Witam na łamach najnowszego numeru „Business Life Polska” w letniej odsłonie!
Skupimy się na trzech kluczowych tematach, które mają istotny wpływ na współczesny świat biznesu i gospodarki. Zapraszamy do zgłębiania kwestii, które kształtują dzisiejsze realia handlu, rynku pracy i przedsiębiorczości.
Pierwszym tematem, który poruszymy, jest downsizing w handlu, czyli zjawisko polegające na oferowaniu mniejszej ilości produktu za tę samą cenę. W obliczu rosnących kosztów produkcji i inflacji coraz więcej firm decyduje się na tę strategię, by utrzymać swoje marże. W naszym artykule przyjrzymy się, jak to zjawisko wpływa na konsumentów, jakie są jego konsekwencje dla rynku oraz czy istnieją alternatywne rozwiązania, które mogą być korzystniejsze zarówno dla firm, jak i klientów.
Drugim ważnym tematem jest rola pokolenia Z w biznesie i na rynku pracy. Pokolenie Z, czyli osoby urodzone po 1995 roku, wkracza na rynek pracy z nowymi wartościami, oczekiwaniami i umiejętnościami. Jakie wyzwania i szanse niesie ze sobą ta zmiana dla pracodawców? Jakie innowacje i trendy wprowadzają młodzi pracownicy do świata biznesu? W naszym magazynie przeanalizujemy, jakie cechy charakteryzują pokolenie Z, jakie są ich priorytety zawodowe oraz jak wpływają na przyszłość pracy i organizacji.
Ostatnim z najważniejszych trzech tematów, które poruszamy w naszym magazynie, jest rosnąca liczba upadłości firm w Polsce. W ostatnich latach coraz więcej przedsiębiorstw zmaga się z trudnościami finansowymi, co prowadzi do ich zamykania. Co jest przyczyną tego zjawiska? Czy jest to wynik nieudolnego zarządzania, zmieniających się warunków rynkowych, czy może globalnych wyzwań ekonomicznych? W naszym artykule postaramy się odpowiedzieć na te pytania, analizując główne przyczyny upadłości firm oraz przedstawiając możliwe strategie, które mogą pomóc w zapobieganiu tego typu sytuacjom w przyszłości.
Zapraszamy do lektury najnowszego numeru magazynu „Business Life Polska”, w którym znajdziecie analizy, inspirujące historie oraz praktyczne porady na temat kluczowych kwestii wpływających na współczesny biznes. Odkrywajcie z nami złożone zagadnienia, które kształtują naszą gospodarkę i rynek pracy!
Zapraszam do lektury!
Z serdecznymi pozdrowieniami
Szymon Lach
Redaktor naczelny
WYDAWNICTWO MAJERMEDIA ul. Warszawska 13
21-500 Biała Podlaska Tel. 535 089 641
REDAKCJA
REDAKTOR NACZELNY: Szymon Lach
REDAKTOR PROWADZĄCY: Maciej Majerczak
ZESPÓŁ REDAKCYJNY: Katarzyna Jaszczuk, Konrad Jaszczuk, Rafał Nowicki
WSPÓŁPRACA: Krzysztof Kotlarski, Mikołaj Buczyński
WYDAWNICTWO MAJERMEDIA JEST CZŁONKIEM IZBY WYDAWCÓW PRASY
Redakcja nie zwraca materiałów niezamówionych i zastrzega sobie prawo redagowania nadesłanych tekstów. Wydawca nie odpowiada za treść zamieszczonych reklam.
AKTUALNOŚCI ZE ŚWIATA
JEDZENIE NA CZAS APOKALIPSY
Hipermarket Costco Wholesale proponuje klientom możliwość przygotowania się na wypadek wystąpienia „globalnych sytuacji awaryjnych”. W tym celu oferuje kubełki „przetrwania”. Duża wersja, sprzedawana za 79,99 dolarów, zawiera łącznie 150 porcji różnych produktów spożywczych z okresem trwałości nawet do 25 lat. Ekstremalne warunki pogodowe czy niedobory to przykłady sytuacji, w których kubełki białkowe mogą okazać się przydatne. Nabywcy muszą jedynie dodać wodę do posiłków, aby zamienić je w gotowe do spożycia dania. Kubełki są dostępne tylko online.
MARKA LODÓW MAGNUM ZMIENI WŁAŚCICIELA?
Unilever, koncern zajmujący się produkcją dóbr konsumpcyjnych, może sprzedać swoją lodową część biznesu, obejmującą takie marki jak Magnum i Ben & Jerry’s. Wśród potencjalnych nabywców wymieniany jest fundusz CVC Capital Partners, właściciel popularnej w Polsce sieci sklepów Żabka. Biznes miałby zostać przejęty poprzez stworzenie odrębnej spółki notowanej na giełdzie. CVC był już wskazywany jako potencjalny nabywca lodowych brandów przez „Financial Times” w marcu br. Dodajmy, że CVC w 2022 roku przejął od Unilevera herbacianą markę Lipton.
NOWOCZESNA FIRMA, TO ZDROWA FIRMA
Pracownicy chcą, by ich pracodawca zadbał nie tylko o ich zdrowie, ale też o wellbeing. „Medicover Zdrowa Firma” to wiele programów opieki medycznej do wyboru – m.in. opieka podstawowa, konsultacje specjalistyczne, stomatologia, rehabilitacja, psychologia, opieka szpitalna, jak również sport i dieta. zdrowafirma.medicover.pl
FOTO:
BANKOWY GIGANT ZNÓW W POLSCE
UniCredit, włoski gigant bankowy, ogłosił swoje plany dotyczące przejęcia dwóch firm technologicznych – Vodeno i Aion Bank. Łączna wartość transakcji to 370 mln euro, a jej finalizacja planowana jest na IV kwartał 2024 roku, pod warunkiem uzyskania wymaganych zgód regulacyjnych. Dodatkowo transakcja ma zapewnić UniCreditowi dostęp do zespołu składającego się z 200 inżynierów, programistów i analityków danych. To byłby powrót Włochów do Polski po latach. Przypomnijmy, że UniCredit był akcjonariuszem Banku Pekao przed jego repolonizacją. Vodeno to innowacyjna firma technologiczna, która oferuje chmurową platformę umożliwiającą bankom świadczenie różnych usług, takich jak „kup teraz, zapłać później”, pożyczki i inwestycje. Z kolei Aion Bank to podmiot zarejestrowany w Belgii, działający również na rynku polskim.
HOTEL BRYZA RESORT & SPA W JURACIE
Hotel Bryza Resort & Spa**** to wyjątkowy obiekt nadmorski, usytuowany w malowniczej scenerii Półwyspu Helskiego. Do dyspozycji gości ma klimatyczne pokoje i apartamenty z widokiem na morze, las sosnowy i przepiękną promenadę Juraty. Bryza to także jedno z najnowocześniejszych SPA, kompleks basenów krytych z widokiem na Bałtyk oraz strefa saun.
Poza gorącym okresem wakacyjnym obiekt posiada w swojej ofercie relaksujące pakiety SPA, mnóstwo propozycji dla osób aktywnych, ceniących sobie ciszę i uroki Bałtyku poza sezonem. Stanowi również doskonałą alternatywę dla miejskich spotkań biznesowych, konferencji i eventów oraz bajecznych ceremonii zaślubin na plaży. bryza.pl
DOMINIKA KULCZYK KUPUJE DOM MARII SKŁODOWSKIEJ-CURIE
Wystawiony na sprzedaż, bezcenny dla historii polskiej nauki budynek zdecydowała się kupić Dominika Kulczyk, prezeska Kulczyk Foundation. W podparyskim azylu powstanie Dom Siostrzeństwa – miejsce spotkań i pracy wyjątkowych kobiet z całej Europy. Wcześniej budynek zostanie poddany renowacji. Pierwsze ekspertyzy zostały już wykonane, a zakończenie prac remontowo-konserwatorskich jest planowane na 2025 rok. Dom Marii Skłodowskiej-Curie znajduje się na oficjalnej liście francuskich zabytków historycznych. Położony jest w podparyskiej miejscowości Saint-Rémy-lès-Chevreuse w odległości około 15 kilometrów od Wersalu, w otoczeniu lasów i malowniczych jezior. Dom ma 120 m 2 , zbudowany został około 1890 roku, wewnątrz zachowały się pierwotne elementy wystroju. Budynkowi towarzyszy ogród o powierzchni około 900 m 2 , w którym znajduje się zabytkowy gołębnik.
FOTO: PIOTR
WIKIPEDIA
AKTUALNOŚCI ZE ŚWIATA
7 MLN DOLARÓW NA KAMPANIĘ KAMALI HARRIS
OD WSPÓŁZAŁOŻYCIELA NETFLIXA
Reed Hastings, współzałożyciel i były dyrektor generalny Netflixa, przekazał 7 mln dolarów na rzecz kandydatury wiceprezydent Kamali Harris w wyborach prezydenckich w USA – poinformowała Agencja Reutera. Hastings publicznie wyraził swoje poparcie dla Harris w poniedziałek, kiedy to uzyskała większość głosów delegatów Demokratów, stając się oficjalną kandydatką partii. Kampania Harris zebrała 81 mln dolarów w ciągu doby od rezygnacji Joe Bidena z ubiegania się o reelekcję prezydentury.
UWOLNIJ SWÓJ NATURALNY BLASK
SENSUM MARE od zawsze tworzy kosmetyki z myślą o kobietach. Tym razem marka poszła o krok dalej i zaprosiła do współpracy jedną z nich. Magdalena Suzynowicz to znana i lubiana influencerka, która na co dzień inspiruje Polki do tego, aby odkryły swoje naturalne piękno. Tak powstała multifunkcyjna linia kosmetyków ALGOGLOW, która zmieni każdą codzienną pielęgnację skóry twarzy w przyjemny rytuał. Kosmetyki łączą w sobie zalety rozświetlającego kremu korygującego z pielęgnacyjnym działaniem nawilżająco-liftingującym. Zostały stworzone, by nadać skórze promienny blask i naturalnie świeży koloryt, dzięki czemu skóra wizualnie wygląda młodziej i zdrowiej.
Premierowe kosmetyki rozświetlające z linii ALGOGLOW już teraz dostępne są na stronie marki: sensummare.pl
PIERWSZA TESLA CYBERTRUCK ZAREJESTROWANA W POLSCE
Futurystyczny pick-up od początku budzi wielkie emocje. Jedni są nim zachwyceni, inni wprost przeciwnie. Mimo to Tesla ma tak dużo zamówień z całego świata, że na zakup auta trzeba czekać kilka lat. Co ciekawe, w wielu krajach – w tym w Polsce – przepisy nie pozwalają na jego rejestrację. Pierwszy powód to oświetlenie nieprzystające do europejskich wymogów, drugi to ostre krawędzie, zabronione przez polskie rozporządzenie w sprawie warunków technicznych pojazdów. Jednak pierwszy egzemplarz Tesli Cybertruck został oficjalnie zarejestrowany w Polsce i porusza się po krajowych drogach ze śląskimi tablicami rejestracyjnymi. Futurystyczne auto można było obejrzeć m.in. podczas katowickich driftingowych mistrzostw Polski. Pojazd został kupiony jako używany za granicą i poddany wielu modyfikacjom w specjalistycznym warsztacie. Właściciel musiał m.in. wprowadzić zmiany w oświetleniu, aby odpowiadało ono normom europejskim.
GADŻETY
Podróż w dobrym stylu
Dzięki eleganckiemu i funkcjonalnemu wzornictwu ta torba z miękkiej bydlęcej skóry w odcieniach burgundu jest idealnym towarzyszem podróży. Torba ma wiele wewnętrznych przegródek i najwyższej jakości zamki, które idealnie łączą się z jej solidnymi mosiężnymi okuciami. Wewnętrzną podszewkę wykonano z alcantary. Torba została uszyta w Hiszpanii.
Cena: 750 funtów hackett.com
Jak w kawiarni
Nowy wymiar grillowania
Dzięki nowemu grillowi PEAK PRIME® 2.O opalanemu drewnem uzyskamy najwyższej jakości smak pieczonych potraw. Nowa zaokrąglona, szczytowa komora hybrydowa zapewnia optymalną dystrybucję ciepła i cyrkulację dymu. Dzięki technologii GMG RACKT™ grill można łatwo wyposażyć w podwyższone półki wędzarnicze, patelnie i wiele innych!
Aplikacja GMG PRIME 2.0 ułatwia sterowanie i monitorowanie grilla z dowolnego miejsca.
Cena: 1199 dolarów greenmountaingrills.com
Linea Micra to kompaktowy, łatwy w obsłudze domowy ekspres do kawy o potężnej wydajności. Zaprojektowany jako pomniejszona wersja Linea Classic S, łączy bogatą funkcjonalność i małą obudowę. Czyste linie i ponadczasowa estetyka inspirowane są długą tradycją legendarnej marki. Ekspres jest dostępny w siedmiu kolorach, może być podłączony do internetu i sterowany za pomocą nowej aplikacji La Marzocco Home, dostępnej w App Store i Google Play.
Cena: ok. 3100 funtów lamarzocco.com
W hołdzie żeglarskiej tradycji Opracowany z myślą o żeglarstwie TAG Heuer Carrera Chronograph Skipper CBS2241.FN8023, o średnicy 39 mm, został wykonany z 18-karatowego różowego złota 5N, co nadaje mu wyjątkowy charakter: zapewnia trwałość i daje poczucie luksusu. Niebieska tarcza szczotkowana, z finezyjnymi detalami oraz zielonymi, pomarańczowymi i turkusowymi akcentami, to hołd dla żeglarskiej tradycji. Chronograf jest wyposażony w specjalnie dostosowany mechanizm TH20-06, który sprawdza się podczas wyścigów regatowych. Zakręcana koronka z litego 18-karatowego różowego złota 5N gwarantuje wodoodporność do 100 metrów, pasek z niebieskiego materiału ze złotą sprzączką idealnie harmonizuje z tarczą i kopertą, dodając zegarkowi sportowego wyglądu i jednocześnie zachowując jego eleganckie cechy.
Cena: 18 750 funtów tagheuer.com
GADŻETY
Orientalne nuty
Tom Ford Private Blend Myrrhe Mystère to perfumy, które przykuwają uwagę swoją orientalną i balsamiczną głębią. Stworzone zarówno dla kobiet, jak i mężczyzn w 2023 roku, są pełne tajemniczości i luksusu. Nazwa nawiązuje do mirry, kluczowego składnika tej kompozycji, który nadaje jej wyjątkowy charakter. Obok mirry wyczuwalne są subtelne nuty kadzidła oraz przypraw, które zapewniają pikantność i złożoność kompozycji. Perfumy te są idealne na wieczorne wyjścia i specjalne okazje. Flakon z linii Tom Ford Private Blend doskonale odzwierciedla ekskluzywność i elegancję Myrrhe Mystère, podkreślając ich wyjątkowy charakter.
Cena: 1700 zł/50 ml douglas.pl
Biznesowa jakość wydruków Wielofunkcyjne urządzenie MAXIFY GX4040 stworzone zostało z myślą o wymagających branżach, w których liczy się jakość wydruków, a jednocześnie ich niskie koszty oraz łatwość obsługi sprzętu. Model ten posiada podajnik ADF na 35 arkuszy i system MegaTank, umożliwiający wydruk nawet 14 000 stron na jednym zestawie atramentów. Wyróżnia się kolorowym, dotykowym ekranem 2,7 cala i łącznością Ethernet, oraz funkcją skanowania dokumentów wprost do udostępnianych folderów. Cena: 2229,99 zł Canon.pl/maxify
Jabra Evolve2 65 Flex – najbardziej mobilny profesjonalny zestaw słuchawkowy z unikalną konstrukcją typu fold-and-go Ten przenośny profesjonalny zestaw słuchawkowy wyposażony jest w elastyczne funkcje, które ułatwiają pracę z dowolnego miejsca. Hybrydowa aktywna redukcja hałasu (ANC), mikrofony z funkcją redukcji hałasu i rewolucyjna technologia Jabra Air Comfort pomagają utrzymać koncentrację i gwarantują wygodę wszędzie i przez cały czas. Aby zapewnić maksymalną elastyczność, model ten ma wyjątkową konstrukcję typu fold-and-go ze składanym pałąkiem i zmniejszonymi nausznikami.
Cena: od 1499 zł netto jabra.pl/evolve2
busko-zdrój
apartamenty “w zdroju” to propozycja dla osób poszukujących bezkompromisowej perełki inwestycyjnej klasy premium.
pasaż usługowy kompleks obejmujący obiekty medyczne, gastronomiczne, handlowe, biurowe, pełniący rolę funkcjonalnego zaplecza dla mieszkańców osiedla.
penthouse - prestiż na samym szczycie poprzez swoją unikatowość, rzadkość oraz starannie zaprojektowaną przestrzeń –gwarantuje prywatność, poczucie komfortu, prestiż oraz niesamowite widoki.
Biuro sprzedaży LOKUM
399 993 www.wzdroju.pl LOKUM mieszkania- busko-zdrój
DOWNSIZING W HANDLU, CZYLI MNIEJ ZA TĘ SAMĄ CENĘ
TEKST RAFAŁ NOWICKI
Zjawisko tzw. downsizingu w handlu, choć znane od dawna, nasiliło się w ciągu ostatnich trzech lat w związku ze wzrostem inflacji. Oferowanie coraz lżejszych produktów, bez zmian ich cen, a często też rozmiarów opakowań, tak się upowszechniło, że jest już zauważalne dla większości konsumentów.
