Wehikuł Czasu numer 20

Page 1

Nr 1/2015 (20) Marzec 2015

ISSN 2081- 9439

MAGAZYN STUDENCKIEGO KOŁA NAUKOWEGO HISTORYKÓW UP

Wywiady: Dr Hubert Chudzio Dr Kondrad Meus

Relacje:

Inwentaryzacja grobów, kwater i cmentarzy wojennych w powiatach oświęcimskim i chrzanowskim-2014 International Youth Meeting 2014. Szlakiem 1 Pułku Strzelców Podhalańskich. Warsztaty archiwalne w Pradze.


Inwentaryzacja grobów, kwater i cmentarzy wojennych w powiatach oświęcimskim i chrzanowskim 2014

International Youth Meeting 2014


MAGAZYN STUDENCKIEGO KOŁA NAUKOWEGO HISTORYKÓW UP Nr 1/2015 (20) Marzec 2015 ISSN 2081- 9439

Wehikuł Czasu Magazyn Studenckiego Koła Naukowego Historyków Instytutu Historii Uniwersytetu Pedagogicznego im. Komisji Edukacji Narodowej w Krakowie Wydawca: Instytut Historii UP

Spis treści 4

Tomasz Szygulski Wywiad z doktorem Hubertem Chudzio.

6

Kamil Stasiak Wywiad z doktorem Kondradem Meusem.

10

Patrycja Chełminiak Inwentaryzacja grobów, kwater i cmentarzy wojennych w powiatach oświęcimskim i chrzanowskim–2014.

12

Wiola Dudzik International Youth Meeting 2014.

15

Paulina Kus Szlakiem 1 Pułku Strzelców Podhalańskich.

17

Halina Kumur, Magdalena Woszczek Warsztaty archiwalne w Pradze.

19

Bartosz Wachulec Zapomniane groby wojenne z I wojny światowej w północnej Małopolsce.

23

Michał Liana Nie-boski Gajusz

29

Patrycja Chełminiak Hitler- czy takiego go znaliśmy? Führer we wspomnieniach kamerdynera, adiutanta i pomocnika.

32

Adrian Makuła Junkers Ju-87 podczas Kampanii Wrześniowej

34

Jacenty Miłek Wołyńska Brygada Kawalerii–chwała oręża polskiego.

Redaktor naczelny: Tomasz Szygulski Zastępca redaktora: Kamil Stasiak Współpraca redakcyjna: Patrycja Chełminiak, Wiola Dudzik, Ewelina Janowska, Agnieszka Kluska, Barbara Miziura, Bartosz Wachulec

36

Przemysław Sołga Media pod krytycznym okiem Kościoła. Zarys historyczny.

40

Przemysław Lisowski Ucieczka do lepszego świata–Józef Światło vel Izak Fleischfarb.

Opieka Redakcyjna: dr Hubert Chudzio

42

Bartosz Wachulec Recenzja książki Rafała Podsiadło „Niemieckie fortyfikacje Stellung a2 i ich przełamanie w styczniu 1945 r. na linii Raby, Szreniawy i Pilicy”, Warszawa 2014.

Druk: Drukarnia Cyfrowa - Delta, ul. Władysława Żeleńskiego 29, 31-353 Kraków Nakład: 200 egzemplarzy Adres redakcji: ul. Podchorążych 2, pok 10 E, 30-084 Kraków.

http://www.facebook.com/WehikulCzasuMagazyn

Redakcja

Skład i łamanie: Tomasz Szygulski Korekta: Ewelina Janowska, Agnieszka Kluska, Barbara Miziura e-mail: wehikulczasu.up@gmail.com Redakcja pragnie serdecznie podziękować Pani dr Agnieszce Słaby za pomoc w korekcie naszego czasopisma.

Wehikuł Czasu nr 20/2015

3


WYWIADY

„Wehikuł Czasu” jest już z nami od ponad 10. lat. Wywiad z założycielem pisma drem Hubertem Chudzio Rozmowę przeprowadził Tomasz Szygulski Tomasz Szygulski: Jak wyglądały narodziny „Wehikułu Czasu”- kto był inicjatorem pomysłu, jaka temu przyświecała idea? dr Hubert Chudzio: Kiedy w 2003 roku zostałem przez Radę Instytutu Historii powołany na opiekuna Studenckiego Koła Naukowego Historyków musiałem wypracować strategię działania Koła. Oprócz innych ważnych założeń jak: konferencje, letnie obozy naukowe, międzynarodowe wymiany studenckie, spotkania studentów z wybitnymi naukowcami, czy choćby regularne sprawozdania do czasopisma „Annales” itp., do najistotniejszych, według mojej oceny, należało powołanie pisma studenckiego. Było to ważne, aby członkowie Koła, ale i inni studenci historii mogli w takim czasopiśmie stawiać „pierwsze kroki” naukowe, redagując swoje artykuły historyczne oraz opisując swoje dokonania na polu naukowym i organizacyjnym związanym z własną działalnością. Kolejnym krokiem było nadanie nazwy takiemu czasopismu. W latach kiedy ja studiowałem w Instytucie Historii UP ukazywało się czasopismo studenckie „STUDnIA”. Niestety, o ile pamiętam, pojawiły się chyba tylko dwa numery pisemka i umarło ono śmiercią naturalną. Czyli studenci, którzy redagowali go, zakończyli studia, a następców zabrakło. Jako, że bardzo lubię, a nawet czasami gram i śpiewam utwory „Dżemu”, przyszła mi do głowy nazwa „Wehikuł Czasu” (tytuł jednej z moich ulubionych piosenek). Nazwa pojemna, pasująca do nauki jaką jest historia, a zarazem nazwa z „charakterem”. Tak pod koniec roku pojawiła się idea, a w 2004 roku już pierwszy numer pisma.

sać i co czytać. Potem Klaudynie udało się zredagować jeszcze jeden numer „Wehikułu” i… zakończyła studia. Pojawił się problem, aby nie było jak ze wspomnianą „STUDnIĄ”. Wtedy pałeczkę szefa redakcji przejęła Justyna Laska, która podobnie jak koleżanka wydała dwa numery czasopisma. I znowu pojawił się problem z następcą… W każdym razie z pierwszych czterech redaktorów naczelnych (byli nimi jeszcze Dariusz Jurkowski i Krzysztof Kędziora), każdy wydał po dwa numery „Wehikułu Czasu”. To pokazuje jak trudne jest to zadanie i jak wiele trzeba włożyć pracy aby efekt był dobry. Tutaj dodam, że mimo skromnej szaty graficznej, braku funduszy, w wydawanym czasopiśmie znalazło się wiele dobrych artykułów. W pierwszych numerach „Wehikułu” publikowali choćby dzisiejsi pracownicy Instytutu Historii jak: dr Konrad Meus, dr Adrian Szopa, dr Agnieszka Słaby czy dr Urszula Kicińska (wtedy Sułkowska). Bardzo aktywnie pracowali w redakcji Olga Błyskal (też już p. doktor), Paweł Mazur, Kinga Martyniak, Anna Hejczyk, Michał TaraCzy pamięta Pan Doktor pierwsze osoby związane siewicz. Przepraszam, że nie wymieniam tutaj więcej z redakcją gazety? osób, ale naprawdę jest ich dużo i myślę, że warto by Oczywiście. Na początku musiałem znaleźć redaktora zorganizować jakieś spotkanie, tych którzy tworzyli naczelnego pisma i zachęcić studentów, aby tworzyli przez lata „Wehikuł”. odpowiedni zespół wydawniczy. Na czele stanęła Klaudyna Krawiec. Właśnie ona i kilka innych osób z Koła Z jakimi problemami stykały się pierwsze wydania? doprowadziły do powstania pierwszego numeru. Był on bardzo skromny wizualnie. Egzemplarz „matka” był Te problemy częściowo omówiłem już powyżej. Najwydrukowany na porządnej drukarce w formacie A3, większym było w ogóle utrzymanie czasopisma. Choa następnie kopiowano kolejne egzemplarze na insty- dzi o to, że jak się już zorganizuje świetny zespół, to tutowym „ksero”. No ale studenci mieli już gdzie pi- niestety kończy on studia i jeśli w międzyczasie nie 4

Wehikuł Czasu nr 20/2015


WYWIADY pojawią się następcy to mamy kłopot. Na szczęście przy wydawaniu czasopisma pani dr Agnieszki Słaby, „Wehikuł Czasu” ma już swoją pewną renomę, więc pozwoli podnieść jakość jego tekstów. myślę, że teoretycznie coraz łatwiej będzie przyciągnąć kolejnych studentów do redakcji. Czy w ciągu tych wszystkich wydanych numerów przytrafił się taki artykuł, który mocno Panu DokCzy działalność redakcyjna miała wpływ na przy- torowi zapadł w pamięci? szłe kariery? Nie wyróżniałbym tutaj szczególnie jakichś artykułów. Bezpośrednio oczywiście ciężko to stwierdzić, ale po- Zawsze bardzo lubiłem czytać wywiady z pracowniwyżej wymieniłem czterech obecnych młodych pra- kami Instytutu, w których czasami dowiadywałem się cowników Instytutu, którzy debiutowali na łamach o zupełnie nieznanych mi faktach z życia kolegów oraz „Wehikułu”, byli to także bardzo czynni studenci w ży- o ich bogatych i zaskakujących wręcz zainteresowaciu Koła. Np. dr Urszula Kicińska pobiła chyba rekord niach pozahistorycznych. Kolejnymi ulubionymi artyilości obozów naukowych podczas studiów, bo była kułami były te opisujące wyprawy i podróże naukowe aż na pięciu. Na pewno studenci wpisują sobie w CV studentów, a było ich przecież bardzo dużo. Trzeba padziałalność redakcyjną i publicystyczną w „Wehiku- miętać, że Koło Naukowe, tylko w czasie kiedy jestem le”. Jako przykład podam, że jedna z pań redaktorek jego opiekunem, to kilkanaście obozów naukowych, naczelnych, powiedziała mi kiedyś, że między innymi wymiany studenckie z Litwą, Niemcami, Izraelem, wydzięki prowadzeniu naszego czasopisma udało jej się prawy naukowe do Wielkiej Brytanii, Tanzanii i Ugandostać posadę w Instytucie Pamięci Narodowej. Wyda- dy, Australii itp. Było więc co czytać… wanie „Wehikułu” przeważyło szalę, że trafiła do Biura Edukacji Publicznej IPN, o co dość trudno. Jaka Pańskim zdaniem jest przyszłość dla „Wehi kułu Czasu”? Jak ocenia Pan ewolucję Wehikułu spowodowaną Po pierwsze chciałbym aby to czasopismo się po protworzeniem go przez kolejne roczniki studentów? stu utrzymało. Aby pojawili się nowi chętni do pracy Pewien pomyślny przełom nastąpił po wydaniu ósme- studenci. Przecież ponad 10 lat istnienia „Wehikułu” go numeru. Redaktorem naczelnym czasopisma zosta- , 20 wydanych numerów, kilkudziesięciu autorów ła Magdalena Kliś, bardzo mocno wspomagana przez i kilkaset artykułów do czegoś zobowiązuje. Mam napracę Krzysztofa Śmigielskiego. Podczas jej „szefo- dzieję, że nie tylko studenci, ale i pracownicy naukowi wania” udało się wydać aż 6 kolejnych „Wehikułów”. w jakimś stopniu włączą się w tę ideę, aby jeszcze Zdecydowania poprawiła się też jakość wydania. podnieść jakość czasopisma. Najprościej mówiąc, szaChoćby od „11” numeru mamy kolorową okładkę, co nujący się Instytut powinien mieć swoje czasopismo udało się utrzymać do dziś. Po Madzi, w naturalny spo- dla studentów i u nas tak jest. Bardzo przykro byłoby sób redakcję przejął Krzysztof, którego następca został to stracić. Mam nadzieję, że tak się jednak nie stanie. Tomasz Szygulski. Ten ostatni jak wiadomo znowu „łagodnie” został redaktorem naczelnym i ma na koncie Na koniec chcę pogratulować i podziękować wszystjuż 4 wydania czasopisma. Pomocą Tomaszowi służył kim redaktorom naczelnym „Wehikułu Czasu”, osoKamil Stasiak (jako zastępca). Niestety ten ostatni jest bom wchodzącym w skład redakcji oraz autorom teksjuż na V roku i nie może kontynuować działań w „We- tów, za ponad 10 lat ciężkiej pracy i te już jubileuszowe hikule”. Warto więc do prac w redakcji „namawiać” 20 numerów czasopisma. Dziękuję. jak najmłodszych studentów, aby w naturalny sposób Dziękuje za rozmowę. przejmowali po starszych przysłowiową pałeczkę. Mam nadzieję, że pojawi się jednak następna odpowiedzialna osoba do trudnej aczkolwiek pasjonującej pracy w redakcji. W tym miejscu warto też podkreślić, że pozytywne zmiany w „Wehikule” nie byłyby możliwe bez wsparcia finansowego dziekanów Wydziału Humanistycznego UP, najpierw pana profesora Kazimierza Karolczaka a potem pana profesora Zdzisława Nogi. Mam też nadzieję, że włączenie się obecnie do pomocy Wehikuł Czasu nr 20/2015

5


WYWIADY

„To jest kapitał, który później będzie procentował...” Wywiad z drem Kondradem Meusem Rozmowę przeprowadził Kamil Stasiak Kamil Stasiak: Jak Pan Doktor wspomina pierwszy zespół redakcyjny „Wehikułu Czasu” sprzed 10 lat? dr Kondrad Meus: To już 10 lat? Zgadza się Przede wszystkim należy pamiętać, że opiekunem był Pan Magister Hubert Chudzio, który był spiritus movens tej inicjatywy. Był wówczas o wiele młodszy, jak sam stopień wskazuje, również ten zawodowy, bo wówczas był asystentem. Wśród osób, które był Państwa kolegami i koleżankami, a zaangażowały się na pewno trzeba wymienić Klaudynę Krawiec. Ona wówczas inicjowała i inspirowała działania i była osobą, która motywowała innych do pracy. Moja rola ograniczała się do pisania. Głównym udziałem było dostarczanie tekstów. W takim formacie jak możecie Państwo zobaczyć archiwalne numery, zrobione na ksero. Nie pamiętam ile tych egzemplarzy było, ale bardzo cieszyliśmy się gdy wyszły pierwsze dwa numery, bo właśnie one były robione jeszcze w postaci odbitek. Cieszę się, że wtedy zgodziliśmy się przekazać teksty. Podobnie jak teraz Państwo składacie artykuły, były one konsekwencją naszych zainteresowań, czy niegdyś wygłoszonych referatów. W moim przypadku przygotowywaliśmy pracę dyplomową z pedagogiki. Należało tam przedstawić wybrany produkt historyczny. Pamiętam, że z kolegą Marcinem Przewoźniakiem (dzisiaj pracownikiem Urzędu Wojewódzkiego m.in. od miejsc pamięci narodowej) wpadliśmy na pomysł, że nagramy film i napiszemy teksty. Chodziło o koszary w Wadowicach i miejsca upamiętnienia 12 Pułku Piechoty Ziemi Wadowickiej. Do dzisiaj pamiętam, że biegaliśmy z taką dużą kamerą po mieście i robiliśmy wywiady z ludźmi dotyczące adaptacji koszar. Wówczas byliśmy jeszcze nastolatkami (bo to 19 lat) i mieliśmy dużo chęci. Prawdopodobnie oprócz osoby, która oceniała nas z pedagogiki, chyba już nikt go nie widział. W każdym razie mamy to nagrane jeszcze na kasecie VHS. Najśmieszniejsze jest to, że w jednym miejscu w ogóle nie nagrał się dźwięk, bo źle włączyliśmy mikrofon, więc były i takie absurdalne sytuacje. Później spisaliśmy to, chcieliśmy zrobić z tego artykuł naukowy. Z różnych powodów wyszedł trochę paranaukowy. To były dla nas pierwsze doświadczenie 6

pisarskie i kiedy dowiedzieliśmy się, że powstaje „Wehikuł Czasu” zaoferowaliśmy Klaudynie wysłanie naszego testu. Był on na tyle obszerny, że należało go podzielić, by móc przedstawić go w pierwszych dwóch numerach. Serce rośnie gdy patrzę że „Wehikuł” ewoluował, w niewyobrażalnym kierunku patrząc na to jak wyglądał 10 lat temu. Gdyby mi ktoś wówczas powiedział, że gazeta będzie wydawana w postaci bardzo profesjonalnego czasopisma, ładnego edytorsko, który jest chlubą Instytutu Historii to bym nie uwierzył. Nie wiem czy inni studenci na uczelni mają jeszcze takie pismo? Tylko politolodzy... No właśnie tylko politolodzy. Uwzględniając że na uczelni jest ok 20 tysięcy studentów, a instytutów jest bardzo dużo, to należy uznać to za sukces. Także artykuły ewoluowały. W wielu wypadkach (bo wszystkie je czytam) mają wysoki poziom. Oczywiście należy pamiętać o tym, że czasami trzeba jeszcze popracować. Człowiek uczy się przez całe życie: ja się uczę, profesorowie się uczą, każdy uczy się przez całe życie. Tym bardziej Państwo musicie się uczyć, zdobywać doświadczenie, np. na „Wehikule Czasu”, na takich tekstach o charakterze jeszcze nieco publicystycznym, nie takim ściśle naukowym. Choć trzeba wziąć pod uwagę, że uwzględniacie cały warsztat, w postaci przypisów, czy bibliografii. Potem będzie tylko i wyłącznie lepiej. Gdy skończycie studia, część z Was przeniesie się do czasopism doktoranckich, będziecie mieć pierwsze szlify, pierwsze teksty, pierwsze korekty, pierwsze redakcje, pierwsze uwagi. To powoduje, że Wehikuł Czasu nr 20/2015


WYWIADY nauka nie pójdzie w las. Gorąco zachęcam osoby, które jeszcze nie publikowały, a mają aspiracje do tego, by zechciały z Państwem współpracować. To jest kapitał, który później będzie procentował, czasem w najmniej oczekiwanym momencie. Liczę na to że z upływem czasu ten „Wehikuł” będzie jeszcze bardziej ewoluował. Do tej pory zrobił gigantyczny skok cywilizacyjny, wydawniczy między tym wydanym w 2004 r., a tym co jest dzisiaj. Wśród osób publikujących w pierwszych numerach znajdujemy Pana, dr Agnieszkę Słaby i inne osoby, które związały się z Instytutem. Jaka według Pana Doktora jest rola aktywności studenckiej dla przyszłych działań? Czas studencki to jest czas, który powinien być najlepiej spożytkowany. Nie mówię tego tylko na potrzeby tego artykułu. Zawsze to powtarzam na wstępnych zajęciach, kiedy zachęcam do brania udziału w stażach muzealnych. To jest tak, że 3, lub 5 lat minie bardzo szybko. Gdy się jest na ostatnim roku studiów, to człowiek zastanawia się czy zrobił wszystko, co powinien zrobić by być bardziej atrakcyjnym na rynku pracy. Wtedy żałuje, że np. na trzecim roku nie zaangażował się w jakiś projekt. Studia to jest super czas, bo jeszcze są stypendia, niezobowiązujące dorywcze prace, nie ma się rodziny na utrzymaniu (niektórzy mają, ale w wielu wypadkach jeszcze nie). Nagle okazuje się, że trzeba wejść w inne życie. Nagle człowiek zastanawia się czy ten dyplom wystarczy, by być dzisiaj atrakcyjnym na rynku pracy. Śmiem twierdzić, że czas studiów to jest najlepszy moment żeby zwiększyć swoje portfolio. Dla wielu pracodawców jest ono ważniejsze niż dyplom. Będą oni oceniać czy byliście aktywnymi osobami, jak was oceniali partnerzy np. muzeum, czy dyrektorzy szkół w których robiliście praktyki. W tym momencie opinie mogą zadecydować, że Wy będziecie kandydatem numer 1, a nie ktoś inny. Jeśli złożycie kilkanaście stron CV, razem z innymi dokumentami, które potwierdzają wasze przygotowanie, a ktoś inny złoży dwie, to wasze notowania rosną. Nie należy popadać w skrajności, by w trakcie najlepszego okresu w życiu zaangażować się wyłącznie w starze i praktyki. Mimo wszystko trzeba znaleźć równowagę, złoty środek. Z jednej strony „Miłujmy i żałujmy/(...)/Lecz pobożnie, uczciwie/A co czyste, właściwe” jak pisał Daniel Naborowski, ale znaleźć motywację do pracy dzięki której będziecie atrakcyjniejsi na rynku pracy. Proszę mi uwierzyć, że przyjdzie V rok studiów, wychodzicie z obrony pracy, jest jeszcze okres na świętowanie, ale on po dwóch dniach, czy tygodniu upłynie (zależnie od preferencji). Wehikuł Czasu nr 20/2015

To spowoduje, że rozpocznie się poszukiwanie, czy dorosłe życie. W trakcie studiów należy zrobić wszystko, żeby to nie był nerwowe ruchy, by płynniej wchodzić w okres zawodowej aktywności. Kraków daje możliwości. Państwo jesteście w uprzywilejowanej sytuacji w porównaniu do studentów z Kielc, Rzeszowa, czy innych ośrodków, które prowadzą historię, a nie mają takich możliwości. Jeśli przyjeżdżają do Biblioteki Jagiellońskiej to muszą jechać 4 godziny, żeby skorzystać ze zbiorów, to nam daje do zrozumienia, że 2-3 przystanki stąd mamy świetne instytucję, które są uważane za najlepsze w Polsce np. Muzeum Historyczne Miasta Krakowa. Żal nie skorzystać z tego potencjału jaki daje Kraków. Większość z Państwa jest spoza Krakowa, tak jak ja (to jest nawet powód do chluby), więc nie po to przyjechaliście studiować tu by nie wykorzystywać tego potencjału, które to miasto daje zwłaszcza humanistom. Uważam, że studia to nie może być okres przespany. Są opinie, że nieodpłatny staż to jest niewolnictwo XXI wieku. Niewolnicy nie mieli wyboru, Państwo macie pełny, świadomy wybór. Możecie ich nie robić, albo robić choć w sposób umiarkowany, gdzie nie tracicie wiele czasu wolnego. Proszę pamiętać, że np. Muzeum Historyczne Miasta Krakowa oczekuje od Państwa dyspozycyjności jeden dzień w tygodniu, przez miesiąc, dwa miesiące. Czy to jest dużo? Nie wiem, musicie sami sobie odpowiedzieć. Gorąco zachęcam do aktywności. To nie muszą być muzea, to mogą być biblioteki. Tych instytucji jest dużo, choćby Centrum Dokumentacji Zsyłek, Wypędzeń i Przesiedleń, którym kieruje dr Chudzio. To daje Państwu bardzo bogate doświadczenie, choćby w operowaniu źródłem którym jest oral history, źródło in situ jakim jest relacja wywołana z pamięci. Trzeba się nauczyć współpracy z takim źródłem, z osobami które mają tą wiedzę. Proszę mi uwierzyć, że nie wszyscy to potrafią. Trzeba być bardzo delikatnym, empatycznym. Trzeba wiedzieć jak zadawać pytania, jak je sformułować, żeby ktoś nie poczuł się urażony, żeby nie spalić mostów. Współpraca z Centrum i umiejętności jakie nabywacie dają takie możliwości. Możecie odbywać praktyki w gminach. Jeszcze raz gorąco do tego zachęcam. Sam byłem stażystą przez 4 lata i wcale nie narzekam. Mało tego kiedy dostawałem angaż na Uniwersytecie pojawiła się propozycja, żeby został zatrudniony w tej firmie, w której odbywałem staż i to na bardzo eksponowanym, medialnym stanowisku. Nie chciałem tego robić, ponieważ byłoby to bardzo pracochłonne i trudne stanowisko. Nie zmienia to faktu, że w dniu tzw eventu miałem przyjemność kierować 18- osobowym zespołem. Miałem z tego tytułu profity finansowe, zaczęto 7


WYWIADY dostrzegać moje działanie. Kto by mnie zauważył gdybym kiedyś nie przyszedł i nie powiedział, że chce nosić pudła i pracować jako zwykły kurier, a po trzech latach kierowałem zespołem. To przychodzi z czasem, trzeba mieć dużo samozaparcia, a czasem po prostu się nie zrazić. Pamiętajcie o tym, że na wszystko musicie mieć papierową podkładkę. Oczywiście kompetencje są wasze, ale pracodawcy oczekują mocnego portfolio w postaci udokumentowania waszej praktyki. Raz miałem sytuację, że ktoś przyszedł, odbył staż, potem potrzebował tego na gwałt, bo była szansa, że zostanie zatrudniony. Trzeba było odwracać bieg sprawy sprzed kilu miesięcy. Uważa Pan Doktor, że teraz łatwiej niż 10 lat temu podjąć taką aktywność, a potem związać swoją karierę z historią?

na temat Krakowa co jeszcze nie zostało napisane? Trzeba by się mocno nagimnastykować. Kraków ma silną literaturę przedmiotu, podobnie inne duże miasta. Choć jeśli ktoś jest z Krakowa, to znowu zachęcam do zajęcia się mikrohistorią z perspektywy kamienicy, czy ulicy. Odtworzenie historii jednej kamienicy, czy zakładu który nie ma jeszcze swojej monografii jest ciekawe. Można to nawet sprzedać np. zakładowi przemysłowemu i zaoferować by ktoś opublikował taką pracę. W przypadku historii lokalnej, mniejsze miasta (nawet w Małopolsce) mają deficyt wiedzy historycznej na swój temat. Jest zapotrzebowanie, ludzie chcieliby posłuchać, chcieliby poczytać, ale nikt tego w sposób profesjonalny nie robi. Dlatego zachęcam by Państwo tematy prac licencjackich, czy magisterskich (bo doktorskich to siłą rzeczy), wybierali te tematy lokalne, które nie zostały dotychczas opisane w oparciu o archiwalia. Wtedy jest szansa, że ta praca może znaleźć wydawce w postaci gminy. Zawsze powtarzam, że rok wyborczy jest co 4 lata, wtedy można zachęcać włodarzy miejskich by wydali tego typu pracę. To jest troszeczkę śmieszne, tak nie powinno być, ale wtedy szczodrzej fundowane są tego typu inicjatywy, a Państwu jest to bez różnicy. Druga rzecz jest taka, że dajecie się poznać w lokalnym środowisku. Nie jesteście jedną z wielu osób, tylko „to jest ta osoba, która napisała historię naszej miejscowości w okresie międzywojennym”, albo XIX w. (nota bene najpiękniejszego wieku). Dajecie się rozpoznać w lokalnym środowisku i gdy później jest poszukiwana osoba do pracy w lokalnym centrum kultury, czy lokalnym muzeum prowadzonym przez samorząd to jesteście na uprzywilejowanej pozycji. Burmistrz, dyrektor centrum, gmina ma świadomość, że macie kompetencje, jakąś wiedzę, potraficie pisać, analizować źródła i jest szansa, że was będzie chciał zatrudnić, bo będzie wiedział, że będzie miał dobrego pracownika merytorycznego. To jest kapitał który zyskujecie przy pisaniu licencjatu i magisterium. Tak wybrać temat, żeby nie był tylko na potrzeby chwili, pracy, tylko pomyśleć co można z pracą więcej zrobić. Może się okazać, że nic, że traficie na mur, w postaci ordynarnego burmistrza, który stwierdzi, że jemu kultura jest niepotrzebna. Niestety są również takie osoby w polityce lokalnej, ale liczę na to, że traficie na osoby z potrzebą promowania kultury. Warto zaryzykować, możecie zyskać, a niewiele tracicie.

