Pismo artystyczne nr 04 / 2013 ISSN 2299-9337 www.asp.katowice.pl
WIZYTA we Wrocławiu WYSTAWA Katedry Malarstwa
prof. Tomasz Jura Sztuka dla sztuki
OZON
info
02
Małgorzata Rozenau, Dorota Nowak, Judyta Bernaś, Joanna Zdzieniecka str. 14
Tuba wita po krótkiej przerwie, znowu się śpie-
OZON _ KOŁO NAUKOWE MALARSTWA Patrząc – bawić się
szymy, bo chcemy zdążyć na wystawę do Wrocławia. Jesteśmy dumni, że dożyliśmy do czwartego numeru. Jako, że biurokratyczne paragrafy próbują nas złamać, my w odpowiedzi powołamy sekretarza, a więc nasze szeregi niewątpliwie się wzmocnią. Bardzo się cieszymy, że w tym numerze sięgnęli po pióro graficy a nawet projektanci i tym samym zachęcamy do podobnego szaleństwa wszystkich odważnych i chcących z nami współpracować. Redakcja Tuby po raz czwarty pozdrawia wszystkich czytelników. /Redakcja/
str. 17
Artyści z Bramy str. 13
Oblicza sensu, relacja po konferencji Zobaczyć sens str. 13
Piotr Kossakowski Po całości str. 9
Anna Krztoń str. 19
Szymon Prandzioch do zobaczenia str. 10
prof. Tomasz Jura str. 3–4
Wizyta wystawa Katedry Malarstwa we Wrocławiu
Ewa Zawadzka str. 13
str. 5–8
Space as a tool str. 11
Szymon Kobyklarz O wystawach, których nigdy nie było str. 10
Sybilla Skałuba, Weronika Siupka, Michał Bernard str. 16
/ Exhange wystawa w Rondzie Sztuki str. 16
03
Wystawa monograficzna prof. Tomasza Jury 03.10–20.10.2013 r. Rondo Sztuki w Katowicach (wystawie towarzyszy publikacja wydana przez ASP Katowice)
prof. Tomasz JURA TEKST / Anna Machwic-Adamkiewicz*
Na początku roku 2013, w wieku 69 lat zmarł Tomasz Jura, znakomity grafik-projektant, profesor zwyczajny, przez 45 lat związany z katowicką ASP, postać pod każdym względem nietuzinkowa. W związku z jubileuszem 70-lecia przygotowywał retrospektywną wystawę i monografię swojej twórczości. Te przerwane nagle prace zostały podjęte przez zespół pracowników ASP w Katowicach. Wiele osób dołożyło wszelkich starań, aby skończyć to, co zaczął i czego niestety nie mógł już zobaczyć. Przez lata pracy w uczelni profesor Tomasz Jura wykształcił mnóstwo studentów, a wielu obecnych doktorów i profesorów zaczynało karierę naukową jako jego dyplomanci, asystenci albo doktoranci. Wystawa w katowickim Rondzie Sztuki, prezentująca setki prac artysty, była jednocześnie ciekawym odzwierciedleniem projektowania graficznego w Polsce lat 70-tych, 80-tych i dalej. Dla wielu osób, w tym także dla mnie, odkrycie najwcześniejszych projektów Tomasza Jury było prawdziwym objawieniem. Jego ostatnie, znane mi wystawy, kręciły się przede wszystkim wokół satyry, rysunku, nie wracając do wcześniejszych osiągnięć. Wystawa monograficzna stała się okazją do wydobycia ich na światło dzienne i przypomnienia szerokiej publiczności. Znakomite plakaty, od tych politycznych, ku chwale PRL-u – jak sam mawiał, wystarczyło wiadro czerwonej farby by zrobić dobry plakat – wyraziste, o zdecydowanej kompozycji, poprzez plakaty reklamowe, aż do całej plejady plakatów o tematyce kulturalnej, przede wszystkim promujących lokalne środowisko twórcze. Nie było chyba tematu, którego by nie podejmował, z którym nie próbowałby się zmierzyć. Na plakatach zgromadzonych na wystawie, zaprezentowanych chronologicznie, wyraźnie widać jak ewoluował jego unikatowy styl. Pomimo tego, że czasem stosował formalne trendy, charakterystyczne dla poszczególnych dekad, to przemycał je w swoich pracach na tyle delikatnie, że nie dominowały one nad jurowym językiem. Swobodna gęsta kreska, wydłużone, jak on sam postaci – wszyscy to znają, kojarzą, gdzieś widzieli, tylko nie zawsze potrafią przypisać pracom właściwe nazwisko... Prawdziwą perełką wystawy było kilkadziesiąt okładek zaprojektowanych dla, kultowego dziś w kręgach projektowych, magazynu lifestyl‘owego Ty i ja wydawanego w latach 60-tych i na początku 70-tych, oraz satyrycznych Szpilek. W tych pracach już wyraźnie można zaobserwować dominantę tematów damsko-męskich. Ilustrowanie relacji między przedstawicielami obu płci, okraszone niebanalnym poczuciem humoru, stało się znakiem rozpoznawczym Tomasza Jury. Na wystawie można było zobaczyć także dwa wydania mini-książeczek obrazkowych: Ona i Make love. I mnóstwo, mnóstwo rysunków, rysowanych zawsze i wszędzie, w każdych okolicznościach. Jura dosłownie stosował w życiu maksymę: ani dnia bez kreski. W pracy, w pociągu, w domu: czarny tusz, obsadka, stalówka, biała farbka do korekt – te elementy skromnego warsztatu miał zawsze pod ręką. Dowodem jego uzależnienia od rysowania są znakomite rysunki konferencyjne,
które powstawały podczas przydługich akademickich dysput. I może dlatego, że tworzył tak dużo, Profesor Jura wykazywał daleko posuniętą nonszalancję w podejściu do swoich starszych prac. Co jakiś czas robił czystkę, wyrzucając sporą ich część. Stare wydruki prac ciął, kserował, montował z nich nowe koncepcje. Powtarzał studentom, że najważniejszym narzędziem projektanta jest kosz na śmieci. Pilnował też aby studenci prowadzili szkicownik, mówiąc o nim jako o bazie pomysłów, do której można wrócić kiedy mamy zadany temat, termin, a w głowie pustkę. Sam wielokrotnie wykorzystywał niektóre motywy, a zmieniając ich kontekst – tworzył nowe, świeże prace. Nigdy nie budował swojego architowickich galeriach. Student zawsze był u Tomasza Jury na wum, i gdyby nie to, że ludzie kolekcjonowali Jurę, a gros pierwszym miejscu. Zwykle mówił, że bez studentów nie plakatów znalazło się w zbiorach Muzeum Śląskiego ma uczelni. Bardzo go cieszyło, gdy student pokonywał i Muzeum Historii Katowic, na wystawie prawie nie byłoby jakąś swoją słabość, i pomimo tylu osiągnięć na swoim oryginałów. To jak podchodził do swoich prac świadczy koncie potrafił w niekłamany sposób przyznać, że jest o tym jakim był człowiekiem. Nie oglądał się za siebie, za- pod wrażeniem umiejętności studenta. Choć, gdy czasem wsze patrzył na to, co przed nim. Wspominał, że podczas mówił: Ja bym tak nie potrafił, to podejrzewam, że było nauki jazdy konnej, trener ostro wymyślał mu, kiedy oglą- w tym jednak nieco kokieterii. dał się za zrzuconą przeszkodą. Kazał mu zawsze patrzeć Tomasz Jura żył szkołą, ale też poza murami uczelni na przeszkodę, która jest przed nim. Tę zasadę stosował był niezwykle aktywny. Udzielał się z katowickim okręgu w życiu artystycznym, w życiu uczelni, choć w ciągu 45 ZPAP, w Stowarzyszeniu Polskich Artystów Karykatury lat jego pracy zmieniła się ona diametralnie – od zamiej- w Warszawie, za czasów studenckich był współzałożyciescowego wydziału krakowskiej ASP, po dwuwydziałową lem Akademickiego Klubu Jeździeckiego w Zbrosławicach, prężnie rozwijającą się uczelnię, dopasowaną do nowych stanowił kolorową postać świata artystycznego Katowic. wyzwań i potrzeb. Potrafił zrozumieć potrzebę zmian, ki- Wiele zabawnych anegdot, ciętość riposty, umiejętność bicował innowacyjnym przedsięwzięciom. Błędy, zrzucone trafnego komentarza, którym potrafił bezbłędnie przeciąć przeszkody, nie miały dla niego znaczenia. Kiedy zostałam jałowe dyskusje – to wszystko zostało w pamięci jego kojego asystentką był kierownikiem Katedry Projektowania legów, współpracowników, studentów, dyplomantów. Był Graficznego, cały czas coś organizował i rzucił mnie od człowiekiem nietuzinkowym, charyzmatycznym, przede razu na głęboką wodę, przekazując sporo obowiązków. wszystkim zaś znakomitym, wszechstronnym artystą, Pamiętam, że raz zawaliłam coś istotnego, zapominając którego wyróżnikiem było ogromne poczucie humoru o terminie, i byłam przerażona, że muszę mu o tym powie- zarówno w życiu, jak i w sztuce. dzieć. Wtedy dał mi jedną z wielu ważnych lekcji, których Wystawa monograficzna w katowickim Rondzie Sztuki potem było jeszcze wiele. Skwitował : tylko ten, który nic wydobyła na światło dzienne również te nieco zapomnianie robi nigdy się nie myli. ne, starsze prace tego znakomitego artysty, dając pokaz Praca w roli asystenta ówczesnego Kierownika Katedry wyjątkowej drogi twórczej, bogatej, często zaskakującej, Projektowania Graficznego była niekończącym się wyzwa- pozwolę sobie powiedzieć, że ponadczasowej. Teraz nadniem. Profesor Jura regularnie powoływał do życia nowe szedł czas, aby po tym pierwszym kroku zrobić następny, idee. To z jego inicjatywy w ASP w Katowicach zaistniały wydać monografię, która jest w przygotowaniu, oraz dom.in. Agrafa – Biennale Studenckiej Grafiki Projektowej – czekać się profesjonalnych tekstów krytycznych i analiz dziś impreza z blisko dwudziestoletnią tradycją, niemająca twórczości Tomasza Jury, które utrwalą jego miejsce w hiodpowiednika w Polsce. Galeria ASP, gromadząca prace storii projektowania graficznego w Polsce. wybitnych artystów związanych z katowicką uczelnią. Jura był też inicjatorem wykładów i spotkań autorskich studen- *ANNA MACHWIC-ADAMKIEWICZ tów z przedstawicielami świata sztuki i nauki. Inicjatywą, Autorka od 2003 roku była asystentką profesora Tomasza którą szczególnie sobie cenił były zewnętrzne, publiczne Jury, w Pracowni Ilustracji w katowickiej ASP. Obecnie obrony dyplomów. To za jego sprawą studenci zaczęli Dziekan Wydziału Projektowego Akademii Sztuk Pięknych prezentować swoje prace dyplomowe w największych ka- w Katowicach.
