Mam przyjemność powitać Państwa na łamach kolejnego wydania magazynu
Szwecja to kraj o bogatej przyrodzie, kulturze, stylu życia i kuchni. Fascynuje zarówno pięknem natury, jak i tętniącymi życiem, kosmopolitycznymi miastami. Warto ją odwiedzać o każdej porze roku. Aby spędzić dzień, weekend czy tydzień w Skandynawii, nie trzeba rezerwować biletów lotniczych. Popularną alternatywą jest rejs do Szwecji promem. Więcej na ten temat na s. 32-36.
To jeden z najmniej znanych systemów fortyfikacji w Polsce. Wybudowana została w tzw. Zakolu Dolnej Wisły; jej zadaniem było uzupełnienie linii twierdz ciągnących się od Gdańska aż po Modlin i Warszawę – wzdłuż brzegów najdłuższej rzeki naszego kraju. Choć z założenia była tylko uzupełnieniem głównych twierdz, to na swój sposób jest wyjątkowa: umiejscowiona została poza obrębem miasta – i tam pozostała do dziś. Wyjątkowość obiektów Twierdzy Chełmno wynika także z innej przyczyny, o czym szerzej na s. 62-70.
Gdy słyszymy nazwę „Madera”, na myśl przychodzi nam przepiękna wyspa należąca do Portugalii, położona na Oceanie Atlantyckim. Większość turystów zwykle dopiero na miejscu zdaje sobie sprawę, że Madera to właściwie grupa czterech wysp, z których każda oferuje unikalne, niezapomniane wrażenia. Polecamy materiał na s. 16-19.
Wapienne tarasy zwane Pamukkale to jedna z najpiękniejszych tureckich atrakcji. Nie dziwi więc fakt, że to niezwykłe miejsce zostało wpisane na listę światowego dziedzictwa UNESCO. Sprawdźmy, dlaczego warto je zwiedzić. Zapraszamy na s. 78-84.
To zaledwie kilka propozycji spośród wielu innych – mam nadzieję – równie interesujących.
Z życzeniami inspirującej lektury
Redaktor naczelny
PISZĄ I FOTOGRAFUJĄ DLA WAS
SPIS TREŚCI
AKTUALNOŚCI
Gadżety, trendy, inspiracje
TEMAT WYDANIA
Archipelag Madery – tropikalny raj w Europie
NOWOŚCI WYDAWNICZE
Z księgarskiej półki
Z DALEKA I Z BLISKA
Promem do Szwecji
PORADNIK
Multitool – funkcjonalność w rozmiarze kieszonkowym
NA RYNKU
Multitool – nie tylko dla MacGyvera! Przydatne w podróży
CIEPŁO I STYLOWO
Watowana kurtka damska Highton Stretch Padded II została zaprojektowana z myślą o ochronie przed zmienną zimowo-jesienną pogodą. Jest wykonana z wodoodpornego i oddychającego materiału z ociepliną. Gdy pada deszcz, można dodatkowo założyć ciepły kaptur. Elastyczny materiał jest idealny dla osób aktywnych. Cena: 649,99 zł regatta.pl
SKŁADANY MASAŻER STÓP Z PODGRZEWANIEM
Wielofunkcyjny masażer do stóp posiada 3 tryby masażu, w tym wałek, shiatsu i masaż bąbelkowy oraz 2 tryby czasowe. Za pomocą magnetycznego pilota można dostosować funkcje masażera do swoich potrzeb. W zestawie znajduje się również pudełko, do którego można dodać np. zioła lecznicze i spersonalizować swoją kąpiel stóp. Dzięki kompaktowej i składanej konstrukcji masażer można łatwo przechowywać. Cena: 242,99 zł costway.pl
OUTDOOROWA MIKROFALÓWKA
MW001G to akumulatorowa kuchenka mikrofalowa zasilana akumulatorami 40 V max XGT. Urządzenie posiada duży uchwyt transportowy, który zapewnia doskonałą poręczność. Funkcja boost umożliwia czasowe zwiększenie mocy ogrzewania do 500 W (moc urządzenia wraca automatycznie do 350 W po 8 minutach). Szyba w drzwiczkach została wykonana z wytrzymałego, hartowanego szkła, a urządzenie ma wewnątrz oświetlenie. Sygnał dźwiękowy przypomina o pozostawionych w mikrofalówce przedmiotach. Solidna obudowa zapewnia wysoką odporność na wilgoć i pył. Dodatkowym atutem urządzenia jest port USB, który umożliwia ładowanie urządzeń mobilnych. makita.pl
SUPER DEO – POCZUJ JAKOŚĆ ORYGINAŁU!
Ten doskonały dezodorant z wysokogatunkowej krystalicznej skały znakomicie neutralizuje przykry zapach potu pod pachami i stopami u pań, panów, młodzieży. Nie zostawia plam na ciele i ubraniu, ponieważ jest produktem wysokiej jakości i oryginalnym, co gwarantuje niemiecka marka Reutter. Jest wydajny (wystarcza na rok) i bezwonny – możesz stosować ulubione perfumy, a ich zapachy nie będą kolidować. Super Deo nie oziębia pach, jak wiele innych dezodorantów. Jest bez alkoholu i dzięki temu nie podrażnia skóry – bardzo delikatny. Testowany dermatologicznie. Dezodorant Super Deo jest dostępny w aptekach i sklepach medyczno-zielarskich w cenie ok. 19 zł.
Producent: Reutter/Niemcy izakpol.pl
RADIO WIELOFUNKCYJNE
DMR056 to akumulatorowe radio z wbudowaną lampą oraz latarką, zasilane akumulatorem 18 V Li-Ion LXT®. Akumulatorowe radio ma możliwość odbioru stacji radiowych z zakresu FM oraz DAB+. Wyposażone zostało w Bluetooth z zasięgiem do 30 m. Lampa ma 4 tryby świecenia: latarnię 360°, tryb latarni (3 strony) oraz latarkę w trybie pochodni i stroboskopu. Posiada również 3-stopniową regulację barwy światła w trybie latarni. Dodatkowym atutem urządzenia jest port USB, który umożliwia ładowanie urządzeń mobilnych. makita.pl
DRUKUJ ZDJĘCIA Z WAKACJI
PIXMA G640 to drukarka atramentowa 3 w 1, która idealnie sprawdzi się zarówno podczas drukowania zdjęć (np. z wakacji) jak i dokumentów. Zbiorniki z atramentem o dużej pojemności zapewniają wysoką wydajność drukowania - jeden zestaw butelek pozwala wydrukować ok. 3800 zdjęć 10 × 15cm. Sześć atramentów barwnikowych zapewnia wysoką jakość drukowanych fotografii a Wi-Fi umożliwia drukowanie ze smartfona, komputera lub aparatu Canon z funkcją Wi-Fi. Cena: od 799,00 zł brutto ceneo.pl/producenci/canon
KURTKA 3 W 1
Zaawansowana technologicznie, wodoodporna i uniwersalna męska kurtka zimowa Sacramento IX jest stworzona na wyprawy. Wykonana z wodoodpornej i oddychającej tkaniny Isotex 15 000, idealna, gdy pogoda nie sprzyja. Pod zdejmowaną warstwą zewnętrzną znajduje się ocieplona elastyczna kurtka, która sprawdzi się, gdy przestanie padać. Jest wyposażona w latarkę Brite Light w kapturze oraz techniczny wodoodporny zamek główny z wewnętrzną listwą ochronną i osłoną podbródka. Materiał: 100% poliester. Cena: 1099,99 zł regatta.pl
NA WZMOCNIENIE ODPORNOŚCI
Czarny bez od stuleci był ceniony i stosowany na odporność organizmu przed wirusami, na przeziębienie, zapalenie migdałków, krtani. Wzmacnia także organizm i wspomaga przemianę materii. By wykorzystać zdrowotne właściwości czarnego bzu, nie musisz przez wiele godzin przygotowywać mikstur i naparów, które będą w sobie zawierały dobre dla zdrowia związki z tej rośliny. Cukierki ziołowe Czarny Bez niemieckiej firmy Reutter zawierają ekstrakt i koncentrat czarnego bzu – świetnie wchłaniające się poprzez ssanie! Cukierki charakteryzują się zachowaną w procesie wytwarzania skarbnicą cennych dla naszego organizmu składników. Korzystnie wspierają nasze zdrowie – a na dodatek świetnie smakują.
Producent: Reutter/Niemcy izakpol.pl
Archipelag Madery tropikalny raj w Europie
Gdy słyszymy nazwę „Madera”, na myśl przychodzi nam przepiękna wyspa należąca do Portugalii, położona na Oceanie Atlantyckim. Większość turystów zwykle dopiero na miejscu zdaje sobie sprawę, że Madera to właściwie grupa czterech wysp, z których każda oferuje unikalne, niezapomniane wrażenia.
Największe wyspy to oczywiście sama Madera oraz Porto Santo. Dwie pozostałe, Desertas i Selvagens, są niezamieszkałe i stanowią rezerwat chroniący tutejsze niepowtarzalne gatunki flory i fauny.
Nie wszyscy wiedzą, że na Maderze urodził się jeden z najbardziej utytułowanych piłkarzy naszych czasów – Cristiano Ronaldo. Nic więc dziwnego, że lądując na wyspie, nasze pierwsze kroki postawimy właśnie na lotnisku jego imienia. Port lotniczy łączy archipelag z większością stolic i dużych miast Europy oraz świata.
Klimat panujący na Maderze jest niezwykle przyjemny, niezależnie od pory roku. Średnie temperatury w zimie rzadko spadają poniżej 17 stopni, natomiast latem nie przekraczają orzeźwiających 25 stopni. Różnorodna topografia sprawia zaś, że w wielu miejscach znajdziemy specyficzny mikroklimat. Istnieją trasy, na których doświadczyć możemy wszystkich pór roku podczas popołudniowego spaceru!
Madera to miejsce pełne życia, ale jednocześnie niezwykle spokojne i bezpieczne, idealne dla rodzin z najmłodszymi nawet dziećmi. Baza noclegowa na Made -
rze jest bardzo rozbudowana. Znajdziemy tu zarówno duże kompleksy wypoczynkowe, jak i kameralne hoteliki czy pokoje oferowane przez mieszkańców.
NA MORZU I NA LĄDZIE
Oceaniczne plaże Madery zbudowane są głównie z drobnego żwiru i różnobarwnych kamyków. Wybrzeża Porto Santo to z kolei niemal nieprzerwane pasmo złotego piasku. Fragment tej wspaniałej plaży został w 2022 roku doceniony jako najlepsza plaża w Europie.
Temperatura wody przez cały rok jest umiarkowanie wysoka i w zależności od pory roku waha się od 17 do 22 stopni. Są to idealne warunki zarówno dla miłośników kąpieli, jak i dla uprawiających szeroką gamę popularnych na wyspie sportów wodnych.
Wulkaniczna geneza Madery zapewnia nam kolejną atrakcję – ciepłe baseny wulkaniczne. Baseny idealnie wpisują się w naturalny krajobraz wyspy, oferując niezapomniane wrażenia estetyczne z zewnątrz oraz niesamowite doznania podczas kąpieli.
Istotnym „wabikiem” na turystów są lokalne festiwale i imprezy. Niezwykle hucznie świętowany jest karna -
wał, którego kulminacyjnym momentem jest coroczna wielka parada, maszerująca ulicami Funchal. Podobnie kolorowo i radośnie obchodzone są tu święta Bożego Narodzenia oraz Nowy Rok.
Kolejnym interesującym wydarzeniem jest wiosenny festiwal kwiatów, łączący wspaniałe ekspozycje ukazujące piękno natury, z wystawami sztuki oraz muzyką, czy Festiwal Atlantycki o podobnie artystycznym charakterze.
Jednym z najstarszych festiwali na wyspie jest święto wina organizowane na koniec lata, a także Festiwal Kolumba na Porto Santo, gdzie słynny odkrywca żył w latach 1478-1480. W trakcie drugiego z wydarzeń możemy obejrzeć pokazy grup rekonstrukcyjnych, występy akrobatów, żonglerów i trup teatralnych.
Umiarkowany, stabilny klimat Madery, jej naturalne bogactwo oraz zróżnicowanie terenu czynią z wyspy idealne miejsce do uprawiania sportu oraz innych aktywności na świeżym powietrzu.
Bez względu na to, czy interesują was maksymalnie ekstremalne doznania, czy spokojne spacery w otoczeniu przyrody, archipelag Madery zaoferuje coś specjalnie dla was.
Jedną z największych atrakcji dla miłośników wędrówek jest las Laurissilva. Ta dziewicza puszcza o wilgotnym, subtropikalnym charakterze zajmuje niemal 1/5 całej powierzchni wyspy. W 1999 roku została wpisana na listę światowego dziedzictwa UNESCO i od tej pory stanowi jeden z obowiązkowych punktów wycieczek na
W CIENIU WAWRZYNUMaderę. Wśród wiecznie zielonych gatunków dominujących puszczę najbardziej cenione są lokalne odmiany wawrzynu i mahoniowców.
Większość zalesionych obszarów Madery stanowi część Parku Natury Madery, który obejmuje około 2/3 terytorium wyspy. Do parku włączono większość najcenniejszych skarbów przyrodniczych wyspy. Możemy zwiedzać je, podążając siecią jasno wytyczonych i opisanych ścieżek.
Ciekawym elementem lokalnego krajobrazu są także lewady, czyli kanały irygacyjne sprowadzające wodę z wyższych, górskich partii wyspy do dolin. Budowane sukcesywnie od wielu pokoleń, stanowią wielką atrakcję dla turystów i wciąż służą mieszkańcom.
DLA MIESZCZUCHÓW
Funchal to największe miasto i stolica Madery, a zarazem punkt startowy dla większości turystów odwiedzających archipelag. To kosmopolityczny ośrodek, który nigdy nie śpi i w którym zawsze dzieje się coś ciekawego. Położone w naturalnej niecce pomiędzy górami i oceanem miasto stanowi obowiązkowy punkt podczas zwiedzania Madery.
Świadectwem kilkusetletniej historii wyspy są liczne zabytki. Zalicza się do nich przede wszystkim obiekty sakralne, takie jak katedra w Funchal oraz kościół św. Jana Ewangelisty.
Wśród najciekawszych miejsc do odwiedzenia w stolicy Madery należy wymienić także Rynek Farmerów, gdzie lokalni producenci, pośród niesamowitego aromatu dań i przypraw, oferują regionalne produkty i specjały, czy centralną, najstarszą dzielnicę Funchal, która obecnie poza zabytkami oferuje także różnorodną bazę gastronomiczną i rozrywkową.
Skoro już o lokalnej kuchni mowa, to nie sposób nie wspomnieć o charakterystycznych regionalnych przysmakach. Wielu z nas słyszało z pewnością o lokalnym wzmacnianym winie, znanym właśnie jako madera. Uznawane jest ono za najtrwalszy trunek na świecie. Najstarsze egzemplarze, wciąż zachowujące swoje doskonałe walory smakowe, mają nawet po 200 lat!
Przechodząc do jedzenia, kuchnia Madery skupia się rzecz jasna na dobrodziejstwach oferowanych przez morze. Lokalni kucharze szczególnie upodobali sobie mięso tuńczyka. W Funchal nie brakuje zarówno doskonałych kameralnych knajpek, jak i restauracji na najwyższym światowym poziomie. ■
FOTO: LUIS FREITASPOLKA W KOREI. JAK SIĘ ŻYJE W KRAJU K-POPU, KIMCHI I SAMSUNGA
Agnieszka Klessa-Shin przyleciała do Seulu jako studentka koreanistyki, uzbrojona w wiedzę teoretyczną i znajomość języka. Na miejscu okazało się jednak, że wylądowała na obcej planecie, pełnej sprzeczności, kontrastów i absurdów, ale też zaskakująco pięknej i fascynującej. Dlaczego Koreańczycy z Południa nie boją się sąsiadów z Północy, ale w filmach zawsze cenzurują noże? Czy jedzą psy i słuchają K-popu? Dokąd ciągle się spieszą? Czemu dostają dłuższy urlop z powodu śmierci rodziców niż na wakacje? Dlaczego panna młoda nigdy nie włoży sukni ślubnej po mamie? I skąd się bierze han, smutek łączący wszystkich Koreańczyków? Opowieść o życiu w Korei przeplata się tutaj z praktycznymi wskazówkami dla tych, którzy chcieliby odwiedzić ten kraj, poznać jego kulturę oraz skosztować lokalnej kuchni (a przy tym nie spłonąć).
Oprawa broszurowa ze skrzydełkami, format 15,5 x 22 cm, 416 s. Cena 59,99 zł
WYDAWNICTWO ZNAK LITERANOVA znak.com.pl
NOWY UZBEKISTAN
Kiedy opadł kurz po rozpadzie Związku Radzieckiego, Uzbekistan po raz pierwszy w historii mógł sam decydować o sobie. Naczelną zasadą nowego porządku stał się ma'naviyat („moralność” lub „duchowość”) – życie w pokoju i harmonii, przywiązanie do ojczyzny i rodziny, szacunek dla starszych, troska o młodych, miłość do języka uzbeckiego. Administracja państwowa pod wodzą prezydenta Isloma Karimova, który rządził krajem przez prawie 30 lat, ochoczo zabrała się do wprowadzania tych pięknych idei w życie. Jednak proces uszlachetniania Uzbeków okazał się bolesny: cenzura, inwigilacja, szykany i prześladowania nieprawomyślnych były na porządku dziennym. Śmierć jedynowładcy i zmiana na prezydenckim tronie przyniosła krótką nadzieję na odmianę i szybkie rozczarowanie. Autorka, Agnieszka Pikulicka-Wilczewska, spędziła w Uzbekistanie trzy lata, pracując jako dziennikarka i wykładowczyni. Opisywała wszechobecną korupcję, sytuację kobiet, wzmagający się fundamentalizm religijny. Za swoją bezkompromisowość zapłaciła wysoką cenę – została wydalona z Uzbekistanu bez możliwości powrotu. Nowy Uzbekistan to raport z zawodowych zmagań i prywatnej miłości do tego trudnego kraju.
