Vasile Ernu
Urodzony w ZSRR
Z
R
B
SPIS TRES’CI Urodzony w ZSRR. Zamiast przedmowy . . . . . . . . . . . . . . 9 Pionierzy forever . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 15 Moja pierwsza para dżinsów . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 21 Wakacje, kochany obóz . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 27 Żwaczka. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 33 Buratino, Nieumiałek, Jeżyk we mgle… lub dobre, spokojne czasy . 35 Jak poznać, że ktoś urodził się w latach 70. w ZSRR . . . . . 45 Bohaterzy naszych czasów . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 53 Komunałka (I) . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 59 Steklopunkt lub co można kupić za rubla? . . . . . . . . . . . . . . 65 Stirlitz, radziecki James Bond . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 67 Uljanow, Lenin lub po prostu Iljicz . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 71 Jawa. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 77 Kochanka rewolucjonisty . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 79 Seks w ZSRR (I) . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 83 Fanny Kapłan . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 87 Szkoła, wychowanie polityczne i inne zajęcia . . . . . . . . . . . . 89 12 kwietnia 1961: Pajechali. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 93 Reklama kontra Propaganda w ZSRR . . . . . . . . . . . . . . . . . 97 Stiliagi . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 103 Co pije obywatel radziecki? (I) . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 109 Lata 80: marsz triumfalny, marsz żałobny . . . . . . . . . . . . . . 117 Paweł Korczagin lub dlaczego kochaliśmy Bucharina . . . . . 121 KWN lub o Klubie Wesołych i Pomysłowych . . . . . . . . . . . 125 Gorbaczow, niezwykły Gensek śpiewający o Pierestrojce . . 129 Ukaz antyalkoholowy . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 135 Co pije obywatel radziecki? (II) . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 139
8 Szach i Mat(y) . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Czapajew . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Mosfilm . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Sowieckie perypetie przedmiotów . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Radziecka prezerwatywa . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Seks w ZSRR (II) . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Lekcja geografii . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Taniec w ZSRR . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Muzyka codzienna i radziecki rock . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Wesoła odwilż Chruszczowa . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Oda do sowieckiej tualety . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Nauka radziecka między fatalnymi jajami i psim sercem . . 9 maja, Dzień Zwycięstwa. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Majówka to coś więcej niż 1 Maja . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Homosos, politrucy, dysydenci i inteligencja. . . . . . . . . . . . . Arlionok, Zarnica i inne rozrywki . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Od kuchni do oczered’ . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Kwestia żydowska u Sowietów . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Dowcip radziecki, najlepszy dowcip na świecie . . . . . . . . . . Natchnione zdania . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Ostap Bender, mój ulubiony bohater . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Komunałka (II) . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Kremlinolodzy . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Pucz . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Co robić? . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . P.S. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
147 153 157 163 171 175 183 189 193 211 221 229 239 247 253 261 267 273 279 285 293 299 305 309 313 317