Musicie pamiętać o tym że 10 lat temu nie było funduszy unijnych. Siłą rzeczy było mniej instytucji, które funkcjonują w oparciu o te fundusze, lub po prostu ich nie było. Wiele z nich powstało po tym okresie np. Fabryka Schindlera, Podziemia Rynku i inne. Polska zrobiła skok cywilizacyjny na wielu płaszczyznach m.in. dziedzictwa kulturowego i historycznego. Wtedy pole manewru było dużo mniejsze. Wówczas nie było też tak jak dzisiaj, że dostajecie Państwo te propozycje odgórnie. Trzeba było je samemu wypracować, wychodzić, wyprosić. Dziś często jest tak, że dostajecie numer telefonu i macie zadzwonić, i się zgłosić. To już jest ułatwienie. Uważam, że warto z takich propozycji korzystać. Tak jak współpracowali Państwo z Muzeum Narodowym, przy Roku Matejkowskim i zgłosiło się 30 osób. To pokazuje, że zainteresowanie jest. Możliwości są większe niż kiedyś, to nie ulega wątpliwości. Mamy dużo przykładów. Nawet Uniwersytet Trzeciego Wieku. Ostatnio wasz kolega był w Wadowiczach z wykładem, gdzie nawet dostał jakieś drobne wynagrodzenie. Nawet w takich płaszczyznach można funkcjonować. Możliwości są coraz szersze. Dawniej nie było trendu na uniwersytety trzeciego wieku, uniwersytety dziecięce. Teraz są takie tendencje, są środki finansowe, więc w tej przestrzeni można się również realizować i angażować się w takie projekty popularyzatorskie, ale również naukowe, bo to często jest wiedza pierwotna, a nie odtworzona. Zawsze będę Państwa zachęcał do tego żebyście wybierali sobie tematy prac, które nie będą odtwórcze, tylko tematy w których trzeba wyciągnąć jakąś pierwotną informację ze źródeł archiwalnych. Dziękuję bardzo za rozmowę Wtedy to ma głęboki sens, również dla Państwa rozwoju. Zachęcam również do tego by zajmować się tematami z mikrohistorii. Co trzeba by było wymyślić 8

Wehikuł Czasu nr 20/2015


RELACJE

Inwentaryzacja grobów, kwater i cmentarzy wojennych w powiatach oświęcimskim i chrzanowskim- 2014

Patrycja Chełminiak

D

nia 1 lipca 2014 roku dwudziestu dwóch ochotników wyruszyło na siódmy już obóz, którego celem jest dokonanie inwentaryzacji grobów wojennych. Projekt ten realizowany jest we współpracy Studenckiego Koła Naukowego Historyków UP z Małopolskim Urzędem Wojewódzkim, zaś inicjatorem i opiekunem: dr Hubert Chudzio. Tym razem prace odbywały się w następujących powiatach: chrzanowskim, oświęcimskim i wielickim. Gminy, jakie miały zostać przez nas zbadane to: Alwernia, Babice, Chrzanów, Libiąż, Trzebinia, Brzeszcze, Kęty, Bielany, Osiek, Oświęcim, Zator, Gdów, Kłaj, Wieliczka. Naszą bazą noclegową było Rajsko, które mieści się ok. 3,5 km od Oświęcimia. Po raz pierwszy uczestnicy byli podzieleni na dwa główne zespoły. Jeden z nich zajmował się wyłącznie grobami i cmentarzami wojennymi. Drugi zespół będący pod nadzorem Katarzyny Odrzywołek zajmował się ankietami otrzymanymi od Małopolskiego Urzędu Wojewódzkiego dotyczącymi ludności żydowskiej. Następnie zostaliśmy przydzieleni do mniejszych grup (dwu lub trzyosobowe), w których wyruszaliśmy do wyznaczonych gmin. Zostaliśmy też poinstruowani o tym, jak ma wyglądać odpowiednia dokumentacja składająca się z: poprawnie wypełnionej ankiety, dokładnej dokumentacji fotograficznej oraz by zebrać tyle informacji na temat danego obiektu na ile jest to możliwe. Moja trzyosobowa grupa otrzymała za zadanie zinwentaryzowanie dwóch obiektów zlokalizowanych w Babicach, a także grobów znajdujących się na cmentarzu parafialnym w Oświęcimiu. Pierwszy dzień w terenie był dość trudny, ze względu na złe warunki atmosferyczne. Deszcz uniemożliwiał momentami wykonanie poprawnej dokumentacji fotograficznej lub dotarcie do obiektów położonych daleko w lesie lub w innych, trudnych do zlokalizowania miejscach. Z tego powodu wielu uczestników po kilku godzinach zdecydowało się przerwać swoje prace z nadzieją, że kolejny dzień będzie o wiele łaskawszy. Na szczęście rozpoczął się okres słoneczny, wręcz upalny, toteż nie było najmniejszych problemów w prowadzeniu inwentaryzacji. Mojej grupie udało się zinwentaryzować oba obiekty znajdujące się w Babicach jak i wszystkie znajdujące się Wehikuł Czasu nr 20/2015

Grób powstańca styczniowego w Kętach

na cmentarzu parafialnym w Oświęcimiu. Wśród nich była np. kwatera wojenna poległych żołnierzy w 1866 roku, podczas wojny austriacko- pruskiej, a dzięki zamieszczonym tabliczkom bez trudu dowiedzieliśmy się, jak się nazywali. Na owym cmentarzu zostało też pochowanych jedenastu żołnierzy polskich poległych w działaniach wojennych we wrześniu w 1939 roku. Natomiast przy wejściu głównym na cmentarz, po prawej stronie znaleźliśmy (również wcześniej znajdującą się w ewidencji) mogiłę zbiorową żołnierzy poległych w I wojnie światowej, wojnie polsko- bolszewickiej i w II wojnie światowej. Na podstawie wcześniejszej ankiety dowiedzieliśmy się, że to miejsce pochówku powstało w 1985 roku, na skutek ekshumacji wielu mogił położonych na terenie cmentarza parafialnego. Trzeba przyznać, że tę kwaterę trzeba bez wahania zaliczyć do zadbanych i dobrze się prezentujących obiektów. Została ona wykonana z granitu i składa się z takich oto elementów: dużej płyty, która została uformowana schodkowo, otoczona kilkoma słupkami złączonymi ze sobą grubym metalowym łańcuchem, dwóch filarów i łuku wieńczącego. Między filarami umieszczono odlanego z brązu polskiego orła, zaś na filarach znajdują się Krzyż Niepodległości i Krzyż Walecznych. Oprócz zidentyfikowanych obiektów mieliśmy również odkrycia. Nie zdarzały się one we wszystkich grupach, toteż każde z nich było prawdziwą radością. Została znaleziona w Kętach mogiła zbiorowa żołnierzy Armii Napoleońskiej zmarłych na skutek chorób i odniesionych ran oraz znaleziona w Kętach 9


RELACJE

Pod tą kapliczką spoczywają żołnierze armii napoleońskiej z 1813 roku

na cmentarzu komunalnym mogiła powstańca styczniowego z 1863 roku Bogdana Zemanka. Kolejne odkrycie miało miejsce także w Bielanach- była to mogiła pojedyncza, w której pochowano Polikarpa Recka, ofiarę terroru hitlerowskiego z 1940 roku. Ekipa zajmująca się wyłącznie obiektami żydowskimi również miała sporo pracy. Podzielona na trzy mniejsze zespoły składała się z następujących osób: grupa I: Ewa Dyngosz i Magdalena Kolarska, grupa II: Natalia Gabryś i Dominika Romanowicz, grupa III (rowerowa): Katarzyna Odrzywołek, Adrian Kasprowski i Zbigniew Razowski. Również i ta grupka mogła pochwalić się swoimi odkryciami. Wśród nich (jak wynika ze szczegółowego raportu Katarzyny Odrzywołek) znajduje się mogiła zbiorowa, która upamiętnia 90 rozstrzelanych Żydów przez Niemców w 1939 roku przy wiadukcie kolejowym w Trzebini. Obiekt ten jest znaleziskiem p. Andrzeja Kostki, który pozwolił studentom skorzystać z zebranych przez siebie materiałów, dzięki czemu mogła powstać solidna dokumentacja dla Małopolskiego Urzędu Wojewódzkiego. Kolejnym odkryciem była mogiła zbiorowa żołnierzy CK armii poległych podczas działań zbrojnych w 1915 roku. Obiekt odnaleziono na cmentarzu żydowskim w Trzebini również dzięki pomocy mieszkańców, a mianowicie p. Andrzeja Kostki i p. Wojciecha Wyziny. Natomiast wśród obiektów będących już w ewidencji na uwagę zasługuje, moim zdaniem, mogiła zbiorowa znajdująca się na cmentarzu żydowskim w Chrzanowie, w której pochowano 37 Żydów. Jak dowiadujemy się z raportu Katarzyny Odrzywołek: ich ciała zostały ekshumowane przez gminę izraelicką za zbiorowej mogiły przy stacji kolejowej w Trzebini w 1939 i z godnością pochowane na cmentarzu żydowskim w Chrzanowie.

10

Najtrudniejsze zadanie miała do wykonania grupa złożona z Natalii Gabryś i Dominiki Romanowicz. Ich zadaniem było dokonanie inwentaryzacji: Obozu KL Auschwitz I, Obozu KL Auschwitz II – Birkenau oraz mogiły zbiorowej ok. 700 ofiar Obozu Auschwitz. Dziewczyny starały się precyzyjnie wykonać swoją pracę, gromadziły fachową literaturę, szukały informacji i pomocy wśród pracowników Państwowego Muzeum Auschwitz- Birkenau. Po wielu dniach intensywnej pracy, stworzyły wspaniałą dokumentację będąca odzwierciedleniem ich trudu i wysiłku. Na obozie cieszyliśmy się licznymi odwiedzinami, jedną z osób był były szef Koła, Krzysztof Śmigielski, który okiem starego weterana oceniał nasze poczynania i jak zwykle roztaczał pozytywną atmosferę. Nie zabrakło też wśród odwiedzających naszych wykładowców. Jedną z nich była dr Joanna Janus, która była zafascynowana miejscowymi krajobrazami i spędziła z nami znaczną część obozowego czasu. Na tradycyjnym obozowym ognisku zaszczycili nas dr Hubert Chudzio i dr Piotr Trojański dzielący się z nami opowieściami o swoich studenckich czasach. Pobyt na obozie minął nam zdecydowanie za szybko. Nim się obejrzeliśmy pakowaliśmy swoje walizki i wracaliśmy do domów z poczuciem wykonanego zadania i wywiązania się ze swoich obowiązków, mając w myślach te wszystkie historie, jakie tym razem nas spotykały w czasie wykonywania naszych prac. Wcześniej każdy z nas rozliczył się ze swoich dokonań przed prezesem Bartoszem Wachulcem. Był to pierwszy obóz, podczas którego uczestnicy zdołali uzupełnić swoje ankiety i oddać całość swojej pracy ostatniego dnia. Efekty naszych działań były zadowalające. Wyjeżdżając, wiedzieliśmy, iż czeka na nas ponad 50 obiektów do znalezienia i zinwentaryzowania. Tymczasem odnaleźliśmy i opisaliśmy 68 obiektów, z czego 12 z nich były to odkrycia. Wehikuł Czasu nr 20/2015


RELACJE

International Youth Meeting 2014 Wiola Dudzik

P

rzeszło 100 lat temu Europą wstrząsnął konflikt na niewyobrażalną wówczas skale. Zamach na arcyksięcia habsburskiego Franciszka Ferdynanda stał się iskrą, która rozpaliła ogień na blisko 5 lat. Nie trzeba wspominać ile ofiar pochłonęła Wielka Wojna ani tego jak bardzo różniła się od wcześniejszych konfliktów. Wszyscy to wiemy. Jednak gdzieś wśród liczb, statystyk i ogromu zniszczenia zgubiły się jednostki ludzkie. Dlatego w okrągłą rocznicę wybuchu I Wojny Światowej to właśnie ludzie, młodzi ludzie z Europy stali się budowniczymi Karty Młodej Europypokojowego manifestu oddającego ich poglądy na temat pokoju na kontynencie i na świecie. Jak doszło do wypracowania tego dokumentu? Ponad rok trwały przygotowania do wielkiego zjazdu młodych ludzi z całej Europy. Brały w nich udział dwa krakowskie Uniwersytety: Pedagogiczny i Jagielloński, a także Małopolski Urząd Wojewódzki i Villa Decjusza. Zbierano pomysły, szukano zainteresowanych. Wszystko bardzo dokładnie i skrupulatnie gdyż zjazd w Wapiennym miał być częścią większego projektu. Galicja podczas I wojny była teatrem niezwykle ważnych działań. To tutaj w maju 1915 roku rozegrała się bitwa Gorlicka, będąca przełomowym wydarzeniem na froncie austriackorosyjskim. Przełamała ona w znacznej mierze rosyjską siłę zaczepną i w efekcie przesunęła front wschodni. Dlatego też na rok 2015 planowane są huczne obchody 100-lecia bitwy Gorlickiej, w których udział brać będą młodzi ludzie z całej Europy. Zjazd w Wapiennem był wstępem do wielkiego projektu. Po całym roku wyczerpujących działań wybiła godzina zero. 1 sierpnia 2014 roku na zaproszenie organizatorów przybyli młodzi ludzie z Czech, Niemiec, Węgier, Rosji, Rumunii, Serbii, Słowacji, Ukrainy. Razem z polskimi gospodarzami do Wapiennego zjechała prawie setka uczestników. Polska ekipa w ośrodku zakwaterowała się już dzień wcześniej aby dopiąć wszystko na ostatni guzik. Pierwszego dnia zlotu, w piątek od samego rana oczekiwaliśmy gości, którzy dzień wcześniej zjechali do Krakowa. Do Wapiennego przybyli oni w porannych godzinach. Po rozpakowaniu walizek i obiedzie przyszedł czas na oficjalne powitanie. Zaszczycił nas swoja obecnością wojewoda Małopolski Pan Jerzy Miller, który w swoim Wehikuł Czasu nr 20/2015

wystąpieniu wyłuszczył główne założenie projektu: koncepcje Karty Młodej Europy. Następnie powitała nas Pani Danuta Glondys- dyrektor Stowarzyszenia Willa Decjusza. Po oficjalnej części przyszedł czas na pierwsze wykłady. Profesor Zdzisław Mach z Uniwersytetu Jagiellońskiego zapoznał uczestników z zagadnieniem „trudnego dziedzictwa i współczesnej tożsamości”. Wykład ten okazał się niezwykle ważny w świetle naszej przyszłej pracy nad Kartą Młodej Europy, pozwolił zrozumieć uczestnikom czym jest tożsamość narodowa i dziedzictwo kulturowe co było niezbędne zważywszy na to, jak wiele krajów i kultur reprezentowaliśmy na zlocie. Pierwszy dzień obfitował w wiele wrażeń i jeżeli ktoś myślał, że znajdzie się czas na odpoczynek to się pomylił. Bez zwłoki zabraliśmy się do uczestnictwa w pierwszych warsztatach („Krajobraz-laboratorium pamięci”, Pani dr Łucja Piekarska-Duraj), gdzie zostaliśmy podzieleni na grupy. Mieliśmy okazję się poznać gdyż pracowaliśmy w zespołach wielonarodowościowych. Po przełamaniu językowych lodów wypracowaliśmy plakaty, które potem zostały zaprezentowane przed wszystkimi. Po kolacji wróciliśmy do spraw organizacyjnych: wszystkim uczestnikom została przedstawiona koncepcja zjazdu, podzielono nas na główne grupy robocze, którym przewodniczyli polscy koordynatorzy: Grupa A–Pamięć: Ewelina Malik, Aleksandra Kalisz Grupa B–Tożsamość: Alicja Śmigielska Grupa C–Pojednanie: Agata Mazurkiewicz Grupa D–Wyzwania: Katarzyna Odrzywołek, Wojciech Kaczor Grupa E–Patriotyzm: Mariusz Solarz, Jarosław Dziubdziński Grupa F–Naród: Beata Golińska, Bartosz Wachulec Grupa G–Integracja: Maciej Stępka W tych zespołach mieliśmy się spotykać przez kolejne dni i wypracowywać punkty Karty Młodej Europy w ramach motywu przewodniego każdej grupy. Nasze żądania, wyobrażenia czy przekonania ujęte w formie artykułów prawnych potem zostały zebrane w jedną całość, która była głównym celem całego zjazdu. Kolejnego dnia, w sobotę 2 sierpnia uczestniczyliśmy w dwóch wykładach: Dr Hubert Chudzio z Uniwersytetu Pedagogicznego wprowadził nas do tematyki I-wojny 11


RELACJE

Uczestnicy Międzynarodowego Zlotu Młodzieży w Wapiennem

światowej, a Jarosław Dziubdziński z Uniwersytetu Jagiellońskiego ukazał tło Wielkiej Wojny–dlaczego doszło do niej akurat w 1914 roku, dlaczego istniało powszechne przekonanie o wojnie obronnej i wreszcie jak bardzo złożone były stosunki międzynarodowe i społeczne. Jeszcze przed obiadem odbyliśmy pierwsze warsztaty nad Kartą Młodej Europy. Następnie wyruszyliśmy do Gorlic gdzie odwiedziliśmy muzeum PTTK i Pawilon Historyczny. Wieczorem na uczestników czekały dwa warsztaty: rozrywki na froncie oraz kulinaria podczas wojny. Świetną zabawę zakończyło ognisko przy którym śpiewaliśmy pieśni patriotyczne. Trzeciego dnia zjazdu poruszaliśmy tematykę mniejszości żydowskiej w Polsce (dr Piotr Trojański). Dodatkowo mieliśmy okazję zobaczyć wystawę dotyczącą mniejszości narodowych. Dopełnieniem tego „etnicznego dnia” były wycieczki do okolicznych miejsc kultu różnych wyznań: do zabytkowych kościołów w Sękowej i Binarowej oraz do cerkwi w Owczarach. Tak jak każdego dnia do późnych godzin wieczornych pracowaliśmy nad Kartą Młodej Europy. Poranek dnia czwartego zaczęliśmy wycieczką do Bobowej. Tam zetknęliśmy się z kulturą żydowską zwiedzając synagogę oraz kirkut. Nie można było jednak zapomnieć o Łemkach zamieszkujących tamtejsze tereny. Dlatego też jeszcze tego samego dnia udaliśmy się do Jeżowej, gdzie wysłuchaliśmy wykładu o tożsamości tej mniejszości ( dr hab. Olena Duć-Fajfer). Dopełniemiem teoretyczych wprowadzęń był przygotowany przez Łemów, praktyczny pokaz swojej kultury–poczęstunek regionalnymi potrawami, warsztaty rękodzieła oraz występ zespołu muzycznego. Wtorek był „dniem cmentarzy”. Wiadomo, że okolice Gorlic są bogate w obiekty z I wojny światowej dlatego też nie można było ominąć tak ważnego 12

zagadnienia w projekcie. Zanim wyruszyliśmy w teren Pani Agnieszka Partridge wprowadziła nas w tematykę pierwszo wojennych cmentarzy. Następnie odwiedziliśmy kilka okolicznych cmentarzy. Chyba najciekawszym okazał się ten w Łużnej (nr 123). Ulokowany jest on na wzgórzu Pustki. Podczas Operacji Gorlickiej Rosjanie okopali się na wzgórzu, ale wojska austro–węgierskie ostatecznie zdobyły punkt oporu okupując to ogromnymi stratami. Dlatego też obiekt Łużna-Pustki jest największy w Galicji zachodniej. Dzień zakończył się miłym festynem gminnym, na który dostaliśmy zaproszenie. Poprzedniego dnia w swoich grupach roboczych dopieszczaliśmy własne tezy do Karty Młodej Europy gdyż środa miała być dniem poświęconym właśnie jej. Przed obiadem odbyła się debata oksfordzka (teza: „W globalizującym się świecie patriotyzm nie jest potrzebny”). Następnie zaprezentowaliśmy to nad czym pracowaliśmy ciężko codziennie od rozpoczęcia zjazdu. Każda z grup przedstawiła własne tezy i żądania, które złączone razem stworzyły coś na kształt uchwały. W naszym projekcie znalazła się nawet preambuła! Z racji, że każdy z nas miał dużo pomysłów i naprawdę gorąco debatowaliśmy nad ostatecznym kształtem Karty, dopiero późnym wieczorem spakowaliśmy się i odjechaliśmy do Krakowa. Ostatnie trzy dni spędziliśmy w Krakowie. Rano na zaproszenie Wojewody stawiliśmy się w urzędzie wojewódzkim gdzie odbyła się debata „Jak w dzisiejszych czasach nie dopuścić do sytuacji, która miała miejsce w przededniu I wojny światowej i zapobiegać konfliktom?”. Po południu odwiedziliśmy obóz koncentracyjny Auschwitz- Birkenau. Dla wielu naszych zagranicznych przyjaciół było to traumatyczne przeżycie i nie wracaliśmy już do Krakowa tak roześmiani jak w drodze do Oświęcimia. Wehikuł Czasu nr 20/2015


RELACJE W piątek podzielono nas na dwie grupy. Jedna uczestniczyła w grze dydaktycznej na zamku w Przegorzałach, a druga gościła na warsztatach „Jednostka wobec wojny” w forcie Skotniki. Ponownie spotkaliśmy się razem w Wieliczce na zwiedzaniu kopalni soli. Wieczorem udaliśmy się obejrzeć Fabrykę Schindlera, a dzień zakończyliśmy zwiedzaniem klimatycznego Kazimierza. Przedostatni dzień był bardzo obfity w wydarzenia. Najpierw zwiedziliśmy całe Stare Miasto (co mieliśmy znacząco utrudnione przez odbywający się właśnie Tour de Pologne!). Kiedy okrężnymi drogami udało się nam w jakiś sposób dotrzeć na Wawel (dużo ulic było po prostu zamkniętych) obejrzeliśmy dziedziniec, wnętrze zamku i katedrę. Tak naprawdę był to ostatni już punkt do zwiedzania. Każdy z nas po obiedzie udał się do swoich pokoi w „Krakowiaku” aby przygotować się na uroczystą galę pożegnalną. Na korytarzach można było zobaczyć dziewczęta szukające żelazek, chłopaków bezradnie próbujących znaleźć kogoś kto umie wiązać krawat i inne śmieszne obrazki. Ale efekt końcowy tych przygotowań był olśniewający! Setka pięknych, młodych i eleganckich ludzi udała się do Willi Decjusza by spędzić ostatnie chwile razem na uroczystym bankiecie. Po oficjalnych powitaniach każdy z nas otrzymał certyfikaty uczestnictwa oraz drobne pamiątki wręczane przez Pana Wojewodę Jerzego Millera,

Wehikuł Czasu nr 20/2015

Panią Danutę Glondys oraz przedstawicieli UJ i UP. Wszyscy wysłuchaliśmy koncertu wykonanego przez Mariusza Solarza i Magdalenę Niedbałe (wokaliści) przy akompaniamencie Dawida Makosza (fortepian). Do późnych godzin wieczornych rozmawialiśmy, śmialiśmy się wspólnie i cieszyliśmy się z ostatnich chwil razem. Pan fotograf, który towarzyszył nam przez te wszystkie dni (i wykonał kawał świetnej roboty!) zrobił ostatnie zdjęcie–family photo wszystkich uczestników i organizatorów. Niestety wszystko co dobre szybko się kończy. Trzeba było w końcu wrócić do akademika na ostatni nocleg. Część z nas już na tym etapie się pożegnała. Inni spędzili jeszcze noc w Polsce i do swoich rodzinnych stron wrócili dopiero w niedzielę. Pożegnanie było naprawdę trudne, gdyż przez ten czas zdążyliśmy zawrzeć nowe przyjaźnie z gośćmi zza granicy. Na szczęście żyjemy w dobie portali społecznościowych dlatego do dziś kontaktujemy się z naszymi przyjaciółmi, a co najważniejsze pamiętamy, że Wapienne i Kraków było pierwszym etapem wielkiego projektu. Mamy nadzieje spotkać się ponownie w przyszłym roku!

