Mowia wieki 02 2015

Page 1

numer 2/2015 (661)

cena 4,99 zł (23% vat)

ISSN 16894197

luty 2015


2,3,4 str okl 21.01.2015 14:08 Strona 2

ODBUDOWA WARSZAWY 1945–1980 Wesprzyj wydanie wyjątkowej gry i zdobądź nagrody! „Odbudowa Warszawy 1945–1980” to gra planszowa dla 3–5 osób, w której gracze wcielają się w urbanistów, architektów, inżynierów i budowniczych Biura Odbudowy Stolicy. Mają wskrzesić Warszawę, całkowicie zniszczoną podczas drugiej wojny światowej. Celem gry jest odbudowa i rozwój miasta. Istotna jest również odpowiednia lokalizacja obiektów na mapie Warszawy i umiejętne delegowanie członków pracowni do pracy. Na przełomie lutego i marca br., rusza kampania crowdfundingowa, w ramach której Fabryka Gier Historycznych przy wsparciu Magazynu Historycznego „Mówią wieki”, rozpocznie zbiórkę funduszy na wydanie tej wyjątkowej gry o Warszawie. Potrzebujemy Waszego wsparcia. Bez Was nie uda nam się wydać tej gry! Jeśli chcesz pomóc odbudować stolicę, zajrzyj na stronę www.wydawnictwofgh.pl – tam znajdziesz wszystkie informacje o tej inicjatywie.

Czym jest crowdfunding? To działanie polegające na wspieraniu ludzi z pasją. Każdy może przeznaczyć dowolną, wybraną przez siebie kwotę, na cel określony w kampanii – w tym wypadku wydanie gry „Odbudowa Warszawy 1945–1980”. Wesprzyj naszą inicjatywę, zdobądź unikatowe nagrody dostępne tylko podczas kampanii crowfundingowej. W zamian będziesz mógł zakupić grę w atrakcyjnej cenie, a także zyskasz satysfakcję z poparcia ciekawego, jedynego w swoim rodzaju przedsięwzięcia.


01-03 od red i spis tresci 21.01.2015 13:22 Strona 1

OD REDAKCJI Profesjonalni historycy tradycyjnie przypisują sobie prawo do sądów RADA REDAKCYJNA Andrzej Chwalba Marcin Kula Krzysztof Mikulski Jacek Purchla Andrzej Paczkowski Henryk Samsonowicz Jerzy Strzelczyk Barbara Szacka Janusz Tazbir Wiesław Władyka REDAKCJA Tomasz Bohun Błażej Brzostek Andrzej Brzozowski (Telegraf Historyczny) Marcin Czajkowski Wojciech Kalwat (Szkolna Liga Historyczna) Michał Kopczyński (redaktor naczelny) Bogusław Kubisz (zastępca redaktora naczelnego) Izabella Kubisz (sekretariat) Miłosz Niewierowicz (sekretarz redakcji) Piotr Szlanta Ewa Wipszycka ADRES REDAKCJI 01-233 WARSZAWA ul. BEMA 87 tel./faks 22 45 70 420 e-mail: mowiawieki@bellona.pl PROJEKT OKŁADKI Piotr Janowczyk PROJEKT GRAFICZNY, SKŁAD I ŁAMANIE Marcin Adamczyk

o przeszłości. Ponieważ lubią powtarzać za Cyceronem sentencję o historii jako nauczycielce życia, przeto ich dydaktyczne zapędy sięgają teraźniejszości i poniekąd przyszłości. Kapłani Klio do niedawna jeszcze z lekceważeniem patrzyli na ubogą krewną naukowej historii, za jaką uważali pamięć społeczną. Pamięć miała być czymś intymnym, przynależnym jednostkom, czymś irracjonalnym i niewytrzymującym naukowej krytyki. Jej trwanie zresztą nie było długie. Po upływie dwóch pokoleń zanikała. Co innego historiografia – ta miała trwać przez wieki, jak horacjański pomnik. Do niedawna niedoceniana pamięć społeczna w ostatnich 30 latach doczekała się licznych analiz, pisanych także przez zawodowych historyków. Doceniono też jej siłę w kreowaniu symboli, które wyznaczają sposób budowania narracji przez badaczy przeszłości. Jednym z symboli polskich losów po 1945 roku stała się Jałta, krymski kurort. Tam właśnie od 4 do 11 lutego 1945 roku debatowali przywódcy Wielkiej Trójki – amerykański prezydent Franklin Delano Roosevelt, brytyjski premier Winston Churchill i sowiecki dyktator Józef Stalin. Tamto spotkanie

DRUK Drukarnia LOTOS POLIGRAFIA ul. Wał Miedzeszyński 98 04-987 Warszawa

było kolejnym milowym krokiem na drodze porządkowania świata po

WYDAWCY Bellona SA ul. Bema 87 01-233 Warszawa tel. 22 45 70 402 faks 22 652 26 95 e-mail: biuro@bellona.pl

nacznie ze zdradą, choć w istocie podjęte wtedy decyzje były jedynie

Fundacja Historia i Kultura ul. Bema 87 01-233 Warszawa

hekatombie drugiej wojny światowej. Polakom Jałta kojarzyła się jednozprzypieczętowaniem ustaleń teherańskich, wypadkową faktów dokonanych, czyli przebiegu frontów, i wreszcie kompromisem między ideałem Karty Atlantyckiej a realiami. Dziś, w całkiem nowym porządku światowym, Jałta jako symbol nadal

Promocja i reklama Mateusz Borucki tel. 22 45 70 420 e-mail: mborucki@bellona.pl

funkcjonuje. Można się o tym przekonać, czytając doniesienia o rozgry-

Kolportaż i prenumerata tel. 22 45 70 425

Polski, na Ukrainie. Pozostaje mieć tylko nadzieję, że historia, choć bywa

Prenumeratę do szkół dofinansowuje Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego

wkach dyplomatycznych w różnych częściach świata, w tym u sąsiada nauczycielką życia, to jednak powtarza się wyłącznie jako farsa.

Redakcja nie zwraca materiałów niezamówionych i zastrzega sobie prawo dokonywania zmian w tekstach.

Michał Kopczyński

Zachęcamy do odwiedzenia naszej strony internetowej www.mowiawieki.pl PRENUMERATA REALIZOWANA PRZEZ RUCH S.A.: Zamówienia na prenumeratę w wersji papierowej i na e-wydania można składać bezpośrednio na stronie www.prenumerata.ruch.com.pl. Ewentualne pytania prosimy kierować na adres e-mail: prenumerata@ruch.com.pl lub kontaktując się z Telefonicznym Biurem Obsługi Klienta pod numerem 801 800 803 lub 22 717 59 59 (czynne w godzinach 7 – 18, koszt połączenia według taryfy operatora).

Dołącz do nas na Facebooku: www.facebook.com/mowiawieki

redaktor naczelny „Mówią wieki”

Drodzy Czytelnicy! Od 15 lutego „Mówią wieki” będą dostępne w wersji elektronicznej, do kupienia na stronie internetowej księgarni Bellony: ksiegarnia.bellona.pl oraz mowiawieki.pl. Wersja elektroniczna będzie się ukazywała dwa tygodnie po rozpoczęciu sprzedaży kioskowej.


01-03 od red i spis tresci 21.01.2015 13:22 Strona 2

LUTY 2015

W NUMERZE: TEMAT MIESIĄCA: JAŁTA 1945 – MOCARSTWA DZIELĄ ŚWIAT PONAD GŁOWAMI POLAKÓW

TELEGRAF HISTORYCZNY . . . . . . . . . . . . . . 4

CZAS PRZESZŁY I ZAPRZESZŁY

TEMAT MIESIĄCA: JAŁTA 1945

Janusz Giersz: MENNICA WARSZAWSKA

– MOCARSTWA DZIELĄ ŚWIAT

– WYTWÓRCA PIECZĘCI OD 190 LAT . . . . . . . 42

Włodzimierz Borodziej: STREFY WPŁYWÓW I RÓWNOWAGA . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 9 Włodzimierz Batóg: ROOSEVELT

Wojciech Materski: SÓL W OKU BOLSZEWIKÓW. GRUZJA NIEPODLEGŁA 1918–1921 . . . . . . . . 47

JAKO WILSON. AMERYKAŃSKIE CELE

WOJENKO, WOJENKO

W DRUGIEJ WOJNIE ŚWIATOWEJ . . . . . . . . . . . 14

Jerzy Gruszczyński: BAJOŃCZYCY.

Borys Sokołow: WOJENNE PLANY STALINA . . 19

POLSKA KOMPANIA

Wojciech Materski: PONAD

W LEGII CUDZOZIEMSKIEJ 1914–1915 . . . . . . 52

GŁOWAMI POLAKÓW . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 24

HISTORIA NA TALERZU

Tomasz Bohun: NA ZDROWIE KRYM.

Jerzy Tyszkiewicz: SZTUFADA,

KRYMSKIE UZDROWISKA W CZASACH

CZYLI FORMA PRZEJŚCIOWA . . . . . . . . . . . . 57

CARSKICH I RADZIECKICH . . . . . . . . . . . . . . . 29

HISTORYCZNA AGENCJA TURYSTYCZNA

ROZMOWY „MÓWIĄ WIEKI” SKARBY Z ZIEMI. ROZMOWA Z DR. ALFREDEM TWARDECKIM . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 33

Artur Bojarski: NIE JEST TO MALBORK, ALE... DZIEJE BIERZGŁOWSKIEGO ZAMKU . . . . . . . 61

KRONIKI RYCERSKIE

KLIOMATOGRAF

Dariusz Piwowarczyk: ZAKOCHANI

Piotr Kulczycki: OKOPY I PAŁACE. O ŚCIEŻKACH

KONDOTIERZY . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 37

CHWAŁY STANLEYA KUBRICKA . . . . . . . . . . . 65


01-03 od red i spis tresci 21.01.2015 13:22 Strona 3

WOJENKO, WOJENKO BAJOŃCZYCY

W NASTĘPNYM NUMERZE: TEMAT MIESIĄCA – REWOLUCJA 1905 ROKU • Królestwo Polskie przed rewolucją. Społeczeństwo i polityka • Organizacja Bojowa PPS – polscy terroryści? • Wygasłe miejsce pamięci – reportaż spod szubienicy • Imperium rosyjskie – kolos na glinianych nogach • Rewolucja 1905 oczami Niemców

KLIOMATOGRAF OKOPY I PAŁACE

PONADTO W NUMERZE • Ryba, symbol chrześcijan • Śledź na wiele sposobów • Dodatek edukacyjny „Mówią wieki w szkole”

OKRUCHY HISTORYCZNE

DODATEK „REFORMY PIENIĄDZA

Marek Stremecki: WOJENNE HISTORIE

W POLSCE I NA ŚWIECIE”

DANUTY SZAFLARSKIEJ . . . . . . . . . . . . . . . . . 68

Wojciech Morawski: DZIEWIĘTNASTOWIECZNE

POD TARCZĄ BELLONY

REFORMY RUBLA . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 81

Longin Pastusiak: CZŁOWIEK POMNIK

Jerzy Łazor: REFORMA PIENIĘŻNA

(GEORGE WASHINGTON, 1789–1797) . . . . . . 70

W NIEMCZECH W LATACH 1923–1924 . . . . . . 85

TO WARTO PRZECZYTAĆ . . . . . . . . . . . . . . . . 74 RECENZJE

DODATEK EDUKACYJNY

Andrzej Brzozowski: HISTORIA NA CO DZIEŃ . . 75

„MÓWIĄ WIEKI W SZKOLE”

Piotr Golz: SKOSZTUJCIE I ZOBACZCIE

Wojciech Kalwat: SZKOLNA LIGA HISTORYCZNA:

JAK DOBRY JEST PAN… . . . . . . . . . . . . . . . . . 75

BAROKOWE SMAKI . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . I

Piotr Szlanta: DO ROBOTY . . . . . . . . . . . . . . . . 76

Szymon Cydzik: ROZGRYWKI

Bogdan Borucki: WINNY PATRIOTYZM? . . . . . 76

MAGNACKICH RODÓW . . . . . . . . . . . . . . . . . . III

Hubert Kuberski: PAMIĘTAĆ

Dariusz Milewski: STEFAN BATORY . . . . . . . . . IV

– NIE PAMIĘTAĆ . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 77

Piotr Szlanta: HISTORIA W KARYKATURZE:

Paweł Skworoda: WOJNA NA PUSTYNI . . . . . . 77

RÓŻNE OBLICZA BIEDY . . . . . . . . . . . . . . . . . VIII

NOTY O KSIĄŻKACH . . . . . . . . . . . . . . . . . . 78

Dariusz Milewski: PERYPETII Z KALENDARZEM

NOWOŚCI HISTORYCZNE . . . . . . . . . . . . . . 79

CIĄG DLASZY . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . X

PLOTKI Z BRODĄ . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 80

Joanna Kozińska: JAN KARSKI . . . . . . . . . . . . XII


04-08 Telegraf 20.01.2015 14:14 Strona 4

4

T ELEGRAF

HISTORYCZNY

Zdarzyło się

24 lutego 1920 roku

NAZIŚCI WYCHODZĄ Z KNAJPY N

apić się piwa, porozmawiać, wygłosić kilka politycznych slo- krzyknął, kiedy niedługo wcześniej skończyli go opracowywać wraz z Drexlerem. Trudno powiedzieć, czy to geniusz polityczny, ganów, ponarzekać na nielubianą władzę, Żydów, masonów, czy zwykła pycha, ale ćwierć wieku później, kiedy NSDAP międzynarodową finansjerę i wszystkich, którzy byli winni klęski przestała istnieć, świat miał pełny obraz tego „przebudzenia”. i upadku Niemiec po Wielkiej Wojnie. Dokończyć piwo i do Kiedy Hitler zaczął przemowę, gwar ucichł. Nie mówił władomu. Tak z grubsza wyglądały spotkania kilkunastu, a z czasem ściwie nic, czego by już wcześniej nie powiedziano, ale agresja, kilkudziesięciu, niezadowolonych Bawarczyków w jednej z piwiarni z jaką wyrzucał z siebie oskarżenia i obelgi pod adresem władz w Monachium. W styczniu 1919 roku postanowili się oni jakoś niemieckich, porządku wersalskiego zorganizować i założyli lokalną partyjkę i żydowskich finansistów, poparta teat– Deutsche Arbaiterpartei (DAP), czyli ralną wręcz gestykulacją, porwały nieco Niemiecką Partię Robotników. Niewiele już podpitych słuchaczy. Doszło nawet ponad rok później, 24 lutego 1920 roku, do krótkotrwałej bijatyki z obecnymi miało się odbyć kolejne spotkanie DAPw piwiarni komunistami i socjalistami, -owców. Zapowiadało się, że będzie jak którzy szybko zostali spacyfikowani do tej pory – z tym że na spotkaniu i wyrzuceni. Zwycięska bójka zwiększyła w Festsaal w monachijskiej piwiarni entuzjazm i wiarę we własne racje, co Hofbräuhaus zebrało się już ok. 2 tys. dodatkowo podnieciło Hitlera. W nieczłonków i sympatyków partii. Mimo pozornym człowieczku w szarym garto ten dzień miał się okazać ostatnim niturze zgromadzeni dostrzegli wodza. w jej historii. On zaś czekał właśnie na ten moment. Stało się tak za sprawą człowieka, Oświadczył, że DAP kończy działalność, który partyjną legitymację otrzymał niea w jej miejsce powstaje Narodowosospełna dwa miesiące wcześniej, a po Adolf Hitler podczas jednego ze swoich pełnych cjalistyczna Niemiecka Partia Robotraz pierwszy w spotkaniu DAP uczestekspresji przemówień w latach trzydziestych XX wieku ników (Nationalsozialistische Deutsche niczył we wrześniu poprzedniego roku. Arbeiterpartei, NSDAP). 25 punktów programu NSDAP w dużej Notabene pojawił się na nim na polecenie swego dowódcy części opracował Drexler, ale bez Hitlera z pewnością nie zaz wojskowego kursu wychowawczo-politycznego, kpt. Karla brzmiałyby z taką mocą. Żądania zniesienia traktatu wersalskiego, Mayra, z zadaniem infiltracji środowiska monachijskiej kawiarnianej równej pozycji Niemiec na arenie międzynarodowej, zjednoczenie prawicy (chodziło o wykrycie i eliminację ewentualnych wpływów wszystkich Niemców w ramach Wielkiej Rzeszy, zniesienie dobolszewickich). Ten człowiek nazywał się Adolf Hitler. chodów pochodzących spoza pracy, udział społeczeństwa w zysPrzychodząc na partyjne mityngi jako agent, Hitler szybko kach koncernów przemysłowych czy wreszcie odebranie praw wciągnął się w życie partyjne. Okazało się, że miał spory talent Żydom były nawozem rzuconym pod zasiew, którego plony oratorski i stał się współpracownikiem lidera DAP, Antona Drexlera. Hitler miał zebrać w ciągu najbliższego ćwierćwiecza. Kufel Ale jego ambicje były znacznie większe. Snuł wizje nie tylko gorzkiego narodowosocjalistycznego piwa został właśnie nawazałożenia nowego ugrupowania, lecz także stworzenia nowych rzony. Niemiec, nowego człowieka i nowego porządku światowego. Jednak na razie nawet lokalne gazety (i to nie wszystkie) Tamtego lutowego wieczoru 95 lat temu Hitler miał wystąpić zaledwie dostrzegły wrzaskliwą awanturę podchmielonych Baz nowym programem partii: Nasz program doprowadzi do przebuwarczyków w jednej z licznych monachijskich piwiarni. A.B. dzenia, jak tezy Lutra przybite do drzwi kościoła w Wittenberdze! – za-

Kalendarium  1 lutego 1655: armia polsko-tatarska hetmana wielkiego koronnego Stanisława „Rewery” Potockiego i hetmana polnego koronnego Stanisława Lanckorońskiego pokonała pod Ochmatowem wojska rosyjsko-kozackie Bohdana Chmielnickiego i wojewodów Wasyla Szeremietiewa i Wasyla Buturlina.  2 lutego 1945: oddziały 1. Armii Wojska Polskiego dotarły do Wału Pomorskiego.

 3 lutego 1735: urodził się Ignacy Krasicki, biskup warmiński, arcybiskup gnieźnieński i prymas Polski, pisarz, poeta i publicysta.

ganizacji Narodnaja Wola przepro-

 7 lutego 1915: rozpoczęła się

wadzili nieudany zamach na cara

tzw. druga bitwa nad jeziorami ma-

Aleksandra II Romanowa.

zurskimi – operacja armii niemiec-

 6 lutego 1905: urodził się Wła-

kiej przeciwko wojskom rosyjskim

 4−11 lutego 1945: w Jałcie na Krymie trwała konferencja przywódców trzech mocarstw alianckich z udziałem m.in. Winstona Churchilla, Franklina D. Roosevelta i Józefa Stalina.

dysław Gomułka, działacz komu-

 5 lutego 1880: członkowie or-

nistyczny, I sekretarz KC PPR, wicepremier, I sekretarz KC PZPR,

w Prusach Wschodnich, mająca także na celu odciążenie wojsk austro-węgierskich.

odpowiedzialny m.in. za śmierć

 8 lutego 1920: w Wolnym Mie-

robotników podczas pacyfikacji

ście Gdańsku rozpoczął urzędo-

strajków na Wybrzeżu w grudniu

wanie pierwszy Komisarz Gene-

1970 roku.

ralny RP, Maciej Biesiadecki.


04-08 Telegraf 20.01.2015 14:14 Strona 5

T ELEGRAF

Wiadomości WIEŚCI Z POLSKI

WIEŚCI Z ZAGRANICY

STARE NAZWY MÓWIĄ To, że warto studiować stare mapy, historycy wiedzą nie od dziś. Wiedzą to także archeolodzy. I wcale nie chodzi o zaznaczone na nich dawne osady czy budowle, lecz o dawne nazwy miejscowe. Właśnie w ten sposób uczeni z Katedry Archeologii Uniwersytetu Szczecińskiego wytropili megalityczne konstrukcje w Ziemi Łobeskiej (woj. zachodniopomorskie). Współczesne nazwy – Komorowo, Słudwia czy Czachowo – mówią niewiele, ale analiza dawnej toponomastyki przyniosła zaskakujące rezultaty. Dawniej tamtejsze osady zwały się z niemiecka: Die Stein Riege, Steinbrink (grupa kamieni, stos kamieni), Teufelsberg, Stückchen am Steinbrink (diabelskie wzgórze, stos kamieni). Intuicja i wiedza nie zawiodły dr. Agnieszki Matuszewskiej – w Czachowie naukowcy odkryli pozostałości wielkich kamiennych konstrukcji otoczonych kręgiem. Wypisz, wymaluj Wzgórze Olbrzymów, czyli Hünenberg, jak dawniej nazywało się to miejsce. A to dopiero początek badań w rejonie omijanym dotąd przez archeologów.

SKARB W MUZEUM! Gdzie można znaleźć najwięcej archeologicznych znalezisk? W muzeum. Ktoś mógłby nominować ten żart do miana suchara roku, gdyby nie to, że jednak zawiera w sobie ziarno prawdy. Kilkadziesiąt różnego rodzaju elementów biżuterii znaleźli robotnicy remontujący Muzeum Państwowego w Twerze. Konkretnie 2 m pod gabinetem samego dyrektora. Skarb pochodzi z XIII wieku, prawdopodobnie należał do zamożnej mieszczki i został tu ukryty przed najazdem mongolskim. Skrytka była tak przemyśłnie wykonana, że nietknięta przetrwała nie tylko splądrowanie Tweru w 1238 roku, lecz dotrwała do naszych czasów. Odnaleziono ją przypadkowo dopiero podczas remontu biur muzeum.

KOCI ZAMEK Skoro o toponimach mowa – lokalna nazwa wzgórza w pobliżu wsi Bieździadka na Pogórzu Strzyżowskim jest być może kluczem do historii tego miejsca. Na Kocim Zamku bowiem (jak nazywają pagórek miejscowi) archeolodzy Joanna Pilszyk i Piotr Szmyd odkryli pozostałości konstrukcji obronnych. Impulsem do przeprowadzenia badania w terenie były wyniki lotniczego skaningu laserowego, który wykazał ich obecność. Stanowisko obejmuje zaledwie 900 m kw., jest otoczone wałami ziemnymi, prawdopodobnie także palisadą.Uczeni przypuszczają, że był to jakiś rodzaj umocnionego obozu husyckiego – stąd być może wzięła się nazwa. W języku czeskim bowiem koča oznacza wóz lub karetę, a wojska husyckie chętnie używały wozów bojowych.