Oprawa twarda, format 13,3 x 21,5 cm, 288 s. Cena 52,90 zł WYDAWNICTWO CZARNE czarne.com.pl
SŁOWENIA. MAŁY KRAJ WIELKICH ODLEGŁOŚCI
Dlaczego zdobycie szczytu Triglavu jest tak ważne dla Słoweńców? Czy Lublana to spełnienie marzeń urbanistów o mieście idealnym? Co łączy Hemingwaya ze Słowenią? Nazywana krainą po słonecznej stronie Alp, a niektórym znana jedynie z drogi na wakacje w Chorwacji – Słowenia to kraj, o którym wciąż niewiele wiemy. Położony w tyglu kultur: germańskiej, romańskiej, słowiańskiej i węgierskiej intryguje różnorodnością. Słoweńcy słyną z miłości do gór, są dumni z miodu od słoweńskich pszczół i najstarszej winorośli na świecie, a na obchody karnawału czekają cały rok. Za malowniczymi krajobrazami skrywa się jednak historia państwa, które dopiero w 1991 roku ogłosiło niepodległość. Autorka Zuzanna Cichocka zabiera nas w podróż po małym kraju wielkich odległości: przez melancholijną równinę Prekmurje, dolinę szmaragdowej rzeki Soczy, piękny Maribor, wybrzeże Adriatyku z włoskimi wpływami czy pasterską osadę na Velikiej Planinie. Oddaje głos mieszkańcom i pokazuje Słowenię pełną kontrastów – nie zawsze tolerancyjną, nieco tajemniczą, a jednocześnie przyciągającą niepowtarzalnymi widokami spod Triglavu i smakiem gibanicy.
Oprawa twarda, format 14 x 21,4 cm, 320 s. Cena 59,90 zł
WYDAWNICTWO POZNAŃSKIE
wydawnictwopoznanskie.pl
POLSKA NA WEEKEND
nie tylko
Miejsca bardzo znane oraz te odwiedzane nieco rzadziej. Urokliwe zakątki wtopione w górskie, nadmorskie, czy po prostu sielskie krajobrazy. Wielkomiejskie atrakcje i urocze małe miasteczka. To właśnie w Polsce o każdej porze roku każdy znajdzie coś dla siebie. Mamy do dyspozycji wspaniałe góry, niesamowite jeziora i rzeki, stare zamki, warownie, dworki i ruiny, jaskinie, liczne parki narodowe i krajobrazowe. Nasz kraj stwarza niemal nieograniczone możliwości do zwiedzania i do wypoczynku. Wciąż powstają nowatorskie i przyjazne turystom miejsca, obiekty i wydarzenia, które gwarantują wysoką jakość i możliwość doznania wielu niezapomnianych wrażeń. W połączeniu z pięknymi tradycjami i gościnnością Polska jest wręcz idealnym miejscem do podróżowania i spędzania wolnego czasu, bo atrakcji jest tu bez liku!
Toruń – miasto Kopernika
Mikołaj Kopernik, znany na całym świecie jako astronom i autor teorii heliocentrycznej, urodził się i wychował w Toruniu. Środowisko rodzinne i atmosfera wielkiego handlowego miasta miały olbrzymi wpływ na późniejsze życie uczonego, który „wstrzymał Słońce, ruszył Ziemię”.
Był dzień 19 lutego 1473 roku, gdy w jednej z toruńskich kamienic przyszedł na świat Mikołaj Kopernik. Jego rodzicami byli zamożny kupiec noszący to samo imię oraz Barbara Watzenrode, pochodząca z wpływowej rodziny toruńskich patrycjuszy. Dzieciństwo przyszłego astronoma upłynęło w okazałym domu rodzinnym przy Rynku Staromiejskim. Mikołaj Kopernik uczęszczał do szkoły parafialnej funkcjonującej przy kościele śś. Janów, a wolne chwile mógł spędzać w należącej do rodziców winnicy w podtoruńskim Kaszczorku. Z pewnością odwiedzał też swoich krewnych, w tym wuja Łukasza Watzenrode, późniejszego biskupa, który po śmierci ojca astronoma został opiekunem Mikołaja i zapewnił mu możliwość kariery w strukturach kościelnych na Warmii. Kopernik opuścił Toruń w wieku 18 lat, ale pozostał emocjonalnie związany z rodzinnym miastem. Do końca życia, nawet w czasie zamieszkiwania we Fromborku i Olsztynie, określał siebie jako „Mikołaj Kopernik, torunianin”.
Współczesny Toruń pełen jest miejsc związanych z dzieciństwem najsłynniejszego torunianina i pamięcią o jego dokonaniach. Do najważniejszych z nich należy Dom Mikołaja Kopernika – wspaniale zachowana gotycka kamienica, która była w 1473 roku własnością rodziców astronoma. Dziś jest siedzibą oddziału Muzeum Okręgowego w Toruniu, w którym nowoczesne ekspozycje pozwalają zapoznać się z życiem i dziełem Kopernika. We wzniesionym w XIV stuleciu Ratuszu Staromiejskim, w którym ojciec astronoma pełnił obowiązki sądowego ławnika, zobaczyć można najsłynniejszy portret autora teorii heliocentrycznej. U stóp ratuszowej wieży stoi od 1853 roku charakterystyczny pomnik Mikołaja Kopernika, zwrócony w stronę gotyckiej katedry śś. Janów. Przetrwała w niej do dzisiaj zabytkowa chrzcielnica, przy której ochrzczono Kopernika, a także poświęcone mu renesansowe epitafium i kamienne popiersie z XVIII wieku.
Podążając toruńskimi śladami Kopernika, warto odwiedzić również współczesne obiekty przywołujące pamięć
o wielkim astronomie. Na starówce zlokalizowane jest popularyzujące wiedzę o kosmosie Toruńskie Planetarium oraz urzekająca światłem i muzyką fontanna Cosmopolis, której dysze ustawione są na kształt modelu układu heliocentrycznego wyrysowanego własnoręcznie przez Kopernika. Miłośnicy astronomii i innych nauk kierują swe kroki również do Centrum Nowoczesności Młyn Wiedzy oraz na Uniwersytet Mikołaja Kopernika. Główny kampus uczelni został oddany do użytku w 1973 roku z okazji 500-lecia urodzin uczonego. W bogatych zbiorach uniwersyteckiej biblioteki zachował się jeden z dwóch toruńskich egzemplarzy pierwszego wydania najważniejszego dzieła Kopernika – „De revolutionibus”, drugi stanowi własność Książnicy Kopernikańskiej.
Wszystkie te miejsca i obiekty, a także organizowane w przestrzeni miejskiej naukowe i kulturalne wydarzenia nawiązujące do postaci wielkiego astronoma sprawiają, że Toruń w pełni zasługuje na miano „Miasta Kopernika”. ■
FOTO: SŁAWOMIR KOWALSKIJESIEŃ POZA UTARTYM SZLAKIEM
Na Pałukach odkryjesz miejscówkę zachwycającą ciszą i aromatami ziół
Być może jesień kojarzy się Tobie z końcem wakacji, a tym samym z końcem relaksu i odpoczynku na świeżym powietrzu. Wcale tak nie musi być! Przełam schemat myślenia o jesieni i potraktuj ją jako przedłużenie lata, bo nie musisz być #jesieniarą,
Wyobraź sobie ciepłe promienie zachodzącego słońca odbijające się w tafli krystalicznie czystego jeziora. W tle słychać szum jesiennych liści. Zmienia się zapach powietrza, jest chłodniej, czuć jesienną rześkość. Od razu nadchodzi pragnienie zwolnienia i wyciszenia, po letnich przygodach. Zapomnij o jesiennej chandrze!
Jesień skłania do refleksji, do przemyśleń – to idealny moment na ukojenie zmysłów i zadbanie o duszę. Jest takie miejsce pośrodku niczego. Właściwie to tylko pośrodku lasów, pól i jezior. Hotel oddalony od miejskich aglomeracji, gdzie czas płynie zdecydowanie wolniej. Jeśli chcesz poczuć w pełni #autumnvibes to jest to miejsce!
Region Pałuk (województwo kujawsko-pomorskie) znany jest głównie z Biskupina i mieszczącej się w nim osady (najbardziej znany rezerwat archeologiczny w Europie Środkowej). Jednakże Pałuki to przede wszystkim kraina jezior (jest ich tu około 120), lasów i pól. Stąd też nie bez przyczyny nazywane są małymi Mazurami. Znudziły Ci się zatłoczone plaże nad morzem i oklepane góry? Szukasz miejsc nieodkrytych, a w dodatku lubujesz się w jesiennych aktywnościach typu grzybobranie, wędkowanie lub leśne przejażdżki czy spacery? Jedź na Pałuki!
To właśnie na Pałukach znajdziesz Herbarium Hotel&SPA ****, położone nad czystym jeziorem, zatopione w malowniczych krajobrazach malutkiej wsi Chomiąża Szlachecka. Cisza. Spokój. Natura. Kameralny odrestaurowany XIX-wieczny dwór z nowoczesnymi wnętrzami może stać się Twoją jesienną kryjówką. Motywem przewodnim tego miejsca są zioła, których aromaty unoszą się wszędzie. Wykorzystywane są w kuchni, barze i w spa. Co miesiąc hotel ma swojego ziołowego patrona, któremu przygląda się bliżej – dedykując mu danie, drinka, zabieg w spa oraz specjalny pakiet pobytowy. W pokoju będzie na Ciebie czekał ziołowy upominek, a w recepcji ciasteczko z ziołem miesiąca.
W hotelowej restauracji Werbena z sezonowym menu proponują to, co akurat daje matka ziemia. Królują tutaj dania przygotowane na bazie ziół i warzyw, głównie z hotelowego ogrodu, a także skarbów z okolicznych lasów i jezior. Mus z rokitnika z sernikiem z grzybów leśnych? Tatar z jelenia z kurkami, a może pałucka parzycha? Możesz spróbować też smacznych ziołowych oliw, mieszanek eco herbat albo autorskich drinków z syropami własnej produkcji. W dodatku hotel oferuje pozamykane w słoiczkach dary lata – rzodkiewki piklowane, kompoty z rabarbaru, powidła śliwkowe i wiele innych, które możesz zabrać ze sobą lub kupić dla najbliższych, jako pamiątka z podróży.
żeby złapać trochę wytchnienia, odskoczni od codzienności i poczuć piękno jesiennych dni.Kwiatowo-ziołowe aromaty wprowadzą Cię w błogostan także w Herbal SPA. Tutaj naturoterapeuci korzystają wyłącznie z naturalnych i organicznych biokosmetyków. Bogata oferta masaży kusi, aż za bardzo. Wykonywane są np. masaże ziołowymi stemplami, świecą, naturalnymi kamieniami, olejami zmiksowanymi z szałwią lub rozmarynem oraz peelingi z soli morskiej połączonej z lawendą, lub płatkami róż. Najlepszy chyba jednak jest autorski masaż ciała Herbal Essence – bazujący na przepięknie pachnących ziołach i kwiatach.
Jesienią potrzebujemy więcej ciepła, otulenia, gdy przyjdzie październikowa aura. Stefa Wellness w tym miejscu pozwoli Ci na zasłużony odpoczynek (w Saunarium porządnie się dogrzejesz). Pływając w basenie infinity możesz podziwiać kojący widok na jezioro oraz na pomalowany ciepłymi, jesiennymi kolorami park. Podaruj sobie odrobinę wytchnienia po gorącym lecie i przed sezonem pełnym świąteczno-sylwestrowych przygotowań. Jesień jest do tego stworzona! To doskonały okres na spojrzenie w głąb siebie, na rozmyślenia i podsumowania przemijającego roku. Warto wstać wczesnym rankiem, nacieszyć się widokiem budzącego się jesiennego świata, zobaczyć krople rosy na pajęczynach, mgłę nachodzącą nad jeziorem – to magia, która koi zmysły. Weź ze sobą ulubioną książkę, udaj się na spacer parkowymi alejkami wśród malowniczych stawów i wodnych kaskad, i z ziołową herbatką w dłoni napawaj się tymi widokami na zapas. Póki krajobrazów nie przykryje śnieżny puch.
Promem do Szwecji
Szwecja to kraj o bogatej przyrodzie, kulturze, stylu życia i kuchni. Fascynuje zarówno pięknem natury, jak i tętniącymi życiem, kosmopolitycznymi miastami. Warto ją odwiedzać o każdej porze roku. Aby spędzić dzień, weekend czy tydzień w Skandynawii, nie trzeba rezerwować biletów lotniczych. Popularną alternatywą jest rejs do Szwecji promem.
Czemu do Skandynawii warto wybrać się drogą morską? Promy do Szwecji kursują regularnie, co pozwala na elastyczność pod względem wyboru terminu podróży. Kupując bilet na prom do Szwecji, możesz wybrać opcję, która pozwoli ci zabrać ze sobą samochód. Dzięki temu będziesz mógł zobaczyć jeszcze więcej. Uniezależnisz się także od lokalnych wypożyczalni samochodów. Rejs po Bałtyku promem to przygoda. Na promie z pewnością nie będziesz się nudził, bo oferta rekreacyjna jest bogata. Składają się na nią m.in. seanse filmowe, zabawy w dyskotece czy możliwość skorzystania ze SPA.
ŚWINOUJŚCIE – YSTAD, TRELLEBORG
Planujesz rejs do Szwecji ze Świnoujścia? Od połowy lat 60. ubiegłego wieku promy ze Świnoujścia kursują do urokliwego miasteczka Ystad w południowej Szwecji. Miłośnicy skandynawskich kryminałów słusznie skojarzą miasto z postacią komisarza Wallandera wykreowanego przez Henninga Mankella. Podróż na tej trasie trwa około siedmiu godzin.
Promy ze Świnoujścia płyną również do Trelleborga. Co warto zobaczyć, wybierając ten kierunek podróży? Jedną z głównych atrakcji tego miasta jest mu-
zeum epoki wikingów. Odwiedzić warto też Muzeum Kapeluszy Borgquist. Z kolei miłośników spacerów z pewnością zachwycą uliczki z barwnymi domami. Port w Trelleborgu jest najbardziej wysuniętym na południe portem Szwecji i nazywa się go bramą między Skandynawią a Europą Środkową. Można do niego łatwo dojść pieszo z centrum Trelleborga albo dojechać autobusem, pociągiem lub samochodem. Z Trelleborga blisko jest też do Malmö i sąsiedniej Danii. Wiele osób dojeżdża codziennie do pracy z Malmö do Kopenhagi, co silnie łączy oba miasta, a most Øresund jest znanym na całym świecie architektonicznym świadectwem tej mocnej więzi. Szwedzkie miasto oferuje parki w centrum, nadmorskie klimaty, bogactwo kultury i atrakcyjne zakupy. A wszystko to można odkrywać, poruszając się pieszo, rowerem, a nawet kajakiem!
PROMY Z GDAŃSKA I GDYNI
Do Szwecji można wypłynąć również z portu w Gdańsku – do Nynäshamn. Jeżeli w planach masz zwiedzanie Sztokholmu, to prom do Szwecji z Gdańska będzie dobrym wyborem, zwłaszcza że miasto portowe Nynäshamn ma wygodne połączenie kolejowe ze Sztokholmem.
Z Gdyni każdego dnia odbywają się dwa lub trzy rejsy do Karlskrony, portowej miejscowości leżącej na południu Szwecji. Rejs na trasie Gdynia – Karlskrona trwa od 10 do 12 godzin, w zależności od godziny odejścia promu z portu.
Każdy z przewoźników posiada własny cennik rejsów turystycznych. Ale cena kursu na ogół zależy od kilku podobnych czynników: od wieku pasażerów – dla dzieci i studentów przewidziane są zniżki, terminu – tu znaczenie ma sezon: niski, średni lub wysoki. Na cenę wpływa też to, czy kupujemy bilet w jedną, czy od razu w obie strony. Jeśli jesteśmy zmotoryzowani, wówczas potrzebny jest dodatkowy bilet. Poza tym ważne jest docelowe miejsce podróży – na różnych trasach obowiązują różne ceny. Przewoźnicy promowi proponują też wiele promocji, dlatego warto śledzić ich cenniki, jeśli taka forma podróżowania nas interesuje.
ZWIEDZANIE SZWECJI
Masz ochotę spędzić noc w lodowym hotelu, na własne oczy zobaczyć zorzę polarną, posmakować pysznych owoców morza w Göteborgu, pośpiewać piosenki Abby w Sztokholmie, wygrzać się w złotej saunie Solar Egg, pojeździć na nartach w Åre, a może poznać cudne krajobrazy Smalandii? Proszę bardzo. Dobrym pomysłem jest zabranie do Szwecji samochodu, ponieważ dzięki temu zwiedzisz nie tylko miasta, ale też ich dziksze i mniej dostępne okolice.
Sztokholm, Göteborg i Malmö, trzy główne szwedzkie metropolie z licznymi muzeami, galeriami, targami i restauracjami, oferują mnóstwo atrakcji. Sztokholm, stolica Szwecji o pięknej architekturze i ciekawych propozycjach kulinarnych, to miejsce różnych międzynarodowych imprez kulturalnych i obowiązkowy punkt na mapie każdego turysty. Göteborg z kolei leży nad spokojną zatoką na zachodnim wybrzeżu kraju i może się
poszczycić bogatą historią związaną z żeglugą. Słynie z kanałów w holenderskim stylu, zielonych bulwarów i uroczych, wąskich uliczek wypełnionych kawiarniami i sklepikami. Na południu kraju leży trzecie co do wielkości miasto Szwecji, czyli gwarne i nowatorskie Malmö. Każdy znajdzie tu coś dla siebie – od pasjonatów historii, przez amatorów nowoczesnej kuchni, po miłośników nocnego życia.
Szwecja to miejsce, które warto odwiedzać przez cały rok, ponieważ każda pora roku przynosi coś innego. Latem długie dni pozwalają swobodnie odkrywać dziką przyrodę, a zimą można tu uprawiać wszelkie sporty zimowe: od narciarstwa alpejskiego i biegowego, przez wędrówki na rakietach śnieżnych, po przejażdżki na skuterze śnieżnym. ■
Opracowanie: redakcja na podstawie informacji prasowych
MULTITOOL
FUNKCJONALNOŚĆ W ROz MIAR z E KIESzONKOWYM
To uniwersalne narzędzia, które cieszą się popularnością na całym świecie. Są powszechnie używane przez żołnierzy czy pracowników służb mundurowych. Cieszą się również zainteresowaniem wśród entuzjastów majsterkowania, survivalu i bushcraftu.
Multitool, zbudowany na bazie kombinerek i najczęściej wykonany ze stali nierdzewnej, charakteryzuje się dużą ilością praktycznych narzędzi oraz kompaktowym rozmiarem. Sprawdzi się zarówno w codziennych czynnościach, jak i podczas outdoorowych aktywności, takich jak biwakowanie czy wędrówki. Zależnie od potrzeb użytkownika multitoole mogą mieć różne poziomy zaawansowania dobrane do konkretnych zastosowań. Prostsze multitoole są dobre dla osób poszukujących uniwersalnych narzędzi do codziennych zadań. Zwykle zawierają podstawowe funkcje, takie jak: nóż, śrubokręt, otwieracz do butelek czy pilnik. Są one lekkie i łatwe w użyciu, co czyni je idealnymi do noszenia w kieszeni. Bardziej zaawansowane modele mają więcej narzędzi, co sprawia, że są niezastąpione dla profesjonalistów, entuzjastów outdooru i osób wykonujących specjalistyczne prace. Mogą zawierać nożyce, piły, klucze nasadowe, a nawet narzędzia do naprawy elektryki. Dzięki temu można wykonywać różne zadania i naprawy bez konieczności noszenia ze sobą wielu oddzielnych narzędzi.
