Wiek XIX. Rocznik Towarzystwa Literackiego im. Adama Mickiewicza R. I (XLIII) 2008

Page 1





04 Rocznik str 4.pdf

C

M

Y

CM

MY

CY

CMY

K

2008-12-11

07:47:50


Wiek XIX. Rocznik Towarzystwa Literackiego im. A. Mickiewicza, Rok I (XLIII) 2008

Oddajemy do r¹k Czytelników pierwszy numer pisma Wiek XIX. Rocznik Towarzystwa Literackiego im. Adama Mickiewicza . Nawi¹zuje ono do tradycji redagowanego przez Romana Pilata Pamiêtnika Towarzystwa Literackiego im. Adama Mickiewicza , ukazuj¹cego siê w latach 1887 1898 we Lwowie, po wiêconego wed³ug deklaracji jego za³o¿ycieli epoce Mickiewicza , ale tak¿e Rocznika Towarzystwa Literackiego im. Adama Mickiewicza , wydawanego przez Towarzystwo Literackie im. Adama Mickiewicza od 1966 roku. Adresujemy tê publikacjê przede wszystkim do polonistów, ale zapraszamy do wspó³pracy autorskiej tak¿e badaczy dyscyplin pokrewnych, np. historyków, filozofów, estetyków, kulturoznawców, komparatystów, historyków sztuki, specjalistów literatur obcych. Wspólnie chcieliby my stworzyæ wszechstronny obraz wieku XIX, miêdzy innymi z perspektywy zamkniêtego wieku XX oraz naszej wspó³czesno ci. Pismo bêdzie zawiera³o dzia³y: artyku³ów i rozpraw, komparatystyki, edytorstwa, omówieñ i materia³ów, t³umaczeñ, recenzji, a tak¿e kronikê Towarzystwa Literackiego im. A. Mickiewicza. Planujemy numery tematyczne. Formu³a nastêpnego zeszytu bêdzie obejmowaæ zagadnienia: biografia / twórca / postaæ. Liczymy na zainteresowanie Czytelników i Autorów,

Redakcja Wieku XIX


6


Wiek XIX. Rocznik Towarzystwa Literackiego im. A. Mickiewicza, Rok I (XLIII) 2008

ARTYKU£Y I ROZPRAWY

Józef Bachórz Gdañsk

O POTRZEBIE SCALANIA POLSKIEGO WIEKU XIX

Polski wiek XIX Alina Witkowska, parafrazuj¹c tytu³ pracy Karola Boromeusza Hoffmana z grudnia 1830 roku1, nazwa³a ten wiek mianem Wielkiego stulecia Polaków i zaakcentowa³a, ¿e by³o ono wielkie jako czas naszego nowo¿ytnego dramatu dziejowego, naszej literatury i naszego duchowego pañstwa . Ze stanowiska tak pojêtego pañstwa nik³e znaczenie mia³y ekscytuj¹ce do dzi publicystykê pytania: biæ siê czy nie biæ, walczyæ czy pracowaæ. Dla ludzi, którzy k³adli podwaliny pod porozbiorow¹ wspólnotê polsk¹, nie by³o tu ¿adnej alternatywy, ¿adnego albo albo. Bo ocalenie niós³ zarówno miecz, jak ksi¹¿ka. I któ¿ zbada, czy wówczas wiarê w istnienie bardziej krzepi³y echa Legionów D¹browskiego, czy wie æ o powstaniu Towarzystwa Przyjació³ Nauk, zajmuj¹cego siê kultur¹ i nauk¹ polsk¹, nie za jakiego tam kawa³ka pruskiej prowincji 2. S³owa te wypowiada badaczka, której specjalno ci¹ jest romantyzm polski, ale tak¿e my lenie o d³ugim trwaniu naszej dziewiêtnastowiecznej kultury, tote¿ do swojej wizji w³¹cza oba g³ówne wektory wieku: i romantyczny, którego symbolem Legiony, i nieromantyczny, którego symbolem Pa³ac Staszica. Koresponduje to z formu³owanymi parê lat wcze niej zdaniami Marii Janion, która 1 Chodzi o Wielki Tydzieñ Polaków, czyli Opis pamiêtnych wypadków w Warszawie od dnia 29 listopada do 5 grudnia 1830 r. 2 Zob. A. Witkowska, Wielkie stulecie Polaków, Warszawa 1987, ss. 5 10.


8

wiekowi XIX przyzna³a tytu³ ojczyzny duchowej wieku XX oraz pocz¹tku i dojrza³ej postaci nowo¿ytnej wiadomo ci polskiej , a zarazem rangê epoki, w której romantyzm i realizm kontaktowa³y siê ( ) ze sob¹ i nieraz naj ci lej splata³y, przechodz¹c w symbolizm i naturalizm i wyznaczaj¹c w ten sposób uk³ad najwa¿niejszych pr¹dów w sztuce wieku XX 3. Mo¿na bez wahania powiedzieæ, ¿e na wy¿ynach badañ naukowych wiek XIX jest jedno ci¹. Warto tezê tê podj¹æ z my l¹ o poziomie kszta³cenia i popularyzacji, zw³aszcza ¿e czar tego wieku (by pozostaæ przy parafrazach) nadal nad nami trwa i wobec tego nic, co dziewiêtnastowieczne, nie powinno nam byæ obce. Stale przecie¿ wracaj¹ do nas kwestie natury i literatury wieku XIX jej bogactwa i jej ci¹¿enia nad nasz¹ mentalno ci¹ mamy wiêc swoist¹ obligacjê ponawiaæ pytania o przerozmaite tego wieku komplikacje, jego wyci niête na nas stygmaty i jego w nas ko³atanie. Bêdzie wiêc w tym szkicu chodzi³o o ponowienie pytañ, tyle ¿e obiektem refleksji stan¹ siê potoczne wyobra¿enia o wielkim stuleciu Polaków , nasze obrzêdy popularyzatorskie i rytua³y dydaktyczne. Zacznijmy od podrêcznikowo-szkolnych i studenckich wspomnieñ, odnosz¹cych siê do literatury tego stulecia. Na pocz¹tku zatem naszej wizji wieku XIX by³ chaos. Po lekcjach o o wieceniu, po pochwa³ach poezji Krasickiego, Trembeckiego, Niemcewicza i teatru Bogus³awskiego, po czytaniu wyimków prozy Staszica i Ko³³¹taja pojawia³ siê zamglony i pogmatwany pejza¿ wojen z naszym udzia³em: od w³oskiej Lombardii, amerykañskiej wyspy San Domingo i hiszpañskiego w¹wozu Somosierra po moskiewski Kreml. Po drodze by³o Ksiêstwo Warszawskie, potem bitwa narodów pod Lipskiem i kongres wiedeñski, powo³uj¹cy Królestwo Polskie. W literaturze oczywi cie co siê dzia³o (a dzia³o siê niema³o, skoro w akademickim podrêczniku literatury przeznaczy siê temu spor¹ czê æ odrêbn¹4), ale widaæ nie by³o wa¿ne, skoro nie trafi³o do programu licealnego. Trafi³ jedynie z powszechnie znanego powodu pozaliterackiego Mazurek D¹browskiego Józefa Wybickiego. Chaos nam siê koñczy wraz z pojawieniem siê Mickiewicza i jego rówie ników, a koñcem tego chaosu i prawdziwym pocz¹tkiem literatury XIX wieku staje siê w naszej wyobra ni romantyzm. 3 M. Janion, Gor¹czka romantyczna, Warszawa 1975, ss. 528 530 (s³owa cytowane pochodz¹ z tekstu: Zamkniêcie. Badania literackie nad XIX stuleciem). Badaczka przypomina tu Esej o literaturze XIX wieku (1973) Tomasza Burka. 4 Chodzi o podrêcznik Romantyzm z serii Wielka Historia Literatury Polskiej Wydawnictwa Naukowego PWN (Warszawa 1997); czê æ I, napisana przez R. Przybylskiego Klasycyzm i sentymentalizm po trzecim rozbiorze (1795 1830) zajê³a 160 stron; czê æ II, napisana przez A. Witkowsk¹ Romantyzm ok. 450 stron.


9

Na pocz¹tku wiêc prawdziwego (czyli naszego szkolnego) wieku XIX znajduje siê zwyciêska walka Mickiewicza i jego rówie nych z klasykami. W szkole redniej obyczaj dydaktyczny, respektowany przez kilka pokoleñ, polega³ na tym, ¿e po epoce by siê tu pos³u¿yæ tytu³em podrêcznika Ignacego Chrzanowskiego historii literatury niepodleg³ej Polski rok szkolny w której z wcze niejszych klas licealnych zaczyna³ siê od romantyzmu. Zaczyna³ siê akordem programowym Ody do m³odo ci i Romantyczno ci. Z pierwszego z tych wierszy bi³a wiara w m³odo æ, która odznacza siê orl¹ lotów potêg¹ , rusza z posad bry³ê wiata i ze wzgard¹ odwraca siê od zgnu nia³ych a egoistycznych starców, których czas zamroczy³ i takie widz¹ wiata ko³o , jakie têpymi zakre lili oczy . W Romantyczno ci maniakalny starzec, podobny do samolubów z Ody do m³odo ci, zosta³ napiêtnowany za karygodny brak serca i zawstydzaj¹cy brak wiary. Przy okazji wspomina³o siê w komentarzach dydaktycznych, ¿e ów starzec nie nazwany, lecz do rozpoznania nietrudny 5 ma rysy profesora Jana niadeckiego, adherenta klasycyzmu i zdecydowanego przeciwnika romantyzmu. Zamieszka ten zatwardzialec w uczniowskiej imaginacji jako niepoprawny sklerotyk ze swoim niedowidz¹cym okiem i groteskowym szkie³kiem, odarty doszczêtnie z racji. Nawet nie zwracamy uwagi, ¿e w pewnej chwili pojawi³ siê w tym wierszu lad wahania poety, gdy jego narratorski alter ego powiada do starca: Czucie i wiara silniej mówi do mnie / Ni¿ mêdrca szkie³ko i oko . Comparativum silniej mo¿e sygnalizowaæ, ¿e oko zbrojne szkie³kiem to jednak nie jest kompletne zero argumentacji wszak¿e silniej to silniej , nie za wcale . Pamiêtamy tylko wyrok finalny: bezapelacyjne skazanie starca na nies³awê. Nie zaprz¹tamy sobie wyobra ni tym, ¿e autor Romantyczno ci w dziesiêæ lat pó niej wspomnia³ o wileñskim uczonym ustami godnego szacunku Podkomorzego w VIII ksiêdze Pana Tadeusza. Oto Podkomorzy mówi tam z dum¹ o swojej znajomo ci z niadeckim, / Który jest m¹drym bardzo cz³ekiem, chocia¿ wieckim (ww. 149 150)6. Podobnie bywa z akordem ostatnim walki Mickiewicza z minion¹ epok¹ literack¹, jakim jest scena VII czê ci III Dziadów (1832). Jedno z ogniw tej walki to szyderczy obrachunek z sentymentalizmem i Brodziñskim, wystêpuj¹cym tu jako Literat IV, który w Królestwie Kongresowym w czas narastania ¿andarm5 J.

Kleiner, Mickiewicz, t. 1: Dzieje Gustawa, wydanie drugie, Lublin 1948, s. 224.

6 Stanis³aw Pigoñ, niezawodny komentator Pana Tadeusza, nie przeoczy jednak sposob-

no ci, by w przypisku przypomnieæ, ¿e to ten sam niadecki, profesor zrazu Akademii Krakowskiej, potem Uniwersytetu Wileñskiego , który wyst¹pi³ w 1819 roku przeciw romantyzmowi, na co odpowiedzia³ Mickiewicz Romantyczno ci¹ . Cytujê na podstawie Pana Tadeusza w serii Biblioteka Narodowa , Wroc³aw 1968, s. 386.


10

skiego i szpiegowskiego terroru carewicza Konstantego g³osi w warszawskim salonie pochwa³ê poezji idyllicznej: piewaæ, na przyk³ad, wiejskich ch³opców zalecanki, / Trzody, cienie S³awianie, my lubim sielanki 7. Pamiêtny ten motyw bywa³ wdziêcznym przedmiotem interpretacji, podobnie jak wcze niejsza w tej scenie sarkastyczna informacja o nudziarzu, który opiewa tysi¹c wierszy o sadzeniu grochu 8, a w którym ³atwo rozpoznaæ autora Ziemiañstwa, Kajetana Ko miana, klasyka zapamiêtale wrogiego romantyzmowi. Te porachunki Mickiewicza zapisuj¹ siê w praktyce dydaktycznej z nieporównanie wiêksz¹ wyrazisto ci¹ ni¿ we dwa lata po Dziadach drezdeñskich wypowiedziane w wierszu zwanym Epilogiem do Pana Tadeusza marzenie o lekturze powie ci o Wies³awie w ojczystej zagrodzie marzenie, które niejako koryguje opiniê o Literacie IV i rehabilituje Brodziñskiego. Sk¹din¹d wiemy, ¿e Mickiewicz w 1835 roku chcia³, by chory autor Wies³awa dowiedzia³ siê o jego nowej opinii na swój temat i ¿e ta opinia dotar³a do Brodziñskiego9, ale w naszej wyobra ni trwa wraz z potêpieniem starca z Romantyczno ci tamta sarkastyczna wypowied o S³awianach , co lubi¹ sielanki , i tamto j accuse autora Ziemiañstwa jako znak rozbratu z przesz³o ci¹ i definitywnego rozgromienia jej obroñców. I ten nieodwo³alny rozbrat rozci¹ga siê na ca³y romantyzm. Nie wracamy ju¿ do motywów, które by zak³óca³y nasze przekonanie o antyklasycystycznym charakterze romantyzmu. Skoro w latach starcia z romantyzmem klasycyzm zosta³ bezlito nie wyrzucony z ¿ycia i pochowany bez pokropku, to po co pamiêtaæ, ¿e jednym z najlepszych wierszy Zygmunta Krasiñskiego jest utwór Do Kajetana Ko miana? Nie napomykano nam te¿ podczas szkolnego analizowania utworów romantycznych (z wyj¹tkiem uwagi o reliktach klasycyzmu w Odzie do m³odo ci), ¿e w literaturze O wiecenia istnia³y pewne motywy i formy, które romantycy wykorzystywali. Tylko w takich pracach akademickich, jak dwutomowa rzecz Kazimierza Wyki o Panu Tadeuszu, mo¿na przeczytaæ, ¿e s³awny opis warzywnika w ksiêdze II poematu jest to opis fizjokratyczny, wietnie przystaj¹cy do europejskiej tradycji pochwa³ porz¹dnie prowadzonego gospodarstwa: Gdyby Kajetan Ko mian nie wiedzia³, ¿e fragment ów pochodzi spod pióra romantycznego burzyciela m³odych móg³by go zu¿ytkowaæ w swoim Ziemiañstwie polskim 10. Przyk³ady eksploatowania lub respektowania tradycji klasycystycznej i sentymentalnej 7 A. Mickiewicz, Dzie³a. Wydanie narodowe, t. 3: Utwory dramatyczne w opracowaniu S. Pigonia, Warszawa 1958, s. 208. Komentarz S. Pigonia: Ze s³ów tych wolno wnosiæ, ¿e Literat IV ma pewne rysy Kazimierza Brodziñskiego, wyznaj¹cego podobne pogl¹dy (s. 470). 8 Tam¿e, s. 200. 9 Zob. A. Witkowska, Kazimierz Brodziñski, Warszawa 1968, s. 333. 10 K. Wyka, Pan Tadeusz . Studia o poemacie, Warszawa 1963, s. 149.


11

w utworach romantyków zw³aszcza romantyków minorum gentium mo¿na by wskazywaæ rozliczne i badacze epoki ich nie przemilczaj¹. Przemilcza siê je natomiast przy dydaktycznym wyg³adzaniu rysunku epoki, by romantyzm by³ romantyzmem. U kresu romantyzmu rozegra³a siê kolejna walka: po powstaniu styczniowym star³a siê m³oda prasa ze star¹ . Walkê tê uk³ada siê w rodzaj repetycji boju romantyków z klasykami. Wprawdzie nie ma tu spektakularnych manifestów poetyckich na miarê Ody do m³odo ci, ale s¹ egoistyczni starcy i s¹ ich altruistyczni przeciwnicy, których do zwyciêstwa prowadzi wiêtochowski z manifestowym My i wy. Starcy owi wy zasmakowawszy w korzy ciach ze swego wp³ywu na spo³eczeñstwo , z uporem broni¹ swoich synekur. S¹ to pró¿niaki i niedo³êgi , a zarazem stra¿nicy zagwa¿d¿aj¹cej mózgi polityki . Wycieraj¹ k¹ty w gazetach nie daj¹c rozwin¹æ siê literaturze . Zara¿aj¹ ¿ycie publiczne niezdrowiem i martwot¹ 11. Konkluzja z tej filipiki wynika jasna: leniwych paso¿ytów nale¿y odes³aæ do niebytu i skazaæ na niepamiêæ. Ostrym rozrachunkiem z przesz³o ci¹ by³ te¿ artyku³ ksiêdza Franciszka Krupiñskiego Romantyzm i jego skutki (1876), w którym poezja romantyczna zosta³a obwiniona o ci¹gniêcie na naród nieszczê cia: klêski kolejnego powstania. Nie musi nas w fazie licealnej ¿ycia obchodziæ, w jakiej mierze po takich gwa³townych rachunkach ze starymi przysz³o wyspokojenie, i w jakiej mierze nawet wiêtochowski mimo swej rogato ci w tym wyspokojeniu uczestniczy³. Kwestiê, czy w czasach pozytywizmu romantyzm od¿ywa³, czasem tylko powierzano zadaniom domowym lub klasówkom, których tematami bywa³y losy Rzeckiego lub tragiczny romans Wokulskiego w powie ci Prusa albo porównanie za cianka z powie ci Orzeszkowej z za ciankiem z Pana Tadeusza. Podobny rytua³ odtr¹cenia poprzedników dokonywa³ siê na pograniczu pozytywizmu i modernizmu. Zosta³ on przez Kazimierza Wykê zilustrowany efektownymi wypowiedziami uczestników walki i opatrzony wymownym wnioskiem: Sam mechanizm sporu nie ró¿ni siê ( ) od objawów, które obserwowali my przy sporze klasyków z romantykami czy przy powszechnych zasadach sporów pokoleñ. Ta sama niesprawiedliwo æ, branie przeciwnika w jego najgorszej postaci, przemilczanie bezspornych zdobyczy i korzy ci wydobywanych z dzia³alno ci poprzedników. ( ) Ta sama wystêpuje, co we wszelkich sporach, przekora12.

11 A. wiêtochowski, My i wy (1871), w: Programy i dyskusje literackie okresu pozytywizmu, opracowa³a J. Kulczycka-Saloni, Wroc³aw 1985, s. 58 i 62. 12 K. Wyka, M³oda Polska, t. 1: Modernizm polski, Kraków 1977, s. 128.


12

Charakterystyczne przy tym, ¿e w sposobie opowiadania ró¿nic obowi¹zuj¹ u nas g³ównie ich obrazy przeciwieñstwa, zwady i walki. Zwyczaj to dydaktycznie mo¿e i efektowny, bo u³atwia definiowanie i zapamiêtywanie per oppositionem, przez wydobywanie kontrastów, sprawia on jednak, ¿e nie agora, lecz agon panuje w obrazie naszej literatury nie tylko zreszt¹ wieku XIX. Renesans ma byæ zdecydowanie i w ka¿dym calu anty redniowieczny. Barok ma siê sprzeciwiaæ renesansowi. O wiecenie ma siê rozprawiaæ z barokiem (szczególnie sarmackim). Romantyzm ma pokonaæ i odrzuciæ formacjê o wieceniow¹. Pozytywi ci przezwyci꿹 romantycznych marzycieli, a potem maj¹ sami zostaæ przepêdzeni przez modernistów. Walka ma prowadziæ do zniszczenia przeciwnika. W takiej wizji romantyzm winien nie tylko zwyciê¿yæ w walce z klasycyzmem, ale i doszczêtnie go skompromitowaæ, przebiæ osinowym ko³kiem i pogrzebaæ, modernizm za ma siê rozprawiæ z pozytywistycznymi z³udzeniami organicznikowskimi, scjentyzmem i naiwno ciami realizmu, by ju¿ w ¿adnej postaci nie od¿y³y. Je li nawet jest w tych s³owach jaka doza przejaskrawienia, to jednak nietrudno zauwa¿yæ, ¿e zmiany w dziejach literatury uk³adaj¹ siê w korowód utarczek, eksmisji, defenestracji i tym podobnych rozpraw , w którym to korowodzie zbyteczna i nudna staje siê refleksja o kontynuacji lub ustêpstwach. Ustêpstwom towarzysz¹ s³owa dezaprobaty, ugodowo æ irytuje, bo tr¹ci s³abo ci¹, s³owo kompromis obrasta w konotacje niepochlebne dla zwolenników ustêpstw. (Dzi powiedziano by: zgoda czy koegzystencja jest niemedialna; medialna jest zwada). Lubi siê przy tym pamiêtaæ o przypisaniu pewnych warto ci danemu okresowi lub pr¹dowi, a ¿e ceni siê konsekwencje i wierno æ zasadom, to zwraca siê uwagê na wystêpowanie tych warto ci w ca³ym okresie. Skoro wiêc od Mickiewiczowskiej apoteozy m³odo ci rozpoczyna siê romantyzm, to podczas analizowania postawy np. Gustawa-Konrada w Dziadach czy bohatera tytu³owego Kordiana S³owackiego zwykle nie przeoczamy okazji do przypomnienia waloru romantycznej m³odo ci, ale ju¿ nie zaprz¹tamy sobie uwagi faktem, ¿e w tym samym tomiku z 1822 roku, w którym poeta zamie ci³ Romantyczno æ, wystêpuje w balladzie Lilie pustelnik starzec wielkiej m¹dro ci. Albo ¿e w tomiku Poezyj z 1823 roku jest powie æ litewska o Gra¿ynie, gdzie m³odego a dumnego i lekkomy lnego ksiêcia Litawora pomaga jego ma³¿once uratowaæ przed hañb¹ zdrady narodowej stary Rymwid. I ¿e s¹ potem w niejednym jeszcze utworze starcy godni naszej sympatii, jak np. Wojski z Pana Tadeusza. I dalej: skoro siê wie, ¿e w przekonaniu generacji Mickiewicza najwiêkszym dowodem patriotyzmu jest i æ pod kule, a zw³aszcza polec 13, to po wizji 13 Z. Stefanowska, Geniusz poety, geniusz narodu. Mickiewicz wobec powstania listopa-

dowego, Teksty Drugie 1995 nr 6, s. 30.


13

patriotyzmu, uwznio lonej mierci¹ pu³kownika i Redut¹ Ordona (1832), nie bêdzie siê wspomina³o tekstu przezornej Odezwy do Galicjan z 1833 roku. I nie przypadkiem z powstañczego zbiorku Pie ni Janusza Wincentego Pola przejdzie do skarbnicy polskich s³ów skrzydlatych obraz grobu ¿o³nierza z wiersza piew z mogi³y (inc. Leci li cie z drzewa ), nad którym kwili jedno ptaszê polne , a nie przejdzie wyrzut sformu³owany w strofach finalnych tego wiersza: O, polska kraino! / Gdyby ci rodacy, / Co za ciebie gin¹, / Wziêli siê do pracy / I po garstce ziemi / Z ojczyzny zabrali, / Ju¿ by d³oñmi swemi / Polskê usypali 14. Na lekcjach literatury pozytywistycznej bêd¹ siê cieszy³y szczególnymi wzglêdami has³a programowe: praca u podstaw, kult wiedzy, postulat o wiaty powszechnej, emancypacja kobiet, walka z antysemityzmem itp. Czy za które z tych hase³ mia³o antecedencje w jakich utworach romantyków z regu³y siê nie wspomni. Pozytywizm powinien byæ antyromantyczny. Nie ma tu miejsca na refleksjê o tym, ¿e obok sporu i sprzeciwu istnia³a przestrzeñ na wspó³¿ycie, dziedziczenie lub kontynuacjê. Pokawa³kowanie naszego procesu literackiego na cz¹stki wzajemnie nieprzystawalne wspomaga dodatkowo zwyczaj nazewniczy: romantyzm przecie¿ jest nie tylko nazw¹ pr¹du15, ale i okresu, tote¿ odcina siê od O wiecenia dwoi cie: i jako epoka, i jako pr¹d (wielopr¹dowo æ okresu romantyzmu zwykle uchodzi uwagi), a pozytywizm mimo prób zast¹pienia tej nazwy mianem okresu realizmu i naturalizmu 16 pozostaje polsk¹ osobliwo ci¹ nazewnicz¹ periodyzacji literackiej i wraz ze swymi pr¹dami ma siê zdecydowanie odcinaæ od okresu romantyzmu. W pokawa³kowanym wieku XIX ró¿ne jego fragmenty wprawdzie 14 W. Pol, Pie ni Janusza i poezje wybrane, opracowa³a M. Romankówna, Kraków 1949,

s. 32.

15 Zagadnienie to ma u nas nieubog¹ literaturê przedmiotu, której nadal aktualnymi ogni-

wami pozostaj¹ m. in. takie pozycje: H. Markiewicz, Pojêcie pr¹du w historii literatury, Studia Filozoficzne 1959 nr 2, ss. 114 144; M. G³owiñski, A. Okopieñ-S³awiñska, J. S³owiñski, Pr¹d literacki, w: Zarys teorii literatury, Warszawa 1962, ss. 462 474 (wydanie zmienione w roku 1967, potem w l. 1972, 1975, 1986 i popraw. w 1991); H. Markiewicz, Pr¹dy i typy twórczo ci literackiej, w: tego¿, G³ówne problemy nauki o literaturze, Kraków 1965, s. 174 203 (wyd. 6 w ramach Prac wybranych H. Markiewicza, Kraków 1994, t. 3); M. G³owiñski, Pr¹d literacki jako kategoria poetyki historycznej, w: tego¿, Powie æ m³odopolska. Studium z poetyki historycznej, Wroc³aw 1969; J. Ziomek, Metodologiczne problemy syntezy literackiej, w: tego¿, Powinowactwa literatury. Studia i szkice, Warszawa 1980, ss. 244 288 i tego¿ autora Epoki i formacje w dziejach literatury polskiej w jego ksi¹¿ce Prace ostatnie. Literatura i nauka, s³owo wstêpne E. Wiegandt, Warszawa 1994, ss. 17 62. 16 Pami¹tk¹ tej intencji jest wydawanie pozytywistycznych tomów Obrazu literatury polskiej XIX i XX wieku pod nazw¹ Literatura polska okresu realizmu i naturalizmu.


14

s¹siaduj¹ ze sob¹, ale siê nawzajem by tak rzec mocno nie cierpi¹, ka¿dy w swoim siedzi domku, a ich s¹siadowanie wyra¿a siê g³ównie w spotkaniach na udeptanej ziemi. Pokawa³kowaniu procesu literackiego sekunduje tradycyjna osobno æ podrêczników od literatury , w których z rzadka siê pamiêta nawet o tak oczywistym fakcie, ¿e wielu pisarzy uczestniczy³o w ¿yciu literackim przynajmniej dwóch okresów, a wiêc np. ¿e po³owa twórczego ¿ycia Norwida up³ynê³a w czasach pozytywizmu, ¿e Kraszewski i Lenartowicz w tym ¿yciu uczestniczyli intensywnie, ¿e wiêkszo æ pozytywistów partycypowa³a w kulturze okresu M³odej Polski i ¿e w ogólno ci w XIX wieku biografie tylko niewielu pisarzy mieszcz¹ siê w granicach jednego okresu. Fakt ten, choæ jego przypomnienie nale¿y do dziedziny banalno ci, powinien by nieco ³agodziæ ostro ci przeciwstawieñ, zw³aszcza ¿e niejeden z pisarzy starszego pokolenia bywa³ przez m³odych szanowny17. Ma³o kiedy zwraca siê uwagê, ¿e romantycznego marzenia nie musi oddzielaæ od pozytywistycznej praktyczno ci rozbrat niepokonywalny i ¿e nierzadko warto ci te bywaj¹ warto ciami komplementarnymi. Nie bardzo nas obchodzi, ¿e w biografiach wielu pisarzy romantycznych s¹siaduj¹ ze sob¹ karty ¿o³nierskiego lub konspiracyjnego porywu z kartami organicznikowskiego zapracowania na niwie i ¿e niejeden romantyczny idealista miewa³ w ¿yciu i pismach chwile wytchnienia od podniebnych lotów, bo liczy³ siê z realiami, a niejeden 17 Wiadomo ¿e w wiele lat jeszcze po roku 1831 ¿yj¹ i pisz¹ czo³owi reprezentanci kierunku klasycystycznego i ¿e spo ród 531 pisarzy zapisanych w o wieceniowych tomach Nowego Korbuta a¿ 150 zmar³o w latach 1830 1890, ¿e wiêc np. Osiñski ¿y³ do roku 1838, Niemcewicz do 1841, Jan Nepomucen Kamiñski (autor zabawki dramatycznej ze piewkami pt. Zabobon, czyli Krakowiacy i górale) do 1855, Ko mian zmar³ pó niej ni¿ Mickiewicz (bo w 1856 roku), Franciszek Wê¿yk do¿y³ roku 1862, a Franciszek Salezy Jezierski 1871. Zob. E. Aleksandrowska, Pisarze generacje i rodowód spo³eczny, w: S³ownik literatury polskiego o wiecenia, pod red. T. Kostkiewiczowej, Wroc³aw 1977, s. 467. Zob. równie¿: P. ¯bikowski, Klasycyzm postanis³awowski. Doktryna estetycznoliteracka, Warszawa 1984, s. 296 i przypis na s. 355. Podobnie po drugiej stronie romantycznego czasu: spo ród 407 autorów wpisanych w romantyczne tomy Nowego Korbuta a¿ 205 zmar³o w czasach przynale¿nych do pozytywizmu, a 76 w czasach m³odopolskich. Pol zmar³ w roku 1872, Fredro, Goszczyñski i ¯michowska w 1876, Norwid w 1883, Zaleski w 1886, Kraszewski w 1887, Kolberg w 1890, Lenartowicz w 1896, Deotyma w 1908, Faleñski w 1910, a Mi³kowski (T. T. Je¿) w 1915. Pisa³em o tym w szkicu Obrachunki (arytmetyczne) z romantyzmem w ksi¹¿ce Jak pachnie na Litwie Mickiewicza i inne studia o romantyzmie, Gdañsk 2003, ss. 226 227. To samo dotyczy pisarzy pozytywistycznych, którzy odchodzili w drugiej po³owie czasu m³odopolskiego: Konopnicka i Orzeszkowa w roku 1910, Prus w 1912, a Sienkiewicz w 1916.


15

pozytywista mierzy³ si³y na zamiary. Nie przypadkiem s³awny uczestnik ataku na Belweder w Noc Listopadow¹ 1830 roku, do koñca ¿ycia wierny idea³om m³odo ci, sta³ siê na emigracji energicznym dzia³aczem gospodarczym chodzi naturalnie o Ludwika Nabielaka i wspomaga³ uchod ców w biedzie. W dziesi¹tkach ¿yciorysów, takich jak np. biografia Gustawa Zieliñskiego, Wiktora Szokalskiego, Wincentego Pola, Józefa Ignacego Kraszewskiego, Konstantego Gaszyñskiego, Lucjana Siemieñskiego czy Józefa Supiñskiego s¹ fazy lub sytuacje przemienno ci tego, co nam siê kojarzy z postaw¹ romantyczn¹, i tego, co by³o wyborem pozytywistycznym. I nie przypadkiem przy istnieniu zasadniczych ró¿nic w estetyce (romantyczny kreacjonizm oraz stawka na poezjê i dramat, pozytywistyczny mimetyzm i stawka na powie ciopisarstwo) po obu stronach granicy periodyzacyjnej podobna panowa³a niechêæ do has³a sztuka dla sztuki i podobne przekonanie o misyjnych obowi¹zkach literatury wobec narodu i spo³eczeñstwa18. Ma racjê autor zdania: Pozytywizm nie tylko wch³ania tradycje o wiecenia, ale tak¿e dziedziczy i twórczo adaptuje wyzwania romantyczne, które nie do koñca s¹ sprzeczne z ideami o wiecenia 19. Nie przypadkiem te¿ na ³amach pozytywistycznej prasy odbywa³o siê autentyczne dialogowanie z romantyzmem i za spraw¹ pozytywistycznych krytyków literackich i pozytywistycznej prasy dokonywa³a siê ostateczna intronizacja romantycznej trójcy wieszczów , a z kolei niejedno s³owo uznania dla pozytywistów wypowiedzieli pisarze m³odopolscy, o czym dobrze wiemy dziêki pracom Henryka Markiewicza20. Z rzadka te¿ pamiêta siê w naszej dydaktyce o nieraz d³ugotrwa³ym wykluwaniu siê i narastaniu zjawisk nowego pr¹du (okresu) w obrêbie pr¹du (okresu) poprzedniego. Tylko k¹tem ust wspomina siê, ¿e nim siê te zjawiska wyemancypuj¹ i skrystalizuj¹ w now¹ jako æ egzystuj¹ w starym rodowisku w symbiozie z literack¹ flor¹ tego rodowiska. ¯e np. romantyczna ludowo æ poczyna³a siê w okolicach Cudu mniemanego, czyli Krakowiaków i górali Bogus³awskiego oraz S³awiañszczyzny przed chrze cijañstwem Zoriana Do³êgi Chodakowskiego. ¯e wieloletni¹ szko³¹ podstawow¹ pozytywistycznego realizmu by³a miêdzypowstaniowa twórczo æ powie ciowa Kraszewskiego i Korzeniowskiego, a przeczucia m³odopol18 Nawi¹zujê tu do sformu³owañ zawartych w szkicu Romantyzm contra pozytywizm, czyli zgryzota spod znaku Czy myæ zêby, czy rêce , który zamie ci³em w kwartalniku Migotania, Przeja nienia 2005 nr 3, s. 1 i 7. 19 M. Gloger, Pozytywizm miêdzy nowoczesno ci¹ a modernizmem, Pamiêtnik Literacki 2007 z. 1, s. 6. 20 Zob. H. Markiewicz, Dialogi z tradycj¹. Rozprawy i szkice historycznoliterackie, Kraków 2007.


16

skiego wieku nerwowego wyst¹pi³y w niejednej powie ci pozytywistycznej21. Za zbyteczny truizm poczytuje siê stwierdzenie, ¿e dzieje literatury nie maj¹ charakteru skoków od jednego prze³omu do drugiego, lecz przebiegaj¹ ewolucyjnie. Naturalnie: poszukiwanie odmienno ci, specyfiki czy zró¿nicowañ nale¿y do elementarnych obowi¹zków badacza zjawisk historycznych i spo³ecznych, w tym i pr¹dów czy okresów literackich. Zamazywanie, zacieranie rysów indywidualnych i niepowtarzalnych tych zjawisk by³oby karygodnym prostactwem. Rzecz jednak w tym, by z istnienia nieuchronnych ró¿nic pomiêdzy formacjami (okresami, pr¹dami) nie wyprowadzaæ sugestii nieusuwalnego antagonizmu. S¹ pewno, ¿e w wiecie ludzkim s¹ ró¿nice nieprzezwyciê¿alne, zw³aszcza gdy obrosn¹ w egoizmy czy interesy indywidualno ci lub grup spo³ecznych. Ale s¹ i inne ró¿nice. Te, nad których brakiem w naszym ¿yciu ubolewa³ Norwid, gdy w roku 1860 pisa³ do Karola Krasiñskiego: Nie umiemy siê ró¿niæ piêknie i mocno , a Zygmunta Krasiñskiego wspomina³ jako przyjaciela od siebie szlachetnie ró¿ni¹cego siê 22. Nasze przyzwyczajenia periodyzacyjne bardzo utrudniaj¹ widzenie tak w³a nie ró¿ni¹cych siê od siebie. Sk³onno ci¹ periodyzacyjnej interpretacji jest u nas powtarzam eksponowanie niezgody, walki i zrywania wiêzi przy jednoczesnej niechêci do motywów kompromisu, przejmowania pewnych w¹tków od poprzedników, korygowania w³asnego stanowiska, postawy koncyliacyjnej, prób rozumienia przeciwników s³owem: objawów ci¹g³o ci. W potocznych wizjach wieku XIX jest to ewidentnie obecne. Nie sta³o siê naszym zwyczajem periodyzacyjnym znakowanie procesu literackiego nazwami stuleci. Nie przyjê³a siê zasada, jak¹ widaæ w podrêcznikach literatury w³oskiej, gdzie dobrze siê pamiêta pr¹dy artystyczne, ale jako jednostki procesu dziejowego eksponuje siê wieki23. Nie przyj¹³ siê te¿ zwyczaj, z jakim mamy do czynienia w podrêcznikach literatury francuskiej i angielskiej, gdzie g³ówn¹ rolê merytoryczn¹ na mapie procesu literackiego równolegle graj¹ nazwy stuleci i pr¹dów24. 21 Zob. K. K³osiñska, Powie ci o wieku nerwowym , Katowice 1988. Kolekcjê analizowanych tam utworów (m. in. Bez dogmatu Sienkiewicza, W wieku nerwowym Belmonta, Hrabia August Mañkowskiego, mieræ D¹browskiego i Dwa bieguny Orzeszkowej) mo¿na by uzupe³niæ tak¿e o Lalkê Prusa, widzian¹ poprzez studium J. Tomkowskiego Neurotyczni bohaterowie Prusa w jego ksi¹¿ce Mój pozytywizm, Warszawa 1993. 22 C. Norwid, Pisma wybrane. Wybra³ i opracowa³ J. W. Gomulicki, t. 5: Listy, Warszawa 1968, s. 392. 23 Przyk³adu tego rodzaju periodyzacji dostarcza np. Natalino Sapegno w Historii literatury w³oskiej w zarysie, wydanej u nas w 1969 roku (prze³. Z. Matuszewicz i K. Kacprzyk). 24 W podrêczniku Gustave a Lansona, wydawanym wiele razy od 1894 roku i t³umaczonym na wiele jêzyków, czê ci nastêpuj¹ce po redniowieczu i odrodzeniu s¹ tytu³owane nazw¹


17

Nasz literacki wiek XIX dopiero w ostatnich kilku dziesiêcioleciach zacz¹³ zyskiwaæ funkcjê nie tylko w chronologii literackiej. Sygna³em szansy scalenia pod nazw¹ tego wieku kilku okresów sta³o siê latach 1959 1975 dzie³o edytorskie Paw³a Hertza (7 tomów, razem 7538 stronic!) Zbiór poetów polskich XIX wieku z wierszami z lat 1795 1918 oko³o 850 poetów i wierszopisów. Podstaw¹ zaproszenia autorów do tej antologii by³a ich literacka aktywno æ w epoce niewoli. Kilkana cie lat pó niej zosta³ wydany S³ownik literatury polskiej XIX wieku, w którym podstawê hase³ stanowi³y utwory z czasów romantyzmu i pozytywizmu. Po³¹czenie w jednej ksiêdze tych okresów wynika³o jak we Wstêpie pisali redaktorzy nie tylko z zamiaru pomniejszenia liczby tomów serii Vademecum, lecz i z intencji potraktowania wieku XIX jako pewnej ca³o ci kulturowej. Wiek ten w miarê up³ywu czasu ukazuje siê nam coraz wyrazi ciej jako formacja o cechach jedno ci i ci¹g³o ci. W jej obrêbie to oczywiste nie mog¹ ulec zatarciu ró¿nice wewnêtrzne, konflikty, napiêcia i polemiki miêdzy romantyzmem a pozytywizmem, jednak¿e ich tradycyjne eksponowanie kosztem dostrzegania swego rodzaju ca³o ci dziewiêtnastowiecznej nazbyt upraszcza³o wizjê procesu historycznoliterackiego. Ujêcie zagadnieñ z obu okresów w jednym ci¹gu rozwa¿añ powinno po¿ytecznie i nie tylko formalnie tê wizjê korygowaæ 25. Motyw scalania wieku XIX jako pewnej przestrzeni kulturowej pojawia siê tak¿e w takich pracach historyków literatury, jak wspominany na pocz¹tku tego szkicu artyku³ Marii Janion i esej Aliny Witkowskiej o d³ugim trwaniu romantyzmu i jak referat Aliny Kowalczykowej Wiek XIX: prze³omy, cezury, p³ynno æ26. Istotne miejsce w kszta³towaniu siê refleksji o dziewiêtnastowieczno ci zajmuje ksi¹¿ka zbiorowa Prze³om antypozytywistyczny w polskiej wiadomo ci kulturowej pod redakcj¹ Tadeusza Bujnickiego i Janusza Maciejewskiego (Wroc³aw 1986), a przede wszystkim Janusza Maciejewskiego Miejsce pozytywizmu polskiego w XIX-wiecznej formacji kulturowej praca fundamentalna dla sprecyzowania pojêcia polskiej dziewiêtnastowieczno ci i wype³nienia go tre ci¹27. Do wypowiedzi znacz¹cych dla wieku; czê æ szósta Wiek XIX. Zob. G. Lanson, P. Tuffrau, Historia literatury francuskiej w zarysie, prze³. W. Bieñkowska, Warszawa 1963. W znanej tak¿e i u nas Historii literatury angielskiej w zarysie G. Sampsona (prze³. P. Graff, Warszawa 1966) pod wspólnym parasolem wieku XIX znajduj¹ romantycy i reali ci. 25 S³ownik literatury polskiej XIX wieku, pod red. J. Bachórza i A. Kowalczykowej, Wroc³aw 1991, s. 5 (Wstêp). 26 Opublikowana w tomie Wiedza o literaturze i edukacja. Ksiêga referatów Zjazdu Polonistów, Warszawa 1995, pod red. T. Micha³owskiej, Z. Goliñskiego i Z. Jarosiñskiego, Warszawa 1996. 27 W ksi¹¿ce zbiorowej Pozytywizm. Jêzyk epoki, pod red. G. Borkowskiej i J. Maciejewskiego, Warszawa 2001, ss. 11 38.


18

rozwa¿anej tu problematyki nale¿¹ tak¿e: Ewy Paczoskiej przedmowa do Ksi¹¿ki pokolenia28 i Bogus³awa Doparta Nasz literacki wiek XIX i izmy 29. Odnotujmy nadto w³¹czenie do powstaj¹cego S³ownika krytyki literackiej has³a Dziewiêtnastowieczno æ, znanego mi z wydruku komputerowego, którego tekst zaproponowa³ Tomasz Sobieraj, rekapituluj¹c, porz¹dkuj¹c i uk³adaj¹c w syntetyczny obraz formacji kulturowej dotychczasowe refleksje historyków literatury i kultury XIX wieku. Z informacji tych mo¿na wnosiæ, ¿e pojêcie dziewiêtnastowieczno ci zyskuje prawo obywatelstwa w periodyzacji literatury polskiej. Staje siê ono formu³¹ scalaj¹c¹ ró¿ne fazy i pr¹dy kultury w tym i literatury czasów wielkiej ekspulsji talentów, a zarazem kszta³towania siê naszej nowo¿ytnej to¿samo ci narodowej w pe³nych dramaturgii warunkach niewoli. Dziewiêtnastowieczno æ ta, rozci¹gaj¹ca siê pomiêdzy ostatnim rozbiorem Polski a dat¹ odzyskania niepodleg³o ci, nie oznacza pomniejszenia roli któregokolwiek pr¹du, sporu pokoleniowego czy dokonania literackiego. Oznacza natomiast szansê zintegrowania tego, co w ród schematyzacji dydaktycznych traci³o ci¹g³o æ i sztucznie siê oddziela³o. Wizja wieku XIX jako d³ugiego trwania i splotu zjawisk ze sob¹ ci le powi¹zanych nie mo¿e zamazywaæ rywalizacji, konfliktów i batalii, ale powinna skuteczniej ni¿ dotychczasowe segmentacje procesu literackiego sprzyjaæ pamiêtaniu o ci¹g³o ci, o gromadzeniu, przekazywaniu, uzupe³nianiu i przep³ywaniu dóbr duchowych. Nie ulega kwestii, ¿e periodyzacja jest interpretacj¹ 30. Korektura periodyzacyjna, integruj¹ca wiek XIX, powinna sprzyjaæ wizji procesu literackiego, w którym oprócz walki bêdzie siê czê ciej ni¿ dotychczas zauwa¿a³o mówi¹c s³owami Boles³awa Prusa wspieranie siê i wymianê us³ug 31. On a need to consolidate the Polish Nineteenth Century This article demonstrates how the notion of nineteenth-century cultural model [Polish, dziewiêtnastowieczno æ] has acquired its rights of citizenship in periodisation of Polish literature. It has namely become a formula that consolidates various cultural phases and currents. The notion in question stands for an opportunity to integrate things that have been losing their continuity and have been artificially separated in the course of didactic schematisations being employed. 28 Zob.

Ksi¹¿ka pokolenia. W krêgu lektur polskich doby pozytywizmu, pod red. E. Paczoskiej i J. Sztachelskiej, Bia³ystok 1994. 29 W ksi¹¿ce zbiorowej Na pocz¹tku wieku. Rozwa¿ania o tradycji, pod red. Z. Trojanowiczowej i K. Trybusia, Poznañ 2002, ss. 147 170. 30 J. Ziomek, Metodologiczne problemy syntezy historycznoliterackiej, w: tego¿, Powinowactwa literatury. Studia i szkice, Warszawa 1980, s. 282. 31 To s³owa ze Szkicu programu w warunkach wspó³czesnego rozwoju spo³eczeñstwa. Zob. tekst w: Filozofia i my l spo³eczna w latach 1865 1895, czê æ 1, wybra³y, opracowa³y, wstêpem i przypisami opatrzy³y A. Hochfeldowa i B. Skarga, Warszawa 1980, s. 192.


Wiek XIX. Rocznik Towarzystwa Literackiego im. A. Mickiewicza, Rok I (XLIII) 2008

Tomasz Sobieraj Poznañ

KULTUROWY MODEL DZIEWIÊTNASTOWIECZNO CI

Prezentowan¹ (autorsk¹) propozycjê kulturowego modelu dziewiêtnastowieczno ci nale¿a³oby rozumieæ albo jako swoisty typ idealny (poniek¹d w znaczeniu nadanym tej kategorii przez Maxa Webera), nie urzeczywistniony, rzecz jasna, kompletnie w ¿adnej praktyce dyskursywnej, ale niejako wypreparowany (wydedukowany, wyabstrahowany) z heterogennej przestrzeni tekstowej, albo te¿ jako typ neoheglowski, ukazuj¹cy to, co w danym zespole zjawisk istotne, paradygmatyczne, modelowe w³a nie (zreszt¹ te dwa typy, nie wolne w niniejszym ujêciu od pewnej swobody metodologicznej i interpretacyjnej, przenikaj¹ siê tutaj wzajemnie). Poszukuj¹c ladów manifestacji dziewiêtnastowiecznej wiadomo ci kulturowej, starano siê w poni¿szej propozycji zawrzeæ zarówno stematyzowane idee g³oszone przez kilka generacji twórców aktywnych podówczas w ró¿nych dziedzinach intelektualnej dzia³alno ci, jak i zrekonstruowane ex post, w wyniku badawczej refleksji nad nowoczesno ci¹ kategorie ideologiczne, epistemologiczno-ontologiczne i metodologiczne, funduj¹ce gmach dziewiêtnastowiecznej wiedzy o wiecie i cz³owieku, obecne implicite w rozmaitych praktykach dyskursywnych. Wiedza ta mia³a charakter antytetyczny, co zreszt¹ by³o wyrazistym refleksem paradygmatu socjokulturowej formacji nowoczesno ci, ukszta³towanego przez sieæ binarnych opozycji, zogniskowanych w wieku XIX w postaci oczywistej wielop³aszczyznowej alternatywy: romantyzm pozytywizm. Tekstowej egzemplifikacji poszczególnych sk³adników kulturowego modelu (formacji) dziewiêtnastowieczno ci poszukiwano przede wszyst-


20

kim w dyskursach krytycznoliterackich. Odwo³ywano siê te¿ do wcze niejszych ustaleñ badawczych, (re)konstruuj¹cych ów model na wielu p³aszczyznach problemowych.

* DZIEWIÊTNASTOWIECZNO Æ1. Formacja kulturowa, ufundowana na okre lonych za³o¿eniach teoriopoznawczych i aksjologiczno-etycznych, stanowi¹ca czê æ paradygmatu nowoczesno ci (inaczej: modernizmu w szerokim rozumieniu socjokulturowym). W polskim literaturoznawstwie wiatopogl¹dow¹ to¿samo æ XIX wieku zaczêto dostrzegaæ w latach siedemdziesi¹tych ubieg³ego stulecia (Tomasz Burek, Maria Janion), nastêpnie precyzowano rozumienie tej kategorii kulturowej (Jerzy Ziomek, Józef Bachórz, Janusz Maciejewski), wyszczególniaj¹c jej konstytutywne elementy sk³adowe, tworz¹ce ca³o æ dialektyczn¹, nacechowan¹ wewnêtrznymi antynomiami czy aporiami. W dyskusjach nad formu³¹ polskiej dziewiêtnastowieczno ci da siê wyró¿niæ reprezentowane np. przez Maciejewskiego stanowisko sytuuj¹ce j¹ w ogólnoeuropejskim kontek cie kulturowym (ujmuje siê j¹ wtedy jako rodzimy wariant modelu kulturowego obowi¹zuj¹cego w ca³ej Europie) oraz pogl¹d, który, nie neguj¹c zreszt¹ my lenia globalnego, przede wszystkim zak³ada specyficzn¹ wynik³¹ z determinant spo³eczno-politycznych (tj. z braku niepodleg³ej pañstwowo ci) strukturê polskiego wieku XIX jako przestrzeni duchowej (okre lenie Bachórza), naznaczonej przez wielkie problemy i dylematy romantyzmu, podejmowane potem przez generacjê pozytywistyczn¹ oraz m³odopolsk¹. To pokolenie Mickiewiczowskie mia³o, wed³ug tej drugiej koncepcji, zaprojektowaæ polski model formacji kulturowej XIX wieku. Moment inicjalny dziewiêtnastowieczno ci pojmowanej g³ównie w kategoriach paradygmatyczno-kulturowych, nie za ci le chronologicznych umie ciæ by mo¿na ju¿ to w roku 1789, gdy wybuch³a Wielka Rewolucja Francuska (Janion), ju¿ to w 1815, wieñcz¹cym epokê wojen napoleoñskich (Maciejewski). Kres formacji kulturowej XIX wieku przypada³by na rok 1914 moment wybuchu I wojny wiatowej. Polsk¹ dziewiêtnastowieczno æ wyznaczaj¹ dwa wielkie wiatopogl¹dy: romantyzm i pozytywizm, które da³oby siê te¿ okre liæ jako formacje umys³owe (termin Barbary Skargi) lub epistemy (s³ynne pojêcie Michela Foucaulta). 1 Has³o zosta³o przygotowywane przez Autora dla powstaj¹cego w IBL PAN S³ownika polskiej krytyki literackiej 1764-1918, zachowujemy poetykê has³a i jego system odnosników(przyp. red.).


21

Te dwie formacje czy epistemy uk³adaj¹ siê w nadrzêdn¹ ca³o æ formacji kulturowej XIX wieku, stanowi¹cej po czê ci antytezê, a po czê ci rozwiniêcie formacji poprzedniej O wiecenia. Zarówno O wiecenie, jak dziewiêtnastowieczno æ wspó³tworz¹, rzecz jasna, paradygmat nowoczesno ci (kultury nowoczesnej, modernizmu). wiatopogl¹d dziewiêtnastowieczno ci kszta³towa³ siê na gruncie historyzmu. Odczucie zmienno ci dziejów, dramatycznie do wiadczane od rewolucji francuskiej i potem w toku napoleoñskich kampanii, rzutowa³o na historiozoficzn¹ wiadomo æ XIX wieku. wiadomo æ ta rozumia³a historiê metafizycznie, tj. jako historiê sensu. Derrida zauwa¿y³, i tê jego obserwacjê mo¿na oczywi cie odnie æ do dziewiêtnastowiecznych historiozofii, ¿e w metafizycznym pojmowaniu historii jako historii sensu chodzi³o w³a nie o ujêcie jej jako wytwarzaj¹cej siê, rozwijaj¹cej, dziej¹cej siê historii sensu. Linearnie ( ) w linii prostej lub cyrkularnie . Ów metafizyczny charakter historii (totalnej, zhomogenizowanej) mia³by siê przy tym objawiaæ w ca³ym szeregu implikacji, takich jak: teleologia, eschatologia, znosz¹ca i interioryzuj¹ca akumulacja sensu; pewien typ tradycjonalno ci, pewne pojêcie ci¹g³o ci, prawdy itd. (Derrida). Przekonanie o cis³ym zwi¹zku dziewiêtnastowiecznej wiadomo ci kulturalnej z historyczno ci¹, o przemo¿nym wp³ywie historii na ¿ycie narodów, spo³eczeñstw i jednostek, sta³o siê prawd¹ obiegow¹, zarówno wyra¿an¹ przez najwybitniejsze umys³y epoki, jak i powielan¹ przez ró¿nych autorów minorum gentium. W 1822 roku Kazimierz Brodziñski tak charakteryzowa³ stan umys³owo ci europejskiej targanej przez wstrz¹sy Wielkiej Rewolucji Francuskiej i wojen napoleoñskich, w Polsce za dramatycznie do wiadczonej przez tragediê rozbiorów: Wszystkie narody dozna³y wstrz¹ nienia, wywrócenie jednej ciany drug¹ wali³o, wszystkie namiêtno ci natê¿one, wszêdzie w jednym czasie krew rozlewana na piaskach siê czerni³a, w lodach cina³a (O elegii). W dobie romantyzmu powstawa³y liczne spekulatywne filozofie historii, w których wiecka p³aszczyzna dziejów zyskiwa³a sankcjê religijn¹; szczególnie wyrazi cie objawi³o siê to w romantycznym mesjanizmie. Na przyk³ad Mickiewicz dokona³ swoistego wcielenia Boga w porz¹dek historii; przekonywa³, i¿: Duch cz³owieczy jest synem Boga panuj¹cego nie tylko na niebiosach, ale i na ziemi. Duch winien staæ panem ziemi ( ) (Prelekcje paryskie, kurs czwarty, wyk³ad XIV z 28 V 1844). W rezultacie dochodzi³o tu do sytuacji, w której: Romantyczny wiatopogl¹d stwarza³ ( ) mo¿liwo æ ucz³owieczenia Boga, ale i nadawa³ atrybuty bosko ci cz³owiekowi dzia³aj¹cemu w historii (Janion, ¯migrodzka). Przejrzysty paralelizm historii ziemskiej i wiêtej, uobecniony w zespoleniu losów umêczonej Polski (sui generis Chrystusa) z postêpem dziejów, wybrzmiewa z historiozoficznej wizji zawartej w me-


22

sjanizmie Krasiñskiego, który w przedmowie do Przed witu (1843) wieszczy³: Trzeba by³o mierci naszej, trzeba bêdzie naszego wskrzeszenia na to, by s³owo Syna cz³owieczego, wieczne s³owo ¿ycia, rozla³o siê na okrêgi spo³eczne wiata. W³a nie przez nasz¹ narodowo æ, umêczon¹ na krzy¿u historii, objawi siê w sumieniu ducha ludzkiego, ¿e sfera polityki musi siê przemieniæ w sferê religijn¹ ( ) tylko w Polszcze i przez Polskê zacz¹æ siê opatrznie mo¿e nowy okres w dziejach wiata . W wariancie zsekularyzowanym wyst¹pi³ dziewiêtnastowieczny historyzm w kilku wariantach historiozofii pozytywistycznej, osadzonych nierzadko, jak na przyk³ad koncepcje Henry ego Thomasa Buckle a i Herberta Spencera, na matrycy redukcjonistycznego ewolucjonizmu i mechanicystycznego determinizmu. August Comte, rzecz charakterystyczna, sk³onny by³ nawet uznawaæ historyczny punkt widzenia za najistotniejsz¹ w³a ciwo æ pozytywizmu; stwierdzi³ przy tym cis³¹ zale¿no æ historii i nowej nauki pozytywnej socjologii, objawiaj¹c¹ siê w d¹¿eniu do poszukiwania praw, które rz¹dz¹ rozwojem gatunku ludzkiego (prawem naczelnym by³o dlañ prawo postêpu). Wielk¹ polemikê z popularnymi wersjami wiadomo ci historycznej (ska¿onej, jak w romantyzmie, przez iluzje subiektywnego idealizmu lub wypaczonej, jak w pozytywizmie, przez mechanicystyczny determinizm) przeprowadzi³ w Legendzie M³odej Polski (1910) Stanis³aw Brzozowski, sk¹din¹d uznaj¹cy historyzm za paradygmatyczny wyznacznik europejskiej psychiki kulturalnej . Pisa³ wszak autorytatywnie i obrazowo: Nasze ja to nie jest co stoj¹cego na zewn¹trz historii, lecz ona sama; nie ma mo¿no ci wyzwolenia siê od niej, gdy¿ nie ma w nas w³ókna, które by do niej nale¿a³o. ( ) Rzeka historii europejskiej przecieka przez nasze wnêtrze . Jednakowo¿ Brzozowski stanowczo siê domaga³, by wiadomo æ kulturalna nie by³a ani tworem idealistycznej spekulacji, ani te¿ bezwolnym rezultatem automatyzmu dziejów, lecz by, ukszta³towawszy siê na fundamencie rz¹dz¹cej sob¹ niepodleg³ej pracy , sta³a siê trwa³ym elementem kultury , czyli twórczo zapanowa³a nad ¿ywio³ami historycznymi, spo³eczno-politycznymi i biologicznymi. Faktem jest, i¿ historyzm XIX wieku, podniesiony do rangi metafizycznego systemu przez Hegla, który poznaniu nada³ status dziejów, zrównuj¹c sens bytu z historyczno ci¹, wystêpowa³ w wielu szczegó³owych metanarracjach, ujmuj¹cych proces historyczny esencjalistycznie. Dziewiêtnastowieczno æ wykoncypowa³a takie s³ynne koncepcje (metanarracje, metaopowie ci) historiozoficzne, jak w³a nie heglizm, comtyzm, marksizm, spenceryzm oraz liczne warianty typowych zw³aszcza dla romantyzmu historiozofii spekulatywnych i spirytualistycznych. Niezale¿nie od ró¿nic szczegó³owych artyku³owa³y one (najczê ciej wprost,


23

a przynajmniej implicite) ideê historii progresywno-linearnej jako postêpu ludzko ci na drodze ku pe³nej emancypacji (ducha, rozumu, podmiotu dziejotwórczego). Dzieje ludzkie rozumiano przy tym jako ca³o æ maj¹c¹ swój pocz¹tek i, co wa¿niejsze, kres (Skarga). W³a nie ów kres procesu historycznego w heglizmie, u Comte a czy socjalistów utopijnych mo¿e uchodziæ za totalne spe³nienie siê dziejów, pojête jako odzyskanie obecno ci (Derrida), zamkniêcie rozstêpu miêdzy arche a telos. Idea postêpu, organizuj¹ca historiozoficzne my lenie w wieku XIX, sformu³owana ju¿ przez filozofiê o wieceniow¹ (Condorcet), uchodzi³a za poznawczy aksjomat, ho³dowali jej praktycznie wszyscy, w szczególno ci zagorzali progresywi ci (postêpowcy, demokraci, radyka³owie), upatruj¹cy w przysz³ym zamkniêciu dziejów momentu, który oka¿e siê najwy¿szym osi¹gniêciem ludzko ci. Z kolei konserwaty ci, krytyczni wobec zmian spo³ecznych powodowanych przez postêp, chcieli go kontrolowaæ, zmuszeni byli wszak¿e przyznaæ, i¿ wydaje siê on nieuchronny (Maciejewski). Nastawienie dziewiêtnastowiecznej wiadomo ci kulturalnej na my lenie historyczne Foucault interpretowa³ jako refleks epistemy analogii i nastêpstwa, która zwróci³a wiêksz¹ uwagê na czynnik czasu w pojmowaniu wiata i cz³owieka (ten ostatni okaza³ siê wtedy nowo odkrytym przedmiotem nauk). Oryginaln¹ konstrukcjê historiozoficzn¹, uformowan¹ w³a nie wokó³ idei nieustannego postêpu, przybieraj¹c¹ charakter tyle¿ kosmogoniczny, ile quasi-przyrodniczy, zaproponowa³ S³owacki w swoim systemie genezyjskim (Genezis z Ducha, 1844-1846), w którym panspirytualistyczny, kosmiczny ewolucjonizm o charakterze teleologicznym, oparty na ci¹gu krwawych rewolucji, zbrodni, mêki i mierci, zmierza docelowo ku stanowi boskiej doskona³o ci absolutnej (Janion, ¯migrodzka). Ideê deterministycznego postêpu, woln¹, jak mniemano, od nalecia³o ci spekulatywnych i metafizycznych, formu³owali z kolei praktycznie wszyscy pozytywistyczni krytycy i pisarze. wiêtochowski, na przyk³ad, orzeka³: ¯ycie ludzkie rozwija siê na podstawach ci¹g³ych przyczyn i skutków. ¯adne zjawisko nie jest odosobnione, ka¿de musi byæ skutkiem jednego lub kilku poprzednich, które s¹ wzglêdem niego przyczyn¹. Prawo to, spostrze¿one przez najznakomitszych my licieli, pozwala nam widzieæ wszêdzie postêp, tj. proces nieustannie odbywaj¹cych siê zmian (Tradycja i historia wobec postêpu, Przegl¹d Tygodniowy 1872 nr 19). W toku gwa³townej polemiki z pogrobowcami romantycznego bajronizmu gloryfikowa³ postêp, jako najwy¿sz¹ ideê i zasadê dziewiêtnastowieczno ci, Adam Wi licki: Wiek dziewiêtnasty pisa³ nie jest wiekiem cierpi¹cych i zachwyconych trubadurów; jego poezjê stanowi [w³a nie] ci¹g³y postêp, ci¹g³a d¹¿no æ do zajêcia takiego stanowiska wobec praw przyrody i ludz-


24

ko ci, aby w jak najwiêkszym zakresie urzeczywistnia³ dla siebie wszystko, cokolwiek my l jego podyktuje do wykonania (Groch na cianê. Parê s³ów do ca³ej plejady zapoznanych wieszczów naszych, Przegl¹d Tygodniowy 1867 nr 49). Dziewiêtnastowieczna wiara w postêp ugruntowywa³a siê niew¹tpliwie na bazie ewolucjonizmu, który przejêty z biologii stanowi³ paradygmatyczny wyró¿nik historiozoficznych metanarracji wytworzonych przez wiatopogl¹d scjentystyczny. Ewolucjonizm zasadza³ siê na porz¹dku przyczynowym ( ci lej: determinizmie przyczynowo-skutkowym czy genetyzmie), pojmowanym przez pozytywizm jako relacja faktyczna i sta³a (Skarga), która rzekomo mia³a siê obywaæ bez wp³ywów metafizyki (przydaj¹cej prawu przyczynowo ci charakter konieczno ciowy i sprawczy), w istocie jednak sprowadza³a siê nie tylko do zasady heurystycznej, gdy¿ pozytywi ci sk³onni nawet byli dostrzegaæ w prawie przyczynowo ci naczeln¹ zasadê bytu (Skarga). Refleks takiego my lenia uobecnia siê w studium Elizy Orzeszkowej Listy o literaturze. List I. Wiek XIX (1873), gdzie autorka stwierdza³a fakt niezbity: Wiek XIX jest potêg¹ wielk¹ ju¿ przez to samo, ¿e stanowi nieodpart¹ i nieprzezwyciê¿on¹ konieczno æ dziejow¹. ( ) Wiek XIX znicestwieniu nie ulegnie, jak ulec mu nie mo¿e ¿aden skutek, który, urodziwszy siê z poprzedzaj¹cych go przyczyn, przebyæ musi w³a ciwy sobie zakres trwania, nim z kolei przemieniwszy siê w przyczynê, stopi siê w zrodzonych przez siê skutkach . Z pojêciami przyczynowo ci i ewolucji korespondowa³o pojêcie organizacji, istotny sk³adnik nowoczesnej epistemy, zrodzony na gruncie biologii, potem za przetransponowany do nowo odkrytej w wieku XIX socjologii, gdzie opracowywano vide: koncepcje Comte a czy zw³aszcza Spencera teorie spo³eczeñstwa jako zorganizowanej ca³o ci (swoistego organizmu), ewoluuj¹cej w czasie. W rezultacie wykszta³ci³y siê ró¿ne warianty bioorganicystycznej socjologii, które mo¿na potraktowaæ jako typowy dla pozytywizmu objaw naturalistycznego podej cia do nauk spo³ecznych. Ekstrapolacja kategorii przejêtych z biologii na fakty spo³eczne by³a konsekwencj¹ redukcjonizmu epistemologicznego, jaki charakteryzowa³ pozytywistyczn¹ epistemê, opart¹ m.in. na wspomnianej zasadzie analogii. Zwolennikiem tego zabiegu heurystycznego okaza³ siê przede wszystkim Boles³aw Prus, najgorliwszy propagator Spencerowskiej koncepcji spo³eczeñstwa jako analogonu biologicznego organizmu. W rozprawie Szkic programu w warunkach obecnego rozwoju spo³eczeñstwa (1883) stwierdza³: Spo³eczeñstwo, a w³a ciwie naród, jest ¿yj¹cym organizmem. ( ) ¯ycie organizmu spo³ecznego objawia siê nieustann¹ czynno ci¹ wszystkich organów i komórek. G³ówne formy tej czynno ci ( ) wytwarzanie i zu¿ywanie przedmiotów u¿ytecznych, rozdzielanie owych przedmiotów miêdzy pojedyncze organa,


25

wymiana us³ug, asymilacja wytworów natury, wytworów obcych spo³eczeñstw i ludzi obcych, wreszcie oszczêdzanie pewnych wytworów dla przysz³ego u¿ytku . Przeciwne za wobec pozytywistycznego naturalizmu antyredukcjonistyczne stanowisko w kwestii charakteru nauk spo³ecznych i humanistycznych zajmowa³y heglizm i neokantyzm. Oprócz historyzmu za naczeln¹ ideê XIX wieku uznaje siê zgodnie indywidualizm. Filozoficznej genezy owej idei trzeba by siê bodaj doszukiwaæ w akcie inauguruj¹cym nowo¿ytn¹ wiadomo æ epistemiczn¹, tj. w kartezjanizmie, potem zyskuje ona dope³nienie i rozwiniêcie w projektach empirycznej filozofii brytyjskiej (Locke a, Berkeleya, Hume a), by usystematyzowaæ siê modelowo w transcendentalizmie Kanta. Na p³aszczy nie spo³eczno-ekonomicznej indywidualizm objawia³ siê w emancypacyjnym ruchu mieszczañstwa, które pod auspicjami ideologii liberalnej promowa³o stosunki kapitalistyczne. Jednostka w ca³ej epoce nowoczesno ci, w tym tak¿e w wieku XIX, sta³a siê zasadniczo autonomicznym podmiotem moralnym i historiotwórczym; jej walka o w³asne prawa i aspiracje wolno ciowe przy wieca³a wiêkszo ci ówczesnych ruchów politycznych. Interesy jednostkowe starano siê uzgadniaæ ze wspólnotowymi (kolektywnymi), przy czym odmiennie rozk³adano akcenty, ju¿ to lansuj¹c interes i prawa jednostek (jak w liberalizmie), ju¿ to podnosz¹c prymat interesu zbiorowego (jak w pozytywizmie Comte a czy socjalizmie lub marksizmie). Wytworzy³a siê tutaj podstawowa dla dziewiêtnastowieczno ci i chyba nieusuwalna antynomia: indywidualizm kolektywizm. Wyznacza³a ona przestrzeñ duchow¹ polskiego romantyzmu, który po powstaniu listopadowym uzna³ jednak prymat kolektywnej idei patriotycznej oraz idei zbiorowo ci narodowej nad aspiracjami jednostkowymi (Janion). Czêsto siê przecie¿ zdarza³o, i¿ powy¿sza antynomia dr¹¿y³a my l jednego autora; widaæ to wyra nie na przyk³adzie mesjanizmu Mickiewicza i S³owackiego oraz historiozofii Lelewela (Janion, ¯migrodzka). W Ksiêgach narodu polskiego (1832) wrêcz modelowy wyraz znalaz³a mesjanistyczna idea narodu polskiego jako podmiotu zbiorowego w³a nie, którego tragiczne, naznaczone stygmatem cierpienia dzieje stanowiæ maj¹ przejrzyst¹ analogiê ofiary Chrystusowej ( Bo Naród polski pisa³ z patosem w³a ciwym romantycznej prozie poetyckiej Mickiewicz nie umar³, cia³o jego le¿y w grobie, a dusza jego zst¹pi³a z ziemi ( ) do otch³ani, to jest do ¿ycia domowego ludów cierpi¹cych niewolê w kraju i za krajem ( ). A trzeciego dnia dusza wróci do cia³a, i Naród zmartwychwstanie, i uwolni wszystkie ludy Europy z niewoli ). Idea kolektywizmu, zbiorowo ci, narodu jako podmiotu dziejów wyznacza³a potem widnokr¹g my lowy radykalnych i demokratycznych rodowisk polskiej emigracji polistopadowej (np. Edwarda Dembowskiego My li o przysz³o ci filozofii, 1845). W³a-


26

nie naród urasta³ w polskim romantyzmie do rangi warto ci najwy¿szej, staj¹c siê czêstokroæ o rodkiem wielu opowie ci historiozoficzno-mitycznych, organizuj¹cych polsk¹ wiadomo æ patriotyczn¹ w wieku XIX. Fundatorem to¿samo ciowej koncepcji narodu (Strzy¿ewski) by³ Maurycy Mochnacki jako autor rozprawy O literaturze polskiej w wieku dziewiêtnastym (1830), w której, odwo³uj¹c siê do niemieckiej filozofii przedromantycznej i romantycznej (Herder, Schiller, Novalis, Schelling), rozwin¹³ s³ynn¹ teoriê uznania siê przez naród w swoim jestestwie , uznania, które jest d³ugotrwa³ym procesem zdobywania samo wiadomo ci i to¿samo ci, za wiadczonym przez narodowe pi miennictwo. W okresie pozytywizmu równie¿ dominuje idea kolektywizmu (zbiorowo ci spo³ecznej, narodowej), kultywowana w obronie przed represyjn¹ polityk¹ zaborców. Polemika z wybuja³ym indywidualizmem romantyzmu, po czê ci kryptopolityczna, po czê ci za (i przede wszystkim) ideowo- wiatopogl¹dowa i estetyczna, nasili³a siê zw³aszcza w czasach pozytywistycznej burzy i naporu . Debiutuj¹ca na niwie literackiej m³oda Eliza Orzeszkowa optowa³a, rzecz jasna, za ideami zbiorowo ci, kolektywizmu, komunitaryzmu, przy czym za podmiot historiotwórczy uznawa³a raczej spo³eczeñstwo, ani¿eli naród; pisa³a wszak¿e, i¿ to ogó³ tworzy autora , bo: Talent wszelki wzrasta w ród spo³eczno ci jak k³os w ród ziemi kêsa. Ziemia mu matk¹; z jej wewnêtrznych, ¿ywotnych soków bierze istnienie (Kilka uwag nad powie ci¹, 1866). Stosunkowo rzadziej mo¿na napotkaæ tendencje indywidualistyczne, przenikniête duchem pozytywistycznego liberalizmu (uobecni³y siê one w postawie i pogl¹dach wiêtochowskiego). Niekwestionowany kult indywidualno ci, jednostki twórczej , rozwinie siê dopiero u schy³ku XIX wieku, przy czym donios³¹ inspiracjê dla tego zjawiska stworz¹ zró¿nicowane zreszt¹ wewnêtrznie nurty filozoficzne, w tym nietzscheanizm. W pocz¹tkowej fazie okresu M³odej Polski lansowano antropologiê indywidualistyczn¹, ukszta³towan¹ jeszcze na fundamencie pozytywistycznego i naturalistycznego ewolucjonizmu. Tak na przyk³ad Stanis³aw Przybyszewski orzeka³, i¿ pojêcie jednostki twórczej jako czynnika podtrzymuj¹cego i doskonal¹cego gatunek ma w dziejach rozwoju cz³owieka swoj¹ odwrotn¹ stronê: tragiczne pojêcie jego osobowo ci jako narzêdzia (Z psychologii jednostki twórczej. I. Chopin i Nietzsche, 1892). W podobnym tonie wypowiadali siê Wac³aw Na³kowski i Maria Komornicka, wspó³autorzy ksi¹¿ki Forpoczty (1895). Indywidualizm sensu largo okaza³ siê ju¿ naczeln¹ warto ci¹ w sentymentalizmie, niemniej najbardziej modelow¹ postaæ przybra³ on, rzecz jasna, w wiatopogl¹dzie romantycznym, zw³aszcza w jego odmianach zachodnioeuropejskich. Wiek XIX wyartyku³owa³ podstawowe dylematy antropologii nowoczesno ci, sytuuj¹c jednostkê w centrum wiata i przydaj¹c jej czê ciowo wzorem Kanta


27

status suwerennego podmiotu moralnego, który w³asn¹ wolno æ realizuje w autonomicznym kszta³towaniu form swojego ¿ycia. Zw³aszcza sztuka romantyczna literatura, plastyka i muzyka wielowariantowo opracowywa³a ideê indywidualizmu jako swój znak rozpoznawczy. W polskim romantyzmie przedlistopadowym eksponowano, miêdzy innymi pod wp³ywem Byrona, egzystencjalne i moralne dylematy jednostki wyj¹tkowej, skonfliktowanej ze wiatem i jego normami. Mickiewicz w Przemowie do pierwszego wydania tomu I Poezyj (1822), znanej tak¿e jako szkic O poezji romantycznej, zasugerowa³ koncepcjê poety wybitnej indywidualno ci, wrêcz geniusza, który, jak Byron w³a nie, o¿ywiaj¹c obrazy uczuciem, stworzy³ nowy gatunek poezji, gdzie duch namiêtny przebija siê w zmys³owych rysach imaginacji . Z tych za³o¿eñ oraz z zawartej w szkicu krytyki sztuki francuskiej przebija sugestia o wyra nej odmienno ci [poety] od ogó³u (Kowalczykowa). Wybitn¹ artykulacj¹ indywidualnego buntu egzystencjalnego, stanowi¹c¹ wyra ny pog³os zachodnioeuropejskiej antropologii romantycznej, sta³a siê potem IV czê æ Mickiewiczowskich Dziadów; w okresie za polistopadowym wybitni polscy romantycy (Mickiewicz, Krasiñski, S³owacki) odkrywczo problematyzowali ideê indywidualizmu, przy czym wyró¿nikiem wielkiej poezji romantycznej okaza³a siê, by tak rzec, interioryzacja dramatów historii (widoczna szczególnie wyrazi cie w Kordianie), okre lona inaczej jako niezbywalno æ prze¿ycia historii i dylematów etyki obywatelskiej w najbardziej prywatnym do wiadczeniu wewnêtrznym bohatera (Janion, ¯migrodzka). Idea indywidualizmu wyzwolonego ju¿ z wszelkich serwitutów narodowych, spo³ecznych i politycznych skrystalizowa³a siê w manifestach Stanis³awa Przybyszewskiego. W g³o nym Confiteor ( ¯ycie 1899 nr 1) orzeka³ w tonie przywódczym: Artysta nie jest s³ug¹ ani kierownikiem, nie nale¿y ani do narodu, ani do wiata, nie s³u¿y ¿adnej idei ani ¿adnemu spo³eczeñstwu. ( ) stoi ponad ¿yciem, ponad wiatem, jest Panem Panów, nie kie³znany, nie ograniczany ¿adn¹ si³¹ ludzk¹. Jest on zarówno wiêty i czysty, czy odtwarza najwiêksze zbrodnie, odkrywa najwstrêtniejsze brudy, gdy w oczy w niebo wbija i wiat³o æ Boga przenika . Ta skrajnie antyspo³eczna antropologia artystowska stanowi³a pewien wy³om w formacji kulturowej polskiej dziewiêtnastowieczno ci, jednak w zderzeniu z wzorcami s³u¿ebnymi ponios³a pora¿kê, mimo ¿e ich fundament antropologiczno-filozoficzny sprowadza³ siê do zasadniczo to¿samej koncepcji podmiotu. Jakkolwiek bowiem formu³a podmiotowo ci panuj¹ca w wieku XIX stanowi³a splot ró¿norakich tendencji filozoficznych i psychologicznych, to jej wspóln¹ podstaw¹ by³ model antropologiczny, oparty na wzglêdnie niezmiennym pod³o¿u, tj. na fundamencie podmiotowo ci kartezjañskiej, dope³nionej potem przez Kanta, przyznaj¹cej centralne miejsce cz³owiekowi jako autonomicznej,


28

to¿samej ze sob¹, trwa³ej wiadomo ci, bêd¹cej podstaw¹ i gwarantem wiedzy o wiecie. Antropologiczny model dziewiêtnastowieczno ci przynale¿a³, rzecz jasna, do wielowiekowej tradycji filozoficznej Europy, tradycji metafizyki obecno ci (termin Derridy), której paradygmatycznym wyró¿nikiem by³o my lenie o bycie jako obecno ci w³a nie, przy czym obecno æ ta, stanowi¹ca transcendentaln¹ zasadê my lenia metafizycznego, uobecnia³a siê dla wiadomo ci, dla podmiotu poznaj¹cego, a wiêc jawi³a siê jako subiektywizacja bytu. Owa wiadomo æ, inaczej cz³owiek jako subiectum, zyskiwa³a status podstawy i uniwersalnego rodka odniesienia. Powiedzieæ mo¿na, ujmuj¹c zagadnienie dziewiêtnastowiecznej antropologii od innej jeszcze strony, ¿e cz³owiek tamtej epoki objawia³ siê by przywo³aæ s³ynne okre lenie Foucaulta ze S³ów i rzeczy jako empiryczno-transcendentalny dublet . Albo bowiem podlega³ on dzia³aniu deterministycznych praw natury (co podkre la³y ró¿ne orientacje ówczesnej metafizyki naturalistycznej), albo wystêpowa³ w roli autonomicznego podmiotu moralnego, który kieruje siê w ¿yciu g³osem wewnêtrznego sumienia (tak g³osi³ Kant). To rozdarcie nieustannie determinowa³o ówczesne dyskursy etyczne i antropologiczne, ale nie wp³ynê³o na destrukcjê monistyczno-substancjalnej koncepcji podmiotu, obowi¹zuj¹cej a¿ do schy³ku XIX wieku, czyli do momentu pojawienia siê empiriokrytycyzmu i ró¿nych wariantów filozofii ¿ycia (nietzscheanizmu, bergsonizmu), pod których wp³ywem rozpocz¹³ siê w³a nie proces dezintegracji trwa³ej subiektywno ci zorganizowanej w ja . Nim jednak zaczê³y siê rozpadaæ fundamenty spójnej substancjalnej podmiotowo ci XIX wieku, dominuj¹c¹ pozycjê tak w romantyzmie, jak i pozytywizmie zajmowa³ autorytatywny metafizyczny podmiot, który spe³nia³ spo³eczn¹ funkcjê prawodawcy (termin Zygmunta Baumana). Je li w epoce O wiecenia status takich prawodawców przyznano intelektuali cie i uczonemu, to w stuleciu XIX, które nadal wysoko ceni³o tamte elity intelektualne, podobnego znaczenia pod wp³ywem romantyzmu nabiera artysta. Nobilitacja artysty wi¹za³a siê przy tym z ogromnym dowarto ciowaniem sztuki, która pe³niæ mia³a wa¿kie funkcje spo³eczne. Wszak¿e wybitni arty ci dziewiêtnastowieczni Byron, Delacroix, Dickens, Turgieniew, Mickiewicz, Wagner, Zola, Prus, To³stoj, ¯eromski, Wyspiañski uchodzili za sumienie w³asnych narodów i spo³eczeñstw. Ich g³os acz oceniany nierzadko kontrowersyjnie wa¿y³ w przestrzeni spo³ecznej komunikacji. W warunkach polskich sztuka, a zw³aszcza literatura, wysunê³a siê w czasach romantyzmu na pozycjê zdecydowanie pierwszorzêdn¹, odgrywaj¹c z uwagi na polityczn¹ u³omno æ ¿ycia publicznego w Polsce rolê wzorcotwórcz¹, wybitnie patriotyczn¹, spo³ecznie zaanga¿owan¹. Polski artysta romantyczny przyk³adem najznamienniejszym Mickiewicz stawa³ siê sumieniem narodu, jego


29

przewodnikiem, prorokiem i rewelatorem prawd najwy¿szych. W dobie pozytywizmu ust¹pi³ on miejsca nauczycielowi i skrupulatnemu badaczowi wspó³czesnej rzeczywisto ci. Ale niezmienne w polskiej wiadomo ci kulturowej XIX wieku pozostawa³o przekonanie o jego artysty instytucjonalnej funkcji publicznej i urzêdzie narzucaj¹cym obowi¹zki pozaliterackie (Bachórz). Nadrzêdne, uprzywilejowane miejsce artystów oraz uczonych (lansowanych przez scjentyczny wiatopogl¹d pozytywizmu) to jeden z konstytutywnych elementów wiadomo ci dziewiêtnastowiecznej. Dziewiêtnastowieczno æ orientowa³a siê na progresywizm i nowo æ (innowacjê, oryginalno æ), traktuj¹c je jako warto ci aksjomatyczne (ceniono je zarówno w romantyzmie, jak w pozytywizmie). Stanowi³y one z wyj¹tkiem progresywizmu, nobilitowanego ju¿ przez O wiecenie aksjologiczne i poznawcze odkrycie, dokonane w³a nie przez formacjê kulturow¹ XIX wieku. W owym nastawieniu na przysz³o æ objawia siê typowa dla dziewiêtnastowieczno ci wyrazi cie widoczna tak w wiatopogl¹dzie romantycznym, jak pozytywistycznym tendencja do kontestacji tera niejszo ci, uznawanej jedynie za etap przej ciowy do doskonalszej (sprawiedliwszej) przysz³o ci. Jednak mimo swego radykalnego progresywizmu i uprzywilejowania nowo ci dziewiêtnastowieczno æ niekiedy do æ harmonijnie ³¹czy³a kanon warto ci nowych z tymi odziedziczonymi po poprzedniej formacji kulturowej, nie mog³a zreszt¹ radykalnie zerwaæ wiatopogl¹dowych wiêzi z tamt¹ formacj¹, skoro obie przynale¿a³y do filozoficznego dyskursu nowoczesno ci (termin Jürgena Habermasa). Tak np. wiek XIX kontynuowa³ wypracowan¹ przez O wiecenie ideê cywilizacji pojmowanej jako rezultat postêpu (Maciejewski). Rozszerzanie dorobku cywilizacji uto¿samiano wtedy z rozmaitymi procesami modernizacyjnymi, które nale¿a³o konsekwentnie wdra¿aæ, by w rezultacie powiêkszaæ zasób ogólnoludzkiego i jednostkowego szczê cia. Mo¿na powiedzieæ, i¿ d¹¿no æ do budowy cywilizacji stanowi³a kategoryczny imperatyw dla cz³owieka XIX wieku, w szczególno ci za spopularyzowa³a siê ona w ówczesnym wiatopogl¹dzie scjentycznym. O wiecenie i pozytywizm okaza³y siê g³ównymi promotorami idei cywilizacji. W cis³ym z ni¹ zwi¹zku pozostawa³a u¿yteczno æ, kolejna z pierwszorzêdnych warto ci dziewiêtnastowiecznej formacji kulturowej. U¿yteczno æ, nazywana te¿ zamiennie utylitaryzmem, wyznacza³a zw³aszcza kanon etyki pozytywistycznej (ustanowi³ go podówczas John Stuart Mill). Bycie u¿ytecznym uznawano wtedy za powszechny obowi¹zek ca³ej ludzko ci; jednostka i zbiorowo æ winny tak postêpowaæ, by wszystkie ich dzia³ania przyczynia³y siê do szczê cia powszechnego. Ka¿dy cz³owiek danego spo³eczeñstwa pisa³ w g³o nym manife cie Utylitaryzm w literaturze (1872) Piotr Chmielowski powinien przyczy-


30

niaæ siê ( ) do jego dobra; powinien byæ u¿ytecznym. Im kto wy¿szy zajmuje lub chce stopieñ na skali spo³ecznego znaczenia, tym zakres u¿yteczno ci jego szerszymi promieniami zakre laæ musi. Kto za pragnie zostaæ przewodnikiem innych, nios¹cym pochodni¹ o wiaty, ten powinien tych innych przekonaæ, ¿e zdo³a im zapewniæ jak najobfitszy zapas u¿yteczno ci . Chmielowskiemu wtórowa³ Antoni Pilecki: G³ówn¹ cech¹ obecnego kierunku spo³eczeñstw naszych jest utylitaryzm. Odrzucamy na stronê wszystko, co nie wp³ywa dodatnio na rozwój ludzko ci, co nie przek³ada cegie³ki do wielkiego gmachu, zbudowanie którego stanowi cel naszego bytu. Gmachem tym jest szczê cie i rozwój spo³eczeñstw (Spo³eczne znaczenie poezji i wspó³czesne jej stanowisko, 1874). Utylitaryzm odcisn¹³ te¿ silne piêtno na wiatopogl¹dzie scjentycznym drugiej po³owy wieku, na idei nauki, która w modelu kulturowym dziewiêtnastowieczno ci zajmowa³a miejsce szczególnie uprzywilejowane. Comte, dla przyk³adu, rad by³ wprz¹c naukê w s³u¿bê dla ludzko ci. Wszak jego s³ynne has³o: savoir pour prévoir, prévoir pour agir wyznacza³o te¿ oprócz epistemologicznej strategii wiedzy pozytywnej utylitarne funkcje poznaniu naukowemu. W XIX wieku uwa¿ano, ¿e rozwój nauki wp³ywa bezpo rednio na modernizacjê stosunków miêdzyludzkich, na przyrost dobrobytu i szczê cia. M³oda Eliza Orzeszkowa podziela³a w pe³ni ów pogl¹d, gdy z entuzjazmem recenzowa³a pracê Buckle a Historia cywilizacji w Anglii: Nauka daje ludziom sposoby zwyciê¿enia potêg zewnêtrznej natury, nauka roz wiecaj¹c pojêcia wiedzie ludy ku zgodzie, pokojowi, bogactwom, cnotom. Nauka zabija marzycielstwo i ró¿ne przes¹dne nadzieje, ( ) ka¿e cz³owiekowi wpatrywaæ siê w ziemskie istnienie, doskonal¹c je dla siebie i innych; ona nareszcie, prowadz¹c cz³owieka ku poznaniu samego siebie, daje mu poczucie w³asnej potêgi i zacno ci, na którym wsparty zechce byæ samym sob¹ i sam przez siê my leæ, ¿yæ i dzia³aæ (O Historii cywilizacji angielskiej przez Henryka Tomasza Buckle a, Gazeta Polska 1866 nr 157-158). Jednak¿e dziewiêtnastowieczny scjentyzm oscylowa³, co warto podkre liæ, miêdzy powy¿szym prze wiadczeniem o wybitnie aksjologicznym charakterze naukowego poznania, które s³u¿y po prostu dobru ludzko ci i nigdy nie mo¿e siê obróciæ przeciwko niej, a sk¹din¹d tak¿e typowym dla pozytywistycznej epistemy s¹dem o rozdzieleniu nauki i warto ci (to drugie stanowisko propagowa³ wybitny metodolog nauki Claude Bernard). W pozytywizmie polskim zdecydowanie zrazu dominowa³a praktyczno-utylitarna koncepcja nauki, dopiero od lat osiemdziesi¹tych czê ciej akcentowano czysty charakter naukowego poznania (stanowisko Józefa J. Boguskiego, Napoleona Cybulskiego, W³adys³awa Koz³owskiego, Adama Mahrburga). Obie koncepcje zdawa³ siê ³¹czyæ w swoich refleksjach Boles³aw Prus, choæ na przyk³ad, w m³odzieñczym studium O elek-


31

tryczno ci ( Niwa 1872 nr 11) przekonywa³, w duchu idei nauki czystej , ¿e: ka¿de zjawisko winno byæ ( ) badane, choæby my zeñ dla ¿ycia praktycznego najmniejszych nie wyci¹gnêli korzy ci . Nie ulega w¹tpliwo ci, ¿e mimo tych ró¿nic w scjentycznej metanarracji XIX wieku objawia³ siê z pe³n¹ moc¹ emancypacyjno-krytyczny i progresywny duch ca³ej epoki nowoczesno ci. Bo wiadomo æ dziewiêtnastowieczna a priori przyjmowa³a ogólnohumanistyczny charakter nauki i jej zwi¹zek z moralnie motywowan¹ wizj¹ postêpu (Dopart). Znamienne i zarazem zrozumia³e w tym kontek cie, ¿e pozytywistyczna koncepcja nauki (wiedzy) mia³a charakter predyktywny i nomotetyczny: pozwala³a przewidywaæ fakty na podstawie ustalonych praw, co mog³o mieæ ogromne konsekwencje dla praktyki ¿ycia spo³ecznego. Z ideami cywilizacji i u¿yteczno ci splata³a siê praca, traktowana przez dziewiêtnastowieczno æ niemal jako gatunkowe powo³anie cz³owieka. Wokó³ pracy oscylowa³y nadto takie warto ci, jak: praktyka, do wiadczenie, czyn, twórczo æ (Maciejewski). Rzecz jasna, funkcjonowa³y one w ró¿norakich kontekstach filozoficznych i ideowo-politycznych (np. w heglizmie, marksizmie, bergsonizmie, nietzscheanizmie), nabieraj¹c tym samym nieco odmiennych cech semantycznych. Choæ zwyczajowo ³¹czy siê je z utylitarnym wiatopogl¹dem scjentycznym, to przenika³y one te¿ do idealistycznych systemów romantyzmu sensu largo (vide: rola kategorii czynu w romantycznej filozofii, antropologii i historiozofii Augusta Cieszkowskiego albo prometeizm pracy Cypriana Kamila Norwida). Specyficznego znaczenia nabra³a praca w warunkach polskich, staj¹c siê jako praca organiczna kanonicznym sk³adnikiem liberalnego i (pre)pozytywistycznego programu spo³ecznego (za pierwszego polskiego teoretyka pracy uchodzi s³usznie Józef Supiñski, uznaj¹cy j¹ choæby w swoim najs³ynniejszym dziele Szko³a polska gospodarstwa spo³ecznego, 1862-1865 za konstytutywny wyró¿nik ludzkiego gatunku, za warunek moralno ci i cnót spo³ecznych). W okresie pozytywizmu do³¹czono do hase³ pracy organicznej postulat pracy u podstaw , którego realizacja mia³a ewidentny wyd wiêk patriotyczny: chodzi³o o przeciwdzia³anie akcji rusyfikatorskiej na wsi po uw³aszczeniu, o uczynienie z ch³opa wiadomego obywatela, odczuwaj¹cego zwi¹zek z polsko ci¹. Wielki apologeta pozytywistycznych idei i warto ci, Boles³aw Prus, z niewzruszonym przekonaniem orzeka³ jeszcze na prze³omie stuleci: S³owem praca, praca i praca! Praca m¹dra, wytrwa³a, cierpliwa, inaczej »praca zorganizowana i organiczna« jest to potêga, dla której nie ma niepodobieñstw (Kronika tygodniowa, Kurier Codzienny 1900 nr 326). Wiek XIX ho³dowa³ te¿ idei wynalazczo ci, skorelowanej z prac¹ i innymi bliskoznacznymi warto ciami. Modernistyczna (nowoczesna) ratio uobecnia³a


32

siê czêstokroæ jako rozum instrumentalny, podporz¹dkowuj¹cy sobie naturê (przyrodê) i odkrywaj¹cy jej tajemnice w celu przysporzenia ludzko ci szczê cia i przyspieszenia cywilizacyjnego postêpu. Liczne odkrycia nauk przyrodniczych napawa³y dum¹ ludzi XIX wieku. Optymizm wydawa³ siê wówczas uzasadniony; utwierdza³y go wynalazki techniczne w dziedzinie transportu (parostatek, kolej) i komunikacji (telegraf, telefon), odkrycia wielu nowych szczepionek, powstanie teorii fizycznych (elektromagnetyzmu i termodynamiki), rozpowszechnienie elektryczno ci, rozwój o wiaty, humanizacja prawa karnego, wreszcie ustawodawstwo socjalne. Wiek pary i elektryczno ci , jak potocznie okre lano XIX stulecie, zdawa³ siê potwierdzaæ nadzieje ¿ywione przez scjentystyczny wiatopogl¹d epoki. Zagorza³ym propagatorem wynalazczo ci by³ Boles³aw Prus, który upatrywa³ w niej potê¿n¹ d wigniê postêpu cywilizacyjnego i stopniowego procesu uszczê liwiania ludzko ci. Zagadnieniu temu po wiêci³ m³odzieñczy odczyt O odkryciach i wynalazkach (1873); pisa³ w nim, zgodnie zreszt¹ z duchem nowoczesno ci, i¿: Odkrycia i wynalazki wp³ywaj¹ na polepszenie dobrobytu i pozwalaj¹ ludziom rozmna¿aæ siê bez obawy g³odu i nêdzy, jakie panowa³y dawniej . Wszak¿e zabezpieczaj¹ [one] ¿ycie spo³eczeñstw, powiêkszaj¹ ich wygody, potêguj¹ zrêczno æ, si³y fizyczne, zmys³y i rozum jednostek, oszczêdzaj¹ czas i pieni¹dze . Dziewiêtnastowieczno æ wypromowa³a nadto przejêt¹ z O wiecenia ideê wolno ci, która obok sprawiedliwo ci spo³ecznej i równo ci (notabene maj¹cej równie¿ antecedencje o wieceniowe) zajê³a bodaj najwy¿sze miejsce w normatywnej aksjologii tej formacji kulturowej (Maciejewski). W szczególno ci sta³a siê wolno æ warto ci¹ absolutn¹ dla polskiego romantyzmu; przyjmuje siê wrêcz (Janion, ¯migrodzka), ¿e historiozofia tego pr¹du by³a w³a nie historiozofi¹ wolno ci, ukszta³towan¹ zgodnie zreszt¹ z dyrektyw¹ nowoczesnej epistemy linearno-progresywnie i teleologicznie zarazem. Romantyczne my lenie o dziejach, naznaczone tragizmem polskiego losu narodowego w wieku XIX, przybiera³o charakter ju¿ to radykalnie demokratyczny, ju¿ to mistycznoreligijny, przy czym pochód ku przysz³ej wolno ci stanowi¹cej telos wszystkich wariantów historiozofii romantyzmu musia³ siê nierzadko odbywaæ drog¹ krwawych prób, ofiar i po wiêceñ. Kluczow¹ rolê rewolucji politycznej i spo³ecznej przyznawa³ w swojej poezji mistycznej S³owacki (np. w wierszu Uspokojenie, 1844-1845), uznaj¹c j¹ za rezultat pracy Ducha wiecznego rewolucjonisty , przy czym misjê twórcy historii przyznawa³ ludowi. Gorliwymi propagatorami wolno ciowych, egalitarnych i rewolucyjnych idei romantycznych stawali siê najczê ciej radykalni demokraci pokroju Henryka Kamieñskiego czy Edwarda Dembowskiego.


33

Pozytywizm polski przej¹³ od romantyzmu idee wolno ci, sprawiedliwo ci spo³ecznej i równo ci, acz zredukowa³ irredentystyczne tendencje swojego poprzednika, czyni¹c z wolno ci (niepodleg³o ci) cel dalekosiê¿ny (obecny w dyskursach intelektualnych epoki najczê ciej implicite), ku któremu mia³y prowadziæ dzia³ania organicznikowskie, silnie nasycone typowym dla pozytywizmu duchem demokratyzmu i egalitaryzmu. Pozytywizm deklarowa³ Chmielowski pragn¹³by znie æ zaporê, odgradzaj¹c¹ uprzywilejowanych od upo ledzonych ( ); chcia³by rozpowszechniæ do najszerszych granic tê my l, ¿e ( ) jedynie samoistna dzia³alno æ mas mo¿e przynie æ skutki najpo¿¹dañsze. ( ) Zwraca siê wiêc do mas, rachuj¹c na wie¿e ich si³y i na bezstronne umys³y (Pozytywizm i pozytywi ci, Niwa 1873 nr 29). Eskalacja d¹¿eñ i nadziei wolno ciowych oraz niepodleg³o ciowych nast¹pi³a w Królestwie Polskim w okresie rewolucji 1905 roku, gdy postulaty polityczne ³¹czono ze spo³ecznymi. Formu³a pierwszej rewolucji i czwartego powstania trafnie oddaje charakter wyst¹pieñ rewolucyjnych czê ci polskiego proletariatu. Od¿y³y wtedy przyciszone w okresie pozytywizmu nastroje niepodleg³o ciowe, pojawi³y siê radykalnie rewolucyjne. Promotorem ruchów wolno ciowych oraz sprawiedliwo ci spo³ecznej i wolno ci sta³a siê w wieku XIX m³odo æ, traktowana jako kategoria kulturowa, ogniskuj¹ca w sobie takie warto ci epoki, jak d¹¿no æ do zmiany (modernizacji) istniej¹cego status quo (politycznego, spo³ecznego, kulturowego) i imperatyw odkrywania (zdobywania) nowo ci. Opozycjê m³odzi starzy transponowano te¿ na grunt spo³eczny. Pierwsza kwalifikacja mia³a charakteryzowaæ nowe klasy spo³eczne: lud albo proletariat, którym przypisywano rolê historiotwórczego podmiotu; mianem za starych opatrywano nierzadko warstwy jak np. szlachtê czy arystokracjê uznawane za anachroniczne i tamuj¹ce postêp. Poetycki arcywzór toposu m³odo ci ustanowi³, rzecz jasna, Mickiewicz; potem nawi¹zywali doñ liczni autorzy, jak choæby Aleksander wiêtochowski czy Stanis³aw Brzozowski. Pierwszy pisa³ w g³o nym manife cie My i wy ( Przegl¹d Tygodniowy 1871 nr 44): My ( ) m³odzi, nieliczni, nie rz¹dz¹cy siê widokami materialnych korzy ci, uwolnieni z obowi¹zku ho³dowania pewnym stosunkom i znajomo ciom, wypowiadamy swoje przekonania otwarcie, ( ) pragniemy pracy i nauki w spo³eczeñstwie, pragniemy wywo³aæ si³y nowe, zu¿ytkowaæ istniej¹ce, skierowaæ uwagê przed, a nie poza siebie ( ). Wy ( ) starzy, liczni, krêpowani miêdzy sob¹ tysi¹cem niewidzialnych nici, skradacie siê ze swoimi zasadami nie mia³o, ¿¹dacie ( ) spokoju, nieruchomo ci, ka¿ecie wszystkim patrzyæ w przesz³o æ, szanowaæ nawet jej b³êdy ( ) . Trzydzie ci lat pó niej Brzozowski nada³ m³odo ci cech ideowo- wiatopogl¹dowego radykalizmu, czyni¹c z niej


34

forpocztê nowego modelu kultury, ufundowanego na podstawowych warto ciach modernistycznych; z w³a ciw¹ sobie apodyktyczno ci¹ stwierdza³: Wniesiemy jedn¹ rzecz: ( ) niebywa³¹, niezmiern¹ têsknotê prawdy. Potrzeba prawdy jest tym, co w nas najg³êbsze, najistotniejsze. ( ) My m³odzi nie jeste my czczym i ja³owym Nie, przeciwnie, tkwi w nas zapowied jakiego wielkiego ( ) i twórczego Tak; szczero æ bezwzglêdna, g³êbokie ¿ycie duchowe, uduchowienie wszystkich stosunków spo³ecznych, pog³êbienie sztuki i uczynienie jej prawdziwie ludzk¹ oto nasze has³a (My m³odzi, G³os 1902 nr 50). Dziewiêtnastowieczno æ nie by³a oczywi cie homomorficzn¹ formacj¹ kulturow¹. Jej paradygmat zasadza³ siê na wielu antynomiach; przejawia³a siê w nich, jak siê zdaje, krytyczna (auto)refleksyjno æ i wewnêtrzna aporetyczno æ dialektycznego ducha nowoczesno ci, który w poszukiwaniu nowego nierzadko kontestowa³ lub przynajmniej problematyzowa³ teoriopoznawcze, ontologiczne i aksjologiczno-etyczne fundamenty formacji dziewiêtnastowiecznej. Jednak¿e ów autokrytycyzm zasadniczo nie nadkrusza³ epistemologicznego horyzontu dziewiêtnastowieczno ci. Formacja ta porusza³a siê bowiem w ramach epistemy nowoczesnej. Oprócz antynomii: indywidualizm kolektywizm paradygmat kulturowy dziewiêtnastowieczno ci konstytuowa³y jeszcze inne antynomie i aporie. Dwie g³ówne czê ci sk³adowe tego paradygmatu: O wiecenie (oraz jego kontynuacja: pozytywizm) i romantyzm charakteryzowa³y siê, co prawda, typowymi dla ducha nowoczesno ci d¹¿no ciami wyzwoleñczo-utopijnymi (Stefan Morawski), niemniej ka¿da z tych czê ci kszta³towa³a odmienny wiatopogl¹d filozoficzny. Konstytutywna antynomia dziewiêtnastowieczno ci (szerzej: nowoczesno ci) objawia³a siê, najogólniej mówi¹c, w kolizji o wieceniowego (pozytywistycznego) logosu, opartego na dominacji rozumu krytycznego i instrumentalnego, oraz romantycznego mythosu, który uprzywilejowa³ tendencje anarchizuj¹ce i spirytualistyczne (lub witalistyczne u schy³ku XIX wieku), eksploruj¹c np. tajemnice istnienia za pomoc¹ takich dyspozycji poznawczych, jakie przeciwstawia³y siê o wieceniowo-pozytywistycznej ratio. Z pewno ci¹ pierwszy biegun wskazanej antynomii logos motywowa³ wszystkie te przekszta³cenia w epoce nowoczesno ci, które stopniowo prowadzi³y ku kulturowej racjonalizacji (owemu odczarowaniu wiata w terminologii Maxa Webera); drugi za romantyczny mythos proponowa³ opozycyjn¹ wizjê wiata i odmienny zestaw norm aksjologiczno-etycznych. W okresie dominacji wiatopogl¹du scjentycznego mniej wiêcej w trzeciej æwierci XIX stulecia rozum instrumentalny wypracowa³ wiele koncepcji idealnego ustroju politycznego (mia³y siê w nich zaktualizowaæ podstawowe has³a i warto ci dziewiêtnastowiecznej formacji kulturowej: wol-


35

no æ, równo æ, sprawiedliwo æ) oraz podporz¹dkowywa³ sobie przestrzeñ natury, poddaj¹c j¹ zabiegom ogrodniczym (Bauman), podejmowanym z punktu widzenia przysz³ej racjonalizacji wiata. Je li o wieceniowo-pozytywistyczna ratio sk³ania³a siê raczej ku optymizmowi (szczególnie widocznemu w dziedzinie historiozoficznej, gdzie sformu³owano metanarracjê postêpu cywilizacyjnego, osi¹ganego dziêki rozwojowi nauk przyrodniczych), to romantyzm oscylowa³ ku pesymizmowi, kwestionuj¹c np. rezultaty kulturowej modernizacji wiata przez rozum instrumentalny. Zdarza³o siê jednak, ¿e pogl¹dy optymistyczne b¹d pesymistyczne nie pokrywa³y siê z podzia³em na pozytywizm (O wiecenie) i romantyzm (Maciejewski). W strukturze o wieceniowo-pozytywistycznego scjentyzmu da siê zauwa¿yæ przejawy wiatopogl¹du okre lonego przez Wilhelma Diltheya jako naturalizm . Jego metafizyczn¹ tezê stanowi³a teoria mechanicystyczno-naturalistyczna, w zakresie za antropologii podkre la³ ów naturalizm zdeterminowanie jednostki ludzkiej przez przyrodê. Z kolei romantyczny biegun dziewiêtnastowiecznej formacji kulturowej wyra¿a³by w terminologii Diltheya wiatopogl¹d idealizmu wolno ci (jednostka traktowana jako podmiot, byt autonomiczny) lub idealizmu obiektywnego , pojmuj¹cego wiat jako organiczn¹ ca³o æ (o charakterze np. racjonalistycznym lub panteistycznym). W ka¿dym wszak¿e przypadku wiat jawi siê jako obecno æ, jako obiekt (przedstawienie) dla podmiotu (subiectum), który mo¿e siê rozmaicie konkretyzowaæ, przyk³adowo w postaci romantycznej ja ni lub pokartezjañskiej a generalnie przejêtej te¿ przez antropologiê pozytywizmu wiadomo ci. Substancjalny (esencjalny) aspekt owego wiata pojmowano w XIX wieku rozmaicie; ówczesne stanowiska ontologiczne sprowadza³y siê do ró¿nych wariantów metafizyki: spirytualizmu, panteizmu, naturalizmu, materializmu. W zakresie stanowisk poznawczych dziewiêtnastowieczno æ fundowa³a siê na antynomii: maksymalizm minimalizm. Maksymalistyczne epistemologie zak³ada³y mo¿liwo æ dotarcia do istoty rzeczy (bytu). Maksymalizm cechowa³ epistemologiê Hegla, którego system metafizyczny, najdojrzalszy wariant racjonalistycznego idealizmu w filozofii niemieckiej, zrównywa³ my l z bytem. Prze wiadczenie o mo¿liwo ci poznawczej eksploracji bytu (jego istoty) charakteryzowa³o te¿ ró¿ne warianty epistemologii romantycznej. Bo romantycy jak to ujê³a Maria Cie la-Korytowska poznawaæ chcieli wszystko: nie tylko Boga czy przyrodê, cz³owieka, historiê, lub literaturê z osobna, lecz wszystko, i to czêsto jednocze nie . W romantyzmie polskim na przyk³ad w III czê ci Dziadów Mickiewicza oraz w twórczo ci S³owackiego wa¿ne miejsce zajê³y specyficzne sposoby poznania maksymalistycznego poprzez ol nienie, widzenie czy ob-


36

jawienie (Cie la-Korytowska). Na stanowisku przeciwstawnym, minimalistycznym, stanê³a za filozofia pozytywistyczna, programowo unikaj¹ca acz nie zawsze konsekwentnie dociekañ metafizycznych i poszukiwania przyczyn pierwszych ( esencjalnych w terminologii Comte a). Reprezentatywny w tym kontek cie by³ g³os Franciszka Krupiñskiego: Filozofia pozytywna nie zna absolutu, bezwzglêdno ci, pierwszych przyczyn, ( ) lecz tylko wzglêdno æ, najbli¿sze przyczyny i fenomena, czyli zjawiska ( ). Zjawiska musz¹ siê same za siebie wyt³umaczyæ (Szko³a pozytywna, 1868). Wyszczególnia siê nadto niekiedy jeszcze inn¹ notabene skorelowan¹ z powy¿sz¹ opozycj¹ maksymalizmu i minimalizmu antynomiê dziewiêtnastowieczno ci, a mianowicie antynomiê: aktywizm pasywizm (Maciejewski). Wydaje siê wszak¿e, i¿ emancypacyjno-reformatorski duch formacji XIX wieku, i szerzej: ca³ej nowoczesno ci, lepiej odpowiada postawom aktywnym, d¹¿eniom do twórczego przekszta³cania wiata. Je li przez pasywizm rozumieæ zachowania skrajnie inercyjne b¹d kontemplatywne, neguj¹ce mo¿liwo æ aktywnego uczestnictwa jednostki i zbiorowo ci w modernizacyjnych procesach kulturowych, to takie postawy pojawia³y siê w romantyzmie i u schy³ku XIX wieku. Znacznie rzadziej natomiast zajmowali je reprezentanci wiatopogl¹du scjentycznego, wycofuj¹cy siê czasem w sferê czystego poznania naukowego (przyk³ady najznamienniejsze: Taine i Renan). Powy¿sze antynomie i aporie strukturalizowa³y te¿ paradygmat kulturowy polskiej dziewiêtnastowieczno ci. Jej dorobek my lowy, naznaczony przecie¿ tragicznym piêtnem niewoli narodowej, by³ ogromny. Zapocz¹tkowane ju¿ w czasach O wiecenia procesy modernizacyjne rozwinê³y siê mimo oporu re¿imów zaborczych w wieku XIX. Wtedy te¿ wspólnym wysi³kiem romantycznych elit intelektualnych, trze wych pracowników umys³owych okresu pozytywizmu i neoromantycznego pokolenia M³odej Polski utrwali³y siê pod³o¿a polskiej wiadomo ci narodowej; naród rozpozna³ siê w swoim jestestwie, w³¹czaj¹c siê przy tym aktywnie w budowê przestrzeni kulturalnej nowoczesnej (modernistycznej) Europy. Emancypacyjny duch nowoczesno ci bodaj najwyrazi ciej skrystalizowa³ siê w modernizacyjnym projekcie polskiego pozytywizmu. Pomimo odmiennych odpowiedzi na wspólne ponadokresowe pytania, wyznaczaj¹ce paradygmatyczn¹ to¿samo æ formacji kulturowej XIX wieku, zarówno romantyzm, jak pozytywizm przygotowywa³y grunt pod przysz³¹ restytucjê niepodleg³ego pañstwa, która stanowi³a strategiczny cel zdecydowanej wiêkszo ci rewolucyjnych i reformatorskich przedsiêwziêæ, podejmowanych w okresie zaborów. Ró¿nice dotyczy³y rodków: z jednej strony odzyskanie niepodleg³o ci uzale¿niano od akcji powstañczej, zbrojnego wyst¹pienia, rozleg³ej konspiracji, z drugiej za wi¹zano je


37

z dzia³aniami organicznikowskimi, przygotowuj¹cymi postêp cywilizacyjny kraju. Jednak¿e i w tym siê objawia duchowa spójno æ polskiej dziewiêtnastowieczno ci sama idea »wybicia siê na niepodleg³o æ« pozostawa³a podwalin¹ my lenia o przysz³o ci (Bachórz). Wyzwoleñczy duch dziewiêtnastowiecznej formacji kulturowej przybra³ w warunkach polskich zabarwienie szczególne.