WIEŚCI Z MUZEÓW ILE KOSZTOWAŁY PIENIĄDZE? Kursy walut i bankowy spread stanowią nie lada problem dla współczesnego człowieka. Dobre chociaż to, że szybko można znaleźć niezbędne dane w Internecie. A jak było w średniowieczu? Po odwiedzeniu wystawy „Targi, kupcy i płacidła” w poznańskim Muzeum Archeologicznym można odnieść wrażenie, że bardzo źle. Tym bardziej, że obok monety bitej w obiegu były różnego rodzaju płacidła (skórki, bursztyn, sól, wosk, płótno), nie mówiąc już o siekańcach, czyli okrawanych monetach. Jak ocenić ich wartość? Do tego dodajmy nierzadko nieuregulowany (a na pewno nieprecyzyjny i często fałszowany) system miar oraz wag i będziemy mieć pełny obraz trudów życia

HISTORYCZNY

handlowego. Wszystkie niezbędne kupcom i klientom rekwizyty są do obejrzenia na poznańskiej ekspozycji do marca tego roku. MALOWIDŁA SPRZED TRZECH LAT Jak uchronić unikatowy zabytek przed zniszczeniem i jednocześnie udostępnić widowni? Można zrobić wierną kopię. W przypadku wazy (choćby i antycznej), miecza albo obrazu to nie problem, ale liczące tysiące lat malowidła naskalne? Po trzech latach zakończyły się prace zespołu artystów i naukowców nad replikami malowideł ściennych z Jaskini Chauveta (nazwanej tak od nazwiska odkrywcy z 1994 roku, speleologa Jeana-Marie Chauveta). Znajdują się one w kompleksie edukacyjnym Ardèche, zaledwie kilka kilometrów od oryginału. Co prawda są nieco mniejsze od pierwowzoru, który liczy sobie prawie 8 tys. metrów kwadratowych, ale i tak imponują rozmiarami, a przede wszyskim dokładnością. Jest to rezultat 680 godz. skanowania z precyzją 16 pikseli na mm kw. i ponad 6 tys. zdjęć. Ośrodek ponadto daje to, czego oryginalna jaskinia Chauveta dać nie mogła: dodatkowe objaśnienia, multimedia, lekcje, pokazy czy projekty. Otwarcie 25 kwietnia tego roku.

Kalendarium  9 lutego 1990: Polska odzyskała dawne godło państwowe – Orła Białego w koronie według wzoru z 1927 roku.

 12 lutego 1810: we Francji zaczął obowiązywać Kodeks karny Napoleona – funkcjonował (ze zmianami) aż do 1994 roku.

 15 lutego 1945: spłonęła poznańska katedra św. Apostołów Piotra i Pawła, ostrzelana przez sowiecką artylerię.

 10 lutego 1920: gen. Józef Haller dokonał symbolicznych zaślubin Polski z Morzem Bałtyckim.

 13 lutego 1575: Henryk III Walezy, były król Polski, został koronowany na króla Francji.

 11 lutego 1990: po 27 latach z więzienia wyszedł przywódca Afrykańskiego Kongresu Narodowego Nelson Mandela.

 14 lutego 1945: podczas omyłkowego zbombardowania Pragi, którą amerykańscy lotnicy pomylili z Dreznem, zginęło 701 osób.

 16 lutego 1770: wojska konfederatów barskich zostały rozbite przez Rosjan w bitwie pod Błoniem.  17 lutego 1600: na głównym rynku Rzymu Campo de’ Fiori został spalony na stosie Giordano

Bruno, oskarżony przez Święte Oficjum o herezję.  18 lutego 1895: urodził się płk Aleksander Krzyżanowski „Wilk”, komendant Okręgu Wilno AK.  19 lutego 1905: rozpoczęła się bitwa pod Mukdenem podczas wojny rosyjsko-japońskiej. Do 10 marca wzięło w niej udział łącznie 500 tys. żołnierzy po obu stronach.

5


04-08 Telegraf 20.01.2015 14:14 Strona 6

6

T ELEGRAF

HISTORYCZNY

WIEŚCI Z LABORATORIÓW PODWODNI ARCHEOLODZY BEZ PIANKI Podmorska archeologia to zadanie dla wyspecjalizowanych badaczy. Tym bardziej, jeśli badania dotyczą nie ciepłych i przejrzystych wód Morza Śródziemnego, tylko np. Bałtyku, gdzie widoczność jest mocno ograniczona, a możliwości bezpośredniej pracy przy obiektach mniejsze. Naukowcy z Narodowego Muzeum Morskiego w Gdańsku opracowali metodę pozwalającą zmniejszyć te niedogodności: nurkowie wykonują kilka, a nawet kilkanaście tysięcy zdjęć obiektu i jego otoczenia, później na ich podstawie wykonuje się cyfrowy trójwymiarowy dokładny obraz stanowiska. Metoda nazywa się fotogrametria, dzięki niej uczeni mają możliwość analizy podwodnego stanowiska bez konieczności zakładania pianki i akwalungu; widoczność pod wodą może sięgać zaledwie metra. Oprócz Narodowego Muzeum Morskiego takie modele wykonuje tylko jeden ośrodek na świecie, amerykański Texas A&M University. W 2013 roku po raz pierwszy w Polsce w ten sposób zbadano znajdujący się w Zatoce Gdańskiej wrak statku z XIX wieku (nazwany porcelanowcem − przewoził głównie angielską porcelanę). W zeszłym roku tą metodą zdokumentowano okręt nazwany Głazik.

Kalendarium  20 lutego 1530: koronacja vivente

sopisma PPS „Robotnik”, miesz-

 25 lutego 1570: bullą Regnans

rege dziewięcioletniego Zygmunta II

czącą się w mieszkaniu Józefa Pił-

in Excelsis papież Pius V ekskomu-

Augusta na króla Polski.

sudskiego w Łodzi. Piłsudski wraz

nikował za herezję Elżbietę I Tudor

 21 lutego 1945: podczas zebrania

z żoną zostali aresztowani.

− rzekomą królową Anglii i służebnicę

w Podkowie Leśnej Komisja Główna

 23 lutego 1830: zmarł Jan Piotr

nieprawości.

Rady Jedności Narodowej odrzuciła

Norblin, francuski malarz i rysow-

 26 lutego 1815: z zesłania na

postanowienia konferencji w Jałcie.

nik.

wyspę Elbę uciekł Napoleon Bo-

 22 lutego 1900: w nocy z 21 na

 24 lutego 1885: w Warszawie

naparte, rozpoczynając tzw. sto dni,

22 lutego rosyjska policja zlikwi-

urodził się Stanisław Ignacy Witkie-

dowała nielegalną drukarnię cza-

wicz, wybitny malarz i dramaturg.

czyli próbę odzyskania władzy.  27 lutego 1940: władze III Rze-

szy zdelegalizowały Związek Polaków w Niemczech i skonfiskowały jego majątek, członkowie związku zostali zamordowani lub osadzeni w obozach koncentracyjnych.  28 lutego 1520: wojska polskie pod wodzą hetmana wielkiego koronnego Mikołaja Firleja zdobyły Pieniężno podczas wojny z Krzyżakami.


04-08 Telegraf 20.01.2015 14:15 Strona 7

Karykatura

T ELEGRAF

HISTORYCZNY

Bogdan Borucki

KOZACY I PARYŻANKI 1814 roku we Francji Napoleon musiał się bronić przed inwazją sprzymierzonych wojsk. Wprawdzie to regularne oddziały wroga przesądziły o rezultacie wojny, ale lud we Francji – jak pisze uczestnik tych starć Józef Grabowski − nazywał Kozakami każdego nieprzyjaciela. To trauma odwrotu spod Moskwy, kiedy kozackie zagony nękały maruderów; ci, którzy ocaleli, rozpowszechniali ich złowrogą sławę. Po kapitulacji cesarza Paryż okupowały głównie oddziały rosyjskie. Największą atrakcją (podszytą strachem) dla mieszkańców miasta byli „dzicy” Kozacy. Zwłaszcza dla paryżanek, które swoimi nieskrywanymi wdziękami skutecznie pacyfikowały ich bojowe nastroje. W serii barwnych rysunków pobyt „przybyszów ze stepów” przedstawił urodzony w Pradze Georg Opitz. To obraz sielankowy, powstały najwyraźniej na zamówienie. Mimo to Opitz, znany skądinąd jako autor pornograficznych sztychów, przemycił nieco własnych obserwacji. Na pierwszym z

W

prezentowanych obrazków (powyżej) maluje Kozaków rozdających biednym pieniądze. Pośród żebrzących jest tłuściutka madame wskazująca balkon z dwuznacznym szyldem, gdzie stoją dwie atrakcyjne panienki. Aby nie było wątpliwości, obok jest przylepiony afisz: Metoda. Jak wyleczyć chorobę weneryczną bez rtęci. Nie wszyscy Francuzi byli dumni z postawy swych mam i babć. W grudniu 1852 roku znakomity karykaturzysta Gavarni opublikował rysunek mocno podstarzałych dam, które komentują zbliżający się konflikt z Rosją, zwany później wojną krymską. Podpis pod nim brzmi: Mam nadzieję, panno Fayzande [w wolnym tłumaczeniu „panno Zużyta” – przyp. aut.], że teraz nie będziemy dla Kozaków takie miłe jak w tysiąc osiemset czternastym! Na szczęście tym razem Rosjanie nie wkroczyli do Paryża, by po latach zweryfikować wdzięki tych panien. 

7


04-08 Telegraf 20.01.2015 14:15 Strona 8

8

T ELEGRAF

HISTORYCZNY

Piotr Zaborowski

Pocztówka z historią

Pocztówkę udostępnił Warszawski Antykwariat Naukowy Logos, Al. Ujazdowskie 16

JAPONIA WEDŁUG MARCO POLO waj weneccy kupcy, bracia Niccolò i Matteo Polo, wybrali się w 1253 roku w podróż handlową do Konstantynopola. Kupując i sprzedając z zyskiem towary, dotarli aż do Buchary w Azji Środkowej, skąd po trzech latach ruszyli dalej na wschód. Podróżując przez tereny podbite przez Mongołów, dotarli do Chanbałyku (dziś Pekin) na dwór wielkiego chana Kubilaja, cesarza Chin. Władca przyjął ich z honorami – byli pierwszymi Europejczykami, jakich ujrzał – i wręczył list do papieża. Bracia wrócili do Wenecji w 1269 roku, po 16 latach nieobecności. W 1271 roku, zaopatrzeni w listy i podarki od papieża, wyruszyli znowu do Chin; Niccolò zabrał w drogę swojego siedemnastoletniego syna Marco. Po trwającej trzy i pół roku podróży dotarli do letniej rezydencji Kubilaja w Szang-tu. Marco dzięki miłemu obejściu i inteligencji pozyskał względy cesarza, który przez 17 lat wysyłał go w misjach urzędowych do różnych prowincji swojego państwa, a także poza jego granice, do Indii. Gdy nadarzyła się

D

sposobność powrotu do ojczyzny, panowie Polo wyruszyli drogą morską i po wielu przygodach dotarli w 1295 roku do Wenecji. Rok później Marco trafił do genueńskiej niewoli. Opowiedział dzieje swych podróży uwięzionemu razem z nim pisarzowi Rusticianowi z Pizy, który spisał wspomnienia, zapewne je przy tym ubarwiając. Tak powstało Opisanie świata, obszerna księga, która krążąc w licznych odpisach i tłumaczeniach, stała się sławna w całej Europie. Była jedną z ulubionych książek Krzysztofa Kolumba, który zabrał ją na wyprawę za ocean i opatrzył licznymi notatkami na marginesach. Marco Polo poświęcił dwa rozdziały Japonii, nazywanej przez niego Zipingu. Chociaż tam nie dotarł, musiał sporo usłyszeć o tym kraju. O jego bogactwie krążyły fantastyczne legendy: Zipingu jest wyspa leżąca na wschodzie na pełnym oceanie, o tysiąc pięćset mil od stałego lądu. Jest to bardzo wielka wyspa. Ludność jest biała, piękna i dobrze zbudowana. Oddaje cześć bożkom. Jest niezależna, nie mając nad sobą żadnej

władzy prócz swej własnej. Musicie wiedzieć, że złota mają w wielkiej obfitości, gdyż znajduje się na miejscu bez liku. [...] I opowiem wam coś szczególnie cudownego o pałacu władcy owej wyspy. Mówię wam bowiem zaprawdę, że jest tam olbrzymi pałac, cały kryty najszczerszym złotem. [...] I dodam jeszcze, że podłogi komnat, których tam jest wiele, są również ze szczerego złota na dwa palce grubego. I wszystkie inne części pałacu, zarówno sale, jak okna, zdobione są złotem. [...] I oto dla bogactw tych mnóstwa na owej wyspie, o których opowiadano, Wielki Chan [...] postanowił ją zająć (przeł. Anna Ludwika Czerny). Marco opisał następnie nieudaną próbę podboju Japonii podjętą przez Kubilaja w 1281 roku. Do klęski przyczynił się potężny tajfun: Zdarzyło się dnia pewnego, że zerwał się tak silny wiatr północny, iż członkowie wyprawy postanowili natychmiast odpłynąć, aby wszystkich okrętów im nie roztrzaskał. Wsiedli zatem wszyscy na okręty i odpłynęli od wyspy na pełne morze. I mówię wam, kiedy ujechali mil cztery, siła wiatru zaczęła się wzmagać, zaś liczba okrętów była tak wielka, iż znaczna ich część zderzyła się i rozbiła. Poprzednia próba podboju podjęta w 1274 roku również zakończyła się niepowodzeniem, bo potężny tajfun zmusił mongolskie okręty do wycofania się. Japończycy, przekonani, że dwukrotne ocalenie od mongolskiego najazdu zawdzięczają bogom, którzy zesłali tajfun, nazwali go Boskim Wiatrem – Kamikaze. Nasza pocztówka przedstawia Sensō-ji, najstarszą świątynię w Tokio, zbudowaną w VII wieku w dzielnicy Asakusa. Poświęcona jest Kannon – bogini miłosierdzia. 


9-13 Borodziej 20.01.2015 14:21 Strona 9

T EMAT

MIESIĄCA :

J AŁTA 1945 –

MOCARSTWA DZIELĄ ŚWIAT

Włodzimierz Borodziej

Strefy wpływów i równowaga

Równowaga i strefy wpływów to pojęcia nowoczesne. Jednak oba funkcjonowały w polityce w zasadzie od zawsze, tyle że nazywano je inaczej. Chodziło o racjonalną władzę: miała być skonstruowana tak, aby nie prowokować innych do wywołania wojny.

Dzielenie królewskiego tortu podczas kongresu wiedeńskiego, francuska karykatura z XIX wieku. Po krótkim okresie wojen napoleońskich europejskie mocarstwa – Wielka Brytania, Prusy, Austria i Rosja – przystąpiły do ustalania na nowo stref wpływów w Europie i określenia ponapoleońskiego ładu, fot. Bridgeman Art Library

9


9-13 Borodziej 20.01.2015 14:21 Strona 10

10

TEMAT MIESIĄCA : JAŁTA 1945 – MOCARSTWA DZIELĄ ŚWIAT

Satyryczna brytyjska mapa Europy za rok 1877, przedstawiająca personifikacje państw europejskich (wyjątkiem jest Rosja, przedstawiona jako ośmiornica)

W Europie do dziś nikomu nie udało się powtórzyć jednobiegunowego świata Imperium Rzymskiego i pax romana opartego na długotrwałej dominacji nad wszystkimi sąsiadami. Kolejne państwa o ambicjach imperialnych, od państwa Franków po imperium Habsburgów i Francję Ludwika XIV, chciały tę konstelację powtórzyć. Nadaremnie. W XVIII stuleciu Europa stanowiła zbiór państw i państewek, w którym jedne strefy wpływów okazywały się w miarę trwałe, ale inne zmieniały się przy byle kryzysie czy wojnie. Od zawarcia pokoju westfalskiego (1648 rok) obowiązywały jednak pewne reguły, istniały zalążki prawa międzynarodowego, a nawet praw człowieka; sygnatariusze uznawali się nawzajem za suwerennych władców o niezby-

walnych prawach. Gwarantami status quo w największej i najbardziej skomplikowanej strefie wpływów – Rzeszy Niemieckiej, były Francja i Szwecja. W zasadzie zaprzestano nawracania katolików czy protestantów na inne wyznanie. Równowagę naruszyły Prusy, które w wyniku pierwszej wojny śląskiej (1740–1742) zajęły bogaty austriacki Śląsk. Jakim cudem utrzymały tę zdobycz, przeżywając w latach 1756 –1763 siedmioletnią wojnę z koalicją znacznie potężniejszych wrogów: Austrii, Francji i Rosji? Historycy spierają się o to do dziś. W każdym razie to wtedy definitywnie ukształtowała się grupa pięciu mocarstw (oprócz wymienionych była to jeszcze Wielka Brytania). Od lat 1867–1871, nieco tylko zmieniając nazwy (zamiast Aus-

trii i Prus pojawiły się Austro-Węgry i Rzesza Niemiecka), kontrolowała sytuację na kontynencie aż do pierwszej wojny światowej. Każde mocarstwo dążyło do rozszerzenia swej strefy wpływów, czasami w krainach z punktu widzenia reszty obojętnych, czasami w jak najbardziej wrażliwych. Jednocześnie każde było zainteresowane utrzymaniem równowagi, początkowo głównie na kontynencie, później także w innych częściach świata. Sęk w tym, że ową równowagę rozumiano inaczej.

RÓWNOWAGA W PRAKTYCE Pentarchia przeżyła burzliwie 150 lat do czasu przystąpienia USA do Wielkiej Wojny. System działał z krót-


9-13 Borodziej 20.01.2015 14:21 Strona 11

TEMAT MIESIĄCA : JAŁTA 1945 – MOCARSTWA DZIELĄ ŚWIAT

kimi wyjątkami: były to wojny napoleońskie czy okazjonalne starcia, jak wojna krymska (1853–1856), austriacko-pruska (1866) czy francusko-pruska (1870–1871). Z punktu widzenia kwintetu mocarstw działał całkiem nieźle. Wymieńmy tylko najważniejsze przyczyny tego długiego trwania. Przede wszystkim w ówczesnej Europie było sporo do podziału. Dwa pokaźne terytorialnie fanty to Rzeczpospolita i imperium osmańskie, dawne mocarstwa, które na mapie z 1648 roku zajmowały ogromny obszar między Bałtykiem a Morzem Czarnym i Egejskim. W przededniu pierwszego rozbioru Rzeczypospolitej imperium Osmanów nie budziło już w nikim strachu. Polska przypominała „upadłe państwo”, teoretycznie suwerenne, z równie teoretycznymi granicami i władzą centralną, choć nierespektowanymi przez sąsiadów. W XVIII wieku Rzeczpospolita należała do strefy wpływów Rosji. Petersburg niekoniecznie chciał się nią dzielić z innymi, ale padł ofiarą własnych sukcesów: w kolejnej wojnie z imperium osmańskim armia rosyjska pobiła wojska sułtana tak dotkliwie jak nigdy przedtem. Austria i Prusy, widząc sukces Rosji i przewidywalne nabytki terytorialne wokół Morza Czarnego, zażądały rekompensaty w imię równowagi sił. W kancelariach dyplomatycznych prokurowano różne plany, w końcu stanęło na aneksji znacznej części Polski i Litwy przez trzy sąsiednie mocarstwa. Francja i Wielka Brytania pogodziły się z faktami dokonanymi. Rosja wyszła z tej operacji silniejsza niż kiedykolwiek, przesunęła swoje granice na zachód i południowy zachód tak daleko, jak jeszcze nigdy. Drugi i trzeci rozbiór, kiedy Rzeczpospolita ze strefy wpływów Rosji przeszła w stan niebytu, wywołały oburzenie w Europie, niemniej równowaga została zachowana. Francja opuściła w tym czasie pentarchię i stała się jedynym mocarstwem kwestionującym nie tylko ustalone (choć podlegające ciągłym renegocjacjom) strefy wpływów, lecz samą zasadę równowagi. Paryż dominował i ustanowił swoją strefę wpływów w Europie Środkowej, Południowej

i Północnej. Klęska Napoleona doprowadziła do rozmów pokojowych 1814 roku, podczas których okazało się, że pentarchia – mimo najdłuższego w jej dziejach okresu wojen i złamania przez cesarza Francuzów wszelkich dotychczasowych reguł – ma się całkiem dobrze. Francja w osobie księcia Charles’a-Maurice’a Talleyranda stawiała nawet postulaty terytorialne, przekraczające jej granice sprzed 1792 roku. W pierwszym pokoju paryskim z 30 maja 1814 roku alianci zdecydowali o zwołaniu do Wiednia kongresu pokojowego, na którym planowano podzielić masę spadkową po Napoleonie. W artykule pierwszym tajnego załącznika (trudno sobie wyobrazić strefy wpływów bez tajnych protokołów) napisano, że chodzi o taką redystrybucję królestw i prowincji, która zapewni trwałą równowagę.

