The Residents #4

Page 1

#4


U–jazdowski 1 The Residents #2 1Redaktorki [Editors] 10Marianna Dobkowska 10Arletta Wojtala 1Projekt graficzny [Graphic design] 10Krzysztof Bielecki 1Projekt fotograficzny 1The Residents. Portrety 1[Photographic series 1The Residents. Portraits] 10Marianna Dobkowska 10Witek Orski 1Fotografie [Photographs] 10Dawid Misiorny 1Wywiady [Interviews] 10Agnieszka Sural 1Redakcja językowa i korekta 1[Editing and proofreading] 10Jan Koźbiel 10Nick Faulkner 1Tłumaczenia [Translations] 10Marcin Wawrzyńczak 1Zespół rezydencji [Residencies Team] 10Dorota Arent 10Aleksandra Biedka 10Marianna Dobkowska 10Julia Harasimowicz 10Ika Sienkiewicz-Nowacka 10Joanna Tercjak 1Druk [Print] 10Drukarnia Efekt

02—03/2019 0hyslom 0(Japonia) Rezydencja została zrealizowana dzięki wsparciu finansowemu Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego. [This residency was possible thanks to financial support from the Ministry of Culture and National Heritage of the Republic of Poland.] Kuratorki [Curators] 0Anna Czaban, Anna Ptak 03—05/2019 0Bik Van der Pol 0(Holandia) Rezydencja została zrealizowana dzięki wsparciu finansowemu Mondriaan Fund oraz Miasta Stołecznego Warszawy. [This residency was realised thanks to financial support from the Mondriaan Fund and the City of Warsaw.] Kuratorka [Curator] 0Joanna Zielińska 03—05/2019 0Simon Asencio 0(Belgia) Rezydencja została zrealizowana dzięki wsparciu finansowemu Wspólnoty Flamandzkiej oraz Miasta Stołecznego Warszawy. [This residency was possible thanks to financial support from the Flanders State of the Art and the City of Warsaw.]

1Oprawa [Binding] 10Bracia Szymańscy

Kurator [Curator] 0Michał Grzegorzek

1Wydawca [Publisher] 10Centrum Sztuki Współczesnej 10Zamek Ujazdowski 10 10[Ujazdowski Castle 10Centre for Contemporary Art]

03—08/2019 0Mark Hunziker 0(Szwajcaria)

10Jazdów 2, 00–467 Warszawa 10www.u–jazdowski.pl 1ISBN 978-83-65240-69-9 1Warszawa 2019 1© Autorzy i Centrum Sztuki 1Współczesnej 1Zamek Ujazdowski 1[Respective authors and the 1Ujazdowski Castle Centre for 1Contemporary Art] 1Program rezydencji Centrum Sztuki 1Współczesnej Zamek Ujazdowski 1finansuje Ministerstwo Kultury 1i Dziedzictwa Narodowego oraz 1Miasto Stołeczne Warszawa 1[Residencies at the Ujazdowski 1Castle Centre for Contemporary Art 1are financed by the Ministry of Culture 1and National Heritage of the Republic 1of Poland and the City of Warsaw]

10

Rezydencja została zrealizowana dzięki wsparciu finansowemu Szwajcarskiej Fundacji dla Kultury Pro Helvetia oraz Miasta Stołecznego Warszawa. [This residency was possible thanks to financial support from the Swiss Arts Council Pro Helvetia and the City of Warsaw.] Kurator [Curator] 0Michał Grzegorzek


1Spis treści

Table of contents 7

The Palestine Archipelago Bogna Świątkowska

10 The Residents. Portrety Marianna Dobkowska, Witek Orski

11

The Residents. Portraits Marianna Dobkowska, Witek Orski

12 Każda pieśń zna swój dom Karolina Grzywnowicz w rozmowie z Bogną Świątkowską

17

Every song knows its home Karolina Grzywnowicz in conversation with Bogna Świątkowska

21 Menu z zanikających przepisów Mirna Bamieh w rozmowie z Bogną Świątkowską

24 My menus are disappearing recipes Mirna Bamieh in conversation with Bogna Świątkowska

27 Przestrzeń, która koi Mohammad Saleh w rozmowie z Bogną Świątkowską

31 A place which can heal Mohammad Saleh in conversation with Bogna Świątkowska

34 Tuning wrażliwości Joanna Rajkowska w rozmowie z Bogną Świątkowską

38 A tuning of sensitivity Joana Rajkowska in conversation with Bogna Świątkowska

41 Wojna, która nie jest wojną Jaśmina Wójcik w rozmowie z Bogną Świątkowską

46 A war that isn‘t a war Jaśmina Wójcik in conversation with Bogna Świątkowska

51 Witek Orski o portretowaniu rezydentów

52 Witek Orski on portraying the residents

4

Archipelag Palestyna Bogna Świątkowska


2

Codzienne formy oporu W czwartym numerze The Residents przybliżamy sylwetki artystek i artysty zaangażowanych w projekt Codzienne formy oporu, którego publiczną odsłoną będzie wystawa w U–jazdowskim wiosną 2020 roku. Karolina Grzywnowicz, Joanna Rajkowska i Jaśmina Wójcik odbyły serię podróży do Palestyny i realizują tam projekty. W Warszawie gościliśmy praktyka permakultu­ ry, projektanta i edukatora Mohammeda Saleha (który współpracuje z Jaśminą Wójcik) oraz artystkę i szefową kuchni Mirnę Bamieh. Wszyscy spotkali się także w Warszawie w ramach jesiennego zgromadzenia. Rozmowy z nimi przeprowadziła Bogna Świątkowska, która towarzyszy ich badaniom od samego początku. Rozmowy odkrywają przed nami złożony kontekst życia i pracy w Palestynie, gdzie wyobraźnia społeczna i polityczna, a także sztuka czerpią z codziennych praktyk troski – o naturę, o relacje z drugim człowiekiem. To w nich artyści widzą nadzieję na odzyskanie godności. Wszyscy spotkali się także w Warszawie z Witkiem Orskim. Portrety fotograficzne są efektem tych spotkań. Zapraszamy do lektury. 3Redaktorki 30Marianna Dobkowska 30Arletta Wojtala


3

Everyday Forms of Resistance The fourth issue of the Residents magazine features profiles of artists involved in the project Everyday Forms of Resistance, which will culminate in an exhibition at the U–jazdowski in spring 2020. Karolina Grzywnowicz, Joanna Rajkowska, and Jaśmina Wójcik made a series of trips to Palestine and carried out projects there. In Warsaw, we hosted Mohammed Saleh, a permaculturist, designer, and educator (who collaborates with Jaśmina Wójcik), and the artist and chef Mirna Bamieh. All of them met in Warsaw in 2019 for an autumn assembly. They were interviewed by Bogna Świątkowska, who has accompanied their research from the outset. The interviews shed light on the complex context of living and working in Palestine, where the social and political imaginations, as well as art, draw on everyday practices of care – for nature and for relations with the fellow human beings. It is these practices that the artists see as a source of hope if dignity is to be reasserted. While in Warsaw, they all also met with the photographer Witek Orski, who took their portraits. The Residents no. 4 is out now – enjoy reading! 3Editors 30Marianna Dobkowska 30Arletta Wojtala


4

Archipelag Palestyna Kiedy wjeżdżamy na teren Palestyny, a właściwie tego skomplikowanego tworu, jakim jest Autonomia Palestyńska, stajemy się na wielu poziomach bezbronni. Nie dlatego, że izraelska armia okupuje i kontroluje militarnie i ekonomicznie większość palestyńskiego terytorium, i nie dlatego, że mur separacyjny jest obrazą dla marzeń o świecie, w którym nie ma miejsca na dyskryminację i łamanie praw człowieka. Współczesna forma kolonializmu doskonali tu swoje przebiegłe formy, a uświadomienie sobie, że jesteśmy uwikłani – wbrew swojej woli – w wielką machinę przyzwalania na sytuację, w której znajdują się Palestyńczycy, jest przygnębiająca. Po raz pierwszy byłam w Ramallah w 1992 roku. Nie było jeszcze wtedy ani Autonomii Palestyńskiej, ani muru wzniesionego przez Izrael rękami słabo opłacanych palestyńskich robotników, ani postanowień z Oslo, gdzie w 1993 roku zawarto porozumienie, które miało problemy palestyńsko-izraelskie rozwiązywać, a jeszcze tylko ich dodało1. Do Ramallah, wtedy niewielkiej miejscowości, malowniczo położonej na wzgórzach Zachodniego Brzegu Jordanu, jechało się z Jerozolimy sześciodrzwiowym mercedesem taksówką – skrzyżowaniem samochodu będącego symbolem komfortu z autobusem. Samochody stały w rzędzie przed Bramą Damasceńską, którą pielgrzymki wiernych z całego świata wchodzą w uliczki starego miasta. Podróż trwała krótko – w końcu to tylko 16 kilometrów w linii prostej. Dziś pokonanie tego dystansu zabiera w najlepszym wypadku ponad godzinę, w najgorszym cały dzień. Droga, kiedyś prosta, została zablokowana; nowa wije się i kluczy. Trzeba przedostać się przez niesławny checkpoint Qalandiya, główny punkt graniczny, ustanowiony przez Izrael. Służy do kontrolowania 1 Wzajemne uznanie Izraela i Organizacji Wyzwolenia Palestyny, zawarte w 1993 roku w Oslo, które miało stanowić fundament procesu pokojowego na Bliskim Wschodzie. Jest podstawą prawną istnienia Autonomii Palestyńskiej, a jednocześnie podziału terytorium na trzy strefy: A – obejmującą większe miasta Zachodniego Brzegu oraz Strefę Gazy, B – osiedla arabskie objęte militarną kontrolą Izraela, i C – osiedla izraelskie i tereny pod całkowitą kontrolą Izraela.


5

mobilności Palestyńczyków, ich dostępu do Jerozolimy, uważanej za stolicę przez oba kraje. Jest narzędziem demonstracji militarnej przewagi Izraela. Służy także do zniechęcania obcokrajowców do podróżowania na terytorium Palestyny. Wielkie tablice w kilku językach ostrzegają, że to niebezpieczne i grozi utratą życia. Za murem zaczyna się inny świat, niepasujący ani do stereotypów, jakie przez lata napięć w tym regionie stworzyły media koncentrujące się na momentach eskalacji konfliktu, ani do narracji, którą tworzy Izrael, starając się uzasadnić swoje postępowanie wobec Palestyńczyków. Nic nie jest tu proste ani oczywiste, wszystko ma swoją skomplikowaną, gęstą historię, zbudowaną z ambicji przywódców większego i mniejszego formatu, opisywanych od czasów biblijnych, znanych z wielkich narracji religijnych. Przede wszystkim jednak jest historią mieszkających tu ludzi, a także milionów uchodźców, którzy od Nakby,2 czyli od 1948 roku, żyją rozproszeni po całym świecie, egzystują w kilkudziesięciu obozach dla uchodźców, rozlokowanych w różnych krajach Bliskiego Wschodu, także na terenie Palestyny. Jakoś trzeba sobie radzić w tej rzeczywistości – żyje się z dnia na dzień, przyszłość jest niepewna, planowanie nie ma sensu. Wykształcają się narzędzia życia społecznego, które oswajają nienormalność i tymczasowość. Opór wobec dokuczliwych form opresji odbywa się na wszystkie możliwe sposoby. Te, które są praktykowane w mikroskali, w najprostszych czynnościach dnia codziennego, powstają naturalnie i zakorzeniają się w życiu społecznym jako ważne dla tożsamości, godności, dla nadziei. Dostrzeganie tych praktyk – pieśni śpiewanych przez uchodźców, odnawianie relacji z ziemią, odkrywanie siły, jaką daje troska o rośliny, moc każdego posiłku przygotowanego z miłością – jest obszarem zainteresowania sztuki. W takiej rzeczywistości uśmiech jest praktyką oporu, niezgodą na poddanie się. 2 Nakba – w języku arabskim katastrofa, zapoczątkowana wycofaniem się wojsk brytyjskich z terytorium Palestyny i wypędzeniem przez Izrael Palestyńczyków z terenów, na których na mocy rezolucji 181 ONZ w 1948 roku zostało powołane państwo Izrael.


6

Palestyna dziś to kurczący się archipelag. Nieprzerwana ekspansja Izraela i zagarnięcia coraz to nowych terenów pod osiedla żydowskich osadników odbywają się mimo protestów opinii międzynarodowej, akcji bojkotowania produktów izraelskich, mimo reportaży obnażających mechanizmy niegasnącego konfliktu, w którym tkwi ten region. Wyzwolenie od poczucia niepewności i tymczasowości jest dziś wspólnym pragnieniem mieszkańców całego świata. Narastający chaos, spowodowany działaniami nieodpowiedzialnych polityków, wybieranych w wyniku stosowania demokratycznych procedur, zbliżająca się katastrofa klimatyczna, wybuchające w różnych regionach protesty antyrządowe, rosnące w siłę radykalizmy produkują niepewność, której doświadczanie łączy mieszkańców wszystkich kontynentów. W dzisiejszej Palestynie skupiają się zarówno wszystkie kryzysy, które mogą formować naszą przyszłość – z ogromnym kryzysem dostępu do wody pitnej na czele – jak i wszystkie wspaniałe przykłady ludzkiej solidarności, dobra, sposobów obejścia tego, co destrukcyjne, wytworzenia praktyk, które przywrócą to, co najlepsze w ludzkiej aktywności. Próby wyobrażania sobie przyszłości są często niespektakularnymi praktykami. Artyści znakomicie potrafią je zidentyfikować, a następnie wyeksponować, dać widzialność i poddać debacie publicznej. I to właśnie jest niewątpliwą siłą działań artystycznych podjętych w ramach Codziennych form oporu. Ujawniając palestyńską codzienność, dają nam narzędzia do pisania scenariuszy dla, ciągle będącej w zasięgu naszych możliwości, mądrzejszej przyszłości. Bogna Świątkowska


7

The Palestine Archipelago When you enter the territory of Palestine, or rather the complex entity that is the Palestinian Authority, you be­ come helpless on various levels. Not because the Israeli army occupies and controls, in both military and eco­ nomic terms, a major part of the Palestinian territories, and not because the separation barrier is an insult to the dream of a world free of discrimination and human rights abuses. A contemporary form of colonialism has been perfecting its cunning ways here, and it is ex­ tremely depressing to realise that, against our will, we are all part of a huge machine of tacit acceptance for the situation in which the Palestinians find themselves. I first visited Ramallah in 1992. That was before the founding of the Palestinian Authority, before the erection of the Israeli wall by poorly paid Palestinian workers, and before the Oslo Accords, the 1993 agreement that was to solve the Palestinian-Israeli conflict, but in fact only added fuel to the fire.1 Ramallah, then a small town set in a picturesque location on the hills of the West Bank of Jordan, was accessed from Jerusalem by way of a six-door Mercedes taxi – a cross between a luxury vehicle and a bus. The taxis waited in line in front of the Damascus Gate, where groups of pilgrims from all over the world enter the narrow streets of Old Town. The trip didn‘t take long; after all, it is only sixteen kilometres as the crow flies. Today, covering the distance takes an hour at best, and a whole day at worst. The road, once straight, has been blocked; the new one winds and zigzags its way. You need to negotiate the infamous Qalandiya checkpoint, a major border crossing point established by Israel, which serves to control the Palestinians‘ mobility and their access to Jerusalem, considered by both states as their capital. It also serves to discourage foreign­ 1 The mutual recognition of Israel and the Palestine Liberation Organization, agreed in 1993 in Oslo, meant as a cornerstone of the Middle Eastern peace process. It forms the legal basis of the existence of the Palestinian Authority and at the same time of the territories‘ division into three zones: Area A, including the Gaza Strip and larger cities in the West Bank, Area B – Arab settlements under Israeli military control, and Area C – Israeli settlements and areas administered exclusively by Israel.