Nota do wydania . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 321
URODZONY W ZSRR ZAMIAST PRZEDMOWY
O
puściłem ten kraj w roku 1990. Parafrazując Władimira Majakowskiego, mógłbym powiedzieć: czytajcie, zazdrośćcie, ja też byłem obywatelem Związku Republik Rad. ZSRR to kraj, to ojczyzna, w której urodziłem się i żyłem. To kraj, który nie pozostawia cię obojętnym, niezależnie od tego, jaki miałeś do niego stosunek, czy go kochałeś, czy nienawidziłeś. Mam nadzieję, że to, co znajduje się na tych stronicach, nie jest ani miłością, ani nienawiścią – o ile istnieje między nimi jakaś różnica – bo z pewnością nie będzie to obojętność. Związek Radziecki nie był jedynie krajem, był czymś więcej, był największym utopijnym projektem politycznym czasów współczesnych. Wywoływał u ciebie zdumienie, fascynował, a podziw ten zostawiał w tobie ślad i głębokie rany. Jak powiedzieliby przedstawiciele pierwszej inteligencji rewolucyjnej po roku 1918: w tamtym kraju to nie sztuka naśladowała życie, lecz życie musiało stać się sztuką. Tam wszyscy przeżywaliśmy najwspanialszą historię polityczną XX
10 wieku, z jej heroicznym rozmachem, z jej nadludzkimi wysiłkami, wstrząsającymi tragediami, zwycięstwami i krwawymi porażkami. Przeżywaliśmy tam opowieść, w której wszyscy żyliśmy w tym samym czasie. Nasi bohaterzy, osobowości i postacie, słowa i rzeczy, niezależnie od rzeczywistego okresu, w którym się urodzili i w którym żyli, mieszkali wśród nas, w tej samej komunałce1 zwanej ZSRR, pełniąc rolę naszych prekursorów i nam współczesnych. Byłem świadkiem jednego z najbardziej utopijnych projektów ludzkości, byłem świadkiem niekończącego się projektu i widziałem tak dni chwały, jak i upadku owej utopii. To właśnie o niej spróbuję wam co nieco opowiedzieć. Wszystkie opisane tutaj rzeczy przekazane zostały z perspektywy podwójnego doświadczenia, które niekoniecznie jest doświadczeniem jednostkowym. Z jednej strony mowa tu o bezpośrednim doświadczeniu obywatela, który zamieszkiwał przestrzeń sowiecką, a z drugiej strony o doświadczeniu książkowym, zdobytym za pośrednictwem kultury. Oba te doświadczenia zdefiniowały mnie jako produkt made in URSS. Oddzielenie ich od siebie jest prawie niemożliwe. Jednocześnie opowiadam z perspektywy homo sovieticus, produktu tego kraju i tej kultury, i zamierzam nie odwoływać się bezpośrednio
1
Komunałka – mieszkanie wielorodzinne będące własnością państwa. (Wszystkie przypisy, o ile nie zaznaczono inaczej, pochodzą od tłumacza).
11 do intelektualnego instrumentarium nabytego w późniejszych czasach. To, co zamierzam tutaj popełnić, jest rodzajem archeologii życia codziennego Związku Radzieckiego, metafory sowieckiej kultury i cywilizacji. Tekst ten, napisany na modłę „literatury heretyckiej”, usiłuje dokonać syntezy tematów, bohaterów, sytuacji, wspomnień, rzeczy i słów-kluczy pod postacią fragmentów puzzli. I choć każdy fragment, rozdział, może być czytany osobno, całość może nam się ukazać jedynie wtedy, gdy połączymy ze sobą poszczególne fragmenty. Zbiór ten nie pretenduje do stworzenia wyczerpującego, obiektywnego i dokładnego obrazu tego, czym była kultura sowiecka. To rodzaj archeologii subiektywnej i osobistej, która pragnie zarysować jedynie kontury, stan ducha, sposób myślenia i mówienia charakterystyczne dla danej kultury oraz naszkicować mentalność Sowietów. Tego rodzaju archeologia nie oferuje klucza do jej zrozumienia, moralnego osądu lub wartościowania, wprowadza jedynie pewną swojskość pomagającą nam wszystkim lepiej zrozumieć, czym był Związek Radziecki i co oznacza jego brak. Oczywiście ryzyko opowiadania o życiu codziennym z perspektywy czasu zakłada, mimowolnie, określony stan nostalgii. Jednak przede wszystkim nostalgia, jako pojęcie, znajduje się w opozycji do pojęcia homo sovieticus z tego prostego powodu, iż nostalgia jest utopią skierowaną ku przeszłości, zaś homo sovieticus funkcjonuje wśród utopii zwróconych ku przy-