Bibliografia J. Skarbek, Koncepcja nauki w pozytywizmie polskim, Wroc³aw 1968. T. Burek, Genialny wiek XIX i Esej o literaturze XIX wieku, w: Dalej aktualne, Warszawa 1973. M. Janion, Badania literackie nad XIX stuleciem, w: Gor¹czka romantyczna, Warszawa 1975. B. Skarga, K³opoty intelektu. Miêdzy Comte em a Bergsonem, Warszawa 1975. M. Janion, M. ¯migrodzka, Romantyzm i historia, Warszawa 1978. S. Borzym, H. Floryñska, B. Skarga, A. Walicki, Zarys dziejów filozofii polskiej 1815-1918, Warszawa 1983. M. Weber, Osobliwo ci kultury zachodniej, w: Szkice z socjologii religii, prze³. J. Prokopiuk i H. Wandowski, wstêp, przypisy i red. naukowa S. Kozyr-Kowalski, Warszawa 1984. J. Ziomek, Epoki i formacje w dziejach literatury polskiej, Pamiêtnik Literacki 1986 z. 4. W. Tyburski, Ideologia nauki w wiadomo ci polskich rodowisk intelektualnych doby pozytywizmu. Rozwój metamorfozy za³amania, Toruñ 1989. J. Bachórz, Pozytywistka na rozdro¿u, w: Prze³om antypozytywistyczny w polskiej wiadomo ci kulturowej koñca XIX wieku, pod red. T. Bujnickiego i J. Maciejewskiego, Wroc³aw 1986. W. Dilthey, O istocie filozofii i inne pisma, prze³., wstêpem i koment. opatrzy³a E. Paczkowska-£agowska, Warszawa 1987. B. Skarga, Granice historyczno ci, Warszawa 1989. A. Kowalczykowa, Wstêp do: Idee programowe romantyków polskich. Antologia, BN I 261, Wroc³aw 1991. Z. Bauman, Wieloznaczno æ nowoczesna, nowoczesno æ wieloznaczna, prze³. J. Bauman, Warszawa 1995. A. Kowalczykowa, Wiek XIX: prze³omy, cezury, p³ynno æ, w: Wiedza o literaturze i edukacja. Ksiêga referatów Zjazdu Polonistów Warszawa 1995, pod red. T. Micha³owskiej, Z. Goliñskiego, Z. Jarosiñskiego, Warszawa 1996. D. Siwicka, O obco ci duchów: romantycznego i ponowoczesnego, Teksty Drugie 1996 nr 1. M. Cie la-Korytowska, O romantycznym poznaniu, Kraków 1997. J. Derrida, Pozycje. Rozmowy z Henri Ronsem, Juli¹ Kristev¹, Jean-Louis Houdebinem i Guy Scarpett¹, prze³. A. Dziadek, Bytom 1997. R. Nycz, Jêzyk modernizmu. Prolegomena historycznoliterackie, Wroc³aw 1997. Z. Bauman, Prawodawcy i t³umacze, prze³. A. Ceynowa i J. Giebu³towski, red. naukowa przek³adu M. Kempny, Warszawa 1998. S. Morawski, Niewdziêczne rysowanie mapy O postmodernie(izmie) i kryzysie kultury, Toruñ 1999. J. Habermas, Filozoficzny dyskurs nowoczesno ci, prze³. M. £ukasiewicz, Kraków 2000. J. Maciejewski, Miejsce pozytywizmu polskiego w XIX-wiecznej formacji kulturowej, w: Pozytywizm. Jêzyki epoki, pod red. G. Borkowskiej i J. Maciejewskiego, Warszawa 2001. M. Strzy¿ewski, Mickiewicz w ród krytyków. Studia o przemianach i formach romantycznej krytyki w Polsce, Toruñ 2001. B. Dopart, Nasz literacki wiek XIX i izmy , w: Na pocz¹tku wieku. Rozwa¿ania o tradycji, pod red. Z. Trojanowiczowej i K. Trybusia, Poznañ 2002;


38 M. Janion, M. ¯migrodzka, Romantyzm i egzystencja. Fragmenty niedokoñczonego dzie³a, Gdañsk 2004. M. Foucault, S³owa i rzeczy. Archeologia nauk humanistycznych, t. 2, prze³. T. Komendant, Gdañsk 2005. T. Sobieraj, Pozytywizm polski i duch nowoczesno ci, Roczniki Humanistyczne KUL 2005 z. 1.

Nineteenth-century culture model (a dictionary entry) The proposed nineteenth-century cultural model [Polish, dziewiêtnastowieczno æ] should be understood as a peculiar ideal type , not actualised in any discursive practice (deduced from a heterogenic textual space), or, as a certain neo-Hegelian type, showing off what is essential, paradigmatic, or model in a given set or group of phenomena. In a quest for traces of manifestation of (a) 19th-century cultural awareness, the present article attempted at embracing ideas propagated by a few generations of creative artists as well as those reconstructed on an ex-post basis, resulting from a scholarly afterthought on modernity.


Wiek XIX. Rocznik Towarzystwa Literackiego im. A. Mickiewicza, Rok I (XLIII) 2008

Ewa Paczoska Warszawa

LATARNIA CZARNOKSIÊSKA, CZYLI DZIEWIÊTNASTOWIECZNO Æ I NOWOCZESNO Æ

Nie ulega w¹tpliwo ci, ¿e ruch znaczeñ wokó³ pojêæ modernizmu , modernizacji i nowoczesno ci sta³ siê dzi tak gêsty czy wielowarstwowy, ¿e czas poddaæ go g³êbszemu namys³owi zw³aszcza z perspektywy historii literatury polskiej XIX wieku. Racjê ma Maciej Gloger, który w niedawno opublikowanym artykule stwierdza, ¿e polska refleksja historycznoliteracka pilnie wymaga bardziej dyscyplinuj¹cego spojrzenia na problem modernizmu i nowoczesno ci , przekonuj¹c jednocze nie, ¿e uznanie pozytywizmu za ogniwo polskiej nowoczesno ci daje szansê pewnego nowego uporz¹dkowania problemu modernizmu i nowoczesno ci w badaniach literackich 1. Mam nadziejê, ¿e do nowoczesno ci tzw. pozytywistów nie trzeba dzi ju¿ nikogo przekonywaæ zrobili to bowiem (w ci¹gu co najmniej dwóch ostatnich dekad) historycy literatury postyczniowej. Zastanowiæ siê jednak na pewno trzeba nad tym, jakie jest miejsce nowoczesno ci w obszarze literatury polskiej ca³ego XIX wieku. Refleksja nad nowoczesno ci¹ dziewiêtnastowiecznych musi odbywaæ siê w przestrzeni pewnego paradoksu. Kategoria modernité, pojawiaj¹ca siê wszak w samym rodku tamtego stulecia, dzi przychodzi do nas w otoczce dawno ci 1 M. Gloger, Pozytywizm: miêdzy nowoczesno ci¹ a modernizmem, Pamiêtnik Literacki 2007 z.1, s. 5. Zob. równie¿: J. Maciejewski, Miejsce pozytywizmu polskiego w XIX-wiecznej formacji kulturowej, w: Pozytywizm. Jêzyki epoki, pod red. G. Borkowskiej i J. Maciejewskiego, Warszawa 2001.


40

i oczywistej anachroniczno ci. Paradoks tych rozpoznañ dobrze ujmuje nastêpstwo nowoczesno ci i ponowoczesno ci . W tym tek cie tytu³owe dziewiêtnastowieczne do wiadczenie nowoczesno ci bêdzie mnie interesowaæ jako zjawisko roz³o¿one w czasie, o zmiennej dynamice. Od kiedy i jak dziewiêtnastowieczni prze¿ywali nowoczesno æ jako do wiadczenie ¿ycia i sztuki? oto g³ówne pytanie mojego artyku³u. Towarzyszy mu tak¿e nastêpne: czy kategoria nowoczesno ci jest skutecznym instrumentem opisu kultury i literatury XIX wieku i jak mo¿na oceniæ jej operacyjno æ dla historii literatury tamtego stulecia? Zaczynaj¹c od tego ostatniego pytania, chcia³abym przypomnieæ dobrze ju¿ ugruntowan¹ (choæ nie znaczy, ¿e tak czêsto stosowan¹ u nas w praktyce) koncepcjê historii literatury budowanej wokó³ sprzê¿enia: wyzwanie odpowied . Do koncepcji tej przekonuj¹ w swoich badaniach m. in. Wolfgang Iser czy Richard Sheppard2. Na gruncie polskim spójn¹ koncepcjê takiej historii literatury stworzy³a przed laty Teresa Walas, podkre laj¹c, ¿e kategorie wyzwania i odpowiedzi traktowaæ trzeba i jako byty wobec tekstu zewnêtrzne, i ci le wewn¹trzliterackie3. W jej projekcie historii literatury, pisanej jak wielow¹tkowa, klasyczna powie æ, sprzê¿enie wyzwanie odpowied okre la najwa¿niejszy mechanizm rozwojowy literatury (oczywi cie nie w sensie rozwoju ewolucyjnego!), decyduj¹c o tym, które z w¹tków jej historii oka¿¹ siê g³ówne, a które poboczne, które za bêd¹ tylko epizodami. Wyzwanie ³¹czy siê z kategori¹ do wiadczenia, dzi szczególnie eksponowan¹ przez literaturoznawców (nie tylko spod znaku poetyki kulturowej) i antropologów kultury4. O tym, ¿e do wiadczenie nowoczesno ci okazaæ siê mia³o najwa¿niejszym z wyzwañ dziewiêtnastowiecznej kultury, na pozór przekonywaæ dzi nikogo nie trzeba. Warto je mimo to zobaczyæ w przebiegu czasowym, w biografiach twórców ró¿nych generacji, wpisanych wszak ró¿nie w rytm rozpoznawania i prze¿ywania. Bowiem wizja polskiego wieku XIX najbardziej ustabilizowana w naszej refleksji historycznoliterackiej (tzn. stawiaj¹ca w centrum perspektywê biografii i twórczo ci wielkich polskich romantyków) do wiadczenie to upodrzêdnia³a wobec innych, przede wszystkim wobec prze¿ywania historii. Taki obraz wyni2 Zob.

W. Iser, Zmienne funkcje literatury, prze³. A. Sierszulska oraz R. Sheppard, Problematyka modernizmu europejskiego, prze³. P. Wawrzyszko, w: Odkrywanie modernizmu. Przek³ady i komentarze, pod red. R. Nycza, Kraków 2004. 3 T. Walas, Czy jest mo¿liwa inna historia literatury?, Kraków 1993, zw³aszcza rozdzia³y Pojêcie wyzwania oraz Jak zachowuje siê literatura. 4 Zob. Nowoczesno æ jako do wiadczenie, pod red. R. Nycza i A. Zeidler-Janiszewskiej, Kraków 2006. Zagadnieniu literatura wobec do wiadczenia po wiêcony zosta³ tak¿e nr 6 Tekstów Drugich z 2006 roku.


41

ka³ oczywi cie tak¿e ze strategii przyjmowanych wobec nowoczesno ci przez takich twórców, jak Mickiewicz i S³owacki. Obaj, jak pisze Zofia Stefanowska, dobrze rozpoznaj¹cy wyzwania nowoczesno ci we Francji czy Europie Zachodniej, w refleksji o Polsce ogl¹danej z oddalenia lokowali j¹ po stronie dawno ci , w przestrzeni, która, zgodnie z rytmem nostalgii, mia³a nie podlegaæ ¿adnym zmianom: pisali dla narodu, który by³ dla nich warto ci¹ w jakim stopniu zmitologizowan¹, ma³o okre lon¹ czasowo i terytorialnie 5. Warto w tym miejscu wspomnieæ o tym, ¿e my l¹c o polskim wieku XIX wci¹¿ jeszcze przywi¹zujemy zbyt du¿¹ wagê do historycznoliterackich stereotypów, oddzielaj¹c od siebie szufladami epok czy sztywno traktowanymi granicami pokoleñ do wiadczenia wspólne, choæ oczywi cie odmienne wobec zmieniaj¹cych siê wci¹¿ kontekstów (nie tylko historii, jêzyków kultury, ale i m. in. emocji). Tê wspólnotê dobrze oddaje np. wyobra¿enie hipotetycznego spotkania, do którego mog³o doj æ w Lipsku w latach siedemdziesi¹tych XIX wieku, gdzie na wyk³adach Friedricha Nietzschego (albo w czasie dyskusji nad jego pierwsz¹ ksi¹¿k¹, która tam w³a nie zosta³a wydana), mogli siê ze sob¹ spotkaæ Cyprian Norwid i Aleksander wiêtochowski. Mogli razem podró¿owaæ kolej¹, zadziwiaæ siê wynalazkami Daguerre a i Bella, rozmawiaæ o kolejnych Wystawach wiatowych, skracaj¹cych miêdzykulturowe dystanse i s³awi¹cych postêp cywilizacji, ogl¹daæ modne dioramy stawiaj¹ce ówczesnego widza (jeszcze przed narodzinami kina!) w nowej sytuacji bezpo redniego wiadka wydarzeñ. Czymkolwiek siê zajmowali i jakich metafor historycznych szukali dla swojej refleksji na wiecie, wszyscy zanurzeni byli w osoczu nowoczesno ci. Czyli w jakim? Cytowany na pocz¹tku Gloger ujmuje nowoczesno æ jako d³ugotrwa³y proces o wiecenia i racjonalizacji kultury zdominowany przez ideê mathesis universalis 6 jednak ta definicja wydaje mi siê nazbyt ogólna. Z wielu definicji nowoczesno ci, u¿ywanych przez dzisiejsz¹ humanistykê, wybieram dla swoich rozwa¿añ te, które zwracaj¹ uwagê nie tylko na przemiany wiatopogl¹dowe czy te, zwi¹zane z przekszta³caniem siê paradygmatów my lowych7, lecz przede wszystkim podkre laj¹ sytuacjê uczestnictwa i do wiadczania. W sposób zdecydowany zmienia j¹ pojawienie siê w wieku XIX spo³eczeñstwa industrialnego, a wiêc tego, co Roberto Salvadori nazywa niesta³ym wiatem nienaturalnym , gdy 5 Z.

Stefanowska, Pisarz wieku kupieckiego i przemys³owego , w: tej¿e, Strona romantyków. Studia o Norwidzie, Lublin 1993, s.17. 6 M. Gloger, dz. cyt., s. 18. 7 Te najlepiej chyba rozpozna³ J. Habermas w ksi¹¿ce Filozoficzny dyskurs nowoczesno ci, prze³. M. £ukasiewicz, Kraków 2000.


42

cz³owiek musi ¿yæ w wielkich miastach, w sztucznym rodowisku, w ród produktów przemys³owych, samotny w t³umie, rzucony w wymiar zmienny i nieuchwytny, pozbawiony tradycyjnych punktów odniesienia, zanurzony w szybki pr¹d postêpu, który upaja, a zarazem niepokoi 8. Zygmunt £empicki, zastanawiaj¹c siê w 1933 nad pocz¹tkiem i koñcem wieku XIX ( wieku stosowania ), jako znamiona nowoczesno ci wymienia do wiadczenia zwi¹zane z urbanizacj¹, nowymi formami przedsiêbiorczo ci (spó³ki kapita³owe, narodziny kapita³u miêdzynarodowego, rozwój handlu i masowej produkcji) i komercjalizacj¹ kultury9. Podsumowuj¹c te konkretne do wiadczenia spo³eczne, autor podkre la, ¿e zmys³ przedsiêbiorczo ci (kojarzony tu z ¿¹dz¹ przygód przyniesion¹ przez liberalizm) wytwarza bardzo silne podniecenie indywidualne i zbiorowe. Wytwarza siê zupe³nie nowy rytm i pêd ¿ycia 10. Efektem tych pobudzeñ i wra¿enia wszechmo¿liwo ci jest w XIX wieku towarzysz¹cy optymistycznym prognozom rozwoju lêk przed nowoczesno ci¹, bo nie sposób przewidzieæ kierunków jej rozwoju. O tej antynomii mówi Marshall Berman, przekonuj¹c, ¿e do wiadczenie nowoczesno ci polega na znalezieniu siê w otoczeniu, które obiecuje przygodê, si³ê, rado æ, rozwój, przemianê nas samych i wiata ale równocze nie grozi zniszczeniem wszystkiego, co mamy; wszystkiego, co wiemy; wszystkiego, czym jeste my 11. Oznacza tak¿e przymus konfrontacji efektu zmiany z jej przedmiotem, co przynosi poczucie jednoczesnego zamieszkiwania dwóch wiatów: dziewiêtnastowieczne spo³eczeñstwo nowoczesne pamiêta, jak to jest ¿yæ w wiecie, które pod wzglêdem duchowym i materialnym nie ma z nowoczesno ci¹ nic wspólnego 12. wiadomo æ zmiany i konieczno ci przygotowania na nastêpne, poczucie nienad¹¿ania za podlegaj¹cym ci¹g³ej metamorfozie obrazem wiata, a co za tym idzie tak¿e podmiotu, wra¿enie wiecznego spó nienia, rzeczywisto æ jako obietnica i zarazem ci¹g³e niespe³nienie wszystkie te elementy sk³adaj¹ siê na dynamiczny pejza¿ sprzeczno ci, ujmuj¹cych zarazem, jak podkre la Berman, samozachwyt i zw¹tpienie we w³asne si³y , do wiadczenie wszechmocy i bezradno ci, pokusê indywidualizmu i zagro¿enie uprzedmiotowieniem13 . 8 R.

Salvadori, Mitologia nowoczesno ci, prze³. H. Kralowa, Warszawa 2004.

9 Z. £empicki, Oblicze duchowe wieku dziewiêtnastego, Warszawa 1933, odbitka z: Kul-

tura i Wychowanie , rok I, z. 1, ss. 12-14. 10 Tam¿e, s. 20. 11 M. Berman, Wszystko, co sta³e, rozp³ywa siê w powietrzu . Rzecz o do wiadczeniu nowoczesno ci, prze³. M. Szuster, wstêp A. Bielik-Robson, Kraków 2006, s.15. 12 Tam¿e, s. 17. 13 Cz³owiek nowoczesny jest nieuchronnie rozdarty wewnêtrznie i od samego pocz¹tku wiedzie ¿ycie w ród traum: pragn¹c wiecznej zmiany, musi do wiadczyæ na sobie cierpienia


43

Kiedy wiêc tak rozumiana nowoczesno æ okaza³a siê wyzwaniem na tyle wa¿nym dla literatury polskiej, ¿eby przynie æ w efekcie wyrazist¹, rozpoznawaln¹ odpowied ? Oczywi cie nie ulega w¹tpliwo ci, ¿e by³a nim dla pokolenia pozytywistów. My lê jednak, ¿e ten pobie¿nie zrekonstruowany zespó³ do wiadczeñ cz³owieka XIX wieku sta³ siê ju¿ du¿o wcze niej sfer¹ najwa¿niejszych rozpoznañ pisarzy i zarazem substancj¹ ich tekstów. Moment ten mo¿na, jak s¹dzê, zlokalizowaæ w czasie blisko kanonicznych ju¿ rozpoznañ nowoczesno ci, które przeprowadza³ w swoich tekstach Charles Baudelaire, oczywi cie przede wszystkim w Malarzu ¿ycia nowoczesnego, gdzie po raz pierwszy zwróci³ uwagê na niezbywalny zwi¹zek sztuki z modernité, umieszczaj¹c ¿ycie , jak trafnie wskazuje Agata Bielik-Robson, w ród podstawowych tematów sztuki14. Tak naprawdê w tek cie tym (pierwodruk: rok 1863) Baudelaire powtarza w pewnym sensie rozpoznania, które zawar³ we wcze niejszym szkicu O bohaterstwie ¿ycia nowoczesnego z Salonu 1846. Warto w tym momencie dodaæ, ¿e sam termin modernité jest ju¿ wtedy do æ dobrze zadomowiony w literaturze francuskiej (choæ karierê na dobre rozpocznie tu w latach sze ædziesi¹tych, zw³aszcza dziêki pismom Gautiera). Je li wierzyæ ustaleniom badaczy, jako pierwszy u¿y³ go Chateaubriand w roku 1833, ustalaj¹c opozycjê (od której rozpoczyna siê wszak najg³o niejszy szkic Baudelaire a o Guysie) miêdzy piêknem wiecznym a banalno ci¹ i zwyk³o ci¹ ¿ycia nowoczesnego 15. Mo¿na by wiêc powiedzieæ, ¿e na poziomie refleksji estetycznej literatura zauwa¿a nowoczesno æ od lat czterdziestych piêædziesi¹tych XIX wieku. Nie sposób refleksji tej oddzieliæ od do wiadczeñ ¿ycia. Wojciech Tomasik podkre la, ¿e od po³owy XIX wieku nowoczesno æ (nowoczesna technologia) wnika³a do najintymniejszych zakamarków codzienno ci. Sta³a siê odczuwalna m.in. jako zupe³nie nowe do wiadczenie prêdko æ i po piech 16. Wi¹za³y siê z tym, o czym pisz¹ od dawna badacze ¿ycia miejskiego w XIX wieku, zmiany w odczuwaniu czasu i przestrzeni, a tak¿e relacji pomiêdzy cia³em a podlegaj¹cym metamorfozie terytorium jego aktywno ci. Dla Tomasika po³owa wieku XIX jest wyrazist¹ granic¹ nowoczesno ci bo wtedy kolej naprawdê zdobywa wiat,

odchodz¹cych w niebyt form ¿ycia; pragn¹c sta³o ci, musi nauczyæ siê znosiæ lotno æ otaczaj¹cych go zjawisk. , A. Bielik-Robson, ¯ycie i ca³a reszta: Marshalla Bermana marksizm romantyczny, w: M. Berman, dz. cyt., ss. VII-VIII. 14 Tam¿e, s. X. 15 M. Calinescu, Five Faces of Modernity. Modernism. Avant-Garde. Decadence. Kitsch. Postmodernsm, Indiana 1990, s. 43. 16 W. Tomasik, Ikona nowoczesno ci. Kolej w literaturze polskiej, Wroc³aw 2007, s. 319.


44

a miejskie sensoria doczekuj¹ siê pierwszych prób analizy artystycznej i antropologicznej. Charakterystyczne, ¿e ten sposób my lenia o pocz¹tkach nowoczesno ci pojawia siê ju¿ w tek cie £empickiego z 1933 roku17. W my leniu o polskim wieku XIX po³owa stulecia, wziêta w kleszcze dwóch politycznych traum i dwóch historycznoliterackich konstruktów, nie jest zbyt czêsto opisywana jako moment kluczowy dla narodzin nowoczesno ci18. Wa¿ne refleksje na ten temat odnale æ mo¿na w ksi¹¿ce zbiorowej Codzienno æ w literaturze XIX (i XX) wieku19. Jej autorzy, pod¹¿aj¹c ladem Adalberta Stiftera oraz jego europejskich i polskich nastêpców, zwracaj¹ uwagê na znaczenie odkrycia codzienno ci, które przynosi w³a nie po³owa XIX wieku. Osoczem tego odkrycia (bez którego nie sposób wyobraziæ sobie rozpoznañ nowoczesno ci) jest, jak udowadniaj¹ autorzy, przede wszystkim kultura biedermeieru, która nieoczekiwanie w tym miejscu sekunduje maj¹cym z ni¹ na pozór niewiele wspólnego analizom baudelairowskim! bo kategoria ¿ycia spotyka siê wszak z kategori¹ codzienno ci . Biedermeier, jako postawa filozoficzna i artystyczna, lansuje oczywi cie z jednej strony oswojenie wiata , na pozór sprzeczne z do wiadczeniem nowoczesno ci, z drugiej strony jednak, wprowadzaj¹c podwójn¹ perspektywê idea³u i rzeczywisto ci , oddaje, choæ inaczej ni¿ u Baudelaire a, tê sam¹ ambiwalencjê, która, jak ju¿ przypomina³am, jest centralnym punktem tego do wiadczenia. ród³em si³y wobec tych sprzeczno ci mia³a byæ dla cz³owieka biedermeieru rezygnacja, zgoda na podwójn¹ przynale¿no æ i podwójne zobowi¹zanie 20 st¹d tak¿e bra³ siê imperatyw rozpoznawania ¿ycia codziennego, bêd¹cego wszak dan¹ ka¿demu sfer¹ ujawniania siê tej podwójno ci. W literaturze polskiej wp³ywy biedermeieru widaæ najwyra niej w miêdzypowstaniowej twórczo ci Józefa Ignacego Kraszewskiego21, ale dostrzec mo¿na je i u Norwida, w jego fascynacji codzienno ci¹, zapisuj¹c¹ obecne w niej, a wci¹¿ 17 Z.

£empicki, dz. cyt. wadze tego momentu w polskim wieku XIX pisze Janusz Maciejewski, zob. Miejsce pozytywizmu polskiego w XIX-wiecznej formacji kulturowej, dz. cyt., ss. 27-28. 19 Codzienno æ w literaturze XIX (i XX wieku). Od Adalberta Stiftera do wspó³czesno ci, pod red. G. Borkowskiej i A. Mazur, Opole 2007. 20 J. Kubiak, Dwa wiaty i wiêta codzienno æ, tam¿e, s. 240. O wadze biedermeieru dla dziewiêtnastowiecznej ca³o ci pisali oczywi cie wcze niej autorzy klasycznych dzi opracowañ: Maria ¯migrodzka (Polska powie æ biedermeierowska, Pamiêtnik Literacki 1966 z. 2) i Janusz Maciejewski (Przedburzowy. Z problematyki prze³omu miêdzy romantyzmem a pozytywizmem, Kraków 1971). 21 Przekonuj¹ o tym m.in. studia zamieszczone w przywo³ywanej wy¿ej ksi¹¿ce: Jacka Kubiaka, Magdaleny Rudkowskiej i Anety Mazur. 18 O


45

zag³uszane przez szum informacyjny powszedniego ¿ycia (o czym mówi np. Bransoletka), cechy wy¿szego porz¹dku. Obaj pisarze s¹ na pewno wyj¹tkowo czuli na rytmy nowoczesno ci, które badaj¹ zarówno z perspektywy emigracji, jak i wykorzystuj¹c optykê obecno ci. W tekstach Kraszewskiego i Norwida odnale æ mo¿na takie kulturowe strategie, które dzi uznajemy za charakterystyczne dla nowoczesno ci, jak melancholia, utopia, dandyzm22. Za utwór za³o¿ycielski dla do wiadczenia nowoczesno ci w kulturze polskiej, mo¿na uznaæ, moim zdaniem, Latarniê czarnoksiêsk¹ Kraszewskiego (pierwodruk: 1843-1844), zbiór migawek z miejskiego ¿ycia, zapisanych w niezwyk³ej formie ca³o ci obrazkowej przekraczaj¹cej granice obrazka jako gatunku ku próbie syntezy do wiadczeñ rzeczywisto ci23. Jest to jeden z wielu pochodz¹cych z okresu miêdzypowstaniowego utworów o mie cie ale, jak s¹dzê, jest to pierwsze w polskiej literaturze rozpoznanie sensorium miejskiego jako ku ni nowoczesno ci. Wystarczy porównaæ Latarniê choæby z blisk¹ jej czasowo i tematycznie powie ci¹ Józefa Dzierzkowskiego Salon i ulica. Oba utwory, wpisuj¹ce siê w poetykê realizmu, wykorzystuj¹ dla opisu miasta zasadê kontrastu oraz motywy przybycia i wyjazdu, oba stosuj¹ zasadê budowy ca³o ci: od mikro- do makroskali. Ró¿nica polega jednak na tym, ¿e u Dzierzkowskiego miasto da siê opisaæ, mie ci siê w strukturze romansu i powie ci tajemnic które to struktury w utworze Kraszewskiego okazuj¹ wci¹¿ swoj¹ niekompatybilno æ czy niewystarczalno æ. Miasto jest dla bohaterów Latarni czarnoksiêskiej do wiadczeniem, które jakby nie poddaje siê istniej¹cym typom narracji o wiecie. Nie przypadkiem przecie¿ pisa³ Baudelaire, ¿e malarz ¿ycia nowoczesnego to kalejdoskop obdarzony wiadomo ci¹ 24 a w³a nie formu³ê kalejdoskopu wybiera Kraszewski dla swojego tekstu o spotkaniu nowoczesno ci w mie cie. Bohaterowie Latarni czarnoksiêskiej doznaj¹ tu przemiany o charakterze cielesnym i mentalnym: zmienia siê ich poczucie przestrzeni i czasu, a tak¿e odczuwanie w³asnej sensualno ci. Miasto (lat czterdziestych XIX wieku!) jest przestrzeni¹ nieustaj¹cej zmiany, która dotyka cia³o i umys³, zmienia perspektywê podmiotu, prowadz¹c do przekszta³ceñ u wiadamianych sobie przez bohaterów wyznaczników to¿samo ci. Bohaterów przera¿a nat³ok ludzi biegn¹cych w ró¿ne strony, mijaj¹cych siê, jad¹cych, krzy¿uj¹cych 25, który 22 Zob.

E. D¹browicz, Cyprian Norwid. Osoby i listy, Lublin 1997. J. Bachórz, Miasto z perspektywy Kraszewskiego, w: Miasto kultura - literatura. Wiek XIX, pod red. J. Daty, Gdañsk 1993. 24 Ch. Baudelaire, Malarz ¿ycia nowoczesnego, prze³. J. Guze, Gdañsk 1998, s. 20. 25 J. I. Kraszewski, Latarnia czarnoksiêska. Obrazy naszych czasów, seria II, Kraków 1978, s. 95. 23 Zob.


46

obserwuj¹ z okna, staj¹cego siê latarni¹ czarnoksiêsk¹, migaj¹c¹ zmieniaj¹cymi siê wci¹¿ obrazami. Podobnie jak w Paryskim spleenie, tak¿e u Kraszewskiego prawda o mie cie objawia siê w fantastycznej godzinie wieczora : Ta mozaika cieni i wiate³, to przesuwanie siê ludzi, miêszanina d wiêków, piewów, krzyków, miechów, ten szum i ta wrzawa, a nade wszystko ta rozmaito æ nieustannie zmieniaj¹cej siê fizjonomii stanowi¹ obraz nie do pochwycenia, nawet dagerotypem 26. Dagerotyp, tak jak fotografia (której nie przypadkiem nie lubi³ Baudelaire!), jest bowiem obrazem p³askim, jednowymiarowym a wiêc medium w³a ciwie bezradnym wobec do wiadczenia nowoczesnego miasta, bo ¿ycie miejskie jest nieustannym kuszeniem wszystkich piêciu zmys³ów 27. Wiêksz¹ szansê na poznawczy sukces daj¹ odbicia ruchu w lustrach, na wy lizganych ladach magazynów czy traktierni, w oknie. Cech¹ tych odbiæ jest momentalno æ, jednokrotno æ, zmienno æ. Obraz miasta jest jednak w inny sposób niemo¿liwy do uchwycenia, bo zgie³k nowoczesno ci (ten sam, o którym pisa³ Baudelaire jako o zgie³ku wolno ci ludzkiej 28) zaburza dotychczasowy sposób widzenia i s³yszenia, zmienia te¿ poczucie czasu, staj¹c siê tym samym wyzwaniem percepcyjnym29 ten wiat sztucznych tworów staje siê bowiem na oczach bohaterów Kraszewskiego naturalnym rodowiskiem cz³owieka30. W rodowisku tym zawodz¹ wypracowane wcze niej modele zachowañ, zawodzi tak¿e próbuj¹cy uporz¹dkowaæ tê przestrzeñ intelekt. Dla Baudelaire a, który opisuje now¹ fantastyczno æ miasta, wa¿niejsza ni¿ intelekt okazuje siê w tym nowym zadaniu poznawczym intuicja z w³a ciw¹ jej logik¹ asocjacji31. Prób¹ sprostania temu wyzwaniu jest forma tekstu, w³a nie owe zmieniaj¹ce siê kalejdoskopowo obrazy 32. Rytm ich zmian ilustruje te¿ mechanizm obiecywania , sk³adany przybyszowi przez miasto, mechanizm nowoczesno ci pokazywany tu jako przemienno æ kuszenia i niespe³nienia, ³echtania apety26 Tam¿e,

s. 98. s. 335. 28 Ch. Baudelaire, dz. cyt., s. 21. 29 O literackim obrazie miasta jako wyzwania percepcyjnego pisze (o Kraszewskim tu nie wspominaj¹c) E. Rybicka, rozdz. Miejskie sensorium . Poetyka percepcyjna, w: tej¿e, Modernizowanie miasta. Zarys problematyki urbanistycznej w nowoczesnej literaturze polskiej, Kraków 2003. 30 O do wiadczeniu miejskim u Kraszewskiego zob.: J. Bachórz, Realizm bez chmurnej jazdy . Studia opowie ciach Józefa Korzeniowskiego, Warszawa 1979, ss. 229-235. Autor pisze tu o takich powie ciach, jak: Bo¿a czeladka, Sfinks, Dziwad³a. 31 Zob. W. Rzepak, Wokó³ francuskiego pojêcia nowoczesno ci , Prace Komisji Neofilologicznej , t. 3, PAU, Kraków 2001. 32 W epilogu Kraszewski podkre la, ¿e jego dzie³o nie jest powie ci¹: ograniczyli my siê obrazami (dz. cyt., s. 413). 27 Tam¿e,


47

tów i doznania nudy. Podobnie jak u Baudealaire a, gdzie spod trotuarów wyziera weso³y czerw pomocnik Thanatosa, u Kraszewskiego wêdrowcom po krainie nowoczesno ci towarzyszy melancholia i cieñ mierci. Trudno dojrzeæ Boga za cz³owiekiem w mie cie i nie dziwiê siê ( ) ateuszom wielkich miast. ( ) wóz mierci ju¿ na nich wra¿enia nie robi. ( ) D wiêk dzwonów miesza siê ze piewem uliczników. A gdzie¿ chwila do zastanowienia przy tylu zewnêtrznych wra¿eniach, co ci nieustannie my l w tysi¹c rozbijaj¹ kawa³ków. ¯yje siê, ¿yje cwa³em i nie ogl¹da 33. Smutek nowoczesno ci jest w mie cie Kraszewskiego owocem zbyt wielu bod ców i niezrealizowanych obietnic, a przede wszystkim wynika z poczucia niepoznawalno ci miasta jako ca³o ci34. Wszelkie próby rozpoznañ s¹ bowiem zag³uszane i uniewa¿niane choæby dlatego, ¿e s³owo w wielkim mie cie, jak pokazuje Kraszewski, ulega rozproszeniu i dewaluacji w przekazie kurierka , który liczy pulsacje stolicy i zapisuje najmniej znacz¹ce symptomata : oto og³oszenia o transporcie wie¿ych nut i ksi¹¿ek, oto opisania wie¿o odbytego uroczystego obrzêdu religijnego, nekrolog potem, zdanie sprawy z koncertu i polityka króciutko, i anegdoty 35. W mie cie s³ychaæ jêzyki, nie s³owo to do wiadczenie zapisze wiele powie ci postyczniowych i m³odopolskich. Jak tam, równie¿ w Latarni cz³owiek nowoczesny jest wygnañcem bolej¹cym po stwierdzeniu niemo¿liwo ci poznania, a melancholia zgodnie z definicjami filozofów i antropologów, strategi¹ oswajaj¹c¹ do wiadczenie utraty. Przyjezdni w Latarni czarnoksiêskiej zaczynaj¹ od nabycia nowych ubrañ. Ten gest oznacza, ¿e poddali siê ju¿ typowemu dla nowoczesnego miasta voyeryzmowi poczuli na sobie terror oka czy tyraniê twarzy , o których tak czêsto pisze Baudelaire. Pod tym ci nieniem tworz¹ w mie cie swoj¹ now¹ to¿samo æ. Kraszewski pokazuje, jakim przemianom podlegaj¹ w zwi¹zku z tym tradycyjne kulturowe role kobiety i mê¿czyzny pragnienie bycia widzianym i pragnienie nowego prowadzi do erozji tradycyjnych modeli. Bohaterom Kraszewskiego w walce o now¹ to¿samo æ towarzyszy nowa miejska literatura: plotki, sensacji, tajemnicy. Jej autorom ni siê ³atwa s³awa i dostêpuj¹ jej ³atwo, by znów j¹ utraciæ. Literatura miejska p³ód plotki i reklamy, ucieczki przed prac¹ i nie33 Tam¿e,

s. 98. zwi¹zkach nowoczesno ci, literatury i miasta zob.: R. Lehan, The City In Literature. An Intellectual and Cultural History, Berkeley 1998, zw³aszcza czê æ I: Reading the City / Reading the Text. Lehan mówi tu m. in. o relacji pomiêdzy miastem a stanem nowoczesnego umys³u. O nowoczesno ci miejskiej zob. tak¿e: Pisanie miasta, czytanie miasta, pod red. A. Zeidler-Janiszewskiej, Poznañ 1997, E. Rybicka, dz. cyt. 35 Latarnia , dz. cyt., s. 109. 34 O


48

uczciwych kombinacji, okazuje siê tu tak¿e efektem voyeryzmu . S³u¿y jak ubranie uwyra nieniu w³asnego obrazu w oczach innych. Badacze to¿samo ci zauwa¿aj¹ niejednokrotnie, ¿e w wiecie nowoczesnym to¿samo æ zaczyna byæ traktowana jako zadanie36. Z tak¹ definicj¹ to¿samo ci zgodziliby siê oczywi cie romantycy nie przypadkiem Berman wskazuje opublikowanie Fausta jako za³o¿ycielski moment nowoczesno ci. Romantycy jednak widzieli w tym projekcie przede wszystkim zadanie dla artysty, wybitnej indywidualno ci, a nie dla zwyk³ego zjadacza chleba, czyli ka¿dego u¿ytkownika kultury. Ju¿ jednak Baudelaire w Malarzu ¿ycia nowoczesnego pokazuje, ¿e ¿ycie w mie cie, zmieniaj¹ce zakorzenienie cz³owieka w czasie i przestrzeni, wyznaczaj¹ce nowy model komunikacji interpersonalnej, na absolutnie ka¿dego uczestnika spo³ecznej gry nak³ada obowi¹zek kszta³towania w³asnej to¿samo ci. Wpisani w ramy interakcji ulicznej (genialnie zdiagnozowanej np. w wierszu Baudelaire a Do przechodz¹cej), mieszkañcy miasta, ¿eby istnieæ dla innych, musz¹ dbaæ o swój wyrazisty wizerunek, który nie ogranicza siê oczywi cie do szczegó³ów stroju czy stylu zachowañ. Tak samo dzieje siê w Latarni czarnoksiêskiej. Charakteryzuj¹c to¿samo æ ponowoczesn¹, Giddens okre la j¹ jako przej cie od wiata losów do wiata wyborów 37. Mo¿na powiedzieæ, ¿e ju¿ w kulturze, której figur¹ jest dla Baudelaire a miejski t³um, nikogo nie obchodzi los mijanego przechodnia, lecz tylko znaki wybranej przez niego to¿samo ci. Wa¿ne jest bowiem to, jak i wobec kogo siê okre lamy i jaki jest efekt tych wysi³ków, wpisuj¹cy siê w spo³eczn¹ mapê komunikacji. O tej sytuacji nowoczesnego cz³owieka traktuje te¿ wiele tekstów Norwida, m. in. du¿o pó niejsza od utworu Kraszewskiego Tajemnica lorda Singelworth (1883). Historiê bohatera tej noweli potraktowaæ mo¿na bowiem jako opowie æ o budowaniu to¿samo ci wedle wzoru przednowoczesnego i o klêsce tego przedsiêwziêcia. Arystokratyczny awiator Norwida nie chce okre laæ siê wobec czego i kogo , sytuuj¹c siê poza . Czy jednak jest mo¿liwa niezale¿no æ indywiduum w wiecie nowoczesnym? pyta autor, pokazuj¹c, ¿e ka¿de zachowanie cz³owieka wpisuje siê w jak¹ sytuacjê komunikacyjn¹, ka¿de okazuje siê najg³êbiej polityczne . Lekcewa¿¹c te aspekty, uczestnik spo³ecznej gry rezygnuje z wp³ywu na wiat, w którym ¿yje a wtedy przestaje z niego cokolwiek rozumieæ, jak lord Singelworth, który nigdy nie odczyta palimpsestowego tekstu 36 Zob. A. Giddens, Nowoczesno æ i to¿samo æ. Ja i spo³eczeñstwo w epoce pó nej nowoczesno ci, prze³. A. Szul¿ycka, Warszawa 2002. 37 Tam¿e, s. 110.


49

Wenecji, nad któr¹ unosi siê w gondoli balonu38. Powodzenie poszukiwañ to¿samo ci w kulturze nowoczesnej zale¿y bowiem od tego, na ile poszukiwacz bierze pod uwagê aspekt komunikacyjny, relacyjno æ, owo wobec czy pomiêdzy (nisko ci¹ i wysoko ci¹ jak w opowiadaniu Norwida, swojsko ci¹ i obco ci¹, znanym i nieznanym, ja i innym ). Doskonale ju¿ wie o tym Stanis³aw Wokulski bohater Lalki, który niejednokrotnie podporz¹dkowuje tej wiedzy swoje spo³eczne strategie. Jednocze nie, nêkany przez bol¹czki nowoczesno ci, w marzeniach czêsto buduje swoj¹ to¿samo æ wedle wzorów przednowoczesnych, celowo anachronizuje swój obraz wiata (jak np. w scenach w Zas³awiu), udaj¹c sam przed sob¹, ¿e da siê wierzyæ w modele tak twarde i niewzruszone, jak kamienny pos¹g bogini S³awy. Racjê ma Wies³aw Rzoñca, gdy w niedawno opublikowanym artykule prorokuje, ¿e sprawa Norwidowego modernizmu stanie siê zapewne przedmiotem bli¿szego zainteresowania wspó³czesnych nam norwidologów 39. Na pewno Norwida i Kraszewskiego uznaæ mo¿na za kluczników nowoczesno ci w kulturze XIX wieku40. Wiele ich tekstów z okresu miêdzypowstaniowego zawiera istotne rozpoznania nowoczesno ci, wp³ywaj¹ce tak¿e na formê artystyczn¹41. Norwid, najbli¿szy, jak podkre la Stefanowska, typowi nowoczesnego inteligenta , by³ oczywi cie pierwszym romantykiem, który stwierdza³, ¿e cywilizacyjny zegar tak samo tyka nad Sekwan¹ i nad Wis³¹. Z perspektywy jego twórczo ci (i jej interpretacji) rozpoznawanie nowoczesno ci i czujno æ na jej rytmy nale¿y do podstawowych obowi¹zków dziewiêtnastowiecznego artysty. Sprawa bliskiego kontaktu pisarza z w³asn¹ epok¹ jest tak samo wa¿na dla Baudelaire a, jak dla Norwida42 i Kraszewskiego. Niæ refleksji rozpoznaj¹cej nowoczesno æ (i tekstów szukaj¹cych nowej formy dla tych rozpoznañ) staje siê coraz wyra niejsza w drugiej po³owie XIX 38 O rozpoznaniach spo³ecznych interakcji u Norwida zob. E. D¹browicz, dz. cyt., zw³aszcza szkic: Cyprian Norwid odchodzi w sen. 39 W. Rzoñca, Norwid najwiêkszy poeta polski drugiej po³owy XIX w., Przegl¹d Humanistyczny 2007 z. 6, s. 38. O wadze g³osu Norwida w rozpoznawaniu nowoczesno ci przez kulturê polsk¹ zob. J. Maciejewski, Cyprian Norwid, Warszawa 1992. 40 O relacjach Kraszewskiego z nowoczesno ci¹ mówi¹ autorzy artyku³ów zebranych w tomach: Zdziwienia Kraszewskim, pod red. M. Zieliñskiej, Wroc³aw 1990 oraz Kraszewski pisarz wspó³czesny, pod red. E. Ihnatowicz, Warszawa 1996. 41 W przypadku Norwida formê tê kszta³towa³y, jak pisze Rzoñca, antyromantyczna poetyka my lenia wielog³osowego, wyra¿aj¹ca w konsekwencji ( ) poznawczy sceptycyzm , poetyka milczenia , w koñcu zerwanie z modelem poezji, która by³aby taczk¹ idei , dz. cyt. s. 42. 42 Zob. Z. Stefanowska, dz. cyt., s. 34.


50

wieku, gdy wyrazistych cech nabiera odpowied literatury na to do wiadczenie czyli modernizm. Niæ ta ci¹gnie siê od tekstów doby miêdzypowstaniowej ku twórczo ci pokolenia postyczniowego, a niejako po drodze staje siê wa¿nym elementem konstrukcji wiata u poetów nazwanych kiedy przez Mariana P³acheckiego dekadentami po³udnia wieku 43 czy rozpoznawanych jako pozytywistyczni odmieñcy 44. Choæ m³oda Orzeszkowa zarzuca³a m. in. tym w³a nie poetom bezmy lnie krytyczny stosunek do nowoczesno ci, to oni przecie¿, bez w³a ciwej warszawskim m³odym optymistycznej afirmacji, nies³ychanie trafnie opisywali sk³adaj¹ce siê na ni¹ do wiadczenia. Przedstawiali wiêc np. ludzki wir napêdzany po piechem epoki (poemat Roman Zero W³odzimierza Stebelskiego) czy analizowali mechanizmy komercjalizacji sztuki w obrazie poezji na gie³dzie (Fragmenty satyryczne Leonarda Sowiñskiego, wiersze Felicjana Faleñskiego45 i Aleksandra Michaux-Mirona), przypominali tak¿e, ¿e nowoczesno æ nosi czêsto w postyczniowej Polsce stempel obco ci. Na pewno te¿ oni w³a nie odkryli dla siebie nowoczesn¹ melancholiê przebijaj¹c¹ przez tak czêsto u¿ywan¹ w tej twórczo ci formu³ê napa ci na wiek XIX . W tym samym czasie warszawscy m³odzi (i ich sojusznicy, tacy jak Orzeszkowa) u¿ywali zupe³nie innych strategii wykorzystywali prasow¹ gie³dê do w³asnych celów (ciesz¹c siê, ¿e ich przeciwnicy krzycz¹, wiêc czuj¹ !), a jako g³ówny jêzyk refleksji o wiecie proponowali utopiê. Pamiêtajmy jednak, ¿e utopia 46 i melancholia to chyba najwa¿niejsze z jêzyków rozpoznawania nowoczesno ci i radzenia sobie z jej wyzwaniami. To ³¹czy z nowoczesno ci¹ nie tylko negatywistyczny nurt dojrza³ego pozytywizmu, ale tak¿e warszawskich m³odych , desperacko próbuj¹cych nawi¹zaæ kontakt z oddalaj¹c¹ siê nowoczesn¹ Europ¹. Supe³ utopii i melancholii (albo stop fascynacji postêpem cywilizacji z przera¿eniem jego nieobliczalno ci¹) bêdzie charakterystycznym sposobem zapisywania do wiadczenia nowoczesno ci przez pó nego Prusa czy Orzeszkow¹ z okresu Melancholików lub Dwóch biegunów. Nie chcê jednak wchodziæ g³êbiej w zwi¹zki tzw. pozytywistów z nowoczesno ci¹, poniewa¿ by³y one ju¿ wielokrotnie wskazywane (tak¿e przeze mnie) i analizowane. Gloger w cytowanym tu tek cie podsumowuje stan 43

M. P³achecki, Dekadentyzm po³udnia wieku: rekonesans, Studia Filologiczne Akademii wiêtokrzyskiej t. 17 (2002), ss. 27-46. 44 J. Tomkowski, Samobójcy i marzyciele. O zabijaniu poetów, Kielce 2002. 45 Zob. U. Kowalczuk, Felicjan Faleñski. Twórczo æ i obecno æ, Warszawa 2002, zw³aszcza rozdzia³: Felicjan Faleñski pisarz wieku dziewiêtnastego. 46 Piszê o tym wiêcej w artyku³ach: Pozytywistów spotkania z utopi¹, w: Trzy pokolenia, pod red. A. Z. Makowieckiego, Warszawa 1997 oraz Od utopii artystycznej do allotopii, Obóz. Pismo Studium Europy Wschodniej 2007 nr 46.


51

badañ na ten temat choæ interesuje go bardziej pytanie o relacjê pozytywi ci modernizm. W wietle moich rozwa¿añ trudne do zaakceptowania okazuj¹ siê wiêc koncepcje Micha³a Paw³a Markowskiego, dotycz¹ce polskiej literatury nowoczesnej (tym trudniejsze, ¿e jego ksi¹¿ka zosta³a wydana jako podrêcznik akademicki). Nowoczesno æ, lokowan¹ w pierwszej po³owie XX wieku i traktowan¹ jako epokê wewnêtrznie podzielon¹ , dzieli on na dwa od³amy: nowoczesno æ zachowawcz¹ i krytyczn¹ , tzn. ufundowan¹ na do wiadczeniu niepoznawalno ci wiata. Podstaw¹ tych rozró¿nieñ s¹ jednak w tej ksi¹¿ce stwierdzenia tyle¿ efektowne, ile po prostu nieprawdziwe, bo np. czy rzeczywi cie bezwzglêdnie s³uszne jest zdanie, ¿e konserwaty ci wierz¹ w przedstawialno æ (wyra¿alno æ) wiata , wierz¹ w mocn¹ pozycjê podmiotu, niepoddanego ¿adnym zewnêtrznym wp³ywom 47? Je li chodzi o literaturê tworzon¹ przez pokolenie pozytywistów, Markowski zdaje siê wci¹¿ pos³ugiwaæ stereotypem epoki ubranym tylko w nowe konteksty i stylistykê. Trudno bowiem przyj¹æ z powag¹ np. nastêpuj¹ce stwierdzenie: Zasadnicza ró¿nica miêdzy pozytywistyczn¹ a nowoczesn¹ literatur¹ krytyczn¹ polega³a na tym, ¿e literatura pozytywistyczna krytykowa³a rzeczywisto æ i wskazywa³a niedostatki w funkcjonowaniu ¿ycia spo³ecznego. Krytyczna literatura nowoczesna ( ) pyta o sam kszta³t rzeczywisto ci i o to, czy w ogóle mo¿na j¹ przedstawiaæ, co pozytywizm, ze swoj¹ koncepcj¹ realistycznej literatury zaanga¿owanej, traktowa³ jako co oczywistego 48. Jakich pisarzy autor ma na my li? Prusa z okresu Dusz w niewoli? Orzeszkow¹ jako autorkê Pana Graby czy Nad Niemnem? wiêtochowskiego z okresu pisania Klubu szachistów czy Dumañ pesymisty? Nie trzeba chyba dzi nikogo przekonywaæ do tego, ¿e pytanie o mo¿liwo æ przedstawienia jest od pocz¹tku wpisane w poszukiwania realistów zw³aszcza Prusa, ale te¿, jak pokazywa³am, Kraszewskiego jako autora Latarni czarnoksiêskiej. Oczywi cie Markowski w swojej ksi¹¿ce zajmuje siê literatur¹ XX wieku. Ale czy wiek XIX na pewno koñczy siê w chwili, gdy Irzykowski publikuje Pa³ubê? Je li traktowaæ j¹ jako tekst fundatorski polskiej literatury nowoczesnej, to nie sposób chyba nie zauwa¿yæ, ¿e w pewnym sensie pointuje ona rozpoznania i poszukiwania dziewiêtnastowiecznych realistów i na47 M. P. Markowski, Polska literatura nowoczesna. Le mian, Schulz, Witkacy, Kraków 2007, s. 42. My lê, ¿e w tej czysto zewnêtrznej interpretacji my li konserwatywnej zabrak³o np. refleksji o zwi¹zkach nowoczesno ci z przesz³o ci¹, któr¹ podj¹³ J. Habermas, zob. Nowoczesno æ: wiadomo æ czasów i szukanie pewno ci w samej sobie, w: tego¿, Filozoficzny dyskurs nowoczesno ci, prze³. M. £ukasiewicz, Kraków 2000, ss. 14-15. 48 Tam¿e, s. 35.


52

turalistów, ¿e wobec tych poszukiwañ Irzykowski okre la siê jako pisarz. Czy zapisywanie przez Le miana przemian rzeczywisto ci mo¿na sensownie rozpoznaæ, odcinaj¹c jego poszukiwania od dziewiêtnastowiecznych interpretacji nowoczesno ci? Warto tu choæby przypomnieæ oczywisty fakt, ¿e za swoj¹ sojuszniczkê na drodze do jêzyka nowoczesnej poezji Le mian niejednokrotnie uznaje Konopnick¹, w wietle ustaleñ Markowskiego zatrzyman¹ na zawsze przed progiem nowoczesno ci Pora na koniec zastanowiæ siê nad tym, co badaczom literatury i kultury polskiej wieku XIX daje pos³ugiwanie siê kategori¹ i perspektyw¹ nowoczesno ci. Warto przypomnieæ, ¿e wspó³czesna antropologia traktuje kulturê przede wszystkim jako z³o¿on¹ strukturê znaczeñ, z trudem poddaj¹c¹ siê interpretacji totalnej , autorytarnej, systemowej, d¹¿¹cej do zdecydowanych rozstrzygniêæ. Uwalniaj¹c humanistykê od przymusu wypracowania wyczerpuj¹cego modelu kultury, otwiera siê na dialog, rozpoznawanie wiatów, g³osów i ró¿norodnych dyskursów. Przed pokus¹ ca³o ciowych, autorytarnych rozstrzygniêæ, mo¿e chroniæ dzi wspó³czesnych antropologów program wiedzy lokalnej 49. Geertzowska metafora pracy antropologa staraj¹cego siê badaæ wiat w kawa³kach jest na pewno tak¿e wa¿na dla historyka literatury, który musi zdawaæ sobie sprawê z tego, ¿e za ka¿dym razem wybór perspektywy interpretacyjnej decyduje o wizji dzie³a, autora, epoki. Wiedz¹c, ¿e niewinno æ badacza kultury jest wygodnym mitem, zdajemy sobie dzi coraz wyra niej sprawê z tego, ¿e nie mo¿na mówiæ o innej kulturze w tym przypadku kulturze wieku XIX tylko jêzykiem zwyciêzców, patrz¹cych z góry na podbity teren i wyznaczaj¹cych mapê wedle trasy swoich podbojów50. Bliski mi program wiedzy lokalnej daje siê uzgodniæ z kategori¹ nowoczesno ci pod warunkiem, ¿e bêdziemy j¹ traktowaæ jako do wiadczenie, które zawsze przecie¿ rozpoczyna siê od przygody ci le lokalnej, bo indywidualnej, wpisanej np. w kszta³t pojedynczej biografii czy prze¿ycia generacyjnego. Pod warunkiem wiêc, ¿e wci¹¿ ponawiaæ bêdziemy pytania: jaka nowoczesno æ? przez kogo i jak prze¿ywana? w jaki sposób artyku³uj¹ca siê w okre lonej formie autonomicznej odpowiedzi literatury? Wed³ug Marshalla Bermana, refleksja nad nowoczesno ci¹ dziewiêtnastowiecznych jest nam dzi potrzebna nie tylko jako rozpoznanie historyczne, lecz przede wszystkim jako takie, którego musimy dokonaæ we w³asnym interesie, bo jest nam ono niezbêdne do zrozumienia dzisiejszej kultury. Cofanie siê 49 Zob.

C. Geertz, Lokalna lektura, pod red. D. Wolskiej i M. Brockiego, Kraków 2003. Ten¿e, wiat w kawa³kach kultura i polityka u schy³ku wieku, prze³. D. Ko³odziejczyk, (tam¿e, zob. te¿: D. Ko³odziejczyk, Geertz i postkolonializm). 50


53

do modernizmu wieku XIX jest w jego oczach ród³em przenikliwo ci i odwagi, potrzebnych do tego, by stworzyæ modernizm XXI wieku 51. Tezê Bermana zdaje siê powtarzaæ np. Przemys³aw Czapliñski, który w zesz³orocznej recenzji powie ci Dawida Bieñkowskiego Bia³o-czerwony zauwa¿a trafnie, ¿e przyczyn¹ stereotypowego obrazu zarówno rzeczywisto ci, jak i polskiej tradycji w tym utworze jest ubóstwo obrazu nowoczesno ci : Nowoczesno æ potrafi przecie¿ tworzyæ, ale te¿ podbijaæ, kolonizowaæ, zabijaæ potrafi byæ równie dynamiczna i gro na jak u Bieñkowskiego tradycja. ( ) Prostactwo podzia³u dokonanego przez pisarza o lepia go na z³o¿ono æ polskiej nowoczesno ci i polskiej tradycji 52. Bez zrozumienia tradycji nowoczesno ci w kulturze polskiej niemo¿liwe jest rozpoznanie dzisiejszych jej wyzwañ i form uczestnictwa. Nie jest mo¿liwe wiêc ani zamykanie XIX wieku, ani tym bardziej otwieranie go na fascynacje ponowoczesnych. Magic lantern, or, the nineteenth century and modernity This article offers an afterthought on modernity of nineteenth-century people, which took place within the space of a paradox. The category of modernité, occurring in the very middle of that century, comes up to us today enveloped in a remoteness and a plainly anachronic character. The title nineteenth-century experience of modernity is of the essay author s interest as a phenomenon distributed in time, one of changing dynamism.

51 M. 52 P.

Berman, dz. cyt., s. 46. Czapliñski, Sarmatyzm i nowoczesno æ, Gazeta Wyborcza 16.10.2007, s. 16.


Wiek XIX. Rocznik Towarzystwa Literackiego im. A. Mickiewicza, Rok I (XLIII) 2008

Jaros³aw £awski Bia³ystok

MICKIEWICZ, WSPÓLNOTA, HISTORIA

Dla tych, którzy maj¹ przed sob¹ przysz³o æ, idzie tylko o przetrwanie z³ej tera niejszo ci. Eliza Orzeszkowa1

Wieszcz to fotograf bo¿y czasów i rozstrzeni autorem tej formu³y jest poeta, który móg³ sobie ro ciæ prawo, i by³ tego wiadom, do miejsca w trzecim co najwy¿ej chórze wieszczów dziewiêtnastowiecznych: Józef Bohdan Zaleski. Czy nam siê to podoba czy nie, uchwyci³ chocia¿ cz¹stkê z owoczesnych wyobra¿eñ o wieszczu: ¿e jest on fotografem bo¿ym , który odzwierciedli nie tylko bezmy ln¹ naturê, / Nie tylko d wiêk, woñ, barwê, grê wiat³a i cieni , lecz odda w tym podkre lam to z rozmys³em: bo¿ym, czyli metafizycznym zwierciadle, to, co wre w duchu ludzkim i jak siê w nim mieni 2. Wiek XIX, jego pierwsza po³owa, wierzy³ w si³ê wspólnoty, której solidarna jedno æ, ugruntowana w przekonaniach o opiece Opatrzno ci, o fundamentalnej roli wiary, ju¿ rzadziej znajduj¹cej oparcie w Ko ciele, przeciwstawia³a siê bar1 E. Orzeszkowa, list do Konstantego Skirmunta, 28 V [10 VI] 1906, Grodno, cyt. za: tej¿e, Listy zebrane, t. IX, opr. E. Jankowski, Wroc³aw Warszawa Kraków Gdañsk £ód 1981, s. 286. 2 J. B. Zaleski, Wieszcz ponad sztukmistrze, w: tego¿, Wybór poezyj, wstêp B. Stelmaszczyk- wiontek, wybór i komentarz C. Gajkowska, wyd. III. Wroc³aw Warszawa Kraków Gdañsk £ód 1985, s. 315. Pierwodruk: Dziennik Literacki 1862 nr 13.


55

barzyñstwu historii. Realna i metafizyczna, nie za urojona wspólnota pamiêci, warto ci, tradycji, tak¿e uczuæ i wzorów (miej serce i patrzaj ) rozumienia cz³owieka i wiata, by³a t¹ si³¹, która ludziom rozrzuconym po wszystkich zak¹tkach wiata zapewnia³a wyt³umaczenie róde³ ich po³o¿enia i przed-stawia³a, stawia³a przed ich oczyma wizjê wiata, i obraz celów, jakim podporz¹dkowane jest ich my lenie, istnienie, nade wszystko cierpienie. Ale i ich marzenie o szczê ciu. W wypowiedzi Zaleskiego, przedstawiciela pokoleniowej awangardy romantycznej, debiutuj¹cego w 1822 roku, zwraca uwagê nowoczesno æ porównania: wieszcz to fotograf: zewnêtrzno ci i wnêtrza. XIX wiek rzeczywi cie potrzebowa³ Wielkiej Fotografii. Da j¹, w zromantyzowanej formie Pan Tadeusz; stworz¹ j¹ prelekcje paryskie, Król-Duch S³owackiego czy Nie-Boska komedia i epistolografia Krasiñskiego. Ale potrzebowa³ te¿ fotografii w wymiarze, który ³¹czy³by zewnêtrzno æ owej wcale nie bezmy lnej natury z g³êbi¹ duchowego do wiadczenia cz³owieka nowoczesnego; tê da wielka literatura Prusa i Orzeszkowej, wiêtochowskiego i Sienkiewicza, a potem tak¿e Reymonta, Wyspiañskiego, Przybyszewskiego i Miciñskiego. Lecz ¿eby fotografia powsta³a, potrzebni s¹ fotografowie, ich ¿ywe, naturalne spojrzenie w obiektyw. I fotograf. T¹ osobowo ci¹, która ustawi³a do zdjêcia ca³y XIX wiek, by³ bez w¹tpienie Mickiewicz: I st¹d nad sztukmistrzami wszystkimi ma górê (Zaleski znów!). I st¹d pochodzi ta my l, wyrazista ju¿ u wspó³czesnych poety, ¿e by³ on kim wiêcej ni¿ fotografem tego, co Polacy i Europejczycy przynie li ze sob¹ do fotograficznego atelier: historii, tradycji, baroku, romantyzmu, zalet i wad, zbyt powierzchownego O wiecenia i ekspansywnego romantyzmu. Mickiewicz potrafi³ wiadomo æ polsk¹ obróciæ w kierunku, w którym, jak wierzy³, winna ona pod¹¿yæ. Z czym, nolens volens, musieli siê mierzyæ Polacy a¿ do cudu 1918 roku, i z czym zmagamy siê dzi , prowadz¹c archaiczne wojny miêdzy O wieceniem przebranym w szaty jakiej ju¿ post-ponowoczesno ci i tradycj¹ paraduj¹c¹ w kontuszu pozszywanym z resztek dawniejszych ideologii. Mickiewicz pisa³ w innej sytuacji. Nie tyle pisa³, ile g³osi³; wiêcej: osadzony w wieszczej roli stra¿y nocnej wiadomo ci polskiej w tym okrutnym XIX stuleciu wykonywaæ musia³ gesty, podejmowaæ zadania, które najwiêcej same sob¹ znaczy³y, bez wzglêdu na to, jak ocenimy ich wewnêtrzn¹ spójno æ i tre æ3. Patrz: prelekcje paryskie, legion w³oski, wyprawa konstantynopolitañska, towianizm, 3 Zob. dwa g³osy: J. Jedlicki, Jakiej cywilizacji Polacy potrzebuj¹. Studia z dziejów idei i wyobra ni XIX wieku, Warszawa 1988; M. Mas³owski, Mickiewiczowski gestus Karola Wojty³y, w: Romantyzm. Poezja. Historia. Prace ofiarowane Zofii Stefanowskiej, pod red. M. Prussak, Z. Trojanowiczowej, Warszawa 2002.


56

dzia³alno æ emigracyjna, a mo¿e nawet ¿ycie prywatne, ma³¿eñstwo wieszcza , który przecie¿ móg³ tak¿e chcieæ po prostu byæ ojcem i mê¿em. Mickiewicz w sam¹ porê ustawi³ XIX stulecie do zdjêcia, spolaryzowa³ je na wrogów i wyznawców swej wizji wspólnoty ludzkiej. To dopiero druga po³owa wieku bêdzie chcia³a rozumowaæ w kategoriach kultury i cywilizacji; kulturê i cywilizacjê, gdy spojrzeæ na to z zewn¹trz, maj¹ w mniejszym lub wiêkszym stopniu wszyscy: ofiary i sprawcy historycznych rzezi. Zaproponowana przez Mickiewicza i ca³y romantyzm specyficznie rozumiana kategoria narodu i szerzej narodowo ci by³a odpowiedzi¹ na wrogo æ ucywilizowanego i kulturalnego otoczenia. Naród i wszelkie powi¹zane z nim ideowe, religijne odmiany my li po prostu pojawiæ siê w polskiej refleksji tego czasu musia³y, tak jak z konieczno ci¹ zosta³y pó niej krytycznie zanegowane w odruchu sprzeciwu wobec nadu¿yæ mesjanistycznej my li. Przeniesienie refleksji z poziomu danej i zadanej wspólnoty narodowej, ugruntowanej metafizycznie, na poziom kultury i cywilizacji, które siê prac¹ buduje, by³o nieodzowne. I to zas³uga pozytywizmu. Oba modele refleksji o wiecie musia³y byæ nastêpnie zanegowane, czy kontestowane. I tego dokona modernizm. Nie tylko ten dekadencki, ale te¿ ten, który czerpie ze S³owackiego (pojêcia arystokratycznie naznaczonego Króla Ducha narodu, piêkno symbolicznej sztuki), Norwida (znów: sztuka i chrze cijañstwo) czy do w³a nie na nowo odczytanego Mickiewicza (i tego z Monsalwatu Górskiego, i tego z pism Miciñskiego)4. Je li za miar¹ nowoczesno ci tej kultury, ju¿ wolnej, jest Gombrowiczowski ferdydurkizm, kontestuj¹cy nie tyle samego Mickiewicza, ile gloryfikuj¹ce go zabiegi pimkoidalnej krytyki i pedagogii narodowej , to wp³yw Mickiewicza jako te¿ gest uwalniania siê od Niego rozci¹ga siê i na ca³y XX wiek. Co by³o genialne w XIX stuleciu, samookre lenie wspólnotowe w kategoriach narodu, potem spory wokó³ polsko ci i tradycji, to ju¿ nie mog³o byæ kluczem do wiata dwudziestowiecznego. Gombrowicz zrozumia³ na potrzeby swych arcydzie³ z Mickiewicza niewiele wiêcej ni¿ z Sienkiewicza. I dobrze, bo tego, Mickiewicza-ikony potrzebowa³a jego wyobra nia, z tego zrobi³a sw¹ nadliteratu4 Zob.

A. Kie¿uñ, Drogi w³asne. O twórczo ci m³odopolskiej Artura Górskiego, Bia³ystok 2006; M. Soko³owski, Król Duch Juliusza S³owackiego a epopeja s³owiañska, Warszawa 2004; B. Bobrowska, W poszukiwaniu istoty geniuszu. Konopnicka o Mickiewiczu; W. Gutowski, Prorok i my liciel. Adam Mickiewicz w lekturze Tadeusza Miciñskiego; K. Ratajska, Stanis³aw Szczepanowski wyznawca i spadkobierca wieszczego testamentu; T. Bujnicki, Tradycja Mickiewiczowska w poezji Broniewskiego; M. Piwiñska, Prelekcje o Polsce dla Zachodu. Mickiewicz Mi³osz, wszystkie prace w: Mickiewicz. W 190-lecie urodzin. Materia³y z sesji naukowej Bia³ystok, 2-4 grudnia 1988, pod red. H. Krukowskiej, Bia³ystok 1993.


57

rê5. Kiedy jednak autor Kosmosu ubolewa³, ¿e pró¿no szukaæ w Mickiewiczu twarzy Raskolnikowa, demonicznego z³a etc., po prostu siê myli³. £atwo jest oznajmiæ, ¿e uniwersalnym kto po prostu jest i tyle. Albo ¿e bywa tak czy owak, z perspektywy wiatowej pisarzem z zapiecka, prowincjuszem. Z trudem Gombrowicz przyj¹³by my l, i¿ najbardziej uniwersalne w wiadomo ci europejskiej okaza³y siê w XIX wieku najbardziej, jak im pó niej ur¹gano, ksenofobiczne i megalomañskie Ksiêgi narodu polskiego i pielgrzymstwa polskiego, tylekroæ w Europie przek³adane. Jeszcze trudniej by³oby mu zrozumieæ, ¿e to, co w poezji Mickiewicza dzi jawi³oby nam siê jako odkrywcze, wspólne, ponadkulturowe, czyli obrzêd, misterium, metafizyka, ¿e to najo wieceñszy umys³ francuski przyjmowa³ w XIX stuleciu jako archaiczny objaw archeologicznej wyobra ni, skansen poetycki. ¯e tak samo przyjmowano Mickiewiczowski kult Napoleona i towianistyczn¹ teozofiê. Ach, co jeszcze: meandry z³a, czego nie wiedzia³ Gombrowicz, i wiedzieæ nie musia³, Mickiewicz zna³ jako przejawy z³a-w-sobie, za wiadczone tak¿e tekstami6. Nielicznymi, to prawda. Dlaczego? Bo by³o to takie z³o, do którego lepiej siê nie zbli¿aæ. Mickiewicz patron XIX wieku? Tak, ale ca³ego wieku: od jego pocz¹tków, osiemnastowiecznych korzeni, fazy wstrz¹su polskiej wiadomo ci porozbiorowej, rozpiêtej miêdzy buntem, rozpacz¹, nadziej¹ i poszukiwaniem7. Wchodzi³ wieszcz bowiem do kultury w momencie szczególnym. Wiem: tacy ludzie pojawiaj¹ siê nagle! Ale mam te¿ wra¿enie, ¿e Mickiewicz wst¹pi³ na narodowy olimp w chwili, kiedy wszystko ju¿ przygotowane by³o na Kogo , kogo w³a nie jeszcze nie by³o. Po katastrofie 1795 roku, klêskach insurekcji ko ciuszkowskiej i epopei napoleoñskiej kultura ta ju¿ otrz¹sa³a siê traumy, ju¿ zaczynali mówiæ poeci, nawet ci z ery stanis³awowskiej, którzy zamilkli. Nie by³o jednak nikogo, kto nie tylko mówi³by, ale przemówi³by, oznajmi³ co nie tylko poprzez fenomen dzie³a, ale jako objawienie geniuszu. Pytanie o kszta³t kultury wcale nie by³o rozstrzygniête: i æ szlakiem Ko miana, wybraæ obce nowo ci z Niemiec, two5 Patrz: M. G³owiñski, Gombrowicz i nadliteratura, Kraków 2002, tu: Gombrowicz poprawia Dantego. 6 Zob. W. Gombrowicz, Dziennik 1953 1956, t. I, pos³owie W. Karpiñski, Kraków 1997, s. 357. Szerzej na temat z³a piszê w tomach rocznicowych: Mickiewicz w Gdañsku. Rok 2005. Materia³y Miêdzynarodowej Konferencji Naukowej na 150-lecie mierci Poety, pod red. J. Bachórza i B. Oleksowicza, Gdañsk 2006; W cieniu Mickiewicza, pod red. J. Lyszczyny i M. B¹k, Katowice 2006. 7 Dokumentuje te poszukiwania znakomita antologia: Miêdzy rozpacz¹ i nadziej¹. Antologia poezji porozbiorowej lat 1793 1806, wstêp P. ¯bikowski, opracowanie M. Nalepa. Kraków 2006.


58

rzyæ kulturê synkretyczn¹ z gotyckich, osjanicznych czy sentymentalnych nowinek przebranych w narodowe szaty? Wybraæ kulturê, która za swój punkt odniesienia uzna: chrze cijañstwo (Rzym), Europê (w tym O wiecenie), a mo¿e s³owiañsko æ, a mo¿e swojsko æ, sarmacko æ? To nie by³o jasne. Potrzebna by³a nade wszystko osobowo æ (wiem: rzecz nieopisywalna, numinosum osobowe). Wiêcej: na pocz¹tku nie tyle potrzebny by³ siwow³osy autorytet, bo takie by³y: Niemcewicz, Brodziñski, niadeccy i Woronicz, bohaterowie niedawnej historii, ile autorytarny wprost gest ustanowienia osobowego centrum, wokó³ którego rozgrywaæ siê bêdzie dyskusja o kszta³cie wspólnoty narodowej, na temat tego, jakie idee, obrazy, warto ci stanowiæ maj¹ tre æ jestestwa polskiego, które oto rozpozna³o siê w sobie, na temat tego w koñcu, w jakim stosunku opozycji, zale¿no ci, przep³ywu, interakcji pozostaje ta zdefiniowana, rozpoznana polsko æ do europejsko ci, s³owiañsko ci i wreszcie warto ci ogólnoludzkich8. Mickiewicz a co fascynuj¹ce: skalê jego inno ci rozpoznawali filomaccy koledzy wyst¹pi³ z w³a nie takim gestem, jako autor I i II tomików Poezyj, za potem ju¿ Konrada Wallenroda (1828), III czê ci Dziadów i Ksi¹g narodu (1832). Nie do przecenienia jest, ¿e ten uczeñ nowogródzkiej szko³y wnosi³ ze sob¹ do kultury domow¹, rodow¹ tradycjê dawnej, drobnoszlacheckiej, sarmackiej Polski (i takiej religijno ci), jak te¿ kontestuj¹cy tê dawno æ tradycji dorobek liberalizmu o wieceniowego, klasycyzmu jako wzorca estetycznego, i uniwersalizmu jako horyzontu my lenia o cz³owieku w ogóle i w szczególe (osoba, rodzina, naród powiatu, naród dzielnicy, naród jako organizm, europejsko æ, ludzko æ zredefiniowana). To drugie zaszczepi³ Uniwersytet Wileñski swemu studentowi. Rozwój Mickiewicza jako autorytetu i wreszcie jego przemiany jako wieszcza, czyli razem cz³owieka-pisarza, g³osiciela-mówcy i cz³owieka czynu, pokazuj¹, i¿ potrafi³ on ci¹gle siê zmieniaj¹c nadawaæ nowe znaczenia wszystkim pierwiastkom, które tworzy³y jego imaginarium: pobarokowej tradycji staropolskiej, O wieceniu, romantyczno ci i w¹tkom religijnie, teozoficznie, metafizycznie ugruntowanego, uniwersalistycznego aktywizmu. Mickiewicz nie zapomni O wiecenia, o nie! Do jego rozpoznañ u Mickiewicza odwo³a siê bezstronny s¹d pozytywistów, takich jak Prus, z uznaniem od8 Zob. tomy: Opowiedziany naród. Literatura polska i niemiecka wobec nacjonalizmów XIX wieku, pod red. I. Surynt i M. Zybury, Wroc³aw 2006; Adam Mickiewicz. Dwa wieki kultury polskiej, pod red. K. Maci¹ga i M. Stanisza, Rzeszów 2007; Mickiewicz a literatury s³owiañskie. Z dziejów recepcji od modernizmu do wspó³czesno ci, pod red. E. £och, Lublin 2004.


59

krywaj¹cych wieszcza-libera³a i poetê jako mistyka pracy ze Zdañ i uwag: Wieszcz potêpia w nich gadulstwo, chwali milczenie, przeklina wojnê wszystkich przeciw wszystkim, a wynosi pracê 9. To nie wynik nierozumienia dystychów poety to inne ich czytanie, uprawnione tak¿e w wietle ród³owego dla formacji intelektualnej Mickiewicza do wiadczenia filomackiej pracy samokszta³ceniowej i konspiracyjnej, dokonuj¹cej siê w duchu liberalizmu, co autor Lalki te¿ potrafi³ doceniæ jako czytelnik odkrywczej dlañ pracy Józefa Kallenbacha Nieznane pisma Adama Mickiewicza (1817 1823) z archiwum Filomatów10. Odkrycie Mickiewicza-filomaty dokonywa³o siê bowiem równolegle z kwestionowaniem jego historiozoficznej postawy mesjanisty: Tak jest, ten sam m³ody poeta, który, rozdra¿niony pedanteri¹ uczonych, zadrwi³ z oka i szkie³ka mêdrców, ten sam przez szereg lat zachêca³ swoich kolegów i ca³y naród do nauki, sam bra³ udzia³ w rozprawach naukowych, sam opracowywa³ kwestie z dziedziny jêzykoznawstwa, historii i filozofii, nawet matematyki11!

Imponuj¹ce! Ale taki program nie móg³ wobec si³y represyjnej machiny zaborców i skostnienia Europy ani porwaæ nad poziomy , ani ruszyæ bry³y z posad wiata! . Mickiewicz wchodzi³ do literatury jako skandalista , ten, który nie niós³ pokoju, lecz raczej wojnê. Wznieci³ ogieñ, którym podpali³ Parnas polski. Nie by³ to gest Herostratesa, lecz tego, który chcia³ budowaæ na tradycji, a nie na jej ruinach utrwalonych przez stra¿ników piêknej przesz³o ci. Tej zrazu nieokre lonej nowo ci, oryginalno ci szko³y romantycznej da³ walor narodowy i uniwersalny (obrzêdowo æ), da³ pierwiastek szaleñstwa, ale i fundament racjonalny. Trzeba pamiêtaæ, ¿e pojawi³ siê w chwili, kiedy Polska nie tyle nie istnia³a ju¿ dla Europejczyków jako pañstwo, ile by³a historyczno-kulturow¹ nieokre lono ci¹. Przyjazny ironista Heine, ch³odny Kant, obojêtny Hegel, entuzjasta S³owian Herder, wszyscy oni konstatowali jedno: Polska sta³a i upad³a nierz¹dem, niczego wielkiego w dziejach nie dokona³a (ach, Wiedeñ 1783! wyj¹tek), nie zaznaczy³a siê jako swoisto æ kulturowa. To dlatego Herder kre li³ na mapie wydumane pañstwo s³owiañskie z centrum gdzie na ziemiach ukraiñskich, Heine stwierdza³ z zawstydzaj¹cym nas entuzjazmem, ¿e w Warszawie Anno Domini 1820 ju¿ pracuj¹ nad stworzeniem literatury narodowej! Pustyni¹ kultu9 B. Prus, M¹dro æ ¿yciowa, Czytelnia dla Wszystkich 1905 nr 29, cyt. za: tego¿, Wczo-

raj dzi jutro. Wybór felietonów, wybór i opr. Z. Szweykowski, Warszawa 1973, s. 252. 10 B. Prus, Poeta wychowawca narodu, Tygodnik Ilustrowany 1910 nr 14, cyt. za: tam¿e, ss. 283-289. Ksi¹¿ka Józefa Kallenbacha: Kraków 1910. 11 Tam¿e, s. 285.


60

raln¹ pod³ug Herdera by³a Polska dawna. Bankrut polityczny to Polska dziewiêtnastowieczna. Tyle wynika i z lektury zaprzyja nionych ze s³owiañsko ci¹ Herdera i Heinego, i z czytania Hegla, piewcy konieczno ci dziejowej, której us³uguj¹ kamerdynerzy Historii12. Takim kucht¹-kamerdynerem mia³aby byæ Rzeczypospolita Obojga Narodów? Nie, tej wizji mówi³ nie! nawet heglizuj¹cy Zygmunt Krasiñski. Mickiewicz w odpowiedzi przeciwstawi³ filozoficznym mantrom epoki: procesualno ci i konieczno ci, wznoszeniu, postêpowi i znoszeniu (Aufhebung) co znacznie bardziej uniwersalnego i wszczepionego w judeochrze cijañskie korzenie Europy: prowidencjalizm, Opatrzno æ w tej szczególnej wyobra niowej i ideowej odmianie, jak¹ by³ mesjanizm. Zebra³ w ten sposób wyobra¿enia epoki staropolskiej, ale te¿ intuicje Woronicza czy pó nego Brodziñskiego. Zebra³ w jêzyku znanym emigrantom, tworz¹cym awangardê narodu. Awangardê w realnej, a nie wyobra¿onej rozsypce, w nêdzy, prze ladowan¹ i te¿ sk³ócon¹, niszcz¹c¹ sam¹ siebie. Lecz realn¹! Rewolucja, jak¹ by³a przemiana ugruntowanego na wyobra¿eniach wielko ciowych, a z czasem megalomañskich (przedmurze chrze cijañstwa, mit sarmacki, Maryja jako Królowa Polski), prowidencjalizmu staropolskiego w mesjanizm rozbitej i zagro¿onej katastrof¹ wspólnoty by³a jedn¹ z najwa¿niejszych, fundamentalnych przemian mentalno ci polskiej. Zawdziêczamy j¹ Mickiewiczowi. Akceptuj¹c mesjanistyczny system wyobra¿eñ, wspólnota potwierdzi³a tym samym jego miejsce w jej wyobra ni: jako wieszcza, a nie sztukmistrza. Mogê dzi filozofowaæ krytycznie o mesjanizmie, oddaj¹c tylko mu sprawiedliwo æ jako fazie przemian zbiorowej wyobra ni, która utorowa³a drogê etapowi refleksji postyczniowej, wprowadzaj¹cej polsko æ w wiat nowoczesno ci. Mogê sobie fascynowaæ siê tymi mutacjami mesjanizmu, które jak towianizm, mesjanizm II i IV kursu prelekcji by³y niechêtnie ju¿ widziane przez emigracjê, a potem przez drug¹ po³owê XIX wieku jako herezje, anachronizmy, teozoficzne rojenia, tylko ze wiadomo ci¹, ¿e to depozyt mesjanizmu w jego formie 12

Zob. J. G. Herder, Dziennik mojej podró¿y z roku 1769, prze³. M. Kurkowska, opr. T. Namowicz, Olsztyn 2002; J. G. Herder, Nieco o ¿yciu Miko³aja Kopernika, jako dodatek do obrazu jego postaci, w: Wybór pism, opr. T. Namowicz, Wroc³aw Warszawa Kraków Gdañsk £ód 1987; H. Heine, O Polsce, prze³. W. Zawadzki, w: tego¿, Dzie³a wybrane, t. 2, Utwory proz¹, pod red. A. Sowiñskiego, wstêp R. Karst, Warszawa 1956; G. W. F. Hegel, Wyk³ady z filozofii dziejów, prze³. J. Grabowski i A. Landman, wstêp T. Kroñski, t. 2, Warszawa 1958. Por. W. Kubacki, Heine a Polska, w: tego¿, Poezja i proza. Studia historycznoliterackie 1934 1964, Kraków 1966; A. Kosicka-Pajewska, J. Pajewski, Polska Rosja, pos³owie T. Schramm, Poznañ 2005.


61

znanej z Ksi¹g i Dziadów trzecich przeprowadzi³ tê wspólnotê przez kolejne morza czerwone XIX wieku. Bo wieszcz utrafi³ w obraz i jêzyk, bo je czu³ i rozumia³. I to w epoce, kiedy nie schodzi³ z czo³ówek temat polszczyzny, jej obrony, kiedy ledwie kszta³towa³ siê jêzyk filozoficzny w polszczy nie, a rewelacyjne próby jego stworzenia od podstaw wiod³y na manowce hermetyzmu (patrz: filozofia umu Karola Libelta). To nie ka¿dy zwyczajnie tak znajduje lub ma, lub otrzymuje jêzyk, którym mówi do wszystkich w ten sposób, i¿ mog¹ siê ci wszyscy zgadzaæ lub nie na to, co powiedzia³. Wiêkszo æ mówi, ale nie jest wys³uchana, czasem us³yszana, najczê ciej zrozumiana. Nowo æ Mickiewiczowskiej romantyki nios³a wiêc niepokój, ale nie lep¹ negacjê, mia³a za nade wszystko walory, które rzadko daj¹ siê pogodziæ: narodowo æ i uniwersalizm. Zawiera³a element syntetyzuj¹cy rozbite przez rozpacz elementy imaginarium staropolskiego, tak przecie¿ g³êboko z¿ytego z imaginarium ca³ego ródziemnomorza, dalej elementy porz¹dkuj¹ce i przemodelowywuj¹ce struktury my li (prowidencjalizm ÷ mesjanizm), w koñcu pierwiastki konstruuj¹ce eikon, idealny obraz przysz³o ci: Polaków, Europejczyków, cz³owieka13. Bezapelacyjnym wyrokom konieczno ci dziejowej przeciwstawi³a pamiêæ jako etyczny fundament i dynamiczn¹ obietnicê ponowienia, zmartwychwstania tego, co uleg³o zatraceniu; pamiêæ jako thesaurus ¿ywych, a nie zamar³ych form, których strzeg¹ i poeta, i ka¿dy z osobna, i które ulegn¹ metamorfozie w kszta³cie odnowionej wspólnoty polskiej. Niczego bowiem, tak rozumiem Mickiewicza, nie lêka³ on siê tak bardzo jak iluzji, fantomów rewolucji obywaj¹cej siê bez tradycji, niszcz¹cej tradycjê, i z drugiej strony tradycji spetryfikowanej, trupa przesz³o ci, martwej kuk³y sarmackiej, któr¹ mo¿na by potrz¹saæ, udaj¹c fa³szywie narodowe, a nawet ogólnoludzkie czy chrze cijañskie ¿ycie. Pamiêæ, nie za konieczno æ, której podstaw¹ jest Rozum, Weltgeist, proces. Nie rozs¹dek, ale szaleñstwo. W czasie jednej z dyskusji o Mickiewiczu, pamiêtam to dobrze, pad³o pytanie o to, czy aby ten 13 Mickiewicz wobec tradycji i warto ci uniwersalnych zob. B. Dopart, Mickiewiczowski romantyzm przedlistopadowy, Kraków 1992; M. Kalinowska, Wokó³ Mickiewiczowskiej hermeneutyki kultury antycznej w wyk³adach lozañskich. Próba sformu³owania pytañ, w: Antyk romantyków model europejski i wariant polski. Rekonesans, pod red. M. Kalinowskiej i B. Paprockiej-Podlasiak, Toruñ 2003; M. Mas³owski, Mickiewicza modele uniwersalno ci, M. Kuziak, Mickiewicz i nowoczesno æ. Tezy i uogólnienia, obie w: Mickiewicz w Gdañsku, dz. cyt.; H. Krukowska, Mickiewicz i inspiracje wschodniochrze cijañskiego apofatyzmu, M. Kuziak, Bizancjum Mickiewicza (na podstawie Literatury s³owiañskiej ), obie w: Bizancjum. Prawos³awie. Romantyzm. Tradycja wschodnia w kulturze XIX wieku, pod red. J. £awskiego i K. Korotkicha, Bia³ystok 2004.


62

Mickiewicz-towiañczyk z III i IV kursu w Collège de France nie sta³ ju¿ na progu szaleñstwa? Nie, na ¿adnym progu: on by³ we wnêtrzu szaleñstwa, które mo¿na by nazwaæ b³ogos³awion¹ win¹-zas³ug¹. Godzi³ je, to zapamiêtanie, wiarê w ideê, ¿e tylko wiara, czyn i idea mog¹ odmieniæ rzeczywisto æ, z najnowocze niejsz¹ wiadomo ci¹, ¿e trzeba prócz idei mieæ cywilizacjê, ¿e trzeba mieæ najlepsz¹ broñ, a czasem zagl¹daæ wyobra ni¹ a¿ w III tysi¹clecie14. Niepokoj¹cy, ¿ywio³owy, zaprzeczny czy te¿ oryginalny jêzyk romantyki musia³ (i to trwa wci¹¿) szczypaæ, dra¿niæ, ba, zmierziæ leniw¹ mentalno æ po obu stronach. Ironicznie ów proces nazwê: zdaniem o wieceniowej frakcji wyznawców wszechuniwersalno ci niszczy³ kluczow¹ figurê wiata-³adu, rz¹dz¹cego siê przyrodzon¹ logik¹ praw cz³owieka; Polakiem przes³ania³ cz³owieka (jak ³atwo siê zapomina, i¿ nie da siê z Polaka wydobyæ cz³owieka, gdy w cz³owieku czy tego on chce czy nie morduje siê i prze laduje Polaka). Apologetom Polski szlacheckiej wydawa³ siê za kosmopolitycznym przeszczepem, implantem, umiejscowionym w ³onie pra- i arcypolskiego cia³a narodu. Ludzie tak wiatli, jak Brodziñski nie bez podstaw bali siê, i¿ jêzyk romantyki, zsubiektywizowany i niejasny, form¹ i tre ci¹ odró¿niaj¹cy siê od wzorca polszczyzny XVIII wieku, przetnie niæ narodowej komunikacji Polaków z Polakami, m³odych i starych, zburzy wiê przesz³o ci z tera niejszo ci¹, pchnie m³odych ku nienarodowym, niemieckim, a nie daj Bo¿e rosyjskim wzorom. Tymczasem romantyzm, z ca³ym dobrodziejstwem indywidualizmu osobowego, jêzykowego, z ca³¹ sw¹ fantazmatyk¹, okaza³ siê spoiwem wspólnoty, która mog³a znowu przemówiæ nie jako za ciankowa wspólnota pograniczna oblê¿onej fortecy, nie jako obroñca chrze cijañstwa , ale jako szermierz Wolno ci. To dlatego czytano w Europie Ksiêgi narodu. Co za zgroza: mesjanistyczne! Jako my liciel historii przeszed³ Mickiewicz skomplikowan¹ drogê, pe³n¹ odstêpstw i b³êdów . To by³o nieuniknione i nieodzowne. Od liberalnego projektu, z wszczepion¹ w niego o wieceniow¹ ide¹ postêpu, przeszed³ ku hiperindywidualizmowi wallenrodyzmu, potem przez kolejne fazy mesjanizmu, którym fascynowa³ siê w zasadzie do koñca ¿ycia, ³¹cz¹c go jednak po drodze z teozofi¹ towianistyczn¹, chrze cijañskim socjalizmem i wreszcie oryginaln¹ filozofi¹ czynu. Wskaza³em tu walory kodu mesjanistycznego: przywraca³ porz¹dek w zchaotyzowanej rzeczywisto ci jako Boski £ad, misjê prowadzon¹ w imieniu Opatrzno ci, okre la³ relacjê z otoczeniem, innymi ludami, w sumie nawet Ro14 Zob.

D. Siwicka, Zapytaj Mickiewicza, Gdañsk 2007; M. Dybizbañski, Romantyczna futurologia, Kraków 2005.


63

sjê wpisywa³ w wizjê mesjañsk¹ w IV kursie prelekcji, dawa³ si³ê do dzia³ania, a nie by³ syntez¹ cierpiêtnictwa i zbiorowego narcyzmu, zawiera³ element uniwersalistyczny, wyra¿ony jednak w horyzoncie religijnym (cierpienie jako ofiara dla przemiany ca³ego wiata: moralnej i politycznej). Lecz niós³ te¿ niebezpieczeñstwa: jak ka¿da my l religijna, oparta na alegoriach, którym nie uda³o siê unikn¹æ w³a ciwej symbolicznemu jêzykowi religijnemu wieloznaczno ci, apologetyzowa³ grupê misyjn¹, naród. Potencjalnie wiêc stawa³ siê zarodnikiem ksenofobii. To oczywiste. Trudno jednak, by na Mickiewicza zrzucaæ odpowiedzialno æ za to, jak go interpretowano. Musia³by nie mówiæ nic, by pozostaæ czystym i umiarkowanym . Przy tej sile autorytetu, jak¹ posiada³ poeta w ostatnim dwudziestoleciu ¿ycia, ka¿de jego dzia³anie i forma my li stawa³y siê przedmiotem uzurpatorskich pseudointerpretacji. Mesjanizm, o dziwo jako my l wroga zjednoczy³ konserwatystów wszelkiej ma ci i modernizatorów z lewej strony. Dla pierwszych by³ herezj¹, dla drugich ideowym anachronizmem. Fenomen Mickiewicza dobrze okre la i to, ¿e ka¿da ze stron ideowych wojenek polskich do dzi wykrawa z jego dorobku tylko to, co jej odpowiada. Z ³atwo ci¹ wiêc znajdziemy w ich wizjach Mickiewicza-socjalistê i narodowca, katolika i heretyka, indywidualistê i cz³owieka wiecznego. Nawet czczenie rocznic takich, jak rocznica mierci, obchodzona w rewolucyjnym 1905 roku, nie mog³o siê obyæ bez wzajemnego obrzucania siê inwektywami przez stra¿ników narodowo ci i socjalistów. Traktowano je bowiem, obchody rocznicowe, jako próby ideologicznego zaw³aszczania tego fenomenu15. ¯e Polacy s¹ to i Mickiewicz, i my wiemy. Jacy s¹ tego z pewno ci¹ nie móg³ powiedzieæ i on, tego i my nie jeste my pewni, uciekaj¹c siê do metafory zimnej lawy, która skrywa rozpalone wnêtrze. Co jest tym wnêtrzem: duchowo æ? Kompleksy i megalomañskie rojenia? Intelektualnie ujête do wiadczenie dziejowe? Marzenia o czym? Jako siê rzek³o, u podstaw refleksji Mickiewicza le¿a³o bardzo z³o¿one, zmieniaj¹ce siê wyobra¿enie narodu. Mia³o ono swój aspekt historyczny (tradycja), psychologiczny (wci¹¿ emocjonalna), lingwistyczny (jêzyk), historiozoficzny (mesjanizm), metafizyczny i teologiczny, w tym soteriologiczny i eschatologiczny (naród jako narzêdzie, naczynie objawienia i zbawienia). Ale by³o te¿ ono u Mickiewicza g³êboko ugruntowane w rzeczywistym, a nie wymy lonym czy wyobra¿onym spojrzeniu na stan polsko ci. Wyobra¿enie narodu to w swym najg³êbszym wymiarze 15 Zob. A. Kuligowska-Korzeniowska, Apoteoza Mickiewicza w 1905 roku, w: Wilno i ziemia Mickiewiczowskiej pamiêci. Materia³y III Miêdzynarodowej Konferencji w Bia³ymstoku 9-12 IX 1998, t. 1: W krêgu literatury i sztuki, pod red. E. Feliksiak i E. Sidoruk, Bia³ystok 2000.


64

metafizyczne: symbolicznej wspólnoty widzialnej, która istnieje w spójni z niewidzialn¹ wspólnot¹ zmar³ych, a ta spójnia ma za wiadczenie w obrzêdowej pamiêcipowtórzeniu jedno ci ¿ywych i umar³ych otó¿ by³o ono tyle¿ wiadectwem starej tradycji, ile postulatem romantycznej wyobra ni i duchowo ci. Mickiewicz widzia³, czym ten naród realnie jest, i czym byæ by móg³. By³ w tym niezwykle, w mej ocenie, nowoczesny, postrzegaj¹c wspólnotê jako staj¹c¹ siê w procesie przemian, ewolucyjnych, nie za rewolucyjnych, dobrowolnych, nie za narzuconych wspólnotê o charakterze ponadprzestrzennym (bo mo¿na byæ w narodzie, z narodem na zes³aniu i emigracji), pluralistycznym i niecentralistycznym (bo naród tworz¹ mo¿e mieszkañcy dzielnic, i ci rozrzuceni po wiecie), ponadkonfesyjnym (bo Polakiem mo¿e byæ katolik i prawos³awny, ¯yd i Karaim, protestant i agnostyk). Najnowocze niejsze z ducha jagielloñskie by³o w tym postrzeganiu wspólnoty narodowej ujêcie jej jako zwi¹zku tradycji, warto ci i celów, a nie jako wspólnoty krwi i przestrzeni. Ponadetniczno æ tej koncepcji by³a wyzywaj¹ca: Litwin i Rusin, ¯yd i Ormianin tak samo s¹ Polakami, o ile wpisuj¹ swój indywidualny i zbiorowy projekt istnienia osoby i mikrowspólnoty, z której siê wywodz¹, w szeroki projekt makrowspólnoty, jej ethos ukierunkowanej na realizacjê celów historycznych, moralnych, ale istniej¹cej te¿ idealnie jako Boski zamys³, idea, eikon narodowo ci. To Mickiewicz wydaje mi siê wzorem m¹drego dyskursu o miejscu spo³eczno ci ¿ydowskiej w dziewiêtnastowiecznym spo³eczeñstwie polskim. Nie unikaj¹c g³osów krytycznych wobec zachowañ jednostek i grup wewn¹trz ¿ydowskiej spo³eczno ci, widzia³ j¹ ca³¹ jako z³¹czon¹ nieoddzielnie z losem polskim. Demonstracyjnie lekcewa¿y³ te¿ tych, którzy dopatrywali siê w jego otwarto ci zagro¿eñ dla polsko ci. Postawie lêku i wykluczenia przeciwstawi³ afirmacjê wspólnoty, do której musia³y dorosn¹æ moralnie obie nacje, w tym ¯ydzi, w których chcia³ widzieæ zarówno nowych Jankielów, jak i ludzi takich jak Armand Lévy czy nowych Berków Joselewiczów, ale ju¿ z legionu ¿ydowskiego z czasów wojny krymskiej. Wy¿ej ceniê w tym przypadku idealizm Mickiewicza ni¿ jego nieliczenie siê z rzeczywisto ci¹ i piêknoduchostwo. Obie grupy, Polacy i ¯ydzi, nie by³y gotowe na tak¹ koegzystencjê w idealnej wspólnocie, i to od razu w ca³o ci, in gremio16. 16 Zob. refleksjê na ten temat: S. Schama, Landscape and Memory, New York 1996; Problematyka ¿ydowska w romantyzmie polskim, pod red. A. Fabianowskiego i M. Makaruk, Warszawa 2005; Kwestia ¿ydowska w XIX wieku. Spory o to¿samo æ Polaków; pod red. G. Borkowskiej i M. Rudkowskiej, Warszawa 2004; M. Bajko, Kwestia ¿ydowska w twórczo ci Tadeusza Miciñskiego. Rekonesans, w: Ateny. Rzym. Bizancjum. Mity ródziemnomorza w kulturze XIX i XX wieku, pod red. J. £awskiego i K. Korotkicha, Bia³ystok 2008.


