Wroclife 1/2017 (9)

Page 1

nr 1/2017 (9) To we Wrocławiu powstaje LTE s. 6

Raz jeszcze o osiedlach s. 16

Informatyka bez granic s. 22

styczeń-luty

egz. bezpłatny



nr 1/2017 (9) styczeń–luty

Wydawca Wroclife sp. z o. o. ul. A. Czechowa 25, 52-231 Wrocław www.wroclife.pl Prezes zarządu: Artur Heliak, artur.heliak@wroclife.pl

FELIETONY

Spis treści

Korekta Magdalena Korytowska Druk drukarnia UNIQ POLIMEDIA, www.uniq.media Zdjęcia Adobe Stock, Jerzy Bielasiński, Jarosław Florczak, Bartosz Hołoszkiewicz, Karolina Kosowicz, East News, Nokia, Zajaczkowski Photography Zdjęcie okładkowe Dunvael Photography www.dunvael.pl Zdjęcie pochodzi z press tour po obiektach The World Games 2017 i przedstawia pływalnię przy ul. Wejherowskiej. Pełny reportaż z tego wydarzenia jest dostępny na portalu www.wroclife.pl

Świat naczyń połączonych 10 BŁAŻEJ DUBER

NASZE MIASTO

Jak pamiętamy powódź tysiąclecia? 12 MACIEJ LEŚNIK

Raz jeszcze o osiedlach 16 JACEK PLUTA

Perypetie partycypacji obywatelskiej 28

Z MONIKĄ GLIŃSKĄ ROZMAWIA MAŁGORZATA BURNECKA

We mgle: Na drugim planie 34 ALEKSANDER WENGLASZ

Informatyka bez granic 22

MAŁGORZATA BURNECKA, SŁAWOMIR CZARNECKI

The View From Abroad: 36 RAQUEL NIEGO VASQUEZ

Zapowiedzi 37

PAMELA USZYŃSKA POLECA

KONCEPT I STYL Nowy rok, nowy styl! 31

Z KATARZYNĄ SEKŚCIŃSKĄ ROZMAWIA PAMELA USZYŃSKA

Very nice wall – o nowej odsłonie graffiti 32 JOANNA WYRWA

Akademia Splendoru i Konwenansów 36 EWA KUZILEK-SEKŚCIŃSKA

Dystrybucję wspiera • wrocławski • kurier miejski • •

Nakład 10 000 egz.

ISSN 2450-9655 Redakcja nie odpowiada za treść ogłoszeń ani nie zwraca materiałów niezamówionych. Zastrzegamy sobie prawo do skracania i adjustacji tekstów oraz zmiany ich tytułów.

wroclife.pl

STANISŁAW SZELC

Z BARTOSZEM CIEPLUCHEM ROZMAWIA TOMASZ MATEJUK

CZAS WOLNY

Skład, łamanie i projekt graficzny Mateusz Pichniarczyk @ d!zajn42, www.inteligentnydizajn.pl

Co mnie boli... 4

To we Wrocławiu powstaje LTE 6

Redakcja redakcja@wroclife.pl Małgorzata Burnecka (redaktor naczelna), Sławomir Czarnecki, Maciej Leśnik (sekretarz redakcji), Tomasz Matejuk, Maciej Skwara

Współpraca Aleksandra Abdurashytova, Anita Bańdziak, Monika Bratek-Milian, Błażej Duber, Wiktor Fisz, Monika Godyń, Bartek Janiczek, Marcin Jędrzejczak, Bartosz Jungiewicz, Lena Knicka, Wojciech Kusaj, Ewa Kuzilek-Sekścińska, Konrad Leszczyński, Wiktor Lewandowski, Michał Nałęcz, Jarosław Obremski, Aleksandra Obuchowicz-Sawicz, Agnieszka Pająk, Paula Peszko, Beata Piskorz, Jacek Pluta, Katarzyna Sekścińska, Ewa Suchożebrska, Maciej Swół, Dorota Szadejko, Przemysław Szawłowski, Aleksandra Szczepaniak, Jędrzej Szelc, Stanisław Szelc, Pamela Uszyńska, Raquel Niego Vasquez, Igor Waniurski, Aleksander Wenglasz, Tomasz Woźny, Piotr Zajączkowski, Kamila Zalińska-Woźny

JAROSŁAW OBREMSKI

KARIERA I BIZNES

Reklama reklama@wroclife.pl

Infografiki Maciej Kisiel @ MamyTo www.mamytowroc.com

Potrzebujemy normalności 4

www.nawczoraj.com.pl


Potrzebujemy normalności TEKST JAROSŁAW OBREMSKI Zakończył się protest w polskim parlamencie. Teraz trwa burzliwa dyskusja o tym, kto wygrał, a kto przegrał. Dyskusja zbliżona do opisów pojedynku bokserskiego, a to, niestety, nie ta sama przestrzeń wartości, celów czy sensu. Prawdziwsze, wydaje się, jest to – trzymając się bokserskiego porównania – że każdy z uczestników w dłuższej perspektywie traci na zdrowiu. U każdego nawet mikrourazy odkładają się na później i utrudniać będą prace dla Polski w przyszłości. Co zatrzyma prawicę, gdy przegra wybory, by powtórzyć zachowania PO? Jak Platforma z Nowoczesną powstrzyma „zadymiarza”, Pawła Kasprzaka, przed eskalacją protestów? Tym bardziej, iż widząc ich nieporadność, próbuje odebrać im przywództwo totalnej opozycji. PO pokazało niezrównoważenie, twarz rozkapryszonego, niegrzecznego dziecka. Niezrównoważonego, bo obrona posła Szczerby i zmiany w regulaminie funkcjonowania mediów w parlamencie (na Boga, z ograniczeniami dużo mniejszymi niż w parlamentach wielu krajów UE) była nieproporcjonalna do potencjalnego zagrożenia. Rozkapryszonego, bo grzebanie w nie swoich rzeczach, urządzanie kabaretowych występów, pokazało prawdziwą głębię, moralną i intelektualną, „młodzieży PO”. Przeraziło mnie, że za Tuska byli to KONSTYTUCYJNI MINISTROWIE RP.

Co mnie boli... TEKST STANISŁAW SZELC Jestem już w tym wieku, że idealnie wpisuję się w treść powiedzenia: „jeśli starszy człowiek budzi się rano i nic go nie boli, to znaczy, że już umarł”. Najwyraźniej ja jeszcze żyję, gdyż codziennie rano budzę się z jakąś dolegliwością. Ostatnio najbardziej dokucza mi kolano, co mnie nieco śmieszy, gdyż zamiast kolana, mam jakąś protezę, którą zamontowali mi lekarze. Pozwolę sobie na odrobinę prywaty i podziękuję personelowi Łużyckiego Centrum Medycznego w Lubaniu, przede wszystkim doktorom Tomaszowi Juzwence, Krzysztofowi Uszyńskiemu i Musie Nassarowi, którzy pięknie mnie wyreperowali. To dzięki nim, jak panisko, chodzę sobie o kulach i czuję się komfortowo, bo wszyscy (no, prawie wszyscy) schodzą mi z drogi, uprzejmie otwierają drzwi i troskliwie wypytują o moje samopoczucie. A samopoczucie mam niezłe, bo skoro Pan Bóg kule nosi, to... no nie, chyba popadam w przesadę... Chociaż polityka nie jest moją ulubioną zabawą, jednak boli mnie to, co ostatnio obserwuję w naszym kraju. Wiem, że naszym wybrańcom wolno więcej, jednak przydałaby się odrobina umiaru. Kompletnie nie pojmuję, na czym ma polegać reforma w szkolnictwie. Jeśli coś prawidłowo

Lepiej chyba zachowywała się Nowoczesna. Oni przynajmniej byli autentyczni, przekonani o celowości walki, gdyż uwierzyli swojemu przywódcy w tezę o katastrofie nielegalnego budżetu. Oprócz udawania nad „wigilijnym pasztetem”, jak ważna jest dla nich polska tradycja, unikali kabaretowości. Grzeszyli histerią, ale wynikała ona z wiary w sens protestu. Śmieszyli naiwnością w przekonaniu o słuszności swej drogi. Oczywiście, tego przekonania nie podzielał, podobny w cynizmie do PO, szef Nowoczesnej, ośmieszając i tak groteskowy protest wyjazdem do ciepłych krajów. Nie podzielam także opinii o zwycięstwie PiS-u. Rządzący mają obowiązek dbać o obraz Polski na zewnątrz. Ten obraz to w najlepszym razie zupełne pogubienie się w sprawach najważniejszych, a w najgorszym – co częstsze – to opinie o „milionowych” demonstracjach, zamordyzmie i cenzurze dla mediów i artystów. Nie oszukujmy się, poważne braki w komunikowaniu się z mediami oraz zbyt emocjonalna reakcja na arogancję posła Szczerby obciążają marszałka Kuchcińskiego. Przed Polską ważny rok. Amerykańskie wojska, nowa polityka europejska Trumpa, negocjacje nowej perspektywy budżetowej, Brexit, konflikt w UE w sprawie uchodźców, wielki instytucjonalny kryzys w Brukseli, niebezpieczeństwo ataków hakerskich zza wschodniej granicy, wojna, w której uczestniczą nasi sąsiedzi. Potrzebujemy normalności, by o tym dyskutować, potrzebujemy opozycji, która merytorycznie umie wspierać i spierać się z rządzącymi. Wnioski są ponure. PO ma, po Tusku, wyuczoną bezradność – nic nie umie, oprócz krzyku: „tylko nie PiS!”. Nie posiada nawet strzępu programu, tylko wiarę, że za nich było świetnie i nieomylnie. Nowoczesna – wbrew nazwie – jest typową partią przeszłości, nie rozumiejącą nic ze światowych zmian w ekonomii, z kryzysu demokracji na świecie i pękaniu lub, co bym wolał, przepoczwarzaniu się Unii Europejskiej. PiS jest niewolnikiem totalnej opozycji, jest związany naszym odbiorem zewnętrznym, w efekcie – ulega zasklepieniu i powoli buduje się w nim syndrom „oblężonej twierdzy”, a wszystko to mimo 37% poparcia. Po roku, niestety, pogłębiliśmy podział na dwie Polski.

funkcjonuje, to po co przy tym majstrować? Doświadczeni pedagodzy twierdzą, że wdrożony przed laty system sprawdził się, nasze szkoły plasują się w różnych rankingach na wysokich pozycjach, zatem ta na siłę (przepraszam za kolokwializm) wciskana reforma wydaje się sztuką dla sztuki. I to sztuką niezwykle kosztowną. Przed bardzo wielu laty byłem w Nowym Jorku i jeździłem metrem. Pewnego wieczoru postanowiłem pojechać do restauracji, w której grał (ponoć) Michał Urbaniak. Jako że byłem permanentnie niewyspany, zupełnie niespodziewanie wylądowałem w centrum Harlemu. Czarny policjant (teraz się używa określenia „Afroamerykanin”), dobra, więc ten Afroamerykański policjant zbladł, błyskawicznie wyprowadził mnie z metra, wpakował do samochodu i wywiózł w bezpieczne rejony, po drodze dość brutalnie mi tłumacząc, że jako „białas”, mogłem zginąć. Nowojorskie metro to zupełny koszmar, zatłoczone, umiarkowanie czyste i przede wszystkim całe pokryte graffiti. Jak mi wytłumaczyli znajomi, była to robota głównie Afroamerykanów, którzy w ten sposób przeciw czemuś protestowali. Nigdy nie przypuszczałem, że moda na te koszmarne malunki przyjdzie do nas, a jednak przyszła razem z hip-hopem, rapem i fast foodami. Jacyś troglodyci pętają się po coraz piękniejszym Wrocławiu i smarują ściany farbami. Nie ma to nic wspólnego ze sztuką, wandalizm w czystej (czy raczej brudnej) formie. Czy naprawdę nie ma na nich metody? Mnie to boli, bardziej niż kolano. Wylądowali u nas żołnierze amerykańscy i od razu poczułem się bezpieczniej. Otóż, kiedy stacjonowała u nas niezwyciężona Armia Czerwona, to co rusz docierały do nas wiadomości, że gdzieś gubiła (ta Armia) jakieś rakiety. Trochę się baliśmy, czy te wynalazki nie wysadzą nas w powietrze. Natomiast nasi obecni sojusznicy są w porządku. Niedawno przewróciła się ciężarówka US Army i wysypała się z niej amunicja do czołgów. I co? Ano nic, pociski nie odpaliły! To jest technologia na miarę XXI wieku.


QO

)XQGDFMD 0õRGD 5]HF]SRVSROLWD

Debata inauguracyjna

Centrum miasta dla mieszkańców czy turystów,

pieszych czy zmotoryzowanych? Eksperci analizujący zjawiska i struktury

Działacze

Sala Konferencyjna Zakładu Narodowego im. Ossolińskich

ul.Szewska 37

przez lata związani z miastem

Aktywiści

zaangażowani w codzienne problemy

Przedstawiciele

instytucji i organizacji miejskich

15.02.2017

(ŚRODA), GODZ. 17.00 Dla wszystkich uczestników debaty przewidziany jest poczęstunek.

kontakt: debaty@wroclife.pl


KARIERA I BIZNES

To we Wrocławiu powstaje LTE Z Bartoszem Ciepluchem, szefem wrocławskiego oddziału Nokii, o technologiach bardziej skomplikowanych niż podróż na Księżyc, inteligentnych przystankach autobusowych i mitach krążących wokół wrocławskiego rynku IT rozmawia Tomasz Matejuk. Nokia przeciętnemu człowiekowi kojarzy się głównie z telefonami. I pewnie nie wszyscy wiedzą, czym dokładnie zajmujecie się we Wrocławiu.

Rzeczywiście, Nokia historycznie kojarzy się z marką telefonów komórkowych. Już jakiś czas temu odeszliśmy od telefonów jako głównego elementu biznesowego, choć powoli do tego wracamy. Będąc bardziej dokładnym, nie do produkowania sprzętu, ale do licencjonowania samej marki. Jednak nie tym zajmujemy się we Wrocławiu. My skupiamy się na szeroko pojętej infrastrukturze telekomunikacyjnej.

Czym jest ta infrastruktura?

Aby aparaty telefoniczne mogły się ze sobą łączyć, czyli korzystać z sieci operatorów, potrzebny jest odpowiedni sprzęt i oprogramowanie. Mówiąc w uproszczeniu, zajmujemy się tym, aby ludzie mogli rozmawiać ze sobą za pomocą telefonów komórkowych, i żeby mogli w pełni korzystać z mobilnego Internetu.

Czyli chodzi tu np. o technologię LTE?

Tak, między innymi. To są technologie dostępu szerokopasmowego, czyli GSM, 3G czy właśnie LTE. Każda kolejna generacja telefonii komórkowej charakteryzuje się większą szybkością, niezawodnością, dostępnością czy przepustowością. Aktualnie pracujemy już nad technologią 5G, która do szerokiego użytkowania wejdzie po 2020 roku. Czyli słysząc w reklamie hasło „LTE”, możemy mieć skojarzenie, że to dzięki inżynierom Nokii we Wrocławiu czy Krakowie, można z tej technologii korzystać.

I korzystają z niej nie tylko użytkownicy telefonów waszej marki. Nie. To jest standard, do którego dostosowane są telefony wszystkich producentów.

We Wrocławiu macie kilka biur: w Green Towers, Wrocławskim Parku Biznesu, Bema

6

wroclife.pl Nr 1/2017

Plaza i West Gate. We wszystkich tych lokalizacjach wasi pracownicy wykonują te same zadania?

Zacznijmy od tego, że Europejskie Centrum Oprogramowania Nokia we Wrocławiu jest w pełni autonomicznym oddziałem, w którym prace trwają od momentu poznania wymagań klienta, poprzez specyfikację, wytworzenie i testowanie oprogramowania, aż do finalnego wdrożenia. Wrocławskie centrum technologiczne Nokii pełni kluczową funkcję w strukturze całej korporacji, o czym świadczą liczby oraz ranga projektów. W 2000 roku zaczynaliśmy z 10 pracownikami, dziś z liczbą ponad 3000 inżynierów jesteśmy największą instytucją badawczo–rozwojową w sektorze ICT w Polsce. Równolegle nasz oddział jest też jednym z trzech największych centrów technologicznych Nokii na świecie i jedną z dwóch jednostek firmy, zajmujących się głównie rozwojem oprogramowania. W samym tylko Wrocławiu mamy 11 różnych działów, dlatego też pracownicy poszczególnych biur zajmują się różnymi sprawami. Wszyscy pracujemy nad nowatorskimi rozwiązaniami dla telekomunikacji, ale różnice pomiędzy projektami są znaczne. Dodajmy, że są to projekty międzynarodowe, wymagające współpracy z oddziałami z najbardziej odległych zakątków świata. Są to również wyjątkowo skomplikowane, a przy tym ambitne zadania. Dla przykładu technologia 3G jest najbardziej skomplikowaną technologią, jaką człowiek kiedykolwiek wymyślił. Mówiąc obrazowo, łatwiej było stworzyć technologię wykorzystywaną przez NASA do podróży na Księżyc.

Ale zaczynaliście jako Siemens.

Początki w stolicy Dolnego Śląska datujemy na rok 2000, wtedy bowiem pod marką Siemens powstał mały oddział, zajmujący się badaniami nad technologią radiową. Siedem lat później powstała spółka joint venture między

BARTOSZ CIEPLUCH FOT. NOKIA

Nokią a Siemensem, o nazwie Nokia Siemens Networks. Siemens w tamtym okresie postanowił połączyć siły i tym samym zmniejszyć ryzyko inwestycji. Kolejną ważną datą w firmowym kalendarium jest rok 2013, w którym odkupione zostały wszystkie udziały od Siemensa, tworząc odrębną spółkę Nokia Solutions and Networks. Tuż po sprzedaży działu urządzeń mobilnych, w 2014 roku, skróciliśmy nazwę do obecnej, czyli po prostu do Nokii.