12 szłości. Po drugie, nostalgia jako forma powrotu do domu jest niemożliwa, ponieważ dla nas, homososów2 nie istnieje już „w domu”. Jeśli natomiast istnieje jakaś nostalgia, to nie ma ona na celu odbudowania przeszłości, lecz zamierza przekazać wspomnienia, opowiedzieć o minionych wydarzeniach. A skoro, teoretycznie, nostalgia jest bardzo bliska ironii, gdyż obie posługują się dwuznacznością w stosunku do przedmiotu i podmiotu, połączę je i swoje nostalgiczno-ironiczne spojrzenie skieruję wstecz. Spoglądając w przeszłość, zdaję sobie sprawę, że wraz ze zniknięciem Związku Radzieckiego i komunizmu coś zostało utracone. Nie potrafię powiedzieć co. Może zatracono pewien patos, określony sposób postrzegania spraw i przeżywania życia codziennego, może entuzjazm każący w dalszym ciągu wierzyć w ideały, a może określony sposób przeżywania cierpienia. Nie jestem w stanie zidentyfikować tej straty, odczuwam jednak smutek z nią związany. Z pewnym przekonaniem stwierdzam, że nasze ludzkie doświadczenie utraciło coś istotnego i znaczącego. Jednak ta strata nie może zostać cofnięta lub powetowana. Myślę, że – przy odrobinie wysiłku – ze stratą tą można się jedynie pogodzić. 2
Homosos – skrócona forma pojęcia homo sovieticus, pochodzącego od tytułu dzieła A. Zinowiewa (1982 r.), w którym autor opisał „człowieka sowieckiego” jako jednostkę cechującą się apatycznym sposobem bycia, wiodącą marną egzystencję, bierną wobec losu i pokorną wobec poczynań władzy.
13 Od czasu do czasu nachodzi mnie ochota kupienia biletu do ZSRR, jednak za każdym razem muszę sobie przypomnieć, że czegoś takiego już nie sprzedają. Żaden pociąg, żaden samolot i żadna droga nie prowadzą już do ZSRR, z tej prostej przyczyny, że Związek Radziecki już nie istnieje. Jedyny sposób na odwiedzenie mojej ojczyzny wiąże się z pamięcią. Poniższy tekst jest opowieścią o tych wspomnieniach, opowieścią o tej niewiarygodnej przygodzie.
STIRLITZ, RADZIECKI JAMES BOND
J
eżeli oni mieli James Bonda, to my mieliśmy Stirlitza. I tak jak przyzwoity obywatel kapitalistyczny, który płaci podatki na czas, pije coca-colę i zajada popcorn, wie, kim jest James Bond, tak i obywatel radziecki rozumie co najmniej trzy podstawowe rzeczy. Po pierwsze: nigdy nie ma wystarczającego powodu, by nie pić. Po drugie: szampana rano piją jedynie arystokraci lub degeneraci. Po trzecie: wie, kim jest Stirlitz. W roku 1973 powstał jeden z najpopularniejszych seriali radzieckich zatytułowany Siedemnaście mgnień wiosny. W godzinach emisji tego serialu ulice pustoszały. Główny bohater był radzieckim oficerem tajnych służb, który trafił do gniazda faszystowskiego wroga i stał się Schtandartenfürerem SS. Stamtąd wysyłał najważniejsze depesze do kraju. Przystojny, inteligentny, z poczuciem humoru, kochający przyjaciół, służący ojczyźnie i rozwiązujący wszelkie problemy, jak przystało na prawdziwego superagenta. To Max Otto von Stirlitz, to znaczy
68 Maksym Isajew (grany przez Wiaczesława Tichonowa). Nie ma potrzeby opowiadać wam o fascynacji, którą w nas wzbudzili, ani o szacunku, który zyskali u nas zarówno radzieccy szpiedzy, jak i radziecka kinematografia, ani też o tym, że znaliśmy na pamięć wszystkie zdania i kwestie z filmu. Naprawdę istotny jest sposób, w jaki bohater kina stał się częścią naszego codziennego życia, stał się „jednym z nas”, zamieszkiwał nasze codzienne życie i nasz folklor. Nigdy nie zdołałem pojąć, gdzie w ZSRR kończy się powieść, a zaczyna rzeczywistość, gdzie kończy się rzeczywistość i zaczyna powieść. Zawsze żyliśmy tuż obok naszych bohaterów i obok naszych wrogów. Dlatego w ZSRR nie trzeba było urodzić się na początku XX wieku, aby żyć w tym samym czasie co Lenin. Również my, urodzeni w latach 70., byliśmy dla niego współczesnymi. Nawet więcej, Lenin był przy nas w każdym okresie naszego życia: wnuk, dziecko, brat, dorosły, wujek, dziadek etc. Kultura radziecka zdołała stworzyć jedną z najdziwniejszych narracji, jedną z najbardziej dziwacznych historii. Niczym w powieści, tutaj, w ZSRR, wszyscy żyliśmy w jednej teraźniejszości i wszyscy byliśmy bohaterami tej samej opowieści. ZSRR był rodzajem komunałki, w której wszyscy bohaterzy z prawdziwego życia oraz książek i filmów mieszkali obok nas, zwyczajnych obywateli radzieckich.
