Wiek XIX. Rocznik Towarzystwa Literackiego im. A. Mickiewicza, Rok II (XLIV) 2009
ARTYKU£Y I ROZPRAWY
Marek Nalepa Rzeszów
WYIMKI Z POROZBIOROWYCH BIOGRAFII ROZBITKÓW
1. Bankruci i ziemianie Gdy na prze³omie 1783 i 1784 Franciszek Karpiñski z wyrzutami i oskar¿eniami ¿egna³ Warszawê, jego decyzjê powrotu na wie do Dobrowód potraktowano jako nierozs¹dn¹ lub co najmniej dziwaczn¹. Nawet król Stanis³aw August Poniatowski nie móg³ jej zrozumieæ, i korzystaj¹c z pierwszej nadarzaj¹cej siê okazji, zapytywa³ poetê o powody jego niechêci do stolicy. Karpiñski w pamiêtnikach i w elegii autobiograficznej wyja nia³ tê sytuacjê konfliktem etycznym, u pod³o¿a którego sta³y wpojone mu przez ojca zasady ¿yciowe, radykalnie sprzeczne z dworsko-libertyñsk¹ mod¹, której ulegli mieszkañcy Warszawy, oraz niesatysfakcjonuj¹cy go mecenat ju¿ to królewski, ju¿ to Czartoryskich. Na prowincji, o dziwo, wbrew sile manifestowanej kontestacji, wytrwa³ zaledwie rok. Jak pisze w Historii mego wieku i ludzi, z którymi ¿y³em, zarazi³ siê nowoczesn¹ atmosfer¹ ¿ycia wielkomiejskiego, popad³ w swego rodzaju uzale¿nienie od niej, [ ] jak ów pijak gorza³czany, chocia¿ ten trunek cierpki i pal¹cy, przecie¿ mu mi³o zawsze powracaæ do niego 1. Dlatego kolejny raz stan¹³ w równie odpychaj¹cym go, co przyci¹gaj¹cym mie cie. 1 F. Karpiñski, Historia mego wieku i ludzi, z którymi ¿y³em, oprac. R. Sobol, wyd. E. Alek-
sandrowska, Z. Goliñski, Warszawa 1987, s. 125.
6
W czasach stanis³awowskich kierunek wewnêtrznych migracji Polaków by³ w zasadzie jeden: prowincja ci¹gnê³a do Warszawy, która dziêki polityce dworu królewskiego sta³a siê jedynym praktycznie centrum ¿ycia politycznego, gospodarczego i spo³ecznego. Z dalekiego Wo³ynia, Podola, Pokucia, Witebszczyzny, Polesia przybywali do stolicy, porzucaj¹c ojcowiznê, dorastaj¹cy synowie szlacheccy, kierowani b¹d to pobudkami czysto egoistycznymi dla kariery, b¹d bardziej spo³ecznymi pragnieniem aktywnego uczestnictwa w ¿yciu politycznym pañstwa. Owo skoncentrowanie siê w jednym miejscu ró¿nych do wiadczeñ i kultur, ró¿nych marzeñ i aspiracji, zaowocowa³o nie tylko wzajemnym otwarciem siê na siebie prowincji i stolicy; przynios³o ze sob¹ daleko wa¿niejszy skutek w postaci zbiorowego projektu ratowania ojczyzny oraz unowocze nienia struktur administracyjno-prawnych pañstwa szlacheckiego. Mia³o to siê dokonaæ miêdzy innymi przez stopniowe odcinanie siê od sarmackiego tradycjonalizmu, z partykularyzmem, antyurbanizmem i ksenofobi¹ na czele. Wysi³ek reformatorów o wiecenia, w wiêkszo ci przybyszów z prowincji, bardzo szybko zweryfikowa³y kolejne klêski militarne i polityczne, doprowadzaj¹ce w 1795 roku do wymazania Rzeczypospolitej z map Europy i wiata. Ostatnia fala przyp³ywu mieszkañców prowincji do stolicy nast¹pi³a w czasie insurekcji ko ciuszkowskiej i mia³a charakter czysto logistyczny. Potem by³ ju¿ tylko smutny odwrót, a w³a ciwie powrót do prowincjonalnych miasteczek, folwarków, za cianków, na parafie powrót politycznych bankrutów, synów marnotrawnych, nawróconych Alfiuszów, niewolników, wydziedziczonych, wykluczonych, zdegradowanych i zdymisjonowanych pustelników narodowych (Jêdrzej widerski). W ci¹gu kilku lat gwarna dot¹d i eklektyczna stolica opustosza³a. Pozbawiona przybyszów z prowincji, sama zaczê³a ewoluowaæ w kierunku drugorzêdnego miasta pruskiego, licz¹cego u progu nowego stulecia niespe³na 64 tysi¹ce mieszkañców. W prasie lokalnej z tego okresu mno¿¹ siê og³oszenia dotycz¹ce sprzeda¿y pa³aców, kamienic, domów i mieszkañ. Wielu spo ród ich w³a cicieli porzuca³o granice miasta z poczuciem winy, wobec tych szczególnie, którzy na jej ulicach b¹d w nurtach Wis³y (na przyk³ad Jakub Jasiñski) znale li bohatersk¹ mieræ. Przebywaj¹cy od 1789 roku w Warszawie Aleksander Chodkiewicz, major wojsk powstañczych, wiadek rzezi na Pradze, tak wspomina swój pospieszny wyjazd do Wiednia jesieni¹ 1794 roku: Kiedy to piszê, srom mnie ca³ego przenika; nie nale¿a³o mi bowiem opu ciæ Warszawy; powinno ci¹ moj¹ by³o w niej pozostaæ i dzieliæ w koñcu los Wawrzeckiego. M³odo æ jedna mo¿e mnie uniewinniæ tylko. Czyn ten wszelako jest haniebnym w ¿yciu moim i naj-
7
chêtniej krwi¹ moj¹ pragnê go niegdy zmazaæ. Dzieci moje! Nie zapatrujcie siê na ten czyn sromotny ojca waszego, a kiedy los wam zdarzy (czego Bo¿e uchowaj!) gin¹c¹ wasz¹ widzieæ ojczyznê, nie pamiêtajcie nigdy o sobie, lecz j¹ jedynie zajêci, zagrzebcie siê z ni¹ pod jednymi gruzami!2
Niedawni pos³owie, urzêdnicy, ¿o³nierze, literaci szermierze reform i insurgenci powracali do zniszczonych i zaniedbanych gospodarstw, skruszeni politycznymi skutkami swych sanacyjnych aspiracji. Powrót ten odbywa³ siê w atmosferze przygnêbienia, skrajnego smutku czy nawet g³êbokiej depresji. O swoim powrocie na prowincjê pisze przejmuj¹co wspomniany wy¿ej Chodkiewicz: Widok M³ynowa odnowi³ mi nieszczê cia Pragi. Dom bowiem mieszkalny sw¹ zgrzybia³o ci¹ do upadku nachylony, a zrabowany w czasie wojny 1792 roku przez Moskali wystawi³ mi obraz ojczyzny, która niezgod¹ wewnêtrzn¹, a przemoc¹ obcych sta³a ju¿ nad przepa ci¹ swoj¹. Dom ten obali³a wkrótce Matka moja tak jak moj¹ ojczyznê przemoc Rusi; z t¹ tylko ró¿nic¹, ¿e dobra matka wznios³a na tych gruzach wspania³y gmach, kiedy Katarzyna naszej ojczy nie nie wystawi³a nawet pomnika3.
Reformatorzy do wiadczali tragizmu w jego podstawowym, antycznym poniek¹d, znaczeniu, uwik³ani w sytuacjê, w której skutki pozostawa³y w ra¿¹cej sprzeczno ci z obranym celem. Mianowicie sensowno æ ich starañ i wysi³ków, zdobywanej latami wiedzy i do wiadczeñ zosta³a radykalnie zanegowana trzecim aktem rozbiorowym i poprzedzaj¹c¹ go rzezi¹ na Pradze, a niedawny optymizm co do mo¿liwo ci reformowania pañstwa czy wybicia siê na niepodleg³o æ spotyka³ siê z ironicznym wyrokiem dziejów, którego sedno oddawa³ napis na medalu wybitym przez Semiramidê Pó³nocy: Przywróci³am to, co by³o oderwane . Zgorzknia³e ofiary nieszczêsne piekielnej polityki (Cyprian Godebski), pe³ne obaw co do przysz³o ci, zdezorientowane w nowych porz¹dkach, gwa³tem wprowadzanych, usi³owa³y organizowaæ swoje ¿ycie na starych sarmacko-ziemiañskich zasadach4, które w trzydziestoleciu stanis³awowskim spotka³y siê z czê ciow¹ kontestacj¹ ze strony elit politycznych i kulturalnych. Zasiedla³y za2 A. Chodkiewicz, Dzieje znakomitszych wypadków ¿ycia mojego przeze mnie samego rêk¹ w³asn¹ spisane, wraz z niektórymi aneksami mog¹cymi s³u¿yæ do historii polskiej od 1777 roku do 28 grudnia 1819 roku, rkps Bibl. Czartoryskich-MNK 760/31, k. 23v. 3 Tam¿e, k 25. 4 Zob. D. Rolnik, Portret szlachty czasów stanis³awowskich, epoki kryzysu, odrodzenia i upadku Rzeczypospolitej w pamiêtnikach polskich, Katowice 2009.
8
bite dechami M³ynowy, Sieniawy, Wyczó³ki, S³awuty, Babczynice, Powsiny, Kurowy, Klementowice, Piotrowice, Jasienice, Radziwoniszki, Soko³owy, Dzikowy, Klepacze i Osowy, porozrzucane po ró¿nych prowincjach bywszej Polski , podnosz¹c je z ruiny, w któr¹ popad³y na skutek opuszczenia przez dawnych w³a cicieli lub na skutek rabunku. Ów pierwszy etap adaptacji do nowych okoliczno ci dokonywa³ siê przy wyra nej relatywizacji stanu popadniêcia w za cianek. Nie by³ to cel, ale skutek wcze niejszej aktywno ci politycznej i kulturalnej oraz przede wszystkim imperialnych dzia³añ krwawo¿erczych s¹siadów. Dlatego na przyk³ad w wyznaniu Karpiñskiego na temat osiedlenia siê w Kra niku wyra nie przebija rozczarowanie, a nie zachwyt czy poczucie spe³nienia: Od upadku Polski w roku 1795 siedz¹c w kolonii mojej, która z ostêpu dawniej Kra nik nazwanego dzisiaj siê Karpinem zowie, uprawia³em rolê, zapomniany od królów i panów, a samemu tylko w poprawieniu losu mego przemys³owi mojemu zostawiony. [ ] wola³em osie æ w lesie, gdzie porobiwszy oko³o domu mego zagrody silne, ocala³em siê od wilków i nied wiedzi, w mie cie za mieszkaj¹c jaki¿ sposób odgrodzenia siê od z³ego cz³owieka, ¿eby miê nie naszed³? Przydaæ do tego jeszcze nale¿y, ¿e kiedy mojej ojczyzny w zgromadzeniach miêdzy lud mi nie obaczê, có¿ miê tam rozerwaæ i zabawiæ mo¿e?5
Wkrótce jednak owa wewnêtrzna emigracja narzucona przez historiê otrzyma now¹ energiê i oblecze siê znamienn¹ aksjologi¹, aktualizowan¹ w zgodzie z tradycj¹ szlachecko-ziemiañsk¹ i moralistyk¹ staro¿ytn¹ (horacjañsk¹ i wergiliañsk¹). Zdeterminowany odgórnie los tym samym zacznie transformowaæ w wiadomy wybór, co zaowocuje przypomnieniem staropolskiego idea³u szczê liwo ci. Smutna refleksja o konieczno ci historycznej usuniêcia siê na prowincjê zostanie zast¹piona pochwa³¹ mo¿liwo ci uprawiania w³asnego ogródka (Wolter) i zast¹pienia wielkiej ojczyzny ma³ymi, organizowanymi [ ] w gronie kilku przyjació³, na ³onie rodziny i w szczup³ym zakresie ziemi (Cyprian Godebski)6. W pi miennictwie porozbiorowym powracaj¹ wiêc jak bumerang renesansowe i barokowe postulaty oraz warunki szczê liwo ci ziemiañskiej, sprowadzaj¹ce siê do stabilizacji materialnej, poczucia osobistej godno ci, blisko ci rodziny, 5
F. Karpiñski, Historia ., s. 186. K. Ko mian ju¿ jednak w roku 1809 przewidywa³ mo¿liwo æ kolejnego przesuniêcia dominanty w ród owych dwóch ojczyzn. Pisz¹c mianowicie o ma³ej ojczy nie Pu³aw , wtr¹ci³ uwagê: Gdy d¹¿¹c za przodków chwa³¹, / Postawiemy wielk¹ Trojê, / A czciæ nie przestaniem ma³ej (K. Ko mian, Wybór poezji, Kraków 2002, s. 31). 6
9
przyjació³, mo¿liwo ci obcowania z natur¹ i zaspokajania w¹tpliwych nierzadko aspiracji literackich ( niepró¿nuj¹ce pró¿nowanie )7. Nawet w dalekiej Ameryce owe idea³y usi³owa³ wcielaæ w ¿ycie Julian Ursyn Niemcewicz, gdzie prawdziw¹ jego pasj¹ sta³y siê czynno ci domowe, zw³aszcza utrzymywanie ogrodu. Po powrocie do Polski, komentuj¹c ma³e zainteresowanie Litwinów i Polaków kampani¹ 1812, stwierdza³: Ludzie tu byli przyzwyczajeni do spokojnej niewoli i zysków domowych 8. Podobne konstatacje towarzysz¹ refleksjom poetyckim Cypriana Godebskiego, formu³owanym z perspektywy rocznej obecno ci wojsk francuskich w Warszawie. Jak zauwa¿y³, ponad dziesiêcioletnia niewola os³abi³a dusze Polaków przyzwyczajeniem zabójczym dla idei niepodleg³o ci i balansuj¹cym na granicy wynarodowienia: W kraju, gdzie czy sk³onno ci¹, czyli przez narowy Germanizm pozawraca³ i serca, i g³owy, Gdzie niejeden, gdy swobód zaja nia³a pora, Têskni ju¿ po kajdanach, które zrzuci³ wczora, I niekontent z korzy ci, których dzi u¿ywa, Pewno w duszy zobcza³ej cudzych bogów wzywa. Patrz, jak s³owo ojczyzny na szyderskiej twarzy Wzbudza u miech z³o liwy i has³o potwarzy Wpo ród rodaków, którym z bólem rzec to muszê Nieszczê cia zamiast podnie æ, os³abi³y dusze9.
Nied³ugo te¿ zaniedbane w o wieceniu stanis³awowskim dworki szlacheckie stan¹ siê centrami towarzyskimi, kulturalnymi czy nawet gospodarczymi polskiej prowincji. Osowa bêdzie dla jej w³a ciciela równie wa¿nym powodem do dumy jak dramaty jego autorstwa, a to z uwagi na koszty, jakie Alojzy Feliñ7 Zob. S. Grzeszczuk, Idea³y ziemiañskie w literaturze staropolskiej, w: tego¿, Materia³y do studiowania literatury staropolskiej, cz. 1, Rzeszów 1986, s 131. Pisa³ Adam Jerzy Czartoryski: Prawdziwe u nas wiejskie ¿ycie tam tylko godnem jest tego nazwania, gdzie dwór jest folwarkiem, a folwark dworem; gdzie przecieraj¹c oczy nade dniem, ju¿ s³ychaæ parobków, z zaprzê¿onym p³ugiem id¹cych na pole, s³ychaæ byd³o rycz¹ce i stadninê piesz¹c¹ na ³¹ki, widaæ z przeciwka, za zielonem podwórzem stodo³ê, gumno, oborê; gdzie pañstwo nazywani Ojcem i Matka, opiekuj¹ siê w³o cianami, lecz¹ ich, trudni¹ siê wychowaniem ich dzieci, polepszeniem ich moralno ci i losu (A. J. Czartoryski, ¯ywot Juliana Ursyna Niemcewicza, Berlin-Poznañ 1860, s. 10). 8 J. U. Niemcewicz, Pamiêtniki 1809-1820, t. 1, Poznañ 1871, s. 360. 9 Sen. Do Ksawerego Kosseckiego 23 listopada 1807. Fragmenty wierszy, przy których pominiêto notê bibliograficzn¹, podajê za: Miêdzy rozpacz¹ i nadziej¹. Antologia poezji porozbiorowej lat 1793-1806, wstêp P. ¯bikowski; zebr. i oprac. M. Nalepa, Kraków 2006.
10
ski poniós³, aby j¹ urz¹dziæ (nowy dom, ogród, melioracja, remonty dróg). Genera³ i poeta Ludwik Kropiñski w swoim maj¹tku w Woronczynie za³o¿y³ ogrody i pasiekê na wzór bliskich mu Pu³aw, zgromadzi³ bogaty ksiêgozbiór i galeriê obrazów. Aleksander Chodkiewicz we wspomnianym M³ynowie zebra³ bogat¹ bibliotekê, kolekcjê sreber i porcelany, cykl obrazów z dziejów Polski, zorganizowa³ namiastkê muzeum z pami¹tkami po wybitnych postaciach historycznych (znalaz³y siê w nim miêdzy innymi legendarna sukmana Ko ciuszki, czaszka hetmana Chodkiewicza10, czapka Napoleona, szabla Sobieskiego). W ogrodzie wzniós³ oryginalne pod wzglêdem architektonicznym obiekty, na przyk³ad Templum, pe³ni¹ce funkcje kuchni i jadalni, oraz Domek filozoficzny, s³u¿¹cy do prowadzenia eksperymentów chemicznych. Przyk³ady podobnych sposobów wygodnego urz¹dzania siê na prowincji, z dala od fleszów i cieni historii, mo¿na mno¿yæ. Kajetan Ko mian jako jeden z wielu Polaków zmuszonych do wycofania siê po 1794 roku na prowincjê, wprawdzie nie tak odleg³¹ od stolicy, jak to mia³o miejsce w przypadku Chodkiewicza czy Feliñskiego, pisa³: Szczê liwy, kto po smutnym ojczyzny rozbiorze, Osiad³ wiejsk¹ zagrodê i zagon swój orze, I w tym lubym niewinnej prostoty siedlisku Nie s³yszy brzêku kajdan i jêków ucisku. Je li schodz¹c z znaczenia na licho ci ³ono, Wniós³ tam serce niewinne, duszê nieska¿on¹, Je li z wp³ywu swojego, który mia³ do rz¹du, 10 Historiê pozyskania czaszki swego wielkiego antenata opisa³ w dziennikach pod dat¹ 9 maja 1815: Jestem w Ostrogu, gdzie oczekiwali na mnie Hieronim Walewski z ¿on¹, Teresa Bierzyñska z mê¿em Adamem, rodzeni ¿ony mojej, oraz ze Steckich Lubomirska Józefowa, siostrzenica mej ¿ony, z mê¿em i niektórzy z przyjació³ moich. Widzenie siê rodzeñstwa by³o rozrzewniaj¹ce. Dano mnie wiedzieæ od biskupa ruskiego, i¿ gdy dla zrobienia carskich drzwi wy³amywano ca³¹ cianê, na której by³ grób marmurowy ¿ony Jana Chodkiewicza z domu Anny Alojzy Ostrogskiej, znaleziono dwie truny blaszane obok stoj¹ce: w jednej by³a blaszka miedziana z napisem: Anna fundatrix i rok podany 1715, w drugiej krzy¿yk drewniany i szkielet. Biskup mniema³, i¿ szkielet drugi by³ jej mê¿a, na co siê i ja zgodzi³em, bo wiedzia³em z jej testamentu, i¿ siê pochowaæ kaza³a obok mê¿a swojego w Ostrogu u oo. jezuitów. Poniewa¿ by³ to jej grób, widaæ bowiem na jednym z jej portretów rysunek jego, wiêc by³y to niemylnie jej zw³oki, które po spaleniu ko cio³a tego w ro[ku] 1715 jezuici w trunê now¹ z³o¿yæ musieli, jak to powiada znaleziona blaszka. Gdy za stosownie do testamentu ta kaza³a siebie z³o¿yæ obok mê¿a, nie ma w¹tpliwo ci, i¿ szkielet drugi by³ jej mê¿a. Odj¹³em przeto g³owê tego walecznego, abym j¹ z³o¿y³ w mieszkaniu moim! (A. Chodkiewicz, Dzieje , k. 101v).
11
W³asnego prze wiadczenia nie lêka siê s¹du, Wiernie s³u¿y³ ojczy nie, od szwanków przestrzega³, A sam nigdy nie zdradza³, ni zdrajcom ulega³, A na has³o ratunku w ostatnim jej zgonie, Wzgardzi³ ¿yciem i odniós³ blizny w jej obronie, Och, wpo ród niskiej chaty, w ród s³omianej strzechy, Ile¿ ma przyczyn ulgi i róde³ pociechy!11.
Fragment ów to jedno z ostatnich w naszej literaturze wyra nych nawi¹zañ do drugiej epody Horacego, swoisty punkt doj cia polskiej wersji losów lichwiarza Alfiusza, wymuszony przez historiê, w której konieczno æ bardzo szybko przekszta³ci³a siê w wybór. Nie ma tu ju¿ sarmackiego wcielenia homo politicus, jak u pisarzy staropolskich: Daniela Naborowskiego, Samuela Twardowskiego, Jana Libickiego, Wespazjana Kochowskiego, Stanis³awa Miñskiego, etc. Nowoczesny (a wiêc na miarê niewolnika) Alfiusz to wy³¹cznie ziemianin. Poniewa¿ czasy debat, sejmów i sejmików nale¿¹ do przesz³o ci, nie mog¹ byæ postrzegane jako drugie p³uco obywatelskie, nowoczesnego szlachcica-bankruta. W porozbiorowych aktualizacjach epody przynale¿no æ zawodowa czy rodowiskowa g³ównego bohatera i ja lirycznego w jednej osobie niekiedy ca³kowicie zanika. Jest tylko nagi byt konieczno ci i oswajania siê z postulowan¹ przez ni¹ aksjologi¹, niby to kontynuuj¹c¹ pewn¹ tradycjê narodow¹, a w rzeczywisto ci wymuszon¹ przez dzieje.
2. Zak³adnicy i cesarscy janczarowie Bard polski, którego geneza wci¹¿ wywo³uje kontrowersje, jest rodzajem emocjonalnego sprawozdania z podró¿y, jak¹ Adam Jerzy Czartoryski odby³ wraz ze swoim bratem Konstantym. Przypomina w pomy le (obok Pie ni Osjana) Podró¿ sentymentaln¹ Sterne a, jak¿e jednak odmienn¹ w tonacji. S³usznie zauwa¿y³ Kleiner, i¿ jest to pierwszy [ ] pomys³ dantejskiej wêdrówki w ród polskich cierpieñ, który powróci u Krasiñskiego i S³owackiego 12. Bohaterowie Barda przemieszczaj¹ siê w przestrzeni strachu, rozpaczy, ob³¹kania, blu nierstwa, ³ez, nêdzy, ruin, po¿arów i upodlenia. Sumê nieszczê æ i spustoszeñ, zarówno tych 11 Pocz¹tek Pie ni drugiej Ziemiañstwa polskiego, rkps Bibl. Nauk. PAU i PAN w Krakowie 2059, s. 58. 12 J. Kleiner, Sentymentalizm i preromantyzm. Studia inedita z literatury porozbiorowej 1795-1822, wyd. z rêkopisu i oprac. J. Starnawski, Kraków 1975, s. 18.
12
duchowych, jak i materialnych, piêtrzy pamiêæ o niedawnej potêdze kraju, którego go ciñce przemierzaj¹ ju¿ jako niewolnicy, by na koniec wêdrówki w bolesnym westchnieniu podj¹æ refleksjê o skutkach klêski w wymiarze czysto osobistym: ¯egnamy ciebie, ziemio ulubiona, Mus nas okrutny spêdza z twego ³ona.
Adam Jerzy i jego m³odszy o trzy lata brat Konstanty odbyli tê traumatyczn¹ podró¿ na pro bê rodziców, a za rad¹ gubernatora litewskiego Miko³aja Repnina. Ich obecno æ na dworze w Petersburgu mia³a byæ gwarancj¹ dobrej woli i pos³uszeñstwa Adama Kazimierza i Izabeli Czartoryskich, od dawna le notowanych u Katarzyny II i u jej urzêdników, w istocie za mia³a chroniæ przed sekwestrem i grabie¿¹ ich rozleg³e maj¹tki oraz maj¹tki polskiej szlachty, oddane im w czasowe zarz¹dzanie i opiekê. Caryca nie sprzeciwi³a siê temu pomys³owi, a co wiêcej, postanowi³a wykorzystaæ go dla skutecznego i rych³ego spacyfikowania i ujarzmienia zanarchizowanych Polaków, i w krótkim czasie podobnych aktów zaczê³a siê domagaæ od innych znacz¹cych rodów, zarówno tych zwi¹zanych z Targowic¹, jak i zaanga¿owanych w ruch ko ciuszkowski. Przybycie narybku arystokratycznego do stolicy imperium dawa³o jej argument oczywisty dla reszty Polaków. Mieli w swej uleg³o ci na ladowaæ elity spo³eczne, bez szemrania poddaj¹c siê rozporz¹dzeniom zaborcy, na przyk³ad w sprawie z³o¿enia przysiêgi wiernopoddañczej. Wydaje siê jednak, ¿e, sprowadzaj¹c do siebie m³odzie¿ polsk¹, liczy³a te¿ na dalekosiê¿ne cele, którymi mog³y byæ przysposobienie grupy janczarów do skutecznej walki z polskimi marzycielami o wybiciu siê na niepodleg³o æ (nie pomyli³a siê, janczarowie ci z sukcesami t³umili powstanie listopadowe) lub wykorzystanie ich dla cywilizowania i o wiecania wiêtej Rusi , stoj¹cej na politycznej i militarnej stra¿y jedno ci narodów s³owiañskich. Polska mog³a tê kulturotwórcz¹ i o wiatow¹ funkcjê pe³niæ analogicznie do ujarzmionych przez Rzymian Greków. Kariera polityczna Adama Jerzego Czartoryskiego w carskiej Rosji zdawa³a siê do pewnego momentu wzorcowa w tym wzglêdzie i przebiega³a sukcesywnie od stopnia kamerjunkra Pu³ku Gwardii Konnej, poprzez brygadiera, nastêpnie adiutanta wielkiego ksiêcia Aleksandra, pos³a rosyjskiego w Królestwie Sardynii, reformatora administracji carskiej, zastêpcy kanclerza i premiera Aleksandra Romanowicza Woroncowa, cz³onka rady do spraw szkolnych w Ministerstwie O wiaty. Nie wszyscy jednak podporz¹dkowali siê ¿yczeniom i planom Semiramidy Pó³nocy. Wspomnieæ tu mo¿na o nieugiêtej postawie Aleksandra Chodkiewi-
13
cza, m³odszego o prawie siedem lat od Adama Jerzego. Katarzyna II próbowa³a tego polskiego buntownika i niedawnego oficera powstania ko ciuszkowskiego ujarzmiæ podsuniêt¹ przez Czartoryskich taktyk¹. Ju¿ po drugim rozbiorze zagarnê³a dobra wo³yñskie (wiêksz¹ czê æ maj¹tku) Chodkiewiczów, tj. Czarnobyl, Petryków, Kruhy, Przyborsk i Woroñ. Ze wzglêdu na targowiczanina Seweryna Rzewuskiego, brata Marii Ludwiki, matki Aleksandra, gotowa by³a je zwróciæ, ale pod warunkiem, ¿e m³odzieniec przybêdzie do Petersburga i osobi cie o to poprosi cesarzow¹. Chodkiewiczowa nak³ania³a swego syna do takiej podró¿y, jednakowo¿ ów uzna³, i¿ dla niedawnego majora wojsk polskich by³aby ona haniebna, i pomimo ró¿nych nacisków stanowczo odmówi³. Musia³ wiêc w sprawê zainterweniowaæ sam hetman Rzewuski. Caryca na jego pro bê sekwestr zdjê³a, z wyra nym wszak¿e zastrze¿eniem, i¿ przywrócone Chodkiewiczom dobra pozostan¹ w ich rêkach jedynie do mierci Marii Ludwiki. W swoich pamiêtnikach Aleksander Chodkiewicz powraca dwukrotnie do opisanego wy¿ej incydentu. Pisze miêdzy innymi: Katarzyna chcia³a mnie mieæ w Petersburgu; zdaje siê, i¿ to by³o z widoków politycznych wci¹gniêcie w s³u¿bê swoj¹ pierwszych familii. Dwaj ksi¹¿êta Czartoryscy, Potocki syn Szczêsnego, Czetwertyñski i Czarowscy byli pomieszczani przez ni¹ w gwardii w pieluchach jeszcze, powinienem by³ byæ tym bardziej, lecz nie chcia³em nic uczyniæ, co by zrobiæ mog³o mnie zaka³, a tak Katarzyna na pocz¹tku 1796 roku wymaza³a mnie z listy swojej gwardii. Cios to by³ ¿aden dla mnie, lecz bardzo wielki dla troskliwej o dobra skonfiskowane matki mojej. Znowu wiêc powsta³y domowe zgryzoty, które mnie mocno martwi³y, lecz w niczym dokazaæ nie mog³y na moim postanowieniu. Nie mog¹c nic dokazaæ matka moja ze mn¹, pos³a³a W. Lipiñskiego, swego dworskiego, z listem do Katarzyny, pisanym przez ni¹, a z drugim przez wuja mego Rzewuskiego hetmana. List tego ostatniego nastêpuj¹ce miêdzy innymi mie ci³ wyrazy: Wiadomo W. Cesarskiej M ci, ¿e zaufany w Jej s³owie zawi¹za³em Konfederacjê Targowick¹, która mia³a szczê cie narodowi memu zapewniæ. Skutek zawiód³ powziête nadzieje z zarêczeñ W.C.M., a ja utraci³em s³awê mojê, na nabycie której ca³e ³o¿y³em ¿ycie. Niech przeto nieszczê cia moje nadgrodzonemi bêd¹ oddaniem dóbr siostrzeñcowi mojemu, który za to jedynie cierpi, i¿ umia³ byæ wierny swojej ojczy nie . Katarzyna tkniêta wyrazami temi wyda³a ukaz powracaj¹cy w³asno æ moj¹, który by³ mo¿e ostatnim przez ni¹ podpisanym, gdy¿ w kilkana cie godzin potem umar³a, a tak zmartwienia domowe z tego wzglêdu nie mia³y ju¿ miejsca13.
Nale¿y dodaæ, i¿ patronem owych zak³adników-arystokratów, wymienionych przez Chodkiewicza, sta³ siê sam Stanislaus Augustus Rex, który 5 stycz13
A. Chodkiewicz, Dzieje , k. 27v.
14
nia 1795 roku o godzinie dziesi¹tej, pomimo nalegañ wielu osób, aby tego nie czyni³, opu ci³ Warszawê i jako zak³adnik odby³ pod czujnym okiem Repnina upokarzaj¹c¹ podró¿, najpierw do Grodna, a nastêpnie do Petersburga. Anonimowy autor zwraca³ siê do niego z utrzyman¹ w tonie oskar¿ycielskim refleksj¹: Wyje¿d¿asz, królu, z mê¿nej Warszawy, Co si³¹ ca³¹ broni³a Kraju, ojczyzny i przodków s³awy, Któr¹ z³o æ twoja splami³a. Zmienniku, idziesz z hañb¹ do Grodna Tam cnota ju¿ ciê nie czeka, S³u¿alców twoich kupa wyrodna Kuje kajdany na cz³eka (Do króla przy wyjechaniu z Warszawy do Grodna).
3. Wiê niowie Grupa wiê niów i zes³añców liczy³a ³¹cznie kilkana cie tysiêcy osób. Okoliczno ci uwiêzienia bywa³y ró¿ne. Podobny jednak¿e by³ los zarówno rannych na polu bitwy (Ko ciuszko, Niemcewicz), dobrowolnie oddaj¹cych siê w niewolê (Ignacy Potocki), jak i zadenuncjowanych przez rodaków (Hugo Ko³³¹taj). Tych najwa¿niejszych i uznanych za najbardziej niebezpiecznych osadzano w twierdzy Pietropaw³owskiej lub w wiêzieniach O³omuñca i Josephstadtu. Kilkuletnia niewola przeora³a ich biografie bez reszty: szaleñstwo Kapostasa, nerwice lêkowe Ko ciuszki, ca³kowita utrata zdrowia przez ksiêdza podkanclerzego to najbardziej znamienne przyk³ady traumatycznych fizyczno-duchowych przeobra¿eñ. Po pierwszym powrocie z Ameryki Juliana Ursyna Niemcewicza poczêto nazywaæ piêknym starcem . Mia³ wówczas zaledwie czterdzie ci piêæ lat. Jego wizerunek, utrwalony na kilku portretach, z ³ysiej¹cym czo³em i siwymi d³ugimi w³osami, to w pewnym sensie dzie³o owego surowego malarza, który trzyma w jednej rêce ¿elazne kraty, a w drugiej ciemno æ. Autor Powrotu pos³a wype³nia³ d³u¿¹cy siê w celi wiêziennej czas do æ koszmarn¹ zabaw¹, mianowicie z wypadaj¹cych w³osów uk³ada³ k³êbek przypominaj¹cy pi³kê, któr¹ wykorzystywa³ zgodnie z przeznaczeniem, jakie jej nadali Anglicy. W spisywanych kilkakrotnie po polsku i po francusku wspomnieniach z lat 1794-1796 Niemcewicz przedstawi³ ze szczegó³ami kolejne etapy niewoli, od pojmania na polach Maciejowic, przez d³ug¹ podró¿ w g³¹b Rosji, kilkunasto-
15
miesiêczne odosobnienie, a¿ po uwolnienie i wyjazd z imperium carów. Pierwszy rzut wspomnieñ Noty o mojej niewoli w Petersburgu w 1794, 1795 i 179614 zakoñczy³ 10 maja 1800 w Elizabeth Town. Wersja ta zosta³a sporz¹dzona w jêzyku francuskim, zapewne z my l¹ o czytelniku europejskim, aby móg³ on na ¿ywo zaznajomiæ siê z ostatnim czynem zbrojnym wolnych Polaków oraz ich do wiadczeniami pod okupacj¹ zaborcy rosyjskiego. Do tego tekstu autor bêdzie powraca³ potem wielokrotnie, dokonuj¹c ró¿nych zmian stylistyczno-kompozycyjnych i tre ciowych. Pierwotna wersja nosi jednak znamiona spontaniczno ci i wyj¹tkowego afektowania. Trauma i ¿a³oba po stracie ojczyzny nabieraj¹ tu jak najbardziej aktualny wymiar i s¹ wpisane z wyj¹tkow¹ intensywno ci¹ w tera niejszo æ emigracyjn¹. Ów prezentyzm do wiadczeñ podkre laj¹ wyznania o precedentalnym lub finalnym ich charakterze oraz nacisk po³o¿ony na jednostkowo æ prze¿yæ, wyra nie wysublimowanych z kontekstu zbiorowego i narodowego. W wiêkszo ci zosta³y one wycofane z pó niejszych relacji napisanych w jêzyku polskim. Nigdy te¿ potem autor z tak¹ si³¹ i czêstotliwo ci¹ nie bêdzie u¿ywa³ wyra¿eñ i okre leñ typu: By³o to w wiliê najwiêkszego nieszczê cia w moim ¿yciu , [ ] przypominaj¹ mi jedn¹ z najokrutniejszych scen, jakie widzia³em w moim ¿yciu , [ ] nape³ni³a moj¹ duszê tak g³êbokim wra¿eniem, ¿e siê ono nigdy nie zatrze , Noc, która nast¹pi³a po tym dniu nieszczê liwym, by³a jedn¹ z najbole niejszych mojego ¿ycia , [ ] przepêdzi³em noc najokrutniejsz¹, tak¹, jaka rzadko miertelnemu dozwolono jest prze¿yæ , etc. W ród wielu wydarzeñ zapamiêtanych przez Niemcewicza z tego okresu, jedno, pozornie nieistotne, nabiera wyj¹tkowego znaczenia, w kontek cie zarówno niewoli osobistej pamiêtnikarza, jak i narodowej Polaków. Wspomina mianowicie scenê z postoju w Mohylewie: Podczas zmiany koni przed domem pocztowym ujrzeli my mnóstwo ludzi zbieraj¹cych siê ko³o naszych powozów. Miêdzy innymi postrzeg³em jednego starego Polaka w ubiorze narodowym (kontuszu), którego wyrazu twarzy nigdy nie zapomnê. Zdawa³ siê mieæ 70 lat wieku, wysokiej urody, chudy z nosem orlim, wiele szlachetno ci i czu³o ci w rysach twarzy, a w jego oczach malowa³a siê naj¿ywsza sympatia dla nas. D³ugo milcza³, potem nie mog¹c powstrzymaæ bole ci, rzuci³ siê do nas wylewaj¹c potok ³ez, lecz nielito ciwy major ukaza³ siê uzbrojony swym biczem i starzec zaledwie mia³ czas oddaliæ siê.
Wolno æ, któr¹ Niemcewicz otrzyma³ jako jeden z ostatnich polskich wiê niów w Petersburgu, okupiona zosta³a jeszcze jednym upokarzaj¹cym aktem; 14
Wykorzystujê tutaj t³umaczenie polskie wspomnieñ, niepublikowane dot¹d, przechowywane w rkpsie Bibl. Kórnickiej 738.
16
nazywa go pamiêtnikarz okropnym , mianowicie deklaracj¹ dozgonnej wierno ci carowi i Rosji. Rzucane w po piechu na papier uwagi koñczy poeta znamiennym wyznaniem: Pisa³em te noty [ ] po wyj ciu z wiêzienia. Weso³o æ i usposobienie do rado ci, które dawniej by³y gruntem mojego charakteru, przebijaj¹ siê w tym, co tu napisa³em, nawet wtenczas kiedy malujê moje nieszczê cia. Ich wspomnienie jednak jest zawsze dla mnie okropne; zostawi³y one we mnie wra¿enie, które siê nigdy nie zatrze [podkr. M.N.]. Po oddaniu ojczy nie moich gorliwych us³ug, po takich cierpieniach za ni¹, widzê j¹ rozdart¹ i zniszczon¹! Po tylu przeciwno ciach, niepowodzeniach i zdradach, obojêtny na wszystko, nie ¿¹dam, jak spokojno ci. Moja kariera nie bêdzie zapewne d³ug¹; mniejsza o to, w jakim k¹cie ziemi moje popio³y znajd¹ pogrzeb!
Trzeba jednak pamiêtaæ, ¿e Niemcewicz jako wiêzieñ stanu, uznany za jednego z najbardziej nieprzejednanych wrogów Katarzyny II, mia³ dostêp do ksi¹¿ek, co czyni³o jego pobyt w twierdzy bardziej zno nym, ni¿ to mia³o miejsce w przypadku wiêzionego przez Austriaków Hugona Ko³³¹taja. Ca³kowita izolacja tego ostatniego nak³ada³a siê na inne okoliczno ci, które sprawi³y, ¿e ów aktywny dzia³acz o wiecenia opu ci³ w 1802 wiêzienie austriackie jako ruina cz³owieka. Po pierwsze, w czasie uwiêzienia Ko³³¹taja zaborcy, zw³aszcza Rosjanie, prowadzili nagonkê na jego osobê, próbuj¹c zohydziæ go w ród Polaków niedorzecznymi pomówieniami. Po drugie, w³adze austriackie konsekwentnie i stanowczo odmawia³y postawienia Ko³³¹tajowi zarzutów, które motywowa³yby jego status bezterminowego wiê nia. Przypomina³o to trochê sytuacjê Józefa K. z powie ci Kafki, którego uznano winnym i skazano, ale bez okre lenia winy, a wiêc tak¿e i bez mo¿liwo ci obrony. Umieszczono go w ciemnym lochu, gdzie pozbawiony opieki lekarskiej nêkany by³ atakami podagry. Pozosta³ tam przez osiem lat jako wiêzieñ stanu, niemal z dnia na dzieñ jeden z pierwszych dostojników Rzeczpospolitej sta³ siê bezimiennym wiê niem numer cztery zale¿nym od dobrej woli byle oficera austriackiego 15. Poczytywany za szczególnie niebezpiecznego, Ko³³¹taj nie móg³ pocz¹tkowo korzystaæ z ksi¹¿ek i komunikowaæ siê za rodzin¹. Obra³ wiêc specyficzn¹ drogê uchronienia siê przed szaleñstwem. Oto w wiêzieniu austriackim ksi¹dz podkanclerzy, cz³owiek dot¹d twardo st¹paj¹cy po ziemi, reformator Akademii Krakowskiej, polityk i insurgent, z dnia na dzieñ sta³ siê poet¹ oraz badaczem snów. Wyja niaj¹c genezê swojej rozprawki Nad snami, czyli nad marzeniami nocnymi moje uwagi, podkre la³, i¿ jego zain15 P. ¯bikowski, Poezje wiêzienne Hugona Ko³³¹taja. Studia i teksty, Wroc³aw 1993, s. 158.
17
teresowanie oniryzmem sta³o siê potrzeb¹ chwili i skutkiem nowej sytuacji egzystencjalnej. Brak kontaktu z rzeczywisto ci¹ zewnêtrzn¹ sprowokowa³ niejako nawyk zwrócenia uwagi na samego siebie, na procesy ¿yciowe i psychiczne. Jeden z opisanych przez niego snów z 8 listopada 1795 roku wyra nie uprzedza Kafkowskie zainteresowania anonimow¹ represyjno ci¹ obowi¹zuj¹cego prawa i bezwzglêdn¹ biurokracj¹: [ ] ni³o mi siê, ¿e moi Bracia przyszli do mnie, donosz¹c, ¿e wypad³ wyrok, i¿ mam byæ ciêty. Niezmiêszany bynajmniej pyta³em: Kto taki wyda³ dekret i kto móg³ mieæ prawo skazania mnie na mieræ? Bracia moi smutni milczeli na to. Gdy ja z nimi rozmawia³em, P. Rafa³ wywija³ szabl¹, a wtem kto wszed³ i powiedzia³, ¿e przyszed³ uci¹æ g³owê. Ja nie wdaj¹c siê w ¿adn¹ z nim w rozmowê, natychmiast nadstawi³em szyjê. Operacja ta odprawi³a siê bez ¿adnej bole ci, po czym zaczê³a mi zaraz wyrastaæ g³owa. Jak nadzwyczajny fenomen bardzo miê zdziwi³, z ¿adnego innego wzglêdu, ale tylko przez fizyczne rozwa¿anie, jakim by sposobem byæ mog³o, ¿eby ciêta cz³owieka g³owa na nowo odrosn¹æ mog³a. Przysz³o mi zaraz na my l, co Spallanzani do wiadcza³ ze limakami, ale nie mog³em poj¹æ, ¿eby to¿ samo mog³o siê cz³owiekowi przytrafiæ, bo mózg limaka, mówi³em sobie, nie jest w g³owie, ale w szyi. Mo¿na wiêc tê operacjê umiejêtnie wykonaæ na limaku, lecz nie na cz³owieku. Zaczym u³o¿y³em sobie, ¿e jak tylko wyjdê z mego wiêzienia, opiszê ten ca³y wypadek Spallanzaniemu. By³ to w samej rzeczy sen osobliwszy, straszny a nieprzestraszaj¹cy, haniebny, a nieuwa¿any z tej strony, i ¿adnego pomiêszania nieprzynosz¹cy. Owszem, uwa¿any jak zabawa lub jak do wiadczenie fizyczne16.
4. ¯o³nierze z poboru i ochotnicy Anonimowy autor Pie ni rozpuszczonego wojska w imieniu ¿o³nierzy ko ciuszkowskich udaj¹cych siê na emigracjê ¿egna ojczyznê i rodaków nastêpuj¹cymi s³owami: Bywszy zdrowa, ojczyzno mi³a, ¯egnamy ciê sercem tkliwym, Nikczemno æ s³awê straci³a, Giniesz w losie nieszczê liwym. Za to, ¿e siê chcia³a ws³awiæ, Przyjdzie, ¿e musisz co masz, pozbawiæ, Bo przez dzikie synów plemiê Wolê mieæ cudz¹ ni¿ sw¹ ziemiê. 16
H. Ko³³¹taj, Nad snami, czyli Nad marzeniami nocnymi moje uwagi, w Jozefstadzie, dnia 8 i 9 sierpnia 1796, przygot. do dr. i oprac. M. Nalepa, Kraków 2007, s. 31-32.
18
Nadzieje niedawnych rycerzy zwi¹zane ze wskrzeszeniem ojczyzny, jak perswaduje dalej, musi na wychod stwie zast¹piæ staranie o s³awê osobist¹. W wyj¹tkowo rozpaczliwej sytuacji po trzecim rozbiorze znale li siê oficerowie i ¿o³nierze ko ciuszkowscy, pozbawieni jakichkolwiek rodków do ¿ycia. Maj¹c w kieszeni cztery czerwone z³ote, wszelkich niewygód doznaæ musia³em, a krêc¹c siê po Galicji bez pieniêdzy i wekslów, wystawia³em zapewnie obraz rycerzy b³¹kaj¹cych siê pisze Aleksander Chodkiewicz. W³óczyli siê po kraju, ko³acz¹c do drzwi pañskich w poszukiwaniu zajêcia i dachu nad g³ow¹. Nie wszystkim siê to jednak udawa³o. Niektórzy zamieniali siê wiêc w rabusiów i infamisów . Józef Drzewicki wspomina historiê oficera artylerii, który umy lnie szuka³ mierci w pojedynku, po to tylko, by nie umrzeæ z g³odu17. W tym szczególnym przypadku przekonanie o wspólnym losie samobójców i zabitych w pojedynkach, utrzymywane do koñca XIX stulecia, zw³aszcza w rodowiskach katolickich, nabiera³o realnego i dos³ownego wymiaru. W zaborze rosyjskim usi³owano owych ¿o³nierzy bez ojczyzny i bez przydzia³u wcieliæ do s³u¿by carskiej, co praktykowane by³o w zasadzie od pierwszego rozbioru, i to nie tylko przez Rosjan. Stosowano ró¿ne techniki werbunku, od wcielania si³¹ ca³ych oddzia³ów do pozyskiwania ochotników w ród oficerów obietnic¹ nadañ ziemskich, nagród i awansów. Co siê tyczy tych ostatnich, to jak wyliczy³ Jaros³aw Czubaty, w ci¹gu dwudziestu lat od 1795 roku w armii rosyjskiej s³u¿y³o od dwudziestu do trzydziestu Polaków nominowanych na stopnie generalskie18. Ów badacz przypomina tak¿e, i¿ w tym¿e samym okresie [ ] przez szeregi armii pañstw zaborczych przesz³o 30 do 40 tysiêcy polskich ochotników a zatem o oko³o 10 tysiêcy wiêcej ni¿ przewinê³o siê przez legiony polskie we W³oszech i Legiê Naddunajsk¹ 19. Bardzo szybko, bo praktycznie ju¿ w 1797 roku, pojawi³ siê problem zerwania jedno ci etnicznej Polaków s³u¿¹cych pod ró¿nymi sztandarami i bior¹cych udzia³ w bratobójczych walkach. Wystarczy przypomnieæ kampaniê w³osk¹ z roku 1799, w której po jednej stronie walczyli legioni ci, po drugiej Polacy s³u¿¹cy pod Suworowem. Tak¹ mo¿liwo æ najwcze niej, bo ju¿ w latach 1793 i 1795, przewidywali Julian Ursyn Niemcewicz i Józef Morelowski, pó niej za , z perspektywy spe³nionego przekleñstwa i jego ofiar, przypominali o niej Franciszek Karpiñski, Jan Pawe³ Woronicz i Jêdrzej widerski. Do æ dla literackiej 17
J. Drzewicki, Pamiêtniki (1772 1802), Wilno 1858, s. 61-62. Zasada dwóch sumieñ . Normy postêpowania i granice kompromisu politycznego Polaków w sytuacjach wyboru (1795-1815), Warszawa 2005, s. 487. 19 Tam¿e, s. 498. 18 J. Czubaty,
19
egzemplifikacji tego problemu przytoczyæ fragment szóstego trenu jezuity z Po³ocka. W roku trzeciego rozbioru nastoletni poeta pisa³ o narodowych skutkach upadku Rzeczypospolitej, najbardziej bolesnych, sprowadzaj¹cych siê do przemiany wzajemnej obco ci Polaków oddzielonych granicami pañstw zaborczych we wrogo æ czy nawet w nienawi æ: Có¿, gdy siê miêdzy sob¹ wasze zwa ni¹ wrogi? O, jaki waszych dzieci los napotka srogi! Ka¿¹ im w wiêtokradzkie i æ sromotne wojny Z jednej i z drugiej strony stanie Polak zbrojny. Przyjaciel w przyjaciela swego piersi strzeli, Co ich wróg granicami nowymi oddzieli. Brat bratu utnie g³owê, a matce w frasunku Wróg j¹ z srogiej lito ci po le w podarunku.
Moralne dylematy zwi¹zane z normami narodowej lojalno ci zabraniaj¹cej podnoszenia rêki na brata widaæ wyra nie w zachowaniu Bart³omieja Gi¿yckiego, który jako genera³ w s³u¿bie rosyjskiej w 1806 roku prosi³ Aleksandra I o s³u¿bowe przeniesienie celem unikniêcia walki z rodakami. Ten gest ugruntuje pó niejsz¹ popularno æ Gi¿yckiego w ród szlachty kresowej, czego wyrazem jest choæby wiersz Alojzego Feliñskiego Do J. W. Bart³omieja Gi¿yckiego, marsza³ka guberni wo³yñskiej20. Ochotniczy udzia³ Polaków pod sztandarami francuskimi (jeñcy z armii austriackiej, oficerowie z emigracji) otrzyma³ specyficzne wiadectwo w postaci poetyckiego pamiêtnika, jakim jest niew¹tpliwie Wiersz do legiów polskich Cypriana Godebskiego, wiarygodny ju¿ choæby dlatego, i¿ napisany przez ¿o³nierza trze wo oceniaj¹cego poczynania Napoleona wobec Polaków i równocze nie z wyczuciem oddaj¹cego zmienne nastroje legionistów wobec politycznych posuniêæ cesarza, szczególnie od 1801 roku21. Nie ma tu wiêc jednostronnej krytyki, jak u Karpiñskiego w ¯alach Sarmaty czy jednostronnej laudacji czynu ¿o³nierskiego po³¹czonego niekiedy z sanktyfikacj¹ i deifikacj¹ osoby Napoleona, jak w wierszu Alojzego Orchowskiego Do pu³kownika Neymana na popis wojsk polskich 2. i 3. batalionu , w wierszach Kajetana Ko miana czy innych krajowych poetów witaj¹cych polskich ¿o³nierzy jesieni¹ 1806 lub w 1807 roku poetyckimi pobudkami. 20 21
Rkps Bibl. Czartoryskich 2177, s. 85. Przez legiony, jak podaj¹ historycy dziejów, przesz³o od 21 do 25 tysiêcy ¿o³nierzy.
20
Równie wywa¿ony, lecz bardziej emocjonalny os¹d towarzyszy poetyckim refleksjom innego ¿o³nierza na s³u¿bie francuskiej, Jêdrzeja widerskiego, który wydaj¹c we Wiedniu 1807 roku Muzê polsk¹, pod tytu³em pie ni osimdziesi¹tletniego starca, tak¿e pokusi³ siê o swoisty bilans polskiej aktywno ci wojskowej po roku 1795. W pie ni pi¹tej (Opiewa wypadki nieszczê æ rozproszonych braci) poruszy³ problem bratobójstwa zwi¹zanego ze s³u¿b¹ Polaków pod sztandarami wrogich sobie mocarstw: Wszêdzie rodak mój b³êdny, rozpacz¹ wiedziony Szuka mierci pod obce znamiona schroniony. O hañbo! O rozpaczy! O obrazie wiata! Cz³ek cz³eka prze laduje, brat zabija brata! Niegdy pod jedn¹ matk¹ dzieci wychowane, Dzi pod ró¿nym nazwiskiem do boju zebrane, W w³asnej krwi brodziæ musz¹ i w w³asnym siedlisku Poniewolnie staj¹ siê sprawcami ucisku.
5. Organicznicy W li cie do Marcina Badeniego, pisanym z Rzymu 16 marca 1805 roku, Jan niadecki spróbowa³ wyraziæ ogóln¹ refleksjê nad tragiczn¹ dla Polaków dekad¹ od 1795 roku, formu³uj¹c równocze nie cel d¹¿eñ i starañ znacznej grupy rodaków, któr¹ sam reprezentowa³: Kiedy siê tak obróci³y losy naszego kraju, trzeba, ¿eby cz³owiek my la³ tylko o pracy, broni¹cej go od nudów i têsknoty 22. Dramatyzm ról i funkcji, jakie przysz³o pe³niæ Polakom po 1793 roku, doskonale obrazuje biografia Aleksandra Chodkiewicza, wzorcowa poniek¹d, gdy¿ autor poematu Karthago znakomicie potrafi³ sprostaæ podejmowanym zadaniom, osi¹gaj¹c znacz¹ce sukcesy w ró¿nych formach aktywno ci porozbiorowej. Ju¿ jako m³ody oficer powstania ko ciuszkowskiego cieszy³ siê ogromnym zaufaniem w ród swoich podw³adnych, choæ jego dzia³ania mia³y g³ównie charakter logistyczny (by³ pu³kownikiem milicji powstañczej). Po rzezi na Pradze opu ci³ Warszawê, udaj¹c siê najpierw do Wiednia, gdzie przebywa³a jego matka, a nastêpnie do maj¹tków rodzinnych na Wo³yniu. Du¿ym nak³adem pracy d wiga³ je z upadku, zw³aszcza dobra m³ynowskie, w których urz¹dzi³ poka ny ksiêgozbiór, bogat¹ kolekcjê sztuki malarskiej i rze biar22
Ojczyste spominki w pismach do dziejów dawnej Polski. Z rêkopisów zebrane przez Ambro¿ego Grabowskiego, t. 2, Kraków 1845, s. 366.
21
skiej23 oraz teatr prywatny. Tam te¿, pod wp³ywem spotkania w 1795 roku w Grodnie ze Stanis³awem Trembeckim, rozpocz¹³ przygodê z Muz¹, wcale poka n¹, je li idzie o efekty, gdy¿ poza drobnymi utworami wierszowanymi napisa³ obszerny poemat Karthago (1803), tragedie: Katon w Utyce (1809), Teona (1816), Wirginia (1817), Jadwiga Królowa Polska (1878). Swoje osi¹gniêcia w tej dziedzinie ocenia³ chyba nazbyt krytycznie, opatruj¹c je z regu³y uwagami w rodzaju: Od dzieciñstwa mojego lubi³em poezjê nade wszystko; zami³owanie w niej moje wzros³o od poznania Trembeckiego; tak choæ bardzo z³e wiersze w mojej m³odo ci pisa³em, które i teraz niewiele lepsze, zrobi³em wszelako bardzo rzecz wa¿n¹, bo zacz¹³em pisaæ. Najpierwszy i najlichszy twór mego dowcipu by³a tragedia mieræ Sokratesa napisana w Grodnie, któr¹ wraz z innymi z³ymi tworami mego dowcipu wiernie zachowa³em, acz zostawiwszy na czas p³ody rozumu, a powróæmy do dóbr, które by³y dla mnie stracone 24, Tragedia moja Katon, w roku przesz³ym wydana, doda³a mi mia³o ci. Jadwiga wysz³a pó niej. Lecz daleki jestem pró¿no ci i dlatego wyznajê, i¿ obydwie niewiele warte 25. Czê æ dochodów, jakie przynosi³y maj¹tki, przeznacza³ na dzia³alno æ Liceum Krzemienieckiego oraz mecenat artystyczny. Finansowa³ miêdzy innymi (odbywane w latach 1803-1806) studia paryskie Józefa Oleszkiewicza, malarza i mistyka, uwiecznionego pó niej w Mickiewiczowskich Dziadach. Przebywaj¹c kolejny raz w Wiedniu, zaopatrzy³ siê w szereg podrêczników naukowych, które pozwoli³y mu prowadziæ w³asne do wiadczenia, najpierw w zaciszu prowincji, a nastêpnie w Warszawie (przy ulicy Miodowej) w nowoczesnym i wietnie wyposa¿onym laboratorium. Pocz¹tkowo jego zainteresowania obejmowa³y nauki fizyczne i astronomiczne oraz rolnicze, by na koniec zogniskowaæ siê wy³¹cznie na eksperymentach chemicznych. W ród wielu osi¹gniêæ naukowych Chodkiewicza wspomnieæ trzeba o wynalezieniu ciep³omierza powietrznego oraz nowych metod otrzymywania potasu i sodu. Dzisiejsi badacze doceniaj¹ wagê tych odkryæ. Pawe³ Hoszowski na przyk³ad podkre la, i¿ zastosowana przez wo³yñskiego eksperymentatora reakcja opi³ek ¿elaznych z K2CO3 pozwala³a uzyskiwaæ du¿¹ ilo æ potasu metalicznego w temperaturze bia³ego ¿aru26. 23 Zob. W. Brzeziñska, Symbolika wolnomularska w za³o¿eniu pa³acowo-ogrodowym w M³ynowie za czasów Aleksandra Chodkiewicza, Warszawa 2006. 24 A. Chodkiewicz, Dzieje , k. 27v. 25 Tam¿e, k. 61v. 26 P. Hoszowski, Przemy lenia na temat tworzenia programów przewiduj¹cych przebieg i wynik organicznych reakcji chemicznych, http://chemfan.pg.gda.pl/Oprogramowanie/mysli.html
22
Zdobywan¹ drog¹ samouctwa i do wiadczeñ wiedzê spo¿ytkowa³ w za³o¿onym przez siebie w 1818 pierwszym warsztacie litograficznym, wyposa¿onym w dwie niewielkie rêczne prasy, wykonane sposobem cha³upniczym. Litografia, zwana te¿ kamieniodrukiem, by³a stosunkowo niedawnym wynalazkiem (Bawaria 1798, Alojzy Senefelder); kosztowne metalowe matryce, dot¹d stosowane, zastêpowa³a p³ytami kamiennymi wielokrotnego u¿ycia, pozwalaj¹cymi na przenoszenie znaków zarówno rysowanych odpowiednim tuszem, jak i grawerowanych ig³¹ lub wypalanych kwasem. Wyniki swoich badañ i eksperymentów Chodkiewicz co jaki czas publikowa³. Wyda³ na przyk³ad dwa poradniki z zakresu wytwarzania piwa i wódki, nowoczesne tablice wag i miar czy siedmiotomowy podrêcznik do chemii (1816-1818). Osi¹gniêcia w naukach cis³ych i przyrodniczych sprawi³y, ¿e ró¿ne towarzystwa naukowe zabiega³y o cz³onkostwo w nich dobrze zapowiadaj¹cego siê chemika. Nie maj¹c jeszcze trzydziestu lat, zosta³ przyjêty (4 listopada 1804) do Towarzystwa Przyjació³ Nauk w Warszawie, nastêpnie do Petersburskiej Akademii Nauk (1807) i Towarzystwa Królewskiego Gospodarczo-Rolniczego. Z niezwyk³ym entuzjazmem reagowa³ na wie æ o w³¹czeniu go w poczet dzia³aczy TPN. Pisa³ do ówczesnego prezesa: Uczyniona do mnie odezwa JP. Czackiego imieniem Towarzystwa Warszawskiego Przyjació³ Nauk, któremu JWPD z tak¹ przewodniczysz chwa³¹, kiedy mnie nape³nia rozkosz¹, tworzy oraz obawê: je li bowiem jest rzecz chlubna mie ciæ siê w gronie mê¿ów znakomitych cnot¹ i nauk¹, niemniej jest haniebna mniej byæ godnym ich kole¿eñstwa. £aska zatem, któr¹ mnie Towarzystwo obdarza nad moje zas³ugi, jest chyba w miarê mych chêci, ¿eby te by³y spe³nione choæ w czê ci, usilnego do³o¿ê starania. Rozprawa moja o ciep³omierzach powietrznych mniej jest godn¹ uwagi Towarzystwa, przy lê j¹ jednak wkrótce wraz z ciep³omierzami i do wiadczeniami czynionymi przeze mnie. Nie mia³bym nigdy przynosiæ tej drobnostki, gdybym nie umia³ szanowaæ rozkazów Towarzystwa. [ ] Nic mi ju¿ nie pozostaje, jak upraszaæ JWPD, by chcia³ zostaæ t³umaczem moich uczuæ, i podziêkowania Towarzystwu za tê wy wiadczon¹ ³askê, której byæ godnym staraæ siê bêdê. Proszê przy tym byæ przekonanym o tym g³êbokim uszanowaniu, z którym zostajê itd.27
Nie zawsze jednak z równym zachwytem deklarowa³ chêæ podjêcia prac w innych stowarzyszeniach i instytucjach, na przyk³ad ze zdziwieniem przyjmowa³ wiadomo æ o powo³aniu go do prac ekonomicznych i agronomicznych. W tym miejscu nie mogê przemilczeæ, i¿ nie znam pobudek wybrania siebie 27
A. Chodkiewicz, Dzieje , k. 35v.
23
w Towarzystwie Gospodarczo-Rolniczym, gdy¿ zawsze mnie za z³ego gospodarza miano, co dowodzi stan maj¹tku mojego. Uczyniono to pewnie z niewiadomo ci, a mo¿e z potrzeby mienia w Towarzystwie chemika. Jakkolwiek niewiele jestem zdatnym do Towarzystwa tego, bêdê siê wszelako stara³ czyniæ w nim, co mogê 28. To zak³opotanie mo¿na te¿ przerzuciæ czê ciowo na niezwyk³¹ skromno æ m³odego naukowca i dramatopisarza, niekiedy granicz¹c¹ z hipokryzj¹ i sztucznym krygowaniem siê, gdy¿ na przyk³ad jako gospodarz M³ynowa sprawowa³ siê wzorowo. Chodkiewicz, jak wspomniano, doskonale oddaje ducha porozbiorowego organicznikostwa, które otrzyma³o zaplecze w postaci odezw, projektów, wypowiedzi literackich, naukowych, publicystycznych takich pisarzy jak Ko³³¹taj, Czacki, niadeccy, Mostowski, Gliszczyñski, Feliñski, £ubieñscy, Woronicz, Staszic, Albertrandi, Dmochowski, etc. Zarówno w wersji postulatywnej, jak i w praktyce sprowadza³y siê one do trzech obszarów zjawisk: po pierwsze, do ekonomii i materialnej odbudowy maj¹tków zniszczonych wojnami i grabie¿ami, po drugie, do nowej formu³y o wiecania narodu, zogniskowanej na stworzeniu znacz¹cych i promieniuj¹cych na resztê kraju o rodków nauki i edukacji, po trzecie, wysi³ek organiczników zmierza³ do wzmocnienia ducha zbiorowego poprzez troskê o kulturê, jêzyk i pamiêæ o przesz³o ci Polaków, co wbrew sytuacji politycznej mia³o ich ocaliæ jako zbiorowo æ narodow¹ i etniczn¹29. S³u¿yæ temu mia³y inicjatywy jêzykoznawcze (s³owniki, gramatyki, konkursy), historiograficzne (podrêczniki, badania etniczne, slawistyczne, pie nioksi¹g ), kolekcjonerskie (muzea, biblioteki, zbiory historyczne), przedsiêwziêcia wydawnicze (serie, reedycje, wydania zbiorowe). Poezja porozbiorowa ¿ywo odpowiada³a na wszelkie przejawy tego rodzaju aktywno ci. W antologii Miêdzy rozpacz¹ a nadziej¹ przypomniano wiersze entuzjastycznie reaguj¹ce na otwarcie wi¹tyni Sybilli, prace redakcyjne i edytorskie Dmochowskiego i Mostowskiego, dzia³alno æ instytucji (teatrów, bibliotek, czasopism) czy stowarzyszeñ (na przyk³ad TPN), reformy ekonomiczno-spo³eczne o charakterze prywatnym (Ma³achowski, Adam Kazimierz Czartoryski), naukowe i o wiatowe osi¹gniêcia Czackiego, niadeckich, Kopczyñskiego, Lindego etc. W Pie ni siódmej. O nierz¹dach kraju i potrzebie sprê¿ysto ci rz¹du poematu Muza polska Jêdrzej widerski pisa³: 28
Tam¿e, k. 63. Zob. S. Kieniewicz, Ratownicy narodowych pami¹tek, w: tego¿, Dramat trze wych entuzjastów. O ludziach pracy organicznej, Warszawa 1964, s. 29. 29
24
Jak organ z wiela czê ci porz¹dnie sklejonych Wydaje harmonij¹ z g³osów po³¹czonych, Tak naród, urz¹dzony dzielnymi ustawy, Zgodnie kieruje sterem zjednoczonej nawy. Sprê¿ysto æ jest pierwotn¹ potrzeb¹ dzia³ania; Bez niej wiat i na chwilê do zgonu siê sk³ania. Gdzie cia³o mechaniczne przypadek porusza, Gdzie gnu no i ospale ster prowadzi dusza, Tam cz³onki lub na zawsze dzielno æ utracaj¹ Lub w ob³¹kaniu si³y na siebie zwracaj¹.
* Marek Nalepa Some quotations from biographies of post-Partition castaways The disastrous decline of the Polish state in the year 1795 has significantly ploughed through the biographies of Poles, especially those who took an active part in the political and cultural life of King Stanislaus Augustus s epoch. As a result, they were forced to make new existential choices and to play social roles along the lines of the forcefully superimposed legal-and-administrative reality; they were doomed to share the lot of national slaves and outcasts. Out of the several possible post-Partition attitudes, behaviours and experiences, the author has selected and discussed five, deemed by him to be representative to the period of late 18th/early 19th century, i.e.: the landowner, the prisoner, the hostage, the soldier-in-foreign-service, the organic worker .
Wiek XIX. Rocznik Towarzystwa Literackiego im. A. Mickiewicza, Rok II (XLIV) 2009
Iwona Wêgrzyn Kraków
PANTOFEL. HISTORIA MOJEGO KUZYNA LUDWIKA SZTYRMERA. WARIACJE NA TEMAT MA£EJ BIOGRAFII I WIELKIEJ BIBLIOTEKI
Pantofel i problemy autobiografizmu1 Teza o autobiograficznym charakterze twórczo ci Ludwika Sztyrmera tchnie truizmem. Józef Ignacy Kraszewski, jeden z pierwszych recenzentów Pantofla. Historii mojego kuzyna, choæ jeszcze nie zna³ to¿samo ci autora, z przekonaniem stwierdza³, i¿ pani Eleonora Sztyrmer swe opowie ci uk³ada w oparciu o w³asne do wiadczenia. Na ³amach Tygodnika Petersburskiego pisa³: pani Sztyrmer nie wyjdzie ju¿ ze swego charakteru [ ], jej bowiem, ¿e siê tak wyra¿ê, maniera jest tak oczywi cie w³asna, oryginalna, tak widocznie wyp³ywa z niej samej, ¿e siê przeinaczyæ nie bêdzie podobno mog³a 2. Na trop sugestii, ¿e opowie ci pióra Ludwika Sztyrmera mog¹ mieæ charakter autobiograficzny, naprowadza nie tylko styl narracji pamiêtnikarskiej, ale tak¿e nietrudna do dostrze¿enia powtarzalno æ pewnych w¹tków i tematów. Wci¹¿ powracaj¹ te same miejscowo ci (Kozienice, Kalisz, Warszawa, Witebsk), ró¿ne 1 Wiêcej na ten temat piszê w pracy: W labiryntach w³asnej biografii. Ludwik Sztyrmer Wincenty Pantofel Eleonora Sztyrmer zamieszczonej w pokonferencyjnym tomie Oblicza Narcyza: obecno æ autora w dziele, red. M. Cie la-Korytowska, I. Puchalska, M. Siwiec, Kraków 2008. 2 J. I. Kraszewski, Eleonora Sztyrmer, Tygodnik Petersburski 1842, nr 50, za: Kraszewski o powie ciopisarzach i powie ci. Zbiór wypowiedzi teoretycznych i krytycznych, oprac. S. Burkot, Warszawa 1962, s. 73.
26
z pozoru historie oparte s¹ na podobnych w gruncie rzeczy schematach sytuacyjnych, wreszcie tematykê Sztyrmerowskich opowie ci sprowadziæ mo¿na do problemów kr¹¿¹cych wokó³ egotyzmu, chêci alienacji i równocze nie potrzeby kontaktu z drugim cz³owiekiem. Ostatecznie o autobiografizmie tej prozy wydaje siê jednak przes¹dzaæ niezwykle subtelna analiza osobowo ci g³ównego bohatera. W tej relacji miêdzy autorem a bohaterem jest jaka trudna do nazwania mieszanina okrucieñstwa i mi³o ci, jakby Sztyrmer chcia³ zrozumieæ, zbadaæ swego Pantofla i równocze nie wo³a³ o lito æ dla niego. Jak niegdy Kraszewskiemu, tak i wspó³czesnemu czytelnikowi nieodparcie przychodzi na my l, ¿e aby dostaæ siê do najtajniejszych, najbardziej skrywanych zakamarków duszy Pantofla, trzeba by³o, przynajmniej po czê ci, samemu byæ Pantoflem. Intuicje te potwierdzone zosta³y w 1895 roku wraz z ukazaniem siê szkicu po wiêconego postaci Ludwika Sztyrmera, pióra Piotra Chmielowskiego3. Dziêki przyjacio³om pisarza, którzy przekazali badaczowi bogate materia³y archiwalne, Chmielowski móg³ wykorzystaæ fragmenty pamiêtnika pisanego przez przysz³ego autora Kataleptyka w latach 1832-1833. To w³a nie ich publikacja udowadnia, jak wiele epizodów z biografii Pantofla, a tak¿e Karola bohatera Duszy w suchotach powtarza zdarzenia z ¿ycia Ludwika Sztyrmera. Zgadzaj¹ siê na przyk³ad portrety rodziców, dzieje pobytu w szkole, m³odzieñcze przyja nie, zgadzaj¹ siê nawet lista ulubionych lektur czy wspomniane nazwy miejscowo ci4. Dzi jednak, gdy nie dysponujemy ju¿ zaginionym w czasie drugiej wojny wiatowej pe³nym tekstem pamiêtnika pisarza, pozostaje rzecz o wiele trudniejsza ni¿ tropienie mo¿liwych analogii miêdzy pamiêtnikiem a utworami literackimi. Prawdziwym wyzwaniem okazuje siê konieczno æ uchwycenia ca³ej skomplikowanej sieci zale¿no ci miêdzy biografi¹ pisarza a jej refleksami, konstytuuj¹cymi biografie bohaterów jego prozy. Niezwyk³o æ Sztyrmerowskiego traktowania w³asnej biografii polega na pomy le obdarowania cz¹stk¹ w³asnego losu, cz¹stk¹ osobistych do wiadczeñ, postaci wykreowanych na kartach swych literackich opowie ci. Dostrzegaj¹c niezwyk³o æ tego zamierzenia, Lech Sokó³ pisa³: Najlepsze utwory Sztyrmera s¹ [ ] albo wyra nie autobiograficzne, albo stanowi¹ rodzaj literackiej realizacji studiów psychologicznych i charakterologicznych autora. To, co w najlepszych jego opowiadaniach jest wyra nie i wrêcz otwarcie autobiograficzne, jest jakby
3 P. Chmielowski, Ludwik Sztyrmer, w: tego¿, Nasi powie ciopisarze, seria 2, Warszawa i Kraków 1895. 4 K. Bartoszyñski, Pos³owie, w: L. Sztyrmer, Pantofel. Frenofagiusz i Frenolesty, Poznañ 1959, s. 179.
27
podwójnym opracowaniem surowego materia³u dostarczonego przez tzw. ¿ycie : po raz pierwszy kreuje swoj¹ postaæ [ ] wybieraj¹c fakty i interpretuj¹c je w pamiêtniku; po raz drugi, w utworach napisanych dla cudzych oczu, w których kompozycja i elementy fikcji maj¹ uprawdopodobniæ i uatrakcyjniæ to, co w ¿yciu po prostu mia³o miejsce5.
Nie wydaje siê jednak, by Sztyrmerowi chodzi³o tylko o literackie odtworzenie swej biografii, czy wrêcz sporz¹dzenie swego rodzaju duchowego testamentu 6. Je¿eli pisarzowi rzeczywi cie zale¿a³o na przekazaniu swych do wiadczeñ najbli¿szej rodzinie i gronu przyjació³, uczyni³ to na kartach owego niezachowanego pamiêtnika. W przypadku jednak tekstów literackich charakterystyczny przymus powracania do czasów dzieciñstwa i m³odo ci wydaje siê s³u¿yæ innym celom. Istot¹ autobiografizmu tych utworów okazuje siê próba wydobycia z prze¿ytych i zanotowanych w pamiêtniku zdarzeñ u pionej w nich potencjalno ci. wiadoma i artystycznie celowa manipulacja swym dokonanym ju¿ losem i gruntowne przemy lenie motywów przesz³ych zdarzeñ to nadrzêdne dyrektywy tej strategii. Autobiografizm Sztyrmera cechowa³by wiêc nie tyle pamiêtnikarski pasywizm, ile aktywna czynno æ artystyczna, w której materi¹ dzia³ania staje siê w³asne, do wiadczone ¿ycie7. Tym samym zasadne wydaje siê mówienie nie tyle o prostym prze³o¿eniu biografii na tekst literacki, ile o swoi cie pojmowanej strategii autobiograficznej. Owa zaproponowana przez Sztyrmera strategia polega na wykorzystaniu istniej¹cych ju¿ w pamiêtniku kanw sytuacyjnych i skonfrontowaniu ich ze zbli¿on¹ do naukowej analiz¹ stanów psychicznych bohatera, nosz¹cego wyra ne cechy autora. Pisarz spogl¹da na siebie w przesz³o ci, na swoje minione emocje, i nie tylko poddaje je analizie, ale przede wszystkim próbuje wytropiæ zaprzepaszczone mo¿liwo ci, próbuje wskazaæ niewykorzystane wówczas drogi rozwoju sytuacji. Tak jakby wci¹¿ ponawia³ pytanie: co by by³o, gdyby On sam zdecydowa³ siê na urzêdniczo-wojskow¹ karierê w Petersburgu, po lubi³ m¹dr¹ i wra¿liw¹ kobietê w kategoriach mieszczañskich warto ci u³o¿y³ 5 L. Sokó³, Ludwik Sztyrmer. Historia ¿ycia i twórczo ci. Pos³owie w: L. Sztyrmer, Powie ci nieboszczyka Pantofla, Warszawa 1978, s. 576. Zob. te¿ L. Sokó³, Ludwik Sztyrmer, w: Obraz literatury polskiej XIX i XX wieku. Seria trzecia. Literatura krajowa w okresie romantyzmu 1831-1863, t. 3, red. M. Janion, M. Maciejewski, M. Gumkowski, Warszawa 1992. 6 Z. Mrozek, Literacki wiat Ludwika Sztyrmera. Zarys monograficzny, Bydgoszcz 1990, s. 27, s. 95-96. 7 Na interesuj¹cy trop w tej kwestii naprowadza Chmielowski, który, dziel¹c siê swymi spostrze¿eniami z lektury pamiêtnika, zauwa¿a swoist¹ dynamiczn¹ strukturê osobowo ci pisarza, rozszczepionej miêdzy chroniczn¹ nie mia³o ci¹ a egotyzmem. Zob. P. Chmielowski, Nasi powie ciopisarze , s. 158.
28
wiêc sobie ¿ycie. Ale co by by³o, gdyby cz³owiek obdarzony tak¹ w³a nie wra¿liwo ci¹ nieodpowiednio siê zakocha³ (jak Pantofel), samotnie zmaga³ siê z rzeczywisto ci¹ (bohater Nocy bezsennej), zosta³ wiatowcem (Karol z Duszy w suchotach), wreszcie po wiêci³ siê wy³¹cznie literaturze (jak wszyscy ci bohaterowie)? Niemal ka¿dy utwór z udzia³em tych po czê ci autobiograficznych postaci jest odnajdywaniem i gubieniem prawdy o sobie, badaniem pewnych zarzuconych mo¿liwo ci, które niegdy by³y udzia³em samego Sztyrmera. Ta technika przerabiania, multiplikowania w³asnego do wiadczenia nosi wiele cech autobiografii eseizowanej. Nie tyle wiêc dzie³a domkniêtego i jednoznacznego, ile w opozycji do istniej¹cego ju¿ pamiêtnika utworu czy zbioru utworów, które oddaj¹ dynamiczny obraz ja . Co wiêcej, w³a nie ta, ukazywana pod ró¿nymi k¹tami, podmiotowo æ bohatera wyznacza centrum kreowanego wiata, staje siê wrêcz jedynym istotnym tematem snutej opowie ci. Za spraw¹ narratorki Eleonory Sztyrmer, postaci skrywaj¹cej rzeczywistego autora, poznajemy g³ównych bohaterów, których biografie zosta³y skonstruowane w oparciu o prze¿yte i po wiadczone w pamiêtniku losy Ludwika Sztyrmera. ¯eby sprawê jeszcze skomplikowaæ, tak¿e sami bohaterowie s¹ pisarzami zainteresowanymi psychiatri¹ i oni tak¿e analizuj¹ swe dzieje. Mo¿na wiêc mówiæ o pewnym paralelizmie miedzy autorem a jego bohaterami; ³¹cz¹ ich nie tylko podobne do wiadczenia biograficzne, ale przede wszystkim tendencja do autoanalizy. Dlatego wydaje siê zasadne mówienie nie tyle o autobiograficznych w¹tkach twórczo ci Ludwika Sztyrmera, ile o ca³ym szeroko zakrojonym projekcie autobiograficznym. Nie chodzi tu jednak o stworzenie jakiej pozytywnej, ostatecznej ca³o ci (ta, jak mo¿na domniemywaæ, zosta³a zapisana w pamiêtniku), ale o autobiografiê otwart¹ i dynamiczn¹, tworz¹c¹ sieæ napiêæ miêdzy wspólnymi elementami biografii i ich czasem biegunowo odmiennymi konsekwencjami czy interpretacjami. Migotliwy charakter tego projektu, który wynika z rozmaito ci punktów wyj cia, niezliczonych interpretacyjnych celów oraz ekstremalnej ró¿norodno ci ustaleñ, powoduje, ¿e w przypadku twórczo ci Ludwika Sztyrmera nie mo¿na mówiæ o jednej biografii, jednym podmiocie, ale o ich zwielokrotnieniu ca³ej wi¹zce autobiograficznych szkiców, które tworz¹ rodzaj cyklu tematycznie podporz¹dkowanego analizie osobowo ci g³ównego bohatera. W badaniach nad twórczo ci¹ Ludwika Sztyrmera szczególnie mocno wyró¿nia siê stanowisko Ewy Owczarz, która konsekwentnie dopomina siê, by ws³uchaæ siê w g³os samego Sztyrmera, z takim uporem wci¹¿ i wci¹¿ powracaj¹cego do swej pierwszej i najwa¿niejszej postaci literackiej, do Wincentego Pantofla. Czyni¹c Pantofla czasami autorem, czasami narratorem b¹d postaci¹ t³a, a w skrajnych wypadkach przywo³uj¹c go tylko za spraw¹ nazwiska firmuj¹ce-
29
go wydanie, Sztyrmer wyra nie wskazywa³ na konieczno æ podejmowania takiej lektury, w której ka¿dy kolejny utwór cyklu znaczy w kontek cie utworów wcze niejszych, i rezygnuj¹c ze swej autonomii, podporz¹dkowuje siê ca³o ci cyklu. Tym samym, jak podkre la badaczka, w wiecie powie ci Sztyrmera: [ ] poszczególne utwory wchodz¹ce w obrêb zbioru istniej¹ ambiwalentnie: jako osobne samodzielne teksty literackie oraz jako osobliwe fragmenty czê ci wy¿szej ca³o ci, której podporz¹dkowuj¹ swoj¹ autonomiê, zaczynaj¹c znaczyæ na jej tle. Decyzja, aby wszystkie dalsze utwory (³¹cznie z nielicznymi wierszami) powi¹zaæ z wcze niej powsta³ymi osob¹ Pantofla [ ] oznacza tak¿e pisarsk¹ rezygnacjê z ich ca³kowitej samodzielno ci artystycznej oraz wyznaczenie im okre lonego pola gry intertekstualnej, wprowadzenie ich w sferê napiêæ problemowo-tematycznych i ideowych. Wcze niejsze teksty staj¹ siê bowiem t³em dla pó niejszych, w okre lony sposób warunkuj¹ odbiór, a ca³o æ d¹¿y do jakiej pe³ni, której chyba dotychczas nie uda³o siê pochwyciæ8.
Trudno powiedzieæ, czy to przypadek, czy wiadoma decyzja pisarza, ale nie mo¿na przeoczyæ niemal symbolicznej wymowy faktu, i¿ zarówno utwór debiutancki, jak i opowiadanie zamykaj¹ce cykl Nocy bezsennej (ostatniego utworu literackiego Sztyrmera), zatytu³owane Pantofel (Alter ego), na plan pierwszy wysuwaj¹ postaæ pana Wincentego. Tak jakby to w³a nie on, sw¹ biografi¹ w pierwszym utworze i ironicznym dystansem do siebie i wiata w utworze ostatnim, definiowa³ kszta³t literackiego uniwersum Sztyrmerowskiego cyklu. Tak domkniêta ca³o æ nie ma wyra nych granic ani nienaruszalnych zasad spójno ci. Poszczególne czê ci cyklu mog¹ byæ czytane w dowolnym porz¹dku, jednak zawsze domagaj¹ siê aktualizacji i uzupe³nienia, chc¹ przegl¹daæ siê w Pantoflu. Historii mojego kuzyna. W³a nie ten debiutancki utwór kszta³tuje przestrzeñ odniesieñ, buduje ramê kompozycyjn¹ ca³o ci, a przede wszystkim, jak podkre la Ewa Owczarz: ustanawia tak¿e pewien wa¿ny dla ca³o ci obszar zainteresowañ, którym jest subtelna psychologiczna penetracja wnêtrz szczególnego typu ludzi wra¿liwych, bezbronnych wobec wiata, sk³onnych do autoanalizy, ¿yj¹cych zwykle poza nawiasem spo³eczeñstwa lub wiadomie naruszaj¹cych obowi¹zuj¹ce w nim normy 9. 8 E. Owczarz, Powie ci mistyczne Ludwika Sztyrmera, Acta Universitatis Nicolai Coperni-
ci , Filologia Polska 60, z. 366, Toruñ 2004, s. 32. Zob. te¿ E. Owczarz, Kataleptyk Ludwika Sztyrmera, czyli miêdzy cudowno ci¹ polsk¹ a fantastyczno ci¹ niemieck¹ , w: Polska literatura fantastyczna. Interpretacje, red. A. Stoff i D. Brzostek, Toruñ 2005. Dopiero po napisaniu tekstu mog³am zapoznaæ siê z prac¹ Ewy Owczarz Nieosi¹galna ca³o æ. Szkice o powie ci polskiej XIX wieku. Józef Ignacy Kraszewski, Ludwik Sztyrmer, Henryk Sienkiewicz, Toruñ 2009. 9 E. Owczarz, Ludwik Sztyrmer, w: Historia literatury polskiej. Romantyzm, t. 5/2, red. A. Skoczek, Bochnia-Kraków 2003, s. 254.
30
Tym samym interpretacja literackiego debiutu Sztyrmera, Pantofla. Historii mojego kuzyna zyskuje szczególne znaczenie. Opowiadanie to, inicjuj¹c cykl, staje siê instancj¹ nadrzêdn¹ dla kolejnych utworów; wyznaczony tu model postaci bêdzie oddzia³ywa³ na pó niejsze jej realizacje, bêdzie te¿ ustanawia³ pewien porz¹dek powie ciowego wiata i wyznacza³ hierarchiê jego problemów Zdajê sobie sprawê z ryzyka, jakie niesie za sob¹ decyzja spogl¹dania na postaæ Wincentego Pantofla bohatera debiutanckiego utworu przez pryzmat pó niejszych realizacji tej postaci. W prezentowanej tu interpretacji dopuszczam tak¹ mo¿liwo æ, wyra nie jednak wskazuj¹c, i¿ brak dowodów na to, ¿e Sztyrmer, pisz¹c Pantofla. Historiê mego kuzyna, przewidywa³ mo¿liwo æ kontynuowania tej opowie ci. Mo¿emy siê te¿ tylko domy laæ, i¿ kolejne wersje postaci Pantofla mia³y jedynie rozwijaæ i uzupe³niaæ niektóre cechy ustalonego ju¿ charakteru bohatera, dopowiadaæ fragmenty jego biografii. Rzecz bowiem szczególna: zestawienie wszystkich Sztyrmerowskich Pantoflów nie tworzy spójnego wzoru. Nie da siê na przyk³ad powiedzieæ, w którym miejscu biografii Pantofla z Historii mego kuzyna mie ci siê historia opowiedziana we Frenofagiuszu czy w Czarnych oczach. W ca³ym autobiograficznym przedsiêwziêciu Sztyrmera zaskakuje skala, jak pisa³ Kazimierz Czachowski, jego egotyzmu, kultu w³asnej indywidualno ci, ale przede wszystkim wprost niezwyk³a pasja szczero ci10. Autor i jego pozornie nieatrakcyjna biografia, mieszni mali bohaterowie, ma³e niewa¿ne zdarzenia, zwyczajno æ codzienno ci tworz¹ konstelacjê tematów najistotniejszych. W prosty sposób prowadz¹ do odkrycia cz³owieka, odkrycia siebie jako najciekawszego przedmiotu obserwacji, jako najciekawszego tematu literackiego. Dostarczaj¹ dowodu na to, ¿e ka¿da jednostka jest szczególna i wyj¹tkowa. Koñcz¹c swój cykl, ironicznie i przekornie Sztyrmer bêdzie siê domaga³ napisania nienapisanej do tej pory Historii naturalnej Pantofla , bowiem: Miêdzy milionami ¿yj¹tek obdarzonych rozumem, sk³adaj¹cych czeladkê Bo¿¹ na ziemi, krz¹ta siê razem z braci¹, biedniejszy od innych, Pantofel. Poci siê w upa³ letni, marznie zim¹ na mrozie, ¿yje w upokorzeniu, i umiera z przekonaniem, ¿e jutro bêdzie zapomniany. Dziwna rzecz! Ani uczeni ludzie, ani ¿aden filantrop, nie zwrócili dot¹d na tê klasê ¿yj¹tek najmniejszej uwagi. Napisano niema³o gruntownych i piêknych rzeczy, b¹d proz¹, b¹d wierszem: o krukach, lisach i nawet ¿abach; wypracowano, z wielk¹ staranno ci¹ historiê naturaln¹ konia, os³a, indyka, fl¹derki i nawet mikroskopicznych wymoczków (infussoria) a historia naturalna Pantofla zostaje do napisania. Dlaczego to? tegom sobie nigdy 10 Zob. uwagi K. Czachowskiego, który podkre la, i¿ podstaw¹ metody psychologicznej Sztyrmera by³a, podobnie jak u Stendhala, wiwisekcja praktykowana na samym sobie zob. K. Czachowski, Miêdzy romantyzmem a realizmem, oprac. A. Czachowski, Warszawa 1967, s. 288.
31
nie móg³ obja niæ, i dot¹d nie rozumiem. Zdaje mi siê, ¿e przyczyn¹ takowej opiesza³o ci naturalistów i filantropów jest roztargnienie, w którem zdarza siê nieraz, ¿e cz³owiek widzi przedmioty dalekie, a bliskich i najbli¿szych nie dostrzega11.
Pantofel. Szkic do portretu postaci Pantofel. Historia mojego kuzyna przykuwa uwagê ju¿ od pierwszych stron. Interesuj¹cy wydaje siê choæby sam zamys³ kompozycyjny, polegaj¹cy na odwróceniu tradycyjnego ujêcia fabularnego porz¹dku biograficznej opowie ci. Oto Eleonora Sztyrmer, której imiê widnieje na karcie tytu³owej tej opowie ci, powraca we wspomnieniach do czasów swej m³odo ci, do pewnego wieczora, kiedy to do domu jej rodziców w Witebsku niespodziewanie zawita³ nieznany wcze niej kuzyn Wincenty W***. Ten przegrany ¿yciowy rozbitek i równocze nie ¿a³o nie mieszny cz³owiek znajduje w domu kuzynostwa opiekê i ¿yczliwo æ, w zamian zobowi¹zuje siê dope³niæ edukacji córek pañstwa domu. Po latach panna Eleonora jego uczennica, g³êboko wdziêczna za przyja ñ i wzruszona zaufaniem, jakim obdarza³ j¹ ten dziwny kuzyn, decyduje siê wydaæ odnalezion¹ w pozosta³ych po nim papierach autobiografiê. Koñcz¹c swój wstêp, pisze: Pokój jego prochom! [ ] Mo¿e ta spowied s³abej duszy pos³u¿y komukolwiek z mê¿czyzn za po¿yteczn¹ przestrogê i mo¿e wzbudzi w czytelnikach lito æ nad tym, który ca³e ¿ycie by³ igrzyskiem obojêtno ci swych bli nich. Pó niej, w miarê mo¿no ci, bêdê wydawa³a inne jego pisma12.
Ten pozornie konwencjonalny wstêp jest potrzebny, by uzasadniæ czytelnikowi sens wydania tej autobiografii (wszak jej autor nie by³ mê¿em stanu, wybitnym pisarzem czy wielk¹ osobowo ci¹ swej epoki), jest tak¿e potrzebny, by wskazaæ moralny cel lektury autorka pisze o po¿ytecznej przestrodze i pragnieniu wzbudzenia w ród czytelników lito ci wzglêdem ludzi takich jak jej kuzyn. Spe³niaj¹c swe edytorskie obowi¹zki, panna Eleonora pozwala sobie jednak na pewn¹ nielojalno æ wobec czytelnika. Nie tylko uprzedza, jak zakoñczy siê opowiadana historia, ale przede wszystkim rezygnuje z obiektywizmu, wyra nie manifestuj¹c swój przychylny stosunek do Pantofla. Odt¹d, ledz¹c niefortunne koleje jego losu, czytelnik bêdzie musia³ pamiêtaæ, ¿e: 11
L. Sztyrmer, Pantofel (Alter ego) s. 153-154.
12 L. Sztyrmer, Pantofel. Historia mego kuzyna, wybra³ i opracowa³ L. Sokó³, Warszawa 1978,
s. 16. Kolejne cytaty pochodz¹ z tego wydania, numery stron oznaczone zostan¹ w nawiasach.
32
By³ to cz³owiek s³abej woli, mieszny, dziecinny; ale kto go bli¿ej pozna³, zapomina³ o tych niedo³ê¿no ciach, ceni³ go i czu³ dla niego prawdziw¹ przyja ñ. W poufa³ym dyskursie nie mo¿na by³o siê oprzeæ porywaj¹cej, pe³nej wiat³a i zapa³u wymowie; pe³en wiadomo ci, jedyny do rady, ³agodny i s³odki w obej ciu, zawsze spokojny, zawsze gotów ka¿demu siê przys³u¿yæ. Szacunek, który mu okazywa³am, by³ zapewne przyczyn¹ tego, ¿e z ca³ej familii mnie najwiêcej lubi³, moim losem najwiêcej siê zajmowa³. Nie mia³am prawdziwszego przyjaciela. On o wieci³ mój rozum, rozszerzy³ pojêcia, ukszta³ci³ serce. Jemu winnam wiele zdrowych i czystych zasad moralno ci i wszystkie moje wiadomo ci w naukach i literaturze. Nie mogê go inaczej nazwaæ, jak ojcem duchowym (14-15).
W ten oto sposób narratorka skutecznie blokuje wszelk¹ mo¿liw¹ krytykê postaci pana Wincentego, a je li czytelnik siê na ni¹ powa¿y, bêdzie siê musia³ liczyæ z oskar¿eniem o brak serca i salonow¹ ma³ostkowo æ. Zabiegi czynione przez pannê Eleonorê nie maj¹ przypadkowego charakteru, spod panieñskiej egzaltacji i naiwnej szczero ci wy³ania siê przecie¿ wiadoma je li nie autorka, to ju¿ na pewno czytelniczka wspó³czesnych powie ci, które sama dwuznacznie nazwie romantycznymi. Narratorka przekornie zwierza siê ze swego ma³ego dziwactwa: [ ] kiedy co opowiadam, lubiê zwyczajnie zacz¹æ od koñca. Takowa forma opowiadania ma w sobie co tajemniczego, poetycznego, i mo¿e daleko wiêcej zaj¹æ jak wszelka inna systema. Zreszt¹ dzi nie godzi siê inaczej ani mówiæ, ani pisaæ. Od czasu wynalezienia romantyczno ci w Europie wszystkie powie ci, dramy i poemata zaczynaj¹ siê od koñca, a przynajmniej ze rodka; dlaczego¿ bym ja mia³a was, kochani moi czytelnicy, pozbawiæ tej przyjemno ci, do której zapewne jeste cie przyzwyczajeni? Nie my lê byæ nowatork¹, niech mnie Bóg od tego zachowa! Zacznê swoj¹ powie æ od koñca. S³uchajcie, je¿eli ³aska (9).
Opowiedzenie historii Pantofla od koñca , a tak¿e zdradzenie ju¿ na pocz¹tku ¿yciowych niepowodzeñ bohatera wi¹¿e siê w konsekwencji ze wiadomym os³abieniem fabularnej atrakcyjno ci opowie ci. Tym samym to nie koleje losu bohatera staj¹ siê najwa¿niejszym celem obserwacji, ale on sam. Odwrócenie zainteresowania od biegu akcji (przecie¿ i tak wiemy, jak siê to wszystko skoñczy) tworzy pole dla wype³niaj¹cej plan pierwszy opowie ci subtelnej analizy psychologicznej g³ównego bohatera cz³owieka, który biernie poddaje siê swemu losowi13. 13 W fakcie, i¿ powie ci Sztyrmera przyjmowa³y kszta³t psychologicznego studium charakteru postaci , nie za obyczajowej panoramy wspó³czesno ci, Mieczys³aw Inglot upatruje ich nowatorstwo i literack¹ atrakcyjno æ. Zob. M. Inglot, O powie ciach Sztyrmera w latach 1838-1844, Pamiêtnik Literacki 1964, z. 3, s. 53-54.
33
Zwa¿aj¹c jednak na nieatrakcyjno æ tej biografii i na kuriozalno æ bohatera, któremu trudno przyporz¹dkowaæ jaki literacki pierwowzór, przychodzi stwierdziæ, ¿e w interesuj¹cym nas opowiadaniu tematem staje siê w³a ciwie antytemat, za bohaterem antybohater. Powo³uj¹c do ¿ycia kogo takiego jak Wincenty Pantofel cz³owieka pozbawionego charyzmy, urody, si³y, Sztyrmer okazuje siê nie tylko doskona³ym obserwatorem swej wspó³czesno ci, znawc¹ ludzkich charakterów, ale tak¿e poddaje swemu czytelnikowi pod rozwagê podstawowy kanon literacki epoki. Ówczesna romantyczna literatura kreowa³a przecie¿ model bohatera wyrastaj¹cego ponad przeciêtno æ, niemal herosa, którego bunt wobec zastanego wiata prowadzi do wielkich, spektakularnych zdarzeñ. Budz¹cy miech i politowanie, zagubiony w rzeczywisto ci Pantofel Sztyrmera stoi na antypodach takiego rozumienia postaci literackiej. W tej dyskusji z utrwalonymi w literaturze stereotypami istotny oka¿e siê sposób, w jaki pisarz potraktuje tak wa¿ny dla kultury romantycznej temat dzieciñstwa i m³odo ci. Z punktu widzenia obowi¹zuj¹cej wówczas tradycji literackiej, w której m³odo æ traktowana by³a jako najistotniejszy, ale czêsto i najszczê liwszy czas w ¿yciu cz³owieka, w opowiadanej przez Sztyrmera historii w³a ciwie nic siê nie zgadza. Dzieciñstwo bohatera nie jest rajem, a jego m³odzieñcze szkolne przyja nie dalekie s¹ od bezinteresowno ci. Wyidealizowana mi³o æ do kobiety wcale nie staje siê ród³em uniesieñ, ale wrêcz przeciwnie, daje mo¿liwo æ rozpoznania ludzkiej perfidii i bezwzglêdno ci obie damy, w których kolejno ulokuje swe uczucia bohater, bezwzglêdnie go wykorzystaj¹ dla w³asnych celów. Niemal ka¿da z powszechnie cenionych warto ci okazuje siê dla Pantofla przekleñstwem: wiedza obok rado ci poznania przynosi temu niepospolicie uczonemu cz³owiekowi (13) g³êbokie rozpoznanie g³upoty i powierzchowno ci wiêkszo ci ludzi; literatura daje, co prawda, kontakt z piêknem, ale te¿ zak³amuje rzeczywisto æ, tworz¹c iluzje idealnej przyja ni, idealnej mi³o ci. Podobny efekt ironicznego dystansu, swoistej gry z romantycznymi konwencjami da siê zauwa¿yæ tak¿e na poziomie narracji. Koresponduj¹c z dwuznaczno ci¹ postaci g³ównego bohatera, narracja waha siê miêdzy intymno ci¹ autobiograficznego wyznania a wrêcz naukow¹ precyzj¹ analizy psychicznych stanów osoby. Z jednej wiêc strony mamy pierwszoosobowe, bogate w detal i pe³ne emocjonalno ci opisy wydarzeñ z ¿ycia bohatera, z drugiej za konstruowane na zimno wywody Pantofla, który przyjmuje postawê obserwatora, kogo na kszta³t wspó³czesnego nam psychiatry, mog¹cego pozwoliæ sobie na dystans wobec przedmiotu prowadzonej analizy wobec swego w³asnego ¿ycia. Wzruszeniu i empatii, charakterystycznym dla narracji pamiêtnikarskiej, towarzyszy ch³odna, naukowa refleksja nad istot¹ i ród³em obserwowanych zachowañ.
34
Mo¿na odnie æ wra¿enie, ¿e w opowiadaniu Sztyrmera cieraj¹ siê dwa potê¿ne ¿ywio³y. Prawda codzienno ci, prawda o wiecie prowincji i zamieszkuj¹cych j¹ ma³ych bohaterach walczy o prawo pierwszeñstwa z literatur¹ (szczególnie t¹ romantyczn¹), która podpowiada, czy wrêcz narzuca pisarzowi i czytelnikom, kto zas³uguje na miano bohatera i jak taka opowie æ winna byæ napisana. Najistotniejsze w Pantoflu. Historii mego kuzyna okazuje siê wiêc napiêcie miêdzy skrzecz¹c¹ rzeczywisto ci¹ a wznios³ymi ideami romantycznej literatury, napiêcie miêdzy u³omno ciami Pantofla a heroicznym wzorcem romantycznego bohatera. Sztyrmer bêdzie próbowa³ pogodziæ te sprzeczno ci. Najpierw z wielk¹ konsekwencj¹ podejmie starania o uprawomocnienie istnienia takiego w³a nie bohatera jak Pantofel. S³u¿yæ temu bêdzie przede wszystkim dba³o æ o realistyczny detal w opisie prowincjonalnego wiata, ale tak¿e sugestia prawdziwo ci , zwi¹zana z zastosowaniem narracji pamiêtnikarskiej, czy wreszcie naukowe podej cie do analizowanych stanów psychicznych bohatera. Kolejnym krokiem bêdzie, przejêta od Laurence a Sterne a, umiejêtno æ dostrzegania niezauwa¿alnych go³ym okiem stanów emocjonalnych bohatera, jego reakcji na drobne afronty, niepowodzenia i upokorzenia. W tej biografii nie dzieje siê przecie¿ nic wielkiego; Pantofel nie jest bohaterskim powstañcem, nie jest gniewnym poet¹, ale ma³e klêski, ma³e zawody, drobne afronty determinuj¹ jego charakter w tym samym stopniu, w jakim wielkie traumatyczne prze¿ycia formowa³y literackich bohaterów romantyzmu. Pozornie nieuprawniona z literackiego punktu widzenia postaæ Wincentego Pantofla (o takim bohaterze nie wypada b¹d nie warto pisaæ) oka¿e siê nie tylko zaskakuj¹co atrakcyjna artystycznie, ale przede wszystkim uprawomocniona przez ¿ycie, przez codzienno æ prowincji zaludnionej przez takich w³a nie miesznych, ma³ych bohaterów. Jednak konstrukcja postaci, oparta na wizerunku nieporadnego nieudacznika, którego s³aby charakter skazuje na ¿yciowe niepowodzenia, nieustannie grozi zamian¹ biografii w humoreskê. Pantofel wci¹¿ ryzykownie ociera siê o mieszno æ. Dyskredytuje go ju¿ sama komiczna fizjonomia, o której nawet panna Eleonora bêdzie musia³a napisaæ: [ ] lituj¹c siê nad jego losem, trzeba by³o mimowolnie miaæ z powierzchowno ci (14). Najpowa¿niejsze zarzuty budzi brak mêskiej odwagi i si³y. Pantofel nie potrafi byæ stanowczy w relacjach z lud mi, on jakby prosi siê o to, by zostaæ wykorzystanym przez przyjació³ (Albert, rotmistrz Szabelski) czy nawet, jak to po wiadcza historia z futrem, przez s³u¿bê. Fakt, ¿e jest wra¿liwym poet¹, erudyt¹ wietnie obeznanym z modn¹ literatur¹, nie jest w stanie zrównowa¿yæ w oczach kobiet jego kompromituj¹cego
35
braku si³y fizycznej, gdy trzeba bêdzie podnie æ k³odê, pod któr¹ wpad³ pier cionek, ni braku odwagi, gdy na drodze stanie mu jakkolwiek stary, ale g³o no szczekaj¹cy buldog. Te dwie próby ostatecznie przekre l¹ szanse Pantofla w staraniach o rêkê panny Emmy. Zostanie tak¿e poni¿ony towarzysko jego awersja do alkoholu bêdzie skomentowana: Mê¿czyzna powinien siê strzec zbytku, ale chcia³bym, ¿eby mia³ g³owê cokolwiek mocniejsz¹ od kury (72). Przyk³ady takiego dezawuowania i kompromitowania bohatera mo¿na mno¿yæ, ale równocze nie trudno oprzeæ siê wra¿eniu, i¿ Sztyrmerowi wyra nie zale¿y na podtrzymywaniu kontrastu miêdzy mieszno ci¹ bohatera a powag¹ jego egzystencjalnej sytuacji. Dlatego mo¿e tak konsekwentnie niemal ka¿de bolesne prze¿ycie Pantofla, niemal ka¿dy stan jego duszy po doznanym upokorzeniu jest wyja niany i uzasadniany przywo³ywan¹ z wielk¹ powag¹ teori¹ psychologiczn¹14. Ta strategia to co wiêcej ni¿ czczy popis erudycyjny, ka¿dorazowe odwo³anie siê do autorytetu nauki przynosi bowiem zaskakuj¹co powa¿ne konsekwencje dla wymowy utworu. Przede wszystkim powoduje, ¿e zatraca siê indywidualny, jednostkowy charakter biografii Pantofla: ten nieporadny i wydawa³oby siê osamotniony bohater staje siê reprezentantem pewnego typu ludzkiego. W ostatnim opowiadaniu cyklu pan Wincenty z gorzkim smutkiem zauwa¿y: Pantoflów jest bardzo wiele : Saboty, Cichostêpy, Pantofle na korkach, Papucie, Patynki, Chodaki, Sanda³y i Trepki15. Okazuje siê wiêc, ¿e takich niepozornych ludzi mo¿e byæ wielu, ale by ich dostrzec, trzeba albo byæ bardzo wnikliwym obserwatorem, albo z góry wiedzieæ o ich istnieniu. Niezwykle wa¿ne wydaje siê tak¿e, i¿ to za spraw¹ tego naukowego podej cia przywrócona zostaje warto æ ma³ej egzystencji. Bohater s³aby i nieefektowny zyskuje, podbudowane autorytetem psychologii, prawo istnienia, prawo do w³asnego intensywnego sposobu prze¿ywania wiata. Mo¿e z pozoru jest mieszny, ale jego dramaty, jego cierpienie cechuje niemal ta sama intensywno æ, co prze¿ycia wielkich ludzi. Kto , kto zazwyczaj bywa³ jedynie obiektem drwin, stanowi³ potencjalne t³o dla prawdziwych bohaterów, zyskuje w ten sposób prawo do wyra¿ania swych emocji, ekspresji swego ja niezbywalne prawo do swego suwerennego istnienia. Co wiêcej, Pantofel z pozoru kreowany na 14 Mieczys³aw Inglot zwróci³ uwagê, ¿e w Historii mojego kuzyna odnale æ mo¿na wyra ne lady nie tylko przemy leñ wyra¿onych przez Sztyrmera w m³odzieñczej pracy O magnetyzmie zwierzêcym, ale tak¿e znajomo ci wa¿nej rozprawy Micha³a Wiszniewskiego Charaktery rozumów ludzkich (Kraków 1837), dzie³a po dzi dzieñ uwa¿nego za prekursorskie w badaniach nad ludzk¹ psychik¹. Zob. M. Inglot, O powie ciach , s. 61. 15 L. Sztyrmer, Pantofel (Alter ego), w: tego¿, Noc bezsenna, Warszawa 1859, t. 3, s. 158-159.
36
przekór romantycznym kanonom okazuje siê postaci¹ nie tylko g³êboko tragiczn¹, ile te¿ w pewnym sensie romantyczn¹: wyalienowanym, niezrozumianym samotnikiem, a nawet buntownikiem. Ciekawie ten problem ujmuje Krystyna Poklewska, w bohaterach Sztyrmera chce widzieæ w³a nie pogrobowców romantycznych buntowników, którym pozostawiona by³a samotno æ tamtych, nie wspania³a ju¿ wszak¿e i dumna, lecz rozpaczliwa; »skazani na innych«, mogli prze¿ywaæ tylko z³udne chwile szczê cia, by ostatecznie ponie æ straszliw¹ klêskê 16. Tak wa¿ne dla romantycznej kultury pojêcie buntu bynajmniej nie zostaje tu wyszydzone ani spostponowane, jest jedynie dostosowane do skali bohatera. Bunt Pantofla jest na miarê jego charakteru buntem ma³ym i trudno dostrzegalnym, choæ gdy bacznie siê przyjrzeæ, ca³kiem wyra nym17. By precyzyjnie wskazaæ ten w¹tek, wróæmy raz jeszcze do pocz¹tku opowiadanej historii. Nie jest chyba dzie³em przypadku, ¿e biografiê Pantofla Sztyrmer poprzedza mottem wyjêtym ze s³ynnych Charakterów La Bruyère a: Trudno jest rozstrzygn¹æ, czy chwiejno æ charakteru czyni cz³owieka bardziej nieszczê liwym, czy godnym pogardy. Niektórych ludzi mniej kosztuje wzbogacenie siê o tysi¹c zalet ni¿ poprawienie jednej swej wady b³¹d ten os³abia blask ich znakomitych przymiotów i nie pozwala im staæ siê lud mi doskona³ymi18.
Ten wybór a Sztyrmer zawsze pieczo³owicie dobiera³ motta do swych utwo-
rów19 potwierdza sugestiê, i¿ tematem dzie³a stanie siê analiza jakiego typu oso-
bowo ci, jakiego charakteru jak wówczas mawiano. Jego wyj¹tkowo æ mia³aby polegaæ na niemo¿no ci poprawienia swej wady , na zupe³nym braku umiejêtno ci przekszta³cania, zmieniania w³asnej osobowo ci. To jednak, co La Bruyère traktuje jako mankament, Sztyrmer podnosi do rangi cnoty. Bowiem w przypadku 16 K. Poklewska, Czyim kuzynem jest Pantofel?, Prace Polonistyczne 1976, seria 32, s. 185. Badaczka zwraca uwagê, i¿ w spowiedzi Pantofla dostrzec mo¿na trafne ujêcie relacji: indywiduum zbiorowo æ. Sztyrmer, zdaniem Poklewskiej, ukazywa³ bezduszno æ, g³upotê, z³o zbiorowo ci, ale tak¿e nieprzystosowanie jednostki, które stawa³o siê przyczyn¹ jej klêski . 17 W tym kontek cie pojawiæ siê musi pytanie o zwi¹zki Sztyrmera z kultur¹ biedermeieru. Otó¿ wydaje siê, i¿ mimo wietnej znajomo ci literatury niemieckiej i mieszczañskiego pochodzenia pisarza, takie zwi¹zki by³yby trudne do udowodnienia. Znacznie bli¿szy jest kontekst sentymentalny, szczególnie literatury spod znaku Laurence a Sterne a. 18 La Bruyère, Charaktery, czyli Obyczaje tego wieku, przek³. A. Tatarkiewicz, Warszawa 1965, rozdz. O cz³owieku. 19 W m³odo ci mia³ Sztyrmer prowadziæ ksi¹¿kê, do której dokonywa³ wpisów cytatów ze swych ulubionych autorów, pó niej pos³u¿yæ one mia³y jako motta i dewizy, poprzedzaj¹ce utwory literackie. A. Walicki, Wspomnienie o Sztyrmerach, Kraj 1892, nr 14. Cyt za: Z. Mrozek, Literacki wiat , s. 14.
37
Pantofla istotn¹ cech¹ jego charakteru okazuje siê sta³o æ, wierno æ sobie samemu mimo ¿yciowych do wiadczeñ, mimo goryczy odnoszonych pora¿ek, Pantofel nawet nie podejmie próby, by siê zmieniæ, wci¹¿ pozostaje szczery i ufny, pozostaje dzieciêco naiwny. I stanie siê tak wcale nie dlatego, i¿ jest nie wiadomym siebie nieudacznikiem. Analizuj¹c wci¹¿ swe osobiste pora¿ki, doskonale potrafi przenikn¹æ motywy postêpowania innych ludzi. A przy tym wcale nie postrzega siebie wy³¹cznie jako ofiary ich egoizmu. Doznawszy tylu prywatnych klêsk, zdobêdzie siê przecie¿ na poczucie odpowiedzialno ci za drugiego cz³owieka, sw¹ winê wyzna w obliczu mierci ¿ony lekkomy lnej, ale i okrutnej Konstancji: Konstancjo! Teraz ja ciebie b³agam o przebaczenie, ja jeden wininem wszystkiemu. Inny m¹¿ zrobi³by z ciebie przyk³adn¹ kobietê, dobr¹ ¿onê, dobr¹ matkê i rz¹dn¹ gospodyniê; ja ciebie zgubi³em, dlatego ¿e mi brak³o odwagi poprawiæ b³êdy twojego charakteru! Na strasznym s¹dzie Boga ja za ciebie bêdê odpowiada³, tak jak ka¿dy m¹¿, który zapomina o tym, ¿e powinien byæ ojcem i opiekunem swojej ¿ony (114).
Takich fragmentów po wiadczaj¹cych dojrza³o æ i uczciwo æ Pantofla wzglêdem siebie samego mo¿na odnale æ w utworze znacznie wiêcej. Dlaczego wiêc refleksyjna natura Pantofla, jego erudycja i spostrzegawczo æ nie podpowiedzia³y mu, ¿e w kontaktach z innymi lud mi nie nale¿y byæ tak naiwnym? Dlaczego wreszcie nie uchroni³y go przed pope³nianiem wci¹¿ tych samych b³êdów? To wa¿ne pytania, wszak expressis verbis stawia je w zakoñczeniu narratorka: Dlaczego cz³owiek z tak¹ g³ow¹ i z takim sercem nie umia³ byæ w wiecie czym wiêcej ni¿ Pantoflem, kiedy inni bez g³owy i bez serca [ ] (114). Przyjê³o siê dostrzegaæ w postaci Pantofla cz³owieka s³abej woli, kogo , kto wskutek kompleksu ni¿szo ci nie potrafi zdobyæ siê na aktywn¹ postawê wobec wiata, za³amuje siê pod naciskiem doznanych upokorzeñ20. Gdyby pój æ tym tropem, nale¿a³oby przyj¹æ, i¿ bohater Sztyrmera jest ofiar¹ swej s³abej woli , ofiar¹ swej inercji; cz³owiekiem, który uleg³ swemu fatum uwierzy³ w nieprzezwyciê¿on¹ moc ukszta³towanego gdzie u zarania ¿ycia charakteru, rozwijaj¹cego w nim smêtno æ, boja liwo æ, uczucie w³asnej niemocy, zbyteczn¹ wstydliwo æ, s³owem, wszystkie przymioty ludzi dobrych i tkliwych, lecz s³abych i nie maj¹cych ¿adnej woli (21). Pantofel stawa³by siê wiêc poniek¹d wiê niem siebie samego, bohaterem s³abym, uwik³anym w swe w³asne kompleksy, który od innych oczekiwaæ mo¿e jedynie lito ci i zrozumienia. Kim , kogo Sztyrmer okre la mianem tytularnego cz³owieka , fragmentu psychicznego , oberwanej duszy . Pantofel to: 20 Zob. K. Czachowski, Miêdzy romantyzmem , s. 293 i M. Inglot, O powie ciach , s. 60.
38
[ ] jest ¿yj¹tko nies³ychanie skrzywdzone od natury i zas³uguje na wielk¹ wyrozumia³o æ. Ba! Nawet na politowanie. Jest to bowiem kaleka duchowy! biedny inwalid, nie z pola bitwy, lecz z urodzenia! najsmutniejszy z niedo³êgów!21
Na relacjê miêdzy cz³owiekiem a jego charakterem mo¿na jednak spojrzeæ z innej perspektywy. Je¿eli za Sztyrmerem (a tym samym i za wspominanym Micha³em Wiszniewskim) przyj¹æ, ¿e charakter jest zespo³em cech danych cz³owiekowi jak gdyby z góry, niezale¿nych od niego, to oczywista staje siê niemo¿no æ pokonania w³asnych ograniczeñ, niewykonalna staje siê jakakolwiek przemiana osobowo ci. Chyba ¿e, zak³adaj¹c dla wiata maskê, zaczniemy udawaæ kogo , kim nie jeste my. Wtedy jednak mo¿na mówiæ o k³amstwie, nie za o zmianie charakteru22. Znamienne wydaje siê, ¿e Sztyrmerowski bohater, próbuj¹c zrozumieæ rozchwianie w³asnej osobowo ci, próbuj¹c pochwyciæ w drodze skrupulatnych analiz psychologicznych ród³a tego stanu rzeczy, nie czyni tego, aby podj¹æ walkê z t¹ s³abo ci¹. Pantofel chce sw¹ s³abo æ zrozumieæ, chce znaæ powody, dla których jest, jaki jest, nie interesuje go jednak próba kamuflowania tej prawdy przed innymi. Nie chc¹c udawaæ kogo , kim nie jest, Pantofel nie potrzebuje wyci¹gaæ wniosków ze swych niepowodzeñ. Tê obserwacjê zdaje siê potwierdzaæ stosunek bohatera do swego wymownego imienia. Pantofel nie od razu by³ Pantoflem, by³ Wicusiem, Wincentym, a jednak zaakceptowa³ i przyj¹³ to zrazu wstrêtne przezwisko. Rzecz bowiem niezwykle charakterystyczna pole konotacji wywo³anych przez to imiê zmienia siê z utworu na utwór. Emocje kojarz¹ce siê pocz¹tkowo z traumatycznym do wiadczeniem z dzieciñstwa (zdrad¹ najlepszego przyjaciela i jego nikczemnym zachowaniem) s¹ przez bohatera wypierane, zapominane23. W miarê up³ywu lat Pantofel dostrzega, i¿ imiê to w rzeczywisto ci trafnie nazywa jego osobowo æ i z czasem na nie przyzwala: Takim sposobem zosta³em mianowany na godno æ 21 L. Sztyrmer, Pantofel (Alter ego) , s. 157. Tam tak¿e czytamy: Pantofel oznacza cz³o-
wieka skrzywdzonego od przyrodzenia, a mianowicie pozbawionego têgo ci i energii woli. W pojêciu szlacheckim jest to istota nosz¹ca tylko tytu³ cz³owieka, czyli tytularny cz³owiek; w znaczeniu psychicznym, nieca³kowita dusza, w obydwóch razach chodzi o to, jak wielk¹ jest krzywda, czyli upo ledzenie takiego niekompletnego egzemplarza ludzko ci? (154). 22 Kwestiê takiego fa³szowania osobowo ci podj¹³ Sztyrmer m. in. w Urywku z pamiêtnika oryginalnie wychowanej kobiety. Zob. L. Sztyrmer, Powie ci nieboszczyka Pantofla, Wilno 1844, t. 2, s. 27-28. 23 Moi szkolni koledzy, przezwali mnie kiedy Pantoflem, wycierpia³em od nich wiele przykro ci, k³óci³em siê z nimi w odpornej wojnie, co niemiara; a teraz kiedy którego b¹d z nich spotkam, to mi siê zdaje, ¿e po d³ugiej roz³¹ce, ogl¹dam rodzonego brata lub bliskiego krewnego. Ca³a moja m³odo æ, jakby z grobu wstaje (L. Sztyrmer, Ewa, w: Noc bezsenna , t. 3, s. 8).
39
Pantofla, któr¹ mia³em honor piastowaæ ca³e ¿ycie (34). O tym, jak g³êboko imiê zostaje uwewnêtrznione, wyra nie wiadcz¹ straszne sny, podczas których: Woko³o mnie wi³y siê obrzydliwsze od gadów pantofle i jakby patrz¹c na mnie wychyla³y z wody swe podarte przodki. Tymczasem przydeptana piêta mej nawy-pantofla, coraz wiêcej pogr¹¿a³a siê w g³¹b morsk¹ i przymusza³a mnie rejterowaæ siê na drugi koniec, lecz niestety, tam sta³ Albert i odpycha³ mnie w fale! (87)
Ale pan Wincenty potrafi tak¿e niæ piêknie, choæby wtedy, gdy narzucone imiê kojarzy siê z ró¿owymi pantofelkami panny Emmy. Wtedy bohater pozwala sobie nawet na westchnienie: Jak dobrze byæ czasem i Pantoflem, choæby dlatego ¿eby mieæ takie cudowne sny! (65). wiadectwo ostatecznego pogodzenia siê z imieniem przynosi opowiadanie Oczy czarne; tam Pantofel, relacjonuj¹c historiê Chryzantego Dewilskiego, dorzuci nastêpuj¹c¹ uwagê: [ ] odwiedzi³em kilku dawnych znajomych, i ci dobrzy ludzie jak zaczêli mi przypominaæ stare dzieje, tak nareszcie rzek³em sobie: Czy uwa¿asz P. Wincenty, ¿e tyle osób szczerze cieszy siê z tego, ¿e tak starannie zakonserwowa³ w swojej istotce pierwiastek pantoflostwa? Je¿eli je na nieszczê cie stracisz, po¿egnaj siê razem i z t¹ ¿yw¹ sympati¹, któr¹ ci dzi okazuj¹! Daj pokój! Zostañ ju¿ do koñca takim, jakim mia³e honor byæ dot¹d. I zosta³em sobie Pantoflem24.
Paradoksalnie wiêc to fatalne imiê, narzucone bohaterowi przez bezwzglêdnych kolegów, imiê które, wydawa³oby siê, jest jego przekleñstwem pozwala mu odnale æ swoj¹ prawdê. To, co pocz¹tkowo jest dla Pantofla przyczyn¹ nieszczê cia i frustracji, ostatecznie umo¿liwia mu autoidentyfikacjê. Pantofel jest wiadomy, ¿e to jego charakter, innymi s³owy on sam jest przyczyn¹ wszystkich nieszczê æ, jakie spotykaj¹ go w ¿yciu, ale te¿ jest przekonany, i¿ wyrzekaj¹c siê tego charakteru, utraci najwarto ciowsz¹, najprawdziwsz¹ cz¹stkê samego siebie. Oczywi cie, ¿e lepiej byæ butem ni¿ pantoflem (115), by powtórzyæ s³owa narratorki, ale mo¿e wa¿niejsza okazuje siê szczero æ wobec siebie samego, decyzja, by nie udawaæ kogo , kim siê nie jest, kim siê nigdy nie bêdzie. Nawet je li cen¹ oka¿e siê pogarda ze strony innych25. 24 L. Sztyrmer, Oczy czarne, w: tego¿, Powie ci nieboszczyka Pantofla, Warszawa 1978, s. 194.
25 W zakoñczeniu historii Karmazyna i Szaraczka jej narrator Pantofel napisze: My la³em sobie, jakby to piêknie by³o, ¿ebym ja by³ podobnym do tych ludzi z charakteru. [ ] ¯ebym tak jak oni szanowa³ zawsze swoje prze wiadczenie, swojê godno æ moraln¹! [ ] ¯ebym posiada³ tak¹ mocn¹ wolê.[ ] Alem sobie powiedzia³ na koniec: gdzie¿ mnie siê tam pi¹æ na tak¹ wy¿ynê! za s³abe si³y! [ ] taka epopeja nie dla mnie! [ ] Porzuæmy te marzenia p. Wincenty! (L. Sztyrmer, Pantofel (Alter ego) , s. 267).
40
O po¿ytkach tej postawy pisze Pantofel we wstêpie do Frenofagiusza i Frenolestów: Widzia³em kiedy z zadziwieniem, jak nie miertelny skrzypak powitany tysi¹cem g³osów uwielbienia, otoczony burzliwym zapa³em i oklaskami, sta³ przed tob¹, o szanowna Publiczno ci, zimny jak marmur, z twarz¹ obojêtn¹ albo raczej z wyra¿eniem wzgardy, i ani wzrokiem, ani skinieniem rêki, ani najmniejszym gestem nie odpowiedzia³ na twoje konwulsyjne aplauzy, przed którymi inny na jego miejscu ugi¹³by siê do ziemi! Widzia³em to, kiedy by³em m³ody, i nie pojmowa³em jego oziêb³o ci; dzi zdajê mi siê, ¿e gdyby Pantofel umia³ graæ na skrzypcach, to post¹pi³by nie inaczej (123-124).
Bohater Sztyrmera niezwykle mocno podkre la prawo jednostki do niezale¿no ci od opinii innych, trze wo ocenia warto æ z³udnej przychylno ci wiata i nie daje siê zwie æ poklaskowi Szanownej Publiczno ci , bo wie, jak bardzo jest ona chimeryczna, jak czêsto zmienia swe opinie. Jednak w tym samym opowiadaniu, kilka akapitów ni¿ej pan Wincenty na chwilê sprzeniewierza siê swym zasadom. Omamiony wizj¹ s³awy literackiej, buduje z zarobionych z³otych talarów kolumnê i roi sobie, ¿e to mieszkañcy Warszawy wystawiaj¹ mu pomnik: Wskoczy³em na krzes³o, a¿eby z tej trybuny wyci¹æ mowê do narodu, ale w zbyt gwa³townym uniesieniu wdziêczno ci zawadzi³em piêt¹, przewróci³em siê z krzes³em, obali³em stolik, a z nim i z³ot¹ kolumnê, z której dukaty polecia³y na pod³ogê! (126)
Pantoflostwo pana Wincentego cecha, która wydawa³a siê jego przekleñstwem, okazuje siê wiêc tak¿e skutecznym mechanizmem obronnym. W rzeczywisto ci bowiem byæ Pantoflem oznacza nie tyle niezdarno æ i nieporadno æ (choæ to dziêki upadkowi z wyimaginowanej kolumny przywrócona zostaje w³a ciwa miara rzeczy), ile raczej umiejêtno æ dostrzegania sensu w u³omno ciach w³asnego charakteru, umiejêtno æ spojrzenia na siebie z dystansu, dostrze¿enia w³asnej mieszno ci i przyznania siê do s³abo ci. Okazuje siê bowiem, ¿e przyjête i zinternalizowane przez Wincentego-Pantofla imiê staje siê jego obron¹ przed prób¹ oszukania siebie samego, a tak rozumiane, ratuje bohatera przed szaleñstwem: Jak to dobrze powie Pantofel w zakoñczeniu Frenofagiusza ¿e mnie przypadek zaprowadzi³ do Bonifratrów! [ ] Kto wie, gdybym by³ kilka dni pomarzy³, jak dzi rano, mo¿e by mnie tam zawie li i zostawili? (257).