Jakie macie plany na przyszłość? Będziecie dalej zatrudniać?

Nie lubię mówić o liczbach, bo znacznie bardziej istotne są tu kompetencje naszych pracowników. To właśnie one są najistotniejszym budulcem dla działów badań i rozwoju. Fakt, że przez te wszystkie lata Nokia dynamicznie rozwijała się we Wrocławiu, pokazuje, że można na tym rynku znaleźć pracowników z odpowiednimi kompetencjami, którzy nie boją się wyzwań będących nieodzownym elementem pracy nad innowacyjnymi rozwiązaniami, które zmieniają historię komunikacji.

Mówi Pan o kompetencjach. To kto, w takim razie, może liczyć na zatrudnienie u was? Kogo szukacie? Szukamy zarówno osób, które są na początku swojej kariery, czyli skończyły studia i chciałyby zacząć pracować w takiej firmie, jak nasza, ale głównie poszukujemy ekspertów w dziedzinach związanych z wytwarzaniem oprogramowania i szeroko pojętej telekomunikacji.


KARIERA I BIZNES Warto w tym miejscu wspomnieć o szeregu naszych inicjatyw, które kierujemy do wszystkich osób, pragnących poszerzyć swoją wiedzę i umiejętności. Przykładem takich wydarzeń, w których dzielimy się wiedzą są np. spotkania kobiet zainteresowanych tematyką IT o nazwie „Girls for Girls”. Celem jest zachęcenie kobiet do nauki programowania oraz testowania i ewentualnej zmiany sektora pracy. Wspomnijmy również o Nokia Academy, do której aktualnie prowadzony jest nabór. Ten projekt z kolei skierowany jest do osób z potencjałem, które szybko się uczą, chcą zdobyć unikatową wiedzę i zasilić szeregi naszych specjalistów. Nokia Academy zakłada ambitne szkolenie w pełnym, 8-godzinnym wymiarze pracy, od poniedziałku do piątku; to swego rodzaju nauka poprzez regularną pracę. Naszym sztandarowym projektem edukacyjnym jest konferencja „code::dive”, na którą zapraszamy światowej sławy gwiazdy programowania. Pod koniec ubiegłego roku odbyła się już III edycja. Zainteresowanie zarówno ze strony uczestników, ale i chętnych prelegentów było tak duże, że zdecydowaliśmy się tym razem na dwudniową konferencję. Przy ostatniej edycji w ciągu 3 godzin od startu rejestracji zapisało się aż 1000 uczestników! Warto przy tym podkreślić, że „code::dive” jest dla wszystkich w pełni darmowy, co przy tak bogatej agendzie jest precedensem w tej branży. W Internecie dostępny jest również zapis wideo ze wszystkich trzech edycji. To doskonały materiał edukacyjny.

FOT. NOKIA

Organizujemy również mniejsze wydarzenia, np. wykłady techniczne prowadzone przez naszych inżynierów na polskich uczelniach wyższych. Nasi rekruterzy przy różnych okazjach organizują również „speed recruitment”, czyli 10-minutowe rozmowy rekrutacyjne, po których kandydaci otrzymują natychmiastowy feedback o tym, czy zakwalifikowali się do dalszego etapu, czy też muszą coś konkretnego poprawić i spróbować sił w innym terminie. Raz do roku organizujemy także dzień otwarty w naszych biurach, gdzie każdy może zobaczyć jak „od kuchni” wygląda u nas praca i dowiedzieć się, kogo poszukujemy.

Czyli nie wszystko, co tu robicie, jest ściśle tajne i chcecie dzielić się swoją wiedzą?

Oczywiście, każda firma ma na celu generowanie zysku i wartości intelektualnej, czyli patentów. Natomiast, w dzisiejszym świecie, kwestia pewnej otwartości jest podstawowym elementem. Właśnie wydaliśmy już III edycję tzw. Nokia Booka, czyli książki stworzonej przez naszych specjalistów dla innych specjalistów, w której pokazujemy technologię, nad którą pracujemy i dzielimy się wiedzą. Dystrybuujemy ją na różnych eventach, targach pracy czy konferencjach, a biblioteki uniwersyteckie wrzucają ją do swojego zestawu woluminów.

Krążą opinie, że rynek IT we Wrocławiu jest już wydrenowany i bardzo trudno znaleźć nowych pracowników. Rzeczywiście obserwujecie takie zjawisko?

Obserwując wrocławski rynek IT od kilku lat, można zauważyć, że jest on coraz trudniejszy. Kandydaci z roku na rok mają coraz większe oczekiwania względem pracodawców, szukają pracy nie tylko w kontekście zarobkowym. Niezwykle ważnym aspektem dla inżyniera jest możliwość pracy nad ciekawymi projektami, dzięki którym stale będą mogli podnosić swoje kompetencje. Kandydaci zwracają również uwagę na to, jak pracodawca dba o nich oraz ich bliskich, chodzi tu przede wszystkim o elastyczne godziny pracy czy bogaty pakiet benefitów. W Nokii dbamy o obie strefy i myślę, że dzięki temu nie mamy większych problemów z pozyskaniem nowej kadry.

Używacie specjalnych zachęt, by ściągnąć do siebie utalentowanych pracowników?

Najlepszymi ambasadorami firmy są pracownicy. To oni spotykają się ze studentami na uczelniach, uczestniczą w różnych konferencjach czy know–campach, pokazują społeczności informatycznej, że w Nokii pracują specjaliści. Sprawdzają się również świetnie w roli prelegentów – po sukcesie wspomnianego wcześniej „code::dive”, są oni zapraszani na inne konferencje, na których opowiadają o nowatorskich rozwiązaniach stosowanych w programowaniu. Reasumując, nasi inżynierowie uświadamiają, że jeśli przyjdziesz do Nokii, będziesz mógł się uczyć od najlepszych i dzięki temu poszerzać swoją wiedzę i doświadczenie.


A czy samo miasto wspiera takie inwestycje? Agencja Rozwoju Aglomeracji Wrocławskiej bardzo chętnie chwali się kolejnymi dużymi koncernami, które otwierają u nas swoje oddziały. Czy inwestorzy rzeczywiście czują to wsparcie?

Takie firmy jak Nokia, obecne na lokalnym rynku kilkanaście lat, już nie potrzebują podobnego wsparcia, jak firma, która dopiero na niego wchodzi. ARAW, zwłaszcza na początku, wspiera i jest w stanie pokazać pewne fakty, które powodują, że inwestorzy wybierają właśnie Wrocław, a nie Kraków, Pragę czy Brno. Potrzebny jest kolejny etap, czyli dalsze wsparcie firm, które już są w mieście. Chodzi o to, żeby nie tylko przyciągać nowych inwestorów, ale powodować, że ci, którzy już są obecni, będą chcieli dalej rozwijać się. Nokia akurat rozwija się stale, ale jest wiele firm, które mają określone plany, osiągają je i później pojawia się stagnacja. A teraz trzeba ich przekonać, żeby rozwijali się dalej.

FOT. NOKIA

Zależy wam też na pracownikach z innych miast. Stąd wasz pakiet relokacyjny.

Oczywiście. Jednym z elementów pozwalających na prowadzenie dobrego biznesu jest dywersyfikacja. Nie można zbyt mocno zamykać się na jeden ośrodek, na jedną grupę kulturową, bo wtedy ograniczamy się, jeśli chodzi o kreatywność i innowacje. My jesteśmy bardzo otwarci nie tylko na pracowników z innych miast, ale i z innych państw. W samej Nokii we Wrocławiu, wśród tych trzech tysięcy osób, jest 36 różnych nacji, a 10% wszystkich pracowników to obcokrajowcy.

Z jakiego kraju jest ich najwięcej?

Z Ukrainy, ale są też bardziej orientalne kraje, jak Tadżykistan, Meksyk czy Brazylia.

Kolejna z obiegowych opinii o Wrocławiu jest taka, że jesteśmy polską Doliną Krzemową. Czy to uzasadnione porównanie, czy jednak na wyrost? Ja wolę określenie IT Hub. Porównywanie się do czegoś, co już było, samo w sobie nie jest dobrym podejściem. Trzeba raczej szukać czegoś, co wyróżnia działanie firm we Wrocławiu. W Dolinie Krzemowej powstało bardzo otwarte na współpracę środowisko. We Wrocławiu mamy wiele dużych firm, czyli korporacji. Zaczynają pojawiać się średnie firmy, ale brakuje tych najmniejszych, start–upów. Jeżeli porównamy ich zagęszczenie z innymi polskimi miastami, to najsilniejsze są Warszawa i Kraków. Wrocław pod tym względem jest trochę z tyłu.

8

wroclife.pl Nr 1/2017

Jeśli więc mówimy o Dolinie Krzemowej, to żeby zaczął się efekt wymiany informacji, wymiany wiedzy, potrzebna jest większa liczba mniejszych firm, które będą szukać wiedzy u dużych przedsiębiorstw. Dlatego nie doszukiwałbym się jeszcze takiego bezpośredniego porównania między Wrocławiem a Doliną Krzemową, natomiast są pewne przesłanki ku temu, żeby Wrocław stał się ważnym ośrodkiem informatycznym na mapie świata.

Wspomniał Pan, że we Wrocławiu jest wiele dużych, międzynarodowych koncernów z branży IT. Co sprawia, że globalne korporacje wybierają nasze miasto, a nie np. Kraków czy Warszawę?

Warszawa jest stolicą, ma swoje wady i zalety, Kraków z kolei postrzegany jest jako miasto dla osób starszych. Wrocław natomiast stworzył swój brand jako miasto dla ludzi młodych, którzy najlepiej odnajdują się w nowych technologiach. Dobrze jest więc mieć ludzi młodych, którzy wiedzą jak je wykorzystywać. Kolejny powód to duża liczba studentów. Wrocław jest miastem uniwersyteckim, to ogromna zaleta. Studenci w większości mówią bardzo dobrze po angielsku, a do tego nie mają problemu ze współpracą z innymi nacjami. Ważną rolę odgrywa też spora grupa ekspercka – przez to, że jest wiele firm, dużo inżynierów, informatyków, testerów, tworzy się lokalny know–how, a przez to jesteśmy w stanie przyjmować coraz poważniejsze projekty do miasta.

Mówił Pan niedawno, że marzy się Panu stworzenie kampusów Nokii w rejonie biurowca West Gate i powstającego budynku West Link. Jak miałby on wyglądać?

W swoim bogatym portfolio mamy nie tylko rozwiązania dla operatorów sieci komórkowych, ale również inteligentne przystanki autobusowe, profesjonalne 360-stopniowe kamery, kamery do rejestracji filmów VR czy urządzenia do monitorowania naszej kondycji i zdrowia. To tylko niektóre elementy z sektora „smart city”, które Nokia projektuje i wytwarza. Oceniając nasze możliwości, marzy mi się stworzenie unikatowej w Polsce, a może i na świecie, kreatywnej przestrzeni, swego rodzaju parku innowacji, w którym oprócz pracy nad innowacjami, byłyby one testowane i wdrażane do codziennego użycia. W powstającym biurowcu West Link chcemy stworzyć „experience center”, czyli przestrzeń, w której będzie można dotknąć i zobaczyć to, czym zajmujemy się na co dzień. Celem jest też, żeby udostępniony sprzęt był stale rozwijany i wzbogacany o nowe funkcjonalności. Chcemy również rozwijać przestrzeń najpierw wokół naszych biur, a docelowo również w pozostałych miejscach polskich miast. Nic przecież nie stoi na przeszkodzie, żeby z naszych inteligentnych przystanków korzystali na co dzień nie tylko pracownicy Nokii, ale również pozostali mieszkańcy Wrocławia. W planach mamy również zaproszenie do współpracy lokalne „start–upy”, z którymi wspólnie moglibyśmy tworzyć najnowsze rozwiązania z sektora IT.

Dziękuję za rozmowę.



BŁAŻEJ DUBER Politolog pracujący na co dzień w Parlamencie Europejskim w Brukseli, szef zespołu europosła Kazimierza M. Ujazdowskiego i prezes zarządu wrocławskiej Fundacji „Młoda Rzeczpospolita”. Absolwent Uniwersytetu Wrocławskiego i „Universite Libre de Bruxelles”.

Świat naczyń połączonych

P

owszechnie sądzi się, że życie Unii Europejskiej interesuje nas zdecydowanie mniej, niż sprawy naszego samorządu i państwa. Wiele w tym prawdy i trudno się temu dziwić. Decyzje rządu i parlamentu mają szybsze przełożenie na nasze życie. Dla przykładu, decyzja w sprawie podatków lub decyzja o „500+” ingerują w sprawy bardzo osobiste, jak nasz domowy budżet lub decyzje rodzinne. Samorząd jest najbliżej nas. Uchwały Rady Miasta mogą dotyczyć ulic, przez które codziennie przejeżdżamy, albo na których mieszkamy. Jednak współczesny świat to system naczyń połączonych. Decyzje zapadające w Brukseli i Strasburgu prędzej czy później dotrą do nas, choć mają do przebycia dłuższą drogę. Najważniejszy rodzaj prawa unijnego – dyrektywa – jest wprost przepisywana do polskiego systemu prawnego. Trwa to kilka miesięcy, a czasem lat, ale się wydarza. Są także rezolu-

cje Parlamentu Europejskiego czy komunikaty Komisji Europejskiej, które nie mają prawnej mocy. Ale w świecie politycznym i one mogą do nas dotrzeć – poprzez ważne opinie decydentów, nastroje na rynkach ekonomicznych albo jeszcze inną drogą. Niektóre branżowe decyzje UE nigdy nas nie dotkną osobiście, ale innych Polaków lub innych wrocławian – tak, i przez to też stają się ważne.

Najpierw nowy szef Rady Europejskiej Spoglądam więc na kształt Unii Europejskiej, na jej kondycję i nastroje, na tematy, które podejmuje, gdyż ma to związek z tym, co dla mnie ważne. Czym będzie żyła Unia Europejska w 2017 roku? Najpierw: wyborem nowego kierownictwa. W połowie kadencji, czyli po 2,5 roku swojej pracy, zmienia się osobę prze-

Spędzasz długie godziny przed urządzeniami mobilnymi? Przyjdź na „siłownię wzrokową” – wzmocnimy Twoje mięśnie oczu! Kup okulary z powłoką LED Control

20%

taniej i odbierz 3 darmowe sesje terapii wzrokowej! tel.

wodniczącego Parlamentu Europejskiego oraz szefa Rady Europejskiej. Gdy piszę ten tekst, ma się okazać za kilka dni, kto zastąpi Martina Schulza w Parlamencie, a następnie – kto zajmie miejsce Donalda Tuska w Radzie. Schulz zrezygnował z ubiegania się o reelekcję, ale Tusk prawdopodobnie miałby ochotę kontynuować swoją pracę. Przewodniczącego Rady Europejskiej wybierają przedstawiciele rządów wszystkich państw członkowskich UE. W Polsce mówi się głównie o tym, czy poprze go rząd PiS, ale w Brukseli więcej miejsca poświęca się na to, jak sobie poradził z kryzysem migracyjnym, negocjacjami z Wielką Brytanią i czy sprawdzi się w nowych relacjach z USA. Tu warto zauważyć, że tuż przed wyborami w Ameryce, Tusk poparł oficjalnie Hillary Clinton, zatem rozmowy z Trumpem nie będą najłatwiejsze.

Na wiosnę – Brexit Od marca lub kwietnia tematem numer jeden będzie Brexit. Brytyjczycy wciąż formalnie nie rozpoczęli procedury wyjścia z UE, ale zapowiedzieli to na wiosnę 2017 r. Wtedy też zaczną się poważne rozmowy, które – choć prowadzone poza Polską – zmienią kształt Unii. Będą też miały wpływ – tu wracam do pierwszej myśli tekstu – na nasz kraj, a może za rok lub za pięć lat także wpływ na nasze życie osobiste. Unia Europejska, która swoim zasięgiem nie obejmuje już wszystkich liczących się stolic europejskich, to Unia słabsza w rozmowach z Rosją, Chinami, Brazylią czy Stanami Zjednoczonymi. Unia bez Brytyjczyków zmieni wspólnotę międzynarodową, a to zmieni sytuację Polski, co – choćby w polityce rządu – będzie miało przełożenie na nasz Wrocław. Oto świat naczyń połączonych.


KARIERA I BIZNES


NASZE MIASTO

Jak pamiętamy powódź tysiąclecia? Odra przerywa wały i płynie wzburzonym nurtem w kierunku Wrocławia. W sobotę wielka woda wdziera się do miasta przez Księże Małe. W nocy zalewa Piłsudskiego, dzieli miasto na pół i napiera w stronę Dworca Głównego. Sto tysięcy wrocławian zrywa się do pomocy, ładuje piasek do worków i wznosi barykady. We wtorek ulica Piłsudskiego jest już sucha. Heroiczna walka w obronie miasta trwała przez dwa dni. TEKST MACIEJ LEŚNIK ZDJĘCIA DOLNOŚLĄSKOŚĆ.PL

Tereny zalane

w 1997 roku

12

wroclife.pl Nr 1/2017


NASZE MIASTO

W

lipcu 1997 roku obfite deszcze przerodziły się w kataklizm, który nawiedził 5 krajów. Na Dolnym Śląsku silnie wezbrała Nysa Kłodzka i Odra. Po kilku dniach połączone fale dotarły do Wrocławia, po drodze zatapiając m.in. Kłodzko, Racibórz, Kędzierzyn-Koźle i Opole. 12-13 lipca stolica Dolnego Śląska była pod wodą. Nastrój napięcia trwał jeszcze przez kilka dni. Druga fala zaatakowała 17-18 lipca, ale nie okazała się tak groźna. W tym roku mija 20 lat od powodzi tysiąclecia, a mimo to wciąż nie jest ona dla nas odległą przeszłością. W obliczu zagrożenia mieszkańcy spontanicznie ruszyli na ratunek swoim domom, sąsiadom, ulicom i osiedlom. Zawiązali wspólnotę, która choć trwała tylko kilka dni, pozostaje do dzisiaj żywa w pamięci wielu wrocławian i Dolnoślązaków.

dzieć, gdzie ma jechać? Słuchał komunikatów radia i telewizji. Media przejęły rolę władz w bieżącym informowaniu o tym, co się dzieje w mieście i skąd może nadejść zagrożenie. Strażnicy miejscy z uwagą wysłuchiwali radia, by wiedzieć, gdzie wysłać pomoc. Mieszkańcy z zapartym tchem śledzili kanały Telewizji Dolnośląskiej (TeDe) oraz ,,Piątki”. Na skrzyżowaniu przy ul. Powstańców Śląskich i Swobodnej są suche worki z piaskiem do wzięcia. Woda pitna i do mycia pilnie potrzebna na ul. Robotniczą 32-34. Po wysłuchaniu wiadomości, spotykali się na klatkach schodowych, ustawiali w kolejkach do cystern lub po chleb albo brali się za łopaty w piaskownicach. Wielu z nich potem powie, że jedyną dobrą stroną powodzi było to, że ludzie zaczęli się ze sobą spotykać.