69 Powróćmy jednak do naszego bohatera Stirlitza. Biorąc pod uwagę fakt, że doskonale znacie Agenta 007 oraz że ci dwaj mieli mnóstwo wspólnego, opowiem wam, co różniło tych dwóch szpiegów. Po pierwsze, dla nas radziecki szpieg Stirlitz i jego przygody były czymś rzeczywistym, w odróżnieniu od Jamesa Bonda, w przypadku którego wszyscy akceptowali konwencję stworzonej powieści. My na początku wiedzieliśmy, wierzyliśmy w to, co robił nasz agent. Film opowiadał nam prawdziwą historię. Byliśmy niczym pierwsi widzowie u zarania kinematografii, którzy widząc na ekranie nadjeżdżający pociąg, uchylali się, by nie zostać zmiażdżeni. Po drugie, radziecki szpieg, który – zapewniam – był równie przystojny jak szpieg kapitalistyczny, nie miał słabości do kobiet. Nie żeby wszystkie kobiety w ZSRR się w nim nie kochały, „nawet te urodzone przed materializmem dialektycznym”, ale on był po prostu wierny jednej kobiecie, własnej żonie. Opuścił ją jakiś czas temu, aby służyć ojczyźnie, jednak pozostał jej wierny. Dopiero później ten fakt miał się stać jednym z najbardziej wyrazistych tematów radzieckich dowcipów, został spożytkowany do maksimum. (Stirlitz otrzymuje z centrali zaszyfrowany telegram. Po odszyfrowaniu go, czyta: „Tow. S., gratulujemy! Pańska żona urodziła chłopca”. Stirlitzowi łzy szczęścia napływają do oczu, aż nagle przypomina sobie, że nie widział żony od dziesięciu lat!)
70 Z pewnością największym sukcesem radzieckiego szpiega jest to, że stał się on jednym z najpopularniejszych bohaterów dowcipów. Nawet dziś, po tylu latach, Stirlitz pozostaje aktualny i dostosowuje się do wszelkich kontekstów nowych sytuacji. Dzisiaj odnajduję go w żargonie menedżerów, specjalistów IT, PR-owców etc. Stirlitz zdołał wznieść się ponad kontekst historyczny i filmowy, stał się samowystarczalny. Dowcipy ze Stirlitzem należą do najbardziej znanych oraz najbardziej pomysłowych w ZSRR. Jedną z głównych cech tych dowcipów jest ironia i autoironia, a pod tym względem konkurencję dla nich stanowiły jedynie dowcipy z kategorii Radia Erewań i dowcipy o Żydach. (Müller pyta Stirlitza: „Ile jest 2 × 2 ?”. Stirlitz wie, ile jest 2 × 2, ponieważ Centrala go poinformowała, jednak nie ma pewności, czy Müller o tym wie. A jeśli wie, to skąd, kto mu powiedział? Kaltenbrüner? Jeśli tak, to wszelkie pertraktacje z Gimllerem i Dallesomem zostały wystawione na szwank). Jednak najbardziej inspirująca cecha dowcipów ze Stirlitzem związana jest z kalamburami. Dowcipy te stały się prawdziwymi skarbnicami językowymi, o nadzwyczajnej finezji i inteligencji. Prawdziwe dzieła intelektualne, niestety nieprzetłumaczalne ze względu na grę słów, która wymagałaby mnóstwa przypisów, co z kolei sprawiłoby, że straciłyby swój urok.