65

Jeszcze dwa wymiary idealizmu Mickiewiczowskiego, silnie spiête, wspó³zale¿ne. Ch³opi jako naród! Kto dzi o tym my li? Kto zastanawia siê nad piêknym, ale jak¿e oderwanym od realiów gestem Tadeusza, który za rad¹ Zosi uwalnia w Panu Tadeuszu ch³opów z pañszczyzny. Czy taki by³ horyzont dzia³añ szlacheckiej czê ci wspólnoty narodowej? Jako gorzki komentarz s³owa Aleksandra wiêtochowskiego, krytycznego wielbiciela wieszcza, który jeszcze w staro ci wspomina³ swój p³acz towarzysz¹cy uroczysto ciom Mickiewiczowskim w 1890 roku na Wawelu. W 1897 roku zbierano sk³adki na pomnik Mickiewicza. Wtedy, z gorycz¹, musia³ autor Duchów zdiagnozowaæ te¿ spo³eczeñstwo, jego przygotowanie do bycia narodem, wiadomo æ wspólnoty: Wobec tego dowodu, wobec ogólnego nastroju spo³eczeñstwa, zdawa³o siê, ¿e sk³adki na ten cel pop³yn¹ bardzo obficie. Przypuszczenie to do pewnego stopnia zawiod³o, ale zarazem wykaza³o sw¹ omy³kê. My ³udzimy siê wiar¹, ¿e dziedzictwo przesz³o ci nie obci¹¿a ju¿ naszego obecnego ¿ycia, ¿e zarówno w teorii, jak w rzeczywisto ci rozszerzyli my pojêcie narodu z jednej kasty na wszystkie warstwy gromady spo³ecznej. Tymczasem tak nie jest; narodem, tj. organizacj¹ spojon¹ ci le wspólnymi potrzebami, d¹¿eniami, pragnieniami i celami pozostaje ci¹gle gar æ inteligencji, wprawdzie zmieszana z rozmaitych pierwiastków, ale nieliczna. Lud wiejski, drobnomieszczañstwo, ¿ydostwo, ca³a ta masa my li, czuje, ¿yje poza granicami my li, uczuæ i ¿ycia klas o wieconych. Ona nic nie wie ani o swej historii, ani o swej naturze, ani o skarbach, ani o idea³ach, ani o bohaterach narodu, jak morze nie wie nic o unosz¹cym siê na jego falach okrêcie i jego za³odze. Czy¿ ta masa ma wznie æ pomnik Mickiewiczowi, o którym wcale nie s³ysza³a?17

Smutny rachunek. Opis polsko ci w³a nie dlatego, ¿e wybiegaj¹cy w idealn¹ przysz³o æ rozmija³ siê jeszcze w jednym wymiarze z tendencjami XIX stulecia: Mickiewicz wierzy³ w ponadjêzykow¹ i ponadnarodow¹ wspólnotê Polaków, Litwinów, Rusinów, ¯ydów i innych nacji, która znajdzie spe³nienie w politycznym organizmie wolnej przysz³ej Rzeczypospolitej. Ale by³ to czas emancypacji narodów: Litwinów, Ukraiñców, Bia³orusinów. Czas m³odych nacjonalizmów. Tymczasem przekaz Ksi¹g narodu by³ zgo³a utopijny: 17 A. wiêtochowski, Sk³adki na pomnik Mickiewicza, Prawda 1897 nr 22, cyt. za: tego¿, Liberum veto, wybór i wstêp S. Sandler, komentarze M. Brykalska, t. II, Warszawa 1976, s. 263. Wiele lat potem ( My l Narodowa 1927 nr 17, cyt. za: tam¿e, s. 557) wspomina³ te same obchody z 1890 roku tak: Nikt nie przypatrywa³ siê obojêtnie widowisku, po wszystkich twarzach pola³y siê ³zy, a z wielu ust dobywa³o siê ³kanie. Pamiêtam dok³adnie, bo sam równie¿ p³aka³em .


66

Albo¿ k³óci siê Litwin z Polakiem o granice Niemna, i o Grodno, i o Bia³ystok? Przeto¿ powiadam wam, i¿ Francuz i Niemiec, i Moskal musz¹ byæ jako Polak i Litwin18.

Polaka i Litwina drogi w owym momencie dziejowym rozchodzi³y siê nieuchronnie. Litwin musia³ odrzuciæ z Jego przes³aniem i samego Mickiewicza. Zbli¿a³ siê czas podzia³ów przebiegaj¹cych przez rodziny, epoka to¿samo ciowych wyborów Römerów, Baranowskich, Bacewiczów, Mi³oszów i Herbaczewskich; to¿ samo tyczy³o Ukrainy i Bia³orusi. Uniê Polski z Litw¹ jako wzór zjednoczonej Europy, co brzmi dzi jak slogan, mo¿na widzieæ jako wtedy irrealny, dzi spe³niaj¹cy siê bodaj czê ciowo, choæ niewolny od infantylnego utopizmu projekt historii oraz polityki. W XIX wieku i wspó³cze nie o paradoksie! to, co zapewnia³o polskiemu etnosowi i ethosowi przetrwanie w skrajnych warunkach, czyli figura mesjanistycznie ukierunkowanej wspólnoty, budzi³o w emancypuj¹cych siê elitach litewskich, ukraiñskich, ruskich niepokój jako projekt historiozoficznej dominacji i podporz¹dkowania ich bogactwa i wielo ci kulturowej, mniejszych i m³odszych narodów polskiemu centrum, które nawet w oczach inteligentów ulega³o demonizacji19. Z¿yma³ siê wówczas i Prus: Precz z polsko ci¹! Ale jakie¿ to krzywdy wyrz¹dzi³a polsko æ Litwie? Gdzie¿ s¹ ci mêczennicy litewskiej wolno ci, których zsy³ali lub zabijali Polacy? Jakie¿ to wsie litewskie spalili, jakie ograbili pami¹tki, jakie zburzyli ogniska cywilizacji? 20. Jasne, ¿e to, co kulturowo m³ode, niepewne, kruche (choæby narodowo æ), zawsze musi byæ radykalne ze wzglêdu na lêkowe wyobra¿enia, kompleksy, zagro¿enia, musi budowaæ to¿samo æ nawet przez niszcz¹ce odró¿nienie siê od starego i zabezpieczonego. Mickiewicz, szczê liwie, tych wa ni w do niedawna polskolitewskiej familii nie widzia³; zrzucono za to i na niego odpowiedzialno æ za haniebne ekscesy i polskich panów , i litwomanów . Mo¿na siê oczywi cie zastanawiaæ, czy tworzenie struktur idealnych dla opisu historii ma sens? Czy wyobra¿enie idealnej wspólnoty, eikonu narodu, typu 18 A. Mickiewicz, Ksiêgi narodu polskiego i pielgrzymstwa polskiego, wstêp i komentarze M. Grabowska, Warszawa 1986, ss. 97-98. 19 Zob. g³os Faustasa Kir y: Adam Mickiewicz, którego jeszcze wielu by chcia³o wpisaæ do literatury litewskiej, nie dostrzeg³ tragedii litewskiego narodu, ( ) nie zauwa¿y³ odrodzenia narodowego, poszed³ za w kierunku naj³atwiejszym z polskimi ksiê¿mi, panami, hrabiami oraz ksi¹¿êtami . Cyt. za: V. Kubilius, Adomas Mickevièius. Adam Mickiewicz. Poetas ir Lietuva. Poeta i Litwa, Vilnius 1998, s. 44. 20 B. Prus, Wszyscy za jednego, Tygodnik Ilustrowany 1907 nr 4, cyt. za; tego¿, Wczoraj dzi jutro, dz. cyt., s. 275. Zob. K. Buchowski, Panowie i ¿mogusy. Stosunki polsko-litewskie w miêdzywojennych karykaturach, Bia³ystok 2004.


67

wiêzi ugruntowanej w pog³êbionym chrze cijañstwie lub niezmiennikach i postulatach rozumu, albo i w jednym i drugim czy nie jest oderwane od gruntu rzeczywisto ci. O ile s¹dzê nie stanowi ¿a³osnej próby tworzenia utopii, o tyle jest czym fundamentalnym dla cz³owieka i jego kultury. O wieceni i romantycy mieli tego pe³n¹ wiadomo æ: choæ pierwsi chcieli cel zamkn¹æ w postêpie, a drudzy widzieli kulturê i cywilizacje jako pneumofaniê, proces przeduchawiania, epifaniê warto ci duchowych, tak¿e poszukiwanie Boskich ladów prowadz¹cych do indywidualnego i zbiorowego zbawienia. Kim by³by Mickiewicz, gdyby nie przed-stawi³ nam tej w³asnej drogi, nie narazi³ siê postêpowcom i wyznawcom , nie ruga³ O wiecenia, dostosowuj¹c jego m¹dre intuicje do wspó³czesnego mu stanu mentalno ci polskiej; z drugiej strony nie krytykowa³ bezlito nie b³êdów Ko cio³a, ale w imiê wiary, a nie przeciw religii, w imiê pog³êbionego ¿ycia duchowego, a nie bezrefleksyjnego pos³uszeñstwa Ecclesii. W idei wspólnoty ko cielnej widzia³ wysokie wcielenie tej samej my li-wyobra¿enia, idei wspólnoty duchowej, któr¹ cz³owiek odnajduje w rodzinie, wspólnocie powiatu, z którego pochodzi, w dzielnicowej to¿samo ci Litwina, Polaka, Europejczyka i po prostu cz³owieka. Cz³owieka jako miêdzy innymi chrze cijanina (a nie jedynie chrze cijanina). Tylko zakorzenienie we w³asnym centrum wiata (dom, kraj etc.) mog³o stworzyæ cz³owieka, który wiedz¹c, kim jest i sk¹d pochodzi, mo¿e równocze nie czuæ siê wolnym wspó³obywatelem ponadetnicznej wspólnoty warto ci: polsko-francusko-rosyjskiej, szerzej: ogólnoludzkiej. Przeciw fetyszystycznym mitologiom ziemi i krwi, nacjonalizmowi egoistów formu³owa³ projekt cz³owieka, który ustrze¿e siê histerycznych konsekwencji metafizycznego wydziedziczenia, znajduj¹c oparcie w symbolicznej wizji wiata jako Ksiêgi, pisanej razem przez cz³owieka i Boga, obejmuj¹cej wszystkie wymiary: od mikrodramatu ja po wielki spektakl Dziejów Zbiorowych. Z niczego tej wizji w jej symbolicznej istocie nie skleja³, ani tym bardziej, jak mawiano, nie skleci³. Jest ona stara jak kultura, choæ oczywi cie to, co mo¿na by nazwaæ historycznie uwarunkowanym projektem kultury, musia³o zawieraæ elementy i stare, i nowe, i takie, których niektórzy wtedy nawet nie mogli pomy leæ (patrz Mickiewiczowskie wizje Europy). Niedocenion¹ po dzi dzieñ zas³ug¹ poety pozostaje jego projekt nie tylko wykreowania wyobra¿eñ o dziej¹cej siê historii, lecz jego ambicje historiograficzne z jednej strony (Historia polska, pisma historyczne, prelekcje) i futurologiczne z drugiej strony. Mickiewicz jako historiograf zagospodarowywa³ przysz³o æ za pomoc¹ historiozofii; jako projektant przysz³o ci rzuca³ mia³e wizje cywilizacji, tak¿e technicznej, powszechnego wyzwolenia i równouprawnienia kobiet, w czym by³ radyka³em. Zreszt¹, je li siê czyta Mickiewicza uwa¿niej, ju¿ od czasów Ballad i ro-


68

mansów znaæ w nim tego, który staje po stronie kobiety i romantycznie zarazem symbolizowanej a¿ po metafizyczne uwznio lenie kobieco ci. By³oby dobrze pamiêtaæ, i¿ ten program emancypacyjny ci le zwi¹zany by³ te¿ z zapoznan¹ w zupe³no ci przez potomnych wizj¹ mê¿czyzny, z przeciwstawieniem siê konsekwencjom tego, co nazwano celnie dziewiêtnastowieczn¹ kultur¹ samotnych mê¿czyzn21. Jako wizjoner Mickiewicz te¿ jednak pozostawa³ cz³owiekiem Ksiêgi. Metafizykiem. Za wszystko p³aci³ osobist¹ cenê. Oczywi cie potyka³ siê w ¿yciu regularnie i stale: Odessa, Rosja, powstanie listopadowe, Legion, towianizm, Xawera, co jeszcze? Ale potyka siê tylko ten, kto idzie. By i æ, mimo potkniêæ, trzeba siê podnosiæ. Upadki i potkniêcia tak jak Mickiewiczowskie d wiganie siê z tych stanów, kryzysów, melancholii, czasem niemal nêdzy i rozpaczy to fakty biografii, ogl¹dane z zewn¹trz. Oczywiste: wieszcz musia³ wiedzieæ, ile siê p³aci za ponadprzeciêtno æ, wybitno æ. Zapewne równie bola³y go g³osy jednostek szczerze zatroskanych o to, czy idzie we w³a ciwym kierunku, jak i cynicznych nienawistników czy zgo³a jednostek psychicznie niezrównowa¿onych, które gotowe by³y go nazwaæ degeneratem, megalomanem, hipokryt¹ (ach, Odessa, no tak, upadek!). Bez tego heroizmu znoszenia bli nich w postawie Mickiewicza nie by³oby jednak najg³êbszej autentyczno ci. Jego wizja historii to nie suchy konstrukt, nie wyliczenie kolejnych epok nastêpuj¹cych po sobie z nieub³agan¹ logik¹. To historia ogl¹dana z punktu widzenia wewnêtrznej odysei nowo¿ytnego ja jednego jedynego cz³owieka, Adama Bernarda Mickiewicza, syna Barbary i Miko³aja, nowogródeczanina, który sw¹ podmiotowo æ kszta³towa³ w ¿ywym, twórczym odniesieniu do kultury (patrz: debiut klasycystyczny), dramatu mi³osnego i prób jego obrzêdowego opanowywania (Dziady), do natury (Sonety krymskie), historii (Wallenrod), tego, co ponadhistoryczne (III cz. Dziadów, Ksiêgi), do idei, estetyk, filozofii i wizji historycznych. A tak¿e, co dra¿ni wydziedziczon¹ wspó³czesno æ, podmiotu formuj¹cego siê wobec do wiadczenia egzystencjalnego, które w liryce lozañskiej ma moc czucia wieczno ci , kreuje samoogl¹d w³a ciwy ja transcendentalnemu, a w Widzeniu dotyka mistyki. I koñczy to wszystko niestrudzon¹ aktywno ci¹, która sama w sobie jest przecie¿ oznak¹ ustanowienia siê podmiotowego, dojrza³ej osobowo ci. 21 Zob. wietn¹ pracê A. Witkowskiej: Cze æ i skandale. O emigracyjnym do wiadczeniu Polaków, Gdañsk 1997, rozdzia³: Kultura samotnych mê¿czyzn. Por. na ten temat: A. Nawarecki, Urywek pamiêtnika Polki , w: tego¿, Ma³y Mickiewicz. Studia mikrologiczne, Katowice 2003.


69

Mickiewicz do wiadcza³ rzeczywisto ci to zupe³nie wyj¹tkowe i jako konkretu, w spojrzeniu bliskim tonacji my li hebrajskiej, odci niêtemu w Starym Testamencie, i jako rzeczywisto ci o podwójnej, fenomenalnej i g³êbinowej, noumenalnej strukturze: od historii przez naturê po ja (patrz dwie ostatnie ksiêgi Pana Tadeusza). By³o to zawsze do wiadczenie wiata zapo redniczone w cz³owieku; nie w abstrakcji ja , ale w cz³owieku, który ma w sobie wymiar duchowy: Snucie mi³o ci jest utrzymywaniem religijnego szacunku dla g³êbi metafizycznej duszy, w której panuje zasada wewnêtrznej grawitacji, mi³osnego ci¹¿enia ku Bogu 22. To¿ samo d¹¿enie mo¿na by³o jednak odczytaæ nie tylko jako projekt duchowo ci, ale jako wizjê rzeczywisto ci, w której praca i m¹dro æ zapewniaj¹ postêp, ewolucjê i homeostazê spo³eczn¹23. Tre ci i postaci irytuj¹ce dzi czasem (patrz: Aldona, Widzenie Ewy, Ksi¹dz Piotr), gdy zdj¹æ z nich ba³amutny filtr wspó³czesnej ideologii i egocentryzmu badaczy zawsze m¹drzejszych od artysty, w XIX stuleciu by³y w³a nie akceptowane. Od cytatu z pie ni Aldony zaczyna³a Wspomnienia Narcyza ¯michowska, nie tylko pozytywistyczne , ale te¿ w³a nie duchowe tony wydobywa³a z dzie³a poety w swej znakomitej ksi¹¿ce Mickiewicz. Jego ¿ycie i duch Maria Konopnicka24. To g³êbokie powi¹zanie odysei ja ludzkiego w jego niepowtarzalnym kszta³cie osobowym z Histori¹, rozumian¹ jako spe³niaj¹cy siê poprzez wspólnotê przekaz i realizacja Ksiêgi, a wiêc Histori¹, która ma sens da³o to Mickiewiczowi bezwzglêdn¹ palmê pierwszeñstwa w hierarchii narodowej. Mickiewicz ani nie przeteologizowa³, nie zabstraktywizowa³ Historii, ani nie odrealni³ podmiotu. Przeczuwa³ epokê, kiedy ostatnim mitem do zdemitologizowania bêdzie cz³owiek. Zaradczo demitologizowa³ Demitologizacjê Wszystkiego, zza której wyziera³ nie tyle nihilizm, bo ten mo¿na doprawdy znie æ, ile straszy³a wizja powszechnej bezwoli, zbiorowej abulii, marazmu nêka³ go upiór ontologicznej 22 H. Krukowska, Chrze cijañska duchowo æ Adama Mickiewicza, w: Chrze cijañskie dziedzictwo duchowe narodów s³owiañskich, pod red. Z. Abramowicz, Bia³ystok 2003, s. 102. 23 Jeszcze raz nawi¹zujê do Prusowskiego odczytania Zdañ i uwag. Zob. te¿ wizjê Mickiewicza-pedagoga narodowego: L. Posadzy, Pogl¹dy pedagogiczne Adama Mickiewicza, Poznañ 1938. 24 N. ¯michowska, J. Baranowska, cie¿ki przez ¿ycie. Wspomnienia, opr. M. Romankówna, wstêp Z. Kossak, Wroc³aw 1961, s. 11: Dni bez têsknoty, nocy bez marzenia (cytat z Konrada Wallenroda, z pie ni z wie¿y Aldony). Ale te¿ sic! w drugiej po³owie XIX wieku Mickiewicz patronowa³ takim inicjatywom, jak ruch trze wo ci. O Krótkim rysie ¿ycia Adama Mickiewicza z uwzglêdnieniem jego zas³ug dla sprawy wstrzemiê liwo ci ( Dziennik Poznañski 1891 nr 274) zob. M. Cho³ody, Z wielkopolskich biografii duchowego hetmana naszego , w: Mickiewicz daleki i bliski, pod red. Z. Przychodniaka i M. Piotrowskiej, Poznañ 2005.


70

tautologii, wszechobejmuj¹cego jest-jak-jest, a bêdzie-jak-ma-byæ, wyw³aszczaj¹cej cz³owieka z wolno ci, a Historiê z sensu i celu. Równie krytycznie spoziera³ jednak na afektowan¹, osadzon¹ w tradycji funeralno-lamentacyjnej, narodow¹ kulturê ¿a³oby (jej echa w Do Matki Polski, Urywku pamiêtnika Polki, Rozmowach zmar³ych), przeciwstawiaj¹c jej kulturê pracy i czynu, ale z nieodzownym pierwiastkiem bo¿ego szaleñstwa. Sk¹d bra³ do tego si³ê? Jaka czê æ odpowiedzi le¿y w cesze polskiego XIX wieku, któr¹ badania nad romantyzmem omija³y, co wynika³o zapewne z kompleksu kraju przesuniêtego na zachód. Ale bezpañstwowa Polska dziewiêtnastowieczna by³a Wielk¹ Ca³o ci¹ tych ró¿nych kultur i duchowo ci, które Mickiewicz chcia³ przechowaæ jako ¿ywy depozyt, niezwykle kulturowo twórcz¹ koegzystencjê ³aciñskiej i bizantyjskiej kultury25. Pochodzi³ z Nowogródka. To by³ wspólny wiatek Polaków, ¯ydów, Tatarów, Rusinów, Karaimów. To by³ wiat innej, apofatycznej tradycji, duchowo ci wschodniej, genetycznie zwi¹zanej z neoplatonizmem, duchowo ci symbolu, ikony, modlitwy. A nie rozumu. To by³ wiat ¯ydów czy Ormian. Jak na dziejow¹ ironiê przysta³o, los rzuci³ go do stolicy wiata, Pary¿a, w miejsce, gdzie bezapelacyjnie panowa³ duch O wiecenia. To kolejna z wielu sprzeczno ci, jakie towarzyszy³y Mickiewiczowi, dla jednych, na przyk³ad, bezlitosnego wroga wad i upiorów mentalno ci polskiej, dla drugich tych wad wspó³twórcy. Wschodnio æ Mickiewicza i ca³ego romantyzmu wymaga dzi pilnego od-poznania, poznania nie na nowo, lecz poznania elementarnego, rozpoznania rudymentów. Podobnie jak istnieje pilna potrzeba rozpoznania, odczytania na nowo domowego i wewnêtrznego, polskiego i jeszcze szerszego kompleksu wyobra¿eñ tworz¹cych Pe³niê przestrzenn¹, topos ojczyzny romantyków. Idea wspólnoty narodowej w Mickiewiczowskim, czyli mesjanistycznym kszta³cie, nie mo¿e byæ dzi u¿ywana w formie symplifikatu (ideowego, symbolicznego, psychologicznego) dla opisania antymodernizacyjnych tendencji, nurtów kultury polskiej XXI wieku, przeciwstawianych jakiej nieokre lonej europejsko ci. Takie nadu¿ycie wobec historycznego zjawiska, które znakomicie spe³ni³o sw¹ funkcjê w XIX wieku, zjawiska, jakim by³a romantyczna koncepcja narodu w jej odmianie mesjanistycznej jest przyk³adem patronatu , wp³ywu , od którego ju¿ dawno trzeba siê by³o uwolniæ. Nazy25 Nawi¹zujê do pracy M. Kuziaka, Wielka ca³o æ. Dyskursy kulturowe Mickiewicza, S³upsk 2006. W pracy tej, bêd¹cej wyrazistym echem osobowo ci badacza, czyta siê jednak Mickiewicza przez jego teksty, s³owa i gesty. Por. tego¿. O prelekcjach paryskich Adama Mickiewicza, S³upsk 2007.


71

wanie dzi wszystkiego, czego nie akceptujemy, mesjanizmem , jest przejawem niewiedzy, anachronizmu i lenistwa intelektualnego. Nowe zjawiska potrzebuj¹ nowego opanowania kategorialnego, pojêciowego, a nie etykietyzacji za pomoc¹ symplifikatów, takich jak zdanie z recenzji ksi¹¿ki o korzeniach polskiego antysemityzmu: Ten fatalny mesjanizm . Fatalny, je li jest pust¹ formu³¹. Naród i narodowo æ jako forma istnienia wspólnotowego odegra³ fundamentaln¹ rolê w ¿yciu tych, którzy zaufali Mickiewiczowi jako kreatorowi ich g³êbokich znaczeñ. Dzi potrzebuj¹ za nowego rozumienia, na które Kto lecz kto? zapewne siê zdobêdzie w m¹drym odniesieniu do tradycji romantycznej i poromantycznej, Mickiewiczowskiej i tak¿e! post-ponowoczesnej, która siê formuje. Odpowiedzieli my ju¿ zreszt¹, jako kultura narodowa, na wiele pytañ z Mickiewiczem zwi¹zanych: znamy biograficzne, wp³ywologiczne , gatunkowe, psychologiczne i psychoanalityczne wymiary cz³owieka i jego dzie³a . Z energi¹ uczynili my zeñ aposto³a rewolucji spo³ecznej i narodowca, kosmopolitê i arcysarmatê etc., etc. Przymierzyli my go do wspó³czesno ci, i wiemy, komu z nas, co i jak siê w nim podoba, b¹d nie podoba. Umiemy go rocznicowo czciæ, nie boj¹c siê mówiæ, ¿e to i tamto jest dla mnie obce. Wydaje siê, ¿e pora wróciæ do tekstów, wróciæ do XIX wieku, znów przybli¿yæ siê do tego, co napisa³ i powiedzia³, a dopiero potem ponowiæ egocentryczne pytania, czy to mi siê podoba lub nie, czy jest nowoczesne, ponowoczesne czy anty-jakie tam. Dotyczy to tak¿e ca³ego kompleksu zagadnieñ estetycznych, poetyki, romantyczno ci i/lub klasyczno ci Mickiewicza, wreszcie niezmiernie ciekawego kszta³towania siê obrazu poety w kulturze pozytywistów i m³odopolan. Tê przemianê Mickiewicza pierwszej po³owy XIX wieku w Mickiewicza potomnych w postyczniowej literaturze widaæ tak¿e w wysi³ku reinterpretacji dzie³a Ojca, który podj¹³ jego Syn, W³adys³aw Mickiewicz, pisz¹cy w 1866 roku: Polak pozosta³y w kraju, odrodzenie Ojczyzny przyspieszaæ mo¿e g³ównie ¿yciem codziennego po wiêcenia dla braci innych klas i innego wyznania 26. To z Mickiewicza. Te¿ z Niego.

***

26 W. Mickiewicz, Do nowego pielgrzymstwa polskiego, wstêp do: A. Mickiewicz,

gi narodu polskiego i pielgrzymstwa polskiego. Pary¿ 1866, ss. 3-4.

Ksiê-


72

Czy Mickiewicz myli³ siê jako polityk? Ale¿ w zasadzie tylko siê myli³. Czy potyka³ siê jako cz³owiek? Oczywi cie. Czy zrealizowa³ cele, jakich realizacjê oznajmia³ rodakom i Europie? Nie. To kto jest patronem ca³ego XIX wieku? Oczywi cie Mickiewicz, w³a nie On. Dlaczego? To siê powinno okazaæ po jego ponownym przeczytaniu. Jego, jego polemistów i wyznawców. Trzeba wróciæ do róde³. Do romantyzmu. Wróciæ po s³owo. Mickiewicz, community, history This article reinterprets legends and literary-historical disputes having accrued around Mickiewicz. The transformation of the Mickiewicz of the former half of 19th century into the one of posterity is shown, along with contexts (including post-modern ones) facilitating re-comprehension of the basic categories of the poet s output.


Wiek XIX. Rocznik Towarzystwa Literackiego im. A. Mickiewicza, Rok I (XLIII) 2008

Janusz Maciejewski Warszawa

WIEK XIX JAKO FORMACJA KULTUROWA I DZIEWIÊTNASTOWIECZNO Æ JAKO ANTYWARTO Æ *Józefowi Bachórzowi na Jego siedemdziesiêciopiêciolecie

Od kilkudziesiêciu lat w refleksji nad dziejami literatury dojrzewa przekonanie, ¿e dotychczasowe, dwudzielne (romantyzm pozytywizm) widzenie kulturowego XIX wieku jest nieadekwatne do rzeczywisto ci. W ukszta³towaniu tego przekonania poza zwyk³¹ mo¿e uwa¿niejsz¹ ni¿ dawniej obserwacj¹ samego przedmiotu zainteresowañ pewn¹ rolê odegra³y dwie inspiracje metodologiczne, które pojawi³y siê u nas w ostatnim pó³wieczu (przynajmniej tak¹ funkcjê spe³ni³y w wiadomo ci pisz¹cego te s³owa). Pierwsz¹ z nich jest spojrzenie na literaturê w perspektywie d³ugiego trwania (kiedy licz¹ siê nie lata, ale dziesiêciolecia, a nawet stulecia). Druga bierze siê z ujmowania tej¿e literatury w szerokim tle kulturowym, z zainteresowania zjawiskami pogranicznymi, niepe³nymi, mieszcz¹cymi siê na jej obszarach trzecich . Widzenie dziejów ludzko ci w perspektywie ich d³ugiego trwania zaproponowa³ francuski historyk ze szko³y Annales , Fernand Braudel1, a upowszechni³ w Polsce Bronis³aw Geremek2. Mia³o ono te konsekwencje, ¿e gdy siê spojrza³o na wiek XIX (dot¹d traktowany jako kolejne epoki, romantyzm i pozytywizm) w kontek cie szerokiej sekwencji czasowej od renesansu po wiek XX, to 1 F.

Braudel, Historia i trwanie, prze³. B. Geremek, Warszawa 1971.

2 B. Geremek, Lito æ i szubienica. Dzieje nêdzy i mi³osierdzia, Warszawa 1989; ten¿e wiat

Opery ¿ebraczej . Obraz w³óczêgów i nêdzarzy w literaturach europejskich XV i XVII wieku, Warszawa 1989.


74

wówczas mocniej uwyra ni³a siê spójno æ tego¿ stulecia (podobnie jak i pozosta³ych wielkich formacji), stawa³a siê ona wyra niejsza od ró¿nic wewnêtrznych pomiêdzy ich poszczególnymi elementami i tych¿e ci¹gami. Temu samemu sprzyja³o tak¿e patrzenie na literaturê w szerokim tle kultury z uwzglêdnieniem nie tylko arcydzie³, ale tak¿e utworów drugo- i trzeciorzêdnych, bo one dopiero s¹ modelotwórcze (pionierski charakter w tym zakresie mia³y prace Czes³awa Hernasa, zw³aszcza W kalinowym lesie3 oraz rozprawy dotycz¹ce literatury trzeciej 4). Konsekwencje obu inspiracji, a przede wszystkim znaczne rozszerzenie obszaru penetracji literackiej dla badaczy tej epoki, sprawi³y, ¿e u wiadomiono sobie kardynalne braki w dwudzielnym widzeniu wieku pary i elektryczno ci, wieku odkryæ naukowych, ale tak¿e zainteresowania mistyk¹ i toutes proportions gardées spirytyzmem. Okaza³o siê, ¿e zlekcewa¿ono lata piêædziesi¹te, a ca³kowicie pominiêto przedburzowców, nie doceniono konserwatystów koñca wieku i romantyzmu rozwijaj¹cego siê miêdzy twórczo ci¹ wieszczów a neoromantykami okresu M³odej Polski, nie dostrze¿ono biedermeieru oraz nie zrozumiano, i¿ realizm nie jest synonimem pozytywizmu (bo by³ ju¿ czê ci¹ sk³adow¹ romantyzmu), ale jest pojêciem nieco innej klasy. Wszystkie te sprawy tylko sygnalizujê. Szerzej pisa³em o tym gdzie indziej i tam w tej chwili odsy³am zainteresowanych5. Tutaj natomiast chcia³bym siê zaj¹æ obrazem XIX wieku w nastêpnym stuleciu bo obraz ten tak¿e jest powa¿nym argumentem za traktowaniem dziewiêtnastowieczno ci jako jednej formacji kulturowej: ca³o ci nie dychotomicznej, a pluralistycznej. A nowy model kultury ujawni³ siê gdzie od kalendarzowego prze³omu wieków z jednej strony w literaturze zwiastowa³y go nowe pr¹dy, z drugiej w ¿yciu spo³ecznym i politycznym koniec ery pokoju, fala terroryzmu anarchistów, rewolucja 1905 roku, wojny ba³kañskie. Ewolucja w tym kierunku gwa³townie przyspieszy³a w latach pierwszej wojny wiatowej, z której ludzko æ (a przynajmniej Europa) w 1918 roku wysz³a ca³kowicie przeobra¿ona. Nowa formacja kulturowa w 1918 roku by³a ukszta³towana ju¿ we wszystkich swych szczegó³ach, triumfuj¹ca, agresywna wobec swej poprzedniczki która zreszt¹ nie mia³a ¿adnych si³ (a co za tym idzie i zamiarów), aby siê opieraæ. Skoñczy³a po prostu ¿ywot w konwulsjach wojny. Nikt nie broni³ starego porz¹dku. Nie odby³a siê ¿adna walka kla3 Cz.

Hernas, W kalinowym lesie, t. 1-2, Warszawa 1965. Potrzeby i metody badania literatury brukowej, w: O wspó³czesnej kulturze literackiej, t. 1, pod red. S. ¯ó³kiewskiego i M. Hopfinger, Wroc³aw 1973. 5 J. Maciejewski, Miejsce pozytywizmu polskiego w XIX-wiecznej formacji kulturowej, w: Pozytywizm. Jêzyki epoki, pod red. G. Borkowskiej i J. Maciejewskiego, Warszawa 2001. 4 Ten¿e,


75

syków z romantykami, ani o wieceniowców z sarmatyzmem. Po prostu nie by³o przeciwnika. Z odchodz¹cej kultury mo¿na siê by³o tylko miaæ (pocz¹tkowo te¿ nazywano j¹ deprecjonuj¹co dziewiêtnastowiecczyzn¹ ). Ale od pocz¹tku traktowano j¹ jako ca³o æ, któr¹ uda³o siê przezwyciê¿yæ. Dwudziestowieczna formacja kulturowa by³a jeszcze bardziej pluralistyczna ni¿ dziewiêtnastowieczna i to zupe³nie jawnie. Ale wszyscy futury ci, awangardzi ci, a nawet skamandryci odcinali siê od poprzedniego stulecia. Julian Tuwim w napisanym w roku 1928 z okazji dziesi¹tej rocznicy odzyskania niepodleg³o ci wierszu Dziesiêciolecie pisa³ o chodz¹cych po Krakowie durniach w pelerynach 6. Julian Przybo wymy la³ w Zwrotnicy Janowi Kasprowiczowi od chamu³ów poezji 7. Lekcewa¿ono Orzeszkow¹, obdarzano niechêci¹ Sienkiewicza (kontynuuj¹c liniê Brzozowskiego, rozprawiano siê z romantyzmem, nie oszczêdzaj¹c Mickiewicza, a zw³aszcza Pana Tadeusza8), wy miewano siê ze S³owackiego (Gombrowicz w Ferdydurke). Wprawdzie kolejne pokolenia pó nych wnuków odkrywa³y (ka¿de dla siebie nieco inaczej) Norwida, ale robi³y to wyra nie przeciw XIX wiekowi, który zapozna³ geniusza. Zapominano przy tym, ¿e nowe stulecie kontynuowa³o tak¿e wiele w¹tków poprzedników, jak kult nauki, tendencje emancypacyjne ró¿nych, dot¹d upo ledzonych grup spo³ecznych. Pocz¹tkowo naczeln¹ warto ci¹ by³ nadal postêp, choæ wkrótce zaczêto j¹ podwa¿aæ. Zachwyt dla miasta, masy i maszyny wywodzi³ siê przecie¿ z dziewiêtnastowiecznych zachwytów nad cywilizacj¹ (mo¿na go nawet uznaæ za ich karykaturê). Samo nowo ci potrz¹sanie kwiatem mia³o równie¿ genealogiê dziewiêtnastowieczn¹. Optymizm tak odcinaj¹cy siê od pesymizmu koñca wieku , zachwyt dla nowych czasów, dla XX stulecia nie trwa³y jednak d³ugo. Okaza³o siê, ¿e mog¹ one mieæ tak¿e oblicze gro ne dla cz³owieka, dla pocz¹tkowo bezapelacyjnie uwielbianej demokracji. Panuj¹cy w Rosji, a potê¿niej¹cy w Europie komunizm zacz¹³ poddawaæ j¹ reinterpretacji odbiegaj¹cej daleko od jej istoty, zastêpowaæ j¹ totalitaryzmem i to o cechach modelowych. Okaza³ siê on atrakcyjny i dla innych nurtów ideowych: faszyzmu we W³oszech i narodowego socjalizmu w Niemczach. We wszystkich krajach europejskich (oraz w Zwi¹zku Radzieckim) coraz bardziej agresywne okazywa³y siê skrajne ruchy nacjonalistyczne, szerzy³ siê drapie¿ny antysemityzm. Nasta³y konflikty miêdzynarodowe gro¿¹ce wojn¹. Zaczê³o wiêc rosn¹æ poczucie zbli¿aj¹cej siê nieodwracalnie katastrofy i z tym zwi¹zana nie6 J.

Tuwim, Dziesiêciolecie, w: Rzecz czarnoleska, Warszawa 1929. Przybo , Chamu³y poezji, Zwrotnica 1926 nr 7. 8 J. N. Miller, Zaraza w Grenadzie. Rzecz o stosunku nowej sztuki do romantyzmu i modernizmu w Polsce, Warszawa 1926. 7 J.


76

chêæ do coraz bardziej odra¿aj¹cego wieku XIX. Najlepiej te nastroje schy³ku dwudziestolecia miêdzywojennego widaæ w wierszu Józefa Wittlina Litania: O wszystkim, co siê teraz dzieje Milczê. Milczê o moich bli nich poni¿eniu. Milczê o bli nich moich pohañbieniu. Milczê o Polsce po mierci Marsza³ka, O g³odzie g³odnych, o syto ci sytych, O wszystkich w boju nierównym pobitych. Milczê o nêdzy wsi i doli ch³opa. Milczê o nêdzy miast i bezrobociu. Milczê o mroku w duszach gnêbicieli. Milczê o mroku w duszach pognêbionych. Milczê o szczuciu ludzi przeciw ludziom. Milczê o biciu bezbronnych i s³abych. I o istnieniu Berezy Kartuskiej, I o kajdanach na rêkach poety. (O tobie milczê te¿, panie cenzorze, Wiêc nie konfiskuj mojego milczenia.) Milczê o wszystkim, co z mego sumienia Czyni nieczyst¹, krwaw¹, ropn¹ ranê. Milczê o wszystkim, co gardziel mi dusi. Milczê o zmorach, które noc mi k³adzie Na sercu pe³nym grozy i goryczy. Z czelu ci piekie³, które siê rozwar³y, Dusza milczeniem krzyczy. Milczê o wszystkich zbrodniach, które widzê. Milczê o wszystkich uzbrojonych tchórzach. O tonach krwi, wylanych nadaremnie. Milczê o wojnach, które ju¿ siê tocz¹. Milczê o wojnach, co jutro wybuchn¹. Milczê o dzieciach w trupiarni Madrytu. Milczê o ³asce bomb i iperytu. Milczê o wszystkich procesach moskiewskich. Milczê o diable, co po wiecie chodzi. Panie, co s¹dzisz s³owa me i czyny, Nie karz mnie srogo za moje milczenie9. 9 Cyt.

za: Poezja polska. Antologia w uk³adzie Stanis³awa Grochowiaka i Janusza Maciejewskiego, Warszawa 1973, t. 2, s. 235.


77

W tej atmosferze musia³ te¿ zmieniæ siê stosunek do poprzedniego stulecia. Dziewiêtnastowieczno æ (ju¿ nie dziewiêtnastowiecczyzna ) zaczê³a byæ odbierana jako co pozytywnego (by³ to bowiem wiek, kiedy naprawiono podstawowe krzywdy spo³eczne: zniesiono poddañstwo ch³opów i pañszczyznê w Europie, niewolnictwo Murzynów w Ameryce, poza nielicznymi krajami panowa³ ustrój parlamentarny i konstytucyjny. Toczy³y siê wprawdzie wojny, ale nie by³y one tak okrutne jak wojna 1914-1918 i wojny domowe w Rosji czy w Hiszpanii. By³y to ponadto wojny lokalne. Przegran¹ warto ci¹ w Europie by³a tolerancja. Dlatego pojawi³a siê nostalgia za ubieg³ym stuleciem. W atmosferze takiej nostalgii (oczywi cie nie tylko za czasem, ale i regionem, w którym akcja siê toczy) tkwi w ca³o ci cykl Na wysokiej po³oninie Stanis³awa Vincenza. Tom pierwszy dzie³a Prawda starowieku wyszed³ w Warszawie w 1936 roku. Oto cytat z niego; tak gazda Foka zaprasza Hucu³ów z po³onin na lub i wesele córki swego przyjaciela, dziedzica z Krzyworówni: Ludzie delikatni, gazdowie chrzczeni, pobratymi z dawien dawna! Dziedzic, dziedziczka, panna i ja, prosimy was wszystkich na wesele, które zacznie siê na Pokrowê. ( ) Bêd¹ wielkie muzyki huculskie z ¯abiego, z Jasieniowa i z Ha³ów. I bêd¹ trzy muzyki cygañskie z Bukowiny i z Wêgier. I ¿ydowska dla panów a¿ z Ko³omyi. Bêd¹ panowie ze Lwowa, z Wiednia, z Warszawy, ze S³obody-Ropy z Wêgier, z Anglii i z Ameryki. I tak bêd¹ ¯ydzi z ca³ych gór, sam rabin przyjedzie z Kosowa. Bêd¹ gazdy zewsz¹d, ludzie bogaci i biedni ( ). Ka¿da wiara wed³ug starej prawdy, pod³ug miary, ka¿da na swoim miejscu, jak godzi siê w rodzinie10.

Wy³ania siê z przytoczonego cytatu (i za ca³ej ksi¹¿ki Vincenza) obraz starowieku jako swoistej utopii. Panuje w niej bowiem pe³na tolerancja dla inno ci, dobros¹siedzkie stosunki miêdzy lud mi, aprobata dla ró¿nych miar i statusów maj¹tkowych, pe³na zgoda spo³eczna. By³y to przecie¿ warto ci z trudem realizowane, ale w pe³ni aprobowane przez wiêkszo æ Europejczyków i Amerykanów w XIX stuleciu (przy czym w takim uk³adzie dopiero w tej formacji). Ale okaza³o siê, ¿e pozosta³y nadal aprobowane, choæ nadal u³omnie realizowane a wiêc przekszta³ci³y siê w przedmiot têsknot w czasach nowoczesno ci i awangardy. A zatem starowiek to nie ¿adna odleg³a przesz³o æ, ale w³a nie poprzednia formacja kulturowa i to raczej jej druga po³owa. Wiele realiów historycznych i materialnych na to wskazuje. S¹ to bowiem ju¿ czasy wydobywania i przetwa10 S.

Vincenz, Na wysokiej po³oninie. Pasmo I: Prawda starowieku, Sejny 2000, s. 15.


78

rzania na skalê przemys³u ropy naftowej (w przemy le tym wszak pracuje pan m³ody z Krzyworówni), czasy kolejek w¹skotorowych oraz eksportu drewna z pasm podgórskich tymi¿ kolejkami, b¹d sp³awiania ich rzekami (czym miêdzy innymi zajmowa³ siê Foka). A przede wszystkim to ju¿ czasy pouw³aszczeniowe, gdy dziedzic przesta³ byæ panem ch³opa, a sta³ siê jego s¹siadem (a mo¿e zostaæ nawet przyjacielem). To prawda: znajduj¹ siê tak¿e w ksi¹¿ce Na wysokiej po³oninie liczne opowie ci umieszczone w odleglejszej przesz³o ci. Zawsze jednak autor zaznacza, ¿e s¹ one przechowywane w zbiorowej pamiêci, a bohaterowie, którzy je przekazuj¹, staj¹ siê wtórnymi narratorami. Ukazywane w nich zdarzenia nie s¹ tak¿e oceniane dodatnio. Czasy pañszczyzny, czasy Dobosza i innych zbójników nie s¹ na kartach cyklu Vincenza bynajmniej idealizowane. Idealizowana jest natomiast tera niejszo æ z nurtu g³ównej narracji. Jest ona umieszczona gdzie na przestrzeni doros³ego ¿ycia najwa¿niejszego bohatera Na wysokiej po³oninie, Foki, a g³ównie w latach siedemdziesi¹tych i osiemdziesi¹tych XIX wieku. Vincenz nie podaje wprawdzie w swych ksi¹¿kach dat. Ale mo¿na je zrekonstruowaæ. Tak wiêc pada gdzie informacja, ¿e Foka mia³ w momencie, gdy zaprasza³ go ci na weselisko w Krzyworówni, piêædziesi¹t lat. W innym za miejscu mówi siê, ¿e w m³odo ci podczas Wiosny Ludów przeprowadzi³ on bezpiecznie przez Karpaty do Kossutha oddzia³ Wêgrów zbieg³ych z Galicji z wojska austriackiego. Mia³ wówczas zapewne dwadzie cia kilka lat. A wiêc wspomniane wesele mog³o siê odbyæ gdzie w pierwszej po³owie lat siedemdziesi¹tych. Te w³a nie czasy owiewa Stanis³aw Vincenz mgie³k¹ nostalgii. W okresie bowiem, kiedy pisa³ i wydawa³ Prawdê starowieku, ten wiat nale¿a³ ju¿ do przesz³o ci (a ca³e wielonarodowe ukraiñsko-polsko-¿ydowsko-cygañskie Pokucie sta³o na progu katastrofy). W krajach s¹siedniego Zwi¹zku Radzieckiego panowa³ komunizm zagra¿aj¹cy tak¿e Polsce. U nas w najlepsze szala³y nacjonalizmy polski i ukraiñski, szerzy³ siê antysemityzm, rz¹dy sprawowano autorytarnie. Utwierdza³o siê te¿ przekonanie (choæ wielu ono przera¿a³o), ¿e idea³y demokracji nale¿¹ do przesz³o ci, a wolno æ to tylko u wiadomiona konieczno æ11. To ostatnie na szczê cie siê nie sprawdzi³o. Ogromnym wysi³kiem Polska wraz z demokracjami Europy i Ameryki stawi³a opór najgro niejszemu z totalitaryzmów i zwyciê¿y³a go w wojnie 1939-1945 niestety dziêki sojuszowi z jed11 W wydanym tu¿ przed wojn¹ szkolnym podrêczniku historii powszechnej, z którego uczy³ siê pisz¹cy te s³owa, ostatni rozdzia³ dotycz¹cy lat po 1918 roku nosi³ tytu³ Kryzys liberalizmu, parlamentaryzmu i demokracji i nie by³o to stwierdzenie opatrzone intencj¹ dezaprobaty.


79

nym z nich. Dlatego wyró¿niaj¹ca wiek XX od innych formacji rywalizacja totalitaryzmu i demokracji trwa³a nadal, choæ na szczê cie w postaci zimnej wojny i to poza wy cigiem zbrojeñ g³ównie gospodarczej. Polsce przypad³o w tej wojnie miejsce szczególne. Kulturowo nale¿¹c (od 1956 roku bezapelacyjnie) do Zachodu, politycznie i czê ciowo gospodarczo znalaz³a siê w orbicie komunistycznego Wschodu. Byli my krajem swoi cie frontowym. To te¿ t³umaczy³o w du¿ym stopniu nasz stosunek do tego (stale zagro¿onego) koszyka warto ci, który wynie li my z dziedzictwem przesz³o ci, przy czym najwiêkszy by³ w nim udzia³ tego, co nam przekaza³ wiek XIX. Przypominam: by³y to tolerancja, demokracja, wolno æ w granicach prawa, sprawiedliwo æ i solidarno æ (kontynuacja w jakim stopniu o wieceniowego, ale i dziewiêtnastowiecznego, braterstwa ). Jednak w polskim konkretnie przypadku znów (po krótkim okresie Dwudziestolecia) na pierwszy plan wysunê³a siê niepodleg³o æ teraz chêtniej nazywana suwerenno ci¹. Od¿y³ stary paradygmat dziewiêtnastowieczny, zawarty w pytaniu biæ siê czy nie biæ 12 (uaktualnionym tak¿e poprzez do wiadczenie powstania warszawskiego). Okaza³y siê bole nie bliskie tamte do wiadczenia, zw³aszcza w okresie stanu wojennego. I tamten dylemat, który dok³adnie oznacza³ wybór: walki orê¿ne czy praca organiczna? By³o to wszak pytanie wa¿ne przez ca³e ubieg³e stulecie tak¿e w jego pocz¹tkach, kiedy zwyciê¿y³a opcja powstañcza. I dwudziestowieczni Polacy, odczuwaj¹c braterstwo ze swymi dziewiêtnastowiecznymi poprzednikami, zdecydowanie wybierali (od 1956 roku, kiedy po raz pierwszy mogli to uczyniæ) drug¹ opcjê. Wszak i w XIX wieku to ona przecie¿ doprowadzi³a do odzyskania niepodleg³o ci w 1918 roku. Wszystko to sprawi³o, ¿e wiek XIX, jego problemy i jego bohaterowie stawali siê bliscy Polakowi XX stulecia. Rodzi³o to nowe spojrzenie tak¿e na literaturê i ca³¹ kulturê ówczesn¹. Wprawdzie nadal kontynuowano idee nowoczesno ci i awangardowo ci pocz¹tku XX wieku, ale doceniono tak¿e wielk¹ powie æ XIX wieku, a Dostojewski czy Conrad znale li siê w ród powszechnie uznanych klasyków nowej prozy. Bole nie wspó³czesnym okaza³ siê nie tylko Norwid, ale i Mickiewicz (temu pierwszemu zreszt¹ znaleziono miejsce i w jego stuleciu). Darzono nadal uznaniem nowatorstwo, ale zdecydowanie odrzucono nihilistyczny stosunek do przesz³o ci. Byæ mo¿e do wiadczenia drugiej wojny wiatowej kiedy muzea p³onê³y rzeczywi cie, nie za w imaginacji Marinettiego sprawi³y, 12 Taki tytu³ nosi g³o na ksi¹¿ka Tomasza £ubieñskiego, omawiaj¹ca sytuacjê XIX wieku, lecz aluzyjnie tkwi¹ca g³êboko we wspó³czesno ci. Zob. T. £ubieñski, Biæ siê czy nie biæ? O polskich powstaniach, Kraków 1978.


80

¿e idee podobne tym, które g³osi³ w³oski futurysta, nigdzie nie mog³y na powa¿nie zostaæ powtórzone. W ka¿dym razie po 1945 roku przesz³o æ zaczêto otaczaæ szacunkiem (i to nie tylko t¹ dawn¹, któr¹ odkrywano, jak twórczo æ poetów barokowych, ale i poprzednie stulecie). Skoñczy³o siê wybrzydzanie na rzekom¹ nieoryginalno æ sztuki, a zw³aszcza architektury tego stulecia. Coraz przychylniej patrzy siê na neogotycyzm i neoklasycyzm, zrehabilitowano secesjê. Na najlepszej drodze jest rehabilitacja dziewiêtnastowiecznego wielkiego (jak siê go czasem nazywa) eklektyzmu. Coraz wiêcej warszawian ¿a³uje, ¿e nie zrekonstruowano (tak jak Krakowskiego Przedmie cia i Nowego wiatu) przedwojennej ulicy Marsza³kowskiej, która by³a przecie¿ bardzo piêkna. Coraz czê ciej s³yszy siê zachwyty nad odrestaurowan¹ ulic¹ Piotrkowsk¹ w £odzi. Nadal uprawia siê twórczo æ eksperymentaln¹. Ale te¿ pojawia siê znu¿enie ci¹g³¹ jej eskalacj¹ i têsknota za dawn¹ sztuk¹. Dla mnie niezwykle symptomatyczny sta³ siê fakt, ¿e wybitny krytyk ambitnej awangardowej literatury, najlepszy (nie tylko w Polsce) znawca twórczo ci Samuela Becketta, Antoni Libera, zdecydowa³ siê napisaæ powie æ Madame, wybieraj¹c dla niej konwencjê ostentacyjnie staro wieck¹ (jego w³asny termin, który pad³ w rozmowie z pisz¹cym te s³owa), w³a nie dziewiêtnastowieczn¹. Widzê w tym wyra ny znak czasu. 19th century as a cultural formation and nineteenth-century culture model as an anti- value This essay offers considerations of the Polish Nineteenth Century as a cultural formation as a certain slogan evoked and evaluated in the subsequent centuries.


Wiek XIX. Rocznik Towarzystwa Literackiego im. A. Mickiewicza, Rok I (XLIII) 2008

KOMPARATYSTYKA

Lidia Wi niewska Bydgoszcz

KOMPARATYSTYKA MIÊDZY MICKIEWICZEM A DNIEM DZISIEJSZYM

Zarys przedstawionej tu propozycji komparatystyki pozwolê sobie uj¹æ w nastêpuj¹cym skrócie. 1. Popularna (wyliczaj¹ca) definicja kultury Edwarda B. Tylora, który definiuje kulturê jako z³o¿on¹ ca³o æ, obejmuj¹c¹ wiedzê i wierzenia, sztukê i religiê, moralno æ i prawo, zwyczaje i zdolno ci oraz nawyki nabyte przez cz³owieka jako cz³onka spo³eczeñstwa1 czyni kulturê wielo ci¹ przylegaj¹cych do siebie i granicz¹cych z sob¹ dziedzin. Te dziedziny mo¿na zjednoczyæ za pomoc¹, w³a ciwej dla semiotyki kultury, kategorii tekstu kultury (inaczej mówi¹c za : jej z³o¿onego znaku), który stanowi jej wytwór, a zarazem no nik okre lonych obrazów przestrzeni i czasu kulturowego2. Tym samym (poprzez pojêcie tak rozumianego tekstu) kultura jako przedmiot zainteresowania uzyskuje postaæ i staje siê od niej nieoddzielna tekstu literackiego czy te¿ artystycznego w ogóle (tu w grê wchodziæ mog¹ jêzyki niewerbalne), naukowego, filozoficznego itd. Nawiasem dodaæ mo¿na, ¿e w okresie romantyzmu, szczególnie wczesnego (a wiêc zanim zasadniczo stanie on na pozycjach religijno-mistycznych), kiedy to postrzegaæ mo¿na wp³yw zarówno koncepcji Leibniza, zak³adaj¹cych obec1 E.

B. Tylor, Antropologia: wstêp do badañ cz³owieka i cywilizacji, prze³. A. B¹kowska Warszawa 1997; J. Gajda, Antropologia kulturowa, cz. I. Wprowadzenie do wiedzy o kulturze, Toruñ, 2005, s. 175. 2 U. M. ¯egleñ, Kultura, w: Wprowadzenie do semiotyki teoretycznej i semiotyki kultury, Toruñ 2000.


82

no æ wszystkiego w najmniejszej cz¹stce, jak i wp³yw panteizmu Spinozy3, ma miejsce dalsze zacieranie granic. Gdy u Leibniza ujawnia siê nieskoñczono æ w ka¿dym elemencie wiata, przeciwstawiaj¹ca siê racjonalistycznemu wierzê, ¿e dwa plus dwa jest cztery , a u Spinozy Bóg zastêpuje bogów, odgrywaj¹c jednak tê sam¹, co oni, rolê, tj. czyni¹c Naturê bosk¹ nie mniej ni¿ on sam staje siê naturalnym4, to w ten sposób dokonuje siê jej przeciwstawienie zmechanizowanej Naturze o wieceniowej, co mo¿e najwyrazi ciej ujawnia siê w fakcie, ¿e Naturze romantycznej przypisywany jest równie¿ jêzyk5. Ale, rzecz jasna, do wiadczany bezpo rednio jêzyk znajduje swoje odbicie w innym jêzyku sztuki 3 Boles³aw Andrzejewski (Przyroda i jêzyk. Filozofia wczesnego romantyzmu w Niemczech, Warszawa-Poznañ 1989) podkre la, ¿e te obrazy wiata (np. wizja Leibniza: Ka¿dy kawa³ek przyrody mo¿e byæ ujmowany jako ogród pe³en ro lin i jako staw pe³en ryb. Lecz ka¿da ga³¹ ro liny, ka¿dy cz³onek zwierzêcia, ka¿da kropla pe³na soków jest ponownie takim ogrodem albo takim stawem ; cyt za: Andrzejewski, s. 55), maj¹ swoje zakotwiczenie w przedsokratejskiej filozofii przyrody (Empedokles, Heraklit), co, dodajmy, w konsekwencji kieruje uwagê ku mitom archaicznym. W podziale Hélène Tuzet (Le Cosmos et l imagination, Paris 1965), przywo³anej przez Janion ( Ku nia natury , w: Problemy polskiego romantyzmu, seria druga, pod red. M. ¯migrodzkiej, Wroc³aw 1974, s. 10) zajêliby w ka¿dym razie romantycy miejsce po stronie Heraklita, gdy klasycy po stronie Parmenidesa. 4 Skoro Bóg móg³ staæ siê cz³owiekiem pisze Novalis mo¿e te¿ staæ siê kamieniem, ro lin¹, zwierzêciem lub ¿ywio³em, i byæ mo¿e istnieje te¿ tym sposobem nieustanne zbawianie w przyrodzie (Novalis, Schriften, Darmstadt 1968, s. 665; cyt za Andrzejewski, s. 95). W zdaniu tym po³¹czone ze sob¹ zostaj¹: mit nowoczesny, ci¹gle wyznaczaj¹cy teleologiczny horyzont zbawienia oraz mit archaiczny, w którym horyzont wieczno ci wyznaczaj¹ metamorfozy (jak u Owidiusza). 5 W ten sposób z jednej strony jêzyk niemiecki staje siê, wedle Heinricha Steffensa, boskim jêzykiem, ogarniaj¹c sob¹ wszystko i oddaj¹c istotê ca³ej przyrody (Andrzejewski, dz. cyt., s. 63), co prowadzi do czynu, bowiem jedno æ poznania i charakteru pozwala przyj¹æ. i¿ istota przyrody jest etyk¹ oraz ¿e niezmienny charakter stanowi jedno æ z pramateri¹ wiata (H. Steffens, Schriften, Breslau, 1821, s. 112; cyt. za: Andrzejewski, s. 63). Ponadto przedmiotem zainteresowania staje siê jêzyk bez s³ów jêzyk zmian i zjawisk zachodz¹cych w Naturze (jak powiada Johann Wilhelm Ritter) lub jêzyk nieartyku³owany, wymagaj¹ce zreszt¹ bardziej odbierania sercem ni¿ intelektem cz³owiek w ka¿dym razie jest w stanie zrozumieæ ten jêzyk, jak zaznacza Fryderyk Schlegel). Do jêzyka uniwersum zreszt¹ szczególnie jêzyk poetycki mo¿e siê przybli¿yæ. Pó noromantyczna filozofia natomiast akceptuje wielo æ jêzyków i dziêki temu zasadnicza rola przypada jêzykoznawstwu porównawczemu (Andrzejewski, s. 81). Jak przypomina Maria Janion (dz. cyt.) Matka-Natura, zreszt¹ tyle¿ twórcza, ile niszcz¹ca, staje siê przede wszystkim wcieleniem dynamiki i wedle Roberta Lenoble a (Esquisse d une histoire de l idée de Nature, 1969) ta dynamika stanowi jedyn¹ bodaj sta³¹ cechê sze ædziesiêciu ró¿nych znaczeñ idei Natury . Tak rozumiana Natura, jako indywidualno æ obdarzona duchowo ci¹, posiada te¿ (nasycony symbolami) jêzyk zarówno mówiony , jak i pisany . A w takim razie to¿samo æ poszczególnych jêzyków (kultury i Natury) oraz ich porównanie staje siê czym oczywistym.


83

(najlepiej za poezji romantycznej), nauki czy filozofii. Jakkolwiek wiêc romantycy mówi¹ o bezpo rednim ch³oniêciu bezs³ownego jêzyka Natury, to po pierwsze poprzez wprowadzenie pojêcia jêzyka czyni¹ z niej tekst do pewnego stopnia taki (tak duchowy) jak tekst kultury; po drugie w istocie d¹¿¹ do wyeksponowania w kulturze jêzyka stanowi¹cego mo¿liwie najbli¿szy odpowiednik jêzyka Natury (ruchu, zmiany, ¿ycia). 2. W drugiej po³owie XX wieku Henry Remak przedstawia koncepcjê komparatystyki jako porównywania literatury (a wiêc tworu werbalnego) nie tylko z inn¹ literatur¹, ale i z innymi dziedzinami ekspresji humanistycznej . Wed³ug niego: komparatystyka literacka to badanie literatury, wykraczaj¹ce poza granice jednego kraju i badanie zwi¹zków miêdzy literatur¹ z jednej strony a innymi dziedzinami wiedzy i wiadomo ci, takimi jak sztuka (na przyk³ad malarstwo, rze ba, architektura, muzyka), filozofia, historia i nauki spo³eczne (na przyk³ad polityka, ekonomia, socjologia), nauka, religia itp. z drugiej strony. Krótko mówi¹c, jest to porównywanie jednej literatury z inn¹ albo innymi i porównywanie literatury z innymi sferami ekspresji humanistycznej6.

Istotne dla nas jest, ¿e w wyliczaj¹cej definicji komparatystyki Remaka pojawia siê wielo æ dziedzin, podobnie jak w wyliczaj¹cej definicji kultury Tylora. Dziedziny te w du¿ej mierze pokrywaj¹ siê z wymienianymi przez Tylora, a w ka¿dym razie, jak siê wydaje, nic nie stoi na przeszkodzie, by ich liczbê w tym przypadku powiêkszyæ (ju¿ wymienione, np. ekonomia czy nauka, stanowczo wychodz¹ poza w¹skie rozumienie li tylko ekspresji humanistycznej ). W konsekwencji zatem komparatystyka literacka mo¿e byæ traktowana jako metoda pozwalaj¹ca porównywaæ ró¿ne dziedziny kultury, szczególnie przy za³o¿eniu (wcze niej zasygnalizowanej) ich tekstowo ci. W obu definicjach zawarte zostaje milcz¹ce za³o¿enie o jedno ci kultury, w której sk³ad wchodz¹ co prawda odrêbne jednostki lecz ich granice staj¹ siê tyle¿ liniami podzia³u, co i ³¹czno ci. Komparatystyka zatem przechodz¹c ponad tymi granicami musi ujawniaæ zarówno ró¿nice, jak i podobieñstwa tych dziedzin, poprzez podobieñstwa akcentuj¹c jedno æ, poprzez ró¿nice odrêbno æ, a w konsekwencji wahliwe wspó³istnienie ich obu. Nie przes¹dza to typu wspó³istnienia: równorzêdno ci lub hierarchii. Za³o¿yæ mo¿na, ¿e zaakcentowanie ró¿nicy w czasie prowadziæ mo¿e do innych re6 H. H. Remak, Literatura porównawcza jej definicja i funkcja, prze³. W. Tuka, w: Antolo-

gia zagranicznej komparatystyki literackiej, pod red. H. Janaszek-Ivanièkowej, Warszawa 1997.


84

zultatów ni¿ jej zaakcentowanie w przestrzeni; to samo za dotyczyæ mo¿e podobieñstwa. Krótko mówi¹c stosunek komparatystyki do relacji ró¿nicy i podobieñstwa prowadziæ mo¿e do wyodrêbnienia odmiennych jej aktualizacji na przyk³ad odwo³uj¹cego siê do kategorii wp³ywu i zale¿no ci hierarchicznego jej modelu, zak³adaj¹cego dominacjê jednej literatury, dziedziny lub te¿ kultury nad innymi, b¹d te¿ zarysowanie modelu dynamicznego, opartego na poczuciu fluktuacji i ró¿norakich przep³ywów miêdzy literaturami, dziedzinami kultury, kulturami. 3. Przedstawiona przez Remaka literaturocentryczna (ze szczególnym naciskiem na literaturê piêkn¹, a wiêc naznaczon¹ przez warto ci estetyczne) koncepcja komparatystyki ma swoje zalety. Oddaje palmê pierwszeñstwa dziedzinie, która jest najbardziej jêzykowa i tekstowa w kulturze, jak tylko mo¿na sobie za¿yczyæ. Mo¿na z niej czerpaæ ró¿ne motywy o ró¿nym stopniu uzasadnienia, rozleg³o ci czy g³êbi co daje spor¹ wolno æ wyboru lub dowolno ci. Jednak sama tekstowo æ mo¿e byæ traktowana jako ponadliteracka (wolno wiêc mówiæ o filologiczno ci w dawnym tego s³owa znaczeniu, jako obszarze tekstowo ci w³a nie), a i ta nie wyczerpuje wszystkich odmienno ci u¿ywanych w kulturze jêzyków. Do tego za nie mo¿emy siê uchyliæ przez w³¹czeniem w obszar naszego zainteresowania tak wyrazistego w XX wieku (i dalej7), sygnalizowanego tu w zwi¹zku z koncepcjami Halla, bezg³o nego jêzyka cia³a, gestów itd., tak bliskiego w pewnym sensie wywodz¹cemu siê z wczesnoromantycznej filozofii natury bezs³ownemu jêzykowi Natury. Znamienne przy tym, ¿e po ród dziedzin expressis verbis wymienionych zarówno przez Tylora, jak i Remaka zabrak³o mitu, choæ znalaz³a siê w ród nich, blisko z nim spokrewniona, religia. Dok³adniej jednak mówi¹c istniej¹ podstawy, by wszelkie dziedziny kultury uznaæ za mo¿liwe do wywiedzenie z mitu, i to tym wyra niej, im bardziej u wiadamiamy sobie jego zwi¹zek z praktyk¹ rytua³u, a jednocze nie zdajemy sobie sprawê z ³¹czno ci sfery sakralnej, jak¹ on reprezentuje, ze sfer¹ zdesakralizowan¹, któr¹ organizuj¹, jako jego pochodne, paradygmaty. Dzieje siê tak, poniewa¿ mit (w swoich ró¿nych wersjach: kosmogenicznej, antropogenicznej i in.) dotyka kwestii podstawowych, których roz7 Tytu³em zaledwie przyk³adu: Codzienne, przedmiotowe, cielesne. Jêzyki nowej wra¿liwo ci w literaturze polskiej XX wieku, pod red. H. Gosk, Warszawa 2002; A. Buczkowski, Spo³eczne tworzenie cia³a. P³eæ kulturowa i p³eæ biologiczna, Kraków 2003; Ph. Turchet, Mowa cia³a. Zrozumieæ cz³owieka po jego gestach, prze³. E. T. Sadowska, Warszawa 2006; Mowa cia³a i jej funkcje w kulturze. Materia³y z sesji naukowej, pod red. M. Jasiñskiej i J. Kuæ, Siedlce 2002.


85

wijaniem poniek¹d zajê³y siê szczegó³owe dziedziny8. Tym bardziej nie budzi w¹tpliwo ci, ¿e mit mo¿e byæ traktowany jako podstawa porównywania (np. z literatur¹), ¿e jest on po prostu opowie ci¹, a wiêc narracj¹, czasami poezj¹ poprzez swój symboliczny charakter, a czasami dramatem (z którego zreszt¹ literacki dramat siê wywodzi); potraktowaæ go wiêc wolno jako pratekst. Tote¿ przedstawiana propozycja zmierza do uznania za podstawê porównania wielkiej nieobecnej w obu definicjach kategorii, mianowicie mitu czy te¿ mitów tych praopowie ci czy nawet praliteratury, a ostatecznie zal¹¿ków ró¿nych form wypowiedzi, a zarazem ró¿nych zakresów sensów, tre ci i podstawowych problemów kultury tworz¹cych swoist¹ prafilozofiê. To sprawia, ¿e odnosiæ je mo¿na do odmiennych tekstów kultury z ich ró¿norodnymi jêzykami. U¿ywaj¹c liczby mnogiej, odwo³ujê siê zarazem do okre lonej ich klasyfikacji, wychodz¹c z za³o¿enia (o czym ni¿ej), ¿e generalnie mity te staj¹ siê no nikami dwu podstawowych figur kultury: Boga i Natury jako obrazów okre lonych aspektów rzeczywisto ci. Jednocze nie przyjmujê, ¿e towarzysz¹ im ich zdesakralizowane pochodne, odpowiedzialne za reprezentowanie dwu podstawowych wizji czasu i dwu podstawowych wizji przestrzeni, charakterystycznych dla wszelkich kulturowych tekstów. O ile zatem wcze niej przywo³ana kultura zostaje pchniêta w kierunku tekstowo ci (podtrzymywanej szczególnie wyrazi cie przez literaturê), a przywo³ana komparatystyka literacka podlega nachyleniu w kierunku kulturowym (porównywania dziedzin kultury), o tyle zarazem u podstaw tak kultury, jak i komparatystyki, umieszczony zostaje nie jeden wzorzec, lecz dwa co zak³ada równie¿ okre lon¹ filozofiê kultury, niew¹tpliwie wydobywaj¹c¹ dynamikê i zmianê, jakkolwiek u ich podstaw mo¿e tkwiæ stabilne prawo. Zak³ada to w konsekwencji nie tyle poszukiwanie w tekstach kultury realizacji stabilnego wzorca, ile badanie u¿ycia w nich dwu przeciwstawnych (statycznego i dynamicznego) wzorców, ledzenie ich wzajemnych zale¿no ci, uk³adów i konieczno ci, zwi¹zanych z ich wspó³wystêpowaniem. 4. Mity i paradygmaty traktowane jako tertium comparationis staj¹ siê w tej sytuacji swoist¹ (podwójn¹ i dwoist¹) miar¹, wobec której mo¿na lub nale¿y sytuowaæ najbardziej zró¿nicowane dziedziny przywo³uj¹c tak podstawowe kategorie jak czas i przestrzeñ (Kantowskie subiektywne, umys³owe ujêcia przedmiotu istniej¹ce a priori) oraz obrazy Boga i Natury. Nie trzeba przekonywaæ, ¿e s¹ to kategorie podstawowe, których wspó³istnienie poci¹ga za sob¹ ogromny 8

Por. np. I. G. Barbour, Studium porównawcze nauk przyrodniczych i religii, prze³. M. Kro niak, Kraków 1983.


86

³adunek filozoficznych problemów. Natomiast to, w jaki sposób te kategorie s¹ wykorzystywane, w jaki sposób oddzielnie, razem, w starciu, w zwi¹zku z sob¹ staj¹ siê odpowiedzialne za tworzenie konkretnych wiatów, koncepcji, obrazów rzeczywisto ci stanowi (co najmniej interesuj¹cy) przedmiot zainteresowania komparatystyki wydobywaj¹cej tê filozoficzno æ i rozumianej jako filozofia kultury. Tekstowo æ zbli¿a kulturê do literatury, to zbli¿enie wszak¿e wydobywa wielo æ dziedzin (czy pól 9), z którymi literatura bywa porównywana, a wiêc wydobywa zró¿nicowanie kultury. Charakter wspomnianych wy¿ej podstawowych pojêæ pozwala jednak ledziæ w³a ciw¹ wszelkim tekstom kultury, w tym literaturze, grê mitów i paradygmatów, decyduj¹c¹ niekoniecznie o jednoznacznie zajmowanym stanowisku filozoficznym, ale na pewno o aktywno ci maj¹cej wymiar refleksji o charakterze podstawowym ontologicznym, epistemologicznym, antropologicznym czy aksjologicznym. 5. W tym artykule chcê jednak zwróciæ uwagê na fakt, ¿e wspomniane rozumienie komparatystyki nie tylko posiada zakotwiczenie we wspó³czesnej refleksji (XX XXI wieku), ale daje siê odnale æ w innych epokach, tych mianowicie, w których podkre la siê wewnêtrzn¹ niejednorodno æ wiata oraz obecno æ w nim sprzecznych si³. W ród nich widzia³abym romantyzm z jego umi³owaniem arabeski i linii krzywej10, reprezentuj¹cej Naturê (jak to podkre la³ Novalis) oraz przestrzeñ wewnêtrzn¹ (Black) i z jego jednoczesnym przekraczaniem ostrych granic dziedzin kultury w d¹¿eniu do dzie³a syntetycznego (którego niedoskona³ym wcieleniem sta³a siê opera, a poblaskiem by³y Samog³oski Rimbauda). Oczywi cie tak rozumiana ekspresja romantyzmu staje siê interesuj¹ca przede wszystkim jako wyraz jego wizji wiata, która zawsze obecnemu w kulturze jakiemu pojêciu ca³o ci nadaje swoiste rozumienie, rozwijaj¹c w stosunku do uprzedniej now¹ ideê ca³o ci 11, zanim u wiadomi sobie w³a ciwe przyjêtemu paradygmatowi równie swoiste rozumienie fragmentaryczno ci12. Charaktery9 To okre lenie staje siê dzi szczególnie no ne by wskazaæ takie przyk³ady jak: V. Turner, Gry spo³eczne, pola i metafory. Symboliczne dzia³anie w spo³eczeñstwie, prze³. W. Usakiewicz, Kraków 2005; P. Bourdieu, Regu³y sztuki. Geneza i struktura pola literackiego, prze³. A Zawadzki, Kraków 2001. 10 Zob. J. Wo niakowski, Arabeska w literaturze i sztuce wczesnego romantyzmu, w: Pogranicza i korespondencje sztuk, pod red. T. Cie likowskiej i J. S³awiñskiego, Wroc³aw 1980, ss. 199-200. 11 L. Miodoñski, Ca³o æ jako paradygmat rozumienia wiata w my li niemieckiej prze³omu romantycznego. Analiza wybranych problemów, Wroc³aw 2001, s. 24. 12 Nie sposób zapomnieæ, ¿e w tej nieskoñczonej ca³o ci, jak¹ wprowadza romantyzm to fragment romantyczny staje siê pierwszym ogniwem nie skoñczonego szeregu, pocz¹tkiem nie koñcz¹cej siê powie ci . Zob. A. Kurska, Fragment romantyczny, Wroc³aw 1989, s. 6 i n.


87

styczne, ¿e u pocz¹tków romantyzmu mit by³ naturalnym wyrazem ca³o ci 13, a zacz¹³ byæ traktowany ze znacznie wiêksz¹ powag¹ ni¿ w O wieceniu z jego euhemerystycznymi i racjonalizuj¹cymi zapêdami. Nie mówi¹c o tym, ¿e powi¹zanie mitów kultury ródziemnomorskiej z azjatyckimi sk³ania romantyków do porzucenia przekonania o absolutnie wyj ciowym znaczeniu kultury Grecji czy tradycji Biblii, a u wiadamia jedno æ nie tylko prajêzyka, ale i kulturowej pra wiadomo ci daleko wychodz¹c¹ poza granice Europy. W tej perspektywie swoistej dla romantyzmu ca³o ciowo ci postrzega³abym te¿ k³opoty z prelekcjami paryskimi Mickiewicza, które wymyka³y siê po¿¹danej jednoznacznej naukowo ci, newtonowskiego 14 typu, by lewitowaæ w kierunku filozofii, religii i mitu, w tym systematu mitologicznego litewsko-s³owiañskiego uznanego przez Hanuscha za najobszerniejszy, najg³êbszy i najpe³niejszy 15, i by dope³niæ to wszystko poezj¹ a tym samym stworzyæ syntezê nauki (reprezentowanej przez historiê) i innych dziedzin kultury. Wszystko to dokonuje siê w duchu nauki nienewtonowskiej , za której reprezentanta zreszt¹ uznaæ mo¿na (i to tak¿e na polu nauk przyrodniczych) Goethego. W ka¿dym razie ten ostatni bywa przywo³ywany przez przedstawicieli dwudziestowiecznej nauki w jej nienewtonowskiej wersji16. Te tezy z jednej strony uzmys³awiaj¹ce mo¿liwo æ po³¹czenia ró¿nych dziedzin w ca³o æ w przestrzeni kultury, z drugiej strony umo¿liwiaj¹ce zbli¿enie ponad linearnym czasem epok pozwolê sobie rozwin¹æ poni¿ej, wznawiaj¹c zasygnalizowane kwestie. Dla przyjêtego tu rozumienia kultury ze szczególnie interesuj¹c¹ nas literatur¹ jako jej sk³adow¹ istotne staje siê, ¿e stanowi ona (werbalny lub nie13 Miodoñski,

dz. cyt., s. 301; por. tak¿e powi¹zanie wagi ca³o ciowo ci z utrat¹ przez mity roli gwarantów spójnej wizji wiata: G. Halkiewicz-Sojak, Wobec tajemnicy i prawdy. O Norwidowskich obrazach ca³o ci , Toruñ 1998. 14 Okre lenie klasyczna czy te¿ newtonowska nauka , zwi¹zane z przej ciem od o wiecenia do romantyzmu, okre la ten typ nauki, który dostarcza opisu z zewn¹trz i sta³ siê przedmiotem krytycznego stanowiska Kanta. Zob.: I. Prigogine, I. Stengers, Z chaosu ku porz¹dkowi. Nowy dialog cz³owieka z przyrod¹, prze³. K. Lipszyc, przedmow¹ opatrzy³ B. Baranowski, Warszawa 1990, s. 101 i n. 15 A. Mickiewicz, Literatura s³owiañska. Kurs trzeci. W: Dzie³a, t. 10, Warszawa 1998, s. 144. 16 U przedstawicieli koncepcji deterministycznego chaosu w nauce XX wieku, takich jak Mitchell Feigenbaum czy Albert Libchaber znajdziemy odwo³ania do pomys³ów wprowadzanych przez twórców sztuki takich, jak holizm Goethego, domagaj¹cy siê spojrzenia na znamiennie dwoiste wiête ¿ycie Natury, jak pojêcie wra¿liwego chaosu Theodora Schwenka itd. Por. J. Gleick, Chaos, prze³. P. Ja kowski, Poznañ 1996, s. 176 i in.


88

werbalny), a czasami bezg³o ny jêzyk17. Oznacza to, ¿e sk³adaj¹ siê na ni¹ ró¿nego rodzaju teksty o wiecie (pozakulturowym i kulturowym), które odwo³uj¹ siê do s³owa jako przeka nika znaczenia równie dobrze, jak do innych jego no ników (barw czy d wiêków w sztukach b¹d zachowañ a wreszcie mowy cia³a jako reprezentacji subkulturowego systemu w porozumieniu spo³ecznym18). Za³o¿enie, ¿e kultura to jêzyk a dok³adniej: w³a ciwe ró¿nym jej dziedzinom jêzyki oznacza nie tylko unifikacjê, ale i wynikaj¹cy z faktu, ¿e jêzyk nie jest przezroczysty i nie opisuje rzeczywisto ci bezstronnie19, problem: Sedno sprawy le¿y w tym, ¿e zachodnie systemy filozoficzne i wierzenia s¹ w umys³ach wyobra¿eniami dotycz¹cymi natury rzeczywisto ci 20, lecz bywaj¹ brane po prostu za sam¹ rzeczywisto æ21. Je li jednak opis rzeczywisto ci charakterystyczny dla Zachodu ma tak¹ si³ê dzia³ania (a poniek¹d i ra¿enia jak mo¿na by uj¹æ to z innej perspektywy; Hall mówi bowiem tak¿e o przes³onach , które stanowi¹ nieuniknion¹, niemo¿liw¹ do usuniêcia, cenê strukturowania rzeczywisto ci22), to istotne staje siê pytanie, jaka jest lub jakie s¹ w kulturze zachodniej owe wyobra¿enia odpowiedzialne za strukturowanie koncepcji dotycz¹cych wiata? Podobnie interesuj¹ce by³oby pytanie, jak wygl¹da obraz przeciwstawiaj¹cy siê temu, jaki pojawia siê w zachodnich systemach ? Rozstrzygaj¹ce dla poszukiwanej odpowiedzi mo¿e byæ stwierdzenie, ¿e owe teksty kultury s¹ dwojakiego rodzaju, a przenoszone przez nie regu³y posiadaj¹ zakorzenienie nie tylko w wiadomo ci, ale tak¿e funkcjonuj¹ poni¿ej progu wiadomo ci 23, a zatem tak¿e na poziomie poznawczym dokonuje siê znamienne i byæ mo¿e stanowi¹ce wa¿n¹ wskazówkê pêkniêcie perspektyw. Temu pêkniêciu a zarazem dope³nianiu siê ich na poziomie epistemologicznym towarzyszy inne, pojawiaj¹ce siê na poziomie ontologicznym. Jak przedstawia to Hall w tym drugim przypadku: Czas monochroniczny (czas M) i polichromiczny (czas P) s¹ dwoma ró¿nymi wariantami u¿ytkowania czasu 17 E. T. Hall, Bezg³o ny jêzyk, prze³. R. Zimand i A. Skarbiñska, s³owo wstêpne M. P³achecki, Warszawa 1987. 18 Edward T. Hall, Poza kultur¹, prze³. E. Go dziak, przedmowa i red. naukowa J. Burszta, Warszawa 1984, s. 121. Autor przy tym podkre la, ¿e to pozawerbalne systemy stanowi¹ w istocie kwintesencjê etniczno ci. 19 B. L. Whorf, Jêzyk, my l i rzeczywisto æ, prze³. T. Ho³ówka, Warszawa 1982, s. 285 i in. 20 Hall, Poza , dz. cyt., s. 262. 21 Na to niebezpieczeñstwo wskazuje te¿ Michel Foucault, To nie jest fajka, ilustracje R. Magritte, prze³. T. Komendant, Gdañsk 1996, s. 27 i in. 22 Hall, Poza , dz. cyt., s. 145. 23 Tam¿e, s. 84.


89

i przestrzeni jako ram organizuj¹cych dzia³anie ludzkie. W³¹czy³em tutaj przestrzeñ, poniewa¿ oba te systemy (czas i przestrzeñ) s¹ funkcjonalnie ze sob¹ powi¹zane 24. W ten sposób zostaj¹ sobie przeciwstawione dwa rodzaje mo¿liwo ci poznawczych ( wiadomo æ i nie wiadomo æ) pojedynczego cz³owieka, ale te¿ dwie odmienne koncepcje ontologiczne czy metafizyczne reprezentowane przez kultury Zachodu i Wschodu poci¹gaj¹ce za sob¹ odmienne obrazy czasu i przestrzeni. Oznacza to przy tym, ¿e tak w makro- jak i mikroskali (i nie tylko), na ró¿nych poziomach zatem, dwoisto æ ta okazuje siê zasadnicza i nieusuwalna. Za podstawê tej w gruncie rzeczy ca³o ciowej wiedzy, która determinuje zdynamizowanie obrazu wiata na ró¿nych jego poziomach, sk³onni jeste my tu uznaæ dwa rodzaje mitów stoj¹cych u podstaw paradygmatów w³a ciwych dla systemów filozoficznych, nauki, sztuki i innych dziedzin kultury i w takiej lub innej postaci wystêpuj¹cych jako wzorce reprezentuj¹ce ró¿ne typy modeli, które przedstawiciele nauk spo³ecznych nazywaj¹ systemami poznawczymi 25. Pozwalaj¹ one uporaæ siê ich u¿ytkownikom ze z³o¿ono ci¹ rzeczywisto ci, czego pochodn¹ staje siê mo¿liwo æ dotarcia do sensu lub bezsensu ludzkiego dzia³ania. I to nawet, je li ten sens zdeterminowany zostaje przez arbitraln¹ decyzjê 26, i nawet je li ta arbitralno æ pog³êbiona zostaje relacj¹ miêdzy dwoma rodzajami mitów. A o takiej sytuacji bêdzie mowa. Obrazy owych dwu rodzajów mitów przynosi podzia³ zaproponowany przez Mirceê Eliadego. Ta klasyfikacja jest na tyle obiecuj¹ca, ¿e pozwala przej æ ponad obfito ci¹ aktualizacji ku modelom: mitowi archaicznemu, wedle badacza istniej¹cemu przed judeochrze cijañskim, oraz ku mitowi nowoczesnemu , kojarzonemu przez niego przede wszystkim z opcj¹ judeochrze cijañsk¹. Nie ma, co prawda, mo¿liwo ci tak jednoznacznego przypisania wymienionych rodzajów mitów poszczególnym kulturom, a do pewnego stopnia nie widzi jej zreszt¹ tak¿e sam Eliade, pokazuj¹cy, ¿e w ramach ka¿dej z nich znajdziemy nie tylko wzorce im przypisane, ale i pozosta³o ci lub mo¿e w³a nie zarodki ich przeciwieñstwa. Wyra¿aj¹c pewne zastrze¿enia co do jednoznaczno ci nazw i jednoznaczno ci historycznego przyporz¹dkowania wspomnianych rodzajów mitów (³atwo 24 Tam¿e,

s. 55. Poza , dz. cyt., s. 51. Wspomnieæ trzeba, ¿e to ³¹cz¹ce ró¿ne dziedziny stanowisko staje w sprzeczno ci ze stanowiskiem wyra nie oddzielaj¹cym naukê jako narzêdzie praktycznego oswajania rodowiska fizycznego od pytañ metafizycznych, stanowi¹cych przed³u¿enie pnia mitycznego , a objawiaj¹cych inn¹ stronê ludzkiego bytowania por. np. L. Ko³akowski, Obecno æ mitu, Warszawa 2003, s.13. 26 Ko³akowski, dz. cyt., s. 69. 25 Hall,


90

da siê wykazaæ, ¿e w ramach judeochrze cijañstwa mie ci siê tak¿e koncepcja ko³owych powrotów Orygenesa27, a w ramach kultury przedchrze cijañskiej znajdziemy u Hezjoda wyra ne przej cie od boskiej koincydencji do hierarchicznej nadrzêdno ci Zeusa28), warto mimo to wzi¹æ pod uwagê zasadnicz¹, operacyjn¹ przydatno æ zawartych tu wzorców opisu rzeczywisto ci. Wydaj¹ siê one tym bardziej cenne, ¿e wspomniany badacz podsuwa (raczej ni¿ rozwija) mo¿liwo æ wystêpowania owych wzorców w formie zdesakralizowanej jako paradygmatów obecnych w kulturze w ca³ej szerokiej sferze pozostaj¹cej poza sacrum, choæ nie bez zwi¹zku z nim. Rozró¿nienie mitów i paradygmatów, zaproponowane przez Eliadego jest o tyle ciekawe, o ile zasadnicza ró¿nica miêdzy nimi tkwi w fakcie, i¿ sacrum to obszar jedno ci zawarowanej zwi¹zkiem bosko ci i wiata w jego momencie inicjalnym, co przydaje mitowi walor bezwzglêdnej prawdziwo ci zwi¹zanej z bezwzglêdn¹ rzeczywisto ci¹29. Pierwotno ci ontologicznej odpowiada wiêc pierwotno æ poznawcza mit jawi siê jako idealny lub pierwotny stan wiedzy o rzeczywisto ci idealnej (w sensie takim, w jakim rzeczywisto ci¹ jest Idea lub idea) a zarazem pierwotnej, tzn. stanowi¹cej wzorzec. I to niezale¿nie od tego, o jakiego rodzaju micie (z dwu wymienionych) by³aby mowa. Natomiast wszelkie inne opowie ci takiej gwarancji nie posiadaj¹, st¹d te¿ sytuuj¹ siê w sferze wielo ci, zapocz¹tkowanej poinicjaln¹ odrêbno ci¹ Boga (bogów) i wiata. W takim ujêciu mit posiada³by zasadnicze w³a ciwo ci Platoñskiej idei jako prawdziwego bytu powi¹zanego z prawdziwym poznaniem, gdy wszystkie pozosta³e opowie ci by³yby jedynie jego cieniem i odbiciem. Eliade dokonuje swoistej ekstrapolacji rozumienia Idei-bytu na Mit-opowie æ-prawdziw¹, w stosunku do której wszystkie inne opowie ci pozostaj¹ mimo wszystko tylko historiami fa³szywymi 30, tj. opowie ciami fikcyjnymi (fikcj¹ i cieniem prawdy), rzec wiêc mo¿na w szerokim sensie literatur¹ . Tote¿ mit jako jedno æ rzeczywisto ci i s³owa (niezale¿nie od tego, czy reprezentuje ona prawo, czy metamorfozê) przeciwstawia siê w paradygmacie s³owu oddzielonemu od rzeczywisto ci poznaniu od bytu czy istnienia. 27 W. Szczerba, Koncepcja wiecznego powrotu w my li wczesnochrze cijañskiej, Wroc³aw 2001. 28 H. Podbielski, Mit kosmogoniczny w Teogonii Hezjoda, Lublin 1978. 29 M. Eliade, Mit wiecznego powrotu, prze³. A. Przybys³awski, Warszawa 1998; tego¿: Traktat o historii religii, prze³. J. Wierusz-Kowalski, wstêp L. Ko³akowski, pos³owiem opatrzy³ S. Tokarski, £ód 1993. 30 M. Eliade, Aspekty mitu, prze³. P. Mrówczyñski, Warszawa 1998.


91

Je li przy tym Eliadowski mit nowoczesny reprezentuje Boga stanowi¹cego sta³y punkt, od którego wszystko wychodzi i ku któremu zmierza, to w³a ciwa dla mitu archaicznego Natura by³aby wobec niego raczej sfer¹ czystej energii. Miêdzy nimi jednak pojawiaj¹ siê rozwidlenia, które mo¿na by odczytaæ, posuwaj¹c siê z jednej strony, jako przejaw linearno ci czasu i hierarchiczno ci przestrzeni, z drugiej za jako przejaw dzia³ania zasady coincidentia oppositorum w przestrzeni lub ko³owo ci w czasie i konstytuuj¹ one paradygmat linearny oraz ko³owy. Je li zatem Bóg mia³by tu byæ czyst¹ stabilno ci¹ a Natura czyst¹ dynamik¹, to miêdzy nimi pojawiaj¹ siê paradygmaty, które mo¿na uznaæ za domenê syntezy i analizy czy te¿ indukcji i dedukcji. Wydaje siê przeto, ¿e podsuwana przez oba mity i paradygmaty wizja to poniek¹d spojrzenie z dwu (czterech) perspektyw poznawczych, ods³aniaj¹cych odmienne aspekty ontologiczne (metafizyczne) tego samego. W sensie cis³ym niemo¿liwe wiêc wydaje siê odciêcie jednego od drugiego i zupe³nie oddzielne ich potraktowanie. Wy³aniaj¹ca siê z mitów opozycja zewnêtrznej (w tym sensie, ¿e Bóg jest ponad wiatem, poniek¹d odciêty od niego, jak zdaje siê o tym wiadczyæ ród³os³ów hebrajskiego s³owa wiêty ) czystej niezmienno ci i wewnêtrznej (choæby w tym sensie, ¿e bogowie reprezentuj¹cy si³y Natury mieszcz¹ siê w jej granicach, nie poza ni¹) czystej zmiany czy te¿ jedno ci i wielo ci (w sensie poznawczym dotyczy to tak¿e prawdy) dziêki paradygmatom przekszta³ca siê w obraz zmieszania tych pierwiastków. Dynamika i statyka uzyskuj¹ dziêki paradygmatom zdesakralizowane wymiary czasu i przestrzeni, które ³¹cz¹ siê ze sob¹. Linia prosta czasu mo¿e wiêc zostaæ zamkniêta miêdzy alf¹ i omeg¹ takich zdarzeñ mitycznych o charakterze bezwzglêdnego pocz¹tku i koñca, jak stworzenie ex nihilo i S¹d Ostateczny albo, w wersji zdesakralizowanej, budowanie i burzenie, narodziny i mieræ. Mo¿e te¿ linia czasu zyskaæ wymiar mitycznych potopów czy spopielenia, z których wiat siê odradza (np. dziêki ko ciom Matki-Ziemi), czym daje asumpt do wielokrotnego powtarzania obrotów ko³owych, w których pocz¹tek i koniec pokrywaj¹ siê, w zasadzie domagaj¹c siê raczej aktualizacji pojêcia rodka jako sygna³u stanu po redniego, stanu miêdzy a powstawanie i niszczenie towarzysz¹ sobie nieustannie (w nawrotach dnia i nocy, zimy i lata, jesieni i wiosny, cyklów kosmicznych i cyklów cia³a). W konsekwencji prowadzi do metamorfoz tak wiata, jak jednostki (tote¿ Owidiusz zaleca na przyk³ad, by Priam nie p³aka³, poniewa¿ jego syn, Esakus, nie tyle umar³, ile uleg³ przeobra¿eniu)31. Dwa te modele czasu, z których pierwszy 31 Owidiusz, Metamorfozy, prze³. A. Kamieñska (ks. I-IX) i S. Stabry³a (ks. IX, w. 176, ks. XV),

oprac. S. Stabry³a, wyd. II zmienione, Wroc³aw 1995.


92

mo¿na uznaæ za ustatyczniaj¹cy w tym sensie, ¿e wprowadzaj¹cy zamkniêcie, gotowo æ, stan skoñczony, a zarazem ca³o ciowy, podczas gdy drugi za dynamizuj¹cy w tym sensie, ¿e pokazuj¹cy relatywno æ koñca, nieskoñczono æ przemian, które w kolejnych ko³owych nawrotach wydzielaj¹ jedynie ich jednostki, ale nie konstytuuj¹ ca³o ci, nale¿¹ do odmiennych paradygmatów, jako pochodnych odpowiadaj¹cych im mitów: pierwszy funkcjonuje w ramach pochodnego od mitu nowoczesnego paradygmatu linearnego, drugi w ramach mitu archaicznego i paradygmatu ko³owego. W³a ciwo ci¹ przestrzeni natomiast by³aby wielowymiarowo æ (np. trzy wymiary w uk³adzie kartezjañskim), ale przejawiaj¹ca siê równie¿ na dwa sposoby. Z jednej strony mo¿na mówiæ o przestrzeni hierarchicznej, w ramach której dokonuj¹ siê podzia³y na kolejne jednostki i to zarówno w makroskali (hierarchia w. Tomasza z Akwinu zak³ada podstawow¹ granicê miêdzy Stworzycielem a Stworzeniem, a w ramach stworzenia hierarchia ulega powieleniu, gdy byty u³o¿one zostaj¹ w skali doskona³o ci od najwiêkszej do najmniejszej: anio³y, wiêci, ludzie, zwierzêta, ro liny, materia martwa), jak i mikroskali (Platon na przyk³ad zak³ada hierarchiczno æ sk³adowych cz³owieka: g³owa, piersi i brzuch sygnalizuj¹ coraz gorsz¹ jako æ ontologiczn¹ na skutek zwiêkszania roli dominanty cielesnej, a odpowiadaj¹ce im w³adze poznawcze: rozum, uczucia i zmys³owo æ coraz gorsz¹ jako æ poznania). Z drugiej strony natomiast mo¿na mówiæ o przestrzeni opartej na zasadzie coincidentia oppositorum, która ka¿e wszelkie elementy wiata zrównaæ w ich warto ci, a jednocze nie poddaæ dzia³aniu sprzecznych si³, prowadz¹cych do nieustannej zmiany, a zarazem ³¹czenie wszystkiego ze wszystkim w wielk¹ jedno æ wiata (co w tym przypadku znaczy Natury), w ramach której wszystko siê zmienia, ona jednak, jako ca³o æ, pozostaje niezmienna, jak to okre la przywo³ywany tu ju¿ Owidiusz32. Jak wiemy wizja Owidiusza wykazuje te¿ spore podobieñstwo z koncepcjami presokratyków33 i takich szkó³, jak epikurejska. Istot32 Owidiusz,

dz. cyt. Aczkolwiek uznaæ mo¿na za Clivem Staplesem Lewisem (Odrzucony obraz. Wprowadzenie do literatury redniowiecznej i renesansowej, prze³. W. Ostrowski, Warszawa 1986), ¿e Natura jest najm³odszym z bóstw (s. 36), a naprawdê istnienie swoje zawdziêcza presokratykom, to jednak absolutnie znacz¹ce jest, ¿e w tym przypadku obejmuje ona wszystko (jakkolwiek niechêtny wobec niej autor temu wszystkiemu przypisuje ja³owo æ i bierno æ) tote¿ w przypadku tak rozumianej Natury u¿ywaæ bêdziemy tutaj zapisu wielk¹ liter¹. Tymczasem natura Arystotelesa, jak zaznacza Lewis, ograniczona do sfery podksiê¿ycowej, sta³a siê znakomitym pretekstem dla ujêcia jej w porz¹dku Boga jako dalece nie wszystkiego , bowiem jedynie tego, co zosta³o stworzone, jest wiêc wtórne (i w tym ujêciu bêdziemy oznaczaæ j¹ jako naturê w³a nie). Pytanie Marii Janion, dotycz¹ce nie tylko pisowni s³owa 33


93

ne pozostaje w ka¿dym razie, ¿e przestrzeñ hierarchiczn¹, wprowadzaj¹c¹ zasadnicz¹ nierówno æ, a zarazem pozwalaj¹c¹ na wydzielanie jednostek (dziêki zasadzie principium individuationis czy te¿ principium divisionis) przypisaæ musimy do mitu nowoczesnego i paradygmatu linearnego, gdy przestrzeñ zak³adaj¹c¹ ca³o ciowo æ, opart¹ na równo ci wszystkich wydzielanych w metamorfozach jednostek przynale¿y do mitu archaicznego i paradygmatu ko³owego. Znamienne przy tym, ¿e w przypadku paradygmatu linearnego, pokazuj¹cego zreszt¹ bardziej ³¹czno æ ni¿ sprzeczno æ miêdzy dynamik¹ jednostkowo ci jako sk³adowej hierarchii a statyk¹ wprowadzaj¹cego zamkniêt¹ ca³o æ czasu, poniek¹d w samej nazwie pominiêta zostaje przestrzeñ, ukryta za zas³on¹ czasu, podczas gdy nazwa paradygmatu ko³owego skupia uwagê na czasie dynamizuj¹cym, pozostawiaj¹c w cieniu wielk¹ (i jako ca³o æ niezmienn¹ w³a nie) przestrzenn¹ ca³o æ Natury. Paradygmaty okazuj¹ siê zatem ³¹czyæ w gruncie rzeczy mityczne opozycje statyki i dynamiki, wprowadzane przez Boga i Naturê, ale akcentuj¹c tylko jedn¹ ze sk³adowych, pokrewn¹ odpowiedniemu mitowi. W ten sposób dziêki nazwie zostaje wyeksponowany w paradygmacie tylko jeden ze wzorców mitycznych, mimo obecno ci dwu, co czyni paradygmaty wyrazi cie pochodnymi okre lonych mitów (linearny nowoczesnego, ko³owy archaicznego), ich kontynuacjami i rzecznikami w sferze zdesakralizowanej, z konieczno ci niezdolnymi jednak do przyznania równego znaczenia obu wyj ciowym figurom. Inna rzecz, ¿e wspó³istnienie obu paradygmatów tak¹ równowagê przywraca. Przywrócenie tej równowagi staje siê mo¿liwe dziêki nim obu dlatego, ¿e ka¿dy dominantê sta³o ci i zmiany realizuje na odwrót, w zwierciadlanym odbiciu w stosunku do drugiego je li chodzi o relacjê czasu i przestrzeni jako no ników sta³o ci lub zmiany, które z kolei daj¹ siê prze³o¿yæ na stosunki miêdzy czê ci¹ (jednostk¹) a ca³o ci¹. Ka¿dy bowiem z dwu typów paradygmatów (i mitów) zawiera zasadnicz¹ opozycjê ca³o ci i czê ci, jednak dopiero oba typy przynosz¹ kompleksowe ich ujêcie w kategoriach czasu i przestrzeni. Paradygmat linearny przynosi bowiem jednostkowo æ w ramach przestrzeni, a ca³o ciowo æ czasu, podczas gdy paradygmat ko³owy przynosi jednostkowo æ w czasie, a ca³o ciowo æ przestrzeni. Poniewa¿ za kategorie czasu i przestrzeni s¹ tak podstawowe, ¿e wszelkie przejawy rzeczywisto ci trzeba uznaæ za ich aktualizacje (rzeczy, cia³a itd. w ramach przestrzeni, ruchy, zachowania, zdarzenia itd. Natura : Dlaczego migocze tak¹ ilo ci¹ znaczeñ, ¿e broni¹c siê przed nimi piszemy czêstokroæ to s³owo albo du¿¹ liter¹ (nadaj¹c mu w ten sposób jaki sens bardzo ogólny), albo w cudzys³owie (zacie niaj¹c je do czego szczególnego, pojêtego tylko w okre lonym kontek cie)? (Janion, dz. cyt., s. 7), znajduje tu zatem przynajmniej czê ciow¹ odpowied .


94

w ramach czasu), to korzystanie z odmiennych ich ujêæ nie tylko przeciwstawia sobie paradygmaty, ale i wi¹¿e je w dope³niaj¹cy siê w sposób konieczny uk³ad. Z jednej wiêc strony dwa typy mitów wprowadzaj¹ (nieprzek³adaln¹ bynajmniej na kategorie czê ci i ca³o ci) opozycjê dynamicznej wewnêtrzno ci (Natury) i statycznej zewnêtrzno ci (Boga), które poci¹gaj¹ za sob¹ antynomiê (lub aporiê) genezy, narodzin ( mierci) i autokreacji, nastawionej na nieskoñczone przemiany oraz teleologii (celu), zamkniêcia i stworzenia jako aktywno ci kreacyjnej, nastawionej na nadanie zewnêtrznych granic. Natura zmierza tu do zachowania tego, co jest, przesz³o ci, w³asnego ¿ycia; Bóg odpowiada za powstanie czego wobec siebie zewnêtrznego, nowego, innego. Jednak paradygmaty przek³adaj¹ dynamikê i statykê na relacjê czê æ (jednostka) ca³o æ (nieprzek³adalne bynajmniej na kategorie wewnêtrzno ci i zewnêtrzno ci), które za ka¿dym razem odmiennie sytuuj¹ wobec siebie relacje Natury i Boga (paradygmat ko³owy czyni wielo æ bogów istotn¹ jako wielo æ w³a nie, bardzo czêsto jeszcze wewnêtrznie ambiwalentnych, si³ w ramach, tzn. wewn¹trz, Natury, paradygmat linearny ustawia Boga na zewn¹trz i ponad stworzon¹ przez Niego, mniej od Niego doskona³¹ jako stworzona, naturê). W tym przypadku Natura niejako os³ania, pozwala trwaæ boskiej wielo ci (paradygmat ko³owy), gdy tymczasem Bóg stwarza naturê w jej ró¿norodno ci (paradygmat linearny). Pytanie o statykê i dynamikê wiata, prze³o¿one na kategorie Boga i Natury widzianych w perspektywie zewnêtrzno ci i wewnêtrzno ci, uzmys³awia w istocie ich nieoddzielno æ od siebie, jako stanowi¹cych dwie strony tego samego. Tymczasem to samo pytanie prze³o¿one na kategorie czasu i przestrzeni, widziane w perspektywie dwu ró¿nych relacji miêdzy nimi jako ca³o ci¹ i czê ci¹, u wiadamia dwie skrajnie odmienne sytuacje mo¿liwe miêdzy tym, co reprezentowane jest przez Boga, a co przez Naturê. W paradygmacie ko³owym reprezentuj¹ca Naturê dynamika, wcielona w czas cyrkularny, dominuje nad statyk¹ przestrzeni jako realizacja zasady coincidentia oppositorum, obejmuj¹cej bosk¹ wielo æ i w³a nie jako ca³o æ niezmiennej; tymczasem w paradygmacie linearnym czas, zamkniêty miêdzy pocz¹tkiem a koñcem, wcielaj¹cymi niezmienno æ (w sensie: wieczno æ) Boga podporz¹dkowuje sobie hierarchiczn¹ przestrzeñ jako obszar indywidualizacji i to¿samo ci zwi¹zanej z konieczno ci¹ zajêcia przez naturê okre lonego miejsca w wyznaczonym z góry porz¹dku. Nieoddzielno æ i oddzielno æ zarazem stanowi¹ tutaj swoist¹ pe³niê mo¿liwych sytuacji, jakkolwiek, byæ mo¿e, do tego pozytywnego obrazu wzajemnych relacji nale¿a³oby dorzuciæ ich negatywn¹ realizacjê. Nie jest to jednak w tej chwili kwestia zasadnicza. Porównawcza analiza dwu typów mitów i paradygmatów uzmys³awia skomplikowan¹ jedno æ, która le¿y u podstaw kulturowych opowie ci o uniwer-


95

sum. Ta skomplikowana jedno æ mo¿e stanowiæ podstawê dla porównañ, która wnosi do tych ostatnich istotno æ pytañ filozoficznych. Istotno æ pytañ pojawiaj¹cych siê w kulturze a dotycz¹cych Boga i Natury nie wymaga wiêkszego uzasadnienia. Fundamentalno æ charakterystycznych dla paradygmatów kategorii ca³o ci i czê ci mo¿na oddaæ za pomoc¹ sk¹din¹d odnosz¹cego siê do innej kwestii filozoficznego komentarza Barbary Skargi: Platon zreszt¹ pisze o tym wyra nie, podkre laj¹c zachodz¹ce tu sprzeczno ci. Jedno bowiem jako ca³o æ musi byæ to¿same z sob¹, ale jako wielo æ czê ci zawiera ró¿nicê. Co wiêcej ze s³ów Platona wynika, ¿e jest ono ró¿ne od innych rzeczy i identyczne z nimi 34. Mo¿na w tym widzieæ niepokoj¹c¹ sprzeczno æ czy aporiê, jak Platon (patrz¹cy z punktu widzenia paradygmatu linearnego) lub jak omawiany przez Skargê Damaskios, zdaj¹cy siê przyjmowaæ przeciwny punkt widzenia nie postrzegaæ tego faktu jako daj¹cego powód do niepokoju. Wybór okre lonej postawy jest te¿ wyborem paradygmatycznym (i mitycznym). W tym sensie prezentuje te¿ okre lon¹ filozofiê kultury, rodz¹c¹ siê ze stosunku do przedstawionych kategorii. Komparatystyka staje siê zatem w ten sposób dziedzin¹ badania stosunku tekstów kultury (i kultury po prostu) do tych fundamentalnych pytañ i zmierza w kierunku filozofii kultury. Znamienne, ¿e dla twórcy teorii form symbolicznych, czyli w³a ciwie filozofii kultury, Cassirera, Jêzyk, mit, religia, sztuka, nauka, historia s¹ czê ciami sk³adowymi, ró¿nymi wycinkami tego ko³a 35, które przedstawia organiczn¹ ca³o æ kultury, ³¹czon¹ wspóln¹ wiêzi¹ funkcjonaln¹. I jak powiada Tej to w³a nie podstawowej funkcji mowy, mitu, sztuki, religii musimy szukaæ pod ich niezliczonymi postaciami i przejawami, staraj¹c siê w naszej ostatecznej analizie znale æ ich wspólny pocz¹tek 36. Te poszukiwania czyni przedmiotem swoich dociekañ, jego zamys³ przeto zak³ada w gruncie rzeczy aktywno æ komparatystyczn¹, dotycz¹c¹ ró¿nych postaci i przejawów , a zmierzaj¹c¹ do podej cia syntetycznego, opartego na wspólnym mianowniku, zdolnym zarazem uchwyciæ sprzeczno æ. Uznaj¹c wspomniane dziedziny za realizuj¹ce wielo æ ró¿nych wariacji na ten sam temat stawia filozofii kultury zadanie wydobycia tego tematu i uczynienia go zrozumia³ym. W naszym pojêciu mity (i paradygmaty) podpowiadaj¹, ¿e ten jeden temat jest wieloaspektowy. 34 B. Skarga, To¿samo æ pojêcia czy to¿samo æ bycia. Z lektury Damaskiosa, w: tej¿e To¿-

samo æ i ró¿nica. Eseje metafizyczne, Kraków 1997, s. 22. 35 E. Cassirer, Esej o cz³owieku. Wstêp do filozofii kultury, prze³. A. Staniewska, Warszawa 1998, s. 132. 36 Tam¿e, s. 132.


