MAGAZYN STUDENCKIEGO KOŁA NAUKOWEGO HISTORYKÓW UP Nr 1/2014 (18) Marzec 2014 ISSN 2081- 9439 Wehikuł Czasu Magazyn Studenckiego Koła Naukowego Historyków Instytutu Historii Uniwersytetu Pedagogicznego w Krakowie Wydawca: Instytut Historii UP Druk: Drukarnia Cyfrowa - Delta, ul. Władysława Żeleńskiego 29 31-353 Kraków Nakład: 200 egzemplarzy Adres redakcji: ul. Podchorążych 2, pok 10 E 30-084 Kraków.
http://www.facebook.com/WehikulCzasuMagazyn
Redakcja Redaktor naczelny: Tomasz Szygulski Zastępca redaktora: Kamil Stasiak Współpraca redakcyjna: Natalia Gabryś, Ewelina Janowska, Agnieszka Kluska, Barbara Miziura, Katarzyna Odrzywołek, Bartosz Wachulec Autorzy tekstów: Patrycja Chełminiak, Wojciech Kaczor, Ewelina Kazienko, Kacper Kulpa, Halina Kumur, Paulina Kus, Anna Kozibąk, Jacenty Miłek, Anna Maria Myrek, Magdalena Rydel, Wioletta Smosna, Kamil Stasiak, Sebastian Szczygieł, Tomasz Szygulski, Bartosz Wachulec Opieka Redakcyjna: dr Hubert Chudzio Skład i łamanie: Tomasz Szygulski Korekta: Ewelina Janowska, Agnieszka Kluska, Barbara Miziura e-mail: wehikulczasu.up@gmail.com
Wehikuł Czasu nr 18/2013
Spis treści 2 Wywiad z Jagodą Gumińską-Oleksy 6 WIOLETTA SMOSNA Inwentaryzacja grobów wojennych w powiecie miechowskim i olkuskim 8 PAULINA KUS Relacja z wyprawy naukowej „Tajemnice Gór Sowich” 10 BARTOSZ WACHULEC Giovanni Giustinianni Longo – Łaciński obrońca murów Konstantynopola 12 ANNA KOZIBĄK Pogrzeb pary królewskiej Zygmunta III Wazy i Konstancji Habsburżanki 15 EWELINA KAZIENKO Początki nauczania społecznego Kościoła (1878 – 1939) (...) 17 KACPER KULPA Wojna stuletnia- czyli spór o nazwę Budweiser. 19 PATRYCJA CHEŁMINIAK Adolf Hitler- korzenie, dzieciństwo, zbrodnia 25 HALINA KUMUR Konflikt polsko-litewski o Wilno w 1920 roku 28 JACENTY MIŁEK Armia Poznań - stracona szansa 30 SEBASTIAN SZCZYGIEŁ Sytuacja społeczna w Wilnie we wrześniu 1939 roku 33 WOJCIECH KACZOR Epizody z działań polskich okrętów podwodnych na Morzu Śródziemnym część III 38 TOMASZ SZYGUSLKI Stosunek OUN-UPA do polsko-ukraińskich rodzin na Kresach Wschodnich 42 MAGDALENA RYDEL Sytuacja kobiet weteranek w Stanach Zjednoczonych 48 KAMIL STASIAK Exploseum DAG Fabrik Bromberg Historia miejsca i muzeum
3
WYWIAD
Wywiad z Jagodą Gumińską-Oleksy Sekcja Edukacji Muzeum Narodowego w Krakowie
Rozmowę przeprowadziła Anna Maria Myrek Czym zajmuję się Sekcja Edukacji w Muzeum? Kiedy powstała, jakie ma główne cele? Edukacja muzealna to obecnie bardzo szerokie pojecie, bo oprócz powszechnie rozumianego upowszechniania wiedzy związanej ze zgromadzonymi w muzeach dziełami sztuki, zajmuje się między innymi szukaniem jak najszerszych kontekstów, które tworzą wspólną płaszczyznę dla sztuki, literatury, historii i wielu innych dziedzin. Edukacja muzealna to tworzenie ogromnej gamy programów skierowanych do wielu różnych grup odbiorców różniących się wiekiem, rolą społeczną, zainteresowaniami… To współpraca z innymi instytucjami kultury i nauki, wypracowywanie własnych, wzorcowych systemów, które stają się inspiracją do działań partnerskich. Edukacja muzealna to także systemy szkoleń (jak np. szkolenia i warsztaty dla nauczycieli), cykle warsztatów dla dzieci i dorosłych, konferencje, programy lekcji muzealnych i cała gama działań pokrewnych, których głównym celem jest przekazywanie wiedzy o sztuce i kulturze (dawnej i współczesnej), ale także, co nie mniej ważne, inspirowanie do dyskusji o niej. Edukatorzy muzealni planując każdy element oferty, starają się odnieść do trendów panujących obecnie w sztuce i jej odbieraniu. Na bieżąco również odnoszą się do podstawy programowej obowiązującej szkolnictwo, by odnaleźć wspólne konteksty na których oprze się oferta skierowana do tej grupy odbiorców. Dawniej edukacją w muzeum zajmował się tzw. dział upowszechniania, którego działalność ograniczała się w zasadzie do oprowadzania po galeriach muzealnych. Dziś dział edukacji stanowi jeden z ważniejszych elementów struktury muzeum. Ściśle współpracując z „szafarzami” wiedzy o zbiorach – kustoszami, kuratorami wystaw – tworzy samodzielne
4
i rozbudowane projekty edukacyjne. Działania edukacyjne są jednym z ważniejszych powodów, którymi kieruje się publiczność odwiedzająca muzea. Towarzyszą wszystkim ekspozycjom stałym i większym wystawom czasowym. Czy obecnie muzea są w stanie konkurować z telewizją, kinem, wszelkiego rodzaju rozrywkami masowymi? Kwestia konkurencyjności nie jest tu najważniejsza, choć na pewno odczuwalna. Przygotowując program warto mieć na uwadze to, by był on ciekawy pod względem edukacyjnym, przyciągnął publiczność do muzeum, spowodował jakąś interakcję, chęć powrotu. Programy edukacyjne powinny stanowić mądrą alternatywę na spędzenie czasu, ale nie mogą skupiać się przede wszystkim na tym by konkurować z rozrywkami masowymi. To nie ich rola. Miniony, 2013 rok Muzeum Narodowe w Krakowie obchodziło jako Rok Jana Matejki. Uświetniło w ten sposób 175 rocznicę urodzin i 120 rocznicę śmierci artystą. Jak pracowało się przez ten rok z Matejką? Działania edukacyjne jakie miały miejsce podczas Roku Matejki nie były czymś zupełnie nowym. Postać tego artysty jest stale obecna, zarówno w programie edukacyjnym Muzeum, jak i podstawie programowej, która obowiązuje szkolnictwo. Obchody Roku dały jedynie pretekst, by „przypomnieć” Matejkę szerszym warstwom społeczeństwa, a przede wszystkim by pokazać tego człowieka nie tylko jako artystę malarza, najsłynniejszego przedstawiciela polskiego historyzmu, ale także jako pedagoga (był przecież wieloletnim dyrektorem Szkoły Sztuk Pięknych w Krakowie, dzisiejszej
Wehikuł Czasu nr 18/2014
WYWIAD Akademii) zaangażowanego w odnowę zabytków, krakowianina, kolekcjonera – twórcę wyjątkowej rekwizytorni, podróżnika, patriotę, a także zwykłego, uwikłanego w codzienność śmiertelnika. Zarówno bogaty program edukacyjny, na który złożyły się tzw. weekendy z Matejką, warsztaty, tematyczne oprowadzania, spacery szlakiem malarza, wykłady i koncerty, jak i przygotowane specjalnie na tę okazję wystawy czasowe, poruszały te właśnie kwestie. A jak pracowało się u boku mistrza? Jeśli tylko z szacunkiem dla jego pracy i dla mnogości jego zainteresowań, to naprawdę ciekawie. Czy twórczość Jana Matejki powinniśmy oceniać w kontekście: „podoba mi się” - „nie podoba mi się”? Myślę, że poniekąd wyjaśnia to wcześniejsza wypowiedź. To naturalne, że gusta i preferencje estetyczne zmieniają się - pod wpływem czasów, mód, doświadcze. Dziś już zupełnie inaczej patrzymy na monumentalne obrazy Jana Matejki niż wówczas, gdy ich podstawowym zadaniem było niesienie nadziei i przekazywanie społeczeństwu bardzo istotnych informacji dotyczących spojrzenia na historię narodu i rolę jaką spełniły w niej konkretne postacie. Wydaje mi się, że właśnie także rolą współczesnej edukacji jest sprowokowanie społeczeństwa do spojrzenia nie tyle na obrazy Matejki, ale na postać samego Matejkiczłowieka. Konfrontacja z jego działalnością, poglądami, pragnieniami powoduje zaskakującą u publiczności konstatację, że obrazy Matejki nie musza się dziś podobać w tradycyjnym rozumieniu tego słowa (zwłaszcza, że „podobanie się” nie jest dziś głównym wyznacznikiem jakości dzieła sztuki), by życie artysty okazało się interesujące a zbiory muzeum inspirowały. Czy można zrozumieć twórczość artystyczną Matejki tylko poprzez sztukę, czy jednak istotne jest, by spojrzeć na jego twórczość w kontekście historycznym? Tak jak wspomniałam, ten kontekst nie tylko stricte historyczny, ale także społeczny jest czasem najważniejszy. Zwłaszcza, że dziś już więcej ludzi zdaje sobie sprawę, że Wehikuł Czasu nr 18/2014
Matejko nie był „ilustratorem” historii, był raczej jej interpretatorem. Istotniejsze jest więc, by rozpatrywać jego malarstwo jako zbiór treści, które wywoływały odzew społeczny. Stąd na przykład pomysł, by przedstawić publiczności wybór tekstów źródłowych pochodzących z XIX wiecznej prasy, które wyraźnie sytuują postać i działalność Matejki w kontekście życia społecznego, jakie toczyło się w Krakowie i w całej zniewolonej zaborami Rzeczypospolitej. Był to jeden z elementów oferty edukacyjnej towarzyszącej obchodom roku, który wszedł w życie dzięki współpracy ze studentami Uniwersytetu Pedagogicznego. Jak organizuje się tego typu obchody? Wygląda to tak, że najważniejsze osoby w muzeum zasiadają przy okrągłym stole i debatują „co, gdzie i jak”? Z grubsza rzecz biorąc podobnie. Przynajmniej przysłowiowy „okrągły stół” pojawia się na początku. Choć my, pracownicy edukacji, wolimy określenie burzy mózgów, gdyż nasza praca jest na ogół bardzo dynamiczna. Pomysły pojawiają się w najprzedziwniejszych momentach, poddawane zostają dyskusji i wspólnej obróbce. Potem następuje etap najżmudniejszy, a więc związany z koniecznymi formalnościami, terminarzami, finansami, kwestiami promocji (bardzo ściśle współpracujemy z działem, który się nią zajmuje) i dopinania szczegółów. Najprzyjemniejszy, obok eksplozji pomysłów, jest etap realizacji – czas w którym zaplanowane wydarzenia mają miejsce. Można na bieżąco wyciągać wnioski i na ogół odczuwać satysfakcję. Tak jak każdy projekt muzealny (nie tylko edukacyjny, a Rok Matejki właśnie łączył różne elementy) i taki kończy ewaluacja i przygotowanie materiału sprawozdawczego. W związku z obchodami Roku Matejki muzeum organizuje wiele cykli spotkaniowych, m.in. „Czwartki u Matejków” oraz „Muzykowanie u Matejków”, podczas których bliżej poznać można życie prywatne oraz zawodowe tego artysty.
5
WYWIAD Czy ludzie chętnie biorą udział w tego typu spotkaniach? Wymienione cykle to faktycznie działania w całości inspirowane postacią i twórczością Matejki, należące do stałych wydarzeń muzealnych jakie odbywają się w Domu Jana Matejki poza obchodami Roku. Jednak nie tylko one uświetniły te obchody. W ramach oferty edukacyjnej podzielono Rok Matejki na wspomniane już weekendy, podczas których miały miejsce warsztaty dla dzieci i rodzin ze stałego i bardzo popularnego cyklu: Konik muzealny, czy spotkania z przewodnikiem z cyklu Muzealne Abecadło, które na potrzeby Roku ewoluowały dodatkowo w spacery i wycieczki do innych, poza muzeum, miejsc, związanych z artystą. Dodatkowo treści istotne dla Roku Matejki zostały wplecione w inne wydarzenia cykliczne, jak chociażby Dzień Wolnej Sztuki czy Noc Muzeów. Większość wydarzeń łączyła dwa Oddziały Muzeum Narodowego – Dom Jana Matejki i Galerię Sztuki Polskiej XIX wieku w Sukiennicach, w której przecież osobę artysty reprezentują jedne z jego najwybitniejszych dzieł. Włączenie do Roku Matejki tak różnorodnej oferty sprawiło, że zainteresowała się nią znacznie szersza publiczność. Chociażby w spacerach szlakiem malarza, czy warsztatach dla dorosłych brały udział dziesiątki osób. Wielką popularnością cieszyła się wśród szkół propozycja tzw. lekcji łączonych, które pozwalały na uczestnictwo w działaniach edukacyjnych w obu zaangażowanych w Rok Oddziałach Muzeum. Wiele młodzieży idzie do muzeum tylko dla tego, że zabiera ich tam nauczyciel ze szkoły. Czy często zdarza się, że to rodzice zabierają swoje dzieci na wystawę? Coraz częściej. Stałe cykle warsztatów dla rodzin gromadzą bardzo dużą publiczność. Są to oczywiście przede wszystkim działania weekendowe, bo to najdogodniejszy dla rodziców z dziećmi czas. Pełne listy rezerwacji (część działań ich wymaga) najdobitniej świadczą o zainteresowaniu jakie oferta muzealna budzi wśród rodziców.
6
Jakie grupy wiekowe chętniej biorą udział w warsztatach organizowanych przez Muzeum Narodowe: dzieci, młodzież czy osoby dorosłe? Przygotowujemy ofertę dla wszystkich tych grup i wszystkie te działania na ogół cieszą się powodzeniem. Oczywiście forma musi być odpowiednio zróżnicowana i nie zawsze frekwencja jest jedynym wyznacznikiem powodzenia. Np. zajęcia dla seniorów odbywają się w nieco bardziej kameralnej formie niż warsztaty dla dzieci. Choć to też nie jest reguła. Na najliczniejszy, najbardziej bezpośredni i na ogół pozytywny odzew możemy liczyć w wypadku dzieci, szkół i osób dorosłych. Najtrudniejszą do pozyskania grupa jest młodzież w wieku gimnazjalnym i ponad gimnazjalnym, mam tu na myśli działania do indywidualnego, nie narzuconego przez szkołę, uczestnictwa. Łatwo jest znaleźć państwu młodych ludzi, którzy jako wolontariusze zaangażują się w pracę muzealną? Bardzo sobie cenimy naszych wolontariuszy. Wiemy, że ich pomoc jest nieodzowna. Staramy się więc zapewnić im szerokie spektrum działań, w których mogą uczestniczyć pomagając w organizacji lub realizacji tychże. Planujemy stworzyć program wolontariacki, w ramach którego wolontariusze będą mogli nie tylko pomagać ale także współtworzyć cykl działań przez siebie prowadzonych. Wiemy, że praktyka jaką daje współpraca z Muzeum sprawia większości z wolontariuszy satysfakcję, a także w wypadku studentów, daje możliwość nawiązania kontaktów i zaświadczenia o zdobytych umiejętnościach. Pracuje pani w Sekcji Edukacji Muzeum Narodowego w Oddziale Dom Jana Matejki. Pewnie nikt tak jak Pani nie zna się „osobiście” z Matejką. Za co szczególnie podziękowałaby Pani gdyby była możliwość osobistego spotkania się z nim?
Wehikuł Czasu nr 18/2014
WYWIAD Choć rzeczywiście od dawna „współpracuję z Matejką” absolutnie nie uważam się za osobę, która zna go najlepiej. Taką zażyłością i wynikającą z niej wiedzą o malarzu mogą poszczycić się przede wszystkim kustosze, specjaliści od zbiorów zgromadzonych w tym muzeum biograficznym, badacze i historycy sztuki specjalizujący się w epoce XIX wieku. Niemniej zdecydowanie i ja mam swoje powody do wdzięczności, którą skierowałabym na ręce Matejki. Jest to na pewno inne spojrzenie na jego sztukę, możliwość poznania go od mniej popularnej strony, szacunek dla rekwizytów przeszłości które zgromadził, dla wartości, którym służył, podziw dla wierności w dążeniu do
ideałów. Zrozumienie, że choć prawdopodobnie nie we wszystkim bym się z nim zgadzała, jak wielu artystów był chyba dość skomplikowanym i nie zawsze łatwym w obejściu człowiekiem. Mogę z czystym sumieniem szanować go za to co uczynił dla naszej zbiorowej pamięci i myślenia o narodowej historii. Był przecież jednym z tych, którzy dbali o to by chęć dążenia do nadrzędnego celu nie wygasła w narodzie przez 123 lata zaborów. W obliczu tak właściwej dla współczesności zmienności nastrojów i priorytetów, już samo to jest fenomenem.
WEHIKUŁ CZASU MAGAZYN STUDENCKIEGO KOŁA NAUKOWEGO HISTORYKÓW UNIWERSYTETU PEDAGOGICZNEGO POSZUKUJE OSÓB, KTÓRE DOŁĄCZĄ DO ZESPOŁU REDAKCYJNEGO Jeśli masz zdolności: plastyczne, graficzne, edytorskie, dziennikarskie, pisarskie, reporterskie, to czekamy własnie na Ciebie! Skontaktuj się z nami: wehikulczasu.up@gmail.com
Wehikuł Czasu nr 18/2014
7
Z ŻYCIA KOŁA
Sprawozdanie z inwentaryzacji grobów wojennych w powiecie miechowskim i olkuskim Wioletta Smosna
O
d 1 do 10 lipca 2013 roku piętnastoosobowa grupa przedstawicieli Studenckiego Koła Naukowego Historyków UP już po raz szósty przeprowadzała we współpracy z Małopolskim Urzędem Wojewódzkim, inwentaryzację grobów wojennych, tym razem na terenie powiatów: miechowskiego i olkuskiego. Prace objęły gminy: Miechów, Charsznica, Gołcza, Kozłów, Książ Wielki, Racławice, Słaboszów, Bukowno, Klucze, Olkusz, Wolbrom, Bolesław oraz Trzyciąż. Był to element większego przedsięwzięcia, którego celem jest uzupełnienie i poszerzenie informacji o grobach ofiar wojennych z Małopolski. Do pracy wyruszyło osiem naszych zespołów: trzy trzyosobowe i pięć dwuosobowych ( w tym jedna rowerowa ). Koordynatorem grupy był Krzysztof Śmigielski. W temperaturze przekraczającej trzydzieści kresek dotarliśmy do wszystkich obiektów wyznaczonych w ankietach. Pierwszego dnia obozu miało miejsce szkolenie, na którym udzielono nam przydatnych wskazówek technicznych. Swoją obecnością zaszczycił nas także Żydowski Instytut Rabiniczny ( w składzie trzyosobowej delegacji) z Warszawy, który niejako poszerzył nasz zakres badań o groby żydowskie. Miejscem stacjonowania była bursa szkolna w Miechowie, gdzie w miłej atmosferze spędzaliśmy wolny czas po pracy. W teren wyruszaliśmy ( każdego dnia ) w godzinach przedpołudniowych. Do naszych obowiązków należało wcześniejsze zapoznanie się ze stanem dokumentacji dotyczącej obiektów grobownictwa wojennego znajdujących się na badanym terenie. Dotarcie do każdego obiektu w celu zweryfikowania informacji, jakie znaleźliśmy w dokumentacji. Sprawdzenia ich stanu technicznego, wykonanie ewidencji fotograficznej, dotarcie do urzędów gmin i uzyskanie informacji formalnych, dotyczących
8
numerów czy właścicieli działek, na których znajdowały się nasze obiekty. Analiza ksiąg parafialnych w poszukiwaniu zapisów o ofiarach wojennych. Następnie odnalezienie ich grobów na cmentarzach parafialnych, kwerenda publikacji znajdujących się w miejscowych bibliotekach i utworzenie bibliografii. Jak również rozmowy ze starszymi mieszkańcami gmin, którzy mogli jeszcze pamiętać okoliczności śmierci ofiar wojennych, albo na przykład zaprowadzić nas na mniej typowe miejsca pochówku tych ofiar. Wiele trudu kosztowało już samo dotarcie do licznych zaznaczonych w ankietach mogił. Były one oddalone od siebie, porozrzucane w różnych częściach gmin i niejednokrotnie znajdowały się w miejscach trudnych do odnalezienia jak np. w lasach. Niezbędna okazywała się pomoc okolicznych mieszkańców i ich wskazówki, jak dotrzeć do poszukiwanego obiektu. Nierzadko obiekty znajdowały się w takich miejscach, że sami mieszkańcy mieli trudności ze wskazaniem ich lokalizacji. Tak było na przykład ze znajdującym się w gminie Klucze cmentarzem wojskowym z czasów II wojny światowej w Rodakach. Dane w ankiecie wyraźnie wskazywały, że ma to być kwatera wojskowa. Na pytanie o jej lokalizację mieszkańcy łącznie z księdzem ( który był tu dopiero od roku),, załamywali ręce’’. Dotarcie do mogiły zbiorowej 30 żołnierzy niemieckich poległych 23 stycznia 1945 roku ( na miejscu, w lesie między cmentarzem parafialnym w Rodakach, a Górą Świniuszki, okazało się, iż były to dwa niewielkie kopce z drewnianymi krzyżami j dawno przez nikogo nie odwiedzanymi ). Odnalezienie pochówku stało się możliwe tylko dzięki zaoferowanej nam pomocy mężczyzny pracującego właśnie u księdza na plebanii ( który nazajutrz miał wyjechać za granicę) więc mieliśmy szczęście. Pomoc takich osób była nieoceniona – gdyby nie ona, dotarcie do niektórych obiektów mogłoby okazać Wehikuł Czasu nr 18/2014
Z ŻYCIA KOŁA się niemożliwe. Niejednokrotnie niezbędne było odnalezienie kilku cmentarzy w jednym dniu, co wiązało się z koniecznością pieszego pokonania kilku- kilkunastu kilometrów. Czasami i w tym pomocni okazywali się mieszkańcy, oferując podwiezienie. Ludzie przyjmowali nas miło i z zainteresowaniem. W gminie Miechów udało się nawiązać kontakt z miejscowym historykiem. W miejscowości Klucze zaś zorganizowaliśmy spotkanie z członkami Związku Armii Krajowej, które zbogaciło treść naszych ankiet. Zostaliśmy niezwykle miło przyjęci przez redaktora lokalnej gazety ,,Echo Klucz’’ pana Rafała Jaworskiego, który poświęcił nam znaczna część swojego czasu, jak również przekazał materiały, cenne przy uzupełnianiu rysu historycznego. Na szczególną uwagę zasługują odkrycia, których nie brak było w trakcie poszukiwania obiektów zaznaczonych w ankietach. Na przykład w Chechle znaleziono mogiłę dwóch ofiar wojennych z 1944 roku - państwa Zofii i Stefana Musiorscy, którzy zgięli tragicznie. Należeli oni do rodzin, która wiele wycierpiała ze strony Niemców. Warto wspomnieć też o nagrobku ze zdjęciem pośmiertnym kobiety, które udało się zobaczyć zespołowi badającemu Wolbrom. „ Jednym z odkryć był grób nieznanego żołnierza położony w lesie zaraz za granicą miasta Wolbrom’’ – mówi Anna Kozibąk, która wraz z Patrycją Chełminiak inwentaryzowała groby z tych okolic. ,,Kilkaset metrów w głąb lasu poprowadził nas kolega będący mieszkańcem Wolbromia. Grób znajdował się niedaleko ścieżki i mimo upływu wielu lat nadal widoczna była niewielka ziemna mogiła i drewniany krzyż. Jedyną informację znalazłyśmy na niewielkiej tabliczce - „Żołnierz luty 1945”. Nie wiadomo jakiej był narodowości, dlaczego jest pochowany w lesie i w jakich okolicznościach zginął. Chęć rozwikłania sprawy nie dawała nam spokoju. Jednak w księgach stanu cywilnego brakowało jakiejkolwiek wzmianki o żołnierzu pochowanym w lesie. Zagadka grobu pozostaje nadal nierozwiązana i może kryć jakąś mroczną tajemnicę”. Przeprowadzana przez nas inwentaryzacja zwróciła uwagę mediów. W telewizji Kraków wyemitowano materiał o naszej inicjatywie,
Wehikuł Czasu nr 18/2014
a dr Hubert Chudzio (który od 2008 roku koordynuje cały projekt) był gościem w wieczornym wydaniu Kroniki . Jednak nasza praca nie dobiegła do końca. Czekało nas później wnikliwe sprawdzenie i ewentualne uzupełnienie ankiet mających trafić do Małopolskiego Urzędu Wojewódzkiego pod koniec listopada. Niewątpliwie każda chwila spędzona nad kartą weryfikacyjna pozwoliła choć na moment przenieść się myślami do pracowicie spędzonych pierwszych dziesięciu dniu lipca, które zintegrowały naszą studencką grupę jeszcze bardziej.