41
Pantofel i ksi¹¿ki. Wszyscy pisz¹ Jakby nie wierz¹c w oryginalno æ talentu Ludwika Sztyrmera, krytycy i badacze od zawsze tropili mo¿liwe zale¿no ci literackie, w jakie autor Pantofla wik³a³ swe utwory i ich bohaterów. Trzeba przyznaæ, ¿e sam Sztyrmer tak¿e wiele zrobi³, by zasugerowaæ konieczno æ ka¿dorazowego uruchamiania tego literackiego kontekstu. Bohaterowie Sztyrmera du¿o czytaj¹, a ich ujawniane, tematyzowane lektury te¿ znacz¹ w tym kontek cie na przyk³ad w Duszy w suchotach pojawia siê wrêcz problem fabularnej zale¿no ci losów g³ównego bohatera od dziejów Pieczorina z Bohatera naszych czasów Lermontowa26. Realizm psychologiczny, tak umiejêtnie stosowany przez Sztyrmera w introspekcjach, nie wzbrania mu pe³n¹ gar ci¹ czerpaæ z tradycji sternowskiej, sk¹d tak¿e prawdopodobnie bierze siê swe ród³o upodobanie pisarza do mikroobserwacji, dba³o æ o detal obyczajowy, ale przede wszystkim ci¹g³e podtrzymywanie ironicznego dystansu wobec bohatera i wobec ca³ego wiata przedstawionego. Podobnie rzecz siê ma z fantastyk¹ pó niejszych utworów, gdzie w sposób jawny wskazana zostaje zale¿no æ od tematów i stylu dzie³ Hoffmanna i Jean Paula. Co wiêcej, ka¿dy ze swych utworów Sztyrmer opatruje jednym, a czê ciej wieloma mottami, które jak gdyby podpowiadaj¹ ród³a wykorzystanych pomys³ów fabularnych b¹d ka¿¹ siê wrêcz dopatrywaæ patronatu ideowego wymienianych tam twórców. W tych intertekstualnych zabawach zazwyczaj przywo³ywani s¹ wielcy twórcy czasów romantyzmu. Pojawiaj¹ siê nazwiska: Hoffmanna, Novalisa, Schillera, Goethego, Moore a, Byrona, Jean Paula, Hugo, ale te¿ i La Bruyère a, w. Paw³a, Wergiliusza, Kochanowskiego, Reja, Eleonory Ziemiêckiej, czy naukowców Hufelanda, Andrala, Galla czy Józefa Go³uchowskiego i Micha³a Wiszniewskiego. Lista wygl¹da zaprawdê imponuj¹co, ale ju¿ na pierwszy rzut oka wywo³uje niepokój jest w niej jaki nadmiar, a równocze nie chaos. Pojawia siê pytanie o celowo æ przywo³ywania tak wielu tradycji literackich, kontekstów i sygnowania ich wielkimi nazwiskami; czy rzeczywi cie chodzi tylko o grê z literatur¹? Podejrzliwo æ pog³êbia siê w miarê lektury kolejnych czê ci cyklu: w pó niejszych utworach na prawach owych autorytetów pojawiaj¹ siê postaci Filozofa z ziemi Czerskiej, Vice-filozofa ziemi Czerskiej, a dalej filozofów ziemi Warszawskiej, Wizkiej, Wyszogrodzkiej, Zakroczymskiej, Ciechanow26 Zob. H. Cybienko, Sztyrmer i Lermontow, Slavia Orientalis 1973, nr 3 oraz J. Sk³ad,
Bohater naszych czasów M. Lermontowa a Dusza w suchotach L. Sztyrmera, Przegl¹d Humanistyczny 1974, nr 9. Pisa³am o tym w pracy Artysta bohater zbêdny? Próba interpretacji Duszy w suchotach Ludwika Sztyrmera, w: Z problemów prozy powie æ o arty cie, red. W. Gutowski i E. Owczarz, Toruñ 2006.
42
skiej, £om¿yñskiej, grodu W¹soskiego, powiatu Przasnyskiego, Kamieñczykowskiego i jeszcze wielu, wielu innych27. Nazwiska autorów dzie³ cytowanych w mottach zaczynaj¹ funkcjonowaæ na zasadzie jakich myl¹cych oznaczeñ, wskazuj¹ kierunki, które wiod¹ czytelnika donik¹d. Wêdruj¹c wskazywan¹ przez nie drog¹, poruszamy siê w labiryntach szalonej, pogr¹¿onej w chaosie biblioteki, na jej pó³kach tu¿ obok arcydzie³ stoj¹ kurioza, obok dzie³ znanych te zapomniane czy nigdy nie wydrukowane, jak gdyby skrywane przed wiatem To nie przypadek. W literackim wiecie Sztyrmera motyw biblioteki pojawia siê na prawach metafory wiata. Widaæ to ju¿ w pierwszych zdaniach Pantofla. Historii mojego kuzyna: Familia, czyli zbiór wszystkich naszych krewnych, podobna jest do biblioteki. Rodz¹c siê na wiat, cz³owiek znajduje ju¿ przygotowan¹ dla siebie tego rodzaju bibliotekê i stopniowo siê z ni¹ znajomi. Na pierwszej pó³ce stoj¹ dwie wiête dla niego ksiêgi, Stary i Nowy Testament to ojciec i matka. Dalej z porz¹dku dzie³a zbawienne, moralne i po¿yteczne to dziadek, babka, stryj i stryjenka, wuj i wujenka. Dalej w mniejszym formacie dzienniki serca bracia i siostry. Nareszcie w odleglejszych pó³kach, rozmaito ci: ksi¹¿ki ró¿nego formatu i wydania; nowe i stare, dobre i z³e, przyjemne i nudne, filozofia i mazurki to obszerny oddzia³ kuzynów i kuzynek (7-8).
Sztyrmer buduje wielopoziomow¹ analogiê wiat biblioteka, jest ona oparta na pozornie prostym porównaniu ludzi do ksi¹¿ek. Jednak nie ma tu mowy o jednoznaczno ci. Biblioteka w utworach Sztyrmera sprawia wra¿enie ¿ywego, wci¹¿ podlegaj¹cego metamorfozom organizmu. Dzieje siê tak za spraw¹ czasu obojêtnego jej bibliotekarza , który ma³o zwa¿aj¹c na gusta dziedzica, nieustannie jedne dzie³a wyrzuca za okno, a drugie jakie stawia na pó³kach (8). Przestrzeñ biblioteki podobna jest wiêc do zmieniaj¹cego siê wci¹¿ labiryntu, w którym tak ³atwo siê zagubiæ nie tylko nie mo¿na odnale æ poszukiwanej ksi¹¿ki, ale te¿ jej ok³adki, przes³aniaj¹c prawdê, próbuj¹ nie dopu ciæ czytelnika do spotkania z autorem z jego opowie ci¹ i jego biografi¹; wszak, jak mawia³ bohater Duszy w suchotach, ksi¹¿ki s¹ to ludzie z papierowym cia³em 28. 27 Sztyrmer w przypisie ironicznie wyja nia: Lêkaj¹c siê, ¿eby mnie nie pos¹dzono o wy-
nalazek jakiej nowej filozofii, uzbroi³em ka¿dy rozdzia³ moich rozmy lañ god³em, z pism najcelniejszych filozofów tego wiata, od znakomitego A, przez ca³e mazowieckie abecad³o, a¿ do nie miertelnego Z (L. Sztyrmer, Bal nad g³ow¹, w: Noc bezsenna , t. 1, s. 5). 28 L. Sztyrmer, Dusza w suchotach, w: Powie ci nieboszczyka Pantofla , s. 289. Podobnie powie narratorka Urywków z pamiêtnika oryginalnie wychowanej kobiety o swym ojcu: spo³eczno æ przemieni³a siê dla niego w ksi¹¿kê, któr¹ lubi³ czytaæ, nad któr¹ siê zastanawia³, niekiedy mia³ siê, niekiedy p³aka³, i która go tyle zajmowa³a, ¿e przesta³ my leæ o sobie (L. Sztyrmer, Urywki , s. 7-8).
43
W takim w³a nie ksi¹¿kowym wiecie ¿yj¹ bohaterowie utworów Sztyrmera s¹ oni w wiêkszo ci czytelnikami, niekiedy, jak panna Eleonora, redaktorami cudzych prac, ale jak¿e czêsto s¹ te¿ i pisarzami. Ich biografie wnikaj¹ w powie ci, a przeczytane powie ci wp³ywaj¹ na podejmowane w realnym ¿yciu decyzje. Pisanie literatury, ale i pisanie ¿ycia zostaje podniesione do rangi metafory egzystencji. Równocze nie jednak traktowane bywa do æ osobliwie paradoksalnie utraci³o sw¹ niezwyk³o æ, spowszednia³o, sta³o siê niemal wy³¹cznie mod¹, towarzyskim obowi¹zkiem. Co chwila na kartach powie ci nieboszczyka Pantofla rozlegaj¹ siê okrzyki: wiêty Jacku! Jak tu wiele poetów! Prawie w ka¿dym salonie znajdzie siê poeta, ksiêgarnie zawalone poezjami, ch³opcy na ulicach sprzedaj¹ poemata taniej jak stare poñczochy na tandecie, w przedpokojach ziewaj¹ nad ballad¹ lub sonetem29.
Lokalne, powiatowe salony zat³oczone s¹ atramentow¹ klas¹ stworzeñ , które dybi¹ na Parnas w nadziei laurów i pieczonych go³¹bków od Szanownej Publiczno ci 30: Kto teraz nie literat, proszê? Hoffmanowi uda³o siê nawet kota zba³amuciæ do tego stopnia, ¿e ogoniasta bestia niez³¹ niemieck¹ powiastkê poda³a do druku. [ ] Bez obiadu i bez autorstwa ¿aden cywilizowany cz³owiek dzi obej æ siê nie mo¿e31.
W tym wiecie spauperyzowanej literatury pisarzem jest tak¿e Wincenty Pantofel, jednak, co trzeba podkre liæ, jest on pisarzem niezwyk³ym. Nie tylko nie potrafi zadbaæ o sw¹ s³awê i pozycjê, ale, co gorsza, jego utwory co rusz rozsypuj¹ siê i gubi¹. Sam bezradnie wyznaje, i¿ niektóre rêkopisma przepad³y u mnie, sam nie wiem jakim sposobem, a potem wychodzi³y na wiat drukowane bez mej wiedzy i pod cudzym imieniem. Przyw³aszczyciel z grzeczno ci przysy³a³ mi jeden egzemplarz w podarunku (49). Tak wiêc jego pisarsk¹ spu ciznê stanowiæ bêd¹ urywki, papiery, szparga³y, pamiêtniki dzie³a niekompletne, istniej¹ce jedynie we fragmentach i jak¿e podobne tym zagubionym na pó³kach biblioteki choæ niewydane za ¿ycia ich autora, dobitnie wiadcz¹ o jego artystycznej naturze i poetyckiej wra¿liwo ci. Bo jakkolwiek Pantofel nie ma w so29
L. Sztyrmer, Urywki , s. 23. L. Sztyrmer, Oczy czarne , s. 217. 31 Tam¿e, s. 265. Chyba najsro¿szy rozrachunek z literack¹ braci¹ i krytykami przynosi ostatnie opowiadanie Sztyrmera Pantofel (Alter ego). Tam z³o liwie sportretuje areopag krytyczny ówczesnej literatury, umieszczaj¹c go w wioszczynie o dumnej nazwie Wólka Helikoñska. 30
44
bie nic z natchnionego romantycznego twórcy i swego pisania nie traktuje jak pos³annictwa, to jest najprawdziwszym artyst¹. Jego pisanie nie ma czyniæ go s³awnym, pozostaje raczej, jak wynika z deklaracji Pantofla, rodzajem terapii, prób¹ zrozumienia w³asnej inno ci, a przy tym ucieczk¹ od udrêk codzienno ci: O, ile¿ s³odkich chwil przepêdza³em w ciszy mojego gabinetu nad badaniem tajemnic natury albo w smêtnych dumach o wiecie idealnym, o ludziach wymy lonych od poetów, o sercach tkliwych, bij¹cych dla mi³o ci, przyja ni, prawdy, s³awy i przepe³nionych tymi wielkimi uczuciami, które tak rzadko spotykamy w towarzystwie! Strudzony prac¹ pieszy³em za miasto na samotn¹ przechadzkê do lasu, gdzie melancholiczny szum drzew przemawia³ do mej duszy tajemniczym g³osem przyrodzenia; ko³ysa³em siê w czó³nie, samotny na wodzie, i b³¹dzi³em bez celu przy wietle ksiê¿yca (44).
Artysta jest dla Sztyrmera osob¹ szczególnego rodzaju. Obdarzony niezwyk³¹ wra¿liwo ci¹, samotny i wyobcowany, ma dar przenikliwego postrzegania wiata. Pantofel-artysta jest jednak w tej specyficznej sytuacji, ¿e odbierany przez innych jako kto kuriozalny i godzien politowania, nie potrafi czy mo¿e nie chce zaskarbiæ sobie przychylno ci Szanownej Publiczno ci . Pantofel mo¿e siê wydawaæ mieszny jako cz³owiek, bo jest ¿a³osnym nieudacznikiem, mo¿e siê wydawaæ mieszny jako artysta, bo nie jest modny, bo nie zabiega o uznanie publiczno ci, ale ta pozycja b³azna jak trafnie zauwa¿a Ewa Owczarz sytuuje [go] poza wszelkimi konwencjami, w idealnej dla artysty sytuacji. Dziêki temu obraz cz³owieka jest u Sztyrmera tak przenikliwie inny i odkrywczy 32. Podejmowane w powie ciach tematy, w¹tki, przywo³ywane konwencje artystyczne wyra nie sytuuj¹ pisarstwo Sztyrmera w kontek cie szeroko pojmowanej kultury romantycznej. Ta blisko æ tak oczywista w czasie lektury Pantofla. Historii mego kuzyna staje pod znakiem zapytania, gdy przypomnieæ antyromantyczne deklaracje Ludwika Sztyrmera Gerwazego Bomby, zgry liwego felietonisty Tygodnika Petersburskiego pomstuj¹cego na dziecinn¹ kondycjê wspó³czesnej literatury33. Czê ciowo tê strategiê krytyczn¹ pisarz wykorzysta³ tak¿e na kartach swych powie ci, gdzie wy miewa³ pseudoromantyczne pozy, drwi³, jak we Frenofagiuszu i Frenolestach, z literackich schematów swej epoki, wreszcie uszczypliwie komentowa³ proces dewaluacji romantycznych warto ci i samej romantycznej literatury obserwowany w krzywym zwierciadle pro32 E. Owczarz, Kraszewski ¯michowska Sztyrmer. U pocz¹tków polskiej tradycji gatunkowej powie ci o arty cie, w: Z problemów prozy , s. 39. 33 Zob. D. Kukuæ, Ludwik Sztyrmer krytyk na ³amach Tygodnika Petersburskiego , w: Polska krytyka literacka w XIX wieku, red. M. Strzy¿ewski, Toruñ 2005.
45
wincjonalnej rzeczywisto ci. Intryguj¹co po ród tych zarzutów wygl¹da wypowiedziane na pó³ ¿artem, na pó³ serio oskar¿enie romantyzmu o prywatne artystyczne niepowodzenia. W Przedmowie pe³nej skarg i wyrzekañ do tomu Nocy bezsennej Sztyrmer pisa³: Przez ca³¹ moj¹ m³odo æ, ³udzi³a mnie zdradliwa Syrena klasycznej literatury polskiej z ³aciñskim ogonem. Omamiony fa³szywymi wdziêki starej zalotnicy [ ] wierzy³em w odurzeniu wszystkim marnym b³yskotkom s³awy na Mazowieckim Parnasie, które mi obiecywa³a. Siedzia³em w worku za lepienia, a¿ do owej wiekopomnej epoki, kiedy z wielkim krzykiem i ha³asem przylecia³ do nas z Litwy m³ody Romantyzm [ ] Po takiej reformie literackiej, po rozpêdzeniu nadobnych muz, po sromotnej ucieczce jasnow³osego Apollona, po sponiewieraniu lauru wiecznotrwa³ej s³awy, który obojêtnie do³¹czono do pieprzu i drugich przypraw hultajskiego bigosu, i po innych nies³ychanych gwa³tach; wiele z tego, co dawniej by³o zalet¹, sta³o siê nagle wad¹. [ ] Od tego czasu, zaczê³y siê moje klêski i mêki literackie, nie wiedzieæ za jakie winy? Nie jam, przecie, wynalaz³ literaturê klasyczn¹. A gdy siê na jej mieræ spikniêto, czyli¿ nie nale¿a³o nas o tym uprzedziæ i wyznaczyæ termin do pokuty i poprawy? a nade wszystko, po co siê by³o tak kwapiæ z t¹ reform¹? Przy takim po piechu nie mogli my siê pozbyæ zakorzenianych na³ogów, na komendê wodzów romantyzmu. Nie mogli my! To te¿ powtarzam, ¿em siê ich dot¹d nie pozby³! 34
Trudno orzec ile tu prawdy, a ile przekory Pozostaje w tej sytuacji zadaæ najtrudniejsze pytania: Czy Ludwik Sztyrmer by³ pisarzem romantycznym? Czy za artystê romantycznego mo¿e zostaæ uznany kto , kto tak jawnie od romantyzmu siê odcina, tak ¿arliwie z nim polemizuje? Wbrew wszelkiej logice wydaje siê, ¿e tak. Przemawia za tym sposób my lenia o cz³owieku, o tajemnicach ludzkiej egzystencji, a przede wszystkim na wskro romantyczna literacka wyobra nia Sztyrmera, dziêki której na kartach powie ci Pantofla wiat realny miesza siê z tym, co dziwne i tchn¹ce szaleñstwem35. Krucho æ i delikatno æ bohaterów Sztyrmera czyni ich ³atwymi ofiarami brutalnego wiata, ale daje im te¿ pewn¹ przewagê. Czasami mieszni (jak Pantofel), czasami ekstrawagancko oryginalni (jak Chryzanty z Oczu czarnych) czy wrêcz szaleni (jak choæby Marsza³ek we Frenofagiuszu) widz¹ wiêcej i rozumiej¹ wiêcej; to za ich spraw¹ przypomniana zostaje romantyczna prawda, ¿e tu¿ obok nas, na wyci¹gniêcie rêki czai siê otch³añ tajemniczych, niezbadanych ¿ywio³ów.
* 34 35
L. Sztyrmer, Przedmowa pe³na skarg i wyrzekañ, w: Noc bezsenna , t. 1, s. 8-9. Zob. A. Witkowska, R. Przybylski, Romantyzm, Warszawa 1997, s. 532-533.
46
Iwona Wêgrzyn Pantofel. Historia mojego kuzyna by Ludwik Sztyrmer. Variations on the theme of a small biography and a grand library This sketch attempts at grasping and defining the specificity of an autobiographical project which turns out to be the most essential construction element of Sztyrmer s prose writing. The project s specificity consists in a willingness to extract from occurrences having been experienced their dormant potentiality, and in approaching one s own biography as a script for a literary work. This technique of reprocessing and multiplication of an existential experience bears several traits of an essayed autobiography written out into a cycle. Consequently, a collection rendering a dynamic image of the self is meant, rather than a closed-up unambiguous work. It is this subjectivity of the character, displayed as it is at various angles, that determines the centre of Sztyrmer s fictional world, if not actually becoming the only essential theme of the story being spun.
Wiek XIX. Rocznik Towarzystwa Literackiego im. A. Mickiewicza, Rok II (XLIV) 2009
Tadeusz Budrewicz Kraków
TRAWKA HIOBA (GLOSA DO KRASZEWSKIEGO)
Twórczo æ Kraszewskiego to literacki kosmos, w którym aby nie straciæ orientacji badacze zawsze wyró¿niali pewne skupiska tekstów, na tyle wyraziste, ¿e zas³ugiwa³y na odrêbne miano, np. powie ci ludowe, obrazki powstaniowe, powie ci o arty cie, powie ci z ¿ycia szlachty, powie ci o arystokracji; [ ]. Zbiory te, bloki i cykle, przywo³ane tu dla przyk³adu, powstawa³y w ró¿ny sposób i ró¿ne te¿ s¹ zasady spójno ci w ich obrêbie. Na przyk³ad cykl obrazków z natury , najczê ciej okre lany mianem obrazków powstaniowych [ ] ukszta³towany zosta³ jako cykl dziewiêciu powie ci przez samego Kraszewskiego przy pomocy specyficznych znaków sygnalizuj¹cych wzajemn¹ przynale¿no æ utworów ; wspólne motto (All is true), emblemat graficzny na karcie tytu³owej (krzy¿ otoczony koron¹ cierniow¹), podtytu³ ka¿dego ogniwa ( obrazek wspó³czesny narysowany z natury ) oraz kryptonim autorski (Boles³awita) po raz pierwszy zastosowany do tej w³a nie grupy utworów1.
W ogl¹dzie pisarstwa Kraszewskiego pasjonuj¹cym zagadnieniem staje siê, jak to ujmuje Ewa Owczarz, kwestia ca³o æ a czê æ, spójno æ a ci¹g³o æ, ale równie¿ pisarska spirala powrotów do tematów porzuconych a niedomkniêtych 2.
1
E. Owczarz, Nieosi¹galna ca³o æ. Szkice o powie ci polskiej XIX wieku. Józef Ignacy Kraszewski Ludwik Sztyrmer Henryk Sienkiewicz, Toruñ 2009, s. 10. U¿yty przez autorkê cytat pochodzi z ksi¹¿ki B. Osmólskiej-Piskorskiej, Powstanie styczniowe w twórczo ci Józefa Ignacego Kraszewskiego, Toruñ 1963, s. 113. 2 Tam¿e, s. 11.
48
Wyra nie otwarte granice, podatne na ró¿ne propozycje innych konfiguracji tekstów, maj¹ zbiory czy bloki b¹d cykle (terminologia w tym zakresie nie jest ustabilizowana) powie ci autobiograficznych oraz powie ci o artystach. Do cyklu o arty cie3 Wincenty Danek zaliczy³ utwory: Poeta i wiat (1839), Pod w³oskim niebem (1845), Pamiêtniki nieznajomego (1846), Sfinks (1847), Powie æ bez tytu³u (1855), Metamorfozy (1859), Dajmon (1879)4. Józef Bachórz, proponuj¹c formu³ê pok³osie Poety i wiata , wskaza³ dla tego cyklu tematyczne centrum i peryferie, w³¹czaj¹c dodatkowo czê æ Latarni czarnoksiêskiej (1844). Metamorfozy nale¿¹ tu tylko w pewnym stopniu , zwi¹zek tematyczny z cyklem maj¹ te¿: Historia ko³ka w p³ocie (1860), Dzieci wieku (1869-1870), W mêtnej wodzie (1870), Niebieskie migda³y (1876) i Chore dusze (1881)5. Owczarz nie zalicza do tego cyklu Pod w³oskim niebem oraz Dajmona, gdy¿ w powie ciach tych nie ma odwo³añ do Wilna oraz kategorii m³odo ci6. Przeciwnie Kazimierz Maci¹g, który, operuj¹c bardziej gatunkowo pojemnym terminem utwór , w³¹czaj¹c powie ci i opowiadania , zaliczy³ do utworów o arty cie powie ci: Poeta i wiat, Latarnia czarnoksiêska, Pamiêtniki nieznajomego, Sfinks, Powie æ bez tytu³u, Historia ko³ka w p³ocie, Dzieciê Starego Miasta (1863), Kochajmy siê (1870), Dzieci wieku (1871), Kawa³ literata (1875-1876), Ada (1877), Dajmon, a nadto opowiadania: Il fanatico per la musica (1834), Koncert w Krynicy (1883), Dowmund (Kartka z ¿ycia artysty) (1883) oraz szkic Nadworny poeta (1854)7. Ostatnie propozycje (Bachórz, Owczarz, Maci¹g) wykazuj¹ tendencje do wykraczania poza kryterium tematyczne jako zasadê wyró¿niania cyklu. Bachórz pisze o powracaniu do pomys³ów, uzupe³nianiu , zagadnieniach komplementarnych , rozpisaniu problemu na parê tysiêcy stronic innych powie ci 8. W formule pok³osie mo¿na dostrzec intencjê zwrócenia uwagi na zwi¹zki genetyczne, przyczynowe, intertekstualne. Propozycja Owczarz wi¹¿e temat artysty z biografi¹ pisarza. Maci¹g daje impuls do szukania zwi¹zków miêdzy 3 Tam¿e, s. 17. Zdaniem autorki mamy tu do czynienia z cyklem literackim w pe³nym tego s³owa znaczeniu . 4 W. Danek, Józef Ignacy Kraszewski, Warszawa 1973, s. 147. 5 J. Bachórz, Józef Ignacy Kraszewski 1812-1887, w: Obraz literatury polskiej XIX i XX wieku. Seria trzecia. Literatura krajowa w okresie romantyzmu 1831-1863, t. 3, red. M. Janion, M. Maciejewski, M. Gumkowski, Warszawa 1992, s. 472. 6 E. Owczarz, Nieosi¹galna ca³o æ , s. 17. 7 K. Maci¹g, Artysta szalony w prozie Józefa Ignacego Kraszewskiego, w: Europejsko æ i rodzimo æ. Horyzonty twórczo ci Józefa Ignacego Kraszewskiego, red. W. Ratajczak, T. Sobieraj, Poznañ 2006, s. 335. 8 J. Bachórz, Józef Ignacy Kraszewski , s. 472.
49
utworami z pominiêciem problemu genologicznej odpowiednio ci gatunków. Te próby o mielaj¹ do szukania dodatkowych wyznaczników zwi¹zków ³¹cz¹cych pojedyncze utwory w zespo³y, bloki czy cykle, dziêki czemu mo¿liwe jest poszerzenie pola wzajemnego o wietlania siê tekstów, szukanie dla nich nowych konfiguracji. Jedna z mo¿liwo ci to ³atwa do uchwycenia, bo widoczna w p³aszczy nie powierzchniowej tekstów, bezsporna, bo maj¹ca sygnaturê woli autora, sprawa stosowania mott oraz cytatów9. O tyle jest istotna, ¿e daje szanse wi¹zania tekstu z osob¹ autora, z pisarskim ja , z to¿samo ci¹ opowiadaj¹cego. Uznaje siê motta za romantyczne struktury podmiotowe utworu , specyficzn¹ strukturê romantycznej podmiotowo ci10. Pomijaj¹c k³opotliwy technicznie ogrom materia³u do przebadania, w twórczo ci Kraszewskiego ³atwo wyró¿niæ grupy tworów, które na ró¿nych poziomach struktury (motta, cytaty i aluzje w przedmowach oraz wewn¹trz tekstu) odsy³aj¹ do Dantego i Szekspira. Przyk³adowo: wczesn¹ powie æ Pod w³oskim niebem (1845) rozpoczyna rozdzia³ poprzedzony mottem z Piek³a Dantego (w jêzyku orygina³u), po którym nastêpuje prozatorski przek³ad ksiêgi pi¹tej poematu. Drugi rozdzia³ wyja nia, i¿ poprzedni by³ sprawozdaniem z lektury, któr¹ prowadzi g³ówny bohater. W powie ci Chore dusze (1881) w tomie drugim opisuje siê krytykê ilustracji Dorégo do Piek³a, pó niej mamy ciekaw¹ artystycznie ekfrazê tego¿ fragmentu poematu, gdy¿ bohater malarz Wiktor w tajemnicy oddaje siê sztuce, inspirowany w³a nie Dantem. Powie æ Dwa wiaty (1855) pokazuje poetê Justyna, który marzy o stworzeniu poematu zawieraj¹cego sumê do wiadczeñ ca³ej ludzko ci. Dopiero ze mierci¹ poety utwór taki mo¿e byæ skoñczony. Takie¿ ambicje ma bohater powie ci Dajmon (1879). W obu wypadkach mo¿na dostrzec idea³, który przy wieca poetom zapewne Bosk¹ komediê11. Dantejska konstelacja tekstów poprzez persewero9 Przyjmujê tu zasadnicze konstatacje M. Piechoty, Motto w dziele literackim. Rekonesans, w: Autorów i wydawców dialogi z czytelnikami. Studia historycznoliterackie, red. R. Ocieczek, Katowice 1992, s. 104-121. Na funkcje dialogowe, w tym polemiczne, mott romantycznych wskaza³a A. Kowalczykowa, Motto romantyczne. Na marginesie lektur, Przegl¹d Humanistyczny 1981, nr 1-2, s. 1-13 oraz has³o Motto w: S³ownik literatury polskiej XIX wieku, red. J. Bachórz, A. Kowalczykowa, Wroc³aw 1991, s. 576-579. Rozró¿nienie cytatu i aluzji przyjmujê za J. Grzeni¹, Cytat a aluzja literacka, w: Z problemów wspó³czesnego jêzyka polskiego, red. A. Wilkoñ, J. Warchala, Katowice 1993, s. 107-117: cytat to przytoczenie dos³owne (powtórzenie tekstu wzorca) , aluzja za przytoczenie niedos³owne (przekszta³cenie tekstu wzorca) s. 111. 10 J. £awski, Ironia i mistyka. Do wiadczenia graniczne wyobra ni poetyckiej Juliusza S³owackiego, Bia³ystok 2005, s. 21; Owczarz, Nieosi¹galna ca³o æ , s. 97. 11 B. Bobrowska wskazuje na inne mo¿liwe wzory: Ducha od stepu J. B. Zaleskiego i Fausta Goethego (ta¿, Poeta, Dajmon i wiat, w: Kraszewski pisarz wspó³czesny, red.
50
wanie niektórych motywów i ich modyfikowanie pozwala obserwowaæ sta³e i zmienne elementy Kraszewskiego my li o sztuce. Co ³¹czy Pamiêtniki nieznajomego, Sfinksa i Hymny bole ci? Wszystkie s¹ zaopatrzone w motta, którymi s¹ odpowiednie fragmenty Ksiêgi Hioba. Co ciekawe, pierwsze wydanie Pamiêtników nieznajomego (Warszawa 1846, druk Samuela Orgelbranda) nie ma motta. Pojawia siê ono w wydaniu drugim ( poprawne i przerobione przez autora , nak³adem i drukiem Józefa Zawadzkiego , Wilno 1854). Bior¹c pod uwagê daty wydañ, otrzymujemy nastêpuj¹cy porz¹dek czasowy mott z Ksiêgi Hioba: 1847 1854 1857. W sumie dziesiêciolecie wype³nione prac¹ oko³o wydawania Athenaeum , zamkniêciem pisma, kolejnymi zmianami miejsca zamieszkania (Gródek, Hubin, Kisiele i ¯ytomierz) wzrastaj¹c¹ s³aw¹ pisarsk¹ i przyjmowaniem coraz bardziej presti¿owych obowi¹zków spo³ecznych. To jeden z najbardziej udanych okresów w nie³atwej, wype³nionej w równym stopniu sukcesami, co tragediami ¿yciowymi, biografii pisarza. Nie rozstawa³ siê z darowanym mu przez prababkê Z³otym o³tarzykiem12. ¯e po wyj ciu z twierdzy w Magdeburgu co dzieñ siêga³ po modlitewnik, odmawiaj¹c psalmy pokutne13, to nie dziwi. By³ naprawdê ciê¿ko chory, cierpia³ katusze fizyczne, by³ zrujnowany finansowo, w dodatku ¿y³ w nieustannym lêku przed spodziewanymi szykanami ze strony Bismarcka. W takim stanie ducha szukanie pociechy w lekturze Pisma w., przywo³ywanie idei vanitas, jest zrozumia³e. Gdy jednak rozmy la siê o cierpieniu w czasie pe³nego rozkwitu si³ ¿yciowych, talentu i pracy, trzeba rzecz traktowaæ bardzo serio, jako wskazówkê dotycz¹c¹ ugruntowanej postawy filozoficznej. Wolno s¹dziæ, i¿ w próbach nakre lenia wiatopogl¹du pisarza pesymizm zajmowa³ zbyt ma³o uwagi. Niew¹tpliwie s³uszna teza Wincentego Danka o mi³o ci bli niego jako stabilnej normie ideowej Kraszewskiego14 zawiera sugestiê o religijno ci pisarza manifestuj¹cej siê w okresie jego
E. Ihnatowicz, Warszawa 1996, s. 182). Warto zauwa¿yæ, i¿ Dajmon ma motto z Dantego. Szerzej o Dantem w pracy pisarskiej, krytycznoliterackiej i translatorskiej Kraszewskiego pisze W. Wasy³enko, Polskie losy Dantego w wieku XIX. Prolegomena do zaginionego t³umaczenia Boskiej komedii dokonanego przez J. I. Kraszewskiego, Poznañ 1993. 12 Do tej ksi¹¿ki ¿ywi³ niezwyk³y sentyment, ze wzruszeniem opisa³ jej wygl¹d i losy, zwracaj¹c uwagê na wypisane przez w³a cicielkê god³o ¿yciowe: Dar Ducha wiêtego mêstwo . Zob. J. I. Kraszewski, Ksi¹¿ka praprababki, Nowiny Niedzielne 1877, nr 23. Przedruk w: J. I. Kraszewski, Pamiêtniki, oprac. W. Danek, Wroc³aw 1972, s. 202-206. 13 J. I. Kraszewski, Listy do rodziny 1863-1886. Czê æ II. Na emigracji, oprac. S. Burkot, Wroc³aw 1993, s. 352. 14 W. Danek, Sylwetka ideowa J. I. Kraszewskiego, w: tego¿, Pisarz wci¹¿ ¿ywy. Studia o ¿yciu i twórczo ci J. I. Kraszewskiego, Warszawa 1969, s. 51.
51
wspó³pracy z koteri¹ petersbursk¹. W inny nieco sposób, zwracaj¹c uwagê na wpisanie siê Kraszewskiego w o¿ywienie filozofii katolickiej na pocz¹tku lat czterdziestych wieku XIX oraz jego studia nad Heglem i heglizmem w tych¿e latach, rozwa¿a³ religijno æ pisarza Henryk Struve15. Przyjê³y siê s¹dy o krytycyzmie Kraszewskiego wobec hierarchii ko cio³a katolickiego oraz roli politycznej, któr¹ odgrywa³ zakon jezuitów. Co do tego nie ma w¹tpliwo ci, wiadcz¹ o tym publicystyka i powie ci historyczne. Ale w kwestii chrze cijañskich korzeni jego wiatopogl¹du mo¿na i trzeba sporo dopowiedzieæ. Motta wspomnianych utworów to (podajê w formie kopii zapisu orygina³u ze wzglêdu na wierszotwórcze funkcje zapisu graficznego16): 15
H. Struve, Józef Ignacy Kraszewski w stosunku do filozoficznych d¹¿no ci swego czasu, w: Ksi¹¿ka jubileuszowa dla uczczenia piêædziesiêcioletniej dzia³alno ci literackiej J. I. Kraszewskiego, Warszawa 1880, s. 277-326. Autor wywodzi³, i¿ studia filozoficzne nie zmieni³y jego przekonañ religijnych, Kraszewski i nadal i po dzieñ dzisiejszy pozosta³ dobrym katolikiem. Ale szczegó³owa tre æ jego wiary, dogmata religijne zest¹pi³y w jego wiadomo ci na plan drugi, sta³y siê, ¿e tak powiem, spraw¹ prywatn¹ jego serca, z któr¹ ju¿ nie wystêpowa³ publicznie tak stanowczo i ostentacyjnie, jak w prospekcie filozoficznym do »Athenaeum«. Broni on i nadal przy ka¿dej sposobno ci wiary, religii, przeciw najazdom niedowiarstwa i materializmu, boi siê wszelkiego panteizmu itd., lecz tego wszystkiego nie czyni ju¿ w imiê lepej wiary, w imiê niewolniczej uleg³o ci dla dogmatów (s. 290). W innym miejscu wskazywa³ Struve, i¿ Kraszewski pojmowa³ chrze cijañstwo jako potêgê etyczno-socjaln¹, która w imiê ludzko ci, postêpu, braterstwa i mi³o ci (s. 304) powinna pogodziæ konkuruj¹ce ideologie i stronnictwa. Zdaje siê wszak, ¿e kto na kartach tytu³owych umieszcza motta z Pisma w., ten wykracza poza sprawê prywatn¹ jego serca , poniewa¿ przejmuje funkcje apostolskie. Niew¹tpliwie Kraszewski zaleca³ i propagowa³ system etyki chrze cijañskiej, opartej na Ewangelii, w Wieczorach wo³yñskich (publikowane w odcinkach w Dzienniku Literackim 1859, ca³o æ po przeróbkach: Lwów 1859) mo¿na wrêcz mówiæ o postawie i stylu kaznodziejskim. Najbardziej wywa¿one stanowisko w sprawie ko cio³a i religii u Kraszewskiego zajê³a B. Kosmanowa, Kraszewski mniej znany. Studia i szkice, Bydgoszcz 1999, s. 123-131. Autorka dowiod³a, i¿ mo¿na mówiæ o postêpuj¹cym antyklerykalizmie pisarza przy jednoczesnej trwa³o ci zewnêtrznych oznak religijno ci (zawsze siê ¿egna³ przed posi³kiem, uczestniczy³ w ceremoniach ko cielnych) i g³êboko wpojonych zasadach etyki wyprowadzonych z Ewangelii. 16 Por. A. Kulawik, Wprowadzenie do teorii wiersza, Warszawa 1988; A. Grabowski, Wiersz: forma i sens, Kraków 1999; K. Obremski, Wiersz dzisia nieznajomy . Rytm psa³terzowego wersetu w kontek cie staropolskiej interpunkcji, Toruñ 2000; W. Sadowski, Wiersz wolny jako tekst graficzny, Kraków 2004. Formê zapisu motta wed³ug typografii orygina³u powie ciowego zastosowa³a Owczarz, Nieosi¹galna ca³o æ , s. 58. Autorka wykaza³a, jakie szkody dla interpretacji przynosz¹ lekkomy lne ingerencje edytorów, którzy wydaj¹ teksty pomijaj¹c motta i przedmowy autora (s. 35-37, 96). Likwidacje mott, przypisów autorów etc. spotyka siê zw³aszcza w t³umaczeniach, co zupe³nie odmienia zak³adany przez autora sposób lektury (redukcja intertekstowo ci). Z tych wzglêdów siêgamy tu do pierwodruków.
52
Sfinks Cz³owiek urodzony z niewiasty, ¿ywi¹c przez czas krótki, nape³nion bywa wiel¹ nêdz. Który wychodzi jako kwiat i skruszony bywa, a ucieka jako cieñ, i nigdy nie trwa w tym¿e stanie. Ksiêgi Joba XIV.1.2. Pamiêtniki nieznajomego Cz³owiek urodzony z niewiasty, ¿ywi¹c przez czas krótki nape³nion bywa wiel¹ nêdz. Który wychodzi jako kwiat, i skruszony bywa, a ucieka jako cieñ, i nigdy nie trwa w tym¿e stanie. Xiêgi Job. R. XIV, w. 1.2. Cz³owiek podobny sta³ siê marno ci, dni jego jako cieñ przemijaj¹. Xiêgi Psalmów, Psalm CXLIII, w. 4. Hymny bole ci Teraz te¿ w gorzko ci jest mowa moja Xiêgi Hioba XXII.2.
W Biblii t³umaczenia Jakuba Wujka, sk¹d Kraszewski cytowa³ te fragmenty (zdarza³o mu siê te¿ odwo³ywaæ do tekstu Biblii Leopolity, o czym pó niej), przy wersecie drugim rozdz. XIV mamy odsy³acz do Psalmu 143, wers 4. Tak te¿, podwoiwszy motto, uczyni³ pisarz w Pamiêtnikach nieznajomego. W Hymnach bole ci mo¿e wskutek problemów z korekt¹ (wydane w Pary¿u, autor w tym czasie przebywa³ w ¯ytomierzu) zdarzy³a siê omy³ka druku. Cytat w motcie pochodzi z rozdzia³u XXIII (w jubileuszowym roku 1879, u W³adys³awa Anczyca, nak³adem zbiorowym krakowskich drukarni jako dar dla pisarza ukaza³o siê drugie wydanie z identyczn¹ pomy³k¹17). Motto w Sfinksie wyznacza powie ci styl lektury jako filozoficznej paraboli o przemijaniu cz³owieka wraz z jego pragnieniami i nadziejami. Ta my l jest w Pamiêtnikach nieznajomego wzmocniona o dodatkowe, autorytatywne stwierdzenie, wyra niej wi¹¿¹ce ksiêgê Hioba z ide¹ wanitatywn¹18. 17
Dodajmy przy okazji, ¿e w tomie Kraszewskiego Poezje, Lwów 1888, wydawca przy Hymnach bole ci nie umie ci³ motta. Fakt o tyle ciekawy, i¿ ów tom, choæ wydany po miertnie, by³ przygotowywany do druku przez W³adys³awa Be³zê z upowa¿nienia autora, Be³za opracowa³ go ju¿ w roku 1883; w obszernym bloku listów Be³zy do Kraszewskiego (BJ rkps 6487 IV, t. 27) mamy niemal sprawozdanie z kolejnych czynno ci wydawcy. Kolejny to przyk³ad niepokoj¹cej samowoli edytorów w gospodarowaniu intencjami autorów. 18 Por. D. Künstler-Langner, Idea vanitas, jej tradycje i toposy w poezji polskiego baroku, Toruñ 1996, s. 34-35.
53
Hymny bole ci wprowadzaj¹ wyra ny trop podmiotowy (zaimek moja ) i sugestiê, i¿ dyskomfort psychiczny jest stanem rozci¹gniêtym w czasie ( teraz te¿ , zatem najpewniej stan ten wystêpuje nie po raz pierwszy, ju¿ mia³/miewa³ miejsce wcze niej). Z niekonsekwencji typograficznych nie mo¿na wyprowadzaæ powa¿niejszych wniosków, poza stwierdzeniem, ¿e ró¿ne oficyny drukarskie stosowa³y ró¿ne czcionki. Konstelacjê Hiobow¹ mo¿na rozszerzyæ na Powie æ bez tytu³u. Powie æ ma nastêpuj¹ce motto: Militia est vita hominis super terram. Legenda redniowieczna.
Owczarz przyjmuje tu t³umaczenie: bojowanie jest ¿ywot cz³owieka na ziemi , sygnalizuj¹c przy okazji, i¿ motto wpisuje ten utwór w wiêksz¹ ca³o æ oznaczon¹ równie wymownymi i podobnie ukierunkowuj¹cymi epigrafami 19. Skoro Kraszewski chcia³, aby czytelnicy identyfikowali owo motto jako my lowy dorobek redniowiecza, jako mikrotekst anonimowej poezji religijnej, zwi¹zanej z do wiadczeniami nie cz³owieka pojedynczego, lecz zbiorowo ci, trzeba tê wolê autora uszanowaæ i do interpretacji w³¹czyæ zawarto æ my low¹, wiadomo æ gatunkow¹ i stylistyczn¹ redniowiecza, nawet gdyby owo w³¹czenie kontekstu redniowiecznego mia³o ujawniæ jakie pok³ady polemicznego stosunku pisarza. U¿ycie ³aciny w motcie zawê¿a kr¹g odbiorców do osób dobrze wyedukowanych humanistycznie. W wieku XIX nie by³o o to trudno, zreszt¹ Kraszewski czêsto u¿ywa³ cytatów obcojêzycznych w mottach (do æ czêsto z jêzyka w³oskiego i angielskiego, zdarza³o mu siê te¿ spo¿ytkowaæ fragment ludowej pie ni obcojêzycznej, co praktycznie uniemo¿liwia weryfikacjê). £acina w anonimowym tek cie nadawa³a powie ci, maj¹cej tak wyra ne krajowe realia, znaczenie prawdy uniwersalnej, wpisywa³a los jednostkowy bohatera-poety w kr¹g do wiadczeñ pozaczasowych. Ale nic nie stoi na przeszkodzie, aby przy tej okazji nie upomnieæ siê o Ksiêgê Hioba. Pozornie ukryta za wskazówk¹ ród³ow¹ motta, dla znaj¹cego ³acinê czytelnika z czasów Kraszewskiego bez trudu ods³ania³a swój zwi¹zek z rozdz. 7, wersem 1 Ksiêgi Hioba (w przek³adzie Wujka: Bojowanie jest ¿ywot cz³owieczy na ziemi; a jako dni najemnicze dni jego ). 19
E. Owczarz, Nieosi¹galna ca³o æ , s. 98. Taka lekcja jest powszechna. Mamy j¹ w edycji powie ci w Wydawnictwie Literackim (wyd. 2, Kraków 1974, t. 2, s. 270). Podobnie, z odsy³aczem do Ksiêgi Hioba, jest w: Skrzydlate s³owa. Wielki s³ownik cytatów polskich i obcych, Wydanie nowe poprawione i znacznie rozszerzone, oprac. H. Markiewicz, A. Romanowski, Kraków 2005, s. 47.
54
Motta z Biblii spotykamy i w innych utworach, co stwarza dodatkowy kontekst interpretacyjny. Mamy zatem: Tomko Prawdzic. Wierutna bajka (Lwów 1850) Rzek³ mu Pi³at: Co jest prawda? S. Jan. Rozdz. XVIII w. 38. ??????????????????????????????? Epigraf z niewydanej rozprawyo filozofii przez X. X. Kordecki. Powie æ historyczna (Wilno 1852) I wi¹to ci Twoje podeptane s¹, i splugawione s¹, i Kap³ani Twoi stali siê na p³acz i na poni¿enie. I oto poganie zebrali siê na nas, aby nas wyg³adzili, Ty wiesz co my l¹ przeciwko nam. Jako¿ siê bêdziem mogli ostaæ przed obliczem ich, je li Ty Bo¿e nas nie ratujesz? Macchab. Ksiê. I Rozdz. 3. w. 51.53. Dwa wiaty. Powie æ (Wilno 1856) Widzia³em wszystko, co siê dzieje pod s³oñcem: a oto wszystko marno æ i utrapienie ducha. Ecclesiates R. I. w. 14. Ka¿dy z nas d wiga swe brzemiê Anonim Choroby wieku. Studium patologiczne (Wilno 1857) Ducha nie ga cie. S. Pawe³ do Thessalon. R. V. 19. Trudno tym, co w pieni¹dze ufaj¹ wnij æ do Królestwa Bo¿ego. . Marek R. X. 24. Bo¿a czeladka (Wilno 1858) Ktobykolwiek miêdzy nami (!) chcia³ wiêkszym byæ, niech bêdzie s³ug¹ waszym. A ktoby miêdzy wami chcia³ pierwszym byæ, bêdzie s³ug¹ waszym. Jako syn cz³owieczy nie przyszed³, aby mu s³u¿ono, ale s³u¿yæ i daæ duszê sw¹ na okup za wielu. Mateusz Rozdz. XX. 26-28. Trwaj¹ wiara, nadzieja, mi³o æ: to troje a z tych wiêksza jest mi³o æ. Pawe³ do Korynt. R. XIII. 13.
55
Do æ czêsto spotykamy tu niewielkie modyfikacje w stosunku do tekstu kanonicznego (najczê ciej cytowanie fragmentu wersetu, wielka litera tworzy wtedy iluzjê przytoczenia ca³o ci). Z ogl¹du ca³o ci zbioru mott widaæ, i¿ Kraszewski dobrze zna³ Bibliê w ca³o ci, czê ciej cytowa³ Stary Testament, stale przez lata wraca³ my lami do tematyki vanitas, motta by³y przezeñ u¿ywane dla zaznaczenia problematyki filozoficzno-spo³ecznej utworów. W twórczo ci pisarza z tego okresu motta biblijne przeplataj¹ siê z ³acin¹ literacko-filozoficzn¹ staro¿ytnego Rzymu. Roma i Jeruzalem to dwa ród³a ¿ywe refleksji o cz³owieku i wiecie. Obok mott cykl Hiobowy tworz¹ cytaty i aluzje, u¿yte wewn¹trz tekstów.
Sfinks Bohater powie ci, malarz Jan Rugpiutis, przechodzi kolejne etapy wtajemniczenia w warsztat plastyczny i poznaje ró¿ne estetyki, ucz¹c siê w Wilnie, w Warszawie, potem we W³oszech, wreszcie osiada w Wilnie, chc¹c tu tworzyæ i utrzymywaæ siebie i rodzinê ze sztuki malarskiej. Ze szko³y w³oskiej wyniós³ kult piêkna materialnego, zatraci³ ¿yw¹ wiarê i idealizm. W Wilnie potrzeby rynku kulturalnego s¹ tak niewielkie, ¿e umiejêtno ci Jana nie znajduj¹ popytu. Wziêcie u klientów maj¹ za to partacze, nawet nie czeladnicy w sztuce malarskiej, a zwykli amatorzy. Wyró¿nia siê w rodowisku wileñskim ¿ydowski plastyk Jonasz, tote¿ jak Jan jest przez nie odrzucony. W jego pracowni dochodzi do rozmowy o sztuce. Jonasz wyja nia, i¿ czuje siê czê ci¹ swego cierpi¹cego narodu, inspiruj¹c siê pismem, ostatnim zabytkiem Izraela, któren u ludów znalaz³ przyjêcie 20. Rozmowa malarzy dotyczy zagadnienia aktu twórczego oraz losu narodu, którego czê ci¹ jest artysta z którym twórca uczuciowo siê identyfikuje. Cytat wprawdzie obszerny, ale wart przytoczenia z uwagi na wielo æ odwo³añ do Ksiêgi Hioba: Ja tworzê jak rodzi matka z bole ci¹ i krzykiem. Któ¿ inaczej? spyta³ Jan poruszony. Któ¿ z was nie czyta³ ksi¹g Hioba, tego arcydzie³a poezji wielkiej, natchnionej, wiêtej? Tam jeden ustêp wedle mnie doskona³ym jest obrazem tworzenia umys³owego, tworzenia jak ja je pojmujê, tego porodu my li, która staje przed nami oddzielaj¹c siê od nas, i czêsto upokarza lub zadziwia tego, co j¹ z siebie wyda³ na wiat. Pochwyci³ Bibli¹ ze stolika i wpatruj¹c siê w ni¹ wyrzek³, t³umacz¹c dr¿¹cym od wzruszenia g³osem: 20
J. I. Kraszewski, Sfinks, cz. 2, Warszawa 1847, s. 65.
56
Iza¿ ty wiesz czas porodzenia dzikich kóz na ska³ach albo dojrza³e kiedy jako ³anie rodz¹? Rozlicza³e miesi¹ce poczêcia ich, a zwiedza³e czas rodzenia ich? Schylaj¹ siê do p³odu i rodz¹, ryk niema³y wypuszczaj¹. Oddziela siê od nich p³ód ich, a odchodzi. Odchodz¹ a nie wracaj¹ siê do nich (1). Tak z rykiem bole ci tworzy prawdziwy sztukmistrz i my l od niego od³¹cza siê a nie wraca. Idzie w wiat na pastwê, na ciosy, na to, by niepoznana lub zabita zosta³a, jako dzieciê ³ani i dzikie ko lê. Spu ci³ g³owê m³ody Izraelita. Jan ods³oni³ obrazek stoj¹cy, choæ malarz z lekka siê temu zdawa³ opieraæ jeszcze. A! zawo³a³. I to z ksi¹g Hioba, chwila, gdy mu siê ur¹ga ¿ona, a trzej przyjaciele siedz¹ z nim milcz¹c na ziemi. Tak! rzek³ Jonasz a Hiob to naród nasz i z nim powinienem powiedzieæ na próbie: »Je li my przyjêli dobra z rêki Bo¿ej, z³ego czemu by my przyjmowaæ nie mieli?«(2). I znalaz³ Izrael w obcej ziemi niejedn¹ niewiastê, co mu ur¹ga, ale nie ma trzech przyjació³, co by w g³uchym milczeniu bole ci siedm dni oko³o zranionego przesiedzieli! Spojrzeli na ma³e p³ótno, które by³o prze liczne. Typy wschodu, stroje wschodnie, koloryt prawdziwie wschodni. Jaka bole æ spokojna a g³êboka w g³owie nagiego starca, jakie nikczemne ur¹ganie w kobiecie? Trzej przyjaciele: Elias Themanitczyk, Baldad Suhitczyk i Sofar Naametczyk, ka¿dy inaczej wyra¿ali bole ne wspó³czucie i lito æ serdeczn¹. Trzy te g³owy zachwycaj¹ce by³y bole ci powag¹. Skalisty pejza¿ jak gdyby z natury wziêty s³u¿y³ za t³o tej scenie. Postacie wszystkie choæ nie mia³y nad kilka cali, choæ pieszczone, wykoñczone, miêkko jednak i szerokim pêdzlem zrobione by³y. Tors Joba i chorobliwe plamy jego cia³a, z dziwn¹ doskona³o ci¹ wyra¿a³y bole æ sromotn¹ a nie by³y przecie obrzydliwe lub ohydne. [ ] A! Któ¿ z nas nie uczu³, oddaj¹c my l sw¹ o¿ywion¹, narodzon¹ z siebie, jakie j¹ losy na wiecie czekaj¹? Nie jestli to ko lê Hioba? W jakie siê rêce dostanie, co j¹ za przeznaczenie spotka? Nie jestli to owo jaje strusiowe tej¿e ksiêgi (1), które noga podeptaæ mo¿e albo zwierz polny zetrzeæ ?21 Hymny bole ci ¯ycie tajemnic wêze³, który mieræ rozcina, Pó³ chwilki w ród wieczno ci, a d³ugie bez koñca, Z jednej strony kolebka, z drugiej rozwalina. W rodku trawka Hioba i promyczek s³oñca22.
21 Tam¿e, s. 68-72. Przypisy pochodz¹ od autora, wskazuj¹c kolejno: (1) T³um. Scharffenberg. 1561 , (2) Rozdz. 11. w. 10 , (1) Rozdz. 39, w. 13, 14, 15 . 22 J. I. Kraszewski, Hymny bole ci, Pary¿ [1857], s. 18. W Ksiêdze Hioba kilkakrotnie wystêpuje motyw trawy zielonej jako symbolu natury, p³odnej z woli Boga. Hiob przyrównuje sw¹ egzystencjê do d b³a usch³ego i listka oderwanego od drzewa. W Sfinksie (s. 65) Jonasz parafrazuje Ksiêgê Hioba (XIV, 2), odnosz¹c j¹ do narodu ¿ydowskiego: ¯ycie nasze zesch³o jak trawa i minê³o jako cieñ . Tu trawa zastêpuje kwiat. W latach czterdziestych
57
Opuszczeni, wzgardzeni, zdradzeni, popchniêci Od swych dzieci zaparci, przez braci wyklêci, Co cie z ³o¿a Hioba modlili siê Bogu ¯ebrz¹c politowania u ojców swych progu, [ ]23
Powie æ bez tytu³u Szarski poeta, marzyciel, idealista, cz³owiek szlachetny w intencjach, ale pozbawiony zmys³u praktycznego, spotyka siê z propozycj¹, aby wykorzysta³ swe uzdolnienia literackie, pisz¹c za op³at¹ paszkwil na osobisto æ, do której zamawiaj¹cy tê us³ugê czu³ osobist¹ niechêæ. Oburzony Szarski wyrzuca go za drzwi z okrzykiem: Trucizny! Trucizny chcesz od poety! , nastêpnie wpada w d³ug¹ tyradê, pomstuj¹c na wiat: [ ] co za stekowisko brudów! jaka ka³u¿a b³ota! I wpo ród niej, w ród tego rozlanego powodzi¹ zepsucia, hañby, pod³o ci, wszyscy, wszyscy tak upadli my duchem, ¿e nikt nie mie wstaæ, podnie æ siê i zaryczeæ g³o no na ca³¹ ziemiê proroctwem zniszczenia, potê¿nym wo³aniem o pokutê i modlitwê! [ ] Gdzie siê dotkn¹æ, rany jak na ciele Hioba, wrzody jak na £azarzu choæ na nich suknie wytworne24.
Kraszewski prowadzi³ intensywne studia materia³owe nad poezj¹ staropolsk¹, któr¹ zna³ gruntownie, o czym wiadcz¹ jego prace historycznoliterackie i edytorskie, a tak¿e liczne cytaty rozsiane po w³asnych utworach literackich. Móg³ znaæ i tê poetyck¹ parafrazê: Czyli¿ siê przeciw tworcy swemu glina, Albo podniesie na wiatr walny trzcina? I proch nikczemny tym stworzony koñcem, A¿by siê mia³ z jasnym równaæ s³oñcem? ( ..) Bo có¿em ja jest, je li nie list suchy, Który wiêc z drzewa wietrzne miec¹ duchy, Albo znikome d b³o i wiotcha plewa, Na któr¹ twoja surowo æ siê gniewa?
Job cierpi¹cy, z dobr i fortun wyzuty, na dzieciach i zdrowiu dotkniony, a potem przez ³askê i mi³osierdzie Boskie, nad wszelkie mniemanie przyjacio³ swoich usprawiedliwiony i wszystkim we dwójnasób nadany, z ³aciñskiego na polskie wed³ug Kommentu S. Grzegorza Wielkiego Ko cielnego Doktora wierszem prze³o¿ony w Roku Pañskim 1705 przez W. S. Chro ciñskiego, Warszawa, b.d., s. 14, 50. 23 J.I. Kraszewski, Hymny bole ci, s. 27. 24 J.I. Kraszewski, Powie æ bez tytu³u, t. 2, s. 199.
58
Choroby wieku Zamo¿na rodzina ziemiañska uosabia ekonomiczno- wiatopogl¹dowe doktryny liberalizmu, kosmopolityzmu, oderwania siê od tradycji rodzimych i cnót ewangelicznych. Skrajny materializm tych pogl¹dów dziwi i gorszy nawet dzieci sieroty, oddane na wychowanie bogatemu krewnemu. Kraszewski przeprowadza w tej powie ci jedn¹ z lekcji publicystycznych o zagro¿eniach p³yn¹cych ze zmaterializowanej cywilizacji Zachodu25. Pyszni bogacze nieoczekiwanie przegrywaj¹ zapomniany ju¿ proces (motyw jak w Niebieskich migda³ach) i trac¹ maj¹tek. Narrator komentuje ow¹ nag³¹ zmianê losu: Jest¿e cz³owiek, który by zaufawszy w dostatkach Hioba, nie móg³ siê zbudziæ w Hioba bar³ogu? 26.
Dwa wiaty Powie æ przeprowadza ostr¹ krytykê ziemiañstwa, które nie potrafi sprostaæ bie¿¹cym zadaniom gospodarczo-spo³ecznym. Kolejne pokolenia s¹ coraz mniej udane, mê¿czy ni z rodu Karliñskich to s³abeusze psychiczni i lichoty moralne; kobiety to lalki marz¹ce o bogatym zam¹¿pój ciu a niedostrzegaj¹ce obok siebie prawdziwie g³êbokich uczuæ. Arystokracji s¹ przeciwstawiane obrazy ró¿nych typów szlacheckich, którzy ¿yj¹ szczê liwie w zgodzie z natur¹ i braterstwie z wie niakami, tworz¹c sielankowe wzory cnót ewangelicznych. Kilka razy autor siêga po motyw Hioba. Chor¹¿yc Karliñski, samotnik i dziwak, ¿yj¹cy wspomnieniami dawnej wietno ci rodu, roztacza przed s³uchaczami dzieje rodziny. Mówi¹c o braciach, którym przypad³y skrajnie odmienne losy ¿yciowe, wyja nia: przecie¿ widoczna ³aska Bo¿a jednego powo³a³a do lepszych losów, do wy¿szych miejsc, drugiego str¹ci³a z wy¿yn na bar³óg Hioba . W opisie mieszkania Drabickiego (szlachetny, niezbyt praktyczny marzyciel wykorzystany przez Karliñskich) narrator zwraca uwagê na pewien niedostatek, co daje narratorowi okazjê do refleksji o losie dusz artystycznych: Wiele¿ to razy cz³owiek, co czuje potrzebê piêkna i pragn¹³by siê nim otoczyæ, 25 Za pamflet na nowoczesno æ uzna³ Choroby wieku Tomasz Kizwalter, który zreszt¹ dyskusji wywo³anej t¹ prac¹ w prasie Królestwa Polskiego po wiêci³ obszerny rozdzia³. Por. T. Kizwalter, Nowatorstwa i rutyny . Spo³eczeñstwo Królestwa Polskiego wobec procesów modernizacji (1840-1863), Warszawa 1991, s. 99-153. Zob. te¿ E. Czapiewski, Miêdzy buntem a ugod¹. Kszta³towanie siê pogl¹dów politycznych Józefa Ignacego Kraszewskiego, Wroc³aw 2000, s. 136. 26 J. I Kraszewski, Choroby wieku. Studium patologiczne, t. 2, Wilno 1857, s. 193.
59
walczyæ musi z niedostatkiem, który go zmusza ¿yæ w ród Hiobowego mieciska, w bar³ogach odra¿aj¹cych? 27. W pó niejszej twórczo ci, z okresu drezdeñskiego, aluzje do Hioba spotyka siê okazjonalnie. Tak w Orbece (1868), mówi¹c o uroku dawnego ¿ycia szlacheckiego, narrator stwierdza, i¿ jego zalet¹ najwiêksza by³y cisza i spokój. [ ] w ciszy chciano spêdzaæ ten ¿ywot Hiobowy, ¿ywot prób i bole ci, jak najmniej pragn¹æ, jak najmniej wywo³uj¹c walk i przygód, byle siê czysto i ca³o do brzegu wieczno ci przybi³o! 28. W powie ci Na bialskim zamku (1883), charakteryzuj¹c ¯yda Froima, autor pisze, ¿e choæ go dotknê³y ró¿ne klêski, gdy by³ zamo¿nym arendarzem, nie z³ama³ siê. Lecz by³a to Hioba natura, wiêc wylawszy siê ze skargami przed Panem, b³ogos³awi³a rêkê jego i cierpliwie czeka³a pod wignienia, pociechy z nieba lub wyzwolenia 29. Wielokrotnie spotyka siê w powie ciach z okresu wo³yñskiego ró¿ne parafrazy s³ów Hioba, co dodatkowo potwierdza wagê Ksiêgi Hioba dla pogl¹dów pisarza. Najczê ciej motyw Hioba wi¹¿e siê ze znaczeniem niepewno ci materialnych sukcesów ¿yciowych, nag³ej i radykalnej odmiany pozycji spo³ecznej oraz odra¿aj¹cego i budz¹cego politowanie symbolicznego ³o¿a bole ci (bar³óg, mietnik). Utwory, w których autor poprzez motto, cytat lub aluzjê przywo³ywa³ postaæ Hioba, jego los i jego reakcjê na ¿yciowe nieszczê cia, s¹ do æ zró¿nicowane fabularnie. Zasadniczo jednak nauka filozoficzna, która z nich p³ynie, powtarza siê, tote¿ mo¿na je traktowaæ jako zbiór po³¹czony intencj¹ dydaktyczno-moralizuj¹c¹. W wiêkszo ci wymienionych tu tytu³ów z okresu wo³yñskiego napotykamy na poszukiwania filozoficzne, sygnowane ró¿nymi nazwiskami twórców systemów my lowych. Najczê ciej mówi siê o Platonie i Heglu, rzadziej o Epikurze. Autor zreszt¹ wymienia mnóstwo nazwisk filozofów, pogl¹dy niektórych wykpiwa30, widaæ jednak ze sposobów referowania, i¿ nieraz powtarza s¹dy 27
J. I. Kraszewski, Dwa wiaty, Lwów 1872, s. 221, 104. J. I. Kraszewski, Orbeka. Powie æ, Warszawa 1885, s. 5. 29 J. I. Kraszewski, Na bialskim zamku. Powie æ historyczna z czasów Augusta III, t. 1, Warszawa 1883, s. 110. 30 W Tomku Prawdzicu, najbardziej filozoficznej powie ci pisarza, spotykamy stwierdzenia, które równie dobrze mog³yby siê znale æ w krytyczno-ironicznej analizie filozofii B. Trentowskiego, przedstawionej w: J. I. Kraszewski, System Trentowskiego tre ci¹ i rozbiorem analityki loicznej okazany, Lipsk 1847. Filozof nie pozosta³ mu d³u¿ny i w Panteonie wiedzy ludzkiej , t. 3, Poznañ 1883 (rozdz. CXCVII) na kilkunastu stronach wy mia³ Kraszewskiego koncepcjê za wiatów, przedstawion¹ w Mogi³ach (1859). T³umacz¹c streszczenie filozofii Hegla, da³ Kraszewski dowód, ¿e zapoznawa³ siê z ni¹ sumiennie. Zob. A. Ott, Idea systematu Hegla [przek³. J. I. Kraszewski], Wilno 1845. T³umacz na s. 79 czyni uwagê polemiczn¹, zaznaczaj¹c, i¿ nie miertelno æ duszy opiera siê najmocniej na wyobra¿eniu 28
60
z opracowañ, ¿e o samodzielnej, wnikliwej lekturze mo¿na mówiæ w wypadku Platona i Hegla. Ksiêga Hioba jest obok nich trzecim wa¿nym fundamentem my li pisarza. Nie wchodz¹c w referowanie szczegó³owe, mo¿na uj¹æ zawarto æ my low¹ powie ci Kraszewskiego z lat czterdziestych i piêædziesi¹tych w kilka zasadniczych twierdzeñ: wiat materialny, w tym cz³owiek, jest form¹ nietrwa³¹, podleg³¹ zmianom w czasie; rodzi siê i umiera; wobec idei wieczno ci i nieskoñczono ci trwanie form materii jest niezauwa¿aln¹ chwilk¹, starania o szczê cie doczesne, materialne, d¹¿enie do szczê cia, które trwa tak krótko, jest wyborem fa³szywych warto ci, nie miertelno æ mo¿e byæ przypisana tylko Bogu, który stworzy³ wiat i kieruje jego rozwojem, rozwój i doskonalenie (postêp) jest prawem, któremu podlega wszystko, cokolwiek stworzy³ Bóg, gdy¿ Bóg jest doskona³y i jego dzie³a musz¹ siê doskonaliæ, d¹¿¹c do Boga, postêp wymaga mierci form poprzednich, ka¿da nowa oznacza urodziny i zgon, mogi³y i kolebki; postêp, doskonalenie wymaga cierpienia, trudu, pracy, ka¿de istnienie jest po¿yteczne, gdy przyczynia siê do pomniejszania cierpieñ i wzrostu doskona³o ci, sensu cierpienia cz³owiek nie jest w stanie rozpoznaæ, skoro obserwuje tylko chwilowe formy istnienia wiata; sens nadaje Bóg, trzeba zawierzyæ Bogu i przyj¹æ z jego r¹k cierpienie z takim samym spokojem, z jakim przyjmuje siê szczê cie, nikt nie jest monad¹, cz³owiek jest czê ci¹ ludzko ci, dlatego ¿ycie jest po wiêcaniem siebie dla innych, wyzbywaniem siê swego egoizmu na rzecz dobra innych. sprawiedliwo ci Bo¿ej, na wyobra¿eniu celu ¿ycia. Jaki by by³ cel ¿ycia, doskonalenia siê itd., gdyby to wszystko nie by³o przygotowaniem tylko . Ta uwaga mo¿e byæ wpisana niemal do ka¿dej z analizowanych powie ci. Wszystkie stawiaj¹ pytania filozoficzne, wszystkie s¹ dialogami sokratycznymi, na wzór Platona. W Pamiêtnikach nieznajomego z pojêcia nie miertelno ci duszy autor wyprowadza zasadê stoicyzmu chrze cijañskiego. To, co zowiecie cierpieniem, czego siê lêkacie, unikacie, jest w³a nie ¿yciem. To, co zowiecie szczê ciem, jest pó³- mierci¹. Dobre to by³o takie szczê cie dla wiata staro¿ytnych, co z tej strony grobu mie ci³ wszystko, dalej nic nie widzia³ i obserwuj¹c zyski boju i straty doszed³, ¿e lepiej nie wojowaæ, bo nie ma o co. Dzi zmieni³y siê rzeczy. Mamy przysz³o æ i cel. Celem jest udoskonalenie nasze, wzniesienie moralne; a do osi¹gniêcia tego celu idziemy przez bole ci, p³acim je ³zami, dumni bêd¹c i radzi w sercu ofiarom (t. 1, s. 236-237). To lekcja Hioba w wieku dziewiêtnastym.
61
Mo¿na tak dopisaæ jeszcze kilka czy kilkana cie twierdzeñ. Nie zmieni¹ zasadniczego obrazu: Kraszewski wypracowa³ zasady etyki, których siê trzyma³ przez ca³e ¿ycie, a które godzi³y platonizm z chrze cijañstwem, triadê prawda dobro piêkno z triad¹ wiara nadzieja mi³o æ. Mo¿e nawet nie wypracowa³, ile znalaz³ jêzyk filozoficzny na miarê wieku XIX, znalaz³ sposób mówienia o podstawowych prawdach Ewangelii w warunkach rozwiniêtej cywilizacji. W Metamorfozach mamy motyw Ewangeliczki, starego modlitewnika, z którym bohater idzie przez wiat. Tak jak w ¿yciu samego autora, który wszak nie dla pasji bibliofilskiej przechowywa³ Z³oty o³tarzyk. Umieraj¹cy bohater Pamiêtników nieznajomego odchodzi ze wiata pogodnie, bo wie, ¿e [ ] rozwinienie cz³owieka, który z siebie doskonalsz¹ czyni istotê, ni¿eli by³ w pocz¹tku; ¿e ¿ycie postêpu nie mo¿e siê koñczyæ nico ci¹, zgonem. U wrót mierci ka¿dy jest tym, czym siê uczyni³ przez ¿ycie; a kto nie powie w sercu swym, ¿e zdoby³ stanowisko wy¿sze, kto nie mo¿e ani my l¹, ani czynem usprawiedliwiæ swych praw do innego ¿ywota, ten zapewne nie posiêdzie go. mieræ cz³owieka, co spe³ni³ lata swe w staraniu o doskona³o æ, o cnotê, jest u nieniem spokojnym. [ ] nie spodziewaj siê szczê liwo ci na ziemi w rozumieniu takim, w jakim j¹ pospolicie bior¹. Gdyby my tu mogli byæ szczê liwi, nie byliby my gdzie indziej; szczê cie tutejsze to spokój sumienia, to zaparcie siê siebie, to udoskonalenie duchowne. [ ] Nie patrz na przysz³o æ jak na weso³¹ przechadzkê, po której bokach rosn¹ wonne kwiatki i szemrz¹ strumienie, ale jak na ciê¿k¹ pielgrzymkê wiod¹c¹ do celu wielkiego31.
Nauka p³yn¹ca z Ksiêgi Hioba by³a dla Kraszewskiego sta³ym impulsem równie¿ w ¿yciu w³asnym i ¿yciu narodu, którego by³ czê ci¹. Zofia Romanowiczówna wspomina³a, jak w roku 1862 po lekturze Mogi³ spotka³a siê z opiniami, i¿ autor wyrazi³ w nich my l: i¿ Polska zginê³a raz na zawsze a autor sieje w narodzie zw¹tpienie i zniechêca do pracy dla przysz³o ci 32. Wraz z przyjació³k¹ zwróci³a siê listownie do pisarza, prosz¹c o komentarz. Otrzyma³y w odpowiedzi list, wyja niaj¹cy: Jest to, jak w ksiêgach Hioba, narzekanie na znikomo æ w ród rzeczy ludzkich, które w sobie obejmuje wszystko a wszystko. [ ] mieræ jest zawsze w wiecie materii i ducha naszym w³asnym dzie³em i ludzie, i narody nie mr¹, tylko z w³asnej rêki 33. W najwa¿niejszej swojej wypowiedzi publicznej, w przemówieniu na jubileuszu piêædziesiêciolecia twórczo ci, które sam nazwa³ spowiedzi¹ przed narodem, mówi³ s³owami Hioba: B³ogos³a31
J. I. Kraszewski, Pamiêtniki nieznajomego, t. 2, s. 204-205 (wyró¿nienie autora). Józef Ignacy Kraszewski. Zarys biograficzny, Warszawa 1976, s. 249. 33 Tam¿e, s. 250. 32 Zob. W. Danek,
62
wiona jest rêka Opatrzno ci, nawet kiedy ch³oszcze, b³ogos³awione s¹ klêski, z których ro nie ducha potêga 34. Te same s³owa zawar³ w wierszu przes³anym w swoim ostatnim li cie do brata: B³ogos³awiony, kogo przez bole ci ³o¿e Prowadzisz do zbawienia, wiekuisty Bo¿e! B³ogos³awiony, kogo Opatrzno ci rêka Do ¿ywota obudza, gdy ch³oszcze i nêka35.
* Tadeusz Budrewicz Job s grass (a gloss to J.I. Kraszewski) Suggested is one of the ways of arranging Józef Ignacy Kraszewski s novels into cycles. It is based on mottos, citations and allusions. The mottos from the Book of Job are used in the following works: Pamiêtniki nieznajomego (1847), Sfinks (1854), Hymny bole ci (1857) and in Powie æ bez tytu³u. Quotations from the Book of Job can be encountered in these same works as well as in the novels Choroby wieku and Dwa wiaty. Mottos from the Bible appear in the novels: Tomko Prawdzic, Kordecki, Dwa wiaty, Choroby wieku, Bo¿a czeladka. All this leads the article s author to the conclusion that in 1840s/1850s, Kraszewski was creating an ethical system that reconciled Platonism, Hegelianism and Christianity whilst propagating the attitude of valiant virtue and submissiveness toward one s lot.
34 J. I. Kraszewski, Przemówienie w Krakowie dnia 3 pa dziernika 1879 r., Kraków 1879;
cyt wg przedruku w: Józef Ignacy Kraszewski, materia³y zebra³ i wstêpem opatrzy³ W. Danek, Warszawa 1965, s. 141. 35 J. I. Kraszewski, Poezje, Wydanie trzecie pomno¿one, Lwów 1888, s. 348; Kraszewski, Listy do rodziny 1863-1886, s. 366-367.
Wiek XIX. Rocznik Towarzystwa Literackiego im. A. Mickiewicza, Rok II (XLIV) 2009
Tadeusz Bujnicki Kraków
SIENKIEWICZ PRZEKRACZA GRANICE. O PRZE£OMIE W ¯YCIU I TWÓRCZO CI PISARZA
Sienkiewicz przekracza granice to nie tylko metafora, lecz tak¿e realny sk³adnik ¿yciorysu pisarza, brzemienny zarówno w osobiste, jak i ideowe skutki. Przypomnijmy zatem w najogólniejszym zarysie szlaki jego ówczesnych peregrynacji. Po blisko trzyletnim pobycie w Ameryce (1876-1878), autor Szkiców wêglem wraca do Europy, ale prawie rok spêdza we Francji, g³ównie w Pary¿u. Do Warszawy jeszcze nie wraca, wstrzymuje go napiêta sytuacja polityczna; nie chce s³u¿it po wojennoj czasti , jak pisze w li cie z kwietnia 1878 r. do Juliana Horaina1. Niemniej korespondencyjne kontakty z krajowymi adresatami (g³ównie z M cis³awem Godlewskim i z Edwardem Leem) przynosz¹ zapowiedzi mniej lub bardziej rych³ego powrotu; Sienkiewicz stara siê zanim wróci przede wszystkim uporz¹dkowaæ sytuacjê materialn¹ swoj¹ i rodziny, st¹d niezwykle bogata w informacje finansowe2 wymiana listów z redaktorami pism, w których drukuje swoje teksty. Chce jak najszybciej sp³aciæ d³ug zaci¹gniêty na Niwê , wyposa¿yæ siostrê Helenê kanoniczkê oraz zapewniæ byt rodzicom. Ale do kraju ci¹gle jeszcze nie wraca. Kolejny ruch to wyjazd do Galicji, a wiêc 1 List do J. Horaina z Londynu (kwiecieñ 1878), w: H. Sienkiewicz, Listy, red. i wstêp J. Krzy¿anowski, oprac. M. Bokszczanin, konsult. M. Korni³owicz, t. 1, cz. 2, Warszawa 1977, s. 410. 2 Problematyka ówczesnej sytuacji finansowej Sienkiewicza i jej wp³yw na podejmowane decyzje oraz dzia³alno æ pisarsk¹ zas³uguje na szersze omówienie. Hipotetycznie mo¿na za³o¿yæ, ¿e stanowi³a ona wspó³czynnik tak¿e w jego ideowych wyborach.
64
coraz bli¿ej granicy Królestwa. Pretekst ma wa¿ny premiera dramatu Na jedn¹ kartê w lwowskim teatrze3, a potem seria odczytów: lwowskich nieudanych oraz szczawnickich i krynickich z sukcesem4. Ten pobyt u galicyjskich wód oka¿e siê brzemienny w skutki; tu nast¹pi¹ spotkania po raz pierwszy osobiste z przedstawicielami krakowskiej nauki i jej konserwatywnymi koryfeuszami 5 oraz przelotne spotkanie z rodzin¹ Szetkiewiczów zdarzenia, które wyznacz¹ pó niejszy szlak ¿yciowy i literacki pisarza. Pocz¹tkowo jednak nic nie wskazuje na taki rozwój wypadków. Blisko pó³roczny pobyt w Galicji, to tak¿e kontakty z lwowskimi demokratami i krêgiem redakcyjnym Gazety Lwowskiej (zw³aszcza z W³adys³awem £oziñskim i Janem Lamem). Wa¿ne publikacje w tamtejszej prasie (w tym anonimowy druk Z pamiêtnika korepetytora w Gazecie Lwowskiej ), coraz szersze znajomo ci, rozwijaj¹ca siê bogata korespondencja krajowa (w Gazecie Polskiej i Niwie ), publikacje nowel i dramatu Na jedn¹ kartê, wreszcie zakoñczone pozytywnie starania o zbiorowe wydanie Pism u Gebethnera i Wolffa, pozwalaj¹ na pewne ustabilizowanie finansowej pozycji pisarza. Wyposa¿ony sturublow¹ zaliczk¹ za pierwszy tom Pism i honorariami za odczyty wyrusza w kolejn¹ podró¿ do W³och, a przede wszystkim do Wenecji. I w³a nie w obcej , zagranicznej przestrzeni rozstrzygnie siê pó niejsza stabilizacja pisarza; pojawi siê perspektywa za³o¿enia rodzinnego domu . Dlatego biografowie6 uznaj¹ ten etap za istotny punkt zwrotny w ¿yciu trzydziestotrzyletniego Sienkiewicza. Przelotna, zawarta w Wenecji znajomo æ z Mari¹ Szetkiewiczówn¹7 szybko przekszta³ca siê w uczucie i paroletnie starania o rêkê panny, co z w³a ciwym sobie wdziêkiem ale i bogactwem szczegó³ów opisa³a Barbara Wachowicz w ksi¹¿ce Marie jego ¿ycia8. Sienkiewicz, pozostaje jeszcze jaki czas we W³oszech, oczekuj¹c na nowy paszport, który za³atwia za-
3 Prapremiera 14 marca 1879 roku. Por. J. Krzy¿anowski, Henryk Sienkiewicz. Kalendarz ¿ycia i twórczo ci, Warszawa 1956, s. 77. 4 Odczyty na tematy amerykañskie wyg³osi³ Sienkiewicz we Lwowie 10 i 15 maja 1879 roku, a w Szczawnicy 2 lipca i w Krynicy 15 sierpnia, por. tam¿e, s. 78-79. 5 Por. H. Barycz, Henryk Sienkiewicz w rodowisku intelektualnym Krakowa, w: tego¿, Na prze³omie dwóch stuleci. Z dziejów polskiej humanistyki w dobie M³odej Polski, Wroc³aw 1977, s. 8-66. 6 Przede wszystkim J. Krzy¿anowski (Henryka Sienkiewicza ¿ywot i sprawy, Warszawa 1966) i J. Szczublewski (Sienkiewicz. ¯ywot pisarza, wyd. II, Warszawa 2006). 7 Wys³any z Wenecji 15 IX 1879 roku list do obu Szetkiewiczówien (Marii i Jadwigi) jest napisany w konwencji ¿artobliwego flirtu. Zob. H. Sienkiewicz, Listy, oprac. M. Bokszczanin, t. 2. cz. 1: Jadwiga i Edward Janczewscy, Warszawa 1996, s. 115-117. 8 B. Wachowicz, Marie jego ¿ycia, wyd. II, Kraków 1973, s. 125-198.
65
przyja niony z pisarzem redaktor Gazety Polskiej , Edward Leo9, i wreszcie znów przez Galicjê 7 listopada 1879 roku powraca do Warszawy. Tak w najwiêkszym skrócie wygl¹da³o kolejne przekraczanie granic rozpoczête wyjazdem do Ameryki w 1876 roku. W wa¿nym dla rozwa¿añ o roli przemieszczeñ w przestrzeni, zarówno w ¿yciu, jak i pisarstwie Sienkiewicza, szkicu Kazimierza Wyki10 pojawiaj¹ siê dwa istotne okre lenia: podró¿omania i bowaryzm . Badacz, akcentuj¹c romantyczny rodowód zachowañ podró¿niczych pisarza, zauwa¿a³: Sienkiewicz zachowania takie przechowa³ w sobie. W tekstach towarzysz¹cych jego podró¿om, oprócz zaakcentowanego publicystycznie i ³atwo dostrzegalnego dla ka¿dego badacza celu poznawczo-opisowego, uderzaj¹ i zastanawiaj¹ motywacje nostalgicznie, daremna próba ukojenia przez podró¿11.
Natomiast bowaryzm Wyka okre li³ nastêpuj¹co: Dotkniêta bowaryzmem jednostka widzi siebie sama inn¹, ani¿eli jest naprawdê; dotyczy to równie¿ ca³ego otoczenia takiej jednostki. Prawda lub rzeczywisto æ upragniona znajduj¹ siê dla niej zawsze gdzie indziej, a nie w otoczeniu bezpo rednim12.
Wed³ug badacza, bowaryzm Sienkiewicza wi¹za³ siê zarówno z jego podró¿omani¹ , jak i tak nazwan¹ przez uczonego przestawk¹ lokalizacyjn¹ , która oznacza³a, i¿ pomys³ twórczy mo¿e w pe³ni zrealizowaæ siê dopiero w okre lonej odleg³o ci przestrzennej, oddalonej od miejsca, którego dotyczy³ temat utworu13. Jako przyk³ady wymieni³ Wyka Szkice wêglem oraz powstaj¹ce ju¿ po powrocie pisarza do kraju nowele amerykañskie . Interpretacja punktu zwrotnego w twórczo ci Sienkiewicza wed³ug tych kryteriów pozwala na dostrze¿enie w niej niezwykle silnej presji perspektywy przestrzennej na postrzeganie rzeczywisto ci. Ogarnia ona tak¿e formê reagowania pisarza na rodowisko spo³eczne. 9 Por. list Sienkiewicza do M cis³awa Godlewskiego z 20 IX 1879 roku, w: H. Sienkiewicz, Listy, t. 1, cz. 2, s. 29: Ale ta ostatnia podró¿ nie p³ynie ju¿ z tej gor¹czki ¯yda wiecznego tu³acza, która mnie trawi³a do niedawna. Po prostu trzeba czekaæ, nim Leo wyrobi nowy paszport [ ] . 10 K. Wyka, O sztuce pisarskiej Sienkiewicza, w: Henryk Sienkiewicz. Twórczo æ i recepcja wiatowa. Materia³y konferencji naukowej, listopad 1966, red. A. Piorunowa, K. Wyka, Kraków 1968, s. 9-50 (zw³. s. 15-17). 11 Tam¿e, s. 18. 12 Tam¿e, s. 16. 13 Tam¿e, s. 21.
66
Dowodów dostarcza przede wszystkim podró¿ na amerykañski kontynent. Tak¿e nastêpne dwa lata od wyjazdu z Ameryki do ostatecznego powrotu by³y nie tylko wiadectwem opisanej przez Kazimierza Wykê podró¿omanii Sienkiewicza. To równie¿ istotny okres wiatopogl¹dowego obrachunku, podró¿y ideologicznej , która swoj¹ ekspozycjê mia³a niew¹tpliwie w Listach z podró¿y do Ameryki, w Szkicach wêglem oraz w korespondencji prywatnej z redaktorem Gazety Polskiej , Edwardem Leem, ówczesnym redaktorem Niwy i przyjacielem M cis³awem Godlewskim, Danielem Zgliñskim i w zbiorze nies³ychanie wa¿nych listów do Juliana Horaina. Zetkniêcie z przestrzeni¹ i spo³eczeñstwem amerykañskim wzmacnia³o wyra nie krytycyzm pisarza wobec stosunków w opuszczonym kraju. Przede wszystkim w listach do Horaina, nieskrêpowanych konwencjami dobrego obyczaju i pisanych z du¿¹ swobod¹, znajdzie siê zarówno wyznanie wiatopogl¹dowego kryzysu oraz postawy sceptycznej wobec religii, jak i pe³na gorzkiego sarkazmu ocena polskiego spo³eczeñstwa oraz ironiczne uwagi o rodowisku dziennikarskim i o roli tzw. opinii . Nie wiem, czy to skutkiem samotno ci, czy skutkiem towarzystwa tylko z mewami i pelikanami pisa³ Sienkiewicz w li cie z 1 sierpnia 1876 roku ale nie uwierzycie, w jakiej gwa³townej jestem krysis suchot duszy w tej chwili. Sceptycyzm mój posun¹³ siê do tego stopnia, ¿e wydaje siê mi, i¿ z³o i dobro to jest tylko humbug, a pojêcia o nich dwoma przeciwnymi tylko objawami g³upoty ludzkiej. Wszech wiat zna jeden tylko porz¹dek, tj. lep¹ logikê. Jest to prawdziwa filozofia pesymizmu, która jednak jako zasada ¿ycia nie wystarcza. Nie mam siê wiêc za co uczepiæ nie mam punktu wyj cia, osi ¿yciowej [ ] Gdybym wierzy³ w Boga, rozmawia³bym z Nim w tej mojej samotno ci [ ]14.
Tego pesymistycznego wyznania nie sposób zlekcewa¿yæ, ani tym bardziej uznaæ za objaw przej ciowego tylko kryzysu. Wyra¿a³o ono zarówno ówczesny stan ducha pisarza i zabarwia³o wyra nie jego publikowane teksty. Umo¿liwia³o obecne w nich motywy nirwaniczne i mierzenie siê z trudn¹ do ogarniêcia przestrzeni¹ prerii i Gór Skalistych; wp³ywa³o na wiadomo æ ograniczeñ europejskiej cywilizacji. St¹d korespondencja z Horainem stanowi niew¹tpliwy komentarz nie tylko do Listów z podró¿y do Ameryki, lecz tak¿e do beletrystycznych utworów pisarza; na ich tle lepiej postrzega siê aspekty spo³ecznego pamfletu w Szkicach wêglem, najradykalniejszego utworu Sienkiewicza. Dlatego te¿ tak istotne by³y pojawiaj¹ce siê w listach do Horaina oceny polskiego spo³eczeñstwa. Ich sarkastyczny ton, widoczny w gwa³townych filipikach przeciw Warszawie, 14
H. Sienkiewicz, Listy, t. 1, cz. 2, s. 365.
67
polskiej prasie (g³ównie przeciw Gazecie Warszawskiej i galicyjskiej Gazecie Narodowej Jana Dobrzañskiego) i opinii publicznej, przekszta³ca siê w zasadnicz¹ i niezwykle ostr¹ ocenê ogóln¹: [ ] Stara historia. Jeste my narodem zdemoralizowanym do gruntu i upad³ym. Cudzoziemcowi, który by tak twierdzi³, wybi³bym zêby, ale miêdzy nami mówi¹c, tak jest [ ] ¯eby cie wiedzieli, jak¹ mam serdeczn¹ nienawi æ i pogardê dla tej nierz¹dnicy, która siê u nas opini¹ nazywa, i jak bezczelnie gotowy by³em i jestem zawsze plun¹æ jej w oczy, pozazdro ciliby cie mi tych uczuæ i tej odwagi15.
Podobna inwektywa znajdzie siê w niedawno opublikowanym li cie do Daniela Zgliñskiego, bêd¹ca reakcj¹ na ataki po opublikowaniu Szkiców wêglem: dziêkujê wam za recenzyjê Szkiców [ ] Czyta³em tak¿e w Kuryjerze [Warszawskim]. Co do przegl¹du [ Przegl¹du Tygodniowego ], dziwi³em siê, bo my la³em, ¿e bêdzie mnie broni³ mimo osobistych moich stosunków z Wi lickim. Kto mi zarzuca nieobywatelsko æ, niech mnie w dupê poca³uje [ ] Bijê jak m³otem w to, ¿e to s¹ stosunki niezdrowe spo³ecznie, ¿e stan ruiny [?] spo³ecznej rozpaczliwy jest, z³y, niemoralny i nienaturalny, za co odpowiedzialno æ spada nie na spo³eczeñstwo, ale na urz¹dzenia od spo³eczeñstwa niezale¿ne i w rêku spo³eczeñstwa niebêd¹ce Dotykam rany takiej mierdz¹cej jak Zo³zikiewicz [ ], dajê pierwsz¹ powie æ ch³opsk¹, w której nie wystêpuje idealny kmiotek, ale ch³op prawdziwy i jego ¿ycie, a ci mnie nie rozumiej¹ [ ] Mój Bo¿e! je li sam sobie wydajê siê do æ g³upim w roli zapoznanego, o ile¿ g³upsz¹ wydaje mi siê ta parszywa klika przyjació³ literatury , ta klika pó³g³ówków i zasrañców wrzeszcz¹ca w niebog³osy, ¿e kto , gdy wypadkiem nie wyidealizuje g³upiego szlachcica, to ju¿ zdradzi³ swojsko æ, ojczyznê itd. O parszywcy! o ³by baranie. Proszê was na wszystko, wymieñcie mi ich z imion i nazwisk, abym napisa³ drugi szkic: Co siê dzieje w baranich g³owach [ ], abym ich odmalowa³ pod ich w³asnymi nazwiskami i z ich rysopisami, abym ich ¿ony porobi³ kurwami, ich samych kpami i z³odziejami abym napisa³ pamflet prawdziwy [ ]16.
Z tych zapewne przes³anek rodzi³y siê plany cyklu mia³ych szkiców , które Sienkiewicz ujawnia³ w li cie do Edwarda Lea:
15
Tam¿e, s. 371-372. List do D. Zgliñskiego z 1877 roku, cyt. za: J. Michalik, Dwa (nieznane) listy Henryka Sienkiewicza, w: Poszukiwanie realno ci. Literatura dokument Kresy. Prace ofiarowane Tadeuszowi Bujnickiemu, red. S. Gawliñski, W. Ligêza, Kraków 2003, s. 137-138. Jest to jak przypuszcza autor artyku³u reakcja Sienkiewicza na dyskusjê nad Szkicami wêglem trzydziestu inteligentnych ludzi , referowan¹ w Gazecie Handlowej z 6 lutego 1877 roku. 16
68
Czy wiecie [ ] jakie mam zamiary? pisa³ z San Francisco w marcu 1877 roku Oto napisaæ szereg szkiców bardzo mia³ych, w których przedstawiony by by³ rozmaity patriotyzm naszego spo³eczeñstwa [ ]. Nie uwierzycie, jakie szeregi safandu³ów, kpów, durniów typowych jak z³oto przemykaj¹ mi przez wyobra niê [ ]. O moje ma³e bezp³ciowe owady , o sesyje dobrze ¿ycz¹ce ojczy nie o wielcy moi od ma³ych interesów, o moja trzódko patriotów! [ ] Fa³szywy, egoistyczny, mi³uj¹cy w³asne ambicyjki i interesiki wiat ten nigdy nie przedstawia³ mi siê tak plastycznie jak teraz, w tym otoczeniu trze wym, energicznym a potê¿nym i pe³nym czynu17.
i dodawa³ z pewn¹ obaw¹: jednak urodzi³em siê na pamflecistê i bojê siê, ¿e zrobiê pamflet18.
Obie te koresponduj¹ce ze sob¹ listowe wypowiedzi s¹ nie tylko najostrzejsze ( pamfletowe ), lecz tak¿e stanowi¹ dobry przyk³ad przestawki lokalizacyjnej . Sprawy krajowe rysuj¹ siê Sienkiewiczowi z oddalenia w formie wyjaskrawionego szkicowego konturu, bez realistycznej próby wycieniowania . Warto przy tym podkre liæ, ¿e zapowiedziany w obu listach plan nie zosta³ nigdy zrealizowany, mimo ¿e pisarz wróci do niego raz jeszcze w czasie pobytu we Francji. Dope³niaj¹ce okres amerykañski dwulecie zagraniczne : francusko-galicyjsko-w³oskie, zawa¿y³o równie mocno na twórczo ci i biografii pisarza, jak lata poprzednie. Radykalne przekonania pog³êbi³y siê jeszcze w czasie rocznego pobytu pisarza we Francji, do której Sienkiewicz siê uda³ w kwietniu 1878 roku. By³ to niew¹tpliwie okres znacz¹cy dla jego pisarstwa; w Pary¿u i Grandcamp, poza Listami z Pary¿a (których temat g³ówny stanowi wiatowa wystawa), powsta³y obszerne sprawozdania z Miêdzynarodowego Kongresu Pisarzy i wystawy antropologicznej oraz nowele: Przez stepy, Jamio³ i Janko Muzykant; kolejnym przeróbkom podlega³ dramat Na jedn¹ kartê; nie zachowa³ siê jednak, pisany prawdopodobnie w Grandcamp, szkic Znad morza. Zachowa³a siê natomiast obszerna i znacz¹ca dla rekonstrukcji ówczesnych pogl¹dów autora Szkiców wêglem korespondencja prywatna. Jak z tego wynika, paryski etap podró¿y , odcisn¹³ mocne i trwa³e piêtno na ideowo-artystycznych podstawach Sienkiewiczowskiej twórczo ci. Dokumentem o szczególnej wadze, s¹ Listy z Pary¿a, publikowane w umiarkowanej Gazecie Polskiej i pozytywistycznych Nowinach . Ich warto æ dla odtworzenia systemu przekonañ pisarza jest bardzo wy17 18
List do E. Lea z marca 1877 roku, w: H. Sienkiewicz, Listy, t. 1, cz. 2, s. 468-469. Tam¿e, s. 469.
69
soka. Sienkiewicz wyra nie siê w nich deklarowa³ jako zwolennik francuskiego republikanizmu i przeciwnik konserwatystów. Ironicznie pisa³ o francuskich zwolennikach ancien régime u, natomiast szczególnie mocno wyeksponowa³ znaczenie tradycji wolteriañskiej w zwi¹zku z obchodami dwusetnej rocznicy urodzin Woltera. Rozpêd demokratyczny Sienkiewicza twierdzi³ Zygmunt Szweykowski w miarê pobytu we Francji idzie tak daleko, ¿e w jego korespondencjach [ ] ulega zachwianiu g³oszony jeszcze pocz¹tkowo zasadniczy kanon epoki, kanon spo³ecznego solidaryzmu19.
Wreszcie Litwos przedstawia siê jako zwolennik najradykalniejszych zmian spo³ecznych, w których istotn¹ rolê odegraj¹ warstwy ni¿sze . Pisa³ w jednym z Listów z Pary¿a: Pójd cie na krañce Pary¿a, tam miasto ciche i ciemne pi spokojnie, tam pi przysz³a rzeczypospolita [ ] pójd cie na pole Marsa, a zamiast odg³osów orgii us³yszycie dniem i noc¹ d wiêczenie m³otów, turkot wozów, wist lokomotyw; tam pracuje demokracja francuska [ ]
i dlatego kontynuuje swój wywód pisarz: Krótko mówi¹c, je li jest jaka nadzieja dla Francji i na przysz³o æ jak siê teraz zdaje, ¿e jest to le¿y ona naprawdê w demokracji, w tych klasach, które do ¿ycia politycznego nie by³y jeszcze powo³ane. Inne klasy s¹ stare, prze¿yte i sceptyczne. Nie s³u¿¹ ideom, ale osobom20.
W korespondencjach paryskich przedstawi³ równie¿ Sienkiewicz swoj¹ koncepcjê naturalizmu i romantyzmu, w ich opozycji dostrzegaj¹c element przemiany obrazu wiata. Odnosi³ siê z nieukrywan¹ niechêci¹ do romantycznego mistycyzmu ( [romantyzm] popad³ w mistycyzm, nastroi³ chorobliwie uczucia i wyobra niê, uchrystusowa³ i ubóstwi³ wszystko; zdj¹³ z ogó³u wszelk¹ odpowiedzialno æ 21), natomiast zasadniczo pozytywnie ocenia³ naturalizm ( dla powie ci naturalizm by³ w zasadzie znakomitym, niezbêdnym i mo¿e jedynym krokiem naprzód ·). Co ciekawe, ta ocena jest wyra nie od19
Z. Szweykowski, Trylogia Sienkiewicza i inne szkice o twórczo ci pisarza, Poznañ 1973, s. 26-27. 20 H. Sienkiewicz, Listy Litwosa z Wystawy Paryskiej ( Gazeta Polska , maj 1878), w: tego¿, Pisma, t. 80, Warszawa 1906, s. 148-149. 21 H. Sienkiewicz, Z Pary¿a ( Gazeta Polska styczeñ 1879), tam¿e, s. 284.
70
mienna od tej, któr¹ pisarz sformu³owa³ dwa lata pó niej w warszawskich odczytach o naturalizmie. Dowody radykalizacji ideowej pisarza znale æ mo¿na równie¿ w ówczesnej prywatnej korespondencji Sienkiewicza. Jego listy pisane w tym okresie uk³adaj¹ siê w pewien dramatyczny porz¹dek. S¹ form¹ wewnêtrznego i zewnêtrznego dialogu pisarza, który w prezentowanych opiniach i sporach z warszawskimi dziennikarzami: Edwardem Leem, M cis³awem Godlewskim, Leopoldem Milewskim, Danielem Zgliñskim i Erazmem Piltzem, pragnie odnale æ swoje miejsce w krajowym uk³adzie ideologicznym. S¹ z jednej strony prób¹ zachowania dotychczasowych zwi¹zków z umiarkowan¹ Gazet¹ Polsk¹ i coraz bardziej zachowawcz¹ Niw¹ , z drugiej za ukazuj¹ zbli¿enie do radykalnego stanowiska Nowin pod redakcj¹ Erazma Piltza. To w³a nie w ówczesnych listach do Erazma Piltza oraz warszawskich przyjació³ zwi¹zanych z Nowinami : Leopolda Mikulskiego i Daniela Zgliñskiego ujawniaj¹ siê najwyra niej radykalno-postêpowe sk³onno ci Sienkiewicza. Sprzyja³y temu zbli¿eniu napiêcia, które pojawi³y siê wcze niej w kontaktach z redaktorem Gazety Polskiej , Edwardem Leem. W listach do tego ostatniego widaæ narastanie konfliktu, jego apogeum i pó niejsze zapewne ze wzglêdu na pojednawcze postêpowanie Lea jego wyciszenie. W li cie pisarza z Grandcamp (z 24 sierpnia 1878 roku) zarysy sporu s¹ najwidoczniejsze; Sienkiewicz domaga siê odes³ania tekstu korespondencji (Znad morza) i dramatu (Na przebój). Byæ mo¿e [ ] pisze roz¿alony Litwos moje przekonania nie id¹ ju¿ rêka w rêkê z kierunkiem i zadaniem Gazety 22 i dodaje: Przykro mi tylko, ze wobec tego nowego wiatru redakcyjnego, wiej¹cego mi w oczy [ ] nie wiem co i jak pisaæ dla Gazety , nie wiem czego chcecie, co siê Wam podoba, nie widzê podstaw, wed³ug których s¹dzicie23.
Swoj¹ dalsz¹ wspó³pracê uzale¿nia od swoich materialnych potrzeb (konieczno æ sp³acania d³ugów i wywi¹zania siê z wcze niejszych zobowi¹zañ), lecz stwierdza, i¿ bêdzie pisaæ jedynie wiadomo ci zupe³nie obiektywne, natury reporterskiej nie wypowiadaj¹c nic z siebie ani od siebie 24. Do kwestii wspó³pracy powraca Sienkiewicz w li cie z Pary¿a (10 IX 1878 roku). Zapowiada w nim kategoryczne zerwanie ( w tym usposobieniu redakcyj22
H. Sienkiewicz, Listy, oprac. M. Bokszczanin, t. 3, cz. 1, Warszawa 2007, s. 477. Tam¿e, s. 478. 24 Tam¿e, s. 479. 23
71
nym, w jakim odrzucona by³a moja korespondencja, pisaæ mi do Was d³u¿ej niepodobna 25); przypomina przy okazji o w³asnych zas³ugach dla Gazety Polskiej i wyra¿a przekonanie, i¿ dzi ka¿de pismo przyjmie to co napiszê 26. Jednak¿e swojej gro by pisarz nie spe³nia. Donosi 4 III 1879 roku o przes³aniu do Gazety Polskiej opowiadania Przez stepy z komentarzem: na³óg mnie ci¹gnie do Waszej »Gazety« 27. Kontakt z Nowinami nawi¹zuje Sienkiewicz po zapraszaj¹cym do wspó³pracy kwietniowym li cie Leopolda Mikulskiego. Co do projektu pisma odpowiada³ na jego list ten przemawia mi do duszy i serca. Czy do komitetu redakcyjnego wst¹piê nie mogê Wam odpowiedzieæ przed porozumieniem siê i u³o¿eniem w prawo lub w lewo moich stosunków z Leem w ka¿dym jednak razie czujê do g³êbi w¹troby potrzebê takiego organu, czujê potrzebê bicia dr¹giem po ³bie bez lito ci wstecznictwa i pomoc moj¹ zapewniam28.
Pisarz lojalnie informuje redaktorów pism, z którymi wspó³pracuje (Edwarda Lea i M cis³awa Godlewskiego) o swoim zamiarze pisania do Nowin . Nie zamierza bowiem zrywaæ dotychczasowych zwi¹zków, ale ideowy kierunek nowego pisma bardziej mu odpowiada. Powtarzam, ¿e pismo takie, postêpowe, antyultramontañskie, trze we, w Warszawie to dobrodziejstwo podkre la³ w cytowanym li cie do Mikulskiego29. Od ostro¿nej polityki redakcyjnej Gazety Polskiej co dokumentuje korespondencja z Leem coraz wyra niej siê oddala³ i z podobnych powodów z niechêci¹ odnosi³ siê do nowego zachowawczego kierunku Niwy , akcentuj¹c w li cie do M cis³awa Godlewskiego: na d¹¿no æ wasz¹ siê nie zgadzam 30. Co interesuj¹ce ze wzglêdu na pó niejsze kontakty z galicyjskimi konserwatystami w ówczesnych listach uwydatni³a siê Sienkiewiczowska niechêæ do krakowskich stañczyków. W cytowanym li cie do Edwarda Lea z 24 sierpnia 1878 roku pisa³ z ironi¹: s¹ szczê liwi, którym w Gazecie wolno mieæ swoje zdanie, dowodem dla mnie Listy z Galicji [ ] doskonalszej kwintesencji klerykalizmu, nepotyzmu, stañczykowstwa, 25
Tam¿e, s. 482. Tam¿e, s. 484. 27 Tam¿e, s. 485. Na trwa³ych zwi¹zkach Sienkiewicza z Gazet¹ Polsk¹ zawa¿y³a niew¹tpliwie przyja ñ z Edwardem Leem. 28 List do L. Mikulskiego z 22 IV 1878 roku (pocz¹tkowo b³êdnie przypisywany E. Piltzowi), w: H. Sienkiewicz, Listy, t. 3, cz. 2, s. 82. 29 Tam¿e. 30 List do M. Godlewskiego z wrze nia 1878 roku, w: H. Sienkiewicz, Listy t. 1, cz. 2, s. 6. 26
72
uwielbienia dla ró¿nych dostojnych hrabiów etc. nie spotka³em dawno. Mog³aby je drukowaæ zupe³nie zgodnie z swoim duchem Kronika Rodzinna [ ], ale widocznie, co wolno niepodpisanemu p. Ko mianowi, nie wolno podpisanemu nawet Litwosowi31.
Podobnie sarkastycznym komentarzem pos³u¿y siê wcze niej w li cie do Daniela Zgliñskiego, oceniaj¹c niecenzuralnie pó niejszy swój autorytet Stanis³awa Tarnowskiego: Czyta³em wasz¹ recenzjê o Tarnowskim [ ]. Tarnowski jest to kiep, który s¹dzi poetów jak baka³arz ¿aków z ich b³êdów. A przy tym to ta sama parszywa klika32.
Mimo takich opinii, wcze niejsze zobowi¹zania i trudno ci finansowe, powodowa³y i¿ zwi¹zków z Gazet¹ Polsk¹ i Niw¹ ostatecznie nie zrywa³. Listy do Edwarda Lea i do M cis³awa Godlewskiego, z którymi, mimo ró¿nic ideowych pozostawa³ w przyjacielskich stosunkach, wskazywa³y przy tym pewn¹ i trwa³¹ ambiwalencjê pogl¹dów Sienkiewicza. Z jednej strony ostre ataki i radykalne deklaracje wiatopogl¹dowe, z drugiej pewna asekuracja i niechêæ do stanowczego kroku. Argumenty Litwosa za publikacjami w obu pismach w znacznym stopniu mia³y jednak charakter praktyczny, co uwidoczni³y w¹tki pieniê¿ne jego prywatnej korespondencji. Niezale¿nie od tych komercyjnych okoliczno ci stosunek Sienkiewicza do spraw krajowych staje siê coraz bardziej krytyczny. Proponowana Edwardowi Leowi, jeszcze w okresie amerykañskim, seria pamfletowych tekstów we Francji nabiera jeszcze ostrzejszego charakteru. Wzmacnia siê jej aspekt wiatopogl¹dowy. Pocz¹tkiem tak pomy lanego cyklu jak mo¿na domniemywaæ z korespondencji ma byæ szkic Znad morza, którego redaktor Gazety Polskiej , jako zbyt antyreligijnego i ultraateistycznego : Leo drukowaæ go ku wielkiemu memu zdziwieniu jako radykalnie antyreligijnego, ultra ateistycznego etc. nie chcia³. Wówczas napisa³em, ¿eby mi go odes³a³, poniewa¿ pragn¹³em, przerobiwszy go trochê, raczej napisawszy jeszcze mielej, pos³aæ go Wam na pocz¹tek serii
pisze Sienkiewicz do Leopolda Mikulskiego 18 wrze nia 1878 roku33. I w tym samym miesi¹cu do Zgliñskiego: 31
H. Sienkiewicz, Listy, t. 3, cz. 1, s. 477- 478. List do D. Zgliñskiego z 1877 roku, cyt. za: J. Michalik, Dwa (nieznane) listy , s. 139. 33 H. Sienkiewicz, Listy, t. 3, cz. 2, s. 85. 32
73
Wkrótce nade lê wam pierwszy list z szeregu ca³ego, który zamierzy³em napisaæ do Nowin . Bêdzie to ju¿ nie w tonie sprawozdañ, ale z zakresu beletrystyki34.
Owe zamiary nie zosta³y jednak w ¿adnym z pism zrealizowane. W Nowinach opublikowa³ Sienkiewicz piêæ tekstów dope³niaj¹cych w³a ciwie kontynuowane w Gazecie Polskiej Listy z Pary¿a. Ich tonacja ideowa niewiele siê ró¿ni³a, a temat krajowy nie zosta³ zupe³nie podjêty. Jak gdyby przesta³a dzia³aæ przestawka lokalizacyjna , a wra¿enia paryskie zdominowa³y i st³umi³y inne kwestie. Byæ mo¿e wynika³o to z przekonania pisarza, ¿e zbyt d³ugi pobyt poza krajem nie pozwala mu na realn¹ ocenê sytuacji? Pisa³ z Wenecji do M cis³awa Godlewskiego, przygotowuj¹c siê ju¿ stanowczo do powrotu: Siedz¹c zbyt d³ugo za granic¹, traci siê poczucie stosunków krajowych, a przecie¿ czujê, ¿e jest co we mnie, co siê mo¿e krajowi przydaæ35.
Mo¿na równie¿ s¹dziæ, ¿e przybli¿aj¹ca siê data powrotu os³abia krytyczn¹ ostro æ widzenia spraw krajowych , a pomys³y pamfletowych szkiców przedstawiane w listach do Lea i Zgliñskiego trac¹ swoj¹ wcze niejsz¹ wa¿no æ. Ideowe i polityczne obrachunki zmieniaj¹ swoje rodowiskowe i przestrzenne konteksty, a ich dziennikarska formu³a zaczyna ustêpowaæ literackiej. Takim rozpoczêtym jeszcze w Stanach Zjednoczonych literackim obrachunkiem by³a niew¹tpliwie praca pisarza nad dwoma dramatami: amerykañskim (niezachowanym) i Na jedn¹ kartê, wcze niej (i zapewne w odmiennej wersji) wystêpuj¹cy pod tytu³em Na przebój. Obszern¹ interpretacjê ukoñczonego ju¿ dramatu zamie ci³ Sienkiewicz w li cie do Godlewskiego, wskazuj¹c m.in. na inspiracjê Alexisa Tocqueville a ( jednego z najg³êbszych umys³ów naszego wieku 36). Tendencja, jak widzisz, jest podwójna. Jednej stronie mówi siê; druzgoczesz zamiast budowaæ drugiej: morituri! Nie ma w tej tendencji nic wypadkowego, ale przeciwnie, my la³em du¿o i d³ugo, nim doszed³em do takiego na oba obozy pogl¹du37.
34 List z Grandcamp z wrze nia 1878 roku. Cyt za: J. Michalik, Dwa (nieznane) listy , s. 141. 35 List do M. Godlewskiego z 20 IX 1879 roku, w: H. Sienkiewicz, Listy, t. 1, cz. 2, s. 29. 36 List do M. Godlewskiego z 10 XII 1878 roku, tam¿e, s. 12. 37 Tam¿e. Wnikliw¹ próbê interpretacji idei dramatu przedstawi³ Z. Szweykowski w artykule Z zagadnieñ genetycznych dramatu Sienkiewicza Na jedn¹ kartê , w: tego¿, Trylogia Sienkiewicza , s. 5-17.
74
Ta wypowied pisarza stanowi pewne wyja nienie owego braku stanowczej decyzji o zerwaniu z Gazet¹ Polsk¹ i Niw¹ . Jest dowodem na próbê okre lenia swego ideowego miejsca miêdzy i ponad walcz¹cymi obozami. Z tym jednak, ¿e w wiecie obcym , w przestrzeni amerykañskiej i francuskiej, dominuj¹ ci¹gle sk³onno ci do radykalnie demokratycznej i sceptycznej wizji wiata. Z takim baga¿em ideowym powraca Sienkiewicz do Warszawy bêd¹c jak pisze Piotr Chmielowski radykalist¹ niemal 38. Kolejne dwa lata, 1880-1881, to odwrót pisarza od zajêtego wcze niej stanowiska. Jak pisz¹ badacze, zw³aszcza Krzy¿anowski i Szweykowski, zasadnicze przyczyny tego zwrotu nie s¹ jasne39. S¹ do pewnego stopnia zagadk¹ psychologiczn¹. Z drugiej jednak strony moment powrotu Sienkiewicza do kraju zbieg³ siê w czasie z wyra nie ju¿ zarysowanym w publicystyce i twórczo ci literackiej prze³omem antypozytywistycznym 40. Mia³ wiêc pisarz zadanie u³atwione; rozczarowanie i niechêæ do ortodoksyjnego pozytywizmu móg³ bowiem dzieliæ nie tylko z przedstawicielami zachowawczego kierunku, lecz tak¿e z dawniejszymi gorliwymi wyznawcami pozytywistycznej ideologii. Sienkiewicz, jak na to wskazuje jego ówczesna publicystyka, a zw³aszcza krytyczna recenzja Zarysu Piotra Chmielowskiego41 i odczyty o naturalizmie42, nie kontynuowa³ kierunku wyznaczonego publikacjami roku 1878. Zbli¿y³ siê natomiast do idei rozwijanych na gruncie neokonserwatywnym w redagowanej przez Godlewskiego Niwie . Za zamkniêcie tego dwulecia mo¿na uznaæ zdarzenie formalne , ale niezwykle wa¿ne dla stabilizacji pó niejszego autora Trylogii: objêcie w styczniu 38 P. Chmielowski, Zarys najnowszej literatury polskiej (1864-1897), Kraków-Petersburg
1898. Cyt. za: tego¿, Pisma krytycznoliterackie, oprac. H. Markiewicz, t. 1, Warszawa 1961, s. 319. 39 Jak to siê sta³o pisa³ Szweykowski sk¹d ten odwrót od stanowiska postêpowego, lewicuj¹cego nawet wyra nie w stosunku do programu pozytywistów, tego znów niestety dok³adniej nie wiemy (Z. Szweykowski, Trylogia Sienkiewicza , s. 27). Z kolei J. Krzy¿anowski stara siê os³abiæ znaczenie owego przej cia na drug¹ stronê barykady , powo³uj¹c siê m.in. na listy do Witkiewicza (J. Krzy¿anowski, Twórczo æ Henryka Sienkiewicza, Warszawa 1970, s. 110). 40 Por. T. Weiss, Prze³om antypozytywistyczny w Polsce w latach 1880-1890. Przemiany postaw wiatopogl¹dowych i teorii artystycznych, Kraków 1966; zob. tak¿e J. Jedlicki, Jakiej cywilizacji Polacy potrzebuj¹. Studia z dziejów idei i wyobra ni XIX wieku, Warszawa 1988 (cz. 2: Polskie biedy, s. 228-367). 41 H. Sienkiewicz, Zarys literatury polskiej z ostatnich lat szesnastu przez Piotra Chmielowskiego, Gazeta Polska 1881, nry 211-213, 216-217. Przedruk w: H. Sienkiewicz, Dzie³a, t. 45, Szkice literackie I, Warszawa 1951, s. 267-292. 42 O naturalizmie w powie ci. Odczyt Henryka Sienkiewicza, Niwa 1881, t. 2. Przedruk w: H. Sienkiewicz, Szkice literackie I, s. 59-101.
75
1882 redakcji dziennika S³owo , organu neokonserwatystów 43. Niezale¿nie od buntu Sienkiewicza przeciw stosunkom redakcyjnym, a nawet próby wp³ywania na ideologiczny kszta³t pisma, nale¿y akces do zachowawczej orientacji uznaæ za rodzaj zamkniêcia wcze niejszego postêpowego etapu. Ten prze³om w ¿yciu pisarza najlepiej dokumentuj¹ listy do Stanis³awa Witkiewicza44, które mo¿na dope³niæ kilkoma listami do M cis³awa Godlewskiego, Edwarda Lubowskiego i Edwarda Lea45. Sienkiewicz, charakteryzowany wielokrotnie jako typ samotnika, mizantropa, raczej stroni¹cego od ludzi, jednak powa¿nie traktowa³ te zobowi¹zania, których siê podejmowa³. Tak by³o w zwi¹zkach pisarza z Gazet¹ Polsk¹ i z Niw¹ , podobnie w czasie pe³nienia obowi¹zków redaktora S³owa . Robiê jak umiem i mogê najlepiej, ale z mierteln¹ niechêci¹ ukryt¹ w duszy do roboty napisze w li cie do Witkiewicza w trzecim miesi¹cu redagowania dziennika46. St¹d wyp³ywaj¹ pojawiaj¹ce siê nierzadko w jego listowych wynurzeniach narzekania na presje rodowiskowe, zw³aszcza wówczas, gdy te ³¹czy³y siê z konieczno ci¹ jednoznacznej ideowej deklaracji. Od nich broni siê ironi¹ i autoironi¹, czêsto mocno sarkastyczn¹. Jednak opinie ukryte w prywatnej korespondencji nieczêsto ujawnia³y siê na zewn¹trz. W rezultacie oficjalny wizerunek pisarza by³ inny, ni¿ ten, który tworzy³y jego osobiste wyznania i emocje. Sprzeczno æ obu wizerunków, umo¿liwia³a z kolei aneksje pisarza przez ró¿ne ideowe i polityczne kierunki. Mia³o to tak¿e konsekwencje w pó niejszej recepcji dzie³ Sienkiewicza. Zarówno w okresie m³odopolskim, jak i dwudziestoleciu miêdzywojennym przewa¿a³o prze wiadczenie o jego zachowawczo ci, a raczej tradycjonalistycznym 43 Marek P¹kciñski nastêpuj¹co charakteryzowa³ orientacjê ideologiczn¹ S³owa : »S³o-
wo« by³o pismem, które bardziej ni¿ inne [konserwatywne pisma przyp. mój T.B.] sk³onne by³o pój æ na ugodê z nowym, kapitalistycznym kszta³tem cywilizacyjnym i kulturowym rzeczywisto ci polskiej u schy³ku XIX wieku (M. P¹kciñski, Konserwatyzm na rozdro¿u. M³odzi konserwaty ci warszawscy wobec ideowych dylematów schy³ku XIX wieku, Warszawa 1994, s. 129). 44 H. Sienkiewicz, Listy do Stanis³awa Witkiewicza z lat 1880-1882, oprac. Z. Piasecki, w: Studia Sienkiewiczowskie, t. 6: cz. 1: Henryk Sienkiewicz. Listy i dokumenty, red. L. Ludorowski, Lublin 2006, s. 35-132. 45 Niestety nie zachowa³y siê listy do Marii Szetkiewiczówny. Jak pisze Maria Korni³owiczówna: ca³a [ ] korespondencja przepad³a w powstaniu warszawskim. Mówi³a mi tylko moja matka, ¿e jego listy to by³a jedna wielka pie ñ mi³osna, piêkniejsza od wszystkiego, co kiedykolwiek napisa³ poza tym (ta¿, Onegdaj. Opowie æ o Henryku Sienkiewiczu i ludziach mu bliskich, Szczecin 1985, s. 67). 46 List z 12 III 1882 roku, w: H. Sienkiewicz, Listy do Stanis³awa Witkiewicza , s. 119.
76
patriotyzmie, którego przyk³ady czerpano g³ównie z powie ci historycznych. Ten punkt widzenia opatrywa³a znakiem negacji liberalna i lewicowa krytyka tamtych czasów i tak¿e tu¿ po drugiej wojnie wiatowej. Niemniej to w³a nie w tym okresie olbrzymia popularno æ Sienkiewicza sprawi³a, ¿e nast¹pi³a pewna interpretacyjna reorientacja. Mo¿na by powiedzieæ, ¿e w latach piêædziesi¹tych XX wieku i pó niej na si³ê czyniono z Sienkiewicza postêpowca i radyka³a; czêsto by³y to zabiegi koniunkturalne lub taktyczne, aby utrzymaæ pisarza w kanonie literatury postêpowej i w lekturze szkolnej. S³owem, tworzono ad usum Delphini tendencyjn¹ reinterpretacjê twórczo ci autora uznawanego przez wcze niejsz¹ krytykê za pisarza konserwatywnego i g³êboko religijnego. Otó¿ obie krañcowe interpretacje ¿ywota i spraw Sienkiewicza s¹ moim zdaniem b³êdne. Pozycjê pisarza nale¿y wyra niej okre liæ jako mediuj¹c¹ miêdzy ideowymi obozami i zarazem wobec nich zdystansowan¹. Niemniej okolice prze³omu lat siedemdziesi¹tych i osiemdziesi¹tych XIX wieku by³y istotne w ¿yciu i twórczo ci pisarza, a to z kilku ró¿nych powodów. Wskazano na nie ju¿ wcze niej, a w literaturze przedmiotu by³y one wielokrotnie przywo³ywane i na ró¿ne sposoby oceniane. Na pocz¹tku lat osiemdziesi¹tych stabilizuje siê bowiem zarówno jego sytuacja ¿yciowa (przez ma³¿eñstwo z Mari¹ Szetkiewiczówn¹), jak i ustala siê pozycja pisarska, potwierdzona wydaniem Pism oraz objêciem redakcji S³owa . Zarazem owa pozycja by³a w znacznym stopniu uzale¿niona od ówczesnych koniunktur ideowych i politycznych, od potrzeb materialnych i rosn¹cej popularno ci. Pewne wiat³o na zerwanie Sienkiewicza z pras¹ postêpow¹ rzuca zanotowana mimochodem przez wiêtochowskiego opinia pisarza na temat wspó³pracy z Nowinami . Zdarzy³o siê to prawdopodobnie wówczas, gdy sam autor Szkiców wêglem zastanawia³ siê nad wej ciem do redakcji pisma, a nawet nad objêciem stanowiska jej redaktora47: Byæ mo¿e, ¿e wspó³pracownictwo w dzienniku prze ladowanym przez prasê konserwatywn¹ by³oby dla ciebie niepo¿¹dane. Powiedz otwarcie. Dziêkujê Ci odrzek³ ¿e mi u³atwiasz wyj cie z k³opotliwego po³o¿enia. Tak jest. Ja chcê i potrzebujê p³yn¹æ na wielkiej fali, któr¹ jest konserwatyzm, a wy jeste cie drobna fala, która mnie nie uniesie. Dlatego p³ynê na Gazecie Polskiej 48.
47
Por. J. Krzy¿anowski, Henryk Sienkiewicz , s. 77. Cyt. za: [W. Przyborowski?], [J. Kaliszewski?], Stara i m³oda prasa. Przyczynek do historii literatury ojczystej 1866-1872. Kartki ze wspomnieñ Eksdziennikarza, oprac., pos³owie D. wierczyñska, Warszawa 1998, s. 113. 48
77
Relata refero. Wiadomo bowiem, jak silna by³a niechêæ wiêtochowskiego wobec Sienkiewicza, i ona te¿ mog³a odpowiednio rozmieszczaæ akcenty. Jednak w tym sarkastycznym przecie¿ przypomnieniu pojawia siê wa¿na cecha Sienkiewiczowskiej strategii ¿yciowej. Wybór miejsca, które daje dobr¹ odskoczniê dla popularno ci i obecno ci na rynku czytelniczym. Sienkiewicz by³ twórc¹ odpowiednio hierarchizuj¹cym swoje cele, przede wszystkim pisarskie, nastêpnie ideologiczne, lecz uzale¿nia³ je w wysokim stopniu od spraw osobistych, rodzinnych i rodowiskowych. W latach, o których mowa, te ostatnie wi¹¿¹ce siê z projektowanym ma³¿eñstwem zdecydowanie wysunê³y siê na czo³o. Najdobitniejszym wiadectwem tego stanu rzeczy jest zachowany blok listów do Stanis³awa Witkiewicza, a w nim takie np. stwierdzenie, i¿ od zakochania siê w Marii Szetkiewiczównie wszystko co [ ] robi³em przez ten czas, to dla niej robi³em i dla naszej wspólnej przysz³o ci 49. A o wyrzeczeniach wywo³anych przez próbê przed-narzeczeñsk¹ pisa³: dla niej gotowym przej æ przez wszystkie wymagalne stadia i formy, i zwyczaje, i nie robiæ nic ubocznie jako narwany literat, ale zawsze jako stateczny cz³owiek 50. Dlatego te¿ w tak zwanym prze³omie ideowym pisarza tak wa¿ne miejsce zajê³a sytuacja codzienna i rodzinna . Zmêczy³o mnie ¿ycie bez jutra pisa³ w li cie do M cis³awa Godlewskiego51. Si³ê uczucia wzmaga zarówno niepewno æ co do rozstrzygniêcia, jak i fakt, ¿e przez blisko rok pisarz nie ma bezpo redniego kontaktu z Mari¹. Jego mi³o æ mo¿e siê wyra¿aæ przede wszystkim w wypowiedzi listowej, b¹d w wyznaniach czynionych przyjacio³om (Witkiewiczowi i Godlewskiemu). Na tych epistolarnych podstawach kszta³tuje siê Sienkiewiczowski idea³ ¿ycia rodzinnego; na po³y mieszczañski, na po³y ziemiañski. Pomstuj¹cy niegdy na Orzeszkow¹ za jej sk³onno ci do drobiazgowych opisów mieszkañ i mebli, teraz sam z niezwyk³¹ szczegó³owo ci¹ przedstawia plan urz¹dzenia mieszkania na Wilczej. Nie darmo z¿yma siê na jego filisterstwo przyjaciel i adresat tych opisów Witkiewicz: On tylko my li i mówi o at³asie koloru zwiêd³ych li ci, którym pokry³ mebelki swojej Pani 52. Zmienia siê otoczenie pisarza, ju¿ nie obraca siê w pozytywistycznym s³oneczniku 53, ani w rodo49
H. Sienkiewicz, Listy do Stanis³awa Witkiewicza , s. 71. Tam¿e, s. 72. 51 List do M. Godlewskiego z 20 IX 1879 roku, w: H. Sienkiewicz, Listy, t. 1, cz. 2, s. 29. 52 Z. Piasecki, Nieznane listy Marii z Szetkiewiczów Sienkiewiczowej do Stanis³awa Witkiewicza Zeszyty Naukowe WSP w Opolu , Filologia Polska 1989, z. 27, s. 72. 53 Sformu³owanie z listu do Konstantego Marii Górskiego z 14 VII 1895 roku, w: H. Sienkiewicz, Listy, t. 1, cz. 2, s. 293. 50
78
wisku artystycznej cyganerii. Mimo to do niego têskni, jak na to wskazuj¹ listy do Stanis³awa Witkiewicza. Zmiana obyczajów domowych, wizyty, bywanie w salonach, wreszcie praca redakcyjna rodz¹ pragnienie wolno ci, któr¹ mog³aby zapewniæ ucieczka w egzotyczne i dzikie krainy. Co interesuj¹ce z tego punktu widzenia to fakt, i¿ dwulecie 1880-1882 by³o okresem wygaszenia d³ugich zagranicznych podró¿y Sienkiewicza. Wyra nie skraca siê ich dystans i o ile pominiemy krótki wypad do Meranu, aby oficjalnie i w obecno ci matki o wiadczyæ siê Marii Szetkiewiczównie wyjazdy obejmuj¹ stosunkowo bliskie tereny przedrozbiorowej Rzeczypospolitej: Galicjê (Kraków i Janczewscy) i Litwê (podró¿ z ¿on¹ do Dubnik na polowania u wujaszka Minejki )54. Natomiast w pragnieniach pisarza pojawiaj¹ siê coraz czê ciej podró¿e imaginacyjne w odleg³¹ egzotyczn¹ przestrzeñ. Ich sens wyra¿a siê w swoistym eskapizmie. Jak o tym wiadcz¹ listy do Stanis³awa Witkiewicza, chêæ ucieczki, dalekich podró¿y: do Kalifornii, do Afryki, do Azji, powtarza siê coraz silniej, zw³aszcza w chwilach depresji czy zniechêcenia do miejscowych stosunków . Co za pies ze mnie, ¿e tak muszê harowaæ i to w rzeczach, których nie cierpiê. Prócz tego chodzi za mn¹ tuman konkurencji, niechêci, z³o ci, nienawi ci, plotek, intryg, polemik sama obecno æ tego czego przy mnie, który jestem sobie z kanionu i kocham kanion dra¿ni mnie [ ]
napisze w li cie do przyjaciela55. Jestem [ ] z kanionu to samookre lenie Sienkiewicza jest równie¿ sk³adnikiem jego autokreacji jako nieustannego wêdrownika, poszukuj¹cego dla siebie przestrzeni wolno ci. Nieprzypadkowo fascynuje go afrykañska wyprawa Stefana Szolca-Rogoziñskiego, o którym ¿artobliwie napisze, i¿ jest to cudowny okaz cz³owieka zwariowanego na Afrykê . Sam szczegó³owo planuje swoj¹ imaginacyjn¹ podró¿ i równocze nie rozwa¿a alternatywnie wyprawê do Kalifornii (z Maryni¹). Owe wyprawy ma tego wiadomo æ sam pisarz s¹ w ma³ym stopniu realne. Przede wszystkim ze wzglêdu na ¿onê ( Gdyby nie »Mañcia ma³a«, tyle by mnie tu widzieli pisze na wiadomo æ o rozpoczêtej wyprawie Rogozinskiego56). W rezultacie pozostawa³a pisarzowi inna ucieczka w czas historyczny. Niech¿e choæ literatura stworzy nam wiaty inne [ ] 54 List do S. Witkiewicza, z 15 X 1881 roku, w: H. Sienkiewicz, Listy do Stanis³awa Witkiewicza , s. 100. 55 List do S. Witkiewicza z 12 III 1882 roku, tam¿e, s. 119. 56 List do S. Witkiewicza z 8 II 1882, tam¿e, s. 115.