13


RELACJE

Szlakiem 1 Pułku Strzelców Podhalańskich Paulina Kus

W

yprawa w Beskid Wyspowy trwała od 17 do 19 października 2014 roku. Została zrealizowana z inicjatywy Sekcji Turystyki HistorycznejStudenckiego Koła Naukowego Historyków UP przy wsparciu Instytutu Historii. Jej głównym celem był rajd nowo otwartym szlakiem 1 Pułku Strzelców Podhalańskich AK im. kpt. Juliana Krzewickiego „ Filipa”, a także zdobycie szczytu Mogielicy. W wyjeździe uczestniczyło 8 osób. W pierwszy dzień czekał nas wyjazd i dotarcie do domu agroturystycznego. Podróż rozpoczęliśmy około godziny 14:00. Najpierw dotarliśmy do Limanowej, a następnie pojechaliśmy busem do Słopnic, gdzie mieliśmy spędzić najbliższe dwa dni. Pogoda nie zapowiadała nam najlepszej wyprawy, ponieważ ciągle padał deszcz. Po rozpakowaniu swoich bagaży i zjedzeniu kolacji poszliśmy spać. Drugi dzień, najbardziej aktywny, rozpoczęliśmy śniadaniem, a następnie o godzinie 9:00 opuściliśmy ośrodek wraz z dwoma przedstawicielami Stowarzyszenia Rekonstrukcji Historycznych 1 Pułku Strzelców Podhalańskich, którzy zechcieli oprowadzić nas po szlaku. Ze względu na niedopisującą pogodę, postanowiliśmy nie pokonywać całej trasy- 21 km, lecz jej część- 14 km, dodatkowo zdobywając najwyższy szczyt Beskidu Wyspowego - Mogielice.

Nazwa szlaku nawiązuje do działalności jednostki wojskowej 1 Pułk Strzelców Podhalańskich AK w czasie II Wojny Światowej. W jej skład wchodziły cztery Obwody, tworząc bataliony: I- nowosądecki, IIlimanowski, III- gorlicki, IV- nowotarski. Ścieżka nosi imię ostatniego komendanta Obwodu AK Limanowa, kpt. Juliana Krzewiskiego „Filipa”, a jej uroczyste otwarcie miało miejsce 20-21 września 2014 roku. Miejscem początkowym trasy jest budynek Zespołu Szkoły Podstawowej i Przedszkola im. Jana Pawła II w Słopnicach, natomiast punktem końcowym leśniczówka Jan Lisowskiego na osiedlu Podmogielica. Cała ścieżka historyczna biegnie między masywami Cichonia (929 m. n. p. m.), Dzielca (753 m. n. p. m.) i Mogielica (1171 m. n. p. m.). Trasa przebiega częściowo wzdłuż szlaków turystycznych PTTK. W sumie znajduję się na niej 12 punktów, każdy z nich jest oznaczony tablicą informacyjną, która zawiera nie tylko opis historyczny, mapy ale także fotografie, do których udało się nam dotrzeć. Oprócz tego są obeliski z pamiątkowymi tablicami upamiętniające konkretne osoby lub wydarzenia z 1944 roku. Trasa oznaczona jest symbolami biało–czerwonych kwadratów, oraz Polską Walczącą, dodatkowo na rozwidleniach dróg umieszczone są tabliczki kierunkowe wskazujące lokalizację poszczególnych punktów na trasie.

Uczestnicy rajdu na Mogielicy - najwyższym szczycie Beskidu Wyspowego

14

Wehikuł Czasu nr 20/2015


RELACJE rozpoczęliśmy pakowanie. Następnego dnia czekał nas powrót do Krakowa. Wyjazd do Słopnic był dla nas okazją do lepszego poznania fragmentów historii II Wojny Światowej na pograniczu Beskidu Wyspowego i Gorców. Nie jest ona wszystkim dobrze znana, a przecież tak warta upamiętnienia. Nie zniechęciła nas brzydka pogoda i zimno, a przeciwnie sprawiła, że mieliśmy większą satysfakcję z pokonanej trasy. Dzięki członkom grupy rekonstrukcyjnej ubranym w mundury, mogliśmy jeszcze bardziej wczuć się w ten klimat i uruchomić naszą wyobraźnię, za co serdecznie im dziękujemy.

Chata w której przetrzymywano konfidentów

Nasza grupa swoją podróż rozpoczęła od punktu końcowego według mapy - leśniczówki Jana Lisowskiego. Poruszaliśmy się głównie ścieżkami leśnymi i polanami, omijając całą trasę asfaltową. To, co udało nam się zobaczyć to m.in.: polana służąca za zrzutowisko „ Sójka 401” znajdująca się u podnóża Dzielca. Dowiedzieliśmy się ciekawych rzeczy o miejscach funkcjonujących jako meliny sprzętu zrzutowego na przykładzie gospodarstwa Dawców. Widzieliśmy piwniczkę na Magorzycy, która w 1944 roku służyła, jako tymczasowy areszt dla konfidentów oraz funkcjonariuszy kriminalpolizei. Przy leśniczówce Andrzeja Florka poznaliśmy historie cichociemnych, a pod krzyżem partyzanckim zapaliliśmy znicz ku czci poległych za ojczyznę. Mijaliśmy również miejsce katastrofy niemieckiego samolotu Heinkel He–111 w korycie potoku Bystroń. Trasa momentami dawała się nam we znaki szczególnie w miejscach pokonywanych pod górę–ciągle padający deszcz nie ułatwiał zadania czyniąc trasę dodatkowo śliską. Po zdobyciu Mogielicy i wejściu się na wieże widokową mieliśmy chwilkę przerwy na złapanie oddechu, a także pamiątkowe zdjęcia. Nie udało się nam jednak zobaczyć pięknych widoków ze szczytu- uniemożliwiła to utrzymująca się gęsta mgła. Dalej czekało nas już tylko schodzenie w dół szlaku i stopniowe zbliżanie się do końca naszej podróży. Nie było to jednak proste- strome zejścia, do tego bardzo śliskie, nie dały się łatwo pokonać. Do ośrodka wróciliśmy późnymi godzinami popołudniowymi, zmęczeni i przemoczeni, ale szczęśliwi i pełni satysfakcji z pokonanej trasy. Po wypiciu ciepłej herbaty, pożegnaliśmy naszych przewodników, a sami po dłuższym odpoczynku i zjedzeniu kolacji Wehikuł Czasu nr 20/2015

Z rekonstruktorami I Pułku Strzelców Podhalańskich

15


RELACJE

Warsztaty archiwalne w Pradze Halina Kumur Magdalena Woszczek

S

tudenci historii specjalność archiwistyczna oraz infobrokerstwa, zarządzania dokumentacją i archiwistyki Instytutu Historii w dniach od 9-11 grudnia 2014 roku w godzinach porannych udali się autokarem do Pragi. Ich celem było poznanie struktur i funkcjonowania praskich archiwów. Około godziny 16.00 dotarli do wyznaczonego miejsca noclegowego. Po szybkim zameldowaniu i rozpakowaniu bagaży, uczestnicy udali się podziwiać uroki stolicy Czech. Mogli zobaczyć Stare Miasto, przejść słynnym mostem Karola, czy udać się na Hradczany, by z góry podziwiać piękną panoramę miasta. O godzinie 20.00 odbyło się spotkanie z praskimi studentami, gdzie mieli możliwość wymienienia się swoją wiedzą i zapytać o trapiące ich kwestie. W drugim dniu w godzinach rannych studenci udali się do Archiwum Miasta Pragi, gdzie gospodarzami były Panie: dr Olga Fejtová oraz dr Kateřina Jíšová. Na samym początku wszyscy mieli okazję posłuchać wykładu doc. Ivany Ebelowej na temat kształcenia archiwistów w Czechach. Pani Docent przedstawiła pokrótce także historię powstawania Katedry Nauk Pomocniczych Historii na Uniwersytecie Karola w Pradze. Uczestnicy poznali również historię przemian i rozwoju NPH w poszczególnych latach. Doc. Ebelowa swój wykład urozmaiciła prezentacją, gdzie w ciekawy sposób przedstawiła wszystkie omawiane zagadnienia. Studenci mieli również możliwość porównania programu studiów archiwistycznych, na przestrzeni kilkudziesięciu lat oraz dowiedzieć się gdzie, poza Pragą, kształci się archiwistów. Na zakończenie wszyscy mogli podziwiać kilka najcenniejszych zbiorów przechowywanych w archiwum, m.in.: rękopisy z XIV i XVI wieku. Po zakończeniu wykładu studenci udali się na zwiedzanie pomieszczeń archiwum. Pierwszym celem zwiedzania były magazyny archiwalne, które zajmują 46 km bieżących akt. Znaleźć tam można bogatą kolekcję rękopisów, manuskryptów, 16

dokumentów ikonograficznych, map, ale nie tylko. Archiwum posiada także dokumenty dotyczące sądownictwa, szkolnictwa, uniwersytetów, korporacji. Znajduje się tam również XVIII-nastowieczna kolekcje gazet, 150 tys. woluminów zawierających informacje m. im na temat życia codziennego Pragi. Następnym etapem były pracownie konserwatorskie, gdzie studenci zobaczyli jak wygląda praca konserwatora. Kolejnym miejscem zwiedzania było Archiwum Narodowe. Wycieczka rozpoczęła się od pracowni naukowej. Tam usłyszeliśmy historię tegoż archiwum. Uczestnicy dowiedzieli się, iż od 1950 roku przyjmowana jest dokumentacja z Ministerstwa Spraw Wewnętrznych. Przejęte zostało również Archiwum Ziemi Praskiej oraz inne archiwa dotyczące władz i instytucji. Razem tworzy to ok. 120 km akt. W pracowni naukowej znaleźć można dobrze opracowane inwentarze, opatrzone przedmową, w której zawarte są informacje dotyczące aktowórcy. Do ciekawych rzeczy należy również fakt, iż archiwum nie posiada metryk kościelnych (zdeponowane są w archiwum wojewódzkim). Przechowywane są jedynie metryki żydowskie należące do Organizacji Żydowskiej. W drugiej kolejności studenci przeszli do biblioteki, której początki sięgają 1954 roku. Z opowieści przewodnika uczestnicy mogli się dowiedzieć, że powstała ona na skutek połączenia bibliotek Archiwum Krajów Czeskich oraz Ministerstwa Spraw Wewnętrznych. W następnych latach dołączony został księgozbiór biblioteki leśniczorolniczej. Biblioteka zawiera 6 zespołów podręcznych księgozbiorów oraz 33 pozostałych zespołów. Posiada zbiór czeskich i zagranicznych periodyków. Znajduje się tam Biblioteka Rycerzy Maltańskich oraz księgozbiór zawierający informację o tym zakonie – właścicielem są nadal Joannici. Najstarsze zapisy pochodzą z 2 pół. XIII wieku.

Wehikuł Czasu nr 20/2015


RELACJE

Uczestnicy warsztatów archiwalnych

Potem studenci udali do działu konserwacji. O konserwacji archiwaliów opowiedział nam Pan Dusza Novacek. Na początku przedstawił on opis produkcji papieru. Uczestnicy dowiedzieli się, iż niektóre procesy restauracji są wykonywane na bazie wody. Formą, która najbardziej może zniszczyć dokument jest rozszczepienie papieru. Pan Novacek bardzo szczegółowo opisał działania konserwacyjne. Zwrócił uwagę, iż do konserwacji używa się też środków chemicznych. Podkreślił również fakt, iż przed przystąpieniem do restauracji dokumentu trzeba wykonać testy pH i na rozpuszczalność dokumentu. W późniejszym etapie podejmuje się decyzję, w jaki sposób zostanie wykonana konserwacja. Ostatniego dnia studenci wyruszyli do Archiwum Uniwersytetu Karola, gdzie warsztaty poprowadził pracownik archiwum, dr Marek Durczański. Po przejściu do czytelni studenci usłyszeli historię Uniwersytetu w zarysie. Pan Doktor pokazał archiwalne pomoce naukowe w postaci przewodników. Zwrócił szczególną uwagę na najstarszy dokument fundacyjny wydany przez Karola. Studenci dowiedzieli się, iż Liber Decanorum to najstarsza księga dziekanów wydziału artystycznego. W 1832 roku dokonano jej edycji. Uczniowie zostali także poinformowani o zbiorach zawierających księgi urzędowe, zarządzenia, obwieszczenia. Z opowieści Pana Durczańskiego można wywnioskować iż najstarsze dyplomy pochodzą z XVIII /XIX wieku i są one uwierzytelnione pieczęcią wydziału. Do ciekawostek można zaliczyć fakt, iż w zbiorach znajduje się dyplom Czecha, który studiował na Uniwersytecie Jagiellońskim w XIX wieku na wydziale prawa. Kolejną pozycją, na którą zwrócono uwagę Wehikuł Czasu nr 20/2015

jest katalog słuchaczy. Jest on ręcznie wypełniany przez studentów, z danymi biograficznymi oraz listą wykładów, na jakie uczęszczał dany słuchacz. Obejmują one lata od 1938 roku do 1990. W dalszej części wykładu studenci dowiedzieli się, że archiwum posiada bogaty zbiór medali okolicznościowych (np.: wybity z okazji 10 rocznicy odzyskania niepodległości Czechosłowacji z 1928 roku, medal z okazji dnia studentów 17 listopada). Z kolei podczas zwiedzania magazynów archiwalnych uczestnicy warsztatów mieli okazję zobaczyć ciekawą spuściznę Franza Kafki – doktora prawa – oraz jego własnoręczny wpis. Po zakończeniu zwiedzania magazynów studenci mieli okazję zobaczyć wystawę, która była poświęcona manifestacji studenckiej z dnia 17 listopada 1989 roku, zorganizowana na praskim Placu Wacława. Dziś 17 listopada to święto zarówno w Czechach, jak i na Słowacji. Studenci przed wyjazdem z Pragi mieli jeszcze czas wolny na ostatnie zakupy i zwiedzanie miasta. Następnie spod hotelu, autokarem udali się w drogę powrotną do Krakowa.

17


HISTORIA

Zapomniane groby wojenne z I wojny światowej w północnej Małopolsce Bartosz Wachulec

T

ematemartykułusąpochówkiżołnierskiez okresu Wielkiej Wojny znajdujące się w północnej części województwa małopolskiego. Idąc za tym terminem autor ma zamiar skupić się na mogiłach znajdujących się w powiecie proszowickim, miechowskim, olkuskim i chrzanowskim, oraz północnej części powiatu krakowskiego1. Treść niniejszej pracy w znacznym stopniu jest oparta na pracach wykonanych w ramach projektu Inwentaryzacji Grobów, Kwater i Cmentarzy Wojennych w Małopolsce, prowadzonego przez Studenckie Koło Naukowe Historyków Uniwersytetu Pedagogicznego w Krakowie oraz Małopolski Urząd Wojewódzki2. Omówione w artykule obiekty można podzielić wedle ich specyfiki na trzy kategorie: obiekty należące do XI Okręgu Grobów Wojennych z siedzibą w Krakowie3, obiekty znajdujące się na terenach Królestwa Polskiego, administrowanych przez Austro – Węgry oraz obiekty znajdujące się na terenie powiatu chrzanowskiego. Wszystkie te terytoria znajdowały się pod kuratelą znajdującego się w Wiedniu 9 Wydziału Grobów Wojennych działającego przy Ministerstwie Wojny, który zajmował się prowadzeniem ewidencji poległych, finansowaniem prac ekshumacyjnych czy też zakładaniem i projektowaniem cmentarzy wojennych. Obiektów należących do XI Okręgu Grobów Wojennych na wyżej wymienionym obszarze jest niewiele gdyż zaledwie sześć. Znajdują się one na terenach graniczących niegdyś z Królestwem Polskim wsi: Kocmyrzów, Prusy, Karniów oraz Czulice, zaś spoczywający w nich żołnierze w większości polegli podczas bitwy pod Krakowem, która miała miejsce w dniach 16 – 25 listopada 1914 roku4. Projektantem 1. Wedle współczesnego podziału administracyjnego. 2. Projekt Inwentaryzacji grobów, kwater i cmentarzy wojennych w Małopolsce został zapoczątkowany w roku 2008. Dotychczas studentom Historii Uniwersytetu Pedagogicznego w Krakowie udało się zinwentaryzować powiaty: gorlicki, nowosądecki, krakowski, myślenicki, brzeski, proszowicki, olkuski, chrzanowski i oświęcimski. 3. Cała Galicja Zachodnia została przez służby grobownicze podzielona na XI tzw. Okręgów. Każdy okręg posiadał własną kadrę dowódczą, która podlegała władzom w Krakowie. 4. R. Frodyma, Galicyjskie cmentarze wojenne. Przewodnik, T. III, Pruszków 1998, s. 155, Wyjątkiem jest cmentarz nr 391 w Kocmyrzowie, gdzie spoczywają także żołnierze zmarli w latach 1915 i 1916, zob: J.J.P. Drogomir, Polegli w Galicji Zachodniej

18

wymienionych grobów był austriacki architekt Hans Mayr, który nim trafił do XI okręgu, wcześniej pracował w III Okręgu, którego siedziba znajdowała się w Gorlicach. Poległym spoczywającym w XI Okręgu starano się zawsze wystawić trwały pomnik, który przez następne lata miał być miejscem pamięci o ofiarach Wielkiej Wojny, bez względu na ilość mających w nim spoczywać żołnierzy. Przykładem mogą być obiekty nr 399 i 400 w miejscowości Prusy, które są o tyle interesujące, że spoczywa w nich tylko jeden, nieznany żołnierz5. W Kocmyrzowie pierwotnie znajdowały się dwa cmentarze wojenne o numerach 391 i 392. W okresie międzywojennym, władze polskie zdecydowały się na likwidację cmentarza 392 i ekshumowanie spoczywających w nim żołnierzy na cmentarz nr 388 w Krakowie – Rakowicach. Pozostałością po tym obiekcie jest duży krzyż z grobu oficerskiego, który z niewiadomych przyczyn został przeniesiony na cmentarz nr 391. Sam cmentarz nr 391 niemal w pełni zachował swoją pierwotną formę, gdyż murowane ogrodzenie i kilkumetrowy drewniany krzyż stojący pośrodku nie zostały naruszone. Gorzej z żeliwnymi krzyżami, które wielokrotnie były rozkradane a cokoły nagrobków przewracane. Cmentarze XI Okręgu mimo iż nie nalezą do najpopularniejszych obiektów na terenie Galicji Zachodniej, jednak wciąż mogą budzić podziw swoim wyglądem i symboliką. Ich stan zachowania nie zawsze jest idealny, jednak trzeba przyznać, że ostatnimi czasy, miejscowa ludność zaczęła o nie dbać, poprzez wykonywanie niewielkich prac remontowych oraz plewienie i koszenie roślinności, jaka się na nich znajduje. O ile obiekty znajdujące się w XI Okręgu można uznać za dobrze zachowane, to jednak większym problemem są cmentarze i groby, które zostały założone na terenie Królestwa Polskiego, okupowanym przez Austro – Węgry. 1914 – 1915(1918), Tarnów 2005, s. 435 – 436. 5. Na obszarze Galicji Zachodniej znajduje się łącznie 400 ponumerowanych cmentarzy i grobów wojennych. Numeracja ta została stworzona przez Rudolfa Brocha, dowódcę zachodniogalicyjskiego oddziału grobów wojennych, którego siedziba znajdowała się w Krakowie.