8

ers from travelling to the Palestinian territories. Large multilingual signs warn that it is dangerous and poses a potentially lethal risk. Behind the wall, a different world begins, one that fits neither the stereotypes conveyed by sensation-hungry the media, nor by the Israeli narrative, seeking to jus­ tify the State of Israel‘s treatment of the Palestinians. Nothing is simple or obvious here, everything has its complicated, dense history, comprised by the ambitions of greater and lesser leaders, described since Biblical times, familiar from grand religious narratives. Above all, however, it is a history of the people living here as well as of the millions of refugees who since the 1948 exodus, or Nakba,2 have been dispersed around the world or living in several dozen refugee camps in various countries in the Middle East, including in Palestine itself. One needs to make do in this reality, and one lives from day to day, the future is uncertain, planning makes no sense. Various instruments of social life are developed in an effort to co-opt the abnormal and provisional. Re­ sistance against obnoxious forms of oppression takes place in all kinds of ways. Those that are practiced on microscale, in the simplest activities of everyday life, emerge naturally and become rooted in social life as vital for identity, dignity, and hope. Noticing those practices – the songs sung by the refu­ gees, renewing their relationship with the land, discov­ ering the power that caring for plants gives you, the im­ portance of every meal cooked with love – is within art‘s ambit. In such a reality, the smile is a practice of resist­ ance, a refusal to give up. Today, Palestine is a shrinking archipelago. Israel‘s ex­ pansion and the seizure of ever new stretches of land for Jewish settlements continue every day despite in­ ternational protests and boycott campaigns, despite reports exposing the mechanisms of the incessant con­ flict the region remains mired in. 2 Nakba, “disaster,” denotes the exodus and expulsion of the Palestinian Arabs following the withdrawal of British troops from areas where, pursuant to the UN Resolution 181, the State of Israel was founded in 1948.


9

To be freed from a sense of uncertainty and temporari­ ness is something that people of the world desire today. Mounting chaos, caused by the decisions of irresponsible politicians, elected through democratic procedures, an impending climate catastrophe, anti-government pro­ tests erupting in various countries, and growing radical­ isms all produce a precariousness that is felt and experi­ enced around the globe. In today‘s Palestine are focused all those crises that may define our future – with the acute problem of water scarcity to begin with – as well as wonderful examples of human solidarity, virtue, ways of circumventing the destructive, of producing practices that will restore what‘s best about human activity. Attempts to imagine the future often come across as unspectacular. Artists are great at identifying and then highlighting them, lending them visibility and introduc­ ing them to public debate. That is undoubtedly where the power of the art practices undertaken as part of Everyday Forms of Resistance comes from. Shedding light on the Palestinians‘ daily reality, they offer us tools for scenarios of a wiser future that is still within our reach. Bogna Świątkowska


10

The Residents. Portrety

„Myśląc o portretowaniu przede wszystkim jako o szczególnym rodzaju spotkania dwojga ludzi, zakładamy nawiązywanie relacji i współpracy pomiędzy fotografującymi a artystami. Chcemy uchwycić wizerunek rezydentów i rezydentek w momencie, gdy przebywają w Warszawie i liczymy na twórcze spotkanie osobowości po obu stronach obiektywu. Praca nad portretami może stać się punktem wyjścia do przyszłych wspólnych realizacji, wzajemnej inspiracji i poszerzania sieci kontaktów w ramach globalnej społeczności artystycznej”. 3Marianna Dobkowska i Witek Orski

The Residents. Portrety to długofalowe przedsięwzięcie, mające na celu wytworzenie płaszczyzn współpracy między artystkami i artystami przebywającymi na rezydencji w Centrum Sztuki Współczesnej Zamek Ujazdowski a środowiskiem najciekawszych polskich fotografek i fotografów młodego pokolenia, działających w polu sztuk wizualnych. Podstawowym efektem tej współpracy są autorskie cykle portretów grup przebywających na rezydencji, wykonywane przez zaproszonych do projektu fotografów i fotografki. Projekt zainicjowali kuratorka rezydencji w U–jazdowskim Marianna Dobkowska oraz artysta Witek Orski. Pierwszą zaproszoną fotografką była Karolina Zajączkowska, która sportretowała artystów przebywających na rezydencji jesienią 2018 roku. Portrety artystów, którzy mieszkali i pracowali w Zamku Ujazdowskim wiosną i latem 2019 roku wykonał Dawid Misiorny. Kuratorów przebywających na rezydencji Re–Directing: East latem 2019 uchwyciła Weronika Ławniczak. W tym numerze prezentujemy fotografie Witka Orskiego. Do projektu została także zaproszona Katarzyna Szugajew.


11

The Residents. Portraits

“Approaching portrait photography as primarily a special kind of meeting between two people, we assume photographers will be able to strike up a relationship and collaborate with the portrayed artists. Our goal is to capture images of residents at this particular moment in their stay in Warsaw, hinging on a creative meeting of personalities on both sides of the lens. The work on these portraits may become a starting point for future collaborations, mutual inspiration, and expansion of their network of contacts within the global artistic community”. 3Marianna Dobkowska and Witek Orski

The Residents. Portraits is a long-term initiative aimed at creating a platform for cooperation between artists-in-residence at U–jazdowski and the most interesting Polish photographers of the younger generation, active in the field of visual arts. The basic outcome of this cooperation will be an original series of portraits of the residents taken by invited photographers. The project was initiated by Marianna Dobkowska, the curator of U–jazdowski residencies, and artist Witek Orski. The first invited photographer was Karolina Zajączkowska, who captured the 2018 autumn residents. Portraits of artists who lived and worked at the Ujazdowski Castle in spring and summer 2019 were taken by Dawid Misiorny. Curators who participated in Re–Directing: East residencies in summer 2019 were portrayed by Weronika Ławniczak. This issue features photographs made by Witek Orski. The next edition of the project includes Katarzyna Szugajew.


12

Każda pieśń zna swój dom Karolina Grzywnowicz w rozmawie z Bogną Świątkowską Twój kilkutygodniowy pobyt w Palesty­ nie na Zachodnim Brzegu Jordanu to efekt konkursu na rezydencję artystycz­ ną w Ramallah. Był to twój pierwszy kontakt z tym skomplikowanym obsza­ rem świata. Co zgłosiłaś w konkursie? Uważam, że wyjazd do kraju, w którym się nigdy nie było, z wymy­ ślonym z góry projektem jest rzeczą niewłaściwą. Chciałam się najpierw wystawić na to, co mnie tam spotka, na historie, rozmowy. Natomiast w aplikacji konkursowej trzeba było umieścić przynajmniej zarys tego, co zamierza się zrobić. Dlatego opisałam projekt, nad którym pracowałam wtedy już od kilku miesięcy. Every Song Knows Its Home polega na tym, że zbieram amatorskie piosenki mi­ grantów. Szukam ich w różnych archi­ wach, ale też nagrywam. Piosenki te, w różnych językach, pochodzące z róż­ nych regionów i okresów, opowiadają o szeroko rozumianym doświadczeniu migracji. Czasem jest to opowieść o podróży, czasem wyraz tęsknoty za domem, a czasem opis tego, jak ludzie próbują poradzić sobie w nowych wa­ runkach i zbudować w nich swój świat na nowo. Wydawało mi się, że bardzo ważne jest rozpoczęcie właściwej pra­ cy nad tym projektem w Palestynie, gdzie mamy do czynienia z ogromną liczbą ludzi, którzy w obozach dla uchodźców mieszkają nieprzerwanie od 1948 roku. Mimo że ich rodzinne miejscowości leżą nie kilkaset, tylko kilkadziesiąt, kilkanaście kilometrów od miejsca ich tułaczki, nie mogą do nich wrócić. Mogą popatrzeć na nie na mapach Googla.

Trudno powstrzymać emocje, słuchając ich historii, ale jest jasne, że to, o co im chodzi, to nie emocjonalne reakcje, ale zakończenie okupacji. Obserwowałam cię przy pracy i wiem, że bardzo dużo czasu poświęcasz na zbieranie informacji. Robisz to różnymi metodami, przez lektury, rozmowy z ekspertami i zwykłymi ludźmi. Czy wśród spotkań, które tam odbyłaś, było jakieś, które można nazwać punktem zwrotnym? Opowiem o dwóch. Pierwsze to spot­ kanie z Ehabem, który był moim prze­ wodnikiem po obozie dla uchodźców Amari. Na koniec naszego pierwszego spotkania powiedział: „Wiesz, my tak naprawdę żyjemy w stanie podwójnej okupacji. Z jednej strony jesteśmy okupowani przez Izrael, a z drugiej przez własny rząd, który o nas w ogóle nie dba. Jesteśmy zostawieni sami so­ bie. Nie mamy żadnej reprezentacji”. Głosy krytyki pod adresem władzy palestyńskiej słyszałam często, nie tylko w obozach dla uchodźców, ale Ehab ujął to najdosadniej. Widziałam dzielnicę dyplomatyczną, gdzie miesz­ kają przedstawiciele rządu. Takich luksusowych willi, takiego bogactwa zupełnie nie spodziewałam się w Palestynie. Zwłaszcza że dzielnica dyplomatów znajduje się dosłownie parę kilometrów od Jalazone, jednego z największych obozów dla uchodź­ ców, gdzie sytuacja jest wyjątkowo trudna, ponieważ obóz znajduje się tuż obok ogromnego izraelskiego osiedla Beit El, w którym mieszka około sześć i pół tysiąca osadników. Dla wielu Palestyńczyków dzielnica dyplomatyczna to symbol korupcji rządu i odcięcia polityków od spraw zwykłych ludzi, miara tego, jak bardzo przestali ich reprezentować, a zajęli się przyznawaniem sobie kolejnych przywilejów. Drugie spotkanie miało miejsce w trakcie nagrywania w Balacie, największym obozie dla uchodźców na Zachodnim Brzegu, niedaleko Nablusu. Poznałam tam niesamowitą


13

kobietę. Tohfa jest nauczycielką arab­ skiego, bardzo ciepłą i hojną osobą, o wspaniałym głosie. Zaśpiewała mi przepiękne piosenki, opowiedziała historie o tym, jak wraz z rodziną, wy­ korzystując fakt, że dostali przepustkę do szpitala i mogli wjechać na teren Izraela, pojechała nad Jezioro Gali­ lejskie, skąd pochodzi, i tam wszyscy razem śpiewali piosenki o Nakbie, o tym, co stracili, i o tym, że kiedyś tam wrócą. Śpiewali i płakali. Podczas spotkania z Tohfą nagrałam również kołysanki, które śpiewała swo­ im dzieciom. I wtedy pomyślałam, że to jest ważny temat, że chcę nagrywać kołysanki w obozach dla uchodźców. Większość osób w obozie cierpi na syn­ drom stresu pourazowego i związane z tym zaburzenia snu. Wojsko izraelskie zjawia się w obozach głównie w nocy. Wtedy właśnie odbywają się przeszu­ kania domów i aresztowania. Uchodźcy cały czas żyją w niepewności, czy mogą zasnąć, czy nie. Deprywacja snu to jedna z cech tamtejszej codzienności. Nawet po wyprowadzeniu się z obozu Palestyńczycy śpią po dwie, trzy godziny na dobę i tylko wtedy, gdy uznają, że mogą sobie na to pozwolić. Sen w tamtejszych warunkach jest luksusem i aktem odwagi. W Palestynie zetknięcie się z życiem codziennym i tym, jak ludzie sobie – jednak i mimo wszystko – radzą, jest dla przybyszów z zewnątrz zaskakujące. Ale też przywraca wiarę w człowieka i w to, że jesteśmy w stanie nadać sens naszemu życiu nawet w obliczu najgorszych scenariuszy. Byłaś w wielu obozach uchodźców. Obserwowałaś, jak ich mieszkańcy funkcjonują. Co przykuło twoją uwagę? Ciekawym tematem jest kwestia codziennych form oporu. To był zresztą tytuł tej rezydencji. Tak. Będąc tam, praktycznie nie doświadcza się oporu w tym

standardowym, militarnym ujęciu. Gdy myślimy o Palestynie, o konflikcie, wyświetlają nam się obrazy, które znamy z przekazów medialnych. Warto pamiętać, że obraz Palestyny, który jest nam serwowany, to ten w dużej mierze tworzony przez Izrael. Ponieważ okupacja ma wpływ na absolutnie każdy aspekt życia Palestyńczyków, to de facto każde działanie jest formą oporu. Sam fakt pozostawania w tym miejscu i nie wyjeżdżania jest formą oporu. Istnieje nawet specjalne słowo na to w języku arabskim – sumud – czyli właśnie trwanie, pozostawanie w miejscu. Każda czynność może być rozumiana jako oddolna praca i opór. To może być uprawianie ogródka, wytwarzanie przedmiotów ze śmieci, gromadzenie wody, wspólne gotowanie. Albo wspólne śpiewanie piosenek. Każda czynność, która polega na perfor­ mowaniu obecności i kultywowaniu zwyczajów, jest oporem przeciwko poddawaniu się procesom wymazy­ wania z krajobrazu, z historii, z mapy. Tak jak stosowanie tradycyjnych ziół i przypraw ważnych dla kuchni palestyńskiej, których zbieranie zostało obłożone zakazami przez Izrael. Te regulacje prawne wydają się absurdalne: złośliwe pozbawianie ludzi tego, co jest tradycyjnym składnikiem ich pożywienia, jest jeszcze jedną odsłoną „oczyszcza­ nia” terytorium z dotychczasowych mieszkańców. Dużą część mojego riserczu poświęciłam roślinom, które mogą opowiedzieć o izraelskim kolonia­ lizmie i okupacji. Obecnie najbardziej dyskutowana jest kwestia dotycząca tymianku, szałwii i rośliny akoub. Wszystkie trzy są stosowane w kuchni palestyńskiej od zawsze. Tymianek wchodzi w skład zaataru, czyli przyprawy, która jest stosowana do wszystkiego, posypywać nim można właściwie wszystkie potrawy, chleb je się z zatarem i oliwą. Szałwia, czyli


14

maramiya, też jest podstawowym składnikiem w kuchni palestyńskiej, bardzo popularna jest herbata z szał­ wii. A akoub – Gundelia tournefortii – to roślina, która występuje tylko dziko, taki karczoch z kolcami. Palestyńczycy dokładnie wiedzą, gdzie rośnie, kiedy i jak go zbierać, żeby nie uszkodzić korzenia i żeby w przyszłym roku znów pojawił się na łąkach. Zbieranie go to zajęcie kobiece, często stanowi do­ datkowe źródło utrzymania dla tych, których mężowie są w izraelskich więzieniach. One zbierają akoub, oczyszczają z kolców i przyrządzają wspaniałe tradycyjne dania, które wszystkim Palestyńczykom kojarzą się z dzieciństwem. Tak więc te trzy ro­ śliny są ważnym składnikiem nie tylko palestyńskiego pejzażu, palestyńskiej kuchni, ale także palestyńskiej tożsa­ mości. I wszystkie one zostały przez Izrael wpisane na listę chronionych gatunków, których zbieranie jest zaka­ zane. Nawet mając przy sobie bardzo małą ich ilość można dostać wysoką grzywnę albo trafić do więzienia. Rabea Eghbariah, palestyński prawnik mieszkający w Hajfie, który zajmuje się przypadkami dotyczącymi zaataru opowiadał mi, że w ramach kary za posiadanie ziół często konfiskowane są samochody Palestyńczyków i przez miesiące, a nawet lata prze­ trzymywane na terenie żydowskich fortyfikowanych osiedli, tzw. settlementów. Tak naprawdę nie ma żadnego uzasadnienia dla wpisania tych roślin na listę gatunków chronio­ nych. Tymianek i szałwia występują powszechnie na terenie Palestyny. Akoub, który nie występuje w Europie, rośnie tylko wiosną, ale Palestyńczycy dokładnie wiedzą, jak należy go zbierać, robią to od wieków. Wpisanie tych roślin na listę chronionych gatun­ ków jest przykładem greenwashingu Izraela. Na zewnątrz wygląda to jak szlachetne działanie – ochrona przy­ rody – znajdujące pełne zrozumienie w świecie zachodnim, a tak naprawdę jest kolejnym zabiegiem mającym na celu wykorzenienie Palestyńczyków.

Podobnym zabiegiem jest ustanawia­ nie kolejnych parków narodowych i rezerwatów przyrody, których głów­ nym celem jest przejmowanie coraz większego terytorium dotychczas zamieszkiwanego i wykorzystywanego przez Palestyńczyków. Działania proekologiczne to element narracji bardzo silnie wykorzystywanej przez Izrael: o jedynej demokracji na Bliskim Wschodzie, która nie tylko respektuje, ale praktykuje zachodnie wartości takie jak np. ochrona natury. Co w tej sytuacji może sztuka? To bardzo trudne pytanie. I chyba najuczciwiej będzie, jeśli powiem: nie wiem. Cały czas zastanawiam się nad pozycją, z jakiej występuję i jakie mam prawo do tego, żeby opowiadać o tym, co tam zobaczyłam, usłyszałam. Co zrobić, żeby nie doszło do nadużycia, zawłaszczenia. Co mogę wnieść, jaki rodzaj perspektywy, doświadczenia. Co możemy sobie dać, czego się od siebie nauczyć? Wiem na pewno, że nie chcę zrobić kolejnego projektu o uchodźcach, w którym mówi się o nich i za nich. Projekt Every Song Knows Its Home ma być tylko pewnego rodzaju platformą, gdzie to ich własne pio­ senki, ich głosy zyskają może większą słyszalność. Szukam tych piosenek w zakurzonych pudełkach w archi­ wach i nagrywam z ludźmi, których głos jest uciszany. Tohfa z Balaty powiedziała mi na koniec naszego spotkania: „Powiedz im w Europie, czego my tutaj doświadczamy, opowiedz im, jak wygląda nasze życie, bo my nie możemy tego zrobić. Jedyne co możemy, to przekazać tobie, jak to wygląda, a ty możesz ponieść tę informację dalej”. Oni naprawdę mają świadomość tego, jak łatwo mogą zostać wymazani, dlatego starają się jak najrzetelniej zdać relację każdemu, kto zechce posłuchać.