Przy wyborze multitoola warto zwrócić uwagę na kilka istotnych cech.
Waga jest istotna, jeśli planujemy używać narzędzi codziennie i przechowywać je np. w kieszeni. Wówczas
lekkie i poręczne modele będą lepszym wyborem. Większe multitoole sprawdzą się przy bardziej wymagających pracach, np. na budowie.
Sposób otwierania narzędzi: mogą być one dostępne nie tylko wewnątrz, lecz także z zewnątrz (bez konieczności otwierania całego urządzenia), niektóre narzędzia wielofunkcyjne przystosowane są także do obsługi jedną ręką.
Z kolei blokada narzędzi zapobiegnie ich przypadkowemu zamknięciu podczas pracy.
Są wykonane z dobrych jakościowo materiałów, takich jak stal nierdzewna lub tytan, które są trwałe, wytrzymałe, odporne na korozję i gwarantują, że narzędzia będą działać sprawnie.
Przy wyborze multitoola warto zwrócić uwagę na oferowaną przez producenta gwarancję, w przypadku renomowanych wytwórców może ona obejmować nawet 25 lat!
Narzędzia wielofunkcyjne są niezastąpione dla wielu osób, zwłaszcza dla miłośników spędzania czasu na świeżym powietrzu i majsterkowiczów. Na rynku istnieje szeroki wybór multitooli, które można podzielić na różne kategorie ze względu na ich specyficzne cechy. Wśród nich są multitoole przydatne na co dzień (EDC) lub przeznaczone dla rowerzystów – pomocne w bieżących naprawach podczas wypraw.
EDC
Niezależnie od tego, czy jesteś w domu, w pracy czy w podróży, jest wiele sytuacji, w których multitool może okazać się bardzo pomocny. Bez względu na to, czy potrzebujesz dokręcić śrubę, przeciąć linę, otworzyć butelkę albo wykonać inną drobną naprawę – multitool jest niezbędnym narzędziem, które zawsze warto mieć pod ręką. Jest nie tylko praktyczny, lecz także zapewnia poczucie gotowości na wszelkie sytuacje. Ze względu na wielofunkcyjność i kompaktowe rozmiary narzędzia te są często nieodłącznym elementem wyposażenia EDC (Every Day Carry). Zanim wybierzesz multitool do codziennego użytkowania, zastanów się, jakie narzędzia będą ci najbardziej potrzebne. Warto, aby multitool do EDC zawierał podstawowe sprzęty, takie jak: nóż, kombinerki, przecinak do drutu, śrubokręt (płaski i krzyżak) oraz otwieracz do butelek. Oprócz tego w sytuacjach awaryjnych może się także przydać np. piła, pilnik czy nożyczki. Ważne jest, aby multitool do EDC był kompaktowy, co umożliwi codzienne przenoszenie go w kieszeniach spodni lub plecaku. Powinien być na tyle poręczny, aby można było go nosić ze sobą wszędzie, ale również na tyle duży, aby można było wykonywać różnorodne zadania.
ROWER
Rowerzyści często borykają się z takimi problemami, jak np. przebita dętka, awarie hamulców czy też układu napędowego. W takich sytuacjach wielofunkcyjne narzędzie staje się bardzo przydatne – umożliwia szybką i skuteczną naprawę roweru. Multitoole rowerowe zazwyczaj wyposażone są w śrubokręty oraz klucze imbusowe o różnych rozmiarach, które są potrzebne do dokręcania i odkręcania śrub znajdujących się w rowerze. Niekiedy sam śrubokręt i klucz imbusowy może jednak nie wystarczyć do przeprowadzenia naprawy. Współczesne komponenty rowerowe, takie jak hamulce tarczowe czy przerzutki, mogą wymagać precyzyjnego dokręcenia za pomocą wkrętaków Torx. Inne narzędzia, które warto mieć w multitoolu rowerowym, to np. łyżki do opon, klucze do szprych czy skuwacz, który znacznie ułatwi naprawę łańcucha rowerowego w razie jego zerwania.
SAMOCHÓD
Jako kierowca z pewnością miałeś okazję doświadczyć sytuacji, gdy potrzebowałeś narzędzi do wymiany żarówki czy do dokręcenia poluzowanego elementu. Dlatego warto zawsze mieć w aucie narzędzie wielofunkcyjne, które może się okazać niezastąpione w różnego rodzaju prostych naprawach. Na przykład w multitoolu znajduje się nóż – przydatny choćby wtedy,
wędrówki szlakiem Appalachów zdarzają się chwile, kiedy trzeba sięgnąć do swoich najgłębszych zasobów, aby sprostać wyzwaniom stawianym przez naturę. Latarka czołowa ACTIK® oświetla drogę w ciemności, dzięki czemu możesz pewnie pokonać każdą przeszkodę.
gdy trzeba szybko przeciąć pasy bezpieczeństwa. Kombinerki i śrubokręty, które również są częścią multitoola, posłużą do wykonania prostych napraw.
OUTDOOR
Modele outdoorowe zostały zaprojektowane z myślą o użytkowaniu na świeżym powietrzu, podczas różnego rodzaju aktywności, takich jak: survival, bushcraft czy turystyka. Przydatne narzędzia, które często mają toole outdoorowe, to: nóż, piła, pilnik i otwieracz do puszek. Większość narzędzi znajdujących się w multitoolach jest również dostępna w scyzorykach. Różnicą jest obecność solidnych kombinerek, co znacznie podwyższa funkcjonalność multitoola.
W modelach outdoorowych najważniejszym narzędziem jest nóż, może on być stosowany do przycinania
gałęzi, krojenia, rozcinania lin i wielu innych zadań. Jest to istotne przy przygotowywaniu posiłków, budowaniu schronienia lub obróbki drewna. Dodatkowo multitool outdoorowy często jest wyposażony w otwieracz do butelek i konserw, co umożliwia otwieranie napojów lub jedzenia w puszkach. Innym przydatnym narzędziem, które możemy znaleźć w wybranych multitoolach outdoorowych, jest krzesiwo, umożliwiające szybkie i skuteczne rozpalenie ognia do gotowania posiłków, ogrzania się czy zasygnalizowania swojej obecności. Niezwykle przydatnym elementem wielu outdoorowych multitooli jest piłka do drewna, pozwalająca na przycinanie gałęzi czy przygotowanie drewna do budowy szałasu czy ogniska. ■
Opracowanie: redakcja na podstawie materiałów prasowych
MULTITOOL – NIE TYLKO DLA MACGYVERA!
Funkcjonalny multitool w formie toporka wykonany ze stali nierdzewnej, zawierający 17 przydatnych narzędzi. Sprawdzi się zarówno podczas wykonywania codziennych czynności oraz drobnych napraw, jak i przy biwakowaniu czy outdoorowych aktywnościach. Pokrowiec zapinany na rzep i gumowa osłona na ostrze toporka umożliwiają bezpieczne przechowywanie i transport.
Cena: 79 zł
jbtacticals.com
Crunch (Leatherman) to wyjątkowe połączenie klucza francuskiego z funkcjonalnym multitoolem. Solidny sprzęt, który sprosta poważnym pracom w domu lub przy samochodzie. Szkielet i wszystkie narzędzia wykonano ze stali nierdzewnej, którą poddano profesjonalnej obróbce termicznej. W zestawie z nylonową kaburą. Cena: 589 zł militaria.pl
Center Drive Plus to 14-funkcyjny multitool wyposażony w ramę ze sprężynującymi kombinerkami o wąskich szczypcach typu Needlenose. Dzięki zastosowaniu systemu prowadnic X-Channel kleszcze pracują w sposób bardzo płynny i lekki. Wyposażono je w wymienne ostrze do cięcia drutu. Klingę Drop-Point o długości 82 mm wykonano z twardej stali nierdzewnej 420HC, która jest łatwa w ostrzeniu i odporna na działanie korozji. Za bezpieczeństwo podczas pracy odpowiada niezawodna blokada Liner Lock.
Cena: 749 zł
gerbertools.pl
Olight Opry to funkcjonalny multitool o kompaktowych rozmiarach wykonany ze stopu tytanu TC4 (wysoka wytrzymałość, dobra odporność na korozję, wysoka odporność na ciepło). Przednia część może być wykorzystywana jako narzędzie do podważania. Dodatkowe funkcje to: otwieracz do kapsli, klucz imbusowy, linijka, śrubokręt (w zestawie dwa bity). Wygodne przenoszenie zapewnia klips umożliwiający przymocowanie do paska lub do krawędzi kieszeni. Cena: 239 zł scyzoryki.pl
Swiss Tool X Plus Ratchet ma 38 funkcji. To narzędzie, dla którego znajdziesz milion zastosowań – w domu, w pracy i w terenie. Doskonałe połączenie jakości, funkcjonalności i pomysłowego wzornictwa. Dzięki skórzanemu etui na pasek możesz zawsze mieć go pod ręką.
Cena: 1290 zł
victorinox.com
Wczesna jesień to wciąż ciepłe dni, w które jednak może zaskoczyć nas nagły deszcz. Świetnym rozwiązaniem jest kurtka Pack-It, stworzona z jednej warstwy nieprzepuszczającego wody materiału. W przeciwieństwie do tradycyjnych peleryn, kurtka Regatty „oddycha”. Można ją spakować do dołączonego woreczka wielkości dłoni, który zmieści się w każdym plecaku czy torebce.
Uniwersalną propozycją na wczesną jesień jest kurtka przeciwdeszczowa Birchdale. Stworzona jest z tkaniny Isotex z membraną 10000, nie przepuszczającą deszczu, a równocześnie oddychającą, co jest szczególnie ważne przy większym wysiłku fizycznym. Dodatkową ochroną przed deszczem są podklejane szwy – czyli dodatkowa, doklejona warstwa wodoszczelnego materiału w miejscach zszywania poszczególnych elementów.
Lekka ocieplana kurtka Marizion to idealna propozycja na polską jesień. Ma lekką, ale wysokiej jakości syntetyczną izolację, zapewniającą ciepło – tak na korpusie, jak i rękawach i kapturze. Z zewnątrz pokryta impregnacją DWR – sprawia, że krople
Marizion – sposób na jesienne chłody
Carletta, czyli kurtka 2 w 1
deszczu na powierzchni kurtki zatrzymują się, sprawiając że kurtka nie przemaka.
Jeśli poszukujesz wszystkiego tego w jednej kurtce, wybierz model Sacramento IX lub Carletta VIII. To dwie kurtki w jednym – zewnętrzna oddychająca warstwa zapewnia ochronę przed deszczem, a warstwa wewnętrzna gwarantuje ciepło i wygodę ruchów. Zależnie od pogody, możemy wybrać jedną lub drugą warstwę, lub połączyć obie. Dodatkowo ten model wyposażony jest we wbudowaną w kaptur latarkę.
Na wyjątkowe chłody – ale również wówczas, gdy czekasz gdzieś na dworze bez ruchu – sprawdzi się Volter Heated lub Voltera Heated. To ocieplana, wodoszczelna, ale oddychająca kurtka, wyposażona we własne ogrzewanie na plecach i na wysokości kieszeni. Tak, aby zapewnić sobie przyjemne ciepło, wystarczy dołączyć do kurtki standardowy powerbank, który stanie się źródłem energii. www.regatta.pl
„Kieszonkowa” kurtka Pack-It Sportowa przeciwdeszczówka BirchdaleNa jachcie przez świat
Morze to nie tylko sztormowanie pod wiatr – ostatecznie nie każdy z nas jest urodzonym wilkiem morskim. Morze to również luksusy pięciogwiazdkowego apartamentu, leniwe kąpiele słoneczne na flybridge’u i zapach espresso, którym można się delektować podczas wypoczynku na wygodnej kanapie na głównym pokładzie.
ŻEGLARSTWO CZY JACHTING?
Warto przy okazji wyjaśnić, że jachting i żeglarstwo to dwa pojęcia, które często są mylone. Oba określają popularne aktywności na wodzie, które chociaż są blisko ze sobą spokrewnione, znacznie się różnią.
Żeglarstwo to aktywność rekreacyjna polegająca na poruszaniu się po wodzie przy użyciu siły wiatru i żagli. Może to być zarówno prosty i przyjemny sposób na spędzenie czasu nad wodą, jak i sport ekstremalny dla szukających wyzwań. Żeglarstwo w dużej mierze skoncentrowane jest na doświadczaniu przebywania na wodzie i cieszenia się dreszczykiem emocji podczas walki z wiatrem i falami. Sportowy aspekt żeglarstwa wiąże się z udziałem w regatach, w których załogi kilku jednostek ścigają się na określonej trasie. Zawodnicy regat nie tylko uczą się strategii żeglowania pod kątem konkretnego wyścigu, ale także odbywają intensywne treningi wydolnościowe, które pomagają im poradzić sobie z trudnymi warunkami pogodowymi i pokonać przeszkody związane z z wytężonym wysiłkiem fizycznym.
Można powiedzieć, że zasadnicza różnica pomiędzy jachtingiem a żeglarstwem polega na poziomie trudności obu sportów. Żeglarstwo wiąże się z obcowaniem z żywiołem i walką z przeciwnościami. Ze względu na związane z nim wyzwania i konieczność zdobycia szczególnych umiejętności uznawane jest za
sport wysokiego ryzyka. Jachting stanowi łagodniejszą formę żeglarstwa. To również sztuka sterowania łodzią, jednak skupia się na rekreacji i wypoczynku, nie na sportowej rywalizacji i walce z przeciwnościami, jakie stawia przed nami woda i warunki atmosferyczne. To popularna forma turystyki wodnej, pozwalająca na swobodne przemieszczanie się między portami, obcowanie z naturą i relaks.
JACHTING W POLSCE I ZA GRANICĄ
Żeglowanie po polskich wodach nie wymaga posiadania własnej łodzi, ponieważ zazwyczaj nie ma problemu z wypożyczeniem jej w popularniejszych miejscach. Wielkość jednostki trzeba uzależnić od rodzaju i długości wycieczki. Na jednodniową lub weekendową podróż wystarczy jacht o długości 10 metrów. W przypadku dłuższych wakacji najlepiej wybrać większą jednostkę, jest to wygodniejsze i stwarza więcej możliwości.
W naszym kraju jachting najczęściej uprawia się na licznych jeziorach, szczególnie tych mazurskich lub na Kaszubach. Nieco mniejszą popularnością cieszą się wycieczki wzdłuż wybrzeża, co może być spowodowane tym, że potrzeba do tego trudniejszych do zdobycia uprawnień. Żeglarzy spotyka się przede wszystkim latem, ponieważ w innych miesiącach żeglowanie wiąże się z niższymi temperaturami na wodzie.
d w i e o d d z i e l n e k a b i ny s y p i a l n e z p e ł n ą w y s o k o ś c i ą s t a n i a
d w i e n i e z a l e ż n e k a b i ny W C z p r y s z n i c a m i
k o m fo r t o w a m e s s a z k a n a p ą i ro z k ł a d a n ą d i n i e t ą d l a 4 - 6 o s ó b
p r z e s t ro n ny k o k p i t z d o d a t k o w ą k u c h n i ą , ro z k ł a d a n ą s o f ą
i g ł ó w ny m s t a n o w i s k i e m s t e r n i k a
b o g a t e w y p o s a ż e n i e s t a n d a rd o we
d w a p o k ł a d y s ł o n e c z n e
d u ż a p l a t fo r m a k ą p i e l o w a
W przypadku wakacji na wodzie za granicą niezmienną popularnością cieszą się słoneczne wybrzeża Hiszpanii, Grecji i Bałkanów. Inny klimat i wyższe średnie temperatury sprawiają, że żegluga jest możliwa nie tylko podczas letnich miesięcy. Wypożyczając jacht za granicą, należy liczyć się z większymi kosztami. Trzeba także zwrócić uwagę, czy dany kraj nie ma sprecyzowanych wymagań dotyczących wypożyczenia jednostki.
W DOBRYM STYLU
Jachting stał się bardzo modny, i to nie tylko dlatego, że jest znakomitym sposobem na podkreślenie statusu materialnego. Przede wszystkim to interesująca alternatywa dla tzw. tradycyjnych sposobów spędzania wolnego czasu. Bądźmy szczerzy, wylegiwanie się na karaibskich plażach też może się znudzić.
Dla wielu ludzi jacht staje się wręcz sposobem na życie, pływającym domem, którego wyposażenie niejednokrotnie dorównuje ekskluzywnym penthouse’om.
Stocznie doskonale wiedzą, że jachty motorowe dawno już przestały pełnić funkcję wyłącznie użytkową, a ich pierwszym i najważniejszym zadaniem jest sprawianie przyjemności właścicielom. Temu właśnie służą wszystkie zabiegi konstruktorów, projektantów wnętrz, dobór najwyższej jakości materiałów, markowe wyposażenie, nastrojowe oświetlenie. Tu każdy szczegół, od automatycznie rozsuwanego szklanego dachu nad kokpitem po prysznice z masażami wodnymi, ma sprawiać radość.
Branża jachtów motorowych na całym świecie przeżywa rozkwit. Stocznie włoskie, skandynawskie, niemieckie, a także polskie mają kalendarze wypełnione zamówieniami na najbliższych kilka lat. Warto wiedzieć, że na przestrzeni ostatnich trzech dekad Polska wyrosła na jachtową potęgę, a nasi wytwórcy – których produkcja w znakomitej większości trafia na eksport – to światowa czołówka, jeśli chodzi o jakość wykonania i poziom wyposażenia technicznego.
DESIGN FUNKCJONALNY
Projektanci jachtowych wnętrz to już niemal odrębna grupa zawodowa. Nic dziwnego – muszą się bowiem mierzyć ze specyficznymi wymaganiami i ograniczeniami, nieznanymi dla projektantów zajmujących się wnętrzami mieszkalnymi w budynkach. Przestrzeń użytkowa na jachcie zawsze jest wykorzystywana co do centymetra. Wszelkie zabudowy są odpowiednio wzmocnione, meble solidnie (choć dyskretnie) przymocowane do podłóg i ścian. Ze względów bezpieczeństwa ogranicza się stosowanie szkła w jachtowych wnętrzach.
Regułą jest używanie materiałów wykończeniowych najwyższej jakości. Nic tu niczego nie imituje: skóra na kanapie jest skórą naturalną, a poręcz z polerowanego drewna czereśniowego jest nim naprawdę. Jeśli chodzi o wyposażenie i wykończenie wnętrz jachtu, to właściwie jedynym ograniczeniem są finanse.