Obrazy przed oczami Jak mogłyby zaczynać się nasze wspomnienia z 1997 roku? Na przykład tak: Pamiętam, że pomagaliśmy sąsiadom na Księżu Małym przenosić meble na wyższe piętra. W tamte dni taksówkarz za darmo woził chłopaków z łopatami przez całe miasto. Żołnierze i policjanci wykonywali polecenia cywilów. Razem piasek ładowali skini i punki, ludzie Solidarności i SLD, a prezydent miasta sam nosił worki. Usypywanie barykad burzyło bariery społeczne. Pierwsze zapory we Wrocławiu zaczęły powstawać w nocy z piątku na sobotę. Kolejnej nocy mieszkańcy bronili Ostrowa Tumskiego i szykowali się do odparcia żywiołu na Piłsudskiego. Setki osób pracowały przy świetle pochodni, nie widząc twarzy ludzi obok. Okazywało się, że sąsiedzi, którzy do tej pory mieli wątpliwą reputację, wyrastali w ciągu kilku dni na najbardziej odważnych obrońców. Były też osoby, które nie potrafiły odnaleźć się w tej sytuacji. Pytały: czym mam się zająć? Gdzie jest władza? Kto tym kieruje? Ci, którzy chcieli pomóc, robili cokolwiek: przygotowywali kanapki, wozili termosy z kawą i herbatą, pomagali przenosić rzeczy sąsiadom. Ekstremalne warunki wyzwalały chęć włączenia się, poczucie przynależności i ogromną ofiarność. Emocjonalna potrzeba zaangażowania była tak wielka, że jedna z matek zostawiła córkę pod opieką męża i opuściła szpital, by dołączyć do tłumu pracujących. ,,Spotkałam pielęgniarkę i razem umówiłyśmy się, że będziemy sypać, to znaczy jedna trzymała worek, druga nasypywała i odwrotnie. To wszystko tak szybko robiłyśmy, że spływał nam pot z czoła”. Samochody czekały i po kilku minutach odjeżdżały załadowane. Skąd kierowca miał wie-

Biskupin i Karłowice pozostały suche, a Kozanów i Siechnice – zostały zalane. Po tym, jak wielka woda opadła, zaczęło się szacowanie szkód. Trzy tysiące rodzin straciło dach nad głową. Do 25 sierpnia 1997 roku wypłacono ponad 7500 jednorazowych zapomóg dla mieszkańców zalanych lokali. Na brak wody w kranach uskarżało się 84,3% wrocławian, którzy wzięli udział w pierwszym badaniu opinii prowadzonym na przełomie lipca i sierpnia. Ponad połowa osób stwierdziła, że można było uniknąć zalania miasta lub też znacznie ograniczyć szkody wywołane powodzią. W ten sposób do głosu zaczęły dochodzić konflikty i podziały, które w trakcie walki z żywiołem nie były zauważalne. Na rysie wspólnoty pojawiały się pęknięcia. Praca za pieniądze w trakcie szturmu wody nie wchodziła w rachubę, potem jednak niektórzy domagali się FOT. JERZY BIELASIŃSKI

Skutki (nie) do przewidzenia Jednym z najważniejszych czynników, który motywował mieszkańców do spontanicznego zrywu, było poczucie, że zagrożenie może dotknąć każdego. Jeszcze dwa, trzy dni przed nadejściem wielkiej wody, „Gazeta Dolnośląska” pisała, że Wrocławiowi powódź nie grozi, a wodę zatrzymają niemieckie zabezpieczenia zbudowane w 1903 roku. Niemiecki Breslau wcześniej kilkakrotnie nawiedzały powodzie, mimo to ani media, ani władze, ani większość mieszkańców nie spodziewały się takiej skali katastrofy. Znajomość historii nie mogła ustrzec miasta przed falą w 1997 roku. Przewidywania co do kierunków uderzenia żywiołu okazywały się błędne, co rodziło świadomość, że każdy bieg wypadków jest możliwy. Woda omijała osiedla, które w powszechnym przekonaniu miała zalewać, za to pojawiała się tam, gdzie nikt się jej nie spodziewał. W obawie przed nadchodzącą falą, wrocławianie wywozili członków rodziny lub cenny dobytek z Biskupina na Kozanów lub z Karłowic do Siechnic. Tymczasem

zapłaty za dostarczone worki i piasek. Nie każdy poszkodowany dostał mieszkanie zastępcze, chociaż sąsiadowi zza ściany akurat przyznano. Wiele osób opuściło swoje rodzinne kąty 20 lat temu i do dzisiaj mieszkają w lokalach dla powodzian.

Pamiętam, że... Niedawne wyniki badań socjologicznych pokazały, że powódź z 1997 roku była wydarzeniem, wokół którego wciąż najmocniej kształtuje się zbiorowa pamięć mieszkańców całego regionu. Wspomnienia tamtych dni nie straciły jeszcze swej ostrości, a w szufladach i albumach leżą archiwalne fotografie i nagrania. Dwudziesta rocznica walki z wielką wodą to dobry pretekst, by wyjąć je z zakamarków pamięci i opowiedzieć wspólnie młodszym pokoleniom. W tym celu przez cały 2017 rok będzie trwać projekt ,,Dolny Śląsk. Pamiętam powódź”. – Podczas podobnych przedsięwzięć zaskoczyło mnie, jak wiele osób chciało mówić właśnie o powodzi. Chcemy zachęcić wszystkich do spontanicznego dzielenia się związanymi z nią wspomnieniami – mówił pomysłodaw-

wroclife.pl Nr 1/2017

13


FOT. JERZY BIELASIŃSKI

FOT. WACŁAW GRABKOWSKI

FOT. JAROSŁAW FLORCZAK

FOT. AGNIESZKA STYCZYŃSKA

FOT. JERZY BIELASIŃSKI


NASZE MIASTO ca, Grzegorz Czekański, podczas konferencji otwierającej projekt. W ten sposób powstanie zbiorowy pamiętnik, którego współautorem może być każdy mieszkaniec Dolnego Śląska. Przekazanie wspomnień zajmie... 3 minuty albo 200 znaków. Wystarczy dokończyć słowa: „Pamiętam, że...”. Idea została zaczerpnięta z dwóch książek: I remember Joego Brainarda oraz Pamiętam, że Georges`a Pereca, w których życie wspólnoty zostało przedstawione w postaci krótkich migawek. Pomysł utrwalania wspomnień wciela w życie Fundacja im. Tymoteusza Karpowicza. Wrocławianie kojarzą ją m.in. z prowadzenia księgarni Tajne Komplety oraz portalu Dolnośląskość. pl. Publikacja na temat powodzi nie będzie pierwszą opartą na wspomnianej metodzie. Wiosną 2015 roku, przy udziale około 200 autorów, ukazała się książka Wrocław. Pamiętam, że... Wrocławianie przyjęli ją z entuzjazmem, dlatego Fundacja postanowiła przygotować kolejną, tym razem dla całego regionu. Na stronach Dolny Śląsk. Pamiętam, że... pojawiły się wspomnienia z ponad 60 miejscowości. Dolny Śląsk. Pamiętam powódź będzie trzecią publikacją opartą na tej metodzie. Współorganizatorami całego projektu są Ośro-

dek Pamięć i Przyszłość oraz Centrum Historii Zajezdnia. Wspomnienia możemy przesyłać on-line (na stronie pamietampowodz.pl) albo wypisać je ręcznie na specjalnych pocztówkach. Jest to możliwe także w pociągach i kasach Kolei Dolnośląskich, które są partnerem projektu, obok Instytutu Studiów Obywatelskich Obywatele24.pl. Patronat honorowy objęło Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego oraz Wojewoda Dolnośląski.

Nie tylko Wrocław W 1997 roku woda rozlała się po całym województwie. Niszczycielski nurt m.in. Bobru, Bystrzycy, Kaczawy, Oławy i Widawy spowodował straty także w innych miejscowościach. Dlatego w projekcie, obok Wrocławia, bierze udział jeszcze siedem innych miast Dolnego Śląska: Bielawa, Brzeg Dolny, Bystrzyca Kłodzka, Głogów, Kłodzko, Legnica i Ścinawa. W tej ostatniej do dzisiaj na ścianach niektórych budynków linia białej farby pokazuje poziom, do którego sięgała woda. Organizatorzy projektu planują odwiedzić także inne miejscowości. Doświadczeniami i materiałami możemy dzielić się przez cały rok. Co nam pozostanie po tej akcji? Część wspomnień i zdjęć zostanie

wydana w zbiorowej publikacji. Na podstawie przekazanych nagrań z 1997 roku powstanie również film dokumentalny. Oprócz tego, mieszkańcom – świadkom tamtych wydarzeń – zostanie oddany głos w wywiadach z powodzianami i badaniach socjologicznych. Premiera publikacji i filmu odbędzie się w grudniu 2017. Do tego czasu czeka nas wiele wydarzeń towarzyszących. Czy jesteście ciekawi, jakie wspomnienia, zdjęcia i filmy przesłali już inni? Wszystkie przekazane materiały są cały czas dostępne i uzupełniane na portalu Dolnośląskość.pl. Jako patroni medialni tego niezwykłego projektu dołączamy się do apelu: Podziel się tym, co pamiętasz i tym, co masz w swojej szufladzie. Przy pisaniu artykułu korzystałem z książki Wspólnota i zagrożenie. Wrocławianie wobec wielkiej powodzi, z której pochodzą cytowane fragmenty. Jej autor, Wojciech Sitek, profesor socjologii UWr, rozmawiał i pracował w trakcie powodzi z uczestnikami zdarzeń, a w książce wydanej tuż po ustąpieniu kataklizmu zawarł migawki z życia wspólnoty. Znajdują się w niej archiwalne zdjęcia, mapa zalanych terenów we Wrocławiu, analiza społecznych konsekwencji powodzi i pierwsze wyniki badań opinii.


NASZE MIASTO

Raz jeszcze o osiedlach Dyskusja o wrocławskich osiedlach pojawia się cyklicznie jako element wrocławskiej debaty o mieście. Zawiera w sobie wątki zarówno polityczno-administracyjne, jak też urbanistyczne i społeczne. Rozmawiając i pisząc o osiedlach, w każdym z tych wątków mamy na myśli nieco inne sprawy, co często powoduje pewien dyskomfort dyskusji. Z jednej strony, pod szyldem osiedla kryje się określony sposób zabudowy mieszkaniowej i usługowej, służący zaspokojeniu potrzeb mieszkańców. Z drugiej strony, mamy na myśli wyodrębnioną przestrzeń, w której ludzie tworzą razem społeczność lokalną. TEKST JACEK PLUTA INFOGRAFIKI MACIEJ KISIEL

W jakich osiedlach mieszka nam się najlepiej?


NASZE MIASTO Skąd się wzięły osiedla? Z perspektywy rozwoju przestrzennego miasta, osiedla są dosyć świeżym bytem miejskim. Przed ich erą dominowała dobrze znana z naszego śródmieścia zabudowa na planie kwartałów ulic, w których budynki mieszkalne – kamienice – tworzyły pierzeje, z elementami przestrzeni ważnymi dla zaspokojenia potrzeb mieszkańców. W idealnym świecie miejskim funkcje społeczne pełniły punkty usługowe, sklepy, place, skwery czy parki. W praktyce, cechą charakterystyczną tego rodzaju zabudowy, dominującej jeszcze w początkach XX wieku, było łatwo uchwytne przeplatanie się miejsc prestiżowych ze społecznie zdegradowanymi. Literacki obraz miejskiej biedy ma swoje przestrzenne odniesienia w postaci kamienic bez podstawowych udogodnień (toalety na zewnątrz, brak ciepłej wody, etc.), suteren (mieszkania „w piwnicy”), oficyn – budynków bez dostępu z ulicy. Koncepcja stworzenia osiedla mieszkaniowego, jako przeciwwagi dla zabudowy śródmiejskiej, łączy się silnie z postulatami tzw. Karty Ateńskiej z 1933 roku, której współautor, francuski architekt Le Corbusier, proponował rozdzielenie funkcjonalnych obszarów miasta. Zabudowa mieszkaniowa miała w szczególności promować przestrzeń i odejście od zamkniętych ciemnych podwórek, wyznaczonych kwartałami przeludnionej zabudowy kamienicznej. Społeczną odpowiedzią na urbanistyczne postulaty Karty była propozycja Artura Clarence’a Perrego z 1939 roku. Zaproponowana przez niego Jednostka Sąsiedzka tworzyć miała habitat, na który składa się mieszkanie wraz z jego otoczeniem. Co ciekawe, optymalną wielkość proponowanej przez siebie jednostki szacował Perry na 5-10 tys. mieszkańców. Łatwo rozpoznawalnym symbolem ucieleśnienia Karty Ateńskiej stał się blok. Pierwszy został zbudowany przez Le Corbusiera w Marsylii, w 1952 roku. Trzeba dostrzec także kontekst historyczny budowy osiedli mieszkaniowych – z prefabrykowanych domów. Były one, nie tylko w Polsce, odpowiedzią na powojenny głód mieszkaniowy. Po okresie fascynacji, coraz częściej krytykowano zabudowę blokową jako przejaw utopii modernizmu i niezrozumienia społecznych potrzeb mieszkańców.

Ile i po co aż tyle? Polityczny wątek tworzenia osiedli jest ściśle związany z administracyjnym. W tym rozumieniu, osiedle to wyodrębniona część miasta, funkcjonująca jako organ pomocniczy Gmi-

ny Wrocław i reprezentująca – poprzez Radę Osiedla – interesy mieszańców wobec Miasta. O obecnym podziale administracyjnym Wrocławia zadecydowała decyzja z początku lat 90-tych, likwidująca 5 dzielnic funkcjonujących w latach 1952-1990. W miejsce urzędów dzielnicowych powołano 48 Rad Osiedli. Intencją tych działań, wpisujących się w przemiany ustrojowe, było powołanie organu mającego lepszy wgląd w sprawy społeczności lokalnej, będącego jej animatorem i reprezentantem interesów. Z biegiem czasu dostrzeżono, że praktyczna realizacja idei społeczności lokalnej natrafia na opory. Z jednej strony, coraz częściej narzeka się na dużą liczbę samych osiedli, przez co są one zbyt słabą strukturą, by bronić interesów swoich mieszkańców. Z drugiej strony, upatruje się przyczyn tego stanu rzeczy w pozbawieniu Rad Osiedli istotnych kompetencji administracyjnych, a przede wszystkim finansowych, czego efektem jest w znacznej mierze ich fasadowość. Niezależnie od kwestii roli i funkcji osiedli, ich optymalnej liczby, obecne zainteresowanie opinii publicznej koncentruje się głównie na zagadnieniach jakości życia. W debacie publicznej, najczęściej komentuje się osiedlowe życie w kontekście niedostatków komunikacji zbiorowej, kanalizacji, dróg i chodników, braków w infrastrukturze społecznej – niedostatecznej liczby lokalnych punktów usługowych, przedszkoli, miejsc spędzania czasu wolnego, które czyniłyby, zwłaszcza z nowych osiedli zewnętrznych, coś więcej, niż jedynie miejsce do spania. Godne uwagi są tu prowadzone od jakiegoś czasu działania podejmowane przez miejskich aktywistów (Łokietka 5, Akcja Miasto, TUMW, WRO).