9
Z ŻYCIA KOŁA
Relacja z wyprawy naukowej Studenckiego Koła Naukowego Historyków „Tajemnice Gór Sowich” Paulina Kus
W
yprawa naukowa, która odbyła się pod hasłem „Tajemnice Gór Sowich”, trwała od 8 do 11 listopada 2013 roku. Została zrealizowana dzięki inicjatywie Studenckiego Koła Naukowego Historyków UP, przy materialnym wsparciu Instytutu Historii. Celem wyprawy była próba przybliżenia uczestnikom tajemnic i historii Dolnego Śląska, związanej z okupacją hitlerowską Warunkiem uczestnictwa w projekcie było przygotowanie referatu o szeroko rozumianej Historii Dolnego Śląska, a także zaprezentowanie go na konferencji studenckiej 6 listopada w instytutowej czytelni. Chęć wyjazdu zgłosiło 13 osób. Tematy referatów były różnorodne. Swoją „podróż” zaczęliśmy od pradziei Dolnego Śląska, poprzez okres wpływów rzymskich. Poznaliśmy strachy w kręgu dawnych śląskich wierzeń oraz historię herbu Dolnego Śląska. Wspomniane zostało Księstwo Siewierskie. Zaznajomiliśmy się z historią twierdzy srebrno-górskiej i historią II wojny światowej na interesujących nas terenach. Dowiedzieliśmy się wiele na temat niemieckiego obozu jenieckiego Stalag Luft III; systemu obozów pracy Rise, a także obrony Wrocławia w 1945 roku. Dzień pierwszy Naszą wyprawę rozpoczęliśmy o godzinie 6 rano. Wyruszyliśmy z Krakowa, przez Wrocław, do Wałbrzycha, gdzie o godzinie 12.00 mieliśmy rozpocząć zwiedzanie zamku Książ. Na miejscu naszym oczom ukazał się piękny zamek otoczony mnóstwem drzew z równie malowniczym widokiem na całą okolicę. Przewodnik zdradził nam trochę historii tego niezwykłego i pełnego tajemnic miejsca. Książ
10
to
największy
dolnośląski
zamek.
Wybudowany pod koniec XIII w. jako gród obronny przez piastowskiego księcia Bolka I zwanego Surowym. Pierwotnie miał pełnić funkcję warowni obronnej jednak z czasem stał się rezydencją książęcą. Nazywany był „Kluczem do Śląska”, ponieważ miał duże znaczenie strategiczne- zabezpieczał drogi handlowe ze Śląska do Czech. W początkach swego istnienia Książ bardzo często zmieniał właścicieli. W 1509 roku zamek i otaczające go dobra zostały oddane w zastaw Konradowi von Hochberg. Po otrzymaniu zamku na własność w 1605 r. Hochbergowie utrzymali go w posiadaniu przez kolejne trzy wieki, stając się jednym z najbardziej wpływowych i najbogatszych rodów pruskich. Niesprzyjające dla zamku okoliczności (I wojna światowa, kryzys gospodarczy) oraz problemy osobiste Hochbergów zmusiły rodzinę do opuszczenia Książa. Ich dobra przeszły pod zarząd komisaryczny, a w 1941 roku uległy konfiskacie na rzecz Rzeszy Niemieckiej. Podczas II wojny światowej, w wyniku adaptacji zamku na kwaterę wojenną przez paramilitarną Organizację Todt, część dawnej rezydencji została zniszczona, a jej wyposażenie wywiezione. Pod zamkiem, na dwóch poziomach (15 i 50 m) drążone były ogromne tunele- część budowanego w Górach Sowich kompleksu Riese. Ich przeznaczenie do dziś owiane jest mgłą tajemnicy. Prace wykonywane były przez więźniów z obozu koncentracyjnego GrossRosen. Przypuszcza się, że miały tu powstać fabryki broni lub laboratoria chemiczne, a sam Książ przygotowywano na jedną z kwater Führera. Podziemia zostały częściowo zamaskowane przez hitlerowców w ostatnich miesiącach wojny. 8 maja 1945 roku zamek został zajęty przez Armię Czerwoną, która dokonała dalszego zniszczenia wywożąc m.in. część zbiorów zamkowej biblioteki. Wehikuł Czasu nr 18/2014
Z ŻYCIA KOŁA Po zakończonym zwiedzaniu udaliśmy się do Sierpnicy, gdzie byliśmy zakwaterowani. Z powodu złej komunikacji od momentu przybycia do miejsca noclegu wszędzie poruszaliśmy się pieszo. Dzień drugi Na kolejny dzień zaplanowaliśmy zwiedzanie tajemniczego podziemnego miasta w Głuszycy, a dokładniej kompleksu Osówka . Był to jeden z obiektów projektu Riese, który istniał jako jedna z największych koncepcji górniczobudowlanych hitlerowskich Niemiec. Prace nad przedsięwzięciem rozpoczęto w połowie 1943r. Doprowadziły one do powstania ogromnego, podziemnego systemu betonowych korytarzy, umocnień i hal. Cel prac był utrzymywany w tajemnicy. Zdaniem jednych miała to być tajna kwatera Adolfa Hitlera. Inni twierdzą, że budowano hale dla podziemnych fabryk zbrojeniowych do produkcji tajnej broni. Do pracy wykorzystywano robotników oraz więźniów z obozu koncentracyjnego GrossRosen. W przeważającej liczbie byli to Żydzi, których rychła śmierć miała zapewnić utrzymanie tajemnicy konstrukcyjnej. W zboczach gór wiercono otwory w skałach, które następnie rozsadzano materiałami wybuchowymi. W ten sposób powstawały sztolnie i komory, które wzmacniano obudowami żelbetowymi. Całość była uzbrojona w potężne sieci infrastruktur drogowych, kolejowych, a także wodociągowych, kanalizacyjnych, telefonicznych i energetycznych. W dokumentach III Rzeszy istnieją zapisy pozwalające ocenić rozmiar materiałów użytych przy konstrukcji kompleksu Riese. Między innymi na tej podstawie można sądzić, że dotychczas około połowa podziemnych korytarzy nie została odnaleziona.
chodnik poszukiwaczy skarbów; za pomocą kładek, pomostów i mostka wiszącego nad wodą. Była to niezapomniana przygoda i świetne doświadczenie, które z pewnością zachęcą do powrotu w to miejsce. Po ponad 1,5 godzinnym zwiedzaniu, skierowaliśmy się do ośrodka, aby zebrać siły na dzień następny. Dzień trzeci W przedostatni dzień naszego pobytu postanowiliśmy zdobyć Wielką Sowęnajwyższy szczyt w Górach Sowich, który mierzy 1015m n.p.m. Wyprawę rozpoczęliśmy o godzinie 9 rano. Najpierw czekało nas pokonanie ponad 4 kilometrowej trasy, aby dostać się do podnóża góry. Pogoda nam dopisywała. Świeciło słońce i było ciepło. Sama wspinaczka była przyjemna, aczkolwiek męcząca, momentami ścieżki stawały się strome. Po drodze zajrzeliśmy do schroniska, by zebrać siły i napić się ciepłej herbaty. Uwieńczeniem naszej wędrówki było wejście na kamienną wieżę widokową (25m) wybudowaną w 1906 roku. Z samego szczytu rozpościerał się niesamowity widok na przepiękną okolicę. Po zrobieniu pamiątkowych zdjęć i odpoczynku skierowaliśmy się z powrotem do ośrodka, aby odpocząć. Następnego dnia czekała nas podróż powrotna do Krakowa. „Tajemnice Gór Sowich”… Udało się nam poznać część tych tajemnic - żadnej nie udało się rozwiązać. Pozostają nam za to niezapomniane wspomnienia, nowo nawiązane znajomości, a także zdobyta wiedza, której nikt nam nie zabierze.
Do wyboru mieliśmy dwie trasy zwiedzania: historyczną lub ekstremalną. Wybraliśmy tę drugą. Zwiedziliśmy podziemny kompleks i dowiedzieliśmy się: jak powstawał cały obiekt; jakie były losy ludzi pracujących przy nim; czym pracowano; jak wyglądały sposoby drążenia tuneli. Mieliśmy również okazję płynąć łodzią desantową. Pokonywaliśmy w ciemnościach
Wehikuł Czasu nr 18/2014
11
HISTORIA
Giovanni Giustinianni Longo – Łaciński obrońca murów Konstantynopola Bartosz Wachulec
W
styczniu roku 1453 do Konstantynopola przybyła genueńska galera na której pokładzie znajdowało się ok. 700 doskonale wyszkolonych i uzbrojonych żołnierzy. Ich dowódcą był genueński szlachcic Giovanni Giustiniani Longo, pochodzący z możnego rodu Doria. Mimo młodego wieku cieszył się sławą doskonałego przywódcy i inżyniera. Cesarz Konstantyn XI Paleolog na wieść o przybyciu posiłków z zachodu, niezwłocznie zorganizował spotkanie z Giustinianim na którym powierzył mu przejęcie komendy nad wszystkimi umocnieniami lądowymi. Gdyby szczęśliwie miastu udało się przetrwać oblężenie, kondotier miał otrzymać od cesarza w nagrodę wyspę Lemnos. Giovanni Giustinianni Longo nie był jedynym przybyszem z zachodu, który postanowił bronić Cesarstwa Bizantyjskiego przed Turkami. Wraz z nim do miasta przybył również szkocki inżynier John Grant, odnotowany w bizantyjskiej kronice Jerzego Sphrantzesa jako „Jan Niemiec” (prawdopodobnie dlatego, że w krajach niemieckich nauczył się wojennego rzemiosła). Innym obrońcą, który już od dłuższego czasu przebywał na cesarskim dworze był Kastylijczyk Don Francisco de Toledo, który twierdził, że pochodzi z rodu Kommenów, którzy niegdyś rządzili Cesarstwem Bizantyjskim i ciągle panowali w Cesarstwie Trapezuntu. Zadanie jakie postawiono przed Giustinianim nie było łatwe. Pod komendą miał ok. 7000 żołnierzy pochodzących z: Genui, Wenecji, Katalonii, Krety i oczywiście z nielicznych ziem, które jeszcze pozostały pod panowaniem Konstantyna XI (Morea i kilka wysp greckich). Zatargi między tymi narodami były bardzo złożone.. Wenecjanie nie znosili (ze wzajemnością) Genueńczyków, jako
12
konkurentów handlowych. Grecy wciąż nosili w sercach urazę do zachodnich chrześcijan za utworzenie Cesarstwa Łacińskiego, zaś próba pogodzenia Kościołów wschodniego i zachodniego w postaci soboru florenckiego wśród prostego greckiego ludu była postrzegana jako hańba. Sami Genueńczycy byli zaś traktowani z ogromną ostrożnością, gdyż niejednoznaczna postawa ich kolonii w Galacie wobec działań tureckich, przypięła całemu narodowi łatkę „zdrajców chrześcijaństwa”. Mury, które miały długość ponad 20 km trzeba było obsadzić w każdym miejscu, co przy tak skromnych siłach zmusiło Giustinianiego do rozproszenia swoich sił (w efekcie czego na każdą wieżę przypadało trzech obrońców, z których tylko jeden był zawodowym żołnierzem). Problemem był również stan murów. Mimo iż kolejni cesarze starali się wykładać ogromne sumy na ich konserwację, to jednak w niektórych miejscach były już totalnie zniszczone. Mogły oczywiście niezawodnie powstrzymać kolejne fale atakujących piechurów, ale doskonale wiedziano, że ogromne działa sułtana Mehmeda II nie będą miały większych problemów ze zniszczeniem bizantyjskich fortyfikacji. Na początku kwietnia, siły tureckie dotarły pod mury Konstantynopola rozpoczynając oblężenie. Na początku Giustinianni ryzykował wypady na pozycje osmańskie w celu wyłapania jeńców, którzy mogliby udzielić obrońcom niezbędnych informacji o stanie armii najeźdźców. Szybko jednak zrezygnował z tego przedsięwzięcia, gdyż w trakcie tych „wycieczek” tracił za dużo ludzi, których nie zawsze mógł zastąpić. Kiedy 12 kwietnia odezwały się działa sułtana, w murach powstały pierwsze poważne wyrwy, których nie sposób było naprawić. Giustinianni nakazał, aby w nocy w miejscu Wehikuł Czasu nr 18/2014
HISTORIA przerwania linii obrony zbudować palisadę, która będzie wypełniona ziemią i gruzem. Za łatanie dziur w murach brali się wszyscy mieszkańcy miasta. Mężczyźni pracowali przy ustawianiu pali, wbijaniu ich w ziemię, a kobiety i dzieci nosiły ziemię do wypełnienia palisady. Walki o mury były niezwykle krwawe i zacięte. Podczas odpierania kolejnych szturmów, Giovanni Giustiniani dawał przykład niezwykłej waleczności i odwagi, które sprawiały, że żołnierze bez względu na swoją narodowość darzyli go równym podziwem i szacunkiem, co cesarza Konstantyna XI. Niestety nie wszyscy uznawali autorytet Genueńczyka. Jego konkurentem był megaduks Łukasz Notaras, urzędnik na dworze cesarskim, który nienawidził Łacinników. Nieraz dochodziło między nim a Giustinianim do kłótni o wykorzystanie sił. Genueńczyk uważał, że trzeba jak najwięcej sił ustawić w na murach, zaś Notaras naciskał aby większą uwagę przykuć do obrony wybrzeży, gdyż Turkowie mogą zaatakować także od strony morza. Miało nawet dojść do bójki, w trakcie której Giovanni dobył miecza, ale ostatecznie rozdzielił ich cesarz Konstatntyn XI przyznając rację Włochowi. Sam monarcha dbał o to żeby dowództwo znajdowało się wyłącznie w rękach przybyszów z zachodu i Greków o umiarkowanych poglądach. Z tygodnia na tydzień, sytuacja w Konstantynopolu się pogarszała. Brakowało wszystkiego jedzenia, amunicji i co najważniejsze – ludzi. W ostatnim tygodniu oblężenia siły obrońców skurczyły się o połowę, a niesnaski między nimi zaczynały odżywać. Ostatnią rzeczą jaka powstrzymywała wszystkich przed ucieczką, bądź rzuceniem się sobie nawzajem do gardeł, był autorytet Giovanniego Giustinianiego Longo i cesarza Konstantyna XI Paleologa. 27 maja doszło do zdarzenia, które wprowadziło prawdziwą trwogę w szeregach obrońców. Pod wieczór, kiedy Giustiniani nadzorował naprawę palisady, rykoszet z kuli armatniej przebił jego napierśnik, zwalając go z nóg. Szybko zaniesiono go do medyka, który
Wehikuł Czasu nr 18/2014
go opatrzył. Rana okazała się nie tak groźna na jaką wyglądała, ale niestety był to koniec szczęścia Genueńczyka. W nocy z 29 na 30 maja, Turcy przypuścili generalny szturm na pozycje bizantyjskie. Walka była niezwykle zacięta i krwawa, ale w końcu szala zwycięstwa przeszła na stronę wojsk osmańskich. W trakcie walki, na oczach wszystkich żołnierzy, Giovanni Giustiniani został trafiony z arkebuza w pierś. Szybko poproszono cesarza Konstantyna XI o zezwolenie, aby kondotier opuścił swoje stanowisko, aby móc udać się do medyka. Cesarz bardzo niechętnie na to przystał. W momencie kiedy rannego Genueńczyka wynoszono przez wewnętrzną bramę do miasta, w szeregach obrońców wybuchła panika. Wszyscy rzucili swoje stanowiska, aby ratować się ucieczką. Sam Konstantyn XI zginął gdzieś w tym miejscu, wraz z Francisem de Toledo, oraz resztą swojej świty. Na wieżach Konstantynopola zaczęły pojawiać się sztandary z półksiężycem. Miasto zostało zdobyte. Nieliczni zdołali się uratować ucieczką na statki stojące w porcie. Na jeden z nich wniesiono nieprzytomnego Giustinianiego. Eskadra opuściła miasto kierując się w stronę wyspy Chios należącej do Genui. Giovanni Giustinianni Longo żył jeszcze przez dwa dni. Towarzyszący mu arcybiskup Leonard z Chios zanotował że zmarł „w wyniku ran bądź wstydu jaki go trawił”, gdyż zarzucał mu tchórzostwo, że zostawił swoich żołnierzy w tak krytycznym momencie. Genueńczyk został pochowany w kościele św Dominika pod epitafium, które niestety nie zachowało się do dziś. Jego treść brzmiała: „Tu spoczywa Giovanni Giustiniani, przesławny mąż, który zmarł z ran, walcząc z Turkiem Mahometem jako generalissimus Jego Wysokości Konstantyna, ostatniego cesarza wschodnich chrześcijan” Bibliografia: 1. R. Crowley, 1453.Upadek Konstantynopola, Warszawa 2006 r 2. S. O’Shea, Morze wiary: islam i chrześcijaństwo w świecie śródziemnomorskim doby średniowiecza, Poznań 2009 r
13
HISTORIA
Dopóki śmierć nas nie rozłączy. Pogrzeb pary królewskiej Zygmunta III Wazy i Konstancji Habsburżanki Anna Kozibąk
Z
ygmunt III Waza i Konstancja Habsburżanka pobrali się, ku zgorszeniu szlachty i senatorów, 11 grudnia 1605 roku. Pierwszą żoną Zygmunta była Anna, rodzona siostra Konstancji, stąd oskarżano króla o kazirodztwo1. Związek ten okazał się jednak bardzo udany i trwały, mimo dużej różnicy wieku małżonków. Po latach okazało się że los połączył parę monarszą nie tylko za życia, ale również po śmierci. Konstancja zmarła wskutek udaru słonecznego, jakiego doznała uczestnicząc w procesji Bożego Ciała bez nakrycia głowy, w upalny dzień 10 lipca 1631 roku2. Jej ciało zabalsamowano i przewieziono do Ujazdowa, gdzie zostało wystawione na widok publiczny. Ciało królowej następnie złożono w krypcie, w oczekiwaniu na wyprowadzenie do Krakowa i pogrzeb3. Zygmunt bardzo przeżył śmierć żony, co spowodowało gwałtowne pogorszenie jego zdrowia. Liczono jednak, że król szybko wyzdrowieje, dlatego zwlekano z pogrzebem, by mógł on uczestniczyć w uroczystości. Niestety, władca pogrążony w żalu zmarł 30 kwietnia 1632 roku4. Zaczęto przygotowania do wspólnego pogrzebu pary monarszej, co było zjawiskiem do tej pory niespotykanym. Po zgonie rozpoczęto tradycyjne oględziny królewskich wnętrzności i ubieranie ciała. Przykryto je białą, jedwabną, wyszywaną złotem kapą, białą dalmatyką. Założono rękawice i trzewiki. Na głowę króla włożono koronę przywiezioną z Moskwy, w ręce insygnia. Przy
1 S. Ochmann-Staniszewska, Dynastia Wazów w Polsce, Warszawa 2006, s. 181-183. 2 Ibidem, s. 130. 3 Ibidem, s. 213. 4 A.S. Radzwiłł, Pamiętniki Albrychta Stanisława X. Radziwiłła Kanclerza W. Litewskiego, oprac. E. Raczyński, t. 1-2, Poznań 1839, s.11.
14
królewskim boku spoczęła korona szwedzka5. Ciała pary monarszej przywieziono z Warszawy do Krakowa 30 lutego 1633 roku. Złożono je w pałacu w Łobzowie, a nocą przeniesiono do dworu Montelupich na Kleparzu6. Wspólny pogrzeb odbył się 4 lutego 1633 roku, jako pierwszy etap koronacji Władysława IV 7.
Zygmunt III Waza miedzioryt Matthaeusa Meriana
Od rana do dworu schodzili się dygnitarze, duchowieństwo, członkowie cechów i bractw. O godzinie 7 rano zaczęła się procesja pogrzebowa. Rozpoczynali ją mieszczanie, zakony i duchowieństwo, dalej chorążowie oraz urzędnicy koronni i litewscy na koniach okrytych czarnymi kapami. Za nimi postępowali pieczętarze i marszałkowie. Na poduszkach ze złotogłowiu senatorowie nieśli insygnia władzy Zygmunta III, a podkomorzy koronny Zygmunt Kazanowski - Order Złotego Runa8. 5 Ibidem, s. 12. 6 Dwór Montelupich znajdował się przy dzisiejszej ulicy Szlak. 7 M. Radoszewski, Diariusz koronacyjej najjaśniejszego Władysława Zygmunta IV, oprac. W. Kaczorowski, Z. Szczerbik, Opole 2002, s. 27. 8 A.S. Radziwiłł, op. cit., s. 135.
Wehikuł Czasu nr 18/2014
HISTORIA Za dygnitarzami osiem koni ciągnęło wóz z ciałem króla, podobnie jak postępujący zaraz za królewskim wóz z trumną Konstancji. Wokół kroczyli dworzanie ubrani w czerń, niosący w rękach świece. Za ciałami szli królewiczowie: Jan Kazimierz, Karol Ferdynand i Aleksander Karol wraz z zagranicznymi posłami. Na ulicy Kanoniczej dołączył do nich Władysław i jego siostra Anna Katarzyna Konstancja. Brakowało jednego z synów pary królewskiej, kardynała Jana Alberta - powód jego nieobecności nie jest do końca wyjaśniony. Pochód zamykali posłowie i senatorowie, ich żony, fraucymer w białych sukniach, Rada Krakowa i niezliczona ilość mieszczan9. Trumny pary królewskiej były obite czerwonym aksamitem przymocowanym ozdobnymi ćwiekami. Znajdowały się na nich srebrne krzyże, grube na pół palca. Kondukt posuwał się trasą od Kleparza przez Barbakan, Bramę Floriańską, Rynek, ulicę Grodzką i Kanoniczą na Wawel. Całe miasto rozbrzmiewało biciem dzwonów wszystkich krakowskich kościołów10. Trumny wnosili do katedry urzędnicy dworscy. Ściany i ławki pokryto czarną materią. Nowością w obrzędzie pogrzebu monarszego było wzniesienie castrum doloris, według projektu nadwornego architekta Wazów - Giovanniego Battisty Ghisleniego. Był to ozdobny, wysoki katafalk przy którym odbywały się spektakle pogrzebowe w sarmackiej Rzeczpospolitej. Znajdował się on przed konfesją św. Stanisława i to na nim złożono trumny pary królewskiej wraz z insygniami. Nad katafalkiem zawieszono wyobrażenie białego orła z setkami zapalonych świec na skrzydłach i piersi. Świece woskowe rozświetlały całą katedrę - znajdowały się także wokół schodów, przy katafalku i w rękach dworzan11. Mowę pogrzebowa w języku łacińskim wygłosił biskup płocki Stanisław Łubieński, po czym wraz z biskupami udał się do ciał leżących na katafalkach. Jak zanotował świadek tam bardzo
9 S. Ochmann-Staniszewska, op. cit., s. 217. 10 Ibidem, s. 217-218. 11 Ibidem, s. 218.
Wehikuł Czasu nr 18/2014
długo kadzono, kropiono, modlitwy czyniono12. Po zakończeniu egzekwii, rozpoczęła się dalsza cześć ceremonii. Do katedry konno wjechał archimimus, czyli postać będąca wyobrażeniem zmarłego, krusząc kopię. Towarzyszący jej giermek rzucił na ziemię tarczę, hełm i złamał proporzec z herbami zmarłego władcy. Kanclerze i podkanclerzowie łamali pieczęcie, podskarbi koronny rzucił na posadzkę klucze, miecznik goły miecz. Marszałkowie kruszyli laski13. Następnie dworzanie wnieśli trumny do Kaplicy Zygmuntowskiej, skąd spuszczono je do krypty za pomocą lin trzymanych przez senatorów. Trumny złożono we wcześniej przygotowane trumny cynowe sprowadzone z Gdańska14. Uczestnicy pogrzebu wrócili do katedry, gdzie całość ceremonii zakończyła pieśń maryjna Salve Regina, towarzysząca wszystkim pogrzebom15. Koszt pochówku pary królewskiej wyniósł 468 755 złotych. Trumna królowej była gotowa 15 grudnia 1632 roku, trumnę Zygmunta zamówiono w maju 1633 roku. Mimo ceny 5 tysięcy florenów, była warta wydanej sumy. Płaskorzeźby zdobiące jej boki przedstawiały sceny za panowania Zygmunta III. Trumna wsparta na rzeźbionych kolumnach, była przykładem wspaniałego kunsztu gdańskich mistrzów. Trumna Konstancji była na niej wzorowana, sceny historyczne zastąpiono jednak dekoracjami roślinnymi16.
Sarkofag króla Zygmunta III Wazy 12 M. Radoszewski, op. cit., s. 31. 13 S. Ochmann-Staniszewska, op. cit., s. 219. 14 M. Radoszewski, op. cit., s.32. 15 M. Rożek, Groby królewskie w Krakowie, Kraków 1977, s. 78. 16 S. Ochmann-Staniszewska, op. cit., s. 219-220.
15
HISTORIA Pogrzeb Zygmunta III Wazy i Konstancji Habsburżanki zapoczątkował nowy wzorzec królewskich uroczystości funeralnych. Skrócono je do zaledwie jednego dnia, nie wiadomo jednak kto ograniczył ceremoniał (pogrzeb Zygmunta Starego wiązał się z trzydniowymi ceremoniami). Odtąd jednodniowe pogrzeby monarsze stały się obowiązujące. Zredukowano również rozmiar konduktu pogrzebowego, przed którym nie prowadzono już kilkudziesięciu bogato przybranych rumaków. Jak wspomniałam, nowością było wprowadzenie castrum doloris, które stało się nieodłącznym elementem barokowego pochówku. Budziło ono atmosferę strachu, powagi i refleksji, co nie pozwalało zapomnieć o haśle Memento Mori. Bardzo często na jego szczycie umieszczano portret trumienny, który zdawał się zerkać na zgromadzonych. Całość ceremonii pogrzebu miała ściśle określony scenariusz przypominający spektakl teatralny, w którym główną rolę odgrywali zmarli.
Bibliografia 1. J.A. Chrościcki, Pompa funebris. Z dziejów kultury staropolskiej, Warszawa 1974 2. S. Ochmann-Staniszewska, Dynastia Wazów w Polsce, Warszawa 2006 3. A.S. Radziwiłł, Pamiętniki Albrychta Stanisława X. Radziwiłła Kanclerza W. Litewskiego, oprac. E. Raczyński, t. 1-2, Poznań 1839 4. M. Radoszewski, Diariusz koronacyjej najjaśniejszego Władysława Zygmunta IV, oprac. W. Kaczorowski, Z. Szczerbik, Opole 2002 5. M. Rożek, Groby królewskie w Krakowie, Kraków 1977 6. M. Rożek Uroczystości w barokowym Krakowie, Kraków 1976
Ciało króla Zygmunta III na katafalku
Tak wyreżyserowane barokowe ceremonie pogrzebowe nazywano theatrum funebris. Niezwykły w pogrzebie Zygmunta i Konstancji był fakt, iż zostali oni pochowani wspólnie. Nie zdarzało się to bowiem do tej pory. Zygmunt III bardzo szybko dołączył do swojej żony. Parę królewską śmierć rozłączyła tylko na chwilę. Kiedy Władysław IV wybudował Kaplicę Wazów, do krypty pod nią przeniesiono trumny pary monarszej. Spoczywają obok siebie do dnia dzisiejszego, nadal nierozłączni, mimo upływu prawie czterystu lat od ich śmierci.
