM, ul. Święty Marcin 24 464 STARBUCKS CAFFE Stary Browar, ul. Półwiejska 42 465 STARBUCKS CAFFE CH M1, ul. Szwajcarska 14 466 STARBUCKS CAFFE Plaza, ul. Drużbickiego 2 467 STARBUCKS CAFFE Posnania Atrium, ul. Pleszewska 1 468 STARBUCKS CAFFE Posnania Rotunda, ul. Pleszewska 1 469 Stary Młynek, ul. Żydowska 9 470 Stowarzyszenie PSYCHE SOMA POLIS, ul. Wierzbięcice 18/5 471 Stragan Kawiarnia, ul. Ratajczaka 31 472 Studio Urody Magia MM, ul. Władysława Jagiełły 29 473 Subito Czerwona Papryka, ul. Kramarska 2 474 Suszone Pomidory, ul. św. Czesława 13 475 Szyperska Office Center, ul. Szyperska 14 476 Świetlica – Kawiarnia w Zamku, ul. Święty Marcin 80/82 477 Taczaka 20, ul. Taczaka 20 478 TAPAS BAR, ul. Stary Rynek 60 479 Tarasy Cytadeli, ul. Na Stoku 85 480 Tartovnia – Tarty Francuskie, ul. Orna 20 481 TASAKY restauracja, ul. Za Bramką 1 482 Tavaa, ul. Ratajczaka 30 483 Tawerna Gdyńska, ul. Kantaka 8/9 484 Thalgo, ul. Słowackiego 33 485 Toga, plac Wolności 13A 486 TOKYO TEY, ul. Półwiejska 22 487 Tomasz i pomidory, ul. Wojska Polskiego 84/1 488 Tostowina, ul. Małe Garbary 7 489 Toyota Bońkowscy, ul. Platynowa 2 490 Toyota Service, ul. Bobrzańska 5 491 Trattoria Donatello, ul. Grunwaldzka 29 C 492 Tutti Santi, ul. Ogrodowa 10 493 U Przyjaciół Kawiarnia Klub Teatr, ul. Mielżyńskiego 27/29 494 U Rzeźników, ul. Kościuszki 69 495 Umberto Pizzeria & Ristorante, ul. Grunwaldzka 222 496 Verona, ul. Żabikowska 66 497 Vine Bridge, ul. Ostrówek 6 498 Violet Sushi & Yakitori, ul. Święty Marcin 9 499 Viva Pomodori, ul. Fredry 3 500 Voyager Group Autoryzowany Dealer i Serwis, ul. św. Michała 20 501 W Bramie, ul. Fredry 7 502 Wartko nad Wartą, ul. Marcinkowskiego 27A 503 Warzelnia, ul. Stary Rynek 71 504 WEDEL Pijalnia Czekolady, ul. Pleszewska 1 505 Weranda, ul. Świętosławska 10 506 Weranda Stary Browar, ul. Półwiejska 42 507 Whiskey in the Jar, ul. Stary Rynek 56 508 Why Thai, ul. Kramarska 7 509 Wiejskie Jadło, ul. Stary Rynek 77 510 Wielkopolska Agencja Rozwoju Przedsiębiorczości, ul. Piekary 19 511 Winogrady Business Center Poznań, ul. Solidarności 46 512 Wirtuozi Smaków, ul. Poznańska 24 513 Wold Trade Poznań, ul. Bukowska 12 514 W-Z Kawiarnia, ul. Fredry 12 515 Yasumi, ul. Libelta 14A 516 Yetztu Poznań, ul. Krysiewicza 6 517 Zamek von Treskov, ul. Park 3 518 Za kulisami, ul. Wodna 24 519 Zespół Pałacowo-Parkowy Pałac Biedrusko HOTEL, ul. 1 Maja 82 520 Zielona Weranda, ul. Paderewskiego 7
Zapraszamy na drzwi otwarte 10.06 godz. 9:00 – 16:00 11.06 godz. 10:00 – 14:00
Toyota Bońkowscy
Autoryzowany dealer i serwis Toyota ul. Platynowa 2, 62-052 Komorniki tel. +48 61 84 94 500
www.toyota.bonkowscy.pl