Wehikuł Czasu nr 20/2015


HISTORIA W niedługim czasie po wyparciu sił rosyjskich z Królestwa Polskiego, Państwa Centralne rozpoczęły formowanie nowej administracji. Tak powstały Generalne Gubernatorstwa Wojskowe, z których jedno (zajmujące 2/3 okupowanego obszaru) było kierowane przez Cesarstwo Niemieckie a drugie z siedzibą w Lublinie przez Monarchię Naddunajską (1/3). Władze austriackie zdecydowały się na pozostawienie rosyjskiego podziału administracyjnego, w wyniku czego zarządzany przez nie obszar posiadał 24 komendy obwodowe (w 1917 r. zmienione na powiatowe), którym podlegały powiaty w niezmienionych granicach administracyjnych6. W komendach obwodowych we wrześniu 1916 r. powołano Oddziały Grobów Wojennych, które z kolei dzieliły się na Grupy Ewidencji Grobów i Grupy Opieki nad Grobami. Zadaniem pierwszej jednostki było prowadzenie ewidencji poległych oraz szukanie prowizorycznych miejsc pochówku jakie powstały w trakcie walk. Druga zaś, zajmowała się projektowaniem i opieką nad założonymi cmentarzami7. Przykładem prac prowadzonych przez komendy powiatowe może być publikacja majora Rudolfa Webbera, który sporządził wykaz przedstawiający powiat miechowski niejako „w liczbach”. W tej pracy Webber podaje ilość stacji kolejowych w powiecie, miejsca w których stacjonują jednostki administracyjne, mosty i przeprawy rzeczne, stan przemysłu itp.. Między tymi wykazami znajduje się też notka mówiąca o tym, że na terenie powiatu pochowano 5426 poległych w walkach jesienno – zimowych w roku 19148. Cmentarze wojenne zakładane przez komendy powiatowe, mimo olbrzymiego wysiłku jaki wkładano w ich organizację były jednak dużo skromniejsze niż te, które znajdowały się na terenie Galicji Zachodniej. Wynikało to głównie ze znacznie szczuplejszych zasobów finansowych jakimi dysponowały władze austro – węgierskie na terenach okupowanych. Podobnie sprawa wyglądała w przypadku wykwalifikowanych rąk do pracy, których zawsze brakowało. Odbijało się to na samym wyglądzie grobów wojennych, gdzie przeważały obiekty o charakterze ziemno drewnianym niż wykonane z kamienia. Pochówki te do dnia dzisiejszego zachowały się w zmienionej formie, niż było to

przewidziane w pierwotnym założeniu. Nie sposób omówić wszystkich obiektów znajdujących się na tak dużym terytorium, dlatego autor postanowił skupić się tylko na wybranych mogiłach. Pierwszym z wymienionych będzie cmentarz wojenny znajdujący się we Wroninie w powiecie proszowickim. Pierwotnie, obiekt ten składał się z bliżej nieokreślonej ilości metalowych krzyży, znajdujących się pośród pól uprawnych. Jeszcze w 1996 znajdowało się tam kilkanaście krzyży, zaś wedle stanu z 2012 roku, pozostał tylko jeden9. Cmentarz ten jest miejscem spoczynku 274 żołnierzy walczących w armii austro – węgierskiej oraz rosyjskiej10. Częstym zjawiskiem jest zacieranie się pamięci o poległych w I wojnie światowej co skutkowało stopniową likwidacją grobów wojennych. Architekci lokowali takie groby na cmentarzach parafialnych w nadziei, że dzięki temu, zapewnią im większą trwałość. O ile intencja była dobra, to jednak nikt nie przewidział, że wraz z zakończeniem wojny, pochówki żołnierskie będą stopniowo zanikać, zastępowane przez pochówki cywilne. Przykładowo w Racławicach znajduje się obiekt, którego wymiary wynoszą 5,51 m2. Spoczywać ma pod nim 133 poległych, co jest oczywiście niemożliwe. Jest to efekt tego, że przez te lata od założenia kwatery wojennej, pochówki cywilne stopniowo redukowały tę mogiłę. Gorzej sytuacja wygląda na cmentarzu parafialnym w Proszowicach, gdzie po dawnej kwaterze wojennej z I wojny światowej nie pozostał żaden ślad. Już w roku 1921 podczas wizytacji cmentarzy wojennych, ówczesnego województwa kieleckiego, stwierdzono znaczne ubytki w stosunku do stanu poprzedniego. Przeprowadzona inwentaryzacja wykazała, że już wówczas stan kwatery prezentował się rozpaczliwie, czego przejawem miały być zachwaszczone pola grobowe, zdewastowane krzyże (także te z tabliczkami z imionami poległych), brak ogrodzenia i ogólne zaniedbanie. Prawdopodobnie do 1939 roku, kwatera uległa całkowitej niwelacji. Obecnie częściowo została zajęta przez pochówki cywilne oraz pochówki żołnierzy poległych podczas II wojny światowej (żołnierze Armii „Kraków” polegli w 1939 roku, oraz żołnierze sowieccy polegli podczas ofensywy styczniowej w roku 1945)11. Wartym uwagi cmentarzem jest również cmentarz 6. J. Pałosz, Śmiercią złączeni. O cmentarzach z I wojny światowej wojenny w Olkuszu. Pierwotnie, w tej miejscowości na terenach Królestwa Polskiego administrowanych przez AustroWęgry, Kraków 2012, s. 27 – 28. 7. P. Orman i K. Orman, Wielka Wojna w Jurze, Kraków 2008, s. 126. 8. R. Webber, Powiat miechowski w Polsce. W roku 1917 , Miechów 1917, s. 20.

Wehikuł Czasu nr 20/2015

9. J. Pałosz, dz. cyt., s. 247. 10. J. Pałosz, dz. cyt., s. 270. 11. Tamże , s. 202., R. Podsiadło, Fortyfikacje niemieckie na linii OKH Stellung A2. Proszowice – Hebdów – Świniary – Krzyżanowice, Kraków 2012, s. 122, 130.

19


HISTORIA

znajdowały się trzy cmentarze o numerach 8,9,10 i każdy znajdował się w obrębie cmentarzy wyznaniowych12. Z dokumentów z okresu międzywojennego wynika jednak, że już w tym okresie istniał tylko jeden. Nie wiadomo, czy przeprowadzono akcję komasacyjną, czy pozostałe pochówki zostały zastąpione przez cywilne. W mogile, która zachowała się do dnia dzisiejszego spoczywa 319 żołnierzy (włączając w to 99 poległych, ekshumowanych 1936 roku, z likwidowanego cmentarza w Kluczach). Stan zachowania mogiły, można uznać za bardzo dobry13. W momencie, kiedy groby należące do żołnierzy armii austro – węgierskiej i rosyjskiej często popadały w zapomnienie, sprawa wyglądała inaczej z grobami legionistów. Największą ich kwaterą wojenną, jest obiekt znajdujący się w miejscowości Bydlin, gdzie spoczywają żołnierze polegli w bitwie pod Krzywopłotami, która miała miejsce 18 listopada 1914 roku. Już w 1916 roku, na mogile postawiony został pomnik ozdobiony motywami patriotycznymi a w dodatku już wtedy opatrzono go tablicami z nazwiskami poległych wśród których był min. brat Ignacego Paderewskiego, Stanisław14. W Bydlinie znajduje się również druga kwatera, w której spoczywają żołnierze innych narodowości niż polska. Ich mogiła liczy 284 poległych, a mimo to, jest ona dużo mniejsza i mniej okazała od kwatery legionistów. Osobnym problemem są cmentarze wojenne znajdujące się na terenie powiatu chrzanowskiego. Ziemia chrzanowska mimo iż nie została dotknięta działaniami wojennymi to jednak na jej obszarze znajdowały się szpitale wojskowe, w których leczono ściągniętych z frontu rannych. Ponieważ nie toczono w tym rejonie walk, wszelkie pochówki jakie założono na terenie powiatu chrzanowskiego miały charakter przyszpitalny.

12. P. Orman i K. Orman, Wielka Wojna na Jurze, Kraków 2008, s. 162. 13. Tamże, s. 163. 14. Tamże, s 170, J. Cisek i K. Stepan, Lista strat legionów polskich 1914 – 1918, s. 152 – 153.

20

Już jesienią 1914 roku, kapitan Hrabal z komendy etapowej w Chrzanowie otrzymał rozkaz zorganizowania szpitali, które miały przyjąć żołnierzy walczących w Galicji. Ponieważ trafiali tam również żołnierze bardzo ciężko ranni, śmiertelność w placówkach była bardzo wysoka a co za tym idzie powstała konieczność zorganizowania cmentarzy, na których można było pochować zmarłych. W ten sposób w Chrzanowie powstały dwa duże cmentarze o numerach ewidencyjnych 444 i 44515. O ich znaczeniu świadczy również notatka prasowa, jaka ukazała się w Nowościach Ilustrowanych informująca o ilości zmarłych i pochowanych na terenie miasta. Na szczególną uwagę zasługuje wkład pracy jaki włożono organizację cmentarza nr 444, gdzie przy pomocy lokalnych przedsiębiorstw przemysłowych, udało się stworzyć ogrodzony murem obiekt z 4 metrowym pomnikiem pośrodku16. Poza dwoma cmentarzami w Chrzanowie, na terenie powiatu znajdują się jeszcze trzy inne. Dwa zostały założone w położonej nieopodal Trzebini oraz jeden w Libiążu. Wszystkie z racji na swój wygląd są w pewnym stopniu interesujące, dlatego warto się przy nich na dłużej zatrzymać. Jeden z obiektów znajdujących się na cmentarzu parafialnym Trzebini jest o tyle wyjątkowy, że zachował swój kształt niemal w niezmienionym stanie od momentu założenia. Posiada formę wielkiego głazu uformowanego z łupanych kamieni. Od frontu została wmurowana tablica z napisem w języku polskim i niemieckim „Bohaterom z roku 1914 – 1915”. Poniżej znajduje się lista poległych żołnierzy armii austro – węgierskiej i rosyjskiej17. Drugi grób wojenny znajduje się na cmentarzu żydowskim i jest miejscem spoczynku pięciu nieznanych z imienia żołnierzy 15. W. Wyzina, Chrzanowskie cmentarze wojenne I wojny światowej, Chrzanów 2006, s 1 – 2. 16. ba, Ofiarom wojny, „Nowości ilustrowane”, nr 21, Kraków 1915, s. 11. 17. Nazwiska żołnierzy rosyjskich na tablicy są niepełne. Wynika to z faktu, że w armii carskiej aż do 1916 roku, nie stosowano nieśmiertelników, przez co identyfikację prowadzono na podstawie znalezionych przy danej osobie dokumentów i rzeczy osobistych.

Wehikuł Czasu nr 20/2015


HISTORIA wyznania mojżeszowego. Pierwotnie obiekt ten miał kształt macewy z wyrytą datą „1914 – 1915”, jednak prawdopodobnie został on zniszczony podczas II wojny światowej. Obecnie jedyne co po nim pozostało to słupki konstrukcyjne. Mogiłę w Libiążu charakteryzuje jej współczesny wygląd. Z relacji mieszkańców miejscowości wiadomo, że do lat 60, mogiła miała formę kopca zwieńczonego kamiennym, krzyżem, jednak później zastąpiono go dużym grobem wykonanym z lastriko, na którym znajduje się tablica z napisem „W hołdzie żołnierzom wojska polskiego. Mieszkańcy m. Libiąża”. W tym przypadku zapomniano o pierwotnym charakterze mogiły i uczyniono z niej miejsce pamięci narodowej. Stan prawny cmentarzy z I wojny światowej starano się unormować zaraz po zakończeniu działań wojennych. Kwestia ta została podniesiona w Traktacie Wersalskim w artykułach 225 i 226, które nakazywały wszystkim stronom, które brały udział w konflikcie opiekę nad grobami żołnierskimi, bez względu na przynależność armijną18. W Polsce stosunkowo wcześnie zaczęto prowadzić ewidencję takich miejsc pochówku, połączoną z akcjami komasacyjnymi i ekshumacjami. Aby poprawić stan opieki nad cmentarzami wojennymi, 28 marca 1933 roku wprowadzono w życie ustawę O grobach i cmentarzach wojennych, która miała definiować, czym jest grób wojenny oraz jaki jest jego stan prawny19. Po II wojnie światowej pojawiła się konieczność ponownej jej weryfikacji w związku z pojawieniem się kolejnych grobów wojennych. Okoliczności w jakich powstały, sprawiły, że potrzebne było poszerzenie definicji grobu wojennego20. Intencją autora niniejszego artykułu było przedstawienie Czytelnikowi problematyki cmentarzy z I wojny światowej na terenie północnej Małopolski. Przedstawione przykłady oczywiście nie wyczerpują w pełni tego zagadnienia, jednak dzięki doborowi najbardziej jaskrawych przykładów istnieje możliwość zarysowania problemu jakim jest ich obecność w życiu codziennym. Obecnie obchodzona jest 100 rocznica wybuchu I wojny światowej, co jednocześnie stało się dobrą okazją aby przypomnieć o zapomnianych 1 8 . h t t p : / / p l . w i k i s o u r c e . o rg / w i k i / Tr a k t a t _ p o k o j u _ mi%C4%99dzy_mocarstwami_sprzymierzonemi_i_ skojarzonemi_i_Niemcami,_podpisany_w_Wersalu_dnia_28_ czerwca_1919_roku/6 , [31.10.2014]. 19. Treść ustawy znajduje się na stronie: http://isap.sejm.gov.pl/ DetailsServlet?id=WDU19330390311 ,[31.10.2014]. 20. H. Chudzio, Inwentaryzacja grobów wojennych w Małopolsce, „Kłopotliwe pamiątki. Trud dziedziczenia” 2012, nr IV, s. 131 – 132.

Wehikuł Czasu nr 20/2015

żołnierskich mogiłach. Przykładem może być utworzenie turystycznego Szlaku Frontu Wschodniego I Wojny Światowej, którego trasa rozpoczyna się właśnie w północnej części powiatu. Wydane z tej okazji mapy i przewodniki turystyczne (także w języku angielskim i niemieckim) mogą mieć wielkie znaczenie dla utrwalenia pamięci o tych, którzy na polskiej ziemi żyli, walczyli, cierpieli i umierali w latach 1914 1918.

1.

2.

3.

1.

2. 3. 4. 5. 6.

7.

8. 9.

1.

Źródła: Ankiety ewidencji grobów wojennych Studenckiego Koła Naukowego Historyków Uniwersytetu Pedagogicznego im. Komisji Edukacji Narodowej w Krakowie. Traktat pokoju między mocarstwami sprzymierzonemi i skojarzonemi i Niemcami, podpisany w Wersalu dnia 28 czerwca 1919 roku, część VI, dział II, art. 225 i 226. h t t p : / / p l . w i k i s o u r c e . o rg / w i k i / Tr a k t a t _ p o k o j u _ mi%C4%99dzy_mocarstwami_sprzymierzonemi_i_ skojarzonemi_i_Niemcami,_podpisany_w_Wersalu_ dnia_28_czerwca_1919_roku/6 [31.10.2014]. Ustawa z dnia 28 marca 1933 r. o grobach i cmentarzach wojennych. http://isap.sejm.gov.pl/DetailsServlet?id=WDU19330390311 , [31.10.2014]. Bibliografia: Chudzio Hubert, Inwentaryzacja grobów wojennych w Małopolsce, „Kłopotliwe pamiątki. Trud dziedziczenia” 2012, nr IV. Cisek Janusz i Stepan Kamil, Lista strat legionów polskich 1914 – 1918, Kraków 2006. Drogomir Jerzy, Polegli w Galicji Zachodniej 1914 – 1915 (1918), T III, Tarnów 2005. Frodyma Roman, Galicyjskie cmentarze wojenne, T III, Pruszków 1998. Orman Piotr i Orman Krzysztof, Wielka Wojna na Jurze, Kraków 2008. Pałosz Jerzy, Śmiercią złączeni. O cmentarzach z I wojny światowej na terenach Królestwa Polskiego administrowanych przez Austro – Węgry, Kraków 2012. Podsiadło Rafał, Fortyfikacje niemieckie na linii OKH Stellung A2. Proszowice – Hebdów – Świniary – Krzyżanowice, Kraków 2012. Webber Rudolf, Powiat miechowski w Polsce. W roku 1917, Miechów 1917. Wyzina Wojciech, Chrzanowskie cmentarze wojenne I wojny światowej, Chrzanów 2006. Czasopisma: „Nowości ilustrowane”

21


HISTORIA

Nie-boski Gajusz Michał Liana

C

esarz Gajusz jest jednym, obokAugusta i Nerona, z najbardziej znanych władców Cesarstwa Rzymskiego. Nawet osoby niezaangażowane w badania dziejów starożytnego Rzymu po usłyszeniu jego charakterystycznego przezwiska „Kaligula”, są w stanie natychmiast powiedzieć parę zdań o jego życiu. Warto zaznaczyć, że najczęściej będą to sądy pełne wstrętu, ukazujące jego szaleństwa, okrucieństwa i sadyzm. Dużą rolę w propagowaniu negatywnego obrazu cesarza w kulturze masowej XX wieku miała powieść historyczna z 1934 roku Ja, Klaudiusz, napisana w formie autobiografii cesarza Klaudiusza, stworzona przez wybitnego brytyjskiego poetę i badacza mitologii Roberta Gravesa oraz jej adaptacja w formie serialu, wyprodukowana przez BBC w 1976 roku. Klaudiusz opowiada historię swojego życia, opisuje upadek moralny, terror ogarniający państwo rzymskie w czasie panowania swojego bratanka Kaliguli. Zapewne wiele osób do dzisiaj pamięta sceny z serialu, w których szalony cesarz przebrany w kobiecy strój zabawia tańcem widownię składającą się z głów najbardziej szanowanych rodzin rzymskich lub wygłasza pełne grozy przemówienia, w których straszy torturami i śmiercią wyimaginowanych wrogów. W dramacie Alberta Camusa „Kaligula” cesarz został przedstawiony jako tyran, sterowany przez wszechwładnego wyzwoleńca Helikona i kochankę Cezonię. Duży wpływ na wizerunek cesarza w sztuce Camusa miały wydarzenia II wojny światowej powstanie państw totalitarnych, prześladowania oraz upadek norm społecznych. Kaligula wykreowany przez Camusa nie jest szaleńcem – jest raczej typem bezwzględnego dyktatora, który po nieudanych próbach dokonania rzeczy niemożliwych (próba zawładnięcia Księżycem) i klęsce odnalezienia wolności, postanawia działać wbrew wszelkim zasadom oraz niszczyć wszystko, na czym mu naprawdę zależy. Sztuka Camusa opowiada o losach nieszczęśliwego człowieka, który ostatecznie spokój odnajduje we własnej śmierci. Najwięcej kontrowersji wokół postaci rzymskiego cesarza wzbudził jednak Tinto Brass – reżyser włoskiego pochodzenia, znany z produkcji filmów erotycznych. „Kaligula” z 1979 roku to ekranizacja wydarzeń z życia rzymskiego cesarza, przedstawiona 22

w formie migawek z jego życia. Film szokuje przemocą oraz ostrymi scenami pornograficznymi. Sama postać Kaliguli (w którą wcielił się Malcolm McDowell) brzydzi i przeraża widza – cesarz Brassa to dewiant i zboczeniec żyjący w związku kazirodczym ze swoimi siostrami. Sadysta i psychopata, który korzysta w sposób najbardziej okrutny ze swojej nieograniczonej władzy. Żywot cesarza-demona jest dobrze udokumentowany w historiografii antycznej. Opis rządów Kaliguli znany jest nam głównie z przekazów rzymskich dziejopisów. W tej pracy opierałem się głównie na relacjach Swetoniusza i Tacyta - tworzących w okresie „pięciu dobrych cesarzy”, przekazach żydowskich historyków Józefa Flawiusza (II połowa I w n.e.), Filona z Aleksandrii (naoczny świadek panowania cesarza Gajusza) i traktatów filozoficznych Seneki Młodszego, który podobnie jak Filon żył w czasach panowania Kaliguli. Negatywny obraz cesarza zawdzięczamy informacjom przekazanym przez Swetoniusza i Tacyta – przedstawicieli warstwy senatorskiej - tradycyjnie niechętnie nastawionej do władzy cesarskiej. Szczególne zasługi w zdemonizowaniu oblicza cesarza Gajusza mają Żywoty cezarów, autorstwa pierwszego z wymienionych, sztampowy wytwór historiografii senatorskiej, bazujące głównie na plotkach dworskich, pomówieniach, nasączone moralizatorstwem i w dużej mierze umyślnym przeinaczeniem prawdy. Swetoniusz i Tacyt zaliczają Kaligulę, obok Klaudiusza, Nerona i Domicjana, do grupy „złych cesarzy”. Rządy „złego cesarza”, według historiografii senatorskiej, to czasy tyranii, kaźni ludzi szlachetnych, dobrze urodzonych i okres prosperity dla najgorszych mętów społecznych i bandytów. Oczywiście taka selekcja władców rzymskich została stworzona przez ugrupowanie najbardziej wpływowych ludzi w cesarstwie, mających na uwadze ochronę własnych interesów, przedstawiających panowanie swoich zwierzchników ze swojego, mocno subiektywnego punktu widzenia. W dalszej części tekstu postaram się przedstawić prawdziwy obraz trzeciego cesarza Rzymu. Krótkie, czteroletnie rządy Kaliguli możemy podzielić na dwie części. Pierwszy z nich to trwający Wehikuł Czasu nr 20/2015


HISTORIA kilka miesięcy okres euforii po śmierci starego cesarza Tyberiusza, który znaczną część swojego panowania spędził w odosobnieniu na wyspie Capri. Swetoniusz podaje, że lud mając w pamięci ojca Kaliguli, Germanika (który w swojej osobie łączył najdoskonalsze cechy prawdziwego Rzymianina) i matkę Agrypinę Starszą (ofiarę spisku otoczenia Tyberiusza), wychodził na spotkanie młodemu Cezarowi, wznosząc okrzyki radości, składając ofiary i dziękując bogom za władcę z tak zasłużonego rodu1. Młody cesarz niemal natychmiastowo odciął się od praktyk swojego poprzednika, paląc akta i umarzając procesy o obrazę majestatu - największą bolączkę stanu senatorskiego2. Rozpoczął szeroko zakrojone reformy sądownictwa, finansów państwa, a także zniósł cenzurę. Rozpoczął wnikliwy przegląd stanu ekwickiego, usuwając z niego tych, których uznał za niegodnych, czym zaskarbił sobie względy senatorów, cieszących się wzrostem ich władzy3. Młody cesarz był osobą, na którą warstwa senatorska czekała długie lata rządów nielubianego Tyberiusza. Wszystko miało się jednak zmienić po chorobie, na którą Kaligula zapadł parę miesięcy po objęciu władzy. Druga część rządów to prawdziwe piekło. Źródła podają, że ozdrowiały cesarz był całkowicie inną osobą. Powróciły dawne prześladowania stanu senatorskiego, procesy o obrazę majestatu, morderstwa wśród najbliższej rodziny i przyjaciół cesarza. Odnalazły się rzekomo spalone akta procesowe i donosy – jednym słowem Kaligula zamienił się w tyrana, którego doskonale znamy4. Warto się jednak zastanowić, co było powodem nagłej zmiany sprawowania rządów przez Kaligulę. Jedna z teorii, proponowana przez Rolanda Augeta to rozpoczęcie przekształcania systemu rządów z pozornej współpracy z senatem, w monarchię na wzór hellenistyczny. Być może Kaligula wypracował owe despotyczne pojęcie o władzy w czasie gdy spędzał swoje dzieciństwo z babką Antonią, która podobnie jak jej ojciec – Antoniusz, była oczarowana typem rządów monarchii wschodniej5. Ta teoria mogłaby tłumaczyć zachowanie cesarza Gajusza podczas wizytacji podległych Cesarstwu królów, gdy omal nie włożył na głowę diademu królewskiego, powodując niemałe zamieszanie wśród obecnych mu Rzymian6. Również 1. Gajus Swetoniusz Trankwillus, Żywoty cezarów, przeł. Janina Niemirska-Pliszczyńska, Wrocław 1987, lib. IV c.13. 2. Ibid., lib. IV c.15 3. Ibid., lib. IV c. 16. 4. Ibid., lib. IV c. 26 5. Roland Auget, Kaligula, czyli władza w ręku dwudziestolatka, przeł. Wojciech Gilewski, s. 62. 6. Swetoniusz, Żywoty cezarów, lib. IV c.22.