Na jakim osiedlu mieszkasz? Odpowiedź na tak postawione pytanie jest tylko z pozoru oczywista, wrocławskie osiedla bowiem nie mają jednoznacznie wytyczonych granic! Funkcjonujące granice są zatem, z jednej strony, granicami mniej więcej pokrywającymi się z tzw. rejonami urbanistycznymi, z drugiej – są granicami funkcjonującymi umownie, odwołującymi się często do historycznych nazw wsi i miejscowości, które są nadal obecne w świadomości ich mieszkańców. Dyskusja o wrocławskich osiedlach jest bez wątpienia żywa. Jej uporządkowaniu pomóc może opracowana niedawno wrocławska mapa osiedli. Jest to mapa niezwykła, opracowana przez wrocławskich naukowców prowadzących badania pod nazwą Analiza Funkcjonalna Osiedli. Mapę tę stworzono w celu przedstawienia osiedlowego życia w obu poruszanych tu per-

OSIEDLA MAŁOMIASTECZKOWE Brochów, Leśnica, Psie Pole

struktury trzech dawnych niezależnych małych miast

własna wykształcona struktura przestrzenna: czytelny układ ulic, placów i zabudowy

rozbudowane funkcjonalnie: szpital lub ośrodek kultury

umiarkowana gęstość zaludnienia i zróżnicowany stopień wykorzystania terenu

różnorodny charakter i układ zabudowy mieszkaniowej – od kwartałów urbanistycznych, przez wielorodzinne wolnostojące budynki w układach pierzejowych, aż po zabudowę jednorodzinną

ośrodek usługowy w formie ulicy lub placu handlowego w centrum dawnego niezależnego miasteczka (wyjątek: Brochów)

dominująca pierzejowa zabudowa wzdłuż ulic i placów w centrum osiedla

OSIEDLA KAMERALNE Grabiszynek, Oporów, Sępolno, Biskupin, Zalesie, Pawłowice, Karłowice, Borek, Księże Małe, Krzyki, Karłowice, Muchobór Wielki

• •

czytelna hierarchia przestrzenna osiedla

bogata oferta: szkoła, przedszkole, przychodnia, lokalny ośrodek usługowy z podstawowymi usługami komercyjnymi, ośrodek sportowy, tereny zielone i rekreacyjne, itd.

wyodrębniona ważniejsza ulica lub plac z usługami wbudowanymi w zabudowę mieszkaniową

• •

zabudowa pierzejowa wzdłuż ulic i placów

kilka swobodnie rozmieszczonych punktów usługowych, publicznych i komercyjnych

przejrzysty układ geometryczny ulic, placów i otwartych przestrzeni

częsty brak miejsc centralnych (placów, obiektów zabudowy)

wroclife.pl Nr 1/2017

17


NASZE MIASTO OSIEDLA JEDNORODZINNE NIEKOMPLETNE

OSIEDLA ŚRÓDMIEJSKIE Ołbin, Nadodrze, Kleczków, Przedmieście Oławskie, Huby, Plac Grunwaldzki, Stare Miasto

Ołtaszyn, Wojszyce, Widawa, Maślice Małe, Strachocin-Wojnów

• • •

powstałe niedawno lub nieukończone

niska gęstość zaludnienia i niski stopień wykorzystania terenu

najczęściej wyraźny i spójny układ przestrzenny

brak wielu podstawowych elementów wyposażenia osiedla, jak szkoła, przedszkole, przychodnia, punkty usług komercyjnych, ośrodek sportowy, tereny zielone i rekreacyjne

• •

brak jasnej hierarchii przestrzeni

wysoka intensywność zabudowy i odczuwalny brak terenów otwartych w ramach osiedla

odizolowane lub położone na peryferiach powstałe w wyniku indywidualnych inwestycji

brak centralnych miejsc definiujących układ osiedla

• •

centralne położenie w mieście

wysoka gęstość zaludnienia i intensywność wykorzystania terenu

• • •

osiedla powstałe na bazie dawnych wsi, o rozpoznawalnym ruralistycznym układzie przestrzennym (ulicówka, owalnica, widlica, wielodrożnica, itd.) z pozostałościami dawnego zagospodarowania, jak folwark czy staw

zabudowa pierzejowa wzdłuż ulic i placów

niska gęstość zaludnienia i stopień wykorzystania terenu

place lub ulice handlowe

• •

położenie odizolowane lub peryferyjne

ośrodek usługowy zazwyczaj w szczątkowej formie, pojedyncze usługi wbudowane w budynki mieszkalne jednorodzinne lub obiekty wolnostojące

brak przejrzystej hierarchii układu przestrzeni

widoczne związki z rolnictwem (w strukturze działalności, układzie przestrzennym)

ważne dla miasta obiekty i obszary, jak teatry, uczelnie, punkty handlowe i turystyczne, dworce

osiedle „Cztery Pory Roku”, osiedle „Olimpia Port” okolice ulicy Zwycięskiej, rejon ulicy Przyjaźni, rejon ulicy Piwnika-Ponurego

powstałe stosunkowo niedawno, na peryferiach miasta lub osiedla o niewielkich rozmiarach

wysoka gęstość zaludnienia i stopień wykorzystania terenu

wyraźny i spójny układ przestrzenny, ale brak struktury funkcjonalnej

brak wielu podstawowych elementów wyposażenia osiedla, jak szkoła, przedszkole, przychodnia, punkty usług komercyjnych, ośrodek sportowy, tereny zielone i rekreacyjne

OSIEDLA BLOKOWE

Jerzmanowo-Jarnołtów, Lipa Piotrowska, Kowale, Świniary, Bieńkowice

przemieszanie zabudowy mieszkaniowej i obiektów o innych funkcjach

OSIEDLA WIELORODZINNE NIEKOMPLETNE

częste sąsiedztwo obszarów niezabudowanych

Popowice Południe, Zakrzów, Zawidawie, Gaj Północ

DAWNE WSIE

często jednak brak jednego lub kilku elementów wyposażenia osiedla, jak szkoła, przedszkole, przychodnia, punkty usług komercyjnych, ośrodek sportowy, tereny zielone i rekreacyjne

WIELKIE OSIEDLA BLOKOWE Szczepin, Popowice, Nowy Dwór, Gaj, Kozanów

wysoka gęstość zaludnienia i intensywność wykorzystania terenu

duży udział terenów otwartych i niezabudowanych

• •

wielorodzinny charakter zabudowy

• •

przeważające budynki o zwartym układzie

• •

• •

przeważają budynki wielorodzinne

kompletna oferta funkcjonalna: szkoła, przedszkole, przychodnia, lokalny ośrodek usługowy, itd.

zdarza się możliwość korzystania z usług w sąsiednich osiedlach

swobodnie rozmieszczone budynki mieszkalne

niezdefiniowana i niespójna przestrzeń, częściowe lub całkowite ogrodzenie osiedli

brak miejsc centralnych osiedla

częsty brak przestrzeni publicznych dedykowanych tylko mieszkańcom

dość czytelna i przejrzysta struktura przestrzenna osiedla, czasem bez wyraźnej hierarchii

• •

• •

brak centralnych miejsc osiedla

odrębne obiekty usług komercyjnych

odrębne obiekty usług komercyjnych

18

wysoka gęstość zaludnienia i stopień wykorzystania terenu

wroclife.pl Nr 1/2017

niewykształcone ośrodki usługowe w postaci niekompletnej ulicy handlowej lub rozrzuconych, wolnostojących obiektów

gęsta zabudowa, odczuwalny brak otwartych terenów w ramach samego osiedla

częste sąsiedztwo obszarów niezabudowanych

swobodne rozmieszczenie bloków, rozproszenie i mało czytelny układ przestrzenny

niektóre osiedla z bogatą ofertą, w innych brak jednego lub więcej elementów: szkoła, przedszkole, przychodnia, usługi komercyjne, ośrodek sportowy, tereny zielone i rekreacyjne itd.


spektywach – społecznej i urbanistycznej. Badacze opisali całą przestrzeń Wrocławia korzystając z 8 morfologicznych typów przestrzeni. Kryteriami, pozwalającymi je wyróżnić, były przede wszystkim dominujące formy zabudowy, czytelność granic, wyposażenie osiedli, punkty centralne, zieleń.

Słowo o jakości życia i sile potencjału społecznego Z wyników badań jakościowych, w ramach których rozmawiano z mieszkańcami wybranych rejonów, można wnioskować o jakości życia mieszkańców w każdym z rodzajów osiedli. Odpowiedzi wrocławian na swobodnie poruszane tematy, m.in. korzystania z przestrzeni i komunikacji publicznej, kultury, aktywności mieszkańców, poczucia związku z miejscem zamieszkania składają się na obraz jakości życia. Ranking, ułożony według sumy zalet i wad, pokazuje, że najlepiej mieszka się nam w osiedlach małomiasteczkowych, takich jak Brochów, Leśnica czy Psie Pole. Tyle badania jakościowe – a co mówią badania ankietowe? W tym przypadku ranking jakości życia można wyznaczać opieracjąc się na różnych wskaźnikach. Wyniki tu przedstawione powstały na podstawie odpowiedzi na pytania ułożone w trzech wymiarach: poczucia wspólnoty, zakorzenienia, potencjału społecznego i otwartości. Ranking przedstawia siłę społeczności lokalnej w subiektywnej samoocenie mieszkańców – uczestników badań. Wypowiedzi uzyskane od przeszło 1500 mieszkańców pozwoliły na ułożenie wyników, w odniesieniu do niemal kompletnej liczby osiedli. Wśród 54 wyróżnionych w badaniach jednostek osiedlowych, najwyższe miejsca w rankingu zajęły Złotniki, Strachocin-Wojnów oraz Pawłowice-Kłokoczyce. Osiedla, które wykazały się najmniejszą siłą społeczności lokalnej, to rejony ulicy Traugutta, Gajowice i Poświętne. Spoglądając na fenomen Wrocławia, widzimy zatem, że jego struktura przestrzenna, rysowana mapą osiedli, jest poszarpana i nieciągła. Z badań wynika, że charakter przestrzeni splata się z odmienną charakterystyką społeczności zamieszkującej dane osiedle, a w konsekwencji wpływa również na sposób postrzegania życia w osiedlu oraz na siłę jego lokalnej społeczności. W tekście wykorzystano wyniki projektu Analiza Funkcjonalna Osiedli realizowanego w latach 2015-2016 przez Fundację Dom Pokoju na zlecenie Urzędu Miejskiego Wrocławia. Suma samooceny mieszkańców w wymiarze: 1 – zakorzenienia, 2 – poczucia wspólnoty i tożsamości, 3 – potencjału społecznego i otwartości na zewnątrz. Miejsce w rankingu jest sumą odchyleń standardowych wg opisywanych wymiarów.


Świniary

Lipa Piotrowska

0,8 tys. mieszkańców

0,5 tys. mieszkańcw

Osobowice – Rędzin 2,4 tys. mieszkańców

Pracze Odrzańskie 3,2 tys. mieszkańców

Maślice 6,6 tys. mieszkańców

Pilczyce – Kozanów – Popowice Płn. 36 tys. mieszkańców

Leśnica 21,8 tys. mieszkańców

Gądów – Popowice Płd. 26,2 tys. mieszkańców

Kuźniki 6,2 tys. mieszkańców

Żerniki 3,4 tys. mieszkańców

Jerzmanowo – Jarnołtów – Strachowice – Osiniec 1,8 tys. mieszkańców

Nowy Dwór 18 tys. mieszkańców

Dane dotyczące ludności pochodzą z Wikipedi i przedstawiają stan na rok 2009.

LEGENDA

Muchobór Wielki 8,3 tys. mieszkańców

Muchobór Mały 8,8 tys. mieszkańców

Oporów

WIELKIE OSIEDLA BLOKOWE

6,4 tys. mieszkańców

OSIEDLA WIELORODZINNE NIEKOMPLETNE

Grabiszyn – Grabiszynek

OSIEDLA ŚRÓDMIEJSKIE

13 tys. mieszkańców

OSIEDLA JEDNORODZINNE NIEKOMPLETNE OSIEDLA KAMERALNE

Klecina 5,3 tys. mieszkańców

OSIEDLA BLOKOWE OSIEDLA MAŁOMIASTECZKOWE DAWNE WSIE

Krzyki – Partynice 14 tys. mieszkańców

Ołtaszyn 5,1 tys. mieszkańców


Szczepin

Polanowice – Poświętne – Ligota

23,5 tys. mieszkańców

3,6 tys. mieszkańców

Widawa

Przedmieście Świdnickie

Karłowice – Różanka

1,4 tys. mieszkańców

35,3 tys. mieszkańców

16,8 tys. mieszkańców

Pawłowice

Kleczków

2 tys. mieszkańców

6,6 tys. mieszkańców

Sołtysowice

Nadodrze

2,9 tys. mieszkańców

Ołbin

27,8 tys. mieszkańców

38,6 tys. mieszkańców

Stare Miasto 12,2 tys. mieszkańców

Psie Pole - Zawidawie 26 tys. mieszkańców

Kowale 2,2 tys. mieszkańców

Plac Grunwaldzki 14,9 tys. mieszkańców

Zacisze – Zalesie – Szczytniki 4 tys. mieszkańców

Biskupin – Sępolno – Dąbie – Bartoszowice 22 tys. mieszkańców

Swojczyce – Strachocin – Wojnów 4,8 tys. mieszkańców

Przedmieście Oławskie 23,8 tys. mieszkańców

Gajowice 27,3 tys. mieszkańców

Powstańców Śląskich 31,5 tys. mieszkańców

Tarnogaj 4,8 tys. mieszkańców

Księże

Huby

5,1 tys. mieszkańców

22,9 tys. mieszkańców

Brochów 5,1 tys. mieszkańców

Bieńkowice

Wojszyce Borek 13,7 tys. mieszkańców

0,5 tys. mieszkańców

4,2 tys. mieszkańców

Jagodno 2,2 tys. mieszkańców

Gaj 20 tys. mieszkańców


CZAS WOLNY

Informatyka bez granic, czyli Hour of Code (Godzina Kodowania) Godzina Kodowania, to zakrojona na szeroką skalę akcja edukacyjna mająca przybliżyć wszystkim chętnym zagadnienia związane z informatyką i programowaniem. Projekt ma przekonać wszystkich, że kodowanie nie jest magiczną sztuką dostępną tylko wąskiemu kręgowi wtajemniczonych informatyków. To umiejętność, której każdy chętny może się nauczyć. TEKST MAŁGORZATA BURNECKA, SŁAWOMIR CZARNECKI

N

a stronie code.org można znaleźć cały wachlarz kursów dostosowanych do różnych przedziałów wiekowych i do różnego poziomu zaawansowania użytkowników. W ten sposób wszyscy chętni, bez względu na wiek, wcześniejsze przygotowanie lub jego brak, mogą doskonalić swoje umiejętności. Idea przyświecająca projektowi głosi, że każdy może nauczyć się programowania. Na swojej stronie organizatorzy piszą: „Każdy uczeń, w każdej szkole powinien mieć możliwość nauki informatyki”.

22

wroclife.pl Nr 1/2017


CZAS WOLNY Programowanie dla wszystkich Akcja Godzina Kodowania zaczęła się w 2013 roku i odbywa się w ramach Tygodnia Edukacji Informatycznej, który trwał w zeszłym roku od 5 do 11 grudnia. Jednak nie znaczy to, że projekt będzie dostępny tylko w tych dniach. Na stronie akcji, w każdej chwili można uruchomić kurs programowania. Jak zaznaczają organizatorzy, wystarczy urządzenie z dostępem do internetu, żeby móc skorzystać z proponowanej przez nich oferty edukacyjnej. Właśnie taka idea przyświeca całej akcji – jej celem jest umożliwienie nauki kodowania i programowania wszystkim zainteresowanym. Tym bardziej, że umiejętności informatyczne należą obecnie do najbardziej cenionych na rynku pracy. Na łamach magazynu i portalu Wroclife wielokrotnie pisaliśmy o branży IT, zarobkach i zapotrzebowaniu na informatyków. Godzina Kodowania ma pomóc w stawianiu pierwszych kroków między innymi w dziedzinie IT. Między innymi, gdyż programowanie to dziś umiejętność, która przydaje się w każdym zawodzie i w każdej branży. Organizatorzy Hour Of Code głoszą, że odbiorcami ich projektu mogą być osoby w wieku od 4 lat bez górnych ograniczeń wiekowych. Jednak to przede wszystkim najmłodsi są tu głównymi odbiorcami. Strona pozwala na zgłaszanie się szkół, które chcą wziąć udział w inicjatywie i zachęca je do wprowadzania zajęć z programowania podczas szkolnych lekcji informatyki, oferując nauczycielom wsparcie merytoryczne. Występowanie jako instytucja nie jest tu jednak konieczne – indywidualni użytkownicy również mogą w takim samym zakresie i bez ograniczeń korzystać z dostępnych w projekcie narzędzi edukacyjnych. Dotychczas w akcji wzięło udział prawie 334 miliony użytkowników. Na całym świecie miało miejsce ponad 160 tysięcy eventów powiązanych z projektem Hour of Code. Polska wypadła całkiem nieźle jako uczestnik Godziny Kodowania. Odbyło się u nas dokładnie 1206 zarejestrowanych wydarzeń. Dla porównania, w Niemczech raptem 127, a we Francji – 426. We Wrocławiu, w Godzinie Kodowania oficjalnie wzięło udział 19 szkół.

