Mapa sentymentalna
WZGÓRZE
1
Wieki temu, u zbiegu współczesnych ulic Władysława IV i Świętojańskiej, stała okazała karczma. Strudzeni piechurzy ponoć wielce cenili sobie jej otoczenie i majestatyczne wzgórze, leżące nieopodal, które w letnim sezonie kusiło do nocowania pod gołym niebem. Bezpieczeństwa strzegł Święty Jan, którego figurka do dziś stoi w miejscu obok dawnej gospody. Gdy w 1923 roku prezydent RP Stanisław Wojciechowski za wybitne zasługi dla kraju nadał Ferdynandowi Fochowi tytuł Marszałka Polski, Gdynia znajdowała się w momencie przepoczwarzania się w miasto z prawdziwego zdarzenia. Tuż obok przyszłej, wytyczanej wówczas, reprezentatywnej ulicy miejskiej, której nazwa pochodziła od wspomnianej figurki Świętego Jana, leżało wzgórze – usiane wówczas nielicznymi, okazałymi willami, ale i niewielkimi gospodarstwami. Wzgórze Focha – nazwa ta wyparła potoczne określenia terenu, takie jak „górki” czy „janowa góra”. W następnych latach, pomimo urbanizacji, pomimo wznoszenia osiedla budynków TBO, pomimo wyasfaltowania dawnych, wydeptanych przez Kaszubów, szlaków, było to wciąż miejsce kameralne, miejsce zawieszone we własnym czasie i przestrzeni. Centrum rozwijającego się w ogromnym tempie miasta, a jednak architektonicznie i klimatycznie zupełnie inna strefa. Odrębna, tajemnicza, ale przyjazna rzeczywistość. Nie sposób porównać Wzgórza Świętego Maksymiliana do innych gdyńskich dzielnic. Mieszkańcy do dziś mówią, że kto urodził się na Wzgórzu, ten tam zostaje, a nawet sprowadza tu bliskie osoby. Czy to kwestia nadzwyczaj czystego powietrza, które przepływa naturalnym korytarzem z okolic wzgórz morenowych, w stronę okolic ulicy Hetmańskiej? Czy to kwestia lokalnego uroku – aury, która od czasów istniejącej tu karczmy tak przyciągała przyjezdnych? Czy to działanie Świętego Jana, który co dzień spogląda z figurki na przedwojenne wille i kamienice? Odpowiedzi wśród mieszkańców jest wiele, ale najlepiej zweryfikować to samemu – ruszając w trasę po Wzgórzu Św. Maksymiliana z sentymentalną mapą w dłoni. Michał Miegoń | inneszlaki.pl
3
WSPOMNIENIA WOJENNE Moja rodzina mieszka tu [ul. Dąbrowskiego – przyp. red.] od 73 lat,
Jak wymienialiśmy okna, to materiałem uszczelniającym były
czyli dokładnie od 28. marca 1945 roku, czyli od dnia wyzwolenia
hitlerowskie gazety, poważnie, a w jakim świetnym stanie się
Gdyni. Ten ich domek został zbombardowany doszczętnie przez
zachowały! Tu w ogródku, jak kiedyś przekopywałam, żeby
działania artyleryjskie podczas zdobywania Witomina i to było
zrobić trawnik, to znalazłam guziki ze swastykami. Babcia mi
dokładnie, właśnie, 28 marca. I teraz rodzina, wtedy już z piątką
mówiła, że jak tu się wprowadzili, to w szafie wisiały mundury
dzieci, nie miała gdzie się podziać. Dziadek mój wiedział, że tu
esamańskie. Nie SS tylko SA, taki jakiś esaman tu mieszkał z rodziną.
mieszkali Niemcy, no i że oni na pewno uciekli, no bo wiadomo, prawda? I jeszcze pod ostrzałem, podczas tych działań wojennych, z Witomina – tam koło Ciapkowa ten las – przyszedł tutaj z jednym z synów, no i po prostu zajął to mieszkanie. Teść Pani Bielińskiej wybudował ten dom i potem został z niego wyrzucony. I tam mieszkał niemiecki oficer z rodziną, i po wojnie dzieci tego oficera przyjechały do Bielińskiej i powiedziały, że się tu urodziły, więc ciekawe, że oni nie, ale niemieckie dzieci – tak. Co tutaj Rosjanie wyprawiali to wiadomo, nie? I tu, gdzie siedzimy, do tego pokoju, wprowadzili konie i te konie wystawiały łby przez te okna bez szyb. Jak Niemcy się zabijali, uciekając przed frontem rosyjskim, to na furmankach jechali i żeby nie zostawiać koni na pastwę Rosjan, to je po prostu zabijali i tu w takim leju po jakiejś bombie wojennej, te wszystkie konie leżały pod MOPS-em.