Wehikuł Czasu nr 20/2015

doskonale znane wszystkim pogłoski o związku kazirodczym Kaliguli z jego siostrą Druzyllą, można tłumaczyć, jako próba przeforsowania modelu dynastii wzorowanej na egipskiej i stworzenia panteonu dynastii julijsko-klaudyjskiej. Zmiana systemu sprawowania władzy z pryncypatu na rządy absolutne przejawiała się także ze zmianą ceremoniału dworskiego na hellenistyczny, przez co zarzucano mu deifikacje za życia, niemieszczącą się w konwenansach obyczajowości rzymskiej. Kaligula często pojawiał się w szatach utkanych z kosztownych materiałów, zdobionych drogimi kamieniami, dzierżąc w ręku atrybuty bogów – piorun, kaduceusz lub trójząb, co przyprawiało o zawroty głowy konserwatywne warstwy senatorskie7. Żeby zrozumieć intencje cesarza Gajusza należy prześledzić historię stosunków na linii princeps – senat, na podstawie polityki jego poprzedników. W chwili ogłoszenia Oktawiana Augusta pierwszym obywatelem Rzymu, senat nie miał już żadnej realnej władzy w państwie rzymskim. August mając na uwadze tradycje i przywiązanie ludności imperium do samej instytucji senatu, stwarzał jedynie pozory współpracy z tym reliktem, pozostałością po starym ustroju. Podobną politykę prowadził zresztą jego następca – Tyberiusz. Senatorów można było uszczęśliwić pozornie prostym sposobem – okazując im szacunek, dbając o ich przywileje, których tak gorliwie bronili i przekonując ich stale o niezwykle ważnej roli, jaką odgrywają w rządach nad Cesarstwem, nawet w przypadku, gdy doskonale zdawali sobie sprawę z fikcyjności ich władzy. Kaligula był pierwszym cesarzem, który nie zawahał się otwarcie krytykować archaiczności omawianej wyżej instytucji8. Swoje pojęcie o sprawowaniu władzy 7. Historiografia żydowska opisuje próby instalacji pomnika cesarskiego w Świątyni Jerozolimskiej. Oczywiście znając niespokojna maturę Żydów łatwo można się domyślić, że cała akcja gdyby doszła do skutku, groziłaby buntem prowincji i długotrwałą wojną. Józef Flawiusz i Filon z Aleksandrii podają historię, w której cesarz mimo sprzeciwów i błagań delegacji żydowskich nie jest w stanie przekonać się do zaniechania budowy pomnika w najświętszym miejscu religii judaistycznej. Dopiero interwencja namiestnika Syrii – Publisza Petroniusza, który nie wykonał rozkazu, wiedząc jakie byłyby tego konsekwencje, oraz śmierć cesarza pozwala uniknąć wojny. Sądzę, że Kaligula nie był jednak takim ignorantem żeby nie wiedzieć jakie konsekwencje niesie ze sobą zbezczeszczenie Świątyni Jerozolimskiej. Odwołanie cesarskiej decyzji wiązałoby się z utratą autorytetu silnego władcy i przeczeniu własnej polityce religijnej (Józef Flawiusz, Wojna Żydowska, przeł. Jan Radożycki, Poznań 1980, lib. II c. 10,1-5, Philo, On the Embassy to Gaius, przeł. F.H. Colon, London 1962, c. 31). 8. Chyba najlepszym przejawem pogardy dla instytucji senatu jest historia o mianowaniu konia Incinatusa konsulem

23


HISTORIA wyniósł ze swojego pobytu na wyspie Capri, gdzie był świadkiem rozpust Tyberiusza, tortur oskarżonych o zdradę, obrazę cesarskiego majestatu oraz ciągłych podejrzeń9. W czasie izolacji starego cesarza na wyspie, Gajusz obserwował jak obłudne były stosunki jego wuja z senatem, gdy ten wysyłał nic nie znaczące, utarte formułki do stolicy, tworzone wyłącznie dla zaspokojenia próżności senatorów10. Kaligula wiedział to, co każdy cesarz przed nim – senat praktycznie nie miał już żadnego znaczenia politycznego, był jednak nadal niezwykle wpływową instytucją, posiadającą znajomości i środki, które praktycznie do końca trwania Imperium będą pozwalały na wtrącenie swoich trzech groszy, nieraz poważnie zagrażając władcom Imperium Romanum. Popełnił jednak błąd – Rzym nie otrząsnął się jeszcze z traumy po długotrwałych wojnach domowych i zmianie uświęconego systemu republikańskiego – nie przewidział, że było jeszcze stanowczo za wcześnie na zmianę ustroju w monarchię absolutną, która na dobre okrzepła w Cesarstwie Rzymskim niemalże trzy wieki po jego śmierci. Powodów do rozpoczęcia wojny z senatem było jednak więcej – oprócz tego czysto politycznego był jeszcze jeden - osobisty. Rodzina młodego Kaliguli padła ofiarą oskarżeń ze strony donosicieli, próbujących wejść w łaski cesarza Tyberiusza. Ojciec Germanik został otruty, matka Agrypina Starsza brutalnie pobita przez żołnierzy (w wyniku czego straciła oko) i zesłana na Pandaterię, gdzie zagłodziła się na śmierć. Brat Kaliguli – Neron ogłoszony wrogiem państwa został zesłany na Poncję i prawdopodobnie zmuszony do samobójstwa11, Druzusa wtrącono do więzienia pod Palatynem, gdzie długo umierał śmiercią głodową. Tacyt podaje, że Tyberiusz zdał raport przez senatem z ostatnich dni Druzusa, przesyłając dziennik, w którym ze szczegółami opisano śmierć Druzusa. Syn Germanika był dniami torturowany przez niewolników. Próbował uchronić się przed śmiercią głodową jedząc włosie z materaca12. Z całego potomstwa Germanika i Agrypiny przeżyła czwórka dzieci – młody Gajusz, który nie został uznany za zagrożenie dla władzy Tyberiusza ze względu na swój młody wiek, oraz trzy siostry – Agrypina Młodsza, Julia Druzylla i Julia Liwilla. Kaligula przebywał z Tyberiuszem na wyspie Capri gdy padały kolejne wyroki śmierci na jego najbliższą rodzinę. Możemy sobie tylko wyobrazić, jaki

wpływ wywarło to na psychikę nastoletniego Gajusza. Żeby uratować siebie i swoje siostry przed donosami musiał udawać uległość, z kamienną twarzą znosić kolejne wiadomości o męczeńskiej śmierci swojego rodzeństwa, pod żadnym pozorem nie objawiać cienia gniewu ani goryczy pod adresem starego cesarza i jego świty – grał rolę kogoś, kto w pełni popiera działania Tyberiusza13. Kaligula z całą pewnością winą za wymordowanie swojej rodziny obarczał senatorów współzawodniczących o względy cesarza, bez zająknięcia ogłaszających wyroki skazujące kolejnych członków jego rodziny, byle tylko nie utracić swojej pozycji. Okres „prosenatorskich” rządów zaraz po objęciu władzy miał tylko uśpić czujność senatu. Cały ten czas Kaligula szykował zemstę na senatorach, mając im za złe brak obrony jego rodziny przed Tyberiuszem. Terror Kaliguli był skierowany przeciwko warstwom wyższym. Historiografia senatorska przedstawiła go jednak jako prześladowanie całego społeczeństwa rzymskiego, dlatego z pełną ostrożnością musimy odnosić się do relacji Swetoniusza i Tacyta. Cesarz całkowicie porzucił politykę swoich poprzedników i jako pierwszy otwarcie rozpoczął walkę z senatem – odbierał przywileje i odznaki rodowe14. Najznakomitszym dostojnikom senatu kazał biec w togach przy swoim rydwanie, innych zmusił do usługiwania mu w czasie uczty, jak zwykłym niewolnikom. Podczas igrzysk kazał ściągnąć baldachimy chroniące przed palącym słońcem, jednocześnie nie pozwalając opuszczać amfiteatru, pozwalał ludowi zasiadać w miejscach przeznaczonych dla warstw wyższych. Starych, kalekich senatorów zmuszał do walki na arenie ze zdychającymi, dzikimi zwierzętami15, wystawiając ich na pośmiewisko motłochu. Umiejętnie stosował politykę divide et impera – starał się przeciągnąć lud na swoją stronę, podzielał zainteresowania plebsu urządzając liczne widowiska16. Przekazane senatowi przez Tyberiusza prerogatywy zgromadzeń ludowych przywrócił plebsowi, zmuszając senatorów do upokarzającego zabiegania o głosy i prowadzenia kosztownej kampanii wyborczej. Z postawy Kaliguli jasno wynika, że starał wykreować siebie w oczach pospólstwa jako cesarz ludowy, zrywając tym samym z tradycjonalistyczną postawą prosenatorską swoich poprzedników17. Przerażeni senatorowie próbowali ratować swoją

(Swetoniusz, Żywoty cezarów, lib. IV c.55). 9. Ibid., lib. IV c. 10-11. 10. Roland Auget, Kaligula, s. 48. 11. Swetoniusz, Żywoty cezarów, lib. III c. 54. 12. Tacyt, Roczniki [w:] Dzieła Tom I, przeł. Seweryn Hammer, Warszawa 1957, lib. VI c. 24-26.

13. Ibid., lib. VI c. 20, Swetoniusz, Żywoty cezarów, lib. IV c. 10-11. 14. Ibid., lib. IV c. 35. 15. Ibid., lib. IV c. 26. 16. Roland Auget, Kaligula, s. 53. 17. Ibid., s. 57.

24

Wehikuł Czasu nr 20/2015


HISTORIA pozycję – postanowili zawiązać spisek. Najlepszym momentem do zgładzenia niewygodnego cesarza była wyprawa do Germanii, gdzie Getulik – dowódca wojsk, stacjonujący w Moguncji miał zamordować w obozie wojskowym nic niespodziewającego się cesarza. Z opisu wyprawy przedstawionej jako całkowicie pozbawionej logiki, chaotycznej, można dojść do wniosku, że została przygotowana przez osobę niespełna rozumu. Kaligula błyskawicznie przeprowadził konskrypcje, ściągnął legiony, zgromadził ogromne ilości zapasów i ruszył w drogę „… tak pośpiesznie i gwałtownie, że oddziały pretorianów wbrew zwyczajowi musiały umieścić chorągwie na podwodach, a same pędzić za cesarzem. To znów posuwał się nad miarę powolnie i wśród takich wygód, że kazał się nieść w lektyce ośmiu ludziom…”18. Należy zwrócić uwagę, na co wskazuje późniejszy przebieg wydarzeń, że ruszając na wyprawę cesarz Gajusz doskonale wiedział o spisku zawiązanym przeciwko jego władzy. Wyruszając z Rzymu zdjął z urzędu dwóch wrogich sobie konsulów, łamiąc fasces i oskarżając ich o świętowanie obchodów zwycięstwa pod Akcjum - mieli tym samym znieważyć pamięć Marka Antoniusza, którego był potomkiem (genialne posuniecie Kaliguli – gdyby konsulowie zrezygnowali z obchodów mógł ich oskarżyć o znieważenie pamięci Augusta, którego również był potomkiem). Po nadaniu konsulatu zaufanym sobie ludziom, błyskawicznie wyruszył z Rzymu zostawiając za sobą skołowanych, pozornie nielogiczną akcją, senatorów, aby dopaść i zamordować nic niespodziewającego się Getulika19. Po przybyciu nad Ren cesarz postanowił wyszydzić senat, który oczekiwał wiadomości o śmierci władcy nadchodzących z północy – wysłał kilku Germanów ze swojej straży przybocznej, aby odegrali rolę wrogich wojsk barbarzyńskich, z którymi stoczył udawaną walkę. Zapewne miny senatorów były bezcenne, gdy ci spodziewając się raczej wiadomości od Getulika o zamordowaniu cesarza, dostali złośliwe pismo od Kaliguli, w którym skarcił senatorów. Podczas gdy oni mieli bawić się w najlepsze w stolicy, ich ukochany Cezar „(…)walczy i narażony jest na tak wielkie niebezpieczeństwa20”. Oczywiście w tekstach pisanych przez dziejopisów senatorskich nie znajdziemy ani słowa o spisku na życie cesarza – cała sprawa spisku została umiejętnie zakamuflowana, a Kaligula przedstawiony jako małpa z brzytwą. Kolejnym niezwykle trudnym w interpretacji przedsięwzięciem militarnym, które nastąpiło zaraz 18. Swetoniusz, Żywoty cezarów, lib. IV c. 43. 19. Roland Auget, Kaligula, s. 79. 20. Swetoniusz, Żywoty cezarów, lib. IV c. 45.

Wehikuł Czasu nr 20/2015

po „zwojowaniu Germanii” jest nieudana wyprawa na Brytanię21. Źródła podają, że gdy cesarz stanął nad brzegiem morza kazał wznieść latarnię morską, rozstawić maszyny oblężnicze, a legionistom ustawionym w pełny szyk bojowy zbierać muszelki22 nazywając je „…łupami oceanu, należytymi Kapitolowi i Palatynowi” mówiąc żołnierzom obładowanym skarbami oceanu „Odejdźcie radośni, odejdźcie bogaci23”. Do dzisiaj trwa dyskusja nad sensem działań cesarza. Badacze proponują różne wersje wytłumaczenia surrealistycznych działań cesarza – muszelki mogły posłużyć za pociski do ćwiczeń dla żołnierzy. Według innej teorii miały być symbolem podboju oceanu i Brytanii. Concha, czyli muszelka, mogło być także użyte, jako wulgarne określenie kobiecych części intymnych – tym samym cesarz mógł pozwolić wojsku rozerwać się w miejscowych domach uciech. Muszelkami nazywano także typ niewielkich łodzi, które Kaligula miałby zdobyć w czasie walk w Kanale la Manche (co uzasadniałoby rozstawianie machin wojennych)24. Najbardziej realna wydaje się jednak hipoteza o buncie wojsk25, przerażonych wyprawą na nieznaną jeszcze, owianą legendami oraz licznymi historiami o krwiożerczych potworach, Brytanię. Pretekstem do podboju wyspy miała być prośba o protekcję, z jaką wygnany syn króla brytyjskiego, Adminiusz, zwrócił się do Kaliguli. Cesarz, który w akcję przeprowadzenia desantu na Brytanie włożył wiele wysiłku, wpadł w szał, gdy żołnierze stanowczo odmówili prowadzenia wojny na dzikim i nieznanym im lądzie. Chciał nawet wymierzyć im straszliwą karę – zdziesiątkować nieposłuszne mu legiony (Swetoniusz przedstawił to wydarzenie jako szaleńczy pomysł ukarania legionów, które za panowania Augusta podniosły bunt przeciwko władzy i oblegały jego ojca – Germanika26). Po przekalkulowaniu całej sytuacji postanowił upokorzyć niesforne wojska. Rozkazał żołnierzom napchać toboły łupami Brytanii – czyli muszelkami, którymi, zamiast złota i kosztowności wydartymi barbarzyńcom, miały chwalić się tchórzliwe wojska po powrocie do Rzymu27. 21. Tacyt, Żywot Juliusza Agrykoli [w:] Dzieła Tom II, c. 13. 22. Sekstus Aureliusz Wiktor, Księga o Cezarach, [w:] Brewiaria dziejów rzymskich, przeł Przemysław Nehring, Barbara Bibik, Warszawa 2010, c. 3.11. 23. Ibid., lib. IV c. 46. 24. David Woods, Caligula’s Seashells, „Greece & Rome, second series, Vol. 47, No.1, 2000”, s. 81-82 25. David Wardle, Caligula’s Bridge of Boats – AD 39 or 40?, “Historia: Zeitschrift fur Alte Geschichte, Bd. 56, H. 1 (2007)”, s. 118. 26. Swetoniusz, Żywoty cezarów, lib. IV c. 48. 27. Roland Auget, Kaligula, s. 91-92.

25


HISTORIA Dziejopisarze senatorscy w tzw. species, czyli w opisie charakteru i wyglądu władcy starali się przedstawić Kaligulę jako potwora i psychopatę. Według Swetoniusza cesarz Gajusz był nieproporcjonalnie zbudowany, miał rzadkie włosy, łysiał, natomiast ciało miał gęsto porośnięte włosem28, przez co szydercy nazywali go kozą. Twarz miał mieć brzydką i odrażającą, którą starał się jeszcze bardziej oszpecić - „…naumyślnie jeszcze dzikszy nadawał wyraz, układając przed zwierciadłem we wszelkie grymasy budzące trwogę i obawę.” Swetoniusz podaje również, że Kaligula cierpiał na epilepsję oraz niekiedy nagle opadał z sił do tego stopnia, że nie mógł chodzić ani wykonywać żadnej czynności29. Przykład epilepsji podany przez starożytnego historyka jest interesujący z tego względu, że mógł stanowić jasny sygnał dla wielu Rzymian. W społeczeństwie rzymskim epilepsja, uważana była za przejaw kary zesłanej przez bogów – był to więc znak mówiący czytelnikowi, że także siły wyższe były niechętne sprawowaniu władzy przez taką szkaradną bestię jak Gajusz. Ciekawa wydaje się też być informacja o tym, że Kaligula starał się jeszcze bardziej oszpecić swój wygląd, robiąc miny do lustra – okaleczanie ciała w jakikolwiek sposób było uważane za barbarzyństwo w kulturze rzymskiej. Dla przykładu możemy przedstawić sprytny zabieg Pawła Apostoła, który przeciwstawiał się zwyczajowi obrzezania. Ułatwił tym samym wstąpienie do szeregów chrześcijan wielu Rzymianom, niemogącym pogodzić się z myślą o deformacji własnego ciała. Wizerunek cesarza zachował się do naszych czasów na licznych monetach, gemmach i rzeźbach. Oczywiście przedstawiania te były często idealizowane, niemniej jednak możemy chociaż w pewnym stopniu przekonać się jak wyglądał trzeci cesarz Imperium Rzymskiego – miał głęboko osadzone oczy, małe, cienkie usta, lekko cofniętą dolną wargę, szerokie czoło, wyraźnie zaznaczoną brodę, lekko odstające uszy i obrośniętą włosami szyję30. Wprawdzie o gustach się nie dyskutuje, ale Kaliguli daleko do monstrum, które opisują w swoich dziełach Swetoniusz i Seneka. Zdrowie psychiczne lub raczej jego brak były od dawna przedmiotem dyskusji uczonych. Źródła podają wiele argumentów, które miały za zadanie przekonać czytelnika, że kat stanu senatorskiego był 28. Wygląd opisywany przez Swetoniusza jest zgodny z przekazem Seneki (Seneka, O niezłomności mędrca [w:] Dialogi, przeł. Leon Joachimowicz, Poznań 1996, c. 18). 29. Swetoniusz, Żywoty cezarów, lib. IV c. 50. 30. John Pollini, A Pre-Principate Portrait of Gaius (Caligula)?, “The Journal of Walters Art Gallery Vol. 40 (1982), s. 3.

26

w rzeczywistości obłąkanym sadystą, żądnym krwi całego społeczeństwa Imperium. Cesarz Kaligula często odczuwał potrzebę przebywania w samotności, cierpiał na bezsenność, we snach męczyły go koszmary. Z jednej strony był nadmiernie pewny siebie – złorzeczył bogom, drwił z religii nazywając je zabobonami, z drugiej przerażał go odgłos gromu, przed którym chował się pod łóżkiem oraz panicznie bał się o własne życie31. Większość działań, które starożytni uważali za objawy choroby psychicznej uważam za pewien przejaw specyficznego poczucia humoru. Pamiętajmy, że cesarz Gajusz był najbogatszą i najbardziej wpływową osobą ówczesnego świata. Jego usilne starania nadania władzy cesarskiej znaczenia boskiego, młody wiek, megalomania32, traumatyczne przeżycia z młodości mogły spowodować, że żarty cesarza zostały odebrane jako groźby lub przejaw wyrafinowanego okrucieństwa33. Młody cesarz wiedział, że wiele mu wolno, dlatego mógł pozwolić sobie na robienie dowcipów bez ponoszenia odpowiedzialności. Należy też postawić się w roli adresatów cesarskich żarcików, którym zapewne niekiedy przysporzył okazji do palpitacji serca. Dla przykładu możemy przytoczyć kilka komicznych historii z życia cesarza. Podczas uczty zauważył ekwitę łapczywie pochłaniającego frykasy z cesarskiego stołu. Rozbawiony kazał wysłać mu swoją porcje34. Natomiast kiedy urodziła mu się córka zaczął uskarżać się na swoje ubóstwo i na nadmiar nowych ojcowskich obowiązków35. Trzeba przyznać, że niekiedy żarty Kaliguli były wyjątkowo złośliwe – Aponiuszowi Saturninusowi, który podczas licytacji dóbr cesarskich uciął sobie drzemkę, lekko kiwając głową (co cesarz-żartowniś uznał za przytakiwanie) sprzedał trzynastu gladiatorów po astronomicznie wysokiej cenie dziewięciu milionów sestercjów!36 Innym razem, podczas zawodów poetyckich kazał ścierać nieudane wiersze gąbką, a te uznane za wyjątkowo bezwartościowe, poeci-grafomani musieli zlizywać z tablicy językiem37. Kiedy indziej ekwicie, który nie potrafił zachować się podczas występu tanecznego, kazał udać się do portu w Ostii i stamtąd 31. Swetoniusz, Żywoty cezarów, lib. IV c. 50-51. 32. Nad oskarżaniem o megalomanię trzeba się trochę zastanowić. Jeśli Kaligula zachowywał się jak pan całego świata i miał przesadne przekonanie o swojej wartości to nie można się z nim nie zgodzić, bo w rzeczywistości nim był!. 33. Roland Auget, Kaligula, s. 43. 34. Swetoniusz, Żywoty cezarów, lib. IV c .18. 35. Ibid., lib. IV c. 42. 36. Ibid., lib. IV c. 38. 37. Ibid., lib. IV c. 20.

Wehikuł Czasu nr 20/2015


HISTORIA popłynąć do Mauretanii. Miał wręczyć tam list królowi Ptolemeuszowi o treści „Temu, kogo do ciebie posłałem, nie świadcz ani dobra, ani zła38”. W źródłach antycznych znajdziemy także parę dobrych słów o Kaliguli. Możemy przekonać się, że był cenionym mówcą. Zdaniem Tacyta „…u Gajusza Cezara rozstrój umysłu nie wypaczył siły wymowy39”. Rzymski dziejopis wspomina jak młody Kaligula wygłosił mowę na pogrzebie swojej prababki Julii Augusty40. Nawet Swetoniusz cały rozdział swojego dzieła poświęcił pochwale wymowy cesarza. Według niego władca miał dużą łatwość w formowaniu przemów, był obdarzony doniosłym, czystym głosem. Cesarz całymi nocami pracował nad nowymi przemówieniami, które następnie wygłaszał wśród znajomych41. Chętnie uprawiał sport, powoził rydwanem, uprawiał fechtunek. Jednak szczególnie upodobał sobie taniec i śpiew. Z zamiłowaniem cesarza do sztuki scenicznej związana jest zabawna historia. Pewnego razu w środku nocy wezwano na Palatyn trzech byłych konsulów. Wydarci ze snu spodziewali się najgorszego. Tymczasem zostali poproszeni o zajęcie miejsc na estradzie i nagle wśród hałasu fletni, stukotu sandałów wyskoczył na scenę przebrany w płaszcz i tunikę do samej ziemi Kaligula, wykonał taniec ze śpiewem na ustach i znikł. Szereg pochwał pod adresem umiejętności cesarza Swetoniusz uszczypliwie podsumowuje słowami „Jakkolwiek tak bardzo pojętny w zakresie różnych umiejętności, pływać się nie nauczył”. Szczególnie interesujące wydają się badania psychologiczne przeprowadzone przez dr Thomasa Benediktsona. Okazuje się, że Kaligula mógł cierpieć na padaczkę skroniową, której przyczyną najczęściej jest uraz czaszki lub uszkodzenie skroniowych okolic mózgu w wyniku nieprawidłowego porodu. Według Benediktsona argumentami mogącymi popierać jego hipotezę są objawy występujące u Kaliguli np. fascynacja kwestiami komicznymi, zmiany zachowań seksualnych (w źródłach moglibyśmy zauważyć ich kilka – biseksualizm, homoseksualizm, transwestytyzm i hiperseksualizm), hipergrafia (cesarz całymi nocami układał mowy), poczucie specjalnego przeznaczenia w dziejach ludzkości, nieuzasadniona agresja, zaburzenia urojeniowe, nadmierne zainteresowanie filozofią i „zabobonny” ateizm. Kaligula otwarcie neguje istnienie bóstw, szydzi z religii, równocześnie obawiając 38. Ibid., lib IV c. 55. 39. Tacyt, Roczniki, lib. XIII c. 3. 40. Ibid., lib V c. 1. 41. Swetoniusz, Żywoty cezarów, lib. IV, c. 53.

Wehikuł Czasu nr 20/2015

się kary (strach przed zjawiskami atmosferycznymi)42. Oczywiście badania przeprowadzone dwa tysiące lat po zgonie pacjenta nie mogą całkowicie przedstawić stanu psychiki cesarza Gajusza. Kaligula nie był szaleńcem, tyranem ani psychopatą jak starożytni historycy chcieliby żebyśmy go widzieli, obdarzając go wszelkimi przymiotami złego władcy. Jako pierwszy z cesarzy rzymskich próbował wprowadzić autokratyczny system rządów, przez co spotkał się z potępieniem współczesnych mu warstw, wrogich wszelkim zmianom ustrojowym. Swoim zachowaniem, trudną do zinterpretowania grą polityczną i specyficznym poczuciem humoru, naraził się na miano osoby chorej umysłowo. Trawestacja rzeczywistości nie odpowiadała oczekiwaniom społeczeństwa rzymskiego. Jako panujący miał za zadanie budować jej strukturę i wprawiać w ruch, nie niszczyć. Kaligula przegrał wojnę toczoną ze środowiskiem senatorskim, skazując się tym samym na miano jednego z najgorszych władców w historii, które zostało mu niestety przytwierdzone na stałe przez dziejopisów związanych z obozem wygranych. Bibliografia: 1. 2. 3. 4. 5.

6.