04
Prace z kolekcji Doroty Kabiesz i reprodukcje prac z monografii prof. Jury wydanej przez ASP Katowice, 2013
05
zobaczone
PIOTR KOSSAKOWSKI
Szpachelką Po całości, czyli Piotra Kossakowskiego malowanie współczesności TEKST / Marta Rusek-Cabaj
Doprawdy, trudno o lepszy tytuł wystawy prac Piotra Kossakowskiego, które prezentowała Galeria Piętro Wyżej katowickiego Centrum Kultury im. Krystyny Bochenek. Określenie Po całości najwierniej oddaje ich istotę: wybór, tematykę, wreszcie technikę. Obrazy, w istocie, potraktowano Po całości: ilustrują ostatnich kilka lat pracy artysty, ich problematyka jest głęboko zanurzona w otaczającej nas rzeczywistości, wreszcie same płótna przejechano „po całości” szpachelką. Fascynacja wielobarwną rzeczywistością billboardów, ulotek i plakatów reklamowych, ruchomych i statycznych tekstów popkultury, wprowadziła w ludzką percepcję otaczającego świata element, który z codzienną monotonią dawno przestał się kojarzyć: kolor. Znieczuleni przez media, nie reagujący (może poza dziećmi, których odczuwanie jest jeszcze niewinne) na krzykliwe zapewnienia sprzedawców, przestaliśmy dostrzegać, że miejska dżungla – nie mniej od tej dzikiej – mieni się paletą barw. Obudowani projektami cudzych imaginacji, oślepieni rozczepionym białym światłem producenckich obietnic, uodporniliśmy się na bogactwo tęczy. W miejsce anestetycznej znieczulicy Piotr Kossakowski zaproponował swoisty Ainraiwak – Chestertonowską fantazję, słowo używane na (cytując J.R.R. Tolkiena) „określenie niezwykłości spowszedniałych już rzeczy, która objawia się, gdy spojrzeć na nie nagle pod innym kątem.” Artysta zmusza odbiorcę do innego spojrzenia na otaczającą rzeczywistość; nie tylko „z »zoomem« wycelowanym w obiekty współczesnej przestrzeni”. Próba ogarnięcia wzrokiem całości, zespolenia w jedno
poszczególnych warstw, poszarpanych plakatów z farby olejnej, pozwala jedynie nasycić oczy, zachłysnąć się intuicyjnym, ale bardzo świadomym zmieszaniem kolorów. Jak w przypadku miejskiej płaszczyzny, ogół wydaje się chaosem. Jednak „ten pozorny bełkot”, jeśli przyjrzeć mu się z bliska, cząstka po cząstce, zaczyna układać się w konkretną historię. Obrazy dają złudzenie rozwarstwienia właściwego billboardom zdzieranym z murów. Efekt ten artysta zawdzięcza nieco żmudnej pracy malarza-plakacisty: każdy obraz składa się z nałożonych na siebie odrębnych dzieł, komplementarnych. Następnie zdzieranie, warstwa po warstwie odkrywanie ukrytych płaszczyzn. Powstała nowa forma, jak zaznaczył Piotr Kossakowski: „wykreowana przestrzeń, ogarnięta nadprodukcją obrazów.” Słowa artysty stanowią chyba najbardziej trafną definicję współczesnej przestrzeni miejskiej. Jego płótna, inspirowane telewizją, komiksem, kinem, prasą – codziennością krzyczących kolorami mediów, uświadamiają problem związany ze środkami masowego przekazu. Bełkotliwa całość wydaje się być nie do ogarnięcia z dystansu, przypomina pasy zakłóceń na ekranie telewizora. Wymaga zatrzymania się, skupienia. Chęć zrozumienia wymusza ogląd z bliska, uwagę przyciąga szczegół wyłowiony z nagromadzenia. Szum informacyjny zakłóca przekaz, białe światło powstałe ze złączenia barw jest dla nas tak naturalne, że aż niewidzialne. Dopiero podejście bliżej, taniec z obrazem: przybliżenie-oddalenie, przybliżenie-oddalenie, pozwalają dostrzec Kazimierę Szczukę, w Strefie nagości efekt 3D
(biegnące wspólnie, pod rękę, linie niebieska i czerwona), gdzie indziej wysportowaną superbohaterkę, w Derbach krzyki dochodzące z trybun. Obraz Z cyklu miasto (28), nieco inny niż pozostałe ( „niemal realistyczny”, wedle słów Beaty Gontarz), bodaj najlepiej oddaje mariaż reklam i przestrzeni publicznej: melancholia zdartych plakatów, przytłumione echo pewnej agresji. Przywodzi na myśl blaszany płot, z charakterystycznymi marszczeniami kojarzącymi się – na płótnie Piotra Kossakowskiego – z więziennymi kratami. Wizerunek przerażonej kobiety, list gończy przylepiony do olejnego słupa zdecydowanym ruchem pędzla, dopełniają obraz. Niepokojący, z biernym błękitem ( „miękkim kobiercem smutku”, wedle słów Patti Bellantoni) i wzmagającą czujność żółcią. Rzeczywistość wymaga od nas nieustannej uwagi, ciągłego skupienia, zatrzymania w biegu i podejścia do kolorowych reklam z przymrużeniem oka (oczu) – dla lepszej koncentracji. Przerywana linia otaczająca tekst na okładce katalogu z wystawy zdaje się sugerować, że ustalone ramy są jedynie umowne. Śledząc znaczenia kreowane przez Piotra Kossakowskiego jasne jest, że jego diagnoza współczesności wykracza daleko poza prezentowane płótna. Wylewa się na szare ściany Galerii Piętro Wyżej i spaceruje po ulicach współczesnych miast.
Piotr Kossakowski Po całości 06.08–04.09.2013 r. Galeria Piętro Wyżej, CKK Katowice Po całości 17.10–10.11.2013 r. BWA w Rzeszowie
Wernisaż wystawy „Po całości” w Rzeszowie
Wystawa plakatu w Galerii Pegasus w Berlinie
Plakate 4.10–31.10.2013 r. Pigasus, Polish Poster Gallery, Berlin
06
zobaczone
SZYMON KOBYLARZ
O wystawach, których nigdy nie było TEKST / Emanuela Kuziel
Szymon Kobylarz, mimo, że z wykształcenia jest malarzem, porzucił je dla tworzenia instalacji, obiektów i rzeźby. Dał się poznać jako artysta, który niczego się nie boi. Jest na tyle sprawny manualnie, że w swojej twórczości podejmował się coraz to nowych wyzwań, a kilkuletnia droga, którą przeszedł zaprowadziła go do medium, którym wzgardził – w lutym w katowickim BWA wystawił pierwszy po długiej przerwie obraz, Kurz. Jak się okazało, powrót do malarstwa nie był chwilowym kaprysem. Na kolejne prace długo nie trzeba było czekać – już pod koniec kwietnia w CSW Kronika w Bytomiu można było oglądać nie jeden, a cały cykl obrazów. Następnie prace artysty powędrowały do Galerii ŻAK | BRANICKA w Berlinie. Żeby opowiedzieć o wystawie Sztuka dla sztuki, musimy cofnąć się dwa lata wstecz, kiedy Kobylarz w bytomskiej Kronice realizował projekt Magazynier, w którym niejako niszczył część swoich dotychczasowych prac, na rzecz tworzenia z nich przydatnych przedmiotów. Jak mówi: „Potrzeba zrealizowania tego pomysłu wzięła się stąd, że nie miałem już miejsca na przechowywanie swoich prac. To dało mi świadomość tego, ilu artystów może mieć podobny problem i tym samym, jak wiele dzieł sztuki tworzymy”. Tak zrodziła się koncepcja cyklu obrazów przedstawiających nieistniejące wystawy. Dlaczego nieistniejące? Kobylarz dość przewrotnie twierdzi, że nie ma sensu realizować wszystkiego, co przyjdzie mu do głowy dla samego sprawdzenia efektu i doznań estetycznych. Postanawia je więc namalować.
SZYMON PRANDZIOCH
do zobaczenia
Malarstwa, którym się posłużył, nie traktuje jednak w tradycyjny sposób. Daje ono artyście nieskończoność możliwości i wolność twórczą. Warsztat artystyczny pozwala mu na stworzenie precyzyjnych obrazów o gładkiej i błyszczącej fakturze, które spełniać mają rolę dokumentacji. W tym przypadku nie tyle fotograficznej, co malarskiej. Cykl obrazów Kobylarza przedstawia wnętrza istniejących galerii, które zaadaptował na własne potrzeby wtykając w nie wymyślone przez siebie ekspozycje i obiekty. Na wystawie w Berlinie znalazły się między innymi: Muzeum gablot pozbawione muzealnych eksponatów, Chaos, w którym każda ściana i lampa galerii namalowana jest pod innym kątem, Ognie św. Elma, Sztuczną Zorzę czy Sztuczną Tęczę, przedstawiające zjawiska atmosferyczne. W Galerii ŻAK | BRANICKA mogliśmy zobaczyć także dwa nowe, dotąd nie wystawiane obrazy: Fraktal, drzewo stworzone za pomocą wzoru matematycznego i Pracownię w galerii, w którym Kobylarz z dużym dystansem nawiązuje do prac zrealizowanych w przeszłości, m.in. do Pracowni malarza prezentowanym w 2008 roku w Galerii Sektor I, gdzie podczas wernisażu artysta spał w przeniesionym bezpośrednio do galerii fragmencie swojej pracowni. Wszystko to złożyło się na wystawę, która w niewielkiej berlińskiej galerii prezentowała się niezwykle zgrabnie i harmonijnie, a każdy z obrazów mogliśmy potraktować jako osobny koncept nigdy dotąd niezrealizowanej wystawy.
„Fraktal” / akryl na desce / 2013
„Chaos” / akryl na desce / 2013
Sztuka Dla Sztuki (Art For Art’s Sake) 20.09 –26.10.2013 ŻAK | BRANICKA Berlin
do zobaczenia 03.10 –17.10.2013 Rondo Sztuki w Katowicach „Jan Chrziciel” / intaglio / 2013
TEKST / Grzegorz Hańderek
Mimo, iż kult materialnych śladów obecności, zwanych relikwiami, lata największej świetności od dawna ma już za sobą, a jego krytyka zdążyła wykreować inny model duchowości, ich obecność w historii chrześcijaństwa stanowi fenomen, który – jak się okazuje – wciąż może być żywym źródłem sensów otwartych na nowe interpretacje. Szczególnie wyraźnie jest to widoczne dzisiaj, kiedy, chcąc czy nie, funkcjonujemy w ramach kultury lansującej nieustannie zmieniające się fetysze – kiedy przedmiot zmienia swój status, orientując się na ciągłą wymianę, zrywając tym samym radykalnie jakikolwiek związek z dziedziczeniem i przechowywaniem. „Starzenie się nowego, niegdyś rozwlekły proces, wymaga coraz mniej czasu.”¹ Szymon Prandzioch, na prezentowanej w małej galerii katowickiego Ronda wystawie, pokazał osobisty katalog obrazów-przedmiotów, które obecne w historii człowieka – tworzą coś w rodzaju nieciągłej narracji – niejednoznacznej i rozproszonej, jak rozbite naczynie, którego nie sposób ponownie złożyć w całość, choć fragmenty mówią nam wiele o jego dawnej formie. Ów katalog materialnych śladów, których autentyczności przy obecnych
możliwościach naukowych nie da się wprawdzie do końca i jednoznacznie potwierdzić, stanowi tu pozawerbalny kod znaków, na którym zasadza się materialna historia tradycji chrześcijańskiej. Szymon Prandzioch z pedanterią realisty studiuje formę tych przedmiotów – związanych z historią obecności Boga na ziemi – obrosłych kultem i gęstą zasłoną mitu: chusty, gwoździ, obrusa czy ciernia. Realistyczna konwencja, eksponując naznaczoną czasem materię poszczególnych przedmiotów pokazuje je w postaci profanum – poddane prawidłom przemijania. Jest przykładem głęboko zakorzenionej, epifanicznej potrzeby obcowania z realnym przedmiotem, któremu można przypisać rolę medium pośredniczącego w kontakcie z sacrum. Odkrywanie go – cierpliwe i uważne – taki cel postawił sobie autor podczas pracy nad wystawą. Szymon Prandzioch postanowił serię tę, o charakterze, który nazywa „reprodukcynjo-interpretacyjnym” zrealizować w graficznym warsztacie wklęsłodruku, widząc w tej metodzie zapewne potencjał znacznie większy niż ten, za którym stoją ciekawe możliwości wyrazowe. Po serii „malarskich” wystaw sięga po
grafikę, z której na każdym etapie procesu eksponuje „znaczenie”. W tym kontekście, na przykład, właściwe technice mezzotinty, wydobywanie światłem płomienia świecy, czy wizerunku twarzy Chrystusa nabiera osobliwego znaczenia i nosi w sobie wiele z cichej kontemplacji cierpienia. O cierpieniu – jego sensie, ludzkim wymiarze i trudnej drodze dochodzenia do pełnej akceptacji losu – o tym przede wszystkim jest dla mnie ta wystawa. Tytuł, w jaki Autor zaopatrzył całość: do zobaczenia – z jednej strony czytamy jako formułę pożegnania (związaną z rozstaniem i samotnością), z drugiej przywołujący na myśl biblijny tekst i figurę niewiernego Tomasza i jego doświadczenia obecności, obecności w śladach cierpienia.