96

I takie te¿ zostaje postawione tutaj zadanie komparatystyce, w której obecno æ mitów wprowadza jedno æ, podwójno æ za paradygmatów przypomina o ci¹g³ym starciu elementów, co zarazem powoduje, ¿e mówi¹c s³owami Pierre a Bourdieu37 nie mog¹ siê one dzieliæ, nie ³¹cz¹c siê zarazem. Tym samym, opieraj¹c siê na rozumieniu kultury jako zbioru dziedzin, tak rozumiana filozofia kultury zarazem prze³amuje, jak chce Zofia Rosiñska, fragmentaryczne, dziedzinowe spojrzenie i na kulturê, i na filozofiê 38, staj¹c siê (jako metafilozofia) sposobem wydobywania my li filozoficznej utajonej w tworach kultury 39, przede wszystkim jako filozofia praktyczna i jako hermeneutyka kultury40, a w rozumieniu maksymalistów staje siê filozofi¹ pierwsz¹ 41. Nie jest to podej cie nowe, choæ nie mo¿na oczekiwaæ, ¿e stanowi dok³adne powtórzenie ongisiejszego. Nie zmienia to faktu, i¿ jakkolwiek koncepcja Cassirera przynosi odmienne warto ciowania ni¿ te, które pojawiaj¹ siê w romantyzmie, to w jego koncepcji mitu jako no nika specyficznej struktury my lenia (dodaæ by trzeba nie tylko przednaukowego) mo¿na odnale æ elementy zbie¿ne z tezami romantycznymi42. Natomiast wydaje siê, ¿e podcinaj¹ca korzenie strukturalistycznych jasnych, binarnych opozycji formu³a Bourdieu: Struktura typu a / b = b1 / b2 jest zapewne jedn¹ z najprostszych i najsilniejszych, jakie mo¿e wykorzystaæ system mityczno-rytualny, poniewa¿ nie mo¿e ona przeciwstawiaæ nie jednocz¹c zarazem, a przy tym ma zdolno æ w³¹czania w jeden jedyny porz¹dek nieskoñczonej liczby danych przez zwykle, w nieskoñczono æ ponawiane stosowanie tej¿e jedynej zasady podzia³u 43 mo¿liwo æ zaakcentowania daleko id¹cych koneksji z romantycznym my leniem ogromnie wzmacnia. W drugiej swej czê ci przynosi ona to, co wiek wcze niej konstatowane by³o jako zast¹pienie przez romantyzm hierarchicz37 P.

Bourdieu, Dom czyli wiat odwrócony, w: Szkic teorii praktyki poprzedzony trzema studiami na temat etnologii Kabylów, prze³. W. Kroker, Kêty 2007, s. 69. 38 Z. Rosiñska, Wstêp do: Co to jest filozofia kultury?, pod red. naukow¹ Z. Rosiñskiej i J. Michalik, Warszawa 2006, s. 8. 39 Tam¿e, s. 7 40 Z. Rosiñska, Filozofia kultury jako filozofia spraw ludzkich , w: Co to jest , dz. cyt., ss. 106-125. 41 A. Szahaj, Filozofia kultury jako filozofia pierwsza (uwagi wstêpne), w: Co to jest , dz. cyt., ss. 153-158. 42 Jako zarzut wykorzystywa³ to David Bidney, Myth, Symbolizm and Truth, w: Myth. A Symposium, Bloomington and London 1958; natomiast od koneksji romantycznych nie odcina siê bynajmniej psychoanaliza czy hermeneutyka spod znaku Karla Kerényiego za: M. ¯migrodzka, Mit podanie legenda, w: Problemy polskiego romantyzmu. Seria druga, praca zbiorowa pod red. M. ¯migrodzkiej, Wroc³aw 1974, s. 309. 43 Bourdieu, dz. cyt. s. 69.


97

nej przestrzeni dialektyk¹ wnêtrza i zewnêtrza, jak to obserwuje Northrop Frye44. Czy jest to zast¹pienie, czy po³¹czenie ró¿nych obrazów wolno tu dyskutowaæ. Wydaje siê bowiem, ¿e w istocie wykorzystanie mitów pójdzie w dwu kierunkach: aktywizuj¹cym mit Natury kierunku filozofii natury oraz aktywizuj¹cym mit Boga kierunku filozofii historii i mistyzmu; bowiem w tym rozumieniu Mit jest opowie ci¹ o tym, jak Bóg objawia siê poprzez naturê i historiê 45. Ale nawet w widzeniu historii dokonuje siê wewnêtrzne roz³amanie: dzieje interpretowane s¹ b¹d w perspektywie cyklicznej (Vico), b¹d organicznej wiêc linearnej. Romantyzm umieszcza³ mity w perspektywie poznania i my lenia symbolicznego a dok³adniej czucia, natchnienia, intuicji, wyobra ni, czyni¹c je tak¿e elementami znaczeniotwórczym46. W tym ostatnim mo¿na upatrywaæ przyczyny tego, ¿e badaj¹c mity, nie odcinano siê od poetyckich, estetycznych i pseudonaukowych koneksji, bowiem odnosz¹c siê do nich, jednocze nie je kreowano, a kreuj¹c kierowano ich wyniki w stronê praktycznie zakrojonych spo³eczno-politycznych konserwatywnych lub demokratycznych (i tê dwoisto æ ukierunkowania w stronê hierarchii lub równo ci znowu trzeba podkre liæ) utopii. Oznacza to bowiem aktualizacjê jednocze nie dwu odmiennych mitów47. Wydaje siê, ¿e owo dope³nianie siê dwu mitów le¿y u podstaw sprzeczno ci, jakie mo¿na odnale æ w twórczo ci i postawie Mickiewicza. Maria ¯migrodzka zauwa¿a, ¿e nie da siê zaprzeczyæ obecno ci w jego pocz¹tkowej twórczo ci wra¿liwo ci na cudowno æ przyrody 48, co wiêcej mo¿e to byæ, jak wskazywa³ Kazimierz Wyka, fundament cudowno ci obecnej jeszcze w Panu Tadeuszu49. Mo¿e to wskazywaæ na ³¹czno æ z wczesnoromantyczn¹ niemieck¹ filozofi¹ natury, jakkolwiek pó niejsze, mesjanistyczne ukierunkowanie powoduje odwrót od ubóstwienia natury, a zwrot ku mistycznej warto ci S³owa i jego gwaranta Boga (nie Ko cio³a). Potwierdzeniem takiej dwumityczno ci jako wyznacznika biegunowo ci w twórczo ci Mickiewicza jest pokre lenie przez Alinê Witkowsk¹50 obec44 N. Frye, Statek pijany: element rewolucyjny w romantyzmie, prze³. M. Orkan-£êcki, Pamiêtnik Literacki 1978 z. 3. 45 M. ¯migrodzka, dz. cyt., s. 312. 46 Tam¿e, s. 306. 47 Jakkolwiek analogiê miêdzy podej ciem romantyka Kannego a pogl¹dami Mircei Eliadego ustanawia siê jedynie na zasadzie antynomii pozahistorycznego czasu mitu i czasu historii (D. Shrey, Mythos und Geschichte bei Johann Arnold Kanne und in der romantischen Mythologie, Tübingen 1969, s. 312). 48 Tam¿e, s. 332. 49 K. Wyka, Pan Tadeusz . Studia o poemacie, Warszawa 1963, ss. 155-167. 50 A. Witkowska, S³owo i czyn, Warszawa 1986.


98

no ci w pierwszym okresie twórczo ci Mickiewicza autonomicznej sfery Natury, a w drugim dominacji Boga. W pierwszym niedaj¹ca siê poj¹æ rozumem, a dzia³aj¹ca na cz³owieka w sposób przemo¿ny nieszczê liwy kochanek jest w koñcu jej wiê niem, a najlepiej odczuwa j¹ lud (kieruj¹cy siê sercem tym organem czucia pierwotnych si³). Natura wkracza do Dziadów Mickiewicza z metaforyk¹ ziarna i odrodzenia. Tymczasem w drugim okresie jako wyraziciel Jedynego Boga istotny okazuje siê Mesjasz i to równie dobrze Chrystus, Napoleon, jak Towiañski tote¿ od pobytu w Rzymie poeta zaczyna siê poruszaæ w wiecznym uniwersum mitu religijnego, stawiaj¹c sobie i Bogu te same pytania, jakie formu³owali ojcowie Ko cio³a i wybitni filozofowie staro¿ytni, wielcy herezjarsi i mistyczni mnisi na górze Athos 51, a impuls instynktu czy emocji staje siê przes³ank¹ dzia³ania, tzn. do wzorowanego na za³o¿ycielskim ge cie mitu nowoczesnego przekszta³cenia s³owa w cia³o. Zagêszczenie paradoksu w liryce religijnej Mickiewicza staje siê jednak pretekstem do uogólnienia: Mickiewicz to poeta przeciwieñstw52. Ale dodaæ nale¿y te antynomie dzia³aj¹ w ró¿nych skalach. Mo¿na przyj¹æ, ¿e skala twórczo ci jest skal¹ rozleg³¹: na pocz¹tku sytuuje siê mit Natury, na koñcu Boga, przej cie jest d³ugie i mo¿e byæ interpretowane w kategoriach ewolucji. Czy jednak tak jest? Mo¿emy przenie æ siê w mniejsz¹ skalê: okres cyklu wyk³adów w Collège de France obejmuje tylko kilka lat. Jego opis, dokonywany przez pryzmat mono- i dialogiczno ci53, mo¿na uznaæ za pochodn¹ opisu dwumitycznego. Odwo³uj¹c siê w kwestii narzêdzia badawczego do u¿ywaj¹cego takiej terminologii Bachtina54, otrzymaliby my nastêpuj¹cy punkt wyj cia: monologiczno æ jest pochodn¹ kultury oficjalnej, która w dobie redniowiecza zwi¹zana jest z rycerstwem, dziedzicem tradycji Chrystusowej, a szerzej biblijnej (by przywo³aæ Opowie ci Okr¹g³ego Sto³u: król Artur i jego rycerze stanowi¹ analogiê do Chrystusa i jego uczniów); jej cechami charakterystycznymi s¹ hierarchiczno æ przestrzeni i linearno æ czasu, zamkniêta forma i decyduj¹ca rola statycznego

51 Tam¿e,

s. 99. 101. 53 E. Kasperski, Sprawa dialogu w Literaturze s³owiañskiej , w: Dziewiêtnastowieczno æ. Z poetyk polskich i rosyjskich XIX wieku. Prace po wiêcone X Miêdzynarodowemu Kongresowi Slawistów w Sofii, pod. red. E. Czaplejewicza i W. Grajewskiego, Wroc³aw 1988, ss.193-252. 54 Autor artyku³u przywo³uje m.in. antologiê Bachtin: dialog, jêzyk, literatura, pod red. E. Czaplejewicza i E. Kasperskiego, Warszawa 1983. 52 Tam¿e,


99

prawa. Dialogiczno æ stanowi pochodn¹ kultury ludowej (karnawa³owej), zwi¹zanej z warstw¹ spo³eczn¹, w której ramach dominuj¹ w wymiarze przestrzennym stosunki familiarne (równo æ czy te¿ zasada coincidentia oppositorum), a w ramach czasu cyrkularne (tote¿ ¿adne kawa³kowanie i mieræ indywidualnego cia³a nie s¹ gro ne w zestawieniu z nienaruszalnym ¿yciem wielkiego cia³a spo³ecznego lub kosmicznego), czemu towarzyszy otwarta forma decyduj¹ca rola dynamicznego, metamorficznego ¿ycia. Tak wiêc odwo³uj¹c siê do wyj ciowych pojêæ, przywo³ujemy w gruncie rzeczy mit. Rezultat opisu Kasperskiego jest nastêpuj¹cy: w wyk³adach dochodzi do kolizji a zarazem próby jej przezwyciê¿ania monologicznego, mesjanistycznego, objawicielskiego (w którym s³owo zarazem przemawia i realizuje siê, nie wdaj¹c siê w dyskusjê, bêd¹c¹ oznak¹ s³abo ci, wiêc niezdolno ci do zajmowania przez mówi¹cego najwy¿szego duchowego miejsca w hierarchii), podbudowanego wiar¹ w przekazywanie prawdy Boskiej modelu komunikacji z dialogicznym etosem Mickiewicza (nawiasem mówi¹c wskazywano, ¿e etos ten wywodzi siê jeszcze z filomackich jego do wiadczeñ), zwi¹zanym zarówno z aktualn¹ sytuacj¹ wyk³adowcy zwracaj¹cego siê do przedstawicieli ró¿nych nacji, z odniesieniem teoretycznym do F. D. Schleiermachera, wybitnego znawcy i t³umacza dialogów Platona, jak i z samego (w³asnego) za³o¿enia, ¿e nale¿y przemawiaæ w imiê (nienarzuconej) idei porozumienia i jedno ci ludów, opartej na wspólnocie zasad. Z jednej strony Mickiewicz zatem walczy z ide¹ dyskusji parlamentarnej, naukowej, estetycznej itd., za pomoc¹ argumentu dotycz¹cego jedynego s³usznego S³owa, z drugiej raz po raz odnosi siê do g³osów docieraj¹cych od strony s³uchaczy, a i same literatury przedstawia w trybie dialogowym. Komparatystyka przez niego wprowadzana z jednej strony zatem propagowa³a wp³yw , a z drugiej interferencje. Sposób, w jaki dokonuj¹ siê te wybory Mickiewicza i jego opowiedzenie siê po stronie jednego lub drugiego mitu stanowi rzecz interesuj¹c¹. Mo¿na jednak przenie æ siê w jeszcze mniejsz¹ skalê: na poziom pojedynczego dzie³a. Pan Tadeusz stanowi dla Aliny Witkowskiej podstawê konstatacji: Przedzierzgniêcie siê Zosi-dziewczynki w papilotach w narzeczon¹ i bóstwo rolnicze oraz uczta soplicowska wydana na cze æ generalicji wskazuj¹, ze poemat Mickiewicza zmierza³ do pojednania sprzecznych porz¹dków bytu i chcia³ zasugerowaæ wra¿enie nienaruszalnej harmonii ¿ycia 55. Z jednej strony pojawia siê tu bowiem porz¹dek hierarchiczny, cis³a etykieta, pozwalaj¹ca utrzymaæ odwieczny ³ad, wyros³y z historii, która uzyskuje zarazem wymiar teleologiczny; z dru55 A.

Witkowska, dz. cyt., s. 160.


100

giej mit religijny, który domaga siê krwawego ziarna jako symbolu mocy witalnej i odrodzeñczej. W idylli jedynie, jak sugeruje Witkowska, jest mo¿liwe tak rzadkie u Mickiewicza zgranie rytmu historii i natury 56 Jak widaæ, rysuje siê tutaj ciekawa prawid³owo æ: istnieje opozycja podstawowych mitycznych wzorców (przek³adalna na konkretne opowie ci, jak mit Demeter i Persefony czy Chrystusa b¹d na specyficzne ich aktualizacje jak opozycja monologiczno ci i dialogiczno ci), która wydaje siê (ze wzglêdu na mo¿liwo æ realizowania siê przez owe poszczególne opowie ci lub ze wzglêdu na ró¿ne dziedziny czy pola, na których mo¿e siê przejawiaæ) zyskiwaæ wymiar uniwersalny, powtarzaj¹c siê na ró¿nych poziomach badawczych. Mity te potrafi¹ ujawniaæ swoj¹ obecno æ w ró¿nych skalach i w tych okre lonych obszarach odgrywaæ rolê wyja niaj¹c¹, ujawniaj¹c zarazem ich jedno æ, jakkolwiek jest to jedno æ oparta na antynomii. W tym sensie wprowadzaj¹ one homogeniczno æ dynamiki miêdzy tym, co ró¿ne. Te wzorce wprowadzaj¹ jednak nierozerwaln¹, a przeto równie¿ z³o¿on¹, kompleksowo æ ujawniaj¹c¹ jedno æ miêdzy poziomami, a w ramach danego poziomu wahania i sprzeczno ci 57. Jednak istotne jest tutaj nie tylko to, ¿e w opisach Mickiewiczowskich przedsiêwziêæ pojawia siê takie w³a nie postrzeganie jego wizji. Równie istotne jest, ¿e Mickiewicz sam równie¿ stosuje takie kategorie opisu. Wydaje siê, ¿e i w jego wiadomo ci na ró¿nych poziomach ujawniaj¹ siê dwa wspomniane mity, ich pochodne i relacje. Zacznijmy zreszt¹ od samego mitu. Charakterystyczne, ¿e Mickiewicz przyjmuje, i¿ dla mitologii w 1812 roku zaczê³a siê nowa era, mianowicie era ledzenia jej przeobra¿eñ równie jak podstawowej jedno ci. Z pewno ci¹ przywo³ywana i tworzona58 przez niego mitologia rozpatrywana na wielu poziomach wspólnotowa (s³owiañska), narodowa (polska) i indywidualna, tj. mesjañska (Napoleon, Towiañski) stanowi tu istotne uzasadnienie takiego twierdzenia. Jednak w wyk³adzie z 4 kwietnia 1843 roku mitologiê umieszcza po ród innych dziedzin: historia, filozofia i poezja tworz¹ tu specyficzn¹ jedno æ kulturow¹, któr¹ u niego poszerzaj¹ jeszcze polityka, prawo itd.59. Mo¿e tym bardziej staje 56 Tam¿e,

s. 159. ¯migrodzka, dz. cyt., s. 333. 58 Tak zapewne nale¿y przede wszystkim rozumieæ stwierdzenie: Prelekcje to mit M. Piwiñska, Dzieje kultury polskiej w prelekcjach paryskich, w: A. Mickiewicz, Prelekcje paryskie, wybór, przek³. i komentarze L. P³oszewski, wybór wstêp i opracowanie M. Piwiñska, Kraków 1997, s. 26. 59 Na integralno æ wielu dziedzin w wyk³adach paryskich zwraca uwagê Micha³ Kuziak (Mickiewiczowski projekt slawistyczny w prelekcjach paryskich, w: Mickiewicz interdyscy57 M.


101

siê to uzasadnione, ¿e podkre la on wspólne pochodzenie mitologii, jêzyka i kultury z Azji, dok³adniej z Indii. Dziel¹c to, co stanowi jedno æ, i przechodz¹c ku heterogeniczno ci oraz ³¹cz¹c ró¿ne dziedziny w homogeniczn¹ jedno æ wykonuje krok, który bêdzie powtarza³. Ju¿ ta wyj ciowa (tak¿e dla S³owiañszczyzny) mitologia indyjska zostanie przez niego potraktowana jako wyraz obcowania z Bogiem za pomoc¹ natchnienia, acz to dopiero mitologia hebrajska dok³adniej Duch objawienia hebrajskiego jest znacznie wy¿szy od indyjskiego jak pisze w wyk³adzie XIII z 1843 roku, III, 16160. Tradycja hebrajska bowiem to nie ba ñ, nawet nie wy¿szy stopieñ tego, co przynosz¹ mity indyjskie, ale wy¿szy stopieñ duchowo ci, reprezentowany nastêpnie przez chrze cijañstwo (III, 162), jakkolwiek nie jest ono ¿adn¹ doktryn¹, a jedynie jak to ujmuje wcielon¹ tradycj¹. Tak wiêc mitologia indyjska zawiera sk³adow¹, która reprezentuje duchowo æ, ale nie w jej najwy¿szym stopniu (w³a ciwym temu, co dzi okre lamy jako mit nowoczesny), a zarazem charakterystyczna jest dla niej powszechno æ kultu s³oñca i ksiê¿yca, wyra nie prowadz¹cego do ubóstwienia si³ przyrody, wiêc do mitu Natury (co staje siê nawet pretekstem do wydzielenia w wyk³adzie z 7 marca 1843 roku dwu kategorii ludzi: ksiê¿ycowych i s³onecznych czyli stykaj¹cych siê z bóstwem tylko w wybranych chwilach lub nieustannie). Ten podzia³ (indyjskie hebrajskie) w sposób podstawowy zarysowuje przynajmniej towarzysz¹ce nam tu od pocz¹tku podstawowe rozró¿nienie mitu Boga i Natury (w której wedle wyk³adowcy duchowo æ nie wystêpuje w najwy¿szym stopniu). Pojawienie siê jedynego Boga nie jest, jak siê zdaje, dla Mickiewicza, wyrazem ewolucji, jednak w mitologii indyjskiej postrzega on niesamodzielny udzia³ tego, co u Hebrajczyków stanie siê samoistne. Jednak nie tylko rola Indów (objawienie których bierze pocz¹tek z uniesienia widokiem natury, a nastêpnie przekszta³ca siê, wed³ug niego, w pró¿niacze rojenia, w przeciwieñstwie do tego, co siê dzieje u Persów, gdy w grê wchodzi nauka Zoroastra III, 173) okazuje siê istotna, bowiem kiedy zaczêto wykreplinarny, pod red. K. Cysewskiego, S³upsk 1999, s. 177), umieszczaj¹c tê integralno æ w perspektywie komparatystyki kulturowej. Wcze niej na zamys³ porównywania rozmaitych prac umys³u ludzkiego z duchem ludów s³owiañskich wedle s³ów samego Mickiewicza uwagê zwraca³ Samuel Fiszman, Komparatystyka w prelekcjach paryskich Mickiewicza, Pamiêtnik Literacki 1981 z. 2, co sytuuje zamiar autora blisko dzisiejszych koncepcji w rodzaju propozycji Henry ego Remaka. 60 A. Mickiewicz, Literatura s³owiañska, w: Dzie³a t. VIII, Warszawa 1987, t. IX, Warszawa 1997, t. X, Warszawa 1998, t. XI, Warszawa 1998. Dalej korzystam z tego wydania przy cytatach zaznaczaj¹c kursy I-IV i numer strony.


102

laæ geograficzne szlaki, którymi idee rozchodzi³y siê po wiecie, nie mo¿na by³o pomin¹æ rozleg³ego obszaru S³owiañszczyzny (III, 147). Zaletê tej ostatniej mitologii (a w³a ciwie religii, jak dodaje Mickiewicz, przywo³uj¹c Quineta61, by dalej sprowadziæ wszelkie mity archaiczne lub, jak mówi, sprzed Abrahama, do poziomu ba ni, powie ci gminnej III, 175) stanowi to, ¿e nie zosta³a ona ska¿ona sztuk¹ i jej prawodawstwem , ³atwo przekszta³caj¹cym (nie tylko) sztukê w rzemios³o. Nie zosta³a te¿ ska¿ona systemem, jak to siê sta³o u Greków i Rzymian, którzy poszli w kierunku doktryn i szkó³ filozoficznych (II, 418) i z tego powodu u nich Izraelici nic nie mieli do powiedzenia, bo mieli Syna Bo¿ego, a nie system. W ka¿dym razie uznaje Mickiewicz (powtarzaj¹c diagnozê indyjsk¹ ), ¿e Ca³a mitologia s³owiañska jest jeno kultem s³oñca i ksiê¿yca (III, 157), a jednocze nie ¿e S³owianie przyjmowali w swych pojêciach religijnych (jakby religijno æ mia³a tu oznaczaæ wyabstrahowanie z ca³o ci mitycznej tylko pierwiastka duchowego) istnienie jedynego Boga ale z towarzysz¹cym mu z³ym duchem (I, 64) i wraca tym do indyjskich dwoistych pocz¹tków62. A za Schellingiem i Hanuschem (wprowadzaj¹cym pojêcie panteizmu) czyni j¹ tak¿e opart¹ na si³ach dodatniej i ujemnej, co pó niej przek³ada na antynomiê wiat³a i ciemno ci, ciep³a i zimna, po¿yteczno ci i drapie¿no ci zwierz¹t, lecznicze i truj¹ce w³a ciwo ci ro lin (III 172). Ponadto w tym typie mitów sytuuje ko³owo æ zawarowan¹ dla niego imieniem Kronosa (u Rzymian coellum, stwierdza, znaczy ko³o III, 170). Znacz¹ce, ¿e nie tylko wywodzi tê mitologiê ze wspólnego pocz¹tku, ale tak¿e za jej pomoc¹ sk³onny jest pokazaæ w³a ciwo ci wszystkich innych, np. greckiej. Jej rola staje siê wiêc egzemplaryczna w jego typologii, w której zaznaczona zostaje skrajna (III, 174) ró¿nica miêdzy tym biegunem (gdzie systemat s³owiañski, dotychczas zapoznany, wysuwa siê naraz na czo³o wszystkich staro¿ytnych systematów ! III,144) a tradycj¹ hebrajsk¹. Znamienne, ¿e to intuicyjne rozró¿nienie (jak dzi by my je nazwali) mitu archaicznego i nowoczesnego zostaje pomieszczone ju¿ w do wiadczeniu archaicznym, skoro Widaæ ( ), ¿e za³o¿yciele spo³eczeñstw pierwotnych mieli o Bóstwie i wiecie

61 O wzajemnych zwi¹zkach obu wyk³adowców Collège de France zob. np. M. Wodzyñ-

ska, Adam Mickiewicz i romantyczna filozofia historii w Collège de France. Warszawa 1976. 62 Tadeusz Linkner wskazuje, ¿e we wcze niejszych wyk³adach lozañskich pojawia siê inne ni¿ genetyczne (odziedziczenie po Indach) wyt³umaczenie swoistej dwoisto ci w wierzeniach S³owian, a mianowicie jako po³¹czenia pierwotnego przekonania o jedynym Bogu, jakkolwiek ukrytym, zas³oniêtym i niewidocznym, z wp³ywami Celtów, Gotów i Germanów przynosz¹cych ba³wochwalstwo (Mickiewicz o pierwotnej religii S³owian w wyk³adach paryskich, w: Mickiewicz interdyscyplinarny , dz. cyt., ss.187-188.


103

stworzonym pojêcia zbyt wysokie, aby móc kiedykolwiek pomieszaæ kult Boga z kultem S³oñca (III, 158). A wynika st¹d tak¿e niemo¿no æ pomieszania s³owiañskiego pojêcia Boga (nawet jedynego, choæ dope³nionego przecie¿ z³ym duchem, co w gruncie rzeczy wprowadza dwoisto æ) z Bogiem hebrajskim. Mimo to, a mo¿e dziêki temu to S³owianie maj¹ byæ w po³o¿eniu najbardziej sprzyjaj¹cym uzyskaniu prawdy (autentycznie, a nie urzêdowo chrze cijañskiej). Trudno powiedzieæ, czy podbudowaniu takiego postawienia sprawy nie ma pomóc interpretacja wiary w upiory jako wiary w indywidualno æ ducha ludzkiego (w ka¿dym razie nie miertelno æ duszy stanowi³a w jego pojêciu jedn¹ z podstawowych cech nieznaj¹cych objawienia pojêæ religijnych S³owian I, 64). Znamienne jednak, ¿e dla Mickiewicza wa¿ny staje siê nie tylko mit s³owiañski, ale znacznie szerszy, a w jego mniemaniu niezmiernie istotny, systemat mitologiczny nie tylko s³owiañski a raczej litewsko-s³owiañski (III, 144), w którym Litwinom m.in. przypisuje wiarê w wieczny byt duszy, przybieraj¹cej jednak ró¿ne kszta³ty (metempsychoza). Bohaterowie litewscy jawi¹ siê te¿ jako okrutni i bezlito ni, w przeciwieñstwie do polskich; nie odczuwaj¹ przywi¹zania do ziemi, a choæ chêtnie przyjmuj¹ cudz¹ narodowo æ wszêdzie zaszczepiaj¹ swoj¹ zdobywczo æ i wyobra¿enie potêgi (III, 185); tak wiêc Jagiellonowie i ideom polskim nadaj¹ nowy rozmach, bowiem gdy mitologia u S³owian przesz³a w ¿ycie prywatne, to ich w ¿ycie polityczne. W ten sposób zostaje zarysowana pewna koncepcja mitów: w s³abszym wyrazie obecne ju¿ w Indiach (a charakterystyczne dla wszystkich mitów, które mo¿na tu nazwaæ archaicznymi) przeczucie najwy¿szego Boga nie spowodowa³o wykszta³towaniu siê Go z mitu Natury i kultu np. s³oñca, ale w wyrazisty, oddzielny (nowoczesny) mit Boga wcielaj¹cego najwy¿sz¹ duchowo æ wykrystalizowa³ siê dopiero dziêki Hebrajczykom. Znamienne jest zarazem zaznaczenie w ramach mitu archaicznego wielo ci jego realizacji (Grecja, Rzym, S³owianie itd.) gwarantowanej wspólnym (Indowie) punktem wyj cia, a zarazem odrêbno ci¹ choæby tak¹, jak¹ w ramach najcenniejszego dla Mickiewicza systematu s³owiañsko-litewskiego (w³a ciwego ludom, które wygl¹d zewnêtrzny nawet dzieli!) stanowi z jednej strony indywidualna wieczno æ uobecniona w wampirach, a z drugiej strony wieczno æ zawarta w metamorfozach (lub metempsychozie). Szczególne zaskakuj¹ce w tym ostatnim przypadku zaakcentowanie systematu (choæ tak przed systematami gdzie indziej autor tak siê broni!) przynosi ow¹ dwoisto æ mówi¹c¹ o wzajemnym uwarunkowaniu paradygmatów: polska mitologia jest domowa i ³agodna litewska okrutna i pozbawiona zakorzenienia (Litwini ³atwo rozp³ywaj¹ siê w narodzie, który podbijaj¹), ale obie dopiero s¹ w stanie stworzyæ jedno æ dzia³aj¹c¹ w praktyce tak skutecznie, ¿e Litwinom


104

(których liczba tak niepokoj¹co maleje) przynosi to zakorzenienie, a Polakom nowy rozmach (III, 186). Je li S³owiañszczyzna jest duchowa, co Mickiewicz tak czêsto podkre la, to dopiero ³¹cz¹c siê z litewskim niepowierzchownym, g³êbokim i delikatnym odczuciem ¿ycia przyrody (III, 186), a wiêc poniek¹d z materialno ci¹, osi¹ga najlepsze rezultaty (w którym momencie autor prelekcji doda: Kiedy dusz ludzkich nie mog¹ pobudziæ ludzie, wówczas podejmuje siê tego natura; a wiêc i ona posiada warto æ IV, 113). Podkre laj¹c rolê Boga, mimo wszystko przywo³uje Mickiewicz Emersona, by przypomnieæ jego nawo³ywania do ci lejszego zwi¹zku z Natur¹ (III, 178), która domaga siê zniesienia podzia³ów maj¹tkowych, ekonomicznych i wszelkich innych (w³asno æ, podzia³ pracy), wyra nie zmierzaj¹c ku stanowi coincidentia oppositorum. Mickiewicz nie jest tu zbyt jasny, a nawet byæ nie mo¿e. Ale wydaje siê on mie ciæ tym opisem w ramach mitu archaicznego, w którym materialno æ i bosko æ ³¹cz¹ siê ze sob¹, choæ w sk³adowych systematu zdaj¹ siê czyniæ to na dwa ró¿ne sposoby, jakkolwiek ostatecznie dope³niaj¹ce siê. W tym uk³adzie czy symbiozie materialno ci i bosko ci (która przek³ada siê u niego na duchowo æ ) S³owiañszczyzna reprezentowa³aby przede wszystkim pierwiastek boski (duchowo æ ma wszak¿e przewodziæ, kierowaæ w tym przypadku mog³aby to czyniæ ³agodnie, nie jak Rosja dzia³aæ przemoc¹), jako ¿e jej odczucie natury mimo wszystko ma charakter jedynie zewnêtrzny, a zatem drugorzêdny, podczas gdy litewsko æ reprezentowa³aby wyra niej aspekt materialny (podbudowuje go jej w³a ciwe wewnêtrzne odczucie Natury), skoro wieczno æ duszy realizuje siê w tak wtopionych w Naturê metamorfozach. W ten sposób dopiero razem tworzy³yby tê skomplikowan¹ ca³o æ, która jest tak zasadniczym pojêciem romantyzmu. Przypisywane S³owiañszczy nie poczucie duchowo ci nie stawa³oby w takim przypadku w konflikcie z nieobecno ci¹ jednego Boga (hebrajskiego), który pojawia siê dopiero z chrze cijañstwem. Tym samym Mickiewicz wychodzi³by poza konwencjonaln¹ religiê nie mniej, ni¿ Goethe mówi¹cy o wiêtym ¿yciu Natury; obecno æ za u S³owian takiej w³a nie, jak wspomniana, postaci duchowo ci (jeszcze nie w najwy¿szym stopniu, ale ju¿ jednej), w istocie mo¿e stanowiæ pomost do przej cia ku odczuciu Boga nie w sposób urzêdowy , jaki narzuca Ko ció³, a wiêc mistyczny. Czytelny zatem pozostaje w wyk³adach paryskich63 obraz mitów, które uk³adaj¹ siê w nieprost¹ opozycjê i zwi¹zek (jednolitego mitu) Boga i (mitu) 63 Jaros³aw

£awski (Mickiewiczowskie rozumienie mitu/mitologii w pismach z lat 1818-1838, w: Mity, mitologie, mityzacje nie tylko w literaturze, pod red. i ze wstêpem L. Wi-


105

Natury z wyakcentowaniem w tym drugim przypadku zarówno rozdwojenia (Grecy, Rzymianie s¹ obcy przez systemowo æ S³owianom), jak i podwójno ci (w owym ³¹cz¹cym obce sobie narody, s³owiañski i nies³owiañski, systemacie polsko-litewskim, stanowi¹cym swoist¹ uniê mitologiczn¹, której istnienie uzasadnia czyn). W tym drugim przypadku zatem nie tworzy siê teoretycznych systemów, ale wchodzi siê w system i tworzy sob¹ syntezê. Ten rodzaj syntezy zdaje siê t³umaczyæ uwaga Zofii Stefanowskiej64, ¿e nie ma radykalnego pêkniêcia w wyk³adach Mickiewicza, zdominowanych przez jego historiozofiê poszukuj¹c¹ prawid³owo ci pomimo czasem do æ osobliwej selekcji faktów. Prawid³owo ci te ujawniaj¹ siê jednak wyra nie, gdy wychodzimy poza jeden poziom choæ zrekonstruowany tu reprezentowa³ najszersz¹ skalê, wychodz¹c poza sam¹ tylko Europê. To cieranie siê i dope³nianie porz¹dków mitycznych podlega jednak powieleniu na kolejnych poziomach. Przywo³ajmy tu przynajmniej jeden. Wê¿sz¹ ni¿ poprzednia skalê wyznacza problematyka europejska. I tutaj pojawi siê dwoisto æ zarówno zewnêtrzna (Zachód Wschód), jak i wewnêtrzna, jako ¿e S³owiañszczyzna zostaje szeroko pojêta, bo w wyk³adach Mickiewicza w sk³ad tej grupy wchodz¹ geograficznie rzecz bior¹c ró¿ne grupy S³owian, a wyró¿niaj¹ siê szczególnie dwie, Polacy i Rosjanie. Tak wiêc to, co jedno, zostaje tutaj pokazane w swej z³o¿ono ci. Natomiast charakterystyczne, ¿e to, co nie jest wyzbyte z³o¿ono ci, Zachód, zostanie jednocze nie potraktowane en bloc jako z³y duch i sprowadzone przede wszystkim do jednej wielkiej obietnicy, jak¹ stanowi dla Mickiewicza Francja, reprezentowana przez Napoleona, który z kolei jest najwy¿szym reprezentantem ducha. Ale to ju¿ dalsza kwestia. Wed³ug niego, Zachód dusi siê w swych doktrynach (IV, 17), a doktryny s¹ martwe i widaæ tu analogiczne odsuniêcie siê od nich, jak w przypadku mitów Grecji czy Rzymu. Ta s³abo æ dotyka chyba ca³ej Zachodniej kultury, reprezentowanej tak przez Ko ció³ urzêdowy (IV, 156), jak i urzêdow¹ naukê (IV, 107). Zachód jest zreszt¹ nie tylko duchowo zmechanizowany, ale te¿ zmaterializowany i uprzemys³owiony. Ju¿ wydobyciu tej przedchrze cijañskiej proweniencji S³owiañszczyzny towarzyszy ironia skierowana nie przeciw niej by-

niewskiej, Bydgoszcz 2005; rozszerzona wersja w: Problemy tragedii i tragizmu, pod red. H. Krukowskiej i J. £awskiego, Bia³ystok 2005, podkre la, ¿e we wcze niejszych pismach Mickiewicz nie móg³ i nie chcia³ jako rzecznik Objawienia potraktowaæ go w³a nie na równi z (innymi) mitami, ale przyznaje, i¿ w prelekcjach wystêpowa³ on tyle¿ jako mesjanista, ile jako historiograf i, dodajmy, S³owianin, a tak¿e Litwin. 64 Z. Stefanowska, Legenda s³owiañska w prelekcjach paryskich Mickiewicza, Pamiêtnik Literacki 1968 z. 2.


106

najmniej, lecz przeciw reformatorskim zakusom Zachodu wobec ludu S³owiañskiego : Chcieliby naprzód ucywilizowaæ go, to jest zrobiæ zeñ kupca, kramarza, przemys³owca, uczyniæ zeñ Anglika, Niemca czy Francuza, pozbawiæ go cech s³owiañskich (III, 177) które to cechy wyra nie przeciwstawiaj¹ siê idea³om kupca i przemys³owca, pozostaj¹c w cis³ym zwi¹zku z mitologi¹ ³agodnej duchowo ci i rustykalnym charakterem S³owian. Przywo³uj¹c Emersona, ³¹czy Mickiewicz wyra nie s³owiañsk¹ ideologiê z daleka od zdobywczo ci Natur¹ przeciwstawion¹ ideologii Zachodu (III, 178), choæ k³ad¹c akcent na miêkk¹ postaæ Chrystusa raczej, ni¿ na Boga Starego Testamentu, nie dokonuje powi¹zania tego ostatniego ze zdesakralizowan¹ nowoczesno ci¹, jak dzi czyni to np. Vattimo65, a wydaje siê bardziej solidaryzowaæ z mo¿liwo ciami tkwi¹cymi w micie wiecznego powrotu66. Mimo wszystko Francuzi jedynie, nie Anglicy, nie Niemcy, wymykaj¹ siê rutynie w rzeczach wielkich (Rewolucja Francuska) i mniejszych (mo¿na zostaæ urzêdnikiem i genera³em (i profesorem) na polu bitwy , a wiêc sprawdzaj¹c siê w praktyce. To niepoprawne barbarzyñstwo ludu francuskiego wynika z tego, co w jego naturze najg³êbsze. Duch francuski jest, jak powiedzieli my, intuicyjny; czuje siê wy¿szym ponad wszystko, co jest drobiazgowo ci¹, szczegó³em, specjalno ci¹, systemem. Stale i uporczywie pragnie on osi¹gn¹æ »natychmiast, ca³kowicie, wszêdzie« ( ) Duch s³owiañski ma tê sam¹ naturê i te same d¹¿no ci, co duch Francuzów (IV, 152-153). Mickiewicz zatem liczy, ¿e sojusz z Zachodem zostanie osi¹gniêty przez sojusz z Francj¹, bowiem liczne zagadnienia filozoficzne i ekonomiczne mog¹ byæ ³atwo rozstrzygniête orê¿em francuskim ! (IV,117). Z drugiej za strony skoro na razie Pary¿ jest stolic¹ s³owa, s³owa we wszystkich znaczeniach ( ) ale jeszcze bez swojego pana, jakim jest Duch Bo¿y (IV, 119) to co w tej mierze ma do zaoferowania S³owiañszczyzna. Mówi¹c wprost, zaoferowaæ chce swoje bycie duchowym panem. Przy czym panowanie to zasadzaæ by siê mia³o na szczególnych predyspozycjach S³owian do ³¹czenia tego, co odmienne: Podczas gdy w Europie wszystko siê dzieli i rozdrabnia, u ludów s³owiañskich, przeciwnie, wszystko siê skupia i d¹¿y do zogniskowania (IV, 139). Europa (Zachód) zatem rozdrabnia i dzieli jedno, Wschód d¹¿y do (pokojowego) zogniskowania i po³¹czenia tego, co inne. Interesuj¹ce, ¿e skoro duchowo æ zawsze uzyskuje pozycjê pana Zachód przyj¹æ powinien tu 65 Gianni Vattimo, (Koniec nowoczesno ci, prze³. M. Surma-Gaw³owska, wstêp A. Zawadzki, Kraków 2006, s. 95) ³¹czy charakterystyczn¹ dla mitu nowoczesnego wizjê historii z jej wizj¹ w nowoczesno ci, gdzie postêp i cel uzyskuj¹ swoj¹ zsekularyzowan¹ postaæ. 66 W. Szczerba, dz. cyt.


107

pozycjê podleg³¹, mówi¹c eufemistycznie. Podleg³o æ ta z³agodzona by byæ mia³a faktem, ¿e choæ S³owianie reprezentuj¹ panuj¹cy pierwiastek duchowy (i jak za oceanem Emerson, podejmuj¹ wiêt¹ wojnê przeciw ludziom ksi¹¿ek i systematów), to poza tym s¹ pokojowi, nie gro¿¹ najazdem Europie. Lud (ch³op) s³owiañski nie da siê pchn¹æ przez jak¹ krwio¿ercz¹ teoriê, a oczekuje, by rz¹dzono nim z mi³o ci¹ (III, 139). Brzmi to do æ ma³o wiarygodnie, zwa¿ywszy rolê Rosji, z powodu której kwestia S³owiañszczyzny nie jest taka zupe³nie prosta. Napiêcie miêdzy pobit¹ Polsk¹ a zaborcz¹ Rosj¹ jest oczywiste. Mickiewicz jednak stara siê to przekroczyæ. W ramach tego, co nazywa Rosj¹, wprowadza dalsze zró¿nicowanie: oddzieliæ trzeba naród od w³adców, ukszta³towanych na obcych duchowi s³owiañskiemu wzorach. Ostatecznie za wyobra¿a sobie symbiozê: Polska bowiem mo¿e daæ Rosji warto ci moralne, gdy Rosja Polsce pierwiastki historiotwórcze , takie jak ustrój czy organizacja. Nawiasem zauwa¿my, ¿e wcze niej ta rola historiotwórcza nale¿a³a do Litwinów! (Gdyby¿ móg³ przeczuæ, jakiej sytuacji w koñcu bêd¹ odpowiadaæ te s³owa!). Mickiewicz na pocz¹tku swych wyk³adów pisze: Badacze tegocze ni, historycy i mitografowie, wszyscy poszli ladem uczonych przesz³ego wieku, encyklopedystów francuskich. I oni uwa¿aj¹ mitologiê za w¹tek zmy leñ dowolnych, je li nie zgo³a niedorzecznych; nie wierz¹, by mo¿na by³o j¹ u³o¿yæ w jak¹ porz¹dn¹ ca³o æ, nie przysz³o im nigdy na my l, by szukaæ tam róde³ do historii narodowej. Zmy lenia te czasem siê przytacza, szuka w nich wiadectw o stanie ¿ycia domowego, o stanie duchowym ludu, ale nigdy wyt³umaczenia jego stanu politycznego czy nawet rozwoju dziejowego (I, 67).

Tak wiêc w poprzednim wieku, jak to ocenia, traktowano czasami mity jako (niedoskona³e, wymagaj¹ce krytycznego podej cia i przede wszystkim pozbawione ca³o ciowego zamys³u) ród³o wiedzy o niekoniecznie zasadniczych kwestiach (¿ycie domowe) lub dotycz¹cych co najwy¿ej ¿ycia poszczególnych ludzi. Wyra¿a wiêc niedosyt zwi¹zany z rozpoznaniem ich funkcji w zbiorowo ci i historii. Sam wydobywa trzy elementy (Bóg jedyny, z³y duch i nie miertelna dusza), które, jego zdaniem, sk³adaj¹ siê na (wyp³ywaj¹cy z czucia) dogmat religijny S³owian, a Ten dogmat jest te¿ podstaw¹ ich stanu spo³ecznego i politycznego (I, 67), krótko mówi¹c stanowi podstawê wszelkich porównañ. Dogmat ten wedle niego jest czym po rednim miêdzy mitami (przez co rozumie tu, ci le mówi¹c, mity archaiczne), które s¹ jego ska¿eniem (choæby przez to, ¿e bosko æ nie jest w nich czysta , skoro wi¹¿e siê z ulegaj¹c¹ przemianom materi¹ (jak powiedzmy ogieñ, woda, ziemia, powietrze u Owidiusza), a bêd¹cym


108

Prawem S³owem objawionym (stanowi¹cym symbol mitu nowoczesnego), które go przerasta. Eksponuj¹c ów dogmat, próbuje uzasadniæ, dlaczego ludy s³owiañskie nie dokona³y dot¹d wielkich podbojów, nie przedsiêwziê³y wielkich wypraw bo by³y poni¿ej mitu nowoczesnego, posiadaj¹c wierzenia, ale nie posiadaj¹c bezpo redniego kontaktu z Bogiem poprzez Jego S³owo lub Syna. Ale wskazuje te¿, dlaczego maj¹ predyspozycje, by mimo wszystko przewodziæ innym, sytuuj¹c siê na szczycie hierarchii w³a ciwej mitowi nowoczesnemu. Mo¿e staæ siê tak, poniewa¿ zarazem s¹ powy¿ej mitu archaicznego, reprezentuj¹c nie tyle w³a ciw¹ mu materialno æ, ile duchowo æ, a ta duchowo æ jakkolwiek mniejszego stopnia, ni¿ Boga Biblii (mitu nowoczesnego), to mimo wszystko po pierwsze pozwala ³atwiej poj¹æ autentyczne, mistyczne objawienie, zamiast przejmowaæ urzêdowe , martwe prawdy, po drugie pozwala zaj¹æ w³a nie pozycjê (duchow¹) sk³aniaj¹c¹ innych do przyjêcia roli materialnej czy technicznej np. zbrojnego ramienia (które rozwi¹¿e tyle¿ problemy militarne, ile ekonomiczne!), technicznego wyposa¿enia lub wsparcia cywilizacyjnego. Próbuj¹c wyeksponowaæ tê obiecuj¹c¹ pozycjê pomiêdzy , pos³uguje siê Mickiewicz z konieczno ci obydwoma mitami, które stanowi¹ bieguny tego pomiêdzy a tym, co mo¿emy w jego koncepcji odnale æ, staje siê mniej ów dogmat religijny jako podstawa wszelkich porównañ, bardziej sposób korzystania przez niego z wyj ciowych mitów, które jako podstawa porównania odbijaj¹ siê w sposobie konstruowania przez niego obrazu stanu politycznego czy rozwoju dziejowego . Jego obraz mitów, jeszcze raz to podkre lmy, nie by³ do koñca jednoznaczny. Nie podlega³a dyskusji nadrzêdno æ i jednocze nie modelowo æ mitu hebrajskiego z jedynym Bogiem, reprezentuj¹cym czyst¹ duchowo æ. Jednak wobec tego mitu (rzecz jasna Mickiewicz uchyli³by siê przed u¿yciem tej nazwy) w opozycji sytuowa³ jego dogmatyczn¹ wersjê, gwarantowan¹ przez urzêdowy Ko ció³, który (podobnie jak jezuici) nie realizowa³ ducha Boskiego przes³ania, a jedynie jego pozór. Mit archaiczny przybra³ u niego formê mniej wyrazist¹, jakby obawia³ siê on jego dwuznaczno ci i to ujawni³o siê ju¿ w opisie mitów indyjskich. Opisuj¹c wierzenia S³owian, musia³ wiêc wprowadziæ obc¹ nacjê Litwinów, by przekazaæ jej jako dominantê okrucieñstwo, a zarazem zdolno ci zdobywcze i pañstwowotwórcze, poniek¹d zakorzenione w wewnêtrznym ¿yciu Natury (dzi powiedzieliby my w instynktach). Pomimo wiêc, i¿ S³owianom przypisa³ kult s³oñca i ksiê¿yca, to uczyni³ ich zwi¹zek z Natur¹ zewnêtrznym , dziêki czemu móg³ im zarazem przypisaæ dominantê duchow¹, która w dodatku eksponowa³a jednego Boga, jakkolwiek towarzyszy³ mu z³y duch. W ten sposób antynomicz-


109

no æ si³ bogów mitu archaicznego zosta³a w pewnej mierze zatarta, sugeruj¹c niemal hierarchiczny uk³ad, w³a ciwy dla mitu nowoczesnego, co zapewne uzasadniaæ mia³o ³agodno æ i wysok¹ etyczno æ S³owian. Byæ mo¿e takie przechylenie ich mitów w kierunku jednego Boga móg³ t³umaczyæ ich podej ciem do rzeczywisto ci intuicyjnym, nie dogmatycznym (co mimo wspólnej podstawy mitycznej wprowadza³o tak¿e wewnêtrzn¹ antynomiê wierzeñ s³owiañskich i dogmatycznych greckich lub rzymskich). Konsekwencja takiego widzenia mitologii S³owian, i nie tylko, ujawnia siê w interpretacjach historii i polityki. Niejasne by³oby, sk¹d w ród S³owian rosyjski absolutyzm, gdyby nie za³o¿enie, ¿e zosta³ on zaszczepiony w³adzy przez obcych (Azjatów), pe³ni¹cych w ramach tego narodu funkcjê podobn¹, jak Litwini w litewsko-polskim systemacie (a Jagiellonowie w polskiej polityce). Problem polega na tym, ¿e w tym pierwszym przypadku nie tylko mitycznej unii mimo wszystko kierownictwo nale¿y do ducha (Mickiewicz przy okazji pokazuje zalety polskiego sytemu politycznego), gdy w tym drugim w (zdesakralizowanej) hierarchii zwyciê¿a pierwiastek materialny. Paradoksalnie jednak taki uk³ad te¿ daje nadziejê na ewentualne dope³nienie siê polskiej etyczno ci i rosyjskiej si³y pañstwa rzecz jasna duch powinien odgrywaæ tu rolê wiod¹c¹. Podobnie widzi te¿ mo¿liwo ci zwi¹zane z Zachodem, w którego ramach wyró¿nia siê niedogmatyczna (móg³ tak s¹dziæ, dopóki nie straci³ katedry w Collège de France), barbarzyñska (!) Francja, która mo¿e stanowiæ znowu takie samo dope³nienie duchowej Polski, jak wcze niej Litwa. We wszystkich tych przypadkach Mickiewicz skonstruowawszy swój mitologiczny systemat usi³uje na jego podobieñstwo przedstawiæ te¿ polityczny i historyczny. Jego wizja koncentruje siê na zajêciu po redniego w gruncie rzeczy miejsca miêdzy paradygmatem linearnym (hierarchia), opartym na sile (przeobra¿aj¹cej siê w absolutyzm), a paradygmatem ko³owym, w którym wolno æ przechodzi ³atwo w bezsilno æ (co szczególnie drastycznie wygl¹da w perspektywie pañstwa). Wydaje siê wiêc, ¿e nie tyle Bóg jako gwarant tego pierwszego i nie Natura jako gwarantka drugiego, ile zawieszony pomiêdzy nimi Chrystus (wpisany tyle¿ w hierarchiê paradygmatu linearnego, co w cyrkularno æ czasu paradygmatu ko³owego) wydaje mu siê odpowiednim wzorcem dla sytuacji, któr¹ ma opisaæ. Ale opisuje j¹, siêgaj¹c do owych modeli podstawowych Boga i Natury. Zastanawiaj¹ce jest, ¿e zawsze szuka dla Polski przywództwa (hierarchia) opartego na ³agodno ci (coincidentia oppositorum). Kiedy zawiod³y nadzieje militarne, Mickiewicz wykorzystuje si³ê, któr¹ sam dysponuje: s³owa i mitycznych wzorców. Byæ mo¿e jest ona przekonuj¹ca na sali wyk³adowej. Jednak samo przeczytanie wyk³adów Mickiewicza przez


110

Micheleta starczy³o, by zda³ on sobie sprawê, jak obaj ró¿ni¹ siê miêdzy sob¹. Có¿ dopiero mówiæ o stanowisku narodów. Nie to jednak jest tu istotne. W tym przypadku istotne jest jedno: Mickiewicz odwo³uj¹c siê do mitu nowoczesnego i archaicznego, pokazuje ich obu negatywne realizacje gdy staj¹ siê one dogmatami. Natomiast niedogmatyczne ich funkcjonowanie oznacza mieszanie wzorców, które powoduje tyle¿ powstanie jedno ci, co i sprzeczno ci. Nie zmienia to faktu, ¿e wzorce owe w dalszym ci¹gu pozostaj¹ podstaw¹ porównañ. Sam za efekt porównania mie ci siê w granicach filozofii kultury. Comparative studies: between Mickiewicz and to-day This article presents comparative studies understood as a philosophy of culture, basing upon Henry H. Remak s definition and the enumerative definition of culture by Edward B. Tylor. Reference is also made to the two types of Eliade s myths and two types of paradigm as a tertium comparationis, showing through a comparative depiction the relationships, appearing in related texts, of the primary figures (God and Nature) and categories of culture (time and space).


Wiek XIX. Rocznik Towarzystwa Literackiego im. A. Mickiewicza, Rok I (XLIII) 2008

OMÓWIENIA I MATERIA£Y

Ewa Ihnatowicz Warszawa

WIEK XIX W WIEKU

W poszukiwaniu sensów dziewiêtnastowieczno ci i przejawów jej wiadomo ci w dziewiêtnastowiecznej prasie warto zwróciæ uwagê na sygna³, który p³ynie z tytu³u pisma. Przez takie tytu³y jak Czas , Wiek , Wiek Nowy , Chwila wydawcy i redaktorzy sygnalizowali w³a nie poczucie bie¿¹cego czasu oraz zamiar oparcia wiêzi z czytelnikiem na wspólnocie tego poczucia. Mo¿na siê spodziewaæ, ¿e znalaz³o to odbicie w poruszanej przez pismo problematyce, w ujêciach tematów, w sformu³owaniach. ¯e uczestnicy wieku pary i elektryczno ci (w tym literaci) mieli wiadomo æ nowoczesno ci, nowych mo¿liwo ci swojego czasu to oczywiste. Lektura gazety jednak daje nam mo¿liwo æ przybli¿enia zbiorowego rozumienia specyfiki dziewiêtnastowieczno ci, której obecno æ pismo g³osi³o poprzez swój tytu³. W Warszawie od 1 lipca 1873 zacz¹³ siê ukazywaæ dziennik Wiek 1, z podtytu³em Gazeta polityczna, literacka i spo³eczna , dodatkowo sygnalizuj¹cym, ¿e w pi mie znajd¹ siê sprawy aktualne i obchodz¹ce tak zwany ogó³. Tytu³em Wiek wydawca zdawa³ siê powielaæ pomys³ widoczny w tytule Czasu , znanego dziennika wychodz¹cego w Krakowie ju¿ od roku 1848. 1 W miarê up³ywu czasu, dostosowuj¹c sie do wymagañ wzrastaj¹cej konkurencji i staraj¹c siê odpowiedzieæ zapotrzebowaniu czytelników, redakcja zmienia³a szatê pisma, a tytu³ przybra³ postaæ Wiek Ilustrowany Polityczny, Literacki i Spo³eczny .


112

Podobny zreszt¹ wydaje siê tak¿e ziemiañsko-mieszczañski adres czytelniczy Wieku 2 i jego usytuowanie w niezale¿nym, umiarkowanym, nieskrajnym rodku, podsumowane deklaracj¹ w koñcz¹cym stulecie roku 1900: jeste my organem polskim, chrze cijañskim i najzupe³niej niezale¿nym, bez jawnych ani ukrytych subwencjonariuszów i protektorów. To charakteryzuje program i dzia³alno æ »Wieku« od lat dwudziestu siedmiu 3. Wprawdzie za odpowiednik Czasu w Warszawie historyk uzna³ S³owo , bra³ jednak pod uwagê kryterium dominuj¹cej idei pism4; zwróæmy uwagê, ¿e w pocz¹tkuj¹cym S³owo roku 1882 by³a ju¿ zajêta formu³a tytu³u dziennika Wiek . Inny ju¿ charakter ma tytu³ Nowiny Niedzielne , nadany ukazuj¹cemu siê od roku 1876 dodatkowi niedzielnemu do Wieku . Sygnalizuje on tylko aktualno æ nowych wiadomo ci, poniewa¿ pismo by³o pomy lane jako zape³niaj¹ce niedzieln¹ lukê pozostawian¹ przez dziennik wychodz¹cy w dni powszednie. Zachowano zreszt¹ tytu³ Nowiny , gdy dodatek wy³¹czy³ siê i przekszta³ci³5 w samodzielny dziennik6. Podkre lan¹ tak mocno niezale¿no æ Wieku od subwencjonariuszów i protektorów rozumieæ trzeba jako niezale¿no æ finansow¹, która umo¿liwia niezale¿no æ opinii7. Kazimierz Zalewski, przej¹wszy Wiek od Fryderyka Henryka Lewestama, prowadzi³ pismo od roku 1875 prawie do koñca jego istnienia. Powodzenie Wieku trwa³o co najmniej do roku 1900 (wed³ug triumfalnego obwieszczenia redakcji umieszczonego zaraz pod paskiem tytu³u w roku 1900 nak³ad siêga³ 19 000

2

Por. Z. Kmiecik, Warszawska prasa codzienna w latach 1886-1904, Kwartalnik Historii Prasy Polskiej XXV:1986 nr 4, ss. 23-46 (o Wieku ss. 38-40). 3 Wiek Ilustrowany Polityczny, Literacki i Spo³eczny 1900 nr 326, s. 1. 4 Cz. Lechicki, Polskie czasopi miennictwo katolickie w latach 1833-1914, Kwartalnik Historii Prasy Polskiej XXII:1983 nr 1, ss. 19-42. Autor s³usznie nie wymienia Wieku w ród pism katolickich, chocia¿ mo¿na czasem w pi mie znale æ np. wyra¿on¹ w li cie do redakcji opiniê, i¿ docenienie na ³amach zas³ug osoby duchownej to jeden wiêcej dowód, ¿e «Wiek» jest szczerze katolickim, i jak nale¿y, prawdziwie polskim organem s³u¿¹cym Ko cio³owi, a przez to i spo³eczeñstwu (Listy z podró¿y, Wiek Ilustrowany Polityczny, Literacki i Spo³eczny 1900 nr 271, s. 7). 5 Por. J. K¹dziela, [has³o] Wiek, w: Literatura polska. Przewodnik encyklopedyczny, t. 2, pod red. A. Hutnikiewicza i A. Lama, Warszawa 1985, s. 583. 6 Z. Kmiecik, Prasa Polska w Królestwie Polskim i Imperium Rosyjskim w latach 1865-1904, pkt Nowiny Niedzielne , w: Historia prasy polskiej, red. J. £ojek, tom 2: Prasa polska w latach 1864-1918, Warszawa 1976, ss. 21-24. 7 Wed³ug wspomnienia dziennikarza zdobywaj¹cego w Wieku zawodowe do wiadczenie, finansowanie zapewnia³ zamo¿ny ojciec redaktora Kazimierza Zalewskiego, zakupiwszy pismo (S. Dunin, Wspomnienia dziennikarza, Wroc³aw 1963, s. 125).


113

egzemplarzy8; na pocz¹tku lat dziewiêæsetnych nasta³y dla wydawnictwa gorsze czasy), co jest bardzo wa¿ne dla sta³o ci formu³y dziennika, a co za tym idzie, dla ci¹g³o ci obecnych w nim sensów XIX stulecia. Osoba Zalewskiego do wiadczonego redaktora i popularnego pisarza stanowi³a tak¿e o otwartym charakterze redakcji (i w znaczeniu zespo³u, i w znaczeniu lokalu)9, a to z kolei idzie w parze z towarzysk¹ popularno ci¹ samego pisma, sk¹din¹d i tak poczytnego. Pozwala to traktowaæ tê formu³ê dziewiêtnastowieczno ci jako nieodosobnion¹. Najwiêcej okazji do wypowiedzi sugeruj¹cych rozumienie wieku XIX da³y si³¹ rzeczy lata: 1873, czyli pierwszy rok istnienia pisma, oraz 1900, ostatni rok wieku. Lata 1899 i 1900 by³y widowni¹ ogólnej dyskusji o tym, który rok rzeczywi cie koñczy wiek XIX. Redakcja Wieku by³a zdania, ¿e rok 1900, napomyka³a jednak o tym podziale opinii. Dlatego ju¿ w roczniku 1899 rozsiane s¹ mimochodem rzucane uwagi o zbli¿aj¹cym siê prze³omie wieków. Ostatnie roczniki gazety z XIX stulecia nie wskazuj¹, by w formule pisma dokona³a siê zasadnicza zmiana. Przegl¹d reprezentatywnych artyku³ów i notatek z wymienionych dwóch roczników 1873 i 1900, stanowi¹cych klamrê, pozwoli wiêc zarysowaæ obecne w tej gazecie ujêcie dziewiêtnastowieczno ci.

1. Wiek i wiek Potwierdzenie sugestii, ¿e poprzez tytu³ pisma redakcja zwraca uwagê na bie¿¹cy czas, istotnie znajdujemy ju¿ w pierwszym numerze, w zakoñczeniu deklaracji redakcyjnej: wiat³o nauki, wiat³o bezustannego postêpu ludzko ci, nie przyciemniaj¹c bynajmniej blasku wiêto ci, który jest sercom naszym wrodzony, czyni¹ nas uczestnikami tej wielkiej biesiady, do jakiej dziewiêtnaste stulecie zaprasza swych zwolenników. Ka¿dy kto zasi¹ æ zechce do uczty, jest tutaj wybrañcem, przed nikim wrota nie s¹ zamkniête. ¯yczliwego wiêc od ludzi dobrej woli przyjêcia oczekujemy dla pracy nowego pisma, które postawi³o sobie zadanie przed spó³czesno ci¹ nasz¹ ¿¹dn¹ prawdy i wiedzy roztworzyæ bogaty skarbiec naszego Wieku10.

Przede wszystkim zwróæmy uwagê na zastosowanie w ostatnim zdaniu gry s³ów, umo¿liwionej przez rezygnacjê z cudzys³owu, w który powinien byæ ujêty 8 Wiek

Ilustrowany Polityczny, Literacki i Spo³eczny 1900 nr 271, s. 1. Dunin, dz. cyt., s. 128. Por. Z. Kmiecik, Warszawska prasa , s. 40. 10 F. H. L. [Fryderyk Henryk Lewestam], Do czytelników Wieku , Wiek 1873 nr 1, s. 1. 9 S.


114

tytu³ Wiek . Tak, w cudzys³owie, wystêpuje on w nag³ówku deklaracji: Do czytelników Wieku . Natomiast w tek cie konsekwentnie pisze siê bez cudzys³owu, za to z du¿ej litery i grub¹ czcionk¹. Taka pisownia we wspomnianym ostatnim wersie powoduje, ¿e przez otwierany przed czytelnikami bogaty skarbiec trzeba rozumieæ zarówno dziewiêtnaste stulecie (wiek) , jak gazetê ( Wiek ) , ca³y zacytowany fragment jest wiêc zgrabnym znaczeniowym palimpsestem11. Sens pierwszy wspiera zdanie o XIX stuleciu zapraszaj¹cym wszystkich do biesiady okre lenie swych zwolenników mo¿na wtedy odczytaæ jako wiadomie ¿yj¹cych w nim (w wieku XIX) , a naszego jako tego, w którym ¿yjemy . Pisownia pospolitego rzeczownika wiek wielk¹ liter¹ oznacza³aby szczególn¹ wagê tego w³a nie naszego wieku i zaanga¿owanie emocjonalne jego zwolenników (wcze niej w tym artykule u¿yto ju¿ okre lenia Stulecie nasze i stulecie napisano wprawdzie zwyk³¹ czcionk¹, ale wielk¹ liter¹). Mieliby my wiêc deklaracjê pojmowania XIX stulecia jako czasu niezwyk³ych mo¿liwo ci, atrakcyjnych i dla rozumu, i dla serca, prosz¹cych siê o wykorzystanie i obiecuj¹cych satysfakcjê tym, którzy skorzystaj¹ z nich ze wiadomo ci¹ znaczenia w³asnej aktywno ci. Sens drugi wspiera zdanie o ludziach dobrej woli ¿yczliwie przyjmuj¹cych nowe pismo. Wielka biesiada oznaczaæ mo¿e wtedy niekoñcz¹c¹ siê rozmowê redakcji i czytelników, za po rednictwem gazety, o interesuj¹cych wszystkich rozmówców sprawach XIX stulecia. Zdanie o ka¿dym-wybrañcu i o otwartych wrotach odnosi³oby siê do adresu czytelniczego oraz demokratycznych i integracyjnych intencji redakcji. Zadanie postawione sobie przez redakcjê polega³oby na aktywowaniu owej rozmowy, czyli udostêpnianiu skarbów my li i uczuæ tkwi¹cych w poruszanych sprawach. Wiek XIX, skarbiec , by³by wiêc czasem o niezwyk³ym dorobku, a rezerwuarem wielkich mo¿liwo ci uczestniczenia w tym dorobku by³by Wiek - skarbiec . Oba te w¹tki my lenia o stuleciu i gazecie s¹ obecne w ca³ym artykule redakcyjnym zakoñczonym cytowan¹ puent¹. Czujno æ i wra¿liwo æ na aktualno ci redakcja deklaruje przez okre lenie na dobie i rzeczywi cie uruchamia rubrykê pod tytu³em Na dobie. Doba oznacza jednak jednocze nie XIX stulecie w takiej oto konfiguracji:

11 Podobn¹ grê s³ów stosuje w tym samym numerze korespondent z Pary¿a: jakby my z czytelnikami »Wieku« znali siê od wieków (Korespondencja w³asna Wieku , Wiek 1873 nr 1, s. 3).


115

Otó¿ Wiek [ ] ma byæ g³ównie organem swej doby, a wiêc zapisywaæ bêdzie to mianowicie, co na dobie i co z ni¹ jest zwi¹zane, lubo w tej znowu chwili bie¿¹cej, jak¹ bezustannym swoim postêpem wyra¿a, nic dla niego nie pozostanie siê obcym, i wszystko co Stulecie nasze obchodzi, bêdzie przedmiotem usilnego jego zajêcia12.

Zauwa¿my, ¿e deklaracja czujno ci redakcji pozostaje w cis³ym zwi¹zku z przekonaniem, ¿e wiek XIX znajduje siê w stanie nieprzerwanego rozwoju. Aluzja do sentencji nic, co ludzkie, nie jest mi obce eksponuje najwy¿sz¹ empatiê i merytoryczne zaanga¿owanie pisma w sprawy wieku, których rozmaito æ stanowi dla tej czujno ci wyzwanie. Rozmaito æ ta jawi siê jako szczególna cecha dziewiêtnastowiecznego rozwoju; a zarazem zdolno æ jej my lowego opanowania jawi siê jako konieczna cecha dziewiêtnastowiecznej gazety. Przy ca³ym tym deklarowanym zaanga¿owaniu w dziewiêtnastowieczno æ redakcja zaznacza swoje w niej miejsce i stanowisko, buduj¹c relacjê najwa¿niejszych warto ci: Brataj¹c siê tak ze wszystkim co wielkie, szlachetne i piêkne, przyswajaj¹c swej wiedzy ka¿dy postêp na drodze do wiadczenia i ludzkiej przenikliwo ci, Wiek nie wst¹pi nigdy w przymierze z tym, co poziome i niskie, co zaprzecza wy¿szym celom ludzko ci dlatego, ¿e ludzko æ ta wydaje mu siê Stworzeniem bez Stwórcy. Nie dopieramy empirycznych wywodów, zgadzamy siê na metodê indukcji zmys³owych, o ile w nich przedstawia siê rêkojmia cis³o ci, ale z idea³em nie rozstaniemy siê nigdy. [ ] spod spraw materialnych nigdy usuwaæ nie zamy lamy podstawy celów moralnych. Dobrobyt materialny, jak z jednej strony najskuteczniej przyczynia siê do umoralnienia spo³eczeñstw, tak z drugiej, tylko ³¹cznie z moralno ci¹ i na silnym jej gruncie zapewniæ mo¿e szczê cie dla ogó³u13.

Sformu³owania te padaj¹ w czasie, gdy trwa dyskusja starej i m³odej prasy. Wiele wstêpnych artyku³ów publicystycznych oraz pojedyncze wypowiedzi w pierwszym pó³roczu Wieku wykazuj¹ nie tyle opozycyjno æ wobec m³odych pozytywistów14, ile intencje my lowej mediacji pomiêdzy polemistami. W cytowanym fragmencie s³ychaæ echo potocznego (a historycy literatury wiedz¹, ¿e nietrafnego) przekonania o bezbo¿no ci i zmaterializowaniu pozytywistów my l¹cych kategoriami nauk przyrodniczych. Lewestam, który sygnowa³ swoimi inicja³ami omawiany artyku³ redakcyjny, nie przypisuje jednak utraty idea³u wiekowi czy czasom, co wiadczy o tym, ¿e odró¿nia tendencje czasów od pogl¹12 F.

H. L. [Fryderyk Henryk Lewestam], Do czytelników Wieku .

14 A

tak okre la stanowisko pisma Jerzy K¹dziela, dz. cyt.

13 Tam¿e.


116

dów dyskutuj¹cych stron. W praktyce wiêkszo æ pozytywistów mog³a podpisaæ siê pod jego deklaracj¹ ³¹czno ci trwania przy ideale i racjonalnej postawy poznawczej i prospo³ecznej postawy etycznej (jak wiadomo, w ukazuj¹cych siê w latach siedemdziesi¹tych powie ciach tendencyjnych nie tylko nienaganna postawa moralna, ale tak¿e altruizm, chrze cijañska dobroæ i mi³o æ bli niego w³a ciwe s¹ wyk³adowcom i praktykom pozytywistycznych za³o¿eñ i celów ). Jeszcze jeden znak pojmowania dziewiêtnastowieczno ci wi¹¿e siê z tym fragmentem omawianego artyku³u wstêpnego, w którym mowa o miejscu tematu politycznego w Wieku . Redakcja zapowiada odst¹pienie od powszechnej rutyny, wyznaczaj¹cej zwyczaj referowania politycznej sprawy z ró¿nych, niekoniecznie wzajemnie zgodnych, stanowisk. ¯e asekuranctwa tego nie uwa¿a za w³a ciwo æ ciê¿kich czasów, wiadczy przeciwstawienie praktyce prasy krajowej praktyki prasy europejskiej, dba³ej o zwiêz³o æ, jasno æ i celowo æ komentarza.

2. Sprawy wieku XIX W pierwszym pó³roczniku Wieku znalaz³y siê z za³o¿enia i redakcyjnej deklaracji takie tematy, które s¹ zdaniem redakcji szczególnie istotne dla XIX stulecia. Jako pierwsz¹ wymieniono pracê i po wiêcono jej ca³y szereg nietytu³owanych artyku³ów na pierwszej stronie. Przykuwa uwagê dzisiejszego czytelnika nieoczekiwana (choæ w³a ciwie niedziwna, gdy przypomnieæ tytu³ pisma) i wyra¿ona w patetycznym tonie duma z przynale¿no ci do XIX stulecia, którego sukces okazuje siê doskona³ym po³¹czeniem warto ci wyk³adanych w artykule wstêpnym: Najsilniejszym wyrazem pojêæ spo³eczeñstwa nowo¿ytnego jest poszanowanie pracy maluczkich. Niedawno dopiero historia zapisa³a ten objaw uznania na kartach swoich, a jednak¿e, gdyby ju¿ dzi przysz³o my licielowi odpowiedzieæ na postawione pytanie: jakie s¹ zas³ugi wieku XIX, które daj¹ mu pierwszorzêdne miejsce w dziejach ludzko ci i rozwoju cywilizacji [ ] bez namys³u odpowiedzia³by, ¿e s¹ nimi: praca maluczkich, uznanie ich znaczenia i d¹¿enie spo³eczeñstw do odrodzenia siê i uszlachetnienia przez pracê. Tak, z dum¹ wszyscy synowie wieku XIX te najszlachetniejsze objawy umys³u i serca ludzkiego powo³aæ mog¹ na usprawiedliwienie swojej dzia³alno ci15.

Uznanie faktu, ¿e doceniono pracê za sukces XIX wieku, najwa¿niejszy i definiuj¹cy go jako stulecie nowoczesne okazuje siê bardzo starannie przemy lane 15 Wiek

1873 nr 1, s. 2.


117

i konsekwentnie w dalszych numerach gazety obecne. Przekonuje o tym zestaw tematów dr¹¿onych znowu w ci¹gn¹cych siê seriach artyku³ów, a zwi¹zanych z tematem pracy. Mówi siê wiêc du¿o o sytuacji, potrzebach i mo¿liwo ciach rzemios³a (rêkodzie³a) i organizacji ¿ycia rzemie lników. Porównuje siê niedorozwój mieszczañstwa polskiego z rozwojem mieszczañstwa w Europie. Mowa te¿ o mo¿liwo ciach organizacji wsparcia fachowego i poradnictwa dla rolników. Wraca siê do rozwa¿añ o potrzebie rozwijania szkó³ zw³aszcza na prowincji; przedstawia siê w³a ciwe wychowanie i nauczanie dzieci jako obowi¹zek spo³eczeñstwa i obowi¹zek wobec niego; notuje siê up³yw stu lat od dzia³ania Komisji Edukacji Narodowej. Wreszcie uwagê po wiêca siê warunkom mieszkaniowym (dro¿y nie i z³ej jako ci mieszkañ) w Warszawie w porównaniu z warunkami w Europie. Stawia siê te¿ sprawê warunków pracy nie tylko rzemie lników, ale te¿ robotników, znów w porównaniu ze wiatem (kolonializm uznaje siê za anachronizm w XIX wieku).

3. Cywilizacja Mo¿na bez przesady powiedzieæ, ¿e redakcja Wieku fascynowa³a siê osi¹gniêciami i rozwojem nowoczesnej cywilizacji i w miarê up³ywu czasu by³o to w gazecie coraz bardziej widoczne. W pierwszym roku przewa¿a³y notatki z bie¿¹cego ¿ycia, np. informacje o kanalizacji warszawskiej czy remoncie dworca. Rzadziej spotkaæ mo¿na by³o wiêksze artyku³y, jak w numerze 4 sprawozdanie z wystawy rolniczej w Wiedniu, sk¹din¹d zawieraj¹ce raczej opis zewnêtrznego wygl¹du terenu i pawilonów oraz wyliczenie typów eksponatów ni¿ wyja nienie mechanizmu i sensu dzia³ania wystawy. Natomiast w roczniku 1900 uwagê przykuwaj¹ m.in. dwa du¿e artyku³y poci¹gaj¹ce za sob¹ wiele mniejszych artyku³ów i notatek, napisanych nie tylko z g³êbok¹ znajomo ci¹ rzeczy, ale tak¿e z wyra n¹ dum¹ i rado ci¹. Pierwszy dotyczy warszawskich filtrów16. Autor zwraca uwagê na ma³¹ znajomo æ tego obiektu w ród mieszkañców Warszawy, niezastanawiaj¹cych siê nad pochodzeniem wody, z której codziennie korzystaj¹. System filtrów jawi siê wiêc jako tajemniczy, a zarazem jako nasz w³asny, fascynuj¹cy obiekt, nie gorszy od cudów Pary¿a lub Wiednia . Artyku³, z³o¿ony z czê ci wyja niaj¹cych znaczenie i dzia³anie poszczególnych fragmentów systemu, jest w istocie spra16 Wodoci¹gi

nr 7, s. 3-5.

warszawskie, Wiek Ilustrowany Polityczny, Literacki i Spo³eczny 1900


118

wozdaniem/projektem wycieczki poznawczej po filtrach i wodoci¹gach, opatrzonym komentowanymi fotografiami wie¿y ci nieñ, bramy wej ciowej, podziemnej komory filtrów, prac przy poszczególnych obiektach, a zakoñczonym podkre leniem rozwojowo ci systemu: Ka¿dy rok przynosi co nowego, w przesz³ym roku wykoñczono now¹ grupê filtrów, w tym roku stanie nowy budynek maszyn . Autor podkre la te¿ zwi¹zek systemu wodoci¹gów z systemem kanalizacji, co otwiera drogê do nastêpnych obja nieñ cywilizacyjno ci Warszawy. W roczniku mówi siê te¿ kilkakrotnie o planach rozwoju warszawskiej gazowni i perspektywach rozwoju o wietlenia gazowego, któremu konkurencjê robi ju¿ o wietlenie elektryczne. Mamy te¿ np. notatkê o wystawie: Og³oszenia. Model miasta XIX-go w. 10-cio letnia praca Aleksandra Mianowskiego In¿yniera ulica Foksal No 21, róg Nowego wiatu. Wystawa otwart¹ zostanie w d. 9 stycznia r. b. Szczegó³y w afiszach 17. W innej notatce mowa jest o projekcie wyposa¿enia konduktorów kolejowych w specjalnie wzmocnione stalow¹ siatk¹ torby na pieni¹dze18. Tego typu notatki i artyku³y sk³adaj¹ siê na obraz Warszawy rozwojowej i rozwijaj¹cej siê, pe³nej in¿ynierskiej inwencji, dotrzymuj¹cej kroku miastom Europy. Drugi ze wspomnianych artyku³ów dotyczy paryskiej wystawy wiatowej19. Autor obja nia historiê i ideê wystawy miêdzynarodowej lub wiatowej: idea ta nale¿y do najwiêkszych sukcesów cywilizacji i zarazem sukcesów XIX wieku, stanowi¹c o wyj¹tkowo ci tego stulecia w historii cywilizacji. Wystawa w ogóle jest to dziecko XIX wieku. ( ) W historii cywilizacji pamiêtna pozostanie data 1851 r., gdy w dniu 1 maja otwarto w Londynie pierwsz¹ na kuli ziemskiej wystawê wszech wiatow¹. ( ) Na zaproszenie, wys³ane do wszystkich rz¹dów, wziê³y w niej udzia³ wszystkie pañstwa Europy oraz Stany Zjednoczone. Wystawê zwiedzi³o przesz³o 6 milionów osób, koszta urz¹dzenia wynosi³y 7 300 000 koron; trwa³a 154 dni.

Z tymi ol niewaj¹cymi liczbami zestawione zostaj¹ jeszcze bardziej ol niewaj¹ce, pochodz¹ce ze statystyki nastêpnych wystaw. To przywo³ywanie przepychu nie ma charakteru filisterskiego zachwytu dorobkiewicza; przeciwnie: to poezja dziewiêtnastowiecznej cywilizacji, magia wielkich liczb, pomagaj¹ca poj¹æ zakres i wagê zjawiska charakterystycznego dla mijaj¹cego stulecia.

17 Wiek

Ilustrowany Polityczny, Literacki i Spo³eczny 1900 nr 6, s. 1. opancerzone, Wiek Ilustrowany Polityczny, Literacki i Spo³eczny 1900 nr

18 Kasetki

5, s. 2. 19 Wystawy, Wiek Ilustrowany Polityczny, Literacki i Spo³eczny 1900 nr 9, s. 5.


119

Wniosek z tego krótkiego omówienia reprezentatywnych wypowiedzi na ³amach Wieku mo¿na sformu³owaæ nastêpuj¹co. W gazecie takiej jak Wiek mocno obecne pojêcie (nie termin) dziewiêtnastowieczno ci ma funkcjê wyra nie integruj¹c¹. Prawie nieobecne s¹ tu kategorie postêpowo ci i wsteczno ci, natomiast czêsto jest mowa o cywilizacji, rozwoju, innowacjach i nowo ciach; czê ciej ni¿ o cieraj¹cych siê pogl¹dach filozoficznych czy politycznych, mówi siê o tendencjach i zjawiskach politycznych i gospodarczych widocznych w dziej¹cej siê rzeczywisto ci; akcentuj¹c polsko æ pismo nie unika, ale i nie eksponuje naszej historii i tradycji odró¿niaj¹cej nas od innych narodowo ci, lecz stale utrzymuje europejskie punkty odniesienia naszej wspó³czesno ci, relacjonuj¹c wa¿ne zdarzenia w ich historycznym kontek cie (wiêc mniej u¿ywa pojêcia skarbca narodowego dorobku, który nale¿y pieczo³owicie przechowywaæ a bardziej pojêcia bogactwa mo¿liwo ci oferowanych przez wspó³czesno æ, których wykorzystywania nale¿y siê uczyæ, wzorem innych nacji). Choæ dziennik ma w podtytule politykê i spo³eczno æ, dziewiêtnastowieczno æ nale¿y w Wieku przede wszystkim do kategorii cywilizacji i kultury, a nieznacznie do kategorii polityki czy socjologii. Dlatego w³a nie mo¿e on integrowaæ Polaków jako dzieci polskiego wieku XIX. 19th century as depicted in Wiek The periodical Wiek, issued in Warsaw since 1873, proved to be one of the most widely read and popular magazines. Its title [wiek meaning age or century in Polish] evoked associations with its Editorial Board and its readers being present in the centre of phenomena and processes characteristic to their contemporary time; with topicality and continuity at a time. The article draws a profile of the nineteenth century as emergent from the periodical s columns.


Wiek XIX. Rocznik Towarzystwa Literackiego im. A. Mickiewicza, Rok I (XLIII) 2008

Adrian Ko³toniak Gdañsk

RECEPCJA TWÓRCZO CI ADAMA MICKIEWICZA W TYGODNIKU ILUSTROWANYM W LATACH 1898 1907

wiatopogl¹d i literatura M³odej Polski dokona³y znacznych przewarto ciowañ w zastanym1 porz¹dku kulturowym, a poszukiwania nowych róde³, odwo³añ czy po prostu nowego wzorca tradycji literackiej, skierowa³y modernistów ku sztuce romantycznej. Epoka Tetmajera i Przybyszewskiego, odkrywaj¹c niejako na nowo romantyzm polski, si³¹ rzeczy musia³a odrzuciæ dotychczasowy, pozytywistyczny obraz kultury lat 1822-1863. Konsekwencj¹ tych zabiegów by³a zmiana wcze niejszego sposobu pojmowania tradycji romantycznej2 oraz przewarto ciowanie romantycznego panteonu. Pozytywistyczny porz¹dek odczytywania romantyzmu, kanon tekstów oraz hierarchia artystyczna, ustalone w latach siedemdziesi¹tych i osiemdziesi¹tych XIX wieku,3 zosta³y zast¹pione nowymi, 1 Zastanym

znaczy pozytywistycznym .

2 Wskazuj¹c na przyczyny tego zjawiska, Halina Floryñska pisze: Skoro modernizm sta-

nowi konieczn¹ reakcjê na mniej lub bardziej konieczn¹ akcjê , jak¹ by³ pozytywizm, dziedzictwo, do którego przyznaj¹ siê moderni ci, musi byæ równie¿ reakcj¹ na ustalony przez pozytywistów kanon warto ci kulturowych. W tej sytuacji naturalne by³o siêgniêcie »ponad g³ow¹« schematycznie wymodelowanego pozytywizmu do literatury i filozofii romantycznej (H. Floryñska, Spadkobiercy Króla-Ducha. O recepcji filozofii S³owackiego w wiatopogl¹dzie polskiego modernizmu, Wroc³aw 1976, s. 12). 3 Na temat tak zwanej pozytywistycznego porz¹dku wielkiej trójcy romantycznej wypowiedzia³ siê Henryk Markiewicz w pracy Rodowód i losy mitu trzech wieszczy (w: tego¿, wiadomo æ literatury, Kraków 1985). Badacz zaznacza, i¿ termin wieszcz by³ u¿ywany


121

wyra¿aj¹cymi fascynacje oraz tendencje pokolenia m³odszego modernistycznego. G³ówne miejsce przypad³o Juliuszowi S³owackiemu (modernizm zdetronizowa³ Mickiewicza), a zw³aszcza tak zwanemu pó nemu czy te¿ mistycznemu okresowi twórczo ci poety4. Pozycjê S³owackiego w kulturze m³odopolskiej ugruntowa³ przede wszystkim Ignacy Matuszewski (S³owacki i nowa sztuka), jednak do literackich koncepcji zaczerpniêtych z Króla-Ducha przyznawali siê tak¿e Przybyszewski, Przesmycki (Miriam), Lange, ¯u³awski, a pocz¹tkowo tak¿e i Brzozowski5. Twórczo æ S³owackiego najczê ciej uto¿samiana by³a z manifestem indywidualizmu, wyra¿aæ mia³a jednostkowo æ cz³owieka. Dla Matuszewskiego, czo³owego publicysty Tygodnika Ilustrowanego w latach 1905-1907 Beniowski czy Król-Duch to dzie³a nie tylko wybitne, ale przede wszystkim doskona³e w swej formie artystycznej6. Akt nobilitacji S³owackiego mo¿e byæ równie¿ odczytywany jako sprzeciw wobec pozytywistycznych interpretacji romantyzmu i dominacji Mickiewicza. Wprowadzenie wiêc przez Matuszewskiego do

wcze niej, ju¿ w latach trzydziestych, ale dopiero w czterdziestych sk³adniki znaczeniowe profetyzmu i zwi¹zanego z nim przywództwa ideowego zaczynaj¹ dominowaæ w u¿yciach s³owa wieszcz (tam¿e, s. 187). Przed rokiem 1863 na romantycznym panteonie panowa³a wzglêdna równo æ, potem, w okresie powstania wiêksz¹ popularno ci¹ zaczyna cieszyæ siê S³owacki, co koñczy siê wraz z klêsk¹ zrywu narodowego. Lata osiemdziesi¹te natomiast to okres bezsprzecznego prymatu Mickiewicza. Zmiana nastêpuje w okresie M³odej Polski, ale krytycy niekonsekwentnie dokonuj¹ tego kolejnego przewarto ciowania. Pozytywizm, uznaj¹c S³owackiego za wybitnego poetê, ze wzglêdów artystycznych, jednocze nie deprecjonowa³ jego twórczo æ i jej wp³yw na literaturê polsk¹ z powodu uznania go za poetê negacji i pesymizmu (por. H. Markiewicz, Pozytywi ci wobec romantyzmu polskiego, w: tego¿, wiadomo æ literatury, dz. cyt.). Modernizm, rehabilituj¹c S³owackiego, dokona³ opozycyjnego wzglêdem pozytywizmu, ukonstytuowania w³asnej poetyki i koncepcji sztuki w ogóle. 4 Powodów takiego stanu rzeczy by³o wiele, Floryñska w swojej rozprawie przytacza nastêpuj¹ce: S³owacki mia³ byæ literackim fenomenem, wyprzedzaj¹cym swoj¹ epokê; dla modernizmu by³ on twórc¹ najdoskonalszej ca³o ciowej syntezy metafizycznej bytu (por. H. Floryñska, dz. cyt., ss. 46-47). Oprócz tego nale¿y jeszcze wspomnieæ o przyk³adach literackiej fascynacji twórczo ci¹ S³owackiego, wystêpuj¹ce najpe³niej w pracy Matuszewskiego S³owacki i nowa sztuka. 5 Badacze podkre laj¹, ¿e tradycja romantyczna zosta³a naddana modernizmowi ex post, jako historyczna argumentacja, natomiast sam S³owacki by³ raczej przywo³ywany jako s³owo-klucz i nie starano siê szerzej argumentowaæ owego pokrewieñstwa (por. H. Floryñska, dz. cyt., s. 17 i n.), a kult S³owackiego konstytuowa³ siê w opozycji do oficjalnego literaturoznawstwa reprezentowanego przez m.in. Tretiaka, Chmielowskiego czy Ma³eckiego. 6 Por. I. Matuszewski, S³owacki i nowa sztuka (modernizm): twórczo æ S³owackiego w wietle pogl¹dów estetyki nowoczesnej: studium krytyczno porównawcze, Warszawa1902. Fragmenty tej rozprawy autor publikowa³ jeszcze przed jej ukazaniem siê na ³amach Tygodnika Ilustrowanego .


122

publicystyki tygodnikowej opozycji Mickiewicz S³owacki staje siê to¿same z opozycj¹ romantyzm pozytywistyczny romantyzm modernistyczny7. Nale¿y jednak pamiêtaæ, i¿ czê æ twórców m³odopolskich próbowa³a siê broniæ przed zarzutami kosmopolityzmu8 i odrzucenia narodowej misji sztuki, czyli przed zbyt silnym wp³ywem autora Ksiêdza Marka. Badacze zwracaj¹ uwagê, i¿ w polskim modernizmie ciera³y siê ze sob¹ dwie przeciwstawne tendencje, pierwsza z nich czerpa³a z ogólnoeuropejskich wzorców literatury i szerzej kultury, natomiast druga stara³a siê wróciæ do literatury zaanga¿owanej, ale raczej w romantycznym ni¿ pozytywistycznym rozumieniu tego pojêcia9. O ile ku S³owackiemu sk³ania³a siê czê æ autorów M³odej Polski, szermuj¹cych has³ami indywidualizmu, artysty-ducha, o tyle twórcy drugiego nurtu, szukaj¹cy róde³ w literaturze narodowej, uznali za swojego patrona Adama Mickiewicza10. S³owackiemu przeciwstawiono twórczo æ autora Ballad i romansów, uznawanego za propagatora idea³ów etycznych i narodowych. Floryñska stwierdza: etos historyczno-patriotyczny M³odej Polski, któremu patronowa³ Mickiewicz, zawiera³ polemikê z tymi, którzy szukali w twórczo ci S³owackiego metafizycznych podstaw dla absolutyzowania warto ci sztuki 11. Twórczo æ Mickiewicza odpowiada³a tak¿e modernistycznej koncepcji mesjanizmu, k³ad¹cej bardzo du¿y nacisk na kwestiê narodow¹, powracaj¹cej tym samym do idei romantycznych12. M³oda Polska, traktuj¹c naród jako warto æ 7 Por. H. Floryñska, dz. cyt., s. 14. Pojêcia romantyzm pozytywistyczny i romantyzm modernistyczny u¿yte s¹ w znaczeniu pozytywistyczna i modernistyczna recepcja literatury romantycznej . 8 O tych dwóch tendencjach polskiego modernizmu, o M³odej Polsce antyspo³ecznej i M³odej Polsce spo³ecznej pisze chocia¿by Kazimierz Wyka, omawiaj¹c tradycje, z których polski modernizm wyrós³ (por. K. Wyka, M³oda Polska, t. I, Kraków 1977, ss. 31- 34. 9 Por. K. Wyka, dz. cyt., t. II, ss. 40-41. Wyka wskazuje równie¿, i¿ w najbardziej interesuj¹cym nas tutaj okresie, to jest 1898-1907, pomiêdzy tymi dwiema tendencjami panowa³a wzglêdna harmonia, któr¹ badacz okre la mianem zawieszenia broni . 10 Wymieniæ tutaj nale¿y przede wszystkim Artura Górskiego i jego Monsalwat, Mariê Komornick¹ (np. Mickiewicz i nowa poezja, G³os 1898 nr 52) czy Zygmunta Wasilewskiego. 11 H. Floryñska, dz. cyt., s. 60. Jednak¿e nawet Przybyszewski nie odrzuca³ ca³kowicie Mickiewicza jako tradycji literackiej, a nawet wrêcz b³êdnie powo³ywa³ siê na jego pogl¹dy (por. K. Wyka, dz. cyt., t. I, przypis 50, ss. 165-166.). Natomiast w krakowskim ¯yciu z 1898 roku Górski pisa³, i¿ w Mickiewiczu zamieszka³ król-duch ca³ej rasy i przemówi³ do ludu swego , odchodz¹c ju¿ tutaj wyra nie od m³odopolskiego estetyzmu (A. Górski [Quasimodo], M³oda Polska, ¯ycie 1898 nr 25). 12 R. Pado³ pisze: Idee pos³annictwa narodowego stanowi¹ bardzo charakterystyczny sk³adnik my li polskiego modernizmu. Owe idee by³y odnowieniem mesjanistycznej koncepcji polskiego romantyzmu (R. Pado³, Neoromantyczny neomesjanizm, w: Stulecie M³odej Polski, pod red. M. Podrazy-Kwiatkowskiej, Kraków 1995, s. 54).


123

najwy¿sz¹, widzia³a w nim byt ponadjednostkowy, odchodzi³a jednak od romantycznej wizji bóstwa i opatrzno ciowej funkcji historii, a wiêc pos³annictwo narodowe w ujêciu m³odopolskim nie ³¹czy³o siê z my l¹ eschatologiczn¹ i soteriologiczn¹13. Publicystyka Tygodnika Ilustrowanego , najpoczytniejszego warszawskiego czasopisma kulturalnego ukazuj¹cego siê w Warszawie, du¿o wiêcej jednak zajmowa³a siê biografi¹ wieszcza, zw³aszcza nieznanymi szerzej faktami ni¿ rzeczow¹ analiz¹ jego twórczo ci, co wi¹za³o siê z uwarunkowaniami cenzuralnymi. Wynika³o to równie¿ najprawdopodobniej z faktu, i¿ w interesuj¹cym nas okresie kierownikiem literackim pisma by³ Ignacy Matuszewski twórca modernistycznej legendy S³owackiego. St¹d te¿ niewielki wp³yw autora Pana Tadeusza na kszta³t ideologiczno-literacki Tygodnika . Pomimo, i¿ jest wieszcz stale obecny na ³amach pisma, to jednak dzie³a jego nie oddzia³ywa³y na redakcjê i czytelników tak silnie, jak to mia³o miejsce w przypadku S³owackiego. Pozycja Mickiewicza i jego twórczo ci jest jednak niezwykle silna w prasie warszawskiej z prze³omu XIX i XX wieku, co widaæ chocia¿by na przyk³adzie Tygodnika Ilustrowanego , który w³a nie w tym okresie, z dwudziestoma tysi¹cami egzemplarzy nak³adu, jest znacz¹cym w Królestwie Polskim periodykiem kulturowym. Publicystyka dotycz¹ca autora Ballad i romansów pod wzglêdem liczby publikacji ustêpuje tylko recepcji twórczo ci Juliusza S³owackiego. Niewiele jednak mo¿na znale æ w latach 1898-1907 artyku³ów naukowych, po wiêconych tylko temu arty cie. Jednym z nielicznych wyj¹tków jest, co ciekawe, publikacja Ignacego Matuszewskiego, który na pocz¹tku XX wieku podj¹³ siê napisania syntetycznej rozprawy omawiaj¹cej wiêksz¹ czê æ twórczo ci Adama Mickiewicza i wykroczy³ poza formê krótkiego artyku³u informacyjnojubileuszowego. W styczniowym numerze pisma z 1902 roku Matuszewski opublikowa³ pierwsz¹ czê æ d³u¿szej rozprawy, zatytu³owanej Stanowisko Mickiewicza w literaturze wszech wiatowej14. Pojawi¹ siê w niej podstawowe problemy nurtuj¹ce Matuszewskiego (który w swoich tekstach czêsto zastanawia³ siê nad fenomenem artyzmu), mianowicie pytania o kryteria oceny wielko ci i popularno ci artysty. Publicysta rozró¿nia te dwa zagadnienia, wi¹¿¹c s³awê z zale¿no ci¹ od mód, z wzglêdno ci¹ i zmienno ci¹ gustów czytelniczych. Odwa¿nie porzuca dogmat o oczywistej wielko ci polskiego wieszcza, zadaj¹c pytanie o znaczenie jego twórczo ci w dorobku kulturowym ca³ej Europy. Nie kwestio13 Tam¿e,

ss. 60-61. I. Matuszewski, Stanowisko Mickiewicza w literaturze wszech wiatowej, TI 1902 nr 1- 9 (na oznaczenie Tygodnika Ilustrowanego bêdê u¿ywa³ dalej skrótu TI). 14


124

nuj¹c warto ci dzie³ autora Sonetów krymskich, pamiêtaj¹c o rewolucji czy te¿ przewrocie, jakiego dokona³ on w jêzyku oraz kulturze polskiej, zauwa¿a Matuszewski znikom¹ znajomo æ tych dzie³ poza granicami obszaru etnicznie polskiego. Upatruje przyczyn tego zjawiska w barierze jêzykowej i marginalnym znaczeniu jêzyka polskiego w dziewiêtnastowiecznej Europie. Matuszewski w ¿aden sposób nie próbuje podwa¿aæ pozycji Mickiewicza w kulturze polskiej i wiadomo ci Polaków, dlatego te¿ stara siê odczytywaæ jego twórczo æ przez pryzmat wspólnych ca³ej ludzko ci prze¿yæ, celów i d¹¿eñ, sk¹d ju¿ bardzo blisko do teorii archetypów15. Dziêki temu publicysta dochodzi do koncepcji arcydzie³a, opartej na jak najwiêkszym spektrum uczuæ i warto ci ogólnoludzkich, zawartych w dziele. Dla Matuszewskiego istnia³o powinowactwo dusz artystów niezale¿nie od ich pochodzenia, a co za tym idzie, tak¿e tematów, my li i uczuæ, które stawa³y siê przez to uniwersalnymi tematami sztuki. W³a nie dziêki temu Mickiewicz, zdaniem autora S³owackiego i nowej sztuki, bêdzie zawsze fascynowaæ16. W swej twórczo ci wieszcz dotyka³ wszystkich niemal problemów, które stanowi¹ o ponadczasowej i ponadnarodowej warto ci poezji. Dla Matuszewskiego Mickiewicz jest przede wszystkim indywidualist¹, który tworzy³ postaci z równie silnej inspiracji filozoficznej, z której powstali romantyczny Kain czy Faust. W³a nie osobisty charakter nadaje uczuciom z dzie³ Mickiewicza piêtno wielko ci. Wskazuj¹c na zale¿no æ Pana Tadeusza od twórczo ci Homera, osadza Matuszewski polskiego wieszcza w uniwersum kultur Europy i stara siê odnale æ jego wielko æ w ponadczasowo ci ogólnoludzkich postaw i rozterek, zawartych w poezji. Jak wiêc widaæ, autor Swoich i obcych stara siê uwspó³cze niæ Mickiewicza,

15 Przy okazji tego artyku³u Matuszewski proponuje ciekawy podzia³ arcydzie³. Dzieli je na trzy grupy: 1) te, które odznaczaj¹ siê g³êbi¹ my li filozoficznej, wnosz¹cej wa¿ne tre ci w ¿ycie ka¿dego cz³owieka; 2) opieraj¹ce siê na prawzorze epopei Homera, emanuj¹ce pierwotn¹ naiwno ci¹ i szczero ci¹; 3) bêd¹ce indywidualn¹ spowiedzi¹ artysty. Tych ostatnich, wed³ug Matuszewskiego, ma byæ w kulturze europejskiej najwiêcej (Por. I. Matuszewski, dz. cyt., TI 1902 nr 6). O uniwersalno ci i europejskiej epicko ci twórczo ci Mickiewicza pisa³a chocia¿by Alicja Stêpniewska (A. Stêpniewska, Mickiewicz w krêgu Homera. Struktura epicka Pana Tadeusza , Lublin 1998), natomiast obszern¹ analizê pogl¹dów Matuszewskiego na artyzm prezentuje H. Floryñska w przywo³ywanej ju¿ wcze niej rozprawie (por. H. Floryñska, dz. cyt., ss. 41-64). 16 W³a nie dziêki takiemu podej ciu autora Swoich i obcych do twórczo ci Mickiewicza, mo¿liwe by³o pogodzenie dwóch przeciwstawnych tendencji modernistycznych, upraszczaj¹c problem, indywidualizmu i patriotyzmu, literatury zaanga¿owanej i skupiaj¹cej siê na jednostce.


125

dostosowaæ postaæ samego poety oraz wymowê jego dzie³ do tendencji i idea³ów sztuki modernistycznej. Inny wybitny publicysta M³odej Polski, Artur Górski, publikuje na pocz¹tku 1906 roku artyku³ zatytu³owany Mickiewicz ¿ywy i umar³y17. W obszernej rozprawie o ¿yciu i twórczo ci jednego z najwa¿niejszych polskich romantyków widaæ zainteresowanie autora wieszczem, które nabra³o pe³nego wyrazu w dziele z 1908 roku Monsalwat. Rzecz o Adamie Mickiewiczu18. To Górski z Matuszewskim, w³a ciwie odosobnieni, odwo³uj¹ siê do twórczo ci Mickiewicza jako ¿ywej wci¹¿ tradycji literackiej. Pisz¹c o postawie autora M³odej Polski wobec Mickiewicza, Julian Krzy¿anowski w swojej pracy stwierdza: ( ) postawa ta [zwrócenia siê ku literaturze romantycznej AK] si³¹ rzeczy musia³a znale æ wyraz w nowej postaci legendy mickiewiczowskiej, skoro losy Mickiewicza zwi¹zane by³y ci le z ruchem Towiañskiego. W rezultacie postaæ tê stworzy³ A. Górski, ukazuj¹c w piêknym poemacie proz¹ poetê-pielgrzyma, p¹tuj¹cego na »Monsalwat« ducha. By³a to postaæ nie tyle poety, co proroka, ³akn¹cego czynu i zmierzaj¹cego ku sobie tylko widocznym celom wiecznym19.

Górski stara siê przedstawiæ wp³yw rozwoju duchowego poety na jego dzie³a, odnosz¹c siê zw³aszcza do okresu towianistycznego. Ukazuje cz³owieka-wieszcza, zauwa¿aj¹c: ( ) pozosta³ tytanem na ziemi. ( ) Natchnienie nag³ym lotem porywa jego ducha ponad przeznaczenie cz³owieka 20. Przedstawiaj¹c doj cie do najwa¿niejszej, wed³ug publicysty, idei poety wyzwoliciela narodu, ukazuje wp³yw wiata zewnêtrznego na duszê artysty. O okresie towianistycznym pisze: w walce tego nowoczesnego Jakuba z Anio³em Anio³ zwyciê¿y³. Mickiewicz zosta³ Towiañczykiem 21. Publicysta koñczy swoj¹ rozprawê opi-

17 Por. TI 1906 nr 1, 2, 4, 6, 7, 8. Na temat biografii Mickiewicza zob.: Z. Sudolski, Mickiewicz. Opowie æ biograficzna, Warszawa 1995; A. Witkowska, Mickiewicz. S³owo i czyn, wyd. IV, Warszawa 1998; J. Ch. Gille, Adam Mickiewicz-cz³owiek. Studium psychologiczne, Warszawa 1987. 18 Por. A. Górski, Monsalwat. Rzecz o Adamie Mickiewiczu, wyd. I, Warszawa 1908. Górski w swym dziele krytykowa³ koncepcjê artysty odizolowanego od spo³eczeñstwa, odrzuca³ tak¿e pusty symbolizm i propagowa³ poezjê czynu (por. M. Podraza- Kwiatkowska, Wstêp, w: tej¿e, Programy i dyskusje literackie okresu M³odej Polski, wyd. III uzupe³nione, Wroc³aw 2000, s. LXV-LXVI). 19 J. Krzy¿anowski, Neoromantyzm polski. 1890-1918, wyd. I, Wroc³aw, 1971, s.15. 20 A. Górski, Mickiewicz ¿ywy i umar³y, TI 1906 nr 1. 21 TI 1906 nr 7. Fascynacja Górskiego towianizmem zosta³a ukazana w pe³ni w³a nie w Monsalwacie, gdzie autor M³odej Polski wskazywa³ na aktualno æ tej idei oraz na konieczno æ odrodzenia moralnego jednostki we wspó³czesnym spo³eczeñstwie.