PACYFIKACJA WIEDEŃSKA Przedstawiciele mocarstw zgromadzeni na kongresie byli nieufni wobec siebie. Rosja pchała się do Europy Środkowej, Austria i Prusy walczyły o wpływy na terenie niemieckojęzycznym, Francja próbowała uniknąć zaszachowania przez koalicję. Wielka Brytania starała się, by nikt z pozostałej czwórki nie dominował. Wynik znamy. Kompromis (z punktu widzenia pentarchii) osiągnięto dzięki fantom w postaci ziem rozwiązanego w 1806 roku Cesarstwa Rzymsko-Niemieckiego, Księstwa Warszawskiego i podzielonej Italii. Prusom nie udało się zlikwidować starego rywala – Królestwa Saksonii, ale zagarnęły mniej więcej połowę jego terytorium, dodatkowo otrzymały m.in. Nadrenię i Westfalię. Rosja dostała 4/5 terenów Księstwa Warszawskiego, Austria stała się nieformalnym gwarantem status quo na Półwyspie Apenińskim. Oficjalnie podkreślając zasadę legitymizmu i wartości chrześcijańskie (brytyjski sekretarz stanu prywatnie uważał Święte Przymierze za przykład wysublimowanego mistycyzmu i nonsensu), mocarstwa przeszły do porządku nad aspiracjami kilku sporych narodów europejskich. W ten sposób odtworzyła się pentarchia i koopera-

tywny system kontroli nad Europą. Stary Kontynent, mimo sprzecznych interesów pięciu mocarstw, stał się czymś w rodzaju wspólnej strefy wpływów. Zwornikiem systemu była Wielka Brytania, rosnąca w siłę dzięki koloniom i handlowi. Sprawy europejskie były dla niej ważne o tyle, o ile nie groziła hegemonia jednego z mocarstw kontynentalnych. Jej interesy kolidowały niekiedy z francuskimi (Afryka) lub rosyjskimi (Persja i Afganistan), ale to ona była jedynym naprawdę światowym mocarstwem. Zdumiewająco szybko ułożyła sobie stosunki ze Stanami Zjednoczonymi Ameryki. W 1823 roku prezydent USA James Monroe ogłosił doktrynę, według której wszelkie mieszanie się państw europejskich do spraw amerykańskich USA uznają za akt wrogi. Jej treść, rzecz jasna, była skonsultowana z Londynem. Zadowolony brytyjski sekretarz stanu skomentował, że doktryna Monroego tworzy Nowy Świat, by podtrzymać równowagę w starym. Brytyjczycy jeszcze długo mieli dominować na Atlantyku i formuła „Ameryka dla Amerykanów” – później uznano, że jest to początek Ameryki Łacińskiej jako strefy wpływów USA – była im na rękę. Równowaga w obszarze atlantyckim opierała się na sojuszu USA i Wielkiej Brytanii, inne mocarstwa europejskie były z niego wykluczone.

PENTARCHIA W PRAKTYCE Najważniejsza pozostawała na razie Europa. Przyczyną kłopotów mocarstw zarządzających kolektywną strefą wpływów było zlekceważenie nacjonalizmu. W południowo-wschodniej Europie jego wiosna zbiegła się z długotrwałym kryzysem państwa wykluczonego z grona mocarstw, czyli imperium osmańskiego. Powstające na gruzach jego europejskiego terytorium państwa i państewka, od Grecji i Serbii przez Rumunię i Bułgarię po Czarnogórę i Albanię, z punktu widzenia systemu wiedeńskiego nie stanowiłyby większego problemu niż Belgia, gdyby nie to, że – podobnie jak w 1772 roku – potencjalnym beneficjentem rozkładu państwa Osmanów pozostawała

11


9-13 Borodziej 22.01.2015 12:57 Strona 12

12

TEMAT MIESIĄCA : JAŁTA 1945 – MOCARSTWA DZIELĄ ŚWIAT

Podczas kongresu paryskiego, kończącego pierwszą wojnę światową, mocarstwa wróciły do zasady równowagi sił, fot. www.iconicphotos.files.wordpress.com. Podczas obrad główną rolę odgrywały cztery państwa: Wielka Brytania, Francja, Włochy oraz Stany Zjednoczone

Rosja. Jej rosnące wpływy na Bałkanach zagrażały austriackiemu i brytyjskiemu pojmowaniu równowagi, czyli destabilizowały cały system. Znaczenie wojny krymskiej z punktu widzenia pentarchii polegało na odkryciu, że imperium Romanowów jest niewiele silniejsze od osmańskiego i porządkowi europejskiemu jeszcze długo nie zagrozi. Odwrotnym odkryciem okazały się nieco później Prusy, które w krótkim odstępie czasu pobiły członków pentarchii: Austrię (1866) i Francję (1870). Stworzyły w środku Europy mocarstwo, które zburzyło dotychczasową równowagę. Z Wiedniem udało się dojść do porozumienia – Habsburg tracił na rzecz Hohenzollerna wpływy w niemieckich krajach związkowych, ale nie Salzburg czy Tyrol. Francja straciła część własnego terytorium i wbrew zasadom obowiązującym od pokoju westfalskiego została upokorzona proklamacją nowej Rzeszy Niemieckiej w Wersalu. Kanclerz Otto von Bismarck zrobił później wiele,

by utrwalić miejsce Niemiec jako primus inter pares mocarstw kontynentalnych. Na kongresie berlińskim w 1878 roku dyplomaci raz jeszcze osiągnęli kompromis i zachowali równowagę.

ZMIERZCH Jednak system obumierał. Wizje strefy wpływów Berlina na przełomie wieków wychodziły poza Europę. Projekt kolei Berlin – Bagdad godził w interesy Wielkiej Brytanii i Rosji, wrogość Francji od 1871 roku była stałym elementem europejskiej układanki. Po dziesięcioleciach sporu wokół kolonii afrykańskich Wielka Brytania i Francja ustaliły wreszcie (1904) strefy wpływów na tym kontynencie, m.in. w Maroku. Niemcy zawetowały brytyjsko-francuskie entente cordiale, wymuszając międzynarodową konferencję na temat Maroka. Stary Kontynent przestał być wspólną strefą wpływów. Znamienne, że zarówno w czasie wojen bałkańskich (1912–1913), jak i podczas pierwszej

wojny światowej państwa południowo-wschodniej Europy okazały się niesterowalne dla tradycyjnych protektorów. Decydowały o swoim udziale w danej koalicji samodzielnie, podbijając stawkę oferowaną przez mocarstwa kontrofertą przeciwnika. W czasie Wielkiej Wojny nastąpił zalew bardziej lub mniej tajnych propozycji podziału Europy, Bliskiego i Środkowego Wschodu. Zasada równowagi zanikła: w Berlinie myślano o podporządkowaniu północnej części Europy Środkowo-Wschodniej. Gdy po rewolucjach 1917 roku stało się jasne, że Rosja nie będzie uczestniczyła w nowym układzie, berlińscy negocjatorzy skwapliwie rozszerzyli swoją strefę wpływów na wschód (sięgała teraz Rostowa nad Donem i Tallinna, o Kijowie nie wspominając). Na Bliskim i Środkowym Wschodzie alianci obiecali Żydom Palestynę, a Arabom niepodległość. Przyszłe brytyjskie i francuskie strefy wpływów zostały rozgraniczone w tajnym porozumieniu bez oglądania się na tra-


9-13 Borodziej 22.01.2015 12:57 Strona 13

TEMAT MIESIĄCA : JAŁTA 1945 – MOCARSTWA DZIELĄ ŚWIAT

dycję regionu, narodowość czy religię. Można powiedzieć, że w 1815 roku dyplomacja pentarchii, poza wyjątkami (Polska) respektująca dawne granice i narzucająca „tylko” nowego lub starego monarchę, była mądrzejsza. Zasada równowagi wróciła do łask podczas rokowań wersalskich w 1919 roku. Prezydent USA Woodrow Wilson był szczerym przeciwnikiem europejskiej tradycji dyplomatycznej, tajnych protokołów i stref wpływów. Ale miał do czynienia z Francuzami i Brytyjczykami, którzy wprawdzie godzili się na inne sformułowania, ale istotę rzeczy postrzegali jak zawsze. W Paryżu myślano o nowej strefie wpływów (Czechosłowacja, Polska, Rumunia, Jugosławia, dalej Liban i Syria), w Londynie więcej uwagi poświęcano równowadze. W Wersalu ostateczne decyzje podjęto podług preferencji francuskich, w czym wielce pomocna okazała się nowa konstrukcja stołu rokowań: inaczej niż dotychczas nie zasiedli przy nim pokonani. Rosja, dawny sojusznik i potencjalny wróg Zachodu, ogarnięta wojną domową, też nie uczestniczyła w rokowaniach. Po wycofaniu się USA z systemu europejskiego powstał rodzaj kruchej równowagi opartej na kontynentalnych wpływach Francji i Wielkiej Brytanii oraz stopniowej integracji wykluczonych na kilka lat Niemiec.

PRAKTYKA WERSALSKIEGO PORZĄDKU W międzywojniu pojawiła się idea stref wpływu dokładnie (i świadomie) przeciwstawna zasadzie równowagi. Do tej pory mocarstwa z reguły sprzeciwiały się rewizjonizmowi (wyjątkiem była Francja po 1871 roku). Po Wersalu Włochy i Niemcy żądały rewizji granic. Rzym budował strefę wpływów w Austrii i na Węgrzech, Niemcy po 1933 roku w obu tych krajach, Polsce i na Bałkanach. Rzymowi i Berlinowi nie chodziło o równowagę, lecz o jej zaprzeczenie: to one miały dominować, wykorzystując potencjał państw zależnych. Nie miejsce tu na opowiadanie o historii dyplomacji w dwudziestoleciu międzywojennym, zakończonej

najpierw Monachium, gdzie Francja i Wielka Brytania uznały niemieckie aspiracje do części Czechosłowacji, nie wiedząc, jak w razie potrzeby uratują resztę. Potem był pakt Ribbentrop-Mołotow, wywracający równowagę w innym fragmencie regionu: Niemcy wciągnęły ZSRR z powrotem do Europy Środkowo-Wschodniej, gwarantując mu „strefę interesów”. Adolf Hitler od początku nie chciał przywrócenia równowagi – nienawidził traktatu westfalskiego, o wersalskim nie mówiąc. Chciał dominacji, która miała mu umożliwić, po wyeliminowaniu ZSRR, walkę z USA o świat.

JAŁTAŃSKI PRZEDPOKÓJ W tym momencie trafiamy do przedpokoju Jałty. Londyn konsekwentnie odmawiał podpisania z Moskwą porozumień dotyczących przyszłych granic ZSRR. Jednocześnie od początku premier Winston Churchill mówił o „Rosji”, dając do zrozumienia, że alians z ZSRR jest kontynuacją pierwszowojennej entente i że chce uwzględnić jej interesy. Chodziło mu o równowagę w powojennej Europie. Nikt nie znał wówczas pojęcia finlandyzacji, ale mniej więcej to musiał mieć Churchill na myśli, kiedy w trakcie moskiewskich negocjacji (październik 1944) nabazgrał na kartce podział wpływów: Rumunia w 90 proc. sowiecka, w 10 proc. brytyjska, Grecja odwrotnie, Bułgaria w 75 proc. sowiecka, a w 25 proc. brytyjska, Węgry i Jugosławia po połowie. W świetle dzisiejszej wiedzy o stalinizmie, nietolerującym jakichkolwiek wpływów obcych, ta propozycja wydaje się absurdalna. Jest natomiast mocno zakorzeniona w tradycji dyplomatycznej, w której mniejsze kraje traktuje się jako kartę przetargową, a kompromisowy podział zapewnia pokojowe współżycie skazanych na siebie mocarstw. Jednocześnie to właśnie Churchill jak lew walczył o Polskę. Oczywiście nie o tę sprzed wojny, lecz jakąś inną, w której lwowianie odnajdą się w Gdańsku, odbędą się wolne wybory, a państwo wciśnięte między ZSRR a sowiecką strefę okupacyjną w Nie-

mczech nie będzie kontynuowało polityki zagranicznej Józefa Becka. Nie chodziło o strefę wpływu lub o równowagę, raczej o moralność – od traktatu wersalskiego wielkimi dużymi literami, ale mało praktykowaną. Hasło „kraj bez Quislinga” znał zapewne i Roosevelt, ale przejmował się nim zdecydowanie mniej – już w kuluarach konferencji w Teheranie (1943) wyznał Stalinowi, że temat polski interesuje go głównie w kontekście kampanii prezydenckiej 1944 roku. Kiedy 4 lutego 1945 roku Churchill, Roosevelt i Stalin usiedli do rozmów w pałacu liwadyjskim, każdy z nich miał inne wyobrażenie o zależności między strefą wpływów, równowagą a pokojem. Dla Churchilla związek był oczywisty. Bez równowagi nie ma pokoju, bez ograniczenia brak sprawiedliwości – pisał później Henry Kissinger, admirator systemu wiedeńskiego. Churchill myślał podobnie i w wyznaczaniu stref wpływów (cokolwiek to znaczyło) widział najlepszy instrument wymuszenia współpracy mocarstw. Dla Roosevelta strefy wpływów były pojęciem głęboko wstecznym, podobnie jak kolonie i inne europejskie wynalazki zamierzchłych czasów. O równowadze myślał w kategoriach globalnych. I tu dobrym partnerem okazał się rozsądny, bystry rozmówca z Moskwy (goście byli nim zachwyceni). Przytłaczająca gospodarcza przewaga USA oraz ich banalnie prosta polityka otwartych drzwi muszą w powojennym świecie ustanowić długotrwały pokój i przy okazji pozycję USA jako światowego mocarstwa. O Stalinie wiemy najmniej, ale na pewno nie wierzył rozmówcom. Pojęcie strefy wpływów najpóźniej od sierpnia 1939 roku musiał uważać za znakomity szyld dla ekspansji. Równowaga była tematem do rozmowy, lecz nie w części Europy na wschód od Berlina i Wiednia. Reszta kontynentu mniej go interesowała. W szczegółach zaś – jak za 40 lat zaśpiewa Jacek Kaczmarski – już siedział Beria.  WŁODZIMIERZ BORODZIEJ, historyk, profesor w Instytucie Historycznym Uniwersytetu Warszawskiego i w Polskim Instytucie Spraw Międzynarodowych, zajmuje się historią najnowszą

13


14-18 Batog 20.01.2015 14:25 Strona 14

14

TEMAT MIESIĄCA : JAŁTA 1945 – MOCARSTWA DZIELĄ ŚWIAT

Prezydent USA Franklin Delano Roosevelt podpisuje deklarację wojny z Niemcami, 11 grudnia 1941: była to odpowiedź na wypowiedzenie Stanom Zjednoczonym wojny przez Hitlera. W ten sposób USA przystąpiły do wojny w Europie i porzuciły politykę izolacjonizmu, której hołdował sam Roosevelt w latach trzydziestych XX wieku, fot. Library of Congress

Włodzimierz Batóg

Roosevelt jako Wilson Amerykańskie cele w drugiej wojnie światowej


14-18 Batog 20.01.2015 14:25 Strona 15

TEMAT MIESIĄCA : JAŁTA 1945 – MOCARSTWA DZIELĄ ŚWIAT

Jeszcze przed powstaniem Stanów Zjednoczonych mieszkańcy brytyjskich kolonii w Ameryce wierzyli, że mają misję poprawienia otaczającej ich rzeczywistości. Zwycięstwo w wojnie o niepodległość, przyjęcie konstytucji i Karty praw dowodziły nadzwyczajnych cech Amerykanów, budujących w drodze kompromisu niespotykany nigdzie porządek. Misjonarska tradycja kazała Amerykanom wierzyć, że ich idee są słuszne, uniwersalne i pozwalają rozwiązać każdy konflikt.

W

izję amerykańskiej polityki zagranicznej długo określały poglądy Alexandra Hamiltona i Thomasa Jeffersona. W izolacjonistycznej doktrynie Monroego mieścił się imperatyw rozwoju handlu i zachowania równowagi na świecie, co miało służyć zarówno USA, jak i innym narodom. Jeśli dodamy do tego swobodę żeglugi i stosowanie narzędzi gospodarczych do niwelowania różnic politycznych, to otrzymamy obraz zasad i założeń Hamiltona. Politykę zagraniczną należy prowadzić przez pryzmat gospodarki, a wojny jedynie wtedy, gdy są niezbędne. Z kolei jeffersoniści uważali, że wartości amerykańskie są tak cenne, iż nie należy wchodzić w zależności i bliższe kontakty z innymi krajami. Należy pozostać na uboczu i pielęgnować własne osiągnięcia, a izolacjonizm miał służyć obronie USA przed zagranicznym złem. Pod koniec XIX wieku Europejczycy (także Brytyjczycy) i Amerykanie marzyli o ustanowieniu takich stosunków międzynarodowych, które utrwalałyby

ich stan posiadania, a jednocześnie były ostoją porządku i stabilności. Wybuch wojny w 1914 roku zniweczył te starania i jednocześnie wskazał na naglącą potrzebę odbudowy tych wartości w nowocześniejszej formie. Dla prezydenta USA Woodrowa Wilsona wojna oznaczała upadek starego porządku i konieczność zastąpienia go nowym; do jego stworzenia Amerykanie byli przeznaczeni. Wilson był przekonany, że interesy innych narodów są interesami USA i odwrotnie. Uważał, że wojna jest skutkiem napięć między imperiami i braku nadziei na poprawę położenia ich ludności. Wierzył w liberalno-demokratyczny porządek, a reforma stosunków międzynarodowych miała służyć dobru świata i oczywiście Stanów Zjednoczonych. Należy wprowadzić do międzynarodowego obiegu internacjonalizm (rozumiany inaczej niż w bolszewickiej Rosji), równy i otwarty dostęp do surowców i rynków, znieść cła i ograniczenia na morzach. Kolonie powinny przestać istnieć, a mniejsze narody uzyskać niepodległy byt. Politykę siły miałaby ograniczać międzynarodowa organizacja skupiająca kraje uznające podobne wartości i tworzące wspólnotę na rzecz pokoju, równowagi i rozwoju. Tezy te dobrze odzwierciedla jego przemówienie z 8 stycznia 1918 roku (słynne 14 punktów), stanowiące wykładnię amerykańskich celów w powojennych latach.

PRZEŁAMANIE IZOLACJI Układ monachijski, upadek Czechosłowacji, a zwłaszcza układ Ribbentrop-Mołotow i agresja Rzeszy na Polskę wywarły w USA spore wrażenie. Już wcześniej Waszyngton był zaniepokojony rozwojem sytuacji na Dalekim Wschodzie, gdzie Japonia prowadziła agresywną politykę względem Chin. Amerykanie zainwestowali tam spore pieniądze, chcieli również kontynuować politykę otwartych drzwi, czyli szerokiego i równego dostępu do rynku tego kraju. Kiedy w 1937 roku doszło do japońskiej agresji na Chiny, Roosevelt wygłosił przemówienie o kwarantannie na międzynarodową anarchię, w którym proponował międzynarodową izolację

krajów agresywnych (miał na myśli także Włochy). Mimo że w grudniu tego roku lotnictwo japońskie zatopiło na rzece Jangcy amerykańską kanonierkę USS „Panay” ochraniającą tankowce koncernu Standard Oil, nastroje antywojenne w kraju były silne. Czterokrotnie uchwalano ustawę o neutralności (1935, 1936, 1937, 1939), rozważano też propozycję, by udział w wojnie uzależnić od wyników referendum. Zatopienie „Panay” przeszło bez większych reperkusji. Roosevelt zdawał sobie sprawę z wysokiej ceny neutralności USA. W styczniu 1939 roku powtórzył sugestię izolowania agresorów, a przyjętą w listopadzie tego roku czwartą ustawę o neutralności zredagowano w taki sposób, aby umożliwiała zakupy broni w USA (poprzednia ustawa z roku 1937 zezwalała na zakup surowców strategicznych za gotówkę i ich transport na koszt kupującego). Kiedy w 1940 roku upadły Norwegia, Dania, Belgia, Holandia, Luksemburg i Francja, USA udzieliły pomocy Wielkiej Brytanii w sposób nienaruszający neutralności. Rząd złożył zamówienia na nowocześniejszą broń, a starszą, wycofaną z uzbrojenia, wysyłał za ocean z pomocą prywatnych firm. W grudniu 1940 roku USA przekazały Royal Navy 51 niszczycieli starszego typu: ceną był dostęp do ośmiu brytyjskich baz wojskowych w pobliżu Ameryki. Warto zwrócić uwagę, że w tym czasie trwała prezydencka kampania wyborcza. Ubiegający się o trzecią kadencję (co było do tej pory niespotykane, bo od czasów Jerzego Waszyngtona utarł się zwyczaj, że prezydent odchodzi z urzędu po dwóch kadencjach) Roosevelt umiejętnie neutralizował pacyfistyczną opozycję argumentem, że wysyłana broń i tak jest przestarzała, a amerykańskie zakłady zbrojeniowe, objęte zamówieniami rządowymi, będą mogły utrzymać produkcję i zatrudnienie. Tym samym dowiódł, iż rozumie, że bezpieczeństwo USA leży także poza ich granicami. Kongres bez oporów przyjął w marcu 1941 roku ustawę o pożyczce i dzierżawie (Lend-Lease Act), umożliwiającą sprzedaż, dzierżawę lub wypożyczenie materiałów wojennych krajom ważnym z punktu widzenia bezpieczeństwa USA.

15


14-18 Batog 22.01.2015 13:00 Strona 16

16

TEMAT MIESIĄCA : JAŁTA 1945 – MOCARSTWA DZIELĄ ŚWIAT

FORMOWANIE STRATEGII Przełom w wyznaczaniu dalekosiężnych celów amerykańskiej dyplomacji nastąpił 14 sierpnia 1941 roku. Tego dnia Amerykanie i Brytyjczycy ogłosili dokument znany jako Karta atlantycka. Uznając, że strażnikami wartości i swobód demokratycznych są Stany Zjednoczone i Wielka Brytania, stwierdziły, że po wojnie nie będzie zmian granic bez zgody ludności – zagwarantowano prawo do niepodległości, swobodę wyboru ustroju i dostęp do mórz. Ponadto odrzucono wojnę jako metodę rozwiązywania sporów międzynarodowych. Zacieśnienie współpracy między oboma państwami nastąpiło po ataku Niemiec na ZSRR (czerwiec 1941). Rozszerzenie wojny wymagało przeciwdziałania, a objęcie ZSRR dostawami w ramach lend-lease tworzyło antyniemiecką koalicję. W ten sposób USA, formalnie pozostając poza konfliktem, realizowały kolejny cel – budowanie sieci państw, które opierając się na Karcie atlantyckiej, pokonają przeciwnika. Prezydent zdołał przekonać krajowych polityków oraz opinię publiczną o wadze frontu europejskiego dla bezpieczeństwa USA. Kiedy 7 grudnia 1941 roku Japonia zaatakowała Pearl Harbor, a 11 grudnia Roosevelt i brytyjski premier Winston Churchill: od 1940 roku Stany Zjednoczone, mimo że oficjalnie neutralne, udzielały Brytyjczykom pomocy wojskowej

Niemcy wypowiedziały wojnę USA, konflikt stał się globalny. 1 stycznia 1942 roku przedstawiciele 26 państw podpisali Deklarację Narodów Zjednoczonych (tę nazwę wymyślił Roosevelt). Amerykanie zbudowali w ten sposób sojusz przeciw państwom osi, a ponieważ jego członkowie byli uzależnieni od USA (zwłaszcza od dostaw sprzętu wojskowego i surowców), te stopniowo stawały się przywódcą koalicji. Stany Zjednoczone wyrastały na mocarstwo światowe, uzyskując możliwość realizacji kolejnych celów – budowy świata bez konfliktów i wojen.