1 Zygmunt Bauman, Między chwilą a pięknem. O sztuce w rozpędzonym świecie, Wydawnictwo Officyna, Łódź, 2010
07
zobaczone
Space as a tool Wystawa Pracowni Działań Interdyscyplinarnych ASP w Katowicach 18.09 –10.11.2013 Centrum Sztuki Zamek Sielecki, Sosnowiec Kuratorzy: Lesław Tetla (ASP w Katowicach), Małgorzata Malinowska-Klimek (Centrum Sztuki Zamek Sielecki, Galeria Extravagance)
SPACE as a tool TEKST / Małgorzata Malinowska (kurator wystawy) FOTO / Barbara Kubska
Według jednej z teorii świat składa się z wiązki różnych wymiarów. My znamy trzy wymiary przestrzenne: wysokość, głębokość, szerokość, oraz czwarty wymiar – czas. Tymczasem naukowcy podejrzewają istnienie kilkunastu innych wymiarów, z których co najmniej jeden może być czasowym. O ile dostępne naszej percepcji wymiary (czas za pomocą swoich śladów) są liniowe, o tyle pozostałe mogą być splątane, jak na początku wszechświata. Oznaczałoby to miejsca styków, przestrzeń nie linearną, inną od wyobrażanej sobie dotąd płaszczyzny czasoprzestrzennej. Taka wizja rzeczywistości wydaje się nie mieć żadnego zastosowania, dla mnie jednak obrazuje najpełniej świat, w którym poruszają się artyści. Artysta sam związany jest z istnieniem w czasie i trójwymiarowej przestrzeni, jednocześnie badając i poszukując inspiracji w przestrzeni społecznej, w przestrzeni kultury, w przestrzeni czasu dawnego, przyszłego i potencjalnego. Współczesność daje artystom ogromne możliwości takiej eksploracji między innymi poprzez dostępność zdobywania informacji, także z dziedziny szeroko rozumianej kultury. Zakres poszukiwań rozszerzył się również na własne wnętrze. Podobnymi obszarami zajmują się nauki społeczne i humanistyczne. Jednak spojrzenie artysty tym różni się od podejścia naukowca, że widząc miejsca styku, splotu, krzyżowania się różnych przestrzeni, może on je swobodnie przekraczać. Sam artysta staje się centrum tego wszechświata, jawi się w roli podmiotu świadomego. Nie jest to wbrew pozorom objaw egotyzmu, lecz trafny opis sytuacji człowieka wobec otaczających go wielu wymiarów rzeczywistości. Poprzez aktywność umysłową następuje przekroczenie granic pomiędzy mną a wszechświatem. Jak pisze Tadeusz Sławek: „Przestrzeń nabiera wymiaru egzystencjalnego dopiero wtedy, gdy pozostaje ze mną w żywej relacji, gdy mnie zapytuje o mnie samego”.¹ Podstawowym narzędziem komunikacji człowieka, a zwłaszcza artysty z przestrzeniami, z którymi się styka, jest wrażliwość. Powoduje ona wyczulenie na jakości istnienia, relacje, na harmonie i dysonanse, powstające na stykach przestrzeni natury, cywilizacji, kultury, na granicy ja-świat. Wrażliwość jest jednak dopiero początkiem – dalej następuje proces twórczy, który doprowadzał dawniej do powstania dzieła sztuki, dzisiaj zaś skłania ku działaniom artystycznym. Na przestrzeni wieków doszło do wyzwolenia artysty spod dyktatu dzieła sztuki ukończonego. Postmodernizm
przetarł tę ścieżkę na trwałe – obecnie artysta w swych poczynaniach nie jest już ograniczony techniką ani gatunkiem uprawianej sztuki, nie musi udowadniać swojego prawa do nieskrępowanej ekspresji ani liczyć się z gustem odbiorców. Nie musi też tworzyć dzieła ukończonego, trwałego, jednym słowem – eksponatu przeznaczonego do muzeum lub galerii. Stąd zamiana słowa dzieło na działania artystyczne, projekt, ukazywanie procesu twórczego. Istotną cechą tych zjawisk jest dynamika i otwarty charakter. Tworzy się przestrzeń, w której sztuka rozgrywa się pomiędzy koncepcją artysty a odbiorcą. Wszystkie te tendencje sztuki najnowszej wyraźnie ukazuje wystawa studentów i absolwentów Pracowni Działań Interdyscyplinarnych Akademii Sztuk Pięknych w Katowicach. Na postawiony problem A space as a tool ( „przestrzeń jako narzędzie” ) młodzi artyści odpowiedzieli na różny sposób. Dla niektórych podstawowym narzędziem artystycznej refleksji jest przestrzeń ciała. Dla Agnieszki Piotrowskiej istnienie w ciele jest okazją do myślenia o chorobie i cierpieniu. Maja Maciejko traktuje ciało jako pretekst do rozważań o seksualności, tożsamości płci, a także istnienia tych tematów w ikonosferze. Z kolei Izabela Łęska zakreśla linie, związane ze swoją cielesnością niczym granice świata, siebie sytuując w jego centrum. Życie wewnętrzne człowieka, rozumiane jako złożony system emocji, doświadczeń, refleksji – stało się inspiracją Moniki Kopańskiej oraz Erwiny Ziomkowskiej, przy czym obie artystki ukazują je za pomocą przestrzeni zewnętrznej, niczym w poetyckiej metaforze. Aleksandra Ignasiak ingeruje w przestrzeń swojej pamięci – styku naszego wnętrza i historii w wymiarze jednostkowym. Każdorazową konieczność osobistego odniesienia się do zastanej czasoprzestrzeni opowiada Anna Krztoń. Wymiar szerszy, społeczny pojawia się w pracach, Bartłomiej Skrzyczka, Pauliny Stargały, Dominika Ritszela. Do tej płaszczyzny naszych uwarunkowań, posługując się inteligentnym paradoksem, odnosi się także Sandra Trela. Katarzyna Pikuła za pomocą kolażu zdjęć z tygodników przybliża nam wizyjny świat narkomana: jak gazety kolorowy – i równie nieprawdziwy. W pracach Barbary Kubskiej i Mikołaja Szpaczyńskiego ukazuje się dysonans, powstały na styku wytworzonej przez społeczeństwo cywilizacji oraz natury – naszego pierwotnego behawioru.
Łukasz Obałek w niezwykle sugestywnej pracy porusza problem kruchości naszej egzystencji. Dla współczesnych artystów sam proces tworzenia dzieła sztuki, rozgrywający się na rozdrożu wrażliwości i pamięci może być tematem sztuki. Dzieje się tak w przypadku Mateusza Hajmana i Adama Laski. Adam Wójcicki bada przestrzeń ikonosfery oraz język popartu jako narzędzia do refleksji o społeczeństwie i historii. Realizacja Joanny Wiater podkreśla styk sacrum sztuki i profanum codzienności, równocześnie zachęcając odbiorców do przekroczenia tej granicy. Materiałem tworzenia staje się także związany z cywilizacją język: z narzędzia komunikacji i autokomunikacji abstrahuje się jako osobna przestrzeń (Daria Malicka) lub znak (Hanna Sitarz-Pietrzak). Za jego pomocą Dobrosława Rurańska chce uchwycić to, co w naszej codzienności wydaje się nieuchwytne: nawyk, przymus, przestrzenie pomiędzy myśleniem. Na koniec warto przypomnieć, że Pracownia jest przestrzenią nauki, zdobywania doświadczeń, eksperymentów formalnych. Czas poświęcony uczestnictwu w prowadzonych w niej zajęciach jest okresem poszukiwania własnej tożsamości artystycznej. Bardzo ważną rolę w tym procesie odgrywają prowadzący. Lesław Tetla oraz współpracujący z nim: Joanna Zdzienicka i Paweł Mendrek dzielą się ze studentami własnym doświadczeniem (zamiast wykładać), towarzyszą młodym adeptom sztuki (zamiast nimi kierować). W zetknięciu z tak delikatnym instrumentem, jak osobowość artysty nie ma miejsca na przymus, ale jest ogromnie dużo przestrzeni na inspirację. Lesław Tetla w prezentowanych pracach zajął się problemem unifikacji. Zestawił przedwojenną teorię społecznej funkcji urbanistyki z jej powojenną realizacją w postaci bloków z wielkiej płyty. Paweł Mendrek odwołuje się do teorii postmodernizmu. Joanna Zdzienicka bada położenie odbiorcy w przestrzeni informacyjno-estetycznej mediów. Fakt, że prowadzący pracownię uznani artyści biorą udział w wystawie na równi ze swoimi studentami jest najlepszą pracą pedagogiczną; wzbudza szacunek i daje do myślenia. 1 T. Sławek, Być z przestrzenią, „Autoportret” 2013, nr 2[41], s. 8. Autor omawia w ten sposób poglądy Georgesa Pereca: G. Perec, Przybliżenia czego?, przeł. M. Ławniczak, [w:] tegoż, Urodziłem się. Eseje, red. J. Olczyk, Kraków 2012, Wyd. Lokator, s.107.
08
zobaczone
OBLICZA SENSU TEKST / Tomasz Gruszczyk
Zobaczyć sens – to tytuł dedykowanej Profesorowi Stefanowi Zabierowskiemu ogólnopolskiej, interdyscyplinarnej konferencji naukowej, która odbyła się 23 i 24 maja bieżącego roku na Wydziale Filologicznym Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach. Organizatorom konferencji – Zakładowi Kultury Literackiej Instytutu Nauk o Kulturze Uniwersytetu Śląskiego oraz Wydziałowi Artystycznemu Akademii Sztuk Pięknych w Katowicach – tytułowe, niezwykle pojemne hasło posłużyło do zakreślenia szerokiego kręgu problemów, które miały zostać poruszone w trakcie dwudniowych obrad. Z jednej strony bowiem tytułowy sens odnosi się do fundamentalnego, a tak już przecież, zdawałoby się, zbanalizowanego pytania o istotę i znaczenie indywidualnego życia i działania, a więc do sensu w znaczeniu podmiotowym; z drugiej, do pytania o sens świata – tego, co się wydarza, dzieje, rozgrywa dziś na naszych oczach oraz tego, co ukształtowało i nadal kształtuje zarówno rzeczywistość jak i takie, a nie inne sposoby jej postrzegania. To pytanie o sens przedmiotowy. Podział, który tu proponuję, podział na to, co podmiotowe i to, co przedmiotowe, jest, co oczywiste, sztuczny – by nie rzec – niepoprawny, nie znajdujący swego potwierdzenia w rzeczywistości. Bo nie trzeba wcale być filozofem, by stwierdzić, że nie da się nie zamieszkiwać świata, nie być jego uczestnikiem. Mówiąc inaczej: trudno sobie wyobrazić (dziś!) jakieś wyabstrahowane z otoczenia Ja konstatujące, dajmy na to, sens swego istnienia, który to sens kończy się wraz z Jego granicami, poza którymi rozciąga się już tylko bezkres bezsensu. Podział ten stosuję tu wyłącznie dla próby zobrazowania mnogości problemów, a także perspektyw, z których można się tak zarysowanemu obszarowi przypatrywać. Ano właśnie: przypatrywać. Czyli: patrzeć, spoglądać, postrzegać. By: ujrzeć, dostrzec. Zobaczyć. Tytułowe „zobaczenie” zachęcać również miało do namysłu nad tymi zjawiskami artystycznymi, których immanentną cechą jest interferowanie dziedzin sztuki. Mam tu na myśli z jednej strony teksty literackie wykorzystywane jako kanwy przekazów audiowizualnych, z drugiej – ekfrastyczne opisy dzieł sztuki plastycznej w utworach literackich, z trzeciej wreszcie te dzieła, których sens kształtowany jest zarówno przez ich warstwę semiotyczną (językową), jak i materialną (także: wizualną). Mowa tu więc i o poezji konkretnej, i o liberaturze, i o literackim hipertekście, i wreszcie o tych wszystkich tekstach kultury, które określić moglibyśmy niezbyt może ścisłym, acz funkcjonalnym terminem „teksty hybrydyczne”. Za takowe należy uznać te, które inkorporują w swą przestrzeń sensu także to, co pochodzi z innego języka, dyskursu, co artykułowane w odmiennym kodzie semiotycznym. W przypadku literatury są to więc obiekty wizualne w postaci fotografii czy rysunków, mające nie mniejszy niż sam tekst udział w tworzeniu znaczenia. W przypadku sztuk wizualnych zaś – obiekty językowe, narracyjne (komentarze, opisy, uzupełnienia). Już tylko to pobieżne prześledzenie konotacji, na które otwiera się tytułowe hasło konferencji, prezentuje rozległość obszaru zjawisk i problemów poruszanych w trakcie obrad. A nie wspomnieliśmy przecież, że Zobaczyć sens odczytywać można także jako zawołanie, okrzyk, czy może nawet postulat. Hasło to wyrażać może bowiem pewne pragnienie czy też raczej potrzebę: ujrzenia sensu, stwierdzenia jego obecności, przekonania się o jego istnieniu. Bo w takim przecież znaczeniu (stwierdzić, przekonać się) występował w języku staropolskim czasownik ujrzeć (urzieć). O jakim sensie w tym przypadku mowa? O sensie własnej działalności – artystycznej, naukowej czy dydaktycznej. I te wystąpienia, które poruszały kwestię celowości uprawiania danej dziedziny, wydały mi się najbardziej interesujące. Im też chciałbym poświęcić tu nieco miejsca. Niepodobna przecież w kilkunastu zdaniach omówić wszystkich, niezmiernie interesujących, dodajmy od razu, prezentacji – stąd też mój arbitralny wybór. Profesor Janusz Karbowniczek (ASP w Katowicach) w wystąpieniu zatytułowanym Kłopoty z sensem. Od sensu życia do sensu sztuki wyraźnie wiązał tytułowe pojęcie z procesem przekraczania granic, procesem, który ma się dokonywać tak w codziennym życiu, jak w działalności artystycznej. Owo przekraczanie okazuje się bowiem warunkiem prawdy jako celu twórczości. Stanowi