79
pisa³ w tym samym czasie Dajcie nam jakie inne wiaty i inne jakie przestrzenie . Namiastk¹ takiej wyprawy by³a napisana w 1880 roku Niewola tatarska, a zwieñczeniem, dwa lata pó niej, Ogniem i mieczem. Ów Sienkiewiczowski eskapizm przestrzenny i historyczny, stanowi³ swoiste remedium na zagro¿enie, jakim dla pisarza by³ brak wolno ci, rozumianej szeroko jako uwolnienie od obywatelskich obowi¹zków. Niezale¿nie od tego, czy formu³owa³y je stronnictwa postêpowe, czy zachowawcze, uspo³ecznione w tak pod³y sposób ¿ycie pisa³ w li cie z 10 stycznia 1882 roku ko ci¹ mi w gardle staje [ ] »S³owo« czy nie »S³owo« zawsze podle 57 Ci¹¿y na Sienkiewiczu przymus pisania pieniê¿ny i osobisty. Tak¿e spe³nianie niechcianych obowi¹zków redakcyjnych. Widaæ do æ wyra nie, i¿ spe³nia je nie z przekonania, lecz ze wzglêdu na uczucie do Marii. Czasem zdaje mi siê, ¿e to wszystko jest bez wyj cia, bo je li siê wyrwê, to mog³oby to siê staæ kosztem Maryni. Kosztem jej wêz³ów rodzinnych, i wtedy choæ si¹d i p³acz 58 Z tego chocia¿by cytatu widaæ, jak trudne by³y dla pisarza zwi¹zki z konserwatywnym rodowiskiem. O¿enek z Mari¹ Szetkiewiczówn¹, córk¹ zamo¿nego przed powstaniem styczniowym litewskiego ziemianina, u³atwia³ i w pewnym sensie uzasadnia³ wej cie pisarza w kr¹g ziemiañsko-konserwatywny, ju¿ wcze niej umo¿liwiony przez pierwsze kontakty z galicyjskimi stañczykami . Konieczno æ obecno ci w nowym dlañ rodowisku, które narzuca³o mu nie tylko formy zachowañ, ale tak¿e styl wypowiedzi; konieczno æ dostosowywania siê do konwenansów, budzi³y, co prawda jego sprzeciw, ale zarazem tworzy³y sytuacjê bez wyj cia. Owo uwik³anie w obce mu dot¹d i traktowane z ironi¹ rodowisko najlepiej ukazuj¹ nieocenione listy do Witkiewicza, których zestawienie z innymi, chocia¿by z tak¿e przyjacielskimi listami do M cis³awa Godlewskiego, odzwierciedlaj¹ ró¿nice reakcji. Ucieczki w wyimaginowan¹ przestrzeñ powtarzaj¹ siê czêsto, ale maj¹ charakter werbalny, a mo¿liwo æ ich realizacji jest prawie ¿adna, i widaæ to w zachowanej korespondencji pisarza. Sienkiewicz od dziennikarskiego otoczenia próbuje siê odgrodziæ ironicznym dystansem. Zarazem jednak opinia, ¿e Sienkiewicz by³ samotnikiem, weryfikuje siê tu tylko do pewnego stopnia, poniewa¿ pisarz czu³ siê dobrze w ród ludzi, którzy go aprobowali oraz wzmacniali jego nie zawsze du¿¹ pewno æ siebie. Nowe ziemiañsko-arystokratyczne rodowisko umia³o tê cechê charakterologiczn¹ pisa57 58
List do S. Witkiewicza z 10 I 1882, tam¿e, s. 112. Tam¿e, s. 112-113.
80
rza wykorzystaæ, co widaæ chocia¿by w ujêciu Baronowej XYZ, która w psychologicznej sylwetce Sienkiewicza podkre la, i¿ wszystko w nim dziwnie równe, harmonijne, artystycznie pe³ne ; w cechach fizycznych zauwa¿a przystojno æ i rysy mêskie , a w zachowaniu spokój, miarê, i prostotê 59. Uwodzenie pisarza mia³o zatem formê ró¿nego rodzaju komplementów i pochlebstw, dotycz¹cych nie tylko jego pisarskiego talentu. To spowodowa³o tak¿e odsuniêcie siê Sienkiewicza od cyganeryjnego krêgu znajomych i przyjació³, z którymi czu³ siê zwi¹zany najmocniej w latach siedemdziesi¹tych. Nic wiêc dziwnego, ¿e wielokrotnie cytowanym li cie Elizy Orzeszkowej do Teodora Tomasza Je¿a pojawiaj¹ siê takie opinie: A propos Sienkiewicza, odstêpstwo jego od obozu postêpowego stanowcze i jawne. By³ w Krakowie, oddawa³ wizyty stañczykom, którzy dawali dla niego wieczory, w Warszawie mówi g³o no o tym, ¿e jest tylko artyst¹, ¿e zatem wszelkie idee i teorie naukowe i filozoficzne nic go wcale nie obchodz¹. Przyjació³ dawnych unika [ ] o Szkicach wêglem mówi, komu tylko mo¿e, ¿e to grzech m³odo ci. Bogato ¿eni siê, salony arystokratyczne rozrywaj¹ go pomiêdzy sob¹60.
Wyg³aszaniu takich s¹dów o pisarzu (Julian Krzy¿anowski nazywa je plotkami ) sprzyja to, i¿ niemal od pocz¹tku lat osiemdziesi¹tych XIX wieku czyniono zeñ g³ównie w krytyce zachowawczej herolda konserwatyzmu i zarazem hetmana dusz polskich . Szczególne emocje wzbudzi³o Ogniem i mieczem, które umia³ wietnie zdyskontowaæ Stanis³aw Tarnowski, staj¹c siê czo³owym twórc¹ kultu pisarza. Krakowski profesor pisa³ swojej obszernej recenzji powie ci: To rado æ, duma i cze æ, mi³o æ na widok polskich uczuæ i polskich natur najzdrowszych, najczystszych, najwy¿szych, podniesionych do idea³u, do heroizmu, do wiêto ci 61. I stanowczo konkludowa³: Wszystkie [ ] przeczenia Boga, wiary, historii, ojczyzny s¹ zaprzeczone i zagro¿one t¹ ksi¹¿k¹ 62. Ma ona zdaniem krytyka stanowiæ antidotum, na ma³o æ i znikczemnienie , na niedokrwisto æ moraln¹. W najwy¿szej tonacji zamyka Tarnowski swoj¹ recenzjê: 59 A. Zaleski, Towarzystwo Warszawskie. Listy do przyjació³ki przez Baronow¹ XYZ, oprac. R. Ko³odziejczyk, Warszawa 1971, s. 367. 60 E. Orzeszkowa, Listy, t. 1, Warszawa 1937, s. 176, cyt. za: J. Krzy¿anowski, Henryk Sienkiewicz. Kalendarz ¿ycia i twórczo ci, Warszawa 1956, s. 92. 61 S. Tarnowski, Z najnowszych powie ci polskich, w: tego¿, O literaturze polskiej XIX wieku, oprac. H. Markiewicz, Warszawa 1977, s. 717. 62 Tam¿e, s. 772.
81
Wysoki idea³ mêstwa, honoru, po wiêcenia, sta³o ci, mi³o ci Ojczyzny, to tak¿e znak, w który patrzeæ jest zdrowo, bo od takiego zapatrzenia d wiga siê naród, krzepi siê duch . Dobrze robi, kto taki pokazuje; szczê liwy, kto go dobrze umie pokazaæ63.
Przeciw takim pochwa³om Sienkiewicz nieraz siê z¿yma³, niemniej wielokrotnie przyjmowa³ ho³dy bez wiêkszego sprzeciwu, a nawet z zadowoleniem. Uwa¿a³ je czêsto za antidotum na ostre ataki strony przeciwnej. A by³y one ostre i nieraz sarkastyczne. Aleksander wiêtochowski, wystêpuj¹cy jako gwa³towny oponent Tarnowskiego i pomniejszyciel warto ci dzie³a Sienkiewicza, które chce sprowadziæ do wymiarów atrakcyjnego, ale powierzchownego czytad³a : Sienkiewicz z natury swego talentu jest autorem kobiet. [ ] pisa³ Pose³ Prawdy opowiada miêkko, czule, poetycznie, umie wzruszaæ drobiazgami, og³adzaæ [ ] ³agodziæ [ ] gra ci¹gle albo melodie sielankowe, albo rycerskie. G³êbszych my li nie rzuca [ ] u piwszy my l s³uchacza, to mu kilka ³ez wyci nie, to do ³agodnego miechu pobudzi [ ] nie odurza zmys³ów, ale je ko³ysze do milej drzemki64.
I nastêpnie uderza krytym sztychem : Mickiewicz po napisaniu Pana Tadeusza by³by siê zadowoli³ dziesi¹t¹ czê ci¹ tej s³awy, któr¹ Sienkiewiczowi wyp³acono od razu, a raczej zdyskontowano tak ³askawie, ¿e mu z niej trze wiejsza krytyka kiedy znaczn¹ podwy¿kê str¹ci 65.
Mimo to, autor Szkiców wêglem (o których, jak dowodzi³a Orzeszkowa, mówi³ wówczas, ¿e to grzech m³odo ci ), w rodowisku zachowawczych dziennikarzy zw³aszcza na pocz¹tku nie czu³ siê dobrze. O wiele lepiej w towarzystwie nale¿¹cego do cyganerii malarskiej Witkiewicza. To w³a nie w li cie do niego wybucha z nieopanowan¹ z³o ci¹, niemal tak¹ sam¹ jak w amerykañskich listach do Horaina i Zgliñskiego: ¯eby oni wiedzieli, z którymi k³ócê siê o S³owo , jak ja g³êboko mam w dupie te wszystkie rzeczy, które oni za wielkie uwa¿aj¹, którymi siê zajmuj¹, którymi zape³niaj¹ ¿ycie, a z nimi jak g³êboko mam w dupie i S³owo i Wiek i ca³¹ tê praskê, która siê krêci ko³o jednego nic [ ] Mnie co innego zajmuje. Krêcê siê, bo muszê, bo teraz co robiæ trze63
Tam¿e, s. 774. A. wiêtochowski, Henryk Sienkiewicz. Litwos, w: tego¿, Wybór pism krytycznoliterackich, wybór S. Sandler, wstêp i przyp. M. Brykalska, Warszawa 1973, s. 171. 65 Tam¿e, s. 186. 64
82
ba i zapewniæ sobie ¿ycie. Robiê jak umiem i mogê najlepiej, ale z mierteln¹ niechêci¹ ukryt¹ w duszy do roboty [ ] Czy my nigdy nie pojedziemy nigdzie i nie przestaniemy byæ przywi¹zani jak psy na ³añcuchu do jakich niezno nych warunków?66
I konkludowa³ z wisielczym humorem: Oby Allach rozkaza³ upiec cieñ twego pradziada, ¿e nie masz 200 000 rs. Da³by mnie po³owê, albo ja tobie, gdybym mia³ po³owê albo ¿aden ¿adnemu i pojechaliby my ¿yæ tak swobodnie jak ma³py67.
Jak widaæ, pisarz chroni³ siê przed wch³oniêciem w nielubiane rodowisko ironicznym dystansem i utrwalonym w jego wiatopogl¹dzie jeszcze od czasów amerykañskich sceptycyzmem. Z drugiej strony potrzebny jest mu jaki mocny punkt oparcia . W tym okresie, jeszcze przed coraz gro niejsz¹ gru lic¹ Marii, chroni go entuzjazm domowy, który rozbraja owe coraz czêstsze pragnienia ucieczki. Widaæ równie¿, ¿e wcze niejsze podró¿e w przestrzeñ , zaczyna coraz czê ciej zastêpowaæ lekturowa ucieczka w historyczny czas przesz³y. Dostrzec j¹ mo¿na w ówczesnej publicystyce pisarza, w jego polemikach z W³odzimierzem Spasowiczem i w krytycznej ocenie naturalizmu. Coraz wa¿niejszy staje siê dla pó niejszego autora powie ci historycznych wiat dzie³ i dokumentów z przesz³o ci. W tym te¿ czasie rozczarowuje siê Sienkiewicz do doktryn . Czy chodzi tu jedynie o doktryny wychodz¹ce z obozu pozytywistycznego? Z szerszego kontekstu, przede wszystkim za z ukazanej wy¿ej erupcji niechêci do zachowawczego otoczenia, nale¿y s¹dziæ, ¿e owo rozczarowanie ma walor totalny. Przyznaj¹c racjê przyjacielowi co do teorii apriorycznych , w li cie z 3 grudnia 1880 roku, Sienkiewicz tak uzasadnia³ swój antydoktrynalny wiatopogl¹d: Wszelkie dopasowywanie ludzi i ¿ycia do doktryny nie tylko tych, co to czyni¹, zawodzi, ale dla innych staje siê krzywd¹. Robi¹ te¿ to ci, którzy o wszystkim gotowi w¹tpiæ z wyj¹tkiem o swojej doktrynie, dlatego ¿e jest im doktryn¹ [ ] Jako wiara fanatyczna daje on si³ê i sprawia, ¿e nieraz s³absze g³owy imponuj¹ inteligencjom bez porównania wy¿szym i opanowuj¹ je ze szkod¹ dla wszystkich [ ] Ale to wydaje z³e skutki, bo jedno uczciwe serce wiêcej warte ni¿ wszystkie doktryny, które zawsze prowadz¹ do osch³o ci, do frazesów, do p³acenia fa³szywymi pieniêdzmi. Ci zw³aszcza, którzy jak ty lub ja zajmuj¹ siê tworzeniem czego , powinni unikaæ doktryn, bo inaczej w dzie³ach swych przestan¹ byæ szcze66 List do S. Witkiewicza z 12 III 1882 roku, w: H. Sienkiewicz, Listy do Stanis³awa Witkiewicza , s. 119. 67 Tam¿e.
83
rzy. Ale te¿ co do nas dwóch jestem pewny; co do mnie samego s¹dzê, i¿ wyzwolenie siê od teorii, niezale¿nie od obozów literackich, podawanie ¿ycia obiektywnie, zamiast naci¹gania do teorii, to sekret mego powodzenia68.
Ów sprzeciw wobec doktryn nie likwiduje jednak pewnych prób poszukiwania ideowego z³otego rodka . Obejmuj¹c redakcjê S³owa , próbowa³ bowiem Sienkiewicz nadaæ dziennikowi charakter mniej zachowawczy, ni¿ tego pragnêli jego ziemiañscy wydawcy. Listy do Józefa Ignacego Kraszewskiego i Stanis³awa Smolki (wówczas redaktora krakowskiego Czasu ) s¹ tego dobrymi przyk³adami. Pisarz pragnie realizowaæ program konserwatywno-postêpowy , ograniczaj¹c w pi mie wp³ywy ultramontañskie i arystokratyczne : Bêdziemy szanowaæ religiê, jako rodek obrony narodowej, ale bynajmniej nie zamierzamy tworzyæ organu klerykalnego [ ]. Nie bêdziemy równie¿ bynajmniej organem arystokracji, jak nas zbyt gorliwi lub niechêtni pos¹dzaj¹. Pragniemy staæ na gruncie narodowym, broniæ ducha narodowego, by nie zw¹tla³ [ ]. Innymi s³owy, pragniemy byæ pismem umiarkowanie i rozs¹dnie postêpowym, a przy tym patriotycznym 69
Jednak¿e ten zarys programu napotyka³ raz po raz opór zachowawczej czê ci redakcji. Tak wiêc w li cie do Witkiewicza, w stylu na po³y anegdotycznym, donosi Sienkiewicz o zachowaniach Zaleskiego ( gdy jestem w Lipkowie, Anta³ szwarcuje ultramontañskie artyku³y i mówi po powrocie »pope³ni³em pod³o æ« 70). Tak¿e w korespondencji z Edwardem Lubowskim przedstawia³ swoj¹ redaktorsk¹ taktykê, maj¹c¹ zabezpieczyæ S³owo przed interwencjami wydawców; pisarz domaga³ siê, aby Wrotnowski jako wydawca nie mia³ absolutnego veta wzglêdem czyichkolwiek artyku³ów , o czym ma rozstrzygaæ redakcja dziennika wiêkszo ci¹ g³osów. I konkludowa³ Sienkiewicz: skoro bêdziemy wiedzieli, ¿e redakcja de facto et de iure jest w naszym rêku, bêdziemy mieli eo ipso pewno æ, ¿e pismo nie bêdzie ultramontañskim, ani arystokratycznym71.
W wypadku jednak, gdyby certowano siê zbyt d³ugo , koñczy Sienkiewicz swój list nieparlamentarnym o wiadczeniem: O wiadczê, ¿e mam »S³owo« w 72. 68
Tam¿e, s. 42.
69 List do J. I. Kraszewskiego z 27 XII 1881 roku, w: H. Sienkiewicz, Listy, t. 3. cz. 1, s. 293.
70 List do S. Witkiewicza z 13 VI 1882, w: H. Sienkiewicz, Listy do Stanis³awa Witkiewicza , s. 125. 71 List z 15 XII 1882 roku, w: H. Sienkiewicz, Listy, t. 3, cz. 1, s. 528. 72 Tam¿e.
84
Powtarzaj¹ce siê w listach pisarza narzekania na pracê redakcyjn¹, na rodowisko S³owa , na dziennikarsk¹ zbiorowo æ, nie prowadz¹ jednak Sienkiewicza do rozwi¹zañ ostatecznych. Stanowisko redaktora zajmuje do roku 1887 (pierwsza próba rezygnacji w 1883 roku nie zosta³a przyjêta) i wówczas zast¹pi go bardziej zachowawczy M cis³aw Godlewski. Inna sprawa, ¿e faktyczne funkcje redaktorskie pisarza skoñczy³y siê wcze niej, gdy zdrowie Marii i konieczno æ wyjazdów do zagranicznych sanatoriów ograniczy³y jego mo¿liwo ci. Od roku 1883 Sienkiewicz ju¿ tylko firmowa³ S³owo i równocze nie zapewnia³ mu czytelników publikacjami literackimi, a zw³aszcza drukowan¹ w odcinkach Trylogi¹. Natomiast jego wp³yw na ideowy kierunek dziennika spada do minimum. To jednak nie znosi odpowiedzialno ci pisarza za coraz widoczniejszy zachowawczy i ugodowy kurs S³owa , co stale wykorzystuj¹ jego oponenci. Ewolucja pisarza zamknê³a siê w³a ciwie w po³owie roku 1882. Publikowanym od maja w odcinku S³owa i Czasu Ogniem i mieczem Sienkiewicz stworzy³ jak pisa³ Kazimierz Wyka dzie³o wybitnie kompensacyjne [ ] nastawione na lecznictwo psychosocjalne 73, a tym samym zapewni³ powie ci olbrzymi¹ popularno æ. I dlatego spór o Ogniem i mieczem ostatecznie spolaryzuje oceny i klasyfikacje74. Sam Sienkiewicz odrzucony i skrytykowany przez dawnych towarzyszy broni daje wielokrotnie wyraz obco ci wobec swojego dawnego rodowiska. W pewnym sensie przypieczêtowaniem rozej cia siê jest nie do koñca jasne zerwanie ze Stanis³awem Witkiewiczem. Przyjmuj¹c nawet hipotezê Krzy¿anowskiego o dra¿liwo ci malarza, który w ten sposób ostro zareagowa³ na próby materialnej pomocy75, sk³oniæ siê raczej wypada do przypuszczenia Marii Olszanieckiej, i¿ g³ówn¹ przyczyn¹ [ ] by³a ró¿nica pogl¹dów, która ujawni³a siê po objêciu przez Sienkiewicza redakcji S³owa i z miesi¹ca na miesi¹c coraz bardziej siê pog³êbia³a. Nie tylko zreszt¹ alianse Sienkiewicza z konserw¹ krakowsk¹, w której organie drukowa³ swoje utwory, ale równie¿ i jego negatywny stosunek do naturalizmu i Zoli, wyst¹pienie z pozycji konserwatywnych przeciwko Piotrowi Chmielowskiemu, autorowi Zarysu [ ] i co pewnie by³o najwa¿niejsze przeciwstawianie siê dominuj¹cej w ówczesnej literaturze tematyce wspó³czesnej w imiê postulowanej tematyki historycznej76. 73 K. Wyka, Sprawa Sienkiewicza, w: tego¿, Szkice literackie i artystyczne, t. 1, Kraków 1956, s. 122. 74 Por. Z. Szweykowski, Ogniem i mieczem a krytyka pozytywistyczna, w: tego¿, Trylogia Sienkiewicza , s. 106-114. 75 Por. J. Krzy¿anowski, Sienkiewicz i Witkiewicz (karta z dziejów niezwyklej przyja ni), w: tego¿, Pok³osie Sienkiewiczowskie. Szkice literackie, Warszawa 1973, s. 452. 76 M. Olszaniecka, Dziwny cz³owiek (o Stanis³awie Witkiewiczu), Kraków 1984, s. 204.
85
Sienkiewiczowski prze³om ideowy , który zbieg³ siê w czasie z prze³omem antypozytywistycznym i by³ jednym z jego sk³adników, nadal pozostawia wiele spraw otwartych. Nie tyle w biografii, ile w perypetiach ideologicznych pisarza, który mimo wyra nego akcesu do obozu konserwatywnego ci¹gle, mniej lub bardziej jawnie, pozostawa³ pod wp³ywem pozytywistycznego my lenia77.
* Tadeusz Bujnicki Sienkiewicz crossing the borders. A turning point in the novelist s life and work This dissertation deals with an important moment (years 1878-1882) in Henryk Sienkiewicz s personal as well as creative biography. The convictions he expressed owing to his stay in the U.S. have changed soon after his return home. The choice of a milieu, the search for a convenient venue for implementation of his artistic plans got clashed at that point against strictly financial demands, a need to get stabilised, especially given the perspective of his expected marriage. A tension between real-life necessities and ideological/aesthetic convictions was markedly expressed not only in Sienkiewicz s writing output but also in his private correspondence (particularly, in his letters to S. Witkiewicz). This paper attempts at describing these trials-and-tribulations experienced by this author on the eve of the great success of his Trilogy historical novel cycle.
77 Tej problematyce po wiêci³em szkice zamieszczone w czê ci pierwszej ksi¹¿ki Pozytywista Sienkiewicz. Linie rozwojowe pisarstwa autora Rodziny Po³anieckich , Kraków 2007, s. 11-66.
Wiek XIX. Rocznik Towarzystwa Literackiego im. A. Mickiewicza, Rok II (XLIV) 2009
Urszula Kowalczuk Warszawa
RACHUNKI I WARTO Æ (W) BIOGRAFII. LISTY STANIS£AWA BRZOZOWSKIEGO
Stanis³aw Brzozowski bardzo du¿o czyta³, z wiekiem coraz wiêcej i zach³anniej. Pisa³ równie du¿o. Wraz z up³ywem czasu coraz intensywniej i szybciej. O obu tych typach jego aktywno ci wiele ju¿ napisano. Badaczy raczej nie interesowa³o natomiast to, jak wprawnie Brzozowski liczy³, odlicza³ i przelicza³. Ani te¿ to, na co liczy³, z czym siê przeliczy³ i czego mu nie policzono. Warto wiêc, jak s¹dzê, przyjrzeæ siê rachunkom zapisywanym w epistolografii pisarza. W sposób szczególny ³¹cz¹ one buchalteriê codzienno ci z biografi¹ intelektualn¹ autora Idei, uwyra niaj¹c ró¿nicowanie siê autorskich perspektyw rozwoju i ¿yciowych faktów. Arytmetyka ujawniona w listach czyni z nich przejmuj¹cy dokument testowania ¿yciowych i pisarskich mo¿liwo ci. Jej kontekstem s¹ przede wszystkim te wypowiedzi Brzozowskiego, które po wiadczaj¹ skalê niezborno ci oczekiwañ i sytuacyjnego konkretu. Oto zestawienie dwu listowych fragmentów. Pozwalaj¹ one zrekonstruowaæ dynamikê dyskursu epistolarnego utrwalaj¹cego warianty biografii: Muszê koniecznie zabraæ siê do angielskiego i wy¿szej matematyki. Bez tej ostatniej nigdy nie bêdê móg³ oprzeæ swojej teorii poznania na rezultatach pewnych, a bez niej nie uda mi siê ca³ej budowie nadaæ tej granitowej niewzruszono ci, jak¹ ma ona wewnêtrznie1. 1 S. Brzozowski, Listy, oprac., przedmow¹, komentarzem i aneksami opatrzy³ M. Sroka, Kraków 1970, t. 1, s. 361. Wszystkie cytaty z listów podajê wed³ug tego wydania (w nawiasie numer tomu cyfr¹ rzymsk¹ i strony).
87
[ ] nêdz¹ moj¹ jest, ¿e przy tym wszystkim muszê pisaæ beletrystykê, aby op³aci³a ona koszt filozofii i wy¿szej literatury, muszê dbaæ, aby ta beletrystyka by³a co warta, muszê przygotowywaæ siê do dalszych prac, bo tylko w ten sposób uda siê doj æ do pewnych wyników (II, 450).
Niezrealizowan¹ przez pisarza potrzebê uczenia siê wy¿szej matematyki los zast¹pi³ konieczno ci¹ nieustannego ksiêgowania finansowych deficytów. Doskonalenie teorii poznania utrudnia³a mu praktyka rozpoznawania bytowej niepewno ci. Wyniki poznawczych i ekonomicznych zadañ musia³y wiêc byæ w przypadku Brzozowskiego obarczone niewygod¹ fundamentalnych w¹tpliwo ci. Trzeba oczywi cie przypomnieæ realia, które dookre la³y znaczenie tych zmian i ich efektów. Cierpi¹cy na gru licê pisarz wraz z ¿on¹ i córk¹ przebywa³ we Florencji. Choroba kosztowa³a, utrudniaj¹c jednocze nie zarobkowanie. Pos¹dzenie o wspó³pracê z carsk¹ ochran¹ zmieni³o powszednie trudno ci w ¿yciow¹ tragediê. Dokumentowanie tych okoliczno ci w listowym zapisie, jakkolwiek nie pozbawione wiarygodno ci, podlega zapewne podwójnemu korygowaniu przez autobiograficzny wymóg szczero ci i pokusê autokreacji2. Jak sugestywnie pisa³ Karol Irzykowski, cz³owiek nad kartk¹ papieru nara¿a siê na konieczno æ szczero ci i kaleczy siê wtedy co chwila o ostr¹ ró¿nicê miêdzy sob¹ rzeczywistym a sob¹ idealnym 3. W przypadku Brzozowskiego ró¿nica ta kaleczy³a najbole niej wtedy, gdy wskazywa³a na niemoc urzeczywistnienia w³asnego ¿yciowego i intelektualnego potencja³u twórczego. Interesuj¹cym idiolektem epistolografii pisarza, s³u¿¹cym wyra¿aniu tej ró¿nicy s¹ w³a nie rachunki. Po wiadczaj¹ one prawdê codzienno ci, której zaanga¿owani w pomoc pisarzowi przyjaciele nigdy nie mieli powodu kwestionowaæ czy weryfikowaæ. Równocze nie jednak liczby wskazywa³y skalê rozbie¿no ci ocenianej skrajnie subiektywnie miêdzy poziomem kulturotwórczej energii, a jako ci¹ ¿ycia. Mog³y wiêc równie¿ sygnalizowaæ proces kalkulowania w³asnego wizerunku, bywa³y bowiem niew¹tpliwie oryginalnymi figurami autocharakterystyki pisarza-wygnañca. Diagnozuj¹c kondycjê nowoczesnego homo exul, Jerzy wiêch zauwa¿y³: 2
Decyzja edytorska Mieczys³awa Sroki, by uszeregowaæ listy chronologicznie, nie za wed³ug adresatów sprzyja traktowaniu dyskursu epistolarnego jako autobiograficznego. Por. E. Rybicka, Antropologiczne i komunikacyjne aspekty dyskursu epistolograficznego, Teksty Drugie 2004, nr 4, s. 47. Zob. te¿: E. Paczoska, Jak zosta³em pisarzem? Aspekty etyczne polskich autobiografii literackich XIX i XX wieku, Przegl¹d Filozoficzno-Literacki 2009, nr 2, s. 137-138. 3 K. Irzykowski, Nieoficjalna literatura, w: tego¿, Pisma rozproszone, t. 1: 1897-1922, oprac. J. Bahr (Pisma, red. A. Lam), Kraków 1998, s. 205.
88
Wygnanie to poruszanie siê po ród wielu mo¿liwo ci, z których ¿adna nie ma szans pe³nej realizacji, w ród okoliczno ci, których wp³yw na proces wewnêtrznej krystalizacji osoby, integracji osobowo ci mo¿e byæ zarówno korzystny, jak i zgubny, straty bowiem s¹ zawsze wkalkulowane w takie przedsiêwziêcia jak te4.
Zw³aszcza wtedy, gdy przedsiêwziêcie nie jest ca³kiem dowolne, chcia³oby siê dodaæ. A tak by³o przecie¿ w przypadku Brzozowskiego, który wyjecha³ wygnany chorob¹, a nie móg³ wróciæ z wielu wzajemnie siê wzmacniaj¹cych powodów. U Brzozowskiego poczucie wielu mo¿liwo ci by³o zawsze warunkowe i ograniczone niekorzystnymi okoliczno ciami lub obarczone ryzykiem etycznym5. Wygnanie niew¹tpliwie jednak intensyfikowa³o proces odnajdowania to¿samo ci6, dokonywany z pozycji obcego prowadz¹cego obsesyjny spór z ojczyzn¹7. Spór ten mia³ te¿, jak po wiadczaj¹ listy, charakter konfliktu interesów, które pisarz postanowi³ ujawniæ szerszemu odbiorcy. W przedmowie do Pamiêtnika pisa³: Je¿eli kiedy dziennik ten lub inne, które jeszcze napisaæ i zostawiæ mogê, zarówno jak i moje listy, bêd¹ drukowane a pragnê, aby by³y zastrzegam, ¿e nie wolno nikomu czyniæ dowolnych skrótów, opuszczeñ itp.8
Na mocy tej decyzji autora sta³a siê buchalteria elementem publicznego jêzyka pisarza.
¯yjê nieustannie kredytem (II, 8) W drugiej po³owie 1907 roku Stanis³aw Brzozowski pisa³ do Salomei Perlmutter: Mogê istnieæ tylko jako abstrakcyjna istota. Dopóki my lê in abstracto, jest dobrze (I, 285). Tymczasem musia³ my leæ coraz bardziej konkretnie, pragmatycznie czy wrêcz skupiaæ siê na drobiazgach. Nie by³o zatem dobrze i listy 4 J. wiêch, Homo exul , parê uwag o topice nowoczesno ci, Teksty Drugie 2004, nr
1/2, s. 33. 5 Szerzej omawiam tê kwestiê w tek cie: Etyka wykluczenia. Brzozowski i Conrad, Przegl¹d Filozoficzno-Literacki 2009, nr 2, s. 159-180. 6 Zob. J. wiêch, Homo exul , s. 28, 31. 7 Tam¿e, s. 25. 8 S. Brzozowski, [Przedmowa do Pamiêtnika ], w: tego¿, Pamiêtnik, wstêp M. Wyka, oprac. tekstu i komentarze M. Urbanowski, Wroc³aw 2007, s. 192; Zob. te¿: M. Czermiñska, Autobiograficzny trójk¹t. wiadectwo, wyznanie, wyzwanie, Kraków 2000, s. 262-263.
89
pisarza wietnie to potwierdzaj¹. Kiedy zaczynaj¹ siê w nich pojawiaæ pierwsze wzmianki dotycz¹ce finansów, brzmi¹ bardzo neutralnie, wydaj¹ siê koniecznym elementem relacji z codzienno ci (np. I, 155, 205, 309, 459). Z czasem uwag na temat bytu materialnego i fragmentów przypominaj¹cych amatorskie wyci¹gi ksiêgowe jest coraz wiêcej. Porównuj¹c Pamiêtnik Brzozowskiego z listami, Ma³gorzata Czermiñska pisa³a, ¿e o ile w pierwszym toczy siê wy³¹cznie ¿ycie duchowe , o tyle: W listach w¹tki z dziejów pewnego umys³u w³¹czane s¹, obok rozwa¿añ lekturowych, pró b o nowe ksi¹¿ki, informacji o dokonanych pracach i projektach nowych studiów, w równoleg³y nurt spraw praktycznych, codzienno ci finansowych k³opotów, narastaj¹c¹ stopniowo udrêkê choroby9.
Uwzglêdniaj¹c to rozpoznanie, mo¿na dopowiedzieæ, ¿e rozmaite sygna³y liczenia staj¹ siê jednym z najtrwalszych elementów epistolografii Brzozowskiego. Pisarz kalkuluje nieustannie, liczy na otrzymanie zarobionych lub po¿yczonych pieniêdzy, stale próbuje bezskutecznie zbilansowaæ zyski i straty. Wiedz¹c, co mu siê bardziej op³aca, nie ma w¹tpliwo ci, ¿e jego interesy mog¹ dotyczyæ jedynie wielko ci braków: pomimo b³agania nie mogê siê doczekaæ odpowiedzi ze Lwowa, czy tam wreszcie sprzedaj¹ moje ksi¹¿ki [ ] ja tu muszê sprzedawaæ istotnie za 1/40 warto ci ksi¹¿ki najpotrzebniejsze (I, 595).
Ch³odna, zwykle podszyta bezradno ci¹, buchalteria czêsto jest u Brzozowskiego zastêpowana skarg¹, jak w powy¿szym cytacie, ale te¿ zdenerwowaniem czy wrêcz szanta¿em emocjonalnym. W li cie datowanym na 15 czerwca 1909 roku Walentyna i Edmund Szalitowie mogli przeczytaæ: Wiem, ¿e nie mo¿na robiæ rzeczy niemo¿liwych, lecz mo¿na zawsze napisaæ czy odtelegrafowaæ: pieni¹dze przyjd¹ wtedy i wtedy. Jeszcze 2-3 takie historie, a niew¹tpliwie wyrok wykonany zostanie, mo¿e nie na mnie, bo jestem z ¿elaza, ale na Toni, która jest do samej siebie niepodobna (II, 154).
We wcze niejszym o piêæ dni li cie do Szalita by³y b³agania o zlitowanie, pro ba o przys³anie pieniêdzy i po rednictwo w za³atwieniu sprawy z Po³oniec9 M. Czermiñska,
Autobiograficzny , s. 75. Zob. te¿: M. Wyka, Wstêp, do: S. Brzozowski, Pamiêtnik, s. V-XLI.
90
kim, lwowskim wydawc¹ Brzozowskiego (II, 153). Emocje s¹ w listach pisarza zawsze efektem bezwzglêdnego naporu niesprzyjaj¹cych okoliczno ci, nie za brakiem zaufanie do przyjació³. Stan emocjonalnego napiêcia towarzyszy tu bowiem nieprzerwanej walce o otrzymanie honorarium za swoje prace, uzyskanie po¿yczki na bie¿¹ce rachunki, sp³atê d³ugów i leczenie, wykup weksli, wynegocjowanie zaliczki, uzgodnienie finansowych warunków publikacji (np. I, 463, 602, 673; II, 7, 9, 37, 54, 137, 203, 605). Prze ledzenie rachunków Brzozowskiego pozwala zobaczyæ, jak ¿ywio³ codzienno ci zaw³aszcza³ efekty pracy pisarskiej: Mieszkanie, które zajmujemy, jest niemo¿liwe: nie ma ¿aluzji i ca³y dzieñ s³oñce pali. Brak kuchni. Trzeba sto³owaæ siê po garkuchniach. Mamy ju¿ nowe mieszkanie, ale trzeba wp³aciæ z góry i tu trzeba zap³aciæ za ostatnie 2 tygodnie po 2,5 franka dziennie. Gdybym dzi mia³ 100 franków, móg³bym siê wyprowadziæ, ale za tydzieñ trzeba bêdzie ju¿ 150. Po³oniecki znowu zacz¹³ drukowaæ P³omienie mo¿e on by siê zgodzi³ daæ 100 koron. Przy tym sprzedaæ ksi¹¿ki choæby za 30-40, byle wynie æ siê. W domu, maj¹c kuchniê, nie bêdziemy przynajmniej zabijali dziecka, truj¹c je garkuchnianym ¿yciem (I, 602)10.
Niekiedy warunki bytowe stawa³y siê tak dotkliwe, by Brzozowski napisa³: Je¿eli po¿yczka by nie przynios³a skutku nie wiem absolutnie, co siê z nami stanie, gdy¿ absolutnie trzeba pop³aciæ d³ugi, aby móc ¿yæ. I teraz ju¿ 10 dni ¿yjemy bez miêsa itd. Brak nam absolutnie wszystkiego. Mamy po 2 koszule, które siê dr¹, dziecka nie ma ju¿ w co ubraæ (II, 157).
Trzykrotnie u¿yte s³owo absolutnie staje siê kwalifikatorem sytuacji ocenianej jako ekstremalna. W biografii Brzozowskiego, w której kryteria normalno ci by³y zdecydowanie zaburzone, oznacza³o to raczej zasadê, ni¿ wyj¹tek. Dlatego te¿ regulowanie pieniê¿nych zaleg³o ci móg³ zamykaæ w tym przypadku rachunek nietypowy: pieniêdzy zosta³o nam prawie 0, ale mamy spokój istotnie na czas pewien (II, 163). Wynik tych dziwnych wyliczeñ potwierdza 10 Przytoczony list zosta³ napisany 11 czerwca 1908 roku do Rafa³a Bubera. Wcze niej, 23 maja 1908 opisywa³ Brzozowski swoj¹ sytuacjê Szalitom w sposób nastêpuj¹cy: W³a ciciele pensjonatu uparli siê, aby zachowaæ nas jako ¿ywy zastaw. Dali nam dwie dziury bez pensjonatu po 2,5 franka dziennie. Na obiad biegamy na 2-gi koniec miasta do wêdliniarni, gdzie jest najtaniej, ale i tam na nas troje nie mogê tañszego obiadu obmy leæ jak [za] 2 fr. 75 jest to: dwa makarony, dwie sztuki miêsa, kawa³ek miêsa dla Ireny, 2 sa³aty, chleb. Taniej ju¿ tu znale æ niepodobna. Resztê, tj. 2-gie niadanie, Tonia przyprawia w domu na maszynce, ale i to poch³ania do 2 lirów najmniej, z herbat¹. Piszcie do Lwowa, by sprzedaæ, za co siê da ksi¹¿ki, aby sprzedano te, które s¹ rozpo¿yczone, aby nie zwlekano. Pieni¹dze wszelkie trzeba wys³aæ poste restante (I, 171).
91
przede wszystkim bezwzglêdn¹ warto æ spokoju i czasu, które tylko jako bezcenne mog¹ byæ równowa¿one przez prawie 0 . Konkrety liczbowe, pojawiaj¹ce siê w listach Brzozowskiego, czêsto usprawniaj¹ komunikacjê zwi¹zan¹ z procesem wydawniczym (I, 445; II, 175, 202) lub s³u¿¹ po wiadczeniu warto ci efektów pracy, w co bywa wpisywana sugestia wiarygodno ci finansowej autora. Niekiedy liczby przywo³ywane s¹ poniek¹d bez uzasadnienia, pe³ni¹c funkcjê akcentu uwyra niaj¹cego skalê twórczych osi¹gniêæ (I, 421; II, 134). Najczê ciej jednak ich rol¹ jest wspó³tworzenie, zabarwionego tonacj¹ ironiczn¹, obrazu ¿yciowego dyskomfortu. Oto znamienny przyk³ad: Ja mogê pisaæ bardzo du¿o straszna jest niemoc, kiedy ¿adna wola nie poradzi. Chyba bank rozbiæ w Monte Carlo ale i na to trzeba pieniêdzy. Znudzi³a mi siê ta nêdza do dna. [ ] ¯eby tak jeszcze choæ 100-120 fr. prócz Po³.[onieckiego] wyrobiæ miesiêcznie, mo¿na by przynajmniej odetchn¹æ, naturalnie, o ile moja noga pozwoli (II, 203).
Brzozowski u¿ywa liczb niekoniecznie po to, by informowaæ, lecz ¿eby prowokowaæ. Jak mo¿na wywnioskowaæ z listów, skarga ma byæ nie tylko wo³aniem o empatiê, ale tak¿e oskar¿eniem. O ile zreszt¹ w pierwszym przypadku obliczona jest na reakcjê konkretnego adresata, o tyle w drugim wydaje siê wymierzona przeciwko wszystkim (by ostatecznie skrystalizowaæ siê w ostrej krytyce polskiej kultury). Daj¹cy siê zauwa¿yæ w niektórych epistolarnych zapisach pisarza nadmiar liczb, niekiedy wrêcz swoiste epatowanie skrupulatnymi wyliczeniami, jest sposobem wyra¿ania niezgody na uwiêzienie w sytuacyjnych ograniczeniach. Rozpisanie na cyfry s³u¿y uwiarygodnieniu uwik³ania w niesprzyjaj¹ce okoliczno ci, ale te¿ zracjonalizowaniu, które mog³o mieæ walor terapeutyczny. W rejestrowanych przez Brzozowskiego rachunkach i zestawieniach znaczenie ma nie tyle wysoko æ potrzebnych kwot, ile czas, w którym mo¿na je otrzymaæ: przekazy z Rosji id¹ do 11 dni. Od 2 lat proszê Was wszystkich, by cie przekazami nigdy pieniêdzy nie wysy³ali. [ ] By³oby to drobiazgiem, gdyby nie ca³y fatalny splot okoliczno ci. Po³oniecki dotychczas (do 10) pieniêdzy za czerwiec nie przys³a³. W przesz³ym miesi¹cu pieni¹dze przysz³y 8, na skutek tego tylko 2 dni ¿yli my herbat¹ i chlebem, teraz ten stan rzeczy potrwa Bóg wie jak d³ugo, bo oko³o 6 kredyt siê koñczy (II, 151-152).
To czas jest stawk¹, o któr¹ walczy Brzozowski. Okazuje siê on wa¿ny z dwu co najmniej powodów. Jak pokazuje autor w swoich zapiskach, istotne s¹ terminowe sp³aty zobowi¹zañ, ale wa¿niejsze uzyskanie wolnego od bie¿¹cych trosk
92
czasu na aktywno æ intelektualn¹. Liczenie czasu nabiera w epistolografii pisarza szczególnego znaczenia, staj¹c siê podstawow¹ form¹ relacjonowania pospiesznego tempa pracy i po wiadczania towarzysz¹cych jej trudno ci. Splot czynników finansowo-temporalnych tworzy sieæ zale¿no ci, które dodatkowo komplikuje sytuacja miertelnej choroby, wci¹¿ uwra¿liwiaj¹ca autora na bliski kres ¿yciowych zmagañ11. W listach rejestruje Brzozowski wpl¹tanie w³asnych dzia³añ twórczych w splot przeciwno ci. To one w³a nie powoduj¹, ¿e szacowanie wysi³ków pisarskich dokonywane jest wed³ug nietypowego przelicznika. W dyskursie epistolarnym ocena merytoryczna prac upodrzêdniana jest niekiedy wobec ich warto ci rynkowej mierzonej liczb¹ arkuszy maj¹cych okre lon¹ cenê. Utrwalone w korespondencji szacowanie pisarskiego trudu uwzglêdnia, co prawda, jako ci intelektualne i artystyczne, ale nie ma tu miejsca na autorsk¹ satysfakcjê z wymiany, która jest bardziej interesem, ni¿ w³¹czeniem siê w dialog kulturowy. Brzozowski liczy strony, tomy, arkusze wydawnicze, czas potrzebny na ich przygotowanie, przepisanie, wys³anie (np. II, 110, 152). I tylko jego wysi³ek jest niepoliczalny, bo i bezmierny (w skrajnie trudnej sytuacji), i bezkresny (o ile lokuje go autor na osi nadziei, nie za lekarskich przewidywañ). Nawyk czy wrêcz na³óg liczenia obejmuje u Brzozowskiego nawet pisarskie plany, do których trzeba brn¹æ przez dziesi¹tki drukowanych stronic (I, 362). Wraz z postêpuj¹c¹ chorob¹ i spadkiem si³ zmieniaj¹ siê regu³y tego przeliczania i blokadê dla poznawczej pokusy stanowi¹ liczone w dziesi¹tkach lub nawet setkach tomy, które trzeba by przeczytaæ, przygotowuj¹c siê do pracy (II, 344, 446). Trudno oceniæ czy te szacunki nie s¹ przesadzone, nie mo¿na jednak nie zauwa¿yæ, ¿e z czasem pisarz potrzebuje coraz bardziej wymiernie wyliczanych powodów uzasadniaj¹cych rezygnacjê z w³asnych zamierzeñ. Liczby bywaj¹ w wypowiedziach Brzozowskiego, jak s¹dzê, sugestywnymi eufemizmami bezradno ci. Gdyby potraktowaæ synchronicznie uwagi rachunkowe , pojawiaj¹ce siê w epistolografii pisarza w porz¹dku chronologicznym, to otrzymaliby my bardzo sugestywny wariant biografii nie tyle¿ opowiedzianej, co zaksiêgowanej. Brzozowski zna piêæ jêzyków (II, 509), mieszka w 2-3 pokojach (II, 499), czêsto jak po wiadcza w 1909 roku wychodzi z domu tylko raz na dwa tygodnie do lekarza lub biblioteki (II, 250). Krytyk w ci¹gu dwóch dni potrafi przepisaæ sto
11 Warto odnotowaæ, ¿e nawet ten ocieniaj¹cy ¿ycie horyzont mierci ma w zapiskach listowych swój ekwiwalent liczbowy: mierci przesta³em siê baæ od lat 3-5, a teraz siê z ni¹ z¿y³em i jestem wewnêtrznie do niej gotów (I, 433).
93
sze ædziesi¹t stron tekstu (II, 195), co zajmuje mu rednio pó³ dnia (II, 142)12, i odsy³aæ je do wydawnictwa co dwa, trzy dni (II, 499). Rozdzia³y prac zdarza mu siê pisaæ po raz 7 lub 8 (II, 162). A wszystko to w sytuacji, kiedy co 5-10 minut trzeba rozprostowywaæ obola³¹ nogê (II, 152) lub w warunkach, w których konwulsje z powodu bólu kiszek eliminuj¹ z normalnego ¿ycia na 24-36 godzin (II, 565).
aby pisaæ, trzeba ¿yæ (I, 460) Zaprezentowane powy¿ej skondensowanie znaków ¿yciowej arytmetyki Brzozowskiego, uwyra niaj¹cej inwencyjno æ autora w ich stosowaniu, nie jest bynajmniej obce strategiom tekstowym charakterystycznym dla jego listów. Bardzo czêsto mo¿na w nich przeczytaæ wypowiedzi podsumowuj¹ce niejako bie¿¹ce rachunki i uogólniaj¹ce wnioski, które z nich wynikaj¹. Codzienna buchalteria staje siê w ten sposób podstaw¹ pisarskiej ekonomii. Jej ramy wyznacza niska samoocena autora i niepokój o sposób oszacowania jego pracy przez innych. W czerwcu 1907 roku pisa³ Brzozowski do Buberów: W ciekam siê, ¿e wszystko idzie tak powoli. Muszê siê reflektowaæ, ¿e piszê w³a ciwie dopiero 6 lat, ¿e z tych 6 2 by³em chory, a ¿adnego zdrów, aby nie popa æ w zniechêcenie (I, 361).
Wypowied tê znacz¹co dope³niaj¹ uwagi wys³ane do Szalitów w sierpniu 1910 roku: nieraz siedzê do trzeciej w nocy, wypracowujê w mêce 20 stronic wstêpu do Newmana, a nazajutrz muszê je skre liæ i zostaje z nich 2 lub 3. Newman poch³onie pewno z dwa tysi¹ce godzin pracy, a na dobitkê wszyscy mi wymy laæ bêd¹, ¿e piszê o rzeczach, pisarzach, zagadnieniach nieznanych. Wiem, ¿e Ortwin bêdzie wyrzeka³, ¿e wstêp jest du¿y, ¿e ksi¹¿ka siê rozros³a, lubo ja chcê tylko, by mi j¹ policzyli jak 15 arkuszy przek³adu (II, 479).
Poziom niezadowolenia pisarza z siebie, z sytuacji, w której przysz³o mu ¿yæ, z innych bêdzie siê w przypadku Brzozowskiego zawsze utrzymywa³ co najmniej na takim samym wysokim poziomie. Równie konsekwentny oka¿e siê jednak autor w przekszta³caniu emocjonalnych deficytów w satysfakcjê z w³asnej wytrwa³o ci. Jej ekwiwalentami co ciekawe bêd¹ najczê ciej: oskar¿e12 Pó niej napisze Brzozowski: rozporz¹dzam dziennie jakimi 4-5 godzinami o¿ywie-
nia (II, 323).
94
nie opresywno ci polskiej kultury i autocharakterystyka deprecjonuj¹ca warto æ pisarskich wysi³ków. Szczególnie wyrazi cie ujawnia siê to wówczas, gdy Brzozowski porównuje siê z innymi. Pisze o sobie na przyk³ad: Ale naturalnie bêdê pozostawiony w³asnym si³om, a zawsze naiwny polski czytelnik bêdzie dziwi³ siê, dlaczego rozdzia³y s¹ nierówne, dlaczego znaæ po piech, a przecie¿ znam np., Patera i wiem, jak piêknie pisaæ mo¿na, a wiêc trzeba, ale tego, ¿e Pater pisywa³ nieraz po 100 stron rocznie i miewa³ po 10 000 franków za to, nie uwzglêdni nikt. Co najwy¿ej powie siê, ¿e Po³oniecki miê wyzyskuje: urodzony eksploatator i z³odziej kieszonkowy czytelnik polski lubi oskar¿aæ ksiêgarzów (II, 387).
W innym miejscu czytamy: w ród tego wszystkiego, po ród porozk³adanych notat, planów, ksi¹¿ek, napada miê zw¹tpienie tchórzê. Duns Skot mia³ 34 lata i zostawi³ 6 czy 7 folia³ów, a Leibniz, a sam Newman 45 tomów; ale gdy atak sercowy czyni ze mnie k³odê na kilka dni gdy minie wydajê siê sam sobie miesznie zarozumia³ym wariatem (II, 450).
Powy¿sze fragmenty dokumentuj¹ mechanizm przepracowywania dyskomfortu, a cyfrom przypada rola argumentów w dowodzeniu maj¹cej charakter ambiwalentny wyj¹tkowo ci pozycji autora w polu literackim 13. Liczby rozwarstwiaj¹ refleksjê Brzozowskiego i z tego wzglêdu stanowi¹ wa¿ny element dyskursu autobiograficznego. Okre laj¹ wymiar ograniczeñ, a zarazem s³u¿¹ ocenie heroizmu ich przekraczania. To, co niewymierne upokorzenie, zmêczenie, ale te¿ wyrzeczenia czy walka uzyskuje w ten sposób zakorzenienie w konkretach. Procesem tym rz¹dzi zasada odwróconych proporcji. W liczbach zapisuje Brzozowski to, jak bieda redukuje jego ¿yciowe mo¿liwo ci, a jednocze nie za ich pomoc¹ sygnalizuje swój wobec niej opór. Rachunki nie tylko dostarczaj¹ wiedzy o ¿yciu codziennym pisarza, ale te¿ rejestruj¹ nerwowy rytm równoczesno ci poni¿enia (przez okoliczno ci) i wywy¿szenia (ponad okoliczno ci). Jakkolwiek brak spokoju do pracy ma ród³o w niedoborach finansowych, to pe³niê znaczenia w dyskursie epistolarnym uzyskuje dopiero jako analogon zaburzonego poczucia w³asnej warto ci. Trzeba zaznaczyæ, ¿e kwestia widzenia i prze¿ywania przez Brzozowskiego ¿yciowej sytuacji jest dla listów najwa¿niejsza, bo to one decyduj¹ o specyfice dyskursu epistolarnego. Jak trafnie zauwa¿y³ Roman Zimand, o ubóstwie pisarza mo¿na by bowiem my leæ tak¿e jako o elemencie 13 P. Bourdieu, Regu³y sztuki. Geneza i struktura pola literackiego, przek³. A. Zawadzki,
Kraków 2001, s. 138, 218.
95
autolegendy wykorzystuj¹cej wzorzec biografii artysty przeklêtego14. Nie podwa¿a to prawdziwo ci wywodów pisarza, ale pozwala je, jak dowiód³ badacz, znacz¹co korygowaæ15. Brzozowski broni siê przed niewygod¹ ¿yciowych trudno ci za pomoc¹ marzeñ, nadziei czy zmian skali widzenia swojego po³o¿enia. Wyra¿a je tak¿e w liczbach. Pisarz pragnie zarabiaæ 5000 franków (II, 163), spokojnie studiowaæ przez piêæ lat (II, 508), mieæ lat 25 po raz drugi i jeszcze raz 5 lat ¿ycia, tylko 5 (II, 562). Pokazuje nieporównywalno æ swojej pozycji finansowej i spo³ecznej z warunkami europejskimi (II, 194, 385), a wreszcie z pyszn¹ desperacj¹ konstatuje: Dajcie mi dziesiêciu ludzi i dziesiêæ lat wolno ci od elementarnych trosk ¿ycia a ja zmieniê klimat umys³owy w Polsce (II, 237)
O ten klimat chodzi³o Brzozowskiemu bardziej mo¿e ni¿ o w³asny rozwój. Nie tylko z pobudek altruistycznych, ale tak¿e (pragmatycznie wrêcz) indywidualnych. Gdyby Brzozowski cierpia³ we Florencji nêdzê z powodu choroby, by³oby bardzo le. Poniewa¿ jednak do wiadczy³y go, jak ju¿ wspomina³am, równie¿ inne okoliczno ci by³o tragicznie. Na kod tej tragedii sk³ada³y siê s³owa (pomówienia i wyja nienia) oraz liczby (zmy lone i prawdziwe). Rzadko pamiêta siê o tym, ¿e s³ynna sprawa Brzozowskiego mia³a, poza politycznym i moralnym, tak¿e nieod³¹czny od nich aspekt finansowy16. Listy pisarza dokumentuj¹ bolesny proces odk³amywania zarzutów dotycz¹cych rzekomej wspó³pracy z carsk¹ ochran¹, która mia³a sfinansowaæ miêdzy innymi kuracyjny wyjazd Brzozowskiego17. 14 R. Zimand, Uwagi do przysz³ej biografii Brzozowskiego, w: Wokó³ my li Stanis³awa Brzozowskiego, red. A. Walicki, R. Zimand, Kraków 1974, s. 378-379. 15 Tam¿e, s. 392-401. 16 Trzeba w tym miejscu odnotowaæ, ¿e Ponad jedna trzecia ca³ego publikowanego [ ] zbioru po wiêcona jest tzw. sprawie czy te¿ sprawom Brzozowskiego ( Bratniak zeznania z 1898 r. oskar¿enie z 1906 r. oskar¿enie z 1908 r.). Otrzymujemy wiêc szczegó³owe ich o wietlenie ze strony oskar¿onego i zarazem wstrz¹saj¹cy dokument psychologiczny . M. Sroka, Uwagi o listach w: S. Brzozowski, Listy, t. 1, s. LXX. Interesuje mnie przede wszystkim sprawa z roku 1908. Na ten temat zob. te¿: M. Sroka, Legendy Brzozowskiego, w: S. Brzozowski, Listy, t. 1, s. XXX-XXXIII; K. Irzykowski, O. Ortwin, Lemiesz i szpada przed s¹dem publicznym, w: K. Irzykowski, Czyn i s³owo, Kraków 1980, s. 173-201; A. Mencwel, Stanis³aw Brzozowski. Kszta³towanie my li krytycznej, Warszawa 1976, s. 5-47; Cz. Mi³osz, Cz³owiek w ród skorpionów. Studium o Stanis³awie Brzozowskim, Warszawa 2000; R. Zimand, Uwagi , s. 383, 402-414. 17 Wyjazd umo¿liwi³ Brzozowskiemu zasi³ek z Kasy Literackiej w wysoko ci stu rubli oraz pieni¹dze pozyskane z inicjatywy Laury Pytliñskiej przez Towarzystwo Mi³o ników Sztuki Dramatycznej. Zob. M. Sroka, przypis 1-4 do O wiadczenia z 3 maja 1908 roku, w: S. Brzozowski, Listy, t. 1, s. 473.
96
Pieni¹dze s¹ przedmiotem wyja nieñ sk³adanych przez autora w listach prywatnych (np. I, 510, 537) i publicznych o wiadczeniach (np. I, 471, 488, 522). Na szczególn¹ uwagê zas³uguje niew¹tpliwie skierowane do s¹du pismo zatytu³owane Stan finansów (II, 77-85). Stanowi ono kilkustronicowy rachunek z ca³ego doros³ego ¿ycia i jest unikatowym wiadectwem alternatywnego wariantu biografii zredukowanej do wyra¿onych w liczbach odpowiedzi na nies³uszne zarzuty. Dotyczy³y one, warto podkre liæ w tym miejscu ich ironiczny wyd wiêk, nie tylko przyjêcia pieniêdzy, ale te¿ symulowania nêdzy (I, 522). Dobr¹ próbk¹ argumentacji Brzozowskiego jest fragment listu do Komitetu Wykonawczego PPS, napisanego 16 maja 1908 roku. Czytamy w nim: Mia³em w roku 1904 pobieraæ od ochrany 150-200 rubli miesiêcznie. Do sierpnia 1904 roku przebywa³em w Otwocku. W kwietniu wymówiono mi mieszkanie z powodu niep³acenia 15 rubli miesiêcznie, w sierpniu zatrzymano rzeczy i ksi¹¿ki za d³ug sturublowy. Franciszek Dole¿al po wiadczy, ¿e nieraz trzy ruble stawa³y siê dla mnie bardzo powa¿n¹ kwesti¹. Kazimierz B³eszyñski po wiadczy, ¿e tu³a³em siê w sierpniu po Warszawie, nie maj¹c naj¹æ za co mieszkania, ¿e nie mia³em za co wykupiæ nawet najniezbêdniejszych rzeczy, gdy¿ on to na moj¹ pro bê je dzi³ do Otwocka uk³adaæ siê z wierzycielami (I, 555).
Dowody Brzozowskiego, intensywnie po wiadczane liczbami, okazywa³y siê s³absze od pomówieñ, które zanim do niego dotar³y, ju¿ radykalnie obni¿a³y poziom jego ¿ycia: Zawiod³y nas wszystkie pieni¹dze, na które liczyli my, od czterech miesiêcy snuto ju¿ naoko³o nas mordercz¹ sieæ potwarzy (I, 515).
Znów chodzi³o o pieni¹dze. Bêd¹ one wa¿ne dla pisarza coraz bardziej, bo od nich potrzebnych na listy, a zw³aszcza na wyjazdy na posiedzenia s¹du zale¿a³y dzia³ania zmierzaj¹ce do rozstrzygniêcia sprawy (np. I, 679, 734). Ich brak zmusza³ do pró b o odraczanie s¹du, utrwala³ wiêc sytuacjê spo³ecznego i mentalnego zawieszenia (np. II, 114, 124-25, 126). Fatalne oskar¿enie zaci¹¿y³o nad ca³ym ¿yciem Brzozowskiego, weryfikowa³y siê wobec niego wszystkie aspekty jego biografii. Poczucie mierci cywilnej intensyfikowa³o my lenie o zbli¿aj¹cej siê nieuchronnie mierci realnej18, a czas na realizacjê pisarskiego powo³ania pospiesznie siê kurczy³. Przygl¹danie 18 Wiêcej pisa³am na ten temat w tek cie: Do wiadczenie mierci w epistolografii Stanis³awa Brzozowskiego, w: mieræ w literaturze i kulturze drugiej po³owy XIX wieku, red. E. Paczoska, U. Kowalczuk, Warszawa 2002, s. 107-124.
97
siê sprawie z perspektywy listów pozwala nie tylko zobaczyæ jej powszednie zaplecze, ale te¿ wykazaæ jej wp³yw na zmianê jêzyka korespondencji i regu³ dialogiczno ci19. To przy tej okazji po raz pierwszy zaciera siê w epistolografii granica miêdzy dyskursem prywatnym i publicznym, gdy listy otwarte zaczynaj¹ s¹siadowaæ z kartkami do przyjació³. Wtedy te¿ nastêpuje intensyfikacja zapisywania rachunków, które nie s¹ ju¿ dokumentami powszednio ci, lecz argumentami po wiadczaj¹cymi niewinno æ i uzasadniaj¹cymi pisarskie wybory. Liczby staj¹ siê wówczas znakami zerwanej ci¹g³o ci biograficznej i narracyjnej. Zarzut op³acalnej finansowo zdrady zdecydowanie prze³ama³ ¿ycie Brzozowskiego na dwie niekompatybilne jako ciowo czê ci, a p³ynno æ mówienia o ¿yciowych do wiadczeniach zosta³a w listach naruszona przez konieczno æ odpowiedzi na zarzuty. Zmienia to warunki budowania w zapisie autobiograficznym spójnej to¿samo ci. Sumowanie i wyliczanie s³u¿y wskazaniu dzia³añ pisarskich i ich (miêdzy innymi finansowych) efektów. Nie tylko jednak o pieni¹dze tu chodzi, ale o sam fakt przymusu bilansowania w³asnych dokonañ. Liczby s¹ tylko pretekstem20. Autor podejmuje ten sprawozdawczy wysi³ek nie po to, by uto¿samiaæ siê z w³asnymi osi¹gniêciami, lecz by je przeciwstawiæ tym, którzy podwa¿aj¹ ich znaczenie. Osi¹gniêcia te maj¹ zreszt¹ podwójny walor bezmierny co do wysi³ku, nik³y co do zysków ekonomicznych i presti¿owych. Liczby potrzebne s¹ wiêc przede wszystkim do przywracania zakwestionowanych przez oskar¿enia warto ci biografii i zawsze konotuj¹ sprzeczne skojarzenia negatywne i (po rednio dopiero) pozytywne. Tak arytmetycznie naznaczony typ zapisu epistolarnego ustala siê sytuacyjnie, ale staje siê te¿ wa¿nym komponentem korespondencyjnego stylu pisarza, uwyra niaj¹cym sytuacjê podmiotu za wiadczaj¹cego poczucie w³asnej niestabilno ci i szukaj¹cego adekwatnych dla tego stanu regu³ wyra¿ania. Dramatycznie skumulowane w pierwszych miesi¹cach oskar¿enia sygna³y negatywnych do wiadczeñ wielokrotnie bêd¹ pó niej powraca³y. Sk³onno æ do utrwalania stanu finansów mo¿na wiêc widzieæ w perspektywie relacjonowania bie¿¹cych faktów i poprzez pryzmat pamiêci o obowi¹zku zdawania sprawy z bilansu pracy i zysków. 19 Zob. E. Balcerzan, Biografia jako jêzyk, w: Biografia geografia kultura literacka, red. J. Ziomek, J. S³awiñski, Wroc³aw 1975, s. 30. 20 Roman Zimand jest zdania, ¿e komentuj¹c rzekom¹ wspó³pracê Brzozowskiego z ochran¹ nie przywi¹zywano wagi do ewentualnej materialnej strony domniemanej wspó³pracy . R. Zimand, Uwagi , s. 388. Znacz¹ce wydaje siê w tym kontek cie, ¿e listy pozwalaj¹ na inne o wietlenie tej kwestii.
98
Zapisywane w listach rachunki i ró¿ne jak pokazywa³am uzasadnienia dla ich ujawniania, sk³aniaj¹ do postawienia pytañ o ich udzia³ w kszta³towaniu formu³y komunikacyjno ci listów Brzozowskiego. El¿bieta Rybicka, polemizuj¹c z tez¹ o samozwrotno ci epistolografii , sk³onna jest widzieæ w pisaniu listów swoist¹ szko³ê kszta³towania podmiotu i jego relacji spo³ecznych 21. Podkre laj¹c znaczenie dziewiêtnastowiecznej tradycji prywatyzacji epistolografii, autorka wykazuje jednocze nie, ¿e ja epistolarne jest person¹ interakcyjn¹, relacyjn¹ i dzia³aj¹c¹ , a listy formuj¹ to¿samo æ komunikacyjn¹ 22. Zapiski listowe Brzozowskiego, zw³aszcza kiedy czyta siê je, pytaj¹c o znaczenie pojawiaj¹cych siê w nich liczb, s¹ niew¹tpliwie wiadectwem zaburzonej komunikacji. Wa¿ne jest tu nie tylko to, ¿e jak to uj¹³ Irzykowski Brzozowski by³ organicznie niezdolnym do dialogu 23. Chodzi raczej o blokowanie dialogiczno ci mimo podejmowania wysi³ków interakcyjnych i prze wiadczenia, ¿e list oddzia³uje na sferê praxis. Kiedy Brzozowski operuje liczbami zale¿y mu bowiem przede wszystkim na maj¹cej przynie æ efekt praktyczny wymianie informacji, nie na budowaniu porozumienia. Z rachunkami pisarza, drobiazgowymi i rzec by mo¿na drastycznymi trudno by³o zapewne dyskutowaæ. Potrzeba za³atwienia pilnych interesów upodrzêdnia³a zdecydowanie adresata i jego sprawy. Desperackie pro by o pieni¹dze, ponaglenia i niepokoj¹ce wyliczenia s³u¿y³y, co prawda, intensywnemu kontaktowi, ale absolutnie wyklucza³y budowanie relacji opartej na równorzêdno ci, uniemo¿liwia³y twórcz¹ konfrontacjê, odwraca³y uwagê od w³asnej i cudzej podmiotowo ci. Tak skomponowane zapisy epistolarne maj¹ w zasadzie charakter paradoksalny. Potwierdza³y bowiem potrzebê i konieczno æ komunikacji obliczonej na wymierny efekt (czêsto finansowy), a zarazem stanowi³y miejsca puste w komunikacyjnym ustalaniu relacji i kszta³towaniu siebie w dialogu. Aktywno æ poznawcza i komunikacyjna podmiotu epistolografii, skoncentrowana na procesie wymiany, której ekwiwalentem jest zapisywanie rachunków, liczenie, wycenianie, wskazywanie na konkretne kwoty pieniê¿ne, ma oczywi cie charakter symboliczny. W jêzyku adekwatnym do podejmowanej przeze mnie problematyki specyfikê czynno ci symbolicznych trafnie zdefiniowa³ Karol Irzykowski:
21 E. Rybicka, Antropologiczne , s. 44, 52. Zob. te¿: S. Skwarczyñska, Teoria listu, Lwów 1937, s. 303, 313. 22 E. Rybicka, Antropologiczne , s. 52. 23 K. Irzykowski, Nieoficjalna , s. 206.
99
Gdyby wszystkie wyp³aty na wiecie mia³y byæ uskuteczniane brzêcz¹c¹ gotówk¹, rych³o nie starczy³oby srebra i z³ota, ale istniej¹ przecie¿ banknoty, obligacje, istniej¹ najró¿niejsze walory, których warto æ oznacza gie³da. W obrocie stosunków miêdzyludzkich c z y n y g o t ó w k ¹ s¹ tylko jaskrawszymi punktami w skomplikowanych procesach socjologicznych, jest to materia³ zbyt ciê¿ki i kosztowny. Natomiast o wiadczenia, gro by, nadzieje, noty, manifesty, przechwa³ki, obietnice, obawy, w ogóle tysi¹ce c z y n n o c i symbolicznych to materia³ z którego wysnuwa siê tkanka ¿ycia politycznego, dyplomatycznego, stowarzyszeniowego, towarzyskiego, rodzinnego skoñczywszy na tych dwóch niepodzielnych ju¿ komórkach ¿ycia spo³ecznego, jakimi s¹ mi³o æ i przyja ñ24.
Kontekst tych czynno ci , na które wskazuj¹ listy Brzozowskiego, sprawia, ¿e chcia³oby siê mówiæ o ich wzmocnionej symboliczno ci, choæ by³oby to okre lenie raczej sugestywne ni¿ precyzyjne. Zapisywany w listach dramat niemo¿no ci osi¹gniêcia godziwego poziomu ¿ycia jest bowiem jednocze nie dokumentem wykluczenia z polskiej wspólnoty. Nie mog¹c normalnie funkcjonowaæ w ¿yciu publicznym, Brzozowski buduje dla siebie alternatywne formy uczestnictwa poprzez lektury, pisanie i korespondencjê. Obni¿enie komunikacyjno ci w ramach epistolografii oznacza wiêc w tym przypadku szczególn¹ komplikacjê. Odbiera to bowiem pisarzowi jedn¹ z ratunkowych, zastêpczych form interakcji, a zarazem potwierdza trwa³o æ, z wysi³kiem eliminowanych, aspektów jego spo³ecznej obecno ci (samotno ci, odrzucenia, obco ci). Schemat dialogiczny korespondencji, choæ mo¿e byæ on kwestionowany lub zaburzony, dookre la charakter refleksji to¿samo ciowej. Z tego wzglêdu zasadne wydaje siê przywo³anie definicji podmiotowo ci sformu³owanej przez Charlesa Taylora: Jestem podmiotem jedynie w relacji do pewnych rozmówców: w pewnej relacji do tych, którzy odegrali kluczow¹ rolê w procesie mojego samookre lenia; w innej znów relacji do tych, którzy obecnie maj¹ decyduj¹ce znaczenie dla mego dalszego w³adania jêzykami samorozumienia. Te grupy mog¹ siê oczywi cie na siebie nak³adaæ. Podmiotowo æ istnieje jedynie w obrêbie czego , co nazywam sieciami rozmowy 25.
Warto, jak s¹dzê, skonfrontowaæ z t¹ wypowiedzi¹ przypadek Brzozowskiego, opisywany z przyjêtej tu przeze mnie perspektywy. Listy pokazuj¹ sytuacjê 24
Tam¿e, s. 207.
25 Ch. Taylor, ród³a podmiotowo ci. Narodziny to¿samo ci nowoczesnej, przek³. M. Grusz-
czyñski i in., oprac. T. Gadacz, wstêp A. Bielik-Robson, Warszawa 2001, s. 70. Kontekst ten przypomnia³a ostatnio, w odniesieniu do korespondencji Wyspiañskiego, Magdalena Popiel. Zob. M. Popiel, Wyspiañski. Mitologia nowoczesnego artysty, Kraków 2008, s. 128.
100
kszta³tuj¹c¹ pojêcie to¿samo ci okre laj¹c¹ z jakiego miejsca mówiê i z kim rozmawiam 26 zdecydowanie negatywnie. Je liby uznaæ, ¿e model komunikacyjny listów zosta³ zdeterminowany przez oskar¿enie to oznacza to, ¿e decyduj¹c¹ rolê w procesie samookre lenia odegra³a rozmowa z atakuj¹cym, anonimowym adwersarzem. Jakkolwiek nazwisko oskar¿aj¹cego by³o znane, Brzozowski zdawa³ sobie sprawê z tego, ¿e Bakaj jest tylko okiem w siatce pomówienia, która pora¿a³a bezosobowo ci¹. Decyduj¹c siê na listy otwarte czy kierowane do instytucji mówi³ za pisarz do wszystkich i do nikogo. Jednym z jêzyków samorozumienia sta³ siê ponadto jêzyk narzucony przez specyfikê napa ci. Role oskar¿onego, interesanta czy petenta niepokoj¹co siê tu do siebie zbli¿a³y, a liczby (czy fragmenty wypowiedzi konotuj¹ce skojarzenia z rachowaniem) sta³y siê sygna³ami upodrzêdnienia autora. Niebezpieczeñstwo potwarzy polega³o wiêc tak¿e na tym, ¿e wymuszaj¹c finansow¹ sprawozdawczo æ odpowiedzi i rozliczanie siê z wykonanych zadañ znacznie ogranicza³o mo¿liwo æ wypracowywania indywidualnego jêzyka. Pozostawa³a Brzozowskiemu tylko inwencyjno æ w wariantach rachunkowych, uzupe³niana rzecz jasna pó niej tak¿e o inne sygna³y autorskiego wyswobadzania siê spod presji nie-swojego jêzyka. Mo¿na by wiêc uznaæ, ¿e cyfra, bêd¹c znakiem uniwersalnym, staje siê w dyskursie pisarza figur¹ ¿ycia z nieokre lono ci¹ 27.
Piêtno Przywo³ana w zakoñczeniu poprzedniej czê ci artyku³u formu³a definiuj¹ca kondycjê cz³owieka nowoczesnego choæ konotuje wiele interpretacyjnych skojarzeñ nie mo¿e byæ bynajmniej puent¹ podejmowanych przeze mnie zagadnieñ. Wobec konkretnej osoby wydaje siê ona niewystarczaj¹ca. Sk³ania jednak do pamiêtania, ¿e indywidualne do wiadczenia Brzozowskiego s¹ faktami kultury nowoczesnej. Trop lekturowy, który wybra³am, powinien zatem prowadziæ ku pytaniom o to, w jaki sposób pisarz bêd¹cy reprezentantem i diagnost¹ tej kultury ustala swój kapita³ intelektualny i jak nim dysponuje. Z tego wzglêdu rozpoznania wynikaj¹ce z analizy dyskursu epistolarnego krytyka warto, jak s¹dzê, usytuowaæ w krêgu problemowym wyznaczonym przez Filozofiê pieni¹dza 26
Ch. Taylor, ród³a , s. 71.
27 Z. Bauman, Wieloznaczno æ nowoczesna, nowoczesno æ wieloznaczna, przek³. J. Bau-
man, przek³ad przejrza³ Z. Bauman, Warszawa 1995, s. 96. Cyt. za: J. wiêch, Homo exul , s. 33.
101
Georga Simmla28. Pozwala to wyakcentowaæ, ¿e w rachunkach Brzozowskiego nie chodzi³o bynajmniej o zyski, lecz o proces warto ciowania. Jak pisze Simmel: Filozoficzne znaczenie pieni¹dza polega na tym, ¿e jest w wiecie praktycznym najbardziej widocznym i najbardziej realnym uciele nieniem, realno ci¹ ogólnej formu³y, zgodnie z któr¹ rzeczy otrzymuj¹ swój sens od innych rzeczy, za ich byt w ogóle i byt okre lony wyznaczaj¹ odniesienia, w które wchodz¹29.
W wypowiedzi tej zosta³y w zasadzie zsyntetyzowane najwa¿niejsze tezy my lowe filozofa. Simmel zak³ada, ¿e pieni¹dz jest reifikacj¹ ogólnej formy istnienia 30 i adekwatnym wyrazem stosunku cz³owieka do wiata 31, nie bêd¹c zwi¹zanym z ¿adnymi warto ciami tylko z relacjami pomiêdzy nimi32. Warto ci rodz¹ siê wiêc podczas wymiany33 i maj¹ charakter relatywny34. Godzien podkre lenia wydaje siê fakt, ¿e w refleksji Simmla du¿e znaczenie ma negatywny kontekst wymiany. Autor twierdzi mianowicie, ¿e zmniejszanie mo¿liwo ci zaspokojenia danej potrzeby warunkuje przeniesienie zainteresowania podmiotu z w³asnej potrzeby na obiekt, którego nie mo¿e zdobyæ35. Obiektem tym mog¹ byæ pieni¹dze, ale te¿ jako ci przez nie zastêpowane lub warto ci niewymierne w sensie ekonomicznym: Je li warto æ w ogóle wyrasta z interwa³u, jaki przeciwno ci, wyrzeczenia, ofiary umieszczaj¹ pomiêdzy wol¹ a jej zaspokojeniem, to nie potrzeba ¿adnego uprzedniego procesu warto ciowania36.
28 Warto w tym miejscu przypomnieæ ró¿nicê miêdzy Simmlem i Marksem, wskazan¹ przez S³awomira Magalê: przeciwstawienie Marksa i Simmla jest w gruncie rzeczy porównaniem marksowskiego programu spo³ecznej rewolucji z simmlowskim programem teoriopoznawczego postêpu w zakresie wyzwalania siê poprzez podmiot poznaj¹cy spod nieodpowiednich, historycznie zmiennych kategorii my lowych . Uzasadnia to pominiêcie przeze mnie kontekstu my li Marksa, któr¹ mo¿na by ³¹czyæ z niektórymi podejmowanymi przeze mnie kwestiami tylko pretekstowo. S. Magala, Simmel, Warszawa 1980, s. 27. Por. J. Ziêba, Boles³awa Le miana wiatopogl¹d nowoczesny. O eseistyce poety, Kraków 2000, s. 120-138. 29 G. Simmel, Filozofia pieni¹dza, przek³. i pos³owie A. Przy³êbski, Poznañ 1997, s. 91. 30 Tam¿e, s. 91. 31 Tam¿e, s. 92. 32 Zob. tam¿e, s. 82, 85, 87. 33 Zob. tam¿e, s. 49, 85. 34 Zob. tam¿e, s. 91. Zob. te¿: T. Gadacz, Simmel i filozofia ¿ycia, Sztuka i Filozofia 2005, nr 27, s. 22-23. 35 G. Simmel, Filozofia , s. 27. 36 Tam¿e, s. 49.
102
Takie rozumowanie staje siê u Simmla podstaw¹ przekonania, ¿e w sensie symbolicznym pieni¹dz wskazuje na obco æ miêdzy posiadaniem a rdzeniem osobowo ci 37. Oddzielenie bycia i posiadania najbardziej wyrazi cie ujawnia siê w zawodach czysto intelektualnych , a nawet jest ich fundamentem i wyró¿nikiem38. Wydaje siê, ¿e regu³a ta, umo¿liwiaj¹c przenoszenie zainteresowania z warunków ekonomicznych na warto ci duchowe i podmiotowo æ, utrwala jednak dylemat (a niekiedy konflikt) aksjologiczny jako integralny komponent to¿samo ci intelektualisty. Aktywno æ pisarska widziana w kontek cie ustaleñ Simmla jest wiêc zawsze obliczona na dwa rodzaje sukcesu: idealny i ekonomiczny: jeden mo¿e zdobyæ pewne wewnêtrzne znaczenia, gdy drugiego brak, jednak nie dochodzi do ich pomieszania 39. W przypadku Brzozowskiego poczucie braku sukcesu w obu porz¹dkach zdecydowanie je pomiesza³o, a ponadto uprzywilejowa³o my lenie o tworzeniu jako niezaspokojeniu poznawczych potrzeb. Z drugiej strony natomiast, manifestowanie przez Brzozowskiego potrzeby uzyskania pieniêdzy, mieszkania, ksi¹¿ek, spokoju, czasu jakkolwiek znamy jej ród³a i znaczenie mo¿na by odczytaæ jako uniewa¿nienie rozdzielenia posiadania i bycia , charakterystycznego dla postawy intelektualnej. By³by to wiêc autodestrukcyjny akt podwa¿enia regu³ budowania pisarskiej to¿samo ci, zaprzeczaj¹cy efektywnemu ustalaniu swojej roli i obecno ci. Refleksjê tak¹ umo¿liwia utrwalony w listach Brzozowskiego sposób prze¿ywania i zapisywania biografii. W ujawnionej w zapisie epistolarnym Brzozowskiego niezgodzie na w³asny los mo¿na by wyczytaæ tak¿e dystans wobec takiego modelu jego opisu, który zgadza³by siê z rozpoznaniami Simmla. Choæ na pewnym etapie rozwoju swojej my li Brzozowski docenia³ tego filozofa, to jak s³usznie sugeruje Krzysztof Pomian trudno by mówiæ o wspó³brzmieniu ich pogl¹dów40. Temat to zreszt¹ na osobne studium. W tym miejscu warto tylko przypomnieæ konstatacjê zapisan¹ w Ideach: Wed³ug Kanta wiêc ustrój naszego umys³u rozstrzyga o tem, co jest nasz¹ prawd¹, nasz¹ rzeczywisto ci¹. Gdy za uznamy z kolei zale¿no æ ustroju umys³owego od ogólnych warunków naszego ¿ycia i przystosowania siê naszego do nich, bêdziemy mieli w³a nie punkt widzenia naszkicowany przez Simmla41. 37
Tam¿e, s 285. Tam¿e, s. 285. 39 Tam¿e, s. 285. 40 Zob. K. Pomian, Warto æ i si³a: dwuznaczno ci Brzozowskiego, w: Wokó³ my li , s. 51-52. 41 S. Brzozowski, Idee. Wstêp do filozofii dojrza³o ci dziejowej, Lwów 1910, s. 54. 38
103
Ewoluowanie my li Brzozowskiego pokazuje, ¿e ³atwiej by³o mu akceptowaæ wszelkie konsekwencje kantyzmu ni¿ jakiekolwiek formy zale¿no ci i przystosowania . I w my leniu, i w ¿yciu. Nie ustrzeg³o go to jednak przed intelektualnymi i ¿yciowymi pu³apkami. Z ustaleniami Simmla interesuj¹co dialoguj¹, w moim przekonaniu, rozpoznania dotycz¹ce projektów pisarskich Brzozowskiego. Andrzej Zieniewicz, pisz¹c o to¿samo ci projektowanej , wyja nia³, ¿e w tym modelu obecno ci pisarskiej autor, to: Kto wskazuj¹cy na utwór jako tworzywo, czê æ, rezultat swej pracy kulturotwórczej, a tym samym na sw¹ to¿samo æ, bêd¹c¹ projektem, ¿yciowym pos³annictwem wpisanym w tekst, lecz poza nim widocznym, zadaniem i walk¹, sensem planowanej i realizowanej biografii42.
Badacz mia³ na my li Pamiêtnik, ale wydaje siê, ¿e mo¿na odnie æ te uwagi tak¿e do listów, bo pod tym wzglêdem nie ró¿ni¹ siê one zasadniczo od zapisów diarystycznych. Roman Zimand natomiast zauwa¿a³: O ile wolno s¹dziæ na podstawie listów, Brzozowski znaczn¹ czê æ swoich pomys³ów, planów, koncepcji by tak rzec w³¹cza³ do bud¿etu. Planowa³ tak, jak gdyby wiêkszo æ, je li nie wszystkie jego pomys³y mia³y byæ zrealizowane, to znaczy artyku³y i ksi¹¿ki napisane, wydrukowane, a pieni¹dze natychmiast przes³ane. W rzeczywisto ci dzia³o siê stale odwrotnie. Z t¹ cech¹ (charakteru? umys³owo ci?) spotykamy siê ju¿ na samym pocz¹tku 43.
Autor tych s³ów nie mia³ przy tym w¹tpliwo ci, ¿e Brzozowski by³ z³ym planist¹ 44. Zestawienie powy¿szych wypowiedzi podsuwa my l, ¿e w tych ró¿nie motywowanych wariantach projektów problemem Brzozowskiego nie by³a kwestia zale¿no ci miêdzy sukcesem idealnym lub ekonomicznym, lecz konieczno æ i uroda planowania45. Mo¿na by w tej aktywno ci pisarza widzieæ równocze nie wiadectwo sytuacyjnych uwik³añ i ich utopijny negatyw. W ten sposób zarówno kalkulacje podsumowuj¹ce, jak i projektuj¹ce obna¿a³y przede wszystkim substytutowo æ pisarskiej aktywno ci. I w³asnej biografii. A na to 42 A. Zieniewicz, Obecno æ autora. Role podmiotu autorskiego w literaturze wspó³czesnej, w: Autobiografizm. Przemiany, formy, znaczenia, red. H. Gosk, A. Zieniewicz, Warszawa 2001, s. 133. 43 R. Zimand, Uwagi , s. 400-401. 44 Tam¿e, s. 401. 45 Zob. tam¿e, s. 401.
104
zdecydowanie siê Brzozowski nie godzi³. Stawk¹ tej jako ciowej wymiany by³a bowiem ocena warto ci w³asnego ¿ycia46. W tym wypadku nic nie mog³o byæ relatywne. Rozumienie warto ci, wa¿nej kategorii w refleksji Brzozowskiego, ustala³o siê przez lata i mia³o wiele meandrycznych niuansów. Nie pora tu o tym pisaæ. Najwa¿niejsze zreszt¹ aspekty tego zagadnienia wietnie i wszechstronnie przedstawia³ we wzmiankowanym ju¿ studium Krzysztof Pomian47. Z punktu widzenia podejmowanych przeze mnie zagadnieñ zasadne jest jednak wskazanie, ¿e sposób prze¿ywania i dokumentowania swojego losu stawa³ siê niew¹tpliwie jednym z kryteriów kszta³towania przez Brzozowskiego filozofii warto ci. Mo¿liwo æ tworzenia w³asnej rzeczywisto ci jest, wed³ug pisarza, warunkiem uobecnienia siê warto ci. Tote¿ ograniczenie tych mo¿liwo ci nie jest kwesti¹ ¿yciowego dyskomfortu, lecz naruszeniem horyzontu ontologicznego, w którym Brzozowski chcia³ widzieæ siebie i swój wiat. W kontek cie epistolografii szczególnego znaczenia nabiera rozpoznanie Pomiana, który pokazuje, ¿e u Brzozowskiego warto ci¹ jest nie wszystko to, co dziêki pracy ogólnie obowi¹zuje , lecz jedynie to, co wyra¿a w jaki sposób godno æ cz³owieka, co pozwala mu maksymalnie urzeczywistniæ jego mo¿liwo ci twórcze, co stanowi o jego wyró¿nionej pozycji w bycie48.
Po lekturze tych s³ów trudno unikn¹æ stwierdzenia, ¿e listy Brzozowskiego s¹ zapisem nerwowej walki o godno æ. Walki, w której co niepokoi skojarzeniami z masochizmem wa¿ne s¹ strategie zarz¹dzania piêtnem 49 (biedy, oskar¿enia, wykluczenia, niespe³nienia). Blisko st¹d do oczywisto ci, ¿e w przypadku trudnej biografii trudno mówiæ o kwestiach fundamentalnych i trudno je oszacowaæ. To jednak nie powinno byæ ostatnie zdanie tego szkicu, bo Brzozowskiemu chodzi³o przecie¿ tak¿e o biografiê kultury 50. Dlatego w³a nie
46 Zob. A. Mencwel, Obecno æ w prawach i celach, w: S. Brzozowski, Pamiêtnik, fragmentami listów autora i obja nieniami uzupe³ni³ O. Ortwin, wstêp A. Mencwel, Warszawa 2000, s. 5-6. 47 Zob. te¿: A. Walicki, Stanis³aw Brzozowski drogi my li, Warszawa 1977, s. 17-31. 48 K. Pomian, Warto æ i si³a , s. 95. 49 J. Tokarska-Bakir, Wstêp, w: E. Goffman, Piêtno. Rozwa¿ania o zranionej to¿samo ci, przek³. A. Dzier¿yñska, J. Tokarska-Bakir, wstêp J. Tokarska-Bakir, Gdañsk 2005, s. 21-25. 50 Pos³ugujê siê formu³¹ Zbigniewa Kuderowicza. Zob. Z. Kuderowicz, Biografia kultury: o pogl¹dach Jakuba Burckhardta, Warszawa 1973.
105
mo¿na uznaæ, ¿e rachunki jako element jêzyka autobiografii pisarza s¹ dezidentyfikatorami 51 zagro¿onego humanizmu i w tym kryje siê ich prawdziwe znaczenie.
* Urszula Kowalczuk Accounts and value in/of a biography. The Letters of Stanis³aw Brzozowski The accounts or bills noted down in Stanis³aw Brzozowski s letters are read here as an idiolect of an autobiographic discourse, rendering even clearer the gap between an author s plans and expectations and a real-life discomfort. The bookkeeping effort expressed in figures which turn out to be euphemised signs of helplessness, revealing communication- and identity-related disorders and disturbances being immanent of epistolography. Whilst evidencing a strife for dignity, Brzozowski s accounts can be recognised as dis-identifiers of endangered humanism.
51 Zapo¿yczam to pojêcie od Ervinga Goffmana, dla którego jest to znak, który ma faktyczn¹ lub oczekiwan¹ tendencjê do rozbijania spójno ci obrazu . Jest on sygna³em niejednoznaczno ci wysy³anym przez podmiot o zranionej to¿samo ci. E. Goffman, Piêtno , s. 80.
Wiek XIX. Rocznik Towarzystwa Literackiego im. A. Mickiewicza, Rok II (XLIV) 2009
Anna Wydrycka Bia³ystok
DROGI PROMIENIA . O BIOGRAFII I OPOWIADANIACH WSPOMNIENIOWYCH BRONIS£AWY OSTROWSKIEJ
Tom utworów proz¹, zatytu³owany W starym lustrze, zosta³ wydany ju¿ po mierci Bronis³awy Ostrowskiej1. Szczup³y zbiorek, zawieraj¹cy jedynie sze æ opowiadañ i fragment Ukochana ojczyzna, otrzyma³ od razu znak wysokiej jako ci artystycznej. Rewelacyjna proza pisa³ z emfaz¹ Leon Piwiñski2. Po wojnie, w 1959 roku kilka tekstów zosta³o nawet przedrukowanych w ciekawym zbiorze Z teki dwudziestolecia3. Jednak pó niejsze badania nad literatur¹ miêdzywojenn¹ wysunê³y na plan pierwszy inne grupy tekstów i innych autorów, a o prozie autobiograficznej Ostrowskiej w³a ciwie zapomniano, choæ wzmianki badaczy zajmuj¹cych siê problematyk¹ autobiograficzn¹ ci¹gle potwierdza³y wysok¹ ocenê owych utworów4. Mo¿na zreszt¹ powiedzieæ, ¿e krótkie opowia1 B. Ostrowska, W starym lustrze. Warszawa 1929. Nie omawiam tutaj fragmentu Ukochana ojczyzna, ró¿ni¹cego siê znacznie stylistycznie i tematycznie od poprzednich. Inaczej ni¿ niektórzy badacze, nie s¹dzê, aby by³ on komentarzem do poprzednich opowiadañ. Uwa¿am, ¿e zosta³ do³¹czony przez wydawców, jako swoisty testament literacki autorki, a jednocze nie fragment planowanej przez ni¹ ostatniej ksi¹¿ki Ukochana ojczyzna, o której pisze H. Ostrowska-Grabska w ksi¹¿ce wspomnieniowej Bric à brac. 1848-1939, Warszawa 1978, s. 153-156. Powinien byæ chyba omawiany w innym kontek cie, gdy¿ dotyczy innych czasów i innej problematyki. 2 Por. L. Piwiñski, Rewelacyjna proza, Wiadomo ci Literackie 1929, nr 31. 3 Por. Z teki dwudziestolecia. Opowiadania, Warszawa 1959. Przedrukowano tu nastêpuj¹ce opowiadania Ostrowskiej: W sejneñskim dworku, Babcia Damianiowa, Tajemnica akwarium, W starym lustrze. 4 Np. I. Skwarek, Dlaczego autobiografizm? Powie ci autobiograficzne dwudziestolecia miêdzywojennego, Katowice 1986.
107
dania poetki po prostu utonê³y w szerokim i wartkim nurcie dwudziestowiecznej literatury autobiograficznej. W 1982 roku wydano Utwory proz¹ Bronis³awy Ostrowskiej. Micha³ G³owiñski we wstêpie do tego wydania uzna³ tom opowiadañ W starym lustrze, obok nowatorskiej Ksi¹¿ki jutra czyli tajemnicy geniusza drukarni, za najwa¿niejsze osi¹gniêcie prozatorskie poetki5. Ksi¹¿ka jutra doczeka³a siê wnikliwej analizy6. Byæ mo¿e przyszed³ czas na dok³adniejsze przyjrzenie siê tak wysoko ocenianym opowiadaniom wspomnieniowym, na dokonanie przynajmniej wstêpnych ustaleñ. Prawda autobiograficzna nie istnieje jako jaka rzeczywisto æ przedtekstowa, ale jest metafor¹ osobowo ci autora, staje siê w trakcie opowie ci, w procesie autokreacji i samopoznania tak wspó³cze ni badacze okre laj¹ problematyczny zwi¹zek miêdzy dyskursem autobiograficznym a jego pozatekstowymi odniesieniami7. Zanim jednak przyjrzymy siê dyskursowi autobiograficznemu autorki Opali (choæ z konieczno ci skrótowo), spróbujmy ladem owych wspomnieñ odwo³aæ siê do rzeczywisto ci pozatekstowej. Po pierwsze dlatego, ¿e informacje zawarte w innych przekazach i ³¹cz¹ce siê z tre ci¹ opowiadañ uzupe³niaj¹ w sposób istotny biografiê poetki. Po drugie aluzyjna narracja w niektórych wypadkach wydaje siê domagaæ wspó³wiedzy czytelnika, byæ mo¿e nawet milcz¹co ow¹ wiedzê zak³ada. Po trzecie sam dyskurs autobiograficzny daje siê nieraz ³atwiej okre liæ przez odniesienie do zewnêtrznych kontekstów. I wreszcie: last but not least: przywo³ane wydarzenia same w sobie ewokuj¹ niezwyk³¹, choæ bolesn¹ opowie æ rodzinno-biograficzn¹.
* Biografia Ostrowskiej wydaje siê znana przede wszystkim dziêki ksi¹¿ce wspomnieniowej córki, Haliny Ostrowskiej-Grabskiej Bric à brac Spotkamy na jej kartach niektórych bohaterów opowiadañ z tomu W starym lustrze, ale wiêkszo ci nazwisk i spraw nie da siê, wed³ug niej, rozszyfrowaæ. Mo¿e dlatego, ¿e dotycz¹ one dzieciñstwa samej poetki, lat osiemdziesi¹tych XIX wieku, o których córka wiedzia³a niewiele. Nie zajmowa³a siê zreszt¹ deszyfracj¹ niedopowiedzeñ z opowiadañ matki, ale ca³kiem innymi sprawami. Z jej punktu 5 M. G³owiñski, Wstêp, w: B. Ostrowska, Utwory proz¹, Warszawa 1982, s. 15. Micha³ G³owiñski zaproponowa³ termin opowiadania wspomnieniowe , którego tu konsekwentnie u¿ywamy. 6 Por. E. Szary-Matywiecka, Alfabet, w: tej¿e, Ksi¹¿ka powie æ autotematyzm (od Pa³uby do Jedynego wyj cia ), Wroc³aw 1979. 7 Por. M. Zaleski, Formy pamiêci, Gdañsk 2004.
108
widzenia wa¿ne by³o przede wszystkim to, co zdarzy³o siê pó niej, co mog³a opisaæ, pos³uguj¹c siê w³asn¹ pamiêci¹ lub dostêpnymi dokumentami. Za tematem miniatur wspomnieniowych Ostrowskiej by³o jej dzieciñstwo, a dok³adniej sprawy w tym dzieciñstwie niejasne, tajemnicze, tragiczne, które nios³y du¿y ³adunek emocji, kszta³tuj¹c jej osobowo æ i to¿samo æ. W pierwszym opowiadaniu W starym lustrze, które da³o tytu³ ca³emu zbiorowi, niedopowiedzeñ jest chyba najwiêcej. Ich sens umyka dzisiejszemu czytelnikowi, ale mo¿na s¹dziæ, ¿e w czasie powstawania tekstu, a nawet w momencie jego publikacji, zachowa³a siê jeszcze pamiêæ o wydarzeniach, istotnych dla interpretacji ca³o ci. Ostrowska pokazuje w tym opowiadaniu sylwetki osób z najbli¿szej rodziny matkê i ojca, wymienia imiona zmar³ych sióstr. Co wiemy dzi o tych postaciach, przedstawionych jakby w krótkich filmowych ujêciach, w migawkowo zarysowanych scenach? Bronis³awa Edmunda Ostrowska by³a córk¹ in¿yniera Bronis³awa Brzezickiego i Bogus³awy z Palickich. Autorce niniejszego artyku³u uda³o siê ostatnio ustaliæ dok³adn¹ datê jej urodzin 16 listopada 1881 roku, zapisan¹ w Ksiêdze chrztów parafii w. Jana w Warszawie, co nale¿a³oby tu, na marginesie g³ównych rozwa¿añ, jeszcze raz odnotowaæ, jako informacjê dotychczas nieznan¹ 8. Natomiast krótk¹ biografiê ojca Bronis³awa Brzezickiego (1836-1901) podaje S³ownik biograficzny techników polskich, wydany w 1993 roku9. Pamiêæ o Brzezickim przetrwa³a wiêc nie tylko ze wzglêdu na s³awn¹ córkê. By³ osob¹ znan¹ i zas³u¿on¹ jako wspó³budowniczy metalowych mostów kolejowych, wa¿nego wówczas technicznego osi¹gniêcia, bra³ udzia³ w budowie mostu Kierbedzia i ró¿nych odcinków kolei, w koñcu zosta³ g³ównym in¿ynierem i zastêpc¹ dyrektora w Dyrekcji Drogi ¯elaznej Warszawsko-Terespolskiej. Pochodzi³ z rodziny Mierz-Brzezickich, herbu Jastrzêbiec, o czym z kolei znajdziemy informacje w zachowanym w Archiwum Pañstwowym tzw. Zbiorze rodziny Brzezickich10. Poza 8
Archiwum Pañstwowe Miasta Sto³ecznego Warszawy. Akta Stanu Cywilnego Parafii w. Jana w Warszawie, 1881 rok. Nr aktu urodzenia 751. Krótki artyku³ na ten temat, z t³umaczeniem aktu zosta³ przeze mnie wys³any do Ruchu Literackiego . Wed³ug mojej wiedzy, nigdzie dotychczas nie pojawi³a siê dok³adna data urodzenia Bronis³awy Ostrowskiej. Wszystkie ród³a podaj¹: listopad 1881 roku. 9 S³ownik Biograficzny Techników Polskich, z. 3, Warszawa 1993, s. 49 (autorem biogramu jest Boles³aw Chwa ciñski). 10 Archiwum Pañstwowe Miasta Sto³ecznego Warszawy. Nr zespo³u 203: Zbiór rodziny Brzezickich. Pochodzenie to t³umaczy z kolei m³odzieñczy pseudonim poetki Edma Mierz. W kontek cie rodziny ojca mo¿na te¿ wyja niæ inny pseudonim Ostrowskiej z okresu pierwszej wojny wiatowej Wojciech Che³mski. Nawi¹zuje on nie tylko do tragedii unitów na Che³mszczy nie, ale i wi¹¿e siê z faktem, ¿e rodzina Mierz-Brzezickich, mieszka³a na ziemi
109
wymienionym opowiadaniem postaæ ojca, w³a nie jako budowniczego kolei, wprowadza Ostrowska do Ksi¹¿ki jutra. O rodzinie matki, Bogus³awy z Palickich te¿ dzi znajdziemy informacje w ró¿nych ród³ach. Dziadek Józef Palicki by³ filologiem rozmi³owanym w literaturze klasycznej. S³ownik biograficzny Rafa³a Gerbera Studenci Uniwersytetu Warszawskiego 1808-1831 informuje, ¿e studiowa³ Józef Palicki (1802-1873) nauki piêkne, by³ nauczycielem i profesorem gimnazjum, nastêpnie inspektorem warszawskiego Gimnazjum Gubernialnego, otrzymywa³ podziêkowania, ordery i tytu³y11. W szczególnie trudnym czasie powstania styczniowego by³ rektorem gimnazjum w Siedlcach, nauczycielem m.in. Adama Szymañskiego. W pamiêci uczniów pozosta³ jako zacny cz³owiek, zas³u¿ony pedagog, wzorowy obywatel kraju, gor¹cy patriota oddany m³odzie¿y 12. Poza prac¹ pedagogiczn¹ zajmowa³ siê t³umaczeniami, m.in. prze³o¿y³ Ewangeliê w. Mateusza i Pamiêtniki Juliusza Cezara o wojnie z Gallami. T³umaczenia pozosta³y w rêkopisach. W Zbiorze rodziny Brzezickich zachowa³ siê natomiast wzruszaj¹cy list Palickiego do ¿ony Anny Herminii Rauch, który wiele mówi o osobowo ci i charakterze dziadka przysz³ej poetki13. Rodziny Palickich i Brzezickich by³y zaprzyja nione, co zaowocowa³o zwi¹zkiem ma³¿eñskim zawartym miêdzy Bogus³aw¹ Palick¹ i Bronis³awem Brzezickim 25 kwietnia 1868 roku14. W opowiadaniu W starym lustrze wymienia Ostrowska imiona swoich nie¿yj¹cych sióstr. Lusia, to Leontyna, pierwsza córka Brzezickich, zmar³a w kwietniu 1870 roku15. Juleczka druga ich córka, Julia, zmar³a w kwietniu 1883 roku che³mskiej, a jeden z jej przodków by³ podczaszym che³mskim. W Archiwum zachowa³ siê te¿ o³ówkowy szkic genealogii, wed³ug którego protoplast¹ rodu by³ Brzezicki o imieniu Wojciech (sygn. 72.1) 11 R. Gerber, Studenci Uniwersytetu Warszawskiego 1808-1831. S³ownik Biograficzny, Wroc³aw 1977, s. 395. Datê urodzenia Palickiego podajê za tym ród³em, jakkolwiek jest ona w¹tpliwa. Na zachowanym w Zbiorze Brzezickich nekrologu (sygn. 72.12) z 1873 roku widnieje informacja, ¿e zmar³ on w 91. wio nie ¿ycia . Uczniowie wspominali, ¿e Palicki by³ w podesz³ym wieku i przezywano go Ko cianym Dziadkiem zob. L. Szeliski, Ze wspomnieñ szkolnych (1863-1870). Ksiêga pami¹tkowa Siedlczan (1844-1905), Warszawa 1927, s. 435. 12 Por. tam¿e, s. 108. 13 Zbiór rodziny Brzezickich, sygn. 72.12. 14 Odpis aktu ma³¿eñstwa, sygn. 72.4. 15 Leontyna prze¿y³a rok i miesi¹c, jak informuje nekrolog opublikowany w Kurierze Warszawskim . Nekrologi córek w Zbiorze rodziny Brzezickich, sygn. 72.6. Ostrowska niezbyt ci le informuje w opowiadaniu: umar³y dawno, zanim ja przysz³am . Tylko Leontyna zmar³a przed jej urodzeniem. Janinê musia³a pamiêtaæ, bo mia³a trzyna cie lat w roku mierci siostry.
110
w ósmej wio nie ¿ycia . To w³a nie w tym roku na Cmentarzu Pow¹zkowskim wymurowany zosta³ Grób rodziny Brzezickich, dzi zniszczony, poro niêty mchem, na którym mo¿na jednak rozpoznaæ litery upamiêtniaj¹ce pochowane córki16. Trzecia córka Janeczka Brzezicka zmar³a w wieku 4 lat w roku 1894. Jak widaæ, rodzinnych nieszczê æ Brzezickim nie brakowa³o, zreszt¹ w ich czasach wiele dzieci nie osi¹ga³o wieku doros³ego, co nie ³agodzi³o zapewne rozpaczy matek. W grobie rodziny Brzezickich pochowany te¿ zosta³ ojciec rodziny Bronis³aw, zmar³y 15 marca 1901 roku17. Jego mieræ wspomina Ostrowska w opowiadaniu W starym lustrze. Natomiast w dokumentach rodzinnych, w szkicach genealogii jako miejsce zgonu matki, Bogus³awy Brzezickiej, figuruje Tomsk18. Za autorka opowiadañ wspomnieniowych, przywo³uje mogi³ê le¿¹c¹ o setki mil , pod bia³ym niegiem 19. Dlaczego? Czym t³umaczyæ nale¿y odleg³e i zawiane niegiem miejsce pochówku matki? Jest to jedno z pytañ, które zadawaæ sobie mo¿e wspó³czesny czytelnik W starym lustrze. Wyra nej odpowiedzi nie znajdzie, ani w archiwum, ani w opowiadaniu, ani w ksi¹¿ce Haliny Ostrowskiej-Grabskiej czy w biogramach poetki. Jednak pierwszym czytelnikom by³a ona zapewne dobrze znana, skoro jeszcze Edward Kozikowski publikuj¹cy w 1964 roku wspomnienie o Ostrowskiej napisa³, ¿e w dzieciñstwie by³a ona wiadkiem okrutnej tragedii matki swojej 20. Co to by³a za tragedia mo¿na siê dzi szczegó³owo dowiedzieæ, je li trafi siê na odpowiedni trop. Wystarczy siêgn¹æ do którejkolwiek gazety warszawskiej z prze³omu stycznia i lutego 1893 roku. Ówczesne gazety, nie tylko zreszt¹ warszawskie, bo i krakowski Czas , i petersburski Kraj drukuj¹ obszerne sprawozdania z procesu s¹dowego Bogus³awy Brzezickiej, ¿ony in¿yniera, córki inspektora i rektora, matki czworga dzieci21. Niektóre pisma publi16
Kwatera 43. Nekrolog w Zbiorze rodziny Brzezickich, sygn. 72.4. 18 Zbiór rodziny Brzezickich, sygn. 72.1. 19 B. Ostrowska, Utwory proz¹ . s. 20. 20 E. Kozikowski, Wiêcej prawdy ni¿ plotki, Warszawa 1964, s. 183. Kozikowski cytuje te¿ fragment opowiadania W starym lustrze, dotycz¹cy matki, ale niczego wiêcej nie wyja nia. 21 W relacjach z procesu stale te zwi¹zki rodzinne podkre lano. Na procesie zeznawa³ m.in. uczeñ Józefa Palickiego, wypowiadaj¹c siê na temat stosunków w domu rodziców oskar¿onej i charakteru samego Palickiego, ( Gazeta Warszawska 1893, nr 30, s. 4). Bogus³awa Brzezicka w czasie procesu mia³a czworo ¿yj¹cych dzieci: W³adys³awa (1873-1934), pó niejszego inspektora weterynarii, prezesa Warszawskiego Oddzia³u Zrzeszenia Lekarzy Weterynaryjnych; Bronis³awê Edmundê (1881-1928), pó niejsz¹ poetkê Bronis³awê Ostrowsk¹; Stefana (1888-1939), pó niejszego administratora maj¹tku Kierz, urzêdnika w Lublinie oraz zmar³¹ przedwcze nie, dwuletni¹ wówczas Janinê (1890-1894) informacje o dzieciach 17
111
kuj¹ ca³y, niezwykle obszerny akt oskar¿enia. Sprawa Brzezickiej stanê³a wówczas w centrum zainteresowania opinii publicznej. Setki osób stara³y siê o bilety wej ciowe do S¹du Okrêgowego na Miodowej, sprawozdawcy notowali, kogo ze znanych osób spotkali na sali, ledzili obecno æ zawoalowanych dam, stawiali rozmaite hipotezy, choæ przyznaæ nale¿y, ¿e codzienna prasa stara³a siê przede wszystkim zdawaæ dok³adn¹ i pe³n¹ relacjê z przebiegu procesu. T¹ g³o n¹ spraw¹ by³o morderstwo starej Józefy Gerlachowej, którego dokona³a zdesperowana Bogus³awa Brzezicka i do którego siê od razu przyzna³a, z³apana prawie na gor¹cym uczynku. Sprawa jak ze Zbrodni i kary Dostojewskiego takie porównanie narzuca siê od razu podczas lektury sprawozdañ prasowych. S¹d przes³uchuje ponad stu dwudziestu wiadków sprawozdawcy skrzêtnie notuj¹ i przekazuj¹ ich s³owa, to w³a nie na podstawie tych zeznañ mo¿emy poznaæ niektóre nazwiska i fakty z dzieciñstwa przysz³ej poetki. Tragedia rodziny by³a wprost trudna do wyobra¿enia intymne i rodzinne sprawy roztrz¹sane na forum publicznym, szeroko komentowane, oceniane i uzupe³niane fantastycznymi domys³ami. Nie bêdziemy tu relacjonowaæ ani dok³adnego przebiegu zabójstwa, ani przebiegu procesu, czy te¿ dokumentowaæ fa³szerstwa weksli, których te¿ dopu ci³a siê oskar¿ona. Wszystko to mo¿na znale æ szeroko opisane w ówczesnej prasie, za wspó³czesn¹ interpretacjê w ksi¹¿ce Stanis³awa Milewskiego Ciemne sprawy dawnych warszawiaków22. Przypatrzymy siê jedynie, z konieczno ci do æ pobie¿nie, bo trudno omówiæ w ca³o ci obszerne artyku³y, jak sprawê morderstwa Józefy ze Zbioru rodziny Brzezickich (z wyj¹tkiem informacji o Bronis³awie). W ogólnej informacji o Zbiorze rodziny Brzezickich, dostêpnej chocia¿by w Internecie, nie wymieniono w ogóle dwojga dzieci Brzezickich: W³adys³awa i Bronis³awy, chocia¿ zachowa³y siê dotycz¹ce ich dokumenty. 22 Por. S. Milewski, Dlaczego zabi³a?, w: tego¿, Ciemne sprawy dawnych warszawiaków, Warszawa 1982. Autor zamie ci³ w tym rozdziale ciekawe rozwa¿ania na temat ówczesnej antropologii i psychiatrii kryminalnej (m.in. pogl¹dów Lombrosa i Charcota), pokazuj¹c jednocze nie, ¿e Brzezicka sta³a siê poniek¹d ofiar¹ bujnego rozwoju tych dziedzin, gdy¿ s¹d nie zezwoli³ na badania w szpitalu psychiatrycznym, obawiaj¹c siê, ¿e pods¹dna umknie sprawiedliwo ci. Ale byæ mo¿e na nieprzejednane stanowisko s¹du wp³ynê³a te¿ pozycja spo³eczna oskar¿onej, to, ¿e by³a ¿on¹ szlachcica dziedzicznego , przecie¿ we wcze niejszej g³o nej sprawie morderczyni dzieci wyrok by³ zaskakuj¹co ³agodny. Nie wydaje mi siê te¿ przekonuj¹ce wyt³umaczenie d³ugów Brzezickiej jej uzale¿nieniem od opium. Brzezick¹ bada³o wielu lekarzy, nie wszyscy byli dla niej ¿yczliwi, ale ani jeden nie zasugerowa³ uzale¿nienia od narkotyków. A przecie¿ takie uzale¿nienie który z nich musia³by rozpoznaæ. Jest prawdopodobne, ¿e pocz¹tkiem d³ugów by³a po¿yczka dla niespodziewanie zmar³ej in¿ynierowej Chrzanowskiej oko³o piêciu tysiêcy rubli, które po dziesiêciu latach uros³y do zawrotnej, rujnuj¹cej rodzinê sumy. Mo¿liwo æ powstania takiego d³ugu podkre la³ te¿ prokurator.
112
Gerlachowej komentowali przedstawiciele rodowiska, do którego córka Brzezickiej mia³a wej æ za mniej wiêcej lat sze æ, publikuj¹c pierwsze wiersze pod pseudonimem Edma Mierz. Pisa³ Aleksander wiêtochowski: [ ] zbrodnia dokonana przez Brzezick¹ nale¿y do wyj¹tkowych w ca³ym wiecie. Wyznajê nawet, ¿e chocia¿ wiele przeczyta³em dzie³, zajmuj¹cych siê kryminologi¹, pamiêæ nie zachowa³a mi podobnego wypadku. [ ] Kobieta bowiem t.z. wy¿szej sfery mo¿e pope³niæ tysi¹c zabójstw dla rozmaitych celów, ale nie dla zwyczajnego rabunku. Je¿eli nie co innego, to przestraszy j¹ ogrom ryzyka. Bo za nadziejê zdobycia kilku lub kilkunastu tysiêcy rubli na co siê nara¿a? Na to, ¿e j¹ z³api¹, wtr¹c¹ do wiêzienia, ledztwem rozgrzebi¹ ca³e jej ¿ycie, zostawi¹ sam¹ z my l¹ o dokonanej zbrodni i z widmem skrwawionej ofiary, wyprowadz¹ przed s¹d publiczny ze sromotnym piêtnem, ska¿¹ na do¿ywotni¹ karê, a przez ca³y ten czas rosn¹æ bêdzie z dnia na dzieñ jej hañba, która olbrzymi¹ gór¹ zgniecie j¹, a zarazem przyt³oczy jej mê¿a, dzieci, niewinne, a tak okropnie skrzywdzone i mo¿e kochane przez ni¹ istoty. [ ] Nie ma chyba cz³owieka, który by nie wspó³czu³ bólu mê¿a i dzieci Brzezickiej, który by nie ¿yczy³ im jakiej ulgi, który by nie chcia³ po³o¿yæ na ich zranionych sercach koj¹cego balsamu ale czy¿ mo¿emy tego dokazaæ za pomoc¹ wyszarzanego w rozmaitych wykrêtach rodka rozstroju umys³owego?23
wiêtochowski, jak wielu komentatorów, domaga³ siê innego wyja nienia sprawy ni¿ t³umaczenie morderstwa chorob¹ albo przynajmniej rozstrojem psychicznym oskar¿onej, do czego zreszt¹ bêdzie siê sprowadzaæ linia obrony. Natomiast w pó niejszej relacji Pos³a Prawdy z procesu mo¿emy ju¿ zauwa¿yæ mniej wspó³czucia, a wiêcej zdumienia wobec osobowo ci Brzezickiej, zdumienia podzielanego zreszt¹ i przez innych komentatorów: W galerii przestêpców nie spotykamy kobiety wy¿szego towarzystwa , która by umia³a godziæ przywi¹zanie do dzieci i mê¿a, a zatem uczucia dodatnie, z najbardziej wyra-
23 [A. wiêtochowski], Liberum veto, Prawda 1892, nr 21, s. 249-250. Zbrodnia dokonana przez Brzezick¹ mia³a miejsce 12 maja 1892 roku. Gerlachowa mieszka³a przy ulicy Wspólnej 10. Na ironiê zakrawa fakt, ¿e oko³o trzech tygodni wcze niej (22 kwietnia) Brzeziccy przeprowadzili siê ze s³u¿bowego mieszkania na Pradze (gdy¿ w kwietniu 1892 roku in¿ynier odszed³ na zas³u¿on¹ emeryturê) na ulicê ¯urawi¹ 3, do domu po³o¿onego w bliskim s¹siedztwie mieszkania Gerlachowej. Jak wynika z przes³uchañ wiadków, ta ostatnia panicznie ba³a siê, ¿e kto j¹ zamorduje lub otruje, ze wzglêdu na to kultywowa³a ró¿ne dziwactwa, na przyk³ad nie korzysta³a z wodoci¹gu, nie zatrudnia³a s³u¿¹cej, choæ mog³a sobie na to pozwoliæ, itp. Ujawnione na rozprawie okoliczno ci zabójstwa sprawiaj¹ wra¿enie jakiego tragicznego fatum, dziwnego splotu wydarzeñ, które musia³y doprowadziæ do krwawego fina³u. Przypominaj¹ bardziej akcjê dramatu ni¿ rzeczywisto æ.
113
finowanym oszustwem, która by wreszcie dopu ci³a siê zwyczajnego morderstwa dla grabie¿y. Wed³ug zeznañ s³u¿by by³a to dobra pani, wed³ug zeznañ rodziny dobra ¿ona i matka, a wed³ug wiadectwa ofiar swej ¿¹dzy zdobywania pieniêdzy przebieg³a i pomys³owa oszustka24.
Dodajmy jeszcze, ¿e oskar¿ona by³a ofiarn¹ opiekunk¹ przytu³ku dla bezdomnych dzieci na Pradze, o czym za wiadcza³ sam proboszcz parafii w. Floriana ksi¹dz Ignacy Dudrewicz25. Dwoisto æ natury Brzezickiej wydawa³a siê komentatorom zupe³nie niezrozumia³a. Ze zdumieniem s³uchano, jak m¹¿ i doros³y syn oskar¿onej staraj¹ siê z³agodziæ jej d³ugi pobyt w wiêzieniu (od maja 1892 do koñca stycznia 1893 roku), kontaktuj¹c siê potajemnie z dozorczyni¹26. Zdumienie wyrazi³ te¿ Georg Brandes, do którego ksi¹¿ki Polska trafi³a ta sprawa (jakkolwiek Brandes nazwisk nie wymienia i opiera swoj¹ wersjê na plotkach), a który ze zdziwieniem skonstatowa³, ¿e winn¹ morderstwa, skazan¹ na ciê¿kie roboty na Syberii kobietê ¿egna na stacji ma³¿onek (w domy le zdradzany) z bukietem kwiatów. By³o to dla niego dowodem naiwno ci mê¿ów nierozumiej¹cych kobiecych namiêtno ci27. A mo¿e wyja nienia dziwnej sprzeczno ci charakteru oskar¿onej nale¿y w³a nie szukaæ w pó niejszej twórczo ci Ostrowskiej, która daleka od potêpiania kogokolwiek pokazuj¹c w Pie ni mi³o ci ewolucjê duszy kobiecej , kreuje postacie zb³¹kane Eloe i Mariê Magdalenê, ³¹cz¹ce silne uczucie z brakiem orientacji w wiecie warto ci, co doprowadza do zniewolenia w sferze z³a: Lecz wbrew idzie Twej ³asce ob³êdna lepota, Co wiat³o ci¹ ol niona w bezdro¿a siê miota28. 24
Tam¿e, 1893, nr 5, s. 58. Kurier Warszawski 1893, nr 31, s. 7. 26 Tam¿e, nr 33, s. 8. 27 J. Brandes, Polska, przek³. Z. Poznañski, Lwów 1898, s. 173. 28 Por. B. Ostrowska, Pie ñ mi³o ci, w: tej¿e, Poezje wybrane, oprac. A. Wydrycka, Kraków 1999, s. 189. Niektóre wiersze Ostrowskiej, np. Krzywda rani jeno krzywdziciela , ale chyba te¿ Chusty ofiarne, mo¿na ³atwiej zrozumieæ, maj¹c w pamiêci powy¿sz¹ sprawê. Ale poezja Ostrowskiej daje siê interpretowaæ i bez odniesieñ biograficznych. Pisz¹c ksi¹¿kê Rymów ga³¹zeczki skrzydlate W wiecie poetyckim Bronis³awy Ostrowskiej (Bia³ystok 1998), nic o sprawie Brzezickiej nie wiedzia³am. O sprawie tej nie wspominaj¹ te¿ inni badacze poezji Ostrowskiej, np. Stefan Lichañski. Ale mo¿e nale¿a³oby jeszcze raz przeczytaæ niektóre wiersze Ostrowskiej, uwa¿niej zastanawiaj¹c siê nad problemami winy, ofiary, odpowiedzialno ci, nad kreacj¹ postaci kobiecych. Biografia, jak siê wydaje, kreowa³a problematykê tej poezji na g³êbokim i trudnym do uchwycenia poziomie, choæ trudno przypu ciæ, ¿e nie mia³a na ni¹ wp³ywu. 25
114
Tymczasem inny s³awny komentator Boles³aw Prus, sprawê Brzezickiej omówi³ razem z atakiem na malarski impresjonizm, konstruuj¹c pojêcie impresjonizmu etycznego i oskar¿aj¹c przede wszystkim opiniê publiczn¹, a tak¿e rodowisko, w którym ¿y³a winowajczyni, za bezmy lno æ i bierno æ. Z Kroniki tygodniowej Prusa mo¿emy siê dowiedzieæ, jakie to plotki kr¹¿y³y po Warszawie: Brzezicka nale¿a³a do towarzystwa rozpustnic, które mia³y swoje miejsca schadzek (jak czarownice na £ysej Górze) i hojnie op³aca³y m³odych ludzi, ofiaruj¹cych im us³ugi. Z ca³ej tej epopei ledztwo nie wykry³o nic. Owszem, wykryto, ¿e osoby, szkalowane przez impresjonizm warszawski by³y po prostu ofiarami Brzezickiej w jej finansowych operacjach. Tajemniczych lokalów i hojnie op³acanej m³odzie¿y ani ladu. [ ] Ta sama opinia, niezrównana w domy laniu siê przyczyn niedorzecznych i skandalicznych, nie umie jednak ze sprawy Brzezickiej wyci¹gn¹æ wniosku, który le¿y jak na d³oni. Gdyby wierzyciele skazanej, zamiast po¿yczaæ jej przez grzeczno æ sumy stosunkowo du¿e albo podpisywaæ weksle in blanco, zwrócili siê we w³a ciwym czasie do jej mê¿a, mo¿e Brzezicka od kilku lat mieszka³aby w domu zdrowia, zamiast w wiêzieniu. A jej nieszczêsna ofiara mo¿e po dzi dzieñ chodzi³aby z dzbanuszkiem po wodê na plac, wci¹¿ obawiaj¹c siê z³ych ludzi29.
Z rozprawy wynika, ¿e Brzezicka przyzna³a siê mê¿owi do olbrzymich, licz¹cych oko³o dwudziestu trzech tysiêcy rubli d³ugów (roczna pensja Brzezickiego wynosi³a oko³o czterech tysiêcy rubli) ju¿ w 1890 roku i wtedy zacz¹³ on sp³acaæ wierzycieli (d³ugi zaci¹ga³a ma³¿onka mniej wiêcej od roku 1880). Rzecz w tym, ¿e wszystkich d³ugów nie ujawni³a. Naciskana przez wierzycieli, w przeddzieñ morderstwa zastawi³a w lombardzie w³asn¹ lubn¹ obr¹czkê. Nikt z rodziny nie domy li³ siê wówczas, ¿e, jak to sformu³owa³ s¹d: Interesy Brzezickiej zupe³nie siê zapl¹ta³y , ¿e znalaz³a siê w pu³apce bez wyj cia. Komentatorzy jak Prus oskar¿aj¹ rodowisko, ale niektórzy zaatakowali te¿ rodzinê jako mikrokosmos spo³eczny . Niepodpisany redaktor Przegl¹du Tygodniowego (byæ mo¿e sam redaktor naczelny artyku³ ukaza³ siê na pierwszej stronie), napiêtnowa³ brak porozumienia duchowego w rodzinie, który doprowadza do podobnych sekretów. Mi³o æ nie spaja, ufno æ nie jedna. Czêstokroæ obcy wiedz¹ wiêcej ni¿ w³asna rodzina o swoim cz³onku. [ ]
29
Kurier Codzienny 1893, nr 51. Cyt za: B. Prus, Kroniki, t. 13, oprac. Z. Szwejkowski, Warszawa 1963, s. 260.
115
Brak moralnego rz¹du w rodzinie, konwenans towarzyski, oraz lekkomy lne safandulstwo w interesach powinni si¹ æ z pods¹dn¹ na ³awie oskar¿onych, bo one to jej us³a³y smutn¹ do przestêpstwa drogê. S¹d ukara³ winn¹ a spo³eczno ci nale¿y rozwa¿yæ p³yn¹c¹ z wyroku naukê. Wiêcej ciep³a, wiêcej spójni w rodzinie, wiêcej ufno ci i szczero ci jest to nagl¹ca potrzeba, jest to najpilniejszy obowi¹zek, ci¹¿¹cy na ojcach i matkach30.
