Rosso Istanbul

Page 1


FERZAN ÖZPETEK

Rosso Istanbul Z języka włoskiego przełożyła

Gabriela Hałat



Mojej matce i Simonowi, bo doprawdy miłość jest w życiu najważniejsza


ON

Bez ojca Topkapı, harem i jego tajemnice. Zawsze mnie fascynował. Fascynował, ale nie zdumiewał. Właściwie mogę powiedzieć, że ja również dorastałem w małym haremie. Przez długi czas wychowywałem się w domu bez mężczyzn. Brat Taylan, starszy ode mnie kilka lat, uczył się w szkole z internatem i wracał do nas tylko na weekend. Ojciec zaś długo pozostawał niewyraźnym wspomnieniem. W ten sposób byłem w domu jedynym mężczyzną, niezwykle kochanym przez mój mały prywatny harem: matkę, babcię i „ciotki”, nieodłączne przyjaciółki mamy, które często u nas mieszkały. I oczywiście Diamante, gosposię w podeszłym wieku, pamiętającą narodziny mojej matki. Jej prawdziwe imię to Elmas, co po turecku znaczy właśnie „diament”. Ale zwykliśmy zwracać się do niej po włosku, przez ojca, który często jeździł do Włoch w interesach. To on zaczął nazywać ją Diamante i to imię przylgnęło do niej na zawsze. No właśnie, ojciec. Byłem dzieckiem, które długo dorastało bez ojca. Przychodziły chwile, kiedy jego nieobecność stawała się dojmująca, nieznośna. Na przykład w ciepłe letnie wieczory, kiedy dostawałem pozwolenie, by do zmroku bawić się z kolegami w ogrodach pobliskich willi. Nagle, w porze kolacji, wszyscy biegli do domu: „Tata wraca! Tata wraca!”. Za każdym razem było to dla mnie jak ukłucie nożem. Mój ojciec nie wracał na kolację. Zostawała mi tylko ta nieco kiczowata gondola w kredensie. 34


BEZ OJCA

Nadal, kiedy wracam do Stambułu i spaceruję alejkami w pobliżu willi, by zobaczyć, co się zmieniło, ile domów zburzono, ile zniknęło ogrodów, ile powstało nowych placów budowy, wciąż, jeśli to jest wieczór, słyszę biegnące dzieciaki i odczuwam tamto osamotnienie i przygnębienie. Trzeba jednak przyznać, że później, pod skrzydłami mojego niezwykłego osobistego haremu, szybko o tym zapominałem. Kiedy smutek i uczucie opuszczenia przepełniały mi serce, one zawsze poprawiały mi nastrój. Kobiety mojego dzieciństwa. Wszystkie. Po pierwsze babcia ze strony matki, prawdziwa „księżniczka osmańska”, dwukrotnie zamężna i to zawsze z paszą. Paliła papierosy w czymś w rodzaju wymyślnej srebrnej cygarniczki, którą jak pierścień nakładała na środkowy palec, żeby nie poplamić się nikotyną. Miała zwyczaj mówić po francusku, a służbę wzywała, klaszcząc w dłonie. Codziennie wyrzucała z domu jakąś służącą, by niedługo potem znów przyjąć ją do pracy, bo już zdążyła zapomnieć jej twarz. Wiosną wysyłała służbę na zrywanie maków. Gotowała je, odsączała, a na koniec otrzymywała malutkie, cenne pastylki, które rozpuszczały się w ustach. Zaś o szóstej wieczorem, choćby świat się walił, „księżniczka osmańska” musiała mieć podany koniak, w jednym z tych drogocennych i połyskujących kryształowych kieliszków, których nie wolno mi było dotykać, które mogłem jedynie musnąć, gdy byłem u niej na rękach. Były też dwie „ciotki” singielki lub – dużo bardziej banalnie – „stare panny”, to jednak nie stanowiło dla nich problemu, bo mimo wszystko potrafiły korzystać z życia. Ze śmiechem opowiadały, jak to ich sprytna przyjaciółka straciła przytomność, kiedy pierwszy raz kochała się z pew35