Zależnie od wielkości jednostki możemy zażyczyć sobie urządzenia – oprócz salonu, sypialni (jednej lub kilku), łazienek – baru, jacuzzi, jadalni na kilkanaście osób, kina domowego, sali gimnastycznej, lądowiska dla helikoptera itd. Możliwości jest bez liku. Na większości łodzi o długości powyżej 12-14 metrów standardem jest garaż na rufie – np. na skutery wodne.
W komfort warto inwestować, nie zapominajmy jednak o istocie jachtingu – błękitnej toni na wyciągnięcie ręki, wietrze we włosach, widoku wschodu i zachodu słońca na bezkresnym horyzoncie. Dopiero wówczas wypoczniemy w pełni, i do tego z klasą! ■
Opracowanie: Renata Nawrocka
Art of elegance in the Royal City
Bachleda Luxury Hotel, mieszczący się w zabytkowej kamienicy, to ekskluzywne miejsce, w którym klasyczne wnętrza łączą się z nutą krakowskiego Art Deco. Ten butikowy, 5-gwiazdkowy hotel, znajduje się w samym sercu tętniącego życiem Krakowa, w bezpośrednim sąsiedztwie Zamku Królewskiego na Wawelu. Wytworne wnętrza pozwolą poczuć prawdziwy szyk i elegancję w miejskim otoczeniu.
2 DNI W ATLANTA CITY
TEKST KATARZYNA JASZCZUK
Atlanta City wydaje się niezbyt oczywistym wyborem dla osób podróżujących po południowych stanach USA. Chcieliśmy sprawdzić, co sprawiło, że znajduje się wysoko w rankingach miast w Stanach Zjednoczonych, w których dobrze się żyje.
FOTO: MICHAEL CHAMBERS, UNSPLASHNa Atlantę zaplanowaliśmy dwa niepełne dni. Nie wydaje się to zbyt dużo, ale w sumie wystarczyło, by poczuć klimat miasta i zweryfikować jego wady i zalety. Od razu jednak ostrzegam – lepiej nie planujcie odwiedzania południowych stanów latem, bo upały, na jakie trafiliśmy, dały nam się nieźle we znaki.
Atlanta to najbardziej zaludnione miasto stanu Georgia, jest jednocześnie jego stolicą. Nie poczujemy w niej typowego klimatu południowym stanów, gdyż jest dawnym miastem kolejowym, w którym łączyły się szlaki transportowe biegnące z różnych stron USA. Najbardziej znaną postacią pochodzącą z tego miasta i związaną z nim jest Martin Luther King, który tutaj się urodził. Jego rodzinny dom pełni teraz funkcję muzeum.
Z czego dzisiaj słynie Atlanta? Z tego, że posiada największe i jedne z najbardziej aktywnych lotnisk na świecie. Port lotniczy Hartsfield-Jackson obsługuje rocznie ponad 80 milionów pasażerów, co czyni go najbardziej obłożonym lotniskiem w Stanach Zjednoczonych.
FOTO: GIGIN KRISHNAN, UNSPLASHCO WARTO ZOBACZYĆ
Do znanych atrakcji czekających na turystów w Atlanta City należą akwarium i muzeum Coca-Coli. Georgia Aquarium to świetne miejsce nie tylko dla dzieci, ale i dorosłych. Pozwoliło nam złapać oddech podczas panujących tu w lipcu upałów. Największe wrażenie zrobiły na nas rekiny i białuchy arktyczne (zwane też wałami białymi). Są też pokazy delfinów, ale należy pamiętać, by zapisać się wcześniej online (bez dodatkowej opłaty) na konkretną godzinę, gdyż limit miejsc jest ograniczony.
W World of Coca-Cola równie ż jest co robi ć. Opró cz kró tkiego filmu sentymentalnego w duchu reklam marki, wystaw gromadz ą cych akcesoria i pami ą tki zwi ą zane z tym słynnym napojem od pocz ątku jego istnienia jest też sala, gdzie możemy poczu ć si ę jak w laboratorium marki i spró bowa ć odkry ć formuł ę napoju. Możemy też spró bowa ć prawie 70 róż nych napoj ów spod szyldu Coca-Cola Company dostę pnych na całym ś wiecie. Nie wszyscy bowiem wiedz ą , że oferta marki jest dostosowywana do danego kraju i są takie napoje, których nie znajdziemy nigdzie indziej, tylko w tym konkretnym miejscu. Niektóre z nich mają naprawdę zaskakujący smak.
FOTO: STEPHEN COOK, UNSPLASHKolejnym ciekawym miejscem do zobaczenia, zwłaszcza jeśli podróżujemy z dziećmi, jest Centennial Olympique Park – publiczny park z infrastrukturą igrzysk olimpijskich z 1996 roku. Położony jest tuż obok wspomnianych wcześniej miejsc, więc bez problemu dotrzemy tam nawet w tym samym dniu.
Oczywiście atrakcji jest znacznie więcej, np. zoo, muzeum dla dzieci Imagine it!, a dla dorosłych – Muzeum Historii Naturalnej Fernbank i College Football Hall of Fame.
Jeśli chcemy odwiedzić kilka z tych miejsc, najlepszą opcją będzie zakupienie karty CityPass na stronie miasta.
Ale nie zapominajmy też o samym położeniu Atlanty tuż przy słynnych Appalachach, co daje możliwość wyprawy na znajdujące się w pobliżu szlaki wspinaczkowe. Nam niestety zabrakło czasu, pogoda też nie była sprzyjająca górskim wędrówkom, ale w innych okolicznościach na pewno byśmy się wybrali.
z NOTATNIKA PODRóŻNIKA
SCENA KULINARNA
Jednym z najważniejszych czynników, na które zwracamy uwagę podczas naszych podróży, jest oferta kulinarna. Uwielbiamy próbować nowych smaków i odwiedzać miejsca, które słyną z konkretnych potraw. Atlanta jest miastem wielokulturowym, więc odnajdziemy w niej różne smaki. Bogata oferta restauracji, kawiarni i barów jest niewątpliwym plusem tego miasta. My postanowiliśmy wybrać się do Ponce City Market, gdzie oprócz bogatej oferty kulinarnej są też sklepy oraz SkyLine Park – umiejscowione na dachu centrum rozrywki. Zagramy tu m.in. w kosza, minigolfa i przy okazji popodziwiamy panoramę miasta.
Podsumowując, w Atlancie jest co robić. Można ją potraktować jako przystanek na drodze podróży po południowo-wschodnich Stanach,
My z Atlanty obraliśmy kurs na wschód, do Charleston w Karolinie Południowej, ale o tym już w kolejnym wydaniu. ■
Przydatne linki: DiscoverAtlanta.com Citypass.com/Atlanta
FOTO: PEXELSHotel Eaton DC
Komfortowy wypoczynek w Washington DC
Na mapie naszej tegorocznej podróży po wschodnich stanach USA znalazł się Washington DC. Bez wątpienia przyjemną częścią spędzonych tu trzech dni okazał się pobyt w hotelu Eaton DC.
Ten wygodnie ulokowany w centrum butikowy hotel już od przekroczenia drzwi lobby przypadł nam do gustu. Elegancki, ale jednocześnie swobodny, nowoczesny wystrój od progu zachęca dobrą energią. Czuć we wnętrzach również nutkę retro, którą osobiście bardzo lubię. Dużo drewna, skóry i ciepłych barw podkreślono ciepłym, przyjemnym oświetleniem. Wystrój dopełnia literatura o tematyce politycznej i dzieła sztuki lokalnych artystów w tym samym duchu.
Naszą uwagę od razu zwraca mieszczące się tuż przy recepcji… studio radiowe. Można obserwować prowadzącego i jego gości przez szyby podczas audycji na żywo. Tym, co dodatkowo wyróżnia hotel, jest
coworking space, czyli przestrzeń do pracy dostępna dla każdego, nie tylko gości hotelowych.
W wygodnych pokojach oprócz komfortowych mebli i standardowego wyposażenia znajdziemy niebanalne dzieła sztuki, himalajskie lampy solne, wybrane książki z hotelowej biblioteki oraz kolekcję winyli. Przed przybyciem obsługa pyta o nasze preferencje muzyczne, by ulubiona muzyka czekała już na nas w naszym pokoju. Wszystko po to, byśmy mogli w pełni się zrelaksować po intensywnym dniu zwiedzania bądź ciężkiej pracy. Dodatkowym plusem są wyjątkowe organiczne kosmetyki o nietuzinkowych zapachach spod szyldu Grown Alchemist.
Na gości poszukujących dodatkowych wrażeń w piątkowe i sobotnie wieczory czeka Allegory, czyli winylowa muzyka serwowana przed DJ-a. Ponadto mamy dostęp do strefy wellness, gdzie znajdziemy wybór holistycznych zabiegów mających na celu zadbanie o nasze, ciało, umysł i ducha, tj. masaże, medytacje, saunę na podczerwień, jogę czy japoński zabieg reiki. Ucztę dla podniebienia zapewnią nam natomiast trzy restauracje mieszczące się na terenie hotelu.
Ciekawostką jest znajdujące się na pierwszym piętrze hotelowej przestrzeni Sad Plant Lab, czyli miejsce, gdzie każdy mieszkaniec Washington DC może przynieść swoje zaniedbane lub chorujące rośliny, by odzyskały zdrowie i kondycję, oraz nauczyć się lepiej je pielęgnować.
Niewątpliwym atutem hotelu Eaton DC jest jego położenie. Najważniejsze punkty na mapie miasta, tj. Biały Dom, Biblioteka Kongresu, Kapitol, muzea Smithsonian czy pomnik Waszyngtona, znajdują się w zasięgu pieszego spaceru. Myślę, że hotel Eaton DC przypadnie do gustu każdemu podróżnemu udającemu się to stolicy Stanów Zjednoczonych. ■
eatonworkshop.com
Twierdza Chełmno
TEKST I ZDJĘCIA MICHAŁ WALCZEWSKI
To jeden z najmniej znanych systemów fortyfikacji w Polsce. Wybudowana została w tzw. Zakolu Dolnej Wisły; jej zadaniem było uzupełnienie linii twierdz ciągnących się od Gdańska aż po Modlin i Warszawę – wzdłuż brzegów najdłuższej rzeki naszego kraju. Choć z założenia była tylko uzupełnieniem głównych twierdz, to na swój sposób jest wyjątkowa: umiejscowiona została poza obrębem miasta – i tak jest do dziś.
Wyjątkowość obiektów Twierdzy Chełmno wynika także z innej przyczyny: po ponad stu latach od powstania systemu fortów podziemne schrony wciąż stoją w szczerym polu, w okolicy nielicznych wsi, wśród lasów, łąk i pól uprawnych. W czasie gdy inne XIX-wieczne twierdze zostały wchłonięte przez rozrastające się miasta, Twierdza Chełmno pozostała poza granicami terenu zurbanizowanego.
Gdy w 1901 roku projektowano przebieg umocnień, poszczególne forty rozmieszczono na szerokim łuku wokół miasta, w odległości 5-7 kilometrów od centrum Chełmna – i tak pozostało do dziś. Dzięki temu wszystkie budowle nie dość, że stoją w szczerym polu, to jeszcze poza kilkoma zaledwie wyjątkami są niezagospodarowane; można do nich wejść i zwiedzać je w pierwotnym, surowym stanie. Tylko wy i podziemia.
PODSTAWY BEZPIECZEŃSTWA
Zanim zaczniecie planować eksplorację Twierdzy
Chełmno, muszę was ostrzec: podczas zwiedzania tutejszych obiektów należy zachować szczególną ostrożność. Pięć z ośmiu dużych fortów znajduje się w stanie „dzikim” – nikt ich nie pilnuje. Nie możecie więc
liczyć na czyjąś pomoc, jeżeli wpadniecie w kłopoty. Większość obiektów fortyfikacyjnych odsunięta jest od siedzib ludzkich o co najmniej kilkaset metrów, a bywa i tak, że aby do nich dojść, trzeba przedrzeć się przez setki metrów krzaków i nieużytków rolnych.
Podobnie jest z mniejszymi obiektami wchodzącymi w skład pierścienia umocnień: schronami piechoty, bunkrami amunicyjnymi i schronami artyleryjskimi. To kilkadziesiąt dodatkowych budowli – w większości podziemnych – tworzących labirynt pomieszczeń mieszkalnych i magazynowych, wraz z łączącymi je korytarzami. Poza nielicznymi wyjątkami obiekty te nie są zagospodarowane, tylko w dwóch przypadkach jest inaczej – jeden schron został zamknięty i przystosowany jako zimowisko dla nietoperzy, w drugim znajduje się nieczynna już hodowla… pieczarek. W dwóch dużych fortach głównych znajdują się obecnie strzelnice.
Jesienią, zimą i wiosną część twierdzy bywa zalewana przez wodę, a w sezonie wegetacji do wielu obiektów nie można dojść ze względu na otaczające je uprawy rolne. Dlatego też najlepszą porą na zwiedzanie „chełmińskich bunkrów” jest wczesna wiosna oraz późna jesień.Pamiętajcie także o ostrzeżeniu: tego rodzaju obiektów nigdy nie należy penetrować samotnie. Znajdują
się tutaj – czasem w dość niespodziewanych miejscach – studnie oraz otwory odwadniające. Wiele z nich jest odkrytych, a część zamaskowana przez bujną roślinność. Niektóre studnie zabezpieczono drewnianymi deskami. Ze względu na wszechobecną wilgoć wiele zabezpieczeń jest przegniłych i studnie mogą stać się pułapką. Towarzystwo podczas zwiedzania nie jest więc po to, by było wam raźniej – ale po to, by umożliwić wezwanie pomocy, gdyby stało się coś niespodziewanego.
HISTORIA TWIERDZY CHEŁMNO
Decyzja o budowie umocnień ryglujących obszar pomiędzy twierdzami w Grudziądzu i Toruniu zapadła w 1900 roku. W tamtym czasie w Chełmnie nie istniał jeszcze most na Wiśle, kursował tutaj tylko prom łączący oba brzegi rzeki. Niemniej miejsce było dogodne do forsowania, a odległość od pozostałych twierdz sprzyjała ewentualnej ofensywie wojsk carskich: umocnienia w Grudziądzu znajdowały się 25 kilometrów na północny-wschód od Chełmna, a w Toruniu 35 kilometrów na południe. Istniało więc ryzyko, że w przypadku wybuchu wojny z Rosją niemieckie pozycje mogą zostać ominięte właśnie pod Chełmnem. Gdyby tak się stało, to cała koncepcja istnienia systemu dużych twierdz na linii Wisły stałaby się z militarnego punktu widzenia błędna.
W 1904 roku sformułowano cele stawiane przed Twierdzą Chełmno. Miała ona „zabezpieczyć przejście przez Wisłę wojskom własnym oraz uniemożliwić przejście siłom nieprzyjaciela”. W ówczesnej sytuacji geopolitycznej Europy „siły własne” oznaczały wojska niemieckie, a „siły nieprzyjaciela” – armię carskiej Rosji.
Zapleczem twierdzy miało być miasto Chełmno, same zaś obiekty bojowe znajdowały się w odległości od 5 do 8 kilometrów od miasta. Główną linię obrony wyznaczało osiem dużych fortów piechoty o numerach I-VIII nadawanych kolejno od południa ku północy. Łącznie cała linia umocnień miała siedemnaście kilometrów długości, a jeżeli dodać także planowane obiekty polowe przechodzące przez zalewową dolinę Wisły – ponad dwadzieścia kilometrów.
Długość linii powodowała jednak, że same główne forty nie mogły stworzyć ciągłej obrony. Dlatego też luki pomiędzy nimi uzupełniono mniejszymi fortyfikacjami – tzw. schronami piechoty oraz artylerii. Wzdłuż wewnętrznej linii twierdzy wybudowano drogę umożliwiającą komunikację pomiędzy stanowiskami; na za -
pleczu zaś działała kolej wąskotorowa wraz ze stacjami rozładunku amunicji dla planowanych baterii armat. Całość miały uzupełniać fortyfikacje ziemne wykonane z chwilą ogłoszenia mobilizacji: okopy, zasieki i nieliczne pola minowe.
Budowa posuwała się stosunkowo szybko – o ile wiążąca decyzja o rozpoczęciu budowy fortów zapadła w 1901 roku, to już w 1908-1909 większość prac wykonano. W 1910 roku warowny obszar wokół miasta uzyskał status Twierdzy Chełmno.
I WOJNA ŚWIATOWA
Zaledwie kilka lat po ukończeniu twierdzy – 28 lipca 2014 roku – wybucha w Europie I wojna światowa. Większość państw przystępuje do planowanych od wielu lat działań mobilizacyjnych. Niemiecka doktryna wojenna przewiduje walkę na dwóch frontach: tzw. państwa centralne, czyli Święte Trójprzymierze obejmujące Austro-Węgry, Cesarstwo Niemieckie i imperium osmańskie, znajdują się w geograficznym „okrążeniu”. Po drugiej stronie stają do walki kraje ententy (Wielka Brytania, Francja, Rosja, Serbia, Włochy oraz znajdująca się poza obszarem europejskich działań Japonia).
Ze względu na owo „okrążenie” Niemcy przygotowują scenariusz, który ma dać im szansę na zwycięstwo pomimo trudnego położenia geograficznego: pierwsze uderzenie ma być skierowane na Francję. Do czasu planowanego zwycięstwa na zachodzie tereny wschodnie mają opierać się armii carskiej za pomocą wybudowanego z wielkim wysiłkiem systemu twierdz na Wiśle. Możliwości militarne Rosji oceniano wtedy bardzo nisko: na podstawie przegranej wojny z Japonią, która toczyła się w latach 1904-1905. Na wschodzie Niemiec
pozostają więc niemal wyłącznie jednostki (dywizje) drugiego i trzeciego rzutu, o mniejszej wartości bojowej. Ich zadanie brzmi: bronić się do czasu, gdy Francja zostanie pokonana i będzie można przeprowadzić ofensywę także na wschodzie.
Tymczasem ponaglana przez zachodnich sojuszników Rosja uderza od wschodu na Niemcy bardzo szybko, przed zakończeniem własnej mobilizacji. Szybko też ponosi ogromne straty w sile żywej – rosyjska ofensywa nie dociera do dolnej Wisły. Będąca bohaterem tego artykułu Twierdza Chełmno nie powącha podczas I wojny światowej prochu, jej działa milczą, a kazamaty pustoszeją. Niemieckie obawy dotyczące walk na terenach wschodnich okazują się zbyt pesymistyczne. W sytuacji braku zagrożenia zgrupowane w Twierdzy Chełmno oddziały forteczne zostają wysłane do Prus Wschodnich, a fortyfikacje porastają krzakami.