Źródła Gajus Swetoniusz Trankwillus, Żywoty cezarów, przeł. Janina Niemirska-Pliszczyńska, Wrocław 1987. Józef Flawiusz, Wojna Żydowska, przeł. Jan Radożycki, Poznań 1980. Lucjusz Anneusz Seneka, O niezłomności mędrca [w:] Dialogi, przeł. Leon Joachimowicz, Poznań 1996. Philo, On the Embassy to Gaius, przeł. F.H. Colon, London 1962. Sekstus Aureliusz Wiktor, Księga o Cezarach, [w:] Brewiaria dziejów rzymskich, przeł Przemysław Nehring, Barbara Bibik, Warszawa 2010. Tacyt, Roczniki [w:] Dzieła Tom I, przeł. Seweryn Hammer, Warszawa 1957.

Opracowania: 1. Auget Roland, Kaligula, czyli władza w ręku dwudziestolatka, przeł. Wojciech Gilewski. 2. Benediktson Thomas, Caligula’s Madness: Madness or Interictal Temporal Lobe Epilepsy?, “The Classical World, Vol. 82, No.5 (1989). 3. Pollini John, A Pre-Principate Portrait of Gaius (Caligula)?, “The Journal of Walters Art Gallery Vol. 40 (1982). 4. Wardle David, Caligula’s Bridge of Boats – AD 39 or 40?, “Historia: Zeitschrift fur Alte Geschichte, Bd. 56, H. 1 (2007)”. 42. Thomas Benediktson, Caligula’s Madness: Madness or Interictal Temporal Lobe Epilepsy?, “The Classical World, Vol. 82, No. 5 (1989), s. 370-373.

27


HISTORIA

Hitler- czy takiego go znaliśmy? Führer we wspomnieniach kamerdynera, adiutanta i pomocnika Patrycja Chełminiak

A

dolf Hitler- kanclerz, wódz i twórca III Rzeszy. Człowiek, którego nazwisko wywołuje do dziś różnorodne kontrowersje i dyskusje. Zbrodniarz wojenny, odpowiedzialny za cierpienie i śmierć wielu tysięcy ludzi. Znany z żywiołowej gestykulacji, wybuchowości, ataków gniewu, jednak jakim był człowiekiem kiedy nie musiał występować publicznie? Jak wyglądał zwykły dzień owego dyktatora? Jak traktował swoich pracowników? Odpowiedziami na te pytania wydają się spisane wspomnienia osób, które były dość blisko Adolfa Hitlera, a mianowicie: kamerdyner Heinz Linge, adiutant Nicolaus von Below i inżynier oraz pomocnik Hitlera-Rochus Misch. Te trzy osoby spisały swoje wspomnienia z czasów, kiedy służyli Hitlerowi i mieli możliwość przebywania blisko niego. Tak, więc na podstawie ich relacji będzie można zobaczyć nawyki, przyzwyczajenia, a także pewne cechy charakteru Führera. Na pewno warto zwrócić uwagę na pierwsze spotkanie z wodzem. Linge wspomina, iż Hitler podał mu rękę, zapytał skąd pochodzi i ile ma lat. Dodaje też, że dla nich, młodych żołnierzy, był wtedy idolem, wywarło na mnie głębokie wrażenie1. Inaczej swoje spotkanie wspomina Mitsch, który zanim poznał Hitlera osobiście, pracował już jakiś czas w Kancelarii. Kiedy zobaczył Führera na własne oczy okazało się, że jego wyobrażanie i strach były wielkim błędem. Jego spostrzeżenia i odczucia najlepiej opisuje taki oto fragment z jego wspomnień: Wielki Hitler, którego przed chwilą zobaczyłem, nie był ani potworem, ani nadczłowiekiem. Hitler przestał być Hitlerem. Wydawał się zupełnie normalny. Mój strach zniknął całkowicie, a stał się bardziej łagodny, nie tak paraliżujący2. Natomiast najspokojniej podchodzi do spotkania z Adolfem Hitlerem Below. Zanim zaczął dla niego pracować, spotkał go już wcześniej dwa razy i został mu już w 1934 roku przedstawiony. Tym razem jego spotkanie miało być zupełnie inne, równoznaczne z pierwszym dniem pracy dla Führera. Mimo to, Below zachowuje opanowanie, bo jak stwierdza: „dla mnie to ponowne spotkanie było normalnym meldowaniem

się u nowego przełożonego, jakie było mi znane z dotychczasowej służby wojskowej”3. Każdy z tych panów spostrzega zachowania w miarę podobne, ale w różnych oczywiście sytuacjach. Zdarza się też, że każdy z nich zapisuje coś zupełnie „nowego” dla czytelnika, co nie ma odniesienia do innych spisanych wspomnień. Na szczególną uwagę zasługuje zwykły dzień Führera. Zawsze zgodnie z planem, wedle ustalonego porządku. Dzień Hitlera zaczynał się o godzinie jedenastej, odbierał pocztę, którą czytał w łóżku. Czytał też prasę i depesze. Następnie według wspomnień kamerdynera: golił się sam, zdejmował z wieszaka nocną koszulę, kładł ją na łóżko, brał kąpiel, zdejmował z wieszaka i zakładał ubranie przygotowane na dany dzień. Po czterdziestu minutach od obudzenia jadł skromne śniadanie w przylegającej do sypialni bibliotece. Za każdym razem była to herbata albo mleko, biszkopty lub chrupkie pieczywo i sok. (…) Podczas jedzenia czytał menu na obiad. Spośród dwóch zaproponowanych mu wegetariańskich dań wybierał jedno. Zawsze do obiadu zjadał też jabłko. „(...) Po śniadaniu Hitler witał się ze mną i swoimi adiutantami i szedł razem z nami do jednej z sal, gdzie prowadził rozmowy z zagranicznymi gośćmi i przedsiębiorcami. (…) Obiad, w którym uczestniczyło zazwyczaj od dziesięciu do dwunastu osób, Hitler kazał przyrządzać dopiero na godzinę 1430. (…) Obiad składał się zazwyczaj z zupy, drugiego dania i deseru. Napoje serwowano według życzeń poszczególnych gości. (…) Po obiedzie Hitler rozmawiał jeszcze przy herbacie z Hessem, Göringiem i innymi politykami lub wojskowymi. (…) Hitler udawał się chętnie do dolnej herbaciarni. Towarzyszył mu któryś z adiutantów albo ministrów zaproszonych na rozmowę4. Kolacja zazwyczaj zaczynała się o godzinie 2000. Przy kolacji towarzyszyło mu już niewielkie grono, a po posiłku wybierał z listy jakiś film, który zazwyczaj oglądano potem w salonie. Po posiłku udawał się do salonu i tam w gronie bliskich osób prowadził luźne rozmowy, a potem zapraszał na seans filmowy. Dzień miał swój finał przy kominku, gdzie podawano napoje alkoholowe

1. H. Linge Byłem kamerdynerem Hitlera, Warszawa 2010, s. 25. 2. R. Misch Byłem z Hitlerem do końca 1940- 1945, Warszawa 2006 s. 50.

3. N. von Below Byłem adiutantem Hitlera, Warszawa 2003, s. 17. 4. H. Linge, op. cit., s. 97-102.

28

Wehikuł Czasu nr 20/2015


HISTORIA i kontynuowano prowadzenie towarzyskich rozmów. Najwięcej ciekawostek i anegdot zamieszcza Linge. Zwraca uwagę na to, iż Hitler uważał, że nad nim czuwa opatrzność. Nie przez przypadek znalazł się na takim stanowisku i ufał, iż nic mu się nie stanie właśnie dzięki owej opatrzności, dlatego też nie bał się zamachów na swoje życie. Dość często mówi się, że Hitler wybuchał wielkim gniewem, atakami furii. Jednak czytając owe zapiski, wydaje się, że ten wrzeszczący dyktator potrafił się opanować i zachować spokój nawet w takich sytuacjach, kiedy każdy inny śmiertelnik już dawno zapłonąłby złością. Przykładem jest sprawa z generałem von Sauckenem. Otóż odmówił on Führerowi, gdy ten chciał by von Saucken podlegał Gauleiterowi Forsterowi, który odpowiadał za obszar Gdańska. Według świadków, von Saucken uderzył pięścią w stół i zakomunikował, że nie zamierza podlegać Gauleiterowi. Wydawać by się mogło, że Hitler wybuchnie gniewem, jednak ten próbował przekonać generała, w końcu ustąpił mu i powiedział: „No dobrze, Saucken, niech pan dowodzi samodzielnie”5. Jednak Linge stwierdza też stanowczo, że sprzeciwienie się Hitlerowi wprost jest równoznaczne z utratą życia. Jedną z kłótni przytacza Rochus Misch. Była ona między samym Führerem, a feldmarszałkiem Wilhelmem Keitelem. Z tego co autor wspomnień opisuje, najprawdopodobniej przyczyną awantury był fakt, że armaty dostarczone do portu w Revalu (Tallinn) nie zostały rozładowane z prawdopodobnego braku informacji na ten temat. Na próżno były usprawiedliwienia Keitela. Jak podaje Misch, Hitler ze złością krzyczał: Dlaczego nikt nie odebrał informacji? Jak w ogóle jest coś takiego możliwe? (…) Jak można wydawać właściwe rozkazy, skoro nie otrzymuje się właściwej informacji! To, co się stało, to wstyd i porażka, i to ja jestem za to odpowiedzialny! A straty! Wdowy i sieroty! Wszystkie one mogą być na mnie wściekłe!6 Potrafił zwolnić ludzi z błahego powodu. Taką sytuację przytacza Misch, wspominając zwolnienie Fritza Dargesa. Pewnego dnia kiedy to Hitler wypoczywał w ogrodzie i próbował czytać książkę, nagle mucha zaczęła uparcie krążyć wokół jego głowy. Führer próbował odgonić muchę, jednak nadaremno. Darges nie dość, że nie ukrywał swojego rozbawienia zaistniałą sytuacją to jeszcze nic nie zrobił by odgonić owada. Wobec tego Hitler oznajmił mu, że skoro on nie potrafi obronić go przed bestią (mając na myśli muchę), to nie potrzebuje u swego boku „ordynansa”. Adiutant 5. Ibidem, s.19. 6. R. Misch, op. cit., s. 170.

Wehikuł Czasu nr 20/2015

Hainz Linge- kamerdyner Adolfa Hitlera

zrozumiał, że jest to równoznaczne ze zwolnieniem go z pracy. Równie bezlitośnie karał kradzieże. Kiedy jego dwaj ordynansi przywłaszczyli sobie niektóre z prezentów urodzinowych Führera oraz ukradli obrazy i rzeźby, ten skazał ich na pobyt w obozie koncentracyjnym7. Pewnie większość ludzi to zdziwi, ale Hitler miał też ludzkie odruchy. Jego kamerdyner przywołuje w pamięci sytuację, kiedy to w czasie podróży do Palatynatu, dwóch młodych mężczyzn zatrzymało samochód z jadącym Hitlerem, nie zdając sobie sprawy z jak ważną osobistością zatrzymują owego mercedesa. Führer pozwolił im wsiąść, a kiedy się z nimi żegnał stwierdził, że pewnie będzie padać, więc powinni mieć w pogotowiu płaszcze. Jeden z nich odparł na to, że od dawna jest bezrobotny i nie stać go nawet na zwykły płaszcz. Wtedy Hitler narzucił mu na ramiona swój własny płaszcz podróżny8. Führer należał do osób, które troszczyły się o swoich pracowników. Wypytywał o ich zdrowie, palaczy ostrzegał przed negatywnymi skutkami tego nałogu. Rochusowi Mischowi dał w prezencie ślubnym czterdzieści butelek wina wraz z dołączoną własnoręcznie podpisaną kartką. Nicolaus von Below wspomina grudzień w 1937r. akcentując przy tym miły gest Führera. Otóż jego adiutanci mieli za zadanie sporządzić listy osób, którym należy z okazji świąt kupić prezenty. Na liście były zapisane żony ministrów Rzeszy najwyżsi dostojnicy partyjni, a także „domowy” personel Adolfa Hitlera. Za zakupienie prezentów odpowiadał Kannenberg, natomiast to Hitler decydował kto co ma otrzymać. Below wspomina, że wtedy dostał od Führera złoty zegarek kieszonkowy9. 7. H. Linge, op. cit., s. 55. 8. H. Linge, op. cit., s. 43-44. 9. N. von Below, op. cit., s. 60- 61.

29


HISTORIA Zdarzało mu się też interweniować w prywatne sprawy swoich współpracowników. Próbuje ich swatać, interweniuje, gdy dowiaduje się o romansach, godzi skłócone małżeństwa. Przykładem są sami Goebbelsowie. Kiedy do uszu Adolfa Hitlera doszło, że Joseph Goebbels ma romans z czeską aktorką filmową Lidą Baarovą, a Magda Goebbels postanawia się rozwieść i wyjechać z dziećmi do Szwajcarii, postanowił interweniować domyślając się, że inaczej dojdzie do potężnego skandalu. Przeprowadził z każdym z małżonków osobną rozmowę, wyjaśnił, że swoje prywatne problemy muszą podporządkować sprawom państwa i dlatego rozwód nie wchodzi w rachubę10. Jeśli chodzi o samego Führera to znajdujemy wzmianki o jego zdrowym stylu życia, zwłaszcza w kwestii zdrowego odżywiania. Był wegetarianinem, ale zdarzało mu się spożywać mięso. Był też wielkim smakoszem ciastek, jednakże dbał też o to żeby nie przytyć, gdyż uważał, że to mogłoby zaszkodzić jego wizerunkowi. Z tego powodu często zażywał środki przeczyszczające, a potem opium by uspokoić żołądek. Odmawiał spożywania napojów wyskokowych, ale zdarzało mu się przed niektórymi publicznymi wystąpieniami wypić szklaneczkę fernet- branca11. Z zapisków wynika, że cierpiał na problemy żołądkowe, jednak nie należał do osób, które się skarżyły na swój stan zdrowia i cierpliwie znosił ból. Podkreśla to zarówna Heins Linge jak i Rochus Misch. Obaj twierdzą, że po samym Hitlerze trudno było poznać czy coś mu dolega, bo zwyczajnie się nie skarżył. Z relacji wynika, że przed jakąś operacją zrezygnował ze znieczulenia, mówiąc wtedy: to, co moi żołnierze muszą cierpieć na froncie, ja też mogę znieść12. O Adolfie Hitlerze słyszmy też stwierdzenia, że nie należał do rozsądnych i trzeźwo myślących ludzi. Zdarza się dostrzegać u pewnych historyków kpinę z jego inteligencji czy zdolności. Spisane relacje zdają się jednakże pokazywać coś zupełnie odmiennego. Hitler znał i pamiętał każdego pracownika. Jego niezwykła pamięć nie dotyczyła tylko zapamiętywania pracowników, ale też, kiedy w sprawach spornych trzeba było sięgnąć do encyklopedii albo do podręcznika historii by dany spór zażegnać, potrafił nierzadko wskazać odpowiedni tom jaki miał przynieść Linge, a nawet zdarzało mu się pamiętać numer strony. Linge wspomina, że Hitler interesował się architekturą. Podobno często na stole dyktatora 10. Ibidem, s. 139. 11. R. Misch, op. cit., s.67. 12. H. Linge, op. cit., s.183.

30

leżały porozkładane projekty budowlane, różnorodne akcesoria używane przez architektów, często zaglądał do fachowej literatury, poprawiał szkice. Interesował się też marynarką, szkicował również okręty wojenne i ich uzbrojenie. Nicolaus von Below stwierdza, iż wiadomości Hitlera z zakresu budowy samolotów nie były takie jak wiedza dotycząca konstrukcji czołgów, dział czy też budowy okrętów13. Chodził do teatru i do opery. Dbał o każdy detal jak np. ułożenie kwiatów czy też wygląd stołu. Swoje przemówienia zawsze przygotowywał w ostatniej chwili, dyktując je swoim sekretarkom, żywo przy tym gestykulując. Jak każdy człowiek miał swoje dziwne przyzwyczajenia i nawyki. Jednym z nich było ciągłe pytanie o godzinę. Nie pomogło nawet zakupienie mu zegarka na urodziny, który po dwóch dniach i tak znalazł się w szufladzie jego biurka, ani rozstawienie zegarów w całej Kancelarii, by nie musiał co jakiś czas o to pytać, gdyż kazał owe rozstawione zegary zabrać z powrotem. Kolejnym nawykiem było ubieranie się ze stoperem. Ubierał się samodzielnie, ale jego kamerdyner Heinz Linge musiał stoperem mierzyć mu czas. Owy kamerdyner mógł jedynie mu zawiązać muszkę do fraka, jednakże i tu liczył się wyścig z czasem. Hitler zamykał wtedy oczy i głośno liczył, a Linge musiał jak najszybciej tę muszkę zawiązać. Gdy oznajmiał zakończenie zadania, Hitler otwierał oczy i sprawdzał efekt jego pracy. Jak widzimy Adolf Hitler to człowiek wielu twarzy. Potrafił wybuchnąć gniewem, ale również umiał zachować opanowanie. Troszczył się o swoich podwładnych, ale niewywiązywanie się ze swoich obowiązków, albo rozzłoszczenie go, skutkowało zwolnieniem pracownika. Miał swoje przyzwyczajenia, nawyki, niektóre możne nawet dziwaczne. Zwykły człowiek, który (o czym zresztą nie wolno zapominać) jest odpowiedzialny za śmierć wielu tysięcy ludzi, którzy swoje życie stracili w imię jakże kruchej i irracjonalnej wizji „idealnego świata” Führera. Bibliografia: 1. Below von Nicolaus, Byłem adiutantem Hitlera, Warszawa 2003. 2. LingeHeinz, Byłem kamerdynerem Hitlera, Warszawa 2010. 3. Misch Rochus, Byłem z Hitlerem do końca 1940- 1945, Warszawa 2006.

13. N. von Below, op. cit., s. 57.

Wehikuł Czasu nr 20/2015


HISTORIA

Junkers Ju-87 podczas Kampanii Wrześniowej Adrian Makuła

U

dział niemieckich Ju-87 w KampaniiWrześniowej miał niebagatelny wpływ na skuteczność działań Luftwaffe podczas inwazji. Zasadniczą misją Luftwaffe w operacji przeciwko Polsce była eliminacja Polskiego lotnictwa wojskowego. Celami zaś drugorzędnymi, było zakłócanie mobilizacji i rozwoju sił polskich oraz wsparcie własnych jednostek na kierunkach natarcia. W przededniu II Wojny Światowej, Luftwaffe pod kierownictwem Hermanna Göringa, zgromadziła imponującą liczbę 41721 samolotów. Na granicy z Polską ulokowano siły 1 Floty powietrznej dowodzonej przez gen. Kesserlinga, mającej za zadanie wsparcie powietrzne Grupy Armii Północ. 4 Flota powietrzna dowodzona przez byłego dowódcę austriackich sił powietrznych gen. Löhra, miała za zadanie wsparcie Grupy Armii Południe. W szeregach Luftwaffe na dzień 1 września 1939 roku znajdowało się 366 bombowców nurkujących Junkers Ju-87B. Wersja ta zastąpiła w formacjach liniowych wersję A, od której różniła się zmienioną obudową goleni podwozia, dodaniem drugiego karabinu w załomie lewego skrzydła oraz syrenami uruchamianymi pędem powietrza, które służyły za broń psychologiczną, zdobyły one potem miano „trąb jerychońskich”. Samoloty te były przydzielone do 9 dywizjonów i jednej eskadry. 1 Flota powietrzna miała do dyspozycji 4 dywizjony (II. i III./ St. G 2, IV. (St)/LG 1, I./St G 1) oraz eskadrę 4. (St)/Tr.Gr. 186 przygotowaną dla nieukończonego wtedy lotniskowca KMS Graf Zeppelin. W jego składzie, znajdowały się Ju-87 w wersji C ze wzmocnioną konstrukcją, krótszymi skrzydłami przystosowanymi do składania oraz haka hamującego i zaczepu do katapulty. 4 Flota powietrzna dysponowała zaś 4 dywizjonami Ju-87B, były to: I./St. G 2, I./St. G 76, Stab I. i II/St. G 77, a od 8 września do tego grona dołączył III./St. G 512. 1 września 1939 roku nadszedł długo wyczekiwany przez załogi Stukasów dzień. O 4.26 klucz junkersów z 3./St. G1 dowodzony przez porucznika Bruno Dilleya wystartował z lotniska pod Elblągiem. Ich zadaniem było uniemożliwienie żołnierzom polskim wysadzenie 1.Cynk Jerzy, Siły lotnicze Polski i Niemiec Wrzesień 1939, Warszawa 1989, str. 150. 2. Murawski Marek, Luftwaffe – Działania bojowe, Warszawa, 1998, str. 56.

Wehikuł Czasu nr 20/2015

mostu kolejowego na Wiśle w Tczewie, który miał strategicznie ważną rolę w ofensywie niemieckiej. Tędy miało płynąć zaopatrzenie z Rzeszy dla wojsk operujących z terenów Prus Wschodnich. O godzinie 4.43 załogi Stukasów dokonały bombardowania pozycji polskich. Każdy z nich wyposażony był w jedną bombę 250 kilogramową oraz cztery 50 kilogramowe. Jednak skuteczne bombardowanie przyniosło tylko chwilowe korzyści, gdyż niemiecki pociąg pancerny mający za zadanie zdobycie mostu, został zatrzymany na stacji w Szymankowie przez żołnierzy i kolejarzy polskich, pozwalając saperom na połączenie przerwanych kabli biegnących wzdłuż torowiska i w rezultacie wysadzenie mostu przed przybyciem oddziałów niemieckich. Tego samego dnia o 4.45 z lotniska w Nieder Ellguth wystartowała grupa 21 junkersów z I./St. G 2 w kierunku lotniska Rakowice. Po zbombardowaniu hangarów i urządzeń lotniska jeden ze Stukasów (T6+GK), pilotowany przez sierżanta Franka Neuberta osiągnął pierwsze zwycięstwo powietrznie w II Wojnie Światowej. Podczas lotu powrotnego na północny zachód od Krakowa, niedaleko lotniska w Balicach, sierżant Neubert zauważył samotnie lecącego Ju-87 atakowanego przez dwa polskie myśliwce. Po zbliżeniu się na dogodną odległość oddał serię do jednego z samolotów. Zgodnie z późniejszymi relacjami pilota, dopiero po trzecim ataku nieprzyjacielska maszyna eksplodowała w powietrzu, rozpadając się w kuli ognia. Zestrzelona maszyna, PZL P.11c była pilotowana przez kapitana Medweckiego3. 3 września nurkowce Luftwaffe osiągnęły jednej z największych sukcesów podczas Kampanii Wrześniowej. Stukasy z eskadry 4./186 dokonały nalotu na port na Helu, trafiając dwiema bombami największy okręt Polskiej Marynarki Wojennej, stawiacz min ORP Gryf, okręt ten ciężko uszkodzony, został dobity popołudniu przez wodnosamoloty z eskadry 3./506. Również niszczyciel ORP Wicher został trafiony dwiema bombami z samolotów, za których sterami zasiadali porucznik Rummel i podporucznik Lion. W wyniku uszkodzeń okręt zatonął. Po trzech dniach bombardowań polskich lotnisk, Luftwaffe skupiło uwagę na niszczeniu celów drugorzędnych. Ostrzeliwano drogi kolejowe, szosy, 3. Ibidem, str. 58.

31


HISTORIA

Ju-87

niszcząc linie telegraficzne, bombardowano brody na Bzurze. Od 5 września dokonywane były naloty na Warszawę. 8 września junkersy zbombardowały stanowiska artylerii na Pradze, 24 września zaś zostały zbombardowane: elektrownia, wodociągi oraz gazownia, wywołując liczne pożary w mieście. Brały również udział podczas największego bombardowania Warszawy 25 września. Po upadku stolicy, w dniach 26-27 września, zrzucały bomby na twierdzę Modlin4. Bilans strat po zakończeniu działań wojennych w Polsce wynosił wśród Stukasów 28 całkowicie zniszczonych maszyn i ok. 205 poważnie uszkodzonych. W wyniku całkowitej dominacji przestrzeni powietrznej straty te można w większości przypisać skuteczności polskiej artylerii przeciwlotniczej. Najlepszym podsumowaniem działań junkersów we wrześniu 1939 roku jest fragment podsumowania sporządzonego przez OKW odnośnie działań Luftwaffe: Lotnicy szturmowi i piloci nurkowców, w najściślejszej współpracy z oddziałami armii lądowej nieprzerwanie atakowali fortyfikacje lądowe, bunkry, baterie artylerii, miejsca koncentracji, drogi przemarszu i wyładunku jednostek nieprzyjaciela. Dzięki ich pogardzie śmierci, pozwolili oni zaoszczędzić wojskom lądowym nieskończenie wiele krwi oraz przyczynili się w najwyższym stopniu całkowitego sukcesu6.

