Wystartowała kuźnia młodych obywateli
SMS i FIN zapraszają na debaty obywatelskie
W Lubuskim Trójmieście
wyparowało 130 tys zł egzemplarz bezpłatny przeczytaj i daj sąsiadowi
Tylko jak?
1/2013
Hałda niemocy
Z wysłanych pism, czy stenogramów różnych rozmów na temat zalegającej na terenie „Dozametu” hałdy niebezpiecznych odpadów zebrałaby się z powodzeniem kolejna hałda podobnej wielkości. Tylko czy sprawa pozbycia się trującej smolistej góry z centrum Nowej Soli przybliżyła się przez to choć trochę do pomyślnego rozwiązania? Raczej nie. Oprócz rozstrzygania skomplikowanych formalnych procedur w sprawie trzeba mieć na uwadze występujące zagrożenie ze strony tej tzw. „bomby ekologicznej” na środowisko i dla blisko 40 tys. ludności Nowej Soli. Problem rzeczywiście jest złożony, ale nie można się też oprzeć wrażeniu, że tak jak mówi się o wielkiej szkodliwości hałdy, tak niewielka jest determinacja do jej usunięcia. Chyba że samorządowcy tak naprawdę przy-
jęli politykę działań pozorowanych w myśl zasady cyklów: Przyjdzie lato, hałda się roztopi i wiadomo, że okoliczni mieszkańcy zaprotestują. Znów będą domagać się jej usunięcia. Czujni dziennikarze oczywiście podchwycą temat i napiszą kilka artykułów. Zacznie się ponowna przepychanka i wymiana pism, charakterystyczny, pełen namaszczenia rytuał zmierzający do zrzucenia z siebie odpowiedzialności oraz wyznaczenia tego innego, kto powinien podjąć się jej utylizacji. Potem znów nadejdą chłody – hałda zastygnie w swej skorupie, przestanie śmierdzieć, rozłazić się na kolejne połacie ziemi i zapadnie cisza. Tak zamknie się cykl, tak przeczeka się kolejny sezon. I tak do następnych wyborów, a sprawą być może zajmą się kolejni radni i włodarze. Kto to w końcu skutecznie stąd usunie?
PROJEKT WSPÓŁFINANSOWANY PRZEZ SZWAJCARIĘ W RAMACH SZWAJCARSKIEGO PROGRAMU WSPÓŁPRACY Z NOWYMI KRAJAMI CZŁONKOWSKIMI UNII EUROPEJSKIEJ
2
1/2013
Daniel Roguski
Szanowni Państwo! Dziś w Wasze ręce tra�ia pierwszy numer Nowosolskiej Gazety Obywatelskiej ECHO. Wydawanie gazety jest możliwe dzięki realizacji projektu do�inansowanego z tak zwanych „funduszy szwajcarskich”. Projekt realizowany jest w partnerstwie dwóch nowosolskich organizacji pozarządowych: Forum Inicjatyw Nowosolskich oraz Stowarzyszenia Młody Samorząd. ECHO w formie miesięcznika wydawane będzie minimum przez 12 miesięcy. W ręce nowosolan tra�i 16 stron informacji o funkcjonowaniu naszego miasta i codziennym życiu jego mieszkańców. Co warte podkreślenia, gazeta jest dla każdego z nas i jest bezpłatna! Myślą przewodnią ECHO jest jej obywatelskość. To znaczy, że każdy z nas, mieszkańców Nowej Soli, może zamienić się w dziennikarza obywatelskiego i pisać na łamach gazety. Wierzę, że dla nas nie ma tematów tabu. Chcemy pisać o tym, o czym mówią zwykli mieszkańcy, jakie są ich problemy, jak oceniają rzeczywistość w której żyją.
www.echo.nowasol24.pl
Co możemy wspólnie zrobić by było lepiej. Łamy naszej gazety są otwarte na różne opinie i tematy. Przestrzegamy jednak kilku zasad. Publikowane artykuły nie mogą nikogo obrażać, naruszać dóbr osobistych, szerzyć dyskryminacji i nietolerancji. Chciałbym także podkreślić, że ECHO jest szczególnie otwarte na różne środowiska, fundacje, stowarzyszenia i organizacje pozarządowe. Chciałbym, aby łamy gazety stały się narzędziem w promowaniu działalności społecznej tych organizacji i ich członków. Pokażmy jak wspaniałe rzeczy robimy i pochwalmy się tym mieszkańcom. Chcemy pokazać, że w organizacjach pozarządowych jest ogromny potencjał i zwrócić uwagę na zaangażowanie obywatelskie i działalność społeczną. Będziemy promować nietuzinkowe osoby, pomysły i działania. Chcę, by ECHO stało się platformą dialogu, zachętą do otwierania się i szukania nowych możliwości i dróg rozwoju naszego miasta i jego mieszkańców. My, mieszkańcy Nowej Soli, bądźmy dowodem na to, iż jeśli się bardzo czegoś chce, to można to osiągnąć. Wystarczy wziąć sprawy w swoje ręce. Czekamy na Wasze opinie, krytykę i uwagi. Drodzy mieszkańcy, piszcie listy, artykuły, róbcie zdjęcia i przesyłajcie je do nas. Od dziś nic o nas bez nas… obywateli.
Prezes Stowarzyszenia Młody Samorząd Daniel Roguski
Wojciech Olszewski
Przestrzeń dialogu - Dziś chcesz startować z drukowaną, papierową gazetą? Przecież druk umiera, wycina go internet, gazety niebawem znikną. Masz odwagę - kilku moich znajomych dziennikarzy i... byłych dziennikarzy zadawało mi takie, identyczne wręcz pytanie, gdy słyszeli, że będziemy wydawać ECHO. Czy to wymaga odwagi? Nie wiem. Może rzeczywiście to ostatni moment, by jeszcze robić coś „w druku”. Bo świat mediów zmienia się bardzo i nieubłaganie. Zobaczymy, co przyniesie czas. Wierzę jednak, że druk wciąż ma przyszłość. Pod warunkiem, że będzie miał coś istotnego do powiedzenia. - Wiedziałem, że długo nie wytrzymasz bez gazety - napisał do mnie znajomy. Prawda, choć nie o samą gazetę tu chodzi. Chciałbym bowiem, by ECHO stało się nowosolskim forum wymiany myśli i poglądów, miejscem wyrażania opinii dotyczącej otaczającego nas najbliższego świata. Odnoszę wrażenie, że jest z tym dziś słabo. Dlatego ECHO to nie tylko gazeta, ale
i cykl debat i pikników obywatelskich. Wierzę głęboko, że nie brak jest ludzi gotowych do takiej rozmowy. Chciałbym, by ECHO było miejscem analitycznego, uważnego i krytycznego spojrzenia na sprawy, które stanowią esencję naszej codzienności w Nowej Soli. Krytycznie - nie znaczy jednak krytykancko. Zawsze warto zatrzymać się chwilę nad niektórymi miejskimi zjawiskami, zdarzeniami, procesami i zastanowić się nad nimi dłużej. Bo ten nasz świat w skali mikro nie jest zawsze dobrze urządzony. A umiejętność spojrzenia wbrew powszechnym tendencjom, liniom bezpiecznego myślenia, jest cenną wartością - bo cóż jest warta opinia klakiera? Od dekady z przyjaciółmi działamy w Stowarzyszeniu Forum Inicjatyw Nowosolskich. Przyświeca nam zasada: Jeśli chcesz coś przeżyć, w czymś uczestniczyć, to zrób to sam, bo nikt nie uczyni nic za ciebie. Wiem, że w Nowej Soli i okolicach jest wiele osób działających w stowarzyszeniach, niestrudzenie realizujących tę zasadę w sferach życia, na które nie wszyscy zwracają uwagę. Chcę, by ECHO poświęcone było też w znakomitej części takim ludziom i takim działaniom. One są siłą i tworzą sens życia. Pokazujmy to! Zapraszam do współpracy!
Prezes Stowarzyszenia Forum Inicjatyw Nowosolskich redaktor naczelny “ECHO” Wojciech Olszewski
Soluś i Lusia
Przeżywamy powrót do rad narodowych. Społeczne ruchy, obywatele, w gminach nie mają wiele do powiedzenia...
Wydawca: Stowarzyszenie Forum Inicjatyw Nowosolskich Adres redakcji: 67-100 Nowa Sól, ul. Wrocławska 31/25 Redaktor naczelny: Wojciech Olszewski Kontakt: echonowasol@gmail.com www.echo.nowasol24.pl Nakład: 7000 egzemplarzy
Egzemplarz bezpłatny Redakcja nie zwraca niezamówionych tekstów a także zastrzega sobie prawo ich redagowania i skracania. Rozpowszechnianie materiałów redakcyjnych bez zgody wydawcy jest zabronione.
Jerzy Stepień były prezes Trybunału Konstytucyjnego współtwórca reformy samorządu terytorialnego podczas obchodów XV-lecia województwa lubuskiego.
www.facebook.com/echonowasol
3
1/2013
O Lubuskim Trójmieście przeciętny mieszkaniec regionu usłyszał tak naprawdę dwa razy. Pierwszy, gdy w 2006 roku szumnie ogłaszano powstanie stowarzyszenia miast. Drugi, gdy w jego kontekście padły słowa: 130 tys. zł, kradzież i prokuratura.
Jak to się robi
w Lubuskim Trójmieście Wojciech Olszewski Zielonogórska prokuratura prowadzi postępowanie w sprawie zniknięcia około 130 tys. zł z kasy Lubuskiego Trójmiasta. Rzecznik prokuratury Grzegorz Szklarz poinformował, że zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa złożyła jedna z osób związanych z Lubuskim Trójmiastem. Miałoby ono polegać na przywłaszczeniu kwoty o znacznej wartości, jak pierwotnie wskazano - sumy około 130 tys. zł. Prokuratura nie postawiła jeszcze nikomu zarzutów, trwa postępowanie sprawdzające. Po jego zakończeniu zapadnie decyzja o rozpoczęciu śledztwa i ewentualnym postawieniu zarzutów. Jednak w roli głównego podejrzanego wymieniany jest Bartosz F., pełniący od 2008 roku funkcję dyrektora biura Lubuskiego Trójmiasta. Miał wyrobić i używać karty kredytowe bez otrzymania zgody stowarzyszenia. Miał wystawiać również umowy na nieistniejące �irmy. Proceder miał trwać od trzech lat. Gdy prokuratora zdecyduje się postawić Bartoszowi F. zarzuty, może grozić mu kara do 10 lat więzienia. Nowosolanin Bartosz F., był dyrektorem biura stowarzyszenia Lubuskie Trójmiasto od 2008 roku. Wieloletni bliski współpracownik, można powiedzieć wychowanek i pupil prezydenta Nowej Soli Wadima Tyszkiewicza, tra�ił tam z nowosolskiego urzędu miasta, gdzie zajmował się obsługą inwestorów. W biurze Lubuskiego Trójmiasta człowiek prezydenta czuwał nad promocją i realizacją idei kreowanej głównie przez włodarza trzeciego miasta w województwie. Niby chodziło o połączenie i wzmocnienie potencjału gospodarczego oraz inwestycyjnego trzech miejscowości: Nowej Soli, Zielonej Góry i Sulechowa jako
lubuskiej mini-aglomeracji. Bartosz F. chętnie występował w roli eksperta od lokalnych przedsięwzięć w lubuskich mediach. Jednak o konkretnych przedsięwzięciach stowarzyszenia zrzeszającego gminy nie było zbyt wiele słychać. Z kolei Bartosz F. sporo trenował i świetnie się rozwijał jako maratończyk. W październiku debiutował na dystansie 42 km biegu w Poznań Maraton. I nie zanosiło się na zmiany, bo nikt też za bardzo nie zajmował się pracą biura Lubuskiego Trójmiasto, by zapytać o efekty. Strona internetowa lubuskietrojmiasto.eu rzadko publikowała informacje. Pro�il na Facebooku świeci pustką. Ostatnio Lubuskie Trójmiasto zmieniło logo i siedzibę, ale ten fakt zapewne też nie przebił się do świadomości publicznej. Być może efektami prac biura, jak i ideą związku miast nie interesował się nawet zarząd stowarzyszenia. Tymczasem wybuchła medialna bomba i na jaw wyszedł brak 135 tys. zł w kasie. Z informacji rzecznika prokuratury Grzegorza Szklarza dla regionalnej telewizji lubuskiej wynika, że proceder wyprowadzania pieniędzy z konta Lubuskiego Trójmiasta miał trwać trzy lata, a zgłoszenie o tym złożył członek zarządu, prezydent Zielonej Góry Janusz Kubicki. W mediach, które informowały o sprawie tłumaczył się z kolei tylko prezydent Nowej Soli Wadim Tyszkiewicz. Janusz Kubicki publicznie milczy, podobnie burmistrz Sulechowa. Wśród pierwszych wyjaśnień pojawiła się informacja, że sprawa ujrzała światło dzienne, gdy doszło do… przejmowania stanowiska przez nowego dyrektora biura Lubuskiego Trójmiasta. Najpierw Bartosz F. dostał trzymiesięczne wypowiedzenie, a następnie został zwolniony z pracy dyscyplinarnie. Tłumaczący się Wadim Tyszkiewicz stwierdził w Radiu Zachód, które pierwsze opublikowało tę zaskakującą informację, że jest bardzo zaskoczony postępowaniem byłego dyrektora i bardzo się na nim zawiódł. - Bardzo chciałbym
się mylić, bo to był fajny chłopak, który wcześniej świetnie sprawdzał się w pracy w zespole. Samodzielne stanowisko jednak go chyba przerosło – komentował z
osoba kontaktowa i dyrektor biura wciąż widnieje nazwisko Bartosza F. Trzeba zauważyć, że przez trzy lata zarząd Lubuskiego Trójmia-
kolei Wadim Tyszkiewicz w Gazecie Wyborczej dystansując się od swojego współpracownika. Warto jednak zapytać, skąd się pojawiła ta nagła zmiana szefa biura stowarzyszenia, która - podkreślmy - doprowadziła do ujawnienia tej afery? Nie wiadomo też, kiedy miało dojść do zmiany na stanowisku. Poza tym nazwiska nowego dyrektora biura Lubuskiego Trójmiasta nie poznaliśmy. A na stronie internetowej stowarzyszenia jako
sta, nie dostrzegał problemu znikających pieniędzy, choćby przy sporządzaniu i składaniu corocznych bilansów. To stawia podstawowe pytanie o to, czy zarząd, który stanowią włodarze trzech miast, sprawował należytą kontrolę nad �inansami. - Nie ma możliwości ciągłego kontrolowania przez nas każdego pracownika - stwierdza prezydent Nowej Soli w jednej z wypowiedzi. Problem w tym, że w Lubuskim Trójmieście tych pracowników
Przez trzy lata zarząd Lubuskiego Trójmiasta, nie dostrzegał znikających pieniędzy, choćby przy sporządzaniu i składaniu corocznych bilansów.
nie było wielu – śmiało można postawić tezę, że tylko jeden. Czy więc Bartosz F. jest odpowiedzialny za to, że znikły pieniądze z kasy stowarzyszenia? A może przy tej okazji wpadki na konto byłego już dyrektora zaliczone zostaną wszystkie nieprawidłowości jakie miały miejsce w organizacji? Miejmy nadzieję, że prokuratorskie dochodzenie wyjaśni wiele rodzących się tu pytań, zwłaszcza dotyczących przepływu pieniędzy i zawieranych umów w stowarzyszeniu oraz pokaże, co tak naprawdę działo się w tej organizacji. W Lubuskim Trójmieście, jako włodarze miast, pełnimy wszyscy swoje funkcje społecznie – próbuje bronić władz stowarzyszenia Wadim Tyszkiewicz. Jednak nie zmieni słowami faktu, że zarząd Lubuskiego Trójmiasta ma poważny problem – problem prawnej odpowiedzialności prezesów za brak nadzoru nad �inansami – czy to w wyniku zaniechania, nadmiernego zaufania czy też niedbalstwa. Pieniądze znikły i ktoś je będzie musiał zwrócić. W końcu składki na działanie biura Lubuskiego Trójmiasta pochodzą ze środków publicznych. Bo każde z trzech miast – członków stowarzyszenia - na jego funkcjonowanie wpłaca 50 gr od każdego mieszkańca.