16
Wehikuł Czasu nr 18/2014
HISTORIA
Początki nauczania społecznego Kościoła (1878 – 1939), głos papiestwa w dobie dynamizmu ekonomicznego Ewelina Kazienko
Ś
wiat po rewolucji przemysłowej to nowa rzeczywistość, nowe na ówczesne czasy technologie, które przyniosły za sobą przemiany ekonomiczne, polityczne, a przede wszystkim społeczne. Wydarzenia związane z ową przemianą na tak globalną skalę przyczyniły się do bardzo istotnych i trwale odbijających swe piętno skutków (zarówno tych pozytywnych, jak i negatywnych) na fundamencie wielowiekowego porządku społecznego. Wobec takich zmian Kościół nie przeszedł obojętnie. Już na początku tworzenia się nowego ładu doszło do narodzenia się problemu sprawiedliwości, do konieczności poruszenia kwestii robotniczej, praw obywatelskich. Kościół zatem winien był wkroczyć w ten nowy wymiar postępu ludzkiego, aby bronić i troszczyć się o rzesze mężczyzn i kobiet.; o ich godność i prawa. Pionierem duszpasterskim, który pierwszy poruszył ową kwestię społeczną, był papież Leon XIII (1878 – 1903 r.) w swej encyklice Rerum Novarum, napisanej w roku 1891 roku. Jeśli chodzi o pewne zagadnienia metodologiczne, należy zwrócić uwagę na fakt, iż samo określenie „nauka społeczna” zostało wprowadzone przez innego Namiestnika Chrystusowego, Piusa XI ( 1929 – 1939 r.) i oznacza z języka łacińskiego corpus, czyli zbiór głoszonych przez Kościół zasad doktrynalnych odnośnie nauczania społecznego. Wszystkie encykliki do czasów nam współczesnych, które powstały w wyniku refleksji następców św. Piotra, zawsze ujmowały w swoim zainteresowaniu złożoną rzeczywistość ludzkiego bytowania w społeczeństwie. Człowiek bowiem od początków życia we wspólnocie był, jest i będzie jej podmiotempodmiotem życia społecznego . Encykliki społeczne należą do grupy źródeł formalnych, gdyż określają swoją treścią pewne normy i zasady, które umożliwiają prawidłową interpretację oraz samo
Wehikuł Czasu nr 18/2014
kształtowanie życia społecznego, gospodarczego oraz politycznego. Dokument ten wydawany jest do dnia dzisiejszego wyłącznie przez papieża, głowę Kościoła katolickiego. Aby poprawnie zinterpretować encyklikę, należy kierować się istniejącymi wytycznymi : 1) ustalenie myśli papieskiej, 2) wyjaśnienie tekstu – analiza porównawcza z innymi wypowiedziami papieża, 3) wyjaśnienie tekstu z punktu widzenia teologii oraz filozofii, 4) wyjaśnienie tekstu z punktu widzenia aktualnych stosunków społecznych oraz gospodarczych, 5) wykazanie szczególnych okoliczności uzasadniających ogłoszenie encykliki, 6) objaśnienie zwrotów użytych w encyklice, 7) analiza tekstu musi być zgodna z całokształtem myśli encykliki, 8) komentarz powinien wskazywać szczegółowe i praktyczne wnioski z encykliki. Jak już we wstępie wspomniałam, za pierwszą encyklikę społeczną uznaje się bezsprzecznie Rerum Novarum Leona XIII pp. Powstała ona na skutek refleksji nad tematem położenia robotników pod koniec XIX wieku. Została opublikowana 15 V 1891 r. Papież wymienia w niej błędy, które spowodowały zło społeczne, odrzuca socjalizm, a także toczy spór z ideologią liberalizmu, która dążyła do wyparcia Kościoła z życia społecznego. Mówiąc o roli państwa, Ojciec Święty traktuje je jako tzw. societus perfecta . Wskazuje, że nadrzędnym celem państwa jest realizacja dobra wspólnego, troska o dobrobyt społeczeństwa, wspieranie i popieranie lepszego położenia robotników. Papież opowiada się za upowszechnieniem własności, ochroną przed wyzyskiwaniem pracowników i postuluje, aby władza państwowa otoczyła opieką własność prywatną. Jak widać, jako środek zaradczy Leon XIII stosuje katolicką naukę, przeciwstawiając ją istniejącym walkom klas społecznych. Głównym celem jaki stawia przed sobą Kościół
17
HISTORIA jest utworzenie sprawiedliwego porządku społecznego. Czytając całą encyklikę i zawartą w niej myśl papieża Leona XIII możemy dostrzec, iż ten wybitny papież na miarę swoich czasów, nadał Kościołowi katolickiemu pewne uprawnienia obywatelskie, jak to pięknie określa nauka dzisiejszego Kościoła – w zmiennych rzeczywistościach życia społecznego. W Rerum Novarum podkreślona zostaje bardzo istotna rzecz; problemy mogą być rozwiązane jedynie poprzez współpracę wszystkich zainteresowanych sił, ludzi dobrej woli.
Papież Pius XI
Kolejną encykliką poruszającą tematykę społeczną, była wydana w 1929 r. przez Ojca Świętego Piusa XI – Quadragesimo Anno. Gdzie przeszłość została odczytana na nowo w świetle istniejącej sytuacji społecznej, w której do uprzemysłowienia dołączyła ekspansja władz grup finansowych. Papież wydał swą encyklikę w dobie Wielkiego Kryzysu. Świat u progu XX wieku znalazł się pod lupą wielu zagrożeń w odniesieniu do godności ludzkiej, są to głównie: nieludzki system polityczny, fałszywe ideologie, przesadna tolerancja, niesprawiedliwe i jawne prawodawstwo, brak proporcji między rozwojem techniki a etyką, brak sprawiedliwości, rasizm, ubóstwo, analfabetyzm i wiele innych. Papież pragnął wyrazić swoja encykliką własną troskę o każdego człowieka. Upomniał się o godność wszystkich ludzi, a zarazem pojedyńczych jednostek, którym przez wzgląd na godność należał się szacunek i równość wobec prawa. Pius XI w Quadragesimo Anno przestrzega przed
18
brakiem poszanowania wolności zrzeszania się. Zostało tutaj potwierdzone, jak ważna w życiu społeczeństwa jest zasada solidarności oraz współpracy w przezwyciężaniu pewnych narastających sprzeczności społecznych. Państwo powinno stosować w praktyce zasadę pomocniczości, która tyczy się nie tylko samego pracownika, ale i jego rodziny. Według papieża Piusa XI obowiązkiem każdego społeczeństwa jest troska o lepszą znajomość i pilne stosowanie prawa moralnego w celu rozwiązania wszelakich konfliktów społecznych. Encyklika podkreśla, że nowy ład społeczny powinien opierać się na miłości i sprawiedliwości. Pius XI był papieżem, który jako pierwszy potępił komunizm uważając go za dogłębnie przewrotny. Swój pogląd na ten temat wyraził poprzez kolejną encyklikę: Divini Redemptoris . W tym krótkim referacie nie da się ująć całej refleksji pierwszych papieży czasów nowoczesnych, którzy z odwagą podejmowali trudne tematy należące do powszechnych problemów ludzi pracujących. Trzeba było wielkiego intelektualizmu oraz natchnienia Ducha Świętego, aby podołać wyzwaniom, a jednocześnie (jak to w dużej mierze zrobił papież Leon XIII) zachować dziedzictwo klasycznej filozofii oraz teologii w duchu nauczania św. Tomasza z Akwinu. Bibliografia : 1. J. Piwowarczyk, Encyklika Leona XIII Rerum Novarum (o kwestii robotniczej), Wrocław 1996. 2. Z. Władek, Podstawy etyki życia gospodarczego w katolickiej myśli społecznej, Warszawa 2012. 3. M. Zięba, Papieże i kapitalizm, Kraków 1998.
Wehikuł Czasu nr 18/2014
HISTORIA
Wojna stuletnia- czyli spór o nazwę Budweiser.
Kacper Kulpa
T
ematem niniejszego artykułu jest batalia prawna o nazwę Budweiser. Toczona obecnie przez dwa zakłady czeskiego Budweiesera oraz Anheuser-Busch ze Stanów Zjednoczonych, który wyeliminował browar Samson, który niegdyś był stroną w tym sporze. Już w 1795 roku w czeskich Budziejowicach wybudowano pierwszy zakład na obrzeżach miasta. Nazwany został browarem mieszczańskim, założonym przez ludność pochodzenia niemieckiego. Z upływem lat przyjął nazwę Samson. Czeska społeczność w obawie przez zdominowaniem lokalnego rynku przez piwa typu bawarskiego, postanowiła otworzyć własny zakład i w 1895 roku powstał browar Budweiser. Początkowo wielkość produkcji wynosiła 50 tys. hl. piwa. Popularność piwa z Budziejowic szybko rosła a browar zdobywał wiele nagród i coraz to raz większą rzeszę wielbicieli. Po 1918 roku kiedy to upadła monarchia AustroWęgierska zakład wciąż się rozwijał podnosząc swoje znaczenie na rynku. W 1936r. zmienia nazwę na Budvar-Český akciový pivovar České Budějovice. W 1958 roku czeski browar otrzymał prawo do nazywania swojego piwa: Budweiser Budvar, Budweiser, Budwar, Bud, pisanych charakterystyczną czcionką (fontem) i w czerwono-białej kolorystyce. Prawo to nie obowiązywało na terenie USA gdzie czeską markę zarejerstrowano jako Oryginal Bohemian Beer w 1937 r. Obecnie budziejowicki Budweiser Budvar jest uważany w Czechach za najbardziej rodzimą markę oraz za ostoje czeskiej piwnej niezależności. Jego lokalny konkurent nazywany browarem Samson powstał w 1795 roku jako browar mieszczański. Przechodził w latach 1895-1918 generalną modernizacje, dzięki której został zeelektryfikowany. W 1962 roku marka piwa Samson została oficjalnie zarejerstrowana Wehikuł Czasu nr 18/2014
a browar otrzymał współczesny dzisiejszym czasom charakter w 1996 roku, kiedy zakupiono tanko-fermentatory. Piwo produkowane przez browar Samson było znane poza granicami Czech jako Budweiser Bier. W 2011 r. browar Samson został wykupiony przez AnheuserBusch, który od 1876 roku produkował piwo, typu czeskiego z czasem nazwane Budweiser.
Piwo „ Budweiser” warzone przez browar Samson
Do pierwszej prawnej potyczki obu stron o piwną markę doszło w momencie kiedy dwa zakłady rozpoczęły eksport i na rynek trafiały dwa piwa o tej samej nazwie produkowane w różnych browarach. Miało to miejsce w 1911 roku i był to spór niezależny od rejerstracji marki w poszczególnych krajach i zakończył się polubownie z rozliczeniem finansowym na korzyść browaru z Budziejowic. W 1997 roku wydawało się, że konflikt został zażegnany wszelkie prawa do znaku towarowego Bud zostały przeniesione na Amerykanów. W zamian zostali oni zobowiązani do kupowania przez okres dziesięciu lat wyprodukowanego w Czechach chmielu. Mimo pozornego porozumienia spór trwał dalej, a kolejne europejskie sądy przyznawały rację Czechom. Pozorny kres tej batalii położył dopiero pod koniec lipca 2010 roku Trybunał Europejski w Strasburgu, który
19
HISTORIA orzekł, że Anheuser-Busch nie może w UE zarejestrować słowa „Budweiser” jako zastrzeżonej marki. Amerykanie mogą za to rejestrować swoją markę w poszczególnych krajach UE. Z praktycznego punktu widzenia jest to jednak bardzo trudne, ponieważ czeski browar ma prawo do nazwy Budweiser w 19 europejskich krajach.
W tym niezwykle długim prawnym sporze końca nie widać co kilka lat sądy w poszczególnych krajach zmieniają decyzje w sprawie prawa do nazwy Budweiser. Wiele zależy od tego który browar pierwszy podbił dany rynek. W Europie przodują Czesi dlatego próżno u nas szukać amerykańskiego Budweisera natomiast w Azji i Ameryce Północnej sytuacja prezentuje się odwrotnie. Bibliografia: 1. http://www.browary-polskie.pl/21,artykuly,16,27,Budweiser_Budwar_Budvar_czy_ Bud.html [stan na 30.IV.2013]
Amerykański Bud oraz czeski Budweiser na jednej półce.
Od 2001 roku piwo Budweiser Budvar sprzedawane jest w Ameryce Północnej pod marką Czechvar. Na mocy porozumienia zawartego w 2007 roku pomiędzy browarami Budvar a Anheuser-Busch, ten ostatni przez pięć lat prowadził import czeskiego piwa do Stanów Zjednoczonych i Kanady. Piwo z Browaru Mieszczańskiego, dla uniknięcia postępowania sądowego importowane było do USA pod nazwą B.B. Bürgerbräu. Marką Czechvar browar Budvar posługuje się także w Meksyku i Panamie.
2. Gazeta Wyborcza z 18.01.2012 Nowy rozdział wojny amerykańskiego i czeskiego Budweisera o prawo do nazwy. [stan na 5.V.2013] 3. A. O. Patrick The Wall Street Journal: Czech Brewer Wins Suit Over Budweiser Naming Rights 2009-03-26 [stan na 5.V.2013] 4. S. Walton, B. Glover: The Ultimate Encyclope
Marka Budweiser (podobnie jak Bud) w Chinach przysługuje Amerykanom. Czeski browar Budvar, pomimo sprzeciwu ze strony AB, posługuje się zarejestrowaną w 1997 roku marką Budějovický Budvar. Czesi eksport swojego produktu do Chin rozpoczęli jednakowoż dopiero w 2008 roku Hongkoński sąd w 1999 roku zadecydował, że Budvar naruszył prawo Anheuser-Busch do swobodnego korzystania z marki Budweiser na tamtejszym rynku. Sąd w Japonii przesądził, iż prawo do marki Budweiser Bier przysługuje w tym kraju Amerykanom, jednak wbrew ich pozwowi dopuścił używanie przez czeskie przedsiębiorstwo marki Budějovický Budvar oraz oznaczenie producenta: Budweiser Budvar N.C.Tokijski sąd odrzucił również amerykańskie powództwo o odszkodowanie.
20
Wehikuł Czasu nr 18/2014
HISTORIA
Adolf Hitler - korzenie, dzieciństwo, zbrodnia
K
Patrycja Chełminiak
ażdy dorosły człowiek musi przejść przez etap dzieciństwa. Zazwyczaj jest to słodki okres pełen zabawy, beztroski i planów „kim będę, gdy dorosnę”. Dzieci mają swój własny świat, którego głównym punktem są rodzice i dom rodzinny. To właśnie najbliższe otoczenie dziecka ma wpływ na to jakim stanie się człowiekiem. Zapewne zdarzało się, że wielu z nas próbowało odpowiedzieć sobie na pytanie jak wyglądało dzieciństwo człowieka, który zasłynął z chorej ideologii, charakterystycznego wąsika oraz był odpowiedzialny za miliony zabitych ludzi w czasie II wojny światowej. Mowa tutaj o Adolfie Hitlerze. 20 IV 1889 r. o godz. 1730 w Braunau am Inn urodził niebieskooki chłopczyk, któremu dano imię Adolf1. Był on czwartym dzieckiem Aloisa Hitlera i Klary Pölzl. Dla ojca Hitlera było to dziecko zrodzone z trzeciego małżeństwa. Dla Klary zaś czwarte z kolei dziecko i zarazem pierwsze, które przeżyło [jej poprzednie dzieci to Gustaw urodzony w 1885 r., Ida urodzona w 1886r. (różnica w dacie ich śmierci wynosi 25 dni), Otto urodzony w 1887 r., który zmarł wkrótce po narodzinach]2. Nie dziwne, więc, że Klara koncentrowała się na żyjącym dziecku i to na niego przelewała swoją matczyną miłość. Jednak nie długo Adolf mógł się cieszyć z bycia jedynakiem. 24 III 1894 r. urodził mu się brat Edmund3, a 21 I 1896 r. siostra Paula, dla której Adolf przez całe życie był miły i okazywał jej ojcowską troskliwość4. Skoncentrujmy się teraz na rodzicach Adolfa. Co do matki, nie mamy wątpliwości, że pochodziła z rodziny chłopskiej i była
córką Johanna i Johanny Pölzl5. Natomiast ojciec Adolfa, Alois był postacią, która do dziś przysparza wielu kłopotów historykom. Wiemy, że według świadectwa chrztu probostwa Döllersheim urodził się 7 VI 1837 r. jako nieślubny syn Marii Anny Schickelgruber6. Nie mamy natomiast pewności, kto był biologicznym ojcem Aloisa. To z kolei stało się dobrym powodem do szukania informacji, które miałyby potwierdzić, że Adolf Hitler jest w jednej czwartej Żydem. Dlaczego? Otóż babka Adolfa pracowała, jako kucharka w domu rodziny żydowskiej Frankenberger w Grazu i właśnie w okresie, kiedy u nich przebywała zaszła w ciążę7. Frankenberger płacił Marii Annie alimenty za swojego wtedy 19-letniego syna, do czasu aż Alois nie ukończył czternastu lat8. Marlis Steinert w swojej pracy podaje, że wśród różnych badań historyków nie znalazł wzmianki o jakimkolwiek Żydzie, mającym mieszkać w Grazu o nazwisku Frankenreiter lub Frankenberer9. Steinert podaje też, że Alois przyszedł na świat w domu chłopa Johanna Trummelschlagera, który później został ojcem chrzestnym Aloisa. Jednakże nie istnieje żadne źródło, mogące sugerować, że to właśnie on mógłby być ojcem10. Warto też dodać, że kiedy Adolf Hitler doszedł do władzy, próbowano rozwiązać zagadkę o tym, kto był jego dziadkiem ze strony ojca. Oczywiście badania te koncentrowały się głównie na tym by udowodnić żydowskie pochodzenie Adolfa. W końcu 14 X 1933 r. ukazał się artykuł „Daily Mirror”, w którym była ilustracja grobu, kamienia z hebrajskim napisem, na którym widniało imię i nazwisko „Adolf Hitler”. Dziennikarze,
1 M. Steinert, Hitler, Wrocław 2001, s. 14. 2 W. Maser, Adolf Hitler. Legenda, mit, rzeczywistość, Warszawa 1999, s.42. 3 Ibidem, s.43. 4 Ibidem, s.45.
5 Ibidem, s.11. 6 Ibidem, s.11-12. 7 Ibidem, s.16. 8 Ibidem, s.16-17. 9 M. Steinert, op. cit., s.13. 10 Ibidem, s.11.
Wehikuł Czasu nr 18/2014
21
HISTORIA dowiedziawszy się, że ów kamień znajduje się na bukareszteńskim cmentarzu żydowskim, szybko uznali, że odnaleźli pochówek rzekomego dziadka Adolfa. Niestety dziennikarze nie wzięli pod uwagę, iż pochowany tam człowiek był starszy od ojca Adolfa Hitlera tylko o pięć lat11! W dodatku nie było rzadkością, to że wśród Żydów byli ludzie o nazwisku Hitler, co jednak nie jest podstawą by sądzić, że Führer był Żydem. Faktem jest, że Maria Anna wyszła potem za mąż za Johanna Georga Hiedlera, gdy Alois miał pięć lat12. Wiemy, że mąż Marii przygarnął jej syna Aloisa po śmierci swojej wcześniejszej żony- Ewy Marii starszej od niego o 15 lat. Wcześniejsza legitymizacja nie była możliwa z przyczyn prawnych, więc do tego czasu Alois nosił nazwisko matki1314. Natomiast o życiu Aloisa wiemy, że był urzędnikiem państwowym. Trzykrotnie ożenił się. W 1873 r. jego żoną została Anna Glassl, córką urzędnika celnego, starszą od swojego męża o 14 lat. Alois zatrudnił do domu 19-letnią Franziskę Matzelsberger, z którą ma romans. W tym samym czasie w 1880 r. następuje separacja z jego żoną Anną. Zaś 13 I 1882 r. rodzi się z tego romansu syn Alois junior. W tym samym roku umiera jego żona Anna, wobec tego Alois ma już wolną drogę i 6 IV 1883 r. żeni się z kochanką. Z tego małżeństwa urodzi im się córka- Angela Hitler (matka Geli, z którą Adolf będzie miał romans) dnia 28 VII 1883 r. Małżeństwo zostało przerwane śmiercią Franziski, która zmarła na gruźlicę płuc 10 VIII 1884 r. W czasie jej choroby, domem zajmowała się zatrudniona do pomocy Klara Pölzl, która została sprowadzona w czasie trwania 11 W. Maser, op. cit., s. 15. 12 Ibidem, s.37. 13 Ibidem, s.36. 14 Pozostaje kwestia kiedy nazwisko Hiedler zostało przekształcone na Hitler. Otóż Marlis Steinert podaje, że gdy Alois w czerwcu 1876r. udał się do proboszcza w Döllersheim, oświadczając, iż jego ojcem był Johann Georg Hiedler, który po ślubie z Marią Anną Schicklgruber przyznał się do ojcostwa i oficjalnie uznał go za swojego syna. Alois na poparcie tych słów przedłożył akt z 6 VI 1876r. podpisany w obecności notariusza, w którym to niewiadomo z jakich względów nazwisko Hiedler zostało zamienione na Hitler.
22
małżeństwa Aloisa z Anną Glassl. Jeszcze zanim Franziska umarła, Alois wdał się w romans z Klarą (którą znał w od dziecka, gdyż byli spokrewnieni i mieszkali obok siebie).Kiedy Franziska umierała, Klara była już w ciąży. Po śmierci drugiej żony, poślubienie Klary nie było łatwe ze względu na stopień pokrewieństwa (była jego kuzynką drugiego stopnia). Z tego względu przyszli małżonkowie zwrócili się do ordynariatu w Linzu, prosząc o dyspensę. Władze Linzu oświadczyli, że nie mogą udzielić im takiego zezwolenia i skierowali podanie do Rzymu. Stamtąd dopiero otrzymali zgodę na ślub,15 który odbywa się 7 I 1885r16. Alois Hitler był urzędnikiem niskiej rangi, wiernym monarchii Habsburgów. Cechowała go tolerancja wobec Żydów. Nie stronił od alkoholu i mięsa, a także był nałogowym palaczem i zapalonym pszczelarzem. Na pierwszy rzut oka widać, że Adolf Hitler w dorosłym życiu był kompletnym przeciwieństwem swojego ojca w wyżej wymienionych kwestiach17. Führer wspominał, że ojciec był bardzo surowy, wymagający i stosował kary cielesne. O tym wiemy też z relacji jego młodszej siostry Pauli, przesłuchiwanej w 1946 r.: ,, Jeśli kiedykolwiek miała miejsce jakaś kłótnia czy różnica zdań pomiędzy moimi rodzicami, dotyczyły one zawsze dzieci. To przede wszystkim mój brat Adolf poprzez swoje nieposłuszeństwo zmuszał ojca do wymierzania mu surowych kar i codziennie obrywał cięgi. Był to mały dziki urwis i wszelkie próby ojca, mające nauczyć go uprzejmości i sprawić, że polubi zawód urzędnika, spełzły na niczym. Z kolei ileż razy moja matka głaskała go, swoją łagodnością próbując osiągnąć to, czego ojciec nie zdziałał swoją surowością’’18. Do konfliktu między ojcem, a synem o przyszłość Adolfa, wrócimy za chwilę. Skoncentrujmy się na moment na karach cielesnych stosowanych przez Aloisa. Surowość i dyscyplina jaką się ten człowiek kierował, mogła spowodować (jak wydaje się wielu osobom), iż Adolf nie wspominał swego ojca tak często jak matkę, co może sugerować 15 Ibidem, s.33. 16 Ibidem, s.13. 17 F. Delpla Kusicielki Diabła; wyd. Dolnośląski; s. 15. 18 Ibidem, s.16.
Wehikuł Czasu nr 18/2014
HISTORIA że ojca nie kochał. Jednak wiele lat później Führer zwierzył się swojej sekretarce Chriście Schröder: ,,Nigdy nie kochałem ojca, ale bałem się go. Miał skłonność do napadów wściekłości i potrafił uciec się do przemocy. Moja biedna matka zawsze wtedy bała się o mnie. Kiedy przeczytałem u Karola Maya, że oznaką odwagi jest umieć ukrywać ból, postanowiłem, że kiedy następnym razem będzie mnie bił, nawet nie pisnę. Gdy to się zdarzyło- a wiem, że moja matka czekała zaniepokojona pod drzwiamiliczyłem na głos każde uderzenie. Matka myślała, że oszalałem, kiedy oświadczyłem jej z promiennym uśmiechem: „Ojciec uderzył mnie trzydzieści dwa razy”. Od tamtego dnia już nigdy nie musiałem powtarzać tego eksperymentu, ponieważ ojciec nigdy więcej mnie nie bił19’’. Również w „Mein Kampf” Hitler wspomina o tym, że był bity pasem przez ojca. Ponad to Patric Delaforce w swojej książce, dodaje, że Alois był pozbawiony poczucia humoru i zdarzało mu się szydzić z marzeń syna o byciu artystą20. Jak już wspomniałam, przyszły twórca nazizmu nie miał ochoty iść w ślady swojego ojca i na tym tle dochodziło do konfliktów. Aloisowi zależało by syn dobrze się uczył i ukończył dobrą szkołę. Jednak zanim Hitler poszedł do szkoły, spędzał czas na zabawie tak jak każde dziecko. Do 1892 r. mieszkał w Braunau, był to też okres, kiedy rzadko widywał swojego ojca, co dawało większą sposobność by być rozpieszczanym przez matkę. Z dziećmi z sąsiedztwa bawił się w kowbojów i Indian21. Następnie rodzina przeprowadziła się do Pasawy, a w 1895 r. wrócili do Linzu. Od 1892 r., a konkretnie od 25 czerwca, w życiu Adolfa zaszła poważna zmiana- ojciec po czterdziestu latach przeszedł na wcześniejszą emeryturę z powodów zdrowotnych22. Dla młodego Hitlera zaczął się też czas nauki. „Uczeń zdał pierwszą klasę z najlepszymi ocenami i przeszedł do drugiej klasy, tym razem w szkole przyklasztornej w Lambach, mieszczącej 19 P. Delaforce, Adolf Hitler. Nieznane sceny z życia, Warszawa 2013, s.14. 20 Ibidem, s.13. 21 M. Steinert, op. cit., s.16. 22 Ibidem, s.19.