Sprawa Brzezickiej pobudza³a do ró¿nego typu refleksji, najczê ciej win¹ obarczano nie tylko sam¹ pods¹dn¹. B³yskotliwie, ale z gorzk¹ ironi¹ wypowiedzia³ siê Czes³aw Jankowski, który wykorzystuj¹c fakt, ¿e proces odbywa³ siê w karnawale, przeszed³ g³adko od omawiania najnowszej mody i wydarzeñ na salach balowych do sali innej, s¹dowej: liczna ta druga sala. Wysoko wspina siê sklepienie; po jednej, po drugiej stronie arkadowe portyki wsparte na bia³ych korynckich kolumnach; wiat³o z góry pada; rzek³by : wi¹tynia. Bo i rzeczywi cie to wi¹tynia wi¹tynia Temidy. W sali t³ok prawie taki, jak na bia³ym balu. W g³êbi stó³ d³ugi, na podniesieniu nieznacznym, a za sto³em siedz¹ panowie w z³otem szytych mundurach. Na prawo rodzaj stalli z ³aw¹ na przodzie g³êbok¹, a na ³awie tej siedzi sama jedna kobieta w czerni ca³a, w czarnym toczku u³o¿onym na siwe w³osy, g³adko nad skroniami zaczesane. [ ] Na lewo od sêdziowskiego sto³u, kilkunastu sprawozdawców warszawskich i pozawarszawskich czasopism, pod¹¿a piórem i o³ówkiem za ka¿dym s³owem sêdziów, wiadków, oskar¿onej i obroñców. W sali samej i na galerii g³owa przy g³owie, dooko³a pod kolumnami fachowi palestranci, przys³uchuj¹cy siê pilnie; w g³êbi za sto³em prezydialnym po³yskuj¹ szlify i ordery dygnitarzy zaproszonych. Na sali cisza, tylko g³os badanego w³a nie wiadka rozlega siê dono nie, tylko pada nagle krótkie pytanie prokuratora lub którego z obroñców, tylko kiedy niekiedy odezwie siê g³os prezyduj¹cego lub prze li nie siê miêdzy pytaniem a odpowiedzi¹ lotny frazes t³umacza. Rozgrywa siê akt ostatni ¿yciowego dramatu31.
Sprawa wywo³a³a lawinê komentarzy i interpretacji, opisów mniej lub bardziej dok³adnych, z których wy³ania siê powoli groz¹ nasycona sytuacja, w jakiej znalaz³a siê rodzina Brzezickich32. Mo¿na te¿ zauwa¿yæ, ¿e dok³adne bada30
Przegl¹d Tygodniowy 1893, nr 6, s. 61-62 (numeracja stron rocznika). Z tygodnia na tydzieñ. Tygodnik Ilustrowany 1893 nr 163, s. 91. 32 O tej sytuacji przejmuj¹co za wiadczaj¹ zapiski Stefana, m³odszego brata Bronis³awy (urodzonego w roku 1888), zachowane w Zbiorze rodziny Brzezickich, sygn. 72.7. Warto je zacytowaæ. Matki nie zna³em nigdy. Nie pamiêtam jej wcale. Czasem tylko zamajaczy mi wspomnienie jakie nieuchwytne jakich pieszczot, jakiego czego , z czego sprawy sobie zdaæ nie mogê. [ ] Pyta³em siê nieraz Ojca, gdzie jest matka; zbywa³ mnie zwykle jak¹ nieokre lon¹, nic niemówi¹c¹ odpowiedzi¹. Nie dopytywa³em siê, gdy¿ wiedzia³em, ile ojca 31
116
nia wiadków nie tyle przyczyni³y siê do rozwik³ania sprawy, ile do jej zawik³ania w kwestii pobudek i motywów. Nagromadzone zeznania, wiadectwa i relacje wydaj¹ siê pog³êbiaæ tajemnicê, któr¹ tak naprawdê stanowi osobowo æ i indywidualna egzystencja, a o czym bardzo dobrze wiedzia³a Ostrowska, pisz¹c opowiadania W starym lustrze. Nie ma jednej, koniecznej, determinuj¹cej splot wydarzeñ przyczyny, której wykrycia domaga³ siê w swojej publikacji wiêtochowski. Natomiast dla wielu znanych komentatorów proces Brzezickiej by³ pretekstem do analizowania ró¿nych zjawisk spo³ecznych. Na przyk³ad Boles³aw Lutomski w zwi¹zku z t¹ spraw¹ wypowiedzia³ siê na temat sposobu ¿ycia wy¿szych warstw spo³eczeñstwa europejskiego i jednocze nie na temat tzw. organicznych czynników fatalnych. Obok Brzezickiej pad³y przy tym nazwiska Zoli, Ibsena i Daudeta33. W artykule Jana Ludwika Pop³awskiego znalaz³y siê ostre oskar¿enia bezkarnie rozplenionego plotkarstwa i prasy, która stwarza odpowiedni grunt dla rozwoju insynuacji i potwarzy34. Gazeta S¹dowa Warszawska przedstawi-
nawet taka odpowied kosztuje, gdy¿ mia³em ¿al do matki, ¿e nie jest przy mnie, ¿e ojciec mi ka¿e listy do niej pisaæ. [ ] Ojciec mówi³, ¿e kazali jej wyjechaæ, znienawidzi³em tych, co kazali, znienawidzi³em wiat ca³y. Zacz¹³em podejrzewaæ jak¹ tajemnicê, tajemnicê, któr¹ moi koledzy znali, dawali mi to poznaæ, lecz nigdy nie chcieli mi prawdy wyjawiæ. Ojciec by³ s³aby, le¿a³. Wieczorami kaza³ mi wyj¹æ jak¹ tekê i przynie æ do ³ó¿ka, wyj¹³ z niej jakie stare gazety i zacz¹³ czytaæ. Rozebra³em siê i ukl¹k³em przy ³ó¿ku ojca, by zmówiæ pacierz. Rzuci³em okiem na gazety i przeczyta³em Zbrodnia w rêkawiczkach, a pod tym nag³ówkiem: »Stefcio i Janinka«; by³o to imiê zmar³ej przed kilku laty mej siostry. Zainteresowany zacz¹³em czytaæ; przeczyta³em imiê i nazwisko mej matki, co o usi³owaniu samobójstwa, zerwa³em siê z klêczek, pobieg³em do siostry i rozp³aka³em siê, dopytuj¹c, dlaczego mi nie mówili, ¿e matka nie ¿yje, dlaczego, za co, kazali mi do niej listy pisaæ. Siostra p³acz¹c zaczê³a mnie uspakajaæ, ¿e mama ¿yje, przyjedzie nied³ugo, poszed³em pierwszy raz, nie wierz¹c siostrze. Usn¹æ nie mog³em. Ojciec wiat³o zgasi³ i s³ysza³em, jak zasn¹³. Wsta³em, schwyci³em tekê i pobieg³em jak szalony do najdalszego pokoju. W k¹cie za szaf¹ zapali³em wieczkê i przy jej wietle odczyta³em ca³¹ historiê tej tajemnicy, dowiedzia³em siê dlaczego kazali matce wyjechaæ, dowiedzia³em siê nie z ust ojca czy brata, lecz ze sprawozdania z procesu, napisanego stylem reportera od wszelkich skandali, stylem sensacyjnego romansu, dowiedzia³em siê wszelkich wersji kr¹¿¹cych wówczas po Warszawie o matce mojej, wersji tak brutalnych, pod³ych, ¿e nie mog¹c d³u¿ej czytaæ, odnios³em wpó³przytomny tekê i po³o¿y³em siê do ³ó¿ka. Nie p³aka³em ju¿ wtedy, nie Nie mog³em daæ poznaæ po sobie, ¿e wiem co kolwiek, zamkn¹³em siê w sobie, z ¿alem do wiata i ludzi, unika³em ka¿dego, o którym bym my la³, ¿e wie co kolwiek o matce mojej, sta³em siê mrukiem Miêdzy mn¹ a kolegami stanê³a jak mur nieprzebyty ta tajemnica znana mi teraz, zerwa³em z nimi zosta³em sam . Z dalszych zapisków wynika, ¿e opisywana sytuacja mia³a miejsce w 1899 roku, roku debiutu Ostrowskiej. 33 Z dnia na dzieñ. Tygodnik Ilustrowany 1892, nr 164, s. 102-103. 34 Belka i s³omka. G³os 1893, nr 8, s. 1-2.
117
³a obszerne Wra¿enia prawnika pióra Nila, oceniaj¹cego mo¿liwo æ zastosowania psychiatrii w sprawach s¹dowych, powo³uj¹cego siê przy tym na wiele zagranicznych autorytetów35. Nie przypadkiem zapewne Niwa , która procesem bezpo rednio siê nie zajmowa³a, publikowa³a w roku 1893 obszerny cykl artyku³ów Szko³a antropologo-kryminalna, pióra Aleksandra Moldenhawera36. Niektóre pisma krakowskie, np. Czas publikowa³y sprawozdania z procesu, inne zamie ci³y tylko wzmianki lub komentarze. Petersburski Kraj przedrukowa³ ca³y akt oskar¿enia, a sprawozdanie pod tytu³em Zbrodnia w rêkawiczkach zamie ci³ w nim Wiktor Gomulicki. Interesowa³a go przede wszystkim postaæ i osobowo æ oskar¿onej: Kiedy Brzezick¹ wprowadzono do sali s¹dowej ujrza³em przed sob¹ blondynkê siwiej¹c¹, redniego wzrostu, do æ pe³n¹, o cerze limfatycznej, z twarz¹ mi³¹ i rozumn¹, ze zmieszaniem w jasnych oczach i gorycz¹ wielkiego cierpienia w k¹cikach ust ku do³owi obwis³ych. [ ] Po odczytaniu d³ugiego aktu oskar¿enia, prezyduj¹cy (M. Kapher) zwróci³ siê do Brzezickiej z zapytaniem: co ma do powiedzenia na piêæ punktów ostatnich, w których kategorycznie przestêpstwa jej zamkniêto. [ ] Na wszystkie punkty Brzezicka odpowiedzia³a twierdz¹co. Piêciokrotne tak wypowiadane coraz s³abszym g³osem, który w koñcu prawie w szept przeszed³, wywar³o dziwne, z niczym porównaæ siê nie daj¹ce wra¿enie. By³a w tym równocze nie: pokora, rezygnacja i oszo³omienie nie pozwalaj¹ce ani broniæ siê, ani nawet my li do porz¹dku przywo³aæ. [ ] S¹d mój zamyka³ siê w s³owach: nieszczê liwa i chora. Nieszczê liwa przez chorobê i chora przez nieszczê cie37.
Gomulicki eksponuje analogiê sytuacji Brzezickiej z sytuacjami postaci literackich: Ibsenowskiej Nory i Emmy Bovary. Nie uwa¿a oskar¿onej za wielk¹ i przebieg³¹ oszustkê, lecz za monomankê (nawet za oniomankê jak nazywa jej maniê po¿yczania Gomulicki) i histeryczkê. Cytuj¹c s³owa francuskiego psychiatry Charcota, dowodzi, ¿e zrêczno æ, z jak¹ Brzezicka wprowadza³a w b³¹d otoczenie jest w³a nie dowodem histerii. Nie przes¹dza jednak, czy oskar¿ona jest niepoczytalna. Wyra ny zawód sprawia mu decyzja s¹du, który odrzuci³ wnioski ekspertów o badanie oskar¿onej w szpitalu psychiatrycznym i o 7 wieczorem, przy zapalonym gazie, w ród ciê¿kiej i denerwuj¹cej atmosfery odczyta³ 35
Gazeta S¹dowa Warszawska , 1893, nr 8-9.
36 Niwa 1893, s. 102-109, 140-145, 201-201, 235-240, 281-285, 314-319, 373-381 (nu-
meracja stron rocznika). 37 Zbrodnia w rêkawiczkach, Kraj 1893, nr 5, s. 20.
118
wyrok: pozbawienie praw stanu, dziesiêæ lat ciê¿kich robót i do¿ywotnie osiedlenie na Syberii. Sprawozdanie Gomulickiego okazuje siê wyj¹tkowe z innego powodu ni¿ wspó³czucie dla oskar¿onej. Otó¿ w³a nie Gomulicki recenzowa³ pó niej niektóre ksi¹¿ki Ostrowskiej, pisa³ o utalentowanej poetce autorce misternie szlifowanych, prawdziwie opalizuj¹cych Opali , a w Polskim S³owniku Biograficznym znajdziemy informacjê, ¿e to on jako pierwszy doceni³ talent m³odziutkiej Edmy Mierz38. Talent ów doceni³ te¿ Czes³aw Jankowski, który po wydaniu Opali i Poezji w recenzji zatytu³owanej Poetka têsknoty, piêknie pisa³ o wierszach Bronis³awy Ostrowskiej: Poezja jej to jakby misterna, wzorzysta, o deseniach delikatnych, mieni¹cych siê bogactwem s³owa i stylu, wietna a subtelna zas³ona, przez któr¹ widzimy dusze ludzkie i ¿ycie tu nasze. Prze rocze to tak umiejêtnie sfa³dowane i utkane, ¿e zas³ania tylko to, co pospolite, obmierz³e, ogólnie dostêpne i tamuj¹ce dalek¹ perspektywê w g³¹b dusz i ku dalekim, dalekim horyzontom ¿ycia39.
Rzeczywi cie, poezja autorki Opali sta³a siê mistern¹ zas³on¹, która zakry³a drastyczn¹ historiê matki. Trzeba przyznaæ, ¿e m³oda Bronis³awa Brzezicka wykaza³a siê wielk¹ odwag¹, decyduj¹c siê na publiczne wyst¹pienie w sytuacji, gdy jej sprawy rodzinne by³y wszystkim znane od tak tragicznej, ale i degraduj¹cej ca³¹ rodzinê strony. Nie mo¿na chyba wskazaæ innego pisarza, który mia³by podobn¹ sytuacjê debiutu. Czy recenzenci wiedzieli, ¿e w swoich artyku³ach pisz¹ o matce i córce, matce os¹dzonej zabójczyni i córce poetce? Z du¿ym prawdopodobieñstwem mo¿na odpowiedzieæ twierdz¹co na to pytanie. Oba fakty nie by³y znów tak bardzo w czasie oddalone, zreszt¹ w latach publikacji obu tomów Ostrowskiej (1902, 1905) jej matka jeszcze ¿y³a, prawdopodobnie w Tomsku40. 38 Por. Polski S³ownik Biograficzny, t. 24, s. 534. W 1900 roku Bronis³awa (jeszcze) Brzezicka opublikowa³a w 35. numerze Kraju cykl o miu sonetów Z go ciñców duszy pod pseudonimem Edma Mierz. Byæ mo¿e ocena Gomulickiego dotyczy³a tych wierszy. Recenzjê Bronis³awy Ostrowskiej Ksi¹¿eczki Halusi zamie ci³ Gomulicki w roku 1906 w 50. numerze Kraju (s. 16). Tam te¿ pisa³ z aprobat¹ o jej Opalach. 39 Kurier Warszawski 1905, nr 170. 40 W zachowanym odpisie wiadectwa zgonu Bronis³awa Brzezickiego (15 III 1901 roku) znajdujemy informacjê, ¿e pozostawi³ ¿onê Bogus³awê z Palickich. W przejmuj¹cych zapiskach Stefana Brzezickiego, brata poetki, datowanych na 17 IV 1907 roku. czytamy: le mi na wiecie, bo mam matkê, której nie znam, bo mam matkê, której nie kocham; le mi, bom w dzieciñstwie prawie straci³ tego, kogom kocha³, tego, który wiat dla mnie stanowi³ (mowa o ojcu). Stefan mia³ cztery lata w czasie procesu matki, nieca³e trzyna cie w momencie mierci ojca (Zbiór rodziny Brzezickich, sygn. 72.7).
119
Zajmuj¹c siê przez d³u¿szy czas dzie³em Ostrowskiej, nigdzie, w ¿adnej publikacji dotycz¹cej tej twórczo ci nie znalaz³am wzmianki na temat po³¹czenia obu spraw, choæ istnia³a ca³kiem realna mo¿liwo æ, ¿e g³o na sprawa Brzezickiej wp³ynie na odbiór twórczo ci córki. Tymczasem ta twórczo æ sta³a siê warto ci¹ na tyle autonomiczn¹, ¿e o sprawie matki Ostrowskiej w³a ciwie publicznie zapomniano. Dopiero w niektórych artyku³ach po mierci poetki i pracach wspomnieniowych pojawi³y siê aluzje do prze¿ytej przez ni¹ w m³odo ci tragedii rodzinnej. Mniej dyskretna by³a sama Ostrowska, wiedz¹c zapewne, ¿e wiele osób zna sprawê jej matki, ale nie odwa¿y³a siê przypominaæ i tylko ona sama mog³a co na ten temat powiedzieæ. Zanim omówimy postaæ matki pojawiaj¹c¹ siê W starym lustrze, przypomnijmy jeszcze liryk wcze niejszy, opublikowany po raz pierwszy w tomie Chusty ofiarne (1910), byæ mo¿e nied³ugo po mierci matki, gdy¿ to ona jest niew¹tpliwie jego bohaterk¹. Zatytu³owany zosta³ Dzieciêctwo. Mimo obci¹¿enia niniejszego artyku³u cytatami, podamy go w ca³o ci, gdy¿ dopiero zestawienie tekstów wyra nie pokazuje, jak ró¿ni³ siê w³asny obraz matki od tego, który poetka mog³a poznaæ i zapewne pozna³a ze sprawozdañ prasowych. Dla dzisiejszego czytelnika wzruszaj¹cy jest ten objaw pamiêci, neguj¹cy wszystkie pó niejsze wydarzenia, kreuj¹cy wieczny raj dzieciñstwa, choæ wiemy ju¿, ¿e gorzkie dale to dla Ostrowskiej nie tylko symbol utraty mitu, lecz niezwykle konkretna rzeczywisto æ: Pamiêtam cich¹ g³owê o w³osach jak len I blade chabry oczu zza rzês dziebe³ s³omy, I tych palców nie¿ystych drobny splot ruchomy, I ten g³os oddalony i piewny jak sen. O latarnio magiczna ukochanych scen! O wy w sadach ton¹ce, wiejskie, strzeszne domy! Obrazie jako mg³a lotny, jak têcza znikomy, Omanie, zatracony w gorzkich dalach, hen! Jak kwiecie groszku z ba ni szeptanej przez ciebie O¿ywa me dzieciñstwo i rozchyla p¹k, I niesie miê w pachn¹cej, kwiatowej kolebie W twoich ba ni powrotnych czarodziejski kr¹g, Pod puchami ob³oków na pogodnym niebie, W zmartwychwsta³ej, najs³odszej pieszczocie twych r¹k41.
* 41
Cyt. za: B. Ostrowska, Poezje wybrane , s. 113.
120
Gdyby przy³o¿yæ do opowiadañ wspomnieniowych Ostrowskiej autobiograficzny trójk¹t Ma³gorzaty Czermiñskiej42, potwierdzi³oby siê przede wszystkim zró¿nicowanie postaw autobiograficznych, które daje siê zauwa¿yæ nawet w obrêbie tak szczup³ego tomu. Ró¿nice w charakterze narracji poszczególnych opowiadañ s¹ z pozoru niewielkie, mo¿na jednak dostrzec wyra n¹ zmianê zawarto ci pierwiastków wiadectwa, wyznania i wyzwania w konkretnych tekstach. W zale¿no ci od dominacji owych elementów mo¿na opowiadania Ostrowskiej ustawiæ w pewnej kolejno ci, innej ni¿ w opublikowanym zbiorze. A zatem w opowiadaniu Rostobola dominuje postawa wiadectwa. Uwaga narratorki jest skupiona na przyjació³ce i jej losach, jak gdyby chcia³a swoj¹ opowie ci¹ sp³aciæ osobisty d³ug wobec tej, która naprawdê wola³a zawsze to, co wol¹ inni (s. 29)43. wiadectwo okazuje siê dyskretne. Ostrowska wymienia jedynie imiê bohaterki i dzi nie uda³o siê ju¿ odkryæ jej to¿samo ci, ale byæ mo¿e niektórzy ówcze ni czytelnicy potrafili j¹ rozpoznaæ. Wspomnienie ogranicza siê do kilku, ledzonych jak gdyby okiem kamery scen, ten sposób prezentacji charakteryzuje zreszt¹ i inne opowiadania. Postaæ Julii znajduje siê w centrum kreowanych obrazów i postawie wiadectwa towarzyszy, w mniejszym zakresie, postawa równie dyskretnego wyznania, zwi¹zana przede wszystkim z wyeksponowaniem uczuæ i wra¿eñ wzajemnego zwi¹zku. Znacz¹c¹ rolê we wszystkich opowiadaniach Ostrowskiej odgrywaj¹ przedmioty. Krzak dzikiej ró¿y, rozkwitaj¹cy tysi¹cem ró¿owych u miechów kunsztowna narracja przekszta³ca sekret wspólnej zabawy z dzieciñstwa w symbol ewokuj¹cy dobroæ i piêkno charakteru Julii. W dwóch innych opowiadaniach: Pawe³ oraz W sejneñskim dworku postawy wiadectwa i wyznania ³¹cz¹ siê w nieco innych ni¿ poprzednio proporcjach. Akcja opowiadania Pawe³ toczy siê wokó³ domu stryja, Tomasza Brzezickiego. Mo¿emy dopowiedzieæ, ¿e by³ on m³odszym bratem ojca Ostrowskiej, profesorem Instytutu Muzycznego w Warszawie, nauczycielem m³odszych klas fortepianu. Jego nazwisko wspó³cze nie pojawia siê w publikacjach dotycz¹cych Instytutu Muzycznego44. W³a ciwym tematem Paw³a jest destrukcja, jak¹ wpro42 Por. M. Czermiñska, Autobiograficzny trójk¹t. wiadectwo, wyznanie i wyzwanie, Kraków 2000. 43 Wszystkie cytaty z opowiadañ W starym lustrze pochodz¹ z przedruku w: B. Ostrowska, Utwory proz¹ (w nawiasach podajê strony tego wydania). 44 Np. A. Rutkowska, Dzia³alno æ pedagogiczna Instytutu Muzycznego Warszawskiego 1860-1918. Warszawa 1967. Tomasz Brzezicki ¿y³ w latach 1846-1916. Pisze o nim te¿ H. Ostrowska-Grabska, Bric à brac , s. 49-50.
121
wadza w losy i wiadomo æ bohaterów sytuacja niewoli narodowej. Pocz¹tkiem nieszczê cia staje siê podjêta przez rodzinê babki decyzja o prawos³awnym ma³¿eñstwie, która na skutek restrykcyjnych przepisów zmusza nastêpne pokolenia do przyjêcia wyznania zaborcy i wreszcie doprowadza do buntowniczego samobójstwa m³odego Paw³a. Mistrzowsko konstruowane sceny sk³adaj¹ siê z wyrazistych szczegó³ów, które stopniowo buduj¹ atmosferê zagro¿enia, kulminuj¹c¹ w samobójczym ge cie: Za cian¹ stryj gra. Cieñ palmy w dr¿¹cym blasku wiecy wyci¹ga fantastyczne ³apy po suficie. Wielkie akordy przepe³niaj¹ przestrzeñ jak dzwony. Wszystko zapada w mój sen (s. 24).
Jak zwykle uwaga poetki koncentruje siê na szczególe, który nabiera warto ci symbolu. Obr¹czka to drobny z³oty kr¹¿ek, co obruszy³ sob¹ ca³¹ lawinê sypi¹cych siê latami bólów, upokorzeñ i klêsk . Uchem wewnêtrznym mo¿na dos³yszeæ ow¹ lawinê w zdejmowanej z katafalku trumnie (s. 25). Za uroczysto ci ¿a³obne tu zaznacza siê pierwiastek wyznania stanowi¹ dla dziecka pierwsz¹ lekcjê niewoli i nienawi ci . Nienawi ci, która doprowadza do zniekszta³cenia percepcji, co subtelnie zosta³o w opowie ci pokazane. Przeczytany na cmentarzu prawos³awnym, na którym pochowano Paw³a, nagrobkowy napis, przekazuj¹cy uniwersaln¹ przecie¿ prawdê o krucho ci ludzkiego istnienia ( Nie che³p siê tu przechodniu, ani l¿yj proch i ko æ,/ My w domu, a ty go æ ), zostaje zrozumiany w kontek cie narodowym, wywo³uje eksplozjê odczuæ: Tak, oni s¹ tu w domu. Dlaczego? Tu w sercu naszej ziemi! Oni, krzywdziciele? [ ] Poprzez ca³y bunt, poprzez ca³¹ nienawi æ dziecinnego serca przes¹cza³a siê sk¹dci spoza ¿ycia nag³a, ogromna pustka. Nic wiêcej. Tylko jakby puste miejsce, przygotowane niewiadom¹ rêk¹ na co innego, co wiêkszego, co przyjdzie. [ ] Tu¿ nade mn¹, w krzaku czeremchowym jaki malutki ptak zanosi³ siê od radosnego wiergotu (s. 26).
Dystans czasowy miêdzy narratork¹ a bohaterk¹, wiadomo æ odzyskania ukochanej ojczyzny kreuj¹ optymistyczny mimo wszystko nastrój ostatniej sceny. Opowiadanie W sejneñskim dworku przypomina za relacjê z egzotycznej podró¿y pe³ni¹cej zwykle dla autorów tekstów autobiograficznych funkcjê edukacyjn¹. Tak jest poniek¹d i w przypadku Ostrowskiej. Egzotykê dla mieszkanki Warszawy stanowi¹ wielokulturowe Sejny, do których wówczas je dzi³o siê kolej¹ przez Grodno. Akcja opowiadania toczy siê w domu wuja. Dzi , na podstawie dostêpnych róde³, mo¿emy dopowiedzieæ, ¿e by³ nim brat matki Ostrowskiej, W³adys³aw Palicki, który prowadzi³ przez d³ugie lata kancelariê
122
prawn¹. W Archiwum Pañstwowym w Suwa³kach jest dostêpny olbrzymi zbiór dokumentów notariusza W³adys³awa Palickiego45. W opowiadaniu tym jeszcze wyra niej zaznacza siê dystans czasowy miêdzy narratork¹ a bohaterk¹, komentarz okazuje siê komentarzem doros³ej osoby, nie dziecka ( osobliwe pami¹tki , bezinteresownie rozczulona ¿yczliwo æ ludzka , dziwne, stylowe stroje itd.). Mo¿na dostrzec tak¿e mniejsze zaanga¿owanie emocjonalne bohaterki wobec rzeczywisto ci przedstawionej, za wyeksponowana zostaje rola poznawcza i niezwyk³o æ do wiadczanych wra¿eñ, które wytr¹caj¹ z codziennych przyzwyczajeñ. Spojrzenie z dystansu stwarza kresowy raj, w którym owoce przeobra¿aj¹ siê w klejnoty domowej wi¹tyni, spi¿arnia w pracowniê alchemiczn¹, powóz w arkê, a te ciowa wuja, pani Hipolitowa w dobr¹ wró¿kê z bajki. Dwa nastêpne opowiadania: Babcia Damianiowa i Tajemnica akwarium wyró¿niaj¹ siê pog³êbieniem portretów psychologicznych postaci, zarówno narratorki, jak i przedstawionych osób. Oba charakteryzuje swoisty typ narracji, charakterystyczny sk¹din¹d dla wnikliwych wspomnieñ z dzieciñstwa, u¿ywany zapewne wiadomie przez Ostrowsk¹, wietnie znaj¹c¹ psychologiê dziecka, czego dowodem s¹ chocia¿by jej wysokiej klasy utwory dla dzieci. Ów typ narracji pojawi³ siê ju¿ w wymienionych wy¿ej opowiadaniach, ale w du¿o mniejszym zakresie. Jest to narracja zanurzona w bezczasie, w mitycznym powtórzeniu, a tak¿e w wiecie dziecka, które nie jest jeszcze za nic odpowiedzialne i nie potrafi dobrze okre liæ swego ja , byæ mo¿e te¿ nie odró¿nia tego ja od otoczenia. W Wielk¹ Sobotê, po ukoñczeniu uroczysto ci strojenia wiêconego, wyrusza³o siê jeszcze ostatni raz na groby. Wyje¿d¿a³o siê z Pragi otwartym tramwajem [ ] (s. 35). A dalej wdycha³o siê , wysiada³o siê , przystêpowa³o siê , dzwoni³o siê itd., w narracji Babci Damianiowej bezosobowa i zwrotna forma czasownika wystêpuje z ¿elazn¹ konsekwencj¹. Podobnie w Tajemnicy akwarium: Przed wyjazdem na d³ugie wakacje letnie oddawa³o siê wizyty ciotkom tak rozpoczyna siê opowiadanie. Jednak rzeczywisto æ przedstawiona w obu opowiadaniach nie jest opisem dzieciêcego raju, jak mo¿na by siê spodzie45 Archiwum Pañstwowe w Suwa³kach, nr zespo³u 238. W archiwalnym Zbiorze rodziny Brzezickich zachowa³ siê nekrolog W³adys³awa Palickiego kandydata praw, rektora hipotecznego , który zmar³ w Suwa³kach 7 II 1910 roku, prze¿ywszy lat 68 i zosta³ pochowany w katakumbach na Cmentarzu Pow¹zkowskim (sygn. 72.12) Z innych dokumentów tego zbioru wynika, ¿e W³adys³aw Palicki opiekowa³ siê po mierci szwagra nieletnim bratem Ostrowskiej Stefanem, gdy¿ ten uczy³ siê w gimnazjum w Suwa³kach. Proces Brzezickiej nie naruszy³ wiêc cis³ych zwi¹zków miêdzy obiema rodzinami, mo¿e je raczej umocni³.
123
waæ, mie ci raczej wydarzenia traumatyczne. Kim by³a tytu³owa babcia Damianiowa? Cecylia Damiani, ciotka (lub raczej dalsza krewna) ojca poetki, nauczycielka pojawia siê na procesie Brzezickiej w roli wiadka. Ociemnia³a i chora, wniesiona do sali na krze le przez s³u¿¹cych s¹dowych tak relacjonuje sprawozdawca Kuriera Warszawskiego 46. Kalectwo i zniedo³ê¿nienie babci uwidocznione zosta³o i w opowiadaniu Ostrowskiej. Ale nie ono wprowadza traumatyczne prze¿ycia. Z postaci¹ babki ³¹czy siê do wiadczenie czego niezrozumia³ego, niepokoj¹cego, bezu¿ytecznego i niedaj¹cego siê powi¹zaæ z otaczaj¹c¹ rzeczywisto ci¹. Misterne wycinanki Damianiowej okazuj¹ siê do niczego niepodobne i nieznacz¹ce nic, tak jak i jej opowiadania. Tajemnica lustra, powi¹zana z relacjonowan¹ przez Damianiow¹ mierci¹ ciotki Bronis³awy47, wprowadza niepokój, a emocjonalna reakcja babki jest niezrozumia³a dla dziecka. Za czesane w ciemno ci, elektryzuj¹ce siê w³osy Damianiowej doprowadzaj¹ dziewczynkê do prawdziwej paniki. Do wiadczenie obco ci i lêku kulminuje w zakoñczeniu opowiadania. Podobn¹ relacjê z ¿ycia wewnêtrznego, a wiêc postawê wyznania znajdziemy w opowiadaniu Tajemnica akwarium. Jego bohaterk¹ jest równie¿ osoba kaleka, g³uchoniema, jak¿e jednak inna! Mo¿e dlatego, ¿e autentyczna ciocia Pfeiffrowa by³a niezwyk³¹ kobiet¹, któr¹ i dzi ladem Ostrowskiej warto przypomnieæ. Mo¿na skonfrontowaæ kreacjê poetki z relacj¹ córki cioci Pfeiffrowej , któr¹ uda³o siê nie bez trudu odszukaæ. Pisa³a Maria widerska: Matka nasza w trzecim roku ¿ycia uleg³a wypadkowi (spad³a z hu tawki), skutkiem którego straci³a s³uch i mowê. Zosta³a na ca³e ¿ycie g³uchoniem¹, nie trac¹c wrodzonych zdolno ci i zalet charakteru. [ ] Osobi cie z ma³¹ pomoc¹ zajmowa³a siê dzieæmi [ ] Za rozrywkê w domu najmilsz¹ uwa¿a³a lekturê i czyta³a du¿o. By³a najlepsz¹ ¿on¹ i matk¹ swej licznej gromadki z jedena ciorgiem dzieci ogó³em (maj¹c dwa razy bli niêta), w tym siedmioro ¿yj¹cych. Dla biednych, szczególnie g³uchoniemych sta³a siê prawdziw¹ opatrzno ci¹, z pe³ni swego hojnego, szczerego serca. Mia³a usposobienie bardzo weso³e i towarzyskie, pe³ne go cinno ci, co cechowa³o oboje naszych Rodziców48.
Wspomnienie potwierdza i uzupe³nia cechy bohaterki Ostrowskiej. Ciocia Pfeiffrowa to Zuzanna Anatolia z Temlerów (1827-1910), ¿ona bogatego 46 Kurier Warszawski 1893, nr 31, s. 8. W przedruku opowiadania w ksi¹¿ce Z teki dwudziestolecia pope³niono b³¹d, upraszczaj¹c nazwisko do narzucaj¹cej siê, znanej formy Damianowa . Niew¹tpliwie bohaterk¹ opowiadania jest jednak Cecylia Damiani. 47 Z zeznañ W³adys³awa Palickiego na procesie Brzezickiej wynika, ¿e by³a to postaæ autentyczna, siostra jego i matki Ostrowskiej. Wspomniana te¿ zosta³a w pierwszym opowiadaniu. 48 J. M. Pfeiffer, Wspomnienia warszawskiego przemys³owca, red. H. Pfeiffer-Milerowa, t. 1, Warszawa 2003, s. 15-16.
124
przemys³owca Stanis³awa Fryderyka Pfeiffra, którego biogram znajduje siê w Polskim S³owniku Biograficznym49. Bohaterka opowiadania, g³uchoniema, niezwykle serdeczna ciotka staje siê nawet kim wiêcej, ni¿ mog³a to przewidzieæ cytowana wy¿ej jej w³asna córka. Ciocia Pfeiffrowa uosabia tajemnicê ciszy, równoznaczn¹ nieznanemu szczê ciu, tym pe³niejszemu, ¿e niemo¿liwemu do wyra¿enia, zamkniêtemu w jakiej wietlistej przestrzeni, jak w przenikniêtej promieniami s³onecznymi kuli akwarium. Kalectwo nie wzbudza odrazy ani strachu, otwiera natomiast nowy, nieznany wiat. Dziwne do wiadczenie i niezwyk³e wyznanie, które zestawiæ mo¿na tylko z wierszem poetki Niewcielonymi snami jam bogata lub z tymi pó nymi lirykami, gdzie wyra nie wystêpuje motyw ciszy (np. Ziarno, Nów z³oty rzucony w niebie ). Postawa wyznania, jak pisze Ma³gorzata Czermiñska, ³¹czy siê z liryzacj¹ wypowiedzi, co w opowiadaniu Tajemnica akwarium znalaz³o wyraz w sugestywnych nastrojowo-symbolicznych elementach, z których najwa¿niejszy to prze wietlone s³oñcem akwarium. W dwóch ostatnich wymienionych tu opowiadaniach pojawia siê postaæ matki. Znamienne, ¿e wprowadza ona dysonans w dzieciêcy wiat wra¿eñ i odczuæ. Spowodowane przez matkê pomieszanie zapachów lilii i czekolady w Babci Damianiowej okazuje siê doznaniem dotkliwym. Podobnie w Tajemnicy akwarium: matka niewinnymi z pozoru d wiêkami: szelestem, miechem, brzêczeniem paciorków, wreszcie gwa³townym uderzeniem koralików o cianê akwarium nie wiadomie uniemo¿liwia córce uchwycenie fascynuj¹cej tajemnicy ciszy. Czy jest to subtelny znak wielkiego dysonansu, który matka te¿ zapewne nie wiadomie wprowadzi³a w ca³e ¿ycie córki? Byæ mo¿e, choæ opowiadanie W starym lustrze, podobnie jak cytowane wcze niej Dzieciêctwo, sugeruje zupe³nie co innego. W tytu³owym opowiadaniu, chyba najciekawszym i najbardziej skomplikowanym, które tu krótko omówimy jako ostatnie, proporcja postaw autobiogra49 Polski S³ownik Biograficzny, t. 25, s. 759-760. Wydaje siê, ¿e Ostrowsk¹ zawiod³a pamiêæ co do lokalizacji domu Pfeiffrów. Podaje ona ulicê Szkoln¹. Pfeiffrowie mieszkali wówczas na ulicy Smoczej 43, by³ to ich rodzinny dom (por. wywiad z Halin¹ Pfeiffer-Milerow¹. Gazeta Wyborcza , 11 XII 2003 rok, wydanie warszawskie). Osobn¹ sprawê stanowi rodzaj pokrewieñstwa Brzezickich z rodzin¹ w³a cicieli fabryk garbarskich. Dziadek Ostrowskiej Józef Palicki by³ ¿onaty z Ann¹ Hermini¹ z domu Rauch, za matk¹ Stanis³awa Pfeiffra, mê¿a g³uchoniemej Zuzanny by³a Herminia Katarzyna Amelia z Rauchów. Bogus³awa Brzezicka by³a wiêc dalek¹ krewn¹ mê¿a Zuzanny. Ale powodem za¿y³o ci obu rodzin móg³ byæ te¿ fakt, ¿e Zuzanna z Temlerów uczy³a siê w Instytucie dla G³uchoniemych i Ociemnia³ych, gdzie przez 35 lat pracowa³ jako nauczyciel muzyki i bibliotekarz te æ Bogus³awy, drugi dziadek Ostrowskiej Tomasz Brzezicki (vel. Gaudziñski, 1807-1865), ojciec Bronis³awa Brzezickiego por. Zbiór rodziny Brzezickich, sygn. 72.3. Na procesie Brzezickiej pojawi³ siê jako wiadek i wierzyciel syn Zuzanny, W³adys³aw Pfeiffer.
125
ficznych jest jeszcze inaczej u³o¿ona. Postawa wiadka splata siê ci le z postaw¹ wyznania, obie realizuj¹ siê w pe³nym napiêcia wewnêtrznym monologu. Zapamiêtane z dzieciñstwa przedmioty, z perspektywy dystansu czasowego, okazuj¹ siê coraz wa¿niejsze, coraz bli¿sze, a nawet wiêksze , co relacjonuje narratorka. Tematem jest bowiem mieræ, przemijanie, w które to tre ci umiejêtnie zosta³ wpleciony w¹tek celu i sensu istnienia, jego niedocieczonej tajemnicy. A przedmiotami, nad którymi pochyla siê bohaterka s¹ szczególne pami¹tki: klucze od trumien i pukle w³osów zmar³ych cz³onków rodziny. I tu jak siê wydaje wkracza te¿ pewien element postawy wyzwania, jawnie polemiczny wobec je li tak mo¿na okre liæ przedtekstowej wiedzy czytelnika. Zwi¹zana jest ona z postaci¹ matki, z tak szeroko poprzednio omówion¹ spraw¹ Brzezickiej. Stanis³aw Milewski zatytu³owa³ ksi¹¿kê, w której opisa³ m.in sprawê Brzezickiej, Ciemne sprawy dawnych warszawiaków. Wiktor Gomulicki przeprowadzi³ wizjê lokaln¹ na ulicy Wspólnej, gdzie mia³o miejsce morderstwo, oraz opisa³ brudn¹ i ciemn¹ oficynê (skonfrontowa³ zreszt¹ to miejsce z literackimi kreacjami, wymieniaj¹c m.in Szekspira). Ubran¹ w czerñ Brzezick¹ dok³adnie opisuj¹ sprawozdawcy s¹dowi. Zreszt¹, w sposób naturalny sprawa zabójstwa kojarzy siê z ciemno ci¹: czêsto dos³ownie rozumian¹, ale te¿ metaforyczn¹ i symboliczn¹. Ciemna , z³owroga wydaje siê te¿ zawsze postaæ zabójcy. Jak natomiast pokazuje W starym lustrze swoj¹ matkê Ostrowska? Odwi¹zujê niezgrabnie wêze³ek i prostujê ³ami¹cy siê papier. W zmiêtej bibu³ce jaki z³oty puch i du¿y zwi¹zany lok, wiat³y jak p³ynne z³oto, jak lipcowy miód, jak dojrza³a s³oma. Jaki ¿ywy. Roz wieci³ wszystko i le¿y mi na d³oni jak schwytany promieñ nieskoñczenie odleg³y, a tak zarazem nieporównanie istotny. Jak¿e¿ uwierzyæ, ¿e te same w³osy le¿¹ pod czarn¹ ziemi¹ i pod bia³ym niegiem, same wprzód zbiela³e jak nieg. Gdyby nawet mogi³a ich nie le¿a³a o setki mil. Gdyby siê mia³o w rêku klucz od zamykaj¹cej je trumny, jeszcze niepodobna by by³o zrozumieæ drogi promienia (s. 20)
Nastêpne fragmenty to krótkie, jak gdyby filmowe ujêcia, stosowane i w innych opowiadaniach, tu chyba najlepiej s³u¿¹ce oku widz¹cej pamiêci 50. Zapisane sceny s¹ pe³ne ruchu i drgaj¹cego wiat³a, przede wszystkim wiat³a: 50
Na temat widz¹cej pamiêci por. M. Zaleski, Formy , s. 40 i nast. Opowiadania Ostrowskiej mo¿na oczywi cie wnikliwiej przeanalizowaæ pod k¹tem form pamiêci , ale nie da siê tego zrobiæ w krótkim szkicu. Osobnego omówienia wymagaj¹ byæ mo¿e ró¿ne motywy, w tym powtarzaj¹cy siê motyw lustra. Tytu³owe opowiadanie stanowi te¿ wdziêczny materia³ do rozwa¿añ na temat autobiograficznego czasu i zapisu.
126
Jest siê na wsi, w chmielowej altanie, wczesnym s³onecznym rankiem. [ ] W ruchomej siatce wiat³a drobne rêce matki wyjmuj¹ zrêcznie pestki z ciek¹cych sokiem owoców. W bladoz³otych w³osach l ni bladoz³oty lipowy kwiat. A na tym wszystkim drga kr¹¿ek s³onecznego blasku. Jeden. Spomiêdzy li ci. Nagle w wej ciu altany nieoczekiwanie staje ojciec.
Jeden, podkre lony i wyodrêbniony przez zabiegi sk³adniowe, kr¹¿ek wiat³a mo¿e byæ po prostu dowodem pamiêci konkretnej chwili, wy³owionej z otch³ani czasu, impresjonistycznym doznaniem. Czy subtelnie nie odsy³a jednak do skojarzeñ sakralnych, przypominaj¹c nimby i aureole? Postaæ matki w ruchomej siatce wiat³a , z jednym kr¹¿kiem s³onecznego blasku na bladoz³otych w³osach jest jednak chyba subtelnie sakralizowana. Trudno powiedzieæ, czy wiadomie, lecz Ostrowska by³a zbyt wytrawn¹ pisark¹, ¿eby nie zdawaæ sobie z tego sprawy. Czy¿by wiedzia³a o swojej matce co , czego dzisiaj siê nie dowiemy, czytaj¹c nawet wszystkie dokumenty? Na pewno Bogus³awa Brzezicka odkupi³a swoj¹ zbrodniê dotkliw¹ kar¹; jak siê wydaje, odkupi³a j¹ te¿ ca³a rodzina. Kolejne ujêcie to uroczy cie o wietlona wiat³em kandelabrów sypialnia. Blask migoce w roz³o¿onych klejnotach, wiat³o otacza z³ot¹ g³owê matki szykuj¹cej siê do wyj cia na bal, ubranej w sukniê koloru bladob³êkitnej wody . Z jej z³otej g³owy w pe³nym blasku wiec sp³ywa pêk smutnych, bladob³êkitnych piór. Wszystko siê iskrzy i migoce, i drga. Do pokoju wchodzi ojciec, czarny i smuk³y, z bia³ym bukietem w rêku. Matka Nie. Do æ. Po co ci¹gn¹æ ten sznur naj¿ywszych wspomnieñ a¿ do chwili, gdy na tych rêkach, kiedy na tych ramionach Jak zrozumieæ drogi promienia (s. 21)
Wiemy ju¿, mniej wiêcej, co oznaczaj¹ zamkniête wielokropkiem niedopowiedzenia, co oznacza samo gwa³towne ciêcie filmowego obrazu. I jaki jest powód bólu ojca pokazanego w nastêpnym ujêciu. Spojrzenie ciemnych, nieruchomych od mêki oczu dobrze zapamiêta³a poetka. Wiemy te¿, ¿e ojciec, aby na Syberii zobaczyæ siê z matk¹, musia³ przebyæ setki i setki mil . Natomiast blask otaczaj¹cy matkê w poprzednich scenach, konkretyzuje w koñcu z³ota wst¹¿eczka , któr¹ by³y zwi¹zane jej listy pisane do ojca z zes³ania, odczytywane przez niego wieczorami i ostatecznie spalone w dniu jego mierci. Zosta³a tylko owa z³ota wst¹¿eczka , jak gdyby lad promienia, lad jego drogi. Czy te w³a nie zniszczone listy, których tajemnica zosta³a uszanowana przez rodzinê, pozwoli³yby wszystko zrozumieæ? Tak wydaje siê s¹dziæ poetka, ale dzi ju¿ nicze-
127
go zrozumieæ nie mo¿na. Natomiast jej w³asne teksty dowodz¹, ¿e postaæ matki, wbrew wszystkim zewnêtrznym okoliczno ciom, na zawsze pozosta³a dla niej postaci¹ promienn¹, otoczon¹ blaskiem. I to chcia³a chyba w opowiadaniach wspomnieniowych pokazaæ.
* Anna Wydrycka Trajectories of the ray . Some remarks on Bronis³awa Ostrowska s biography and recollection short-stories This article discuses some hitherto-unknown facts of the poetess s biography, based upon recently detected archival materials. The most important one among these the once famous (by-now-forgotten) so-called Brzezicka s affair created a unique situation with which Ostrowska had to struggle in her life and poetic activity, as testified, to recall but a single trait, the specific features of her mother s portrait comprised in the lyric verse and recollection short-stories. Analysis of the autobiographical discourse of W starym lustrze has been enriched with a facts-related resource facilitating the deciphering of the numerous allusions and understatements.
Wiek XIX. Rocznik Towarzystwa Literackiego im. A. Mickiewicza, Rok II (XLIV) 2009
Zbigniew Chojnowski Olsztyn
MAZURSKIE MINIATURY BIOGRAFICZNE (USTALENIA WSTÊPNE)
Autorami literatury mazurskiej, której rozkwit przypad³ na drug¹ po³owê XIX wieku, byli polskojêzyczni Wschodniopruscy wyznania ewangelickiego1. Zamieszkiwali oni powiaty mazurskie, czyli: go³dapski, olecki, e³cki (wówczas ³ecki), wêgorzewski (wêgoborski), piski (jañsborski), gi¿ycki (lecki), mr¹gowski (z¹dzborski), szczycieñski, nidzicki (nidborski), dzia³dowski, ostródzki. Podejmowali tematykê odzwierciedlaj¹c¹ ich to¿samo æ, ukszta³towan¹ przez silne przywi¹zanie do rodzimego terytorium i bezkrytyczne uznanie w³adzy pruskiego króla, a od 1871 roku cesarza niemieckiego. Pos³ugiwali siê jêzykiem polskim, który by³ mieszanin¹ staropolszczyzny, dialektu mazowieckiego i wp³ywów niemczyzny. Literatura mazurska w XIX wieku by³a pi miennictwem wiejskim, nie osi¹gnê³a wy¿yn artystycznych, ale stanowi jeden z zapomnianych obszarów polszczyzny, przekuwanej bardziej lub mniej udolnie w wiersze i opowie ci. W narracjach Mazurów pruskich, publikowanych w nielicznych gazetach i kalendarzach, znajduje siê grupa tekstów, które s¹ miniaturami biograficznymi. Obejmuj¹ one ¿yciorysy wspó³mieszkañców z tej samej lub s¹siedniej wsi. 1 Dotychczas najpe³niejszy przegl¹d tego pi miennictwa w: T. Oracki, Rozmówi³bym kamieñ . Z dziejów literatury ludowej oraz pi miennictwa regionalnego Warmii i Mazur w XIX i XX wieku, Warszawa 1976. Literatura mazurska wymaga nowych ustaleñ bibliograficznych, a szczególnie interpretacyjnych. Chodzi o to, ¿eby widzieæ tê twórczo æ jako obraz kultury mazurskiej ponad nacjonalistycznymi antagonizmami polsko-niemieckimi i jako przejaw d¹¿no ci Mazurów do stanowienia o sobie.
129
Powodem zapisu ich losu by³o zazwyczaj jakie tragiczne lub wysoce naganne wydarzenie. Wyj¹tkowe okoliczno ci mierci osoby lub osób stanowi³y podnietê do opisania pokrótce, jak dosz³o do tragedii, kim by³a ofiara, jaki sens mia³o ca³e zaj cie, jakiego rodzaju przestroga p³ynie z tego, co spotka³o kogo ze spo³eczno ci Mazurów. Nie wystêpowa³ on anonimowo. W narracjach podawane s¹ personalia nieszczê nika (lub nieszczê ników), daty i inne szczegó³y nie tylko biograficzne. Wyodrêbnione opowie ci cechuje to, ¿e s¹ zwiê le napisane, wierszem i do rymu. Ich autorzy pos³uguj¹ siê elementami stylu biblijnego. Pewne walory literackie, jak i próba dopatrzenia siê w opisywanej biografii znaczeñ naddanych, sprawiaj¹, ¿e teksty te przekraczaj¹ ramy korespondencji z terenu, zapisu z kroniki policyjnej/kryminalnej czy pie ni nowiniarskiej. Zawieraj¹ elementy trenu, epitafium, ballady, a tak¿e motywy modlitewne. Warto ci¹ godn¹ uwypuklenia jest to, ¿e te mazurskie miniatury biograficzne wiadcz¹ o wspólnotowym my leniu i wspó³odczuwaniu zw³aszcza z bli nim, którego los srodze dotkn¹³. Choæ mowa te¿ jest o spo³ecznym wykluczeniu tych, którzy nie s¹ w stanie podporz¹dkowaæ siê warto ciom i normom wspólnotowym. G³os zbiorowy, lokalna opinia publiczna zdaje siê wówczas mówiæ: Z³ego cz³eka nie ¿a³owaæ 2. Twórczo æ Mazurów pruskich by³a przejawem d¹¿enia do wybicia siê na swojo æ , do zwrócenia na siebie uwagi, co by³o szalenie utrudnione. Z jednej strony bowiem Polacy nie przejawiali g³êbszego zainteresowania polskojêzycznymi Prusakami, z drugiej nie znajdowali oni zrozumienia u Wschodnioprusaków mówi¹cych po niemiecku czy te¿ po prostu Niemców. Mimo ¿e mazurski biografizm nacechowany jest naiwno ci¹, prostoduszno ci¹ i schematyzmem przekazu, zachowuje to, co w nim najcenniejsze: tchnienie wiarygodno ci, autentyzm zdarzenia i emocjonalno-moralnej reakcji. Powtarzalno æ motywów wskazuje na to, co by³o warto ci¹ dla Mazurów pruskich. Za podstawê klasyfikacji wspomnianych miniatur biograficznych mo¿na przyj¹æ ich temat, a dok³adniej rodzaj nieszczê cia, które przytrafi³o siê opisywanym ludziom: po¿ar, pijañstwo, morderstwo, nag³a i niespodziewana mieræ, skutki pracy w niedzielê lub wiêto ko cielne, nieostro¿ne lub celowe pos³ugiwanie siê broni¹ itp. Bywa nierzadko, ¿e w jednym tek cie podjêtych jest kilka tematów z mazurskiego repertuaru. Tak siê dzieje u Jana Sianki, gospodarza z Du¿ego Pogorzela pod Dryga³ami, który opowiedzia³ O ogniu w Wojnach, wsi pod 2
J. Lu tych, O Snurmachrze czyli Sturmachrze w Dobowie pod Oleckiem, Kalendarz Królewsko-Pruski Ewangelicki [dalej: KKPE] 1875, s. 117.
130
Bia³¹ w powiecie jansborskim d. 20 maja 1850 roku3. Na ten czas przypad³ drugi dzieñ wi¹tek , jak Mazurzy nazywali wiêto zes³ania Ducha wiêtego. Gdy wiêc Ludzie po wszystkich krainach, / W ko cio³ach Boga chwalili / I po domach go wielbili , w karczmie synowie gospodarscy i parobcy strzelb¹ siê bawili . Na domiar z³ego w domu go cinnym znalaz³a siê pewna ¿ona , czêstuj¹ca m³odych gorza³k¹. Rozochoceni alkoholem postanowili zestrzeliæ ptaka licznego . Od strza³u zapali³ siê dach. Kobieta wpad³a do p³on¹cej cha³upy, ale nic nie uratowa³a spali³a siê w jej wnêtrzu (w po³owie XIX wieku na Mazurach zabudowa by³a drewniana, a dachy pokryte strzech¹ ze s³omy lub trzciny). M³odzieñcy zaczêli siê k³óciæ. Wtem sta³ têgi wicher dymaæ i rozniós³ ogieñ na pozosta³e zagrody. Nieszczê cie osi¹gnê³o swoje apogeum: Tam budynki s³awne by³y, / A¿ do szczêtu siê spali³y. / Domy, chlewy i stodo³y, / Dobra, konie, owce, wo³y. // Dla dymu bardzo têgiego, / Nie pozna³ brat brata swego. / Ciemno æ wielka siê zrobi³a / I wielka pokraka4 by³a . Narrator zdradza swoje preferencje co do warto ci utraconych dóbr, gdy obok spalonego dobytku i ¿ywego inwentarza lamentuje: Zgorza³y wiête Biblie, / Kancjona³y, historie. / Rozmaite ksi¹¿ki nabo¿ne, / A i inne rzeczy ró¿ne . W tej opowie ci prawdziwej, opartej na faktach, zapisana zosta³a biografia wspólnoty wiejskiej. Katastrofa objê³a wszystkich: Bóg Woyniaków by³ zasmuci³ , gdy¿ nie wszyscy pamiêtali o tym, ¿e dzieñ wiêty trzeba wiêciæ, a w razie, gdy bli ni czyni le, upominaæ go i namawiaæ do dobrego. Narracja koñczy siê optymistycznie, mieszkañcy bowiem Wiêc po troskach i k³opotach, / Wnet mieszkali w swych namiotach5 . Nieprzestrzeganie wi¹t jest tematem Poematu o zdarzeniu w Wiêzewie w niebowst¹pienie dnia 30 czerwca 1886 r. Jana Lustiga, który zaleca³, aby piewaæ go na nutê pie ni od s³ów By³ kiedy cz³owiek pyszny 6. Mowa tu o maj¹tku, w którym w wi¹teczny dzieñ owce goliæ dano i gulbê7 bronowano . Bardzo dotkliwa kara spad³a z nieba. Piorun zabi³ parê koni, którymi robiono w polu. Powtarza siê motyw, ¿e brakowa³o ludzi, którzy ostrzegliby przed skutkami niew³a ciwego postêpowania. ¯ycie musi przebiegaæ zgodnie z religijno3 KKPE 1879, s. 87-88. O po¿arze i spaleniu siê ludzi opowiada Adolf Dzieran z Ro¿yñ-
ska (pod E³kiem) w utworze O Dzadzinéy, co w zapust r. 1870 w Juchach na garnku wêglannym zgorzala, KKPE 1871, s. 88-91. 4 Pokraka w kontek cie pasuj¹ trzy znaczenia tego wyrazu: 1. co godnego ubolewania, nieszczê cie, katastrofa, 2. pokrzykiwanie, ³ajanie, 3. zwada, spór . Zob. Ma³y s³ownik zaginionej polszczyzny, red. F. Wysocka, oprac. E. Deptuchowa i in., Kraków 2003, s. 231. 5 Namioty biblizm, tu znaczy: domy, domostwa, zagrody. 6 Pierwodruk: Gazeta Lecka 1886 nr 25, przedruk: KKPE 1888, s. 185. 7 Gulba kartoflisko.
131
spo³eczn¹ norm¹. Podobny sens ma dydaktyczno-moralizatorska narracja Hoffmanna z Trelkowa, napisana 12 wrze nia 1885 roku: Pan Bóg przestrzega8, a wiêc nieomal natychmiast po zdarzeniu z 6 wrze nia, które mia³o miejsce w Szczytnie. Za pracê w niedzielê Pan Bóg pogrozi³ b³yskawic¹ . Jak zauwa¿y³ Grzegorz Jasiñski, naiwna duma [Hoffmanna] z rozwoju powiatowej stolicy miesza siê z potêpieniem sposobu, w jaki zostaje on osi¹gniêty, a jednocze nie z przekonaniem, ¿e wykroczenie przeciwko trzeciemu przykazaniu natychmiast spotka³o siê z ostrze¿eniem choæ nie kar¹ ze strony Boga. Zreszt¹ znaj¹cy realia Hoffmann zdaje sobie sprawê, ¿e praca w niedzielê sta³a siê konieczno ci¹ odmowa równa³aby siê z jej utrat¹ 9. Uderzenie pioruna zosta³o przedstawione jako wyrok boski i w ten sposób wkracza³o w biografiê postaci opisywanych przez Mazurów. Na przyk³ad w opowiastce Marcina Gerssa O Malinie, mê¿u cierpliwym, i o z³èj ¿onie jego w Skorupkach pod Rynem i o cudownèj odmianie jèj10 leniwa i nadu¿ywaj¹ca gorza³ki kobieta przychodzi do opamiêtania, gdy w drodze z miasta konie ci¹gn¹ce furmankê, któr¹ jecha³a, gin¹ od pioruna. Ostrze¿enie z nieba spowodowa³o moraln¹ przemianê. Ksi¹dz Gustaw Pob³ocki wspomina o piorunie w kontek cie dowodzenia tezy: jak w kancjonale [Nowym wydanym Kancyonale pruskim z 1741 r.], tak równie¿ w ¿yciu Mazurów jest dot¹d wiele pozosta³o ci katolickich. [ ]. Charakterystyczne jest przys³owie: »W Matkê Bo¿¹ gnój wo¿¹«, ale i to wo¿enie mierzwy usta³o po niektórych wsiach od czasu, jak jednemu czy postêpowemu Mazurowi czy z Pomeranii przyby³emu Niemcowi przy wo¿eniu gnoju piorun cztery konie zabi³ 11. To, ¿e gin¹ konie, nie za ludzie, zdaje siê oznak¹ surowo ci Boga, a zarazem Jego mi³osierdzia, przejawem dawania szansy cz³owiekowi na odmienienie siebie i swojego ¿ycia. W Biblii grom, piorun, b³yskawica towarzysz¹ obecno ci Stwórcy, jak na przyk³ad wtedy, gdy Moj¿esz zszed³ z góry Synaj z kamiennymi tablicami, na których zosta³ wyryty dekalog: Tedy wszystek lud widz¹c gromy, i b³yskawice, i g³os tr¹by, i górê kurz¹c¹ siê, to widz¹c lud cofnêli siê, i stanêli 8 Gazeta Lecka 1885, nr 38 (autor podpisa³ siê tu pseudonimem Czytelnik Gazety Lec-
kiej , autorstwo tekstu znamy ze wzglêdu na przedruk tekstu w Kalendarzu KrólewskoPruskim Ewangelickim 1887, s. 158, pod nieco zmodyfikowanym tytu³em Pan Bóg przestrzega³). 9 G. Jasiñski, Pan Bóg przestrzeg³ przyk³ad mazurskiej twórczo ci ludowej z terenu powiatu szczycieñskiego, Rocznik Mazurski , t. 1 (1996), s. 38-41. 10 KKPE 1887, s. 154-157. 11 G. Pob³ocki, Mazurzy wschodniopruscy. Zapiski o jêzyku i stanie ich religijno-obyczajowym, Roczniki Towarzystwa Naukowego w Toruniu , t. 4 (1897), s. 11-25.
132
z daleka; (19) I mówili do Moj¿esza: Mów ty z nami, a bêdziemy s³uchaæ; a niech nie mówi do nas Bóg, by my snaæ nie pomarli. (20) I odpowiedzia³ Moj¿esz ludowi: Nie bójcie siê; bo aby was do wiadczy³, przyszed³ Bóg, ¿eby boja ñ jego by³a przed obliczem waszem, by cie nie grzeszyli (Wj 20, 18-20)12. Piorun wiêc ma wywo³ywaæ boja ñ przed Bogiem, lecz nie zawsze zabija powinien wywo³ywaæ w ludziach skruchê i pokorê13. Zauwa¿my, ¿e mini-fabu³y, jak i biografie w nich opisywane, s¹ podporz¹dkowane okre lonym przykazaniom z biblijnego dekalogu, a w ogólno ci ró¿nym moralnym nakazom. S³owo w kulturze mazurskiej by³o rozumiane jako to, co ma s³u¿yæ ku zbudowaniu i ku upomnieniu. Wspomniane wy¿ej utwory opieraj¹ siê na przykazaniu trzecim: (8) Pamiêtaj na dzieñ odpocznienia, aby go wiêci³. (9) Sze æ dni robiæ bêdziesz, i wykonasz wszystkê robotê twojê. (10) Ale dnia siódmego odpocznienie jest Pana Boga twego; nie bêdziesz czyni³ ¿adnej roboty weñ, ty i syn twój, i córka twoja, s³uga twój, i s³u¿ebnica twoja, bydlê twoje, i go æ twój, który jest w bramach twoich; (11) Bo przez sze æ dni stworzy³ Pan niebo i ziemiê, morze, i cokolwiek w nich jest, i odpocz¹³ dnia siódmego; przeto¿ b³ogos³awi³ Pan dzieñ odpocznienia, i po wiêci³ go (Wj 20, 8-11).
Obowi¹zek czczenia siódmego dnia tygodnia w literaturze mazurskiej powraca³ w licznych pie niach religijnych zatytu³owanych Na niedzielê. Pierwsze strofy poematu Marcina Gerssa Jak gospodyni Augusta i robotnik Ludwik Neumann w lesie, do Maratk nale¿¹cym, gospodarza Posdycha zamordowaæ chcieli przypominaj¹ o fundamentalnych kierunkowskazach ¿ycia chrze cijanina, którego dramat polega na tym, ¿e z nimi siê nie liczy: 12 Cytat wed³ug tzw. Biblii Gdañskiej z 1632 roku, która by³a w u¿yciu w ród Mazurów.
13 Na powi¹zaniu pioruna z ostrze¿eniem od Boga mistrz szewski Adam Romoth, mieszkaj¹cy w Rogoniach, zbudowa³ sw¹ korespondencjê pisan¹ 3 czerwca 1886 roku: W niedzielê d. 30 marca wieczór przyszed³, po jedenasty godzinie, ob³ok w nasze strony i grzmia³o i b³yska³o siê strasznie. I uderzy³ piorun w dom, w którym czterech familiy mieszka³o. Zmierzy³ w komin i rozerwa³ go a¿ do gruntu. Wszyscy mieszkañcy ju¿ w ³o¿u le¿eli. Piorun uderzy³ i w jednego m³odzieñca, a b³yskawica go na wêgiel spali³a. Nikt nie móg³ do niego przyst¹piæ i go ratowaæ. I jedna ¿ona jeszcze m³oda, i pokrewna moja, jest zabita. Ledwie, co j¹ m¹¿ jéy j¹ wywlec zd¹¿y³ i sam tylko w koszuli uciek³. Nic nie wyratowali. Wszystko posz³o wzgórê dymem. To siê sta³o w Borkach, niedaleko od Rogoniów, w powiecie olechowskiém. W tych czasach wiele siê takiego nieszczê cia zdarza. Ale ludzie nie pokorz¹ siê przed Bogiem, lecz grzesz¹, na miewaj¹c siê tylko z wszystkiego. A kiedy ich napominasz, to odpowiadaj¹: »Wiem lepiéy, ni¿ wy!« Ju¿ wcale na ten wiat nie chce siê patrzeæ, a najmniej na to ¿ar³ostwo [pijañstwo] Gazeta Lecka 1886, nr 24.
133
Ach! Na tym Bo¿ym wiecie Rozmaycie dzi siê plecie, Tam jedni podpalaj¹, A inni przysiêgaj¹. Nie boj¹c siê fa³szywie I wcale nie prawdziwie. Jedni drugich morduj¹, Drudzy strasznie raduj¹. ¯ony mê¿ów zdradzaj¹, Cudzo³óstwa szukaj¹, Jakby nie by³o Boga. Ach! Wielka straszna trwoga. [ ]14
Opowie æ o niewiernej i rozpustnej ¿onie jest aluzj¹ do niespe³nienia szóstego przykazania: Nie bêdziesz cudzo³o¿y³ (Wj 20, 14) i pi¹tego: Nie bêdziesz zabija³ (Wj 20, 13). Ono stanowi kanwê historyjek rodzimych, których przyk³adem s¹ trzy strofy czterowersowe Jana Lustiga O pewnym mê¿u w Sto¿nach pod Oleckiem, który dnia 26. wrze nia 1887 r. drugiego chcia³ zamordowaæ i sam siê powiesi³15. We wsi Sto¿ne pewien cz³owiek cz³owiekowi drewno w gard³o wsadzi³ , co doprowadzi³o do dwóch mierci, napastowanego i napastnika. Napiêtnowane jest tu odebranie ¿ycia komu , jak i sobie. Zdaniem autora podwójny morderca trafi³ do piek³a: Ale dusza jego tam siê nie znajduje, / Gdzie Bóg wszechmog¹cy rz¹dzi i króluje. / Niech¿e na to wszyscy zawsze pamiêtamy / I przykazañ Pañskich ci le przestrzegamy . Biografia z³ej ¿ony czy ta bardziej skrótowa mordercy i samobójcy w jednej osobie uwidacznia bez w¹tpliwo ci, ¿e z³o wyrz¹dzone przez osoby nale¿¹ce do tej samej spo³eczno ci Mazurów, co odbiorcy, przeciwko nim siê obraca. Czyni krzywdê przede wszystkim krzywdzi sam siebie. Narrator uwypukla wiarygodno æ opisywanych wypadków, wymieniaj¹c autentyczne nazwy miejscowe (Maratki, Frydrychsdorf, Gierdawy, E³k), kre l¹c topografiê miejsca zbrodni (las, pole gryki , wodopój) oraz podaj¹c daty (zamach na ¿ycie Podsycha wydarzy³ siê 6 wrze nia 1893 roku). W poemacie o niewiernej ¿onie, Augu cie Posdysce jej wiaro³omno æ ma³¿eñska i usi³owanie 14
KKPE 1895, s. 131-132.
15 Tekst powsta³ w Ma³ych Zawadach 21 listopada 1887 roku. Pierwodruk: Gazeta Lec-
ka 1887, nr 49.
134
mê¿obójstwa z pomoc¹ lubasza (tj. kochanka) s¹ tym bardziej naganne, ¿e bohaterka czyni³a le, mimo ¿e z ciemnej drogi próbowali j¹ odwie æ kochaj¹cy i wybaczaj¹cy m¹¿, a tak¿e zwierzchno æ (¿andarm) i odpowiedzialny za zbawienia, duszy swej parafianki ksi¹dz . W biograficznych miniaturach mazurskich czynnik oficjalny (ko cielny lub/i pañstwowy) pojawia siê jako element po¿¹dany i nieomal¿e konieczny w funkcji dobroczynnej. Charakterystyczne jest to, ¿e ca³a sprawa siê wyda³a i s¹d og³osi³ wyrok, niewierna ¿ona otrzyma³a wy¿sz¹ karê (piêtna cie lat wiêzienia) ni¿ kochanek (dwana cie lat); by³a gorsza, gdy¿ namówi³a lowelasa i z³odziejaszka do zbrodni, obiecuj¹c za jej pope³nienie po³owê gruntu i ma³¿eñstwo (sic!). Postaæ lubasza przywo³uje zjawisko nieprzestrzeganie kilku przykazañ, a w tym: (14) Nie bêdziesz cudzo³o¿y³. (15) Nie bêdziesz krad³ i (17) Nie bêdziesz po¿¹da³ domu bli niego twego, ani bêdziesz po¿¹da³ ¿ony bli niego twego, ani s³ugi jego, ani dziewki jego, ani wo³u jego, ani os³a jego, ani ¿adnej rzeczy bli niego twego (Wj 20). Zabójc¹ by³ kochanek niewiernej ¿ony. Pos³u¿y³ siê broni¹ paln¹ ulubionym rekwizytem w narracjach snutych przez Mazurów16. Przebieg przestêpstwa zajmuje w opowiastce stosunkowo najwiêcej miejsca. Postêpowanie zabójców dowodzi ich pod³o ci i przemy lno ci w planowaniu i dokonaniu morderstwa: We wrze niu dnia szóstego, / Zmy lili co lichego17, / By w lesie czatowali, / Mê¿owi mieræ zadali. // I o wieczornej porze, / Gdy ju¿ powsta³y zorze, / Oboje, jako w ciekli, / Do lasa siê powlekli. // Tam, chc¹c napoiæ trzody, / Gna³ Posdych je do wody. / Tam strzeli³ wraz do niego / Z rewolweru Neumann swego. // Lecz w czapkê mu ugodzi³, / A jemu nic nie szkodzi³. // Wtém Posdych siê zawróci³, / Nad polem gryki kroczy³. // Posdyszka wcale w ciek³a, / Tak do Neumana rzek³a: / »Strzel do niego. Gdy wy¿yje, / To kijem go dobijê!« // I strzeli³ bez odw³oki. / Na cztery tylko kroki / Oddalon by³ od tego / Cz³owieka strapionego. // Kula go nie minê³a, / Bo w g³owie mu utknê³a, / W skorupie18 nad oczami / Krew ciecze strumieniami. // I krzykn¹³: »O, Jezusie! / Nade mn¹ dzi zmi³uj siê!« / Zbrodniarze w nogi. / Ach! Str¹c¹ wnet im rogi . Cytowan¹ sekwencjê wydarzeñ koñczy nawi¹zanie do m¹dro ci psalmicznej: A wszystkie rogi niezbo¿nikom postr¹cam; ale rogi sprawiedliwego bêd¹ wywy¿szone (Ps 75,11). 16 Np. w utworze Wilhelma Lazera (gospodarza z Nowych Kiejkut pod Szczytnem) Pan Bóg zawsze naylepszy obroñca (KKPE 1868, s. 102-103) kanw¹ jest usi³owanie zabójstwa w Lizaku w Wielki Czwartek 1867 roku. Niedosz³y zabójca odda³ noc¹ strza³ ze strzelby w miejsce, w którym sta³o ³ó¿ko le niczego. 17 lichy tu: niesprawiedliwy, z³y. 18 skorupa tu: czaszka.
135
O wystêpnej kobiecie, morderczyni swego narzeczonego, z którym ¿y³a jak z mê¿em (na Mazurach jeszcze w XIX wieku do codziennego obyczaju nale¿a³o ³¹czenie siê w pary i ¿ycie ma³¿eñskie na próbê), opowiada anonimowa powie æ spisana O ¯ynce, albo jak oblubienica oblubieñca swego zamordowa³a19. Bohaterk¹ jest ¯yna Salamon (urodzona w D¹brówce niedaleko Miko³ajek). Zosta³a przymuszona do zamieszkania z du¿o starszym mê¿czyzn¹ Krzysztofem Fr¹czkiem we wsi Zdêgowo nad jeziorem niardwy (w okolicy Okartowa). Zakocha³a siê w jego m³odszym bracie Janie i postanowi³a zabiæ swego oblubieñca (narzeczonego): Raz wziê³a Krzysztofa wiskaæ, / On w jey kolanach pocz¹³ spaæ, / Wa³kiem go w spik20 uderzy³a, / Zaraz go srodze przymgli³a. // Wa³kiemci go biæ zaczê³a, / A toporkiem dokoñczy³a. Mocno go obuchem bi³a, / A¿ go ze wiata zg³adzi³a . Ona i kochanek cia³o zabitego w³o¿yli do worka i zatopili w niardwach. W tym miejscu narracji pojawia siê motyw balladowy, g³os wo³aj¹cy o pomstê do nieba: Jak na jezioro wjachali, / G³os do trzech razy us³yszeli: / «Bo¿e! Pom ciy w prawdzie twojéy / Téy to niewinnéy krwi mojéy» . Morderstwo siê wyda³o, gdy¿ Jana ruszy³o sumienie. Sprawa by³a s¹dzona w £ku (Micha³ Kajka w latach dwudziestych XX wieku u¿ywa³ tej formy nazwy miasta, tj. E³ku). Dojeszcze tkliwsza kara spotka³a ¯ynê. Gdy Janowi g³owê mieczem ciêto , j¹ najpierw ³amano ko³em i bito, a potem obciêto jej koñczyny. Szcz¹tki morderców by³y rozwieszone na s³upach ku przestrodze. Ósme przykazanie: Nie bêdziesz mówi³ przeciw bli niemu twemu wiadectwa fa³szywego (Wj 20, 16) ilustruje narracja Jana Lustiga Ch³opcy przesiad³e21. Autor, jak to mia³ w zwyczaju, podawa³ do wiadomo ci, ¿e opisane wypadki zdarzy³y siê w jego okolicy (w s¹siedztwie Zawad Ma³ych pod Oleckiem); tym razem upamiêtni³ los dobrego gospodarza, któremu li m³odzi mê¿czy ni wyrz¹dzili szkodê, wypasaj¹c na jego pastwisku swoje domowe zwierzêta. A gdy pokrzywdzony zg³osi³ sprawê do s¹du, wszyscy z³o¿yli fa³szywe zeznania rolnik zosta³ pozbawiony mo¿liwo ci starania siê o powetowanie sobie straty. Dekalog zawiera najwa¿niejsze, ale nie wszystkie pouczenia biblijne. Zalecenie, ¿eby nie dawaæ pos³uchu fa³szywym proroctwom na temat koñca wiata, wi¹¿e siê z ide¹ wykorzeniania pogañstwa, a w tym zabobonów, które na dziewiêtnastowiecznej wsi mazurskiej by³y ¿ywe i powszechne22. Temat rych³ej apo19
KKPE 1864, s. 80-86. w spik w czasie snu. 21 KKPE 1892, s. 135-136. S³owo przesiad³e znaczy tu: dokuczliwi. 22 Zob. M. P. Toeppen, Wierzenia mazurskie, przek³. E. Piltzówna, jêzykowo oprac. i uwspó³cze ni³ T. Ostojski, wstêp A. Szyfer i W. Ogrodziñski, oprac. P. B³a¿ewicz, J. M. £apo, D¹brówno 2008 (pracê Toeppena wydano po niemiecku w roku 1866 i w wersji poszerzonej w roku 1867). 20
136
kalipsy o¿y³ w roku 1886, kiedy to, pod wp³ywem zapowiedzi pewnego Niemca z Berlina, na Mazury dotar³a fala lêku przed nadci¹gaj¹cym dniem s¹dnym. Mia³o to pewien wp³yw na wiadomo æ i poniek¹d biografie niektórych ludzi. W trybie korespondencji terenowej sprawozdaje to jeden z Mazurów ze wsi Ripy, Wilhelm Michalczyk, za w formie literackiej Fryderyk Pieñkowski. W obu tekstach uchwycono pozorny zwi¹zek miêdzy fa³szywym proroctwem a dramatycznym i w istocie rzeczy jednostkowym wydarzeniem w ¿yciu opisywanych osób. Michalczyk jako wiadek naoczny informowa³ 4 kwietnia 1886 roku spo³eczno æ mazursk¹: Choæ ów prorok z Berlina lud straszy, ¿e lato ma byæ koniec wiata, to u nas jeszcze jak wiat stoja³, tak i stoi i bêdzie stoja³. W Orzeszu na urodzinach cesarskich strzelali nierozwa¿nie i nazbyt, a¿ jeden pasterza zastrzeli³. A pasterz ten mia³ tylko 18 lat. Samem na to patrza³, gdy strzelali. Ow cz³owiek trafiony zaraz siê obali³ i umar³. A gdy go lekarze rznêli, to znale li propê23 z papieru siwego, która mu w szyi utknê³a. Pochodzi³ z Mikosów24 i zgodzi³ siê do starego majstra kowala Turka w Orzeszu do paszenia. Pad³o na ucznia piekarskiego, tam¿e z miasta i wziêli go zaraz do podszukunku25 i jeszcze dot¹d siedzi.
W wierszowanej opowiastce Fryderyka Pieñkowskiego ( owczarka , czyli pasterza owiec mieszkaj¹cego w Glêdach, a nastêpnie w Szczepankowie) dowodzi siê, ¿e jakkolwiek dawanie wiary przepowiedniom mo¿e skoñczyæ siê tragicznie, to do koñca istnieje szansa na zbawienne wyzwolenie siê z fa³szu. Historyjka Pieñkowskiego mówi O pewnéy wdowie na koloniach Gierzwa³dzkich w powiecie ostródzkim, która roku 1866 namale co nie zgorza³a 26. Jak podaje w krótkim wstêpie do tej narracji Marcin Gerss, w czasie opisywanym bajano fa³szywie, ¿e dzieñ s¹dny nast¹pi. Prorocy fa³szywi powiadali, i¿ przed Wielkanoc¹ przez ca³e 3 dni ciemno æ wielka ca³y wiat okryje i ¿e grzesznicy ani ognia, ani jakiego innego nie ujrz¹ wiat³a 27. Znajomo æ tych szczegó³ów przepowiedni uratowa³a wdowie ¿ycie. Utwór sk³ada siê z dwóch czê ci. W pierwszej bohaterka jest narratork¹, snuj¹c¹ opowie æ o swoim w³asnym ¿yciu:
23
Propa (z niem. Pfropfen) korek. Mikose, Mikosze wie po³o¿ona najbli¿ej Orzysza przy drodze do Okartowa i Miko³ajek. 25 Podszukunek ledztwo, przes³uchanie. 26 KKPE 1889, s. 136-138. 27 Tam¿e. 24
137
Có¿ siedzisz, staruszko, w tak dumach g³êbokich? Mo¿e twe my li w rozkoszach szerokich? Rozkosz me serce nie u¿ywa³o, Lecz wiele utrapieñ nieraz uzna³o, ¯y³am jak siê da³o. Mistrza kowalskiego za mê¿a ja mia³am, Któremu poczciwie dziatki wychowa³am. Przez rêce zbójców swe ¿ycie utraci³, Lecz Bóg miê opatrzy³. Doros³e me dziatki, córeczka z mym synem, S¹ dla mnie od Boga hoynem obdarzeniem. Pracujem pospo³u i ¿yjem szczê liwie, Za co Bogu dziêki oddajê chutliwie, Modl¹c siê gorliwie. Dzi tylko samotn¹ tu w domu zosta³am, Bo dziatki daleko w go cinê pos³a³am Do porz¹dnego domu krewnego. Gdy¿ nie mam z kim gwarzyæ, rozwa¿am z przesz³ego ¯ycia mojego!
Druga czê æ jest dramatycznym opisem przebiegu ca³ego zaj cia. Narrator przypomina, ¿e mówiono wówczas wiele o s¹dnym dniu . Okoliczno ci jego nast¹pienia zgadza³y siê z tymi, w których znalaz³a siê wdowa: by³y w³a nie czasy wielkanocne . Kobieta jednak u wiadomi³a sobie, ¿e widzi ogieñ, a ciemno æ ca³kowita mia³a trwaæ przez trzy doby. Tote¿ Z ³o¿a wraz wyskoczy do drzwi i do sieni, / Ale ju¿ o trwoga! Pe³na sieñ p³omieni. / Lecz gdy, póki mo¿na, ¿ycie chce ratowaæ, / Musi i przez ogieñ, drogê przetorowaæ, / Porz¹dnie szasowaæ . Mimo oparzeñ, staruszka uratowa³a siê z po¿ogi, a to dziêki zrozumieniu, ¿e uwierzy³a k³amstwa fa³szywego proroka. Mora³ nie pozostawia w¹tpliwo ci, ¿e nag³e ol nienie kobiety (dozna³a go dziêki swej bogobojno ci), powinno nast¹piæ w ród pozosta³ych, gdy¿ Gus³a s¹ nieszczê ciem we wszystkich zdarzeniach / I mierci¹ w stworzeniach . Biografia wdowy zdaje siê byæ przypowie ci¹ o tym, jak chrze cijanin wychodzi z ciemno ci w jasno æ, z mroków pogañskiego z³a na wietliste go ciñce dobra, z nocy potêpienia w dzieñ symbolizuj¹cy niebo i zbawienie, ze stanu niewiedzy w stan chrze cijañskiego o wiecenia. Zauwa¿my, ¿e w tym pod¹¿aniu ku Bogu nie odgrywa roli pozycja w hierarchii spo³ecznej czy pañstwowej, lecz wola danego cz³owieka.
138
W mazurskich miniaturach biograficznych znajdziemy te¿ takie, w których narratorzy-korespondenci, a jednocze nie poeci ludowi, opowiadaj¹ o nieszczê liwym losie osób przyzwoitych, zaznaczaj¹c, ¿e ich tragedia spowodowana by³a nie tyle przez przypadek, ile przez zlekcewa¿enie zasad ostro¿no ci, rozwagi i rozs¹dku. Gospodarz Samuel Donder z wioski Lipiñskie (w parafii Klusy) wierszem zrelacjonowa³ ostatnie chwile ¿ycia karczmarza Baumana ze wsi Ogródek, które przypad³y na pi¹tek 14 lipca 1882 roku28. By³ to cz³owiek stateczny , niekonfliktowy ( Nikomu nie by³ w ¿yciu swém sprzeczny ), jego w³asno æ, maj¹tek stanowi³o to, co wykupi³; by³ zapobiegliwy i uwa¿ny ( mocno siê dozorowa³ ). Wydzier¿awi³ ( zaarendowa³ ) jezioro Druglin, aby na nim polowaæ ( dla jachty ). Czyni³ to czêsto razem z panami Ró¿nego ptastwa dosyæ nabili . Wszystko dzia³o siê dobrze. Feralnego dnia jedna z flint, poruszona przez psy, wystrzeli³a prosto w karczmarza. Ten zd¹¿y³ wróciæ do ¿ony. Wezwano lekarzy, ale rana postrza³owa okaza³a siê miertelna. Bauman musia³ umieraæ . Zostawi³ ¿onê i gromadkê dzieci. A ka¿dy cz³owiek ¿a³uje jego, / Bo nie uczyni³ nikomu nic z³ego komentuje narrator. Donder w tej narracji nie sili siê na mora³y, potêpiaj¹ce gromadzenie bogactw czy oddawanie siê uciechom polowania, lecz apeluje o to, aby w ¿yciu kierowaæ siê ostro¿no ci¹: Ach czêsto, czêsto z nieostro¿no ci / Przychodzi ludziom wiele przykro ci. / By, jak siê godzi, bacznymi byli, / To by cz³owieka nie zastrzelili . Ten sam Donder opowiedzia³ tragediê dwóch dziewcz¹t, które posz³y do ¿wirowni po piasek. Oberwa³a siê ziemia i przydusi³a je obie na mieræ. Ich rodzice byli przyzwoitymi lud mi, pragn¹cymi swe potomstwo piêknie [ ] wychowaæ . Ojciec za porz¹dny: Wszyscy jego domownicy / Dziatki, jak i czeladnicy, / Pana Boga wci¹¿ siê boj¹ / I na drogach jego stoj¹ . Narrator nie pyta o sens mierci niewinnych dzieci, w jego opinii zdarzenie jest przypadkiem nag³éy mierci . Jedynie redaktor Gazety Leckiej w komentarzu do tekstu Dondera znajduje winowajcê w spo³eczno ci zamieszkuj¹cej tamt¹ okolicê, czyli wie Krzywiñskie w powiecie jansborskim : Takie nieszczê cie nie rzadkie. Winni temu ca³y gmin, a osobliwie urz¹d, ¿e dopuszczaj¹, i¿ takie dziury robiæ dozwalaj¹, tym, co piasek bior¹. Trzeba takie zgrzêpy wysokie i spadziste, a nawet wypuk³e, skopaæ, aby nie tak nad dziurami wisia³y 29. Obojêtno æ wspólnoty wobec cz³owieka czyni¹cego z³o jest czêsto piêtnowana przez mazurskich pisarzy. Jan Lustig w opowie ci O lisie na dwuch [sic!] nogach30 opowiada z zaciêciem satyrycznym, jak to pewien cz³owiek w Mazurach (chodzi o wie Mazury w parafii cichowskiej w powiecie oleckim), staruch krêcony bezkarnie krad³ wszystko, co tylko 28
Gazeta Lecka 1882, nr 39. Gazeta Lecka 1883, nr 51. 30 KKPE 1876, s. 138-139. 29
139
do ukradzenia siê nadawa³o: Ju¿ w m³odo ci by³ chciwy, / Na wszystko po¿¹dliwy. / Gdzie co oko widzia³o, / To jego byæ musia³o . Jego biografiê stanowi niejako spis rzeczy ukradzionych i przechowywanych w starej lipie dziurawej . Taki ¿yciorys by³ mo¿liwy dziêki niereagowaniu ludzi na z³odziejski proceder. Nikt chciwca nie strofowa³ ; Bo go ludzie, co spali, / Na dachu nie z³apali. / W drodze go nie spostrzegli, / Ni go koniem zabiegli . Ci, którzy zostali okradzeni, patrzyli na z³oczyñcê przez palce (tutaj: przez szpary ), woleli cicho siedzieæ w domu ( Gdzie posz³o, nie wiedzieli, / Bo za piecem siedzieli ). G³o ne i publiczne piêtnowanie poczynañ odstêpców od dekalogu i innych moralnych zasad, maj¹cych swe umocowanie w m¹dro ciach biblijnych, by³o jedn¹ z przyjêtych przez mazurskich autorów funkcji spo³ecznych. Elementy biografii dobierano tak, aby pos³u¿y³a ona jako exemplum jednoznacznie okre lonej warto ci, uto¿samianej z prawd¹ religijno-moraln¹. W wielu narracyjnych wierszach, jak i pie niach religijnych, napisanych na Mazurach, nawo³uje siê do pokuty. Temu apelowi podporz¹dkowane jest opowiadanie Jana Lustycha (w innej pisowni Lu tycha, Lustiga) O zgonie pewnego mê¿a w Dybowie, co okrutnie z byd³em postêpowa³ gospodarz dopisa³ do utworu intencjê: Na korzy æ towarzystwa wzglêdem ochrony byd³a 31. Mowa tu o rolniku, który na ³o¿u mierci przyzna³ siê, ¿e Za ¿ywota [ ] licho siê sprawowa³ i Ospa³em bêd¹c w czas nie pokutowa³ . Mia³ bole wielkie, g³osem wielkim krzycza³, / I jako byd³o w udrêczeniu rycza³ . Wiêkszo æ narracji stanowi spowied skruszonego i obola³ego na staro æ oprawcy zwierz¹t, wyznawana wobec ¿egnaj¹cych go ludzi. Umieraj¹cy wymienia swoje grzechy: Chudobie skórê ostrzuchnym no¿ykiem / Zdziera³em ¿ywcem , okrótnik m ci³ siê na niewinnych stworzeniach: koniom sypa³ groch do uszu, oczy wybija³ im kamieniem. Porównuje siê z ³otrem, który na Golgocie nie okaza³ skruchy. W obliczu mierci, kiedy cierpi, poznaje, co to ból i uwa¿a, ¿e ju¿ za ¿ycia dosta³ siê do piek³a. Narrator upomina wiêc, ¿e tak trzeba ¿yæ, aby z tego wiata odej æ w pokoju. W mazurskich miniaturach biograficznych motywem zamykaj¹cym historiê czyjego istnienia jest my l o zbawieniu i/lub migawki z pogrzebu. Narrator z perspektywy recepcji spo³ecznej stwierdza, jak przebieg³ pochówek: czy bi³y dzwony, czy piewano, czy ksi¹dz lub nauczyciel mia³ pogrzebn¹ mowê , czy p³akano, czy nast¹pi³y jakie niezwyczajne okoliczno ci. O drodze ostatniej dwóch dziewczynek ze wsi Krzywiñskie Donder pisa³: licznyæ im tam pogrzeb dano / I z piewaniem pochowano. / W grobie bêd¹ spoczywa³y / A¿ ich wzbudzi Bóg do chwa³y. / W pogrzeb by³o ludzi wiele, / Gdy¿ to w pogrzebn¹ niedzielê32. / By³oæ dosyæ na31
KKPE 1878, s. 122-123.
32 pogrzebna niedziela w ko ciele ewangelickim przypada na ostatni¹ niedzielê listo-
pada, na Mazurach nazywana by³a tak¿e niedziel¹ umar³ych .
140
rzekania, / Wiele p³aczu i wzdychania 33. Przebieg pogrzebu odpowiada w jaki sposób warto ci ¿ycia cz³owieka, który zmar³. Rolnik z G³ówki pod Go³dapi¹, mimo ¿e by³ pijakiem i wyzion¹³ ducha od wypicia nadmiaru gorza³ki, mia³ godny pochówek, gdy¿ w okresach trze wo ci by³ pracowitym i dobrym mê¿em. Nazywa³ siê Kurwo¿ej (nazwisko to wskazuje na litewskie pochodzenie tego cz³owieka, co wiadczy o tym, ¿e istotnie jeszcze w XIX wieku powiat go³dapski i wêgorzewski zamieszkiwali m.in. Litwini). ¯ona pogrzeb wyrz¹dzi³a, / Znajomych swoich wielu zaprosi³a. / Przybyli wszyscy, jak ich by³o wiele; / I nauczyciel, mili przyjaciele. // A ten powiedzia³ piêkn¹ oracyj¹ / I skaza³ wszystkich na Ewangelij¹, / Pociesza³ wdowê, swarzy³ na karczmarza, / ¯e wiele ludzi wwodzi do smêtarza. // I napomina³ lud do wszelkiej cnoty, / By siê wyrzeka³ hañby i srómoty. / Za s³owa takie jemu dziêkujemy, / Albowiem z serca to¿ samo ¿yczemy 34. Tutaj autor stre ci³ kazanie nauczyciela, gdy¿ s³owo wypowiedziane nad grobem by³o odbierane przez Mazurów pruskich jako wyraz szacunku wobec zmar³ego i przyby³ych na cmentarz ¿a³obników. Jak mo¿na zatem zauwa¿yæ, w mazurskich tekstach wydobyte s¹ tylko te elementy biografii, które nadawa³y siê do celów dydaktyczno-moralizatorskich i s³u¿y³y podniesieniu poziomu obyczajów, a nade wszystko jako ci i aktywizacji ¿ycia religijnego, czyli ¿ycia zgodnego z Bibli¹ oraz z zasadami moralnymi wyznania luterañskiego.
* Zbigniew Chojnowski Mazurian biographical miniatures (initial findings) Polish-speaking East-Prussians of the Evangelical confession were wont to choose as the subject-matter of their versed correspondence pieces, published in local newspapers or calendars, elements of biographies of various neighbourhood and vicinity dwellers that had happened to fall victim to a disaster (fire, manslaughter, sudden death, etc.). Descriptions of the course of a tragic incident, with exhibited course of the life of the affected individual, are organised by a catalogue of religious, moral and social values in demand amongst the Prussian Mazurians. These Mazurian biographical miniatures enable insight into nineteenth-century customs, mentality and everyday life of this borderland community. 33
Gazeta Lecka 1883, nr 51. J. Lu tych, mieræ nag³a gospodarza Kurwo¿eja z G³ówki pod Go³dapi¹ roku 1868, KKPE 1871, s. 87-88. 34
Wiek XIX. Rocznik Towarzystwa Literackiego im. A. Mickiewicza, Rok II (XLIV) 2009
JULIUSZ S£OWACKI. W DWUSETN¥ ROCZNICÊ URODZIN POETY
Dorota Kulczycka Zielona Góra
TYBERIADA WIDZIANA OCZYMA DZIEWIÊTNASTOWIECZNYCH PODRÓ¯NYCH (LAMARTINE, S£OWACKI, HO£OWIÑSKI I INNI)
Tematyka niniejszego szkicu wpisuje siê w nurt coraz bardziej popularnych, równie¿ w polskim literaturoznawstwie, badañ topograficznych, dotycz¹cych percepcji i (re)prezentacji kategorii spacjalnych w literaturze. Modne staj¹ siê bowiem badania przestrzeni, swoista geopoetyka przechylaj¹ca siê w³a nie w stronê konkretu geograficznego i topograficznego 1. Miejscem, któremu zostanie po wiêcony artyku³, jest Tyberiada (hebr. Tewerija), która notabene okaza³a siê jednym z wa¿niejszych topoi w romantycznych peregrynacjach po Wschodzie, w szczególno ci za po Ziemi wiêtej. Odegra³a te¿ ona niema³¹ rolê w podró¿niczej biografii Juliusza S³owackiego, o czym dowiadujemy siê z prowadzonego lapidarnym stylem Dziennika podró¿y na Wschód oraz z korespondencji do matki. Przy okazji S³owackiego, dziewiêtnastowieczna podró¿ wschodnia, a w³a ciwie jej galilejski epizod, z natury rzeczy ewokuj¹cy problematykê miejsca i przestrzeni, zostan¹ przedstawione jako bardzo istotny sk³adnik biografii innych romantyków. Aby bowiem zrozumieæ pewne konstatacje autora Podró¿y do Ziemi wiêtej z Neapolu na temat miejsca, pos³u¿ê siê wypowiedziami innych dziewiêtnastowiecznych podró¿nych, polskich i obcych, którzy równie¿ pisali o okolicach Genezaretu. Owe komparatystyczne zabiegi pozwol¹ wyt³umaczyæ wstrz¹s psychiczny, jaki poeta prze¿y³ na widok zrujno1
Zob.: G. Grochowski, (Nie)widzialne miasta, Teksty Drugie , 2008, z. 4, s. 7. Ca³y numer pisma po wiêcony jest zreszt¹ tzw. zwrotowi przestrzennemu w literaturoznawstwie.
142
wanej Tyberiady; umo¿liwi¹ te¿, jak s¹dzê, eksplikacjê fenomenu mistycznej wizji S³owackiego, doznanej nad jeziorem2.
*** Romantyczn¹ percepcjê Tyberiady wspó³tworzy³a wiedza historyczna o jej pocz¹tkach. Przewodnikiem i autorytetem by³ Józef Flawiusz, który zreszt¹ osobi cie zapisa³ siê w dziejach miasta: podczas wojny z Rzymianami jako przywódca wojskowy w Galilei kaza³ ufortyfikowaæ gród. Nic zatem dziwnego, i¿ w Wojnie ¿ydowskiej czêsto opisywa³ swoje miasto3. Prawie wszyscy dziewiêtnastowieczni podró¿opisarze korzystali bezpo rednio b¹d po rednio z jego De bello judaico. Wiedzieli np., ¿e dzie³o powsta³o zaledwie szesna cie lat wcze niej przed narodzeniem s³awnego Józefa ¯ydowina . Nieraz jednak mo¿na mieæ w¹tpliwo ci co do wiedzy historycznej pisarzy. Francuski pisarz, Alphonse de Lamartine, nie mia³ chyba dok³adnych danych, skoro pisa³ o wspania³ej zjawie dwutysi¹cletniego miasta (Lam., 194), ale jego rodak, Marie-Joseph de Geramb dysponowa³ ju¿ konkretniejszymi informacjami. T³umaczy³, ¿e Jezioro Galilejskie nazwane zosta³o Tyberiadzkim, kiedy Herod zbudowa³ miasto tego imienia na rozwalinach Genezaretu ku czci Tyberiusza, podczas wst¹pienia jego na tron cesarski (Ger., II, 170-171). Dodawa³ równie¿, ¿e nadal Tyberiada ma postaæ twierdzy (por. II, 174), której przy bramie pilnuje jeden stra¿nik stra¿nik 2 Po
przytaczanych fragmentach z czê ciej cytowanych dzie³ bêdê umieszczaæ w nawiasach nastêpuj¹ce skróty (wraz z podanymi tomem, stron¹ i ewentualnie numerem listu): L. (J. S³owacki, Listy do matki, oprac. Z. Krzy¿anowska, w: tego¿, Dzie³a wybrane, t. 6, Wroc³aw 1990); Dz. (J. S³owacki, Dziennik podró¿y na Wschód, w: tego¿, Dzie³a, red. J. Krzy¿anowski, t. 11, Wroc³aw 1952); Droh. (J. Drohojowski, Pielgrzymka do Ziemi wiêtej, Egiptu, niektórych wschodnich i po³udniowych krajów. Odbyta w roku 1788, 89, 90, 91, t. 1-2, Kraków 1812); Lam. (A. de Lamartine, Podró¿ na Wschód, na osnowie t³. J. T. S. Jasiñskiego przygot., wg oryg. uzupe³ni³ i notami oraz pos³owiem opatrzy³ P. Hertz, Warszawa 1986); Ger. (M. J. de Geramb, Trzyletnia pielgrzymka do Jerozolimy, Egiptu i na Górê Synaj, t. 1-3, przek³. S. Snarski, Wilno 1849), Ho³. (I. Ho³owiñski, Pielgrzymka do Ziemi wiêtej, Petersburg 1853); Gon. (F. Gondek, Wspomnienia z Pielgrzymki do Ziemi wiêtej w roku 1859 odbytej, Bochnia 1860); Skórz. (Z. Skórzewski, Wspomnienia Wschodu. Dziennik podró¿y do Syrii, Egiptu, Palestyny, Turcji i Grecji przez Z.S. z rycinami, Lipsk 1855); Mann (M. Mann, Podró¿ na Wschód, t. 1-3, Kraków 1854-55); Laas. (F. Laasner, Pielgrzymka misyjna do Ziemi ., Syrii i Egiptu, w latach od 1843 do 1849 r. odbyta, , Kraków 1855); Pol (W. Pol, Geografia Ziemi wiêtej w dwóch ksiêgach, w: tego¿, Dzie³a proz¹, t. 3, Lwów 1877). 3 Zob.: Iosephus Flavius, Wojna ¿ydowska, przek³. i oprac. J. Rado¿ycki, Warszawa 2001, s. 20; t³umacz powo³uje siê tu na nastêpuj¹ce fragmenty: BJ (De bello judaico) 2, 373-380; 317-335).
143
mitycznego grodu (zob.: tam¿e, 175). Pamiêæ miejsca wskrzesza³ równie¿ Ignacy Ho³owiñski, arcybiskup mohylewski. Pisa³: Za³o¿ycielem tego miasta by³ Herod Antypas, Tetrarcha Galilei, i przez pochlebstwo Tyberiuszowi Cesarzowi nazwa³ je Tyberiad¹ (Ho³., 270). Ho³owiñski nazwa³ osadê miasteczkiem . Równie¿ Feliks Ignacy Laasner u¿ywa³ okre lenia: ma³e miasteczko z forteczk¹ i staro¿ytnymi murami (Laas., 259). Tylko Mark Twain w drugiej po³owie XIX wieku zdeprecjonowa³ ow¹ mie cinê, nazywaj¹c j¹ pogardliwie nudn¹ wioch¹ 4. Jakie by³y jednak prawdziwe toponimy owej miejscowo ci? Romantyczni podró¿ni przywo³ywali takie, m.in. nazwy: Tyberiada (Ho³., 270, 271), miasto d³ugie (Ho³. 271; podobno wed³ug dawnej ludowej tradycji Arabów D.K.), Klaudia Tyberias (Ho³., 271), Tyberias (Laas., 259), Tabaria (Ho³., 272). Nazwy Tyberiada u¿ywa³ równie¿ S³owacki. Chocia¿ to staro¿ytne miasto upad³o, Ho³owiñski zauwa¿y³, ¿e by³o ono najznakomitszym miastem i stolic¹ Galilei i wspó³tworzy³o kiedy wraz z Jeruzalem, Safet (Betuli¹) i Hebronem cztery miasta wiête Talmudu (Ho³., 271, 274). Równie¿ Twain podawa³, i¿ by³o przez trzysta lat stolic¹ palestyñskich ¯ydów oraz jednym z czterech wiêtych miast , jak Mekka dla muzu³manów czy Jerozolima dla chrze cijan 5. To bardzo wa¿ne stwierdzenia w kontek cie rejestrowanej przez ówczesnych podró¿ników zamiany miasta w jedno wielkie rumowisko! Pisarze odnajdywali bowiem w Tyberiadzie krajobraz historii: przesz³o æ ukryt¹ w przestrzeni zgliszcz i rumowisk. Jednocze nie wszystkie relacje w³¹czaj¹ce opisy Tyberiady z bardziej lub mniej rozbudowanym kontekstem historycznym pokazuj¹ wiadomo æ podró¿nych co do atrofii tego miasta, wycofywania siê z niego ¿ycia. Tyberiada jawi³a siê zatem jako swoiste miejsce zanikania . Mia³o to swój urok i swoj¹ tajemnicê równie¿ dla S³owackiego, który istnienie ruin ³¹czy³, o czym przekonuj¹ jego listy, z idea³em najwy¿szego piêkna. Wspominaj¹c jeszcze Egipt, zauwa¿a³: Tak¿e by³a wielka przyjemno æ [ ] obaczyæ ruinê, o jakiej siê nawet wyobra¿enia nie mia³o. Ko ció³ ten zaledwo siê ruin¹ nazwaæ mo¿e, tak jest ca³y, tak piêkny (L., [53], 247). O wysepce Philae z kolei pisa³: liczne miejsce, liczne ruiny . Nastêpnie za : Ruiny tego miasta (Tebów D.K.) przechodz¹ wszystko ogromem (L., [53], 248). Najbardziej go jednak urzek³y prze liczne ruiny w Baalbeku te same, które opisywa³ Con4 Zob.: M. Twain, Prostaczkowie za granic¹, przek³. i oprac. A. Keyha, Katowice 1992, s. 259. 5 Tam¿e.
144
stantin François Volney (chocia¿ nigdy do nich nie dotar³). S³owackiego zachwyci³y, gdy¿ przypomina³y mu dzieciñstwo stoj¹ce na fortepianie sztychy Wooda lub Cassasa (L., [54], 253). Wra¿enie zrobi³o na nim równie¿ staro¿ytne Jerycho: Mi³o widzieæ wioseczkê Jerycho, niegdy zrujnowan¹ g³osem tr¹by wodza Boskiego (L., [54], 252). Dlaczego S³owacki wykazywa³ takie upodobanie do ruin? Czy ze wzglêdu na wyobra niê katastrofisty, która pozwala³a mu oczyma duszy widzieæ, jak w Jerychu, straszne, niemal¿e apokaliptyczne sceny zag³ady miast? A mo¿e odwrotnie ze wzglêdu na sentymentalne i bierne rozpatrywanie ulotno ci wszystkich ziemskich potêg? Trudno odpowiedzieæ jednoznacznie na to pytanie, zauwa¿my jednak, ¿e komentuj¹c wra¿enie, jakie zrobi³y na nim zabytki w Baalbeku, pisa³: Stoj¹c miêdzy kolumnami rzeczywistymi teraz przypomnia³em sobie te chwile dzieciñstwa, kiedy je przegl¹da³em na obrazku i serce moje by³o pe³ne smutku (L., [54], 253). Widok zgliszcz ewokowa³ melancholiê i smutek, a lubowanie siê w nich dostarcza³o krótkotrwa³ej przyjemno ci. Smutek by³ jednocze nie uczuciem modnym, po¿¹danym, romantycznym i poetyckim, wcale nieobcym osobowo ci wychowanka Salomei Bécu. Poeta zdawa³ sobie zreszt¹ z tego sprawê: wspominaj¹c pobyt w klasztorze Betcheszban w górach Libanu nazwa³ siebie samego smutnym wariatem i czyni³ wspó³winn¹ za ten stan rzeczy w³asn¹ matkê (zob.: L., [57], 270). Ruiny dawnych potêg, wiadcz¹ce o destruktywnym dzia³aniu czasu korespondowa³y zatem naj ci lej z pejza¿em duszy polskiego wêdrowca. W Tyberiadzie, do której równie¿ i S³owacki wst¹pi³, istnia³y, rzec mo¿na, dwie kategorie ruin. Ruiny staro¿ytne, jak równie¿ pozosta³o ci miasta z czasów redniowiecza, wywo³ywa³y ow¹ b³og¹ melancholiê i zadumê nad vanitas vanitatum; ruiny wspó³czesne natomiast przera¿a³y. W³a nie w tym czasie, kiedy po Ziemi wiêtej wêdrowa³ S³owacki, okolice piêknego Jeziora Galilejskiego nawiedzi³o trzêsienie ziemi. Twierdza i mury miejskie, wybudowane w XVIII wieku przez emira Dahera, jak równie¿ wiele prywatnych domów, zosta³o zniszczonych przez kataklizm. S³owacki przebywa³ wówczas w El Arish, gdzie odbywa³ dwunastodniow¹ kwarantannê. Wkrótce dotar³ do zrujnowanej Tyberias. O jej zgliszczach nie móg³ ju¿ jednak pisaæ z zachwytem: zasta³ bowiem nie ksi¹¿kow¹, nie staro¿ytn¹, nie wyimaginowan¹ te¿, lecz jak¿e prawdziw¹, aktualn¹, dotykaj¹c¹ konkretnych ludzi tragediê6. Byæ mo¿e s³ysza³, ¿e piêæ lat przed wspomnia6 Nie tylko o wieceniowa poezja ruin, lecz tak¿e poezja grobów odcisnê³y piêtno na osobowo ci poety. Wiemy, jak S³owacki lubi³ wspominaæ krzemieniecki cmentarz z okolic Czerczy i Góry Zamkowej, na Wschodzie za podziwia³ postawê tureckich kobiet niezmordowanych w oddawaniu czci zmar³ym . Lubi³ wiêc chodziæ na muzu³mañski cmentarz w Bejrucie,
145
nym trzêsieniem ziemi ludno æ miasta zosta³a zdziesi¹tkowana przez zarazê. Pisa³ o tym wspomniany de Geramb, francuski trapista, podró¿uj¹cy na Wschodzie mniej wiêcej w tym samym czasie, co Lamartine. Autor podawa³ nawet konkretn¹ datê wybuchu epidemii 27 VI 1832 roku w tym w³a nie czasie przebywa³ on w Palestynie. Dziewiêtnastowieczni podró¿ni uchwytywali ironiê dziejów: w piêknej i ¿yznej krainie odnajdywali same ruiny (nie tylko w Tyberiadzie, lecz w Korozaim, Kafarnaum, czy jak S³owacki w Nazarecie i w Napluzie), w dawnej stolicy Galilei same zniszczenia ewidentny, wydawa³oby siê, przyk³ad supremacji natury nad uniwersum kultury. Ruiny i niezidentyfikowane niejednokrotnie przez romantycznych podró¿ników zgliszcza staro¿ytnych miast otaczaj¹cych piêkne i niezmienne jezioro Genezaret mog³y byæ dowodem, i¿ natura zwyciê¿y³a czas, ludzki wysi³ek i pracê. To, co zosta³o zbudowane ludzk¹ rêk¹, zamieni³o siê w gruz. Przesta³o istnieæ i s³u¿yæ ludziom. Taka jednak mog³aby byæ wyk³adnia Mickiewiczowskiego Bakczysaraju7, ale nie jak ów sonet równie¿ na kanwie do wiadczeñ z podró¿y opartych opisów palestyñskiej ziemi. Tu bowiem, co znamienne dla percepcji pielgrzymuj¹cych romantyków, zdawa³a siê wycofywaæ z istnienia nie tylko kultura, ale i natura. Jedno i drugie, niegdy piêkne, bogate i pe³ne ¿ycia zapada³o siê, niknê³o, gas³o. Idol mierci zdawa³ siê nie oszczêdzaæ fauny i flory, co wiêcej równie¿ ¿ycia ludzkiego zw³aszcza w czasie grasuj¹cej zarazy (np. w 1832 roku) czy w czasie trzêsienia ziemi (w 1837 roku). S³owacki w swoim Dzienniku podró¿y na Wschód stosunkowo du¿o miejsca po wiêci³ owej tragedii: 22. Nocleg w Naplonzie Khan rozwalony od trzêsienia ziemi piêkno æ okolic Samarytanie 170 ofiary ich mówi¹, ¿e czcz¹ z³ote cielce biblia. 23. Przyjazd ko³o Sebasty pejza¿ wioska, w której nie mo¿na znale æ khanu D¿anina nocleg u Turka. 24. Wielka równina do przebycia góra Tabor na prawo Karmel na lewo Nazaret trzêsienie ziemi obrazek N.P. nad cel¹ z napisem: Oby serce moje do ciebie mog³o tylko nale¿eæ dzieñ w Nazarecie szukam twarzy Rafaelskiej w gaju oliwnym. 26. Droga ³adn¹ dolin¹ góry Jezioro Genezaratañskie Tyberiada zniszczona trzêsieniem ziemi cisza ojciec nie mo¿e syna odszukaæ 400 ¿ydów, 35 chrze cijan, 70 pó niej za podobny ogl¹da³ w Tripoli: Marzy³em kiedy bêd¹c dzieckiem o takich cmentarzach, o takich cyprysach, jakie teraz widzia³em na oczy (L., [55], 258). O s³awnych tyberiadzkich cmentarzach (staro¿ytnym czy te¿ wspó³czesnym) jednak nie napomkn¹³, chocia¿ by³ to ulubiony w¹tek itinerariów innych dziewiêtnastowiecznych podró¿ników i pielgrzymów. 7 Zob.: A. Mickiewicz, Bakczysaraj, w: tego¿, Dzie³a, t. 1, Warszawa 1993, s. 240.
146
muzu³manów zginê³o obiad pod namiotem jezioro miejsce, gdzie Chrystus ryby mno¿y³ gdzie w. P[iotr] chodzi³ po wodzie muszle ród³o wody gor¹cej nocleg pod go³ym niebem (Dz., 189).
Tragizm wydarzeñ przedstawi³ równie¿ w listach do matki, pisz¹c np.: Pod namiotem tak¿e na piasku zasta³o nas trzêsienie ziemi, które w Syrii do szczêtu wiele miast poch³onê³o. Widzia³em sam Tyberiadê, w której 500 ludzi zginê³o, a domu jednego ca³ego nie zosta³o [ ] By³em w Nazarecie, w Napluzie, nareszcie przyjecha³em do martwej, a wie¿o umar³ej Tyberiady. W mie cie ledwo trochê ¿ywych ludzi, a wszyscy kogo p³acz¹ (L., [54], 251; 253; podkr. boldem tu i dalej moje D.K.)
Skutki trzêsienia ziemi, które prze¿y³ S³owacki, odnotowa³ równie¿ Ho³owiñski, wspomina³ ko ció³ek Greków-katolików bardzo uszkodzony przez ostatnie trzêsienie ziemi . Pisa³, ¿e trudno nazwaæ miasteczkiem kupê rumu: w ca³ej bowiem Tyberiadzie nie znalaz³em ani jednego domu, któryby nie by³ przez po³owê rozwalony w trzêsieniu ziemi (Ho³., 272-273). Równie¿ Feliks Ignacy Laasner, który zdecydowanie pomyli³ siê w rachubie lat, pisa³: Tyberias, ma³e miasteczko z forteczk¹ i staro¿ytnymi murami, domy po wiêkszej czê ci ma nowo wystawione, poniewa¿ przez trzêsienie ziemi, jakie w r. 1839, tutaj szczególniej swoje zniszczenie w okropny i przera¿aj¹cy sposób wywar³o, tak, i¿ ca³e domy zapad³y siê, wiele domów uszkodzonych zosta³o, popêka³y i porysowa³y siê mury, spad³y terasy i wie¿e, przy czym przesz³o 4,000 ludzi, to jest po³owa ludno ci, mieræ tutaj znalaz³o. Jak¿e to wtenczas wygl¹daæ musia³o, kiedy teraz nawet, chocia¿ ci¹gle poprawiaj¹ i buduj¹ domy, tyle jeszcze napotyka siê zwalisk. Wyznaæ muszê, ¿e nie do opisania bole æ przejmuje ka¿dego, kto tylko bêd¹c tutaj zastanowi siê nad tak okropnym zniszczeniem.(Laas., 259-260)8.
Tyberiada jawi³a siê zatem jako galilejska stolica smutku . Melancholiê wywo³ywa³o szczególnie to, co kry³o siê we wnêtrzu zrujnowanych murów: zgliszcza, domy, przyt³oczeni nieszczê ciami ludzie. Dziewiêtnastowieczni podró¿ni, mo¿e nawet bardziej ci zachodnioeuropejscy i amerykañscy ni¿ polscy, nie kryli swojej odrazy. Lamartine, pisz¹c jedynie o widoku Tyberiady ogl¹danej z oddali, nie dewaluowa³ obrazu: jawi³a siê mu ona niby ¿ywa, wspania³a zjawa 8 Dla porównania: wêdruj¹cy w 1859 roku po Ziemi wiêtej Feliks Gondek podawa³ tradycyjn¹ datê: Jedno tylko pozosta³o miasto Tyberyjas, i to ubogie, liche, trzêsieniem ziemi w roku 1837 zrujnowane (Gon., 65).
147
dwutysi¹cletniego miasta (Lam., 193)9. Spojrzenie na miasto uleg³o zmianie, kiedy pisarz znalaz³ siê w obrêbie jego nadw¹tlonych przez czas murów: Sama Tyberiada nie zas³uguje nawet na pobie¿ny rzut oka. B³otnista zbieranina kilkuset domów, podobnych do chat arabskich, ulepionych z b³ota i s³omy (Lam., 194). Kontrast miêdzy widokiem miasta postrzeganego z zewn¹trz a jego wewnêtrznym obrazem jest znamienny dla prawie wszystkich dziewiêtnastowiecznych deskrypcji bliskowschodnich grodów. Tak wiêc jedynie Tyberiada ogl¹dana z daleka podoba³a siê wêdrowcom. Pisarze podkre lali wiêto æ owej przestrzeni, majestat i dostojno æ Jeziora Tyberiadzkiego i jego otoczenia: A jednak w tym posêpnym widoku przebija siê jaka uroczysto æ i wielko æ, które podnosz¹ my l cz³owieka do rzeczy wiecznych i wiêtych pisa³ Ho³owiñski (Ho³., 275). Równie¿ bogaty ziemianin, Zygmunt hrabia Skórzewski, który jako bywalec Europy konfrontowa³ widok miasta i okolic z nadlemañskimi pejza¿ami, zachwyca³ siê nieziemskim piêknem krainy. Podobnie jak Lamartine, prezentowa³ on miasto w konwencjach ni to onirycznych, ni to ba niowych: Tyberias na dole, wyobra¿a jakby potê¿ne miasto; murami, wie¿ami obtoczone, rozpo ciera siê nad samym brzegiem przezroczystej wody, i to widmo w wodzie siê odbija (Skórz., 112). Z bliska za tak jak i wszystkich innych podró¿ników miasto odpycha³o: ulice krête i brudne, domy niskie pisa³ (Skórz., 113). Nie inaczej prezentowa³ gród Mark Twain: Tyberiada odznacza siê brudem i nêdz¹. Panny na wydaniu prezentuj¹ swój posag na owiniêtym wokó³ g³owy drucie, a nanizane nañ wyszabrowane lub otrzymane od Turków srebrniki dyndaj¹ na wysoko ci dolnej szczêki relacjonowa³ w³asne spostrze¿enia10. Prawie wszyscy wiêc dziewiêtnastowieczni podró¿ni zauwa¿ali w krajobrazie dysharmoniê wywo³ywan¹ piêknem i czysto ci¹ ziemi galilejskiej oraz ich zaprzeczeniem w obrêbie stolicy owej krainy. Zwróæmy jednak uwagê, i¿ piêkno Galilei g³osi³y Ewangelie, odnosi³ siê do niego równie¿ Józef Flawiusz: Wzd³u¿ jeziora Gennesar rozci¹ga siê kraina o tej samej nazwie, odznaczaj¹ca siê dziwnymi w³a ciwo ciami naturalnymi i piêknem 11. Na jego opiniê po9 Podró¿uj¹cy
w latach 1832-1833 poeta nie wiedzia³, rzecz jasna, co za piêæ lat stanie siê z galilejsk¹ mie cin¹. Urzeka³y go wiêc staro¿ytne mury miasta, czemu da³ zreszt¹ wyraz w poddawanym zabiegom animizacji opisie. Uwagê czytelnika przykuwa jednak gotycyzuj¹ce okre lenie Tyberiady jako zjawy . To czêste skojarzenie miejsc w Ziemi wiêtej w ród zwiedzaj¹cych j¹ Europejczyków (szczególnie w przypadku Morza Martwego i wy³aniaj¹cych siê z jego odmêtów staro¿ytnych Sodomy i Gomory). 10 M. Twain, Prostaczkowie , s. 258. 11 Iosephus Flavius, Wojna ., ks. III, rozdz. 3, w. 516, s. 252.
148
wo³ywa³ siê m. in. pleban z Krzy¿anowic (Diecezji Tarnowskiej) , Feliks Gondek: Okolica morza Galilejskiego, i teraz jeszcze jest jedn¹ z najpiêkniejszych w ca³ej Galilei. Józef Flawiusz w swoim opisie wspomina, ¿e nie ma ro liny która by siê na brzegach jeziora Genezaret nie uda³a (Gon., 65).
Wincenty Pol pisa³: Okolice jeziora Genezaret s¹ tak piêkne, ¿e im równych w Ziemi wiêtej nie ma (Pol, 280)12. Nie bêd¹c jednak w tej krainie, pomija³ milczeniem wra¿enie dysonansu miêdzy ¿yciem natury a mierci¹ obiektów kultury. Nie wiedzia³ te¿, ¿e przyroda jest tam ju¿ znacznie ubo¿sza ni¿ przed kilkunastoma wiekami. Tylko u Ho³owiñskiego kontrast rozrysowywa³ siê nie tyle w synchronii miêdzy galilejsk¹ weso³¹ a rzeczywist¹ owian¹ duchem ziszczonej apokalipsy Tyberiad¹, ile miêdzy dawnym a wspó³czesnym miastem. Autor podkre li³ to w nastêpuj¹cych s³owach: Na wschód jeziora piêtrz¹ siê ska³y nad sam¹ wod¹ w dzikiej i strasznej postawie. Spogl¹daj¹c na obna¿one doko³a góry, czarn¹ lub szar¹ barw¹ wiec¹ce, i nie postrzegaj¹c drzew lub murawy zielonej, czuje siê jaki smutek, który tym wiêcej wzrasta, kiedy obrócisz wzrok na mierteln¹ ciszê jeziora, gdzie od dawna ¿adna ³ód nie snuje siê i nie o¿ywia swoim ruchem tej grobowej pustyni, która, prócz zwalisk Tyberiady, osiad³a doko³a to wiête jezioro, przez którego rodek ci¹gnie siê srebrna prêga Jordanu, oznaczaj¹ca jego bieg przez te ciche tonie. [ ] Dawniej ta okolica by³a dziwnie przybran¹, bo dzi nagie i czarne pochy³o ci gór okrywa³y zielone winnice i ró¿ne drzewa szczególniej s³ynê³a dolina Genezar odziana przepysznymi ogrodami. Ta okolica zadziwia³a po³o¿eniem i bogactwem a p³odno ci¹ ziemi, która mog³a wydawaæ wszelkiego rodzaju drzewa i ro liny. [ ] W ród tej bujnej zieleni ca³e jezioro by³o uwieñczone weso³ymi miasteczkami, a po jego g³adkich wodach snu³y siê tysi¹ce ³odzi rybackich, które w czasie potrzeby s³u¿y³y do obrony. [ ] Do dzi dnia jezioro jest bardzo rybne, ale rybaków prawie nie ma, bo tylko jest kilku trudni¹cych siê tym rzemios³em, i to z brzegu zarzucaj¹ ma³e saczki, bo nie maj¹ ³odzi potrzebnej dla niewodu: najpospoliciej albo u¿ywaj¹ wêdy albo o cienia, którym bij¹ ryby, gdy ³awami p³yn¹ przy brzegu. Ostatnia ³ód zosta³a czasem zniszczon¹ w 1811 roku, jak wiadczy Burckhardt, i chocia¿ po³ów ryb przy posiadaniu tej ³odzi przynosi³ dochodu rocznego z gór¹ 300 z³otych, jednak mieszkañcy przez opiesza³o æ dot¹d siê nie zdobyli na drug¹ ³ódkê (Ho³., 274-275).
12 Amerykañski uczony, Brian Yothers odnajdywa³ zachwyt nad piêknem przyrody ziemi galilejskiej równie¿ w dziewiêtnastowiecznych powie ciach swoich rodaków, szczególnie u Johna Ross Browne a. Zob.: B. Yothers, The Romance of the Holy Land in American Travel Writing, 1790-1876, Texas-El Paso 2007, s. 86-87.
149
Zamiast weso³ych miasteczek posêpno æ zgliszcz, w ród których trudno rozeznaæ pami¹tki przesz³o ci; zamiast bujnej ro linno ci pustynne góry; zamiast rybackich ³odzi na Morzu Galilejskim miertelna cisza jeziora ; dodajmy te¿ za innymi: zamiast przyci¹gaj¹cych wzrok obcokrajowca zau³ków brudne ulice, na które zwracali uwagê prawie wszyscy pisz¹cy. Ho³owiñski, jak równie¿ de Geramb czy Gondek, mieli z góry przygotowan¹ historiozoficzn¹ wyk³adniê takiego stanu rzeczy. Oczywi cie, najprostsze wydawa³o siê rozwi¹zanie wed³ug ewangelicznego proroctwa: Magdala, Betsaida, Taba, Kafarnaum, Tyberiada, gdzie autorzy odnajdywali same zwaliska , stanowi³y element ziemi przeklêtej . Topografia by³a zatem rozpatrywana miêdzy dwiema osiami: geograficzn¹ (historyczn¹) i metafizyczn¹, znosz¹c¹ i czas, i historiê: Lecz trudno wszystkiego wyliczyæ, kiedy t³umy ludu ci¹gle go otaczaj¹c ci¹gle nowe ³aski, nauki i cuda uprasza³y, tak, ¿e mieszkañcy nie chcieli go nawet puszczaæ z Kafarnaum, które zaszczycone bosk¹ bytno ci¹, sta³o siê rzeczywistym niebem, jak sam Zbawiciel mówi: ty Kafarnaum a¿ do nieba podniesione. Ale upór i za lepienie str¹ci³y to miasto do piek³a, do grobu i do rumowiska (Ho³. 281-282)13.
W wierszu poprzedzaj¹cym opis wspomnieñ z Tyberiady i znad Genezaretu za winowajcê destrukcyjnych zmian uzna³ Ho³owiñski czas, przeciwstawiaj¹c w ten sposób idealne dawniej ¿a³osnemu teraz : Piêkna Genezar, jak by³a weso³¹ / W cudnym z ogrodów, miast i wiosek wianku! oraz Teraz w grobowym ska³ odartych ³onie/ Smutna siê kryjesz, jak zaklête morze , Doko³a cicho æ, samotno æ, ruina (Ho³. 268). Ju¿ jednak w tym miejscu autor uruchomi³ my lenie w kategoriach eschatologicznych: Kochanko Zbawcy, s³usznie spad³ ci wieniec, W grobach, pustyniach mieszkaæ ci przysta³o: Do dnia s¹dnego p³akaæ, jeszcze ma³o, Gdy ciê opu ci³ taki oblubieniec (Ho³., 269).
Dla prezentowanej topoanalizy istotny wydaje siê ten w³a nie element romantycznej percepcji przestrzeni. Genezaret wraz z po³o¿onymi nad nim miastami sytuowano na symbolicznej mapie Ziemi wiêtej po stronie nie wiêtej , przeklêtej, pokutuj¹cej. Nie przeszkadza³ temu wcale fakt, ¿e by³a to przestrzeñ 13 Tym bardziej Judea z Jerozolim¹ jako miejscem centralnym jawi³a siê romantycznym podró¿nym jako ziemia napiêtnowana gniewem Bo¿ym. Ho³owiñski konstruowa³ nawet potrójn¹ opozycjê miêdzy weso³¹ Galile¹, dzik¹ Samari¹ i posêpn¹ Jude¹. Zob.: Ho³., 322.
150
upamiêtniona i zdawa³oby siê sakralizowana dzia³alno ci¹ Chrystusa i Jego uczniów. Ten sam zreszt¹ przypadek spotyka³ Jerozolimê (miasto w wiatoodczuciu romantyków smutne i przeklête, a jednocze nie pozostaj¹ce wiêtym miastem Jeruzalem), Kafarnaum czy Korozaim. Tym bardziej wiêc uzasadnione wydawa³o siê Ho³owiñskiemu spostrze¿enie, i¿ smutek zrujnowanego miasta koresponduje ze smutkiem zamieszkuj¹cej je ludno ci. W ten sposób autor kreowa³ niejako w swym dziele romantyczny pejza¿ mentalny odpowiednio æ stanu duszy bohaterów do ich rodowiska: Jednak¿e ludno æ w tych gruzach jest wielka, bo licz¹ z góry trzy tysi¹ce mieszkañców, z których 20 familii katolików, trochê wiêcej mo leminów Arabów, a reszta ¯ydzi, którym tak do twarzy mieszkaæ w ruinach, jakby op³akiwali los swojej ojczyzny (Ho³. 273).