15

Karolina Grzywnowicz interdyscyplinarna artystka wizualna. Jej ostatnie prace ukazywały rośliny w kontekstach społecznym i politycznym, często nasyconych przemocą. Praktyka artystki bazuje na badaniach z wykorzystaniem materiałów archiwalnych, wywiadów, relacji ustnych oraz zapisów bibliograficznych. Grzywnowicz poszukuje paralelizmów między wydarzeniami historycznymi a współczesnym dyskursem polityczno-społecznym, napędzanym palącymi kwestiami wypędzeń, migracji i przesiedleń. Podczas rezydencji w Warszawie opracowywała materiały zebrane podczas pobytu w Palestynie do pracy Every Song Knows Its Home - dźwiękowego archiwum pieśni śpiewanych przez człon­ ków i członkinie palestyńskiej diaspory, przechowujących wspomnienia przesiedleń, których śpiewanie może być aktem politycznym i jedną z form oporu. Karolina Grzywnowicz jest absolwentką komparatystyki literackiej na Uniwersytecie Jagiellońskim (2003—2008). Otrzymała stypendium Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego oraz grant Europejskiej Fundacji Kultury. Jej prace wystawiano m. in. w Zachęcie Narodowej Galerii Sztuki (Warszawa), Onomatopee Projects (Eindhoven, Holandia), Office for Cultural Translations (Lipsk, Niemcy), Centrum Sztuki WRO (Wrocław) oraz galerii BWA (Katowice). Mieszka i pracuje w Berlinie.


16


17

Every song knows its home Karolina Grzywnowicz in conversation with Bogna Świątkowska Your several week-long stay in Palestine, in the West Bank, came about through an open call for an art residency in Ramallah. I know it was your first encounter with this complex part of the world. What was your proposal? I think that going with a preconceived project to a country that you‘ve never visited before isn‘t a right thing to do. I wanted first to expose myself to what I‘d see and experience there, to the stories and conversations. But the procedure is such that you need to submit at least a concept note. So I described a project I‘d been working on for a couple of months, Every Song Knows Its Home, where I collect immigrants‘ amateur songs. I trace them in various archives, but also do field recordings. Sung in different languages, originating from different regions and traditions, the songs deal with the general experience of migration. Sometimes this is the story of a journey, an expression of home­ sickness, or an account of how people try to cope in the new conditions, building a new life for themselves. I thought it very important to start the proper work on on this project in Palestine, where so many people have lived in refugee camps since 1948. Even though their home towns or vil­ lages are to be found not thousands or hundreds but sometimes just few dozen kilometres from the place of their exile, they can‘t return to them. They can look at them at Google Maps. Their stories are incredibly moving, yet it‘s clear that it‘s not emotional reactions they want, but for the occupation to end. I‘ve seen

you at work, and I know that you spend a lot of time researching and gathering information. Reading, talking to experts, interviewing local people. Did any of the meetings that you had there prove a breakthrough, a turning point? Let me tell you about two. The first one was with Ehab, who was my guide around the Amari refugee camp. At the end of our first meeting, he told me, “You know, in fact we live under a double occupation. We are occupied by Israel, but also by our own govern­ ment, which doesn‘t care about us. We‘ve been left to our own fate. We have no representation.” Many people there, not only in refugee camps, were critical of the government, but Ehab put it most bluntly. I saw the diplomatic district where government officials live. I didn‘t expect such luxu­ rious homes, such wealth in Palestine. Especially that the district is located just three or four kilometres from the Jalazone refugee camp, one of the largest, where the situation is particu­ larly difficult because a huge Israeli settlement, with a population of some 6,500, is virtually next door. For many Palestinians, the diplomatic district is a symbol of official corruption and of politicians‘ being out of touch with everyday issues, a measure of how much they‘ve stopped representing the people to focus on the pursuit of privileges for themselves. The second meeting was when we were recording in Balata, the largest refugee camp in the West Bank, near Nablus. There I met an incredible woman. Tohfa is a teacher of the Arabic language, a very warm and generous person, endowed with a great voice. She sang absolutely beautiful songs for us, and told us stories about how she and her family, using the fact that they had a permit to go to hospital and were able to enter Israel, went to the Sea of Gali­ lee, where she comes from, and there they all sang songs about the Nakbah,


18

about what they‘d lost and about how one day they would return. They sang and cried. During my meeting with Tohfa, I also recorded the lullabies that she sang to her kids. And then I thought that this was an important theme, that I wanted to start recording lullabies in refugee camps. Most people in such camps suffer from post-traumatic stress disorder and have trouble sleeping. The Israeli military usually arrives at night. That‘s when they search homes and make arrests. The refugees are never sure if they can fall asleep. Sleep deprivation is part of their reality. Even having moved out of the camp they sleep two to three hours a day and only when they decide they can afford that. To sleep in those conditions is a luxury and an act of bravery. In Palestine, contact with daily life and with how – despite everything – people cope with it is surprising for an out­ sider. But it also restores your faith in humanity, in the human ability to make life meaningful even in the face of most unfavourable scenarios. You‘ve been to very many refugee camps. You‘ve seen how people live there. What in particular held your attention? Everyday forms of resistance are an interesting subject. It‘s actually the title of this residency. That‘s right. Being there, one sees practically nothing of resistance in the military, violent sense of the world. When you think of Palestine, certain images, familiar from media reports, play out in your mind. It‘s worth remembering that the image of Pal­ estine we know is largely constructed by Israel. Since the occupation affects absolutely all aspects of Palestinian‘s lives, doing anything is actually a form of resistance. The very fact of staying there and not leaving is a form of

resistance. There‘s even an Arabic word for that – sumud – enduring, persevering. Anything you do can be considered in terms of grassroots work and resistance. It can be gardening, upcycling stuff, collecting water, or cooking together. Or singing songs together. Anything you do that performs presence and cultivates customs is an act of resistance against the process of being erased from the landscape, from history, from the map. Such as using the herbs and spices featuring in traditional Palestinian cuisine, which it is illegal to forage. Such regulations seem absurd: the malice of depriving people of what has been a traditional component of their diet is yet another way of “cleansing” the territory of its hitherto inhabitants. I devoted a large part of my research to plants that can serve as an illus­ tration of Israeli colonialism and oc­ cupation. Today those most hotly dis­ cussed are thyme, sage, and a plant called akoub. All three have been used to season Palestinian dishes since times immemorial. Thyme makes part of zaatar, a universal spice, sprinkled on all kinds of food, eaten with bread and olive oil. Sage, or maramiya, is also a staple spice, with sage tea be­ ing very popular. And akoub (Gundelia tournefortii) is a plant that grows only in the wild, like an artichoke with thorns. Palestinians know exactly where it grows, when and how to forage it without damaging the root so that it can spring up again next season. Picking akoub is a feminine task, often a source of extra income for those women whose husbands are in Israeli jail. They pick the akoub, remove the thorns, and cook delicious traditional dishes with it that take all Palestinians back to childhood. So these three plants are an important feature not only of the Palestinian landscape and cuisine, but also of the Palestinian identity. And all three have now been listed as protected


19

species, their foraging prohibited. You can pay a heavy fine or go to jail for the possession of even a very small amount of either of them. Rabea Egh­ bariah, a Palestinian lawyer living in Haifa, who deals with zaatar-related cases, told me that as punishment for the possession of prohibited herbs, Palestinians‘ cars are seized and held for months or even years inside forti­ fied Israeli settlements. There‘s really no reason for these plant species to be listed as protected. There had been no research indicating that their populations were shrinking. Thyme and sage are common throughout Palestine. Akoub, which doesn‘t ap­ pear in Europe, grows only in spring, but the Palestinians know exactly when to forage it, they‘ve been doing it for centuries. Listing those plants as protected species is an example of Israeli greenwashing. Outside, it looks like a noble deed – protecting nature – which resonates fully with the West­ ern world, whereas it‘s actually yet another way of uprooting the Palestin­ ians. In a similar vein, Israel has been setting up national parks and nature reserves, ostensibly for environmental reasons, in reality to seize more and more territory inhabited and used by the Palestinians. Being pro-environmental is one of the highlights of Israel‘s political marketing narrative: about the Middle East‘s sole democracy, which not only respects, but actually embraces Western values, such as ecology. What can art do here? That‘s a tough question. And I guess I should honestly say that I don‘t know. I‘ve kept considering my own position and my right to talk about what I‘ve seen and heard there. How to avoid abusing it, exploiting it? What can I add, what kind of perspective, experience? What can we give each other, learn from each other? I know for sure that I don‘t want another project about refugees where

you talk about them and for them. Every Song Knows Its Home is meant as a kind of platform to make their songs, their voices more audible. I search for those songs in dusty archival boxes, and I record them with people whose voice is being silenced. Tohfa from Balata told me at the end of our meeting: “Tell them in Europe what we experience here, tell them how our life looks like because we can‘t. We can only tell you how it looks like and you can pass it on.” They are really aware of how easily they can be erased, which is why they try to give as precise an account as possible to anyone willing to listen.

Karolina Grzywnowicz a visual artist. Her recent works deal with plants in social and political contexts, often of a violent nature. Her practice is research-based, making use of archival materials, interviews, oral history and bibliographic records. She looks for parallels between historical events and contemporary social and political discourses driven by urgent issues of exile, migration and dis­ placement. During her residency in Warsaw, she continued to work on the project she had started in Ramallah: Every Song Knows Its Home – a sound archive in which she includes songs sung by members of the Palestinian diaspora that preserve erased and repressed memories of displacement, strengthen their identity and being performed in this particular geopolitical context can become a political act and a form of resistance. Karolina Grzywnowicz graduated from Jagiellonian University, the Faculty of Comparative Literature (Kraków, 2003–2008). She is a grant holder of a scholarship from the Ministry of Culture and National Heritage in Poland and European Cultural Foundation. Her works have been exhibited e.g. in Zachęta National Gallery of Art (Warsaw), Onomatopee Projects (Eindhoven), Office for Cultural Translations (Leipzig), WRO Art Center (Wrocław), BWA Gallery of Contemporary Art (Katowice). She lives and works in Berlin.


20


21

Menu z zanikających przepisów Mirna Bamieh w rozmowie z Bogną Świątkowską Czy uważasz się za artystkę palestyń­ ską? Czy potrzebujesz tego przymiotni­ ka, żeby dookreślić się jako artystka? Nie, ponieważ zawsze chodzi o odkry­ wanie czegoś. To, co mnie interesuje, to stawianie pytań i granie nimi, a nie znajdowanie odpowiedzi. Trzy lata temu bym nie uwierzyła, że zrobię projekt o nazwie Palestine Hosting Society. Za kolejne trzy moje życie też będzie inne i nie wiadomo, nad czym będę pracować. Pochodzę z miejsca, gdzie polityka jest nieobliczalna. Sytuacja bez przerwy się zmienia, a jednocześnie panuje stagnacja. Ale na tym właśnie polega ta walka: nasza egzystencja jest pochodną prób jej wymazania. Ja nie doświadczyłam rzeczywistości bez Izraela, więc postrzegam pewne rzeczy jako nie­ zmienne, zaś przyszłość jest dla mnie niezwykle trudna do przewidzenia. Ale jednocześnie w tym wszystkim istnieje sfera marzeń. Palestyńczycy mają naprawdę bogatą wyobraźnię, ponieważ żeby przetrwać, musimy nieprzerwanie wyobrażać sobie swoją tożsamość. Cały czas wymyślamy siebie na nowo. Nigdy nie byliśmy po stronie uprzywilejowanej, nigdy nie mieliśmy gotowych odpowiedzi, nigdy nie mieliśmy planu. Nie da się zaplanować, że za trzy lata zamierzam robić to a to w tym miejscu, ponieważ to miejsce jest z gruntu niestabilne. Nigdy nie wiesz, kiedy będzie kolejna Intifada. Moje pokolenie dorastało w trakcie dwóch Intifad: w czasie pierwszej miałam trzy lata, podczas drugiej kończyłam liceum. Poza tym

ciągle są jakieś inne zawirowania. Więc my dobrze wiemy, jak trudno jest się ustabilizować. A poczuć, że odniosło się sukces? W czym? Wysiłek jest wielki, a jakie przynosi efekty? Czy sytuacja się poprawia? Czy to dokądś prowadzi? Co się osiąga? W sztuce? Czy jako istota ludzka? W obu znaczeniach. Nigdy nie pokładałam nadziei w polityce, która zbudowana jest na wielopoziomowej korupcji. Mam za to wiarę w ludzi, wierzę w nasze prawa i w wyzwolenie. Wyzwolenie Pale­ styny, ludzkości i to, że poszczególne walki są ze sobą powiązane. Czasami już samo dostrzeżenie podobieństw jest wyzwalające. Dlatego właśnie uważam, że ja także mam moc spraw­ czą i mogę coś zmienić, skupiając się na swojej pracy i wkładając w nią serce. Przez długi czas nie sądziłam, że bycie artystką jest wartościowe. Robiłam to, co kochałam, ale kiedy miałam się komuś przedstawić, po­ wiedzieć: jestem artystką, to miałam poczucie, że ta osoba zastanawia się, co też tak naprawdę robię, z czego żyję [śmiech]. Dlatego kiedy praco­ wałam na uniwersytecie, czułam się dobrze, bo mogłam mówić, że uczę sztuki. Teraz mówię, że gotuję! [śmiech] To prowokuje jeszcze więcej pytań, na przykład: w jakiej restauracji pracujesz? Odpowiadam, że pracuję za pomocą sztuki. Jest to jeszcze bardziej konfundujące, ale to dobrze. Odzysku­ ję sferę, jaką jest kuchnia, włączam ją do swojej sztuki i jest to praktyka, którą ludzie rozumieją. Ten rok był dla mnie szczególnie znaczący w dobrym i złym sensie, ze względu na duże zainteresowanie ze strony mediów. Dużo ludzi dowiedziało się, co robię. Dostaję poruszające wiadomości, w których ludzie piszą, że to, co robię,