Wehikuł Czasu nr 18/2014
się w dawnym klasztorze Benedyktynów23’’. Co ciekawe, Hitler był ministrantem i przez moment miał zamiar zostać księdzem. Mimo, iż dość szybko porzucił ten pomysł, to historia Kościoła jako i uroczyste obchodzenie kościelnych uroczystości pozostały mu w pamięci. Zdarzało mu się posługiwać językiem z „Biblii”. Trudno nam ocenić stopień wiary w Boga u Adolfa, jednak wiemy, że matka należała do osób bardzo religijnych, co było postawą przeciwną do jej męża, który w kościele przebywał tylko z okazji ważniejszych świąt, szanując Kościół podobnie jak szanował dom cesarski24. Przejdźmy na moment do kwestii jak dorosły Adolf Hitler postrzegał siebie jako ucznia. Uważał się za zdolnego żaka. Wspominał np. jak drażnił się z ojcem Schwarzem w Realschule przy Herrengasse na lekcjach religii:,, Wciąż zadawałem pytania. Ponieważ doskonale opanowałem materiał, nie można było mnie przyłapać na niewiedzy. Zawsze miałem najlepsze oceny. Jednocześnie byłem o wiele mniej doskonały z zachowania25’’. Żeby móc przekonać się jakim był uczniem w rzeczywistości, Patric Delaforce przedstawia oceny Hitlera z czwartej klasy Staatsrealschule w Steyr, które zostało wydane 16 IX 1905r. Z religii w pierwszym semestrze otrzymał ocenę: odpowiedni, a w drugim: zadowalający. Z prowadzenia moralnego przez cały rok utrzymał ocenę zadowalającą. Najlepsze oceny były z gimnastyki (w obu semestrach otrzymał stopień: doskonały) i z rysunku (w pierwszym semestrze- godny pochwały, a drugim- doskonały. Z prac pisemnych otrzymał- nieodpowiedni. Z historii i geografii miał przeciętne oceny (pierwszy semestrodpowiedni, drugi- zadowalający). Pilność zaś miał ocenioną jako nierówny w pierwszym semestrze a, w drugim-odpowiedni26. Adolf uważał się za osobę dobrą z historii. Co ciekawe, doktor Leopold Pötsch, który uczył go tego przedmiotu wywarł podobno na swoim uczniu wielkie wrażenie. Oto jak Hitler wspominał owe lekcje historii: ,,Siedzieliśmy, 23 Ibidem, s.19. 24 Ibidem, s.19. 25 P. Delaforce, op. cit., s.15. 26 Ibidem, s.19-20.
23
HISTORIA często płonąc z entuzjazmu, czasem wręcz poruszeni do łez. Wykorzystywał narodowy zapał, który odczuwaliśmy na nasz skromny sposób, jako narzędzie edukacji. To właśnie dlatego, że miałem takiego nauczyciela, historia stała się moim ulubionym przedmiotem27’’. Podobnie jak część chłopców Adolf buntował się. Był kłótliwy, chciał przewodzić, bił się z kolegami w czasie zabawy w wojnę burską i w kowbojów. Jednak preferował zwyciężanie słowem i pozostawienie spraw biegowi czasu do momentu aż nie obrócą się na jego korzyść28. Podobnie było w konflikcie z ojcem, o którym wcześniej trochę wspomniałam. Wymóg ojca co do tego by Adolf obrał taką samą karierę, wzrosły gdy Alois junior po gwałtownej kłótni z ojcem jako 14-latek opuścił dom, a w 1900 r. zmarł młodszy brat Adolfa- Edmund. Wtedy to został jedynym chłopcem w rodzinie, od którego wymagano by ze względu na szacunek do ojca został urzędnikiem. Problem polegał na tym, co możemy zauważyć z opisanych postępów w nauce, że o ile Adolf radził sobie w szkołach w Fischlham, Lambach i Leonding, to już w gimnazjum realnym w Linzu szło mu znacznie gorzej i musiał nawet poprawiać ostatnią klasę. Tą porażkę Hitler tłumaczy w „Mein Kampf” jako sprzeciw wobec woli ojca. Dodał też, że on jako dziecko już w wieku dwunastu lat pragnął zostać malarzem. Ten bunt miał z kolei skłonić Aloisa do pogodzenia się z tym, jego syn nie zostanie urzędnikiem. Zresztą byłoby to dość trudne skoro miał złe wyniki z matematyki i nauk przyrodniczych, a to dlatego, że uczył się tylko i wyłącznie tego co go interesowało. W dodatku szkoła, która wymaga systematyczności, narzuca porządek dnia, regulując tym samym tryb życia, przypomina w tym względzie pracę urzędniczą. Spowodowało to, iż Adolfowi do reszty obrzydziła się myśl by iść w ślady ojca29. 3 I 1902 r. umiera nagle Alois Hitler (przypuszcza się, że mógł być to atak serca lub apopleksja)30. Upadł w gospodzie, jednak, kiedy przyniesiono go do domu, był już martwy31. Hitler w „Mein
Kampf” pisze, że na widok martwego ojca wybuchł płaczem, przyznając, że mimo ciągłych kłótni kochał go32. Adolf dalej uczęszczał do szkoły i był już pewien, że jego celem jest zostać malarzem. Tym samym dalej trwał w postanowieniu, iż nie wypełni woli swojego taty. Zaczął wagarować, czując się już teraz znacznie swobodniej bez surowej ręki ojca. W 1905r. Klara Hitler sprzedaje dom i udaje się ze swoimi dziećmi do Linzu. Przy niej pozostaje już tyko Adolf i Paula (przyrodnia siostra Adolfa, Angela 14 IX 1903 r. poślubia urzędnika Leo Raubala)33. 22 V 1904 r. 15-letni Adolf przystąpił do bierzmowania. W tym czasie obejrzał po raz pierwszy w życiu film. Do szkoły wciąż chodził nieregularnie i nienawidzi nauki języka francuskiego. W efekcie stawia się mu warunek, że jeśli chce przejść do czwartej klasy musi zdać egzamin z francuskiego. Hitler zgładził się i zdał egzamin. Dodatkowo złożył obietnicę swojemu nauczycielowi francuskiego i niemieckiego profesorowi Eduardowi Huemerowi, że po zdaniu egzaminu będzie chodził do czwartej klasy w innej szkole34. Od września 1904 r. podjął swoją dalszą edukację w liceum realnym w Steyr, zgłaszając się do czwartej klasy. W tym czasie mieszka w domu kupca Ignaza Kammerhofera35. Adolf Hitler wspomina ten okres w swoim życiu dość miło: ‘’Mieszkałem z kolegą w pokoiku wychodzącym na tyły, nazywał się Gustaw, nazwiska już nie pamiętam, Pokój był bardzo miły, ale zupełnie niesamowicie było na podwórzu. Zawsze strzelałem tam szczury. Kobieta na kwaterze bardzo nas lubiła; stała zawsze bardziej po naszej stronie niż po stronie męża36’’. Warto dodać, że po swoich ostatnich egzaminach w tej szkole, Hitler świętował w dość licznym gronie. Jednak ciekawy jest kulminacyjny moment tych szaleństw. Podaje to zarówno Patrick Delaforce jak i Werner Maser w swoich książkach o Hitlerze. Sądzę,
27 Ibidem, s.18. 28 M. Steinert, op. cit., s.21. 29 Ibidem, s.21. 30 Ibidem, s.22. 31 W. Maser, op. cit., 52.
32 Ibidem, s.52. 33 Ibidem, s.52. 34 Ibidem, s.53. 35 Ibidem, s.54. 36 Ibidem, s.54.
24
Wehikuł Czasu nr 18/2014
HISTORIA że to wydarzenie najpełniej zobrazuje nam to co sam Adolf Hitler o nim wspomina: Otrzymaliśmy świadectwa i w zasadzie mieliśmy wyjechać. […]Potajemnie poszliśmy za miasto do chłopskiego gospodarstwa, opowiadaliśmy kawały i piliśmy. Jak było dokładnie, nie wiem, mogłem to potem tylko zrekonstruować. Miałem w kieszeni świadectwo. Następnego dnia obudziła mnie mleczarka, która znalazła mnie na drodze. Byłem w stanie rozkładu, przychodzę do mojej Crux37: „Na miłość boską, Adolf, jak pan wygląda! […] A w ogóle jakie świadectwo dostał pan?”. Sięgam do kieszeni: świadectwa nie ma! „Na miłość boską! Muszę przecież matce coś pokazać!” Mówię sobie, powiesz, że pokazywałeś w pociągu, przyszedł wiatr i porwał je! Crux wierci dalej: „Gdzie się ono podziało?”- „Musiał mi ktoś zabrać!”- „Więc pozostaje panu jedno: musi pan natychmiast do szkoły i postarać się uzyskać duplikat. Czy ma pan w ogóle jeszcze jakieś pieniądze przy sobie?”- „Już nic”. Daje mi 5 guldenów. Wchodzę. Dyrektor każe mi najprzód czekać. Tymczasem cztery elementy świadectwa zostały już dostarczone do szkoły. Bezmyślnie pomyliłem je z papierem klozetowym. Tego, co powiedział rektor, w ogóle nie mogę opowiedzieć. To było straszne. Złożyłem świętą przysięgę, że już nigdy w życiu nie będę pił38. Jak wiemy Hitler był uznawany za człowieka stroniącym od alkoholu i teraz możemy się domyślać, co go do tego skłoniło. Jednakże wtedy oprócz wstydu wobec faktu co uczynił ze swoim świadectwem, miał też powód by wstydzić się za oceny jakie wtedy otrzymał. Dostał ocenę „niedostateczną” z takich przedmiotów jak: niemiecki, francuski, matematyka, stenografia39. W latach 1904/1905 r. jego stosunek do nauki w zasadzie nie uległ zmianie. Tylko w pierwszym semestrze miał 30 godzin nieusprawiedliwionych. Lata, jakie spędził na swojej edukacji w Steyr nie spowodowały zmiany jego zachowania. Dalej był krnąbrnym i złym uczniem. Sam wspomniał w nocy z 8/9 37 Jak podaje sam Adolf Hitler, tak wtedy Austrii nazywano akademickie matki, tutaj Hitler ma na myśli żonę Ignaza Kammerhofera. 38 W. Maser, op. cit., s.54- 55. 39 Ibidem, s.55.
Wehikuł Czasu nr 18/2014
I 1942 r. pewną sytuację, świadczącą o swoim bezczelnym zachowaniu wobec nauczyciela, a konkretnie chodzi o jego zachowanie wobec profesora Königa, który uczył go francuskiego (był c.k. komisarzem, zajmującym się sprawdzaniem kotłów parowych i wskutek eksplozji miał kłopot z wymówieniem pewnych rzeczy). Otóż tamtego dnia Hitler siedział z przodu. Kiedy nauczyciel czytał obecność i dotarł do jego nazwiska, Adolf patrzył na nauczyciela, nie odpowiadając. Nauczyciel kazał mu się wytłumaczyć ze swego zachowania, na co ten mu odparł: Nie nazywam się Itler, nazywam się Hitler, panie profesorze!40. Nauczyciel nie mógł wymienić „H” i stąd wyniknęła ta sytuacja. Jednak nie zmienia faktu, że zachowanie ucznia nie było odpowiednie. Nie mniej jednak ten wybryk nie odbił się widocznie na jego ocenie, skoro jesienią 1905 r. wspomniany nauczyciel wystawił mu ocenę „dostateczny” (w lutym wystawił mu „niedostateczny)41. Adolf mimo swoich zły ocen postanowił pójść za radą matki i obiecał jej zdać maturę. Jednak jesienią 1905 r. opuszcza szkołę z powodu choroby (należał do chorowitych uczniów). Matka, biorąc pod uwagę, że z powodu stan syna, jego nauka w szkole realnej musi zostać zawieszona. Zgadza się by uczęszczał do Akademii Sztuki. Jedzie z Klarą Hitler do Gmünd, gdzie zabierają ich krewni z Spital. Tutaj leczy go dr Karl Keiss. Klara Hitler już wtedy podupadła na zdrowiu, za to jej syn dochodził do siebie. Spędzał czas na rysowaniu, malowaniu, grał też na cytrze42. Decyduje się wziąć udział w egzaminach wstępnych do Akademii. Żeby dostać się na wymarzone studia wystarczyło mu zdobyte szkolne wykształcenie jak i też ostatnie świadectwo. Najwcześniej mógł pojechać na egzamin na jesień 1906 r., gdyż wcześniejszy termin w 1905r. odbył się jeszcze wtedy, kiedy chodził do szkoły. Przyjeżdża do Wiednia w maju 1906r. Jednakże, nie udaje się tego roku na egzamin. Przystępuje do niego w 1907 r. Zanim podjął się tego zadania, jak każdy młody człowiek korzystał z posiadanej wolności. Przez 40 Ibidem, s.55. 41 Ibidem, s.55. 42 Ibidem, s.56.
25
HISTORIA jakiś czas brał lekcje gry na pianie u byłego muzyka wojskowego, rysował, malował, oglądał inscenizacje Wagnera, projektował (np. mosty, budynki teatralne, ulice)43. W tym czasie jego matka coraz bardziej podupada na zdrowiu. 18 I 1907r. poddała się ciężkiej operacji w szpitalu Sióstr Miłosierdzia w Linzu. W historii jej choroby widnieje zapis chirurga- operatora, dr Karla Urbana, który stwierdza, że Klara Hitler miała raka piersi. Pacjentka przeżyła operację44. Natomiast we wrześniu 1907r. kiedy Klara czuje się lepiej, Adolf w Wiedniu pewny siebie pojechał na wstępny egzamin w Szkole Malarstwa Ogólnego Akademii Sztuk Pięknych. Aby dostać się na studia trzeba było przejść przez dwa etapy. W pierwszym musiał wybrać po dwa zadania z obowiązkowych tematów i na każde z nich przydzielono trzy godziny. Osoby, które przeszły pierwszy etap miały wykazać co zrobiły jeszcze poza egzaminem. Adolf pokazał swoje prace z Urfahr i Linzu. Według profesora znajdowało się stosunkowo zbyt mało główek, co nie klasyfikowało go na studia45. Hitler wspominał też, że rektor Akademii, oświadczył mu, że jego rysunki świadczą, iż nie nadaje się na malarza, ale jego zdolności klasyfikują się bardziej ku architekturze. Istotnie, w jego pracach przedstawiające fragmenty ulic jest stosunkowo mało ludzi. Jednak Adolf nie posiada matury, co już na wstępnie uniemożliwia mu podjęcie tego kierunku46. W listopadzie 1907 r. decyduje się wrócić do Urfahr pod Linzem by zająć się chorą matką, którą dr Eduard Bloch (żydowski lekarz) uznał wtedy już za nieuleczanie chorą. Dr Bloch, który już wcześniej poznał Klarę i Adolfa, oświadczył w 1938r., że Hitler był z nią bardzo związany47, ,, obserwował każde jej poruszenie, aby szybko przyjść z najdrobniejsza pomocą48’’. Według nekrologu jaki Adolf kazał napisać w drukarni Kolndorffera w Linzu, Klara zmarła 21 XII 1907 r. o drugiej rano, a 23 XII 1907 r. pochował ją obok swego ojca na 43 Ibidem, s.57. 44 Ibidem, s.57-58. 45 Ibidem, s.60. 46 Ibidem, s.59-61. 47 Ibidem, s.61. 48 Ibidem, s.61.
26
cmentarzu w Leonding49. Od tej pory Adolf i jego siostra Paula zostali sami. Co działo się potem z Adolfem Hitleremwiemy wszyscy. Zwróćmy uwagę, że gdyby nie kręte ścieżki losu być może nigdy nie miałby takiej władzy. Jak potoczyłoby się jego życie, gdyby jego ojciec tak nie nalegał by jego syn został urzędnikiem? Jakim byłby malarzem, gdyby dostał się do Szkoły Malarstwa Ogólnego Akademii Sztuk Pięknych albo na architekturę? Jednak w zachowaniu Hitlera możemy zauważyć coś, na czym się koncentrował w swoich działaniach. Nie chciał być taki jak jego ojciec. Znając już Adolfa Hitlera jako Führera, wiemy że nie palił, nie jadł mięsa, był kawalerem (swój stan cywilny zmieniał 29 IV 1945 r., na krótko przed swoim samobójstwem, którego dokonał 30 IV 1945 r.). Zauważmy, że im bardziej starał się odróżnić od swojego ojca, tym bardziej był do niego podobny. Wszak Alois Hitler zdecydował się opuścić swoją biedną wioskę by uzyskać awans społeczny. A przecież Adolf Hitler, tak jak ojciec dążył do swoich celów.
Bibliografia: 1. P. Delaforce, Adolf Hitler. Nieznane sceny z życia, Warszawa 2013. 2. F. Delpla, Kusicielki diabła. Hitler i kobiety, Wrocław 2006. 3. W. Maser, Adolf Hitler. Legenda, mit, rzeczywistość, Warszawa 1999. 4. M. Steinert, Hitler, Wrocław 2001.
49 Ibidem, s.62.
Wehikuł Czasu nr 18/2014
HISTORIA
Konflikt polsko-litewski o Wilno w 1920 roku
S
tosunki polsko - litewskie rozwijały się różnie. Zarówno Litwa jak i Polska po 1920 r. nie chciały zrezygnować z Wilna. Litwini dążyli do uznania przez Polaków ich niepodległości. W styczniu 1920 roku na linii demarkacyjnej doszło do zaostrzenia sytuacji. Było to związane z zajęciem przez oddziały polskie i łotewskie Dźwińska. Nasi wschodni sąsiedzi zaczęli zbierać siły koło Koszedar i Olity. 11 stycznia oddział litewski zaatakował polski posterunek w Owantach, a 14 stycznia w Stokliszkach. Szef sztabu generalnego generał Stanisław Haller wyraźnie zaznaczył, że: ,,w razie dalszych napadów na nasze oddziały ubezpieczające linię kolejową Grodno-WilnoDyneburg, będzie musiała być w stosunku do Litwinów użyta presja wojenna”. Akcja dyplomatyczna przyniosła pozytywny skutek. Od 16 stycznia na linii demarkacyjnej nastąpiło uspokojenie. Armia Czerwona podjęła ofensywę nad Autą i Berezyną 4 lipca 1920 roku. Tego samego dnia, polski rząd uznał Sejm Ustawodawczy Litwy jako instytucję niezależną. Nie zmieniło to jednak wzajemnych stosunków. Wojska lądowe sił zbrojnych Rosji maszerowały w kierunku Wilna. Sytuacja stawała się niebezpieczna. Premier Władysław Grabski postanowił natychmiast wyjechać za granicę, by podczas konferencji w Spa (10 lipca) prosić o pośrednictwo państw zachodnich w rokowaniach z bolszewikami. Lloyd George i lord Curzon wywierali nacisk na Grabskiego. Wyrazili zgodę na udział w negocjacjach za znaczne ustępstwa strony polskiej: oddanie Wilna Litwinom, co mogłoby zapobiec wkroczeniu wojsk radzieckich, a także wycofanie polskich wojsk na linię Curzona. Polska miała przekazać Litwie Wilno jako rodzaj zastawu, a o jej późniejszych losach decydowała Rada Najwyższa. Polski premier pod presją i naciskiem przedstawicieli państw zachodnich zgodził się i podpisał dokument. Wehikuł Czasu nr 18/2014
Halina Kumur 12 lipca 1920 roku doszło do porozumienia między rządem litewskim, a sowieckim w kwestii Wilna. Na mocy układu Rosja uznała niepodległość Litwy. Została ustalona pomiędzy nimi granica. Do Litwy należało: Wilno, Grodno, Brasław, Postawa, Lida. Układ ten nie przesądzał o przynależności Suwalszczyzny, pozostawił to do rozstrzygnięcia miedzy Polską, a Litwą. Tymczasem wojska litewskie wyruszyły na Wilno. Gdy wojsko 14 lipca doszło do wsi Kazimierzówka koło Jewia, zostało ostrzelane przez oddziały polskie. Do wojska polskiego dotarł rozkaz z Warszawy nakazujący oddanie Wilna Litwinom. Decyzja przyszła za późno. Armia Czerwona wkroczyła do miasta. Na zachód znajdowały się oddziały polskie. 2 dywizja litewsko-białoruska dowodzona przez generała Boruszczaka zdołała się przedrzeć w kierunku Grodna. Natomiast IV brygada, na czele której stał pułkownik Stefan Pasławski, została internowana przez Litwinów. Jednocześnie trwały rozmowy między Litwinami, a Rosją, dotyczące wycofania wojsk z ziem przyznanych Litwie. Do Wilna armia litewska wkroczyła 26 sierpnia 1920 roku. W mieście należało ułożyć wzajemne stosunki litewsko-polskie. Tamtejsze władze zezwoliły na funkcjonowanie szkolnictwa polskiego. Nieliczni angażowali się we współpracę z rządem, by bronić mniejszości polskiej i jej praw. Były to osoby skupiające się wokół pisma „Gazeta Krajowa” m.in.: Ludwik Abramowicz, Czesław Jankowski, Michał Romer. Polacy nie mogli się pogodzić z wiadomością, iż Wilno jest w rękach Litwinów. Przed dowództwem polskim stanęła sprawa przeprowadzenia kolejnej operacji wojskowej, która miałaby zakończyć się zwycięstwem. Plany bitwy omawiano 10 września 1920 roku na naradzie w Brześciu. Generał Tadeusz Rozwadowski proponował
27
HISTORIA uderzenie przeciw bolszewikom na południe od Grodna, okrążając ich i spychając w głąb Litwy. Pomysł miał prowadzić do odzyskania Wilna jednak nie doczekał się akceptacji ze strony Marszałka. Powziął decyzję o zajęciu Wilna rękami zbuntowanych oddziałów wojskowych, które wywodziły się z ziemi wileńskiej. 20 września Piłsudski ściągnął do siebie generała Lucjana Żeligowskiego, którego darzył wielkim zaufaniem - Powierzył mu dowództwo nad całą akcją, a jego pochodzenie miało ułatwić zrealizowanie założeń. (Urodzony na Wileńszczyźnie). Do spotkania doszło dopiero 30 września, z powodu problemów z dostarczeniem depeszy. Generała niepokoiły wojskowe możliwości całego przedsięwzięcia. Piłsudski wprawdzie obiecał półtora tysiąca ochotników, ale liczba ta wciąż nie była wystarczająca. Podczas kolejnych narad w Grodnie w pierwszych dniach października zadecydowano, że w marszu na Wilno, oprócz oddziału majora Mariana Kościałkowskiego weźmie udział także 1 dywizja litewskobiałoruska. W skład dywizji litewskobiałoruskiej wchodzili ochotnicy z ziemi wileńskiej, grodzieńskiej i mińskiej. Inne polskie formacje wojskowe miały osłaniać marsz generała Żeligowskiego. Założenia wskazywały, że w przypadku zajęcia Wilna zostanie powołany miejscowy organ wykonawczy, a obszar otrzyma nazwę Litwy Środkowej. Akcja na Wilno musiała się rozpocząć jak najszybciej, ze względu na trwającą w Suwałkach konferencję polsko-litewską. Wyniki jej mogły skrępować całą swobodę działania. Rokowania w Suwałkach rozpoczęły się 30 września. Uzgodniono sprawę zawieszenia broni wzdłuż linii Focha na Suwalszczyźnie. Delegacja litewska dążyła do wytyczenia linii demarkacyjnej na Wileńszczyźnie i zawieszenia broni na tamtych terenach. Strona polska unikała wiążących decyzji i wysuwała zarzuty przeciwko Litwinom. Przedstawicielstwa polskie i litewskie nie poruszały kwestii przynależności Wilna. Dywizje polskie przekroczyły Niemen. Litwini zaczęli obawiać się o losy miasta. Umowę podpisano 7 października. Tego samego dnia na odprawie oficerów
28
Żeligowski powiedział, że wyruszą samowolnie, ale pod jego ogólną komendą. Akcja miała wyglądać na bunt żołnierzy. Oddział generała Lucjana Żeligowskiego ruszył na Wilno 8 października. Do potyczek doszło na skraju Puszczy Rudnickiej. Po krótkiej wymianie strzałów Litwini cofnęli się. Siły litewskie były niewielkie. 4 pułk litewski stawiał opór nad rzeką Mereczanką, koło Jaszuny. Walki doprowadziły do utraty części sprzętu i ludzi, którzy trafili do niewoli. Oddziały Żeligowskiego dalej maszerowały naprzód. Okazało się, że zajęcie miasta w tym dniu nie jest możliwe. Do Wilna doszły wiadomości o marszu oddziałów polskich, które wywołały niepokój i zamieszanie w dowództwie litewskim. Litwini wysłali 2 bataliony, aby bronili miasta. Jednak szybko stracili nadzieję na jego utrzymanie i podjęli decyzję o ewakuacji miasta. 9 października oddziały Żeligowskiego spotkały się z wojskami litewskimi wzdłuż linii kolejowej Lida-Wilno - opór został złamany. Natomiast w mieście Ignacy Jonynas przekazał władzę przedstawicielowi Ententy. Strona Litewska miała nadzieję na utrzymanie swych rządów przy pomocy Komisji Kontrolnej Ligi Narodów. Do miasta wkroczyły oddziały kawalerii i pułk dywizji litewsko-białoruskiej. Po krótkim odpoczynku, przybyłe odziały zajęły stanowiska na północ i zachód od Wilna. Żeligowski w mieście spotkał się z zarzutami stawianymi przez przedstawicieli państw alianckich. Angielski pułkownik Ward oskarżał generała, że bezprawnie zajął Wilno pomimo zawartego traktatu w Suwałkach. Żeligowski odpowiedział, iż przyszedł dać wybór ludności miasta, aby ta zadecydowała o swoim losie. Zażądał od przedstawicieli Ententy opuszczenia miejscowości. Następnie spotkał się z Komisją Kontrolną Ligi Narodów. Pułkownik Chardigny domagał się wyjaśnień, skąd pochodzą żołnierze, broń i amunicja. Posądzony oświadczył, że działa na własną rękę, a jego kontakty z rządem polskim są całkowicie zerwane. Generał 12 października 1920 roku wydał szereg dekretów. Władza zwierzchnia należała do niego, natomiast wykonawczą powierzył Tymczasowej Komisji Rządzącej z Witoldem
Wehikuł Czasu nr 18/2014
HISTORIA Abramowiczem na czele. Najważniejszym zadaniem Komisji było zwołanie Sejmu Krajowego oraz przeprowadzenie reformy rolnej. Rządy Anglii i Francji krytykowały zajęcie Wilna, dlatego wystosowali noty do rządu polskiego. Ententa uważała Wilno za miasto litewskie. Polski rząd zaprzeczał, że ma jakiekolwiek związki z akcją Żeligowskiego. 14 października premier Wincenty Witos mówi o rozumieniu dla oficerów i żołnierzy, którzy załamali zasadę posłuszeństwa - Przecież zabroniono im wejść do rodzinnego Wilna. Wkrótce Litwini zaczęli ogłaszać pobór do wojska. 18 października przyszły posiłki z Suwalszczyzny. Wojsko litewskie niestety szybko się wycofało - zostało pokonane przez wojska polskie. 20 października polski pułk ułanów przedostał się na litewskie tyły niszcząc linie łączności. We wsi Jodele pułk wziął do niewoli sztab 1 dywizji litewskiej z dowódcą generałem Stanisławem Nastopką. Natomiast oddziały Żeligowskiego przesunęły się w rejon Jewia, a także w kierunku Szyrwint i Giedrojć. Stan wojska Litwy Środkowej zaczął się pogarszać. Dotkliwie odczuwano brak żywności i umundurowania. W tej sprawie poproszono rząd polski o pomoc. Nie było łatwo jej udzielić. Polska musiała się maskować wobec Komisji Kontrolnej Ligii Narodów. Pod koniec października Rada Ligii zajęła się konfliktem polsko-litewskim. Przedstawiciele zaproponowali, aby konflikt rozwiązać zgodnie z wolą ludności, wyrażoną przez plebiscyt. Rządy polski i litewski były przeciwne, jednak wobec Ligi musiały się zgodzić. W listopadzie 1920 roku wojska litewskie przeszły do aktywnych działań przeciwko generałowi Żeligowskiemu. Litwini stoczyli dwie zwycięskie bitwy pod Szyrwintami i Giedrojciami. Dalsza ich interwencja została przerwana przez Ligę Narodów, która zaleciła zawarcie rozejmu między Litwą, a Litwą Środkową. Wojska litewskie i oddziały generała Żeligowskiego nie były w stanie prowadzić dłużej walk. Obie strony zaczęły zabiegać o przerwanie walk.