Przez zabawę do pracy W ramach Hour of Code nauka programowania jest prowadzona w przystępny sposób i, co najważniejsze dla młodych odbiorców, łączy się z zabawą. Projekt przybliża uczniom informatykę poprzez łamigłówki, w których układa się elementy kodu z gotowych bloczków. Nauczanie opiera się na tworzeniu kodu poleceń wykonywanych przez postacie znane

Godzina trwająca… cały rok

Godzina Kodowania (The Hour od Code) to inicjatywa zapoczątkowana w 2013 roku przez Hadi Portaviego, z pochodzenia Irańczyka, absolwenta informatyki na Uniwersytecie Harvarda, biznesmena (Tellme Networks, iLike, MySpace, Code.org). Apogeum akcji przypada na Tydzień Edukacji Informatycznej (Computer Science Education Week), odbywający się każdego roku w grudniu. Godzina kodowania trwa jednak cały rok – 24/7 – można wziąć w niej udział w każdej chwili, dysponując komputerem, tabletem czy smartfonem i dostępem do internetu, łamigłówki są bowiem rozwiązywane w chmurze. Miło mi poinformować, że w tegorocznej edycji Godziny Kodowania, prof. Maciej M. Sysło w ramach Tygodnia Edukacji Inforanimator i tłumacz projektu matycznej, Polska uplasowała się Godzina Kodowania w Polsce na 7. miejscu wśród ponad 120 krajów. Polskę wyprzedziły tylko kraje anglojęzyczne (USA, Kanada i Wielka Brytania liczone podwójnie) oraz Włochy. Blisko 80 tys. uczniów z Polski uczestniczyło w ponad 113 tys. sesji. Była to olbrzymia mobilizacja, ponieważ w całym tylko listopadzie uczestników z Polski było ponad 81 tys. i otworzyli ponad 146 tys. sesji. Godzina Kodowania zawdzięcza swoją popularność i sukces przyjętej formule zadań programistycznych zwanych łamigłówkami, działających na zasadzie puzzli. Każda łamigłówka jest zadaniem osiągnięcia określonego celu, na wcześniej zdefiniowanej planszy. Rozwiązaniem łamigłówki ma być program, który należy utworzyć z bloków, przez ich przeciąganie na robocze pole. Taki sposób programowania nazywa się wizualno-blokowym – uczeń nie musi się martwić o językową poprawność swoich programów, dba głównie o zbudowanie programu, który wykonuje postawione przed nim wyzwanie. Rozwiązując łamigłówki Godziny Kodowania, uczeń ma okazję przejść cały proces tworzenia programu: buduje program dla postawionego zadania, uruchamia program, by sprawdzić, czy poprawnie rozwiązuje to zadanie i ewentualnie poprawia go (debug), jeśli nie jest jeszcze w pełni poprawny. Łamigłówki Godziny Kodowania są znakomitym wprowadzeniem do programowania w innych językach (środowiskach) programowania, takich jak Scratch i Blockly (również języki wizualno-blokowe), Python. C++ i innych. Wybierając jakąkolwiek łamigłówkę Godziny Kodowania na komputerze podłączonym do internetu, w domenie zarejestrowanej w Polsce (większość komputerów szkolnych spełnia ten warunek), łamigłówka otwiera się po polsku. Stoi za tym mrówcza praca – od 2013 roku przełożyłem ok. 70 tys. fraz (strings) na język polski. Wykonuję to całkowicie społecznie, widząc w tej inicjatywie olbrzymią szansę dla naszych uczniów, nauczycieli i całego systemu edukacji. Krótkim przewodnikiem po tej inicjatywie w języku polskim jest strona http://godzinakodowania.pl. Godzina Kodowania może być i jest znakomitym wsparciem dla realizacji inicjatywy Rady ds. Informatyzacji przy MEN, za którą stoję od lat, by włączyć informatykę a w jej ramach – programowanie, do kanonu kształcenia każdego ucznia w Polsce, od najmłodszych lat. I rzeczywiście tak będzie od września 2017 roku – na informatykę i programowanie przeznaczono po jednej godzinie tygodniowo przez wszystkie 11 lat pobytu w szkole, począwszy od pierwszej klasy, dodatkowe godziny może dołożyć dyrektor. Ponadto, informatyka w zakresie rozszerzonym pozostaje jako przedmiot do wyboru w liceum. Zapewne również wśród szkół branżowych pojawią się placówki ukierunkowane na przygotowanie do zawodów informatycznych. Łamigłówki Godziny Kodowania już dzisiaj są wykorzystywane na zajęciach z informatyki w szkołach, jako wprowadzenie do bardziej zaawansowanych aktywności i kreatywności uczniów, w takich środowiskach jak Scratch i Blockly, czy do programowania robotów.

wroclife.pl Nr 1/2017

23


CZAS WOLNY z gier i filmów dla najmłodszych – z Angry Birds, Plants vs Zombies, Krainy Lodu czy Epoki Lodowcowej. Dzięki sporej ilości dużych partnerów, takich jak Microsoft czy Disney, oferta jest bardzo bogata. W akcję zaangażowali się także znani przedstawiciele branż związanych z najnowszymi technologiami. W filmikach tłumaczących, czym jest kodowanie, wystąpili między innymi Mark Zuckerberg czy Bill Gates. Nie powinno dziwić, że branża IT tak ochoczo podchodzi do nauki programowania. Informatyk to obecnie jeden z najbardziej rozchwytywanych zawodów na rynku pracy – jest tak zarówno w skali globalnej, jak i lokalnej. Wrocław, z racji sporej ilości centrów korporacyjnych, boryka się z ogromnymi brakami rąk do pracy wśród informatyków, a w szczególności programistów. Krąży anegdota, że gdyby nad naszym miastem spuścić na spadochronach 5 tysięcy informatyków, to rynek wchłonąłby ich na pniu. Przedstawiciele biznesu zaznaczają jednak, że o ile takie kursy są ważne, to bez zaangażowania ze strony chętnych, nie wystarczą. - Sama inicjatywa mi się podoba. Uważam, że jest ciekawa i może pomóc wyłonić prawdziwe talenty – mówi Piotr Lewicki, współwłaściciel wrocławskiej firmy informatycznej MAPI. - Jednak najważniejsza jest pasja do informatyki i programowania. Tego nie zastąpi nawet najlepszy kurs. Miejmy nadzieję, że kolejne edycje Godziny Kodowania przyciągną więcej szkół, które zaangażują się w akcję. Polska i tak wypadła dobrze na tle krajów Europy Zachodniej. Jednak w samym Wrocławiu, w akcji wzięło udział stosunkowo niewiele placówek. Jest to tym bardziej zaskakujące, że inicjatywa Hour Of Code przekazuje bardzo cenną wiedzę, dostępną bez jakichkolwiek kosztów, w duchu idei otwartości. Niecodzienne wydarzenia są ciekawym sposobem na zainteresowanie informatyką młodych ludzi, ale nie zastąpią ani pasji, ani też systematycznej edukacji. Nauczanie programowania powinno mieć swoje stałe miejsce w programie nauczania poczynając od szkoły podstawowej, czy nawet przedszkola, aż po wyższe stopnie edukacji.

Iwo Bujkiewicz

nauczyciel informatyki w Szkole Demokratycznej „Stacja Brochów” Prowadzę już tego typu zajęcia i zabawy informatyczne dla dzieci, i to właśnie skłoniło mnie do wzięcia udziału w Godzinie Kodowania. Program szkoły podstawowej nie obejmuje programowania, ale na zajęciach dodatkowych staram się wykraczać poza jego ramy, tym bardziej, że dzieci mają większe umiejętności, niż wymagania szkoły. Co do samego nauczania programowania to, o ile w młodszych klasach podstawówki może jeszcze za wcześnie na taką wiedzę, o tyle w starszych klasach czy szkołach przedlicealnych warto wprowadzać jego elementy do edukacji.

24

wroclife.pl Nr 1/2017

Katarzyna Kozińska

nauczycielka matematyki i informatyki w Niepublicznej Szkole Podstawowej Leonardo da Vinci

Nie ma nic przyjemniejszego dla nauczyciela, niż widok uczniów żywo dyskutujących nad rozwiązaniem problemu. Jeśli ponadto, w efekcie pasjonującej wymiany zdań, problem zostanie prawidłowo rozwiązany, sukces świętują zarówno ci, którzy go rozwiązali, jak i ci, którzy problem podsunęli. Takie przeżycia gwarantuje praca uczniów z kursami Godziny Kodowania. Przyjemny interfejs, znane przyjazne postaci animowane, możliwość działania z wykorzystaniem nowych technologii sprawiają, że nauka programowania, czy też – kodowania, staje się prawdziwą przygodą. Kursy stworzone w ramach projektu są tak skonstruowane, że z każdym kolejnym poziomem rośnie stopień trudności zadania, dzięki czemu nawet ci uczniowie, którym programowanie wydaje się nieosiągalnym zajęciem dla megamózgów w okularach, mogą stopniowo – w swoim tempie – odnosić kolejne sukcesy. Kod w postaci kolorowych bloków, które można łatwo chwycić i przesunąć za pomocą myszki komputerowej, skuteczniej przemawia do młodego programisty, niż kolejne bezbarwne linie tekstu programu... Nieocenioną wartością kursów Godziny Kodowania jest interakcja z użytkownikiem. Młody programista biorący udział w Godzinie Kodowania po każdym zadaniu otrzymuje jasną informację zwrotną, która umożliwia poprawienie, dopracowanie czy zmianę utworzonego kodu. Rola nauczyciela sprowadza się tylko do pomocy technicznej. Na każdego czeka imienny, atrakcyjny i bezcenny certyfikat ukończenia kursu, powiedzmy – do powieszenia w ramce nad łóżkiem. Godzina Kodowania uczy i bawi, niezależnie od wieku. Dzieciaki świetnie radzą sobie z układaniem prostych kodów, z wykorzystaniem wskazówek zawartych na kolejnych poziomach, ale jeszcze lepiej pracują, gdy tworzą np. swoją własną grę czy kompozycję geometryczną. Praca z projektem pozwala zdobyć podstawowe umiejętności programistyczne, poznać programistyczną nomenklaturę i umożliwia bezbolesną naukę nowego języka, kształtuje kompetencje społeczne, takie jak umiejętność pracy w zespole czy reakcja na indywidualną informację zwrotną. Stanowi świetny wstęp do rozpoczęcia nauki programowania w środowisku Scratch. Umożliwia indywidualizację procesu nauczania, tak istotnego przy różnorodności zainteresowań i predyspozycji uczniów. Wydaje mi się, że swoboda i entuzjazm, z jakimi uczniowie podchodzą do projektu, powinny udzielić się również nauczycielom, którzy mają obawy przed programowaniem w podstawówce. A dzieciaki krzyczą: „Zagramy dziś w Godzinę Kodowania?” (warto zwrócić tu uwagę na słowo zaGRAmy – czynność, która ewidentnie sprawia wielką frajdę uczniom szkoły podstawowej). Kodować można wszędzie – na lekcji, podczas koła zainteresowań, w domu, w parku, w samochodzie czy autobusie, w oczekiwaniu na zajęcia sportowe... wystarczy dostęp do sieci. Kodować można samodzielnie, wspólnie z rówieśnikami czy rodzicem. Na komputerze czy urządzeniu mobilnym. W naszej szkole kodujemy od trzech lat, od klas młodszych po szóstoklasistów. Absolwenci też kodują. I zarażają młodsze rodzeństwo, koleżanki i kolegów. Pozwólcie też się zarazić!


dr Łukasz Srokowski socjolog edukacji

Bardzo cieszę się, że pojawiają się w Polsce kolejne projekty nastawione na uczenie dzieci programowania. Godzina Kodowania jest bardzo dobrym przykładem tego, jak należy podchodzić do uczenia dzieci myślenia programistycznego – poprzez zabawę. Programowanie obecnie stanowi nadal umiejętnością potrzebną głównie osobom pracującym w szeroko pojętym sektorze IT, ale prawdopodobnie już w ciągu najbliższej dekady stanie się kompetencją równie ważną, jak umiejętność czytania ze zrozumieniem. Rozwój Internet of Things, czyli urządzeń łączących się z siecią, będzie wymagał coraz mocniejszego myślenia algorytmami. Dobrym przykładem są tzw. inteligentne domy, a więc systemy czujników, pozwalające lepiej kontrolować to, co dzieje się w domu – od alarmów przeciwpożarowych, przez oświetlenie aż po czujniki ruchu. Inteligentny dom, aby działał w pełni sprawnie, wymaga zaprogramowania, a więc określenia, np. że w momencie, gdy wszyscy domownicy wyjdą, dom ma automatycznie wyłączyć światła, aby oszczędzać energię. Przygotowanie dla systemu zarządzającego domem takiej instrukcji, nie jest niczym skomplikowanym, wymaga jedynie zdolności myślenia algorytmami – a więc dokładnie tego, czego uczy Godzina Kodowania. A inteligentne domy to tylko jeden z wielu elementów naszego codziennego otoczenia, które wkrótce będziemy mogli programować.

Polska strona akcji: www.godzinakodowania.pl

Dla naszych dzieci umiejętność programowania będzie nie mniej ważna niż czytanie, pisanie czy liczenie. To jak poznanie alfabetu komputerów – nawet jeśli nie zostaną w przyszłości programistami, to unikną cyfrowego analfabetyzmu. Warto choćby skorzystać z przygotowanych materiałów i spróbować nauki przez zabawę z własnymi dziećmi.

Krzysztof Kościuszkiewicz architekt oprogramowania

wroclife.pl Nr 1/2017

25


CZAS WOLNY

Piotr Krajewski

współwłaściciel wrocławskiej firmy informatycznej Stermedia Akcja bardzo dobra i potrzebna. Żyjemy w czasach szybkiego rozwoju nowych technologii. Nauka informatyki, logiki, analitycznego myślenia, algorytmiki i matematyki jest kluczem do dalszego rozwoju. Zresztą te umiejętności przydają się w życiu każdemu, ot, choćby przy podejmowaniu decyzji czy logicznym wnioskowaniu. Polecam.

Statystyki Godziny Kodowania w Polsce (rok 2016) 70

w

40

m

ów innych k r aj

z g lę

30 20 10 0 Mapa aktywności code.org

tys. użytkowników

pod względem ilości użytkowników

pozy cja Po

ki ls

50

9. miejsce na świecie

de

60

W grudniu nasz kraj zajął

Styczeń

Luty

Marzec

Kwiecień

Maj

Czerwiec

Lipiec

Sierpień

Wrzesień Październik Listopad

Grudzień


CZAS WOLNY Nie wygląda na to, żeby technologiczna rewolucja miała zamiar zwolnić. We Wrocławiu od lat słyszymy, że dramatycznie brakuje ludzi z wykształceniem informatycznym. Z perspektywy osoby pracującej w branży, mogę tylko potwierdzić ten fakt. Jednak chciałbym spojrzeć na ten problem z nieco innej strony. W wielu sektorach gospodarki miejsca pracy, dotychczas zarezerwowane dla ludzi, będą zastępowane przez systemy informatyczne czy roboty. Ostatnio czytałem prognozę, że do 2030 roku w Stanach Zjednoczonych, liczba kierowców dużych ciężarówek spadnie o 70% ze względu na wprowadzenie autonomicznych samochodów (technologia jest praktycznie gotowa i czeka na odpowiednie zmiany w prawie). Biorąc pod uwagę fakt, że Polska jest w obszarze transportu potęgą, pomyślmy, jak takie trendy mogą wpłynąć na nasz rynek pracy. Za naszą zachodnią granicą firma Adidas zdecydowała się na ponowne uruchomienie produkcji butów sportowych (do tej pory produkcja była usytuowana w Azji). Tym razem jednak obuwie jest produkowane w zrobotyzowanej fabryce (ludzie nadzorują tylko proces, a z czasem ten nadzór będzie minimalizowany). Ostatnio największy fundusz headingowy na świecie ogłosił, że pracuje nad inteligentnym systemem, który w zasadzie będzie prowadził cały biznes. Ludzie mają go tylko kontrolować i reagować w trudnych momenMateusz Milian tach. Taka perspektywa może przerażać. Czy przyjdzie nam konkurować z robotami? programista Pewnie dzisiaj jest jeszcze trochę za wcześnie, żeby definitywnie przewidzieć rozwój wypadków. Wydaje się jednak, że będą tworzone nowe miejsca pracy i powstaną nowe zawody. Ale będą wymagały odpowiednich kompetencji. Możemy założyć, że jedną z kluczowych będzie umiejętność kodowania. Akcja Godzina Kodowania jest, moim zdaniem, świetną inicjatywą zasługująca na szerszą promocję w Polsce. Materiały są bardzo dobrze przygotowane, dostosowane do różnych grup wiekowych. Pozwalają na naukę kodowania nawet bez komputera. Zresztą, autorzy podkreślają, że chcą walczyć z wykluczeniem technologicznym. Co ważne, akcja jest skierowana zarówno do samych dzieci (i rodziców), jak i nauczycieli, którzy mogą ją wykorzystać w ramach prowadzonych przez siebie zajęć. Zachęcam do włączenia się w naukę kodowania, a sam zresztą próbuję wciągnąć w projekt swoją 5-letnią córkę. Uważam, że nie możemy pozwolić, by kolejne pokolenia Polaków były tylko biernymi konsumentami treści serwowanych przez multimedialne gadżety. Trzeba tak prowadzić naszą politykę edukacyjną, aby nasze dzieci stały się „twórcami” urządzeń, aplikacji i całych inteligentnych systemów informatycznych. Godzina Kodowania jest bez wątpienia świetną inicjatywą, ale na pewno nie wystarczy. Potrzebna jest wspólna praca polityków, szkół i rodziców w tym kierunku.


Czy to pierwszy rok startowania w WBO?

Nie, w zasadzie jestem zaangażowana od początku, czyli od pilotażowej edycji w 2013 roku, tylko w różnym stopniu. Wtedy jeszcze nie byłam liderką żadnego projektu, tylko pomagałam mojej mamie przebić się z informacją do mieszkańców, że powstał pewien pomysł zgłoszony do budżetu obywatelskiego. Rok później już utworzyła się cała grupa mieszkańców, właśnie grupa Zmieniaj Zakrzów. Wtedy bardziej aktywnie zaangażowałam się w WBO. W zasadzie jednym z dużych plusów powstania Budżetu Obywatelskiego jest fakt, że utworzyła się na moim osiedlu grupa osób, którym zależy na zmianach. Dzięki WBO zorganizowaliśmy się.

Przed WBO także prowadziłaś jakąś własną, niezależną działalność na rzecz lokalnej społeczności?

Perypetie partycypacji obywatelskiej Z Moniką Glińską, liderką projektów WBO 2014-2016, członkiem stowarzyszenia „Zmieniaj Zakrzów”, rozmawia Małgorzata Burnecka. Zacznijmy od Twojego wkładu w ostatnią edycję WBO.

W 2016 roku byłam zaangażowana w 4 projekty, które składaliśmy razem z grupą Zmieniaj Zakrzów, dodatkowo złożyłam projekt antysmogowy, zakładający postawienie we Wrocławiu tablic, wyświetlaczy, które pokazywałyby mieszkańcom, jaki jest stan powietrza. Proponowałam też dokupienie 1 stacji monitorującej powietrze. Później połączyłam swoje siły z autorami drugiego projektu o podobnym zakresie i temacie. Nieco go zmodyfikowaliśmy, jednak i tak nie udało nam się przekonać urzędników, że to powinno trafić pod głosowanie mieszkańców, ponieważ odrzucili nasz projekt. (O wspomnianym projekcie antysmogowym pisaliśmy na łamach Wroclife w numerze 3/2016 – przyp. red.)

A pozostałe cztery projekty?

Dwa zostały odrzucone przez magistrat, gdyż w międzyczasie okazało się, że będą realizowane na terenie szkoły z innej puli, chcieliśmy

28

wroclife.pl Nr 1/2017

je przełożyć na inny teren, ale też się nie udało. Z 4 projektów zrobiły się 2 i musieliśmy zmienić plany – nawiązaliśmy współpracę z inną grupą i mieliśmy komplet – projekt rejonowy duży, rejonowy mały i ogólnomiejskie. Dotyczyły one Parku Jedności, zdobywania kolejnych funduszy na boisko do baseballa na starym Zakrzowie i stacji roweru miejskiego Psie Pole – Zakrzów.