Podobne konstatacje pojawia³y siê w relacjach z podró¿y po Ziemi wiêtej u innych pielgrzymów. Analogiczne refleksje wysnuwali oni równie¿ przy okazji posêpnej Jerozolimy czy umar³ego Jerycha. Podró¿ni pisarze tworzyli wiêc niekiedy w³asn¹, wewnêtrzn¹, imaginacyjn¹ mapê, na której historia zlewa³a siê z tera niejszo ci¹, pejza¿e nadgenezaretañskie stapia³y siê z krajobrazami europejskimi (Leman u Skórzewskiego) czy nawet amerykañskimi (Tahoe u Twaina), na której te¿ stolice palestyñskich krain w swojej symbolicznej wymowie zbli¿a³y siê do siebie, konstytuuj¹c przestrzeñ naznaczon¹ wspólnym, tragicznym zreszt¹ losem. Zw³aszcza te dwa miasta, Jerozolima i Tyberiada, te dwie niegdysiejsze stolice Judei i Galilei, mia³y w relacjach romantycznych podró¿nych wiele wspólnych cech. Tyberiada by³a stolic¹ Galilei, ale równie¿ co wa¿niejsze stolic¹ wszystkich ¯ydów egipskich, palestyñskich i europejskich. Zastêpowa³a przez wieki Jerozolimê. Nic wiêc dziwnego, ¿e garnêli siê do niej z ca³ego niemal wiata rozproszeni synowie Izraela. Polaków uderza³a rodzimo æ owych migrantów i repatriantów. O ile wiêc mo¿na mówiæ, ¿e dyskurs kolonialny wykreowa³ kategoriê Wschodu jako Innego, o tyle spotykani w Tyberiadzie ¯ydzi zdawali siê podró¿nym nie Inni , lecz swoi, rodzimi. Przybywaj¹cy tam romantycy zainteresowani byli zatem struktur¹ ludno ci, decydowali siê nawet na podawanie statystyk dotycz¹cych mieszkañców. Ho³owiñski pisa³ ogólnie, ¿e ¿yje tam trzy tysi¹ce mieszkañców, z czego najwiêcej jest ¯ydów (por. Ho³., 273). Wed³ug Laasnera trzêsienie ziemi poch³onê³o po³owê mieszkañców, zosta³o ich jeszcze cztery tysi¹ce. S³owacki, niemal¿e wiadek wydarzeñ, równie¿ notowa³ straty w ludziach (L., [54], 251). Dok³adniejsze dane, dotycz¹ce liczby ¯ydów zamieszkuj¹cych stolicê Galilei, przytacza³ osiemna cie lat pó niej Maurycy Mann: by³o ich [ ]
151
w Tyberiadzie trzysta , razem w ca³ej Palestynie o m tysiêcy czterysta czterdzie ci i piêæ (Mann II, 218)14. Równie¿ Feliks Gondek podró¿uj¹cy po Wschodzie w 1859 roku stwierdza³, i¿ Najwiêcej mieszka tu ¯ydów, przyby³ych prawie z ca³ego wiata, mianowicie: z Królestwa polskiego. Turków mniej, chrze cijan jeszcze mniej (Gondek, 65)15. Podró¿nych, w tym S³owackiego, zaskakiwa³o niejednokrotnie owo polskie, rosyjskie i niemieckie pochodzenie tamtejszych ¯ydów. Nie zawsze jednak wspólnota jêzyka polskiego stawa³a siê dostatecznym powodem do bardziej poufnych rozmów. Itineraria romantyczne zdradzaj¹ bowiem istnienie obustronnej nieufno ci: tyberiadzcy ¯ydzi odnosili siê z dystansem wobec przybyszów, ci za nie kryli uprzedzeñ, jakie ¿ywili wobec narodu wybranego i jego pradawnych wierzeñ. Jakie to by³y wierzenia? Otó¿ ¯ydzi z Tyberiad¹ i przyleg³ym do niej piêknym jeziorem Genezaret ³¹czyli kilka nadziei, najczê ciej wyros³ych na pod³o¿u religijnym. Romantycy wymownie podkre lali, ¿e Tyberiada jest krain¹ pamiêci ¯ydzi wracaj¹ do niej jak do dawnej swojej stolicy, do kolebki, do ziemi ojców. Zacytujmy Lamartine a: Wielu polskich i niemieckich ¯ydów wita nas po w³osku i po niemiecku; ludzie ci u schy³ku swoich dni, oczekuj¹c ju¿ tylko niepewnej godziny mierci, przybywaj¹ do Tyberiady, aby spêdziæ ostatnie chwile nad brzegiem swojego jeziora w samym sercu ukochanego kraju, a wreszcie umrzeæ pod s³oñcem w³asnej ziemi i byæ w niej pochowanym jak Abraham i Jakub. Spaæ w ³o¿u swoich ojców! Dowód to niedaj¹cej siê ugasiæ mi³o ci ojczyzny (Lam., 194).
Dalej w swojej narracji Lamartine wyra¿a³ s¹d, i¿ jest to przyk³ad godny na ladowania. O pragnieniu z³o¿enia doczesnych szcz¹tków w Tyberiadzie wspominali te¿ inni. Feliks Ignacy Laasner np. pisa³: Bada³em zaraz przyczyny tej osobliwo ci, i dowiedzia³em siê, ¿e wszystkie tu osiad³e ¿ydowskie familie z Rosji i Polski przyby³y, a¿eby umrzeæ przynajmniej w ziemi obiecanej. Ogólnie mówi¹c, ¯ydzi wszyscy czuj¹ niezmierny poci¹g, aby ostatnie dni ¿ycia w ojczy nie swych przodków przepêdziæ, lub tam przynajmniej byæ pogrzebionymi (Laas., 260) 16.
14 Dzisiaj Tyberiada liczy 24 tysi¹ce mieszkañców, w zdecydowanej wiêkszo ci ¯ydów.
15 W³a nie w roku spisywania i wydania przez niego wspomnieñ (1860) rozpocz¹³ siê intensywny nap³yw do Palestyny imigrantów ¿ydowskich, który przyczyni³ siê do ponownego rozwoju miasta. 16 Analogiczne do wiadczenia mia³ równie¿ Skórzewski (Tyberias, dnia 22 kwietnia 1850), który w mie cie widzia³ samych ¯ydów, równie¿ pochodz¹cych z kraju (np. z Brodów). Zob.: Skórz., 113.
152
Pragnienie powrotu do ziemi ojców i wiecznego spoczynku, je li nie w Jerozolimie (w Dolinie Jozafata), to w³a nie w Tyberiadzie17, spotyka³o siê z zrozumieniem i akceptacj¹ ze strony europejskich (czy amerykañskich) podró¿nych. Drugie równie znane im marzenie ¯ydów dotycz¹ce nadej cia Mesjasza w tym miejscu, w Tyberiadzie wywo³ywa³o kontrowersje. Rzecz bowiem dotyczy³a fundamentalnych ró¿nic doktrynalnych miêdzy wiar¹ Izraelitów a wiar¹ wyznawców Chrystusa. Ho³owiñski do³¹czy³ do tego katalogu jeszcze jedno us³yszane wierzenie, a mianowicie, ¿e nast¹pi rych³y koniec wiata wskutek zaprzestania modlitw w tym miejscu: ¯ydzi niezmiernie powa¿aj¹ Tyberiadê jako gniazdo podania, i¿ to miasto razem z Jeruzalem, Safet, (Betulia) i Hebron sk³ada cztery miasta wiête Talmudu, w których musz¹ ¯ydzi modliæ siê przynajmniej dwa razy w tydzieñ, bo inaczej koniec by wiata nast¹pi³. Na przyleg³ym smêtarzu pokazuj¹ jakiego rabina grób, który ma byæ otoczony mogi³ami czternastu tysiêcy jego uczniów. W Tyberiadzie, wedle podania ¯ydów, mieszka³ Patriarcha Jakub, a z jeziora Tyberiady, wedle Talmudu, przyjdzie Mesjasz, i przeto blisko tej wiêtej wody mieszkaj¹, aby pierwsi mogli powitaæ pomazañca z ³ona fal wychodz¹cego (Ho³., 274).
Feliks Gondek dodawa³, i¿ wed³ug Talmudu, jak wierz¹ ¯ydzi, Mesjasz przyp³ynie na ³odzi z Kafarnaum do Tyberiady; tych za , którzy go najpierw powitaj¹, zamianuje najcelniejszymi uczniami (Gondek, 68). Autor wyra nie dystansowa³ siê wobec tego oczekiwania18. Tyberiada, miejsce przeklête , a jednocze nie wiête , jawi³a siê zatem romantykom jako terytorium agonu konfliktu na tle religijnym miêdzy ide¹ ¿ydowskiego a chrze cijañskiego Mesjasza. Okazywa³a siê w romantyczno-podró¿niczym ujêciu sfer¹ imagologii zrodzonej w oparciu o ksiêgi wiête i bliskowschodnie podania. Owo swoiste romantyczne imaginarium, tak nieroz³¹czne z wyobra¿eniami ludów zamieszkuj¹cych Galileê, mia³o swoje pod³o¿e w chrze cijañskich Ewangeliach i w ¿ydowskim Talmudzie. Wêdruj¹cy romantycy tworzyli bardziej lub mniej wiarygodne, np. z postkolonialnego punktu widzenia, reprezentacje owych wierzeñ i wyobra¿eñ. 17 Lamartine pomyli³ siê nawet, pisz¹c o rzekomo istniej¹cej dolinie Tyberiady (Lam., 428). Pawe³ Hertz w przypisie 18 na s. 581 wyja nia: Tak we wszystkich dostêpnych mi wydaniach orygina³u. Lamartine ma tu najpewniej na my li dolinê Cedronu, czyli Jozafata, która, podobnie jak grób Dawida, stanowi dla ¯ydów miejsce u wiêcone . 18 Deprecjonuj¹co o wierzeniach ¿ydowskich wyrazi³ siê tak¿e Wincenty Pol (zob.: Pol, 281-282).
153
Je li ¯ydzi wi¹zali tê przestrzeñ z upragnionym Mesjaszem, tym bardziej chrze cijanie widzieli w niej realizacjê starozakonnych obietnic o Boskim Pomazañcu. Jednog³o nie przyznawali, ¿e w³a nie tu, w okolicach Genezaretu rozegra³a siê wiêkszo æ nowotestamentowych scen. Lamartine, któremu niektórzy badacze odbieraj¹ chrystocentryczn¹ aurê wschodniego podró¿owania i podró¿opisarstwa19, konstatowa³: [ ] prawie zawsze przenikliwy rzut oka odkrywa jak¹ tajemn¹ i g³êbok¹ wspó³zale¿no æ miêdzy rodzinn¹ ziemi¹ i jej wielkim synem, miêdzy scen¹ i autorem, miêdzy przyrod¹ i geniuszem, który siê pod jej wp³ywem ukszta³towa³ i zosta³ ni¹ natchniony. Ale okolica, któr¹ zwiedza³em, nie by³a ulubion¹ siedzib¹ jakiego wielkiego cz³owieka czy wielkiego poety; tê ziemsk¹ siedzibê obra³ Arcycz³owiek, Cz³owiek Bo¿y, natura, ruch i cnota uczynione Cia³em, Bóstwo wcielone; przyby³em tu, aby uwielbiæ Jego lady na tych brzegach, gdzie zostawi³ ich najwiêcej, na tych wodach, które go unosi³y, na tych wzgórzach, gdzie siadywa³. Na tych kamieniach, na których spoczywa³a Jego g³owa. On widzia³ swoimi miertelnymi oczyma to morze, te fale, te wzgórza, te kamienie, a raczej to morze, te wzgórza, te kamienie Jego widzia³y; stokrotnie dotyka³ swoimi stopami tej drogi, po której szed³em z nabo¿nym szacunkiem; Jego stopy wzbija³y ów kurz, który unosi siê spod moich stóp; przez trzy lata Swojego boskiego pos³annictwa ustawicznie chodzi³ i wraca³ z Nazaretu do Tyberiady, z Jerozolimy do Tyberiady; p³ywa³ ³odziami rybackimi po Morzu Galilejskim, uspokaja³ jego burzê, wstêpowa³ na jego fale, podaj¹c d³oñ swojemu aposto³owi, podobnie jak ja, ma³ej wiary, ow¹ d³oñ Niebios, której w gro nych burzach pogl¹dów i my li bardziej ni¿ on potrzebujê (Lam., 188).
Lamartine równie¿ wcze niej ni¿ Twain postrzega³ tê przestrzeñ jako scenê wielkiego i tajemniczego dramatu, nie trac¹c z pola uwagi faktu, ¿e dla chrze cijan jest to jednocze nie przestrzeñ realizowania siê dobrej nowiny : Wielki i tajemniczy dramat Ewangelii prawie ca³y rozegra³ siê nad tym jeziorem, na jego brzegach i na górach, które je otaczaj¹ i widz¹. [ ] Oto Tyberiada, gdzie ukaza³ siê wiêtemu Piotrowi i trzema s³owami ustali³ na wieki hierarchiê Swojego Ko cio³a (Lam., 190). Miasto, rzekomy wiadek dzia³alno ci Chrystusa, w rzeczywisto ci dopiero wtedy siê rodzi³o: by³o zak³adane wówczas, gdy Jezus mia³ zaledwie dwadzie cia jeden lat i dojrzewa³ w zaciszu Nazaretu do spe³nienia swojej misji. Tyberiada chrze cijañska , tak samo materialnie niszczona przez czas, jak Tyberiada pogañska czy ¿ydowska, pozostawa³a jednak miejscem pamiêci . Niezniszczalnym za symbolem owej pamiêci by³o morze Jezusowe (Lam., 188), jak okre la³ Lamartine Jezioro Tyberiadzkie. Nazwa³ on miasto i inne 19 Zob.
np.: R. Przybylski, Podró¿ Juliusza S³owackiego na Wschód, Kraków 1982, s. 89.
154
okolice Jeziora Galilejskiego najprawdziwsz¹ i najwymowniejsz¹ po nim [tj. po Jezusie] pami¹tk¹, [ ] ¯ywym, widomym komentarzem do jego ¿ywota, dzia³añ i my li (Lam., 189). W ród podró¿uj¹cych romantyków za szczególny znak uchodzi³ podlegaj¹cy tak¿e dzia³aniom czasu ko ció³ wybudowany, wed³ug podania, w miejscu powo³ania w. Piotra. Ho³owiñski orzek³ nawet, ¿e jest to najpiêkniejsza budowla w tym grodzie (notabene w Jerozolimie za takow¹ uwa¿a³ meczet Omara!; zob. Ho³., 272)20. Refleksje chrze cijañskich podró¿nych zwi¹zane z Jeziorem i z Tyberiad¹ niewiele siê od siebie ró¿ni³y. Niektórzy, uwzglêdniaj¹c fakt, i¿ by³a to przestrzeñ u wiêcona obecno ci¹ Jezusa, z racji owej duchowej blisko ci, odnosili siê do niej niemal¿e familiarnie. Feliks Gondek np. traktowa³ Ziemiê wiêt¹ (w szczególno ci za okolice Genezaretu) jako drugi swój dom, drug¹ ojczyznê. Pisa³ np.: po¿egnali my kochane Jezioro Tyberiadzkie, to miejsca, które mi siê zdawa³y byæ drug¹ ziemi¹ rodzim¹ , albo: bywaj mi zdrowe jezioro Genezaret! (Gon., 69). Owo przywi¹zanie by³o w³a ciwe ka¿demu religijnie usposobionemu pielgrzymowi. Obrazy z Biblii same nasuwa³y siê imaginacji pisz¹cych. Nawet Pol, mimo i¿ pisa³ podrêcznik, nie za ksi¹¿kê wspomnieniow¹, podobnie jak Ho³owiñski czy Laasner bardzo szczegó³owo rozpisywa³ siê o tych ewangelicznych miejscach. Inaczej Juliusz S³owacki: ten by³ niezwykle zwiêz³y w relacjonowaniu tak biblijnych wydarzeñ, jak i w³asnych, zreszt¹ bardzo intensywnych prze¿yæ. Niemniej jednak, mia³ on równie¿ szczególnie silnie zinterioryzowan¹ pamiêæ ewangelicznych wydarzeñ znad Jeziora Tyberiadzkiego. Nie by³a to zwyk³a pamiêæ pewnych obrazów i nauk, lecz taka, która o¿ywia wyobra niê i nie pozwala inaczej w danym miejscu patrzeæ, jak tylko przez pryzmat zwi¹zanych z nim s³ów i cudów, w tej szczególnej przestrzeni s³ów i cudów Chrystusa. S³owacki-esteta, rozkochany w kwiatach, pisa³ np. o ranunku³ach pokrywaj¹cych galilejskie wzgórza na wiosnê (zob. np.: L., [54], 252-253) i o lilijach bia³ych , zwiastuj¹cych, ¿e autor zbli¿a siê do ¿y niejszej krainy . Przechowywa³ w pamiêci upomnienie mistrza z Nazaretu , aby nie martwiæ siê o dzieñ jutrzejszy, ani o to, w co siê przyodziaæ, gdy¿ Bóg stroi nawet kwiatki, które wygl¹daj¹ piêkniej ni¿ Salomon21. Na S³owackim przywi¹zuj¹cym wagê do ubioru i nabywaj¹20 Por.:
Lam., 194; Laas., 260; Mann, II, 175. np. L. [54], 252-3; [56], 264. Por.: J. S³owacki, Ojciec zad¿umionych, w: tego¿, Dzie³a wszystkie, t. 3, red. J. Kleiner, Wroc³aw 1952, ww. 116-122, s. 133. Zauwa¿my: o ile Egipt rozczarowa³ poetê i spowodowa³, ¿e utraci³ on dzieciêce o nim wyobra¿enia (por. L., [53], 247), Galilea o¿ywi³a religijn¹ imaginacjê b³êdnego Polaka (sformu³owanie z Ojca zad¿umionych). 21 Zob.
155
cym w czasie podró¿y orientalne stroje dla swej matki (np. s³awny p³aszczyk tunetañski), musia³o robiæ to du¿e wra¿enie. W jego pamiêci od¿y³y sceny objawienia nadnaturalnej mocy Chrystusa id¹cego po tafli jeziora i tak samo ka¿¹cego kroczyæ Piotrowi (por. np.: Dz., 189-190). S³owacki, sam byæ mo¿e snuj¹cy refleksjê nad kondycj¹ swojej wiary, wykorzysta³ tê scenê nie tylko w bezpo redniej korespondencji do matki, ale równie¿ w napisanym niebawem Anhellim. Pojawia³y siê w listach do matki wspomnienia Tyberiady, w których poeta zwraca³ uwagê równie¿ na inne epizody z Nowego Testamentu, np.: Jezioro, gdzie Chrystus wsiada³ do ³odzi nauczaj¹c lud, b³êkitne i spokojne, otoczone górami; na jednej z tych sta³ siê cud rozmno¿enia ryb i chlebów. W mie cie, nie znalaz³szy miêdzy ruinami miejsca na ³ó¿ko, nocowa³em na murawie pod go³ym niebem; a kiedym siê obudzi³ i odkry³ g³owê, widzia³em ksiê¿yc pó no wschodz¹cy nad Jeziorem Genezaretañskim. (L., [54], 253).
Wszêdzie jednak poeta podkre la³ wyj¹tkowo æ nocy spêdzonej nad jeziorem pod go³ym niebem. A przecie¿ noclegi w ród niewygód wcale nie nale¿a³y podczas bliskowschodniej wyprawy S³owackiego do rzadko ci. Poeta podsumowywa³ je wszystkie nastêpuj¹co: Spa³em nieraz na wilgotnej ziemi [pod] namiotem, na wietrze i zdrowszy teraz jestem po tym wszystkim ni¿ przedtem (L., [55], 260). I w³a nie podczas takiej jednej z bezsennych nocy spêdzonych w rozwalonej trzêsieniem ziemi Tyberiadzie dozna³ bardzo intensywnych prze¿yæ religijnych czego na kszta³t mistycznego spotkania: By³em w Betleem, w Jerycho, w Nazaret nad Jeziorem Genezaretañskim, gdzie Chrystus mi by³ przed oczyma. Zdawa³o mi siê, ¿e postaæ Jego spokojna stoi jeszcze na b³êkicie fali z g³ow¹ otoczon¹ promieniami. Nad tym jeziorem spa³em pod go³ym niebem, bo siê wszystkie domy przez trzêsienie ziemi by³y zapad³y, i choæ by³em z g³ow¹ nakryty od rosy, obudzi³ mnie wschód ksiê¿yca. Jaka to by³a chwila, ile pami¹tek o wieca³ mi ten ksiê¿yc nad cichym Genzaretañskim Jeziorem, tego wypowiedzieæ nie mogê. Przeczytaj ty, droga, Biblijê [ ] (L., [56], 264)22.
Jak wyt³umaczyæ to zjawisko? Teza, któr¹ chcê tu postawiæ jest nastêpuj¹ca: urok jeziora widzianego noc¹, pamiêæ wydarzeñ ewangelicznych rozgrywa22
By³a jeszcze jedna noc prze¿yta przez S³owackiego podczas owej bliskowschodniej podró¿y, podczas której poeta móg³ do wiadczyæ obecno ci Bóstwa. Widzia³ na pustyni krzaki cierniowe pal¹ce siê lekkim p³omykiem jak koronki brabanckie . Wed³ug Przybylskiego: Zjawisko to skojarzy³ poeta z p³on¹cym krzewem, w którym Bóg objawi³ siê Moj¿eszowi. Obraz ten pojawi siê pó niej kilkakrotnie w jego poezji (R. Przybylski, Podró¿ , s. 316).
156
j¹cych siê w tym miejscu, zmêczenie powoduj¹ce bezsenno æ, religijnie i poetycko nastrojona dusza przywo³ywa³y w wyobra ni wêdrowca obrazy mog¹ce uchodziæ na pierwszy rzut oka za wizje w³a ciwe mistykom. Nawet bowiem podczas niezwyk³ej nocy spêdzonej w Bazylice Grobu, gdzie powierza³ Bogu jakie prywatne i narodowe tajemnice i gdzie siê ³zami zala³, by nad ranem usn¹æ jak dziecko, nie wydaje siê, by dozna³ jakiej szczególnej epifanii. Tylko w Tyberiadzie mia³ do wiadczyæ wizji krocz¹cego po fali Chrystusa. Jego obraz co spróbujê udowodniæ stawa³ siê u poety z rozigranymi nerwami konkretyzacj¹ najsilniejszej potrzeby psychicznej pragnienia wewnêtrznego spokoju23. Zauwa¿my, i¿ wielu pobo¿nych wêdrowców, jak Drohojowski, Ho³owiñski, Laasner, i inni, z nadmiaru wra¿eñ nie mog³o podobnie jak S³owacki w Tyberiadzie zasn¹æ24. Kontemplowali wiêc wieczorne lub nocne uroki jeziora i nieraz rzeczywi cie dali siê ponie æ fantazji i marzeniom: Jaka uroczysta cicho æ rozlana w ca³ej przyrodzie, przy wspomnieniach o Zbawicielu, s³odko nêci³a do wiêtego dumania pisa³ Ho³owiñski (Ho³., 277). Jednak nie ci duchowni pisarze, lecz prze miewca Twain zdawa³ siê wyra¿aæ najdoskonalej podobne S³owackiemu stany ducha i t³umaczyæ tyberiadzkie widzenia . My lê o wspólnej dla obu twórców geografii imaginacyjnej (imaginative geography, wed³ug Edwarda W. Saida) i zwi¹zanej z ni¹ wizyjnej percepcji miejsca. Pod wp³ywem wielu czynników, równie¿ niezwyk³ego uroku jeziora ogl¹danego noc¹ widzieli oni (niezale¿nie nawet od rangi owego wewnêtrznego do wiadczenia) Jezusa krocz¹cego po jeziorze. Konieczna by³a u obu twórców dopiero aura nocna, czas, kiedy widzenie na jawie miesza siê z wyobra¿eniem sennym, a imaginacja, zw³aszcza u cz³owieka, który nie mo¿e zasn¹æ, pracuje bardzo dynamicznie: Galileê nale¿y ogl¹daæ noc¹. Genezaret w wietle b³yszcz¹cych gwiazd robi wra¿enie. Gdy patrzê na taflê odbijaj¹c¹ konstelacje, niemal zaczynam ¿a³owaæ, ¿e widzia³em j¹ w jaskrawym wietle dnia. Gdy wzejdzie s³oñce, nie czuje siê ju¿ zauroczenia. Nasze my li bêd¹ znów zmierzaæ ku ziemskim troskom i nic ich nie naprowadzi na ulotne i nierealne sprawy. Lecz gdy zapadnie zmrok, nawet najmniej wra¿liwe natury musz¹ schyliæ czo³a przed gwia dzistym niebem. A wtedy biblijna opowie æ wkradnie siê w ich sny, wyobra nia zaw³adnie wzrokiem i s³uchem. W plusku przybojowej fali us³yszymy znów dawne wios³a, w nocnych szmerach g³osy ducha, w id¹cej od jeziora bryzie ³opot niewidzialnych 23 Znamienne,
¿e wspomnienia o widzeniu poeta nie umie ci³ w li cie wcze niejszym (z 19 lutego), podkre la³ jedynie uci¹¿liwo æ nocy spêdzonej na go³ej ziemi i przebudzenie o wschodzie ksiê¿yca. Nie ma chyba jednak sensu ³¹czyæ w tym miejscu prowokacyjnej asocjacji Chrystusa z symbolik¹ lunarn¹. 24 Zob.: Droh. II, 54; Ho³.,276-277; Laas., 261.
157
skrzyde³. Widmowe statki znów wyp³ynê³y z przystani, a zmarli przed wiekami wstali z grobów. W ¿a³obnym piewie nocnego wiatru zapomniane od stuleci pie ni nios¹ siê po wodzie. W blasku gwiazd Galilea nie ma granic prócz niebieskiego firmamentu i jest teatrem godnym wielkich dramatów: narodzin nowej wiary zdolnej zbawiæ wiat i narodzin Tego, który wszed³ na scenê, by obwie ciæ ow¹ moc. Ale w wietle dnia zadajemy sobie pytanie: czy to dziêki czynom i s³owom dokonanym lub wypowiedzianym na tym skalistym i piaszczystym skrawku ziemi przed osiemnastoma wiekami dzwony bij¹ dzi na dalekich morskich wyspach i na rozleg³ych kontynentach po krañce naszego globu? Pojmiesz to dopiero, gdy noc pokryje wszelkie zw¹tpienia, tworz¹c teatr godny tak wielkiego dramatu25.
Bliskie doznaniom S³owackiego zdawa³y siê równie¿ refleksje Zygmunta hrabiego Skórzewskiego, który pisa³: Tu Chrystus Pan, podczas burzy, po wodzie chodzi³ i burzom wstaæ kaza³; tu tak¿e owo s³awne rybo³ówstwo, i¿ sieæ siê urwa³a od ilo ci ryb; st¹d te¿ ci biedni rybacy, co tkniêci Duchem ., Aposto³owie Boga, wiarê na wiat roznosili; [ ] I ten wieczór przez swe wspomnienia i sw¹ piêkno ci¹, wiêcej snem nam siê zdawa³, ni¿ jako do rzeczywisto ci nale¿¹cy (Skórz. 113-114).
Do epizodu z Ewangelii, opisuj¹cego wspominany przez wiêkszo æ autorów itinerariów cud kroczenia Arcycz³owieka po tafli jeziora, wraca³ my lami równie¿ Lamartine. Wi¹za³ tê scenê z w³asnym pragnieniem wiêkszej ufno ci i wiary: wstêpowa³ na jego fale, podaj¹c d³oñ swojemu aposto³owi, podobnie jak ja, ma³ej wiary, ow¹ d³oñ Niebios, której w gro nych burzach pogl¹dów i my li bardziej ni¿ on potrzebujê (Lam., 188). Taki osobisty, religijnie nacechowany ton, maj¹ równie¿ zwierzenia S³owackiego. Nie sposób jednak okre liæ, czy opisane w listach do matki prze¿ycie ze zrujnowanej trzêsieniem ziemi Tyberiady mia³o nadprzyrodzony charakter. Pewne jest natomiast, ¿e S³owacki uzna³ je za rodzaj spotkania z sacrum. Ale czy tylko z sacrum? Pisa³am ju¿, ¿e mia³ on siln¹ potrzebê odnalezienia spokoju, ¿e w³a nie Chrystus stawa³ siê dlañ ikon¹ owej wymarzonej przezeñ spokojno ci. Zauwa¿my, ¿e chocia¿ poeta próbowa³ zapewniaæ matkê, i¿ jest szczê liwy i wesó³ , raz po raz objawia³ swój wewnêtrzny niepokój, niespokojno æ i rozigrane nerwy . Nieraz ten trudny psychicznie stan uto¿samia³ z trosk¹ o los adresatki: Czu³em wiele, by³em wesó³, zachwycony, p³aka³em, mia³em ca³e dnie pe³ne dumañ, ca³e miesi¹ce pe³ne roztargnienia i dwie wielkie niespokojno ci to jest niepokój o Ciebie i drug¹ niespokojno æ, ¿e ty siê o mnie troskaæ musisz (S³ow., [53], 245). 25 M.
Twain, Prostaczkowie , s. 259-260.
158
Kumulacja owej niespokojno ci nastêpowa³a w latach 1836-1837 parokrotnie. W li cie do Zofii Baliñskiej poeta zwierza³ siê: [ ] niespokojno æ jaka i têsknota za niczym pêdz¹ mnie z miejsca na miejsce i na wszystko, co mnie otacza, patrzê jak cz³owiek senny, nieruchomie i w milczeniu 26. W korespondencji do matki sygna³ów owego wewnêtrznego niepokoju by³o wiêcej: z niespokojno ci¹ zbli¿am siê do Europy (L., [55], 254), O, gdybym mia³ skrzyd³a go³êbia, polecia³bym gdzie daleko i znalaz³bym spokojno æ. S¹ to s³owa Biblii ([56], 263), i jeszcze: zazdroszczê Wam, moi drodzy, Waszej wioseczki i spokojno ci ([56], 266). Poeta owego wewnêtrznego uciszenia oczekiwa³ te¿ podczas nocy spêdzonej przy Grobie Chrystusa, gdzie ³zami siê zala³ z bólu i wzruszenia : Trzeba lecieæ, gdzie wiatr mnie powieje i modliæ siê u Chrystusa, aby mi kiedy da³ ciszê i spokojno æ ([54], 254). Ale dopiero Chrystus, którego poeta ujrza³ w Tyberiadzie i opisa³ matce, odznacza³ siê upragnionym przez poetê spokojem: zdawa³o mi siê, ¿e postaæ Jego spokojna stoi jeszcze na b³êkicie fali z g³ow¹ otoczon¹ promieniami ([56], 264). Poeta, kre l¹c te s³owa, próbowa³ sam siebie lepiej poznaæ, zrozumieæ, dookre liæ. W li cie z Bejrutu (luty 1837) próba owej identyfikacji zdobywa³a bardziej psychologiczne uzasadnienie: wewnêtrzny ból skrywany pod mask¹ spokojno ci mia³ byæ te¿ udzia³em Boga-Cz³owieka. S³owacki pisa³: Spokojno ci! By³em nad jeziorem, gdzie niegdy Chrystus z tak¹ spokojn¹ pokazywa³ siê twarz¹, choæ bardzo cierpia³ w g³êbi serca (L., [53], 246).
Znamienne, ¿e w napisanym wkrótce Anhellim tytu³owy bohater ma twarz Chrystusow¹ , a jednocze nie nosi imiê, które jest syntez¹ Anio³a i Helego ( Heli tak w dzieciñstwie wo³ano na S³owackiego)27. Identyfikacja nabra³a bardziej konkretnych, artystycznych kszta³tów. 26 List S³owackiego do Zofii Baliñskiej z 17 VIII 1836 roku, w: J. S³owacki, Listy do krewnych, przyjació³ i znajomych (1820-1849), oprac. J. Pelc, Wroc³aw 1952, ww. 12-15, s. 107. Dopiero w 1846 roku poeta zwierza³ siê autorowi Irydiona, i¿ spokojno æ nie jest ju¿ tylko mask¹, któr¹ on przywdzia³ przez dumê na czo³o , ale: Spokojno æ moja prawdziw¹ jest, nie jest jednak¿e bez cierpienia . Zob.: tam¿e, ww. 9-17, s. 201-202. 27 Zob. np.: J. Kleiner, Juliusz S³owacki. Dzieje twórczo ci, Kraków 1999, t. 2, s. 145. W li cie do Eustachego Januszkiewicza, rekomenduj¹c Anhellego, pisa³ S³owacki w roku 1838: Niech serce twoje sk³oni do mnie to, ¿e pos³ucha³em rady i ¿e pisa³em proz¹, bez ¿adnych wyskoków imaginacji, nie pozwalaj¹c sobie ¿adnych opisów, ¿adnych wykrzykników, spokojno ci¹ hamuj¹c egzaltacjê i ubieraj¹c wszystko w szaty chrystusowe. [ ] wreszcie jest to zidealizowany Sybir, ja sam zidealizowany [ ] (J. S³owacki, Listy do krewnych , ww. 1-6, 8-9, s. 85). Warto te¿ nadmieniæ, i¿ w Ojcu zad¿umionych poeta wprost nazywa³ siebie samego Anhellim . Zob.: Ojciec zad¿umionych, ww. 60-66, s. 132.
159
*** Tyberiada ujawni³a siê jako ziemia obiecana boskich objawieñ, czasoprzestrzeñ zarezerwowana dla poetów i pisarzy z rozpalon¹ imaginacj¹, takich jak Alphonse de Lamartine, Ignacy Ho³owiñski, czy w³a nie Juliusz S³owacki. Okaza³a siê ich intymn¹ mistyczn¹ przestrzeni¹. Zmitologizowany obraz miasta i jeziora Jezusowego utraci³ w dziewiêtnastowiecznych narracjach swoje realne, geograficzne kontury, objawiaj¹c siê jako miasto przesz³o ci, miasto zgliszcz, ruin i grobów, miasto dawnych mêdrców-rabinów, Jezusa i Aposto³ów, symbol pamiêci. W percepcji S³owackiego miejsce to sta³o siê równie¿ ikon¹ wnêtrza autorskiego: jego têsknot, nadziei, wyobra¿eñ. To przetworzenie wra¿eñ zmys³owych zw³aszcza pod wp³ywem nocy i ogl¹danych w jej aurze zgliszcz, pod wp³ywem wspomnieñ historii ewangelicznej w obraz poetycki, w symbol, by³o równie¿, jak mo¿na siê przekonaæ, charakterystyczne dla innych dziewiêtnastowiecznych podró¿nych i pisarzy, zwiedzaj¹cych ten zak¹tek.
* Dorota Kulczycka Tiberias as seen by 19th-century travellers (Lamartine, S³owacki, Ho³owiñski and more) The topic of this essay is associated with topographic studies the en-vogue of today s literary science concerning the perception and (re)presentation of spatial categories in literature. The author penetrates into Tiberias, the place not to be missed by any of Lamartine, S³owacki, Ho³owiñski, Laasner, Skórzewski, Mann, or whoever else has travelled to and across the Holy Land. This piece of comparative studies is centred in particular on a phenotype of recorded impressions from that earthquake-smashed area, as depicted in Juliusz S³owacki s letters and diary.
Wiek XIX. Rocznik Towarzystwa Literackiego im. A. Mickiewicza, Rok II (XLIV) 2009
Agnieszka Czajkowska Czêstochowa
WP£YW BEZ LÊKU. JAROS£AW MAREK RYMKIEWICZ CZYTA JULIUSZA S£OWACKIEGO
W przeprowadzonej latem 1992 roku w Oborach rozmowie z Adamem Popraw¹, Jaros³aw Marek Rymkiewicz jednoznacznie okre la³ miejsce Juliusza S³owackiego w historii polskiej poezji. Skazywa³ go nie na ciê¿kie Norwidy , ale przeciwnie wyznacza³ eterycznemu poecie miejsce na marginesie refleksji o istocie polsko ci i o nieodpowiedzialnym triumfie jêzyka nad rzeczywisto ci¹1. Autor wydanej w 1982 roku ksi¹¿ki o S³owackim (Juliusz S³owacki pyta o godzinê, Warszawa 1982), uczestnik (jako zdeklarowany rzecznik klasycyzmu pojmowanego w kategoriach estetycznej harmonii i zwolennik uporz¹dkowania fragmentów mistycznych w ca³o æ) g³o nej niegdy dyskusji o mistycyzmie poety, psychoanalityk w istotê polskiego ducha dociskaj¹cy demoniczn¹ i mieszn¹ postaæ wielkiego ksiêcia Konstantego, manifestuj¹co dokonuje w roku 1994 kategorycznej rewizji swoich historycznoliterackich zainteresowañ: Mickiewicz czyli wszystko. Jako wspó³autor wydaje w 2001 roku encyklopediê po wiêcon¹ ¿yciu i twórczo ci Adama Mickiewicza, w trzy lata potem ju¿ sam publikuje analogiczn¹ pracê dotycz¹c¹ autora Kordiana2, a w lad za ni¹ pisze ksi¹¿ki, które nie tylko 1 Zob. J. M. Rymkiewicz, Mickiewicz czyli wszystko. Z Jaros³awem Markiem Rymkiewiczem rozmawia Adam Poprawa, Warszawa 1994, s. 35-36: Teraz eteryczno æ S³owackiego, eteryczno æ jego my li i jêzyka, coraz bardziej zaczyna mnie dra¿niæ, a nawet mieszyæ. Czytam go bo jeszcze go czytam i my lê sobie: có¿e ty sobie wymy li³? . 2 Pomys³ encyklopedycznego wydania S³owackiego pojawi³ siê w dyskusji nad mistycznym S³owackim, zob. S³owacki mistyczny. Propozycje i dyskusje. Sympozjum Warszawa 10-11 grudnia 1979, red. M. Janion, M. ¯migrodzka, Warszawa 1981, s. 227.
161
przejmuj¹ od S³owackiego pytania zwi¹zane z klêsk¹ powstania listopadowego (mo¿liwo æ i znaczenie dla losów Polaków królobójstwa w Wieszaniu), ale i rewaloryzuj¹ przegran¹ przez poetê nadpowietrzn¹ walkê, która siê o narodowo æ nasz¹ toczy 3 (sens ofiary powstania warszawskiego w Kinderszenen). Podejmuj¹c problem permanentnej lektury S³owackiego i odwo³uj¹c siê przy tym do ksi¹¿ki Harolda Blooma Lêk przed wp³ywem bêd¹cej efektem lektury romantycznej poezji angielskiej i swoistym projektem historii nowoczesnej literatury proponujê namys³ nad obecno ci¹ autora Anhellego w twórczo ci Jaros³awa Marka Rymkiewicza. Przedmiotem refleksji bêd¹ ksi¹¿ki odnosz¹ce siê nie tylko w tytule do ¿ycia i dzie³a S³owackiego. Czêsto bowiem w pisarstwie autora ¯mutu m³odszy z wieszczów staje siê kontrapunktem dla Mickiewicza, a osobny byt obu poetów w poszczególnych pracach oznacza wzajemne dope³nianie siê. Hipoteza wstêpna brzmi wiêc nastêpuj¹co: wydaje siê, ¿e twórczo æ Juliusza S³owackiego, a zw³aszcza Król-Duch uciele nia siê w ksi¹¿kach wspó³czesnego historyka literatury, poety i eseisty wtedy, gdy ten porzucaj¹c partykularny milanowski wiat w³asny , zadaje pytanie o prywatn¹ i zbiorow¹ to¿samo æ i od¿egnuj¹c siê od klasycznego gestu pana Cogito podejmuje karko³omn¹ próbê zamieszkania w historii . Odtwarzany przez Rymkiewicza adres wykracza poza granice prywatno ci i dotyczy narodowej zbiorowo ci Polaków (w my l przekonania wyra¿anego w mistycznej poezji, ¿e pe³ne poznanie osi¹gn¹æ mo¿na dziêki procesowi jednoczenia pojedynczych duchów). Zagro¿enie ideowej identyfikacji ( wiadcz¹ o tym prasowe dyskusje na temat ostatnich ksi¹¿ek Rymkiewicza i jego roli jakobina prawicy ) i prymatu okre lonej etyki, niweluje autor Wielkiego ksiêcia poprzez swoist¹ poetykê i od¿egnywanie siê od okre lonej metodologii, co bynajmniej nie oznacza braku pisarskiej samo wiadomo ci. Z kolei pogr¹¿enie siê w Mickiewiczowskiej historyczno ci takiej, jaka jest dostêpna po dwustu latach, w zachowanych u³amkach, rozproszonych drobiazgach, rozrzuconych ladach, scalanych przez narratora w opowie æ na kszta³t ¿mutu, odwzorowuje natomiast poszukiwanie porz¹dku i chêæ zamieszkania w micie , na który nie ma przecie¿ miejsca w nowoczesnej wiadomo ci4. Dla3
J. S³owacki, Kilka s³ów odpowiedzi na artyku³ pana Z. K. o poezjach Juliusza S³owackiego, w: tego¿, Dzie³a wszystkie, red. J. Kleiner, t. 3, Wroc³aw 1952, s. 198-199. 4 O chêci scalenia rozproszonych Mickiewiczowskich u³amków wiadczy chocia¿by tytu³ cyklu Jak bajeczne ¿urawie i motto zaczerpniête z Pana Tadeusza: Jak bajeczne ¿urawie nad dzikim ostrowem,/ Nad zaklêtym pa³acem przelatuj¹c wiosn¹/ I s³ysz¹c zaklêtego ch³opca skargê g³o n¹,/ka¿dy ptak ch³opcu jedno pióro zruci³,/On zrobi³ skrzyd³a i do swoich wróci³ (J. M. Rymkiewicz, Kilka szczegó³ów, Warszawa 1994, s. 5). W rozmowie z Adamem Popraw¹ Rymkiewicz mówi wprost: Mnie siê ¿ycie i dzie³o Mickiewicza, przy wszystkich
162
tego te¿ w³asna metodologia, zorientowana na Mickiewicza, jest metaforycznie zobrazowana w tytule pierwszej czê ci tetralogii jako ¿mut, bez³adny splot nici, który, jak pisze, stanowi wypadkow¹ linearnego czasu historii i achronologicznego doznania ¿ycia w jego istocie5. W Mickiewiczu encyklopedii mamy do czynienia z kolekcj¹ ma³ych narracji ³¹cz¹cych przyjemne z po¿ytecznym, a w Bakecie efekt pracy historyka literatury jest okre lany jako zbiorowisko przypominanych faktów przypisów do tekstu g³ównego 6. Zamierzona w ten sposób s³u¿ebno æ tekstu o Mickiewiczu wobec wielkich monograficznych opowie ci staje siê pozorna. Anarchiczna orientacja na szczegó³, przypadkowy detal historyczny, zamiast dope³niaæ kanoniczny tekst, rozwarstwia go i rozprasza, zaburza ustalon¹ hierarchiê faktów. W utarte koleiny narracji historycznoliterackich, porz¹dkuj¹cych proces przyrastania literatury w oparciu o ustalone kategorie, wprowadza istnienia poszczególne rekwizytów i osób, zawieruszonych w listach czy pamiêtnikach, daty urodzin, spotkañ, mierci, nazwy chorób i lekarstw, które rozsadzaj¹ od wewn¹trz sam¹ opowie æ. D³ugie trwanie epoki romantyzmu, przepisane zostaje przez Rymkiewicza na fragmenty pojedynczych biografii, nieistotnych z punktu widzenia pó niejszych czynno ci periodyzacyjnych, alternatywnych wobec prze wiadczeñ samych bohaterów wieku 7 i uderzaj¹cych w spoisto æ mitycznej i historycznoliterackiej narracji. O ile wiêc autor Pana Tadeusza wpisany zostaje w porz¹dek niezbywalnej przesz³o ci, o tyle S³owacki w lekturze Rymkiewicza jest na sta³e umocowany w czasie tera niejszym jako figura zawsze aktualnego pytania, zadawanego Mickiewiczowi, jego wspó³czesnym i dwudziestowiecznym czytelnikom, obci¹¿onym problemem w³asnej historycznej to¿samo ci. Harolda Blooma wiadectwo lektury ukazuje romantyzm jako wyraz konfliktu spotêgowanego indywidualizmu z p³yn¹cym z zewn¹trz naciskiem kulturopêkniêciach, rozdarciach, przy tej fragmentaryczno ci, o której pan mówi, jawi jako piêknie spe³niona i harmonijna ca³o æ (J. M. Rymkiewicz, Mickiewicz czyli wszystko , s. 21). 5 Zob. J. M. Rymkiewicz, ¯mut, Pary¿ 1987, s. 238-239: Przesz³o æ to jest ¿mut: wszystko spl¹tane i jakby wcale nie zale¿a³o mi na tym, ¿eby to, co spl¹tane, rozpl¹taæ. Nawet przeciwnie. Moje odczucie czasu mówi mi, ¿e jego sekretna istota, do której powinien staraæ siê dotrzeæ, jest w centrum ¿mutu, tam gdzie przechowa³a siê jeszcze odrobina ciep³a, odrobina ¿ycia. [ ] Nasze wyprawy w przesz³o æ zmierzaj¹ bowiem zawsze w tych kierunkach: maj¹ na celu albo odnalezienie porz¹dku istnienia albo odnalezienie jego istoty, z któr¹ to pewnie z³udzenie ³atwiej siê uto¿samiæ w³a nie tam, w przesz³o ci . 6 J. M. Rymkiewicz, Baket, Londyn 1989, s. 81-82. 7 Zob. J. M. Rymkiewicz, Kilka szczegó³ów, Kraków 1994, s. 397-398.
163
wej tradycji uosabianej przez literackich ojców8. Lêk przed postrzeganiem wp³ywu jako obcego staje siê mechanizmem obronnym jednostki twórczej, uwik³anej w sprzeczne czynno ci u miercania i ratowania dziedzictwa w imiê ocalania w³asnych praw autorskich. Powtórzenie jest bowiem podstawowym mechanizmem uczestnictwa w literackim uniwersum i pierwszym czynnikiem wynikaj¹cego z poczucia opó nienia, niepokoju wspó³czesnych poetów. Szkodliwo æ p³yn¹ca z historii odczuwana jest, jak pisze Harold Bloom, osobowo, jako kompleks konkretnego poety, ale tak¿e jako konieczno æ odbudowania podmiotowo ci zdegradowanej przez temporalnie i estetycznie pojmowany wp³yw poprzednika. Kolejne etapy narastaj¹cego poczucia dezintegracji i dezautonomizacji prowadziæ maj¹ do szczególnego poczucia wspólnoty zbudowanej na cierpieniu i wyw³aszczaj¹cej poprzedników z czasowej i autotelicznej uprzednio ci. W efekcie skomplikowanych operacji (sze ciu etapów nazwanych przez Blooma Clinamen, Tessera, Kenosis, Demonizacja, Askesis i Apophrades) poeta mo¿e poczuæ siê ojcem tego, który na pocz¹tku dysponowa³ przemo¿nym wp³ywem na syna. Poetycka dojrza³o æ to zawsze ju¿ b³êdna interpretacja dziedzictwa, pracowite oswajanie lêku przed utrat¹ w³asnej podmiotowo ci. Jednocze nie jest to próba zamieszkania w duchowym uniwersum, które pozostaje poza granicami konkretnych poetyckich idei i obrazów, ale i jest wyró¿nikiem unikalnej poetyckiej wyobra ni i wiadectwem jedynej w swoim rodzaju egzystencji. Cechy charakteryzuj¹ce dialog Rymkiewicza z autorem Beniowskiego wpisuj¹ siê w konwencjê krytyczn¹ Blooma na wiele sposobów. Przede wszystkim przywo³uj¹ kategoriê m³odszo ci w rekonstruowanych krajowych i emigracyjnych relacjach obu poetów i poprzez lekturê dokumentów usi³uj¹ odnale æ utajone motywacje dzia³añ artystów. Istotna w tym miejscu wydaje siê równie¿ praktykowana przez autora Wieszania antymetodologia wyra¿aj¹ca siê poprzez nieustann¹ konfrontacjê ze stanem badañ oraz spotêgowan¹ samo wiadomo æ badawcz¹, która determinuje hipotetyczno æ i zezwala na pluralizm wyników poszukiwañ. Wreszcie, umocowanie rozrastaj¹cej siê narracji na wybranych epizodach biograficznych oznaczaæ mo¿e tytu³owy wp³yw , pozbawiony lêku o z góry uznan¹ dominacjê romantycznego poety. W swoich ksi¹¿kach po wiêconych S³owackiemu podejmuje Rymkiewicz temat jego m³odszo ci wobec Mickiewicza, który staje siê figur¹ poety w ogó8
Zob. H. Bloom, Lêk przed wp³ywem. Teoria poezji, przek³. A. Bielik-Robson, M. Szuster, Kraków 2002, s. 50-59.
164
le i synonimem poezji polskiej. Temat ten, o czym przekonuje Magdalena Siwiec, powo³uj¹c siê na kategorie Bloomowskie, obecny by³ ju¿ we wspó³czesnej recepcji S³owackiego. Najwnikliwszy jego czytelnik, Zygmunt Krasiñski, [ ] uwa¿a³, ¿e S³owackiego mo¿na zrozumieæ (dialektycznie) tylko w odniesieniu do autora Dziadów 9. Autorka dokonuje przy tym roboczego i skrótowego przyporz¹dkowania poszczególnych utworów S³owackiego kolejnym etapom pojedynku ojca i syna , co w kontek cie pisarstwa Rymkiewicza wydaje siê dzia³aniem ograniczaj¹cym zarówno sam¹ kategoriê wp³ywu , jak i donios³o æ agonu dwóch poetów. Kompleks Mickiewicza nie dotyczy tylko autora Beniowskiego. Ksi¹¿ka Juliusz S³owacki pyta o godzinê wskazuje na ojcostwo jako konstytutywny element emigracyjnych relacji, a tak¿e jako efekt autokreacji samego arcypoety. Wiadomo bowiem, ¿e nieudane próby usynowienia autora Beniowskiego, podejmowane przez Mickiewicza dwukrotnie (w 1832 i 1840 roku), odbi³y siê echem w spo³eczno ci paryskich Polaków i wypchnê³y niejako S³owackiego poza system romantyczny, lokuj¹c go w rejonach Gombrowiczowskiej (pisze o tym Rymkiewicz10) synczyzny . Tym samym uprawomocni³y mo¿liwo æ czytania literackiej przesz³o ci poprzez takie kategorie, jak wy¿szo æ i ni¿szo æ, duchowo æ i cielesno æ, a w planie odbiorczym pozwoli³y na automatyzm recepcji i twórcze niedoczytanie , które staje siê elementem strategii pisarskiej samego Rymkiewicza. Na marginesie recepcji Ksiêdza Marka, odnosz¹c siê do opinii Antoniego Ma³eckiego, autor ¯mutu wypowiada nastêpuj¹ce przekonanie: Uwa¿am to za bardzo sprawiedliwe taki w³a nie powinien byæ los arcydzie³, które musz¹ byæ lekcewa¿one i poni¿ane, nim czytelnicy upadn¹ przed nimi na kolana 11. Ufundowanie dialogu z przesz³o ci¹ na pomy³ce interpretacyjnej zezwala na przeniesienie akcentów z tego, co dane, ustalone, na terytorium hipotezy, domys³u. W konsekwencji zmienia status dyskusji, prowadzi do rozchwiania romantycznego paradygmatu i reinterpretacji kategorii polskiego ducha . W po wiêconych Mickiewiczowi ksi¹¿kach Rymkiewicza tak¹ pomy³k¹ bêdzie kilka szczegó³ów : kobiety, przedmioty, miejsca, powi¹zane z bohaterem. Podobnie rzecz siê ma z utworami, w których pretekstem do narracji jest Juliusz S³owacki, i w tych, które odwo³uj¹ siê bezpo rednio do wydarzeñ historycznych. Juliusz S³owacki pyta o godzinê rekonstruuje okres ¿ycia poety od 15 czerwca 1841 roku do chwili mierci: 3 kwietnia 1849 roku. Pierwsza z granicznych dat to dzieñ 9 M. Siwiec, S³owacki i nowoczesno æ, w: Romantyzm i nowoczesno æ, red. M. Kuziak, Kraków 2009, s. 137-139. 10 J. M. Rymkiewicz, Juliusz S³owacki pyta o godzinê, Warszawa 1982, s. 25. 11 J. M. Rymkiewicz, S³owacki. Encyklopedia, Warszawa 2004, s. 255.
165
pojedynku S³owackiego ze Stanis³awem Ropelewskim ura¿onym fraz¹ z Beniowskiego, pojedynku symbolicznie jak pisze Rymkiewicz zapocz¹tkowuj¹cego proces zabijania poety przez parysk¹ emigracjê. Narracja obrazuj¹ca nieprzystosowanie S³owackiego do rodowiska Polaków i wypracowanego przez nich romantycznego systemu komunikacji koncentruje siê wokó³ niewys³anych listów, niepodarowanej ró¿y, nieodczytanych utworów mistycznych. Encyklopedia po wiêcona twórcy Kordiana porz¹dkuje jego ¿ycie i twórczo æ w u³o¿onych alfabetycznie has³ach w my l niewyra¿onego przekonania, ¿e stworzenie ca³o ciowego obrazu by³o niemo¿liwe. Mikronarracje Rymkiewicza staj¹ siê w tej sytuacji jedyn¹ dostêpn¹ form¹ poznania przedmiotu, s¹ te¿ przejawem wielokrotnie wyra¿anego przez pisarza przekonania o fragmentaryczno ci wszelkiego istnienia. Wydane w 2007 roku Wieszanie (opisuj¹ce wydarzenia insurekcji ko ciuszkowskiej), Kinderszenen z roku 2008 (bêd¹ce relacj¹ z powstania warszawskiego) oraz Wielki ksi¹¿ê z roku 1983 (o pocz¹tku powstania listopadowego) koncentruj¹ siê wokó³ drobiazgów, przechowanych w dokumentach danych statystycznych, wypowiedzi uczestników, w imiê przekonania o hipotetycznym statusie narracji historycznej, zlepiaj¹cej wyrywkowo dane ¿ycie w przesz³o ci i analogicznie w narracyjnej tera niejszo ci. Tak wiêc metodologia Rymkiewicza jest zdeterminowana przekonaniem o niemo¿no ci stworzenia ca³o ciowego obrazu wiata. Zarówno historia w ujêciu uniwersalnym, jak i odnosz¹ca siê do poszczególnych istnieñ, dostêpna jest tylko poprzez tytu³owe kilka szczegó³ów , fragmentarycznie i nieci¹gle. Pisze Rymkiewicz w Wieszaniu: Wszystko, co istnieje przez samo swoje istnienie jest, od chwili swojego zaistnienia, rozrywane na kawa³ki i rozlatuj¹c siê, kawa³ek po kawa³ku, kr¹¿y, pokawa³kowane, obok mnie. Gdzie siê rozlatujemy na kawa³ki i wiat, razem z nami, gdzie siê rozlatuje, ale nie wiadomo, po pierwsze, dlaczego, po drugie, w jaki sposób [ ], po trzecie, jak uj¹æ i nazwaæ to miejsce-nie-miejsce, w którym da³oby siê odnale æ (w którym znalaz³o siê) to, co siê rozlecia³o i tam polecia³o. W dodatku o ¿adnym tam nie mo¿e byæ mowy. Do ujêcia s¹ tylko te rozlatuj¹ce siê kawa³ki i w³a nie to robiê. Potem, gdy siê je ujmie w³a nie jako kawa³ki mo¿na je opisaæ. Wiem, ¿e te mniejsze i wiêksze kawa³ki s³abo do siebie pasuj¹ albo w ogóle nie pasuj¹ ale nie ma to dla mnie wiêkszego znaczenia. Wa¿ne jest to, ¿e kr¹¿¹ wokó³12.
Projekt metodologiczny Rymkiewicza stanowi polemikê ze strukturalizmem i stworzonym przez niego obiektywnym instrumentarium, pysza³kowatymi 12
J. M. Rymkiewicz, Wieszanie, Warszawa 2007, s. 140-141.
166
konstrukcjami 13, które s¹ funkcj¹ wspó³czesnej lektury i jednoczesnym zaburzeniem procesu recepcji dziejów Ducha ujawniaj¹cego siê poprzez literaturê. Oznacza to równocze nie rezygnacjê z psychologizmu i biograficznego genetyzmu w imiê hermeneutycznego przekonania o samoistno ci tekstu jako wiadectwa pojedynczego istnienia. Cytuj¹c fragment listu S³owackiego, pisanego w 1832 roku do matki, Rymkiewicz podkre la to¿samo æ wiersza i osoby: [ ] bo ja nie jestem niczym innym, jak moimi poezjami 14. Je li twórczo æ poetycka jest rozmow¹ miêdzy Mickiewiczem i jego nastêpcami (w tym S³owackim i Rymkiewiczem), odbywaj¹c¹ siê ponad wiekami, to mo¿e odbywaæ siê ona w³a nie tekstowo, w granicach oznaczonych przez pisanie. W ksi¹¿ce Kilka szczegó³ów, lokuj¹cej siê na marginesie biografii wieszcza, zamieszczone zostaj¹ rady dla m³odych pisarzy, ustanawiaj¹ce prymat arcypoety i konstruuj¹ce przestrzeñ niepowodzenia jako lektury kolejnych pokoleñ twórców w³a nie w imiê antagonizmu ojca i syna . W du¿ej mierze autotematyczny dekalog dla adeptów literatury stanowi jednocze nie przywo³anie zamieszczonego 12 stycznia 1846 roku, na brulionie listu do Zygmunta Krasiñskiego, wiersza S³owackiego [Bo to jest wieszcza najja niejsza chwa³a ], w którym nastêpuje rozrachunek z egzystencj¹ i mitem romantycznego poety. Autotematyzm pozbawionego tytu³u utworu rozci¹ga siê pomiêdzy Horacjañsk¹ fraz¹ exegi monumentum a bylejako ci¹ tego pisania , które potrafi symbolicznie u mierciæ autora i skazaæ tekst na nieuchronne roz³¹czenie z rzeczywisto ci¹, samotno æ i status pisma. Jeste pisarzem, a wiêc jeste umar³y. Tak siê masz traktowaæ 15 pisze Rymkiewicz, przecinaj¹c wiêzy literatury ze wiatem, z biografi¹, funduj¹c ontologiê tekstu na symbolicznym mordzie za³o¿ycielskim . Dokonuj¹ca siê w ten sposób transpozycja podmiotu uczestnika rozmowy z wieszczem uzasadniona jest wszechobecnym u Rymkiewicza tematem mierci i poetyckimi wariacjami na temat gnicia, rozpadu, niszczenia. Konstytuuje tak¿e przestrzeñ odbywaj¹cego siê w jego pisarstwie dialogu ze S³owackim. Ewolucja ducha w Ksiêdzu Marku jest przedstawiana przez autora ksi¹¿ki Juliusz S³owacki pyta o godzinê jako produkt uboczny rozk³adu cia³a16. Samuel Zborowski, [ ] konsekwentnie ukazywany jest przez S³owackiego jako duch, który ju¿ siê przeanieli³, ju¿ porzuci³ formê cielesn¹, jest te¿ konsekwentnie ukazywany jako »kawa³ek cia³a«, krwawy upiór, rozk³adaj¹cy siê trup 17, co dla Rymkiewicza stanowi dowód 13
J. M. Rymkiewicz, Juliusz S³owacki , s. 85. Tam¿e, s. 86. 15 J. M. Rymkiewicz, Kilka szczegó³ów , s. 269. 16 J. M. Rymkiewicz, Juliusz S³owacki , s. 378-380. 17 Tam¿e, s. 381. 14
167
przejawianej przez poetê fascynacji form¹, prze ladowan¹ czy ograniczan¹ przez element cielesno ci. Praca ducha jest tu nieustann¹ walk¹ o przenicowanie mierci, naznaczon¹ biograficznym cierpieniem umieraj¹cego podczas pisania S³owackiego. lady krwi, zaobserwowane na rêkopisach, staj¹ siê dla autora Wieszania takim samym znakiem, jak utrwalona pomiêdzy nimi fraza. Co wiêcej, uniewa¿niaj¹c s³owa w ich referencjalno ci, czytaj¹c je tak, jak czyta zrudzia³e plamy, przeznaczy³ dla nich Rymkiewicz status imion w³asnych umierania, uniwersalnych i jednostkowych równocze nie, poetyckich i biograficznych, pisarskich i odbiorczych. W trakcie takiej lektury rêkopis S³owackiego wdziera siê do ¿ycia; autor Kinderszenen unicestwiaj¹c fikcjê, bierze w nawias tak¿e swoj¹ egzystencjê. Wirtualny czytelnik pisma poety zostaje usytuowany we wspólnym miejscu z zanikaj¹cym fizycznie autorem. Przemieszczenie mo¿liwego porozumienia w sferê duchow¹ (z konieczn¹ domieszk¹ cielesno ci) prowadzi w konsekwencji do dowarto ciowania jêzyka, który staje siê po rednikiem miêdzy jednostkowymi do wiadczeniami, a równocze nie esencj¹ kultury narodowej i siedliskiem to¿samo ci: Musimy bowiem rozmawiaæ z naszymi Wielkimi Duchami do tego wracam poniewa¿ jest to warunek naszej egzystencji. Je li chcemy ¿yæ, musimy rozmawiaæ. Ale kto tak¹ rozmowê podejmuje, musi siê liczyæ z tym, ¿e te Wielkie Duchy bêd¹ siê karmiæ jego ¿yciem, jego krwi¹, jego egzystencj¹. To jest warunek ich egzystencji, dziêki temu ¿yj¹: ¿e siê karmi¹ nami18.
Wybór S³owackiego na patrona wspó³czesnych rozmów z Duchami (czyli batalii o kulturow¹ samo wiadomo æ) jest uwarunkowany z jednej strony jego pozycj¹ w romantycznym uniwersum (konflikt z Mickiewiczem ojcem), a z drugiej przekonaniem, ¿e kultura narodowa ujawnia siê szczególnie wyrazi cie, by u¿yæ sformu³owania Jurija £otmana19, podczas eksplozji, czyli w czasie, kiedy do g³osu dochodz¹ niesystemowe, anonimowe zjawiska masowe, ró¿ne od dzia³alno ci uznanych w narracjach sprawców historii wielkich ludzi. Refleksja rosyjskiego semiotyka wyrasta z przekonania o kulturze jako semiosferze, czyli zbiorze przenikaj¹cych siê nawzajem systemów, do których zalicza wszelkie przejawy znakowej dzia³alno ci cz³owieka. Jej istot¹ jest wewnêtrzna mobilno æ i brak sztywnych granic pomiêdzy tym, co realne, a tym, co semiotyczne. Dzieje kultury polegaj¹ na ci¹g³ych zmianach tego, co istnieje w kulturze, i tego, co jest wy18 19
Tam¿e, s. 389. Zob. J. £otman, Kultura i eksplozja, przek³. i wstêp B. ¯y³ko, Warszawa 1999.
168
rzucane poza jej terytorium. Zasad¹ ruchu jest nieprzewidywalno æ, która mobilizuje w³adze poznawcze i potrzebê coraz to nowych deskrypcji, czyli przepracowywania pamiêci. Przejawiana przez Rymkiewicza fascynacja rewolucjami w ich chaotyczno ci i najkrwawszych przejawach (b¹d postulowana konieczno æ takich faktów jak choæby w powstaniu listopadowym czy insurekcji ko ciuszkowskiej), jego opisy okrucieñstw i odmienianej przez wszystkie przypadki mierci wydaj¹ siê prób¹ uprzedzenia procesu usensownienia dziejów, czyli ich retrospektywnej transfiguracji dokonywanej przez patrz¹cego ze wspó³czesnej perspektywy historyka. Autor ¯mutu siêga bezpo rednio do fazy eksplozji, imituj¹c sw¹ narracj¹ jej bez³ad i zmieszanie porz¹dków. Co wiêcej, ka¿dy z prze³omowych momentów dziejów ujêty zostaje w kategoriach, po pierwsze, warto ci20, po drugie, niepowtarzalno ci, czyli w opozycji do powiedzenia historia magistra vitae. Warto æ problematycznych dzisiaj epizodów historii polega po prostu na ich zaistnieniu, na tym, ¿e siê wydarzy³y. Postawa Rymkiewicza przypomina w tym fatalizm Zbigniewa Herberta z wiersza Prolog: na tak¹ mi³o æ nas skazali/tak¹ przebodli nas ojczyzn¹ 21. Prze wiadczenie co do niepowtarzalno ci wydarzeñ sk³adaj¹cych siê na los narodu i jednostki sk³ania do stawiania tylko hipotez, zadawania nieuprzedzonych pytañ wynikaj¹cych z mylnej interpretacji czy zamierzonego niedoczytania. Zapewne z lektury S³owackiego pochodzi przekonanie o nieuchronno ci wydarzeñ i chaosie historii, a tak¿e wizja dziejów Polski nie jako Bo¿ego igrzyska , ale jako efektu dzia³añ si³ z³a i zniszczenia. Tote¿ pomniejsi bohaterowie narracji Rymkiewicza, zjadacze chleba , otaczaj¹cy wieszczów przypominaj¹ groteskowe, niepomnikowe figury z utworów S³owackiego (Piast Dantyszek czy Maurycy Beniowski). Polemika, któr¹ w lad za nim podejmuje wspó³czesny pisarz, dotyczy przekonania o sielankowo ci jako rodowodzie charakteru narodowego Polaków. Autor Wieszania szuka w przesz³o ci w biografii Mickiewicza, w powstaniach momentów drastycznych, by narodowego ducha Polaków wzbogaciæ pierwiastkiem cielesno ci i cierpienia.
20
Zob. J. M. Rymkiewicz, Juliusz S³owacki , s. 56: Z wielkimi wydarzeniami historycznymi zawsze tak siê w³a nie dzieje, ¿e swoj¹ tre æ istotn¹, pocz¹tkowo s³abo widoczn¹ (lub w ogóle niewidoczn¹), ukazuj¹ nam one dopiero po wielu latach. [ ] Wszystkie wielkie wydarzenia, które mia³y miejsce w naszej historii ojczystej, z czasem uzyska³y dla nas warto æ symboliczn¹ i jest w dodatku jeszcze tak, ¿e to w³a nie rozpoznanie i przyjêcie tej warto ci symbolicznej, uznanie, ¿e to jest jaka warto æ, ³¹czy nas w pewn¹ ca³o æ, czyli robi z nas Polaków . 21 Z. Herbert, Prolog, w: tego¿, Wiersze zebrane, Warszawa 1982, s. 175.
169
Potrzeba specyficznej metodologii uwzglêdniaj¹cej bezsensowne okrucieñstwa zostaje wyartyku³owana na marginesie powstania warszawskiego, które w Kinderszenen pozostaje problemem przede wszystkim poznawczym. Pisze Rymkiewicz (wybieraj¹c wielk¹ literê podkre laj¹c imiê w³asne powstania): Powstanie Warszawskie jest niebywa³ym fenomenem dziejowym, a wiêc tak¿e niebywa³ym fenomenem metodologicznym takim, jakiego uprzednio nie by³o w naszej historii. [ ] Powstanie domaga siê zatem w³asnej, tylko dla niego przeznaczonej metodologii badañ historycznych i jego historycy musz¹ dla niego tak¹ niebywa³¹ metodologiê stworzyæ22.
I dalej odwo³uj¹c siê do relacji uczestników konstatuje: Wszystkie relacje s¹ z metodologicznego punktu widzenia równie dobre i równie prawdziwe, bowiem mówi¹ o tym, co widzieli i co prze¿yli ci, którzy je uk³adali czyli mówi¹ o prawdzie ich ¿ycia, które jest prawd¹ Powstania23.
Nie podejmuje wiêc pisarz dyskusji o dora ny sens warszawskiego zrywu, ale zajmuje perspektywê ca³kowicie wobec niego zewnêtrzn¹. O ile w ksi¹¿kach wcze niejszych po wiêconych insurekcji ko ciuszkowskiej i powstaniu listopadowemu dystans wyznaczy³a odgórnie chronologia, o tyle wobec wydarzenia przynale¿nego do porz¹dku w³asnej biografii zostaje wypracowana dyskursywna odleg³o æ dziêki przyjêtej perspektywie dzieciêcego spojrzenia na rok 1944. Ale nie tylko. Zauwa¿ane przez dziecko drobiazgi przypominane zostaj¹ przez doros³ego Rymkiewicza poprzez filtr romantycznych ksi¹¿ek zbójeckich , przede wszystkim czytanych podczas okupacji przez matkê Anhellego i Ojca zad¿umionych, a tak¿e poznanych pó niej dzie³ Schumanna, Novalisa, Grimmów. Fatalizm historii spleciony zostaje z inicjacj¹ wziêt¹ z Mickiewiczowskiego wiersza Do matki Polki, jednak nie po to, by znale æ odpowiedni¹ figurê cierpienia. Anhelli tej wojny nie t³umaczy³, nie obja nia³ przy pomocy S³owackiego czy Mickiewicza nic z niej nie mo¿na by³o zrozumieæ 24 napisze Rymkiewicz. Kod romantycznej literatury, nieprzydatny tu i teraz, pozwala widzieæ w powstaniu warszawskim kolejny etap tocz¹cej siê ponad g³owami uczestników historii, której znaczenie widziane w rozproszonych szczegó³ach pozostaje dziedzin¹ nierozpoznanej przysz³o ci. Dla autora Kinderszenen jasne jednak jest, ¿e po rednim efektem rzezi dokonanej na warszawianach w 1944 roku jest wspó³czesna 22
J. M. Rymkiewicz, Kinderszenen, Warszawa 2008, s. 36. Tam¿e, s. 38. 24 Tam¿e, s. 112. 23
170
niepodleg³o æ. Zmiana perspektywy z dora nej, ujmuj¹cej powstanie jako klêskê, na dziejow¹, pozwala ulokowaæ Powstanie Warszawskie na poziomie wydarzeñ tej miary, co analogicznie pisany wielk¹ liter¹ Chrzest Polski25. Sakralizacja obu faktów oznacza ich warto æ jako odnawiaj¹cej siê i wci¹¿ odnawianej tajemnicy. Dokonywana przez Rymkiewicza deformacja dziejów tak obros³ych w znaczenia, ¿e a¿ legendarnych, wydaje siê efektem lektury Króla-Ducha. S³owacki zapisywa³ w poemacie na nowo usymbolizowan¹ przesz³o æ piastowsk¹, uruchamia³ potencja³ okropno ci, cierpienia, niewinnej ofiary po to, by jak pisze Marta Piwiñska przekszta³ciæ emocjonalno æ i wyobra niê narodu. Zmieniæ jego sny 26. Czyni³ to tak¿e, aby odsakralizowaæ pojêcie narodu uto¿samianego przez Mickiewicza z Mesjaszem. Naród w twórczo ci S³owackiego jest beznadziejnie uwik³any w dzieje, w zwi¹zane z nimi cielesne mêki i nienawi æ27. Rymkiewicz czytelnik S³owackiego miesza krew ze s³owem, aby od pocz¹tku sformu³owaæ zasadê swojego istnienia i kszta³t narodowej przynale¿no ci. Pisze, odwo³uj¹c siê do swojego procesu formowania siê mo¿liwo ci poznawczych podczas wojny, pozwalaj¹c sobie na erupcjê w³asnej polsko ci: Krwawa dziura to by³o w³a nie moje dzieciñstwo. Nie mogê powiedzieæ, ¿e mam jakie wielkie pretensje do Niemców, ¿e czego od nich oczekujê czy czego ¿¹dam. Chcia³bym tylko, ¿eby wiedzieli, co mi zrobili zniszczyli moje dzieciñstwo i zrujnowali moj¹ o mioletni¹ wyobra niê. Zosta³a kupa gruzów, kupa trupów, wielkie szambo, wielka dziura wype³niona czarn¹ krwi¹28.
Fatalizm dziejów polega wiêc nie tylko na narodowej martyrologii, ale przede wszystkim, odbierany za po rednictwem w³asnych oczu i przekszta³cany przy pomocy w³asnej wyobra ni, zostaje w³¹czony w granice jednostkowego do wiadczenia i jako taki, jako budz¹ce opór z³e czy wrêcz odra¿aj¹ce wspomnienia, podlega dyskursywizacji. To¿samo æ, kszta³towana przez fatalne dzieje staje siê warto ci¹ osobist¹, wyprowadzan¹ jak pisze Piwiñska, zestawiaj¹c Króla-Ducha z Gombrowiczem29 samodzielnie, bez powielania gotowych wzorców. Dialog z histori¹ na temat w³asnej polsko ci jest tak¿e prób¹ oznaczenia 25
Tam¿e, s. 158-159. M. Piwiñska, Juliusz S³owacki od duchów, Warszawa 1992, s. 397. 27 Zob. M. Saganiak, Groteska u S³owackiego, w: Romantyzm, poezja, historia. Prace ofiarowane Zofii Stefanowskiej, red. M. Prussak, Z. Trojanowiczowa, Warszawa 2002, s. 212. 28 J. M. Rymkiewicz, Kinderszenen, s. 53. 29 M. Piwiñska, Juliusz S³owacki , s. 462. 26
171
siebie wobec innych czynników narodowych. W Kinderszenen bêd¹ to Niemcy, nazywani wprost, bez eufemistycznych zamienników, takich jak nazi ci czy hitlerowscy okupanci30. Racj¹ istnienia narodu jest w przekonaniu Rymkiewicza konflikt z innym narodem: Polscy robotnicy i polscy ch³opi musieli istnieæ choæby dlatego, ¿eby mogli istnieæ volksdeutsche i reichsdeutsche ¿eby mo¿na ich by³o od czego odró¿niæ. Tak¿e po to, by mogli skutecznie istnieæ Niemcy, musieli istnieæ jacy Polacy, bowiem Niemcy musieli byæ od kogo lepsi istnienie nadludzi wydaje siê logicznie niemo¿liwe bez istnienia podludzi31.
Tak wiêc to¿samo æ zawsze kszta³tuje siê w opozycji w przypadku biografii Mickiewicza i wp³ywu jego twórczo ci na wiadomo æ narodow¹ bêdzie to sta³a obecno æ imperium rosyjskiego. Pisze Rymkiewicz: Mickiewicz, który nie jest poet¹ pó³nocnego imperium to najwiêkszy tego imperium poeta jest niewyobra¿alny. [ ] jak wygl¹da³aby duchowo æ polska bez Pana Tadeusza lub z jakim innym, niewyobra¿alnym Panem Tadeuszem oraz bez III czê ci Dziadów? Pan Tadeusz i III czê æ Dziadów to jest kawa³ek do æ du¿y mojej przestrzeni duchowej. By³bym kim innym, gdyby te dzie³a nie zosta³y napisane. Polsko æ Polaków by³aby bez tych dzie³ jak¹ inn¹ te¿ niewyobra¿aln¹ polsko ci¹. Mówi¹c inaczej: duchowo æ polska, ta w której uczestniczymy i która nas konstytuuje, ukszta³towa³a siê wobec imperium, w zwi¹zku z imperium i poprzez imperium32.
Konflikt narodowo ci staje tak¿e elementem rozwa¿añ o istocie i przymiotach ducha polskiego w utworze Wielki ksi¹¿ê , pisanym pod patronatem autora Króla-Ducha. Przedmiotem zamierzonego niedoczytania stanie siê noc 29 listopada 1830 roku, widziana poprzez relacje pamiêtnikarskie oraz w¹tek niemo¿no ci wykonania wyroku mierci na cesarzewiczu. Noc listopadowa, zwykle mityzowana lub opowiadana w kategoriach szansy na wygran¹, umieszczona zostaje przez Rymkiewicza na nowym fundamencie pytaniu o znaczenie wielkiego ksiêcia dla Polaków i o zwi¹zane z jego osob¹ losy powstania. Otrzymuj¹c od pisarza nasz narodowy paszport i legitymacjê uczestnika polskiej historii, staje siê Konstanty udzia³owcem Gombrowiczowskiej niedojrza³o ci podchor¹¿ych, uosobieniem niemo¿no ci, ni¿szo ci, cielesno ci i mieszno ci, ale tak¿e szatañsko ci podszywaj¹cej siê pod anielski duch narodu. Wielki ksi¹¿ê daje 30
J. M. Rymkiewicz, Kinderszenen, s. 152 Tam¿e, s. 144. 32 J. M. Rymkiewicz, Kilka szczegó³ów, s. 330. 31
172
wiêc szansê na dowarto ciowanie czynu listopadowego w jego niedokonaniu. Fizyczna klêska podchor¹¿ych przekszta³ca siê w duchowy triumf w³a nie dziêki niezabiciu Konstantego i nie do koñca zrozumia³ej aneksji Rosjanina z jego zwierzêco ci¹, prymitywizmem i dwuznacznym wpl¹taniem w polsko æ. Relacja z nocy listopadowej staje siê przy tym katalogiem zaniechañ, które wp³ynê³y na dalsz¹ historiê Polski. Pisze Rymkiewicz, odwo³uj¹c siê do utworu Poema Piasta Dantyszka : Zdaje siê, ¿e nasze zainteresowanie demoniczn¹ stron¹ historii, diabolicznymi si³ami w historii dzia³aj¹cymi, nie jest zbyt wielkie. Legendy naszego narodu mówi¹, ¿e u pocz¹tków naszej historii stali anio³owie: ci, co siê pojawili w chacie króla Piasta. Z³o zosta³o pokonane zjedzone przez myszy i wtedy, wraz z pojawieniem siê anio³ów, rozpoczê³a siê historia Polaków. Ta piêkna ba ñ czy¿ nie mówi, w jakiej historii chcieliby my, w jakiej historii najlepiej by my siê czuli? I czy nie po to w³a nie u³o¿yli my sobie tê ba ñ: aby wpisaæ w ni¹ nasze marzenia o tym, czym mog³aby byæ, powinna byæ nasza historia? [ ] Gdyby my wpu cili do naszych dziejów demoniczne z³o, gdyby my uznali wielkiego ksiêcia za reprezentanta interesów innego ksiêcia ksiêcia tego wiata musieliby my oczywi cie zrezygnowaæ z tej wizji historii, z tego marzenia czy te¿ przeczucia, ¿e poczê³a siê ona i nadal siê toczy z woli dobrych duchów, ¿e w dniu postrzy¿yn przyszli anio³owie. [ ] Zrezygnowali my mianowicie z takiego przekszta³cenia, przeformowania naszego ducha, które przygotowa³oby go do tych do wiadczeñ, co ju¿ niebawem mia³y staæ siê jego udzia³em: w wieku XIX, tak¿e i w XX33.
Odnosz¹c siê do twórczo ci Juliusza S³owackiego, pisarz pokazuje rewers narodowej historii. Listopadowe zaniechania mog¹ byæ konsekwencj¹, jak pisze Marta Piwiñska, utraty przez kulturê polsk¹ Króla-Ducha34. Nadrabianie zaleg³o ci w lekturze romantycznego poematu przez Rymkiewicza pomija próby przyswojenia, które by³y udzia³em modernistów. Autor Wieszania pozostaje niewra¿liwy na pokusy ca³o ci i projekty nowej sztuki , rezygnuje z w³asnego, stawianego podczas sesji o mistycznym S³owackim (Warszawa 1979), postulatu uporz¹dkowania jego dzie³a. Czyta autora Króla-Ducha adekwatnie do wymagañ stawianych przez tê twórczo æ. Rwie w¹tki, powtarza frazy i obrazy, parodiuje w³asny jêzyk, chc¹c jednocze nie zamieszkaæ w nim i zachowaæ dystans. Dodaje wielko æ do ma³o ci, duchowo æ do cielesno ci po to, by dotrzeæ do istoty historii. Lokuje j¹ w przestrzeni miast: Warszawy, Wilna, Pary¿a, która od zawsze by³a dekoracj¹ dla 33 J. M. Rymkiewicz, Wielki ksi¹¿ê. Z dodaniem rozwa¿añ o istocie i przymiotach ducha polskiego, Warszawa 1983, s. 67-69. 34 M. Piwiñska, Juliusz S³owacki , 387.
173
spo³ecznych wybuchów (np. poetycka wizja rewolucji w Uspokojeniu). Odrzucenie sielsko ci ³¹czy siê wiêc z demonizmem, którego nosicielami zostaj¹ budynki i ulice cmentarze, rezerwuary ludzkich szcz¹tków i jednocze nie potencja³ przysz³o ci. Niemo¿liwa i niepotrzebna jest z tego punktu widzenia restauracja (np. Dworku Stypu³kowskich w Zaosiu) czy sztukowanie miejskiej architektury ( wiadcz¹ o tym uwagi wypowiadane na temat budownictwa wspó³czesnego w Kinderszenen). Domy bez historii jak peerelowskie bloki choæ realnie istniej¹ce, maj¹ w pisarstwie Rymkiewicza byt fikcyjny. Prawdziwie rzeczywiste pozostaje to, co albo ju¿ nie istnieje, albo znajduje siê pod powierzchni¹ wspó³czesnej zabudowy. Niewidoczne ma umiejêtno æ wiecznego odnawiania siê dziêki relacji wiadków, zapisanych, jak u S³owackiego, na kartkach, pieczo³owicie zbieranych i przepisywanych przez autora Kinderszenen. Ten proces odbywaj¹cy siê na marginesach historii i biografii stanowi dowód uczestnictwa w dziejach i próbê wybicia siê na samo wiadomo æ. Pisarstwo Rymkiewicza to ci¹g³e czytanie dzie³a S³owackiego, próba sprostania stawianym przez niego wymaganiom, spo ród których nadrzêdnym wydaje siê postulat przemiany form my lenia.
* Agnieszka Czajkowska Fearless influence. Jaros³aw-Marek Rymkiewicz reading Juliusz S³owacki J.-M. Rymkiewicz s reading of S³owacki may be defined using the category of influence understood, after H. Bloom, in a dual manner: First, the writing of the contemporary Polish author (Rymkiewicz) reveals a conflict between the older and the younger Bard. Second, Rymkiewicz situates himself as a successor in the circle of S³owacki s historiosophical project and poses the question of how useful this project may be for our understanding of twentieth-century history of Poland. Whereas Mickiewicz denotes a myth-accursed biography which is of necessity liable to a deconstruction in our time, S³owacki stands for scenarios of suffering, meeting today s need for cultural self-description.
Wiek XIX. Rocznik Towarzystwa Literackiego im. A. Mickiewicza, Rok II (XLIV) 2009
Jacek Brzozowski £ód
DAWNIEJ MY LA£EM RZECZY UCZYNIÆ SZALONE KILKA UWAG O IDEI DZIE£ ZEBRANYCH JULIUSZA S£OWACKIEGO
Po kilku dekadach od zakoñczenia edycji krytycznej Dzie³ wszystkich1, po pó³wieczu, jakie minê³o od ostatniego wydania zbiorowego Dzie³ 2 Juliusz S³owacki móg³by dostaæ now¹ edycjê zbiorow¹, powiedzmy: Dzie³a zebrane. Notabene planowano tak¹ w 1999 roku: popularn¹, nawi¹zuj¹c¹ (nie bez istotnych modyfikacji) do wydañ wroc³awskich, realizowanych przez Towarzystwo Literackie im. Adama Mickiewicza3. Opracowali my wówczas ze Zbigniewem Przychodniakiem koncepcjê tej edycji, rozpoczêli my rozmowy z redaktorami poszczególnych tomów, przygotowali my dwa sygnalne voluminy: poematów (od ¯mii do Poemy Piasta Dantyszka herbu Leliwa o piekle) i wczesnych dramatów (Mindowe, Maria Stuart, Kordian). Z rozmaitych przyczyn edycja nie dosz³a do skutku. Z nadziej¹, ¿e mo¿e kiedy jednak , wracam do idei nowego wydania zbiorowego dzie³ autora Króla-Ducha. Wydania, tak, jak je dzisiaj widzê, ju¿ nie stricte popularnego, lecz popularno-krytycznego, z mocnym akcentem na drugi z cz³onów tego okre lenia. Dodam, ¿e chodzi mi w tym miejscu w³a nie o ideê, nie szczegó³owy i drobiazgowy projekt. Na ten, na nowy poemat filolo1 Dzie³a wszystkie, red. J. Kleiner i (od t. 12) W. Floryan, t. 117, Wroc³aw 1952-1975 (dalej podajê to wydanie jako Dzie³a wszystkie i numer tomu). 2 Dzie³a, wyd. trzecie, red. J. Krzy¿anowski, t. 1-14, Wroc³aw 1959. 3 Dzie³a, red. J. Krzy¿anowski, t. 1-12, Wroc³aw 1949 [w³a c. 1950]; Dzie³a, wyd. drugie, red. J. Krzy¿anowski, t. 1-14, Wroc³aw 1952; Dzie³a, wyd. trzecie jak w przyp. 2.
175
giczny odnosz¹cy siê do ogromnej ksiêgi problemów zapisanych w edytorskiej historii tekstów S³owackiego, przyjdzie czas nieco pó niej. Tutaj ograniczê siê, z niewielkimi wyj¹tkami, do uwag najogólniejszych.
1. Zawarto æ edycji ¯adne z wcze niejszych wydañ zbiorowych nie by³o wydaniem kompletnym4. Mia³o to oczywi cie zwi¹zek ze stanem wiedzy o spu ci nie poety (czasem równie¿ ze zwyk³ymi przeoczeniami5), niekiedy wynika³o ponadto z przyjêtych przez wydawców za³o¿eñ6. Edycja, o jakiej my lê, by³aby wydaniem zupe³nym zawieraj¹cym wszystkie znane dzi teksty S³owackiego (w tym obcojêzyczne, wraz z nowymi ich przek³adami): utwory literackie i pisma proz¹, listy, plany utworów, informacje o utworach zaginionych b¹d zniszczonych, utwory o autorstwie w¹tpliwym, wszelkiego rodzaju notatki, wypisy z innych dzie³ oraz zapiski na ich marginesie, dedykacje, rachunki, pisma urzêdowe, ¿yciorysy, testamenty, etc. etc. Zawiera³aby równie¿ podobizny rysunków i szkiców poety, b¹d zachowanych w rêkopisach, b¹d zaginionych, ale wcze niej opublikowanych. W wielu wypadkach, jak choæby
4 W najpe³niejszym z nich, Dzie³ach z 1959, nie ma co najmniej kilkudziesiêciu fragmentów. Przyk³adowo: w pierwszym tomie (Liryki i inne wiersze) brak nastêpuj¹cych utworów: It is probable to us the bargain will be made , O nie! o nie cho³odziec mój , Takiego ludów w sobie przera¿enia , Na polach Grund[waldy], na polach Grund[waldy] , I ujrza³em te ba³wany , Ca³¹ potêg¹ ducha ciê wyzywam , Z dolin zasutych ¿wirem , Jako zmoczona w s³otny dzieñ ptaszyna Nie ma tu równie¿ fragmentu Ile¿ dni przejdzie mi dziecinnych na ³owach , zaliczonego w Dzie³ach wszystkich (t. 12, cz. 1) do prozy poetyckiej i stanowi¹cego istotny kontekst dla wiersza Dusza siê moja zamy la g³êboko (Dzie³a podaj¹ ten fragment w tomie 11, w ród Notatek w Raptularzu ). 5 Np. urywek Bracia nasi, uznawszy was ma³ymi duchy , podany przez Gubrynowicza (Dzie³a, Lwów 1909, t. 10, s. 514) w Odmianach tekstu do Wyk³adu nauki, przedrukowany w pierwszym z wydañ wroc³awskich (Dzie³a, Wroc³aw 1949, t. 10, s. 740) w Wa¿niejszych odmianach tekstów do [Urywków filozoficznych]), podany w kolejnej edycji wroc³awskiej (Dzie³a, Wroc³aw 1952, t. 4, s. 236) jako urywek [XIII] w ród [Poetyckich fragmentów filozoficznych]), w Dzie³ach z 1959 i w Dzie³ach wszystkich znikn¹³ (w Dzie³ach z 1959 jest o nim jedynie informacja w t. 4, s. 379-380 i 387). 6 Np. Dzie³a wszystkie, wcze niej wydanie Bronis³awa Gubrynowicza i Wiktora Hahna (Dzie³a, pierwsze krytyczne wyd. zbiorowe, t. 1-10, Lwów 1909; t. 1-4 i 10 opracowa³ Gubrynowicz, t. 5-9 Hahn) oraz edycja Manfreda Kridla i Leona Piwiñskiego (Dzie³a, red. M. Kridl i L. Piwiñski, przedmowa J. Lechoñ, t. 1-24 [w 12 woluminach], Warszawa 1930-1931) nie uwzglêdnia³y korespondencji.
176
starannych akwarel w Album rysunkowym7, szkicu pastereczki z Pornic w Raptularzu8 czy satyrycznych rysunków antymickiewiczowskich i antytowianistycznych9, stanowi¹ one istotn¹ cz¹stkê twórczej aktywno ci poety. Owszem, nie s¹ pismami . Znakomicie jednak z nimi wspó³brzmi¹, do dzie³ za z pewno ci¹ nale¿¹.
2. Plan edycji Zasadniczym kryterium rozmieszczenia utworów w kolejnych tomach by³oby jak w wiêkszo ci wydañ 10 kryterium gatunkowe: I. Wiersze, II III. Poematy. IV. Beniowski, V. Król-Duch, VI X. Dramaty, XI XII. Pisma proz¹, XIII XIV. Listy. Tom ostatni, XV, zawiera³by rysunki oraz zbiorcze wykazy i indeksy dla ca³ej edycji: spis skrótów (edytorskich i redakcyjnych), rejestr zawarto ci manuskryptów (piszê o nim osobno we fragmencie 8), indeks osób (oraz tytu³ów dzie³), indeks postaci wystêpuj¹cych w utworach S³owackiego (w tym postaci mitologicznych), alfabetyczny wykaz utworów poety, spis rysunków. W obrêbie zarówno poszczególnych ca³o ci gatunkowych (w tomach I, II III, VI X), jak i wyodrêbnionych w ramach tych ca³o ci dzia³ów (w tomach XI XII: utwory literackie, artyku³y krytyczne, pisma genezyjskie, pisma polityczne itd.) obowi¹zywa³by uk³ad chronologiczny, przy czym o miejscu utworu decydowa³aby data przyjêta za terminus a quo11. Wypadnie dodaæ, ¿e w wielu wy-
7 Album rysunkowe z podró¿y na Wschód rêkopi mienny notatnik poety w Bibliotece Zak³adu Narodowego im. Ossoliñskich (sygn. 5463/I), zawieraj¹cy wiersze, notatki, rachunki, rysunki oraz akwarele. 8 Raptularz z lat 1843-1849 rêkopi mienny notatnik S³owackiego w Bibliotece Zak³adu Narodowego im. Ossoliñskich (sygn. 4743/I), zawieraj¹cy m. in. wiersze, bruliony niektórych pism proz¹, ró¿ne notatki, rysunki o³ówkiem i kredk¹. Rysunek pastereczki zob. w: J. S³owacki, Raptularz 1843-1849, pierwsze ca³kowite wyd. wraz z podobizn¹ rêkopisu, oprac. edytorskie, wstêp, indeksy M. Troszyñski, Warszawa 1996, s. 48. 9 Chodzi o dwa rysunki znajduj¹ce siê w obszernym zbiorze rêkopisów poety, oznaczonym w Bibliotece Zak³adu Narodowego im. Ossoliñskich sygnatur¹ 4807/III. Zosta³y one opublikowane (wraz z obszernym komentarzem) w: J. Brzozowski, Dwa zapomniane rysunki Juliusza S³owackiego, Pamiêtnik Literacki 2009, z. 3. 10 Wyj¹wszy Dzie³a wszystkie, red. J. Kleiner, t. 1-7, 9-11, Lwów 1924-1933 oraz drug¹ edycjê tego wydania, gdzie w siedmiu pocz¹tkowych tomach pomieszczono, w uk³adzie chronologicznym, ale niezale¿nie od ich gatunkowo ci, utwory og³oszone za ¿ycia poety, w kolejnych, równie¿ w analogicznym uk³adzie, pozosta³e.
177
padkach zasadniczo by to zmienia³o taki obraz twórczej drogi S³owackiego, jaki wy³ania siê z wydañ wcze niejszych12.
3. S³owacki genezyjski To, co poeta pisa³ przed 1842 rokiem, jakich szczególnych k³opotów edytorskich nie nasuwa. Nie nasuwaj¹ ich równie¿ z niewielkimi wyj¹tkami13 te utwory i pisma z okresu genezyjskiego, które zosta³y opublikowane za ¿ycia S³owackiego. Problemy, wiadomo, pojawiaj¹ siê w zwi¹zku z rêkopi mienn¹ spu cizn¹ z lat 1842-1849: w wypadku wielu tekstów zasadnicze, nie poddaj¹ce siê ¿adnym jednoznacznym rozstrzygniêciom, stawiaj¹ce wydawcê w nader k³opotliwej roli autora. Tytu³em przypominaj¹cej ilustracji kilka przyk³adów. W ilu redakcjach drukowaæ Uspokojenie, skoro istnia³y trzy ró¿ne autografy, a ponadto trzy ró¿ne kopie trzeciego z nich? I czy rzeczywi cie mo¿na na podstawie zachowanych przekazów rêkopi miennych oraz pierwodruków przedstawiæ okre lon¹ redakcjê wiersza, twierdz¹c, ¿e taka jest postaæ w³a ciwa Uspokojenia i w tej postaci poemat winien utrwaliæ siê w pamiêci narodu ?14 Jest Zawisza Czarny zbiorem, jak drukowa³ Hahn, tylko fragmentów15?; utworem w dwóch redakcjach, jak podawali Kridl i Piwiñski16 oraz wydania wroc³awskie?; dramatem w czterech redakcjach, jak proponowali wydawcy Dzie³ wszystkich?17 Czym w istocie jest to, co czytamy jako dramat Samuel Zborowski?
11 Dotyczy³oby to równie¿ (nielicznych) utworów, które S³owacki uk³ada³ w porz¹dku innym ni¿ czas powstania: Hugona, Mnicha, Jana Bieleckiego, Araba i ¯mii z pierwszego tomu Poezji (1832); Hymnu ( Bogarodzica! Dziewico ), Kuliku, Pie ni legionu litewskiego, Pary¿a i Dumy o Wac³awie Rzewuskim z tomu trzeciego (1833); Ojca zad¿umionych, W Szwajcarii i Wac³awa z Trzech poematów (1839) pomiêdzy drugim i trzecim poematem sz³oby Poema Piasta Dantyszka herbu Leliwa o piekle. 12 Jak to wygl¹da w wypadku wierszy, zob. J. S³owacki, Wiersze. Nowe wydanie krytyczne, oprac. J. Brzozowski i Z. Przychodniak, Poznañ 2005. 13 Np. Na sprowadzenie prochów Napoleona, Pogrzeb kapitana Meyznera, Uspokojenie, Odpowied na Psalmy przysz³o ci zob. noty edytorskie w: Wiersze. Nowe wydanie krytyczne 14 J. Kleiner, Poemat S³owackiego o powstaniu warszawskim, Odrodzenie 1946, nr 9, s. 7. Zwiêz³e omówienie problemu w: Wiersze. Nowe wydanie krytyczne , s. 282-284. 15 Dzie³a, Lwów 1909, t. 9. 16 Dzie³a, Warszawa 1930, t. 15. 17 Dzie³a wszystkie, t. 13, cz. 2.
178
Mo¿na mówiæ o piêciu rapsodach Króla-Ducha, jak Gubrynowicz18, Pawlikowski19 i wydania wroc³awskie, czy tylko czterech, jak w Dzie³ach wszystkich? Pisa³ S³owacki poemat, który w Dzie³ach wszystkich i w Dzie³ach z 1959 roku uznano za Próby poematu filozoficznego? Czy wiêkszo æ fragmentów, z jakich wydawcy sk³adali te Próby , to nie jest po prostu gar æ lu nych urywków genezyjskich? Pozwalaj¹ cztery niewielkie urywki przypuszczaæ, ¿e planowa³ poeta pisaæ swojego Pana Tadeusza? Czy te¿ pisa³ te urywki jedynie na ³ad wierszowanych notatek b¹d poetyckich glos na marginesie Mickiewiczowskiej epopei? Mo¿na widzieæ w gar ci pisanych na kartach rêkopisu Króla-Ducha urywków Fragmenty z pogranicza poematu o Helionie i Helois?20 Nie s¹ to za mo¿e, analogicznie jak lu ne wierszowane urywki genezyjskie, poetyckie notatki na marginesie tych dialogów proz¹, których bohaterami s¹ Helion i Helois? Wolno na podstawie jednej enigmatycznej wzmianki21 uznaæ dwa niewielkie urywki zapisane na kartach rêkopisu Fantazego za szcz¹tek utworu Ksiêgi rodzaju narodu polskiego?22 By³yby, jak zaklasyfikowano je w Dzie³ach wszystkich (t. 13, cz. 1), urywki Wreszcie szczê liwsze mi nadesz³y czasy , Patrz, list smêtny od ¿ony ci¹gle mi ta ró¿a oraz Polak, jak mówi¹ ujrzysz go zapewne szcz¹tkami nieznanych dramatów? Jest takich problemów ze S³owackim genezyjskim mnóstwo, problemów edytorsko nie do rozwik³ania, nieweryfikowalnych23. W istocie jedyna sensowna rzecz, jak¹ mo¿na tutaj zrobiæ, to pozostawiæ to wszystko, co fragmentaryczne 18 Dzie³a,
Lwów 1909, t. 4.
19 Król-Duch, wyd. zupe³ne, komentowane, u³o¿y³ i komentarzem opatrzy³ Jan Gwalbert
Pawlikowski, brzmienie tekstów z rêkopisów ustali³ Micha³ Pawlikowski, t. 1-2, Lwów 1925 [w³a c. 1924]. 20 Zob. Dzie³a, Wroc³aw 1949, t. 4; Dzie³a, Wroc³aw 1952, t. 5; Dzie³a, Wroc³aw 1959, t. 5. 21 J. Reitzenheim, Juliusz S³owacki, Pary¿ 1862, s. 18: Zostaje nam jeszcze z owego czasu [tj. Beniowskiego, wed³ug Reitzenheima wydanego w 1840], tak p³odnego w ¿yciu literackim S³owackiego, Podró¿ do Ziemi wiêtej, Ksiêgi rodzaju narodu polskiego, Nowa Dejanira i niektóre sceny z konfederacji tyszowieckiej . 22 Dzie³a, Wroc³aw 1952, t. 4, s. 230; Dzie³a, Wroc³aw 1959, t. 4, s. 254; Dzie³a wszystkie, Lwów 1925, t. 10, s. 387; Dzie³a wszystkie, t. 10, s. 323. 23 Na sam¹ konieczno æ innego ni¿ w duchu tradycyjnej sztuki edytorskiej traktowania genezyjskiej twórczo ci poety zwracali przed laty uwagê Stefan Treugutt (Czy istnieje filozofia genezyjska?) i Stanis³aw Makowski (Stan edycji pism genezyjskich S³owackiego), w: S³owacki mistyczny. Propozycje i dyskusje sympozjum, Warszawa 10-11 grudnia 1979, red. M. Janion i M. ¯migrodzka, Warszawa 1981.
179
i niemo¿liwe do zdefiniowania w kategoriach tradycyjnie rozumianego utworu literackiego , w owej fragmentaryczno ci i niedefiniowalno ci. Mówi¹c inaczej: wydawcy pozostaje nie wiêcej, jak pogodziæ siê z faktem, ¿e w wielu wypadkach ma do czynienia nie z zarysem jakich mniej czy wiêcej prawdopodobnych utworów , lecz z niemo¿liw¹ do uspójnienia b¹d sfabularyzowania liczb¹ d³u¿szych i krótszych ci¹gów tekstowych, u³amków, okruchów, urywków, fragmentów. Mo¿na je z konieczno ci, jako bowiem trzeba to podaæ24 zbieraæ w najogólniej pomy lanych dzia³ach tematycznych i drukowaæ w uk³adzie respektuj¹cym albo mo¿liwy do ustalenia, albo tylko hipotetyczny czas powstania. Tak te¿ zrobili my ze Zbigniewem Przychodniakiem w z³o¿onej do druku edycji poematów S³owackiego. Mianowicie w tomie drugim, mieszcz¹cym poematy i fragmenty z lat 1842-1849, wyodrêbnili my czê æ zatytu³owan¹ Urywki ró¿ne, a w niej piêæ dzia³ów zawieraj¹cych epickie wierszowane urywki i fragmenty, które we wcze niejszych wydaniach ³¹czono m. in. z Próbami poematu filozoficznego i Królem-Duchem: Wierszowane urywki genezyjskie25, Wierszowane urywki z autografów pism genezyjskich proz¹26, Wierszowane urywki 24 Pomys³
J. M. Rymkiewicza w tym wypadku dotycz¹cy Króla-Ducha by przepisaæ to, co mamy w autografach, karta po karcie, i zostawiæ czytelników z tym ogromem nieuporz¹dkowanych fragmentów, jest wprawdzie wykonalny, niczego jednak nie rozwi¹zuje (S³owacki. Encyklopedia, Warszawa 2004, s. 243-247), przerzuca bowiem w istocie edytorskotekstologiczno-interpretacyjny trud z wydawcy na czytelnika. 25 Bom ja przed wieki by³ i by³em w Panu , A teraz dalsz¹ powie æ ducha mego , A wtenczas ja Duch ponad Oceanem , Kaza³e przenie æ miê, Panie Bo¿e , Tu, gdzie pod mymi nogami, o Bo¿e , Postawi³e miê, Bo¿e , Str¹cony wtenczas musia³em na nowo , Bolesn¹ moj¹ drogê, Panie Bo¿e , I straszne by³o trzecie królestwo stworzenia [Urywek drukowany dawniej jako fragment [II] Ksi¹g rodzaju narodu polskiego ], Prorok powstanie Bo¿y i powie , Nowi na nowo , Ju¿ by³em bliski ostatnich ¿ywota , A to s¹ rzeczy, które mi na nowo , Bo my, o bracia, przed wiekami byli , Nie id cie, bracia, za m¹dro ci¹ wieku , Anio³ globowy pomiêdzy s³onecznym , Oto ju¿ widzê karbunku³ widzenia , Panie! my Twoi odwieczni synowie , Ja, duch Twój, Panie, przez wieki trapiony , I to dzi ty masz ¿e siê jako Chryste , O! duchu, w tobie ca³a wieków burza , Oto kolumna ducha stoi w formy osobie , O najstraszniejsz¹ z wszystkich tajemnic Boga siê mego , Potem ró¿nych si³ walka siê zaczê³a , Nie id cie, bracia, za m¹dro ci¹ wieku , W jasno ciach Pañskich, w wiec¹cych siê z³otach , Wtenczas miê nie li Boscy anio³owie , O tajemnico dziwna zap³odnienia , S¹ wiête w duchu globu tajemnice , Na ska³ach Oceanu postawi³e , Panie , A na pocz¹tku by³ Pan a my w Panu , Bo na pocz¹tku by³ Pan a my w Panu , Pozwol¿e, Panie, ¿e j¹ duch opieje , Bo mój duch ju¿ by³ przed pocz¹tkiem w S³owie , Pozwol¿e, Bo¿e, aby z Twoj¹ chwa³¹ 26 I oto siê wieczny , Panie rzek³ oto jako na Ikara , T³omaczy³ nam ostatnie ducha tajemnice , O mistrzu, mistrzu, co¿ siê ze mn¹ sta³o , Kaza³abym ci odszczekiwaæ g³ucho , I dalej id¹c zaszed³em w komnaty , Wierzcie mi, ¿e tu duch ojczyzny nowy , Bracia nasi, uznawszy was ma³ymi duchy
180
zwi¹zane z Helionem i Helois27, Urywki odnosz¹ce siê do scenerii Dziadów28, Wierszowane urywki o niejasnym statusie29. Dodam w tym miejscu nie bez demagogicznej go³os³owno ci ¿e jeszcze wiele z tych urywków i fragmentów, które wydawcy uznawali za warianty i odmiany czy to Króla-Ducha, czy Beniowskiego, czy kilku pomniejszych utworów, mo¿na by widzieæ jako b¹d osobne teksty-urywki, b¹d ich tematyczne grupy. Przyjdzie zamkn¹æ te uwagi stwierdzeniem, ¿e jakkolwiek przedstawia³yby siê decyzje dotycz¹ce uk³adu tudzie¿ kszta³tu i statusu wielu utworów z lat 1842-1849, mówi¹c nieco inaczej: jakkolwiek wygl¹da³by tekst g³ówny (je¿eli w ogóle mo¿na o takim mówiæ w tradycyjnym tego znaczeniu30) tych utworów i ich miejsce w ca³o ci dzie³ zebranych autora Balladyny o tym, co stanowi owych utworów istotê, bêdzie w niema³ym stopniu decydowa³ komentarz edytorski. S³owem: mo¿liwie pe³ne i adekwatne wyobra¿enie na temat tego, co czytelnik ma przed sob¹ jako utwór poety, mo¿e daæ jestem sk³onny twierdziæ, ¿e niekiedy wy³¹cznie aparat krytyczny: informacje o ród³ach tekstu (w wielu wypadkach tak¿e jego edytorskiej historii), szczegó³owe uzasadnienie podstawy
27 Widzia³em ³¹ki i gaje dêbowe , Zakoñczy³, a my wszyscy w zimnym dreszczu , Jeszcze na morzu ranna panowa³a szarza , Sprobujmy wiêc a mo¿e takimi sposoby , Helionie trawy osrebrzone ros¹ [Urywek drukowany dawniej jako fragment [I] Ksi¹g rodzaju narodu polskiego ], Zakoñczy³ piewak: a my my s³uchali , Dziw! taka straszna pie ñ, a my zalani , Skoñczy³ i usiad³ lecz nasza gromada , A gdy rapsodnik znalaz³szy w rapsodzie , Na to mi Helion mi³y patrz¹c w górê , Usta³em nagle w pie ni zatrzymany , Zakoñczy³ piewak a my zas³uchani , A doñ Helois: Je¿eli ubogi , I znów na ucztê ducha zgromadzeni , Zakoñczy³ piewak, a my: O! cudowny , Skona³, lecz przezeñ ta ojczyzna wzros³a , A wtenczas stan¹³ w ognistej koronie , Niebo jak zegar wieci³o gwiazdami , Przesta³ i niby w niebo podniesiony , Skoñczy³ wieszcz, a my: O piêkne i dziwne , Za wieci³ piêkny duchowy poranek , Ju¿ by³a pó³noc i Pelejad wianek , Zakoñczy³ piewak, a Pelejad wianek , Jeden z nas tak¿e m³ody, który w sobie , Skoñczy³ znikniony ja wtenczas s³uchacze , S³uchali my tej pie ni zadziwieni , Umilk³ a moja dusza oniemia³a 28 Na tym zakoñczy³ pie ñ. Gu larze wstaj¹ , Skoñczy³ piewak i usiad³ zaraz t³um gu larzy , Zaledwo duch zakoñczy³ wnet gu larze wstaj¹ , Skoñczy³ piewak i usiad³ znów gu larze wstaj¹ , I znowu wsta³ wieszcz ludu ale ju¿ t¹ raz¹ , Jeszcze my pie ni ciekawi s³uchali , Oto piewak z dalekiej przyby³ okolicy , Skoñczy³ a kap³an wsta³ i rzek³: Dziateczki , Zakoñczy³ ma³y ludu poetka i twarze , Wtem powsta³ stary kap³an i pocz¹³ w te s³owa , A gdy zakoñczy³ piewak, to go bracia mili , Skoñczy³em tê pie ñ gdy z oczu mi spad³y 29 Wreszcie szczê liwsze mi nadesz³y czasy , Patrz, list smêtny od ¿ony ci¹gle mi ta ró¿a , Polak, jak mówi¹ ujrzysz go zapewne . 30 Zob. S. Treugutt, Czy istnieje , szczególnie s. 33-38.
181
przedruku, uwagi o datowaniu, odmiany tekstu, obja nienia i przypisy, wreszcie odnosz¹cy siê do ca³o ci wydania rejestr zawarto ci manuskryptów. Policzy³bym do mitów sugestie, ¿e pisma genezyjskie mo¿na wydawaæ jako zasadniczo inaczej ni¿ zwyk³e utwory: b¹d na lu nych kartach odwzorowuj¹cych zawarto æ rêkopisów31, b¹d trybem encyklopedycznym , tj. gromadz¹c nie wedle tytu³ów, szczególnie nie wedle nie istniej¹cych tytu³ów ale wedle krêgów problemowych teksty o podobnym przybli¿eniu do jakiej strony nauki genezyjskiej 32. Je¿eli za nawet dla pojedynczych tekstów b¹d jakich ich grup czy krêgów by³oby to realne (na prawach antologii), to w wypadku edycji zbiorowej, gromadz¹cej ca³o æ dorobku autora, tj. wszystkie rzeczy normalne oraz wszystkie rzeczy szalone , nie widzê mo¿liwo ci u³o¿enia i opracowania tych ostatnich w duchu innego ni¿ tradycyjne edytorstwa. Nie musi to przecie¿ oznaczaæ, ¿e pomiêdzy obydwoma rzeczami stanie znak równo ci. Nie od samych to jednak owych rzeczy zale¿y, drukowany tekst jakiegokolwiek urywka genezyjskiego niczym siê bowiem nie ró¿ni od drukowanego tekstu Mnicha czy Araba. O tym, co je ró¿ni jako utwory , decyduje podkre lê raz jeszcze to, co czytelnik znajdzie w uwagach edytora. O nich te¿ wypadnie teraz parê s³ów powiedzieæ, o aparacie krytycznym popularno-krytycznego wydania Dzie³ zebranych S³owackiego.
4. Noty o tek cie Ta czê æ aparatu krytycznego winna zawieraæ pe³n¹ informacjê o wszystkich przekazach rêkopi miennych (autografach i kopiach) oraz ich opublikowanych podobiznach, pierwodrukach, pierwszych wydaniach zbiorowych (je li pierwodruk 31 Zob.
przyp. 23. S. Treugutt, Czy istnieje , s. 36-37. Badacz sugerowa³ jednocze nie i bardzo to sk¹din¹d inspiruj¹ca sugestia ¿e byæ mo¿e wstêpem do takiej pracy [tj. wydania ca³o ci pism genezyjskich] powinien byæ ca³kiem oryginalnie pomy lany s³ownik terminów, po³¹czony z antologi¹, jaka taka konkordancja skrzy¿owana z czym takim jak robota (niezwyk³a) S. Fostera Damona, jego A Blake Dictionary ? Jestem jak najg³êbiej przekonany, ¿e taki s³ownik S³owackiego (nie tylko zreszt¹ genezyjskiego), jaki dla Blake a zrobi³ Damon, by³by rzecz¹ nieocenion¹ i fascynuj¹c¹. Czy jednak mo¿liw¹ w³a nie jako wstêp do pracy nad inn¹ ni¿ Kleinerowska edycj¹ dzie³a genezyjskiego? do jakich róde³ (jakich wydañ) odnosz¹c¹ lokalizacjê tekstów? jak rozwi¹zuj¹c¹ problem braku wydania krytycznego korespondencji? Wydaje siê, ¿e rzetelny damonowski s³ownik autora Genezis z Ducha móg³by powstaæ nie jako wstêp do, lecz jako zwieñczenie nowej pe³nej edycji krytycznej wszystkich dzie³ S³owackiego. 32
182
mia³ miejsce w czasopi mie) tudzie¿ tych edycjach, które w ostatecznym rachunku zadecydowa³y o podstawie przedruku. Podkre liæ przy tym trzeba, ¿e wszystkie te informacje nale¿a³oby bezwzglêdnie sprawdziæ u róde³, jest bowiem w tej materii bardzo wiele omy³ek i nie cis³o ci zarówno we wcze niejszych wydaniach, jak i w po wiêconym S³owackiemu tomie Nowego Korbuta 33. Osobn¹ kwesti¹ szczególnie istotn¹ w³a nie przy pismach genezyjskich by³by zakres informacji o autografach. Pe³ne ich opisy mo¿na znale æ w Dzie³ach wszystkich. Nie wydaje siê jednak, by w popularno-krytycznym wydaniu zasadne by³o ich powtarzanie. By³bym zdania, ¿e wystarczy siê tutaj ograniczyæ do tych informacji, które mog¹ stanowiæ przes³anki do datowania tekstu; tym wiêcej, ¿e pe³ny obraz zawarto ci poszczególnych kart wszystkich manuskryptów czytelnik bêdzie mia³ w osobnym szczegó³owym ich rejestrze. Notê o tek cie zamyka³yby uwagi o jego uk³adzie, wyborze podstawy przedruku oraz co w przypadku tekstów genezyjskich zasadnicze statusie. Ten ostatni oprócz tego, ¿e wynika³by z lokalizacji tekstu w autografie, nale¿a³oby dookre liæ odnosz¹c go do kilku najbardziej miarodajnych edycji34.
5. Noty o datowaniu Bardzo wiele tekstów, nie tylko z lat czterdziestych, datowaæ mo¿na jedynie w przybli¿eniu. Si³¹ rzeczy ich miejsce w ca³o ci bêdzie w mniejszym czy wiêkszym stopniu hipotetyczne. Wiele utworów ma równie¿ swoj¹ w tej materii osobn¹ historiê, czêstokroæ nadmiernie uwik³an¹ biograficznie, niekiedy wprost i bezpo rednio stawiaj¹c¹ znak równania miêdzy biografi¹ i twórczo ci¹. I otó¿ tutaj wydanie zbiorowe, próba ogarniêcia ca³o ci dorobku poety, ca³o ci jego twórczej drogi, jest znakomit¹ okazj¹, by na nowo rozwa¿yæ genezê wszystkich ogniw sk³adaj¹cych siê w³a nie na ca³o æ biografii poetyckiej S³owackiego. Rozwa¿yæ ze zdecydowa33 Bibliografia literatury polskiej Nowy Korbut , t. 11: Halina Gacowa, Juliusz S³owacki,
Wroc³aw 2000. Tytu³em przyk³adu przyjdzie w tym miejscu zauwa¿yæ, ¿e podawana przez Gacow¹ lokalizacja autografów w wielu wypadkach nie zgadza siê z obecnym stanem rêkopisów w Bibliotece Zak³adu Narodowego im. Ossoliñskich. Czê æ rêkopisów uporz¹dkowano bowiem w latach siedemdziesi¹tych i osiemdziesi¹tych, poddano konserwacji i na nowo oprawiono, daj¹c now¹ paginacjê. 34 Dzie³ Gubrynowicza i Hahna z 1909, Pawlikowskiego edycji Króla-Ducha z 1925, Dzie³ Kridla i Piwiñskiego z 1930-1931, Dzie³ wszystkich, trzech wydañ wroc³awskich.
183
nie mocniejszym akcentem na to, co poetyckie , co mie ci siê po stronie procesu poetyckiego, nie za dos³ownie rozumianego ¿yciorysu . By³bym jednocze nie za tym, aby noty o datowaniu pomy leæ jako zwiêz³e edytorskie monografie traktuj¹ce o genezie utworu, odwo³uj¹ce siê do ca³ej w tym zakresie literatury przedmiotu. Dla tekstów z lat 1842-1849 mia³oby to zarazem ten walor, ¿e w³a nie tutaj, w tej czê ci aparatu krytycznego, mo¿na by wiele powiedzieæ o ich szczególnym statusie.
6. Odmiany tekstu Popularno-krytyczny charakter edycji decydowa³by o ograniczonym zakresie odmian. S¹dzê, ¿e mo¿na go okre liæ nastêpuj¹co: rejestruje siê wszystkie nieprzekre lone przez poetê redakcje, w tym równie¿ jednowyrazowe, je¿eli tylko maj¹ one b¹d mog¹ mieæ znaczenie dla rozumienia utworu (b¹d procesu jego kszta³towania). W wyj¹tkowych przypadkach podaje siê tak¿e redakcje przekre lone, tzn. wówczas, gdy jest to konieczne dla jasno ci b¹d tych odmian, które z za³o¿enia s¹ wykazywane, b¹d dla czytelno ci samych not edytorskich. Podaje siê równie¿ wszystkie decyduj¹ce o znaczeniu odmiany interpunkcji. Jeden przyk³ad uzasadniaj¹cy ich konieczno æ. W tomie Wierszy podali my urywek A ona, bywa³o w nastêpuj¹cym kszta³cie: A ona, bywa³o, G³owê mi piêkn¹ po³o¿y na ramiê I mówi: S³yszê piosnkê doskona³¹ . Ja patrzê w oczy i wiem, ¿e nie k³amie, W promiennych oczach bowiem wiat³o gra³o S³oneczne, jakie piêkne by³o znamiê.
W autografie jest tylko my lnik po oczy w wersie czwartym. Interpunkcja, jak¹ dali my, nie budzi w¹tpliwo ci, z jednym wyj¹tkiem mianowicie przecinka po S³oneczne w wersie szóstym. Mo¿na by ten przecinek, z jednakowym prawdopodobieñstwem, daæ po gra³o w wersie pi¹tym. Zmiana znaczenia wyra na, nie sposób jej nie odnotowaæ. Odrêbnym problemem jest miejsce odmian: bezpo rednio pod tekstem g³ównym (jak zrobili my w Wierszach z 2005 roku) czy, jak bezwzglêdnie przyjmuje siê w naszym edytorstwie, w czê ci tomu zarezerwowanej dla aparatu krytycznego? Zdecydowanie jestem za pierwszym z tych rozwi¹zañ tekst istotnych dla rozumienia utworu odmian jest wszak¿e nie mniej wa¿ny ni¿ tego utworu tekst g³ówny.
184
7. Obja nienia i przypisy W tym wypadku rzecz jest oczywista: S³owacki wymaga rzeczowego komentarza. Nie tylko dlatego, ¿e taka jest konwencja edycji popularno-krytycznej. G³ównie bowiem i przede wszystkim dlatego, ¿e bez obja nieñ wydawców by³by poet¹ w bardzo wielu momentach po prostu milcz¹cym (notabene nie tylko dla zwyk³ych czytelników). Autor Uspokojenia nie wygl¹da zreszt¹ tutaj najgorzej, by wymieniæ wa¿niejsze wydania opatrzone obja nieniami i komentarzami, niekiedy znakomitymi: Król-Duch Pawlikowskich, miêdzywojenna edycja Dzie³ wszystkich, opracowany przez Mariana Bizana i Paw³a Hertza wybór Liryków (Warszawa 1959), tomy Biblioteki Narodowej (Anhelli, Balladyna, Beniowski, Fantazy, Kr¹g pism mistycznych, Ksi¹dz Marek, Ksi¹¿ê Niez³omny, Lilla Weneda, Maria Stuart, Mazepa, Mindowe, Powie ci poetyckie, Sen srebrny Salomei, Trzy poemata). Niew¹tpliwie, sporo mo¿na by z tego w edycji popularno-krytycznej wykorzystaæ. Ca³o æ obja nieñ i przypisów wymaga³aby jednak nowego opracowania, adekwatnego wobec dzisiejszej wiedzy o poecie. Nie wchodz¹c w szczegó³y: widzia³bym tê czê æ aparatu krytycznego, pomy lan¹ i zredagowan¹ w takim duchu i zakresie, jak zrobiono to w ostatnim, rocznicowym wydaniu Dzie³ Mickiewicza35. Z jednym wyj¹tkiem. W obja nieniach wydawców zwyk³o siê wykluczaæ przypisy intertekstualne oraz interpretacyjne, tj. wszelkiego rodzaju uwagi dotycz¹ce zwi¹zków pomiêdzy utworami i motywami zarówno w granicach twórczo ci autora, jak i odniesieñ do innych twórców i dzie³36. Co do drugiego zgoda. Co do pierwszego mia³bym w³a nie w wypadku S³owackiego powa¿ne w¹tpliwo ci. Istot¹ tej twórczo ci jest, szczególnie w okresie genezyjskim, to, co z punktu widzenia poetyki historycznej mo¿na by okre liæ jako autointertekstualno æ i autointerpretacyjno æ. Gdyby w obja nieniach i przypisach znalaz³o siê dla nich miejsce, byæ mo¿e rozwi¹zywa³oby to czê æ problemów z tekstami z lat 1842-1849. Rozwi¹zywa³oby co najmniej w tym sensie, ¿e dawa³oby wyobra¿enie o wielo ci, rodzaju i charakterze zasadniczych wewnêtrznych zwi¹zków i filiacji w obrêbie ca³ego dzie³a poety. Tak bowiem widzia³bym najzupe³niej roboczo owe intertekstualne i interpretacyjne obja nienia: jako pe³ne rejestry miejsc wspólnych , ka¿dorazowo poprzedzaj¹ce w³a ciwe przypisy i obja nienia do poszczególnych utworów, urywków i fragmentów. 35 Warszawa
36 Notabene,
1993-2005. nie unika³o takich obja nieñ pierwsze wydanie Dzie³ wszystkich.
185
8. Rejestr zawarto ci manuskryptów Wyobra¿am sobie ten rejestr, zbiorczy dla ca³ej edycji, nastêpuj¹co: pod aktualnym katalogowym numerem danej jednostki rêkopi miennej (autografu b¹d kopii37) podaje siê, karta po karcie, jej zawarto æ. Lokalizacja kart b¹d stronic jest podwójna: aktualna i (w nawiasie) dawna. Odmiany i warianty zapisane w innym miejscu ni¿ tekst g³ówny identyfikuje siê odnosz¹c je do tytu³u b¹d incipitu tego tekstu. Rejestr by³by spisem pe³nym, tzn. wykazywa³by równie¿ odmiany, których w wydaniu nie pomieszczono (w tym wypadku odsy³ano by do wydañ, gdzie mo¿na ich tekst znale æ, g³ównie do Dzie³ wszystkich). Summa summarum, rejestr, o jakim my lê, stanowi³by znakomity dokument, pokazuj¹cy zarówno materialn¹ stronê samego pisania S³owackiego, jak i daj¹cy, szczególnie w wielu genezyjskich miejscach, wgl¹d w istotê twórczego chaosu poety.
9. Postscriptum By³aby taka edycja, jakiej zarys nakre li³em, by³aby sama idea takiej edycji rzecz¹ szalon¹ ? Pomys³em nierealnym? czyst¹ fantazj¹? marzeniem sytuuj¹cym siê po stronie raczej duchów ni¿ zjadaczy chleba ? Pozwolê sobie, na ³ad ostatniego ju¿ ogólnika, odpowiedzieæ nie wprost. Bez w¹tpienia, gdyby pojawi³a siê perspektywa jego realizacji, przedsiêwziêcie wymaga³oby benedyktyñskiego trudu ogromnej pracy i niezwyk³ego zaanga¿owania zespo³u; zespo³u raczej niewielkiego, mo¿e nie wiêcej ni¿ cztero-, piêcioosobowego. S³owacki dosta³by przecie¿ w koñcu wydanie na miarê tego, jakim poet¹ by³. Wydanie chyba po trosze nie-zwyk³e do zwyk³ych czytelników adresowane. Niewykluczone te¿, ¿e stanowi³oby ono dobr¹ podstawê do nowej edycji w pe³ni krytycznej.
*
37 W wypadku kopii rejestr by³by niekiedy odkrywaniem obszarów dot¹d nieznanych (zob.
Przeoczone kopie wierszy Juliusza S³owackiego, Pamiêtnik Literacki 2008, z. 1).
186
Jacek Brzozowski In days of yore, thought I of doing things frantic Some remarks on the idea of Juliusz S³owacki s Collected Works A general outline of the editorial concept of a collected works edition, to be possibly adequate to our today s knowledge of the poet and, as a priority, comprising the entire oeuvre of the Polish Bard (no such complete edition of works by S³owacki has appeared till this very day). Discussed herein are: the overall assumptions of the project, defined as it is as a popular-critical edition (with a strong emphasis on critical ); the edition s content; the arrangement of works (incl. problems concerning original alternative redactions); the scope and character of accompanying critical apparatus (notes on the text; dating remarks; variants; editors explanatory notes/footnotes).