CELE KRÓTKOI DŁUGOTERMINOWE Krótkoterminowym celem Amerykanów było pokonanie państw osi. W 1942 roku sprzymierzeni raczej ponosili porażki: Japończycy zajęli Tajlandię, Malaje, Singapur, Hongkong, Filipiny, Holenderskie Indie Wschodnie oraz Aleuty. Niemieckie wojska atakowały w ZSRR i Afryce. Amerykanie najpierw musieli ustabilizować front, by w drugiej kolejności realizować dalsze cele. Napastników powstrzymano dopiero w połowie roku, po zwycięskiej bitwie o Midway i stworzeniu frontu birmańskiego. Nowe zamiary sygnalizowała brytyjsko-amerykańska konferencja w Ca-

sablance (styczeń 1943). Pod naciskiem Roosevelta za najlepsze rozwiązanie uznano wtedy wymuszenie bezwarunkowej kapitulacji Japonii, Niemiec i Włoch. Niepowodzeniem skończyła się amerykańska próba zbudowania nowego porządku w Indochinach. Dążąc do rozmontowania systemu kolonialnego jako możliwego zarzewia wojny w świecie, Amerykanie chcieli uznać Indochiny za ofiarę francuskiego imperializmu, odebrać je Francji i przekazać pod zarząd międzynarodowy. Brytyjczycy zaprotestowali w obawie o własne kolonie i integralność imperium. Ale mimo pojednawczych gestów Roosevelta jego stosunek do kolonii wskazywał kierunek przyszłych dążeń USA. Wobec ataku Niemiec na ZSRR i Japonii na Chiny na porządku dziennym stanęła kwestia stosunku USA do tych państw. Relacje z ZSRR nawiązano w 1933 roku, lecz nie przyniosły one ani spodziewanych zysków gospodarczych, ani politycznych. Relacje te ochłodziły się po 1936 roku, a po ataku ZSRR na Polskę aresztowano przywódcę amerykańskiej Partii Komunistycznej Earla Browdera (styczeń 1940). Zwolniono go po ataku Niemiec na ZSRR i zbliżeniu amerykańsko-sowieckim; znamienne, że stało się to 16 maja 1942 roku, tuż przed wizytą w USA ministra spraw


14-18 Batog 22.01.2015 13:00 Strona 17

TEMAT MIESIĄCA : JAŁTA 1945 – MOCARSTWA DZIELĄ ŚWIAT

O szczegółowych kwestiach dotyczących podziału powojennego świata dyskutowali ministrowie spraw zagranicznych mocarstw, na zdjęciu szefowie dyplomacji rosyjskiej (Wiaczesław Mołotow), brytyjskiej (Anthony Eden) oraz amerykańskiej (Edward Stettinius) podczas jednego ze spotkań w trakcie konferencji jałtańskiej, fot. National Archives and Records Adminmistration

zagranicznych ZSRR Wiaczesława Mołotowa. Starania Roosevelta o udział Stalina w konferencji w Casablance i Quebecu (sierpień 1943) nie powiodły się, ale było oczywiste, że celem USA jest dopuszczenie ZSRR do decydowania o przyszłych losach świata. W Azji według Amerykanów karty miały rozdawać Chiny. Wydaje się, że ten punkt widzenia był spowodowany dwoma czynnikami: uznaniem tych krajów za potęgi w swojej części kontynentu oraz tym, że stały się ofiarami agresji. Tak zarysowały się zręby najważniejszego celu USA po wojnie – zbudowania systemu bezpieczeństwa opartego na czterech krajach: Stanach Zjednoczonych, Wielkiej Brytanii, Chinach i ZSRR. Oficjalnie tak stanowiła deklaracja czterech mocarstw podpisana w Moskwie w październiku 1943 roku. Powojenny świat miał być podzielony na strefy wpływów między strażników światowego ładu: USA i Chiny w Azji, Wielką Brytanię i Brazylię w Ameryce Południowej oraz Wielką Brytanię i ZSRR w Europie.

Rola Ameryki, jak nietrudno dostrzec, miała być kluczowa, bo mimo rozgraniczenia wpływów Chinom Czang Kaj-szeka i Wielkiej Brytanii byłoby znacznie bliżej do USA niż do ZSRR.

REALIZACJA STRATEGII Konferencja teherańska (listopad –grudzień 1943) była nie tylko okazją do spotkania Roosevelta ze Stalinem, ale przede wszystkim próbą weryfikacji założeń politycznych. Amerykanom zależało na udziale ZSRR w wojnie na Dalekim Wschodzie, za co oferowali ustępstwa w Mongolii, na Kurylach oraz dostęp ZSRR do chińskich portów nad Morzem Żółtym. Natomiast propozycja Stalina uderzenia na Japonię po zakończeniu wojny w Europie oznaczała osłabienie pozycji Czang Kaj-szeka. Amerykanie pod wpływem wieści z frontu niemiecko-sowieckiego musieli się z tym pogodzić, podobnie jak z linią Curzona stanowiącą podstawę przyszłej granicy polsko-sowieckiej. Rozwiązanie kwestii Finlandii, Iranu i udziału Turcji w woj-

nie postanowiono przełożyć na bardziej dogodny moment. Pewnym zaskoczeniem był za to opór Stalina w sprawach dotyczących Niemiec – dyktator nie godził się na ich rozbicie mimo tłumaczeń, że w ten sposób będzie można łatwiej kontrolować pokonanego przeciwnika. Trudno jednoznacznie określić, czy konferencja teherańska to sukces, czy porażka Amerykanów. Bezdyskusyjna była za to rosnąca rola ZSRR – alianci zachodni nie wiedzieli, co z tym zrobić. Po powrocie do kraju Roosevelt w przemówieniu radiowym poinformował społeczeństwo, że stosunki z ZSRR są bardzo dobre, i wydawał się w pełni usatysfakcjonowany perspektywą ich rozwoju. Na taką ocenę wpłynęła przede wszystkim chęć zwycięstwa w wyborach 1944 roku, co miało umożliwić realizację kolejnych celów amerykańskiego prezydenta. W lutym 1945 roku, kiedy rozpoczynała się konferencja w Jałcie, sytuacja militarna była klarowna. Armia Czerwona zajęła Polskę, Rumunię i Bułgarię, wkroczyła na Węgry, do

17


14-18 Batog 22.01.2015 13:00 Strona 18

18

TEMAT MIESIĄCA : JAŁTA 1945 – MOCARSTWA DZIELĄ ŚWIAT

Zaatakowany przez niemieckie U-Booty konwój PQ-17, wiozący do ZSRR materiały wojenne w ramach ustawy Lend-Lease Act

Jugosławii oraz Czechosłowacji. Na froncie zachodnim wojska sojusznicze odparły ofensywę w Ardenach. Amerykanie na Dalekim Wschodzie odzyskali tereny utracone w pierwszej fazie wojny, a ich lotnictwo bombowe bezkarnie atakowało Tokio i inne miasta na Wyspach Japońskich. Słabły niemiecka marynarka wojenna i lotnictwo, kurczyły się zapasy materiałów pędnych i surowców. Przegrana państw osi była kwestią czasu.

NOWY WSPANIAŁY ŚWIAT W tej sytuacji konferencja jałtańska miała na celu ułożenie powojennych stosunków. Roosevelt jechał na Krym z określoną wizją i był przekonany, że podczas konferencji zostanie ona usankcjonowana. Chodziło mu o pokonanie wrogów demokracji – Niemiec w Europie i Japonii na Dalekim Wschodzie, zapewnienie bezpieczeństwa Stanom Zjednoczonym, wyznaczenie przez Kartę atlantycką zasad współżycia międzynarodowego i pozyskanie do dalekosiężnych zamiarów nowych sojuszników – ZSRR i Chin. Świat zyskiwał pokój i wolność, a więc to, na czym najbardziej zależało Woodrowowi Wilsonowi. Sposób jego zagospodarowania był już kwestią techniczną, choć od czasu do czasu kontrowersyjną, jak sprawa polska czy przyszłość Niemiec. Najwyraźniejszym globalnym planem Roosevelta było pokazanie, że

świat może istnieć bez wojen i konfliktów. Warunkiem była międzynarodowa współpraca, zawarcie i przestrzeganie kompromisu, kierowanie się wartościami i zasadami oraz wypracowanie instytucjonalnych metod osiągnięcia tych celów. Stojąc przed tym problemem, Roosevelt zachował się typowo po amerykańsku. W mentalności Amerykanów leży najpierw zidentyfikowanie natury problemu, następnie ocena posiadanych środków, określenie metod osiągnięcia celu i wreszcie elastyczna jego realizacja, najchętniej oparta na współpracy i wzajemnym zaufaniu. Stąd pomysł utworzenia Organizacji Narodów Zjednoczonych i konstrukcji jej Rady Bezpieczeństwa, a także ustępstwa wobec Stalina. Roosevelt liczył, że ZSRR, otrzymawszy gwarancje bezpieczeństwa, nie tyle się zdemokratyzuje, ile będzie przestrzegał porozumień. Przecież wojna nie toczyła się o stan demokracji w ZSRR, lecz o jej kondycję na świecie. Z punktu widzenia Roosevelta wciągnięcie Stalina do współpracy międzynarodowej było sukcesem, a system „czterech policjantów” ograniczał Związek Sowiecki w sferze polityki globalnej i zmuszał do brania odpowiedzialności za swoje działania na tym szczeblu. Pozostawiono mu jednak wolną rękę w sprawach wagi lżejszej, lokalnej, np. w Europie Wschodniej czy Grecji. Z punktu widzenia tradycji i ideologii polityki zagranicznej USA Fran-

klin Delano Roosevelt był kontynuatorem polityki Woodrowa Wilsona. Kierował się szczytnymi ideami, naprawiał świat, tworzył ramy nowego porządku, starał się nadać im szlachetny i uczciwy wymiar. Miał globalny punkt widzenia, mniejszym narodom tworzył ramy wolnych wyborów, aby same, w jakże amerykańskiej tradycji suwerenności, wybrały najlepszą dla siebie formę rządów. Pozostaje jednak pytanie, czy zderzenie amerykańskiego idealizmu z twardym realizmem Stalina nie oznaczało porażki. Amerykanie rozumieli, że przewaga Stalina polega na metodzie faktów dokonanych, lecz w imię wyższych celów milcząco się na nią godzili (choć niekoniecznie akceptowali). Inna sprawa, że nie mieli ani możliwości, ani powodu, aby jej zapobiegać. Bezpośrednio po zakończeniu wojny to podejście się nie zmieniło. Dopiero od kryzysu berlińskiego (1948) Amerykanie, przestrzegając jednak reguł jałtańskich, zmienili politykę na hamiltonowską, osiągając wraz z rozpadem ZSRR i demokratyzacją jego dawnej strefy wpływów jeszcze większy sukces. Dlatego elastyczne, długofalowe działania w imię zasad i wartości każą Amerykanom wierzyć, że uczynią świat lepszym.  WŁODZIMIERZ BATÓG, historyk, profesor w Instytucie Historii Uniwersytetu Jana Kochanowskiego w Kielcach, zajmuje się historią USA


19-23 Sokolow_Layout 1 20.01.2015 14:30 Strona 19

TEMAT MIESIĄCA : JAŁTA 1945 – MOCARSTWA DZIELĄ ŚWIAT

19

Sowiecki dyktator Józef Stalin wierzył w pogląd Lenina, że kapitalizm i imperializm nieuchronnie pchają mocarstwa zachodnie ku wojnie. Liczył, że świat kapitalistyczny wykrwawi się i pogrąży w chaosie, a wtedy ZSRR włączy się w konflikt i odegra w nim decydującą rolę. Ta wojna miała wprowadzić pierwsze państwo komunistyczne do grona światowych potęg i wydatnie rozszerzyć jego strefę wpływów.

Borys Sokołow przeł. Marta Głuszkowska

Wojenne plany Stalina Józef Stalin, dyktator ZSRR

Podpis


19-23 Sokolow_Layout 1 20.01.2015 14:30 Strona 20

20

TEMAT MIESIĄCA : JAŁTA 1945 – MOCARSTWA DZIELĄ ŚWIAT

W

roku 1939 Józef Stalin miał nadzieję, że uda mu się skonfliktować Adolfa Hitlera z Anglią oraz Francję z Polską i pozostać na uboczu nowej wojny. Niemiecka okupacja Czechosłowacji oraz angielskie i francuskie gwarancje dla Polski nie pozostawiały wątpliwości co do starcia Niemiec z demokracjami zachodnimi. Celem sowieckich pertraktacji z Anglikami i Francuzami było jedynie zwiększenie ceny, za którą Stalin zawarłby pakt o nieagresji z Niemcami: to otwierałoby Hitlerowi drogę do ataku na Polskę. Demokracjom zachodnim Stalin przedstawił nierealne żądania dotyczące wcześniejszego (jeszcze przed wybuchem wojny) wkroczenia Armii Czerwonej na terytorium Polski i Rumunii.

Stalin podczas pierwszego spotkania z Churchillem na Kremlu w 1942 roku

Co by się stało, gdyby Polacy i Rumuni zgodzili się na wpuszczenie do siebie wojsk sowieckich? Z pewnością to samo co po wkroczeniu Armii Czerwonej na Litwę, na Łotwę i do Estonii. Stalin nie miał wątpliwości co do tego, że Warszawa i Bukareszt, a w ślad za nimi Paryż i Londyn odrzucą propozycję wprowadzenia jego wojsk i tym samym Moskwa zyska dobry powód do zerwania rozmów z Anglią i Francją oraz zawarcia porozumienia z Niemcami. W pierwszym etapie drugiej wojny światowej, w okresie krótkiej przyjaźni sowiecko-niemieckiej, apetyt Stalina ograniczał się do wschodniej Polski, państw bałtyckich i fińskiej Karelii oraz Besarabii i Bukowiny północnej. Jednak plany dyktatora były ambit-

niejsze: chciał podporządkować sobie całą Finlandię, Rumunię i Bułgarię oraz założyć bazy wojskowe w cieśninach czarnomorskich w porozumieniu z Turcją, co uzależniłoby ten kraj od Moskwy.

SOWIECKIE APETYTY Podobne roszczenia przedstawił ludowy komisarz spraw zagranicznych Wiaczesław Mołotow w Berlinie w listopadzie 1940 roku. Hitler uznał je za przesadne. Wyznał później gen. Heinzowi Guderianowi, że te żądania skłoniły go do realizacji planu „Barbarossa” – inwazji na ZSRR. Nawiasem mówiąc, Hitler i Stalin od początku sobie nie ufali i traktowali swój sojusz jako tymczasowy. Obaj nie mieli wątpli-


19-23 Sokolow_Layout 1 20.01.2015 14:30 Strona 21

TEMAT MIESIĄCA : JAŁTA 1945 – MOCARSTWA DZIELĄ ŚWIAT

wości, że przeciwnik wcześniej czy później zaatakuje. Stalin przypuszczał, że Trzecia Rzesza uczyni to w 1942 roku, po zakończeniu wojny z Anglią. Z kolei Hitler liczył się z ewentualnością sowieckiej agresji już w roku 1941. Faktycznie, Stalin pierwotnie zamierzał zaatakować Niemcy wkrótce po ich wtargnięciu do Francji, czyli w czerwcu lub lipcu 1940 roku. Gdyby udało mu się pokonać Hitlera (na co szanse były nikłe), mógłby kontrolować całą Polskę, Czechosłowację, Bałkany, kraje bałtyckie, Finlandię, a także co najmniej wschodnią część Niemiec. Jednak z powodu szybkiej kapitulacji Francji odłożył realizację tego planu o rok. Termin sowieckiej agresji na Niemcy został pierwotnie wyznaczony na 12 czerwca 1941 roku (ta data zachowała się w piśmie zastępcy szefa Sztabu Generalnego gen. Nikołaja Watutina na temat planu rozmieszczenia strategicznego Armii Czerwonej), a następnie przesunięty na lipiec 1941 roku. Tym razem Stalin liczył co najmniej na zajęcie całej Finlandii, Polski, Czechosłowacji i Niemiec, a także uznanie Bałkanów (łącznie z Grecją) za wyłączną strefę wpływów ZSRR. Sytuacja Francji i Włoch zależała od tego, jak szybko wojska brytyjskie będą w stanie wylądować na terenie tych państw oraz jak szybko francuska i włoska partia komunistyczna zdołają przejąć władzę. Według wszelkiego prawdopodobieństwa idealny plan Stalina przewidywał wprowadzenie kontroli również nad Włochami i Francją, a następnie zajęcie Półwyspu Iberyjskiego. Stalin stałby się hegemonem w Europie. W rzeczywistości nawet jeśli zdążyłby uprzedzić Hitlera i rozpoczął swoje natarcie 12 czerwca 1941 roku, to i tak poniósłby sromotną klęskę. Decydujący cios Armia Czerwona zamierzała zadać na kierunku południowo-zachodnim, błędnie zakładając, że tam znajduje się główne zgrupowanie wojsk niemieckich. Tymczasem Niemcy skoncentrowali większość wojsk na kierunku centralnym. W razie natarcia głównych sił Armii Czerwonej na Kraków – Katowice (zgodnie z planem uderzenia prewencyjnego

z 15 maja 1941 roku) wojska niemieckiej Grupy Armii „Środek” bez wątpienia wyprowadziłyby kontruderzenie z flanki i rozgromiły inwazyjną armię sowiecką. Następnie Niemcy wtargnęliby na terytorium ZSRR, jak się zresztą stało.

MOSKWA I ANKARA Porażki 1941 roku zmusiły Stalina do odłożenia planów ekspansji na Europę. Za to w sierpniu tego roku wojska sowieckie i brytyjskie rozpoczęły okupację Iranu: Sowieci kontrolowali północne regiony tego kraju, wspierając kurdyjskich i azerskich separatystów. W 1945 roku przy ich pomocy utworzono Demokratyczną Republikę Azerbejdżanu i Kurdyjską Republikę Ludową. Tę pierwszą Stalin zamierzał włączyć do sowieckiego Azerbejdżanu, tę drugą planował zamienić w marionetkowe państwo buforowe z perspektywą przyłączenia do niej kurdyjskich terenów Turcji, Iraku i Syrii. Jednak pod naciskiem USA, które miały wówczas monopol na broń atomową, oraz Wielkiej Brytanii w 1946 roku wycofał swoje wojska z Iranu i porzucił marionetkowe republiki na pastwę losu. Obie zostały zajęte przez Irańczyków, a ich liderzy uciekli do ZSRR lub zostali straceni. Kiedy Sowietom udało się powstrzymać niemiecką ofensywę na Moskwę, a następnie odrzucić wroga na zachód, Stalin skupił się na możliwej wojnie przeciwko Turcji. Szczerze wierzył w to, że ofensywa Armii Czerwonej doprowadzi do całkowitego pogromu Niemców jeszcze w 1942 roku. Dlatego 12 marca 1942 roku dowódca Zakaukaskiego Okręgu Wojskowego gen. Iwan Tiuleniew zwołał pilne posiedzenie pierwszych sekretarzy komitetów centralnych komunistycznych partii republik zakaukaskich. Następnego dnia wydał dyrektywę o przeprowadzeniu manewrów sztabowych w celu przećwiczenia ataku na przeciwnika w warunkach górskich. Zgodnie z instrukcją Front Zakaukaski przystępuje do ataku na Turcję, mając za pierwsze zadanie skoncentrowanym uderzeniem dwóch armii zniszczyć karskie zgrupowanie przeciwnika. Następnie, po przegrupowaniu, wojska

sowieckie miały dojść do Erzurum i Trabzonu. 26 kwietnia po posiedzeniu u Stalina Stawka (Kwatera Główna) Najwyższego Naczelnego Dowództwa, najwyższy organ wojskowy ZSRR, wydała dyrektywę o wysłaniu na Zakaukazie przed początkiem czerwca dywizji strzelców i kawalerii, korpusu pancernego, dwóch samodzielnych brygad pancernych, sześciu pułków artylerii i wyrzutni rakietowych, sześciu pułków lotniczych oraz sześciu pociągów pancernych. 1 maja Okręg Zakaukaski został oficjalnie przekształcony we front. Najprawdopodobniej ofensywa przeciwko Turcji była planowana po majowej operacji charkowskiej i wyzwoleniu Krymu. Jednak likwidacja sowieckiego zgrupowania na tym półwyspie, otoczenie i zniszczenie sił Armii Czerwonej nacierających na Charków oraz generalna ofensywa wojsk niemieckich na Stalingrad i Kaukaz zmusiły Stalina, aby na długo zapomniał o ataku na Turcję i wykorzystał wojska Frontu Zakaukaskiego do odparcia Niemców. Do kwestii tureckiej Stalin powrócił w ostatnich miesiącach wojny. Po konferencji jałtańskiej polecił Mikojanowi i Malenkowowi opracowanie propozycji powojennego przekształcenia Turcji. W zajmowanych przez Armię Czerwoną tureckich miastach władzę mieli sprawować ormiańscy komuniści. Ponadto dyktator chciał przyłączyć do ZSRR zachodnią Armenię i południową część obwodu batumskiego, przekazane Turcji w 1921 roku, oraz ulokować sowieckie bazy wojskowe w rejonie cieśnin czarnomorskich. 19 marca 1945 roku Moskwa wypowiedziała sowiecko-turecki pakt o przyjaźni i neutralności zawarty 17 grudnia 1925 roku. Na Zakaukazie ściągały sowieckie wojska: wiosną 1945 roku było tam już ok. 1 mln żołnierzy. Turcję, podobnie jak kraje Europy Wschodniej, Stalin zamierzał przekształcić w kraj demokracji ludowej. 7 czerwca 1945 roku Mołotow zażądał od tureckiego ambasadora w Moskwie rewizji granicy sowiecko-tureckiej. Dla umotywowania tych pretensji zainicjowano repatriację Ormian do sowieckiej Armenii. Podczas konferencji poczdamskiej Stalin nalegał na oddanie

21


19-23 Sokolow_Layout 1 20.01.2015 14:31 Strona 22

22

TEMAT MIESIĄCA : JAŁTA 1945 – MOCARSTWA DZIELĄ ŚWIAT

Turcji pod wpływy sowieckie, a także na przekazanie ZSRR udziału we flocie włoskiej przed 1 sierpnia 1945 roku. Te okręty miały uzupełnić mocno nadwerężoną Flotę Czarnomorską, aby jeszcze w 1945 roku była gotowa do operacji desantowej przeciw Stambułowi. Jednak przywódcy zachodnich mocarstw odrzucili żądania Stalina; uznali, że ponieważ Turcja 23 lutego 1945 roku wypowiedziała wojnę Niemcom, jest jednym z państw sojuszniczych. Atak atomowy na Hiroszimę i Nagasaki ochłodził zapał Stalina. A gdy w 1947 roku prezydent USA Harry Truman ogłosił doktrynę powstrzymywania ekspansji sowieckiej i udzielił Turcji pomocy wojskowej, Stalin ostatecznie zrozumiał, że nie uda się zająć tego kraju. Mimo to z pretensji terytorialnych pod adresem Ankary Moskwa zrezygnowała dopiero po jego śmierci.