Jakie wyniki osiągnęły Twoje inicjatywy?

Przeszedł tylko ten, który był wspierany przez nas i baseballistów. Nic nie przeszło jeśli chodzi o Park Jedności. Stacje rowerowe nie przeszły, mimo że zdobyły dużo głosów, ponieważ było to zgłoszone jako projekt ogólnomiejski. Staramy się wykorzystać te wyniki jako sondaż, badanie potrzeb mieszkańców i wykorzystywac w dalszej działalności. Ostatnio zwróciliśmy się do oficera rowerowego Wrocławia, żeby przeanalizował wyniki WBO 2016 i wziął pod uwagę ilość oddanych głosów w naszym rejonie miasta przy planach rozbudowy systemu roweru miejskiego.

Jeszcze zanim zamieszkaliśmy tu na stałe, powstał projekt „Program Zakrzów. Peryferie Lokomotywą dla Wrocławia” finansowany z EFS. W ramach projektu zaczęto wydawać gazetę osiedlową „Zawidawieści”. Pisałam do niej jako jeden z dziennikarzy i wtedy zaczęłam bardziej interesować się lokalnym działaniem.

Co Cię skłoniło do zaangażowania?

W 2013 roku przede wszystkim to, że moja mama zgłosiła projekt utworzenia Parku Jedności na Zakrzowie i bolało mnie, że mało osób o tym wiedziało. Chciałam, żeby akcja informacyjna miała większy rozmach. Rok później było już inaczej. Mocno zaangażowała się Rada Osiedla, klub seniora, szkoła i to później potoczyło się siłą rozpędu. Cieszyłam się, że znalazły się osoby, które też chcą coś robić na Zakrzowie. Przy okazji następnych edycji mieliśmy coraz więcej przemyśleń i coraz lepiej się organizowaliśmy.

Czy projekt Twojej mamy osiągnął sukces?

W tej pilotażowej edycji w 2013 roku nie przeszedł, zabrakło nam ok. 70 głosów, przegraliśmy o włos. Natomiast w 2014 roku projekt parkowy (nr 91) odniósł ogromny sukces, zdobył ponad 5 tys. głosów i zajął we Wrocławiu 5. miejsce wśród dużych projektów (nasz był na prawie 1,5 mln zł). Trochę się też zmienił, bo kilku innych mieszkańców złożyło podobne inicjatywy, doszło do spotkania i udało się pogodzić różne wizje. Najśmieszniejsze jest to, że wtedy nie mieliśmy żadnych obaw, że nam się nie uda, że to duży projekt, więc konkurujemy też z naprawdę dużymi społecznościami. Po prostu poszliśmy na całość. Nie składaliśmy wtedy żadnych innych projektów, ten był jedyny. W 2015 roku już złożyliśmy dwa projek-


ty, bo okazało się, że to, co udało się wygrać w 2014 roku, nie wystarczy nawet na połowę parku. Wcześniej nie mieliśmy tej świadomości. Problemy pojawiły się dopiero po wygranej. Wtedy odbyło się spotkanie z p. Bartkiem Świerczewskim, który stwierdził, że na zagospodarowanie 1 ha terenu potrzeba 1 mln zł, a my mamy 4 ha do zagospodarowania... Wszystko też zależy od tego, w jakim standardzie mieszkańcy chcą zagospodarować przestrzeń. Ale ponieważ przedstawialiśmy im pomysł całego parku, z placami zabaw, siłownią terenową, wybiegami dla psów, to nie można było z tego zrezygnować, mówiąc, że zrobimy całość, ale tylko na zasadzie wytyczenia alejek, postawienia kilku ławek i latarni. Zapadła decyzja, że ten projekt będzie etapowany. To jest trudna rzecz. Po tych kilku edycjach widzimy, że przekonywanie rok do roku mieszkańców, żeby głosowali na kolejne etapy tego samego projektu jest bardzo trudne. Jeśli jeszcze realizacja projektu idzie dobrze, to ok – np. Przyjazny Tarnogaj ma taką sytuację. Na początku zdobyli niewiele środków, z tego nie udało się zbyt wiele zrobić, ale projekt idzie do przodu, jest realizowany. Natomiast Zakrzów ma cały czas pod górkę. Nie dość, że wszystkie procedury trwały niemiłosiernie długo, to jeszcze gdy doszło do przetargu i został wyłoniony wykonawca, okazało się, że jest on niesolidny, nie wykonuje prac zgodnie z projektem i ZZM musiał rozwiązać z nim umowę. Jak już rozwiązał, to wykonawca nie chciał opuścić terenu budowy. To był precedens – takiej sytuacji nie było nigdy wcześniej we Wrocławiu. I dopiero niedawno udało się miastu znowu przejąć teren, teraz trwają jeszcze analizy dokumentacji, wszystko trwa. Każdy etap to kilka miesięcy czekania i pewnie na wiosnę dopiero zostanie ogłoszony nowy przetarg. Liczę na to, że być może w wakacje część parku będzie gotowa. Pamiętajmy, że wygraliśmy w październiku 2014 roku, a dopiero teraz, w 2017 roku, będzie realizacja tego etapu. W 2015 roku składaliśmy projekt uzupełniający na 500 tys., który wygrał, zdobyliśmy ok. 3 tys. głosów. Te środki pozwoliły nam uzupełnić I etap jeszcze o pewne elementy placu zabaw.

Jeśli ktoś zagłosował w 2014 roku i poszedłby dzisiaj zobaczyć, co powstało, to...?

2017

To widzi ogrodzony plac budowy. Nie powstało nic, z czego mieszkaniec mógłby korzystać.

TERMIN SKŁADANIA WNIOSKÓW

Jak organizowaliście promocję swoich projektów?

do 17 lutego 2017

Założyliśmy fanpage Zmieniaj Zakrzów, na którym umieszczaliśmy informacje nt. projektów. Teraz jest on bardzo rozbudowany,


NASZE MIASTO gdyż publikujemy tam wszelkie informacje dotyczące życia na Zakrzowie. Oprócz tego plakaty i ulotki na osiedlu. Nawiązaliśmy także współpracę ze szkołą i księdzem proboszczem z parafii św. Jana Apostoła, dzięki czemu mieszkańcy mogli się z ambony dowiedzieć, że ci ludzie stojący pod kościołem zbierają głosy na WBO i żeby się nie bać, bo próbujemy coś zmienić w naszej społeczności. Prawda jest taka, że na peryferia pieniądze z miasta idą rzadko. Mimo wielu wad budżet obywatelski jest najskuteczniejszym sposobem pozyskania środków. Mówi się, że można próbować zrobić to na inne sposoby, poprzez karty zadań inwestycyjnych w radzie osiedla, poprzez radnych miejskich, ale to już nie jest ani tak pewne, ani tak łatwe. Próbujemy w różnych kwestiach i na razie, mimo wszystko, to WBO okazuje się najlepszym sposobem.

edycja nie powinna być już tą, w której te tereny się wzmocnią. Wiadomo, że jeśli ktoś 3-4 lata z rzędu zgłaszał jakieś projekty i nie było odzewu, skuteczności, to coraz mniej mieszkańców obchodzi uczestnictwo w takim plebiscycie, bo to tak naprawdę jest plebiscyt, a nie konsultacje społeczne. Natomiast magistrat uznał, że ten podział się sprawdza i w 2017 roku nie będzie większych zmian co do struktury, spróbuje wzmocnić te społeczności poprzez organizację laboratoriów obywatelskich. Nie spowoduje to jednak przewagi w samym głosowaniu. Byłabym za tym, aby formalnie w zasadach zmienić proporcje, dodać punkty, wspomóc projekty z mniejszych osiedli. Budżet musi dążyć do wyrównania szans.

Co sądzisz o zasadach i przebiegu głosowania w kolejnych edycjach? Ten temat budzi sporo kontrowersji.

Wiem, że Biuro Partycypacji Społecznej się stara, mimo małej kadry, bo to jest tylko kilka osób. Natomiast zdecydowanie za mało środków idzie na promocję WBO. I nie przekonują mnie zdania, że „tyle mamy”. Skoro prezydent chce, żeby to był jeden z flagowych projektów Wrocławia, to powinien przeznaczyć więcej tych środków. Oczywiście, można mieć wątpliwości, czy nie przeznaczyć tych pieniędzy na same projekty, ale jeśli chcemy, by jak najwięcej mieszkańców decydowało o swoim mieście, a taki miał być cel, żeby mieszkańcy mogli współdecydować, to muszą wiedzieć, że takie coś się odbywa. Muszą być wielkoformatowe plakaty, na przykład na Rondzie Reagana, muszą być bardziej zaangażowane rady osiedli. Tak naprawdę w zeszłym roku i w poprzednich latach, że jest WBO, to tutaj (na Psim Polu) nigdzie nie było widać. Media mocno wspierają WBO, ale nie wszyscy czytają gazety czy słuchają Radia Wrocław, nie wszyscy mają też konto na FB. Potrzebne jest większe wyjście do mieszkańców. Widzimy, że to się zmienia in plus, ale zbyt wolno. W tamtym roku było wydarzenie na ul. Świdnickiej, podczas którego liderzy mogli promować swoje projekty, były przy okazji rozdawane

Największe wahania są między edycją 2015 a 2016. W roku 2016 wprowadzono głosowanie przez internet, które trzeba potwierdzić sms-em. Jest to dobry krok, bo wyeliminował nieuczciwe praktyki, natomiast spadła frekwencja. Zastanawiam się, czy ona spadła tylko z tego powodu. Głosowanie też było krótsze. W 2017 roku ma być wydłużone. Powinno również odbywać się wcześniej, bo już było zimno, pogoda nie sprzyjała, trudno było rozmawiać z mieszkańcami na temat projektów. Razem z innymi liderami zwracaliśmy uwagę na słabości WBO: będziemy mieć już piątą edycję, a tak naprawdę, mimo wprowadzenia rejonizacji, to mam wrażenie, że wygrywają projekty z tych samych miejsc. Rejonizacja miała spowodować bardziej równomierne rozmieszczenie projektów na terenie miasta. Ale kiedy się popatrzy na wyniki, to np. Grabiszyn-Grabiszynek zawsze dużo zgarnia, natomiast mniejsze społeczności, typu Pracze Odrzańskie, Bieńkowice, Żerniki, Pawłowice, Kłokoczyce nie zdobywają nic i mało osób tam głosuje. Pytanie, czy ta

Jak oceniasz zaangażowanie i wsparcie ze strony instytucji i struktur miasta?

O Wrocławskim Budżecie Obywatelskim

wielokrotnie pisaliśmy na portalu

wroclife.pl 30

wroclife.pl Nr 1/2017

sadzonki drzew, no i fajnie, oby więcej takich pomysłów. Natomiast na pewno potrzebne są środki na to, by dotrzeć do mieszkańców na osiedlach, a nie tylko w centrum miasta. Na pewno też są potrzebne środki na to, by komórki, które realizują WBO, mogły się wyrobić z realizacją tych projektów, bo cały czas to się dzieje zbyt wolno. W edycji 2017 będą pewnie takie projekty, które są uzupełnieniem projektów z 2016 czy 2015 roku, które jeszcze nie zostały zrealizowane. Czas realizacji powinien się skrócić. Wiadomo, że są projekty, które są bardziej skomplikowane, ale to tylko jakaś cząstka. 2-3 projekty mogą się opóźniać, ale nie większa ich liczba. Wynika to też z tego, że jest za mało osób, które specjalnie są do tych projektów wyznaczane przez miasto – czy w Zieleni Miejskiej, czy w Wydziale Inwestycji Miejskich. Te osoby mają swoje obowiązki, a dodatkowo dorzuca im się realizowanie projektów WBO. Wiadomo, że każdy z nas ma jakiś pułap możliwości, a jeśli dochodzą do tego wszystkie przepisy i procedury miejskie, to później współpraca zamienia się w czekanie miesiącami.

Co mogłabyś powiedzieć osobom, które jeszcze się nie zdecydowały na własny projekt lub wahają się, czy zaangażować się w WBO?

Muszą przemyśleć swój projekt, to jasne. Nie podoba mi się idea maratonu pisania projektów, bo powinny one wypływać z potrzeb mieszkańców, ze zdiagnozowanych problemów na osiedlach, a nie, że wpadnie mi coś do głowy, to zgłoszę to do WBO. Porozmawiać ze znajomymi, z sąsiadami, jeśli to projekt lokalny, bo każda rozmowa może wprowadzić coś nowego, ulepszyć projekt. Może się też okazać, że coś innego jest ważniejsze do zrobienia. Ważna jest też współpraca na osiedlu. Podczas WBO magistrat stara się promować współpracę na osiedlach. Przy tych zasadach i progach kwotowych, które mamy, jest to prawie niemożliwe. To byłaby sytuacja idealna, że spotykamy się w radzie osiedla, z mieszkańcami i mówimy: dobra, w tym roku zgłosimy nasze projekty, a w przyszłym zgłosimy wasze. Jeśli interes społeczny jest zbieżny, to jest ok, ale widzimy, że osiedla są tak duże, że nikt nie przystanie na to, żeby tak zrobić. Osiedla są bardzo różne i mają różne potrzeby. Zmieniaj Zakrzów jest bardzo otwarte na współpracę, ale trudno współpracować, gdy projekty ze sobą po prostu konkurują. Chyba że tworzy się projekt ogólnomiejski, wtedy można zaangażować różne grupy. Ale przy lokalnych, rejonowych projektach, to jest bardzo trudne. WBO jest grą o wysoką stawkę i jak to w życiu bywa, jej reguły nie zawsze są sprawiedliwe dla wszystkich uczestników.


Nowy rok, nowy styl! Z Katarzyną Sekścińską rozmawia Pamela Uszyńska. Jesteś stylistką, ale opowiadając o pracy poza sesjami zdjęciowymi i teledyskami, wolisz określenie „doradca wizerunkowy”. Dlaczego uważasz, że ów wizerunek jest tak ważny, i jakie podejście do mody mają, według Ciebie, wrocławianki?

Nasza garderoba może nam pomóc zrealizować zamierzone cele (np. awans, zmianę pracy), poprawiać humor, dodać pewności siebie albo – stanowić problem. Moi klienci często są zdziwieni, jak daleki jest ich wizerunek od tego, jak chcieliby być postrzegani. Zapominają, że swoim ubraniem mogą wpływać na emocje innych, opowiadać historię. Nie zdają sobie sprawy, jakie błędy popełniają podczas zakupów czy przy komponowaniu ubrań z akcesoriami. Wrocławianki są coraz mniej zachowawcze, ale często bardziej zależy im na podążaniu za aktualnymi trendami, niż na podkreśleniu ubraniem swojej osobowości, kompetencji, czy potraktowaniem go jako skutecznego narzędzia do realizacji konkretnego celu.

A jak jest ze stylem mężczyzn we Wrocławiu? Czy korzystają z usług doradców wizerunkowych?

Jak najbardziej! Ponad połowa moich klientów to właśnie mężczyźni, którzy potrzebują profesjonalnej pomocy w doborze garderoby dostosowanej np. do nowego stanowiska pracy. Wielu z nich nie lubi zakupów, a musi skompletować eleganckie zestawy na spotkania biznesowe. Są też tacy, którzy chcą coś zmienić w swoim życiu i wierzą, że zmiana

wizerunku im w tym pomoże. Nie chciałabym uogólniać, ale mam wrażenie, że to właśnie mężczyźni we Wrocławiu są bardziej otwarci na modowe eksperymenty i zmiany w swoim wyglądzie.

Od czego najlepiej zacząć, jeśli chcemy dokonać rewolucji w szafie?

Kim jestem i do czego dążę? – to pytanie, które powinna zadać sobie każda osoba pragnąca zdefiniować swój styl i wprowadzić zmiany w garderobie! Ubranie nie powinno być przebraniem. Jeśli decydujesz się na metamorfozę swojego wizerunku, postaraj się spojrzeć na siebie obiektywnie, nie skupiaj się jedynie na wadach swojej sylwetki i mankamentach urody. Pamiętaj też, że fantastyczny wygląd nie musi kosztować fortuny. Ważne jest, żeby w swoich ubraniach czuć się jak milion dolarów każdego dnia, a taki efekt daje tylko garderoba dopasowana do osobowości i stylu życia. Warto również poświęcić czas na przyjrzenie się sobie. Często podświadomie sięgamy po rzeczy, w których wyglądamy najlepiej (i przez to czujemy się pewniej). Na tym etapie bardzo pomocne może okazać się spotkanie z profesjonalnym doradcą wizerunkowym lub stylistą, który pomoże określić, na jakie błędy jesteśmy narażeni, kompletując ubrania i dodatki. Dobry stylista doradzi również, które fasony będą najkorzystniejsze dla naszego typu sylwetki. Pamiętajmy jednak, że finalnie to nasze samopoczucie i komfort są najważniejsze, w innym przypadku – kolejne rzeczy trafią na dno szafy.

KATARZYNA SEKŚCIŃSKA Od ponad 10 lat związana z branżą Fashion jako manager, VM, stylista i dyrektor kreatywny. Pracowała dla marek takich jak: Tommy Hilfiger, Pepe Jeans London, Footlocker czy Mystyle BOX. Jako event manager współpracowała m.in. z Stowarzyszeniem ulicy Świdnickiej, a jako wykładowca akademicki m.in. z DSW i CDV. Z wykształcenia specjalista ds. PR, Corporate Identity i Coach. Jej portfolio uzupełnia realizacja projektów i autorskich szkoleń m.in. dla Attestor, Miss SIxty, Concept Storu Fu- Ku i agencji kreatywnych. Właścicielka firmy make me, w której współpracując z zespołem najlepszych grafików, fotografów, reżyserów i wizażystów, współtworzy m.in. profesjonalne sesje zdjęciowe, brand booki oraz doradza osobom prywatnym.