Bibliografia

1. Cynk Jerzy, Siły lotnicze Polski i Niemiec Wrzesień 1939, Wydawnictwa Komunikacji i Łączności, Warszawa, 1989. 2. Dressel Joachim Griehl M., Samoloty profile 2/1999, Junkers Ju 87A, Agencja Wydawnica CB. 3. Mitchman Samuel, Asy lotnictwa III Rzeszy, wyd. Bellona, Warszawa 2009. 4. Murawski Marek, Luftwaffe – Działania bojowe, wyd. Lampart, Warszawa, 1998. 5. Rzepniewski Andrzej, Wojna powietrzna w Polsce – 1939, wyd. Wojskowy Instytut Historyczny, Warszawa, 1970. 6. Wieczorkiewicz Paweł, Kampania 1939 roku, Krajowa Agencja Wydawnicza, Warszawa 2001.

4. Mitchmam Samuel: Asy lotnictwa III Rzeszy, Warszawa 2009, str. 86. 5. Cynk Jerzy: op.cit., str. 220 6. Murawski Marek: op. cit., str. 68.

32

Wehikuł Czasu nr 20/2015


HISTORIA

Wołyńska Brygada Kawalerii - chwała oręża polskiego Jacenty Miłek

W

Polsce tradycja walk konnych sięga początków państwa. Epoka rycerska, bitwa pod Grunwaldem, czasy słynnej na całą Europę husarii ze zwycięską bitwą Jana III Sobieskiego pod Wiedniem w 1683 roku, następnie okres wojen napoleońskich ze słynną szarżą w wąwozie Somosierra (1808 rok) torującą marsz cesarza Francuzów na Madryt, to przypomnienie sukcesów bojowych formacji jazdy w Polsce. Kontynuatorką tych wspaniałych osiągnięć oręża polskiego była II Rzeczpospolita, powstała po 123-letniej niewoli. Kawaleria, jej dynamika działań, ruchliwość, mobilność, jak na owe czasy była atutem w starciu, w wojnie z bolszewikami w 1920 roku. Przykładem działań wielkich jednostek konnych z tej wojny była armia dowodzona przez Siemiona Budionnego tzw. Konarmia ukazująca siłę związków kawaleryjskich tamtych czasów. Polska też posiadała silne zgrupowania kawalerii stanowiące o naszej wygranej batalii z bolszewikami ( Komarów 31.08.1920 roku). Po wygranej wojnie z bolszewikami nastawienie dowództwa naszej armii do związków kawaleryjskich było bardzo przychylne. Właśnie to nastawienie dowództwa zaważyło na rozwoju wojska polskiego, gdzie nasi sąsiedzi: Niemcy i ZSRR wycofywali ze służby oddziały konne a zaczęli masowo rozwijać wojska pancerne z wielką ilością czołgów i wozów pancernych. Polska sformowała zaledwie jedną jednostkę pancerną 10 Brygadę Pancerno- Motorowa płk Maczka (w założeniu miało powstać tych brygad cztery). W okresie dwudziestolecia międzywojennego Polska posiadała tylko 11 Brygad Kawalerii, a między innymi Wołyńską Brygadę Kawalerii. Wołyńska Brygada Kawalerii powstała z Brygady Kawalerii „Równe” 01.04.1937 roku. Dowódcą był na początku płk Adam Korytowski (późniejszy generał) a w czerwcu 1939 roku stanowisko to objął płk Julian Filipowicz, dowodzący poprzednio 3 Pułkiem Strzelców Konnych w Wołkowysku. Wołyńska Brygada Kawalerii składała się z następujących jednostek: • 19 Pułku Ułanów Wołyńskich, • 21 Pułku Ułanów Nadwiślańskich, • 2 Pułku Strzelców Konnych,

Wehikuł Czasu nr 20/2015

• 2 Dywizjonu Artylerii Konnej im. Gen. Józefa Sowińskiego, • 8 Szwadronu Pionierów, • 4 Szwadronu Łączności, • 21 Dywizjon Pancerny, 11 Batalion Strzelców z 84 Pułku Piechoty - Brygada wchodziła w skład Armii „Łódź” gen. Rómmla i dodatkowo wzmacniano ją 12 Pułkiem Ułanów Podolskich z Kresowej Brygady Kawalerii i pociągiem pancernym nr 53. Generał Juliusz Rómmel powierzył brygadzie obronę południowego skrzydła armii pod miejscowością Mokra. Pułkownik Filipowicz zmuszony był rozmieścić swoje nieliczne siły na długim odcinku frontu, a mianowicie obsadził 19 i 21 Pułkiem Ułanów wjazd na polanę przed miejscowością Mokra, która składała się z trzech wiosek Mokra I, II, III. 2 Dywizjon Artylerii Konnej zajął pozycje bliżej nasypu kolejowego magistrali węglowej łączącej Śląsk z portem w Gdyni. Natomiast 12 Pułk Ułanów i 2 Pułk Strzelców Konnych znajdowały się w obwodzie. Przeciwnikiem naszej brygady była 4 Dywizja Pancerna gen. G. H. Reinhardta dysponująca blisko 13 tys. żołnierzy, około 300 czołgami i 140 samochodami pancernymi. Nasze siły liczyły około 7 tys. ludzi z 16 armatami polowymi i 22 działami przeciwpancernymi 37mm, 13 czołgami rozpoznawczymi TKS3 i 9 samochodami pancernymi mjr Glińskiego z 21 Dywizjonu Pancernego. Wielkim wsparciem był pociąg pancerny nr 53 pod dowództwem kpt. Malinowskiego, który przez cały dzień wspierał działania Brygady Wołyńskiej. Pociąg ten przyczynił się do rozbicia kolumny pancernej pobierającej paliwo do swych wozów bojowych została ona prawie doszczętnie zniszczona. Całodniowy twardy bój wygrała nasza brygada, gdyż w tym czasie wróg nie posunął się ani o kilometr w głąb naszego terytorium. Zadaniem 4 Dywizji Pancernej było możliwie jak najszybciej działając po osi szosy piotrkowskiej dotrzeć i zdobyć Warszawę. Twardy opór polskiego żołnierza zniweczył plany wroga. Tacy żołnierze, jak kapral Jan Suski z 2 Pułku Strzelców Konnych mogą stanowić wzór bohaterstwa, zniszczył on, kierując ogniem armatki przeciwpancernej osiem czołgów niemieckich, podobnych i innych przykładów można podać znacznie więcej. Straty niemieckie sięgały około 150 czołgów i samochodów pancernych, straty polskie to około 33


HISTORIA

Panzer II

600 poległych żołnierzy i częściowo zniszczony sprzęt wojenny, stracono 5 dział. Bohaterska brygada w następnych dniach kampanii wrześniowej opóźniała w miarę swoich możliwości postępy wojsk niemieckich. Na szlaku odwrotu znajdowały się miejscowości, pod którymi nasi żołnierze walczyli i oddawali swe życie za ojczyznę. Oto pokrótce dalsze wojenne losy Wołyńskiej Brygady Kawalerii 2 września Wołyńska Brygada Kawalerii walczyła pod Ostrowami z niemiecką 4 Dywizją Pancerną. 3 września wykonała wypad na Kamieńsk, gdzie zniszczono cysterny z paliwem niemieckiej 1 Dywizji Pancernej. 8 września toczyła ciężki bój pod Wolą Cyrusową, a 9 września pod Chlebowem. 13 września walczyła o wieś Cyganka, była to ostatnia potyczka, w której brygada występowała jako zwarta jednostka. 12 i 21 pułk uczestniczyły w obronie Warszawy do 28 września 1939 roku. Pozostałe siły weszły w skład Frontu Północnego, gen. Stefana DębaBiernackiego i walczyły z niemiecką 68 Dywizją Piechoty pod Krasnobrodem i Hutą Różaniecką. Chlubne dzieje Wołyńskiej Brygady Kawalerii i jej ośrodka zapasowego kończą walki z armią sowiecką pod miejscowością Busk. 25 września reszta grupy skapitulowała przed Niemcami w okolicy Rawy Ruskiej. Tak kończy się wojenny szlak Wołyńskiej Brygady Kawalerii w obronie Polski, we wrześniu 1939 roku. Bohaterstwo i umiłowanie ojczyzny naszego żołnierzakawalerzysty nawiązuje do najchlubniejszych kart naszej historii tej broni i narodowej tradycji tak silnie związanej z formacjami konnymi. Nie sposób wymienić wszystkich zdarzeń, 34

ludzi, okoliczności, które cechowały tę waleczną i bohaterską jednostkę. Na koniec wspomnieć trzeba o kadrze dowódczej brygady, jej niezłomnej woli zwycięstwa, harcie ducha i doskonałemu dowodzeniu pułkami i jednostkami. Płk Filipowicz zasłużył na miano świetnego żołnierza i zawodowego kawalerzysty. Pomimo pokutującego w opinii znawców historii przekonania, że kawaleria to anachronizm, działania tych formacji w kampanii wrześniowej przyniosły znakomity skutek. Były to jednostki bardziej zwrotne i mobilne od maszerującej piechoty przez co starały się «łatać” dziury pękającego ustawicznie frontu polskiego. Wołyńska Brygada Kawalerii i pozostałe brygady w armii polskiej mogą stanowić wzór wszelakich cnót żołnierskich, a pamięć o nich pozostanie w nas na zawsze.

Bibliografia:

1. Stanisław Piotrowski, W żołnierskim siodle, 1979 2. Krzysztof Józef Skrzesiński, Wołyńska Brygada Kawalerii - Żelazna Brygada, 2012

Wehikuł Czasu nr 20/2015


HISTORIA

Media pod krytycznym okiem Kościoła. Zarys historyczny Przemysław Sołga

W

ypowiedzi poszczególnych papieży na temat mediów pojawiały się paralelnie do odkrywania przez człowieka coraz to nowszych środków masowego przekazu. Można w nich dostrzec stopniową ewolucję, jaką przechodziła kościelna doktryna medialna, której zwieńczeniem był Sobór Watykański II. 26 I 1861 r. zostaje wydany pierwszy numer „L’Osservatore Romano”, które papież Pius IX mianował pismem watykańskim1. W 1865 roku wydano pierwszy numer „Przeglądu katolickiego”, będącego najstarszym polskim pismem katolickim2. Już papież Grzegorz XVI w encyklice Mirari Vos z 1832 r. potępił te pisma, które rozpowszechniały tezy pozostające w jawnej sprzeczności z nauką Kościoła3. Środkiem zaradczym przeciwko nim miały być te budujące wiarę, na co zwrócił uwagę Pius IX w encyklice Nostis et Nobiscum z 1849 r4. Idąc w ślady swojego poprzednika, papież Leon XIII wskazywał na konieczność rozwoju pism katolickich, które powinny mieć szeroki zasięg i ukazywać się możliwie jak najczęściej, najlepiej codziennie5. Nie dziwi fakt, że aktywność Kościoła zaistniała w prasie, tym bardziej że w dostępnych drukach ludzie niemal od samego początku byli narażeni na gorszące treści. Św. Maksymilian Kolbe mawiał podobno, że katolicy lubując się w prasie, w której drwi się z ich wiary, sami płacą za coś, co przysparza im hańby6. Nie umknęło papieskiej uwadze pojawienie się kinematografii. Pierwszy film w Polsce, nakręcony w 1908 roku przez operatora Józefa Mayera, nosił tytuł „Antoś po raz pierwszy w Warszawie”7. W encyklice Viliganti Cura papież Pius XI dostrzegł wyższość słowa drukowanego nad przekazem kinematograficznym: Powodzenie jego (filmu – P. S.) wypływa stąd, że bezpośrednio przemawia do wyobraźni. Żywe obrazy sprawiają radość i bez trudu są zrozumiałe nawet dla 1. Ks. Jan Chrapek CSMA, Jerzy Góral, Zarys historii ważniejszych wynalazków z dziedziny masowego komunikowania oraz wypowiedzi Kościoła na temat środków masowego przekazu, w: Kościół a środki społecznego przekazu, pod red. Jana Chrapka CSMA, Warszawa 1990, s. 198. 2.Ibidem, s. 199. 3. Grzegorz XVI, encyklika Mirari Vos, nr 15. 4. Pius IX, encyklika Notis et Nobiscum, nr 15. 5. Leon XIII, encyklika Etsi nos, nr 17. 6. Ks. W. Kulbat, O Bogu-wierze-nauce-miediach-ewangelizajci, Łódź 2014, s. 201. 7. Bp A. Lepa, Pedagogika Mass mediów, Łódź 2007, s. 67.

Wehikuł Czasu nr 20/2015

umysłów pierwotnych i mało wyrobionych, które lubują się w rzeczach konkretnych i nie chcą, albo nie umieją, rozumować ani ze skutków wnosić na przyczyny. Czytanie zaś, a nawet słuchanie wymaga pewnego napięcia uwagi; widowisko kinematograficzne zaś, podając nieprzerwany szereg gotowych obrazów, nie wymaga takiego wysiłku. Skuteczność jego działania powiększa się jeszcze, jeżeli film jest dźwiękowy8. Papież nawoływał do czujności, by bacznie dobierać odpowiednie filmy stwierdzając, że bezsensowne przynoszą szkodę duszy, jednak te widowiska kinematograficzne, które niosą szlachetne treści, mogą być zbawienne dla ludzi9. We współczesnej kulturze znaczenie słowa pisanego, którego zrozumienie wiąże się z wysiłkiem intelektualnym, zostało zmarginalizowane na rzecz hegemonii obrazu, co niesie niebezpieczeństwo podatności na manipulację oraz generuje kulturę ludyczną, spychając na drugi plan kulturę wyższą10. Papież Paweł VI protestował, kiedy nowocześni obserwatorzy imputowali mu, iż za mało uwagi poświęca dla cywilizacji obrazu, podczas gdy właśnie nastała jej era. Ojciec Święty stanowczo zaprotestował, wyrokując w adhortacji apostolskiej Evangelii nuntiandi, że słowo „zawsze posiada wyższość i skuteczność, zwłaszcza gdy niesie z sobą moc Bożą”. Odniósł się wówczas do socjologów i psychologów przychylnych stanowisku, jakoby era słowa stała się przeżytkiem na rzecz ery obrazu11. Papież Pius XII już na początku swojego pontyfikatu, w 1954 roku powołał Papieską Radę ds. Filmu, Radia i Telewizji, a 3 lata później opublikował encyklikę Miranda Prorsus, będącą pierwszym dokumentem papieskim traktującym o środkach masowego przekazu12. Papież określił w niej telewizję mianem wyniku ludzkiego geniuszu i daru od Boga, którym jednak należy rozporządzać zdroworozsądkowo, do 8. Pius XI, Encyklika Viliganti Cura, nr 18. 9. Tamże, nr 19-30. 10. G. Łęcicki, Media wizualne a katecheza: zagrożenia, wyzwania, zastosowania, „Kultura-Media-Teologia, nr 5 2011, s. 74. 11. Bp A. Lepa, Pedagogika mass mediów, Łódź 2007, s. 181. 12. B. Secler, Kościół i media. Następstwa dekretu „Inter mirifica”, w: Między historią, politologią a medioznawstwem, pod red. Tadeusza Wallasa, Poznań 2010 s. 210.

35


HISTORIA czego zobowiązani są zwłaszcza katolicy13. Papież nad tym, by przekazywane wartości były prawdziwe dostrzegł, iż wraz z postępem technicznym ludzie i rzetelne, ciąży na władzy świeckiej20. Jednocześnie oddalają się od Boga, jednak tym, co wyróżnia zachęca do tego, aby dokonywać opiniowania oraz encyklikę Piusa XII od poprzednich dokumentów wartościowania treści. Staje murem za młodzieżą, traktujących o omawianej tematyce jest to, że miejsce która mogłaby paść ich ofiarą21. W dekrecie można zakazów zajęły w niej praktyczne wskazania jak dostrzec trzy podstawowe aspekty wolności mediów: korzystać z mediów14. Najwyraźniej już wtedy Kościół informacja, jej przekaz i sfera moralna człowieka22. dostrzegł, że przeniknięcie mass mediów do życia Pojawiły się jednak głosy, że dokument jest bardzo społecznego jest na tyle głębokie, że ich marginalizacja ogólnikowy i ortodoksyjny w treści, tak, iż w zasadzie w duszpasterstwie jest trudna do zaakceptowania nie wnosi nic nowego do katolickiej nauki o mediach, i mogłaby przynieść szkodę dla wiernych. lecz jest jedynie powtórzeniem tego, co zostało W swoich dokumentach Kościół dostrzegał zarówno powiedziane do tej pory23. Głosy te były najbardziej szanse, jak i zagrożenia intensywne w Stanach płynące z nowych Zjednoczonych sposobów komunikacji i Kanadzie, gdzie nauka międzyludzkiej, nawet, o mass mediach była jeśli ogółem nie był najbardziej rozwinięta do nich nastawiony i to właśnie w tych zbyt entuzjastycznie. krajach rozpoczęto Prawdziwy przełom przygotowywania do miał przynieść dopiero kolejnej instrukcji, która Sobór Watykański II została opublikowana i ogłoszony przezeń 23 maja 1971 roku przez dekret Inter Mirifica. Papieską Komisję ds. Ojcowie Soboru Śródków Masowego dostrzegli, że praca przekazu pod nazwą duszpasterska, w której Communio et Progressio Papież Pius XII udziela audycji radiowej w 1947 r. zabraknie miejsca (Zjednoczenie 24 dla środków masowego przekazu w dzisiejszych i Postęp) . Wytyczono w niej główne zadanie, przed czasach może być bardzo utrudniona, a być może jakim stoją mass media: pomoc w generowaniu postępu nawet niemożliwa15. Cytowany już wcześniej, św. ludzkości oraz integrację więzi społecznych. Zwraca Maksymilian Kolbe, parafrazując Piusa X powiedział, że się w niej także uwagę na to, że wzorce kulturowe, jeśli zaniecha się rozwoju prasy katolickiej, budowanie które eksponują media, a które z kolei bezkrytycznie kościołów i głoszenie kazań może się okazać rzeczą niejednokrotnie przyjmuje odbiorca, nie zawsze są daremną16. W dokumencie soborowym podkreślano zgodne z etyką katolicką, zaś zadaniem Kościoła jest prawo opinii publicznej17 do informacji, która przestrzeganie wiernych przed przekazami mogącymi powinna szanować godność ludzką tak przy zbieraniu nieść zagrożenie dla wiary25. Warto zwrócić w tym wiadomości, jak również przy ich publikowaniu18. miejscu uwagę na odzew ze strony mediów liberalnych, Sobór przestrzega przed nieograniczoną wolnością gdzie Kościół przedstawia się, jako instytucję słowa, w której także winny mieć należne miejsce zagrażającą demokracji, dążącą do klerykalizacji życia ogólnie przyjęte zasady moralne19. Obowiązek kontroli społecznego26. Znany publicysta Adam Michnik miał nawet powiedzieć, że „Jan Paweł II nie lubi zachodniej cywilizacji, w której dostrzega rozbrat ze światem 13. J. Mróz, Proces formowania się podstaw katolickiej doktryny medialnej w XIX I XX wieku, „Pedagogika Katolicka” nr 2 (1/2008), s. 172. 14. Ibidem. 15. Ibidem, s. 211. 16. Ks. W. Kulbat, op. cit., s. 222. 17. Jako pierwszy pojęcia „opiniones publicae” użył prawdopodobnie Erazm z Rotterdamu w 1501 r., choć jej pierwociny można dostrzec już na kartach Biblii. Zob. B. Secler, op. cit., s. 2011. 18.B. Secler, op. cit., s. 211. 19.J. Mróz, op. cit., s. 173.

36

20.Ibidem, s. 173-174. 21. Ibidem, s. 212. 22. Ibidem, s. 173. 23. Ibidem, s. 174. 24. B. Secler, op. cit., s. 2013. 25. J. Mróz, op. cit., s. 174. 26. B. Stanisławczyk, Prasa jako forum ideologicznego ataku liberalnej lewicy na Kościół katolicki, „Kultura-Media-Teologia” nr 15 2013 s. 94.

Wehikuł Czasu nr 20/2015


HISTORIA wartości”27. Dziś zwraca się uwagę na takie zagrożenia, jak niebezpieczeństwo uzależnienia od Internetu, w które mogą popaść także duchowni, czy też tzw.: „cyfrowa przepaść” uwypuklająca podział na kraje bogate i biedne, co uwidacznia się właśnie za sprawą m. in. sieci28. Kościół w Internecie pojawił się już w połowie lat dziewięćdziesiątych. W 1995 roku przy jej pomocy po raz pierwszy opublikowano Bożonarodzeniowe orędzie papieża Jana Pawła II wraz z życzeniami podanymi w 54 językach. 36 Światowy Dzień Środków Społecznego Przekazu był poświęcony w całości kwestii Internetu. Jeżeli chodzi o zagrożenia płynące z sieci, Jan Paweł II zwracał uwagę m. in. na depersonalizację wirtualnej relacji29. Mówi się, że wejście w taką a nie inną stronę internetową jest wynikiem wolnej woli człowieka i jeśli wchodzi na stronę eksponującą gorszące treści, robi to z własnej woli, a takie zachowanie należy tłumaczyć raczej problemami osobowymi30, jednak pamiętać należy o tym, że Internet daje o wiele łatwiejszy dostęp do wulgarnych treści niż inne media, trudno poddający się kontroli, na który narażeni są zwłaszcza ludzie młodzi, u których wolitywna sfera osobowości nie jest jeszcze w pełni ukształtowana. W adhortacji apostolskiej Familiaris Consortio papież Jan Paweł II znalazł na tą sytuację środek zaradczy apelując, aby rodzice, którzy nie mają fizycznej możliwości kontroli swoich dzieci, sami własnym przykładem suplikowali swoje pociechy o właściwy dobór przekazywanych treści płynących z mediów31. Jan Paweł II stwierdził: Kościół podchodzi do tego nowego środka międzyludzkiej komunikacji z realizmem i zaufaniem. Internet, podobnie jak inne narzędzia komunikacji, jest środkiem, a nie celem samym w sobie. Może on stworzyć doskonałe warunki do prowadzenia ewangelizacji, pod warunkiem, że będziemy zeń korzystać w sposób kompetentny, z pełną świadomością jego zalet i wad. Nade wszystko zaś Internet, jako narzędzie, które dostarcza informacji i rozbudza nasze zainteresowania, może stać się okazją do pierwszego spotkania z chrześcijańskim przesłaniem32. Papież miał też powiedzieć: W kulturze, która karmi się zjawiskami przelotnymi, istnieje niebezpieczeństwo,

że ludzie będą skłonni przypisywać większe znaczenie faktom niż wartościom. Internet w sposób bardzo radykalny zmienia psychologiczny stosunek człowieka do czasu i przestrzeni. Gdyż całą swą uwagę skupia na tym, co konkretne, użyteczne i łatwo dostępne, może zabraknąć motywacji do podjęcia głębszej refleksji. Nie ulega, zatem wątpliwości, że Internet – choć nigdy nie zdoła zastąpić głębokiego doświadczenia Boga, które dostępne jest jedynie na drodze żywego, liturgicznego i sakramentalnego uczestnictwa w życiu Kościoła – jako ważne uzupełnienie może zarówno pomóc w przygotowaniu na spotkanie z Chrystusem we wspólnocie, jak i w stawianiu pierwszych kroków na drodze wiary33. Internet może posłużyć, jako świetne narzędzie do ewangelizacji. Pojawia się pojęcie „cybermisji” i „cybermisjonarzy” w odniesieniu do osób, którzy dzieło ewangelizacji realizują w cyberprzestrzeni34. Istnieje nawet specjalna modlitwa do św. Izydora, patrona Internetu, do odmawiania przed skorzystaniem z sieci35. W orędziu na 47 Dzień Śródków Masowego Przekazu, papież Benedykt XVI stwierdził m. in., że w krajach, gdzie chrześcijanie stanowią mniejszość, społeczne sieci cyfrowe mogą pogłębiać poczucie więzi z pobratymcami w wierze36. Stwierdził jednocześnie, że media społecznościowe wymagają zaangażowania wszystkich osób37. Papież sugerował, że mądrze użyte mogą być budujące dla ludzkiego rozwoju duchowego, wskazując jednocześnie, że bezpośrednia relacja między osobowa ma przewagę nad tą nawiązaną przy użyciu środków cyfrowych, gdzie główne ograniczenia stanowią: stronniczość interakcji, tendencja do przekazywania tylko niektórych części swojego wewnętrznego świata, ryzyko popadnięcia w rodzaj budowy wizerunku samego siebie, który może ulegać samozadowoleniu38. Dobitnie oddają to jego słowa: Dzisiaj niemało młodych ludzi, oszołomionych nieskończonymi możliwościami, jakie dają sieci informatyczne czy inne technologie, nawiązuje formy komunikacji, które nie przyczyniają się do wzrostu w człowieczeństwie, lecz przeciwnie – grożą powiększeniem się poczucia samotności

27. Ibidem. 28.D. Kuczwał, Internet w duszpasterstwie Kościoła katolickiego, „Perspectiva. Legnickie Studia Teologiczno- Historyczne”, nr 1/2009, s. 87-88. 29. Ibidem, s. 89. 30. Ibidem. 31. J. Mróz, op. cit., s. 176. 32. http://www.opoka.org.pl/biblioteka/P/PR/droga_201407_ internet.html (edycja 14. 08. 2014).