4
1/2013
www.echo.nowasol24.pl
30
tys.ton kłopotu
Hałda niemocy
Hałda pozostawiona w Nowej Soli przez �irmę Pol-Eko-Tech umieszczona została przez Główny Inspektorat Ochrony Środowiska w wykazie bomb ekologicznych kraju. Dzięki temu jest ona objęta programem likwidacji i przewidziana do do�inansowania z środków Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej. Trzeba po nie sięgnąć. Dlaczego więc nie dzieje się nic? Dziś stan prawny wskazuje na to, że bene�icjentem zadania jest nowosolski starosta. Stało się tak po rozstrzygnięciu Naczelnego Sądu Administracyjnego. Nowosolskie starostwo, które od 2011 roku prowadzi egzekucję administracyjną, umorzyło w tym roku postępowanie egzekucyjne przeciwko właścicielce �irmy PolEko-Tech nakazujące usunięcie skutków działalności. To powoduje, że to starosta musi teraz szukać rozwiązania problemu w ramach wykonania zastępczego. I niestety, to nie �irma, a polscy podatnicy będą musieli zapłacić za pozbycie się zalegających odpadów. Istnieje możliwość wsparcia działań starosty. Problem można rozwiązać poprzez staranie się o dotację na rekultywację terenu z NFOŚiGW, jednak jest to możliwe w momencie przejęcia gruntu na Skarb Państwa. Starosta nowosolski dotąd nie zdecydował się na takie rozwiązanie. Jak sugerował zrobi to, gdy uzyska
gwarancje na to, że są zapewnione środki na pozbycie się hałdy. Mogłoby się to odbyć w ramach pożyczki ze środków Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej na likwidację tykającej „bomby ekologicznej”. Jednak środki publiczne trzeba tu zwrócić lub negocjować umorzenie pożyczki z Narodowym Funduszem Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej. - Nowosolskie starostwo powinno tu prowadzić rozmowy bezpośrednio z NFOŚiGW, bo pożyczka dla starostwa też może być przedmiotem negocjacji – wskazuje Olga Łukaszewicz radca prawny Głównego Inspektora Ochrony Środowiska. Działania powiatu nowosolskiego w negocjacjach wspierać chce również Wojewódzki Inspektor Ochrony Środowiska. Ruch leży po stronie starosty. Niestety, Józef Suszyński ma wiele wątpliwości. Mówi, że to nie jest prosta sprawa. Wspomina też o skomplikowanych procedurach dotyczących sposobu utylizacji składowiska i trudnościach w organizowaniu potencjalnego przetargu na to. Za przeszkodę podaje rzekomy koszt sięgający 80 mln zł. Rzekomy, bo kwota rośnie, a nikt nie jest w stanie powiedzieć na jakiej podstawie oszacowana została ta kwota. Czy wreszcie chce starosta zamontowania piezometrów do pomiarów oraz sporządzenia ekspertyzy składu hałdy.
Jest takie powiedzenie: kto chce rozwiązać problem - szuka sposobów, kto nie chce – szuka powodów. Nadal brakuje prostej odpowiedzi na pytanie: co robimy z tą hałdą?
Według Małgorzaty Szablowskiej, Lubuskiego Wojewódzkiego Inspektora Ochrony Środowiska ekspertyza jest niepotrzebna. – Wiemy z badań WIOŚ, że występują tam metale ciężkie, a według badań laboratoryjnych wymywalności zanieczyszczeń znajdujących się w odpadach stwierdzono, iż po 24-godzinnym kontakcie z wodą destylowaną substancje z hałdy zanieczyszczały ją w takim stopniu, że uzyskiwała ona najniższą: V klasę czystości wód podziemnych – podkreśla. Lubuski Wojewódzki Inspektorat Ochrony Środowiska wystąpił więc z propozycją wparcia działań zmierzających do jak najszybszego usunięcia toksycznej hałdy z centrum miasta. WIOŚ proponuje rozważenie formalnych i technicznych możliwości przewiezienia hałdy na składowisko odpadów niebezpiecznych na terenie województwa. - Leży ona w miejscu do tego nie przeznaczonym i powinna być przewieziona na składowisko odpadów niebezpiecznych. To jest rozwiązanie najprostsze, najszybsze i najtańsze. Składowisko odpadów niebezpiecznych jest też z pewnością lepszym miejscem składowania niż centrum Nowej Soli – podkreśla M. Szablowska. Taka ścieżka działań wynika z faktu, że stan prawny terenu zajmowanego przez hałdę uniemożliwia przejęcie go na Skarb Państwa. Służby wojewody lubuskiego
u s t a l i ł y, że ogłoszenie upadłości przez �irmę oraz obciążenia hipoteczne na nieruchomościach stanowią formalną przeszkodę, znacznie ograniczającą możliwość zastosowania procedur wynikających z przejęcia terenu. - Chcemy szybko i skutecznie rozwiązać problem i podjąć konkretne działania. Konsekwencje dalszego zaniechania będą miały istotne skutki: zarówno ekologiczne, bo zagrożenie stanu środowiska jest tu ewidentne, a także �inansowe, bo koszty za późno przeprowadzonych działań mogą być znacznie większe - mówi Małgorzata Szablowska. Tymczasem choć wokół hałdy od kilku miesięcy jest głośno, w sprawie tak naprawdę nie dzieje się nic nowego. Do ministerstwa środowiska starosta śle pisma, na sesjach debatują radni. To tak naprawdę urzędnicza polityka stwarzania pozorów działań, budowania wrażenia zaangażowania. Jest takie powiedzenie: kto chce rozwiązać problem - szuka sposobów, a kto nie chce się podjąć rozwiązania – szuka powodów. Nadal brakuje prostej odpowiedzi na pytanie: co robimy z tą hałdą?
Wojciech Olszewski
www.facebook.com/echonowasol
5
1/2013
Przy wprowadzaniu budżetu obywatelskiego nie potrzeba nowego prawa. Wystarczy dobra wola prezydenta i wsparcie rady miasta. Proces jego uchwalenia opiera się nie na regulacjach ustawowych, lecz na wzajemnym zaufaniu pomiędzy mieszkańcami a przedstawicielami samorządu. Warto więc już dziś pomyśleć, jakie inwestycje moglibyśmy w ramach budżetu partycypacyjnego w Nowej Soli zgłosić.
Podyskutujmy o budżecie obywatelskim Wojciech Olszewski Po raz pierwszy rozwiązania z budżetem obywatelskim spróbowano w brazylijskim Porto Alegre w 1989 roku. Pomysł się sprawdził i zaczęły go wypróbowywać inne miasta na świecie. W 2011 roku eksperyment jako pierwszy w Polsce przeprowadził Sopot - wtedy mieszkańcy zadecydowali, na co wydać 5 mln zł, czyli ponad 1 proc. wydatków z budżetu miasta. Czy jest dziś możliwe, by mieszkańcy Nowej Soli, podobnie jak to w województwie lubuskim czynią już zielonogórzanie, gorzowianie, mieszkańcy Żar, czy Krosna Odrzańskiego decydowali lub współdecydowali o wydatkach z budżetu swojego miasta? Czy problemem jest niska (być może pozornie) aktywność społeczna. Może ona wynikać z tego, że ludzie nie mają, jak włączyć
się w sprawy lokalnej społeczności. Wszystko może się radykalnie zmienić, gdy mieszkańcy zobaczą, że ich zaangażowanie przynosi konkretne rezultaty. Dlaczego mieszkańcy mieliby decydować o wydatkach z budżetu miasta? Jedna z możliwych odpowiedzi jest prosta ‒ dlatego, że to ich własne pieniądze. Nie należą one do prezydenta, rady miasta - tylko właśnie do nowosolan, którzy powinni mieć możliwość wskazania – choćby w symbolicznym zakresie - celu ich efektywnego przeznaczenia. A może na przeszkodzie stoi brak woli politycznej? - Chciałbym, żeby to był nasz wspólny budżet, ponad podziałami grup interesów, czy nawet dzielnic. Chodzi o to, byśmy wspólnie wybrali i zrobili dla Gdańska coś dobrego – mówi o budżecie obywatelskim prezydent tego miasta Paweł Adamowicz. A co na ten temat mówi prezydent Nowej Soli Wadim Tyszkiewicz? „ - To populizm, zaprzeczenie funkcjonującej demokracji,
gdzie w wolnych demokratycznych wyborach wójt, burmistrz, prezydent jest wybierany, by zarządzać gminą, by realizować swój program wyborczy zgodnie z wieloletnim planem inwestycyjnym i wieloletnim planem �inansowym. Bo tu nagle może się okazać, że zorganizowana mniejszość wyśle więcej sms-ów i przeforsuje coś, co w planach nie jest ujęte - twierdzi nasz rozmówca. Jeśli ma być inaczej, to jego zdaniem trzeba by na nowo zreformować samorząd i zdecydować, kto ma tak naprawdę gminą rządzić - czy wójt czy rada czy może obywatele.” – można wyczytać na stronie portalsamorzadowy.pl. Czy z tych słów wynika, że prezydent Tyszkiewicz boi się swoich obywateli i ich inicjatyw? Nie. Wydaje się, że bardziej włodarz Nowej Soli wyznaje przekonanie, że tylko on wie najlepiej jak kierować miastem. Innymi słowy demokracja polega na tym, że lokalna społeczność może wyrazić swoje zdanie przez jeden dzień – w chwili wrzucenia
głosu do wyborczej urny, a potem ma siedzieć cicho, najlepiej się niczym nie interesować i posłusznie wykonywać polecenia władzy. Zatem wpływu na lokalną rzeczywistość nie mają mieć obywatele miasta, nie rządzą mieszkańcy tylko on. Ewentualna zorganizowana mniejszość jest niepotrzebnym kłopotem, niekompetentnym populistycznym niebezpieczeństwem, bo – cytując jeszcze raz kreującego się na jedynego samorządowego eksperta prezydenta Tyszkiewicza - przeforsuje coś, co w dalekosiężnych planach nie jest ujęte. To jest tymczasem mylne założenie, że każda decyzja społeczności będzie zła, błędna. Zresztą - zauważmy przy tej okazji - w ostatnich wyborach prezydenckich w Nowej Soli Wadima Tyszkiewicza poparło 86% głosujących. I choć imponujący jest to wynik, to można uznać, że tak naprawdę poparła go… mniejszość, czyli 12 z 32,5 tysiąca uprawnionych do głosowania nowosolan. Ironicznie można stwierdzić, że wygrał dzięki
niedocenianej przez siebie zorganizowanej mniejszości, której udało się wrzucić do urny więcej kartek z tym samym nazwiskiem. I można by było też więc ironicznie uznać, że była to błędna decyzja mieszkańców, którzy nie mają dostatecznej wiedzy i doświadczenia, by móc dobrze dokonywać wyboru włodarza. Budżet obywatelski tymczasem jest jednym ze sposobów pozostawienia mechanizmu sprawowania władzy obywatelom, szansą na zaangażowanie ich w proces decydowania o lokalnych wydatkach. Jest możliwością tworzenia podstawowej ramy czynnego współuczestniczenia w procesie tworzenia najbliższej, gminnej rzeczywistości oraz spowodowania większej przejrzystości działań samorządu. Truizmem jest tu stwierdzenie, że to właśnie obywatele - kierując się swoją mądrością - podejmują właściwe decyzje, wyznaczają odpowiednie zadania i cele. Bo to my żyjemy w tej gminie, bo to jest nasze miasto.
Przychodzi baba do… urzędu
Szanowni Czytelnicy! Skoro gazeta jest gazetą obywatelską, to postanowiłam napisać jako obywatelka, nie jakiś dziennikarz czy też urzędnik, ale zwykła nowosolska baba. Dlaczego baba? Bo nie lekarz, policjant, itp., a tylko nasza baba chodzi wszędzie! Reszta nie ma czasu, ale nie o tym. No i dobijam w końcu do brzegu i zaczynam od początku. Dlaczego piszę? Chciałabym spojrzeć na nasze urzędy z mojego punktu widzenia. Wszędzie czytamy jak powinni zachowywać się urzędnicy, jak nas „obsługiwać”, a bardzo rzadko jest mowa o tym, jak powinni zacho-
wywać się interesanci. Chciałabym, aby wszyscy sobie zdawali sprawę z tego, że urzędnicy mają kodeksy, przepisy i tak dalej. My jako mieszkańcy mamy oczywiście wiele praw jak na przykład możliwość składania skarg i zażaleń. A co mogą urzędnicy wobec nas? Widziałam niejednokrotnie sytuacje, gdzie czekając w kolejce z numerkiem w ręku ludzie w urzędzie zachowują się strasznie. Komentują – „o poszła pewnie po kawę, a my tu jak barany siedzimy, wzięliby się do roboty, a nie tylko kawę piją i plotkują i to za nasze pieniądze…”, a pani wyszła po prostu
do toalety. Ale wszyscy w kolejce wydali wyrok. Jak ta pani ma się tłumaczyć, że ma problemy np. gastryczne widząc tych wszystkich rozjuszonych ludzi? Oczywiście, pewnie jak zwykle są wyjątki od reguły, ale gdybyśmy jako obywatele szczególnie Nowej Soli potra�ili zrozumieć i nie podchodzili wyłącznie roszczeniowo do pracowników urzędu, z pewnością przekonalibyśmy się, że większość pracowników naprawdę się stara. My natomiast tak zwani interesanci potra�imy pluć, pisać po ścianach, nie przyjemnie pachnieć, wchodzić do pokoi z miną krwiożerczą i nastawieniem
takim, że niejeden urzędnik ma po prostu dość i tak naprawdę jest bezsilny, bo my wydzieramy się, nie słuchamy, prosimy z przełożonym i tak dalej. A wyobraźmy sobie sytuację, kiedy to wchodzimy do pokoju uśmiechamy się, jesteśmy pokojowo nastawieni i przede wszystkim słuchamy! Mam pewność, że w takim przypadku nasza wizyta będzie wyglądać zupełnie normalnie. Ja proszę Państwa apeluję - Obywatele Nowosolanie uśmiechajcie się więcej, bądźcie życzliwsi, nie wydawajcie pochopnych opinii uogólniając i wrzucając wszystko do jednego
wora. Może nasza postawa wysoce obywatelska wpłynie na to, że urzędnicy poczują się lepiej i pewniej. Nie powtarzajcie sloganów typu „za nasze pieniądze tu siedzą, to łaski nie robią”! Każdy obywatel Rzeczypospolitej Polskiej powinien znać oczywiście swoje prawa, ale też obowiązki. Większa świadomość to wyższy poziom. I na koniec przyznam szczerze, że z moich prywatnych obserwacji jak tak „latam „po urzędach wynika, że tzw. zwykli ludzie są niezwykle uprzejmi i życzliwi, a niestety ci tzw. niezwykli potra�ią nieźle dać w kość tym naszym urzędnikom.