EKSPANSJA W EUROPIE Do planów ekspansji na Europę Stalin powrócił po bitwie stalingradzkiej, kiedy nie było już wątpliwości, że koalicja antyhitlerowska wygra wojnę. Zerwanie stosunków dyplomatycznych z rządem RP na uchodźstwie

w związku ze sprawą katyńską, jak również sama ta sprawa jasno pokazały, że Stalin zamierzał całkowicie kontrolować powojenną Polskę. Ponownie zademonstrował to, zachowując bierność podczas Powstania Warszawskiego: wstrzymał wtedy natarcie Armii Czerwonej na polską stolicę, aby uniemożliwić rządowi emigracyjnemu umocnienie się w Warszawie. W październiku 1944 roku Stalin i Churchill zawarli nieoficjalną umowę procentową o podziale stref wpływów na Bałkanach. Zgodnie z nią ZSRR przypadało 90 proc. wpływów w Rumunii przy 10 proc. wpływów innych krajów, a Anglii w sojuszu z USA 90 proc. wpływów w Grecji, gdzie na udział ZSRR i innych państw pozostawało 10 proc. Węgry i Jugosławia zostały podzielone między Stalina a zachodnich sojuszników w stosunku 50 do 50, a Bułgaria w stosunku 75 do 25 na korzyść ZSRR. W praktyce zachodni alianci zdołali zachować wpływy tylko w Grecji, chociaż i tu popierani przez Stalina komuniści przez kilka lat prowadzili wojnę domową. Wszystkie pozostałe państwa bałkańskie okupowane przez Armię Czerwoną szybko stały się w pełni kontrolowane przez Moskwę.

Podział stref okupacyjnych Niemiec został ostatecznie uzgodniony w połowie 1944 roku. Obowiązywała zasada, że obszary administracyjno-terytorialne nie podlegają podziałowi, dlatego każdy sektor w całości okupuje tylko jedno mocarstwo. Pierwotnie USA chciały zająć Brandenburgię z Berlinem, jednak później postanowiły odstąpić ją Stalinowi. Stało się tak dlatego, że gdyby Brandenburgię zajęli Amerykanie, a większa część wschodnich Niemiec przypadła Polsce, dla ZSRR zostałyby jedynie Saksonia i Meklemburgia. W porównaniu z pozostałymi strefami okupacyjnymi było to zbyt mało. W sowieckiej strefie okupacyjnej znalazła się także Czechosłowacja. Postanowiono o tym podczas konferencji jałtańskiej – na początku 1945 roku wojska sowieckie prowadziły już działania wojenne na terenie tego państwa. Ta decyzja doprowadziła do znaczących dodatkowych ofiar sowieckich w ostatnich tygodniach wojny w Europie. Wojska amerykańskie nie podjęły marszu na Berlin i zatrzymały się na Łabie, mimo że dysponowały odpowiednią bazą wypadową, a ich przeciwnikiem była jedynie słaba 12. Armia. Przyczyna tej decyzji była polityczna:

W październiku 1944 roku Stalin i Churchill zawarli umowę o podziale stref wpływów na Bałkanach, jednak w praktyce, dzięki ofensywie Armii Czerwonej, większość tej części Europy dostała się w ręce Stalina. Na zdjęciu mieszkańcy Sofii witają czerwonoarmistów wkraczających do miasta, fot. Yevgeny Khaldei/CORBIS


19-23 Sokolow_Layout 1 20.01.2015 14:31 Strona 23

TEMAT MIESIĄCA : JAŁTA 1945 – MOCARSTWA DZIELĄ ŚWIAT

Harry Truman, który zaOd lewej: Winston Churchill, następca Roosevelta Harry Truman oraz Józef Stalin stąpił zmarłego Franklina podczas konferencji poczdamskiej w 1945 roku Delano Roosevelta na stanowisku prezydenta USA, nie chciał drażnić Stalina, zbyt głęboko wchodząc w jego strefę okupacyjną. Dla sowieckiego dyktatora Berlin miał niezwykle ważne znaczenie symboliczne. Dlatego też jego zajęcie pozostawiono Sowietom – podczas bitwy o stolicę Niemiec zginęło ponad 300 tys. sowieckich i polskich żołnierzy. Z tych samych powodów amerykańska 3. Armia gen. George’a Pattona, która wyzwoliła zachodnią część Czechosłowacji, została zatrzymana niemal na przedmieściach Pragi. Aż do 1948 roku Truman i pozostali zachodni liderzy żywili nadzieję, że Stalin będzie z nimi współpracować przy zarządzaniu pokonanymi Niemcami i określeniu ich przyszłości. Dlatego w Europie Stalin otrzymał praktycznie wszystko, czego chciał. Dopiero komunistyczny przewrót liczono na to, że kampania na Dalekim i liczyli (słusznie), że z czasem staną w Pradze i blokada Berlina defini- Wschodzie nie będzie trwała dłużej się one politycznym konkurentem tywnie pozbawiły Zachód złudzeń niż trzy miesiące. Planowano ją roz- ZSRR. co do ekspansywnych celów stali- począć pod koniec sierpnia lub na Po drugiej wojnie światowej Stalin początku września 1945 roku. Jednak osiągnął prawie wszystkie swoje cele nowskiej polityki. gwałtowny spadek zdolności bojowej w Europie: tutaj bowiem mocarstwa japońskich sił zbrojnych oraz atak zachodnie liczyły na jakiś modus vivendi DALEKI WSCHÓD atomowy na Hiroszimę zmusiły Stalina z ZSRR. Podobnie było na Dalekim Jeszcze jedną strefą ekspansji Stalina do pośpiechu. Sowiecka ofensywa Wschodzie, gdzie jedynym niepowopod koniec drugiej wojny światowej rozpoczęła się 9 sierpnia i trwała do dzeniem dyktatora było niedopuszbył Daleki Wschód. Związek Sowiecki ogłoszenia kapitulacji Japonii, czyli czenie do sowieckiej okupacji półwystępował o zwrot utraconego w wy- zaledwie tydzień. Stalin otrzymał to, nocnej Japonii. Natomiast na Bliskim niku wojny rosyjsko-japońskiej w la- czego żądał, oraz południowe Kuryle, Wschodzie Stalin nie tylko nie zrealitach 1904–1905 południowego Sa- które do Rosji nigdy nie należały. Na- zował swoich planów, ale nawet stracił chalinu i Port Artur, a także odstą- tomiast z powodu oporu USA musiał dotychczasowe wpływy w Iranie z popionych Japonii w 1875 roku Wysp zrezygnować z pomysłu utworzenia wodu stanowczego oporu ze strony Kurylskich. Wszystko to zaproponowali sowieckiej strefy okupacyjnej na wyspie USA i ich sojuszników.  mu zachodni sojusznicy za uczest- Hokkaido. nictwo w wojnie przeciwko Japonii. W 1949 roku wspierani przez ZSRR Natomiast Japończycy obiecali te te- chińscy komuniści odnieśli pełne zwy- BORYS SOKOŁOW, rosyjski historyk, literaturoznawca i publicysta, członek reny Stalinowi, jeśli ZSRR nie będzie cięstwo w wojnie domowej. Amery- rosyjskiego Pen Clubu, w Polsce ukazały się walczyć z Japonią, lecz wystąpi jako kanie przestali wspierać pobitego przez jego książki Polowanie na Stalina. Polowanie pośrednik między nią i zachodnimi komunistów Czang Kaj-szeka, ponie- na Hitlera, Prawdy i mity Wielkiej Wojny Ojczyźnianej, ZSRR pod okupacją oraz biografia sojusznikami. Jednak Stalin zignorował waż woleli przekazać Stalinowi brze- marszałka ZSRR i Polski Konstantego propozycję Japończyków. W Moskwie mię utrzymania Chin kontynentalnych Rokossowskiego

23


24-28 Materski 22.01.2015 13:07 Strona 24

24

TEMAT MIESIĄCA : JAŁTA 1945 – MOCARSTWA DZIELĄ ŚWIAT

Wielka Trójka w Jałcie (od lewej): Winston Churchill, Franklin Delano Roosevelt i Józef Stalin

Wojciech Materski

Ponad głowami

Polaków Sprawa polska na konferencji w Jałcie


24-28 Materski 20.01.2015 14:34 Strona 25

TEMAT MIESIĄCA : JAŁTA 1945 – MOCARSTWA DZIELĄ ŚWIAT

W 1944 i na początku 1945 roku, wraz zajmowaniem kolejnych ziem polskich przez Armię Czerwoną stawało się coraz bardziej jasne, że Polska znajdzie się w strefie wpływów ZSRR i utraci swe Kresy Wschodnie. Potwierdziły to ustalenia konferencji jałtańskiej, na której przywódcy demokracji zachodnich przystali na żądania Stalina. Jałta stała się dla Polaków symbolem zdrady sojuszników.

P

odczas pierwszej konferencji Wielkiej Trójki w Teheranie (listopad – grudzień 1943) nie udało się doprowadzić do przywrócenia polsko-sowieckich stosunków dyplomatycznych. Moskwa wyraźnie blokowała porozumienie: Stalin postawił na „własnych” Polaków spod znaku Związku Patriotów Polskich. W maju 1943 roku rozpoczęto tworzenie 1. Dywizji Piechoty im. Tadeusza Kościuszki (formalnie podległej ZPP), a następnie Polskiego Komitetu Wyzwolenia Narodowego i jego kontynuacji – Rządu Tymczasowego. Wykorzystując te struktury, Stalin mógł kontrolować sytuację na ziemiach polskich w miarę ich zajmowania przez Armię Czerwoną. Rozgrywka dyplomatyczna z Anglosasami miała na celu uznanie tego za trwałe rozstrzygnięcie polityczne. Podczas spotkania Churchilla, Roosevelta i Stalina na Krymie sprawa polska stała się jednym z centralnych tematów obrad. Do tej pory odkładano ją na później pod pretekstem, że brak porozumienia może osłabić wspólny front aliantów. Jednak pod koniec 1944 roku wszyscy doskonale wiedzieli, że nie można tego robić w nieskończoność. Istnienie dwóch polskich centrów politycznych – rządu RP na uchodźstwie w Londynie i Rządu

Tymczasowego w Lublinie – wprowadzało spore zamieszanie i mocarstwa musiały wreszcie wypracować wspólne stanowisko. Jednak od konferencji teherańskiej sytuacja znacząco się zmieniła: w styczniu 1945 roku Armia Czerwona sforsowała Wisłę i w szybkim tempie parła na zachód. W momencie otwarcia konferencji pozycja negocjacyjna Stalina wobec Anglosasów była znacznie mocniejsza niż w Teheranie. Obok pytania, jaka Polska, jedną z centralnych kwestii konferencji były też jej granice. Te kwestie były ściśle połączone z pilnymi decyzjami w sprawach niemieckich oraz co do powojennego kształtu Europy Środkowej.

LONDYN I WASZYNGTON W SPRAWIE POLSKIEJ Anglosasi byli gotowi na daleko idący kompromis ze Stalinem. Problemem było negatywne stanowisko rządu RP w Londynie. Premier Tomasz Arciszewski jednoznacznie oświadczył, iż w kwestii polskiej granicy wschodniej nie może być mowy o odstąpieniu od zasady status quo ante bellum. To mogło wywołać kryzys dyplomatyczny, a do tego nie chcieli dopuścić ani Brytyjczycy, ani Amerykanie, nade wszystko zainteresowani przystąpieniem Armii Czerwonej do wojny przeciwko Japonii. W opinii amerykańskich analityków bez wsparcia Stalina wojna na Dalekim Wschodzie mogła się przeciągnąć do lat pięćdziesiątych i kosztować ponad milion ofiar. Z tej perspektywy sprawa polsko-sowieckiej granicy była dla nich marginalna, czego – co oczywiste – nie mogli otwarcie przyznać. Stało to bowiem w sprzeczności z celami wojny zadeklarowanymi w Karcie atlantyckiej i powtórzonymi w Deklaracji Narodów Zjednoczonych. Do tego dochodziły kwestie wewnętrzne: w USA zbliżały się wybory prezydenckie i Roosevelt nie mógł nie brać pod uwagę głosów amerykańskiej Polonii. Z kolei Churchill nie mógł negliżować niewielkiego zainteresowania kwestią polską ze względu na swe wcześniejsze zobowiązania wobec Polaków.

Przygotowując brytyjskie stanowisko w kwestii polskiej, Foreign Office następująco określiło cele minimum: do rządu lubelskiego powinien zostać włączony Stanisław Mikołajczyk i grupa polskich polityków z Londynu o realistycznych zapatrywaniach. Ta rekonstrukcja powinna się dokonać jak najszybciej, bowiem wraz z marszem Armii Czerwonej na zachód ośrodek lubelski rośnie w siłę. Zrekonstruowany w ten sposób rząd powinien zaakceptować linię Curzona jako wschodnią granicę państwa przy równoczesnej rekompensacie terytorialnej na zachodzie. Kwestię uznania tego gabinetu Wielka Brytania powinna rozgrywać ostrożnie, biorąc pod uwagę ewentualny sprzeciw wobec planów przesunięcia polskiej granicy z Niemcami aż po linię Nysy Zachodniej (Łużyckiej). Cele w kwestii polskiej określili też Amerykanie. W dokumencie przygotowanym przez Departament Stanu ujęto je następująco: stanowisko premiera w rządzie jedności dla Stanisława Mikołajczyka, ograniczenie do rozsądnych wymiarów rekompensaty terytorialnej dla Polski kosztem Niemiec, udział amerykańskich firm w odbudowie polskiej gospodarki. Zapewne nie były to postulaty traktowane rygorystycznie, bowiem zarówno Brytyjczycy, jak i Amerykanie mocno podkreślali, że kwestia polska nie może rozbijać jedności sojuszniczej. Szybkie zakończenie wojny w Europie i na Dalekim Wschodzie jest sprawą priorytetową i wymaga ofiar także od Polaków.

POCZĄTEK ROZGRYWKI Konferencja w Jałcie rozpoczęła się 4 lutego 1945 roku. Kwestia polska stanęła na porządku obrad trzeciego dnia. Podniósł ją prezydent Roosevelt, rozpoczynając dyskusję od problemu granicy wschodniej. Oświadczył, że podstawą polsko-sowieckiego rozgraniczenia po wojnie powinna być linia Curzona, choć należy dać Polakom szansę zachowania twarzy poprzez wytargowanie na ich korzyść jakichś ustępstw na jej południowym odcinku. Ułatwi to zarazem pozyskanie dla takiego rozstrzygnięcia

25


24-28 Materski 22.01.2015 13:47 Strona 26

26

TEMAT MIESIĄCA : JAŁTA 1945 – MOCARSTWA DZIELĄ ŚWIAT

podstawowej masy Polaków mieszkających w Stanach Zjednoczonych. Rozszerzając temat, Roosevelt zaproponował też powołanie Rady Prezydenckiej spośród najwybitniejszych polskich działaczy. Miałaby ona być quasi-parlamentem i wynegocjować skład nowego rządu polskiego, opartego na wszystkich ugrupowaniach politycznych. Ten zaś byłby partnerem dla Narodów Zjednoczonych, a jego uznanie definitywnie zakończyłoby polską dwuwładzę. Podobne stanowisko zajął Churchill, stwierdzając, że Związek Sowiecki za swój wysiłek wojenny ma pełne prawo domagać się m.in. Lwowa. Choć rząd brytyjski formalnie uznaje gabinet Tomasza Arciszewskiego, to jego linia polityczna jest tak jednoznaczna, że nie zamierza się z nim kontaktować. Jednak w Londynie jest wielu uczciwych Polaków, jak były premier Mikołajczyk, Tadeusz Romer czy Stanisław Grabski. To oni, zdaniem Churchilla, są partnerami do rozwią-

zania kwestii polskiej w duchu kompromisu z Sowietami. Opierając się na takich ludziach, jeszcze podczas konferencji jałtańskiej należy stworzyć polski rząd jedności narodowej, który by funkcjonował do momentu przeprowadzenia po wojnie wolnych wyborów. Obowiązkiem tego rządu byłoby m.in. zapewnienie dążącej na zachód Armii Czerwonej bezpiecznych linii komunikacyjnych na polskim terytorium. Nieco inne stanowisko zaprezentował Stalin, który skupił się na bezpieczeństwie własnego państwa. Nazwał Polskę korytarzem, przez który przechodził wróg napadający na Rosję. Korytarz ten powinien zostać raz na zawsze zamknięty. Mogą to zrobić – jak stwierdził – tylko sami Polacy, tworząc silne i niezawisłe państwo i przyjmując na wschodzie rozgraniczenie zgodne z ideą Brytyjczyka – lorda Curzona. Pomysł Churchilla, żeby powołać w Jałcie polski rząd jedności, uznał za przejęzyczenie.

Stwierdził za to, że mogą go stworzyć sami Polacy, a takiej możliwości w Jałcie nie ma i nie będzie. Była w 1944 roku, gdy w Moskwie przebywali przedstawiciele obu polskich ośrodków władzy, ale została zaprzepaszczona. W obecnej sytuacji ani Bolesław Bierut, ani Edward Osóbka-Morawski i ich otoczenie nawet słyszeć nie chcą o rokowaniach z rządem Arciszewskiego. On, Stalin, chętnie podejmie się pośrednictwa między nimi, ale tylko pod warunkiem, że stronę londyńską będą reprezentować rzetelni politycy, nastawieni kompromisowo. Na koniec przyznał, że jest bardzo zainteresowany szybkim rozwiązaniem tej sprawy, bowiem może to zapobiec aktom dywersji, z jakimi Armia Czerwona spotyka się na ziemiach polskich. Wypowiedź Stalina trudno było odczytać inaczej, niż zrobiła to większość obserwatorów: kontrolujemy część polskiego terytorium i zamierzamy w przyszłości kontrolować ca-

Wielka Trójka dzieli Europę, karykatura Mieczysława Kuczyńskiego z albumu pt. Dzieje 2. Korpusu Polskiego...inaczej!


24-28 Materski 22.01.2015 13:47 Strona 27

TEMAT MIESIĄCA : JAŁTA 1945 – MOCARSTWA DZIELĄ ŚWIAT

Premierzy rządu RP na uchodźstwie: Stanisław Mikołajczyk (na górze po lewej) oraz Tomasz Arciszewski. Poniżej Bolesław Bierut (z prawej), przewodniczący komunistycznej Krajowej Rady Narodowej, oraz Edward Osóbka-Morawski, premier prosowieckiego Rządu Tymczasowego

łość, jest to bowiem warunek naszego bezpieczeństwa. Albo rozwiążemy kwestię polską, opierając się na „naszych Polakach”, albo pozostanie nierozwiązana, a to będzie komplikować naszą współpracę w końcowym etapie wojny. Już ten wstępny zarys stanowisk mocarstw nie dawał szans na rozwiązanie dopuszczające choćby minimalną podmiotową rolę rządu RP w Londynie. W sprawie polskiej granicy wschodniej Anglosasi nawet nie podjęli dyskusji, poprzestając na postulacie jej niewielkiej korekty w stosunku do linii Curzona. W tej sytuacji cały ciężar dyskusji o kwestii polskiej przesunął się na porozumienie dotyczące rozgraniczenia z Niemcami oraz procedurę wyłonienia tzw. rządu jedności, który miałby przeprowadzić wybory parlamentarne po zakończeniu działań wojennych. Miały one być wolne i demokratyczne, ale w perspektywie przejęcia kontroli nad Polską przez Stalina tylko bardzo naiwni politycy mogli mieć w tej kwestii złudzenia. Ani Roosevelt, ani Churchill do naiwnych nie należeli. Prowadzili więc ze Stalinem grę w kwestii polskiej o zachowanie twarzy przed własnymi społeczeństwami.

PROPOZYCJA STALINA Następnego dnia Stalin przejął inicjatywę w dyskusji nad kwestią polską, zgłaszając projekt całościowego porozumienia w formie dokumentu końcowego konferencji. Zgodnie z nim trzej przywódcy mieliby uznać, że granicą Polski na wschodzie powinna być linia Curzona (z drobnymi korektami na korzyść Polski), a zachodnia granica przebiegać od Szczecina wzdłuż Odry i Nysy Zachodniej (Łużyckiej). Problem polskiej dwuwładzy miał być rozwiązany poprzez

uzupełnienie Rządu Tymczasowego o niektórych demokratycznych działaczy z emigracyjnych kół polskich. Ten rząd jedności, który uznałyby trzy mocarstwa i Narody Zjednoczone, w możliwie krótkim terminie miałby przeprowadzić wybory powszechne i zorganizować administrację państwa. Stalin zaproponował ponadto, aby tryb, zakres i kandydatury personalne postulowanego uzupełnienia powierzyć komisji składającej się z komisarza ludowego spraw zagranicznych ZSRR Wiaczesława Mołotowa oraz ambasadorów w Moskwie – amerykań-

27


24-28 Materski 22.01.2015 13:47 Strona 28

28

TEMAT MIESIĄCA : JAŁTA 1945 – MOCARSTWA DZIELĄ ŚWIAT

skiego Williama Harrimana i brytyjskiego Archibalda Clark-Kerra. Mieli się oni skonsultować z przedstawicielami Tymczasowego Rządu Polskiego i przedstawić rekomendację do zatwierdzenia przez Wielką Trójkę. Do tego projektu zachodni przywódcy zgłosili kilka drobnych zastrzeżeń i uzupełnień oraz wątpliwość sformułowaną przez premiera Churchilla w dość obrazowy sposób: czy byłoby celowe, aby polska gęś została w takim stopniu nadziana niemieckim jadłem, że skonałaby z niestrawności?. Premierowi chodziło o ziemie między Nysą Kłodzką a Nysą Łużycką. Następnie nad projektem Stalina dyskutowali szefowie resortów spraw zagranicznych mocarstw. Mieli wypracować wspólne stanowisko na kolejne posiedzenie plenarne. Szef Departamentu Stanu Edward Stettinius i kierownik Foreign Office Anthony Eden bezskutecznie usiłowali skłonić Mołotowa do zajęcia się procedurą wyłonienia polskiego Rządu Jedności Narodowej. Sowiecki dyplomata uważał, iż Rząd Tymczasowy („lubelski”) realnie sprawuje władzę na odebranych Niemcom ziemiach polskich i nie można tego ignorować. Można natomiast skłonić go do zgody na dołączenie kilku demokratycznych polityków polskich spoza kraju i do tego powinna się ograniczyć Wielka Trójka. Ministrom nie udało się też osiągnąć porozumienia w kwestii terminu i procedury wyborów w powojennej Polsce – Mołotow, kreujący się na obrońcę procedur demokratycznych, uważał takie ustalenia za ograniczanie suwerenności przyszłego gabinetu jedności narodowej. Wychodząc naprzeciw zastrzeżeniu, że Polakom nie można narzucać nowego rządu według uzgodnionej w Jałcie koncepcji, prezydent Roosevelt przypomniał swą wcześniejszą propozycję, aby powołać go przez Radę Prezydencką. Zasugerował także jej trzyosobowy skład: szef Krajowej Rady Narodowej Bolesław Bierut, demokratyczny polityk polski z Londynu Stanisław Grabski i metropolita krakowski Adam Sapieha. Ponieważ propozycja Roosevelta nie została przyjęta, sprawa ujęcia kwestii polskiej w dokumentacji końcowej obrad ponownie

trafiła pod obrady ministrów. Tym razem udało im się osiągnąć pewien postęp, jednak nie w kwestii utworzenia rządu.