4
5
DZIECIĘCE HARCE Z góry z kościoła zjeżdżało się, był olbrzymi tor saneczkowy
Tu, gdzie było PZU, jest róg Legionów. A tu tego budynku nie było,
aż od Czołgistów [Partyzantów], aż do Piłsudskiego.
było ogrodzone, bo tutaj mój ojciec wylewał na przykład lodowisko i jeździł tam na łyżwach.
Tam, gdzie jest skwer, tam rosła pietruszka i pasły się krowy (...). Tam były ogródki działkowe na przeciwko… Tam gdzie sklep Piegus, to powyrzucali te wszystkie ogrodzenia i tam zawsze z chłopakami zrywaliśmy sobie pietruszkę i sprzedawaliśmy
– Ja to się bałem w waszą stronę chodzić, bo tu była banda tzw. Karasi, rodzina była taka, nie pamięta pani?
pod warzywniakiem. Właściciel warzywniaka wyszedł i: „ej
– Nie, nie pamiętam.
chłopcy, po ile sprzedajecie?”
– Oni na Orzeszkowej... Orzeszkowa, Reja – to był zakazany teren,
„Po złotówce”. „No to biorę wszystko od was i idźcie sobie stąd”.
góra przy kościele... Tam strach było wejść, bili naprawdę.
Wejście do schronu, my się tam bawiliśmy, przepiękny biały piasek tam był. Z drugiej strony też mieliśmy swoją bazę, a jeszcze oprócz tego wielkie drzewo było pochylone w stronę Legionów na tej skarpie i tam był tzw. Tarzan – huśtawka na sznurze, deska i myśmy się na tym bujali. – Krowy się pasły jeszcze, kiedy ja byłam dzieckiem, na przeciw waszego domu [ ul. Wojewódzka – przyp. red.]. Była słynna afera, jak starsze Panie walczyły o krowie placki do ogrodu. – Jaka to była afera? Że chciały krowi nawóz? – Tak, tak. Każda pilnowała, aż ta krowa się załatwi i się kłóciły o to. Walka o krowie gówno. Zaraz po wojnie tych budynków na Senatorskiej nie było, tam było pole, na pewno rosły brukselki. Moja siostra urodziła się w ‘38 roku, czyli po wojnie miała kilka lat. Poszła i znalazła tam Panzerfaust, taki jakiś pocisk i się tym chciała bawić, próbowała to podnieść i ktoś doniósł mojemu ojcu. I ojciec poszedł, i był tak na nią wściekły, nie mógł jej złapać. Wyrwał brukselkę i ją tą brukselką uderzył.
6
7
USŁUGI I HANDEL Tam był właśnie, na pewno, zakład krawiecki, bo pamiętam,
...Wszyscy tam chodzili robić zdjęcia. I zdjęcia takie od chrztu,
że mój ojciec tam szył garnitur. I to był taki wypasiony zakład,
od komunii, od tam różnych takich innych uroczystości, jak
dlatego że tam można było jednocześnie wybrać materiały.
najbardziej. Bo aparaty, to jednak był luksus, nie każdy
Przypominam sobie, że takie właśnie bele materiałów gar-
miał. Jak już się miało aparat, to były oczywiście problemy
niturowych, takich płaszczowych, leżały. No i pamiętam, że
z filmem, żeby kupić. Więc tak, chodziliśmy robić zdjęcia do
ojciec tam szył garnitury i w ogóle był zadowolony bardzo.
Pachalowej, się mówiło.
Na Harcerskiej, tutaj naprzeciwko tego sklepu, po schodkach
Na Wzgórzu słynne takie, jedno to było Foto Pachaly, a drugie
się wchodzi, była niebieska budka z lodami (...). Nie wiem, kto
Trumny Staniaszka i wszystko było w jednym budynku,
to prowadził, ale lody były takie nakładane w wafelek i przy-
Świętojańska 130, przy blokach, tu w podwórku facet robił
krywane drugim wafelkiem. Rożki do tych lodów pojawiły się,
trumny, nr telefonu do niego chyba był 25… W tym,
ojej, to już chyba gdzieś tam na końcu działalności tej budki
bo Pachaly była na początku w tym budynku,
i kosztowały te lody złotówkę, takie w tym wafelku. Jeny, były
a później się przeniosła.
przepyszne! To było – taka wystawa tak jak sklepy, witryna, szyba Poza tym na Syrokomli, tutaj zaraz naprzeciwko przychodni,
i trumny stały.