ono otwarcie się na drugiego człowieka – to możliwość spotkania i porozumienia. Sens sztuki i pracy artystycznej tkwi bowiem – paradoksalnie – w odkrywaniu go przez odbiorcę. Jeśli fenomen sztuki polega na zbliżaniu do tajemnicy istnienia, to zjawisko to ma miejsce na przecięciu dwóch aktywności: świadomego twórcy i świadomego odbiorcy. Za pomocą podobnych kategorii sens działalności artystycznej próbował uchwycić dr hab. prof. UŚ Roman Maciuszkiewicz z Uniwersytetu Śląskiego, aczkolwiek jego podejście zdawało się diametralnie inne. I on bowiem mocno zaakcentował wartość przekraczania granic – tyle, że granic potocznego i powszechnego rozumienia rzeczywistości oraz sposobów wyrażania tej wiedzy. W szkicu Sprzeczności, niepokoje, interferencje – czyli zobaczyć sens sztuki odwoływał się do koncepcji Grigorija Gurdżijewa, zagadkowej i tajemniczej postaci z przełomu wieków i pierwszej połowy XX stulecia. Ów ezoteryk, poszukiwacz i nauczyciel duchowy dokonał swego czasu rozróżnienia na sztukę obiektywną i subiektywną. Jeśli w ramach tej pierwszej artysta rzeczywiście tworzy, kreuje to, co zamierzał, odwzorowuje to, co uprzednio zaistniało w jego świadomości, to w ramach tej drugiej jego działanie jest przypadkowe i nierozumne. Innymi słowy: pozostaje we władzy idei, myśli i emocji, których nie pojmuje, których nie jest w pełni świadomy i nie potrafi ich sobie podporządkować. Z tego podziału Gurdżijewa wskazującego na duchowy tudzież podświadomy aspekt sztuki, wypływać mają wszelkie dwudziestowieczne nurty awangardowe z surrealizmem na czele. Ale przecież nie tylko odpowiedź na pytanie „co?” jest dla artysty ważna. Równie istotna pozostaje kwestia „jak?”, której autor Obrazów. Intuicji. Imaginacji poświęcił większą część swego wystąpienia odwołując się do doświadczeń artystów nie tylko wykraczających poza to, co powszechnie akceptowalne i uznane w sztuce danego czasu, ale także tych, którzy znajdują środki artystycznego wyrazu daleko poza granicami samego malarstwa. Zgoła inne pytanie stawiała dr hab. Jolanta Jastrząb z katowickiej ASP – malarka, dydaktyk, tym razem jednak prezentująca swą rolę terapeutki/pracownika resocjalizacyjnego, rolę, którą przyjęła w zrealizowanym w Zakładzie Karnym dla Kobiet w Lublińcu projekcie Sztuka narzędziem społecznej terapii. Skierowany do kobiet odbywających bezwzględną karę pozbawienia wolności projekt ten miał na celu przemianę poprzez sztukę świadomości oraz zachowań więźniarek. Jak przekonywała autorka, cykl spotkań – prezentacji multimedialnych i warsztatowych zajęć plastycznych – nie tylko uaktywnił potencjały twórcze osadzonych w zakładzie kobiet, ale także doprowadził do redukcji wewnętrznych napięć i zmiany ich sposobu postrzegania świata oraz samych siebie. Prezentacja Jolanty Jastrząb odświeżała więc nieco zakurzone już pytanie o społeczne zadania sztuki i jej wymiernej wartości dla społeczeństwa oraz rolę artysty-nauczyciela. W podsumowującej projekt publikacji autorka stawiała nawet tezę, iż prace więźniarek zaprezentowane na wystawie w Rondzie Sztuki w Katowicach w marcu 2011 roku mogą mieć wartość nie tylko ekspresyjną, ale także „stanowić podstawę swoistej wiedzy, która powstaje w jej polu wytwarzania i może być wykorzystywana w innych różnorakich sferach ludzkiej działalności”. Podobną myśl zaprezentowała mgr Magdalena Bisz z Uniwersytetu Śląskiego. W wystąpieniu zatytułowanym Twórczość plastyczna w schizofrenii jako specyficzna forma wypowiedzi podjęła wątek zapoczątkowanego w latach sześćdziesiątych ubiegłego wieku procesu redefiniowania pojęcia „choroby psychicznej” oraz krytyki zinstytucjonalizowanego lecznictwa psychiatrycznego sprowadzającego się do izolacji jednostki i działań farmakologicznych. Odwołując się do rozpoznań i propozycji antypsychiatrii zwróciła uwagę, iż pod pojęciem schizofrenii można rozumieć nie tyle jednostkę chorobową, co pewną postawę człowieka nie przyjmującego wartości i norm społecznych powszechnie akceptowanych i obowiązujących w społeczeństwie. Konsekwencją takiej propozycji jest teza mówiąca, iż metody naukowe nie mogą wytłumaczyć subiektywnego odbiegania od normy zaburzeń umysłowych – niemożliwa jest bowiem bezpośrednia obserwacja procesów myślowych. I tu pojawia się miejsce dla sztuki właśnie. Analizując dzieła dwudziestowiecznych malarzy, u których
stwierdzono objawy schizofrenii, wskazać można bowiem pewne ich wspólne cechy, zwłaszcza jeśli chodzi o tematy, motywy i sposoby przedstawiania. Obrazy takich twórców jak Edmund Monsiel, Louis Wain, Alfred Kubin czy nawet anonimowych pacjentów szpitali psychiatrycznych stanowić zatem mogą bogate źródło wiedzy o wewnętrznych doświadczeniach oraz zmianach zachodzących w psychice ich autorów i tym samym uzupełniać informacje zdobyte na drodze naukowo-medycznej. Czy da się odbudować sens? Ten, który – zdawałoby się – całkiem się właśnie rozpadł, rozsypał, został zgubiony, utracony wraz ze śmiercią bardzo bliskiej osoby, której towarzyszyło się przez kilkanaście lat jej choroby? Czy ta utrata – i osoby, i sensu własnej egzystencji, której tak ważną częścią jest/była też działalność pisarska – jest ostateczna, bezpowrotna? Te pytania stawiała dr Małgorzata Krakowiak (Uniwersytet Śląski) omawiając Zapiski dla zjawy Jerzego Stempowskiego – odnaleziony i wydany po latach jego intymny dziennik. W owej namiętności tudzież potrzebie (jakkolwiek ów zwyczaj prowadzenia intymnych zapisków nazwać, zwyczaj, który samemu Stempowskiemu wydawał się śmieszny) dr Krakowiak dostrzegła mozolną, niejednokrotnie porzucaną i znów ponawianą próbę nie tylko zmierzenia się z odejściem przyjaciółki, Ludwiki Rettingerowej, nie tylko towarzyszenia jej zjawie, „rozpraszania jej smutku”, ale też samopoznania i zrozumienia tego, co się wydarzyło i tego, co się właśnie w świadomości wydarza. Innymi słowy: to kolejny trakt „nieśpiesznego przechodnia” nadającego znaczenia temu, co się po drodze przytrafia. Czy trakt ten wiedzie do celu, czy prowadzeniem intymnych notatek da się odbudować sens? Tak, zdaje się mówić Krakowiak za Stempowskim, tak, skoro – paradoksalnie – ich prowadzenie autor ostatecznie zarzucił. Skoro jesteśmy przy traktach i ścieżkach – nie sposób nie wspomnieć o problematyce reportażu literackiego, gatunku, którego autorzy (w powszechnej świadomości) owe trakty wiodące do zrozumienia współczesnego świata mają właśnie wytyczać. O trudnym statusie reportażu literackiego mówiła dr Monika Wiszniowska (Uniwersytet Śląski) wskazując, iż reportaże dziś, co prawda, się czyta, ale się ich nie bada – literaturoznawstwo bowiem, jak twierdziła prelegentka, obchodzi je bokiem. Ale to nie jedyna ważna kwestia. Drugą dałoby się sformułować w postaci pytania. Brzmi ono: czy dziś, gdy rzeczywistość zdaje się być tak niespójna, pokawałkowana, wymykająca się z ram jakiegokolwiek całościowego znaczenia, a z drugiej strony tak przystępna i doskonale poznawalna dzięki środkom masowego przekazu – czy w takiej sytuacji reporter tudzież reportażysta znajduje jeszcze rację dla swej działalności pisarskiej? Dla dr Wiszniowskiej dobrym przykładem autora podejmującego namysł nad tą kwestią jest Wojciech Jagielski, którego każdy kolejny tom ujawnia wzrastającą świadomość niemożliwości opisu świata. Bo jeśli jeszcze w Modlitwie o deszcz udawało mu się z cząstkowych obserwacji, z wizualnych drobiazgów zyskujących rangę metafory zbudować spójny obraz afgańskiej rzeczywistości, to już w ugandyjskich Nocnych wędrowcach do głosu dochodzi sceptycyzm (jeśli nie pesymizm) poznawczy. Tłumaczenie świata, przekład nieznanego w znane, jednej kultury na drugą, ustępuje zatem miejsca tłumaczeniu nieumiejętności zrozumienia opisywanego świata oraz dawaniu świadectwa świadomości tego zjawiska. A to, przyznajmy od razu, jest wiedzą, której na próżno szukać w relacjach medialnych. Stawianie pytań o znaczenie – zarówno tekstów kultury, jak i własnej działalności mającej na celu ów tekst wytworzyć bądź go zbadać – to stawianie pierwszych kroków na drodze do sensu jako celu: w tej kwestii jesteśmy chyba zgodni. Inna sprawa już, czy ten sens widnieje, czy ledwo majaczy na horyzoncie, co nie zmienia przecież faktu, że warto o tym mówić. Warto brać tę kwestię na poważnie, poddawać ją refleksji a następnie z nią się dzielić. Konferencja Zakładu Kultury Literackiej Instytutu Nauk o Kulturze Uniwersytetu Śląskiego oraz Wydziału Artystycznego Akademii Sztuk Pięknych w Katowicach właśnie to umożliwiła. Teraz pozostaje nam tylko czekać (niecierpliwie) na zapowiedzianą publikację pokonferencyjną, w której, wnioskując z zaprezentowanych referatów wszystkich uczestników, tytułowy sens ujawni jeszcze niejedno oblicze.
09
wizytowa
WIZYTA –WYSTAWA PROBLEMOWA TEKST / Maciej Linttner Wokół wystawy prezentującej naszą katedrę we Wrocławiu było sporo zamieszania. Owo zamieszanie dotyczyło pomysłu na tą prezentację. Jedni wyobrażali sobie ten pokaz jako w miarę jednolity ideowo i formalnie zestaw prac. Coś, co można by przykryć terminem „wystawy problemowej“. Jako, że głosy były różne, nasza prezentacja zaczęła się w pewnym momencie jawić nie jako problemowa, a raczej problematyczna. Inni twierdzili, iż powinien być to pokaz całej katedry, bez żadnych wyjątków, co też nie umniejszy szansy na interesujące wydarzenie. Po tej też stronie stanęli wybrani kuratorzy całego przedsięwzięcia [a swoją drogą kilka lat wstecz, gdyby nazwać ich kuratorami można by dostać po pysku]. Jeden z nich [ten wyższy], argumentując słuszność obranej decyzji stwierdził, iż zbyt dużo jest teraz wystaw, gdzie ważniejsze jest to jak wisi, od tego co wisi, i trudno się z tym nie zgodzić. Może faktycznie jest zbyt dużo wydarzeń, w których kuratorski dyktat przeszkadza w odbiorze bardziej indywidualnym, na korzyść programowych założeń. Wystawę tę trzeba bardziej potraktować jako zbiór indywidualności. Nierzadko idących zupełnie innymi drogami, choć tym razem pod wspólnym sztandarem. Być może wystawa pozbawiona nadmiernych opisów i tłumaczeń stworzy pole do osobistych skojarzeń, będąc jednocześnie małą próbką poszukiwań dziejących się wokół katowickiej Akademii.
1.
Kuratorzy wystawy: Zbigniew Blukacz i Ireneusz Walczak
2. 1.
Jakub Adamek Żywa rzeźba 130 x 100 cm | olej, płótno | 2013 2.
Zbigniew Blukacz Z cyklu Mapy światła 150 x 150 cm | olej, płótno | 2013 3.
Sławomir Brzoska Rysunek mandaliczny - Tetraktys 100 x 140 cm | tusz na papierze | 2010 4.
Kazimierz Cieślik Oszustwo i obłuda (jak przewidział Cesare Ripa) 3.
WIZYTA
4.
Wystawa KATEDRY MALARSTWA ASP w Katowicach na ASP we Wrocławiu
| 6.11 -- 28.11.2013 |
180 x 300 cm | olej, płótno | 2012
7. 5.
6.
8.
9.
11.
10.
12.
8.
6.
13.
10.
12.
Piotr Kossakowski Drgania 3
Dominika Kowynia Ochrona
100 x 120 cm | olej, płótno | 2006
200 x 155 cm | olej, płótno | 2013
120 x 100 cm | olej, płótno | 2013
Katarzyna Fober Modlitwa
Janusz Karbowniczek Niedziela
80 x 100 cm | marmur, szkło, drewno | 2011 5.
7.
9.
11.
13.
Antoni Cygan Wesele w Kanie
Jola Jastrząb Qurilla
Szymon Kobylarz Historia Alojzego Piątka | Węgiel
Antoni Kowalski Medytacja chińska II
Aleksander Kozera Portret 3
140 x 110 cm | olej, płótno | 2013
41 x 23 cm | pojemniki na jedzenie | 2013
100 x 70 x 35 cm | ołówek, tektura | 2009
122 x 94 cm | olej, płyta | 2010
40 x 30 cm | akryl, tempera, płótno | 2010
WIZYTA
Wystawa KATEDRY MALARSTWA ASP w Katowicach na ASP we Wrocławiu
| 6.11 -- 28.11.2013 |
14.
15.
16.
19.
17.
18.
20.
21.
22.
20.
16.
18.
Paweł Mendrek Z cyklu: Sampling spaces
Marek Rachwalik Bez tytułu
Jacek Rykała Elizabeth Blaut
100 x 70 cm | akryl, collage, płótno | 2013
55 x 45 cm | olej, płótno | 2012
164 x 202 cm | olej, collage, płótno | 2008
17.
19.
21.
22.
Grzegorz Majchrowski
Michał Minor Jeszcze tylko 2 tygodnie siła, a potem już tylko masa
Małgorzata Rozenau La vida loca
Krzysztof Rzeźniczek VV
Paweł Szeibel Wardian case
rzeźba | wosk | 2013
160 x 140 cm | olej, płótno | 2012
150 x 50 cm | akryl, deska | 2013
46 x 33 cm | olej, płótno | 2012
40 x 60 cm | fotografia | 2012
14.
Maciej Linttner Skrzynka zimowa - modlitewna 50 x 70 cm - wersja otwarta | olej, deska | 2011 15.
12
wizytowa
23.
24.
23.
Lesław Tetla Hala widowiskowa 240 x 180 cm | olej, płótno | 2008 24.
Andrzej Tobis A - Z (Gabloty edukacyjne)
25.
26.
55 x 40 cm | fotografia | 2006 - 2012 25.
Agnieszka Trzos Dokumentacja realizacji konserwatorskiej Kościół Wniebowzięcia NMP w Lubecku. Konserwacja nowoodkrytego średniowiecznego (wstępnie datowana ok. 1410 r.) fresku mokrego na ścianach prezbiterium. 26.
Ireneusz Walczak Übung macht den Meister 120 x 120 x 17 cm| akryl, płótno | 2013 27. Miłosz Wnukowski I just can’t get enough 35 x 35 x 35 cm | obiekt | 2011 28.
Joanna Zdzienicka Cug 20 x 20 cm | collage | 2013
www.asp.katowice.pl
27.
28.