Wiek XIX. Rocznik Towarzystwa Literackiego im. A. Mickiewicza, Rok II (XLIV) 2009
KOMPARATYSTYKA
Tomasz Bilczewski Kraków
KOMPARATYSTYCZNE POCZ¥TKI: MIÊDZY ANATOMI¥ A SZTUK¥
Dziewiêtnastowieczne pocz¹tki komparatystyki literackiej i jej intelektualne zaplecze d³ugo, bo co najmniej do drugiej po³owy XX wieku, decydowa³y o pó niejszych losach badañ porównawczych. Warto wymieniæ rzadko przypominane dzisiaj prace: Maurice l abbé de Tressan Mythologie comparée avec l histoire (Londyn 1796), Joseph M. Degérando Histoire comparée des systèmes de philosophie (Pary¿ 1804), Jean F. Sobry Poétique des arts, ou Cours de peinture et de littérature comparées (Pary¿ 1810), François Raynouard Grammaire comparée des langues de l Europe latine dans leurs rapports avec la langue des troubadours (Pary¿ 1821). Projekty te, uk³adaj¹ce siê w sekwencjê nieprzypadkowych wydarzeñ, wyrasta³y z przekonania, i¿ u podstaw licznych odmian sztuki znajduje siê jaka wspólna podstawa, z której wyrastaj¹ wszelkie jej odnogi, poszczególne konary by siêgn¹æ po jedn¹ z ulubionych metafor organicznych tamtego okresu potê¿nego drzewa twórczej aktywno ci cz³owieka. Wiara we wspólny horyzont porównawczych operacji, pozwalaj¹cych dostrzec, opisaæ i zrozumieæ ow¹ jedno æ w wielo ci, sk³ania³a pionierów badañ komparatystycznych do kierowania zazdrosnego spojrzenia w stronê nauk przyrodniczych. To tam poszukiwano odpowiedniego instrumentarium do opisywania, analizowania i klasyfikowania artefaktów, do rozk³adania na czynniki pierwsze wytworów geniuszu, które paralelnie do przyrody o¿ywionej mia³y posiadaæ sobie w³a ciw¹ morfologiê i rozwijaæ siê, oddychaæ, wzrastaæ jak ¿ywa istota, zapu ciwszy korzenie w pewnym spo³ecznym podglebiu oraz w pewnych narodowych idiosynkra-
188
zjach 1. Nietrudno dzi dostrzec, i¿ liczne prace porównawcze tego okresu wyrasta³y z klimatu, jaki przynios³y prze³omowi wieków Leçons d anatomie comparée Georgesa Cuviera (Pary¿ 1799), prekursorskie wobec pisanych w podobnym duchu prac po wiêconych fizjologii (Jean Coste) i embriologii (Henri M. Blainville)2. W pierwszej po³owie stulecia przeniesiona z theatrum anatomicum pasja porównywania by³a na obszarze wiedzy o literaturze tak silna, i¿ François J. M. Noël i François de la Place w 1816 roku nadali kolejnej edycji swojej dydaktycznej antologii Leçons françaises de littérature et de morale znamienny tytu³ Cours de littérature comparée3. Nie mniej zaskakuj¹ce, i nie mniej ³udz¹ce swoim tytu³em kieruj¹cym w stronê ars amandi by³o dzie³o Charlesa de Villersa Erotique comparée4, porz¹dkuj¹ce i zestawiaj¹ce poezjê erotyczn¹ niemieckiego i frankofoñskiego obszaru minionych dwu stuleci.
1 C. Guillén, The Challenge of Comparative Literature, Harvard University Press 1993, s. 35.
Analogie miêdzy badaniem literatury a naukami przyrodniczymi odwo³ywa³y siê nie tylko do zoologicznych metafor, ale tak¿e do obrazowania botanicznego. H. Taine mówi³, na przyk³ad, i¿ powstanie wiersza przypomina chemiczne przemiany, które umo¿liwiaj¹ wzrost i rozwój ro lin. Zob. C. Guillén, The Aesthetics of Influence Studies in Comparative Literature, w: Comparative Literature. Proceedings of the Second Congress of the International Comparative Literature Association, Chapel Hill 1959, t. 1, s. 175-192. O wp³ywach nauk przyrodniczych na genetyzm dziewiêtnastowiecznej komparatystyki zob. w tym samym tomie: H. Roddier, De l Emploi de la méthode génétique en Littérature comparée, s. 113-123. 2 Leçons d anatomie comparée de G. Cuvier, [ ] recueillies et publiées sous ses yeux par C. Duméril, Paris 1799; H. M. Blainville, Cours de physiologie générale et comparée, Paris 1833; J. Coste, Embryogénie comparée. Cours sur le développement de l homme et des animaux [ ], Paris 1837. W opublikowanej w latach trzydziestych XX wieku ksi¹¿ce Paula Maury Arts et Littérature Comparés. Etat Présent de la Question autor bêdzie powo³ywa³ siê na sukcesy nie tylko filologii porównawczej, ale tak¿e porównawczej fizjologii, gdy nakre li swoj¹ opart¹ na taksonomicznym zmy le wizjê komparatystyki jako drogi do nauki o kulturze (s. 20), po³¹czon¹ z potrzeb¹ osadzenia studiów nad zwi¹zkami literatury i sztuki na mocniejszym akademickim gruncie. 3 F. J. M. Noël, F. de la Place, Leçons françaises de littérature et de morale, wyd. 7, Paris 1816. Antologia Noëla i de la Place a, która doczeka³a siê do po³owy XIX wieku kilkudziesiêciu wydañ we Francji oraz licznych przedruków i adaptacji w innych krajach (Anglia, W³ochy, Niemcy, tak¿e Stany Zjednoczone), otrzyma³a w edycji z roku 1816, nie wiadomo z jakich powodów, podtytu³ Cours de littérature comparée. 4 Ksi¹¿ka po raz pierwszy ukaza³a siê pod koniec 1806 roku w niemieckim, trudno dostêpnym, almanachu Polyanthea. Pe³ny przedruk tekstu wraz z uwagami edytorskimi dotycz¹cymi ró¿nych redakcji, w: E. Eggli, L Érotique comparée de Charles de Villers, Paris 1927. Tytu³ zosta³ wprowadzony przez niejakiego Stapfera, przyjaciela autora, w La Biographie universelle (1827). Pierwotna jego wersja wygl¹da³a nastêpuj¹co: Sur la manière essentiellement différente dont les poètes français et les allemands traitent l amour.
189
Te, rzadko przypominane w dzisiejszym dyskursie komparatystycznym, pocz¹tki dyscypliny warto postawiæ obok recepcji Goetheañskiej koncepcji Weltliteratur oraz wyrastaj¹cego z heglizmu projektu Bildung jako kontekst typologicznej refleksji nad strategiami, jakie wobec przedmiotu swoich przedsiêwziêæ przyjmowali komparaty ci od czasów pojawienia siê badañ porównawczych w murach akademii. Jak pokaza³y niedawno prace Johna Pizera czy Hansa Hoesela-Uhliga, narodzinom literatury wiatowej , która sta³a siê nieod³¹czn¹ czê ci¹ komparatystycznej tradycji, towarzyszy³a przemiana samej idei literatury, zmierzaj¹ca od ujmowania jej jako swoistego zaplecza intelektualnego wykszta³conego umys³u do cis³ego korpusu tekstów przyjmowanych przez ró¿nego typu wspólnoty jako znak rozpoznawczy w³asnej to¿samo ci i depozyt powierzany pieczy przysz³ych pokoleñ. Pierwsze komparatystyczne prace publikowane we Francji w³¹czy³y siê w tê przemianê. Komparatystyczna perspektywa by³a bowiem czê ci¹ zmagañ nie tylko o lepsze rozumienie rodzimej tradycji literackiej, ale równie¿ waloryzuj¹ce jej wyniesienie ponad kulturowe dziedzictwo innych nacji. O tym jednak przy innej okazji. Proponujê tymczasem przypomnieæ klimat towarzysz¹cy pojawieniu siê Goetheañskiej idei Weltliteratur: Nawet narody oddaj¹ce siê g³ównie handlowi i przemys³owi przywi¹zuj¹ wielk¹ wagê do [ ] wymiany idei. Anglia, której w³asne przedsiêwziêcia s¹ tak znakomite, której ¿ycie jest tak intensywne, ¿e wydaje siê, i¿ by³aby w stanie koncentrowaæ siê na nim samym, wykazuje obecnie oznaki potrzeby i pragnienia poszerzania w³asnego horyzontu5.
donosi³ w roku 1828 Le Globe , daj¹c wyraz rozszerzaj¹cej siê poza granice Francji atmosferze zainteresowania tym, co wobec rodzimej literatury i kultury zewnêtrzne . Nie ze wzglêdu na Angliê przypominam jednak ten fragment; zreszt¹ komparatystyka jako obszar dzia³alno ci akademickiej by³a tam wówczas, pomimo symptomów pojawiaj¹cego siê pragnienia porównywania , jeszcze nie znana, sam termin comparative literatures wprowadzi do jêzykowego obiegu Matthew Arnold dopiero pod koniec lat czterdziestych6. Fragment ten kieruje jednak uwagê przede wszystkim w stronê Niemiec, bêd¹c czê ci¹ d³u¿szej wypowiedzi, jak¹ opublikowa³ Goethe tego samego roku w Über Kunst und Alterthum w reakcji na obserwowany proces miêdzynarodowej komunikacji, stwa-
5 Le Globe 1828/ V. 91. Cyt. za: Comparative Literature: the Early Years [dalej jako SR], red. H. J. Schulz i P. H. Rhein, Chapel Hill 1973, s. 7. 6 W li cie do swojej siostry. Zob. M. Arnold, Works, red. G. W. E. Russel, London 1904, t. 13, s. II.
190
rzaj¹cy wedle niego nadziejê na pojawienie siê tzw. literatury wiatowej (Weltliteratur)7. Tê szansê autor Fausta dostrzega³ w coraz wyra niej artyku³owanej na zachód od Renu potrzebie w³¹czenia w obszar studiów nad rodzim¹ twórczo ci¹ literack¹ dorobku literatur obcojêzycznych, a tak¿e w coraz wyra niej u wiadamianej potrzebie pog³êbiania wzajemnego kontaktu miêdzy uczonymi, wieloaspektowego konfrontowania ich intelektualnego dorobku, którego celem mia³oby byæ wzajemne zrozumienie, wyj¹tkowo istotne w perspektywie, rozdzieraj¹cych jeszcze nie tak dawno kontynent, wojen napoleoñskich8. Ten historyczny kontekst o którym czêsto siê zapomina bêdzie dla Goethego niezwykle wa¿ny. Szczególnie ciekawy wydaje mi siê jednak, z innego powodu, pocz¹tek wypowiedzi zaczerpniêtej z francuskiego periodyku. Brzmi on nastêpuj¹co: Doprawdy ka¿dy naród, gdy przychodzi jego kolej, odczuwa owo napiêcie, które, niczym si³a wzajemnego przyci¹gania cia³ fizycznych, zbli¿a jednego wobec drugiego i w koñcu zjednoczy wszystkie rasy sk³adaj¹ce siê na ludzko æ w jednym uniwersalnym rozumieniu siebie nawzajem9.
Owo wzajemne rozumienie, na którym Goethemu tak zale¿a³o, a które kulminuje w arkadyjskiej wizji powszechnej zgody i jedno ci ludzi o odmiennym kolorze skóry, siêga po obraz przyci¹gaj¹cych siê wzajemnie cia³ fizycznych. Zatem u podstaw owego wielkiego projektu miêdzynarodowej komunikacji kreuj¹cej przestrzeñ Weltliteratur le¿a³a pewna silna potrzeba Fritz Strich nazywa pewien jego wymiar na³o¿onym cz³owiekowi przez naturê pragnieniem akceptacji (desire of approbation)10 owo pragnienie wi¹¿e siê z postaw¹ otwierania 7
Über Kunst und Alterthum 1828/VI. 2. Ca³o æ artyku³u przedrukowana w: SR, s. 7-10. Pisa³ o nich Goethe w przedmowie do Life of Schiller Carlyle a (1830). Zob. SR, s. 11. F. Strich, Goethe and World Literature, New York 1949, s. 31-33. Milan V. Dimiæ zwróci³ uwagê, ¿e o rozwijaj¹cym siê miêdzy narodami duchowym handlu, kontrastuj¹cym z atmosfer¹ wojen napoleoñskich, mówi³ Goethe w kontek cie rozmowy z Mickiewiczem i Odyñcem, wspominanej przez tego ostatniego w li cie do Korsaka. Zob. M. V. Dimiæ, Friedrich Schlegel s and Goethe s Suggested Models of Universal Poetry and World Literature and Their Relevance for Present Debates about Literature as System, w: Proceedings of the XIth Congress of the International Comparative Literature Association: Comparative Literature/World Literature, red. E. Kushner, D. H. Pageaux, G. Gillespie, t. 5, Bern 1989-1994, s. 42. 9 SR, s. 7. 10 Jest to swoista têsknota za komunikacj¹ z lud mi nale¿¹cymi do pewnej wspólnoty zainteresowañ, czê æ projektu odnowy samego siebie poprzez dialog z inno ci¹. Tak¿e projekt stworzenia konkretnej lokalnej wspólnoty, jednocz¹cej rozproszon¹ kulturê jêzyka niemieckiego. Zob. F. Strich., Goethe , s. 44, 48. Opisywane przez Goethego pragnienie by³o swoist¹ fizyczo-duchow¹ potrzeb¹, co widaæ w komentowanych przez Hendrika Birusa 8
191
siê na to, co odmienne, i mniej lub bardziej oddalone jest swoistym poszerzaniem horyzontu do wiadczenia i wiedzy. Po niemal dwóch wiekach podobnego jêzyka choæ czêsto inspirowanego refleksj¹, pod wieloma wzglêdami dalekich Goethemu, mistrzów podejrzeñ u¿ywaæ bêdzie komparatystyka rozprawiaj¹ca siê z rzekomo obiektywn¹ perspektyw¹ historyczn¹ oraz pozytywistyczn¹ przyczynowo ci¹, mówi¹ca o pielêgnowaniu ró¿norodno ci, które prowadzi do swoistej ekstazy , intensywnej rado ci z do wiadczania ró¿nicy11. O tym, jak mocno Goethe odczuwa³ niemal fizyczn¹ potrzebê przekraczania rozmaitych granic, wiadczy jego przekonanie (wyra¿one w s³ynnym li cie do Johanna Petera Eckermanna ze stycznia 1827 roku12) o nadej ciu nowej epoki, w której miejsce literatury narodowej ulega wyra nemu przemieszczeniu, staje siê ona bowiem czê ci¹ wiêkszej ca³o ci: Zapoznam jedynie moich przyjació³ z przekonaniem, ¿e kszta³tuje siê obecnie uniwersalna literatura wiatowa, w ramach której honorowe miejsce jest zarezerwowane dla nas Niemców13.
wit nowej epoki, wyra nie zaznaczy Goethe, nie jest pocz¹tkiem koñca rodzimej tradycji literackiej, przeciwnie, stanowi raczej szansê na jej rozwój w poszerzonym horyzoncie oddzia³ywania14. Pragnienie przekraczania kulturowych granic, wzajemne zrozumienie i porozumienie, pozwalaj¹ce tworzyæ wspóln¹ intelektualn¹ przestrzeñ w pokojowym fragmentach: human spirit gradually attaining the desire to participate in the more or less untrammeled intellectual trade (kam der Geist nach und nach zu dem Verlangen, auch in den mehr oder weniger freien geistigen Handelsverkehr mit aufgenommen zu werden.) [Werke. Sophien-Ausgabe, I, 42.1, 187]. H. Birus., Main Features of Goethe s Concept of World Literature, w: Comparative Literature Now / La Littérature comparée à l heure actuelle, red. S. Tötösy de Zepetnek, M. V. Dimiæ, I. Sywenky, Honoré Champion 1999, s. 33. 11 Zob. np. G. Gillespie, The Modernization Thesis and Comparative Literature: Notes Toward a Discussion, w: By Way of Comparison. Reflections on the Theory and Practice of Comparative Literature, Paris 2004, s. 223. P. Brunel, Le comparatiste, est-il Don Juan de la connaissance?; C. Dumoulié, Littérature comparée et psychanalyse: la fureur; P. Dethurens, A la frontière de l illimité. Le parti du tout ou rien en littérature comparée, w: Fin d un millénaire. Rayonnement de la littérature comparée, red. P. Dethurens, O. H. Bonnerot, Presses Universitaires de Strasbourg 2000, odpowiednio s. 36, 94-95, 60. 12 List z 31 stycznia 1827 roku, w: SR, s. 6. 13 Le Tasse , drame historique en cinq actes, par Monsieur Alexandre Duval ( Über Kunst und Alterthum 1827/VI.I). Cyt. za: SR, s. 5. 14 Fragment pochodzi z uwag Goethego zamieszczonych we wstêpie do wspomnianej ksi¹¿ki Carlyle a. Cyt. za: SR, s. 10.
192
duchu, odnowione spojrzenie na rodzim¹ twórczo æ artystyczn¹ poprzez pryzmat tego, co jêzykowo ró¿ne, stanowi inspiracjê dla projektu, w którym w bardzo oczywisty sposób ujawnia siê nastawienie na wspólnotowo æ siêgaj¹c¹ poza op³otki narodowych tradycji. St¹d nie dziwi ogromna rola, jak¹ pojêcie Weltliteratur odegra w krystalizowaniu siê akademickiego obrazu literackich badañ porównawczych. Projekt Goethego, wyrastaj¹cy, jak s³usznie przypomina Antoine Berman, z idei Bildung15, ma jednak tak¿e bardzo osobisty wymiar, czêsto podkre la siê bowiem, ¿e nie by³ on jedynie ide¹ przysz³o ci, lecz realizowanym stylem ¿ycia16: dom poety w Weimarze, gdzie nieustannie przewija³y siê t³umy uczonych, artystów i osobisto ci z ró¿nych zak¹tków wiata, mo¿na uznaæ za jeden z pierwszych o rodków komparatystycznych. Hans J. Schulz i Phillip H. Rhein zwracaj¹ uwagê, ¿e jego przyja ñ i korespondencja z Jeanem J. Ampèrem, Thomasem Carlylem czy Alessandro Manzonim by³a motywowana nie tylko pragnieniem bycia rozpoznawanym i docenianym za granic¹, ale wi¹za³a siê tak¿e z d¹¿eniem do poszerzenia wiedzy Niemców o literaturze s¹siadów 17. Je li do tego dodaæ promowanie na ³amach Über Kunst und Alterthum , pisma skierowanego pierwotnie raczej w przesz³o æ ni¿ w przysz³o æ, tzw. poezji wiatowej (Weltpoesie), liczne przek³ady z wielu jêzyków oraz szeroki wachlarz zainteresowañ wykraczaj¹cy daleko poza kr¹g grecko-rzymskiego dziedzictwa cywilizacyjnego, otrzymamy obraz jednego z najwybitniejszych dziewiêtnastowiecznych komparatystów. Sam termin literatura wiatowa , wprowadzony w obieg przez Goethego, choæ nie przez niego u¿yty po raz pierwszy18, sta³ siê jedn¹ z elementarnych kategorii komparatystycznego s³ownika, bêd¹c, warto podkre liæ, tyle¿ nieodzow15 A. Berman, Goethe: Translation and World Literature, w: tego¿, The Experience of The Foreign. Culture and Translation in Romantic Germany, trans. S. Heyvaert, State University of New York 1992, s. 53. 16 David Damrosch opisuje ów styl ¿ycia, próbuj¹c przypomnieæ relacjê Goethe Eckermann: Dla Eckermanna tak naprawdê Goethe jest ¿ywym uciele nieniem wiatowej literatury . D. Damrosch, What is World Literature?, Princeton University Press 2003, s. 2-6. W taki sam sposób mówi siê o Poundowskim rozumieniu komparatystyki literackiej, która by³a dla niego nie tyle akademickim konstruktem, ile pewnym stanem zanurzenia w kulturze; nie zwa¿a³o ono na jêzykowe granice i odleg³e chronologie, pozwala³o ³¹czyæ Villona z Whitmanem, trubadurów z Dantem i Lope de Veg¹. Zob. H. Levin, Ezra Pound, T. S. Eliot, and the Idea of Comparative Literature, w: Proceedings of the VIIth Congress of the International Comparative Literature Association, red. M. V. Dimiæ, E. Kushner, D. Bieber, Montreal, Ottawa 1973, Stuttgart 1979, t. 1, s. 548-549. 17 SR, s. 3. 18 Pierwszeñstwo nale¿y siê tutaj Wielandowi, co udokumentowa³ w 1987 niemiecki badacz Hans-J. Weitz. Wieland u¿ywa³ jednak terminu w zupe³nie innym znaczeniu ni¿
193
n¹, co k³opotliw¹ jego czê ci¹19. Owa k³opotliwo æ bierze siê z trudnej do opanowania wieloznaczno ci. W pismach Goethego pole semantyczne tego pojêcia obejmuje: po pierwsze, rozmaite formy po rednictwa pomiêdzy literaturami narodowymi, po drugie, wszelkie rodki s³u¿¹ce zdobywaniu wiedzy, budowaniu wzajemnego zrozumienia i tolerancji20 w oparciu o literaturê wielu narodów i wreszcie, po trzecie, zainteresowanie recepcj¹ rodzimej twórczo ci za granic¹. Tymczasem w komparatystycznym leksykonie, o czym pisa³ przed laty René Wellek21, utrwali³y siê dwa podstawowe znaczenia: pierwsze wi¹¿e termin z ca³ym uniwersum tekstów literackich, a pochodnie z histori¹ literatury, obejmuj¹c¹ jednym dyskursem dzieje ró¿nojêzycznych literatur narodowych, drugie odsy³a do kanonu najwiêkszych literackich arcydzie³22. Definiuje siê te¿ Weltliteratur, jak to dzisiaj czyni np. David Damrosch, jako zespó³ dzie³ literackich bêd¹cych w obiegu poza ich macierzyst¹ kultur¹, zarówno w przek³adzie, jak i oryginale , a wiêc jako formê recepcji (a mode of circulation and of reading 23). Ta wielowyGoethe, odnosz¹c je do czasów Horacego. Goetheañska idea Weltliteratur by³a wcze niej bliska Voltaire owi, zw³aszcza jako autorowi Essai sur la poésie épique. Zob. J. Pizer, What is Weltliteratur and Why Teach It in a World Literature in English Translation Course, w: tego¿, The Idea of World Literature. History and Pedagogical Practice, Luisiana State University Press 2006, s. 1-17; L. Ferenczi, Trois conceptions de la littérature universelle: Babits, Rougemont et Priestley, w: Proceedings of the XIth Congress of the International Comparative Literature Association: Comparative Literature/World Literature, red. E. Kushner, D. H. Pageaux, G. Gillespie, t. 5, Bern 1989-1994, s. 76. 19 Jak pokazuje John Pizer, postaci¹, która przyczyni³a siê do rozpowszechnienia konceptu Goethego, by³, mimo wzajemnej antypatii dziel¹cej obu twórców, Heinrich Heine, a nastêpnie pisarze M³odych Niemiec . Autor pokazuje równie¿ dalsz¹ karierê idei Goethego i jej recepcjê w XX wieku. Zob. J. Pizer, What is Weltliteratur , s. 1-17. Warto te¿ zaznaczyæ, ¿e dla wielu komparatystów (Brunetière, Texte) termin Weltliteratur odnosi³ siê g³ównie do tradycji europejskiej, co wynika³o ze specyfiki kontaktów literackich tamtych czasów. Zob. C. Guillén, The Aesthetics , s. 44. J. Pizer, What is Weltliteratur , s. 24-25. 20 O rozd wiêku miêdzy pogl¹dami politycznymi Goethego a jego koncepcj¹ Weltliteratur zob. J. Pizer, What is Weltliteratur , s. 22. 21 R. Wellek, The Name and Nature of Comparative Literature, w: Discriminations. Further Concepts of Criticism, Yale University Press 1970, s. 15. Przek³ad polski: Termin i istota literatury porównawczej, przek³. A. Jaraczewski, w: Pojêcia i problemy nauki o literaturze, red. H. Markiewicz, Warszawa 1979, s. 56-85. 22 Rozumienie Weltliteratur jako korpusu reprezentatywnych tekstów nale¿y zdecydowanie do najmocniej utrwalonych interpretacji idei Goethego, choæ podkre la siê, i¿ nie ma podstaw do tak w¹skiego jej rozumienia. Zob. F. Boubia, Universal Literature and Otherness, przek³. A. Ferguson, Diogenes 1988/36, s. 76-101. 23 D. Damrosch, What is World Literature? , s. 4-5. Zob. komentarz: V. Coopan, Ghosts in the Disciplinary Machine: the Uncanny Life of World Literature, Comparative Literature Studies 2004, t. 41, z. 1, s. 20.
194
k³adalno æ koncepcji Goethego bierze siê, miêdzy innymi st¹d, i¿ jej pomys³odawca nigdy precyzyjnie nie ograniczy³ zakresu wprowadzonego przez siebie pojêcia. W wietle rozproszonych wypowiedzi (zanotowano ich ponad dwadzie cia), niew¹tpliwie jednak bli¿sze jest ono obrazowi miêdzynarodowego rynku literackiego, na którym odbywa siê wymiana dóbr w postaci przek³adów, krytyki, periodyków, gdzie przecinaj¹ siê drogi naukowych woja¿y, gdzie tworz¹ siê intelektualne krêgi zainteresowane poznawaniem dorobku ró¿nojêzycznych literatur, ani¿eli konkretnemu korpusowi tekstów uznawanych za arcydzie³a czy te¿ historycznoliterackim opracowaniom, wokó³ których koncentrowa³a siê dziewiêtnastowieczna komparatystyka francuska. W swoich uwagach po wiêconych idei Weltliteratur chyba najbardziej precyzyjny jest autor Fausta wtedy, gdy zwraca uwagê, i¿ w ramach literatury wiatowej szczególne miejsce otrzymaæ winno zjawisko przek³adu: Teraz chcia³bym siê od Ciebie dowiedzieæ, jak dalece Tasso [przek³ad T.B.] móg³by byæ postrzegany jako angielski . By³bym bardzo zobowi¹zany, gdyby móg³ o wieciæ mnie w tym wzglêdzie. Albowiem to w³a nie zwi¹zki miêdzy orygina³em a przek³adami wyra¿aj¹ stosunek jednego narodu do drugiego i winny byæ poddawane ocenie i poznawane ponad wszystko, z korzy ci¹ dla nadrzêdnej Weltliteratur24.
Przek³ad w³a nie, za Fawzi Boubi¹ mówi John Pizer25, by³ najwyra niejszym sygna³em wychylenia Goethego w stronê inno ci. Postrzegany jako trójetapowy/trójmodu³owy proces (Arten) rozci¹gaj¹cy siê od ca³kowitej asymilacji obcego tekstu w ramach kultury przyjmuj¹cej a¿ do podkre lania jego nasycenia idiomem macierzystej odmienno ci26 (od wariantu okre lanego jako schlicht-prosaisch, przez parodistisch, a¿ po identifizierend) mia³ byæ podstawowym narzêdziem jednocz¹cym ludzi w przestrzeni ponadnarodowego rynku27, gdzie odbywa siê wymiana dóbr kulturowych. Stanowi³ równie¿ jeden z kluczowych wymiarów szerokiego projektu autokreacji, wyra¿onego w koncepcji Bildung, w którym relacja do tego, co swoje, w³asne przekonuje Berman staje 24 List
do T. Carlyle a z 1 I 1828 roku. Cyt. za: SR, s. 6. Pizer, What is Weltliteratur , s. 28; F. Boubia, Universal Literature , s. 87-89. 26 Proces ten oczywi cie nie mie ci³ siê w ramach jednego dzie³a, lecz dotyczy³ etapów wprowadzania tekstu w kulturê docelow¹ (dotyczy³ zatem serii translatorskiej). 27 Metaforê rynku (i sam koncept Weltliteratur), któr¹ pos³ugiwa³ siê Goethe, wykorzystaj¹ pó niej Marks i Engels, opisuj¹c nowy uk³ad si³ wiatowego handlu. Zob. K. Marx, F. Engels, Manifesto of the Communist Party, przek³. S. Moore, w: K. Marx, Capital, w: Great Books of the Western World, Chicago 1952, t. 52, s. 421. 25 J.
195
siê mocniejsza i wyra niejsza poprzez relacjê do tego, co obce, ustanawiaj¹c równowagê przynale¿no ci oraz wychylenia ku inno ci, równowagê budowan¹ w etapowej pracy skierowanej na przek³ad i interakcjê, na poszukiwanie w obco ci swoistego alter ego28. Goethe projektowa³ wa¿n¹ rolê germañskiej tradycji na wznoszonej ponad narodowymi podzia³ami scenie, jednak wyra nie nie akceptowa³ nacjonalistycznego cienia, jaki ³atwo móg³by po³o¿yæ siê na projekcie prawdziwego dialogu równych sobie stron29. Dlatego w³a nie, pisze George Steiner30, jego praktyka przek³adowa, a konkretnie t³umaczenie Il Cinque Maggio Alessandra Manzoniego z 1822 roku, stara siê przybli¿yæ na wielu poziomach tekstu konstrukcyjne cechy dzie³a wyj ciowego, ingeruj¹c w estetyczne przyzwyczajenia niemieckojêzycznej publiczno ci. Goetheañska refleksja nad mechanizmami jêzykowego i kulturowego transferu, postrzeganego jako o¿ywcze ród³o intelektualnego dojrzewania, jak i kulturowego wzrostu wspólnoty, wraz z kluczowymi dla ca³ej europejskiej tradycji przek³adoznawczej wypowiedziami Friedricha Schleiermachera, odkrywaj¹cego mechanizmy translacji we wszystkich niemal sferach ludzkiej aktywno ci, pokazuje dwa nurty my lenia, jakimi pod¹¿y pó niejsza refleksja przek³adoznawcza i zwi¹zane z ni¹ praktyki interpretacyjne. Pierwszy z nich, który okre liæ mo¿na jako ontologiczny (Goethe), postrzega przek³ad jako sposób bycia, duchowo-intelektualny rozwój, posiadaj¹cy bez w¹tpienia swoje Heglowskie zaplecze, w³¹czaj¹ce ca³y projekt Bildung w swoist¹ odysejê Ducha, opart¹ wedle pogl¹dów autora Wyk³adów z filozofii dziejów, opisuj¹cego transpozycjê substancji do podmiotu, na w³a ciwych translacji mechanizmach przeniesienia31. Chyba najwyra niej owo heglowskie zaplecze Goethowskiego projektu widaæ w Dichtung und Wahrheit, zw³aszcza gdy mowa o jêzyku, dialektach, stylu i w ogóle pisaniu jako ciele dla pracy ducha32. Dostrzeganie wielorakich metamorfoz, jakie przechodzi ludzkie ja w aktach t³umaczenia, nie doprowadzi³o Goethego do kroku, który zrobi³ Schleiermacher, czyni¹c z translacji elementarny mecha28 A.
Berman, Goethe , s. 58. komentarz J. Pizera do badañ Andreasa Huyssena, w: J. Pizer, What is Weltliteratur ., s. 43. 30 G. Steiner, A Footnote to Weltliteratur , w: Le Mythe d Étiemble: Hommages, Études et Recherches. Inédits, Paris 1979, s. 261-269. Berman nie wysuwa na plan pierwszy nacjonalistycznego kontekstu, pokazuj¹c podobieñstwo pogl¹dów Goethego, A. W. Schlegla oraz F. Schleiermachera. Zob. te¿ J. Pizer, What is Weltliteratur , s. 44-45. 31 G. W. F. Hegel, wiat grecki. Pierwiastki ducha greckiego, w: tego¿ Wyk³ady z filozofii dziejów, przek³. J. Grabowski, A. Landman, Warszawa 1958, t. 2, s. 28-31. 32 Zob. odpowiednie fragmenty wraz z komentarzem w: A. Berman, Goethe , s. 61, 64. 29 Zob.
196
nizm ludzkiego poznania, daj¹cy pocz¹tek (drugiej) epistemologicznej cie¿ce nowoczesnej hermeneutycznej sztuki interpretacji, której wybitnymi kontynuatorami bêd¹ tacy uczeni, jak Hans-Georg Gadamer, Paul Ricoeur i George Steiner. Niezale¿nie od ró¿nic teoretycznych stanowisk kszta³tuj¹cych siê w ród niemieckich romantyków, warto przypomnieæ, ¿e przek³ad, dziêki nim, a zw³aszcza dziêki Goethemu, by³ jednym z istotnych elementów pó niejszej niemieckiej refleksji komparatystycznej, a dzia³alno æ translatorska poetów i uczonych: Augusta von Platena, Friedricha Rückerta, Emanuela Geibela, Friedricha von Bodenstedta, Adolfa von Schacka, Carla Streckfussa, Heinricha Leutholda wywar³a znacz¹cy wp³yw na formowanie siê pogl¹dów Moritza Carrière a, uznaj¹cego translacjê (Die Poesie, Leipzig 1884) za jeden z fundamentów komparatystycznej refleksji33. Pogl¹d ten przej¹³ nastêpnie jego uczeñ, Max Koch, za³o¿yciel pierwszych dwóch niemieckich czasopism po wiêconych literackim badaniom porównawczym: Zeitschrift für vergleichende Litteraturgeschichte (1887-1910) oraz Studien zur vergleichenden Litteraturgeschichte (1901-1909)34. Dla Goethego, który w³¹czy³ refleksjê nad procesem translacji w swój projekt budowania przestrzeni kulturowego kontaktu miêdzy rozmaitymi tradycjami jêzykowymi, troska o przek³ad wyp³ywa³a niejako z w³asnego do wiadczenia. W swojej staro ci bowiem obserwowa³, bardzo uwa¿nie zreszt¹, proces przyswajania przez kulturê francusk¹, zw³aszcza dziêki m³odym krytykom z Le Globe , jego dawnych dzie³. Ten proces zakorzeniania w³asnego dorobku na glebie obcej kultury 33
O uprzedzeniach wobec przek³adów oraz po¿ytkach p³yn¹cych z wykorzystania tych najlepszych form komentarza w kontek cie literatury wiatowej zob.: G. R. Moulton, World Literature and Its Place in General Culture, w: Yearbook of Comparative and General Literature 1990-91, z. 39, s. 17. 34 H.-J. Schulz, Max Koch and Germany s First Journals of Comparative Literature, Yearbook of Comparative and General Literature 1972/21, s. 23-30. Warto równie¿ zaznaczyæ, i¿ centralne miejsce zajmowa³ przek³ad w dzia³alno ci, czê ciowo niemieckojêzycznego, Hugo Meltzla de Lomniz (1846-1908), za³o¿yciela pierwszego, wielojêzycznego czasopisma po wiêconego komparatystyce Acta Comparationis Literarum Universarum (sam tytu³ funkcjonowa³ pocz¹tkowo w piêciu, nastêpnie w dwunastu jêzykach, 1877). Pismo by³o organem propaguj¹cym wizjê komparatystyki opart¹ na idei Weltliteratur, jednym z g³ównych postulatów by³o niwelowanie nacjonalizmu poprzez promowanie miêdzykulturowego dialogu oraz osadzenie wiedzy o literaturze na mocnych naukowych fundamentach. Zob. G. M. Vajda, Acta Comparationis Literarum Universarum, Yearbook of Comparative and General Literature 1965, z. 14, s. 37-45. O kosmopolityzmie i przywi¹zaniu do lokalnych tradycji pisa³a S. Lawall, World Literature, Comparative Literature, Teaching Literature, w: Proceedings of the XIIth Congress of the International Comparative Literature Association: Space and Boundaries, red. R. Bauer, D. Fokkema, M. de Graat, München 1990, t. 3, s. 219-224.
197
opisze poprzez metaforê odm³adzania (Verfüngung), regeneracji (Auffrischung), udzia³u (Theilnahme) oraz lustrzanego odbijania (Spiegelung): Wiêkszo æ pozycji nale¿¹cych do literatury wiatowej w Über Kunst und Alterthum , pisze Shulz i Rhein, dotyczy owego fenomenu odbijania siê (Spiegelung) czyjego dzie³a w krytyce, przek³adach oraz zagranicznych adaptacjach. Raz po raz podkre la on [Goethe] dobroczynny wp³yw, jaki bardziej obiektywna obca perspektywa mo¿e mieæ na czyj¹ twórczo æ literack¹, a tak¿e krzepi¹ce i odm³adzaj¹ce oddzia³ywanie, jakie czyje dzie³o mo¿e otrzymaæ dziêki po rednictwu35.
Choæ rozproszone wypowiedzi Goethego, dotycz¹ce rozszerzania miêdzynarodowej przestrzeni kontaktu i porozumienia, zaowocowa³y wielo ci¹ interpretacji tego projektu, zw³aszcza jego pragmatycznego wymiaru, swoje cele formu³owa³ autor dosyæ jasno: nastawiony na pokój dialog narodów, zrozumienie, wzajemna ¿yczliwo æ, u³atwiona komunikacja, nowatorska reinterpretacja rodzimego dorobku kulturowego.
* Tomasz Bilczewski The origins of comparative studies: between anatomy and art A remainder of the nineteenth-century origins of literary comparative studies which were taking shape based upon the patterns provided by natural sciences particularly, the Cuvierian comparative anatomy and the works it has inspired. The appearance of literary comparative studies within the academy walls was accompanied by popularisation of the Goethean Weltliteratur which grew to become one of the essential notions in the new disciplinary lexicon. The author attempts at reconstructing the circumstances in which the said category was disseminated in the field of comparative studies; this provides a starting point for a future description of the dynamism with which literary comparative studies have been developing, along with a reinterpretation of the Weltliteratur idea as practised in the recent two decades.
35 SR,
s. 4. O fenomenie Spiegelung zob. równie¿ D. Damrosch, What is World Literature? , s. 7.
Wiek XIX. Rocznik Towarzystwa Literackiego im. A. Mickiewicza, Rok II (XLIV) 2009
Koichi Kuyama Tokio
O PRACACH TRANSLATORSKICH YUKIO KUDO, AUTORA JAPOÑSKIEGO PRZEK£ADU PANA TADEUSZA
Samo tylko wyliczenie g³ównych prac przek³adowych i oryginalnych zmar³ego 5 lipca 2008 roku w Japonii i ¿egnanego ze czci¹ tak przez jego rodaków, jak i przez przedstawicieli polskich w³adz i polskiego wiata artystycznego Yukio Kudo wymaga wiele miejsca. W zakresie oryginalnej twórczo ci wymieniæ trzeba1 tomiki poezji: Z³y ch³opiec (2004), Listopad. Epoka, w której ¿y³em (2008). Publicystyka w formie ksi¹¿kowej obejmuje tomy: Siedem lat w Warszawie (1977), Opowie æ warszawska (1980), Rewolucja polska (1981), Moja literatura polska o duchach Polski, z których narodzi³a siê rewolucja Solidarno ciowa (1981), Polska droga (1981), Krowie siod³o mój prywatny pogl¹d na Polskê (1985), Spacer po alei obrazów (1991), O moich zwi¹zkach z Polsk¹ i innych sprawach (1997), Moje ¿ycie jako t³umacza (2004). Nie sposób nie zauwa¿yæ, jak czêsto w tytu³ach dzie³ oryginalnych, mówi¹cych tak¿e o ¿yciu Profesora, pojawia siê polsko æ w ró¿nych odmianach. Tote¿ jakkolwiek prace Yukio Kudo obejmuj¹ tak¿e przek³ady na jêzyk japoñski literatury rosyjskiej (Lew To³stoj: Zmartwychwstanie 1978, Antoni Czechow: Trzy siostry 1979, Wujaszek Wania 1979), jidysz (Isaac B. Singer: Dzie³a wybrane 1979, 1981, 1983, 1990), wêgierskiej (Wêdrowiec w g³êbinach morskich. Nowele wspó³czesne [wybór] 1 Wszêdzie tytu³y japoñskie podajê we w³asnym t³umaczeniu; w nawiasach umieszczam daty wydania wymienianych dzie³ w Japonii. Podobnie postêpujê z cytatami z orygina³ów w jêzyku japoñskim.
199
1966), serbskiej (Milorad Paviæ: S³ownik chazarski 1993), francuskiej, choæ w tym przypadku chodzi o szczególnego autora (Jan Potocki: Rêkopis znaleziony w Saragossie 1980, 2009), amerykañskiej, choæ w tym przypadku o szczególnej tematyce (James Albert Michener: Polska [Poland] 1989), to najbardziej rozbudowany ich kompleks stanowi¹ przek³ady literatury polskiej na jêzyk japoñski i odwrotnie. W tej grupie znajd¹ swoje miejsce: Adam Mickiewicz: Pan Tadeusz (1999), Bruno Schulz: Dzie³a wszystkie (1998), Bruno Jasieñski: Zmowa obojêtnych (1956-1957), Witold Gombrowicz: Bakakaj (1998), Pornografia (1969, 1975), Kosmos (1967), Czes³aw Mi³osz: Zniewolony umys³ (1996), Zbigniew Herbert: Labirynt nad morzem (1978), Tadeusz Konwicki: Kompleks polski (1985), Marek H³asko: Pierwszy krok w chmurach (1959), Marek Nowakowski: Raport o stanie wojennym (1982), Wis³awa Szymborska: Ludzie na mo cie (1997), Ryszard Kapu ciñski: Imperium (1994), Heban (2010), Jerzy Fedorowicz: W zasadzie tak (1983), Andrzej Mularczyk: Post mortem: Katyñ opowie æ filmowa (2009). Szczególn¹ grupê stanowi¹ tu przek³ady na jêzyk japoñski polskich dramatów (Stanis³aw Ignacy Witkiewicz: Wariat i zakonnica, 1977; S³awomir Mro¿ek: Striptease, 1968; Na pe³nym morzu, 1968) oraz scenariuszy filmowych Andrzeja Wajdy i innych re¿yserów. Wymieniæ tu tak¿e trzeba Wojciecha Jaruzelskiego: Les Chaînes et le refuge (1994) i Andrew Nagórskiego: The Birth of Freedom (1994). Prze³o¿ona te¿ zosta³a przez Yukio Kudo (wraz ze Stanis³awem Janickim) na jêzyk polski japoñska sztuka teatralna Yukio Mishimy: Madame de Sade (1989). Ten ogrom twórczych dokonañ mówi sam za siebie. Tote¿ próba stworzenia syntetycznego obrazu dorobku Yukio Kudo mo¿e siê okazaæ zadaniem niezwykle trudnym z kilku powodów. Po pierwsze, utrudnia je w³a nie ta ogromna liczba pozostawionych przezeñ tekstów2, a sporo z nich, w tym przek³ady, nie doczeka³y siê druku za jego ¿ycia: Rêkopis znaleziony w Saragossie Potockiego3, Post mortem Mularczyka, Heban i Lapidaria Kapu ciñskiego, Moja Podró¿ do Rosji Antoniego S³onimskiego a tak¿e Wybór poezji polskiej oraz Nienasycenie Witkacego z brakuj¹cymi rozdzia³ami. W bie¿¹cym i przysz³ym roku zostan¹ wydane pierwsze trzy z wy¿ej wymienionych tytu³ów. Dorobek literacki Yukio Kudo zatem wci¹¿ ro nie. 2 Obecnie w prywatnych zbiorach autora niniejszego szkicu znajduje siê ogromna liczba niepublikowanych tekstów, brulionów przek³adów i notesów Profesora Kudo. Czekaj¹ one na moment, gdy spadkobierca Zmar³ego rozpocznie segregowanie i katalogowanie dzie³ do planowanej w niedalekiej przysz³o ci bibliografii prac. 3 W roku 1980 uda³o siê Kudo opublikowaæ jedynie pierwsz¹ partiê utworu, oko³o jednej pi¹tej ca³o ci.
200
Drug¹ przeszkod¹ w bilansie twórczo ci Kudo mo¿e okazaæ siê jej niezwyk³a rozmaito æ gatunkowa. Nietrudno zauwa¿yæ, ¿e by³ on autorem nie tylko przek³adów literackich, liczebnie przewa¿aj¹cych, lecz tak¿e prac publicystycznych i krytycznych, utworów poetyckich, opowiadañ oraz szkiców autobiograficznych. Zmiany dominuj¹cych w poszczególnych okresach twórczo ci translatorskiej Kudo gatunków literackich mo¿na jednak z grubsza przedstawiæ nastêpuj¹co: (1) 1945-1956: poezja, t³umaczenia wspó³czesnej literatury rosyjskiej, artyku³y w prasie; (2) 1956-1967: materia³y prasowe, t³umaczenia wspó³czesnej literatury polskiej, badania dotycz¹ce historii literatury polskiej, recenzje filmowe; (3) 1967-1974: prace dydaktyczne w dziedzinie jêzyka i literatury japoñskiej, artyku³y prasowe, t³umaczenia wspó³czesnej literatury polskiej; (4) 1974-1980: t³umaczenia i badania nad literatur¹ polsk¹ (z Rêkopisem znalezionym w Saragossie w³¹cznie), t³umaczenia tekstów dotycz¹cych historii Polski, t³umaczenia klasycznej literatury rosyjskiej, powie ciopisarstwo; (5) 1980-1985: prace publicystyczne na temat wydarzeñ w Polsce, dziennikarstwo, t³umaczenia wspó³czesnej literatury polskiej; (6) 1985-1996: t³umaczenia wspó³czesnej literatury polskiej, t³umaczenia tekstów dotycz¹cych historii Polski, artyku³y do czasopism i gazet, recenzje z wystaw; (7) 1996-2004: t³umaczenia klasycznej literatury polskiej, kinematografia polska; (8) 2004-2008: t³umaczenia wspó³czesnej literatury polskiej, twórczo æ poetycka, autobiografia. Po trzecie, Kudo posiada³ rozleg³e zainteresowania zawodowe: literatura Polski, Rosji, Wêgier, Ameryki, Francji oraz Japonii dawniej i wspó³cze nie, sztuki piêkne zagranic¹ i w Japonii, kinematografia, teatr, polityka, historia i inne. Zaznaczyæ jednak trzeba, ¿e by³ on zarazem estet¹ szczerym i wybrednym, który wyra¿a³ niek³amane opinie w zasadzie tylko w sprawach dla niego interesuj¹cych, a pomija³ ca³kowitym milczeniem krêgi nawet najpopularniejszych tematów, które z ró¿nych powodów osobi cie go nie porusza³y. Oto na przyk³ad nie okazywa³ zainteresowania dla ¿adnego z trzech najbardziej obecnych w wiadomo ci przeciêtnego Japoñczyka tematów polskich: Chopina, Sienkiewicza czy O wiêcimia. W trakcie porz¹dkowania ksiêgozbioru i rêkopisów Zmar³ego, które trwa³o przez sze æ miesiêcy, do stycznia roku 2009, nie odnalaz³em ¿adnych nagrañ muzyki Chopina. Kudo chyba te¿ ani razu nie zwiedza³ Muzeum Zag³ady w O wiêcimiu, a tragedia narodu ¿ydowskiego by³a tematem przez niego nietkniêtym, mimo ¿e pozostawa³ g³êboko przejêty tragicznym losem wybitnych jednostek tego narodu, takich jak Bruno Schulz. Jego stosunek do autora Ogniem i mieczem równie¿ by³ osobliwy. W zwiêz³ej historii literatury polskiej napisanej w roku 1967 przez czterdziestodwuletniego wówczas autora a¿ piêæ z dwudziestu o miu stron po wiêconych jest Mickiewiczowi, Sienkiewiczowi za mniej ni¿ strona.
201
We wstêpie do swego przek³adu z Pana Tadeusza wprawdzie wzmiankowa³ o Sienkiewiczu jako autorze Latarnika, jednak w prywatnej rozmowie szczerze przyzna³, ¿e nie czyta³ i nie zamierza czytaæ Quo vadis utworu, który, obecny w kilkunastu wersjach translatorskich, posiada spo ród wszystkich utworów polskich najbardziej ugruntowan¹ pozycjê w wiadomo ci japoñskich mi³o ników literatury wiatowej (interesuj¹ce, ¿e pierwszym t³umaczem tej powie ci bezpo rednio z jêzyka polskiego na japoñski by³ Ryochu Umeda, a wdowa po nim zosta³a nastêpnie ¿on¹ Kudo). Po czwarte, wyj¹tkowo d³ugi i obfity w donios³e wydarzenia dziejowe by³ czas, a w³a ciwie ca³a epoka, w której Kudo nale¿¹cy do pokolenia Herberta, Ficowskiego, Konwickiego i Wajdy czynnie zajmowa³ siê cudz¹ twórczo ci¹ artystyczn¹ i sam pisa³. Jego pierwszy opublikowany utwór poetycki Klatka powsta³ w roku 1941, a pierwsza odnaleziona (choæ pozostaj¹ca w stanie rozproszenia) praca translatorska, przek³ad wierszy Lermontowa, powsta³a w roku 1948. Debiutancki zbiór wierszy ukaza³ siê drukiem dopiero u schy³ku ¿ycia, w roku 2004, a przek³ady w postaci ksi¹¿kowej ukazywa³y siê nieprzerwanie od roku 1956 a¿ do mierci. Znamienne, ¿e w 1981 roku Kudo w pos³owiu do zbioru prac historycznoliterackich (powstaj¹cych przez æwieræwiecze od roku 1956), który ukaza³ siê pod akcentuj¹cym subiektywn¹ perspektywê, aczkolwiek bardzo charakterystycznym dla ówczesnego okresu boomu na Polskê tytu³em Moja literatura polska o duchach Polski, z których narodzi³a siê rewolucja Solidarno ciowa, napisa³: Jestem pewien przynajmniej jednego ¿e na pewno nie bêdê ¿y³ kolejnych dwudziestu piêciu lat i nie wydam kolejnego zbioru esejów. Niech wiêc Moja literatura polska bêdzie przedwczesnym moim testamentem . Jak siê okaza³o, dane mu jednak by³o prze¿yæ nie tylko dwadzie cia piêæ, ale i dwadzie cia siedem lat, w trakcie których opublikowa³ ogromn¹ liczbê przek³adów z ró¿nych literatur, zbiór esejów literackich O moich zwi¹zkach z Polsk¹ i innych sprawach (1997) i autobiografiê Moje ¿ycie jako t³umacza (2004). W tej drugiej po³owie owego pó³wiecza swej twórczo ci polonistycznej zdo³a³ dokonaæ tak¿e swych dwóch najwiêkszych osi¹gniêæ badawczych: komentarzy zamieszczonych w drugim tomie Dzie³ wszystkich Brunona Schulza oraz komentarzy t³umacza do Pana Tadeusza. Yukio Kudo w d³ugiej drodze ¿yciowo-zawodowej mia³ sposobno æ obserwowania prze³omowych momentów w dziejach wiata i Polski. Te arcybogate do wiadczenia historyczne przyprawiaj¹ o zawrót g³owy autora niniejszego szkicu, m³odszego o trzydzie ci trzy lata, który zaj¹³ siê spraw¹ polsk¹ dopiero w po³owie lat osiemdziesi¹tych XX wieku. Kudo mia³ istotnie ¿yciorys w pe³ni zas³uguj¹cy na autobiografiê, któr¹ zreszt¹ sam pozostawi³ w po-
202
staci Mojego ¿ycia jako t³umacza oraz wierszy, na przyk³ad Przeprowadzki z tomu Z³y ch³opiec. Tutaj jednak chcieliby my równie¿ przytoczyæ kilka najwa¿niejszych faktów zwi¹zanych z jego ¿yciem. Yukio Kudo urodzi³ siê w Mand¿urii, gdzie mieszka³ jako dziecko w latach: 1925-1927 i 1933-1940. Niedosz³y rekrut prze¿y³ wojnê. W okresie stalinowskim, jako ówczesny sympatyk ruchu lewicowego, piewa³ po japoñsku z kolegami na wiecu Hymn wiatowej Federacji M³odzie¿y Demokratycznej. Nie dziwi zatem, ¿e potem g³êboko prze¿ywa³ arcydzie³o filmowe, Cz³owieka z marmuru Wajdy, do którego sporz¹dzi³ kongenialne japoñskie napisy dialogowe. Wiadomo ci o Poznañskim Czerwcu i wydarzeniach wêgierskich 1956 roku dotar³y do niego, gdy pracowa³ nad t³umaczeniem Zmowy obojêtnych Jasieñskiego. St¹d Jego zainteresowanie literatur¹ wêgiersk¹ w pierwszej po³owie lat sze ædziesi¹tych. Jako trzydziestolatek Kudo wch³on¹³ literaturê odwil¿y popa dziernikowej i prze³o¿y³ na japoñski niemal na bie¿¹co opowiadania Marka H³aski (z francuskiego, gdy¿ polskiego nauczy³ siê dopiero na prze³omie lat piêædziesi¹tych i sze ædziesi¹tych XX stulecia w USA) oraz autobiografie Pasternaka i Jewtuszenki (z rosyjskiego i francuskiego). Jako pracownik Zak³adu Japonistyki Uniwersytetu Warszawskiego by³ nastêpnie wiadkiem wydarzeñ marcowych na dziedziñcu Uniwersytetu w roku 1968. Szkoda, ¿e nie wiemy, czy zd¹¿y³ obejrzeæ zdjêt¹ w styczniu tego roku z afisza Teatru Narodowego inscenizacjê Dziadów Dejmka. W Warszawie pracowa³ równie¿ w charakterze nadzwyczajnego korespondenta Agencji Prasowej Kyodo. W grudniu 1970 roku, w czasie ferii zimowych, uda³ siê na Wybrze¿e, by ledziæ przebieg protestów robotniczych. Wiadomo æ o mierci Stanis³awa Pyjasa zasta³a go w trakcie pisania pos³owia do pierwszej ksi¹¿ki autorskiej: Siedem lat w Warszawie. Szybko odnotowa³ to tragiczne wydarzenie, z prze wiadczeniem, ¿e mo¿e ono staæ siê zacz¹tkiem serii protestów wobec w³adzy komunistycznej, bo: Polsko æ ¿yje i bêdzie ¿y³a dalej4 . W grudniu roku 1980 roku Kudo zosta³ zaproszony na ceremoniê ods³oniêcia pomnika poleg³ych w grudniu roku 1970 stoczniowców w Gdañsku. Napisa³ o tym reporta¿ i udziela³ na ten temat wywiadów. W latach 1981-91 prowadzi³ w Tokio akcjê pomocy dla Solidarno ci . W latach 1980-1981 wyda³ samodzielne lub we wspó³pracy z innymi dziennikarzami a¿ cztery ksi¹¿ki, obracaj¹ce siê wokó³ polskiego tematu: Opowie æ warszawska, Rewolucja polska, Polska droga, Moja literatura polska. W felietonie napisanym w marcu 1981 roku stwierdzi³: Mam pe³n¹ wiadomo æ tego, ¿e zesz³y i bie¿¹cy 4 Y.
Kudo, Warushawa-no 7-nen (Siedem lat w Warszawie), Tokio 1977, s. 238.
203
rok to okres najintensywniejszej pracy [publicystyczno-politycznej K.K.] w moim ¿yciu 5, a w eseju zamieszczonym w lutowym numerze miesiêcznika doda³: pragnê, aby bie¿¹cy rok by³ rokiem, w którym bêdê móg³ siê nareszcie po wiêcaæ pracy literackiej 6. W okresie przemian ustroju politycznego na prze³omie lat osiemdziesi¹tych i dziewiêædziesi¹tych ju¿ z pewn¹ rezerw¹ odnosi³ siê do wydarzeñ bie¿¹cych, zajmuj¹c siê raczej przyswojeniem japoñskim czytelnikom podstawowych lektur z zakresu powojennych dziejów Polski: sfabularyzowanej historii Polski autorstwa Michenera, autobiografii Jaruzelskiego, reporta¿u o Europie Wschodniej pióra amerykañskiego dziennikarza Nagórskiego oraz utworów z gatunku literatury faktu: Imperium Kapu ciñskiego i Zniewolonego umys³u Mi³osza. W ostatniej dekadzie XX wieku czêsto bra³ udzia³ w miêdzynarodowych konferencjach naukowych organizowanych przez polskich i europejskich polonistów, na przyk³ad w sesji po wiêconej Schulzowi z okazji setnych urodzin pisarza (1992) oraz paryskim kongresie mickiewiczologów w 1998 roku7. Próba wykrywania powi¹zañ i mo¿liwych dróg miêdzy rozmaitymi pracami Kudo jawi siê jako niezwykle ciekawe, a zarazem karko³omne, zadanie. Z³o¿ono æ recepcji literatury polskiej przez Kudo mo¿emy tu jedynie zasygnalizowaæ. Jak na przyk³ad umiejscowiæ w splocie kontekstów osobistych, literackich i historycznych najwiêksze bodaj osi¹gniêcie translatorskie i badawcze Yukio Kudo czyli dwutomowe Dzie³a wszystkie Brunona Schulza, za które otrzyma³ jedn¹ z najbardziej presti¿owych japoñskich nagród literackich Yomiuri8? Kudo po raz pierwszy zetkn¹³ siê z autorem Sklepów cynamonowych w 1965 roku, a przez trzydzie ci lat by³ jedynym jego t³umaczem w Japonii, o czym wielokrotnie wspomina³ z dum¹9. Nietrudno te¿ zauwa¿yæ w pracy badawczo-translatorskiej Kudo nad Schulzem wieloletni¹ fascynacjê literatur¹ awangardow¹, histori¹ narodu ¿ydowskiego, tragicznym losem artystów w czasie wojny, atmosfer¹ miasteczka na peryferiach, ówczesnymi sztukami piêknymi, kinematografi¹ itd. Nie nale¿a³oby te¿ zapominaæ o historii przyja ni z prekursorskim badaczem Schul5 Y. Kudo, Sento. Nikki-kara (£a nia publiczna. Z dziennika), Asahi-Shimbun (Gazeta Asahi, wydanie wieczorne), 5 III 1981 rok. 6 Y. Kudo, Gurotesuku-na genjitsu (Rzeczywisto æ groteskowa), Bungaku (Literatura) , luty 1982, s. 99. 7 F.-X. Coquin, M. Mas³owski, Mickiewicz, la France et l Europe, Paris 2002, s. 235, 338, 340, 342, 348, 349. 8 W ród laureatów s¹ tacy znakomici znani dobrze w Polsce pisarze: Yukio Mishima za Z³ot¹ Pagodê (1956), Kobo Abe za Kobietê z wydm (1962), Haruki Murakami za Kronikê ptaka nakrêcacza (1995). 9 Y. Kudo, Boku-no honyaku-jinsei (Moje ¿ycie jako t³umacza), Tokio 2004, s. 201.
204
za, Ficowskim, który by³ rówie nikiem Kudo (o pobycie w domu Ficowskich napisa³ on wiersz Lato w Cyganówce10, pochodz¹cy z pierwszego zbioru poetyckiego Z³y ch³opiec). W niniejszym artykule pragnê skupiæ siê wiêc przede wszystkim na japoñskim przek³adzie Pana Tadeusza. Nie ukrywam przy tym, ¿e w du¿ej mierze przedstawiaæ go bêdê z punktu widzenia ówczesnego asystenta Profesora w zakresie translacji, któr¹ to funkcjê z rado ci¹ pe³ni³em. W przysz³o ci zapewne powstanie jeszcze wiele innych prac na temat pozosta³ych osi¹gniêæ t³umaczeniowych Kudo, na przyk³ad translacji utworów Potockiego, Gombrowicza, Witkacego, Schulza i Kapu ciñskiego11, polskiej poezji wspó³czesnej, literatury ¿ydowskiej, publicystyki politycznej z okresu rewolucji solidarno ciowej, itd.
*** Yukio Kudo zetkn¹³ siê z poematem Mickiewicza w roku 1960, podczas studiów polonistycznych w Ameryce. Tak to przedstawia: Angielski przek³ad proz¹ [poematu], dokonany przez prof. Noyesa, naby³em chyba w roku 1960, podczas pobytu stypendialnego w USA. Pewnego dnia chodzi³em po dzielnicy polskiej w Chicago. W tamtejszej ksiêgarni, do której wszed³em ca³kiem przypadkowo, kupi³em to i owo. Pana Tadeusza tak¿e tam naby³em. Wzi¹³em na siebie ten trud [t³umaczenia] z têsknoty do tamtych czasów. Mnie tak¿e zachcia³o siê odbyæ podró¿ sentymentaln¹ do przesz³o ci 12.
Jednak musia³o min¹æ trzydzie ci dziewiêæ lat, zanim wydano Pana Tadeusza w t³umaczeniu Profesora. W tym czasie w¹tki mickiewiczowskie wielokrotnie pojawia³y siê w jego tekstach i mo¿na to zrekonstruowaæ nastêpuj¹co. W okresie pomiêdzy dwoma krótkimi pobytami w Polsce (1964 i 1965) a Siedmioma latami w Warszawie Profesor opublikowa³ syntezê historii literatury polskiej od Bogurodzicy do wspó³czesno ci, gdzie pojawili siê: Mro¿ek, Nowak, Grochowiak, Iredyñski, Bryll, Lem. Ciekawie wypada rozdzia³ Nowo¿ytno æ, 10
Zob. zdjêcie utrwalaj¹ce spotkanie Kudo z Ficowskim: Y. Kudo, Boku-no Porandobungaku. [Rentai]-no kakumei-wo umidasu seishin-ni tsuite kataru (Moja literatura polska o duchach Polski, z których narodzi³a siê rewolucja solidarno ciowa), Tokio 1981, na stronie poprzedzaj¹cej spis tre ci. 11 Podró¿e z Ryszardem Kapu ciñskim. Opowie ci czternastu t³umaczy, cz.2, red. B. Dudko, Kraków 2009. 12 Z e-maila z dnia 27 kwietnia 1998 roku. Zob. K. Kuyama, Wokó³ faktów i zagadek japoñskiej recepcji Pana Tadeusza , w: Pan Tadeusz i jego dziedzictwo. Recepcja, red. B. Dopart, Kraków 2006, s. 425.
205
bogaty w osobiste spostrze¿enia autora o najwa¿niejszym dla niego twórcy: Mickiewiczu. Na pocz¹tku rozdzia³u jednak autor wyja nia t³o historyczne powstania Mazurka D¹browskiego, by podkre liæ, ¿e pocz¹tek polskiego romantyzmu datuje siê od roku zgonu Józefa Wybickiego, autora tekstu pó niejszego polskiego hymnu narodowego13, a zarazem roku debiutu Mickiewicza, który wydaje wtedy Ballady i romanse. Kudo cytuje te¿ s¹dy Hugo i Mazziniego o Mickiewiczu, Sand o Dziadach, oraz uwagi Lechonia, sobie wspó³czesnego poety, który odebra³ sobie ¿ycie w Nowym Jorku , dotycz¹ce Pana Tadeusza: powitanie wojska Napoleona w Nowogródku mia³o decyduj¹ce wp³ywy na dalszy kierunek ¿ycia poety14 (zapewne to zdanie opiera siê na materiale zgromadzonym przez niego w USA). Po up³ywie zaledwie roku po wydaniu Literatury w Polsce Kudo ponownie spotka³ siê z Mickiewiczem, tym razem w okoliczno ciach dramatycznych. Pamiêtne wydarzenia marcowe roku 1968, które, jak sam pisa³: rozpoczê³y siê tu¿ przed moim nosem na dziedziñcu Uniwersytetu Warszawskiego 15. W pierwszej autorskiej ksi¹¿ce, Siedem lat w Warszawie (1977), zamie ci³ dok³adn¹ relacjê z tych wydarzeñ, w której przywo³a³ fragmenty III czê ci Dziadów, inscenizacyjnie dowolnie przekszta³cone w orê¿ antyradziecki : Mam byæ wolny tak! Nie wiem, sk¹d przysz³a nowina, Lecz ja znam, co byæ wolnym z rêki16 (sic!) Moskwicina, £otry zdejm¹ mi tylko z r¹k i nóg kajdany, Ale wt³ocz¹ na duszê 13 Nawiasem mówi¹c, Kudo by³ gor¹cym mi³o nikiem polskich pie ni (zob. Y. Kudo, Porando-no bungaku (Literatura w Polsce), Sekai-no bungaku-shi 7. Hokuo-Too-no bungaku (Historie literatury wiata 7. Literatura Europy Pó³nocnej i Wschodniej), Tokio 1967, s. 178; tego¿ autora, Warushawa-monogatari (Opowie æ warszawska), Tokio 1980, s. 6-37). Z sentymentem i pewnym za¿enowaniem zarazem wspominam przyjêcie zorganizowane pod koniec roku 2000 przez tokijskie kino Iwanami Hall, w którym wy wietlano ekranizacjê Pana Tadeusza. Na do æ kategoryczne ¿¹danie Profesora razem zaprezentowali my wtedy zebranym go ciom pie ni: Sto lat oraz Mazurek D¹browskiego. Siedem i pó³ roku pó niej na ceremonii pogrzebowej, zgodnie z jej scenariuszem przygotowanym przez Kudo jeszcze za jego ¿ycia w utworze poetyckim Mój pogrzeb (z drugiego zbioru poezji Listopad. Epoka, w której ¿y³em) pojawi³y siê nagrania pie ni: Mazurek D¹browskiego, Hej, przelecia³ ptaszek i Po¿egnanie z ojczyzn¹. 14 Y. Kudo, Porando-no bungaku , s. 179. 15 Y. Kudo, Warushawa-no 7-nen , s. 80. 16 Kudo zauwa¿y³ b³¹d, jaki ówczesny pierwszy sekretarz PZPR pope³ni³ w zacytowaniu wieszcza narodu polskiego: z rêki zamiast z ³aski . wiadczy to o dog³êbnej znajomo ci przezeñ utworów Mickiewicza. Tam¿e, s. 87-88.
206
Przywo³a³ te¿ s³owa skierowane przez rosyjskiego oficera do dekabrysty Bestu¿ewa: Nie dziw, ¿e nas tu przeklinaj¹, Wszak to ju¿, mija wiek, Jak z Moskwy w Polskê nasy³aj¹ Samych ³ajdaków stek.
Te zw³aszcza strofy, odpowiednio wyre¿yserowane, by³y przyjmowane przez czê æ widowni demonstracyjnymi oklaskami. Ci¹g³e powtarzanie siê tych demonstracji politycznych musia³o siê zakoñczyæ zdjêciem ze sceny Dziadów: nie mo¿na wszak¿e by³o pozwoliæ na to, aby w imiê jakiej abstrakcyjnej wolno ci i inscenizacyjnej dowolno ci przekszta³caæ antycarskie ostrze Dziadów w orê¿ antyradziecki 17. Pisz¹cy te s³owa jest zreszt¹ w posiadaniu dowodu na to, ¿e trzydzie ci lat po wydarzeniach marcowych Kudo, który dopiero co zakoñczy³ pracê nad brulionow¹ wersj¹ przek³adu Pana Tadeusza, zamierza³ zabraæ siê do przet³umaczenia na jêzyk japoñski w ca³o ci Dziadów, do czego jednak nie dosz³o z powodu, o którym bêdzie mowa w dalszej czê ci niniejszego artyku³u. Tak¿e w drugiej autorskiej ksi¹¿ce Kudo, w Opowie ci warszawskiej, czytelnik znajdzie wiele interesuj¹cych wzmianek o Mickiewiczu, przede wszystkim w tytu³owych kontekstach warszawskich. Jak pisze badacz, wieszcz, który urodzi³ siê w tym samym roku, w którym w Petersburgu zmar³ zdetronizowany król Stanis³aw August Poniatowski, sta³ siê najwiêkszym polskim poet¹ narodowym, który dodawa³ otuchy ludziom pozbawionym ojczyzny18 . I dalej przypomina: Poecie narodowemu Adamowi Mickiewiczowi, autorowi epopei Pan Tadeusz, wzniesiono pomnik w setn¹ rocznicê urodzin19 . Kudo wspomina tak¿e, ¿e Niko³aj Berg, autor monografii Zapiski o powstaniu polskim 1863 i 1864 roku i poprzedzaj¹cej powstanie epoce demonstracji od 1856 r., dokona³ jednego z najbardziej udanych przek³adów rosyjskich Pana Tadeusza20. Kudo-dziennikarz natomiast stanie siê autorem doniesienia z 5 lutego1976 roku: Wieszcz obalony i wy miewany21 , bêd¹cego relacj¹ sporów o Odê do 17 W. Gomu³ka, O naszej partii, Warszawa 1969, s. 638-639. Cytat za egzemplarzem pochodz¹cym z ksiêgozbioru prof. Yukio Kudo. 18 Y. Kudo, Warushawa-monogatari , s. 105. 19 Tam¿e, s. 152. 20 Tam¿e, s. 185-186. 21 Y. Kudo, Boku-no Porando-bungaku , s. 266-268.
207
m³odo ci, toczonych na ³amach tygodnika ¯ycie Literackie . Mo¿na ten fakt uwa¿aæ za kolejny dowód nieustannego zainteresowania autorem Pana Tadeusza. W roku 1983 Gazeta Yomiuri wydrukowa³a cykl artyku³ów Nowe nurty literatury wiatowej, którego czê æ, dotycz¹ca literatury polskiej, zosta³a przygotowana przez Yukio Kudo. Znajdujemy tam szczególne w swej wymowie zestawienie losów Mickiewicza i Brunona Jasieñskiego: Mickiewicz opu ci³ Rosjê, dok¹d zes³ano go jako wiê nia politycznego, i wyjecha³ do Europy w roku 1829. Dok³adnie po up³ywie stu lat odwrotn¹ drogê emigracji odby³ pisarz polski, który wyjecha³ z Pary¿a do ZSRR. Dziesiêæ lat pó niej Bruno Jasieñski (1901-1939), wyzbyty marzeñ o prawdziwej literaturze rewolucyjnej, zgin¹³ w stalinowskim ³agrze22.
Wreszcie w japoñskim przek³adzie amerykañskiego bestsellera z 1983 roku Polska (Poland) autorstwa Jamesa A. Michenera t³umacz Yukio Kudo dokona³ w wielu miejscach, czasem nawet zbyt daleko id¹cych ingerencji, zmian i dopisków, które nie zawsze spotyka³y siê z aprobat¹ recenzentów jawi¹ siê jednak obecnie przede wszystkim jako charakterystyczne przyk³ady jego kreatywnego podej cia do sztuki translatorskiej. Wypomina siê mu na przyk³ad, ¿e poniek¹d w zastêpstwie prawdziwego autora, Michenera, który zdaje siê nie znaæ »Stu lat«, tradycyjnej piosenki piewanej z umi³owaniem na wszystkich uroczysto ciach, t³umacz japoñski dopisa³ do tekstu wiele scen, w których bohaterowie intonuj¹ tê pie ñ, lub których akcja rozwija siê w rytmie tej melodii, na zasadzie nacechowanego dobrodusznym ¿artem prezentu t³umacza dla czytelnika 23. Oburzony te¿ brakiem czê ci po wiêconej wiekowi XIX w sfabularyzowanym kompendium historii Polski, zaadresowanym do amerykañskich czytelników, t³umacz doda³ rozdzia³ Pomost miêdzy pierwszym a drugim tomem (w wydaniu japoñskim powie æ zosta³a rozbita na dwa tomy), gdzie wyczerpuj¹co opisa³ mêkê i chwa³ê spo³eczeñstwa polskiego w wieku powstañ narodowych 24. Z owego Pomostu, bêd¹cego skarbnic¹ wiedzy o dziewiêtnastowiecznych dziejach Polski, czytelnik mo¿e uzyskaæ kilka istotnych informacji o ¿yciu i twórczo ci Mickiewicza: o Panu Tadeuszu, w którym poeta wyrazi³ wzruszenie trzynastoletniego ch³opca, który wraz z ludem litewskim powita³ i po¿egna³ pochód wojsk Napo22 Y. Kudo, Sekai-bungaku-no shin-choryu. Porand 2 (Nowe nurty literatury wiatowej. Przypadek Polski 2), Nyugyu-ni kura Porando-shiken (Krowie siod³o mój prywatny pogl¹d na Polskê), Tokio 1985, s. 291. Pierwodruk: Yomiuri-shimbun (Gazeta Yomiuri) (wydanie wieczorne), 16 XI 1983 rok, s. 7. 23 Y. Kudo, Boku-no honyaku-jinsei , s. 193. 24 Tam¿e, s. 192.
208
leona, o filomatach, o satyrze na Nowosilcowa w III czê ci Dziadów oraz o wierszach Puszkina jako odpowiedzi na powstanie listopadowe (Oszczercom Rosji)25. We wrze niu 1998 tokijskie wydawnictwo Shincho-sha opublikowa³o Dzie³a wszystkie Brunona Schulza26. W drugim tomie, po wiêconym korespondencji pisarza i komentarzom t³umacza, znajdujemy tak¿e wzmiankê o Mickiewiczu. I nie chodzi tu tylko o fakt, ¿e Schulza zastrzelono na dawnej ulicy Mickiewicza (obecnie: Szewczenki); w nawi¹zaniu do lwowskiego pomnika Mickiewicza, który pojawia siê w opowiadaniu Jesieñ Kudo zrazu niemal odruchowo i do æ pochopnie po wielu latach jego obcowania z pisarzem ¿ydowskiego pochodzenia tak oto pisze o pochodzeniu etnicznym wieszcza: Mickiewicz, ten wielki poeta romantyczny, by³ te¿ czystej krwi ¯ydem 27. Materia³em, którym dysponowa³ wtedy Kudo, by³ artyku³ Krzysztofa Rutkowskiego Kilka uwag z powodu kilku szczegó³ów , zamieszczony w prenumerowanym przez Profesora miesiêczniku Twórczo æ (numer styczniowy z 1995 roku). W komentarzu do Pana Tadeusza Profesor, za moj¹ usiln¹ namow¹, zgodzi³ siê jednak na ³agodniejsze sformu³owanie tego stwierdzenia, pisz¹c, ¿e: pewne teorie g³osz¹, i¿ [Mickiewicz] by³ pochodzenia ¿ydowskiego 28. Mia³em ten zaszczyt, ¿e pod koniec pa dziernika 1997 roku, na japoñskim kongresie rusycystów, na którym wyg³asza³em referat o rosyjskiej recepcji Sonetów Mickiewicza, Profesor podszed³ do mnie, przedstawi³ siê i oznajmi³, ¿e w³a nie zabra³ siê do przek³adu Pana Tadeusza na jêzyk japoñski, proponuj¹c mi wspó³pracê w przygotowaniu przek³adu. Tak rozpoczê³a siê nasza dwuletnia intensywna wspó³praca translatorska, która zosta³a uwieñczona na prze³omie sierpnia i wrze nia roku 1999 wydaniem japoñskiej wersji Pana Tadeusza. Pierwsza brulionowa wersja t³umaczenia powstawa³a dok³adnie w okresie miêdzy 2 wrze nia 1997 a 19 maja 1998 roku; najpierw, na próbê , przet³umaczy³ Kudo sw¹ ulubion¹ ksiêgê czwart¹ Dyplomatyka i ³owy, po czym kolejno ksiêgi od pierwszej do ostatniej, a komentarze opracowywa³ do 27 czerwca1998 roku. By³em w posiadaniu zasadniczej czê ci wyników tej niestrudzonej pracy jeszcze przed krakowsk¹ konferencj¹ po wiêcon¹ Panu Tadeuszowi, zorganizowan¹ na pocz¹tku maja tego samego roku; w swoim referacie zd¹¿y³em wtedy uwzglêdniæ translacjê Kudo jako najnowszy lad recepcji tego poematu29. 25 J. A. Michener, Porando (Polska), przek³. Y. Kudo, t. 1, Tokio 1989, s. 488, 497-498, 500. 26 Zob.
J. Jarzêbski, Schulz, Wroc³aw 1999, s. 218. Buruno Shurutsu Zenshu (Dzie³a wszystkie Brunona Schulza), przek³. Y. Kudo, t. 2, Korespondencja i komentarze, Tokio 1998, s. 578. 28 A. Mickiewicz, Pan Tadeushu (Pan Tadeusz), przek³. Y. Kudo, t. 1, Tokio 1999, s. 399. 29 K. Kuyama, Wokó³ faktów i zagadek , s. 424-425. 27
209
W prywatnych rozmowach Kudo wymienia³ nastêpuj¹ce trzy g³ówne pobudki do przeniesienia na jêzyk japoñski Pana Tadeusza, dzie³a, którym od lat siê interesowa³. Po pierwsze, po zamkniêciu pracy nad Dzie³ami wszystkimi Schulza nadzwyczaj pracowity t³umacz nagle poczu³, ¿e znalaz³ siê w pró¿ni, któr¹ pragn¹³ mo¿liwie najszybciej wype³niæ nowym wyzwaniem translatorskim wymagaj¹cym równie du¿ego wysi³ku. Nawiasem mówi¹c, pró¿niê powsta³¹ po ukoñczeniu przek³adu poematu Mickiewicza Kudo szybko wype³ni³ prac¹ nad Nienasyceniem Witkacego. Po drugie, t³umacz pragn¹³ przyswoiæ Pana Tadeusza poprzez dialogi (dyskusje, polemiki lub k³ótnie to ostatnie by³o jego ulubionym s³owem) z najwiêkszym komentatorem tego dzie³a, profesorem Stanis³awem Pigoniem powtarzaj¹c proces badawczo-translatorski, który mia³ miejsce w zwi¹zku z twórczo ci¹ Schulza, w tym przypadku jego przewodnikiem, a zarazem oponentem, sta³ siê Jerzy Ficowski. Na pocz¹tku 1999 roku, na przyjêciu z okazji wrêczenia nagrody literackiej Yomiuri, mia³em przyjemno æ podarowaæ mu egzemplarz Pana Tadeusza z komentarzami profesora Konrada Górskiego, wiedz¹c, ¿e nie ma tego wydania w swoich zbiorach. Bardzo siê wtedy ucieszy³, opieraj¹c potem tekst Epilogu na wydaniu Górskiego i rozbudowuj¹c komentarze tak¿e o w¹tki polemiczne miêdzy dwoma znawcami Mickiewicza. Po trzecie, z poczucia polonistycznego obowi¹zku Kudo wyra¿a³ czêsto swój niejednoznaczny stosunek do klasyki nad klasykami : z jednej strony mam niechêæ do zbyt rozs³awionego dzie³a30, z drugiej ¿ywiê jednak poczucie zwyczajnego gniewu do Japonii, kraju zacofanego, w którym ludzie, widz¹c »wielko æ«, bali siê w³asnym si³ami j¹ przyswajaæ31 . T³umacz, sk³onny do swoistej monopolizacji autora (nie tylko Schulza, lecz tak¿e Witkacego, Jasieñskiego i Wajdy) usi³owa³ ró¿nymi drogami odnale æ przede wszystkim osobisty klucz tak¿e do utworu tak powszechnie uwielbianego i wielostronnie przebadanego jak Pan Tadeusz. W Pos³owiu t³umacza, zamieszczonym w japoñskim wydaniu tego dzie³a, on sam ujawni³ z kolei tylko dwie zewnêtrzne okoliczno ci, które sk³oni³y go do pracy nad t³umaczeniem. Pisa³:
30 Z umi³owaniem przywo³ywa³, nawet na paryskiej sesji Mickiewiczowskiej, przyk³adowe zdanie z u¿yciem s³owa bryki , które znalaz³ w S³owniku jêzyka polskiego pod redakcj¹ Witolda Doroszewskiego: Ksiêgarenki na wiêtokrzyskiej wydawa³y przed wojn¹ tzw. bryki dla uczniów, którym nie chcia³o siê brn¹æ przez 12 ksi¹g Pana Tadeusza. Film 30, 1951" (S³ownik jêzyka polskiego, red. W. Doroszewski, t. 1: A-Æ, Warszawa 1958, s. 682). 31 K. Kuyama, Wokó³ faktów i zagadek , s. 425.
210
W 1997 roku mieszkaj¹cy od lat w Pary¿u dawny przyjaciel, jêzykoznawca specjalizuj¹cy siê w jêzyku japoñskim, zaproponowa³ mi, bym wzi¹³ udzia³ jako japoñski t³umacz poematu w kongresie Mickiewiczowskim, który by³ zorganizowany w 1998 roku z okazji dwusetnej rocznicy urodzin. Namówi³ mnie, ¿ebym przyjecha³ na sesjê z gotowymi choæby kawa³kami przek³adu32.
Do tego dosz³a jeszcze jedna okoliczno æ: mo¿liwo æ zsynchronizowania promocji ksi¹¿ki i filmu, czyli japoñskiego przek³adu poematu i ekranizacji poematu, dokonanej przez Andrzeja Wajdê: Szczê liwie siê z³o¿y³o, ¿e mogê wydaæ t³umaczenie Pana Tadeusza w roku 1999, w którym jego ekranizacja pojawi siê w japoñskich kinach. Mickiewicz w XIX wieku i Wajda w XX wieku to dwaj wielcy arty ci, choæ z dwóch ró¿nych dziedzin. [ ] Gor¹co polecam filmow¹ wersjê Wajdy wszystkim czytelnikom poematu!33
Kudo, wtedy ju¿ emerytowany profesor Akademii Sztuk Piêknych, upiera³ siê tak¿e przy zamiarze zamieszczenia w wydaniu japoñskim ilustracji Micha³a Elwira Andriollego, które inspirowa³y pokolenia polskich czytelników poematu, w tym re¿ysera ekranizacji. I tak siê te¿ sta³o. Dystrybutor wyznaczy³ termin premiery filmu na grudzieñ roku 1999. W zwi¹zku z tym wydawnictwo postanowi³o wyznaczyæ termin pierwszego wydania poematu na jesieñ tego¿ roku. Dowiedziawszy siê o tym na pocz¹tku lipca 1998 roku, autor niniejszego szkicu sk³onny by³ za realny uznaæ termin o wiele pó niejszy. Profesor postanowi³ jednak nak³oniæ m³odszego wspó³pracownika do prêdkiego zajêcia siê korekt¹, wybieraj¹c, wyra nie, drogê z³o¿onej prowokacji . Przes³a³ mi 1 lipca 1998 roku drog¹ elektroniczn¹ swoje przemy lenia, podwa¿aj¹ce warto æ poematu! Wytyka³ mu brak cech uwydatniaj¹cych charakter wiêkszo ci drugorzêdnych postaci, brak p³ynno ci narracji i fabu³y osnutej wokó³ ksiêdza Robaka, trzykrotne powtórzenie niemal identycznych opisów wej cia go ci na przyjêcie (I 300-307; III 700-707; V 305-314)34; za dra¿ni¹cy uzna³ nastêpuj¹cy fragment spowiedzi Jacka Soplicy: I tak nied³ugo ¿ona ma z ¿alu umar³a Zostawiwszy to dzieciê, a mnie rozpacz ¿ar³a! 32 A.
Mickiewicz, Pan Tadeushu , t. 2, s. 424-425. t. 1, s. 7-8. 34 Dopiero w koñcowym etapie pracy nad t³umaczeniem Kudo przyj¹³ moje wywody, ¿e Mickiewicz zastosowa³ zabieg refrenu w celu podkre lenia rytualno ci. Zob. tam¿e, t. 1, s. 393. 33 Tam¿e,
211
* Jak¿e mocno musia³em kochaæ tê niebogê, Tyle lat! (X 665-668)35
Pisa³: Mówi o zmar³ej ¿onie, po czym nagle przechodzi do ¿alów do Ewy, której nie móg³ po lubiæ. Denerwuje mnie ta bezduszno æ, bezmy lno æ i ch³ód tej postaci. Czy czytelnik nie uwa¿a go za antypatycznego mê¿czyznê? Mickiewicz u¿ywa³ wyra¿eñ nie do koñca przemy lanych. Czy to z winy m³odego wieku autora, którego muszê t³umaczyæ, ci¹gle z nim siê k³óc¹c?
I choæ bardzo wysoko ceni³ opisy przyrody i koncert nad koncertami Jankiela, stwierdzi³: nie postawi³bym Panu Tadeuszowi nawet oceny dostatecznej, gdybym mia³ go postawiæ wobec innych utworów literackich z ca³ego wiata. Dozna³em tu zawodu . Twierdzi³, ¿e musia³by prze³o¿yæ III czê æ Dziadów, by sprawiedliwie oceniaæ Wieszcza (przecie¿ osobi cie dozna³ mocy oddzia³ywania Mickiewiczowskiego dramatu w 1968 roku): Dok³adne przypisy Pigonia i Górskiego bardzo mi pomaga³y w t³umaczeniu Pana Tadeusza, lecz nie wiem nawet, ile istnieje wydañ krytycznych Dziadów. Czy one w ogóle istniej¹? pyta³ Kudo. A wreszcie w koñcowym fragmencie pisa³: Oczekujê od Pana argumentów broni¹cych tego utworu. Tylko nie wiem, czy to mnie uspokoi. Niecierpliwie czekam na Pañskie uwagi dotycz¹ce nie cis³o ci i b³êdów mojej interpretacji lub nieadekwatno ci w wyborze japoñskich odpowiedników. ¯yczê zdrowia. Nied³ugo rozpoczn¹ siê wakacje letnie.
Intensywniej mog³em zaj¹æ siê korekt¹ i ostateczn¹ redakcj¹ przek³adu Pana Tadeusza dopiero po feriach zimowych , w pierwszych dwóch miesi¹cach 1999 roku. Do dzi pamiêtam poczucie lekko ci i uspokojenia po zrzucenia z serca jak¿e ciê¿kiego kamienia, jakim by³a niepewno æ zwi¹zana z t³umaczeniem polskiej epopei narodowej gdy wys³a³em Profesorowi wiadomo æ, ¿e nareszcie zakoñczy³em pracê, która, byæ mo¿e, uczyni lepszym jego przek³ad. On sam tak potem wspomnia³ nasz¹ wspó³pracê: 35 Tu
i w dalszej czê ci pracy cytat z Pana Tadeusza bêdzie oparty na wydaniu Pigonia (cyfr¹ rzymsk¹ oznacza siê numer ksiêgi, a arabsk¹ numer wersu): A. Mickiewicz, Pan Tadeusz czyli ostatni zajazd na Litwie. Historia szlachecka z roku 1811 i 1812 we dwunastu ksiêgach wierszem, oprac. S. Pigoñ, aneks oprac. J. Ma lanka, Biblioteka Narodowa (S. I, nr 83), wydanie XI, Wroc³aw-Warszawa-Kraków 1996.
212
Od koñca marca do pocz¹tku maja tego roku pan Kuyama by³ u mnie w domu ponad dziesiêæ razy, za ka¿dym razem spêdzaj¹c kilka godzin nad wspólnym opracowywaniem ostatecznego kszta³tu t³umaczenia. Uda³o mi siê w ten sposób usun¹æ dwie cie, a mo¿e nawet i trzysta b³êdów. Dziêki tej pracy nie muszê siê dzi wstydziæ z powodu nieodpowiednich interpretacji, przeoczeñ, nieuwagi i nieporozumieñ wokó³ tekstu36.
W trakcie naszej wspólnej pracy nad poematem Mickiewicza by³em pod du¿ym wra¿eniem zarówno osobowo ci, jak i wyrafinowanego, czasami zaskakuj¹cego, traktowania jêzyka przez Yukio Kudo. Oto dwa przyk³ady tego ostatniego. W Panu Tadeuszu znajdziemy wersy: Bierze siê doñ siekana, kwaszona kapusta, Która, wedle przys³owia, sama idzie w usta (IV 834-835).
We wspó³czesnym jêzyku japoñskim polskiemu wyrazowi kapusta odpowiada jedynie powszechnie u¿ywane zapo¿yczenie: kyabetsu pochodz¹ce od angielskiego cabbage. Kudo szczerze nie cierpia³ tego s³owa i wprowadzi³ stary, wspó³cze nie w³a ciwie martwy termin sinojapoñski kanran, a do tego dopisa³ w sylabariuszu katakana odczytanie: kapusuta. Do dzi pamiêtam znamienny autokomentarz do tego zabiegu: Niech japoñscy czytelnicy zapamiêtaj¹ choæ jedno polskie s³owo kapusta, bo brzmi ono d wiêcznie i bardzo po polsku . Przyk³ad drugi. W japoñskim przek³adzie pojawia siê tak¿e jeden wers nieprzet³umaczony pozostawiony w jêzyku orygina³u: to ostatni, podkre lony ni¿ej, wers 399 z ksiêgi XI: Tak, tak, mój Protazeñku rzek³ klucznik Gerwazy. Tak, tak, mój Gerwazeñku rzek³ wo ny Protazy. Tak to, tak! powtórzyli zgodnie kilka razy (XI 308-310) [ ] Tu skoñczyli rozmowê, pij¹ zadumani, S³ychaæ tylko niekiedy te krótkie wyrazy: Tak, tak, Panie Gerwazy . Tak, Panie Protazy (XI 397-399).
Kudo w przypisach zaznacza, ¿e wiadomie pozostawi³ ten wers w oryginale bez t³umaczenia37 , lecz nie podaje powodu, dla którego zdecydowa³ siê na tak osobliw¹ metodê t³umaczenia. Poeta-Kudo, nielubi¹cy ³opatologii ani stawiania kropki nad i , pomy la³ zapewne, i¿ skoro mia³ ju¿ okazjê daæ czytelni36 A.
Mickiewicz, Pan Tadeushu , t. 2, s. 426. t. 2, s. 352.
37 Tam¿e,
213
kowi japoñskiemu przyk³ad brzmienia polskiego wyrazu kapusta, to mo¿e teraz, w miejscu semantycznie chyba najmniej no nym w utworze, wykorzystaæ swoje prawo zademonstrowania grafii tego jêzyka, sprawiaj¹c czytelnikowi osobliw¹ niespodziankê. Trudno, co prawda, stwierdziæ, czy kto w jakikolwiek sposób zareagowa³ na ten ¿art t³umacza W sprawach redakcyjnych Profesor obdarza³ mnie coraz wiêkszym zaufaniem. W rezultacie zmieni³ pocz¹tkowy zamiar zaopatrzenia tomu pierwszego wydania w pos³owie historyka specjalizuj¹cego siê w dziejach dziewiêtnastowiecznej Polski, a drugiego w kronikê ¿ycia i twórczo ci Mickiewicza oraz bibliografiê mojego autorstwa. Na koñcu drugiego tomu znalaz³o siê ostatecznie wspominane ju¿ wcze niej Pos³owie t³umacza oraz cztery moje teksty, w tym dwa napisane ju¿ w poprzednim roku (Historia japoñskiej recepcji Pana Tadeusza , Wykaz najwa¿niejszej japoñskiej literatury przedmiotu) i dwa nowe (Wprowadzenie do wiata Pana Tadeusza , Kronika ¿ycia i twórczo ci Mickiewicza). Te ostatnie wys³a³em pod koniec czerwca 1999 roku i niecierpliwie czeka³em na odpowied . Listonosz wrêczy³ mi 1 lipca list nadany ekspresem. Na odwrocie koperty, obok adresu nadawcy znalaz³ siê odrêczny dopisek w jêzyku polskim: Jestem zadowolony! Tak postêpowa³ Profesor, by uwolniæ adresata od nadmiernych stresów, które mog³yby mu towarzyszyæ w trakcie rozcinania koperty. Napisa³ to przes³anie w dwóch s³owach po polsku, bo by³o ono adresowane wy³¹cznie do mnie. Listonosz nie powinien by³ go zrozumieæ! By³a to chyba najszczê liwsza chwila w moim ¿yciu, choæ zaraz potem przysz³o mi przeczytaæ gêsto poprawiany i skre lany czerwonym d³ugopisem ci¹g dwóch tekstów wraz z uwagami krytycznymi dopisanymi na ich marginesach. Wraz z postêpem pracy ocena poematu ulega³a ewolucyjnej zmianie. Kudo polubi³ postacie, które s¹ trochê dziwakami, samochwa³ami a zarazem bywaj¹ komiczne 38. W Pos³owiu w samych superlatywach pisa³ o nowej swej mi³o ci, Panu Tadeuszu, i o mi³o ci odwiecznej, polskim hymnie narodowym: Przekazujê czytelnikom japoñskojêzycznym przek³ad jednego z najwiêkszych skarbów literatury powszechnej, Pana Tadeusza. Je li Mazurek D¹browskiego uwa¿amy za motyw muzyczny rozbrzmiewaj¹cy na wszystkich stronach Pana Tadeusza, to najwa¿niejszym przes³aniem autora nie mog³o byæ nic innego jak: Kochajmy siê . Czy ta melodia i apel nie stanowi³y te¿ duchowej podpory dla wszystkich Polaków, którzy dziesiêæ lat temu wyrwali siê z opresji? Mazurek D¹browskiego zawsze dodawa³ otuchy narodowi, równie¿ 38 Y.
Kudo, Okurete-kita Pan Tadeushu ( Pan Tadeusz spó niony), Hon Dokushojin-no zasshi (Ksi¹¿ka. Czasopismo dla mi³o ników ksi¹¿ek) , listopad 1999 rok, s. 25.
214
jego czê ci stoj¹cej w opozycji do w³adzy. Szczê liwi s¹ ludzie maj¹cy taki hymn pañstwowy i taki utwór poetycki, które sta³y siê krwi¹ i ko æcem jego ca³o ci. / Wczesnym latem 1999 roku. Oczekuj¹c na krajow¹ premierê filmu Wajdy Pan Tadeusz39.
Tom pierwszy Pana Tadeusza (430 stron) ukaza³ siê w istocie drukiem, zgodnie z za³o¿eniami wydawnictwa, w sierpniu, a drugi (428 stron) we wrze niu 1999 roku nak³adem tokijskiego wydawnictwa Kodan-sha, jako jeden z tomów kieszonkowej serii Biblioteki Literackiej , w której wcze niej wydrukowano Eugeniusza Oniegina, dzie³o ¿ycia rosyjskiego przyjaciela Mickiewicza. Japoñskie napisy do filmowej epopei Pan Tadeusz, która wesz³a na ekran kin w grudniu 2000 roku, zosta³y przygotowane przez pisz¹cego te s³owa we wspó³pracy z Yukio Kudo. Nasz tandem translatorski zaj¹³ siê równie¿ napisami do Wajdowskiej ekranizacji Zemsty (2002), która zosta³a wy wietlona w Filmotece Narodowej we wrze niu 2005 roku. Ale to ju¿ inna historia.
*** Im czê ciej odbywa³em rozmowy sam na sam z Yukio Kudo, im lepiej go poznawa³em, tym g³êbiej dociera³y do mnie osobiste przyczyny, dla których interesowa³ siê on epopej¹ Mickiewicza. My lê, ¿e mogê wspomnieæ tu o czterech takich przyczynach. Mam przy tym nadziejê, ¿e czytelnik wybaczy mi bardzo osobisty charakter poni¿szych spostrze¿eñ. Otó¿ zarówno Kudo, jak i Mickiewicz, byli wygnañcami ze swych ojczyzn. Ten pierwszy, podobnie jak autor Pana Tadeusza, têskni³ za ojczyzn¹-Mand¿uri¹, któr¹ straci³ po wojnie i napisa³ tak¿e kilka utworów na ten temat, m.in. Têsknota-Mand¿uria40 (2002). 39 A.
Mickiewicz, Pan Tadeushu , t. 2, s. 428. Jako ciekawostkê pragnê podaæ pewien drobny epizod z dziejów recepcji Pana Tadeusza w Japonii. W podrêczniku do nauki jêzyka polskiego dla pocz¹tkuj¹cych New Ekspress Jêzyk Polski, wydanym w Tokio pod koniec 2008 roku (autorzy: Tetsushiro Ishii i Renata Mitsui) czytamy nastêpuj¹cy dialog miêdzy Japonk¹ Eri, która przyjecha³a do Warszawy do letniej szko³y polskiego a jej opiekunk¹ naukow¹, pani¹ profesor Zalewsk¹: Zalewska: S³ysza³am, ¿e polskie filmy czêsto s¹ prezentowane w Japonii, ale polska literatura chyba nie jest tam znana? Eri: Jest wiele przek³adów. Nawet Pan Tadeusz Adama Mickiewicza zosta³ przet³umaczony na jêzyk japoñski przez pewnego profesora. Zalewska: Bardzo mnie to cieszy (lekcja 19, s. 118). Oby ka¿dy Japoñczyk zainteresowany kultur¹ polsk¹ przebrn¹³ przez wszystkie strony dwutomowego wydania poematu! 40 Y. Kudo, Furyo-shonen (Z³y ch³opiec), Tokio 2004. s. 124-133.
215
Kudo przejawia³ te¿ niechêæ do rosyjskiego imperializmu, której da³ wyraz we wspominanym tu ju¿ artykule, zestawiaj¹c Mickiewicza i Jasieñskiego jako ofiary tego systemu. Sam bywa³ w Rosji raczej przejazdem (przy okazji podró¿y kolej¹ transsyberyjsk¹), z chêci¹ jednak czyta³ reporta¿e o Rosji, zna³ tak¿e ksi¹¿kê Tadeusza Wittlina Diabe³ w raju (A Reluctant Traveller in Russia, 1952), prze³o¿on¹ przez jego przyjaciela Yujiego Tanakê w roku 1953, a sam przet³umaczy³ z kolei Imperium Kapu ciñskiego (1993; przek³ad 1994) oraz Moj¹ podró¿ do Rosji S³onimskiego (1932; przek³ad niewydany). Mickiewicza i Pana Tadeusza doceniaæ musia³ zatem za ich antyrosyjsko æ i nienawi æ do totalitarnego systemu . Bo to nastawienie by³o warunkiem koniecznym obalenia pseudo-socjalizmu i odzyskania niepodleg³o ci41 . Kudo, którego drug¹ ¿on¹ by³a wdowa po Ryochu Umedzie, pani Hisayo, musia³ wykazywaæ te¿ s³abo æ raczej do dojrza³ej Telimeny ni¿ do m³odziutkiej Zosi. Zauwa¿y³em to, gdy w przypisach do ksiêgi pierwszej zechcia³ umie ciæ a¿ nadto dok³adne wyja nienia genezy tego imienia na podstawie komentarzy Pigonia i Górskiego, a w eseju Polska i ja, napisanym tu¿ po japoñskim wydaniu poematu, jednoznacznie stwierdzi³: Chcia³bym w tym miejscu serdecznie podziêkowaæ dwóm nie¿yj¹cym ju¿ profesorom Stanis³awowi Pigoniowi i Konradowi Górskiemu. Telimena z pewno ci¹ znajdzie swoich kochanków i w Japonii42 . Niew¹tpliwie On sam by³ jednym z tak oczarowanych Telimen¹ Japoñczyków. Byæ mo¿e te¿ odnalaz³ swe alter ego w ksiêdzu Robaku, za w Tadeuszu obraz w³asnych dwóch synów z pierwszego ma³¿eñstwa, wychowanych przez by³¹ ¿onê. Dziwnie upiera³ siê przy tym, by daæ Tadeuszowi wiêcej pola do popisu ni¿ da³ mu Mickiewicz. Mimo usilnego protestu asystenta zamie ci³ dziesiêæ wersów po wiêconych nocnej schadzce Tadeusza z Telimen¹ po ksiêdze trzeciej i do³¹czy³ je do w³a ciwego tekstu, co prawda, jako tekst dodatkowy w nawiasie, w komentarzach mimochodem stwierdzaj¹c: Trochê ¿a³ujê, ¿e umie ci³em ten fragment w koñcu ksiêgi, gdy¿ te dziesiêæ wersów nie do koñca harmonijnie komponuje siê z tekstem poematu, niszcz¹c subteln¹ równowagê ca³o ci43 . W ten sposób ksiêga Umizgi w wersji japoñskiej jest z³o¿ona z 799, nie za 789 wersów! 41 A.
Mickiewicz, Pan Tadeushu , t. 1, s. 6. Polska i ja , przek³. M. Szychulska, w: Chopin Polska Japonia. Wystawa z okazji 80. rocznicy nawi¹zania stosunków oficjalnych miêdzy Polsk¹ a Japoni¹ oraz Roku Chopinowskiego, Tokio-Warszawa 1999, s. 199. 43 A. Mickiewicz, Pan Tadeushu , s. 394. 42 Y. Kudo,
216
Te wszystkie elementy wskazuj¹ tak s¹dzê jak dalece praca t³umacza jest te¿ prac¹ cz³owieka o okre lonej osobowo ci, okre lonym do wiadczeniu i okre lonych predylekcjach.
* Koichi Kuyama A translator s experience: Yukio Kudo, the Japanese translator of Pan Tadeusz A profile of Yukio Kudo (1925-2008), outstanding Japanese translator of Polish literature (incl. works by Gombrowicz, Konwicki, Mi³osz, H³asko Schulz, Mickiewicz, and others), author of several books on Poland, publicist, poet, essayist. Mr. Koichi Kuyama recalls his contacts with Professor Kudo and the work on the Japanese translation of Mickiewicz s Pan Tadeusz [Mister Thaddeus]. Kudo s technique and philosophy of translation is reconstructed, demonstrating the extent to which a translator s work is one of a man with a specific personality, experience as well as predilections.
Wiek XIX. Rocznik Towarzystwa Literackiego im. A. Mickiewicza, Rok II (XLIV) 2009
Marta K³ad Bydgoszcz
MIT BOHATERSKI W TWÓRCZO CI J. R. R. TOLKIENA I STANIS£AWA LEMA W UJÊCIU KOMPARATYSTYCZNYM
Porównawcze badanie twórczo ci dwóch tak odmiennych pisarzy jak Tolkien i Lem pod k¹tem wykorzystywania przez nich struktury mitu bohaterskiego zak³ada z jednej strony porównanie literatury z inn¹ za po rednictwem konkretnych utworów, z drugiej za literatury i mitu. Postawiony w tytule problem wymaga jednak choæby zarysowania teoretycznych horyzontów pozwalaj¹cych przej æ do praktycznej analizy. Umo¿liwia to szeroka definicja komparatystyki, zaproponowana przez Henry ego H. Remaka1. Warto zaznaczyæ, ¿e na fali dyskusji wokó³ komparatystyki jako ga³êzi literaturoznawstwa definicja ta nie zawsze by³a powszechnie przyjmowana. Jej druga czê æ (zwi¹zki literatury z innymi dziedzinami) by³a akceptowana przez tzw. szko³ê amerykañsk¹, odrzucana natomiast przez francusk¹2. Definicja ta 1 Zob. H. H. Remak, Literatura porównawcza jej definicja i funkcja, przek³. W. Tuka, w: Antologia zagranicznej komparatystyki literackiej, red. H. Janaszek-Ivanièková, Warszawa 1997, s. 25: Komparatystyka literacka to badanie literatury wykraczaj¹ce poza granice jednego poszczególnego kraju i badanie zwi¹zków miêdzy literatur¹ z jednej strony a innymi dziedzinami wiedzy i wiadomo ci, takimi jak sztuka (na przyk³ad malarstwo, rze ba, architektura, muzyka), filozofia, historia i nauki spo³eczne (na przyk³ad polityka, ekonomia, socjologia), nauka, religia itp. z drugiej strony. Krótko mówi¹c, jest to porównywanie jednej literatury z inn¹ albo innymi i porównywanie literatury z innymi sferami ekspresji humanistycznej . 2 Tam¿e, s. 25-29; H. Janaszek-Ivanièková, O wspó³czesnej komparatystyce literackiej, Warszawa 1989, s. 20; R. Etiemble, Porównanie to jeszcze nie dowód, przek³. W. B³oñska, w: Wspó³czesna teoria badañ literackich za granic¹. Antologia, t. 2, red. H. Markiewicz, Kraków 1976.
218
wytycza znacznie szersze perspektywy badawcze przydatne zw³aszcza dla potrzeb porównywania literatury i mitu ni¿ definicje ograniczaj¹ce swój przedmiot zainteresowania jedynie do literatury. W obrêb badañ porównawczych wchodziæ mog¹ bowiem bardzo ró¿norodne dziedziny wiedzy i my li3. Porównywanie literatury i mitu ma d³ug¹ tradycjê, pocz¹wszy byæ mo¿e od wyst¹pienia na miêdzynarodowym kongresie komparatystycznym w 1900 roku w Pary¿u Gastona Parisa, który zadania literatury porównawczej upatrywa³ w badaniu paraleli pomiêdzy literatur¹ a motywami wywodz¹cymi siê z folkloru4, od razu wszak¿e nasuwa siê pytanie, co w³a ciwie w takim przypadku porównujemy? Z jednej bowiem strony, jak zauwa¿a Ernst Robert Curtius, sam mit le¿y bardzo blisko literatury5, z drugiej natomiast strony nie mo¿na mówiæ o ich to¿samo ci, poniewa¿, jak zwraca uwagê Claude Lévi-Strauss, mit jest niezale¿ny od swojej formy s³ownej, jego substancja tkwi w opowiadanej historii, nie za jedynie w jêzyku czy narracji6. Podobnie widzia³by tê kwestiê Ulrich Broich: Nawet kiedy t³em tekstu jest mit, trudno czasem rozstrzygn¹æ, czy tekstem odniesienia jest konkretna jêzykowa postaæ danego mitu, czy te¿ sama struktura mityczna poza jednostkowymi formami jêzyka 7. Powi¹zanie literatury i mitu w ramach badañ tematologicznych czyni te¿ przedmiotem swoich rozwa¿añ El¿bieta SarnowskaTemeriusz, skupiaj¹c siê na dwóch odga³êzieniach tej dziedziny: wywodz¹cej siê z tradycji Freudowskiej psychotematologii oraz tematologii kulturowej8. U tej ostatniej pojêcie mitu funkcjonuje wiêc na ró¿nych p³aszczyznach w obrêbie dwu odmian badañ tematologicznych. Jak zauwa¿a ona, koncepcjê po3 Zob. H. Janaszek-Ivanièková O wspó³czesnej , s. 199: »Komparatystyka literacka jest
ga³êzi¹ historii literatury« pisa³ w swoim czasie Van Tieghem, a pogl¹d ten podtrzymuj¹ równie¿ niektórzy uczeni wspó³cze ni. Zauwa¿my jednak, ¿e jest to bardzo szczególna ga³¹ , skoro obejmuje dos³ownie wszystkie dyscypliny literaturoznawstwa: poczynaj¹c od badañ historycznoliterackich sensu stricto, poprzez badania porównawcze tekstów, badania strukturalistyczne, badania z zakresu socjologii literatury, semiotyki, stylistyki, poetyki, badania nad metrum i wersyfikacj¹, nad przek³adem, badania nad funkcjonowaniem literatury w spo³eczeñstwie masowym, badania nad mitami, jakimi siê ona pos³uguje, nad ideami, którymi ¿yje, nad wzajemnym przenikaniem siê sztuk w obrêbie literatury, tak¿e badania nad krytyk¹ literack¹, pr¹dami i literatur¹ wiatow¹, powszechn¹, ogóln¹ itp. . 4 Tam¿e, s. 60. 5 E. R. Curtius, Literatura europejska, przek³. J. B³oñski w: Wspó³czesna teoria , s. 187-188. 6 C. Lévi-Strauss, Struktura mitów, w: Antropologia strukturalna, przek³. K. Pomian, Warszawa 2000, 189. 7 U. Broich, Pola odniesieñ intertekstualno ci. Odniesienia do pojedynczego tekstu, przek³. J. Gilewicz w: Antologia zagranicznej , s. 179. 8 E. Sarnowska-Temeriusz, W krêgu badañ tematologicznych, w: Problemy metodologiczne wspó³czesnego literaturoznawstwa, red. H. Markiewicz, J. S³awiñski, Kraków 1976, s. 164.
219
krewn¹, choæ czê ciowo opozycyjn¹ wobec badañ psychotematologicznych, traktuj¹cych literaturê jako rezultat procesów nie wiadomych, ukszta³towa³a bêd¹ca istotnym punktem odniesienia dla niniejszej pracy szko³a zwana krytyk¹ archetypiczn¹ , operuj¹ca pojêciami symbolu czy te¿ obrazu archetypicznego: Wspomniany kierunek badañ nad literatur¹ rozwin¹³ siê na pod³o¿u antropologii kulturalnej, a zw³aszcza psychologii g³êbi wypracowanej przez Junga. Teoria nie wiadomo ci zbiorowej, stanowi¹cej sta³y i niezmienny rezerwuar archetypów strukturalnych dominant psychiki ludzkiej zaadaptowana zosta³a do potrzeb literaturoznawstwa m.in. w pracach Lorda Raglana, Richarda Chase a, Maud Bodkin. Proces kreacji artystycznej uznano za proces nie wiadomego o¿ywiania archetypów, jêzyk poezji, i szerzej literatury potraktowano jako projekcjê uniwersalnej duszy ludzko ci. [ ] Warto przy tym podkre liæ, i¿ stosunek miêdzy archetypem i obrazem archetypicznym (ju¿ u Junga pojêcia te s¹ wyra nie oddzielane) móg³ byæ opisywany jako relacja mo¿liwo ci i aktualno ci, lub, ci lej, formy (zasady porz¹dkuj¹cej) i tre ci , ale móg³ równie¿ zostaæ uznany za stosunek prawzoru i odbicia , symbolisé i symbolisant. Pomiêdzy literatur¹ i archetypami zaczêto ponadto dostrzegaæ z biegiem czasu sferê po rednicz¹c¹ mitologiê9.
To ostatnie spostrze¿enie wydaje siê dotyczyæ równie¿ krytyki archetypowej Northropa Frye a. Wed³ug niego, literatura jest wszak¿e przemieszczon¹ (displaced), to znaczy przystosowan¹ do kanonów moralno ci i prawdopodobieñstwa mitologi¹, a zatem struktury narracyjne literatury s¹ równie¿ strukturami narracyjnymi mitu10. Pojêcie archetypu zdaje siê wiêc w pewien sposób jednoczyæ mit i literaturê: najczystsze postacie symboli obecne s¹ w micie, ich odbicia funkcjonuj¹ natomiast w postaci okre lonych obrazów i narracyjnych struktur w literaturze. Manfred Pfister natomiast traktuje komparatystyczn¹ relacjê mitu i literatury jako odniesienie do systemu, zwracaj¹c przy tym uwagê na inne niezwykle istotne zjawisko intertekstualny z natury charakter samego mitu11. Interesuj¹cym projektem wydaje siê równie¿ pojêcie komparatystyki interdyscyplinarnej, bliskie temu, jakie zaproponowa³ Andrzej Hejmej dla badañ z pogranicza literaturoznawstwa i muzykologii12. 9 Tam¿e,
s. 151-152. Frye, Anantomy of Criticism, Princeton 2000; tego¿, Archetypy literatury, przek³. A. Bejska, w: Wspó³czesna teoria , Kraków 1976; tego¿, Mit, fikcja i przemieszczenie, przek³. E. Muskat-Tabakowska, Pamiêtnik Literacki 1969, z. 2, s. 294-295. 11 M. Pfister, Pola odniesieñ intertekstualno ci. Odniesienia do systemu, przek³. J. Gilewicz, w: Antologia zagranicznej , s. 185. 12 A. Hejmej, Muzyka w literaturze. Perspektywy komparatystyki interdyscyplinarnej, Kraków 2008, s. 89. 10 N.
220
Eleazar Mieletinski, pisz¹c o podstawowych formach mitu w literaturze, wymienia na pierwszym miejscu kosmogoniê, nastêpnie za rozmaite ujêcia i warianty mitu bohaterskiego. Za wzorzec przyjmuje obecn¹ w archaicznych mitologiach postaæ praprzodka-demiurga, czyli bohatera kulturowego. Bywa on totemicznym przodkiem b¹d protoplast¹ ca³ej ludzko ci (uto¿samianej najczê ciej z danym plemieniem), czasem jest on stwórc¹ cz³owieka (jak Prometeusz czy aztecki Quetzalcòatl); dokonuje równie¿ czynów o charakterze kulturowym: uczy zdobywania po¿ywienia, ustanawia rytua³y, zdobywa ogieñ (jak Prometeusz lub polinezyjski Maui). Czêsto znajduje przeciwwagê w postaci zaburzaj¹cego jego dzia³ania ³otrzyka-trickstera lub te¿ sam odznacza siê jego cechami13. Równie istotnym, wed³ug Mieletinskiego, elementem biografii bohatera staje siê walka z potworem, poci¹gaj¹ca za sob¹ najczê ciej zwyciêstwo kosmogonicznego porz¹dkowania nad si³ami chaosu. Zarówno wody potopu, jak i potwory funkcjonuj¹ bowiem najczê ciej jako wyobra¿enie si³ to¿samych z obrazem wiata sprzed dzia³alno ci kreacyjnej. Czasem wodny chaos i potwór wystêpuj¹ w jednej postaci (jak w przypadku babiloñskiej Tiamat)14. Szczególn¹ rolê mit o bohaterze odgrywa równie¿ w my li Northropa Frye a. Jako jego no nik funkcjonuje motyw quest, bêd¹cy zasadniczym, kluczowym sk³adnikiem mythosu romansu. Sekwencja g³ównych etapów ¿ycia bohatera zaprezentowana w Anatomy of Criticism przedstawia siê nastêpuj¹co: pierwszy z nich obejmuje niebezpieczn¹ wyprawê i wstêpne pomniejsze przygody, a dla okre lenia go Frye u¿ywa Arystotelesowskiego terminu agon, czyli konflikt. Etap drugi okre lony zostaje jako pathos (walka na mieræ i ¿ycie) najwa¿niejsza walka bohatera, w której ginie on sam lub jego wróg albo obaj. Trzeci natomiast to anagnorisis, czyli rozpoznanie, powi¹zane ze swego rodzaju apoteoz¹ bohatera, z potwierdzeniem jego heroizmu, nawet je li nie prze¿y³ on konfliktu. Ta sekwencja wydarzeñ stanowi archetypowy temat romansu powi¹zany z motywem quest poszukiwania15. Elementy biografii bohatera, choæ mog¹ byæ odmiennie opisane b¹d funkcjonowaæ w ró¿nych uk³adach, s¹ do tego stopnia sta³e, ¿e Joseph Campbell w Bohaterze o tysi¹cu twarzy opisa³ ich uniwersaln¹ formê, pokazuj¹c, ¿e wszystkie przypadki da siê sprowadziæ do jednej postaci. Uwa¿a on, ¿e typowa, ponadhistoryczna sekwencja czynów bohatera, mo¿liwa jest do znalezienia we wszyst13 E. Mieletinski, Poetyka mitu, przek³. J. Dancygier, przedmowa M. R. Mayenowa, Warszawa 1981, s. 238. 14 Tam¿e, s. 259. 15 N. Frye, Anatomy , s. 186-192.
221
kich epokach i kulturach16. Podkre la te¿ rolê mitologicznej wyprawy bohatera, sk³adaj¹cej siê z trzech etapów: Klasyczny schemat mitologicznej wyprawy bohatera jest powiêkszeniem wzoru spotykanego w obrzêdach przej cia: oddzielenie inicjacja powrót, który mo¿na nazwaæ j¹drem monomitu 17. Wreszcie nastêpuj¹co streszcza on etapy i przebieg owej wyprawy: Mitologiczny bohater, wyruszaj¹c ze swej powszechnej siedziby, któr¹ mo¿e byæ równie dobrze wiejska chatka, jak zamek, zostaje zwabiony lub przeniesiony na próg, za którym czeka go przygoda. Mo¿e te¿ udaæ siê tam z w³asnej woli. Spotyka tam widmow¹ postaæ, która strze¿e przej cia. Mo¿e pokonaæ albo ob³askawiæ ow¹ si³ê i wej æ ¿ywy do królestwa ciemno ci (walka z bratem, walka ze smokiem; ofiara, magiczne zaklêcie), albo zostaæ zabity i zej æ do Krainy mierci (rozcz³onkowanie, ukrzy¿owanie). Przeszed³szy przez próg, wêdruje przez wiat, który zaludniaj¹ nieznane, ale dziwnie znajome si³y, z których czê æ ogromnie go przera¿a (próby), czê æ za udziela mu magicznej pomocy (pomocnicy). Kiedy osi¹ga nadir tego mitologicznego ko³a, poddany zostaje ostatecznej, ciê¿kiej próbie i otrzymuje za to nagrodê. Zwyciêstwo to mo¿e byæ przedstawione jako zwi¹zek seksualny bohatera z bogini¹-matk¹ wiata ( wiête ma³¿eñstwo), uznanie go przez ojca-stwórcê (pojednanie z ojcem), jego u wiêcenie (apoteoza), albo te¿ je li moce wiata ciemno ci nie zmieni³y swego nieprzyjaznego stosunku do niego kradzie¿ dobra, po które przyby³ (porwanie narzeczonej, kradzie¿ ognia). W istocie rzeczy jest to poszerzenie wiadomo ci, a z tym równie¿ istnienia (ol nienie, przemienienie, wolno æ). Ostatni¹ prac¹ bohatera jest powrót. Je li otrzyma³ b³ogos³awieñstwo potêg tej krainy, to teraz znajduje siê pod ich ochron¹ (jest ich emisariuszem), je li nie, to ucieka, a za nim rusza pogoñ (ucieczka, w czasie której bohater wciela siê w ró¿ne osoby i przedmioty; ucieczka, w czasie której rzuca za siebie przedmioty utrudniaj¹ce po cig). Transcendentalne si³y musz¹ zatrzymaæ siê na progu powrotu, natomiast bohater ponownie wy³ania siê z królestwa trwogi (powrót, zmartwychwstanie). Dar, który z sob¹ przynosi, ocala wiat (eliksir)18.
Bohater w ujêciu Campbella równie¿ uczestniczy w procesie kosmogonicznym, rozumianym przede wszystkim cyklicznie. Odgrywa tak¿e rozmaite role: wojownika, kochanka, w³adcy, zbawcy wiata. Na koñcu za zasadniczym zadaniem i podsumowaniem sensu jego ¿ycia staje siê mieræ albo odej cie. Podobnie jako sta³¹ sekwencjê mitycznych zdarzeñ traktuje biografiê bohatera Lord Raglan, w szkicu Bohater tradycyjny wyodrêbniaj¹c schemat opowie ci sk³adaj¹cy siê z dwudziestu dwóch elementów. Jako przyk³adowych bohaterów Raglan 16 J. Campbell, Potêga mitu. Rozmowy Billa Moyersa z Josephem Campbellem, oprac. B. S. Flowers, przek³. I. Kania, Kraków 1994, s. 215. 17 J. Campbell, Bohater o tysi¹cu twarzy, przek³. A. Jankowski, Poznañ 1997, s. 34. 18 Tam¿e, s. 183-184.
222
wymienia miêdzy innymi Edypa, Tezeusza, Romulusa, Heraklesa, Jazona, Perseusza, Dionizosa, Zeusa, Józefa, Moj¿esza, Zygfryda i Artura19. Przypominaæ to równie¿ mo¿e analizê dokonan¹ przez W³adimira Proppa w odniesieniu do motywów bajkowych20, tym bardziej, ¿e badacz ten idzie przy tym w kierunku zakorzenienia swoich badañ nad bajk¹ w historyczno ci obrzêdu i komparatystycznego zestawienia ich z przekazami mitologicznymi. Mówi¹c o historycznych korzeniach bajki magicznej21, wywodzi motywy bajkowe przede wszystkim z dwóch krêgów: z obrzêdów wtajemniczenia i z wyobra¿eñ o mierci oraz o wiecie zmar³ych. We wszystkich wymienionych propozycjach mo¿na zaobserwowaæ cechê charakterystyczn¹ sekwencyjno æ pewnych zdarzeñ w³a ciwych dla losów mitycznego bohatera, przy czym pomimo odmienno ci prezentowanych stanowisk i szkó³ badawczych wszystkie powy¿sze ujêcia posiadaj¹ niezaprzeczalne miejsca wspólne . Nie ulega w¹tpliwo ci, ¿e uniwersalna biografia mitycznego herosa musi zawieraæ takie elementy, jak wyprawa, walka (z potworem), zst¹pienie do krainy mierci22 i powrót lub zmartwychwstanie. Symboliczna mieræ zdaje siê byæ tak¿e kolejn¹ prób¹, a zatem rytua³em inicjacyjnym czy te¿ obrzêdem przej cia w rozumieniu Arnolda van Gennepa23. Dla rozwa¿añ o realizacji schematu mitu bohaterskiego24 w twórczo ci Tolkiena i Lema istotnych bêdzie zatem kilka wymienionych powy¿ej elemen19 L.
Raglan, Bohater tradycyjny, przek³. I. Sieradzki, Pamiêtnik Literacki 1973, z. 1. Propp, Morfologia bajki, przek³. W. Wojtyga-Zagórska, Warszawa 1976. 21 W. Propp, Historyczne korzenie bajki magicznej, przek³. J. Chmielewski, Warszawa 2003. 22 Zob. F. von der Leyen, Mit i ba ñ, przek³. R. Handke, Pamiêtnik Literacki 1973, z. 1, s. 305-306: Ju¿ Gilgamesz, najdawniejszy utwór zachowany w pisemnym przek³adzie, przedstawia nam wêdrówkê mocarnego bohatera po wiecie podziemnym. Bohaterowie i pó³bogowie Odyseusz i Herkules, rycerze eposu dworskiego, skandynawski Thor, wszyscy oni przezwyciê¿aj¹ okropno ci wiata podziemnego. [ ] Równie¿ wiêci i prorocy wdzieraj¹ siê do tego wiata, nawet Zbawiciel stuka do bram piek³a, by uwolniæ sprawiedliwych, którzy uprowadzeni przez Szatana czekaj¹ tam wybawienia. Nekyja z Odysei, Eneida Wergilego, Piek³o Dantego wznosz¹ siê ponad mit na wy¿yny nie miertelnej poezji . 23 A. van Gennep, Obrzêdy przej cia. Systematyczne studium ceremonii. O bramie i progu [ ] i o wielu innych rzeczach, przek³. B. Bia³y, wstêp J. Tokarska-Bakir, Warszawa 2006. 24 Postaæ bohatera mitycznego bywa³a inspiruj¹ca, a sam schemat mitu bohaterskiego znajdowa³ niekiedy zastosowanie do opisu roli wybitnej jednostki w spo³eczeñstwie jak w znanej dziewiêtnastowiecznej rozprawie Thomasa Carlyle a (zob. Th. Carlyle, Bohaterowie. Cze æ dla bohaterów i pierwiastek bohaterstwa w historii [ ], pos³. M. Nieroda, red. i oprac. T. Macios, Kraków 2006). Natomiast Wanda Krzemiñska podjê³a siê opisania bohaterów polskich i francuskich powie ci realistycznych w kategoriach struktury mitu bohaterskiego, g³ównie w ujêciu Raglanowskim (zob. W. Krzemiñska, Bohater mityczny w powie ciach polskich i francuskich XIX w, Warszawa 1985). 20 W.
223
tów. Najpro ciej mo¿na je uj¹æ w Campbellowskim schemacie: oddzielenie inicjacja powrót, b¹d w postaci Frye owskiej sekwencji wyprawa kluczowa walka mieræ rozpoznanie (czy te¿ apoteoza). Zauwa¿yæ przy tym mo¿na, ¿e motyw mierci i zmartwychwstania bohatera przyjmuje niekiedy formê symboliczn¹ rytua³u inicjacyjnego. Ten sam element, który w micie przyjmuje postaæ mierci boga, na przyk³ad Attisa, Ozyrysa25 czy te¿ postaci boskich (i królewskich) opisywanych przez Frazera26, mo¿e równie¿ przybraæ formê wizyty w krainie umar³ych, katabazy w rozumieniu greckim. Dlatego te¿ motyw zej cia do krainy umar³ych i rytua³u inicjacyjnego mo¿na, jak siê wydaje, traktowaæ w biografii bohatera synonimicznie. Powy¿sze rozcz³onkowanie opowie ci o bohaterze odpowiada mniej wiêcej zarówno podzia³owi Frye a na trzy (lub alternatywnie cztery) czê ci, jak i najistotniejszym wyró¿nikom wymienionym przez Campbella b¹d mitycznym tradycjom rozpoznanym przez Proppa (rytua³ inicjacyjny, wyobra¿enia o zej ciu do wiata zmar³ych). Rzecz¹ istotn¹ bêdzie przyjrzenie siê temu, jak te motywy funkcjonuj¹ w literackich realizacjach. Wymienione elementy struktury mitu bohaterskiego pojawiaj¹ siê bez w¹tpienia w biografiach wielu postaci zaludniaj¹cych Tolkienowskie ródziemie. Najwiêksze znaczenie wydaj¹ siê jednak posiadaæ w przypadku Earendila, Turina Turambara27 i Berena z Silmarillionu (oraz pozosta³ych wersji legendarium, w tym równie¿ wydanych niedawno Dzieci Hurina) oraz podejmuj¹cych quest bohaterów Hobbita i W³adcy Pier cieni: Bilba, Froda, Aragorna i Gandalfa. Uwzglêdniæ te¿ w tym miejscu nale¿y dodatkowe, charakterystyczne dla dzie³ Tolkiena zjawisko. Polega ono na ³¹czeniu siê poszczególnych w¹tków i postaci w ca³o æ, zarówno na poziomie fabu³y (Hobbit i W³adca Pier cieni wyrastaj¹ z mitologii Silmarillionu i s¹ z tym ostatnim intertekstualnie powi¹zane), jak i na poziomie symboliki poszczególne elementy fabu³y wszystkich utworów ukazuj¹cych wiat ródziemia konstytuuj¹ wspólny symboliczny sens. Tak wiêc ka¿da z postaci bêd¹cych no nikiem bohaterskiego mitu nie tyle jest istotna sama w sobie, ile w odniesieniu do ca³o ci. Ka¿da poszczególna opowie æ objawia swój sens dopiero w odniesieniu do z³o¿onej sieci symbolicznych odniesieñ. T. A. Ship25 E. A. Wallis Budge, Ozyrys. Symbolika przej cia na drug¹ stronê, przek³. M. Ku niak, Poznañ 1994. 26 J. G. Frazer, Z³ota ga³¹ , t. 1-2, przek³. H. Krzeczkowski, przedmowa J. Lutyñski, Warszawa 1971. 27 W wydaniach dzie³ Tolkiena i opracowaniach funkcjonuj¹ dwie wersje zapisu imion: Earendil b¹d Eärendil, Turin b¹d Túrin itp. O ile cytowane ród³o nie podaje inaczej, bêdê konsekwentnie stosowaæ wersjê pierwsz¹.