Wehikuł Czasu nr 18/2014
27 listopada Komisja Kontrolna Ligi Narodów udała się do Kowna w celu sporządzenia protokółu dotyczącego zawieszenia broni. Dokument składał się z 3 punktów: punkt pierwszy mówił o zakończeniu działań zbrojnych pomiędzy Litwinami a oddziałami Żeligowskiego w dniu 30 listopada 1920 roku; punkt drugi dotyczył wymiany jeńców wojennych, natomiast ostatni wskazywał na Komisję Kontrolną Ligi Narodów, która miała wyznaczyć neutralny pas pomiędzy obiema armiami. Rozejm został podpisany 29 listopada. Umowa o zawieszeniu broni była ważnym wydarzeniem w historii konfliktu polsko-litewskiego. Zamknęła próby narzucenia rozwiązań walką orężną i zmianami stanu posiadania zwaśnionych stron. Odtąd stanowić miały głównie rozgrywki dyplomatyczne i wzajemna wojna podjazdowa.
Bibliografia: 1. A. Dybkowska, Żaryn J., Żaryn M., Polskie dzieje od czasów najdawniejszych do współczesności, Warszawa 1995. 2. P. Łossowski, Litwa, Warszawa 2001. 3. P. Łossowski, Po tej i tamtej stronie Niemna, Warszawa 1985. 4. P. Łossowski, Stosunki polsko-litewskie w latach 1918-1920, Warszawa 1966. 5. J. Ochmański, Historia Litwy, Wrocław 1967.
29
HISTORIA
Armia Poznań - stracona szansa
W
planach Naczelnego Dowództwa Wojska Polskiego „Armia Poznań”, jako jeden z silniejszych związków taktycznych, miała podjąć obronę Wielkopolski. Sąsiadami armii była od północy Armia Pomorze gen. Bortnowskiego, a od południa Armia Łódź pod dowództwem gen. Rómmla. Współdziałając i osłaniając się wzajemnie, związki te miały nie dopuścić do szybkiego zepchnięcia ich z głównego toru natarcia niemieckiego, które jak sądzono, miało pójść właśnie na osi działania tych armii. Wywiad polski, a w szczególności II Oddział, ustalił bardzo dokładnie główne kierunki natarć wojsk hitlerowskich. Armia Poznań, utworzona 23.03.1939 r., była jednym z silniejszych związków bojowych. W jej skład wchodziły cztery dywizje piechoty, a mianowicie: 14, 17, 25 i 26, i początkowo jedna brygada kawalerii (Wielkopolska Brygada Kawalerii) natomiast od 1 września dołączono do armii Podolską Brygadę Kawalerii. Z innych jednostek były to: Poznańska Brygada Obrony Narodowej, Kaliska Brygada Obrony Narodowej i oddziały artylerii takie jak: 7 Pułk Artylerii Ciężkiej i 67 Dywizja Artylerii Lekkiej. W tym miejscu trzeba nadmienić, że wyposażenie polskiej armii w artylerię i inne środki wsparcia działań piechoty i kawalerii było , co najmniej, niewystarczające i diametralnie odbiegało od ilości sprzętu w armii niemieckiej. Atutem Armii Poznań było jej dowództwo, a szczególną rolę w wojnie obronnej 1939r. odegrał jej dowódca, generał dywizji Tadeusz Kutrzeba( 1886-1947). Oficer ten rozpoczął służbę jeszcze przed wybuchem I wojny światowej w roku 1906 w armii Franciszka Józefa, następnie brał udział w działaniach wojennych lat 1914-1918, zasłynął jako szef Sztabu 3 Armii, Frontu Środkowego i 2 Armii w wojnie polsko- bolszewickiej. Szybko awansował na stopień pułkownika
30
Jacenty Miłek
(rok 1919) i na generała brygady ( rok 1927). Był on dowódcą wybitnym, stronił od rożnych układów, zasłynął jako znawca sztuki wojennej i autor różnych artykułów przedstawiających współczesne zagadnienia dotyczące pola walki w okresie dwudziestolecia międzywojennego. Realizując wytyczne naczelnego wodza armia poznańska miała bronić się i wycofywać powoli, zachowując pełną ciągłość frontu polskiego. Niestety, Niemcy uderzyli z całą siłą na sąsiednia Armię Łódź i Armię Pomorze, nie naciskając zbytecznie na wojska generała Kutrzeby. Praktycznie już od 1 września w głowie gen. Kutrzeby i jego sztabowców rodził się zamysł zwrotu zaczepnego siłami swojej armii w odsłonięty bok prącej na Wschód armii niemieckiej J. Blaskowitza. Czynnik czasu w nowoczesnej wojnie stanowi element gwarantujący zwycięstwo. Dowódca, który tę zasadę w porę zastosuje ,może liczyć na sukces i tym przeświadczeniem kierował się generał Kutrzeba.
Generał Tadeusz Kutrzeba- dowódca Armii Poznań
Wehikuł Czasu nr 18/2014
HISTORIA Czas od 1- 9 września był dla losów całej armii polskiej czasem niewykorzystanych szans, gdyż Wódz Naczelny Edward Rydz- Śmigły chciał sam dowodzić poczynaniami całej armii polskiej i nie pozostawiał żadnej swobody w inicjatywie dowódczej ludziom kierującym poszczególnymi związkami bojowymi. To nieprzemyślane działanie przyczyniło się do przedwczesnej klęski wielu wojsk i przegranych bitew we wrześniu 1939 roku. Generał Kutrzeba prosił o zgodę na zwrot zaczepny już praktycznie od 2 września, ale dostawał odpowiedź odmowną. Zgodę otrzymał dopiero w nocy z 8 na 9 września, co jak się okazało, było terminem zbyt późnym. Choć udało się Niemców zaskoczyć, to ich rozbudowany system obrony sprawił, że podciągnęli świeże siły w tym( lotnictwo i czołgi ), które zatrzymały połączone armie polskie tj Armię Poznań i Armię Pomorze gen.Bortnowskiego.
Widzimy tu raz jeszcze, ze przyjęta koncepcja jednoosobowego dowodzenia w przebiegu nowoczesnej wojny, z użyciem ogromnej ilości czołgów oraz lotnictwa, nie mogła dać pozytywnych efektów. Powierzenie swobody działania poszczególnym dowódcom, mogło przyczynić się do zwiększenia efektów działań poszczególnych armii, a co za tym idzie zapobiec przedwczesnej klęsce. Utracona szansa wcześniejszego zwrotu zaczepnego zaważyła w bardzo dużej mierze na przebiegu wojny obronnej w 1939 roku.
Bibliografia: 1. P. Bauer, B. Polak, Armia Poznań
w wojnie obronnej 1939, Wydawnictwo Poznańskie, Poznań 1983.
2. W.
Kowalski, Bitwa nad Bzurą, Wydawnictwo Obrony Narodowej, Warszawa 1964.
3. R.
Tusiewicz, Historia Polski, Wydawnictwo Kram, Warszawa 2006.
Kawaleria Polska w bitwie nad Bzurą
Wydarzenia te rozegrały się nad Bzurą i były największą bitwą w wojnie obronnej 1939 roku. Działania te, znane nam z dziesiątków opisów, gdyby były przeprowadzone wcześniej, mogłyby na tyle zaskoczyć pozycjonującego się przeciwnika, że zatrzymałyby jego natarcie po osi „szosy piotrkowskiej”. Jak wiadomo, była ona główną trasą dla szybkich wojsk pancernych, prących do jak najszybszego zdobycia Warszawy i zakończenia wojny z Polską przed spodziewanym uderzeniem z Zachodu, którego bardzo obawiali się niemieccy sztabowcy.
Wehikuł Czasu nr 18/2014
31
HISTORIA
Sytuacja społeczna w Wilnie we wrześniu 1939 roku
Sebastian Szczygieł
N
a początku chciałem zaznaczyć, że na terenie miasta, aż do momentu ostatecznej kapitulacji i wkroczenia Armii Czerwonej, nie zostały odnotowane żadne akcje sabotażu czy dywersji w stosunku do władz polskich. W tym regionie nie zamieszkiwali Ukraińcy. Niemców mieszkało tu niewielu, natomiast mniejszość białoruska i żydowska zachowywała się lojalnie wobec polskich władz1. Sytuacja organizacyjna w mieście nie była najlepsza. Wojsko na potrzeby prowadzenia działań wojennych zmobilizowało prawie wszystkie samochody ciężarowe. Pozostawione nie wystarczały, by zaopatrzyć ludność cywilną w podstawowe artykuły. Przed 17 września 1939 roku w mieście stacjonowały tylko jednostki zapasowe i tyłowe, które nie były w stanie oprzeć się wojskom sowieckim2. Ogólnie miasto było słabo przygotowane do obrony. Do 13 września nie były prowadzone żadne poważne przygotowania do obrony Obszaru Warownego Wilno3. Nie było także żadnej osoby, która chciała i miała możliwości kierować działaniami obronnymi. Na tym tle nastroje społeczeństwa wileńskiego były zgoła inne. Ludność pragnęła bronić miasta i walczyć z Armią Czerwoną. Z powodu braku broni ochotnicy nie byli przyjmowani do wojska, co wykluczyło obronę miasta przez mieszkańców. W chwili, kiedy zabrakło w Wilnie policji państwowej, tuż przed wkroczeniem sowietów, komuniści zamieszkujący miasto (Stefan Jędrychowski, Kazimierz Petrusewicz, i Bohdan Skrzyński) powołali „Milicję Robotniczą” i niezależną Milicję powołaną przez żydowską organizację Bund, liczniejszą od organizacji
komunistycznej4. Niezależnie od powołanych specjalnych grup, w mieście działały harcerki z „Pogotowia Harcerek”, które pełniły wartę przy ważnych, strategicznych dla miasta i życia mieszkańców obiektach5. Pomimo niekorzystnej sytuacji militarnej, oddziały wojskowe, które jeszcze stacjonowały w mieście, jak i sami mieszkańcy nie zamierzali poddawać sowietom Wilna bez walki. Dużą rolę w obronie miasta odgrywała młodzież szkolna. Ochotnicze oddziały złożone z uczniów gimnazjalnych sformowane zostały przez nauczyciela Obiedzińskiego. Zajęły one pozycje na wzgórzach, by móc prowadzić skuteczny ostrzał armii sowieckiej. Przy obsłudze działa przeciwpancernego na ulicy Płockiej, także pomagała młodzież z Gimnazjum im. Adama Mickiewicza. W obronie tzw. Górki Chrystusowej brało udział 8 żołnierzy i 6 uczniów - ochotników. Należy wspomnieć o zbytniej niefrasobliwości jaką popisał się dowódca Obszaru Warownego miasta Wilna, ppłk Podwysocki. Nakazał ogłosić komunikat informujący o tym, że Adolf Hitler popełnił samobójstwo, co wywołało w III Rzeszy rewoltę. Wśród mieszkańców informacja ta początkowo wywołała euforię. Kiedy jednak uświadomiono sobie pomyłkę, w mieście zapanowała rozpacz. Jak później wyjaśniał ppłk Tadeusz Podwysocki, chciał tym komunikatem odwrócić uwagę społeczeństwa od wycofujących się wojsk polskich, zapobiec panice i rabunkom. Niestety w Wilnie znaleźli się także entuzjaści witający wkraczającą Armię Czerwoną, np. Stefan Wędrychowski ze współtowarzyszami zadbali o przystrojenie
1 R. Szawłowski, Wojna Polsko Sowiecka, Warszawa 1995, s. 68-70, T.1. 2 L. Tomaszewski, Wileńszczyzna lat wojny i okupacji 1939 – 1945, Warszawa 2010, s. 28. 3 R. Szawłowski, op. cit, s. 69.
4 L. Tomaszewski, op. cit, s. 29. 5 Pogotowie Harcerek zostało powołane w 1938 roku. Do jego obowiązków należało: organizowanie obrony przeciw lotniczej, niedopuszczenie do wybuchu paniki i ochrona mienia miejskiego i prywatnego.
32
Wehikuł Czasu nr 18/2014
HISTORIA części miasta w czerwone barwy i portrety komunistów sowieckich6. W trakcie trwania Polskiej Wojny Obronnej od 1 do 17 września 1939 roku, miasto nie znajdowało się w rejonie prowadzenia działań wojennych przeciw armii niemieckiej. W prawdzie zostało lekko zbombardowane kilka razy, ale nie poniosło większych strat materialnych czy ludnościowych7. W dniach 17 i 18 września lądowe wojska radzieckie nie dotarły jeszcze do miasta, natomiast ich samoloty krążąc nad Wilnem zrzucały ulotki propagandowe nawołujące do zaprzestania walki i przechodzenia żołnierzy na stronę Armii Czerwonej8. 18 września, około godziny 17.00/17.10, na przedpolach miasta Wilna pojawiły się radzieckie dywizje pancerne. Rozpoczęły się pierwsze walki wojsk polskich z Armią Czerwoną na terenie województwa Wileńskiego (niekorzystna sytuacja obronna-spowodowana głównie przewagą liczebną najeźdźcy9). Główny atak sowiecki na Wilno rozpoczął się około godziny 20.00, 18 września 1939 roku. Jako pierwszy zaatakował miasto oddział złożony z kilkudziesięciu czołgów, bez wsparcia piechoty. Atak prowadzony od strony południowo-wschodniej, przemieszczał się w stronę Ostrej Bramy. Walkę z oddziałami rozpoczęła kompania Okielniki Baonu KOP Troki. Dysponowała ona granatami i bronią ręczną, która nie była skuteczna wobec radzieckiej broni pancernej. Siły KOP-u zostały wzmocnione przez kompanię zapasową KOP i kompanię wyposażoną w cekaemy. Dysponowano także niewielką ilością amunicji przeciw pancernej. Oddziały te nie dysponowały butelkami wypełnionymi benzyną. Następnie do walki włączyła się bateria dział przeciwlotniczych, która zajęła się zwalczaniem sowieckich czołgów (ciężkie położenie obrońców wynikało ze słabego zaopatrzenia i przewagi liczebnej sowietów). Walki przeciwko tym czołgom trwały do godziny około 23.00. W tym okresie obroną 6 Ibidem, s. 30-34. 7 Ibidem, s. 13. 8 Ibidem, s. 28. 9 R. Szawłowski, op. cit, s. 79.
Wehikuł Czasu nr 18/2014
Wilna dowodził mjr Sylwester Krasowski, dowódca Baonu KOP Troki. Baon rozpoczął wycofywać się z miasta około godziny 24.00. Bateria przeciwlotnicza opuściła Wilno około godziny 23.00- 23.30. Bohaterstwem wykazał się oddział broniący Mostu Zielonego leżącego na Willi. Walki w jego rejonie trwały od około północy do 4.00-5.00 dnia 19 września 1939 roku. Obroną mostu dowodził prawdopodobnie kpt. Jan Patyra. Przez most ewakuowały się oddziały polskie wychodzące na Litwę. Przyczółek przed mostem obsadzony został kompanią piechoty z Ośrodka zapasowego 1 Pułku Piechoty Legionów dowodzonego przez kpt. Ludwika Gluzę. Obronny przyczółka zaniechano pomiędzy godziną 6.00 a 7.00, 19 września 1939 roku10. Sytuacja ludności miejskiej nie była najlepsza. Większość samochodów, zarówno osobowych, jak i ciężarowych zostało zmobilizowanych na potrzeby wojska. Jak wspominałem wcześniej, dla zaopatrzenia miasta w towary codziennego użytku niezbędne dla mieszkańców pozostawiono kilka samochodów ciężarowych, co jednak nie pokrywało potrzeb zaopatrzeniowych tak dużego miasta. Zmniejszenie ilości i jakości spożywanych posiłków przyczyniało się do pogorszenia życia i zdrowia Wilnian11. Nastroje wśród ludności miejskiej były wrogie do agresora, jakim był Związek Radziecki. Obywatele sami zgłaszali się do wojska (jako ochotnicy). Brakowało nawet broni ręcznej i amunicji. Wileńskie społeczeństwo było gotowe do obrony miasta i poniesienia ofiar12. Na początku okupacji sowieckiej w Wilnie znajdowało się dużo oddziałów wojskowych, czołgów, samochodów ciężarowych i masa innego pomniejszego sprzętu wojskowego. Plac Katedralny służył za miejsce postoju zaprzęgów konnych. Żołnierze na ww. placu palili ogniska i przygotowywali jedzenie w specjalnych kociołkach. Na terenie miasta rozlokowane zostały megafony z których emitowane były pieśni i marsze wojskowe oraz wygłaszane 10 Ibidem, s. 81-83. 11 L. Tomaszewski, op. cit, , s. 28. 12 Ibidem, s. 28.
33
HISTORIA przemówienia dotyczące sukcesów potężnej robotniczo-chłopskiej Armii Czerwonej zwyciężającej wojsko znienawidzonej Polski. Zaprzestano wydawania prasy polskiej. Ukazywać zaczęła się „Wilenskaja Prauda”w języku białoruskim, gdyż Wilno miało być stolicą Białoruskiej Republiki Sowieckiej. Z Moskwy przysyłane były „Prawda” i „Izwiestia”, lecz pojawiały się z opóźnieniem. Sytuacja uległa zmianie 28 września 1939 roku, kiedy to Joachim von Ribentropp i Wiaczesław Mołotow podpisali w Moskwie „Układ o granicy i przyjaźni”. Zamiast linii demarkacyjnej ustalono przebieg granicy pomiędzy III Rzeszą, a ZSRR. W tajnych protokołach ustalono strefy wpływów (Litwa znalazła się w Sowieckiej strefie wpływów13). Po zajęciu miasta przez wojska sowieckie, w Wilnie zapanowały ciężkie warunki bytowe dla mieszkańców. Zaopatrzenie miasta działało fatalnie. Funkcjonowały tylko nieliczne sklepy. Brakowało podstawowych artykułów spożywczych. Towarem deficytowym stały się zapałki. Obowiązywała godzina policyjna trwająca do 5.00 rano. O tej godzinie mieszkańcy ustawiali się w długie kolejki, aby móc kupić bochenek razowego, źle wypieczonego chleba. Procederowi temu sprzyjało zrównanie wartości rubla ze złotówką. Nowe dostawy towarów nie przybywały, przez co zapasy szybko się wyczerpały14. W wyniku braku zaopatrzenia w węgiel na terenie miasta ludność zaczęła używać jako opału ozdobnych płotów oraz wycinać las położony na Sołtaniszkach15. Po zajęciu Wilna przez Wojska Sowieckie, władze wojskowe powołały tzw. Tymczasowy Zarząd Okręgu Wileńskiego, mający rządzić miastem do momentu formalnego włączenia Okręgu jako „Zachodniej Białorusi” do Związku Radzieckiego, co miało nastać po przeprowadzeniu wyborów16. Władze tymczasowe podzielone zostały na oddziały. Każdy z nich miał być kierowany przez trzy osobowe kolegium, w którego skład 13 Ibidem, s. 37. 14 Ibidem, s. 37. 15 Ibidem, s. 37. 16 Ibidem, s. 37.
34
miało wchodzić 2 miejscowych (głównie komunistów, najczęściej słabo wykształconych) oraz jeden przedstawiciel dowództwa Armii Czerwonej. Władze tymczasowe stopniowo, ale regularnie przejmowały polskie instytucje samorządu miejskiego17. W kilka dni po zajęciu miasta do Wilna przyjechało NKWD. Natychmiast zajęło gmach Sądów na ulicy Mickiewicza 36. Instytucja ta zajmowała się aresztowaniami osób niewygodnych dla nowej władzy. Zatrzymań dokonywano na podstawie spisów wywiadu radzieckiego z przed wojny, uzupełnionego teraz przez miejscowych komunistów18. Tymczasowe władze wydały rozkaz rejestracji wszystkich oficerów Wojska Polskiego będących w służbie czynnej jak i w stanie rezerwy. Z tych którzy pozostali, niewielu wypełniło owy rozkaz. Zarejestrowani w niedługim czasie zostali aresztowani i wywiezieni w głąb ZSRR. Wśród nich znajdował się ppłk Zygmunt Berling19 - późniejszy dowódca 1 Dywizji Piechoty im. Tadeusza Kościuszki.
Bibliografia 1. A. Głowacki, Sowieci wobec Polaków na ziemiach wschodnich II Rzeczypospolitej 1939 – 1941, Łódź 1998. 2. R. Szawłowski, Wojna Polsko – Sowiecka, Warszawa 1995. 3. L. Tomaszewski, Wileńszczyzna lat wojny i okupacji 1939 – 1945, Warszawa 2010.
17 Ibidem, s. 37-38. 18 Ibidem, s. 40. 19 bidem, s. 41.
Wehikuł Czasu nr 18/2014
HISTORIA
Epizody z działań polskich okrętów podwodnych na Morzu Śródziemnym. Część III Wojciech Kaczor
W
1942 roku na Morzu Śródziemnym pojawić się kolejny okręt podwodny pod biało – czerwoną banderą – ORP Dzik. Jego dowódca kapitan Bolesław Romanowski obejmował komendę po przeżyciu jednej z najgorszych traum swego życia. W listopadzie 1941 przejął od marynarki Stanów Zjednoczonych okręt podwodny S – 25 przemianowany na ORP Jastrząb. Niestety 2 maja 1942 jednostka ta idąc w dalekiej osłonie konwoju arktycznego do Murmańska, została zatopiona omyłkowo przez trałowiec HMT Seagull i norweski niszczyciel St Albans. Po alarmowym wynurzeniu, w wyniku ostrzału zginęło czterech marynarzy, a wielu innych (w tym Romanowski) zostało ciężko rannych. Bolesław Romanowski wspomina, że kiedy złożono go w mesie Seagull, rozpłakał się jak dziecko1. Winił się za śmierć swoich ludzi i stratę okrętu. Chociaż późniejsze postępowanie dyscyplinarne uwolniło go od zarzutu niedbalstwa, poczucie winy długo dręczyło kapitana. Po rekonwalescencji w radzieckich szpitalach, Romanowski powrócił do Anglii na pokładzie niszczyciela ORP Garland, który w drodze do ZSRR ucierpiał od bombardowania przez niemieckie samoloty. Po powrocie Romanowski dowiedział się, że został wyznaczony na dowódcę kolejnego okrętu typu U, który przekazano Polskiej Marynarce Wojennej. Informację tę potwierdził w czasie sympatycznego spotkania admirał Max Horton. Brytyjski dowódca pogratulował Romanowskiemu wyleczenia się z ran i z zawodową ciekawością wypytywał go o uszkodzenia, jakie Jastrząb odniósł w wyniku bombardowania bombami głębinowymi. Był zaskoczony, że tak uszkodzony okręt w ogóle był w stanie się wynurzyć.
