przełożyła
Gabriela Hałat
Tytuł oryginału
Los siete pecados nacionales cubanos © 2010 by Yoss Tytuł wydania włoskiego będącego podstawą tłumaczenia
I sette peccati nazionali (cubani)
© Copyright for the Polish edition by Claroscuro sp. z o.o., Warszawa 2010 © Copyright for the Polish translation by Claroscuro sp. z o.o., 2010 Wydanie pierwsze
ISBN 978-83-62498-01-7
SPIS TREŚCI
Nota od wydawcy i tłumaczki / 7 Dedykacja / 9 ŁAKOMSTWO / 11
Czekoladowe sto lat / 13 GNIEW / 27
Kamień za kamieniem / 29 LENISTWO / 49
Dzień X, godzina X, minuta X / 51 CHCIWOŚĆ / 71
Restauracja Los Orishas / 73 ROZWIĄZŁOŚĆ / 91
Kto z kim przestaje… / 93 ZAZDROŚĆ / 133
Ona i ta druga / 135 PYCHA / 151
Upadły anioł / 153
5
KAMIEŃ ZA KAMIENIEM Gniewnym
Drogi komisarzu, na początku chciałbym wyjaśnić, że nie prosiłem, żeby to pan przyjął moje zeznanie, bo miałem nadzieję na łagodniejsze potraktowanie lub coś w tym rodzaju. Tak, wiem, że rok temu przychodził pan do naszego bloku do narzeczonej i od tamtej pory kłaniamy się sobie, ale nikt, rozumie pan, nikt nie może powiedzieć, że jesteśmy zaprzyjaźnieni, dlatego niech się pan nie obawia, niczego od pana nie oczekuję. Proszę jedynie, żeby mi pan pozwolił opowiedzieć wszystko od początku, bo teraz widzi mnie pan zupełnie spokojnego i potulnego, i mógłby pan odnieść wrażenie, że zrobiłem, co zrobiłem, bo jestem kontrrewolucjonistą i prowokatorem, chciałem zabawić się we wroga, ale przysięgam na duszę mojej matki, że to nie ma nic do rzeczy. Oczywiście, rozumiem, dlaczego Brygada Specjalna policji, tak zwane czarne berety, rzuciła się na mnie z kijami w kształcie litery L, ach, pałkami gumowymi? Zawsze można się czegoś nowego dowiedzieć… Prawdę mówiąc biją tak, że to cud, że nic mi nie połamały, z takimi siniakami nie będę mógł wyjść na ulicę przez co najmniej dwa tygodnie… oczywiście, dureń ze mnie, i tak nie będę mógł nigdzie wyjść, prawda? 29
30
GNIEW
Rozumiem, i wie pan co? Ja też kiedyś byłem policjantem, osiem lat temu, ale nie w Brygadzie Specjalnej ani w dochodzeniówce, jak pan. Kiedy miałem iść do wojska, zapytali mnie, czy chciałbym odsłużyć w Hawanie trzy lata z pensją, a potem może przejść na zawodowstwo… A ja jestem z Alto Songo… niedaleko Guantánamo, pierwszy raz ktoś, komu podaję nazwę tej miejscowości, wie, gdzie to jest… Aaa, pochodzi pan z Contramaestre? Więc wie pan, jak to wygląda, mówią: co stolica, to stolica, nie? Założę się, że dawno już pan nie słyszał, żeby ktoś powiedział stolica zamiast Hawana… Nie, nie mam śpiewnego akcentu, mieszkam tu od lat i tutaj się uczyłem, nikt nie lubi być nazywany wieśniakiem, zwłaszcza, jeśli nim nie jest i, dla jasności, komisarzu, nie chodzi o rasizm, choć nie mam skóry koloru mahoniu, a moje włosy są takie, jakie są… Nie uwierzy pan, zostało mi parę słów i zwrotów z prowincji Oriente, czasem wyrywa mi się i na spódnicę mojej żony mówię – kiecka, na spodnie – portki i mnóstwo innych rzeczy, ale nie chcę, żeby pan pomyślał, że wycwaniłem się i liczę na coś, bo obaj jesteśmy z Republiki Ludowej Dalekiego Wschodu, jak mówią dupki ze stolarni. Zapewniam pana, że ja, który nawet w policji byłem raczej pacyfistą, gdybym w czasie, kiedy nosiłem mundur, dopadł kogoś, kto zrobił to, co sam zrobiłem po południu, spuściłbym mu lanie. Niezłe trzepanie, jak mówi się w moich stronach, co komisarzu? Rzecz w tym, że nie wiedzieli, o co poszło… Już przechodzę do sedna, panu może się wydaje, że mam ochotę sobie pogadać, kiedy sto wat świeci mi prosto w oczy? Zupełnie jak w filmach kryminalnych, które puszczali w soboty… Wciąż puszczają, ale miesiąc temu zepsuł mi się telewizor…