był taki zakład prężenia firan. Kiedyś firanki były niciane, robione na szydełku, ewentualnie na jakichś takich specjalnych
Tu, gdzie dzisiaj jest ten sklep Celinka, był taki warzywniak
czółenkach z nici. I zaraz po wojnie nie było tych nici, więc ro-
pani Miałkowej. Miałkowa taka kobieta fest i to był taki wa-
biono takie firanki z nici, z których rybacy produkowali sieci.
rzywniak drewniany, też taki bardzo prymitywny, zielony. No
I to była często ręczna praca i one były tak haftowane. Ja
i właśnie, to było takie miejsce naszych zakupów warzyw-
pamiętam, mieliśmy takie w domu – moja babcia, moja
nych. No i syfon taki, który się wymieniało butelkę, oj tak, to
mama też miała. No i teraz jak się je wyprało, to tak, wie pani,
też pamiętam, że to była jakaś tam nowość, luksus w ogóle, że
jak firana, jak serweta szydełkowa – trzeba ją ładnie nacią-
można było taki syfon mieć. Tutaj pani prowadziła wymianę
gnąć, żeby była równiutka. To się zanosiło te firany mokre,
tych syfonów, to na pewno też fajna sprawa. I w tym miej-
krochmalone, tam do tej pani i ona miała taką wielką ramę,
scu właśnie cały czas jest sklepik.
i tak je naciągała. I w tej ramie były gwoździki na całym obwodzie i po prostu łapała oczka tych firan, i one tak schły.
– „Gotowała” od początku świata jest.
I później, kiedy się je odbierało, to one były takie sztywne,
– A to była jego bazowa, pierwsza piekarnia?
nie wiem, jak można było to powiesić, ale były proste.
– Tak, pierwsza piekarnia. Dom był róg Legionów i Reja, to był ich dom rodzinny i piekarnia też. Teraz dopiero filię mają, a od początku było tam.
8
9
Piekarnia Gotowały, no oczywiście, jak pamiętam, to też tam się biegało. Też wiem i pamiętam, że była ona otwarta chyba od 7:00 do 9:00 w niedzielę. Bo chodziłam z taką kaneczką po mleko, nalewane taką właśnie łyżką z dużej takiej kanki i po świeże bułki, to była niedziela. Pamiętam kiosk ruchu, który był na rogu Biskupa Dominika i H a rcerskiej. I pana Bronka, który był w ogóle nieśmiertelnym elementem, o ile tak można powiedzieć o człowieku. I ten kiosk, no nie wiem, nagle zniknął, tak, jak Ruch upadł, nie wiem – coś się stało. Pan Bronek to poszedł na emeryturę, on także z żoną to prowadził i wie pani, jak tego strasznie brakowało? Teraz to już może nie, ale no przez kilka lat to w ogóle było nie do pomyślenia, bo nie ma gdzie kupić biletów, prasy. No do szewca, szewc zawsze był w tym miejscu, gdzie był, jakoś nie pamiętam, żeby był gdzie indziej. I szklarz też obok, chyba jeszcze jest ciągle.
10
11
KOŚCIÓŁ FRANCISZKANÓW Zawsze to jest takie miejsce, taki punkt orientacyjny, ze Wzgórza
Do komunii to nie byłam tutaj przyjęta, byłam przyjęta u dziadków
widoczny z resztą, z każdego miejsca.
na wsi, to w ogóle jest inna historia. Ale potem już tak, potem
Sentymentem darzę nasz kościół bardzo mocno, bo tutaj chodziłam
ślub, tu też chrzczeni byli moi synowie, także bardzo jesteśmy
na religię, tutaj moja mama pracowała, tu pamiętam pożar naszego
z Franciszkanami zżyci. No oni mają taką regułę, że trzy lata
kościoła, tu pamiętam Czarny Czwartek, Grudzień ‘70.
i muszą zmieniać miejsce pobytu i było bardzo wielu takich ojców,
już byłam bierzmowana, tu też byłam chrzczona, tutaj brałam
do których byliśmy jakoś tak przywiązani i zaprzyjaźnieni. – Kościół pamiętam, jak się cały czas budował, bo na początku był ten malutki, bo tam są trzy w sumie. – Zaczęło się od kaplicy, przed wojną, w ‘37 bodajże. Potem dobudowano kościół górny. – No, pożar naszego kościoła też pamiętacie? W ‘69 roku w marcu. 18 marca, dokładnie, były robione witraże te kolorowe w kościele górnym, były takie. Wokół kościoła były poustawiane baraczki, ci fachowcy wszyscy mieszkali i wybuchł pożar, i co, na ironię, przyjechał wóz bojowy straży pożarnej bez wody. I dopiero za pół godziny przyjechał następny, który zaczął gasić. Strasznie dzwony biły. – No i pewnie ma pan rację i samochód bojowy bez wody. I tam było dochodzenie, umorzono oczywiście, no ale wiadomo było, że to było podpalenie i to nie w stolarni, tylko w tych właśnie barakach – nie wiem jak to nazwać, bo one były drewniane. Tam spłonęły trzy samochody osobowe. – Ale po co podpalenie? – No co, komuna była, a tu się rozhuśtali z kolorowymi witrażami.