Wiem, że zima to dla Ciebie bardzo pracowity okres. Czy ma to związek z postanowieniami i potrzebą zmian wraz z nadejściem nowego roku?

Chęć i potrzeba zmiany to jeden z głównych powodów, dla którego podejmujemy decyzję o kontakcie ze stylistą. To również pierwszy krok na drodze do świadomego budowania i definiowania własnego stylu. W zależności od tego, jaki cel chcemy osiągnąć, musimy doprecyzować nasze priorytety i według nich zaplanować zmiany w swoim wyglądzie. Może się np. okazać, że styl boho, który idealnie odpowiada naszej estetyce, nie jest odpowiednim na służbowe spotkania (które odbywamy niemal codziennie) i może sprawić, że będziemy postrzegani jako osoba niekompetentna. Nasz styl powinien być spójny nie tylko z naszą osobowością, ale i ze stylem życia. Na etapie modowych poszukiwań bądźmy elastyczni, nie bójmy się eksperymentów w sklepowych przymierzalniach, szukajmy inspiracji i kreatywnych rozwiązań tego, jak połączyć formalne elementy garderoby z akcesoriami, które nas definiują. Tego przede wszystkim „uczę” moich klientów – znajdowania najlepszych i najbardziej praktycznych rozwiązań, a nie ślepego podążania za trendami.


KONCEPT I STYL

Very nice wall – o nowej odsłonie graffiti Sztuka przekracza granice, to oczywiste. Wyzwolona z muzealno-galeryjnych wnętrz przejmuje przestrzenie publiczne. Staje się trwałym elementem naszej codzienności. Jednym z najczęściej spotykanych przejawów sztuki na ulicach miast jest street art, przyjmujący rozmaite formy i kształty. TEKST JOANNA WYRWA

FOT. ZAJACZKOWSKI PHOTOGRAPHY

S

treet art zaangażowany to murale, instalacje, performensy, inicjatywy będące narzędziem komunikacji ważnych idei i poglądów. Street art to także czysta forma ekspresji w postaci graffiti. Przez wiele lat uważane za przejaw wandalizmu, dzisiaj – wkracza na salony. We Wrocławiu, od kilkunastu lat, niezwykle dynamicznie lokalizują się nowe firmy i kor-

32

wroclife.pl Nr 1/2017

poracje. Ich siedzibą często stają się surowe przestrzenie, pozbawione indywidualnego stylu. Dlatego coraz więcej przedsiębiorstw decyduje się na radykalną transformację pomieszczeń – wprowadzenie graffiti i języka artystycznego do swoich biur. Atrakcyjne, stylowe wnętrze inspirowane sztuką ulicy podnosi komfort pracy, ociepla wizerunek miejsca i staje się wyznacznikiem światowych

trendów. A szybkość wykonania, połączona z jakością i estetyką grafiki ściennej, pozwala tworzyć sztukę dostępną dla wszystkich. Graffiti stało się dla artystów narzędziem znakowania terytorium. Umiejscowione w firmowych biurach, określane w swojej udomowionej wersji mianem „very nice wall” – pełni podobną rolę. Jest sposobem na identyfikację i organizację miejsca pracy. Staje się nieba-


KONCEPT I STYL nalnym narzędziem komunikacji wizualnej, wyrażania wartości i wzmacniania identyfikacji marki wśród pracowników. W badaniu „Making Art Work in the Workplace” przeprowadzonym przez British Council for Offices, 60,8% respondentów przyznało, że kontakt ze sztuką w pracy zwiększa kreatywność zespołu. Natomiast według 93,8% – sztuka zdecydowanie ociepla wizerunek miejsca. Ścienne grafiki to fala ożywczej energii – inspirują, przełamują stereotypowe myślenie i twórczo pobudzają pracowników biur. Mecenat sztuki przekłada się z kolei pozytywnie na zewnętrzny wizerunek firmy (co potwierdziło 54% badanych przez BCfO) i wpisuje się w strategię pozyskiwania potencjalnych nowych klientów. Dekoracje bazujące na sztuce ulicy nie tylko cieszą oko, ale też doskonale oddają charakter miejsca, jego historię i atmosferę. Inspiracją dla grafiki wykonanej we wnętrzach biurowca Kurkowa 14 były stare szyldy i tablice z nazwami ulic dawnego Nadodrza. Praca zrealizowana w przestrzeniach RST Software Masters we Wrocławiu, to wizualna opowieść o wynalezieniu koła przez informatyków firmy, którzy pracują według metodyki Scrum. Biura Skanska Dominikański zdobią malownicze arabeski, które – dzięki sprawnej ręce i farbie w spreju – mogą konkurować ze żmudnie wykonanym, klasycznym ornamentem. Ducha nowoczesności przeplatanej undergroundową tradycją graffiti w tych biurowych przestrzeniach wywołała grupa Kolektyf – projektanci i architekci, wizjonerzy, którzy swoją pasję i talent transformują w sztukę użytkową. Kolektyf od dziesięciu lat wypełnia wrocławską tkankę miejską barwnymi graffiti, wrzutami, ale też akcjami promującymi kulturę undergroundu. W latach 2005-2009, dzięki zaangażowaniu członków grupy, zorganizowany został festiwal Grafffiti Non Stop oraz polska edycja festiwalu Meeting of Styles. Ideą obu imprez była promocja stylu graffiti oraz młodych talentów działających w tym nurcie sztuki. Obecnie działalność artystów z Kolektyfu skupia się na przekształcaniu biurowych ścian w oryginalne galerie. Dbają o to, by graffiti w nowej formie pozostało blisko ludzi, tworząc przyjazne i atrakcyjne wnętrza, wypełniając lukę pomiędzy potrzebą obcowania ze sztuką a miejscem pracy. Mijając biurowe korytarze ozdobione graffiti, możemy zaczerpnąć energii, którą wyzwala spacer po berlińskich ulicach. Warto zwrócić uwagę na ten pozytywny przekaz i twórczą atmosferę, którą generują przekształcone artystycznie przestrzenie.

FOT. KAROLINA KOSOWICZ

FOT. BARTOSZ HOŁOSZKIEWICZ


NASZE MIASTO

WE MGLE

Na drugim planie TEKST ALEKSANDER WENGLASZ ILUSTRACJA ANITA BAŃDZIAK

– Ekran kina przesłania papierosowy dym. Światło projektora przebija się przez kłęby, sprawiając wrażenie, iż ta cienka, jasna strużka niesie ze sobą pamięć o rzeczach, które się nie wydarzyły, a które trzeba uratować. – Uratować? – Sara Kayser zgasiła niedopałek w popielniczce. – Pokaż – wyciągnęła do Gabrieli rękę po notes, pragnąc na własne oczy zobaczyć zdanie. Dotychczas nie myślała, żeby ocalić od zapomnienia coś, czego nie było.

N

a prośbę Sary, Gabriela pisała artykuł do dziennika „Schlesische Zeitung” o emancypacji kobiet i pierwszym stacjonarnym kinie w Breslau „Fata Morgana”, które należało do Kayser i jej męża. Z początku funkcjonowało jako kino objazdowe, od 1906 roku zajmowało jedną z przestrzeni w domu towarowym VICTORIA przy Nikolaistrasse 65-68. „Fata Morgana” było strefą wyzwolenia kobiet, w którym paląc papierosy i pijąc piwo, mogły oglądać filmy. Nie istniały sztywne godziny projekcji – kobiety przychodziły o dowolnej porze i zajmowały miejsca w trakcie seansów. Spotykając się z Gabrielą, Sara wielokrotnie porównywała chwile spędzane w kinie do jazdy tramwajem: wchodzisz, zajmujesz miejsce naprzeciw kogoś, za oknem przesuwają się obrazy miasta, wychodzisz. Odpalała papierosa i ze wzrokiem skierowanym na ekran pytała, czy film istniał, zanim usiadłaś albo czy istniał po twoim wyjściu? Może osoba, na którą w tramwaju patrzyłaś i obrazy za jej plecami, były projekcją wyobraźni? A może niczego nie było? W głowie Gabrieli najbardziej pobrzmiewało ostatnie pytanie. Za każdym razem gdy przemierzała trasę z placu Staszica do Rynku, rozmyślała nad odpowiedzią. I kiedy już zdawało się, że taką odnalazła, ktoś wyłapywał jej spojrzenie, a na kobietę padał blady strach. – Czytaj dalej – Sara oddała notes. Kinowa sala niczym przesiadkowa stacja. Niektóre z kobiet wybierają na przystanku osoby

34

wroclife.pl Nr 1/2017

jak filmowych bohaterów, za którymi podążają. Niektóre idą za „Anną, odrzuconą córką radcy handlowego”, inne za „Hrabią i córką praczki”, jeszcze inne wsiadają za „Paulą i jej dzieckiem”. Nie słychać dźwięków: ani płaczu dziecka, ani tarki, ani głosu Anny. Naszych głosów też nie słychać. Nasze głosy zostały w domach. Sara słyszała Gabrielę jednak wyraźnie, ale uwagę skupiła na ekranie i krótkometrażowym obrazie „Pocałunek” z 1896 roku: mężczyzna i kobieta siedzą obok siebie, on zbliża usta do jej ust, zaczyna mówić, ona coś odpowiada, mężczyzna robi wielkie oczy, kobieta się uśmiecha, on równie rozpromieniony zakręca palcami końcówki wąsów, ona zwraca się do niego twarzą, mężczyzna delikatnie chwyta w dłonie jej twarz, przybliża się i wreszcie całuje kobietę. Sara i Gabriela schowały się z tyłu sali. W osiemnastym rzędzie tuż pod okienkiem z projektorem. Sara powiedziała, że to pierwszy w historii kina film, na którym uwieczniono pocałunek. Na Gabrieli nie zrobiło to wrażenia. Piwo i papierosy smakowały o wiele lepiej, niż choćby najbardziej namiętny pocałunek.

J

estem damą do towarzystwa. Jestem ustami dla ust, uchem dla szeptów. Jestem ucieleśnieniem wyobrażeń. Wczoraj w tramwaju mężczyzna, który siedział naprzeciwko mnie, nie miał twarzy, a jedynie oczy. Patrzył na moje buty. Patrzył tak bardzo, że ze stopy zsunął mi się pantofel.

S

ara Kayser nigdy nie wysłała tekstu do gazety, a Gabriela nie pojawiła się już w kinie. Sara nie wiedziała, gdzie kobieta mieszka. Wiedziała tylko, że na Nikolaistrasse docierała tramwajem. Przez kolejne dwa tygodnie jeżdżąc w różnych porach między placem Staszica a Rynkiem, miała nadzieję spotkać Gabrielę: albo na przystanku, albo siedzącą naprzeciw niej. Jednak po czternastu dniach ogarnęło ją uczucie, iż rzeczywistość dookoła jest optycznym złudzeniem. O poszczególnych

zaś chwilach myślała, że są zamknięte w filmowych klatkach, z których żaden gest nie może się wydostać. Jak gdyby pytania, które wcześniej zadawała, miały teraz jeszcze bardziej utwierdzić w przekonaniu, że wszystko co ją otacza, to miraż.

M

ężem Sary był żydowski kupiec Paul Pflaumbaum. Paul przychodząc czasami na seanse, widział w kobietach bohaterki filmów. Wyobrażał sobie, że gdy nadejdzie odpowiedni moment, to niesione światłem przez kłęby papierosowego dymu, przenikną na płótno. Nie był przeciwny emancypacji, ale Gabrieli nie lubił. Wiedział, że nie jest damą. Jadąc któregoś razu tramwajem, usiadł vis-à-vis kobiety. Unikał jednak spojrzenia, patrzył na jej stopę i na to jak w pewnej chwili umyślnie zsunęła ze stopy pantofel. Pflaumbauma pochłaniały interesy z Georgiem Harterem – inwestorem i zarazem projektantem secesyjnego domu towarowego VICTORIA. Paul rozumiał, że kino musi zarabiać, dlatego dbał, żeby podawane piwo było najlepsze. Jednocześnie wiedział, że kino nie będzie nigdy najbardziej dochodowym geszeftem.

K

ilka lat później, w 1913 roku, „Fata Morganę” przejął Ernest Wendriner i zmienił nazwę na „Zentral-Kino”, następnie Hermann Eichler, który nad wejściem zawiesił jeszcze inny szyld „Nikolai-Lichtspiele”. Z upływem czasu reputacja kina stawała się gorsza. Na seanse przychodzili uczniowie, żeby w ciemnej sali napić się alkoholu. Nauczyciele oraz osoby związane z Kościołem zaczęły protestować. Breslau był miastem konserwatywnym i ustalono, że każdy film przed publiczną projekcją musi zostać obejrzany przez policję i otrzymać swoją kartę cenzorską.

P

ragnę, żeby w filmach był dźwięk. I nawet jeśli miałoby to stać się kosztem obrazu. Chciałabym, żeby reżyser szukał najbujniejszych koron drzew do scen w lesie albo szperał godzinami w magazynie za najbłyskotliwszymi cekinami do kostiumu hrabiny, ale żeby później nie włączył kamery. I tylko nagrał szum liści, szelest materiału. Pewnego dnia Paul znalazł notes w toaletce żony. Napisane piórem zdania w niczym nie przypominały charakteru jej pisma. Zrozumiał wówczas, że nie mógł przed Gabrielą żony uratować. Zrozumiał, że Gabriela to postać, która mieszkała w głowie Sary.


NASZE MIASTO

wroclife.pl Nr 1/2017

35


The view from abroad:

How people in Wroclaw live? TEXT RAQUEL NIEGO VASQUEZ

Akademia Splendoru i Konwenansów TEKST EWA KUZILEK-SEKŚCIŃSKA

A w karnawale…

Karnawał w pełni. Spotkania, kolacje, bale i małe „domówki”. Garderoba gotowa, fryzjer zamówiony… pięknie! Panie i Panowie – parę słów na temat, który może pomóc Wam w odnalezieniu się w gąszczu sytuacji, których na pewno nie unikniemy.

Zaproszenie

Zostaliście zaproszeni na przyjęcie – jeżeli poproszono Was o potwierdzenie swojej obecności (na zaproszeniu może pojawić się skrót: R.S.V.P, który znaczy: répondez s’il vous plaît, czyli „proszę odpowiedzieć”) – koniecznie zawiadomcie gospodarzy o tym. Miłym akcentem jest podziękowanie za zaproszenie. Jeżeli w zaproszeniu zawarta będzie informacja o obowiązującym stroju – należy się dostosować. Nie spóźniamy się!

Stół

To, co sprawia nam największy problem – to: gdzie usiąść (jeżeli nie ma bilecików), jak korzystać z nakrycia i jak używać serwetek. Po krótce: jeżeli gospodarze stanowią parę – siedzą naprzeciwko siebie przy krótszych bokach stołu. Po prawej stronie gospodyni siedzi najważniejszy rangą gość (mężczyzna), a po prawej stronie gospodarza najważniejsza rangą kobieta. Przy stole obowiązuje zasada: starsi goście przed młodszymi, goście zagraniczni przed rodakami. Obok gościa z zagranicy sadzamy osobę z dobrą znajomością języka, którym on się posługuje – i w tym wypadku nie obowiązuje hierarchia. Jeżeli skład gości na to pozwala – naprzemiennie siadają panie i panowie. O tym, że z nakryć należy korzystać wg ich ułożenia – na pewno wszyscy wiedzą. Dla przypomnienia. Najbardziej skrajne należy używać jako pierwsze. Jeżeli na stole nie ma wystarczającej ilości miejsca – gospodarze mogą do każdej potrawy zmieniać sztućce. Na pewno gospodarze zadbają o to, aby do każdego napoju został podany właściwy kieliszek (na wszelki wypadek: kieliszek do białego wina, który jest mniejszy od kieliszka do wina czerwonego, może posłużyć za kieliszek do wody. Wszystkie kieliszki ustawiane są od lewej do prawej).

Serwetki

To jeszcze parę słów o serwetkach. Papierowe – używane są podczas śniadania, kawy i w gronie bliskich osób. Na oficjalnym przyjęciu powinny pojawić się serwetki z materiału, jednokolorowe, ustawione (lub położone) na talerzu do pierwszego dania. Serwetki kładziemy (zawsze) na kolana. Jeżeli w trakcie jedzenia musimy wstać od stołu, serwetkę kładziemy na krześle, a po ostatnim daniu kładziemy ją na stole po lewej stronie talerza. I na zakończenie (zupełnie nie wyczerpując tematu) – co wyrażamy za pomocą sztućców? „Przerwa w jedzeniu” – sztućce leżą skrzyżowane na talerzu – ostrze noża skierowane jest do środka, a zęby widelca w górę lub do dołu. „Proszę sprzątnąć” – sztućce leżą na talerzu obok siebie, a trzonki są zwrócone w prawo w dół „na godzinę piątą”.

Miłych spotkań, dobrych win i żadnej gafy!