Nowy nabytek – PMW - należał do drugiej serii typu U. Był nieznacznie dłuższy od Sokoła ( 60 m.). Swoją nazwę – ORP Dzik – zawdzięczał myśliwskiej pasji Bolesława Romanowskiego. Kapitan z upodobaniem polował na dziki, będąc niezwykle odważnym łowcą. Zdarzało mu się ruszać na ranne odyńce, z samym tylko kordelasem. „ Nomen omen – pisze Romanowski – dzik to silne, odważne, a zarazem bardzo ostrożne zwierzę, a dla myśliwego – niebezpieczne. Zobaczymy, czy mój okręt będzie miał te same cechy .”2 Banderę RP podniesiono na ORP Dzik 12 grudnia 1942 roku. Zastępcą dowódcy został por. Andrzej Kłopotowski. Na samym początku działalności okrętu, zdarzył się dość nieprzyjemny wypadek: ORP Dzik wszedł przez pomyłkę w aliancką sieć zagrodową. Romanowski obawiał się, że fakt ten postawi pod znakiem zapytania jego stan psychiczny i będzie skutkował pozbawieniem dowództwa. Admiralicja uznała jednak, że sieć została źle oznakowana. Na pocieszenie Romanowski otrzymał od jednego z angielskich przyjaciół piękny, zabytkowy sztych przedstawiający odyńca uwikłanego w myśliwską sieć. Prawda była jednak taka, że nerwy kapitana były mocno zszargane. W czasie patrolu pod brzegi Norwegii, Romanowski prawie nie spał, zmuszając też oficerów wachtowych do nieustannych meldunków dotyczących pozycji okrętu. Jedną z przyczyn tragedii Jastrzębia było jego zejście z kursu w wyniku złych warunków pogodowych. Dowódca Dzika nie chciał, aby taka sytuacja się powtórzyła. Do wytężonej pracy zmuszał też hydroakustyków, którzy mieli meldować o każdym podejrzanym hałasie, 2 B. Romanowski, op. cit., s. 255
1 B. Romanowski, Torpeda w celu, Gdańsk 2002, s. 232
Wehikuł Czasu nr 18/2014
35
HISTORIA a nie tylko takim co do którego mieli pewność, że pochodzi od śrub okrętów eskortowych. To napięcie nerwowe odbijało się negatywnie na relacjach kapitana z pozostałymi oficerami, dla których był przesadnie wymagający i którzy drażnili go swoimi przywarami. Obsesja na punkcie nasłuchu doprowadziła któregoś dnia do dość groteskowej sytuacji. Przekonany, że ma do czynienia z nieprzyjacielskim okrętem podwodnym, Romanowski tropił przez kilka godzin stado wielorybów żerujące wśród ławicy śledzi. Kiedy wreszcie patrząc przez peryskop zrozumiał swój błąd, zrobił coś na co wobec załogi kapitan okrętu podwodnego nie powinien sobie pozwalać: wybuchnął histerycznym śmiechem. Jak sam przyznaje we wspomnieniach, por. Kłopotowski spojrzał nań jak na obłąkanego3. Przygoda z wielorybami rozładowała jednak napięcie w relacjach dowódcy z załogą. W marcu 1943 ORP Dzik wraz z Sokołem oraz okrętami podwodnymi HMS Ultor i Dolphin (pod banderą holenderską) zostały skierowane na Morze Śródziemne. 24 marca Dzik zacumował w porcie w Gibraltarze, skąd wyruszył w patrol zakończony 21 kwietnia w Algierze. Miasto to od końca zeszłego roku znajdowało się w rękach alianckich. Załoga Dzika odwiedziła tam obozy dla polskich uchodźców, obdarowując polskie dzieci prawie całym prowiantem z okrętu. W rewanżu uchodźcy zaprosili marynarzy na święta Wielkiejnocy. Piątego maja 1943 okręt przybył do portu docelowego na Malcie. Wyruszenie na pierwszy patrol okazało się być problematyczne, gdyż kilku ludzi z załogi, w tym paru oficerów zapadło „na jakąś tropikalną gorączkę”4, jak eufemicznie pisze Bolesław Romanowski. W rzeczywistości ludzie ci pochorowali się na choroby weneryczne, którymi zarazili się od kobiet wątpliwej konduity5. Z tego kłopotliwego położenia wybawił Romanowskiego kapitan Sokoła Jerzy Koziołkowski, który użyczył mu paru ludzi ze swojej załogi. 3 B. Romanowski, op. cit., s. 264. 4 B. Romanowski, op. cit., s. 297. 5 S. Łaniecki, Komandor Bolesław Romanowski, Gdańsk 2004, s. 259.
36
Dzik wyruszył w patrol 16 maja. Po kilku dniach napotkał nowoczesny tankowiec pod włoską banderą eskortowany przez dwa niszczyciele. Romanowski zdecydował się na atak torpedowy. Niezbędne dane, takie jak: prędkość celu, odległość od niego, jego kurs , wprowadzono do fruit machine, czyli kalkulatora torpedowego - prymitywnego komputera zliczającego kat celowania torped. Do tankowca odpalono salwę 4 torped. Tankowiec ugodziły dwie torpedy wystrzelone przez Dzika. Nie zatonął jednak, ulegając ciężkim uszkodzeniom. Na polski okręt rzuciły się natomiast niszczyciele, ale ich bomby spowodowały jedynie pęknięcie kilku żarówek i rozszczelnienie włazu. Po wyparciu resztek wojsk Osi z Afryki Północnej, alianci szykowali się do uderzenia w „miękkie podbrzusze Europy”. Dziesiątego lipca 1943 roku w ramach operacji Husky na Sycylii wylądowały: 7 Armia amerykańska gen. George’a Pattona i brytyjska 8 Armia pod dowództwem gen. Bernarda Montgomery’ego. Royal Navy eskortowała siły inwazyjne, a jej ciężkie okręty ostrzeliwały cele naziemne. Okręty podwodne otrzymały zadanie blokowania portów przeciwnika. Miały meldować o ruchach wrogich flot i atakować jednostki od krążownika wzwyż. Dla nadania sygnału o nieprzyjacielu należało ryzykować utratę okrętu. ORP Sokół wziął udział w blokadzie Neapolu, a 2 lipca Dzik wyszedł na blokadę portu w Tarencie. Po paru bezowocnych dniach, polski okręt otrzymał spóźniony sygnał odwołujący z patrolu. Zapomniano też o HMS Unshaken pod dowództwem porucznika Jacka Whittona. Obie jednostki miały się spotkać i wspólnie wrócić na Maltę. O świcie wyznaczonego dnia oba okręty nawiązały kontakt. Nagle po lewej burcie Dzika załoga zauważyła peryskop kierujący się na HMS Unshaken. Romanowski dał rozkaz do ataku. Niezidentyfikowany okręt podwodny szybko się zanurzył i zniknął. Miał to być włoski okręt podwodny, który dzień wcześniej por. Whitton wziął za ORP Dzik. Dowódca włoskiej jednostki oczywiście nie wyprowadził Brytyjczyka z błędu, za to „umówił się” z nim, aby go zatopić. Pojawienie się Romanowskiego ocaliło HMS Unshaken przed zagładą. Taką
Wehikuł Czasu nr 18/2014
HISTORIA wersję wydarzeń podaje Bolesław Romanowski6. W raporcie Whittona nie znajdujemy wzmianki o tym incydencie7. Przedmiotem kontrowersji pozostaje też tożsamość włoskiego okrętu, który mógłby przedsięwziąć atak na HMS Unshaken8. Po powrocie z kolejnego patrolu, załoga Dzika mogła umieścić na swoim Jolly Rogerze kolejne sukcesy, 15 sierpnia zatopiono dwa statki. 20 września polscy marynarze wraz z brytyjskimi kolegami przeżywali swój wielki triumf: flota włoska skapitulowała. Na Malcie poddało się: 5 pancerników, 9 krążowników, 12 niszczycieli i 17 okrętów podwodnych.
storpedowaniu transportowca9. Dowódca ORP Dzik twierdzi, że miał on miejsce w czasie drugiego podejścia pod Bastię10. Niezależnie od szczegółów, na powierzchni morza zaczął się koszmar: „Trzy płaskodenne barki zamieniły się w słup ognia i dymu. Widać było palące się ciała tysięcy żołnierzy walczących o życie, bez możliwości uratowania się z wodnych płomieni palącej się ropy. Nie wszyscy, którym pozwolił dowódca spojrzeć przez peryskop chcieli zobaczyć ten potworny widok (…) Tym, którzy spojrzeli, łzy pociekły z oczu. Nie poczuliśmy, jak zwykle po ataku torpedowym (…) dumy i radości, tym razem ogarnął nas wszystkich smutek. Przez kilka następnych dni i nocy nie mogliśmy zasnąć. Widzieliśmy płonące morze wraz z tysiącami palących się w nim ciał. Wracając do portu, mimo tlącego się w nas żalu, byliśmy pełni dumy, która zdawała się rozsadzać nam piersi11.”
Członkowie załogi ORP Dzik
W czasie następnego patrolu, rozpoczętego 15 września, Bolesław Romanowski wykonał swój najbardziej spektakularny, ale i zarazem najokrutniejszy atak. Po zatopieniu w porcie Bastia na wybrzeżu Korsyki, transportowca biorącego udział w ewakuacji wojsk niemieckich, Romanowski postanowił zaatakować wypełnione żołnierzami barki desantowe. Aby trafić te płaskodenne łodzie, ustawił torpedy na powierzchni. Było to ryzykowne, gdyż ślad torowy torpedy mógł zdradzić pozycję polskiego okrętu. Relacje jakie zachowały się we wspomnieniach Kłopotowskiego i Romanowskiego, trochę się różnią. Z relacji zastępcy dowódcy wnioskować można, że atak na barki nastąpił zaraz po 6 B. Romanowski, op. cit., s. 324-327. 7 A.S. Bartelski, op. cit., s. 43. 8 A.S. Bartelski, op. cit., s. 44.
Wehikuł Czasu nr 18/2014
Atak polegający na takim nastawieniu torped miał charakter pionierski i przyjął się we flocie brytyjskiej, Romanowski zaś i kilku członków załogi zostało przedstawionych do odznaczenia brytyjskiego. Romanowski wspomina o zatopieniu dwóch barek, a niemieckie źródła - jednej. W wyniku meldunków Dzika o ewakuacji Korsyki, dowództwo alianckie odwołało plan inwazji wyspy. Jesienią 1943 spore sukcesy odnosił też na Sokole kpt. Jerzy Koziołkowski. Na północnym Adriatyku zatopił dwa statki i uszkodził trzeci. Operując na Morzu Egejskim posłał na dno kolejne siedem wrogich jednostek12. W uznaniu dla ich wyczynów, Brytyjczycy ochrzcili polskie okręty mianem „straszliwych bliźniaków” (terrible twins). 12 października 1943 ORP Dzik został przebazowany z Malty do Bejrutu. Okręt odprowadził tam Andrzej Kłopotowski, gdyż kapitan Romanowski uległ wypadkowi. W czasie wygłupów z jednym z oficerów, udając 9 A. Kłopotowski, op. cit., s. 45. 10 B. Romanowski, op. cit., s. 344 - 346. 11 A. Kłopotowski, op. cit., s. 45. 12 S. Łaniecki, op. cit., s. 285.
37
HISTORIA zapasy, upadł tak niefortunnie, że złamał rękę13. Dołączył do załogi dopiero po kilku tygodniach. Z Bejrutu „straszliwy bliźniak” patrolował wody Morza Egejskiego. Brytyjczycy rozpoczęli w tym akwenie nieograniczoną wojnę podwodną; dowódcy okrętów podwodnych miały obowiązek topić wszystko, co napotkają, aby przerwać wszelką komunikację między niemieckimi garnizonami rozmieszczonymi na greckich wysepkach. Któregoś dnia kapitan. Kłopotowski – dowodzący w zastępstwie złożonego chorobą Romanowskiego - polecił przeprowadzić kontrolę greckiego kutra Agios Nikolaos14. Przyjrzawszy się stateczkowi stwierdzono, że na jego pokładzie znajduje się zamaskowany plandeką karabin maszynowy. Po wyburzeniu, karabin maszynowy okazał się parą oślich uszu. Grupa abordażowa puściła wolno załogę składającą się z pięciu mężczyzn, kobietę i dwójkę dzieci15, obdarzając ich prowiantem. Taką wersję wydarzeń podaje dziennik działań bojowych ORP Dzik. Po powrocie z patrolu Kłopotowski popadł w konflikt z dowódcą flotylli bejruckiej, komandorem Ingramem, który nieprzychylnie odniósł się do oszczędzenia przez polskiego dowódcę rybackiego kutra. Stwierdził, że „w swej dalszej nieprzyjacielskiej działalności” może on służyć do transportów wojska, broni i amunicji. Kłopotowski poczynił natomias w dzienniku bojowym następującą adnotację:
podwodny Unbroken powrócił z patrolu do bazy, gdzie przebywały już nasze dwa okręty: ORP Sokół i ORP Dzik. Z tej okazji odbyło się szalone party (…) O godzinie 22:00 postanowiliśmy wszyscy, jak zwykle wysłuchać audycji BBC (…) Usłyszeliśmy, że Anglia na czele z Churchillem zgodziła się z Rooseveltem i Stalinem pociąć Polskę i oddać ją Stalinowi. Zaległa kompletna cisza. Zobaczyłem nagle twarze naszych przyjaciół – Romanowskiego, Koziołkowskiego, Bernasa i Kłopotowskiego – całe we łzach. Taka spotkała ich nagroda za odważną, pięcioletnią walkę przy boku aliantów o niepodległą Polskę (…) Uczucie wstydu, które zrodziło się wtedy (…) zostało ze mną do dzisiaj…17” Hiobowe wieści o postanowieniach konferencji w Teheranie, dotarły do polskich podwodników na Malcie. Wątpliwe czy osłodziło ją Romanowskiemu przyznanie Distinguished Service Cross, a niektórym członkom załogi Distinguished Service Medal. 8 kwietnia 1944 ORP Dzik zakończył swoją działalność na Morzu Śródziemnym, a w maju jego dowódca został awansowany do stopnia komandora podporucznika. Za swoje dokonania Bolesław Romanowski otrzymał, obok wspomnianych wyżej odznaczeń brytyjskich, także Virtuti Militari i Krzyż Walecznych (dwukrotnie).
„Cieszę się, że nie nastąpił decyzja zatopienia. Może do dnia dzisiejszego Greczynki [w jego wersji kobiet było kilka – przyp. Autora] i ich dzieci wspominają polski okręt podwodny i dziękują za suchary i wodę do picia, które mogły uratować ich życie, a których nie mieli na pokładzie…16” Jakiś czas potem na Polaków spadł straszny cios. Tak tę chwilę wspomina brytyjski podwodnik Alastair Mars:
„W marcu 1944 roku mój okręt
13 S. Łaniecki, op. cit., s. 285 - 286. 14 Nazwa za A.S. Bartelski, op. cit. , s. 46. 15 Taką ilość osób podaje A.S. Bartelski, op. cit., s. 46 . 16 Co ciekawe, relację z tego wydarzenia zamieszcza również Bolesław Romanowski (op. cit., s. 354).
38
Komandor Bolesław Romanowski dowódca ORP Dzik przy peryskopie
17 A. Kłopotowski, op. cit., s. 55 - 56.
Wehikuł Czasu nr 18/2014
HISTORIA Po zakończeniu wojny Royal Navy upomniała się o użyczone sojusznikom okręty. Marynarze francuscy odmówili opuszczenia bander; doszło do strzelaniny z oddziałami brytyjskimi. Polacy postanowili, że siłą okrętów nikt im nie zabierze. Przygotowano już ładunki, aby zatopić je w samobójczym akcie. Admiralicja brytyjska zaproponowała jednak uroczyste przekazanie okrętów, z odegraniem polskiego hymnu narodowego. ORP Dzik został później przekazany flocie duńskiej, gdzie jako Springeren pływał do 1958. ORP Sokół został pocięty na złom. Różne były też losy ludzi, którym zawdzięczmy bezpośrednie relacje z dziejów „straszliwych bliźniaków”. Borys Karnicki pozostał wraz z żoną Jadwigą w Wielkiej Brytanii. Zmarł 15 lutego 1985 roku, przed śmiercią pisząc Marynarski worek wspomnień, w którym przywołuje sylwetki towarzyszy broni18. Andrzej Kłopotowski, ostatni dowódca ORP Dzik, również pozostał na Wyspach. Imał się różnych zajęć. Początkowo sprzątał ulice Londynu19, aby później – wraz z przyjaciółmi z marynarki wojennej – założyć firmę żywnościową20. Napisał pełne humoru i dramatyzmu wspomnienia pod tytułem Moja Wojna. Komandor Bolesław Romanowski zakończył swoją odyseję 4 lipca 1947 wpływając do portu w Gdyni jako dowódca niszczyciela ORP Błyskawica. W kraju oczekiwała go żona Helena oraz dzieci: Zofia i Andrzej. Nie musiał co prawda zmierzyć się z zalotnikami, ale wkrótce upomniał się o niego gorszy wróg – Służba Informacji Marynarki Wojennej. Ten kontrwywiad i policja polityczna w jednym, więziła i torturowała wielu bohaterów PMW, w tym Bolesława Romanowskiego. Po wyjściu z więzienia komandora spotkała kolejna tragedia: jego ukochany syn popełnił samobójstwo. W czasie bezsennych nocy, trawiony depresją, były dowódca ORP Dzik stworzył Torpedę w celu, jeden z najlepszych pamiętników o II Wojnie Światowej na morzu. Zmarł w roku 196821.
Wybrana bibliografia 1.
B. Karnicki, Marynarski worek wspomnień, Warszawa 1987
2.
A. Kłopotowski, Moja wojna, Gdańsk 2002
3.
B. Romanowski, Torpeda w celu, Gdańsk 2002
4.
S. Łaniecki, Komandor Romanowski, Gdańsk 2004
5.
J. Pertek, Wielkie dni małej floty, Poznań 1987
6.
J. Lipiński, Druga wojna światowa na morzu, Warszawa 2010
Bolesław
18 B. Karnicki, op. cit., s. 7 - 9. 19 A. Kłopotowski, op. cit., s. 7. 20 A. Kłopotowski, op. cit., s. 94. 21 B. Romanowski, op. cit., s. 388 - 391.
Wehikuł Czasu nr 18/2014
39
HISTORIA
Stosunek OUN-UPA do polsko-ukraińskich rodzin na Kresach Wschodnich Tomasz Szygulski
W
spólne zamieszkiwanie różnych narodowości na jednym terytorium, zwłaszcza na terenach południowowschodnich II Rzeczpospolitej, prowadziło do zawierania związków małżeńskich mieszanych narodowościowo. W Małopolsce Wschodniej1 śluby polsko-ukraińskie odbywały się często i były całkowicie akceptowane przez społeczeństwo. W okresie międzywojennym małżeństwa mieszane stanowiły 30 proc. związków, co skutkowało rozległością więzów pokrewieństwa pomiędzy Polakami i Ukraińcami2. Odmienności narodowej towarzyszyła odmienność religijna: w Małopolsce Wschodniej Polacy byli wyznania rzymskokatolickiego (łacinnikami), Ukraińcy grekokatolikami. Utożsamienie wyznania z narodowością było przeważające i typowe, choć istniały pewne odstępstwa od tej reguły, czyli Polaków prawosławnych i grekokatolików. Według utartego zwyczaju w rodzinach polsko-ukraińskich synowie „dziedziczyli” narodowość po ojcu a córki po matce. Fakt zawierania związków małżeńskich pomiędzy osobami o różnej narodowości i wyznaniu świadczy o tolerancji i wzajemnej akceptacji. Stanowi to potwierdzenie o przekonaniu dawnych mieszkańców Kresów Południowo –Wschodnich o ogólnie dobrych stosunkach polsko-ukraińskich na płaszczyźnie sąsiedzkiej. Potwierdzają to też autorzy relacji i wspomnień, nawet, jeśli wzmiankują o różnych przejawach narodowościowej niechęci czy wrogich zachowań, uważają to je za drugorzędne. Dobre stosunki sąsiedzkie przed II wojną światową jak i późniejszą tragedię w Kisielinie ukazuje 1 Część byłego terytorium II Rzeczpospolitej Polski obejmującej tereny trzech południowo-wschodnich województw: lwowskiego, tarnopolskiego i stanisławowskiego. 2 G. Hryciuk, Przemiany narodowościowe i ludnościowe w Galicji Wschodniej i na Wołyniu w latach 19311948, Toruń 2005, s. 258–259.
40
również film dokumentalny: „Było sobie miasteczko…”. Najbardziej wstrząsają relacją jest opowieść Krzesimira Dębskiego3: „Rodzina nacjonalistów, która potem brała udział w mordach, była sąsiadami dziadów od strony mamy, nie mieli studni i przez dwadzieścia lat brali wodę od sąsiadów, wypożyczali sobie choinkę, na wigilii byli jedni i drudzy u siebie. Później absolutny zwrot podczas okupacji sowieckiej i niemieckiej, nagle ta rodzina zajmuje się mordowaniem swoich sąsiadów, takich dosłownie. Tylko dziadek, bardzo stary człowiek ostrzegł rodzinę, bo miał jakąś ludzką postawę, że jego synowie i córki szykują się do morderstwa”4. Zmiany w zachowaniu Ukraińców wobec swoich sąsiadów Polaków zapoczątkowało powstanie organizacji nacjonalistycznych: w latach dwudziestych XX w. Ukraińska Organizacja Wojskowa, a od 1929 r. Organizacja Ukraińskich Nacjonalistów. Ich głównym zadaniem było stworzenie jednolitego narodowościowo, niepodległego państwa ukraińskiego- Ukrainy dla Ukraińców. W swoim programie tzw. Dekalogu nacjonalisty zalecali ekspansję, bezwzględność i nienawiść, traktując zbrodnię jako metodę uzasadnioną potrzebami nacji (punkt: „7. Nie zawahasz się spełnić największej zbrodni, kiedy tego wymaga dobro sprawy”)5. To Polacy byli uważani przez OUN za głównych wrogów, których należy skutecznie wytępić i usunąć. Materiały szkoleniowe i agitacyjne zawierały dokładne wskazania do fizycznej 3 Rodzice Krzesimira Dębskiego pochodzili z Kisielina województwo Wołyńskie. 4 Było sobie miasteczko, reż. Tadeusz Arciuch, Maciej Wojciechowski, Polska 2009. 5 W. Poliszczuk, Dowody zbrodni OUN i UPA. Integralny nacjonalizm jako odmiana faszyzmu, t. 4: Nacjonalizm ukraiński w dokumentach (część 2), Toronto 2002, s. 150-152.
Wehikuł Czasu nr 18/2014
HISTORIA eliminacji Polaków, dokładnego oczyszczenia nacji ukraińskiej z elementu polskiego, który wniknął w nią wskutek związków mieszanych. W 1930 r. w piśmie „Rozbudowa Nacji” zapowiadano: „Kiedy nadejdzie ten nowy, wielki dzień, będziemy bez litości. […] Nie będzie miłosierdzia ani dla wielkiego, ani dla małego, a poeta zaśpiewa: >>I zarżnął ojciec syna<<”, zachęcając tym do mordowania się w rodzinie w imię politycznego celu6. W 1937 r. jeden z członków kierownictwa OUN Włodymir Martyncia sformułował wyraźnie negatywny stosunek do małżeństw mieszanych. Uważał on że dopóki nie powstanie państwo ukraińskie, małżeństwa mieszane są niepożądane, ponieważ ich potomkowie skłaniają się do nacji państwotwórczej i nie stoją po stronie ukraińskiej7. Inny działacz nacjonalistyczny, Iwan Mitryga, który od 1941 r. był instruktorem w szkoleniach bojówkarzy OUN powiedział: „Naszym celem jest oczyszczenie naszego narodu z nieukraińskiego elementu, do tego czego będziemy zawsze dążyć.”8. Część kleru grekokatolickiego o nastawianiu nacjonalistycznym wspierało działania OUN. Ich antypolska propaganda nie tylko uderzała w czysto polskie rodziny, ale i w rodziny mieszane. Znany jest przypadek ze wsi Sokołów (woj. Stanisławowskie), gdzie duchowni zabraniali wstępować Ukraińcom w związki małżeńskie z Polakami, wymagając zwracania się do dyspensę, co wcześniej nie było potrzebne, i przestrzegając przed chrzczeniem dzieci w kościele rzymskim jako wydaniem ich „na pastwę” Lachów9. Były też przypadki bezpośredniego udziału duchownych grekotatolickich w zbrodni. We wsi Połowce (pow. Czortków, woj. Taropolskie) mordem 22 Polaków i 10 Ukraińców spokrewnionych z Polakami kierował osobiście miejscowy 6 K. Łada, Teoria i ludobójcza praktyka ukraińskiego integralnego nacjonalizmu wobec Polaków, Żydów i Rosjan w pierwszej połowie XX wieku, [w:] Czesław Partacz, Bogusław Polak, Waldemar Handke (red.), Wołyń i Małopolska Wschodnia 1943-1944, KoszalinLeszno 2004, s. 85. 7 Ibidem, s. 84. 8 Ibidem, s. 91. 9 J. Wołczański, Eksterminacja narodu polskiego i Kościoła rzymskokatolickiego przez ukraińskich nacjonalistów w Małopolsce wschodniej w latach 1939-1945: materiały źródłowe (część 2), s. 766.