Producenci celowo zmniejszają gramaturę opakowań, bowiem łatwiej w ten sposób niejako „przemycić” wzrost ceny. Konsument zauważy, że coś podrożało, ale nie tak łatwo jest mu dostrzec różnicę w gramaturze opakowania. „Odchudza” się jogurty, serki, batoniki, tabliczki czekolady, detergenty, lody i wiele innych produktów. Nie wspominając już o maśle: kto dziś pamięta, że nie tak dawno temu kostka masła była niczym wzorzec z Sevres – ważyła niezmiennie 250 g. Dziś jest to 200 g i pewnie już tak zostanie.
Zjawisko to robi się coraz bardziej powszechne w codziennych zakupach. Producenci zazwyczaj pomniejszają gramaturę produktów, pozostawiając je w opakowaniach tej samej wielkości, żeby wizualnie wszystko się zgadzało.
Kiedy koszty produkcji rosną, wytwórca może zareagować, podnosząc cenę, zmniejszając gramaturę opakowań albo zmieniając składniki. Za najbezpieczniejsze dla producenta jest uważane to drugie rozwiązanie. Kupujący, jak wspomniano, są bardziej świadomi ceny niż wagi. A nawet niewielka podwyżka może zniechęcić do zakupu osoby będące na krawędzi wyboru tańszej marki. Z kolei zmiana receptury może zmienić smak produktu.
Obecnie najczęściej downsizing polega na zmniejszaniu wagi produktu – np. z 200 g do 180 g albo z 2 l do 1,9 lub 1,75 l, 100 g zmniejsza się do 90 (np. tabliczki czekolady) itd. Jednocześnie wielkość opakowania nie ulega zmianie. Nawet gdyby zaistniała taka konieczność, są też sposoby na zmniejszenie opakowań tak, aby wyglądały, jakby miały taką samą objętość jak wcześniej. I tak, jeśli pudełko staje się wyższe, ale długość i szerokość podstawy kurczą się, to „przeciętne” ludzkie oko różnicy w objętości nie wychwyci. Tyle że konsumenci, nawet jeżeli nie dostrzegają tych różnic w sklepach, to jednak zauważają, że kupowane produkty starczają im na coraz krócej.
Downsizing jest najbardziej powszechny w kategorii produktów spożywczych. Ale dotyczy też innych kategorii, np. kosmetyków i artykułów higienicznych. Jednym z najciekawszych przykładów jest chyba papier toaletowy. Producenci
oszczędzają, ale nie poprzez zmniejszenie zbiorczego opakowania, np. o jedną czy dwie rolki. Coś takiego nie uszłoby uwadze klientów. Metoda jest bardziej finezyjna – rolki stają się cieńsze albo luźniej zwinięte, a to już na pierwszy rzut oka trudniej dostrzec.
Za te zmiany odpowiadają producenci. Ale konsumenci coraz częściej twierdzą, że czują się oszukiwani przez sieci handlowe, przekonując, że sklepy powinny jasno informować o różnicach w gramaturze. Jednak retailerzy w Polsce – jak dotąd – nie mają obowiązku informowania o zmianach w towarze z dostawy na dostawę. Muszą jedynie prawidłowo wskazać na półce, za co konkretnie płaci klient. Weryfikacja towaru, w tym jego ceny w stosunku do gramatury, jest rolą konsumentów. Z licznych badań rynkowych wynika, że Polacy rzadko to sprawdzają. Najwięcej pretensji w tej kwestii mogą więc mieć do siebie. Oczywiście, producenci też nie są bez winy. Powinni wyraźnie komunikować obniżenie gramatury na opakowaniu, np. umieszczając tekst: „Produkt ma nową wagę”. Takie działanie mogłoby skłonić konsumenta przynajmniej do zastanowienia się nad tego rodzaju komunikatem, jednak z drugiej strony mogłoby się niekorzystnie odbić na wizerunku firmy, a bycie negatywnym bohaterem mediów społecznościowych czy serwisów informacyjnych to dla firm duży problem. Dlatego raczej nie można liczyć na takie działanie, chyba że dotyczyłoby to odwrotnej sytuacji, gdy mniejsze opakowanie zastąpiono by większym w tej samej cenie.
Jednym z fundamentów gospodarki wolnorynkowej jest twierdzenie, że rządzi tutaj konsument poprzez swoje wybory zakupowe. To prawda, o ile dokonuje ich świadomie. Tymczasem specyfiką downsizingu jest swoiste zawoalowanie. Rozmiar opakowania pozostaje bez zmian, ale zawartości jest nieco mniej. Dlatego nawet osobom, które czytają etykiety, bardzo trudno dostrzec, czy w tym samym opakowaniu jest teraz mniej produktu, czy nadal tyle samo. Producentom udaje się niepostrzeżenie zmniejszać gramatury, a wielu kupujących tego nie zauważa. Jeśli konsumenci pozostaną bierni i branża tego nie ureguluje, to problem się nasili, zwłaszcza w obrębie najbardziej drożejących produktów.
Sytuację mogłyby zmienić duże konsumenckie bojkoty konkretnych marek, ale na razie chyba się na to nie zanosi. W całej tej kwestii jest też drugie dno. Okazuje się, że downsizing jest... akceptowany przez znaczną część konsumentów, co pokazują wyniki wewnętrznych badań prowadzonych przez wielu producentów. Wrażliwi cenowo Polacy mianowicie twierdzą, że wolą mniejszą gramaturę w zamian za utrzymanie ceny niż jej podwyżkę, co daje trochę do myślenia. Konsumenci, w obliczu rosnących kosztów życia, poszukują produktów tańszych, ale nie chcą też rezygnować ze swoich nawyków zakupowych i ulubionych produktów. Dlatego szybciej zaakceptujemy zmniejszenie gramatury niż zbyt dużą podwyżkę ceny jednostkowej. Taki mechanizm zdaje się dawać wrażenie chwilowej ulgi, ale nie ma nic wspólnego z rzeczywistą oszczędnością dla portfela.
Należy również mieć na uwadze, że downsizing to skomplikowany proces, który generuje dodatkowe koszty po stronie producenta. Trzeba zadbać nie tylko o nowe opakowania, zmianę napisów informujących o gramaturze, ale również dopasować proces produkcji i logistyki, a dodatkowo wprowadzić zmiany w umowach z odbiorcami. To zajmuje sporo czasu, zwłaszcza w dużych podmiotach produkcyjnych. Nie jest zatem tak, że można to robić bez przerwy i w dowolnym momencie. W pewnych kategoriach produktów, tych, które nie wymagają opakowań, np. wyrobach piekarniczych (bochenki chleba o wadze 450 zamiast 500 g) i cukierniczych (90- zamiast 100-gramowe drożdżówki), proces przebiega mniej widocznie. Zmiany mogą być dokonywane bowiem praktycznie z dnia na dzień. Jeśli produkty są pakowane, trudno sobie wyobrazić, żeby firma zmieniała co chwila opakowania.
Zmniejszenie gramatury bez obniżenia ceny produktu jest bardzo trudną decyzją dla firmy. Wiąże się zarówno z kosztami zmiany opakowań, koniecznością renegocjacji umów handlowych, jak i ryzykiem negatywnej reakcji konsumentów. Zazwyczaj podejmowana jest jako ostateczność, kiedy wyczerpano już inne sposoby kompensacji wzrostu kosztów produkcji, a z badań wynika, że kolejna podwyżka ceny jednostkowej będzie skutkowała utratą klientów. Obecna sytuacja gospodarcza, której nie są przecież winni producenci, zmusiła firmy do tego typu decyzji. Mamy do czynienia z nasilającym się trendem, który będzie trwać, dopóki nie zaczną spadać koszty produkcji.
Co więcej, zmiana gramatury, przy zachowaniu wymaganej prawem informacji na opakowaniu i przy widocznej na półce sklepowej cenie jednostkowej w przeliczeniu na 100 gramów lub mililitrów, nie może być uznana za wprowadzenie w błąd. Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów podkreśla, że choć producenci mogą zmieniać wielkość opakowania czy gramaturę, to muszą o tym informować „w sposób jasny i niewprowadzający w błąd”. Nie ma tutaj wyraźnych definicji, a zatem „twardych” interwencji Urzędu w sprawie downsizingu dotychczas nie odnotowano. Ostatecznie mamy wolny rynek i producenci mogą kształtować swoją politykę cenową, istot-
ne jest jednak to, aby na opakowaniu znalazła się stosowna informacja i odpowiednie oznaczenia. Wiadomo, że nikt raczej nie będzie sobie utrudniać życia reklamacjami zmniejszanych opakowań, chodzi o to, by tego nie ukrywać. Transparentność w tym zakresie raczej pozytywnie wpłynie na wizerunek producentów.
Zgłaszane do UOKiK czy Federacji Konsumentów skargi dotyczą w zdecydowanej większości produktów żywnościowych. Tu zmiany najłatwiej przecież wychwycić. Stosunkowo rzadko klienci zwracają uwagę na mniejsze opakowania chemii gospodarczej, a przecież na sklepowych półkach jakby przybyło płynów do mycia naczyń o pojemności 900 ml, coraz mniej zaś jest tych 1-litrowych. UOKiK zwraca też uwagę, że downsizing może dotyczyć nie tylko towarów, ale też usług – choćby turystycznych. Może się zatem okazać, że wycieczka turystyczna, która jeszcze niedawno była oferowana jako 10-dniowa, skróciła się do 7 dni, przy tej samej cenie, rzecz jasna...
Downsizing bez wątpienia jest antykonsumencką praktyką, niezależnie od tego, co twierdzą producenci, handel czy sami klienci. Do najbardziej zagrożonych nim grup towarowych należą wyroby tłuszczowe, sypkie i mięsne oraz wędliny paczkowane, słodycze i środki czystości. Te kategorie mocno podrożały i nadal drożeją. Warto więc, by klienci sprawdzali, czy nie zmieniają się ich gramatury. Wydaje się, że ten proces zatrzyma się dopiero wówczas, kiedy konsumentom zacznie to bardzo przeszkadzać. Byłoby chyba jednak lepiej dla wszystkich, gdyby zjawisko downsizingu sprawnie (i prawnie) uregulowano, żeby dalej się nie rozlewał na rynku. Czy tak się stanie, czas pokaże. ⚫
CZARTER PRYWATNYCH SAMOLOTÓW
O GLOBALNYM ZASIĘGU
Zapewniamy najwyższa jakość usług w zakresie czarteru prywatnych odrzutowców. Wybierz swoj styl podróży i latania.
5
NIEOCZYWISTYCH
KIERUNKÓW WAKACYJNYCH
TEKST KRZYSZTOF KOTLARSKI
Czasy, gdy dla Polaka szczytem wakacyjnych marzeń były wczasy w Bułgarii, na szczęście dawno minęły. Na zagraniczne wyjazdy do kurortów Grecji, Turcji czy Egiptu mogą sobie pozwolić coraz liczniejsi. Nawet takie destynacje jak Tajlandia czy Indie wśród naszych rodaków stają się powszechne. Istnieje jednak wciąż wiele kierunków mniej popularnych, które mogą się dla nas okazać przygodą życia.
BIRMA
FOTO: ROBERT COLLINS, UNSPLASH
Można by się spodziewać, że turystycznych ciekawostek, które mogą nas zaskoczyć i zachwycić, szukać będziemy w najdalszych zakątkach globu. Niekoniecznie. Oczywiście wśród naszych propozycji znalazły się lokalizacje prawdziwie egzotyczne, ale niespodzianki czekają na nas także po sąsiedzku. Oto nasz subiektywny wybór pięciu niesamowitych, acz nieoczywistych kierunków wakacyjnych.
BIRMA
Azja Południowa i Wschodnia to coraz popularniejsze kierunki dla turystów z Europy czy Ameryki. Do cenionych od lat kurortów Tajlandii czy historycznych atrakcji Chin i Japonii szybko dołącza Wietnam, Korea i Malezja. Do niedawna ciemnym punktem na tej mapie była Birma. Rządzony przez lata przez wojskową juntę i targany wewnętrznymi niepokojami kraj nie zachęcał do odwiedzin. Jednak postępujące od dekady przemiany demokratyczne w tym państwie diametralnie zmieniły sytuację. Wspaniałych miejsc do odwiedzenia tu nie brakuje.
Jedną z największych atrakcji jest z pewnością zabytkowa architektura i sztuka sakralna. Złote buddyjskie pagody i posągi Buddy znajdziemy tu w każdym, nawet najmniejszym miasteczku. W starożytnej stolicy Birmy, Paganie, jest ponad dwa tysiące świątyń i klasztorów!
Będąc w tej części kraju, nie sposób nie odwiedzić także innej dawnej stolicy, Mandalaj. Miasto to nierozerwalnie związane jest z erą brytyjskiego kolonializmu. Wizyta we
wspaniałym pałacu i wędrówka po urokliwych ulicach miasta magicznie przeniesie nas w burzliwe czasy schyłku birmańskiej monarchii.
Miłośnicy miejskich rozrywek czy ulicznego jedzenia z pewnością docenią także pobyt w Rangunie, największym birmańskim mieście.
Birma to jednak nie tylko zabytki i miasta, lecz także niesamowita przyroda. Polecamy szczególnie rejsy po stanowiącej serce kraju rzece Irawadi oraz odwiedzenie jeziora Inle wraz z pływającymi wioskami ludu Intha.
Liczba turystów, którzy zakochują się w Birmie, rośnie z każdym rokiem, a to dzięki gościnności mieszkańców, niesamowitym atrakcjom, a także wciąż niskim cenom.
WYSPA HOKKAIDO
Japonia jest popularnym kierunkiem turystycznym. Wiele osób odwiedza Tokio, Kioto czy Osakę. Niewielu turystów decyduje się jednak poznać bardziej naturalną, wiejską stronę Japonii. Warto więc udać się z dala od wielomilionowych metropolii, na wyspę Hokkaido.
Gdy spadnie śnieg, Hokkaido przemienia się w zimowe serce Japonii. Miasta, takie jak Sapporo i Asahikawa, organizują wielkie zimowe festiwale, a artyści z całego świata próbują swoich sił w rzeźbieniu w lodzie i śniegu. Hokkaido jest także mekką zimowych sportów, takich jak skoki narciarskie czy uwielbiane w Japonii łyżwiarstwo figurowe.
HOKKAIDO
TRANSYLWANIA
Wyspę warto jednak odwiedzić także latem. Niesamowite bogactwo przyrodnicze Hokkaido potrafi przyprawić o zawrót głowy. Tutejszy park narodowy Shiretoko należy do najdzikszych miejsc w całej Japonii, jednak zdeterminowanych turystów nagradza widokami unikalnymi na skalę światową. Na Hokkaido istnieją również liczne gorące źródła.
Znajdziemy tu także wiele zabytków, takich jak XIX-wieczny fort w Hakodate. Znakomite warunki klimatyczne sprawiają również, że to właśnie tu rozwinęło się nowoczesne rolnictwo i hodowla. Przetwory mleczne oraz ryby z Hokkaido cenione są przez smakoszy nie tylko z Japonii, ale całego świata.
Wyspa Hokkaido to doskonały wybór dla tych, którzy po zwiedzeniu nowoczesnego i zatłoczonego Tokio mają ochotę na chwilę wytchnienia i poznania innej twarzy Japonii.
HOKKAIDO
SIEDMIOGRÓD
Kolejny nieoczywisty kierunek na naszej liście jest bardzo blisko. Znajdujący się obecnie na terytorium Rumunii Siedmiogród to wyśmienite miejsce dla miłośników historii oraz przyrody.
Region Siedmiogrodu, zwany też Transylwanią, to prawdziwy tygiel kulturowy, gdzie wpływy węgierskie, niemieckie, rumuńskie i inne ścierają się ze sobą, tworząc jedyną w swoim rodzaju mieszankę.
W mikroskali odnajdziemy tu niemal wszystko, czego turysta może poszukiwać, podróżując po Europie. Średniowieczne miasta, takie jak Sybin czy Braszów, pokażą nam unikalną kulturę tutejszych saskich osadników, a zwiedzając wiejskie grody warowne, nauczymy się, jak wyglądało życie ponad 900 lat temu. Możemy podążyć również mrocznym szlakiem do zamku słynnego hrabiego Drakuli, mijając przy okazji tutejsze lasy, będące wzorcowym przykładem pierwotnej przyrody Europy.
Dzięki wielokulturowym wpływom w regionie Siedmiogrodu unikalną na skalę europejską mieszankę stanowi również tutejsza kuchnia. Doskonałe zupy i dania mięsne z pewnością zadowolą nawet najwybredniejszych smakoszy.
Choć Transylwania nie jest ani trudno dostępnym, ani drogim kierunkiem turystycznym, to z pewnością stanowi znakomitą odskocznię od masowych migracji nad morskie plaże w okresie letnim.
FOTO:
TANZANIA I KILIMANDŻARO
Kolejny punkt na naszej liście to podróż do gorącej Afryki. Jest to propozycja dla osób lubiących wysiłek i sprawnych fizycznie, nie jest jednak wyprawą ekstremalną. Wznosząca się na niemal sześć tysięcy metrów nad poziom morza góra Kilimandżaro to serce wielu mitów ludów Afryki. Jej wieczne śniegi pośród spiekoty afrykańskiego kontynentu stanowią niesamowity widok, który przyciąga coraz więcej turystów.