22

jest to dla nich cenne. Dla mnie taki konsensus wokół wartości mojej sztu­ ki jest czymś nowym. Z jednej strony jestem zachwycona, ale z drugiej czu­ ję ciężar odpowiedzialności. W jakimś sensie musiałam dorosnąć i dojrzeć. Więc spanikowałam! Ale kiedy moje filmy miały po pół miliona odsłon, zostały przetłumaczone na angielski, hiszpański, arabski, poczułam, że ludzie dowiadują się o innym sposobie na bycie kobietą z Palestyny. Poza tym pracuję z jedzeniem i to jest piękne. Wszyscy kochają jedzenie! Arabowie generalnie kochają jedzenie, ale my, Palestyńczycy, dodatkowo czujemy gorzki smak tego, że nasza kuchnia jest nam odbierana przez Izrael, który zawłaszcza ją dla swojej kuchni naro­ dowej, eksportowanej na cały świat. Chodzi o potrawy takie jak humus, falafel, kuskus, ale też o składniki, których zabrania nam się pozyskiwać. Zataar, akoub, dziko rosnące zioła – nie mamy do nich dostępu z powodu izraelskich regulacji, które powstały wcale nie po to, żeby chronić te rośliny, tylko po to, by utrudnić zwykłe czynności. Celem jest uniemożliwienie Palestyńczykom kontaktu z ziemią, glebą. Okupant wie, że jeśli zerwie tę więź i sprawi, że ziemia stanie się czymś abstrakcyjnym, to łatwiej będzie ją odebrać. Ludzie zapomną i pogodzą się z sytuacją. Mam po­ czucie, że rozpoczęłam swój projekt w momencie, gdy wiele młodych osób z Palestyny zaczyna myśleć podobnie. Jest sporo grup pracujących z rol­ nictwem, ekologicznymi uprawami, są spółdzielnie, generalnie wzrasta świadomość znaczenia naszych ciał na tej ziemi. Nasze pokolenie jest pod tym względem bardziej odpowie­ dzialne niż poprzednie. Więc myślę, że to był bardzo dobry moment na taki projekt. Dla mnie, w moim życiu, ale też pod względem wpływu, jaki może on mieć. Nie da się pracować w próżni, a kiedy jest wojna, mówienie o ginących przepisach jest bez sensu, bo są o wiele pilniejsze rzeczy. Ale jeśli więcej jednostek i grup wytwarza

synergię wokół pewnych kwestii, ich głos ma szansę się przebić. Używanie medium jedzenia i okazji, żeby spotkać się przy stole, to jeden ze sposobów na lepsze zrozumienie „kleju”, który nas łączy. Jesteś z wykształcenia psycholożką. Czy i jak według ciebie sytuacja przy stole może być wykorzy­ stana do rozwiązywania problemów na większą skalę? Wiele pytań w jednym... Kiedy zapraszam do stołów w Palestynie, menu, które się na nich znajdzie, wynika z tego, co akurat zgłębiam. Oferuję to menu ludziom i dzielę się zdobytą wiedzą. Moim celem jest, żeby ludzie spotkali się z tą częścią siebie, o której do tej pory nie do końca wiedzieli. Moje menu składają się z zanikających przepisów, a histo­ rie, które opowiadam, są na progu zapomnienia. W ten sposób powstaje narracja przywracania. Chodzi o to, żeby przypomnieć Palestyńczykom, co straciliśmy. Poszczególne części Zachodniego Brzegu są obecnie oddzielone od siebie, nie możemy pojechać do Gazy, nie możemy pojechać do Hajfy. Istnieją materialne granice, z powodu których ludzie nie znają nawzajem swoich zwyczajów. Oprócz tego utrata ziemi sprawiła, że straciliśmy wiele zbóż, które były kluczowe w niektórych przepisach. Gdy one zniknęły, zniknęło też przyrządzane z nich jedzenie. Zbieram więc przepisy, a wraz z nimi te historie. Jest to dla mnie sposób na to, żebyśmy spojrzeli na siebie na nowo i dostrzegli, że mamy korzenie w prze­ szłości oraz wpływ na przyszłość. O to chodzi w stołach w Palestynie dla Palestyńczyków. Z drugiej strony pracuję też poza Palestyną i tam też mówię swoją pracą o zanikających zwyczajach związanych z jedzeniem, ale przy tych stołach siedzą Palestyńczycy i nie-Palestyńczycy. Więc to jest o tym, jak opowiedzieć historię w niejednorodnej grupie. To jest wyzwanie, ale jakże ekscytujące.


23

Miałam okazję dużo podróżować, po­ kazywałam prace w wielu miejscach, więc wiem, że potrafię stworzyć narrację, która nie jest całkowicie lokalna, nie tracąc przy tym swojej esencji. Zrobiłam stół w Ammanie, przygotowuję edycję w Nowym Jorku, w Berlinie i Warszawie. Jestem tu na trzymiesięcznej rezydencji, więc to nie może być tylko stół i nie mogę ograni­ czyć się do tych samych tematów co zwykle – dziko rosnące rośliny jadalne czy historia jerozolimskiego starego miasta. To musi być coś innego. Mam tu dystans, który zawsze był dla mnie czymś produktywnym. Kiedy wyjechałam z Palestyny do Bejrutu, moja praktyka artystyczna była już ukształtowana, ale pracy pomagało oddalenie. Dystans dał mi przestrzeń na refleksję i kreację. Dzięki niemu wyraźniej widziałam pułapki, których chciałam uniknąć. Dlatego, będąc tu­ taj, obrałam jako temat fermentację. Intuicja mi to podpowiedziała. Zawsze interesowała mnie fermentacja, lubię jeść kiszonki! Ich smak komunikuje coś mojemu ciału. Poza tym chodzi o proces: delikatny i techniczny proces transformacji. Więc niewiele myśląc, wybrałam ten temat. Wydaje mi się bardzo odpowiedni.

Mirna Bamieh artystka z Jerozolimy/Palestyny. Ukończyła studia licencjackie z psychologii na Birzeit University w Ramallah (2002–2006), zdobyła tytuł magistra sztuki na Bezalel Academy for Arts and Design w Jerozolimie (2011–2013). W swojej pracy próbuje zrozumieć i poddać refleksji zmieniające się uwarunkowania polityczne, jednocześnie stawiając pytania o koncepcję terytorium i geo­ grafie tymczasowej czasowości. Poszukuje scenariuszy korzystają­ cych z języka absurdu i ironii jako narzędzi komentarza politycznego. W 2017, po otrzymaniu dyplomu kucharza, realizowała społecznie zaangażowane projekty Potato Talks i Palestine Hosting Society, wykorzystując narrację i jedzenie jako media artystyczne. Palestine Hosting Society to projekt perfor­ matywny, będący przedłużeniem jej badań nad polityką znikania, produkcją pamięci i praktyką tworzenia dzieł artystycznych, które zajmują się niepokojami społecznymi i ograniczeniami we współczesnych dylematach politycznych, podejmując refleksję nad uwarunkowaniami charakterystycznymi dla wspólnot palestyńskich. Bada palestyńskie tradycje i kulturę kulinarną, szczególnie te potrawy, które przygotowuje się coraz rzadziej. Projekt przywraca je do życia przy stole, podczas spacerów i rozmaitych interwencji. Podczas rezydencji w U–jazdowskim Mirna Bamieh zrealizowała instalację kulinarną i performans wykorzystujący jedzenie, odwo­ łując się do koncepcji fermentacji i konserwacji. www.mirnabamieh.com www.palestinehostingsociety.com


24

My menus are disappearing recipes

Is it also hard to succeed?

Mirna Bamieh in conversation with Bogna Świątkowska

You make this huge effort, and what is the outcome of it? Does it make your situation better? Is it really fruitful in terms of achieving something?

Do you consider yourself a Palestinian artist? Do you need this adjective, this descriptive part about what kind of artist you are? No, it is always an exploration. What excites me are the questions, playing around with them without wanting to find the answers. Three years ago I would never have thought that I would create a project called the Palestine Hosting Society. But I did. It changed my life, and in another three years my life will also be different again, I might create something totally different. We come from a place where the politics is very hard to predict. It keeps changing, but at the same time it is very static. That‘s the struggle: our existence is based on resisting the efforts of erasure, erasing Palestinians. I have never known a time when there was no Israel, so for me there are things that never change, but at the same time the future is very hard to predict. There is a layer of dreaming throughout all of this. That is why I believe that Palestinians have a very rich imagination: we have to imagine our identity all the time, just in order to exist. We keep reinventing ourselves. We were never on the privileged side; we never had ready answers and we never had a plan. You never know when there is going to be a new Intifada. My generation grew up in two Intifadas. I was 3 during the first, and I graduated high school during the second. And then there are

all the other major events that have happened. It is hard to settle.

Succeed in what?

You mean as an artist? Or as a human being? Both. For me personally, I never had high hopes regarding politics. I know it is built on layers and layers of corruption. I do believe in people, in our right and in our liberation. The liberation of Palestinians and all the oppressed nations of the world and human beings. Sometimes, simply seeing the similarities between dif­ ferent struggles is liberating in itself. And that is why I think I can make a change by focusing on what I do and giving it my all. For a long time, presenting myself as an artist did not seem to have any value. I was creating work that I loved, and still do, but when it came to presenting myself as an artist, I assumed that people were thinking: oh, but what do you really do? How do you make a living? That‘s why it felt good when I was teaching at the university, because I could say: I‘m a teacher, I teach art. Now I say I‘m a cook [laughs]! That raises even more questions: in which restaurant do you work? I say that I work through my art. It sounds even more confusing, but that‘s good. I‘m reclaiming the kitchen, for my art. When I explain this practice to people, it makes sense to them. This year was very tough for me, both in a good and challenging way. I received lots of media attention and now many people know about my work. I receive a lot of very heartfelt messages about how valuable what


25

I do is to them. For me, to have this consensus in the value of my art prac­ tice is a new thing. I love it, though it has also made me feel the weight of responsibility. Somehow, I had to grow up. So I panicked! But after my videos received half a million views – and after having them translated into English, and then Spanish, and Arabic – I felt people were seeing a different way of being a Palestinian female. I work with food and I find it beautiful. Everybody loves food! We Arabs love food. But Palestinians always feel this bitterness, because we see how the Palestinian kitchen is being appropri­ ated and taken away from us by Israel, which is building its national cuisine out of it: hummus, falafel, couscous, etc. We are not allowed to collect wild herbs like za‘atar and the akub thistle. The Israelis put those prohibitions in place not to protect the plants, but in order to create a rupture in the everyday habits of Palestinians going to the land. To prevent a direct connection with the land, the soil. They are smart enough to know that once you break this connection and you render the land as an abstract concept, then it will be easy to take it away from the people, to make them forget and to settle for easier solutions. But I created this project at a time when there are many young Palestinian people who are starting to reclaim it. There are groups working on agriculture, seeds, eco-farming; there are farming co-ops. I think there is a new kind of consciousness and awareness in the way we are dealing with our bodies on this land. We feel much more responsibility than the generation before us. So I think it was perfect timing for this project [laughs], for me in my life, but also for the impact that it can have. Nobody can work alone, you know? If you want to talk about disappearing recipes in the middle of a war, it‘s not going to work. There are other urgencies. But when you have more than one group, many individuals who are creating

this momentum around certain issues, then you have a louder voice. Using food and the opportunity of meet­ ing round a table is a technique to find out more about this glue that connects people. You are educated as a psychol­ ogist. It must make it easier for you to work with social connections, etc. How do you think the table situation can be extended to solve tensions not just at a local scale, but also more broadly? Many questions in one question. When I present a table in Palestine, I focus on one research topic and go deep into it. I create a menu that tells a story based on this research, I present it slowly to the people and I am there performing, talking about it. What I want to achieve, is for people to have an encounter with a part of themselves they didn‘t know existed. My menus are disappearing recipes and the stories that I bring are almost lost. I bring them from the past, bring them to the table and observe this encounter. At the same time, I don‘t limit myself to the space at the table: I am very active on social media and that is also part of the proj­ ect. I bring the stories and activate the archives. I create a narrative of reappearing. And for me it is about reminding Palestinians of everything we have lost due to the construction of geography. Each part of the West Bank is secluded from the others. We cannot go to Gaza, we cannot go to Haifa, etc. There are physical borders that we cannot escape, and the result is people not knowing about each other‘s practices. At the same time, the loss of land has made us lose many crops that were central in some recipes, which then stopped being cooked. So I bring those stories, not just the recipes. For me it is a way to look at ourselves in new light, which has roots in the past, but is also empowering to create change in the future. So those are the tables in Palestine for Palestinians. On the


26

other hand, I am working on tables outside of Palestine. They are about those same vanishing food practices, but there will be Palestinians and non-Palestinians. The question is how to tell a story, when you have a diversity of people with various backgrounds. For me it is an exciting challenge. I can do it because I have been travelling a lot and I have shown my work in many contexts. That is why I can create such a narrative – one that is not local, but at the same time doesn‘t lose its essence when presented somewhere else. So far I made one table in Amman, I have been doing research for New York, I‘m presenting a project in Berlin in a couple of weeks, and now here. Here it is a 3-month long residency, so it cannot be just a table, and I can‘t go to my usual topics like wild plants, the Old City, the map. It has to be some­ thing else. And it is exciting, because I have this distance and that was always good for me. I actually started my practice in a very grounded way when I left Palestine for Beirut. I was creating work through that distance; it was a space for reflections and creation. It made me see the pitfalls that I wanted to avoid. So for this residency, I chose fermentation, just because my intuition told me to go there. I have always been interested in fermentation. I like to eat pickles! I like the taste, it tells something to the body. Fermentation is a delicate, technical process that involves trans­ formation. I chose this topic without much thinking – it simply felt right.

Mirna Bamieh an artist from Jerusalem/ Palestine. She obtained a B.A in Psychology from Birzeit University in Ramallah (2002–2006) and an M.F.A. at Bezalel Academy for Arts and Design in Jerusalem (2011–2013). Her work attempts to understand and contemplate the ever-shifting politics, while equally questioning notions of land and geographies of in-between temporality. Her work looks more at scenarios that take the language of the absurd and the ironic, and uses them as tools for political commentary. In 2017, obtaining a Diploma in Professional Cooking made her develop works that use the mediums of storytelling and food for creating socially engaged projects through her art practice, such as Potato Talks and Pales­ tine Hosting Society. Palestine Hosting Society is a live art project, is an extension to Mirna Bamieh‘s research at the politics of disappearance, memory production, and her practice in creating artworks that unpack social concerns and limitations in contemporary political dilemmas, and reflect on the conditions that characterise Palestinian commu­ nities. The Palestine Hosting Society explores traditional food culture in Palestine especially those that are on the verge of disappearing. The project brings these dishes back to life over dinner tables, walks, and various interventions. During her residency at U–jazdowski, she worked on a culinary art installation and food performance through the concepts of fermenta­ tion and preservation. www.mirnabamieh.com www.palestinehostingsociety.com


27

Przestrzeń, która koi Mohammad Saleh w rozmowie z Bogną Świątkowską Jak to się stało, że postanowiłeś skupić się na ogrodnictwie? Krótka odpowiedź jest taka, że zaczę­ ło się od pasji. Nie przypuszczałem, że pasja stanie się profesją. Zaczęło się od zrozumienia, że oddanie się w ręce natury może mieć pozytywny wpływ na to, co najbardziej mnie niepokoi. Jedna z tych obaw ma charakter globalny – to oczywiste, że należy przeciwdziałać niszczeniu przyrody, druga lokalny – samowystarczalność może wzmocnić społeczeństwo palestyńskie, jeśli praktykowana będzie w wymiarze indywidualnym. Ogrodnictwo stało się częścią holi­ stycznego podejścia permakultury do regeneracji życia ludzkiego. A co robiłeś wcześniej? Studiowałem psychologię i muzykolo­ gię. Studia zajęły mi dużo czasu. Gdy je skończyłem, szukałem pracy i tak się złożyło, że zacząłem pracować jako koordynator w organizacji zaj­ mującej się sztuką. Jakiś czas później moja partnerka dostała stypendium w Turcji i pojechaliśmy tam razem. Kiedy ona studiowała, ja żyłem w oto­ czeniu natury – byłem wolontariuszem na farmie. Pracowałem w zamian za jedzenie i dach nad głową. I tam nagle doznałem olśnienia. Życie było bardzo proste, ale naładowane znaczeniem. Uwielbiałem to! Z perspektywy czasu stwierdzam, że byłem w tamtym okresie naprawdę zdrowy. Zdrowy w sensie holistycznym: i fizycznie, i psychicznie. Opiekowałem się ku­ rami, uprawiałem ogród, piłem wodę z rzeki, a jedynym źródłem światła

było słońce. Czerpałem z natury i ją podziwiałem. Po trzech miesiącach wolontariatu zostałem tam menadże­ rem na kolejne trzy lata. Tak naprawdę nie była to farma, ale ośrodek edukacji ekologicznej. Ludzie z całego świata przyjeżdżali albo na wolontariat, albo by brać udział w Szkole Życia. Kursy dotyczyły rozmaitych tematów: od najprostszych, jak kompostowanie, przez homeopatię, alternatywną medycynę, fotografię natury, obserwo­ wanie ptaków, aż po fizykę kwantową. Dla mnie, osoby z miasta, to było coś niesamowitego. Otworzyło mi to oczy na wiele rzeczy, o których nie miałem pojęcia. Wcześniej nie miałem dostę­ pu do takiej wiedzy i jej nie szukałem. Moja partnerka też sprowadziła się do ośrodka, nasz syn tam się urodził. Uczyliśmy go w systemie Montessori, którego moja partnerka została konsultantką, ponieważ naprawdę wierzyliśmy i wierzymy w edukację empiryczną. Kiedy w 2015 roku wróciłem do Pa­ lestyny, nie miałem pojęcia, czy będę miał jakiekolwiek szanse na kontynu­ owanie moich pasji. Szukałem osób, które myślałaby podobnie do mnie. Znalazłem w internecie sporo projek­ tów związanych z naturą, zacząłem odwiedzać ludzi, którzy je inicjowali. Stworzyłem też ogród dla siebie, do­ kumentację zdjęciową umieszczałem w internecie i zacząłem dostawać propozycje zakładania ogrodów. Na początku pieniądze z tego były małe. Miałem certyfikat permakulturowy, ale nie byłem pewien, czy sobie poradzę. Obecnie jest to moje główne zajęcie. Przez ten czas moja praktyka uległa rozszerzeniu. Świadczone przez mnie usługi nazwałem Mostadam, co ozna­ cza zrównoważone. Jestem jak duch z lampy dla lokalnej społeczności. Ludzie proszą o najprzeróżniejsze rzeczy: o zrobienie szklarni na dachu, ogrodu na ścianie, systemu szarej wody, ogrodu miejskiego – czegoś, czego nigdy wcześniej nie robiłem. Muszę więc eksperymentować, uczyć