KOMUNAŁKA (II)
M
yślę, że były to ostatnie lata Związku Radzieckiego, gdy zobaczyłem oblicze swojego śmiertelnego wroga. Ja, obywatel wielkiego kraju, ZSRR, awangardy komunizmu, i on, obywatel ważnego państwa, jakim było USA, symbol kapitalizmu. Spojrzeliśmy na siebie, zmierzyliśmy się wzrokiem od stóp do głów i stwierdziliśmy, każdy we własnej duszy, że na pierwszy rzut oka wydawaliśmy się normalnymi ludźmi i nie było między nami zbytniej różnicy. Obaj mieliśmy to samo dumne i pogardliwe spojrzenie, obaj wyglądaliśmy normalnie, myśląc o sobie nawzajem mniej więcej to samo. Porozmawialiśmy, każdy opowiedział o sobie samym, każdego z nas zdumiały niektóre rzeczy. Po jakimś czasie zdałem sobie sprawę, że używaliśmy tych samych banałów i tych samych stereotypów. Każdy z nas uważał się za lepszego i każdy z nas miał określone sympatie i ukryte kompleksy w stosunku do drugiego.
300 Zaczęliśmy coraz bardziej wzajemnie się poznawać. Dowiedziałem się w osłupieniu, że oni uważali, iż wygrali drugą wojnę światową i uratowali Europę przed faszyzmem – dokładnie to samo myślałem ja na temat własnego kraju. Wiedziałem, że oni również skutecznie walczyli, ale dość krótko, i w żadnym wypadku nie doświadczyli trudów wojny. On sądził odwrotnie, że to oni dźwigali jej ciężar. Kiedy powiedziałem mu, że zmarły blisko 23 miliony ludzi, z czego ponad połowę stanowili cywile, i że co trzecia rodzina ma krewnych, którzy polegli w wojnie, zrozumiałem, że nie rozumie, o czym mówię. Ja dziwiłem się temu, że w ich sklepach wszystko można dostać i nie ma problemu z książkami. Koniec końców, byliśmy ludźmi bardzo normalnymi i byliśmy do siebie bardziej podobni, niż się spodziewaliśmy. Podczas jednej z naszych dyskusji poruszyliśmy problem mieszkalnictwa: jak u nich wygląda dom, jakie ma pokoje i tym podobne rzeczy związane z tematem. Opowiedziałem mu o najbardziej reprezentatywnej sowieckiej przestrzeni mieszkalnej, jaką jest komunałka. Wyjaśniłem to w prosty sposób. Słuchaj, była Rewolucja Październikowa, a Lenin z nowym kierownictwem zadecydowali o redystrybucji przestrzeni mieszkalnej wszystkich obywateli. Co zatem zrobili? Istniały wielkie domy szlachty i arystokracji, które znacjonalizowano i rozdzielono między klasę robotniczą. Każdy otrzymał minimum stanowiące
301 dziesięć metrów kwadratowych. Podział ten doprowadził do powstania tak zwanych komunałek. To znaczy: wyobraź sobie wielki, burżuazyjny dom z sześcioma pokojami, holem, kuchnią, łazienką i WC. Każda rodzina otrzymuje jeden lub dwa pokoje, w zależności od liczby członków, a reszta, czyli hol, łazienka, WC i kuchnia są wspólne. To znaczy cztery, pięć rodzin zarządza domem, w którym każda rodzina ma przestrzeń mieszkalną, intymną – bo trudno ją nazwać prywatną – i wspólnie z innymi użytkuje jedną kuchnię, jedną łazienkę i WC. Obywatel amerykański, który w międzyczasie stał się moim przyjacielem, nie zrozumiał nic. Po raz pierwszy serdecznie się uśmiał i pochwalił moje poczucie humoru. Dodał jeszcze, że u nas, u Sowietów, podoba mu się to, iż mamy wielkie, naprawdę fantastyczne ideały, a z kolei konkretne wymagania względem życia mamy bardzo małe. Tak właśnie jest – pochwaliłem. Uświadomiłem mu to w prosty sposób, za pomocą pytania: „Co robi obywatel radziecki, kiedy zdaje sobie sprawę, że ma w domu tylko trzy ruble, a do wypłaty zostało jeszcze pięć dni?”