Obecnie biznes turystyczny wokół Kilimandżaro jest już bardzo rozwinięty. Mamy do dyspozycji szereg prowadzących na górę szlaków o zróżnicowanym stopniu trudności oraz liczne grupy przewodników, którzy bezpiecznie doprowadzą nas na szczyt, maksymalnie ułatwiając nam wspinaczkę. Zwykle grupie turystów towarzyszy ponad dwukrotnie liczniejsza ekipa przewodników, tragarzy i kucharzy. Nie znaczy to jednak, że zdobycie Kilimandżaro to spacerek. Rozrzedzone powietrze i długotrwałe podejścia dadzą się we znaki każdemu. Majestatyczny widok na skąpany w słońcu afrykański krajobraz wynagradza jednak włożony wysiłek.
WYSPA PALAWAN
Ostatni cel na naszej liście pojawia się w większości zestawień na najpiękniejszą wyspę świata. Trudno się temu dziwić, skoro większość jej powierzchni, a także wody przybrzeżne, wchodzą w skład parków narodowych chroniących unikalne w skali światowej okazy flory i fauny. Pokryta lasem deszczowym skalista wyspa jest słabo zaludniona i stanowi ostoję pierwotnej dzikiej przyrody.
Wokół niej podziwiać możemy m.in. Park Morski Rafy Tubbataha o powierzchni ponad 100 tys. ha. Tutejsze kolonie koralowców stanowią dom dla ogromnej ilości morskich stworzeń, które oglądać możemy, nurkując samodzielnie lub poprzez przezroczyste dna specjalnych łodzi.
Największą atrakcję samej wyspy stanowi podziemna rzeka Puerto Princesa. Ten cud natury to zdecydowanie najdłuższa na świecie spławna trasa wodna wiodąca pod ziemią. Podczas spływu poprzez liczne groty ujrzymy niesamowite formacje skalne i liczne gromady unikalnych dla tego regionu gatunków nietoperzy.
Konstruując naszą listę, postanowiliśmy wymieszać nieco egzotyki i swojskości, jako że w przeżyciu niesamowitej przygody na wakacjach liczą się przede wszystkim pomysł i dobre nastawienie. Każdy kraj, także Polska, posiada do zaoferowania ogromne bogactwo krajobrazowe i przyrodnicze. Wystarczy rozejrzeć się nieco poza utartymi szlakami, by stworzyć plan niebanalnej podróży. ⚫
FOTO: MATTHEW DE ZEN, UNSPLASH
WYSPA PALAWAN
HISTORIA MINIMALNEGO WYNAGRODZENIA W POLSCE
TEKST WOJCIECH KONDRACIUK
Słynna najniższa krajowa towarzyszy Polakom już od roku 1956. Na przestrzeni ostatnich 68 lat ulegała zmianie nie tylko jej wysokość, ale też definicja. W czasach PRL-u miała ona związek m.in. z kategorią zaszeregowania pracownika, czyli jego kwalifikacjami. Natomiast od roku 1990 była już równa dla wszystkich zatrudnionych na umowie o pracę. Od tamtej pory pensja minimalna niezmiennie jest chlebem powszednim dla 1,5 do nawet 2,2 miliona Polaków, czyli od około 10 do ponad 20% wszystkich pracujących. Te liczby wciąż rosną.
POCZĄTKI III RP
Zostawmy czasy słusznie minionego ustroju i skupmy się na erze kapitalizmu. Początkowo, choć napawała ona optymizmem, sprawiała też spore problemy. Mam na myśli oczywiście inflację, której szaleńcze rozmiary widać najlepiej właśnie po płacy minimalnej, która przed denominacją rosła nawet pięć razy do roku. Poniżej przedstawię wszystkie zmiany jej wartości z lat 1990-1994, dodając dla kontekstu wysokość płac brutto z ostatnich lat trwania Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej.
• od 1 stycznia 1982 r. – 3300 zł
• od 1 września 1982 r. – 5400 zł
• od 1 stycznia 1987 r. – 7000 zł
• od 1 stycznia 1988 r. – 9000 zł
• od 1 stycznia 1989 r. – 17 800 zł
• od 1 lipca 1989 r. – 22 100 zł
• od 1 października 1989 r. – 38 000 zł
• od 1 stycznia 1990 r. – 120 000 zł
• od 1 września 1990 r. – 368 000 zł
• od 1 października 1990 r. – 440 000 zł
• od 1 stycznia 1991 r. – 550 000 zł
• od 1 kwietnia 1991 r. – 605 000 zł
• od 1 lipca 1991 r. – 632 000 zł
• od 1 października 1991 r. – 652 000 zł
• od 1 grudnia 1991 r. – 700 000 zł
• od 1 stycznia 1992 r. – 875 000 zł
• od 1 maja 1992 r. – 1 000 000 zł
• od 1 sierpnia 1992 r. – 1 200 000 zł
• od 1 września 1992 r. – 1 300 000 zł
• od 1 października 1992 r. – 1 350 000 zł
• od 1 stycznia 1993 r. – 1 500 000 zł
• od 1 lipca 1993 r. – 1 650 000 zł
• od 1 października 1993 r. – 1 750 000 zł
• od 1 stycznia 1994 r. – 1 950 000 zł
• od 1 kwietnia 1994 r. – 2 050 000 zł
• od 1 lipca 1994 r. – 2 200 000 zł
• od 1 października 1994 r. – 2 400 000 zł
Widać doskonale, z jakimi trudnościami borykała się gospodarka z czasów transformacji ustrojowej. W grudniu 1989 roku inflacja osiągnęła 640%, a już w lutym 1990 – rekordowe 1180%. Można też stwierdzić, że moment wybrany na denominację był raczej odpowiedni, mimo iż wymagany do denominacji próg inflacji ustalono na 10%. Plan Balcerowicza przynosił wymierne efekty, a wzrosty cen i płac były już na tyle niskie i stabilne, że odważono się na zmianę waluty wcześniej. Mennica produkowała nowe monety i banknoty już od roku 1990, by umożliwić ich szybkie i masowe wprowadzenie do obiegu.
PO DENOMINACJI
Wraz z nadejściem roku 1995 obowiązującym środkiem płatniczym w Polsce został dobrze nam znany nowy złoty. Minimalna pensja stała się znacznie mniej imponująca, bo skróciła się o cztery zera. 1 stycznia 1995 jej wysokość ustalono na 260 złotych. Warto pamiętać, że inflacja w Polsce wciąż przekraczała 10% i stan ten utrzymywał się aż do roku 1998. W dalszym ciągu inflacja wymuszała podnoszenie płac w krótkich odstępach czasu. Poniżej lista wszystkich zmian w latach 1995-2001 wraz z kwotami brutto.
• od 1 stycznia 1995 r. – 260 zł
• od 1 kwietnia 1995 r. – 280 zł
• od 1 lipca 1995 r. – 295 zł
• od 1 października 1995 r. – 305 zł
• od 1 stycznia 1996 r. – 325 zł
• od 1 kwietnia 1996 r. – 350 zł
• od 1 lipca 1996 r. – 370 zł
• od 1 stycznia 1997 r. – 391 zł
• od 1 lutego 1997 r. – 406 zł
• od 1 lipca 1997 r. – 450 zł
• od 1 lutego 1998 r. – 500 zł
• od 1 stycznia 1999 r. – 650 zł
• od 1 listopada 1999 r. – 670 zł
• od 1 marca 2000 r. – 700 zł
• od 1 stycznia 2001 r. – 760 zł
Z powodu utrzymującej się inflacji płaca minimalna w ciągu 7 lat wzrosła blisko trzykrotnie. Widać stopniowe uspokojenie tego trendu po roku 1999. Inflacja odpuściła nam na tyle, że w 2002 zdecydowano się nie podnosić najniższej krajowej.
PO 2002 ROKU
Ustawa o minimalnym wynagrodzeniu za pracę z 10 października 2002 roku uporządkowała kwestię płacy minimalnej w kilku aspektach, w tym m.in. w kwestii wynagrodzenia godzinowego. Ustawa nakłada na rząd obowiązek corocznej zmiany wysokości pensji minimalnej od 1 stycznia danego roku. Jeśli natomiast wskaźnik cen towarów wynosi powyżej 105% rok do roku, ustawa nakłada obowiązek dwukrotnej zmiany wysokości pensji minimalnej: od 1 stycznia i od 1 lipca danego roku. Miało to zapobiec charakterystycznemu dla lat poprzednich chaosowi i nieregularnym oraz uznaniowym wprowadzaniu zmian. Dla naszego zestawienia najważniejsze są jednak kwoty. Wzrosty płac miały odpowiadać co najmniej wzrostowi wskaźnika cen. W tej samej ustawie najniższa krajowa na rok 2003 została ustalona na 800 złotych brutto.
Od tej pory, w latach 2003-2022, płaca minimalna wzrastała regularnie raz do roku. Wystarczyło 10 lat, by uległa podwojeniu – w 2013 roku wyniosła 1600 zł brutto. Próg 2000 zł brutto został przekroczony w 2017 roku, natomiast rok 2022 przyniósł już 3010 zł brutto. Wybuch wojny w Ukrainie doprowadził do znacznego zwiększenia inflacji, co wymusiło zawarte w ustawie podwójne wzrosty płac w latach 2023 i 2024. Wyglądały one następująco:
• od 1 stycznia 2023 r. – 3490 zł
• od 1 lipca 2023 r. – 3600 zł
• od 1 stycznia 2024 r. – 4242 zł
• od 1 lipca 2024 r. – 4300 zł
Choć kwoty w ostatnich latach wzrosły spektakularnie, siła nabywcza najniższej pensji nie zmieniła się praktycznie wcale. Duże wzrosty płac wśród najgorzej opłacanych pracowników przełożyły się na wzrost średniej krajowej w ostatnich kilku latach, ale doszło też do pewnego spłaszczenia płac.
Minimalna pensja oscyluje wokół 50% wartości średniego wynagrodzenia, co nigdy wcześniej nie miało miejsca w naszym kraju. Ze względu na rosnące koszty prowadzenia działalności firm często nie stać na podwyżki dla wszystkich pracowników, w związku z czym długoletni specjaliści często zarabiają tyle samo lub niewiele więcej od świeżo zatrudnionych pracowników niższego szczebla. Pracodawcy często obwiniają o to rząd Prawa i Sprawiedliwości, który głośno chwalił się podwyżkami. Prawda jest jednak taka, że rząd ustanowił podwyżki o zaledwie 1% większe, niż wymaga tego ustawa z 2002 roku. Według rządowych szacunków ostatnia podwyżka płacy minimalnej miała objąć nawet 3,5 miliona Polaków, co stanowi 27% wszystkich osób pracujących.
CO PRZYNIESIE 2025 ROK?
Dzięki spadkowi inflacji do poziomu poniżej 5%, w przyszłym roku będzie miała miejsce tylko jedna podwyżka płacy minimalnej – jednak nie jest ona stuprocentowo pewna. Rządowe negocjacje w sprawie przyszłorocznej podwyżki wciąż trwają. Proponowana przez Radę Dialogu Społecznego kwota to 4626 zł brutto, natomiast Ogólnopolskie Porozumienie Związków Zawodowych oczekuje kwoty 4650 zł brutto. Ostateczna decyzja ma zostać podjęta do 15 września 2024.
Z kolei reprezentująca interesy pracodawców Konfederacja Lewiatan przekonuje, że dalsze podnoszenie płacy minimalnej może nieść zagrożenie dla istnienia małych firm. Stąd wziął się pomysł na zamrożenie wysokości najniższej krajowej na obecnym poziomie 4300 zł brutto. Utrzymanie aktualnej płacy może ułatwić tysiącom firm funkcjonowanie w obecnych warunkach rynkowych oraz korzystnie wpłynąć na inflację.
Jednocześnie Ministerstwo Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej pracuje nad wdrożeniem unijnej dyrektywy o minimalnych, adekwatnych wynagrodzeniach w Unii Europejskiej. Zgodnie z zapisami dyrektywy państwa członkowskie mają zostać zobowiązane do dokonywania oceny adekwatności minimalnego wynagrodzenia względem średniego wynagrodzenia lub mediany płac. Co będzie to oznaczać w praktyce, przekonamy się jeszcze w tym roku. ⚫
POKOLENIE Z
W BIZNESIE I NA RYNKU PRACY
TEKST MIKOŁAJ BUCZYŃSKI
„ każde pokolenie ma własny czas”, jak śpiewał zespół kombii. można dodać, że każde ma też inne wymagania i inne podejście do pracy. Jak to wygląda w przypadku pokolenia Z?
Post-milenialsi, pokolenie multitasking, zoomerzy – nazwy są różne, różne są też podawane w literaturze przedziały czasowe. Możemy jednak przyjąć, że „zetki” to ludzie urodzeni w drugiej połowie lat 90. oraz w pierwszej dekadzie XXI wieku. Dorastali z dostępem do nowych technologii: internetu, smartfonów, mediów społecznościowych. Można powiedzieć, że zostali wychowani w erze cyfrowej.
Jak powszechnie wiadomo, każde nowe pokolenie jest odrobinę niezrozumiałe dla poprzedniego. W realiach biznesowych różnice mogą być widoczne jeszcze bardziej, zwłaszcza że zmienił się sam paradygmat pracy: mniej liczy się staż, a bardziej znaczące są umiejętności i efekty, mamy również większe możliwości, takie jak między innymi swobodny dostęp do pracy za granicą. Często do firm przychodzą stosunkowo młodzi ludzie i obejmują wysokie stanowiska, co może się nie podobać innym, którzy organizacji poświęcili wiele lat, a mimo to nie zaszli tak daleko.
Finalnie ważne jest to, żeby akceptować rzeczywistość taką, jaka jest, i aby nie walczyć z kimś dlatego, że działa inaczej, ale starać się go zrozumieć. Zwłaszcza że przyzwyczajenia młodej generacji powoli wypierają praktyki starszych pokoleń. Dlatego przyjrzymy się obecnym na rynku pracy (i to od dawna) post-milenialsom.
CHARAKTERYSTYKA GENERACJI Z
Dla „zetek” internet i media społecznościowe są czymś naturalnym. Zamiast pisać długiego maila, wolą załatwić sprawę szybko na WhatsAppie. Pracy chętnie poszukują na LinkedIn, a wiedzy szukają na profilach eksperckich na Instagramie. Jeżeli nie ma cię na Facebooku – zapewne nie istniejesz.
Co ciekawe, priorytety zetek są podobne jak w przypadku innych pokoleń, przy czym statystycznie najważniejsze jest dla nich szczęście, potem rodzina, znajomi, zdrowie i zdobywanie wiedzy. Cenią sobie autentyczność w komunikacji i przejrzystość zasad w biznesie i w pracy (np. transparentny system wynagradzania).
Nazwa „pokolenie multitasking” nie wzięła się znikąd. Wielozadaniowość jest wszechobecna. Można jednocześnie prowadzić rozmowę, przeglądać społecznościówki oraz szybko odpisać na maila – w końcu w telefonie jest odpowiednia aplikacja do obsługi poczty elektronicznej. Nawiasem mówiąc, taka wielozadaniowość nie jest zbyt dobra dla efektywności, chociaż może się wydawać inaczej – przynajmniej tak mówią badania.
Przyzwyczajenie do życia w dynamicznym świecie ma swoje zalety. Zetki potrafią się dostosować, szybko się uczą, przyswajają informacje i zyskują nowe umiejętności. Według wielu menedżerów oraz ekspertów w dziedzinie zarządzania i nauki o organizacjach taka elastyczność jest dzisiaj kluczowa, w szczególności w otoczeniu VUCA (o czym
napisałem w tym wydaniu „Business Life Polska” w artykule o przyczynach upadku wielu polskich firm).
WPŁYW MEDIÓW SPOŁECZNOŚCIOWYCH
Biegłość w posługiwaniu się technologiami ma niewątpliwe zalety, skraca czas wykonywania wielu czynności, zbliża ludzi. Jednak są też wady. Pokolenie zet, jak na ludzi wychowanych w erze social mediów przystało, ma nieco zaburzony system dopaminowy. Feedback, nagroda lub kara – powinny być natychmiast – tak jak na Facebooku, kiedy ktoś polubi zdjęcie.
Osobną kwestią jest pokazywany w mediach społecznościowych świat, a raczej jego wycinek. Według badań aż 57% zetek chciałoby zostać influencerami. Jak wiemy, popularni autorzy pokazują raczej swoje najlepsze chwile, pomijając gorsze dni. Nie dziwi więc rozczarowanie tych, którzy dopiero rozpoczynają życie zawodowe. Niskie dochody (niepozwalające na życie, jakim inni chwalą się na Instagramie), godziny pracy, które ograniczają możliwość oddawania się pasjom – to wszystko sprawia, że zetki często są roszczeniowe. Z drugiej strony – trudno im się dziwić.
PODEJŚCIE DO PRACY
Podglądanie nowobogackiego życia ma jednak pewne zalety. Jedną z nich jest to, że zetki nie zamykają się w swoim świecie, ale uczą się i inspirują. Widząc, na jakim poziomie można żyć – aspirują do tego. Dlatego jest to pokolenie bardzo przedsiębiorcze, często skupione na działaniu i nieustępliwe. Jednocześnie praca nierzadko jest traktowana jako nie cel sam w sobie, a środek do celu, jakim jest życie przez duże „Z”. Czy to źle? Cóż, powoli cały świat dostrzega zalety pewnego spowolnienia oraz życia w zgodzie ze sobą zamiast poświęcania najlepszych lat na ciężką harówkę.