224
pey zauwa¿a, ¿e tak naprawdê logikê wydarzeñ w Tolkienowskim wiecie dostrzec mo¿na dopiero, patrz¹c na tekst nie jako na linearnie rozwijaj¹c¹ siê fabu³ê, lecz jako na co w rodzaju polifonicznego uk³adu fabu³ pe³nego wzajemnych powi¹zañ i zale¿no ci. Badacz stwierdza: Silmarillion zawsze musia³ byæ trudny w czytaniu: wyra nie próbuje powiedzieæ co o zwi¹zkach miêdzy wydarzeniami i ich uczestnikami, czego nie sposób powiedzieæ za po rednictwem wszechwiedz¹cej selektywno ci zwyk³ej powie ci 28. Charakterystyczne dla biografii bohatera mitycznego motywy (quest poszukiwanie, walka z potworem, przej cie przez krainê umar³ych) bêd¹ pojawia³y siê w biografiach Tolkienowskich bohaterów: Earendil i Turin Turambar pokonuj¹ smoka, Gandalf przechodzi przez mieræ, za Aragorn przez cie¿kê Umar³ych; wreszcie wszyscy w jakim przynajmniej stopniu podejmuj¹ quest. Istotna jednak jest pe³niona przez ka¿dego z bohaterów funkcja soteriologiczna, nazwana przez Andrzeja Szyjewskiego kompleksem zbawienia 29, jak równie¿ wytyczona przez ich biografie struktura narracyjna, której poszczególne elementy stanowi¹ paralele b¹d te¿ w inny sposób ³¹cz¹ siê ze sob¹, d¹¿¹c do wspólnego archetypowego centrum, które mo¿na by okre liæ w³a nie jako mit zbawienia. Istnienie takiego wspólnego punktu ³¹czy siê ci le z pojêciem prefiguracji30 jako wywodz¹cej siê z typologii biblijnej specyficznej relacji polegaj¹cej na istnieniu systemu strukturalnych analogii pomiêdzy mitem a dzie³em literackim ten specyficzny stosunek ³¹czy na przyk³ad Ulissesa Joyce a z Odysej¹. Soteriologiczna symbolika wspólna dla dzie³ Tolkiena warunkowana jest bowiem szeregiem wewnêtrznych prefiguracji ³¹cz¹cych losy i dzia³ania bohaterów. Punktem wyj cia dla wytyczenia owej narracyjnej struktury jest potrójna równoleg³o æ opowie ci zawartych w Silmarillionie. Shippey stwierdza, ¿e konstrukcja Silmarillionu koncentruje siê wokó³ upadku trzech Ukrytych Królestw : Doriathu, Nargothrondu i Gondolinu31. W ten sposób swego rodzaju spadkobiercami elfów i zarazem postaciami kluczowymi dla losów Ardy, czyli Tolkienowskiego wiata, staje siê trzech ludzi: Earendil, Turin i Beren. Ten pierwszy pochodzi z mie-
28 T.
A. Shippey, Droga do ródziemia, przek³. J. Kokot, Poznañ 2001, s. 303. Szyjewski, Od Valinoru do Mordoru. wiat mitu a religia w dziele Tolkiena, Kraków 2004, s. 52. 30 Na temat prefiguracji pisz¹: E. Ku ma, Kategoria mitu w badaniach literackich. Pamiêtnik Literacki 1986, z. 4; S. Stabry³a, Wstêp, w: Mit, cz³owiek, literatura, red. S. Stabry³a. Warszawa 1991; J. J. White, Mythology in the Modern Novel. A Study of Prefigurative Techniques, Princeton 1971. 31 T. A. Shippey, J. R. R. Tolkien pisarz stulecia, przek³. J. Kokot, Poznañ 2004, s. 261-262. 29 A.
225
szanego, elfio-ludzkiego ma³¿eñstwa, za ostatni ma³¿eñstwo takie zawiera (za ka¿dym razem jest to ma³¿eñstwo mê¿czyzny wywodz¹cego siê z rasy ludzi z kobiet¹ z rodu elfów i za ka¿dym razem tego typu zaburzenie w hierarchii bytów poci¹ga za sob¹ znacz¹ce dla losów wiata skutki). Losy trzech wymienionych postaci wytyczaj¹ co w rodzaju trzech linii fabularnych istotnych dla ca³o ci symbolicznej struktury Tolkienowskiego uniwersum, której nitki zbiegaj¹ siê i splataj¹ w fabule W³adcy Pier cieni, a oscyluj¹c stale wokó³ wspólnego sensu, konstytuuj¹ wspomnian¹ soteriologiczn¹ symbolikê. Postacie Earendila i Turina ³¹czy motyw zabicia smoka, pojawiaj¹cy siê równie¿ na innym poziomie narracyjnym w Hobbicie, w biografii Bilba (choæ zg³adzenie potwora nie staje siê przeznaczeniem tego ostatniego, lecz rycerza Barda). Zabicie smoka, jak mo¿na wnosiæ z zacytowanej powy¿ej wypowiedzi Frye a, zdaje siê byæ jednym z elementów soteriologicznego wymiaru mitu quest. Jak natomiast zauwa¿a Andrzej Szyjewski, kompleks zbawienia to bardzo istotny wymiar postaci Earendila jako tego, który staje siê mediatorem pomiêdzy ródziemiem a potêgami Valinoru, posiadaczem Silmarila, jednego z trzech klejnotów w których, jak to zostaje powiedziane w Silmarillionie, zawarty jest los Ardy, a bêd¹cych w Tolkienowskim wiecie odpowiednikami wiêtego Graala32. Earendil jako gwiezdny ¿eglarz z Silmarilem na czole staje siê dla ródziemia gwiazd¹ nadziei. Ten element symbolicznej struktury kontynuowany jest przez misjê Froda, który równie¿ wyrusza, aby ocaliæ ródziemie, choæ przedmiot przez niego niesiony nie jest wiêtym Graalem, ale jego odwrotno ci¹ dlatego w³a nie jego zadaniem nie jest zdobycie, a zgubienie go i zniszczenie33. Drugie odga³êzienie symbolicznej struktury stanowi los Turina Turamba34 ra , równie¿ zwyciêzcy smoka, postaci wzorowanej na Kullervo z fiñskiej Kalevali, ale nosz¹cej te¿ pewne cechy Sygurda, bohatera staroskandynawskiej Volsungasaga, którego walka i rozmowa ze smokiem Fafnirem bardzo przypominaj¹ zmagania Turina. Istotnym elementem bohaterskiej biografii Turina wydaje siê jednak tak naprawdê jej wymiar eschatologiczny: to w³a nie on w czasie ostatniej bitwy zabije Morgotha, Czarnego Nieprzyjaciela Valarów, a nastêpnie jako jedyny spo ród ludzi zostanie zaliczony w poczet bogów. Postaæ Turina domyka zatem ca³o æ struktury, wzbogacaj¹c funkcjê soteriologiczn¹ o element eschatologii35. 32 A.
Szyjewski, Od Valinoru , s. 263. lósarska, Wêdrówka na Górê Przeznaczenia, w: J. R. R. Tolkien. Recepcja polska. Studia i eseje, red. J. Z. Lichañski, Warszawa 1996, s. 110. 34 Losy Turina opisane zosta³y w Silmarillionie, Niedokoñczonych opowie ciach oraz wydanych w 2007 roku Dzieciach Húrina. 35 Koncepcjê przeznaczenia w dziejach Turina omawia A. Szyjewski, Od Valinoru , s. 72-86. 33 J.
226
Trzecie odga³êzienie symbolicznej struktury bierze pocz¹tek w opowie ci o mi³o ci Berena i Luthien. Dalekim potomkiem tej pary jest Aragorn, który we W³adcy Pier cieni odnosi zwyciêstwo i obejmuje tron (znacznie bli¿szymi potomkami s¹ natomiast jego ¿ona Arwena i jej ojciec Elrond, syn Earendila). W historii Berena motyw quest realizuje siê w postaci wyprawy po Silmaril, ten sam, który pó niej zab³y nie na czole Earendila jako gwiazda i we flakoniku Froda jako wiat³o w ciemno ci. wiêty Graal Tolkienowskiego wiata wspó³istnieje tu jednak z mitem mi³o ci maj¹cym wiele wspólnego z Dantejsk¹ wêdrówk¹ do Raju ukochana kobieta jest istot¹ niebiañsk¹, wy¿ej od bohatera postawion¹ w hierarchii bytów. Model ten zostanie nastêpnie powtórzony w ma³¿eñstwie Aragorna z Arwen¹, prawnuczk¹ Luthien, bêd¹cym czym w rodzaju hieros gamos, tj. wiêtych za lubin w³adcy z bogini¹ (matk¹ Luthien by³a Meliana, jedna z Majarów, pomocniczych duchów czy te¿ bytów quasi-anielskich, ród Arweny ma zatem w pewnym sensie boskie koneksje). Funkcja soteriologiczna realizuje siê natomiast we W³adcy Pier cieni poprzez dzia³ania trzech postaci: wyprawê i zwyciêstwo nad z³em Froda, przej cie przez mieræ Gandalfa i wzmiankowane powy¿ej królowanie i ma³¿eñstwo Aragorna. Uto¿samienie funkcji trzech wymienionych bohaterów dokonuje siê w scenie koronacji tego ostatniego: Frodo przynosi koronê Aragornowi, a Gandalf wk³ada mu j¹ na g³owê. Kompleks zbawienia nie dotyczy zatem ¿adnej z postaci w izolacji od pozosta³ych, lecz sytuuje siê na styku odgrywanych przez nie ról. Powy¿sza uwaga dotyczyæ mo¿e równie¿ wszystkich wymienionych bohaterów zarówno W³adcy Pier cieni, jak i Silmarillionu mit bohaterski i temat quest wydaje siê realizowaæ znacznie bardziej wyrazi cie, gdy spojrzeæ na strukturê symboliczn¹ tych dzie³ jako na ca³o æ. Funkcja soteriologiczna i swoista prefiguracyjno æ archetypowych obrazów staje siê wówczas szczególnie widoczna. Dodatkowo misja Froda wydaje siê prefigurowana w wyprawie Bilba, zakoñczonej zabiciem smoka choæ nie przez tego bohatera. Powielona jest natomiast w rozga³êzieniu fragmentu fabu³y W³adcy Pier cieni na dwa paralelne w¹tki: Merry ego oddaj¹cego swoje us³ugi w³adcy Rohanu i Pippina czyni¹cego to samo w Gondorze. Udzia³em tych postaci równie¿ stan¹ siê bohaterskie czyny, skutkiem za stan¹ siê wydarzenia opisane w rozdziale Porz¹dki w Shire. Nastêpuje co w rodzaju podniesienia bohaterów na wy¿sz¹ pozycjê w hierarchii: Merry i Pippin ze zdroworozs¹dkowych hobbitów staj¹ siê bohaterami romansu, Frodo za , choæ pozostaje niekwestionowanym autorytetem, ze sfery heroicznej przechodzi w rzec by mo¿na sakraln¹ i nie chc¹c ju¿ zabijania, okazuje mi³osierdzie pokonanym wrogom, wycofuje siê ze wiata, aby w koñcu pod¹¿yæ wraz z elfami w kierunku wysp na Zachodzie, które u Tol-
227
kiena, tak jak w mitach celtyckich, s¹ odpowiednikiem Raju. Kompleks zbawienia nie jest jednak jedynym elementem wzmiankowanej struktury, która zosta³a wyposa¿ona równie¿ w pewn¹ niejednoznaczno æ, w powtarzaj¹cy siê motyw o wektorze przeciwstawnym do wcze niejszego, który nazwaæ by mo¿na dla u³atwienia kompleksem daremno ci . Shippey zauwa¿a: Tak wiêc W³adca Pier cieni zawiera lady chrze cijañskiego przes³ania, choæ go nie powiela. Co wiêcej, mity ródziemia stanowczo odrzucaj¹ jakiekolwiek poczucie ostatecznego zbawienia. [ ] W³adca Pier cieni jest pe³en alternatywnych zakoñczeñ . Jedno z nich dotyczy do wiadczenia Sama i Froda. Zanim uratuj¹ ich or³y w eucatastrophe, s¹ pewni, ¿e czeka ich mieræ. Koniec, Samie Gamgee , mówi Frodo, powtarzaj¹c zwrot ostatnia godzina wiata dwukrotnie. Sam próbuje powiedzieæ, ¿e jest jeszcze nadzieja, ale Frodo odpowiada a w tym, co mówi, pobrzmiewa prawda mimo pó niejszej eucatastrophe ale tak w³a nie jest na tym wiecie [ ]. Nadzieje zawodz¹. Wszystko ma swój kres 36.
Owe przywo³ane przez Shippeya pesymistyczne akcenty zakoñczeñ fabularnych w¹tków wspó³tworz¹ w³a nie wyró¿niony przeze mnie kompleks daremno ci . Prefiguracyjna struktura nie koncentruje siê bowiem jedynie na sensie soteriologicznej nadziei, ale równie¿ wi¹¿e z nim w jaki sposób poczucie egzystencjalnej rozpaczy. Motyw ten realizuje siê dziêki postaci Froda, który wraz z elfami opuszcza ródziemie, zupe³nie z³amany wykonan¹ misj¹. Realizuje siê on te¿ dziêki Arwenie, która po odej ciu Aragorna musi stawiæ czo³a samotnej mierci, najbardziej za dziêki losom Turina Turambara, w którego biografii daremno æ wydaje siê czynnikiem dominuj¹cym. Stanis³aw Lem tymczasem pomimo explicite wyra¿anej niechêci do mitu gra w³a nie mitem, dokonuj¹c jednak jego destrukcji lub te¿ tworz¹c w³asny; za jego te¿ pomoc¹ ironizuje. Je li zatem za pomoc¹ pojawiaj¹cego siê w Solaris ironicznego okre lenia bohaterów mianem Rycerzy w. Kontaktu Lem w jaki sposób trawestuje archetypow¹ wêdrówkê rycerzy, pojawia siê pytanie, jakim celom s³u¿y tego typu zabieg. Wymarzony Kontakt staje siê bowiem w istocie metafor¹ zderzenia z Obcym pojmowanym nie jako fantastycznonaukowy sztafa¿, lecz jako kategoria oznaczaj¹ca tak naprawdê wiat, w który cz³owiek zosta³ wrzucony, który usi³uje ustrukturyzowaæ i ogarn¹æ umys³em. Obco æ stanowi zatem w pewnym sensie model epistemologicznej bezradno ci, Kontakt za bezowocne najczê ciej pragnienie jej przezwyciê¿enia. W podobny sposób traktuje tê sprawê Ma³gorzata Szpakowska: 36 T.
A. Shippey, J. R. R. Tolkien, pisarz stulecia , 228.
228
Jednym z g³ównych w¹tków w twórczo ci fabularnej Lema jest sprawa kontaktu z mieszkañcami innych planet kontaktu poszukiwanego lub (rzadziej) spe³nionego. [ ] Zatem, zdaniem Lema, kontakt rzeczywisty jest niemo¿liwy a wiêc wszystkie kontakty miêdzyplanetarne, do których dochodzi w jego powie ciach, to tylko eksperymenty my lowe, dotycz¹ce zreszt¹ nie innych, lecz cz³owieka. A je li kto woli to okazja, by uk³adaæ paszkwil na naturê ludzk¹37.
Je li zatem mit bohaterski i jego zdemitologizowana, romansowa wersja, rycerski quest pojawia siê w twórczo ci Lema, funkcjonuje w postaci przewarto ciowanej, w relacji z w³a ciwym mu obrazem wiata, wytyczonym przez reinterpretowany mit kosmogoniczny. Cz³owiek, istniej¹cy w wiecie przypadkowym, wiadom bylejako ci kreacji i w³asnej akcydentalno ci, ma czasami poczucie misji, ale je li nie zachowa do niego dystansu, rezultaty mog¹ byæ, tak jak w Fiasku, katastrofalne. Natomiast wiadomo æ w³asnej epistemologicznej bezradno ci mo¿e prowadziæ w najlepszym razie do rezygnacji (jak w Edenie), a w mniej optymistycznym wariancie do egzystencjalnej rozpaczy (jak w Solaris). Zupe³nie inaczej rzecz siê ma w przypadku tradycyjnego bohatera 38, którego los, zgodnie ze stwierdzeniem Josepha Campbella, zdeterminowany zostaje przez przeznaczenie, na mocy którego dokonuje on dzie³ przekraczaj¹cych si³y zwyk³ych ludzi: Wcze niejszy bohater kulturowy o ciele wê¿a i g³owie byka nosi³ w sobie od urodzenia spontaniczn¹ moc twórcz¹ wiata przyrody. Takie by³o znaczenie jego zwierzêcej postaci. Natomiast bohater w ludzkiej postaci musi zej æ do wiata podziemi, aby ponownie nawi¹zaæ kontakt z si³ami przedludzkimi. Taki, jak siê przekonali my, jest sens wyprawy bohatera. Ale twórcy legend rzadko zadowalali siê ukazaniem wielkich bohaterów ludzko ci jako zwyk³ych miertelników, który przedarli siê przez horyzonty ograniczaj¹ce ich towarzyszy, wspó³obywateli czy rodaków i powrócili ze zdobyczami, które móg³by znale æ jakikolwiek inny cz³owiek dorównuj¹cy im wiar¹ i odwag¹. Przeciwnie, zawsze istnia³a tendencja do przypisywania bohaterowi wyj¹tkowych cech lub mocy, którymi odznacza³ siê on od chwili narodzin, a nawet od chwili poczêcia. Ca³e ¿ycie bohatera zazwyczaj ukazane jest jako jeden wielki ci¹g cudów, którego kulminacj¹ i punktem centralnym okazuje siê owa wielka wyprawa39.
Archetypowy bohater to zatem kto , kto zderza siê ze wiatem w sposób najbardziej zasadniczy, najg³êbszy, kto staje siê uczestnikiem tajemnicy i zostaje 37 M.
Szpakowska, Dyskusje ze Stanis³awem Lemem, Warszawa 1996, s. 142. Raglan, Bohater 39 J. Campbell, Bohater o tysi¹cu twarzy , s. 235. 38 L.
229
przeznaczony do roli objawiciela tej tajemnicy dla innych. Bywa wybawicielem, królem, ofiar¹ o charakterze sakralnym, realizuje schemat archetypowej wêdrówki. W wiecie Lema, rz¹dzonym przypadkiem, nie ma miejsca na tego typu predestynacjê. Nie oznacza to jednak nieobecno ci mitu: bohaterowie Fiaska siêgaj¹ do niego jako do ostatecznego sposobu komunikacji, a sensy powie ci ostatecznie konstytuuj¹ siê wokó³ intensyfikuj¹cych siê coraz bardziej mitologicznych aluzji za , zgodnie ze spostrze¿eniem Jerzego Jarzêbskiego40, po klêsce mitu poszukiwania i mitu konkwisty pozostanie zapewne jedynie jaka kolejna mityczna interpretacja. Próby zrozumienia fenomenu solaryjskiego Oceanu czy ¿yciosprawczej emisji kosmicznego promieniowana z G³osu Pana równie¿ staj¹ siê ostatecznie mitologizowaniem. Z mitami przyjdzie zmierzyæ siê Ijonowi Tichemu podczas próby zrozumienia dziejów Encji, za pilot Pirx gubi siê w rozwa¿aniach o istocie cz³owieczeñstwa w zderzeniu z mitologi¹ nieliniowca 41, czyli antropoidalnego robota. W takim przypadku zadaniem badacza staje siê odnalezienie owych sygna³ów mityzacji i zdeszyfrowanie ich sensów które, podobnie jak w przypadku funkcji mitu kosmogoniczego w twórczo ci Lema, tworz¹ pewne palimpsestowe nawarstwienia. Okre lenie Rycerze w. Kontaktu , nawi¹zuj¹c do mitu bohaterskiego, wytycza, jak powiedzieli my, przestrzeñ reinterpretacji. Choæ przy tym Lem odwo³uje siê do (ró¿nych) mitów, praktycznie wszystkie wskazane przez Campbella wyznaczniki wyj¹tkowego statusu bohatera zostaj¹ odwrócone, zanegowane b¹d przeinterpretowane. Podobnie rzecz siê ma z archetypowymi momentami w ¿yciu bohatera: wêdrówk¹, walk¹ z potworem, inicjacj¹ b¹d przej ciem przez mieræ. Je li mamy do czynienia z niedeterministycznym wiatem, nie tylko nie mo¿na mówiæ o przeznaczeniu ale pod znakiem zapytania postawione zostaj¹ wszystkie kategorie. Co bowiem w takim wiecie dzieje siê z to¿samo ci¹, okre lon¹ nie raz i na zawsze, lecz w pewien sposób p³ynn¹ i rozmyt¹? Zwielokrotnienie b¹d podzia³ osobowo ci, przeniesienie mózgu w inne cia³o i obserwacja efektów autoewolucyjnej swobody42 przydarzaj¹ siê Ijonowi Tichemu nadzwyczaj czêsto. Problemy z to¿samo ci¹ dotycz¹ równie¿ innych bohaterów Lema: neutrinowej Harey czy Marka Tempe (bêd¹cego Pirxem lub Parvisem), którzy zmagaj¹ siê z tajemnic¹ swojego pochodzenia (i to w sensie nie genealogicznym, a ontologicznym). Zagadka wiadomo ci staje siê szczególnie nieprzenikniona 40 J.
Jarzêbski, Czarny scenariusz, w: S. Lem, Fiasko, Kraków 1999, s. 362-365. Lem, Opowie ci o pilocie Pirxie, Kraków 2002, s. 271. 42 O autoewolucji u Lema pisze P. Majewski, Miêdzy zwierzêciem a maszyn¹. Utopia technologiczna Stanis³awa Lema, Wroc³aw 2007. 41 S.
230
i podatna na ró¿nego rodzaju mitologizacje wtedy, gdy umys³ cz³owieka konfrontuje siê z niebiologicznym, doskona³ym z pozoru umys³em maszyny (Opowie ci o pilocie Pirxie, Golem XIV). Przewarto ciowaniu ulega nie tylko pojêcie to¿samo ci, ale równie¿ praktycznie wszystkie kategorie zwi¹zane z mitem bohaterskim: poszukiwanie, walka, przejrzyste dwubiegunowe warto ciowanie. Rycerze w. Kontaktu , podejmuj¹c wyprawê, napotykaj¹ z regu³y mur rzeczywisto ci niepoznawalnej. Nie objawi¹ wiatu rozwi¹zania zagadki Obco ci, nie rozszyfruj¹ jej, bo opiera siê ona przyk³adaniu do niej jakichkolwiek miar, do których przywyk³ ludzki umys³. Nie pokonaj¹ si³ z³a i chaosu upostaciowanych przez potwora, bo przeciwnik staje siê niedefiniowalny, a przemieszczenie aksjologiczne nie stawia ich w przejrzystej sytuacji bojowników dobra walcz¹cych z si³ami z³a. Bywa tak, ¿e wróg stanowi jedynie projekcjê umys³u: Kelvin i inni mieszkañcy solaryjskiej stacji odczuwaj¹ nienawi æ wobec Oceanu, którego dzia³anie trudno wszak okre liæ jako intencjonalnie wrogie, skoro nie sposób uchwyciæ ani zdefiniowaæ jego istoty. Niebezpieczne i diabolicznie mitologizowane wydaj¹ siê równie¿ inne twory: zbuntowane roboty z Opowie ci o pilocie Pirxie, chmura metalowych muszek z Niezwyciê¿onego; wreszcie nie¿yczliwie nastawieni Kwintanie z Fiaska. Za ka¿dym razem jednak wrogo æ staje siê jedynie jako ci¹ stworzon¹ przez cz³owieka w celu opisania czy te¿ uchwycenia nieprzychylnego (jak siê zdaje) mechanizmu dzia³ania Niepoznawalnego. Podobnie pod k¹tem procesu poznania na mityzacjê Obcego patrzy Jerzy Jarzêbski: Lem nie tyle wiêc opisuje kosmitów, co przenikaj¹cy wszystkie nasze w³adze poznawcze stan alertu, który pojawia siê w zetkniêciu z Nieznanym: te desperackie próby wyja nienia zjawiska poprzez rzeteln¹, pozytywistyczn¹ taksonomiê, poprzez odwo³anie do mitów i religii, a wiêc tej sfery ludzkiej kultury, która z natury rzeczy para siê wykraczaniem poza, czyli transcendencj¹; na koniec pokazuje, jak na Inno æ reaguje psychika jednostki, sk³onna na zmianê do agresji, ucieczki, poddania siê, asymilacji tego, co obce, sakralizacji itd.43
Pomimo tych procesów mityzacyjnych wszystkie sk³adniki mitu bohaterskiego ulegaj¹ w prozie Lema swoistej destabilizacji. Specyficzn¹ formê przybiera natomiast inicjacja, na co zwróci³ uwagê Maciej Michalski w szkicu o odnajdywanym w tej twórczo ci egzystencjalizmie: mo¿na, jak s¹dzê, mówiæ tutaj o kategorii inicjacji, choæ raczej ma ona wymiar epistemologiczny ni¿ egzystencjalny. Wtajemniczenia najczê ciej dotycz¹ natury wiata [ ] 44. Tak pojêta inicjacja wydaje 43 J.
Jarzêbski, Wszech wiat Lema, Kraków 2002, s. 226.
44 M. Michalski, Egzystencjalny wymiar twórczo ci Stanis³awa Lema, w: Stanis³aw Lem
pisarz, my liciel, cz³owiek, red. J. Jarzêbski, A. Sulikowski, Kraków 2003, s. 113.
231
siê dla bohaterów Lema kategori¹ kluczow¹. Poznanie staje siê do wiadczeniem podstawowym, zachodz¹cym nie na poziomie teoretycznych dociekañ, lecz specyficznej obiektywizacji egzystencjalnego prze¿ycia jednostki. Wiêkszo æ je li nie wszyscy spo ród Lemowych protagonistów doznaj¹ swoistego wtajemniczenia w wiat, które czêsto przybiera formê zapo redniczania poprzez tekst poznania rzeczywisto ci. Jak zauwa¿y³ John Tierney, pierwsz¹ reakcj¹ tych bohaterów na problem jest zwykle spêdzenie d³ugich godzin w bibliotece45. Postacie Lemowej prozy w kontek cie mitu bohaterskiego mo¿na rozpatrywaæ w perspektywie do æ prostego podzia³u, przebiegaj¹cego w najbardziej oczywisty sposób na linii groteska narracja werystyczna. Jerzy Jarzêbski zauwa¿a, ¿e czynnikiem determinuj¹cym kszta³t wymarzonego Kontaktu jest w istocie literacka konwencja: Z jednej strony rozj¹trzony do maksimum dylemat niemo¿no ci porozumienia (Solaris, Fiasko) kreacja Obcego lub Obcych jest wówczas niepe³na, niedookre lona, ska¿ona u powicia subiektywizmem zdaj¹cego sprawê ze swych do wiadczeñ bohatera utworu. Po przeciwnej stronie nieoczekiwanie pojawia siê ³atwo æ: k³opotów z Kontaktem nie miewaj¹ bohaterowie Cyberiady czy Bajek robotów, te natomiast, które dotykaj¹ Ijona Tichego, maj¹ charakter limitowany wyra nie autorskim zamiarem [ ]. Ró¿nica pomiêdzy tymi dwoma typami utworów nie polega na tym, ¿e w jednych Obcy s¹ bardziej niezwykli i hermetyczni ni¿ w drugich (Kwintanie z Fiaska nie s¹ pewnie bardziej dziwaczni ni¿ Dychtoñczycy z Podró¿y dwudziestej pierwszej w Dziennikach gwiazdowych); rzecz w tym, ¿e pierwszych nie mo¿emy poznaæ, gdy¿ broni¹ do siebie przystêpu, drugim za bohater mo¿e przyjrzeæ siê z bliska, a nawet pos³uchaæ ich zwierzeñ. W³a nie konwencja decyduje o tym, gdzie stanie bariera, której pokonanie jest przygod¹, stanowi¹c¹ fabularne i problemowe centrum utworu46.
Podobnie jak z Kontaktem rzecz siê ma z kreacj¹ bohatera decyduje o niej konwencja. Protagoni ci utworów werystycznych, których biografia mo¿e sta45 Zob. J. Jarzêbski, Wszech wiat , s. 103. Jarzêbski zwraca te¿ uwagê na poznawczy wymiar intertekstualno ci w dzie³ach Lema: Widziani ch³odniejszym okiem, herosi Kontaktu bezradni s¹ i czasem ¿a³o ni jak ów Marek Tempe z Fiaska, wal¹cy ³opatk¹ w Co , co zapewne by³o Kwintaninem lub ich koloni¹. Rzeczywiste zrozumienie Obco ci mo¿liwe jest wiêc tylko poprzez medium tekstu i jego interpretacji, równie¿ bêd¹cej tekstem. W istocie wszystko, co kulturowo wa¿ne, rozgrywa siê w drodze produkcji, wymiany i interpretacji tekstów: poznanie, porozumienie z innymi, wyja nianie zjawisk i prognozowanie dalszych etapów rozwoju cywilizacji. W jêzyku i stylu zapisany jest pewien system pogl¹dów na wiat, cz³owieka, warto ci, system przywo³ywany przez intertekstualne pole odniesienia (tam¿e, s. 127). 46 Tam¿e, s. 220.
232
nowiæ przedmiot porównania do mitu bohaterskiego, to przede wszystkim Rohan z Niezwyciê¿onego; Pirx47, Parvis czy te¿ Marek Tempe z Fiaska, Kelvin z Solaris oraz Hall Bregg z Powrotu z gwiazd. Na niemal wszystkich spo ród wymienionych rozszerzyæ mo¿na, samo w sobie ironiczne, miano Rycerzy w. Kontaktu , zastanawiaj¹c siê jednak nie jak to uczyni³ Jarzêbski i inni badacze nad problemem kontaktu, ale nad ow¹ rycersko ci¹ w³a nie. Ludzki heroizm w d¹¿eniu do celu którym w tym wypadku, jak s³usznie zauwa¿a Maciej P³aza, niew¹tpliwie jest poznanie48 stanowi bowiem kwestiê tak fundamentaln¹, ¿e mo¿na go uj¹æ w postaci archetypu literatury. Postrzeganie Lemowych protagonistów w kontek cie szeroko rozumianego przeinterpretowanego etosu rycerskiego49 doprowadziæ mo¿e do jego archetypowego ród³a, jakim jest mit bohaterski. Oddzielne miejsce, usytuowane pomiêdzy czyst¹ grotesk¹ a nurtem fantastyki na powa¿nie , zajmuje Ijon Tichy. Schematy fabularne Dzienników gwiaz47 Przedmiotem rozwa¿añ nie bêdzie natomiast w tym miejscu postaæ Pirxa z Opowie ci
o pilocie Pirxie. Co prawda, i tam daje siê rozpoznaæ pewne elementy mityzacji: inicjacje takie jak wariacka k¹piel z opowiadania Odruch warunkowy, po której bohater czuje siê niczym zmartwychwsta³y £azarz (S. Lem, Opowie ci o pilocie Pirxie, Kraków 2002, s. 108 dalej jako OP); walka z mityzowanym przeciwnikiem, takim jak zbuntowany robot Setaur z Polowania a tu Nazwa zatr¹ca o mitologiê [ ] , OP, 165 lub nieliniowiec Calder z Rozprawy (którego kolega, Burns, zastanawia siê nad nieuchronnym przypisywaniem przez ludzk¹ wyobra niê cech diabelskich ucz³owieczonemu robotowi OP, 269). Odwrotno ci¹ robota jako diab³a by³oby ironiczne skojarzenie go z Anio³em (robot Aniel z Wypadku okre lany mianem ¯elaznego Anio³a OP, 192). Jedna i druga skrajno æ wiadczy o najogólniej pojêtej mityzacji nieznanego, stanowi¹c zarazem pewien przyczynek do pojawiaj¹cego siê w twórczo ci Lema motywu hierarchii bytów, czy, jak chce Maciej P³aza, topozofii (M. P³aza, O poznaniu w twórczo ci Stanis³awa Lema, Wroc³aw 2006, s. 471). Sam Pirx nie wydaje siê jednak wpisywaæ w reinterpretacyjne odczytanie mitu bohaterskiego, uwik³ane w problematykê poznawcz¹. Jak bowiem zauwa¿a Jerzy Jarzêbski, dzielny pilot odnosi raczej poznawcze sukcesy lecz na miarê detektywa, nie filozofa: W przeciwieñstwie do bohaterów »powie ci o kontakcie« (Solaris, G³os Pana), gapiowaty pilot jest »cz³owiekiem sukcesu«, ale te¿ przyznajmy zagadki, które rozwi¹zuje, znacznie s¹ prostsze od tych, które autor wpisa³ w tamte powie ci. Tam ludzie szturmuj¹ granice dostêpnego im, jako reprezentantom gatunku, poznania tu wytyczona zostaje jak gdyby strefa sukcesu osi¹galnego, co nie znaczy: osi¹galnego ³atwo (J. Jarzêbski, Cz³owiek czynu w Kosmosie, w: S. Lem, Opowie ci o pilocie Pirxie, Kraków 2002, s. 344). Nie pojawia siê równie¿ w Opowie ciach o pilocie Pirxie motyw Kontaktu, modeluj¹cy zasadnicz¹ problematykê epistemologiczn¹, któr¹ Lem wpisuje w mit Rycerzy w. Kontaktu z jednym wyj¹tkiem, ujmuj¹cym rzecz parodystycznie, bardziej w duchu Ijona Tichego ni¿ Pirxa: w Opowiadaniu Pirxa bohater widzi na radarze statek Obcych, jednak nawi¹zanie kontaktu uniemo¿liwia najbardziej nieprawdopodobny splot prozaicznie pechowych okoliczno ci. 48 M. P³aza, O poznaniu 49 M. Ossowska, Ethos rycerski i jego odmiany, Warszawa 2000.
233
dowych s¹ czêsto pretekstowe wobec zaprezentowanej problematyki, podobnie jak Cyberiada czy Bajki robotów budz¹c (zamierzone zreszt¹ przez Lema) skojarzenie z o wieceniow¹ powiastk¹ filozoficzn¹50 oraz jak równie¿ wskazuje Lem z satyr¹ w duchu Swiftowskim. Dwa wymienione gatunki implikuj¹ borykanie siê nie tyle z problemem ludzkiego poznania reprezentowanym przez Obcych i Kontakt, ile z karykaturalnym obrazem ludzko ci rodem (jak najbardziej) z naszej planety. Bior¹c to pod uwagê Jerzy Jarzêbski umieszcza Tichego z Dzienników w perspektywie dwóch uzupe³niaj¹cych siê modeli osobowych: Münchhausena i Guliwera. Tichy-Münchausen to bohater nieprawdopodobnych przygód, które jednak nie wywieraj¹ na niego wp³ywu, Tichy-Guliwer natomiast próbuje zmierzyæ siê z filozoficznym ciê¿arem napotykanych zjawisk i czêsto, tak jak po spotkaniu z ojcami destrukcjanami z Podró¿y dwudziestej pierwszej, wyje¿d¿a odmieniony: Zgodnie z poetyk¹ filozoficznej przypowiastki, Ijon Tichy, lec¹c w Kosmos, dociera wiêc wci¹¿ na Ziemiê i z ludzkimi wci¹¿ k³opotami musi siê borykaæ. Ale sk¹d sam leci, skoro do ludzi dolatuje? Wygl¹da na to, ¿e z królestwa racjonalno ci i praktycznego rozs¹dku, z miejsca, w którym nie funkcjonuj¹ ¿adne przes¹dy i nikt nie ma ambicji uszczê liwiania obywateli na si³ê. Tichy jest wiêc reprezentantem cz³owieczeñstwa , ale jako potomek barona-³garza podró¿uje po wiecie g³ównie po to, aby siê do swej schedy zdystansowaæ; rysuje nam kolejno coraz to nowe karykatury ludzko ci, a ona ochoczo dostarcza mu wci¹¿ nowego po temu materia³u. Tichy-Münchhausen nie musi siê wiêc zmieniaæ, a kolejno æ jego przygód nie ma najmniejszego znaczenia [ ]. A teraz Tichy-Guliwer: ten nie umie ju¿ kre liæ swobodnie swoich karykatur, coraz lepiej wie bowiem, ¿e groteskowy absurd i nierozwi¹zywalne problemy wpisane s¹ w ludzk¹ kondycjê od samego zarania. St¹d tonacja pó niejszych zw³aszcza opowiadañ cyklu jest znacznie powa¿niejsza ni¿ wprzódy. To w serii Wspomnieñ Ijona Tichego pojawia siê po raz pierwszy dylemat skrzyñ profesora Corcorana : hipoteza wiata jako (nieskoñczonej mo¿e?) hierarchii poziomów bytu, w której istoty poziomu wy¿szego stwarzaj¹ niczym sam Pan Bóg istoty ni¿sze i ca³y ich wiat, bêd¹cy zreszt¹ z ich punktu widzenia tylko elektroniczn¹ u³ud¹51.
Owo rozdwojenie postaci Tichego rzeczywi cie daje siê zauwa¿yæ i mo¿e zostaæ opisane równie¿ w kategoriach Frye owskiego trybu narracyjnego 52: 50 Lem stwierdza w rozmowach z Beresiem: Uwa¿am, ¿e niektóre kawa³ki mojej Cyberiady czy Bajek robotów s¹ bardziej zbli¿one do Woltera ni¿ cokolwiek innego, jest to jakby nastêpna inkarnacja w epoce poo wieceniowej (Tako rzecze Lem. Ze Stanis³awem Lemem rozmawia Stanis³aw Bere , Kraków 2002, s. 196). 51 J. Jarzêbski, Spór miêdzy Münchhausenem a Guliwerem, w: S. Lem, Dzienniki gwiazdowe, Kraków 2002, s. 281. 52 N. Frye, Anatomy , s. 33-52.
234
wiêkszo æ opowiadañ z Dzienników gwiazdowych przynale¿y do trybu satyry, natomiast Ze wspomnieñ Ijona Tichego to ju¿ zdecydowanie kanon niskiej mimesis, odpowiadaj¹cy prozie realistycznej. Lemowi zdarza siê równie¿ prawie niedostrzegalnie ³¹czyæ oba tryby b¹d przechodziæ z jednego w drugi. Tak dzieje siê w Wizji lokalnej i Pokoju na Ziemi, najdobitniejszym za przyk³adem wydaje siê Podró¿ dwudziesta pierwsza z Dzienników, w której pomiêdzy purnonsensowe zabawy zwi¹zane z opisywaniem ¿ycia na Dychtonii (zdzicza³e, jadalne meble; absurdy w przemianach fizycznej postaci Dychtoñczyków) wpleciona zostaje powa¿na filozoficzno-teologiczna refleksja z wizyty u ojców destrukcjanów, dotycz¹ca projektu autoewolucji oraz (nie)mo¿liwo ci wiary. Kategori¹ ³¹cz¹c¹ oba te modele, a jednocze nie odnosz¹c¹ je do interesuj¹cego mnie w tym miejscu mitu bohaterskiego wydaje siê postaæ mitycznego ³otrzyka, trickstera. Interesuj¹ce, ¿e Mieletinski wywodzi od trickstera równie¿ miêdzy innymi bohaterów pó niejszych odmian satyry: Ameryka Pó³nocna dostarcza klasycznych przyk³adów mitologicznego ³otrzyka, tego odleg³ego poprzednika redniowiecznych b³aznów, bohaterów powie ci ³otrzykowskich, barwnych, komicznych postaci w literaturze odrodzenia itp. Mityczni bohaterowie czêsto pos³uguj¹ siê w dzia³aniu przebieg³o ci¹ i przewrotno ci¹, gdy¿ w pierwotnej wiadomo ci rozum ³¹czy siê z przebieg³o ci¹ i czarami. Dopiero w miarê jak wiadomo æ mitologiczna wytwarza pojêcie ró¿nicy miêdzy sprytem i rozumem, k³amstwem i szlachetn¹ prostolinijno ci¹, organizacj¹ spo³eczn¹ i chaosem wykszta³ca siê postaæ mitologicznego ³otrzyka jako sobowtóra bohatera kulturowego. Spryt i przebieg³o æ w postêpowaniu Kruka i zbli¿onych do niego postaci folkloru indiañskiego (i paleoazjatyckiego) nie s¹ przeciwnie ni¿ u ³otrzykowskich bohaterów mitu oceanicznego, np. wspomnianego ju¿ Maui przypadkowe: s¹ to chwyty, które maj¹ sparodiowaæ powa¿ne dzia³ania bohaterów kulturowych czy szamanów lub te¿ nale¿¹ce do sfery sacrum rytua³y, które maj¹ byæ b³azeñsk¹, nisk¹ wersj¹. [ ]. Owa dwoista postaæ: bohater kulturowy (demiurg)-trickster, ³¹czy w jednej osobie zarazem ideê uporz¹dkowania spo³eczno ci i kosmosu oraz ich dezorganizacjê, stan nieporz¹dku. [ ] Nale¿y przy tym uwzglêdniæ fakt, ¿e dzia³alno æ negatywnego wariantu bohatera kulturowego [ ] lub trickstera [ ] jest w istocie równie¿ paradygmatyczna, albowiem determinuje ona negatywne zjawiska i dzia³ania ze sfery profanum, dokonuj¹ce siê w czasach pó niejszych53.
Trickster wydaje siê zatem satyryczn¹ odmian¹ bohatera kulturowego, i to w dwóch wariantach: jako to¿samy z nim (bohater ma cechy trickstera), b¹d jego
53
E. Mieletinski, Poetyka , s. 233-234.
235
opozycyjne dope³nienie (trickster jest antagonist¹ bohatera)54. Przy porównaniu Ijona Tichego do mitycznego bohatera trickster staje siê, ze wzglêdu na swoj¹ immanentnie prze miewcz¹ naturê, najbardziej odpowiedni¹ paralel¹. Tichy bowiem, podobnie jak bohater kulturowy, dokonuje wielu czynno ci ustanawiaj¹cych porz¹dek wiata. O roli za trickstera w³a nie jako dodatkowego stwórcy pisz¹ David i Margaret Adams Leeming, charakteryzuj¹c go nastêpuj¹co: Trickster wystêpuje w wielu kulturach. Swego rodzaju tricksterem jest zarówno Hermes w Grecji, jak i królik Brer w folklorze po³udniowoamerykañskim. Ten rodzaj bohatera jest szczególnie popularny w ród rdzennych Amerykanów i ludów afrykañskich. Zwykle odgrywa wa¿n¹ rolê w akcie kreacyjnym [ ], poniewa¿ reprezentuje amoraln¹, twórcz¹ si³ê istniej¹c¹ na najwcze niejszych etapach rozwoju rodzaju ludzkiego. Czêsto stosuje swoje sztuczki, by ukra æ dla ludzi takie dobra, jak na przyk³ad ogieñ. [ ] Regularnie pada ofiar¹ swoich w³asnych podstêpów i niemal zawsze jest zabawny55.
Ijon Tichy z pewno ci¹ nie jest amoralny, natomiast pod wieloma innymi wzglêdami zdecydowanie przypomina trickstera56, pocz¹wszy od tego, ¿e ma na swoim koncie stworzenie wiata (Podró¿ osiemnasta), oczywi cie nieudane, proces kreacji wymyka siê mu bowiem spod kontroli. Podobnie zawodzi Tichego próba poprawienia historii ludzko ci w Podró¿y dwudziestej. Egoizm, ³akomstwo, stosowanie niskich sztuczek i fatalne w skutkach próby przechytrzenia samego siebie pokazane s¹ na przyk³ad w Podró¿y siódmej, kiedy to Tichy wskutek wpadniêcia w czasowe zawirowania toczy zawi³e pojedynki z sob¹ samym pochodz¹cym z ró¿nych czasów, bije siebie samego i zjada w po piechu czekoladê, by ten drugi (tzn. on sam) jej nie zjad³. Tricksterowski element w naturze Ijona wnosi jednak do tego opisu nowy element, pog³êbiaj¹c ironiê, a mo¿e tylko zmierzaj¹c w stronê innego rodzaju ironii Frye owskiej satyry. 54 Tam¿e,
s. 233-234. Adams Leeming, M. Adams Leeming, Mity o stworzeniu wiata i ludzi. Przegl¹d encyklopedyczny, przek³. A. Zakrzewicz, red. A. M. Kempiñski, Poznañ 1999, s. 233-234. 56 Interesuj¹c¹ i zabawn¹ charakterystykê postaci Tichego daje Wojciech Orliñski: Kosmiczny podró¿nik, jedna z najsympatyczniejszych postaci, jakie kiedykolwiek wysz³y spod pióra Lema. Tichy jest patologicznym egoist¹, który dla swojego w³asnego interesu potrafi po wiêciæ nawet w³asny interes, jest te¿ cholerykiem, niebywa³ym zarozumialcem, ma chorobliwie wybuja³e ambicje, sk³onno æ do nadu¿ywania stanowiska [ ], pieniactwa, awanturnictwa itd. a jednocze nie nie sposób go nie polubiæ . Jednocze nie Tichy jest po sarmacku cz³owiekiem prawym, w wiele awantur i tarapatów pakuje siê z motywów takich jak: nie zobacz¹ tu trwogi Ziemianina albo jako niehonorowo by³o odmówiæ (W. Orliñski, Co to s¹ sepulki? Wszystko o Lemie, Kraków 2007, s. 234-235). Ta charakterystyka wydaje siê mieæ du¿o wspólnego z cechami trickstera. 55 D.
236
Trzeci element podzia³u, po rycerzach nurtu niskomimetycznego i Ijonie Tichym stanowi¹ bohaterowie utworów o charakterze groteski, a zatem Cyberiady i Bajek robotów. Tu bez w¹tpienia pojawia siê parodia form romansowych w czystej postaci i z czytelnymi nawi¹zaniami do pierwowzorów. Jak zauwa¿a Piotr Krywak: W grotesce, obok dalszego doskonalenia stosowanych chwytów formalnych w zakresie komizmu, odnajdujemy udane próby przeniesienia na grunt science fiction nie wystêpuj¹cych w niej dot¹d, skonwencjonalizowanych gatunków literackich bajki, ba ni, eposu, poematu heroikomicznego czy powiastki filozoficznej57.
Na kanwie wymienionych schematów gatunkowych Lem bardzo czêsto konstruuje parodystyczne wersje rycerskiego quest i rycerskich przygód, za dzielni konstruktorzy Trurl i Klapaucjusz, ze swoimi stwórczymi, omal ¿e magicznymi zdolno ciami, mog¹ byæ postrzegani jako parodystyczna wersja tak mocno obecnie eksploatowanego w literaturze fantasy archetypu czarodzieja. Mo¿na zauwa¿yæ, ¿e ujêcie komparatystyczne wydobywa kontrast dwóch przeciwstawnych modeli rzeczywisto ci. W twórczo ci Tolkiena hierarchiczny obraz wiata i sta³a ³¹czno æ z czasem mitu wyznacza zarazem drogê i kierunek ludzkich poszukiwañ, staj¹c siê podstaw¹ dla wielu poszczególnych realizacji podstawowej struktury mitu bohaterskiego. Ujawnia siê przy tym powracaj¹ca w szeregu projektowanych przez tekst wewnêtrznych prefiguracji pe³niona przez bohatera funkcja soteriologiczna. Ca³o ciowa wymowa dzie³ Tolkiena zaprojektowana natomiast zosta³a tak, aby poszczególne schematy narracyjne nak³ada³y siê na siebie, d¹¿¹c do stworzenia jednorodnego obrazu wiata, w czym pomaga symboliczna mappa mundi. Odmienne rozwi¹zania projektuje my lenie Stanis³awa Lema. Autor Solaris tworzy model rzeczywisto ci oparty czêsto na uto¿samieniu sprzecznych kategorii, ukazuj¹cy obraz wiata oparty na zasadzie coincidentia oppositorum, w przypadku za mitu bohaterskiego pojawia siê wiele przemieszczeñ w hierarchii bytów, co mo¿e nasun¹æ na my l u¿yte przez Macieja P³azê pojêcie topozofii58. To¿samo æ cz³owieka zdaje siê zatem posiadaæ w³a ciwo ci analogiczne do wiata materii jest zmienna, nigdy ostatecznie nie ukonstytuowana, podleg³a przypadkowi, zawodna, prezentuj¹ca wielo æ w jedno ci, polifoniê nierozstrzygalnych d¹¿eñ. Nie na pró¿no Istvan Csicsery-Ronay Jr. nazwa³ konstrukt poznawczy Lemowej Solaris modelowaniem chaosfery59. Charakte57 P.
Krywak, Stanis³aw Lem, Kraków 1974, s. 21. M. P³aza, O poznaniu , s. 471. 59 I. Csicsery-Ronay Jr., Modelowanie chaosfery. Stanis³awa Lema rozmowy z Obcymi, przek³. J. Jarzêbski. Teksty Drugie 1992, nr 3. 58
237
rystyczne, ¿e wiat Tolkienowski odwo³uje siê do archetypowej symboliki mitów tradycyjnych, natomiast samo s³owo mit w dzie³ach siê nie pojawia postaci przebywaj¹ bowiem niejako we wnêtrzu mitu, nie maj¹c tej wiadomo ci. Mitotwórstwo Lema natomiast za ka¿dym razem opiera siê na budowaniu swoistego metapoziomu konstytuuj¹cego wszelako powracaj¹ce przetworzenie motywu poznawczej bezradno ci.
* Marta K³ad The heroic myth in works by J.R.R. Tolkien and Stanis³aw Lem, analysed in a comparative fashion The subject of this paper s considerations is actualisation in the output of J. R. R. Tolkien and Stanis³aw Lem of the structure of a heroic myth based upon the sequence: separation initiation return; or: expedition the key struggle death recognition (or, apotheosis). The comparative perspective has drawn out a contrast of two reciprocally opposing models of reality. In Tolkien s works, a soteriological function fulfilled by the character is revealed, which reappears in a series of internal prefigurations projected by the text. Lem s thinking produces a different pattern of solutions: the Polish novelist s characters are immersed in a reality not infrequently founded on identification of contradictory categories, revealing the image of the world as a coincidentia oppositorum.
Grób Mieczys³awa Kamieñskiego na cmentarzu Montamarte.
238
Wiek XIX. Rocznik Towarzystwa Literackiego im. A. Mickiewicza, Rok II (XLIV) 2009
EDYTORSTWO
Marek Troszyñski Warszawa
MIECZYS£AW KAMIEÑSKI TESTAMENT ¯O£NIERZA
Po burzliwej m³odo ci powróci³ do Pary¿a, mieszka³ przy Saint-Lazar 54, by³ jednym z nas, znali my go, widywali my. A potem gdzie znikn¹³ i przysz³a wie æ, ¿e pojecha³ walczyæ o wyzwolenie W³och, a niewiele pó niej o jego mierci. Norwid1 zachwyci³ siê testamentem dwudziestosiedmiolatka, który na ³o¿u mierci obdarza drobiazgami wszystkich, pamiêta nawet o s³u¿¹cej, ale najwiêkszy dar dar wiary, któr¹ odzyska³ w obliczu Nieznanego z ca³¹ si³¹ i przekonaniem odchodz¹cego z tego wiata zostawia najbli¿szemu przyjacielowi, Feliksowi. Bo teraz wie ju¿ na pewno, bo w jednym b³y nieniu ukaza³ mu siê fa³sz wspólnie uk³adanych sofizmatów, królestwo hardego rozumu pêk³o i rozwali³o siê w gruzy. Na cmentarzu Montmartre, nieopodal grobu S³owackiego spoczywa Mieczys³aw Kamieñski. Naturalnej wielko ci rze ba przedstawia ubranego po cywil1 Pisa³
w li cie Do Seweryna Ga³êzowskiego [Pary¿, pa dziernik? 1859]: Jak z czasem w Emigracji dojdziemy do pojêcia prawd-ojczystych i szczerze ¿yæ bêdziemy chcieli, to Testament m³odego Mieczys³awa Kamieñskiego bêdzie czytany publicznie w szko³ach polskich przez ksiêdza, który daje lekcje religii, albo przez profesora greckiego i ³aciñskiego jêzyka, który wyk³ada autorów staro¿ytnych: Plutarcha lub Tacyta. Z powodu i¿ jako uczucie chrze cijañskie obowi¹zków syna, kolegi, m³odzieñca i Obywatela jest wzorem ¿ywym. Tudzie¿ jako uczucie heroizmu jest niemniej plutarchicznej warto ci ustêpem. Ale kiedy¿ szko³y wyjd¹ z atramentu i uszanuj¹ krew, zamiast litery martwej!! (C. Norwid, Pisma wszystkie, red. J. W. Gomulicki, t. 11, Warszawa 1976, s. 644-645).
240
nemu ch³opaka z bujn¹ czupryn¹, w pozycji pó³le¿¹cej, podpieraj¹cego siê ramieniem, z g³ow¹ lekko odchylon¹ do ty³u. Pod zgiêtym kolanem szabla, to gest od czasów Rolanda dobrze znany, choæ przecie¿ Kamieñski walczy³ broni¹ paln¹, a gdy przysz³o do ataku, i trzeba by³o strzelaæ, to wszystko opowiedzia³ pó niej ojcu, powiedzia³ szczer¹ prawdê, i w ogóle nie by³o mu ¿al, ¿e tak siê sta³o, jak siê sta³o. Krótkiego ¿ycia syna starczy³o akurat na akapit w biogramie ojca w Polskim S³owniku Biograficznym; oto on: W r. 1859 K.[amieñski] prze¿y³ bole nie mieræ jedynego syna Mieczys³awa (ur. 1832), który próbowa³ kariery wojskowej i marynarskiej, a pisa³ te¿ po francusku felietony i drobne utwory satyryczne. Zaci¹gn¹wszy siê na ochotnika do s³u¿by francuskiej, zmar³ z ran odniesionych w bitwie pod Magent¹. Skromn¹ jego spu ciznê literack¹ zebra³ ojciec w tomiku pt. Souvenirs de voyage et de guerre, Paris 18612.
Ojciec, weteran powstania listopadowego, towiañczyk, bliski znajomy S³owackiego, Mickiewicza i Norwida, sam próbowa³ si³ w literaturze, ale by³ przede wszystkim ¿o³nierzem! Wspomina Teodor Tomasz Je¿, jak ucieszy³ siê pu³kownik Kamieñski spotkawszy go po latach przypadkowo na bulwarze w³oskim w Pary¿u: Ah! dobrze, ¿em ciê spotka³ zawo³a³, d³oñ mi ciskaj¹c. Mam ci parê s³ów powiedzieæ. I mówi³ mi o u¿ywaniu w ataku lancy3.
Trzy miesi¹ce po stracie syna, w rocznicê powstania listopadowego, ojciec pisze tekst, w którym próbuje osaczyæ szarpi¹ce emocje. Ucieka w moralizuj¹ce rezonerstwo, pisz¹c o po¿ytkach i naukach, p³yn¹cych z towarzyszenia umieraj¹cemu, w patos patriotycznej retoryki. Znaæ te¿ lady towianizmu w dygresjach o wy¿szo ci si³ duchowych nad materi¹. Konaj¹cy syn powraca w filmie ¿ycia ojca wyrzucaj¹cego sobie, ¿e tak ma³o zna³ syna, ¿e jego w³asne dziecko tak¹ by³o dla niego tajemnic¹! Ale jak go mia³ znaæ, kiedy bardziej ni¿ rodzinie po wiêci³ siê s³u¿bie ojczy nie, a synowi sam da³ m.in. przyk³ad uczestnictwem we w³oskiej kampanii 1848. Po jedenastu latach syn poszed³ w lady ojca. Ale w porównaniu z tamtymi potyczkami, bitwa pod Magent¹ (i nastêpna pod Solferino) przesz³y do historii jako krwawe rzezie. Do æ wspomnieæ, ¿e 2 Has³o oprac. S. Kieniewicz. Polski S³ownik Biograficzny, t. 11, z. 51, Wroc³aw 1965, s. 546. 3 Z.
Mi³kowski (T. T. Je¿), Miko³aj Korwin Kamieñski, w: tego¿, Sylwety emigracyjne, Kraków 1988, s. 195.
241
w³a nie po tych bitwach utworzono dla opieki nad rannymi organizacjê Czerwonego Krzy¿a. Do opieki nad rannym 4 czerwca 1859 Mieczys³awem odstawionym do szpitala w pobliskim Mediolanie zjechali z Pary¿a rodzice. Trudno sobie wyobraziæ koszmar wspó³uczestnictwa w trzymiesiêcznym konaniu jedynego syna Uciekaj¹ce ¿ycie, wiadomo æ bliskiej mierci, ³apczywa próba kontaktu, nadrobienia zaleg³o ci straconych lat i gorzka konstatacja ojca pisz¹cego: Ja, który go nie zna³em Tekst jest tak¿e wiadectwem kó³ ratunkowych podrzucanych przez psychikê ucieczek w tematy poboczne. Jedn¹ z ostatnich dygresji s¹ roztrz¹sania wojskowego na temat taktyki przyjêtej przez dowódców batalii, która okaza³a siê dla syna tak nieszczê liw¹. Jednak ojca zawodowego ¿o³nierza korci pytanie: jak to jest, bêd¹c cywilem, tak nagle, odstawiwszy niedopit¹ kawê w paryskiej brasserie za kilka dni i æ, i strzelaæ do ludzi?! Odpowied syna na to ojcowskie pytanie stanowi mocn¹ puentê pozornie niedokoñczonego, krótkiego tekstu
*** Tekst znajduje siê w Bibliotece Polskiej w Pary¿u (BPP 480, s. 1497-1519). Kierowniczce Dzia³u Archiwum, Pani Ewie Rutkowskiej dziêkujê za ¿yczliwe udostêpnienie mi wysokiej jako ci kopii cyfrowych tego rêkopisu. W niniejszej edycji zmodernizowano pisowniê, zachowuj¹c osobliwo ci leksykalne ( spó³czucie , zatwardnia³y , itp.). Tam, gdzie by³o to mo¿liwe za pomoc¹ niewielkich zmian (uzupe³nieñ b¹d opustek) poprawiono styl, zawsze zaznaczaj¹c ingerencjê. Zbiór tekstów Mieczys³awa Kamieñskiego, o którym mowa w notce PSB, zosta³ opublikowany niedawno jako reprint4. Ksi¹¿ka ta zawiera m.in. równie¿ francusk¹ pe³n¹ i dokoñczon¹ wersjê publikowanego ni¿ej jako ineditum oryginalnego tekstu polskiego. Mo¿e dodaæ warto, ¿e Mieczys³aw jêzyk polski zna³ bardzo s³abo, o czym wiadczy pewnie i tak ju¿ podszlifowany jêzykowo przez ojca polski wiersz syna: Jak los rozrz¹dzi³ tak siê wiêc i sta³o; Kres ziemskiej drodze, kres ludzkiéj rozpaczy Niech obca ziemia zw³oki me pokrywa! Nie znaj¹c Polski, kocha³em za ma³o: 4 Miecislas
Kamienski tué à Magenta. Souvenir, Adamant Media Corporation, 2007.
242
B³agalnéj duszy winy Bóg przebaczy Dzi duch mój do niej na przemian siê zrywa; Wszystko sk³adam jéj w ofierze: £zy moje, krew, ból, mêczarnie; I spokojny w téj odchodzê dzi wierze, ¯e Bóg mi³o ci¹ lud polski ogarnie5.
*** Miko³aj Kamieñski Krótkie ¿ycie, d³uga bole æ i trzymiesiêczne konanie syna jedynego Pary¿ dnia 29 listopada 1859 roku.
S¹ cierpienia i bole ci serca tak wielkie, ¿e to, co dusza prawdziwie czuje, tego pismem wyraziæ niepodobna, i czêsto uczucia serca i te subtelne odcienia duszy trac¹ prawdziw¹ barwê przeniesione na papier. Lecz, z drugiej strony, s³owa gasn¹ z ¿yciem, przez ustne podania przekszta³caj¹ rzeczywisto æ; i dlatego ja, nieszczê liwy ojciec, pragnê skre liæ to com czu³, com widzia³, com bola³, com kocha³, i na koniec czymem siê pociesza³, bêd¹c razem z ¿on¹ nieodstêpnym towarzyszem konania mego syna, naocznym wiadkiem jego cierpieñ, jego odwagi, jego dojrza³o ci uczuæ i serca. Ja, który go nie zna³em mia³o wyznaæ muszê przez lat dwadzie cia, albowiem by³ on dla wszystkich niepojêty. Inaczej siê ukazywa³ przed lud mi, inny za przed sob¹ samym i w sobie. Lekki na pozór, ukrywa³ [w] g³êboko ci na samym dnie duszy swojej skarb szlachetnych uczuæ starodawn¹ odwagê i takowy w wielkich zdarzeniach dla siebie tylko odkry³. Wyla³ go ca³kowicie dla sprawy ludzko ci; spokojny i szczê liwy w Bogu przeniós³ siê do wiecznej Ojczyzny. Ojczyzny wielki Bo¿e! na ziemi dawno mi j¹ odj¹³e . Jeszcze jedno s³owo, które mi pozostawa³o, s³owo które syn mój przy skonaniu, na pó³ ¿ywym g³osem powtarza³, pragn¹c z³agodziæ moj¹ rozpacz: cicho ojcze, biedny ojciec, soutenez, mon Père , i to ostatnie s³owo pociechy wol¹ Twoj¹ wiêt¹ zgas³o na ustach mojego syna O Panie! da³e mi wypiæ do dna ca³¹ moc goryczy tego ¿ywota, daj¿e przez ³askê Twoj¹, prêdkie po³¹czenie siê w wieczno ci z tym, który 5 Cyt
za: La mort d un Soldat récit des derniers moments de Miecislas Kamienski Blessé à la bataille de Magenta et décédé à Milan, le 3 septembre 1859, Paris 1861.
243
Ciê tak gor¹co zapragn¹³, ¿e ziemia w niczym ani go pocieszyæ, ani zaspokoiæ ju¿ nie mog³a. Ile¿by dla nas przyby³o wiat³a i duchowej nauki, gdyby kap³ani [obecni] w ostatnich chwilach umieraj¹cego chcieli nam udzieliæ przedostatnie jego my li, s³owa, d¹¿enie, spowied ¿ycia ca³ego, pragnienie ¿ywota lepszego; lub czepianie siê (przez boja ñ i wstrêt do mierci) ziemi, która zdaje siê byæ dla niskich usposobieñ ca³ym szczê ciem, ca³ym ¿yczeniem, koñcem. O jak¿e by my wiêcej z tych licznych przyk³adów mia³ej lub lêkliwej mierci korzystaæ mogli, ni¿eli z wznios³ych nauk, czêsto dla wielu niedostêpnych, [ ] niezrozumia³ych lub kazañ przygotowanych. Albowiem ka¿da my l umieraj¹cego, ka¿de s³owo przed rozstaniem siê jest dyspozycj¹, testamentem dla pozosta³ych. Nie jest teori¹, lecz prawd¹ na pó³ do wieczno ci nale¿¹c¹, przyk³adem, nauk¹, na ladowaniem lub trwog¹, boja ni¹ i wstrêtem. Có¿ wiêcej mo¿e uspokoiæ na ziemi, usposobiæ do nie miertelno ci, jak moment solennego rozdzia³u, czyli wyj cia duszy z wiêzienia cia³a do ¿ycia wiecznego?! mieræ sprawiedliwego, nawet mieræ niepoprawnego zbrodniarza wielu zbawiæ mo¿e, wielu poprawiæ i nauczyæ. O lekarzach nie wspomnê; albowiem oni ograniczaj¹ siê dot¹d na poznanie cia³a, nauka ich nie ma dot¹d na celu jak materiê. Przyjdzie czas ¿e lekarz duszy bêdzie zarazem lekarzem cia³a, i nawzajem. Rozdzia³ I Mieczys³aw Kamieñski, urodzi³ siê na wygnaniu, we Lwowie, podczas przechodu naszego do Francji. Zostawa³ przy nas od kolebki, przenosz¹c siê z miejsca na miejsce, z kraju do kraju; spod jednego s³oñca pod drugie, szukaj¹c tych promieni, które by mu utraconego s³oñca jego ojczyzny przypomniæ mog³y. Albowiem ten, co utraci byt polityczny, nie ma pokoju; ca³e ¿ycie jego jest pasmem marzeñ, chorob¹ ducha, pragnieniem odzyskania skarbu, który utraci³. S³owem niepokój wszêdzie go ciga, wszystko mu jest obojêtnym, ka¿da nawet drobna nadzieja rzeczywisto ci¹, chwyta siê wszystkiego. Ojczyzna jest to cieñ jego cia³a, który za nim, jak tylko s³oñce zab³y nie, ci¹gle postêpuje. W po³udnie bliskim siê on na pozór wydaje, przy zachodzie rozci¹ga siê nieskoñczenie, a z zachodem s³oñca idzie w nieskoñczono æ. W Lozannie, gdzie my rok przebywali, by³ on pieszczot¹ wszystkich osób przechadzaj¹cych siê na Montbenon. Jedna dama francuska koniecznie nas prosi³a zrobiæ jego portret. My my radzi zezwolili, a on sam sobie wybra³ postawê à la Napoleon, r¹czki skrzy¿owane na piersiach, oczêta w górê podniesione, wymawiaj¹c zarazem pamiêtne s³owa: Du haut de ces pyramides quarante siècles
244
vous regardent! Ten wizerunek we czterech latach ¿ycia zrobiony, wraz z innymi pó niejszymi wiêcie strze¿emy. We Florencji, gdzie przez trzy lat przebywali my, nauczy³ siê po w³osku jakoby by³ W³ochem urodzony. Chowa³ siê z rówiennikami swymi krewnymi Stefanem i W³adys³awem Potockimi, do nich przy³¹czy³ siê m³ody Rohan. Razem chodzili na pensj¹, która dla niego m³odszego od innych towarzyszy by³a wiêcej rozrywk¹ jako nauk¹. Widaæ, ¿e od urodzenia cierpienie i bole æ by³y jego udzia³em i przeznaczeniem. Raz biegaj¹c po ogrodzie na pensji z innymi ch³opczykami, goni¹c za którym , w rozpêdzie uderzy³ o drzwi szklanne i ca³kiem przeci¹³ arteriê prawej rêki. Krew strumieniem uchodzi³a. On pobieg³ sam pod fontannê i z ca³¹ zimn¹ odwag¹, do zadziwienia w tak ma³ym dziecku, op³ukiwa³ krew uchodz¹c¹, nim przybiegli dozorcy i cisnêli ranê. Pos³ano po doktora, a mnie natychmiast da³ znaæ profesor. Pospieszam i zastajê w ³ó¿ku moje biedne dziecko, k¹pi¹ce siê we krwi. Na twarzy bia³e jak alabaster, oczêta podniesione do nieba i z u miechem na usteczkach witaj¹ce ojca. Doktor medycyny, chocia¿ jeden z najpierwszych, lecz nie bêd¹c chirurgiem, czyli nie maj¹c tego w u¿ywaniu, nie wiedzia³, jak w tym gwa³townym razie sobie post¹piæ. Nie mog¹c zatamowaæ krwi, która mimo ci nienia rêki ci¹gle up³ywa³a, pos³a³ szukaæ chirurga. A dzieciê tym czasem s³ab³o, blad³o, i dr¿¹cym g³osem, po w³osku, pyta³o doktora Powiedz mi pan, bardzo proszê, czy ja mam umrzeæ lub czy pan mnie uratujesz? je¿eli muszê umieraæ, to niech zaraz mnie z ³ó¿kiem przenios¹ do mamy, ja pragnê mamê poca³owaæ. Je¿eli za mogê ¿yæ, to proszê mnie pozostawiæ tutaj, gdy¿ mama umrze jak mnie zobaczy . Nie wstydzê siê wyznaæ, ¿e s³ysz¹c tak mówi¹ce moje dziecko, ja stary i zatwardnia³y ¿o³nierz trzy razy pad³em zemdlony. Gdy z dziecka wyrasta³ na ch³opczyka, ¿ywy temperament, weso³y i niewinny u miech, dodawa³ coraz wiêcej powabu jego piêknej urodzie. A co najwiêcej krasi³o wyraz jego twarzy, to to, ¿e siê chlubi³ i by³ prawie dumny ze swojego urodzenia i po³o¿enia. Syn wygnañca i ¿o³nierza s³ysza³ on i widzia³ w pierwszych latach ¿ywota jak wszystkie narody podziwia³y, a nade wszystko lud francuski wysoko poj¹³ i uczu³ nasz¹ ostatni¹ walkê o niepodleg³o æ, nasze nieszczê cia i po wiêcenie. Naród ten stara³ siê mow¹ i czynem okazaæ nam wielk¹ ¿yczliwo æ i szczere spó³czucie, tak ¿e imiê Polaka sta³o siê popularnym we Francji. W ka¿dej prawie chacie rolnika, znale æ mo¿na by³o wizerunek Napoleona, a obok niego mieræ Poniatowskiego rzucaj¹cego siê w Elsterê. S³owem, ¿e przybywaj¹c do Francji znale li my dwie wielkie idee, które porusza³y ca³¹ rze ko æ i umys³ Francuzów, to jest: Napoleon i Polska. Dwie, ¿e tak powiem, mary, jak cieñ Hamleta dzieñ i noc niepokoi³y i przera¿a³y Króla Filipa.
245
[ ] Zdawa³o siê m³odej duszy syna wygnañca, ¿e to uczucie bêdzie z czasem wzrasta³o, ¿e to co jest prawym, czystym i sprawiedliwym zatartym byæ nie mo¿e. ¯e raz poczêta my l braterska dla narodu niewinnie cierpi¹cego krzewiæ siê bêdzie z nastêpnym pokoleniem. ¯e imiê Polaka wygnañca pos³u¿y mu do przysz³ych jego nadziei, do rozwiniêcia jego si³ i uczuæ, i tym samym stanie siê szczeblem do trudów i pracy w us³ugach tak publicznych [jak] i prywatnych, wiod¹cych do ostatniego celu, najwy¿szego ¿yczenia, to jest do niepodleg³o ci, do odzyskania bytu politycznego. Lecz trudno walczyæ z my l¹ Boga, niepodobna oprzeæ siê przeznaczeniu. W miarê jak wzrasta³ na m³odzieñca zmniejsza³a siê [we Francji] sympatia dla Polski. Starzy towarzysze jego przodków, jego rodziny, weterani Cesarstwa pierwszego, którzy krwi¹ wojen byli z nami zbratani, nastêpnie jedni po drugich do grobu schodzili. Nowe pokolenie wzrasta³o a z nim niewiadomo æ, nawet zapomnienie o naszej przesz³o ci. Do tego widoki polityczne, zwi¹zki miêdzynarodowe, pieni¹dze trzech naszych zaborców hojnie rozdawane publicystom by imiê Polaka zniweczyæ, sprawê jego, nadzieje i cierpienia ka³em obrzuciæ i pokazaæ niewiernym, ¿e Polska raz grobowym kamieniem przyci niêta na widowniê wiata nie wyjdzie i nie zam¹ci ju¿ ich sumienia. Wszystkie te podziemne dzia³ania nie mia³y innej pobudki, jak oziêbiæ i zobojêtniæ uczucie Francji dla nas. Wtedy prawo, którym nie¿yczliwie rz¹dz¹cy zas³aniali siê, stanê³o m³odemu Mieczys³awowi przegrod¹ nieprzebyt¹. Wszêdzie m³ode i gor¹ce uczucia duszy i serca, w zawodach do których siê chwyta³, z drogi spycha³o. I tak wszed³ za protekcj¹ przyjaznej mu rodziny Montabello do szko³y wojskowej [w] La Flèche; gdzie, po czteroletnim pobycie, gdy mia³ przej æ do szko³y St. Cyr wyst¹pi³o prawo na przeciw niego i rzek³o: nie mo¿na, nie urodzi³e siê Francuzem. Mniema³ on, ¿e mozo³em i staraniem, zaczynaj¹c od najni¿szych stopni marynarki potrafi uprawniæ swoj¹ s³u¿bê. Uzyska³ wpis na majtka s¹dz¹c ¿e minister raz go upowa¿niwszy nie przeszkodzi dalszemu jego rozwojowi i wst¹pi³ na pok³ad trzymasztowego statku kupieckiego. Zrobi³ ciê¿k¹ podró¿ do Brazylii, Chile, Meksyku, Peru, itd., przebywaj¹c z wielkim niebezpieczeñstwem cie ninê Cap Horn, gdzie okrêt przez sze æ tygodni w lodach zostawa³, pozbawiony znacznej czê ci ¿ywno ci. Znosi³ on wszystkie trudy z wytrwa³o ci¹ jemu w³a ciw¹ w nadziei ¿e znajdzie stan, w którym zdolno ci wrodzone potrafi rozwin¹æ i zastosowaæ. Wracaj¹c dosta³ ¿ó³tej febry w Baya. Ju¿ koledzy jego uszyli byli worek, w którym cia³o wygnañca mia³o byæ rzucone w g³êbiny morza. Lecz mieræ jeszcze go wtedy szanowa³a, jak sam siê wyrazi³ la mort avait peur de moi. Po powrocie do Europy, gdy za¿¹da³ przej æ na okrêt rz¹dowy comme aspi-
246
rant volontaire minister by³ zmieniony, a prawo znów wyrzek³o: nie mo¿esz bo nie urodzi³e siê Francuzem. Rozdzia³ 2
Smêtek wsi¹kn¹³ do dna duszy jego; nic go mimo pozornej weso³o ci pocieszyæ nie mog³o. Uwa¿a³ siê jako parias bez ¿adnej narodowo ci, ¿e nosi na sobie piêtno nieszczê cia i zacz¹³, po raz pierwszy, z³orzeczyæ losowi swojemu. Co najwiêcej doda³o têsknoty, to za¿y³o æ z wielu osobami bogatymi zwi¹zkiem rodzinnym po³¹czonymi, które obcuj¹c z nim, przedstawia³y widokiem swym po³o¿enie ludzi szczê liwych, op³ywaj¹cych we wszystko, i które czêsto ¿artem, wyznaæ musimy, w poufa³ej rozmowie, nazywa³y nas starych szermierzy wolno ci, hommes sans terres, chaire à canons, ludzie bez ziemi, miêso dla harmat. W m³odym wieku, jak raz têsknota zawita do serca, to ju¿ nie znika. W piêknej i czystej duszy usposobienie do smêtku, chocia¿ z ziemskich powodów czerpane, wyrabia zawsze zimn¹ obojêtno æ do wszystkiego, co jest przemijaj¹ce, znikome, a ci¹gnie jakby si³¹ nieprzerwan¹ do ¿ycia przysz³ego, do krainy z której wysz³a, do Ojczyzny, której ¿aden nieprzyjaciel wydrzeæ nie zdo³a. ¯¹da³ i wo³a³ do Boga o bole æ, i to wyrazi³ w wierszach po francusku napisanych we Freiburgu (Pensées solitaires. Invocation à la douleur. Rêveries), gdzie siê spu ci³ do lochów o 2000 stóp g³êboko ci i tam przez rok ca³y ucz¹c siê mineralogii przebywa³. Pragn¹³ on mi³o ci serce jego nie mog³o d³ugo zostawaæ samotnym. Pragn¹³ po³¹czyæ siê sakramentem ma³¿eñstwa, w którym cis³e wype³nianie obowi¹zków da³oby mu zas³ugê w tym ¿yciu i przysz³ym. Nade wszystko ¿yczeniem jego by³o zaj¹æ siê sumiennie wychowaniem rodziny, naprawiaj¹c w niej to, co w swoim uwa¿a³ za szkodliwe. Kochaæ jest to wielkie i sakramentalne s³owo. Mi³o æ jest drog¹ do nieba, gdy¿ Bóg sam bêd¹c najwy¿sz¹ prawd¹ zarazem jest najwy¿sz¹ mi³o ci¹. Nieszczê liwy, kto daru mi³o ci nie przyniós³ z sob¹. Nieszczê liwszy, kto go za ¿ywota nie wyrobi³. Szczególna rzecz, ¿e m³ody cz³owiek, którego natura hojnie przyodzia³a, który ze wszystkich wzglêdów móg³by zrobiæ szczê cie tej, która by siê sta³a jego ¿on¹ temu w³a nie najtrudniej w dzisiejszym wyrachowaniu ma³¿eñstwa o¿eniæ siê. Lubi¹ go, przyjmuj¹ go matki chêtnie i z rozkosz¹ wtedy, kiedy ich córki s¹ za m³ode i na pensji zostaj¹. Lecz gdy która ¿ona tak¹ ma córkê na wydaniu, oddalaj¹ j¹ od wszelkiego spotkania z poczciwym m³odym cz³owiekiem, którego by ona szczerze dusz¹ i sercem pokochaæ mog³a. Im wy¿szy uczuciem i urod¹, tym wiêcej staje siê dla nich niebezpiecznym. Albowiem pod³ug ich usposobieñ i rachub, ma³¿eñstwo jest to targ, mi³o æ marzenie. Pozycja wiatowa, pieni¹dz wszystkim. Biedny wiat.
247
Czu³ to m³ody Mieczys³aw, zna³ warto æ moraln¹ piêknie rozprawiaj¹cych o mi³o ci matek, i dlatego ich unika³ jak tylko która z ich córek pokaza³a siê na wiat, który nazywaj¹ modnym. Lecz trudno unikn¹æ tego, do czego serce m³odego ci¹gle wo³a. I ta próba go nie ominê³a, z zapa³em pokocha³. Lecz poniewa¿ nie umia³ i nie móg³ nic dzia³aæ w po³owie, dlatego wy¿sze uczucia i czyny by³y dlañ niebezpiecznymi. [Gdy] raz zapora przerwana dzia³alno æ ducha nie zna granic. Jak pocisk si³¹ gazu pchniêty leci, by w cel uderzyæ, lub w ziemiê siê wkopaæ, tak te¿ on nie zna³ miary w po wiêceniu i dlatego pad³ jako ofiara czysta i piêkna, któr¹ Bóg od dawna dla siebie przygotowa³. Dusza zbola³a, serce obojêtno ci¹ i samolubstwem osób najbli¿ej jego po³o¿onych zdeptane, czeka³o i pragnê³o momentu, by w pierwszej poczciwej sprawie chwyciæ jako ¿o³nierz za orê¿ i walczyæ, je li nie za swoj¹ wolno æ, to przynajmniej za wolno æ ludu uciskiem z nami zbratanego. Pierwszy przyk³ad w dziejach staro¿ytnych jako i dzisiejszych, aby przewodzca wielkiego narodu jawnie o wiadczy³, ¿e staje na czele wojska, wydaje wojnê, nie dla podbojów lub mi³o ci w³asnej obra¿onej (jak to dawniej czêsto bywa³o) lecz za niepodleg³o æ ludu uci nionego i za jego narodowo æ. S³owo narodowo æ przebieg³o jako iskra elektryczna przez ca³e jestestwo m³odego Mieczys³awa. Wpada do mnie i rzeknie: Ja jadê, ojcze! Wojna o narodowo æ. Wszak¿e i Polska by³a starym narodem, kolej i na ni¹ przyj æ musi. Ja pragnê tymczasem walczyæ za tê wiêt¹ sprawê za któr¹ ty, ojcze, dziesiêæ lat temu tyle krwi wyla³. Ojcze, nie wstrzymuj mnie. Uspokójmy matkê i daj wolno æ mojemu popêdowi. Nie pragn¹³ on przyj¹æ stopnia oficera w wojsku w³oskim; przekonany, ¿e nazwa ¿o³nierza francuskiego wiêcej mu nada znaczenia i wewnêtrznej warto ci, jak stopieñ nie przez zas³ugê, lecz za wstawieniem siê nabyty. A razem chcia³ daæ naukê m³odej szlachcie naszej za stopniami ubiegaj¹cej siê, ¿e chwa³a ¿o³nierza, trud i po wiêcenie wy¿ej go stawia od wielu oficerów, dla honoru i awansu czêstokroæ zaci¹gaj¹cych siê do wojska. W wojnie o niepodleg³o æ w³osk¹ zwyciêstwo i prawdziwa zas³uga ¿o³nierzom siê nale¿y, którzy pomimo planu Jenera³ów, sam¹ nies³ychan¹ dzielno ci¹ wygrywali stanowcze bitwy. Pierwszy pu³k, który napotka³ na drodze wiod¹cej do wstêpnego boju by³ pu³kiem jego wyboru. Szed³ jako prosty grenadier z powodu s³usznego wzrostu. Uj¹³ za karabin, rzuci³ z lekko ci¹ na ramiona matelzak z pakunkiem wa¿¹cym 65. funtów i tak rze ko pe³ni³ s³u¿bê, jakby kilkana cie lat zostawa³ w szeregu. Oficerowie dziwili siê z pocz¹tku determinacji m³odego pary¿anina nagle oderwanego od wygód i przepychu stolicy wiata lecz tym bardziej szanowali jego
248
po wiêcenie. ¯o³nierze za patrz¹c na odwagê i wzgardê mierci pokochali go szczerze, po bratersku, bez zazdro ci, pomimo ¿e od razu wszed³ do kompanii wyborczej. Od pocz¹tku jak siê zaci¹gn¹³, batalion jego pe³ni³ s³u¿bê forpocztow¹. Mieczys³aw, znaj¹c szko³ê ¿o³nierza, nawet szko³ê batalionu jako dawny uczeñ La Flèche, nie da³ siê w niczym naganiæ. Z wygód stolicy dostawszy siê do obozu, po ród mokrych jezior i deszczów, przez kilka dni s³u¿by tak zahartowa³ cia³o, ¿e ani pakunek który nosi³ na sobie, ani karabin nic mu prawie nie ciê¿y³y. Ostrzelany z nieprzyjacielem, którego widzia³ rzek¹ przedzielonego, pragn¹³ spotkaæ siê z nim jak najprêdzej oko w oko. Marsz z Voglieri do Vercelli, marsz w którym podwojono etapy dla uskutecznienia planu, którego celem by³o podej æ nieprzyjaciela z prawego jego skrzyd³a wtedy, gdy ten¿e mniema³, ¿e ca³a si³a Francuzów na lewem jego skrzydle, ko³o Voglieri i Aleksandrii zmasowana. Pochód ten forsowny, nie móg³ byæ z dok³adno ci¹ na czas naznaczony wykonanym z powodu, ¿e korpusa napotka³y liczne przeszkody, które im nie dozwoli³y zebraæ siê w ca³ym komplecie nad rzek¹ Tessin. Korpus Mac-Mahona z³o¿ony ze starych afrykañskich pu³ków nawyk³ych do gwa³townych marszów znalaz³ siê w wili¹ bitwy, to jest dnia 3. czerwca, oko³o mostu Magenta i tam zabrawszy 12. dzia³, poprzecinawszy podkopane miny batalion Mieczys³awa pod dowództwem pana de Grammont, na arkadach mostu kilka godzin u¿y³ snu i spoczynku. Jeszcze na kilka dni przed mierci¹ mówi³ on matce: Ty kochana matko wrócisz do Pary¿a, bêdziesz przeje¿d¿aæ przez most Magenty. Spojrzyj na drug¹ arkadê tego mostu tam ja, znu¿ony marszem, najmilszym snem usn¹³em. Nie wiedzia³em, ¿e to by³ ostatni mój sen, gdy¿ ty wiesz, jako ja teraz sypiam. Opowiada³ on ¿e wszystkie trudy ¿o³nierza z pe³n¹ weso³o ci¹ i zaspokojonym znosi³, i jako ¿o³nierz prawdziwie znalaz³ siê szczê liwym. Razu jednego, gdy przymaszerowa³ w nocy do Vigevano, i znu¿ony zabiera³ siê rozk³adaæ swój namiot, tente d abri, Adiutant wyznaczy³ go z trzema innymi, by szed³ przyprowadziæ wo³y, które nie mog¹c pospieszyæ za pu³kiem daleko z ty³u zosta³y. To, jak powiada³, by³o mu bardzo nieprzyjemne, lecz nie ma rady, trzeba by³o rozkaz wype³niæ. Poszed³ po to byd³o i takowe do obozu pó no w nocy przygna³. Pêdz¹c wo³y, z rze nikami siê zapozna³, którzy, jak przysz³o do dystrybucji miêsa, darowali mu ogromn¹ polêdwicê, któr¹ on sam upiek³ i kolegów swoich, do których ¿yczliwi mu oficerowie przy³¹czyli siê nakarmi³. Wieczerza ta, jak mówi³, wiêcej mu smakowa³a jako ka¿da inna w Kawie Angielskiej [paryska restauracja Café Anglais] lub u Frères Provençaux.
249
Rozdzia³ 3 O bitwie pod Magent¹ i o ca³ej wojnie nie bêdê siê rozci¹ga³, gdy¿ przedmiotem opisu s¹ ostatnie momenta mojego syna. Jego d³ugie konanie, testament jego, wszystko to, co nam mówi³, co nam da³ uczuæ. Dlatego pragnê skróciæ przedwstêpny opis, a daæ prêdzej czytelnikowi zadumaæ siê nad nies³ychanie mocn¹ natur¹ walcz¹c¹ ze mierci¹, przy tym pocieszyæ siê z moralnej i religijnej odwagi pragn¹cej tej¿e nie z powodu okropnych bole ci, które znosi³ z hartem do zadziwienia, lecz z ¿¹dzy ¿ycia wiecznego, do którego dusza jego têskni³a, i rada by³a jak najprêdzej uwolniæ siê z wiêzów cia³a, które on nazywa³ cielskiem, nikczemnym prochem . Pismo wiête nas uczy, ¿e Zbawiciel mieræ zwyciê¿y³. Czarna wszelako zas³ona dot¹d przera¿a i pokrywa zw³oki umar³ych. Widok jej nape³nia trwog¹ i ¿alem serca ¿yj¹cych. mieræ tego m³odzieñca pokaza³a, ¿e ta pow³oka znika i odkrywa nam s³oñce przysz³o ci. M³odzi j¹ zdzieraj¹ i piêknym zgonem pokoj¹ dusze nasze, wskazuj¹c mieræ nam starym jako wesele niebieskich godów. Nie krepa czarna, jak dot¹d lecz bia³a szata mierci bêdzie kolorem. Bitwa Magenty nie wczas zaczêta, nie mog³a byæ stanowcz¹ z powodu, ¿e plan, pod³ug którego mia³a byæ wykonan¹, przez spó nienie siê korpusu, a tym samem przez niezajêcie stanowisk im przeznaczonych, nie móg³ byæ wype³niony. Bitwa wygrana nieprzyjaciel wyparty z obronnych stanowisk potok krwi wylany pole wziête. Lecz korzy ci, które mo¿na by by³o odnie æ przez zniszczenie ca³kiem w odwrocie wojska austriackiego, w stosunku [do] wygranej by³y bardzo ma³e, albowiem dozwolono nieprzyjacielowi spokojnie odwrót wykonaæ. Dywizja gwardii grenadierów poczê³a uskuteczniaæ przej cie rzeki, licz¹c zawsze na nadej cie korpusów Cunrobera i Nicla. Znalaz³a siê takowa naprzeciw piêæ razy liczniejszego i przygotowanego na obronnych miejscach nieprzyjaciela, który pomimo mêstwa i nadzwyczajnych wysileñ dywizji i gwardii nie dozwoli³ jej naprzód postêpowaæ; i pocz¹³ zewsz¹d j¹ otaczaæ. Po³o¿enie by³o hazardowne. Gdy Mac Mahon przeczuwaj¹c, czyli prawie instynktem wiedziony, zamiast wspieraæ gwardiê z lewego jej skrzyd³a pod Buffatora, debuszuje on od Turbigo, gdzie przepar³ nieprzyjaciela. Wskazuje dywizjom swojego korpusu dzwonnicê ko cio³a Magenty jako punkt, który opanowaæ musz¹ i na nim or³a Francji zatkn¹æ. Dla ¿o³nierza francuskiego dosyæ jest wskazaæ punkt ogólny, uskutecznienie za tego manewru on sobie sam wskazuje. W kraju p³askim, poprzecinanym rowami, okrytym winnicami, dowodz¹cy nie widzi o sto kroków nic przed sob¹. Ca³a zatem wygrana polega na odwadze i orientowaniu siê ¿o³nierza ¿o³nierz francuski posiada to do najwy¿szego stopnia. Porywczo æ wrodzona odejmuje mu mêstwo bierne, które by³o dot¹d zalet¹ wojsk obcych. Nie ustoi on d³ugo
250
bezczynny z rêk¹ spuszczon¹ na broni w martwym spoczynku, pod strza³ami dzia³, na które odpowiedzieæ nie mo¿e. Dowodz¹cy jego znaj¹ dok³adnie niecierpliwo æ swoich ¿o³nierzy i wielkiego starania u¿ywaæ musz¹, by go zatrzymaæ na przedatakowym stanowisku. ¯o³nierze francuscy pojmuj¹ dok³adnie, ¿e najwiêksza strata w boju jest marsz spokojny, przed³u¿ny, nim siê zbli¿y piersi¹ do nieprzyjaciela. Dlatego, jak tylko trêbacz lub dobosz da znak doj cia na przód, oni zaraz ciskaj¹ pakunek na ziemiê, porywaj¹ broñ do ataku wo³aj¹c: À la bayonette, nom de Dieu! Vive l Empereur! En avant! i biegiem, jak uragan przebywaj¹ przestrzeñ, która ich przedziela od nieprzyjaciela, przestrzeñ pooran¹ kulami dzia³ i kartaczy. Raz pchniêci naprzód, oficerowie s³u¿¹ im jako przewodnicy ich zapa³u, bacz¹c silnie na to, aby zanadto ich podkomendni nie zapêdzili siê. Trudno tam cis³ego porz¹dku utrzymywaæ, lecz ten magnetyczny pêd przebija zimny i machinalny porz¹dek wojsk przeciwnych, które [ ] licz¹c tylko na si³ê prochu, a nie na swoj¹ w³asn¹, raz dawszy ognia, gdy wystrza³ nie wstrzyma³ nawa³nicy, nie maj¹c czasu drugi raz broni nabiæ padaj¹ na kolana, prosz¹ o ¿ycie i korz¹ siê przed takim nieprzyjacielem. Opowiada³ mi nieboszczyk syn mój, ¿e znalaz³ siê z oddzia³em ¿uawów 2. pu³ku i razem z nimi uderzy³ na czworobok austriacki. Przeskoczywszy rów, gdy z kilku innymi pocz¹³ ³amaæ palisady, dosta³ strza³ w rêkê, który mu zgruchota³ ko æ i innych kilka kul, które przedziurawi³y p³aszcz i spodnie. Mimo oporu Austriaków czworobok z³o¿y³ broñ przed oddzia³em, co nie liczy³ wiêcej jako 120. ludzi. Ranni zostali siê w cegielni, a zdrowi pobiegli w ulice Magenty. Przez nawyk³¹ starym wojskowym ciekawo æ ¿o³niersk¹ zapytywa³em siê podczas s³abo ci mojego syna, jakiego doznawa³ wra¿enia, bêd¹c pierwszy raz w ¿yciu wiadkiem czynnym tej wielkiej i krwawej bitwy? On, który nigdy o sobie mówiæ nie lubi³, odpowiada³ ¿e robi³ swoj¹ powinno æ, ¿e bitwa, mimo pocisków mierci, by³a dla niego zupe³nie obojêtn¹ i bez trwogi. Co do mnie, rzek³, broñ mi zamok³a, ani razu nie wystrzeli³em, i po czê ci jestem kontent: nie zada³em nikomu pojedynczej mierci; tym samym nie sprawi³em smêtku ani bole ci matce, siostrze lub bratu zabitego, chocia¿ przy ka¿dym ataku na bagnety by³em zawsze jednym z pierwszych. S¹ ¿o³nierze, co lubi¹ zabijaæ z upodobania rzemios³a, robi¹ to con amore. Ja tym siê brzydzi³em. Taka by³a si³a moralna z naszej strony, ¿e do æ by³o zbli¿yæ siê z bagnetem w rêku, by nieprzyjaciel ra¿ony przestrachem, po danym wystrzale nie pad³ na kolana i broni nie rzuci³. Ja na tym tylko siê ogranicza³em, zwyciêstwo bra³em za skutek: zadawaæ za mieræ, gdy nie by³o konieczno ci za niepotrzebne zabójstwo za zwierzêc¹ rozkosz .
*
251
Marek Troszyñski Mieczys³aw Kamieñski s last will of a soldier Born in Lvov and brought up in France, a son of a Polish colonel, Mieczys³aw Kamieñski set off in 1859 on a voluntary fighting route in the Italian campaign. He eventually died in Milan of injuries sustained during the battle of Magenta. The Polish Library in Paris (BPP 480) keeps an extant text expressing the father s reflections on the life and warfare deeds of his son. Childhood and youth-years memories are interspersed with a general afterthought of a soldier, former adherent of Towianism. The father, watching at the hospital by his dying son, asks him, out of soldier s curiosity, about his attitude to killing. Quite unexpectedly, the reply given by the son becomes a powerful coda crowning this unfinished text.
Rkps BPP 480, s. 1497.
252
Wiek XIX. Rocznik Towarzystwa Literackiego im. A. Mickiewicza, Rok II (XLIV) 2009
PRZEK£ADY
CLAUDE PICHOIS, JEAN-PAUL AVICE, BAUDELAIRE. S£OWNIK (FRAGMENTY)*
Sztuka czysta Czym jest sztuka czysta wedle koncepcji nowoczesnej? Tworzeniem sugestywnej magii, w której zawiera siê przedmiot i podmiot zarazem, wiat zewnêtrzny artysty i on sam 1 pisa³ Baudelaire w swoim niedokoñczonym eseju Sztuka filozoficzna, w którym d¹¿y³ do potêpienia herezji polegaj¹cej na wdzieraniu siê do sztuki dyscyplin, które nie s¹ jej domen¹: im bardziej sztuka [ ] oderwie siê od nauczania, tym bardziej zbli¿y siê ku czystemu i bezinteresownemu piêknu 2. W jego uwagach dotycz¹cych poezji odnajdujemy nieustanne potêpienie herezji dydaktyzmu sztuki, która poci¹ga za sob¹ jako nieuchronne nastêpstwo herezje namiêtno ci, prawdy i moralno ci (Nowe notatki o Edgarze Poe3). Stwierdzenie to Baudelaire rozwinie, pisz¹c o Teofilu Gautierze, aby wyznaæ: Dla tych nielicznych, którzy chc¹ zst¹piæ w g³¹b siebie, badaæ sw¹ duszê i przywo³ywaæ wspomnienia uniesieñ, poezja nie ma innego celu poza sam¹ sob¹ , * Dictionnaire Baudelaire, Tusson/Charente, Éd. du Lerot, 2004, s. 26-27, 310-311, 356-358, 393-396. T³umaczenie za pozwoleniem autorów. 1 Cyt. za: Ch. Baudelaire, Sztuka filozoficzna, w: tego¿, Rozmaito ci estetyczne, wstêp i przek³. J. Guze, Gdañsk 2000, s. 225. 2 Tam¿e, s. 226. 3 Cyt. za: Ch. Baudelaire, Nowe notatki o Edgarze Poe, w: tego¿, Sztuka romantyczna. Dzienniki poufne, przek³. i oprac. A. Kijowski, Warszawa 1971, s. 119.
254
nie wnosi ona Prawdy o przedmiocie, nie ma w sobie nic prócz Poezji samej 4. Idea ta powraca tak czêsto, ¿e mo¿na by³oby uznaæ j¹ za sedno my li poety. Tu triumfuj¹ca poezja nie ma innego celu, poza sob¹ sam¹ 5, napisa³ o Leconte do Lisle u, i co te¿ zawsze bêdzie powtarza³, broni¹c czysto ci i autonomii sztuki, literatury oraz poezji: Jak mogli cie nie odgadn¹æ, ¿e Baudelaire chcia³ powiedzieæ: Auguste Barbier, Th. Gautier, Banville, Flaubert, Leconte de Lisle to w³a nie jest literatura czysta? 6 Wielu krytyków porównywa³o Baudelairowsk¹ ideê poezji czystej, niemaj¹cej innego celu poza sob¹ sam¹, do Kantowskiej celowo ci bez celu w sztuce. Mimo w¹tpliwo ci, czy Baudelaire kiedykolwiek czyta³ Kanta, zainteresowanie budz¹ drogi, jakimi teoria ta dotar³a do poety. Bez wzglêdu na to, czy po rednictwo by³o anglosaskie (Poe, Coleridge), czy francuskie (Pani de Staël, Victor Cousin, Jouffroy, etc.) choæ nawiasem mówi¹c, trudno ustaliæ, czy poeta rzeczywi cie z nich czerpa³ my l ta wywodzi siê ze róde³ niemieckiego romantyzmu, takich jak Ateneum , Jena, Schelling, i przez nie prowadzi do Kanta. Zastanawiaj¹c siê nad rozwojem tej my li i k³ad¹c szczególny nacisk na wp³yw Victora Cousina do którego jednak¿e Baudelaire, nie gustuj¹c w eklektyzmie 7, nie odwo³ywa³ siê nigdy Dominique Combe ukazuje, w jaki sposób dziêki Baudelaire owi teoria podjêta przez jego uczniów zyska³a szansê na rozwój. Badacz stwierdza: W pewnym sensie nowoczesna definicja poetycko ci, która wykazuje tendencjê do zlewania siê z dawnym rodzajem »liryki«, osi¹ga szczyty Kantowskiej estetyki »celowo ci bez celu« i »bezinteresowno ci«, odziedziczonej po Baudelairze. Baudelaire, do którego nieustannie odwo³uj¹ siê Mallarmé i Valéry, zapewnia³ ci¹g³o æ miêdzy postkantowskim romantyzmem a symbolizmem i pó niej miêdzy awangard¹ dadaistyczn¹ i surrealistyczn¹ . Dominique Combe nie omieszka³ przypomnieæ tak¿e innej my li Baudelaire a tej, która w ród entuzjazmu roku 1848 i kilku latach nastêpnych stanowi³a silny kontrapunkt dla idei sztuki czystej; przywo³uje on pierwszy tekst Baudelaire a, po wiêcony Pierre owi Dupont: Dziecinna utopia szko³y »sztuki dla sztuki«, wykluczaj¹ca moralno æ, a czêsto tak¿e namiêtno æ, musia³a staæ siê 4 Por. Ch. Baudelaire, Teofil Gautier, przek³. A. Kijowski, w: tego¿, Sztuka romantyczna, przek³. i wstêp A. Kijowski, Gdañsk 2003, s. 120. 5 Cyt. za: Ch. Baudelaire, Leconte de Lisle, w: tego¿, Sztuka romantyczna , s. 221. 6 Tu i dalej brak przypisu przy t³umaczeniu z Baudelaire a oznacza mój przek³ad. Zob. Ch. Baudelaire, Correspondance, t. 2, oprac. C. Pichois i J. Ziegler, Bibliothèque de la Pléïade 1999. 7 Zob. Ch. Baudelaire, Salon 1846, w: tego¿, Rozmaito ci estetyczne , s. 126-127.
255
ja³owa. Pope³nia³a jawne wykroczenie przeciw duchowi ludzko ci 8, ale móg³by te¿ powo³aæ siê na gwa³towny sprzeciw Szko³y pogañskiej wobec upodobania wy³¹cznie formy. Dominique Combe mówi wiêc o ca³kowitym zwrocie, ale lepiej by³oby widzieæ miêdzy tymi dwiema przeciwstawnymi postawami nieustanne napiêcie dwóch mi³o ci . Jak¿e wiêc czytaæ Kwiaty z³a czy Paryski splin, w jaki sposób szukaæ fundamentów tej filozofii w poezji Baudelaire a, nie maj¹c w pamiêci wyznania dotycz¹cego tej ksi¹¿ki okrutnej Kwiatów z³a, jakie poeta uczyni³ w li cie do Ancelle a z 18 lutego 1866 roku,: bêdê zaklina³ siê na wszystkie wiêto ci, ¿e jest to ksi¹¿ka »sztuki czystej« [ ] i bêdê k³ama³ jak z nut ?9. D. Combe, L esthétique kantienne et la genèse de l Art pur : Baudelaire et le romantisme, w: Modernité et Romantisme, Champion 2001.
Nowoczesno æ Rzadko które s³owo wywo³a³o tyle logomachii i potok s³ów absorbuj¹cych nawet czytelników dalekich Baudelaire owi (który sam u¿ywa³ go ostro¿nie). Nowoczesne jest, je li mo¿na siê tak wyraziæ dawne, gdy¿ Spór Starych i M³odych10 wszczêty zosta³, z historycznego punktu widzenia, ju¿ w XVII wieku i pozostaje wieczny w sensie ideologicznym. Nowoczesno æ jest wie¿a. Jednym z pierwszych, którzy u¿ywali tego pojêcia, by³ Balzak pos³uguj¹cy siê nim od lat dwudziestych XIX wieku. Tak¿e Gautier wyprzedzi³ Baudelaire a, zanim ten napisa³ w latach 1858-1860 Malarza ¿ycia nowoczesnego, tekst opublikowany wy³¹cznie na ³amach Le Figaro w listopadzie i grudniu 1863 roku. Rozdzia³ IV zatytu³owany zosta³ Nowoczesno æ, lecz w samym tytule szkicu termin ten zosta³ u¿yty dopiero nieco pó niej, gdy Baudelaire sporz¹dzi³ plan swych dzie³ zebranych: Malarz ¿ycia nowoczesnego11. Od pierwszego rozdzia³u ujawniane jest nastêpuj¹ce rozró¿nienie: Piêkno sk³ada siê z elementu wiecznego, niezmiennego, którego ilo æ jest nader trudna do okre lenia, i elementu zmiennego, zale¿nego od okoliczno ci, takich jak moda, moralno æ, namiêtno æ, wziête oddziel-
8 Cyt.
za: Ch. Baudelaire, Piotr Dupont, w: tego¿, Sztuka romantyczna , s. 51. Baudelaire, Correspondance, t. 2, s. 610. 10 W oryginale gra s³ów: Spór Dawnych i Nowoczesnych . 11 W³a ciwie: Malarz nowoczesno ci. Jednak wydanie z 1925 roku podaje tytu³ Malarz ¿ycia nowoczesnego. 9 Ch.
256
nie lub wszystkie razem 12. Rozró¿nienie to nie jest szczególnie oryginalne mog³o pojawiæ siê w momencie, gdy do estetyki zacz¹³ przenikaæ relatywizm (za spraw¹ ksiêdza Du Bos czy Pani de Staël). W IV rozdziale Malarza ¿ycia nowoczesnego Baudelaire precyzowa³ pojêcie nowoczesno ci , niuansowa³ je, dodaj¹c i¿ element przemijaj¹cy rodzi tajemnicze piêkno (wyra¿enie to zostaje u¿yte dwa razy na jednej stronie), które stwarza arcydzie³o. Jest oczywiste, ¿e to Baudelaire nada³ nowoczesno ci obecne znaczenie i jako pierwszy u¿y³ tego pojêcia w znaczeniu kategorii literackiej i artystycznej. Trudno jest jednak zastosowaæ tê teoriê do jego w³asnej poezji. Nowoczesno æ Kwiatów z³a to wyobra¿enia i ich zderzenia, ironia oraz halucynacje, których nie mo¿na przecie¿ przyrównaæ do pierwiastka zale¿nego od okoliczno ci , a trudno za ich zas³on¹ dostrzec wieczne Piêkno.
Fotografia Stosunek Baudelaire a do fotografii znamy przede wszystkim z procesu , jaki wytoczy³ on temu uwa¿aj¹cemu siê za sztukê rzemios³u w Salonie 1859 (Nowoczesna publiczno æ i fotografia13). Baudelaire, uznaj¹c u¿yteczno æ fotografii w dziedzinie nauki, techniki czy nawet historii, oskar¿y³ j¹ o to, ¿e chce rywalizowaæ ze sztuk¹ mimo, i¿ fotografia nie mo¿e wyraziæ tego, co nieuchwytne , przynale¿ne do wiata wyobra¿eñ i duszy. Wszystko za , co uchwyci, sprowadza do bezwarto ciowych form materii , jak mo¿na by³oby powiedzieæ, cytuj¹c okre lenie Mallarmégo, oddaj¹ce pozytywistyczny klimat epoki Baudelaire a, w której ani pod skalpelem biologa, ani na powlekanych kolodium delikatnych p³ytkach nie objawia³ siê ¿aden lad duszy oraz niegdysiejszego Boga którego nale¿a³o szybko, z satysfakcj¹ b¹d z trwog¹, odnajdywan¹ czy to u Baudelaire a, czy te¿ w szaleñstwie Nietzschego, odes³aæ do krainy iluzji i marzeñ. Przeciwwag¹ dla tego oskar¿enia fotografii jest, ogólnie rzecz bior¹c, blisko æ stosunków pomiêdzy Baudelairem i Nadarem, oczywista potrzeba poety, ¿eby byæ fotografowanym, a tak¿e jego znajomo æ sztuki fotografowania, której dowód daje w swym li cie do matki, pisanym 23 grudnia 1865 roku14, i w któ12 Cyt. za: Ch. Baudelaire, Malarz ¿ycia nowoczesnego, w: tego¿, Rozmaito ci estetyczne , s. 311. 13 Zob. Ch. Baudelaire, Nowoczesna publiczno æ i fotografia, tam¿e. 14 Ch. Baudelaire, Correspondance, t. 2, s. 554.
257
rym prosi³ j¹ o portret. Udzielane jej rady wiadcz¹ o zainteresowaniu poety t¹ technik¹: Tylko w Pary¿u wiedz¹, jak osi¹gn¹æ to, czego sobie ¿yczê, to jest portret dok³adny, lecz nieostry jak rysunek . Skoro Baudelaire wiedzia³, ¿e istniej¹ li fotografowie, którzy za udany uznaj¹ wizerunek, na którym ka¿da brodawka, zmarszczka, niedoskona³o æ, ca³a pospolito æ twarzy staj¹ siê bardzo widoczne , przesadne , oznacza to, ¿e poeta wierzy³ w istnienie tak¿e dobrych fotografów; o ile ci nieudolni wydobywaj¹ na wiat³o dzienne jedynie uprzedmiotowion¹ materiê fotografowanego podmiotu, o tyle ci drudzy potrafi¹ uchwyciæ nieuchwytne tj. istnienie ludzkich d¹¿eñ i wyraziæ wiêcej ni¿ sam¹ tylko materialno æ. Baudelaire zamawia³ swoje fotografie du¿o czê ciej ni¿ inni pisarze jego epoki. Co najmniej trzej fotografowie podjêli siê tego niemo¿liwego wed³ug Courbeta zadania dla malarza, a mianowicie próby uchwycenia portretu cz³owieka, który zmienia siê ka¿dego dnia . Tak wiêc Carjat wykona³ co najmniej trzy portrety w latach 1862-1863 oraz co najmniej dwa pó niejsze na ostatnim z nich odda³ ju¿ nieobecne spojrzenie Baudelaire a. Znamy tak¿e dwa portrety datowane w przybli¿eniu na rok 1865, które zrobione zosta³y przez belgijskiego fotografa o nazwisku Neyt, i oczywi cie przynajmniej sze æ portretów autorstwa Nadara, pochodz¹cych z lat 1855-1862, które jednoznacznie zadaj¹ k³am potêpieniu fotografii przez Baudelaire a: tak silny jest ogieñ ¿ycia, który uchwyci³y w tym przejmuj¹cym spojrzeniu. Tylko jeden z fotografów który oceniony zosta³ jako nieudacznik i d³ugo uwa¿any by³ za amatora, gdy¿ Baudelaire poruszy³ siê w trakcie ujêcia prawdopodobnie utrwali³ nieuchwytne, utrafi³ w nieostro æ rysunku, wieczno æ przemijania , dowodz¹c ¿e w³a nie fotografowie, ci przegrani malarze , mogli oddaæ to, czego Baudelaire nie móg³ oczekiwaæ od prawdziwego malarza, malarza ¿ycia nowoczesnego , o którym marzy³ w swym tek cie o Guysie. Jednym z najlepszych przyjació³ Baudelaire a by³ Nadar nale¿¹cy do grona nielicznych, którzy byli z nim na ty . Ich relacja sprawia, ¿e jeszcze wiêkszej dwuznaczno ci nabiera starcie mi³o ci z nienawi ci¹, które zachodzi pomiêdzy fascynuj¹c¹ Baudelaire a ide¹ i fotografi¹; to w³a nie pasjonuj¹ca analiza wiersza Marzenie ciekawego, przedostatniego w tomie wydanych w 1861 roku Kwiatów z³a (któr¹ Jérôme Thélot opublikowa³ w 1999 roku w numerze 6. czasopisma Études photographiques), podsuwa niezwyk³¹ my l, i¿ ta dyskusja, ta walka miêdzy poezj¹ a fotografi¹, mog³a siê rozegraæ nawet w samym wierszu. Jérôme Thélot, odwo³uj¹c siê do sugestii Érica Darragona, wskazuje na fakt nieodnotowany dotychczas przez ¿adnego z badaczy: ¿e wiersz ten, dedykowany Feliksowi Nadarowi, relacjonuje sesjê fotograficzn¹, która mia³a miejsce w pra-
258
cowni adresata dedykacji. W rezultacie wiêc omawiany wiersz staje siê refleksj¹ nad sztuk¹ , któr¹ przedstawia. Jérôme Thélot bada w swym artykule relacje zachodz¹ce pomiêdzy fotografi¹, erotyk¹ i mierci¹. Wykazuje on, ¿e konflikt, jaki rodzi siê na linii fotografia sztuka, zosta³ usytuowany przez Baudelaire a na p³aszczy nie religijnej. W 1859 roku Baudelaire potêpi³ fotografiê, jako now¹ religiê Boga zemsty, którego Mesjaszem sta³ siê Daguerre; zdaniem poety, religia ta ma pozwoliæ zadowolonym z postêpu i demokracji (tej dyktatury opinii ) ludziom na zaspokojenie ba³wochwalczych apetytów oraz narcyzmu, gdy¿ umo¿liwi im ona uwielbianie niczym bo¿ków swych trywialnych wizerunków utrwalonych na metalu. Walter Benjamin podda³ analizie tryumf fotografii i utratê tego, co nazywa³ aur¹ , uznaj¹c to za ostateczny rozrachunek z romantycznymi warto ciami zwi¹zanych z pojêciami geniuszu, kreacji, tajemnicy , etc., za desakralizacjê sztuki i bez w¹tpienia poezji, co zdaje siê równie¿ ilustrowaæ poemat proz¹ Utrata aureoli. Baudelaire odczuwa³ to byæ mo¿e z jeszcze wiêksz¹ niechêci¹, ale te¿ przeczuwa³ (o czym zapomnia³ Benjamin) detronizacjê utraconych warto ci w dziedzinê fotografii, dzi z kolei sakralizowanej co dowodzi, ¿e Baudelaire nie myli³ siê, mówi¹c o ba³wochwalstwie nowych czcicieli s³oñca . Jérôme Thélot, La photografie comme fleur du Mal, Études photographiques 1999, nr 6.
Realizm Na trzy dni przed terminem, w którym Baudelaire mia³ stawiæ siê przed szóst¹ izb¹ poprawcz¹, 17 sierpnia 1857 roku, podczas dorocznego otwartego posiedzenia piêciu akademii hrabia de Montalembert napiêtnowa³ realizm, okre laj¹c go jako zaborczy empiryzm, który uczy os³ab³e pokolenia wyrzeczenia siê gustu i moralno ci, rozumu i honoru, sumienia i wiary. Pod nazw¹ »realizmu«, s³owa jeszcze nie tak barbarzyñskiego jak sama sprawa, ten miertelny wp³yw zatruwa literaturê, sztukê a nawet filozofiê . Przeciwstawiaj¹c nowe trendy poprzedniej generacji romantyków, generacji Chateaubrianda czy Pani de Staël, Montalembert wytoczy³ prawdziwe oskar¿enie przeciwko temu os³ab³emu pokoleniu, które zdaje siê ju¿ gin¹æ, obojêtne i znu¿one, odwracaj¹c oczy od jakiegokolwiek wznios³ego celu, od jakiejkolwiek osobistej odpowiedzialno ci, pokolenie oziêb³e i nieufne wobec wszystkiego, co wznosi siê ponad przeciêtno æ, ba³wochwalcze wobec si³y i t³umu, który jest jego symbo-
259
lem 15. Trzy dni pó niej, nawet je li z trudem przychodzi nam zrozumieæ, w jaki sposób oskar¿enia formu³owane przez Montalemberta mog¹ dotyczyæ Kwiatów z³a, nawet je li mowa oskar¿ycielska pana Pinarda nie zawiera³a s³owa realizm , motywem wyroku z procesu o Kwiaty z³a jest oskar¿enie ich o grubiañski i obra¿aj¹cy skromno æ realizm . Mo¿na wiêc przypuszczaæ, ¿e echa mowy Montalemberta nie by³y z ducha obce tamtemu wyrokowi16. Ju¿ proces Flauberta tyczy³ siê realizmu, za w wyroku uniewinniaj¹cym mie ci³a siê wzmianka na temat wulgarnego i czêstokroæ szokuj¹cego realizmu w Pani Bovary; nadal panowa³ porz¹dek moralny i jedynie Baudelaire dziwi³ siê, gdy Champfleury uprzedza³ go, i¿ dostanie z pewno ci¹ wyrok skazuj¹cy za realizm . Stronnictwo realistów zrobi³o Baudelaire owi zaszczyt, uznaj¹c go za jednego ze swych cz³onków choæ zawsze stara³em siê nañ nie zas³u¿yæ 17, jak u ci la³ poeta w artykule Bo jest w tym realizm. Nie przekona³o to jednak wrogów realizmu, którzy robili mu ten sam zaszczyt , licz¹c go pomiêdzy naj wiatlejszych jego wrogów. Mo¿na by³oby porównaæ zamiary Montalemberta z podziêkowaniami za przes³anie Kwiatów z³a, jakie Astolphe de Custine kierowa³ do Baudelaire a zaledwie dzieñ wcze niej, 16 sierpnia 1857 roku: Niczym wierne zwierciad³o odbija pan ducha chorych epoki i kraju, za si³a pañskich okre leñ czêsto ka¿e mi z przera¿eniem cofaæ siê przed rzeczami, które pan tak chêtnie odmalowuje [ ]. Nale¿y wspó³czuæ epoce, w której duch i talent tak wysokiego poziomu, teraz upad³y tak nisko, ¿e znajduj¹ upodobanie w kontemplacji tego, co nale¿a³oby raczej zostawiæ w zapomnieniu ni¿ unie miertelniaæ. Widzi Pan, ¿e wcale nie jestem realist¹ 18. Na co Baudelaire odpowiada³, notuj¹c na li cie: Ja te¿ nie i tak¿e tutaj z rozdra¿nieniem dziwi³ siê tej zgrzebnej etykiecie, jaka przylgnê³a do uczniów szko³y, od której od zawsze chcia³ siê odci¹æ, i któr¹ nawet potêpia³ ze zjadliwo ci¹ godn¹ samego Montalemberta nawet je li w mniejszym stopniu zosta³a ona naznaczona têsknot¹ za straconymi z³udzeniami romantycznej podmiotowo ci i bardziej dba³a o zrozumienie prawdy chorego wiata, na pró¿no wyczekuj¹cego zmi³owania od lekarza. Analizuj¹c w 1857 roku Pani¹ Bovary, Baudelaire na swój sposób zdefiniowa³ realizm: obrzydliwa obelga rzucona w twarz wszyst15 17 sierpnia 1857 Montalembert wyg³osi³ wobec cz³onków piêciu Akademii mowê przeciwko realizmowi. Zob. Ch. Baudelaire, Sztuka romantyczna , s. 455. 16 Zob. Baudelaire, Études et témoignages, oprac. C. Pichois, Neuchâtel, La Baconnière 1976. 17 Ch. Baudelaire, Bo jest w tym realizm, przek³. T. Swoboda w: tego¿, Sztuka romantyczna, s. 88. 18 Lettres à Charles Baudelaire, red. C. Pichois, V. Pichois, Neuchâtel, La Baconnière Études baudelairiennes IV-V 1973.
260
kim analitykom, s³owo p³ynne i giêtkie, które dla ogó³u nie oznacza nowej metody tworzenia, lecz drobiazgowy opis akcesoriów 19. Zdaniem Baudelaire a, dla Flauberta analityka , podobnie jak dla Poego i niego samego, oznacza to now¹ metodê twórcz¹; dlatego te¿ hañb¹ jest mylenie jej z innym realizmem, pospolitym , nazwanym przez Baudelaire a w 1855 roku zewnêtrzn¹ realno ci¹ (Bo jest w tym realizm) czy pozytywizmem , który by³by tylko opisem okoliczno ci towarzysz¹cych . Baudelaire dobrze wiedzia³, ¿e w tej dwuznacznej definicji realizm zostanie skarykaturyzowany. W 1853 roku Baudelaire zaproponowa³ interpretacjê dwóch tekstów: Historii panny Marietty [Champfleury ego: Histoire de Mademoiselle Mariette] i Scen z ¿ycia cyganerii Henry ego Murgera, w której zawar³ tak¿e opis malarstwa Bonvina cz³onka sekty Realistów 20. W artykule Bo jest w tym realizm Baudelaire umie ci³ Bonvina tu¿ obok Courbeta, gdy wspomina o jego rodzinnej i wiejskiej tematyce 21: lubi przedstawiaæ g³ównie ¿ycie rodzinne i przedmioty domowego u¿ytku . Daj¹c tak upraszczaj¹c¹ definicjê realizmu i zwyczajowo poprzedzaj¹c ten termin prefiksem pseudo- , Baudelaire najwyra niej chcia³ chroniæ s³owo realizm , nadaj¹c mu klarowniejsze znaczenie: Ka¿dy dobry poeta by³ zawsze realist¹ 22 oraz: Poezja jest tym, co najbardziej realne, tym, co najzupe³niej prawdziwe wy³¹cznie w innym wiecie . Nie oskar¿a³ on pozytywistów o poszukiwanie realno ci, lecz o ograniczenie obszaru rzeczywisto ci. Tak wiêc w imiê prawdy mniej zale¿nej od okoliczno ci towarzysz¹cych, traktuje ich jako pseudorealistów czyli k³amców; tacy reali ci niczym ro lino¿erni pejza¿y ci to k³amcy, w³a nie dlatego, ¿e poniechali k³amstwa 23, wed³ug s³ów Baudelaire a z Salonu 1859. Oznacza to zatem, ¿e w ich przekonaniu istnieje prawdziwy realizm, jednak¿e zarówno stenografowanie rzeczywisto ci, którego chcia³ Champfleury, jak i wyszydzony przez Nervala w Nocach pa dziernikowych dagerotyp prawdy , nie mog¹ oddaæ wiata takim, jakim on jest, ani te¿ uchwyciæ go takim, jakim by³by , gdyby patrz¹cy podmiot nie istnia³. Tak wiêc Baudelaire k³amliwemu realizmowi przeciwstawi³ inny realizm któremu nie wystarcza okre lenie go now¹ metod¹ twórcz¹ , która prowadzi³aby ku literaturze czystej, innemu k³amstwu , poniewa¿ to wymaga z kolei akceptacji warunków ¿ycia, uciele nienia poezji. Krytyka fotograficznej bezstronno ci 19 Ch. Baudelaire, Pani Bovary Gustawa Flauberta, przek³. A. Kijowski, w: tego¿, Sztuka romantyczna , s. 99. 20 Ch. Baudelaire, Bo jest w tym realizm, przek³. T. Swoboda, tam¿e, s. 449. 21 Tam¿e, s. 86. 22 Tam¿e, s. 87. 23 Ch. Baudelaire, Salon 1859 w: tego¿, Rozmaito ci estetyczne , s. 294.
261
nie ma wiêc na celu obrony osamotnionej romantycznej podmiotowo ci, lecz przeciwnie: oskar¿a realizm o narcyzm, zarówno w dziedzinie malarstwa, jak i literatury czy fotografii. Podobnie jak dogmatycy nowej religii fotografii zostali oskar¿eni o uwielbienie dla swych trywialnych wizerunków na metalu , tak i formu³a u¿yta w Belgii przeciwko uczniom Courbeta, a mianowicie: Malowaæ wy³¹cznie to, co siê widzi, oznacza zatem, ¿e wy malujecie wy³¹cznie to, co ja widzê , k³adzie nacisk na ba³wochwalstwo wobec ja , które odrzuca inno æ. Tej filozofii à la Courbet , temu realizmowi bêd¹cemu anty-nadnaturalizmem przeciwstawia³ Baudelaire wyobra niê, sztukê czyst¹ wed³ug koncepcji wspó³czesnej, sugestywn¹ magiê zawieraj¹c¹ w sobie jednocze nie przedmiot i podmiot , która nie jest oderwanym od wiata marzeniem, lecz relacj¹ wymagaj¹c¹ wyrzeczenia siê siebie, wspó³odczuwania z innym. Niemniej jednak, od Spleenu i idea³u po Obrazy paryskie, to w³a nie Kwiaty z³a s¹ wyrazem wznios³o ci, w przeciwieñstwie do tego, o czym my la³ mo¿e Baudelaire w m³odo ci, a co mo¿na osi¹gn¹æ jedynie stawiaj¹c czo³a z³u, i przemieniaj¹c b³oto codzienno ci w z³oto poezji. Realno æ w swej trywialno ci nieustannie przywo³uje tam do porz¹dku ka¿dego, kogo skusi³aby zbyt ³atwa ucieczka w ponadczasow¹ wznios³o æ, to w³a nie odruch wspó³czucia wobec wygnañców do chorego wiata, odruch zrzeczenia siê godno ci poetyckiej na rzecz innych. Wierne lustro chorego wiata jak mówi³ o Baudelairze de Custine, który podobnie jak Montalembert najwyra niej wola³ lustra niewierne. Na ten zarzut nale¿a³oby jednak odpowiedzieæ s³owami listu wys³anego do Barbeya przez Custina kilka dni po procesie: Nasi purytanie w czarnych sukniach uparcie chc¹ uczyniæ z tego wiata klasztor kszta³c¹cy dziewczêta. Mo¿na by³oby tam nie zauwa¿aæ istnienia z³a, tylko baæ siê go lub nienawidziæ. Je li wykluczamy z literatury obrazy niedoskona³o ci, trzeba zrezygnowaæ nie tylko ze sztuki, lecz i z religii i rozpocz¹æ od zrozumienia Biblii 24 Je li realizm jest sprzeciwem wobec niezauwa¿ania Z³a, je li obrazy niedoskona³o ci s³u¿¹ wywo³ywaniu strachu i nienawi ci, je li wiêc mo¿na pozwoliæ sobie na porównanie Kwiatów z³a do bardzo uduchowionego realizmu Biblii mo¿e uznaæ Baudelaire za honor niegodne obelgi purytan w czerni. Szkoda jedynie, ¿e Montalembert czy Pinard nie zostali obdarzeni inteligencj¹ krytyczn¹ Custine a czy Barbeya. É. Bouvier, La Bataille réaliste (1844-1857), Fontemoing 1914; C. Pichois, Baudelaire, Études et témoignages, red. C. Pichois, Neuchâtel, La Baconnière 1976.
prze³o¿y³a Monika Soja-Niciñska 24 Lettres
à Charles Baudelaire, s. 48.
262
Wiek XIX. Rocznik Towarzystwa Literackiego im. A. Mickiewicza, Rok II (XLIV) 2009
RECENZJE I PRZEGL¥DY
Marek Kwapiszewski, Pó ny romantyzm i Ukraina. Z dziejów motywu i ¿ycia literackiego, Wydawnictwo IBL PAN, Warszawa 2006, ss. 190. Syn Antoniego Malczewskiego, równie¿ poeta August Antoni Jakubowski jeden ze swoich wietniejszych utworów zatytu³owany Bunty Chmielnickiego. Epizod z poematu rozpoczyna³ znamienn¹ fraz¹: Grzmiæ srog¹ burz¹ w stepach Ukrainy, / Delfinem nurzaæ siê w Dniepru g³êbiny 1. Chcia³bym te wersy potraktowaæ i jako motto, i jako metaforê czego zupe³nie innego, a mianowicie sytuacji w polskich badaniach nad szko³¹ ukraiñsk¹ w literaturze polskiej i jej dziejach ju¿ po powstaniu listopadowym. Mam otó¿ wewnêtrzne przekonanie, i¿ literaturoznawstwo polskie drugiej po³owy XX wieku ani nie zagrzmia³o burz¹ pomys³ów, nie mówi¹c ju¿ o publikacji monografii, ani te¿ nie zanurzy³o siê delfinem czy w ogóle jakkolwiek w przebogat¹ spu ciznê ukraiñskiej szko³y. Wyj¹tki chwalebne to niestrudzona dzia³alno æ naukowa i organizacyjna profesora Stanis³awa Makowskiego2 i stanowi¹ca tu przedmiot mej refleksji praca Marka Kwapiszewskiego Pó ny romantyzm i Ukraina. Tym wiêksze uznanie nale¿y siê badaczowi, który nie tylko podj¹³ to 1 A.