WOJNA POLSKO-BOLSZEWICKA 1920
Po zakończeniu I wojny światowej zgodnie z postanowieniami traktatu wersalskiego Chełmno wraz z otaczającą miasto twierdzą przypada w udziale odzyskującej niepodległość Polsce. Ostatni niemieccy żołnierze opuszczają zabudowania 20 stycznia 1920 roku i niemal natychmiast do pustych obiektów wkraczają oddziały Wojska Polskiego. Stan wszystkich fortów jest jednak zły, a wręcz opłakany. Niemcy nie pozostawiają żadnej broni, a dzieła forteczne są albo zniszczone, albo zdekompletowane.
Wkrótce wybucha także wojna polsko-bolszewicka. Początkowo armia sowiecka – tym razem nacierająca już pod sztandarami czerwonej rewolucji – radzi sobie zdecydowanie lepiej niż w 1914 roku. Czerwonoarmiści
wbijają się w tereny młodej Polski szybkimi zagonami kawaleryjskimi. Sytuacja staje się dramatyczna: 17 sierpnia 1920 roku patrole z Chełmna meldują obecność sowieckich wojsk w Lipnicy – w odległości zaledwie 35 kilometrów od Twierdzy. Nastaje czas gorączkowej mobilizacji.
Brakuje jednak sił do przygotowania obrony. W twierdzy stacjonuje pododdział karabinów maszynowych, ale bardzo zdekompletowany – większość jego wyposażenia została przerzucona na front pod Warszawą. W Chełmnie utworzony zostaje złożony z dwóch tysięcy żołnierzy oddział Straży Obywatelskiej – ochotnicy uzbrojeni są tylko w broń myśliwską (a nawet w… kosy). Jedyny prawdziwie zawodowy oddział wojska stacjonujący w regionie twierdzy liczy zaledwie 160 żołnierzy.
Mimo to morale jest wysokie i wszyscy szykują się do obrony miasta w okolicy poniemieckich fortów. Kiedy wydaje się, że lada chwila na przedpolu pojawi się czerwona kawaleria… nadchodzą wieści o Cudzie nad Wisłą – rozegrana dwieście kilometrów na wschód od Chełmna bitwa kończy się pogromem komunistów i załamaniem ich frontu. Wojna i tym razem omija Twierdzę Chełmno.
WRZESIEŃ 1939
W dwudziestoleciu międzywojennym w Chełmnie stacjonuje 66 Kaszubski Pułk Piechoty oraz 8 Pułk Strzelców Konnych. Polska armia nie ma jednak konkretnych planów w stosunku do samej twierdzy. Na jej terenie odbywają się ćwiczenia i manewry, w północnej części powstaje także poligon przeciwlotniczy, którego betonowe artefakty odnaleźć można nawet dziś, skryte głęboko w tutejszych lasach. Niemniej pomysłu na wykorzystanie samych fortów nie ma – być może dlatego, że ich konstrukcja skierowana jest na wschód, a nie na zachód – skąd przyjść może nowa agresja.
Z chwilą wybuchu II wojny światowej 66 Pułk Piechoty opuszcza Chełmno, by walczyć w polu. Pierwsze dni września przynoszą jednak błyskawiczną katastrofę: bitwa graniczna zostaje przegrana, a tzw. korytarz pomorski staje się pułapką dla atakowanych ze wszystkich stron jednostek Armii Pomorze. Przez Chełmno przenikają na wschód niedobitki polskich jednostek, to szczęśliwcy, którym po klęsce udało się przekroczyć Wisłę – często wpław i bez broni.
Już 5 września do opuszczonego Chełmna wkraczają oddziały 32 Dywizji Wehrmachtu. I tym razem tutejsza twierdza milczy.
OFENSYWA RADZIECKA W STYCZNIU 1945
Teoretycznie najwięcej wydarzeń w historii Twierdzy Chełmno ma miejsce w styczniu 1945 roku, kiedy to liczący milion żołnierzy 2 Front Białoruski naciera w kierunku Wisły i posuwa się niepowstrzymanie w kierunku Berlina. Dowództwo niemieckie przypomina sobie wtedy o wybudowanych przed I wojną światową fortyfikacjach. Postanawia za ich pomocą uniemożliwić – lub choćby tylko spowolnić na pewien czas – postępy Armii Radzieckiej.
W 1945 roku mające zaledwie trzydzieści kilka lat fortyfikacje są jednak już zupełnie przestarzałe. W ciągu kilkudziesięciu lat sztuka wojenna tak bardzo się zmieniła, że w epoce wojny manewrowej teoria umocnień fortecznych ma wartość wyłącznie historyczną. Mimo tego powstaje plan obrony na podejściach do Chełmna – broniona ma być przeprawa na Wiśle. Niemcy tworzą ciągłą linię okopów i umocnień wspartą nowoczesnymi bunkrami żelbetonowymi. Są to nieduże schrony bojowe przeznaczone w większości dla 2-6 żołnierzy dysponujących karabinem maszynowym. To tzw. schrony Ringstand 58c „Tobruk” oraz R668. Najwięcej powstaje ich wzdłuż komunikacyjnych podejść do miasta – w Stolnie, na linii Kiełp – Watorowo, oraz wokół dzisiejszej wsi Małe Czyste.
Faszystom pali się jednak grunt pod nogami. Pomimo wielkiego wysiłku budowlanego udaje się im wybudować jedynie 22 z zaplanowanych 67 betonowych schronów. Ukończone zostają za to w stu procentach umocnienia ziemne: rowy piechoty mają 37 kilometrów długości (pierwsza linia obrony) oraz 34 kilometry (druga linia). Wkomponowaną w „starą” twierdzę obronę uzupełniają ziemne stanowiska karabinów maszynowych oraz zasieki.
Pomimo tego wysiłku w równaniu brakuje jednego czynnika: nie ma wojsk gotowych do zajęcia przygotowanych pozycji obronnych. Oderwane od realiów frontu niemieckie dowództwo kreśli papierowe plany – zbudowane z takim poświęceniem umocnienia obsadzić mają jednostki cofające się pod uderzeniami Armii Czerwonej. Jednak uchodzące ze wschodu dywizje są rozbite, wykrwawione, pozbawione sprzętu i z niskim morale. W teorii linia obrony wokół Twierdzy Chełmno jest ciągła, w rzeczywistości jednak pełna ogromnych dziur. Gdy Rosjanie, nie zaprzątając sobie głowy subtelnymi manewrami, rzucają do czołowego ataku 70 czołgów, nie ma komu do nich strzelać. Twierdza Chełmno zostaje wręcz rozjechana gąsienicami
i trzeba dużej dawki wyobraźni, by uznać, że tutejsza obrona wykonała swoje zadanie. Nie udaje się nie tylko powstrzymać Rosjan, ale nawet opóźnić ich natarcia.
Rozbite i pędzone sowiecką nawałą ogniową niemieckie pułki tracą kolejne tysiące poległych i próbują rozpaczliwie przeprawiać się na drugą stronę Wisły. Jest styczeń, rzeka w wielu miejscach zamarzła i po tych tzw. lodowych mostach przechodzą – przy ogromnych stratach – resztki niemieckiej piechoty. Już 30 stycznia wojska radzieckie zajmują centrum Chełmna. Miasto także i teraz nie jest bronione, pojedyncze starcia zdarzają się tylko z przypadkowymi maruderami oraz próbującymi przedzierać się na zachód rozbitymi grupami niemieckich żołnierzy.
ZWIEDZANIE
Spaceruję po rozległych obiektach twierdzy, która nigdy nie walczyła. Forty i schrony zachowały się nad wyraz dobrze, być może dzięki temu, że nigdy nie stały się areną zaciekłych walk. Podziemne budowle i magazyny częściowo są ceglane, ale większość powstała z dużo bardziej odpornego na upływ czasu betonu. Pomiędzy obiektami wzniesionymi w latach 1904-1909 rozrzucone są „Tobruki” – bunkry pochodzące z przełomu 1944 i 1945 roku. Wkopane głęboko w ziemię, pozbawione jakiegokolwiek wyposażenia albo całkiem już zasypane. Na powierzchnię wystają zwykle zaledwie na kilka centymetrów – kiedy wiosną urośnie trawa, staną się zupełnie niewidoczne.
Nadspodziewanie skutecznie ukryte są także forty i składy amunicji tworzące Twierdzę Chełmno. Są dużymi konstrukcjami, a mimo to potrafią być niewidoczne nawet na płaskim, zdawałoby się, polu. To efekt mi -
strzowskiego kamuflażu: z odległości kilometra forty wyglądają jak las. Ale nawet kiedy podchodzę do nich na sto metrów, mogę przejść i niczego nie zauważyć: ot, większa kępa krzaków i nic więcej. Tymczasem prawie wszystko ukryte jest pod ziemią. By zwiedzić fortyfikacje, trzeba nie tylko przedrzeć się przez gęstą roślinność, ale także podejść do nich z odpowiedniej strony. Gdyby nie mapy i wiedza, że „coś tutaj jest” – można byłoby na dachu fortu urządzić piknik i nie zorientować się, że pod ziemią ciągnie się labirynt pomieszczeń.
Idę na przełaj przez pole, po kostki w błocie. Według mapy przede mną znajduje się średniej wielkości schron. Jestem dwieście metrów od niego i nic nie widzę. Zbocze wzgórza łagodnie opada w kierunku zachodzącego słońca, obok mijam nieduże gospodarstwo rolne. Starszy mężczyzna macha do mnie.
– A co pan mi tak po polu chodzi?
– Bunkra szukam. Tu gdzieś jest, prawda?
– Jest, ale co mi pan po moim polu chodzi?
– A co, bunkier jest pana?
– No prawie jak mój, na moim polu przecież stoi.
– No, ale gdzie ten bunkier, pokaże mi pan?
– Pokażę. Ale niech pan miedzą idzie, a nie po zasiewie.
Przeszliśmy sto kroków. Patrzę: schron! Duży, betonowy, w głębokim wykopie, długi na jakieś 25-30 metrów. Wyrwane drzwi prowadzą do ciemnego wnętrza. Wokół sporo śmieci i ślady po zatopieniu. Nad linię gruntu wystają tylko krzaki. Mógłbym tak szukać pół dnia i mógłbym nie znaleźć.
– Jak byłem mały, to tutaj zawsze woda stała w tym bunkrze. Na dwa metry głęboka. Kiedy była zima,
wszystko zamarzało i mieliśmy w bunkrze lodowisko. Za dzieciaka to się utopić można było. No, ale teraz wody mniej, woda gruntowa opadła przez ostatnie lata, pole można orać.
– A kłopot to mieć taki bunkier na swoim polu?
– Kłopot to nie. Ten akurat jest duży, ale tam dalej – widzi pan, o tam – stoją jeszcze takie dwa mniejsze. Na tym wzgórzu, pan patrzy. A tam jeszcze jeden. To niemieckie, Tobruki na nie mówią. Te to przeszkadzają, bo małe, i ciągle trzeba je omijać traktorem.
– To może je wykopać? Ale chyba nie wolno, co? – pytam – ktoś ich pilnuje?
– Teraz to nie wolno ich ruszać. Ale kiedyś, jeszcze w latach 80., to trzeba było koparką przyjechać i je wyciągnąć. Sąsiad takie dwa sobie wyciągnął i na podwórku postawił: w jednym ma szambo, a w drugim magazynek w stodole. Mogłem też wyciągnąć, jak było można. Szkoda, teraz żałuję.
– To by pan rzeczywiście miał swój bunkier na podwórku.
– Ano. Trudno. Szkoda. Nawet by pasował, bo ten dom, mój, o ten co pan widzi, za rok ma sto lat. Do bunkra pasowałby w sam raz. Idę, zostawię już pana. Jak pan będzie wracał, to tylko proszę nie deptać mi pola. Proszę iść miedzą.
Trzy dni później spotykam pod jednym z fortów kobietę z trójką dzieciaków. Patrzą z zaciekawieniem, jak robię zdjęcia i nagrywam film. Wypada się przywitać i porozmawiać.
– Dzień dobry. Fajny, duży bunkier macie. Nie przeszkadza?
– A co pan się pyta? Ze starostwa pan?
– Nie, nie. Tak sobie zwiedzam.
– No mieli to odnowić i sprzedać. Ale nic nie słychać. Myślałam, że pan coś robi.
– Nie. Tylko artykuł piszę. Dzieciaki pewnie po bunkrach ciągle biegają. Nie jest niebezpiecznie?
– Co niebezpiecznie? Wiemy, gdzie tu jaka dziura.
– A coś się z tymi fortyfikacjami dzieje?
– No pieczarki były hodowane. Ale już nie ma. Zamknięte. Chociaż otwarte, bo wejścia rozwalone. Ale nie, nie. Nic nie ma. Nic się nie dzieje.
Jadę „zasięgnąć języka” do miasta. Najpierw trafiam do Muzeum Ziemi Chełmińskiej, gdzie zaopatruję się w mapy. W miejskiej bibliotece poznaję pana Andrzeja, doświadczonego lokalnego miłośnika tutejszych fortyfikacji. Na wieść o tym, że mam terenowe auto, niemal natychmiast zgadza się wyruszyć ze mną w podróż po bezdrożach. Obiecuje pokazać miejsca, do których normalnie sam bym raczej nie trafił.
– Niech pan skręci w ten las. Nie wygląda, że się da przejechać, ale możemy podjechać kilkaset metrów. Tutaj zaraz za pomnikiem w prawo.
Skręcam zgodnie z sugestią. Otacza nas wysoki sosnowy las. Obok rzeczywiście stoi pomnik upamiętniający mordy na Polakach dokonane przez Niemców. Roz
strzelano tu dwa tysiące osób, a w 1944 roku zwłoki wygrzebano z rowów i spalono, by zatrzeć ślady zbrodni.
– Tu gdzieś są takie betonowe małe schrony przeciwlotnicze z lat 30. – opowiada pan Andrzej. – Tu był poligon 66 Pułku Piechoty. Nasi ćwiczyli alarmy przeciwlotnicze. Wtedy jeszcze nie było tutaj lasu, tylko pola, no gdzieś to tutaj jest.
Las rośnie szybko. Nowe drogi wyznaczają nowe kierunki. Po kilkunastu latach ciężko czasem zorientować się w terenie, ale w końcu znajdujemy. Pan Andrzej odgarnia liście, odrzuca na bok gałęzie. Patrzę, a u moich stóp otwiera się wąska betonowa dziura.
– Niech pan zobaczy! Jest! A tu drugi. Zaraz, gdzieś tutaj obok… Tak, chodź pan z tym aparatem. Widzi pan? Na tym nawet widać jeszcze napis: „66 pp 1932” – to schron z 1932 roku. Nasz, polski.
Jedziemy przez las. Nagle w oddali słyszę strzały. Spoglądam ze zdziwieniem na pana Andrzeja.
– No strzelają. Tak. Na dwóch dużych fortach – nr VIII i VII – są strzelnice zrobione. Teraz dużo ludzi chce się uczyć strzelać. To strzelają. I dobrze. Co to za mężczyzna, który nie umie obsługiwać karabinu? Ale reszta fortów raczej zapomniana, opuszczona. W jednym teraz ktoś chyba robi spotkania, ale nie wiem, dawno nie byłem.
Wyjeżdżamy przez pola na drogę prowadzącą z Grudziądza do Stolna.
– O tutaj! Widzi pan? Tobruki. Dwa po tej stronie i trzeci po drugiej!
Patrzę i nic nie widzę. Niby gdzie?
– No tu, na wzniesieniu. A teraz niech pan skręci w lewo, zaraz przed stacją benzynową.
Skręcam, ale od razu hamuję. Nie przejadę. Błoto ma kilkadziesiąt centymetrów głębokości, po obu stronach pole. Ugrzęznę. Nie będzie jak zawrócić.
– Panie Andrzeju. A może podejdziemy pieszo?
– No co pan. Terenówka, a pieszo chce pan chodzić?
My tu nie takimi samochodami jeździliśmy na zlotach. Przyjdzie deszcz, to auto się panu samo umyje. Niech pan jedzie. Śmiało.
No to jedziemy. Po kilkuset metrach docieramy do pasma szarych drzew. Nie za bardzo widzę, gdzie mógłbym dalej jechać. Miejsca ledwo wystarczy, by się zatrzymać i wysiąść. Pan Andrzej nie ma jednak wątpliwości:
– No jesteśmy. To Fort nr V.
– Tu, w tym lesie?
– Tak. W lecie byśmy nie doszli, bo zarośnie gęstwiną. Ale teraz pieszo się przedostaniemy. Tylko uwaga na głowę. Śmiało, śmiało. Idziemy.
Dwieście metrów dalej rzeczywiście czeka na mnie fort. Mogła w nim stacjonować cała kompania piechoty: od 60 do 100 żołnierzy. Pod ziemią w całkowitych ciemnościach znajduje się sześć przestronnych pomieszczeń: pięć dla szeregowych żołnierzy, jedno dla oficerów. Do tego pokój opatrunkowy, magazyn podręczny – a na przeciwległych krańcach korytarza łączącego wszystko to w całość latryna i kuchnia. Wszystko pod ziemią. Jeżeli będziecie chcieli podążyć moim tropem, koniecznie zabierzcie ze sobą latarki, a jeszcze lepiej czołówki.
Spacerujemy przez dwadzieścia minut. Pan Andrzej fachowo wskazuje na kolejne miejsca w nasypie otaczającym fort.
– Tutaj: stanowiska karabinów maszynowych, tam – wartownia. Jeszcze są ślady po okopach i przeciwstokach. Ale ostrożnie – tutaj głęboka studnia pod połamanymi deskami. Jeden krok i leci się w dół.
– A widział pan te „Tobruki” przy drodze w Stolnie? – kontynuuje opowieść pan Andrzej – są cztery: kiedyś jadę rowerem, patrzę, a rolnik taką wielką koparką wyciąga jeden z nich na powierzchnię i wali łychą, rozwalając go na części. Od razu pojechałem do miasta, do konserwatora zabytków. Jak wróciliśmy na miejsce, to ze schronu była już tylko połowa. A to przecież zabytek! Całe szczęście pozostałe uratowaliśmy.
– Po drugiej stronie drogi w polu zakopany jest absolutnie wyjątkowy schron: Ringstand 69. Miał on nie tylko karabin maszynowy, ale i podziemne stanowisko – otwarte od góry – dla moździerza. Jedyny taki w regionie, chyba jedyny na całym Pomorzu Nadwiślańskim. Tam nie dojedziemy autem, ale może pan iść pieszo. Błoto, jak to teraz wiosną na polu, ale pan dojdzie. Niedaleko od drogi, warto.
Żegnam się z panem Andrzejem. Na odchodne dowiaduję się, że jest członkiem stowarzyszenia miłośników fortyfikacji i zamków.
Kolejne dwa dni spędzam, spacerując po polach i łąkach. Wiosna jeszcze nie wybuchła, więc korzystam z tego, że widać więcej, niż gdy wszystko się wokół zazieleni. Mój plan był taki, że „bunkry” obejrzę w jeden dzień; a spędzę tutaj łącznie prawie pięć…
Wieczorem ostatniego dnia jestem umówiony z Grzegorzem Szatkowskim, rekonstruktorem historycznym. Rozmawiamy o tym, co się dzieje obecnie wokół Twierdzy Chełmno.
