Tuba #10

Page 1

Pismo artystyczne nr 10 / 20 20115 ISSN 2299-93337

10

www.asp.katowice.pl

NOWE OTWARCIE Raciborska 50

Północ – Południe PARALLAX Montaż Atrakcji


info info

02 02

Jerzy Duda-Gracz REMINISCENCJE str. 4

Janusz Karbowniczek ROZMOWA 40 lat twórczości str. 5

Drogi Czytelniku!

Mikołaj Szpaczyński, Krzysztof Piętka Wszystkie drogi wychodzą bokiem str. 17

Paweł Mendrek Małgorzata Szandała Ewa Zasada PARADISE str. 8

Oto dziesiąte, jubileuszowe wydanie naszej gazety. Z takiej okazji trzeba by się zabawić, niech zatem każdy bawi się jak chce i jak potrafi. Spotykamy się więc w nowym semestrze, a będzie to jak wszyscy wiemy czas przełomowy. Nowy budynek, nowe cele, wszystko nowe. Nawet kolejny numer Tuby jest nowy, choć w nim nie tylko nowe sprawy. W takim razie życzymy wszystkim ożywczej odnowy.

PIOTR KOSSAKOWSKI Co zdarzyć się mogło w city-centrum, miało miejsce na przedmieściu lub nie zdarzyło sie wcale str. 10

/ Redakcja /

PARALLAX Nowa ASP str. 11

MONTAŻ ATRAKCJI wystawa doktorantów str. 14

Paulina Walczak Stera święta str. 18

NOWE OTWARCIE Raciborska 50 Dni Otwarte str. 3

DNI OTWARTE ASP RACIBORSKA 50 10-11.10.2015

Bartosz B Zaskórski Zmyślenie str. 16

MÓJ KAWAŁEK OGRODU stuka terapia roślina

str. 15 PÓŁNOC / POŁUDNIE relacja z wystawy str. 6, 7

Sybilla Skałuba Ciało posthumanizmu -- życie liminalne str. 13

ANDRZEJ TOBIS A -- Z. Słownik ilustrowany języka niemieckiego i polskiego str. 22

TRANSFORMATION GENERATION Hannover str. 11

Łukasz Zaręba Artysta i sztuka w ujęciu ezoterycznym, część 2 str. 24-27

Szymon Kobylarz SYMULACJE, Pani Ania str. 12

Tuba w sieci / archiwum numerów / ---> issuu.com/tuba_asp

Pismo artystyczne / nr 10 / 2015 Wydziału Artystycznego Akademii Sztuk Pięknych w Katowicach we współpracy z Zakładem Kultury Literackiej Instytutu Nauk o Kulturze UŚ w Katowicach.

Wydawca:

Zespół redakcyjny:

Akademia Sztuk Pięknych w Katowicach ISSN 2299-9337

Maciej Linttner / Redaktor Naczelny /

gazetatuba@gmail.com www.asp.katowice.pl www.inok.us.edu.pl www.facebook.com/#!/MALARSTWO.W.KATOWICACH www.facebook.com/Kolo-Naukowe-Malarstwa www.facebook.com/Grafika-Warsztatowa-ASP-Katowice

Kazimierz Cieślik Aleksandra Dębska-Kossakowska Dominika Kowynia Małgorzata Szandała Joanna Zdzienicka Marcin Białas Paweł Szeibel

Zespół projektowy: Projekt i skład nr 10:

Okładka:

Małgosia Rozenau Katarzyna Wolny _ _

Zofia Oslislo

Współpraca:

fragment identyfikacji wizualnej Festiwalu NOWE OTWARCIE

Koło Naukowe Malarstwa Koło Naukowe Grafiki ASP w Katowicach

_ _ _


03

prosto z

Rektor, prof. dr hab. Antoni Cygan. Władze uczelni. Dziekan Wydziału Artystycznego, dr hab. Lesław Tetla, Prorektor ds. badań naukowych i współpracy z zagranicą, ad. dr Bogna Otto-Węgrzyn, Prorektor ds. kształcenia i studentów, dr hab. Grzegorz Hańderek, Dziekan Wydziału Projektowego, ad. dr Anna Machwic-Adamkiewicz i Rektor, prof. dr hab. Antoni Cygan.

INAUGURACJA roku akademickiego 2015 /2016

TEKST / Anna Cichoń

Tegoroczna inauguracja roku akademickiego w Akademii Sztuk Pięknych w Katowicach odbędzie się w dniu 9 października 2015 r. Będzie ona niezwykła, bo połączona z uroczystością otwarcia nowego budynku Uczelni, położonego przy ul. Raciborskiej 50. Już w jej przeddzień odwiedzi nas Konferencja Rektorów Uczelni Artystycznych, która na 8 października zaplanowała w Katowicach obrady, zakończone okolicznościowym spotkaniem w trakcie wernisaży indywidualnych wystaw pedagogów Wydziału Artystycznego – prof. Adama Romaniuka oraz dr hab. Grzegorza Hańderka, prof. ASP w Galerii ASP Rondo Sztuki. Program inauguracji jest niezwykle bogaty, poza ceremonią rozpoczęcia piętnastego już roku akademickiego w historii samodzielnej katowickiej uczelni plastycznej, który otworzy tradycyjne Quod Felix Faustum Fortunatum Que Sit, obejmuje on koncert multimedialny, wernisaż wystawy prac absolwentów oraz wystawy jubileuszowej Pracowni Działań Multimedialnych. Główne obchody rozpoczęcia roku odbędą się w sali do działań w przestrzeni Sali Otwartej, której wnętrza już niebawem wykorzystywane będą przez nauczycieli i studentów ze wszystkich kierunków studiów do realizacji przedsięwzięć interdyscyplinarnych. W pozostałych przestrzeniach budynku zagości wystawa Nowe Otwarcie, prezentująca osiągnięcia wybranych dyplomantów naszej Uczelni. Wystawa ta ma charakter autorski – kuratorzy autonomicznie wybrali absolwentów, reprezentujących Grafikę Warsztatową, Malarstwo, Projektowanie Graficzne oraz Wzornictwo. W dniach 10-11.10.2015 r., budynek przy ul. Raciborskiej 50 będzie dostępny dla naszych sąsiadów, którym proponujemy zwiedzenie jego przestrzeni oraz zapoznanie się z zaplanowaną ofertą artystyczną Akademii. Warto również wspomnieć, iż wymienione powyżej wydarzenia stanowią element Festiwalu NOWE OTWARCIE, uświetniającego inaugurację działalności Akademii Sztuk Pięknych w Katowicach w nowym budynku oraz (co za tym idzie) jej funkcjonowania w formie zintegrowanego kampusu akademickiego, położonego między ulicami Raciborską i Koszarową.

NOWE OTWARCIE RACIBORSKA 50 Zofia Oslislo, autorka identyfikacji wizualnej Festiwalu NOWE OTWARCIE:

Nowe Otwarcie jest jak odkrycie nowej planety w galaktyce ASP w Katowicach. Budynek przy Raciborskiej 50 będzie służył działaniom, których jeszcze nie potrafimy sobie wyobrazić, studenci będą eksplorować nieznane rejony sztuki i technologii. Forma budynku jest nowoczesna, może przypominać statek kosmiczny, wehikuł, który przeniesie nas wszystkich w przyszłość. Jednocześnie nasi absolwenci są jak satelity, które choć są daleko,cały czas krążą po orbicie swojej macierzystej uczelni.


04

prosto z

osobowość

04

prof. Jerzy Duda-Gracz [ 21.03.1941 - 05.11.2004 ]

Reminiscencje TEKST / Renata Bonczar

O

Jerzym Dudzie-Graczu zostało już tak wiele powiedziane, że trudno coś jeszcze dodać. Tym, którzy mieliokazję go poznać osobiście, nie zawsze odkrywał się od razu. Zaś ci, którzy przebywali z nim okazjonalnie, i wiedzieli o nim coś więcej, myśleli, że wiedzą dużo. Nam było dane poznać go dobrze. Można powiedzieć ,,za Jego przyzwoleniem”. Należeliśmy do wybrańców, z którymi chciał przebywać dłużej. Jego marzeniem od początku lat osiemdziesiątych było zebranie grupy, z którą byłoby można wspólnie pracować, która z sobą czułby się dobrze. Wiedział, że to nie będzie łatwe. Poszukiwania trwały wiele lat. Jedni odchodzili, inni dochodzili. Dziesiątki plenerów i konfiguracji. Chodziło o zbudowanie czegoś wartościowego, trwałego, innego. Najtrudniej było znaleźć to najcenniejsze...I stało się. Była więc praca cały dzień, wieczorne długie, obowiązkowe spacery, rozmowy o życiu i sztuce. Celowo piszę ,,życie” na pierwszym miejscu, bo bez tego, co nas otacza, trapi, fascynuje, denerwuje i nieskończenie by wymieniać, nie byłoby sztuki. Nie byłoby malowania. Było niby podobnie, jak na innych plenerach, jednak inaczej. Jego uwielbienie życia sprawiało szerokie zainteresowania i obserwacje wszystkiego, co go otaczało. Powstały liczne cykle obrazów o różnorodnej tematyce oraz pojedyncze dzieła. Miało się wrażenie, że jego umysł nie odpoczywa. Nawet kiedy były to na pozór lekkie, śliczne pejzażyki, wnikliwy obserwator zauważał w nich ,,nerw”, tęsknoty, marzenia i powracające obsesje. Bolesne tematy potrafił malować z miłością. Nie lubił opowiadać o tym co robi, o tym jak maluje, o warsztacie. Miał jednak ciągłe wątpliwości, czy naprawdę to, co i jak robi jest dobre. Ostatnie lata to było otwarcie się na rozmowy o tak zwanej robocie i sensie tworzenia. A to przecież było najważniejsze. Mogliśmy szczerze rozmawiać. To było swoiste katharsis. Powiedział chyba wszystko, co miał do powiedzenia, również w swoich obrazach, a przynajmniej bardzo dużo. Ogromny pośpiech i napięcia twórcze, i wreszcie zmęczenie, odzwierciedlają jego ostatnie obrazy z cyklu ,,Chopinowi”. Szeroko, szkicowo, alla prima, często już rysowane farbą, oraz wyraźnie zauważalny dukt pędzla wskazuje na Jego niebywałą zręczność, maestrię na każdym etapie pracy. Pozostawił wiele obrazów. Niech cieszą oczy następnych. A my mamy wiele wspomnień, które nosimy w sobie. Malując nadal obok siebie ,,Grupą”, spotykając się gdzieś w ulubionych, wspólnie znalezionych miejscach i samotnie pracując w swoich pracowniach, pozostajemy nadal z myślami, przywołując wspomnienia. Tworzymy w zabieganiu i codzienności życia, tęsknimy za tym, co odchodzi, ale nadal mamy marzenia, fascynacje i wątpliwości, jak kiedyś. I jak Jerzy, im jesteśmy dojrzalsi w tym co robimy, tym większa w nas niepewność. Reminiscencje o tym co było, co wspólnie zbudowaliśmy, coś, co nadal nie jest nazwane, i nie wiem czy będzie kiedykolwiek. Dzisiaj naszą ,,Grupą” prezentujemy się na tej małej wystawie.

Autoportret żółty / olej 70 x 60 cm / 1993 r.

Foto: Renata Bonczar

AUTOPORTRET GRUPOWY TEKST / Antoni Kowalski 5 listopada 2014 r. minęła 10 rocznica śmierci prof. Jerzego Dudy-Gracza, malarza, grafika, scenografa, pedagoga ASP Katowice, Europejskiej Akademii Sztuk w Warszawie i Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach. Z tej okazji w galerii Polskiego Radia Katowice „na żywo” 26 listopada 2014 roku została otwarta wystawa uczniów i przyjaciół profesora, wystawa skromna, ale podkreślająca naszą pamięć i nasze więzi, które miały swój początek już w czasach studiów, a potem plenerów i spotkań artystycznych. Prof. Jerzy Duda-Gracz był w latach 1976-82 pedagogiem w Akademii Sztuk Pięknych w Katowicach – wtedy jeszcze filii krakowskiej ASP. Przez długie lata był osobą, która skupiała uwagę mediów, krytyków sztuki, kolekcjonerów i adwersarzy przeróżnych opcji od sztuki po politykę. Sztuka Jerzego Dudy-Gracza może drażnić i może przygnębiać, była ostrą krytyką rzeczywistości PRL-u oraz szyderczym uśmiechem na ludzkie przywary, którym obdarzał także siebie na niejednym autoportrecie. Ale jednocześnie może wzruszać w portretach, pejzażach, interpretacjach religijnych i muzycznych, jak w cyklu obrazów poświęconym wszystkim utworom F. Chopina. Nie podejmuję się oceny mojego profesora, zrobili to prawie wszyscy ważni w ostatnim czterdziestoleciu. Kiedy odszedł Jerzy (przywilej mówienia po imieniu przypadł mi już w czasie studiów), każdy z nas po swojemu przeżywał tą stratę. W czasie wernisażu w galerii Polskiego Radia Katowice zobaczyłem autoportret Jerzego, a wokół kilkanaście prac osób, których zdaniem kurator Renaty Bonczar mistrz by się nie powstydził, nagle uchyliło się wiele zamkniętych drzwi pamięci i ogarnęła mnie fala sentymentów. Przypomniały się chwile spędzone w Pracowni w ASP i potem po studiach lata milczenia, aby znów spotkać się w Europejskiej Akademii Sztuk w Warszawie w roli belfrów. Obrazy Jerzego wciąż nie schodziły z piedestału, pojawiały się nowe albumy, filmy i audycje radiowe i TV, wystawy oraz inne realizacje. Otrzymał wiele zaszczytnych nagród państwowych i artystycznych. Wysoko notowane dzieła Jerzego Dudy Gracza na aukcjach sztuki współczesnej potwierdzają jego pozycję na rynku sztuki. Na wspólnych spotkaniach odkrywał przed nami swoje doświadczenia, przemyślenia, nigdy z pozycji mistrza zawsze z pozycji przyjaciela, był życzliwym człowiekiem pełnym empatii, z tego czerpała również jego sztuka, choć może się wydawać że kpił i wyśmiewał. Jednak, kiedy wśród tych wyśmianych, biednych, kalekich widzimy niczym u Malczewskiego samego autora, który nie szczędzi sobie razów, wszystko nabiera innego sensu. Jest w tej sztuce głos żalu, pytania do świata, a może Boga o tą ciemną stronę życia i nasze pragnienie, aby stąd uciec. Na wielu obrazach widzimy unoszące się postacie, ale nielewitujące w ekstazie tylko plecami do widza uciekające w kierunku horyzontu. Trudno zapomnieć wspólne chwile z czasów studiów, był nie tylko naszym profesorem, ale też pełnym troski i zaangażowania opiekunem - przyjacielem. Kiedy zachodziła potrzeba nie szczędził czasu i pisał do mnie długie listy

pokrzepienia i troski, gdy przed dyplomem musiałem opuścić z powodu stanu wojennego mój jedyny wtedy dom - akademik na ul. Paderewskiego i „emigrować” do teściów koło Wrocławia. Słowo emigrować jest na miejscu gdyż wtedy, aby przekroczyć granice województwa potrzebna była zgoda ówczesnych organów władzy. Kiedy urodziła się nasza córka Maja, listy tytułował „wielebny ojcze” i udzielał mi odpowiedzi i rad nie tylko o sztuce, tego nie da się opisać. W sprawach sztuki był uczciwym krytykiem, przygotowywał nas do życia w „dżungli sztuki” gdzie przebić się może tylko „fachowiec”. Tanich efektów prac studentów nie pochwalał i tępił wszystkich epigonów swojej twórczości, zamiast być dumnym z naśladowców, jak to czyniło wielu przed Nim i po Nim. Tworzyliśmy zgraną grupę w jego Pracowni i mieliśmy przykład profesora-tytana pracy, który namalował kilka tysięcy obrazów, każdy dzień zaczynał i kończył w pracowni, nie czekał na wenę - sam był weną dla siebie. Zorganizował kilkaset wystaw indywidualnych, pisał felietony, robił scenografie, charytatywnie zdobił ołtarze w kościółkach prowincjonalnych, jak ten w Kamionie. Jego wielka droga krzyżowa przywołuje do refleksji odwiedzających klasztor na Jasnej Górze w Częstochowie. Jak widać na wspomnianej wystawie, każdy z nas poszedł własną drogą i to stanowi o klasie profesora, podkreślał indywidualność i oryginalność. Nie negował tradycji i wielu z nas na wartościach takich jak piękno, rzemiosło, wyobraźnia, poezja, metafora, temat, zbudowało swoją twórczość. Jesteśmy z Nim związani nie tylko pamięcią, ale sztuką, której nam nie szczędził i może najważniejszy aspekt roli pedagoga: mówić można różne rzeczy, ale ostatecznie dopiero widząc dzieło nauczyciela mamy prawdziwy obraz artysty. Grono ludzi tworzących swoją sztukę zebrało się pod hasłem Reminiscencje w Galerii PR Na żywo tak jak wtedy przy trumnie, aby być razem z Nim w tym zbiorowym autoportrecie ludzkiej pamięci i przyjaźni, ale też szacunku do osoby, której pamięć jesteśmy po ludzku winni.

Uczestnicy wystawy: Renata Bonczar, Andrzej Borowski, Jerzy Duda Gracz, Beata Jurkowska-Blaschek, Andrzej Kacperek, Paweł Kotowicz, Antoni Kowalski, Przemysław Lasak, Sabina Lonty, Jozef Panfil, Krzysztof Pasztuła, Alina Sibera, Joanna Sierko-Filipowska, Janusz Szpyt, Leszek Żegalski.

REMINISCENCJE Polskie Radio Katowice, ul.Ligonia 29 galeria Na żywo.


05 05

osobowość prosto z

Janusz Karbowniczek ROZMOWA Malarstwo, rysunek 40 lat twórczości TEKST / Janusz Karbowniczek „Rozmowa" - sięgając do znanego z historii motywu Sacra Conversatione (Świętej rozmowy) - podkreśla aktualność dialogu, jako sposobu wzajemnego poznawania się. Ów dialog kulturowy rozgrywa się na kilku równoległych płaszczyznach: w płaszczyźnie historycznej jest sporem z tradycją, w ujęciu psychologicznym - dialogiem z odbiorcą, a w kategoriach „przekraczania" stanowi rozmowę ze światem, z współczesnością, z absolutem. Temat rozmowy od „zawsze" jest obecny w mojej twórczości, stanowiąc uniwersalną wymianę wartości, będąc sposobem poszukiwania sensu bycia i odkrywania w ujęciu ludzkim i ponadrealnym. Stwarza możliwość odszukiwania miejsca i roli jednostki w świecie globalizacji w czasach niepokory i niepamięci. „Rozmowa" jako spotkanie i możliwość porozumienia przenosi nas w ostatni okres doświadczenia artystycznego, kiedy dzieło stając się faktem, zrywa z przeszłością i wchodzi w relację ze społeczeństwem. W intencjonalnej przestrzeni Galerii obraz przejmuje rolę twórcy, biorąc za niego odpowiedzialność i odgrywając ostatni akt spektaklu już tylko z widzem.

ROZMOWA Malarstwo, rysunek 40 lat twórczości Galeria Bielska BWA, Bielsko-Biała 17. 05. – 10. 05. 2015

Szyper / olej, płótno / 100 x 120 cm / 2014

MARCEL SŁAWIŃSKI I KATARZYNA SOBAŃSKA

twórcami scenografii do oscarowej Idy Film

Ida Pawła Pawlikowskiego otrzymał Oscara, nagrodę przyznawaną przez Amerykańską Akademię Sztuki i Wiedzy Filmowej za Najlepszy Film Nieanglojęzyczny. Twórcami scenografii do Idy są pedagodzy Akademii Sztuk Pięknych w Katowicach: Marcel Sławiński i Katarzyna Sobańska. Gratulujemy!

---> wkrótce na łamach Tuby sylwetki naszych wspaniałych scenografów!


06 06

zobaczone zobaczone

Koordynatorzy wystawy: Przemysław Łopaciński, ASP Gdańsk Michał Minor, ASP Katowice

PÓŁNOC / POŁUDNIE W

niezwykle oryginalnej, poindustrialnej przestrzeni Galerii Szyb Wilson, otwarta została długo oczekiwana wystawa sztuki współczesnej, która swym rozmachem i skalą nie znajduje sobie równych w historii pokazów ostatnich lat na Śląsku. Na olbrzymiej powierzchni ponad 2000 m kw. zagościło 62 artystów z kręgów akademickich, skupionych wokół Wydziału Malarstwa Akademii Sztuk Pięknych w Gdańsku i Wydziału Artystycznego Akademii Sztuk Pięknych w Katowicach. Swoimi twórczymi dokonaniami próbowali oni zmierzyć się nie tylko ze sobą nawzajem, ale i z rzadko spotykaną, niełatwą dla tego rodzaju prezentacji przestrzenią galeryjną. Królowało malarstwo, ale też dzieła, które uwalniając się od klasycznej powierzchni płótna, znalazły spełnienie w formie różnorodnych obiektów, instalacji multimedialnych lub video-artu. Najwyższy poziom artystyczny gwarantowały nazwiska klasyków polskiego malarstwa współczesnego. Tuż obok nich pojawiły się wschodzące gwiazdy najmłodszego pokolenia, których nazwiska pojawiają się w mediach, w kontekście najważniejszych wydarzeń i nagród artystycznych o zasięgu międzynarodowym. Zgromadzenie tak dużej liczby artystów z przeciwległych sobie biegunów Polski może okazać się mieszanką wybuchową, ale też impulsem do refleksji na temat znaczenia odległości, tożsamości i czasu w kontekście tworzenia. Dla odwiedzających wystawę Północ/Południe powstała więc wyjątkowa okazja do przyjrzenia się zarówno podobieństwom, jak i różnicom, wynikającym z ekspresji tworzenia oraz podejmowanych przez artystów tematów. Różnorodność gwarantowana, a również aranżacja z pewnością przysporzyła widzom wielu emocji. Przysporzyła ich zapewne i samym artystom, którzy dzięki takiej próbie zbliżenia środowisk twórczych otrzymali szansę na dowiedzenie się o sobie czegoś więcej. W wystawie wzięli udział: ASP GDAŃSK / Wydział Malarstwa: Jarosław Bauć, Henryk Cześnik, Robert Florczak, Roman Gajewski, Agnieszka Gewartowska, Krzysztof Gliszczyński, Maciej Gorczyński, Aleksandra Jadczuk, Piotr Józefowicz, Andrzej Karmasz, Jacek Kornacki, Anna Królikiewicz, Sławomir Lipnicki, Przemysław Łopaciński, Teresa Miszkin, Marek Model, Mieczysław Olszewski, Jerzy Ostrogórski, Jakub Pieleszek, Krzysztof Polkowski,

Anna Reinert, Arkadiusz Sylwestrowicz, Maria Targońska, Anna Waligórska, Mariusz Waras, Aleksander Widyński, Marek Wrzesiński, Marcin Zawicki, Jacek Zdybel, Agata Zielińska-Głowacka, Józef Czerniawski. ASP KATOWICE / Wydział Artystyczny, Katedra Malarstwa, Rysunku i Rzeźby: Jakub Adamek, Zbigniew Blukacz, Sławomir Brzoska, Kazimierz Cieślik, Antoni Cygan, Jola Jastrząb, Janusz Karbowniczek, Szymon Kobylarz, Piotr Kossakowski, Antoni Kowalski, Dominika Kowynia, Aleksander Kozera, Maciej Linttner, Paweł Mendrek, Michał Minor, Monika Mysiak, Monika Panek, Aga Piotrowska, Małgorzata Rozenau, Jacek Rykała, Krzysztof Rzeźniczek, Hanna Sitarz, Michał Smandek, Paweł Szeibel, Agata Szymanek, Lesław Tetla, Andrzej Tobis, Ireneusz Walczak, Paulina Walczak, Miłosz Wnukowski, Joanna Zdzienicka.