A. Jakubowski, Poezje, wyda³ i oprac. J. Ma lanka, Kraków 1973, s. 30. odnotowania s¹ tu takie dokonania profesora Makowskiego jak wspania³y, bogaty i znakomicie wydany tom Krzemieniec. Ateny Juliusza S³owackiego, red. S. Makowski, Warszawa 2004. Uka¿¹ siê wkrótce dziêki wysi³kom redakcyjnym Urszuli Makowskiej materia³y z ostatniego ju¿ przedsiêwziêcia naukowego Profesora: warszawskiej sesji naukowej po wiêconej problematyce ukraiñskiej: Szko³a ukraiñska w romantyzmie polskim, Warszawa 9-10 listopada 2007, Uniwersytet Warszawski. 2 Godne
264
wyzwanie mimo niezbyt krzepi¹cej sytuacji na naszym gruncie, ale w pewien sposób odpowiedzia³ na niezwykle dynamicznie rozwijaj¹ce siê na Ukrainie badania nad co trzeba podkre liæ polskimi pisarzami lub twórcami dwujêzycznymi, nale¿¹cymi do obu kultur. Niezwykle wiele osi¹gniêæ na tym polu ma o rodek kijowski skupiony wokó³ profesora Ro cis³awa Radyszewskiego z Katedry Polonistyki Narodowego Uniwersytetu imienia Tarasa Szewczenki. Wyda³ on ju¿ kilka tomów po wiêconych polskim i polsko-ukraiñskim pisarzom, zorganizowa³ konferencjê o ukraiñskiej szkole w poezji polskiej3. Powstaje od kilku lat polonistyka we Lwowie. W Tarnopolu wydano ogromny tom Ateny Wo³yñskie 1805-18334. Wreszcie ostatnio Wo³odymyr Jerszow wyda³ imponuj¹cy tom Polska literatura Wo³ynia doby romantyzmu: genologia pamiêtnikarstwa5. Wszystkie te zjawiska ka¿¹ zapytaæ, dlaczego w Polsce zainteresowanie np. Fiszem, Padurr¹, Czajkowskim jest nik³e? Wydaje siê, ¿e niezbyt pilnie odrobili my tê lekcjê, nie wiemy nawet, czy samo urodzenie pisarza, choæby na Wo³yniu czy Kijowszczy nie, czyni ju¿ z niego reprezentanta szko³y ukraiñskiej. Bo nie by³ nim na pewno urodzony na Wo³yniu, m³odo zmar³y Edward ksi¹¿ê Lubomirski, mo¿e pierwszy u nas romantyk Czy wszystko mo¿na t³umaczyæ syndromem wielkiego romantyzmu, skoncentrowanego na wieszczach, romantyzmem, który wyda³ a¿ nazbyt wielu zdolnych pisarzy? Dlaczego dobrze rozwijaj¹ siê badania nad szko³¹ ukraiñsk¹ przed 1830 rokiem, publikowane s¹ wci¹¿ rozprawy o Marii Malczewskiego, o Goszczyñskim, Zaleskim, ale brak ju¿ lub znacznie mniej znajdziemy rozpraw o Goszczyñskim z lat pó niejszych o pisarzu emigrancie, który nawet w okresie towianistycznym nie wyzby³ siê swego ukraiñskiego pochodzenia6. Lukê tê na jaki czas w stopniu wielkim wype³nia ksi¹¿ka Marka Kwapiszewskiego, praca nie maj¹ca ambicji monograficznych, ale monografi¹ w rzeczy samej bêd¹ca. Badacz nader minimalistycznie (a w ogóle zbyt skrótowo) okre la cele swego zamys³u interpretacyjnego: Prezentowana ksi¹¿ka, zamierzona jako cz¹st3 Z prac R. Radyszewskiego: Romantyzm: mi¿ Ukrainou ta Polszeu, Kijów 2003; Ukraiñsko-polski literaturni konteksti, Kijów 2003; J. S³owacki, Poezje, wstêp R. Radyszewski, Kijów 1999. 4 Tom ów zawiera prace ukraiñskich i polskich uczonych: Ateny Wo³yñskie 1805-1833. Zbiór prac naukowych, red. S. Makowski i W. Sobczuk, Tarnopol 2006, s. 302. 5 W. Jerszow, Polska literatura Wo³yni dobi romantizmu: gieno³ogija miemuaristicznosti, ¯ytomierz 2008, ss. 620. 6 Interesowa³oby mnie tu w szczególno ci nastêpuj¹ce zagadnienie: jaki obraz Wo³ynia, Podola, Kijowszczyzny kszta³tuje siê w wyobra ni polskich emigrantów z tych ziem siê wywodz¹cych.
265
kowy wk³ad do przysz³ego, syntetycznego ujêcia romantycznego uniwersum polsko-ukraiñskiego, chcia³aby tê lukê wype³niæ (s. 5). Wstrzemiê liwo æ badacza idzie zbyt daleko, tego typu modestia wcale nie jest tu potrzebna. Studia Kwapiszewskiego, choæ niezbyt liczne i niezbyt piesznie publikowane, zyska³y rezonans tak w ród badaczy ze Wschodu (Wo³odymyr Jerszow), jak po ród uczonych z Zachodu (German Ritz) zainteresowanych ukraiñskim tematem7. Kwapiszewski przywraca bowiem pamiêci historycznoliterackiej trzy rodzaje zjawisk najnies³uszniej z niej wyrugowanych. Po pierwsze, zjawiska maj¹ce niegdy ogólnonarodowy rezonans, a potem zapomniane w innym historycznym kontek cie. To przypadek powie ci Wernyhora Micha³a Czajkowskiego. Samej postaci Wernyhory po wiêcono u nas niema³o prac, ale niezwykle ongi popularna powie æ (s. 5) popad³a w zapomnienie. Po drugie, studium przynosi sylwetki Antoniego Marcinkowskiego, wietnego krytyka, i Zenona Fisza, wybitnego pisarza. To persony nader niegdy prominentne w wiecie ukraiñskopolskim, dzi nieznane, zapomniane przez czytelników, ale niestety i badaczy. Osobi cie, gdy uwzglêdniæ jego podró¿opisarstwo, uzna³bym Zenona Fisza za osobowo æ w ogóle najwybitniejsz¹ w tej formacji kulturowej8. Po trzecie, nie sposób nie zauwa¿yæ, z jak¹ pasj¹ Kwapiszewski, badacz wolny od apologetycznych predylekcji, mimo wszystko pokazuje warto æ, nie tylko za historycznosocjologicznie okre lon¹ wa¿ko æ pisarstwa Micha³a Czajkowskiego. Ten wysi³ek badacz uzupe³nia prób¹ konfrontacji polskich wyobra¿eñ o Ukrainie, czêsto zmityzowanych, zastyg³ych w stereotypie ze spojrzeniem z zewn¹trz: prac¹ Daniela Beauvois9. Obraz by³by pe³niejszy, gdyby my znale li w ksi¹¿ce tak¿e krytycznie omówione spojrzenie kogo z Ukrainy, reprezentanta tamtejszej humanistyki. Kolejne partie pracy po wiêcono wiêc Kozakowi romantycznemu, Powie ci historycznej z tez¹ (Wernyhora), Kozackiej autolegendzie (Czajkowski wobec Ukrainy i prawos³awia), Portretowi pisarza kresowego (Fisz), drodze Od Alberta Gryfa do Antoniego Nowosielskiego (Marcinkowski), wreszcie Szlachcicowi, ch³opu pañszczy nianemu i rewizorowi (rzecz o Danielu Beauvois). Pra7
Zob. W. Jerszow, Polska literatura ., s. 527, 535, 536, 539; G. Ritz, Postaæ Kozaka pomiêdzy mitem a histori¹ w polskiej literaturze romantycznej, w: Opowiedziany naród. Literatura polska i niemiecka wobec nacjonalizmów XIX wieku, red. I. Surynt, M. Zybura, Wroc³aw 2006, s. 123, 124, 130-132. 8 Za znakomite bowiem uwa¿am jego dzie³o podró¿opisarskie: Z. L. Fisz [T. Padalica], Listy z podró¿y, t. 1-3, Wilno 1859. Z Kwapiszewskim podzielam te¿ przekonanie, i¿ Nestor Pisanka to utwór wietny. 9 D. Beauvois, Polacy na Ukrainie 1831-1863. Szlachta polska na Wo³yniu, Podolu i Kijowszczy nie, przek³. E. i K. Rutkowscy, Pary¿ 1987.
266
cê znamionuje wietne opanowanie aparatu terminologicznego dotycz¹cego Wschodu. Nie ma tu równie¿ wysilonej próby przemawiania jakim naukowym ¿argonem. To polszczyzna czysta i bezpretensjonalna; tylko tak¹ mówiæ bowiem mo¿na, nie uchybiaj¹c powadze Sensu przez wielkie S , o wytworach naznaczonych tak¿e na poziomie jêzyka krasowo ci¹. Przywracanie zbiorowej lub tylko naukowej pamiêci zjawisk zapoznanych dokonywaæ siê powinno w jêzyku precyzyjnym, jasnym, choæ te¿ nie unikaj¹cym warto ciowania. I tak jest w studium Kwapiszewskiego. Uczony ma bardzo dobre rozeznanie w tak dzi w Polsce s³abo znanych zjawiskach jak prawos³awie czy kwestia kozacka. Wra¿enie robi b³yskotliwy rozdzia³ Kozacka autolegenda. Micha³ Czajkowski wobec Ukrainy i prawos³awia. Godn¹ dostrze¿enia cech¹ warsztatu uczonego jest tak¿e swoboda, z jak¹ interpretator przechodzi na przemian od zagadnieñ idei, kwestii historycznych do analiz poetyki wzmiankowanych dzie³, co uwidacznia siê szczególniej podczas analiz Wernyhory Czajkowskiego. Jak ka¿da praca, tak i rozprawa Marka Kwapiszewskiego zawiera s¹dy sporne, takie, których niepodwa¿alno æ mo¿na by zakwestionowaæ. Nim zwrócê uwagê na niektóre, chcê podkre liæ, i¿ w ¿adnym przypadku nie ma tu mowy o pochopno ci s¹dów badacza. Przeciwnie nawet te, które odbieram jako dyskusyjne (a nie jest ich znowu¿ tak wiele) konsekwentnie wynikaj¹ z przyjêtej w pracy strategii czytania tekstów. Przyk³ad pierwszy: warto ciowanie twórczo ci m³odego S³owackiego. Badacz zdaje siê tu przyjmowaæ, i¿ m³ody poeta niemal zobowi¹zany jest do kreowania takich postaci, które znamionowaæ musi g³êbia tragicznego prze¿ycia wiata, swego rodzaju wykreowany autentyzm, naturalno æ i jeszcze kulturowo-historyczna prawda. Z tego punktu widzenia patrz¹c, zbyt surowo ocenia ¯mijê: Mimo prób tej bajroniczno-wallenrodycznej stylizacji ¯mija nie prze¿ywa naprawdê udrêk w³asnego ska¿enia moralnego, a motywacjê jego czynów pozbawi³ S³owacki choæby przeb³ysków tragicznego heroizmu. Kozacko æ hetmana okaza³a siê jedynie efektownym sztafa¿em poetyckim (s. 29). Podkre lenie owego naprawdê pochodzi od autora ksi¹¿ki. Otó¿ ju¿ od Szanfarego a¿ po Króla-Ducha tym siê ró¿ni S³owacki od ca³ej polskiej legii imitatorów byronizmu, ¿e nigdzie nie chodzi mu o to, by bohater by³ naprawdê . Ma byæ inny, choæby by³ marionetk¹. Na tej zasadzie przebiera swoich bohaterów w kolejnych powie ciach poetyckich w kostium wschodni, krzy¿acki, mnisi, kozacki, grecki etc., by nigdzie nie byli oni podobni do cz³owieka prawdziwego. Kozacko æ nie jest probierzem g³êbokiej prawdy ja bohatera, które to ja nie chce te¿ byæ tragiczne . Nigdzie nie tworzy S³owacki bohaterów jednoznacznie tragicznych. Ta przebieranka ujawnia bowiem jeden z zasadniczych
267
tematów jego twórczo ci: okre lenie istoty ja , k³opoty z to¿samo ci¹ bohaterów i w konsekwencji samego autora. Na tej samej zasadzie wpisywania S³owackiego w konwencje sztuki logicznej i prawdziwej itp., usi³owano wydobywaæ fabularne, temporalne niekonsekwencje z jego dramatów, gdy tymczasem nie ma on w ogóle predylekcji ani do tworzenia dzie³ z naszego punktu widzenia spójnych i logicznych, ani nie ma takiego zamiaru (tym bardziej dzie³ wyra¿aj¹cych prawdê w naszym jej zdroworozs¹dkowym rozumieniu). Druga uwaga dotyczy³aby pewnej niespójno ci procedury interpretacyjnej i wyprowadzonego z niej wniosku. Otó¿ w znakomitym rozdziale interpretacyjnym Powie æ historyczna z tez¹. O Wernyhorze Micha³a Czajkowskiego Marek Kwapiszewski w szeregu b³yskotliwych analiz przekona³ mnie, i¿ mamy tu do czynienia z dzie³em o nader z³o¿onej strukturze genologicznej, narracyjnie skomplikowanym, takim, gdzie Czajkowski próbowa³ [ ] zsyntetyzowaæ dwie biegunowo odmienne formu³y prozy fabularnej (s. 72), choæ towarzyszy³ temu brak wyra nie skrystalizowanej wiadomo ci artystycznej (tam¿e). Ale, wynika z analiz Kwapiszewskiego, nawet taki estetyczny naturszczyk stworzy³ dzie³o skomplikowane formalnie i ideowo. Tym bardziej nie rozumiem jednej z konkluzji pracy: Tendencyjno æ, przemo¿nie wp³ywaj¹ca na modelowanie bohaterów, konstrukcjê fabu³y i kszta³t narracji, zniszczy³a w Wernyhorze szanse powie ci historycznej; [ ] (s. 80). Na pocieszenie badacz dodaje, i¿: Utwór by³ jednak wa¿nym punktem startowym w dorobku »kozackiego romansisty«, stanowi³ te¿ istotny element w procesie »wyrabiania siê« form prozatorskich (s. 80). Maestria wywodu analitycznego przeczy u Kwapiszewskiego jego w³asnym wnioskom. I bez tego s¹dzê, i¿ by³ Wernyhora osi¹gniêciem ówczesnej prozy. Nie jest obowi¹zkiem pisarza siêganie do wzorców gatunkowych (powie æ historyczna), jakie krytyk sto lat potem uznaje za pierwszorzêdne w epoce. Bardziej tedy przekonuje mnie i zachêca do lektury Czajkowskiego finezja interpretacyjnego wywodu ni li jego konkluzje. Trzecia uwaga: bardzo podoba mi siê polemiczno æ wypowiedzi o ksi¹¿ce Daniela Beauvois. Czasem trzeba siê nie zgadzaæ. ¯a³ujê, i¿ ów w¹tek polemiczny to ledwie pó³torej strony, ¿e nie okre lono tu, na jakich za³o¿eniach Beauvois konstruuje swój antymit wobec polskiego mitu Ukrainy. A przecie¿ Francuz nie pisze z pozycji jakiej absolutnej neutralno ci kulturowej czy ideowej; i trzeba mieæ odwagê to nazwaæ. Na koniec, czyniê to celowo, zostawiam kwestiê metodologiczn¹. W zakresie badañ, jaki obejmuje praca Pó ny romantyzm i Ukraina, mo¿na j¹ uznaæ za wzorcow¹. Bujnie rozwijaj¹ce siê na Ukrainie badania styku kultury oraz lite-
268
ratury polskiej i ukraiñskiej maj¹ tê niew¹tpliwie zaletê, i¿ wydobywaj¹ z niepamiêci twórców czasem trzeciorzêdnych, ale i po wiêcone s¹ twórcom tej miary co Goszczyñski. Inna rzecz, ¿e okazuj¹ siê w niewielkim stopniu dostêpne polonistom, brak bodaj jednej ich antologii. Cechuje niektóre z nich jednak swego rodzaju anachronizm metodologiczny10, a do niedawna jeszcze, co jako zrozumia³e w przypadku m³odej pañstwowo ci ukraiñskiej, dominowa³y g³osy o narodowych powinno ciach literaturoznawstwa, a nawet pojawi³a siê niespodziewana czy te¿ ryzykowna teza o narodowej specyfice teorii literatury, albo przynajmniej pewnych jej aspektów 11. Z drugiej strony badacze spraw polsko-ukraiñskich z Zachodu, nawet bardzo wybitni, nie potrafi¹ uwolniæ siê od obsesji postrzegania kultury polskiej, jako tej, która dokonuje aktu samorozumienia przez kategoriê mesjanizmu. Prowadzi to do s¹dów kuriozalnych. Wszystkie zjawiska t³umaczyæ ma wiêc wtedy wszechobecny mesjanizm, a ciekawe i nowoczesne jest po prostu to, co jest anty- lub przynajmniej niemesjanistyczne, jak w tym oto s¹dzie: Polskie badania nad romantyzmem zwi¹zane z tematem Kozaka koncentrowa³y siê g³ównie na postaci Wernyhory, a wiêc na bohaterze literackim znacznie bardziej odpowiadaj¹cym my leniu w kategoriach mesjanizmu oraz s³owianofilskim pojmowaniu jedno ci Polski i Ukrainy 12. Trudno z tym s¹dem polemizowaæ13. Na tle tak ró¿nych strategii badawczych, w³a ciwie antagonistycznych, metoda Marka Kwapiszewskiego wydaje siê idealnie dobrana do przedsiêwziêcia, jakie podj¹³. Nie tylko nurza siê w Dniepru g³êbiny , jakby powiedzia³ Jakubowski, ale czyni to planowo, z jasno okre lonym celem, posiadaj¹c bardzo dobry warsztat filologiczny. Wydobywanie spod marmurowej p³yty niepamiêci osób i zjawisk godnych uobecnienia w kulturze wymaga bodaj na pierwszym miejscu klarowno ci zamys³u i metody. Nie ma tu tak przez ca³y XX wiek rozpo-
10 Wystarczy przegl¹d przypisów, by zauwa¿yæ, i¿ punkt odniesienia dla badaczy ukraiñskich stanowi czêsto polska literatura naukowa z lat siedemdziesi¹tych. Bez w¹tpienia winny jest tu z³y obieg prac naukowych, brak ich miêdzynarodowej wymiany albo jej nader ograniczony wymiar. 11 S¹d G. Siwokina cyt. za: W. Sobol, Tragizm w barokowej historiografii ukraiñskiej, przek³. W. Supa, w: Problemy tragedii i tragizmu. Studia i szkice, red. H. Krukowska, J. £awski, Bia³ystok 2005, s. 195. 12 G. Ritz, Postaæ Kozaka , s. 123. 13 A przecie¿ ksi¹¿ka S. Makowskiego o Wernyhorze (Wernyhora. Przepowiednia i legenda, Warszawa 1995) wywo³a polemikê, ostr¹ zreszt¹, która z mesjanizmem nic nie ma wspólnego. Zob. Z. Wójcicka, Proroctwo Wernyhory modyfikacja znaczeñ, Annales Universitatis Mariae Curie-Sk³odowska , Sectio FF. Philologiae, r. 20/21: Literatura. Historia. Natura, red. B. Czwórnóg-Jadczak, Lublin 2002/2003.
269
wszechnionej w Polsce (i nie tylko) transplantologii metodologicznej, która strukturalizm ka¿e zastêpowaæ post- czy neostrukturalizmem, potem inspiracjami postmodernistycznymi, dalej krytyk¹ postkolonialn¹, a dalej ju¿ nie wiadomo czym. Nie wiadczy podobne postêpowanie wbrew utartym s¹dom o wtórno ci i odtwórczo ci kultury, lecz o braku oryginalnych pomys³ów, je li nie o interpretacyjnej osobowo ci. Kwapiszewski ma inny punkt odniesienia naukowe pisarstwo Marii ¯migrodzkiej, której zreszt¹ ksi¹¿kê dedykuje. Harmonijne zestrojenie analizy formalnej strony dzie³a z profesjonaln¹ interpretacj¹ jego wymiaru ideowego, nienapastliwo æ s¹du i umiar w aplikowaniu metodologicznych nowinek do dzie³ dopiero co wydobytych z niepamiêci to najlepsze cechy pisarstwa naukowego Marka Kwapiszewskiego. Ksi¹¿ka Pó ny romantyzm i Ukraina jest nie tylko wyrzutem unaoczniaj¹cym zaniedbania badawcze, ale i w du¿ym stopniu wskazuje drogê, któr¹ nale¿a³oby pod¹¿yæ. Jaros³aw £awski
Bohdan Pociej, Romantyzm bez granic, seria: Biblioteka Wiêzi , t. 224, wyd. Towarzystwo Wiê , Warszawa 2008, ss. 195. Nowa ksi¹¿ka Bohdana Pocieja, prezentuj¹ca ró¿norodne oblicza europejskiego romantyzmu muzycznego, przynosi refleksje bardzo cenne do rozmy lañ zw³aszcza dla zorientowanych poezjocentrycznie badaczy polskiego romantyzmu. Uzmys³awia bowiem kluczow¹ rolê muzyki w kszta³towaniu naszych wyobra¿eñ o tej epoce, pozwala traktowaæ ca³y wiek XIX jako wspóln¹ dla wielu pr¹dów kulturow¹ przestrzeñ, wskazuje na spajaj¹c¹ moc idei korespondencji sztuk . Autor uwolni³ swoje eseje od akademickich schematów rozprawy, zdecydowanie odrzuci³ kostyczny muzykologiczny strukturalizm czy semiotykê, a przyznaj¹c siê do inspiracji fenomenologi¹ (Roman Ingarden, W³adys³aw Stró¿ewski) na szczê cie daleko odszed³ w swoich pisarskich realizacjach od tej zgo³a archaicznej i ma³o twórczej, bo zamkniêtej metodologii. Twórczo æ Bohdana Pocieja jest znakomitym przyk³adem hermeneutycznego podej cia do opisywanych zagadnieñ. Jego eseje napisane z pasj¹ i entuzjazmem s¹ wynikiem zarówno refleksji, jak i osobistego prze¿ywania muzyki przedstawianej na rozbudowanym tle kulturowym w perspektywie filozofii i poezji. W ciekawie skom-
270
ponowanych szkicach i esejach, gdzie analizy muzyczne s¹siaduj¹ z literackimi inspiracjami, a nad ca³o ci¹ czuwa dyskurs filozoficzny epoki odnajdujemy swoiste centrum romantyzmu. Nie jest to bynajmniej ¿adna z dziedzin twórczo ci lub system my li, ale wszechobecny duch romantyzmu , pozwalaj¹cy na znoszenie granic periodyzacyjnych oraz granic poznania. Doprawdy, trudno pokusiæ siê o piêkniejsz¹ apologiê romantyzmu. Mo¿na oczywi cie z punktu widzenia nauki akademickiej zarzuciæ autorowi niejasno ci terminologiczne, ma³¹ precyzjê wywodów, mo¿e nadmiar metaforyki zaciemniaj¹cej tre æ czy arbitralno æ egzemplifikacji, jednak poszczególne refleksje, które stanowi¹ rezultat duchowej empatii i swobodnego toku my lenia, s¹ tak inspiruj¹ce i wa¿kie, ¿e standardy uniwersyteckiego dyskursu mog¹ zostaæ tu zawieszone. Poznawczy i dyskusyjny walor eseistyki Bohdana Pocieja jest niezaprzeczalny. Autor wychodzi od ciekawej obserwacji dotycz¹cej nostalgii i têsknoty wspó³czesnych kompozytorów za melodyczn¹ mow¹ uczuæ , która ka¿e odnowiæ tradycjê romantyczn¹, w której uczucie mi³o ci stanowi³o podstawowy topos, a muzyka najtrwalej, najg³êbiej i najd³u¿ej (od Schuberta po Mahlera) wyra¿a³a duchowe do wiadczenia cz³owieka (I. Utracona ojczyzna). Koñczy za ksi¹¿kê esejem stanowi¹cym podsumowanie wcze niejszych uwag. Dla Bohdana Pocieja romantyzm nie ma granic. Decyduje o tym kanon motywów i koncepcji muzycznych, które obecne by³y w kulturze europejskiej i towarzyszy³y cz³owiekowi od wieków rednich, wiek XIX stanowi³ ich apogeum, za wspó³czesno æ odnawia romantyczne znaczenia, dowodz¹c ponadczasowo ci ducha romantyzmu (XIV. Granice romantyzmu czy romantyzm bez granic). To sprawa naszej wra¿liwo ci, otwarcia, utajonych potrzeb. Muzyka dowodzi, zdaje siê twierdziæ autor, ¿e cz³owiek romantyzmu jest konstruktem nie tyle historycznego modelu antropologicznego, ile ci¹gle aktualn¹, opart¹ na potrzebie wzmo¿onej uczuciowo ci, odradzaj¹c¹ siê ide¹ kulturow¹. O ile mo¿na wskazaæ granice epoki romantycznej w oparciu o narodziny i stopniowe wygasanie formotwórczej kreatywno ci od Carla Phillipa Emanuela Bacha, Haydna i Mozarta, poprzez Beethovena, Schuberta, Chopina, Liszta, Wagnera, po symfonie i pie ni Gustawa Mahlera oraz twórczo æ Karola Szymanowskiego o tyle duch romantyzmu z rozmaitym skutkiem ujawnia siê w ka¿dym czasie. Istot¹ tego bezgranicznego i odwiecznego romantyzmu jest melodyczna mowa uczuæ, jêzyk uczuæ wyra¿anych melodi¹. [ ] Rdzeñ jego jest liryczny, poetycki, z poezj¹ organicznie zwi¹zany. Jego sedno mi³osne (s. 183). Oczywi cie nie tylko uczucie mi³o ci decyduje o specyfice kultury muzycznego romantyzmu. Mi³o æ w ujêciu Pocieja to raczej metafora subtelnych stanów i do wiadczeñ egzystencji, najintymniejsza, a w romantyzmie wprost przedsta-
271
wiana z pomoc¹ wielu narzêdzi i na wiele sposobów, cz¹stka naszego cz³owieczeñstwa. Bo romantyzm muzyczny oddaje w mowie bezpo redniej sublimacje wszelkich uczuæ, które w poezji czy malarstwie potrzebuj¹ kodu po rednicz¹cego. Kolejne eseje Romantyzmu bez granic wskazuj¹ na ró¿norodno æ i wielo æ motywów tkaj¹cych jak niæ Ariadny (na drodze poznania) fenomen ducha romantyzmu trwale zadomowiony w filozofii, literaturze, malarstwie i muzyce. Ogarniêcie wielkich przestrzeni my li mo¿liwe by³o przez odej cie od hermetycznej analizy muzykologicznej. Autor pisze wiêc o muzyce jak o wiecznej idei, co rusz przywo³uj¹c inspiracje filozoficzne i poetyckie epoki. U¿ywa przy tym kategorii charakterystycznych dla literackiej hermeneutyki, takich jak: symbol, metafora, obraz, archetyp, ekspresja, synteza, ograniczaj¹c jednocze nie terminologiê techniczn¹ z dziedziny muzykologicznej do niezbêdnego minimum. Sporo tu wiêc zaskakuj¹cych skojarzeñ, porównañ, oryginalnych s¹dów, uwolnionych my li domagaj¹cych siê od czytelnika dope³nienia i weryfikacji poprzez siêgniêcie do muzycznych przyk³adów wskazanych przez autora. Muzyka w romantyzmie oddaje wspóln¹ dla wielu wra¿liwych ludzi, odczuwaj¹cych wiat w podobny sposób poprzez empatyczne wnikanie w istotê i g³êbokie prze¿ywanie bytu, przestrzeñ do wiadczeñ egzystencjalnych. Cz³owiek tchniêty wiecznym romantyzmem (choæby Schubert i Mahler) to wêdrowiec ujawniaj¹cy sekretne zwi¹zki z natur¹ i filozofi¹ (II. Wêdrówka). D wiêk jest ekwiwalentem stanów uczuciowych, muzyka mówi i wyznaje w swoim jêzyku mi³o æ oraz wiarê, stanowi naturalny jêzyk dla wyra¿ania uczuæ. Pociej wik³a siê wprawdzie w do æ niejasne dywagacje przy próbie konkretyzacji pojêcia logiki uczuæ , jednak jego subtelne rozwa¿ania na temat charakteru relacji muzyka uczucie, prowadz¹ go ostatecznie do trafnych konstatacji oraz osobistych epifanii, inspiruj¹cych do dalszych poszukiwañ. Romantyzm zdaje mi siê byæ niczym innym, ni¿ rzeczywisto ci¹ przenikan¹ do rdzenia nieuspokojonym piêknem. Romantyzm to formotwórczy niepokój piêkna d¹¿¹cego do urzeczywistnienia w d wiêkowym »¿ywiole uczuæ« (III. W ¯ywiole uczuæ. Mowa d wiêków, s. 41). Obecny w poezji pejza¿ wewnêtrzny, malowany bogat¹ wyobra ni¹ romantyków ma swoje odpowiedniki muzyczne, pocz¹wszy od VI symfonii Pastoralnej Ludwiga van Beethovena. Trzy stadia malarstwa d wiêkowego opisowe, psychologiczne i metafizyczne oddaj¹ wspólnotê artystyczn¹ i korespondencjê sztuk, albowiem z podobnymi zabiegami mamy do czynienia w literaturze i sztukach plastycznych. Wydaje siê z pozoru, ¿e s¹ to banalne i dobrze ju¿ zakorzenione w badaniach nad romantyzmem obserwacje. Formu³owane jednak z perspektywy muzycznej ujawniaj¹ podstawowe znaczenie wiata rytmów i melodii. Wszystkie bowiem zapisane i przedstawione w poezji i malarstwie motywy s¹
272
obecne w innym stanie skupienia w mowie d wiêków, która wspó³tworzy kulturow¹ ca³o æ epoki, o czym zdaj¹ siê zazwyczaj zapominaæ literaturoznawcy i historycy sztuki (IV. Malowaæ d wiêkiem). Badacze poezji do æ czêsto wskazuj¹ na rolê pie ni jako gatunku odgrywaj¹cego bardzo wa¿n¹ rolê w romantyzmie, rzadko jednak zastanawiaj¹ siê nad jego istot¹ muzyczn¹ i korelacj¹ ze s³owem, jak gdyby ci¹¿enie antycznych, renesansowych i o wieceniowych poetyk normatywnych os³abi³o u nich wra¿liwo æ na specyfikê i szczególny charakter formy, która w epoce korespondencji sztuk przybli¿a obie dziedziny. Obserwuj¹c pie ñ w ujêciu muzycznym, nie za tylko poezjocentrycznym, okazuje siê, i¿ to dziêki muzyce poezja w tym gatunku zyskuje nowe ¿ycie , mo¿na te¿ mówiæ o piewno ci w muzyce instrumentalnej dziêki syntezie modelu wokalnego i modelu instrumentalnego jako trwa³ego d¹¿enia w romantyzmie muzycznym (V. Muzyka jako piew). Có¿. Refleksje Bohdana Pocieja s¹ tu na pewno przekonuj¹ce. Ale jak zachêciæ (w wiêkszo ci niestety raczej g³uchych) literaturoznawców do s³uchania pie ni Schuberta czy Mahlera? Autor Romantyzmu bez granic jakby na nowo otwiera nam epokê, przywo³uje fundamentalne zjawiska, wskazuje na duchow¹ i my low¹ wspólnotê dokonañ artystów, które do dzi fascynuj¹. Romantyzm pod piórem Bohdana Pocieja ¿yje w ca³ej swojej krasie. Tak¿e w refleksji filozoficznej, bez której nie mo¿e siê obej æ. To nie tylko ekspresja uczuæ, ale i ekspresja my li, zauwa¿alna tak¿e w muzycznym przekazie, w za³o¿onej koncepcji, w dygresjach teoretycznych i estetycznych konstytuuje epokê i formuje cz³owieka romantyzmu. Nie nale¿y tedy muzycznego romantyzmu uto¿samiaæ tylko z muzycznym uczuciem. To podej cie sentymentalne i z gruntu fa³szywe. Lektury kompozytorów wskazuj¹ na rangê przemy leñ oraz inspiracji p³yn¹cych od filozofów (Fichte, Hegel, Schelling), których lady odnajdujemy nastêpnie w specyficznej mowie d wiêków (VI. W przestrzeni my li). Romantyczna wyobra nia kompozytorów pozostaje w cis³ej symbiozie z wyobra ni¹ poetów, za poetycko æ jak uczy Artur Schopenhauer to nadrzêdna cecha epoki przenikniêta wol¹ transcendencji . I choæ Pociej gmatwa siê w próbie okre lenia typów wyobra ni romantycznej, otwieraj¹c drzwi dawno ju¿ otwarte (teoretyzowanie jest zdecydowanie najs³absz¹ stron¹ omawianych esejów), to jego rozwa¿ania na gruncie w³asnej poetyckiej muzykologii, na pewno mog¹ zastanawiaæ (VII. Romantyczna wyobra nia). Tym bardziej, ¿e konsekwentnie prowadz¹ do wskazania obszernej biblioteki motywów wspólnych dla wszystkich dziedzin sztuki romantycznej, dowodz¹c, ¿e zarówno problematyka egzystencjalna, religijna, metafizyczna, mistyczna równie¿ obecne s¹ (niekiedy w intensywniejszym skupieniu) na gruncie muzyki, tylko trzeba to dostrzec, a raczej us³yszeæ.
273
Rozwój form muzycznych, zw³aszcza koncertuj¹cych, nowy typ orkiestracji, kultura symfonizmu , funkcjonowanie instytucji muzycznych w odmienionej rzeczywisto ci spo³ecznej umo¿liwiaj¹ podjêcie trudnych wyzwañ artystycznych, które s¹ emanacj¹ ducha epoki (VIII. Kr¹g instrumentów romantyczna orkiestracja). Romantyczny maksymalizm w d¹¿eniu do przedstawienia wszelkich zjawisk i stanów uczuciowych pod¹¿a w kierunku autor przywo³uje okre lenia Martina Heideggera i Carla Jaspersa przedstawienia sytuacji granicznych dla ludzkiej egzystencji. Nie tylko muzyka programowa, ale i czysta, bez zapisanych sugestii, oddaje walkê, wojnê i mieræ, cierpienie, ból i rozpacz oraz emocje z tym zwi¹zane jako trwa³e sk³adniki losu. Wprawdzie to ju¿ w muzyce baroku i w twórczo ci najwiêkszego zdaniem autora kompozytora, Jana Sebastiana Bacha, odnajdujemy preromantyczne (jak u Goethego) zapisy do wiadczeñ egzystencjalnych, ale dopiero w romantyzmie osi¹gaj¹ one tak wielkie natê¿enie, co wi¹¿e siê te¿ (choæ autor tego wyra nie nie dostrzega) z poczuciem pustki, melancholii, odkryciem podmiotowo ci i psychologii. Romantyczna muzyka wch³ania w siebie dynamiczne poczucie wiata, rzeczywisto ci staj¹cej siê poprzez walkê w starciu, konflikcie, konfrontacji (IX. Muzyka wobec sytuacji granicznych, s. 120). Romantyzm jako epoka sprzeczno ci, napiêæ, do wiadczeñ równie¿ trudnych, negatywnych, bolesnych ma swoje muzyczne ekwiwalenty, których wymieniaæ tu nie sposób, tym bardziej, ¿e s¹ one subiektywnym wyborem autora. Do uczuæ granicznych mo¿na równie¿ zaklasyfikowaæ próby zapisu wra¿eñ metafizycznych czy zgo³a mistycznych. I choæ Pociej podkre la dyskusyjny charakter tych konstatacji, to s¹ one jednak bardzo przekonuj¹ce. W romantyzmie, tak¿e muzycznym, nastêpuje odnowienie kontekstów redniowiecznych, co przy wielu zwi¹zkach i filiacjach, nierzadko organicznych, muzyki oraz filozofii, daje odczucie i przekonanie, ¿e oto w niektórych dzie³ach obcujemy z tajemnic¹: Bogiem, Absolutem, Kosmosem, Natur¹. W redniowieczu muzyczno æ by³a zasad¹ wiata (idea harmonia mundi), w czasach nowo¿ytnych sta³a siê mow¹ symboliczn¹, ponownie nakierowan¹ ku sferze sacrum. A jej potencja metafizyczna przechodzi niekiedy w mistyczne uniesienie, jak w ostatnich sonatach i kwartetach Beethovena czy pó nych utworach Schuberta. Bohdan Pociej twierdzi mo¿na temu wierzyæ lub nie, albowiem jest to sprawa wra¿liwo ci ka¿dego z nas ¿e metafizyczna mowa d wiêków otwiera muzykê na mistykê, prowadzi j¹ do wtajemniczenia mistycznego. Akt mistyczny w swej mocy, intensywno ci i g³êbi mo¿e byæ wyra¿ony tak¿e muzyk¹ (X. Uczucia metafizyczne, mistyczne doznania, s. 133) na dwa sposoby: poprzez ascetyczne wyciszenie oraz w ekstatycznej, wietlanej pe³ni. Uwagi te przekonuj¹ mnie w pe³ni, choæ zapisane s¹ w deklara-
274
tywnym, emocjonalnym i metaforycznym jêzyku wiary i poezji , a zrodzone zosta³y z mi³o ci do filozofii, literatury i muzyki. Podobnie jak nieweryfikowalny jest opis muzycznych za wiatów (XI. wiat i Za wiat), które mo¿emy tylko us³yszeæ i ujrzeæ z pomoc¹ w³asnej wyobra ni. Romantyczny projekt ca³o ci kulturowej zak³ada równie¿ osobisty kontakt artysty ze sfer¹ sacrum. Dzieje twórczo ci Mickiewicza i S³owackiego wyra nie rysuj¹ proces stopniowego dojrzewania ku religijnej kontemplacji i mistycznej pe³ni. Poeci do tego stanu d¹¿¹, o nim marz¹. Romantyzm muzyczny to potwierdza. Na dobr¹ sprawê ksi¹¿ka Pocieja mog³aby siê w tym miejscu zakoñczyæ. Kolejny esej po wiêcony teatrowi romantycznemu nale¿y do najs³abszych. Nie mo¿na zgodziæ siê z tez¹ wyj ciow¹ i dalszymi do æ karko³omnymi wywodami autora, i¿ wiek XIX zdominowany przez literackie wizje nie by³ domen¹ teatru. Jest na odwrót. To, ¿e dramat romantyczny tworzony by³ czêstokroæ bez teatralnej wizji w oparciu o poezjê, nie implikuje przecie¿ ubóstwa pierwiastka teatralnego w epoce. Wszak to wiek powie ci i opery, o czym zreszt¹ Bohdan Pociej jako autor wietnej monografii o Wagnerze, doskonale zdaje sobie sprawê. Opera syntetyzuje wszelkie dziedziny artystyczne i koncepcje my lowe romantyzmu, o czym przekonuje choæby wydana niedawno wietna ksi¹¿ka Aliny BorkowskiejRychlewskiej Poema muzykalne. Studia o operze w Polsce w okresie romantyzmu (Kraków 2006). W tym akurat szkicu Pocieja znalaz³o siê sporo sprzeczno ci, niedomówieñ, nadmiernych komplikacji i zbyt po piesznie sformu³owanych zdañ (XII. Teatr romantyczny). Równie¿ kolejny esej, choæ istotny, zawiera obserwacje, które równie dobrze mog³yby byæ w³¹czone do wcze niejszych fragmentów (XIII. Pomówmy o formie). Ksi¹¿ka zyska³aby wówczas na kompozycyjnej dynamice i przejrzysto ci. I nie mo¿na tu chyba usprawiedliwiaæ wskazanych mankamentów genez¹ esejów. By³y one pierwotnie zapisami audycji emitowanych w latach 2007-2008 na antenie Programu 2 Polskiego Radia. Czê æ opublikowana zosta³a potem (najczê ciej w skróconej formule) w postaci artyku³ów na ³amach Znaku i Tygodnika Powszechnego . Piêknie wkomponowane w tekst i starannie dobrane ilustracje z fragmentami dzie³ takich twórców, jak Caspar David Friedrich, Eugène Delacroix, William Turner, Théodore Géricault, Honoré Daumier i William Blake, dope³niaj¹ erudycyjne wypowiedzi autora. Romantyzm z ksi¹¿ki Pocieja jawi siê jako niezwykle bogata, ponadczasowa sztuka docieraj¹ca do ludzi z okre lonym typem wra¿liwo ci. Muzyka romantyczna stoj¹ca na szczycie hierarchii dziedzin artystycznych (w ujêciu Schellinga i Schopenhauera) ³¹czy, poprzez szczególn¹ aurê i duchowo æ, rozmaite pr¹dy, estetyki, formy i koncepcje w jednorodn¹ ca³o æ.
275
Nie mo¿na mówiæ o literaturze romantycznej czy malarstwie bez znajomo ci wizji muzyki w tamtym czasie. Bohdan Pociej stara siê nam to uzmys³owiæ. Romantyzm to przede wszystkim z³o¿ona, zadziwiaj¹ca i pasjonuj¹ca dla wytrwa³ych obserwatorów estetyka. Idee spo³eczne i narodowe szybko wietrzej¹. Staj¹ siê nieciekawe dla kolejnych pokoleñ. ¯ycie weryfikuje nawet najszlachetniejsze has³a. Z lektury dawnych tekstów pozostaj¹ czêstokroæ okre lone doznania, przeczucia, pamiêæ o poruszonych strunach uczuæ, dotyk do wiadczenia egzystencji. Estetyka romantyczna wszystko to wyra¿a nie tylko w fabularnej, deklaratywnej, dyskursywnej postaci, ale przede wszystkim w wytworach nieobliczalnej i niezbadanej fantazji, w kszta³tach, barwach, d wiêkach, nastrojach, w namiêtno ciach, niedopowiedzeniach, w przera¿eniu nad skalnym urwiskiem, w dreszczu emocji na rozszala³ym morzu. Czy w mowie d wiêków Symfonii fantastycznej Hectora Berlioza, w której, je li tylko chcemy, us³yszymy siebie, ujrzymy nasz wiat, uczucia, troski, iluminacje i rozpoznania. Bohdan Pociej wskazuje drogê dotarcia do tych epifanii. Hermeneutyczna empatia, umiejêtno æ kontemplacji muzyki, ¿ywa idea korespondencji sztuk, filozoficzny i metafizyczny dyskurs to niezbêdne warunki poznania romantyzmu. Nie romantyzmu jako skoñczonej epoki (w dziedzinie muzyki trwaj¹cej zreszt¹ blisko 150 lat), ale poznania ducha romantycznego obecnego semper et ubique, tak¿e hic et nunc, na przekór otaczaj¹cemu nas wiatu pozorów. Miros³aw Strzy¿ewski
276
Wiek XIX. Rocznik Towarzystwa Literackiego im. A. Mickiewicza, Rok II (XLIV) 2009
KRONIKA TOWARZYSTWA LITERACKIEGO IM. ADAMA MICKIEWICZA
MARIA DERNA£OWICZ (1928-2009)
W maju 2009 roku ¿egnali my z wielkim bólem na cmentarzu w Laskach pod Warszaw¹ Mariê Doria Derna³owicz, serdeczn¹ nasz¹ kole¿ankê i przyjació³kê. Przypomnijmy pokrótce Jej biografiê. Córka Kazimierza Derna³owicza i Cecylii z Komornickich, urodzi³a siê w Warszawie, w zakresie szko³y powszechnej uczy³a siê w domu u domowych nauczycieli w Grabowie nad Pilic¹, w swym maj¹tku rodowym, szko³ê redni¹ ukoñczy³a w Szymanowie u Sióstr Niepokalanek. Od czerwca 1946 roku studiowa³a filologiê polsk¹ na Uniwersytecie Warszawskim, s³uchaj¹c wyk³adów profesorów tej rangi, co Wac³aw Borowy, Julian Krzy¿anowski, Zofia Szmydtowa, Witold Doroszewski, Halina Koneczna, Tadeusz Kotarbiñski, Stefan Swie¿awski i Stefan Kieniewicz. wiadczy o tym zachowany na Uniwersytecie indeks z wpisami i podpisami wspomnianych tu wyk³adowców. Magisterium uzyska³a na podstawie pracy Legenda Napoleoñska, rozpoczêtej u profesora Borowego, a zakoñczonej po jego przedwczesnej mierci u profesora Krzy¿anowskiego. Pytania na egzaminie magisterskim mia³a nie³atwe: 1. Pierwiastki polityczno-publicystyczne w twórczo ci Jana Kochanowskiego; 2. Powstanie listopadowe w twórczo ci S³owackiego; 3. Ch³op w powie ci polskiej okresu pozytywizmu. Egzamin z historii literatury polskiej zda³a 20 czerwca 1952 roku bardzo dobrze, z odznaczeniem , jak to oceni³ i na formularzu egzaminacyjnym napisa³ surowy w ocenach, profesor Julian Krzy¿anowski. W okresie od 1 kwietnia 1954 do 28 grudnia 1992, czyli do przej cia na emeryturê, by³a pracownikiem Instytutu Badañ Literackich PAN, gdzie zatrud-
278
niona by³a ju¿ uprzednio (od 15 wrze nia 1949 do 30 wrze nia 1950) na zasadzie rycza³tu. W latach 1950-1952 pracowa³a w Polskim Radio jako redaktor stylistyczny. W Instytucie Badañ Literackich znalaz³a siê w Zespole Edycji Dzie³ Wszystkich Adama Mickiewicza w Pracowni Obrazu Literatury Polskiej XIX i XX wieku pod kierunkiem Zofii Stefanowskiej. Otrzyma³a wa¿ne zadanie prowadzenia badañ nad ¿yciem i twórczo ci¹ Mickiewicza w Pary¿u. Od listopada 1958 do czerwca 1959 przebywa³a na stypendium w stolicy Francji, pracuj¹c w Bibliotece Polskiej na Quai d Orléans, w Muzeum Mickiewiczowskim, stworzonym przez syna poety, W³adys³awa Mickiewicza, i w Bibliotece Arsena³u. gdzie przegl¹da³a prasê francusk¹. Kwerenda dotyczy³a tomu czwartego Kroniki ¿ycia i twórczo ci Mickiewicza (lata 1832-1834) i przebiega³a wed³ug planu zatwierdzonego przez profesora Stanis³awa Pigonia. Z Pary¿a zrobi³a wypad do Rzymu, gdzie zatrzyma³a siê na Stacji Polskiej Akademii Nauk w Pa³acu Doria, przy zau³ku vicolo Doria 2. Gdy przedstawi³a swój paszport profesorowi Bronis³awowi Biliñskiemu, ówczesnemu kierownikowi Stacji, ten zwróci³ uwagê na zbie¿no æ przydomka Derna³owiczów z nazw¹ pa³acu Doria i stwierdzi³, ¿e w³a cicielka tego przydomka powinna czuæ siê tutaj jak u siebie w domu. Oprócz badañ ci le zwi¹zanych z Kronik¹ Mickiewiczowsk¹ Maria Derna³owicz by³a autork¹ monografii Adam Mickiewicz, wydanej trzykrotnie w wydawnictwie Interpress (1969, 1972, 1979) z przeznaczeniem dla czytelnika zagranicznego oraz innej monografii Adam Mickiewicz, wydanej w znanej serii Profile wydawnictwa Wiedza Powszechna (1985), ksi¹¿ki Antoni Malczewski (1967) oraz popularnej monografii Juliusz S³owacki, która, wznowiona w 2009 roku, po¿egna³a J¹ na tej ziemi. Wyda³a pamiêtniki Stanis³awa Morawskiego (Kilka lat m³odo ci mojej w Wilnie, 1959) oraz Listy z podró¿y Antoniego Edwarda Odyñca (1961), napisa³a te¿ wstêp do Kroniki rodzinnej W³adys³awa Wê¿yka (1987), a wydaj¹c ten tekst, odby³a podró¿ ladem jej autora. Najbardziej uderzy³o J¹ to, ¿e na szlaku spotka³a wszystkie opisywane tam obiekty, jak rzeki, mosty, lasy, ko cio³y i karczmy, oprócz dworów i dworków, miejsc zatrzymywania siê Wê¿yka, które zniknê³y z powierzchni ziemi, a by³y przecie¿ najwa¿niejszym materialnym dowodem istnienia Rzeczypospolitej szlacheckiej. W roku 2009 ukaza³ siê zbiór esejów Marii Derna³owicz, zgromadzony spo ród prac ju¿ drukowanych uprzednio w czasopismach Cudze ¿ycie, w którym na szczególn¹ uwagê zas³uguje praca po wiêcona Marii Komornickiej, ciotce Marii Derna³owicz, zatytu³owana Piotr Odmieniec W³ast. Zbiór Cudze ¿ycie zawiera ponadto recenzjê Pamiêtników o dziejach w Polsce Stanis³awa Albrychta Radziwi³³a, wydanych przez Adama Przybosia i Romana ¯elewskiego (tomy 1-3, 1980),
279
wstêp do Pamiêtników Jêdrzeja Kitowicza Opis obyczajów za panowania Augusta III (1985), zatytu³owany Proboszcz z Rzeczycy, recenzjê tomu drugiego Listów Sienkiewicza do Jadwigi Janczewskiej (Listy do Pani Jadwigi), przynosz¹c¹ wnikliw¹ analizê tego najwa¿niejszego zbioru epistolarnego, który J¹ fascynowa³, esej o stosunkach Fryderyka Chopina i George Sand, recenzjê listów Marii Kalergis do Adama Potockiego, prze³o¿onych z francuskiego przez Halinê Kenarow¹ i Ró¿ê Drojeck¹ pod znamiennym tytu³em-cytatem: ¯egnaj, ukochany wrogu (1986); dwa eseje o Zofii Na³kowskiej Mn¹ widziane i mn¹ doznane oraz Ostatnia m³odo æ Na³kowskiej, oparte na tomie pi¹tym i szóstym jej dzienników (1996-2000), Wspomnienia ludzi wychowanych , czyli omówienie Wspomnieñ Teresy i W³adys³awa Tatarkiewiczów (1979), Pamiêtnik nie dla ka¿dego dominikanina ojca Józefa Bocheñskiego (1993), dwa artyku³y o Jaros³awie i Annie Iwaszkiewiczach: Dichtung und Wahrheit i Dojrzewanie do piêkna na podstawie ich wspomnieñ i dzienników (1993-1994), esej o Dialogu korespondencyjnym 1958-1968 Marii Danilewiczowej ze Stanis³awem Pigoniem (1996), omówienie Dzienników, wspomnieñ, relacji Józefa Czapskiego (1986), zatytu³owane Procent od kontemplacji, i wreszcie Zbigniewa Raszewskiego autoportret mimowolny na podstawie Listów, do Ma³gorzaty Musierowicz (1994), oraz esej Archeologia pamiêci na podstawie ksi¹¿ki Micha³a G³owiñskiego Historia jednej topoli i inne opowie ci (2003). Ju¿ sam przegl¹d esejów zawartych w zbiorze Cudze ¿ycie ukazuje szeroki horyzont badawczy Marii Derna³owicz i bogaty kr¹g Jej zainteresowañ. Na szczególn¹ uwagê zas³uguje Portret Familii (wyd. 1: 1974, wyd. 2: 1982), monografia rodu Czartoryskich, oparta na materia³ach ród³owych i ukazuj¹ca rolê Familii w ¿yciu kulturalnym i politycznym Rzeczypospolitej od czasów przedrozbiorowych po Wielk¹ Emigracjê, z przywo³aniem postaci najbardziej reprezentatywnych Adama Kazimierza Czartoryskiego i Adama Jerzego Czartoryskiego. To pierwsza ksi¹¿ka m³odej jeszcze badaczki, a jak erudycyjna i wywa¿ona! Wi¹¿e siê z ni¹ anegdota, która obieg³a rodowisko w czasach dla tolerancji religijnej niezbyt ³askawych. Zdarzy³o siê, ¿e w czasie jednych z pierwszych pielgrzymek z Warszawy na Jasn¹ Górê na tzw. Przepro nej Górce, gdzie p¹tnicy wzajemnie siê przepraszaj¹ za uchybienia podczas drogi, podbieg³ do Marii Derna³owicz Pawe³ Czartoryski, badacz Kopernikañski z Instytutu Historii Nauki PAN, i pó³ serio, pó³ ¿artem zawo³a³: Przepro mnie natychmiast za wszystkie wiñstwa, jakie napisa³a o mojej rodzinie! . Incydent ten dobrze ilustruje atmosferê wzajemnych stosunków i ¿ywo æ tematyki, stale obecnej w ¿yciu i badaniach obojga historyków literatury i nauki. Maria Derna³owicz by³a wierna przyja ni, zw³aszcza wobec osób, z którymi wi¹za³a J¹ praca. wiadcz¹ o tym wspomnienia po miertne dwóch kalenda-
280
rek : Zofii Makowieckiej (1917-1975) i Kseni Kostenicz (1913-1985) nota o autorce w ksi¹¿ce Zofii Stefanowskiej Próba zdrowego rozumu. Studia o Mickiewiczu (2001). wiadczy te¿ ju¿ w krêgu ¿ywych przedmowa do ksi¹¿ki Andrzeja Biernackiego: Sztambuch romantyczny (1994). Ze wzglêdu za zas³ugi dla badañ Mickiewiczowskich i na swój autorytet osobisty zosta³a cz³onkiem honorowym Towarzystwa Literackiego im. Adama Mickiewicza na Zje dzie Delegatów w Poznaniu w roku 1998. Jest to najwy¿sza godno æ, jak¹ Towarzystwo dysponuje dla uhonorowania swych cz³onków. Maria Derna³owicz by³a nie tylko wybitn¹ badaczk¹ naszej literatury, ale równie¿ i przede wszystkim znakomit¹ pisark¹, której teksty czyta siê z wielk¹ satysfakcj¹ poznawcz¹ i estetyczn¹. Dokona³a wiele i na zawsze pozostanie w panteonie naszej literatury i w sercach nas wszystkich. Jej przyjació³. Maria Bokszczanin
Wiek XIX. Rocznik Towarzystwa Literackiego im. A. Mickiewicza, Rok II (XLIV) 2009
TADEUSZ FR¥CZYK (1920-2009)*
Tadeusz Fr¹czyk urodzi³ siê 9 grudnia 1920 roku w miejscowo ci Bo¿e Wielkie ko³o Stromca w powiecie kozienickim w województwie kieleckim, jako najstarszy syn Antoniego i Franciszki z Kornetków, ma³orolnych. Po ukoñczeniu wiejskiej szko³y powszechnej uczy³ siê w Pañstwowym Gimnazjum w Solcu nad Wis³¹ (1935-1939), a jego nauczycielem by³ Ignacy Zarêbski, pó niejszy pracownik naukowy Biblioteki Jagielloñskiej i profesor Wy¿szej Szko³y Pedagogicznej w Krakowie, któremu zawdziêcza³ zami³owanie do przedmiotów humanistycznych, szczególnie do literatury polskiej. W czasie okupacji uda³o siê Fr¹czykowi dopiero w latach 1941-1943 kontynuowaæ naukê w Liceum Handlowym w Warszawie (tylko na rednie szko³y zawodowe pozwolili okupanci) i uzyskaæ maturê zweryfikowan¹ 15 lutego 1946 roku przez Komisjê Weryfikacyjn¹ Kuratorium Okrêgu Szkolnego Warszawskiego. W Liceum dane by³o Fr¹czykowi s³uchaæ wyk³adów wybitnego uczonego, Jana Stanis³awa Bystronia. Dziêki jego poleceniu uczêszcza³ na studia w kompletach tajnego Uniwersytetu Warszawskiego. By³ uczestnikiem zajêæ docenta Stanis³awa Adamczewskiego, który od razu po wojnie otrzyma³ zwyczajn¹ katedrê historii literatury polskiej w Uniwersytecie £ódzkim, i mgra Tadeusza Wi-
* Materia³y dostarczone przez syna Marka, przez Dyrekcjê Muzeum Narodowego w Kra-
kowie, wspomnienia osobiste.
282
watowskiego, poleg³ego w powstaniu warszawskim w zakresie literatury polskiej; prof. Stanis³awa S³oñskiego w zakresie jêzykoznawstwa s³owiañskiego; dra Jerzego Kreczmara w zakresie filozofii. Pocz¹wszy od 1945 roku studiowa³ w Uniwersytecie Jagielloñskim: polonistykê i slawistykê. W pierwszych latach po wojnie Uniwersytet Warszawski mia³ sui generis filiê w UJ. Tote¿ w latach 1945-1947 profesorowali tu Julian Krzy¿anowski i Witold Doroszewski na filologii polskiej, a wyk³ady z filozofii prowadzi³ W³adys³aw Tatarkiewicz. Obok tego uczy³ siê Fr¹czyk u si³ miejscowych, u profesorów Stanis³awa Pigonia, Stanis³awa £empickiego, Zenona Klemensiewicza, dochodz¹cego do profesury Kazimierza Wyki i u docenta Mieczys³awa Piszczkowskiego w zakresie filologii polskiej. S³ucha³ wyk³adów prof. Tadeusza Stanis³awa Grabowskiego o literaturach s³owiañskich i prof. Zygmunta Zawirskiego z filozofii. Oczywi cie, uczêszcza³ na posiedzenia Towarzystwa Literackiego im. Adama Mickiewicza; krakowskiemu Oddzia³owi przewodniczy³ prof. Pigoñ. W latach studiów do wiadczy³ Fr¹czyk tarapatów finansowych. Czê ciowo ratowa³ siê publicystyk¹ w Gazecie Krakowskiej i w Dzienniku Polskim , co niestety nie przychodzi³o ³atwo, bo popularyzacja kultury, któr¹ gotów by³ uprawiaæ, np. artyku³y o bibliotekach, o wietlicach, le¿a³y w linii wspomnianych pism na dalszych miejscach, a publicystyki politycznej nie uprawia³. Ale by³a i druga domena, i ta by³a Fr¹czykowi bliska. W ród profesorów, których s³ucha³ jeszcze w czasie wojny w Warszawie, a potem w pierwszych latach studiów w Krakowie, by³ te¿ Stefan Vrtel-Wierczyñski. Ten rozbudzi³ w m³odym studencie zami³owania bibliofilskie. W latach 1945-1946 zosta³ Fr¹czyk jako wolontariusz zatrudniony dziêki prof. Vrtelowi-Wierczyñskiemu w Krakowskim Oddziale Biblioteki Narodowej, ukoñczy³ kurs bibliotekarski w Bibliotece Jagielloñskiej. Pod kierownictwem prof. Pigonia podejmowa³ prace edytorskie, przede wszystkim pomaga³ mistrzowi studiów w wydaniu Pism ¯eromskiego ( Czytelnik ). Wiedzia³ o zmaganiach Pigonia z cenzur¹, o tym, ¿e kiedy , gdy cenzura zwróci³a mu tekst utworu ¯eromskiego, okrojony w wielu miejscach, odpowiedzia³ s³owami Dyndalskiego z Zemsty: Z tych kawa³ków trudno bêdzie . Od 1949 do 1956 roku by³ Fr¹czyk pracownikiem redakcji w krakowskim oddziale Czytelnika . Praca magisterska Literackie i teatralne warto ci dramatów Karola Huberta Rostworowskiego wzrasta³a w ci¹gu wielu lat, co w tym czasie nie by³o zjawiskiem odosobnionym: magistranci maj¹cy ambicje powiedzenia w swej pracy czego nowego wyd³u¿ali pobyt na uniwersytecie, utrzymuj¹c stale kontakt z promotorem. Pisz¹c równocze nie w Lublinie, na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim, pracê o tragizmie w dzie³ach Rostworowskiego odwiedza³em Kraków dla celów poszukiwañ bibliotecznych i warsztat bliskiego mi kole-
283
gi widzia³em. Do uzyskania stopnia magistra dosz³o w 1952 roku; promotorem by³ oczywi cie Pigoñ, koreferentem Juliusz Kleiner, który w 1948 roku rozpocz¹³ wyk³ady w UJ. W roku 1957 rozpocz¹³ Fr¹czyk równocze nie z zatrudnieniem w Czytelniku pracê na stanowisku redaktora technicznego w Wydawnictwie Literackim, co trwa³o do pa dziernika 1958 roku. Ju¿ od 1953 roku nawi¹za³ kontakt z Bibliotek¹ Czartoryskich w Krakowie, za aprobat¹ dyrektora, docenta Tadeusza Turkowskiego, przebada³ pu³awski ksiêgozbiór stanowi¹cy najwarto ciowszy zasób Biblioteki i od 1 listopada 1958 roku zaanga¿owany zosta³ w wymiarze pe³nego etatu. Przeszed³ wszystkie stopnie od m³odszego asystenta a¿ do starszego kustosza dyplomowanego (od 1 listopada 1980 roku). Od 1 pa dziernika 1975 roku by³ kierownikiem Dzia³u szesnastowiecznych Druków i Kartografii. Wiek emerytalny przekroczy³ w 1985 roku, ale za zgod¹ dyrekcji Muzeum Narodowego w Krakowie, z którym zwi¹zana jest Biblioteka Czartoryskich, pracowa³ jeszcze do 31 grudnia 1989 roku. W pewnej mierze, choæ na niepe³nym etacie, prowadzi³ Fr¹czyk dzia³alno æ dydaktyczn¹ (1974-1989) w Zak³adzie Bibliotekoznawstwa i Informacji Naukowej Wy¿szej Szko³y Pedagogicznej im. KEN, dzi Uniwersytetu Pedagogicznego, w Krakowie, i tak¿e na UJ. Poszukiwania naukowe dotycz¹ce ksiêgozbioru pu³awskiego zaowocowa³y najpierw powa¿nym i udokumentowanym studium Drukarnia Biblioteczna w Pu³awach1 w 1960 roku. Niebawem dosz³o do wydania ksi¹¿ki Warszawa m³odo ci Chopina2 przez Towarzystwo im. Fryderyka Chopina w Polskim Wydawnictwie Muzycznym w serii Dokumentacja warszawskiego okresu ¿ycia i twórczo ci Fryderyka Chopina pod redakcj¹ prof. Stefanii £obaczewskiej. O rodowisku warszawskim w pierwszych dziesi¹tkach lat XIX wieku napisano ju¿ niejedn¹ ksi¹¿kê, ale na tle innych ksi¹¿ka Fr¹czyka nie jest w tyle. Wiele prac Fr¹czyk po wiêci³ Pu³awom literackim okresu wietno ci. Pierwsz¹ z nich by³o studium Pu³awy w ¿yciu i twórczo ci Ludwika Kropiñskiego3. Odczyt wyg³oszony w Katowicach rodowisko literackie dworu Czartoryskich w latach 1763-1830 zosta³ utrwalony tylko w streszczeniu4. W Polskim S³owniku Biograficznym og³osi³ Fr¹czyk biogram Kropiñskiego5. W ród sie1 Rozprawy i Sprawozdania Muzeum Narodowego w Krakowie 1960, t. 6, s. 134-164. 2 Kraków
1961. Komisji Historycznoliterackiej PAN Oddzia³ Kraków, 1964, t. 2, s. 5-30. 4 Streszczenia Odczytów Publicznych Komisji Historycznoliterackiej PAN Podkomisji l¹skiej w Katowicach 1966, R. 2, druk. 1967, s. 25-29. 5 T. 15, z. 3., Kraków 1970, s. 334-336. 3 Rocznik
284
demnastu biogramów opracowanych dla S³ownika Pracowników Ksi¹¿ki Polskiej (1972) s¹ trzy po wiêcone cz³onkom rodziny Czartoryskich: Adamowi Kazimierzowi, Izabeli, Witoldowi, inne bibliotekarzom pu³awskim i Biblioteki Czartoryskich w Krakowie, m.in.: £ukaszowi Go³êbiowskiemu, Józefowi Kallenbachowi, Janowi Karolowi Sienkiewiczowi. Z zasobów Biblioteki Czartoryskich wyda³ tragediê Kropiñskiego Gustaw Waza i komediê Niemcewicza Dwa sto³ki6. Dwie prace dotycz¹ najwa¿niejszego czasopisma doby stanis³awowskiej: Z problemów Monitora 1763 roku; W ród redaktorów i autorów Monitora (1764-1778)7. Ju¿ w 1963 roku otworzy³ Fr¹czyk przewód doktorski na podstawie dysertacji Adam Kazimierz Czartoryski. Genera³ Ziem Podolskich. Pisarz, publicysta, polityk. Przedstawi³ prawdziw¹ monografiê bêd¹c¹ rezultatem wielu lat pracy dopiero w 1980 roku. Promotorem by³ prof. Piszczkowski, jednym z recenzentów, wed³ug którego opinii by³a to znakomita dysertacja doktorska prof. Julian Ma lanka. Niestety dot¹d praca nie zosta³a og³oszona. Traktowa³ j¹ autor jako czê æ pierwsz¹ monografii Adama Kazimierza Czartoryskiego, któr¹ pisa³ nadal i, zdaje siê, ukoñczy³. Cyzelowa³ j¹ i przygotowywa³ do druku zawsze niezadowolony. By³oby krzywd¹ autora i nauki polskiej, gdyby praca ta nie ujrza³a wiat³a dziennego. W ¿yciu rodzinnym by³ Fr¹czyk cz³owiekiem szczê liwym. Mia³ dobr¹ i m¹dr¹ ¿onê, Danutê Józefê z Jarguzów ( lub zawar³ 19 lipca 1951 roku), i dwu synów: Marka i Zbigniewa, prawników. Doczeka³ czworga wnuków i jednej prawnuczki. By³ zacnym cz³owiekiem, oddanym sprawom, którymi siê zajmowa³. Zmar³ po ciê¿kich cierpieniach 16 wrze nia 2009 roku, pochowany zosta³ na cmentarzu Pr¹dnickim w Krakowie. Jerzy Starnawski
6 W: Archiwum Literackie, t. 18: Miscellanea z wieku O wiecenia, Wroc³aw 1973, s. 325-368; w: Archiwum [ ], t. 22: Miscellanea [ ], t. 5, Wroc³aw 1978, s. 293-372. 7 W: Archiwum [ ], t. 13: Miscellanea [ ], t. 3, Wroc³aw 1969, s. 2736; w: Archiwum [ ], t. 13: Miscellanea [ ], t. 5, Wroc³aw 1978, s. 5-18.
Wiek XIX. Rocznik Towarzystwa Literackiego im. A. Mickiewicza, Rok II (XLIV) 2009
MARIA JASIÑSKA-WOJTKOWSKA (1926-2009)
Maria Jasiñska urodzi³a siê 2 stycznia 1926 roku w Zamo ciu. Ojciec, Franciszek, by³ organist¹; matka, Helena z Paczosów nauczycielk¹. W Zamo ciu ukoñczy³a szko³ê powszechn¹ i w roku 1938/1939 pierwsz¹ klasê gimnazjum czteroletniego, tzw. jêdrzejewiczowskiego . Wspomina³a szczególnie sw¹ wychowawczyniê, Halinê Biedrzyck¹, ³acinniczkê, która po drugiej wojnie wiatowej przedzierzgnê³a siê w anglistkê, zawsze niezmiernie oddana sprawie, któr¹ siê zajmowa³a. Z pocz¹tkiem wojny rodzice przenie li siê do Lublina, ojciec obj¹³ stanowisko organisty przy ko ciele w. Micha³a na Bronowicach. Niemcy pozwolili tylko na rednie szkolnictwo zawodowe: Jasiñska uczy³a siê w Szkole Handlowej im. Vetterów w Lublinie. Po wojnie uczêszcza³a do Gimnazjum-Liceum dla Doros³ych dr Ireny Krzeczkowskiej; egzamin dojrza³o ci zda³a w 1946 roku. W latach 1946-1950 ukoñczy³a studia w zakresie filologii polskiej na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Na æwiczeniach wstêpnych prof. Juliusza Kleinera przedstawi³a pracê o Bez dogmatu i Rodzinie Po³anieckich (nieopublikowan¹); prof. Stefan Kawyn (po wyje dzie z Lublina prof. Kleinera) podniós³ do rangi pracy magisterskiej rzecz pomy lan¹ jako praca seminaryjna Rola czasu w kompozycji powie ci Andrzejewskiego £ad serca i Choromañskiego Zazdro æ i medycyna 1. Osi¹gniêciem by³o przede wszystkim to, ¿e magistrantka 1 Druk
s. 61-82.
w pewnym skróceniu Roczniki Humanistyczne 1950-1951 t. 3, druk. 1953,
286
postawi³a sobie w³asny problem badawczy. W ostatnich latach studiów by³a Jasiñska wiceprezesk¹ Ko³a Polonistów. Rocznik 1946 na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim by³ wyj¹tkowo urodzajny: czworo wychowanków dosz³o do katedr uniwersyteckich. Gdy w roku 1949/1950 zaprowadzono kursowy system wyk³adów i æwiczeñ, sta³o siê konieczno ci¹, aby Jasiñska, jeszcze studentka, objê³a jako zastêpca asystenta prowadzenie jednej grupy æwiczeñ z nauk pomocniczych historii literatury polskiej i z poetyki dla pierwszego roku. Z pocz¹tkiem roku akademickiego 1950/1951 Jasiñska zda³a egzamin magisterski na KUL, ale rok ten spêdzi³a na Uniwersytecie £ódzkim, uzupe³niaj¹c wiedzê wyniesion¹ z macierzystej uczelni na seminarium prof. Stefanii Skwarczyñskiej. Sylwetkê tej uczonej jako teoretyka literatury omówi³a obszernie po latach w dwudziestym tomie Prac Polonistycznych , po wiêconym jubilatce2. Od pocz¹tku swej dzia³alno ci by³a Jasiñska aktywn¹ cz³onkini¹ Lubelskiego Oddzia³u Towarzystwa Literackiego im. Adama Mickiewicza; o tym, co siê w Oddziale TLiAM aktualnie wydarzy³o, pisa³a w lubelskiej Kamenie w 1953 roku3. Jeszcze bêd¹c studentk¹ da³a siê poznaæ, o czym wspomniano, jako badaczka powie ci. Pierwsz¹ jej powa¿n¹ prac¹ teoretycznoliterack¹ by³o studium Powie æ-pamiêtnik i powie æ-dziennik (zarys problematyki)4. W latach uniwersyteckich by³a cz³onkiem seminarium wersyfikacyjnego prof. Marii D³uskiej. Zaowocowa³o to udzia³em w pierwszym z wydanych tomów niedokoñczonej i w³a ciwie zaniechanej encyklopedii Poetyka5. Gdy Stefania Skwarczyñska powo³a³a do ¿ycia Zagadnienia Rodzajów Literackich na inauguracjê Jasiñska wraz ze swym bliskim koleg¹, Stefanem Sawickim opracowa³a Przegl¹d polskich prac teoretycznoliterackich z zakresu genologii (1944-1957)6; w dalszych rocznikach opublikowa³a kilka jeszcze artyku³ów. Doktoryzowa³a siê Jasiñska na Uniwersytecie £ódzkim w roku 1961 u prof. Skwarczyñskiej na podstawie dysertacji Narrator w powie ci przedromantycznej. 179618317; po czym awansowa³a na adiunkta. Na marginesie pozycji ksi¹¿kowej powsta³y rozprawy drobniejsze, przede wszystkim: Narrator w powie ci. 2 Stefania Skwarczyñska jako teoretyk literatury, Prace Polonistyczne 1964, S. 20, druk.
1965, s. 10-57. 3 Z dzia³alno ci Lubelskiego Oddzia³u TLiAM, Kamena 1953 R. 12 nr 1/2 s. 101. 4 Roczniki Humanistyczne 1953, t. 4, z. 1, druk. 1955, s. 61-87. 5 Dziesiêciozg³oskowiec; Dwunastozg³oskowiec, w: Poetyka. Zarys encyklopedyczny, red. M. R. Mayenowa dzia³ 3: Wersyfikacja, t. 3: Sylabizm, Wroc³aw 1956, s. 261-294, 353-379. 6 Zagadnienia Rodzajów Literackich 1958, t. 1, s. 131-162. 7 Druk. Warszawa 1965.
287
(Zarys problematyki) (wersja rozszerzona ukaza³a siê po kilku latach w zbiorowym tomie prac teoretycznoliterackich, przedrukowana nastêpnie)8. Przewód habilitacyjny zakoñczony zosta³ na Uniwersytecie £ódzkim w 1969 roku, po czym przysz³a nominacja na docenta na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Podstaw¹ by³a rozprawa Zagadnienia biografii literackiej. Geneza i podstawowe gatunki dwudziestowiecznej beletrystyki biograficznej9. Lista prac drobnych stanowi¹cych zal¹¿ek tej ksi¹¿ki, jak równie¿ wyros³ych na kanwie gotowej ju¿ prawdziwej monografii, jest d³uga. Przypomina siê pierwszy zarys studium Zagadnienia literackiej biografii. Uwagi historyczne i metodologiczne10. W roku 1970 Jasiñska po lubi³a Andrzeja Wojtkowskiego (1891-1975), swego profesora historii kultury z lat studiów, wdowca, zmar³ego piêæ lat pó niej. W roku 1983 zosta³a profesorem nadzwyczajnym, w 1992 zwyczajnym, w roku 1995 przesz³a na emeryturê. Nurtem, któremu odda³a siê con amore, by³a polska literatura religijna. Wespó³ ze Stefanem Sawickim inicjowa³a i prowadzi³a prace w Komisji do Badañ nad Literatur¹ Katolick¹ w Towarzystwie Naukowym KUL, przekszta³con¹ w Zak³ad Badañ nad Literatur¹ Religijn¹, którym kierowa³a przez wiele lat. Dokona³a bardzo du¿o w zakresie prac redakcyjnych, zarówno w badaniach nad proz¹ (powie ci, nowele), jak i nad literatur¹ religijn¹. W pracach zbiorowych, które redagowa³a lub wspó³redagowa³a, by³ zawsze jej solidny udzia³ autorski. Sawicki i Jasiñska zainicjowali antologiê Matka Boska w poezji polskiej, poprzedzon¹ tomem Szkice o dziejach motywu. By³a to praca sze ciorga autorów, nazwiska dwojga inicjatorów i g³ównych redaktorów nie zosta³y podane. Jasiñska opracowa³a okres poromantyczny do 1918 roku11, Dzie³em wspólnym Sawickiego i Jasiñskiej by³a antologia polskiej noweli religijnej, wydana w jêzyku francuskim i polskim, zaczêta Bransoletk¹ Norwida12. Wespó³ z Kazimierzem Bartoszyñskim i z Sawickim opracowa³a Jasiñska-Wojtkowska tom Nowela, opowiadanie, gawêda. Interpretacje ma³ych form narracyjnych. Tu poza wspó³8 Zagadnienia
Rodzajów Literackich 1962, t. 5, z. 1 s. 101-120; w: Problemy teorii literatury, red H. Markiewicz, S. 1, Wroc³aw 1967, s. 266-289, przedr. w: Genologia polska. Wybór tekstów, red. E. Miodoñska-Brookes, A. Kulawik, M. Tatara, Warszawa 1983, s. 181-209. 9 Druk. Warszawa 1971. 10 Roczniki Humanistyczne 1968, t. 16, z. 1, s. 89-116. 11 T. 1-2, Lublin 1959 [recte 1960]. Rozprawa M. Jasiñskiej t. 2, s. 116-160. 12 A l ombre de leur Dieu. Anthologie du récit polonais contemporain, red. M. Jasiñska, S. Sawicki, Paris 1969; Nowele i opowiadania doczesny jest co chwila, a wieczny zawsze , red. tych¿e. Wstêp redaktorów w wydaniu polskim s. 5-12.
288
autorstwem wstêpu odnotowaæ nale¿y pióra Jasiñskiej analizê Zygmunta Bartkiewicza Na Bielanach13. W Zak³adzie Badañ nad Literatur¹ Religijn¹ wychodzi³a pod redakcj¹ Sawickiego i Jasiñskiej bie¿¹ca bibliografia Religia a literatura. Opracowano lata 1975-1984. Wespó³ z Janem Godfrydem i z Sawickim zredagowa³a Jasiñska-Wojtkowska tom Sacrum w literaturze. Wstêp by³ autorstwa Jasiñskiej i Sawickiego, jej autorstwa rozprawa Problemy identyfikacji religijno ci dzie³a literackiego14. Pod redakcj¹ Sawickiego Towarzystwo Naukowe KUL wyda³o zbiorowe dzie³o wielotomowe Religijne tradycje literatury polskiej. W tomie Polska liryka religijna og³osi³a Jasiñska-Wojtkowska rozprawê Sacrum w poezji Leopolda Staffa15; we wspó³pracy z Krzysztofem Dybciakiem zredagowa³a tom Proza polska w krêgu religijnych inspiracji16, wespó³ z Jerzym wiêchem tom Religijne aspekty literatury polskiej XX wieku17. Obfito æ prac na temat literatury religijnej spowodowa³a zredagowanie obszernego tomu studiów Jasiñskiej-Wojtkowskiej Horyzonty literackiego sacrum18. Tu poza przedrukiem wielu wymienionych ju¿ prac opublikowane zosta³y m.in. nastêpuj¹ce: Literatura sacrum religia. Problematyka badawcza, przedstawione przez autorkê na Zje dzie Polonistów w 1995 roku19; Duch wiêty w literaturze polskiej20; Msza wiêta w polskiej poezji wspó³czesnej21. Inne prace dotyczy³y utworów: Andrzeja Niemojewskiego Legendy, Izydora Kajetana Wys³oucha Mistrza z Nazaretu, Jana Twardowskiego Znaków nieufno ci, Romana Brandstaettera Jezusa z Nazarethu, Jana Paw³a II Tryptyku rzymskiego. Ten tom jest najbardziej reprezentatywny dla poznania dorobku Jasiñskiej-Wojtkowskiej. Parokrotnie, stosunkowo rzadko, wypowiada³a siê Jasiñska na temat osi¹gniêæ badawczych w zakresie teorii literatury. Poza wspomnianym studium
13 Warszawa 1974, 21979. Wstêp redaktorów s. 5-12, 2s. 5-13, analiza Na Bielanach: s. 136-148, s. 181-193. 14 Lublin 1983. Wstêp s. 5-7; Problemy identyfikacji s. 53-63. 15 W: Polska liryka religijna, red. S. Sawicki, P. Nowaczyñski, Lublin 1983, s. 371-422. 16 Lublin 1993. 17 Lublin 1997. 18 Lublin 2003. 19 Pierwodruk w: Wiedza o literaturze i edukacja. Ksiêga referatów Zjazdu Polonistów, Warszawa 1995, red., T. Micha³owska, Z. Goliñski, Z. Jarosiñski, Warszawa 1996, s. 624-637, przedruk. s. 45-62. 20 Pierwodruk w: Jan Pawe³ II. Dominum et vivicantem. Tekst i komentarz, red. ks. A. Szafrañski, Lublin 1999, s. 307-329, przedruk s. 133-162. 21 Pierwodruk w: Kultura i religia. U progu III tysi¹clecia, red. W. wi¹tkiewicz, A. Pethe, Katowice 2001, s. 130-136.
289
o Skwarczyñskiej odnotowaæ trzeba nekrologowy artyku³ po wiêcony Wandzie Achremowiczowej (1901-1974)22, artyku³ jubileuszowy po wiêcony Irenie S³awiñskiej23, a przede wszystkim rozprawê Dzieje teorii literatury w polonistycznym rodowisku KUL, opublikowan¹ w zbiorowym tomie, po wiêconym rozwojowi badañ w poszczególnych dziedzinach polonistyki KUL24, napisan¹ z ogromn¹ kompetencj¹ i bardzo sprawiedliwie, z pewn¹ pob³a¿liwo ci¹ dla nik³ych osi¹gniêæ sprzed 1939 roku, bo od 1944 nie by³o czego siê wstydziæ. By³a Jasiñska-Wojtkowska dydaktyczk¹ zawsze niezwykle sumiennie przygotowuj¹c¹ siê do zajêæ. Jej wybijaj¹c¹ siê uczennic¹ uniwersyteck¹ jest prof. dr hab. Miros³awa O³dakowska-Kuflowa; poza KUL ks. dr hab. Zbigniew Trzaskowski z Kielc. Koledzy, przyjaciele i uczniowie uczcili prof. Mariê Jasiñsk¹-Wojtkowsk¹ ksiêg¹ pami¹tkow¹ w ramach Roczników Humanistycznych Tu bibliografiê prac za lata 1951-1996 zestawi³ Jan Godfryd25. Krótk¹ autobiografiê og³osi³a uczona w zbiorowej ksiêdze wspomnieñ o KUL 26. Zmar³a po d³ugich cierpieniach w domu starców pod Lubartowem 1 wrze nia 2009 roku. Jerzy Starnawski
22 Roczniki
Humanistyczne 1975, t. 23, z. 1, s. 197-199. Powszechny 1987, R. 41, nr 2, s. 3. 24 Roczniki Humanistyczne 1969, t. 17, z. 1, s. 55-72. 25 Tam¿e, 1997, t. 45, z. 1, s. 5-21. 26 Ca³e ¿ycie na KUL-u, w: Z dyplomem KUL w Polskê: wspomnienia i relacje, red. Z. Jasiñska, M. Staniszewska, Lublin 1994, s. 16-21. 23 Tygodnik
Wiek XIX. Rocznik Towarzystwa Literackiego im. A. Mickiewicza, Rok II (XLIV) 2009
ELIGIUSZ SZYMANIS (1955-2009)
Wiadomo æ o tragicznym wypadku samochodowym i mierci doktora Eligiusza Szymanisa wstrz¹snê³a warszawsk¹ spo³eczno ci¹ akademick¹. Przedwcze nie odszed³ cz³owiek powszechnie lubiany i szanowany, ceniony badacz i popularyzator literatury polskiego romantyzmu, uwielbiany przez studentów wyk³adowca. Eligiusz godzinami móg³ rozmawiaæ o literaturze. Nie zna³ podzia³u na czas pracy i odpoczynku. Z równym entuzjazmem dowodzi³ swych racji podczas sesji naukowych, zebrañ Zak³adu Literatury Romantyzmu, co przy kawiarnianym stoliku. Powtarza³ czêsto, ¿e cz³owiek powinien sobie wybraæ taki zawód, który wykonywa³by równie¿ spo³ecznie z mi³o ci i pasji. Fascynowa³a go literatura XIX wieku, a zw³aszcza twórczo æ Adama Mickiewicza. W pierwszym okresie aktywno ci zawodowej zajmowa³ siê mechanizmami autokreacyjnymi zapisanymi w tekstach Mickiewicza. Ukoronowaniem wieloletnich badañ Eligiusza mia³a byæ rozprawa dotycz¹ca III czê ci Dziadów, po wiêcona reinterpretacji zasadniczych za³o¿eñ Mickiewiczowskiego mesjanizmu Profeta nie mo¿e siê myliæ. Choæ ksi¹¿ka by³a niemal¿e ukoñczona, nie móg³ siê zdecydowaæ na oddanie jej do druku. Opó nienie t³umaczy³ wag¹ tematu i zakresem literatury przedmiotu. Ci¹gle co poprawia³ i dopisywa³ wychodz¹c z za³o¿enia, ¿e o arcydramacie Mickiewicza nie mo¿na powiedzieæ ostatniego s³owa. Po opublikowaniu rozprawa mia³a stanowiæ podstawê przewodu habilitacyjnego. Los zadecydowa³ inaczej.
291
Eligiusz Szymanis zmar³ 17 sierpnia 2009 roku w Miñsku Mazowieckim. Mia³ 54 lata. Oddany uczeñ Stanis³awa Makowskiego, pod¹¿y³ za swoim nauczycielem zaledwie kilkana cie miesiêcy po jego odej ciu. Dla czytelników Wieku XIX szczególnie poruszaj¹ca jest dzi lektura poprzedniego numeru rocznika, w którym znajduje siê wspomnienie Eligiusza o profesorze Makowskim. Pisa³ w nim, ¿e trudno bêdzie sobie wyobraziæ ¿ycie bez Staszka. Nikt nie przypuszcza³, ¿e po up³ywie zaledwie roku jego przyjaciele i uczniowie bêd¹ powtarzali te s³owa wobec Eligiusza. Urodzi³ siê 11 czerwca 1955 roku w Radzyminie, w którym jego rodzice Helena i Leonard osiedlili siê po zakoñczeniu drugiej wojny wiatowej. Eligiusz dorasta³ w domu stanowi¹cym czê æ dawnych zabudowañ dworskich, po³o¿onym malowniczo nad piêknym stawem parkowym. Dzieciñstwo i wczesn¹ m³odo æ wspomina³ jako okres arkadyjski. W latach 1962-1970 uczy³ siê w Szkole Podstawowej nr 1, a nastêpnie w Liceum Ogólnokszta³c¹cym w Radzyminie (1970-1974). W roku 1974 podj¹³ studia na Wydziale Polonistyki Uniwersytetu Warszawskiego. Z Uniwersytetem zwi¹za³ swoje ca³e ¿ycie. Dzia³alno æ naukow¹ rozpocz¹³ ju¿ na pocz¹tku studiów: by³ cz³onkiem Warszawskiego Ko³a Polonistów, uczestniczy³ w konferencjach studenckich, publikowa³ pierwsze artyku³y i recenzje w periodykach naukowych. W 1978 roku uzyska³ dyplom z wyró¿nieniem na podstawie rozprawy magisterskiej Kategoria uczucia w wiatopogl¹dzie poetyckim Mickiewicza, napisanej pod kierunkiem dr hab. Marii Grabowskiej. Dwa lata pó niej rozpocz¹³ na Uniwersytecie Warszawskim czteroletnie studia doktoranckie. W 1983 roku zosta³ zatrudniony na Wydziale Polonistyki jako asystent, a nastêpnie adiunkt (1986 rok). W 1985 roku obroni³ rozprawê doktorsk¹ Romantyczna legenda Adama Mickiewicza, pisan¹ pod kierunkiem profesora Stanis³awa Makowskiego. W tym samym roku o¿eni³ siê z Ann¹ Klimkowsk¹. W 1986 roku przysz³a na wiat ich jedyna córka Emilia, pieszczotliwie nazywana Misi¹. W 1987 roku Eligiusz wyjecha³ z rodzin¹ do Frankfurtu nad Menem, gdzie przez piêæ lat prowadzi³ na Uniwersytecie J. W. Goethego lektorat jêzyka polskiego, a tak¿e seminaria i konwersatoria po wiêcone literaturze polskiej. Po powrocie do kraju od 1992 roku nieprzerwanie pracowa³ na Wydziale Polonistyki Uniwersytetu Warszawskiego na stanowiskach adiunkta, starszego wyk³adowcy (od 2003 roku) i docenta (od 2009 roku). W latach 1993-2005 by³ zastêpc¹ dyrektora Instytutu Literatury Polskiej. Przez wiele lat wyk³ada³ tak¿e w Akademii Humanistycznej im. Aleksandra Gieysztora w Pu³tusku (1995-2009) i w Szkole Wy¿szej Przymierza Rodzin w Warszawie (2002-2009).
292
Drug¹ instytucj¹, z któr¹ Eligiusz zwi¹za³ niemal¿e ca³e ¿ycie, by³o Towarzystwo Literackie im. Adama Mickiewicza. Cz³onkiem Towarzystwa zosta³ jeszcze w okresie studiów w 1977 roku. W latach 1998-2001 by³ cz³onkiem Zarz¹du G³ównego Towarzystwa, przez wiele lat wchodzi³ w sk³ad Zarz¹du Oddzia³u Warszawskiego, a podczas ostatnich dwóch kadencji pe³ni³ w nim funkcjê wiceprezesa. Od roku 1986 uczestniczy³ jako delegat we wszystkich zjazdach Towarzystwa i organizowanych przez Towarzystwo konferencjach naukowych. Praca doktorska Eligiusza ukaza³a siê w serii rozpraw Biblioteki Towarzystwa Literackiego im. Adama Mickiewicza (Adam Mickiewicz kreacja autolegendy, Ossolineum , Wroc³aw 1992). W Roczniku TLiAM publikowa³ artyku³y, recenzje i przyczynki (m. in. Album Moszyñskiego czyli drugi tom Mickiewiczianów w zbiorach Tomasza Niewodniczañskiego w Bitburgu, Rocznik XXVIII, 1993; Kordian z perspektywy filozofii genezyjskiej, Rocznik XXXIV, 1999; Czym zawini³ Konrad Wallenrod? Wallenrodyzm wobec absolutyzmu, Rocznik XXXVII, 2002). W ramach dzia³alno ci w Towarzystwie wyg³osi³ dziesi¹tki odczytów we wszystkich niemal oddzia³ach wojewódzkich. Ostatni wyk³ad, który odby³ siê na Wydziale Polonistyki w listopadzie 2008 roku, po wiêci³ poezji ksiêdza Paw³a Heintscha. Aktywnie uczestniczy³ w ¿yciu naukowym Uniwersytetu. Opublikowa³ oko³o stu tekstów w tym ponad siedemdziesi¹t ci le naukowych: artyku³ów w ksi¹¿kach zbiorowych i periodykach naukowych, wstêpów do wydañ utworów romantycznych, opracowañ popularyzatorskich i podrêcznikowych, recenzji i sprawozdañ naukowych. Wspó³pracowa³ z Przegl¹dem Humanistycznym , redagowa³ periodyk popularnonaukowy Ojczyzna Polszczyzna (1997 rok). By³ cz³onkiem Rady Redakcyjnej Zeszytów Naukowych Szko³y Wy¿szej Przymierza Rodzin i Studiów i Materia³ów do Dziejów Powiatu Wo³omiñskiego . Bra³ udzia³ w kilkudziesiêciu krajowych i miêdzynarodowych sesjach naukowych. Wspó³organizowa³ konferencje wydzia³owe, spotkania po wiêcone literaturze i objazdy naukowe. By³ opiekunem Warszawskiego Ko³a Polonistów i studenckich teatrów, dzia³aj¹cych przy Wydziale Polonistyki. Eligiusz by³ niestrudzonym popularyzatorem literatury polskiego romantyzmu. Wspó³pracowa³ ze Zwi¹zkiem Literatów Polskich i Towarzystwem Wiedzy Powszechnej (w latach 1988-1992 by³ dyrektorem Sto³ecznego Uniwersytetu Powszechnego). Opowiada³ o literaturze w audycjach radiowych i telewizyjnych, a tak¿e w o rodkach kszta³cenia nauczycieli. We wdziêcznej pamiêci studentów pozostanie jako charyzmatyczny wyk³adowca, który mia³ niezwyk³y dar przekazywania swojej pasji innym. Prowa-
293
dzi³ na polonistyce wyk³ady z historii literatury romantyzmu, które przesz³y do legendy Wydzia³u. Nie musia³ sprawdzaæ listy obecno ci sala zawsze by³a wype³niona po brzegi. Mia³ rzadk¹ umiejêtno æ mówienia o utworach romantycznych z m³odzieñcz¹ pasj¹. Studenci garnêli siê do niego, bo traktowa³ ich jak równorzêdnych partnerów w dyskusji. Z wieloma ze swoich magistrantów przechodzi³ na ty , mawiaj¹c, ¿e nie znosi stosunków feudalnych. Wypromowa³ oko³o stu piêædziesiêciorga magistrów i kilkadziesiêcioro licencjatów, zrecenzowa³ ponad dwie cie prac. Uczniowie doktora Szymanisa za jego namow¹ i dziêki jego wsparciu podejmowali czêstokroæ studia doktoranckie i dalsz¹ pracê naukow¹. Wszystkim, którzy go znali, zostanie w pamiêci jego ¿yczliwy u miech i gotowo æ do pomocy ka¿demu, kto tylko o to poprosi³. Sprawia³ wra¿enie cz³owieka, który nie poddawa³ siê przeciwno ciom losu. Jego bliscy i przyjaciele wiedzieli jednak, ¿e Eligiusz w istocie daleki by³ od wizerunku niepoprawnego optymisty. ¯ywe zainteresowanie problemami wspó³czesno ci, interpretowanie ich w duchu idei romantycznych, którym stara³ siê pozostaæ wierny, mia³o swoj¹ ciemn¹ stronê. Autentyczne zaanga¿owanie emocjonalne w sprawy codzienno ci nie pozwala³o mu na dystans. Zafascynowany literatur¹ romantyczn¹, sam niebezpiecznie zbli¿a³ siê do jej modelowych bohaterów. Wra¿liwy na piêkno, mia³ ¿al do rzeczywisto ci, ¿e nie wciela w ¿ycie idea³ów. Czy my la³ czasem o mierci? W ostatnich latach zarówno na wyk³adach, jak i w prywatnych rozmowach uparcie powraca³ do kilku cytatów z Marii Antoniego Malczewskiego. Powtarza³ za Norwidem Piêtnem globu tego niedostatek . Przywo³ywa³ tak¿e czêsto s³owa wiêtego £ukasza: Kto chce zachowaæ swoje ¿ycie, straci je . Jego odej cie by³o nag³e i niepotrzebne. Pozostawi³ po sobie ¿al i dozgonn¹ wdziêczno æ tych, którzy mieli zaszczyt go poznaæ, których obdarzy³ swoj¹ przyja ni¹. Kiedy zastanawia³am siê nad tym, jakie s³owa z ukochanej przez niego literatury romantycznej najpe³niej mog³yby oddaæ odczucie pustki, które wywo³a³o jego odej cie, pomy la³am o Agezylauszu Juliusza S³owackiego: Ci, których s³oñcem swoim Bóg w oblicze bije, Prêdko id¹ pod ziemiê spaæ i szukaæ cienia . Dobranoc, Elku. Maria Makaruk
Wiek XIX. Rocznik Towarzystwa Literackiego im. A. Mickiewicza, Rok II (XLIV) 2009
KONFERENCJA PORTRETY JULIUSZA S£OWACKIEGO W auli IV Liceum Ogólnokszta³c¹cego im. Emilii Sczanieckiej w £odzi odby³a siê 1 i 2 kwietnia 2009 roku sesja naukowo-kulturalna, po wiêcona ¿yciu i twórczo ci Juliusza S³owackiego. Realizacjê sesji umo¿liwi³o wspó³dzia³anie Oddzia³u £ódzkiego Towarzystwa Literackiego im. Adama Mickiewicza, Katedry Literatury i Tradycji Romantyzmu U£ oraz IV LO w roli gospodarza imprezy. Wspó³pracuj¹ce ze sob¹ instytucje propaguj¹ od kilkunastu lat wiedzê humanistyczn¹ w ród polonistów i uczniów szkó³ ponadgimnazjalnych. W sesji Portrety Juliusza S³owackiego uczestniczy³y m.in. nastêpuj¹ce szko³y ponadgimnazjalne z £odzi: III LO, IV LO, XIII LO, XX LO, XXV LO, XXXIII LO, ZSP nr 9, Szko³a Muzyczna II stopnia im. Stanis³awa Moniuszki oraz Klasyczne Gimnazjum przy Lwowskim Narodowym Uniwersytecie im. Iwana Franki. Honorowym patronatem obj¹³ tê uroczysto æ Prezydent Miasta £odzi, Jerzy Kropiwnicki. Organizatorzy przygotowali dla m³odzie¿y trzy konkursy: naukowy, plastyczny i wokalno-recytatorski. Celem wymienionych dzia³añ by³o zachowanie pamiêci o S³owackim, ale te¿ zachêcenie m³odych odbiorców do poszukiwañ naukowych oraz inspiracji artystycznych w krêgu jego biografii i spu cizny literackiej. Interesuj¹cy esej na temat ikonografii poety przedstawi³a uczennica IV LO, finalistka XXXVIII Olimpiady Literatury i Jêzyka Polskiego, Roksana Grzelak. Z kolei uczennica XIII LO, Dominika Porowska przedstawi³a szkic krytycznoliteracki Afryka ogl¹dana oczyma romantyka. W jej eseju znajduj¹ siê ciekawe interpretacje kilku listów do matki
295
oraz wierszy, m.in.: Piramidy, [Rozmowa z piramidami], Do Teofila Januszewskiego , Pie ni na Nilu. Autor Kordiana pojawi³ siê jako homo viator tak¿e w referatach innych uczestników sesji. Mateusz Wi niewski, uczeñ XIII LO ukaza³ podró¿e poety w ujêciu chronologicznym, zaczynaj¹c od pierwszego wyjazdu z Krzemieñca do Wilna, a koñcz¹c na powrocie z Wielkopolski do Francji w 1848 roku. Licealistom z XIII LO konsultacji udziela³a mgr Ma³gorzata Mrowicka. Niektórzy uczniowie pod kierunkiem nauczycieli jêzyka polskiego przeprowadzili analizy wybranego liryku. Monika Skóra z III LO zinterpretowa³a wiersz [Po ród niesnasków Pan Bóg uderza ], a Maria Depta, tak¿e uczennica tego liceum, przedstawi³a trzy pomys³y odczytania Ostatniego wspomnienia. Do Laury. Ich opiekunem merytorycznym by³a polonistka, mgr Jolanta Kupis. Uroczysto æ swoimi wyk³adami u wietnili pracownicy naukowi i doktoranci. Zaprezentowali oni ró¿ne wizerunki poety, np. mgr Natalia Piórczyñska mówi³a o S³owackim jako czytelniku Jana Kochanowskiego, za mgr £ukasz Goss opowiedzia³ s³uchaczom, co mo¿emy wyczytaæ z Godziny my li. Interpretacji wiersza Roz³¹czenie podj¹³ siê polonista z IV LO w £odzi, mgr Wojciech Wo niak. Uczestnicy mogli te¿ zapoznaæ siê z interesuj¹c¹ prelekcj¹ dr Marii Berkan-Jab³oñskiej o ilustracjach do utworów S³owackiego. Analizê poematu Podró¿ do Ziemi wiêtej z Neapolu przygotowa³ dr Przemys³aw Dakowicz. Du¿ym zainteresowaniem cieszy³ siê wyk³ad o Juliuszu S³owackim jako rysowniku, wyg³oszony przez prof. dra hab. Jacka Brzozowskiego, który odkry³ nieznane dot¹d prace plastyczne poety. Wyst¹pienia dotycz¹ce zami³owañ artystycznych S³owackiego oraz ilustrowania jego dzie³ by³y wsparte pokazami. W czasie sesji wyst¹pili równie¿ laureaci konkursów recytatorskiego i wokalnego. Mo¿na by³o us³yszeæ wiersze i fragmenty dramatów Juliusza S³owackiego, a tak¿e utwory wspó³czesnych poetów: Tadeusza Ró¿ewicza Jul S³owacki, Wis³awy Szymborskiej W dyli¿ansie i Juliana Tuwima Pogrzeb S³owackiego. Szczególny aplauz publiczno ci zdoby³y: inscenizacja fragmentu Balladyny, wykonana przez m³odzie¿ IV LO w re¿yserii mgr Krystyny Korcz oraz interpretacje wokalne liryków S³owackiego, zaprezentowane przez Jakuba Pawlaka (IV LO) i Jarynê Smertyhê z Klasycznego Gimnazjum we Lwowie. Zorganizowano te¿ wystawê prac plastycznych wyró¿nionych w konkursie na ilustracje do utworów S³owackiego. Jej centralny motyw stanowi³ portret poety, namalowany przez Nelê Æwiek (IV LO). Pierwszego i drugiego dnia sesjê rozpoczyna³y uczennice Szko³y Muzycznej II stopnia im. Stanis³awa Moniuszki, daj¹c minikoncert skrzypcowy muzyki romantycznej. Naukowo-artystyczny synkretyzm programu imprezy by³ swoist¹ prowokacj¹ ze strony organizatorów spotkania, którym zale¿a³o na sk³onieniu m³odzie¿y do zdobywania nowych do wiadczeñ w szkolnej edukacji. Uczniowie otrzymali
296
szansê wcielenia siê w role badaczy naukowych, interpretatorów, artystów, organizatorów, prezenterów i inne. Poza tym mogli w partnerski sposób wspó³pracowaæ z przedstawicielami szkolnej i uniwersyteckiej polonistyki. Podczas sesji zaprezentowano skomplikowane, inspiruj¹ce portrety S³owackiego romantycznego poety, filozofa, podró¿nika, emigranta, mistyka, rysownika. M³odzi ludzie okazali siê zainteresowani przede wszystkim poszukiwaniami ró¿nych, bliskich im form prezentacji dokonañ poety, o czym przekona³y znakomite wykonania muzyczne, plastyczne, teatralne i literackie. Wysoko oceni³a przygotowanie m³odych ludzi do jubileuszowej sesji prof. dr hab. Krystyna Ratajska, opiekun naukowy konferencji. W toku dalszej wspó³pracy miêdzy Oddzia³em £ódzkim Towarzystwa Literackiego im. Adama Mickiewicza a ³ódzkimi liceami przewidziana jest kontynuacja Miêdzyszkolnej Akademii Literatury, w której ramach oprócz wyk³adów i warsztatów dla uczniów i nauczycieli pojawi¹ siê ró¿nego typu dyskusje oraz konkursy w zakresie tworzenia eseju interpretacyjnego. Przy okazji organizatorzy sesji uznali, ¿e konieczna jest dalsza wspó³praca pomiêdzy polskimi i ukraiñskimi szko³ami, przyczynia siê ona bowiem do prze³amywania barier poprzez poznawanie wspólnej historii, literatury i obyczajów, uczy te¿ wzajemnej tolerancji i poszanowania. Na pewno pozostanie w pamiêci m³odzie¿y obu krajów przyja ñ, która zawi¹za³a siê dziêki sesji naukowej z okazji dwusetnej rocznicy urodzin Juliusza S³owackiego. El¿bieta Waliszek
KONFERENCJA O WINCENTYM POLU Wiosn¹ roku 2007, w dwusetn¹ rocznicê urodzin Wincentego Pola odby³a siê w Lublinie i we Lwowie sesja po wiêcona twórczo ci autora Pie ni o ziemi naszej. Oddzia³ Lubelski TLiAM inicjator tego przedsiêwziêcia planuje kontynuowaæ naukowe refleksje nad twórczo ci¹ Pola poprzez organizowanie corocznych roboczych konferencji po wiêconych ró¿nym aspektom jego pisarstwa i aktywno ci spo³ecznej. Pierwsza taka konferencja zatytu³owana Wincenty Pol. Retoryczna tradycja czy romantyczna swoboda? mia³a miejsce w lubelskim dworku poety w dniach 20-21 kwietnia 2009 roku. W kameralnej konferencji wziêli
297
udzia³ reprezentantka nauk geograficznych oraz poloni ci z Lublina, Rzeszowa i Katowic. Konferencjê otworzy³ prof. Artur Timofiejew, prezes Oddzia³u Lubelskiego, a referaty wyg³osili: Barbara Czwórnóg-Jadczak: Wincenty Pol piosenkarz i bard, W³adys³awa Bry³owa: Jêzyk poezji Wincentego Pola, Jacek Lyszczyna: Romantyk w ród konwencji, Jolanta Kowal: Ostatni ze staro¿ytnych, w nowo¿ytnych pierwsi . Wizerunki literatów stanis³awowskich w lwowskich prelekcjach Wincentego Pola, Magdalena Patro: Poetycka kronika insurekcji listopadowej Kazimierz Brodziñski i Wincenty Pol jako komentatorzy wydarzeñ 1831 roku, Kazimierz Maci¹g: Dwie legendy genialnego artysty w Wicie Stwoszu Wincentego Pola i Konstantego Ildefonsa Ga³czyñskiego, Krystyna Harasimiuk: Jêzyk geografii Wincentego Pola, Tadeusz Piersiak: Niebo gwia dziste Wincentego Pola tradycja czy nowatorstwo, Irena Kotwicka: Tradycja retoryczna Proroctwa kap³ana polskiego Wincentego Pola, Marta Skrzypek: Ksi¹¿ê Józef Poniatowski w Mohorcie . Spojrzenie romantyka.
¯ywa dyskusja by³a potwierdzeniem celowo ci konferencji. Organizatorzy wyrazili wolê zwo³ania kolejnej sesji za rok i przedstawili pomys³ powo³ania nieformalnej grupy badawczej, skupiaj¹cej osoby zainteresowane pisarstwem Wincentego Pola. Obie propozycje zosta³y zaakceptowane przez uczestników konferencji. Gospodarzem miejsca obrad i wspó³organizatorem konferencji by³o Muzeum Lubelskie i jego oddzia³ Dworek Wincentego Pola. Wspó³organizatorem by³ te¿ Instytut Filologii Polskiej UMCS. Tadeusz Piersiak, Artur Timofiejew
299
Sylwetka badacza. Z prof. dr hab. Stanis³awem Jaworskim rozmawia dr Artur ¯ywio³ek E. Hurnik, Zwi¹zki poezji Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej z muzyk¹ i malarstwem Portret poetki. Spotkanie z El¿biet¹ Cichl¹-Czarniawsk¹ T. Majak, Edwarda Stachury borykanie siê ze sob¹ i w³asn¹ twórczo ci¹ M. Nasiñska, Jej miejsca na ziemi. Wspomnienie o Ludmile Marjañskiej A. ¯ywio³ek, W krêgu pisarstwa Mariana Zdziechowskiego. W siedemdziesi¹t¹ rocznicê mierci Prof. dr hab. Zofia Zarêbianka czyta swoje wiersze E. Mika, Zbigniew Herbert A. Sulikowski, Trasy górskie kardyna³a Wojty³y oraz promocja ksi¹¿ki A. Sulikowskiego Album spotkañ z ks. Janem Twardowskim G. Borkowska, Wokó³ publicystyki Elizy Orzeszkowej D. Suska, Sybilla Jana Paw³a Woronicza wobec konwencji stylistycznych klasycystycznej poezji opisowej 4. Gdañsk, 62 cz³onków, 16 odczytów T. Kostkiewiczowa, Co to jest klasycyzm? Tradycje dziewiêtnastowieczne i dyskusje wspó³czesne W. Maksymowicz, Filologizm jako filozofia i styl. Stanis³aw D¹browski (1930-2007) J. Bachórz, Dziewiêtnastowieczni nasi o Czechach G. Borkowska, Niepublikowane listy Orzeszkowej do Méyeta Z cyklu Pogranicza literatury: J. Ciechowicz, S³owa, s³owa, s³owa i nie tylko literatura w teatrze P. Sitkiewicz, Kamera jako czytelnik ekranowe adaptacje literatury J. Szy³ak, Narracja w obrazkach z dziejów komiksu M. Adamiec, S³owa w sieci Internet jako warsztat polonisty J. Maækiewicz, S³owa w s³u¿bie faktów dziennikarstwo w globalnej wiosce M. Kraska, S³owa i marketing jêzyk perswazji w reklamie B. Oleksowicz, Przeciw konwencjom w poezji E. Nawrocka, Przeciw konwencjom w prozie M. Jarmo³owicz, Przeciw konwencjom w dramacie M. Czermiñska, Opisaæ w³asny wiat literatura autobiograficzna R. Grze kowiak, Mówiê, wiêc jestem sztuka retoryczna wczoraj i dzi M. Dajnowski, Skrzydlate s³owa krótki kurs u¿ywania cytatów
300
5. Grójec, 23 cz³onków, 4 odczyty J. Z. Brudnicki, Zbigniew Herbert w obiektywie krytyka M. Prussak, Wesele Stanis³awa Wyspiañskiego E. Szymanis, Rola literatury polskiego romantyzmu po 1918 roku w odbudowie niepodleg³ego, suwerennego, zjednoczonego pañstwa polskiego E. Szymanis, Odzyskanie niepodleg³o ci w wybranych utworach literatury polskiej 6. Jaros³aw, 34 cz³onków, 5 odczytów
J. Tulik, Nostalgia nad Tybrem, o liryce J. Hordyñskiego J. Tulik, Godzina drogi czytanie wierszy A. Jakubowska-O¿óg, Motywy antyczne w twórczo ci Zbigniewa Herberta J. Wolski, Herbert czytany na nowo Z. O¿óg, Metafizyka w twórczo ci Z. Herberta 7. Katowice, 2 odczyty, 2 konferencje
Sesja popularnonaukowa po wiêcona twórczo ci Zbigniewa Herberta (26 V 2008) Konferencji naukowa Miasta i miasteczka l¹skie (26 XI 2008) Spotkania Mickiewiczowskie: M. Piechota, Iloma jêzykami w³ada³ Mickiewicz? D. Rott, Muzeum Adama Mickiewicza w Stambule refleksje podró¿nika 8. Kielce, 25 cz³onków, 3 odczyty J. Detka, Twórczo æ Henryka Grynberga A. Kurska, O Pianistce Elfriede Jelinek; rozmowa o Rykoszetem Agnieszki Graff J. Detka, Poetyckie maski Zbigniewa Herberta 9. Kraków, 40 cz³onków, 12 odczytów
Wieczór XXXVI Pok³on Trzech Króli J. KossowiczWapiennik, S³owo o fryburskim witra¿u Józefa Mehoffera B. Dopart, O kolêdowaniu poetów Wieczór XXXVII Jeszcze jedna opowie æ o Wielkiej Emigracji. Wokó³ pamiêtnika Antoniego Ostrowskiego Ten biedny Mickiewicz J. K. Ostrowski, H. ¯aliñski, J. Mizio³ek, J. Maj
301
Dni Norwidowskie (19 V, 24-26 XI, 1-3 XII 2008): G. Halkiewicz-Sojak, Cypriana Norwida konfrontacja z ciemno ci¹ wiata i stylu A. Zio³owicz, Norwidowski dramat. Norwidowska dramatyczno æ M. Bu , Norwid i interpretatorzy M. Kaczmarska, A. Ferenc, Pielgrzym. Czytanie poezji Norwida B. Dopart, Cypriana Norwida sprawa o Polskê P. Chlebowski, Obraz i s³owo u Norwida. O edycji Dzie³ wszystkich Cypriana Norwida E. Chlebowska, O katalogu prac plastycznych Norwida J. Zach, M. Kuziak, Norwid i nowoczesno æ (dwug³os) B. Szymañska, Z. Zarêbianka, M. Baran, O tradycji norwidowskiej. Rozmowa poetów
Brak informacji
Brak informacji
10. Krasnystaw [?]
11. Krosno, 15 cz³onków
12. Lublin, 30 cz³onków, 4 odczyty, 1 konferencja
S. Nieznanowski, Kochanowski nasz wspó³czesny S. Kiedroñ, Erazm z Rotterdamu w perspektywie europejskiej i polskiej S. Kiedroñ, Sztuka s³owa i obrazu emblematyka niderlandzka R. Szczerbakiewicz, Eseistyka Zbigniewa Herberta Konferencja Wincenty Pol. Retoryczna tradycja czy romantyczna swoboda? (20-21 IV 2009)
Brak informacji
Brak informacji
Brak informacji
13. £ód , 35 cz³onków,
14. Mazowsze (d. Opinogóra) [?]
15. Olsztyn, 60 cz³onków [?]
302
Brak informacji
16. Opole [?]
17. Poznañ, 11 cz³onków, 6 odczytów
A. Wypych-Gawroñska, Operowe adaptacje utworów polskich romantyków przed rokiem 1918 E. Guderian-Czapliñska, Medea dzi K. Koz³owski, Przemiany klasycyzmu. £askawo æ Tytusa W. A. Mozarta J. Bajda, Zdobnictwo m³odopolskich tomików poetyckich M. Smoliñska-Byczuk, M³ody Mehoffer. (Nie)nowoczesne malarstwo polskiego modernizmu A. Fiut, Delta, czyli brakuj¹cy portret w galerii Zniewolonego umys³u
Brak informacji
18. Przemy l
19. Przeworsk, 35 cz³onków, 2 sesje Sesja Norwid miêdzy i ponad epokami (9 IV 2008): P. Chlebowski, Norwid poeta i sztukmistrz W. Toruñ, Norwid artysta niepotrzebny E. Chlebowska, Norwid artysta plastyk Sesja Poznawanie Herberta (3 XII 2008) Z. O¿óg, Motywy podró¿y w poezji Zbigniewa Herberta A. Jakubowska-O¿óg, Antyczne ród³a liryki Zbigniewa Herberta 20. Rzeszów, 55 cz³onków, 2 konferencje Konferencja Miêdzy biografi¹, literatur¹ i legend¹ (9 IV 2009): A. Kowalczykowa, Czego siê nie umieszcza w legendzie biograficznej? M. Stanisz, Walka romantyków z klasykami, czyli o dziejach pewnej metafory historycznoliterackiej M. Ziêba, Mickiewicz w anegdocie M. Inglot, Literackie stylizacje obrazu mi³o ci w listach Zygmunta Krasiñskiego do Delfiny Potockiej T. Budrewicz, Biografie Kraszewskiego i ich potencja³ legendotwórczy M. Chrostek, Ewa Feliñska zapomniana pisarka na syberyjskim zes³aniu M. Ruszczyñska, Dominik Magnuszewski w wietle legendy literackiej
303
T. Pó³ch³opek, Legenda Aleksandra Fredry J. Rusin, Zwyciêzca spod ¯yrzyna. Legenda literacka Micha³a Heydenreicha-Kruka T. Bujnicki, Hetman dusz polskich pocieszyciel bur¿uazji wstydliwy opowiadacz snów. O legendzie i antylegendzie Sienkiewiczowskiej K. Maci¹g, M³odopolska legenda literacka Fryderyka Chopina K. Surowiec, Legenda Leopolda Lisa-Kuli Cz. K³ak, Narracje Marty Wyki E. Mazur, Uwagi o biografii Zbigniewa Bieñkowskiego Konferencja dla uczczenia 40. rocznicy mierci prof. S. Pigonia (13-14 X 2008): F. Ziejka, Profesora Pigonia portret wielokrotny Cz. K³ak, Stanis³aw Pigoñ. Dzieje s³awy po miertnej M. Polañska, Nad bibliografi¹ Stanis³aw Pigonia B. Gajowiec, Z g³êbi serdecznej i letejskiej B. Sordylowa, Profesor Stanis³aw Pigoñ w mojej pamiêci F. Ziejka, Stanis³aw Pigoñ profesor z Komborni B. Dopart, Pan Tadeusz do u¿ytku powszechnego i szkolnego (Pigoñ, Górski, Stefanowska) J. Grucha³a, Pigoniowy komentarz do Pana Tadeusza K. Socha, Stanis³aw Pigoñ jako wydawca dzie³ ¯eromskiego 21. Siedlce, 44 cz³onków, 6 odczytów, 2 konferencje
Z. Krzywicka, Jest pogrzeb, dlaczego nie mo¿na by odtworzyæ wesela? Dialog Romana Jaworskiego i El Greca w powie ci Wesele hrabiego Orgaza A. Czy¿, D. Szymonik, Czym jest komparatystyka? W krêgu Goetheañskiej Weltliteratur Z. Lisowski, O kontrowersyjnych interpretacjach niektórych wierszy Herberta R. Bobryk, Mit historia wspó³czesno æ. Funkcja motywów mitologicznych i historycznych w twórczo ci Zbigniewa Herberta A. Seweryn, Literacko-muzyczne pogranicze. W Szwajcarii Juliusza S³owackiego Zaduszki poetyckie wspólne czytanie wierszy Urszuli Kozio³ ze zbioru Przelotem Konferencja ¯ycie literackie i kulturalne Siedlec. Tradycja i wspó³czesno æ (25 XI 2008): A. Czy¿, Kulturotwórcza rola nauki sympozja, odczyty, seminaria na polonistyce siedleckiej
304
J. Sawicka-Jurek, W krêgu rodziny i bliskich ksiê¿nej Aleksandry Ogiñskiej R. Tarasiuk, ¯ydzi siedleccy. Historia, tradycja, kultura T. Rokosz, Obrzêdowo æ doroczna na Po³udniowym Podlasiu B. Walêciuk-Dejneka, Zapraszamy na wesele . Wybrane zachowania obrzêdowe weselników podlaskich A. Mydlak, Instytucje kultury powiatu siedleckiego. Sprawozdanie czterech o rodków D. Pikula, Funkcja, rola i znaczenie Muzeum Diecezjalnego w Siedlcach A. Matuszewicz, Muzeum Regionalne w Siedlcach T. Goc, Kultura studencka w Akademii Podlaskiej T. Myrcha, Zwi¹zek Harcerstwa Polskiego w Siedlcach M. Szulik, Chór Katedralny im. Ks. Alfreda Hoffmana w Siedlcach A. Kosmala, Katolickie Radio i Podlasie i jego rola w szerzeniu kultury wysokiej S. Jastrzêbski, Profil spo³eczny i kulturalny Tygodnika Siedleckiego A. Ziontek, Micha³a Kazimierza Ogiñskiego poetyckie westchnienia za Siedlcami J. Kwiatek, Ocaliæ od zapomnienia, czyli Siedlce w sylwicznych zapiskach Kajetana Kraszewskiego E. Kasjanowicz, Ogród grupa literacka H. Kosiñska, W krêgu twórczo ci literackiej RSTK J. Kopeæ, O literaturze w Siedlcach G. Przepiórka, Literacko-Artystyczna Federacja . Próba rekonstrukcji E. M. Kur, W krêgu twórczo ci poetyckiej Urszuli Tomasiuk E. Borkowska, Twórczo æ dzieciêca Krystyny Rudnickiej A. Borkowski, W krêgu prozy wspomnieniowej Krystyny Rudnickiej S. Sobieraj, O poezji Dawida Pó³rolniczaka Konferencja Zbigniew Herbert. Obchody Roku Jubileuszowego w Siedlcach (12 XII 2008): Z. Lisowski, Pan od przyrody Zbigniewa Herberta. Próba interpretacji R. Bobryk, Kim jest Pan Cogito? M. Kryszczuk, Mi³o æ Pana Cogito F. Krzywicki, Pó na poezja Zbigniew Herberta A. Czy¿, Herbert i tradycja nieklasyczna. Wokó³ esejów 22. Starogard Gdañski, 17 cz³onków, 4 odczyty, 1 konferencja
Spotkania z A. Jurewiczem, autorem ksi¹¿ki Dzieñ przed koñcem wiata Spotkanie z P. Huelle, autorem ksi¹¿ki Ostatnia wieczerza
305
A. Nowaczewski, Aleksander Wat wiadek epoki T. Kubiszewski, Mickiewicz wobec wyzwañ historii Konferencja Zbigniew Herbert poeta w ogrodzie wyobra ni: P. Millati, Niejednoznaczno æ w poezji Zbigniewa Herberta M. Ca³becki, Cierpienie Pana Cogito M. Czermiñska, Zbigniewa Herberta podró¿e na Pó³noc i Po³udnie 23. Suwa³ki, 21 cz³onków, 4 odczyty M. Urbanowicz, Teatr Leona Schillera M. Pietrewicz, Ocenianie prac maturalnych z jêzyka polskiego W. Smaszcz, Poezja Zbigniewa Herberta M. Urbanowicz, Teatr polityczny w Polsce XX i XXI w. 24. Szczecin, 14 cz³onków, 2 spotkania Spotkania literackie z A. Zagajewskim i z A. Frajlich 25. Tarnów, 40 cz³onków, 6 odczytów, 1 konferencja
J. Franczak, Wymiar etyczny kolonializmu w twórczo ci Josepha Conrada K. Choiñska, Obraz szko³y w s³ownictwie tematycznym uczniów E. Krzyñska-Nawrocka, Minotaur . Uwagi o wyobra ni labiryntowej i labiryncie wyobra ni w Imieniu ró¿y Umberto Eco Cykl M³odzi humani ci Tarnowa: M. Piêtniewicz, Religijno æ skarnawalizowana w utworach Tadeusza Nowaka W. Nowak, Tadeusz Konwicki opozycjonista M. Budzik, Dwie katedry. O opowiadaniu Jacka Dukaja i filmie Tomka Bagiñskiego Konferencja Marzenia o wolnej Polsce w literaturze (17 XI 2008): B. Dopart, Romantycy o wyjarzmieniu Polski i wolno ci Polaków T. Budrewicz, Polonia Irredenta. Na marginesie M³odej Polski J. Nowak, Konopnickiej marzenia o wolno ci 26. Toruñ, 28 cz³onków, 2 odczyty
Warsztaty dziennikarskie prowadzone przez W. Schulza. Z. Chojnowski, Z podró¿y bli¿szych Zbigniewa Herberta. Zwi¹zki poety z Warmi¹ i Mazurami
306
27. Warszawa, 167 cz³onków, 8 odczytów Ja wydam Tobie krwawsz¹ bitwê ni li Szatan romantyzm a tradycje walki z cyklu Interakcje. Miêdzy tradycj¹ a wspó³czesno ci¹ K. Rutkowski, E. Szymanis, M. Wojtkowska-Maksymik E. Szymanis, Wokó³ poezji ks. Paw³a Heintscha Cz³owiek, Bo¿e igrzysko rzecz o kondycji ludzkiej z cyklu Interakcje. Miêdzy tradycj¹ a wspó³czesno ci¹ J. Sosnowski, S. Obirek, T. Mazur K. Rutkowski, Wokulski w Pary¿u Exegi monumentum ? Poeta i jego rola we wspó³czesnej kulturze z cyklu Interakcje. Miêdzy tradycj¹ a wspó³czesno ci¹ P. Matywiecki, J. Mueller, J. Kapela, J. G³a¿ewski R. Podraza, G. B¹biak, Wokó³ ksi¹¿ki Magdalena córka Kossaka. Wspomnienie o Magdalenie Samozwaniec Ksi¹¿ki zbójeckie i ksi¹¿ki zbójeckie dzi . Spotkanie z Wojciechem Karpiñskim Wschód i Zachód dwa bieguny naszej to¿samo ci z cyklu Interakcje. Miêdzy tradycj¹ a wspó³czesno ci¹ B. Toruñczyk, L. Szaruga, T. Ró¿ycki, M. Piska³a 28. Zielona Góra, 12 cz³onków, 3 odczyty
T. Bujnicki, Litewski raj i krwawy mit Ukrainy T. Bujnicki, Po co Sienkiewicz? M. Ruszczyñska, Inflancka szko³a poetów
Wiek XIX. Rocznik Towarzystwa Literackiego im. A. Mickiewicza, Rok II (XLIV) 2009
CONTENTS
ARTICLES AND TREATISES Marek Nalepa, Some quotations frozm biographies of post-Partition castaways .............................. 5 Iwona Wêgrzyn, Pantofel. Historia mojego kuzyna by Ludwik Sztyrmer. Variations on the theme of a small biography and a grand library ................................................................. 25 Tadeusz Budrewicz, Job s grass (a gloss to J.I. Kraszewski) .......................................................... 47 Tadeusz Bujnicki, Sienkiewicz crossing the borders. A turning point in the novelist s life and work ..................................................................................................................................... 63 Urszula Kowalczuk, Accounts and value in/of a biography. The Letters of Stanis³aw Brzozowski .................................................................................................................................. 86 Anna Wydrycka, Trajectories of the ray . Some remarks on Bronis³awa Ostrowska s biography and recollection short-stories ................................................................................. 106 Zbigniew Chojnowski, Mazurian biographical miniatures (initial findings) ................................ 128 JULIUSZ S£OWACKI. 200TH ANNIVERSARY OF THE POET S BIRTH Dorota Kulczycka, Tiberias as seen by 19th-century travellers (Lamartine, S³owacki, Ho³owiñski and more) .......................................................................................................... 141 Agnieszka Czajkowska, Fearless influence. Jaros³aw Marek Rymkiewicz reading Juliusz S³owacki ................................................................................................................................... 160 Jacek Brzozowski, In days of yore, thought I of doing things frantic Some remarks on the idea of Juliusz S³owacki s Collected Works ................................................................... 174 COMPARATIVE STUDIES Tomasz Bilczewski, The origins of comparative studies: Between anatomy and art .................... 187 Koichi Kuyama, A translator s experience: Yukio Kudo, the Japanese translator of Pan Tadeusz .......................................................................................................................... 198 Marta K³ad , The heroic myth in works by J .R. R. Tolkien and Stanis³aw Lem, analysed in a comparative fashion .......................................................................................................... 217
310
EDITORIAL SECTION Marek Troszyñki, Mieczys³aw Kamieñski s last will of a soldier ................................................... 239 TRANSLATIONS Claude Pichois, Jean-Paul Avice, Baudelaire. Dictionary (translated by Monika Soja-Niciñska) .......................................................................................................................... 253 REVIEWS AND SURVEYS CHRONICLE
Od Redakcji: Redakcja Wieku XIX pragnie sprostowaæ b³êdn¹ pisowniê nazwisk Pañ Czes³awy Szeteli i Magdaleny Saganiak, wbrew naszym szczerym chêciom i staraniom utrwalon¹ na s. 237 i 254 poprzedniego Rocznika (2008).
Przeka¿ nam 1% swojego podatku! Bank Millenium: 73116022020000000029215599 Dziêkujemy za wp³aty w roku 2008