– Przed pandemią działo się sporo. Były całkiem liczne grupy rekonstrukcyjne, pomysły na wydarzenia okolicznościowe, dużo osób aktywnie zwiedzało i promowało miejsce. Niestety pandemia to wszystko zatrzymała, a teraz nie widać sił na odtworzenie tamtego zainteresowania i potencjału.
– Nasza grupa rekonstrukcyjna liczyła chwilami nawet kilkanaście osób, teraz jest nas znacznie mniej. Niestety wszystko kosztuje: ubiory, sprzęt, nawet zwykłe dojazdy. O ile kiedyś można było jeszcze liczyć na wsparcie z urzędów, to teraz nic się nie dzieje. Było na przykład organizowane Święto Twierdzy, były przyciągające turystów inscenizacje. Było dużo ludzi z całej Polski. Ale na organizację takich wydarzeń trzeba pieniędzy, których teraz nie ma. Więc Święto Twierdzy już się nie odbywa.
– Były rajdy, były spotkania. Były plany zwiedzania, wycieczki, grupy przewodników. Promocja regionu i tych wszystkich obiektów wymaga jednak finansowania, bo przecież my – osoby prywatne – tego nie zrobimy za własne pieniądze. Jest sporo grup i stowarzyszeń, któ -
re aktywnie wspierały i chcą dalej wspierać tworzenie historycznej aury na tym terenie. Tyle że same chęci nie wystarczą.
– Każdy pokaz, każde wydarzenie kosztuje. Uszycie mundurów to kilka tysięcy złotych. Zakupy materiałów, naprawa sprzętu, jego konserwacja – też. Żeby zarobić na te niezbędne wydatki, jeździmy po kilkaset kilometrów na zloty i pokazy organizowane w innych twierdzach: tylko u nas cisza i spokój. Obecnie nie mam pana nawet na co zaprosić.
Oglądam zbiory pana Grzegorza. To już prawdziwe muzeum: karabiny maszynowe, pancerfausty, taczanki. Noże, bagnety, miny. Specjalnie postawiony osobny budynek na podwórku, w którym to wszystko jest fantastycznie wyeksponowane. I tak sobie myślę: jeżeli tyle osiągnął prywatny miłośnik, to co można zrobić przy wsparciu finansowym z regionu? Tymczasem fortyfikacje stoją pośród lasów i zarastają.
Podróżując po Polsce, często napotykam miejsca, o które dbają – takie mam wrażenie – tylko prywatni fascynaci. Sentymentaliści. Gdyby nie ich wkład i zaangażowanie, to zaginęłyby nie tylko miejsca, ale też związane z nimi historie. Z drugiej strony wiem, że samorządy nie mają pieniędzy – dzięki przeróżnym rewolucjom fundowanym od lat przez najwyższe szczyty władzy – trzeba wybierać: albo oświetlenie dróg lub ogrzanie zimą szkół, albo fanaberie społeczników, sportowców, ludzi kultury i sztuki. Twierdza Chełmno stoi więc w dużej części pusta. ■
Michał Walczewski – podróżnik i maratończyk, który od kilku lat realizuje projekt dotarcia do każdego kraju świata i przebiegnięcia tam maratonu. Miłośnik historii, architektury, starożytnych cywilizacji oraz niekoniecznie kamiennych zabytków. Autor prezentacji podróżniczych, które można znaleźć na stronie www.40latidopiachu.pl
Podstawowe prawa pasażera w związku z transportem autokarowym i autobusowym
TEKST DOMINIKA KOWAL, DOMINIKA ŁOMŻA, LAURA ROSIŃSKA
POD REDAKCJĄ KRZYSZTOFA BUDNIKA, ADWOKATA
KANCELARIA PRAWNA BUDNIK, POSNOW I PARTNERZY
Transport drogowy jest istotną częścią przewozów zbiorowych. Niewątpliwie są one mniej szkodliwe dla środowiska niż indywidualny transport samochodowy, ponadto prawodawca unijny i krajowy podejmują starania, aby zachęcać do korzystania w coraz większym wymiarze z alternatywnego dla transportu indywidualnego transportu zbiorowego. W wypadku transportu autokarowego i autobusowego dąży się do zapewnienia pasażerom wysokiego poziomu ochrony oraz jakości usług, co najmniej porównywalnych z innymi rodzajami transportu. Prawodawca unijny i krajowy mają też na uwadze to, że poziom ochrony praw pasażera wytyczają wymagania dla ochrony konsumentów, bowiem pasażer niewątpliwie jest słabszą stroną umowy transportowej.
Kwestie praw pasażera w związku z transportem autobusowym i autokarowym regulują: rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) nr 181/2011 dotyczące praw pasażerów w transporcie autobusowym i autokarowym z dnia 16 lutego 2011 r. oraz krajowe ustawy: z dnia 6 września 2001 r. o transporcie drogowym i z dnia 15 listopada 1984 r. Prawo przewozowe. Prawa te mają zastosowanie w przypadku przewozów regularnych, które funkcjonują na określonych trasach, a pasażerowie są zabierani z określonych przystanków i dowożeni na nie
zgodnie z ustalonym rozkładem jazdy. Co do zasady przepisy powołanych krajowych ustaw mają zastosowanie do przewozów krajowych, natomiast wskazane rozporządzenie nr 181/2011 dotyczy pasażerów w transporcie autokarowym (z reguły dalekobieżnym) i autobusowym, jeśli ich podróż rozpoczyna się lub kończy w kraju Unii Europejskiej. Oczywiście obie ustawy krajowe – z dnia 6 września 2001 r. o transporcie drogowym i z dnia 15 listopada 1984 r. Prawo przewozowe muszą uwzględniać rozporządzenie nr 181/2011 i być z nim zgodne.
Umowę transportową (umowę przewozu) pomiędzy pasażerem a przewoźnikiem zawiera się poprzez nabycie biletu przez pasażera przed rozpoczęciem podróży lub przez spełnienie innych określonych przez przewoźnika warunków dostępu do środka transportowego. W razie nieustalenia takich warunków – przez samo zajęcie miejsca w środku transportowym (jest to „dorozumiany” sposób zawarcia umowy). Na zakupionym bilecie powinna być umieszczona nazwa przewoźnika, trasa (strefa) przejazdu, wysokość opłaty za przejazd, ewentualnie inne przydatne informacje.
Chociaż powyższe umowy dotyczą sfery prawa cywilnego, jednak mieszczą się także w ramach prawa do transportu. Oznacza to, że przewoźnicy nie mogą odmówić zawarcia umowy transportowej, dokonania rezerwacji czy przyjęcia na pokład autokaru lub autobusu z jakichkolwiek przyczyn dyskryminujących.
Przy tym rozporządzenie nr 181/2011 wprost narzuca obowiązek takiego wykonywania przewozów, w tym wszelkimi środkami organizacyjnymi i rzeczowymi, aby niepełnosprawność czy ograniczenia ruchowe człowieka nie były przeszkodą w korzystaniu przez niego z przewozu autokarem czy autobusem.
PRAWO DO INFORMACJI
Podstawowym obowiązkiem przewoźnika jest zapewnienie pasażerom pełnej informacji o prawach im przysługujących, w tym o procedurze dochodzenia tych praw (trybie wnoszenia skarg, prawie dochodzenia roszczeń przed sądem). Informacja o tych prawach musi być dostępna i czytelna. Zaniedbania w realizacji tego obowiązku powinny być objęte w regulacjach krajowych stosownymi sankcjami. W rozporządzeniu nr 181/2011 wprost mówi się o sankcjach „skutecznych, proporcjonalnych i odstraszających”. Dodatkowo naruszenie tego obowiązku przez przewoźnika nie może powodować negatywnych skutków dla pasażera, szczególnie w postaci utraty danego prawa. Obowiązek informacyjny przewoźnika dotyczy wszystkich relacji pasażera i przewoźnika – przed, w trakcie i po zakończeniu przewozu.
PRAWA PASAŻERÓW W PRZYPADKU
ODWOŁANIA LUB OPÓŹNIENIA PRZEWOZU
Oczywiście naszym celem jest odbycie podróży zgodnie z rozkładem jazdy danego przewozu. Jednak niekiedy, z uwagi na różne zawinione lub niezawinione okoliczności przez przewoźnika, okazuje się to niemożliwe. Wówczas przewoźnik lub operator terminalu musi
o tym poinformować pasażerów, i to tak szybko, jak to tylko stanie się możliwe. Co do zasady przed planowaną godziną odjazdu autokaru, jednak nie później niż 30 minut od tego terminu. Jednocześnie należy podać pasażerom orientacyjną godzinę odjazdu. Jeżeli przewóz zostanie w ogóle odwołany albo opóźniony powyżej 120 minut, pasażer ma prawo wyboru pomiędzy:
a) kontynuacją podróży, także w wariancie ze zmianą trasy do miejsca docelowego, bez dodatkowych kosztów i na porównywalnych warunkach – w najwcześniej możliwym terminie,
b) żądaniem zwrotu ceny biletu i nieodpłatną powrotną usługą do punktu rozpoczęcia podróży – także w najwcześniej możliwym terminie. Odszkodowanie za naruszenie przez przewoźnika obowiązku przedstawienia pasażerom tego „wyboru” wynosi 50% ceny biletu.
Dodatkowo, jeżeli nasz przejazd miał planowo trwać ponad 3 godziny, a odjazd jest opóźniony o ponad 90 minut, mamy również prawo do: przekąsek, posiłków lub napoi, proporcjonalnie do czasu oczekiwania, pod warunkiem że są one w autobusie lub terminalu dostępne lub mogą być w racjonalny sposób tam dostarczone. W takim wypadku mamy też prawo do zakwaterowania, jeśli pobyt przez jedną lub więcej nocy okaże się konieczny.
Analogiczne uprawnienia przysługują pasażerom w razie awarii autokaru lub autobusu podczas podróży, przy czym wówczas podstawowym prawem pasażera, a odpowiadającym mu obowiązkiem przewoźnika jest zapewnienie kontynuacji podróży innym analogicznym pojazdem z miejsca wystąpienia awarii – także w najwcześniej możliwym terminie. Obowiązkową formą pomocy ze strony przewoźnika lub podmiotu zarządzającego terminalem w razie odwołania przewozu, jego istotnego opóźnienia czy awarii w jego trakcie jest pozyskanie i poinformowanie podróżnych o połączeniach alternatywnych dla celu podróży pasażerów.
Powyższe prawa przysługują co do zasady pasażerom posiadającym bilety kuponowe lub bilety sezonowe, natomiast mogą być ograniczone wobec posiadaczy tzw. biletów otwartych, jeżeli czas odjazdu nie jest w nich określony.
JAKIE ROSZCZENIA PRZYSŁUGUJĄ
PASAŻEROWI PO WYPADKU W AUTOKARZE?
Kodeks cywilny, w świetle przepisu artykułu 776, zapewnia, iż przewoźnik obowiązany jest do zapewnienia pasażerom odpowiadających rodzajowi transportu
warunków bezpieczeństwa i higieny oraz takich wygód, jakie ze względu na rodzaj transportu uważa się za niezbędne.
Jeśli chodzi o odszkodowanie za wypadek pasażera w autokarze lub autobusie – tutaj mamy do czynienia z zaostrzoną odpowiedzialnością przewoźnika. Przewoźnik, który jest właścicielem pojazdu, odpowiada za szkody osobowe na zasadzie ryzyka. Ten rodzaj odpowiedzialności jest surowy, gdyż poszkodowany nie ma obowiązku udowadniać winy przewoźnika, co bardzo ułatwia dochodzenie naprawienia szkody.
W ramach tej odpowiedzialności przewoźnika pasażerom przysługują w szczególności następujące roszczenia. Po pierwsze – zadośćuczynienie za doznaną krzywdę i cierpienie fizyczne oraz psychiczne. Po drugie – zwrot kosztów leczenia, dojazdów do placówek medycznych, rehabilitacji i opieki pielęgniarskiej, zwrot kosztu lekarstw. Po trzecie – zwrot utraconych zarobków i dochodów w wyniku utraty zdolności do pracy i konieczności podjęcia leczenia. Czwartym roszczeniem, o które może się ubiegać poszkodowany w wypadku, jest możliwość przyznania renty w związku z długotrwałą hospitalizacją, a także renty uzupełniającej stanowiącej wyrównanie różnicy w dochodach osiąganych przez poszkodowanego przed wypadkiem w stosunku do dochodów uzyskiwanych przez poszkodowanego po wypadku. Piątą opcją jest uzyskanie jednorazowego świadczenia, umożliwiającego poszkodowanemu przekwalifikowanie zawodowe, w tym założenie działalności gospodarczej w nowym zawodzie. Kolejną możliwością jest przyznanie odszkodowania za zniszczone rzeczy podczas wypadku (ubrania, przedmioty osobiste: telefon, okulary itp.). Wszystkie te roszczenia są przykładowe i nie wykluczają się, mogą być dochodzone łącznie i jednocześnie. Osoby, które straciły w wypadku w autobusie najbliższych, mogą ubiegać się o zadośćuczynienie za doznaną krzywdę na podstawie art. 446 § 4 Kodeksu cywilnego (za śmierć osoby bliskiej).
Rozporządzenie nr 181/2011 pozwala na wprowadzenie do prawa krajowego państw członkowskich maksymalnych limitów odpowiedzialności przewoźnika za śmierć pasażera, odniesienie przez niego obrażeń czy utratę lub uszkodzenie jego bagażu w związku z wypadkami związanymi ze skorzystaniem z autokaru lub autobusu. Oczywiście w przypadku śmierci pasażera
prawo do odszkodowania odnosi się do osób, do których utrzymania pasażer był lub byłby prawnie zobowiązany. Powyższe krajowe limity nie mogą jednak być niższe niż: 220 000 euro na pasażera oraz 1200 euro za sztukę bagażu. Niemniej w wypadku uszkodzenia wózków inwalidzkich limit odnoszący się do bagażu nie obowiązuje, odszkodowanie jest równe pełnemu kosztowi jego naprawienia lub zastąpienia.
Ważną dyrektywą rozporządzenia nr 181/2011 jest także obowiązek przewoźników zapewnienia pasażerom, niezależnie od ich roszczeń odszkodowawczych (oprócz tych roszczeń), niezbędnej pomocy w zabezpieczeniu ich praktycznych potrzeb w wyniku wypadku. Polega to na udzieleniu już na miejscu wypadku natychmiastowej pierwszej pomocy medycznej, zorganizowanie pomocy w zakwaterowaniu, żywności, ubiorze czy transporcie.
JAKIE DOKUMENTY POWINIEN ZGROMADZIĆ PASAŻER PO WYPADKU AUTOBUSOWYM?
Jeśli w miejscu wypadku pojawi się policja, należy zadbać o to, aby policjanci odnotowali istotne okoliczności zdarzenia oraz dane osobowe poszkodowanego. To ważna kwestia, gdyż zaoszczędzimy czas w późniejszych etapach całej procedury odszkodowawczej. Dobrze jest również zadbać o to, aby poszkodowany pasażer zabezpieczył bilet przejazdu. Wniosek należy zgłosić niezwłocznie po wypadku.
SKARGA PASAŻERÓW NA DZIAŁANIA
PRZEWOŹNIKÓW
Trzeba pamiętać o tym, że każdy pasażer ma prawo do złożenia skargi na przewoźników. Oczywiście w takiej sytuacji celowe jest uprzednie zwrócenie się z reklamacją w danej sprawie do przewoźnika, z którym zawarta została umowa przewozu. Po wniesieniu skargi przewoźnik ma miesiąc od dnia wpłynięcia skargi, aby powiadomić pasażera o tym, że jego skarga została uznana, oddalona lub jest w dalszym ciągu rozpatrywana. Termin, w którym ma zostać udzielona ostateczna odpowiedź, nie może przekroczyć trzech miesięcy od dnia wpłynięcia skargi. Reklamacja powinna zostać złożona w formie pisemnej. Jeżeli pasażer nie będzie zadowolony z rozpatrzenia sprawy, po wyczerpaniu procedury reklamacyjnej u przewoźnika można zwrócić się ze skargą do właściwego organu. W Polsce centralnym organem w tych sprawach jest Główny Inspektorat Transportu Drogowego (00-807 Warszawa, Al. Jerozolimskie 94). ■
Pamukkale Turecki cud natury
Wapienne tarasy zwane Pamukkale to jedna z najpiękniejszych tureckich atrakcji. Nie dziwi więc fakt, że to niezwykłe miejsce zostało wpisane na listę światowego dziedzictwa UNESCO. Sprawdźmy, dlaczego warto je zwiedzić.
Pamukkale jest magiczne. Lśniące białe trawertyny i skamieniałe wodospady czynią to miejsce wyjątkowym. Sam szczyt płaskowyżu zdobią ruiny starożytnego grecko-rzymskiego miasta uzdrowiskowego i kolosalnego rzymskiego amfiteatru. Nieco dalej znajduje się również biblijne miasto Laodycea oraz jezioro Salda.
Słowo Pamukkale w języku tureckim oznacza „bawełniany zamek”. I to wyjątkowe miejsce w południowo-zachodniej Turcji rzeczywiście wygląda jak wykonane z bawełny, tworząc absolutnie oszałamiający krajobraz, którego nie można znaleźć nigdzie indziej na świecie.
Wyjątkowość Pamukkale przypisuje się trwającym pod powierzchnią ziemi procesom geologicznym. Obszar ten podatny jest także na trzęsienia ziemi. Posiada ogromne zasoby gorącej lawy wulkanicznej, która podgrzewa wodę zmieszaną z wapniem. Wzbogacona w ten sposób woda spływa następnie w dół wzgórza i stygnie – tworząc piękne tarasy trawertynowe i kaskady wapienne.
Kiedy Grecy, a następnie Rzymianie, zauważyli baseny termalne w Pamukkale, postanowili zbudować tam rozległe miasto uzdrowiskowe, do którego ludzie mogli przyjeżdżać, by zanurzać się w jego leczniczych wodach. Nazwano je Hierapolis.
Hierapolis i Pamukkale przyciągały niegdyś handlarzy, podróżników, pielgrzymów i chorych. Współcześnie również niewiele się zmieniło, bowiem dziś jest to jedno z najpopularniejszych miejsc do odwiedzenia w Turcji.
Pamukkale to piękne miejsce, na które warto przeznaczyć cały dzień. Co trzeba zobaczyć?