Zwykła Baba
6
1/2013
www.echo.nowasol24.pl
Czy centrum miasta umiera?
Coraz więcej wolnych lokali handlowych w centrum miasta, coraz mniej spacerujących ludzi. I coraz więcej nowosolan w zielonogórskim Focusie
Przed laty centrum miasta tętniło życiem. W Nowej Soli na tzw. rynku, czyli ulicy Zjednoczenia, czy Placu Wyzwolenia spacerowały tłumy. Działały dziesiątki sklepów. To tutaj można było kupić dżem, mydło i powidło. Jednakże w organizacji przestrzenni miejskiej zaczął dominować pieniądz. Powoli znikały sklepy, bary, fryzjerzy, a pojawiały się oddziały banków i telefonii komórkowej, z rzadka przeplatane sklepami i aptekami. Przegapiliśmy moment, gdy ulicę zaczęły nam podkradać międzynarodowe koncerny. Dziś przechodząc przez centrum widzimy dziesiątki ogłoszeń o wynajmie bądź sprzedaży lokali. Tylko podczas spaceru przez główne ulice naliczyłem 20 ogłoszeń o wynajmie lokali. Mało komu opłaca się prowadzić działalność gospodarczą, bo czynsz często przewyższa przychody. Czy centrum miasta utraciło swoje dawne funkcje? Zapytajmy siebie samych, kiedy ostatnio byliśmy na spacerze w śródmieściu albo, kiedy spotkaliśmy się z przyjaciółmi w knajpce w centrum? Czy nasze centrum, mimo widocznej rewitalizacji stało się nieatrakcyjne? Jak to jest, że za miliony złotych zrewitalizowano stylowe centrum (a rewitalizacja to przecież z de�inicji ożywienie społeczno-gospodarcze), wybudowano chodniki, miejsce na koncerty, odnowiono kamienice, a mało, kto chce tu bywać, a tym bardziej prowadzić sklep? Ludzie coraz częściej spędzają popołudnia i
weekendy nie na rynku, ale w galeriach handlowych. Magia galerii, wielkich „świątyń konsumpcji” jak mawiał o nich Georg Ritzer, przyciąga tłumy. W sobotnie wieczory centrum miasta jest przez większość roku puste. Więcej naliczymy przejeżdżających przez miasto samochodów niż ludzi spacerujących, czy
siedzących na ławkach. Plac Wolności ożywia się tylko na zorganizowane specjalnie imprezy jak np. miejska wigilia. Ciężko jest zaprzeczyć urokowi galerii handlowych, chociażby w pobliskiej Zielonej Górze, która także cierpi z powodu ucieczki ludzi z centrum. Centra handlowe od sa-
mego początku miały kilka ważnych zalet: uniezależnienie od pogody, otwarcie w weekendy, bezpłatne miejsca parkingowe (a w Nowej Soli jest strefa płatnego parkowania, która w teorii miała zlikwidować wojnę o miejsca parkingowe i wyrzucić samochody z centrum miasta). A do tego przeróżne udogodnie-
nia dla matek z dziećmi, place zabaw, w których można zostawić na czas zakupów dziecko pod opieką. Promocje, konkursy, w których można wygrać samochód, czasem koncerty. Galerie zaczęły doskonale naśladować centra miast. Są swoistymi nowoczesnym rynkami pod dachem. Przecież to w gale-
riach znajdziemy ławeczki, na których odpoczywa strudzony zakupami żony mąż, imitacje lamp, nawet zieleni. Na jednej powierzchni zgromadzone jest kilkadziesiąt różnych sklepów. W dodatku galerie stały się bezpieczniejsze niż centra miast. W Focusie nie zaczepi cię żul prosząc o 1,30 zł na wino, bo wcześniej dyskretnie wyprosi go ochrona. Nie łudźmy się, jeśli podobna galeria handlowa powstanie Nowej Soli, napotkanie człowieka w centrum miasta będzie graniczyło z cudem. Dziś chcąc ożywić centrum miasta, czy w ogóle zainteresować spędzaniem wolnego czasu we wspólnej przestrzeni trzeba brać przykład z galerii handlowych mających swoich menedżerów. To oni organizują wszystkich sprzedawców, organizują imprezy na całe galerie i ściągają ludzi. W Anglii nazywane jest to Town Centre Management (TCM). Chodzi o to, by centra miast stały się bardziej atrakcyjne - gospodarczo, społecznie i kulturalnie. TCM opierają się na współpracy urzędników z mieszkańcami i prywatnymi przedsiębiorcami. W Polsce po Toruniu, w którym takie biuro działa od kilku lat, zdecydowały się na to między innymi Bełchatów, Łódź, Kielce. Natomiast w Poznaniu, również dotkniętym obumieraniem centrum, radni wpadli na pomysł przyznawania grantów dla tych, którzy na swojej ulicy będą chcieli poprowadzić projekty kulturalne i itp. Strumień pieniędzy z Unii Europejskiej po 2004 r. sprawił, iż samorządowcy zajęli się rewitalizacją, czyli pobudzaniem do życia rynków i mieszkańców. Zabrakło jednak projektów społecznych i gospodarczych. Skutek widzimy sami na ulicach.
Rafał Stasiński
www.facebook.com/echonowasol
1/2013
7
Przeczytane w sieci
Elżbieta Bielska-Kajzer
Gdzie ONI są?
Idę sobie na nowosolski dworzec, w dobrym zdrowiu (odpukać!) i humorze. Na dworcu PKP usiłuję odnaleźć informację o dokładnej godzinie odjazdu pociągu. Kiedyś pomyliłam odjazd z przyjazdem. Teraz wolę uważać. Ale na PKP w Nowej Soli nie ma już porządnej tablicy z informacją, tylko kartki w gablotach, przypięte czymś, co przypomina wielkie, czarne pinezki. A te grube, okrągłe klocki dokładnie zakrywają dwa kluczowe słowa: „odjazdy” i „przyjazdy”. No i bądź tu mądry! Jedyną osobą, z którą mogę o tym porozmawiać, jest osoba w okienku kasowym. Kiedy już się dopukałam i kupiłam bilet do Wrocławia, zadałam pytanie, czy pracownicy dworca wiedzą o tym, że na plakacikach peronowych nie widać słów: „odjazdy” i „przyjazdy”? Tak, wiedzą! I co? I nic nie można zrobić, bo o tym decyduje ADM, do którego należy dworzec. Zamurowało mnie. Mówiliście im o tych niefortunnie przypiętych kartkach, które dezinformują podróżnych? Tak, ONI wiedzą od roku! No i co? Wiedzą od roku i nic? Co to za zakład? Jaki jest adres tej administracji? ONI są w Poznaniu. Jak to? Więc mam się w tej sprawie udać do Poznania? A pracownicy kolei? Nie mogą przekazać informacji o problemie?? Przekazują. Od roku bez skutku? Tak! Poproszę o kontakt z kimś, kto może podjąć decyzję i ruszyć tę sprawę. Mogę pani podać numer telefonu do naczelnika Przewozów Regionalnych w Zielonej Górze. Dobrze! Zapisuję skwapliwie podane nazwisko i numer telefonu. To i tak nic nie da, mówi osoba w kasie. I wtedy puściły mi nerwy: Przez cały rok wiecie o błędzie, ludzie się gubią, nikt tego nie poprawia. Co to za instytucja, w której nikt nic nie może? Co to za dworzec? Proszę się nie denerwować! Ustępuję w obliczu tworzącej się kolejki i myślę gniewnie: A dlaczego mam się nie denerwować w takiej sytuacji? Czy to ja jakiś cyborg jestem? Bez emocji? Mam prawo się zirytować wobec takiej bierności i arogancji. Za usługi kolei, w każdym aspekcie, również informacyjnym, ja płacę. W dodatku, na dworcu PKP w Nowej Soli nie ma żadnych wskazówek, jak przejść na peron drugi. Do niedawna, w związku z remontem, pociągi odjeżdżały tylko z pierwszego. Ekipa remontowa nadal działa na drugim, ale nikt nie, informuje, że ten peron jest już otwarty dla podróżnych. Czekałabym na pierwszym, a potem, kiedy pojawiłby się pociąg, mogłoby być już za późno, bo awaryjne przejście jest dość daleko od centrum dworca. Uratował mnie młody człowiek, który właśnie do mnie skierował pytanie o przejście na inny peron, co zwiększyło moją czujność i też zaczęłam szukać. Tylko dzięki temu ONI nie „dopadli mnie” tego dnia jeszcze raz!
W Zielonej Górze może powstać park Myszki Miki wzorowany na nowosolskim Parku Krasnala. Co o pomyśle pisze na swoim blogu Wojciech Kozłowski, dyrektor Biura Wystaw Artystycznych w Zielonej Górze?
O estetycznej wielkości Parku Krasnala
Cały ten post miał być o nowym pomyśle przedstawicieli pewnej partii, aby w ramach budżetu obywatelskiego stworzyć niezwykle atrakcyjny park dla dzieci pod wezwaniem Myszki Miki. Nie chce mi się o tym pisać, bo mam wrażenie, że dla przedwyborczego lansu nie można było wymyślić już nic bardziej populistycznego. I to pod sztandarem partii, której przywódca tak wiele zrobił dla popularyzacji twórczości Witolda Gombrowicza. Pomysłodawcy powołują się na przykład Parku Krasnala w pobliskiej Nowej Soli jako wzorcowy dla tego typu miejsc. Ciekawość nie dała mi spokoju i delegacją pracowniczą udaliśmy się do rzeczonego. Jest kuriozalnie i żużlowo. Wizyta w tym miejscu po raz kolejny utwierdziła mnie w smutnym przekonaniu, że nasze wszystkie próby edukowania estetycznego nie mają najmniejszego sensu w zderzeniu z tym, co oferujemy dzieciom w przestrzeni publicznej, jako atrakcję i miejsce zabawy. 5 metrowy krasnal ogrodowy jako wyznacznik wysokiej jakości miejsca. Możemy sobie w tych naszych galeriach stawać na głowie. I tak wygra gipsowy kangur, w każdej konkurencji. I żużlowy motor zawsze.
Nasze wszystkie próby edukowania estetycznego nie mają najmniejszego sensu w zderzeniu z tym, co oferujemy dzieciom w przestrzeni publicznej, jako atrakcję i miejsce zabawy. 5 metrowy krasnal ogrodowy jako wyznacznik wysokiej jakości miejsca. Możemy sobie w tych naszych galeriach stawać na głowie. I tak wygra gipsowy kangur.
Sam słyszę jakie to nudne, dodać muszę jedynie, że nasi partyjni mocarze umysłu użyli Myszki Miki nie jako popkulturowego symbolu, a jeno przez odniesienie do falubazowej MM. Mało, że to populizm. Ale słowa, które mi się tu ciśnie na usta, z powodu poprawności politycznej, którą naprawdę cenię jako zachowanie konieczne w przestrzeni sporu, oczywiście nie wypowiem.
Wojciech Kozłowski, dyrektor BWA w Zielonej Górze http://zapiskizg.blogspot.com
Jajcarska promocja zakładu w strefie
Na stronie K-SSSE można się dowiedzieć dużo pouczających rzeczy, np. gdzie znajdują się poszczególne firmy. Ciekawe jak długo mała literówka w nazwie OVOPOLU, będzie jeszcze śmieszyć na poważnej skądinąd stronie. Na razie są jajca, bo zakłady powinny być jajczarskie. http://www.kssse.pl/pl/oferta/tereny_inwestycyjne/nowa_sol.html
8 Dziesięcioletnia historia Stowarzyszenia Młody Samorząd (w skrócie SMS) zaczyna się podobnie jak większości organizacji sektora pozarządowego. Na początku są ludzie, którzy gdzieś tam w luźnych rozmowach odkrywają że razem mają wspólne pomysły i pasje, chcą ze sobą współpracować. Tak było w przypadku kilkorga przyjaciół i znajomych pod koniec 2002 roku. To był zaczyn, który na wiosnę 2003 roku przerodził się w osobowość prawną, stowarzyszenie zostało zarejestrowane w Krajowym Rejestrze Sądowym. Powstała organizacja non-pro�it, czyli nie działająca dla osiągnięcia zysku, która cały swój poten-
1/2013
www.echo.nowasol24.pl Uzupełnieniem projektu była strona internetowa z dostępnymi artykułami i niezależnym forum, na którym można było prezentować swoje opinie. Redakcyjny zespół oprócz członków stowarzyszenia stanowili głównie uczniowie Zespołu Szkół Ponadgimazjalnych nr 1 „Elektryk” w Nowej Soli. Za co im serdecznie dziękujemy.
Czy nowosolanie decydują?
Realizacja filmu „Odra” była pierwszym „poważnym” projektem młodych nowosolan z SMS
Stowarzyszenie Młody Samorząd w tym roku świętuje dziesięciolecie swojego istnienia. Czym jest Stowarzyszenie? Jakie były jego początki i pierwsze sukcesy? Jakie są wyzwania?
Taki jest nasz SMS cjał i zasoby przeznacza dla swojego miasta jego mieszkańców.