Zetki lubią próbować. Relatywnie często zmieniają pracę i szukają tej idealnej. Podejmują się wielu zajęć. Coraz bardziej popularne staje się jednoczesne zatrudnienie w kilku miejscach (np. po pół etatu). Post-milenialsi cenią sobie elastyczność – zarówno w pracy, jak i edukacji, chętnie wybierają opcje zdalne (home office oraz edukacja on-line, np. poprzez szkolenia), a jeżeli jest taka możliwość – korzystają z opcji workation (łączenie pracy z wakacjami, temat poruszany w poprzednim wydaniu „Business Life Polska”).
Generacja Z ma dużą świadomość, jeżeli chodzi o ekologię. Ważne są również kwestie społeczne: mniejszości, równość płac oraz inkluzywność w miejscu pracy. Widać to nie tylko w decyzjach zakupowych, ale również w wyborze firmy, z którą się zwiążą. Zyskują organizacje odpowiedzialne społecznie i ekologicznie oraz dbające o kulturę organizacyjną.
Zetki cenią możliwość rozwoju i chętniej wybierają jako swoje miejsce pracy organizacje, które im to umożliwiają. Istotne są realne możliwości awansu i jasne zasady jego przydzielania. Ważne jest również podejście firm do nowych technologii i ich implementacja w codziennym środowisku służbowym.
LIBERALIZACJA
Kiedyś pojawienie się w biurze bez krawata było nie do pomyślenia. Dzisiaj nawet w szanowanych korporacjach pracownicy chodzą w zestawach casualowych lub w jeszcze luźniejszym ubraniu. Tatuaże nie dziwią, nawet w przypadku kasjerów w bankach. Z kolei w ślad za zachodnią kulturą w organizacjach coraz częściej odchodzi się od zwrotów „Pan” lub „Pani” i mówi się po imieniu.
INTEGRACJA POKOLENIOWA… …jest wyzwaniem dla współczesnych menedżerów. Podstawą – jak się wydaje – jest odpowiednia kultura organizacyjna, edukacja w zakresie inkluzywności oraz dobra komunikacja. Pomocne mogą być również programy mentoringowe, w których dłużej obecny w organizacji pracownik jest wsparciem dla nowych talentów. Takie programy mają trzy główne zalety: doceniają wkład i umiejętności mentora, dają wiedzę i wspomagają nowe osoby oraz tworzą mosty między zatrudnionymi. Osobną kwestią jest nadawanie kierunku przez nowe. Z czasem paradygmaty starszych ulegają aktualizacji lub zostają zastąpione. Używanie nowych technologii, szybkie uczenie się, postępowanie proekologiczne i prospołeczne, liberalizacja stosunków w pracy – to wszystko staje się standardem w światowym otoczeniu biznesowym. To, co być może kiedyś szokowało, a potem było ciekawostką dla starszych pokoleń, teraz staje się czymś, co należy przyswoić, aby nie wypaść z obiegu. Dlatego nie tylko młodzi mogą się uczyć od starszych, ale również odwrotnie.
PODSUMOWANIE
Jak każde pokolenie, zetki mają zarówno przewagę w czymś, jak i obszary, nad którymi warto popracować. Umiejętność szybkiej nauki i elastyczność pozwala im jednak na sprawne zyskanie niezbędnych kompetencji.
Na koniec pragnę szczerze polecić film z Robertem De Niro oraz Anne Hathaway pod tytułem „Praktykant”. Film bardzo dobrze pokazuje różnice pokoleniowe w świecie nowoczesnej korporacji (a właściwie start-upu). Dla wielu może być ciekawą inspiracją i materiałem do głębszych przemyśleń. ⚫
NIERUCHOMOŚCI ZAGRANICZNE: GDZIE OPŁACA SIĘ ZAINWESTOWAĆ?
TEKST KRZYSZTOF KOTLARSKI
W obliczu rosnącej niepewności na polskim rynku nieruchomości i malejących zysków inwestorzy coraz liczniej zwracają oczy ku zagranicy, poszukując stabilnych i atrakcyjnych okazji inwestycyjnych. Wśród popularnych turystycznie kierunków szczególną uwagę przyciągają trzy kraje: Cypr, Gruzja i Hiszpania. każdy z nich oferuje unikalne możliwości oraz różnorodne korzyści, które przyciągają polskich inwestorów.
FOTO: TARIK BOZKURT, UNSPLASH
Polski rynek nieruchomości, zwłaszcza w dużych miastach, pomimo słabszej koniunktury wciąż doświadcza wzrostu cen. Rośnie także konkurencja wśród inwestorów. Chociaż nadal mogą oni liczyć na stabilny, acz mniejszy niż w poprzednich latach, wzrost wartości oraz popyt, spadek stopy zwrotu skłania ich do poszukiwania alternatywnych rozwiązań.
W porównaniu z rynkiem polskim inwestycje zagraniczne oferują kilka kluczowych zalet. Przede wszystkim różnorodność rynków zagranicznych pozwala na dywersyfikację portfela inwestycyjnego, co może znacząco zmniejszyć ryzyko związane z lokalnymi wahaniami gospodarczymi i politycznymi.
CYPR: WYSPA NA MORZU MOŻLIWOŚCI
Cypr, choć niewielki pod względem terytorialnym, jest krajem o bogatej historii i dynamicznie rozwijającym się rynku nieruchomości. Z uwagi na położenie i jednoczesne członkostwo w Unii Europejskiej stanowi atrakcyjny punkt na mapie dla inwestorów poszukujących stabilnych inwestycji w regionie śródziemnomorskim.
Jednym z kluczowych atutów Cypru jest jego korzystny system podatkowy. Kraj oferuje niskie stawki podatkowe dla osób fizycznych i prawnych, co w połączeniu z rozbudowaną infrastrukturą oraz stabilnym systemem politycznym tworzy sprzyjające warunki do lokowania kapitału. Dodatkowo rynek nieruchomości na Cyprze charakteryzuje się dużą różnorodnością – znajdziemy tu zarówno oferty luksusowych willi, jak i pojedynczych apartamentów nad morzem oraz przystępnych cenowo mieszkań w dużych miastach, takich jak Nikozja czy Limassol.
Cypr przyciąga inwestorów także programem rezydencji inwestycyjnej. Inwestorzy niebędący obywatelami UE mo -
gą poprzez ulokowanie kapitału w wysokości co najmniej 300 tys. euro ubiegać się o stały pobyt na Cyprze.
GRUZJA: WSCHODZĄCY RYNEK
Gruzja, choć wciąż mniej rozwinięta od Cypru czy Hiszpanii, staje się coraz bardziej atrakcyjna dla zagranicznych inwestorów. Przyczynia się do tego jej dynamicznie rosnąca gospodarka, popularność wśród turystów oraz liberalne podejście do inwestycji zagranicznych.
Tbilisi, stolica Gruzji, stanowi epicentrum działalności biznesowej kraju, oferując także różnorodne możliwości inwestycyjne w sektorze nieruchomości. Rosnące zainteresowanie turystyką oraz szybki rozwój infrastruktury miejskiej sprawiają, że zainwestowanie w nieruchomości komercyjne, takie jak hotele czy apartamenty na wynajem krótkoterminowy, może okazać się wyjątkowo opłacalne. Podobnie wygląda sytuacja w przypadku kurortów nad Morzem Czarnym.
Należy również podkreślić, że Gruzja prowadzi politykę otwartych drzwi dla zagranicznych inwestorów. Proces zakupu nieruchomości jest prosty, a koszty transakcyjne stosunkowo niskie. Warto także zauważyć, że gruziński system prawny jest przyjazny dla inwestorów, oferując ochronę prawną oraz korzystne warunki podatkowe, w tym brak podatku od nieruchomości na niektóre kategorie aktywów.
HISZPANIA: KLASYKA W NOWOCZESNYM WYDANIU
Hiszpania od dawna jest jednym z najbardziej popularnych kierunków do inwestowania w nieruchomości, nie tylko w Polsce, ale i na całym świecie. Rynek ten przyciąga swoją różnorodnością – od luksusowych posiadłości na wybrzeżu Costa del Sol, poprzez zabytkowe kamienice w sercu Madrytu i Barcelony, po nieruchomości komercyjne w dynamicznie rozwijających się regionach.
FOTO: VITALY MAZUR, UNSPLASH
Hiszpański rynek nieruchomości przeszedł znaczące zmiany od czasu kryzysu finansowego w 2008 roku. Obecnie, dzięki stabilnemu wzrostowi gospodarczemu i rosnącemu popytowi na wynajem, szczególnie w dużych miastach i regionach turystycznych, inwestycje w nieruchomości są ponownie atrakcyjne.
Hiszpania oferuje również dodatkowo program rezydencji „Golden Visa”, który zachęca inwestorów z całego świata. Inwestując w nieruchomości o wartości co najmniej 500 tys. euro, można uzyskać prawo do stałego pobytu na terenie Hiszpanii, co jest atrakcyjne zwłaszcza dla osób spoza Unii Europejskiej.
Warto także zwrócić uwagę na infrastrukturę finansową i prawne zabezpieczenia, które Hiszpania oferuje inwestorom. Stabilność systemu bankowego oraz rozwinięty rynek hipoteczny umożliwiają finansowanie inwestycji na korzystnych warunkach.
UCIEC, ALE DOKĄD?
Porównując możliwości inwestycyjne w tych popularnych turystycznie krajach, polscy inwestorzy powinni wziąć pod uwagę kilka kluczowych czynników: stabilność polityczną i gospodarczą, potencjalne zyski z wynajmu, oraz aspekty prawne i podatkowe.
Cypr i Hiszpania oferują relatywnie większą stabilność oraz rozwinięty już rynek, z korzystnymi warunkami dla zagranicznych inwestorów, ale zakup nieruchomości jest tu bardziej kosztowny. Gruzja, choć mniej rozwinięta, proponuje atrakcyjne ceny nieruchomości oraz dynamiczny rozwój gospodarczy, co może przekładać się na wyższe stopy zwrotu w przyszłości.
Ostateczna decyzja o wyborze lokalizacji powinna zależeć od naszych indywidualnych celów inwestycyjnych, preferencji co do lokalizacji, jeśli chcemy z nieruchomości korzystać też osobiście, oraz gotowości do zaakceptowania ryzyka inwestycyjnego. ⚫
WODÓR NIE TAKI
EKOLOGICZNY
TEKST MARCIN GOMÓŁKA
Jeśli zapytacie kogoś o najbardziej ekologiczne paliwo przyszłości, prawdopodobnie usłyszycie słowo „wodór”. I zasadniczo jest to prawda. Wodór nie jest trujący, można uzyskać z niego energię elektryczną w ogniwach wodorowych, ale też spalać podobnie jak gaz LPG. Jest co prawda dosyć kłopotliwy w magazynowaniu, ale problem ten daje się rozwiązać, co udowadniają samochody i autobusy zasilane wodorem. Istnieje jednak poważniejsza przeszkoda w jego wykorzystywaniu: to sposób wytwarzania.
ZASTOSOWANIA WODORU
Zdecydowana większość wytwarzanego na świecie wodoru nie służy do zasilania pojazdów. Motoryzacja nie jest sposobem na zagospodarowanie powszechnego surowca, lecz zaledwie jednym z jego konsumentów. Ten cenny gaz ma bowiem liczne zastosowania w przemyśle. Używa się go do specjalistycznych procesów w fabrykach, do wytwarzania metanolu oraz nawozów na bazie amoniaku, w palnikach do cięcia i spawania, a nawet do pakowania produktów spożywczych. W każdym z tych zastosowań ceni się czyste i nieszkodliwe działanie wodoru – nie tylko w procesach spalania.
CZTERY KOLORY WODORU
Wodór sam w sobie jest bezbarwny, ale jego rodzaje określa się kolorami. Wyróżniamy wodór zielony, niebieski i szary. Te kolory odnoszą się do metod jego wytwarzania. Wodór w stanie wolnym występuje w przyrodzie bardzo rzadko, np. w górnych warstwach atmosfery i gazach wulkanicznych, i nie ma możliwości pozyskiwania go w takiej postaci. Częściej spotyka się go w formie składnika rozmaitych związków organicznych i nieorganicznych i właśnie z tej postaci można go odzyskać na różne sposoby.
Wodór zielony to najbardziej ekologiczne ze znanych nam paliw. Powstaje wskutek elektrolizy wody, do której wykorzystuje się energię elektryczną z odnawialnych źródeł.
Produkcja wodoru tą metodą jest więc przetwarzaniem jednego rodzaju energii w inny i sposobem na jej magazynowanie. Produkcja zielonego wodoru odbywa się na naprawdę niewielką skalę, ponieważ jest opłacalna tylko wtedy, gdy istnieje nadwyżka energii odnawialnej. Do takiej sytuacji jest jednak jeszcze bardzo daleko, a wytwarzaniu zielonego wodoru towarzyszą zbyt duże straty energii, by ktokolwiek chciał się tym zajmować na wielką skalę. Dlatego właśnie chęć uczynienia zielonego wodoru kluczowym elementem transformacji energetycznej jest nierealna. Przy obecnym stanie technologii nie opłaca się przekształcać elektryczności w wodór, skoro do większości celów można wykorzystać właśnie prąd elektryczny. Zielony wodór jeszcze długo pozostanie sposobem na gromadzenie jego nadwyżek – a tych, jak na razie, po prostu nie ma.
Na drugim krańcu skali mamy wodór szary, którego jest na rynku zdecydowanie najwięcej. Prawie cały wodór wytwarzany w Polsce i Europie powstaje z paliw kopalnych – gazu ziemnego i węgla, będących źródłem metanu. Najczęściej dzieje się to w procesie reformingu parowego metanu, który już sam w sobie jest procesem bardzo energochłonnym. Są też szkodliwe skutki uboczne wytwarzania szarego wodoru, czyli tlenek oraz dwutlenek węgla. W procesie reformingu parowego może powstawać nawet do 12 kg dwutlenku węgla na każdy wytworzony kilogram wodoru.
WODÓR TO JEDEN Z NAJBARDZIEJ POWSZECHNYCH PIERWIASTKÓW WE WSZECHŚWIECIE, DLATEGO MOŻE BYĆ PRZYSZŁOŚCIĄ PODRÓŻY KOSMICZNYCH. WIDOCZNY NA WIZUALIZACJI POJAZD FCEV WEŹMIE UDZIAŁ W MISJI KSIĘŻYCOWEJ ARTEMIS W 2032 ROKU. DO DZIAŁANIA WYSTARCZY MU JEDEN ZBIORNIK WODY I ENERGIA SŁONECZNA.
ZLOKALIZOWANE W PORCIE LONG BEACH CENTRUM LOGISTYCZNE TOYOTY PRACUJE W SYSTEMIE „TRI-GEN”, KTÓRY PRODUKUJE WODĘ, PRĄD I WODÓR Z ODNAWIALNYCH ŹRÓDEŁ ENERGII.
Rozwiązaniem pośrednim jest tworzenie niebieskiego wodoru. Różnica względem wodoru szarego polega na tym, że efekty uboczne jego wytwarzania są przechwytywane i wykorzystywane do innych celów. Przykładowo powstający w ten sposób dwutlenek węgla mógłby być przetwarzany na paliwa syntetyczne. Jednak w tym procesie uwalniany jest również metan, czyli kolejny gaz cieplarniany. Z kolei rozszczepianie i późniejsze magazynowanie dwutlenku węgla pochłania duże ilości energii i nie jest stuprocentowo skuteczne – kilka procent CO 2 i tak trafia do atmosfery. Według najnowszych badań produkcja niebieskiego wodoru emituje o 20% więcej gazów cieplarnianych niż spalanie węgla i 60% więcej niż spalanie oleju napędowego. W całościowym spojrzeniu jest to więc bardziej szkodliwe dla naszej planety niż stosowanie paliw konwencjonalnych. To trochę jak z samochodami elektrycznymi, które są ekologiczne, ale tylko jeśli pominie się wszystkie procesy ich powstawania.
Istnieje jeszcze jeden kolor wodoru, o którym warto powiedzieć. Turkusowy wodór powstaje w procesie pirolizy, w którym również wytwarza się węgiel, ale w stanie stałym. Dzięki temu łatwiej go gromadzić i zagospodarować. Do przeprowadzenia tego procesu także wykorzystuje się gaz ziemny, ale wysoka temperatura wymagana do procesu pirolizy wytwarzana jest za pomocą energii elektrycznej. To proces wciąż wykorzystujący paliwa kopalne, ale znacznie bliższy idei zielonej energii – stąd właśnie kolor pośredni między niebieskim a zielonym.
CO DALEJ Z WODOREM?