126

sem okresu paryskiego, wci¹¿ zaznaczaj¹c istotn¹ rolê prze¿yæ oraz przemian duchowych i ideologicznych w procesie twórczym Adama Mickiewicza. Tygodnik Ilustrowany w latach 1898-1907 nie publikowa³ obszernych opracowañ dzie³ Mickiewicza, jego twórczo æ omawiana by³a na ³amach tego czasopisma bardzo wybiórczo i raczej sporadycznie. Pisz¹c o statystykach i czêstotliwo ci pojawiania siê artyku³ów dotycz¹cych autora Pana Tadeusza, trzeba jednak uwzglêdniæ kwestie cenzury na terenie Królestwa Polskiego 22. Interesuj¹ce nas lata to okres wzmo¿onej dzia³alno ci Warszawskiego Komitetu Cenzury, spowodowanej miêdzy innymi obchodami setnej rocznicy urodzi poety, a nastêpnie wyst¹pieniami spo³ecznymi w okresie rewolucji 1905 roku23. Nale¿y pamiêtaæ, i¿ Mickiewicz, tak przez Polaków, jak i Rosjan uznawany by³ powszechnie za symbol polsko ci24, st¹d te¿, pomimo wzglêdnej liberalizacji polityki cenzorskiej w latach 1905-1906, ta swoista amnestia nie objê³a twórczo ci poety. Przyczyn takiego stanu rzeczy by³o bez w¹tpienia wiele. Oprócz przywo³anego powy¿ej znaczenia symbolicznego dzie³ wieszcza, wymieniæ na pewno trzeba znacznie silniejsze uwik³anie twórczo ci Mickiewicza w kwestie narodowo-wyzwoleñcze ni¿ w wypadku innych twórców romantycznych. Dlatego te¿, o ile o S³owackim czy Norwidzie czêsto dyskutowano z perspektywy czysto estetycznej, o tyle taki zabieg w wypadku autora Ksi¹g narodu i pielgrzymstwa polskiego by³ ju¿ prawie niemo¿liwy, tre æ dzie³ zbyt bliska bowiem by³a kwestiom spo³ecznym i politycznym. Zdoby³ siê na to w zasadzie tylko Matuszewski w przywo³ywanym wcze niej artykule. W tym wiêc nale¿y równie¿ upatrywaæ przyczyn czêstszego pojawiania siê na ³amach Tygodnika Ilustrowanego wszelkich drobnych artykulików okoliczno ciowych czy omówieñ fragmentów biografii, drukowanych niejako zamiast prawdziwej dyskusji na temat Mickiewicza. Polityka WKC wp³ynê³a bez w¹tpienia na kszta³t uroczysto ci obchodów jubileuszu poety w 1898 roku oraz na zaistnieniu tego wydarzenia w ówczesnej prasie warszawskiej, da³a o sobie znaæ równie¿ w roku 1905 w zwi¹zku z rewolucj¹ oraz piêædziesi¹t¹ rocznic¹ mierci poety. W latach 1906 i 1907, czyli bezpo rednio po wydarzeniach rewolucyjnych, 22 Wiêcej na ten temat zobacz: Z. Kmiecik, Prasa warszawska w latach 1886-1904, wyd. I, Wroc³aw 1989 lub A. Zalewski, Towarzystwo warszawskie. Listy do przyjació³ki przez Baronow¹ XYZ, Warszawa 1971, ss. 330-344. 23 Pisa³ na ten temat chocia¿by Z. Kmiecik w pracy Prasa polska w rewolucji 1905-1907, wyd. I, Warszawa 1980. 24 Por. E. Skorupa, Mickiewicz zakazany Mickiewicz czytany, w: Adam Mickiewicz dwa wieki kultury polskiej, pod red. K. Maci¹ga i M. Stanisza, Rzeszów 2007, s.13.


127

podtrzymano zakaz rozpowszechniana dzie³ Mickiewicza na terenie Królestwa Polskiego25. W numerze ósmym pisma z roku 1900 Teodor Wierzbowski og³osi³ rozprawê krytyczn¹ na temat Pie ni Filaretów, zauwa¿aj¹c i¿ do tej pory brak by³o pe³nego, krytycznego wydania tego utworu, oraz rozstrzygniêtej kwestii kolejno æ poszczególnych zwrotek. Sam Wierzbowski, jak wspomina, og³asza drukiem Pie ñ Mickiewicza na podstawie znalezionego w archiwum Ministerstwa O wiaty w Petersburgu rêkopisu, który do³¹czony by³ do akt ledczych Nowosilcowa jako dowód w sprawie26. Do artyku³ów naukowych lub popularnonaukowych, omawiaj¹cych twórczo æ Mickiewicza, nale¿y zaliczyæ tak¿e tekst Gustawa Doliñskiego Mickiewicz jako my liwy. Autor dokonuje w nim omówienia scen polowañ z Pana Tadeusza, by stwierdziæ, i¿ Mickiewicz musia³ znaæ bardzo dobrze arkana rzemios³a my liwskiego, by z tak¹ precyzj¹, malowniczo ci¹, lecz przede wszystkim znawstwem oddaæ obrazy pogoni za zwierzyn¹. Pisze Doliñski: Poeta odczuwa urok ³owieckiej uciech pe³n¹ piersi¹, rozumie ca³y powab mêskiej zabawy, która dawniej pe³na niebezpieczeñstw i trudów, wymaga³a wielkiej znajomo ci rzeczy i stanowi³a rodzaj sztuki wcale nie³atwej do zdobycia27.

W podobnym stylu utrzymana jest równie¿ publikacja z czerwca tego¿ roku (1899), dotycz¹ca jednak tym razem scen grzybobrania z Pana Tadeusza. Jej autor, Hieronim £opaciñski, przedstawia Grzybobranie przez pryzmat podañ ludowych i folkloru. Przytaczaj¹c bia³oruskie pie ni o wojnie grzybów, piewane we wsi Horodzi³ówka, maj¹ce równie¿ swoj¹ ma³orusk¹ wersjê, dowodzi i¿ Mickiewicz musia³ zetkn¹æ siê z tymi tekstami, a buduj¹c obrazy z Grzybobrania, opiera³ siê na doskonale sobie znanym motywie folklorystycznym. £opaciñski wskazuje równie¿ na brak solidnych prac, omawiaj¹cych folklor w twórczo ci wieszcza i wyra¿a nadziejê, ¿e takie przyczynki, jak jego artyku³, doprowadz¹ w koñcu do powstania rozprawy naukowej na ten temat. 25 Przyk³adem na stosunek cenzorów warszawskich do twórczo ci Adama Mickiewicza jest orzeczenie cenzora Iwanowskiego, dotycz¹ce Dziadów, które przenika ¿¹dza zemsty i g³êboka nienawi æ do Rosji, szczególnie do Cara rosyjskiego jako g³ównego sprawcy cierpieñ narodu polskiego. Poniewa¿ wzajemne stosunki Rosji i Polski s¹ teraz niemal takie same, jakie by³y w czasach Mickiewicza, to zawarte w poemacie wezwanie do bezlitosnej zemsty na wrogu, tzn. Rosji, i pogró¿ki pod adresem Cara rosyjskiego nabieraj¹ aktualnego charakteru ( ) ( wiat pod kontrol¹. Wybór materia³ów z archiwum cenzury rosyjskiej w Warszawie, wybór, przek³ad i opracowanie M. Prussak, Warszawa 1994, s. 138). 26 Por. T. Wierzbowski, O Pie ni Filaretów , TI 1900 nr 8. 27 G. Doliñski, Mickiewicz jako my liwy, TI 1899 nr 10.


128

Zdecydowanie najwiêksz¹ grupê artyku³ów zwi¹zanych z Adamem Mickiewiczem, publikowanych na ³amach Tygodnika Ilustrowanego , tworzy³y bez w¹tpienia ró¿norodne próby odtwarzania jego biografii, najczê ciej fragmentaryczne, odnosz¹ce siê do poszczególnych etapów jego ¿ycia. Redakcja publikowa³a nieznane dot¹d materia³y ród³owe dotycz¹ce ¿ycia wieszcza, próbuj¹c wype³niaæ w ten sposób bia³e plamy w jego biografii. Szukaj¹c czêsto sensacji, stara³a siê zaciekawiæ jak najszersze grono czytelników. Tego typu publikacje przewa¿aj¹ w ród artyku³ów popularnonaukowych dotycz¹cych Mickiewicza. Doskona³ym tego przyk³adem jest jubileuszowa notatka, z grudnia 1905 roku. Autor, Ignacy Chrzanowski, prezentuj¹c portret poety, skupia siê przede wszystkim na warto ciach duchowych, moralnych jego twórczo ci. Pisze: W poezji Mickiewicza jest grzech, jest wystêpek, jest nawet zbrodnia, s³owem, jest rzeczywisto æ, ale to wszystko przetopi³o siê na cnotê, na zas³ugê, na ekspiacjê w ogniu jego w³asnej duszy, która jednym skrzyd³em tr¹ca³a o ziemiê, ale drugim o niebo 28. Pe³en patosu jêzyk, którego u¿ywa publicysta, jest charakterystyczny dla tekstów popularnonaukowych publikowanych w Tygodniku Ilustrowanym . Chrzanowski, przedstawiaj¹c postaæ Mickiewicza, wywy¿sza jego zas³ugi oraz znaczenie dla kultury polskiej oraz dla my li patriotycznej i narodowo-wyzwoleñczej. Konkluduj¹c, stwierdza: Wiêc kochaæ i czciæ Mickiewicza, to znaczy kochaæ i czciæ ojczyznê, bo on powiedzia³ prawdê, kiedy wo³a³ Ja i Ojczyzna to jedno 29. Wybiórczo biografi¹ Mickiewicza na ³amach Tygodnika Ilustrowanego zajmowali siê: Teodor Wierzbowski30 i Henryk Mo cicki31, prezentuj¹cy zagadnienia zwi¹zane z epizodami ¿ycia wieszcza. 28 I.

Chrzanowski, Mickiewicz. W piêædziesi¹t¹ rocznicê zgonu, TI 1905 nr 46 i 47.

29 Tam¿e.

30 Wierzbowski prezentuje na ³amach pisma wydawanego przez Gebethnera i Wolffa artyku³ biograficzny, dotycz¹cy Mickiewicza oraz jego rodziny, co jest rzadko ci¹ w Tygodniku . W publikacji Genealogia Mickiewicza (TI 1902 nr 33) ukazuje drzewo genealogiczne rodziny Mickiewiczów z do æ szerokim i szczegó³owym omówieniem, zw³aszcza kwestii herbu i korzeni rodu. Skupia siê na dotarciu do genezy herbu Poraj, ukazuj¹c tak¿e inne ga³êzie rodu Mickiewicza. 31 W artykule zatytu³owanym Przyczynek do ¿yciorysu Mickiewicza w 1824 roku (TI 1907 nr 15) Mo cicki opublikowa³ dwa nieznane podania Mickiewicza do Rz¹du Uniwersytetu z 1824 roku. Pierwsze mia³o powstaæ zaraz po wyj ciu Mickiewicza z wiêzienia i zawieraæ pro bê o zezwolenie na wyjazd do Kowna. Drugie podanie zwi¹zane jest z czterotygodniowym wyjazdem do Po³¹gi z 14 lipca (28 lipca) 1824 roku w celach zdrowotnych. Przyk³ady innych publikacji Mo cickiego, dotycz¹cych biografii Mickiewicza to: Mickiewicz w Lozannie. Kilka wspomnieñ (TI 1900 nr 36; publikacja odnosi siê do pó nego okresu ¿ycia Mickiewicza. Autor skupia siê na twórcy Pana Tadeusza oraz jego otoczeniu, staraj¹c siê ukazaæ


129

Osobnym rodzajem publikacji zwi¹zanych z Mickiewiczem s¹ wszelkiego rodzaju teksty lu no, b¹d w ogóle niezwi¹zane z problematyk¹ literack¹. W 1898 roku Napoleon Rouba32 rozpoczyna publikacjê cyklu po wiêconego Mickiewiczowi, zatytu³owanego ladami wieszcza33. Jednak¿e dla autora postaæ Mickiewicza jest w zasadzie tylko pretekstem do ukazania walorów geograficznych, historycznych i kulturowych okolic Wilna. W kolejnych odcinkach Rouba przedstawia piêkno Zaosia, Tuchanowicz, Wilna, Markucia z postaci¹ autora Pana Tadeusza w tle. Ca³o æ jest urozmaicona czarno-bia³ymi fotografiami ukazuj¹cymi opisywane miejsca. Równie czêsto nazwisko Adama Mickiewicza pojawia siê przy okazji wszelkiego rodzaju jubileuszów czy rocznic. Oprócz wymienionych artyku³ów z okazji piêædziesi¹tej rocznicy mierci34 poety mo¿na spotkaæ na ³amach Tygodnika Ilustrowanego publikacje zwi¹zane z innymi wydarzeniami. Przyk³adowo, w 1898 roku, z okazji setnej rocznicy urodzin poety i na ods³oniêcia jego pomnika w Warszawie redakcja Tygodnika po wiêci³a wieszczowi ca³y numer z 12 grudnia tego¿ roku. O samym jednak pomniku i jego projekcie Tygodnik donosi³ ju¿ w numerze majowym35. W grudniu jednak zagadnienie to poruszane jest znacznie obszerniej. W artykule Historia pomnika Mickiewicza w Warszawie36 Redakcja szczegó³owo omawia³a projekt, od pomys³u a¿ po jego realizacjê. Leopold Méyet natomiast rozwa¿a³ kwestiê portretów i wizerunków Mickiewicza w ogóle, zw³aszcza tych mniej popularnych czy w ogóle nieznanych w artykule Nieznane wizerunki Adama Mickiewicza37. Ho³d wieszczowi w tym numerze z³o¿y³o wiele znanych osobisto ci polskiego wiata kultury. Maria Konopnicka przedstawia³a Mickiewicza jako ducha i wcielenie polskiej poezji narodowej, wydobywaj¹c polsko æ wieszcza i jego wp³yw na kszta³towanie siê poezji polskiej oraz na pó niejszych artystów38.

Mickiewicza jako profesora, wyk³adaj¹cego literaturê ³aciñsk¹ w Akademii w Lozannie w latach 1839-1840. Publicystê interesuj¹ przede wszystkim fakty z ¿ycia poety i ich wp³yw na pogl¹dy oraz twórczo æ) oraz Mickiewicz w Turcji i Kozacy otomañscy (TI 1906 nr 48), w którym przedstawiono kwestiê zaanga¿owania poety w tworzenie legionu polskiego w Turcji. 32 Autor miêdzy innymi, Przewodnika po Litwie i Bia³orusi, Wilno 1909. 33 Por. N. Rouba, ladami wieszcza, TI 1899 nr 9-17 (oprócz nr 11 i 15). 34 A. Górski, Mickiewicz ¿ywy i umar³y, dz. cyt. oraz I. Chrzanowski, dz. cyt. 35 TI 1899 nr 21. 36 Historiê pomników Mickiewicza, tak¿e i tego z Warszawy, wed³ug projektu C. Godebskiego przedstawia Mieczys³aw Inglot, O Mickiewiczu Leopolda Staffa i nie tylko, w: tego¿, Wieszcz i pomniki. W krêgu XIX- i XX-wiecznej recepcji dzie³ Adama Mickiewicza, Wroc³aw 1999, ss. 267- 280. 37 TI 1899 nr 52. 38 Por. M. Konopnicka, Portrety piórem, TI 1899 nr 52.


130

Najbardziej interesuj¹cym artyku³em z omawianego tutaj numeru jest Psychologia pomników Ignacego Matuszewskiego. Autor Swoich i obcych prawdziwymi pomnikami twórców i artystów nazywa kolejne edycje ich dzie³, wci¹¿ czytane, omawiane, elektryzuj¹ce opiniê publiczn¹. I w³a nie tym przypadku, wed³ug Matuszewskiego, widaæ wielko æ Mickiewicza, którego poezja ci¹gle jest ¿ywa. Badacz jednak wskazuje du¿e zapotrzebowanie na wszelkiego rodzaju monumenty w naszym spo³eczeñstwie. Pe³ni¹ one bowiem wa¿n¹ funkcjê wychowawcz¹, spo³eczn¹ i narodow¹. S¹ w ujêciu Matuszewskiego syntez¹ ¿ycia i twórczo ci poety w swojej najprostszej, dotykalnej, fizycznej i szeroko dostêpnej formie. W przeciwieñstwie do spu cizny i dorobku literackiego wiadcz¹ materialnie o swoim twórcy39. Efektem dzia³añ podjêtych przez rodowiska polskich literatów, publicystów i ludzi zwi¹zanych z kultur¹ by³o wydanie przez Bronis³awa Natansona dwutomowej Ksiêgi pami¹tkowej z okazji uczczenia setnej rocznicy urodzin Adama Mickiewicza, o czym doniós³ we wrze niu 1899 roku Tygodnik Ilustrowany w dziale Z tygodnia na tydzieñ40. Jak zatem widaæ, nazwisko Mickiewicza pojawia siê czêsto na ³amach Tygodnika Ilustrowanego , jednak¿e nie mo¿na powiedzieæ, aby jego twórczo æ stymulowa³a publicystów do d³u¿szych rozwa¿añ. Zauwa¿alny jest brak obszerniejszych omówieñ dzie³ czy te¿ kwestii wspó³czesnej ich recepcji, co nale¿y t³umaczyæ wspomnianymi wzglêdami cenzuralnymi. Najczê ciej mo¿emy trafiæ na artyku³y dotycz¹ce biografii wieszcza, skupiaj¹ce siê na drobnych informacjach i ciekawostkach. Znacz¹cy dla zrozumienia postawy redakcji Tygodnika Ilustrowanego wobec dziedzictwa Mickiewicza jest prawie ca³kowity brak publikacji jego dzie³. W³a nie ten fakt najlepiej wiadczy o stosunku do autora Pana Tadeusza. Jest on w Tygodniku w latach 1898-1907 przywo³ywany raczej jako ikona kultury polskiej, postaæ, która pojawiaæ siê powinna41, a przejawy prawdziwej fascyna39 Por.

I. Matuszewski, Psychologia pomników, TI 1899 nr 52. Ksiêga pami¹tkowa na uczczenie setnej rocznicy urodzin Adama Mickiewicza, TI 1899 nr 45. Podobny charakter maj¹ równie¿ drobne doniesienia prasowe z 1904 roku: Pomnik Mickiewicza w ko ciele parafialnym nowogródzkim (nr 16) oraz Kolumna Mickiewicza we Lwowie (nr 45). 41 Czêste jest na przyk³ad w publicystyce Tygodnika Ilustrowanego powo³ywanie siê na Mickiewicza lub innych poetów romantycznych przy okazji omawiania dzie³ pó niejszych, ju¿ dwudziestowiecznych. W. Gostomski w artykule Przesz³o æ w tera niejszo ci. Z powodu ostatniego utworu Wyspiañskiego, zastanawiaj¹c siê nad specyfik¹ polskiej kultury, wed³ug niego pielêgnuj¹cej tradycjê i przesz³o æ, zachowuj¹cej dziêki temu ci¹g³o æ ewolucyjn¹, 40 Por.


131

cji jego twórczo ci¹ przywo³ywane s¹ z rzadka.42. Nale¿y jednak zwróciæ uwagê na fakt, i¿ by³a to ogólna tendencja w traktowaniu spu cizny romantycznej przez Tygodnik Ilustrowany . O ile tematyka kultury i sztuki pierwszej po³owy XIX wieku pojawia³a siê niezwykle czêsto na ³amach tego czasopisma, o tyle publikacje dzie³ by³y rzadko ci¹. Z zaprezentowanego powy¿ej zestawienia widaæ, i¿ Mickiewicz by³ niezwykle istotnym, bardzo czêsto pojawiaj¹cym siê bohaterem publicystyki Tygodnika Ilustrowanego . Modernistyczna tendencja nawi¹zywania do epoki romantyzmu znalaz³a swój wyraz tak¿e na ³amach prasy warszawskiej, która czasami jednak traktowa³a tê tradycjê literack¹ nieco wybiórczo. Tak w³a nie by³o w wypadku publicystów Tygodnika Ilustrowanego , którzy bardzo czêsto odwo³uj¹c siê do kultury polskiej i europejskiej lat 1822-1863, traktowali j¹ w znacznej mierze jako t³o dla ukazania procesów zachodz¹cych w kulturze polskiej lat 1898-1907. Przyk³adem mo¿e byæ tutaj w³a nie stosunek do Adama Mickiewicza. I choæ artyku³y biograficzne i nawi¹zania do dzie³ tego poety pojawia³y siê na ³amach Tygodnika bardzo czêsto, nie przek³ada³o siê to w ¿aden sposób na popularno æ autora Pana Tadeusza, bardzo rzadko bowiem podejmowano próby ukazania go w sposób, w jaki uczyni³ to Artur Górski w Monsalwacie. Nale¿y t³umaczyæ to przede wszystkim wiêkszym wp³ywem S³owackiego na estetykê M³odej Polski, ale równie¿ omówionym wcze niej zagadnieniem cenzury carskiej. Redakcja najpoczytniejszego tygodnika kulturalnego Warszawy kreuje Mickiewicza na klasyka literatury polskiej, postaæ wa¿n¹ z punktu widzenia kultury i historii, ale ju¿ nie tak bardzo zauwa¿aln¹ z perspektywy literatury prze³omu wieków, dla której pozostaje punktem odniesienia, ale nie ród³em czy wzorcem. Na taki stan rzeczy wp³ynê³y przede wszystkim pogl¹dy redaktora dzia³u literackiego Tygodnika Ignacego Matuszewskiego. Dlatego te¿ w³a nie Tygodnik Ilustrowany , zbli¿aj¹c siê w latach 1898-1907 do wzorców prasy modernistycznej, wybiera S³owackiego jako wzorzec sztuki. Jednocze nie, do æ niekonsekwentnie (tê niekonsekwencjê widaæ tak¿e w publicystyce Matuszew-

pisze: ¿aden z naszych poetów, z naszych my licieli, ani naszych dzia³aczy spo³ecznych nie dorówna³ Mickiewiczowi w doskona³ym zharmonizowaniu ducha dawnej swojskiej tradycji, ze zwrócon¹ ku przysz³o ci my l¹ postêpow¹ (W. Gostomski, Przesz³o æ w tera niejszo ci. Z powodu ostatniego utworu Wyspiañskiego, TI 1904 nr 33). 42 W powy¿szym zestawieniu pominiêto artyku³y bêd¹ce wyj¹tkami od tej zasady, a omawiaj¹ce twórczo æ romantyczn¹ ogólnie. Chodzi tu miêdzy innymi o publikacje o charakterze naukowym Ignacego Matuszewskiego (Poezja wolno ciowa w Polsce, TI 1906 nr 44) i Henryka Gallego (Nienawi æ i mi³o æ u romantyków polskich, TI 1907 nr 12).


132

skiego43), uznaje dwie tradycje romantycznej mistyki polskiej: indywidualn¹ potêgê ducha S³owackiego oraz patriotyczno-religijne natchnienie Mickiewicza44. Publicy ci Tygodnika Ilustrowanego , skupiaj¹c siê na prezentowaniu biografii poetów polskiego romantyzmu, takich jak na przyk³ad, Adam Mickiewicz, nie zdecydowali siê nigdy w omawianym okresie na ukazanie czytelnikom wiêkszych fragmentów twórczo ci romantyków. Przyczyn takiego stanu rzeczy mog³o byæ, jak ju¿ wspomniano, kilka. Prawdopodobnie, koncentruj¹c siê na artyku³ach historycznoliterackich, dotycz¹cych problematyki romantyzmu polskiego oraz jego zwi¹zków ze sztuk¹ modernistyczn¹, wychodzono w redakcji z za³o¿enia, i¿ kanon tej twórczo ci jest doskonale czytelnikom znany. O ile wiêc w ród artyku³ów dotycz¹cych literatury znajdziemy oko³o trzydziestu procent publikacji odwo³uj¹cych siê do lat 1822-1863, o tyle w dziale literackim utwory z tego okresu pojawia³y siê sporadycznie, najczê ciej w zwi¹zku z wa¿nymi wydarzeniami (na przyk³ad rok 1905) lub obchodami kolejnych rocznic. Badacze okresu M³odej Polski wskazuj¹, i¿ równie¿ na zachodzie Europy modernizm odwo³ywa³ siê bardzo czêsto do twórców okresu romantyzmu. Patrz¹c na Tygodnik Ilustrowany z okresu redakcji Matuszewskiego mo¿na zauwa¿yæ, i¿ wpisuje siê on w ogólnopolsk¹, a mo¿e nawet i w ogólnoeuropejsk¹ akcjê popularyzacji sztuki romantycznej w modernistycznej reinterpretacji. Pamiêtaæ jednak nale¿y, i¿ odbywa³o siê to wszystko na w³a ciwym dla Tygodnika poziomie merytorycznym. By³o to jednak pismo popularnonaukowe i musia³o siê w pewien sposób dostosowywaæ do preferencji oraz mo¿liwo ci swoich odbiorców. Dlatego te¿ zauwa¿alna jest w³a nie przewaga artyku³ów popularnonaukowych, które, choæ liczne, nie wnosi³y z regu³y niczego nowego do m³odopolskiej dyskusji na temat romantyzmu, wp³ywa³y jednak na popularyzacjê nowego sposobu ujmowania dorobku literackiego pierwszej po³owy XIX wieku, w tym tak¿e i twórczo ci autora Pana Tadeusza. Reception of Adam Mickiewicz s output in Tygodnik Ilustrowany, 1898-1907 This article shows how Adam Mickiewicz has acquired in Tygodnik Ilustrowany weekly, despite censorship exacerbations, the position of a classical author in Polish literature; also, how reception of his output became part of a trend that made references to the romanticism period, as characteristic to modernism.

43 A wyp³ywa³a ona chyba przede wszystkim z niechêci Matuszewskiego do wszelkiego rodzaju autorytatywnych, jednoznacznych i kategorycznych s¹dów negatywnych. Publicysta, wybieraj¹c na patrona M³odej Polski S³owackiego, nie chcia³ zrezygnowaæ z tradycji Mickiewiczowskiej. 44 O dwóch tradycjach mistyki polskiego romantyzmu zob.: H. Floryñska, dz. cyt., ss. 63-65.


Wiek XIX. Rocznik Towarzystwa Literackiego im. A. Mickiewicza, Rok I (XLIII) 2008

T£UMACZENIA

Wolfgang Matz Monachium

STAN NIEESTETYCZNO CI I STAN ESTETYCZNO CI. TRZY ¯YCIA I TRZY KSI¥¯KI*

Autor i jego portret Henri Beyle, znany jako powie ciopisarz pod przybranym nazwiskiem Stendhal, jest ostatnim wielkim autorem XIX wieku, po którym nie zosta³a ¿adna fotografia. Balzac, Nerval, Flaubert i Stifter byli fotografowani, Chateaubriand, Novalis i Goethe nie. Stary Eichendorff, poeta tak g³êboko zakorzeniony w wiecie przedmodernistycznym, pojawia siê na wielu zdjêciach portretowych, Baudelaire ma ich jeszcze o wiele wiêcej, choæ nienawidzi³ tej nowej techniki. To, ¿e Heinrich Heine w Pary¿u Nadara pozosta³ poet¹ tradycyjnie portretowanym, bra³o siê zapewne st¹d, ¿e z³o¿ony niemoc¹ ¿y³, jak sam mówi³, w grobowcu z materacy. Beyle ¿y³ w latach 1783-1842, Balzac od 1799 do 1850, ale dziel¹cy ich dystans jest pod pewnymi wzglêdami wiêkszy, ni¿ wskazywa³aby na to tylko ró¿nica kilku lat kalendarzowych. O historii i estetyce fotografii napisano ju¿ wiele, i nie o to tutaj chodzi; przedmiotem rozwa¿añ nie maj¹ byæ same obrazy fotograficzne, przeciwnie, to one maj¹ pokazaæ, jak to, co zosta³o na nich przedstawione, sta³o siê czym innym. Kiedy pó ny wnuk stara siê zrozumieæ wiat koñca wieku XVIII i wieku XIX, dostrzega, ¿e gdzie w tych * T³umaczenie fragmentu z ksi¹¿ki Wolfganga Matza: 1857. Flaubert, Baudelaire, Stifter (S. Fischer Verlag, Frankfurt am Main 2007), pierwszego rozdzia³u: Der unästhetische und der ästhetische Zustand. Drei Leben und ihre Bücher, ss. 10-29.


134

dziesiêcioleciach zdarzy³o siê co fundamentalnego, a fotografia jest tego ilustracj¹, nie jedyn¹, choæ z pewno ci¹ najbardziej wyrazist¹. Modernistyczny sposób widzenia, ikonografia modernistyczna nieuchronnie dziel¹ kulturê epoki nowo¿ytnej na dwa terytoria: wiat namalowany i wiat sfotografowany. Rzym Goethego jest Rzymem namalowanym, Pary¿ Baudelaire a jest Pary¿em sfotografowanym. Jak móg³ wygl¹daæ Beyle, wiadomo, co najwy¿ej, na podstawie zbioru bardzo przecie¿ ró¿nych portretów malarskich; jak wygl¹da³ Stifter, dok³adnie utrwali³y fotografie. Epoka przedfotograficzna nieskoñczenie wiele miejsca pozostawia wyobra ni; istnienie obrazu by³o zawsze czym wyj¹tkowym, wiêksza czê æ wiata i zdecydowana wiêkszo æ ludzi nie zosta³a w malarstwie przedstawiona. Posiadanie obrazu by³o wiadectwem znaczenia utrwalonego na nim obiektu, i st¹d siê przecie¿ bierze to, ¿e niemal nie istniej¹ portrety uznanych pisarzy z czasów ich dzieciñstwa. Rysowano i malowano miasta, wsie, domy i ulice, ¿adna jednak panorama Pary¿a, czy scena uliczna z Wiednia nie utrwala chwili w jej przypadkowej realno ci, jest bowiem estetyczn¹ syntez¹ tego, co rzeczywiste i tego, co stylizowane, tego, co szczególne i tego, co uogólnione. Rozleg³a rzeczywisto æ optyczna istnieje dla potomnych tylko w wyobra ni. Gdzie w wieku XIX wynurza siê z g³êbin imaginacyjnej przesz³o ci modernistyczna tera niejszo æ. Na pierwszych dagerotypach i fotografiach widaæ przedmioty, których siê nigdy przedtem nie widzia³o, alejê, na której gruntowej, grudkowatej i mokrej nawierzchni odcisnê³y siê lady kó³, platany wie¿o pokryte li æmi, dwu- i czterokonne zaprzêgi, jakiego ¿andarma, piesz¹c¹ dok¹d damê w czerni, przypadkowo mijaj¹cych siê siê lub zatrzymuj¹cych przechodniów: Wiedeñ 1847. Oczywi cie, dokumentacyjno æ takich obrazów, na których maszyna zatrzyma³a wszystko to, co w³a nie by³o, zmieni³a radykalnie estetykê malarstwa, tu jednak interesuj¹ce jest co innego: modyfikacja idei, czym jest rzeczywisto æ. Fotografia wyznaczy³a granicê: tu obiektywny i mechanicznie utrwalony wiat, który pozwala s¹dziæ, ¿e znamy jego optyczn¹ realno æ, tam ów inny, którego nigdy nie widzieli my, i który musimy sobie skonstruowaæ w wyobra ni, korzystaj¹c z subiektywnych ujêæ malarzy i rze biarzy oraz opisów s³ownych. wiat w powie ciach Stendhala i wiat w powie ciach Marcela Prousta, odleg³e od siebie o lat sto, oddziela, obok wszystkiego innego, to jedno: w przypadku Swanna i Odette, Marcela, Albertine i Françoise widzimy przed sob¹ modernistyczne, wspó³czesne a to znaczy sfotografowane fizjonomie, w przypadku za Juliana Sorela, pani de Rênal, Fabrizia del Dongo i Sanseveriny fizjonomie pozbawione wszelkiej fotograficznej dok³adno ci i szczegó³owo ci, tkwi¹ce w nieokre lono ci iko-


135

nografii malarskiej i rysunkowej. To samo dotyczy Pary¿a z powie ci W poszukiwaniu straconego czasu i z Czerwone i czarne. Niezale¿nie od tego, czy wiara w obiektywno æ rzeczywisto ci fotografowanej jest herezj¹, czy te¿ nie dla wyobra ni optycznej i tym samym egzystencjalnej jest czym niewzruszenie pewnym. Fotografia nieodwo³alnie oddzieli³a wiat przedfotograficzny od wiata modernistycznego. Prawdziwie niewidzialna le¿y w g³êbokiej studni przesz³o ci. Zwrot ten dokona³ siê w pierwszej po³owie XIX wieku i, jak wiadomo, wywo³a³ g³êbokie konsekwencje estetyczne. W technicznym rewolucjonizowaniu widoczna jest cezura, która nie jest spraw¹ samej sztuki i która odnosi siê do innych zjawisk, o podobnych konsekwencjach, nawet je li nie zawsze tak samo widocznych. Gwa³towny rozwój kolei ¿elaznych jest drugim takim fenomenem, którego znaczenie natychmiast pojêli wspó³cze ni, a do którego nieprzewidzianych nastêpstw nale¿a³y miêdzy innymi redukcja przestrzeni, skrócenie czasu, a tak¿e niwelacja ró¿nic miêdzy warstwami spo³ecznymi. Odk¹d lokomotywa rz¹dzi wiatem, absurdem jest ka¿dy tytu³ , mówi siê o tym w Armancji Stendhala. Ka¿dy czytelnik dzie³ literackich wie, ¿e w powie ciach pó nego wieku XVIII i wczesnego wieku XIX dokona³a siê ca³kowita przemiana wiata wewnêtrznego i zewnêtrznego: u Wielanda, Goethego i Stiftera, w powie ciach Agaton, Lata nauki Wilhelma Meistra i Pó ne lato, u Laclosa, Stendhala i Flauberta, w Niebezpiecznych zwi¹zkach, Czerwonym i czarnym i Pani Bovary, z tym samym mamy do czynienia w poezji, u Woltera, Heinego i Baudelaire a, w Poemacie o zniszczeniu Lizbony, Ksiêdze pie ni i w Kwiatach z³a. Czytelnicze do wiadczenie prze³omu ma jednocze nie wymiar estetyczny i odnosz¹cy siê do wiata, w którym ¿yjemy: przeobrazi³o siê dzie³o sztuki oraz pozaartystyczna rzeczywisto æ, która zosta³a w nim przechowana. A to w konsekwencji oznacza: zmieni³ siê tak¿e sposób, w jaki artysta do wiadcza wiata, i w jaki przekszta³ca go w sztukê. Heglowsko-dialektyczna interpretacja tego prze³omu jako czystego i konsekwentnego rozwoju kategorii estetycznych oraz tworzywa by³aby niewystarczaj¹ca, bo po prostu nie bra³aby pod uwagê konkretnej, pozaartystycznej strony do wiadczenia estetycznego. Henri Beyle jest postaci¹ kluczow¹ tej epokowej przemiany, poniewa¿ stoi na progu modernizmu i progu tego nie przekracza; co wiêcej, stoi na progu miêdzy dwoma wielkimi spo³ecznymi momentami zwrotnymi modernizmu, które nadaj¹ rytm tej przemianie. Wielk¹ Rewolucjê Francusk¹ roku 1789 prze¿y³ jako dziecko, mieszczañskiej i ju¿ proletariackiej roku 1848 nie doczeka³. Do wiadczy³ skutków tej pierwszej i zapowiedzi tej drugiej w postaci na-


136

poleonizmu i restauracji. Jest cz³owiekiem okresu przej ciowego miêdzy feudalnym ancien régimem, z którym zwi¹zany by³ jeszcze mocno Laclos, a mieszczañsk¹ Francj¹, która bêdzie rzeczywisto ci¹ Flauberta. Zarówno jako jednostka, Henri Beyle, jak i pisarz Stendhal jest zanurzony g³êboko w wiek XVIII, który jednak od wybuchu Rewolucji 1789, a przede wszystkim od ciêcia Ludwika XVI w roku 1793 definitywnie siê koñczy, zanim jeszcze nabra³a znaczenia mieszczañska Francja. Czerwone i czarne jest w³a nie powie ci¹ takiego okresu przej ciowego, jest powie ci¹ o walce, w której zwyciê¿yæ ma to, co mieszczañskie. Julien Sorel przegrywa dlatego, ¿e nie ¿yje ju¿ w epoce napoleoñskiej, w której ka¿dy piechur nosi³ w tornistrze bu³awê marsza³kowsk¹, w której miar¹ ¿ycia nie by³o pochodzenie, lecz zas³ugi a jeszcze nie w spo³eczeñstwie mieszczañskim, w którym tak mierzona kariera mo¿liwa by³a w ka¿dym niemal zawodzie. Pan de Rênal, jego pracodawca, jako prowincjonalny szlachcic jest dzieckiem feudalizmu i tym samym stronnikiem restauracji, zarazem jako w³a ciciel fabryki gwo dzi i burmistrz Verri è res, zarówno ekonomiczne jak i politycznie, jest reprezentantem emancypuj¹cego siê mieszczañstwa. W zdaniu: Od roku 1815 wstydzi³ siê byæ przemys³owcem Stendhal z ironi¹ naszkicowa³ krytycznie, i dlatego przej ciowo, z³e samopoczucie Pana de R ênal i jemu podobnych. Od roku 1815, to jest od upadku Napoleona i pocz¹tku restauracji, ideologia powrotu ancien régime u zmusi³a go do tego, by chcieæ byæ trochê kim innym, ni¿ tym, kim ju¿ siê sta³. Pan de Rênal jest przemys³owcem, czyli postaci¹ modernistyczn¹, ale w³a nie to jest w inscenizacji powracaj¹cego wieku XVIII w pogardzie. Pan de Rênal jest przemys³owcem, musi siê jednak zachowywaæ tak, jak gdyby by³ dworakiem absolutnego w³adcy. Henri Beyle uciele nia okres przej ciowy tak¿e w swojej empirycznej egzystencji i w swoim stosunku do pisarza, którym sam by³. Henri Beyle i Stendhal nie s¹ identyczni. Na swoim grobie kaza³ umie ciæ u³o¿ony przez siebie napis: Arrigo Beyle, Milanese, Visse, Scrisse, Amò, a nie na przyk³ad: Stendhal, écrivain français. Nawet je li mo¿na tu co zrzuciæ na kokieteriê mi³o nika W³och, który jednak miejsce ostatniego spoczynku znalaz³ na cmentarzu Montmartre, napis ten jest wymownym znakiem osobliwo ci Beyle a jako pisarza. ¯y³, pisa³, kocha³ , z wariantem rzymianin , móg³by o sobie napisaæ równie¿ Goethe, ale przecie¿ nie pisarz w rodku XIX wieku, nie Flaubert, nie Baudelaire, nie Stifter. 8 marca 1818 roku pisa³ Goethe do swojego przyjaciela, Carla Friedricha Zeltera, w Berlinie: powy¿sze wyj¹tki pochodz¹ z niezwyk³ej ksi¹¿ki: Rome, Naples et Florence, en 1817. Par M. De Stendhal, Officier de Cavalerie. Paris 1817, o któr¹ musisz siê koniecznie posta-


137

raæ. Nazwisko jest przybrane, podró¿nik jest pe³nym ¿ycia Francuzem, pasjonatem muzyki, tañca i teatru. Tych kilka próbek da Ci wyobra¿enie o swobodzie i arogancji jego natury. Poci¹ga, odpycha, zaciekawia i denerwuje, i dlatego nie mo¿na siê od niego oderwaæ. Czyta siê jego ksi¹¿kê wci¹¿ od nowa i z coraz wiêksz¹ przyjemno ci¹, i chcia³oby siê niektóre jej fragmenty umieæ na pamiêæ. Wydaje siê jednym z tych utalentowanych ludzi, którego jako oficera, urzêdnika, czy szpiega, pewnie nawet wszystko to razem, miot³a wojny przegania tam i z powrotem. By³ osobi cie w wielu miejscach, pisz¹c o innych, umie pos³u¿yæ siê tradycj¹ i w ogóle oswoiæ to, co obce. T³umaczy fragmenty mojej podró¿y w³oskiej i zapewnia, ¿e zas³ysza³ te opowiastki od pewnej markizy. Nie wystarczy przeczytanie tej ksi¹¿ki, trzeba j¹ mieæ na w³asno æ.

Goethe rozpoznaje i opisuje Stendhala jak najprawdziwszego autora XVIII wieku. Nie jest on podobnie jak Goethe pisarzem z zawodu, ani mieszczañskim outsiderem, jest pó nofeudalnym ³owc¹ przygód, politykiem, dyplomat¹, lwem salonowym, mówc¹, ¿o³nierzem i podró¿nikiem, wybrañcem kobiet i muz, dla którego pisanie ksi¹¿ek by³o tylko jednym z wielu zajêæ a w ród jego ksi¹¿ek opisów podró¿y, felietonów, polemik, biografii Napoleona, Rossiniego i Haydna, autobiografii, historii malarstwa w³oskiego, rozprawy o istocie mi³o ci i wielu innych powie ci stanowi³y zaledwie u³amek jego dorobku. Stendhal nie jest to¿samy z Henri Beylem, jest zaledwie jego czê ci¹. Ten typ pisarza przesta³ istnieæ wraz, choæ niekoniecznie dlatego, z fotografi¹ i kolej¹ ¿elazn¹. Stendhal móg³ z tak¹ ³atwo ci¹ pos³ugiwaæ siê w³osk¹ ksi¹¿k¹ Goethego w swojej ksi¹¿ce o Italii, poniewa¿ do wiadczenia podró¿ne obu by³y sobie tak bliskie. Goethe i Beyle we W³oszech nie s¹ jeszcze turystami w modernistycznym znaczeniu, s¹ lud mi, którzy na pewien czas zmieniaj¹ przestrzeñ ¿ycia, dla których pobyt tam staje siê istotnym do wiadczeniem ¿yciowym, trwa³¹ szko³¹ sztuki i ¿ycia. Kiedy kilka dziesiêcioleci pó niej Gustave Flaubert z rodzicami, siostr¹ i szwagrem wyruszy do Italii, zmianie ulegnie wszystko. Voyage en Italie Flauberta ró¿ni siê g³êboko od Italienische Reise Goethego, od Rzymu, Neapolu i Florencji oraz Przechadzek po Rzymie Stendhala: jest dziennikiem modernistycznego turysty. Jestem w Tremezzo nad jeziorem Como od dziewiêtnastu dni pisa³ Beyle 24 pa dziernika 1818 roku do swego przyjaciela Adolphe a de Mareste a w Pary¿u mam cudowny pokój, oddzielony od jeziora szerok¹ na osiem stóp drog¹, któr¹ ka¿dego dnia przechodzi oko³o piêædziesiêciu osób z towarzystwa, goszcz¹ oni w stu willach, które ozdabiaj¹ tê cudown¹ dolinê. W willi Sommariva, do której z mojego pokoju jest bli¿ej ni¿ od Ciebie do Café de Foy, mam sto przeciêtnych obrazów, dwa Guida di Pietro, dwa Leonarda i jedn¹ rze bê Canovy. Wieczorem towarzystwo, bardzo pogodne, bardzo musicante,


138

bardzo nudne, w którym mnie chêtnie przyjmuj¹, bez konieczno ci mówienia i b³yszczenia. Którego z tych dni zagra³em osiemna cie partii bilardu, nie mówi¹c nic, co by³oby warte dziesiêciu linijek.

Kiedy dwadzie cia siedem lat pó niej w tym samym Tremezzo nad jeziorem Como zatrzyma siê Flaubert, odwiedzi tê sam¹ willê Sommariva, i tak zachwyci siê t¹ sam¹ rze b¹ Canovy Amor i Psyche, ¿e szybko poca³uje obie figury, nie bêdzie bilardu i nie bêdzie muzyki. Flaubert nie musi byæ b³yskotliwy, dla niego towarzystwa nie istniej¹. Nie ¿yje nad jeziorem Como, nie zna mieszkañców willi, nie jest zapraszany i nie oczekuje zaproszeñ. Jest turyst¹ nie zatrzymuj¹cym siê nigdzie na d³u¿ej, zwiedzaj¹cym obiekty godne widzenia. Czasy wielkich podró¿y w Europie odejd¹ niebawem do przesz³o ci. Têsknotê za dalekim wiatem ukoi Flaubert w oriencie. Baudelaire w dalekie strony pojedzie tylko pod przymusem. Stifter zostanie w domu. cie nianie siê wiata, oto byæ mo¿e odnosz¹ca siê do otaczaj¹cej rzeczywisto ci, fenomenologiczna werbalizacja centralnego do wiadczenia XIX wieku, które w innych ujêciach nazywane bywa tak¿e odczarowaniem wiata, nadej ciem modernizmu, czy te¿ epok¹ mieszczañstwa. Niemal wszyscy arty ci odczuwaj¹ nowoczesno æ XIX stulecia jako zagro¿enie. Pisanie staje siê zawodem. I w tym zawodzie mia³y odnale æ do siebie drogê stan nieestetyczno ci empirycznego ¿ycia i stan estetyczno ci sztuki. Sztuka ¿yje z dyferencji, estetyka jest nauk¹ o ró¿nicach. To, co piêkne ró¿ni siê od tego, co brzydkie, rzadkie od codziennego, mo¿liwe od chcianego, trudne od powszechnie dostêpnego, to, co trudne do zrozumienia, od tego, co wszystkim siê podoba, jednym s³owem, sztuka, od wszystkiego, co sztuk¹ nie jest. Nie ka¿dy jest w stanie tworzyæ sztukê i nie ka¿dy jest w stanie sztukê odbieraæ, rozumieæ i znajdowaæ w niej przyjemno æ. Sztuka jest elitarna, sztuka jest niemieszczañska i niedemokratyczna. Sztuka jest niedemokratyczna tak¿e w tym znaczeniu, ¿e nigdy nie by³a jej w stanie powstrzymaæ w³adza autorytarna ani wynie æ na wy¿yny demokracja: Iliada nie powsta³a w demokracji, podobnie jak Boska komedia, czy Faust Goethego. Dok³adnie w tym miejscu zaczyna siê problem mieszczañsko ci i demokracji, który by³ istotny dla tak wielu pisarzy dziewiêtnastowiecznych i który zaj¹³ tak wiele miejsca w ich listach, od Beyle a do Zoli, i z powrotem. Potomni musz¹ siê jednak wystrzegaæ bezkrytycznego interpretowania obu terminów w dzisiejszym ich rozumieniu: mieszczañsko æ i demokracja s¹ czêsto po prostu synonimami tego, co stanowi o procesie modernizmu. Niezale¿nie od politycznych polemik nie da siê zaprzeczyæ, ¿e demokratyczny proces modernizmu dzia³a³ niweluj¹co, i taki te¿ by³ w³a ciwy mu


139

i s³uszny cel. Demokracja chce stan¹æ na przeszkodzie temu, by wielkie jednostki takie jak Napoleon chwyta³y za ster historii i po wiêca³y miliony istnieñ dla w³asnych jednostkowych utopii. Henri Beyle by³ wielbicielem Napoleona i napisa³ jego biografiê. Artysta jako jednostka odczuwa³ pokrewieñstwo z politykiem jako jednostk¹. Czu³ tak¿e, ¿e dobroczynne niwelowanie ró¿nic w wiecie politycznym, nie pozostanie bez wp³ywu na wiat artystyczny. Czu³, ¿e w emancypuj¹cym siê mieszczañskim, a to znaczy tak¿e demokratycznym, spo³eczeñstwie wiêkszo æ oznajmi zwolennikowi indywidualizmu, co s¹dzi o dyferencjach i niuansach artystów, o ich subtelno ci, darze obserwacji i wra¿liwo ci: nic dobrego. Tam, gdzie znikaj¹ tradycyjne hierarchie spo³eczne, wiele traci tak¿e artysta, w najlepszym razie miejsce, które przys³ugiwa³o mu przez wieki. Gra intelektu, sztuki i w³adzy, w której uczestniczy Beyle podczas swoich pobytów w Villa Sommariva, dobieg³a koñca. Znaczyæ bêd¹ teraz panowie de R ênal i Valenod, ale choæ powa¿nie interesuj¹ siê w³adz¹, to zupe³nie nie duchem i sztuk¹. Wszystko, czego wymagaj¹ od artystów, to metr kwadratowy dwuznacznej mitologii do salonu oraz w ostateczno ci pó³godzinna, nie wymagaj¹ca koncentracji, rozrywkowa lektura do poduszki. Panowanie mieszczañstwa oznacza dla artysty panowanie nad nim aptekarza Homais i pomocnika notariusza Léona Dupuis, czego za ci oczekuj¹ od sztuki, znalaz³o siê w Pani Bovary. W rzeczy samej: tam, gdzie upad³y tradycyjne hierarchie spo³eczne, artysta zosta³ pozbawiony miejsca, które zajmowa³ przez stulecia, a poszukiwanie miejsca nowego stanie siê jednym z centralnych problemów pisarzy i pisarstwa XIX wieku, a tak¿e problemem samego dzie³a sztuki. Pytanie o to, czy twórczo æ artystyczna w ogóle jest mo¿liwa, bêdzie na sta³e obecne nie tylko w ¿yciu wielu autorów, ale przeniknie tak¿e do ich dzie³.

Autor i jego ¿ycie Listy, wymiana listów, dzienniki, pamiêtniki, biografie i rozmowy, obok dzie³ artystycznych w w¹skim rozumieniu, tworz¹ w tradycji europejskiej korpus refleksji i do wiadczeñ, wymiany i pamiêci duchowej, bez których tradycja ta by³aby nie do pomy lenia. Tylko czasom ma³ostkowym i ³atwo zapominaj¹cym dane jest og³aszaæ mieræ autora, a to, co biograficzne, ok³adaæ kl¹tw¹. Nauka o literaturze stworzy³a w tym celu teorie interpretacji ergocentrycznej lub politycznej, w których dopuszczalne mog³o byæ zajmowanie siê biografi¹ wy³¹cznie z powodów socjofizjonomicznych. Jak dziwnie nie mia³oby to wygl¹daæ,


140

dzie³a literackie mog³y byæ interpretowane ze wzglêdu na ich uwarunkowania spo³eczne, polityczne i estetyczne, mo¿na by³o dyskutowaæ o wp³ywie innych dzie³, i tylko jedno mia³o pozostawaæ poza zasiêgiem uwagi: prosty fakt, ¿e ka¿de dzie³o zosta³o stworzone przez empiryczn¹ jednostkê w ca³kowicie okre lonym momencie historycznym i biograficznym. Ka¿dy zetkn¹³ siê z oskar¿eniem, ¿e zajmowanie siê biografi¹ artysty grozi usuniêciem z pola widzenia jego dzie³a. Dlaczego jednak dzie³o samo w sobie mia³oby byæ wa¿niejsze od jednostki, która je stworzy³a? Czy wiat jest naprawdê taki, jak go przedstawia Boska Komedia, czy jest bardziej podobny temu z Komedii ludzkiej? Naiwno æ takiego pytania ilustrowaæ ma tylko powszechnie znany fakt, ¿e obecno æ prawdy w literaturze nie zale¿y ani od abstrakcyjnej prawdziwo ci jej s¹dów i pojêæ, ani od poprawnego odwzorowywania wiata w sensie realistycznym; gdyby tak by³o, ¿adna strona Dantego i Balzaca, Flauberta, Baudelaire a, czy Stiftera nie budzi³aby innego zainteresowania ni¿ tylko archiwalne. Ka¿da procedura filozoficznej interpretacji literatury przesz³o ci ma zatem nieuchronnie do czynienia z jak¹ form¹ relatywizacji, z historyzacj¹. Jednym z najbardziej osobliwych standardów ¿ycia intelektualnego, akademickiego i publicystycznego jest to, ¿e historiografia powstrzymuje siê od zajmowania siê jednostk¹. Czym innym jednak jest biografia, jak nie histori¹ pojedynczego cz³owieka? Czy rozs¹dni ludzie czytaj¹ Zmy lenie i prawdê, czy ¯ycie Henryka Brulard, dzienniki Amiela, listy Hörderlina, biografie Chateaubrianda, Balzaca, Heinego i wszystkich innych wy³¹cznie z socjofizjonomicznego punktu widzenia? Nie: czytaj¹ zainteresowani postaci¹, fizjonomi¹ intelektualn¹, egzystencj¹ duchow¹, która spe³ni³a siê tak a nie inaczej, tylko tu i w tym jednostkowym momencie. I tak¿e pisarz, czy w³a nie pisarz, nie jest przyk³adem ilustruj¹cym uogólnione twierdzenia, prezentowane przez nauki spo³eczne, lecz jest niepowtarzalnym indywiduum, które nie bez racji budzi prywatne zainteresowanie czytelnika. Interpretacja ergocentryczna, zak³adaj¹ca autonomiê dzie³a literackiego jest wynalazkiem postheglowskim i zarazem abstrakcyjn¹ idolatri¹ intelektu wobec skomplikowania rzeczywisto ci, w któr¹ jest uwik³any. Ju¿ choæby tylko ze wzglêdu na swój zwi¹zek z ca³o ci¹ dorobku autora pojedyncze dzie³o jest podatne na wp³ywy w taki sposób, którego nie da siê rozpoznaæ w nim samym; czy dzie³o zwi¹zane jest z pocz¹tkiem, czy te¿ koñcem ¿ycia, lub jest byæ mo¿e jedyne w dorobku autora, nie jest dla dzie³a czym zewnêtrznym. W krótkim i doskona³ym dystychu, w którym od razu rozpoznawalny jest ton Goethego, czytamy:


141

Tritten des Wand rers über den Schnee sei ähnlich mein Leben, Es bezeichne die Spur, aber beflecke sie nicht. [Kroki wêdrowca po niegu przypominaj¹ moje ¿ycie, zostawiaj¹ lad, ale go nie plami¹.]

Z Biedermannowskiego wydania rozmów Goethego [Goethes Gespräche, 1909-1911 przyp. t³umacza] dowiedzieæ siê mo¿na o okoliczno ciach jego powstania, co nastêpuje: Kiedy w trakcie rozmowy u Goethego spad³ nieg. Goethe zaproponowa³, by ka¿dy napisa³ o tym wiersz . To nie Goethe jednak napisa³ te w³a nie dwa wersy, lecz jego praprzyjaciel Karl Ludwig von Knebel, a Goethe, który tak chêtnie wyra¿a³ innym swe uznanie, zachwyci³ siê tak bardzo, ¿e zawo³a³: Knebel, za ten dystych odda³bym tom moich wierszy! . Interpretacja ergocentryczna dystychu pozbawiona by³aby ca³ej tej intelektualnej ³amig³ówki, która pojawia siê tu wraz z pytaniem o autorstwo. Gdyby jego autorem by³ sam Goethe, to czyta³oby siê go jako doskona³y, ale przecie¿ marginalny fragment imponuj¹cego dzie³a, fragment, w którym ubrane zosta³o w s³owa chwilowe wra¿enie ¿ycia, czego w³a nie oczekuje siê od poety; kiedy jednak napisa³ go Knebel, jest tym samym niewielkim, ale genialnym, jedynym w swoim rodzaju klejnotem w dziele, z którego w historii literatury nie pozosta³o nic a zarazem, jako cudowna transformacja Goethañskiego ducha, fragmentem biograficznego kompleksu, jakim jest ¿ycie Goethego. Ka¿de dzie³o sztuki jest w analogiczny sposób splotem tego, co biograficzne i historyczne, indywidualne i ogólne, rzeczywiste i fikcyjne. Ka¿de dzie³o sztuki wznosi swoj¹ estetyczno æ na fundamencie nieestetyczno ci. Tak¿e w przypadku artysty obok stanu estetyczno ci tworzenia mamy do czynienia ze stanem nieestetyczno ci jego empirycznego ¿ycia i tylko fanatyczny idealista móg³by precyzyjnie oddzieliæ jedno od drugiego i przyj¹æ, ¿e jedno mo¿e istnieæ bez drugiego. Nam tua res agitur: ludzie mówi¹ o sobie samych i chc¹ s³yszeæ, jak inni o nich mówi¹, a pisarze nie s¹ pod tym wzglêdem wyj¹tkiem, wprost przeciwnie. Ludzie ¿yj¹. Ale niektórzy z nich zajmuj¹ siê tym, by to ¿ycie poza jego reprodukcj¹ zobiektywizowaæ w czym , co przedstawi je innym, jako co godnego zastanowienia, daj¹cego do my lenia. Robi to tak¿e naukowiec, który bada wiat. Artysta jest natomiast kim , kto podejmuje pracê nad materia³em w³asnego ¿ycia, nad najbardziej nieokre lonym, wieloznacznym i p³ynnym tworzywem, z którego raczej zrobione s¹ sny ni¿ bezsporne konstatacje. Produkcja estetyczna oznacza dok³adnie to: przemianê w³asnego do wiadczenia w dzie³o, rzeczywisto ci w fikcjê. Ale czy jest jeszcze w ogóle mo¿liwe rozró¿nienie miêdzy tym, co rzeczywiste, i tym, co fikcyjne, w stanie estetycz-


142

no ci? Musi byæ mo¿liwe, choæ jest niemal niemo¿liwe, choæ to, co rzeczywiste, nigdy nie jest obecne w dziele sztuki jako nieprzekszta³cone. Ale w³a nie sposób tego przekszta³cenia okre la w³a ciwy proces estetyczny. Cierpienia m³odego Wertera nie s¹ po prostu powie ci¹ o mi³o ci z nieszczê liwym zakoñczeniem i nie s¹ autobiografi¹ pewnego pocz¹tkuj¹cego prawnika w mie cie Wetzlar. S¹ powie ci¹, dzie³em sztuki, które najbardziej osobiste do wiadczenia i kryzysy ¿yciowe transformuje tak, ¿e ów proces estetyczny pozwoli³ swemu autorowi w empirycznym znaczeniu pozostaæ przy ¿yciu i jednocze nie by³ w stanie zobiektywizowaæ cel autoterapeutyczny tak dalece, ¿e w postaci dzie³a nabra³ wyj¹tkowego znaczenia tak¿e dla tych, którzy nie uczestniczyli w wydarzeniach, czy nawet przede wszystkim dla nich. Gdzie znajduje siê to, co biograficzne, to, co autobiograficzne, w dziele sztuki? Czêsto nie tam, gdzie oczekiwa³by tego czytelnik, nie w wydarzeniach i realiach, wyznaniach i intymno ciach. Stan psychiczny m³odego Goethego przebywaj¹cego w Wetzlar znajduje wyraz w wyobra¿onym samobójstwie, którego prawdziwe okoliczno ci zapo¿yczy³ autor wprost od zupe³nie innego samobójcy. Nazbyt znane i zbyt czêsto cytowane zdanie Flauberta Madame Bovary, c est moi odnosi siê do kobiety, której ¿ycie i mieræ nie mia³o ¿adnych podobieñstw do ¿ycia ich mêskiego autora. Jest faktem biograficznym to, ¿e Stifter pisze ci¹gle o starych, przegranych mê¿czyznach u kresu nieudanego ¿ycia, tak¿e wtedy i w³a nie dlatego, kiedy sam nie ma jeszcze lat czterdziestu. Autobiograficzno æ dzie³a sztuki nie jest zatem sum¹ rzeczy, które da³yby siê policzyæ i zgromadziæ. Autobiograficzno æ przenika raczej dzie³o we wszystkich jego wymiarach tak, jak odniesienia do historii czy do ca³o ci tradycji literackiej i wszystkich sk³adaj¹cych siê na ni¹ dzie³. Dlatego nie mo¿e chodziæ o to, by fakty i faktyczno æ precyzyjnie wyizolowaæ w kosmosie fikcji, lecz jedynie o to, by odtworzyæ ich splot, który w ka¿dym pojedynczym przypadku posiada inny wzór. Pytanie estetyczne dotyczy ¿ycia i dzie³a, jest pytaniem o zupe³nie indywidualny sposób ich powi¹zania, przekszta³cenia. W ¿yciu ka¿dego cz³owieka obecny jest choæ w ró¿nej ilo ci i w ró¿nym zespoleniu egzystencjalny wymiar, który da³oby siê uj¹æ w pytaniu, jak w ogóle mo¿liwe by³o jego ¿ycie. Jest to pytanie o raison d être ka¿dego indywiduum, nie za o przywilej artysty. Jednak pytanie to staje przed artyst¹, przed autorem w jeszcze bardziej rozpaczliwej formie, jest ono bowiem w³a ciwym j¹drem jego dzia³alno ci. Artysta jako cz³owiek, którego praca ma charakter duchowy, sk³ania do pytania, jak mo¿liwe jest jego ¿ycie w znaczeniu duchowym. Odpowied znajduje siê z pewno ci¹ w dziele, ale przecie¿ nie tylko tam. Jest obecna w mniej lub bardziej krytycznym, mniej lub bar-


143

dziej problematycznym, mniej lub bardziej chybionym lub udanym stosunku tego dzie³a do samej egzystencji ludzkiej. Jak wiadomo, cz³owiek, który pisze w roku 1857, dysponuje innym horyzontem do wiadczeñ ni¿ kto pisz¹cy w roku 1957. Odnosi siê to jednak nie tylko do spo³ecznego, politycznego, moralnego, czy literackiego t³a tej egzystencji, dotyczy bowiem tej¿e egzystencji w ca³ej jej istocie, w jej pytaniu o siebie sam¹. Poniewa¿ wszystko, co znajdzie siê w dziele sztuki, przechodzi przez subiektywne do wiadczenie artysty, i nie ma na to innego sposobu. Pytanie o mo¿liwo ci sztuki nie jest nigdy pytaniem wy³¹cznie technicznym, warsztatowym, zw³aszcza je li chodzi o literaturê, poniewa¿ ¿ycie ludzkie jest tak dalece niewyczerpanym ród³em narracji, ¿e w konfrontacji z nim ka¿de pytanie o technikê ma charakter sekundarny. Pytanie o mo¿liwo ci sztuki jest o wiele bardziej pytaniem spo³ecznym i egzystencjalnym, poniewa¿ chodzi w nim o to, czy wyobra nia, kreacyjna si³a indywiduum jest w stanie stworzyæ co , w czym rozpozna siê wiat, czy zatem stan estetyczno ci jest w stanie oznajmiæ co stanowi nieestetyczno ci. Jak by³o mo¿liwe ¿ycie Henri Beyle a w znaczeniu duchowym? Jak Goethego? Jak Flauberta, Baudelaire a czy Stiftera? Elementów odpowiedzi szukaæ mo¿na w indywiduum i w jego epoce, w tym, co indywidualne, i w tym, co ogólne. Cz³owiek jako stworzenie zosta³, jak wiadomo, sp³odzony i ukszta³towany; jako podmiot inteligibilny stwarza natomiast sam siebie. W procesie autokreacji jednostkowy podmiot krok po kroku sk³ada sam siebie z niezliczonej liczby szczegó³ów, a wszystkie one pochodz¹ z zasobów tego, co ogólne. Nie ma formu³y, pojêcia, sumy, które pozwala³yby uznaæ wszystkie te szczegó³y za równoznaczne z indywiduum, nie dysponuje tak¹ mo¿liwo ci¹ pisarz, podobnie jak ka¿dy inny cz³owiek. Ale pisarz ró¿ni siê od innych ludzi tym, ¿e sk³ada wiadectwo owej autokreacji, ¿e j¹ choæ w przebraniu zarysowuje, uchwyca, opisuje, analizuje i utrwala. Wreszcie j¹ zapisuje. Jednego wszak nie robi: nie definiuje, jak ma siê zapis do ¿ycia, nie deklaruje, jak dokona³o siê samo przekszta³cenie. Pisarz, jak ka¿dy inny cz³owiek, nie jest w stanie opu ciæ swej epoki, mo¿e siê jej przeciwstawiaæ, mo¿e siê od niej izolowaæ, wspólnota czasu jest jednak czym , od czego nie mo¿na siê oddzieliæ, co jest przynale¿ne ka¿demu uogólnieniu, którego w procesie historyzacji nieub³aganie dokona potomno æ. Historia ¿ycia pisarza jest histori¹ tworzenia co nie oznacza wcale, ¿e ¿ycie pisarza tylko z tworzenia siê sk³ada. Impuls tworzenia to jedno; czym innym jest natomiast sposób, w jaki tworzenie przeciwstawia siê przeciwno ciom zewnêtrznym i wewnêtrznym, jak siê nimi pos³uguje, jak je przechowuje i zwalcza, w jakim stosunku wo-


144

bec ¿ycia spo³ecznego i publiczno ci czytaj¹cej pozostaje, czy przejmuje zastane formy, czy im siê przeciwstawia, czy je odrzuca, jak reaguje na epokê, i jak epoka na nie reaguje. Biografia jest kopi¹ tego procesu, nie za jakim zestawieniem prywatnych niedyskrecji; jest prób¹ zbli¿enia siê do syntezy ¿ycia, która i tak zawsze oka¿e siê niemo¿liwa. Historiê ¿ycia opowiadaæ mo¿na z dwu perspektyw: z perspektywy koñca lub pocz¹tku. Perspektywa koñca w³a ciwa jest historykowi, który widzi rozpostart¹ przed sob¹ ca³o æ materia³u. Perspektywa pocz¹tku stara siê zrozumieæ sytuacjê rozwijaj¹cego siê ¿ycia i dzie³a uwzglêdniaj¹c ich w³asny potencja³, który wprawia³ je w ruch. Próba ukazania motywów biograficznych i estetycznych w ich powi¹zaniu ma dwa równoczesne zadania: musi odtworzyæ autostwarzanie siê pisarza w procesie poszukiwania zamierzonego dzie³a, ale musi tak¿e próbowaæ zrozumieæ to, co by³o zamierzone, wychodz¹c od tego, co ostatecznie zosta³o stworzone. Pisarz ma inny stosunek do w³asnego dzie³a na pocz¹tku, w rodku i na koñcu swego ¿ycia. Debiut jest czym innym ni¿ utwór pó ny, czy te¿ jedyna ksi¹¿ka autora. To zasadnicza ró¿nica, czy pisarz prezentuje swój utwór po raz pierwszy, czy te¿ w obrazie, który po sobie pozostawi, po raz ostatni pragnie postawiæ decyduj¹cy akcent. Tak¿e stosunek do epoki kszta³tuje siê pod wp³ywem tego, czy kto w ostatnich latach ¿ycia odczyta jeszcze zapowiedzi nowego czasu, który nie bêdzie ju¿ jego czasem w³asnym, czy te¿ nale¿y do tych, którzy wspó³okre laj¹ powstawanie w³asnej przysz³o ci, w aprobacie lub odrzuceniu, obojêtno ci czy nienawi ci.

Autor i jego ksi¹¿ka Daty roczne s¹ przypadkowe. Rewolucje lat 1798, 1830 i 1848 mog³yby mieæ miejsce o rok wcze niej lub o rok pó niej. Równie niewiele by siê zmieni³o, gdyby Pani Bovary zosta³a wydana parê miesiêcy wcze niej a Pó ne lato o miesi¹c pó niej i tym samym obie powie ci w dwu ró¿nych latach. Przypadek zrz¹dzi³ jednak, ¿e by³ to rok 1857, który w ten sposób sta³ siê dat¹ emblematyczn¹ czego , co jest wszystkim innym ni¿ przypadek. Rok 1857 jest rokiem modernizmu, rokiem literatury modernistycznej. Zobaczmy, co jeszcze zdzia³a³ przypadek w tym roku. Na dnie Atlantyku miêdzy Anglia a Ameryk¹ zosta³ u³o¿ony licz¹cy cztery tysi¹ce kilometrów pierwszy kabel telegraficzny i to nies³ychane osi¹gniêcie techniczne sprawi³o, ¿e marzenie Chateaubrianda i Goethego o Ameryce, która ma lepiej, definitywnie siê spe³ni³o. Ostatni wielki emigrant po rewolucji 1789 roku i przeciwnik Napole-


145

ona zmar³ 8 lipca 1848 roku, us³yszawszy jeszcze strza³y nowej rewolucji. Patron epoki zwanej niemieckim klasycyzmem zmar³ ju¿ w roku 1832. W roku 1857 urodzi³ siê Eugêne Atget, który jako jeden z najwa¿niejszych fotografów utrwali na zdjêciach Pary¿ koñca XIX i pocz¹tków XX wieku. Umar³ za Pierre-Jean de Béranger, s³awny i ciesz¹cy siê z³¹ s³aw¹, teraz niemal ju¿ legendarny poeta i uliczny pie niarz dawno minionej epoki miêdzy rewolucjami. Zmarli tak¿e Joseph von Eichendorff, ostatni poeta niemieckiego romantyzmu oraz rze biarz Christian Daniel Rauch, niezapomniany autor postaci starego Goethego w bon¿urce [oraz autor pos¹gów Mieszka I i Boles³awa Chrobrego w katedrze poznañskiej - przyp. t³umacza]. Rokiem emblematycznym jest jednak rok 1857 dziêki trzem ksi¹¿kom: Pani Bovary. Z obyczajów prowincji Gustave a Flauberta, Kwiatom z³a Charlesa Baudelaire a oraz Pó nemu latu Adalberta Stiftera. W³a ciwie tylko dwa z nich uczyni³y ten rok symbolicznym: Pani Bovary i Kwiaty z³a, a to w³a nie decyduje o uroku tej konstelacji. Pó ne lato stoi na uboczu, wydaje siê staæ na uboczu. Powie æ obyczajowa Flauberta i cykl poetycki Baudelaire a s¹ ksi¹¿kami stulecia i je li ranga ta nie od razu i w pe³ni zosta³a rozpoznana, to w tym samym momencie, w którym siê pojawi³y, by³y sensacj¹ i nie tylko ci, którzy je naprawdê przeczytali ale tak¿e czytelnicy gazet, mogli ju¿ wtedy powiedzieæ, ¿e byli tego wiadkami. Flaubert i Baudelaire byli oczywistymi pisarzami modernizmu i jako tacy byli te¿ z aprobat¹, b¹d sprzeciwem odbierani. Odbierano ich jako autorów, i jako symptomy swojej epoki, przyk³ady nowych czasów i nowej sztuki, przez jednych witane z obaw¹, przez innych z rado ci¹, przez wszystkich jednak rozpoznane. Oczywi cie, Pani Bovary i Kwiaty z³a sta³y siê emblematyczne tak¿e dziêki wspólnej im chronique scandaleuse. Spo³eczeñstwo, w którym powsta³y, wytoczy³o ich autorom procesy i oba te procesy roku 1857 traktowane by³y ju¿ wtedy jako procesy przeciw sztuce nowoczesnej w ogóle. Oskar¿ano w nich pisarzy nie o jakie osobiste wykroczenia, lecz o epokowy charakter, epokowe nowatorstwo ich dzie³. Wyroki brzmia³y ró¿nie, ale nie odegra³o tu ju¿ ¿adnej roli. Rolê gra natomiast to, ¿e spo³eczeñstwo nie chcia³o siê rozpoznaæ w swoim artystycznym portrecie lub rozpozna³o siê w nim z tak¹ dok³adno ci¹, ¿e chcia³o zakazu jego ogl¹dania. Podobieñstwa wydaj¹ siê i æ tak daleko, ¿e Pani Bovary i Kwiaty z³a s¹ niekiedy postrzegane jako dwie strony, epicka i liryczna, tej samej estetycznej konstelacji. Jest to jednak tak samo ma³o trafne jak bezpodstawne traktowanie obu ksi¹¿ek jako kanonicznych przyk³adów nowej, postêpowej sztuki, podczas gdy s¹ one w równie istotnym znaczeniu zamkniêciem i ostatnim arcydokonaniem starej.


146

Kiedy ukaza³a siê powie æ Pó ne lato Adalberta Stiftera, nikt nie zg³asza³ pretensji, by byæ wiadkiem tego wydarzenia. Pó ne lato nie by³o powie ci¹ stulecia, ani nawet powie ci¹ epoki; nie by³o ani sensacj¹, ani skandalem, nie wywo³a³o wielkiego wra¿enia, raczej co najwy¿ej, krótkie wzruszenie ramion, nie mog³o reprezentowaæ niczego ogólnego, ¿adnej epoki, ani tej odchodz¹cej, ani tej nadchodz¹cej, reprezentowa³a tylko siebie, kuriozaln¹ osobliwo æ, nawet z perspektywy samej literatury jêzyka niemieckiego. Kiedy za odkryto j¹ ponownie na pocz¹tku dwudziestego stulecia, to jako ostatni odblask starego wiata, w pe³ni tradycyjny przyk³ad sztuki najwyra niej obcej wspó³czesno ci. D³ugo jeszcze nie dostrzegano, ¿e zawiera elementy siêgaj¹ce daleko w przysz³o æ. Tak oto rok 1857 pisa³ historiê literatury. Ukaza³y siê w tym roku trzy ksi¹¿ki, które na bardzo ró¿ne sposoby s¹ w modernistycznej literaturze europejskiej dzie³ami epokowymi, dzie³ami tak ró¿nymi od siebie, ¿e ich zdumiewaj¹ca równoczesno æ mog³aby byæ odbierana jako czysty, nic nie mówi¹cy przypadek, jako równoczesno æ nierównoczesno ci w tym w³a nie znaczeniu. I na tym w³a nie polega epokowe znaczenie roku 1857, ¿e przyniós³ zapowied , w jakich kierunkach rozwinie siê modernizm. Daty roczne s¹ przypadkowe, historyczna równoczesno æ trzech dzie³ estetycznych ju¿ nie. A w³a ciwa odpowied na pytanie: czym wyró¿nia siê ten historyczny moment, tkwi w odpowiedzi na inne: czy mianowicie równoczesno æ nierównoczesno ci nie mog³aby jednak czego znaczyæ. W styczniu 1831 roku osiemdziesiêciojednoletni Goethe czyta³ wydan¹ w³a nie w Pary¿u powie æ Stendhala Czerwone i czarne, tak, jak przed dwoma laty czyta³ powie æ w³oskiego romantyka Alessandra Manzoniego Narzeczeni, a czyta³ z entuzjazmem, o czym Eckermann pisa³: Rozmawiali my nastêpnie o Rouge et Noir, które Goethe uwa¿a za najlepsze dzie³o Stendhala , po czym dodaje: Nie mogê zaprzeczyæ, ¿e niektóre jego charaktery kobiece s¹ za ma³o romantyczne. Jednak¿e wszystkie one wiadcz¹ o starannej obserwacji i psychologicznej przenikliwo ci, chce siê wiêc chêtnie darowaæ autorowi niektóre nieprawdopodobieñstwa szczegó³ów. Sze æ i pó³ roku wcze niej, w pa dzierniku roku 1824, m³ody poeta romantyczny Heinrich Heine uda³ siê z pielgrzymk¹ do Weimaru, by uczciæ Goethego , jak sam mu o tym powiedzia³. Wyje¿d¿a³ stamt¹d jednak rozczarowany, z poczuciem koñca jakiej epoki: on jest tylko jeszcze tym gmachem, na którym niegdy kwit³a wietno æ, i jedynie to by³o to, co mnie w nim interesowa³o . Dla Heinego wizyta ta by³a m³odzieñczo i egoistycznie nazbyt pospiesznym potwierdzeniem owego schy³ku epoki Goethego w sztuce , który proklamowa³ pó niej w swoim eseju Szko³a romantyczna z roku 1833. Sta³o siê to w rok po mierci Goethego, w której Heine


147

widzia³ próg nowej epoki. Wydarzenie bez w¹tpienia znacz¹ce, czy by³o jednak progiem nowej epoki? Manzoni i Stendhal, Goethe i Heine, jak nieskoñczenie odmienne by³yby ich charaktery i dzie³a, z perspektywy pó nego wnuka, znajduj¹ siê razem przed owym progiem, który symbolizuje dla niego soczewka pierwszych fotografów. Heine przekroczy³ ten próg o jeden krok, prze¿y³ w Pary¿u rewolucjê 1848 roku i przyj¹³ u siebie Karola Marksa. Nie tylko sama jednak przedwczesna mieræ udaremni³a mu dalsze kroki. Heine by³ tak¿e kim ostatnim, kim , kto wprawdzie dostrzeg³ zjawiska modernistycznego wiata, ale kto ze swej strony by³ przera¿ony tym, co ów nowy, mieszczañski, demokratyczny, niweluj¹cy, komunistyczny wiat móg³by zrobiæ ze wiatem kultury i literatury, w którym poeta urodzi³ siê i wyrós³, i który, choæby tylko w polemicznym prote cie, pozostawa³ jego wiatem. Nie ma progów epoki, które da³oby siê wi¹zaæ z konkretnym dniem, i nawet ten najmniej dyskusyjny, próg Wielkiej Rewolucji Francuskiej, wi¹¿e siê z ró¿nymi datami: szturmem Bastylii 14 lipca 1789, ciêciem Ludwika XVI 21 stycznia 1793, a tak¿e z owym 20 wrze nia 1792 roku, dniem zwyciêskiej bitwy Francuzów pod Valmy, któremu Goethe po wiêci³ swoje s³ynne zdanie, prototyp wszelkich historycznych interpretacji prze³omu: Tu i teraz zaczyna siê nowa epoka w historii wiata, a wy mo¿ecie powiedzieæ, ¿e byli cie tego wiadkami . Epoki nie da siê pogrzebaæ jednego dnia. Ale choæ granice s¹ p³ynne i niepewne, z ca³¹ pewno ci¹ istniej¹: Henri Beyle i Gustave Flaubert w Villa Sommariva, to dwa odmienne wiaty, tak¿e wówczas, gdy przebieg granicy miêdzy nimi nie jest dok³adnie znany. I to samo odnosi siê do Heinricha Heinego i Charlesa Baudelaire a we wspólnym Pary¿u, do Goethego i jego wielbiciela Stiftera, który w tym samym Karlsbadzie szuka³ ukojenia nowych cierpieñ, dzielonych bardziej z nieznanym sobie Baudelairem ni¿ ze starym weimarczykiem, z którym tak blisk¹ wiê odczuwa³. Rok 1857 znajduje siê byæ mo¿e na granicy, byæ mo¿e po jej drugiej stronie z ca³¹ pewno ci¹ jednak nie po tej stronie. Po drugiej stronie istnieje utrwalony, bezpieczny porz¹dek mieszczañskiego spo³eczeñstwa i pañstwa , opisywany przez Hegla, to tam mie ci siê wiat, który coraz wê¿szy i wê¿szy, sta³ siê w koñcu pu³apk¹ , której zbadanie stanowi dla Milana Kundery istotê modernistycznej powie ci XX wieku. Les dieux s en vont. Umar³ Goethe . Tak zakoñczy³ Heine pierwsz¹ ksiêgê tomu Szko³a romantyczna, bêd¹c¹ wielk¹ apoteoz¹ nieco pochopnie uznanego za zmar³ego weimarczyka. I nie przez przypadek zdanie to zawiera w sobie obraz religijny. Królowie francuscy tak¿e po epokowym ciêciu jednego z nich wrócili, bogowie natomiast byli martwi, nie prze¿yli upadku absolutyzmu, wiary, ¿e w³adza królewska pochodzi od


148

Boga: Les dieux s en vont ale królów zachowamy . Po drugiej stronie granicy ¿aden z pisarzy nie by³ ju¿ w stanie odgrywaæ roli Goethego, nawet Victor Hugo by³ bardziej prorokiem politycznym ni¿ bogiem. Mieszczañscy pisarze nie s¹ ju¿ bogami, ale do wiadczenie podpowiada, ¿e w wiecie bez bogów s¹ jeszcze wiêci i mêczennicy, o królach nie wspominaj¹c. prze³o¿y³ Wojtek Klemm Non-aesthetics versus aesthetics as a status: Three lives, three books Translation of Chapter 1 from Wolfgang Matz s book 1857. Flaubert, Baudelaire, Stifter (Frankfurt-am-Main 2007), dealing with Rouge et Noir, Madame Bovary, Der Nachsommer.


Wiek XIX. Rocznik Towarzystwa Literackiego im. A. Mickiewicza, Rok I (XLIII) 2008

RECENZJE I PRZEGL¥DY

Codzienno æ w literaturze XIX (i XX) wieku. Od Adalberta Stiftera do wspó³czesno ci, pod red. Gra¿yny Borkowskiej i Anety Mazur, Uniwersytet Opolski, Opolskie Towarzystwo Przyjació³ Nauk, Wydawnictwo Uniwersytetu Opolskiego, Opole 2007, ss. 509. Przedmiotem refleksji zapisanej w tomie Codzienno æ w literaturze XIX (i XX) wieku. Od Adalberta Stiftera do wspó³czesno ci s¹ jak trafnie okre li³a w S³owie wstêpnym Gra¿yna Borkowska rozmaite przestrzenie do wiadczenia codzienno ci, rozmaite wiaty intymno ci, domowo ci i lokalno ci (s. 15). Autorom studiów uda³o siê pokazaæ je z tak ró¿nych perspektyw, ¿e ksi¹¿ka sta³a siê imponuj¹cym dokumentem dziewiêtnastowiecznej aporetyczno ci, wyznaczaj¹cej horyzont problemowy humanistyki wspó³czesnej. Taki w³a nie kierunek namys³u nad codzienno ci¹ uobecniaj¹c¹ siê w jêzyku i praktyce s³ownikowej oraz konstytuuj¹cej siê jako kategoria badawcza uwyra niony zosta³ ju¿ w pierwszym z zamieszczonych w ksi¹¿ce artykule Gra¿yny Borkowskiej ¯ycie codzienne jako kategoria literacka i badawcza (rekonesans). Ze z³o¿onej materii rozpoznañ wyró¿nia siê w sposób szczególny, bo otwieraj¹cy ró¿norodne mo¿liwo ci interpretacyjne, trop zwi¹zany z ³¹czliwo ci¹ dyskursu literackiego i socjologicznego, których zakresy i specyfika zmienno ci dookre lane s¹ przekszta³ceniami struktur narracyjnych (autorka podkre li³a zw³aszcza znaczenie wiadectw autonarracyjnych , s. 36). Daj¹ce siê wyczytaæ z uwag badaczki wa¿ne etapy przewarto ciowañ my lenia o codzienno ci, to: dziewiêtnastowieczne propozycje zbli¿enia literatury i socjologii, Husserlowska koncepcja wiata prze¿ywanego (s. 30) oraz osi¹gniêcia francuskiej szko³y historyków Annales . Efektem tak ustalonej linii problemowej jest bardzo cenna konkluzja: Kategoria ¿ycia codziennego pojawia siê w kulturze europejskiej


150

w tym samym mniej wiêcej czasie, co kategoria autobiografii, indywidualizmu, co dysputy na temat wolno ci osobistej i spo³ecznej. Pisaæ o ¿yciu codziennym to pisaæ o czym innym ni¿ sam obyczaj, sfera materialna, mentalno æ, zachowania. Codzienno æ wyra¿a istotê spo³ecznego nastawienia podmiotu, jego sposób istnienia w wiecie (s. 38). Pojemno æ znaczeniowa ostatniego zdania sprawia, ¿e staje siê ono doskona³ym drogowskazem w meandrycznej, z racji wielo ci i rozmaito ci zgromadzonych tekstów, lekturze udzielanych w ksi¹¿ce odpowiedzi na pytania o codzienno æ. Jedn¹ z motywacji organizatorów konferencji, której tom jest pok³osiem, by³a potrzeba wzmocnienia zainteresowania twórczo ci¹ Adalberta Stiftera i wpisanie dotycz¹cych jej badañ w kr¹g wa¿nych pytañ wspó³czesnej humanistyki. Pisarstwo tego klasyka prozy austriackiej, nale¿¹cego do grona najwybitniejszych przedstawicieli biedermeieru, wci¹¿ nie jest wystarczaj¹co dobrze przyswojone przez polskie literaturoznawstwo. Zaprezentowane w ksi¹¿ce studia badaczy obcych s¹ wiêc znacz¹cym wype³nieniem tego braku. Uk³adaj¹ siê bowiem w intryguj¹c¹ poznawczo matrycê problemow¹, na któr¹ sk³adaj¹ siê dystynktywne zagadnienia twórczo ci Stiftera, widziane przez pryzmat najwa¿niejszych pytañ nowoczesno ci i ponowoczesno ci (np. tekst Barbary Hoiss czy Johannesa Johna). Szczegó³owe ujêcia rozmaitych aspektów prozy Stiftera stanowi¹ interesuj¹ce uzupe³nienie rozpoznañ syntetycznie zarysowanych w S³owie wstêpnym przez Anetê Mazur, najwybitniejsz¹ niew¹tpliwie polsk¹ znawczyniê tego autora i promotorkê wiedzy na jego temat. Jej uwagi co bardzo wa¿ne ustalaj¹ wizerunek Stiftera uwolnionego ze stereotypu idyllicznego portrecisty obyczaju (s. 9) i wprowadzaj¹ w niejednorodn¹ strukturê jego eklektycznej poetyki i wiatopogl¹du, wyra¿aj¹cych ³ad i niepokój codzienno ci. Jak s³usznie pisze Aneta Mazur, odwo³uj¹c siê do s³ynnej Przedmowy Stiftera do tomu opowiadañ Kolorowe kamienie, codzienno æ by³a dla niego rodzajem epifanii, przejawiania siê Prawa powszechnego, ³agodnego, dyskretnego rytmu wszelkich zjawisk, obejmuj¹cego zarówno prawa fizyki, jak i aksjologii (s. 11). Takie dookre lenie swoisto ci refleksji Stiftera pozwala widzieæ w nim nie tylko mistrza powolno ci, ale te¿ odnajdowaæ w bezzdarzeniowej prostocie jego fabu³ lady ludzkich lêków, a przede wszystkim sytuowaæ j¹ miêdzy platoñskim ujêciem bytu a bezdusznym katalogiem rzeczy (s. 11). Jednoznacznie wynikaj¹ce ze S³owa wstêpnego wskazania na twórczo æ Stiftera jako strefê niejednoznaczno ci, antynomii i sensotwórczych napiêæ znajduj¹ szczególne uzasadnienie w dwu szkicach: Zu Adalbert Stifters Katzensilber und Waldbrunnen (O dwóch opowiadaniach Adalberta Stiftera: B³yszczyk i Le ne ród³o ) Marion George i Uniform der Einfalt. Zum Kleidercode


151

bei Adalbert Stifter (Uniform prostoty. Kod ubioru w twórczo ci Adalberta Stiftera) Huberta Lengauera. Odwo³uj¹c siê do ró¿nych utworów i stawiaj¹c im odmienne pytania, autorzy artyku³ów interesuj¹co definiuj¹ fenomen tego pisarstwa. Marion Georgie, przeciwstawiaj¹c siê dotychczasowym kierunkom my lenia ustalaj¹cym wizerunek Stiftera jako kreatora fa³szywego wiata biedermeieru lub zimnego faktografa, eksponuje swoj¹ (i Stiftera) niezgodê na pisanie prezentuj¹ce skrajno ci. W jej ogl¹dzie autor B³yszczyka i Le nych róde³ okazuje siê mistrzem stanu po redniego, niweluj¹cym ostre granice miêdzy b³ahym a sensownym, faktycznym i mo¿liwym, pewnym i z³udnym. Efektem zaproponowanej przez autorkê lektury jest co wydaje siê bardzo trafne zdefiniowanie postawy Stiftera wobec wiata jako tolerancyjnego rozumienia. Wed³ug innych regu³ rekonstruuje pisarskie strategie ujawniania nieoczywisto ci Hubert Lengauer. Analizuj¹c stroje postaci kobiecych z Teki mego pradziada, Starej pieczêci czy Wapienia, wykazuje, ¿e ubranie traktowane jako cecha moralno-estetyczna ma u Stiftera charakter, rzec by mo¿na, dwuwarto ciowy. Raczej intryguj¹co szyfruje cielesno æ ni¿ j¹ uniewa¿nia. Rozpoznanie takie nie tylko podwa¿a stawiane wobec Stiftera zarzuty pruderyjno ci, ale przede wszystkim uwra¿liwia na niedookre lono æ jako walor realno ci ukazywanej w jego prozie. Interesuj¹ce dope³nienie tej refleksji stanowi niew¹tpliwie wypowied Ulricha Diettmanna ( Heiliger Alltag ? Stifters Ort in der Tradition eines umstrittenen Themas der deutschen Literatur / wiêta codzienno æ pozycja Stiftera w tradycji spornego tematu literatury niemieckiej), która prowokuje do my lenia o Stifterze jako prekursorze ukazywania codzienno ci w kategoriach deficytu. Z interesuj¹cego wielog³osu na temat Stiftera, w jaki uk³adaj¹ siê teksty zamieszczone w pierwszej czê ci ksi¹¿ki, wypada wyró¿niæ artyku³ Wolfganga Wiesmüllera ( Ein Rosenkranz alltäglicher Dinge . Historizität und Aktualität von Adalbert Stifters Witiko / Ró¿aniec rzeczy codziennych . Historyczno æ i aktualno æ powie ci Adalberta Stiftera Witiko ), pokazuj¹cy regu³y konstruowania idealizmu historycznego w powie ci Witiko. Istotne okazuje siê tu skojarzenie utopijnej wizji przesz³o ci z lêkow¹ reakcj¹ na wiat po roku 1848. Dowarto ciowanie prywatnego do wiadczenia, dziejów rodzinnych i rytmu zwyczajno ci przeciwstawianego wielkiej historii, na które zwraca uwagê autor tekstu, ods³ania tak istotny dla ca³ej twórczo ci Stiftera mechanizm budowania napiêæ miêdzy faktyczno ci¹ a jej estetycznym przemodelowaniem. Bardzo wa¿nym zagadnieniem funkcjonuj¹cym w tej ksi¹¿ce niejako kontrapunktowo w stosunku do wieloperspektywicznie zakrojonej problematyki codzienno ci okazuje siê biedermeier. Niezwykle symptomatyczne i cenne wydaje siê to, ¿e jest on tu kategori¹ kulturow¹ tyle¿ niezbêdn¹, ile niewygodn¹.


152

Rozproszone w rozmaitych tekstach uwagi przywo³uj¹ce j¹ z rozmys³em lub tylko przygodnie potwierdzaj¹, ¿e wyznacza ona kr¹g zagadnieñ definiuj¹cych wa¿ny etap rozwoju dziewiêtnastowiecznej wiadomo ci. Ponadto odsy³aj¹ jednak do coraz bardziej rozpraszaj¹cego siê i wtapiaj¹cego w inne zjawiska katalogu prze wiadczeñ i tendencji estetycznych. W znacz¹cy sposób kontrastuj¹ ze sob¹ dwa artyku³y, w których biedermeier jest g³ównym przedmiotem badania: Austriacki biedermeier i jego sztuka Zofii Krzysztoforskiej-Weisswasser oraz Arcydzie³o biedermeieru? Dobrochny Ratajczakowej. Pierwszy z nich odtwarzaj¹c mechanizmy ustalania siê horyzontu estetyczno-etycznego, wyznaczanego przez jako ci takie, jak: domowo æ, prywatno æ, tradycja, lokalno æ, praktycyzm, umiarkowanie, normalno æ, mieszczañsko æ potwierdza wewnêtrzn¹ jednorodno æ i konsekwencjê biedermeieru i ciekawie dialoguje z uwagami Hany Voisine-Jechovy, porównuj¹cej polski i czeski umiarkowany romantyzm. Drugi natomiast, hamuj¹c pokusê najoczywistszych skojarzeñ, komplikuje ten porz¹dek. Niezwykle inspiruj¹ce wydaj¹ siê ustalenia Dobrochny Ratajczakowej, które pozwalaj¹ zobaczyæ, jak biedermeier jako zespó³ zjawisk ³¹cz¹cych opozycje (romantyzm-klasycyzm), kszta³towanych przeciw intensywno ci romantyzmu oraz obok niego, a przede wszystkim wielowariantywnych i rozp³ywaj¹cych siê w wieku XIX (s. 187) stawa³ siê transparentny, przejrzysty, okazywa³ siê swoistym powietrzem stulecia (s. 187). Takie spojrzenie otwiera niew¹tpliwie pytania choæ nie u³atwia odpowiedzi o zasady relacyjno ci biedermeier-nowoczesno æ. To jednak zaledwie margines zainteresowañ autorki, która przede wszystkim udowadnia ³¹czliwo æ Pana Tadeusza oraz Zdañ i uwag Mickiewicza z biedermeierem. Interesuj¹ce uwagi badaczki syntetyzuj¹ siê i uzyskuj¹ szczególn¹ no no æ znaczeniow¹ we fragmentach dotycz¹cych biedermeierowskiej formu³y duchowo ci, która jak czytamy w artykule ujawnia siê i w praktycznej mistyce Zdañ i uwag (s. 193), i w opartej na pokorze duchowo ci promowanej w Panu Tadeuszu. Konkluzja Ratajczakowej pozwala zrozumieæ, ¿e biedermeierowski opis egzystencji mo¿e byæ w du¿ej mierze zale¿ny od nadziei na mo¿liwo æ ods³oniêcia niewiadomego: Optymizm moralny obrazu narodowego odrodzenia (mo¿liwego dziêki przej ciu od mentalno ci rodowej do narodowej), sytuacja jednocz¹ca nie tylko wszystkie stany, ale tak¿e ludzi, naturê i historiê z Bogiem sprawia, ¿e trywialne mo¿e byæ rewersem tajemnego (s. 195). Ukazywanie rewersowej struktury rzeczywisto ci, parafrazuj¹c wypowied Ratajczakowej, wydaje siê po lekturze wielu tekstów z omawianego tomu podstawow¹ w³a ciwo ci¹ literackiego dyskursu codzienno ci. Zdecydowanie zreszt¹ wykraczaj¹cego poza kod biedermeieru. Jedn¹ z najwa¿niejszych warto ci ksi¹¿ki


153

jest to, ¿e uda³o siê w niej pokazaæ nie tylko ró¿ne sposoby warto ciowania codzienno ci przez pisarzy i ich bohaterów, uprzywilejowuj¹ce rozmaite jej aspekty przedstawienia czy komentowania (na przyk³ad artyku³y: Marty Ruszczyñskiej o W³odzimierzu Wolskim, Agaty Grabowskiej-Kuniczuk o Prusie czy Sabiny Brzozowskiej o Tadeuszu Rittnerze), ale przede wszystkim uda³o siê zaprezentowaæ analizy zapisu uwik³ania w codzienno æ, komplikowania siê i przekszta³cania jej obrazu, swoistego rozszczelniania siê pozornie zwyczajnej mozaiki powszednio ci. Dziêki temu codzienno æ okazuje siê dynamiczn¹ konfiguracj¹ znaczeñ o wci¹¿ zmiennym zakresie, a jej rewersowo æ konotuje tak nieporównywalne jako ciowo pary opozycji jak: banalne wznios³e, w³asne obce, mieszne serio, realne fantastyczne, do wiadczone opowiedziane. Wa¿ne punkty ustalaj¹cej siê w ksi¹¿ce dynamiki tych zale¿no ci wyznaczaj¹ teksty Ireny Jokiel Romantyk je obiad i wychowuje dzieci, Anety Mazur Miêdzy przekleñstwem a b³ogos³awieñstwem codzienno æ u Gustawa Flauberta, Adalberta Stiftera i Józefa Ignacego Kraszewskiego oraz Tadeusza Bujnickiego Okolice Capowic. Irena Jokiel, czytaj¹c równolegle listy Zygmunta Krasiñskiego do Delfiny Potockiej oraz korespondencje jego ma³¿onki, wietnie uchwyci³a powody ró¿nic zapisu tej samej rzeczywisto ci pozatekstowej. Autorka pokazuje ponadto, jak elementy zdegradowanej niechêci¹ poety codzienno ci przekszta³cane s¹ w rekwizyty z egotycznej gry, a jednocze nie w szczególnych momentach biografii (choroba, cierpienie) odzyskuj¹ walor ocalaj¹cy. Jakkolwiek wiêc dyskurs autobiograficzny Krasiñskiego staje siê przestrzeni¹ ucieczki od codzienno ci, to ostatecznie analiza zgromadzonego przez Irenê Jokiel materia³u sk³ania do wniosku, ¿e eskapistyczny wysi³ek jest bezowocny. Codzienno ci nie daje siê poecie uniewa¿niæ ani na poziomie do wiadczenia, gdzie stale objawia siê ona jako ograniczenie materii konstytuuj¹cej cielesno æ ludzkiej egzystencji, ani w aktywno ci pisania, które wbrew intencjom autora staje siê dokumentem codzienno ci w takim samym stopniu, jak jest wiadectwem jego bezradno ci wobec niej. Inny wariant trudu zakorzeniania siê w codziennej monotonii wnikliwie wyinterpretowa³a Aneta Mazur z twórczo ci Ignacego Józefa Kraszewskiego, która jest dla niej ogniwem po rednim miêdzy przeklêtym (Flaubertowskim) a b³ogos³awionym (Stifterowskim) biegunem dziewiêtnastowiecznego obrazu powszednio ci. Autorkê najbardziej interesuje uchwytny w Z³otym jab³ku i Bo¿ej czeladce efekt przechodzenia na stronê Stifterowsk¹, ze wiata protorealistycznej wiwisekcji codzienno ci w wiat biedermeierowskiej sielanki, w której trwa apoteoza bezruchu, bezzdarzeniowo ci, spokojnego, b³ogos³awionego rytmu powtórzeñ (s. 281). Na podstawie spostrze¿eñ autorki mo¿na doj æ do przekonania, ¿e am-


154

biwalentne stanowisko wobec aksjologii codzienno ci (s. 281) ustala siê przede wszystkim wobec równowagi ladów afirmacji zwyczajno ci i niepokoju zwi¹zanego z mo¿liwo ci¹ (i niemo¿liwo ci¹) jej opowiedzenia. Ten trop rozwa¿añ wydaje siê szczególnie cenny i w perspektywie tego artyku³u, i ca³ej ksi¹¿ki. Intryguj¹c¹ poznawczo analizê niejednorodnego obrazu codzienno ci jako funkcji gry tekstem przewrotnie zmieniaj¹cej znaki warto ci (s. 360) zaproponowa³ Tadeusz Bujnicki. Chwyt pozornej aprobaty (s. 360) zastosowany w prozie satyrycznej Jana Lama s³u¿y, jak przekonuj¹co dowodzi autor, nicowaniu biedermeieru (s. 361). Oznacza to co bardzo interesuj¹ce ustalanie swoistego kontrkatalogu warto ci literatury biedermeierowskiej, które dokonuje siê dziêki eksperymentowaniu z powie ciowymi konwencjami i stylizacyjn¹ dwuznaczno ci¹. Inspiruj¹cym dope³nieniem tych rozpoznañ, eksponuj¹cych regu³y przekszta³cania czy wrêcz zniekszta³cania literackiej materii codzienno ci, jest wskazywany przez Urszulê Górsk¹ w¹tek dezintegracji codzienno ci w Laurze dla Natalii Gyuli Krúdy ego, gdzie zapo redniczony jest on przez oniryczno-groteskowe wizje rozpadu osobowo ci bohatera. W takim zapisie odzyskiwane s¹ przeniesione do pod wiadomo ci odpryski przygód erotycznych, a codzienno æ okazuje siê sfer¹ miêdzy intymno ci¹ a polityk¹ (rozpad osobowo ci na tle rozpadu struktury, jak¹ stanowi³y Austro-Wêgry). Powracaj¹ce w ksi¹¿ce w ró¿nych wariantach pytania o zakresy do wiadczenia codzienno ci wzbogacone s¹ takimi propozycjami badawczymi, które prowokuj¹ do namys³u nad zasiêgiem pisarskich zainteresowañ powszednio ci¹ czy nad intensywno ci¹ zakorzeniania siê bohaterów literackich w porz¹dku zwyczajno ci. Tadeusz ¯abski ( Grossmutter i Napoleon. Ambiwalentny obraz codzienno ci w Lalce Boles³awa Prusa) przedstawi³ dynamikê niedopasowania postaci Lalki do tej sfery egzystencji jako element krytycznej diagnozy wiata. Tomasz Sobieraj natomiast (Codzienno æ melodramatów i sensacji. O konwencjach fabularnych polskiej powie ci popularnej okresu pozytywizmu) przekonuj¹co pokaza³ eliminowanie codzienno ci ze schematów fabularnych powie ci popularnej drugiej po³owy XIX wieku. Autorowi, odwo³uj¹cemu siê do bogatego materia³u drugorzêdnej prozy tamtego czasu, uda³o siê ponadto uchwyciæ bardzo interesuj¹c¹ jej prawid³owo æ, czyli utrzymywanie deklaratywnej aprobaty dla warto ci biedermeierowskich i pozytywistycznych mimo braku adekwatnej formu³y przedstawiania ¿ycia codziennego jako ich no nika. Materia³em wyj¹tkowo imponuj¹cym inwencyjno ci¹ dyskursów ró¿nicuj¹cych kod codzienno ci okaza³a siê przywo³ywana ju¿ twórczo æ Józefa Ignacego Kraszewskiego. Teksty Jacka Kubiaka (Dwa wiaty i wiêta codzienno æ) i Magdaleny Rudkowskiej (Codzienno æ cudowno æ groza. Hoffmanizm Kra-


155

szewskiego) wietnie pokazuj¹ zakresy interpretacyjnych mo¿liwo ci. W pierwszym z nich dokonywane przez pisarza uwznio lenie codzienno ci wpisywane jest w regu³y powie ci kaznodziejskiej (s. 242) i kojarzone z biedermeierem jako czasem odrodzenia chrze cijañskiego. W drugim autorce uda³o siê przekonuj¹co pokazaæ hoffmanizm jako terapeutyczn¹ reakcjê na polistopadow¹ traumê. Cudowno æ i fantastyka Kraszewskiego to, wed³ug Rudkowskiej, odzyskiwane dziêki stosowaniu podwójnego literackiego filtru ( Hoffmann Gogolem podszyty , s. 235), analogony grozy codzienno ci, chroni¹ce czytelnika przed jej agresywn¹ bezpo rednio ci¹. Szczególne miejsce przypada w tomie artyku³owi Tadeusza Budrewicza, który przenikliwie dookre li³ specyfikê zainteresowania Kraszewskiego utrwalaniem ladów codzienno ci i wykaza³ ich przek³adalno æ na model prozy historycznej pisarza. Dokumentowanie obyczaju w wietle ustaleñ badacza wydaje siê nie tylko prymarn¹ funkcj¹ literackiego obrazu przesz³o ci, ale w ogóle tworzenia historii. Jest to bardzo cenne rozpoznanie nowego rejonu problemowego w ksi¹¿ce wspieranego tylko uwagami Bart³omieja Szleszyñskiego w artykule Sarmacka codzienno æ w powie ciach Henryka Rzewuskiego, Zygmunta Kaczkowskiego i Henryka Sienkiewicza jakim jest ró¿nicowanie narracji historycznej ze wzglêdu na podejmowanie, b¹d nie, wysi³ku odwzorowywania codzienno ci. Zaproponowany przez redaktorki uk³ad sprzyja lekturze otwartej na wieloznaczno æ, która ujawnia siê w tekstach i pomiêdzy nimi. Uprzywilejowuj¹c zasadê chronologicznego nastêpstwa utworów i omówionych w nich zagadnieñ (najogólniej rzecz ujmuj¹c cz. II pierwsza po³owa XIX wieku; cz. III druga po³owa XIX wieku; cz. IV wiek XX, zw³aszcza jego pocz¹tki), pozwoli³y one czytelnikom na poznawcz¹ rado æ szukania (czy ustalania) sieci problemowych po³¹czeñ. Z pewno ci¹ wiêc recenzenckie uwagi mo¿na by tak¿e uporz¹dkowaæ rozmaicie. Zw³aszcza ¿e ostatni artyku³ tomu tyle¿ domyka wiele sygnalizowanych tu selektywnie problemów, ile otwiera zupe³nie nowe. Praca Joanny £awnikowskiej-Koper Codzienno æ jako przestrzeñ sacrum i przestrzeñ profanum . Obrazy codzienno ci w prozie wspó³czesnych autorek niemieckiego obszaru jêzykowego z perspektywy gender studies staje siê wietnym zaproszeniem do ponownego przeczytania tomu, uwzglêdniaj¹cego specyfikê kobiecego tekstu powszednio ci. Materia³ jest doprawdy imponuj¹cy: Ursula Phillips o Narcyzie ¯michowskiej i George Eliot, Katharina Weisswasser o Idzie Pfeiffer, Agnieszka B¹bel o Gabrieli Zapolskiej, Adela Pryszczewska-Kozo³ub o Poli Gojawiczyñskiej, Krystyna Kossakowska-Jarosz o l¹skiej pani domu . Mo¿na tylko ¿a³owaæ, ¿e (co zapewne sprawi³ przypadek) w tym zestawie zabrak³o nazwiska Elizy Orzeszkowej.