13
zobaczone
Ewa Zawadzka 11.10 –25.10.2013 Galeria Brama, Gliwice Artyści z Bramy 11.10 –18.10.2013 Galeria Brama, Gliwice
Artyści z Bramy TEKST / Jolanta Foryst (właścicielka galerii)
21 lat. Oczko. Nie jest łatwo podsumować taki okres swego życia. Nie wszystko zależało ode mnie. Część historii wykreował przypadek, a część wynikła z moich świadomych wyborów. Nieśmiało realizowałam swoje marzenia. Nie wszystkie marzenia są nierealne – właściwie sformułowane, przy odrobinie szczęścia i pełnej determinacji – pojawiają się jako fakty. Vide Galeria. Ale nie było tak, jak w bajce – było znacznie ciekawiej. Wymyśliłam sobie galerię bardzo dawno temu. Jeszcze pracując na Politechnice Śląskiej (gdzie wylądowałam po trzech, nieudanych próbach dostania się na ASP w Krakowie) już wiedziałam, że chcę prowadzić galerię sztuki. Nie wiedziałam jeszcze jak to zrobić, ale marzenie się ukonstytuowało w mojej głowie. Na szczęście zdarzają się takie momenty, w których wiesz, że to właśnie ten – i tak się zaczęło. Miałam bardzo dużo szczęścia. Spotkałam na swojej drodze wspaniałych ludzi. Dzięki nim prowadzenie galerii było nie tylko pracą, ale też czystą przyjemnością. Wszystko zaczęło się od Krystyny Piotrowskiej, którą znałam jeszcze z harcerstwa, szkoły i kółka plastycznego. Przez Krystynę trafi łam do Ewy Zawadzkiej i Jacka Rykały. Dalej już było z górki. Ewa i Jacek wymyślili radę artystyczną, której zadaniem był wybór kolejnych artystów zapraszanych do współpracy z Bramą oraz dbałość o zachowanie właściwego poziomu artystycznego prezentowanych prac. Grono artystów współpracujących z galerią poszerzało się szybko i było różnorodne nie tylko pod względem technik jakimi się posługują: malarstwo, grafi ka, rzeźba, fotografia, instalacja, ale także ze względu na sposób pojmowania współczesnej sztuki i jej roli w naszym życiu codziennym. Od Romana Nowotarskiego, kojarzącego mi się z czasami i malarzami przełomu poprzednich wieków, po współczesnych „młodych gniewnych”;jak na przykład Wojciech Kucharczyk ze swoim show wizyjno – zapachowo – rytmicznym, zatytułowanym „Batu Kawa”. Pomiędzy tymi, dla mnie skrajnymi, postaciami mieści się cała gama wspaniałych postaci z niebanalną twórczością. Gościli u mnie: Janusz Akerman, Roman Banaszewski, Maria Bereźnicka-Przyłęcka, Zbigniew Blukacz, Piotr Błażejewski, Józef Budka, Tomasz Chudzik, Małgorzata
Ewa Zawadzka „Materia Ciszy” / olej na płótnie / 2013
Dajewska, Jerzy Dmitruk, Teresa Frodyma, Artur Gburek, Jerzy Grabowski, Izabella Gustowska, Joanna Helander, Joanna Heyda-Rumin, Roman Hryciów, Lucyna HubertNieniewska, Jacek Joostberens, Beata Jurkowska, Roman Kalarus, Udo Kaller, Andrzej Klimczyk, Wojciech Kucharczyk, Tomasz Lubaszka, Sławomir Micek, Andrzej Mleczko, Marek Nałęcz-Nieniewski, Roman Nowotarski, Ewa Pełka, Marian Oslislo, Joanna Piech-Kalarus, Krystyna Piotrowska, Bolesław Polnar, Adam Romaniuk, Sławomir Rumiak, Jacek Rykała, Tadeusz Siara, Krzysztof Skórczewski, Tomasz Struk, Marcin Surzycki, Jan Szmatloch, Jan Śliwka, Ewa Tamar, Aleksandra Telka-Budka, Lesław Tetla, Andrzej Tobis, Bogdan Topor, Amelie Vidgrain, Ireneusz Walczak, Tomasz Wawer, Waldemar Węgrzyn, Witold Zaręba, Hanna Zawa-Cywińska, Ewa Zawadzka. To grupa ludzi, z którymi szczęśliwy los pozwolił mi się spotkać. Z większością współpracuję do dnia dzisiejszego. Z częścią pozostaję w stałym kontakcie i przyjaźni. Moja współpraca zaczęła się w środowisku artystów katowickiej filii ASP w Krakowie. Byli oni wtedy świeżo po dyplomie. Do dzisiaj dobrze pamiętam wystawę w BWA Oko na widelcu albo gorące lody. Crème de la crème sztuki polskiej lat 90-tych i jakie wrażenie zrobiły na mnie prace Zbyszka Blukacza czy Irka Walczaka. Wtedy byli na początku swej artystycznej drogi, a dzisiaj uznani i lubiani profesorowie ASP (i już nie w Krakowie, ale) w Katowicach!!! Pamiętam też pierwszą wystawę w galerii Brama. Była to wystawa grafik Ewy Zawadzkiej – tematyka „ostro budowlana”. Moi znajomi i przyjaciele, którzy przyszli na wernisaż tej wystawy, mieli olbrzymie kłopoty z zaakceptowaniem tej sztuki. Dzisiaj, po wielu latach edukacji i nauki języka sztuki, chcą Ją mieć u siebie w domu… Prezentowanie sztuki wielokrotnie wymagało ode mnie wyjścia poza mury galerii. Wystawiałam prace artystów w Warszawie, Poznaniu czy Bielsku Białej. Prezentowałam sztukę w halach fabrycznych i loftach, na targach sztuki i na aukcjach dobroczynnych. Takie wydarzenia stanowiły dla mnie wyzwanie, kolejne doświadczenie i odskocznię od regularnej pracy. Cały czas praca marszanda mnie cieszy i mam nadzieję jeszcze się rozwinąć. Jeszcze mi się ciągle chce.
Gliwicka Galeria Brama jest jedną z najdłużej działających galerii prywatnych w Polsce. Działa nieprzerwanie od 21 lat, co chyba najlepiej oddaje jej pozycję na rynku lokalnym i ogólnopolskim. Konsekwentnie realizowany autorski program prezentacji sztuki pozwolił w tym czasie zapoznać publiczność z pracami artystów, którzy posiadają ważny dorobek oraz ustalony, wysoki status w polskim życiu artystyczno – wystawienniczym. Odbyło się tutaj ponad 70 wernisaży wystaw malarstwa, grafiki, rysunku, rzeźby czy instalacji, w tym również wystawy towarzyszące Triennale Grafiki Polskiej oraz prezentacje działań parateatralnych. Swoje 21 lat Galeria Brama postanowiła uczcić należycie. Z tej okazji przygotowała nie jedną, a dwie wystawy, których wernisaże odbyły się 11.10.2013 r. W ramach jubileuszu Brama prezentuje malarstwo Ewy Zawadzkiej, której wystawa grafiki i rysunku zainaugurowała działalność galerii w 1992 r. Przeszło 21 lat stałej współpracy zaowocowało kolejną wystawą. Tym razem publiczności zaprezentowano prace malarskie z jej ostatniego cyklu Materia ciszy. Druga część obchodów jubileuszu odbyła się w Stacji Artystycznej Rynek, gdzie odbył się wernisaż wystawy Artyści z Bramy. Jubileuszowe wystawy z okazji 21-lecia działalności Bramy objęte zostały Honorowym Patronatem JM Rektora Akademii Sztuk Pięknych w Katowicach Antoniego Cygana oraz Honorowym Patronatem Prezydenta Miasta Gliwice Zygmunta Frankiewicza. Ze względu na krótki okres (tydzień) ekspozycji „Artyści z Bramy” od 28.10.2013 w nieco zmienionej formie, będzie dostępna dla zwiedzających w siedzibie Galerii Brama. Wystawa czynna do 18.11.2013. Galeria Brama Ul. Krótka 1–3 44-100 Gliwice 32 / 231 03 64 www.galeriabrama.pl galeria@galeriabrama.pl Galeria czynna od 11–17, w soboty 11–14
prosto z
14
JOANNA ZDZIENICKA
CUG Galeria Pojedyncza Centrum Kultury Katowice wystawa trwa do 16.10.13 „Iluzja ruchu potwierdza nasze skojarzenia z emanacją życia. Obraz kreśli subiektywną ścieżkę pomiędzy, ustala meandrującą granicę. Pod zmrużonymi powiekami widzimy ruch węża wijącego się miedzy wodą, a mirażem w palącym pustynnym słońcu”. /Łukasz Obałek/ MAGDA KOPYTIUK ODSŁONA PIERWSZA Galeria Strefart / Tychy Wernisaż 18.10.2013 ANDRZEJ GIERAGA MAŁE FORMY GRAFICZNE Galeria „Koszarowa 19” wernisaż 22.10.2013
13. RAWICKIE MOSTY SZTUKI Tegoroczna wystawa, która odbyła się 27 sierpnia o godz. 19.00 w rawickim ratuszu, prezentowała prace artystów z trzech uczelni; Akademii Sztuk Pięknych we Wrocławiu, Uniwersytetu Artystycznego w Poznaniu, oraz Akademii Sztuk Pięknych w Katowicach. 13 Rawickie Mosty Sztuki, to kontynuacja organizowanych przez Muzeum Ziemi Rawickiej Spotkań Artystów Akademickich. Celem spotkania jest wspólna wystawa i prezentacja dorobku artystycznego pedagogów. Podczas wernisażu z koncertem poezji śpiewanej wystąpił zespół Koniugacja.
DOROTA NOWAK
Grafika TEKST / Grzegorz Hańderek Nie ma archetypów, istnieje ciało / Umberto Eco, Wahadło Foucaulta /
Ciało, będąc punktem wyjścia, elementem stałym – constans
– ma za sobą wielowiekową tradycję wyobrażeń symbolicznych. Jedność z ciałem, choć oparta na niemym doświadczeniu, pozbawionym na co dzień świadomej refleksji, stanowi o naszym poczuciu istnienia. Dorota czerpiąc z tego źródła, nieustannie podejmuje karkołomną próbę rozwikłania istoty własnej tożsamości, w jej stale zmieniającej się i niejednorodnej formie. Zakorzenione w czasie ciało stanowi egzystencjalny konkret, będący jednocześnie autoportretem Autorki i wizerunkiem każdego z nas. Z drugiej strony to cielesne ja determinuje zmieniającą się i niejednorodną strukturę jej prac. Zastygłe w niejednoznacznej pozie, lub przeciwnie – rozproszone w ruchu, staje się może nieco paradoksalnym, choć zarazem dramatycznie nieuchronnym – znakiem obecności tu i teraz. Kliszą, która utrwalając pewien moment, jednocześnie go uśmierca. Ten znak – ciało – jest jedynym obiektem wyłaniającym się z bezkształtności tła, tworząc napięcie między tym, co potencjalne, a tym co już nazwane, co – choć zmienne – w pewnym sensie z góry naznaczone jest końcem. Ambiwalencja wynikająca z takiego zawieszenia – konkretnego istnienia w anonimowej możliwości – buduje jakość śladu, osadzonego na osi czasu i niezmiennie powracającego w twórczości Doroty. Śladu, który przekraczając fizyczne ramy wyznaczane datą narodzin i śmierci formułuje ontologiczny status obecności zarówno w oparciu o prywatne intuicje, jak i stare jak świat, dylematy. 8.07–29.07.2013 Galeria MM, Chorzów
JUDYTA BERNAŚ
Wydobyte z zacisza TEKST / Ewa Liszka
WYDOBYTE Z ZACISZA można przetłumaczyć: wydobyte
Linia Podziału! Wernisaż 19.10.2013 Galeria Radykalna / Wrocław
Pierwsza wystawa w Galerii Radykalna odbywa się w pustosta-
nie, który od lat leżąc nieużywany, samoistnie stał się galerią. W tych wnętrzach pojawią się prace siedmiu artystów: Grażyny Małkiewicz, Małgorzaty Małkiewicz, Magdy Juszczak, Agnieszki Piotrowskiej, Małgorzaty Kulik, Pedra Ferreira, Hanny Sitarz-Pietrzak. Skupiają się one na trzech głównych podziałach: człowiek -przyroda, cielesność-psychika, podziały między ludźmi.