Kamień za kamieniem
31
Oczywiście, że ma do rzeczy, proszę sobie wyobrazić, że od tego wszystko się zaczęło, od telewizora właśnie. Wie pan, że sam go zepsułem? Jednym celnym uderzeniem, proszę spojrzeć, jeszcze mam ślady na ręce. Pomyśli pan, że jestem brutalem, najpierw telewizor, potem to dzisiejsze popołudnie, już wyjaśniam… Nic nadzwyczajnego, zwykła historia, żona chciała obejrzeć telenowelę Miłość i nienawiść, nie taką złą jak ta, która teraz leci, z Ruth i Raquel, straszne głupoty… Więc tutaj telenowela, a na drugim kanale mecz finałowy baseballu. Tak, ja też, co by się nie działo, kibicuję Gunatánamo, ale finał to co innego, chociaż w mistrzostwach jesteśmy zawsze na szarym końcu… Rozumie pan, posprzeczaliśmy się i nawet na decydujący mecz żona nie zgodziła się zrobić wyjątku i siedziała przyklejona do ekranu… Wreszcie udało mi się ją przekonać, żeby poszła oglądać serial do matki, ja już w kapciach, wygodnie, nawet zostawiłem sobie na te okazję kropelkę Paticruzado, nie ma lepszego rumu… a tu nagle gaśnie światło, komisarzu! Kląłem na czym świat stoi, przekląłem nawet chwilę, w której przyszło mi do głowy kupić garnek elektryczny do gotowania ryżu, który żona tak bardzo chciała mieć, i włączyłem radio na baterie, przynajmniej posłucham relacji… choć przy tym upale… Mieszkania w naszym bloku były tyle razy dzielone, że niektóre pokoje mają tylko pół okna. Pan mieszka na poddaszu w Centro Habana8 ? Zresztą, co ja mówię, był pan wiele razy u Alinity, córki dziennikarza, który dzieli z nami mieszkanie… Jego część jest chłodniejsza, a i tak w lecie, kiedy nie ma prądu, nie można
8
Dzielnica Hawany (przyp. tłum.).
32
GNIEW
spać, nawet po umyciu się w tym co zostało z lodu w zamrażalniku. Proszę sobie wyobrazić, do jedenastej bez prądu… Nie to jest najgorsze, byłem pewny, że będzie dogrywka, w końcu to mecz finałowy, i zobaczę kilka świetnych uderzeń, ale wraca żona i mówi mi, że nie puścili jeszcze serialu, ponieważ transmitowali jakieś wydarzenie! I, zadowolona, przełącza się na Miłość i nienawiść. Krew we mnie zawrzała, wściekłem się, bo nie mogłem jej nic powiedzieć, miała prawo to zrobić, dotrzymała umowy, a nie mogła zostać na noc u matki, gdzie mieszka jej siostra z trójką dzieci, których wystarczyłoby za tysiąc, poza tym rano nie ma wody, a żona musi wziąć prysznic… Ot, taka babska fanaberia, jak moja poranna kawa i papieros. Ona zadowolona, tryumfuje, ja, rozjuszony, bo słyszę mecz u dziennikarza, który zawsze nastawia telewizor tak głośno, że słychać go w całej Hawanie… aż wreszcie walnąłem ręką w odbiornik tak, że go zepsułem. Rozumie pan? Głupota, dziecinny kaprys typu, jak mi nie dacie być pałkarzem, zabiorę wam i kij, i piłkę. Gorzej, bo tym razem nikt nie wygrał, ani ona, ani ja. Komisarzu, oszczędzę panu wszystkiego, co usłyszałem od żony, a ona ode mnie. Ma piękne imię Glenda, studiowała ekonomię i handel, ale trzeba ją widzieć, kiedy zaczyna kląć i rzucać obelgami na ludzi z Oriente, że matka ją uprzedzała, że na szczęście przejrzała na oczy, zanim zdążyłem jej ściągnąć na głowę krewnych…, przecież ja jestem jedynakiem, komisarzu. Zaczęła się awanturować na całego, a wie pan, co mówi się w takich chwilach… Że godziny nadliczbowe były tylko przykrywką, żeby ją zdradzać, że wie, co powinna zrobić i zrobi to, będzie, prze-