156

Tytu³ ksi¹¿ki o tak szerokiej formule problemowej zachêca atrakcyjno ci¹ i wa¿no ci¹ tematu oraz niepokoi spodziewanym poznawczym niedosytem. Zawarto æ zaskakuje atrakcyjno ci¹, wzmacnia poczucie wa¿no ci, a niedosyt zamienia na pokorê wobec materii, któr¹ poddano kalejdoskopowemu ogl¹dowi. Jakkolwiek bowiem ró¿ne propozycje badawcze mo¿na uznawaæ za mniej lub bardziej przekonuj¹ce, to efekt zgromadzenia ich w jednym tomie jest imponuj¹cy. Najwa¿niejszy wniosek jak codzienno æ ma tyle¿ niespektakularne, ile niepodwa¿alne znaczenie. Najoczywistsza przestrzeñ ludzkiej obecno ci, choæ zmieniaj¹ siê jej zakresy, jest jednym z najbardziej ryzykownych rejonów refleksji, z trudem poddaj¹cej siê wiarygodnemu zapisowi i interpretacji. Zarówno logika literackich wiadectw, jak i gier tekstowych pokazuje ¿ycie codzienne jako obszar wyznaczany ekstremami istnienia definiuj¹cymi siê jako ludzka pewno æ i bezradno æ. Wydaje siê ponadto, ¿e pisanie codzienno ci, codzienno ci¹ czy o niej to tyle¿ aktywno æ ustalania jej obrazu, ile jego utraty, zastêpowania, weryfikowania. Wskazywane przez badaczy rozsuwanie siê lub multiplikowanie poziomów znaczeñ powszednio ci sprzyja przekonaniu, ¿e czê ciej jest ona przestrzeni¹ eksperymentu ni¿ zrutynizowanej czy zrytualizowanej ci¹g³o ci, a problematyczno æ przedstawiania codzienno ci daleko wykracza poza k³opoty z formu³¹ realizmu. Jak wynika z wiêkszo ci studiów, codzienne trudno zauwa¿alne i nieuchwytne, a jednocze nie uto¿samiane z tym, co niew¹tpliwe staje siê podstawow¹ sfer¹ ludzkiej autoidentyfikacji. Z tych chocia¿by powodów po¿ytek poznawczy Codzienno ci w literaturze XIX (i XX) wieku mo¿na by okre liæ jako pos³u¿ê siê raz jeszcze na koniec t¹ formu³¹ rewersowy w stosunku do wielokrotnie w ostatnich latach eksploatowanych dylematów humanistyki, skoncentrowanych wokó³ pojêæ: do wiadczenie, antropologia literatury, nowoczesno æ. Urszula Kowalczuk

Fantastyka XIX i XX wieku. Granice i pogranicza, pod red. Janiny Szcze niak, Wydawnictwo Uniwersytetu Marii Curie-Sk³odowskiej, Lublin 2007, ss. 186. Na tom powsta³y pod redakcj¹ Janiny Szcze niak sk³ada siê trzyna cie artyku³ów dotycz¹cych zagadnieñ zwi¹zanych z szeroko rozumian¹ fantastyk¹ otwiera go bowiem tekst o utopiach w twórczo ci Boles³awa Prusa, a koñczy


157

referat opisuj¹cy wspó³czesne zjawisko kulturowe, jakim s¹ gry RPG (ang. RolePlaying Games). Do æ znaczna rozpiêto æ czasowa i tematyczna w obszarze zainteresowañ znajd¹ siê literatura, ale te¿ film, a tak¿e wspomniane ju¿ gry, ca³kowicie uzasadnia formu³ê tytu³ow¹: granice i pogranicza. We Wstêpie t³umaczy redaktorka, jest to zbiór studiów ukazuj¹cy zwi¹zki fantastyki naukowej z gatunkami, które chêtnie operowa³y pojêciem fantastyki i nale¿a³y do obszarów przyleg³ych, czy pogranicznych, takich jak: utopia, fantasy, ba ñ, weird fiction, speculative fiction. »Pogranicza« te stanowi¹ próbê spojrzenia autorów studiów na problematykê zarówno genologiczn¹, jak i filozoficzn¹ w kontek cie tradycji polskiej fantastyki, jej korzeni i powinowactw artystycznych ( s. 7). Janina Szcze niak podzieli³a badawcze refleksje na kilka krêgów tematycznych. Pierwszy z nich ukazuje problematykê nauki, utopii i ba ni w aspekcie literatury fantastyczno-naukowej w drugiej po³owie XIX i pocz¹tku XX wieku (publikacje El¿biety Flis-Czerniak, Dariusza Piechoty, Bogus³awa Grodzkiego, Anny Kalinowskiej i Adriana Szarego). Kolejny obszar badawczy stanowi¹ literackie realizacje fantastyki w M³odej Polsce i literaturze wspó³czesnej (Dariusz Trze niowski, Piotr Florek i Rafa³ Hordyjewski). Trzeci kr¹g tematyczny skupia siê na analizie historycznoliterackiej wspó³czesnej prozy fantastycznonaukowej (studia Janiny Szcze niak i Aleksandry Ziñczuk). Wreszcie ostatnia grupa to artyku³y, których obszar zainteresowañ wykracza poza granice literatury: studium o filmach Akiry Kurosawy, napisane przez Rafa³a Szczerbakiewicza oraz tekst Krzysztofa Ksiêskiego o grach fabularnych we wspó³czesnej kulturze. We fragmencie z recenzji (umieszczonym na ok³adce) Ewa Paczoska odnotowuje, ¿e wielk¹ zalet¹ ksi¹¿ki jest przypomnienie zapomnianych tradycji polskiej fantastyki . Do tej uwagi doda³abym jeszcze jedn¹ przyjêta we wszystkich niemal studiach metoda komparatystyczna sprawia, ¿e, jak siê okazuje, polska literatura fantastyczna XIX wieku, dobrze wpisuje siê w dzieje fantastyki wiatowej. Na jednym poziomie porównawczym spotykaj¹ siê wiêc pisarze XIX i prze³omu XX wieku: Sygurd Wi niowski, Boles³aw Prus, Jerzy ¯u³awski, Antoni Lange, Tadeusz Miciñski, Stanis³aw Ignacy Witkiewicz, Juliusz Verne, Oscar Wilde czy Herbert George Wells (teksty El¿biet Flis-Czerniak, Janiny Szcze niak, Agnieszki Cholewy, Dariusza Piechoty) to na planie synchronicznym. W ten sposób praca staje siê pewnego rodzaju dope³nieniem ksi¹¿ki Polska literatura fantastyczna. Interpretacje (red. A. Stoff, D. Brzostek, Toruñ 2005), która by³a po wiêcona przede wszystkim polskiej literaturze fantastycznej od czasów najwcze niejszych (Jan Potocki, Ludwik Sztyrmer) do wspó³czesno ci (twórczo æ Lema). Natomiast w p³aszczy nie diachronicznej, kategori¹ ³¹cz¹c¹ wiêkszo æ tekstów jest pojêcie utopii. Dziêki niemu rozszerza siê kontekst porównawczy


158

dokonywanych analiz, a róde³ literatury fantastycznej, która rozkwitnie w XIX i XX wieku, doszukuj¹ siê badacze ju¿ to w dialogach Platona, ju¿ to u Rousseau ale w³a nie pod k¹tem widzenia rozwoju my li utopijnej. Poza tym refleksja nad tym tematem pokazuje, ¿e pytania, jakie stawiali sobie pisarze XIX wieku (Sygurd Wi niewski, Boles³aw Prus, Antoni Lange), okazuj¹ siê tak¿e istotne dla twórców prze³omu (H. G. Wellsa), ale i dwudziestowiecznych (Jana Brzechwy, Antoniego S³onimskiego czy Philipa K. Dicka). Wspólnym problemem staje siê kwestia nauki jej nieograniczonego rozwoju i zwi¹zanych z tym dylematów moralnych, jakie prze¿ywaj¹ uczeni: w jakich celach wynalazki siê wykorzystuje, czy zawsze przyczyniaj¹ siê do szczê cia cz³owieka (jednostki), ale i ludzko ci w ogóle, jak wiedza ma siê do w³adzy, i gdzie s¹ granice tak wiedzy, jak i w³adzy. Ta mimowolna, jak s¹dzê, jednotematyczno æ sporej grupy studiów z tomu, przynosi ciekaw¹ konstatacjê w zasadzie od XIX wieku niewiele siê zmienia pisarze pokazuj¹ te kwestie w do æ pesymistycznym wietle wynalazki czêsto staj¹ siê przyczyn¹ nieszczê æ, wpadaj¹ w niepowo³ane rêce, b¹d w ogóle wykorzystane s¹ do niewolenia innych. Tê problematykê wietnie opisuj¹ Dariusz Piechota, Agnieszka Cholewa i Janina Szcze niak, choæ w¹tki pojawiaæ siê bêd¹ i w innych tekstach. Tu wymienimy najbardziej charakterystyczne dla ca³ego tomu. Ju¿ pierwsze studium pióra El¿biety Flis-Czerniak, pod intryguj¹cym tytu³em Matematyka i duchy, wprowadza nas w ciekawe kwestie wspó³zale¿no ci miêdzy literatur¹ a nauk¹ w XIX i na pocz¹tku XX wieku. Oczywi cie truizmem s¹ uwagi o scjentystycznym obliczu XIX wieku; o fascynacji ówczesnych artystów i my licieli postêpem naukowym, wiar¹ w jego nieograniczone mo¿liwo ci i do æ powszechnym przekonaniu, ¿e ten w³a nie techniczny progres, bêd¹cy przejawem geniuszu ludzkiego, udoskonali tak¿e moralnie ludzi, daj¹c w efekcie idealne i szczê liwe spo³eczeñstwa (a w³a ciwie, jak¹ idealn¹ ludzko æ). Jednak autorka szkicu postanowi³a prze ledziæ, jak teoria czwartego wymiaru funkcjonowa³a w literaturze polskiej i zagranicznej XIX wieku od 1854 roku, kiedy to m³ody niemiecki uczony Bernhard Riemann, wyst¹pi³ w Getyndze z wyk³adem habilitacyjnym prezentuj¹cym teorie wy¿szych wymiarów. El¿bieta Flis-Czere niak pokazuje, jak echa tego wydarzenia odbi³y siê w konkretnych, zdawa³oby siê czasem, zupe³nie zadziwiaj¹cych tekstach. Tak wiêc na stronach artyku³u odnajdziemy odniesienia do Braci Karamazow (1879-1880) Dostojewskiego, powie ci Flatlandia, czyli Kraina P³aszczaków (1884) Abbotta, Emancypantek (1894) Prusa, szkicu powie ciowego Spadkobiercy (1901) wspólnego autorstwa Forda Madoxa Hueffera i Josepha Conrada, licznych utworów Wellsa czy powie ci Stanis³awa Ignacego Witkiewicza Jedyne wyj cie (1933), ale tak¿e do wypowiedzi eseistycznych dziewiêtnastowiecznych my licieli i naukowców. Dobrze


159

przeprowadzony wywód, poparty najnowszymi pracami fizyków naszych czasów, wietnie pokazuje, jak inspiruj¹cy wp³yw na literaturê mo¿e mieæ nauka i nie chodzi tu o czêsto wulgaryzowan¹ w literaturze XIX wieku koncepcjê literatury jako trybuny nauki, kiedy to oczekiwano, ¿e pisarze w swoich powie ciach bêd¹ rzecznikami postêpu i nowych wynalazków, ale zjawisko o wiele subtelniejsze. Mianowicie o to, w jaki sposób pomys³y naukowców zape³nia³y wyobra niê pisarzy, a ci ostatni kazali swoim bohaterom rozwa¿aæ istotne zagadnienia nauki, które, tak czy inaczej, zawsze odnosi³y siê do pytania o kondycjê cz³owieka w ogóle ( wietny przyk³ad z Braci Karamazow, s. 16). Co wiêcej, sugestie badaczki pokazuj¹ tak¿e drugi biegun tej zale¿no ci literatura nauka, kiedy ta pierwsza staje siê inspiracj¹ drugiej. To w Wehikule czasu (1895) Herberta G. Wellsa po raz pierwszy pojawia siê koncepcja czasu jako czwartego wymiaru, a zatem to literacka wizja, jak napisze El¿bieta FlisCzerniak, pos³u¿y³a Albertowi Einsteinowi do sformu³owania najpierw szczególnej, a potem ogólnej teorii wzglêdno ci, zmieniaj¹cej nasze rozumienie Wszech wiata, który odt¹d traktowany bêdzie jako czterowymiarowe continuum czasoprzestrzenne, okre lane przez rozk³ad energio-materii (s. 22). Ciekawe rozwa¿ania relacji nauka cz³owiek przynosi artyku³ Dariusza Piechoty Fantastyka i etyka w twórczo ci Herberta G. Wellsa. Autor szkicu dochodzi do przekonania, analizuj¹c opowiadania i powie ci angielskiego pisarza, ¿e w¹tki fantastyczne w jego twórczo ci maj¹ czêstokroæ charakter pretekstowy dla przes³añ moralnych, takich jak: potrzeba akceptacji samego siebie, przestrzeganie zasad etycznych, które nie nikn¹ wobec wszechmocy (zdawa³oby siê) cz³owieka i jego cywilizacyjnych osi¹gniêæ, wreszcie najistotniejsze pytania stawiane nauce na ile jest dla ludzko ci b³ogos³awieñstwem, a kiedy staje siê niebezpieczna. Tak naprawdê, dowodzi Piechota, bohaterowie Wellsa, czêsto zagubieni w chaosie wiata, wywo³anym przez czynniki zewnêtrzne, doznaj¹ epifanicznego odkrycia prawdziwej warto ci ludzkiego ¿ycia. I to przes³anie zdaje siê towarzyszyæ innym twórcom literatury fantastycznej (np. Wi niowski, ¯u³awski, Tolkien, Lewis, Dick), b¹d takim, dla których fantastyka stanowi³a pewien epizod (np. opowiadania Prusa). Podobne rozwa¿ania, potwierdzaj¹ce zasadno æ analiz, pojawi¹ siê tak¿e w artykule Agnieszki Cholewy Dylematy uczonych i wynalazców w literaturze science fiction II po³owy XIX i pocz¹tku XX wieku. W pierwszym obszarze tematycznym (wspomnianym przez Janinê Szcze niak) mie ci siê te¿ kolejny tekst Dariusza Piechoty. Przywo³uj¹c klasyfikacjê Szackiego (Spotkania z utopi¹, 1980), który wyodrêbni³ dwa typy utopii: eskapistyczne (dziel¹ siê na: utopie czasu, miejsca i ³adu wiecznego) i heroiczne (zakonu i polityki), autor szkicu zauwa¿a, ¿e w twórczo ci Prusa dominuje pierwszy spo ród wymienionych typów i podaje przyk³ady jego realizacji w konkretnych utworach.


160

Now¹ perspektywê interpretacyjn¹ przynosi tekst Dariusza Trze niowskiego o Trylogii ksiê¿ycowej ¯u³awskiego, w której badacz nie tyle zajmuje siê omówion¹ ju¿ kwesti¹ utopijno ci i antyutopijno ci w tek cie m³odopolskiego twórcy (wcze niejsze prace Karwackiej, Jackowskiej, Miklaszewskiej), ile skupia siê na problematyce mitu i mitotwórczych potrzebach. Ciekaw¹ konstatacj¹ szkicu jest opinia, ¿e kontynuacji pomys³ów ¯u³awskiego i innych twórców modernistycznych nale¿a³oby poszukiwaæ we wspó³czesnej literaturze fantasy, która, do æ obojêtna wobec mo¿liwo ci futurystycznej techniki zwraca siê w stronê cz³owieka jego psychiki, wyobra ni, wiata warto ci. Tu tak¿e mówi przede wszystkim mit ( ) lub legenda ( ), które okre laj¹c horyzonty wiedzy, przydaj¹ znaczeñ rzeczywisto ci, stawiaj¹ przed lud mi (boski lub heroiczny) wzór, podpowiadaj¹ wzory skutecznego dzia³ania, by wreszcie daæ nadziejê nie miertelno ci (s. 60). W ten sposób ¯u³awski sytuuje siê (podobnie jak i inni twórcy dziewiêtnastowieczni), na pocz¹tku linii rozwojowej, która wyda dzie³a takich twórców, jak Tolkien, Lewis, Wells, Le Guin, Dick. W tek cie Bogus³awa Grodzkiego pojawia siê natomiast nowa perspektywa interpretacji Przygód Sindbada ¯eglarza Boles³awa Le miana. W przeciwieñstwie do znanych analiz (np. Czabanowskiej-Wróbel) autor szkicu skupi³ siê na podtekstowym w tej ba ni literackiej w¹tku metapoetyckim a wiêc kategorii poety i roli poezji w ¿yciu jednostki i spo³eczeñstwa. Ju¿ wcze niej badacze odnotowywali, jak wielk¹ wagê ma poezja w Le mianowskiej ba ni, do czego jawnie zachêca³a trzecia przygoda na Górze Magnetycznej. Jednak Grodzki postanawia odwo³aæ siê do psychoanalitycznej koncepcji Bettelheima. Zastêpuje wiêc psychoanalityczn¹ (zgodn¹ z pierwowzorem) parê Sindbad-¯eglarz i Sindbad-Tragarz, symbolizuj¹c¹ dwie przeciwstawne sk³onno ci wspó³istniej¹ce w ka¿dej jednostce: libidalne (przyjemno ciowe) i zgodne z zasad¹ rzeczywisto ci , uk³adem: Diabe³ Morski wuj Tarabuk Sindbad. W tym psychologicznym trójk¹cie odnajduje autor szkicu symboliczny spór o duszê Sindbada pomiêdzy poezj¹ prawdziw¹ (reprezentowan¹ przez Diab³a Morskiego), a grafomañsk¹ (wuj Tarabuk). Relacjê, dodajmy, podobn¹ do tej, jaka istnia³a w powie ci Balzaca miêdzy Rastignackiem, Vautrinem i ojcem Goriot czy u Tomasza Manna miêdzy Napht¹, Settembrinim i Hansem Castorpem. Ta intryguj¹ca interpretacja koñczy siê odniesieniem do biografii samego poety, który, jak sugeruje autor tekstu, w przeciwieñstwie do bohatera swojego dzie³a, nie ustatkowa³ siê. W omawianej analizie w¹tki fantastyczne, jak siê zdaje, ust¹pi³y nieco miejsca analizom natury psychologicznej. Do tematyki mitologicznej powracaj¹ dwa teksty odnosz¹ce siê do prozy Tolkiena (Rafa³a Hordyjewskiego i Piotra Florka) potwierdzaj¹c rozstrzygniêcia Dariusza Trze niowskiego o istotnej roli, jak¹ mitologia odgrywa we wspó³czesnej fantasy. Obaj autorzy tropi¹ lady dzia³añ mitologizuj¹cych brytyjskiego pisarza: pierwszy


161

pokazuj¹c funkcjonowanie schematu bohaterów-dioskurów w jego utworach, drugi pisz¹c tekst przeznaczony dla znawców tolkienowskiego wiata pokazuje, na ile tworzony przez autora Hobbita system mitologiczny jest tworem samoistnym, a na ile odnosi siê do celtyckich, germañskich i skandynawskich róde³. Po lekturze ca³ego tomu nie da siê przeoczyæ pewnej narzucaj¹cej siê specyfiki fantastyki dziewiêtnastowiecznej i dwudziestowiecznej. W tej pierwszej w oparciu o dominuj¹ce wówczas przekonania scjentystyczne unaukowione wizje wiata i przysz³o ci odnosi³y siê g³ównie do budowania optymistycznej wizji nieograniczonej wrêcz progresji, która mia³a tworzyæ alternatywne idea³y lepszej dla cz³owieka rzeczywisto ci. Natomiast fantastyka wspó³czesna coraz rzadziej tworzy nowe idee czy stawia optymistyczne hipotezy przysz³o ci. Jak we Wstêpie zauwa¿y³a Janina Szcze niak, wielu dwudziestowiecznych twórców ( ) sta³o siê zwolennikami relatywizmu ( ) i uzna³o racjonalne poznanie naukowe za jedn¹ z wielu mo¿liwo ci epistemologicznych (s.7). Konsekwencj¹ takiej postawy staje siê do æ swobodne ³¹czenie tre ci paranormalnych (i parapsychicznych) z kwestiami naukowymi, co odpowiada, w moim przekonaniu, tak¿e wiadomo ci i kondycji cz³owieka ponowoczesnego, który na nowo musia³ przewarto ciowaæ problemy egzystencjalne i filozoficzne i odpowiedzieæ sobie na fundamentalne pytania: o celowo æ urz¹dzenia wiata (a tak¿e wszech wiata), o to, sk¹d pochodzimy i dlaczego jeste my w³a nie tu i w³a nie tak (paradoksalnie zmuszaj¹ do tego obrazy kontaktu z istotami pozaziemskimi). St¹d fanatyka wspó³czesna staje siê bardzo atrakcyjna (tak dla twórców, jak i badaczy), przez swoj¹ interdyscyplinarno æ wkraczaj¹c w obszary psychologii, filozofii i nauki z jej futurologiczn¹ wizj¹ postêpu technicznego i jego konsekwencji. Joanna Zajkowska

Micha³ Kuziak, Wielka ca³o æ. Dyskursy kulturowe Mickiewicza, Wydawnictwo Naukowe Akademii Pomorskiej w S³upsku, S³upsk 2006, ss. 352. Po wiêcona Mickiewiczowi ksi¹¿ka Micha³a Kuziaka warta jest uwagi z wielu wzglêdów, ale przede wszystkim dlatego, ¿e wyziera z niej d¹¿no æ do przekraczania dotychczasowych ustaleñ. Wprawdzie ka¿da ksi¹¿ka tak w³a nie mog³aby byæ motywowana kto jednak ma w sobie przestrzeñ, by dzisiaj o tym


162

pamiêtaæ ale w przypadku pracy Kuziaka wchodzi w grê intencja przezwyciê¿enia mickiewiczologii na wielu poziomach. Zarazem jednak nie jest tak, ¿e Kuziak w swoim my leniu wyrasta ponad swój czas przeciwnie, jest jego dzieckiem, w dobrym i z³ym sensie. Dobrze, ¿e siê takie dziecko czasu wiadome siebie wreszcie znalaz³o, bo mo¿e zapocz¹tkuje w badaniach nad Mickiewiczem i romantyzmem seriê czekanych narodzin . Wiêkszo æ mickiewiczologów i badaczy romantyzmu wydaje siê unikaæ otwarcie stawiania pytania (nie mówi¹c ju¿ o jakich wspólnych debatach) o to, jak praktycznie i sensownie skorzystaæ z kondycji ponowoczesnej . Wielka ca³o æ. Dyskursy kulturowe Mickiewicza to efekt wiadomego spojrzenia na centrum polszczyzny , na kanoniczn¹ warto æ naszej tradycji literackiej z perspektywy humanistyki po zwrotach. G³ówna i tytu³owa teza pracy Kuziaka wi¹¿e siê z my leniem o Mickiewiczu jako dziedzicu nowoczesno ci, to jest procesów modernizacyjnych zapocz¹tkowanych w O wieceniu, na które reaguje romantyzm. W Mickiewiczu dostrzega Kuziak podmiotowo æ nowoczesn¹ i przyjmuje, ¿e poeta o przygodach takiego podmiotu opowiada w swoich tekstach której los wyznacza z jednej strony modernistyczna emancypacja i wykorzenienie z tradycji (odczarowanie), z drugiej za równie nowoczesna nostalgia, pragnienie powrotu i przynale¿no ci do wielkiej ca³o ci, a wiêc wspólnego wiata. Wielka ca³o æ to jak zaznacza Kuziak bardziej jego metafora interpretacyjna, ni¿ idea wprost sformu³owana przez Mickiewicza, a wydobycie z tekstów autora Dziadów zespo³u sk³adaj¹cych siê na ni¹ zagadnieñ nale¿y do podstawowych zadañ badacza. Wywodzi j¹ Kuziak, z wielkiego ³añcucha bytu Arthura O. Lovejoya, a wiêc wizji metafizycznego ³adu z okre lonym w nim miejscem cz³owieka, ale odnosi wielk¹ ca³o æ nie tylko do rzeczywisto ci, lecz (i to zw³aszcza) do kultury, odnajduj¹c u Mickiewicza koncepcje kultury zreintegrowanej i uniwersalnej. Ca³o æ jej pragnienie stanowi ideê funduj¹c¹ my lenie autora Pana Tadeusza o cz³owieku i jego wiecie (równie¿ my lenie o literaturze) zarówno bezpo rednio, jak i w sposób ukryty. Poeta ukazuje w ró¿nych swoich wypowiedziach kulturowe wizje ca³o ci: antycznej Grecji i Rzymu, Orientu, redniowiecznej Europy, dawnej Polski czy S³owiañszczyzny. Wypowiada siê na temat cz³owieka zupe³nego . Wykorzystuje gatunki literackie przedstawiaj¹ce wizjê ca³o ci (misterium, epos) (s. 14).

Wszak¿e w³a nie: chodzi o pragnienie ca³o ci niemo¿liwe do zrealizowania w nowoczesnym wiecie, a wiêc o takie powtarzanie wiêtych wzorów, które jest raczej ich nostalgiczno-ironiczn¹ parafraz¹, ponowieniem wiêc, ale i przetworzeniem/interpretacj¹. Idzie te¿ o ca³o æ niemo¿liw¹, co wyra¿a Kuziak za po rednictwem wyjêtej z pism Paula de Mana i przeformu³owanej alegorii ca-


163

³o ci . Obok parafrazy podstawowym zabiegiem Mickiewicza, integruj¹cym kulturê, tradycjê i w³asne dzie³o jest, wed³ug Kuziaka, postawa hermeneutyczna , a zatem do wiadczenie rozumienia dawnej czy istniej¹cej kultury (i w³asnego dzie³a), lecz równocze nie akt jej kreowania, projektowania, interpretacji (zob. ss. 80-87). Efektem postawy hermeneutycznej s¹ u Mickiewicza przyrównywane przez Kuziaka do niemieckich pomys³ów nowej mitologii konkretne, ale zmieniaj¹ce siê w czasie projekty kultury i opowie ci to¿samo ciowe . Na przyk³ad do 1831 roku (tu chyba mo¿na by dyskutowaæ) tak¹ opowie ci¹ jest jeszcze filomacko-o wieceniowy uniwersalizm postêpu kultury i literatury, oparty na dziedzictwie historyzmu i fascynacji wielo ci¹ jêzyków, przesz³o ci i kultur, po powstaniu w projektach Mickiewicza wraz z chrze cijañstwem i mesjanizmem oraz mitem sarmackim, a nastêpnie s³owiañskim pojawia siê tendencja do zawê¿ania/wykluczania konkretnych fragmentów tradycji. Ju¿ na poziomie elementarnych za³o¿eñ widaæ, czym ró¿ni siê intuicja romantyzmu prezentowana w omawianej ksi¹¿ce od jego obrazu wypracowanego w powojennej Polsce. (Trudno powiedzieæ: dotychczasowego obrazu, nasza dziedzina prze¿ywa równie¿ prywatyzacjê przesz³o ci , o której w odniesieniu do historii mówi Ankersmit, i relacja do badanej epoki sta³a siê atrybutem indywidualnego historyka [literatury] , a nie spraw¹ jakiego zbiorowego podmiotu historycznego.) Wyró¿nia Kuziaka jego pojêcie romantyzmu, albowiem wpisuje on zarazem wiek wiate³ oraz epokê Mickiewicza (i autora Romantyczno ci) w dwutaktowo rozumian¹ nowoczesno æ, która wprawdzie toczy ze sob¹ sam¹ spór, ale jest to w³a nie polemika wewnêtrzna. Pozwala to inaczej mniej antagonizuj¹co podej æ do takich pojêæ dyskursu historycznoliterackiego, jak walka romantyków z klasykami , prze³om romantyczny czy generalnie: stosunek romantyzmu do O wiecenia. Je li chodzi o Mickiewicza, to akcentuj¹c jego nowoczesno æ, historyzm (historia jest tu po Schillerowsku powodem rozpadu starego wiata, ale i jedyn¹ drog¹ do realizacji projektów integracyjnych ), postawê hermeneutyczn¹ jako zasadniczy gest twórczy, pokazuje go Kuziak, jak sam mówi, od strony do æ ekscentrycznej, bo intelektualnej, lecz przecie¿, dziêki marzeniu o ca³o ci nieoderwanego zupe³nie od tradycyjnego portretu poety natury. Badacz stara siê tak¿e przekonaæ czytelnika, ¿e jego Wielka ca³o æ kontynuuje w swoich wêz³owych punktach istniej¹ce ju¿ tendencje badawcze co sumiennie wykazuje w przypisach a miejscami wrêcz jest parafraz¹ stanu badañ (s. 269). Wyznanie zosta³o poczynione z g³êbi kondycji ponowoczesnej i jej toposów skromno ci, ale istotnie Kuziak czasem idzie ladami swoich poprzedników. Wydaje siê, ¿e d³ugofalow¹ warto æ inspiracyjn¹ mia³y dla autora Wielkiej ca³o ci prace Zofii Stefanowskiej o Mickiewiczu,


164

jego z³o¿onym stosunku do O wiecenia i naiwno ci wtórnej , wszyscy inni badacze wymieniani przez Kuziaka s¹ dalej, na innym poziomie blisko ci (i wp³ywu ). Wpisanie polskiego romantyzmu w ci¹g procesów modernizacyjnych wynika za z inspiracji p³yn¹cych od strony ponowoczesnej humanistyki (Kuziak odwo³uje siê w przypisach do ca³ej plejady g³o nych nazwisk, nie ma sensu ich wymieniaæ, warto tylko dodaæ, ¿e s¹ to lektury g³êboko, funkcjonalnie i twórczo przyswojone), ale specjalnie trzeba by tu wymieniæ hermeneutykê Hansa-Georga Gadamera i Paula Ricoeura, historiê literatury spod znaku Hansa Roberta Jaussa i teoriê podmiotu Charlesa Taylora oraz nawi¹zuj¹ce do niego ksi¹¿ki Agaty Bielik-Robson, zw³aszcza jej my lenie o innej nowoczesno ci . Wielka ca³o æ nie zawiera w zasadzie egzegezy poszczególnych dzie³ Mickiewicza, jest to ksi¹¿ka o charakterze syntetycznym, pisana z wyra nym teoretycznym konkretniej mo¿e: hermeneutycznym zaciêciem, operuj¹ca ogromn¹ literatur¹ przedmiotu, trudna w odbiorze i poruszaj¹ca. Wyró¿nione/wymienione w spisie tre ci Dziady (jako ca³o æ), Pan Tadeusz, prelekcje paryskie i lozañskie nie s¹ autonomicznymi bohaterami poszczególnych rozdzia³ów, lecz zosta³y omówione ze wzglêdu na tytu³ow¹ ideê wielkiej ca³o ci , zapo redniczone przez ni¹. Kuziaka interesuje bowiem twórczo æ Mickiewicza jako rozwijaj¹cy siê w czasie dyskurs (z³o¿ony z wielu dyskursów) o kulturze, historii, tradycji, w³asnym dziele to s¹ g³ówne desygnaty wielkiej ca³o ci . Dyskurs Mickiewicza realizuje siê w jego praktykach jêzykowych badacz ich nie ró¿nicuje pod wzglêdem gatunkowym a wiêc w utworach literackich, pismach teoretycznoliterackich, historycznych, publicystycznych, wyk³adach i korespondencji. Praca sk³ada siê z siedmiu czê ci, prócz wstêpu (r. I) i zakoñczenia (r. VII), s¹ one po wiêcone kolejno: autokomentarzom Mickiewicza (przedmowy i inne parateksty), w których Kuziak ledzi zabiegi buduj¹ce z jednej strony nieoczywist¹ w rozbitym wiecie wspólnotê autora z czytelnikami, z drugiej za te, które nadaj¹ spójno æ samemu dzie³u poety (r. II); wyk³adom lozañskim (mit Rzymu), hermeneutyce romantyków i osobno genealogii hermeneutyki Mickiewicza jest to rozdzia³ odwa¿ny i cenny, badacz zmuszony jest tu (wobec nieistnienia na polskim gruncie potrzebnych ustaleñ) od podstaw budowaæ sobie warsztat i aparat pojêciowy, rozpl¹tuj¹c ¿mudnie poszczególne odmiany historyzmu i hermeneutyki (r. III); tradycji w my li Mickiewicza, jest ona tym wcieleniem wielkiej ca³o ci , o którym poeta mówi otwarcie i du¿o, konstruuj¹c jej dynamiczny projekt w sprzeciwie wobec nowoczesno ci oraz ku jej ocaleniu (r. IV); prelekcjom paryskim pojêtym jako summa Mickiewicza, synteza kulturoznawcza i ale-


165

goria nowej mitologii1(r. V); wreszcie Dziadom i Panu Tadeuszowi pojêtym jako Mickiewiczowskie parafrazy ca³o ci (r. VI) i temu fragmentowi o charakterze najbardziej literackim chcia³abym po wiêciæ parê zdañ wiêcej. Interpretacja Dziadów jest chyba najbardziej poruszaj¹c¹ czê ci¹ ksi¹¿ki Kuziaka Pan Tadeusz pokazany zosta³ te¿ ciekawie, przy u¿yciu kategorii nierozstrzygalno ci (pomiêdzy mitem i histori¹, idyll¹ i elegi¹, eposem i powie ci¹ oraz po ród nadmiaru aporetycznych tradycji), ale moim zdaniem nazbyt ju¿ skrótowo. Dziady za s¹ w lekturze Kuziaka przejmuj¹c¹ opowie ci¹ o wiadomo ci nieszczê liwej zwróconej ku obrzêdowi, o rytuale wielkiej ca³o ci , który jednak pozostawia nowoczesn¹ podmiotowo æ w stanie niemym. Najbardziej spektakularn¹ figur¹ owego melancholijnego spotkania cz³owieka wygnanego z mitu z ca³o ci¹, z ³adem id od mêdrków do gu larzy - jest dla Kuziaka scena z Widmem z II czê ci, bo dos³ownie rozbija [ono] uniwersum stworzone w trakcie nocy Dziadów i zdaje siê pochodziæ z wymiaru innego jêzyka b¹d z obszaru braku jêzyka (s. 280). Piêknie pisze dalej Kuziak (za Stefanowsk¹) o Gustawie jako nielogicznym bohaterze nielogicznego wiata. Konrad, dziedzic O wiecenia, nowoczesny Prometeusz w Dziadach drezdeñskich równie¿ porusza siê w rytm opowie ci o b³¹dzeniu, wprawdzie przekracza granicê dziel¹c¹ doczesno æ od metafizyki, ale ( ) nie pamiêta owego wtajemniczenia i nie rozumie w³asnego snu (s. 294), pozostaje te¿ zewnêtrzny wobec tajemnic historii i jej mesjanistycznej rewelacji, choæ w drodze do pe³ni . Praca Micha³a Kuziaka jest te¿ od strony swej poetyki dzieckiem czasu: tekst poboczny idzie w zawody z g³ównym, autor nie przepada za cytowaniem Mickiewicza i pod¹¿aniem za jego my l¹, wybiera dyskurs i w³a nie parafrazê. To pisanie o pisaniu, roztrz¹sanie warunków rozumienia (nie tylko!), hermeneutyka podejrzenia, przy tym jednak ksi¹¿ka nostalgiczna i szczera. Wa¿na. Danuta Zawadzka

1 Kwitujê ten rozdzia³ has³owo, wbrew jego randze, ale nie potrafiê go zrecenzowaæ w jednym, sprawozdawczym zdaniu, tym bardziej, ¿e Micha³ Kuziak wyda³ ju¿ kolejn¹ ksi¹¿kê: O prelekcjach paryskich Adama Mickiewicza, S³upsk 2007.


166

Leszek Libera, Zraniona iluzja. O Balladynie Juliusza S³owackiego i Kocie w Butach Ludwiga Tiecka, Oficyna Wydawnicza Uniwersytetu Zielogórskiego, Zielona Góra 2007, ss. 170; Ludwig Tieck, Kot w butach * wiat na opak, prze³o¿y³, obja nieniami i pos³owiem opatrzy³ Leszek Libera, Zielona Góra 2007, ss. 169. Ksi¹¿ka Leszka Libery jest wa¿n¹ propozycj¹ interpretacji arcydramatu Juliusza S³owackiego w kontek cie dzie³a Ludwika Tiecka Kot w Butach, które badacz po mistrzowsku przet³umaczy³ z jêzyka niemieckiego wraz ze wiatem na opak tego¿ autora. Poszerza tak¿e rozprawa Libery horyzonty my lenia o literaturze niemieckiej, wci¹¿ przecie¿ nie najlepiej przyswojonej na naszym rodzimym gruncie, wprowadzaj¹c niejako od nowa bajkê-dramat Tiecka do kanonu romantycznego. Opublikowany równo w wiek po ukazaniu siê Bajek Babci G¹ski (1697) Charlesa Perraulta, w których znalaz³a swoje miejsce równie¿ opowie æ o kocie zaprzyja nionym z ubogim m³ynarczykiem, Kot w butach Tiecka (1797) opatrzony zostaje w podtytule uwag¹ dotycz¹c¹ genologicznych zwi¹zków utworu z bajk¹. Niespe³na czterdzie ci lat od niemieckiej edycji dzie³a pojawi siê przedziwny akcent tak¿e w literaturze polskiej, który móg³by byæ jakim ladem mo¿e nawet lektury której z niemieckich ksi¹¿ek. S³owacki umie ci przecie¿ w Kordianie bardzo istotny epizod, mog¹cy wiadczyæ je li nie o znajomo ci niemieckich bajek, to przynajmniej o wra¿liwo ci na ten w³a nie gatunek, a te¿ nie mniej na zainteresowanie bohaterem bajki, zwierzêciem ubranym w buty. Opowie æ Grzegorza O Janku co psom szy³ buty jest tyle¿ symboliczna, ile polemiczna (choæby z postaw¹ klasyczn¹), na pewno za nie pozostaje bez zwi¹zku z bajkow¹ konwencj¹, do której nawi¹zywali zarówno Perrault, Tieck, jak i wcze niej Krasicki. Wprawdzie polski romantyzm nie stworzy³ literackiego wizerunku kota w butach, ale doczeka³ siê przynajmniej kota chorego, le¿¹cego w ³ó¿eczku (z bajki Stanis³awa Jachowicza). Temat ten, chocia¿ ciekawy, wart jest podjêcia, ale przy innej ca³kiem okazji. W Balladynie, co prawda, czytelnik kota nie odnajdzie, lecz jednak scena z budz¹c¹ siê do ¿ycia ze snu zimowego Goplan¹ ubran¹ w wieniec z jaskó³ek mog³aby byæ przyk³adem bli niaczego sposobu wyobra¿ania istot wpisanych w przestrzeñ ba niow¹. Kostium Goplany mo¿e dziwiæ, ale te¿ wskazywaæ na typ imaginacji, bliski autorom bajek o kotach wystrojonych w ludzki strój. Leszek Libera doskonale odnajduje pokrewieñstwo w sposobach kreowania wiata przez Tiecka i S³owackiego, których dramaty pozostaj¹ w silnym zwi¹zku z niemieckim pisarzem, choæby jako nowatorskie okre lenie siê wobec wiata oraz manifest wra¿liwo ci i g³os artysty, zabierany w imieniu narodu.


167

Konstrukcja ksi¹¿ki Leszka Libery odzwierciedla jego podej cie do tematu, badacz zg³êbia bowiem trzy istotne problemy. Pierwszym jest krytyczne spojrzenie na dzie³a romantyczne przez pryzmat studiów historycznoliterackich Kubackiego, Weintrauba, Limanowskiego, Janion odczytañ dzi ju¿ klasycznych (rozdzia³ ta tragedia jest najlepsz¹ zw³aszcza ¿e otworzy³a mi now¹ drogê ). Uczony nie pozostaje jednak w krêgu zamkniêtych i u³o¿onych koncepcji po wiêconych dramatowi S³owackiego, wychodzi naprzeciw naj wie¿szym propozycjom interpretacyjnym (Skuczyñski, £awski), wykazuj¹c przy tym stosown¹ równowagê, szacunek dla tego, co znane, i tego, co nowsze, a tak¿e jasno wyra¿aj¹c w³asne koncepcje, przekonuj¹ce, a zarazem najczê ciej odkrywcze. Drugi rozdzia³ (Romantyczno æ jest chaosem) jest kontynuacj¹ wywodu analityczno-interpretacyjnego, który autor prowadzi w sposób charakterystyczny dla swego lekkiego pióra. Czytelno æ, klarowno æ my li, erudycja badacza literatury polskiej i niemieckiej, posiadaj¹cego tak¿e zaznaczmy wysokie kompetencje t³umacza (jest Libera równie¿ germanist¹), czyni narracjê przystêpn¹, barwn¹ i ciekaw¹. Trzeci rozdzia³ (Tieck, S³owacki i Schlegel. Podsumowanie) jest swoist¹ konkluzj¹, wprowadzaj¹c¹ utwory Tiecka i S³owackiego na salony wielkich idei ówczesnej Europy, wskazuj¹c¹ na silne koligacje literatury romantycznej z dziedzictwem literackim, filozoficznym, teatralnym ca³ego kontynentu, na rolê tych tekstów w kszta³towaniu pewnego obrazu ca³o ci kultury europejskiej. Centralnym problemem refleksji Libery staje siê ironia widoczna niemal w ka¿dym wymiarze obu dzie³: w ich formie, w sposobie kreacji wiata przedstawionego, w jêzyku postaci, w relacji autora wobec rzeczywisto ci tworzonej. Badacz wskazuje na rolê ironii jako si³y rz¹dz¹cej zarówno wiatem przedstawionym, jak te¿ realnym. wiaty te przecie¿ przenikaj¹ siê, splataj¹, nie pozwalaj¹ ³atwo siê rozdzieliæ. Scena teatralna staje siê w tej koncepcji teatru i dramatu u Tiecka i S³owackiego widowni¹, a na widowni z kolei rozprawiaj¹ aktorzy o wiecie prawdziwym, a nie zmy lonym. Ironia jest te¿ w refleksji badacza sposobem na wyra¿enie przez poetów wiadomo ci Wielkiej Iluzji jako istoty niewyra¿alnego w pe³ni, w swej istocie wiata. Iluzja wype³nia³aby tym samym lukê obserwacyjn¹, dope³nia³aby niemo¿liw¹ do odzwierciedlenia czê æ rzeczywisto ci stawa³aby siê sposobem na uchylenie r¹bka tajemnicy wiata, rozsuniêcie kurtyny, jak gdyby w teatrze. Konwencja teatru w teatrze doskonale pasuje do takiego w³a nie my lenia o wiecie jako scenie, na której cz³owiek swoj¹ rolê tylko odgrywa. Ów ironiczny fundament kreacji wiata przedstawionego autor Zranionej iluzji przedstawia w dialogu obu dramatów, wykazuj¹c sprawnie dzia³anie mechanizmów ironii, ujawniaj¹cych siê w polifonicznym, wieloznacznym tek cie, w ariostycznym jego ukszta³towaniu, wreszcie w jego strukturze genologicznej (tragedia, bajka tutaj sobie równorzêdne).


168

Iluzja jest zarówno elementem wiata przedstawionego w utworach, jak te¿ tym, co spaja ow¹ sferê literack¹ (teatraln¹) z rzeczywisto ci¹. Jako jeden z kontekstów przywo³uje Libera Beniowskiego, akcentuj¹c niewyczerpan¹ moc kreacyjn¹ samego autora, poety, artysty, suflera: S³owacki (autoironicznie) wskazuje na teatralny, czyli umowny charakter tego dramatu, pokazanych na scenie (i poza ni¹) krwawych morderstw. Ów umy lnie przywo³any sufler pe³ni w tej dygresji tak¹ sam¹ rolê jak publiczno æ w Epilogu. Niszczy iluzjê (s. 53).

W kompetencjach artysty znalaz³oby siê tym samym w³adanie losami ludzi i wiata przynale¿¹cych do kosmosu sceny, która pamiêtamy jest niczym innym, jak wiatem równie¿ realnym. Badacz wiele miejsca po wiêca w swej ksi¹¿ce w³a nie tym odcieniom ironii, która wi¹¿e siê z koncepcj¹ theatrum mundi. Czy mo¿na jednak postawiæ bez wahania na tej samej szali Kota w butach i Balladynê, a¿eby bez najmniejszych w¹tpliwo ci powiedzieæ, ¿e oba dramaty wyrastaj¹ z jednego pnia ideowego? Czy mo¿na wyg³adziæ bez rozterki te pêkniêcia w Balladynie, które rodz¹ siê na granicy dramatu i w³a nie Epilogu? Badacz choæ nader sprawnie stara siê te pêkniêcia zatrzeæ, kieruj¹c siê zasad¹ spójno ci i ide¹ my li nadrzêdnej tekstu. Pozwólmy sobie na tê ma³¹ w¹tpliwo æ w trakcie lektury przesyconej erudycj¹ pracy Libery. Jak bowiem podej æ do dzie³a, by nie unikn¹æ zaiste, ma³o wygodnej niespójno ci realnego teatru w Epilogu i teatralnej rzeczywisto ci poprzedzaj¹cych go piêciu aktów? Iluzja jako immanentna w³a ciwo æ wiata dramatycznego zostaje zniszczona rzeczywi cie dopiero w Epilogu, ale co ma zrobiæ czytelnik ze wiatem, którym da³ siê karmiæ w pozosta³ej czê ci dzie³a? Czy potraktowanie Balladyny z t¹ sam¹ intencj¹ interpretacyjn¹, z jak¹ mo¿na przyst¹piæ do lektury dramatu Tiecka, nie by³oby pewn¹ form¹ uproszczenia, którego tak bardzo unika uczony w celnych i subtelnych roztrz¹saniach filologicznych? Wszelkie w¹tpliwo ci rodz¹ce siê na gruncie tej zawsze nie³atwej przecie¿ pracy komparatystycznej Leszek Libera wykorzystuje po mistrzowsku, przypominaj¹c czytelnikowi o mo¿liwo ci ogl¹dania tego samego utworu z wielu perspektyw. Umowno æ wiata, konwencja teatralna, autoironiczno æ, marionetkowo æ, ironiczno æ staj¹ siê sta³ym punktem odniesienia tej inspiruj¹cej lekcji czytania Balladyny i Kota w butach, przybli¿aj¹cej czytelnikowi nie tylko wysok¹ literaturê w konwencji ironicznej, ale równie¿ jej przewrotne przes³anie, sens, którego delikatno æ zdarza³o siê nieraz by³a naruszana przez interpretacje prowadzone zbyt serio , bez korzystania z narzêdzi, o które starali siê romantyczni poeci, czyli bez wrodzonego poczucia ironii i dystansu do prawd jedynie s³usznych . U Libery ironia nie jest bynajmniej obcym elementem w spot-


169

kaniu i z utworem literackim, i z drugim cz³owiekiem, mo¿e wiêc w tym tkwi tajemnica ³atwo ci, z jak¹ opowiada on o najtrudniejszych problemach ironicznych arcydzie³ romantycznych1? Autor Zranionej iluzji pokazuje wielopoziomowo badane utwory jako arcydzie³a, czy to wskazuj¹c na kreatorski talent poety w tworzeniu imion bohaterów (Kordian, Balladyna, Fantazy, Kirkor, Goplana), czy te¿ na odwagê artysty, której nie brakuje Tieckowi w projektowaniu architektoniki opartej na zasadzie teatru w teatrze, dzia³aniu twórczym prowadzonym jako metateatralna gra z gr¹ co wcze niej grozi³oby, a nawet i dzisiaj zarzutami o antysztukê, o nadmiern¹ sztuczno æ projektowanych wiatów literackich. Tieck wychodzi z tego pojedynku z w³asnym talentem ocalony, jako ten, który umie wykorzystaæ Spiel im Spiel do rozbawienia, ale i do zastanowienia widza, umie wprowadziæ go w stan zadumy, by u miech nie tylko bawi³, ale te¿ pobudza³ do refleksji Bajka Tiecka i ba ñ S³owackiego nie czekaj¹ na czytelnika infantylnego, niedojrza³ego, s¹ pokarmem dla widza spragnionego wiedzy na temat mechaniki niepoznanych fragmentów ¿ycia, regu³ nim rz¹dz¹cych. Chcia³oby siê powiedzieæ, ¿e autor ksi¹¿ki po wiêconej obu poetom równie¿ poszukuje tych brakuj¹cych elementów wielkiej uk³adanki , jak¹ jest wiat, wierz¹c, ¿e kryj¹ siê gdzie byæ mo¿e za kolejnym wierszem odczytywanych wci¹¿ na nowo mistrzów. Wspomniana ju¿ wcze niej lekko æ pióra Libery jest nie tylko przymiotem tej pracy, ale charakteryzuje wcze niejsze studia, oparte na dojrza³ym warsztacie filologa, pasji badacza, a do tego erudycji t³umacza. Byæ mo¿e w³a nie translatorski aspekt podej cia do dzie³a literackiego sprawia, ¿e s³owo pisane pozostaje dla Libery zjawiskiem otwartym na wieloaspektowe poznanie, a sensy mu przypisane nie daj¹ siê wyczerpaæ w jednej, ostatecznej interpretacji. Uczono æ interpretatora nie polega bynajmniej na stosowaniu trudnej, niestrawnej terminologii, wykorzystaniu nowinek i nowo ci metodologicznych albo napuszonej retoryki, ale wychodzi naprzeciw czytelnikowi spragnionemu tak samo jak on poznania piêkna i prawdy, które ujawniaj¹ siê tak¿e w dzie³ach charakteryzuj¹cych siê ironiczn¹ pasj¹. Krzysztof Korotkich 1 Spo ród studiów Leszka Libery przywo³aæ w tym miejscu nale¿y choæby ksi¹¿ki: Maria

Stuart . Dramat Juliusza S³owackiego, Zielona Góra 2003; W Szwajcarii. Studium o Juliuszu S³owackim, Kraków 2001. Nie wyzbywa siê w nich Autor subtelnej ironii jako strategii swojego podej cia interpretacyjnego, która przecie¿ idzie w lad za powag¹ podejmowanych najpowa¿niejszych kwestii historycznoliterackich i filologicznych.


170

Barbara Noworolska, Eliza Orzeszkowa. Trwanie, pamiêæ, historia, Wydawnictwo Uniwersytetu w Bia³ymstoku, Bia³ystok 2005, ss. 301; Ma³gorzata Chwedczuk, Drzewa Elizy Orzeszkowej, Wydawnictwo Duet , Toruñ 2007, ss. 242; Anna Chomicz, Komunikacja epistolarna w pozytywizmie (na materiale twórczo ci Elizy Orzeszkowej), Wydawnictwo Grado , Toruñ 2007, ss. 351. Bogata bibliografia przedmiotowa dotycz¹ca twórczo ci Elizy Orzeszkowej stale siê powiêksza. Jej dzie³a nadal spotykaj¹ siê z ¿ywym zainteresowaniem badaczy literatury, którzy stale odnajduj¹ nowe sposoby ich odczytania lub uzupe³niaj¹ ju¿ istniej¹ce interpretacje. Trzy ksi¹¿ki bêd¹ce przedmiotem niniejszego omówienia wskazuj¹ na mo¿liwo ci odczytania prozy Orzeszkowej pod k¹tem obecnej w niej ideologii, wystêpuj¹cych motywów, a tak¿e form komunikacji. Ksi¹¿ka Barbary Noworolskiej Eliza Orzeszkowa. Trwanie, pamiêæ, historia w³¹cza siê w kr¹g tradycyjnych odczytañ prozy autorki Nad Niemnem poprzez ideologiê epoki, has³a pracy organicznej, pracy u podstaw. Autorka przywo³uje niezwykle szeroki kontekst historyczny, kulturowy, a tak¿e filozoficzny. Wskazuje, ¿e na pogl¹dy Orzeszkowej w równej mierze wp³ynêli my liciele zachodnioeuropejscy (m.in. Buckle, Taine, Comte, Spencer), jak i zwi¹zani z polskim O wieceniem (Staszic, Ko³³¹taj, Krasicki). Nie pomija równie¿ roli tradycji Mickiewiczowskiej, która zaznaczy³a wyra ne piêtno na twórczo ci autorki. W centrum zainteresowania badaczki znajduje siê grupa utworów okre lonych przez ni¹ wspólnym mianem powie ci szlacheckiej : Na prowincji, Eli Makower, Nad Niemnem; w mniejszym stopniu: Dwa bieguny, Ad astra, Australczyk. Noworolska przywo³uje równie¿ kontekstowo wiele pomniejszych utworów, zarówno literackich jak i publicystycznych, co pozwala jej uj¹æ szeroko tematykê zwi¹zan¹ z trwaniem dworu pod zaborami, pamiêci¹ i histori¹. Ponadto porusza wiele w¹tków pobocznych, m.in. nieobecno æ opisu ceremonii sakralnych w Nad Niemnem, waloryzacjê i sakralizacjê rodzimej przyrody. Omawia ponadto recepcjê poszczególnych utworów Orzeszkowej. Analizuje jêzyk bohaterów, narracji oraz konstrukcjê powie ci. Pokazuje Na prowincji jako utwór ukazuj¹cy sytuacjê dworu polskiego pod zaborami oscyluje miêdzy pesymizmem (zwi¹zanym z sytuacj¹ Snopiñskich, z trudem ich codziennego ¿ycia) a optymizmem reprezentowanym w powie ci przez bohaterów podejmuj¹cych dzia³ania zwi¹zane z has³ami pracy organicznej i u podstaw (Orficki,


171

Opolski, proboszcz). Ta biegunowo æ uczuciowa, wed³ug Noworolskiej, zosta³a ju¿ zaznaczona w podwójnym motcie powie ci (Pie ñ Ko³odzieja i s³owa Beniamina Franklina). Natomiast Eli Makower w interpretacji badaczki niesie za sob¹ przes³anie o konieczno ci wspó³pracy miêdzy szlacht¹ i ¯ydami zamieszkuj¹cymi ziemie polskie, gdy¿ pozwoli to na przetrwanie zagro¿onego dworu polskiego. Podobn¹ rolê ma odegraæ program porozumienia miêdzy Korczynem a za ciankiem w powie ci Nad Niemnem. W tej powie ci mo¿liwo æ porozumienia miêdzy lud mi zostaje ju¿ zasugerowana poprzez rozpoczêcie jej od opisu wiêta (najprawdopodobniej Zielonych wi¹tek). Zwróæmy równie¿ uwagê, ¿e wed³ug badaczki, w twórczo ci Orzeszkowej praca ma charakter sakralny, gdy¿ ³¹czy siê z pamiêci¹ Edenu. Uprawa roli, oswajanie przyrody prowadz¹ do odbudowy idealnego Boskiego ogrodu, natomiast praca na rzecz narodu, szerzenie o wiaty, trwanie na posterunku s¹ prób¹ odbudowy niepodleg³ego pañstwa polskiego edenu (s. 168). Dlatego te¿ mi³o æ do ziemi ojczystej po³¹czona z prac¹ na rzecz narodu jawi siê jako przejaw najwy¿szego patriotyzmu. W ujmowaniu narodu i dziejów Orzeszkowa jest g³ównie spadkobierczyni¹ my li Buckle a (choæ jej pogl¹dy ewoluuj¹). Przejmuje jego teoriê o wp³ywie przyrody i po³o¿enia geograficznego na kszta³t narodu, a tak¿e roli tradycji w jego rozwoju. Ciekawe spostrze¿enia dotycz¹ roli sztuki w ¿yciu spo³eczeñstwa, g³ównie literatury pojmowanej jako magistra vitae (s. 195). Ponadto autorka Nad Niemnem oryginalnie ujmowa³a pojêcie kosmopolityzmu rozumianego jako uznanie równo ci wszystkich narodów wobec praw natury. Wa¿ne miejsce w twórczo ci Orzeszkowej zajmuje historia pojawiaj¹ca siê w powie ciach w formie ustnych przekazów (np. historia Mogi³y, Jana i Cecylii, udzia³u w walkach napoleoñskich). Z jednej strony tworzy ona mit Polski ostatnich Jagiellonów (wp³yw my li Lelewela), a z drugiej nawi¹zuje do wydarzeñ zbrojnych XIX wieku: kampania napoleoñska, powstanie listopadowe i styczniowe wyra nie sakralizowane. Autorka du¿o miejsca po wiêca analizie opowiadañ, które znalaz³y siê w tomie Gloria victis. Jakkolwiek rozprawa Barbary Noworolskiej porusza tematykê w du¿ej mierze ju¿ opracowan¹, przynosi wiele ciekawych spostrze¿eñ i uwag. G³ówn¹ zalet¹ tej pracy jest zestawienie pogl¹dów Orzeszkowej z opiniami wychowanków Szko³y G³ównej, co pozwala okre liæ, na ile Orzeszkowa by³a reprezentantk¹ swojego pokolenia, a na ile indywidualistk¹. Ksi¹¿ka Ma³gorzaty Chwedczuk Drzewa Elizy Orzeszkowej jest pierwszym ca³o ciowym spojrzeniem na motywy dendrologiczne wystêpuj¹ce w twórczo ci autorki Dziurdziów. Do tej pory obrazy drzew by³y omawiane w kontek cie


172

analizy poszczególnych utworów (g³ównie Nad Niemnem i Gloria victis)1. Badaczka natomiast, nie pomijaj¹c osobistego stosunku pisarki do przyrody (zapisanego w jej listach oraz w prozie autobiograficznej), omawia liczne motywy dendrologiczne wystêpuj¹ce w wiêkszo ci utworów Orzeszkowej. Chwedczuk klasyfikuje je w kilka g³ównych grup (bêd¹cych równocze nie tytu³ami poszczególnych rozdzia³ów rozprawy): drzewa sepulkralne, drzewa owocowe, naturalne kompleksy drzewne: puszcza, bór, gaj, las . Wskazuje na ich sensotwórczy charakter, wielofunkcyjno æ i bogat¹ semantykê. Omawia je, siêgaj¹c do tradycji mitologicznej, kontekstu kulturowego, antropologicznego, a tak¿e powo³uje siê na dzie³a botaniczne i etnograficzne. Zwraca uwagê na du¿¹ wiedzê botaniczn¹ Orzeszkowej, dotycz¹c¹ okre leñ ró¿nych skupisk drzew, a tak¿e opisów przemiany jednej formacji le nej w inn¹. Drzewa w twórczo ci Orzeszkowej s¹ poddawane swoistej sakralizacji. Opisy lasów wyró¿nia nacechowanie estetyczno-emocjonalne, chocia¿ pisarka nie omija pragmatycznego, utylitarnego znaczenia drzew w ¿yciu cz³owieka. Badaczka zwraca uwagê na bogactwo i ró¿norodno æ rodków stylistyczno-jêzykowych, stosowanych przez Orzeszkow¹. Co wiêcej, udowadnia, ¿e opisy drzew koresponduj¹ ze spojrzeniem bohaterów, odzwierciedlaj¹ ich stany psychiczne oraz dope³niaj¹ ich charakterystyki. Ciekawym uzupe³nieniem ka¿dego rozdzia³u ksi¹¿ki Ma³gorzaty Chwedczuk jest analiza obecno ci frazeologizmów i zwrotów, w których wystêpuj¹ drzewa, w warstwie narracyjnej oraz dialogowej. Drzewa sepulkralne (g³ównie topole i sosny) towarzysz¹ce wszelkim miejscom pochówku. W prozie Orzeszkowej nie tylko s¹ znakami smutku i ¿a³oby, ale równie¿ pamiêci, a tak¿e staj¹ siê enklaw¹ polsko ci na cmentarzach poza granicami kraju. Oprócz tego jawi¹ siê jako stra¿nicy grobów powstañczych otaczanych przez pisarkê szczególnym kultem. Natomiast drzewa owocowe s¹ sta³ym elementem wiejskiego krajobrazu (wsi szlacheckiej) oraz atrybutem ojczystych stron. Sady wyznaczaj¹ przestrzeñ pozytywn¹, ³¹cz¹ siê z takimi warto ciami, jak dobro i pokój. Co wiêcej, bohaterowie dbaj¹cy o nie, dbaj¹ równocze nie o swój rozwój moralny. Chwedczuk omawia motyw puszczy, odnosz¹c siê g³ównie do powie ci Dwa bieguny i Ad astra. Zauwa¿a, ¿e w pierwszej przyjmuje ona postaæ teosfery, natomiast w drugiej urasta do rangi samodzielnego

1 Podobnie jest w omawianej pracy Barbary Noworolskiej; zob. ponadto: A. Baczewski, Nad Niemnem . Natura i cz³owiek, Rzeszów 1995; H. Bursztyñska, Gloria victis Elizy Orzeszkowej, w: List, nowela, opowiadanie, pod red. T. Budrewicza i H. Bursztyñskiej, Kraków 1996.


173

bohatera. Natomiast bór w powie ci Nad Niemnem, pe³ni¹cy funkcjê granicy miêdzy niebem i ziemi¹, poddawany jest podwójnej sakralizacji w okolicach grobu Jana i Cecylii (przyjmuje kszta³t Raju, Edenu) i Mogi³y. Gaj w odniesieniu do tradycji Mickiewiczowskiej staje siê wyró¿nikiem dworu szlacheckiego, symbolizuje rodzimo æ. Natomiast w utworach osadzonych w realiach antycznych pojawiaj¹ siê gaje konotuj¹ce zachowania i doznania wieckie oraz gaje wiête, tworz¹ce przestrzeñ sakraln¹ (s. 155). Najczêstszym motywem dendrologicznym jest las. Wystêpuj¹ce w utworach motywy lasu pisze Chwedczuk mo¿na podzieliæ na dwie zasadnicze grupy te, których dominant¹ semantyczn¹ s¹: duchowo æ, symbolika magia, artystyczna podmiotowo æ oraz motywy, gdzie akcentowany jest wymiar utylitarny lasu (s.175). Ksi¹¿ka Ma³gorzaty Chwedczuk przyjmuje formê precyzyjnego, logicznie i klarownie przeprowadzonego wywodu. Badaczka stworzy³a interesuj¹c¹ i wa¿n¹ rozprawê omawiaj¹c¹ twórczo æ Orzeszkowej. Zebrany przez ni¹ materia³ wskazuje na wysok¹ rangê motywów dendrologicznych w prozie autorki Chama, na ich ró¿norodno æ i bogactwo znaczeniowe, jakie ze sob¹ nios¹. Co wiêcej, niniejsza rozprawa jest pierwszym ca³o ciowym spojrzeniem na drzewa Orzeszkowej . Na uwagê zas³uguj¹ równie¿ przypisy, które nie przes³aniaj¹c g³ównego tekstu rozprawy, uzupe³niaj¹ wywód badaczki w wiedzê z zakresu botaniki, folklorystyki czy te¿ medycyny. Ostatnia z omawianych rozpraw, Anny Chomicz Komunikacja epistolarna w pozytywizmie (na materiale twórczo ci Elizy Orzeszkowej), dotyczy wa¿nej w twórczo ci grodzieñskiej samotnicy formy komunikacji, jak¹ jest list. Badaczka ujmuje temat ca³o ciowo, oprócz listów w cis³ym sensie bierze pod uwagê formy pochodne, jak karta wizytowa, bilet, depesza, podanie, pozew, edykt, a tak¿e testament. Sw¹ rozprawê buduje w oparciu o teksty dotycz¹ce teorii listu2, a tak¿e odnosi siê do fenomenologii, teorii aktu komunikacji oraz teorii aktu mowy. W swej rozprawie nie pomija interpretacji ca³o ci utworów, przywo³uje ideologiê zapisan¹ w poszczególnych tekstach, dziêki czemu uzyskuje pe³ny obraz roli listu w dzie³ach Orzeszkowej. Badaczka omawia zarówno ontologiê listów, jak ich epistemologiê i aksjologiê. Zwraca uwagê równie¿ na listy jako przeka niki pewnej informacji, na funkcjê komunikacyjn¹, ale tak¿e przeprowadza ich wnikliw¹ analizê jêzykow¹.

2 G³ównie odnosi siê do nastêpuj¹cych prac: S. Skwarczyñska, Wokó³ teorii listu (Paradoksy), w: ta¿, Pomiêdzy histori¹ a teori¹ literatury, Warszawa 1975; ta¿, O pojêcie literatury stosowanej, Pamiêtnik Literacki 1931 z.1.


174

Du¿e znaczenie w odczytaniu listu maj¹ jego elementy pozajêzykowe: cechy pisma nadawców ( Przy ca³ej ró¿norodno ci i relatywno ci cech graficznych Orzeszkowa podkre la jedn¹ sta³¹ w³a ciwo æ pisma niepowtarzalno æ. , s. 24), materia³, na jakim zosta³ zapisany, kolor papieru, jego gatunek, elementy ornamentyczne, koperta (lub zastêpuj¹ca j¹ ksi¹¿ka), a tak¿e stemple pocztowe czy wrêcz szelest papieru, jego struktura i zapach. Okazuje siê, ¿e równie¿ one nie s¹ pozbawione sensotwórczych w³a ciwo ci, uzupe³niaj¹cych tre æ listu. Tak¿e fazy istnienia listu nie pozostaj¹ bez znaczenia. Autorka rozprawy omawia ich sze æ (1. projektowanie listu powody napisania; 2. czynno æ pisania codzienno æ, ale tak¿e okazjonalno æ; 3. wysy³anie i dostarczanie korespondencji sposób przekazania korespondencji, obecno æ i rola pos³añców; tak¿e rola poczty obywatelskiej ; 4. czytanie listu po raz pierwszy i ponowne odczytywanie listu; 5. przechowywanie; 6. zniszczenie), zaznaczaj¹c, ¿e rzadko wszystkie zostaj¹ zrealizowane. Zwraca uwagê, i¿ z ka¿d¹ z poszczególnych faz ³¹czy siê mo¿liwo æ wielu konkretyzacji, nieraz sprzecznych, ale równie¿ uzupe³niaj¹cych siê. Oprócz tego badaczka zauwa¿a, ¿e sceny pozostaj¹ce w zwi¹zku z którymkolwiek etapem istnienia listu charakteryzuje teatralno æ i udramatyzowanie. Mo¿e to wynikaæ z tego, ¿e Orzeszkowa w ramach dokszta³cania siê pozna³a tajniki dramaturgii. Ale materia³ zgromadzony przez Annê Chomicz ukazuje równie¿, ¿e list istnieje pomiêdzy konwencj¹ a prawd¹ psychologiczn¹. Reakcje, zachowania bohaterów pisz¹cych, czytaj¹cych czy te¿ niszcz¹cych list (lub testament) s¹ zgodne z prawdopodobieñstwem sytuacyjnym i emocjonalnym. List, aby istnieæ, potrzebuje obecno ci innego przedmiotu, zazwyczaj o odmiennej naturze konstytutywnej (s. 149). Mo¿na mówiæ o bytowej zale¿no ci listu i znaczeniorodnych interakcjach miêdzy listem a jego semantycznym »partnerem« lub »oponentem« (s. 149). W prozie Orzeszkowej ró¿norodne przedmioty towarzysz¹ listom w poszczególnych fazach ich istnienia. Autorka najwiêcej miejsca po wiêca analizie zale¿no ci miêdzy listami a lekturami bohaterów (Biblia, ksi¹¿ka do nabo¿eñstwa, romanse itd.). Wskazuje na zale¿no æ semantyczn¹, stylistyczn¹, miêdzy ksi¹¿k¹ i listem, a tak¿e na uzyskiwany czêsto efekt satyryczny. Co wiêcej, listy mog¹ wchodziæ w dyskurs z pojêciami abstrakcyjnymi (duchowymi), takimi jak kryterium narodowe, pojêcie sprawiedliwo ci. List w twórczo ci Orzeszkowej staje siê wiadkiem ¿ycia , uczestnikiem i inicjatorem zdarzeñ zarówno tych codziennych, czasami nawet b³ahych, jak i donios³ych, o prze³omowym znaczeniu w biografii postaci (s. 319). W zale¿no ci od roli, jak¹ odgrywa, mo¿na mówiæ o jego czterech podstawo-


175

wych formach: urzêdowy, parenetyczny, konwencjonalno-towarzyski i przyjacielsko-intymny. W prozie Orzeszkowej wystêpuj¹ wszystkie te typy, choæ wiêkszo æ to typy mieszane , nawi¹zuj¹ce do innych form literackich: dziennik, kazanie, nowela, dialog itp. Tote¿ list urzêdowy nie tylko przyjmuje formê dokumentu, ale równie¿ przekazuje wa¿ne informacje, zaproszenie, zawiadamia o przyje dzie. Natomiast listy przyjacielsko-intymne w du¿ej mierze realizuj¹ siê w formie swobodnego dialogu z odbiorc¹ lub dziennika intymnego (wyznania). Listy parenetyczne natomiast albo przekazuj¹ pouczenia (g³ównie we wczesnej prozie tendencyjnej), albo s¹ opisem wyznawanej przez bohatera ideologii. Autorka zebra³a i omówi³a bardzo bogaty materia³ korespondencji bohaterów, zawartej w prozie Orzeszkowej. Swój wywód prowadzi jasno, logicznie. Ciekawie wprowadza w teoriê listu jako formy komunikacji, a tak¿e przywo³uje kontekst dziewiêtnastowiecznego konwenansu zwi¹zanego z epistolografi¹, co zwiêksza warto æ poznawcz¹ rozprawy. Dlatego te¿ praca Anny Chomicz mo¿e stanowiæ wstêp do ogólniejszych badañ po wiêconych komunikacji epistolarnej w literaturze polskiej, nie tylko epoki pozytywizmu. Ponadto omawiana rozprawa uzupe³nia prace po wiêcone analizie warstwy narracyjnej i dialogowej utworów Orzeszkowej. Jêzyk, jakim pos³uguje siê autorka, wyró¿nia siê klarowno ci¹ po³¹czon¹ czasem z metaforyzacj¹, co bardzo uatrakcyjnia lekturê. Omówione ksi¹¿ki ciekawie uzupe³niaj¹ istniej¹ce ju¿ odczytania twórczo ci Orzeszkowej. Szczególnie warto ciowe s¹ prace Anny Chomicz i Ma³gorzaty Chwedczuk, gdy¿ poruszaj¹ pomijan¹ lub marginalizowan¹ w dotychczasowych badaniach problematykê. Erudycja wszystkich wymienionych autorek, precyzja przeprowadzonych wywodów sprawia, ¿e ich prace s¹ nie tylko interesuj¹ce poznawczo, ale równie¿ stanowi¹ atrakcyjn¹ lekturê. Ponadto badaczki udowadniaj¹, ¿e twórczo æ autorki Nad Niemnem ci¹gle stanowi nieprzebrane ród³o nowych odczytañ i interpretacji. Krystyna Bezubik


176

Ida Sadowska, W ród swoich i w ród obcych. Wac³awa Sieroszewskiego portret wielokrotny, pod red. Gra¿yny Legutko, Instytut Filologii Polskiej Akademii wiêtokrzyskiej im. Jana Kochanowskiego w Kielcach, Kielce 2007, ss. 295. W roku 2007 i 2008 ukaza³y siê w Kielcach dwie ksi¹¿ki Idy Sadowskiej. Publikacja z roku 2007 nosi tytu³ W ród swoich i w ród obcych. Wac³awa Sieroszewskiego portret wielokrotny, z roku kolejnego Od Witkacego do Jana Paw³a II. Itineraria literackie. Obu pozycjom patronowa³ Instytut Filologii Polskiej Akademii wiêtokrzyskiej w Kielcach, obie ukaza³y siê dziêki staraniom i pod redakcj¹ Gra¿yny Legutko. Warto by³oby pokusiæ siê o ca³o ciow¹ i pe³n¹ ocenê dorobku naukowego przedwcze nie zmar³ej Autorki (1964 2007), ale rozmiary takiego przedsiêwziêcia z powodu rozleg³o ci zainteresowañ Idy Sadowskiej i ró¿norodno ci podejmowanych przez ni¹ w¹tków nie³atwo podsumowaæ jednym, a nawet dwoma zdaniami, st¹d solidne omówienie wykracza³oby znacznie poza miejsce zarezerwowane dla Rocznikowych refleksji czytelniczych. W tym miejscu zatem parê uwag chcia³abym po wiêciæ jedynie pierwszej ze wskazanych wy¿ej ksi¹¿ek, a to dlatego, ¿e wszystkie poruszone w niej zagadnienia wi¹¿¹ siê ci le z polskim ¿yciem literackim drugiej po³owy wieku XIX i pocz¹tku wieku XX. Po¿yteczn¹ metafor¹, u³atwiaj¹c¹ rozpoznanie charakteru omawianej pozycji jest, moim zdaniem, wzmiankowany w jej podtytule portret. Jako ¿e kategoria portretu jest semantycznie bardzo pojemna, a ponadto stale atrakcyjna i bliska wspó³czesnej humanistyce (co dokumentuj¹ ustalenia choæby Gottfrieda Böhma i Hansa-Georga Gadamera), niech wiêc s³u¿y pomoc¹ w uporz¹dkowaniu niniejszych refleksji. Gra¿yna Legutko zaznaczy³a, ¿e studia Idy Sadowskiej sk³adaj¹ siê na portret wielokrotny. Nawet pobie¿ny kontakt z publikacj¹ (ograniczony do np. spisu tre ci, w którym znale æ mo¿na nazwiska wielu postaci) przekonuje, ¿e nie chodzi tu tylko o Sieroszewskiego. Kto zatem znalaz³ siê w polu portretowania i w jakich ujêciach zosta³ uchwycony? Jakie typy portretu przychodz¹ na my l, gdy wertuje siê strony rozprawy? Pierwsze skojarzenie, najbardziej oczywiste i bolesne, nasuwa nazwisko Autorki. Ta ksi¹¿ka to przede wszystkim jej swoisty portret po miertny, inaczej: portret trumienny. Choroba, a nastêpnie mieræ Idy przerwa³a prace nad monograficznym opracowaniem spu cizny po Sirce i zapewne gros zaprezentowanych szkiców istnia³oby na zasadzie materia³ów czy przyczynków rozproszonych w licznych pracach zbiorowych i czasopismach, gdyby nie inicjatywa Gra¿yny Legutko, by je zebraæ i og³osiæ w formie druku zwartego.


177

Jedn¹ z podstawowych funkcji portretu jest wykraczanie poza czas, ignorowanie faktu przemijania, siêganie po wieczno æ1, inaczej niezgoda na mieræ, rozpad, nico æ. Dok³adnie taki sam cel i sens maj¹ przyja ñ i mi³o æ. Dziêki przyja ni, potwierdzonej miêdzy innymi wspóln¹ prac¹ nad wa¿nymi, acz nieco dzi zapomnianymi postaciami twórców literatury polskiej2, ustalenia Idy Sadowskiej, jej sposób lektury i widzenia postaci Sieroszewskiego, a wraz z tym wielu spraw wa¿nych dla polskiej literatury XIX i XX wieku, s¹ zabezpieczone i zarazem ochronione przed ominiêciem lub zbyt pospiesznym przeoczeniem. Ów akt kole¿eñskiej komemoracji jest tyle¿ znakiem wzruszaj¹cego, zw³aszcza w czasach dzisiejszych, pietyzmu wobec inicjatyw naukowych podejmowanych przez macierzyste rodowisko, co zachêt¹ i nadziej¹, ¿e niedokoñczony zamiar ogarniêcia refleksj¹ ca³o ci dzie³a Sieroszewskiego znajdzie sukcesorów i kontynuatorów. Skierowany jest tyle w przesz³o æ, zamkniêt¹ dat¹ odej cia Idy, ile te¿ ku przysz³o ci . Jest bowiem jasne, ¿e opublikowane w omawianym tomie studia Sadowskiej, w sumie dwadzie cia, stanowi¹ rodzaj épreuve d artiste przymiarek do stworzenia monografii Sieroszewskiego sensu stricto. Znalezienie stosownej formu³y, w jakiej zostaæ mia³y zaprezentowane, le¿a³o zapewne w sferze nie³atwych wyborów edytorki. Decyzja, by pozostawiæ je w wersji pierwodruku, obci¹¿ona by³a konieczno ci¹ pozostawienia sporej ilo ci powtórzeñ, niezbêdnych w trakcie referowania poszczególnych zagadnieñ bez odniesienia do szerszego, wspólnego t³a. Usuniêcie tych, ewidentnych w ca³o ciowej lekturze mankamentów, ergo wyretuszowanie dokonañ Autorki, stawia³oby Gra¿ynê Legutko przed karko³omnym problemem ustalenia granic redakcyjnej ingerencji. Dlatego w moim odczuciu trafnym posuniêciem by³o skupienie uwagi na kompozycji dorobku: uporz¹dkowanie artyku³ów w ramach dwóch nadrzêdnych struktur, o których za chwilê, i nie wed³ug porz¹dku ich publikacji, ale wedle czasu ich powstawania. Dziêki takiemu zabiegowi zosta³a stworzona prezentacja w formie retrospektywy, a z ni¹ mo¿liwo æ wgl¹du w tajniki i zakamarki warsztatu twórczego , w etapy ewolucji i ekspresji poszczególnych tematów badawczych, krystalizuj¹cych siê w umy le Autorki w ci¹gu siedmiu lat obcowania z Sieroszewskim

1 M. Battistini, Historia portretu: przez sztukê do wieczno ci, prze³. H. Cie la, Warszawa

2001. 2 Bojownicy polskiej sprawy. Wac³aw Sieroszewski i Gustaw Dani³owski wobec my li i czynu Józefa Pi³sudskiego. Wybór materia³ów z lat 1898 1943, pod red. I. Sadowskiej, G. Legutko, Kielce 2007.


178

(2000-2007), a ponadto zosta³a dana szansa obserwacji zmian w stylu ich referowania. Portret Idy Sadowskiej jako badaczki twórczo ci autora Na kresach lasów ze statycznego i nieco reprezentacyjnego, jakim ³atwo móg³ siê staæ, przekszta³ci³ siê tym samym w strukturê zdynamizowan¹, w zapis poszukiwania najlepszych form wyrazu, odnajdywania swoich w³asnych, czasem zawi³ych i wymagaj¹cych autokorekt, dróg do prawdy. Gra¿yna Legutko do³o¿y³a starañ, by portret Idy by³ nie tylko o¿ywiony , ale i naturalny. Jak bowiem wiadomo, dobry portret wydobywa i utrwala indywidualne cechy osoby portretowanej. Dlatego odwo³a³a siê do prac Sadowskiej, które poprzedzi³y spotkanie z Sieroszewskim, i zgodnie z dwoma interesuj¹cymi j¹ ju¿ przy studiach nad dzie³ami Ferdynanda Goetla kategoriami, tj. rodzimo ci¹ (swojszczyzn¹) i obco ci¹ (egzotyk¹), analogiczne nurty tak¿e w badaniach nad Sieroszewskim wyodrêbni³a. Taki zabieg z kolei pozwoli³ na uzmys³owienie logiki i konsekwencji, z jak¹ Sadowska poszukiwa³a odpowiedzi na pytania, które dla niej samej, jak siê wydaje, wykracza³y daleko poza sferê rozwa¿añ akademickich . A pytania te sprowadza³y siê do pytañ o dobrodziejstwa i pu³apki zakorzenienia w tym, co znane, oswojone, rozpoznane czy wreszcie: zaw³aszczone . W tytule ksi¹¿ki (W ród swoich i w ród obcych) pojawia siê zdublowane s³owo: w ród. Ta geminacja jest równocze nie wa¿n¹ sugesti¹, wiele mówi¹c¹ o metodologii preferowanej przez Sadowsk¹. Jej studia to bowiem galeria portretów wielopostaciowych, zbiorowych. Sieroszewski jest w nich ukazany na planie pierwszym, ale wpisany w relacje, jakie ³¹czy³y go z otoczeniem. Trudno powiedzieæ, kto tu by³ pretekstem pojawienia siê innych : czy np. Jakuci pojawili siê ze wzglêdu na Sirkê, czy on przyszed³ za nimi . Nie rozstrzygaj¹c, jak by³o, odnotowaæ trzeba na wietlone przez badaczkê zwi¹zki rodzinne (z jakuck¹ ¿on¹ i jakuck¹ córk¹, drug¹ rodzin¹ za³o¿on¹ po zes³aniu, z siostr¹ Paulin¹), zawodowe i naukowe (z rosyjskimi przyjació³mi etnografami), ideowe (z towarzyszami wybijania siê na niepodleg³o æ ), literackie i artystyczne (z przedstawicielami literatury pozytywistycznej i modernistycznej ). Wydaje siê, ¿e preferowanym przez Idê Sadowsk¹ sposobem portretowania Sieroszewskiego by³o ujêcie dyptykowe, umo¿liwiaj¹ce jasne i wyraziste ukazanie indywidualno ci modeli poprzez odpowiednie ich ustawienie (kadrowanie) i jednocze nie zestawienie. Bardzo efektowne okaza³y siê szkice na temat Sienkiewicza i Sieroszewskiego (do tego w¹tku powróci³a dwa razy raz ukazuj¹c obu w neutralnej scenerii Ameryki (Pejza¿e amerykañskie Sienkiewicza i Sieroszewskiego), po raz drugi na szerszym tle biografii i stosunku do roku 1905: Sieroszewski Sienkiewiczem podszyty paralele i kontrasty), podobnie


179

jak rozprawa o zwi¹zkach Orzeszkowej i autora Ol-Soni Kisañ: Wokó³ Puszczy Bia³owieskiej Wac³awa Sieroszewskiego Orzeszkowa contra Sieroszewski (kresowy przyczynek do kwestii sporu wokó³ pogranicza pozytywizmu i modernizmu). We wskazanych tekstach meritum rozwa¿añ stanowi kwestia patriotyzmu i kosmopolityzmu , czyli ewoluuj¹cy model powinno ci Polaka-obywatela i Polaka-artysty. Poza horyzontem zainteresowañ badaczki nie mog³a pozostaæ figura Adama Mickiewicza, dla twórców literatury dziewiêtnastowiecznej symboliczna, jako Arcypolak i Arcytwórca. O ró¿norakich powi¹zaniach ¿ycia i twórczo ci Sieroszewskiego z dzie³em i osob¹ (a nawet pos¹giem) autora Pana Tadeusza sporo wiadomo ci przynosi zatem szkic Sieroszewski wobec Mickiewicza br¹zownictwo i reminiscencje stylistyczne. Zwi¹zki Sirki z rówie nikami ukaza³a Sadowska w syntetycznym eseju Wac³aw Sieroszewski i romantyk celów i pozytywista rodków, czyli o tym, ¿e Polski nie mo¿na wygadaæ (tu o drodze Sieroszewskiego do PPS i o fascynacji Józefem Pi³sudskim) oraz w opublikowanych i opatrzonych komentarzem listach Sieroszewskiego do Oktawii i Stefana ¯eromskich, z którymi ³¹czy³y go wiêzi niemal rodzinne. Ostatnia ze wspomnianych prac, a wraz z ni¹ równie¿ odkrywczy szkic po wiêcony egzotycznym rodzinom syberyjskich zes³añców, domaga siê krótkiej uwagi. Wiadomo, ¿e silne wiat³o skierowane frontalnie na postaæ sp³aszcza sylwetkê i rysy osoby portretowanej, a wiat³a boczne pomagaj¹ w uwydatnieniu charakteru modela. Sadowska z premedytacj¹ i konsekwencj¹ unika³a wiat³a centralnego , typowego dla stereotypowych portretów literackich, nieufna by³a wobec wszelkich gotowych formu³ i zastanych obserwacji. Akceptowa³a z szacunkiem cenne ustalenia poprzedników3, ale za ka¿dym razem eksperymentowa³a z k¹tem o wietlenia , wybieraj¹c ten, który odkrywa rysy dot¹d niedostatecznie zaznaczone. Lubowa³a siê w klimatycznych detalach

3 Gra¿yna Legutko, omawiaj¹c pokrótce szkice Sadowskiej, zebrane w tomie po wiêconym Sieroszewskiemu, wskazywa³a, ¿e oprócz Andrzeja Lama, autora has³a Wac³aw Sieroszewski w OLP i przedmowy do dwudziestotomowej edycji dzie³ Sieroszewskiego, autor Chajlacha poszczyciæ siê mo¿e ca³kiem spor¹ literatur¹ przedmiotu. Najczê ciej interesowa³y badaczy w¹tki odrêbne: problematyka syberyjska (np. H. M. Ma³gowska, A. Kuczyñski), orientalizm (M. Podraza-Kwiatkowska, Z. Kempf, A. Kuczyñski), tematyka antropologiczna (np. A. Zawadzki), zagadnienia etnograficzne (np. M. Pêdracki), zwi¹zki z naturalizmem (np. D. Knysz-Rudzka, J. Kulczycka-Saloni), osobliwo ci stylu (np. J. Panasewicz) albo te¿ intryguj¹ce fakty biograficzne (np. A. Sieroszewski, B. Cywiñski) . Ta¿, Wprowadzenie, w: I. Sadowska, Od Witkacego do Jana Paw³a II. Itineraria literackie , s. 11. Pracê W ród swoich i w ród obcych zamyka bibliografia zawieraj¹ca literaturê przedmiotu.


180

(nazwijmy to rekwizytami z epoki ) i wiedzia³a, gdzie ich szukaæ. St¹d w jej pracach wielokrotne powo³ywanie siê na materia³y archiwalne, dot¹d niepublikowane, na zapiski prasowe, korespondencjê. Uzmys³awia to ogromn¹ erudycjê i p³ynne poruszanie siê w faktografii minionych epok. Natomiast w metodologii badañ otwarta by³a na wszelkie nowo ci , pos³uguj¹c siê w rozwa¿aniach krytycznoliterackich narzêdziami wypracowanymi przez wspó³czesnych autorów. Interesowa³y j¹ zagadnienia techniki artystycznej, psychologii postrzegania i przejawy syntezy sztuk. Frapuj¹ zauwa¿one przez ni¹ w prozie beletrystycznej i pracach naukowych Sieroszewskiego eksperymenty ze zmian¹ perspektywy i znalezieniem odpowiedniego t³a dla ekspozycji poczynionych przez niego obserwacji. Tu szczególnie pouczaj¹ce okaza³y siê ponowne odczytania dokonañ Sieroszewskiego jako rejestratora wra¿eñ w odniesieniu do za³o¿eñ technik malarskich szkice: Sieroszewski jako kolorysta (w wietle spu cizny naukowo-autobiograficznej) i wiat³o Syberii (wokó³ impresjonizmu Wac³awa Sieroszewskiego) oraz daleka od martyrologicznego stereotypu realizacja toposu drogi syberyjskiej (Dziewiêtnastowieczny mit drogi syberyjskiej i próby jego demitologizacji w twórczo ci Wac³awa Sieroszewskiego). Wspó³czesny Sieroszewskiemu Jacek Malczewski z upodobaniem portretowa³ siebie w ró¿norakich kostiumach i rolach. Nie on jeden. Taki rodek ekspresji, taka droga poszukiwania to¿samo ci bliska by³a, jak siê wydaje, ludziom prze³omu wieków. W ród kreacji Sieroszewskiego nie mog³o zabrakn¹æ równie¿ takich zabiegów. Wy³uskiwanie autotematycznych inspiracji, ukazywanie subtelnych, nieprostych i wcale nieoczywistych powi¹zañ miêdzy materi¹ ¿ycia osobistego i sztuki, czyli przy³apywanie autora na portretowaniu siebie w kostiumie czy przez kostium , osadza studia Idy Sadowskiej w tym, co u Sieroszewskiego najoryginalniejsze i dzi najbardziej chyba fascynuj¹ce. Po przeczytaniu jej ksi¹¿ki kolejny raz czytelnik zostaje zmuszony do odpowiedzi na pytanie najpierw o puste miejsce, czyli co zniknê³oby z mapy polskiej literatury, gdyby Sieroszewski nie podj¹³ decyzji: bêdê pisarzem ? Dalej: co zmieni³oby siê, gdyby szerokie t³o jakuckie, koreañskie, chiñskie, japoñskie zast¹piæ rodzimym, z okolic np. Radzymina, sk¹d ród Sieroszewskich bierze pocz¹tek, i gdzie by zapewne siedzia³, gdyby nie dyktando historii. Co by by³o, gdyby to szerokie t³o nie by³o regularnie cie niane do rozmiaru celi w X Pawilonie? Nie wiemy, co by by³o, ale na pewno zabrak³oby czego , co tak bardzo nasze , bo jednocze nie nie do koñca nasze , jak np. nasi Jakuci , nasza Syberia , nasza rewolucja etc. Atrakcyjno æ ukazanego przez Idê Sadowsk¹ konterfektu Sieroszewskiego, w moim przekonaniu, polega na tym, ¿e choæ stara siê go ona do swoich portretów usta-


181

wiæ (tak postêpuje profesjonalista!) jednocze nie nie rezygnuje z ujêæ z zaskoczenia . Jedno z nich jest warte odnotowania. Sieroszewski jawi siê w jej szkicach jako cz³owiek bardzo nowoczesny, gdy¿ trapiony dylematami doskwieraj¹cymi ludziom ponowoczesnym, a wywo³ywanymi przez procesy globalizacyjne. On równie¿, dziêki do wiadczeniom zes³añ i podró¿y, cierpia³ z powodu nadmiaru asocjacji, trudno ci z autodefinicj¹. Przekonuj¹ o tym szkice np. takie, jak Wac³aw Sieroszewski i jego k³opoty z europejsk¹ to¿samo ci¹, Syberyjska entente cordiale . Jakucja i Jakuci w ¿yciu i twórczo ci Wac³awa Sieroszewskiego. Problem w tym, ¿e bez skrystalizowanej to¿samo ci, a co za tym idzie: równie¿ swego dziedzictwa i swoich oczekiwañ, niemo¿liwe jest rozpoznanie obcego jako obcego , innego jako innego , a nastêpnie wej cie w dialog z innym , obcym . A wiêc dyskretnie, ale i nieub³aganie, na horyzoncie czytelniczych refleksji materializuje siê widmo profitów selekcji , dystynkcji miêdzy moje i nie-moje . Biografia i dzie³o Sieroszewskiego, zdiagnozowane przez Idê Sadowsk¹, pokazuj¹, ¿e akceptacja swojego przynosi dobre rezultaty. Co to znaczy swoje ? Najpierw swoje ¿ycie , z jego perturbacjami (znamienna jest pod tym wzglêdem scena, do której powraca siê w szkicach parê razy, gdy Sieroszewski u wiadamia sobie, ¿e bêdzie pisarzem Syberii i dziêki temu odkryciu, poczynionemu w miejscu pozornie gwarantuj¹cym jedynie regres i traumê, integruje nadw¹tlon¹ psychikê, pracuje nad rozwojem talentu literata, pog³êbia sprawno ci etnografa). Potem swoje gniazdo , traktowane z mi³uj¹cym krytycyzmem. Wreszcie wybór sprawy, dla której warto ryzykowaæ ¿ycie. Dla Sieroszewskiego na pewno t¹ spraw¹ by³a sprawa polska . Balansuj¹c pomiêdzy swoim i obcym , zharmonizowa³ w swej biografii i swych tekstach postawê zaciekawionego wiatem kontemplatyka i aktywnego rycerza (dzia³acza?) nierezygnuj¹cego z dokonywania w nim zmian. Ostatnie zdanie wskazywaæ mog³oby na to, ¿e portret wielokrotny jest w sumie portretem idealizuj¹cym. Nie, nie jest (pulsuj¹ w nim rozterki i zmagania). Po prostu rekonstruuje tylko istnienia, wbrew przeciwno ciom losu, spe³nione. Beata Obsulewicz-Niewiñska


182

Barbara Wachowicz, Ty jeste jak zdrowie . Z Mickiewiczem nad Wili¹, Niemnem i witezi¹, ze S³owackim w Krzemieñcu, z Orzeszkow¹ nad Niemnem, Oficyna Wydawnicza Rytm, Warszawa 2007, ss. 344. Cech¹ wielkiej poezji jest to, ¿e wyrastaj¹c z indywidualnego prze¿ycia twórcy staje siê jêzykiem wszystkich, posiada bowiem moc wypowiadania i godzenia ludzkiej przemijalno ci z trwaniem. By wyraziæ tê egzystencjaln¹ tematykê, siêga poezja po symbole i mity, które z kolei umo¿liwiaj¹ jej feniksowe odradzanie siê i uniwersaln¹ nieprzemijalno æ. Trwanie w pamiêci jest mo¿e najwiêksz¹ jej tajemnic¹ i si³¹, bo dla poezji zapomnienie jest mogi³¹,/ Spod której nie ma zmartwychwstania , jak to piêknie i bole nie uj¹³ Felicjan Faleñski1. Romantycy i ich twórczo æ, czyli uczucia zamkniête przestrzeni¹ s³ów, bo jak to kto kiedy wyrazi³, tylko dziêki uczuciom sztuka jest ci¹gle ¿ywa i wie¿a jak w chwili narodzin. I tak oto dla odbiorcy literatury za spraw¹ odczuwanych emocji zaczyna siê zakorzenienie w cudzym do wiadczeniu i jêzyku. Zakorzenienie, dziêki któremu poetycka fraza Litwo, ojczyzno moja, ty jeste jak zdrowie staje siê wyznaniem uruchamiaj¹cym kod miêdzypokoleniowego porozumienia. Temu bowiem, co powszednie nada³ Mickiewicz wymiar szczególny, temu co znane godno æ nieznanego, temu co policzalne blask nieskoñczono ci 2. Wyra¿ona w Inwokacji i przywo³ana tu têsknota to stan nieprzemijaj¹cy. U Mickiewicza za ojczyzn¹ lat dzieciñstwa przesz³ego bezpowrotnie, a przecie¿ trwa³ego jak s³owo, które pozosta³o po poecie. S³owo przy tym tak sugestywne, ¿e nie sposób spogl¹daæ ju¿ na wiat inaczej ni¿ oczyma twórcy. Oddzia³ywanie poezji piêknie okre li³ Zygmunt Krasiñski w epitafium, po wiêconym Juliuszowi S³owackiemu, Znik³ cz³owiek imiê zosta³o. Ludzie o imieniu, póki stanie mowy polskiej, bêd¹ wiedzieli (cytat na s. 246). Doskonale puentuje ono zarazem rozwa¿ania towarzysz¹ce lekturze ksi¹¿ki Barbary Wachowicz, zatytu³owanej Ty jeste jak zdrowie . Z Mickiewiczem nad Wili¹, Niemnem, witezi¹, ze S³owackim w Krzemieñcu, z Orzeszkow¹ nad Niemnem. Ów skojarzeniowy tytu³ poetycki to nie tylko zabieg uaktywnienia pamiêci odbiorcy, konfrontuj¹cej siê z nowymi faktami (np. niepublikowane fragmenty listów odnalezione przez autorkê w kresowych bibliotekach czy archiwach) z bio-

1 Cyt.

za: G. Borkowska, Pozytywi ci i inni, Warszawa 1996, s. 159.

2 Cyt. za: C. Reyero, Klucze do sztuki. Od romantyzmu do impresjonizmu, prze³. W. J. Szy-

maniak, Barcelona 1989, ss. 6-7.


183

grafii poetów, to nade wszystko wiadoma pro ba o pamiêæ, by ci, którzy niegdy ¿yli tylko my l¹ o sprawach ojczy nianych, dramatycznych, okupionych cierpieniem (powstanie listopadowe, styczniowe, a potem II wojna wiatowa dla przysz³ych pokoleñ) nie umarli przysypani popio³em zapomnienia. Publikacja ta powsta³a z prawie pó³wiecznych peregrynacji autorki po Kresach (Nowogródek, Wilno, Grodno, Krzemieniec dzisiejsze Litwa, Bia³oru i Ukraina) wchodz¹cych niegdy w sk³ad Rzeczpospolitej. Od XVII wieku wype³nianych narodowymi mitami, których kwintesencj¹ staje siê wypracowane przez romantyków pojêcie ojczyzny duchowej. Gwarantem trwania Kresów jako przestrzeni mentalnej stawa³a siê wedle nich tradycja, rozumiana jako czasowe uniwersum, ³¹cz¹ce wszystkie aspekty: przesz³o æ, tera niejszo æ i przysz³o æ narodu polskiego. Jak g³êboko to romantyczne widzenie wiata wros³o w wiadomo æ Polaków, uwidacznia ksi¹¿ka Wachowicz. Zgromadzone w niej opowie ci to wiadectwa heroicznego trwania przy polsko ci, za wiadczanej jeszcze ci¹gle poprzez wiekowe drzewa, w ród których spacerowali niegdy Mickiewicz, Maryla Wereszczakówna, Eliza Orzeszkowa czy dwory, w których oni mieszkali, dzi zamienione na muzea i dziêki temu ocala³e z po¿ogi historii. Nadal wiêc Nowogródek, Krzemieniec, Grodno wype³nione s¹ atmosfer¹ realnej obecno ci Mickiewicza, S³owackiego i Orzeszkowej, bo ci¹gle ¿yj¹ tu ludzie, dla których ich twórczo æ by³a i jest przestrzeni¹ ¿ycia, to¿samo ci i narodowego przetrwania. O dziewiêtnastowiecznej Litwie Orzeszkowa pisa³a niejednokrotnie (Maria, Dwa bieguny, Ad astra, Gloria victis), ¿e to ziemia-ojczyzna ludzi twardych i mê¿nych, stworzonych do rzeczy wielkich bohaterów sprawy narodowej, ale jak¿e czêsto stwierdza³a równie¿, ¿e to ziemia mêki i cierpienia, wymagaj¹ca trwania, które rozumia³a jako pamiêæ, ale i ¿ycie wedle polskiej historii, tradycji i jêzyka. Zatem to czas i przestrzeñ ci le ze sob¹ powi¹zane, a wiêc czasoprzestrzeñ Litwy XIX i XX wieku staj¹ siê bohaterami tej ksi¹¿ki z³o¿onej z czterech czê ci. Ka¿da z nich po wiêcona zostaje innemu twórcy: G³os z Litwy Adamowi Mickiewiczowi, Polanka S³owackiego autorowi Beniowskiego, Wie ci z Niemna Elizie Orzeszkowej, a ostatnia Wilno wspólny dom Polakom ¿yj¹cym na Litwie prze³omu wieków XX i XXI. Poszczególne czê ci przynosz¹ odmienn¹ definicjê czasoprzestrzeni, ale zawsze jest ona podbudowana uczuciem têsknoty: u Mickiewicza wywo³uje j¹ romantyczny smutek za niespe³nion¹ mi³o ci¹ jego ¿ycia, u Orzeszkowej pragnienie wolno ci. Najpiêkniej definiuje czasoprzestrzeñ S³owacki w listach do matki, pisanych ze Szwajcarii w latach 1834-1835. Czas i przestrzeñ (lata dzieciñstwa i wczesnej m³odo ci zwi¹zane z Krzemieñcem), do których powraca pamiêci¹ s¹ dla niego do wiadczeniem wizyjno-sensorycznym:


184

snami pachn¹cymi skoszon¹ traw¹ i polnymi kwiatami lub sosnami, które wskrzesza nagle pamiêæ latem 1838 roku, gdy poeta napisze: Dziesiêæ lat temu, o tej w³a nie porze, czu³em woñ sosnowych lasów (cytat na s. 201). I to nie tylko przesz³o æ, definiowana jako czas prze¿yty w przestrzeniach ma³ych ojczyzn, intensywnie do wiadczana przez poetów-wygnañców, jest kluczem interpretacyjnym do snutych przez autorkê opowie ci. To równie¿ jej rozumienie czasu, który za Ann¹ Martuszewsk¹ mo¿na nazwaæ praesens perpetuum3, skoro niemal¿e na zasadzie wiatów równoleg³ych trwa przesz³o æ, toczy siê tera niejszo æ, zapowiada przysz³o æ. Autorka bowiem umiejêtnie ¿ongluj¹c faktami, przeplata czasem historiê królów polskich, zapisan¹ w przestrzeni Kresów (Grodno), by ju¿ za chwilê snuæ opowie æ o nielekkiej egzystencji Orzeszkowej i swych w³asnych wêdrówkach po ziemi Bohatyrowiczów (Wie ci z Niemna). Symbolicznym znakiem czasu wiecznego, niemaj¹cego koñca, owego uniwersalnego czasu tera niejszego s¹ rzeki Niemen, Wilia i jezioro wite , tocz¹ce swe wody teraz, jak i kiedy , gdy historia rodzi³a siê na oczach wiata za spraw¹ Polaków. Yi-Fu Tuan w Przestrzeni i miejscu podkre la, ¿e To, czym jeste my, zawdziêczamy przesz³o ci. Tera niejszo æ równie¿ ma zalety; jest to rzeczywisto æ, której do wiadczamy ( ). Przysz³o æ, przeciwnie, jest wizj¹. Wiele wizji nie realizuje siê, a niektóre obracaj¹ siê w koszmar 4. Dla Orzeszkowej koszmarem by³o ¿ycie na Grodzieñszczy nie w latach terroru postyczniowego. Natomiast opowie ci Wachowicz przekazuj¹ relacje o heroicznym trwaniu Polaków na kresowych ziemiach, którym druga wojna wiatowa przynios³a okupacjê sowieck¹, a wraz z ni¹ niespotykany dot¹d terror i cierpienie. Widaæ taka to ziemia, w któr¹ wpisano ból. Ziemia jak tatua¿, bo bez wzglêdu na to, jak usilnie by³y i bêd¹ usuwane z niej oznaki polsko ci, pozostan¹ blizny, których lad dziêki Mickiewiczowi, S³owackiemu i Orzeszkowej nigdy nie zostanie zatarty, bo sednem ludzkiego trwania tu jest pamiêæ. Na zakoñczenie nale¿y zasygnalizowaæ pewne nie cis³o ci, które znalaz³y siê w ksi¹¿ce. Menad¿er Orzeszkowej i wieloletni jej przyjaciel, Méyet, nie nosi³ imienia Ludwik, ale Leopold (s. 289). Natomiast w rozdziale zatytu³owanym Dom g³o nopolski Wachowicz kre li sylwetkê Orzeszkowej dumnej ze swej dzia³alno ci polskiej, narodowej i przytacza wypowied pisarki (autorka nie podaje ród³a), któr¹ opatruje w³asnym komentarzem: 3 S. D¹browski, O pewnej w³a ciwo ci porównania i metafory, Pamiêtnik Literacki 1965 z. 3, ss. 118-119. 4 Yi-Fu Tuan, Czas i miejsce, w: tego¿, Przestrzeñ i miejsce, prze³. A. Morawiñska, wstêpem opatrzy³ K. Wojciechowski, Warszawa 1987, s. 246.


185

( ) doda [Orzeszkowa - M. D.-£.] z dum¹: ( ) prze¿y³am dziesiêciu jenera³-gubernatorów tu¿ pod ich okiem prowadz¹c dom g³o nopolski i nigdy, w ¿adnej okazji, jednego s³owa po rosyjsku nie wymówiwszy (s. 260).

Tymczasem jest to fragment listu Orzeszkowej do Aurelego Drogoszewskiego, pisany 22 III 1903 roku. Wyrwany z kontekstu, pozbawiony zostaje swej faktycznej wymowy. Autorka Chama bowiem z oburzeniem i ironi¹ (a nie dum¹) mówi w nim o dekadentach, którzy zarzucali jej pokoleniu, ¿e zatraci³o ( ) w sobie wszelkie pojêcie i poczucie idea³u, bohaterstwa, cnoty publicznej, ¿e zmarnowa³o ca³y okres czasu, ¿e ani w dziedzinie spraw publicznych, ani w dziedzinie sztuki nic po sobie nie zostawia 5. Przytoczony przez Wachowicz fragment dotyczy piêtnowanych przez Orzeszkow¹ praktyk Przegl¹du Wszechpolskiego (wydawanego przez Romana Dmowskiego, Zygmunta Balickiego, Jana Ludwika Pop³awskiego, a wiêc cz³onków tajnej Ligi Narodowej), który obrzuca³ inwektywami wielkich twórców epoki postyczniowej, nazywaj¹c ich pseudopatriotami, co ironicznie skwitowa³a Orzeszkowa, która zawsze uruchamia³a ironiê, gdy przychodzi³o jej siê mierzyæ z absurdem. Ksi¹¿ka Wachowicz, której cztery czê ci sk³adaj¹ siê z rozdzia³ów o znacz¹cych tytu³ach (G³os z Litwy: Rendez-vous z panem Mickiewiczem, Ojczyzna Adama, Skrzyd³a mi³o ci, Tam u Niemnowej odnogi, tam u zielonej roz³ogi , Tataraki nad Niewia¿¹, W tych Marylinych Bolcienikach, Oto obchodzimy Dziady, Polanka S³owackiego: Kuzynka, któr¹ wszyscy tak kochamy , Gdzie po dolinach moja Ikwa p³ynie ; Wie ci z Niemna: Batorego stolica, Wierno æ i wytrwanie, Krzy¿ Jana i Cecylii, Ma³¿eñstwo Justyny, Na Sybir hen, precz , Gniazdo nasze wszystko nasze ; Wilno wspólny dom: Tobie Wilno! ) to nade wszystko Dziady pamiêci narodowej, odprawione w prowadzonych latami przez autorkê studiach historycznych i literackich. Pozostaje jeszcze wyraziæ nadziejê, ¿e zamkniête w przestrzeni s³ów s¹ i bêd¹ trwa³ym znakiem polsko ci Kresów. Magdalena Dziugie³-£aguna

5 E.

Orzeszkowa, Listy zebrane, do druku przygotowa³ i komentarzem opatrzy³ E. Jankowski, t. 4, Wroc³aw 1958, s. 114.