. „Przypuszczam, że oblicza, w jaki sposób nimi zadysponować” – odpowiada Amerykanin. Wybuchnąłem śmiechem. „Błąd – odpowiedziałem – Idzie do najbliższej knajpy i przepija wszystko, aby uniknąć stresu przy tych obliczeniach.” Po czym znów serdecznie się zaśmiałem. Kapitalistyczny przyjaciel spojrzał na mnie z lekkim zaciekawieniem i również
302 się roześmiał. „Tak, to jasne, poczucie humoru macie wyborne” – podsumował. Tak to już jest z humorem. Nie brakuje nam go, szczególnie gdy w domu zostało już tylko kilka rubli. Musimy zwracać się do sąsiadów, gdy nie mamy pieniędzy, bo państwo ci ich nie pożyczy, wiedząc, że nigdy już ich z powrotem nie zobaczy, a nas nie zobaczą już nigdy w pracy. Dlatego też ratuje nas komunałka, bo ona nie jest żartem, lecz najprawdziwszą prawdą, komunałka jest granicą – nie wiem tylko, czy górną czy dolną – kolektywizacji. Ja mu wyjaśniałem, a on nie dowierzał ani na jotę w to, co mówię. Mogłem mu powiedzieć, że do Moskwy przychodzą niedźwiedzie grizzly, które pożerają ludzi, że w centrum Moskwy w południe funkcjonariusze KGB rozstrzeliwują ludzi dla przyjemności. Mogłem powiedzieć każdą bzdurę, a on by uwierzył, ale komunałki nie mógł ani zrozumieć, ani zaakceptować. Mówiłem mu, że gotujemy praktycznie na wspólnym, choć każdy ma swój rondel. Że mamy grafik, według którego gotujemy, myjemy się i załatwiamy. Że każdego z blisko dwudziestu moich sąsiadów znam nie tylko z imienia, lecz wiem też, jaką książkę czyta, czego słucha, jakich perfum używa, a nawet jakie majtki nosi w niedzielę. On znał tylko imię jednej z osób w swojej klatce, reszta sąsiadów była dla niego tylko numerami mieszkań. Powiedziałem mu, że istnieje mnóstwo radzieckich obywateli, którzy aż do lat 70. wierzyli, że tylko tak można mieszkać. Są lu-
303 dzie, którzy nie wyobrażali sobie, że „mieszkać” znaczy coś innego niż „na wspólnym” i że mogliby nawet doznać szoku kulturowego i popaść w depresję, gdyby nie mogli więcej z nikim porozmawiać, poczekać na swoją kolej do łazienki lub posmakować zupy sąsiada. Zniknięcie tych niedogodności mogłoby spowodować załamania psychiczne. Słuchał mnie i dziwił się. Pochodziłem z innego świata, którego on nie potrafił sobie wyobrazić. Szybko zadał dziwne pytanie: „Kto jest panem, kto jest właścicielem tej nieruchomości?”. Odparłem sucho: „Nikt, chociaż moglibyśmy go nazwać Państwem Radzieckim”. To było zbyt dużo jak dla niego! Musiałem natychmiast zaprowadzić go i pokazać mu takie miejsce, najpierw jednak poczęstowałem go czymś mocnym. Szok należy przewidzieć i odpowiednio zamortyzować.