W pewnych dziedzinach życia wodór pozostanie niezastąpiony. Rocznie produkuje się go na świecie około 115 milionów ton. Jeśli jednak chodzi o branżę energetyczną i motoryzację, wodór wciąż pozostaje tylko ciekawostką. Choć różne środowiska starają się promować go jako najczystsze źródło energii, prawda jest zupełnie inna. Z kolei upowszechnienie się zielonego wodoru, który rzeczywiście niesie za sobą najmniejszy wpływ na środowisko, może potrwać dziesięciolecia. ⚫
FOTO: K. K. YAM AMOT, UNSPLASH
KOSZT BUDOWY STACJI TANKOWANIA WODORU TO NAWET 2 MILIONY DOLARÓW
FOTO:
WIZJONERZY ŚWIATA MOTORYZACJI
TEKST PAWEŁ ILCZUK
Z definicji nauka różni się od sztuki tym, że odkrycia naukowe i wynalazki mogą być dziełem różnych osób. Gdyby Robert Oppenheimer nie doprowadził do powstania bomby atomowej, zrobiłby to inny, prawdopodobnie niemiecki lub rosyjski naukowiec. Z punktu widzenia nauki to i tak miało się wydarzyć, ale z punktu widzenia historii powinniśmy dziękować za sukces Stanów Zjednoczonych. Z kolei pierwszy telefon stworzyło niezależnie i w podobnym czasie aż czterech mężczyzn. Natomiast nigdy nie dowiemy się, co jeszcze wyszłoby spod pędzla Vincenta van Gogha, gdyby nie zginął od kuli w 1890 roku. Wszyscy wspomniani dżentelmeni byli jednak wizjonerami. Dlaczego o tym piszę? m oim zdaniem motoryzacja to wspaniałe połączenie nauki i sztuki, która nie byłaby taka sama bez wkładu ludzi, którzy mieli wizję. Chciałbym pokrótce przedstawić najważniejsze dokonania kilku z nich.
CARL BENZ
Tak jak wspomniany Oppenheimer jest uznawany za ojca bomby atomowej, tak Carl Benz na zawsze pozostanie ojcem motoryzacji. To dzięki niemu w roku 1886 powstał i wyjechał na ulice Mannheim pierwszy opatentowany samochód. Co ważne, Patentwagen Nr 1 był napędzany wynalezionym przez Benza silnikiem o zapłonie iskrowym, który nie był jednak zasilany benzyną, lecz ligroiną (tzw. ciężką benzyną). Patent Benza figuruje na liście najbardziej wartościowych dokumentów UNESCO. Mimo to trzeba przyznać jedną rzecz. Carl Benz nie wynalazł pojazdu silnikowego, a jedynie udoskonalił tę koncepcję na tyle, by mógł pokonywać duże odległości i był stosunkowo prosty w obsłudze.
Pierwsze automobile produkcji Benz & Cie. Rheinische Gasmotorenfabrik trafiły do sprzedaży w roku 1888, ale nie cieszyły się zbyt dużą popularnością. Zmieniło się to za sprawą żony Carla, Berthy, która bez wiedzy męża wyruszyła wraz z dziećmi w liczącą 105 kilometrów podróż z Mannheim do Pforzheim. Tym samym Bertha Benz została pierwszą w historii osobą, która pokonała ponad 100 kilometrów pojazdem samochodowym. Wieść o tym wyczynie szybko się rozeszła, co przełożyło się na zwiększenie sprzedaży i dalsze ulepszanie konstrukcji przez Benza. W międzyczasie w Niemczech zaczęły powstawać konkurencyjne pojazdy, takie jak pierwszy w historii samochód czterokołowy (Patentwagen Nr 1 miał tylko trzy koła), będący pomysłem Gottlieba Daimlera i Wilhelma Maybacha. Na szczęście wszyscy trzej panowie postanowili współpracować zamiast konkurować, co doprowadziło do powstania w roku 1926 spółki Daimler-Benz AG. Carl Benz zmarł 3 lata później, zostawiając po sobie żyjącą do dziś legendę – markę Mercedes-Benz.
HENRY FORD
Myślę, że założyciela marki Ford można śmiało nazwać Elonem Muskiem XX wieku. Choć żaden z nich nie jest wynalazcą, udało im się upowszechnić coś, co było dotychczas nowinką techniczną. Żadnemu z panów nie brakowało też kontrowersyjnych pomysłów i poglądów, które pozwolę sobie pominąć.
Zacznijmy jednak od początku. Spółka Ford Motor Company powstała w 1903 roku, po tym jak Henry Ford poróżnił się ze współudziałowcami w Detroit Automobile Company, znanej obecnie jako Cadillac. Jeśli kojarzycie tę ostatnią markę, macie zapewne przed oczami najbardziej luksusowe samochody Ameryki. Henry Ford chciał czegoś zupełnie innego – tanich samochodów dostępnych dla każdego i w dużych ilościach. Jednak by wprowadzić tę wizję w życie, potrzebny był przełom na miarę rewolucji przemysłowej. Była nim ruchoma taśma produkcyjna, która pozwoliła na produkcję 15 milionów sztuk Modelu T w latach 1908-1927. To astronomiczna liczba nawet jak na dzisiejsze czasy.
Ford Model T nie był najwybitniejszym i najlepszym automobilem swoich czasów, ale tym bardziej nie był nim Fiat 126p. To nie przeszkadzało absolutnie nikomu, bo własny samochód, dostępny dla przedstawicieli klasy robotniczej, był luksusem i całkowitą zmianą w życiu. Dzięki samochodom ludzie zaczęli przeprowadzać się dalej od centrów miast, a nawet osiedlać się w zapomnianych wówczas rejonach kraju, takich jak Floryda. Nikomu nie przeszkadzało, że samochody były dostępne wyłącznie w kolorze czarnym. W końcu dzięki temu lakier szybciej wysychał i mogło powstać jeszcze więcej i jeszcze tańszych samochodów.
FERDINAND PORSCHE
W czasach kiedy spółka Carla Benza była już największym producentem aut na świecie, a Henry Ford zastanawiał się, jak zmotoryzować Stany Zjednoczone, pochodzący z Austro-Węgier Ferdinand Porsche projektował… samochody elektryczne. Już jako 25-latek wzbudził zachwyt stworzonym przez siebie modelem elektrycznego automobilu na Wystawie Światowej w Paryżu w roku 1900. Co ciekawe, pojazd ten napędzały dwa silniki umieszczone w piastach przednich kół. Wkrótce powstał jednak projekt auta z czterema silnikami elektrycznymi. Tym samym był to pierwszy na świecie pojazd z napędem na wszystkie cztery koła. Wygląda więc na to, że produkowane obecnie Porsche Taycan ma więcej wspólnego z korzeniami marki, niż może się wydawać.
FOTO: JOHN LLOYD, WIKIPEDIA
Ferdinand Porsche tworzył także pierwsze w historii pojazdy hybrydowe pod marką Lohner-Porsche, w których silnik spalinowy produkował prąd dla silników elektrycznych. Miał też okazję pracować dla największych austriackich i niemieckich marek, takich jak Steyr i Daimler-Benz, jednak ta współpraca skończyła się konfliktami. Nie pozostało mu więc nic innego, jak założyć własne biuro projektowe w 1931 roku. Wkrótce, bo w 1934 roku, firmie trafił się zleceniodawca, którym może nie wypada się chwalić, ale trzeba przyznać, że pozwolił na stworzenie motoryzacyjnej legendy i potęgi. Był to Adolf Hitler, który polecił Ferdinandowi Porschemu zaprojektować tani, wydajny i wygodny samochód dla ludu. Tak powstał Volkswagen Typ 1, znany jako „Garbus”. Pierwsze egzemplarze wyprodukowano już w roku 1939, jednak z wiadomych względów fabryki musiały zająć się produkcją pojazdów wojskowych, takich jak bazujący na Garbusie Kübelwagen czy Schwimmwagen. Seryjna produkcja Garbusów rozpoczęła się dopiero po wojnie – ale już bez udziału okrzykniętego zbrodniarzem wojennym Ferdinanda Porschego. Był to zdecydowanie jeden z najważniejszych pojazdów w historii motoryzacji. Jego produkcja trwała do 2003 roku. Powstało ponad 21 milionów egzemplarzy. Stał się także bazą dla trzech generacji modelu Transporter. Trzeba jednak wiedzieć, że Garbus, choć udany, nie był oryginalnym pomysłem Ferdinanda Porschego, lecz tylko ulepszoną kopią czechosłowackiej Tatry V570.
Tym, kto stworzył markę Porsche, jaką znamy, był Ferry Porsche, czyli syn Ferdinanda, który zarządzał firmą aż do roku 1989. To jemu zawdzięczamy m.in. stworzenie kultowego modelu 911. Jednak nie jest to ostatni z wybitnych członków tej rodziny, o którym przeczytacie w tym artykule.
ANDRÉ CITROËN
To nazwisko kojarzy chyba każdy, ale założyciel najciekawszej z francuskich marek jest postacią raczej zapomnianą. Tu wyjątkowo pozwolę sobie wspomnieć nieco więcej o życiu prywatnym André Citroëna. Jego ojcem był holenderski handlarz diamentami Levie Citroën, zaś matką Polka żydowskiego pochodzenia – Masza Amelia Kleinman. Młody André znał język polski i często bywał w naszym kraju. Jednej z takich wizyt zawdzięcza swój pierwszy pomysł na biznes oraz jego charakterystyczne logo. Zainspirowały go wytwarzane w Głownie koła zębate o zębach daszkowych, które charakteryzowały się cichszą pracą, wysoką wytrzymałością i niższymi kosztami produkcji. André kupił patent na daszkowe koła zębate i w 1900 roku otworzył w Paryżu Przedsiębiorstwo przekładni zębatych Citroëna – niewielki zakład z dwoma daszkami w znaku firmowym.
Dalsza historia francuskiego przemysłowca potoczyła się bardzo dynamicznie. W 1906 roku został powołany do zarządzania upadającą spółką samochodową Mors. Misja uratowania spółki powiodła się, ale wydarzenia roku 1914 sprawiły, że sportowe i luksusowe auta przestały być potrzebne. André wyruszył do Detroit, by poznać tajniki produkcji seryjnej – technologii wynalezionej przez Fredericka Taylora. Ta wiedza nie miała jednak służyć do produkcji samochodów, lecz amunicji. Tuż po wojnie, w 1919 roku, zakład zaczął produkcję pierwszego samochodu sygnowanego logo Citroëna – modelu A. W ciągu kolejnych 10 lat Citroën stał się czwartym największym producentem samochodów, ustępując tylko trzem markom amerykańskim, w tym oczywiście Fordowi. Wytwarzając 100 tysięcy pojazdów rocznie, Citroën stał się motoryzacyjnym królem Europy.
FOTO: ALEXANDRA MAZILU, UNSPLASH
FOTO: PASCAL BERNARDON, UNSPLASH
Sukcesy André Citröena niestety nie trwały zbyt długo. Wkrótce potem inżynier wpadł na pomysł, by stworzyć pierwszy produkowany seryjnie samochód z napędem na przednie koła i samonośnym nadwoziem, nazywany nieoficjalnie Traction Avant. Samochód budził zachwyt dzięki właściwościom jezdnym. Dzięki brakowi ramy nośnej udało się uzyskać niski środek ciężkości, co w połączeniu z zaprojektowanym przez Ferdinanda Porschego niezależnym zawieszeniem, sprawiało, że były to po prostu najszybsze samochody na drogach. Stąd duża ich popularność wśród gangsterów. To z kolei wymusiło zakup całej floty tych aut przez służby mundurowe w całej Europie, w tym także w Polsce. Traction Avant był też pierwszym samochodem w historii wyposażonym w hydropneumatyczne zawieszenie, z którego słynęły późniejsze modele marki. Stworzenie tego modelu pochłonęło jednak tyle środków, że firma popadła w kłopoty finansowe i została przejęta przez koncern Michelin w roku 1934 – w tym samym, w którym debiutował Traction Avant. Przyczyniło się do tego także uzależnienie właściciela od hazardu. Sam André zmarł niespełna rok później z powodu raka żołądka.
Trzeba jednak przyznać, że była to swojego rodzaju ofiara, złożona przez inżyniera i wizjonera dla dobra światowej motoryzacji. Auta przednionapędowe z nadwoziem samonośnym stanowią zdecydowaną większość samochodów produkowanych obecnie na świecie. Wszystkie późniejsze modele marki, w tym kultowe 2CV, DS, SM czy CX, również korzystały z tych samych rozwiązań i – co najważniejsze – były niezwykle ciekawe. Założyciel marki z pewnością byłby z nich dumny.
FERDINAND PIËCH
Współcześnie rzadziej słyszy się o wielkich wizjonerach świata motoryzacji. Poza wyjątkowymi postaciami, takimi jak Christian von Koenigsegg i Akio Toyoda, mamy do czynienia raczej z ulepszaniem i powolną ewolucją motoryzacji, która zdaje się powoli zwijać żagle. Czasy świetności motoryzacji, a zwłaszcza tej spalinowej, niestety już się kończą, a za jej szczytowy okres możemy chyba uznać moment, w którym
Ferdinand Piëch zarządzał Grupą Volkswagena – najpierw jako prezes zarządu (1993-2002), a potem jako przewodniczący rady nadzorczej (2002-2015). W tych latach samochody osobowe stały się najbardziej komfortowe, a także osiągnęły najwyższą efektywność i bezawaryjność. Ta ostatnia cecha zaczęła się nieco kruszyć pod ciężarem kolejnych norm ekologicznych, które wymuszały pewne sprzeczne z logiką ruchy, takie jak celowe osłabianie konstrukcji silników w celu redukcji masy i rzadsze wymiany oleju drastycznie skracające żywotność podzespołów.
Wróćmy jednak do osiągnięć Ferdinanda Piëcha. Co prawda nie był pionierem i wynalazcą na miarę swojego dziadka, Ferdinanda Porschego, ale jego wkład w historię motoryzacji należy docenić. Jako inżynier pracował w rodzinnej firmie, gdzie odpowiadał m.in. za rozwijanie i testowanie silników. Zaprojektował też Porsche 906 i 917. Wskutek wewnętrznych konfliktów nie został jednak następcą Ferry'ego Porschego, lecz założył własne biuro konstruktorskie w roku 1972. Już rok później został zatrudniony w Audi NSU Auto Union AG. Nie była to bynajmniej praca marzeń, ale Piëch pragnął, by Audi stało się marką premium, mogącą konkurować z Mercedesem i BMW. Jak wiemy – to się udało. Dzięki niemu powstał napęd Quattro (1980) oraz niezwykle popularne silniki typu TDI (1989).
Zarządzając Volkswagenem od 1993 roku, miał przed sobą nieco inne zadanie. Marka borykała się z problemami finansowymi, a zadaniem Piëcha była optymalizacja kosztów. Zgodnie z oczekiwaniami zyskowność spółki wzrosła już w ciągu pierwszych kilku lat, dzięki czemu Piëch mógł sobie pozwolić na pewne fanaberie, takie jak zlecenie opracowania modelu Phaeton, ale także wskrzeszenie marki Bugatti przez zaprojektowanie modelu Veyron. Oprócz tego za czasów panowania Ferdinanda Piëcha portfolio grupy wzbogaciło się o inne przejęte marki, takie jak Seat, Skoda, Bentley, czy choćby Porsche. Piëch odszedł na emeryturę w 2015 roku, zaledwie pół roku przed wybuchem afery Dieselgate. Zmarł 25 sierpnia 2019 roku. ⚫
WROCŁAW – TUTAJ BIJE
TECHNOLOGICZNE SERCE POLSKI
Wrocław to trzecie pod względem liczby ludności i powierzchni miasto w Polsce. Jednak drzemiący w mieszkańcach i niepowtarzalnej przestrzeni potencjał, stawia stolicę Dolnego Śląska na pierwszym stopniu podium miast przyjaznych biznesowi.
POTENCJAŁ POTWIERDZONY W RANKINGU
Siłę Wrocławia w tym aspekcie potwierdzają rankingi, takie jak European Cities and Regions of the Future 2024 przygotowane przez fDi Inteligence. W tym prestiżowym zestawieniu Wrocław trzykrotnie zdobył pierwsze miejsce w kategorii miast średnich, oferując najlepsze warunki dla biznesu. Dodatkowo uznano go za miejsce z wyróżniającym się potencjałem ludzkim.
Wrocław przyciąga zarówno dużych inwestorów, jak i mniejszych przedsiębiorców, którzy mogą liczyć na wsparcie na każdym etapie swojej biznesowej przygody w stolicy Dolnego Śląska. Agencja Rozwoju Aglomeracji Wrocławskiej dba o to, by światowi gracze dostrzegali biznesowy potencjał miasta. Przykładem jest Intel, który za rekordowe 20 mld zł, na terenie aglomeracji wrocławskiej w Miękini, wybuduje Zakład Integracji i Testowania Półprzewodników, tworząc przy tym 2 tysiące nowych miejsc pracy.
POLSKA STOLICA START-UPÓW Wrocław od lat znajduje się w czołówce miast startupowych w Polsce, a Dolny Śląsk kolejny rok z rzędu uzyskał miano „polskiej Doliny Krzemowej” w najważniejszym, krajowym raporcie technologicznym „Polskie Start-upy”. Właśnie tutaj zarejestrowanych jest aż 28 proc. wszystkich polskich start-upów. Prężnie działające środowiska akademickie i naukowe, lepsza ni ż w wielu pozostałych rejonach kraju
infrastruktura, korzystne poło ż enie geograficzne to filary składające się na gospodarczą siłę regionu i jego stolicy.
WSPÓŁPRACA KLUCZEM DO SUKCESU
Pragnienie zdobywania wiedzy i szybki rozwój napędzają kreatywność Wrocławia. Liczne przestrzenie coworkingowe, inkubatory i wydarzenia biznesowe sprzyjają tworzeniu tech nologii i innowacji. Jednym z takich wydarzeń jest konferencja Made in Wroclaw, na której co roku spotykają się przedstawi ciele sektorów kluczowych dla rozwoju biznesu, edukacji oraz środowisko samorządowe.