NATURALNE BASENY
Nikogo nie zdziwi fakt, że jedną z najlepszych aktywności w Pamukkale jest – oczywiście – moczenie się w mlecznobiałych naturalnych basenach. Ogromne wapienne wzgórze liczy sobie setki takich basenów wypełnionych czystą turkusową wodą. Woda jest ciepła i wręcz idealna, by się w niej zanurzyć i zrelaksować. Podobno ma również właściwości lecznicze.
Baseny te znajdują się na trawertynowych klifach Pamukkale. Co ciekawe, zazwyczaj te na samej górze są najbardziej zatłoczone. W miarę schodzenia w dół klifu znaleźć można odosobnione miejsca, gdzie zaznamy nieco prywatności i zrobimy najlepsze zdjęcia. Warto również mieć na uwadze, że wiele basenów zostało zamkniętych dla turystów. W praktyce tylko jeden odcinek klifu jest otwarty dla zwiedzających.
FOTO: PIXABAYCENY
Opłata za wstęp do Pamukkale wynosi 200 lir tureckich (około 11 dolarów/euro). Bilet ten obejmuje trawersy Pamukkale, ruiny Hierapolis oraz Muzeum Archeologiczne. Do łaźni Kleopatry trzeba będzie kupić kolejny bilet o wartości 100 lir. Wstęp (nie licząc basenu Kleopatry) jest bezpłatny dla posiadaczy Aegean lub Turkey Museum Pass. Należy jednak pamiętać, że ceny te są jedynie orientacyjne i mogą się zmienić.
STANOWISKO ARCHEOLOGICZNE HIERAPOLIS
Słynne uzdrowiskowe miasto Hierapolis w Pamukkale miało związek ze starożytnym kultem bogini Leto. Było domem dla rzymskich łaźni publicznych, miejsc do ćwiczeń fizycznych, miało agorę, rozległą nekropolię i starożytny teatr, którego ruiny możemy oglądać do dziś. Warto wybrać się na spacer po ruinach Hierapolis, by poczuć ducha tego niezwykłego miejsca.
ANTYCZNY BASEN KLEOPATRY
W obrębie Hierapolis znajduje się również zamknięta część z ciepłymi basenami, w których można się kąpać. Mówi się, że one również posiadają liczne właściwości lecznicze, a w czasach ich największej świetności pływała w nich sama Kleopatra. Za wstęp trzeba tu uiścić dodatkową opłatę.
FOTO: EMRECAN ALGUL, UNSPLASHMUZEUM ARCHEOLOGICZNE
Położone w pobliżu antycznych basenów w Pamukkale Muzeum Archeologiczne jest najlepszym miejscem, by dowiedzieć się więcej o starożytnych rzymskich ruinach Hierapolis. Mieści się ono w zapierających dech w piersiach pomieszczeniach starożytnych łaźni rzymskich, posiada też kilka interesujących galerii, w tym jedną na świeżym powietrzu – wyłożoną... sarkofagami.
TEATR HIERAPOLIS
Jedną z najbardziej charakterystycznych atrakcji Pamukkale jest starożytny teatr Hierapolis (liczący sobie ponad 1800 lat!), który niegdyś mógł pomieścić ponad 10 tys. osób. Co ciekawe, jest to jedyny taki teatr, który zachował się w oryginalnym kształcie architektonicznym.
STAROŻYTNE MIASTO LAODYCEA
Pamukkale w Turcji to nie tylko starożytne miasto Hierapolis, lecz także ruiny Laodycei, czyli innego zamożnego greckiego miasta – sięgającego swoją historią aż 2,5 tys. lat wstecz. Laodycea była kiedyś słynnym centrum handlowym i domem dla bankierów i lekarzy.
Najważniejsze atrakcje Laodycei to ulica z kolumnadami, kościół z bazyliką, teatr północny, agora i pozostałości łaźni publicznej. Warto również wiedzieć, że miejsce to jest mniej znane, więc nie przyciąga tak wielu turystów. Laodycea to świetny przystanek, jeśli planujemy spędzić w Pamukkale więcej niż jeden dzień. ■
Opracowanie: redakcja przy współpracy Travelplanet.pl
Para polskich podróżników po rocznej podróży
wokół Ameryki Południowej
jedzie motocyklem na Alaskę!
TEKST PIOTR SUGIER
Ela i Grzegorz są wyjątkową parą motopodróżników, która na motocyklu przemierza świat. Aktualnie mają za sobą odwiedzonych 61 państw na 4 kontynentach i przejechane wspólnie ponad 250 tys. km. Od ponad roku podróżują przez obie Ameryki, a licznik ich motocykla w trakcie tej wyprawy pokazał właśnie ponad 80 tys. km, co jest dwukrotną długością równika (40 075 km) – zatem można powiedzieć, że w obecnej podróży już dwukrotnie okrążyli kulę ziemską!
Obecna wyprawa jest częścią większego planu „Harleyem przez 3 Ameryki”, który powstał po objechaniu na motocyklu niemal całej Europy. W latach 2017-2019 zwiedzili USA, Kanadę, Amerykę Środkową oraz... Kubę, na którą przewieźli motocykl na pokładzie (a właściwie na kabinie) prywatnego jachtu. I to nie byle jaką maszynę – był to ważący ponad 400 kg Harley-Davidson...
W czerwcu 2022 oficjalnie wystartowali z bajecznie kolorowej miejscowości Cartagena de Indias w Kolumbii. I zaczęła się ich magiczna podróż po Ameryce Południowej…
Trasa przebiegała przez wszystkie 13 krajów Ameryki Południowej na łącznej długości ponad 53 tys. km. Spalili 3240 litrów paliwa, zużyli 10 opon, przekroczyli równik czterokrotnie, przejechali przez 3 skrajne punkty kontynentu, 24 godziny płynęli Amazonką i odwiedzili dziesiątki niesamowitych miejsc oraz poznali wielu cudownych ludzi, których spotkali na swojej drodze.
Ale to nie koniec przygody z Ameryką! Po zakończonej podróży wokół Ameryki Południowej Grzegorz i Ela przejechali Amerykę Środkową, Meksyk i Stany Zjednoczone, aby dotrzeć do Milwaukee na największą imprezę z okazji 120-lecia marki Harley-Davidson.
Jakby tego jeszcze było mało, postanowili jechać dalej… przez Nową Szkocję, Nową Funlandię, autostradę Trans Labrador i dalej do Prudhoe Bay na Alasce!
KILKA SŁÓW OD SCREW IT. LET'S RIDE... Nazywamy się Ela i Grzegorz. Jesteśmy parą, którą oprócz miłości i przyjaźni łączy wspólna pasja do podróżowania po tym małym globusie, na którym żyjemy. Ciekawość świata wyznaczyła nam cel w życiu i stała się motorem napędowym naszych codziennych działań.
Łącznie mamy niewiele ponad 80 lat i postanowiliśmy potrzeby naszych serc zaspokoić jak najszybciej, żeby nie spojrzeć kiedyś wstecz i nie powiedzieć: „gdybyśmy to wtedy zrobili” lub „dlaczego nie zaczęliśmy wcześniej”, bo przecież życie jest takie krótkie.
Od kilku lat regularnie porzucamy więc strefę komfortu, by w siodle motocykla Harley eksplorować kolejne kontynenty według własnego scenariusza, a czasami zupełnie poza nim. Podróże cały czas nas uczą czegoś nowego, także o nas samych. Odkrywamy w sobie kolejne pokłady odwagi, cierpliwości, pokory, kreatywności, umiejętności pójścia na kompromis i sporego dystansu do samych siebie.
Marzymy, aby podróżować niespiesznie, aby nie odhaczać na liście kolejnych miejsc i pieczątek w paszporcie, lecz delektować się każdą daną nam chwilą, każdym kontaktem z nowym dla nas miejscem, jego zapachem, smakiem i kulturą. Mieć okazję bliżej poznawać napotkanych ludzi, odkrywać, co nas różni i co nas łączy.
Naszymi doświadczeniami staramy się inspirować innych, a także zachęcać do przeżycia własnej wielkiej z życiowej przygody, czymkolwiek ona by nie była. ■
Aktualną podróż Grzegorza i Eli można śledzić na:
PRZYDATNE W PODRÓŻY I NIE TYLKO...
Lifeventure RFID BiFold Wallet to ultralekki portfel, który idealnie nadaje się na czas podróży. Jego praktyczne wymiary oraz rozłożenie przegródek sprawiają, iż bez problemu zmieścisz w nim gotówkę, karty i dokumenty. Zapinany na zamek błyskawiczny, posiada zabezpieczenie RFID, które chroni przed kradzieżą danych z karty. Portfel jest przyjazny środowisku – wykonany z nylonu pochodzącego w 100% z recyklingu.
Cena: 87,99 zł
skalnik.pl
Kompaktowy e-czytnik Boox Poke5 to idealny towarzysz dla wszystkich lubiących czytać, także w podróży. Urządzenie wyposażono w 6-calowy ekran dotykowy oraz w technologię E-Ink Carta i ekran o wysokiej rozdzielczości 300 PPI, zapewniający wyjątkową przejrzystość i minimalizujący zmęczenie oczu. Magazynowanie ulubionych lektur wspomaga 10 GB bezpłatnej przestrzeni dyskowej w chmurze. Cena: 170 dolarów shop.boox.com
Bezproblemowo ładuj iPhone'a w podróży za pomocą bezprzewodowego powerbanku ESRGear HaloLock 10 000 mAh z podpórką. Jest on kompatybilny ze wszystkimi telefonami bez etui z serii 14/13/12. Dzięki innowacyjnej podstawce możesz zamienić swój power bank w podstawkę do przeglądania w podróży.
Cena: ok. 60 dolarów esrgear.com
Składany garnek turystyczny Sea To Summit X-Pot to duże silikonowe naczynie do gotowania w terenie. Garnek sprawdzi się idealnie dla 2-3 osób. Dolna część wykonana jest z twardego anodowanego aluminium, co daje możliwość gotowania posiłków na świeżym powietrzu. Garnek o poj. 2,8 l można złożyć tak, aby zajmował mniej miejsca (do wysokości 40 mm). Składane uchwyty blokują pokrywkę.
Cena: ok. 230 zł evertrek.pl
Ułatw sobie codzienne życia ze smartwatchem Mobvoi TicWatch GTH 2. Został on wyposażony w dotykowy wyświetlacz
1.72" TFT. Pozwala wybierać spośród ponad 100 trybów sportowych. Umożliwia monitorowanie tętna, poziomu tlenu we krwi, snu oraz temperatury ciała. Zapewnia do 10 dni pracy i oferuje wiele przydatnych funkcji, takich jak kontrolowanie muzyki czy sterowanie aparatem na odległość. Wyróżnia go również wodoodporność klasy IP68. Cena: 225 zł military.pl
Kolagen jest podstawowym budulcem tkanki łącznej, czyli skóry, stawów, ścięgien, kości, czy rogówki oka. Młody, zdrowy organizm posiada zdolność systematycznego odbudowywania zanikających włókien kolagenowych, jednak z wiekiem ta umiejętność zmniejsza się, aż w końcu zanika. Efekt to m.in.: zmarszczki, zmieniający się owal twarzy, zszarzała twarz, opadające powieki, matowe i wypadające włosy, dolegliwości kręgosłupa, barków, szyi, łydek, kolan, łokci, bioder, problemy z dziąsłami, a także rozstępy, czy cellulit na udach i pośladkach. Niedobór kolagenu skutkuje też kruchością i łamliwością kości, a także zaburzeniami w funkcjono-
KolagenCito –– doskonały wybór!
Marzeniem ludzkości, a zwłaszcza piękniejszej jej połowy, było od wieków wynalezienie leku spowalniającego starość. Tematem tym zajmowało się w dobrej wierze mnóstwo uczonych.
waniu pracy układu odpornościowego. Systematyczne uzupełnianie kolagenu wraz z wiekiem korzystnie wpływa na odbudowę organizmu człowieka.
Rekomendujemy dobroczynny KolagenCito od znanej z wysokiej jakości technologii produkcji niemieckiej firmy Reutter. KolagenCito to AS wśród kolagenów! To 100% produkt oryginalny!
Dobrze jest wybierać kolagenowe produkty z witaminą C. Witamina C pomaga w prawidłowej produkcji kolagenu, celem zapewnienia właściwego funkcjonowania kości, chrząstki, dziąseł, skóry oraz naczyń krwionośnych. KolagenCito w każdej pastylce zawiera aż 400 mg cennego kolagenu oraz odpowiednio
KolagenCito – bestseller!
Znakomity, niemiecki, opatentowany produkt – postaw na jakość!
Kolagen to ważny, sprężysty budulec, m.in.: ścięgien, kości, stawów, chrząstki, dziąseł, naczyń krwionośnych.
Kolagen czynnie wspomaga jędrność skóry, łagodzi zmarszczki oraz cellulit.
Znakomity dla uprawiających sport.
dobraną dawkę witaminy C. Ma także przyjemny smak i jest wygodny do stosowania – zawsze pod ręką w formie pastylek do ssania. Warto zadbać o swój organizm, szczególnie w wieku starszym oraz średnim i regularnie stosować dobroczynny KolagenCito.
KolagenCito jest chroniony prawem patentowym na świecie. Dostępny w aptekach i sklepach medyczno-zielarskich w dobrej cenie, ok. 34 zł. Apteki i sklepy medyczno-zielarskie gwarantują między innymi, że zakupiony produkt posiada długą datę ważności, był odpowiednio przechowywany, posiada etykietę w języku polskim.
Zadbaj o swój organizm i stosuj KolagenCito!
ponad 100 lat zaufania! Perfekcja tkwi w detalach i recepturze!
Jesień
Pora roku o dwóch obliczach
Poro mgieł bujna i nabrzmiała plonem, W spisku serdecznym z dojrzewania słońcem
Tak poeta John Keats rozpoczął swoją „Odę do jesieni”. Uważam, że doskonale ujął istotę tej pory roku. A co wam przychodzi na myśl, gdy pada słowo „jesień”? Dla mnie to ciepły wiatr, grzyby i kasztany, jabłka i gruszki na rynku, bursztynowe liście drzew, wspaniałe wschody słońca, nierzadko w parze z przymrozkiem, krótsze dni, niższe temperatury. Ale jesień ma też drugie oblicze. Szaruga nadchodzi wraz z początkiem listopada. Niestety wtedy są moje urodziny, a pogoda w 90% nie zachęca do spędzania czasu w objęciach przyrody, którą tak bardzo kocham. Ostatnie liście spadły z drzew. Wiatr stał się zimny, często pada deszcz. Daleko do świąt Bożego Narodzenia, o lecie już dawno nikt nie pamięta. Pomimo tej ponurej strony uwielbiam jesień! W końcu to jedyna pora, która ma szczególną nazwę: złota polska jesień. I nawet jeśli druga połowa jest szarobura, to pierwsza nam tę męczarnię wynagradza. A potem już z górki do świąt i zima!
Kalendarzowa jesień zaczyna się we wrześniu, a dokładnie 23, i kończy na kilka dni przed Bożym Narodzeniem. Dla wielu grudzień to już zima, ale niestety jesień trwa 3 miesiące, tak jak inne pory roku! Meteorologiczna jesień z kolei zaczyna się już 1 września. Jak czytam na stronie radiopogoda.pl, za początek astronomicznej jesieni przyjmuje się moment, w którym Słońce wchodzi w tak zwany punkt Wagi (inaczej punkt równonocy jesiennej). Wówczas promienie słoneczne padają prostopadle na równik Ziemi. Od tego momentu Słońce znajduje się bliżej bieguna południowego, a dalej od północnego. Z tego powodu jest krócej widoczne nad półkulą północną Ziemi, więc dni stają się coraz krótsze, a noce – coraz dłuższe.
JESIEŃ W MALOWNICzEJ BIAłOWIEŻY
Pokoje
200 miejsc noclegowych w komfortowych, nowoczesnych i klimatyzowanych pokojach z pięknym widokiem na lasy i ogrody hotelowe.
Strefa Wellness & SPA
Największy kompleks basenowy w Białowieży: jacuzzi, strefa saun, rozgrzewające rytuały w łaźni parowej.
Bogaty wachlarz zabiegów SPA oraz masaży w wyjątkowych gabinetach. Egzotyczne ceremonie i rytuały na ciało oraz jedyna w regionie sauna i bania piwna.
Restauracja
Kresowa kuchnia Podlasia- pierogi, kartacze, kiszka ziemniaczana, dania kuchni myśliwskiej. Wędliny, sery i ryby z własnej wędzarni.
Atrakcje dla dzieci
Atrakcyjna bawialnia oraz plac zabaw w ogrodzie, Duży brodzik i animacje wodne na basenie, Zajęcia kreatywne i warsztaty kulinarne dla dzieci.
Własny Browar Rzemieślniczy
Naturalne, niepasteryzowane, świeże piwo z naszego Browaru „Przełom”. Oferujemy klasyczne oraz interesujące gatunki nowofalowe.
Jesień to doskonała pora roku na fotografię o wschodzie i zachodzie słońca. Wschody słońca są o „przyzwoitej” porze; między 6 a 7 rano. Uważam, że to nie tak źle, szczególnie jeśli porównamy to z czerwcem, kiedy to słońce wschodzi o 4 rano. Jeśli chodzi o zachody słońca, to też wydaje mi się, że godzina 19 sprzyja jak najbardziej fotografii plenerowej. Można się wybrać na plener po pracy i wrócić do domu na kolację! Dla porównania w czerwcu zachód jest dopiero po 21. Nie zapomnijmy o sprzyjającej temperaturze. W czasie jesiennego wschodu słońca nie zejdzie ona raczej poniżej 0 stopni.
A do wschodów słońca dodam jeszcze bonusy w postaci mgieł, kropelek rosy na pajęczynach czy przymrozkach...
Ach, rozmarzyłam się! Mam nadzieję wybrać się na łąkę o wschodzie słońca nie raz tej jesieni!
Ale jesień to nie tylko wspaniały czas na fotografię! Ta pora roku zachęca do spacerów po górach (ach, moje Dolomity!) czy parkach. Wiewiórki biegają wokół i chowają orzechy, o wiele łatwiej można obserwować ptaki, a opadłe liście zachęcają do zabaw. A może przejażdżka rowerem poza miastem?
Jedną z najpiękniejszych oznak jesieni jest zmienianie się koloru liści. Dlaczego tak się dzieje? Otóż krótsze dni są sygnałem dla drzew, aby zaczęły przygotowywać się na zimę. Zimą nie ma wystarczającej ilości światła, aby zaszła fotosynteza, dlatego gdy jesienią dni stają się coraz krótsze, drzewa zaczynają „wygaszać” swój metabolizm i zmniejszać ilość chlorofilu w liściach. Chlorofil jest substancją chemiczną, która sprawia, że
liście drzew stają się zielone, a w miarę zmniejszania się ilości innych substancji chemicznych w liściach stają się bardziej widoczne. To właśnie one odpowiadają za intensywne bursztyny, czerwienie i żółcie jesieni. Są wśród nich flawonoidy, karotenoidy i antocyjany. A czy wiecie, że niektóre z tych substancji chemicznych to te same, które nadają kolor marchewce (beta-karoten) i żółtkom jaj (luteina)?