JAŁTA A POLSKA – KOMENTARZE Jałta była uderzeniem we wszystkie nasze nadzieje i w to przekonanie, że sprawa polska jest sprawą pierwszej klasy, bardzo ważną, która musi być traktowana na równi z innymi interesami mocarstw – z wypowiedzi b. ministra spraw zagranicznych RP Edwarda Raczyńskiego w rozmowie z Tadeuszem Żenczykowskim, Od Genewy do Jałty. Rozmowy radiowe, Londyn 1988, s. 107. Rozwiązanie krymskie daje Rosji podstawę wyjściową do opanowania Polski – z depeszy premiera Tomasza Arciszewskiego do delegata rządu na kraj, [za:] Armia Krajowa w dokumentach 1944–1945, t. V, Londyn 1981, s. 290. Polska – to ci wielka sprawa! Ale jak organizowali rządy w Belgii, Francji, Grecji itd., my nic nie wiemy. Nas nie pytali. My nie mieszaliśmy się – z wypowiedzi komisarza ludowego spraw zagranicznych ZSRR Wiaczesława Mołotowa, [za:] Historia dyplomacji polskiej, t. V, Warszawa 1999, s. 595.

OSTATECZNA DECYZJA Na posiedzeniu plenarnym 9 lutego trzej przywódcy, wychodząc z założenia, iż brak uzgodnionego stanowiska w kwestii polskiej nadałby obradom piętno bankructwa, postanowili zagrać na zwłokę. Przyjęli zaproponowaną przez Roosevelta niejasną formułę, według której przyszły rząd polski powinien się składać z przedstawicieli obecnego Rządu Tymczasowego oraz czołowych polityków polskich z kraju i zagranicy. Nie sprecyzowano, o których polityków chodziło, ilu miało ich być i w jakim trybie mieli

zostać dokooptowani do Rządu Tymczasowego. W przyszłości miała się tym zająć komisja dobrych usług, której skład wcześniej zaproponował Stalin (Mołotow, Harriman, Clark-Kerr). Po rekonstrukcji Rządu Tymczasowego dokonanej przy pośrednictwie komisji miałby on zostać uznany przez wszystkie trzy mocarstwa jako Rząd Jedności Narodowej i zobowiązany do przeprowadzenia wolnych wyborów. Stalin odrzucił przy tym postulat Churchilla, by wybory były nadzorowane przez przedstawicieli dyplomatycznych Wielkiej Trójki: brytyjski premier uważał, że w warunkach kontrolowania ziem polskich przez Armię Czerwoną byłoby to pożądane. Mimo to nie przedstawił wprost swoich obiekcji, niezręcznie argumentując, że nie jest wysokiego mniemania o Polakach. W ten sposób ułatwił polemikę Stalinowi. Podobną taktykę chowania głowy w piasek zastosowano wobec granic Polski. Dokładnie wypowiedziano się w kwestii rozgraniczenia polsko-sowieckiego (linia Curzona), natomiast odnośnie do granicy polsko-niemieckiej zaproponowano enigmatyczną formułę: Polska powinna uzyskać istotny przyrost terytorialny na północy i zachodzie. Zawarte w komunikacie końcowym konferencji uzgodnienia w kwestii polskiej wraz z dwuznacznym wydźwiękiem Deklaracji o wyzwolonej Europie oznaczały de facto zgodę Anglosasów na zaliczenie powojennej Polski do sowieckiej strefy wpływów. Już wkrótce, po podpisaniu 21 kwietnia 1945 roku sowiecko-polskiego traktatu o przyjaźni, pomocy wzajemnej i współpracy powojennej, stało się to oczywiste. Zrywając z ezopowym językiem jałtańskim, Moskwa poprzez zawarcie z Rządem Tymczasowym formalnego układu międzypaństwowego otwarcie zademonstrowała, że traktuje lewicową alternatywę rozwiązania kwestii polskiej jako zasadę swej polityki, a nie doraźne posunięcie taktyczne, i żadnej zmiany w tym zakresie nie przewiduje.  WOJCIECH MATERSKI, historyk, politolog, profesor w Instytucie Studiów Politycznych PAN, zajmuje się dziejami ZSRR, Gruzji i Zakaukazia, stosunkami polsko-sowieckimi oraz historią dyplomacji


29-32 Bohun 21.01.2015 11:55 Strona 29

TEMAT MIESIĄCA : JAŁTA 1945 – MOCARSTWA DZIELĄ ŚWIAT

Tomasz Bohun

Na zdrowie

Krym Krymskie uzdrowiska w czasach carskich i radzieckich

Iwan Ajwazowski, Przyjazd Katarzyny II do Teodozji, 1886

Caryca Katarzyna II przyjechała na Krym w 1789 roku. Już kilka lat przed jej wizytą książę Potiomkin rozpoczął zakrojone na szeroką skalę inwestycje budowlane: kładzenie nowych i remonty starych traktów, wznoszenie od zera miast – m.in. Chersonia, Nikołajewa, Sewastopola, Symferopola – a także budynków w przewidywanych miejscach postoju carycy. Trudno powiedzieć, czy Katarzyna II doceniła wysiłek swojego faworyta, w każdym razie do tego stopnia zachwyciła się krajobrazami i klimatem Krymu, że nazwała go perłą w swojej koronie.

C

arscy czynownicy i dostojnicy swoją drogą również dostrzegli tkwiące w Krymie możliwości. W końcu XVIII wieku na południowym wybrzeżu półwyspu zaczęły powstawać pierwsze pałace i parki oraz służebne wobec nich osady chłopskie. Jednak dla rosyjskiej elity arystokratyczno-kupieckiej, wyposzczonej po epoce napoleońskiej, Krym stał

się popularnym miejscem letniego odpoczynku dopiero w latach dwudziestych XIX wieku. Rzecz jasna, w pędzie do krymskiego słońca naśladowała ona swoich władców – Aleksandra I i Mikołaja I – którzy coraz częściej spędzali letnie miesiące na południu Krymu. Budowie letnich rezydencji i eleganckich willi na południowym wy-

brzeżu półwyspu sprzyjały stosunkowo niskie ceny ziemi i szczodre wspieranie przez państwo rozwoju infrastruktury drogowej i sanitarnej (kanały nawadniające, wodociągi i kanalizacja). Wszystkiemu towarzyszyła akcja osadnicza ludności chłopskiej, którą ściągano szczególnie na południowe wybrzeże Krymu w celu zakładania i uprawy warzyw i plantacji owocowych, a zwłaszcza winogron. Pierwszymi, którzy już pod koniec XVIII wieku na stałe lub czasowo osiedlili się na południowym wybrzeżu Krymu i zaczęli rozwijać tamtejsze rolnictwo, byli wspomniany Potiomkin, adm. Nikołaj Mordwinow i Peter Simon Pallas (niemiecki uczony i podróżnik w służbie rosyjskiej): pierwszy w Bajdarach koło Sewastopola, drugi na Przyjemnym Odludziu w dzisiejszej Jałcie oraz w Sudaku, gdzie przez kilka lat mieszkał i zbierał materiały do swojej encyklopedii.

29


29-32 Bohun 21.01.2015 11:55 Strona 30

30

TEMAT MIESIĄCA : JAŁTA 1945 – MOCARSTWA DZIELĄ ŚWIAT

Za panowania Aleksandra I i Mikołaja I ich śladem podążył książę Michaił Woroncow, który jako długoletni namiestnik Besarabii i generał-gubernator Małorosji (w jej skład wchodziła gubernia taurydzka, czyli Krym) znacznie przyczynił się do rozwoju rolnictwa na południu Krymu. Jego dobra z obszernymi plantacjami winogron znajdowały się na przylądku Martjan i w Aj-Danile koło Jałty. W latach 1828–1848 w Ałupce, u podnóża szczytu Aj-Petri w Górach Krymskich, wystawił sobie okazały kompleks pałacowo-parkowy (pałac powstał według projektu Edwarda Blore’a, park zaś pod nadzorem uznanego i popularnego podówczas na Krymie botanika i hodowcy roślin Karolusa Keebacha). Niebawem w Koreizie opodal Ałupki – w willi Różowy dom – osiedliła się ekscentryczna pietystka, księżna Anna Golicyna. Po jej śmierci w 1837 roku Iwan Ajwazowski, Stara Teodozja, 1817

budynek przejął producent win Morozow, a po nim książę Feliks Jusupow st., który przebudował go na okazałą rezydencję: tutaj w 1912 roku jego syn – Feliks Jusupow mł., niebawem uczestnik zabójstwa Rasputina – zaręczył się z bliską krewną Mikołaja II, wielką księżną Iriną Aleksandrowną. Na początku lat dwudziestych XX wieku budynek przejęła Czeka, adaptując go na ośrodek wypoczynkowy dla swoich znerwicowanych funkcjonariuszy. W pałacu Jusupowów, na krótko przed śmiercią kurował się także szef wszystkich czekistów Feliks Edmundowicz Dzierżyński, zaś w czasie konferencji jałtańskiej w lutym 1945 roku kwaterowała w nim delegacja radziecka ze Stalinem na czele. W pierwszym dwudziestoleciu XIX wieku na wiosenny odpoczynek na południowe wybrzeże Krymu zjeżdżała także Zofia Potocka, żona zdrajcy

targowiczanina Szczęsnego Potockiego. Katarzyna II, najwyraźniej w dowód wdzięczności za walny udział męża w zlikwidowaniu Rzeczypospolitej, nadała jej obszerne dobra ziemskie między Ałupką i Jałtą: użytki rolne, lasy, parki i uprawiane przez setki sadowników plantacje winogron. Swoje rezydencje wzniosła w Mischorze, u stóp Aj-Petri, i w Massandrze. Po jej śmierci w 1822 roku majątek przypadł córkom Oldze i Zofii: pierwsza przejęła pałac i dobra mischorskie, druga massandryjskie. Rok później Olga wyszła za mąż za gen. Lwa Naryszkina, jednak na utrzymanie blisko 170 ha majętności i spłacanie długów karcianych Naryszkina łożył jej były kochanek, wielkorządca Krymu książę Woroncow. Ostatnią przed pierwszą wojną światową właścicielką Mischory była wnuczka Olgi Potockiej księżna Olga Dołgorukowa, która część po-


29-32 Bohun 21.01.2015 11:55 Strona 31

TEMAT MIESIĄCA : JAŁTA 1945 – MOCARSTWA DZIELĄ ŚWIAT

siadłości wydzierżawiła pod letnisko. Z racji przestronnych i wygodnych willi, a także parku i zaplecza rekreacyjnego – korty tenisowe, dostęp do plaży i nabrzeża z molem oraz możliwość dysponowania łódkami i rowerami wodnymi – letnisko księżnej Dołgorukowej szybko stało się, przede wszystkim dla petersburskiej socjety, najpopularniejszym miejscem letniego odpoczynku.

MEKKA ARTYSTÓW Boom inwestycyjny na południowym wybrzeżu Krymu szybko doprowadził do horrendalnej zwyżki wartości ziemi. Jeśli w 1802 roku w rejonie Ałupki i Jałty za kupno dziesięciny ziemi (1,01 ha) płaciło się 30 rubli, to w 1837 roku aż 5 tys. rubli. Wojna krymska nieco osłabiła tę tendencję, jednak od lat sześćdziesiątych XIX wieku wartość ziemi ponownie zaczęła sięgać niebotycznych cen. Na budowę tam willi i pałaców, podobnie jak na całym południowym wybrzeżu Krymu, stać było majętnych arystokratów i potentatów przemysłowych. Na początku XX wieku w Jałcie swój okazały pałac z kompleksem parkowym wybudował emir Buchary Said Abd al-Achad Chan, podówczas jeden z najbogatszych władców na świecie. Natomiast w pobliskiej Muchałatce swoją letnią rezydencję, rozmachem i przepychem nieustępującą carskiemu pałacowi w Liwadii, wzniósł Siergiej Kokoriew, spadkobierca bajecznej fortuny po ojcu Wasylu, mecenasie sztuki i potentacie spirytusowym oraz naftowym. Nie mniej ważne było miejsce, w których wznoszono kunsztowne pałace. Pod tym względem bodaj najpiękniej prezentuje się neogotycki pałac Jaskółcze Gniazdo, położony na czterdziestometrowym klifie Aurora w Hasprze. Pierwotnie była to drewniana budowla, nazwana przez pierwszego właściciela – nieznanego z nazwiska generała – Gniazdem Miłości. Na początku XX wieku pałac często zmieniał właścicieli i dopiero w latach 1911–1912 bakijski magnat naftowy baron Paweł von Steinheil na miejscu drewnianego wybudował – według

projektu Leonida Sherwooda – kamienny pałac. W XIX wieku Krym stał się niemal mekką i natchnieniem dla wielu znanych pisarzy, poetów, malarzy i aktorów teatralnych. Pejzaże marynistyczne południowych wybrzeży półwyspu malował pochodzący z Teodozji Iwan Ajwazowski; od końca stulecia w jałtańskiej Ałutce mieszkał zmagający się z gruźlicą Anton Czechow – tam powstały jego najsłynniejsze dramaty Trzy siostry i Wiśniowy sad, i tam odwiedzali go znakomici twórcy, m.in. Maksym Gorki, Iwan Bunin, Siergiej Rachmaninow i Fiodor Szalapin; w Gurzufie koło Jałty swoją pracownię miał malarz kolorysta Konstantin Korowin; z kolei po rewolucji lutowej w Koktebelu osiadł i tworzył znany poeta i malarz Maksymilian Wołoszyn. Do lat siedemdziesiątych XIX wieku Krym, z racji braku połączenia kolejowego, był praktycznie niedostępny dla większości Rosjan. Na półwysep można się było dostać parowcem kursującym po Dnieprze do Jekaterynosławia (dziś Dniepropietrowsk), a stamtąd tłuc się lichymi traktami albo też do Odessy, a z niej – kursującym raz na tydzień – łupinowym kutrem. Prawda, była też możliwość zaokrętowania się na luksusowy, obsługiwany przez Rosyjskie Towarzystwo Parowcowe, parostatek z Odessy do Kerczu – z postojami na redach Eupatorii, Sewastopola, Jałty i Teodozji. Jednak nawet wzrastająca częstotliwość rejsów – w 1856 roku trzy razy w miesiącu, od 1880 dwa razy w tygodniu, od 1910 pięć razy w tygodniu – nie była w stanie zrekompensować dość wysokich cen biletów i braku możliwości przybijania statków do miejscowości pośrednich, które nie posiadały odpowiednich nabrzeży (w czasie sztormu nie było mowy nawet o zakotwiczeniu na redzie). Pod koniec XIX wieku nieco lepiej wyglądała sytuacja z siecią drogową na półwyspie: do lat siedemdziesiątych XIX wieku zakończono budowę dróg, które połączyły centrum półwyspu z jego południowym wybrzeżem, skomunikowano także Sewastopol z Sudakiem i Teodozją. Sytuację zmieniło oddanie do użytku w 1875 roku łozowsko-sewasto-

polskiej linii kolejowej, która połączyła Moskwę i wschodnią Małorosję z południowo-zachodnim Krymem (na przełomie XIX i XX wieku z krymskiego Dżankoju pociągnięto wschodnią odnogę kolejową do Teodozji i Kerczu). Noszono się z zamiarem wybudowania linii kolejowej wzdłuż południowego wybrzeża Krymu, jednak do wybuchu pierwszej wojny światowej nie udało się zrealizować tego planu.

CZASY RADZIECKIE W 1919 Rada Komisarzy Ludowych upaństwowiła wszystkie ośrodki wypoczynkowe. Organizowano w nich sanatoria ogólnie dostępne oraz branżowe, dla poszczególnych grup zawodowych, np. w Liwadii, gdzie zaczął funkcjonować ośrodek wypoczynkowy dla nauczycieli. W 1920 roku Rada Komisarzy Ludowych RSFRR wydała dekret dotyczący organizacji i umiejscowienia na terenie Rosji Radzieckiej sieci tego rodzaju ośrodków wypoczynkowych i sanatoriów. Dekret dotyczył zarówno upaństwowionych placówek, jak i mających dopiero powstać. Plan zakładał, że już w styczniu 1921 roku władze bolszewickie będą mogły dysponować 5 tys. miejsc w domach wczasowych i sanatoriach, a na wiosnę tego roku aż 25 tys. Jednak możliwości kraju wyniszczonego rewolucją i wojną domową były skromne. Prawda, na Krymie już w 1921 roku wybudowano pięć nowych domów sanatoryjnych. Wszelako planowaną na wiosnę ilość miejsc w placówkach sanatoryjnych i wypoczynkowych udało się osiągnąć dopiero na początku lat trzydziestych. W 1935 roku ZSRR dysponował tylko na Krymie 46,6 tys. miejsc dla kuracjuszy, z czego 26,2 tys. w sanatoriach i ośrodkach wypoczynkowych na południowym wybrzeżu. Głównym kurortem była Jałta, która mogła przyjąć aż 25,8 tys. ludzi. W planach to właśnie Jałta miała się stać jedynym na południowym wybrzeżu Krymu miastem kurortem, w którym jednorazowo mogłoby odpoczywać 50 tys. ludzi. Druga wojna światowa pokrzyżowała jednak te plany. Zniszczenia w infrastrukturze gospodarczej Krymu były tak ogromne, że powrót do stanu przedwojennego,

31


29-32 Bohun 21.01.2015 11:55 Strona 32

32

TEMAT MIESIĄCA : JAŁTA 1945 – MOCARSTWA DZIELĄ ŚWIAT

Kuracjusze jednego z krymskich sanatoriów, 1949 rok

jeśli chodzi o możliwość rozwoju turystyki i wypoczynku, stał się możliwy dopiero w latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych XX wieku. Dla porównania warto podać kilka liczb: w 1929 roku krymskie sanatoria i domy wczasowe rocznie przyjmowały ok. 110 tys. ludzi, w 1953 roku 700 tys., ale już w 1968 aż 4 mln, w roku 1974 6,5 mln, a w latach osiemdziesiątych 7–8 mln ludzi. W latach dziewięćdziesiątych na Krymie funkcjonowało 700 sanatoriów i ośrodków wypoczynkowych, dysponujących 177 tys. miejsc. Odrębne miejsce w polityce zdrowotnej państwa radzieckiego – przynajmniej deklaratywnie – zajmowała opieka rehabilitacyjna i rekreacyjna nad dziećmi. Przeznaczanie na te potrzeby istniejących już ośrodków leczniczo-wypoczynkowych dla dzieci i młodzieży oraz budowę nowych władze radzieckie deklarowały w kolejnych dekretach: z marca 1919 roku i grudnia 1921. Jednak od teorii do praktyki była daleka droga, bo czym, jeśli nie propagandowym gestem, było zorganizowanie i huczne uruchomienie w 1925 roku ośrodka sportoworehabilitacyjnego dla dzieci Artek. Po-

byt w tym kompleksie wypoczynkowo-sportowym - w jego obrębie znajdowały się m.in. stadion na 7 tys. miejsc, pałac pionierów, kilka basenów, muzeum krajoznawcze, park, kino Artekfilm, klub radiowy, estrady teatralne – był rzecz jasna reglamentowany przez władze: w turnusach wakacyjnych mogły uczestniczyć tylko „najwybitniejsze” dzieci: uczniowie wyróżniający się w nauce i pracy społecznej, zwycięzcy różnych konkursów i zawodów sportowych (z reguły członkowie organizacji pionierskich). Uczestnikom wypoczynku w Arteku przysługiwało prawo nazywania siebie artekowcami. Przykładem takiego talentu była Mamłagat Nachangowa, która w latach trzydziestych zwyciężyła we współzawodnictwie pracy przy zbiorze bawełny. W nagrodę, jako pierwszą pionierkę w historii, odznaczono ją Orderem Lenina i wysłano na wypoczynek do Arteku. Po drugiej wojnie światowej władze uczyniły z ośrodka narzędzie propagandowe, zapraszając do niego też grupy dzieci z innych krajów, m.in. z Meksyku, Angoli, Ekwadoru, Wietnamu, Brazylii, USA i Cypru. Przez

80 lat funkcjonowania Artek odwiedziło około miliona dzieci z ZSRR i 70 innych krajów. Z powszechnym dostępem dzieci do ośrodków wypoczynkowych na Krymie nie było już tak różowo. Dopiero w 1928 roku w Eupatorii zostało uruchomione pierwsze na półwyspie sanatorium dla dzieci chorych na gruźlicę. W latach trzydziestych otwarto na Krymie kolejne dwa ośrodki sanatoryjno-wypoczynkowe dla dzieci chorych na reumatyzm i cierpiących na schorzenia przewodu pokarmowego. Po wojnie długo nie odbudowywano nielicznych na Krymie placówek tego typu. Odbudowa i budowa nowych dziecięcych sanatoriów ruszyła dopiero w latach sześćdziesiątych: w 1973 roku tylko w Eupatorii funkcjonowało 18 sanatoriów i domów wypoczynkowych dla dzieci oraz 26 obozów pionierskich (w sumie dla 30 tys. osób). Szacuje się, że w latach osiemdziesiątych dziecięce sanatoria i ośrodki wypoczynkowe dysponowały ponad 75 tys. miejsc.  TOMASZ BOHUN, historyk, redaktor Magazynu Historycznego „Mówią wieki”


33-36 rozmowa 20.01.2015 15:47 Strona 33

R OZMOWY „M ÓWIĄ

WIEKI ”

Skarby z ziemi Z DR. ALFREDEM TWARDECKIM, historykiem antyku, archeologiem, kuratorem Zbiorów Sztuki Starożytnej i Wschodniochrześcijańskiej Muzeum Narodowego w Warszawie, rozmawia Agnieszka Lewandowska-Kąkol. Sztuka i polityka to dziedziny niby odległe, ale od czasu do czasu dochodzi do bliskich – i przeważnie trudnych – kontaktów między nimi. Niedawnym przykładem był finał amsterdamskiej wystawy „Krym. Złoto i tajemnice Morza Czarnego”, którą otwarto 7 lutego w tamtejszym Muzeum Archeologicznym. Prezentowane eksponaty pochodziły z pięciu muzeów, z których cztery znajdują się na Krymie. Po rosyjskiej aneksji Krymu w marcu ubiegłego roku prawo do nich roszczą sobie zarówno Ukraińcy, jak i Rosjanie. Czy ten spór został już rozstrzygnięty? Alfred Twardecki: O ile wiem, zabytki pochodzące z muzeów krymskich nie wrócą na Krym do czasu wyjaśnienia sytuacji. Można powiedzieć, że sprawa jest w zawieszeniu, a jej rozwiązanie

należy do rządów trzech państw: Ukrainy, Rosji i Holandii. Nie chcę wchodzić w szczegóły, problem nie dotyczy bowiem instytucji, którą reprezentuję, czyli Muzeum Narodowego. Czy na tej wystawie były jakieś eksponaty znalezione w Tyritake, gdzie również pan uczestniczył w wykopaliskach? A.T.: Wydaje mi się, że były, ale pochodziły z wcześniejszych wykopalisk. Badania archeologiczne w Tyritake trwają już od kilkudziesięciu lat. Odnajdywane przedmioty – a jest ich wiele i są bardzo cenne – zwykle przekazuje się do muzeum w Kerczu. Na terytorium tego miasta znajdują się bowiem pozostałości antycznego miasta Tyritake.