Pierwsze akcje
Rzeczywistość w jakiej przyszło funkcjonować nowo powstałemu SMS wcale nie była łatwa. Na początku dekady, podobnie jak dziś, szalał kryzys, Nowa Sól zmagała się z ogromnym bezrobociem i wieloma problemami, panowało ogólne zniechęcenie. Społeczne angażowanie i budowanie społeczeństwa obywatelskiego nie było wcale popularne. Stowarzyszenie od samego początku stawiało na młodych ludzi, którym „chce się chcieć” dzięki temu pojawiły się pierwsze inicjatywy i działania. W początkowej fazie działalności SMS podejmowała działania nie wymagające dużych nakładów �inansowych, a jedynie zaangażowaniu i pracy wolontariuszy. Organizowaliśmy akcje charytatywne polegające na zbieraniu w okresie świątecznym żywności pod nowosolskimi marketami „Kup produkt więcej”, jako jedni z pierwszych zorganizowaliśmy coroczny turniej w piłkę nożną „O puchar prezesa SMS”, w którym popularyzowaliśmy sport i sportowy tryb życia. Gdy zbliżał się rok szkolny nie zapominaliśmy o nowosolskich uczniach z biednych rodzin i zbieraliśmy przybory szkolne w ramach akcji „Zeszyt”. Z racji obywatelskiego pro�ilu działalności stowarzyszenia i aktywnego uczestnictwa w życiu publicznym, członkowie stowarzyszenia mieli okazję spotkać się w Gdańsku z legendarnym przywódcą Solidarno-
Z danych ankietowych do których dotarł SMS wynika, iż dwie – trzecie obywateli nie wie czym są konsultacje społeczne i jak w nich wziąć udział. Niestety model naszej demokracji zakłada, że oceniamy władze raz na cztery lata w powszechnych wyborach, udzielając im, bądź nie, kredytu zaufania. Potem nic się nie dzieje, obywatelski głos rozpływa się jak poranna mgła. Tymczasem ważne jest aby pomiędzy kolejnymi wyborami obywatele mogli i chcieli się wypowiadać ważnych dla nich sprawach. Właśnie to stało się powodem realizacji projektu w całości poświęconemu promocji konsultacji społecznych pod nazwą nowosolaniedecydują.pl Owocem projektu stało się powstanie pierwszego w historii Nowej Soli obywatelskiego projekty uchwały. Projekt uchwały zakłada, iż grupa 200 dorosłych mieszkańców Nowej Soli będzie miała możliwość swobodnego wypowiedzenia się w każdej ważnej z ich punktu widzenia sprawie związanej z funkcjonowaniem miasta, mobilizując tym samym lokalne władze do zajęcia się tematem.
Plany na przyszłość
Z projektem „Nowosolanie decydują” SMS włączył się w działania na rzecz społeczeństwa obywatelskiego
ści – Lechem Wałęsą. Dla członków stowarzyszenia, wówczas w większości studentów było to ogromne przeżycie, jeden z nas wkrótce napisał o prezydencie procę magisterską. Oprócz tego na zaproszenie tragicznie zmarłego w katastro�ie smoleńskiej marszałka Macieja Płażyńskiego odwiedziliśmy Sejm i Pałac Prezydencki. Wszędzie staraliśmy się promować Nową Sól i budować jej markę. Stowarzyszenie zajmowało się również aktywną promocją akcesji Polski w przededniu wstąpienia do Unii Europejskiej, widząc w tym szansę rozwoju kraju, regionu i naszego miasta.
iż w latach 2004-2005 stowarzyszenie zrealizowało projekt FILM, czyli „Filmowa Inicjatywa Ludzi Młodych”. Owocem realizacji projektu stał się pierwszy w historii naszego miasta kinowy �ilm pt. Odra. Filmowa historia odwoływała się do heroicznej walki mieszkańców miasta z powodzią tysiąclecia jaka nawiedziła Nową Sól w 1997 roku. Adaptując na potrzeby �ilmu „Dżumę” Alberta Camusa, �ilmowcy starali się pokazać postawy i emocje ludzi w obliczu żywiołu zagrażającemu miastu, od całkowitej bierności i prywaty po bezgraniczną o�iarność i heroizm. Dodatkowy smaczek �ilmowej opowieści dodają materiały archiwalne udostępnione przez mieszkańców. Film był dużym przedsięwzięciem organizacyjnym, razem ze statystami na planie �ilmowym wystąpiło ponad czterdzieści osób. Projekcje �il-
mu w jednym z nowosolskich kin, w kilku seansach, przyciągnęła przed ekran ponad 1200 osób.
Netpospolita młodzieżowa
Taki tytuł nosił kolejny projekt zrealizowany dzięki wsparciu funduszy europejskich. SMS otrzymał grant na jego organizację w ramach programu „Młodzież w działaniu”. Nasz wniosek został oceniony jako idealnie wpisujący się w założenia programu. Wywalczyliśmy do�inansowanie mając w konkurencji blisko 120 organizacji z całej Polski. Ideą projektu było przede wszystkim zaangażowanie młodzieży w życie społeczności lokalnej poprzez wydawanie gazety – miesięcznika o charakterze obywatelskim, który w całości tworzony jest przez młodych ludzi i stanowi ich głos.
www.nowosolaniedecyduja.pl
Dowiedz się
czym są konsultacje
Uwaga. Kamera. Akcja
Wstąpienie Polski do Unii Europejskiej stworzyło nowe możliwości rozwoju organizacji. Dostęp do „funduszy europejskich” sprawił,
Aktualnie Stowarzyszenie Młody Samorząd dalej zajmuje się działalnością społeczną i procesem budowy nowoczesnego społeczeństwa obywatelskiego. W partnerstwie z Forum Inicjatyw Nowosolskich realizuje projekt Nowosolskiej Gazety Obywatelskiej ECHO. Długofalowym celem działalności stowarzyszenia jest zwiększenie jego zdolności organizacyjnych. Wierzę, iż dzięki realizowanym projektom uda nam się pozyskać „młode wilki” osoby, które włączą się w naszą działalność i wniosą do stowarzyszenia nowe pomysły. Poprzez realizowane projekty chcemy pokazać, iż działalność w organizacji pozarządowej daje możliwość rozwoju i zdobycia doświadczenia, które może się przydać młodemu człowiekowi po skończeniu edukacji i wejściu na rynek pracy.
Dołącz do nas daniel.sms@wp.pl
Prezes Stowarzyszenia Młody Samorząd Daniel Roguski
www.facebook.com/echonowasol
1/2013
9
- To od was zależy nasza przyszłość. Życzę wam byście byli aktywnymi obywatelami i angażowali się w życie publiczne – powiedział podczas konferencji Grzegorz Königsberg, dyrektor „Elektryka”. Oficjalnie ruszył projekt „Kuźnia młodych obywateli”
Kuźnia wystartowała
W czwartek 28 listopada 2013 r. w sali konferencyjnej „Elektryka” w Nowej Soli o�icjalnie rozpoczął się projekt „Kuźnia młodych obywateli”. - Kiedy w Polsce dochodzi do kon�liktów każdy ma swoją opinię na dany temat. Jednak, gdy musimy wziąć udział w najważniejszej procedurze demokracji, czyli w wyborach, przy urnach stawia się średnio 40% z nas. Jeszcze gorzej sytuacja przedstawia się wśród najmłodszych mieszkańców powiatu nowosolskiego. Nasze przedsięwzięcie ma ograniczyć to negatywne zjawisko – rozpoczął Grzegorz Potęga, prezes Stowarzyszenia Ludowy Klub Sportowy „Hydrogaz” – „Kora” z Niedoradza, Lidera Projektu.
Projekt „Kuźnia młodych obywateli” skierowany jest do 100 uczniów gimnazjów i szkół średnich z terenu powiatu nowosolskiego. – Serdecznie zachęcam szkoły do uczestnictwa w projekcie. Aby wziąć udział w projekcie wystarczy kilka prostych kroków. Na naszej stronie internetowej www.kuzniaobywateli.pl znajdą Państwo formularz uczestnictwa szkoły. Należy go wypełnić, podpisać i przesłać na adres Stowarzyszenia podany w zakładce kontakt. Czekamy na zgłoszenia, Przypominam, że w projekcie może wziąć udział maksymalnie 10 szkół – tłumaczy szczegóły G. Potęga. Celem głównym projektu jest wzrost kompetencji obywatelskich wśród 100
Projekt „Kuźnia młodych obywateli” skierowany jest do 100 uczniów gimnazjów i szkół średnich z powiatu nowosolskiego. Aby wziąć w nim udział wystarczy kilka prostych kroków. Na stronie internetowej www.kuzniaobywateli.pl znajdą Państwo formularz uczestnictwa szkoły. Należy go wypełnić, podpisać i przesłać na adres Lidera Projektu - Stowarzyszenia Ludowy Klub Sportowy „Hydrogaz” – „Kora” z Niedoradza - podany w zakładce kontakt.
uczniów uczennic szkół gimnazjalnych i średnich z powiatu nowosolskiego. Cele szczegółowe to m.in. wzrost wiedzy uczestników dotyczącej znaczenia budowania społeczeństwa obywatelskiego, zdobycie przez uczestników praktycznych umiejętności dotyczących organizacji działań obywatelskich, ukształtowanie aktywnych postaw obywatelskich. Projekt rozpoczął się w listopadzie tego roku, a zakończy w lipcu przyszłego roku. Jakie działania przewiduje projekt? – W pierwszej kolejności chcemy zrekrutować 10 szkół gimnazjalnych lub średnich z naszego powiatu. Potem wyznaczeni animatorzy szkolni (nauczyciele) pod okiem naszego partnera i koordynatora projektu przeprowadzą nabór uczniów w swoich szkołach – mówi G. Potęga. Po zebraniu odpowiedniej liczby uczniów
Wizyta będzie okazją do obejrzenia obrad polskiego parlamentu. Skąd pochodzą pieniądze na projekt? - Nasz projekt znalazł się na liście rankingowej pokonując blisko 250 innych przedsięwzięć z Polski. Środki pozyskaliśmy z funduszy szwajcarskich, a dokładnie z Grantu Blokowego dla Organizacji Pozarządowych i Polsko-Szwajcarskich Regionalnych Projektów Partnerskich Szwajcarsko-Polskiego Programu Współpracy. Całkowita wartość projektu to 147 tysięcy złotych. Wkład własny w postaci m.in. pracy wolontariuszy wynosi 11 tysięcy złotych - dodaje G. Potęga. - To od was zależy nasza przyszłość. Życzę wam byście byli aktywnymi obywateli i angażowali się w życie publiczne – powiedział podczas konferencji Grzegorz Königsberg, Dyrektor Centrum
w szkołach ruszą warsztaty demokratyczne. Dla każdej z 10 grup przewidziano łącznie 30 godzin zajęć. – Mają to być zajęcia ciekawe i innowacyjne, odbiegające od zwykłych lekcji WOS-u. Przewidujemy m.in. organizację symulacji wyborów samorządowych. Każdy uczeń osobiście będzie mógł zaprojektować własną ulotkę wyborczą, czy plakat – dodaje prezes. To nie wszystko. Planuje się także reaktywację lub powołani 3 młodzieżowych rad gmin na terenie naszego powiatu. Kulminacją projektu będzie wyjazd do Sejmu Rzeczpospolitej Polskiej w Warszawie. Wszystkie wydatki związane z transportem autokarem, zakwaterowaniem uczniów będą pokryte ze środków unijnych. W Sejmie młodzież spotka się z politykami znanymi z pierwszych strona gazet.
Kształcenia Zawodowego i Ustawicznego „Elektryk”, które jest Partnerem Projektu. Oprócz szkoły działania wspiera także Stowarzyszenie Harmonia z Bytomia Odrzańskiego, zajmujące się edukacją dzieci i młodzieży. - Cieszę się, że stowarzyszenie LKS „Hydrogaz”-„Kora” z gminy, w której jestem radnym, aktywnie działa i pozyskuje dotacje. Od zawsze na sercu leżała mi aktywność młodych mieszkańców. Życzę Wam powodzenia – dodał Wiesław Januszewicz, Radny Gminy Otyń. Patronat nad projektem objął dr Waldemar Sługocki, poseł na Sejm Rzeczpospolitej Polskiej z Województwa Lubuskiego. Projekt jest realizowany przy wsparciu Szwajcarii w ramach szwajcarskiego programu współpracy z nowymi krajami członkowskimi Unii Europejskiej.
PROJEKT WSPÓŁFINANSOWANY PRZEZ SZWAJCARIĘ W RAMACH SZWAJCARSKIEGO PROGRAMU WSPÓŁPRACY Z NOWYMI KRAJAMI CZŁONKOWSKIMI UNII EUROPEJSKIEJ
10
1/2013
www.echo.nowasol24.pl
Czy chciałabyś urodzić w domu? - takie pytanie zadałem kilku znajomym - i za każdym razem słyszałem: nie. Co nie znaczy, że w świecie współczesnym kobiety rodzą wyłącznie w szpitalu
Uwolnić poród W zeszłym tygodniu wraz z paniami z nowosolskiego „Klubu mam” obejrzałem �ilm dokumenJerzy talny pod tytułem „Uwolnić poród”. Główną bohaPatelka terką tego seansu była węgierska lekarka i położna Agnieszka Gereb, która asystowała przy ok. 3500 porodach domowych. Akcja zaczyna się pod więzieniem - stoi tam kilkadziesiąt osób i śpiewa dla Agnieszki, która pomagała urodzić się ich dzieciom. W lutym 2012 roku Gereb została skazana na 2 lata więzienia, dziesięcioletni zakaz wykonywania zawodu i grzywnę w wysokości 300 tys. forintów. Na Węgrzech bowiem obowiązuje zakaz porodów domowych, a każda asysta przy porodzie poza szpitalem jest traktowana jako narażanie życia i zdrowia pacjenta. W Polsce - póki co jest podobnie jak w Europie Zachodniej - można rodzić w domu i nikt za to nie jest karany. Kwestie te reguluje rozporządzenie Ministra Zdrowia z 2011 r. o tzw. standardzie okołoporodowym, stwierdzające, że kobieta ma prawo wyboru miejsca porodu i dotyczy to również domu. Ustawodawstwo Madziarów jest tu przykładem jak pod pozorem dbania o zdrowie i życie obywateli państwo ingeruje w kolejne dziedziny życia. Dzieje się to szczególnie w tych obszarach, gdzie obywatele nie przejawiają aktywności. My jesteśmy w tym szczęśliwym położeniu, że znalazła się grupa ludzi, która powalczyła o zmianę w podejściu do porodów. Ich działania poszły w dwóch kierunkach: upowszechnienia porodów domowych oraz zmienienia zwyczajów i warunków na porodówkach Porody w domach wracają do łask głównie w USA, Wielkiej Brytanii i Francji (piszę, że wracają do łask - bo przecież jeszcze w 1938 roku w Stanach 50% dzieci rodziło się
Krwiodawcy w akcji
Pomogliśmy zorganizować akcję zbiórki krwi w Nowym Miasteczku. Akcja - zaznaczyć należy - bardzo udana. Dzień historyczny... wreszcie tam będą prowadzone cykliczne akcje. Zajmie się tym Katolickie Stowarzyszenie Bona Fide. Martwiło mnie osobiście, że od kilku lat w tak pięknym mieście jak Nowe Miasteczko zaprzestano organizować cykliczne akcje krwiodawców. Znalazłem odpowiednią osobę żeby tę stagnację przerwać, tą osobą jest prezes Katolickiego Stowarzyszenia Bona Fide przy para�ii p.w Marii Magdaleny w Nowym Miasteczku Andrzej Włodarczak. Nasze stowarzyszenia podpisały umowę współpracy, która i tak trwała już od wielu lat. Przy okazji tej akcji przyjechali ze mną do pomocy wolontariusze biorący udział w ramach projektu: „Europejska Koalicja Partycypacji Obywatelskiej - czyli polsko-szwajcarski transfer wiedzy i doświadczeń na rzecz społeczności lokalnych” prowadzonego przez Fundację Porozumienie Wzgórz Dalkowskich z Nowego Miasteczka oraz przez animatorów Stowarzyszenia Honorowych Dawców Krwi „Wiarus” Kożuchów, którzy mają pod swoją opieką wolontariuszy. I właśnie jedna z tych grup przyjechała ze mną uczyć się żyć dla innych, odkrywać w sobie pokłady dobra i pozytywnej energii... Przed nami Świąteczna zbiórka żywności, z której jak co roku powstaną paczki żywnościowe dla rodzin znajdują się w trudnej sytuacji �inansowe. Wtedy też przeprowadzimy 76 akcję krwi w salce para�ialnej, a 20 grudnia planujemy zorganizować wraz z urzędem miasta i gminy oraz z KOKiS Zamek w Kożuchowie Wigilię dla mieszkańców gminy. Pragnę w tym miejscu już teraz zaprosić wszystkich do udziału w naszych przedsięwzięciach.