28

siebie i innych. Bardzo dużo czasu poświęcam na zdobywanie wiedzy. Jest to dla mnie bardzo ważne, bo nie mamy profesjonalistów od tych rzeczy. Nie ma wyszkolonych ogrodni­ ków. Dlatego czuję odpowiedzialność, chcę, żeby ludzie mieli dostęp do tej wiedzy i usług. Kiedy wróciłem do Palestyny, zrozumiałem, że każda osoba tam – nieważne, biedna czy bogata, stara czy młoda, tubylec czy przyjezdny – wszyscy marzą o zielonej przestrzeni. O przestrzeni, która koi, w której można poczuć się dobrze. Dlaczego Palestyna wydaje się tak bardzo odcięta od natury? Kultura Palestyny jest zakorzeniona w naturze. Farmerstwo zaczęło się od uprawy pszenicy dawno temu na obszarze tzw. żyznego półksiężyca, na którym leży Palestyna. Według badań gliniane naczynia, gliniany system irygacji, najbardziej zaawansowany z dawnych systemów nawadniania, także został wynaleziony na tych ziemiach cztery tysiące lat temu. Tra­ dycja życia w bliskiej relacji z ziemią jest tutaj głęboko zakorzeniona. Ale obecnie wiele rzeczy się zmieniło. Problemem jest międzynarodowy kapitalizm, który zachęca do mieszka­ nia w mieście, do konsumeryzmu. Do tego jesteśmy pod okupacją izraelską, która na wiele sposobów utrudnia albo wręcz uniemożliwia kontakt z naturą. Jeden z nich to podzielenie Zachodniego Brzegu, który jest częścią Palestyny, na trzy strefy: A, B i C. Strefa A to ta część zamieszkana przez ludność. Strefa B to pogranicze terenów zamieszkanych, a strefa C to cała reszta, czyli tereny dzikie, sady, uprawy. Ludzie nie mają prawa nic tam robić, nie wolno tam nic budo­ wać. Zdarza się, że izraelscy osadnicy lub ich maszyny wkraczają na te terany i niszczą je – wyrywają twoje drzewa, atakują cię, gdy zbierasz swoje oliwki i tak dalej. To jest duże obciążenie dla rolników, mieszkańców terenów wiejskich. A mieszkańcy

miast, jak wszędzie na świecie, są odcięci od korzeni. Palestyńska ziemia w znaczeniu teryto­ rium jest powiązana z ziemią w sensie gleby. Jaka jest między nimi relacja? W swoich projektach w pewnym sensie stwarzasz nowe terytoria, nowe ziemie pod uprawę roślin. W donicach, tak. Dotyczy to zwłaszcza mojej pracy z uchodźcami, którzy stracili wszystko. Ludzie, którzy po siedemdziesięciu latach, w czwartym, piątym pokoleniu wciąż żyją w obozach, są w tym sensie tacy jak ja: nic nie wiedzą o swojej ziemi, nie znają jej, bo nigdy jej nie poznali. Kiedy dorastałem, wszyscy mówili o ziemi, związku z ziemią, bronieniu ziemi, godności płynącej z posiadania i uprawiania ziemi. Jako chłopak z miasta i wnuk uchodźców w ogóle tego nie rozumiałem. Dopiero kiedy mój syn miał się urodzić, przyjechałem do Palestyny na dwa miesiące i za­ sadziłem pierwsze drzewa. W wieku trzydziestu lat! Stworzyłem ogród, wyjechałem i po raz pierwszy poczu­ łem chęć powrotu. Wcześniej, gdy podróżowałem, w ogóle nie myślałem, że chcę wrócić. Wolałem być poza Palestyną. Ale kiedy posadziłem tych trzynaście drzew, nagle okazało się, że czuję ogromne przywiązanie do swojego małego ogrodu. Prosiłem rodzinę, żeby przysyłała mi zdjęcia i nagrania mojego ogrodu. Nie mo­ głem się oderwać od pozostawionych w nim „dzieci”. I wtedy dotarło do mnie, co starsi mieli na myśli, kiedy mówili o ziemi. Tak naprawdę nie da się mieć związku z ziemią, jeśli nie ma się z nią kontaktu. Jeśli nie dotyka się fizycznie gleby, która jest żywym bytem. Niedawno natknąłem się na wątek współpracy z mikrobami. Zdałem sobie sprawę, że wszystkie techniki permakulturowe mają sens i działają tylko i wyłącznie za sprawą czegoś, czego nie widać gołym okiem – bakterii i grzybów. Te dwa rodzaje organizmów żyją w glebie i tworzą


29


30

coś, co określa się mianem glebowej sieci odżywczej [the soil food web]. Okazuje się, że jedna łyżka ziemi jest jak cała galaktyka. Kipi od życia. Wy­ obraź sobie, jak wygląda dobrze pie­ lęgnowany ogród! W jednej z książek znalazłem zestawienie żywej gleby i gleby martwej, zniszczonej przez pestycydy, herbicydy i całą resztę chemikaliów. Nie ma w niej życia, a ro­ śliny, które w niej rosną tak naprawdę nie żyją, tylko w niej tkwią. Ziemia to nie tylko medium, to życie. Jestem zafascynowany odkrywaniem tego, czego nie widać i chętnie dzielę się tą wiedzą. Posługuję się konceptami, które funkcjonują w naszej kulturze. Ludziom wierzącym mówię: według waszej religii Bóg dał największą moc najsłabszym. Nic nie może istnieć i przetrwać bez mikrobów, których my nie widzimy. Nasze brzuchy są ich pełne, w zasadzie sami jesteśmy glebą. Za pomocą takich porównań staram się przybliżyć ludziom wiedzę o tym, że natura jest żywa. Kiedy mó­ wię, że roślina przeżywa stres, ludzie zwykle zaczynają się śmiać i żartować, że powinna iść do terapeuty! Nie postrzegają rośliny jako żywej istoty. Dla nich to jest rzeźba albo coś w tym rodzaju. Ale rośliny potrzebują nie tylko pokarmu, potrzebują być odży­ wiane, potrzebują relacji, wymiany, współistnienia. Czerpią energię ze słońca nie tylko dla siebie. Chciałbym stać się mikroorganizmem, zagłębić się w ziemi i zobaczyć na własne oczy, co tam się dzieje. Myślę, że jest to piękne, że musimy to chronić. Może jeśli będziemy doceniać te formy życia, zamiast walczyć i konkurować, będziemy mogli wykorzystać ogromne potencjały. Przybliżanie tej wiedzy jest logiczną konsekwencją mojej wiary, że to jest sposób na ratowanie nie tylko natury, ale i ludzkiej wolności.

Mohammad Saleh praktyk permakultury, projektant i edukator. Jest absolwentem studiów psychologicznych i muzy­ kologicznych. Działa w obszarze agroekologii. Współtworzył wiele projektów ekologicznych, w tym przeprowadzony na zlecenie Miasta Ramallah Yaleekom, w ramach którego opracował pięć modeli samowystarczalności dla palestyńskich obozów uchodź­ czych. Podczas pięcioletniego pobytu w Turcji kierował i zarzą­ dzał Off the Grid, centrum edu­ kacji ekologicznej położonym na wzgórzach w rejonie Dardaneli. Łączy różne techniki produkcji żywności – uprawy miejskie, up­ cycling, projektowanie krajobrazu. Jest założycielem Mostadam, które dostarcza ekologiczne rozwiązania poprzez edukację, projektowanie i doradztwo. W ramach festiwalu Qalandyia International w 2018 współpraco­ wał z Jaśminą Wójcik nad projek­ tem The Refuge Garden – wideo instrukcją budowy przenośnego ogrodu z odpadków, których jest mnóstwo w palestyńskich obozach dla uchodźców. Należy on do serii materiałów wideo w stylu „zrób to sam”, poświęconych ekologiczne­ mu życiu i popularyzujących wiedzę i umiejętności z zakresu osiągania niezależności.


31

A place which can heal Mohammad Saleh in conversation with Bogna Świątkowska How did it happen that you decided to focus on gardening? The short answer is that it all started from passion. I never thought that this passion would turn into a profession, the thing that I do full-time, but it did. What triggered this passion was my realisation that going hand in hand with nature can contribute positively to two of my main interconnected concerns, one global and the other local to Palestine. Globally, by coun­ teracting the disruption of nature, and locally, that self-sufficiency can empower the vulnerable Palestinian society, one person at a time. Garden­ ing happened to be just one part of the holistic permaculture approach to a regenerative human life. What did you do before? I studied psychology and musicology. It took me a long time to finish. After I finished, I was looking for jobs and, mostly by chance, started working as a coordinator in an art organisation. Sometime later, my partner received a scholarship in Turkey. We went there together and, while she was busy with her studies, I lived off the grid, in touch with nature on a farm. I was a volunteer there, provided with food and accommodation in exchange for work. And there, suddenly, I found meaning, and I loved it! I can now look back and say that my holistic health, psychological and bodily wellbeing was really good there. I would take care of chickens, cultivate a garden, drink from the river, make a fire, etc. There was no bright light after sunset.

Celebrating all the beautiful things of nature changed my life perspective. After three months of being a volun­ teer, I became the manager there for the next three years. It was actually less a farm and more of an ecological education centre. People from all over the world came there for two reasons: either to volunteer, or to participate in the courses of The Life School. There were courses ranging from simple things like making compost, all the way up to quantum physics and everything in between, such as homeopathy, nature photography, bird watching, alternative education, etc. A whole spectrum of things that, for a city person like me, were simply mind-blowing. It opened up all the windows and doors for me to empowering tools I had never heard of or thought of to search for. My partner joined and moved in with me, my son was born there and his education was Montessori-inspired. Now my partner is a consultant of that, because we really believe in this bottom-up approach rather than top-down education. I took this passion with me from Turkey to Palestine in 2015. I wasn‘t sure whether there would be any chance for me to keep on practicing as I had been. The first thing I did was search for like-minded people. I searched on the internet: who was caring about nature, and what were they doing? I found a lot of projects, so I started visiting them. Meanwhile, I made a garden for myself, which people saw in photos and started asking me to make gardens. In the beginning the pay was low and there was a lot of doubt. I wasn‘t sure if I was able to do it right, despite years of practice and a Permaculture design certificate. And now, 4 or 5 years later, I practice this full time. I call my initiative Mostadam, which means sustainable. I run a one-person social enterprise. Through that enterprise, people ask me to carry out all kinds of eco projects. Lately, I started feeling


32

like the eco genie of the community, fulfilling various and varied wishes, like a greenhouse on the roof, a grey water system, an urban farm, aqua­ ponics systems, geodomes, training sessions, etc.– all kinds of things that I had no previous experience with. I experiment and I learn. I study a lot. And I feel a responsibility to make this service available to local people, because one thing I realised after going back to Palestine is that every person there – poor, rich, foreign, local, young, old, you name it – they all long for a green space. A place where they can heal and feel good. Why is it that Palestine seems to be so disconnected from nature? Palestinian culture has its roots in nature. Farming originally started by growing wheat about 10 millennia ago, precisely in the Fertile Crescent we are a part of. According to science today, the clay pot or clay irrigation is the most efficient irrigation system, and it was invented in this land about 4000 years ago. We are rooted deeply in the land, but today many things are causing that to change: the international problem of capitalism, consumerism, inviting everybody to the city, etc. In addition, there is the occupation. The Israeli occupation uses many ways to break this connection with the land. One of them is dividing the West Bank into 3 areas, where Area A is more or less where people live, area B is the margins of populated areas, and area C is all the things in between, which is basically nature: wilderness and olive orchards, for example. People are hardly allowed to build or farm there. Often you‘ll find settlers or army machines will come and uproot your trees, demol­ ish structures, attack you while you are picking your olives and so on. So there is a great strain limiting rural life and farming. Regarding city people, the majority are just like city

people all around the world – discon­ nected from nature. What is the relationship between land and soil in Palestine? The land in terms of vast territories is connected with the land in terms of soil. You are, in a way, creating brand new territories through your project, because you are creating soil for plants to grow in. In a pot, yes. This applies especially to the work I did about refugees who had lost everything, like my family. The people who live in refugee camps 70 years later, 4th generation, 5th generation – they know nothing about this land, because they have never lived on it. I was raised repeat­ edly hearing about the land, the land, the connection to the land, defend the land, the land is your dignity, etc. I didn‘t really get it as a city boy and the grandson of misplaced refugees. Not at all. I had no contact with it until I planted some trees when I was 30 years old! It was when I came back to Palestine for 2 months so my son could be born there. I planted this garden and then I left again. And as soon as I left, I, for the first time ever, felt that I wanted to go back. Before, when I used to travel, I would not care about going back to Palestine. I would rather just stay outside. But all of a sudden, having planted 13 trees, I found myself so attached to this tiny garden. For one year I had my family-in-law send me photos and videos and doing things there. I couldn‘t detach myself from these babies that I had planted. It was only then that I realised what the older generation meant by the land. You cannot have a genuine connection with the land without dealing with it, touching its soil. It is a fully alive entity. Just recently, in my research I came upon the topic of teaming up with microbes. Soil microbiology. I realised that all the major permaculture techniques I had learned in the past decade only


33

make sense because of something very small that the eye can‘t see – bacteria and fungi etc. They live in the soil and create a kind of food web. One spoon of soil is a whole galaxy. It is so full of life. So imagine a garden that you treat well. In the book I was reading, they compare living soil and dead soil, i.e. full of chemicals, pesticides, herbicides and all that. It is completely barren and the plants in it don‘t live a life, they are just in something that holds them up but that‘s not what the soil is supposed to be. So the land is not only a medium, it is life. I became very passionate about what we don‘t see, and when I share this with people I use cultural metaphors to make it easy to grasp. For example, to religious people I say: in your religion it is said that God places his secret in his weakest creations. Nothing can live and sustain itself without these microbes that we don‘t see. Our stomachs are full of them. We are soil ourselves. I want people to feel that nature is alive. When I say that plants gets stressed, they start to laugh: the plant needs a psychologist. They don‘t see a plant as a living being. To them it‘s a statue or something. A plant needs much more than nutrition, it needs nourishment, it needs life, coexistence, relationships. It doesn‘t pump solar power just for itself. I would like to become a microbe, to enter the soil and see what is going on there. It is beautiful and we need to protect it and team up with it. Maybe when we are able to cele­ brate such forms of life, we will not need to make wars, we can tap into great potential. It seems so logical to me to bring it closer to everybody, for the sake of nature and for the sake of people‘s freedom.

Mohammad Saleh a permaculturist, designer, and educator. He holds degrees in psychology and musicology. He has been working in the field of agro-ecology and helped create a number of ecological projects that include Yaleekom, commis­ sioned by the Ramallah Municipality, where he developed five models of self-sufficiency in Palestinian refugee camps. During a five-year stint in Turkey, he operated and managed Off The Grid, an ecological educational centre located in the Igde Mountains of Çanakkale. His innovative meth­ ods have allowed him to bring together different techniques in food production, involving urban gardening, up-cycling, and land­ scape designs, among others. He founded Mostadam, a company that provides ecological solutions through education, design, and consultancies. During the Qalandyia International Festival in 2018, he collaborated with Jaśmina Wójcik on The Refuge Garden – a video presenting a man­ ual on how to build an upcycled mobile garden done from abundant waste found in the environment of the refugee camps of Palestine. This practical video manual demon­ strates to anybody how to set up such a garden step by step from available waste, as part of a series of DIY videos on ecolife which brings to the people the skills and knowledge to be independent.