Ósma edycja konferencji pod hasłem „Stage of Knowledge”, która odbędzie się 24 października, skupi się na znaczeniu współpracy interdyscyplinarnej. Ważnym elementem wydarze nia będzie prezentacja raportu R&D, pokazującego rozmach oraz potencjał sektora badawczo-rozwojowego, także w środowisku akademickim.
Nieodłączną częścią konferencji jest wystawa Expo, przyciąga jąca setki mieszkańców, którzy chcą zobaczyć, co tak naprawdę napędza Wrocław. To właśnie w tej części wydarzenia można będzie sprawdzić, co wrocławianie wysyłają w kosmos, poznać wynalazki, które rewolucjonizują świat medycyny, czy zobaczyć na własne oczy niebieskie kropki kwantowe. Szczegółowe informacje można znaleźć na
OPROGRAMOWANIE RANSOMWARE JAK JE ROZPOZNAĆ I JAK SIĘ PRZED NIM CHRONIĆ?
Pochodzące z języka angielskiego słowo „ransom” oznacza okup. Na tej podstawie dość łatwo możemy rozszyfrować cel oprogramowania typu ransomware. W skrócie można określić je jako inwazyjne programy, mające na celu uzyskanie dostępu do komputera, zablokowanie znajdujących się na nim plików i zażądanie okupu od właściciela w zamian za odzyskanie dostępu.
Programy ransomware rozpowszechniane są na wiele sposobów. Najbardziej masową, i niestety wciąż bardzo skuteczną, metodą są załączniki do wiadomości e-mail. Choć większość użytkowników nauczyła się już ostrożności w przypadku podejrzanych wiadomości od nieznanych nadawców, pisanych łamaną angielszczyzną, to należy pamiętać, że podobne ataki stają się coraz bardziej subtelne. Podobnie wygląda kwestia fałszywych stron internetowych – nie zawsze są to pop-upy informujące nas o wygraniu iPhone’a. Często są to witryny łudząco podobne do odwiedzanych przez nas stron. Niekiedy ataki ransomware przyjmują też formę bezpośrednich wtargnięć wykorzystujących luki systemowe w zabezpieczeniach zainstalowanych na danym urządzeniu.
Jeśli złośliwemu programowi uda się wniknąć w nasz system, zaczyna on szyfrować pliki. Zwykle wyświetlany jest także komunikat o warunkach odblokowania komputera. Standardowo przestępcy dyktują określony czas na spełnienie żądań i grożą wykasowaniem lub ujawnieniem naszych danych.
Na ataki ransomware narażeni są wszyscy – duże firmy, przedsiębiorcy, instytucje publiczne, organizacje, a także osoby fizyczne. Stanowią niebezpieczeństwo zarówno dla fizycznych dysków twardych, jak i dla sieci i podłączonych urządzeń. Niekiedy odzyskanie kontroli nad systemem jest możliwe, lecz jest to proces czasochłonny, kosztowny i obarczony dużym ryzykiem. W myśl zasady, że lepiej zapobiegać, niż leczyć, rozsądniej jest zawczasu zadbać o odpowiednią ochronę naszego systemu przed atakami ransomware i innymi
cyberzagrożeniami. Składają się na nią zabezpieczenia sieciowe, zapory systemowe na urządzeniach oraz przede wszystkim regularne tworzenie kopii zapasowych kluczowych danych.
EWOLUCJA RANSOMWARE
Choć wydawać by się mogło, że ransomware to zjawisko stosunkowo nowe, a niektórzy być może spotykają się z tym terminem po raz pierwszy, to jego geneza sięga 1989 roku. Pierwszy tego typu program został rozesłany za pośrednictwem dyskietek. Oczywiście, od tego czasu oszuści stali się znacznie bardziej wyrafinowani. Na szczęście to samo możemy powiedzieć o dostępnych metodach ochrony przed złośliwym oprogramowaniem.
Problem stał się powszechny wraz z rozwojem sieci internetowej i nasilił się jeszcze w trakcie pandemii, gdy pracownicy masowo przeszli na pracę zdalną, co pozostawiło wiele luk w zabezpieczeniach danych firm. Średnio, na całym świecie liczba podejmowanych metodą ransomware ataków wzrosła o 40% w porównaniu do czasów sprzed pandemii.
Choć duże przedsiębiorstwa, które staną się ofiarą skutecznego ataku, często decydują się na zapłatę okupu, warto pamiętać, że rzadko wychodzą one z tej sytuacji bez szwanku. Mniej więcej połowa ofiar i tak traci przynajmniej część danych. Ale nawet gdy uda się odszyfrować wszystkie zablokowane pliki, trwa to często bardzo długo, a brak dostępu do kluczowych danych generuje ogromne straty. To kolejny powód, dla którego warto zainwestować w odpowiednie zabezpieczenia chroniące nas przed atakami.
JAK DZIAŁA RANSOMWARE?
Zapewnienie bezpieczeństwa naszym danym warto rozpocząć od zrozumienia mechanizmu funkcjonowania nowoczesnych, zorganizowanych ataków typu ransomware. Z reguły ofiary nie są wybierane na chybił-trafił, a cała operacja poprzedzona jest długotrwałą obserwacją i poszukiwaniem luk w zabezpieczeniach. Następnie następuje infiltracja systemu, poprzez np. złośliwe linki w wiadomości e-mail. Kliknięcie w taki link często pozornie nie wywołuje żadnych negatywnych skutków, jednak program przedostaje się do naszej sieci i kontynuuje zbieranie informacji. Dopiero wówczas następuje właściwy atak i szyfrowanie plików oraz przedstawienie żądań.
Najsłabszym ogniwem w obronie przeciw ransomware jest niestety czynnik ludzki. Dlatego tak ważne są regularne szkolenia pracowników, uczulające ich na pojawiające się zagrożenia i instruujące, jak postępować w przypadku otrzymania podejrzanych wiadomości. Drugą linią obrony są aktualne zabezpieczenia sieci i poszczególnych maszyn, przede wszystkim w aspekcie oprogramowania antywirusowego i update’ów systemu operacyjnego. Gdy wszystko jednak zawiedzie, pozostaje jeszcze ostatnia deska ratunku – kopie zapasowe. Regularnie tworzone i odpowiednio zabezpieczone backupy pozwolą nam szybko podnieść się i powrócić do pełnej wydajności po ewentualnym ataku.
W kontekście tej ostatniej bariery ważne jest zrozumienie różnicy między synchronizacją danych a tworzeniem kopii zapasowej. Synchronizacja pozwala jedynie na automatyczne zapisywanie zmian w plikach na dwóch lub więcej urządzeniach i nie tworzy dodatkowej kopii danych. W przypadku ataku sama synchronizacja danych nie będzie więc pomocna.
Jeśli wciąż nie wiecie, czy wasza firma potrzebuje dodatkowej ochrony oferowanej przez
Synology, zachęcamy do skorzystania ze specjalnie przygotowanej listy bezpieczeństwa, która pomoże wam ocenić skuteczność aktualnie stosowanych zabezpieczeń. Link do listy dostępny jest poprzez QR kod:
Backup oznacza zabezpieczenie danych. Dane są przechowywane na innym nośniku danych i stamtąd można je przywrócić. Może to być konieczne z powodu usterki lub przypadkowego usunięcia, ale też właśnie ataku hakerskiego. Dane mogą zostać przeniesione do chmury, na zewnętrzny dysk czy serwer NAS. Kopia zapasowa danych może być tworzona automatycznie przez oprogramowanie lub ręcznie przez użytkownika. Zapobiega więc utracie danych. Backup może być pełny, obejmujący całe pliki i bazy danych, lub różnicowy, zapisujący jedynie zmiany wprowadzone w określonych plikach.
CZY WASZE DANE SĄ BEZPIECZNE?
Jednym z liderów dostarczania rozwiązań do kompleksowej ochrony danych jest firma Synology. Dzięki oferowanym narzędziom zapewnia najwyższy poziom bezpieczeństwa, zarówno w przypadku ransomware, jak i innych form ataku.
Rozwiązania Synology pozwalają na szybkie odzyskiwanie danych, zapewniając ciągłość działalności systemu i całej firmy. Stanowią intuicyjne i łatwo konfigurowalne wsparcie dla działów IT we wdrażaniu ochrony danych. ⚫
DLACZEGO W POLSCE CORAZ
TEKST MIKOŁAJ BUCZYŃSKI
W mediach coraz częściej pojawiają się wieści o zwolnieniach czy też o bankructwach firm. Jeżeli powstaje jakiś trend, to nie jest przypadek, w zasadzie zawsze są jakieś przyczyny.
Zarządzanie w Polsce stoi na dobrym poziomie. Oczywiście jest wiele firm, które są źle prowadzone, menedżerowie na najwyższym szczeblu są dobierani po znajomości (znam firmy, w których nie było problemem zatrudnienie na lidera zespołu człowieka sądzonego wiele razy za mobbing), więc i upadek tych organizacji w dobie konkurencyjnego rynku jest nieuchronny. Mimo wszystko, kiedy kryzys się zaczyna, często stery przejmuje ktoś bardziej kompetentny. Finalnie można stwierdzić, że za upadkiem tak wielu firm stoi otoczenie.
Restrukturyzacji i przypadków upadłości w Polsce jest bardzo dużo. Jakiś czas temu rozmawiałem z prawnikiem przeprowadzającym restrukturyzacje (przy okazji omawiania postępowania jednego z naszych dostawców) i zdradził mi, że tyle pracy już dawno nie miał. Rynek zaś jest tak naprawdę żywym organizmem. Wszystko ma wpływ na wszystko. Jeżeli jedna firma upada lub jest w trakcie restrukturyzacji, nie płaci innej, która nagle ma problem z płynnością finansową. Wtedy i ona chyli się ku upadkowi, zatem nie płaci jeszcze innej. Istne domino! Pytanie, gdzie to wszystko ma początek.
Szczerze mówiąc, ja początku nie wskażę. To suma wielu czynników. Moim zdaniem główne przyczyny to inflacja i zwiększenie kosztów prowadzenia działalności oraz ich następstwa. Prowadzą do restrukturyzacji i upadłości, o czym napisałem powyżej. Dalej mamy wspomniane domino, system naczyń połączonych. Ale gdzieś musimy zacząć…
WZROST PŁACY MINIMALNEJ
Czytelnikom „Business Life Polska” płaca minimalna może się wydawać niska. Jednak pamiętajmy, kiedy jest ona oferowana pracownikom. Dzieje się tak wtedy, gdy przedsiębiorca nie może lub nie chce zapłacić więcej, a pracownik nie ma konkurencyjnych ofert, więc przystaje na te warunki. To oczywiście smutne, jednak sposobem na zwiększenie zarobków jest co do zasady nabycie nowych kompetencji. Jeżeli państwo nie jest bogate, nie daje dopłat do wynagrodzeń, więc wszystko idzie z portfela przedsiębiorcy.
Jeżeli przedsiębiorca płaci więcej pracownikom, zwiększa ceny. A skoro ceny rosną, to za pieniądze z minimalnego wynagrodzenia, mimo że powiększonego, nie można kupić więcej ani też lepszej jakości produktów. Za to producenci
są mniej konkurencyjni. Jeżeli zaś chodzi o pracowników, którzy zarabiają powyżej płacy minimalnej – ich siła nabywcza również spada. Dlatego potrzebne są kolejne podwyżki. Ceny znowu rosną. Powstaje błędne koło.
WZROST KOSZTÓW ENERGII
Koszty gazu i prądu rosną. Tutaj znowu przedsiębiorca, który nie chce zamknąć biznesu, zwiększa ceny. I znowu jest mniej konkurencyjny. Chyba że ograniczy koszty. O tym za chwilę, kiedy omówię implikację inflacji i wzrostu kosztów prowadzenia działalności.
INFLACJA I WZROST KOSZTÓW PROWADZENIA
DZIAŁALNOŚCI
Co prawda o inflacji nie mówi się już tak często jak jeszcze rok czy dwa lata temu, jednak wciąż jest obecna. Nawet jeżeli dynamika jej wzrostu nie jest już tak wysoka, wciąż zbieramy pokłosie wcześniejszych podwyżek. Większość dostawców surowców, komponentów i składników do produkcji już jakiś czas temu zwiększyła ceny, co uzasadniano pandemią oraz wysokimi kursami walut. Co prawda już nie mamy kryzysu COVID-19, a euro i dolar są dosyć tanie, jednak w biznesie rzadko ktoś obniża ceny, kiedy wyższe już były zaakceptowane. Dlatego wciąż jest drogo.
Z drugiej strony nie do końca można obwiniać dostawców, ponieważ pojawia się jeszcze wiele innych czynników podwyżek cen, z czego najważniejszy to wzrost kosztów prowadzenia biznesu – ciągły wzrost płacy minimalnej czy też koszty energii. Te koszty oczywiście nie dotyczą tylko dostawców, ale też producentów, pośredników czy punktów sprzedaży, o czym pisałem powyżej. Finalnie każda firma ma większe koszty.
Firmy chcą zachować rentowność minimalnie na tym samym poziomie. Chcą zarabiać na tym samym poziomie. Czasami jednak muszą zarabiać cokolwiek, kiedy rentowność biznesu mocno maleje – aby utrzymać się na powierzchni. Aby zachować rentowność, najczęściej korzysta się z jednego z trzech sposobów (a czasami ze wszystkich naraz). Jeden to zwiększenie ceny, drugi to obniżenie kosztów. Trzeci zaś to zwiększenie wolumenu sprzedaży, dzięki czemu obniża się wpływ kosztów stałych. Jest to zmniejszenie końca krańcowego. Trzeciego sposobu nie będę omawiał, jako że nie powoduje on upadków przedsiębiorstw.
WPŁYW INFLACJI NA CENY
Dostawcy zwiększają ceny, ponieważ rosną koszty prowadzenia biznesu. Producenci kupują u dostawców drożej, więc podwyższają też ceny. I oczywiście sami też mają wyższe koszty prowadzenia działalności. Lokują towar na półkach po wyższych cenach, ale rynek często nie jest zbyt elastyczny i spada popyt. Jeżeli dane przedsiębiorstwo działa jako podwykonawca (np. dostarcza produkty tzw. marki własnej), jest mniej konkurencyjne na rynku światowym i dostaje mniej zleceń.
INFLACJA A SZUKANIE OSZCZĘDNOŚCI
Drugi sposób na zachowanie rentowności to redukcja kosztów. Można to osiągnąć na kilka sposobów. Jednym z nich są zwolnienia. Drugim – szukanie tańszych dostawców lub negocjacje cen u obecnych (co oczywiście powoduje, że część dostawców upada). Trzecim – ograniczanie kosztów dodatkowych (przykładowo w drugim kwartale 2024 roku Benefit System pierwszy raz zanotował spadek liczby kart Multisport od 2021 roku).
IMPLIKACJE…
…są oczywiste. To mniejsza konkurencyjność i ograniczenie kosztów, na czym tracą inne firmy. Dalej upadłość i brak zapłat na czas. Generalnie w Polsce płacenie po terminie jest standardem, co również jest przyczyną problemów wielu przedsiębiorstw. Zaburzona płynność finansowa rzutuje na kontrakty, warunki spłat kredytów, wynagrodzenia na czas. Kiedy jedno przedsiębiorstwo upada, nie płaci innym. Czasami straty są nie do odrobienia.
BŁĘDNE KOŁO
Jak pewnie zauważyłeś, trochę się powtarzam. Szczerze mówiąc, trudno jest w tym wypadku inaczej podejść do tematu. Ponieważ wszystko prowadzi do jednego, potem się zapętla
i mamy „kółko” od nowa, z jeszcze gorszą pozycją wyjściową. Warto tutaj nadmienić, że problemy, które wskazałem, są obecne w biznesie chyba od zawsze. To jednak nie znaczy, że łatwo sobie z nimi radzić. Szczególnie kiedy pamiętamy, że jeżeli dany dostawca nie jest konkurencyjny, to dana firma może złożyć zapytania ofertowe do setki innych na terenie chociażby Unii Europejskiej.
VUCA
W teorii zarządzania często pada termin VUCA. Jest to akronim angielski słów volatitlity (zmienność), uncertainty (niepewność), complexity (złożoność), ambiguity (niejednoznaczność). Taki dzisiaj jest świat biznesu. To również jest czynnikiem upadku wielu firm, które w tym świecie nie potrafią funkcjonować. Bardzo szybko rozwijają się nowe technologie, wiele firm traci na znaczeniu przez sztuczną inteligencję, niektóre dlatego, że inne przedsiębiorstwo odkryło, że można coś robić taniej i lepiej. Dla liderów jest to sprawdzian. Trzeba ułożyć w firmie procesy szybkiego reagowania, szybkiej nauki i dostosowywania się do rynku. Mimo wszystko nawet najlepsze zarządzanie może nie pomóc, kiedy nagle tracimy płynność lub musimy zwiększyć ceny o 50%.