ROSSO ISTANBUL

nym bogatym armatorem. Udawała omdlenie, by pomyślał, że jest prawdziwym samcem… Chcąc pokazać mu, że nie zabiega o pieniądze, urażona, rzuciła na ziemię pierwszy cenny klejnot, jaki podarował jej nieświadomy niczego zakochany mężczyzna. W ten oto sposób sprawiła, że się z nią ożenił… Ciotki lubiły pić cinzano. Bawiły się w naśladowanie femme fatale: „Musisz poczekać, aż dym zasłoni ci twarz”, tłumaczyła ciocia Betul. „Spróbuj jeszcze raz”. I tak ciągle przede mną ćwiczyły. Ciocia Betul, moja nauczycielka od latawców, była najbardziej elegancka z nich, najbardziej wyrafinowana. Nosiła piękne ubrania. I lubiła być adorowana. Bardzo. Często zabierała mnie ze sobą na spacer, który był i pretekstem, i alibi: szliśmy do najmodniejszej cukierni Divan. Mogłem zamówić, co tylko chciałem: słynny tort czekoladowy z herbatnikami lub słone ciasteczka, za którymi przepadałem. Siedzieliśmy milcząco przy stoliku: ja i moja piękna ciotka. Zamawiała dla siebie herbatę, a potem piła ją całą wieczność, małymi łyczkami, tak wolno, że pod koniec herbata musiała być już zimna. W tym czasie rozglądała się dookoła, a raczej, pozwalała na siebie patrzeć. Miała upodobanie do młodych, przystojnych mężczyzn. A kiedy zauważyła, że któryś z nich obserwuje ją ze szczególnym zainteresowaniem, wyjmowała z torebki srebrne lusterko i bez przerwy malowała usta. Gest z tamtej epoki: która kobieta dzisiaj by tak robiła! Nauczyłem się rozpoznawać również inne jej gesty, nieświadome, ledwie dostrzegalne, które zdradzały lekkie poruszenie. Jak wtedy, gdy jej dłonie upewniały się, że wszystkie guziki kostiumu są zapięte albo że futrzany kołnierz, nieco już znoszony i podniszczony, nie zmienił ułożenia. 36


BEZ OJCA

W końcu, po kilku obiecujących spojrzeniach, moja cwana ciotka Betul pytała: „Będziesz umiał sam wrócić do domu, prawda, skarbie? Kup sobie Teksas, masz tu pieniądze”. Czy mogłem odmówić? Teksas był moim ulubionym komiksem. Później odkryłem, że powstał we Włoszech. Bohaterami przygód na rozległych równinach Dzikiego Zachodu byli Çelik Blek (Il Grande Blek), amerykański traper, który walczy z angielską armią o wolność kolonistów, oraz Profesör Oklitus (Professor Occultis). Nie miałem jeszcze dziesięciu lat. Zachwycony niespodziewanym prezentem, wstawałem i wychodziłem. Pewnego dnia, gdy wkładała z powrotem do torebki lusterko i szminkę, w jej oczach dostrzegłem smutek. Przeraźliwy smutek. Być może uświadomiła sobie, że jej uroda więdnie, marszczy się, zupełnie jak ten niemodny już kołnierz z futra. W tamtej chwili musiało do niej dotrzeć, że los postanowił na zawsze zostawić ją samą, bez mężczyzny i prawdziwej miłości. Powiedziałem cicho: „Jesteś piękna”. Uśmiechnęła się: „Jesteś wyjątkowy”. No i była ciocia Güzin. Miała talent malarski, dlatego też uczyła w akademii. Potrafiła robić wyśmienite desery. Niestety chorowała na cukrzycę, więc słodycze były dla niej pokusą i torturą zarazem. Pamiętam, jak w pewne niedzielne popołudnie zostaliśmy sami w domu z bratem i ciotką, która zrobiła jeden z naszych ulubionych deserów, kadayıf, cieniuteńkie nitki „anielskich włosów”, nasączone syropem. Ja i Taylan, podekscytowani, przez cały czas toczyliśmy dyskusję, w jaki sposób pokroić deser: w trójkąty, prostokąty, na małe czy większe porcje. Wreszcie ciocia Güzin, zirytowana naszym uciążliwym gadaniem, wzięła kadayıf i… wyrzuciła przez okno! 37