Dr hab. Krzysztof Polkowski Dziekan Wydziału Malarstwa ASP w Gdańsku: Wystawą Północ/Południe artyści dydaktycy Wydziału Malarstwa Akademii Sztuk Pięknych w Gdańsku powracają do cennej tradycji konfrontowania się z kolegami i koleżankami z wydziałów artystycznych innych akademii. Wcześniej miały miejsce wspólne pokazy naszych grafików i malarzy z artystami akademickimi z Wrocławia i Poznania. Istniał wówczas jeszcze dwukierunkowy Wydział Grafiki i Malarstwa ASP w Gdańsku. Obecnie od kilku lat stanowimy wydział, który ma w swojej nazwie tylko malarstwo. Wydawać by się mogło, iż taka sytuacja determinuje działania twórcze i postawy artystyczne wszystkich pracowników. W istocie tak jest, aczkolwiek ta deklaracja w nazwie nie zamyka naszych artystów w gorsecie sztalugi, płótna czy pędzla. Będzie to zapewne widoczne na wspólnych pokazach, gdzie oprócz malarstwa pojawi się fotografia, wideo, instalacja, obiekty. Mam nadzieję, że i tym razem nasze propozycje wejdą w artystyczny i intelektualny dyskurs z pracami artystów, reprezentujących Wydział Artystyczny Akademii Sztuk Pięknych w Katowicach. Taki jest cel wspólnych wystaw. Nie mniej istotnym jest nawiązanie osobistych kontaktów, a nawet przyjaźni.

Dr hab. Lesław Tetla Dziekan Wydziału Artystycznego ASP w Katowicach: W wystawie Północ/Południe bierze udział 31 artystów z Północy i 31 z Południa. Daje to 62 indywidualności prezentowane w jednej przestrzeni i w jednej, towarzyszącej temu wydarzeniu publikacji. Przedsięwzięcie to, choć trudne z racji skali, stwarza szansę na przyjrzenie się dwóm środowiskom twórców, będących jednocześnie nauczycielami akademickimi, pracującymi w Akademiach p0łożonych na geograficznych biegunach Polski. Osobiście uważam, że nie chodzi tutaj o konfrontację (ta, szczególnie w ostatnim czasie, budzi pejoratywne skojarzenia), ale o konstruktywne spotkanie, które ma sprowokować do przemyśleń i dyskusji na temat malarstwa, nauczania malarstwa – sztuki w kontekście malarstwa. Jednocześnie jest szansą na spotkanie bardziej kameralne. Właśnie takiemu spersonalizowaniu, kontaktom pojedynczych osób ma służyć koncepcja wydawnictwa, zdająca się na dość przypadkowe, bo alfabetyczne połączenia i konfiguracje. Przypadkowość tych spotkań może doprowadzić do zaskakujących efektów, a niereżyserowane zestawienia mogą sprawić, że ujrzymy swe prace w kontekście zupełnie nowym i tym samym dowiemy się o sobie również czegoś nowego.

plakat: Michał Minor

ASP GDAŃSK ASP KATOWICE

Galeria Szyb Wilson, Katowice 6 marca –10 kwietnia 2015


07 07

fotoreportaĹź

N

S


Paradise

PAWEŁ MENDREK MAŁGORZATA SZANDAŁA EWA ZASADA

TEKST / Małgorzata Szandała Zacznijmy od słowa Słowo „raj” (raj „raj” – irańskie por. awest. rāy „bogactwo, szczęście”), Ogród w Edenie, w języku starofrancuskim paradis, po łacinie paradisus, po grecku paradeisos. Słowo to pochodzi z perskiego określenia paradis oznaczającego „ogród” lub „ogrodzone miejsce”. Irańskie źródło słowa to Avestan pairidaeza „ogrodzony teren, park” (we współczesnym perskim i arabskim firdaus – „rajski ogród”), składa się z dwóch komponentów: pairi- „dookoła” + diz „robić, formować (ścianę) ”. Pierwszy element jest spokrewniony z greckim peri- „wokół”, drugi: dheigh- ma proto-indo-europejskie korzenie i oznacza „formować, budować”. Chciałabym zatem pójść dalej i zaproponować tezę, że słowa takie jak: raj/paradise, Eden, zamknięty ogród oraz getto, mają ze sobą coś wspólnego. Czyż nie jest tak, że dwie skrajności – dwa przeciwne bieguny znaczeń – w pewien sposób przylegają do siebie? Jeden nie ma sensu bez drugiego. Jeden jest w drugim zakorzeniony. W jednym słowie mogą być zawarte przeciwne znaczenia. Ludzie i rośliny Zaskakujące jest, że raj można napotkać w różnych miejscach: gdzieś w głębokim cieniu na greckiej wyspie, w luksusowym hotelu w Dubaju, w supermarkecie pełnym towarów, alkoholowej ekstazie, w ciepłym łóżku i pełnym żołądku, podróżnej torbie i zdartych sandałach, w bogatej

ofercie biura podróży, za żelazną kurtyną, w religijnej pasji, za wysokim murem, w Nowym Świecie, w polisie ubezpieczeniowej, w oazie na pustyni, w Disneylandzie, w nowym, chronionym osiedlu prosto od developera, w obietnicy zatrudnienia, w głowie emigranta, w samej podróży, we śnie. Albo po prostu będąc gdzie indziej. Gdziekolwiek miałby być, raj nie przynależy do tych miejsc, nie przynależy do miejsca w ogóle. Przyczepia się za to do naszych myśli, które dryfują swobodnie w różnych kierunkach. Ludzie i rośliny maja coś wspólnego. Jedną z tych rzeczy jest pochodzenie: ogród. Kolejną jest potrzeba identyfikacji i przywiązanie do miejsca, czyli inaczej mówiąc – korzenie. Jest jeszcze jedna, wyróżniająca cecha, dość szczególna, bo będąca paradoksalnie przeciwieństwem poprzedniej. A jest to ich przewrotna natura przejawiająca się w zdolności do życia bez korzeni. Pewne gatunki kiedy osiągną dojrzałość, odrywają się od swoich korzeni i popychane wiatrem spędzają resztę życia w ciągłym ruchu. Z odwagą przemierzają wielkie przestrzenie w poszukiwaniu raju na ich własnych zasadach. Dwie strony medalu A więc jesteśmy w ciągłym ruchu, przemieszczamy się. Wybieramy sobie cele, dążąc tym samym do wyimaginowanego szczęścia. Lecz tu znowu, jest odwrotna strona tej samej rzeczy, jej przeciwny biegun. Chodzi o wygnanie,

o przymus opuszczenia miejsca. Życie bez własnej ziemi. Zatem znajdziemy ponownie ten raj w niezliczonych miejscach. W koszmarze wygnania, w przemocy etnicznej, wojnie domowej, w zwolnieniach z pracy, w zwyczajnym poczuciu samotności, w chorobie, „sytuacji ekonomicznej”, w obcym kraju.

Projekt Paradise dla galerii Loft 8 przygotowano w składzie: Paweł Mendrek, Małgorzata Szandała, Ewa Zasada oraz jako gość specjalny Katja Petrowskaya, laureatka Ingeborg-Bachmann-Preis w roku 2013. PARADISE w Galerii Loft 8 zlokalizowanej w kultowym dla wiedeńskiej sceny sztuki współczesnej miejscu jakim jest Anker Brotfabrik stanowi już czwartą z kolei odsłonę projektu Biuro podróży. Projekt zaplanowany jest jako długofalowy, nomadyczny cykl wystaw trójki artystów. Na problematykę projektu składa się kilka wątków oscylujących wokół pojęcia obcości: przynależność do miejsca, emigracji, powikłanej tożsamości przemieszczonych osób i przedmiotów, przeklejanych idei.


ŻÓŁTY WSTĘP WOLNY akcja flash art

Ż

ÓŁTY WSTĘP WOLNY był metamorfozą Ronda Sztuki w otuloną ciepłym światłem wysepką położoną pośrodku wychłodzonych Katowic. Krzepilismy się kolorem żółtym, frajdy dzieciom i rodzicom dostarczały flipsowe warsztaty, a relaksu oraz intelektualnego dopieszczenia wystawa prac video studentów ASP. Przygotowaliśmy codzienne seanse kinowe oraz sporty plażowe. Ale spokojnie0 – bierny chillout na leżaku był bardzo mile widziany!   Organizatorzy: Rondo Sztuki, ASP w Katowicach – Wydział Artystyczny Partnerzy: Kafej, Zła Buka, Przystanek Śniadanie, Katowice Biuro Dźwięku, John Lemon

Pracownia otwarta.

Dave Beech. Martin Newth. The apparatus of the exhibition and the status of the viewer. TEKST / Paweł Mendrek

T

ematem przewodnim warsztatów przeprowadzonych przez wykładowców renomowanej Chelsea College of Art z Londynu było pytanie o status widza w sztuce współczesnej. Grupa studentów i doktorantów została zaproszona do współpracy, a całość zakończyła się zaimprowizowaną wystawą, konfrontującą rolę artysty w stosunku do odbiorcy i przestrzeni wystawienniczej. Sprawcami byli: Dave Beech twórca kolektywu Freee, pisarz, kurator oraz Martin Newth artysta i dyrektor programowy Chelsea College of Art.

Uczestnicy warsztatów podzielili się na cztery grupy (oznaczone symbolicznie znakami <koło>, <serduszko>, <kwadrat>, <bazgroł>), niezwykła okazała się wzajemna współpraca i wymiana doswiadczeń, doceniona została także sama formuła działań. Z relacji uczestników: <koło> „Warsztaty podzielone były na dwa dni. Pierwszego dnia prezentowaliśmy własne prace – każdy uczestnik pokazywał to, co go najbardziej interesuje w twórczości, a prowadzący i reszta uczestników dyskutowali nad poruszanymi zagadnieniami. Podczas prezentacji notowaliśmy wszystko, co okazało się dla nas ważne: odbiorca, tworzenie nowych światów, interakcja, marzenia, zadawanie pytań, posługiwanie się określonym językiem itd. Nasze »notatki« pogrupowaliśmy tematycznie, a uczestnicy zostali podzieleni na kilkuosobowe grupy i musieli odnieść się do wcześniej określonych, odmiennych dla każdej z grup, punktów kluczowych. Nasza grupa miała do spełnienia warunki dotyczące interakcji z odbiorcą – dużego zaangażowania widza w projekt i zachęcenia do współtworzenia go. Ważnym punktem było również krytyczne patrzenie. Ponadto, należało odnieść się do danego miejsca. Zadanie okazało się bardzo trudne – na szczęście co jakiś

czas spotykaliśmy się na sali by omówić aktualny stan projektu, a prowadzący pomagali w rozwianiu wątpliwości”. <bazgroł> „Pierwszym etapem pracy były eksperymenty nad formą i oświetleniem naszej iluzyjnej przestrzeni, którą było pudełko. Zdecydowałyśmy się na dwudziestościan foremny, jednak miałyśmy różne wyobrażenia na temat powstałej bryły i sposobu jej zagospodarowania. Dzięki trafnym wskazówkom prowadzących znalazłyśmy odpowiednie miejsce na nasza instalację – wnęka z szybą oddzielającą salę 204 od korytarza. Do wnętrza konstrukcji można było zajrzeć poprzez otwór zrobiony w zaklejonej szybie. Spoglądając przez nią niczym przez wizjer drzwi widz spodziewał się zobaczyć salę 204, a zamiast tego ukazywała się tajemnicza przestrzeń w pulsującym świetle. Z początku chciałyśmy umieścić w niej wiele przedmiotów, kolorowych, błyszczących bądź kontrastujących ze sobą, które stanowiłyby o specyficznej fantazyjności wnętrza. Po połączeniu ścian bryła okazała się intrygująca sama w sobie, dlatego zredukowałyśmy zagospodarowanie przestrzeni do minimum. Po umieszczeniu naszego obiektu na miejscu oznakowałyśmy otwór i drogę prowadzącą do niego żółtymi pasami”.   W warsztatach i wystawie udział wzięli: <koło> Hanna Sitarz, Grażyna Daniel; <serduszko> Miłosz Szatkowski, Mateusz Ząbek, Mateusz Hajman, Aga Piotrowska <kwadrat> Magda Śliwińska, Monika Krasoń; <bazgroł> Anna Maria Kasprzak, Agata Leżuch, Gabriela Palicka oraz: Agnieszka Piotrowska (koordynacja i redakcja tekstu), Kuba Cikała (koordynacja), Joanna Zdzienicka, (koordynacja). Paweł Mendrek (koncepcja), Lesław Tetla (opieka artystyczna)


PIOTR KOSSAKOWSKI

Co zdarzyć się mogło w city-centrum, miało miejsce na przedmieściu lub nie wydarzyło się wcale. TEKST / Adriana Zimnowoda – kurator wystawy

O

brazy Piotra Kossakowskiego wchodzące w skład wystawy zatytułowanej Dekonstrukcja zdarzeń wywołują we mnie dwa rodzaje reakcji. Z jednej strony jest to stan emocjonalnej euforii, radości nie intelektualnej (istnieje wszakże radość płynąca z możliwości poznawania i nie o taką tutaj chodzi) – i ta jest prymarna, z drugiej, bezradność wobec nieodpartej presji (przy równocześnie wyczuwalnym oporze) do podjęcia szczegółowych analiz zawartych w obrazach treści; zidentyfikowania i nazwania, zrozumienia i odnalezienia kontekstów. Nie potrafię ich połączyć. Nie potrafię ich doświadczyć równocześnie. Jedno wypiera drugie. Jedno osłabia drugie. I mam wrażenie, że żadna z opozycyjnych postaw nie satysfakcjonuje, wywołuje poczucie braku i pozostawia w niedogodnej pozycji „pomiędzy”.Postanawiam jednak poddać się fali emocji, pozwolić sobie na wrażenia także estetyczne, zapomnieć na chwilę o wiele znaczącym tytule wystawy, zwłaszcza o odsyłającym w konkretne rejony filozoficzne terminie „dekonstrukcja”. Nie zaprzątam sobie głowy pytaniem o hipocentrum energii wibrujących, zagęszczonych form pokrywających płaszczyzny obrazów. Ulegam ich pulsacji pozwalając na ferment dokonywany na siatkówce oka adekwatny do efektu wywołanego działaniem lampy stroboskopowej. Obrazy migoczą, liczne ich fragmenty poprzez zabieg skompresowania malarskiej materii zmuszają widza do zogniskowania uwagi właśnie na nich, choć są i takie, których formy układają się w miarowe, spokojne, harmonijne ciągi. Wszędzie wyczuwalny jest zmienny rytm i drżenie. Szumy, prześwity, odsłonięcia i zakrycia wywołują wrażenie chaosu, który nie chce poddać się okiełznaniu. Jeśli nie chcemy podjąć wysiłku wikłania się w niepewne analizy jest to odpowiedni moment, aby opuścić przestrzeń galerii. Prawdopodobnie wtedy pozostanie w odbiorcy przyjemne doznanie beztroskiej afirmacji życia, bądź przemożny impuls do podjęcia aktywności, którą wywołać potrafią – w tej jakże bardzo atawistycznej percepcji – nasycone, żywe, migotliwe, kontrastowo zestawione barwy. „Jak ładnie”, „jak kolorowo”, „jak abstrakcyjnie” – komentowali co niektórzy widzowie, pytając jednocześnie – „o co chodzi z tą dekonstrukcją – i czy artysta wymyślił nowy rodzaj sztuki? ” Gdyby wystawa nosiła tytuł „migotliwość zdarzeń” sprawa byłaby prostsza. Ta automatyczna, instynktowna, niezależna od wpływów kultury reakcja mózgu na kolor mogłaby być wystarczająca i usprawiedliwiona. Poprzeczka na skali trudności uniosłaby się nieco, gdyby wystawa nosiła tytuł „rekonstrukcja zdarzeń”. Wtedy, owszem, wystarczyłoby spod wielu nałożonych na siebie warstw malarskich wydobyć tę pierwotną ukrywającą się w tłach przedstawień, która „wygląda”, „wysuwa się” do przodu z licznie obecnych na powierzchni płótna szczelin, by z przysypanych fragmentów odtworzyć jej pierwotny wygląd. Zabieg to niezwykle żmudny, wymagający wielkiej uważności, cierpliwości, nierzadko wyobraźni, jednak biorąc pod uwagę, iż mielibyśmy do czynienia z rekonstrukcją z założenia wykonalny. Warto więc byłoby spróbować. Jak jednak ustosunkować się do malarstwa, gdy z założenia zastosowana forma nie służy

wyeksponowaniu treści, gdy tę treść ukrywa, kamufluje, komplikuje, momentami wcale jej nie ukazuje? Gdy dostrzega się dosadne rozbicie jedności pomiędzy formą a treścią. Konwencja w jakiej wypowiada się Piotr Kossakowski próbując wyrazić specyfikę kultury miasta ponowoczesnego zgodna jest z estetyką dekonstrukcji. Mnożące się, narastające, nachodzące na siebie struktury potęgują chaos i odczucie nieprzewidywalności, a dynamika jednocześnie występujących zdarzeń dekoncentruje, zdarzeń – dodajmy – które mogły zaistnieć wszędzie, bądź nigdzie. Mogły być faktem i mogło ich nie być, ostatecznie mogły być faktem jedynie medialnym; historią, twarzą, sytuacją sprefabrykowaną, hybrydą złożoną z pamięci przeszłości i wirtualnej projekcji przyszłych zdarzeń, radosną zabawą grafika komputerowego i „faktem fotograficznym”. Obrazy Kossakowskiego są hybrydą powstałą z nałożenia wielu map przedstawiających różne „mentalne powierzchnie”. Często (choć nie w przypadku każdego obrazu) wyraźnie brakuje wyznaczonego centrum a peryferia obrazu mają równie wielką siłę oddziaływania. Brak także związków przyczynowo-skutkowych, nic z niczego nie wynika, do niczego nie dąży i niczego nie wyjaśnia. Tak więc trudno odbiorcy oddzielić sprawy ważkie od mniej ważnych, co tylko potęguje poczucie niemocy wobec braku możliwości ogarnięcia ich całości. Odnoszę wrażenie, iż artysta strukturę malarskiej materii podłączył do krwiobiegu emocji płynących ze strony współczesnego post-polis, by ostatecznie jednak odciąć przedstawienia obrazów od realnego bytu, tak aby zawarte w nich emocje na zawsze pozostały uwikłane we wzajemne zapętlenie i dyskurs, nie dopuszczając, aby poza rozbłyskami energii cokolwiek wydostało się z ich wewnętrznego obiegu na zewnątrz. I w ten oto sposób ta wewnątrz-strukturalna pajęczyna wzajemnych odniesień wiedzie wyizolowane życie, doświadczając autonomicznej egzystencji, budując własne hierarchie, w następstwie czego, z arogancją właściwą towarzystwu wzajemnej adoracji, wyklucza osoby postronne (w tym wypadku widza) proklamując nieobecność: brak realnego życia.