z wnętrza ludzkiej duszy – duszy kobiecej. Kobieta w twórczości Judyty Bernaś jest wyjątkowa. Artystka wprowadza nas w świat realny i duchowy zarazem. Znane z romantyzmu zawołanie: kobieto, ty puchu marny nie odnosi się do jej bohaterki. Artystka ukazuje kobietę jako istotę kruchą i wątłą, ale o niewyobrażalnej sile charakteru. Jest to eteryczna postać z duszą w ludzkim ciele – z jej słabościami, walką wewnętrzną, ale i dążeniem do szczęścia. Patrząc na grafiki, gdzie Artystka ukazuje postać kobiety-anioła z opuszczonymi skrzydłami, nie odczuwa się smutku, ale siłę, że te skrzydła za chwilę się uniosą i ona znowu poderwie się do życia. Judyta Bernaś w swoim artystycznym przesłaniu przedstawia kobietę w subtelnych relacjach międzyludzkich, takich jak: namiętność, miłość, pożądanie. Chociaż ciało ludzkie ujęte zostało w formie „symbolu” i nie można dostrzec płci przedstawianych postaci, to czuje się, jak ważną rolę odgrywa mężczyzna w życiu kobiety. Prace Judyty Bernaś skłaniają do zadumy i refleksji, ale zarazem niosą przesłanie, a zatem napawają optymizmem. Serdecznie zapraszam do podjęcia wędrówki przez sacrum i profanum ludzkiego losu w interpretacji artystycznej Judyty Bernaś. 17.09–29.11.2013 Muzeum Historii Katowic
MAŁGORZATA ROZENAU
Wystawa zbiorowa Wystawa zbiorowa – to przewrotny tytuł indywidualnej
wystawy Małgorzaty Rozenau. Tytuł jest nieprzypadkowy i odnosi się do zbioru obrazów o różnej tematyce i charakterze, a także do samego procesu zbierania doświadczeń, które stają się inspiracją do obrazu. Prace, zebrane na wystawie, pochodzą z różnych zbiorów: prywatnych, muzealnych i galeryjnych. Wystawy zbiorowe, to wystawy, których artysta zazwyczaj ma najwięcej. Jest w tym utartym określeniu jakaś ciekawa wieloznaczność. W życiu codziennym nieustannie odbywają się działania na przeróżnych zbiorach, powstają nowe kolekcje, klasyfikacje. Zbiorem jest także to, co zbieram. Doświadczenia, zapamiętane kadry, emocje, jakiś intuicyjny zestaw, bez którego żaden obraz by nie powstał. Ta wystawa pokazuje pewien zbiór moich poszukiwań i zainteresowań. Wystawie towarzyszył koncert formacji P&P czyli Podolski & Podolski (projekt muzyczny, który ewoluował z ulicznego, improwizowanego grania). Wystawa zbiorowa 07.09 –06.10.2013 Galeria Bielska BWA, sala dolna
15
prosto z
STAFFELLAUF
SZTAFETA GENERACJI – 2 generacje absolwentow ASP Katowice TEKST / Dorota Kabiesz
Uczestnicy: Justyna Tucha, Mira Satryan, Jan Bresinski, Bruno Wioska, Witold Stypa i Grzegorz Zgraja oraz Gosia Rozenau, Joanna Zdziennicka, Piotr Kossakowski, Michal Minor, Krzysztof Rzeźniczek i Miłosz Wnukowski
Projekt ten pomyślany jest jako cykl prezentacji 2 pokoleń artystów malarzy, absolwentów poszczególnych Akademii Sztuk Pięknych z wszystkich regionów Polski. Każda z wystaw pokazywać będzie malarstwo 2 pokoleń artystów, absolwentów tej samej uczelni artystycznej z kolejnego regionu. W 2013 pokazana zostanie pierwsza wystawa z tego cyklu. Przedstawionych zostanie 10 artystów malarzy, absolwentów ASP w Katowicach. Pięciu z nich to „seniorzy”, absolwenci z lat 70-tych poprzedniego stulecia. Są to znani nie tylko w polonijnym środowisku artyści przebywający od co najmniej 30 lat poza Polska (Niemcy, Francja, USA) w międzyczasie cenieni i uznani w swoich obecnych krajach pobytu, w których osiągnęli niemałe sukcesy artystyczne. Pięciu „juniorów” reprezentują młodzi pracownicy naukowi tejże uczelni absolwenci z lat 2005–2011 mimo młodego wieku mają na swym koncie wiele wystaw indywidualnych i zbiorowych oraz wiele zwycięstw w międzynarodowych konkursach artystycznych. Wszystkich ich łączy pochodzenie z tego samego regionu, studia na tej samej uczelni. Poprzez wystawę chcemy także zaprezentować niezwykle prężny ośrodek kulturalny jakim od dawna są Katowice z ich istniejąca od 1945 r. Akademia Sztuk Pięknych.
Galeria Kunstverein, Gütersloh, 15.09 – 20.10.2013; Pfandhaus, Kolonia wernisaż 9. listopada (w Długą Noc Muzeów Kolonskich); 02.11 – 25.11.2013 Muzeum Schwarzes Ross, Hilpoltstein 29.11.2013 – 31.01.2014; 2014: Hamburg, Ratysbona i Berlin
Staffellau Galerie Dorota Kabiesz
V. Jedna litera lub jeden kształt. W momencie pierwszego spojrzenia na okładkę wszystko zależy od patrzącego. Ja zobaczyłem literę, ale to już moje skrzywienie literackie. Wszędzie widzę narracje. Dlatego bardzo ucieszyło mnie to, że Gosia Kulik myśli podobnie. Jej komiks V jest wręcz nasycony obrazowymi metaforami. Każda strona składa się z jednego lub dwóch kadrów, które należy oglądać z należytą uwagą. Stanowią one pewien zestaw dynamicznej treści. Dopiero słowo wprowadza porządek w obrazach i pozwala odnaleźć sens czytelnikowi. Bo skąd miałby on wiedzieć, że zostaje mu zaprezentowana kolejna historia? V jest opowieścią o opowieściach w opowieści. Ten pełen dygresji komiks dotyka istotnego problemu, który we współczesnym świecie zszedł na drugi plan. Tam gdzie dominuje ekonomia nastawiona na tworzenie kolejnych materialnych potrzeb (bo przecież ktoś musi wypić to morze produktów) znikają narracje. Autorka komiksu postanowiła zmierzyć się z tym kapitalistycznym kontekstem. Iluzja spokoju W pierwszej chwili komiks ten może przerażać. Czarno-białe rysunki są pełne groteskowych postaci, dla których tłem jest surrealistyczne otoczenie. Na dodatek nie mają one imion. Po prostą „są w treści”, istnieją w sensie narracji i wewnątrz niego działają. Główny bohater, obdarzony bujną czupryną, pod którą skrywa pewną tajemnicę, trafia do miasta i w nim pragnie znaleźć, to czego szuka. W tym momencie zaczyna się podstawowy wątek opowieści, czyli „chęć odnalezienia odpowiedzi na zadane
pytanie”. Bohaterowi pomagają w tym różne osoby, nie tylko te, które spotyka, ale także te, które przywołuje w swoich opowieściach. Jednak najważniejszy jest Prymitywny Cwaniak. Postać ta obiecuje odnalezienie odpowiedzi w zamian za „coś”. Sam stwierdza, że nic za darmo kolego, nic...¹. I wtedy bohaterowie zaczynają swoją podróż. Wytwór podświadomości bezimiennego bohatera, po wizycie u fryzjera i odkryciu jego tajemnicy, w następujących słowach opisuje sytuację, w której się znalazł: Wydaje się, że tkwię tu sobie beztrosko, a tymczasem ja... walczę o przetrwanie². W świecie przedstawionym istnieje tylko i wyłącznie iluzja spokoju. Po jej rozbiciu można zauważyć trwającą walkę o przeżycie. Zadaniem każdego jest znalezienie własnego sposobu na przetrwanie. Fryzjer zbiera resztki włosów, a główny bohater tworzy opowieści. Jego umiejętność narracji ma wymiar magiczny. Z łatwością może przywołać przeszłość oraz wprowadzić słuchaczy do innego świata. Wspomina swoją siostrę, która rozwiązała zagadki wszechświata i zniknęła, ale potrafi także opowiedzieć historię o człowieku ratującym ciała niebieskie. Narracje, które tworzy główny bohater znajdują szczelinę w uporządkowanym świecie i rozbijają go poprzez wprowadzenie do głów słuchaczy niecodziennej historii. Jego umiejętność jest wyjątkowa, ponieważ jako jedyny opowiada. Pozostałe postacie wyłącznie słuchają. Kalkulatory są złe Prymitywne Cwaniaki chcą zamienić historie w kod binarny, dlatego zmuszają głównego bohatera to tworzenia
narracji. Jest to swoisty gwałt na postaci twórcy, który nie jest maszyną, ale człowiekiem. I jako taki nie jest w stanie tworzyć na zawołanie. Tutaj zostaje podniesiona wartość natchnienia, czegoś przypominającego błyskawicę i uderzającego w twórcę. Tylko w ten sposób można budować narracje – poprzez ich zderzenie ze światem, a następnie odpowiednie kontrolowanie eksplozji. Prymitywne Cwaniaki tego nie rozumieją. Pragną ograniczenia narracji, wbicia jej w prosty kod zero-jedynkowy. Ten fragment historii nie jest wymierzony przeciwko postępującej cyfryzacji. Mówi on o aktualnej sytuacji twórcy, który – z uwagi na specyfikę współczesności – zmuszony jest porzucić marzenia o natchnieniu na rzecz różnego rodzaju umów regulujących jego pracę. Kalkulatory nie tworzą sztuki. Przeprowadzają skomplikowane obliczenia, dzięki którym można uzyskać określony zysk. Dopiero wtedy pojawia się artysta. I staje się on kimś w rodzaju robotnika. Jego zadanie polega na dokarmianiu Świątyni Słuchania, która każdą narrację rozbije na części zrozumiałe dla Prymitywnych Cwaniaków. W taki oto sposób odziera się świat z metafory. Pozostaje wyłącznie warstwa zdarzeń, bez jakichkolwiek emocji, spostrzeżeń i tajemnicy. Właśnie wtedy się znika. Czytanie takich komiksów pozwala na ponowne pojawienie się, na doświadczenie tajemnic świata. Ten komiks jest formą tajemnicy, pytaniem rzuconym odbiorcy. Poprzez wprowadzenia miejsca na notatki autorka zachęca do poszukiwania własnych odpowiedzi. Kto się odważy wybrać w podróż po wielowątkowej narracji?
016
zobaczone
/ EXCHANGE
/ EXCHANGE 24.10 –14.11.2013 Galeria Rondo Sztuki Katowice
TEKST / Grzegorz Hańderek
Wystawa Exchange jest efektem współpracy rozpoczętej w 2010 roku pomiędzy Akademią Sztuk Pięknych w Katowicach i Tama Art University w Tokio. Wspólny dla obu Uczelni graficzny rodowód w sposób naturalny stał się okazją dla wymiany doświadczeń, które składają się na fenomen zainteresowania tą dyscypliną w obu krajach. Wystawa pozwala zobaczyć razem zarówno te naturalne odmienności, wynikające przecież z różnych źródeł i fascynacji, ale również i punkty styczne, ponieważ wzajemne zainteresowanie możemy obserwować już od dawna (wymiana polsko-japońskich doświadczeń w obszarze grafiki ma swoją bogatą i długą tradycję – głównie za sprawą działań Międzynarodowego Triennale Grafiki w Krakowie), choć obecnie staje się ono możliwe bardziej niż kiedykolwiek. Wyrosłe na dwóch biegunach strategie grafiki artystycznej coraz wyraźniej dziś zbliżają się do sie-
bie, pozostawiając często widoczny ślad tych wzajemnych relacji. Manualny charakter klasycznego warsztatu, opartego o niezmienną od wieków tradycję stanowi punkt odniesienia dla eksperymentów – również tych, związanych z wykorzystaniem nowych technologii, a tym samym pozwala poszerzyć pojmowanie tak zwanej adekwatności współczesnego języka grafiki. Ta przestrzeń grafiki pozostaje wciąż zagadkowym obszarem fascynacji – prywatnej, peryferyjnej sztuki, nie mieszczącej się przecież od dawna w głównych nurtach, trendach i modach. Rozwija się i funkcjonuje nie obarczona stresogenną ambicją przetrwania przysłowiowych pięciu minut blisko doraźnie kreowanego centrum. Ta przestrzeń ma własne centra – w trudny do wytłumaczenia sposób rozsiane na mapie świata. Dwa z nich to na pewno Japonia i Polska.
WERONIKA SIUPKA
Fragmenty świata
04.09–18.09.2013 Galeria Pojedyncza, Centrum Kultury Katowice
Artysta czerpie natchnienie z wielu miejsc na zewnątrz i wewnątrz siebie, szukając wyciszenia bądź sposobu na rozprawienie się z własnymi problemami i emocjami, tymi pozytywnymi i tymi negatywnymi. Motywacja naszego postępowania bywa różna. Mój azyl to coś, czemu nie można się przeciwstawić, co otacza nas i kreuje naszą rzeczywistość – natura. Możemy ją okiełznać, ale nie unicestwić, zawsze odradza się na nowo; jest naszym sprzymierzeńcem, a czasem wrogiem, niszczy równie brutalnie jak człowiek, by potem odrodzić się, cząsteczka po cząsteczce. Natura, moje natchnienie i inspiracja pulsuje milionem kolorów, układów, rytmów, kształtów. Dlatego wykorzystuję w moich grafikach oraz obiektach malarskich motywy z niej zaczerpnięte, tj. przecięty symetrycznie kamień, drzewo, stalaktyt. Tnę, by móc wejść wgłąb jak kornik, by zbadać kod, wedle którego natura kreuje idealne kształty, formy; by odkryć tajemniczą formułę, która rządzi sztuką, przyrodą i nauką. Może dlatego tak bliska jest mi minimalistyczna „sztuka ziemi” (land art, earth art), ingerująca w pejzaż, będąca transformacją jego fragmentu lub wykorzystaniem naturalnych procesów, np. czynników atmosferycznych, do realizacji obiektu artystycznego. Ziemia tworzy, by potem unicestwić, akt zniszczenia jest aktem stworzenia czegoś nowego. Tnę symetrycznie, by znaleźć siłę drzemiącą na styku rozłożonych układnie elementów i ich relacji, statyki i potencjalnego ruchu, osi i jej zachwiania. Notatki chwilą pisane… to szkice wykonane bez ładu i składu, to chwilowy przystanek na drodze rzeczywistości z punktu A do punktu B, to chwile zarezerwowane wyłącznie dla mnie i kawałka płótna, deseczki czy kartonika, to chwilowe oderwanie, krótka myśl zapisana pośpiesznie, by nie umknęła.