It’s funny to answer a question like “how do people live?” through social sciences. Actually, it has to be considered in abstract terms. It is not that everyone in the city behaves the same. But, anyway, as a foreigner and a student set up in Wroclaw, I will do my best as far as the social inputs and cultural observation can go. I could start by saying that I consider insufficient speaking about any aspect of Wroclaw without referring to the Polish context, or even Eastern European, Central or Western European context, if the subject demands it. The following ideas are applicable to Poland as a whole and in most cases what I feel about Wroclaw in specific is that they are just less remarkable if we compare with other parts of the country. Important personal data: I have only been in three cities (Lodz, Wroclaw and Cracow), but I find Polish culture, at least in cities, kind of homogenous and this is the general feeling people may have, according to conversations I have had the opportunity to get. First of all, the Polish schedule is regulated by/ adapted to daylight. This asseveration is almost literal. As the sunlight stays few hours, the journeys become shorter comparing to other parts of the world: the stores close early, the economy goes slower and lifestyle is mostly quiet, a little bit like being in the country. As a consequence, the perception of time is also different. Day passes faster and this fact has an impact on the intensity of the routine and daily activity. What I point out about Poland could be one thing that explains a certain cultural duality. If as a whole, the Polish society shows low level of dynamism and social change, could you imagine how this works in the most traditional regions? In this context, I find normal that this springs forth an ocean of differences between all relative to tradition versus modernity. In fact, one of the things I hear the most about people is how much Varsovian citizens frequently disregard those own compatriots considering them provincial ignorant people. In response, people from Warsaw have got the first prize as the most hated ones in whole Poland. Ironically, the people I have met through the three cities I’ve been traveling didn’t have much in common, but the fact of not being ignorants at all. Secondly, there is another consequence related to the daylight schedule in Poland that until now I had just suggested, talking about the work. A lot of people work under the same schedule, starting at 8 or 9 am and finishing around 5 pm, 4 pm, or even 3 pm, with longer breaks between hours. The holidays are plentiful. Personally, I find this labor organization very healthy and balanced in the broad sense, because maybe unintentionally it is actually a solution to the problem of living for work, instead of working to live that almost all the countries around the world have. But there’s one detail in relation with this “policy”: if most of the services are opened at the same hours, at the end it becomes very difficult to enjoy the city, or at least do in a practical way the mandatory and rutinary we must do apart of study or work (pay bills, go to the bank, buy food…). This is the principal disadvantage about staying in a not really dynamic place. Things would be different if the concept of work in shifts was spread (morning shift, afternoon shift, in some cases evening or night shift). For instance, even in a city like Wroclaw, it is hard to find an opened restaurant if it is not lunch or dinner time, or a hairdresser after 4 pm, just like if they were banks. So this reality is also related to the strict and traditional lifestyle spread by the whole country, which is not bad itself at all, but that can frustrate foreigners or young people in general that have been raised in cities with a different perception of time and its uses.


PAMELA USZYŃSKA POLECA W 2017 roku Wrocław nie zwalnia tempa, w lutym czeka nas wiele atrakcji. Przedstawiam Wam pozycje, które w tym miesiącu znalazły się w moim kulturalnym kalendarzu. Wrocław odwiedzi wielu znamienitych gości, m.in. Fátima Miranda, która zagości w Narodowym Forum Muzyki, czy sir Tony Cragg. Podczas trasy koncertowej Fisz Emade Tworzywo zawita do Starego Klasztoru, w Hali Stulecia na lodzie wystąpi Rosyjski Klasyczny Balet, a tydzień później zatańczy tam Narodowy Balet Gruzji „SUKHISHVILI”. W Międzynarodowy Dzień Przytulania fani niekonwencjonalnej sztuki będą mogli przygarnąć roślinkę. Ponadto, do obejrzenia jest wiele fantastycznych wystaw, wernisaży i filmów. Oto garstka wybranych przeze mnie wydarzeń, wśród których każdy znajdzie coś dla siebie.

WYSTAWA

3.02.2017–8.05.2017 Tony Cragg: Rzeźba Muzeum Współczesne Wrocław i Centrum Rzeźby Polskiej w Orońsku zapraszają na wystawę sir Tony’ego Cragga – jednego z najbardziej cenionych rzeźbiarzy świata, który wraz z kilkoma innymi brytyjskimi artystami, takimi jak Antony Gormley, Anish Kapoor czy Mark Wallinger, współtworzą potęgę współczesnej rzeźby angielskiej. Jego dzieła znajdują się w muzeach, prywatnych kolekcjach, na placach miast i w słynnych parkach rzeźby. Twórczość Cragga została szybko zauważona i doceniona przez świat artystyczny. Przełomowym okazał się rok 1988, kiedy to twórca reprezentował Wielką Brytanię na 43. Biennale w Wenecji i w tym samym roku dostał prestiżową nagrodę Turnera w Londynie. Muzeum Współczesne Wrocław, pl. Strzegomski 2a, poziom 0 Wernisaż: 3.02.2017, godz. 18.00, wstęp bezpłatny

FILM

3–5.02.2017 Dni Australii W weekend 3–5 lutego Kino Nowe Horyzonty organizuje po raz czwarty Dni Australii. W programie trzy produkcje z tamtego regionu, które nie miały swojej dystrybucji w Polsce: Projektantka (The Dressmaker), reż. Jocelyn Moorhouse, Australia 2015, 118’, Roztańczony buntownik (Strictly Ballroom), reż. Buz Luhrmann, Australia 1992, 94’ oraz Czarny balonik (The Black Balloon), reż. Elissa Down, Australia, Wielka Brytania 2008, 97’. Oprócz pokazów, w Barbarze odbędą się mistrzowskie warsztaty sommelierskie, prowadzone przez Wojciecha Cyrana (3 i 5 lutego, wyłącznie dla osób pełnoletnich) oraz zajęcia kulinarne Nowy Świat Mateusza Gesslera (4 lutego). Dni Australii to świetna okazja do poznania kultury tego dalekiego kraju! Opowie o nim na spotkaniu online popularna blogerka i podróżniczka, Julia Raczko, której fotografie będzie można obejrzeć w ramach wystawy od 3 do 17 lutego na I piętrze KNH. Kino Nowe Horyzonty, ul. Kazimierza Wielkiego 19a-21, Infopunkt Barbara, ul. Świdnicka 8c Bilety do nabycia w kasach kina.

KSIĄŻKA

KONCERT

WYSTAWA

3 – 24.02.2017 Magdalena Franczuk: The Book of Wonder. Księga Cudowności 3 lutego odbędzie się wernisaż wystawy The Book of Wonder. Księga Cudowności to składająca się z dziesięciu rozdziałów opowieść wizualna autorstwa Magdaleny Franczuk. Historia oparta jest na przygodach i życiowych doświadczeniach Franciszka Leona Madaleyskiego – zapomnianego, ekscentrycznego podróżnika z przełomu XIX i XX w., którego zainteresowania krążyły wokół poszukiwania w otaczającym go świecie zjawisk, jak sam mawiał, „duchowo osobliwych”. W ramach wystawy w Galerii Entropia premierowo pokazany zostanie jedenasty rozdział Księgi Cudowności zatytułowany Lilith. Galeria Entropia, ul. Rzeźnicza 4 Wernisaż 3.02.2017, godz. 19.00

4.02.2017, godz. 20:30, Fátima Miranda W NFM zagości Fátima Miranda, śpiewająca znawczyni sztuki współczesnej i architektury, która łączy improwizowany wokal ze sztuką wideo i wyjątkowym, scenicznym spektaklem. Madrycka mistrzyni eksperymentalnych technik wokalnych zachwyca wyjątkowymi spektaklami, w których poruszający się w zaskakujących rejestrach głos, przemawia do najgłębszych emocji odbiorców. Gdy dodamy do tego sceniczny dramatyzm, performerski talent Mirandy i jej niesamowite stroje, otrzymamy mieszankę, obok której trudno przejść obojętnie. Sala Czerwona, Narodowe Forum Muzyki, Plac Wolności 1 Bilety: VIP - 60 zł, normalny – 40 zł, ulgowy – 25 zł

Aleksander Wenglasz. Zdjęcie inaczej zabić 8.02.2017, 19.00, Aleksandra Rosyjski Balet Klasyczny: Jezioro łabędzie. i lód Krótkie formygodz. prozatorskie Wenglasza, wrocławskiego publicysty Klasyka i autora scenariuszy filmowych, ukazują się w magazynie

Wroclife od listopada 2016 i cieszą się niezwykle ciepłym przyjęciem wśród naszych Czytelników. Dlatego też bardzo miło nam ogłosić, że ukazał się wreszcie książkowy debiut tego autora. Zdjęcie inaczej zabić to, według oficjalnej zapowiedzi, „powieść, w której bohaterowie próbują odgadywać wzajemne intencje jak hasła krzyżówkowe, lecz żadne z haseł nie pasuje do odpowiedzi na pytania o to, czym jest prawda, a czym kłamstwo. Liczba kratek się nie zgadza. Nie takie słowa. I nie ma rozwiązania. Nie ma?”. Tego, co dokładnie kryje się na kartach tej osobliwej książki, nie zdradzi nam żaden opis czy filmowy trailer – musicie przekonać się o tym osobiście...

Hala Stulecia, ul. Wystawowa Aleksander Wenglasz, Zdjęcie 1inaczej zabić Bilety: 100 zł, 120 zł,miękka, 150 zł, 170 zł 978-83-944326-0-7; Wydawnictwo: Fundacja na rzecz Kultury i Edukacji im. Tymoteusza Karpowicza 336 strony, oprawa ISBN:

WYSTAWA

14.01 – 12.02.2017, Anna Krztoń: Past perfect Tylko do 12 lutego w CK „Zamek” można zobaczyć wystawę prac Anny Krztoń organizowanej przez wrocławską Galerię Komiksu i Ilustracji TYMCZASEM. Anna Krztoń zajmuje się przede wszystkim komiksem autobiograficznym i inspiruje wydarzeniami ze swojego życia oraz z życia swoich przyjaciół i znajomych. Past perfect to ekspozycja przekrojowa, stanowiąca podsumowanie kilku ostatnich lat pracy twórczej artystki, która ma na swoim koncie m.in. współpracę z Newsweekiem, Animoonem, Kulturą Liberalną, jak i publikacje w magazynach i antologiach w USA, Belgii, Słowenii, Estonii, Szwecji, Finlandii oraz na Litwie. Będzie można zobaczyć i przeczytać oryginalne plansze i wydruki z zinów, wydawanych własnym sumptem przez autorkę. Dodatkowo, zaprezentowane zostaną też rysunki i szkice z debiutanckiego albumu autorki, który ukaże się nakładem Wydawnictwa Komiksowego w 2018 roku. Galeria Komiksu i Ilustracji TYMCZASEM, pl. Świętojański 1 Wstęp bezpłatny


WYSTAWA

16.12.2016 – 10.02.2017, Alicja Patanowska: Plantacja Kino Nowe Horyzonty to coś więcej niż miejsce, w którym prezentowane są filmy. Do 10 lutego będzie tam można zobaczyć instalację Alicji Patanowskiej Plantacja. Autorka zaprosiła widzów do działania i wspólnie zbudowali roślinną instalację, która ma oddawać ducha tajemniczej wspólnoty – ludzi o różnych wyznaniach, potrzebach i aspiracjach, zebranych w jednej przestrzeni w podobnym celu. Plantacja to projekt, który artystka rozwija od 2014 roku. Jego początki wiążą się z obserwacją nocnego życia Londynu, w którym Patanowska studiowała. Podczas porannych spacerów, zbierała porzucone podczas imprez szkło. Z czasem, znalazła dla niego alternatywne zastosowanie i połączyła je z porcelanowymi formami, po czym posadziła w nich rośliny, każdego dnia obserwując wzrastające korzenie i liście. Aranżację Plantacji zaprojektował Szymon Hanczar. Ostatniego dnia prezentacji ekspozycji w Kinie Nowe Horyzonty, rośliny zostaną zaadoptowane przez widzów. Kino Nowe Horyzonty, ul. Kazimierza Wielkiego 19a-21 10 lutego 2016, performance Przytul roślinę. Wstęp bezpłatny.

TEATR

godz. 19.30, 9.02.-12.02.2017, Teatr Pieśń Kozła: Wyspa W dniach 9-12 lutego Teatr Pieśń Kozła zaprezentuje spektakl Wyspa. Ta interpretacja Burzy Williama Szekspira dzieje się w oszalałej wyobraźni starca Prospero, który, przykuty do swego więzienia, snuje marzenia i sny. Człowiek zdradzony i oszukany, żyje wyłącznie marzeniami, które sam stwarza. Wyobraźnia Prospero jest poetycka i magnetyczna. Kreuje on wszystkie postacie, które go otaczają, będąc każdą z nich i żadnej z nich nie widząc naprawdę. Wyobraźnia jak mit, stwarza muzykę i taniec. Narracja starca jest nielogiczna, sugestywna i nie poddaje się zaszufladkowaniu. Prospero opowiada o przeżyciach, marzeniach, których nie można spełnić, i o świecie, który nie istnieje. Teatr Pieśń Kozła, ul. Purkyniego 1 Bilety: normalny – 50 zł, ulgowy – 30zł

BALET

godz. 19:00, 16.02.2017, Narodowy Balet Gruzji SUKHISHVILI Występy Narodowego Baletu Gruzji SUKHISHVILI to niezapomniane artystyczne przeżycie dla każdego widza. Podczas ich spektaklu będzie można podziwiać nie tylko kunszt muzyczny czy precyzję tańca, ale też niezwykłe kostiumy. To połączenie wprawia w zachwyt widzów na wszystkich kontynentach. Narodowy Balet Gruzji SUKHISHVILI powstał 70 lat temu. Opiera się na tradycyjnych gruzińskich tańcach, jednak nie ogranicza się tylko do nich. Twórcy chcieli uczynić widowisko jeszcze bardziej spektakularnym. W tym celu stworzyli nowe układy, które wzbogaciły folklor gruziński o współczesne kroki. W efekcie występy stają się dynamicznym widowiskiem, atrakcyjnym dla wszystkich – od dzieci po seniorów. Hala Stulecia, ul. Wystawowa 1 Bilety od 120zł do nabycia na stronach: PanKoncert, Eventim, Biletyna, Ticketpro, eBilet oraz w salonach Empik, sklepach Saturn i MediaMarkt, a także na http://sukhishvili.pl/

WYSTAWA

27.01 – 23.02.2017, Marek Starzyk: Gazetowe obrazki Do 23 lutego w Galerii Miejskiej gości wystawa prac Marka Starzyka. Gazetowe obrazki są próbą rekapitulacji złożonego dorobku malarskiego, graficznego i rysunkowego zmarłego w 2011 roku artysty. Twórczość Starzyka lokuje się z pewnością w długiej tradycji sztuki publicystycznej. Jego prace są komentarzami do spraw bieżących, politycznych oraz społeczno-kulturalnych uwarunkowań rzeczywistości, pełne są przy tym odniesień do historii, filozofii i literatury. Nie stanowią tkliwej refleksji na temat współczesności, a raczej zdecydowaną krytykę konkretnych zwyczajów i słabości istniejących w społeczeństwie. Galeria Miejska we Wrocławiu, ul. Kiełbaśnicza 28 Wstęp bezpłatny.

KONCERT

godz. 20:00, 25.02.2017, Fisz Emade Tworzywo Fisz Emade Tworzywo na początku 2017 roku wyruszą w kolejną trasę koncertową po Polsce, na której nie może zabraknąć Wrocławia! Duet braci Waglewskich wystąpi 25 lutego w Sali Gotyckiej w Starym Klasztorze. Przez lata Fisz Emade przyzwyczaili fanów do muzycznych eksperymentów, mieszając ze sobą różne style, starając się, by wszystkie ich produkcje łączyła wysoka jakość i zaangażowanie. W październiku 2016 roku premierę miał najnowszy album braci Waglewskich pt. Drony i właśnie materiał z tej płyty oraz znane publiczności starsze utwory usłyszymy podczas najbliższego koncertu. Sala Gotycka, Stary Klasztor, ul. Purkyniego 1 Bilety: normalny – 65 zł, ulgowy – 55 zł.

WYSTAWA

16.12.2016 – 26.02.2017, //////////fur////: no pain no game Wystawę no pain no game określano jako „najbardziej bolesną wystawę świata”! Podczas dotychczasowych prezentacji w Krakowie, Berlinie, Frankfurcie, Budapeszcie, Wilnie, Pradze, Lublanie, Tallinie i Koszycach obejrzało ją ponad 100 000 zadowolonych widzów. Do 26 lutego będzie można oglądać, a nawet podjąć z nią grę w Centrum Sztuki WRO. Wchodzące w jej skład, stworzone z poczuciem humoru interaktywne obiekty i instalacje – rodzaj maszyn do gry z publicznością – zachęcają do zabawy, jednocześnie krytycznie odnosząc się do mechanizmów interakcji ze współczesnymi urządzeniami. Gra komputerowa, która boleśnie karci za popełnione błędy, labirynt sterowany śpiewem, symulator giełdowy, ale też koncertowy, maszyna do generowania przemówień... Volker Morawe i Tilman Reiff – artyści znani jako //////////fur//// – dążą do umożliwienia zmysłowego doświadczania sztuki, zmuszając przy tym odbiorców do wykraczania poza strefę komfortu. Galeria Miejska we Wrocławiu, ul. Kiełbaśnicza 28 Wstęp bezpłatny.

PAMELA USZYŃSKA Kobieta o dwóch twarzach, z wykształcenia i pasji aktorka, studentka Sztuk Nowoczesnych Design Now! Od ponad 10 lat związana z wrocławską i warszawską sceną muzyczną i kulturalną, zawodowo z Public Relations. Przy współpracy z Wrocław 2016 oraz Biurem Festiwalowym Impart współtworzyła komunikację wydarzeń Europejskiej Stolicy Kultury. Jako kierownik produkcji teledysków i sesji zdjęciowych współpracuje z artystami polskiej i zagranicznej sceny. Dyrektor artystyczny Wrocław Fashion Meeting oraz innych wydarzeń modowych.


Im więcej

drukujemy,, drukujemy tym więcej

drzew.. rośnie drzew Co roku w Europie przybywa 17 a ponad

000 000 hektarów lasów,

99% papieru używanego w druku pochodzi

z lasów o zrównoważonej gospodarce: w miejsce każdego wyciętego drzewa

sadzi się od jednego do kilku nowych drzew. Papier jest najlepszym odnawialnym zasobem, do którego ma dostęp ludzkość, a 70% używanego papieru przekazywane jest do recyklingu. Papier można powtórnie wykorzystać aż 7

razy,

a po wyrzuceniu biodegraduje się zaledwie w 3 miesiące.

Bądź ekologiczny – wybierz druk!

drukarnia offsetowa UNIQ POLIMEDIA katalogi, książki, foldery, czasopisma, ulotki, plakaty oraz wszystko, co można i warto wydrukować na papierze

+48 603 843 510 drukarnia@uniq.media


Zapraszamy do oddziałów Mennicy Wrocławskiej i Goldenmark w całej Polsce

(przy Wejściu Tumskim)


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.