Kiedy po raz pierwszy wyruszyła tam misja archeologiczna Muzeum Narodowego w Warszawie? A.T.: Nasz pierwszy sezon wykopaliskowy odbył się w roku 2008, ostatni, jak do tej pory, w 2013. Jednak program badawczy zaczął się dużo wcześniej, pierwsza umowa między Muzeum Narodowym a Muzeum Kerczeńskim została zawarta w roku 1994. Początkowo współpraca polegała na wymianie naukowej, wspólnych publikacjach, współpracy konserwatorskiej. Dopiero po wielu latach sytuacja dojrzała do tego, byśmy mogli rozpocząć tam ekspedycję. Na czym polegało to dojrzewanie sytuacji? A.T.: Każdą ekspedycję poprzedza rozpoznanie terenu, ale w tym przyPolscy archeologowie podczas wykopalisk w Tyritake na Krymie, fot. Alfred Twardecki

33


33-36 rozmowa 20.01.2015 15:47 Strona 34

34

ROZMOWY

„ MÓWIĄ

WIEKI ”

padku mam raczej na myśli wzajemne poznanie, czasem nawet zaprzyjaźnienie się, badaczy z obydwu stron. To znaczy że w misji udział brali także ukraińscy naukowcy? A.T.: Tak, według ukraińskiego prawa żadna zagraniczna ekspedycja naukowa nie może samodzielnie prowadzić badań na ich terytorium. Oficjalnym naczelnikiem misji musi być ktoś z Ukrainy. Zresztą nie jest to miejscowy wyjątek, bowiem na całym świecie gospodarze zapewniają sobie kontrolę nad przebiegiem prac.

logii Śródziemnomorskiej przy Uniwersytecie Warszawskim. Te dwie ostatnie placówki są znacznie młodsze od Muzeum Narodowego i z chwilą, kiedy profesor je założył, przejęły od muzeum funkcję organizatora misji archeologicznych. Brał w nich udział profesor i inni pracownicy Muzeum Narodowego, ale muzeum tego nie firmowało. Czyli od czasów prof. Michałowskiego pan pierwszy zdecydował się zorganizować oficjalną ekspedycję Muzeum Narodowego?

Złoty solid Justyna I, jedno z cenniejszych znalezisk z Tyritake, fot. Alfred Twardecki

Potrzebny był więc czas, by państwo nabrali do siebie zaufania. A.T.: To prawda, ale zaufanie jest niesłychanie ważne. Ekspedycja archeologiczna to ogromne przedsięwzięcie. Jako jej kierownik biorę odpowiedzialność za ludzi, którzy ze mną jadą, ich zdrowie, życie. Także za warunki, w których pracują, bo to z kolei bezpośrednio wpływa na rezultaty wyprawy. Celem większości wykopalisk jest upublicznienie i dokumentacja tego, co się odnajdzie. Nasza misja w Tyritake różniła się od innych tym, że była to ekspedycja muzealna, pierwsza od czasów prof. Kazimierza Michałowskiego, czyli od lat sześćdziesiątych XX wieku. Dlaczego przez 50 lat Muzeum Narodowe nie organizowało ekspedycji? A.T.: Prof. Michałowski pełnił odpowiedzialne funkcje w trzech instytucjach równocześnie. Był zastępcą dyrektora Muzeum Narodowego, dyrektorem Instytutu Archeologii Śródziemnomorskiej Polskiej Akademii Nauk i dyrektorem Centrum Archeo-

A.T.: Tak. Pojechaliśmy w to samo miejsce, w którym prowadził badania profesor. Trzeba dodać, że był on pierwszym uczonym, który po wojnie rozpoczął wykopaliska śródziemnomorskie na Ukrainie, m.in. w Myrmekion. Nawiązujemy więc do zawieszonej na wiele lat tradycji utrzymywania przez Muzeum Narodowe własnej misji archeologicznej. Skąd biorą się pomysły na konkretne lokalizacje wykopalisk? A.T.: Przeważnie z dotychczasowych badań. Zwykle to nie są nowe stanowiska, ale w pewnej części zbadane i, co ważne, dające perspektywę znalezienia tam czegoś ciekawego. Współcześnie można ponadto sfotografować teren z powietrza czy kosmosu, a to ułatwia stwierdzenie, czy w danym miejscu jest szansa na odkrycie czegoś interesującego. Potem robi się jeszcze rozpoznanie geofizyczne. To jest faza wstępna przed podjęciem decyzji o wysłaniu ekspedycji. Wyjazd w teren jest emocjonujący? A.T.: Zawsze jest napięcie i stres, ale w dużej mierze wynika to z po-

czucia odpowiedzialności za ekipę, ludzi, całe przedsięwzięcie. No i za rezultaty. Kolosalną nagrodą jest znalezienie czegoś naprawdę cennego. Nie mówię tu o złocie, ale o czymś wartościowym z naukowego punktu widzenia. To sprawia ogromną radość, kiedy z sezonu na sezon odkrywa się kolejne elementy architektury i można sobie wyobrazić, co w danym miejscu było pierwotnie. Nie jest pan archeologiem z wykształcenia? A.T.: Nie, skończyłem historię i pracowałem w Zakładzie Historii Starożytnej Instytutu Historycznego Uniwersytetu Warszawskiego. Ponieważ od początku interesowałem się antykiem, równolegle ze studiowaniem historii uczęszczałem na zajęcia z archeologii. W ekspedycjach archeologicznych uczestniczyłem już jako nastolatek, ponieważ moja mama jest archeologiem. Wtedy byłem przeważnie siłą fizyczną. Jestem więc archeologiem przyuczonym.

ODKRYCIA NA KRYMIE Wróćmy do Tyritake. Ile osób ze strony polskiej wzięło udział w misji do tego antycznego miasta? A.T.: Około 20. Zgodnie z tradycją polskiej szkoły archeologii w naszych wykopaliskach uczestniczą również konserwatorzy. To, co się odkopuje, od razu jest tak zabezpieczane, by można to było oglądać. Często po sezonie znaleziska są z powrotem zakopywane. Ma to uzasadnienie, jeśli niczego specjalnego nie wnoszą. W Tyritake było inaczej, gdyż odsłoniliśmy rzeczy niezwykle ciekawe. Odkryliśmy najprawdopodobniej temenos, okręg święty, z okresu archaicznego, czyli z końca VI wieku p.n.e. Jest w nim jama, w której złożono w ofierze cztery konie. Znajdowały się tam też kości innych mniejszych zwierząt oraz cenne czarno firnisowane naczynia attyckie z początku V wieku p.n.e. Prawdopodobnie w tym miejscu przez jakiś czas odprawiano rytuały religijne. Było usytuowane przy placu otoczonym niewielkim murkiem, co świadczy o wyłączeniu tej przestrzeni z miasta i przeznaczeniu jej do celów sakralnych. Obok znaleźliśmy pozostałości


33-36 rozmowa 20.01.2015 15:47 Strona 35

ROZMOWY

domu z końca VI wieku p.n.e. Może pełnił funkcję świątyni, tego nie udało nam się wyjaśnić. Potrzeba by na to jeszcze co najmniej dwóch sezonów wykopaliskowych, co dziś stoi pod znakiem zapytania. W każdym razie jest to jedna z najwcześniejszych konstrukcji z okresu archaicznego. Topografia tej części miasta pozwala przypuszczać, że możemy mieć do czynienia z czymś takim jak akropol. Ale na razie to hipoteza robocza, która musi zostać zweryfikowana. Poza tym znaleźliśmy wiele pomieszczeń, domów i pozostałości po nich z okresu rzymskiego, późnorzymskiego i wczesnobizantyjskiego, m.in. spalony budynek, w którym na piętrze mieścił się warsztat tkacki. Jakie jest najciekawsze znalezisko z Tyritake? A.T.: Jednym z nich jest kuchnia z okresu późnorzymskiego, czyli III –IV wieku n.e. Doskonale przetrwało jej wyposażenie: moździerz, piec do wypiekania chleba, żarna różnych rozmiarów, stoły kamienne. Na jednym z nich zachowały się nawet pozostałości zastawy – ceramicznych naczyń. Widać, że normalna egzystencja została przerwana nagle, gwałtownie. Może przez najazd. Później, w okresie bizantyjskim, na miejscu tej kuchni znajdował się duży pitos z graffiti wyjaśniającymi, kto był jego właścicielem i jaka była jego pojemność. We wczesnym średniowieczu, kiedy panowało tu plemię Chazarów, na miejscu tej kuchni znajdowało się stanowisko do wędzenia mięsa – zatem pomieszczenie poniekąd znów pełniło pierwotną funkcję. Ale z czasem jego przeznaczenie zmieniało się radykalnie. Odkryliśmy np. warstwę, którą nazywam sowiecką. W latach dwudziestych, trzydziestych XX wieku stały tam baraki, w których mieszkali robotnicy budujący okoliczne huty i stocznie. O ich obecności świadczą m.in. monety i butelki po piwie. Nieopodal odkopaliśmy pozostałości po umocnieniach armii rumuńskiej, która stacjonowała tam podczas drugiej wojny światowej i kompletnie zdewastowała to miejsce. Ponadto znaleźliśmy tam mnóstwo pojedynczych przedmiotów, m.in. niezwykle cenny złoty solid Justyna I z mennicy w Konstantynopolu i grecką

inskrypcję nagrobną lektora z kościoła chrześcijańskiego. Co stanie się teraz z tymi skarbami? A.T.: Zabytki zawsze są oddawane do ukraińskich muzeów, a cały materiał z wykopalisk opublikowaliśmy. Stworzyliśmy też stronę internetową (www.kercz.mnw.art.pl), na której są zamieszczane coroczne raporty z badań i baza danych z najcenniejszymi zabytkami. Jest ich około tysiąca. Rok temu jesienią w Muzeum Narodowym odbyła się międzynarodowa konferencja poświęcona podsumowaniu tych sześciu lat pracy polskiej ekspedycji, niebawem ukaże się publikacja z tekstami z konferencji. Mam też nadzieję, że w ciągu kilku lat będzie można opublikować raport końcowy z naszych prac w Tyritake. Ze względu na sytuację polityczną trudno mówić o jakichś terminach? A.T.: Zgodnie z prawem międzynarodowym i przepisami UNESCO na terytorium okupowanym nie można prowadzić żadnych prac wykopaliskowych z wyjątkiem prac ratunkowych, ale tu nie mamy do czynienia z takim przypadkiem. Na pewno będziemy się trzymać przepisów prawa międzynarodowego. Co mówi prawo międzynarodowe na temat własności znajdywanych skarbów? Te odkryte na Krymie przekazują państwo do tamtejszych muzeów. Czy tak jest na całym świecie? A.T.: Wszędzie jest tak, w Polsce również, że to, co zostało znalezione w ziemi, należy do państwa, do którego należy ta ziemia. Czasem odkrywcy mogą dostać jakieś znaleźne.

PROF. MICHAŁOWSKI I SKARBY Z FARAS W Faras było inaczej. Część odkrytych skarbów trafiła do muzeum w Chartumie, ale blisko połowę otrzymało Muzeum Narodowe w Warszawie. A.T.: To przypadek wyjątkowy, bo były to wykopaliska ratunkowe, związane z budową tamy asuańskiej na Nilu. Tereny, na których prowadzono badania, zostały zalane po czterech

„ MÓWIĄ

WIEKI ”

latach od wybudowania tamy. Teraz Faras znajduje się kilka metrów pod wodą. Rząd Sudanu za pośrednictwem UNESCO zaprosił archeologów z całego świata do przeprowadzenia kampanii ratunkowej, w związku z czym ekipy biorące w niej udział miały prawo do wywiezienia do swoich krajów połowy znalezisk. Warunek był taki, że trafią one do instytucji o dobrej marce. Prof. Michałowski zaproponował Muzeum Narodowe w Warszawie. Jakie były kryteria podziału tych skarbów? A.T.: Czysto uznaniowe. Kierownik misji spotkał się z przedstawicielami Sudanu i po kolei ustalano, co pojedzie do którego kraju. W tym przetargu Polska otrzymała najwyższą pulę. Przed ekspedycją prof. Michałowskiego w Faras działali już naukowcy z Oxfordu. Czy odkryli coś ciekawego? A.T.: Coś tam znaleźli, ale skala ich odkryć była nieporównywalna z tym, co udało się znaleźć Polakom. Ponadto badania Anglików wskazywały na to, że w eksplorowanym pagórku kryją się pozostałości dużej świątyni z okresu egipskiego, a nie chrześcijańskiej. Było to więc dla wszystkich ogromne zaskoczenie? A.T.: Trochę tak, ale tym większy podziw dla profesjonalizmu prof. Michałowskiego i całej jego ekipy. W tej zaskakującej sytuacji stanęli na wysokości zadania i doprowadzili wykopaliska do końca zgodnie z wszelkimi zasadami warsztatu archeologicznego. Polscy konserwatorzy musieli zaś wymyśleć metody zdejmowania malowideł ze ścian i przetransportowania ich tak, by nie ucierpiały. To było wyjątkowe osiągnięcie, dzięki niemu możemy do dziś oglądać te malowidła. Jaka jest ich tematyka? A.T.: Ponieważ pochodzą z katedry chrześcijańskiej pw. Najświętszej Marii Panny, najwięcej jest przedstawień Matki Boskiej, zaraz potem św. Michała, który był tam popularny. Ale zupełnym ewenementem jest ilość przedstawień św. Anny. Czy to prawda, że wraz z malowidłami przywieziono z Faras ciała kapłanów chrześcijańskich?

35


33-36 rozmowa 20.01.2015 15:47 Strona 36

36

ROZMOWY

„ MÓWIĄ

WIEKI ”

Św. Anna, fragment malowidła ze świątyni w Faras, fot. materiały prasowe Muzeum Narodowego w Warszawie

A.T.: Przywieziono wyposażenie grobów biskupów, których chowano w tamtejszej katedrze. Zaprezentowano je na obecnej ekspozycji. Prace wykopaliskowe w Faras trwały od 1960 do 1964 roku. Ale dopiero po ośmiu latach, w 1972 roku, stworzono w Muzeum Narodowym w Warszawie stałą Galerię Faras. Tyle czasu potrzeba było na opracowanie znalezisk? A.T.: Przede wszystkim na ich konserwację, która była tytanicznym dziełem, oraz opracowanie. Przecież każdy zabytek trzeba opisać. Jeszcze przed otwarciem galerii część malowideł, już gotowych, jeździła po świecie w ramach wystaw.

ŚWIĄTYNIA W MUZEUM, CZYLI NOWA GALERIA FARAS W październiku 2014 roku otworzyli państwo Galerię Faras na nowo. Ile czasu zajęło stworzenie jej współczesnej wersji? A.T.: Około dwóch lat. Same prace trwały krócej, ale biorę pod uwagę czas od powstania koncepcji i budowania scenariusza. Dlaczego tak radykalnie przeobrażono galerię?

A.T.: Od otwarcia minęło 40 lat, jej infrastruktura się zużyła. Trzeba było wymienić urządzenia, instalacje, na których były umocowane malowidła. Zostały one zdjęte i poddane głębokim oględzinom konserwatorskim, aby zabezpieczyć je na dalsze lata. Poza tym zmieniły się czasy. W 1972 roku zwiedzający to byli całkiem inaczej uformowani ludzie. Nie było jeszcze Internetu i multimediów, podczas gdy teraz młodzi ludzie nie wyobrażają sobie bez nich życia. Ponadto przystosowaliśmy galerię dla osób z różnymi niepełnosprawnościami. Zrobiliśmy też klimatyzację, która jest istotna nie tylko dla zwiedzających, ale i dla zabytków. Niezwykłość nowej Galerii Faras polega m.in. na tym, że starali się państwo odtworzyć nastrój wczesnochrześcijańskiej świątyni. A.T.: Na tym zależało nam najbardziej. Nie można było zaprzepaścić okazji, którą dają zabytki z Faras. Jest to bowiem kolekcja unikalna nie tylko pod względem wartości estetyczno-naukowych. Ponieważ została pozyskana dzięki wykopaliskom, dysponujemy dokładną dokumentacją na jej temat, wiemy, gdzie się znajdowały skarby i jakie było ich usytuowanie względem siebie, znamy architekturę

budynku, w którym je odkryto. Grzechem by było nie wykorzystać tej całej wiedzy i nie pokusić się o stworzenie atmosfery wnętrza sakralnego. Oczywiście nie chodziło o rekonstrukcję, odwzorowanie, bo znajdujemy się w muzeum, ale o pewien specyficzny klimat. Jego stworzeniu sprzyja muzyka. A.T.: W jednym z centralnych miejsc galerii odtwarzamy liturgiczne śpiewy koptyjskie, nagrane oczywiście współcześnie, ale według naszych wiadomości najbliższe tym, które rozbrzmiewały w katedrze w Faras. Aby z nich korzystać, musieliśmy otrzymać oficjalne pozwolenie przedstawicieli Kościoła koptyjskiego. Powstanie nowej aranżacji Galerii Faras stało się możliwe dzięki hojności prywatnego sponsora Wojciecha Pawłowskiego. A.T.: To był wyjątkowo hojny gest całej rodziny, bo decyzję podjęli także żona, córka i syn. Wspólnie przeznaczyli naprawdę ogromne środki, by Galeria Faras zyskała nowe oblicze. Jestem im głęboko wdzięczny, gdyż pierwszy raz w zawodowym życiu ja oraz wszyscy zaangażowani w tworzenie projektu mogliśmy zrealizować marzenia, czyli w 100 proc. wykonać to, co sobie wymyśliliśmy. Myślę, że dla dobra ogółu, bo taka idea przyświecała sponsorom. Jest pan kuratorem Galerii Faras i Zbiorów Sztuki Starożytnej i Wschodniochrześcijańskiej w Muzeum Narodowym, wiem, że czuje się pan świetnie w otoczeniu tych wszystkich antycznych skarbów, ale pewnie marzy pan też o kolejnej ekspedycji archeologicznej. A.T.: Miałem plany otwarcia nowego stanowiska na terenie Ukrainy, ale decyzja jeszcze nie zapadła. Wszystkie stanowiska, które nas interesują, znajdują się na wybrzeżu Morza Czarnego, na obszarze między Mariupolem a Odessą. Na razie czekam na rozwój wypadków i nie podejmuję żadnych decyzji. Dziękuję za rozmowę. ALFRED TWARDECKI, historyk, kierownik Polskiej Misji Archeologicznej „Tyritake” Muzeum Narodowego w Warszawie, kurator Zbiorów Sztuki Starożytnej i Wschodniochrześcijańskiej Muzeum Narodowego w Warszawie


37-41 Piwowarczyk 22.01.2015 13:14 Strona 37

K RONIKI

RYCERSKIE

37

W czternastowiecznych kronikach mało jest informacji o kobietach towarzyszących najemnikom. Ale jeśli dziejopis dostrzegł ich obecność, krytykował je równie bezwzględnie jak bezlitosnych i chciwych żołdaków. Zdaniem florentyńczyka Mateusza Villaniego razem z „psami wojny” wędrowały tysiące nierządnic, a obozy najemników były siedliskami rozpusty. Dama żegna swojego rycerza: w średniowieczu najemnicy nierzadko podróżowali z wybrankami swych serc, które dzieliły z nimi trudy obozowego życia (obraz Edmunda Blaira Leightona, fot. Wikimedia Commons)

Dariusz Piwowarczyk

Zakochani kondotierzy


37-41 Piwowarczyk 21.01.2015 14:12 Strona 38

38

KRONIKI RYCERSKIE

Po

podpisaniu pokoju w Brétigny (1360) tysiące najemników zostały bez zajęcia. Bezrobotne kompanie weteranów łupiły Francję, sprawując faktyczną władzę na zajętych przez siebie terytoriach. Działo się tak przez kilka lat, dopiero Karol V Mądry (panował od 1364 roku) postanowił się rozprawić z grabieżcami. Pierwszy sukces odniósł dzięki kobiecie. Nie znamy jej imienia. Wiemy tylko, że była kochanką kapitana Ludwika Roubauda. Ten gaskoński najemnik po zakończeniu wojny z Anglią szybko zyskał sławę okrutnego i bezwzględnego ciemięzcy. Jego towarzyszem był kapitan Arnold du Solier. Zwano go Limuzyńczykiem, bo właśnie łupiestwa i gwałty popełnione w Limousin zwróciły na niego uwagę Roubauda. Ludwik i Arnold byli dla siebie jak bracia i najlepsi przyjaciele. Nie rozdzielili ich wrogowie ani łupy. Za to poróżniła ich kobieta. Wiosną 1363 roku Ludwik wyjechał do opanowanego przez swoich ludzi Anse. Przed wyjazdem poprosił Limuzyńczyka o opiekę nad kochanką. Albo słabo znał jej charakter, albo nadmiernie zaufał przyjacielowi – w każdym razie opieka Arnolda skończyła się miłosnymi igraszkami. Kobieta zrzucała winę na Arnolda, ten tłumaczył, że była to tylko krótkotrwała żądza. Ludwik uwierzył ukochanej i zemścił się na druhu. Odzianego jedynie w spodnie, przepędził ulicami Brioude, chłoszcząc, znieważając i publicznie ogłaszając jego zdradę. Potem wyrzucił go z miasta. Limuzyńczyk zwrócił się do Ludwika d’Anduse, seniora la Voulte, któremu kiedyś służył. W zamian za pomoc w zemście obiecał wydać Roubauda. D’Anduse wykorzystał okazję do pozbycia się niebezpiecznego sąsiada i zyskania królewskiej łaski. Za radą Arnolda zorganizował zasadzkę na Roubauda i schwytał go. Kapitan został przekazany księciu Andegawenii i ścięty w maju 1365 roku. Przed egzekucją Limuzyńczyk tłumaczył byłemu przyjacielowi, że sprawy potoczyłyby się inaczej, gdyby zanadto nie ufał kobiecie: Gdybyś ty uczynił mi to samo [chodziło o zdradę – przyp. red.], nie czułbym się nigdy

urażony, ponieważ dwaj towarzysze broni, tacy, jakimi wówczas byliśmy, z pewnością mogliby w takiej sytuacji nie dostrzegać kobiety. Dla najemnika miłość do kobiety była przeszkodą, zakłócała męską przyjaźń. Roubaud o tym zapomniał i drogo za to zapłacił.