Paweł Stefan Rychlik prezes SHDK Wiarus Kożuchów
w domach). Porody domowe stały się wręcz modne - w domu rodziły swoje dzieci takie celebrytki jak: Cindy Crawford, Demi Moore, Gisele Bundchen, Gwyneth Paltrow, Julianne Moore, Kelly Preston, Lisa Bonet, Maria Bello, Meryl Streep, Nelly Furtado, Pamela Anderson, czy Carrie-Anne Moss. Dlaczego niektóre kobiety wolą rodzić w domu? Najczęściej przedstawiane są trzy zalety takiego rozwiązania: 1. intymność - choćby szpital dysponował bardzo dobrą kadrą i oferował luksusowe warunki - to jednak jest to obce środowisko, nieznani ludzie, miejsce, w którym rodząca jest tymczasowym gościem, w którym o wszystko musi się pytać. Co innego w domu rodzi się wśród bliskich sobie osób, na własnym terenie - to rodząca decyduje, kto z nią będzie przebywał; 2. można rodzić w wybranej przez siebie pozycji. W polskich szpitalach w ciągu ostatnich kilku lat wiele się zmieniło, jeszcze siedem lat temu moja żona przez cały poród musiała leżeć w bezruchu na plecach, żeby nie obsunął się aparat do zapisu tętna dziecka (tzw. KTG). Teraz coraz więcej szpitali pozwala ciężarnym się trochę poruszać, zanim dojdzie do zasadniczego porodu. No właśnie - zanim dojdzie do akcji porodowej, bo wtedy kobieta kładziona jest na plecy - jest to pozycja wygodna dla położnych, dla lekarza, ale nie dla rodzącej. Kobiety rodzące w domu chętniej przyjmują pozycję wertykalną niż horyzontalną - rodzą na stojąco, w przykucu, na czworakach - takie porody są szybsze i mniej bolesne - bo poród wspomagany jest siłami grawitacji; 3. w domu można stworzyć korzystniejsze warunki dla noworodka. Dziecko przez pierwszych 9 miesięcy swojego życia przebywa w bardzo specy�icznym środowisku pływa w wodach płodowych, nie dociera do niego ani jaskrawe światło, ani silne dźwięki. Dla dziecka w okresie płodowym normalna temperatura otoczenia to temperatura ciała matki - czyli ok. 37 stopni Celsjusza. Dlatego w poradnikach dotyczących porodów w domu zachęca się, żeby pomieszczenie, w którym odbędzie się poród było dobrze nagrzane i wytłumione, żeby światło było przygaszone, a nawet, żeby rodzić w wodzie. W Polsce większą popularnością niż porody domowe cieszy się akcja „Rodzić po ludzku”, która mocno zmieniła oblicze polskich szpitali i oddziałów położniczych. Jeżeli porówna się warunki, w jakich rodziły nasze matki i babki, z tym co mamy obecnie - widać szaloną różnicę. Przecież jeszcze niedawno było nie do pomyślenia, żeby mąż mógł być przy porodzie, żeby noworodek mógł być w tej samej sali co jego matka, żeby każda kobieta mogła rodzić w osobnej sali. Coraz więcej szpitali stwarza warunki do tego, by kobieta mogła się czuć tam jak w domu. Mam nadzieję, że ta tendencja się utrzyma.
Ławeczka
Ojca Medarda Uśmiech Ojca Medarda patrzącego z góry. Tak, tak śmiało można napisać po kweście, która się odbyła w Dniu Wszystkich Świętych. Było nas niewielu, ale za to z charakterem i wielką nadzieją na zrealizowanie pięknego przedsięwzięcia, jakim jest postawienie ławeczki wraz z siedzącą postacią Ojca Medarda. Człowiek tak długo żyje, jak długo o nim mówimy. Pamiętajmy iż Ojciec Medard przez wiele lat swojego zacnego życia dotarł do wielu z nas, i co ciekawe, znalazł dla każdego nie tylko czas, ale przede wszystkim dobre słowo i cenną uwagę. O szelmowskim uśmiechu i dowcipie nie wspomnę. Wierzę głęboko, że wielu mieszkańców z przyjemnością siądzie obok Ojca Medarda -on chodził do nas, teraz my przyjdziemy do niego. Kwestując rozmawiałem z wieloma mieszkańcami naszego miasta. Pytałem, co sądzą na temat ławeczki Ojca Medarda. Konkluzja przeszła moje oczekiwania. Śmiało można stwierdzić Ojciec Medard ma swój fanklub .W ciągu kilku godzin kwesty rozdaliśmy 2000 znaczków z wizerunkiem Ojca Medarda i na godzinę przed zakończeniem kwesty znaczków nam zabrakło. Obiecałem darczyńcom i dobrodziejom, że dodrukujemy wizerunek Ojca i tak też uczynimy. Informuję, iż Ławeczka Ojca Medarda to jest nazwa projektu. Ławeczkę już mamy - fundatorem jest Mała Odlewnia, a pieniądze zbieramy na postać Ojca Medarda. Koszt tej inwestycji to ok 25000 zł.
Ojciec Medard na ławeczce prawdopodobnie będzie usytuowany naprzeciw Naszego Ojca Świętego JPII. Mam cichą nadzieję, że każdy z nas będzie mógł włączyć się do tej wspaniałej cichej i nie powtarzalnej dyskusji między Ojcem Medardem a Ojcem Świętym. Warszawa ma Powązki na których od 39 lat zbierają na szczytny cel, my po raz pierwszy kwestowaliśmy pod cmentarzem na ul. Wandy i jako kwestujący jednogłośnie zadecydowaliśmy, że robimy kwestę co roku. Cel został wyznaczony na pewno szczytny, ale o tym przy następnej okazji. Gorąco i z całego serca dziękuje mieszkańcom Nowej Soli i gościom przybyłym na groby, którzy byli hojni i szczodrzy. Serdeczne podziękowania dla kwestujących, którzy mimo obowiązków związanych z tym dniem, poświęcili te kilka godzin, by ruszyć tę górę lodową. Chcieć to móc - zebraliśmy 6236,73 zł. A to – jak by rzekł z szelmowskim uśmiechem patrząc z góry Ojciec Medard - fajny początek! Z wyrazami Szacunku!
Prezes Twórczości Ludowej „Cepeliada” Krzysztof Uchal
PS. 17.12.2013 o godz. 17.00 w setną rocznice urodzin Ojca Medarda, w kościele św. Barbary odbędzie się uroczysta msza święta.
www.facebook.com/echonowasol Organizacje pozarządowe znaczą coraz więcej. Według raportu Stowarzyszenie Klon/Jawor w 2012 roku w Polsce zarejestrowanych było ponad 80 tys. organizacji pozarządowych: 11 tys. fundacji i 72 tys. stowarzyszeń. Tylko na terenie Nowej Soli istnieje blisko 100 (rzeczywiście lub na papierze) organizacji. Według szacunków Krajowego Rejestru Sądowego w mieście zostało zarejestrowanych 89 organizacji, ale do tego dochodzą jeszcze organizacje nie podlegające wpisowi. Nikt tak naprawdę nie wie ile ich jest, bo do tej pory nikt takich kompleksowych statystyk nie prowadził.
pracowników na umowy o pracę i umowy cywilno-prawne. Według statystyk wspomnianego wcześniej Stowarzyszenia Klon Jawor jedna piąta organizacji zatrudnia pracowników etatowych (na cały etat lub jego część), natomiast kolejne 21% współpracuje z osobami, które nie mają wprawdzie podpisanych umów o pracę, jednak regularnie, co najmniej raz w miesiącu pracują odpłatnie na rzecz organizacji. Praca takich osób czasem niewiele różni się od pracy etatowej. Mówiąc krótko - organizacje pozarządowe to coraz ważniejszy sektor nie tylko
Powołajmy
1/2013
11
gramów współpracy gmin, powiatów z organizacjami pozarządowymi. Swoje działania także koncentrują na kampaniach społecznych dotyczących jednego procenta (chodzi o możliwość zapisania w zeznaniu podatków) skutecznie pozyskując środki dla lokalnych organizacji, a nie krajowych molochów, które mogą sobie pozwolić na zatrudnienie agencji PR i marketingowców, reklamy w TVN w godzinach szczytu oglądalności, płyty PIT z wpisanym nr KRS. Celem COP-ów jest promowanie organizacji pozarządowych, przeprowadzanie i wspieranie inicjatyw, mających na
znalezienie pomieszczeń przechodnich dla NGO, mogłoby wzmocnić III sektor w Nowej Soli, przyczynić się do jego rozwoju, a kto wie, czy dzięki temu nie zmniejszyłaby się kolejka NGO do kroplówki pod nazwą program współpracy z organizacjami pozarządowymi. Nazwałbym to taką specjalną strefą ekonomiczną dla organizacji pozarządowych. NGO nie gęsi, podatki płacą. A gdyby pracę COP wzmocnić jeszcze powołaniem fundusz pożyczkowego? Większość organizacji pozarządowych nie dysponuje wolnymi środkami �inansowymi, dającymi bezpieczeństwo w przypadku
celu integrację sektora pozarządowego (m.in.: Bal Pozarządowy, Kalendarz Pozarządowy, Forum Pozarządowe, Nagroda Pozarządowiec Roku). Zajmują się także prowadzeniem specjalistycznych szkoleń dla fundacji. Pod ich auspicjami nierzadko działają inkubatory pozarządowe, w ramach, których młode organizacje mogą liczyć na kompleksowe wsparcie w zakresie księgowości, zarządzania, czy pozyskiwania środków zewnętrznych na działalność statutową. Taki COP mógłby się doskonale sprawdzić w naszych nowosolskich warunkach. Przed nami kolejna perspektyw Budżetu Unii Europejskiej na lata 2014-2020. Do wzięcia będzie jeszcze więcej środków niż do tej pory. Na �iniszu jest opracowanie szczegółów wdrażania poszczególnych programów. Już teraz jednak widać, że Unia Europejska stawia na partnerstwo w realizacji przedsięwzięć (mam na myśli partnerstwo trzech sektorów: rządowego, pozarządowego, biznesowego) oraz łączenie funduszy inwestycyjnych z funduszami miękkimi (czyli tymi przeznaczonymi na szkolenia, doradztwo itp.). Wybudowanie Centrum Organizacji Pozarządowych w Nowej Soli (lub zagospodarowanie wolnego budynku), zatrudnienie specjalistów i doradców dla NGO, być może
realizacji projektów w ramach konkursów, gdzie �inansowanie odbywa się na zasadzie refundacji kosztów. Z taką sytuacja mamy do czynienia np. w przypadku Programu Operacyjnego Współpracy Transgranicznej Polska-Brandenburgia, większość organizacji nie ubiega się o do�inansowanie z Euroregionu na małe projekty z uwagi na refundację i długotrwały proces rozliczenia). Ratunkiem i wzmocnienie dla wielu organizacji byłby także fundusz wkładów własnych. W wielu konkursach (Fundusz Inicjatyw Obywatelskich, Konkursy Ministerstwa Kultury) bene�icjent – organizacja pozarządowa musi zadeklarować wniesienie wkładu własnego �inansowego. Organizacja nie prowadząc działalności gospodarczej bardzo często nie dysponuje pieniędzmi. Wkład własny to najczęściej 10% wartości projektu. Samorząd może stymulować aktywność NGO w pozyskiwaniu środków zewnętrznych poprzez gwarancje automatycznego do�inansowania projektów, które uzyskały pieniądze na zewnątrz. Dzięki temu przy niewielkim nakładzie miasta np. 10.000 złotych do Nowej Soli tra�ić by mogło 90.000 tysięcy złotych.
COP! Przedsiębiorcy mają do dyspozycji specjalną strefę ekonomiczną, otrzymują bezpłatne doradztwo, zwolnienia z podatków, preferencyjne kredyty i pożyczki. Dlaczego nie powołać specjalnej strefy ekonomicznej dla organizacji pozarządowych, uruchomić funduszu pożyczkowego i funduszu wkładów własnych? Organizacje pozarządowe nie są tylko wykonawcą zadań publicznych zlecanych przez samorządy. Coraz częściej dysponują wielomilionowymi budżetami, w codziennej działalności obracają setkami tysięcy złotych. W 2011 roku z tytułu 1% organizacje pożytku publicznego otrzymały 400 milionów złotych. Część tego �inansowego tortu tra�iła także do naszego miasta. Jedna dziesiąta organizacji osiąga roczne przychody przekraczające 100 tysięcy złotych (w tym 4% deklaruje przychody powyżej 1 miliona złotych) Dla przykładu Stowarzyszenie Forum Inicjatyw Nowosolskich tylko na jeden projekt pn. Nowosolska gazeta obywatelska pozyskało 133 tysiące złotych środków europejskich. W 2012 roku blisko 50 tysięcy złotych z funduszy szwajcarskich pozyskało Stowarzyszenie Młody Samorząd. Organizacje płacą podatki, czy to w sposób bezpośredni (podatek dochodowy), czy pośrednio (podatek VAT). Większość z tych pieniędzy tra�ia do lokalnych przedsiębiorców, a stąd pośrednio do budżetu miasta. Organizacje mają swoją markę. Coraz częściej postrzegane są jako wiarygodny partner i podmiot realizujący zadania o wiele taniej niż instytucje publiczne. NGO stają się także ważnym pracodawcą. Organizacje nierzadko zatrudniają
ze względu na swoją ważną działalność w obszarze pomocy społecznej, sportu, czy kultury. Według futurologów to właśnie one w przyszłości, z uwagi na kompletne zautomatyzowanie procesów zarządzania i produkcji, będą stanowiły jedno z ważniejszych i poszukiwanych miejsc pracy. Niestety już na specjalne udogodnienia organizacje pozarządowe nie zawsze mogą liczyć. Oprócz funkcjonującego w mieście, tak jak w niemal każdej gminie w Polsce, programu współpracy z organizacjami pozarządowymi instytucje publiczne nie oferują innych form wsparcia. Budżet samorządu nie jest z gumy, więc i dotacje nie są wysokie. Wszystkie organizacje, łącznie z największym bene�icjentem pomocy Arką Nowa Sól (w 2011 r. 250.000 zł), mogą liczyć w roku co najwyżej na wsparcie 18 tysięcy złotych (to średnia przypadająca na 1 organizację). W 2011 roku łącznie w ramach konkursu ofert otrzymały 834 900 złotych. Brakuje natomiast wsparcia merytorycznego dla trzeciego sektora, chyba jednego z najprężniej rozwijających się gałęzi ludzkiej działalności. Tymczasem z powodzeniem działają w wielu polskich miastach tzw. centra organizacji pozarządowych (COP). To one, a nie urzędy odpowiadają za wdrażanie pro-
Rafał Stasiński Prezes przedsiębiorstwa społecznego Europejskie Centrum Innowacji, ekspert ds. funduszy unijnych.