Wehikuł Czasu nr 18/2014
proboszcz grekokatolicki, który twierdził: „trzeba ostatecznie wyczyścić wieś ze wszystkiego śmiecia”10. Cały 1943 r. na Wołyniu OUN wraz UPA zaciekle niszczyły Polaków, popełniając morderstwa masowe, grupowe i pojedyncze z barbarzyńskim okrucieństwem. Zbrodnie ludobójstwa rozprzestrzeniły się, a tam, gdzie mimo terroru Polacy zamiast uciekać tkwili uparcie przy swojej ojcowiźnie. W drugiej połowie 1943 r. napady na Polaków zaczęły się w Małopolsce Wschodniej, a w 1944 r. ogarnięte zostały wszystkie województwa. Napady trwały aż do 1946 r. Choć niewiele osób zdawało sobie sprawię z zagrożenia płynącego od nacjonalistów ukraińskich, tym bardziej spokojne były rodziny mieszane, uważając, że rodzina polsko-ukraińska jest integralną częścią społeczności ukraińskiej. Liczyli tez na to, że cześć rodziny ukraińskiej ochroni ich przed śmiercią. Samo zakochanie się w Ukraince było surowo karane: „Pamiętam takie zdarzenie. Kazik Kaczor był bogatym gospodarzem, miał dwóch synów. Mieszkałam u nich przez jakiś czas, gdy się ukrywałam. Starszy syn miał 21 lat, zakochał się w Ukraince. Był u niej, kiedy do wsi przyszli nacjonaliści. Dopadli go. „Zachciało ci się Ukrainki, to masz” - krzyczeli i tłukli bagnetami. A potem przywiązali za nogi do furmanki i ciągnęli dwa kilometry, głową po ziemi. Przywieźli i rzucili pod bramę domu. Zemdlałam, jak go zobaczyłam. Nie było widać twarzy, jedna miazga”11. W środowisku gdzie dominowali nacjonaliści, a antypolska agitacja silnie oddziaływała, polscy członkowie rodziny byli mordowani przez stronę ukraińską przeważnie przez swoich najbliższych, tj. przez mężów, synów, braci małżonka ukraińskiego, a nawet przez żonę i córkę. Szczególnie wstrząsająca jest zbrodnia w Teofipólce, gdzie Ukrainiec, chcąc wykazać się gorliwością i zrozumieniem 10 L. Kulińska, Dzieje Komitetu Ziem Wschodnich na tle losów ludności polskich Kresów w latach 1943-1947, T. 1, Kraków 2002, s. 327. 11 http://www.poranny.pl/apps/pbcs.dll/ article?AID=/20130713/ALBUMB/130719891 [dostęp 27.08.2013 20:03]
41
HISTORIA nacjonalistycznej ideologii OUN, przywiązał półtoraroczną córeczkę sznurem do sań i ciągnął za nimi aż do zgonu12. We wsi Chotyń została zamordowana polsko-ukraińska rodzina z Antolina – żonie Polce, odcięto piersi piłą, zmasakrowano narządy rodne i rozpruto brzuch, a dzieciom roztrzaskano główki o ścianę13. We wsi Bohutyn Ukrainkę, żonę Polaka, przywiązano do wozu i wleczono aż do skonania14. We wsi Jurkowce brata Polaka ożenionego z Ukrainką przecięto piłą stolarską15. Podobnych przypadków można przedstawić znacznie więcej16. Pogarda z jaką OUN i UPA traktowały swoje ofiary, wyrażając to nie tylko w okrucieństwie, ale i w profanacji zwłok, jednym zeznanym przypadku dotknęły polsko-ukraińską rodzinę we wsi Iławcze (woj. Tarnopolskie), gdzie Ukraince zamężnej z Polakiem odcięto głowę i wbito na pal, a korpus wrzucono do gnojownika17. Pomimo tak szerokiej skali ludobójstwa dokonywanego przez OUN i UPA zdarzały się przypadki Ukraińców z rodzin mieszanych chroniących polską część rodziny. W części przypadków taka ochrona była skuteczna. Ratowanie Polaków przez ukraińskich członków ich rodzin, bliższych i dalszych, było związane z ryzykiem życia. OUN-UPA rozprawiała się nie tylko z tymi Ukraińcami, którzy sprzeciwiali się wykonaniu rozkazu zabicia polskiej części rodziny, ale także z tymi, którzy w jakikolwiek 12 H. Komański, Szczepan Siekierka, Ludobójstwo dokonane przez nacjonalistów ukraińskich na Polakach w województwie tarnopolskim 1939–1946, Wrocław 2004, s. 130. 13 L. Kulińska, Adam Roliński, Kwestia ukraińska i eksterminacja ludności polskiej w Małopolsce Wschodniej w świetle dokumentów Polskiego Państwa Podziemnego 1942-1944, s. 147. 14 H. Komański, Szczepan Siekierka, Ludobójstwo […] w województwie tarnopolskim…, s. 947. 15 Ibidem, s. 234 16 Zobacz: Władysław Siemaszko, Ewa Siemaszko, Ludobójstwo dokonane przez nacjonalistów ukraińskich na ludności polskiej Wołynia, 1939-1945, Warszawa 2008 r., Józef Wołczański, Eksterminacja narodu polskiego i Kościoła rzymskokatolickiego przez ukraińskich nacjonalistów w Małopolsce wschodniej w latach 1939-1945: materiały źródłowe (część 2). 17 H. Komański, Szczepan Siekierka, Ludobójstwo [...] w województwie tarnopolskim…, s. 400.
42
sposób starali się ocalić bliskie osoby. Banderowcy zamordowali Ukraińców, którzy nie chcieli zdradzić, gdzie ukryte są ich żony (zostali powieszeni za nogi na słupie i rozrąbani siekierą). We wsi Czechów zginęła z rąk OUN Ukrainka z dzieckiem za to, że nie chciała wskazać kryjówki swojego męża Polaka18. Zdarzało się, że rodziny mieszane zostały ostrzeżone przed przygotowanym napadem banderowców przez dobrze zorientowanych ukraińskich sąsiadów i mogły ratować się ucieczką19. Łączna liczba zamordowanych przez członków ich rodzin lub obcych to 1206 osób z rodzin mieszanych20. Większość z nich tj. 539, była Polakami. Liczba ofiar ukraińskich jest stosunkowo wysoka- 399 osoby. E. Siemaszko podaje w swojej analizie braki w informacji o narodowości 268 osób, w większości dzieci, głównie dlatego, że nie była podana ich płeć oraz narodowość każdego z rodziców21. Autorka wskazuje w swoim opracowaniu wysoką liczbę przypadków rodzin mieszanych, które na Wołyniu stanowiły 40 procent przypadków oraz liczba zamordowanych członków rodzin mieszanych (50 proc. wszystkich ustalonych) w tym województwie, podczas gdy tam rodziny mieszane były rzadkością- w przeciwieństwie do województw małopolskich, w których stanowiły one prawie jedną trzecią związków. Powodowało to sytuację, kiedy Polacy i Ukraińcy byli spleceni w sieć bliskich i dalszych powiązań rodzinnych22. Bibliografia 1. Było sobie miasteczko, reż. Tadeusz Arciuch,
Maciej Wojciechowski, Polska 2009.
2. C. Partacz, B. Polak, Waldemar Handke
(red.), Wołyń i Małopolska Wschodnia 1943-
18 W. Siemaszko, Ewa Siemaszko, Ludobójstwo dokonane przez nacjonalistów ukraińskich na ludności polskiej Wołynia, 1939-1945, Warszawa 2008, s. 300 19 Ibidem, s. 171. 20 E. Siemaszko, Zbrodnie OUN-UPA na Kresach Wschodnich a sytuacja rodzin polsko-ukraińskich, Warszawa, s.33 Tabela 3. 21 Ibidem, s. 26. 22 Ibidem, s. 27.
Wehikuł Czasu nr 18/2014
HISTORIA 1944, Koszalin-Leszno 2004. 3. Ewa Siemaszko, Zbrodnie OUN-UPA na
Kresach Wschodnich a sytuacja rodzin polsko-ukraińskich, Warszawa.
4. Grzegorz
Hryciuk, Przemiany narodowściowe i ludnościowe w Galicji Wschodniej i na Wołyniu w latach 19311948, Toruń 2005.
5. Henryk Komański, Szczepan Siekierka,
Ludobójstwo dokonane przez nacjonalistów ukraińskich na Polakach w województwie tarnopolskim 1939–1946, Wrocław 2004
6. Józef Wołczański, Eksterminacja narodu
polskiego i Kościoła rzymskokatolickiego przez ukraińskich nacjonalistów w Małopolsce wschodniej w latach 19391945: materiały źródłowe (część 2)
7. Lucyna Kulińska, Adam Roliński, Kwestia
ukraińska i eksterminacja ludności polskiej w Małopolsce Wschodniej w świetle dokumentów Polskiego Państwa Podziemnego 1942-1944
8. Lucyna Kulińska, Dzieje Komitetu Ziem
Wschodnich na tle losów ludności polskich Kresów w latach 1943-1947, T. 1, Kraków 2002
9. Wiktor Poliszczuk, Dowody zbrodni OUN
i UPA. Integralny nacjonalizm jako odmiana faszyzmu, t. 4: Nacjonalizm ukraiński w dokumentach (część 2), Toronto 2002
10. Władysław Siemaszko, Ewa Siemaszko,
Ludobójstwo dokonane przez nacjonalistów ukraińskich na ludności polskiej Wołynia, 1939-1945, Warszawa 2008.
Wehikuł Czasu nr 18/2014
43
HISTORIA
Sytuacja kobiet weteranek w Stanach Zjednoczonych Magdalena Rydel
O
dkąd w 1973 roku zakończono wyłącznie męski nabór do wojska Stanów Zjednoczonych, liczba kobiet w siłach zbrojnych wzrosła dramatycznie. Według danych Women’s Research and Educational Institute w 1973 roku udział kobiet w wojsku amerykańskim wynosił zaledwie 1,8%, szesnaście lat później było ich już dziesięć razy więcej. Zgodnie z najnowszymi danymi w wojskach amerykańskich na służbie aktywnej przebywa obecnie około 214,100 kobiet, jest to stan z września 2011 roku1. Ten wzrost liczby kobiet oznacza oczywiście również zwiększenie liczby weteranek. Weteranem jest według oficjalnej definicji Departamentu ds. Weteranów ten kto „odbył aktywną służbę w armii na lądzie, w powietrzu lub na wodzie i został honorowo zwolniony ze służby wojskowej”2. Oprócz „zwyczajnych” problemów związanych z byciem weteranem, takich jak bezdomność lub bezrobocie, w przypadku bycia weteranką dochodzi wzmożona podatność na bycie ofiarą przemocy seksualnej. Pomimo, iż od ponad trzydziestu lat kobiet są obecne w armii, problemy kobiece tego typu są często ignorowane, a ich obecność w wojsku marginalizowana. Wiadomo, że kobiety służą, jednak nadal istnieją bariery między utożsamieniem kobiety służącej w armii z żołnierką. Widoczne jest to w szczególności w sferze medialnej - większość poradników i programów dotyczących tego, jak przyjąć powracających ze służby dotyczy głównie, lub nawet wyłącznie mężczyzn. Przykładem mogą być materiały dostępne w archiwum sieci telewizyjnej PBS (Public Broadcasting Service), gdzie co prawda dostępnych jest bardzo dużo 1
Statistics on Women in Military, Women In Military Service For America Memorial Foundation, Washington 2011. 2 Hasło: veteran [w] DoD Financial Management Regulation 7000.14-R, volume 7b, glossary, August 2011, styczeń 2012.
44
informacji na temat jak pomóc weteranom, czego spodziewać się po ich przyjściu oraz jakie mogą mieć problemy ze znalezieniem pracy lub mieszkania, jednak wszystko to jest przedstawione z maskulinistycznego punktu widzenia. Szczególnie dotyczy to filmów wideo, które przedstawiają głównie lub wyłącznie mężczyzn. Zanim jednak przystąpię do szczegółowej analizy sytuacji weteranek w USA od lat 90. chcę przybliżyć motywację obecnych ochotników, która odgrywa tutaj główną rolę. Andrew Bacevich w The New American Militarism pisze, iż w dzisiejszych czasach wojsko jest postrzegane przez społeczeństwo amerykańskie w archaiczny sposób3. Ludzie zapomnieli o najbardziej przyziemnych powodach istnienia armii jakimi są: obrona obszaru narodu i jego dóbr, na rzecz powodów wzniosłych i abstrakcyjnych, takich jak patriotyzm i heroizm. Wpływa to na atmosferę i strukturę armii zarazem, gdyż rekruci nie zdają sobie sprawy, że armia jest także przedsiębiorstwem. Struktury w armii nie zmieniają się od lat lub zmieniają się bardzo powoli4. Ponadto armia Stanów Zjednoczonych powoli przemienia się z prestiżowej instytucji w jedną z niewielu możliwości na poprawę swojej sytuacji materialnej i edukacyjnej. Wojsko Stanów Zjednoczonych samo reklamuje się jako deska ratunku dla niezamożnych rodzin. Na jednej ze stron propagujących służbę w armii Stanów Zjednoczonych pada hasło „jeśli twój syn lub córka planują pójść na studia, wojsko Stanów Zjednoczonych ma różne możliwości, aby cię wspomóc finansowo”5. Nie ma wzmianki o tym, co rzeczona córka lub syn muszą za to 3 Andrew Bacevich, The New American Militarism, Nowy Jork 2006, s. 6-7. 4 Tamże. s. 6-7. 5 Zakładka: Parents – Get the Answers, http://www. goarmy.com
Wehikuł Czasu nr 18/2014
HISTORIA zrobić dla wojska. Aż 38% kobiet w służbie należy do jednej z mniejszości etnicznych6. Warto zauważyć, że każda weteranka kiedyś była żołnierką, a problemy obecnych weteranek równie dobrze mogą stać się problemami weteranek przyszłych pokoleń.
dla weteranów zatwierdza 53% wszystkich deklaracji doświadczenia zespołu stresu pourazowego (PTSD), to ta sama administracja zatwierdza tylko 32% takich deklaracji gdy powodem jest trauma po doznaniu przemocy seksualnej11.
Przemoc seksualna i jej konsekwencje
Zespół stresu pourazowego występuje, gdy osoba doświadcza dramatycznego wydarzenia. Objawami tego zespołu są: uczucie lęku, złości, poczucie bezsilności, powracające napady paniki, koszmary, bezustanne napięcie, bezsenność, ból fizyczny, oraz unikanie miejsc, osób lub myśli związane z przebytym wydarzeniem12. Przemoc seksualna jest tak poważnym problemem dla weteranek, ponieważ jej konsekwencje doskwierają ofierze także po zakończeniu służby, szczególnie gdy doświadczają one zespołu stresu pourazowego. Ewidentnym jest, że cierpiąca weteranka nie może przejść z powrotem lub będzie miała ogromne trudności z wróceniem do obowiązków życia codziennego. Skutki tego zespołu mogą się objawiać nadużywaniem substancji odurzających, przemocą wobec bliskich, niemożnością funkcjonowania w społeczeństwie. Jane Harman, członkini Izby Reprezentantów, podczas posiedzenia tej izby dotyczącego obchodzenia się przez armię z zgłoszeniami o aktach przemocy seksualnej, przedstawiła swoje doświadczenia zebrane podczas spotkań z weterankami przebywającymi w jednym ze szpitali dla weteranów na terenie Los Angeles. Harman opowiedziała, iż lekarze szacują, że 41% pacjentek tam przebywających doświadczyło molestowania seksualnego, a dodatkowe 29% zostało zgwałconych13. W roku 2010 Departament ds. Weteranów ułatwił procedurę zatwierdzania domniemanego PTSD. Działacze organizacji kobiecych żądają, aby także w przypadku ofiar przemocy seksualnej ta procedura została ułatwiona.
W jednym z raportów dla Pentagonu przemoc seksualna została zdefiniowana jako „gwałt, seks analny lub inna niechciana czynność seksualna, zaliczając do tego także dotykanie intymnych części ciała”7. Przemoc na tle seksualnym, w szczególności gwałty to jeden najbardziej doskwierających problemów kobiet w armii Stanów Zjednoczonych. Do problemów natury praktycznej, takich jak niemożliwość zakończenia częstych lub nawet codziennych kontaktów z oprawcą podczas służby, szczególnie przy polu bitwy, dochodzi utrudniony dostęp do pomocy medycznej lub psychologicznej po doświadczeniu przemocy seksualnej. Dodatkowo, żołnierki często muszą same zadać sobie trud udowadniania przestępstwa lub napotykają się na niedowierzanie ze strony wojska. Artykuł od redakcji The New York Times podkreśla, że często na drodze do pomocy dla ofiar przemocy seksualnej na służbie stoi nadmierna biurokratyzacja8. Po gwałcie kobiecie będącej cywilem przysługuje opieka lekarska i psychologiczna, żołnierce przysługuje jedynie rozmowa z kapelanem wojskowym9. Ponadto zgodnie z doktryną Feres’a, osoby poszkodowane nie mogą pozwać wojska do sądu gdy zgłosiły przestępstwo, a wojsko nieumiejętnie przeprowadziło śledztwo10. Organizacje na rzecz kobiet zarzucają rządowi, w szczególności Departamentowi ds. Weteranów niesprawiedliwe traktowanie poszkodowanych. The Service Women’s Action Network podkreśla, że choć Administracja ds. Zasiłków 6 Carolyn Becraft, “Facts About Women in the Military 1980-1990”, Washington D.C. 1990. 7 Elizabeth Bumiller, Sex Assault Reports Rise in Military, “The New York Times” 16 marca 2010. 8 Editorial, Justice for Women Veterans, “The New York Times” 11 września 2011. 9 Dahr Jamail, Military sexual abuse ‘staggering’, “Al Jazeera”, 23 grudnia 2010, 10 Tamże.
Wehikuł Czasu nr 18/2014
11 Editorial, Justice for Women Veterans, “The New York Times” 11 września 2011. 12 Hasło : Zespół stresu pourazowego, http://www. rcpsych.ac.uk/mentalhealthinfo/translations/polish/zesp%C3%B3%C5%82stresupourazowegog%C5%82%C3%B3.aspx , styczeń 2012. 13 Sexual assault in military ‘jaw-dropping,’ lawmaker says, “CNN U.S”, 31 lipca 2008.
45
HISTORIA Nieumiejętności obchodzenia się z przemocą seksualną doświadczyła także Carmen Black. Opowiedziała w wywiadzie dla ABCnews o tym, jak podczas sesji psychologicznej na odwyku, musiała dzielić się doświadczeniami o przebytym gwałcie ze swoją grupą składającej się wyłącznie z byłych żołnierzy14. Również kolejna weteranka - Mickiela Montoya oświadczyła, że grożono jej gwałtem, wskutek czego zaczęła nosić przy sobie nóż, stwierdziła też podczas wywiadu dla ABCnews, że każda kobieta w armii Stanów Zjednoczonych doświadcza molestowania seksualnego w pewnym punkcie swojej kariery zawodowej15. Według Dr Diane West, pomysłodawczyni jednego z niewielu programów wspomagających bezdomne weteranki, głównym powodem dla którego kobiety padają ofiarą przemocy seksualnej w armii jest fakt, że wiele z nich miało toksyczne sytuacje rodzinne i szukało oparcia i ochrony w tej instytucji. Jednak panująca tam hierarchia rozłożenia władzy powodowała, że znajdywały się w sytuacjach podobnych jak w domu16. Trzeba także podkreślić, że kwestia przemocy seksualnej rzutuje na dwa pozostałe poważne problemy weteranek w Stanach Zjednoczonych – bezrobocie i bezdomność. Bezrobocie Gdy kończy się misja i żołnierze wracają do domu na stałe często zdarza się, że część z nich zaczyna mieć problemy ze znalezieniem pracy. Dzieje się tak, gdyż utracili oni na stałe pełną sprawność fizyczną lub psychiczną, oraz posiadają bardzo wąskie techniczne wykształcenie przydatne w niewielu miejscach poza armią. W wiadomościach dotyczących sytuacji weteranów na rynku pracy w Stanach Zjednoczonych dla portalu Bloomberg zostało podane, iż 12% weteranów wojen w Iraku i Afganistanie jest bezrobotnych (stan z 2011 roku). Ponadto podaje się, iż u weteranek liczba bezrobotnych jest jeszcze wyższa17. 14 Felicia Biberica, Lisa Fletcher, For Female Vets, a New Fight at Home, “ABC News” , 14 marca 2010. 15 Tamże. 16 Tamże. 17 “Getting Veterans Back To Work”, dostępny: http:// www.bloomberg.com/video/80062452/, [dostęp: 1001- 2012]
46
W tych wiadomościach Diane Swonk, główna ekonomistka u Mesirow Financial Holdings Inc., wypowiedziała się także na temat kobiet weteranek i ich sytuacji na rynku pracy. Według niej, wysoki procent bezrobocia bierze się bezpośrednio z tego, iż w ostatnich latach liczba kobiet w armii zwiększyła się znacząco. Swonk dodała, że przyczynia się do wysokiej liczby bezrobotnych również fakt, iż ta część kobiet, która zgłosiła się na ochotnika podczas okresu wzmożonych walk w Iraku lub Afganistanie nie miała innych perspektyw zawodowych. Według danych z 1990 roku, „nie ma prawa zabraniającego kobietom żołnierkom czynnego udziału w walkach, jednak istnieją prawa zakazujące kobietom służącym w Navy, Air Force lub Marine Corps stałego przydzielenia do statku lub samolotu biorącego udział w walkach18”. Przez to możliwości zatrudnienia kobiet w wojsku są dość ograniczone i dotyczą zazwyczaj zawodów „pomocniczych”, takich jak pielęgniarka lub mechanik pojazdów wojskowych19. Wpływa to na pozycję weteranek na rynku pracy. W szczególności dotyczy to tych, które powracają do miejscowości o wysokim stopniu bezrobocia. Często okazuje się, że po powrocie z służby weteranki mają tyle samo do zaoferowania pracodawcy, co przed służbą. Szczególnie dotyczy to tych o bardzo wąskim technicznym wykształceniu zdobytym podczas służby w armii Stanów Zjednoczonych. Dodatkowo, jak podaje Dan Beucke na łamach blogu The Wealth Debate publikowanego dla Bloomberg Businessweek, pracodawcy często uważają czas spędzony na służbie jako lata bez doświadczenia i znajomości reguł rządzących w prywatnym sektorze20. Organizacje działające na rzecz zatrudniania weteranów, takie jak Hire a Hero lub Operation Employ a Vet, starają się zmienić opinię publiczną na temat ogólnych umiejętności weteranów przydatnych w różnych zawodach, podkreślając wybitność weteranów w dziedzinie tak zwanych miękkich umiejętności. Na stronie Hire a Hero, w części „10 powodów 18 Carolyn Becraft, “Facts About Women in the Military 1980-1990”, Washington D.C. 1990. 19 Tamże. 20 Dan Buecke, Unemployment for Young Vets: 30%, and Rising, “BusinessWeek” 11 listopada 2011.
Wehikuł Czasu nr 18/2014
HISTORIA dla zatrudnienia weterana” wymieniane są takie zalety, jak: uczciwość, świadomość przepisów BHP, czy szacunek dla procedur21. Pomimo tego, tendencje bezrobocia u weteranów są wzrastające, nawet gdy bezrobocie cywilów spada. Dan Buecke widzi potencjalną możliwość poprawy sytuacji bezrobocia weteranek i weteranów. Stwierdza, iż mimo sytuacja na dzień dzisiejszy jest nieciekawa, to bezrobocie weteranek doświadczyło minimalnego spadku – 2010: 14,2%, 2011: 13,2%22. Lokuje on również nadzieje w nowych programach rządowych mających na celu znacząco poprawić sytuację bezrobocia weteranów. Jason Ukeman w swoim artykule dotyczącym perspektyw bezrobocia weteranów, nie jest równie optymistyczny. Jego zdaniem, rząd powinien działać w większym stopniu na rzecz bezrobotnych weteranów, jako odwdzięczenie się za służbę na rzecz kraju23. Bezdomność Bezdomność jest problemem zarówno weteranów jak i weteranek. Libby Perl, specjalistka ds. gospodarki mieszkaniowej, w swoim raporcie dla Kongresu Stanów Zjednoczonych wyszczególnia trzy rodzaje bezdomności. Pierwszym jest bezdomność przejściowa charakteryzująca się tym, że stan bycia bez domu trwa bardzo krótko. Drugim jest bezdomność epizodyczna, podczas której osoba jej doświadczająca przebywa jakiś czas bez stałego miejsca zamieszkania, jednak ogólnie spędza więcej czasu w przytułkach lub innych formach zamieszkania. Ostatnim rodzajem jest bezdomność chroniczna, która dotyczy tych, którzy od co najmniej roku nie mają stałego miejsca zamieszkania24. Perl zaznacza, że chociaż weteranie występują w każdej z trzech kategorii bezdomności, to są najmocniej reprezentowani w grupie trzeciej. Pomimo, iż od wielu lat temat weteranek przestał być czymś niezwykłym, 21 “10 Reasons to Hire a Veteran”, http://www.hireheroesusa.org/about/hire-a-veteran, [dostęp: 14-012012] 22 Dan Buecke, Unemployment for Young Vets: 30%, and Rising, “BusinessWeek” 11 listopada 2011. 23 Jason Ukman, As nation’s jobless rate dips, veterans’ unemployment rises for second straight month, “The Washington Post NATIONAL” 4 listopada 2011. 24 Libby Perl, Veterans and Homelessness, Congressional Research Service, July 2011, s. 2.
Wehikuł Czasu nr 18/2014
problem dotyczący ich bezdomności nie zmalał, wręcz przeciwnie. Tammy Duckworth, asystent sekretarza ds. publicznych i międzyrządowych relacji w Departamencie ds. weteranów w Stanach Zjednoczonych, w 2010 roku szacowała, że co najmniej 6,500 weteranek co noc śpi w swoich samochodach, w przytułkach lub na ulicy25. Z badań zawartych w raporcie Perl wynika, że przeciętna bezdomna weteranka jest lepiej wykształcona oraz ma stabilniejszą sytuację rodzinną, niż bezdomna nie będąca weteranką26. Niestety, ostatnie dokładne badania dotyczące bezdomnych weteranów były przeprowadzane w późnych latach 90., co oznacza, że nie zostali wzięci pod uwagę weterani z wojny w Iraku i Afganistanie. Perl zwraca uwagę, że jest prawdopodobne, iż ci „nowi” weteranie mogą zmienić ogólny obraz bezdomnego weterana. Podobnie jak w przypadku weteranów, prawdopodobieństwo bezdomności weteranki jest od dwóch do czterech razy wyższe niż w przypadku kobiety nie służącej w wojsku27. Na podstawie badań dotyczących weteranów wojny w Wietnamie, nazywanych powszechnie Rosenberg/Fontana study, wyłoniono główne powody bezdomności pośród weteranów: brak wsparcia ze strony społeczeństwa, izolacja, problemy natury psychologicznej oraz problemy związane z uzależnieniami od substancji odurzających28. Podkreślono w nich również, iż „udział w bojach lub doświadczanie okrucieństw nie miało bezpośredniego wpływu na ewentualną bezdomność badanych”. Dave Grossman poparł tezę wpływu akceptacji społecznej porównując losy weteranów II Wojny Światowej i wojny w Wietnamie29. Zaobserwował on, iż weteranie II Wojny Światowej łatwiej reintegrowali się do życia cywilnego, ponieważ obok oficjalnych działalności na rzecz powrotu do „normalnego” życia, takich jak dwutygodniowy pobyt w hotelu 25 “Homeless Female Veterans”, Oprah.com, 15th July 2010. 26 Libby Perl, Veterans and Homelessness, Congressional Research Service, July 2011, s. 10. 27 Tamże, s.14. 28 Tamże, s. 16. 29 Dave Grossman, On Killing: the psychological cost of learning to kill in war and society, Nowy Jork 1996.