186

Wilno literackie na styku kultur, pod red. Tadeusza Bujnickiego i Krzysztofa Zajasa, Biblioteka Literatury Pogranicza, t. 15, Towarzystwo Autorów i Wydawców Prac Naukowych Universitas , Kraków 2007, ss. 384. Tom zbiorowy Wilno literackie na styku kultur jest prawie czterystustronicowym pok³osiem miêdzynarodowej konferencji naukowej, jaka odby³a siê 25-27 kwietnia 2002 roku w Wileñskim Uniwersytecie Pedagogicznym, a zosta³a zorganizowana przez trzy placówki naukowe: Katedrê Kultury Literackiej Pogranicza Wydzia³u Polonistyki UJ, Wydzia³ Slawistyki Wileñskiego Uniwersytetu Pedagogicznego i Wydzia³ Filologiczny Uniwersytetu Wroc³awskiego. Wspólnym tematem dla blisko trzydziestu opublikowanych tu prac jest, oddany w tytule, aspekt wielokulturowo ci Wilna, a wiêc zagadnienia, które uwalnia od eksploatowanego w XIX i XX wieku hermetycznego polonocentryzmu jako perspektywy, z której patrzono na zjawiska kulturowe z terenów dawnej Rzeczpospolitej. W artyku³ach z tego tomu k³adzie siê na ogó³ nacisk na wspó³istnienie fenomenów kulturowych zawieraj¹cych pierwiastki: polskie, litewskie, ¿ydowskie, rosyjskie, bia³oruskie w ró¿nych okresach historycznych (od XVIII wieku po ci le rozumian¹ wspó³czesno æ), w warunkach pokojowych i konfliktowych. Stereoskopowe przedstawienie Wilna jest prób¹ jego obiektywizacji i demitologizacji, bowiem w przypadku miasta tak szczególnego mityzacja dyktowana wyobra ni¹, emocj¹, idealizacj¹ etc. by³a zjawiskiem niemal powszechnym. Mo¿na mia³o rzec, i¿ wiele drukowanych na ³amach Wilna literackiego prac ma warto æ pioniersk¹, s¹ to niepodejmowane dot¹d i nierozpoznane obszary badawcze. Polonocentryzm, jako pryzmat widzenia polskiego miasta, prowadz¹cy do przemilczania lub marginalizowania obecno ci i koincydencji ró¿nych kultur na jego terenie, niejednokrotnie przyczynia³ siê do fa³szowania i sp³ycania wizerunku miasta poprzez wpisan¹ weñ jednostronno æ, podkre lanie dominacji i aksjologiczne nacechowane zabarwienie przekazu. Polonocentryczna nazwa Kresy i kultywowanie tych terenów jako czê ci, co prawda integralnej, ale zawsze jednak przynale¿nej do Rzeczpospolitej (utraconej, idyllicznej, zranionej etc.) wskaza³a na funkcjonowanie objêtych tym mianem terytoriów w przestrzeni prowincjonalnej, usytuowanej bli¿ej lub dalej od Macierzy, od centrów, wykluczaj¹c inne, poza polskimi sk³adniki obecnego tam ¿ycia kulturalnego. Tymczasem pog³êbiaj¹ca siê odrêbno æ Kresów przybra³a specyficzn¹ heterogeniczn¹ i polifoniczn¹ formê, któr¹ mo¿na okre liæ niedeprecjonuj¹c¹, a podkre laj¹c¹ osmotyczno æ nazw¹ pogranicze . Nieprzypadkowo te sporne kwe-


187

stie terminologiczne omawia zamieszczony w tomie jako pierwszy (po wprowadzeniu Tadeusza Bujnickiego) tekst Stanis³awa Uliasza Literatura pogranicza kultur aksjologia i poetyka. Czytelnik znajdzie siê zatem w krêgu wielog³osowych dialogów i przyjrzy zderzaniu ró¿nych opcji kulturowych. Mimo od¿egnywania siê od postawy polonocentrycznej najobszerniejszy zbiór tekstów recenzowanego tomu tworz¹ prace po wiêcone polskim romantykom zwi¹zanym z grodem Giedymina i ca³¹ Litw¹ jako ich ma³¹ ojczyzn¹ . W litewskie knieje wprowadza barwny artyku³ W³adys³awa Dynaka, który dokonuje analizy fragmentów Pana Tadeusza pod k¹tem wykreowania Litwy przez Wieszcza na krainê ³owieck¹ , przestrzeñ poddan¹ procesowi mityzacji poprzez m.in. okre lon¹ aksjosemiotykê spacjaln¹ oraz dobór odpowiednich figur zwierzêcych. Zwi¹zki Juliusza S³owackiego z Wilnem omawia na podstawie niedokoñczonego dramatu Wallenrod z 1841 roku Ewa Grzêda, dowodz¹c ¿e S³owacki postrzega³ Wilno jako miasto tragicznie uwik³ane w historiê, rozwijaj¹ce siê w atmosferze zarówno dialogu, jak i konfliktu kultur . O wiadomo ci ró¿nic i odrêbno ci kultur litewskiej i polskiej w Witoloraudzie Józefa Ignacego Kraszewskiego pisze Magdalena Rudkowska; malownicze pejza¿e literackie inspirowane krajobrazami Litwy w twórczo ci Wincentego Pola przywo³uje Ma³gorzata £oboz. Romantyczne peregrynacje, które zosta³y utrwalone na kartach wspomnieñ w literackim dagerotypowaniu topografii, zabytków, osobliwo ci oraz osobistej impresji, omawiaj¹ artyku³y Jacka Kolbuszewskiego (o Teodorze Tripplinie) oraz Ewy S³oki (o podró¿ach m.in. Syrokomli, Kraszewskiego, Nowakowskiego). Wieloetniczno æ jako optyka widzenia zjawisk kulturowych na Litwie stworzy³a okazjê do literackich przypomnieñ, rozpoznañ i paralel. Na szczególne wyró¿nienie zas³uguje artyku³ Joanny Lisek o miêdzywojennej poezji ¿ydowskiej grupy artystycznej Jung Wilne, zjawisku literackim o europejskiej skali, przez nikogo dot¹d nieopisanym (obszerne opracowanie w ksi¹¿ce Autorki z 2005). W krêgu tematyki ¿ydowskiej pozostaje Aron Pirmas amalgamat ¯yda i Litwina pióra Tadeusza Bujnickiego, tekst, który traktuje o fikcyjnym poecie wykreowanym przez ¿agarystów jako stop ¯yda, Litwina, Polaka, wypowiadaj¹cym siê z trójetnicznej perspektywy na istotne tematy literackie. Pawe³ Bukowiec przypomina ciekawego poetê polsko-litewskiego z okresu prze³omu romantycznego, Silvestrasa Valiãnasa. Na podstawie rêkopisów i rzadkich druków rekonstruuje jego ¿yciorys oraz dzie³o. Krystyna Syrnicka wydobywa z zapomnienia ¿mudzk¹ poetkê minorum gentium, Karolinê Proniewsk¹; dziêki obszernym kwerendom polskojêzyczna literatka ze ¯mudzi zostaje wprowadzona do procesu historycznoliterackiego jako jego odkryte ogniwo. Liryczna twórczo æ Proniewskiej, operu-


188

j¹ca symbolik¹ i metaforyk¹ biblijn¹, utrzymana w nastroju melancholijnym, wpisuje siê w kr¹g prowincjonalnych zjawisk literackich o proweniencji sentymentalno-barokizuj¹cej, charakterystycznej dla pó³nocno-wschodniego pogranicza. Romuald Naruniec, przegl¹daj¹c inflancki almanach Rubon , wydobywa z niego sylwetkê zapomnianego wizjonera z Kaukazu , Leona Janiszewskiego, którego oryginalna, frenetyczna twórczo æ uleg³a korektorce wiecznej . Postaæ Czes³awa Jankowskiego i fenomen bycia cz³owiekiem kilku stylów i epok przypomina Irena Fedorowicz, traktuj¹c o dzia³alno ci autora Powiatu oszmiañskiego z perspektywy zarówno lokalnej, jak i europejskiej. W podobnym nurcie mie ci siê artyku³ Leszka Szarugi o Johannesie Bobrowskim, niemieckim poecie i esei cie urodzonym w dawnych Prusach Wschodnich. Analizê koncepcji tzw. idei krajowej w prozie Józefa Mackiewicza przeprowadza Maria Zendecka. Szkoda, ¿e zaledwie dwie zamieszczone w tomie prace maj¹ charakter komparatystyczny. Mowa o porównaniu pisarstwa Tadeusza Miciñskiego z Mikalojusem Èiurlionisem oraz powinowactwach poezji Albinasa ukauskasa z poetyk¹ ¿agarystów. Paraleliczne artyku³y Rados³awa Okulicz-Kozaryna oraz Danuty Bala aitien wskazuj¹ na interferentyzm zjawisk, a tak¿e ró¿ne sposoby odczuwania i artystycznego ujmowania wiata w dziele literackim przedstawicieli dwu kultur. Wielokulturowo æ sta³a siê pretekstem do chwytu kompozycyjnego poematu Przyj cie wroga Jerzego Zagórskiego, omówionego przez Krzysztofa Zajasa, w celu wykazania, i¿ ów zabieg ma charakter demaskuj¹cy z³udn¹ ideologiê jedno ci narodowej. W szerszej perspektywie prezentuj¹ ¿ycie kulturalne Wilna pocz¹tków XX wieku imponuj¹ce prace: Mieczys³awa Jackiewicza (o Wilnie jako o rodku literatury litewskiej i bia³oruskiej), Paw³a £awryñca (o rosyjskim ¿yciu literackim Wilna), Miros³awy Koz³owskiej (o inicjatywach i wydarzeniach w ¿yciu teatralnym Wilna), Haliny Bursztyñskiej (o endeckim Dzienniku Wileñskim jako ródle do rekonstrukcji charakteru ówczesnej kultury Wilna), Tadeusza Zienkiewicza (o Bia³orusinach wspó³pracuj¹cych z Przegl¹dem Wileñskim ), Jerzego S. Ossowskiego (o czytelnictwie i gustach literackich). Prace te, obszernie uszczegó³awiaj¹c fakty, analizuj¹c wielonarodow¹ strukturê miasta z podkre leniem dzia³aj¹cej w nim grupy literatów (litewskich, polskich, bia³oruskich, rosyjskich) docieraj¹ do najwa¿niejszych zwi¹zków konstytuuj¹cych charakter powstaj¹cej i rozwijaj¹cej siê w Wilnie specyficznej, ró¿norodnej w jedno ci kultury. Wspó³czesn¹ polsk¹ poezjê na Litwie analizuje Halina Turkiewicz, zamykaj¹c w pewnym sensie dyskurs nad wielokulturowo ci¹ Wilna. Autorka, obiektywnie oceniaj¹c zjawiska wzajemnych relacji, precyzuje wyznaczniki tej wielokulturowo ci, dostrzega tak¿e powierzchowno æ odwo³ywania siê do tradycji


189

osobnych kultur, wci¹¿ uobecniaj¹cy siê hermetyzm oraz funkcjonowanie motywów egzystencjalnych, wypieraj¹cych w procesie europeizacji i uniwersalizacji elementy regionalne. Wilno literackie na styku kultur to kolejny element w dyskursie kresoznawczym. Autorzy, penetruj¹c z ró¿nych punktów widzenia terytorium tak specyficzne, mitogenne, ewokuj¹ce dzi jeszcze skojarzenia zogniskowane wokó³ ma³oojczy nianych emocji idyllicznych, jak siê wydaje, przezwyciê¿aj¹ subiektywizm ogl¹du i podejmuj¹ próby dotarcia do naznaczonych splotem tradycji, pluralistycznych obszarów wileñskiej kultury. Tom zawiera zbiór interesuj¹cych propozycji badawczych, wynikaj¹cych przede wszystkim z otwarto ci na Inno æ, z jej ciekawo ci i akceptacji. Staranno æ edytorska, estetyczna szata graficzna oraz zawsze po¿¹dany indeks osób dope³niaj¹ zalet publikacji. Dorota Samborska-Kukuæ

Daniel H. Valsecchi, Miêdzy polityk¹ a metapolityk¹. Samoobjawienie romantycznej twórczo ci Adama Mickiewicza (1817-1835), Towarzystwo Autorów i Wydawców Prac Naukowych Universitas , Kraków 2007, ss. 483. Daniel Valsecchi stawia sobie nastêpuj¹ce zadanie: Trzeba rozszyfrowaæ znaczenie tego, co poeta napisa³ (s. 8). Do jego realizacji zabiera siê w szczególny sposób: W celu wykonania tego zadania musimy, po pierwsze, wypracowaæ metodê interdyscyplinarn¹. ( ) [Klasyczne badania historyczno-filologiczne] ograniczaj¹ siê do wyk³adni tekstów Mickiewicza, pozostawiaj¹c na boku ich kontekst i przede wszystkim ich podtekst , czyli najg³êbsze ugruntowanie konstrukcji teoretycznych poety. ( ) z³o¿ono æ tego kontekstu wymaga analiz po wieloma wzglêdami (s. 8).

Dlatego poezja Mickiewicza jest dla Valsecchiego sfer¹ badañ interdyscyplinarnych: politologicznych, socjologicznych, psychologicznych i antropologicznych. Maj¹ one s³u¿yæ ( ) sui generis archeologii Mickiewicza, ( ) [opisowi] podskórnych , chcia³oby siê powiedzieæ, biernych ladów ukrytych w jego ¿yciu i twórczo ci. Dystansuj¹c siê od wszelkich stereotypów i dogmatów, przymusowo narzucanych przez mickiewiczologów ( ), powinni my rów-


190

nocze nie i æ tropem mistrzów podejrzeñ wobec ca³ej dostêpnej wiedzy o Mickiewiczu (s. 9). Tu pojawia siê przypis do Archeologii wiedzy Michela Foucault. Je li idzie o tytu³owe samo objawienie bardzo tajemnicze to termin ten nie jest we wstêpie wyja niony, ma siê staæ przedmiotem stopniowej konstrukcji (s. 8). Na stronie 120 zadanie metodologiczne rozprawy sformu³owane jest inaczej: Mannheim twierdzi, ¿e istniej¹ sposoby my lenia, których nie mo¿na w³a ciwie zrozumieæ bez ujawniania ich spo³ecznych róde³ Aczkolwiek nie mo¿na zawsze i pod wszystkimi wzglêdami my leæ historycznie, kontekst ustala granice tekstu, wytyczaj¹c jego tre ci. Z tego powodu nale¿y rozebraæ mechanizm, aby zobaczyæ owe elementy: podstawy spo³eczne, struktury grupowe, sytuacjê historyczn¹ okresu analizowanego, spo³eczne procesy (konkurencji, antagonizmu itd.) i kulturowe podstawy (warto ci, typ kultury, Weltanschauung).

Tu kilka s³ów naszego komentarza. Od razu nasuwa siê spostrze¿enie, i¿ zalecenia socjologicznego historyzmu Mannheima nie s¹ wspó³bie¿ne z drog¹ archeologii wiedzy Foucaulta i tropami mistrzów podejrzeñ . I nie za socjologi¹ wiedzy idzie Valsecchi. Wbrew deklaracjom co poka¿ê pó niej Valsecchi w nik³ym stopniu rekonstruuje sytuacjê historyczn¹, kulturowe podstawy i Weltanschauung czasów Mickiewicza w sposób zalecany przez Mannheima. Wpisuj¹c w cudzys³ów s³owo tekst , w odniesieniu do omawianych dzie³ poety, Valsecchi zostawia w³a nie ów podskórny lad, którym nazwana z imienia technika podejrzeñ naznacza ju¿ w punkcie wyj cia obszar swego dzia³ania, ujmuj¹c w cudzys³ów to, co powiedziano, a odwo³uj¹c siê do tego, czego w³a nie nie powiedziano. Podskórne i bierne lady bêd¹ bardziej interesuj¹ce ni¿ artyku³owane s³owo cz³owieka, uznanego sk¹din¹d za geniusza (w poezji, nie w polityce). Valsecchi bêdzie u¿ywa³ obserwacji socjologicznych nie do rekonstrukcji kultury romantycznej, ale do jej dekonstrukcji. Tak w³a nie odczyta³ sobie Mannheima, dokonuj¹c dekonstrukcji i jego my lenia. Zachowa³ jednak postulat Mannheima, który nakazuje odtworzyæ wiadomo æ (choæby fa³szyw¹) danego autora. Ksi¹¿ka Valsecchiego o Mickiewiczu budzi ambiwalentne uczucia: zaciekawienie, zdziwienie, ale i zdecydowany opór. Specyficzny k¹t widzenia i niespecyficzne dla filologii narzêdzia badawcze, przez niego obrane, daj¹ w efekcie zachwalany kiedy przez formalistów rosyjskich chwyt udziwnienia : wszystko w omawianej twórczo ci wieszcza staje siê zupe³nie nowe, niekiedy wrêcz zdumiewaj¹ce. Ba, sam Mickiewicz staje siê kim zupe³nie nowym. Czy chodzi o tzw. odbr¹zowienie ? Nie, efekt jest bardziej z³o¿ony i g³êbszy. Dla Valsecchiego wieszcz prawdopodobnie nigdy nie zaistnia³ jako pos¹g ze spi¿u, godny


191

uwielbienia czy obalenia. W g³osie Konrada nigdy nie odnajdywa³ swoich zwad z Bogiem, a w sporze Dzieweczki z mêdrcem nim siê z nim zapozna³ najwidoczniej obra³ stronê szkie³ka i oka. Nie mo¿na zrozumieæ tej ksi¹¿ki i szczególnego efektu, jaki wywiera, póki po Mannheimowsku nie pozna siê szczególnej pozycji jej autora. Kim jest Daniel H. Valsecchi? Jak informuje notka biograficzna na czwartej stronie ok³adki, urodzony w 1962 roku, jest z wykszta³cenia prawnikiem, ale tak¿e politologiem i socjologiem, absolwentem studiów podyplomowych w Wy¿szej Szkole Wojennej Wojska Argentyñskiego, wyk³adowc¹ prawa i metodologii badañ naukowych na Uniwersytecie Argentyñskim im. Johna F. Kennedy ego, teorii prawa na Uniwersytecie Buenos Aires, a od 2006 roku historii filozofii w Collegium Resurrectianum w Polsce. Wyk³ada filozofiê i notka nazywa go filozofem, chocia¿ nie podano, gdzie zdoby³ wykszta³cenie w tej dziedzinie. Ksi¹¿ka o Mickiewiczu jest jego prac¹ doktorsk¹, obronion¹ w 2005 roku na Uniwersytecie Jagielloñskim. Rejestr pracowników naukowych KBN przypisuje mu jako specjalno æ badañ historiê literatury XIX wieku i literaturoznawstwo. Mo¿na podziwiaæ zasiêg kompetencji argentyñskiego badacza i jeszcze wiêkszy obszar zainteresowañ. Sk¹d i od kiedy Valsecchi tak wietnie zna jêzyk ojczysty Adama Mickiewicza? Dlaczego zainteresowa³ siê akurat kultur¹ polsk¹? Nie wiadomo. Po co czyta³ Mickiewicza? Jakie miejsce w jego badaniach zajmuj¹ zagadnienia teorii politycznych XIX wieku czy problematyka twórczo ci literackiej? I tego nie wiemy, bo nie mamy ¿adnej bibliografii jego prac. Przyswojenie jêzyka (wraz z literatur¹ i sztuk¹ danego narodu) prowadzi na ogó³ do z¿ycia siê z wpisanymi w ten jêzyk odmianami wiatoobrazu. Tymczasem Valsecchi wydaje siê ca³kowicie my lowo i emocjonalnie poza kultur¹ polsk¹, a nawet europejsk¹. Jego akulturacja czy socjalizacja przebiega³a przecie¿ na antypodach, w zupe³nie innych warunkach. O ile przyswojenie jêzyka polskiego jest znakomite, w³ada nim jak native speaker, o tyle w zakresie rozumienia tekstu badacz konsekwentnie przyjmuje postawê zewnêtrzn¹. Jego opis formowania siê Mickiewicza jako cz³owieka i my liciela w Polsce porozbiorowej, w Rosji i na emigracji przypomina badania prowadzone przez antropologa nad przedstawicielem archaicznego szamanizmu (ta archaiczno æ czy prymitywno æ polskiej kultury jest kilkakrotnie przywo³ywana) gdzie na kresach wiata. Valsecchi ma spore oczytanie w literaturze przedmiotowej, dotycz¹cej Mickiewicza i romantyzmu. Wielu bardzo wa¿nych rzeczy jednak nie przeczyta³ lub nie wykorzysta³, co bardzo symptomatyczne, ale o tym pó niej. Lecz nawet wpisanie siê w tê rozleg³¹ lekturê daje efekt udziwnienia, poniewa¿ Valsecchi, jako klasyczny outsider, nie przejmuje siê zupe³nie ani tradycj¹ interpretacyjn¹


192

dzie³ Mickiewicza, ani powszechnie przyjmowanymi s¹dami, ani chronologi¹ badañ czy ich metodologicznym zró¿nicowaniem (traktuj¹c wszystkie jako równorzêdne i istniej¹ce w uniwersalnym teraz ), ani hierarchi¹ badaczy w tradycji polskiej. Zreszt¹, szuka w tych badaniach czego , czego ma³o kto szuka. Przyjrzyjmy siê ksi¹¿ce o Mickiewiczu. Na razie kompozycji i podjêtym w niej tematom. Daniel Valsecchi dzieli swoj¹ rozprawê na cztery czê ci. Postaram siê je pokrótce zreferowaæ, na razie niczego nie komentuj¹c, pó niej odnosz¹c siê do najwa¿niejszej dla mnie kwestii metodologii prowadzonych badañ. W pierwszej czê ci Valsecchi omawia kwestiê osobliwego powo³ania politycznego , czyli zamilkniêcia Mickiewicza jako poety. Osi¹ prowadzonego w tej czê ci wywodu jest kontrowersja zaistnia³a miêdzy Wincentym Lutos³awskim, który przyj¹³ tezê o do wiadczeniu mistycznym Mickiewicza, a Wiktorem Weintraubem, który s¹dzi³, ¿e Mickiewicz straci³ talent. Hipoteza mistycyzmu jest przez Valsecchiego z ca³¹ powag¹ weryfikowana na gruncie tego, co psychologia i teologia mówi¹ o mo¿liwo ci tego rodzaju do wiadczeñ. Kontekstem interdyscyplinarnym staj¹ siê tu badania mistycyzmu, mesmeryzmu, histerii, opêtania i szamanizmu, prowadzone tak w planie socjologicznym, jak i psychologicznym. Ta czê æ wnosi wiele ciekawego materia³u faktograficznego i porównawczego. Czê æ druga bada geopolityczne uwarunkowanie postaw Mickiewicza, kszta³tuj¹cych siê w Konradzie Wallenrodzie, Dziadach i Ksiêgach pielgrzymstwa. Tu rekonstruuje siê my lenie Mickiewicza o Polsce, Rosji, Europie i emigracji, przywo³uj¹c takie kategorie, jak to¿samo æ, akulturacja, alienacja, frustracja, resentyment, kompartymentacja, kompensacja, wiadomo æ nieszczê liwa, kolonializm, dominacja, arsena³ oporu (tu omawia siê tradycjonalizm, potajemne religie, spirytyzm i soteriologiê). I ta czê æ mo¿e siê podobaæ, poniewa¿ ukazuje spo³eczeñstwo polskie po rozbiorach i na emigracji w kategoriach socjologicznych w³a ciwych do opisu tego obszaru badawczego. Czê æ III Valsecchi tytu³uje: Architektura sztuki mo¿liwego dzia³ania: polityczne Cursus Honorum Mickiewicza. Pos³uguj¹c siê nadal u¿ytym w poprzedniej czê ci modelem dominacji, ukazuje my lenie Mickiewicza jako kontrpolitykê, to znaczy politykê bêd¹c¹ ruchem reagowania w obrêbie dominacji (s. 215). Jednocze nie przechodzi od rekonstrukcji postawy i my lenia do odtworzenia modelu mo¿liwego dzia³ania, to jest do Mickiewiczowskiego projektu sfery praxis. Valsecchi uznaje, ¿e zosta³ on skonstruowany wewn¹trz konfrontacyjnego wizerunku wiata , którego osi¹ jest opisany przez Hegla i zinterpretowany przez Kojéve a, stosunek pana i niewolnika. Rozpatruj¹c mo¿liwe w tej sytuacji postawy polityczne (przyjête za Normanem Daviesem), postawê lojaln¹, powsta-


193

niow¹ i ugodow¹, argentyñski badacz dostrzega w ¿yciu Mickiewicza wszystkie trzy ujawnione w ¿yciu prywatnym, publicznym, twórczym i w monologu swego prywatnego sumienia (s. 219). St¹d wobec Mickiewicza pojawia siê okre lenie pêkniêta dusza . W tej czê ci Valsecchi chce pokazaæ poetê najpierw m³odzieñca, potem cz³owieka dojrza³ego jako poszukuj¹cego modelu dzia³ania poprzez wybór wzorców osobowych. Znajduj¹ siê w ród nich Demostenes, Pitagoras, Orfeusz. Zwyciê¿a model proroka i poety. W tym kontek cie Valsecchi analizuje nastêpnie Konrada Wallenroda, który okazuje siê terenem wewnêtrznej duchowej walki Mickiewicza, reprezentowanego w poemacie w postaciach Waltera-Alfa i Halbana. Prowadzona w duchu psychoanalitycznym egzegeza tekstu prowadzi do uznania, ¿e dialog po¿egnalny jest samoobjawieniem siê Mickiewicza, który pragnie agitowaæ, pod¿egaæ, dokonywaæ kontrakulturacji, przekonywaæ, zapowiadaæ, indoktrynowaæ krótko mówi¹c, wp³ywaæ na innych, aby walczyli w imieniu psychagoga, sakralizowanego Demostenesa (s. 313). Ta czê æ nie budzi ju¿ takiego zaciekawienia jak poprzednie, a zastosowane w niej kategorie opisu wydaj¹ siê niezbyt subtelne. Czê æ IV, ostatni¹, prezentuj¹c¹ finalne wnioski, omówiê bardziej szczegó³owo. To bodaj najbardziej kontrowersyjna partia ksi¹¿ki, przygotowuj¹ca niezmiernie rozczarowuj¹c¹ konkluzjê. Valsecchi rozpoczyna od analizy popowstaniowej depresji Mickiewicza, która omal nie skoñczy³a siê samobójstwem. Jej przyczyn¹ by³a klêska powstania, bêd¹ca punktem szczytowym zespo³u frustracji maj¹cych jeden wspólny mianownik: niemo¿no æ dzia³ania (s. 325), frustracj¹ dominuj¹c¹ tak¿e w ¿yciu prywatnym Mickiewicza, nazwanego przez Valsecchiego nieudacznikiem: kawalerem bez sta³ej partnerki (s. 326). Mickiewicz zdaniem politologa argentyñskiego opuszcza teraz rzeczywisto æ i przenosi siê w jedyn¹ sferê, w której mo¿e jeszcze dzia³aæ, to jest w sferê wyobra ni. ¯eby opisaæ, czym jest wyobra nia, i jak poeta móg³ sobie projektowaæ jej dzia³anie, Valsecchi ucieka siê do badañ snu, oniryzmu, magii Paracelsusa, homeopatii i hipnozy. Centralnym obrazem tej czê ci jest tygrys, o którym pisze Borges w Twórcy jako o zwierzêciu, które sobie wymarzy³, ale którego nawet w snach nie móg³ przywo³aæ. O bezsi³o! Moje sny nie potrafi¹ pocz¹æ dzikiego zwierza. Co prawda, pojawia siê tygrys, ale albo wypchany, albo bezsilny, albo o nieczystych kszta³tach lub nieodpowiedniej wielko ci, albo nieuchwytny, albo podobny do ptaka lub psa (s. 329).


194

Bezsi³a Borgesa, który nie móg³ wy niæ tygrysa, staje siê dla Valsecchiego metafor¹ niemocy Mickiewicza w zakresie wyobra ni. W tym kontek cie analizuje siê Dziady III, które zostaj¹ porównane do tygrysa o nieczystych kszta³tach i nieodpowiedniej wielko ci , a nastêpnie bardzo pobie¿nie Pana Tadeusza który otrzymuje przydomek tygrysa bezsilnego i wypchanego (s. 410). W Dziadach zajmuj¹ Valsecchiego szczególnie postaci Konrada i Ksiêdza Piotra. Badacz s¹dzi, ¿e Mickiewicz celowo dyskredytuje Konrada, ukazuj¹c go jako cz³owieka s³abego. Zajmuj¹c siê fizjologi¹ Konrada podczas improwizacji, rozpatruje hipotezy kryzysu epileptycznego, transu magnetycznego i opêtania (s. 352). Konrad przebywa w otch³ani , to jest sferze pozaziemskiej, interpretowanej jako piekielna, gdzie jest idiot¹, czyli jednostkowym podmiotem, który nie oddzia³uje, jest jednostk¹ abstrakcyjn¹ i osobn¹ (s. 371). Valsecchi dochodzi do wniosku, ¿e Konrad, opêtany przez diab³a, zrównany z kim umys³owo chorym lub zwierzêciem , jest bohaterem negatywnym, z którym nie mo¿na siê uto¿samiaæ (s. 359), i zajmuje siê bli¿ej postaci¹ Ksiêdza Piotra, który jednak w dalszej analizie okazuje siê jednym z Konradem (s. 388). Valsecchi interpretuje scenê V dramatu, w której jak wszyscy dopatruje siê formowania mesjanizmu. Szukaj¹c dla niego kontekstu, przywo³uje ¿ydowski mesjanizm zelotów, Kaba³ê, chasydyzm i mesjanizm chrze cijañski, a zbadawszy tradycje, które mog³y w tym wzglêdzie oddzia³ywaæ na Mickiewicza, przyjmuje jako punkt doj cia pewne wyja nienie, podane w anegdocie biograficznej. Mickiewicz mia³ powiedzieæ: Jestem pó³-Izraelit¹ , i to pó³ konkluduje Valsecchi wyra¿a chyba pragnienie po³¹czenia z profetyczno-psychagogiczn¹ tradycj¹ Starego Testamentu (s. 429). Tak zwany polski mesjanizm rozmija³ siê z rzeczywisto ci¹ (s. 408) komentuje Valsecchi który uwa¿a samo sformu³owanie mesjanizm polityczny za wewnêtrznie sprzeczne (s. 409), poniewa¿ mesjanizm jest odrzuceniem kondycji ludzkiej i kondycji historycznej , podobnie jak religia (s. 409). Zatem Dziady s¹ przedstawieniem strategii ucieczki przed historyczno-ludzk¹ kondycj¹ w formie skierowania oczekiwañ ku oczyszczonej przysz³o ci (s. 410). Dziady i Ksiêgi narodu staj¹ siê w tym ujêciu tanatopraksj¹, to jest technik¹ opó niania rozk³adu cia³a zmar³ego (s. 438). Tu padaj¹ znamienne s³owa: Polska zginê³a w 1795 roku, aby nigdy nie zmartwychwstaæ (s. 438). Trzystronicowe zakoñczenie przynosi wyja nienie wszystkich problemów w postaci wywodu o charakterze psychoanalityczno-postkolonialnym: Zasadnicze i nie do pogodzenia ró¿nice miêdzy wiatopogl¹dem Zachodu ( historycznego wiata) a wiatopogl¹dem Wschodu (peryferii) implikowa³y, rzecz jasna, przyjmowanie


195

rozbie¿nych skal warto ci, skrótowo mówi¹c: nowoczesno ci i chrze cijañstwa. ( ) Przestrzeñ, któr¹ nazywali my rosyjsk¹ Polsk¹ , by³a obszarem tarcia, przej cia i sprzeczno ci. Akulturacja na tamtych ziemiach, jak wiadomo, by³a przymusowa. W³a nie ta cecha przyczyni³a siê do wywo³ania oporu i z tego w³a nie powodu archetypowe struktury w wyobra ni zbiorowej zachowa³y swoj¹ czysto æ . W wyniku tego i mimo reform wprowadzonych przez o wieconych intelektualistów Polska nie podda³a siê nowoczesno ci. ( ) Wszystkie nasze rozwa¿ania upowa¿niaj¹ do twierdzenia, ¿e Mickiewicz jest niejako personifikacj¹ tragedii intelektualisty nale¿¹cego do peryferii historycznego wiata ( ). Nierzadko intelektualny rozwój osoby mieszkaj¹cej w tych warunkach staje siê procesem podrabiania wiadomo ci. ( ) Metapolityka jest zjawiskiem wtórnym, przys³uguj¹cym wszystkim o tyle, o ile pojêcie to jest depozytem archetypowych struktur, tj. umys³owych pozosta³o ci, popêdów i sk³onno ci ludzkiego ducha ( ). Jednak¿e samoobjawienie jest indywidualn¹ w³a ciwo ci¹, w³asno ci¹ konkretnego cz³owieka, zwanego Adamem Mickiewiczem, którego niepewno ci by³y tak skrajne, ¿e by³ zmuszony przekszta³ciæ w³asne czyny w paruzjê tj. w konieczno æ historyczn¹. Cz³owieka cierpi¹cego na duchowe spustoszenie, które przyczynia³o siê do rozpaczliwego poszukiwania sensu ka¿dego z czynów przez niego dokonywanych. Najwy¿szy szczebel wiedzy urzeczywistniony w figurze proroka faktycznie sprosta³ (przynajmniej z urojenia) prawdziwemu po³o¿eniu egzystencjalnemu poety: sytuacji braku pe³nej wiedzy, punktów odniesienia i pewno ci wzglêdem siebie i wzglêdem w³asnej przestrzeni do wiadczenia. Je li czytelnik doznawa³ kiedy ¿ycia w ten sposób, w jaki rozwija siê ono na jakimkolwiek przedmie ciu wiata, doskonale bêdzie rozumia³ ten dramat (s. 442).

S¹ to ostatnie s³owa ksi¹¿ki. Pora na komentarz. Zbijanie poszczególnych twierdzeñ Valsecchiego wiele z nich jest po prostu nie do przyjêcia pozostawiê inteligentnemu czytelnikowi z przedmie cia wiata, który niew¹tpliwie zrozumie dramat Polski i Mickiewicza, czytanych przez przybysza z innego przedmie cia. Nie chodzi o niekompletn¹ znajomo æ historii kultury polskiej i uproszczenia które mo¿na by³oby wspania³omy lnie wybaczyæ go ciowi z Argentyny. Problem nie le¿y te¿ w poszczególnych twierdzeniach czy rozumowaniach, niekiedy starannych i ciekawych, ale czêsto przeprowadzonych nader nonszalancko, zw³aszcza jak na filozofa. Problem le¿y w metodzie. Jak powiada Osio³ek Porfirion u Ga³czyñskiego, wszêdzie potrzebna jest metoda . I mamy metodologa nauk humanistycznych Valsecchi by³ przecie¿ wyk³adowc¹ metodologii lecz czy zachwycaj¹ nas jego metody pracy z tekstem literackim? Wielu czytelnikom bêdzie siê podoba³o, ¿e Valsecchi obala nasze polskie badawcze i kulturowe tabu. Nie wiem, czy ich po prostu nie zna, czy dzia³a w poczuciu beztroskiej wolno ci. Wydawa³oby siê, ¿e choæby z tego powodu


196

ksi¹¿ka powinna byæ warta przeczytania. Ale po dwukrotnej lekturze ca³o ci i trzykrotnej lekturze rozdzia³u IV nie jestem ju¿ tego pewna. Valsecchi bez ¿enady nazywa Polskê prowincj¹ kulturow¹ i do analizy geniuszu Mickiewicza u¿ywa kategorii wypracowanych przez neokolonializm. Wydawa³oby siê wiêc, ¿e ods³oni sprawy, o których my we w³asnym domu (wszystko jedno, czy jest Soplicowo, czy inne miejsce w topice polskiej) nigdy nie mogliby my otwarcie mówiæ. Ale czy tak jest? Niew¹tpliwie mamy do czynienia z bezkompromisowo ci¹. Za jej symbol mo¿na by uznaæ cytowane wy¿ej nazwanie Konrada idiot¹, czyli jednostk¹ abstrakcyjn¹ i osobn¹ (s. 371). Argentyñski badacz u¿ywa tego s³owa zgodnie ze ród³os³owem greckim (idios, tj. pojedynczy), ale przecie¿ za dobrze w³ada polszczyzn¹, ¿eby nie znaæ jego wspó³czesnych, podstawowych znaczeñ: cz³owiek zupe³nie oderwany od rzeczywisto ci, ra¿¹co g³upi, niedorozwiniêty umys³owo, psychicznie chory . Je li wed³ug Valsecchiego, polityka jest antytez¹ idiotyzmu (s. 371), a Dziady nie proponuj¹ ¿adnego programu politycznego, ca³e Dziady staj¹ siê sfer¹ idiotyzmu. S¹dzê, ¿e Valsecchi wybiera ten termin z premedytacj¹ dla jego ironicznego, perwersyjnego wrêcz prowokacyjnego wyd wiêku. Z pozycji podró¿nika goszczonego na dworze egzotycznego w³adcy zagarnia sobie prawo do specyficznego b³azeñstwa. Nie mówmy jednak o tym b³azeñskim berle, sporz¹dzonym z wypreparowanej g³owy Mickiewicza, pomniejszonej technik¹ Indian po³udniowoamerykañskich. S¹ rzeczy znacznie istotniejsze. Valsecchi, zajmuj¹cy siê zawodowo metodologi¹ nauk, u¿ywa najrozmaitszych dyskursów spod znaku psychologii, socjologii, antropologii, teologii, religioznawstwa, politologii, teorii idei, medycyny Byle nie filologii, teorii czy historii literatury. Narzêdzia filologiczne s¹ bowiem w punkcie wyj cia odrzucone. Praca analizuj¹ca wy³¹cznie dzie³a poetyckie nie wprowadza ¿adnych kategorii u¿ywanych w analizie tekstu literackiego, nawet tych najprostszych, znanych od staro¿ytno ci, nie stosuje choæby pojêcia fikcjonalno ci, gatunku, stylu, stylizacji, figury poetyckiej, nie analizuje budowy tekstu, nie zajmuje siê retoryczno ci¹ wypowiedzi literackiej, intertekstualno ci¹, nie mówi¹c ju¿ kategoriach tak wymy lnych, jak ironia, groteska, tragizm, komizm czy modalno æ Valsecchi u¿ywa wy³¹cznie metod zwanych kiedy zewnêtrznymi i to z w³a ciw¹ sobie indyferencj¹. ¯adna z metod nie jest wyró¿niona, przyjêcie ¿adnej z nich nie jest jakkolwiek uzasadnione ani nawet zaznaczone w toku wywodu. Takie zachowanie dziwi u cz³owieka, który wyk³ada filozofiê. Jako filozof, ba, metodolog, Valsecchi powinien wiedzieæ, ¿e nie ma metod, które by³yby obojêtne dla badanej rzeczy. Przyjêcie metody jest de facto akceptacj¹ pewnej epistemologii, a tak¿e choæ to zwykle g³êbiej ukryte okre lonej ontologii (na


197

przyk³ad fenomenologia zak³ada istnienie jednostkowej wiadomo ci, a pozytywizm rzeczy czasoprzestrzennych, lecz nie duszy czy wiadomo ci). S³owem, w metodzie najczê ciej ukryty jest wiatopogl¹d, który jej zastosowanie czyni uzasadnionym (w³a nie na gruncie tego wiatopogl¹du). Dlatego mówi siê zupe³nie s³usznie, choæ metaforycznie, ¿e metoda stwarza przedmiot . Stwarza, bo wyznacza te aspekty, które w ogóle mog¹ zaistnieæ w badaniu. Metoda bardzo czêsto wyznacza tak¿e kontekst badawczy, a znów kontekst decyduj¹co wp³ywa na pojmowanie badanego przedmiotu. Czy Valsecchi o tym nie wie, czy raczej udaje, ¿e nie wie? Zapytajmy, jaki przedmiot mog¹ wytworzyæ (mówi¹c ostro¿niej: opisaæ) zastosowane do dzie³ Mickiewicza w takim nat³oku metody? Moja odpowied brzmi: ¿adnego. U¿ycie na raz stu perspektyw nie wytworzy ¿adnego obrazu. Badanie dzie³a Mickiewicza poprzez tak rozumian¹ interdyscyplinarno æ, która uwzglêdnia w dziele poety wszystko, tylko nie to, ¿e to poezja, prowadzi w moim odczuciu do wynaturzonego ujêcia badanego obiektu. Nie tylko wielo æ metod wp³ywa na rozmycie sensu analizowanych dzie³. Jest inny czynnik. Mog³oby byæ tych metod wiele, gdyby tworzy³y jak¹ wzajemnie powi¹zan¹ ca³o æ. Sk¹d j¹ wzi¹æ? Otó¿ wiêkszo æ ludzi, którzy przystêpuj¹ do badania pewnych faktów w kulturze, zajmuje nie tylko okre lon¹ postawê metodologiczn¹, ale deklaruje (jawnie lub implicite) pewn¹ postawê wiatopogl¹dow¹ (epistemologiczn¹ i ontologiczn¹), z której przyjêcia wynika zastosowany sposób badania. Tymczasem Valsecchi zdaje siê nie mieæ ¿adnych pogl¹dów i nie przyjmuje te¿ oczywi cie pogl¹dów Mickiewicza. Ta chwalebna zda siê postawa badawcza, zapowiedziana zreszt¹ we wstêpie, prowadzi jednak do zaskakuj¹cego efektu, który wspó³istnieje z opisanym wy¿ej chwytem udziwnienia. Otó¿ tekst po³udniowoamerykañskiego politologa, pomimo dba³o ci o jasno æ wywodu, pedantycznego podzia³u na podporz¹dkowane sobie punkty i podpunkty (jak w Traktacie Wittgensteina), pomimo dba³o ci o klarowno æ u¿ywanych pojêæ i odniesienia bibliograficzne w ca³o ci jest do æ trudny w lekturze, a nawet w pewnych partiach staje siê niezrozumia³y. Najpierw o¿ywia czytelnika, potem jednak niebywale nu¿y i mêczy. Mimo bardzo efektownych sformu³owañ, podanych nawet wyt³uszczonym drukiem, trudno jest zapamiêtaæ, o czym Valsecchi mówi. Dlaczego? Dlatego ¿e ka¿da metodologia ci¹gnie za sob¹ pewien zespó³ przekonañ i jaki obraz rzeczywisto ci. Nie mo¿na opisywaæ fizjologii Konrada jednocze nie w kategoriach religii i medycyny, i to jeszcze medycyny z ró¿nych okresów jej rozwoju. Ci¹gi pojêæ: mistyka, opêtanie, histeria , jak równie¿: szaleñstwo i opêtanie nie tworz¹ prawid³owo skonstruowanej p³aszczyzny badawczej, poniewa¿ ka¿da z tych kate-


198

gorii funkcjonuje w zupe³nie innej sferze wiatopogl¹dowej. Przywo³anie ró¿nych ujêæ, niepowi¹zanych wspóln¹ epistemologi¹, prowadzi do zupe³nego chaosu my lowego, a chaos prowadzi do dezorientacji i znu¿enia. Twierdzi siê, ¿e sens czyjej wypowiedzi staje siê uchwytny w jakim kontek cie. Tym kontekstem jest wiat, w którym toczy siê rozmowa. Musi on byæ jako dany, w pewien sposób okre lony, wzglêdnie spójny. Je li opisuje go sto ró¿nych podej æ, od magii, szamanizmu, mesmeryzmu przez mistykê ¿ydowsk¹ i chrze cijañsk¹ do wspó³czesnej medycyny, psychoanalizy i postkolonializmu a wszystkie traktowane z równ¹ powag¹ w tak skonstruowanym kontek cie ka¿da wypowied przeistoczy siê w chaos: nieuporz¹dkowany zbiór zdañ sprzecznych lub nierozstrzygalnych. Pó niej okazuje siê, ¿e Valsecchi ma pogl¹dy, ale z pocz¹tku ich nie ujawnia, pozoruj¹c ca³kowity obiektywizm. Kamufla¿ dodatkowo zaciemnia wywód, i bez tego niejasny. Je li w tych warunkach Valsecchi wyprowadza jednak pewne wnioski, to uzyskuje je za cenê niebywa³ych uproszczeñ. W zakoñczeniu pracy badacz podaje explicite cel swoich wywodów, którym okazuje siê wyja nienie arcydzie³ Mickiewicza poprzez podanie ich psychologicznej i socjologicznej genezy. Ostateczne wnioski Valsecchiego, sformu³owane w cytowanym wy¿ej zakoñczeniu na stronach 440-442, nazwa³abym bez ogródek groteskowymi. Budz¹ bowiem miech i grozê. Owe koñcowe akordy przypominaj¹ podpowied szatañsk¹ w Wielkiej Improwizacji. Wiêc Mickiewicz stworzy³ mesjanizm, ¿eby pokryæ duchowe spustoszenie ? Wiêc najwy¿szy szczebel jego wiedzy jest tylko szczeblem najwy¿szego urojenia? Jak¿e¿ wiêc ta pod³a figurka zdoby³a rz¹d dusz? Chocia¿ w trakcie rozwa¿añ argentyñski politolog wprowadza³ niekiedy subtelne rozró¿nienia i z³o¿one konstrukcje my lowe, w finale zaprezentowa³ psychologizm i socjologizm u¿yty tak p³asko, ¿e najpospolitsze metody marksistowskie maj¹ przy nich walor finezyjnego reliefu. Nie uwzglêdni³ nawet specyfiki jêzyka sztuki czy wzajemnego oddzia³ywania idei, sztuki, form organizacji ¿ycia spo³ecznego i samego spo³eczeñstwa, które s¹ standardowym wyposa¿eniem ka¿dego szanuj¹cego siê socjologizmu. Ksi¹¿ka Valsecchiego pokazuje s³abo æ zastosowanych metod, zwanych kiedy zewnêtrznymi. Socjologizm i psychologizm, po prze³omie antypozytywistycznym najczê ciej odrzucane, wracaj¹ dzi pod postaciami Lacanowskiej psychoanalizy, feminizmu i postkolonializmu. Zarazem stanowi¹ artykulacjê zwyciêskiego w postmodernizmie nurtu relatywistycznego. Stosowane z wyczuciem i we wspó³pracy z metodami wewnêtrznymi analizy tekstu, mog³yby wiele powiedzieæ Valsecchiemu o tek cie literackim, gdyby


199

Gdyby spe³nione by³y i inne warunki. Bowiem nie sam pomys³ metodologiczny (interdyscyplinarne metody zewnêtrzne) jest tutaj najgorszy. Najgorsze jest to, ¿e Valsecchi nie widzi ograniczeñ u¿ywanych przez siebie metod i zdecydowanie wykracza poza granice ich dopuszczalnego zastosowania. Wydawaæ by siê mog³o, ¿e dowiedzieli my siê bardzo wiele o Mickiewiczu, gdy prze ledzili my z argentyñskim badaczem tajemniczy proces samoobjawienia . Jednak tu pojawia siê w¹tpliwo æ, podnoszona wielokrotnie w dyskusji z metodami zewnêtrznymi. Powiedzmy, ¿e ju¿ wiemy, dlaczego Mickiewicz napisa³ Pana Tadeusza, który wyra¿a zupe³nie inne pogl¹dy ni¿ Dziady, z kolei bardzo ró¿ne od Konrada Wallenroda. Powiedzmy, ¿e poznali my osobiste motywy, które sk³oni³y Mickiewicza do zmiany zdania, do wycofania siê z pewnego typu my lenia politycznego. Powiedzmy, ¿e poznali my ju¿ konglomerat przekonañ i postaw, które uformowa³y Mickiewicza w Polsce, w Rosji i we Francji. Czy poznali my w ten sposób jakikolwiek utwór Mickiewicza? Na to pytanie odpowiadam: nie. Twórczo æ dlatego jest twórczo ci¹, i¿ wykracza poza dostarczone dane, buduj¹c ca³o ci nowe. A mo¿e Valsecchi jest za m¹dry, ¿eby o tym nie wiedzia³? I mo¿e ten w³a nie proces przetwarzania wewnêtrznie sprzecznego materia³u w umy le Mickiewicza, w toku jego do æ d³ugiego ¿ycia, obfituj¹cego w najrozmaitsze do wiadczenia, proces twórczy, maj¹cy wszelki cechy kreacji czy autokreacji, Valsecchi nazywa samoobjawieniem ? Mo¿e. Có¿ st¹d, skoro owo samoobjawienie Valsecchi bada metodami, które sobie obra³ (czy tylko nimi umie w³adaæ?), to jest metodami psychologizuj¹cymi i socjologicznymi, stosowanymi tak, ¿e zupe³nie zatracaj¹ specyfikê zjawiska, o którym chc¹ mówiæ. Do obja nienia mesjanizmu Mickiewicza Valsecchi przywo³uje najwymy lniejsze konteksty, z chasydyzmem w³¹cznie. Nie przychodzi mu do g³owy rzecz najprostsza, ¿e to Mickiewicz jest twórc¹ romantycznego mesjanizmu polskiego i to on nada³ mu ów specyficzny kszta³t, i to w³a nie w scenie V. Nie przychodzi mu do g³owy, ¿e Konrad, który deklaruje ja i ojczyzna to jedno , wyra¿a zjednoczenie poety z ca³ym narodem jako pewn¹ duchow¹ ca³o ci¹ które na gruncie romantycznego odczucia wiata i romantycznej koncepcji poety jest ca³kowicie uzasadnione i uprawnia do objêcia duchowego przywództwa. Nie przychodzi mu do g³owy, ¿e do wiadczenie Konrada w walce z Bogiem, podobnie jak modlitwa Ksiêdza Piotra to romantyczne do wiadczenia wewnêtrzne, które wedle powszechnie przyjmowanych wtedy za³o¿eñ s¹ ród³em wiedzy i ród³em kategorii. My lenie Mickiewicza ma oczywi cie jakie korzenie, ale jest te¿ samoistne i twórcze. Mesjanizmu Mickiewicza nie da siê obja niæ poprzez podanie jego genezy, lecz przez interpretacjê Dziadów, gdzie objawia siê on w do-


200

wiadczeniu wewnêtrznym Konrada i Ksiêdza Piotra w zjednoczeniu z narodem. Tylko dlatego ów naród mo¿e je pó niej przyj¹æ jako w³asne. Naród mo¿e zreszt¹ do wiadczenie Konrada i Ksiêdza Piotra odrzuciæ, jak odrzucili je S³owacki (daj¹c temu wyraz w Kordianie) czy Norwid, ale mesjanizm na gruncie kultury romantycznej jest sensowny i prawomocny. Innymi s³owy: w obrêbie my lenia romantycznego propozycja Mickiewicza mo¿e byæ dobra lub z³a, trafna lub nietrafna, m¹dra albo g³upia ale jest sensowna, uczciwa i prawdziwa. Tymczasem Valsecchi przedstawia j¹ jako nonsensown¹, nieuczciw¹ i opart¹ na fa³szywej wiadomo ci. Jest to efekt szczególnej pracy z dzie³em poetyckim. Analiza tekstu literackiego w ponowoczesnej praktyce interpretacji przypomina niekiedy redniowieczn¹ izbê tortur. Tekst, który sam jest subtelnym, z³o¿onym organizmem, struktur¹ czy tekstur¹ (wszystko jedno, jakiej terminologii tu u¿yjemy), ju¿ w punkcie wyj cia pozbawiany jest to¿samo ci i wszelkich praw, jak cz³owiek pojmany do wiêzienia. Nie jest wa¿ne, co chce powiedzieæ. W izbie tortur nie jest wa¿ne, co chce powiedzieæ wiêzieñ, lecz to, co od niego chc¹ us³yszeæ oprawcy. A w koñcu z ka¿dego mo¿na co wycisn¹æ. S¹ metody. Mo¿na tekst wt³oczyæ w ¿elazne, za ciasne buty jakich kategorii, rozci¹gn¹æ na kole jakiego ad hoc przyjêtego twierdzenia, podtopiæ w kadzi z fa³szywie dobranym kontekstem, a¿ w koñcu, prawie na mieræ zadrêczony, zaczyna zeznawaæ wszystko, czego torturuj¹cy sobie ¿yczy. Przera¿aj¹ce s³owa, które wieñcz¹ czterystustronicowy wywód Valsecchiego i maj¹ byæ wyrazem ukrytych my li i pragnieñ Mickiewicza, przypominaj¹ be³kot wydobywaj¹cy siê z ust cz³owieka torturowanego. Czy to mia³oby byæ owo samoobjawienie? Tymczasem samo objawienie spe³nia siê w poetyckim dziele Mickiewicza zupe³nie inaczej. Jak? W jego nieskoñczonym sensie poetyckim. W sferze, której Valsecchi nie chce badaæ. Sens tekstu zgodnie z zasad¹ hermeneutyczn¹ kryje siê w nim samym, nie w jego jakichkolwiek uwarunkowaniach, i wyrasta poza te uwarunkowania ku nieskoñczonej interpretacji. Je li nawet, jak powiedziano niejednokrotnie, geneza tekstu jest psychiczna czy socjologiczna, on sam nie jest czym psychicznym ani socjologicznym, aczkolwiek mo¿e poruszaæ problematykê psychiki lub spo³eczeñstwa. Jest bardzo symptomatyczne, ¿e Valsecchi, który jako politolog i wyk³adowca szko³y wojskowej ma co do powiedzenia o Konradzie Wallenrodzie, zawodzi jako interpretator Dziadów III. Po prostu ujêcie Konrada Wallenroda jako dzie³a o strategii walki jest przynajmniej w czê ci zgodne z jego tematem jako dzie³a literackiego. Natomiast próba wpisania kategorii politycznych w Wielk¹ Improwizacjê musi skoñczyæ siê fiaskiem, bo wadz¹c siê z Bogiem, Konrad nie uprawia polityki.


201

Ale mo¿e uprawia j¹ Mickiewicz? To mo¿liwe, lecz analiza polityki Mickiewicza mo¿e wynikaæ tylko z ca³o ciowej interpretacji tekstu w jego macierzystym kontek cie, to jest w my leniu Mickiewicza, w jego pismach politycznych (publicystyka Pielgrzyma z niewiadomego powodu nawet nie jest wspomniana) i w my leniu politycznym, i spo³ecznym ca³ej jego epoki. Wbrew pozorom, ów kontekst historyczny nie jest odtworzony lub jest le odtworzony, do czego jeszcze powrócê. Dobrany przez Valsecchiego kontekst psychologiczno-spo³eczno-polityczny okazuje siê za s³aby, aby wyja niæ wa¿ne kwestie ideowe tekstu Mickiewicza. Zreszt¹, jak wielokrotnie pokazywano, sens polityczny czy spo³eczny poezji, aczkolwiek wart badania, nie wyczerpuje ca³o ci jej potencja³u znaczeniowego. Przeciwnie, eksplikacja jakiego pogl¹du wyra¿onego w jêzyku poetyckim jêzykiem polityki, socjologii, ekonomii czy nawet filozofii prowadzi najczê ciej albo do oczywisto ci, albo do absurdu. Przyk³ady? Zdanie ja i ojczyzna to jedno prowadzi Valsecchiego do absurdalnego przekonania, ¿e skoro Konrad jest opêtany, to i Polska jest opêtana. S³owo jedno jest przez Valsecchiego rozumiane dos³ownie, choæ ka¿dy widzi, ¿e to metafora. Je li kto mówi do ukochanej: Ty jest poranek wiosenny , nie mo¿na z tego zdania wywie æ konkluzji, ¿e osoba ta pojawia siê wy³¹cznie rano i wiosn¹. Przecie¿ Konrad ob³¹kany czy nie jednocz¹c siê z Polsk¹, nie udziela jej wszystkich swoich cech i schorzeñ. Metafora opiera siê na podobieñstwie w niepodobieñstwie , na czê ciowej tylko zbie¿no ci cech. Czy¿by Valsecchi nie zetkn¹³ siê nigdy z przeno ni¹? Nie, po prostu udziela sam sobie prawa do interpretacji czyich s³ów wy³¹cznie ze wzglêdu na w³asne potrzeby. Pan Tadeusz jest, zdaniem Valsecchiego, nekrofilityczny , to znaczy wyra¿a mi³o æ (Mickiewicza i spo³eczno ci emigracyjnej) do czego zmar³ego. Zgoda, ale poza tym czym on jest? Wprowadzenie choæby najprostszej refleksji o gatunku literackim mog³oby nam powiedzieæ wiêcej o pozycji podmiotu mówi¹cego ni¿ ca³y wywód argentyñskiego politologa. W Panu Tadeuszu dopatrujemy siê synkretyzmu, wyznaczaj¹cego ró¿ne perspektywy interpretacyjne. Mo¿na na przyk³ad my leæ o Panu Tadeuszu jako o epopei narodowej, poemacie historycznym, poemacie opisowym, poemacie heroikomicznym, komedii, powie ci obyczajowej, powie ci edukacyjnej, dziele wspomnieniowym, ba ni. Ka¿da z tych perspektyw wprowadza obraz Polski jako czego minionego, dawnego, piêknego czy strasznego, tak¿e mo¿e umar³ego. Ka¿da wprowadza j¹ inaczej, w innym klimacie uczuciowym i intelektualnym. Zwi¹zanie wszystkich tych perspektyw w jedn¹ nekrofiliê niczego nie obja nia, przeciwnie, dramatycznie zaciemnia. Perspektywy interpretacyjne powinny bowiem wyrastaæ z re-


202

fleksji nad tekstem, nie za z arsena³u metod w³a nie jako modnych lub ferowanych przez prominentne osoby. Innym przyk³adem ograniczonej przydatno ci socjologii i politologii do badania tekstu literackiego jest dokonana przez Valsecchiego ca³o ciowa analiza Dziadów. Maj¹ one wprowadzaæ mesjanizm jako metapolitykê. Zgoda, ale czy sens Dziadów zamyka siê w ich udanym lub nieudanym programie politycznym? Czy sens walki Konrada wyra¿a siê w przegranej, która umo¿liwia wprowadzenie postaci Ksiêdza Piotra? Gdyby by³ to pamflet polityczny, mo¿e. Ale Dziady nie s¹ pamfletem politycznym. Valsecchi dochodzi do bardzo dobrze udokumentowanego wniosku, ¿e nie jest to tak¿e utwór propagandowy. Cenna my l. Zwa¿my jednak, czy my tego ju¿ wcze niej nie wiedzieli. Utwór propagandowy? Sami by my na ten pomys³ nigdy nie wpadli, bo ¿aden filolog nie dyskredytuje tak sztuki, nawet socrealistycznej czy faszystowskiej, o ile tylko ma jakiekolwiek znamiona sztuki. A czy mo¿na my leæ o poezji Mickiewicza ci le w kategoriach polityki? Valsecchi dochodzi do wniosku, ¿e poeta z nich w toku swego samoobjawienia wyrasta. Wielka to prawda, lecz czy¿ nie wiedzieli my tego od zawsze? W zakoñczeniu rozprawy ujawnia siê wreszcie w pe³nym wietle wiatopogl¹d argentyñskiego politologa. Jedyn¹ sfer¹ ¿ycia, która ma dla niego warto æ i która naprawdê dla niego istnieje, jest polityka, praktyczne dzia³anie w sferze, któr¹ nazywa realn¹. Valsecchi mo¿e powtórzyæ za jakim badaczem zdania dotycz¹ce sfery duchowej czy Boga, ale ich prawdziwego sensu chyba nie rozumie. Nie wierzy te¿ w istnienie jakichkolwiek przedmiotów idealnych, takich jak naród czy ojczyzna. Zdanie: Polska zginê³a w 1795 roku, aby nigdy nie zmartwychwstaæ (s. 438) ukazuje jaki skrajny nominalizm. Je li to nie Polska zmartwychwsta³a, to co? I jak Valsecchi rozumie w ogóle to¿samo æ bytu pañstwowego? Je li zmiany w jego organizacji prowadz¹ do utraty to¿samo ci lub do zerwania ci¹g³o ci, to wszystkie pañstwa wiata pojawiaj¹ siê i znikaj¹ w ka¿dej chwili swego funkcjonowania, poniewa¿ w ¿adnej pañstwowo ci nie ma nic bezwzglêdnie sta³ego. Coraz bardziej zastanawia pewna sprawa. Ka¿da wypowied wedle za³o¿eñ Valsecchiego jest ladem ukrytych pogl¹dów i d¹¿eñ. Jaki jest zatem w³a ciwy cel jego rozprawy? W sposób jawny, na powierzchni, Argentyñczyk interpretuje pogl¹dy Mickiewicza, w sposób implicytny promuje ¿ycie polityczne przeciwko polskiemu mesjanizmowi i polskiej manierze mitologizacji rzeczywisto ci. Chocia¿ i to nie wydaje siê ostatecznym celem przybysza z Argentyny, proponuje on nam wiêc co w rodzaju wyzwolin , z których kpi³y sobie Maski u Wyspiañskiego. Tu warto zwróciæ uwagê na fakt, ¿e nazwisko autora Wyzwolenia, jednego z najwiêkszych polemistów politycznych i metapolitycznych Mickiewicza, nie jest ani razu wymienione.


203

Ale czy to dla nas nowo æ, ¿e Mickiewicz stworzy³ nam polsk¹ mitologiê narodow¹? Dziêki niej wbrew opiniom Valsecchiego Polska odrodzi³a siê w roku 1918, 1945, 1989 i dziêki niej stale siê odradza tak¿e w sporze z Mickiewiczem, podjêtym od razu przez S³owackiego, a potem choæby przez Wyspiañskiego, sto lat przez Valsecchim. By³o ju¿ Wyzwolenie i Nowe Wyzwolenie, by³ te¿ Boy-¯eleñski i Ga³czyñski. By³ ju¿ czas, ¿e mieli my du¿o wiêcej Osmañczyka ni¿ Grottgera, jak postulowa³ mistrz Ildefons. By³ i Gombrowicz (który pojecha³ do Argentyny, ale stamt¹d jednak wróci³ do Europy). Chyba jeste my ju¿ wyzwoleni. I nie jest dla nas nowo ci¹, je li cokolwiek wiemy o literaturze, ¿e twórczo æ spe³nia wobec twórcy funkcjê oczyszczaj¹c¹ i kompensuj¹c¹. Nie tylko, lecz tak¿e bo ma i inne cele, które, gdyby ich nie spe³nia³a, by³aby skazana na wymarcie. Nikogo bowiem poza psychiatrami nie obchodzi rozwi¹zanie czyich aberracji psychicznych. Mickiewicz musia³ daæ co cennego ka¿demu swojemu czytelnikowi i narodowi jako ca³o ci je li ju¿ prawie dwie cie lat jest czytany. To co mie ci siê w sferze ducha nie w programie politycznym ani te¿ w jego zaprzeczeniu. Argentyñski pogromca tygrysów nie zauwa¿y³ najwa¿niejszego Mickiewiczowskiego tygrysa tego nieuchwytnego , który jednak ni³ siê Borgesowi. Ów tygrys, choæ tak le obszed³ siê z postmodernistycznym Borgesem, w pe³nym blasku objawi³ siê Blake owi i zosta³ unie miertelniony w s³ynnym wierszu Tiger. Ten Mickiewiczowski tygrys to poezja. Ona czyni Mickiewicza silnym, nawet gdyby jako cz³owiek by³ najs³abszym ze s³abych. Wyobra nia Mickiewicza kszta³tuje czy siê to Valsecchiemu podoba czy nie archetypiczn¹ sferê polskiej wiadomo ci, przed analizami Valsecchiego chyba jednak zamkniêt¹. Ma wiêc Mickiewicz moc, o której wielu zrêcznych polityków mo¿e tylko pomarzyæ. W Polsce s¹dzi siê, ¿e ta moc p³ynê³a z si³y ducha Mickiewicza. Valsecchi mo¿e twierdziæ, ¿e z kompensacji s³abo ci, spustoszenia i niepewno ci. Zaiste, potê¿ne to by³y s³abo ci, które wytworzy³y kompensacjê o takiej sile. I jeszcze jedno. Mo¿e to niedobrze, ale mesjanizm polski jest czê ci¹ naszej historii; rozpatrywanie go poza funkcj¹, któr¹ spe³ni³, to historyczny anachronizm. My lenie historyczne i o historii jest zreszt¹ najs³abszym aspektem wywodów Valsecchiego. Wbrew pozorom, badacz w ogóle nie stosuje siê do zaleceñ Mannheima w kwestii odtworzenia Weltanschauung. Przede wszystkim kosmos interpretacyjny argentyñskiego politologa nie zawiera wielu wa¿nych dla Mickiewicza konstelacji. Owszem, poeta zna³ kulturê helleñsk¹, za co s³usznie chwali go Valsecchi, zna³ wietnie klasycyzm (o czym Valsecchi najpierw pisze, ale potem chyba zapomina), ale zna³ tak¿e staropolsk¹ kulturê polityczn¹ (jej


204

przejawów, a tak¿e wyk³adów Mickiewicza w Collège de France na ten temat, Valsecchi prawdopodobnie nie zna). Przede wszystkim jednak Mickiewicz zna³ kulturê romantyczn¹: niemieck¹, angielsk¹, francusk¹, rosyjsk¹ jako jej uczestnik i wspó³twórca. Z jej tekstami zapoznawa³ siê w jêzykach oryginalnych. Zna³ romantyczn¹ filozofiê. Tymczasem podajê to tylko dla przyk³adu Byron i Goethe s¹ u Valsecchiego wspomniani po dwa razy (przypominam, ¿e chodzi o twórczo æ Mickiewicza w latach 1817-1835), Herder twórca romantycznego ujêcia narodu ani razu. Chocia¿ istniej¹ dokonane w epoce analizy problematyki wyobra ni, jêzyka poetyckiego i ¿ycia duchowego wystarczy podaæ refleksjê Emersona, Coleridge a, Novalisa, Goethego, Schillera, klasyczn¹ filozofiê niemieck¹, Hoene-Wroñskiego, Mochnackiego które Mickiewicz zna³ lub przynajmniej w ich klimacie ¿y³ Valsecchi woli odtwarzaæ klimat zdekonstruowanego przez siebie prowincjonalnego Wilna, w którym centraln¹ funkcjê pe³ni mesmeryzm. Zreszt¹ akurat opisuj¹cych te sprawy ksi¹¿ek Jaros³awa Marka Rymkiewicza, ¯mut i Baket, nie zna. To chwalebne, ¿e Valsecchi dostrzega w biografii intelektualnej Mickiewicza magnetyczn¹ wannê, ale dlaczego nie dostrzega ¿eby wymieniæ inny przedmiot o znaczeniu symbolicznym na przyk³ad pióra otrzymanego od Goethego? Badacz my li politycznej Mickiewicza ani s³owem nie wspomina publicystyki poety z Pielgrzyma Polskiego (1833). Nie zajmuje siê te¿ szerzej korespondencj¹ poety, w której pogl¹dy polityczne wyra¿aj¹ siê du¿o ³atwiej ni¿ w poezji. Nie bada zwi¹zków Mickiewicza z lud mi, którzy prowadzili refleksjê lub dzia³alno æ polityczn¹: z dekabrystami, z polskimi ugrupowaniami emigracyjnymi, z francuskim rodowiskiem liberalno-demokratycznym (George Sand, Michelet). Nie interesuje go ani romantyczna historiozofia, ani socjalizm utopijny, ani ró¿ne przejawy mesjanizmu w Europie, choæ Mickiewicza one w³a nie zajmowa³y. Kto móg³by powiedzieæ, ¿e przybysz z Argentyny nie mówi o rzeczach oczywistych i ju¿ zbadanych. Mo¿e o nich nie mówiæ, ale nie mo¿e ich nie braæ pod uwagê. W wywodzie matematycznym nie ma potrzeby przypominaæ, ¿e nie dzieli siê przez zero, ale po prostu przez zero siê nie dzieli, otrzymuj¹c w dowolnym miejscu rzekom¹ nieskoñczono æ. Mo¿na stale nie przypominaæ o tym, ¿e Mickiewicz prowadzi³ dzia³alno æ polityczn¹, próbowa³ sformowaæ legion i pojecha³ do Turcji w misji wojskowej, gdzie zmar³ (zgoda, to by³o pó niej), ale nie mo¿na przedstawiaæ tego cz³owieka jako pogr¹¿onego w depresji konformisty. Mo¿na nie pisaæ o mi³o ci do Maryli i o romansach Mickiewicza, ale nie mo¿na go ukazywaæ jako mê¿czyzny-nieudacznika bez sta³ej partnerki (ta uwaga Valsecchiego o partnerce, rzucona mimochodem, w jaki dziwny sposób ods³ania zupe³ny brak wyczucia badacza w dziedzinie obyczajowo ci i uczuciowo ci ro-


205

mantycznej). Mo¿na zajmowaæ siê m³odzieñczymi pracami Mickiewicza o Demostenesie, ale nie mo¿na zapominaæ, ¿e jedn¹ z najwa¿niejszych postaci i wzorów w ¿yciu Mickiewicza by³ Chrystus, a jedn¹ z ulubionych ksi¹¿ek O na ladowaniu Chrystusa Tomasza z Kempis (co prawda, wzmiankowana). Dlaczego Valsecchi jako badacz my li politycznej ledzi j¹ akurat w tych utworach, w których Mickiewicz mówi o czym innym? Tak, wiem, interesuj¹ go lady i podteksty . Ma nadziejê uchwyciæ co , czego Mickiewicz na g³os gdzie indziej nie powiedzia³. Bardziej ufa temu, co nie wypowiedziane, ni¿ temu, co wypowiedziane. Powtórzê: wypowiedziane przez kogo , kto uchodzi za mistrza s³owa. Zastosowane przez Valsecchiego metody badania prowadz¹ jednak do wykorzenienia my li romantycznej z jej macierzystego kontekstu. Je li do badania dzie³a romantycznego we miemy psychoanalizê w stylu Freuda, to osi¹gniemy kolizjê tekstu i metody, doprowadzaj¹c w prostej drodze do dekonstrukcji. Freud bowiem by³ czystej krwi racjonalist¹. Je li chcemy otrzymaæ jaki ogl¹d tekstu romantycznego, który szanuje jego podstawowe struktury genetyczne, powinni my zastosowaæ psychoanalizê Junga, która odtwarza do wiadczenie wewnêtrzne, pracê wiadomo ci i pod wiadomo ci w obrêbie irracjonalizmu, zbli¿onego do romantycznego (Valsecchi wprowadza wprawdzie Jungowskie pojêcie archetypu, ale stosuje je w bardzo popularnym znaczeniu). Je li do badania my lenia romantycznego zastosujemy socjologiê XXI wieku, zak³adaj¹c¹ racjonalizm i relatywizm, doprowadzimy do najoczywistszego rozbicia romantycznego ujêcia spo³eczeñstwa i narodu, ukazanego zw³aszcza w pismach Herdera i Hegla. Je li bowiem ludzie XIX wieku trwali w przekonaniu, ¿e ¿yj¹ w organicznych wspólnotach duchowych, nie mo¿na w rekonstrukcji ich my lenia zak³adaæ, ¿e narody nie istniej¹, a pañstwa s¹ aparatem przemocy. Dlatego szczególnie ra¿¹ wywody politologa o mesjanizmie. Valsecchi dochodzi na d³ugiej drodze do wniosku, ¿e mesjanizm jest odrzuceniem kondycji ludzkiej i kondycji historycznej cz³owieka, podobnie jak religia. Trudno o co bardziej oczywistego. Je li przez odrzucenie kondycji ludzkiej Valsecchi rozumie projekt przekroczenia sfery ekonomii i polityki ku wiatu nadprzyrodzonemu, to jego rozumowanie do my lenia o mesjanizmie nic nie wnosi. Ka¿dy wie, ¿e mesjanizm to wprowadzenie w historiê wymiaru ponadludzkiego: boskiego. Z pozoru wiêc nic siê nie uzyskuje. Po co wiêc Valsecchi ci¹gnie swoje wywody? Otó¿ po to, ¿eby wywie æ je z innych, zupe³nie obcych ludziom XIX wieku przes³anek, nigdzie przez Valsecchiego wyra nie nie wyartyku³owanych, a zapewne zbli¿onych przynajmniej w jego przekonaniu do wzmiankowanej w zakoñczeniu nowoczesno ci . Na mocy tych nieartyku³owanych przes³anek me-


206

sjanizm staje siê nonsensowny, poniewa¿ wykracza poza kondycjê ludzk¹ . Tymczasem cz³owiek doby romantyzmu powiedzia³by, ¿e w³a nie na tym polega jego sens. Mo¿na w ten sens nie wierzyæ, ale nie mo¿na swojej niewiary i swoich kryteriów sensu przypisywaæ Mickiewiczowi. Czy to postêpowanie Daniela Valsecchi mo¿na uznaæ za zastosowanie socjologii wiedzy Mannheima? Nie, po trzykroæ nie. No, ale przecie¿ powiedzia³by uwa¿ny czytelnik równocze nie Valsecchi idzie tropem mistrzów podejrzeñ . I nasuwa siê pewne pytanie. Najogólniej rzecz ujmuj¹c, Mannheim nale¿y do formacji nowoczesno ci, gdy tymczasem Foucault ju¿ ponowoczesno ci. Valsecchi powo³uje siê na obu. Czy mo¿na byæ równocze nie modernistycznym i postmodernistycznym? Czy mo¿na formu³uj¹c modernistyczne cele badania, pos³ugiwaæ siê metodami postmodernistycznymi? My lenie Karla Mannheima, który og³osi³ Ideologiê i utopiê w 1929 roku (poszerzon¹ wersjê angielsk¹ w 1936 roku), nale¿y do formacji nowoczesno ci. Wykracza poza tradycyjn¹ epistemologiê, wskazuj¹c na zdeterminowanie form wiedzy przez genezê spo³eczn¹. Buduje socjologiê wiedzy i wyznacza kierunek nazwany przez badacza relacjonizmem , a przez krytyków relatywizmem . Ideologia, podobnie jak utopia zdaniem Mannheima jest zdeformowanym widzeniem rzeczywisto ci, w³a ciwym danej grupie spo³ecznej. Niemniej Mannheim przyznawa³ inteligencji szczególn¹ pozycjê, która pozwala wznie æ siê ponad partykularne ograniczenia spo³eczne ku perspektywie ogólnej. wiatopogl¹d autora fa³szywy czy niefa³szywy by³ dla Mannheima czym spójnym i daj¹cym siê zrekonstruowaæ. Ideologia by³a tak¿e czym spójnym. Podmiot, ograniczony warunkami spo³ecznymi i historycznymi, w których my la³, by³ jednak integralnym ludzkim podmiotem. Tymczasem Archeologia wiedzy, og³oszona przez Foucaulta w 1969 roku, czterdzie ci lat pó niej, zajmuje siê rekonstrukcj¹ dyskursów, w których podmioty odgrywaj¹ drugorzêdn¹ rolê. Ideologie Mannheima nie s¹ dyskursami Foucaulta. Kategoria podmiotu ulega w ujêciu francuskiego badacza rozproszeniu. Gdy zaczynamy odtwarzaæ poszczególne dyskursy, które rz¹dz¹ wypowiedziami danego autora, odchodzimy od koncepcji podmiotowo ci. I nie ma ju¿ do niej powrotu. Nie mo¿na mówiæ o podmiocie (o jego psychologii, wiadomo ci, duchowo ci) za pomoc¹ metodologii dekonstruuj¹cej podmiot. Valsecchi chce dokonaæ czego niemo¿liwego. Bo je li ju¿ kto zdekonstruuje podmiot na sposób Foucaulta, nie mo¿e go nastêpnie odtwarzaæ na sposób Mannheima. Zak³adaj¹c niby za Mannheimem, a jednocze nie w obrêbie my lenia w stylu postkolonialnym ¿e wiadomo æ romantyczna musi byæ fa³szywa, Valsecchi usi³uje odtworzyæ Mickiewiczowsk¹ pod wiadomo æ metodami, które


207

nasza epoka uwa¿a za ods³aniaj¹ce prawdê. Metody te oparte na podstawach epistemologicznych zupe³nie ró¿nych od romantycznych pozbawiaj¹ my lenie i odczuwanie romantyczne nie tylko waloru prawdy, ale nawet elementarnego sensu. I zwa¿my, co ostatecznie Valsecchi uzyskuje. Dekonstruuje Mickiewicza za pomoc¹ obcych mu dyskursów. Nastêpnie go rekonstruuje, przypisuj¹c mu swoj¹ wiadomo æ jako jego pod wiadomo æ. Bo Valsecchi zgodnie z do æ wie¿¹ mod¹ przyby³¹ z centrum na prowincjê bardziej ufa sobie i wybranym przez siebie kontekstom ni¿ Mickiewiczowi, jego samo wiadomo ci i samo wiadomo ci ca³ej epoki. Widocznie zak³ada, ¿e jego wiadomo æ zw³aszcza metodologiczna nie mo¿e byæ fa³szywa. Dlaczego, skoro fa³szywa mo¿e byæ ka¿da wiadomo æ, jako zale¿na od warunków, w których powsta³a? Jakim prawem, je li ju¿ chcemy byæ konsekwentni, mo¿emy przeciwstawiæ swoj¹ wiadomo æ wiadomo ci Mickiewicza? ¯e narodzili my siê pó niej i domniemywamy, ¿e jeste my m¹drzejsi? Niekoniecznie, znane s¹ przecie¿ przypadki degeneracji ca³ych kultur, które w okresie schy³kowym nie wydawa³y niczego wybitnego i zapomina³y nawet sensu wielkich dzie³ przesz³o ci. Jeszcze chwila cierpliwo ci. Dochodzimy teraz do kwestii najwa¿niejszej, a wymagaj¹cej drobiazgowego rozpatrzenia. Po wiêcam ksi¹¿ce Valsecchiego a¿ tyle uwagi, poniewa¿ staje siê w niej dobrze widoczne zjawisko bardzo niebezpieczne. Valsecchi prezentuje bowiem pewien styl my lenia, którego podstawy s¹ trudne do wykrycia, lecz sam styl bardzo ³atwy do na ladowania. Stanowi on hybrydê kilku do æ popularnych ujêæ metodologicznych. Ka¿de z nich jest dobrze znane i dobrze uzasadnione, ale ich po³¹czenie jest niedopuszczalne, a tworzy mechanizm o przera¿aj¹cej sile destrukcyjnej. Co gorsza, hybrydê tê ³atwo skonstruowaæ, je li siê ju¿ ma podstawowe sk³adniki, a te podstawowe sk³adniki s¹ po prostu pod rêk¹. Skutki u¿ycia owej hybrydalnej metodologii s¹ katastrofalne. Jak ju¿ wspomnia³am, Valsecchi dokonuje moim zdaniem niedopuszczalnego po³¹czenia popularnych w¹tków modernizmu z pewnymi w¹tkami postmodernizmu i psychoanalizy. Modernizm (w postaci socjologii wiedzy Mannheima) dostarcza mu pomys³u rekonstrukcji podmiotu w duchu socjologizmu i historyzmu. Postmodernizm sygnalizowany w postaci archeologii wiedzy Foucaulta, ale praktykowany poprzez wpisywanie tekstu w rozmaite dyskursy (nie s¹dzê, ¿eby siê to podoba³o Foucaultowi) dostarcza tu metod dekonstrukcji tekstu i podmiotu. Formalnym zwornikiem tych obu metod jest socjologiczny relatywizm (u ka¿dego z twórców inny, czego Valsecchi nie bierze pod uwagê). Teraz Valsecchi dokonuje nastêpuj¹cego ruchu. Dokonawszy dekonstrukcji kultury romantycznej, przedstawia efekty swojej analizy jako jej rekonstrukcjê w duchu socjologii wiedzy Mannheima. Temu w³a nie s³u¿y powo³anie siê na autora Ideologii i utopii. Nie mog¹c


208

produktów swych analiz wpisaæ w czyj¹kolwiek wiadomo æ by³oby to ju¿ nazbyt ra¿¹ce Valsecchi w³¹cza je w pod wiadomo æ (Mickiewicza). Ostateczne rezultaty tego my lenia, które uwa¿am za groteskowe widzieli my w cytowanym zakoñczeniu. Odbiegaj¹ one daleko od zaleceñ mistrzów podejrzeñ . Przedstawienie dekonstrukcji tekstu jako prawomocnej rekonstrukcji wiadomo ci czy pod wiadomo ci jego twórcy jest na gruncie postmodernizmu bezzasadne. Dekonstrukcja tekstu jest bowiem przede wszystkim obrazem my lenia czytelnika, a nie autora. Relatywizm postmodernistyczny to forma samo wiadomo ci badawczej. Dekonstrukcjonizm ukazuje interpretacjê jako problem nierozstrzygalny, a autora jako byt, którego nie mo¿na w pe³ni poznaæ. Dekonstrukcja w³a ciwie nie jest interpretacj¹, jest tylko pokazaniem niemo¿liwo ci interpretacji. Tymczasem Valsecchi dokonuje dekonstrukcji, a¿eby jej rezultaty przedstawiæ jako poprawne ujêcie obrazu twórcy. Kontekstow¹ analizê, praktykowan¹ przez dekonstrukcjonistów w celu ukazania wielorakich mo¿liwo ci odczytania tekstu przedstawia jako historyczno-socjologiczn¹ metodê odkrywania jedynego ukrytego sensu. Tak stworzona przez Valsecchiego hybryda trzech metod nadaje dekonstrukcji si³ê, której ona sama nigdy sobie nie uzurpowa³a. Produkt subiektywnie dokonanego rozk³adu tekstu staje siê jego (rzekomym) uniwersalnym sensem. Skrajny subiektywizm czytelniczy badacza wpisuj¹cego Mickiewicza w osobliwie dobrane konteksty i dyskursy uzyskuje w tym ujêciu sankcjê (rzekomej) obiektywno ci. Dlatego w pewnym momencie Valsecchi zaczyna przemawiaæ jak prorok. Prorockim tonem wyrzuca Mickiewiczowi konformizm i idiotyzm, usuwaj¹c go poza obrêb cywilizowanego wiata, ale lituje siê nad nim, jako nad uzdolnionym intelektualist¹, reprezentuj¹cym uci nione ludy przedmie æ kultury. Bardzo ró¿ni siê ów apodyktyczny ton Valsecchiego od ironicznego czy krotochwilnego g³osu mistrzów podejrzeñ, którzy dobrze wiedz¹, ¿e nie wiedz¹ a¿ tyle, aby prorokowaæ. Nie potrzebujê nikomu t³umaczyæ, ¿e pokazane wy¿ej ryzykowne po³¹czenie metod da³o w rezultacie tryb postêpowania, który trudno uznaæ za prawomocny. Jest dla mnie jasne, ¿e w tym trybie mo¿na wyprowadziæ nonsensy z ka¿dego tekstu literackiego, a poprzez wykorzenienie z w³a ciwego kontekstu odebraæ sens ka¿dej formacji kulturowej. Je li ten hybrydyczny typ my lenia siê upowszechni, a wszystko na to wskazuje, i¿ mo¿e sobie znale æ grunt, je li w tym trybie zacznie siê czytaæ dawn¹ literaturê, wrychle siê nam rozpadnie ca³a tradycja my lowa. Czy Valsecchiego zwiod³o niew³a ciwe po³¹czenie metod, czy to on nas zwodzi? Magdalena Saganiak


Wiek XIX. Rocznik Towarzystwa Literackiego im. A. Mickiewicza, Rok I (XLIII) 2008

KRONIKA TOWARZYSTWA LITERACKIEGO IM. ADAMA MICKIEWICZA

STANIS£AW MAKOWSKI (1931-2008)


210

Staszek odszed³. Profesor Stanis³aw Makowski, bo przecie¿ tak trzeba o nim pisaæ w Roczniku Towarzystwa Literackiego imienia Adama Mickiewicza , odszed³ 21 kwietnia 2008 roku. Powaga wspomnienia narzuca formê profesor , ale wci¹¿, podobnie jak wszyscy jego uczniowie, nie potrafiê my leæ o Profesorze Makowskim inaczej ni¿ Staszek . Bardzo szybko bowiem przechodzi³ z nami na ty . W ge cie tym nie by³o jednak taniej fraternizacji, a zapowied podniesienia wymagañ. Przej cie na ty symbolicznie zrównywa³o w stosunku do wielko ci literatury. Dla Staszka kto , dla kogo wa¿ne by³o s³owo, stawa³ siê koleg¹, niezale¿nie od wieku. Z równ¹ powag¹ mówi³ o najbardziej znacz¹cych badaczach i licealistach-olimpijczykach. Równie krytycznie ocenia³ teksty wszystkich autorów. W Towarzystwie dzia³a³ od 1955 roku. By³ wiceprezesem (od 1972) i prezesem (od 1993) Oddzia³u Warszawskiego Towarzystwa, cz³onkiem Zarz¹du G³ównego (od 1972). Od 1977 wchodzi³ w sk³ad redakcji Rocznika . W 1989 zosta³ redaktorem naczelnym. Rocznik uznawa³ za jedno z najwa¿niejszych przedsiêwziêæ wspó³czesnej humanistyki. Trudno wyobraziæ sobie Oddzia³ Warszawski Towarzystwa czy zebrania Zarz¹du G³ównego bez Profesora Makowskiego, bo w ogóle trudno wyobraziæ sobie, ¿e Profesora mo¿e nie byæ. Wci¹¿ nie chcemy w to uwierzyæ, bo w³a ciwie Profesor niezmiennie pozostaje z nami. Jest w tym czego nas nauczy³, bo przecie¿ ogromna wiêkszo æ czytelników Rocznika poznawa³a literaturê romantyzmu z jego podrêczników1. Jest w tym, co robimy, bo odwo³ujemy siê do jego pomys³ów i idei, ale te¿ jest przede wszystkim w tym, czego nauczyæ siê nie byli my w stanie, bo nie potrafili my przej¹æ jego skrajnego altruizmu i ca³kowitego oddania literaturze. Dla profesora nic innego nie by³o wa¿ne. Wychowany na ¯eromskim, zupe³nie nie interesowa³ siê kwestiami materialnymi. Nikt czê ciej ni¿ on nie powtarza³, ¿e wszystko przez Ducha i dla Ducha i ¿e nie samym chlebem ¿yje cz³owiek . Badanie literatury by³o jego pasj¹. Przez ca³e lata zebrania zak³adu odbywa³y siê w mieszkaniu Staszka. Potrafi³ zdystansowaæ siebie i choæ trochê nas wobec dora nych problemów. Zara¿a³ wiar¹ w prymat wy¿szych warto ci. Nie pozwala³ w najmniejszym stopniu zajmowaæ siê sob¹. Nie przeszkadza³y mu najbardziej spartañskie warunki. Teraz pewnie te¿ irytowa³by siê, ¿e nale¿y pisaæ o wa¿niejszych sprawach. Kiedy mia³ ju¿ problemy ze zdrowiem i chory krêgos³up utrudnia³ mu chodzenie, na propozycjê odwiezienia odpowiada³ zawsze, ¿e preferuje du¿e samochody 1 Z. Libera, S. Makowski, E. Sawrymowicz, Romantyzm. Podrêcznik literatury polskiej dla klasy II szkó³ rednich, Warszawa 1978, wznowienia do 1988; S. Makowski, Romantyzm. Podrêcznik dla klasy drugiej szko³y redniej, Warszawa 1989, wielokrotnie wznawiany.


211

z kierowc¹ i szed³ do autobusu. Dobry tekst rekompensowa³ mu wszystkie niedostatki rzeczywisto ci. Autentycznie go cieszy³. Uniewa¿nia³ wszystko inne. Wobec literatury nie liczy³y siê inne hierarchie. ¯yczliwie interesowa³ siê, kiedy komu z nas uda³o siê zbudowaæ dom, kupiæ mieszkanie, ale by³o widaæ, ¿e najmniejsza recenzja cieszy³a go bardziej. Nigdy ani przez chwilê nie w¹tpi³ w sens wydawania naukowego periodyku, nie w¹tpi³ w sens humanistyki. Emanowa³a z niego zawsze najg³êbsza wiara w warto æ literatury. To, ¿e by³ w³a nie taki, po czê ci nas tak¿e ratowa³o przed s³abo ci¹ i zw¹tpieniami w nie³atwych czasach. By³a w nim bowiem niezachwiana pewno æ i najg³êbsze prze wiadczenie, ¿e w ka¿dej sytuacji trzeba robiæ swoje. To swoje pojmowa³ jako misjê badania i propagowania literatury. Mia³ wyraziste pogl¹dy polityczne, wyrastaj¹ce z g³êbokiego idealizmu, wiary w cz³owieka i w sens poszukiwania sprawiedliwo ci, ale nigdy nikomu tych pogl¹dów nie narzuca³. Nigdy pogl¹dy te nie rzutowa³y na ocenê konkretnych ludzi. Jego najbli¿si uczniowie mogli skrajnie ró¿niæ siê politycznie. Tak naprawdê nigdy o nikim nie powiedzia³ le. Mia³ niespotykan¹ umiejêtno æ widzenia w ka¿dym jego dobrych cech. Kiedy w ferworze sporów w obecno ci Staszka zaczynano kogo krytykowaæ, zawsze mówi³: ale wiesz, jego ostatni tekst by³ naprawdê dobry i to by³o najwa¿niejsze. W najbardziej burzliwych czasach by³ spokojny i zdystansowany, bo wobec powagi nauki nic nie mia³o znaczenia. Uczy³ nas tego dystansu. Kiedy w jakim gor¹cym okresie kto zbyt mocno wydawa³ siê zafascynowany bie¿¹c¹ polityk¹, pyta³: pamiêtasz mo¿e, kto by³ ministrem skarbu Królestwa Polskiego w 1822 roku? . Wobec braku odpowiedzi dodawa³: A widzisz!, ale kim by³ podrzêdny wówczas nauczyciel z Kowna wiesz, i to pokazuje w³a ciwe znaczenie polityki . Mówi³ to zreszt¹ znacznie ³adniej. W pamiêci pozosta³ jednak sens wypowiedzi. W pamiêci naszej i wszystkich, z którymi o nim rozmawiamy, pozosta³ te¿ Staszek po prostu jako Dobry Cz³owiek. Tak wspominaj¹ go równie¿ ci, którzy inaczej pojmowali literaturê i dokonywali innych wyborów politycznych. To przecie¿ Staszek wyci¹ga³ nas z ¿yciowych tarapatów. On zabiera³ do siebie i ostatnie pieni¹dze oddawa³ komu , komu podczas m³odzieñczych eskapad uciek³ ostatni poci¹g. Urodzi³ siê w Kuliku w okolicach Che³ma w rodzinie ch³opskiej. Od dzieciñstwa styka³ siê z ró¿nymi tradycjami i kulturami. Wspomina³ z tego okresu zarówno obrazy ko ció³ków, jak i cerkwi. Pamiêta³ piewy z synagog. Pamiêta³ te¿ wydarzenia okupacji i najtrudniejsze do wiadczenia, jakie na tych terenach by³y nastêpstwem eksponowania ró¿nic politycznych i narodowych. W wiadomo ci Profesora wspomnienia te nie prowadzi³y jednak do rozliczeñ czy pielêgnowania poczucia krzywdy. Sk³ania³y natomiast do poszukiwania tego, co ³¹-


212

czy. Najtrudniejsze do wiadczenie poprzednich pokoleñ mog³y w jego prze wiadczeniu integrowaæ wspó³czesnych w d¹¿eniu do unikniêcia podobnych b³êdów. Po ukoñczeniu w okresie okupacji szko³y powszechnej w rodzinnej miejscowo ci, a pó niej Gimnazjum i Liceum im. Czarnieckiego w Che³mie, studiowa³ polonistykê w Pañstwowej Wy¿szej Szkole Pedagogicznej w Warszawie (1950-1953) i na Uniwersytecie Warszawskim (1953-1955). Szko³a Pedagogiczna na ca³e ¿ycie uczuli³a Profesora na sprawy dydaktyki i popularyzacji wiedzy, na zawsze z³¹czy³a z nauczycielami. Na trwa³e zwi¹za³ siê jednak z Uniwersytetem Warszawskim. Od 1956 kolejno jako asystent, adiunkt (od 1963), docent (od 1979) i profesor (od 1988) realizowa³ i doskonali³ na Wydziale Polonistyki wszystkie formy zajêæ akademickich. Skupia³ wokó³ siebie studentów i doktorantów, bo porywa³ emocjonalnym traktowaniem wyk³adanego przedmiotu. Zabiera³ uczestników swoich zajêæ na redutê Ordona, Olszynkê Grochowsk¹ i do dworu Norwida w G³uchach. O nocy listopadowej opowiada³ w £azienkach. W latach 1975-1981 by³ zastêpc¹ dyrektora Instytutu Literatury Polskiej Wydzia³u Polonistyki UW. Prowadzi³ lektorat jêzyka polskiego w Slavisches Seminar na Uniwersytecie J. W. Goethego we Frankfurcie nad Menem (1969-1972) i wyk³ady na Uniwersytecie £omonosowa w Moskwie (1979). Od 1974 do 1990 uczestniczy³ w pracach polsko-niemieckiej Bilateralnej Komisji Polonistycznej (1794-1990). W 1990 zosta³ cz³onkiem Internationale Schelling-Gesellschaft. Wspó³pracowa³ z Instytutem Programów Szkolnych (od 1975) i Instytutem Kszta³cenia Nauczycieli (od 1979) Ministerstwa Nauki i Wychowania. W latach 1981-1990 by³ cz³onkiem Komitetu Nauk o Literaturze Polskiej PAN, a od 1984 Rady Naukowej IBL PAN. Od 1982 pe³ni³ funkcjê sekretarza komitetu redakcyjnego Dzie³ Adama Mickiewicza, wydawanych przez Towarzystwo i Spó³dzielniê Wydawnicz¹ Czytelnik . Od 1977 wchodzi³ w sk³ad kolegium redakcyjnego Polonistyki , Biuletynu Polonistycznego (1985-91) i Przegl¹du Humanistycznego (od 1987). W wydawnictwie Czytelnik redagowa³ Ma³¹ Bibliotekê Literatury Polskiej (1986-1989). Od 1982 wielokrotnie kierowa³ Zak³adem Literatury Romantyzmu. Nie uchyla³ siê wiêc od prac organizacyjnych. Nie odmawia³ pomocy nikomu. W³asne i nasze zapl¹tania w sprawy administracyjne traktowa³ jednak trochê jak zdradê literatury. Do ostatnich dni uczestniczy³ natomiast w naukowych przedsiêwziêciach Zak³adu Literatury Romantyzmu. Niemal nie zauwa¿yli my, kiedy powali³a go choroba, a jeszcze i wówczas bra³ udzia³ w aktualnych pracach. Na dwa dni przed mierci¹ przekazywa³ sugestie dotycz¹ce realizowanych w³a nie edycji. Za wcze nie jeszcze na obiektywn¹ ocenê warsztatu metodologicznego profesora Makowskiego. Niew¹tpliwym jednak jego wk³adem w badania nad polskim romantyzmem by³o tworzenie emocjonalnej aury wokó³ przedmiotu


213

badañ, traktowanego wszak¿e w postêpowaniu badawczym z pe³nym obiektywizmem. W miarê mo¿liwo ci bezemocjonalym stylem profesor Makowski opisywa³ to, co by³o dla niego ród³em najbardziej skrajnych uczuæ. Odwo³ywa³ siê przede wszystkim do tych nurtów badañ, dla których najwa¿niejszy by³ tekst. Pozostawa³ wiêc hermeneut¹. By³ przekonany, ¿e tekst wchodzi w dialog z kolejnymi generacjami odbiorców. Akceptowa³ wiêc nowe interpretacje, nawet je li prowadzi³y do wniosków innych ni¿ te, które uznawa³ za s³uszne. Nigdy swoim uczniom nie narzuca³ zdania. Metodologiczn¹ poprawno æ interpretacji uznawa³ za wa¿niejsz¹ od jej rezultatów. Autentycznie cieszy³ siê z ka¿dego nowego odczytania znanego utworu, z mo¿liwo ci prowadzenia dialogu z przesz³o ci¹. Pracê magistersk¹ Historia literatury polskiej F. Bentkowskiego napisa³ pod kierunkiem profesora Zdzis³awa Libery (1955). Promotorem doktoratu (Badania ród³owe nad warstw¹ epick¹ w Beniowskim Juliusza S³owackiego) by³ profesor Eugeniusz Sawrymowicz (1963). Z profesorami tymi ci le wspó³pracowa³ do koñca ich dzia³alno ci naukowej. Uwa¿a³ ich za mistrzów. Habilitacjê na podstawie rozprawy O Juliuszu S³owackim. Studia i interpretacje uzyska³ w 1978 roku. Debiutowa³ w 1956 roku w Zeszytach Naukowych Wy¿szej Szko³y Pedagogicznej w Warszawie 2. Od tamtej pory opublikowa³ dziesi¹tki artyku³ów i rozpraw po wiêconych literaturze romantyzmu i jej znaczeniu dla polskiej kultury w znacz¹cych periodykach i ksi¹¿kach zbiorowych polskich i zagranicznych (m. in. w Pamiêtniku Literackim , Przegl¹dzie Humanistycznym , Roczniku Towarzystwa Literackiego , Polonistyce , Poezji , Ruchu Literackim , Zeitschrift für Slavistik , Slavia Orientalis ). Literatura wa¿niejsza by³a dla niego ni¿ rzeczywisto æ, dlatego tê ostatni¹ postrzega³ poprzez literaturê. Je dzi³ po wiecie ladami poetów. Na Krym dotar³ nielegalnie w latach sze ædziesi¹tych, maj¹c w restrykcyjnym Zwi¹zku Radzieckim zgodê wy³¹cznie na pobyt we Lwowie. Ta konspiracyjna podró¿, która mog³a wówczas mog³a wywo³aæ gro ne konsekwencje, da³a pocz¹tek ksi¹¿ce wiat Sonetów krymskich Adama Mickiewicza3. Paradoksalnie by³a to jednak ksi¹¿ka o tek cie Sonetów, ale pojmowanym bardzo szeroko. Podobnie by³o z ksi¹¿k¹, opisuj¹c¹ alpejskie woja¿e ladami S³owackiego4. Profesor w naturalny 2

S. Makowski, Bibliografia szkolnych wydañ utworów Adama Mickiewicza w latach 1945-1954, Zeszyty Naukowe Wy¿szej Szko³y Pedagogicznej w Warszawie 1956 z. 1. 3 S. Makowski, wiat Sonetów krymskich Adama Mickiewicza, Warszawa 1969. 4 S. Makowski, W szwajcarskich górach. Alpejskie krajobrazy S³owackiego, Warszawa 1976.


214

sposób osadza³ bowiem tekst w rzeczywisto ci zewnêtrznej. S³owo stanowi³o dla niego jedno æ z desygnatem, dlatego dla zrozumienia tekstu musia³ poznawaæ realia. Ustalenie, czym by³ Mickiewiczowski wierzop , pozostawa³o w jego ujêciu przedsiêwziêciem hermeneutycznym5. Profesor Makowski chcia³ bowiem widzieæ tekst zarówno w jego genologicznych uwarunkowaniach, jak i w pozatekstowych odniesieniach. Te za osadza³ równie¿ w kontek cie socjologicznym. Uznaj¹c jêzyk za fakt spo³eczny, poszukiwa³ w utworach prawdy o relacjach miêdzyludzkich. Chcia³ wiêc znaæ i rozumieæ motywacje autorów. Poszukiwa³ sensu ich filozoficznego przes³ania. Precyzyjnie odtwarza³ historiozoficzne systemy. Przyczyni³ siê w znacznym stopniu do zrekonstruowania genezyjskiej my li Juliusza S³owackiego. Dla pe³nego zrozumienia romantycznych poetów musia³ wszak¿e poznawaæ ich biografie. Patrzeæ na wiat ich oczami. Dotykaæ przedmiotów, którymi siê pos³ugiwali. Mog³o siê wiêc wydawaæ, ¿e Stanis³aw Makowski pozostawa³ w krêgu tradycyjnego literaturoznawstwa, eksponuj¹cego biografistykê i weryfikacjê realiów. Nie by³o to jednak prawd¹. Interesowa³y go wy³¹cznie teksty. wiat postrzega³ jako materialne zaplecze literatury i uznawa³ za sk³adnik utworów, które dopiero kszta³tem artystycznym nadawa³y rangê rzeczywisto ci. Wszystko wokó³ by³o wiêc dla niego tylko tworzywem jedynego prawdziwego wiata poezji. Skoro tekstom nadawa³ tak¹ rangê w naturalny sposób interesowa³ siê teori¹ edytorstwa6. Realizowa³ znacz¹ce przedsiêwziêcia wydawnicze7. Ustala³ fakty biograficzne8 i popularyzowa³ wiedzê o ¿yciu twórców9. Proponowa³ oryginalne interpretacje utworów Juliusza S³owackiego ze szczególnym uwzglêdnieniem okresu genezyjskiego10. W perspektywie komparatystycznej zestawia³ polsk¹ 5 Kwestii

tej po wiêcony by³ rozdzia³: Bursztynowy wierzop ksi¹¿ki S. Makowskiego: Têcze i wierzopy, ss. 219-225. 6 S. Makowski, Edytor jako wspó³twórca tekstu. Pamiêtnik Literacki 1979 z. 3. 7 M. in.: W krêgu bliskich poety. Listy rodziny Juliusza S³owackiego (wspólnie z Z. Sudolskim), pod red. E. Sawrymowicza, Warszawa 1960; J. S³owacki, Uspokojenie, Warszawa 1970; J. S³owacki, Poezje wybrane, Warszawa 1972; J. S³owacki, Poezje, Warszawa 1982; J. S³owacki, Poezje wybrane, Warszawa 1986; J. S³owacki, Anhelli, Warszawa 1987; A. Mickiewicz, Poezje wybrane, Warszawa 1975; A. Mickiewicz, Ballady i romanse, Warszawa 1982. 8 Kalendarz ¿ycia i twórczo ci Juliusza S³owackiego (wspó³praca z E. Sawrymowiczem i Z. Sudolskim), Wroc³aw 1960; W krêgu rodziny i przyjació³ S³owackiego. Szkice i materia³y. Wspó³autor: Z. Sudolski, Warszawa 1967. 9 Juliusz S³owacki. Album (wspó³aut. Z. Sudolski, red. E. Sawrymowicz) Warszawa 1959; Adam Mickiewicz. Album (wspó³aut. Z. Sudolski), pod red. Z. Libery, Warszawa 1963. 10 S. Makowski, Juliusz S³owacki, Warszawa 1987.