12
1/2013
www.echo.nowasol24.pl
Pomnikomania i lekcja historii Pomnikomania dotarła do Nowej Soli. Oto od kilku miesięcy Społeczny Komitet Budowy Pomnika zbiera pieniądze od mieszkańców i darczyńców na budowę pomnika „Bohaterom Walk o Polskę”. Nowy pomnik ma powstać przy ogólniaku w miejscu starego „młota”. Ciekawe gdzie byli organizatorzy budowy pomnika, gdy rząd zmieniał podstawę programową obcinając godziny z historii. Jakoś głośnych protestów nie słyszeliśmy. W wariancie podstawowym uczeń w szkole średniej chodzi tylko na 60 godzin. Już dawno słychać było utyskiwania, że ograniczenie godzin sprawi, iż nauczyciele nie dotrą z tematami nawet do okresu II wojny światowej. Mówiąc inaczej, uczniowie nie przerobią współczesnej historii Polski. Co z tego, że będzie pomnik poświęcony jakiemuś wydarzeniu, jak nikt nie będzie wiedział, co on upamiętnia? Zresztą młodzi dali wyraz swojemu zainteresowaniu pro�ilowi pomnika na facebooku. Ilu młodych dało lajka? Sprawdźcie Państwo sami. Dziwi mnie ładowanie kilkudziesięciu tysięcy złotych w beton i szkło zamiast w człowieka. Przecież pieniądze te można byłoby przeznaczyć właśnie na organizację ciekawych lekcji historii, animacji, wydarzeń. To one pozostawiłyby trwały ślad w pa-
mięci i pozwoliły przyswoić dzieciom i młodzieży historię. Nawet Instytut Pamięci Narodowej otrzeźwiał, zaczął poszukiwać kontaktu z młodym pokoleniem i dziś swoją ofertę unowocześnił dając młodym do ręki ciekawe narzędzia z ich świata takie jak gry komputerowe opierające się na wydarzeniach z historii Polski. Tymczasem organizatorom przyświeca myślenie wybuduj – upamiętnij – zapamiętaj. To myślenie przypomina Uniwersytet Zielonogórski, który chwali się pięknymi budowlami, a zapomina o kadrze i o swojej marnej,
jednej z ostatnich pozycji w rankingach polskich uczelni. Żołnierze, którzy ginęli na frontach drugiej wojny światowej na pewno chcieliby Polski nowoczesnej i pamiętającej o nich. Niestety, coraz mniej ludzi pamięta. Kombatantom ogranicza się ulgi, emerytury mają marne, dostęp do lekarzy specjalistów utrudniony. Może warto zrobić dla nich taki pomnik pomocy codziennej np. pakiet na usługi medyczne niż wywalając kilkadziesiąt tysięcy na wątpliwej jakości monument. Więcej zrobi się budując, jak to mówił jeden z hierarchów
kościelnych, pomniki żywe. Ale do tego trzeba zakasać rękawy i nie zawsze jest to tak efektowne jak kilka ton betonu. Na pewno bohaterowie chcieliby Polski wrażliwej na problemy społeczne. Wiele rodzin po prostu nie stać na podręczniki z historii. Za kilkadziesiąt tysięcy, które zje budowa pomnika moglibyśmy pomóc wielu nowosolskim rodzinom. Dzieci, które są naprawdę zafascynowane historią mogłyby z tego sporo wynieść. Nikła jest też wartość artystyczna pomnika. Nie trzeba być historykiem sztuki, by zauważyć,
że to propozycja szablonowa, o małej wartości artystycznej, będąca koszmarnym zestawieniem kilku symboli. Brakowałoby jeszcze, by pomnik zbudować z żywicy poliestrowej, tak jak to już robiono stawiając - jak Polska długa i szeroka - epoksydowe pomniki Jana Pawła II. Mam jeszcze wrażenie, że przy pomyśle zupełnie pominięto opinie mieszkańców. Demokracja bezpośrednia zupełnie nie zadziałała. Powstał jakiś komitet, kilka osób temu przyklasnęło i nagle okazało się, że stary pomnik zostanie zburzony. Czy ktoś konsultował to z mieszkańcami? Czy zorganizował spotkanie i zapytał ich o zdanie? Czy ktoś przeprowadził jakikolwiek sondaż wśród mieszkańców? A jeszcze większy niesmak budzi to, że w budowę pomnika zaangażowali się lokalni politycy, którzy znajdują w tym sposób na zdobycie kapitału politycznego. Na ile przez to jest to idea polityków, a na ile społeczna, to chyba najlepiej wiemy. O co chodzi politykom? Zawsze można się pokazać. Wizerunek wielkiego patrioty spodoba się niejednemu wyborcy. Jak to mawiał klasyk Jacek Kurski „ciemny lud to kupi”. Ja nie kupuję, bo Panowie politycy mają cieniutki PR do cieniutkich idei.
Maga
www.facebook.com/echonowasol To była sobota jak każda inna, wracałam właśnie ze zbiórki harcerskiej mojej drużyny jak zawsze uśmiechnięta i rozpromieniona. Pewnym krokiem przemierzałam ulice mojego miasta ubrana w mundur harcerski, a mój krzyż dumnie mienił się na piersi w blasku letniego słońca. Myślami byłam już na biwaku, który miał się niedługo odbyć, planowałam wszelkie szczegóły i starannie segregowałam pomysły, które wciąż rodziły się w mojej głowie. Z zadumy wyrwał mnie głośny śmiech i komentarz padający w moim kierunku. Szybko odnalazłam wzrokiem człowieka, który jawnie kpił i szydził ze Związku Harcerstwa Polskiego. Podeszłam więc bliżej pytając czy ma pojęcie jaki jest cel naszego działania jako harcerzy na tym świecie. W odpowiedzi usłyszałam szokujące stereotypy ukazujące harcerzy jako dzieci, które mają śmieszne ubranka , bawią się , roznoszą ciasteczka po domach i dziwnie się zachowują... Spojrzałam głęboko w oczy owemu człowiekowi i nie zważając na jego ironiczny śmiech ukazałam bycie harcerzem jako znaczną część mojego życia, która każdego dnia uświadamia mnie, że pomoc drugiemu człowiekowi jest najpiękniejszym darem jaki możemy sobie o�iarować... Brakuje słów, aby opisać jak wiele ZHP zmieniło w moim życiu... Bycie harcerką, instruktorką co dzień uczy mnie coś nowego, pozwala uwierzyć w siebie, otwiera oczy na otaczających mnie ludzi. Służba, działanie na rzecz innych pomogło mi pokonać włas-
Wciąż wzwyż
ne słabości i odnaleźć w sobie powołanie oraz dobro, którym teraz chcę i potra�ię się dzielić. Ludzie z natury są egocentryczni... ale jeśli jesteś inny pod tym względem, to z wielką przyjemnością chciałabym Cię poznać. Bycie harcerzem, a raczej wędrownikiem w wieku dojrzałym, jest niezwykle trudnym zadaniem, ponieważ wiele osób na tym etapie nie odnajduje się na harcerskiej ścieżce, bo mają wrażenie, że to już nie ma sensu. Otóż im jesteś starszy tym większy sens w Twoim działaniu, tym większa satysfakcja oraz radość z tego co robisz! Pewnie nie zdajesz sobie sprawy jak wiele korzyści niesie ze sobą harcerstwo, ale być może po przeczytaniu tego artykułu uświadomię Ci jak bardzo błędne masz zdanie na ten temat. Moja harcerska przygoda zaczęła się już 8 lat temu... nawet nie potra�ię zliczyć ilu wartościowych i niezwykłych ludzi poznałam przez ten czas i jak dużo mogłam się od nich nauczyć. Wielu z nich dzisiaj to moi prawdziwi przyjaciele, na których zawsze mogę polegać. Z utęsknieniem zawsze czekam na spotkanie w tym gronie, uwielbiam spędzać z nimi czas, nikt nikogo nie dyskryminuje, każdy sobie pomaga, akceptuje, doradza w trudnych chwilach. Nawet jak mam wrażenie, że przeżywam najgorszy dzień w ży-
Przemiany
Zmieniamy się. Życie nas zmienia. Ile w nas jest z człowieka, ile ze zwierzęcia? Wielka może być siła pożądania urody, władzy, sławy. Taką siłę mają w sobie mityczni bogowie. Rzadko słyszą głos sumienia lub nawet rozsądku. Chociaż bywa, że żałują swego gniewu, panowanie nad sobą nie jest domeną bogów. Są mściwi, okrutni, ze wszech miar egoistyczni. Jak zrozumieć pięknego Apollina, który, zazdroszcząc Marsjaszowi talentu, obdziera go ze skóry? A przecież Apollo to opiekun sztuki, jedna z najjaśniejszych postaci Olimpu, często dobroczyńca i zbawca ludzi. Poza Prometeuszem, bogowie z upodobaniem wykorzystują swoją przewagę nad ludźmi, którzy nie mają prawa z nimi się równać. Ziemianie mają im służyć. Problem w tym, że człowiek, poddając się jednemu bóstwu, naraża się na zemstę drugiego. Ludzie wplątani są w grę emocji, w ten dziwny układ na śmierć i życie. Liczy się, przede wszystkim, �izyczna potęga i zewnętrzne piękno. Myślę o tym, kiedy w Galerii pod Tekstem oglądam wystawę pt. „Metamorfozy Owidiusza. Mitologia starożytna w gra�ice europejskiej XVII wieku”. Otwierając wystawę, Elżbieta Gonet podkreśla, że „Biblia” oraz „Metamorfozy” Owidiusza to podstawowe, literackie źródła naszej, również współczesnej, kultury.
ciu - wystarczy, że pójdę na zbiórkę drużyny i już na mojej twarzy pojawia się SZCZERY uśmiech. ZHP otwiera nam drzwi do wielu możliwości. Nawet nie wiesz jak wszechstronny i rozmaity jest mój samorozwój oraz doświadczenie, które zdążyłam już zebrać. Wszystkie obozy, jakie przeżyłam, pozwoliły mi zobaczyć jak interesująco można spędzić czas nie mając w zasięgu ręki komputera czy laptopa. Życie na świeżym powietrzu, spanie pod namiotem otoczona ludźmi, z którymi mogę iść na koniec świata, codziennie nowe doznania - tego wszystkiego nie poczujesz siedząc w domu! Możesz pisać na facebooku, bezsensownie klikać „Lubię to” pod każdym zdjęciem dodanym przez znajomego czy też oglądać demotywatory, ale w ten sposób nie poznasz tajników natury, smaku wędrowania, wielkich przyjaźni,
Patrzę na 20 miedziorytów holenderskiego twórcy z XVII wieku, Hendrika Goltziusa. Ileż tam metamorfoz! Człowiek-zwierzę. Zwierzęczłowiek. W precyzji szczegółów, które możemy oglądać przez lupę, widać dzieło mistrza. Od pozostałych autorów, których gra�iki też są przedstawione na wystawie, różni go nie tylko wyższy poziom techniki wykonania i wyrazistość postaci. Goltzius dokonuje wyboru jednej mitycznej sytuacji i koncentruje się na wybranym problemie. W dziełach Francisa Cleyna i Salomona Savery’ego (wykonanych wspólnie) zwraca uwagę symultaniczność zdarzeń, wielość różnych planów. Kolekcja w Bibliotece Miejskiej, która, głównie dzięki staraniom Artura Buttlera, dotarła do nas z Muzeum w Nysie, to prawdziwa studnia bez dna. Zawsze można wyłowić z niej coś nowego, nawet, jeżeli człowiek myśli, że już zna mity. Obrazy są doskonale oświetlone, starannie opisane. O interesujący i przejrzysty kształt wystawy zadbała Małgorzata Tatuśko. Na wernisażu towarzyszy nam też dawna muzyka w wykonaniu współczesnego hiszpańskiego twórcy, Jordi Savalla. Dobór tła muzycznego to zasługa Roberta Kajdanowicza. Praca wielu osób złożyła się na jeszcze jeden udany wieczór w Galerii pod Tekstem, skłaniający do re�leksji, prezentujący bogactwo przemian: w bohaterach Owidiusza, w sztuce i w każdym z nas.