47
HISTORIA z innymi weteranami, oraz własną rodziną, doświadczyli także akceptacji i poparcia przez ogół społeczeństwa amerykańskiego. Weteranie z Wietnamu doświadczyli czegoś zgoła przeciwnego. Wpływ na to miało oczywiście antywojenne nastawienie dużej części ludności amerykańskiej. Zamiast parad i honoru, weteranie spotkali się z ostracyzmem, nawet z otwartą wrogością wobec ich przeszłości i domniemanych zbrodni przez nich dokonanych. To z kolei wzmocniło u weteranów wszelkie traumy nabyte podczas służby30. Kwestia opinii publicznej i syndromu stresu pourazowego jest jednym z głównych tematów dzisiejszych wojen. Sytuację bezdomnych próbuje się poprawiać dzięki przytułkom lub motelom utworzonych specjalnie dla nich. Jednak znacząca jest różnica w dostępie ośrodków pomocy dla weteranów i weteranek. Po pierwsze, ośrodki pomocy dla weteranów są skierowane głównie do mężczyzn. Jest to szczególnie problematyczne rozwiązanie patrząc na wysoką liczbę kobiet, które doświadczyły przemocy seksualnej na służbie. Istnieje ogólnokrajowy deficyt placówek, które są wyłącznie dla weteranek. Świadczy o tym rozgłos przy utworzeniu takiej nowej placówki gdziekolwiek. Dobrym przykładem tego jest Jubilee House w Północnej Karolinie, który został gruntownie wyremontowany przez program telewizyjny Extreme Makeover31. Program ten specjalizuje się w charytatywnym remoncie budynków dla osób na skraju ubóstwa, lub w bardzo złej sytuacji życiowej lub materialnej. Także odwiedziny Michelle Obama świadczą o wyjątkowości powstania Jubilee House. Dzięki takim programom trudna sytuacja wielu weteranek, a także organizacji które im pomagają, może ulec znacznej poprawie. Przemoc seksualna zdecydowanie dominuje nad innymi problemami kobiet weteranek. Jednak i pozostałe problemy nie są łatwe do rozwiązania (Pomimo że wydają się 30 Tamże. 31 Odcinek programu Extreme Makeover Home Edition był emitowany 25 września 2011 roku przez stację ABC.
48
one być problemami zwyczajnymi, przecież bezrobocie i bezdomność dotykają wielu ludzi w Stanach Zjednoczonych). Nasuwa się pytanie, szczególnie w przypadku ośrodków konserwatywnych, czy kobiety powinny w ogóle służyć w armii. Odpowiedź brzmi – jak najbardziej, zważywszy na to, iż problemy na które napotykają się żołnierki nie są problemami skierowanym wyłącznie ku kobietom. Przemoc seksualna mężczyzn wobec mężczyzn także występuje w armii. Dopiero od 1992 roku Departament Obrony uznaje przemoc seksualną, której ofiarą są mężczyźni, za przestępstwo. Dodatkowo, w 2010 roku 110 mężczyzn zgłosiło doświadczenie przemocy seksualnej, było to trzy razy więcej niż w roku 200732. W przypadku problemu przemocy na tle seksualnym dużą rolę odgrywa aspekt społeczny i kulturalny. Wszelkie niepożądane kontakty seksualne, szczególnie w armii, nadal są tematem tabu. Świadczy o tym także przypadek z 2008 roku, gdy Kaye Whitley, przewodnicząca SAPRO, Biura ds. Przeciwdziałania Przemocy Seksualnej, nie przybyła na posiedzenie podkomisji Kongresu dotyczącej bezpieczeństwa narodowego i spraw zagranicznych. Później wyznała, że wypełniła rozkaz jej bezpośredniego przełożonego33. Stało się tak pomimo, iż problem zespołu stresu pourazowego wskutek przemocy seksualnej w armii stał się, według oficjalnych zapewnień, tak poważną kwestią, że zyskał własną nazwę – Military Sexual Trauma, w skrócie MST. I to nastawienie jest największym problemem z którym rząd amerykański, lub dokładniej Departament Obrony, powinien walczyć. Gdy w 1995 roku Dave Grossman w swojej książce dotyczącej głównie aspektu zabijania od strony psychologicznej w wojsku i w społeczeństwie napisał, że „istnieje związek między śmiercią żołnierzy i pogardą przeciwników wojny. A te dwie sprawy są połączone samobójstwami, bezdomnością, chorobami psychicznymi i rozwodami. Będzie to problem nękający Stany 32 Mark Duell, ‘I was in the middle of the viper’s pit’: Soldier describes gang rape as male-on-male sexual assault in the military increases , “Daily Mail” 4 kwietnia 2011. 33 Dahr Jamail, Military sexual abuse ‘staggering’, “Al Jazeera”, 23 stycznia 2010.
Wehikuł Czasu nr 18/2014
HISTORIA Zjednoczone przez następne generacje34”, nie przypuszczał zapewne, że jego przepowiednia spełni się tak szybko. Nie poruszyłam tutaj kwestii samobójstw zarówno żołnierzy, jak i weteranów. Po części stało się tak dlatego, że jest to temat rzeka. Głównym powodem jest jednak to, że samobójstwa bardzo często mają źródło w zespole stresu pourazowego i jego konsekwencji (jak na przykład bezdomności).
Bibliografia: 1. Bacevich, A.J. The new American militarism: how Americans are seduced by war. Wydanie 2. Nowy Jork: Oxford University Press, 2006. ISBN: 0-19-531198-1 2. Becraft C. Facts About Women in the Mi-
litary [online]. Washington D.C.: Women’s Research and Education Institute, 1990. [dostęp: 20-01-2011]. Dostępny: <http://feminism.eserver.org/workplace/women-in-the-military.txt>
3. Biberica, F., Fletcher, L. For Female Vets,
a New Fight at Home. In: ABC – World News [online]. 2010. [dostęp: 12-12-2011]. Dostępny: <http://abcnews.go.com/WN/ homeless-female-veterans-americas-streets/ story?id=10099653#.Ty695vkpnbw>
4. Buecke, D. Unemployment for Young Vets:
30%, and Rising. In: BusinessWeek [online]. 2011. [dostęp: 12-12-2011]. Dostępny: <http://www.businessweek.com/finance/occupy-wall-street/archives/2011/11/the_vets_ job_crisis_is_worse_than_you_think.html>
5. Bumiller, E. Sex Assault Reports Rise in
Military. In: The New York Times [online]. 2010. [dostęp: 22-01-2011]. Dostępny: <http://www.nytimes.com/2010/03/17/ us/17assault.html>
6.
DoD Financial Management Regulation: Volume 7B, “Glossary”[online]. Washington D.C.: Office of the Under Secretary of Defense (Comptoller), 2011 [dostęp: 12-
01-2011]. Dostępny: <http://comptroller. defense.gov/fmr/07b/07b_glossary.pdf 7. Duell, M. ‚I was in the middle of the viper’s
pit’: Soldier describes gang rape as male-on-male sexual assault in the military increases. In: Daily Mail [online] 2011. [dostęp: 14-01-2012]. Dostępny: <http://www.dailymail.co.uk/news/article-1373270/Male-male-sexual-assault-soldiers-increases-GregJeloudov-reports-gang-rape.html#ixzz1lmS9agLc>
8. Grossman, D.: On killing: the psychological
cost of learning to kill in war and society. Nowy Jork: Little, Brown and Company, 1996. ISBN: 978-0-316-33000-8
9. Jamail, D. Military sexual abuse ‘stag-
gering’. In: Al Jazeera [online]. 2010. [dostęp: 24-12-2011]. Dostępny: <http://www.aljazeera.com/indep th/2010/12/20101223113859171112.html>
10. Perl, L. Veterans and Homelessness [onli-
ne]. Washington D.C.: Congressional Research Service, 2011. [dostęp: 13-12-2011]. Dostęp: <http://www.fas.org/sgp/crs/misc/ RL34024.pdf>
11. Statistics on Women in the Military [onli-
ne]. Washington D.C.: Women In Militar Service For America Memorial Foundation, Inc. 2011 [dostęp: 12-01-2011]. Dostępny: <www.womensmemorial.org/PDFs/StatsonWIM.pdf >
12. Ukman, J. As nation’s jobless rate dips,
veterans’ unemployment rises for second straight month. In: The Washington Post NATIONAL [online] 2011. [dostęp: 20-122011]. Dostępny: <http://www.washingtonpost.com/blogs/checkpoint-washington/ post/as-nations-jobless-rate-dips-veteransunemployment-rises/2011/11/04/gIQAkHD9lM_blog.html,>
34 Dave Grossman, On Killing: the psychological cost of learning to kill in war and society, Nowy Jork 1996.
Wehikuł Czasu nr 18/2014
49
HISTORIA
Exploseum DAG Fabrik BrombergHistoria miejsca i muzeum Kamil Stasiak
Z
początkiem lipca 2011 roku, w Puszczy Bydgoskiej otwarto dla zwiedzających skansen architektury przemysłowej i trasę turystyczną, prezentującą liczne zagadnienia związane z historią miejsca, II wojną światową i wojskowością. Całość oparta jest o kilka budynków strefy produkcji nitrogliceryny, która była niewielką częścią funkcjonującej tam w okresie II wojny światowej DAG Frabrik Bromberg zajmującej się wytwarzaniem środków wybuchowych na rzecz niemieckiej armii. Miejsce to jest wyjątkowe, zarówno ze względu na swoją bogatą historię, jak i na charakter młodego muzeum. Historia Niedługo po tym, gdy znany wynalazca i przedsiębiorca Alfred Nobel opracował metodę produkcji i wykorzystania nitrogliceryny, stworzył on pierwszą fabrykę w okolicach Sztokholmu. W 1865 roku wybitny Szwed zaczął lokować kolejne fabryki, poza swoją ojczyzną. W dwanaście lat później przedsiębiorstwo stało się spółką akcyjną i przyjęło nazwę Dynamit-Actien Gesellschaft vormals Alfred Nobel & Co. Hamburg (DAG). W 1925 roku większość udziałów zostało przejętych przez potężne niemieckie zjednoczenie przemysłu chemicznego - IG Farben. Ten splot wydarzeń spowodował zaprzęgnięcie DAG w służbę machiny wojennej III Rzeszy. Był to również okres największego rozwoju przedsiębiorstwa. Gdy wybuchła II wojna światowa, a po przegranej kampanii wrześniowej, terytorium II Rzeczpospolitej znalazło się pod niemiecką i sowiecką okupacją. Kompleksy przemysłowe DAG zaczęto rozmieszczać również na ziemiach polskich. Już we wrześniu Oberkommando der Wermacht (OKW) rozpoczęło planowanie lokalizacji zakładów. Brano pod uwagę: Gorzów, Poznań i Bydgoszcz. Na podbydgoską puszczę postawiono ze względu na bliskość źródeł wody,
50
rozbudowaną infrastrukturę kolejową i dobre warunki do maskowania budynków1. Niedługo po zajęciu Bydgoszczy rozpoczęto prace miernicze, a w listopadzie podjęto budowę ogrodzenia, które odgraniczyło obszar aż 23km2. Równie imponująca była liczba budynków, która w 1944 roku przekroczyła 1000. Zakład dysponował 600km dróg i 40km linii kolejowych oraz całym szeregiem innych obiektów infrastruktury. Ze względu na znaczną powierzchnię, teren został podzielony na dwa kompleksy: zachodni - Bauleitung I (produkcja nitrocelulozy, prochu bezdymnego i nitrogliceryny) oraz wschodni - Bauleitung II (produkcja trotylu i dinitrobenzenu, oraz elaboracja uzbrojenia m.in. bomb lotniczych i pocisków artyleryjskich). Rozmieszczenie poszczególnych obiektów było bardzo przemyślane. Dzięki umieszczeniu kolejnych etapów produkcji w licznych, niewielkich, oddalonych od siebie i umieszczonych na różnych wysokościach budynkach, minimalizowało ryzyko dużych strat w przypadku wybuchu w jednym z nich. Umożliwiało to również łączenie kolejnych obiektów za pomocą systemu tuneli i nie ustawianie budowli wejściami naprzeciwko siebie. Również same budynki miały konstrukcję dostosowaną do celów dla jakich powstały. Wykorzystywano w nich żelbetonowe słupy, metalowe lub drewniane szkielety, a w niektórych przypadkach ściany wydmuchowe. Zadbano również o minimalizację ryzyka ataku powietrznego. W związku z tym dachy budynków przykryte były warstwą ziemi i obsadzone płytko ukorzeniającą się roślinnością, a drogi i torowisko pomalowane na zielono. W odległości ok 3km od zakładów 1 Istnieje podejrzenie że OKW wybierając Bydgoszcz korzystało z przedwojennych polskich planów zakładających umieszczenie zakładów zbrojeniowych w niemal identycznym miejscu
Wehikuł Czasu nr 18/2014
HISTORIA rozłożono drewniane plansze mające z powietrza przypominać obiekty zakładów produkcyjnych. W DAG Bromberg pracowało ok 30-40tyś robotników, choć tylko ok. 10tyś przy samej produkcji. Miejscowa siła robocza nie starczała, by spełnić to ogromne zapotrzebowanie. Dlatego w niedługim czasie zaczęto wykorzystywać ręce pracowników przymusowych, również z innych krajów, w tym jeńców. Na terenie DAG Bromberg pracowała również młodzież z paramilitarnej organizacji Raichsarbeitdienst (RAD). W połowie 1944 roku skierowano do wytwarzania amunicji oraz prac wyładunkowych przy transportach kolejowych, ponad tysiąc Żydówek z obozu koncentracyjnego Stutthof. Dla wszystkich tych robotników należało zorganizować zakwaterowanie. Zbudowano ok. sto drewnianych baraków, które rozlokowano w obozach przy Maxstrasse (obecna Al.Wojska Polskiego), Glinkerstrasse (Glinki) i Hafenstrasse (Hutniczej). Na terenie samych zakładów znajdował się obóz RAD i obóz karny. Dyrektorem zakładów został chemik Adolf Kampf. Pod jego zarządem w połowie 1942 roku DAG Bromberg rozpoczęło produkcję. Stopniowo rozwijano kolejne elementy kompleksu umożliwiające produkcję różnych rodzajów materiałów wybuchowych. Dzięki temu w 1944 roku zakłady dostarczały 1/3 ładunków wykorzystywanych przez niemieckie wojska na froncie wschodnim. Na terenie fabryki działał ruch oporu - funkcjonujący na tym terenie obwód Związku Walki Zbrojnej (ZWZ), kierowany przez Henryka Szymonowicza ps, „Marek”, pozyskał szereg tajnych dokumentów oraz wykonał plan sytuacyjny zakładów. Podjęto również działania sabotażowe, które obejmowały m.in. przepalenie trzydziestu silników, uszkadzanie lokomotyw oraz zmiany kart informacyjnych w transportach. Największa akcja otrzymała kryptonim „Krem”. Przeprowadzona 23 marca 1944 roku skutkowała wybuchem, w wyniku którego zginęli niemieccy inżynierowie pracujący przy rozbudowie fabryki. DAG Bromberg funkcjonowała niemal do wkroczenia Armii Czerwonej. Mimo wszystko Niemcy zdołali ewakuować całą załogę
Wehikuł Czasu nr 18/2014
oraz znaczną część dokumentacji technicznej (reszta została zniszczona). 24-26 stycznia 1945 roku II Front Białoruski Armii Czerwonej zajął Bydgoszcz wraz z fabryką znajdującą się w Puszczy Bydgoskiej. Mimo że znajdujący się tam sprzęt został zabezpieczony przez polską konspirację, został on wywieziony do Związku Radzieckiego. Później obiekty zostały przekazane polskim władzom. Początkowo część z nich wykorzystywał Korpus Bezpieczeństwa Publicznego. Od lat 50 niektóre budynki użytkowały Zakłady Chemiczne „OrganikaZachem”. Obecnie w okolicy powstaje Bydgoski Park Przemysłowo-Technologiczny (BPPT), jednak znaczna część obiektów pozostaje wciąż opuszczona. Muzeum Restrukturyzacja zakładów chemicznych i rozbudowa BPPT w 2004 roku spowodowała wyburzenia historycznych pozostałości DAG Bromberg. W rok później objęto opieką konserwatora dwie części dawnego kompleksu POL- Betrieb (linia produkcyjna prochu w centrum) i NLG-Betireb (linia produkcyjna nitrogliceryny na południu). W 2007 roku teren NLG-Betrieb został przejęty przez Muzeum Okręgowe im. Leona Wyczółkowskiego w Bydgoszczy. W latach 2008-2011 realizowano projekt przystosowania ośmiu budynków dawnej fabryki do stworzenia skansenu architektury przemysłowej. Projekt architektoniczny zespołu wykonała pracownia Kleczkowski- Architekt, a koncepcję aranżacji ekspozycji - Stage & Design. Wykonaniem zajęła się firma budowlana Kontbud. Exploseum jest oddziałem Muzeum Okręgowego im. Leona Wyczółkowskiego w Bydgoszczy, i jest od niego zależne organizacyjnie. Lokalizacja Exploseum jest uwarunkowana położeniem tej części dawnego kompleksu przemysłowego. Znajduje się ono w Puszczy Bydgoskiej, w sąsiedztwie BPPT. Pozwala to na umiejscowienie ekspozycji w historycznym środowisku i daje perspektywy na rozbudowę obiektu. Jednak znaczna odległość od centrum Bydgoszczy zdecydowanie nie zachęca do odwiedzin. Miejskie Zakłady Komunikacyjne również nie rozpieszczają.
51
HISTORIA Ostatni przystanek znajduje się w znacznej odległości od muzeum, jednak w weekendy istnieje możliwość dojechania z tego miejsca za pomocą autobusu dowożącego chętnych pod obiekt (choć ten problem miał być wkrótce, choćby częściowo rozwiązany). Podobnie jak w przypadku wielu innych znajdujących się na uboczu muzeów zajmujących duże przestrzenie, sporym problemem jest oznakowanie dojazdu. Ostatnia tablica informująca o położeniu skansenu znajduje się kilka kilometrów przed nim. Znak nie precyzuje dokładnego kierunku oraz odległości od Exoplseum. Usytuowanie i charakterystyka architektury wymuszają charakterystyczną formę działalności muzeum. Jest ono otwarte dla zwiedzających od środy do niedzieli. Między środą a piątkiem, by wejść należy zorganizować grupę (co najmniej 10 osób). W weekendy natomiast przychodzi się na jedną z 4 proponowanych godzin wstępu. Za każdym razem płaci się 15 złoty (12zł za bilet ulgowy) lub po 8zł dla grup szkolnych powyżej 20 osób. W obu przypadkach cena zawiera usługi przewodnika, ponieważ obiekt można obejść tylko w jego towarzystwie. Zakłada się, że zwiedzanie będzie trwało ok. dwóch godzin. Trasa zwiedzania obejmuje dziesięć ekspozycji: O Alfredzie Noblu, historii całości przedsiębiorstwa DAG, historii DAG w służbie III Rzeszy (lata 1933-1945), historii DAG Bromberg, o produkcji w DAG Bromberg, o historii broni i II wojny światowej, historii ładunków wybuchowych, o pracy przymusowej w III Rzeszy, o konspiracji na terenie DAG Bromberg i Armii Czerwonej. Poznawczy charakter muzeum można podzielić na dwie części: geneza i historia miejsca oraz historia powszechna w kontekście wojskowości i samej II wojny światowej. Wydaje się że Exploseum jest również predysponowane by w przyszłości przejąć kolejną rolę- muzeum okupacji lat 19391945 w regionie. Obecnie w Bydgoszczy nie istnieje ośrodek realizujący to założenie. Swego rodzaju wzorem może być Kraków, gdzie aż dwa oddziały Muzeum Historycznego Miasta Krakowa (instytucja o podobnym charakterze i roli co Muzeum Okręgowe w Bydgoszczy)
52
realizują tę koncepcję ( muzeum „Fabryka Schindlera” i muzeum „Ulica Pomorska”). W dawnym budynku denitracji kwasów znajduje się ekspozycja poświęcona historii broni i II wojny światowej, która jest bardzo ciekawym rozwiązaniem. Głównym argumentem przemawiającym za umieszczeniem jej właśnie w tym momencie ścieżki (mniej więcej w połowie), były duża kubatura budynku. Jednak spełnia też inną funkcję. Ekspozycja zawiera oryginalne egzemplarze, repliki i makiety uzbrojenia reprezentujące kolejne etapy rozwoju techniki wojskowej, poniżej przy pomocy powiększonych zdjęć oraz środków multimedialnych prezentowane są etapy II wojny światowej. Piętra łączy tablica prezentująca ilość ofiar ważniejszych konfliktów zbrojnych w historii. Ta część ścieżki nie jest przeładowana treścią i prezentuje szerokie zagadnienia za pomocą przestępnych środków. Dzięki temu (zwłaszcza młodsi) odbiorcy mogą „odpocząć” przed dalszym zwiedzaniem. Od dłuższego czasu, coraz większą role w działalności muzeów pełni funkcja edukacyjna. Tu objawia się kolejna zaleta ekspozycji „Historia broni i uzbrojenia”. W chwili obecnej Exploseum przewiduje już możliwości prowadzenia lekcji muzealnych, a oferta edukacyjna jest stale poszerzana. Wystawa znajdująca się w budynku denitracji zdaje się być idealna do przeprowadzenia tego typu przedsięwzięcia. Nabiera to szczególnego znaczenia wobec reformy edukacji, która przewiduje, że licealiści, którzy wybiorą podstawowy kurs historii, będą uczyć się w czterech (wybranych z dziewięciu) blokach tematycznych. Jednym z bloków jakie będą mogli wybrać będzie „Wojna i wojskowość”. Wspomniana wyżej ekspozycja doskonale wpisuje się w ten zakres tematyczny (choć wystawa wydaje się bardziej adekwatna dla młodszych uczniów). Surowe wykończenie wnętrz budynków przez które prowadzi ścieżka kontrastuje z ciekawymi środkami, które służą przekazaniu wiedzy. Ikonografia, środki multimedialne, czy makiety tworzą atrakcyjną narrację dotyczącą historii zakładów. Są jednak wykorzystane w sposób rozsądny. Nie ma zjawiska charakterystycznego dla niektórych współczesnych muzeów, gdzie Wehikuł Czasu nr 18/2014
HISTORIA zwiedzający atakowany jest głosami ze ścian nie tworzącymi spójnej całości, czy multimediami tak skomplikowanym (i awaryjnymi), że część zwiedzających nie jest w stanie ich obsłużyć. Również ilość tekstu dobrana jest w bardzo dobry sposób. Wyczerpują one w wystarczający sposób temat, którego dotyczą, ale nie są ciężkimi do przyswojenia elaboratami, w których między masą szczegółów trzeba wyszukiwać co istotniejszych informacji. Exploseum mimo swojego, krótkiego stażu jest już bardzo ciekawym i kompletnym miejscem. Ma również ogromny potencjał rozwojowy. Założenia muzeum są jednocześnie nowoczesne i przemyślane (co nie zawsze idzie w parze). Wykazuje ono sporą elastyczność. W tamach projektu „Zwiedzanie z plusem” poza tradycyjnym oprowadzaniem, grupą oferowane są dodatkowe atrakcje jak strzelnica ASG, czy pokazy i warsztaty chemiczne. Strefa magazynowa została dostosowana do organizacji gier i imprez integracyjnych. Nie umyka jednak także historyczny aspekt, gdyż inicjatywa „Okruchy przeszłości” dąży do zebrania relacji jak największej ilości żyjących jeszcze pracowników niemieckich zakładów. Te zalety zostały już docenione. Obiekt został uznany „Najlepszym projektem turystycznym w województwie Kujawsko-Pomorskim” i „Muzealnym Wydarzeniem Roku 2011”. Jest również nominowany w kolejnych plebiscytach i konkursach. Exploseum bierze również udział w „Nocy muzeów” i organizuje „Expo niedziele”, które są różnorodnymi spotkaniami pasjonatów architektury przemysłowej i wojskowej. Dzięki temu DAG Bromberg Fabrik jest muzeum łączącym autentyzm miejsca z narracyjnym charakterem, historię z architekturą, wojskowością, fizyką i chemią, a to wszystko w taki sposób, że po zakończeniu zwiedzania nie myśli się „na szczęście to już koniec”.
Wehikuł Czasu nr 18/2014
53
„Wehikuł Czasu” - magazyn Studenckiego Koła Naukowego Historyków UP Zachęcamy wszystkich chętnych do publikowania swoich artykułów, rysunków, czy zdjęć na łamach „Wehikułu Czasu”. Można je przesyłać przez cały rok akademicki na mail-a:
wehikulczasu.up@gmail.com Wymogi redakcyjne: • standardowe ustawienia w Wordzie (marginesy 2,5cm; czcionka Times New Roman 12, interlinia 1,5 cm); • ilość stron: 2-5; • przypisy dolne na końcu każdej strony Przypisy: • przypisy łacińskie zamiast polskich tj. Ibidem zamiast Tamże, op. cit., zamiast dz. cyt. itd.; • na końcu zdania przypis przed kropką; (np.: ...ziemie Bułgarów znad Wołgi2.); • po cytacie: cudzysłów – przypis – kropka; (np.: „...w sobie od jednej do dziesięciu wbitych strzał”3.); • prasa: „nazwa gazety” – data numeru – numer całościowy w roku – strona (np.: Z Serbii, [w]: „Gazeta Lwowska”, 9 X 1885, nr 230, s. 6.); • materiały internetowe – pełen adres strony internetowej oraz data odczytu (np.: A. Nowak, Zeszyty naukowe, [internet:] http://www.knsr.yoyo.pl/info1.html, 25 III 2008.); • publikacje: inicjał imienia autora – nazwisko autora – tytuł kursywą – miejsce i rok wydania – strona (np.: J. Rubacha, Bułgarski sen o Bizancjum. Polityka zagraniczna Bułgarii w latach 1878-1913, Warszawa 2004, s. 98-100.); • prace zbiorowe: autor i tytuł artykułu – nazwa publikacji zbiorowej – strony (np.: A. Potocki, Kościół i wielokulturowość. Z doświadczeń w czasie i przestrzeni, [w:] „Integralnokulturowe badanie kontaktu kulturowego. Wybrane problemy społeczne i prawne”, pod red. J. Królikowska, Warszawa 2009, s. 48- 71.); Cytowanie: • cytaty w cudzysłowiu, a nie kursywą; • nawias okrągły z kropkami (...) przy pomijaniu fragmentu cytatu w środku; • nawias kwadratowy [...] przy uwagach edytorskich lub wyjaśnianiu; (np.: …były one [zeszyty nau kowe] rozpowszechniane);
Każdy artykuł naukowy zostanie sprawdzony przez redakcję oraz redaktora naukowego dr. Huberta Chudzio pod względem merytorycznym i językowym, następnie odesłany do poprawy. Redakcja zastrzega sobie prawo do poprawiania i skracania otrzymanych artykułów!
54
Wehikuł Czasu nr 18/2014