Piotr Kossakowski Dekonstrukcja zdarzeń 16.01–01.03.2015 Sosnowieckie Centrum Sztuki – Zamek Sielecki


TRANSformation GENERARTION TRANSFORMATION GENERARTION to kolejna odsłona wystawy naszych pedagogów (Jakuba Adamka, Zbigniewa Blukacza, Grzegorza Hańderka,Macieja Linttnera, Andrzeja Tobisa i Ireneusza Walczaka), tym razem w Hannover, Kunsthalle Faust Bettfedernfabrik 3.  TEKST / Paweł Mendrek

W

ystawa Parallax uświetniła otwarcie nowego budynku Akademii Sztuk Pięknych. Projekt był jednocześnie początkiem wymiany kulturowej pomiędzy ASP Katowice, a Chelsea College of Arts. Prace, które zostały opracowane specjalnie dla przestrzeni nowego budynku ASP, towarzyszyły przyjęciu w mury Akademii, w październiku 2015 r. pierwszej grupy studentów. Wystawa Parallax odkrywa, że podstawową funkcją szkoły artystycznej jest dyskurs jako wymiana i rozwój poglądów, postaw twórczych, metod i technologii. Prace artystów, którzy odpowiedzieli na zaproszenie do projektu, otwierają nowy rozdział w dyskusji, dając impuls do zgłębiania roli i funkcji szkoły artystycznej, która zostanie zdefiniowana przez studentów i pedagogów pracujących w jej murach od nowego roku akademickiego. Wymiana zainicjowana przez projekt Parallax rozpoczyna międzynarodową współpracę dwóch wiodących uczelni europejskich. Wystawa pojawiła się w kluczowym momencie dla przyszłości obydwu instytucji. Dla Chelsea College of Arts, którego historia sięga 1895 roku, rok 2015 wyznacza okrągłą rocznicę 10-lecia zmiany siedziby na obecną, zlokalizowaną w Millibank w centrum Londynu. ASP natomiast, obok nowopowstałych obiektów NOSPR i Muzeum Śląskiego, wpisuje się w proces rewitalizacji miasta poprzez rozwój infrastruktury w dziedzinie kultury. Rok 2015 jest momentem przełomowym dla obydwu instytucji, momentem, który skłania do refleksji i spojrzenia zarówno wstecz, jak i w przyszłość. Moment zwrotny w historii skłania do skupienia, spojrzenia w głąb, do środka, jednak każda z instytucji z ciekawością otwiera się również na zewnątrz, stara się czerpać z innych tradycji i kręgów artystycznych i kulturowych. Wśród prac brytyjskich artystów zobaczymy prace bezpośrednio odnoszące się do kontekstu akademii sztuki traktowanej jako przestrzeni służącej nauce,

filmy nawiązujące do kwestii rozumienia i przekładu, tłumaczenia, a także prace zaangażowane w debatę polityczną. Jedną z ważniejszych realizacji przygotowywanych w ramach Parallax jest najnowszy projekt kolektywu Freee: Dave Beech, Andy Hewitt, Mel Jordan. Artyści zorganizowali turniej piłki nożnej jako artystyczną interwencję w sferę publiczną. Uczestnicy wydarzenia w ramach prowokacji politycznej zaangażowali się w zbiorowe tworzenie opinii, pisanie haseł i produkcji artefaktów. Projekt przekodował znaczenie piłki nożnej jako platformę tworzenia opinii i braku jednoznaczności. Dodatkowo w projekcie Parallax udział wzieli: Gill Addison, Łukasz Jastrubczak, Jo Bruton, Sebastian Buczek, Ben Fitton, Grzegorz Hańderek, Katrine Hjelde, Rafał Milach, Martin Newth, Marian Oslislo, Agnieszka Piotrowska, Hanna Sitarz, Lesław Tetla, Andrzej Tobis, Joanna Zdzienicka oraz Travel Agency w składzie Paweł Mendrek, Małgorzata Szandała i Ewa Zasada. Koordynatorami projektu byli Martin Newth, Dave Beech Chelsea College of Arts i Lesław Tetla oraz Paweł Mendrek, ASP Katowice Gratulujemy! Chelsea Collage of Arts 8 na świecie! Chelsea Collage of Arts będąca częscią University College of London, według najnowszego światowego rankingu uczelni w kategorii Arts&Humanities jest na ósmym miejscu na świecie. Od tego roku akademickiego pierwsi nasi studenci skorzystali już z możliwości studiowania w UCL w ramach programu Erasmus. Zapraszamy do aplikowania w przyszłym roku! https://www.timeshighereducation.com/ world-university-rankings

Wernisaż odbył się 28.02.2015 o godz.18:00. Wystawa potrwa do 22.03.2015. Kurator: Dorota Kabiesz.


SZYMON KOBYLARZ

SYMULACJE TEKST / Szymon Kobylarz

M

oja najnowsza wystawa oprócz pracy malarskiej site specific składa się głównie z projektów, modeli i wizualizacji prac, które mają powstać w przyszłości. Na tym właściwie można byłoby zakończyć jej opis, ponieważ niechętnie mówię o czymś, czego do końca sam nie jestem pewien. Warto jednak zaznaczyć, że od jakiegoś czasu nurtuje mnie powtarzalność, samo-podobieństwo, oddziaływanie skalą, forma otwarta i skomplikowanie rzeczy najprostszych. Jestem zafascynowany również matematyką, której nigdy wcześniej nie poświęcałem zbyt wiele uwagi, a którą teraz staram się zrozumieć. Zacząłem od próby przeniesienia ciągu Fibonacciego na najprostszy

fraktal wygenerowany cyfrowo. W ten sposób wyrzeźbiłem drzewo. Być może nie za dobrze i niezbyt dokładnie, gdyż wcześniej nie pracowałem w drewnie. Jednak właśnie ten brak umiejętności i niewprawność ręki stała się tym, czym jest wiatr dla gałęzi prawdziwego drzewa

Szymon Kobylarz SYMULACJE wystawa 30.01–23.02.2015 otwarcie: 30.01.2015 godz. 18:00 Galeria Entropia Wrocław

Pani Ania/Mrs Anna, 2015 1. „Pani Ania” jest stereotypową emigrantką, która wyjechała na zachód w celach zarobkowych. Sprząta dokładnie, jest cicha i nie za wysoka. 3. Kolor skóry „Pani Ani” jest odzwierciedleniem liczby imigrantów znajdujących się w Polsce (wg statystyk zezwoleń na pracę w 2014 r). Mały palec prawej dłoni jest ciemniejszy niż reszta ciała - jest to liczba ciemnoskórych imigrantów w naszym kraju. 3. Sypialnia, w której znajduje się „Pani Ania” jest przytulna, jasno-beżowa z brązowymi akcentami i niezbyt nowoczesna. Idealna dla średnio-zamożnej rodziny w krajach Unii Europejskiej. 4. Na ścianach sypialni znajdują się: a) po lewej stronie, obraz abstrakcyjny, 60x80 cm, który jest przeniesieniem wykresu pokazującego pochodzenie imigrantów w Polsce (być może nie jest to już obraz abstrakcyjny), b) po prawej stronie, rysunek abstrakcyjny w białej ramie, 21x30cm, który jest przeniesieniem tego samego wykresu przy użyciu innych środków plastycznych, c) dalej po prawej stronie znajduje się zegar, który mógłby być wykresem, ale nim nie jest, d) na wprost, nad komodą znajduje się grupa zdjęć przedstawiająca idealną rodzinę, zdjęcia zostały zakupione wraz z ramkami i nie są mojego autorstwa, e) po lewej stronie, za drzwiami wejściowymi wisi nieudolny rysunek palmy, który ma symbolizować podróżnicze pasje użytkowników sypialni. 5. W sypialni książki na półkach zostały odwrócone grzbietem do wewnątrz celowo, aby nie sugerować narodowości właścicieli. Równocześnie gazeta rozłożona po prawej, na stoliku jest anglojęzyczna i ma wskazywać na zainteresowanie mieszkańców ekonomią.


SYBILLA SKAŁUBA

CIAŁO POSTHUMANIZMU – ŻYCIE LIMINALNE Sybilla Skałuba wernisaż w dniu 19 stycznia 2015 roku Oddział Muzeum Historii Katowic ul. T. Kościuszki 47, Katowice

CIAŁO POSTHUMANIZMU – życie liminalne TEKST / Sybilla Skałuba

N

ieodzowne w pracy twórczej jest ciągłe poszukiwanie miejsc, przedmiotów, nowych przestrzeni, które dzięki swojej energii oddziałują na nas, stając się inspiracją i motorem napędzającym do działania. Na co dzień pomagam studentom w zdobywaniu umiejętności warsztatowych uwzględniających odmienną specyfikę i możliwości kreacyjne drzeworytu, linorytu oraz gipsorytu. Pomagam również rozwijać świadomość twórczą, pobudzając do obserwacji otaczającego świata oraz niezbędnej autorefleksji w drodze do kształtowania własnej wizji artystycznej: jak w sposób świadomy i twórczy wykorzystywać tradycyjne i współczesne środki artykulacji z obszaru sztuk plastycznych we własnej praktyce artystycznej, by w sposób swobodny i niezależny tworzyć i rozwijać wypowiedź plastyczną, korzystając z doświadczenia, wiedzy, intuicji i wzorców. Wszystko to dotyczy studentów, ale też i mnie samej. Nie mogę stać w miejscu. Za teorią i suchymi wykładami musi podążać realne doświadczenie, które chłonę podczas stykania się z coraz to bardziej odmienną rzeczywistością, szukając nowych przeżyć i inspiracji. Każda podróż to nowe miejsca, ludzie i emocje, które przelewam na język plastyczny – strukturę dzieła dopełniam zakodowanym w głębi komunikatem artystycznym. Tęsknota za ciszą, której tak brak w codziennej rzeczywistości i pięknem przyrody skłania mnie do ucieczki w swój świat obiektów, tkanek, rytmów, stanowiących przestrzeń ochronną przed tym, co nieuniknione, przed potworem cywilizacji. Artysta wewnątrz każdego z nas czerpie natchnienie z wielu miejsc na zewnątrz i wewnątrz siebie, szukając wyciszenia, bądź sposobu na rozprawienie się z własnymi problemami i emocjami (pozytywnymi i negatywnymi). Motywy nami kierujące są różne. Mój azyl

to coś, czemu nie można się przeciwstawić – otacza nas i kreuje naszą rzeczywistość, którą możemy okiełznać, ale nie unicestwić, odrodzi się bowiem na nowo, jest naszym sprzymierzeńcem, a czasem wrogiem, niszczy brutalnie, by potem się odrodzić cząsteczka po cząsteczce. NATURA – moje natchnienie i inspiracja, pulsująca milionem kolorów, układów, rytmów, kształtów. W moich grafikach oraz obiektach malarskich wykorzystuję motywy z niej zaczerpnięte, tj. przecięty symetrycznie kamień, drzewo, stalaktyt. Tnę by móc wejść w głąb, by zbadać kod, wedle jakiego natura kreuje idealne kształty i formy, tajemniczą formułę rządzącą sztuką, przyrodą i nauką. Tnę symetrycznie, by znaleźć siłę drzemiącą na styku rozłożonych układnie elementów i ich relacji, statyki i potencjalnego ruchu, osi i jej zachwiania. Może dlatego tak bliska jest mi minimalistyczna „sztuka ziemi” (Land Art, Earth Art). Ziemia tworzy, by potem unicestwić, akt zniszczenia jest aktem stworzenia czegoś nowego.Całe to doświadczenie doprowadziło mnie do podjęcia kolejnego kroku na drodze artystycznej –przy użyciu matryc drewnianych i metalowych próbuję wniknąć w świat tkanek ludzkich, które stają się główną inspiracją w prezentowanym cyklu Ciało posthumanizmu – życie liminalne.Granica między tym co ludzkie, a tym co nie­ludzkie zostaje podważona. Liminalne życia balansują na granicy naszych witalnych taksonii, testując ich wytrzymałość społeczną, etyczną czy biologiczną. Ingerujemy w sposoby naszego zapłodnienia, rodzenia się, życia, starzenia i umierania, uzależniając się w pełni od biomedycyny. Gdzie jest granica w drodze do osiągnięcia formy całkowicie od nas zależnej hybrydy czy cyborga? Będziemy ciałem ludzkim, czy zbiorem obcych symbiontów?

JUDYTA BERNAŚ

JEDNIA 28 wielkoformatowych grafik z cyklu Droga (2008) i Światło (2012) jest osobistą interpretacją Drogi Krzyżowej i Drogi Światła; wynikiem głębokiej personalnej perspektywy i subiektywnej formy wypowiedzi artystycznej na temat wiary i sztuki. Łączą w jedną istotę przeciwstawne terminy: kobietę i mężczyznę, człowieka i boga, fizyczność i metafizyczność, sacrum i profanum. Obecne we współczesnym obrazowaniu, przeplatają się ze sobą tworząc niejednokrotnie jedność przedstawienia. Wprowadzają nową ikonografię w utarty patriarchalny wizerunek zachodniego kanonu historii sztuki. Przełamują granicę tradycyjnej płaszczyzny grafiki artystycznej oraz kanon przedstawień Jezusa i Jezusa Chrystusa. Łączą tradycję chrześcijańską ze współczesnym poglądem na sztukę religijną oraz współczesną sztukę kobiet.  Galeria Sztuki Wozownia, Toruń Wernisaż 10 lipca 2015 (piątek), godz. 18 Wystawa czynna do 26 lipca 2015 (niedziela)


zobaczone absolwent

14

14

4 lipca – 6 września 2015 Taras widokowy lotniska w Pyrzowicach – galeria Odlotowa Kurator: Łukasz Białkowski

MONTAŻ atrakcji TEKST / Łukasz Białkowski / FOTO / Patrycja Pawęzowska

T

ermin „montaż atrakcji” prawie sto lat temu ukuł Siergiej Eisentein. Radziecki reżyser zakładał, że widzowi nie wystarczy zaserwować sucho zarejestrowanych, poukładanych w historię scen. Montaż miał więc film uatrakcyjnić, wywierając na widzu wrażenie przez swoją nieprzewidywalność. Osiemnastu doktorantów Akademii Sztuk Pięknych w Katowicach pokaże swoje prace w przestrzeni już bardzo „uatrakcyjnionej”. Lotnisko to budynek, który silnie naznacza wizualnie jego podstawowa funkcja – odprawa i przyjmowanie pasażerów oraz związana nią cała gamą usług świadczonych przez kawiarnie, restauracje, kioski czy sklepy z pamiątkami. Każdy z takich punktów chce się wyróżnić i przyciągnąć uwagę przechodniów, stosując szereg wizualnych strategii i atrakcji. Również miejsce, w którym znajdą się prezentowane prace, taras widokowy, oferuje widzom kolejne atrakcje – panoramę na otaczający Pyrzowice, surowy krajobraz i – niewiadomo dlaczego zawsze przyciągające spojrzenie – lądujące i startujące samoloty. W tym całkowicie przeszklonym z jednej strony, bardzo wąskim, ale długim na prawie sto metrów tarasie, znajdą się prace, które z wyżej wymienionymi atrakcjami będą musiały konkurować. Spotkają się ze sobą w ten sposób bezpośrednio dwa typy patrzenia. Pierwsze z nich jest zupełnie naturalne, nastawione na swobodne błądzenie wzrokiem po witrynach sklepowych, towarach wystawionych na sprzedaż, pasie startowym i po tym, co z tarasu widać dalej: łące, lesie, horyzoncie i niebie. Drugie z nich – patrzenie na sztukę – wymaga na ogół skupienia i aktywności oglądającego. Jest ono jakoś wyuczone, chociażby w tym sensie, że do pełnego zrozumienia malarstwa, fotografii czy wideo zazwyczaj potrzeba znajomości historii sztuki, konwencji przedstawieniowych, wiedzy o technikach artystycznych i innej wiedzy. Wystawa będzie więc montażem atrakcji w przestrzeni, o której atrakcyjność już zadbano i w której sztuka napotka silnego przeciwnika: wizualne strategie reklamowe oraz widok na całkiem interesujący pejzaż. Zresztą, tak naprawdę nie będzie to sytuacja szczególna – w takim właśnie otoczeniu sztuka funkcjonuje od zawsze. Z tym, że zazwyczaj bezpośredniość i namacalność tego niewygodnego sąsiedztwa minimalizują – relatywnie kruche – ściany muzeów i galerii. Dają one złudzenie bezpiecznego funkcjonowania jakby poza realnym światem: interesów, zysków, pośpiechu, zniecierpliwienia, przepychanek w tramwaju – gdzieś indziej. Pozwala jej to często żywić przekonanie, że jest czymś więcej niż kolejnym motywem na wizualnej tapecie rze-

czywistości. Z tarasu widokowego na lotnisku w Pyrzowicach potworowi Realnego sztuka będzie mogła przyjrzeć się w całej okazałości. W wystawie uczestniczą: Adam Dudek, Małgorzata Futkowska, Mieczysław Herba, Dariusz Łęczycki, Wojciech Łuka, Daria Malicka, Milena Michałowska, Justyna Miklasiewicz, Monika Mysiak, Monika Panek, Patrycja Pawęzowska, Agnieszka Piotrowska, Anna Rakoczy, Hanna Sitarz, Agata Szymanek, Marija Tomaz, Martyna Wolna, Jakub Zdejszy Projekt publikacji: Marcin Wysocki. Aranżacja przestrzesni: Jerzy Rupik. Koordynacja: Katarzyna Pełka. Projekt plakatu: Sławomir Śląski.


Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

O

d 1 września trwa cykl warsztatów w ramach projektu „mój kawałek ogrodu”. Liderem projektu jest Fundacja Giesche, pomysłodawcą i współrealizatorem natomiast Akademia Sztuk Pięknych we współpracy ze Śląskim Ogrodem Botanicznym. Koordynatorem projektu jest Paweł Szeibel, autorkami realizowanych warsztatów są Jola Jastrząb, Monika Panek i Milena Michałowska. Już pierwsze spotkanie okazało się wyjątkowe, nie tylko ze względu na miejsce w jakim się odbyło. Warsztat inauguracyjny poświęcony analizie własnej osoby w kontekście otaczającej natury przeprowadzony został w świetlicy Górnośląskiego Centrum Zdrowia Dziecka im. Jana Pawła II w Katowicach – Ligocie. Kolejne spotkanie miało miejsce na Oddziale Hematologii i Onkologii Dziecięcej w Chorzowie. Projekt dedykowany jest dzieciom i młodzieży, którzy cierpią na choroby nowotworowe, także tzw. ozdrowieńcom, czyli osobom, które pokonały raka oraz osobom zagrożonym ryzykiem zachorowania wraz z osobami towarzyszącymi. W czasie warsztatów, które będą odbywały się również w Śląskich Ogrodach Botanicznych w Mikołowie i Radzionkowie, uczestnicy tworzyć będą swoje małe ogródki, a także duże rzeźby florystyczne, zwane przez artystów „instalacjami hydroponicznymi”. Uczestnicy będą tworzyli artystyczne kreacje ze storczyków, paproci, mchów, warzyw i ziół. W ramach projektu zaplanowano 27 spotkań w okresie od września do listopada 2015, trwających około 3h.

15

mój kawałek ogrodu

prosto z


BARTOSZ ZASKÓRSKI

Zmyślenie Zmyślenie to pierwsza indywidualna wystawa Bartosza Zaskórskiego, prezentująca głównie rysunki artysty, powstałe od 2010 roku. Medium, którego używa artysta, wydaje się niektórym formą dawną, co raczej świadczy o zaślepieniu modą. Medium to w końcu tylko medium, a ważniejszy jest sposób jego użycia, a ten Bartosz Zaskórski wypracował znakomicie. Co więcej, kompulsywnie wyczarowuje z niego światy, którym kreska bardzo służy: psychodeliczne sytuacje, nieistniejące organiczne formy, jak w „Atlasie anatomicznym nieistniejących organów”, które wymyślił i ułożył w książce, czy senniku „Sen”, złożonym z tekstów, snów i obrazów, urywających się, fragmentarycznych, chaotycznych. Na wystawie pojawi się również najnowszy projekt artysty: wideo na temat nieistniejących wsi – odizolowanych od zewnętrznego świata krain, badanych przez niewidzialnego badacza, niewchodzącego w interakcje z obiektem badań, których rzeczywistość określona jest przez fiksacje mieszkańców. Fragment tekstu Andrzeja Tobisa towarzyszącego wystawie: „(...) Po kilku miesiącach współpracy z Bartoszem wiedziałem już, że jego prace to uszczelniające pianki, ale zacząłem wątpić w istnienie szczeliny, która byłaby wystarczająco pojemną ramą dla ich niewyczerpanego potencjału. Narastała we mnie obawa, że rysunkowo-słowno-dzwiękowa pianka Bartosza może pochłonąć kiedyś wszystko. Zdając sobie sprawę z powagi sytuacji, desperacko starałem się wymyślić jakiś sposób wyjścia, jakąś drogę ewakuacyjną z tej pęczniejącej nieubłaganie sytuacji. Długo myślałem i w końcu pod pozorem kolejnego dydaktycznego ćwiczenia, skłoniłem Bartosza do wykonania obiektu składającego się właściwie wyłącznie z dużej rury. Chodziło mi o to, aby rura stała się drogą ucieczki z rzeczywistości coraz bardziej

zagrożonej wyobraźnią Bartosza. Ucieczki dokąd? Nad tym się nie zastanawiałem. Bez względu na to, co będzie po drugiej stronie rury, wydawało mi się to lepsze niż śmierć przez uduszenie pianą wyobraźni. Dla niepoznaki, aby Bartosz nie nabrał podejrzeń, powiedziałem mu że rurę ma wypełnić minimalistyczna instalacja dźwiękowa. To gwarantowało zachowanie drożności rury, kluczowej dla powodzenia planu ratunkowego. Bartosz połknął haczyk. Początkowo trochę niepokoiły mnie przedłużające się prace nad obiektem z rurą. Bałem się, że jak to często ze studentami bywa, Bartosz zniechęci się i porzuci dalsze prace z jakiegoś błahego powodu. Ale w końcu udało się, i na przegląd semestralny Bartosz przyniósł prawie gotowy obiekt. Tłumaczył się, że praca nie jest jeszcze skończona, ale ja pomyślałem, że to nawet lepiej i pod pozorem omówienia szczegółów technicznych wszedłem do rury. Bartosz podążył za mną, objaśniając jakiej szpachlówki użyje do wyrównania nierówności wewnętrznej powierzchni rury. Niewiele mnie to obchodziło, szedłem coraz szybciej wpatrzony w powiększający się jasny otwór na drugim końcu. W końcu zacząłem biec. Za sobą słszałem głos Bartosza, który kontynuując swój wywód, starał się mnie przekonać o wyższości jakiejś jednej farby nad drugą, i że po przetarciu szpachli papierem ściernym, właśnie tą farbą trzeba będzie pomalowaćpowierzchnię... Człowieku! Jaka szpachla! Jaki papier! Tu idzie o życie! (...) ”

Bartosz Zaskórski Zmyślenie 28 lutego–18 kwietnia 2015 Kurator: Stanisław Ruksza Współpraca kuratorska: Agata Cukierska


Mikołaj Szpaczyński, Krzysztof Piętka: Wszystkie drogi wychodzą bokiem.