Elżbieta Bielska-Kajzer
13
1/2013
nowych pasji. Właśnie! Pasje... Tutaj też miałam okazję odkryć moje największe pasje, o których nawet nie miałam pojęcia. Uczestnicząc w kursie pierwszej pomocy organizowanym przez Harcerską Szkołę Ratowniczą i zdobywając tam brązową odznakę ratownika medycznego uświadomiłam sobie o ile lepiej i bezpieczniej się czuję posiadając taką wiedzę i umiejętności. Od tamtego czasu bardzo interesuje mnie dziedzina ratownictwa i wciąż utrwalam zdobytą wiedzę oraz przekazuję ją moim harcerzom. Teraz na co dzień czuję się bezpieczniej wiedząc, że w razie potrzeby będę w stanie pomóc drugiemu człowiekowi, a nie stać z założonymi rękoma. Miałam możliwość także uczestniczyć w niejednym kursie wychowawców harcerskich, dzięki którym mogę skuteczniej i lepiej wychowywać młodych ludzi, bo teraz wiem jak z nimi współpracować. Zdobywając takie certy�ikaty i uprawnienia także moje CV staje się bogatsze, a moi przyszli pracodawcy z pewnością będą postrzegać mnie jako człowieka aktywnego, chętnego do pracy, umiejącego współpracować z ludźmi i nie bojącego się wyzwań co pomoże mi znaleźć stałe zatrudnienie. ZHP daje możliwość spełniania marzeń! Moim jednym z wielu jest skok ze spadochronem. Mam oka-
zję pojechać na kurs spadochroniarski, gdzie mogłabym przeżyć swój wymarzony skok, jeszcze wszystko przede mną. Odkąd pamiętam moim marzeniem było także dokonać czegoś niezwykłego. Dziś patrząc na moją cudowną drużynę wiem, że mi się udało. Jestem najszczęśliwszą drużynową i mam przyjemność wychowywać 24 aktywnych i wspaniałych harcerzy oraz harcerek gotowych nieść pomoc innym. Nie potra�ię sobie wyobrazić nic piękniejszego. Kiedyś nawet nie wiedziałam co oznacza słowo WARTOŚĆ a dziś jest ono dla mnie bardzo pojemnym pojęciem. Podstawowych wartości uczą nas rodzice ale odnaleźć je w sobie i uwolnić musimy sami. Idea harcerska pokazała mi najpiękniejsze wartości, które każdego dnia podnoszą mnie wzwyż w chwilach zwątpienia. Nikt nie jest idealny, a już na pewno nie ja, ale z odrobiną dobroci w sercu i wiarą w drugiego człowieka możemy zdziałać cuda. Mogłabym tak pisać w nieskończoność, ale najlepiej jak dasz sobie szansę i sam odważysz się na to wszystko. Decyzja należy do Ciebie i sam pokierujesz swoim życiem, ale pamiętaj, że masz tylko jedną szansę aby przeżyć je najpiękniej jak potra�isz dając z siebie innym to co najlepsze. Może kiedyś spotkamy się na tym szlaku i powiem Ci wtedy jak bardzo dumna jestem z Twojej decyzji.
Powodzenia !
z harcerskim pozdrowieniem „Czuwaj” pwd. Kaja Obuchowska
Władza absolutna? Czytam tekst w „Rzeczpospolitej” o tym, że włodarze ze Zrzeszenia Prezydentów, Burmistrzów i Wójtów Województwa Lubuskiego domagają się dłuższej kadencji. Zastanawiam się, co jest lepsze. Z jednej strony dobrego włodarza nawet po „tylko” 4 latach rządzenia mieszkańcy nie wyrzucą z pracy. Spodziewać się należy, że raczej wybiorą go ponownie, by mógł dokończyć swoje „długofalowe” projekty obiecane w programie wyborczym. Z drugiej strony proponowane proponowane wydłużenie kadencji do 6 lat niewiele tak naprawdę zmieni. Wydłużanie jej zaś o kolejne lata, trącić będzie tendencją do sprawowania absolutnej i nienaruszalnej władzy przez, na przykład, dekadę. Oczywiście łatwo przykryć można byłoby to argumentem o braku rzeczywistego zainteresowania ludzi wyborem sterników, o czym świadczą spadające od lat wskaźniki frekwencji w wyborach samorządowych. Więc z myśl hasła: skoro ludzie
się wyborami nie interesują, to nie angażujmy ich do wypowiadania się przy urnach za często, ograniczy się możliwość zabrania głosu przez obywatela w podstawowym narzędziu demokracji, w jedynym udziale w sprawowaniu władzy. Obywatel stanie się na dekadę zbędny. Także argument za wydłużeniem kadencji włodarzy miast, by oszczędzać na wyborach wydaje mi się kompletnie nietra�iony. Bo przecież najlogiczniej można uznać, że koszt organizacji wyborów, tak ważnych dla sedna demokracji, jest obligatoryjny dla gminy tak samo, jak rachunek za gaz, czy prąd. Osobną kwestią jest to, że nie zaoszczędzi się tak naprawdę gminnych pieniędzy, bo trzeba będzie wybierać radnych, którzy jak rozumiem, pozostaną wybierani w cyklu czteroletnim. W tle zapewne czai się większe uniezależnienie władz wykonawczych od radnych. Czy też okaże się wkrótce, że rajcy również są za drodzy i niepotrzebni? (wool)
14
1/2013
Lansowany jest pogląd, że dawna cenzura była barbarzyńska i destrukcyjna dla wolności słowa. Obecna wolność słowa jest na szczeblu lokalnym praktycznie zniszczona przez małomiasteczkowych włodarzy samorządowych legitymujących się wyborczym mandatem, przerażonych perspektywą zmiany swojej pozycji zawodowej i miejsca pracy.
Zjazdy prasy lokalnej
Takie zjazdy przedstawicieli prasy w województwie lubuskim i zielonogórskim miały miejsce na przełomie wieków w Nowej Soli. Po kilku zjazdach zainteresowały się tym samorządy i doszły do wniosku, że jest to miejsce kontaktów dziennikarzy, wymiany myśli, prób łączenia się dziennikarzy w stowarzyszenie i to wszystko zaczęło się wymykać spod dyskretnej kontroli samorządowców. Po czterech zjazdach samorządowcy, jako współorganizatorzy zaprzestali współpracy z organizatorami i sprawy zjazdów już nie było.
www.echo.nowasol24.pl do znudzenia, rzecz jasna w zgodzie z ramówką lokalnej stacji telewizyjnej.
Wycinanie ze zdjęć
Jest też obserwowana dość brutalna elektroniczna metoda likwidacji medialnej niepożądanej osobowości. Przeprowadzony został pewien eksperyment z samorządową gazetą w Nowej Soli. Przekazana została prosta informacja o wydarzeniu kulturalnym z grupowym zdjęciem organizatorów, ustawiając niewygodnego człowieka, jako ostatniego w rzędzie na fotogra�ii. I co się stało? Ukazała się notatka z opóźnieniem i zdjęciem. W tekście pominięto nazwisko niewygodnej osoby, a zdjęcie poddano elektronicznej obróbce w taki sposób, że stojący ostatni w rzędzie organizator imprezy został wycięty. Efekt tego jest taki, że informacja była przekazana, ale spreparowana w taki sposób, że zniknęła niewygodna osoba z publikacji.
Książki pod kontrolą
Czy jest to we współczesnej Polsce możliwe? Okazuje się, że tak. Najpierw referat „Dwór w Szybie – zabytek w literaturze i świadomości społeczności lokalnej Środkowego Nadodrza” przyjęto bez zastrzeżeń do wygłoszenia na konferencji naukowej zatytułowanej „Literatura lubuska w perspektywie poetyki przestrzeni i antropologii”, później zaproponowano publikację pokonferencyjną zbierając na to pieniądze od referentów, warunkując jednocześnie uczestnictwo w konferencji dokonaniem przelewu. Po wygłoszeniu referatu (w Sali Dębowej Wojewódzkiej i Miejskiej Biblioteki Publicznej w Zielonej Górze), autor przekazał tekst do organizatorów. Jednak w pewnym momencie pojawił się „recenzent” z Wrocławia, który zaczął żądać wprowadzenia zmian w tekście, ingerować w treść referatu i uzależniać jego dopuszczenie do druku wykonaniem jego poleceń na poziomie lichej pracy semestralnej. Ingerencja w tekst skupiała się głównie na wizji własnej poprawności i uwypukleniu jedynie słusznych
Zachwiana
wolność słowa
Chyba już mało kto pamięta zasady działania cenzury w tak zwanej minionej epoce. Raczej nie chce się pamiętać takich zdarzeń. Może dlatego, aby nie było skali porównawczej. Jeśli by istniała taka skala porównawcza, to obecny czas bez tak zwanej cenzury wypadałby bardzo blado, szczególnie rozpatrując prasę lokalną. W 2012 roku powstał pomysł reaktywowania zjazdów prasy lubuskiej w Gminie Słońsk, jednak po nieformalnych konsultacjach ze „znawcami przedmiotu” z kręgów samorządowych prędko odstąpiono, na wszelki wypadek, od tego pomysłu. Dlaczego samorządowcy boją się zjazdów? Odpowiedź jest stosunkowo łatwa. Jeśli się spotkają dziennikarze to najpierw wymienią doświadczenia i informacje, a później mogą nie daj boże założyć związek zawodowy, czy stowarzyszenie i będzie wielki kłopot dla samorządu, który zupełnie wypaczył już pojęcie wolności słowa. Wolność słowa według tej teorii jest przypisana tylko burmistrzom czy wójtom i prezydentom miast.
Metody sterowania informacją na poziomie gminy
Podstawowym sposobem wpływania na przepływ informacji jest po prostu blokowanie informacji docierających do redakcji �inansowanych jawnie lub mniej jawnie przez samorządy. Nie publikuje się informacji, nawet bardzo cennych i interesujących, o osobach uznawanych przez samorząd za niepożądane lub zagrażające w najbliższych wyborach. Wycinanie z istnienia w mediach osób nieprawomyślnych stało się sposobem na przesunięcie takiej osobowości w medialny niebyt. Nie ma go w mediach, to nie ma go i w świadomości społecznej. Dotyczy to też lokalnych telewizji i rozgłośni radiowych. Wpływanie na takie media jest bardzo proste. Daje się dla dziennikarza zlecenie na poprowadzenie, jako konferansjer samorządowej imprezy, płaci się odpowiednio, a później tylko wymaga np. żeby zleceniobiorca nie robił reportażu o miejscowym działaczu źle widzianym przez samorząd i sprawa jest załatwiona bez śladu nieprawidłowości prawnych, czy zawodowych. Dziennikarz jest już w zasadzie nieo�icjalnie kupiony. Czasem wystarczy rozmowa jakiegoś burmistrza z szefem redakcji po linii partyjnej i tematy są już ustalone, a bohaterem dobrych wiadomości jest już miejscowy prezydent. Program z ustalonym „bohaterem” powtarza się
Bezpieczne tematy Żeby nie podpaść miejscowemu samorządowi a jednocześnie otrzymywać dotacje na wydawanie czasopisma, niektóre redakcje, czy stowarzyszenia będące wydawcami piszą na swoich łamach o historycznych zdarzeniach z czasów bardzo odległych. A to o początkach miast, historii szlaków komunikacyjnych, wykopaliskach i czym tam jeszcze. I tu wszystko byłoby do strawienia, gdyby nie rozmiary tych artykułów, które czasem publikowane są w całostronicowych odcinkach okraszonych cudzymi rycinami tematycznie nawiązującymi do treści. Powstaje proste pytanie. Kto pamięta, po przeczytaniu czterech odcinków historii ulicy w Nowej Soli, co było w pierwszym. Ma to jednak inne plusy dla piszącego. Jest bezpieczny, bo nie zabiera głosu w sprawach bieżących, nie krytykuje, nie pyta, jest poprawny politycznie i zbiera punkty za publikacje do kolejnego stopnia naukowego. A i stanowisko utrzyma. Tylko kto by takiego „dziennikarza” przyjął do niezależnej redakcji z takim dorobkiem, który jest przepisywaczem z tak zwanych źródeł historycznych tekstów o marnych walorach informacyjnych czy poznawczych.
Niezależna prasa u Prezydenta RP
Z niezależnymi dziennikarzami i wydawcami prasy można się spotkać jedynie na rozstrzygnięciu konkursu „Filary demokracji lokalnej” u Prezydenta RP. Tutaj można się wypowiedzieć, podyskutować i... Relacje z tego spotkania zaprezentowały ogólnopolskie stacje telewizyjne, które jednak w jakiś przedziwny sposób pominęły krytyczne wypowiedzi w sprawie współczesnej kryptocenzury. Po takim spotkaniu w 2013 roku wycięto nawet wypowiedź Prezydenta o inicjatywie ustawodawczej przywrócenia znamion demokracji w RP. Można było tą wypowiedź odnaleźć w Internecie na stornie niezależnej gazety, której przedstawiciel wywołał takie wystąpienie.
obecnie stwierdzeń politycznych dotyczących martyrologii okresu lat osiemdziesiątych ubiegłego wieku. Zdaje się, że celowym byłoby w takim przypadku zastosowanie metody „kopiuj – wklej” z ustalonych za poprawne przez recenzenta z Wrocławia i prowadzącą konferencję profesorkę UZ ich własnych publikacji. Można też wnioskować, że wyrugowanie oryginalnego autorskiego tekstu spowodowane było niemożnością wpływu na jego treść, a szczególnie na jego nowatorskie wnioski zapewne obce recenzentowi rekrutowanemu spoza UZ. Wygląda na to, że środowisko �ilologów z UZ nie mogło wygenerować z siebie recenzenta, na skądinąd dość skromną konferencję. Autor wyrzuconego referatu nie należy do grona osób uprawiających międzyuczelnianą turystykę konferencyjno-�ilologiczną, której uczestnicy zajmują się gromadzeniem publikacji do dorobku zapominając o komercjalizacji badań i pomijając w swoich działaniach czytelnika i szeroko rozumianego odbiorcę. Organizatorzy postarali się o to, żeby redaktorami została prowadząca tę konferencję i dwie jej doktorantki, które to wszystko wpiszą sobie do tak zwanego dorobku. Dziwne jest również to, że tak skromna publikacja wymagała aż trzech redaktorów. W rozmowie z doktorantkami nie można było się dopytać o ich wizje prac doktorskich. W odpowiedzi usłyszeć można było jedynie, że piszą swoje prace, „bo to lubią”. Natomiast zapytane o komercjalizacje ich prac nie potra�iły zupełnie połapać się, czego dotyczy to pytanie. Ciekawego smaku dodaje tej sprawie fakt zaproszenia autora wyrzuconego z publikacji referatu na promocję książki do WiMBP w Zielonej Górze (23 maja 2013 r.). Zamysł iście szatański, żeby upokorzyć w ten sposób autora, pobrać od niego pieniądze na publikację, a na pytanie w tej sprawie publicznie zaatakowany został przez agresywnego prowadzącego spotkanie kierownika zielonogórskiej sali wystawowej, który nie mógł zrozumieć zadawanych pytań i atakował wyświechtanymi formułkami na poziomie politycznej kłótni.