04.10 –24.10.2013 Galeria Nie zastawiać! / Katowice
Witold Modrzejewski – (motywacja nr. 3,4,7)*
Wśród katowickich grafików (pod względem tradycji artystyczne
„Michał jest miłośnikiem rzeczy odległych. Rozpalają go odległe problemy społeczne, konflikty i różnego kalibru rewolty. Równie intensywnie pochłania go fascynacja odległym współczesnej kulturze malarstwem klasycznym. Miłość do perspektywy i światłocienia definiowanego przez kolejnych wielkich mistrzów spotyka w sztuce Michała nauki szczegółowe i nowe media. Kontakt z obrazami/ instalacjami autora wyzwala nas od nudnych tyrad i narzekań serwowanych przez wielu agitatorów zajmujących się sztuką.”
mocarstwo!) prace Weroniki Siupki rozpoznajemy natychmiast. Najpierw kalejdoskop miejsc. Znanych, charakterystycznych, wyrazistych. Są jak emblematy śląskiego pejzażu i mitu: szyby kopalń, wieże ciśnień, wnętrza zastygłych w bezruchu fabrycznych hal, bramy starych kamienic. Od razu rodzi się pytania „Po co?” i „Dlaczego?”. Przecież ani to piękne, ani szczególnie odkrywcze... A poza tym można by przecież sfotografować i po krzyku. Tu właśnie, dokładnie w chwili budzenia się tego typu wątpliwości wybucha z całym impetem oryginalność. Katowicka artystka (rocznik 1977) nie dokumentuje odchodzących w niepamięć, podległych erozji postindustrialnych „ostańców”. Nie o wierność techniczną tu chodzi, nie o realny kontur. Bo chociaż wielu oglądających te prace bez wahania potrafi powiedzieć : „O! to słynny Uthemann, to wieża w Dąbrówce, a to chyba brama przy Mariackiej w Katowicach” to przecież prawie
Błażej Zych – (motywacja nr. 3,4,7)* „W naszych czasach dokonał się proces, w wyniku którego prace wykonywane w technikach klasycznych niestety skrajnie oddzieliły się od klasycznego rozumienia rzeczywistości. To istota impasu współczesności. Michał, pomimo spadającej na niego krytyki, stara się sprzeciwić takiemu światu. Obcowanie z jego portretami czy wydarzeniami odbywającymi się na tle pejzaży przywraca wiarę w to, że nasza rzeczywistość ma w sobie pierwiastek magiczny. Artysta jest również zwierciadłem swojej epoki. Film Bernada pt. Cykl wskazuje, że wiek, który się rozpoczął, najlepiej nazwać wiekiem nonsensu. Twórca jednak diagnozując naturę wroga nie poddaje się, lecz rozpoczyna walkę.”
SYBILLA SKAŁUBA
Notatki chwilą pisane
MICHAŁ BERNARD
TEKST / Maciej Szczawiński Wernisaż 9.10.2013 Galeria Radia Katowice
natychmiast rodzi się jeszcze inna refleksja. Jakże pięknie wyraził jej sedno ks. Jerzy Szymik pisząc: „Prace Weroniki są stykiem tego co realistyczne, z tym co nadrealne, prowadzą w stronę czegoś więcej, w stronę tego, co krytyka literacka nazwała magicznością. To wcale nie tak częsta cecha prac artystycznych, owa synteza materialnego z duchowym”. Chciałoby się zawołać – nie tylko dlatego, że pisał ksiądz – „święte słowa!”. Dzisiaj, kiedy tak mocno jesteśmy znużeni konceptami i sposobami w sztuce, która ani ziębi ani grzeje nawet ludzi duchowo wrażliwych, Weronika Siupka wprowadza ton wiarygodny i sprawdzalny. Jej perfekcyjny warsztat, maestria akwatinty i akwaforty to po prostu znakomita i rzetelna robota. To na niej nadbudowuje się mit, metafora i wspomniana magia. Patrzący smakując szczerość (bez żadnych cudzysłowów) otrzymują zarazem ważny dla każdej sztuki kontekst. Jak zauważyła kiedyś Justyna Lauer nie sposób w końcu powiedzieć na ile te obrazy wypływają z rzeczywistości, na ile są jej kontynuacją, a na ile ją zmieniają.
* Motywacje do napisania tekstu na wystawę wg Umberto Eco: 1. Korupcja 2. Rewanż za usługę seksualną 3. Przyjaźń – rzeczywista sympatia lub niemożnośc odmówienia. 4. Prezent w postaci dzieła artysty (nie ma nic wspólnego z punktem następnym) 5. Rzeczywisty podziw dla twórczości artysty 6. Pragnienie powiązania swego nazwiska z nazwiskiem artysty -wspaniała inwestycja dla młodego intelektualisty 7. Wspólny interes, ideologiczny, estetyczny czy też handlowy w rozwoju kierunku lub galerii sztuki Wystawa w ramach II Międzynarodowego Festiwalu Sztuki Wideo OZON.
17
Koło Naukowe Malarstwa
Ozon TEKST / Filip Rutkowski Strona: ozon-art.blogspot.com Fanpage: www.facebook.com/ozon.art Kontakt: ozon.art@mail.com
Międzynarodowy, bo sztuka i granice to dwa antagonistyczne pojęcia, sztuka granic znać nie chce, a my nie odważymy się stanąć jej na drodze. Przed nami więc okazja do przypomnienia, jak smakuje WOLNOŚĆ. Festiwal, bo celem jest tutaj przegląd dokonań. Będzie to konkurs, za którym rzecz jasna stoją nagrody, czyli inaczej: radość zwycięstwa i ciepłe słowa otuchy dla prawiezwycięzców. Przewidujemy zatem PRAWDZIWE EMOCJE. Sztuki Wideo, bo wszystko kręcić się będzie wokół ruchomego obrazu. Efekty oddziaływania zintensyfikowanej ilość bodźców wizualnych mogą przyjąć formy przeróżne. Podczas poprzedniej edycji najczęściej obserwowane to: MELANCHOLIA, SZOK, a także PRZYJEMNOŚĆ. OZON – można by wysnuć teorię, że jest obecnie symbolem niezbędnej materii, której brak oznacza dla nas katastrofę, koniec życia. Nie mamy nic przeciwko, gdy przeniesiecie taką frazeologię do opisu naszego festiwalu.
Program: Rondo Sztuki (Galeria +) 25–26.10.2013 | Prezentacja prac wybranych w drodze konkursowej w godzinach otwarcia galerii 25.10.2013 godz. 17:00 | Spotkanie z Alicją Żebrowską i projekcja filmu „Avunculus” 26.10.2013 godz. 18:00 | performance | Czysta ReForma 26.10.2013 godz. 18:30 | Ogłoszenie wyników konkursu 27-31.10.2013 | Wystawa pokonkursowa
Galeria Dwie Lewe Ręce 11.10–2.11.2013 | wernisaż godz. 19:00 | wystawa | Agnieszka Piotrowska Zugzwang
Galeria Nie Zastawiać 4–24.10.2013 | wernisaż godz. 20:00 | wystawa | Michał Bernad =φ½ 8.11–28.11.2013 | wernisaż godz. 20:00 | wystawa | Agnieszka Piotrowska & Mateusz Ząbek Inside out
Muzeum Historii Katowic (w Nikiszowcu) 15.10–27.10.2013 | Prezentacja projektu Festiwalu Magmart z Neapolu, Włochy 100 x 100=900 (100 artists to tell a century)
Dom Oświatowy Biblioteki Śląskiej (Galeria Intymna) 23.10–15.12.2013 | wernisaż godz. 17:00 | wystawa | Michał Brzeziński ANTYCYPACJE. Podczas wernisażu odbędzie się wykład Michała Brzezińskiego pt. EFEKT – DEFEKT – AFEKT
Opticus Ludens Urszula Przyłucka-Miozga, Barbara Macioszek 24.07 –04.10.2013 Galeria AYA, Katowice, Kolejowa 54
PATRZĄC – bawić się Jest to możliwe? Bawić się zmieniając szczegóły postrzegania
optycznego? W szczególnych przypadkach chyba można, choćby będąc pod wpływem narkotyków. Jednak w zwykłych warunkach to nasz układ optyczny bawi się nami ukazując mniej lub bardziej wyraźnie szczegóły przez nas postrzegane. Jednak zasadnicza część tego układu optycznego, ta najbardziej analityczna – ośrodek widzenia mieszczący się w samym mózgu, mimo pewnych przekłamań, mankamentów – jest w stanie przebić się przez te ograniczenia i pojąć znaczenie tego, czego oko wyraźnie nie ukaże. Przykładem jest choćby niezwykła percepcja osób słabo widzących, czy wręcz niewidomych. I tak na pozór niezborne tematycznie są poszczególne fragmenty obszernej wystawy dwóch artystek – Barbary Macioszek i Urszuli Przyłuckiej-Miozgi prezentujących swoje wizje pod wspólnym tytułem Opticus/Ludens. Nawet każda z Autorek z osobna odznacza się wewnętrznym zróżnicowaniem w obrębie własnej ekspozycji. Cała wystawa w katowickiej galerii AYA to jakby kalejdoskop zmieniających się wizji, tematów i sposobów ich plastycznego oddawania. Ale kalejdoskop obracając się przed okiem widza tworzy jednak z różnorakich elementów nowe formy, cechujące się odmienną konfiguracją składowych, które obserwator swoim aparatem pojęciowym opisze i zdefiniuje. Tak samo sunąc z uwagą wzrokiem po cyklu prac Urszuli Przyłuckiej-Miozgi, pod tytułem Światła... można dostrzec w toni mroku spowijającej otoczenie, mroku przywołującego skojarzenia ze śmiercią iskry rodzącego się życia – gwiazdę betlejemską, blask ozdób choinkowych, świeczek na torcie urodzinowym, nawet światło zniczy cmentarnych w tym „polu śmierci” to znaki nowego, nieprzemijającego życia. To jakby obrazy pozoru przytłaczającej ciemności, pozoru – gdyż ta ciemność – nie zdoła zgasić blasków nadziei. A następny cykl U. Przyłuckiej-Miozgi: Jonasz... i Rybacy. Pierwszym rzutem oka odmienny tematycznie, jednak też nawiązuje do gry pozorów – pozoru spokoju i czającego się niebezpieczeństwa. Beztroska zabawa Rybaków może zakończyć się zatonięciem kutra. Ktoś tu musiał zawinić, stać się prowodyrem tej niefrasobliwej balangi. Do tego stopnia za wrażeniem beztroski kryje się ryzyko tragedii, że być może, przed rejsem załoga powinna skorzystać z wątków podania biblijnego o Jonaszu i tego, kto jawił się mniej, czy bardziej ukrycie jako inspirator niebezpiecznej zabawy – nie zabierać w ogóle na pokład. Możliwe, iż ową interpretacją rozmijam się z intencjami Autorki, jednak zestawienie obok siebie tych dwóch ilustracyjnych cykli to jakby ostrzeżenie poprzez Jonasza przed skutkami płynącymi z opowieści o Rybakach. W dalszym ciągu przesuwam wzrokiem po ścianach tej samej galerii AYA na antresoli katowickiego salonu Toyoty i spostrzegam inny świat – współzawodnictwa umysłowej sprawności i – być może – walki supermocarstw. Gdyż, jak inaczej nazwać świetne komentarze ilustracyjne w konwencji historycznego przebrania autorstwa Barbary Macioszek do poszczególnych posunięć autentycznego pojedynku szachowego, rozegranego – jak sama autorka mnie poinformowała – pomiędzy Bobbym Fisherem, a Borysem Spasskim? I – co równie absorbujące – obecny tu jest jakby równoległy drugi nurt ilustracyjny tego wydarzenia: ubarwiające jakby poszczególne fazy pojedynku wzruszające, dynamiczne
TEKST / Wacław Misiewicz
komentarze poetyckie – również stylizowane historycznie – także autorstwa Basi Macioszek. Czy treść tej części wystawy sprawia wrażenie jakiegoś obcego wtrętu? Zaryzykuję, że jest raczej analogią – być może niezamierzoną – do poprzedniego – „rybackiego” cyklu koleżanki, lecz w innym wymiarze i przeciwstawnym znaczeniu: owe wdzięczne strofy poetyckie to jakby świat w gruncie rzeczy, szlachetnej rywalizacji, łagodzący efekt pierwszego wrażenia twardej, niemalże międzymocarstwowej konfrontacji. Fizycznie raczej nie sposób przejść z tej strony galerii po której eksponowany jest inny cykl malarstwa olejnego Barbary Macioszek – Światło i cień... wprost w kierunku przeciwległej ściany, na której Urszula Przyłucka-Miozga prezentuje swoje urzekające „morskie” wizje. Lecz „pomostem skojarzeń” da się to uczynić. Oto bowiem wizje Basi Macioszek – Światło i cień... stopniowo odsłaniają szczegóły kobiecej postaci – od wrażenia martwego rzeźbiarskiego popiersia, po jaskrawiej wyłaniające się cechy prezentowanej postaci. Koresponduje to z owym naprzeciwległym rzędem koleżanki: Nocny morski, Morskie niebieskie, Latarnia gdzie w zachwycająco onirycznych barwach wyłaniają się w blasku księżyca i jego wodnych odbiciach szczegóły pięknego otoczenia z latarnią morską, czy majaczącym we mgle mostem. Tę niezwykle obszerną ilościowo i tematycznie wystawę dosłownie można rozdzielić na „Opticus” – widok – kontemplacja spojrzeniem cyklu pejzaży, portretów oraz „Ludens” – zabawa – bardziej kojarząca się z cyklem ilustracyjnym. Jednak głębiej istnieje tu gra wizją w kontekście ze znaczeniami, przesłaniem. Niektóre prace Rybacy, Jonasz kamuflażem wizyjnym łagodzą nastrój dramatyzmu, a zarazem treścią szczegółów przypominają o nim. Z kolei inne – Szachy – temat konfrontacji konwencją i sposobem przedstawienia, a także stylistyką poetyckiego humoru przypominają o niestosowności przenoszenia zwykłej międzyludzkiej rywalizacji w obszary destruktywne – nie wzbogacające wzajemnie. Zachodzi także analogia między w/w pracami, a częścią pejzażowo-portretową: pod maską tajemniczości, metafizyczności barw i formy kryje się konkretny człowiek, jak też konkretne miejsce. I na odwrót portretowane postaci i miejsca dzięki owej „onirycznej” stylistyce zyskują jakby transcendentny, duchowy wymiar. Unaocznieniem tego jest jakby równanie – gdyż jak sądzę, można to tak ująć – stworzone z dwóch szczególnych prac Barbary Macioszek e2-e4 – tajemnicze odbicie w źrenicy oka, a po przekątnej kształtu galerii – druga strona równania: praca Puzzle – podzielony na odwracalne fragmenty portret twarzy chłopca, na którego odwrotnych stronach widzimy analogiczne fragmenty portretu lwa! Niezwykle dotkliwa, wręcz uderzająca wizja niejednoznaczności, względności naszych postrzegań i jakże częstej nietrafności kryteriów oceniania oraz wartościowania.