34

Tuning wrażliwości Joanna Rajkowska w rozmowie z Bogną Świątkowską To nie była twoja pierwsza wizyta w Palestynie. Pojechałaś tam po raz kolejny po kilku latach nieobecności, więc twoja perspektywa jest głęboka i wielowymiarowa. Chciałabym, żeby­ śmy naszą rozmowę zaczęły od pojęcia oporu. Jakie ta kategoria budzi w tobie emocje, skojarzenia? Może budzi opór? Boli mnie myśl o tym, że wciąż trzeba wymyślać kolejne strategie oporu. Że przez te wszystkie lata stalowa obręcz okupacji jedynie się zacieśniła. Nie mogę się porównywać z kimś, kto się w Palestynie urodził, wzrastał i dostawał bezustannie w łeb od władzy izraelskiej. Ale chciałabym to napięcie, złość i tę energię nie tyle oporu, ile niechęci, w którą to się we mnie zamieniło, skierować gdzie indziej. Jak z góry przyciskasz, to wychodzi bokiem. We mnie wydarzyło się to samo. Poczułam, że chcia­ łabym jakimś bokiem wyjść. Uciec w przeszłość i mam nadzieję, że też w przyszłość. Znaleźć wyjście awaryj­ ne. Pomieszanie wątków kulturowych i dotyczących skażenia środowiska będzie tu nieuniknione, chociażby ze względu na zmiany klimatyczne, które nas wszystkich w dramatyczny sposób do siebie zbliżają. Ale też biorą się z rytuałów dnia codziennego, czy tego chcemy, czy nie. Będąc w Ramallah, szukałam „nad­ zwyczajnych” sposobów na rzeczywi­ stość, sposobów, które plączą różne wątki i zmiany klimatyczne mieszają z rytuałami codzienności. Twoja wrażliwość rejestrowała tam, jak zaobserwowałam – wszystko, co działo się w pejzażu, w krajobrazie.

Miałaś duże wyczulenie na to, co nie jest spektakularne. Dlaczego i do jakiego stopnia to jest dla ciebie istotne, żeby uważność była rozdzielona między rzeczy bardzo intensywne i takie, które tej intensywności w ogóle nie mają? Mnie w ogóle coraz mniej interesuje opór wyrażony wprost, na politycznej scenie. Myślę, że walnęliśmy głową w mur i poczuliśmy, że jest twardy i że istniejące formy oporu w żaden sposób nie zdają egzaminu. Dlatego mówię o sposobach nadzwyczajnych. O nadzwyczajności niespektakularnej. Całym sercem podziwiam aktywistów, myślę jednak, że w moim wypadku lepiej jest pracować w czymś, co nazywam przedpolem. Ładować swoją energię, myślenie i uważność w innego rodzaju intensywność. Być może jest to strategia dużo powolniejsza, ale na dłuższą metę wy­ daje mi się bardziej skuteczna. Myślę o kształtowaniu wrażliwości, zanim się zacznie działać. Zanim się w ogóle zacznie myśleć o działaniu. Takie usta­ wianie się wobec świata, w którym aktywizujesz pewne rejony swojego nie tylko umysłu, ale przede wszyst­ kim ciała. Tuning wrażliwości. Tam bardzo często dostęp mają właśnie rytuały. One są stare jak nasza kultura i w jakiś niewytłumaczalny sposób dotykają tych najistotniejszych reje­ strów naszej egzystencji. Tam mają moc i zawsze będą miały moc. Potem dopiero przychodzi czas na myślenie, na wnioski płynące z racjonalnej ana­ lizy – kiedy jesteśmy już przygotowani i nastrojeni niczym instrumenty. Wte­ dy jest czas na aktywizm i strategie bezpośredniego działania. Obecnie mamy bardzo niewiele możliwości wpływu na rzeczywistość – dlatego, że jako kultura porzuciliśmy wiarę w możliwości działania różnorodnymi kanałami, pozwoliliśmy, żeby wiele kanałów wpływu było zamkniętych, opuszczonych, po prostu pustych. Ja te puste kanały bardzo chętnie zasiedlam.


35


36

Zrealizowany przez ciebie w Ramallah projekt wydobywał to wszystko, o czym teraz mówisz. Spotkanie z amatorem ko­ lekcjonowania wytworów geologicznych zaowocowało ujawnieniem kolekcji, w której jest i trwająca obecność, i niespektakularność. Tak... Jest fascynujące, jak ludzie w pejzażu są. Największym nieszczę­ ściem syjonizmu było to, że Żydzi z diaspory przyjechali, założyli kibuce i zaczęli uprawiać ziemię, z którą najpierw należało się zżyć. Zajęli się uprawianiem kultury polegającej na eksploatacji. Wiadomo, że było w tym zaangażowanie i entuzjazm. Sama pewnie byłabym kibucniczką w tamtych czasach. Palestyńczycy obchodzą się z pejzażem inaczej, mają dużo subtelniejszą relację z ziemią. W dwa tysiące siódmym podróżo­ waliśmy z Arturem Żmijewskim po Palestynie. On często zadawał pytanie o to, co należy robić. Jaką należy dać odpowiedź, jaka ma być strategia opo­ ru. Odpowiedzi były podobne: „My po prostu tu jesteśmy, będziemy”. To było ciekawe, że oni nie odpowiadali, co należy zrobić, bo oczywiście nikt nie wie, co należy zrobić w sytuacji eks­ tremalnego paraliżu. Mówili o trwaniu, o tym, że są. Takie roślinne podejście bardzo mi się podobało. Nikt nie wie, co zrobić ze strategią trwania wegetatywnego. To jest bardzo mądre i jednocześnie dramatyczne. Wytwory geologiczne wydają się najbardziej odpowiednie do rozmowy o trwaniu. Opowiedz o swoim spotkaniu z twórcą kolekcji prezentowanej w nie­ wielkim sklepie spożywczym. Nagle okazuje się, że w środku chaotycznego Ramallah jest niezwykle intrygująca eksperymentalna instytucja. No jest, jest [śmiech]. Kiedy artysta pokazuje jakiś obiekt, to ja sobie zawsze wyobrażam, jak on ten obiekt robił. Jakie ruchy ciała musiał czy mu­ siała wykonać, żeby to coś powstało. A w wypadku tej kolekcji wiadomo, że

facet chodzi ze spojrzeniem wbitym w grunt pod nogami. Interesuje mnie relacja ludzi z materią. Zwłaszcza jeżeli czują, patrzą, chłoną, nie traktują materii tylko jako zasobu, ale z wielkim szacunkiem podchodzą do tworów nieludzkich, zastanawiają się, jak powstały, dotykają ich. Niestety, jest strasznie mało takich ludzi, którzy nie mielą planety i nie przerabiają na wyroby bezpośrednio użyteczne. A Mohammad jest właśnie kimś takim. To wzbudziło mój szacunek. Krajobraz w Palestynie nie jest tylko tym, co widzimy. Dla ogromnej rzeszy ludzi składa się z wielu poziomów wyobrażeń zawartych w kulturze, w religii. I nagle z czegoś, co jest po prostu ziemią, drzewami, niebem, nie wiem, istotami, które w tym wszystkim funkcjonują, nagle robi się pejzaż, który ma dużo więcej znaczeń. Czy także dla ciebie? Ja w ogóle nie łapię tych klimatów. Nie widzę ani Ziemi Obiecanej, ani Boga, Honoru i Ojczyzny. Takie twory są mi obce. Widzę śmieci i odpady. Drzewa oliwne, budynki, które rosną na drożdżach pustych kredytów i plastikowe rury wystające z ziemi – to widzę. Największe niepo­ rozumienie polega na tym, że ja się z moim pokoleniem w ogóle nie mogę dogadać, bo oni myślą, że ja szukam jakichś spirytystycznych wątków. Nie! Ja w ogóle tego nie łapię. Ja po prostu chodzę z nosem przy ziemi, blisko, i w ten sposób rozpoznaję świat. Garbię się i patrzę w dół. Żadnych dalszych wizji nie mam. Natomiast szanuję wszystkie gesty polegające na budowaniu skomplikowanej wielo­ poziomowej relacji z otaczającą nas materią. Bo czymże innym są rytuały? Nie chodzi o to, żeby jakaś zjawa pojawiła się na niebie [śmiech] czy o dokonywanie cudów, tylko o to, żeby być w, żeby mieć relację z. Żeby czuć do kręgosłupa swoje miejsce w pej­ zażu. Dlatego wykorzystałam w pracy dogłębne opisy Tawfiqa Canaana,


37

który rejestruje wszelkie palestyńskie demony, pieczary i wzgórza, które zamieszkują, rytuały, które łączą ludzi z demonami ziemi, źródłami wody, z rzekami i jaskiniami. To są mocne materialne opisy, namacalne wręcz, które są najlepszym świadectwem or­ ganicznej palestyńskiej więzi z ziemią przed syjonizmem. I nie chodzi o same demony, tylko o energię, która przy okazji się uaktywnia i nas zagarnia, sprawia, że jesteśmy jednością z gle­ bą, z wodą, z niebem... Porzuciliśmy te rytuały, modernizm je wszystkie wykastrował. Z powodu ich braku cierpimy i sprowadzamy na siebie mega nieszczęścia. Czy dlatego sklep Mohammada Badwana cię tak urzekł? Tak. I sporo się tam nauczyłam. On nie lubił, kiedy mu te kamienie przestawiałam. To mnie też urzekło. Pomyślałam, że to jest nie tylko gest zginania kręgosłupa i schylania się i podnoszenia kamieni, ale też uaktyw­ niania wyobraźni – bo on widzi różne stwory w tych kamieniach, ich relacje, a potem odtwarza te połączenia na półkach sklepu. Te kamienie mają tożsamość. Każdy ma osobowość, każdy ma opis. Kiedy podczas doku­ mentacji fotograficznej wyjmowaliśmy je po kolei, ciężkie jak cholera, żeby je sfotografować, to Mohammad strasznie cierpiał. Chciał tego, był bardzo dumny z tego powodu, ale jednocześnie cierpiał [śmiech]. Na ile mogliśmy, układaliśmy potem te kamienie w taki sam sposób, ale nie dało się odtworzyć pierwotnych układów. Pomyślałam sobie wtedy, że on żyje z tymi widokami, że on sobie ułożył pejzaż. Zbudował sobie tę Palestynę, odtworzył ją w sklepie. Te wzgórza i te wzruszenia, które przeżył, łażąc po wzgórzach – on to wszystko zrekonstruował w centrum Ramallah na krzywych stalowych półkach. Zrobił sobie taką niezależną, niepodległą mini-Palestynę w swoim sklepie. No piękne!

Joanna Rajkowska artystka: jest autorką projektów publicznych, obiektów, filmów, instalacji oraz efemerycznych akcji i sytuacji realizowanych w prze­ strzeni pozagaleryjnej. Najbardziej znane prace – Pozdrowienia z Alej Jerozolimskich, czyli popularna palma na rondzie de Gaulle‘a (2002–do dziś) i Dotleniacz (istniejący w latach 2006–2007) – przybrały formę rzeźb społecznych w przestrzeni publicznej Warszawy. Projekty Rajkowskiej opierają się zwykle na pracy nad specyficznym miej­ scem, obciążonym historycznie lub ideologicznie, naznaczonym brakiem tożsamości, traumą lub wyparciem. Jesienią 2018 roku wzięła udział w rezydencji w Ramallah, podczas której po­ wstała nowa praca, Think Stone, zaprezentowana na biennale Qalandyia International.


38

A tuning of sensitivity Joana Rajkowska in conversation with Bogna Świątkowska This wasn‘t your first visit to Palestine. You‘d been there before, several years earlier, so you have a wide and multi­ dimensional perspective. I‘d like us to start our conversation by discussing the notion of resistance. Does it evoke any particular feelings or connotations for you? Perhaps a sense of defiance? It hurts me to think that you need to keep inventing new strategies of resistance. That after all these years the steel grip of occupation has only tightened. I can‘t compare myself to someone who was born in Palestine, grew up there, and constantly got smacked on the head by the Israeli authorities. But I‘d like to redirect this tension, this anger and the energy of, well, not so much resistance as aversion, which is how it basically feels now. When you press from above, it exits through the side. And it happened in me too. I felt that I‘d like to exit through the side. Escape into the past and possibly into the future. Use an emergency exit. A mix of cultural and environmental themes will be inevitable here, if only because of climate change which brings us all closer in a dramatic way. But which also originates from everyday rituals, whether we want it or not. While in Ramallah, I searched for “extraordinary” ways to cope with reality, ways that combine different themes, and mix climate change with the rituals of daily life. As far as I could see, your sensitivity there was recording everything that was happening in the landscape, in the

scenery. You were highly receptive to the unspectacular. Why and to what extent is it important for you to divide your attention between things that are intense and those that lack the intensity? I‘ve been generally less and less interested in resistance expressed directly, on the political scene. I guess we‘ve hit the wall and felt that it‘s hard, and that the existing forms of resistance aren‘t working. That‘s why I‘m talking about extraordinary ways. About unspectacular extraor­ dinariness. I admire activists with all my heart, but I guess in my case it‘s better to be working in what I call the forefield. To direct my energy, thinking, and attention towards a different kind of intensity. This, perhaps, is a slow-working strategy, but I believe it to be more effective in the long-term. I mean developing a sensitivity before you start acting. Before you even start thinking about acting. Adopting such an orientation towards the world where you activate certain regions not only of your mind, but above all of your body. A tuning of sensitivity. That‘s where rituals very often have access. They‘re not new, they‘re as old as our culture itself, and in some inexplicable way they touch upon the most significant registers of our existence. There they are potent and will forever continue to be. Only then comes the time for reflection, for conclusions to be drawn from rational analysis – when we‘ve prepared and tuned ourselves. Then is the time for activism and direct-action strategies. Today our ability to influence reality is extremely limited. This is because as a culture we have stopped to believe in the possibility of working through different channels, we have let them become closed, abandoned, just empty. I inhabit those channels readily. The project you did in Ramallah highlighted all what you‘ve just said.


39

A meeting with an amateur collector of geological samples brought into focus a collection that is both enduringly present and unspectacular. Yes, it‘s fascinating how people inhab­ it the landscape. Zionism‘s greatest misfortune was that the diaspora Jews came, set up the kibbutzim, and started farming the land, which they first should have grown intimate with. They busied themselves cultivating an exploitation-based culture. Of course, there was commitment and enthusiasm to it. I‘d have probably been a kibbutznik myself those days. The Palestinians deal differently with the landscape, their relationship with the land is subtler. In 2007, we travelled around Palestine with Artur Żmijewski. He often asked about what should be done. What should be the response, the strategy of resistance. And the replies were all similar: “We‘re simply here to stay, we‘re not going anywhere.” It was interesting to note that they didn‘t answer the question directly, because, of course, no one knows what should be done in a situation of extreme paralysis. They spoke about enduring, about being there. This kind of plant-like approach appealed to me greatly. No one knows what to do with a strategy of vegeta­ tive duration. It‘s very smart and very dramatic at the same time. Geological samples seem very much fitting for a conversation about duration. Tell me about your meeting with the author of a collection exhibited in a small grocery store. It suddenly turns out that in the middle of the chaotic Ramallah you can find an extraordinarily intriguing experimental institution. Well, you can, you can [laughs]. When an artist presents an art object, I al­ ways imagine how they made it. What moves they had to perform for the object to come into existence. And here you just know that the guy walks

with his eyes on the ground, looking. I‘m interested in the relationship peo­ ple have with the material. Especially if they feel, look, absorb, don‘t con­ sider matter solely as a resource, but approach non-man-made creations with great respect, reflecting on their origins, touching them. Alas, there are very few people who wouldn‘t be mincing the planet and transforming it into objects of immediate utility. But Mohammad is. And that made me respect him. The landscape in Palestine is not only what we see. For a whole lot of people it consists of many levels of imagery, cultural, religious. And suddenly something that is simply a landscape — the land, the trees, the sky, the creatures there — turns into something that signifies and means much more. Do you feel the same way? I‘m not into such stuff at all. I see no Promised Land, no God, Honour, or Homeland. Such notions are alien to me. What I see is trash and garbage. Olive trees, buildings growing on the yeast of empty loans, and plastic pipes sticking out from the ground – that‘s what I see. The greatest misunderstanding is that I can‘t get along with my generation because they think that I‘m looking for spirit­ istic themes. No! That‘s not my thing. I just walk with my nose close to the ground; that how I explore the world. I stoop and look down. I have no further visions. But I respect all ges­ tures whereby a complex, multilevel relationship with the material around us is developed. For what else rituals are? The point isn‘t for an an appari­ tion to appear on the sky [laughs], or to perform miracles, but to be in, to have a relationship with. To feel your place in the landscape down to your spine. That‘s why in my project I used some detailed descriptions by Tawfiq Canaan, who records all Palestinian demons, the grottoes and hills where they dwell, the rituals that connect


40

people with the demons of land and water, with rivers and caves. Those are powerful, virtually tangible mate­ rial descriptions, which serve as best proof of Palestinians‘ organic bond with the land prior to Zionism. And it‘s not about just demons, but about the energy that is activated in the process and which overwhelms us, making us one with the soil, the water, the sky. We‘ve abandoned these rituals, modernism has castrated them all. We suffer because of their absence, bringing major misfortunes upon our heads. Is that why you were so taken with Mohammad Badwan's shop? Yes. And I learned a lot there. He didn‘t like it when I moved those rocks. This appealed to me too. I thought in his case it wasn‘t just the gesture of bending down and picking up those rocks, but also of activating the imagination, for he sees all kinds of creatures in them, how they are connected, and then he recreates those connections on the shelves of his shop. Those rocks have an identity. Each has a personality and a descrip­ tion. When we were removing them one by one to take their pictures, Mohammad was agonised. He wanted it, he was very proud about it, but he was also agonised [laughs]. We tried to put them back exactly the same way as they were before, but it was impossible to reproduce the original set-up. At that point I thought that he lived with those views, that he had built himself a landscape. He had built himself a Palestine, recreated it right there in his shop. Those hills and the emotions he felt when climbing them – he had reconstructed it all in downtown Ramallah on uneven steel shelves. He had created for himself a miniature independent autonomous Palestine in his shop. Beautiful!