Wojciech Jachimowicz
www.facebook.com/echonowasol
15
1/2013
Tożsamość regionalna mieszkańców
wokół odbudowanego zabytku CZĘŚĆ I
Opracowywanie i rozpamiętywanie wyłącznie odległej historii dotyczących zabytków stało się w ostatnim czasie bardzo modne. Szczególnie dzieje z przed 1945 roku są nośnym tematem nie tylko opracowań, ale i działań wielu historyków. Dotyczy to szczególnie polskich ziem zachodnich. Jednak historię tworzymy również obecnie (po 1945 roku) i trzeba z tego sobie zdawać sprawę i być tego świadomym. To może też motywować do rozumnego działania w tej części ludzkiej aktywności. Często spotykana jest postawa biernego obserwatora historii, dla którego zdarzenia i przedmioty historyczne stały się tylko obiektami do zwiedzania i czytania sensacyjnych opowieści z dawnych czasów. Bywa i tak, że całość sprowadza się do zainteresowania sensacyjnymi i często krwawymi wydarzeniami, których wartość jest proporcjonalna do ilości zabitych lub wymordowanych bohaterów opowieści. Często powstają „izby tortur” i gabinety wszelkich osobliwości, w tym anatomicznych, które mają przyciągać swoją komercją zwiedzających i pozostawiających pieniądze za bilety. Jest też część osób, która podjęła trudną i ryzykowną decyzję zakupu i ożywienia zrujnowanych zabytków – obiektów zabytkowych takich jak dwory czy pałace. Decydując się na zakup i zagospodarowanie zabytkowego budynku trzeba zdawać sobie sprawę, że w pewnych okolicznościach ograniczymy własną suwerenność właścicielską, jeżeli będziemy chcieli, aby obiekt żył prawdziwym życiem i wnosił wkład w rozwój kultury i tworzył świadomie swoją i właściciela historię. Bo trzeba będzie udostępniać pewną jego część, czy to do zwiedzania, czy to do badań. Można też pójść inną drogą i całość ogrodzić wysokim płotem, wypuścić duże psy i wynająć nerwowych ochroniarzy reagujących „odpowiednio do sytuacji”. Ale na pewno nie o to chodzi we wtopionym w krajobraz historyczny i kulturowy regionu zabytku. Wątpliwym sposobem popularyzowania wartości kulturowych regionu jest propagowanie wyłącznie wiedzy historycznej z odległych czasów przy jednoczesnym świadomym i upartym pomijaniu dorobku aktualnych właścicieli dworów. Często spot-
ctwo i jest się w takim przypadku uwolnionym od szerszej polemiki nad opublikowanym tekstem, który po krótkim czasie staje się cytowanym przez kolejnych historyków źródłem. W XVII w. na mapie Księstwa Głogowskiego została umieszczona nazwa wsi Szyba i symbol dworu. W XVIII w. wieś liczyła wtedy 184 mieszkańców, znajdował się w niej dwór, folwark, szkoła, wiatrak, karczma i dwa młyny. W roku 1845 było 28 domostw z 245 osobami a majątek posiadał browar i gorzelnię. Przeprowadzone ostatnio badania gelogiczne we wspólpracy z Uniwersytetem Wrocławskim i Uniwersytetem w Aarhus (Dania) wykazały, że wieś położona jest na warstwach gliny znajdujacej się na głębokości przeważnie 0,6m. Opracowanie jest w trakcie prac i na zasadnicze wnioski trzeba jeszcze poczekać.
Częste zmiany właścicieli
kać można wydawnictwa, gdzie „zapomniano” wymienić nazwisko współczesnego właściciela. Przytacza się natomiast niemiecko brzmiące nazwiska właścicieli nadając temu faktowi znaczenie symbolu właściwej dbałości i rozwoju obiektu w dawnych czasach, udowadniając niejako złe traktowanie przez współczesnych. Jest to z pewnością objaw braku wiedzy i odwagi podjęcia tematu,
który mógłby być zrecenzowany przez uczestników zdarzeń. Zamierzchłe historie są wolne od takich recenzji stawiając historyka na pozycji jedynego znawcy tematu podpartego odnalezionymi, zapewne nie jedynymi, źródłami. Im odleglejsze fakty tym bardziej są nie podważalne w powszechnej świadomości. W takich przypadkach dodaje się do tekstów niszowe historyczne nazewni-
Dwór w Szybie został zbudowany w 1797 roku na surowym korzeniu przez Marie Sophie Braun. W XIX wieku rycina dworu została umieszczona w szóstym tomie albumu Aleksandra Duncknera, co spowodowało, że stał się znany. Początkowo o wystroju barokowym, przebudowywany wielokrotnie uzyskał wystrój klasycystyczny. W trakcie kolejnych przebudów dworu, usunięto prostokątne płyciny umieszczone dawniej nad i pod otworami okiennymi oraz zmieniono formę szczytu. Na belkowaniu, którego podstawę stanowił gzyms, spoczywały wygięte spływy szczytu wieńczonego, przerwanego gzymsem z półkolistym zamknięciem. Na szczycie znajdowały się dwie lizeny, zamykające usytuowane pośrodku i przesklepione pełnym łukiem okno oraz umieszczony nad nim okulus. Całości dopełniały ozdobne wazony, ustawione na gzymsach. Pierwsze wiadomości o alodium comitis pochodzą z lat 1220 – 1232 to następne znajdujemy dopiero w 1676 roku, kiedy majątek kupuje Johann von Roeber. W 1686 roku wymienia się jako właściciela Caspra von Reisenstein. W 1703 roku majątek sprzedany zostaje Balzerowi Friedrichowi von Luttwitz. Zaś w 1778 kupuje Barbara Eleonora von Glaubitz, a od jej spadkobiercy Carla kupiła Szybę Marie Sophie von Braun z domu Lehwald. Po pożarze folwarku w 1837 majątek został
wystawiony na licytację i został kupiony przez Adolpha Nuemanna. Po pięćdziesięciu latach majątek kupuje radca królewski Otto Seperber a po dwudziestu latach (ok. 1919r.) właścicielem staje się Paul Ciecierski, a po nim wdowa Angelike. W roku grudniu 1987 roku dwór do państwa polskiego kupuje rodzina Jachimowiczów, w której rękach pozostaje do dzisiaj. Odbudowany z całkowitej ruiny stał się miejscem wielu zdarzeń kulturalnych i spotkań środowisk twórczych Ziemi Lubuskiej i Dolnego Śląska.
Zbiory
Po dźwignięciu z ruiny dworu w roku 1990 urządzono i udostępniono dla publiczności Kolekcję Instrumentów Muzycznych (potocznie nazywaną Muzeum Instrumentów Muzycznych) i przedmiotów związanych z muzyką, która została wyeksponowana w jednej z sal na parterze obiektu. Zbiory muzyczne to ponad 3000 eksponatów takich jak instrumenty klawiszowe, lutnicze, dęte drewniane i blaszane, perkusyjne i rękopisy nutowe pochodzące z okresu XVIII do XX wieku. W zbiorach znajdują się też części organowe takie jak piszczałki drewniane i metalowe, głosy językowe, elementy traktury pneumatycznej i mechanicznej. Do najciekawszych należy tu XVIII wieczna wiatrownica od pozytywu wyklejona przy naprawie fragmentami pergaminów zapisanych neumami pochodzącymi z XVII wieku. Zbiory to też XIX wieczne fortepiany stołowe, �isharmonie pochodzące z terenu Europy i Stanów Zjednoczonych. Z fortepianów do bardziej interesujących należy instrument pochodzący z �irmy Danie Waigel in Glatz (Kłodzko) z ciekawą mechaniką i kutymi w kuźni kołkami do naciągu strun i fortepian paryskiej �irmy Erarda. Wiele jest przedmiotów związanych z muzyką i działalnością muzyczną okresu powojennego z terenów Ziemi Lubuskiej i Dolnego Śląska. W zbiorach znajdują się unikatowe dokumentacje organów kościelnych, które w ostatnich latach przestały istnieć. Jest między innymi dokumentacja organów z kaplicy w Wyższym Seminarium Duchownym w Paradyżu (rozmontowanych ok. 1998 roku), czy dokumentacja organowa opisująca organy w spalonym drewnianym kościele w Szlichtyngowej.
Wojciech Jachimowicz
16
1/2013
www.echo.nowasol24.pl
Ironia to częste narzędzie w rękach internautów. Internet codziennie skrzy się od różnego rodzaju stron, memów powstających przy okazji zdarzeń, wpadek znanych ludzi. Na fali jednej z sieciowych mód powstał profil „Zdania, których nowosolanie nigdy nie mówią”. Przewrotnie ta zabawa mówi jednak sporo o naszym mieście.
Czego nowosolanie nie mówią (głośno)? Kilka miesięcy temu zapanowała na Facebooku moda na tworzenie pro�ili pod hasłem: Zdania, których nigdy nie mówią… (i tu można wpisać nazwę dowolnej miejscowości). Strony te zdobywały błyskawicznie dużą popularność i odzew ze strony internetowej społeczności, które dołączały z kolejnymi pomysłami na to, o czym się nie mówi.
Wybudują w Nowej Soli nową galerię handlową - przeniosą do niej wszystkie lumpeksy
Po co to wszystko? Wydaje się, że po nic szczególnego. Oczywiście poza dobrą zabawą i chęcią podzielenia się z innymi krytycznymi spostrzeżeniami i wyostrzonym na absurdy zmysłem obserwacji. Ale nie tylko. Można się przecież poczuć częścią miejskiej wspólnoty co dzień przeżywającej podobne, absurdalne, śmieszne albo i denerwujące miejskie sytuacje. Przez drwinę spoziera nadzieja, że jeśli wyśmieje się pewne zjawiska, to być może będzie lepiej.
Urząd Pracy w Nowej Soli? A gdzie to jest?
Nie inaczej jest w przypadku Nowej Soli. Na Facebooku powstał podobny pro�il „Zdania, których nowosolanie nigdy nie mówią”. Spójrzmy na niego przez pryzmat socjologiczny. Choć niektóre z wpisów zdają się być hermetyczne, odnosząc się do szczegółów wydarzeń nie zawsze zrozumiałe są dla „nienowosolan”, doskonale oddają klimat lokalnej rzeczywistości. - Byłem na dworcu PKP i pomyliłem rozkład jazdy z godzinami otwarcia toalety – już ten wpis mocno uderza w małomiasteczkową, prowincjonalną nutę trze-
gdzie chcesz, kiedy chcesz; - Jak dobrze, że skasowali kursy autobusów poza miasto i tak nigdy nimi nie jeździłem.
Panie prezydencie, nie ma pan racji...
Kolejna seria wpisów ostro kwituje możliwości spędzania wolnego czasu: Uwielbiam ten gwar ludzi przesiadujących w nowosolskich kawiarenkach; Już niedługo wakacje! Nie ma co wyjeżdżać, bo tutaj jest tyle możliwości na spędzenie wolnego czasu; Nowa Sól - jedyne miasto w Polsce, w którym się odbywa festiwal �ilmowy, Internauci uważnie obserwują otaczającą rzeczywistość i wyłapują ludzkie wpadki, absurdy. Można być pewnym, że nie a w którym nie ma kina; Po godz. omieszkają umieścić ich w sieci. A co internetowe memy tak naprawdę mówią o nas? 20.00 nie można przejść spokojnie przez centrum, tak tu rozkwita ciego miasta w województwie. szą; Ewentualnie: - Kompletnie lerię na starym browarze? Trudno nie zauważyć też drwiny nie przeszkadzają mi pijaczki na Te dwa ostatnie przykłady z nocne życie...; O rany, ale na miew pytaniu: - Który hotel w mie- ławkach. Fajnie się tak razem sie- nieistniejących obiektów poka- ście tłumy, zresztą jak w każdy ście polecasz? Niemal szyderczo dzi i patrzy na Straż Miejską. zują też pewien stosunek do nie- sobotni wieczór; Potańczyłabym, spełnionych planów włodarza ale nie mogę się zdecydować, do brzmi propozycja: - Planuję się zabawić w mieście dziś wieczoNowej Soli. - Kupię grunt koło którego klubu pójść. „Spożywczaka” – wymyślił jakiś rem, ale nie da się być na tylu imprezach na raz. Taki jest wybór. internauta i… każdy chyba nowoW części wynika to zapewne solanin wie, o co chodzi. - Prezyze zdrowego dystansu do siebie i dent zdecydował o budowie trzeciego basenu w mieście; - To, co rodzinnego miasta. Można się podziś po południu pójdziemy na śmiać z wad lokalnego podwórka. W krótkich zdaniach, których basen?; - Panie prezydencie, nie W części – co da się też zauważyć – jest to gorzka re�leksja wynika- nie mówią nowosolanie zobra- ma pan racji...; - Miasto ma dłująca ze spostrzeżeń codzienności. zowanych jest wiele miejskich gi? Jakie długi? – zdają się też być bolączek: - Ojej, odjechał mój politycznym komentarzem. autobus , ale za 10 minut bę- Nigdy, ale to nigdy nie pomydzie kolejny...; - Dobrze, że na ul. ślałam o tym, żeby się stąd wyWojska Polskiego nie postawili jeszcze fotoradaru; - Załóż szpilprowadzić... – głosi jeden z wpiki, przejdziemy się po deptaku; sów ironicznie obrazujący opinie - Chciałem popływać statkiem, wielu młodych ludzi. Kolejne: Po poszedłem do portu, a tam tylko studiach wracam do Nowej Soli; kajaki; - O! Znów obniżyli opłaty Urząd Pracy w Nowej Soli? A za przedszkole! gdzie to jest?; Przeglądam oferty pracy i nie mogę się na żadną - Wybudują w Nowej Soli nową zdecydować; Tego mercedesa galerię handlową - przeniosą do Spora liczba „spostrzeżenio- niej wszystkie lumpeksy – zauwaKomunikacja miejska jest też kupiłem po roku pracy na strewych” wpisów mniej lub bardziej ża jeden z nowosolskich fanów ulubionym tematem, choć trzeba �ie – nie pozostawiają zbyt wielu celnie puentuje życie w Nowej strony. Sfera handlu, zwłaszcza przyznać, że oprócz klasycznego złudzeń co do oceny szans na żySoli: Przesadzają już z tymi opry- tego wielkopowierzchniowego, narzekania na tabor, znalazły się cie i pracę w mieście. skami na komary... – to można jest tu szczególnie eksploatowa- też wpisy będące szybką reakcją - Nowa Sól jest lepsza we powiedzieć wakacyjny klasyk. na. - Jak wychodzę do miasta, to na głośne zmiany w tej dziedzi- wszystkim od wszystkich – to Kolejny przykład obserwacji z czuję się jak na łące. Tyle tu bie- nie, jakie miały akurat miejsce: tekst serio, czy nie? A co powietzw. życia: - Na naszych ulicach dronek; - Fajne promocje mają w - Ten nowy rozkład jazdy miej- cie o: - Nowa Sól - miasto Cudów. Ironia? Prawda? Żart? Czy gonikt nie przeklina. Spoko, mo- tym hipermarkecie, co go koło skich autobusów jest pełen najżesz chodzić po mieście z małymi „Spożywczaka” wybudowali; - lepszych rozwiązań komunika- rycz? Sami odpowiedzcie. dziećmi bez obaw. Nic nie usły- Nie wiesz, o której otwierają ga- cyjnych. Szast-prast i dojeżdżasz Wojciech Olszewski
Nowa Sól jest lepsza we wszystkim od wszystkich
Jak dobrze, że skasowali kursy autobusów poza miasto i tak nigdy nimi nie jeździłem
Byłem na dworcu PKP i pomyliłem rozkład jazdy z godzinami otwarcia toalety
Jak wychodzę do miasta, to czuję się jak na łące. Tyle tu biedronek