33.Cyt za: D Kuczwał, op. cit., s. 77. 34. Ibidem, s. 83. 35. Ibidem, s. 78. 36. http://www.vatican.va/holy_father/benedict_xvi/messages/ communications/documents/hf_ben-xvi_mes_20130124_47thworld-communications-day_pl.html (edycja 14. 08. 2014). 37. Ibidem. 38. http://info.wiara.pl/doc/716950.Bezposrednie-relacjewazniejsze-niz-wirtualne (edycja 14. 08. 2014).

Wehikuł Czasu nr 20/2015

37


HISTORIA

Papież Pius XI słucha koncertu emitowanego przez radio

i odosobnienia39. Od 29 maja 2009 roku konto papieża Benedykta XVI zostało udostępnione na facebook-u. Na koncie papieża istniała m. in. możliwość słuchania jego przemówień oraz wysyłania e-kartkki z życzeniami40. 12 grudnia 2012 roku papież wysłał też swojego pierwszego tweeta na Twitterze, odpowiadając również na klika pytań wybranych spośród nadesłanych z całego świata.41 Po wyborze Benedykta XVI na Stolicę Piotrową utworzono specjalny adres poczty elektronicznej: benediktxvi@vatican.va, na który można było nadsyłać życzenia. To właśnie Joseph Ratzinger zwracał uwagę na współczesną klerykalizację liturgii, w której kapłan odgrywa niemal medialną rolę, a coraz mniej w tym wszystkim widać samego Boga, zapominając, że to zawsze Bóg powinien być punktem odniesienia i na pierwszym miejscu42. Psycholog David Greenfield udowodnił, że dla 30% użytkowników Internetu to nic innego, jak specyficzny mechanizm obronny stanowiący pomost do ucieczki od rzeczywistości43. Wiele jest osób, które na temat Internetu wypowiadają się w samych superlatywach, zapominając o zagrożeniach, jakie on stwarza. Ks. Waldemar Kublat stwierdza, że w dzisiejszych czasach środki masowego przekazu stały się wręcz pierwszą władzą44. Papież Jan Paweł II w UNESCO przypominał, że środki te nie powinny służyć władzy 39. http://www.opoka.org.pl/biblioteka/P/PR/droga_201407_ internet.html (edycja 14. 18. 2014). 40. http://ekai.pl/wydarzenia/ciekawostki/x20308/benedykt-xvijest-dostepny-na-facebook-u/ (edycja 14. 18. 2014). 41. http://ekai.pl/wydarzenia/watykan/x61533/benedykt-xviwyslal-pierwszego-tweeta/ (edycja 14. 08. 2014). 42.Zob. Ks. G. Bachanek, Pierwszeństwo Boga w myśli liturgicznej Josepha Ratzingera, „Warszawskie Studia Teologiczne” 2/2010, s. 205-214; 211-222. 43. D. Kuczwał, dz. cyt. s. 93. 44. Ks. W. Kulbat, op. cit, s. 182.

38

politycznej ani tez potentatom finansowym45. Nie od dzisiaj przecież wiadomo, że media wywierają wpływ na osobowość człowieka, kształtują jego opinie i wywierają wpływ na postawy46. Psycholodzy zwracają uwagę na następstwa niewłaściwego korzystania z mediów, które wywierają negatywny wpływ na życie rodzinne (spłycenie relacji i ograniczenie czasu poświęconego rodzinie) i zawodowe (zaniedbywane obowiązki pracownicze), poczucie pustki i osamotnienia, którym wtóruje wyizolowanie społeczne47. Zagłębiając literaturę przedstawiającą skutki nadmiernego korzystania z mediów, a nade wszystko z Internetu, nasuwa się wniosek, że samo wynalezienie i możliwość dostępu do mediów negatywnie wpływa na człowieka48 - tego typu konkluzje, wynikające rzetelnej, niekoniecznie katolickiej refleksji także się pojawiają. Coraz jaskrawiej krystalizuje się zjawisko, które znany niemiecki fenomenolog Dietriech von Hildebrand nazywał „herezją etosu”. Przestrzeganie zasad moralnych zostało w nim spłycone do czysto zewnętrznej i pozornej formy, nieróżniącej się zbytnio od konwencjonalnych dobrych manier, posłuszeństwo wobec Kościoła można przyrównać do posłuszeństwa wobec państwa. Świeckie media dobrze obrazują tą tendencję - dla nich tajemnica nie istnieje. Wszystko można powiedzieć i pokazać, a ponieważ nadprzyrodzoności ukazać się nie da – nie istnieje49. Jednakże mass media niewątpliwie stanowią też ogromną szanse dla ewangelizacji, co dobrze ujął Ojciec Święty Benedykt XVI: „Użyte mądrze, mogą wnieść wkład i zaspokoić pragnienie sensu, prawdy i jedności, które pozostają największą aspiracją osoby ludzkiej”50.

45. Ks. J. Balicki, Środki masowego przekazu w świetle nauki episkopatu Polski, w: Kościół a środki masowego przekazu, op. cit., s. 61. 46. Bp. A. Lepa, op. cit., s. 140. 47.M. Szast, Samotność w dobie cyfryzacji, „Pedagogika katolicka” nr 2/2012., s. 228-229. 48. Ibidem, s. 229. 49. Ks. T. Zasępa, ks. J. Woźniak, Człowiek, o którym pamięta Bóg, „Kultura-Media-Teologia” 2011, nr 7, s. 12. 50.Cyt za: ks. Waldemar Kulbat, op. cit., s. 189.

Wehikuł Czasu nr 20/2015


HISTORIA

Ucieczka do lepszego świata - Józef Światło vel Izak Fleischfarb Przemysław Lisowski

J

ózef Światło, a właściwie mówiąc Izak Fleischfarb jest do dzisiaj postacią wzbudzającą kontrowersje z racji pełnionej funkcji w organach Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego [dalej: MBP]. Postaram się bliżej przedstawić osobę, która miała ogromny wpływ na rozbudowę aparatu terroru w powojennej Polsce. Izak Fleischfarb urodził się 01.01.19151 r. w Medyniu należącym do przedwojennego powiatu zbaraskiego. Był synem Gabriela Fleischfarba i Rebeki z domu Wiselthur2. Nie był jedynym dzieckiem tej pary, miał cztery siostry: Memel, Rachele, Cyle oraz Sarę3. Prawdopodobnie pod koniec lat 20 XX w., w poszukiwaniu lepszych warunków życiowych cała rodzina Fleischfarbów przeniosła się do Krakowa, gdzie zamieszkali na Prądniku Białym4. Początkowo dorywczo pracował oraz został przydzielony do pełnienia funkcji sekretarza w zarządzie okręgowym na Małopolskę Zachodnią i Śląsk Cieszyński w młodzieżowej organizacji syjonistycznej, „Gordonia”5. Kolejnym krokiem Fleischfarba było wstąpienie do Komunistycznego Związku Młodzieży [KZM], w którym odgrywał niezbyt znaczącą rolę pomimo dwukrotnego pobytu w więzieniu6. W 1937 r. ożenił się z Frydą Zollmann7. Podczas kampanii wrześniowej walczył w 6 Dywizji Piechoty, która wchodziła w skład Grupy Operacyjnej „Bielsko”8. Do niemieckiej niewoli dostał się 20 IX 1939 r. pod Cieszanowem, z której szybko zbiegł9. Po przedostaniu się pod sowiecką okupację został aresztowany przez NKWD 1. Na stronie http://ipn.gov.pl/archiwalia/jozef-swiatlo podana jest późniejsza data urodzenia czyli 1915 r., co potwierdza załączony życiorys Józefa Światły. Skłaniałbym się jednak do roku 1905, gdyż jak podaje J. Topyło lub A. Paczkowski, Światło w chwili ucieczki w 1953 r. do USA miał 49 lat. 2. A. Paczkowski, Trzy twarze Józefa Światły. Przyczynek do historii komunizmu w Polsce, Warszawa 2009, str. 22. 3. J. Topyło, Dossier oprawców (2) Józef Światło vel Izak Fleischfarb, wicedyrektor Departamentu X MBP. Glaukopis, [internet:] http://www.glaukopis.pl/pdf/czytelnia/jsvifwdxmbp. pdf, 02 II 2015, str. 1. 4. Ibidem. 5. A. Paczkowski, Trzy … op. cit., str. 28. 6. J. Topyło, Dossier … op. cit. 7. A. Paczkowski, Trzy … op. cit., str. 43. 8. Ibidem, str. 53. 9. J. Topyło, Dossier ... op. cit.

Wehikuł Czasu nr 20/2015

i zesłany do Unżeńskiego Łagru, gdzie przydzielono mu stanowisko brygadzisty10. We wrześniu 1941 r. podpisano układ Sikorski - Majski, dzięki któremu wielu Polaków więzionych w Rosji odzyskało wolność. Również Fleischfarb skorzystał z okazji i wyjechał do Dżambułu leżącego w Kazachstanie11. W kwietniu 1943 r., pomimo niewiedzy o losie swojej pierwszej żony, ożenił się po raz drugi z Justyną Światło oraz przyjął jej nazwisko12. Natomiast miesiąc później wstąpił w szeregi formowanej I Dywizji im. Tadeusza Kościuszki, z którą toczył boje m.in. w bitwie pod Lenino13. Kolejnym krokiem było ukończenie szkoły podoficerów politycznych w Sielcach nad Oką14. Momentem, który był kluczowy dla jego przyszłej kariery było przydzielenie go do Biura Werbunkowego, które jak podaje A. Paczkowski „jest wysoce prawdopodobne, że biuro to (…) służyło do wyciągania akowców z konspiracji”15. Prawdopodobnie obowiązki Światły polegały na rozpracowywaniu ukrywających się żołnierzy podziemia, ich aresztowaniu oraz przekazywaniu do aresztów śledczych, zapewne poprzednio poddając ich torturom. Wydaje się, że Fleischfarb bardzo dobrze wywiązywał się z powierzonych mu zadań. Poświadczyć to może nadanie mu w styczniu 1945 r. Orderu Odrodzenia Polski V klasy16. W październiku 1944 r. został skierowany do pracy w Wojskowym Komisariacie Milicji Obywatelskiej jako szef służby śledczej lecz szybko przeniesiono go na stanowisko zastępcy kierownika Wojewódzkiego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego [WUBP] w Warszawie17. W tym okresie brał udział w aresztowaniu przywódców polskiego państwa podziemnego, którzy zostali przewiezieni do Moskwy i osądzeni w tzw. procesie szesnastu. W grudniu 1945 roku został przeniesiony do Olsztyna jako zastępca kierownika Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego na Okręg Mazurski18. Być może już wtedy widziano w nim 10. A. Paczkowski, Trzy … op. cit., str. 56. 11. Ibidem, str. 61. 12. Ibidem, str. 62. 13. J. Topyło, Dossier ... op. cit. 14. Ibidem. 15. A. Paczkowski, Trzy … op. cit., str. 68-69. 16. Ibidem, str. 69. 17. J. Topyło, Dossier ... op. cit., str. 2. 18. Ibidem, str. 91.

Wehikuł Czasu nr 20/2015 39


HISTORIA

Józef Światło w RWE.

człowieka, który będzie spełniał się w aparacie terroru i potrzebował tylko nabrać cennego doświadczenia w pracy operacyjnej. Od listopada 1946, aż do listopada 1948 roku był zastępcą szefa WUBP w Krakowie19. Wraz z rozwojem WUBP i jego powiatowych placówek zwiększał się zakres pracy Światły. Był odpowiedzialny m.in. za prześladowania członków PSL oraz fałszerstwo wyborcze z 1947 r. Dodatkowo zajmował się szkoleniem kadr, prowadzeniem tajnych współpracowników, prowadził odprawy w WUBP, a także aresztował i przesłuchiwał szereg osób związanych z opozycją z województwa krakowskiego20. W połowie roku zasłużony już funkcjonariusz złożył wniosek do centrali w Warszawie o zwolnienie go z pełnionych funkcji21. Dziwi mnie ten fakt, ponieważ jego kariera nabierała tempa, odznaczano go najróżniejszymi medalami. Decyzję tą tłumaczył znerwicowaniem, brakiem odpowiedniego wykształcenia oraz narodowością. Jego wniosek pozostał bez odzewu lecz władze w Warszawie postanowiły przenieść go do stolicy i włączyć do tzw. Grupy Specjalnej, która miała za zadanie rozpracowanie „odchylenia prawicowonacjonalistycznego” w partii22. Wraz z przenosinami został awansowany do rangi podpułkownika. Światło pełnił nadzór nad tajnym więzieniem Miedzeszynie23 oraz został włączony w skład nowoutworzonego X Departamentu, w którym pełnił rolę wicedyrektora24, i która była kontynuacją Grupy Specjalnej. To właśnie z ramienia tego Departamentu został wysłany wraz z Anatolem Fejginem do Berlina z tajną misją. Polegała 19. J. Topyło, Dossier ... op. cit. 20. A. Paczkowski, Trzy … op. cit., str. 96-100. 21. Ibidem, str. 102. 22. Ibidem, str. 111. 23. Ibidem, str. 118. 24. J. Topyło, Dossier ... op. cit., str. 4.

40

ona na dotarciu i aresztowaniu Wandy Brońskiej, która nadawał w Radiu Wolna Europa oraz pisała do paryskiej Kultury25. Po dotarciu do Berlina Wschodniego funkcjonariusze bezpieki poznawali teren oraz „kolegów po fachu” z NRD. Podczas jednej z podróży po mieście Światło i Fejgin znaleźli się we francuskiej strefie okupacyjnej i po chwilowym rozdzieleniu się Światło zaginął26. W pierwszych dniach od zaginięcia sądzono, że go porwano. Zanim władze PRL odpowiednio zareagowały, Światło był już na terenie USA27. Co mogło być powodem jego ucieczki ? Są różne teorie lecz żadnej nie można potwierdzić. Niektórzy twierdzą, że był agentem KGB, inni że CIA lecz wydaje mi się, że Światło chciał uciec przed wymiarem sprawiedliwości. Jest to teza bardzo prawdopodobna, gdyż Józef Światło miał dużo złych występków na swoim sumieniu. Wincenty Witos, prymas Stefan Wyszyński, Władysław Gomułka wraz z żoną Zofią, Marian Spychalski, Michał RolaŻymierski, obywatel amerykański Herman Field to tylko krótka lista osób aresztowanych przez Józefa Światłę. Jak widać robi ona piorunujące wrażenie. Do tego dodać trzeba fizyczne i psychiczne znęcanie się nad więźniami oraz kradzież mienia podczas rewizji. Lista popełnionych przez niego wykroczeń i przestępstw jest bardzo długa lecz nie został on osądzony przez polski wymiar sprawiedliwości. Po przewiezieniu Światły na teren USA wystąpił on na łamach New York Times, później nadawał audycje w RWE. Jak się toczyły jego dalsze losy ? Tego nie wiadomo do dzisiaj. Według jednej z informacji Józef Światło zmarł w 1985 r.28

25. A. Paczkowski, Trzy … op. cit., str. 165. 26. Ibidem, str. 174-175. 27. J. Topyło, Dossier ... op. cit. 28. A. Paczkowski, Trzy … op. cit., str. 253.

Wehikuł Czasu nr 20/2015


RECENZJA

Recenzja książki Rafała Podsiadło Niemieckie fortyfikacje Stellung a2 i ich przełamanie w styczniu 1945 r. na linii Raby, Szreniawy i Pilicy, Warszawa 2014. Bartosz Wachulec

N

iniejsza praca została poświęcona działaniom wojennym jakie miały miejsce w latach 1944 – 1945 na linii rzek Raby, Szreniawy i Pilicy. Jej autor, Rafał Podsiadło poświęcił wiele lat na badanie historii tego regionu w kontekście II wojny światowej, ze szczególnym uwzględnieniem niemieckich fortyfikacji jakie zostały rozmieszczone na wschód od Krakowa w ramach linii obrony Stellung a2. Jest to już druga publikacja książkowa autora1, poświęcona temu zagadnieniu, będąca też niejako rozwinięciem tej pierwszej, pod każdym możliwym względem (ilości fotografii, materiałów źródłowych, zebranej literatury itp.) Książkę podzielono na 9 rozdziałów. Rozdziały od 1 do 6 poświęcone są ściśle historycznym i inwentaryzacyjnym zagadnieniom. Rozdziały od 7 do 9 stanowią bardziej oprawę uściślającą, słownik w którym czytelnik może sobie sprawdzić, kto dowodził poszczególnymi armiami, które operowały na danym obszarze, bądź dowiedzieć się czym różni się schron typu Kochbunker od Regelbau 621. Praca do rozdziału 6, kolejno opisuje przygotowania Niemców do obrony przed wojskami sowieckimi, walki jakie się toczyły o utrzymanie fortyfikacji oraz ich ostateczne przełamanie. Następnie poruszone zostały kwestie związane z inwentaryzacją zachowanych do dnia dzisiejszego fortyfikacji oraz miejsc pochówku żołnierzy obu walczących armii oraz cywili, którzy polegli w wyniku działań wojennych. Narracja łączy wywód autora z relacjami osób żyjących w danym okresie i będących uczestnikami tych wydarzeń. Tutaj podkreślić obszerny dobór treści. Autor korzysta z dzienników bojowych armii, które operowały na danym obszarze, dziennika gubernatora Hansa Franka, artykułów prasowych z danego okresu (podchodząc oczywiście do nich w sposób krytyczny) oraz relacji mieszkańców, którzy jeszcze pamiętają wydarzenia z lat 1944 – 45. Nakład pracy jaki autor włożył w zebranie i opracowanie relacji mieszkańców tych okolic jest imponujący. W książce czytelnik znajdzie relacje od 60 mieszkańców, które uzupełniają treść. Trzeba

jednak zauważyć, że zbyt częste wplatanie w narrację wypowiedzi osób pamiętających dane wydarzenia, zaburza odbiór treści. Niektóre relacje są za długie (nieraz na półtorej strony) i nieopatrzone komentarzem autora co może u czytelnika wywołać dezorientację, bądź zmusić go do pomijania tych relacji ze względu na ich treść. Praca posiada sporą ilość fotografii. Zaliczają się do nich pocztówki, skany gazet, oraz zdjęcia wykonane w okresie okupacji. Niestety do dnia dzisiejszego nie zachowało się wiele fotografii związanych z poruszanym przez autora zagadnieniem, jednak wykorzystanie zdjęć wykonanych na innych odcinkach frontu a związanych również z budową i obroną umocnień daje wystarczający obraz przebiegu tych wydarzeń. Część poświęcona pochówkom żołnierskim oraz ich powojennej inwentaryzacji jest zdecydowanie najlepszą w całej pracy. Autorowi udało się dotrzeć do bardzo ciekawych skanów mapek poglądowych, które zostały wykonane przez funkcjonariuszy, którzy zajmowali się porządkowaniem pól bitew w 1945 roku. W miarę możliwości udało się również określić okoliczności śmierci, niektórych żołnierzy, których los 1. Pierwsza publikacja to R. Podsiadło, Niemieckie fortyfikacje do niedawna pozostawał nieznany. na linii OKH Stellung A2, Proszowice – Hebdów – Świniary – Krzyżanowice, Kraków 2012.

Wehikuł Czasu nr 20/2015

41


HISTORIA Główną część pracy stanowi „przewodnik” po zachowanych do dziś reliktach niemieckich umocnień i szeroko rozumianych „śladach wojny” rozciągających się od Bochni, przez Proszowice i Miechów a na Przedborzu kończąc. Każdy obiekt został dokładnie opisany oraz dodana została informacja o przebiegu działań wojennych w danej miejscowości. Niestety olbrzymim błędem było nie włączenie indeksu miejscowości do pracy, przez co aby odnaleźć wybraną wieś lub miasto trzeba za każdym razem kartkować pracę. Piszący niniejszą recenzję w „przewodniku” doliczył się aż 84 miejscowości, które są wymieniane i opisywane nieraz na kilka stron. W takim przypadku znalezienie rzeczy interesującej czytelnika jest zadaniem czasochłonnym. Ten sam problem pojawia się w rozdziale poświęconym pochówkom żołnierskim, gdzie zostało wymienionych kolejno 50 miejscowości wraz z opisem cmentarzy, jakie się w nich znajdują bądź znajdowały. Bibliografia zostawia pewien niedosyt. O ile dobór relacji, tekstów źródłowych i czasopism wydaje się być dobry, to jednak literatura wywołuje mieszane uczucia. Wymieniono prace, które są oczywiście podstawą do opracowywania poruszanej tematyki jak np. Manewr który ocalił Kraków R. Sławeckiego, Nekropolie radzieckie w południowej Polsce pod red. A. Pilcha albo Racławickie wezwania. Monografia okupacyjna ziem miechowskiej 1939 – 1945 J. Guzika to jednak brakuje literatury nowszej. Wymienione prace mimo wszystko są przesiąknięte w swej treści ideologią poprzedniego ustroju jaki w Polsce panował, co podważa ich wiarygodność w wielu kwestiach. Zwłaszcza praca Guzika już w momencie wydania w roku 1987 wywołała duże kontrowersje2. Jeżeli takowa nie istnieje to autor mógłby się pokusić o obszerniejszy komentarz poświęcony stanowi badań nad tym zagadnieniem. Kwerenda czasopism opiera się głównie na wydawnictwach okupacyjnych i współczesnych lokalnych tytułach takich jak „Głos Iwanowic”, natomiast nie ma czasopism naukowych3. Autor powinien również unikać powoływania się na wikipedię, która bywa źródłem bałamutnym. Do książki Niemieckie fortyfikacje Stellung a2 i ich przełamanie w styczniu 1945 r. na linii Raby, Szreniawy i Pilicy dołączona została płyta CD z zestawem fotografii

archiwalnych oraz współczesnych przedstawiających obecny stan zachowania opisywanych w pracy obiektów (290 zdjęć). Całość pracy należy ocenić pozytywnie. Co prawda jest sporo błędów natury warsztatowej, jednak w przypadku pracy o charakterze popularnonaukowym można przymknąć na nie oko. Jest to dobry i istotny wkład w stan badań nad dziejami okupacyjnymi regionu i w przyszłości może być punktem odniesienia dla badaczy chcących zająć się tą tematyką.

2. Zob. J. Studecki, Uwagi na temat książki Józefa Guzika pt. Racławickie wezwania, „Kraków i Ziemia Krakowska” 1939 – 1945”, Zeszyty historyczne 1988, Z. 2, Komisja Historyczna ZW ZBoWiD w Krakowie, s. 107 – 113. 3. Wyjątkiem jest artykuł T. Rawskiego, Niemieckie umocnienia na ziemiach poskich w latach 1919 – 1945, „Studia i Materiały do Historii Wojskowości”, T. XII, cz. I, 1966.

42

Wehikuł Czasu nr 20/2015


Szlakiem 1 Pułku Strzelców Podhalańskich

Warsztaty archiwalne w Pradze


Okładki 20. numerów „Wehikułu Czasu”


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.