12
13
OSOBOWOŚCI Tam, gdzie jest teraz Lewiatan, był warzywniak i tam sprzedawała Pani, co była piegowata. Pieguska – tak ją nazywaliśmy. I mój brat kiedyś tam poszedł i powiedział: „Pani Pieguska, pani da trochę tego…”. Oczywiście, dostał ochrzan.
– A koło pani mieszkała z kolei historia cała Wzgórza, kto mieszkał naprzeciwko? – Pani doktor... Boże, wyleciało mi z głowy... Jabłońska. Vis a vis mnie, po drugiej stronie. – Profesor okulista.
Mieszkała taka pani, to też taka historia straszna, która zawsze
– No i była ordynatorem okulistyki w szpitalu miejskim.
chodziła z torbą taką dużą. Znaczy dużą – no taką większą torbą, jakby na zakupy, czy taką troszkę podróżną. I ona,
U mnie w klatce, na przykład, na trzecim piętrze, mieszkała
gdziekolwiek wychodziła, to zawsze chodziła z tą torbą. No
pani Popielowa, która uważała, że jest Matką Boską. Ubierała
i zastanawiałam się dlaczego. Później się okazało, że miała
się w biało-niebieskie szaty i miała lalkę na ręku, trzymała
za sobą obóz koncentracyjny Ravensbrück, straszny obóz
i błogosławiła wszystkim. Wózek mojego dziecka obrzuciła
na terenach Niemiec, gdzie przeprowadzano eksperymenty
zgniłymi kartoflami, no psychicznie chora kobieta, ale też
medyczne na kobietach i na niej też. I ona w tej torbie zawsze
charakterystyczna.
nosiła chleb, czyli jakąś tam żywność taką trwałą. Po prostu na wszelki wypadek.
Była taka kobieta, właśnie dzieci się z niej śmiały. To była taka starsza pani, ona nie była bezdomna, ona gdzieś mieszkała,
Tu gdzie jest kościół, przy samym kościele, to się zaczęło
ale zawsze chodziła z dziecięcym wózkiem i ona w tym wózku
wszystko od kwiaciarni, taki Bolek. A Bolek sprzedawał kwiaty
woziła koty i ona te koty karmiła, ale też te koty woziła w tym
w wiadrze, na Świętojańskiej, róg obecnej Armii Wojska
wózku. No ona była troszeczkę dziwna i wszyscy się jakoś tutaj
Polskiego. I zaczął sprzedawać w wiaderku, dorobił się
z niej śmiali, ale potem się okazało, ja się dowiedziałam gdzieś
pieniędzy, później sobie tam wybudował taką kanciapę, później
już po latach, że ona miała za sobą Auschwitz, także była byłą
sobie mieszkanie kupił i chyba jeszcze żyje, ale ma mnóstwo lat.
więźniarką. Była chyba chora, miała jakąś psychiczną pewnie
I też tak śmiesznie, że miał wiadro, potem na wiadrze parasol,
traumę. Była takim elementem tego pejzażu przez lata.
potem jakaś taka szopka. Przychodziła milicja, zwijała mu ten interes, to on za tydzień znowu wiaderko, za dwa tygodnie parasol i tak w kółko.
14
15
GASTRONOMIA I ŻYCIE NOCNE ...Tam była kiedyś kawiarenka, Cichy Kącik się nazywała,
Restauracja Bałtycka to bardzo poważna restauracja była. Tak,
prześliczna. Ja mam takie wspomnienia (...). Ponieważ
byłam tam kilka razy na obiedzie z rodzicami (...). Na tym tarasie
na Cmentarz Witomiński chodziliśmy zawsze pieszo (...).
można było sobie usiąść. Ale to była taka regularna restauracja
I ja chodziłam z ojcem, no bo byłam naprawdę kilkuletnią
z dansingiem, no i tam też bywało towarzystwo, noo... takie
dziewczynką (...). I zawsze przechodziliśmy obok tego Cichego
trochę, tego i różne panienki i… Tak, tak i tam ci wszyscy, co
Kącika i to była niedziela rano, i jak szliśmy w tamtą stronę to
w sąsiedztwie mieszkali, strasznie się burzyli, bo tam dochodziło
był zamknięty, ale jak wracaliśmy, to już zawsze był otwarty.