215

i ukraiñsk¹ tradycjê kulturow¹11. Niemal w pe³ni uto¿samia³ siê z w³asnymi tekstami. Nie mia³y one jednak wiadczyæ o nim. Nie mia³y budowaæ jego dorobku . To profesor Makowski s³u¿y³ tekstom, które jak natchnione wiersze romantycznych poetów pisa³y siê przez niego lub z jego inspiracji przez innych. Wa¿na by³a konieczno æ kontynuacji pojmowanego jak misja dzie³a badawczego. Wa¿ne by³o kreowanie wiary w g³êboki sens humanistycznej wspólnoty. W tworzeniu tej wspólnoty nigdy nie lekcewa¿y³ popularyzacji, a nawet nie odró¿nia³ jej od dzia³alno ci ci le naukowej. W precyzyjnych tekstach, adresowanych do nauczycieli i uczniów, przedstawia³ rezultaty w³asnych badañ. W realizowanej przez WSiP (wcze niej PZWS) Bibliotece Analiz Literackich przedstawia³ rzetelne szkice monograficzne12, a w Bibliotece Polonistyki poprzedzone syntetycznym studium kompendia materia³ów dla nauczycieli13. W wydanym w Czytelniku Kordianie Juliusza S³owackiego wyznaczy³ model odczytywania tego dramatu14. By³ autorem podrêczników, które przez ponad dwadzie cia lat kszta³towa³y obraz romantyzmu w szko³ach rednich15. Od rozpoczêcia studiów na sta³e zwi¹zany z Warszaw¹, zna³ niemal ka¿dy jej kamieñ. Prowadzi³ wiêc i inspirowa³ badania warsawianistyczne16, ale te¿ pokazywa³ Warszawê wszystkim tym, którzy pragnêli poznawaæ jej historiê. Tak naprawdê nie chcia³ robiæ niczego innego, ni¿ pisaæ o literaturze i innych do rozumienia literatury prowadziæ. Dlatego te¿ uwa¿a³, ¿e humanistyczn¹ wiedzê trzeba propagowaæ w ka¿dy sposób. Spotyka³ siê z nauczycielami. Je dzi³ do najmniejszych miejscowo ci. Bra³ udzia³ w licznych audycjach radiowych i telewizyjnych. Ogromn¹ wagê przywi¹zywa³ do precyzji wypowiedzi, d¹¿¹c w pracach redakcyjnych do osi¹gniêcia najdoskonalszych wersji. Powtarza³ zawsze, ¿e je¿eli tekst mo¿e siê bez jakiego s³owa obej æ, to tego s³owa byæ w nim nie powinno. Nie przypadkiem w poezji dwudziestego wieku preferowa³ skondensowan¹ metaforykê Juliana Przybosia 17. Kiedy oddawali my mu pierwsze artyku³y do korekty, 11 S.

Makowski, Wernyhora. Przepowiednie i legenda, Warszawa 1995.

12 S. Makowski, Beniowski Juliusza S³owackiego, Warszawa 1969; S. Makowski, Nie-

Boska komedia Zygmunta Krasiñskiego, Warszawa 1971, 1975, 1991; S. Makowski, Balladyna Juliusza S³owackiego, Warszawa 1981,1987. 13 S. Makowski, Juliusz S³owacki, Warszawa 1980; S. Makowski, Adam Mickiewicz (wspó³aut. E. Szymanis), Warszawa 1992. 14 S. Makowski, Kordian Juliusza S³owackiego, Warszawa 1973, 1976. 15 Por. przyp. 1. 16 Romantycy i Warszawa, pod red. S. Makowskiego, Warszawa 1996. 17 Juliana Przybosia najmniej s³ów. Analizy i interpretacje, pod red. S. Makowskiego. Warszawa 1991.


216

zawsze chwali³ dwudziestostronicowy tekst i mówi³: napisz to samo na sze ciu stronach . Zwykle okazywa³o siê to mo¿liwe. Z równ¹ dok³adno ci¹ poprawia³ ka¿de zdanie w redagowanych tekstach znanych profesorów i w studenckich pracach rocznych. Wiem, ¿e i ten tekst te¿ uzna³by za przegadany . Uporczywie inicjowa³ przedsiêwziêcia interpretacyjne, ³¹cz¹ce ró¿ne pokolenia18. Organizowa³ ¿ycie naukowe, bo wspó³czesny dyskurs uznawa³ za naturalny sposób animacji tekstów literackich. W kolejnych konferencjach i tomach pokonferencyjnych umo¿liwia³ spotkania badaczy sk³aniaj¹cych siê ku ró¿norodnym postawom metodologicznym19. Inicjowa³ nowatorskie przedsiêwziêcia edytorskie, zestawiaj¹ce opinie przedstawicieli ró¿nych nauk i ludzi sztuki20. Inspirowa³ debiutantów i do wiadczonych badaczy do nowych interpretacji utworów Cypriana Norwida21. Kiedy zatem nie mia³o próbujemy ogarn¹æ jego dorobek i zrozumieæ, co by³o najwa¿niejszym przes³aniem Stanis³awa Makowskiego, na plan pierwszy wysuwa siê spostrze¿enie, ¿e ogrom jego prac da siê sprowadziæ do próby wprowadzenia rzeczywisto ci w obrêb literackich marzeñ. Próba ta by³a jednak mo¿liwa wy³¹cznie przy za³o¿eniu, ¿e literatura i jej poznawanie, powinny s³u¿yæ poprawie wiata i sprzyjaæ wzajemnemu zrozumieniu ludzi. Ta oczywista dla niego, a przecie¿ nie do koñca przyjmowana i akceptowana prawda, stanowi³a zasadnicze przes³anie wiêkszo ci tekstów Profesora. Stanis³aw Makowski rozumia³ bowiem, ¿e narodowe koncepcje XIX wieku nie s³u¿y³y izolacji, lecz budowie ogromnej p³aszczyzny miêdzynarodowego porozumienia. Na tym polega³a jego naukowa wielko æ i wk³ad w rozwój historii literatury. Ideowe pod³o¿e stosowanej metodologii prowadzi³o czasem do swoistego naukowego osamotnienia. Wydawa³o siê podszyte elementami moralizatorskimi i niebezpiecznie kieruj¹ce w stronê eklektyzmu badawczego. Nawet w krêgu jego uczniów gonili my za nowymi koncepcjami metodologicznymi. Nie potrafili my zaakceptowaæ tego, co by³o dla Profesora najwa¿niejsze. Stanis³aw Makowski wywodzi³ za swoisto æ polskiego romantyzmu z wielokulturowo ci i dialogu idei. Najwa¿niejszy by³ dla niego fakt, ¿e nurt ten splót³ tradycje salonowe z warto ciami kultury 18 Tom Juliusza S³owackiego rym b³yskawicowy. Analizy i interpretacje (pod red. S. Makow-

skiego, Warszawa 1980) przedstawia³ w znacznej czê ci prace debiutuj¹cych wówczas badaczy. 19 Na przyk³ad w jednym z ostatnich pokonferencyjnych tomów: Krzemieniec. Ateny Juliusza S³owackiego, pod red. S. Makowskiego, Warszawa 2004. 20 Potr¹ciæ strunê kamienn¹. Szkice o Uspokojeniu Juliusza S³owackiego, pomys³ i red. S. Makowskiego, Warszawa 1979. 21 Cyprian Norwid interpretacje. Materia³y z sesji 21-22 kwietnia 1983, pod red. S. Makowskiego, Warszawa 1986; Cypriana Norwida kszta³t prawdy i mi³o ci. Analizy i interpretacje, pod red. S. Makowskiego, Warszawa 1986.


217

ludowej, ¿e ³¹czy³ inspiracje ukraiñskie, litewskie, bia³oruskie z tradycj¹ polsk¹, ¿e wreszcie w mistycznym postrzeganiu rzeczywisto ci wystêpowa³y w nim obok siebie idee zaczerpniête z katolicyzmu, prawos³awia, judaizmu i islamu. Nawet mesjanizm, który zdawa³ siê eksponowaæ rolê jednego narodu i bywa³ pó niej wykorzystywany jako ideowe zaplecze ideologii zabarwionych nacjonalistycznie, odczytywa³ jako ideê otwart¹. W jego interpretacji nowy naród mia³ byæ wspólnot¹ idei i warto ci, a nie zbiorowo ci¹ okre lon¹ tradycyjnymi wyznacznikami. Chrystus, który w Mickiewiczowskiej wersji mesjanizmu pojawia³ siê jako symbol nowej idei, mówi³ przecie¿: pójd cie do mnie wszyscy . Profesor chcia³ wiêc widzieæ w literaturze przede wszystkim czynnik integruj¹cy ludzi. Zrobi³ ogromnie du¿o dla zbli¿enia Polaków, Ukraiñców Litwinów, Bia³orusinów i Rosjan, ale tak¿e Niemców i Francuzów, bo rozumia³ i przekazywa³ prost¹ prawdê, ¿e je¿eli wite bliska jest nam i komu , kto opisuje j¹ po litewsku, to zamiast w nieskoñczono æ sprzeczaæ siê, kto ma do niej wiêksze prawa, mo¿na uznaæ to za element jednocz¹cy. Skoro w najwa¿niejszych emocjach mamy element wspólny, to w jakiej czê ci jeste my tacy sami. Nad Niemnem i Ikw¹ odnajdowa³ wiêc warto ci ³¹cz¹ce. Rozumia³, ¿e w nieskoñczono æ mo¿na wyprowadzaæ z historii zarzewia nowych konfliktów. Mo¿na te¿ szukaæ w niej podstaw porozumienia. Stanis³aw Makowski g³êboko wierzy³, ¿e ludzie pisz¹cy i rozumiej¹cy poezjê tworz¹ miêdzynarodow¹ wspólnotê i potrafi¹ w³a nie w historii znajdowaæ przes³anki ³¹cz¹ce. Dlatego stara³ siê organizowaæ przedsiêwziêcia integruj¹ce narody. Jedn¹ z ostatnich jego publikacji by³ wydany równie¿ po ukraiñsku pokonferencyjny tom Krzemieniec. Ateny Juliusza S³owackiego. Do ostatnich chwil pracowa³ nad wspólnym przedsiêwziêciem badaczy polskich i ukraiñskich tomem Szko³a ukraiñska w romantyzmie polskim22. W romantyzmie chcia³ bowiem widzieæ ideê scalaj¹c¹ Europê po okresie konfliktów i podzia³ów. W swoim precyzyjnym scjentyzmie profesor Stanis³aw Makowski pozostawa³ wiêc niepoprawnym idealist¹. Niezmiennie próbowa³ swoim idealizmem zara¿aæ i chyba w jakiej mierze mu siê to udawa³o. Mo¿e w³a nie dlatego zosta³ pochowany obok najbardziej zas³u¿onych Polaków, niedaleko bliskiego mu profesora Zdzis³awa Libery, na Wojskowym Cmentarzu Komunalnym na warszawskich Pow¹zkach. Eligiusz Szymanis

22 Zorganizowana

przez profesora miêdzynarodowa konferencja na ten temat odby³a siê na Uniwersytecie Warszawskim 9-10 XI 2007; pokonferencyjny tom jest w druku.


Wiek XIX. Rocznik Towarzystwa Literackiego im. A. Mickiewicza, Rok I (XLIII) 2008

ZOFIA STEFANOWSKA (1926-2007)


219

Zofia Stefanowska by³a uczon¹ w staro wieckim sensie tego s³owa. Sama ¿achnê³a siê, kiedy wobec niej próbowa³am tak o niej mówiæ. ¯achnê³a siê nie na archaizm okre lenia, ale dlatego, ¿e wi¹za³a z nim ogromne wymagania. Nie ma w¹tpliwo ci, ¿e sprosta³a im w znacznej mierze. Znakomicie zorientowana w najnowszych pr¹dach metodologicznych nie ulega³a modom, umia³a jednak czerpaæ z nich inspiracje. Bardzo wnikliwie czyta³a teksty, szukaj¹c dla nich jak najszerszych odniesieñ w tradycji pi miennictwa, w rzeczywisto ci obyczajowej i politycznej. Gromadzi³a wiedzê nie tylko z zakresu literaturoznawstwa, interesowa³y j¹ procesy zachodz¹ce w wiecie szeroko rozumianej kultury. Szeroko æ spojrzenia pozwala³a jej wykraczaæ poza stereotypy i oczywiste obserwacje, dostrzegaæ miejsca i problemy pomijane, le rozumiane. Spytana przy okazji kolejnej mickiewiczowskiej rocznicy o szanse przetrwania wielkiej literatury wobec niechêci m³odzie¿y do czytania klasyki, odpowiedzia³a, ¿e pesymi ci zbyt ³atwo ulegaj¹ stosowanej przez m³odzie¿ prowokacji intelektualnej. Jej zdaniem, nie chodzi o niechêæ, tylko o potrzebê reinterpretacji, nowego odczytania dzie³a w nowej sytuacji my lowej. To w³a nie stara³a siê robiæ w swoich rozprawach. Jej prawdziw¹ namiêtno ci¹ by³o tropienie zagadek tekstu literackiego szuka³a sensów miejsc niejasnych, s³ów niezrozumia³ych albo zaskakuj¹cych, ale te¿ niestrudzenie d¹¿y³a do ustalenia poprawnej lektury trudno czytelnych rêkopisów. Na zawsze zosta³ mi w pamiêci obraz Zofii Stefanowskiej niemal przez miesi¹c, dzieñ po dniu, wpatruj¹cej siê w Bibliotece Polskiej w Pary¿u w rêkopis Golono strzy¿ono, w którym próbowa³a rozgry æ zagadki nieczytelnego lub zamazanego zapisu, dyskutuj¹c z wersjami poprzedników. Dziêki temu wprowadzi³a w³asne propozycje do czytania tego mo¿na by pomy leæ ma³o wa¿nego wierszyka poety, poety, z którym zwi¹za³a ca³e swoje ¿ycie naukowe. Jeszcze bardziej wyrazista by³a pasja, z jak¹ stara³a siê pozyskaæ najnowsze rodki techniczne, jakimi dysponuje policja, ¿eby wydobyæ spod plamy atramentu nieczytelny dzi pocz¹tek jednego wersu w liryku Snuæ mi³o æ Nie uda³o siê. Do Luwru dysponuj¹cego inn¹, mo¿e skuteczniejsz¹ technik¹ ju¿ nie zd¹¿y³a dotrzeæ. Zostawi³a to zadanie kolejnym pokoleniom badaczy Mickiewiczowskich rêkopisów. Zofia Stefanowska urodzi³a siê 9 marca 1926 roku w Warszawie. By³a córk¹ lekarza, pu³kownika Antoniego Stefanowskiego i Marii Haliny z Ci¹gliñskich. Mia³a dwie starsze siostry Halinê i Ewê. Ojciec w czasie studiów zaprzyja ni³ siê z pó niejszym ksiêdzem W³adys³awem Korni³owieczem, wspó³twórc¹ Dzie³a Lasek. Ta przyja ñ z rodzin¹ Stefanowskich trwa³a a¿ do mierci ksiêdza Korni³owicza. Antoni Stefanowski, ordynator Szpitala Dzieci¹tka Jezus by³ osobistym lekarzem marsza³ka Józefa Pi³sudskiego. Marsza³ek zosta³ ojcem chrzestnym


220

Zofii. Matka by³a dzia³aczk¹ POW, po odzyskaniu niepodleg³o ci pracowa³a w Bibliotece UW, pó niej wspó³pracowa³a z Laskami. Od 1938 roku Zofia Stefanowska by³a uczennic¹ Prywatnego Gimnazjum ¯eñskiego Jadwigi Kowalczykówny i Jadwigi Jawurkówny. We wrze niu 1939 podczas obrony Warszawy zginê³a jej najstarsza siostra, Halina. Ojciec dosta³ siê do niewoli sowieckiej, zgin¹³ w Katyniu. W czasie okupacji niemieckiej Zofia z matk¹ i siostr¹ mieszka³a w Warszawie. Kontynuowa³a naukê na tajnych kompletach swojej szko³y, zda³a maturê w 1944 roku. Od 1942 roku bra³a udzia³ w dzia³alno ci konspiracyjnej (Szare Szeregi, pseudonim Zosia), od 1943 roku by³a ³¹czniczk¹ i sanitariuszk¹ Batalionu AK Zo ka . Walczy³a w powstaniu warszawskim. W Powstaniu zginê³a Ewa Stefanowska. Te wydarzenia Zofia Stefanowska opisa³a w publikowanych fragmentach pamiêtnika Z Czerniakowa do ródmie cia (w: Pamiêtniki ¿o³nierzy baonu Zo ka . Powstanie Warszawskie, oprac. T. Sumiñski, Warszawa 1957). Po upadku Powstania uciek³a z transportu do obozu w Pruszkowie. Dotar³a do wsi Olszanka pod ¯yrardowem, gdzie znajdowa³a siê dzia³ka i domek letniskowy rodziny. By³y tam ju¿ matka i babka. Zaczê³a pracowaæ w ewakuowanym z Warszawy do Skierniewic Szpitalu Wolskim. Do Warszawy wróci³a w marcu 1945 i zaczê³a pracê w Bibliotece Narodowej jako sekretarz administracyjny, pozosta³a na tym stanowisku do roku 1947. W kwietniu 1945 rozpoczê³a studia polonistyczne na Uniwersytecie Warszawskim pod kierunkiem Wac³awa Borowego. W 1946 roku pracowa³a przy organizacji wystawy z okazji 125. rocznicy urodzin Norwida. W katalogu (Cyprian Norwid. Wystawa w 125. rocznicê urodzin. Przewodnik, Warszawa 1946) wspólnie ze swoj¹ szkoln¹ nauczycielk¹ Zofi¹ Rotherow¹ opublikowa³a artyku³ Norwid w naszym stuleciu. W 1948 roku po lubi³a Stefana Treugutta, kolegê ze studiów. Mieli dwoje dzieci córkê Ewê i syna Jana. Jeszcze jako studentka w 1948 roku podjê³a pracê w Seminarium Historii Literatury Polskiej UW, najpierw by³a stypendystk¹, pó niej asystentem, pracowa³a tam do roku 1953. W roku 1950 na podstawie rozprawy Listy S³owackiego jako ród³o s¹dów o poecie, pisanej pod kierunkiem Borowego, uzyska³a magisterium. W 1953 roku zosta³a zatrudniona w Instytucie Badañ Literackich PAN najpierw jako asystent, pó niej (1954) adiunkt, docent (1968), profesor nadzwyczajny (1976) i w koñcu profesor zwyczajny (1994). W Instytucie pracowa³a do emerytury, na któr¹ przesz³a w roku 1997. W 1955 roku zaczê³a wspó³pracowaæ z Pamiêtnikiem Literackim , w 1964 zosta³a cz³onkiem redakcji. Publikowa³a tu wiele rozpraw i bardzo wnikliwych recenzji. Niestrudzenie pracowa³a z autorami nadsy³anych do Pamiêtnika tekstów, wskazuj¹c zdania s³abo uzasadnione, naiwne, zbyt radykalne. Po wiêca³a tej pracy wiele czasu, sprawdzaj¹c w ró-


221

d³ach tezy w¹tpliwe. Z dociekliwo ci¹ wskazywa³a to, co zniknê³o z pola uwagi autora, wydobywa³a problemy istotne, znajduj¹ce siê rzekomo obok g³ównego nurtu jego zainteresowañ. Z lekk¹ ironi¹ wytyka³a ograniczony k¹t widzenia i zasiêg lektur. Uczy³a autorów Pamiêtnika krytycznego my lenia i odpowiedzialno ci za s³owo, mo¿na uznaæ, ¿e na tym polu najpe³niej wykorzystywa³a swój talent pedagogiczny. W latach 1958-1970 pisa³a recenzje dla miesiêcznika Nowe Ksi¹¿ki . Powa¿ne prace nad twórczo ci¹ Adama Mickiewicza rozpoczê³a od referatu Katechizm pielgrzymstwa polskiego, wyg³oszonego w Roku Mickiewiczowskim (1955), w nastêpnym roku opublikowa³a w serii Biblioteka Narodowa Ksiêgi narodu polskiego i pielgrzymstwa polskiego w nowym opracowaniu (Wroc³aw 1956, wznowione 2004). Na Miêdzynarodowym Zje dzie Mickiewiczowskim wyst¹pi³a z referatem Mickiewicz i Lamennais w l. 1830-1834, opublikowanym w ksiêdze pokonferencyjnej (Adam Mickiewicz 1855-1955, Wroc³aw 1958). W 1959 roku wyjecha³a do Pary¿a, by prowadziæ dalsze prace nad Ksiêgami. Ich efektem by³a ksi¹¿ka Historia i profecja. Studium o Ksiêgach narodu i pielgrzymstwa polskiego Adama Mickiewicza (Warszawa 1962, wznowiona Kraków 1998), która mia³a siê staæ podstaw¹ przewodu doktorskiego. Na wniosek Stanis³awa Pigonia ksi¹¿kê tê uznano za rozprawê habilitacyjn¹ (habilitacjê uzyska³a w marcu 1965). Wcze niej Zofia Stefanowska obroni³a rozprawê doktorsk¹ Cz³owiek rozs¹dny i cz³owiek szalony w Dziadach pierwszych i czwartych (1964, maszynopis powielany w Bibliotece IBL). Promotorem by³ Kazimierz Wyka. Od 1964 roku by³a cz³onkiem komitetu redakcyjnego Dzie³ wszystkich Adama Mickiewicza, redaktorem naczelnym by³ Konrad Górski, ukaza³y siê jedynie t. I Wiersze, t. IV Pan Tadeusz. Jej pierwsze teksty o Dziadach stanowi³y prawdziwy prze³om w interpretacji tego dzie³a. Zupe³nie now¹ perspektywê w pytaniu o status bohatera czwartej czê ci wprowadzi³a w opublikowanym fragmencie pracy doktorskiej Próba zdrowego rozumu ( Twórczo æ 1964 nr 4). Wielkie zainteresowanie wywo³a³ wyg³oszony w IBL referat pt. wiat owadzi w IV cz. Dziadów . Stale og³asza³a rozprawy o Mickiewiczu, zebrane pó niej w tomie Próba zdrowego rozumu. Studia o Mickiewiczu (Warszawa 1976, drugie wydanie, zmienione 2001). Artyku³y mickiewiczowskie z lat dziewiêædziesi¹tych i z pocz¹tku nowego stulecia, rozproszone po czasopismach naukowych i ksiêgach zbiorowych, nie zosta³y zebrane w ksi¹¿ce. Stefanowska zamieszcza³a równie¿ wstêpy lub pos³owia do wielu wydañ Pana Tadeusza i Dziadów. W 1958 roku do próbnego zeszytu niezrealizowanego dzie³a zbiorowego Dwie cie lat literatury polskiej opracowa³a has³a Stanis³aw Cho³oniewski i Pla-


222

cyd Jankowski. W latach 1965-1968 prowadzi³a wyk³ady zlecone i æwiczenia na polonistyce Uniwersytetu Warszawskiego. Od roku 1966 by³a cz³onkiem Komitetu Nauk o Literaturze Polskiej PAN i Rady Naukowej IBL. W roku 1976 podpisa³a protest przeciw projektowanym zmianom w Konstytucji PRL. W IBL PAN kierowa³a Zespo³em Psychosocjologii Literatury. Zespó³ ten organizowa³ konferencje interdyscyplinarne, które by³y wa¿nym miejscem dyskusji na temat tradycji polskiej kultury, gromadz¹cych przedstawicieli ró¿nych rodowisk naukowych. Materia³y konferencji z³o¿y³y siê na kolejne tomy, których Zofia Stefanowska by³a redaktork¹: Przemiany tradycji barskiej (Kraków 1972), Swojsko æ i cudzoziemszczyzna w dziejach kultury polskiej (Warszawa 1973), Tradycje szlacheckie w kulturze polskiej (Warszawa 1976), Dzie³o literackie jako ród³o historyczne (Warszawa 1978, wspólnie z Januszem S³awiñskim). Kontynuacj¹ tych jej zainteresowañ by³a redagowana z Januszem Tazbirem seria ksi¹¿ek ¯yciorysy historyczne, literackie i legendarne (Seria 1, Warszawa 1980; wyd. 2 1984; Seria 2, Warszawa 1989; Seria 3, Warszawa 1992). W 1983 roku Zofia Stefanowska zosta³a cz³onkiem redakcji za³o¿onego wówczas rocznika Studia Norwidiana . Podjê³a prace nad wydaniem krytycznym dzie³ Norwida. Od lat sze ædziesi¹tych publikowa³a wa¿ne rozprawy po wiêcone poecie, zebra³a je w tomie Strona romantyków. Studia o Norwidzie (Lublin 1993). Studia Norwidiana dedykowa³y jej tom XIV. W 2007 roku dzia³aj¹ca w Lublinie Fundacja Norwidowska przyzna³a jej medal Za zas³ugi w upowszechnianiu twórczo ci C. Norwida . Nale¿a³a do Zarz¹du G³ównego Towarzystwa Literackiego im. Mickiewicza, ponadto do Towarzystwa Popierania i Krzewienia Nauk, Towarzystwa Naukowego Warszawskiego oraz Towarzystwa Naukowego KUL. Jako wiceprezes Ogólnopolskiego Komitetu Mickiewiczowskiego, pracowa³a przy organizacji jubileuszu 200-lecia urodzin poety (1998). W latach 1994-1996 roku wyk³ada³a w Instytucie Filologii Polskiej Akademii Podlaskiej w Siedlcach. Po przej ciu w 1997 roku na emeryturê w IBL, prowadzi³a seminarium magisterskie na Uniwersytecie Warszawskim. Wyk³ada³a na Uniwersytecie Jagielloñskim, prowadzi³a zajêcia z edytorstwa na Uniwersytecie Kardyna³a Stefana Wyszyñskiego (2000 2004). Wielk¹ strat¹ dla polskiej nauki by³o to, ¿e Zofia Stefanowska nigdy nie by³a zwi¹zana na sta³e z ¿adn¹ uczelni¹. Pod jej kierunkiem powsta³o niewiele magisteriów, ukoñczone zosta³y tylko dwa doktoraty (Gra¿yny Halkiewicz-Sojak i Marka Troszyñskiego), do obrony dwu kolejnych (Marzeny Kryszczuk i Ewy Mirkowskiej) dosz³o ju¿ po jej mierci. Z tego te¿ powodu brakowa³o uczniów, którzy pracowaliby dalej pod jej kierunkiem. Zawsze jednak by³a gotowa do rozmowy, czyta³a i komentowa³a maszynopisy nieukoñczonych tekstów, udziela³a wskazówek. Bezcenne by³y jej


223

uwagi podczas dyskusji nad referatami wyg³aszanymi na zebraniach lub konferencjach naukowych. Zofia Stefanowska by³a wybitnym edytorem. W 1991 roku objê³a kierownictwo zespo³u przygotowuj¹cego edycjê krytyczn¹ Dzie³ Adama Mickiewicza, na zebraniach zespo³u wyg³oszono wa¿ne referaty (o modernizacji tekstów romantycznych, o tekstologii Pana Tadeusza, o metodzie edytorskiej Czes³awa Zgorzelskiego), by³y one wietn¹ szko³¹ edytorstwa naukowego. Prace nad edycj¹ krytyczn¹ uleg³y zahamowaniu po mierci wielu wybitnych uczonych tworz¹cych trzon komitetu redakcyjnego. Równocze nie Stefanowska razem ze Zbigniewem Jerzym Nowakiem i Czes³awem Zgorzelskim tworzy³a Redakcjê Naczeln¹ popularno-naukowego, siedemnastotomowego wydania rocznicowego Dzie³ (Warszawa 1993-2006). Dla tego wydania przygotowa³a tom trzeci zawieraj¹cy Dramaty. Stefanowska opracowa³a dla tego wydania tekst Dziadów przynosz¹cy kilkana cie emendacji poprawiaj¹cych powtarzane przez dziesi¹tki lat b³êdne lekcje. Dziêki jubileuszowi 200-lecia urodzin uda³o siê opublikowaæ podobizny autografu Dziadów wraz z jej transliteracj¹ (Warszawa 1998) efekt ponad dwudziestoletniego obcowania edytorki z rêkopisami poety. Stefanowska og³asza³a równie¿ rozprawy na temat problemów edytorskich twórczo ci Mickiewicza i z zakresu teorii edytorstwa. Na Zje dzie Polonistów w Krakowie w 2004 roku wyg³osi³a referat Status tekstu kanonicznego: romantyzm (druk: Polonistyka w przebudowie, pod red. Ma³gorzaty Czermiñskiej, Kraków 2004, t. I). Jej prace edytorskie sz³y w parze z filologiczn¹ dociekliwo ci¹. Sama przy jakiej okazji mówi³a autoironicznie, ¿e zainteresowanie szczegó³ami tekstu bierze siê z wielokrotnego czytania korekt, dlatego próbuje dociekaæ, sk¹d w Dziadach wziê³y siê takie np. okre lenia, jak dzieci po¿erca, prawno æ, samum, monsieur ¯oko. £¹czy³a Stefanowska pasjê odkrywcy z wielkim szacunkiem dla poprzedników. Stara³a siê dok³adnie poznaæ ich warsztat naukowy i pokazaæ metody pracy, pisa³a o Borowym, Pigoniu, Nowaku i Zgorzelskim. W³o¿y³a wiele wysi³ku w utrwalenie ich dorobku naukowego. Stara³a siê o wznowienie ich ksi¹¿ek. Po mierci Zgorzelskiego wspólnie z Mari¹ Kalinowsk¹ przygotowa³a do druku drugi tom Wierszy Adama Mickiewicza w podobiznach autografów (Wroc³aw 1998). Wyda³a rozproszone szkice Borowego o Norwidzie i ¯eromskim, przygotowa³a z w³asnym pos³owiem wznowienie O poezji polskiej XVIII wieku (Warszawa 1978). Wspólnie z Andrzejem Paluchowskim zebrali i opublikowali Studia i szkice literackie, zawieraj¹ce tak¿e inedita (t. I II, Warszawa 1983). Niepublikowane wyk³ady Borowego o Mickiewiczu wydrukowa³a na podstawie zachowanych notatek uczonego w drugim wydaniu nieukoñczonej monografii O poezji Mickiewicza (Lublin 1999). Postara³a siê o wznowienie najwa¿niejszej ksi¹¿ki Wik-


224

tora Weintrauba (Poeta i prorok: rzecz o profetyzmie Mickiewicza, Warszawa 1998) i przygotowa³a wybór jego rozproszonych i trudno dostêpnych publikacji mickiewiczowskich (Mickiewicz mistyczny polityk i inne studia o poecie, Warszawa 1998). Niestrudzenie pracowa³a do samego koñca w kwietniu 2006 na sympozjum Polskiej Akademii Umiejêtno ci w Krakowie wyg³osi³a wyk³ad Wac³aw Borowy jako badacz Mickiewicza, opublikowany w ksi¹¿ce Wac³aw Borowy (1890-1950) uczony i humanista (pod red. Juliana Ma lanki, Kraków 2008); w czerwcu tego roku bra³a udzia³ w konferencji TLiAM we Lwowie (tekst referatu opublikowany w ksi¹¿ce zbiorowej pod red. Stanis³awa Makowskiego, Mickiewicz we Lwowie. Materia³y z sympozjum, Warszawa 2007); w marcu 2007 bra³a udzia³ w konferencji edytorskiej w Toruniu, przygotowywa³a referat na odbywaj¹c¹ siê na prze³omie kwietnia i maja konferencjê Norwidowsk¹ w Rzymie. Do Rzymu ju¿ nie dotar³a. Umar³a w Warszawie 27 kwietnia 2007. Za dzia³alno æ powstañcz¹ zosta³a odznaczona miêdzy innymi Krzy¿em Walecznych (1989), oraz Warszawskim Krzy¿em Powstañczym. W styczniu 2007 roku otrzyma³a z³oty medal Gloria Artis przyznawany przez ministra kultury i dziedzictwa narodowego. Pe³na bibliografia jej prac do roku 2002, zebrana przez Teresê Winek, zosta³a opublikowana w zbiorze studiów Romantyzm. Poezja. Historia. Prace ofiarowane Zofii Stefanowskiej (pod red. Marii Prussak i Zofii Trojanowiczowej, Warszawa 2002). Maria Prussak


Wiek XIX. Rocznik Towarzystwa Literackiego im. A. Mickiewicza, Rok I (XLIII) 2008

JADWIGA ZIÊTARSKA (1928-2008)


226

Ka¿dy, kto jeszcze w po³owie lat dziewiêædziesi¹tych ubieg³ego stulecia rozpoczyna³ studia na Wydziale Polonistyki Uniwersytetu Warszawskiego musia³ z pewno ci¹ widzieæ drobn¹, starsz¹ kobietê, która ci¹gn¹c za sob¹ nieod³¹czny wózeczek na kó³kach, wchodzi³a do gmachu i z wysi³kiem wspina³a siê na pierwsze piêtro, aby w pokoju numer 23 móc przyjmowaæ na dy¿urze swych studentów i rozmawiaæ z nimi równie¿ na temat prac proseminaryjnych oraz magisterskich. Pomimo trudu ostatnich lat ¿ycia, Profesor Jadwiga Ziêtarska, by³a zawsze pogodna i u miechniêta, spogl¹da³a na polonistyczn¹ m³ód z rado ci¹ tym wiêksz¹, im bardziej ponure wie ci o rzekomym kulturalnym barbarzyñstwie m³odego pokolenia dociera³y w okolice Krakowskiego Przedmie cia. Dla wielu studentów zetkniêcie siê z Ni¹ by³o spor¹ niespodziank¹ filigranowa, krucha, pochylona sylwetka Pani Profesor w z³udny sposób podsuwa³a wizjê zajêæ tradycyjnych, przewidywalnych, niemal nu¿¹cych. Tymczasem zaskakuj¹co mocny i zdecydowany g³os, b³yskotliwy sposób my lenia, znakomite poczucie humoru, a przede wszystkim rozleg³y zakres wiedzy, oczytania, erudycji potrafi³y skonfundowaæ najbardziej nawet zatwardzia³ego dydaktycznego sceptyka . Rzecz jednak nie tylko w sposobie prowadzenia zajêæ czy przejrzystej i precyzyjnej konstrukcji wywodu. Z racji swego wieku oraz niewyczerpanych pok³adów ludzkiej serdeczno ci i ¿yczliwo ci, Pani Profesor potrafi³a hojnie obdarowywaæ swych s³uchaczy i uczniów ¿yciow¹ m¹dro ci¹ i bezcennym a rzadkim w dzisiejszych czasach ciep³em zwyczajnej wydawa³oby siê rozmowy, partnerskiego i bliskiego dialogu, którego fundamentem by³a wzajemno æ, a celem wiadome utwierdzanie cz³owieczeñstwa oraz humanistycznych pasji bycia i dzia³ania w wiecie. Profesor Jadwiga Ziêtarska odesz³a 11 kwietnia 2008 roku. By³a z pochodzenia w³oc³awiank¹, urodzi³a siê 4 wrze nia 1928 roku w rodzinie inteligenckiej, ojciec Jan Ziêtarski by³ bankowcem, za matka Zofia z Miszewskich pedagogiem. Po koszmarze wojny i okupacji hitlerowskiej, której do wiadczy³a w Warszawie, Jadwiga Ziêtarska ukoñczy³a Liceum Ogólnokszta³c¹ce im. Marii Konopnickiej we W³oc³awku (1950), by rozpocz¹æ studia polonistyczne na Uniwersytecie Miko³aja Kopernika w Toruniu (1950-1953) i kontynuowaæ je na Uniwersytecie Wroc³awskim (1953-1955). Magisterium, którego promotorem by³ prof. Tadeusz Mikulski, po wiêci³a kwestiom o wieceniowej krytyki i teorii literatury. Po ukoñczeniu studiów przenios³a siê do Warszawy i rozpoczê³a pracê w Pañstwowym Wydawnictwie Naukowym jako redaktorka w dziale Filologii Polskiej i Jêzykoznawstwa Ogólnego, kieruj¹c m.in. wydaniem Kursu jêzykoznawstwa ogólnego de Saussure a, Wstêpu do jêzykoznawstwa indoeuropejskie-


227

go Meilleta czy licznych prac zbiorowych, np. tomów Polska krytyka literacka (1800-1918), Spór o racje bytu polskiej sztuki narodowej (1857-1891) w serii Z Dziejów Polskiej Krytyki i Teorii Sztuki czy Z polskich studiów slawistycznych. W tym równie¿ okresie zadebiutowa³a jako krytyk, publikuj¹c w Przegl¹dzie Humanistycznym (1957 nr 1) recenzjê ksi¹¿ki O sztuce t³umaczenia. W roku 1962 Jadwiga Ziêtarska zosta³a zatrudniona jako asystentka na Wydziale Polonistyki Uniwersytetu Warszawskiego i w³a nie tu przy Katedrze Historii Literatury Staropolskiej przygotowa³a pod kierunkiem prof. Zdzis³awa Libery dysertacjê doktorsk¹ Przek³ad w pogl¹dach literackich polskiego O wiecenia. W 1968 roku, na podstawie tego studium, uzyska³a tytu³ doktora nauk humanistycznych i otrzyma³a stanowisko adiunkta. Uczona habilitowa³a siê na podstawie rozprawy O metodzie krytyki literackiej w dobie O wiecenia (Warszawa 1981), uzyskuj¹c stanowisko docenta. W kolejnych latach Jadwiga Ziêtarska zdecydowanie umocni³a swoje zwi¹zki z francusk¹ my l¹ intelektualn¹ dziêki kilkuletniemu pobytowi w Institut National des Langues et Civilisation orientales w Pary¿u (1983-1984) oraz Université Michel Montaigne w Bordeaux (1984-1988), ³¹cz¹c pracê lektora jêzyka polskiego z zainteresowaniami badawczymi (aktywnie wspó³pracowa³a z Centre Interdisciplinaire de Langues et Littérature i Institut d Etudes Slaves Uniwersytetu w Bordeaux). Po powrocie do Polski otrzyma³a tytu³ profesora nadzwyczajnego Uniwersytetu Warszawskiego (1991) i pracowa³a na Wydziale Polonistyki UW do przej cia na emeryturê w roku 1999. Wspomnieæ trzeba równie¿ o Jej aktywno ci w organizacjach i towarzystwach naukowych, zw³aszcza za w Towarzystwie Literackim im. Adama Mickiewicza (od 1962 roku; przez wiele lat by³a Sekretarzem Zarz¹du Oddzia³u Warszawskiego TLiAM) oraz Polskim Towarzystwie do Badañ nad Wiekiem Osiemnastym (od 1996 roku). W dowód zas³ug dla rozwoju my li humanistycznej oraz dydaktyki uniwersyteckiej w Polsce Profesor Jadwiga Ziêtarska zosta³a odznaczona Z³otym Krzy¿em Zas³ugi (1992), Medalem Komisji Edukacji Narodowej (2001), Krzy¿em Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski (2003), a tak¿e licznymi nagrodami Ministra Edukacji Narodowej oraz Rektora Uniwersytetu Warszawskiego. Zainteresowania naukowo-badawcze Profesor Jadwigi Ziêtarskiej koncentrowa³y siê wokó³ dwóch zasadniczych krêgów zagadnieñ: translatologii i krytyki literackiej oraz filozofii moralnej i antropologii XVIII wieku (ze szczególnym uwzglêdnieniem sytuacji we Francji i w Rzeczypospolitej). Owocem refleksji zwi¹zanej z pierwsz¹ z wymienionych p³aszczyzn by³y ksi¹¿ki autorskie (Sztuka przek³adu w pogl¹dach literackich polskiego O wiecenia, Wroc³aw 1969 oraz wspomniana ju¿ rozprawa habilitacyjna O metodzie krytyki literackiej w dobie


228

O wiecenia, Warszawa 1981), a tak¿e liczne studia i artyku³y naukowe, bêd¹ce równie¿ plonem udzia³u Badaczki w szeregu krajowych i miêdzynarodowych konferencji (m.in. Ludzie O wiecenia o roli przek³adów, w: Problemy literatury polskiej okresu O wiecenia, Wroc³aw 1973; Pojêcie warto ci przek³adu w okresie prze³omu literackiego 1815-1830, w: Poetyka i stylistyka s³owiañska, Warszawa 1973; La comparaison dans la critique littéraire du siècle des Lumières, w: Actes du VIIIe Congrès de l Association internationale de littérature comparée, Stuttgart 1980; Les bucoliques polonaises (1778) illustrées par Eisen, w: L illustration du livre et la littérature au XVIIIe siècle en France et en Pologne, Cahiers de Varsovie 1982; O sposobach wyra¿ania dawnej my li translatorskiej, w: Traduzione e rielaborazione nelle letterature di Polonia, Ucraina e Russia XVI-XVIII secolo, Gargano sul Garda 1999). Ksi¹¿ek zwi¹zanych z drugim krêgiem badawczym Uczona nie zd¹¿y³a niestety opublikowaæ choæ wiadomo, ¿e niemal do ostatnich chwil pracowa³a nad rozprawami po wiêconymi zagadnieniom przyja ni oraz my li i filozofii moralnej. Na szczê cie czytelnicy maj¹ tu do dyspozycji wiele artyku³ów i studiów autorstwa Pani Profesor (m.in. Les aspects moraux de la vie urbaine d après quelques écrivains polonais du XVIIIe siècle, w: La ville au XVIII siècle, Aix-en-Provence 1975; L homme sensible et l homme passioné. (Le problème moral dans les périodiques polonais à l aube du romantisme), Cahiers d Histoire Littéraire Comparée 1985, nr 8/9; Jana niadeckiego pogl¹dy na naturê ludzk¹. (Prawdy martwe czy ¿ywe?), w: W ród pisarzy O wiecenia, Bydgoszcz 1997; Madeleine de Scudéry o przyja ni, Rocznik Uniwersytetu Marii Curie-Sk³odowskiej 2002/2003, nr 20/21). Wszystkie prace naukowe Profesor Jadwigi Ziêtarskiej, monografie, studia, rozprawy, a nawet drobniejsze eseje lub recenzje charakteryzowa³y siê imponuj¹cym warsztatem naukowym, szeroko ci¹ spojrzenia, g³êboko ci¹ analizy oraz interpretacji, rzeczowo ci¹ i badawcz¹ uczciwo ci¹, przekonuj¹c¹ argumentacj¹, jasno sprecyzowanymi, przejrzystymi za³o¿eniami i kryteriami poznawczymi. Profesor Jadwiga Ziêtarska co wydaje siê szczególnie smutne nie stworzy³a szko³y naukowej; dokona³a jednakowo¿ czego istotniejszego: poprzez konsekwentnie i wiadomie budowan¹ w³asn¹ ¿yciow¹ postawê zdo³a³a uzmys³owiæ nam, ¿e historyk literatury jest przede wszystkim osob¹, a dopiero pó niej naukowcem, erudyt¹, badaczem.

*** Wczesn¹ jesieni¹ 1997 roku spotka³em Pani¹ Profesor w kompleksie ksiêgarñ o wiatowych na ulicy Kredytowej w Warszawie, niemal dok³adnie naprze-


229

ciw okien mieszkania Mirona Bia³oszewskiego. W³a nie ta topograficzna okoliczno æ sta³a siê pretekstem do nawi¹zania jak zwykle serdecznej i mi³ej rozmowy. Pani Profesor wtenczas ju¿ z niema³ym trudem siêga³a do kolejnych pó³ek i bacznie przegl¹da³a ksi¹¿kowe nowo ci, za koszyk ustawiony na pod³odze tu¿ obok wózeczka na kó³kach stopniowo wype³nia³ siê po brzegi. Zauwa¿y³em jednak, ¿e szczególnie czujnie przygl¹da siê g³o nym i modnym podówczas rozprawom filozoficznym szko³y dekonstrukcjonistycznej, zw³aszcza za kilku wie¿o prze³o¿onym na jêzyk polski ksi¹¿kom Jacquesa Derridy. Ona mi³o niczka przejrzystego stylu Diderota oraz Voltaire a intensywnie, a niemal z dzieciêc¹ rado ci¹ poznania, przerzuca³a kolejne tomy pisane jêzykiem zawi³ym, technicznym, ciemnym. Zwróci³em na to uwagê i wówczas spojrza³a na mnie uwa¿nie, wyra nie siê u miechnê³a i odpowiedzia³a: Niech¿e siê pan nie dziwi, w tej pracy nie mo¿na siê zatrzymywaæ. Warto ci¹gle siê rozwijaæ tak trzeba . Czy zdo³amy odrobiæ lekcjê zadan¹ przez Pani¹ Profesor? Mam nadziejê, ¿e tak. Tak trzeba. Jacek G³a¿ewski


Wiek XIX. Rocznik Towarzystwa Literackiego im. A. Mickiewicza, Rok I (XLIII) 2008

SPRAWOZDANIE ZE ZJAZDU DELEGATÓW ODDZIA£ÓW TOWARZYSTWA LITERACKIEGO IM. ADAMA MICKIEWICZA

W dniach 6-8 czerwca 2008 roku odby³ siê w Bydgoszczy Zjazd Delegatów Towarzystwa Literackiego im. Adama Mickiewicza, zorganizowany przez Zarz¹d G³ówny, Oddzia³ Bydgoski TLiAM oraz Zak³ad Literatury Powszechnej i Komparatystyki Uniwersytetu Kazimierza Wielkiego w Bydgoszczy. Rolê partnera akademickiego przyjê³a Wy¿sza Szko³a Gospodarki, honorowy patronat nad imprezê objêli Jego Magnificencja Rektor UKW prof. Józef Kubik, Prezydent Bydgoszczy Konstanty Dombrowicz, Wojewoda Kujawsko-Pomorski, Rafa³ Bruski oraz marsza³ek Województwa Kujawsko-Pomorskiego Piotr Ca³becki. Warto wspomnieæ, ¿e wsparli oni Zjazd tak¿e finansowo i organizacyjnie. Po muzycznym przywitaniu przez wokalny zespó³ muzyki dawnej pod nazw¹ Fresca Voce, oficjalnego otwarcia obrad w sali posiedzeñ Rady Miasta Bydgoszczy dokona³a, odczytuj¹c zarazem powitalny list Rektora UKW i przekazuj¹c uczestnikom spotkania inne ciep³e s³owa, w tym otwieraj¹cego poprzedni Zjazd w Krakowie prof. Franciszka Ziejki, prezes Oddzia³u Bydgoskiego prof. Lidia Wi niewska. Uroczysto æ swoj¹ obecno ci¹ zaszczycili tak¿e dziekani Wydzia³u Humanistycznego UKW: prof. Andrzej Papuziñski, prof. Jacek Wo ny i prof. Ma³gorzata wiêcicka. Ze swej strony, w imieniu w³asnym i Zarz¹du, zabra³a te¿ g³os Prezes TLiAM prof. Gra¿yna Borkowska, ¿ycz¹c wszystkim owocnych obrad. Dalsz¹ czê æ pierwszego dnia wype³ni³a konferencja naukowa Komparatystyka miêdzy Mickiewiczem a dniem dzisiejszym; ten komparatystyczny motyw


231

towarzyszy³ zreszt¹ uczestnikom w czasie ca³ego Zjazdu i to nie tylko w postaci plakatu ³¹cz¹cego motywy wspó³czesnego bydgoskiego pejza¿u oraz dawnych wydañ prelekcji paryskich. Istotn¹ kwesti¹ sta³o siê zasygnalizowanie ³¹czno ci dzi tak prê¿nie siê rozwijaj¹cej w Europie, a i w Polsce zdobywaj¹cej coraz wiêksz¹ popularno æ, komparatystyki z wart¹ przypomnienia tradycj¹, a jednocze nie z perspektywami na przysz³o æ. Mamy nadziejê, ¿e Towarzystwo równie¿ bêdzie mia³o w tej kwestii wiele do powiedzenia, a skromnym w to wk³adem stanie siê ksi¹¿ka pod wy¿ej wymienionym tytu³em, przygotowywana przez wydawnictwo UKW, w której znajd¹ siê, miêdzy innymi, przedstawione w czasie sesji wyst¹pienia. Tu jednak zaprezentujmy na razie ich g³ówne my li. W otwieraj¹cym sesjê referacie Metoda komparatystyczna Mickiewicza wokó³ eseju Mickiewicza Goethe i Bajron dr Koichi Kuyama (Tokio) zaproponowa³ lekturê Traktatu o poezji z 1827 roku z³o¿onego z dwóch tekstów Mickiewicza: niedokoñczonego eseju Goethe i Bajron oraz Pie ni Wajdeloty z Konrada Wallenroda. Omawiany esej wydaje siê niezwykle interesuj¹cy pod wzglêdem uniwersalno ci ujêcia dwóch opozycyjnych postaw poetów: epika i liryka oraz mo¿liwo ci przywo³ania wielu kontekstów historycznych, zarówno europejskich (np. esej powstawa³ w tym samym czasie, gdy Goethe wyst¹pi³ z koncepcj¹ literatury wiatowej ), jak i indywidualnych, Mickiewiczowskich (esej powstawa³ w okresie przej ciowym miêdzy Sonetami a Konradem Wallenrodem). Autor przedstawia trzy hipotezy, które mog¹ wyja niæ przyczynê przerwania pracy polskiego wieszcza nad esejem: przewarto ciowanie w ocenie twórczo ci Goethego, zniechêcenie siê do wspó³pracy z czasopismami rosyjskimi oraz podjêcie siê przedsiêwziêcia bardziej twórczego (i karko³omnego), jakim by³o napisanie w czasie pobytu w Rosji narodowej powie ci historycznej Konrad Wallenrod. Profesor Bogus³aw Dopart (UJ) w swym wyst¹pieniu Pan Tadeusz w perspektywie nie tylko narodowej zauwa¿a, ¿e Pana Tadeusza traktujemy dzi jako poetyck¹ ojczyznê (Chrzanowski), poemat-Polskê (Pigoñ), polonez wyobra ni narodowej (Przybo ), choæ d³ugo i usilnie kwestionowano warto æ dzie³a jako obrazu ¿ycia narodowego i poetyckiej projekcji polsko ci. Referat ukazuje jednak, jak daleki by³ Mickiewicz w swym opus magnum od stereotypów romantycznej poezji narodowej i standardów metody estetycznej ówczesnej poezji. Rzecz zastanawiaj¹ca: poemat nacechowany specyfik¹ kulturow¹ oraz egzotyk¹ historyczn¹ osi¹gn¹³ wysok¹ rangê w literaturze wiatowej. Wiemy dzi o 53 pe³nych przek³adach na 27 jêzyków i o t³umaczeniach niepe³nych czy fragmentarycznych na 10 dalszych jêzyków. Referent przedstawi³ koleje miêdzynarodowej recepcji poematu, tzn. dzieje przek³adów na wa¿niejsze jêzyki i legendê krytyczn¹ dzie³a, a tak¿e przypomnia³ polskie g³osy na temat stanowiska Mickiewi-


232

cza w literaturze wiatowej. Przedstawi³ te¿ listê czynników, sprzyjaj¹cych rozrostowi s³awy Pana Tadeusza poza granicami Polski. Wystêpuj¹ca w drugiej czê ci sesji prof. Jolanta Sztachelska (UwB) w artykule Dante Henryka Sienkiewicza skupi³a uwagê na badaniu kulturowego zaplecza twórczo ci i osobowo ci autora Trylogii. Wiadomo od dawna, i¿ Sienkiewiczowska estetyka rodzi siê w dialogu z wielkimi wzorami przesz³o ci. Sienkiewiczologia nie podejmowa³a jednak dot¹d tropów dantejskich. Zagêszczenie motywów dantejskich oraz odwo³añ do Boskiej Komedii zaobserwowaæ mo¿na przede wszystkim w Bez dogmatu oraz w Wirach. Sienkiewicz, wzorem romantyków, przyswaja Dantego na ró¿ne sposoby i w wielu aspektach. Dante jest tu przede wszystkim dostarczycielem jêzyka, w którym mówi siê z pasj¹ o poznaniu, mi³o ci do kobiety i ojczyzny, wygnaniu i emigracji, a tak¿e wierze. Analizuj¹c wybrane motywy dantejskie u Sienkiewicza autorka dochodzi do wniosku, i¿ najpowa¿niejszym uzasadnieniem ich obecno ci jest to, i¿ znajduje on w Dantem niezmiernie atrakcyjny dla siebie wzorzec uniwersalnego pisarza chrze cijañskiego. Profesor Micha³ Mas³owski (Pary¿-Sorbona) w swym referacie Z³o nowoczesno ci: J¹dro ciemno ci Józefa Conrada i Czas Apokalipsy Francisa Forda Coppoli dokona³ strukturalnej analizy porównawczej obu tekstów kultury. Dostrzeg³, ¿e z wy³onionych w analizie powie ci: podwójnej narracji, dialogicznej, lustrzanej akcji prowadz¹cej do przemiany bohaterów i zbawienia Kurtza poza podwójnym pocz¹tkiem pozosta³ w filmie jedynie schemat inicjacyjny w postaci obrazu p³yniêcia rzek¹ w stronê róde³ ku temu, co archaiczne. Dzieje siê tak, poniewa¿ Coppola, wykorzystuj¹c schemat Conrada, nie daje cz³owiekowi swoich czasów ¿adnej nadziei, podczas gdy w J¹drze ciemno ci znajduj¹ siê elementy wiadcz¹ce, ¿e pisarz próbowa³, poprzez dotarcie do poprawnego opisu rzeczywisto ci, daæ ludziom szansê na zmianê samych siebie. Doktor Miros³aw Go³uñski (UKW) w tek cie Mit w perspektywie komparatystyki. Majaczenia chorobowe Mitroanii Chorezmijki z I tomu Twarzy ksiê¿yca Teodora Parnickiego zaproponowa³ podej cie mitograficzne do jednego z najbardziej z³o¿onych i fascynuj¹cych fragmentów prozy autora Nowej ba ni. W swym referacie stara³ siê ustaliæ historyczne i genealogiczne podstawy owego majaczenia , skupiaj¹c siê na dwóch pojawiaj¹cych siê w nim obrazach: bramie i s³oñcach. Poprzez rekonstrukcjê dochodzi do konkluzji, ¿e pisarz, wprowadzaj¹c te elementy, buduje wielokulturow¹ mozaikê, której pe³ne zrozumienie i odcyfrowanie mo¿liwe siê staje jedynie poprzez ¿mudn¹ analizê komparatystyczn¹ uwzglêdniaj¹c¹ mity i wierzenia kultur niemal ca³ego staro¿ytnego wiata.


233

W swoim wyst¹pieniu Komparatystyka dzisiaj preliminaria: co, jak i po co porównywaæ? prof. Teresa Kostkiewiczowa (IBL PAN), przechodz¹c do kwestii ogólnych, zwraca uwagê na znaczenie komparatystyki literackiej, zasadzaj¹cym siê na powszechnej wa¿no ci porównywania, które jest jednym z podstawowych zabiegów poznawczych umys³u ludzkiego. Rozumienie badañ komparatystycznych i sposoby ich uprawiania zwi¹zane s¹ z ogóln¹ sytuacj¹ metodologiczn¹ nauki o literaturze, poniewa¿ komparatystyka jest integralnym jej sk³adnikiem. Obszar zainteresowania wspó³czesnej komparatystyki mo¿e zostaæ przedstawiony w postaci trójk¹ta komparatystycznego , którego wierzcho³ki wyznaczane s¹ przez nastêpuj¹ce cz³ony porównywania: miêdzy dzie³ami literackimi a, w szczególno ci, dzie³ami literackimi ró¿nojêzycznymi; miêdzy literatur¹ a innymi sztukami; miêdzy literatur¹ a innymi typami dyskursów jêzykowych. Tak rozumiana komparatystyka mo¿e s³u¿yæ badaniom zarówno ró¿nych typów tekstów kulturowych, jak i rozpoznawaniu wewnêtrznej organizacji i charakteru ca³o ci kulturowej, któr¹ wspó³tworz¹. Utrzymane w podobnie uogólniaj¹cym tonie wyst¹pienie prof. Lidii Wi niewskiej (UKW) Komparatystyka miêdzy Mickiewiczem a dniem dzisiejszym dotyczy³o trzech kwestii. Po pierwsze analogia miêdzy definicj¹ szeroko rozumianej komparatystyki w duchu Henry ego Remaka (w du¿ej mierze znajduj¹c¹ swój obraz w przedstawionym wy¿ej trójk¹cie komparatystycznym ) a wyliczaj¹c¹ definicj¹ kultury Edwarda B. Tylora pozwala na potraktowanie komparatystyki jako zabiegu na tekstach kultury. Po drugie potraktowanie dwu rodzajów Eliadowskich mitów (archaicznego i nowoczesnego) oraz dwu rodzajów paradygmatów (ko³owego i linearnego) jako tertium comparationis pozwala na pokazanie dziêki komparatystyce obecnych w tych tekstach relacji podstawowych figur (Bóg i Natura) oraz kategorii (czas i przestrzeñ) kultury, co pozwala komparatystykê potraktowaæ jako filozofiê kultury. Po trzecie: zarówno interpretacja dzie³ Mickiewicza, jak i jego postêpowanie w prelekcjach paryskich ka¿e dopatrywaæ siê analogii miêdzy jego koncepcj¹ a wymienionym rozumieniem komparatystyki. Drugi dzieñ Zjazdu po wiêcony by³ obradom plenarnym, w czasie których Delegaci, cz³onkowie Zarz¹du, a tak¿e zaproszeni go cie podjêli dyskusjê nad kwestiami zwi¹zanymi z poprzedni¹ czteroletni¹ dzia³alno ci¹, jak i nad wizjami dalszej (w sensie pozytywistycznym) pracy Towarzystwa. Sk³adaj¹ca sprawozdanie z dzia³añ Zarz¹du Prezes Towarzystwa prof. Gra¿yna Borkowska zwróci³a uwagê na zmiany, jakie zasz³y w sposobie jego funkcjonowania w nowej rzeczywisto ci politycznej i gospodarczej. Wymaga³o to zarówno dokonania przegl¹du spraw do za³atwienia (np. kwestia archiwum), zmian w finanso-


234

waniu dzia³alno ci (np. poprzez pozyskiwanie funduszy w postaci grantów), jak i dostosowania siê do nowych form informacji (za³o¿enie strony internetowej). Podkre li³a te¿ ona konieczno æ ci lejszej wspó³pracy oddzia³ów z Zarz¹dem. Po odczytaniu stosownych opinii na temat dotychczasowej dzia³alno ci ustêpuj¹cy Zarz¹d otrzyma³ absolutorium. Wybór prezesa na kolejne lata mo¿na potraktowaæ jako wiadectwo akceptacji tej linii dzia³ania, która zosta³a wyznaczona w ci¹gu poprzednich czterech lat funkcjê prezesa ponownie powierzono prof. Borkowskiej. Odpowiedzi¹ na jej wcze niejsz¹ sugestiê ci lejszej wspó³pracy Oddzia³ów z Zarz¹dem sta³ siê zarówno sk³ad nowego Zarz¹du, jak i innych instancji (sk³ady zarz¹du, komisji rewizyjnej i s¹du kole¿eñskiego podajemy ni¿ej), do których wesz³o wielu przedstawicieli oddzia³ów z ca³ej Polski. Wyrazem ¿ywej reakcji by³o te¿ zg³oszenie przez dr El¿bietê Wróbel propozycji zorganizowania w kolejnym roku spotkania roboczego w Czêstochowie. W tej czê ci dokonano te¿ przyznania honorowego cz³onkostwa Towarzystwa. W dalszej czê ci obrad pojawi³a siê kwestia zmian w statucie Towarzystwa. Chodzi³o przede wszystkim o mo¿liwo æ uzyskiwania osobowo ci prawnej przez poszczególne oddzia³y terenowe. Propozycja ta, gor¹co popierana przez Pani¹ Prezes, ma w za³o¿eniu umo¿liwiæ wiêksz¹ aktywizacjê poszczególnych oddzia³ów, a tak¿e umo¿liwiæ im pozyskiwanie rodków na dzia³alno æ statutow¹ w swoich organach w³adzy terytorialnej, co przy dotychczasowej centralizacji by³o praktycznie niemo¿liwe a na pewno mocno utrudnione, co sygnalizowali przedstawiciele niektórych oddzia³ów. Istotna z punktu widzenia trwania i dzia³alno ci Towarzystwa by³a propozycja zmian w formule czasopisma, przedstawiona przez prof. Barbarê Bobrowsk¹, która powo³ana zosta³a na now¹ redaktor naczeln¹ Rocznika Towarzystwa. Przedstawi³a ona propozycje zmian dotycz¹cych formu³y czasopisma. Stwierdzaj¹c, ¿e pozostaje ono przede wszystkim organem szacownego Towarzystwa, co ujawnia siê zarówno w utrzymaniu charakterystycznych dla niego dzia³ów (np. Kroniki TLiAM), jak i w wyra nej obecno ci w nim dzia³aj¹cych w ramach TLiAM poszczególnych komisji (edytorskiej, komparatystycznej, dydaktycznej), zaproponowa³a jednocze nie, by sta³o siê ono bardziej wyraziste w swym profilu poprzez skupienie siê w du¿ej mierze, choæ nie wy³¹cznie, na wieku XIX, traktowanym jako punkt odniesienia, porównania i wyznaczania mostów ³¹cz¹cych obecn¹ w nim problematykê z problemami innych epok. Jednocze nie uzna³a, ¿e mo¿liwe staje siê podniesienie jego atrakcyjno ci poprzez numery tematyczne (taki charakter mia³ ju¿ ostatni numer Rocznika ). Ta formu³a przy zachowaniu ci¹g³o ci tradycji by³aby szans¹ zarówno na zaktywizowanie cz³onków Towarzystwa, którzy bêd¹ informowani o kolejnych propozycjach wydawniczych, jak


235

i na dotarcie z pismem do szerszej grupy odbiorców i nadanie mu rangi stosownej do znaczenia jednego z najstarszych towarzystw literackich w Polsce. Po ród problemów domagaj¹cych siê wiêkszej uwagi pojawi³a siê kwestia, nieco podupad³ej w ostatnim czasie komisji dydaktycznej. Istotny g³os zabra³a tu mgr Anna Nakielska-Kowalska, cz³onek Zarz¹du Oddzia³u Bydgoskiego, nauczycielka z niema³ym sta¿em i bogatym do wiadczeniem, które prze³o¿y³o siê na wysuniête przez ni¹ liczne bardzo konkretne propozycje zwi¹zane ze wspó³prac¹ miêdzy uczelniami wy¿szymi a szko³ami, szczególnie w zakresie pracy z uczniem zdolnym. Jak zauwa¿y³a, nauczyciel, zw³aszcza m³ody, czêsto jest bezradny wobec szybkiego rozwoju nauk humanistycznych i czêsto nie jest w stanie pomóc swojemu uczniowi tak, jak by chcia³. W tym kontek cie wspó³praca nauczycieli i naukowców wydaje siê oczywista dyskutantka podzieli³a siê zreszt¹ swoimi do wiadczeniami zwi¹zanymi ze cis³¹ wspó³prac¹ miêdzy II LO w Bydgoszczy, gdzie Anna Nakielska-Kowalska pracuje, a UKW. Dzi nauczyciele akademiccy regularnie prowadz¹ w tej szkole zajêcia, prowadz¹ ko³o naukowe, a od wrze nia ruszy klasa o profilu akademickim, w którym czê æ godzin jêzyka polskiego oraz filozofiê bêd¹ prowadzili pracownicy uniwersytetu. W planach jest równie¿ wydawanie czasopisma o zaciêciu naukowym czasopisma szkolno-akademickiego, na którego ³amach swoje teksty bêd¹ publikowali zarówno studenci, jak i uczniowie. Tego typu do wiadczenia dotycz¹ce zreszt¹ nie tylko programów nauczania, wspomnianej wspó³pracy, ale i grantów o wiatowych, umo¿liwiaj¹cych realizacjê zamierzeñ, nie tylko planowanie sk³aniaj¹ do przeniesienia ich i rozwiniêcia w ramach wspomnianej komisji, której kierownictwo p. Nakielska-Kowalska zdecydowa³a siê przyj¹æ. Byæ mo¿e bêdzie to tak¿e sposób na powstrzymanie odp³ywu nauczycieli z Towarzystwa, co niew¹tpliwie nale¿y uznaæ za zjawisko negatywne zwróci³ na to uwagê dr Eligiusz Szymanis z oddzia³u warszawskiego. Jakkolwiek nie bêdzie to remedium na wszystkie bol¹czki, np. na stan powszechnie krytykowanej formu³y nowej matury z jêzyka polskiego, co i tutaj dochodzi³o do g³osu. Intensywne dwa dni obrad zosta³y dope³nione bardziej wypoczynkowo zagospodarowanym wieczorem sobotnim, który uczestnicy Zjazdu spêdzili w przepiêknym pa³acyku w Ostromecku, gdzie zostali podjêci kolacj¹ przez prezydenta Bydgoszczy Konstantego Dombrowicza, wys³uchali koncertu w wykonaniu Collegium Vocale, znakomitego zespo³u muzyki dawnej i bardziej zasobni w si³y odbyli spacer po kwitn¹cym o tej porze roku ostromeckim parku, by pó n¹ por¹ powróciæ do hoteli. Niedziela by³a dniem, który gospodarze Zjazdu przeznaczyli na zapoznanie Delegatów z urokami piêkniej¹cej, nie tylko wiosn¹, Bydgoszczy. Przed po-


236

³udniem mogli oni w zale¿no ci od chêci wzi¹æ udzia³ w mszy wiêtej w zabytkowym ko ciele Klarysek (z jednym z nielicznych witra¿y autorstwa Leona Wyczó³kowskiego), obejrzeæ rzadkie starodruki w salach Bernardinum Biblioteki Wojewódzkiej lub zobaczyæ lady dawnej Bydgoszczy na wystawie w Spichrzach. Wszystkie grupy spotka³y siê w muzeum im. Leona Wyczó³kowskiego, gdzie zwiedzi³y wystawê obrazów patrona muzeum (a dla wielu niespodziank¹ by³a rozleg³o æ zainteresowañ widoczna w twórczo ci tego malarza). Tak¿e w tym dniu pojawi³ siê muzyczny akcent, kiedy to go cie spotkali siê z osobami m³odego kompozytora Micha³a Dobrzyñskiego i skrzypaczki Ewy Gruszki oraz z tym razem nowoczesn¹ muzyk¹ mieszcz¹c¹ siê w tendencjach postmodernistycznych. Nastêpnie ukoiæ ich móg³ rejs tramwajem wodnym po Brdzie, piknik na terenie campusu Wy¿szej Szko³y Gospodarki, a najbardziej wytrwali mogli jeszcze wzi¹æ udzia³ w popularyzatorskim z zamierzenia spotkaniu w Instytucie Filologii Polskiej UKW, pt. Mickiewicz kresowy i paryski , zorganizowanym przez Towarzystwo Mi³o ników Ziemi Wileñskiej, Studenckie Ko³o Kresoznawcze, Oddzia³ Bydgoski TLiAM (UKW) oraz Towarzystwo Przyja ni Polsko-Francuskiej (WSG); wieczorem za obejrzeæ i wys³uchaæ Carmen w bydgoskiej operze. Mamy nadziejê, ¿e ten program jednocze nie trudny, napiêty, mêcz¹cy i zawieraj¹cy elementy mi³e, sympatyczne, pouczaj¹ce, wzruszaj¹ce bêdzie przypomina³ nie tylko o samym Zje dzie Delegatów Towarzystwa Literackiego im. Adama Mickiewicza Anno Domini 2008 w Bydgoszczy, ale tak¿e o naszej pracy w ramach Towarzystwa, która bywa trudna, ¿mudna, mêcz¹ca, ale przynosi równie¿ satysfakcjê. Mamy nadziejê, ¿e elementy tego drugiego rodzaju bêd¹ pomocne w uporaniu siê z tymi pierwszymi. Miros³aw Go³uñski Marta K³ad

ANEKS 1. 2. 3. 4. 5. 6.

Zarz¹d G³ówny prof. dr hab. Gra¿yna Borkowska; prezes dr Jacek Wójcicki; wiceprezes dr Anna Sobieska; wiceprezes dr Irena Szypowska; sekretarz dr Iwona Wi niewska; skarbnik dr Maria Bokszczanin


237

7. 8. 9. 10. 11. 12. 13. 14. 15. 16.

prof. dr hab. Teresa Kostkiewiczowa prof. dr hab. Roman Loth prof. dr hab. Lidia Wi niewska prof. dr hab. Barbara Bobrowska prof. dr hab. El¿bieta Nowicka prof. dr hab. Krystyna Ratajska prof. dr hab. Zdzis³aw Szel¹g dr El¿bieta Wróbel dr Ma³gorzata Burta dr Jacek G³a¿ewski

1. 2. 3. 4. 5.

Komisja Rewizyjna prof. dr hab. Stanis³aw Fita prof. dr hab. Krystyna Stasiewicz dr Monika Gabry dr Violetta Wejs-Milewska mgr Marta Mikosiñska

1. 2. 3.

1. 2. 3.

S¹d Kole¿eñski

prof. dr hab. Piotr Zwierzchowski dr Kazimierz Maci¹g dr Zbigniew Ka mierczyk

Nowi Cz³onkowie Honorowi Towarzystwa Literackiego im. Adama Mickiewicza

prof. Jerzy R. Krzy¿anowski prof. dr hab. Józef Bachórz mgr Czes³awa Szetelska

UCHWA£A TOWARZYSTWA LITERACKIEGO IM. ADAMA MICKIEWICZA Delegaci zebrani na Zje dzie Towarzystwa Literackiego im. Adama Mickiewicza (Bydgoszcz, 6-8 czerwca 2008), realizuj¹c zapisany w Statucie Towarzystwa obowi¹zek troski o program edukacji polonistycznej oraz opiniowania sytuacji i metod nauczania jêzyka polskiego w szkole, poddali gruntownej dys-


238

kusji aktualne problemy szkolnej edukacji polonistycznej oraz sformu³owali szereg wniosków skierowanych do Ministra Edukacji Narodowej. 1. Z ca³¹ moc¹ przypomniano o fundamentalnym znaczeniu zdobywanej na lekcjach jêzyka polskiego wiedzy i umiejêtno ci dla kszta³towania poziomu intelektualnego przysz³ych uczestników ¿ycia zbiorowego, dla otwartej, humanistycznej formacji i wra¿liwo ci m³odego pokolenia oraz dla tworzenia i utwierdzania wspólnoty opartej na znajomo ci symbolicznych znaków kultury, s³u¿¹cych komunikowaniu siê wszystkich Polaków, niezale¿nie od zawodu, wieku i miejsca zamieszkania. 2. Stwierdzono, i¿ nauczanie jêzyka polskiego w naszych szko³ach nie spe³nia tych wa¿nych zadañ edukacyjnych i spo³ecznych, co skutkuje m.in. systematycznym spadkiem czytelnictwa i kontaktu z kultur¹, ubóstwem i niepoprawno ci¹ jêzyka w komunikacji publicznej i prywatnej oraz dominacj¹ technicystycznej wizji wiata, pozbawionej refleksji antropologicznej i aksjologicznej, a tak¿e ograniczeniem zainteresowañ i potrzeb do sfery cywilizacji konsumpcyjnej. 3. Sytuacja ta wymaga natychmiastowych dzia³añ naprawczych, a przede wszystkim uporz¹dkowania spraw programowych, kanonu lektur oraz za³o¿eñ dotycz¹cych przeprowadzania egzaminu maturalnego z jêzyka polskiego. 4 a. Program nauczania zrewidowany i starannie opracowany przy udziale przedstawicieli rodowiska badaczy literatury i jêzyka, nauczycieli z du¿¹ praktyk¹ i osi¹gniêciami pedagogicznymi oraz stowarzyszeñ literackich winien byæ stabilny i nie mo¿e podlegaæ nieprzemy lanym i nieoczekiwanym zmianom, szczególnie powodowanym okoliczno ciami ¿ycia politycznego. b. W kanonie lektur powinna byæ zachowana równowaga miêdzy pi miennictwem epok dawnych i literatur¹ wspó³czesn¹. Do zadañ przedmiotu jêzyk polski nale¿y wprowadzenie uczniów w obszar narodowej tradycji kulturowej oraz ukazanie jej wymiaru uniwersalnego, znajduj¹cego wyraz w ka¿dej z epok narodowej kultury. c. Nale¿y te¿ zrezygnowaæ z jedynie fragmentarycznej lektury wybitnych dzie³ literackich, poniewa¿ tego typu kontakt z tekstem nie tylko nie pozwala dostrzec jego swoisto ci i walorów artystycznych, ale te¿ nie s³u¿y pe³niejszemu odczytaniu jego sensów. d. Mimo ró¿norodnych zwi¹zanych z tym problemów metodycznych nale¿y tak¿e zachowaæ historyczny porz¹dek poznawania rzeczywisto ci literackiej, odstêpowanie od niego skutkuje bowiem ca³kowitym zamêtem i le s³u¿y orientacji uczniów w tendencjach i kierunkach kulturowych przemian oraz w rozumieniu historii.


239

5. Jednym z g³ównych powodów alarmuj¹cej sytuacji w szkolnym nauczaniu jêzyka polskiego jest krañcowa rozbie¿no æ miêdzy za³o¿eniami i tre ciami zapisanymi w podstawie programowej a wymogami egzaminacyjnymi nowej matury. Typ zadañ zawartych w sprawdzianie maturalnym nie odpowiada naturze przedmiotu, wymaga od uczniów mechanicznych i bezrefleksyjnych odpowiedzi zgodnych z kluczem (najczê ciej jednostronnym i schematycznym) przygotowanym przez autorów sprawdzianu. Skutkuje to z jednej strony ograniczaniem samodzielno ci uczniów i rezygnacj¹ z traktowania przez nich dzie³ literackich jako przedmiotu osobistej refleksji i intelektualnej inspiracji, z drugiej za prowadzi do traktowania przez nauczycieli lekcji jêzyka polskiego jedynie jako s³u¿¹cych wytrenowaniu sprawno ci rozwi¹zywania testu maturalnego. Przy takim podej ciu podstawowe zadania kszta³c¹ce i formacyjne przedmiotu nie s¹ w ogóle realizowane, a uczniowie koñcz¹cy szko³ê redni¹ nie zdobywaj¹ wiedzy, umiejêtno ci i dyspozycji intelektualnych, niezbêdnych ka¿demu uczestnikowi ¿ycia zbiorowego. Sposób przeprowadzania sprawdzianu maturalnego, zarówno w czê ci ustnej jak i pisemnej, powinien byæ zmieniony i dostosowany do natury przedmiotu. 6. Czynniki odpowiedzialne za poziom i jako æ nauczania przedmiotu jêzyk polski winny tak¿e zadbaæ o realizacjê programu w zakresie wiedzy o jêzyku. Jest ona nagminnie zaniedbywana w szko³ach, co prowadzi do coraz mniej sprawnego pos³ugiwania siê jêzykiem, a tak¿e do powszechnego braku niezbêdnej cz³owiekowi wspó³czesnemu wiedzy o naturze tego rodka komunikacji spo³ecznej, o jego mo¿liwo ciach i ograniczeniach. Po³o¿enie szczególnego nacisku na tê czê æ programu przedmiotu jêzyk polski jest równie¿ spraw¹ szczególnie wa¿n¹ i piln¹. Przedk³adaj¹c resortowi odpowiedzialnemu za stan edukacji narodowej te wnioski i postulaty rodowiska od dawna ¿ywo zainteresowanego sprawami polonistycznej dydaktyki i uczestnicz¹cego w jej kszta³towaniu, wyra¿amy tak¿e gotowo æ wspó³dzia³ania z instytucjami i gremiami, które prowadz¹ prace nad udoskonaleniem programu przedmiotu jêzyk polski w szkole. W ród cz³onków Towarzystwa Literackiego im. Adama Mickiewicza jest wiele osób (uczonych, wyk³adowców akademickich, nauczycieli z wielkim dorobkiem dydaktycznym, ludzi zwi¹zanych z instytucjami kultury), których do wiadczenie i wiedza mog¹ s³u¿yæ szkolnej edukacji i przyczyniæ siê do naprawienia wad i b³êdnych rozwi¹zañ, które obecnie prowadz¹ do obni¿enia poziomu nauczania polonistycznego w szkole oraz do szkód w intelektualnej formacji m³odego pokolenia.


240

WYKAZ ODCZYTÓW WYG£OSZONYCH W ODDZIA£ACH TOWARZYSTWA OD 1 STYCZNIA 2006 DO 31 GRUDNIA 2007 (na podstawie sprawozdañ Oddzia³ów zestawi³a Magdalena Rudkowska)

1. Bia³ystok, 42 cz³onków, 3 odczyty W. Boguska, Miejsce Wilna w literaturze i kulturze polskiej. Wilno w poezji na podstawie antologii Tobie Wilno W. Boguska, Postaæ kobiety w literaturze polskiej XIX i XX wieku B. Chod ko, O poezji regionalnej

2. Bydgoszcz, 31 cz³onków, 15 odczytów Spotkania Komisji Komparatystycznej: N. Gvozdetskaja, Kulturnyje orientacji driewnierusskoj poezji ili poeticzeskoje tworczestwo ang³osaksow kak coincidentia oppositorum A. B¹czkowska, Próba interpretacji jêzyka w kategoriach coincidentia oppositorum M. Cieszkowski, Nietzsche i coincidentia oppositorum M. K. Siwiec: Los, z³o, tajemnica: ku twórczym ród³om poezji Aleksandra Wata i Czes³awa Mi³osza Analiza powie ci Josepha Conrada J¹dro ciemno ci D. Rybicka, Jakub Józef. My liciel ¯ywiciel M. Go³uñski, Tomasz Mann Teodor Parnicki. Historyzacja mitu mityzacja historii Dyskusja nad Czasem Apokalipsy Francisa Forda Coppoli Spotkanie autorskie z niemieck¹ pisark¹ Miriam Pressler A. Norkowska, Wokó³ Pamiêci i to¿samo ci Jana Paw³a II D. Mazur, Miêdzy Wschodem a Zachodem: horyzonty aksjologiczne literatury europejskiej w lekturze Józefa Czapskiego B. Baku³a, Kanony literackie w Polsce, Czechach i na Ukrainie na prze³omie wieków L. Wi niewska, Don Juan uwodz¹cy i uwodzony M. Gloger, Pozytywizm i kryzys nowoczesnej wiadomo ci. Przypadek Boles³awa Prusa Konferencja Mity to¿samo ci, mity rozdwojenia


241

3. Czêstochowa, 25 cz³onków, 7 odczytów K. Janus, Wokó³ pojêcia twórczo ci. Ze studiów De perfecta poesi Macieja Kazimierza Sarbiewskiego P. Gawliczek, Tradycja romantyczna w pie niach Jacka Kaczmarskiego E. Hurnikowa, Z Czêstochowy na literacki parnas. O poezji W. Seby³y, J. Lieberta, L. Marjañskiej, H. Po wiatowskiej E. Wróbel: Maria Morska i Wiadomo ci Literackie B. £ukarska, wiêci i wi¹tobliwi na kartach wybranych dzie³ literackich XVII w. W. Skrzypczyk, Wokó³ interpretacji Marii Antoniego Malczewskiego J. Waroñska, Bruno Winawer zapomniany komediopisarz Dwudziestolecia

4. Gdañsk, 62 cz³onków, 28 odczytów J. Jarzêbski, Ironiczny ³ad u Schulza Cykl Literatura wobec z³a: Z. Go³ombiowska, W pu³apce tragicznego losu R. Grze kowiak, Grzeszny ¿ywot cz³owieka staropolskiego K. Maksimowicz, Czarne chmury nad o wiecon¹ Rzeczpospolit¹ E. Nawrocka, Wampiryzm romantyczny B. Oleksowicz, Literacki poczet zdrajców J. Data, Pozytywistyczny program ulepszania wiata J. Bachórz, Naprawianie z³a E. Mikiciuk, Sumienie zbrodniarza J. Ciechowicz, Teatr jako s¹d Z. Ka mierczyk, U róde³ z³a W. Owczarski, Literackie obrazy piek³a M. Czermiñska, Literatura le obecna w szkole M. Jarmu³owicz, wiat lagrowany M. Adamiec, Diabe³ w sieci Cykl Akademickie prezentacje literackie krok po kroku: B. Oleksowicz, Od ksi¹¿ki M. Adamiec, do Internetu S. Rosiek, Literatura wobec obrazu M. Czermiñska, Literatura i architektura J. Ciechowicz, Literatura w teatrze K. Kornacki, Literatura na ekranie J. Szy³ak, Literatura w komiksie F. Tomaszewski, Jak czytaæ poezjê?


242

E. Nawrocka, Jak czytaæ prozê? M. Jarmu³owicz, Jak czytaæ dramat? Z. Majchrowski, Jak czytaæ (i pisaæ) esej? R. Grze kowiak, Krótki kurs retoryki stosowanej Promocja ksi¹¿ki Teatr Polski, Rosji i Litwy XX wieku

5. Grójec, 26 cz³onków, 7 odczytów Z. Szel¹g, Z dziejów kultury ¯ydów grójeckich Z. Szel¹g, Bitwa pod Wark¹ 7 kwietnia 1656 r. w literaturze piêknej R. Matyjas, Bitwa pod Wark¹ tradycje patriotyczne i regionalne Z. Szel¹g, Wprowadzenie do wystawy Jerzy Giedroyæ i zagubieni romantycy Promocja ksi¹¿ki Z. liwki Rzecz o Florze Bieñkowskiej A. Molisak, Holocaust w literaturze polskiej i polityka A. Molisak, Holocaust w literaturze polskiej

6. Jaros³aw, 34 cz³onków, 6 odczytów Sesja naukowa w 620. rocznicê z³o¿enia ho³du Królowej Jadwidze przez mieszczan Jaros³awia: K. O¿óg, Rz¹dy Jadwigi Andegaweñskiej w Królestwie Polskim G. Ry , Maria i Marta duchowo æ wiêtej Królowej Jadwigi H. Krêt, Królewska codzienno æ wiêtej Pani Konferencja naukowa w 100. rocznicê mierci Stanis³awa Wyspiañskiego: K. Fazan, Stanis³awa Wyspiañskiego teatr ogromny i intymny . O koncepcji nowoczesnej sceny D. Jarz¹bek, Stanis³awa Wyspiañskiego my lenie o teatrze i dramacie. Studia o Hamlecie M. Antoniuk, Nigdy list ¿aden nie przychodzi w porê . O korespondencji Stanis³awa Wyspiañskiego

7. Katowice, 26 odczytów M. Piechota, Dlaczego S³owacki tylko bywa³ wielkim poet¹? (W wietle jego Listów do matki ) M. Piechota, Miejsce Stylistyki wspó³czesnego jêzyka polskiego w ród przedmiotów filologii angielskiej i germañskiej M. Piechota, Do Nike ? Tak, ale najpierw jako Ksi¹¿ka Miesi¹ca w Bibliotece l¹skiej w Katowicach. O Niesamowitej S³owiañszczy nie Profesor Marii Janion


243

Konferencja Romantyczne przedmowy i przemowy (Cieszyn 17-19.10.2007): M. Strzy¿ewski, O funkcji metakrytycznej przedmów romantycznych B. £aziñska, Dwie przedmowy do Poezji Mickiewicza E. Szymanis, Sam tylko przedmiot historyczny Przedmowa w interpretacji Konrada Wallenroda M. Piechota, Kilka s³ów o Przedmowie do tomiku Wspomnienia z wojny narodowej i sonety wojenne Stefana Garczyñskiego O. Krysowski, Romantyczny etos poety i poezji w Przedmowie do Trzech strun S. Goszczyñskiego E. Kasperski, Parateksty Norwida a wiatopogl¹d romantyzmu A. Krzysztofiak, Artysta w stajence. Koncepcja poety i poezji w mistycznej my li teoretycznoliterackiej Seweryna Goszczyñskiego L. Zwierzyñski, Pisma filozoficzne S³owackiego jako wstêp i rama dzie³a genezyjskiego N. Lipszyc, Oni maj¹ walkê rozpocz¹æ ? Przygotowanie w kontek cie Kordiana J. S³owackiego A. Ziêtek-Ptak, Tragizm w koncepcji J. S³owackiego na podstawie autokomentarzy poety H. Gradkowski, O Przedmowie do Trzech my li pozosta³ych po p. Henryku Ligenzie Z. Krasiñskiego W. Rzoñca, Cypriana Norwida Do Z. K. o zbêdno ci przedmowy W. Toruñ, Norwida poetyka i retoryka pewnego Wstêpu A. Fabianowski, Literacko-polityczne eksplikacje i ekspiacje. Przedmowy Micha³a Czajkowskiego B. Mytych, W jakie ramy Ignacy Domeyko oprawi³ swój Pamiêtnik wygnañca ? E. Malinowska, O przedmowach do Rachunków J. I. Kraszewskiego J. Lyszczyna, Romantyka portret w³asny w przedmowach Konstantego Gaszyñskiego W. Hamerski, Zmyliæ trop: zawczasu, raz jeszcze i raz na zawsze ? Przedmowy do powie ci wspó³czesnych J. I. Kraszewskiego T. Pawlus, Norwid i logika przy-pisywania M. B¹k, Rozwa¿ny i romantyczny. Seweryn Korzeliñski i jego przedmowa do Opisu podró¿y do Australii L. Nawarecka, Bigos romantyczno-postmodernistyczny. O przedmowach Tytusa Szczeniowskiego M. Su³ek, Librecista pariasem w ród dramaturgów. Wokó³ przedmowy Jana Chêciñskiego do hinduskiej opery Stanis³awa Moniuszki M. Makaruk, Historia pewnego nieporozumienia - o przedmowie do Listów z podró¿y A. E. Odyñca


244

8. Kielce, 25 cz³onków Brak informacji

9. Kraków, 40 cz³onków Brak informacji

10. Krasnystaw Brak informacji

11. Krosno, 15 cz³onków, 3 odczyty M. Nowy, Jak czytaæ gazetê codzienn¹? Refleksje dziennikarza, redaktora i nauczyciela akademickiego A. Drozd, Refleksje nad mierci¹ w poezji Zbigniewa Herberta S. Bortnowski, Poezja w szkole, czyli jak prze³amaæ bariery obojêtno ci. Nowe propozycje

12. Lublin, 50 cz³onków, 6 odczytów, spotkañ S. Nieznanowski, Janie do ciê wracamy A. Timofiejew, Twórczo æ poetycka Wincentego Pola na tle literatury miêdzypowstaniowej 1831-1864 S. Nieznanowski, Po co dzi czytamy Jana Kochanowskiego S. Nieznanowski, Kolêdy polskie I. Vonlanthen, Twórczo æ Konstantego Dobrzyñskiego na tle miêdzywojennej poezji politycznej Miêdzynarodowa Konferencja Naukowa Lublin Lwów Wincenty Pol fascynacje literatur¹ i krajobrazem w dwusetn¹ rocznicê urodzin poety, 1807-2007

13. £ód , 35 cz³onków, 5 spotkañ (cyklicznych) Cykl odczytów na temat historii literatury polskiej dla m³odzie¿y licealnej i nauczycieli Cykl warsztatów analitycznych Spotkania z wybitnymi literaturoznawcami XV ogólnopolski Konkurs Literacki o Nagrodê im. K. K. Baczyñskiego Ogólnopolska studencka konferencja naukowa Przestrzenie mierci Od prze³omu romantycznego do dzi


245

14. Mazowsze (d. Opinogóra) Brak informacji

15. Olsztyn, 60 cz³onków Brak informacji

16. Opole Brak informacji

17. Poznañ, 30 cz³onków, 4 odczyty M. Piotrowska, Obronny mur, czyli Mickiewiczowskie tableau vivants T. Kostkiewiczowa, Wiersze pó ne jako kategoria historycznoliteracka Wrêczenie nagród laureatom konkursu im. Profesora Jaros³awa Maciejewskiego wraz z koncertem L. Quinkenstein, Kometa i otch³añ . Refleksje o niemieckim romantyzmie

18. Przemy l Brak informacji

19. Przeworsk, 32 cz³onków, 5 odczytów M. Feduniewicz-Ryzner, Czytanie tekstów kultury K. O¿óg, Jêzyk odbiciem kultury narodowej i regionalnej Sesja naukowa Sytuacja literatury polskiej po 1989 r.: M. Rabizo-Birek, Nowe zjawiska w literaturze polskiej po 1989 r. J. Pasterski, Z emigracji siê nie wraca poeta poza krajem po 1989 r. Z. O¿óg, Tematyka religijna w poezji najm³odszej

20. Rzeszów, 60 cz³onków, 5 odczytów Cz. K³ak, M³ody Pigoñ Cz. K³ak, Stanis³aw Pigoñ wybitny uczony Podkarpacia Cz. K³ak, O jutro polonistyki uniwersyteckiej. Okupacyjna korespondencja Stanis³awa Pigonia z Romanem Pollakiem i Julianem Krzy¿anowskim S. Fita, Warto ci w twórczo ci Boles³awa Prusa Spotkanie z prof. Mart¹ Wyk¹


246

21. Siedlce, 105 cz³onków, 10 odczytów, spotkañ S. Szynkiewicz, Koczownicy wschodniej Europy. Miêdzy najazdami Hunów i Mongo³ów B. Bobrowska, Lalka w wietle nowych teorii psychologicznych A. Chojnacki, Poetyka Macieja Kazimierza Sarbiewskiego H. Mierzwiñski, Wp³yw kultury nowo¿ytnej na wspó³czesn¹ cywilizacjê europejsk¹ (kalokagatia) J. Faryno, Mitopoetyka ogrodu i uczty w Panu Tadeuszu Koncert Poetycki Mazowieccy lirnicy R. Bobryk, Funkcje i symbolika lustra w martwej naturze K. Gmitrzak, S³owo o ksi¹¿ce Lustro (zwierciad³o) w literaturze i kulturze S. Sobieraj, Formizm prawdziwy pocz¹tek polskiej awangardy literackiej Konferencja po wiêcona prof. Stefanii Skwarczyñskiej

22. Starogard Gdañski, 17 cz³onków, 18 odczytów, spotkañ Sesja popularnonaukowa Boles³aw Le mian i jego dziedzictwo W. Owczarski, Fantazmaty Le miana M. ¯ó³ko , Kobiety Le miana M. Milewska-Stawiany, Jêzyk Le miana Spotkanie autorskie z Tadeuszem D¹browskim Z. Majchrowski, Tadeusz Ró¿ewicz. W 85. Rocznicê urodzin wielkiego poety T. Kubiszewski, Jerzy Giedroyæ w 100. rocznicê urodzin G. Mykowski, Archiwum rodzinne Józefa Czapskiego Wystawa Jerzy Giedroyæ i dzie³o jego ¿ycia miesiêcznik Kultura i Biblioteka Kultury Obchody Roku Jêzyka Polskiego Sesja popularnonaukowa w 100-lecie mierci Wyspiañskiego Wyspiañski studium artysty: L. Czartoryska-Górska, Przestrzeñ autobiografii w twórczo ci Wyspiañskiego T. Linkner, Wyspiañski wobec neoromantyzmu J. Ciechowicz, Wyspiañski orze³ w kurniku Spotkanie autorskie z Paw³em Huelle Spotkanie autorskie z Mieczys³awem Abramowiczem R. Nowosielski, Polskich poetów k³opoty z ojczyzn¹ R. Szwoch, Literacka przygoda Tadeusza Majewskiego R. Szwoch, Nowe literackie reminiscencje z podró¿y Andrzeja Grzyba


247

R. Szwoch, Starogard w przestrzeni czterech kultur: polskiej, niemieckiej, ¿ydowskiej i romskiej

23. Suwa³ki, 21 cz³onków, 13 odczytów, spotkañ M. Urbanowicz, Problemy filmowej adaptacji dzie³a literackiego na przyk³adzie Panien z Wilka w adaptacji Andrzeja Wajdy J. Nowacka, Rola biblioteki w nowoczesnym spo³eczeñstwie W. Smaszcz, Poezja ks. Jana Twardowskiego W. Smaszcz, Mickiewicz mniej znany M. Pietrewicz, Problemy oceniania prac maturalnych z jêzyka polskiego M. Urbanowicz, Teatr Stanis³awa Wyspiañskiego M. Urbanowicz, Wybitni Twórcy Wielkiej Reformy Teatru J. Nowacka, Wspó³czesna biblioteka regionalna W. Smaszcz, Poezja Karola Wojty³y Jana Paw³a II M. Pietrewicz, Praca nauczyciela polonisty w szkole redniej wobec aktualnych wymagañ maturalnych VII Miejski Konkurs Recytatorski Gimnazjalistów po wiêcony twórczo ci Mickiewicza M³odo ci! ty nad poziomy wylatuj XV Wojewódzki Festiwal Piosenki i Poezji Patriotycznej VI Miejski Konkurs Ortograficzny Gimnazjalistów Mistrz Ortografii 2007

24. Szczecin, 14 cz³onków, 24 odczyty Cykl wyk³adów dla nauczycieli i licealistów Wszechnica Polonistyczna: E. Ko³odziejek, Jêzyk subkultur m³odzie¿owych na przyk³adzie subkultury hip-hopu P. Micha³owski, Kwiaty polskie Juliana Tuwima. Emigracja historia autobiografia fikcja J. Madejski, Miejsce diarystyki w literaturze wspó³czesnej R. Cie lak, Co widz¹ poeci? O wra¿liwo ci wzrokowej od Le miana do Ró¿ewicza A. Krukowska, Barbie idzie do raju. Kobiety w popkulturze D. D¹browska, Kordian cz³owiek romantyczny D. nie¿ko, G³os i pismo B. Afeltowicz, Kulturowe uwarunkowania w toponimii Pomorza Zachodniego M. Koz³owska, Rytua³ obrzêd teatr. Wspó³czesne koncepcje sztuki teatru R. Maka³a, Sztuka patrzenia A. Kapu ciñska, Miêdzy kultur¹ elitarn¹ i egalitarn¹. Jak rozumieæ warto ciowaæ oceniaæ kulturê dawn¹ i wspó³czesn¹


248

T. Czerska, Nowa kontestacja. Zwi¹zki z kontrkultur¹ literatury polskiej po 1989 r. J. Madejski, Biografia i kultura P. Micha³owski, Le mian poeta nowoczesny E. Ko³odziejek, Subkultura kibiców pi³karskich E. Pajewska, Kultura jako system otwarty B. Afeltowicz, Kulturowe uwarunkowania w toponimii Pomorza Zachodniego M. Koz³owska, Rytua³ obrzêd teatr. Wspó³czesne koncepcje sztuki teatru R. Maka³a, Sztuka patrzenia A. Kapu ciñska, Miêdzy kultur¹ elitarn¹ i egalitarn¹. Jak rozumieæ warto ciowaæ oceniaæ kulturê dawn¹ i wspó³czesn¹ T. Czerska, Nowa kontestacja. Zwi¹zki z kontrkultur¹ literatury polskiej po 1989 r. J. Madejski, Biografia i kultura P. Micha³owski, Le mian poeta nowoczesny E. Ko³odziejek, Subkultura kibiców pi³karskich E. Pajewska, Kultura jako system otwarty J. Jarzêbski, 12 wersji Kosmosu W. Gombrowicza E. Balcerzan, Jeszcze o literacko ci

25. Tarnów, 40 cz³onków, 16 odczytów, spotkañ M. Nawrocki, Miêdzy fizyczno ci¹ a metafizyczno ci¹ o ostatnich wierszach Czes³awa Mi³osza Z. Cygal-Krupa, Jêzykowy obraz matki w poezji Jana Twardowskiego Wyk³ady w ramach projektu Jêzyk wiadectwem naszej to¿samo ci: M. Pachowicz, Jêzyk m³odzie¿y na tle wspó³czesnej polszczyzny A. Borowski, Retoryka to¿samo ci J. Labocha, Grzeczne i skuteczne porozumiewanie siê W. liwiñski, Styl urzêdowy w komunikacji spo³ecznej Z. Cygal-Krupa, Jêzyk polski w wiecie Ogólnopolska konferencja naukowa Wspó³czesna polszczyzna stan, perspektywy, zagro¿enia M. Nawrocki, Ludzie i potworki. Uwagi o ontologii Boles³awa Le miana S. Bortnowski, Czy polonistyka szkolna jest na krawêdzi? S. Bortnowski, M. Nawrocki, Autorytet warto ci cz³owieczeñstwo Obchody Roku Wyspiañskiego: F. Ziejka, Pomsty wszystko wo³a O budzeniu narodu przez Stanis³awa Wyspiañskiego


249

S. Dziedzic, Co porz¹dny ¯yd ma robiæ w literaturze, czyli o dramacie Hirsza Singera z Bronowic Ma³ych K. Bañburski, Pok³osie pobytu Stanis³awa Wyspiañskiego w Tarnowie Warsztaty dla polonistów w ramach projektu Patron mojej szko³y. Portret ¿yciem pisany Konkurs literacki w ramach projektu Patron mojej szko³y. Portret ¿yciem pisany

26. Toruñ, 28 cz³onków, 6 odczytów W. Lewandowski, O literaturze Drugiej Emigracji L. Szaruga, Poezja III RP Tajniki sztuki dziennikarskiej spotkanie z Winicjuszem Schulzem Obchody Dni Wyspiañskiego: J. Skuczyñski, Wesele roku 1901 A. Duda, Twórczo æ Stanis³awa Wyspiañskiego w kontek cie teatru europejskiego P. Skrzypczak, Inspiracje malarstwem a filmowe rodki wyrazu w Weselu w re¿yserii Andrzeja Wajdy

27. Warszawa, 167 cz³onków, 5 spotkañ Spotkanie z Zofi¹ Stefanowsk¹ z okazji zakoñczenia edycji Dzie³ Adama Mickiewicza Konferencja naukowa Dialogi romantyczne Spotkanie z m³odymi poetami warszawskimi: Anet¹ Kamiñsk¹, Joann¹ Mueller, Mariuszem Applem, Dariuszem Dziurzyñskim Konferencja Miêdzy Wschodem a Zachodem. Europa Mickiewicza i innych twórców Spotkanie z Micha³em Mas³owskim (prezentacja ksi¹¿ki Problemy to¿samo ci. Szkice mickiewiczowskie i (post)romantyczne) towarzysz¹ce otwarciu wystawy My z niego wszyscy

28. Zielona Góra, 12 cz³onków, 2 odczyty J. Skuczyñski, wiat³o w Dziadach A. Mickiewicza J. Skuczyñski, Czym siê stanie ta sztuki gontyna . Inspiracje Grecji antycznej w teatrze niemieckim prze³omu XIX i XX wieku


250

ODDZIA£Y TOWARZYSTWA LITERACKIEGO IM. ADAMA MICKIEWICZA 1. Bia³ystok 15 420 Bia³ystok, Pl. Uniwersytecki 4, pok. 57 (Uniwersytet w Bia³ymstoku; Instytut Filologii Polskiej), dr Violetta Wejs-Milewska 2. Bydgoszcz 85 067 Bydgoszcz, ul. Jagielloñska 11 (Uniwersytet Kazimierza Wielkiego; Zak³ad Literatury Powszechnej i Komparatystyki), prof. dr hab. Lidia Wi niewska 3. Czêstochowa 42 200 Czêstochowa, Al. Armii Krajowej 36 A (Akademia im. Jana D³ugosza; Instytut Filologii Polskiej), dr El¿bieta Wróbel 4. Gdañsk 80 952 Gdañsk, ul. Wita Stwosza 55 (Uniwersytet Gdañski; Instytut Filologii Polskiej), prof. dr hab. Jan Ciechowicz 5. Grójec 05 600 Grójec, ul. Zatylna 5 m. 6, prof. dr hab. Zdzis³aw Szel¹g 6. Jaros³aw 37 500 Jaros³aw, ul. Jezuicka 1, mgr Helena Szczepanik 7. Katowice 40 032 Katowice, Pl. Sejmu l¹skiego 1 (Uniwersytet l¹ski; Instytut Filologii Polskiej), prof. dr hab. Marek Piechota 8. Kielce 25 509 Kielce, ul. Le na 16 (Akademia wiêtokrzyska; Instytut Filologii Polskiej), dr Anna Kurska 9. Kraków 31 007 Kraków, ul. Go³êbia 20 (Uniwersytet Jagielloñski; Instytut Filologii Polskiej), prof. dr hab. Bogus³aw Dopart 10. Krasnystaw 22 300 Krasnystaw, ul. Sobieskiego 7c m. 16, mgr Ewa Magdziarz 11. Krosno 38 400 Krosno, Rynek 1 (Pañstwowa Wy¿sza Szko³a Zawodowa w Kro nie), mgr Franciszek Tereszkiewicz 12. Lublin 20 031 Lublin, Pl. M. Sk³odowskiej-Curie 4 (Uniwersytet Marii Curie-Sk³odowskiej; Instytut Filologii Polskiej), dr hab. Artur Timofiejew


251

13. £ód 90 514 £ód , Al. T. Ko ciuszki 65 (Uniwersytet £ódzki; Wydzia³ Filologiczny), dr Krystyna Ratajska 14. Olsztyn 10 725 Olsztyn, ul. Kurta Obitza 1 (Uniwersytet Warmiñsko-Mazurski; Instytut Filologii Polskiej), prof. dr hab. Krystyna Stasiewicz 15. Oddzia³ Mazowiecki w Opinogórze 06 400 Ciechanów, ul. Gen. Sikorskiego 4a m. 55, mgr Mariusz Stawicki 16. Opole 45 040 Opole, ul. Kopernika 11 (Uniwersytet Opolski; Instytut Filologii Polskiej), dr Adrian Gleñ 17. Poznañ 61 874 Poznañ, Al. Niepodleg³o ci 4 (Uniwersytet im. Adama Mickiewicza; Instytut Filologii Polskiej), prof. dr hab. El¿bieta Nowicka 18. Przemy l 37 700 Przemy l, ul. Benszówny 4 m. 1, mgr W³odzimiera Klepacka 19. Przeworsk 37 200 Przeworsk, ul. Jagielloñska 16 (Pedagogiczna Biblioteka Wojewódzka w Przemy lu, Filia w Przeworsku), mgr Katarzyna Rudnicka 20. Rzeszów 35 310 Rzeszów, ul. T. Rejtana 16 c pok. 104 (Uniwersytet Rzeszowski; Instytut Filologii Polskiej), dr Marek Stanisz 21. Siedlce 08 110 Siedlce, ul. G. Orlicz-Dreszera 19/ 21, paw. A, pok. 6 A (Akademia Podlaska; Instytut Filologii Polskiej), dr Ma³gorzata Burta 22. Starogard Gdañski 83 200 Starogard Gdañski, ul. Hallera 34, mgr Grzegorz Mykowski 23. Suwa³ki 16 400 Suwa³ki, ul. E. Plater 33 a (Wojewódzka Biblioteka Publiczna), mgr Marek Urbanowicz 24. Szczecin 71 065 Szczecin, Al. Piastów 40 b (Uniwersytet Szczeciñski; Instytut Filologii polskiej), prof. dr hab. Piotr Micha³owski 25. Tarnów 33 100 Tarnów, ul. A. Mickiewicza 8 (Pañstwowa Wy¿sza Szko³a Zawodowa), mgr Marta Mikosiñska


252

26. Toruñ 87 100 Toruñ, ul. Fosa Staromiejska 3 (Uniwersytet Miko³aja Kopernika; Instytut Literatury Polskiej), dr Maciej Wróblewski 27. Warszawa 00 327 Warszawa, ul. Krakowskie Przedmie cie 26/28 (Uniwersytet Warszawski; Wydzia³ Polonistyki; Instytut Literatury Polskiej), dr Andrzej Guzek 28. Zielona Góra 65 762 Zielona Góra, Al. Wojska Polskiego 69 (Uniwersytet Zielonogórski; Instytut Filologii Polskiej; Zak³ad Literatury Romantyzmu i Pozytywizmu), dr hab. Marta Ruszczyñska


Wiek XIX. Rocznik Towarzystwa Literackiego im. A. Mickiewicza, Rok I (XLIII) 2008

SPIS TRE CI

ARTYKU£Y I ROZPRAWY Józef Bachórz, O potrzebie scalania polskiego wieku XIX ................................................................ 7 Tomasz Sobieraj, Kulturowy model dziewiêtnastowieczno ci .......................................................... 19 Ewa Paczoska, Latarnia czarnoksiêska, czyli dziewiêtnastowieczno æ i nowoczesno æ ................. 39 Jaros³aw £awski, Mickiewicz, wspólnota, historia .......................................................................... 54 Janusz Maciejewski, Wiek XIX jako formacja kulturowa i dziewiêtnastowieczno æ jako antywarto æ ................................................................................................................................ 73 KOMPARATYSTYKA Lidia Wi niewska, Komparatystyka miêdzy Mickiewiczem a dniem dzisiejszym ............................ 81 OMÓWIENIA I MATERIA£Y Ewa Ihnatowicz, Wiek XIX w Wieku .......................................................................................... 111 Adrian Ko³toniak, Recepcja twórczo ci Adama Mickiewicza w Tygodniku Ilustrowanym w latach 1898-1907 .................................................................................................................. 120 T£UMACZENIA Wolfgang Matz, Stan nieestetyczno ci i stan estetyczno ci. Trzy ¿ycia i trzy ksi¹¿ki (prze³. Wojtek Klemm) ............................................................................................................. 133





Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.