Joanna Rajkowska an author of public-art projects, objects, films, installations, and ephemeral actions and situations in non-gallery spaces. Her best-known works – Greetings from Jerusalem Avenue, i.e. the popular palm tree at Rondo de Gaulle‘a (since 2002), and Oxygenator (2006–2007) – were social sculptures set in the public space of Warsaw. Rajkowska‘s projects are usually based on work on a specific place, histori­ cally or ideologically encumbered, marked by lack of identity, trauma, or denial. In the autumn of 2018, she stayed on a residency in Ramallah, producing a new work, Think Stone, which was presented at the Qalandiya International biennial.


41

Wojna, która nie jest wojną Jaśmina Wójcik w rozmowie z Bogną Świątkowską Czy jadąc do Palestyny, byłaś przygotowana na to, co tam się dzieje w sensie politycznym, społecznym, ekonomicznym? Nie. Kiedy patrzę z perspektywy roku, myślę, że było to w moim życiu doświadczenie graniczne. Zdecydowanie. Najmocniejsze, a jed­ nocześnie też najpiękniejsze w jakimś sensie. Jeśli można tu w ogóle mówić o pięknie. Na to doświadczenie złożyło się wiele sprzeczności. Rozpacz wywołana obserwacją tego, co tam się dzieje, w jaki sposób są tam traktowani ludzie przez władze i wojsko izraelskie i jak bardzo to nie przenika właściwie do zewnętrznego świata, chociaż o konflikcie na Bliskim Wschodzie tyle przecież napisano i powiedziano. Zobaczyłam wojnę, która nie jest wojną. Jest ciągłym de­ likatnym przesuwaniem granic tego, co jest okupacją. Przypomina trochę zapadanie w chorobę psychiczną. Zanim moja babcia zaczęła chorować, miałam wyobrażenie, że choroba to jest coś, co się nagle wydarza. A w rzeczywistości to są drobniutkie kroczki. I tutaj też wojna postępuje drobnymi kroczkami, które jednocze­ śnie są potwornie radykalne, nie co­ fają się przed niczym. Do tej pory nie potrafię sobie tego ułożyć w głowie. Mieszkałam w Kazimierzu i historia Żydów czy Izraelczyków była dla mnie ważna, dramatyczna, koszmarna. Jako Polka po książkach Jana Grossa czułam się źle. Chciałam coś z tym zrobić, że my Polacy zachowaliśmy się wobec Żydów nie tak, jak powinniśmy. A teraz zobaczyłam, że sami stali się agresorem. Zaczęłam w tym kopać,

żeby zrozumieć, w jaki sposób ofiara staje się katem. Przed wjazdem na terytoria Palestyny, przy izraelskich punktach wojskowych, stoją wielkie zniechęcające tablice, informujące, że wjeżdża się na własną odpowiedzialność, że grozi to śmiercią. W trzech językach sugerują, że wjeżdżamy na teren, gdzie wszyscy będą czyhać na nasze życie. A po przekroczeniu granicy orientujemy się, że po prostu jesteśmy w środowisku ludzi, którzy zmagają się z ogromnymi problemami dnia codziennego genero­ wanymi przez okupację, są ograniczeni przez sytuację polityczną, w której trudno się odnaleźć, połapać we wszystkich paradoksach i zaszłościach historycznych. Między innymi burzeniu uprzedzeń i stereotypów dedykowane było Qalandia Biennale, którego byłaś uczestniczką w edycji 2018. Biennale było dla mnie niesamowitym doświadczeniem, bo miałam okazję być wewnątrz. Nie czułam się turyst­ ką. Interesują mnie zawsze ludzie i to, w jaki sposób żyją, jak opowiadają o sobie i sposobach zachowywania swojego dziedzictwa. Interesują mnie drobne, a jednak mocne gesty ocalające, które otwierają nam oczy. Zaczynamy dostrzegać budowle, ludzi, ich samoorganizację. Jeśli jesteś na orbicie turystycznej, to w ogóle tego nie widzisz. W Ramallah miałaś stworzyć pracę inspirowaną w jakiś sposób przez to miasto. Poza tym mieliście wolną rękę i swobodę w doborze tematu. Jak wy­ glądał ten proces? Zetknęłaś się z masą rzeczy, które mogły być inspirujące dla ciebie jako artystki i człowieka. Jak zdecydowałaś się na współpracę z Mohammadem Salehem? Poznawaliśmy w Palestynie dużo różnych ludzi i grup – pracujemy w tandemie z Jakubem Wróblewskim, operatorem. Robiliśmy research w różnych miejscach, nie tylko


42

w Ramallah, ale też w Jerozolimie. Ale tak naprawdę to wszystko było dla mnie w jakiś sposób nie to, że obce, ale nie kliknęło. Nie było takiego mo­ mentu, w którym stwierdziłabym: o, to ma dla mnie sens i na tym temacie chciałabym się skupić. Spotkanie Mohammada w Betlejem, po kilku go­ dzinach uciekania przed tłumami, po obejrzeniu muzeum zaaranżowanego przez Banksy‘ego, było takim właśnie kliknięciem. Mówisz o słynnym The Walled Off Hotel, który jest normalnie działającym hote­ lem, a jednocześnie obiektem krytycznej wypowiedzi artystycznej, używającym języka estetyki do wskazania istotnych naruszeń praw człowieka i konwencji międzynarodowych, których Izrael dopuszcza się wobec Palestyńczyków. Co jest w tym muzeum? Historia muru. I historia żywa: spisane opowieści Palestyńczyków o okupacji, w tym o budowie muru. Między innymi są tam historie ludzi, którzy musieli sami budować ten mur, bo po prostu zarabiali w ten sposób pieniądze na życie. Jest też film Pięć potłuczonych kamer, który ja już znałam, a który opowiada historię bezprawnej przemocy wojsk izraelskich wobec palestyńskiej wioski Bil‘in i jej miesz­ kańców. Po wizycie w tym miejscu udaliśmy się na spotkanie z Moham­ madem w takiej cichej okolicy Betle­ jem. Bardzo pięknej, zero turystów. Mohammad pokazał nam wtedy swoje założenia ogrodnicze w odzyskanych metalowych beczkach. Opowiadał o tym, że nieopodal jest zaułek, który nocami ludzie wykorzystują jako publiczną toaletę i że mocznik stamtąd zamierza wykorzystywać do nawożenia roślin. Pokazał nam też niewielki sklepik, w którym był między innymi bank nasion palestyńskich. Opowiadał o tym, jak oni tymi nasio­ nami się wymieniają, jak je przewożą przez granicę, udając, że są to batony muesli, bo Izrael stworzył regulacje, które penalizują posiadanie roślin

będących tradycyjnymi palestyńskimi przyprawami. I to był człowiek, który opowiadał całym sobą: o roślinach, o tym, jak ważne jest ogrodnictwo i jego potencjał edukacyjny, o tym jak buduje ogrody z walających się do­ okoła resztek i odpadów, kompostu, który sam wytwarza. Nie chodzi tu o założenia ogrodowe w formie, do jakiej my jesteśmy przyzwyczajeni, tylko coś z pogranicza permakultury i jakiegoś takiego postpunku. No i przy tym idea społeczna – bo Mohammad opowiadał też np. o warsztatach z dziećmi – która wydała mi się absolutnie kluczowa. W obliczu tego wszystkiego stwierdziłam, że propo­ nowanie czegokolwiek własnego nie ma żadnego sensu. Moje działanie mogło być co najwyżej wsparciem tego, co dzięki niemu zobaczyłam, co zastałam. Wsparciem takimi narzędziami, jakimi się posługuję, i w taki sposób, w jaki jestem w stanie to zrobić. Czy możesz opisać palestyński pejzaż? Jaki wpływ to, że na każdym kroku widać problemy ze śmieciami, wszechobecnym plastikiem, pod którym niknie krajobraz, było istotne dla waszej decyzji? Tam w sklepach w zasadzie jest to samo co w świecie Zachodu. Ludzie kupują lodówki, zamrażarki, kuchenki mikrofalowe, biorą mieszkania na kredyt, jeżdżą nowymi samochodami. Taki kapitalizm i konsumpcja rozkrę­ cona na maksa. I wszechobecne śmie­ ci. Wydaje mi się, że my zaczynamy się już jednak odwracać od plastiku i coraz bardziej sobie zdawać sprawę, że można inaczej. A tam ten proces się jeszcze nie zaczął. Chyba że w ni­ szowych ekologicznych kawiarenkach. Krajobraz, który tam zobaczyłam, jest totalnie mistyczny. I jest rozdzierany czy wręcz zabijany izraelskimi osie­ dlami lokowanymi na wzgórzach. Nie u podnóży, tylko centralnie na tych pięknych pagórkach. Dla mnie to straszny gwałt, gwałt na naturze, na przyrodzie.


43


44

Lokowanie nowych osad ma znaczenie strategiczne i zostało wypracowane przez jednego z najsłynniejszych izra­ elskich dowódców wojskowych, Ariela Sharona. Zapisał się w historii wieloma pomysłami na to, jak w niestandardowy sposób systematycznie uprzykrzać Pale­ styńczykom, którzy jeszcze nie opuścili swoich terytoriów, życie. Tak. Mnożące się izraelskie osiedla zabierają Palestyńczykom ich ziemię. Palą ich gaje oliwne. To było dla mnie koszmarne. Nie możesz nic zrobić, w żaden sposób się ochronić. Poczu­ łam tu łączność z Polską, niszczeniem przyrody na dużą skalę przez decyzje, które zapadają gdzieś na górze. Dla­ tego jedyną sytuacją, w którą wierzę, jest totalnie oddolne mikrodziałanie nastawione na pączkowanie. Siłą jest wtedy to, że inni też działają w takiej mikroskali i wspólne działanie się na­ turalnie rozrasta poprzez spotykanie się osób o podobnych poglądach czy dążeniach. I dlatego zobaczyłam, że Mohammad jest takim pozytywistycz­ nym idealistą, pracującym u podstaw. Jego samochód jest całkowicie przy­ stosowany do działania w terenie, są w nim zrobione półeczki na wszystko, co potrzebne itd. Mohammad znalazł np. wielką beczkę, no to zakłada w niej ogród. Do tego jest to beczka na kółkach, bo znalazł i naprawił wózek, którym zamienił ją w mobilny wehikuł. W naszym filmie występuje jako ogrodnik z kompaktowym po­ dróżnym ogrodem, który może zawsze mieć przy sobie, pożywić się i mieć cień. Więc w tym całym szaleństwie i bezradności palestyńskiej rzeczy­ wistości Mohammad był dla mnie jak dar. Jaskółka nadziei. On robi tak ważne i potrzebne rzeczy, że chciałam go po prostu w tym wesprzeć. W waszej pracy można zauważyć skupienie na jednostce, na jednej postaci, która przez swój upór buduje coś, co może stać się wzorem dla najbliższego otoczenia. Ale nie musi. Zu­ pełnie nie wiadomo, co w Palestynie się

w najbliższej przyszłości będzie działo. Masz bardzo silny wewnętrzny kompas ustawiony na lokalną społeczność i to, jak reaguje na działania artystyczne. Jak to było w tym wypadku, w Palestynie? Nasza praca nie była jedynie wezwa­ niem: zróbcie sobie ogrody, będzie fajnie. To była konkretna propozycja, wynikająca z prześladowania Pale­ styńczyków: racjonowania wody i se­ lekcjonowania żywności, które trafiają do Palestyny, a są kontrolowane przez Izrael. Tworzenie ogrodów, które po pierwsze wytrzymują bardzo długo bez wody, a po drugie zapewniają wyżywienie, czyli dają niezależność, to propozycja polityczna, mogącą konkretnie odmienić ich przestrzeń bez nakładów finansowych. Dlatego właśnie wideo z Mohammadem polegało na tym, że chodziliśmy po Ramallah i po prostu zbieraliśmy to, co znaleźliśmy na ulicach. Ono pokazuje, że elementy, które walają się dookoła, faktycznie mogą, przy odrobinie wiedzy i pracy, zapewnić wyżywienie i cień. Ten aspekt był bardzo ważny. Nie było tak, że przyjeżdżamy tam i mówimy: chodźcie, będziemy teraz robić wam warsztaty z ogrodnictwa, ćwiczyć relaks i tak dalej. Założenia były zupełnie inne: te filmy zostały po­ myślane jako materiały szkoleniowe. Są w sieci po arabsku, z angielskimi napisami. Palestyńczycy mają smartfo­ ny, więc obejrzenie tych wideomanuali to nie jest dla nich problem. W tej całej beznadziei wydało mi się, że takie działanie będzie miało sens. Zależało mi na tym, żeby nasze działanie jako artystów miało wpływ, nie było sztuką galeryjną. Oczywiście takie miejsca jak Muzeum Palestyńskie są piękne i ważne, ale niewiele osób tam docie­ ra. Chociaż jest coś kuszącego w tym, żeby ludzie przychodzący na wystawę do galerii zobaczyli, że tak też można. Te alternatywne sposoby funkcjonowa­ nia nie są w Palestynie praktykowaniem progresywnego stylu życia, ale efektem opresji, niedoborów i zakazów. To, co go


45

zainspirowało, to efekty konfliktu, który od dziesiątków lat niszczy ludziom życie. Twoje działania artystyczne są oparte na bliskiej relacji ze społecznościami, na zbudowanym w komunikacji zaufaniu. Jak ci się rozmawiało z ludźmi w Palestynie? Ciężkie pytanie. Na przykład jak pojedziesz do palestyńskiego Hebronu, miasta podzielonego, to w tamtejszych ludziach jest coś takie­ go autentycznego, prawdziwego. Są otwarci, serdeczni. Swoją obecnością uruchamiasz chęć opowiedzenia swo­ ich historii. Kiedyś siedzieliśmy z Kubą koło urzędu miasta. Przechodziła rodzina z trójką dzieci. Widząc, że są religijni, starałam się nie nawiązywać kontaktu wzrokowego, nie zwracać uwagi, chociaż i tak, samym swoim wyglądem, przyciągałam uwagę. Te dzieci bardzo bacznie nam się przyglądały. Widziałam, że zaczynają coś szeptać rodzicom do uszu, więc myślę sobie: będziemy zaraz musieli stąd pójść. Po czym jedno po drugim podeszły do nas i powiedziały z uśmie­ chem: Welcome! Każde podało nam rękę. I ja po prostu się popłakałam. Siedziałam tam, patrzyłam na nie i my­ ślałam: Boże, jaka jestem wypaczona. Wyobraziłam sobie, mając w głowie kalki z Polski, że skoro są religijni, to pewnie nie tolerują obcych. A te dzieci po prostu nas powitały. Twoja współpraca z Mohammadem trwa i się rozwija. Jak wam się pracuje? To praca na podobnych energiach. Wierzę w ten styl współpracy. Albo jest chemia, albo jej nie ma i nie ma co dalej brnąć, bo nic z tego nie będzie. Z Mohammadem ta energia była od samego początku. Wyjechaliśmy z Kubą z Palestyny z poczuciem chwi­ lowej rozłąki. No i rzeczywiście! Udało się. Będziemy wspólnie robić film, tym razem długometrażowy, o kairskich Zabbaleen, ludziach-śmieciach, którzy w tym wielomilionowym mieście zajmują się segregacją odpadów.