do różnych ekscesów, ale też muzyka była bardzo głośna, także
No i to po prostu był stały rytuał. Chodziliśmy do tego Cichego
Bałtycka – to wszyscy chodzili na te dansingi właśnie. I jak się
Kącika – ja na rurkę z kremem, takie były rurki, czy ze śmietaną,
gdzieś umawiali, to właśnie w Bałtyckiej.
czy to był jakiś pączek, czy coś słodkiego. A tata jakieś piwo, bo tam, zdaje się, że był też alkohol. I pamiętam, że kiedyś
Rodzina Ledererów. Tam Janeczka zaczęła budować, taką
to było z kolei 1. maja i ja byłam z ojcem moim na pochodzie
jadłodajnię zrobiła na początku, później synowie Krzysiek
pierwszomajowym. No i wracaliśmy i z jakimiś kolegami
i Jacek wzięli i zrobili z tego słynny Kaprys.
tata wracał też z tego pochodu. I właśnie szliśmy sobie tędy i weszliśmy do tego Cichego Kącika, no i ja oczywiście dostałam
W Kaprysie to przed barem w latach ‘70 była jadłodajnia, obiady
jakiś łakoć, a oni sobie po kieliszeczku jakiejś wódeczki wypili,
domowe i tam moja koleżanka chodziła na obiady, bo ojciec
ale ja oczywiście o tym nie wiedziałam, że to jest wódka.
pływał i ja jej towarzyszyłam. Bo Kaprys potem to był klub nocny.
I przyszłam do domu i opowiadałam mamie, że tam byliśmy, no i że tata z kolegami pili białą oranżadę. No więc właśnie,
I piwo sprzedawali na Wzgórzu u nas [obok stacji SKM – przyp.
wpadka straszna była.
red.]. Tak, pamiętam, chodziłam z tatą i było ciemne piwo i normalne jasne, z kaneczką, jak po mleczko.
W Bulaju, jak kiedyś, już za czasów studenckich, chodziliśmy ze znajomymi na piwo, to moja koleżanka tam weszła do łazienki,
Bar Mleczny też. Tam teraz jest jakiś tam Evi Med [Świętojańska
patrzy, a w zlewie prostytutka się podmywa, mówiąc: „Trzeba się
139]. No też to takie miejsce, tam chodziłam… A właśnie, to taki
przygotować do pracy”.
punkt gastronomiczny, pamiętam, że tam chodziliśmy też na jakieś tam ruskie pierogi, czy coś i on był też uczęszczany często.
Morskie Oko było. To wolny czas, do 6 rano można było siedzieć. Później była ta Bałtycka, to ja, jako dziecko jeszcze, tam
Moja mama wyjechała do Poznania, a moja starsza o 16 lat
chodziłem z moją siostrą. Miałem 10 lat i prowadziłem tam moją
siostra mówi: „Pójdziemy też do Poznania”.
pięcioletnią siostrę, dostawałem dwie dychy od mamy i zawsze
I zaprowadziła mnie do tego baru mlecznego i byłam cały czas
jeszcze miałem dwa złote z tego...
przekonana, że to jest Poznań. Bo moja siostra chciała, żebym jadła i mnie tam prowadziła.
16
17
FIGURKA/KAPLICZKA – Tu był Antałek.
Bo w ogóle ten rejon, właśnie figurki św. Jana, to się nazywało za
– To takie piwiarnie?
czasów pruskich Johannesburg, czyli też właśnie od św. Jana, bo
– Tak, to takie piwiarnie, typowo piwiarnie. Chociaż na początku,
ta figurka przecież już tu stoi ładnych parę lat i ta nazwa właśnie
kiedy otworzyli Antałek, to była prawie że restauracja, bo tam
utrwaliła się tylko w ul. Świętojańskiej, poza tym już tu dalej nie.
były gorące dania normalnie, restauracyjne. Sama jadłam
A może warto? Ja tam chodzę na spacer sobie, zawsze się śmieję,
zrazy wołowe tam, więc było. Białe obrusy, dopiero później była
że idę sobie do św. Jana na spacer.
mordownia. Tu było miejsce odpoczynku tych pielgrzymek. No, jak oni szli na Na Wyspiańskiego i tam też jakaś knajpa była długo, długo,
przykład z Oliwy na Kalwarię Wejherowską, to tu odpoczywali.
długo. Arka się nazywała, potem przedszkole po niej zrobili.
No magiczne miejsce, naprawdę, dla Wzgórza.