Mikołaj Szpaczyński, Krzysztof Piętka Wszystkie drogi wychodzą bokiem 15.05–8.06.2015 Galeria+ Rondo Sztuki, Katowice

TEKST / Andrzej Tobis

K

rzysiek i Mikołaj lubią dystans, lubią obserwować z boku. Lubią też być w ruchu. Boczne drogi są więc dla nich idealnym środowiskiem, najbardziej naturalnym wyborem. Bez względu na to, czy trasa jest precyzyjnie planowana, czy improwizowana i tak ostatecznie okazuje się że każda prowadzi bokiem. Tak to już samo wychodzi. Każda droga wychodzi bokiem. Ta wspólna dla nich prawidłowość sprawia, że Mikołaj i Krzysiek są do siebie w pewien sposób podobni, że podobnie postrzegają rzeczywistość. Niektórzy uważają nawet że malują podobne obrazy. Nawet jeżeli jest to w jakimkolwiek stopniu prawdą, to jest to podobieństwo pozorne. Dla mnie znacznie ciekawsze było zawsze to co ich różni. Od dawna było dla mnie jasne, że widzą świat inaczej, ale nie mogłem sprecyzować na czym ta różnica polega. Żeby to zrozumieć, musiałem cofnąć się wstecz. Każda (nawet boczna) droga ma swój początek. Krzysiek opowiadał kiedyś o swoim dzieciństwie. Dowiedziałem się wtedy, że jego dom rodzinny stoi niedaleko rzeki Wisły, na terenach zalewowych, otoczony wodą z każdej prawie strony. Dom był czasem wiosną podtapiany, zamieniając się w samotną wyspę w dosłownym sensie tego słowa. Do sąsiadów było daleko, bo wiele lat temu wprowadzono zakaz budowania nowych domów na tym obszarze. Krzysiek jako dziecko był przekonany że cały świat, to otoczony wodą teren na którego środku stoi jego rodzinny dom. Natomiast Mikołaj jako dziecko był tak często zabierany przez rodziców na wycieczki w otwarte, dzikie, leśno-skaliste tereny, że stały się one dla niego naturalnym środowiskiem, a ujmując rzecz jeszcze precyzyjniej, można powiedzieć że Mikołaj od wczesnych lat czuł się częścią nieograniczonej, dzikiej, leśno-skalistej natury. Myślę że było to dla niego tak naturalne, że w ogóle nie wyobrażał sobie że może być inaczej. Nie jestem zwolennikiem stosowania metod psychoanalitycznych w analizie dzieła sztuki. Często prowadzi ona do uproszczeń, bywa w podejściu do sztuki niepotrzebną drogą na skróty. Zastanawiając się jednak nad różnicą w postrzeganiu rzeczywistości przez Krzyśka i Mikołaja, świadomość ich wczesnych doświadczeń pozwala uchwycić istotę sprawy. Krzysiek już chyba zawsze w mniejszym lub większym

stopniu będzie patrzył na świat z przenikliwością i fascynacją charakterystyczną dla przybysza z innego świata. Wydaje mi się że ciągle jest w nim ciekawość tego, co jest na zewnątrz, za wodami wyznaczającymi granice rzeczywistości. Dlatego w tych jego obrazach, które najbardziej różnią się od obrazów Mikołaja, pojawiają się elementy psychodeliczne. Krzysiek zaczyna snuć w nich fantazje i wariacje na temat widzianej, doświadczanej rzeczywistości. Być może, kiedy jako młody człowiek zastanawiał się jak wygląda świat po drugiej stronie wody, powstała w jego umyśle szczelina, przestrzeń dla dopisywania nowych znaczeń do tego co jest w zasięgu wzroku. Czasem na obrazach Krzyśka pojawia się rzeka, woda. To jednak nie ma wielkiego znaczenia, wodna granica świata ma obecnie jedynie symboliczny wymiar. Poza nią rozciąga się ekscytujący, nieograniczony obszar, gdzie rzeczywistość i wyobraźnia mogą inspirować się wzajemnie w nieskończonych konfiguracjach. Krzysiek jest turystą, ale nie jest on sformatowanym konsumentem atrakcji turystycznych. Krzysiek jest turystą totalnym, kosmicznym. Patrzy z zewnątrz na wszystko, na całą planetę, wszystkie jej detale. U Mikołaja sprawy mają się zupełnie inaczej. On nie wyszedł z wewnątrz na zewnątrz. On zawsze był i jest częścią opisywanego świata. Ceni sobie jego zwykłość. Czasem nam, odbiorcom trudno jest to uchwycić, bo niewielu z nas ma tak bliski kontakt z naturą jak Mikołaj i dlatego to co dla niego zwyczajne, nam wydaje się najczęściej niezwyczajne. My patrzymy z zewnątrz, Mikołaj patrzy od środka. Zrozumiałem to w pełni dopiero niedawno, chociaż od samego początku, odkąd poznałem i na bieżąco oglądałem obrazy Mikołaja, bardzo czytelna była ich atmosfera, ich głęboki spokój. To był zawsze spokój tubylca, absolutny brak ekscytacji turysty. Tubylczość Mikołaja nie jest przypisana do konkretnego obszaru, chociaż ma on oczywiście swoje geograficzne preferencje. W każdym miejscu oddalonym od cywilizacji Mikołaj jest u siebie, jest częścią każdego z tych miejsc. Ciekawe, że jedna z prac pokazywanych na wystawie to odlew stopy Mikołaja powstały z pyłu i piachu, który wpadł mu do butów podczas wielu pieszych wypraw w różnych dzikich miejscach Polski. Mikołaj jest częścią

natury, natura jest częścią Mikołaja. Także pojawiające się kolejno w filmie Mikołaja strumienie i rzeki są pokazane poprzez ciało autora, są mierzone fizyczną wydolnością ciała autora. Ostatecznie natura okazuje się silniejsza, porywa go swoim nurtem, i unosi w nieznanym kierunku. Ale czy jest to porażka? Może powinniśmy tu widzieć przede wszystkim kolejne potwierdzenie jedności Mikołaja i natury. Boczne drogi Krzyśka i Mikołaja czasem krzyżują się ze sobą. Czasem gdzieś na pustyni, czasem w jakiejś jaskini, czasem w jakiejś galerii.

Zapraszamy na 9. Triennale Grafiki Polskiej wernisaż 2.10.2015, godz. 18.00, wystawa: 3.10–29.11.2015 Muzeum Śląskie w Katowicach, ul. T. Dobrowolskiego 1 Kurator wystawy: Grzegorz Hańderek Triennale Grafiki Polskiej to najważniejsza i najbardziej prestiżowa ogólnopolska impreza graficzna z wieloletnią tradycją. Dziewiąta edycja ogólnopolskiego Triennale jest jednym z głównych wydarzeń towarzyszących Międzynarodowemu Triennale Grafiki w Krakowie. Akademia Sztuk Pięknych w Katowicach po raz pierwszy jest organizatorem przedsięwzięcia poświęconego grafice polskiej. W tegorocznej edycji prace oceniano w dwóch kategoriach: drukowalne – tradycyjna grafika oraz matrycowe idee – dzieła o charakterze intermedialnym lub instalacyjnym. Więcej informacji: www.tgp.asp.katowice.pl


18

Paulina Walczak „Sfera święta” 15.05– 21.06.2015 Galeria Pusta, Katowice

PAULINA WALCZAK

Sfera święta TEKST / Grzegorz Hańderek

P

aulina Walczak społeczny aspekt świętowania wpisuje w dekoracyjny znak sztucznego światła w mieście. Sztuczne światło zawłaszcza i legitymizuje tak zwaną przestrzeń publiczną, podporządkowując sposoby jej projektowania i użytkowania. Organizuje się poprzez anektowanie miejsc, których status w rytualny sposób zostaje skodyfikowany i kojarzony jest odtąd ze spektaklem zabawy, i towarzyszącego jej nowego typu katharsis. Ulotność fajerwerku, sztuczne i zimne ognie, i elektryczne instalacje integrują estetycznie, a w ten sposób nadają charakter przestrzeni skondensowanych zachowań i uniesień, której atmosfera gęstnieje już według nowych reguł, zachowując jedynie dotychczasowy kalendarz celebracji. Światło korzysta z symbolicznego zaplecza na zasadzie inwersji, w której święto utylizuje sacrum. Sfera święta nie ma więc wiele wspólnego ze sferą świętą, ale raczej z powidokiem pulsujących punktów dezintegrujących właściwy obraz.

IZABELA ŁĘSKA

Paulina Walczak Urodzona 1.05.1989 roku w Katowicach. Studia w Akademii Sztuk Pięknych w Katowicach. Dyplom z wyróżnieniem w 2014 roku w pracowni malarstwa prof. Kazimierza Cieślika. Od tego roku pracuje w charakterze asystenta na macierzystej uczelni w pracowni rysunku prof. Antoniego Cygana i w pracowni malarstwa prof. Kazimierza Cieślika. Laureatka Nagrody Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego (2013) oraz Stypendium Ministra Nauki i Szkolnictwa Wyższego (2013). Uczestniczka wielu wystaw i projektów krajowych oraz międzynarodowych (m.in. Sympozjum Młodej Sztuki; Gütersloh; Niemcy; 2014, IV Przegląd Młodej Sztuki „Świeża Krew”; Galeria SOCATO; Wrocław 2014, „ Najlepsze dyplomy artystyczne w Polsce”; Wielka Zbrojownia ASP; Gdańsk; 2014, Granice rysunku; Turbo Galeria; Warszawa; 2013).

Paulina Walczak na Sympozjum Młodej Sztuki w Niemczech W dniach 2 – 9 listopada 2014 roku pod hasłem „ Junge Kunst in Gütersloh”, odbyło się 13. edycja międzynarodowego Sympozjum Młodej Sztuki w tym niemieckim mieście, w którym udział wzięło pięcioro młodych artystów: Friederike Ertmer z Niemiec, Asana Fujikawa z Japonii, Jihee Kim z Korei i Moritz Neuhoff z Niemiec oraz Paulina Walczak, której cykl „ Poczekalnie” z 2011/2012 roku stał się w tym roku punktem wyjścia dla idei sympozjum. Sympozjum miało bardzo intensywny program, na który składały się: tzw. open studio – w ramach którego można było podglądać powstające prace uczestników, oraz jego podsumowanie w formie wystawy prezentowanej w dwóch miejscach w Volksbank Bielefeld- Gütersloh i Galerie Siedenhans & Simon. Prace można było oglądać do 30 listopada ub. roku.

Kilka kroków po wystawie Izy Łęskiej TEKST / Małgorzata Szandała

O chodzeniu Podstawowe czynności mają tę między innymi wartość, że są właśnie podstawowe. Są więc niezbędne, proste, najbliższe natury lub wręcz z niej wynikające. Są to czynności, których wykonanie konieczne jest w pierwszej kolejności, po to by dopiero na nich budować coś innego – postawić tzw. kolejny krok. Podstawowe czynności przynoszą wiele dobrego. Weźmy np. chodzenie. Nie da się zbłądzić nie chodząc. A błądzenie jest przecież w życiu niezbędne. Bez błądzenia nie ma poznania. Chodzenie to również czynność wybitnie sprzyjająca praktykowaniu swobodnego myślenia. Koincydencja ta wynika zapewne z istniejącego w organizmie specjalnego połączenia pomiędzy mózgiem a nogami w kształcie rozdzielającej się na dwie długiej rurki – zupełnie jak rozwidlenie drogi. Dwoista natura owego połączenia pozwala na prowadzenie wszelakich zmagań – dywagacji, sprzeczania się z samą sobą, analizowania różnych za i przeciw. Nie do przecenienia jest, całkiem z pozoru zwyczajne, potykanie się, a także celowe zwalnianie kroku – spowalnianie do granic wytrzymałości. Jedno i drugie powoduje napięcie nerwów oraz wyostrzenie percepcji. Zaryzykujmy też tezę, że bez chodzenia nie ma spotkania – spotkania z przypadkiem. Czymś jednostkowym, niepowtarzalnym, absolutną kwintesencją jednorazowości, naturalną liczbą jeden. Spacery Izy Początki pracy Izy nad chodzeniem miały miejsce w Berlinie podczas miesięcznych rezydencji w Institut für Alles Mögliche w dzielnicy o wdzięcznej nazwie Wedding w środkowo-zachodniej części miasta. Miałam okazję odwiedzić Izę na kilka dni. Wtedy chodzenie było już w trakcie. A był to bardzo dokładnie przygotowany program realizowany z żelazną konsekwencją – codzienne wyjście z domu, przemierzenie ulic, liczenie kroków i przebytych kilometrów przy pomocy specjalnego urządzenia (w tym czynności takie jak błądzenie, potykanie się, zwalnianie itd.), a na koniec powrót – codzienne zataczanie rozchwianego, bezkształtnego koła. Swoje wyjścia Iza nazwała „Spacerami subiektywnymi”. Wejście w nieznane, dla otuchy w towarzystwie

swojego własnego ja, by potem jakoś wyjść z tego miejskiego labiryntu. Niejednokrotnie z kieszeniami pełnymi różnych znalezisk. Berlin jak każde miasto jest strukturą, która oferuje podobny tryb przemieszczania się typowy dla przestrzeni nie będącej przestrzenią otwartą, w której można poruszać się albo intuicyjnie, albo przy pomocy mapy – planu. Zastanawiam się więc, czy przypadkiem nie jest tak, że chodzenie w labiryncie oraz poszukiwanie labiryntu są czynnościami nieodróżnialnymi. Myślę o tym także dlatego, że sam labirynt jako znalezisko – labirynt znaleziony w labiryncie! – pojawia się jako artefakt w projekcie Izy (odsyłam do wystawy i dokumentacji projektu). Tak też spędzając z Izą owych kilka dni przyszły mi do głowy pytania i refleksje (przyszły same, a może to ja po prostu poszłam po rozum do głowy), zapewne współdzielone z Izą. Czyż nie jest tak, że chodząc bierzemy udział w jakiejś wspólnocie już przez sam fakt bycia tzw. przechodniami? W „The Practice of Everyday Life” Michel de Certeau pisze: „Ich historia zaczyna się na poziomie chodnika, od kroków. Są nieskończoną liczbą ale nie tworzą szeregu. Nie mogą być zliczeni, ponieważ każda jednostka ma charakter jakościowy: sposób dotykowego poznania i kinestetycznego zawłaszczenia. Ich rój jest zbiorem niepoliczalnych pojedynczości. Ich splątane ścieżki nadają kształt przestrzeniom. Przeplatają ze sobą miejsca.” A więc tworzymy zbiorową formację, albo formę, efemeryczną rzeźbę zbudowaną z ludzkich ciał w ruchu. Ociosują jej kształt ulice, place, skwery, przejścia podziemne. Powtarzamy te same podstawowe ruchy, które wykonywane są od wielu pokoleń przez ludzi przemierzających te same przestrzenie. Depczemy też w pewnym sensie po historii, której warstwy zrośnięte są z miejscami. Nota bene, Iza bierze udział w zbiorowym przemarszu – projekcie innego artysty, który akurat w tym czasie organizuje taką akcję w Berlinie. Cóż za przypadek! Tworzymy więc ciągłość, nazwijmy to, kultury chodzenia. Co więcej chodzenie ma też swoją historię sztuki. „Spacery subiektywne” podtrzymują tę właśnie ciągłość. Gdy pomyślimy o chodzeniu jako praktyce artystycznej widzimy

wiele dowodów na to, jak trudno bybyło pisać historię sztuki nie wspominając o tej podstawowej czynności. Ograniczę się do wymienienia jedynie kilku przykładów chodzenia – tych, które przychodzą mi od razu do głowy: Francisa Alÿsa – chodzącego z puszką zielonej farby wzdłuż Green Line pomiędzy Izraelem a Palestyną – rok 2004, Marina Abramowic z Ulayem przemierzający Chiński Mur – rok 1988, Richard Long i jego „Art Made by Walking in Landscapes” – lata 70., Bruce Nauman chodzący po swoim studio (lata 1967–68), a także Sophie Calle, Hamish Fulton, Kinga Araya, wielu innych. Czym jest praca Izy – z jednej strony jest badaniem i doświadczaniem przestrzeni. Metodą badania jest rodzaj performensu, gdyż chodzi o doświadczanie czegoś ciałem i pokazywanie czegoś ciałem. Po tym zostaje dokumentacja: opisy i liczby (liczenie kroków, kilometrów). Ale oprócz tego tworzy też instalację, na którą składa się pokaz skarbów znalezionych dzięki przypadkowi – najwspanialszemu z przewodników. Chodzenie było też, jak u Longa, rzeźbą w terenie. Było wpływaniem, choć chwilowym, na kształt miasta oraz kształtowaniem przy pomocy swojego ciała, np. ulicznego korka w godzinach szczytu. Z kolei jako rewers owego kształtowania powstały inne rzeźby – wykonane ze złotego drutu formy, oddające przebyte linie spacerów. Wejście z wyjściem Podejrzewam, że jest w nas pierwotna siła, która pcha nas do przodu, każe iść. Może to być podobnie jak u Thoreau – potrzeba wejścia w labirynt lasu, doświadczanie przyrody. Czy wręcz przeciwnie: w przestrzeń „cywilizowaną” – plątaninę ulic wielkiego miasta. Kusi nas by zobaczyć (i zabić?) Minotaura, tę tajemnicę, ten wyjątkowy przypadek – wybryk (czy cud?) natury. Pamiętamy też, by na koniec bezpiecznie powrócić. Po nitce do kłębka. Projekt Izabeli Łęskiej „Spacery subiektywne” realizowany był we wrześniu 2014 podczas rezydencji w Institut für Alles Mögliche w Berlinie. Obecnie można go oglądać do 22 marca w Galerii Pustej w Katowicach a od 17 kwietnia w Laboratorium Sztuki w toruńskiej Wozowni w ramach projektu „Artysta jako antropolog”.


Wywiad z Maćkiem Kwaśniewskim TEKST / Małgorzata Bednarczuk

Po kilkuminutowej rozmowie wstępnej dwóch malarzy o wyższości jednych marek smartfonów nad drugimi… Pracujesz obecnie w Future Processing, firmie która zajmuje się tworzeniem oprogramowania i nowych technologii. Z perspektywy czasu ile lat świetlnych za Tobą jest etap edukacji na Akademii Sztuk Pięknych? Dyplom z malarstwa broniłem 5 lat temu i po podliczeniu mojej ścieżki edukacyjnej, zajęła mi ona 20 lat. Więc tak, myślę, że etap edukacji mam za sobą. Czy wybierając studia, wiedziałeś że chcesz wiązać swoją przyszłość z filmem? Wybierając malarstwo na Akademii to raczej był świadomy wybór, żeby rozwijać swoje malarstwo. Nie myślałem, że studia na ASP pomogą mi w realizacji zainteresowań związanych z filmem. Ale już na drugim roku, gdy pojawiła się możliwość wybrania pracowni to tak. Zdając sobie sprawę z realiów rynku sztuki i zaistnienia jako artysta-malarz wiedziałem, że nie mam takiej siły przebicia, samozaparcia w tym kierunku, (choć do końca nie wiem, może mam) żeby wiązać przyszłość z malarstwem. I dobrze się stało, bo pracownie które wybrałem – Nowe media, pracownie projektowania publikacji mulimedialnych – pomogły mi nawiązać współpracę już na studiach z firmą, w której obecnie pracuję. Sprawdziło się to bardzo dobrze. Na początku, były to wizualizacje, animacje i filmy. Zawsze byłam zainteresowany obrazem ruchomym. Po ASP myślałem, żeby pójść na łódzką filmówkę, ale finansowo nie dało się tego pogodzić i poukładać, żeby pracować i uczyć się. Potem, zaraz po studiach pracowałem w Katowicach w wydawnictwie. To była ciekawa praca. Pracowałem jako operator przy produkcji reklam dla telewizji, ale po dwóch latach pojawiła się możliwość pracy w dziale grafiki w Future Processing, więc skorzystałem. I tak jakoś jesteśmy w dziale designu. Jest ciekawie, bo mam duże spektrum od typowych layoutów po stronę promocyjną związaną z animacją i ruchomym obrazem, którym zajmuję się ja. Mam nadzieję ze jeśli chodzi o edukację to zamknięty rozdział. Czy malarstwo to też zamknięty rozdział? Jeśli chodzi o malarstwo to wcale nie zamknięty bo wciąż o tym myślę (liczy się?), ale nie tylko na myśleniu się kończy bo nawet kupiłem blejtramy i nowe farby. Ja lubię naciągać płótna na krosna. Odkryłam po studiach, że mój proces malowania zaczyna się od przygotowania, bo wcześniej to raczej była konieczność. Na czymś trzeba było malować. Teraz radość malowania zaczyna mi się już przy przygotowaniu płótna i często się kończy, ale to wynika z wiadomo, z rozbieżności między tym co bym chciała, a co mi wyszło. Ja mam zapas blejtramów pracowni. Tak, wciąż mam pracownię, choć racjonalnie patrząc trzeba by ją chyba zredukować do „po prostu pokoju”. Odczuwasz potrzebę malowania? Tak, mam coś takiego. Wróciłem niedawno z Londynu i jak sobie pooglądałem w British Museum, Tate Modern obrazki jakiegoś Picassa i innych malarzy pomyślałem: Też tak umiem?!:) Hehe, tak. Choć faktycznie czułem się zainspirowany, choć nie malowałem, to porobiłem sobie trochę filmików i zdjęć. I teraz, jak mam się wyżyć to raczej robię sobie filmy, etiudy dla siebie. Staram się jednak specjalizować w obrazie ruchomym.