Kamień za kamieniem
33
praszam, kurwą za dolary, czyli jinetera9 (żona jest naturalną blondynką i chociaż to nie Olivia Newton John, tyłek i biodra ma jak mało kto…), jednym słowem wszystko, co kobiety mówią w takich sytuacjach. Tak, to się wydarzyło miesiąc temu i może pan nie wierzyć, ale od tego wszystko się zaczęło. Przez cztery tygodnie prawie się nie widywaliśmy, a konflikt trwał w uśpieniu albo w zawieszeniu, bo były ważniejsze sprawy, dużo ważniejsze, niż wydzieranie się na siebie, a poza tym mieliśmy inne godziny pracy: ja pracowałem po południu i wieczorem, a ona w dzień… Tak, już wyjaśniam. Komisarz Gonzaga, prawda? Nie śmiałbym zwracać się do pana Ariel, jak wtedy, kiedy zalecał się pan do Alinity… Nie chciałbym okazać braku szacunku. Widzi pan, komisarzu Gonzaga, jestem skończonym stolarzem. Z prawdziwego zdarzenia. Ebenistą. Nie jak ci partacze z microbrigadas10 , którzy robią szalunki. Nie chcę powiedzieć, że tacy nie są potrzebni, ale specjalizuję się w czym innym. Potrafię rzeźbić w hebanie, mahoniu, caguairánie, a jeśli trzeba, nawet w jiquí, który jest tak twardy, że można na nim połamać siekierę. Umiem robić nie tylko meble, ale i ozdobne laski… Nie jestem rzeźbiarzem, ale prawie. W tej dziedzinie nie wiadomo, gdzie kończy się rze9
Jinetera z hiszp. jeździec/dżokej; w slangu kubańskim oznacza kobietę, która świadczy usługi seksualne w zamian za jedzenie, ubranie, kosmetyki czy sponsoring (przyp. tłum). 10 Microbrigadas – grupy ochotników, którzy pracują przy budowie mieszkań w zamian za prawo własności do jednego z nich. (przyp. autora).
34
GNIEW
miosło, a zaczyna sztuka. Nie mówię tego dla samego mówienia, ma pan co robić z… Rzuciłem pracę w policji, bo nagle zaczęli potrzebować stolarzy meblowych w Pałacu Konwentów, a ja, odłóżmy skromność na bok, znam się na tej robocie, mimo że ukończyłem tylko zawodówkę i to jakimś cudem, bo matematyka… Przypadek sprawił, że w szkole poznałem Glendę i tak mi się ułożyło życie: praca, dom i zostałem w Hawanie do dzisiaj. Widzi pan, w czasie período especial11 wszystko stało się trudniejsze, o szlachetnym drewnie można tylko pomarzyć. Wie pan, gdzie pracowałem do zeszłego miesiąca? W stoczni Chullima, jako cieśla okrętowy. To tak, jakby trębacz z Irakere12 zaczął grać na gwizdku w korowodzie karnawałowym. I żeby z domu dojechać do stoczni muszę się nieźle napedałować… Lepsze to niż podróż metrobusem, ale człowiek się umorduje, żeby w mokrej od potu koszuli dotrzeć do pracy na ósmą. Rozumie pan, nagle poczułem się, jakbym, jak to mówią, wygrał los na loterii: jednemu z tych obrzydliwie bogatych Hiszpanów, z obłędnym jachtem, który brał udział w zawodach połowu marlina, ciach(!), na jego ekstra łodzi zerwała się knaga, a ponieważ był daleko od Marina Hemingway, a znacznie bliżej ujścia Almendares, gdzie, jak mu powiedziano, była stocznia, podpłynął szukać kogoś, kto by mu naprawił szkodę. Wie pan, knagi wykonuje się z bardzo twardego drewna: ta, która urwała się Hiszpanowi, była zrobiona z kebraczo, południowoamerykańskiego drew11 Período especial en tiempo de paz, narzucony przez rząd surowy plan oszczędności, wymuszony kryzysem na Kubie po upadku Związku Radzieckiego w 1991 (przyp. autora). 12 Słynny kubański zespół jazzowy (przyp. tłum.).