Na dole był sklep spożywczy i mięsny, a u góry była knajpa Arka i tam nasi piłkarze przecież ciągle przesiadywali.
Patron podróżnych i żeglarzy, i panien na wydaniu, także też ma taką swoją piękną kaplicę w Oliwskiej Katedrze.
18
19
SCHRONY Tu jest mnóstwo schronów, w tych blokach, gdzie w tej chwili jest
[Bloki przy ul. Bp. Dominika] To są wyjścia ze schronów w ogóle
U7, wcześniej były garaże milicyjne przez lata całe. Kilkadziesiąt
też przed każdym blokiem. Na środku trawnika i na przykład
lat i tam są pod spodem schrony, i z tych schronów wyciągali
u mnie, tam gdzie ja wcześniej mieszkałam, w piwnicy było
np. ciało, jeszcze w latach chyba ‘60, jakiegoś tam zatłuczonego
wejście do schronu. Takie metalowe drzwi potężne. Ale, w
Niemca, dlatego, że to wszystko było nieodkryte.
sumie, z tego co ja czytałam i słyszałam, to całe Wzgórze i całe Śródmieście – wszystko są pod spodem tunele, schrony, wszystko
Tam teraz są drzewa – gdzie jest wybudowana ta apteka i ksero,
na Oksywie do Marynarki Wojennej.
to między apteką i ksero, a nowymi schodami do kościoła (...), to było wejście do bunkrów. Tam są, pod blokami, w których moja mama tam mieszkała, tutaj, to są te schrony, co mówiłem, to ściany są fosforyzowane, do dzisiaj. Oprócz tego, że tam do dzisiaj są niemieckie napisy, to jak pojedzie pani latarką po ścianie, napisze pani brzydkie słowo, to to słowo widać przez jakiś czas. Specjalnie były robione, żeby dotknąć latarką i żeby to świeciło. – Nie wiem, czy ja dobrze pamiętam, bo gdzieś czytałam o tych naszych schronach. Czy to właśnie nie tam dotarli do takiej sali, gdzie były jeszcze łóżka i koce? – Tak, ja widziałem, jak to wyjmowali i jeszcze jakiegoś tam szwaba znaleziono tam, bo to było takie jedno pomieszczenie, gdzie szewc był. Nie wiem, czy panie to pamiętają, był szewc i później, kawałeczek dalej, było jedno pomieszczenie, całkiem, zawsze zamknięte. Później komornik tam zrobił wszystko, taką kanciapę i wszystkie rzeczy co miał zajęte, to tu trzymał.
20
21
SZKOŁY Czwórka była pierwszą szkołą tu w dzielnicy. Tam, gdzie jest Uniwersytet teraz, na dole był barak i tu stworzyli specjalną szkołę, szkoła świecka się nazywała i później przenieśli ją na Władysława IV, jest Czternastka (...). Specjalnie została zrobiona dla dzieci komandorów, wszystkich, którzy nie mieli religii, to się nazywało szkoła świecka, przy liceum pedagogicznym. U góry było liceum pedagogiczne i te wszystkie licealistki się uczyły na nas. Fajnie było, bo one się uczyły od razu. Parter była podstawówka, a u góry było liceum. Jako szkoła i jako internat, ponieważ we Francji było dużo młodzieży polskiej i polikwidowano szkoły we Francji, więc Polacy powiedzieli, że wybudują tu specjalne szkoły dla polskiej młodzieży z Francji. I pierwsze osoby, które tu zamieszkały, to byli wszyscy Polacy. Bursa się na to mówiło – bo internat był przy Budowlance. A na internat przy Trójce mówiło się bursa. – To ta sama sytuacja z moim bratem, bo Dwudziestka trójka, nasza podstawówka, w ‘58 roku powstała, a mój brat pierwsze dwa lata, czyli pierwszą i drugą klasę, na Czołgistów robił w tych baraczkach. Ja pamiętam, że potem tam był Urząd Pracy. – Tak, tak, jedna się wyprowadziła, te szkoły tam się przewracały, Dziewiątka była w baraku, Dwudziestka trójka była w wysokim budynku. – No, i jak wybudowali ten, na Grottgera... – A przed wojną tam też była szkoła, żeby było śmiesznie, bo moja... Mój ojciec tam był i moja mama tam chodziła. – Na Czołgistów? – Tak, na Czołgistów, do szkoły.
22
23
GRUDZIEŃ ‘70 – To ja widziałam. Jak złapali, to było tylko: “pokaż ręce”.
Pamiętam tego naszego proboszcza, Stanisława Freilicha, który
– Tak, jak brudne, to do suki.
właśnie otworzył drzwi do kościoła górnego i wpuścił wszystkich.