ROSSO ISTANBUL

Ona również miała wielu młodych adoratorów, których bez żenady po kryjomu przyjmowała w domu. Bywało, że w środku nocy rozlegał się krzyk: „Łapać złodzieja!”. Taki jej mały kamuflaż, by nikogo nie zdziwił widok wychodzącego o tej porze przez okno cienia. Ciocia Güzin bez przerwy coś gubiła: przedmioty, ubrania, dokumenty. Potrafiła zgubić nawet ząb. Głównie dlatego, że był to ząb sztuczny i przedni, i ciągle jej wypadał, a my, siostrzeńcy, musieliśmy go szukać. Raz, kiedy byliśmy na łódce, wpadł jej do wody. Wszyscy wskoczyli do morza, żeby go ratować! Zadanie oczywiście niewykonalne. Tym razem nikt go nie znalazł. W tamtym czasie mieszkała z nami jeszcze moja siostra Filiz: najstarsza z nas trojga, córka z pierwszego małżeństwa mojej matki. Niedługo potem, po wygraniu konkursu piękności wyprowadzi się i rozpocznie obiecującą karierę aktorską. Zostanie gwiazdą tureckiego kina lat sześćdziesiątych: blond włosy upięte w bufiaste, tapirowane fryzury, oczy obrysowane kajalem, czarujące spojrzenie z okładek rozsianych po domu kolorowych magazynów. Ja sam jej wyjątkową urodę dostrzegłem dużo wcześniej. Któregoś ranka po cichu wszedłem do jej pokoju. Spała jeszcze, rozłożona na łóżku, w sukni wieczorowej, z połyskującą tiarą na głowie i roztartym eyelinerem na oczach. Nie usłyszała mnie. Czarne satynowe buty na obcasie leżały porzucone na podłodze. Była niezwykle piękna. Piękna, świadoma swojej urody i pełna życia. Zawsze kiedy mnie całowała, na policzku zostawiała mi ślad szminki, a ja uciekałem, bo zupełnie tego nie lubiłem. Śmiejąc się, biegła za mną, łapała i z premedytacją, na siłę, całowała jeszcze raz. Ten pocałunek był grą między nami. Odciska-

38


BEZ OJCA

ła mi na skórze szminkę w modnym wtedy, intensywnym, szkarłatnym kolorze. Nie mogła przewidzieć, że pewnego dnia porzuci błyszczące tiary, wytworne wieczorowe suknie oraz buty na wysokim obcasie. Po latach wyszła za bogacza z Anatolii, właściciela wielkich terenów i gospodarstw rolnych, który wywiózł ją do siebie, bardzo daleko od Stambułu. Filiz urodziła troje dzieci, prowadzi wiejskie życie, jeździ konno. Ciekawe, czy nie żal jej porzuconego świata, czy nie tęskni za tamtą dziewczyną, niefrasobliwą, ale pełną życia? Z mojego prywatnego haremu zostały mi tylko wspomnienia. Dom bez tych kobiet jest opustoszały. Myślałem o tym wczoraj wieczorem, mijając w ciszy ciemne pokoje. Między innymi z tego powodu, gdy wracam do Stambułu, wolę tutaj nie spać. W moim dawnym pokoju, który kojarzy mi się z mauzoleum, wciąż jeszcze są wszystkie moje stare płyty oraz plakaty Davida Bowiego i Janis Joplin, zawieszone tak blisko siebie, że wyglądają prawie jak tapeta. A ponieważ zwykle nie przylatuję sam, wolę pójść do hotelu. Zachować dystans między dzisiejszym mną a przeszłością. Tym razem jednak postanowiłem tego nie robić. Wiem, że jestem tu po raz ostatni. Za kilka miesięcy willa zostanie zburzona.

39






Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.