PODSUMOWANIE
Organizacje muszą pamiętać, że rynek jest niepewny. Muszą tworzyć plany B, C, D, E i F. Zostawiać rezerwy finansowe, szybko reagować. Polska przestaje być tanią siłą roboczą Zachodu i często z przywództwa cenowego trzeba iść w stronę jakości. Jednak jeżeli państwo będzie tworzyło otoczenie antybiznesowe – nie zajdziemy daleko. Ekonomiści szczególnie powinni sobie zdawać sprawę, że rynek jest systemem naczyń połączonych i decyzje trzeba podejmować rozważnie, inaczej można wylać dziecko z kąpielą. Tak niestety się dzieje. ⚫
FOTO: JAKUB ZERDZICKI, UNSPLASH
KING. STEPHEN KING
50 LAT OD DEBIUTU KRÓLA HORRORU
ma na koncie pół miliarda dolarów, nominacje do Oscarów, Złotych Globów oraz... Złotych malin. Wydał ponad 50 powieści i blisko 200 opowiadań, które doczekały się kilkudziesięciu ekranizacji. Tworzy w odosobnieniu, ale niemal bez przerwy, dlatego jego książki ukazują się prawie co roku. mówi, że „straszenie ludzi to świetna zabawa”, i zarabia na tym miliony.
TEKST RAFAŁ NOWICKI
FOTO: SHANE LEONARD
Stephen Edwin King urodził się 21 września 1947 roku jako drugi syn Donalda Edwina Kinga i Nellie Ruth Pillsbury King, w Portland w stanie Maine. Na prowincji. To ważne, bo prowincja będzie jednym z głównych bohaterów wielu jego książek. Obok prowincji we wczesnych latach życia znaczenie miało jeszcze coś innego. Ojciec przyszłego pisarza zostawił rodzinę, kiedy chłopak miał zaledwie dwa lata. Wychowywany wraz ze starszym bratem przez samotną matkę, chorowity w dzieciństwie Stephen tygodniami nie chodził do szkoły. Z nudów zaczął sięgać po komiksy, a później po książki, które na przemian z filmami dosłownie pochłaniał. Oczarowany horrorem „Studnia i wahadło” w reżyserii Rogera Cormana z 1961 roku, opartym na prozie Edgara Allana Poe, postanowił napisać jego własną adaptację. Stephen swoją pierwszą „książkę” sprzedawał kolegom ze szkoły po 25 centów za sztukę. Czterdzieści egzemplarzy rozeszło się w mgnieniu oka. I choć ten nielegalny handel został zakończony przez władze szkoły, to młody King już wiedział, w czym jest dobry. Umiejętność zajmującego opowiadania wymyślonych historii stała się jego pasją, a później sposobem na życie.
King szlifował swój talent, prowadząc wraz z bratem Davidem szkolną gazetkę o niebanalnym tytule „Szmatławiec Dave’a”, pisząc sportowe relacje w lokalnej prasie i kolejne opowiadania na otrzymanej na Gwiazdkę maszynie do pisania Royal (maszyna do pisania tej marki pojawiła się później w ekranizacji „Misery”).
Po ukończeniu szkoły średniej postanowił kontynuować naukę, studiując anglistykę na University of Maine. Aby opłacić studia, King imał się wielu zajęć, pracował m.in. w pralni przemysłowej. Dzięki studiom udało mu się zdobyć etat nauczyciela języka angielskiego w szkole średniej w Hampden. Niestrudzenie rozsyłał też swoją twórczość do różnych redakcji z nadzieją na publikację i wreszcie takie propozycje się pojawiły. Przyszły „król horroru” zaczął zarabiać na pisaniu, choć zarobki te były niewielkie. Kolejne opowiadania sprzedawał za kilkadziesiąt dolarów do różnych magazynów, przeznaczonych głównie dla panów – jak „Adam”, „Cavalier”, „Dude”, „Penthouse” czy „Swank”.
OFICJALNY DEBIUT I PRZED NIM
W powszechnej świadomości przeciętnego czytelnika kariera pisarska Stephena Kinga rozpoczęła się w roku 1974, kiedy to nakładem wydawnictwa Doubleday ukazała się powieść „Carrie”. W notkach biograficznych nakreślających pobieżnie sylwetkę pisarza stosuje się zazwyczaj określenie „pierwsza powieść”, odnosząc się właśnie do „Carrie”. Faktycznie była to pierwsza powieść, jaka została wydana, ale kolejna, którą napisał. A poza nimi miał też w dorobku kilkadziesiąt opowiadań, a nawet wierszy.
King duże nadzieje wiązał z thrillerem psychologicznym „Getting It On”, którego pisanie rozpoczął jeszcze w szkole średniej. Wysłany do wydawnictwa Doubleday maszynopis trafił do Billa Thompsona, który po zapoznaniu się z manuskryptem wyraził zainteresowanie powieścią i poprosił Kinga o dokonanie kilku zmian, ale pomimo to książka i tak nie trafiła do druku. Ostatecznie została wydana kilka lat później, w 1977
roku, jako dzieło Richarda Bachmana (pseudonim Kinga) pod tytułem „Rage”.
Tymczasem King wpadł na pomysł na kolejne opowiadanie, o nastolatce obdarzonej paranormalnymi zdolnościami. Powstał zalążek opowiadania o gnębionej przez rówieśników dziewczynie potrafiącej poruszać przedmioty siłą umysłu. Wkrótce jednak zdał sobie sprawę, że ta historia potrzebuje więcej miejsca, niż może dać jej opowiadanie, a teksty przyjmowane przez magazyny dla panów musiały mieć określoną objętość. King nie miał czasu na kolejną powieść, więc zarzucił jej pisanie.
I tutaj jest miejsce na jedną z najbardziej znanych anegdot na temat Kinga, która jednak mija się nieco z faktami. „Oficjalna” wersja mówi o tym, jak to żona Tabitha znalazła w koszu na śmieci nieukończoną powieść „Carrie”’, wyjęła ją, przeczytała i poradziła mężowi, by ją dokończył. Tak było, z tą jednak różnicą, że King napisał zaledwie kilka stron, gdy stwierdził, że dalsze pisanie nie ma sensu, i to właśnie te strony znalazły się w śmieciach. Coś jednak ujęło w nich Tabithę, bo namówiła Stephena do kontynuacji prac nad tą historią. King ukończył książkę w ekspresowym tempie (ok. 2 tygodni) i wysłał do Doubledaya, ponownie do Billa Thompsona. Kilka miesięcy później do domu państwa Kingów dotarł telegram, że Doubleday postanowiło zakupić prawa do powieści „Carrie”, zaś jej autor otrzymał tytułem zaliczki 2,5 tysiąca dolarów. Szczęśliwy King założył w domu telefon, który jakiś czas wcześniej musiał odłączyć z powodu braku pieniędzy na rachunki...
Premierę „Carrie” wydawnictwo zaplanowało na wiosnę roku 1974, więc King musiał jeszcze poczekać na swój książkowy debiut. Wspomniana zaliczka cieszyła, ale nie była szczególnie duża, więc pisarz nadal pozostawał na etacie nauczyciela. W rozmowach z żoną marzyli o sprzedaży praw do wydania „Carrie” w miękkiej oprawie (paperback). Stephen szacował, że może dostać od 10 do niewyobrażalnej dla niego wówczas kwoty nawet 60 tysięcy dolarów. Wreszcie na początku kwietnia 1974 roku na sklepowych półkach pojawiła się „Carrie” w twardej oprawie. Sprzedało się kilkanaście tysięcy egzemplarzy, co nie było zbyt dobrym wynikiem i nie dawało obiecujących perspektyw na przyszłość. Pisarz był zmuszony do przedłużenia nauczycielskiego kontraktu w szkole na kolejny rok.
KING W PROGRAMIE
„THE LATE SHOW WITH STEPHEN COLBERT ”, 2021
FOTO: SCOTT KOWALCHYK, CBS
Jednak już w maju King otrzymał kolejną wiadomość, która odmieniła jego życie. Doubleday poinformowało, że sprzedało prawa do „Carrie” w miękkiej oprawie wydawnictwu Signet Books za 400 tysięcy dolarów, z czego połowę miał dostać autor książki. Ówczesne 200 tysięcy dolarów to dziś mniej więcej milion. Dla z trudem wiążącej koniec z końcem rodziny Kingów (wówczas już z dwójką dzieci) była to suma bajońska. I tutaj czas na kolejną anegdotę. Stephen, odbierając informację o kontrakcie, był w domu sam i zapragnął uczcić tę nowinę, kupując żonie prezent – najlepiej coś ekstrawaganckiego! Kupił... suszarkę do włosów.
Paperback „Carrie” sprzedawał się świetnie (ponad 1 milion egzemplarzy przez rok), a później było coraz lepiej. Pojawiły się kolejne hity: „Miasteczko Salem” (1975), „Lśnienie” (1977), „Bastion” (1978), „Strefa śmierci” (1979), „Podpalaczka” (1980), „Cujo” (1981), „Christine” (1983), „To” (1986), „Misery” (1987), „Mroczna połowa” (1989), do tego liczne opowiadania. Wiele przebojowych ekranizacji, wielomilionowe nakłady i tłumaczenia na przeszło 30 języków uczyniło go jednym z najpoważniejszych pisarzy na rynku wydawniczym. Ceniony – zwłaszcza przez tzw. zwykłych czytelników – stał się autorem kultowym. King jest lubiany za swoją wnikliwość i dbałość o szczegóły, kontynuacje introspekcji; wiele powieści, które z pozoru wydają się niezwiązane ze sobą, łączą drugoplanowi bohaterowie, fikcyjne miasta albo odniesienia do wydarzeń z poprzednich książek. Sukces pierwszych powieści był tak wielki, że King mógł nareszcie zająć się wyłącznie pisaniem. Duża częstotliwość ukazywania się książek wymogła na nim jednak pisanie pod pseudonimem. Okazało się bowiem, że zbyt krótkie odstępy między premierami mogą zaszkodzić promocji. Jako Richard Bachman wydał w sumie siedem powieści. O tym, że Bachman i King to ta sama osoba, świat dowiedział się dopiero w 1985 roku.
Objawiła się też ciemna strona sukcesu. W książce „Jak pisać. Pamiętnik rzemieślnika” King przyznał się, że w czasie tworzenia pierwszych książek prawie nie trzeźwiał. Z uzależnieniem od alkoholu i narkotyków pisarz walczył niemal 10 lat. Wielu krytyków doszukiwało się w głównym bohaterze „Lśnienia”, ojcu-alkoholiku, autoportretu Kinga. I jak później on sam przyznał, całkiem słusznie.
Do Kinga przylgnęła łatka „horrorzysty”. Najsłynniejsze książki to rzeczywiście powieści grozy, choć w portfolio Kinga jest też fantasy (cykl Mroczna Wieża) i kryminały – jak np. bardzo dobry „Billy Summers” (2021).
Powieści Kinga ukazują się regularnie – zazwyczaj raz, a niekiedy i dwa razy w roku. Dziś ma ich w dorobku ponad pół setki, poza tym nazwisko autora widnieje pod tytułami komiksów i około 200 opowiadań. Łącznie jego dzieła sprzedały się w nakładzie sięgającym 400 milionów egzemplarzy.
Jest jednym z najbogatszych pisarzy na świecie z majątkiem ocenianym na mniej więcej 500 milionów dolarów i średnimi rocznymi przychodami wynoszącymi według różnych szacun -
ków od 30 do 50 milionów dolarów. Jest wyjątkowo płodnym twórcą. Od debiutu w roku 1974 nie ma dnia, by nie pisał, prawie nie ma roku, by nie wydał książki. Nie pozwala o sobie zapomnieć, nieustannie utrzymuje zainteresowanie swoją twórczością. Co ważne, pomimo tak dużej liczby książek, wciąż utrzymuje dobry, wysoki poziom. King sam przyznaje, że do pisania zasiada niemal każdego ranka. Wyjątkiem jest Boże Narodzenie, Wielkanoc, Święto Dziękczynienia i 21 września – dzień jego urodzin.
KING NA EKRANIE
Jednak wysokie dochody i wielką popularność, nie tylko wśród czytelników, ale i widzów, King zawdzięcza filmowemu potencjałowi swoich powieści. Hollywood je pokochało, bo okazały się bardzo dobrym materiałem na filmy. Twórczość Kinga posłużyła jako inspiracja w kilkudziesięciu produkcjach, powstają wysokobudżetowe filmy kinowe, reżyserowane przez duże nazwiska, produkcje telewizyjne i seriale. To kolejny powód niesłabnącej popularności Kinga.
Adaptacje powieści Kinga otrzymały w sumie kilkanaście nominacji do Oscara i jedną statuetkę oraz kilka nominacji do Złotych Globów i również jedną statuetkę. Zarówno Oscar, jak i Złoty Glob powędrowały do Kathy Bates za genialną rolę psychopatycznej pielęgniarki Annie Wilkes w „Misery” w reżyserii Roba Reinera.
FOTO: WIKIPEDIA
ORYGINALNA CHRISTINE, CZYLI PLYMOUTH FURY Z 1958 ROKU. NA ZDJĘCIU JEDEN
Z 24 EGZEMPLARZY KUPIONYCH NA POTRZEBY FILMU. CO CIEKAWE, TYLKO DWA
Z NICH (W TYM WIDOCZNY POWYŻEJ) BYŁY „ NA CHODZIE ” I SŁUŻYŁY KASKADEROM.
Jako pierwsza na kinowy ekran trafiła „Carrie” w 1976 roku w reżyserii Briana De Palmy, z Sissy Spacek w roli tytułowej. Choć filmowych adaptacji doczekała się większość powieści Kinga, to do historii kinematografii – oprócz wymienionych – przeszły takie produkcje jak kultowe „Lśnienie” z Jackiem Nicholsonem w reżyserii Stanleya Kubricka, wciąż zdumiewająca wizualnie „Christine” w reżyserii Johna Carpentera (sekwencje „samonaprawiania się” Plymoutha Fury z 1958 roku zrealizowano bez grama efektów komputerowych – w 1983 roku coś takiego jeszcze nie istniało), „Skazani na Shawshank” i „Zielona mila” – oba filmy w reżyserii Franka Darabonta. Tu pewna ciekawostka: „Skazani na Shawshank” to był pierwszy film kinowy w dorobku Darabonta, głównie dzięki Kingowi. W jaki sposób? Otóż film wyprodukowała wytwórnia Castle Rock Entertainment, której współzałożycielem był wspomniany Rob Reiner, reżyser i od czasu dobrze przyjętej przez Kinga ekranizacji „Misery” – przyjaciel pisarza. Reiner miał powiedzieć Darabontowi, że jeśli King się zgodzi, dostanie on reżyserię „Skazanych”. King się zgodził, a Darabont odwdzięczył się pisarzowi i widzom wspaniałym filmem i dedykacją zamieszczoną w napisach końcowych: „Special Thanks to Stephen King”. Tłumaczenie jest tu chyba zbędne...
Jedną z najbardziej kasowych ekranizacji prozy Kinga i horrorów w ogóle był film „To” w reżyserii Andy'ego Muschiettiego ze świetnym Billem Skarsgårdem w roli krwiożerczego klauna Pennywise'a. Obraz przy budżecie 35 milionów dolarów zarobił 700 milionów, nic zatem dziwnego, że dwa lata później (2019) w kinach pojawił się film „To: Rozdział 2”. Kontynuacja również odniosła duży sukces finansowy, zarabiając ponad 470 milionów dolarów.
Fabryka snów pokochała Kinga z wzajemnością. Tworzył i współtworzył scenariusze, był producentem, a nawet reżyserem i aktorem – wielokrotnie pojawiał się w epizodach w ekranizacjach swoich utworów. W 1986 roku stanął za kamerą filmu „Maksymalne przyspieszenie” (Maximum Overdrive), za który otrzymał „zaszczytną” nominację do Złotej Maliny. Słusznie – film jest koszmarny do tego stopnia, że stał się swoistym viralem epoki VHS. Został tak fatalnie zrealizowany, że każdy chciał go zobaczyć. King bogatszy o nowe doświadczenie doszedł do wniosku, że umiejętność tworzenia świetnych powieści niekoniecznie przekłada się na zdolność udanego przenoszenia ich na ekran i dalsze próby reżyserskie na szczęście porzucił.
W czym tkwi tajemnica sukcesu Kinga? W końcu gatunek, który uprawia, pełen jest zdolnych i pomysłowych pisarzy, ale fantasy czy horrory nigdy nie dorównywały popularnością powieściom obyczajowym, kryminałom czy romansom. Wpływ na wysoką pozycję Kinga z pewnością miały książki z pierwszej połowy jego kariery. Zabrał się on za popularny gatunek horroru, ale pokazał go z innej perspektywy, inaczej niż jego poprzednicy. Dotychczas twórcy, piszący czy kręcący filmy, straszyli posępnymi domostwami na moczarach, tajemniczymi zamkami gdzieś daleko od zwykłych ludzi. Stephen King przeniósł horror do domów tych ludzi. Na przedmieście, osiedle, podwórko, do sypialni, szkoły czy do supermarketu. Głównymi bohaterami zostały dzieciaki, nastolatkowie i ich rodzice, wiodący całkowicie zwyczajne życie, w którym nie ma nic niepokojącego i którzy zderzają się z czymś przedziwnym i potwornym. Akcja słynnego „Lśnienia” dzieje się nie w mrocznym lochu, ale w rzęsiście oświetlonych, stylowych wnętrzach hotelu. W książkach Kinga nie roiło się od duchów czy wilkołaków, a wampiry („Miasteczko Salem”) były przerażająco zwyczajne. Pisarz skupiał się na psychice ludzkiej, przedstawiał szaleństwo, które rodziło się w ludzkim umyśle. Warto dodać, że to King wprowadził do gatunku takie elementy fabularne, jak telekineza, telepatia i jasnowidzenie, co do dziś jest jego znakiem rozpoznawczym. ⚫
HAKERZY MOGĄ ZŁAMAĆ TWOJE HASŁO W GODZINĘ. JAK TO MOŻLIWE?