Czy myślenie metaforą, którego uczyliśmy się na Akademii pomaga Ci w pracy? Na pewno nie umiem powiedzieć tak, albo nie. Fajnie jest mieć inne spojrzenie na różne problemy, z którymi się zmagamy w dziale, ale oczywiście, gdyby wszyscy byli po ASP to podejrzewam, że trudno byłoby o konkrety. Dobrze, że jest na więcej w dziale. Są ludzie, którzy skończyli studia typowo pod projektowanie UI, czy studia techniczne na Politechnice i to jest fajne, bo pomaga łączyć stronę frywolną z techniczną. Akademia na pewno pomaga w szukaniu niebanalnych rozwiązań i pomysłów, gdzie inni legną w banalne skojarzenia. Na pewno mam inne spojrzenie. Z dzisiejszej perspektywy, brakowało ci czegoś na ASP? Wtedy, gdy ja studiowałem (może teraz to się zmieniło) to brakowało mi lepszego wykorzystania programów w pracy, choćby Photoshopa, bo jak ja studiowałem to mi się wydawało, że znałem Photoshopa i dopiero jak poszedłem do pracy, to się dowiedziałem jak bardzo mi się wydawało. Brakuje takich pracowni konkretnie warsztatowych, pomijając aspekt artystyczny. Ale bardzo sobie cenie kierunek, który kończyłem, mimo że pod kątem przygotowania obsługi programów na malarstwie mogłem mieć mniejszy niż ludzie po projektowaniu graficznym (pewnie oni nie marudzą tak), jednak ten sposób myślenia podczas tworzenia rysunków, rzeźby czy malarstwa choćby, przekłada się na pracę w programie graficznym. Bo photoshop czy inny program to tak naprawdę jest tylko narzędzie. Ja to trochę rozumiem. Oczywiście, że narzędzie trzeba znać, ale ucząc w Liceum Plastycznym częstojestem zaskoczony, jak dziwne czasem narzędzia uczniowie wybierają do tworzenia i wychodzi im to całkiem nieźle. Czemu chcesz jeszcze malować? To jest bardzo dobre pytanie. Bo to jest pytanie, które sobie sama zadaje. Bo lubię malarstwo. Jak sobie pooglądam w muzeum obrazy to też takie chce sobie powiesić w pokoju, albo dać komuś. A tak serio, to nie myślę o sprzedawaniu. Wolę faktycznie komuś podarować pracę. Na razie mam z czego żyć, z projektowania i nie chce myśleć o sztuce w kategoriach biznesowych, gdzie maluje się obraz pod konkretnego odbiorcę lub wpasowuje się w modną niszę. Kłóci mi się to z ideą wolnego malowania. I to też jest fajne, że nikt nam w szkole nie mówił jak to namalować, żeby to sprzedać, i nie sprowadzać naszej twórczości do kategorii dekoracji ścian. Choć może trochę brakowało zaplecza, które pomogłoby jakoś marketingowo przygotować absolwenta. Czy od czasu studiów zmieniłeś swój stosunek do malarstwa? Tak, chciałbym sobie pomalować tak jak kiedyś na początku malowania. Tak jak na początku studiów, gdzie ważny był proces tworzenia. Bo potem to był projekt i naście godzin tworzenia projektu. Finalny efekt był po prostu dużym rozwinięciem początkowego projektu, co ostatecznie powodowało, że byłem wielką drukarą,

która wydawała z siebie kolejne projekty. Ostatecznie to spowodowało, że byłem zmęczony malarstwem. Zeszłej jesieni byłem na wsi bez komputera i coś trzeba było robić, to sobie rysowałem i muszę powiedzieć, że przypomniałem sobie jakie to przyjemne być zaskoczonym tym, co wyszło. Szczególnie, że na co dzień w mojej pracy jednak wszystko jest zaplanowane. Gdybyś miał dziś propozycje stworzenia cyklu obrazów na wystawę to podjął byś się tego? Np za 1,5 roku? 1,5 roku to za długi czas dla mnie. W psychologii kiedyś czytałem, że to jest zbyt abstrakcyjny czas, by coś z tego wyszło, bo albo i tak się to sprowadzi do pracy na ostatnią chwilę, albo, w moim przypadku, będę zbyt zmęczony realizując jeden temat przez tak długi czas. W dwa tygodnie jest bardziej realne:) Choć szczerze, to nie wiem czy mam te dwa tygodnie żeby pomalować na wystawę Czy masz potrzebę wystawienia się? Przychodzi mi taka myśl co jakiś czas. Ale potem sobie myślę, że jednak nie jestem z niektórych rzeczy tak bardzo zadowolony, żeby je pokazywać, a potem sobie myślę, że inni się wystawiają, to i ja powinienem się wystawić. Ale tak naprawdę to nie mam jakiejś silnej, wewnętrznej potrzeby. Fajnie by pomalować na zadany temat, ale nie przez półtora roku. Ogólnie konfrontacja w postaci tematycznej wystawy zbiorowej – to mogłoby być ciekawe. Jaki jest Twój imperatyw pracy? Jak byłem na studiach to byłem mocno zaangażowany w malarstwo, dużo czasu spędzałem na uczelni i miałem taką wewnętrzną potrzebę by to robić, po prostu. Kiedyś Dominika Kowynia powiedziała: „Że to jest takie strasznie trudne, żeby zabrać się za malowanie po studiach, gdy nam już nikt nie każe”. Ja kiedyś na to wymyśliłem taki termin „outsorsing silnej woli”, mianowicie, że próbujesz swoja silna wolę zepchnąć na inne podmioty, żeby one wykonały za ciebie ta całą kwestię mobilizacji. Pewnie są jednostki, które mają silna wolę. Ja jak nie mam bata, to nie robię. Dlatego tak sobie ukladam życie, żeby po pracy robić dodatkowe zlecenia, które mnie interesują. Na szczęście już mogę wybierać projekty i zlecenia które chcę robić i które są ciekawe i rozwojowe. No wesel nie kręcę. Choć, na początku bywały i fajne za to były pieniądze. Jesteś zadowolony z tego co robisz, zrobiłeś? Tak, jeszcze na studiach poznałem na jednym z plenerów fajnych ludzi z filmówki i to się rozwinęło w późniejszą współpracę. Kiedyś namalowałem obraz do etiudy filmowej i jeden z profesorów podobno prawie nie umarł ze śmiechu. I to jest fajne. Poza tym miło jest zobaczyć w telewizji swoje reklamy, choć oczywiście widzę, że coś bym pozmieniał. Czy chcesz czymś się pochwalić? Cały czas się rozwijam.


prosto z

20

KAMIL KOCUREK zdobywcą Grand Prix na VII Ogólnopolskiej Wystawie Najlepszych Dyplomów Akademii Sztuk Pięknych w Gdańsku. Dyplom nosił nazwę „Topografia wojny”. Promotor: prof. Jan Szmatloch. W czerwcu Kamil Kocurek zdobył także Grand Prix Triennale Grafiki Polskiej. W tym samym konkursie II nagrodę otrzymała Marta Czarnecka, również tegoroczna absolwentka katowickiej ASP. Wyróżniono także pracę Szymona Prandziocha, asystenta w Pracowni Rysunku I Roku w Katedrze Grafiki.

Olga

Joanna

Małgosia

Nagroda na 5th Guanlan International Print Biennial w Chinach

wystawa ARCHIWUM BWA Miechów, czerwiec 2015

mural Galeria Tybetańska, Rondo Tybetu, Warszawa

PAŁKA-ŚLASKA ZDZIENICKA

Biennale w Guanlan jest jednym z największych przeglądów grafiki artystycznej na świecie. 5th Guanlan International Print Biennal w 2015 r. wyróżnia się dużym zainteresowaniem artystów z całego świata. Całkowita liczba zgłoszeń do konkursu w tym roku wyniosła ponad 4 tysiące prac autorstwa 2168 artystów z 83 krajów i regionów. Członkowie międzynarodowego jury zakwalifikowali do wystawy 270 prac i wybrali 12, którym przyznali nagrodę „Guanlan Print Prize”.

ROZENAU

Galeria Tybetańska została zainicjowana w 2009 roku w związku z nadaniem Honorowego Obywatelstwa Warszawy Dalajlamie. Wtedy też powstały pierwsze prace graffiti, tworzone przez profesjonalnych artystów oraz mieszkańców Warszawy, biorących udział w warsztatach. Od tamtego czasu Galeria Tybetańska ciągle się rozwija, co roku powstają nowe murale, a na zakończenie każdego roku organizowany jest wernisaż, któremu towarzyszą koncerty, pokazy filmów, działania performatywne, a także promocja wydawnictw książkowych. Dziś jest jednym z najciekawszych miejsc spotkania kultur w Warszawie i pierwszą w Polsce otwartą galerią, prezentującą najważniejsze symbole związane z kulturą i tradycją tybetańską. Wśród zaproszonych do współpracy artystów wymienić można Rafała Roskowińskiego – legendę polskiego muralu, twórcę m.in. Gdańskiej Szkoły Murali, Autone, twórczynie z Studia Propagandy Społecznej przy ASP w Gdańsku, malowali tu m.in. Kamer, Dariusz Paczkowski, NeSpoon, Vera King, Agata Bogacka.

Dr Olga Pałka-Ślaska z Katedry Grafiki w Katowicach otrzymała nagrodę za grafikę „B-214”.

wystawa STOPER Galeria Zamostek MBP w Opolu, wrzesień 2015

MATEUSZ KOKOT otrzymał nagrodę Rektora ASP w Krakowie w tegorocznej edycji Grand Prix Młodej Grafiki Polskiej w ramach Triennale w Krakowie! NADIA ŚWIERCZYNA nasza tegoroczna absolwentka została laureatką Konkursu artNoble 2015!

Galerię Tybetańska współtworzą fundacje Klamra, Inna Przestrzeń oraz grupa 3fala, działające na rzecz praw człowieka, walki z nietolerancją i wykluczeniem. Projekt jest współfinansowany przez miasto stołeczne Warszawa. www.tibetangallery.pl

Macin

BIAŁAS wystawa POKÓJ Z WIDOKIEM Galeria Graphen, Paryż, czerwiec – lipiec 2015

MONIKA PANEK i AGATA SZYMANEK nasze doktorantki wzięły udział w wystawie „Ziemia Obiecana. Podróż do granic Utopii”, która otrzymała nagrodę Marszałka Województwa Zachodniopomorskiego dla najlepszego wydarzenia artystycznego Fama Festiwal.

Przypominamy o trwającej akcji poszukiwawczej zaginionego w Indiach Bruno Muschalika, syna naszego kolegi, pedagoga Uczelni. Liczy się każda informacja o miejscu jego pobytu. Gorąco zapraszamy do uczestnictwa w trwającej aukcji, do ofiarowania prac i licytacji. Cały dochód z aukcji przeznaczony jest na pomoc w poszukiwaniach. https://www.facebook.com/events/395334093991428/ https://www.facebook.com/brunomuschalik91 missingbruno2015@gmail.com

poszukiwany BRUNO MUSCHALIK

MICHAŁ MINOR, PIOTR KOSSAKOWSKI wystawa DUO-TON Galeria TOTU, Rzeszów, kwiecień 2015

GALERIA POJEDYNEK

SYNERGIA

Katowice, ul. św. Jacka 1a, pub Eureka

Katowice, pl. Sejmu Śląskiego 2, (wejście od ul. Sienkiewicza 28)

Galeria POJEDYNEK, to niewielka galeria mieszcząca się na piętrze pubu Eureka, której kuratorem i artystycznym opiekunem jest Paweł Graja. Nazwę galerii rozwinąć można na wiele sposobów. Może chodzić o konieczność wyboru przez autora jednej pracy, mającej wyrazić jego twórczość. Może również sugerować interakcję odbiorcy, stającego naprzeciw jednej pracy. Niewykluczone, iż skojarzyć może się ze strzałą, wypuszczoną z łuku, której przeznaczeniem jest dosięgnięcie tylko jednej osoby.

zaprasza do współpracy młodych artystów, twórców obrazów, rysunków, grafik, fotografii, rzeźb, instalacji i wszelakich form plastycznych oferując ciekawe i obszerne miejsce ekspozycyjne, przestrzeń na wystawę lub dowolną formę prezentacji. Nowe miejsce jest otwarte dla wydarzeń artystycznych i niebanalnych pomysłów kreacyjnych. synergiaclub.pl www.facebook.com/synergiamusicclub info@synergiaclub.pl

Ideą POJEDYNKU nie jest jednak przeciwstawianie sobie. W regularnych ostępach czasu galeria proponuje spotkanie się w kameralnej przestrzeni, by skupiwszy się wokoło jednej pracy niczym wokół ogniska, wysłuchać opowieści, a być może stać się jej częścią.

GALERIA ZAPRASZA DO WSPÓŁPRACY. Kontakt z kuratorem: pawel.graja@gmail.com

SYNERGIA Klub muzyczny Restauracja Galeria


21

zobaczone

Antoni Kowalski

nominowany do nagrody w Międzynarodowym konkursie na grafikę Artworld Printmakers Competition Amsterdam w Holandii.

Stanisław Kluska Grafika

Drzewo żywota - zakazany owoc, mezzotinta / 16 x 12 cm / 2013

Ewa Zawadzka

Wystawa indywidualna wybitnego artysty, grafika, profesora i pedagoga Akademii Sztuk Pięknych Katowicach – Stanisława Kluski. W bielskim muzeum zostanie zaprezentowanych kilkadziesiąt prac w technice suchej igły i akwaforty, z lat 1981–2011. Znaczna część tych grafik nigdy dotąd nie była eksponowana i jest nieznana szerszej publiczności. Wystawa towarzysząca 9. Triennale Grafiki Polskiej Katowice 2015.

TEKST / Ewa Zawadzka

Sufficit unum in tenebris

Stanisław Kluska. Grafika Muzeum Historyczne Zamek książąt Sułkowskich w Bielsku-Białej, ul. Wzgórze 16 26 września – 15 listopada 2015

malarstwo | fotografia | obiekty GALERIA DAP Dom Artysty Plastyka Warszawa, lipiec 2015 Nie wiem kiedy to się zaczęło, przy rysowaniu czy pierwszych zapisach pomysłów na grafikę. A może kiedy zaczęłam fotografować moje obszary betonu. Nie, chyba wcześniej – to moje patrzenie na rzeczywistość, na fragmenty otoczenia wokół mnie, w dużych zbliżonych kadrach. Nauczyłam się nieco odmiennego postrzegania świata. W zupełnie nieinteresujących, przypadkowych usypiskach płyt betonowych, odpadów budowlanych, potrafię zobaczyć zjawiska piękne harmonią geometrycznych układów, wyszukanych barw, walorów i faktur powierzchni. Piękne – prostotą kształtów i tajemnicą surowych przestrzeni wypełnionych ciemnością i światłem.

Jacek Rykała

Wiem, iż w największym stopniu to świtało wydobywa piękno z tych martwych, odrzuconych form. Tajemnicze wnętrza, wąskie tunele poprzecinane liniami słońca, budują inne wrażenie, zmieniają realny obraz. Mimo, iż przekazuję to, jako zobiektywizowane relacje tego, co zobaczyłam czy zanotowałam aparatem fotograficznym, powstałe prace są czymś więcej. Są przeczuciem istnienia, które nigdy nie mija. Błąkającymi się obrazami – widmami, duszami z przeszłości, historycznymi okropnościami bez znaczenia, namiętnością, miłością. Wszystkie emocje pozostają w obszarze czasu, krążąc i kryjąc się w bezpiecznych zakamarkach labiryntów.

Pierwszy wielkoformatowy mural w Sosnowcu

Kobieta jest jak Sosnowiec Pałac Schöena – Muzeum w Sosnowcu 24 września – 24 listopad 2015 finisaż w ramach Festiwalu Ars Cameralis, kurator: Marek Zieliński

Przy ulicy Warszawskiej w Sosnowcu pojawiła się stara Warszawa na tle zagłębiowskiego podwórka. Mural Jacka Rykały nawiązuje do częstych elementach jego twórczości, tak charakterystycznych dla tych okolic. Pierwszy pomysł dotyczący powstania muralu pojawił się rok temu, a odsłona gotowej pracy miała miejsce 17 czerwca 2015. Mural o wymiarach 11 x 13 m jest pierwszą wielkoformatową realizacją malarską w otwartej przestrzeni w Sosnowcu. - Zaprosiłem do współpracy doktora Aleksandra Kozerę i Miłosza Wnukowskiego. Ja byłem konsultantem, oni malowali. Wybraliśmy mineralne farby bardzo dobrej jakości - mówi prof. Jacek Rykała. Mural to także forma ozdoby centrum miasta, a powstawanie tej pracy spotykało się z bardzo pozytywnym odbiorem mieszkańców. Prof. Rykała powołuje się na pewną zbieżność architektoniczną Sosnowca i Łodzi, która słynie ze swoich murali. - Łódź jest podobna do Sosnowca. Oba miasta budowali ci sami architekci. W Łodzi w taki sposób pomalowanych jest sto ścian. Do miasta przyjeżdżają nawet wycieczki, które poruszają się szlakiem murali. To tworzy taki obraz miasta, który potem się pamięta.

Muzeum w Sosnowcu – Pałac Schöena otwiera się po kilkumiesięcznej przerwie i z energią rozpoczyna nowy okres swojego działana. Pierwszą odsłoną w odnowionych salach będzie wystawa o prowokująco brzmiącym tytule Kobieta jest jak Sosnowiec, przygotowana przez Marka Zielińskiego. Artyści biorący udział w wydarzeniu: Natalia Bażowska, Judyta Bernaś, Mateusz Hajman, Zuzanna Janin, Michał Kopaniszyn, Dominika Kowynia, Janina Kraupe, Zofia Kulik, Jadwiga Maziarska, Michał Minor, Pola Negri, Wojciech Prażmowski, Matylda Sałajewska, Andrzej Tobis, Andrzej Urbanowicz, Karol Wieczorek, Jakob Zim.


22

literacka

W

czasie, który dzieli nas od poprzedniego wydania Tuby ukazało się kilka książek , związanych z pedagogami naszej uczelni. Te bardzo różne w formie i treści wydawnictwa, niniejszym chcielibyśmy przynajmniej pokrótce opisać i zachęcić tym samym do bardziej wnikliwego kontaktu.

MACIEJ LINTTNER

NOTATKI Z NIEWIEDZY NOTATKI Z NIEWIEDZY to jedna z propozycji założonego przez autora Wydawnictwa Kaleczniak. Jest to kolejna z wielu części powstającego projektu Szafa, będącego walką, mającą na celu znalezienie właściwej, osobnej, autorskiej formy, zawierającej jednocześnie elementy z obszaru malarstwa i literatury. Jak zwykle przy okazji Wydawnictwa Kaleczniak mamy do czynienia z produktem unikatowym o dość skomplikowanej jakości artystycznej i merytorycznej. Działalność wydawnictwa jest jakością nie tyle niszową, ile peryferyjną i co ciekawe, nie jest to założenie statutowe, lecz raczej sprawa losu i z nim związanych okoliczności. Notatki z niewiedzy to kilka opowieści inspirowanych ilustracjami i atmosferą starych ksiąg, nabytych przez autora na pchlim targu. Opowiadania dodatkowo zanurzone są w rozmyślaniach, dzięki którym całość tworzy rodzaj swoistego dziennika.

ANDRZEJ A-Z. Słownik ilustrowany języka niemieckiego i polskiego TOBIS Po siedmiu latach lingwistyczno-wizualnej podróży Andrzeja Tobisa przez Polskę, zbiór A–Z (Gabloty edukacyjne) ukazał się nakładem Fundacji Bęc Zmiana i Instytutu Adama Mickiewicza w postaci polsko-niemieckoangielskiej publikacji (374 strony, Warszawa 2014). Zawiera ona 100 fotografii ilustrujących hasła słownika Bildwörterbuch Deutsch und Polnisch, wydanego w 1954 roku w Niemieckiej Republice Demokratycznej. Tworząc swój projekt, Tobis przyjął następujące założenia: zdjęcia mogą być wykonane wyłącznie na terenie Polski; sfotografowane sytuacje i obiekty nie są aranżowane ani cyfrowo montowane - muszą być odnalezione; każde hasło w wersji niemieckiej i polskiej opatrzone jest numerem indeksu z oryginalnego słownika; zdjęcie oraz umieszczone pod nim na białym pasku hasło stanowią integralną całość. Andrzej Tobis o projekcie A–Z (Gabloty edukacyjne): Chcąc ująć rzecz w sposób możliwie najbardziej ogólny,

MARTA LISOK DZIKUSY Kolejną, zupełnie świeżą pozycją wydawniczą związaną z absolwentami naszej uczelni jest książka Marty Lisok pt. Dzikusy. Nowa sztuka ze Śląska. Jest to przybliżenie postaw twórczych trzynastu młodych śląskich artystów. Autorka we wstępie pt. Perfekcyjna teraźniejszość pisze o książce tak: Dzikusy to kolejny eksperyment, polegający na zmapowaniu obserwowanych aktualnie zjawisk, ale przede wszystkim zapis przyjemnych spotkań w pracowniach, rozmów i wymiany myśli. W spotkaniach, których finałem stała się książka, uczestniczyli : Natalia Bażowska, Bartek Buczek, Alicja Boncel, Michał Gayer, Justyna Gruszczyk, Mateusz Hajman, Bartosz Kokosinski, Adam Laska, Daria Malicka, Dominik Ritszel, Michał Smandek, Paweł Szeibel, Szymon Szewczyk.

mogę powiedzieć, że projekt A–Z powstał z potrzeby nazwania, zdefiniowania doświadczanej przeze mnie rzeczywistości. (…) Ku własnemu zaskoczeniu zauważyłem ostatnio, że spośród wszystkich zrealizowanych dotąd haseł pierwszym, w alfabetycznym porządku jest „Afryka”, a ostatnim – „żyrafa”. Może świadczy to o tym, że cała zawarta w tej klamrze rzeczywistość, której doświadczam, pomimo pozornej bliskości jest dla mnie bardzo afrykańska? Może mój stan umysłu jest stanem umysłu człowieka, który znalazł się w egzotycznych okolicznościach, wobec czego wszystko, co widzi wokół, postrzega jako dziwne? Projekt Andrzeja Tobisa A–Z (Gabloty edukacyjne) miał swoją premierę wystawienniczą w CSW Kronika w Bytomiu w 2007 roku. Później Kronika prezentowała go na wystawach w Instytucie Polskim w Berlinie w 2008 roku oraz w Instytucie Polskim w Düsseldorfie w 2009 roku. Część prac z cyklu A–Z można było zobaczyć w ramach wystawy Plica Polonica w Kronice.