Z kolei w mitologii greckiej jesień rozpoczęła się, gdy Persefona została porwana przez Hadesa, aby zostać królową podziemi. W rozpaczy matka Persefony, Demeter (bogini żniw), spowodowała wymarcie wszystkich upraw na Ziemi, dopóki jej córka nie mogła wrócić, wyznaczając wiosnę.
Nauka tańca salsy czy malowania na płótnie? Kurs kulinarny albo ceramiki? Jesień to idealny czas na nowe hobby – o ile nie jest ono typowo letnie, rzecz jasna. Można też praktykować coś nowego w domu bez dodatkowych kosztów – na przykład eksperymentując w kuchni. Ja akurat eksperymentować nie zamierzam, ale do zup kremowych trochę mi tęskno. Za to zamierzam wrócić do tworzenia obrazków z liści i kamyków, które czekają zamknięte w pudełkach od dwóch lat. Zamierzam też wybrać się do teatru, ponieważ już dawno w tych progach nie gościłam. Liczę na to, że moje dziecko będzie zasypiać przed godziną 21, to i o nową planszówkę się pokuszę. No i w tym roku zamierzam się wybrać gdzieś w końcu na moje urodziny. I musi być ciepło! Południe Europy będzie w sam raz... A wy macie jakieś typowo jesienne plany?
Na koniec przytoczę taką ciekawostkę dla anglojęzycznych czytelników. Czy słyszeliście, jak o jesieni mówią Amerykanie? W amerykańskim angielskim to „fall”, a nie „autumn”. Jest to skrót od „fall of the leaf”, czyli z ang. spadającego (z drzewa) liścia.
Udanej jesieni! ■
PRODUCENT PŁYTEK
Ciekawostki ze świata
ŻYCIE NA PRZEDMIEŚCIACH SZKODLIWE DLA
ZDROWIA?
Naukowcy z uniwersytetów z USA, Szwecji i Danii zbadali to, jak mieszkanie w centrum miasta, na przedmieściach i wsiach wpływa na zdrowie psychiczne ludzi. Okazało się, że najbardziej narażeni na depresję są ci, którzy żyją na przedmieściach. Poświęcają oni dużo czasu na codzienne przejazdy do pracy i z powrotem, tracąc przez to możliwość częstego kontaktu i rozmów z drugim człowiekiem. Badacze uważają, że to cenna wskazówka dla powiększających się metropolii. Obszary podmiejskie należy tworzyć tak, aby wykluczyć konieczność korzystania z aut, zaś osiedla domków jednorodzinnych powinny mieć dostęp do parków i stawów.
SJESTA LEPSZA NIŻ KLIMATYZACJA
W krajach Południa, których klimat odznacza się wysokimi temperaturami, praktykowana jest sjesta. Zdaniem australijskich naukowców z The Australian National University to doskonałe prozdrowotne rozwiązanie na dramatyczne skutki upału, także te długofalowe. Co więcej – zdecydowanie lepsze niż klimatyzacja. Badacze ocenili, że choć w ciągu ostatnich 40 lat mieszkańcy północnej Australii spędzają zdecydowanie więcej czasu w klimatyzowanych pomieszczeniach, to czyni to ich paradoksalnie nawet bardziej podatnymi na zgony związane z wysokimi temperaturami. Co ciekawe – odmiennie niż dzieje się to z rdzennymi mieszkańcami najmniejszego kontynentu, którzy z różnych powodów z klimatyzacji korzystają w dużo mniejszym stopniu, a jednocześnie są społecznością znacznie obciążoną szeregiem problemów zdrowotnych. Badanie pokazuje, że społeczno-kulturalne praktyki stosowane przez całe pokolenia Pierwszych Narodów, takie jak unikanie aktywności podczas najgorętszego okresu dnia, są potężnym czynnikiem ochronnym ludzkiego zdrowia. Popołudniowa drzemka pomaga organizmowi zaaklimatyzować się, chroni przed gorącem, nic nie kosztuje i nie pozostawia śladu węglowego. Klimatyzacja zapewnia schronienie przed ekstremalnie wysokimi temperaturami, ale wygląda na to, że utrudnia adaptację do panujących gorących warunków. W rejonach dotkniętych okresami wysokich temperatur należałoby więc postawić na taką architekturę budynków, która zapewnia bierne wychładzanie, a jednocześnie styl życia trzeba dostosować do otaczających warunków – tak jak przez wieki czynili to rdzenni mieszkańcy Australii. Warto też wspomnieć, że w wielu badaniach wykazano, iż popołudniowa krótka (nieprzekraczająca godziny) drzemka poprawia samopoczucie i koncentrację, ułatwiając zapamiętywanie informacji.
FOTO: SOPHIE NITO, UNSPLASHPIERWSZY EUROPEJSKI POCIĄG NA BATERIE
Tribrid Masaccio to pierwszy europejski pociąg, który czerpie energię z akumulatorów. Jest częścią floty pasażerskiej Blues firmy Hitachi Rail. Skład kursuje na liniach we Włoszech, emituje o 50 proc. mniej dwutlenku węgla niż lokomotywy napędzane olejem. Jego elementy wyprodukowane są wyłącznie z materiałów w 93% nadających się do recyklingu. Jest sprzężony ze wszystkimi kolejami naszego kontynentu, przyspiesza z prędkością 1,1 m/s, osiągając 160 km/godz. Ma klimatyzowane wagony i może zabrać ok. 300 pasażerów, został zaprojektowany w taki sposób, żeby móc zmieścić na pokładzie większe bagaże i rowery. Tribrid Masaccio ma też dużą liczbę gniazdek USB i wiele źródeł zasilania. Z poziomu peronu z łatwością dostaną się do jego wnętrza osoby na wózkach inwalidzkich i rodzice z wózkami dziecięcymi. Flota pasażerska nazwana Blues jest pierwszą w Europie zasilaną na jeden z trzech sposobów: energią zgromadzoną w akumulatorach, pochodzącą z sieci trakcyjnej lub olejem napędowym.
AMSTERDAM NAJBARDZIEJ ZATŁOCZONYM MIASTEM
W okresie letnim niektóre stolice europejskich państw są wyjątkowo tłumnie odwiedzane przez turystów. Najwięcej osób przybywa do Amsterdamu (Holandia) słynącego z licznych kanałów, mostów, eleganckich domów, kawiarni, barów i muzeów. Na drugiej i trzeciej pozycji plasują się: Dublin (Irlandia) oraz Tallin (Estonia). Z kolei na czwartym Paryż (Francja). Inne oblegane stolice to: Praga (Czechy), Edynburg (Szkocja), Kopenhaga (Dania), Lizbona (Portugalia), Sztokholm (Szwecja), Wiedeń (Austria) i Rzym (Włochy). Miasto, które nie jest stolicą, ale do którego przyjeżdża najwięcej wczasowiczów, to Dubrownik (Chorwacja). Wielkim zainteresowaniem cieszą się też Wenecja (Włochy), a także Brugia (Belgia), wyspa Rodos (Grecja), Reykjavík (Islandia) i Florencja (Włochy).
Opracowanie: Renata Nawrocka
FOTO: ARI DINAR, UNSPLASHSubaru XV – z dzikich terenów do miejskiej dżungli
TEKST KAMILA NAWOTNIKSubaru od lat wyznacza standardy w dziedzinie samochodów z napędem na cztery koła. Japoński producent szczególnie upodobał sobie tworzenie aut do zadań specjalnych – od rajdów po jazdę terenową. Mylicie się jednak, zakładając, że samochody tej marki nie sprawdzą się w regularnej jeździe po mieście. Subaru XV udowodnia, że doskonale czuje się w roli auta na co dzień.
Turkusowy Lagoon Blue Pearl to lakier idealnie pasujący do nadwozia Subaru XV. Nie jest przesadnie krzykliwy, ale sprawia, że samochód zdecydowanie wyróżnia się na tle miejskiej infrastruktury. Ostre przetłoczenia i mocno zarysowane nadkola wraz z 18-calowymi felgami podkreślają z kolei silny gen off-roadowy Subaru, co szczególnie może się podobać największym miłośnikom marki.
Jednak najmilszym zaskoczeniem jest wnętrze samochodu. Wygodne fotele, pozwalające idealnie dopasować pozycję za kierownicą, zostały wykończone skórą z pomarańczowymi przeszyciami. Podobne nici pojawiły się na desce rozdzielczej i bokach drzwi. Ten zabieg sprawia, że Subaru może pochwalić się wysokim poziomem jakości wykonania i estetyki. W dodatku wnętrze jest też przestronne, co najlepiej pokazuje tylny rząd. Miejsca na nogi, wszerz oraz nad głową, jest na tyle dużo, że nawet siedząc za wysokim kierowcą, czułam się swobodnie i komfortowo. Jakby tego było mało, w tylnym rzędzie siedzeń znalazło się nawet miejsce na podłokietnik z uchwytem na kubek.
Bagażnik ma pojemność 340 litrów, co stanowi niezły wynik na tle konkurencji. Szeroki na ponad metr otwór i dość niski jak na crossovera próg załadunkowy pozwalają na bezproblemowe pakowanie bagażu. W razie potrzeby można złożyć oparcia tylnego rzędu, co zwiększa możliwości ładunkowe do prawie 1200 litrów, zatem meble, siatki z zakupami czy torby mogą się śmiało rozgościć.
PAKIETY OPCJONALNE SĄ ZBĘDNE…
…ponieważ już w standardowym wyposażeniu Subaru XV e-BOXER znalazły się między innymi: podgrzewanie przednich foteli, automatyczna klimatyzacja dwustrefowa z filtrem przeciwpyłkowym, tempomat z przyciskami sterowania w kierownicy, wyświetlacz 4,2" między zegarami oraz kamera cofania wyświetlająca obraz na 8-calowym ekranie obsługującym system multimedialny. Nie zabrakło też funkcji Apple CarPlay/Android Auto, pozwalającej bez problemu wyświetlić w aucie nawigację z map Google z aktualizowanymi na bieżąco informacjami o ruchu drogowym.
Ciekawostką jest wyświetlacz wielofunkcyjny, czyli już trzeci ekran, który znajdziemy w Subaru XV. Jest to coraz rzadziej spotykane rozwiązanie, które okazuje się szalenie praktyczne. Jedną z jego funkcji jest prezentowanie działania licznych systemów bezpieczeństwa, w które wyposażono samochód (w tym EyeSight), ale też wyświetlanie aktualnego stanu baku i danych dotyczących zużycia paliwa razem z prognozowanym zasięgiem. W razie potrzeby na wyświetlaczu pokażą się także wskazówki nawigacyjne lub informacje o dystrybucji energii podczas jazdy. Ekran umieszczony został w centralnej części deski rozdzielczej, więc nie trzeba zbytnio odwracać wzroku, aby odczytać interesujące informacje.
ŚNIEG, BŁOTO LUB… KRAWĘŻNIKI
Miałam kiedyś okazję jeździć Subaru XV w terenie, gdzie wcale nie ustępowało bardziej „doświadczonemu” w tym temacie Foresterowi. Stały napęd na cztery koła i tryb jazdy X-MODE przydają się w trudnych warunkach, np. na śniegu czy błocie, ale równie praktyczne okazują się w wąskich miejskich uliczkach. Przeciągnęłam turkusowe Subaru przez kilka krawężników i muszę przyznać, że auto wjeżdżało na nie z taką swobodą, iż zaczęłam poważnie rozważać próbę pokonania jakichś schodów. To po prostu jeden z tych samochodów, które wszelkie wyzwania podejmuje z lekkością prowokującą kierowcę do podnoszenia mu poprzeczki.
HULAJ DUSZA PO PARKINGU
Muszę przyznać, że Subaru XV zostało zaprojektowane w bardzo przemyślany sposób, o czym świadczy chociażby rozplanowanie okien. Dodatkowe szyby przy krawędzi słupków A oraz C mocno poprawiają widoczność wokół auta i zmniejszają obszar martwego pola. Kontrolę szczególnie newralgicznego obszaru przed samochodem umożliwia z kolei Front View Monitor. W każdej chwili można włączyć podgląd z kamery umieszczonej na atrapie chłodnicy, aby sprawdzić, co się dzieje się przed przednim zderzakiem. Funkcja ta ma praktyczne zastosowanie na parkingu czy na skrzyżowaniach, np. by upewnić się, czy wszyscy piesi zeszli już z ulicy.
Pomijając jednak systemy i technologie, w które wyposażono Subaru XV, łatwo dojść do wniosku, że manewrowanie tym autem jest banalnie proste. Duże lusterka, zwrotność S-AWD i świetna reakcja kół na ruchy kierownicą sprawdziły się w ciasnych zaułkach, a wysoka tolerancja na progi lub zmiany nawierzchni sprawiła, że na każdym możliwym parkingu moja pewność siebie za kierownicą rosła i rosła.
E-BOXER W MIEJSKIEJ DŻUNGLI
Miasto jest dla napędów zelektryfikowanych jedną z najlepszych możliwych scenerii. Nic więc dziwnego, że e-BOXER poczuł się tu jak ryba w wodzie. W skład zespołu napędowego wchodzi 2-litrowy silnik ben-
zynowy, który generuje 150 KM mocy i 194 Nm przy 4000 obrotów na minutę. Drugim ogniwem układu jest silnik elektryczny o mocno symbolicznej mocy 16,7 KM oraz – co ważniejsze i o wiele bardziej zauważalne podczas jazdy – z dodatkowym momentem obrotowym w wysokości 66 Nm. Załącza się on w sytuacjach najmocniej obciążających napęd, jak choćby ruszanie, co w mieście zdarza się statystycznie dużo częściej niż na autostradzie. Dzięki wsparciu jednostki elektrycznej samochód startuje po prostu o wiele płynniej.
W każdym Subaru XV montowana jest bezstopniowa skrzynia Lineartronic, świetnie sprawdzająca się w warunkach wymagających od samochodu sporej elastyczności. Brak przełożeń pozwala na płynniejsze przyspieszanie oraz całkowicie niweluje szarpnięcia towarzyszące zazwyczaj zmianie biegu. W efekcie miejska jazda Subaru XV była dużo przyjemniejsza, niż gdybym musiała cały czas walczyć ze sprzęgłem.
OCZY DOOKOŁA SAMOCHODU
W standardowym wyposażeniu każdego Subaru XV dostajemy system EyeSight, który współdziała z układami: napędowym, jezdnym i hamulcowym. Dla kierowcy jest on czymś w rodzaju „drugiej pary oczu”. Jedną z jego funkcji jest reagowanie w sytuacji zagrażającej życiu, gdy kierowca nie podejmuje działań koniecznych do uniknięcia niebezpieczeństwa. Poza tym przyczynia się on też do zwiększenia komfortu użytkowania samochodu na co dzień. Jak to działa? Za szybą czołową, na wysokości lusterka wstecznego, umieszczone są dwie
kamery stereoskopowe, które tworzą trójwymiarowy obraz przestrzeni wokół auta. Na jego podstawie system zbiera i analizuje dane dotyczące struktury otoczenia, w tym pieszych, pojazdów i rowerzystów, a nawet określa ich prędkość i odległość od naszego samochodu.
W skład EyeSight wchodzą m.in.: adaptacyjny tempomat działający do prędkości 180 km/h, asystent pasa ruchu czy wyjątkowo przydatna podczas stania w korkach funkcja informująca o ruszeniu poprzedzającego pojazdu. Funkcje mające na celu zapobieganie wypadkom to z kolei przedkolizyjne hamowanie awaryjne, antykolizyjny asystent ominięcia przeszkody i antykolizyjne zarządzanie przepustnicą. Ten ostatni system interweniuje, gdy np. na parkingu, w wyniku pomyłki, zamiast biegu wstecznego włączymy „Drive”. EyeSight ostrzega wówczas kierowcę za pomocą sygnału dźwiękowego i informacji na wyświetlaczu, a następnie znacznie ogranicza moc silnika, co skutecznie utrudnia przypadkowe wjechanie w przeszkodę.
NIE TYLKO DO LASU
Każdy test, jakiemu poddałam Subaru, został zdany śpiewająco. Wszystkie cechy czyniące Subaru XV świetnym autem off-roadowym chyba jeszcze lepiej sprawdziły się w miejskiej dżungli. Ten crossover doskonale łączy w sobie zwrotność, łatwość prowadzenia i komfort. Mimo że kiedyś nie przyszłoby mi do głowy nazwać Subaru XV samochodem do miasta, to obecnie mogę pogratulować wyboru każdemu kierowcy, który dał szansę „mniejszemu Outbackowi”. ■
SUBARU XV WYPOCZYWAJ JAK CHCESZ
Głównym celem Subaru jest osiąganie najwyższego poziomu aktywnego bezpieczeństwa, dlatego konsekwentnie realizuje i udoskonala pryncypia konstrukcji swoich samochodów. Silnik przeciwsobny Subaru BOXER, stały napęd wszystkich kół Symmetrical AWD oraz duży prześwit zapewniają komfort i bezpieczeństwo prowadzenia nawet w bardzo trudnych warunkach drogowych i pogodowych.
W następnym wydaniu m.in.:
Z DALEKA I Z BLISKA Meteory w Grecji
Wydawnictwo MajerMedia ul. Warszawska 13
21-500 Biała Podlaska Tel. 535 089 641
www.majermedia.com redakcja@majermedia.com prenumerata@majermedia.com reklama@majermedia.com
DYREKTOR ZARZĄDZAJĄCY:
Maciej Majerczak
Zapraszamy na strony naszego wydawnictwa: facebook.com/TravelPolskaMagazyn instagram.com/TravelPolskaMagazyn
REDAKCJA:
Redaktor naczelny: Rafał Nowicki
Redaktor prowadząca: Katarzyna Jaszczuk
Zespół redakcyjny: Renata Nawrocka, Robert Nienacki, Karina O’Neill
Współpraca: Michał Stolarewicz
Korekta: Anna Nalikowska
Skład i fotoedycja: Paweł Ilczuk
Okładka: fot. nikldn, Unsplash
Redakcja nie zwraca materiałów niezamówionych i zastrzega sobie prawo redagowania nadsyłanych tekstów. Wydawca nie odpowiada za treść zamieszczonych reklam.
REKLAMA: Dyrektor ds. sprzedaży: Jakub Kleszcz
Specjaliści ds. sprzedaży: Marek Jastrząb, Dorota Matwiejuk
Wydawnictwo MajerMedia jest członkiem Izby Wydawców Prasy
Zamień swój smartfon w terminal płatniczy
Dzięki Worldline Tap on Mobile Twoje płatności mobilne jak Ty!
Zacznij teraz