W swoim nowym badaniu specjaliści z firmy kaspersky postanowili sprawdzić, dlaczego łamanie haseł jest coraz prostsze oraz jak można temu przeciwdziałać. Zamiast analizować hasła przygotowane specjalnie z myślą o warunkach laboratoryjnych, badacze postanowili pozostać w prawdziwym świecie – przyjrzeli się hasłom użytkowników, które wyciekły do internetu z różnych usług. Wyniki są alarmujące: 59% takich haseł można złamać w zaledwie godzinę – wystarczy nowoczesna karta graficzna lub usługa chmurowa, kilkadziesiąt złotych i trochę wiedzy.
KOSZT ŁAMANIA HASEŁ
Na potrzeby badania eksperci z firmy Kaspersky przeanalizowali 193 miliony haseł, które wyciekły w ramach różnych ataków cyberprzestępczych i są dostępne – często bezpłatnie – na podziemnych forach internetowych.
Okazuje się, że najlepszym narzędziem do analizy siły haseł są nowoczesne karty graficzne, kojarzone raczej z grami komputerowymi niż z bezpieczeństwem. Dla przykładu wyobraźmy sobie ośmioznakowe hasło zawierające zarówno litery z alfabetu łacińskiego oraz cyfry, co daje 36 możliwości dla każdego znaku. Liczba wszystkich możliwych kombinacji wynosi w tym przypadku 2,8 biliona (36 do potęgi 8). Potężny nowoczesny procesor może złamać takie hasło w mniej więcej 7 minut. Jednak wysokiej klasy karta graficzna potrzebuje na to zaledwie 17 sekund.
Oczywiście karty graficzne z najwyższej półki nie są tanie – ich ceny mogą sięgać nawet 10 000 zł. Jednak, nawet jeżeli atakujący nie ma możliwości finansowych pozwalających na nabycie tego sprzętu, może bez przeszkód wynająć go w chmurze obliczeniowej za kilkanaście złotych za godzinę.
Co więcej, za niewiele więcej możliwe jest wynajęcie serwera wyposażonego np. w dziesięć takich kart graficznych, co daje możliwość szybkiego łamania olbrzymich baz danych z hasłami.
59% HASEŁ MOŻNA ZŁAMAĆ W CZASIE
KRÓTSZYM NIŻ GODZINA
Badacze sprawdzali siłę haseł przy użyciu dwóch metod łamania: algorytmu siłowego oraz mechanizmu odgadującego w sposób inteligentny. Pierwsza z nich polega na próbowaniu po kolei wszystkich możliwych kombinacji znaków aż do natrafienia na pełne hasło. Druga jest wytrenowana na rozległych zbiorach prawdziwych haseł, co pozwala na obliczenie prawdopodobieństwa występowania różnych kombinacji znaków.
Wyniki badania są zatrważające: 45% spośród 193 mln przeanalizowanych haseł można złamać przy użyciu inteligentnych mechanizmów w mniej niż minutę, 59% w mniej niż godzinę, 67% w niecały miesiąc, a pozostałe 23% haseł, które można uznać za wyjątkowo silne, uległoby w ciągu roku. Łamanie haseł metodą siłową okazało się znacznie mniej efektywne.
DLACZEGO INTELIGENTNE MECHANIZMY ŁAMANIA
HASEŁ SĄ TAK EFEKTYWNE?
Ludzie są przewidywalni. Rzadko tworzymy całkowicie losowe hasła – nasze kombinacje zwykle ulegają możliwościom maszyn. Zbyt często polegamy na typowych frazach, datach, imionach i wzorcach, czyli dokładnie na tym, czego szukają inteligentne mechanizmy wykorzystujące sztuczną inteligencję. Nawet jeżeli próbujemy wprowadzać losowe ciągi znaków, zwykle faworyzujemy klawisze znajdujące się w środkowej części klawiatury. Około 60% haseł wykorzystanych w badaniu zawierało słowa występujące w słownikach lub podobne do siebie kombinacje symboli.
Inteligentne algorytmy łamania haseł błyskawicznie radzą sobie z ciągami zawierającymi klasyczne słowa – nie stanowią dla nich problemu nawet zastąpienia liter symbolami specjalnymi, np. „h45slo” zamiast „haslo” czy „@dministrator” zamiast „administrator”. Takie zmiany nie sprawiają, że hasło staje się w jakimkolwiek stopniu silniejsze.
CZY DA SIĘ COŚ Z TYM ZROBIĆ?
Główne zalecenie wydaje się oczywiste – musimy zacząć stosować dobre hasła – im silniejsze, tym lepiej. Niestety problem polega na tym, że powinny one być długie (znacznie dłuższe niż 8 znaków), zawierać losowe znaki, cyfry i znaki
specjalne, co sprawia, że ich wymyślanie i zapamiętywanie stanowi spore wyzwanie, szczególnie jeżeli stosujemy wiele różnych usług wymagających logowania się.
Z pomocą przychodzą specjalistyczne narzędzia, takie jak Menedżer haseł wbudowany w rozwiązanie Kaspersky Small Office Security, zaprojektowane z myślą o zapewnieniu pełnego cyberbezpieczeństwa w małych firmach. Moduł ten nie tylko generuje wyjątkowo silne hasła, ale także zapamiętuje je za nas w szyfrowanym sejfie i automatycznie uzupełnia podczas logowania. Więcej informacji o produkcie znajduje się na stronie www.kaspersky.com.pl/ochrona-dla-malego-biznesu ⚫
LAND ROVER DISCOVERY
TEKST PAWEŁ ILCZUK
Nie sądziłem, że kiedykolwiek zostanę fanem brytyjskiej motoryzacji. Zmieniło się to, kiedy pierwszy raz przejechałem się nowym Defenderem. Tym razem miałem okazję poznać bliżej spokrewniony z nim (zarówno rodowodem, jak i technologią) model Discovery. m oże nieco mniej rzuca się w oczy (co przecież może być zaletą), ale trzeba przyznać, że nie zawodzi w żadnej kwestii.
WYGLĄD
Stylistyka Discovery jest najbardziej zachowawcza z całej gamy Land Rovera. Choć nadwozie niewiele różni się od tych w innych modelach (może z wyjątkiem nieco szalonego i surowego Defendera), mówi naprawdę dużo o jego charakterze. Discovery na tle braci prezentuje się spokojnie i przystępnie. To nie jest samochód, który przytłacza majestatyczną elegancją, awangardową nowoczesnością czy agresywnymi liniami. Moje pierwsze odczucie było takie, jakby Discovery samym wyglądem obiecywał wygodę, wszechstronność i bezpieczeństwo dla całej rodziny. I muszę przyznać, że bardzo to do mnie przemawia. Samochód wygląda przy tym świeżo, elegancko i proporcjonalnie. Najbardziej kontrowersyjną częścią designu jest niesymetryczna tylna klapa, która nie każdemu się podoba. Jeśli jednak porównacie tył aktualnego Discovery z tyłem jego poprzednika, zrozumiecie dwie rzeczy: że jest to nawiązanie do tradycji modelu i że naprawdę nie jest tak źle. Wystarczy kilka dni, żeby ten widok przestał razić, a może nawet zaczął się podobać.
UKŁAD NAPĘDOWY Przejdźmy do omówienia dostępnych układów napędowych. Do wyboru są cztery wersje silnikowe: dwa diesle o pojemności 3 litrów i mocach 250 oraz 300 koni mechanicznych, a także dwa silniki benzynowe o pojemnościach 2 i 3 litrów, mające moc odpowiednio 300 i 360 koni mechanicznych. Mniejszy benzyniak jest jednostką czterocylindrową, zaś pozostałe mają po sześć cylindrów. Niezależnie od wybranej jednostki możemy być pewni, że osiągi będą zadowalające, a pierwszą setkę na prędkościomierzu zobaczymy najpóźniej po 7-8 sekundach.
Każdy egzemplarz Discovery jest wyposażony w inteligentny napęd na cztery koła, którego parametry są dynamicznie dostosowywane do warunków na drodze. Możemy przełączać się pomiędzy kilkoma trybami pracy napędów i zawieszenia lub ustawić tryb „auto” i zlecić to zadanie komputerowi. Pneumatyczne zawieszenie o regulowanym prześwicie jest standardem w tym modelu. Pomaga ono nie tylko w terenie,
zapewniając prześwit aż do 283 mm, ale też na nawierzchniach utwardzonych – zarówno na gładkich autostradach, jak i dziurawych miejskich uliczkach. Niezależnie od otoczenia Discovery gwarantuje pewne prowadzenie i naprawdę wysoki komfort. Łatwo zapomnieć, że mamy do czynienia z autem ważącym około 2300 kilogramów. Sprawia raczej wrażenie nieco wyższej limuzyny.
WNĘTRZE
Skoro mowa o komforcie, czas przenieść się do wnętrza. Rysunek kokpitu współgra z tym, co widzimy na zewnątrz. Płynne linie bez zbędnych udziwnień naprawdę mogą się podobać, zwłaszcza że wykończenie stoi na najwyższym poziomie. Na pochwałę zasługują wkomponowane w deskę rozdzielczą ekrany, których obsługa jest intuicyjna i przyjemna. Mimo to cieszy mnie fakt, że sterowanie klimatyzacją odbywa się z poziomu osobnego panelu z pokrętłami, który odchyla się, ukazując dodatkowy schowek. Tryby jazdy terenowej możemy przełączać za pomocą osobnego pokrętła lub korzystając z menu ekranu dotykowego. Spośród najciekawszych funkcji pokładowego infotainmentu warto wymienić podgląd na otoczenie z systemu kamer, w tym także asystenta cofania z przyczepą. Discovery jest wręcz stworzony do holowania dużych przyczep. Według homologacji możemy zabrać ze sobą nawet 3,5 tony dodatkowego luksusu. Na przykład łódź lub potężną przyczepę kempingową.
ZDJĘCIA: LAND ROVER
Wypoczywaj w stylu w Zakopanem
Nosalowy Park Hotel & Spa to najbardziej elegancki adres na Twój wymarzony wypoczynek i organizację biznesowego spotkania w Zakopanem. Położony w spokojnej okolicy, blisko Krupówek, 5* hotel zachwyca designem, standardem obsługi, rozbudowaną strefą wellness i NABE SPA. Pokochasz tutejszą kuchnię i gościnność Restauracji Marilor i Eleonora. Poznasz jakość, która płynie z pasji do hotelarstwa i naszego doświadczenia. Niezależnie, czy podróżujesz, by wypocząć, czy szukasz miejsca na biznesowe spotkanie zadbamy, by był to pobyt w najlepszym stylu.
Nosalowy Park Hotel & Spa ul. Kościuszki 18, 34-500 Zakopane www.nosalowypark.pl
Skontaktuj się z nami rezerwacjapark@nosalowy.pl konferencje@nosalowy.pl tel.: +48 18 20 00 670
No, ale wróćmy do wnętrza. W zależności od konfiguracji Discovery może zabrać na pokład 5 lub 7 osób, z których każda zasiądzie na pełnowymiarowym podgrzewanym fotelu. Przy takiej konfiguracji siedzeń w samochodzie można zainstalować aż 5 fotelików w standardzie Isofix. Choć mnie wystarczyłyby 3, uważam to za naprawdę istotny szczegół, który może wpłynąć na decyzję zakupową. W odróżnieniu od większości siedmioosobowych aut trzeci rząd siedzeń w Discovery jest równie wygodny, jak dwa pozostałe. Co ciekawe, rozkładanie foteli odbywa się elektrycznie, za pomocą przycisków. Jeśli nie potrzebujemy dodatkowych miejsc siedzących, możemy złożyć je bez wysiłku i zyskać potężną przestrzeń ładunkową z płaską podłogą. Przyciskami na bocznej ścianie bagażnika możemy też opuścić tył samochodu, aby ułatwić załadunek, a także rozłożyć wysuwany hak holowniczy. W tej części samochodu najbardziej spodobała mi się rozkładana półka, przypominająca nieco klapy w pick-upach, na której można bezpiecznie usiąść. Ułatwia ona ładowanie ciężkich przedmiotów do bagażnika bez obaw o porysowanie tylnego zderzaka. Pojemność bagażnika w konfiguracji 7-osobowej to całkiem rozsądne 258 litrów,
zaś przy 5 fotelach – astronomiczne 1137 litrów (mierzone do linii dachu). Po złożeniu drugiego rzędu siedzeń Discovery zmienia się w terenowy samochód dostawczy, a pojemność bagażnika rośnie jeszcze dwukrotnie.
Do dyspozycji podróżnych oddano szereg udogodnień, takich jak liczne złącza USB i schowki, w tym jeden będący lodówką na napoje, miejsca do mocowania akcesoryjnych uchwytów na tablety lub telefony czy nawiewy klimatyzacji na dalsze rzędy siedzeń.
Podsumowując – Discovery to duży i wszechstronny SUV w prawdziwym tego słowa znaczeniu. Świetnie radzi sobie w trudnym terenie, ale także na drogach szybkiego ruchu i w mieście. Zapewnia ponadprzeciętne osiągi, a jednocześnie gwarantuje wysoki komfort i dobre wyciszenie kabiny. Dlatego też uważam, że cennik zaczynający się od mniej więcej 360 tysięcy złotych nie powinien przerażać. Mówimy w końcu o 5-metrowym aucie klasy premium z napędem na 4 koła, mocnym silnikiem, bogatym wyposażeniem i 5-letnią gwarancją producenta. ⚫
ZDJĘCIA: LAND ROVER
DRUKARKI CANON – SKUTECZNE WSPARCIE MAŁYCH I ŚREDNICH FIRM
W dynamicznie zmieniającym się świecie biznesu wybór odpowiednich narzędzi biurowych jest kluczowy dla efektywności i sukcesu każdej firmy. Drukarki to nieodłączny element codziennej pracy, który może znacząco wpłynąć na produktywność i jakość wykonywanych zadań. W celu zaspokojenia potrzeb małych i średnich biznesów firma Canon stworzyła serie drukarek atramentowych maXIFY oraz drukarek laserowych – i-SENSYS.
Pierwsza z nich to grupa urządzeń oferująca wyjątkową wydajność dzięki systemowi MegaTank, czyli zbiornikom napełnianym tuszem. Gwarantuje on niskie koszty eksploatacji, a także wygodę użytkowania, w porównaniu do innych drukarek atramentowych. Seria i-SENSYS to natomiast propozycja dla firm, którym zależy na szybkim druku bez przestojów. Urządzenia te wyróżniają się zaawansowanymi funkcjami zabezpieczeń i łączności. Obie serie posiadają wbudowaną łączność z chmurą, dzięki czemu użytkownicy mogą drukować i skanować dokumenty bezpośrednio z usług takich jak Dropbox, Google Drive czy OneDrive.
MAXIFY – NIEZAWODNE WYDRUKI ATRAMENTOWE Ciekawą propozycją do biura może być model MAXIFY GX6040. To wszechstronna drukarka atramentowa oferująca funkcje druku, kopiowania i skanowania. Zapewnia wydruk do 9000 stron w czerni na jednej butelce tuszu lub 21 000 stron w kolorze na jednym zestawie tuszy. Atutem dla firm tworzących materiały reklamowe w biurze może być możliwość drukowania banerów o długości do 1200 mm. Rozszerzoną wersją tego modelu jest MAXIFY GX7040. Drukarka ta posiada dodatkowy jednoprzebiegowy skaner pozwalający na dwustronne skanowanie do 50 arkuszy, a także dodatkowy podajnik na 250 arkuszy. Cechy te czynią ją idealnym wyborem dla firm o większych potrzebach w zakresie drukowania i skanowania, gdzie liczy się nie tylko jakość, ale również
szybkość i wydajność pracy. Modele te oferują łączność z Wi-Fi oraz przez przewód Ethernet, co ułatwia integrację z siecią firmową.
I-SENSYS – WYDAJNE DRUKARKI LASEROWE
Jednym z kluczowych modeli i-SENSYS jest LBP243dw. To szybka monochromatyczna drukarka laserowa, która drukuje z prędkością 36 stron na minutę i posiada podajnik o pojemności 900 arkuszy.
Innym przykładem z serii i-SENSYS jest MF655Cdw – to wielofunkcyjna kolorowa drukarka laserowa oferująca m.in. automatyczny druk dwustronny. Posiada opcję nadawania kodu PIN dla wydruków, co jest szczególnie istotne dla firm, które cenią sobie bezpieczeństwo danych. Drukarka ta, podobnie jak inne modele z serii i-SENSYS, oferuje także możliwość drukowania z urządzeń przenośnych, zapewniającą dużą elastyczność pracy.
Dzięki szerokiemu wyborowi modeli i funkcji w ofercie drukarek Canon każda firma może znaleźć rozwiązanie idealnie dopasowane do własnych potrzeb. Niezawodność, wydajność i nowoczesne funkcje to cechy, które sprawiają, że drukarki MAXIFY i i-SENSYS to doskonały wybór dla przedsiębiorstw, które chcą zapewnić sobie przewagę konkurencyjną na rynku, niezależnie od branży, w której działają. ⚫