23

literacka

ANDRZEJ ŁABUZ LABORATORIUM KULTURY Laboratorium Kultury to czasopismo redagowane przez pracowników, współpracowników i doktorantów związanych z Zakładem Teorii i Historii Kultury Uniwersytetu Śląskiego. Jego celem jest prezentacja i eksploracja istotnych problemów wyłaniających się w obszarze refleksji antropologicznej, które dotyczą zarówno problematyki empirycznych badań terenowych, jak i kwestii teoretycznych i metodologicznych. Podstawą analiz i punktem wyjścia rozważań pomieszczonych w każdym tomie czasopisma jest dzieło wybranego, wybitnego przedstawiciela antropologii kultury. Tym samym czasopismo wpisuje historie antropologii w obszar współczesnych badań nad kulturą. Trzeci numer czasopisma prezentuje jednego z „ojców założycieli” antropologii kultury, Lewisa Henry’ego Morgana i jego dzieło Liga Irokezów. Opublikowana w 1851 roku, książka Morgana jest chyba pierwszą w pełni naukową monografią ludu tubylczego; nie tylko opiera się na badaniach terenowych, ale też przynosi nowatorskie rozwiązania teoretyczne, np. w kwestii analizy struktury społecznej. Zamieszczone w tomie teksty podejmują różnorakie wątki twórczości amerykańskiego antropologa: problem ewolucji kulturowej, tworzenia pierwszego naukowego systemu pokrewieństwa, jak również istotne wątki związane z recepcją dzieła Morgana w środowisku polskiej etnografii czy wpływ Morgana na etnografię rosyjską; pojawiają się również studia dotyczące bardziej szczegółowych zagadnień, takich jak przyczynek Morgana do badań nad legendą,

ZOBACZYĆ SENS Opublikowany nakładem Wydawnictwa Uniwersytetu Śląskiego tom Zobaczyć sens. Studia o malarstwie, literaturze i życiu gromadzi teksty wygłoszone na zorganizowanej przez Zakład Kultury Literackiej Instytutu Nauk o Kulturze Uniwersytetu Śląskiego oraz Wydział Artystyczny Akademii Sztuk Pięknych w Katowicach konferencji pod tym samym tytułem. O samej konferencji pisaliśmy w Tubie jeszcze w 2013 roku (zob. Tuba 2013, nr 4) wskazując na różnorodność sposobów stawiania pytań o znaczenie, sens – czy to tekstu kultury, czy samej działalności mającej na celu wytworzenie lub zbadanie tegoż tekstu. Tę różnorodność – tak tematów, jak i stanowisk – najlepiej ilustruje podtytuł tomu obiecujący studia o literaturze, malarstwie i… życiu. Czy nie za dużo jak na jedną książkę? – mógłby ktoś zapytać. Nie, jeśli zwróci się uwagę, że tym, co spaja te wystąpienia, jest mocniej lub słabiej artykułowana przez autorów (bądź ich bohaterów) potrzeba sensu. Sensu, którego brak (zagubienie) skutkuje bezradnością i niemocą – tak w nauce (poznaniu), jak sztuce (twórczości) czy wreszcie w codziennym życiu właśnie. W artykule wstępnym Małgorzata Krakowiak, współredaktorka (obok Aleksandry

analiza ornamentyki Irokezów, którą zaproponował czy sposób konstruowania wizerunku Indian w Lidze Irokezów. Wszystko to składa się na zróżnicowany i wieloaspektowy portret badacza i jego dzieła. Ponieważ redakcja dąży do poszerzania formuły czasopisma o autonomiczne wypowiedzi graficzne, oczywistym wydaje się zaproszenie do współpracy przy tworzeniu nowego numeru Andrzeja Łabuza. Jego „indiańskie” grafiki stanowią nie tylko ozdobę wydawnictwa, ale również cenny komentarz do omawianych w nim problemów. Monografia Morgana pozwoliła spojrzeć na „dzikich i dumnych” Indian jako na ludzi posiadających swój własny, odmienny model życia. Podobne spojrzenie można odnaleźć w grafikach Łabuza, które przywołując na myśl pierwsze spotkania z owymi „Innymi”, łamią stereotypizujące i upraszczające etykietki, którymi ich po dziś dzień opatrujemy. Udaje się to osiągnąć Łabuzowi poprzez wyeksponowanie twarzy konkretnego człowieka oraz symbolicznej sfery przedmiotów określających jego tożsamość, takich jak chociażby pióropusze. Z niezwykłym wyczuciem artysta pokazuje na swoich najnowszych grafikach głębię znaczenia przedmiotu kulturowego: indiańskie pledy stają się nie tylko całunem skrywającym tragiczną historię tego ludu, ale też są ważnym świadectwem, śladem ich obecności, który zobowiązani jesteśmy czytać.

TEKST / Marek Pacukiewicz towicach. Obecnie trwa projekt Laboratorium w pracowni: Chata polska AD 2015. Redaktorzy numeru liczą, że realizowane przez studentów prace graficzne pozwolą odpowiedzieć na pytanie, jak bardzo zmieniły się idea i wzór kulturowy domu w kulturze polskiej od czasu, kiedy problemem tym zajmował się bohater kolejnego numeru: Jan Aleksander Karłowicz.

Najnowszy numer Laboratorium Kultury rozpoczyna, miejmy nadzieję, długą i owocną współpracę z ASP w Ka-

Studia o malarstwie, literaturze i życiu Dębskiej-Kossakowskiej) tomu, notuje: Z jednej strony, pytanie o sens, zamiar podjęcia rozmowy o sensie zbywa się pogardliwym parsknięciem („o czym tu mówić?!”). Żyjemy przecież w czasach wielkiego upowszechnienia nauki, dostępu do informacji, szkoda więc tracić czas. Owszem, mamy wiele do wyboru. Tak wiele, że przekroczone bywają możliwości percepcyjne. Wielość doktryn przy deficycie autorytetów wzmaga poczucie chaosu. Nie chce się, a może – nie umie się, podejmować trudu refleksji nad kwestiami fundamentalnymi. Towarzyszy tej niemocy powtarzane pytanie: „i po co to wszystko?” Wszystko, a więc życie, trwanie, praca, twórczość zostają podane w wątpliwość. Innymi słowy: ich sens zostaje podważony, zanegowany. „I po co to wszystko?” – oto bezradność dziecka w czasach (o ironio!) nobilitacji młodości. Oto objaw neurotyczności. Stąd krok tylko do negacji skomplikowanego życia, którego zagubiony człowiek potrafi się tylko bać. Książka ta jest dowodem na to, że i chce się, i się umie podejmować ów „trud refleksji nad sprawami fundamental-

TEKST / Tomasz Gruszczyk nymi”. Chce się też wierzyć, że jest to książka potrzebna.


Artysta i sztuka w ujęciu ezoterycznym (część II) TEKST / Łukasz Zaręba SZTUKA I NATURA OD CZASÓW NAJDAWNIEJSZYCH 18 grudnia 1994 roku we francuskiej gminie Vallon Pont d’Arc w dolinie Rodanu, w miejscu, gdzie jeszcze kilkanaście tysięcy lat temu spoczywał gruby na dwa i pół kilometra lodowiec, trzech francuskich speleologów: Eliette Brunel, Christian Hillaire i kierownik wyprawy Jean-Marie Chauvet, odkryło nową jaskinię. Dotąd nieznana, przysłonięta skalnym blokiem, który oderwał się od skał ponad 20 tysięcy lat temu, dokładnie strzegła w swym ciemnym wnętrzu jedno z największych arcydzieł malarskich. Naukowcy wkroczyli do liczącej 32 tysiące lat naskalnej galerii, najpiękniejszej i najstarszej spośród dotąd znanych w Europie1. Miejsce nazwano od nazwiska jego odkrywcy – jaskinią Chauveta. Ze względu na specyficzny mikroklimat, który przez tysiące lat wytworzył się w jaskini (jej wietrzenie doprowadziłoby do zniszczenia cennego odkrycia), wstęp do niej mają jedynie naukowcy. Spoza grupy specjalistów, jednym z nielicznych, którym dane było przez niespełna godzinę naocznie się przekonać o geniuszu prehistorycznych malunków (a nawet je sfilmować), był Werner Herzog, niemiecki pisarz, poeta i reżyser filmowy, teatralny i operowy. Niedługo potem opowiedział on historię odkrycia w swym filmie dokumentalnym Jaskinia zapomnianych snów2, w którym, oprócz wypowiedzi naukowców i historyków, zaprezentował przede wszystkim malunki, odciski dłoni, ryty naskalne, a także znalezione tam rzeźby, krzemienne narzędzia, kościane flety3 i inne przedmioty. W głębi, tam gdzie powstały malowidła, panowały całkowite ciemności. Dopiero gra włączonego światła i pełznących po ścianach cieni zaprezentowała cały spektakl przedstawionych tu zwierząt, które sprawiały wrażenie, jakby się poruszały. Wśród tych dzieł trudno wykazać jakąś ewolucję artystyczną. Brak tu jakichś prymitywnych początków, jakby nastąpił nagły wybuch geniuszu, jakby obudziła się w ówczesnych artystach

1

Dla porównania: najbardziej znane malowidła (spośród setek innych stanowisk archeologicznych ze sztuką naskalną rozsianych na całym świecie), te we francuskiej Lascaux datuje się na 17–19 tysięcy lat, a w hiszpańskiej Altamirze na ok. 15 tysięcy (najstarsze ich fragmenty sięgają 25 tysięcy lat). Zob. J. K. Kozłowski, Wielka historia świata, t. 1, Świat przed „rewolucją” neolityczną, Kraków – Warszawa 2004, s. 427–437 (jaskinia Chauveta), 473–477, 535–619 (sztuka naskalna w ogóle). Zob. także: D. Fedor (red.), Historia sztuki, t. 1, Prehistoria i pierwsze cywilizacje, tłum. M. Pabisiak, Kraków 2010, s. 6–95. Ostatnie doniesienia prasowe (lipiec 2013) głoszą o odkryciu jeszcze starszych malowideł w jaskini Altxerri w północnej Hiszpanii, które mają pochodzić sprzed 39 tysięcy lat. Zob. [online]: http://popular-archaeology.com/issue/june-2013/ article/cave-paintings-among-the-oldest-in-europe [dostęp 25 lutego 2014]. 2 Także w technologii 3D. Jaskinia zapomnianych snów (Cave of forgotten dreams), reż. W. Herzog, Francja 2010. 3 Wykonane były z kości promieniowej sępa. Po rekonstrukcji podobnego modelu okazało się, że znalezione w jaskini Chauveta flety sprzed prawie 40 tysięcy lat były instrumentami pentatonicznymi, czyli o skali pięciostopniowej zbudowanej w obrębie oktawy (skala popularna między innymi w polskiej muzyce ludowej). Skali tej używa się do dziś w praktycznie wszystkich odmianach muzyki rozrywkowej, od bluesa począwszy (Por. F. Wesołowski, Zasady muzyki, Kraków 1986, s. 139–140).

dusza współczesnego nam człowieka. W wielu przypadkach nie są to też zwykłe przedstawienia zwierząt. Twórcy zdają się opowiadać ich historie, ilustrują swego rodzaju narrację. Widać ocierającą się o większego samca samicę lwa jaskiniowego4. Inna scena przedstawia z kolei samca zalecającego się do samicy: ta nie ma najwyraźniej ochoty na gody – usiadła i uniosła wargi, odsłoniła kły, warczy… Jedne włochate nosorożce walczą ze sobą, widać wściekłość, aż słychać trzask zderzających się rogów. Inny zdaje się biec – artysta przedstawił go (podobnie zresztą jak pobliskiego żubra) z ośmioma kończynami5. Obok prężą się wizerunki panter, hien jaskiniowych, lampartów, można rozpoznać koziorożce, byki, jaskiniowe niedźwiedzie, mamuty, olbrzymie jelenie. Widać także jakiegoś owada lub ptaka w locie… Biegnące w stadach konie mają otwarte pyski – zdają się rżeć… Badania radiowęglowe wykazały, że niektóre grupy zwierząt dzieli nawet 5 tysięcy lat. Człowiekowi kultury Zachodu trudno dziś sobie wyobrazić podobne przedsięwzięcie, rozciągnięte w czasie na tyle tysiącleci. Aby je zrozumieć, należy szukać poza tą jaskinią. By poznać sztukę naskalną, można wyruszyć w dowolną stronę świata. Choć już datowane na dużo młodsze, podobne malowidła i petroglify spotkać można na każdym kontynencie, a archeolodzy wciąż natrafiają na nowe, które niezależnie od dzielących je odległości i pomimo zróżnicowania wynikającego z geograficznej izolacji poszczególnych zbiorowości, począwszy od Europy, poprzez Bliski Wschód, Afrykę, Półwysep Indyjski, Azję po obie Ameryki i Australię, wszędzie są do siebie zaskakująco podobne. Wszędzie tam widzimy przedstawienia zwierząt6, pojawiają się też wizerunki ludzi, narzędzi, niekiedy roślin i inne. Powtarza się nawet sposób i technologia ich wytwarzania. Jakby potrzeba tworzenia, ozdabiania, nie tylko jaskiń, zapisana była w naszym genomie7, łączyła teraźniejszego człowieka z nami „stamtąd”. Doświadczył tego Zbigniew Herbert oglądający malarstwo w Lascaux: Mimo że spojrzałem, jak to się mówi, w przepaść historii, nie miałem wcale uczucia, że wracam z innego świata. Nigdy jeszcze nie utwierdziłem się mocniej w kojącej pewności: jestem obywatelem Ziemi, dziedzicem nie tylko Greków i Rzymian, ale prawie nieskończoności8. 4

Wiele z przedstawionych zwierząt nie istnieje już w naszych czasach, znamy je jedynie z wykopalisk. Dzięki odkryciu malowideł w jaskini Chauveta, można było zobaczyć, jak niektóre z nich wyglądały. Naukowcy, którzy rekonstruowali wygląd lwów jaskiniowych i dysponowali dotąd jedynie ich kośćmi, dowiedzieli się, że te nie posiadały grzyw. 5 Znany futurysta Giacomo Balla, który poświęcał się studiom nad szybkością i zagadnieniem ruchu, przyjdzie na świat dopiero za kilkadziesiąt tysięcy lat… Przywołuję tu jego obraz Dynamizm psa na smyczy (Dinamismo di un cane al guinzaglio) z 1912 roku, który znajduje się w Albright-Knox Art. Gallery w Buffalo, w Stanach Zjednoczonych. 6 Charakterystyczne dla czasów powstania malowideł i szerokości geograficznych, w których je tworzono – w kambodżańskich Górach Kardamonowych odkryto wizerunki ujeżdżanych przez człowieka słoni sprzed 6 tysięcy lat; w Afryce (np. w tanzańskim dystrykcie Kondoa) były to antylopy, żyrafy; odnajdywano także wielbłądy, krokodyle i inne. 7 Na ten temat powstał w 2011 roku we Francji film dokumentalny w reżyserii Patricka Mery, DNA. Klucz do dziejów ludzkości (L’ADN. Nos Ancêtres et nous) 8 Z. Herbert, Barbarzyńca w ogrodzie, Warszawa 2004, s. 19.

Kilka akapitów dalej dodał: Droga była otwarta ku świątyniom greckim i gotyckim witrażom. Szedłem ku nim, czując w dłoni ciepły dotyk malarza z Lascaux9. Dziś już wiemy, że każdy rodzaj sztuki plastycznej wywodzi się od tych pierwszych naskalnych rysunków10. Wraz z biegiem historii, od najczęściej spotykanego motywu, jakim były zwierzęta, po wizerunki ludzi, ich zwyczajów i różne formy egzystencji, człowiek zawsze współistniał z otaczającym go światem, co wyrażał właśnie poprzez sztukę. Z jednej strony sztuka, niczym pomost między przeszłością a teraźniejszością, jest ponadczasowym sposobem porozumiewania się wszystkich ludzi11, a z drugiej – w samym jej pojmowaniu – od epoki paleolitu do dziś bardzo wiele się zmieniło, że to porozumienie (czy zrozumienie) może nastręczać kłopotów współczesnemu odbiorcy. Zmiany dotyczą także wielu aspektów twórczości plastycznej – zasad formalnych, konkretnych idei artystycznych czy metafizyki. Francuski antropolog i historyk filozofii Lucien Lévy-Bruhl (1857–1939) pisał: Innymi słowy, sama rzeczywistość, w której poruszają się ludzie pierwotni, jest mistyczna, żadna istota, żaden przedmiot, żadne zjawisko naturalne nie jest w ich wyobrażeniach zbiorowych tym, czym jest dla nas. Prawie wszystko to, co my widzimy, im się wymyka lub jest obojętne. Za to dostrzegają oni wiele rzeczy, których istnienia my nie podejrzewamy. […] Jeśli ludzie pierwotni postrzegają obraz inaczej niż my, to dzieje się tak dlatego, że postrzegają też inaczej jego model. My ujmujemy w nim jego cechy obiektywne, realne, i tylko te cechy, np. kształt, wielkość, wymiary ciała, kolor oczu, wyraz twarzy itp.,; odnajdujemy je jako odtworzone w obrazie, i tylko je odnajdujemy. Ale dla człowieka pierwotnego, którego percepcja jest inaczej ukierunkowana, owe cechy obiektywne – jeśli je ujmuje tak samo jak my – nie są jedyne ani najważniejsze: najczęściej są one dla niego tylko znakami, nosicielami tajemnych sił, mocy mistycznych i takich, które każda istota, zwłaszcza istota żywa, może ujawnić12. I choć niezmienną pozostaje chęć działania poprzez sztukę (im bliżej naszym czasom, tym bardziej zmienia się także charakter tych działań: czy to poprzez idealizowanie otaczającego świata, jak i przez szokowanie, skandalizowanie, wywoływanie skrajnych odczuć), to istnieje zasadnicza różnica między prehistorycznym twórcą a współczesnym interpretatorem wychowanym w kulturze Zachodu i polega ona właśnie 9 Tamże, s. 20. 10 Choć jest oczywistym fakt, że to, co dziś jest określane mianem dzieła sztuki, nie zawsze tak było postrzegane. Także rozumienie pojęcia sztuki zmieniało się na przestrzeni dziejów. Więcej o tym: W. Tatarkiewicz, Dzieje sześciu pojęć, Warszawa 1976. Zob. także: V. Stoichita, Ustanowienie obrazu. Metamalarstwo u progu ery nowoczesnej, tłum. K. Thiel-Jańczuk, Gdańsk 2011. 11 Dzieło sztuki z natury nie jest czymś zastanym i skończonym (nawet wówczas, gdy ani jednej nuty za mało, ani jednej nuty doń dodać). Toteż pojęcia takie jak informacja, przekaz, komunikacja czy komunikat rozmijają się z istotą sztuki. J. Krupiński, Interpretacja dzieł sztuki. Antologia – od „Melancholii” Dürera do ready-made Duchampa, Kraków 2011 [do użytku wewnętrznego Międzywydziałowej Katedry Teorii i Historii Sztuki Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie], s. 9. 12 L. Lévy-Bruhl, Partycypacja mistyczna, tłum. B, Szwarcman-Czarnota, [w:] A. Mencwel (red.), Antropologia kultury. Zagadnienia i wybór tekstów, Warszawa 2005, s. 393, 396.

na odmiennym sposobie postrzegania sztuki. Świetnym przykładem ilustrującym tę różnicę jest anegdota związana z naskalną sztuką aborygeńską. I choć wiele się zmieniło od początku XX wieku, kiedy to „odkrył” ją i docenił człowiek Zachodu13, wciąż można przekonać się o owej różnicy. Rdzenni mieszkańcy Australii jeszcze do niedawna żyli jak w epoce kamiennej i malowidła naskalne tworzyli do lat siedemdziesiątych XX wieku14. Wtedy to właśnie pewien etnograf wędrował ze swym aborygeńskim przewodnikiem po północnej Australii. Pewnego razu dotarli do kryjówki w skałach i znaleźli tam piękne malowidła, które niszczały od tysięcy lat. Aborygen, gdy to zauważył, posmutniał. Jako że w tym regionie istniała tradycja częstego poprawiania malowideł, usiadł więc w skupieniu i zaczął ich dotykać. Osłupiały etnograf zadał mu pytanie, które zapewne postawiłby w takiej sytuacji każdy człowiek Zachodu: „Co ty robisz? Dlaczego to malujesz?”. Odpowiedź przewodnika była niepokojąca. Stwierdził bowiem, że to nie on maluje. On użyczał tylko swoich rąk, a malować miały duchy. Dla tych ludzi człowiek stanowi rękę ducha i nie istnieje bez ducha15. Większość mitów aborygeńskich nadal żyje i wciąż się rozwija. Wiele malowideł przedstawia na przykład duchy Wandijna, które czczone były jako przodkowie stwórcy. Każdy z nich miał uformować jeden element krajobrazu, następnie sporządzić na skale swój własny wizerunek, po czym zniknąć pod ziemią. Ponieważ wszystkie malowidła naskalne uważane są za materialne reprezentacje duchów Wandijna, są one święte także dla Aborygenów żyjących współcześnie. Z ich punktu widzenia sztuka pełni niezwykle istotne funkcje religijno-rytualne, a malarstwo naskalne stanowi medium, za którego pośrednictwem praojcowie mogą przekazywać współczesnemu światu swoją życiodajną moc i energię16. Przyroda otaczająca daną grupę, plemię czy rodzinę plemion – pisze Lévy-Bruhl – pojawia się w ten sposób w ich wyobrażeniach zbiorowych nie jako przedmiot czy jako układ przedmiotów i zjawisk zawiadywanych stałymi prawami, według reguł logicznego sposobu myślenia, ale jako ruchomy zbiór działań i reakcji mistycznych, których przedmioty, 13 Zob. J. F. Weiner, Mity i sztuka Australii, [w:] W. G. Doty (red.), Wielki atlas mitów i legend świata, tłum. J. Korpanty, Warszawa 2004, s. 216, 217; D. Fedor (red.), Historia sztuki, t. 14, Sztuka Dalekiego Wschodu, Afryki i Oceanii, Kraków 2010, s. 245–247. 14 Oczywiście tradycje tworzenia sztuki istnieją tam nadal, a dzieła znanych artystów aborygeńskich osiągają dziś wysokie ceny we wszystkich największych domach aukcyjnych świata. I – co dziś już wydaje się być zrozumiałe – nie wszystkie współczesne dzieła sztuki aborygeńskiej powstają w zgodzie z dawnymi, wyznaczonymi przez przodków, kanonami. 15 Historia przytoczona we wspomnianym filmie Wernera Herzoga. 16 J. F. Weiner, dz. cyt., s. 246. Podobnie jak dla Aborygena kontakt ze sztuką naskalną, tak dla Japończyka kontakt z naturą ma wymiar boski nie tyle w znaczeniu, że została stworzona przez Boga, lecz dlatego, że jest równoznaczna z bogami shintoistycznymi, jest sama w sobie wyrazem boskości. Dawne wierzenia, że natura jest siedzibą bogów są obecne w japońskiej kulturze do dziś. W mistyce shintō ważną rolę pełnią też drzewa, jako metafora łączności pomiędzy przyrodą a ludźmi, przeszłością a teraźniejszością (J. Zaremba-Penk, M. Lisiecki (red.), Studio Ghibli. Miejsce filmu animowanego w japońskiej kulturze, Toruń 2012, s. 63.).


osoby, zjawiska są jedynie nosicielami i przejawami, zbiór, który uzależniony jest od grupy tak, jak grupa uzależniona jest od niego17. W zestawieniu ze sztuką naskalną rdzennych mieszkańców Australii, europejskie malowidła prehistoryczne jeszcze bardziej zdają się człowiekowi współczesnemu stanowić pozostałość innej rzeczywistości, jakiegoś odmiennego wszechświata, czasów, w których nikt nawet nie śnił o krzewie gorejącym, Mojżeszu, Buddzie, Jezusie, Mahomecie, o jakimkolwiek systemie politycznym, religijnym czy świętej religijnej księdze – jedyną panującą religią była bowiem otaczająca przyroda, Natura. Są niczym wspomnienia owych prawie już zapomnianych snów z tytułu filmu Herzoga. Stanowią dla nas jedyny nam znany, przepełniony niezwykle głęboką duchowością początek nas samych18, a właśnie tam zawsze spoczywa nieprzetworzona Prawda, którą pielęgnują dziś już tylko nieliczni: Dopomagaj przyrodzie i z nią współpracuj, a ona cię uzna za jednego ze swych twórców i podda się tobie ochotnie. I szeroko przed tobą roztworzy wrota, co w jej tajemne wiodą przybytki, i do dna odsłoni przed twymi oczami skarby w głębi jej czystego, dziewiczego łona ukryte. Nie zbrukana cielesnej ręki dotknięciem, tylko oczom Ducha odkrywa swe skarby, oczom, co nie zamykają się nigdy, przed którymi nic nie może się ukryć w żadnym z jej królestw. Wówczas wskaże ona środki i sposoby, i Drogę przez pierwszą, drugą i przez trzecią bramę, aż po siódmą19. A wtedy i cel ukaże, poza którym – w świetlistych Ducha promieniach – chwała się jarzy niewymowna; tej nie dojrzy nikt, tylko ją wzrok Duszy ogląda. Cała nasza moc w świecie jest rezultatem harmonii między człowiekiem a naturą. Człowiek zdobywa siłę współdziałając z prawami natury, a nie walcząc przeciw nim. Uczucia przyjacielskiej sympatii wobec zwierząt, roślin i nawet minerałów są istotne dla postępu człowieka.[…] Natura złożona jest zarówno z życia, jak i z materii. Człowiek, który staje przed życiem z uczuciem życzliwości wobec wszystkiego co żyje, nie tylko więcej zobaczy i nauczy się niż inni, lecz również łatwiej przepłynie morze życia. Współodczuwanie z życiem jest odwzajemnione20.