Kamień za kamieniem
35
na, przy którym ducha można wyzionąć. Trzeba im nadać zaokrągloną, idealnie gładką formę, bo służą do umocowywania lin i nie mogą ich uszkodzić. Niech pan sobie wyobrazi, komisarzu, moich kolegów, kto odważyłby się, po dwudziestu latach spędzonych przy naprawianiu łódek rybackich, tknąć superjacht Hiszpana, który na wejściu obwieszcza, że jest przyjacielem nie wiem którego ministra? Na szczęście byłem tam ja, powiedziałem sobie: „Eleuterio, to jest twoja szansa: teraz albo nigdy” i podszedłem do niego. Wie pan, jak to jest, oglądam zepsutą część, mówię, że nie da się jej naprawić, trzeba zrobić nową, że nie ma kebracza, więc muszę użyć jiquí albo korzeniary czerwonej, które są tak samo twarde, tylko cięższe. Wtedy okazuje się, że ten rumiany Hiszpan zna się na drewnie, zaczęliśmy rozmawiać, wreszcie położył mi rękę na ramieniu i powiedział, że jeśli mu zrobię tę część, pogada z przyjacielem z Marina Hemingway, może się znajdzie dla mnie robota, ale tylko na miesiąc próbny, bo cieśli okrętowych, którzy znają się na stolarce artystycznej, można policzyć na palcach jednej ręki i jeszcze zostanie coś, żeby się podrapać. Nieźle się natrudziłem. Nawet Michał Anioł nie zdołałby wykonać knagi w takim tempie! W dodatku idealnej kopii z lewej burty, bo zepsuła się ta z prawej. Nie chciałem robić sobie złudzeń, ale Don Xavier powiedział mi, że w ciągu trzech dni powinienem dostać tymczasowe przeniesienie na Marina Hemingway. Wyobraża pan sobie, właśnie tam, gdzie można zarobić mnóstwo dolarów. Czułem, że jestem urządzony. Hiszpan dotrzymał słowa, chyba naprawdę ma spore znajomości, bo wszystko wydarzyło się w piątek, a w poniedziałek podanie było już u personalnego. W środę znalazłem się tam, gdzie Mulatki przechadzają się topless, cumują wielopokładowe jachty
36
GNIEW
z basenem i całą resztą. Kiedy się pojawiłem, jak zawsze w takich sytuacjach, bo nikt nie chce odejmować sobie od ust, żeby się dzielić z innymi… a tamtejsi robotnicy prowadzili nielegalne interesy… Ale nie chcę na nikogo donosić, bo Eleuterio Quintanilla nie jest donosicielem… No więc, krzywo na mnie patrzyli, chcieli mnie wykończyć przez ten miesiąc próbny, zwłaszcza że widzieli, że Don Xavier był mną zachwycony. Trzeciego dnia personalny zapytał mnie z uśmiechem, czy mógłbym przez dwa tygodnie brać nocną zmianę, na czas turnieju Hemingwaya w połowach marlina, bo łodzie wracały wieczorem i na rano miały być gotowe do wypłynięcia. Krótko mówiąc, musiałem harować co noc. Glenda, moja żona… nauczycielka w szkole handlowej dla księgowych, po tylu latach uczenia, choć na widok dziecka boli ją głowa… Nagle koleżanka ze studiów załatwia jej pracę marzeń: kasjerki w supermarkecie dewizowym. Również na miesiąc próbny. Gdybyśmy mieli czas… Całe życie tyle nie pracowałem, ledwo wracałem do domu, wczesnym rankiem, zaraz szedłem po zakupy, bo Glenda pracowała za dnia, a wieczorem gotowała. W weekend byliśmy tak zmęczeni, że nie tylko nie mieliśmy ochoty mówić, ale nawet, za przeproszeniem, się pieprzyć. I tak aż do dzisiaj. Już wyjaśniam, komisarzu. Dobrze mieć z kim pogadać, bo jak się pan pewnie domyśla, w pracy, gdzie wszyscy cię obserwują, nie było mowy o tym, żeby się pośmiać, poopowiadać dowcipy o przerwach w dostawie prądu czy o rowerach. Jak wspominałem, jestem jedynakiem, mama nie żyje, ojciec wyjechał do New Jersey… Cholera, myślałem już, że w ogóle zapomnę, jak się mówi… Ale po kolei. Wracam do domu koło dziewiątej skonany, bo wczoraj wieczorem musiałem wymienić po-