Powiedziałaś, że ciężko ci było wyjeż­ dżać z Ramallah. Najważniejsza lekcja z pobytu w Palestynie? Teraz bardzo się pilnuję, żeby w momentach totalnego wzburzenia tym, co się dzieje, nie stosować języka nienawiści. Żeby nie radykalizować samej siebie, nie zaostrzać, starać się znajdować jakieś sposoby poro­ zumienia. Po tym, jak zobaczyłam z bliska, w codziennym życiu, jak wyglądają skutki konfliktu izraelsko­ -palestyńskiego dla zwykłych ludzi, wiem, że najtragiczniejsze są rozłam i radykalizacja postaw. Rozlew niepo­ hamowanej nienawiści, przyzwolenie na nią wszędzie są straszne.

Jaśmina Wójcik artystka wizualna oddana aktywizmowi i sztuce skupionej na pracy ze społecznością, pedagożka, badaczka, animatorka. Adiunkt na Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie. W 2016 otrzymała I nagrodę w Konkursie Filmowym, przyznaną przez Muzeum Sztuki Współczesnej i Państwowy Instytut Filmowy na pełnome­ trażowy film Symfonia Fabryki Ursus. W 2015 otrzymała (razem z Izą Jasińską, Pat Kulką i Igorem Stokfiszewskim) Grand Prix Warszawskiej Nagrody Edukacji Kulturalnej za projekt Fabryka. Ursus 2014, wkomponowany w prz­ estrzeń miejską byłych Zakładów Mechanicznych w Ursusie. Jesienią 2018 wzięła udział w rezydencji w Ramallah oraz w biennale Qalandyia International, podczas którego zaprezentowała nową pracę zrealizowaną we współpracy z Mohammedem Salehem oraz Jakubem Wróblewskim The Refuge Garden. The Refuge Garden to przenośny ogród z przetworzonych materiałów, odpadków, których mnóstwo jest w palestyńskich obozach dla uchodźców. Film formą przypomina wideoporadnik tworze­ nia ogrodów z odpadków. Należy do serii materiałów wideo w stylu „zrób to sam”, poświęconych eko­ logicznemu życiu i popularyzujących wiedzę i umiejętności z zakresu osiągania niezależności.


46

A war that isn‘t a war Jaśmina Wójcik in conversation with Bogna Świątkowska

Going to Palestine, were you prepared for what you‘d see there in terms of the political, social, or economic situation? No. With a year‘s hindsight, I think it was a borderline experience in my life. Definitely. Most powerful, but also most beautiful, in a way. If you can speak about beauty here at all. That experience was full of contradictions. There was a sense of despair caused by seeing what‘s happening there, how the Palestinians are treated by the Israeli authorities and military, and how little the outside world is aware about it, despite all that has been said and written about the conflict in the Middle East. I saw a war that isn‘t a war. It‘s a constantly encroaching occupation. It‘s a bit like slipping into madness. Before my grandmother got ill, I thought illness was something that just happened. In fact it creeps up on you with tiny steps. And here war does that, with tiny steps that are terribly radical, that stop at nothing. I still don‘t understand it. I used to live in Kazimierz, and the history of Jews or Israelis was important for me, dramatic, horrible. Jan Tomasz Gross‘s books made me feel bad as a Pole. I wanted to do something about the fact that we as Poles didn‘t behave towards the Jews as we should have. And there I saw that they‘d become an aggressor themselves. I started digging in that to understand how the victim becomes the oppressor. Before entering Palestinian territory, at Israeli military checkpoints, the visitor sees large signs warning that you enter at your own risk, which may

potentially be fatal. A message in three languages that you are entering an area where people will be trying to kill you. After crossing the border, you realise you are in community of people facing immense challenges of daily life caused by the occupation, limited by a political situation that you can hardly compass, can hardly grasp all the paradoxes and historical feuds. The Qalandiya Biennale 2018, which you participated in, was dedicated to contesting prejudices and stereotypes, amongst other goals. The Biennale was an incredible experience because I was able to be inside. I didn‘t feel like a tourist. I‘m always interested in people, in how they live, how they talk about them­ selves and the ways of preserving their heritage. I‘m interested in small yet powerful saving gestures that open our eyes. You begin to notice buildings, people, their self-organisa­ tion. If you‘re on a tourist orbit, you don‘t see that at all. In Ramallah you were supposed to do a project that would be inspired by the city. Besides that, it could be any theme. How did the process look like? You encountered a whole lot of things that could be inspiring for you as an artist and as a human being. How did you decide to team up with Mohammad Saleh? I work in tandem with cameraman Jakub “Kuba” Wróblewski, and we were meeting all kinds of people and groups. Doing research not only in Ramallah, but also in Jerusalem. But up until that point it was, well, not that it didn‘t touch me, but it didn‘t click in the special way, when I‘d have said, oh, this makes sense for me, this is what I want to focus on. Meeting Mohammad in Bethlehem, after running away from the crowds for a couple of hours, after visiting a museum fashioned by Banksy, was something that clicked.


47

You are referring to the famous Walled Off Hotel, which is a proper hotel and at the same time the object of a critical artistic statement which uses the lan­ guage of aesthetics to draw attention to Israel‘s violations of human rights and international treaties in Palestine. What does this museum hold? A history of the Wall. And a living history at that: testimonies made by Palestinians about the occupation, about the construction of the Wall. There are stories there of people who actually had to build the wall themselves as that‘s how they were earning their living. There is also the film 5 Broken Cameras, which I knew, and which tells the story of the Israeli military‘s lawless violence against the Palestinian village of Bil‘in and its residents. After visiting the museum we went to meet Mohammad in a quiet neighbourhood in Bethlehem. Very beautiful area, no tourists at all. Mohammad showed us his container garden in repurposed metal barrels. He told us us there was an alley nearby that people used as a loo, and that he‘d use the urea from there as fertil­ iser. He also showed us a small shop which among other things carried a selection of Palestinian seeds. He told us about how they swap those seeds, how they smuggle them abroad since Israel has penalised the possession of plants that are tradi­ tional Palestinian spices. And he was a man who spoke with all his body: about plants, about how important gardening and its educational poten­ tial are, about how he builds gardens with scraps and refuse, with compost that he produces himself. This wasn‘t urban gardening as we know it; it was a mix of permaculture and, how to say it, some kind of post-punk. Plus the social idea – he also talked about children‘s workshops – which seemed absolutely crucial to me. In the face of all that I realised that proposing my own thing, whatever it would be, wouldn‘t make sense. The best I could

do was to support what I‘d seen there through him, what I‘d encountered there. To support it with such tools that I use, and in a way in which I can do it. Can you describe the Palestinian landscape? The omnipresence of plastic waste that litters both town and country – did that contribute to your decision? In terms of what‘s in the shops, it‘s like in the West. People buy fridges, freezers, microwaves, take mortgage loans, drive news cars. Capitalism and consumerism in full swing. Plus the omnipresent garbage. Here in Poland, I think, we‘re slowly turning away from plastic, and the awareness that alternatives are possible is growing. And there it doesn‘t look like this process has started yet. Well, perhaps in niche eco cafés. The landscape that I saw is absolutely mystical. And it is torn apart, or killed actually, by settlements that the Is­ raelis build on those hills. Not at their foot, but right on the hilltops. For me, that‘s a terrible violation, a violation of nature, of the landscape. The development of new settlements is of strategic importance, as defined by one of the most famous Israeli military commanders, Ariel Sharon. He has gone down in history as the author of many non-standard ideas about how to make life nasty for those Palestinians who haven‘t left their territories yet. That‘s right. The proliferating settlements rob the Palestinians of their land. They burn their olive groves. That was horrible for me. There‘s nothing you can do about it, no way to prevent it. I felt an analogy with Poland here, with a large-scale destruction of nature through decisions made somewhere high up. That‘s why the only situation I believe in is totally grassroots micro-action


48

geared towards rhizoming. The upside then is that others too work on such a micro-scale, and the joint action grows naturally as like-minded people meet. That‘s why I saw that Mohammad was a positivistic idealist, doing such grassroots work. His car has been adapted for the purpose, with shelves for everything and so on. If he finds a large barrel, he sets up a garden in it. Plus it‘s a barrel on wheels, for he has found and repaired a pushcart, and turned the barrel into a vehicle. In our film, he appears as a gardener with a compact-size mobile garden that you can take anywhere, which provides both food and shade. So amid all the madness and helplessness of the Palestinian reality, Mohammad was like a gift for me. A bird of hope. The things he does are so important and necessary that I simply had to support him. What can be noticed in your work is a focus on the individual, on a single figure who stubbornly builds something that may become a model to follow for the community. But it doesn‘t have to. It‘s absolutely not clear how the situa­ tion in Palestine is going to be shaping up in the near term. You have a very strong inner compass oriented to the local community and how it reacts to artistic activities. How was it this time, in Palestine? Our work wasn‘t just an appeal: make gardens for yourselves, it‘s going to be fun. It was a specific proposition, a response to the way the Israelis discriminate against the Palestinians by restricting their access to water and certain foods, which go to Pales­ tine, but are controlled by Israel. The idea of setting up gardens, which, firstly, can survive for a very long time without water and, secondly, feed you, therefore offering independence, is a political proposition, one able to positively transform their space with­ out spending money. That‘s why for the video with Mohammad we simply

walked around Ramallah, picking up what we found in the streets. It shows that with a little a bit of know-how and effort, the stuff lying around can, indeed, provide nourishment and shadow. That aspect was very impor­ tant. It wasn‘t so that we came and said, come on, we‘re going to do a gar­ dening workshop, relax and so on. The idea was different altogether: those videos were meant as educational ma­ terials. They are online in Arabic, with English subtitles. Palestinians use smartphones, so watching these vid­ eo tutorials isn‘t a problem for them. In all this hopelessness I thought this would make sense. I wanted our input as artists to matter, to be more than just white-cube art. Of course, places such as the Palestinian Museum are beautiful and important, but few people get there. Although there is something tempting in the idea of making gallery-goers realise that it‘s also possible to go this way. In Palestine, these alternative ways of functioning are not about practicing a progressive lifestyle, but rather a result of oppression, shortages, and restrictions. It has been inspired by a conflict that has been wreaking havoc in people‘s lives for decades. Your artistic practices are based on a close relationship with the local community, on communication built on trust. How was talking to people in Palestine like? That‘s a tough question to answer. For example, when you go to Hebron, a divided city, the people there have something genuine and authentic about them. They are open and cordial. Your presence makes them want to tell their story. Once we were sitting with Kuba by the city hall. A family with three kids was passing by. Knowing they were religious, I remembered not to establish eye contact, not to appear conspicuous, even though I attracted attention with my very looks. Those kids were watching us very closely. I saw them


49

starting to whisper something into their parents‘ ears, and I thought, oh-ho, we‘re probably have to leave. And then the kids came to us, one after the other, and said with a smile, “Welcome!” They shook our hands. And I simply started crying. I sat there, looking and them and thinking, God, how biased I am. Those clichés from Poland playing out in my head, I imagined that just because they were religious they‘d be xenophobic. And those kids simply welcomed us. Your collaboration with Mohammad has continued. How is it going? It‘s working on similar energies. A collaboration style I believe in. Either there is chemistry or there isn‘t in which case it doesn‘t make sense to continue, for it won‘t come to any­ thing anyway. With Mohammad, the energy was there from the beginning. We left Palestine, me and Kuba, with a sense of parting for a while only. And indeed! It‘s happened. We‘ll be doing a film together, a full-length documentary about Cairo‘s Zabbaleen, the garbage people, who collect refuse in this sprawling metropolis. You told me it was hard leaving Ramal­ lah. Your most important lesson from Palestine? I‘m very careful now to avoid hate speech, even in moments of total outrage at what‘s going on. To avoid radicalising myself, aggravating, to look for ways to communicate instead. After I‘ve seen from up close, in daily life, how the Israeli-Palestinian conflicts impacts on ordinary people, I know that scission and radicalisation are the most tragic things. It‘s terrible when unbridled hatred spills out, when it‘s allowed to spill out, no matter where this happens.

Jaśmina Wójcik a visual artist devoted to activism and community-engaged art, a pedagogue, researcher, and animator. Assistant Professor at the Academy of Fine Arts in Warsaw. In 2016, her full-length film, Symphony of the Ursus Factory, won 1st Prize in a film competition organised by the Museum of Modern Art in Warsaw and the Polish Film Institute. In 2015, she won (with Iza Jasińska, Pat Kulka, and Igor Stokfiszewski) the Grand Prix of the Warsaw Cultural Education Award for the project The Factory. Ursus 2014, set in the space of the former Ursus manufacturing plant. In the autumn of 2018, she participated in a residency in Ramallah and in the Qalandiya International biennial, where she presented a new work, a collaboration with Mohammed Saleh and Jakub Wróblewski. Called The Refuge Garden, the work is a portable garden built with recycled materi­ als, the kind of trash that abounds at Palestinian refugee camps. The film resembles a video tutorial on how to make a garden with garbage. It belongs to the class of “how-to” videos devoted to eco-friendly lifestyles that popularise independence-building skills and knowledge.


50


Witek Orski o portretowaniu rezydentów

51

Moim celem było przede wszystkim skupienie się na praktyce artystycznej rezydentek i rezydenta, na sportretowaniu nie tyle ich, ile realizowanych przez nich projektów. Wykonywanie zdjęć opierało się na powtarzalnym schemacie: najpierw spotkanie i dłuższa rozmowa, potem klasyczna sesja portretowa w moim studiu, a następnie żmudne konstruowanie i fotografowanie martwych natur z wykorzystaniem studyjnych portretów. Kompozycje, w których pojawiają się Karolina, Mohammad, Jaśmina, Joanna i Mirna nawiązują do zajmujących artystki i artystę zagadnień lub wątków, jak zaskakująca polityczność tymianku, aktywizm rolniczo-ogrodniczy, recykling w warunkach beznadziei, demoniczność kamieni i kiszonki jako nośnik tożsamości kulturowej.

Witek Orski Urodzony w 1985 roku. Artysta wizualny i fotograf. Tworzy zdjęcia, instalacje fotograficzne i prace wideo. Jego praktykę artystyczną można określić jako fotografię postkonceptualną. Absolwent Wydziału Filozofii na Uniwersytecie Warszawskim, dok­ torant na Wydziale Intermediów Uniwersytetu Artystycznego w Poznaniu, wykładowca na Wydziale Malarstwa i Nowych Mediów na Akademii Sztuki w Szczecinie. Prace prezen­ tował na licznych wystawach w Polsce, m.in. w Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie, Zachęcie Narodowej Galerii Sztuki, Centrum Sztuki Współczesnej Zamek Ujazdowski, galerii Arsenał w Białymstoku, BWA w Zielonej Górze oraz za granicą – w Berlinie, Budapeszcie, Bratysławie, Düsseldorfie, Kopenhadze, Nowym Jorku, Tokio, Turynie i Paryżu. Mieszka i pracuje w Warszawie.


52

Witek Orski on portraying the residents My main purpose was to focus on the residents‘ artistic practice, to portray not so much themselves as their projects. The procedure in each case was identical: first we met and had a long conversation, then a I shot a classic portrait session in my studio, and finally I meticulously arranged and shot still lifes featuring the studio portraits. The compositions in which Karolina, Mohammad, Jaśmina, Joanna, and Mirna appear relate to the topics and issues they deal with in their art, be it the surprising politicality of thyme, gardening/ agricultural activism, recycling in hopeless conditions, the demonic nature of stones, or fermented foods as a marker of cultural identity.

Witek Orski (b. 1985) is a visual artist and photographer, the author of photographs, photographic installations, and videos. His artistic practice can be defined as postconceptual photography. Holding an MA in Philosophy from the University of Warsaw, he is currently studying for a PhD at the Faculty of Intermedia of the University of the Arts, Poznań as well as lecturing at the Faculty of Painting and New Media at the Art Academy of Szczecin. He has shown his work in numerous exhibitions in Poland, including at the Museum of Modern Art in Warsaw, the Zachęta National Gallery of Art, the Ujazdowski Castle Centre for Contemporary Art, Arsenał Gallery Białystok, or BWA Zielona Góra, as well as abroad – in Berlin, Budapest, Bratislava, Düsseldorf, Copenhagen, New York, Tokyo, Turin, or Paris. He lives and works in Warsaw.


Kontakt [Contact details] 2 residencies@u-jazdowski.pl (+48) 22 628 12 71 wew. [ext.] 131 Centrum Sztuki Współczesnej Zamek Ujazdowski [Ujazdowski Castle Centre for Contemporary Art] Jazdów 2, 00-467 Warszawa www.u–jazdowski.pl

2


9 788365 240712

ISBN: 978-83-65240-71-2


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.