Kolejna wystawa w Galerii AYA: KATARZYN A PIKUŁA Konstrukt 25.10–25.11.013 Galeria AYA, Toyota, Kolejowa 54, Katowice
18
ton
Linttnernotatki
Felieton Naczelnego
#03
Bardzo długo malowałem obraz, duży format, chciałem aby był prosty. Nie mogłem sobie z nim poradzić, walczyliśmy ze sobą tygodniami, po czym przerywaliśmy walkę ogłaszając rozejm i podstępnie kąsaliśmy się od tyłu. Po wakacjach wróciłem do płótna po raz kolejny. Obraz jest ciemną, prawie czarną kompozycją, którego głównym bohaterem miał być zimowy pejzaż umieszczony z boku, zauważony przez mój aparat któregoś dnia w okolicach, gdzie kończy się Bytom zamieniając się w Piekary. Terytoria rzecz względna, ziemia to tylko mała kulka mająca pecha z powodu ludzkiej na niej obecności. W czasie wakacji będąc daleko od obrazu pomyślałem, że jedynym dla niego ratunkiem jest pozbycie się pejzażu mającego przecież w pierwotnym założeniu być kluczem do całej kompozycji. Chciałem jednak, aby po jego zniknięciu czuło się pod ciemną warstwą, minioną obecność ośnieżonych pól. Gdy to nastąpiło niewiedzieć czemu [powodów tych mogę jedynie się domyślać] postanowiłem napisałać na środku białą olejną kredką „WIESZ TAK JAKOŚ WYSZŁO”. Tak też uczyniłem, z tym że bez „WYSZŁO”. Wyszło, więc na to, że dominantą tej kompozycji i zarazem nachalnym tytułem stało się zdanie „WIESZ TAK JAKOŚ”. Gdy usiadłem dumny z tak prostego rozwiązania, zadałem sobie pytania o czym to świadczy i jak przenieść ten niezrozumiały akt twórczy i przyrównać go do realiów leżących poza obrazem. Przecież ten obraz jest kawałkiem mojego czasu, a więc jest jednym z tematów zaprzątających ostatnio mój umysł. Swoją drogą, jak małe jest moje twórcze doświadczenie, skoro przez tyle
tygodni ślepo wierzę, iż mały pieczołowicie wykonany fragment uniesie cały format. To fiasko z pewnością można przyrównać do moich życiowych kroków, zwykle omyłkowo stawianych. Ale przecież, gdybym zdawał sobie z tego wszystkiego sprawę, nie wychodził bym z domu. Zostaje więc wierzyć, iż ta podróż pełna pomyłek musi mieć sens. Być może to moje przeznaczenie, którego fragment kazał mi abym pełen wiary malował zimę, potem czas weryfikując mój cel w odpowiedzi dał mi niezrozumiały, lecz w sumie satysfakcjonujący finał. W takim razie muszę moje zamiary powierzać Bogu, nie mam po prostu innego wyjścia. Na przykładzie obrazu pt. „WIESZ TAK JAKOŚ” widać jak świat materialny przeplata się z duchowym, jak analityczne [na moją miarę] założenie przekuwa się w finał będący niezrozumiałym podszeptem podświadomości. Stając wobec niewyjaśnialnych własnych zamierzeń najłatwiej mi myśleć, że jakaś siła pomaga, czy też za mnie podejmuje różne decyzje. Najłatwiejsze wyjaśnienia kierują myśli w stronę boskich wyroków, lecz nie zawsze trzeba wybierać najłatwiejszą drogę dedukcji. Można też zostawić podobne autoanalizy załatwiając je sloganem, że „jest jak jest” lub podzielić się nimi z psychoanalitycznymi doradcami. Nie mogąc wytłumaczyć takowych dolegliwości wolę jednak sam włączać swoje komplikatory podlewając je przy tym żęsiście chmielowym wywarem. Widocznie nie każdy jest Sasnalem podejmującym trafne decyzje, gdzie świat może być kolorowanką mieszczącą się w polach akuratnego konturu. Cóż sztuka to ludzie, a ludzie żyją tu i teraz i chcą być na czasie,
ponieważ boją się, że im ucieknie. Dlatego Sasnal jest Sasnalem a Maciejowski jego zastępcą. Właśnie, czas w lustrze krzywi twarz. Dla Jamesa Turella na ten przykład czas jest światłem, który wpada do wnętrza wulkanicznego stożka. W otoczeniu wyświetlaczy i monitorów, gdzie na seledynowych podkładach zmieniają się cyfry zgodnie z kalendarzem, każdy na swój sposób próbuje pojąć zagadkę. Na przykładzie omawianego obrazu widać, że moja szarada jest bez szans na rozwiązanie, wstawiam koślawo literki w kratki przy pomocy absurdalnej dedukcji. W tym przypadku hasłem głównym okazał się tekst WIESZ TAK JAKOŚ w domyśle WYSZŁO. Czym dla mnie może być to chwilowe rozwiązanie będące częścią całości, jak nie tylko i wyłącznie: WIESZ TAK JAKOŚ WYSZŁO. A swoją drogą może to krótkie zdanie jest idealnie uniwersalne, mogące mieć wiele zastosowań łącznie z tym finalnym postawionym wobec zarzutów najwyższaj władzy podczas trwania ostatecznych sądów. Gdzie boskie wyroki ważą się niby chmiel w Pilzneńskich browarach.
/ Maciej Linttner /
NIKE dla Joanny Bator TEKST / Hanna Colik Pierwszej niedzieli października jury pod przewodnictwem krytyka literackiego Tadeusza Nyczka uznało powieść Ciemno, prawie noc za najlepszą książkę minionego roku. Tym samym Nike – jedna z najważniejszych i najbardziej prestiżowych polskich nagród literackich – trafiła w ręce Joanny Bator. Laureat tej przyznawanej od 1997 roku nagrody ufundowanej przez „Gazetę Wyborczą” oraz Fundację Agory wyłaniany jest co roku w trójetapowym konkursie. Spośród dwudziestu nominacji następuje wybór siedmiu finalistów, z których jury w dniu wręczenia nagrody wyłania laureata. W tym roku w finałowej siódemce obok Bator znaleźli się: Szczepan Twardoch, Kaja Malanowska, Igor Ostachowicz, Katarzyna Surmiak-Domańska, Justyna Bargielska oraz Maciej Sieńczyk. Bator – pisarka Pierwsza nienaukowa publikacja tegorocznej laureatki Nike ukazała się w 2002 roku – wówczas wydana została powieść Kobieta, której sama pisarka nie traktuje jednak jako debiutu literackiego. Według Bator Kobieta była owocem świadomego eksperymentu, który powstał z jej
dotychczasowych naukowych projektów. Dwa lata później ukazał się Japoński wachlarz – zbiór esejów powstałych pod wpływem pobytu autorki w Japonii. W 2009 roku wyszła Piaskowa Góra – pierwsza część „trylogii wałbrzyskiej”, rok później jej kontynuacja – Chmurdalia – za którą pisarka po raz pierwszy została nominowana do nagrody Nike. W 2012 ukazała się doceniona przez jury powieść Ciemno, prawie noc wieńcząca cykl związany z rodzinnym miastem autorki. Bator – kulturoznawczyni Pisarka jest absolwentką kulturoznawstwa na Uniwersytecie Warszawskim oraz Szkoły Nauk Społecznych przy Polskiej Akademii Nauk w Warszawie, specjalizuje się w antropologii kultury i gender studies. Teoretyczne zaplecze ma niebagatelny wpływ na twórczość Bator, ponieważ konsekwencją wnikliwej i pogłębionej obserwacji zjawisk kulturowych jest nie tylko określona konstrukcja świata przedstawionego w utworach literackich, ale i pewien projekt antropologiczny, jaki się z nich wyłania. Krytycy wskazują, iż w jego centrum sytuują się mobilność oraz potrzeba zrozumienia Innego. Należy w tym miej-
scu podkreślić, iż owej potrzebie nieodłącznie towarzyszy świadomość przynależności do polskiej kultury, mimo traktowania jej często w kategorii Innego. Bez wątpienia taką postawę Joanny Bator można określić za Marią Janion jako rozumiejące i uczestniczące bycie w kulturze. „Matka Boska kura nioska...” W nagrodzonej powieści pisarka niezwykle dokładnie i trafnie odmalowała istotny wycinek kultury, której częścią się czuje, którą obserwuje i chce zrozumieć – zjawisko polskiej religijności typu ludowego. Owa pobożność we współczesnym rozumieniu tego pojęcia oznacza wszystkie społeczne zjawiska religijne wykorzystujące ludowe formy odczytywania i interpretowania rzeczywistości, niezależne od statusu społecznego danej zbiorowości. Nośnikiem wielu cech polskiej pobożności ludowej w powieści Ciemno, prawie noc jest postać Matki Boskiej. Figura Maryi funkcjonuje tutaj w sposób, który doskonale odzwierciedla charakterystyczną dla kultu maryjnego w Polsce dychotomię – Maryja jest boska i ludzka zarazem, jest postacią niezwykle istotną zarówno w planie osobistym, jak i wspólnotowym. Jednocześnie w powieści zdekon-
19
struowany zostaje zakorzeniony w kulturze polskiej obraz Maryi – matki idealnej. Niezmiennie jednak Matka Boska zachowuje swój status najważniejszej świętej i potężnej kobiecej postaci, choć jej doniosła rola przeniesiona zostaje na grunt osobistego doświadczenia bohaterów powieści. Z kolei sposób, w jaki Matka Boska Bolesna – patronka Wałbrzycha – obecna jest w życiu i świadomości przedstawionej w powieści wałbrzyskiej społeczności, uruchamia kod narodowo-patriotyczny, co w świetle konstatacji badaczy zjawiska polskiej religijności ludowej stanowi jeden z jej głównych wyznaczników. Sacrum i zmysły Bator doskonale zdaje sobie sprawę, iż zjawisko polskiej religijności ludowej jest wciąż obecne, co więcej – niezwykle istotne dla pewnego sposobu odczytywania
literacka
i interpretacji świata – stąd w swoich wypowiedziach medialnych mówi o nim jako o swoistym języku. Na kartach powieści Ciemno, prawie noc pisarka ukazała, iż ów język nie tylko opisuje, ale wobec tak nieoczywistych kwestii, które często wymykają się poznaniu intelektualnemu, ucieka się raczej do zmysłowego poznania świętości w ciele i poprzez ciało, dosłownej inkorporacji rzeczy uznawanej za świętą, co zresztą leży u podstaw bodaj najważniejszego rysu religijności typu ludowego – sensualizmu. Najlepszą egzemplifikacją tej cechy w powieści wydaje się scena dosłownej konsumpcji sacrum, gdy tłum wałbrzyszan zaczyna rozszarpywać i zjadać zwłoki wizjonera Jana Kołka. Może więc przeczucie, jak upiorny skutek może przynieść dojście do głosu tych nieuświadomionych struktur, w których drzemie ów określony typ wrażliwości, jaką jest religijność typu ludowego, nakazuje bohaterce Ciemno, prawie
noc – Alicji Tabor (której imię i nazwisko niebezpodstawnie stanowi anagram imienia i nazwiska pisarki) – mówić: „Nie wierzę w Boga. (...) Wierzę, że trzeba zapobiegać okrucieństwu i robić swoje najlepiej, jak się da.” (Ciemno, prawie noc, s. 492.) Bez wątpienia warto dokładniej prześledzić, w jaki sposób Joanna Bator nasyciła świat przedstawiony nagrodzonej powieści swoją osobistą postawą, wynikami własnych obserwacji, pewnymi hipotezami powstałymi na podstawie prowadzonych przez siebie badań oraz elementami związanymi z samą kreacją artystyczną. I czy faktycznie pisarce, obserwatorce i badaczce oraz uczestniczce kultury udało się niełatwe zadanie pogodzenia tych po części znoszących się ról.
http://www.anna.krzton.com/
Anna Krztoń
ANNA KRZTOŃ Absolwentka grafiki warsztatowej na ASP Katowice. Kiedyś robiła metale, ilustracje i książki. Aktualnie spędza dnie rysując komiksy i marząc o Peru, gdzie przeprowadzi się już wkrótce by paść lamy i nosić śmieszna czapkę.
you