– Ale cudem mnie puścili.
Milicja tam atakowała dość ostro, to powypuszczał z drugiej
– Mój brat się załapał, niestety, na to.
strony wyjściem od Orzeszkowej (...). On wybłagał u dowódcy
– A ile wtedy mieliście lat?
tego wszystkiego, żeby wypuścić tych ludzi z kościoła i on dał
– Ja miałam 12 i pamiętam wszystko.
zezwolenie, więc się uratowali.
– A jak to, że brudne ręce? – Czy rzucał kamieniami w milicję. Jak brudne ręce, to na ścieżkę zdrowia do Urzędu Miasta. Tam, gdzie kościół stał, no to Urząd Miasta, wiadomo i górka nasza kościoła, to było wszystko zadymione gazami. Ja pamiętam, mama przyszła po mnie do szkoły i zaprowadziła mnie do kościoła, bo pracowała w kościele u nas. Chodziłyśmy bokiem, tak jak od kaplicy jest takie przejście do dolnego kościoła, wąskie. I tam było wejście takie boczne po trzech schodkach, można było wejść na teren klasztoru i (...) pamiętam do dziś twarz tego chłopaka, który we mnie mierzył karabinem z helikoptera. Zawisł helikopter dosłownie z 10 metrów nad nami, nade mną i nad moją mamą, siedział pilot i siedział chłopak, nie wiem, na jakimś małym krzesełeczku z karabinem, tak szeroko, pamiętam, na nogach i patrzył się na mnie i na moją mamę, i celował. Widziałam, tak jak pan widział milicjantów pałujących dziewczynkę, to ja widziałam chłopca siedmio-, ośmioletniego, który szedł Partyzantów. Miał dwa bochenki chleba pod pachą i też go spałowali.
24
25
POLANKA To nie tylko te baseny, ale też właśnie różne ogniska harcer-
To naprawdę nie wiem, potem komuś przyszło do głowy, żeby do
skie, jakieś zbiórki, jakieś rajdy. Był kiedyś taki rajd na odznakę
tych basenów przed Bożym Narodzeniem wpuścić karpie.
MOSO – Młodzieżowa Odznaka Sprawności Obronnej chyba to
Nie spuścili wody, woda zamarzła i rozsadziła tę nieckę basenu.
się nazywało, gdzieś tam po tej Kępie Redłowskiej biegaliśmy, pamiętam jakieś transze, jakieś cuda, oj, naprawdę, historia
Koncerty w niedzielę grała orkiestra Flotylla, znaczy zespół
niesamowita, ale te baseny! Pamiętam takie zdarzenie – bo,
Flotylla i Orkiestra Marynarki Wojennej. Flotylla to taki zespół
jako dzieci, tutaj biegaliśmy latem całą ferajną, no Hallera
estradowy Marynarki Wojennej.
przez las i przez dziurę w płocie tam wchodziliśmy na ten basen, żeby nie płacić.
Przed wojną był tam tor wyścigów konnych, odbywały się naprawdę prestiżowe konkursy hippiczne, w których brał
Artykuł, który napisałam, zatytułowałam Saint Tropez na
udział m.in. major Henryk Dobrzański, późniejszy Hubal.
Polance Redłowskiej, poważnie, bo naprawdę w czasach tych
On był olimpijczykiem. No i też rozbijali tam obozy letnie,
zgrzebnych tego PRL-u, takiego rzeczywiście szarego, takiego
studenci Uniwersytetu Warszawskiego. I jak Żeromski
nijakiego, to te baseny to były, po prostu, powiew, ja nie wiem,
tutaj był w Gdyni, ‘21 rok, mieszkał tam na rogu 10 Lutego
wielkiego świata – Riviery jakiejś tam i w ogóle. Także, no tak,
i Świętojańskiej, to przychodził właśnie na Polankę do tych
kolorowe drinki, parasole, oranżada różowa, taka w butelkach,
studentów i tam takie fajne rozmowy toczyli. A to wszystko
lody Mewa, najpyszniejsze na świecie, okrągłe.
wiem ze wspomnień Moniki Żeromskiej – jego córki.
Pamiętam też zamieszanie, jakie tam panowało w związku
Ta Polanka przed wojną nazywana była też Polaną Księżycową
z filmem “Jutro Meksyk”. Cybulski grał tam główną rolę takiego
albo Doliną Smętka. Smętek to jeden z bohaterów “Wiatru od
trenera i w tym filmie zagrała ta wieża do skoków. Bo tam ten
morza”, właśnie Żeromskiego.
basen duży miał wymiary olimpijskie, wieża dziesięciometrowa (...). I wtedy nie można tam było wchodzić, więc tam cała właśnie banda tych dzieci stała za płotem i tam się przyglądaliśmy, chociaż niewiele tam wiedzieliśmy o co chodzi. I właśnie te baseny zostały tylko na wspomnieniach, na pocztówkach, zdjęciach, no i na tym filmie. Nie ma już Cybulskiego, nie ma Polanki, film jest „Jutro Meksyk”.