METAFIZYCZNI STAROŻYTNI Pogląd, że świat fizyczny reaguje na nasze wewnętrzne pragnienia i obawy, jest dziś raczej trudny do zaakceptowania, a przy tym dość niepokojący. Jednak w myśl filozofii teozoficznej, wszechświat ma charakter antropocentryczny – każda jego drobina wytęża się, dążąc do zaspokojenia ludzkich pragnień21. To właśnie ten wszechświat pielęgnował nas przez tysiąclecia, był naszą kolebką, wspomagał ewolucję wyjątkowego zjawiska, którym jest ludzka świadomość, a także prowadził osobno każdego z nas, jako 17 L. Lévy-Bruhl, dz. cyt., s. 406. 18 Zastanawia, co z ich perspektywy było postrzegane jako początek ludzkości. Istnieją teorie sugerujące, że ludzkość, w niezmienionej formie, istnieje nie od 70 tysięcy lat, kiedy to dopiero miała opuścić swą kolebkę Afrykę, ale od setek tysięcy lat. Sugeruje się istnienie w przeszłości zaawansowanych technologicznie cywilizacji, które upadały, po nich powstawały nowe i kolejne. Niektóre odkrycia archeologiczne – jak uprawiana z powodzeniem dopiero od lat dziewięćdziesiątych XX wieku archeologia podmorska – zdają się podważać dotychczasową wiedzę o początku ludzkości i jej datowaniu. Zob.: J. I. Nienhuis, Tajemnice epoki lodowcowej, tłum. K. Kuraszkiewicz, Warszawa 2009; M. A. Cremo, R. L. Thompson, Zakazana archeologia. Ukryta historia człowieka, tłum. M. Rudziński, Wrocław 2004. 19 Zob. O siedmiu kręgach Dewakanu w dalszej części niniejszej pracy. 20 A. Besant, C. W. Leadbeater, Wykłady o ścieżce okultyzmu, tłum. A. Witkiewicz, Gdańsk 1999, s. 38, 39. 21 J. Black, dz. cyt., s. 24.

jednostkę, ku najważniejszym momentom naszego życia. W tym wszechświecie to umysł jest pierwotny w stosunku do materii i więź między nimi jest niezwykle silna – to żyjący i dynamiczny związek. W tym wszechświecie wszystko żyje, jest w pewnym stopniu świadome i potrafi reagować z wrażliwością i inteligencją na nasze najskrytsze, najbardziej niewypowiedziane potrzeby. Dziś większość z nas stawia materię i przedmioty ponad umysłem i ideami. O wiele łatwiej nam uwierzyć w istnienie atomu, choć go nikt nie widział gołym okiem, niż w świat duchów. Jako miarę rzeczywistości bardziej jesteśmy skłonni przyjmować obiekty fizyczne. Przeciwne stanowisko reprezentował Platon (ok. 427–348 p.n.e.), który za to, co najbardziej rzeczywiste uznawał Idee. U niego Idea jest czystym obiektem medytacji, najwyższą realnością, którą nieśmiertelna dusza kontemplowała w inteligibilnym świecie, który niegdyś zamieszkiwała, przed swym wcieleniem i upadkiem w świat zmysłowy22. W owym niższym świecie, który jest zaledwie bladą kopią tamtego, dusza – zgodnie z platońską teorią reminiscencji – przypomina sobie z tęsknotą owe Idee, które ma nadzieję ponownie kontemplować. W świecie starożytnym za wiecznotrwałą rzeczywistość, której możemy być pewni (w odróżnieniu od przemijającej powłoki w świecie zewnętrznym), uznawano przedmioty widziane oczyma duszy. Alegoria jaskini pokazuje, jak człowiek powinien wyswobodzić się ze zmysłowości, by kosztem trudnego wewnętrznego zwrotu dotrzeć do świata Idei. Dla platonizmu Idea jest myślową esencją rzeczy zmysłowych, wiecznym wzorcem dla zmiennego świata pozorów. Piękno, Prawda, a nade wszystko Dobro, są bytami absolutnymi, należącymi do innego świata, są ideałem, którego tylko niedoskonałymi odbiciami i znakami są cielesne istoty i rzeczy zmysłowe23. Analizując sztukę starożytnego Egiptu, można dojść do wniosku, że wówczas ludzie mieli daleko słabsze poczucie materialnego charakteru przedmiotów, które nie były dla nich tak jasno zdefiniowane i wyraźnie rozróżnialne, jak dla nas24. Obok niezwykle anatomicznych przedstawień bogów czy faraonów (postrzeganych zresztą jako ich ziemskie wcielenia, w których sumowało się wszystko, co wiadomo było o boskości25), bogatych w najdrobniejsze detale świata materialnego, można znaleźć z pozoru anatomicznie nieprawidłowe i nieco schematyczne wizerunki drzew, zwierząt czy ludzi26. Najwyraźniej artysta zdaje się być mniej zainteresowany przedmiotami materialnymi, niż bogami; nie przyglądał się prawdziwemu drzewu, żeby ustalić, w jaki sposób gałęzie są przytwierdzone do pnia. Tym, czemu przypatrywał się z wytężoną 22 Zob. W. Tatarkiewicz, Historia filozofii, t. 1, Filozofia starożytna i średniowieczna, Warszawa 2004, s. 86–92. 23 U Arystotelesa natomiast akcent położony jest na świat zmysłowy. Idee są w nim „formami” rzeczy. Ten twórca logiki i biologii poddaje platońską teorię idei ostrej krytyce. Arystoteles nie przyjmuje odrębnej egzystencji idei. To do nas należy wydobycie idei (czy form) z rzeczy zmysłowych, z którymi są wewnętrznie spojone, jako że w każdym istniejącym bycie jest forma i materia. Zob. tamże, s. 104–122. 24 J. Black, dz. cyt., s. 36. 25 J. G. Frazer, Złota gałąź, tłum. H. Krzeczkowski, Warszawa 1978, s. 115. 26 Dzięki kanonowi, który tu nie jest ni trochę, jak to czasem bywa, żelaznym jakowymś gorsetem krępującym ruchy, ale wręcz przeciwnie – jakby przyjacielem ułatwiającym artyście tworzenie, wobec tego, że sprawy drugorzędne i akcydentalne są przezeń załatwione, zdecydowane „odgórnie”, i to raz na zawsze. I że te decyzje nie wkraczają nigdy w to, co najważniejsze, co jest samą treścią artystycznej pracy – nie krępują bynajmniej swobody działania, obserwacji natury wokoło, życia zwierząt i ludzi, obserwacji osoby z jej odrębnym „wnętrzem” (J. Wolff, Kształt piękna, Warszawa 1973, s. 26).

uwagą, były przedmioty widziane oczyma duszy, które są właściwym organem malarza27. Jak zauważył Mircea Eliade, człowiek religijny traktuje naturę zawsze poprzez pryzmat wartości religijnej: kosmos, jako dzieło boga wyszło z jego rąk a świat jest nasycony świętością28. Podkreślał, że nawet w czasach współczesnych nie ma człowieka, choćby zupełnie niereligijnego, który byłby nieczuły na uroki przyrody. I nie chodzi tylko o wartości estetyczne, sportowe czy higieniczne, które się przyrodzie przypisuje, ale o pewne niejasne i trudne do określenia uczucie, w którym rozróżnić można wspomnienie zdegradowanego doświadczenia religijnego29. Około dwa i pół tysiąca lat temu, czyli jeszcze w czasach, w których bogowie i ludzie uważani byli za istoty równorzędne (zanim rozdzieliła je nieprzekraczalna przepaść, którą rozwarła między nimi późniejsza filozofia i religia30), gdy człowiek wędrował w stronę świętego gaju lub ku świątyni przez las, zdawał sobie sprawę, że wszystko, co się w tym lesie znajduje, tętni życiem i z wytężeniem obserwuje każdy jego krok. W jego rozumieniu cały świat był w zasadzie ożywiony, a drzewa i rośliny nie stanowiły pod tym względem wyjątku. Człowiek uważał, że mają duszę taką, jaką on posiada, i odpowiednio wobec tego je traktował31. W szumiących koronach drzew słyszał szept niewidzialnych duchów. Podmuch wiatru muskający jego policzek był gestem uczynionym przez boga. Jeśli zderzające się ze sobą masy powietrza zsyłały na ziemię błyskawicę, był to dla niego rozbłysk kosmicznej woli, który być może skłaniał go do poszukania schronienia w jaskini. Ośmielając się wkroczyć do jej wnętrza, człowiek starożytności miał przedziwne wrażenie przebywania we wnętrzu własnej czaszki; poczucie odizolowania we wnętrzu osobistej przestrzeni mentalnej. Wspinając się na szczyt wzgórza, czuł, jak jego świadomość rozszerza się wokoło, w szaleńczym pędzie zmierzając w stronę widnokręgu, aż na krańce kosmosu, z którym zwłaszcza w takich chwilach czuł jedność. Wędrując leśną ścieżką, człowiek ów silnie odczuwał, że wypełnia swoje przeznaczenie. Nocami zaś, spoglądając na niebo, które z natury rzeczy objawia nieskończony dystans, transcendencję boga, widział w nim wnętrze kosmicznego umysłu32. Podobnie było w Biblii, gdzie nie znajdziemy żadnych sporów co do istnienia bogów, demonów czy aniołów. Szkocki lekarz psychiatra Ronald David Laing (1927–1989) zauważył: 27   J. Wolff, dz. cyt., s. 37. Robert Temple, profesor nauk humanistycznych, historii i filozofii nauki, wykazał, że kultury starożytne, Chin czy Egiptu, posiadały wiedzę na temat mechanizmów funkcjonowania wszechświata, która pod pewnymi względami przewyższał wiedzę współczesną. Dowiódł między innymi, że starożytni Egipcjanie nie byli w żadnym razie prymitywni ani zacofani na tym polu – wiedzieli na przykład, że Syriusz to w rzeczywistości gwiazda potrójna – chociaż nowoczesna nauka dokonała tego „odkrycia” dopiero w 1995 roku, gdy astronomowie francuscy, posługując się potężnymi radioteleskopami, stwierdzili obecność w tym układzie czerwonego karła, któremu nadano potem nazwę Syriusz C. Zob. więcej: R. K. G. Temple, Tajemnica Syriusza, tłum. M. Kluźniak, Poznań 2001. Por.: L. Scranton, Kosmiczna tajemnica Dogonów, tłum. M. Krzewicka, Warszawa 2007; E. Ercivan, Patenty faraonów, tłum. T. Dziedziczak, Warszawa 2006. 28 M. Eliade, Sacrum, mit, historia, tłum. A. Tatarkiewicz, Warszawa 1974, s. 123. 29 Tamże, s. 151, 152. 30 J. G. Frazer, dz. cyt., s. 104. 31 Podobnie Indianie Hidatsa w Ameryce Północnej wierzą, że wszystko w przyrodzie posiada swego ducha czy, mówiąc ściślej, swój cień. Cieniom tym należne są pewne względy i szacunek (Tamże, s. 122). 32 J. Black, Dz.cyt., s. 40. Por. M. Eliade, dz. cyt., s. 124–127.

Zrazu ludzie nie musieli „wierzyć” w Boga, doświadczali bowiem jego obecności, podobnie jak doświadczali obecności innych istot duchowych. Nie chodziło im o to, czy Bóg istnieje, lecz o to, czy ich konkretny Bóg był największym z bogów, czy też jedynym bogiem, jak również o to, jaki był wzajemny stosunek różnych istot duchowych. […] W wierze w Boga nigdy nie chodziło o „wiarę” w jego istnienie, lecz o ufność w jego obecność, która była doświadczana i uważana za fakt oczywisty33. Cokolwiek się przydarzyło człowiekowi starożytnemu – nawet widok drobin pyłu unoszących się w promieniach słońca, brzęczenie pszczoły, widok nurkującego ku ziemi wróbla – wszystko to miało się wydarzyć. Wszystko do niego przemawiało. Wszystko, co mu się przydarzało, było karą, nagrodą, przestrogą lub zwiastunem przyszłych zdarzeń. Jeśli ujrzał sowę, nie była ona dla niego po prostu ptakiem symbolizującym boginię – ona była Ateną. Jej część – być może grożący mu palec bogini – przenikała w ten sposób do świata materialnego i jego własnej świadomości. Ziemska wszechobecność bogów była niezaprzeczalnym faktem34. Także dla Platona przyroda nie jest jakimś wytworem ślepej konieczności, ale zespołem organicznym, ułożonym celowo i rozumnie35. Choć materialna, posiada pierwiastki idealne i duchowe. Mniemał on, że własności przyrody są zrozumiałe tylko, gdy przyjmie się, iż jest ona zbudowana celowo i rozumnie. Taki ustrój świata kazał mu wierzyć w istnienie bóstwa, które rozumnie zbudowało świat. Nazwał go Demiurgiem, powodowanym dobrocią boskim budowniczym, dla którego celem była doskonałość świata, dlatego też uczynił go możliwie najlepszym. Budując świat wziął za wzór Idee. Stwórca uczynił świat żywym, uduchowionym i rozumnym. Uczynił go jedynym, jednolitym i zespolił go ściśle, jak w żywym organizmie, dając kulisty kształt, najdoskonalszy ze wszystkich, oraz wprawiając w najdoskonalszy ruch okrężny. To, co w świecie nie jest doskonałe, stało się takie w wyniku jego późniejszego pogarszania się, bowiem świat nie postępuje, a cofa się. Podobnie Demiurg stworzył najpierw dusze, najdoskonalsze składniki świata, dopiero potem ciała, będące jego składnikami wtórnymi, niedoskonałymi narządami w służbie dusz. Te znajdują się nie tylko w ciałach organicznych: według Platona także potrzebne do miary czasu planety mają dusze, więc ich doskonały ruch, którym krążą w pustej przestrzeni, nie jest powodowany z zewnątrz, lecz musi mieć źródło w nich samych. Podobnie, duszę posiada wszechświat, bowiem jako całość nosi w sobie źródło ruchu. Demiurg powołał także żywioły (cztery, jako że tyle członów posiada doskonała proporcja), rośliny, będące pokarmem istot rozumnych, celowych w każdym szczególe: celowa jest ich organizacja, ich kształty, funkcje ich narządów. Jako że świat w całości jest widzialną, żywą istotą, obrazem twórcy, postrzegalnym bogiem, jest

33 R. D. Laing, Doświadczenie transcendentalne, tłum. J. Prokopiuk, [w:] A. Mencwel (red.), dz. cyt., s. 594. 34 Jednym z pierwszych filozofów, którzy zaczęli problematyzować i pozbawiać mocy wyjaśnienia mityczne – w czym pobrzmiewa już krytyka religii – był Tales z Miletu (ok. 624–546 p.n.e.). Źródła przyrody upatrywał on w wodzie, która była dlań pierwotnym, podstawowym tworzywem. Za jej pomocą wyjaśniał niezwykłe zjawiska przyrodnicze. Trzęsienia ziemi tłumaczył nie jako ingerencję Posejdona, lecz ruchem wód, na których Ziemia unosi się „niczym drewniana szczapa”. Ponadto zaproponował wyjaśnienie dorocznych wylewów Nilu, przewidział zaćmienie słońca 28 maja 585 r. p.n.e. Kolejnym ważnym krytykiem ówczesnej religii był Ksenofanes z Kolofony (ok. 570–470 p.n.e.), który wyjaśniał tęczę jako zjawisko przyrodnicze, czy demaskował bogów jako istoty zupełnie nieboskie. Zob. więcej: O. Höffe, Mała historia filozofii, tłum. J. Sidorek, Warszawa 2004, s. 16, 19. 35 Por.: W. Tatarkiewicz, dz. cyt., s. 92–94.


największy i najlepszy, najpiękniejszy i najdoskonalszy, ludzie żyjący w czasach starożytnych wierzyli, że wszystko, z czego zbudowany jest człowiek, ma swój odpowiednik w przyrodzie36. Według nauczycieli wykładających w szkołach wiedzy tajemnej nie bez znaczenia był fakt, że, spoglądając z firmamentu na umiejscowienie narządów wewnętrznych w ludzkim ciele, można było stwierdzić, że odzwierciedla ono rozmieszczenie ciał niebieskich w Układzie Słonecznym37. Poczucie obecności wzajemnych powiązań nie ograniczało się do powiązań o charakterze cielesnym, a rozciągało również na sferę świadomości. Gdy starożytny człowiek ujrzał stado lecących po niebie ptaków, które zmieniają kierunek lotu niczym jeden organizm, wydawało mu się, że stado jest jednością, a jego ruchem kieruje jedna myśl. Wierzono, że bóstwa, (także anioły czy duchy) to emanacje potężnego, kosmicznego umysłu, pewne myślo-byty, które niejednokrotnie koncentrują się wokół jednej osoby (choć są w stanie spowodować zmiany także całych narodów38). Taki proces obserwujemy w przypadku artystów, którzy przez pewien okres swojego życia służyli jako narzędzie twórczego wyrazu dla boga lub ducha. Mówi się o nich, że w tym właśnie okresie „odnaleźli swój własny styl” i pewną ręką tworzyli kolejne arcydzieła, niejednokrotnie transformując świadomość całego pokolenia, a nawet zmieniając kierunek rozwoju całej kultury w dziejach. Kiedy jednak duch odchodzi, artysta już nigdy nie jest w stanie stworzyć równie wybitnych dzieł. Analogicznie, gdy duch wplata się w myśl artysty tworzącego dzieło sztuki, ten sam duch może ujawnić się za każdym razem, kiedy ktoś to dzieło kontempluje. O tym, jak starożytni Grecy odczuwali sztukę – w której z jednej strony widzieli odbicie otaczającego ich świata, z drugiej zaś niesłychanie sugestywną siłę realistycznego wyrazu – świadczą choćby takie anegdoty, jak znana opowieść o dwu najwybitniejszych malarzach ówczesnych czasów: Zeuksisie z Heraklei (ok 430–390 p.n.e.) i Parrazjosie z Efezu (ok. 420–370- p.n.e.). Jak wiadomo, jeden namalował winogrona tak pełne iluzji malarskiej, że do obrazu miały zlatywać się ptaki. Drugi zaś wymalował zasłonę, której naturalnym wyglądem zwiódł nawet swojego rywala39. 36 J.Black, Dz.cyt., s. 40. Dżdżownice na przykład swym kształtem przywodzą na myśl ludzkie jelita i trawią materię w sposób podobny do procesów trawiennych zachodzących w ludzkich trzewiach. 37 Tamże, s. 41. Według starożytnych wszelka biologia to w istocie astrobiologia. Dziś wiemy doskonale, że Słońce daje życie i energię wszelkim istotom żyjącym, powodując wzrost i pięcie się roślin w górę. Starożytni wierzyli, że z kolei za sprawą Księżyca rośliny stają się płaskie i szerokie. Jeszcze bardziej uderzające jest być może to, że według starożytnych wierzeń symetryczny kształt roślin wynikał z wzorów, jakie kreślą poruszające się po nieboskłonie gwiazdy i planety, a które mają analogiczny wpływ na ukształtowanie ludzkiego ciała. Nauka ukuła termin „biorytmy”, aby opisać, w jaki sposób wzajemne powiązania pomiędzy Ziemią a Księżycem i Słońcem, przejawiające się w zmianach pór roku i następstwa dnia i nocy, wpisują się głęboko na poziomie biochemicznym w funkcjonowanie każdej żywej istoty, na przykład poprzez regulowanie cyklu snu i czuwania. 38 Tamże, s. 44. Według teozofów zdarza się, że bezcielesne byty czasem wdzierają się w ludzką świadomość bez zaproszenia. Czasami całe społeczności zostają owładnięte przez zryw niekontrolowanej, barbarzyńskiej żądzy. Bóstwa i duchy sprawują kontrolę i dzierżą władzę nad światem materialnym. Właśnie z tego powodu paktowanie z duchami uważano zawsze za niezwykle niebezpieczne. W świecie starożytnym obcowanie z bóstwami i duchami w warunkach kontrolowanych było domeną zarezerwowaną dla adeptów szkół wiedzy tajemnej. 39 K. Michałowski, Jak Grecy tworzyli sztukę, Warszawa 1970, s. 109.

Malarstwo, które w Grecji było niewątpliwie sztuką wiodącą w kategorii sztuk przedstawieniowych, już na przełomie V i VI w. p.n.e. przekroczyło próg klasycznych norm i klasycznego umiaru. Dlatego też malarski styl zwany skiagrafią (wprowadzony światłocień, barwy tak zestawiano, że sprawiały wrażenie trójwymiarowości), który przypominał, być może, nowożytną sztukę impresjonistyczną, Platon zestawił z sofizmatami i uważał za odpowiedni do ogłupiania prostaczków. Nic też dziwnego, że dla Platona sztuka jest oszustwem, odbiciem tego, co obok nas istnieje, ale nie jest Ideą. Należy pamiętać o tym, że Platon potępia współczesnych sobie artystów, nie zaś twórców takich, jak Polignot (V w. p.n.e.) czy Fidiasz (ok. 490–430 p.n.e.). Jeśli zaś mówi on z pogardą o prostych ludziach, których sztuka może oszukać, to w takim stwierdzeniu mieści się pośredni dowód uniwersalizmu sztuki greckiej w tym zakresie. W epoce klasycznej wypracowała ona reguły przedstawiania obrazów, które były zrozumiałe dla wszystkich i stąd jej rola oraz znaczenie w oddziaływaniu społecznym40. Z ezoterycznego punktu widzenia, sztuka, którą określamy jako sztukę grecką, niejako w sposób najprostszy nastawiona była na ludzi i przedstawiała w pełni to, co ludzkie, pracę jaźni w jaźni – na ile jaźń wyraża się w materiale fizyczno-zmysłowym41. Rudolf Steiner tłumaczył to w ten sposób: Kiedy patrzymy na ludzką historię, tajemną historię, to pojmiemy, że dusza, która inkarnowała się w epoce indyjskiej, a potem perskiej, mogła być przeniknięta inspirującym elementem jakiejś indywidualności wyższych hierarchii; natomiast potem, gdy pojawiła się w okresie grecko-łacińskim, była już sama i pracowała tak, że jaźń pracowała właśnie w jaźni. Wszystko, co w okresie poprzedzającym epokę grecką […] pojawiało się jako boskie natchnienie, jako objawione z góry – dotyczy to również początków greckiej epoki kulturowej w dziewiątym, dziesiątym oraz w jedenastym stuleciu przed Chrystusem – co przedstawia się nam jako kultura inspirowana, w którą z zewnątrz wpływało to, co miała otrzymać duchowo, nabierało coraz bardziej charakteru czysto osobisto-ludzkiego. I najsilniej znajduje to swój wyraz w Grecji. Takiego wyrazu zewnętrznego człowieka wżywającego się w świat fizyczny, tego, czym jest człowiek jako istota oparta na samym sobie, nie widziano nigdy wcześniej i nie ujrzy się nigdy później42. Według Steinera w antycznym sposobie życia Greka i w jego twórczości objawia się historycznie to, co czysto osobisto-ludzkie, co jest całkowicie zamkniętym w sobie pierwiastkiem osobisto-ludzkim. Ten tajemniczy pierwiastek odnaleźć można w greckich rzeźbach przedstawiających postacie bogów: Możemy powiedzieć, że tak jak występuje przed nami greckie dzieło sztuki rzeźbiarskiej, na ile można je poznać dzięki środkom fizycznym, tak stoi przed nami człowiek całkowicie jako osobowość. I gdybyśmy przy dziełach sztuki Greków nie mogli zapomnieć, że inkarnację, która nas wtedy wyrażała, poprzedzały inne inkarnacje i inne po niej nadejdą, jeśli tylko przez moment pomyślelibyśmy, że postacie Apolla czy Zeusa opierają się tylko na jednej z wielu inkarnacji, to nie odczuwalibyśmy w sposób prawidłowy greckiego dzieła sztuki. Przy greckich dziełach sztuki musimy zapomnieć, że człowiek wciela się w następujących po sobie inkarnacjach. Tam osobowość przelana jest całkowicie 40 Aby zbliżyć się do poznania wartości i sensu greckiej sztuki, należy pamiętać, że choć jej twórcy byli ludźmi nieprzeciętnymi, obdarzonymi niepospolitymi talentami, działali w pewnym ściśle uwarunkowanym historycznie środowisku, tworzących na określone zamówienie społeczne. Tamże, s. 112. 41 R. Steiner, Historia tajemna (dz. cyt.), s. 53. 42 Tamże, s. 55, 56.

w formę tej jednej osobowości. I takie było całe życie Greków43. Im bardziej patrzymy wstecz, tym postacie stają się bardziej symboliczne i wskazują nie na to, co jest czysto ludzkie, lecz wyrażają coś, czego człowiek nie czuł jeszcze w samym sobie, a co mógł tylko symbolicznie wyrazić, a wynikało to ze światów bosko-duchowych. To dlatego – jak tłumaczy Steiner – stara sztuka pełna jest symboli: I znów widzimy, jak sztuka wpływa akurat na lud, który powinien dać materiał naszej, piątej epoce kulturowej – wystarczy tylko przypomnieć sobie dawną sztukę niemiecką – gdzie widzimy, że nie mamy tam do czynienia z symboliką ani też z czymś, co wyraża coś czysto ludzkiego, lecz z czymś pogłębionym przez duszę; widzimy, jak to niejako nie do końca staje się postacią ludzką. Właśnie postacie u Albrechta Dürera możemy charakteryzować inaczej. To, co dąży w człowieku do świata nadzmysłowego, ujmując to w greckim sensie, znajduje w nich tylko niedokończony wyraz w zewnętrznym ukształtowaniu cielesności. Dlatego tym większe pogłębienie przez duszę, im bardziej wznosi się sztuka44. Na powstanie starożytnego dzieła sztuki wielki wpływ miały ówczesne religie – obok takich czynników, jak: przeznaczenie użytkowe dzieła, uwarunkowania społeczne, inwencje artystyczne i idee – które dopiero w pierwszych kilku wiekach naszej ery zaczęły ustępować miejsca nowemu światopoglądowi, nowemu porządkowi rzeczy, jakim było narodziny i ekspansja chrześcijaństwa. Jak trwałą była jednak wiara starożytnych w ten idealny, platoński świat świadczy dominujący w późnej starożytności, przekazywany także za pośrednictwem Ojców Kościoła, neoplatonizm45, w którym ogromną rolę odgrywał pierwiastek mistyczny. Odnowienie myśli Platona wycisnęło piętno na całej niemal filozofii chrześcijańskiej w średniowieczu, a także na myśli islamskiej i żydowskiej. Później wywrze wpływ na włoski humanizm, szkołę z Cambridge (XVII w.), Leibniza, niemieckich idealistów Schellinga i Hegla, a także Herdera, Novalisa czy Goethego – niezwykle cenionego przez Steinera. Plotyn (205–270), współczesny pierwszym Ojcom Kościoła, który w gruncie rzeczy interesuje się inspirowaną teologicznie metafizyką, pyta o pierwszą przyczynę świata, którą interpretuje jako Boga i, odwołując się do Platońskiej metafory jaskini, pojmuje drogę ku owej przyczynie jako wznoszenie się. Do tego nawiązuje plotyńska estetyka. Według niej, to dzięki światu duchowemu na świat zmysłowy pada odblask (nadziemskiej) harmonii i piękna. Pomimo rozwijających się i ewoluujących różnych prądów myślowych, sporów filozoficznych, postępującej krytyki religii, przetrwała do początków nowożytnych (a pewne uniwersalne, prastare prawdy w niej zawarte pielęgnowane są do naszych czasów, wzbogacane przez nowe epoki i ich twórców, myślicieli). Jeden z ostatnich uczonych starożytności, grecki filozof rodem z Tyru, uczeń Plotyna, również przedstawiciel neoplatonizmu, Porfiriusz46 (234–305 r.) pisał: Twierdzą, że życie pierwotnych ludzi było nieszczęśliwe, ponieważ ich przesądy nie ograniczały się 43 Tamże. Por. Tegoż: Egipskie mity i misteria, tłum. M. Waśniewski, Gdynia 2001, s. 96–99. Goethe po zobaczeniu dzieł sztuki greckiej pisał: Wielkie dzieła sztuki są zarazem jako najwyższe dzieła natury tworzone przez człowieka zgodnie z prawdziwymi i naturalnymi prawami. Cyt. za: J. Prokopiuk, Piękno… (dz. cyt.), s. 41. 44 R. Steiner, Historia tajemna (dz. cyt.), s. 57. 45 Treści dotyczące neoplatonizmu referuję za: O. Höffe, dz. cyt., s. 58–62. 46 Do tego wegetarianin – oprócz takich dzieł, jak Życie Pitagorasa, czy Objaśnienia do „Odysei”, napisał rozprawę O powstrzymywaniu się od spożywania zwierząt.

do zwierząt, lecz dotyczyły również roślin. Dlaczegóż bowiem zarżnięcie wołu lub owcy miałoby być większym złem aniżeli ścięcie dębu czy jodły, skoro w tych drzewach również znajduje się dusza? O tym, jak istotna w rozwoju duchowym jest więź artysty z naturą, umiejętność jej kontemplacji oraz współodczuwania, powrócę w dalszej części pracy. By lepiej nakreślić zagadnienia związane z tym tematem, należy w pierwszej kolejności przedstawić ezoteryczną koncepcję pochodzenia człowieka i artystycznych impulsów w jego duszy, które to prowadzą do chęci tworzenia.

POCHODZENIE SIŁY TWÓRCZEJ. ZWIĄZEK ARTYSTY Z NATURĄ Według nauki ezoterycznej, powierzchnia naszej Ziemi, na której ludzkość prowadzi swoją dramatyczną walkę o byt, jest jedyną widzialną dla człowieka częścią doskonałego i skomplikowanego organizmu, składającego się z siedmiu światów obracających się wokół wspólnego centrum. Wszystkie te światy są ze sobą nierozerwalnie związane, jedna część utrzymuje drugą. To ciało niebieskie widziane jako całość nie jest tworem samym dla siebie, lecz znowu ogniwem siedmiokrotnego kosmosu z siedmiokrotnym słońcem, ze Słońcem Duchowym, będącym punktem centralnym. Także człowiek składa się z siedmiu elementów, do których należą: ciało fizyczne, energia życiowa (prana), ciało eteryczne, dusza zwierzęca (siedziba namiętności), intelekt (manas), jaźń (dusza) i duch (atma, emanacja absolutu) – tylko trzy ostatnie elementy są nieśmiertelne i razem tworzą duszę. Po śmierci dusza jednoczy się z Absolutem, wchodząc w stan zwany Dewakanem. Termin ten używany jest w teozofii jako określenie Nieba i w dosłownym przekładzie oznacza Świetlistą Krainę lub Krainę Bogów47. Jest to specjalnie chroniona część sfery mentalnej, skąd dzięki działaniu wielkich istot duchowych kierujących ewolucją ludzką, wszelkie cierpienie i zło jest całkowicie usunięte; zamieszkują tu po wyjściu z Kamaloki48 istoty ludzkie uwolnione już od ciała fizycznego i astralnego. W przeciwieństwie do tego, jak to się dzieje na Ziemi, w Dewakanie wszystko, co człowiek pomyśli, przybiera niezwłocznie właściwe kształty, gdyż subtelna i lotna materia tego świata jest zwykłym materiałem, w którym działa umysł wolny od namiętności, jest tworzywem, które kształtuje się pod wpływem każdego bodźca myśli. Dla porównania, gdy na Ziemi malarz, rzeźbiarz lub muzyk

47 A. Besant, Odwieczna mądrość. Zarys doktryny teozoficznej, [brak tłumacza], Warszawa 2000, s. 104. Dewathan – miejsce pobytu bogów – jest terminem sanskryckim, odpowiada on pojęciu Nieba u chrześcijan, wyznawców Zoroastra oraz swardze Hindusów i sukhawati buddystów. 48 Kamaloka – czyściec – dosłownie miejsce pragnień i pożądań – część świata astralnego, którą wyodrębnia od reszty tej sfery nie położenie w przestrzeni, lecz odmienny stan świadomości przebywających tu istot (tę część świata astralnego Hindusi zwą także Pretaloka, czyli miejscem pobytu pret, preta zaś to istota ludzka, która pozbyła się swej powłoki fizycznej, lecz jest jeszcze obciążona szatą astralną. Człowiek nie może się w niej wznosić dalej i póki ciało to nie rozpadnie się, pozostaje w nim uwięziony). Istotami tymi są ludzie, których śmierć pozbawiła ciała fizycznego i którzy mają przejść tutaj pewne przemiany oczyszczające, zanim z kolei będą mogli wznieść się do życia w spokoju i szczęściu, które jest udziałem właściwego człowieka – duszy ludzkiej. Duszą tą jest „Ja” człowieka – łącznik między Duchem Boskim w nim, a jego niższą osobowością. Jest to Ego lub indywidualność rozwijająca się przez ewolucję. W języku teozoficznym jest to manas, intelekt. Myśl jest jego energią, która działa w obrębie ograniczeń fizycznego mózgu, ciała astralnego lub Mentalnego (Zob. Tamże, s. 66–82. Por. R. Steiner, Teozofia Różokrzyżowców, tłum. M. Waśniewski, Gdynia 1996, s. 30).


tworzy w marzeniach mocą własnej wyobraźni Pierwszy, najniższy krąg, jest Niebem najmniej by spełniać wzniosłe posłannictwo mędrców, nie ginie, gdy umierają ciała, które je okrywały. przepiękne wizje, to gdy usiłuje wyrazić je w gru- rozwiniętych dusz, których największym na duchowych przodowników ludzkości. Sądzić, że dusza umiera, gdy ciało rozpada się bym ziemskim materiale okazuje się, że dzieło Ziemi wzruszeniem była ciasna, lecz szczera Wiele jest dusz, które wzniosłą myślą i szlachet- w proch, to jakby wierzyć, że walą się niebiosa, to stoi znacznie poniżej swego pierwowzoru i nieraz bezinteresowna miłość dla rodziny nym życiem zasiały ziarna przynoszące plon gdy stłuczemy gliniany garnek52. myślowego. Marmur jest zbyt materialny, by i przyjaciół. w piątym kręgu Nieba, najniższym z trzech krę cdn. wyrazić doskonały kształt, farby – zbyt mętne, W następnym kręgu Nieba przebywają ludzie gów świata „bez kształtu”. Otrzymują też wielką by oddać czystość barwy. Jeżeli pytamy o to, wszelkich wyznań, których serca za życia zwra- nagrodę za to, że umiały wyzwolić się z więzów gdzie jest Dewakan, gdzie znajduje się świat cały się z miłością i żarliwością ku Bogu, pod ciała i namiętności; teraz zaczynają żyć rzeczywiduchowy, to odpowiedź będzie brzmiała: wokół jakimkolwiek imieniem i w jakiejkolwiek formie stym życiem człowieka, poznają wzniosłe istnienas. Wszystkie ludzkie dusze żyjące w tej chwili był im znany. nie duszy samej w sobie, nie skrępowanej żadną poza ciałem są wokół nas. Gdy budujemy miasta Przechodząc do trzeciego kręgu Nieba, spoty- szatą z materii niższych światów. i fabryki, gdy tworzymy dzieła nauki czy sztuki, kamy w nich tych szlachetnych i prawych ludzi, W szóstym kręgu Nieba znajdują się jeszcze to obok nas istnieją ludzie, będący pomiędzy którzy na Ziemi oddawali się służeniu ludzkości bardziej rozwinięte dusze, które podczas życia śmiercią a nowym narodzeniem49. i swą miłość do Boga wyrażali przede wszystkim na Ziemi nie czuły pociągu do jej przemijających Dewakan, podobnie jak Ziemia, człowiek, ko- w pracy dla bliźnich. powabów, ale swą energię skupiały na życiu insmos, składa się z siedmiu kręgów. W każdym Największą różnorodnością odznacza się krąg telektualnym i duchowym. Człowiek, który doz nich panuje podobna różnorodność i bogac- czwarty. W nim to rozkwitają władze najbardziej sięgnął tego szóstego kręgu Dewakanu, widzi two form, jak w świecie fizycznym. Pierwsze rozwiniętych dusz – oczywiście te władze, które rozpościerające się przed nim olbrzymie skarby cztery niższe kręgi są światem form. W nich mogą się wyrazić w świecie formy. To w tej części Myśli Bożej w Jej twórczym działaniu i może bakażda myśl przedstawia się niezwłocznie jako Dewakanu spotykamy wielkich literatury i sztuki dać archetypy wszelkich istniejących form, jakie kształt. Świat form jest jednocześnie światem roztaczających w całym przepychu swą władzę rozwijają się stopniowo w niższych światach. osobowości. Każdą duszę otaczają kształty do- nad formą, barwą i dźwiękiem, z którymi kiedyś Jeszcze wspanialej i potężniej jaśnieje ostatni, świadczeń z jej ostatniego życia, które przenik- powrócą na Ziemię. Najwięksi geniusze muzyki, siódmy krąg Nieba – ojczyzna mistrzów i wtanęły do jej umysłu i zdołały wyrazić się w czystej jakich Ziemia kiedykolwiek wydała, napełniają jemniczonych. Nikt tu nie sięgnie – zanim nie materii mentalnej50. atmosferę potokami najpiękniejszych harmonii; przejdzie na Ziemi przez wąską bramę wtajemBeethoven, wolny już od głuchoty, nawet temu niczenia, przez bramę, która „prowadzi do życia niebiańskiemu światu dodaje jeszcze przepy- wiecznego”51. Świat ten jest źródłem najsilniejchu najwspanialszymi melodiami czerpanymi szych intelektualnych i moralnych bodźców, jakie 49 R. Steiner, Teozofia… (dz. cyt.), s. 38, 39. Gdy człoz wyższych sfer. Tu również spotykamy mistrzów na Ziemię spływają; stąd płyną ożywcze prądy wiek umrze, upływa bardzo długi okres, nim znowu malarstwa i rzeźby zapoznających się z nowymi najwznioślejszych energii. się narodzi. Gdy zjawia się ponownie, zastaje zubarwami i liniami o nieprzeczuwalnym pięknie Oto zarys siedmiu kręgów Nieba; do jednego pełnie zmieniony układ warunków, bo ma przeżyć i harmonii. Znajdujemy tu tych, którym nie uda- z nich trafia w swoim czasie każdy człowiek, gdy coś zupełnie nowego. Nigdy nie rodzi się dwa razy ło się w ostatnim wcieleniu dosięgnąć wyżyn przejdzie „zmianę”, zwaną przez ludzi „śmierw takim samym ukształtowaniu Ziemi. Człowiek sztuki, choć gorąco tego pragnęli; przetwarzają cią”. Śmierć bowiem jest tylko zmianą, która pozostaje w świecie ducha tak długo, aż Ziemia oni tu owe tęsknoty w moc twórczą, a marze- przynosi duszy częściowe oswobodzenie, uwalbędzie mogła dostarczyć mu zupełnie nowych nia w talent, który w następnym życiu będzie niając ją z najcięższych więzów. Jest urodzeniem terenów. Ma to swoje znaczenie: człowiek może ich udziałem. Są tu też i badacze natury, któ- się do życia szczerego, powrotem do właścinauczyć się czegoś nowego, a przez to zupełnie rzy odkrywają teraz jej ukryte tajemnice; przed wej ojczyzny po krótkim wygnaniu na Ziemię, inaczej się rozwinąć. Jednocześnie człowiek, mięich wzrokiem przesuwają się systemy światów przejściem z więzienia na podniebną swobodę dzy jednym wcieleniem a drugim, będąc w światach z całym ich wewnętrznym mechanizmem, z całą wyżyn. Śmierć jest największym z ziemskich niesłychanie złożoną i subtelną osnową praw, złudzeń, gdyż tak naprawdę nie istnieje – nastęduchowych, pracuje razem z wyższymi istotami które rządzą ich przemianami. Powrócą oni na puje jedynie zmiana warunków istnienia. Życie nad przekształceniem Ziemi. To ludzie spełniają jest ciągłe, nieprzerwane i niezniszczalne; jest tę pracę pomiędzy śmiercią a nowym narodzeniem. Ziemię jako wielcy odkrywcy o nieomylnej intuicji w dziedzinie utajonych praw natury. Tu również „nieurodzone, odwieczne, niepamiętne, stałe”, Gdy potem narodzą się znowu, zastają wprawdzie spotykamy wyznawców głębszej wiedzy, uczniów zmienione oblicze Ziemi, ale jej nowe ukształtowagorliwych i oddanych, którzy za życia gorąco szunie jest ich własnym dziełem. Zob. także: R. Steiner, 51 Wtajemniczony opuszcza zwykłą drogę ewolucji kali duchowego nauczyciela i zgłębiali cierpliwie Wiedza tajemna w zarysie, tłum. M. Waśniewski, i krótszą, bardziej stromą ścieżką podąża ku donaukę jednego z duchowych Mistrzów ludzkości. Gdynia 2004, s. 54–90. skonałości, poprzez medytacje i inne formy doskoPowrócą oni na Ziemię, aby nauczać, powołani, 50 A. Besant, Odwieczna mądrość… (dz. cyt.), s. 112–118.

nalenia duchowego.

52 A. Besant, Odwieczna mądrość… (dz. cyt.), s. 118.

Maciej Ignatowski

Budynek przy Dąbrówki 9, w którym odbyła się ostatnia wystawa końcoworoczna pożegnaliśmy historycznym performancem. Na koszulkach w dwóch kolorach (czarnych, symbolizujących „stare” i białych, „nowe”) pedagodzy namalowali litery napisu: Dąbrówki 9 - Raciborska 50. Akcję zakończył uroczysty przemarsz (w koszulkach i z czarną szarfą) do nowej siedziby. Dawną pozostawiamy z żalem i sentymentem.

KLEPSYDRA

you


absolwent

28


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.