26
27
PRZYNALEŻNOŚĆ Focha było przed wojną, w czasie komuny – Nowotki, a teraz –
– Bo Szenwalda to była, to teraz jest Biskupa Dominika.
Św. Maksymiliana.
– Teraz jest wszystko święte, święte wzgórze, święta ulica. – I teraz mamy przegięcie w drugą stronę.
Ja tutaj mieszkam od urodzenia, zawsze mam w dowodzie jeden adres i w ogóle nie wyobrażam sobie, że mogłabym mieszkać
– No tak generalnie to była cicha dzielnica, także tutaj nic...
gdzieś indziej.
– Niby blisko Śródmieścia, blisko morza, ale bardzo fajnie. Bo to jest mała dzielnica w sumie, nie?
To jest fascynujące, że te rodziny… Nie dość, że się ludzie ze
– Czyli taka do mieszkania idealna?
Wzgórza razem wiążą w związki, to ich dzieci też zostają na
– Bardzo, bo wszędzie blisko a spokojnie. I do tej pory tak jest.
Wzgórzu.
– No, różnice terenów są duże, można się zmęczyć. – No, wszystko pod górkę.
– Mój mąż jest z tego bloku. – A jak się poznaliście? – Przez kolegę. Ja jeździłam na obozy harcerskie i kolega właśnie z tego obozu harcerskiego poznał mnie z moim mężem, bo oni mieszkali też w jednym budynku. – Oni mają dużo do powiedzenia, bo to była też specyficzna grupa. – Tak, tam tak, tak właśnie na Kopernika... – Na Batalionów Chłopskich też było... – Prawnik, robotnik i jakiś inteligent, i znowu robotnik, takie pomieszane, tak musiało być. Kwaterunkowe, tak. – I jak to wyglądało społecznie rzecz biorąc, dobrze się wam żyło? – Wszyscy równo pili – i jedni i drudzy. Przy jednym stole się siadło, wszystkie granice, w ‘50 latach nie było innej alternatywy, jedyna rozrywka.
28
29
1. krowie placki, 2. trumny, 3. Gotowała, 4. Kościół, 5. Bałtycka, 6. Kaprys, 7. Antałek, 8. Kapliczka, 9. schrony
Wzgórze | Mapa sentymentalna
Fot.: Rafał Kołsut, Projekt: Vera King
30
31
O projekc i e Zapraszamy na kolejną odsłonę projektu map sentymentalnych. Tym razem na warsztat wzięłyśmy Wzgórze Św. Maksymiliana, które w trakcie swojej wieloletniej historii zmieniało nie tylko nazwy, ale również granice administracyjne. Wspomnienia naszych bohaterów wymykają się jednak tym podziałom, stąd też sporo miejsca poświęciłyśmy np. gdyńskiemu Saint Tropez, czyli basenom na Polance Redłowskiej, która dziś formalnie przynależy do dzielnicy Redłowo. W tej odsłonie mapy wspomnienia dziecięcych harców przeplatają się z powojennym krajobrazem Wzgórza, historie o lokalnych rzemieślnikach, gastronomii i życiu nocnym, sąsiadują na łamach ze wstrząsającymi relacjami z Grudnia ‘ 70. Nie mogło oczywiście zabraknąć historii o barwnych mieszkańcach dzielnicy, czy ciągnących się kilometrami tajemniczych schronach. Jak wspominała jedna z naszych rozmówczyń: „kiedy jest się młodym, to nie przywiązuje się wagi do jakiejś historii z przeszłości, ale potem człowiek ma taką ochotę właśnie zanurzyć się w przeszłość. Niestety często już nie ma ludzi, którzy mogą o niej opowiedzieć”. Mapy Sentymentalne zostały stworzone z myślą o uratowaniu od zapomnienia zwyczajnie niezwyczajnych historii mieszkańców dzielnic, które odwiedzamy. Pozwalają nam one lepiej zrozumieć daną przestrzeń oraz zamieszkujących ją (niegdyś) ludzi. Zatem, z lekką nutką nostalgii, zapraszamy do tej osobistej lektury, jednocześnie dziękując wszystkim osobom, które przyczyniły się do powstania publikacji. Monika Domańska i Gosia Bujak Stowarzyszenie Traffic Design | trafficdesign.pl
32