PRZYPADEK WILLIAMA GOLDA Villani pisał, że kobiety najemników prały ubrania, piekły chleb, a każda, wyposażona w ręczne żarna zrobione z małych kamieni, mełła ziarno. Kompanie były przecież społeczeństwami w miniaturze. Niektórzy żołnierze mieli żony, które wiedli ze sobą. Jednak towarzyszki najemników nierzadko wykonywały zadania wykraczające poza tradycyjne kobiece role. W razie zagrożenia chwytały za broń (by oszukać napastników, walczyły w męskich strojach), jeśli mężowie lub ukochani trafiali do niewoli, były gwarantkami zapłacenia okupu, dla pracodawców kompanii stanowiły zaś rękojmię wierności i posłuszeństwa zatrudnionych żołnierzy. Kobiety najemników bywały też ich partnerkami w wojennym biznesie: odbierały należny żołd, inwestowały zarobione i zagrabione pieniądze, udzielając lichwiarskich pożyczek, kupując ruchomości oraz nieruchomości, prowadziły korespondencję, rachunki, a w razie potrzeby uzgadniały w imieniu partnerów warunki ich służby. Taką towarzyszkę miał angielski kapitan William Gold. Sam był skromnego pochodzenia, czytać i pisać nauczył się podczas służby wojskowej. Zaczął ją w połowie XIV wieku: z racji wieku i braku środków na ekwipunek został kuchcikiem w jednym z nowo sformowanych oddziałów. To mu nie odpowiadało i przy każdej sposobności włączał się do walki. Tak zdobył wojskowe umiejętności, szacunek towarzyszy i kolejne awanse. W 1360 roku we Francji był jeszcze zwykłym żołnierzem, trzy lata później jako podoficer walczył w Białej Kompanii zatrudnionej przez Pizę przeciwko Florencji. Pamiątką po skromnych początkach był przydomek Kucharz.

Przepowiadano mu świetną karierę. Rycerski pas, rzadkość nawet wśród dowódców kompanii, zdobył w 1363 roku pod murami Florencji. Dzięki temu wszedł do elity najemników i związał karierę z Janem Hawkwoodem, najwybitniejszym angielskim kondotierem walczącym w Italii. W 1375 roku Gold został współdowódcą oddziałów Hawkwooda. W 1378 roku Hawkwood, zaangażowany w projekt małżeństwa króla Anglii Ryszarda II z córką władcy Mediolanu, powierzył Goldowi obleganie Werony. Ten, usiłując zaradzić kłopotom aprowizacyjnym armii, pozwolił żołnierzom na nieograniczoną grabież. Przeciwko napastnikom rychło wystąpiły wszystkie okoliczne miasta, zwłaszcza Mantua. Gold postanowił zintensyfikować działania wojenne. 30 czerwca został jednak porzucony. Nie przez podkomendnych, lecz przez kochankę.

WILLIAM I JEANETTE Miała na imię Jeanette i była, jak twierdził Gold, jego zdobyczą jeszcze z czasów wojen we Francji. Po kilku latach stała się równorzędną partnerką kapitana. Prowadziła jego kancelarię i miała udziały w finansowych przedsięwzięciach: para dorabiała sobie lichwą, wchodziła w spółki z bankierami i kupcami oraz spekulowała w handlu towarami luksusowymi. Jeanette była niezwykle przedsiębiorcza i odważna. Kiedy Gold oblegał Weronę, potajemnie opuściła obóz. Sęk w tym, że zabrała całą gotówkę, jaką miał przy sobie William – ponad 500 florenów. Prawdopodobnie najemnik chciał ją wysłać do Wenecji, aby tam w jego imieniu dobiła jakiegoś interesu. To tłumaczy, dlaczego dopiero po dwóch dniach zrozumiał, że został oszukany i okradziony. W tym czasie kochanka dotarła bezpiecznie do Mantui. W sierpniu Gold napisał w tej sprawie kilka listów do rządzącego Mantuą Ludwika Gonzagi. Początkowo upominał się o Jeanette niczym Na sąsiedniej stronie: Kondotier, rysunek Leonarda da Vinci, fot. Wikimedia Commons


37-41 Piwowarczyk 21.01.2015 14:12 Strona 39

KRONIKI RYCERSKIE

39


37-41 Piwowarczyk 21.01.2015 14:12 Strona 40

40

KRONIKI RYCERSKIE

właściciel o utraconą własność lub pan pragnący ukarać niewierną służącą. Informował o zdarzeniu i prosił o jej zatrzymanie, gdy tylko znajdzie się w mieście. Tak się też stało. Kiedy Gold się o tym dowiedział, poprosił Gonzagę, by dobrze się nią zaopiekował; zadeklarował też, że pokryje koszty jej utrzymania do czasu, gdy odbiorą ją jego ludzie. Jednak uciekinierka nieoczekiwanie stwierdziła, że nic jej nie łączy z Goldem, a ponadto właśnie wyszła za mąż i nie wróci do obozu najemników. Wieść o tym kompletnie załamała Williama. Otwarcie pisał w listach o swej miłości do Jeanette i próbował uczynić wszystko, by nie dzieliła życia z kimś innym. Naciskał na Gonzagę, by zamknął ją w klasztorze, obiecywał corocznie płacić 1 tys. florenów za tę „opiekę”. Kiedy ten argument okazał się nieprzekonujący, zaoferował mantuańskiemu władcy, że z 500 żołnierzami przejdzie pod jego rozkazy. Była to jawna zdrada i pracodawcy Golda szybko się o niej dowiedzieli. Niezrażony najemnik rozwodził się w kolejnych listach nad siłą miłości i niedolami zakochanego oraz wysuwał nowe propozycje, które wzbudzały jedynie śmiech i szyderstwa na mantuańskim dworze (np. Gold deklarował, że zrobi dla Gonzagi więcej niż jedna, a w kolejnym piśmie, że więcej niż tysiąc Francuzek). Korespondencję przerwało dopiero odejście najemników spod Werony. Jeanette zapewne pozostała w Mantui do końca życia. Gdyby miłosne kłopoty kapitana pozostały jego prywatną sprawą, pewnie stałyby się jedynie anegdotą. Sęk w tym, że załamany Gold spędzał cały czas w namiocie, płacząc, pijąc i pisząc kolejne listy. Dyscyplina w armii upadła. Pozbawieni żołdu i żywności żołnierze okradali się nawzajem, wdawali w bójki i dezerterowali. W kilkanaście dni zmarnotrawiono wielotygodniowy trud oblegania Werony. Na początku września najemnicy w nieładzie wycofali się do Lombardii. Pracodawcy i sojusznicy obwiniali za to Golda, a przeciwnicy naśmiewali się z płaczliwego dowódcy, który stał się marionetką przebiegłej kobiety. Ta historia złamała karierę

Williama, który musiał zakończyć spółkę z Hawkwoodem i działać na własny rachunek. Co prawda, później osiągnął jeszcze sukcesy w służbie Wenecji i został nagrodzony obywatelstwem miasta, ale kolejni pracodawcy nie powierzali mu naczelnego dowództwa.

NAJEMNIK I DWÓRKA Pojęcie żona trofeum (ang. trophy wife) było nieznane w średniowieczu. Ślub z kobietą, zwłaszcza z wyższych warstw społecznych, niejednokrotnie był nagrodą wieńczącą wojskową karierę oblubieńca. Jej majątek i koneksje były fundamentami nowego etapu jego życia: kariery dworsko-urzędniczej lub ziemiańskiej sielanki. Dla najemnika taki związek zawsze był szansą, dla kobiety niekoniecznie. Ale to ją pytano o zgodę. W lecie 1367 roku sensacją sezonu na barcelońskim dworze były miłosne umizgi angielskiego najemnika Hugona Calveleya do Konstancji, dwórki królowej Eleonory. Zakochany zbliżał się już do pięćdziesiątki, ona była ponadtrzykrotnie młodsza. Prawdę pisał Gold, że miłości nie potrafią się oprzeć nawet serca najmężniejszych. Calveley kompletnie stracił głowę dla wybranki. Nie licząc się z pieniędzmi, organizował dla niej tańce i zabawy, opłacał trubadurów i muzykantów, by wykonywali pod jej oknem miłosne utwory. Aragoński dwór przyglądał się temu ze zdumieniem, bowiem wcześniej zakochany kapitan dał się poznać jako chytrus i cwaniak. Dla Calveleya, potomka ubogiej rodziny rycerskiej z Cheshire, służba wojskowa stała się sposobem na awans społeczno-materialny. Jako żołnierz i przedsiębiorca bogacił się nie dzięki protekcji oraz królewskiej hojności, ale zwycięstwom przynoszącym bajeczne łupy. Nie przepuszczał żadnej okazji do zarobku. W 1366 roku pomógł zdobyć kastylijską koronę Henrykowi II i został przez niego uczyniony hrabią Carrionu. Rok później, będąc w służbie wygnanego Piotra I, obalił swego dobroczyńcę. Był również współwłaścicielem dwóch aragońskich zamków, w których posia-

danie wszedł drogą nie do końca uczciwych negocjacji. Calveley, opromieniony sławą zwycięstwa pod Nájera (1367), przyjechał do Barcelony, by przywrócić przyjazne relacje między Anglią i Aragonią oraz upomnieć się o zaległy żołd. Pierwsza część misji zakończyła się sukcesem. Drugiej nie zrealizował, bo się zakochał. Bezsprzecznie przyczyniła się do tego królowa Eleonora, która zauważyła jego zainteresowanie dwórką i zręcznie pokierowała zauroczonym najemnikiem. Konstancja zwana Sycylijką (stamtąd pochodziła) wywodziła się ze zbiedniałej rodziny i tylko ze względu na zasługi przodków została przyjęta do fraucymeru Eleonory. Żyła skromnie na koszt władczyni, bez majątku, posagu i szans na zamążpójście. Pojawienie się Hugona przyjęła jak dar niebios. Z kolei królewska para mogła wykorzystać uczucie Calveleya, aby go obłaskawić i związać ze sobą. Z wroga miał się stać sprzymierzeńcem i poddanym. Prowadziły do tego miłosne konwenanse – od zakochanego najemnika wymagano, aby ich przestrzegał. Musiał zatem wzdychać z oddali do damy, zapewniać ją wierszami i pieśniami o swym niesłabnącym uczuciu, posyłać upominki, organizować rozrywki i cieszyć się jej łaskawym gestem lub spojrzeniem. Ponieważ Hugonowi pochlebiało zainteresowanie i przyjaźń królewskiej pary, zamiast hulać po tawernach Barcelony, stał się wzorem skromności i cnotliwości. I pokazywał, jak bardzo jest zakochany: towarzyszył opłacanym przez siebie trubadurom, a jesienią i zimą 1367 roku podążał za wędrującym po Aragonii dworem.

ŚLUB, WOJNA I CO Z TEGO WYNIKŁO Im mocniejsze było uczucie Calveleya, tym pilniej strzeżono panny i chętniej opowiadano o niej w superlatywach. Konkluzja zawsze była taka sama – ze względów prawnych i obyczajowych Hugon powinien się ożenić z Konstancją. O jej godny posag miał zadbać król. Calveley przystał na to – o dziwo, wcale nie kiero-


37-41 Piwowarczyk 22.01.2015 13:48 Strona 41

KRONIKI RYCERSKIE

wała nim chciwość. Zamierzał na stałe osiąść w Aragonii: drogą kupna, zamiany i bezgotówkowych rozliczeń zaległego żołdu stał się właścicielem kompleksu dóbr niedaleko Walencji. Zachęcała go do tego królewska para, która nie skąpiła grosza na ślubną wyprawę i posag Konstancji. Tylko jej stroje kosztowały ponad 500 florenów. Bardzo dużo, zważywszy, że posag – wicehrabstwo Bruni i kasztelania Cervelló – przynosił 3500 florenów rocznego dochodu. Szczegóły małżeńskiego kontraktu uzgodniono w maju 1368 roku, w następnym miesiącu odbył się wystawny ślub. Wszyscy byli szczęśliwi. Nie na długo. Sukcesy wojsk Karola V we wznowionej wojnie angielsko-francuskiej sprawiły, że wiosną 1369 roku Calveley został wezwany do powrotu i obrony ojczyzny. Najemnik opuścił Aragonię i młodą żonę. Jak się okazało – na zawsze. Choć szczęśliwie nie wziął udziału w żadnej z przeR

E

K

L

A

M

granych bitew, wojna nie była już dla niego zyskownym przedsięwzięciem, lecz kosztownym obowiązkiem. Szukając pieniędzy na żołd, postanowił sprzedać iberyjskie posiadłości. Ku jego konsternacji Konstancja odmówiła spełnienia woli męża. A gdy ten usiłował obejść sprzeciw i nadał zamek swojemu przyjacielowi Mateuszowi Gournay, skutecznie oprotestowała tę darowiznę przed królewskim sądem. Wiosną 1380 roku sprawa stanęła na ostrzu noża. Sztorm zniszczył flotę wiozącą do Francji wyekwipowane wielkim kosztem oddziały Calveleya. Hugon ocalał, ale na dno poszły jego pieniądze, broń i rzeczy osobiste. Wiedział, że na odległość nie przezwycięży oporu Konstancji, poprosił więc aragońskiego monarchę, by dopilnował jej wyjazdu do Anglii. W razie odmowy prosił, aby zamknięto nieposłuszną połowicę w klasztorze i zasekwestrowano jej majątek. Jednak

41

niczego nie wskórał, bo Konstancja znalazła potężnego obrońcę: następcę tronu księcia Jana. Przyjął ją do swej rezydencji w Walencji, a potem do swego łoża. Wywołał skandal, lecz ignorował zarówno krytykę rodziców, jak i skargi niedawno poślubionej Jolanty z Baru. Wszystkie starania Calveleya o odzyskanie żony i iberyjskich posiadłości były skazane na niepowodzenie. Jednak Hugon zaprzestał ich dopiero, gdy kochanek żony został królem Janem I (1387 –1396). W listach żalił się, że z postrachu Aragonii stał się jej pośmiewiskiem. Zmarł osamotniony i bezdzietny w 1394 roku. Czy powyższe przykłady dowodzą, że miłość, nie tylko dla najemnika, jest nieszczęściem, zniszczeniem, źródłem klęski i zagłady? Tak, ale wyłącznie miłość nieodwzajemniona.  DARIUSZ PIWOWARCZYK, historyk średniowiecza, zajmuje się dziejami rycerstwa

A

Już w sprzedaży lutowy numer W numerze między innymi: z R ozmowa

z prof. Markiem Kornatem o kulisach konferencji w Jałcie Polaków w głąb ZSRS w latach 1940–1941 z Z amordowani w Katyniu, uznani za zmarłych… w 1946 roku z A natol Radziwonik „Olech” – przeciw sowieckiemu terrorowi z C mentarzysko dwóch reżimów w Białymstoku z S tasi na tropie trójmiejskiej opozycji z M ilicja przeciwko długowłosym mężczyznom z eportacje D

Stałe działy: FELIETON

Życiorysy równoległe

STOP-KLATKA

Dzielna milicja w walce z kontrrewolucją

Z ARCHIWUM IPN

Rotunda pod lupą SB

Z BRONIĄ W RĘKU

M16 – amerykański kałasznikow

ORZEŁ BIAŁY

Orzeł z trąbki 39 Pułku Piechoty

PRAWDA CZASÓW, PRAWDA EKRANU

Dodatek specjalny: mapa deportacji obywateli polskich do ZSRS 1939–1959

Dziś w nocy umrze miasto

HISTORIA W KINIE

Hiszpanka – ahistoryczna fantazja

BIBLIOTEKA IPN

Nowości wydawnicze Instytutu Pamięci Narodowej

– warto wiedzieć, warto pamiętać.


42-46 Giersz 21.01.2015 14:14 Strona 42

42

C ZAS

PRZESZŁY I ZAPRZESZŁY

Janusz Giersz fot. Paulina Giersz

Mennica Warszawska

– wytwórca pieczęci od 190 lat Pieczęcie są swoistymi posłańcami przeszłości, dostarczając nam wiedzy o instytucjach, organizacjach i związanych z nimi ludziach. Zawirowania historyczne i gospodarcze, a przede wszystkim niszczenie już nieaktualnych pieczęci sprawiły, że niewiele z nich dotrwało do naszych czasów – dlatego warto im się bliżej przyjrzeć. Bardzo bogaty dorobek w produkcji pieczęci ma Mennica Warszawska (obecnie Mennica Polska S.A.), niesłusznie kojarzona tylko z biciem monet i medali.

H

istoria pieczęci sięga zamierzchłych czasów. Pierwsze pojawiły się w III tysiącleciu p.n.e. Były i są istotnym atrybutem życia prawno-społecznego, związanego z organizacją i funkcjonowaniem władz i urzędów, a także z kształtowaniem relacji międzyludzkich. Pieczęcią nazywamy, po pierwsze, odcisk wykonany tłokiem na różnego typu dokumentach, a po drugie, sam

tłok pieczętny (tzw. typariusz), który zazwyczaj istnieje w pojedynczym egzemplarzu i służy do wykonania wspomnianych odcisków. Najciekawszą częścią tłoka jest jego podstawa z wyrytym (wyciśniętym) negatywowo obrazem i napisem. Dla kolekcjonera ważne są także: kształt tłoka, jego trzon lub uchwyt oraz napisy i znaki (zazwyczaj wytwórcy) znajdujące się na rewersie, krawędzi lub trzonie. O jakości tłoka decyduje materiał, z jakiego został wykonany. W przeszłości pieczęcie wyrabiano ze srebra, złota, kryształu górskiego, kamieni szlachetnych, mosiądzu i stali.

W KRÓLESTWIE POLSKIM, CZYLI MONOPOL DLA MENNICY W XIX wieku, w okresie 1824–1867, głównym producentem pieczęci w Królestwie Polskim była Mennica Warszawska. Znawca sfragistyki prof. Stefan K. Kuczyński stwierdził: Oglądając dzisiaj zachowane tłoki pieczętne urzędów i instytucji Królestwa Polskiego z okresu po 1824 r., bez obawy omyłki ustalić możemy, że wykonane zostały one w medalierni Mennicy Warszawskiej. Jednak identyfikacja daty powstania pieczęci, a tym samym wytwórcy, ze względu na brak sygnowania przez Mennicę, możliwa jest tylko poprzez przeprowadzenie dokładnej analizy porównawczej. Pierwszym kryterium

jest obraz napieczętny – w naszym przypadku kształt orła carskiego oraz treść i zawartość napisów (legendy). Drugą wskazówką może być sposób i jakość ich wykonania – można bowiem uznać, zgadzając się z Krzysztofem Dorczem, że tłoki wytwarzane seryjnie w mennicy cechowały: wysoka jakość, znormalizowane wymiary i jednolite wyobrażenia. Wykonywanie pieczęci urzędowych w Królestwie Polskim do 1824 roku zlecano prywatnym grawerom (rytownikom) i pieczętarzom. Brak formalnych regulacji w tym zakresie stwarzał duże możliwości nadużyć i fałszerstw. Z tego powodu, na wniosek ks. Franciszka Ksawerego DruckiegoLubeckiego, ministra Komisji Rządowej Przychodów i Skarbu, 7 grudnia 1824 roku Rada Administracyjna Królestwa Polskiego przyjęła ustawę głoszącą w art. 1: Wszelkie pieczęcie i stemple Rządowe tylko w Mennicy Królestwa Polskiego odtąd wyrabiane być mają. Ten monopol

Fot. 1. Typariusz do laku, śr. 30,5mm


42-46 Giersz 21.01.2015 14:14 Strona 43

CZAS PRZESZŁY I ZAPRZESZŁY

Fot. 2. Typariusz do laku, śr. 30 mm

Fot. 3. Typariusz do laku, śr. 39,5 mm

trwał aż do likwidacji Mennicy Warszawskiej przez władze carskie w 1867 roku (oficjalne zamknięcie nastąpiło 1 stycznia 1868 roku). Na pieczęciach urzędowych obraz napieczętny – zgodnie z obowiązującymi przepisami – przedstawiał godło Królestwa Polskiego, tj. orła dwugłowego w koronie cesarskiej, trzymającego w łapach berło, miecz (do 1842 roku) oraz jabłko. Na piersi orła cesarskiego znajdował się polski orzeł, którego sposób usytuowania oraz kształt ulegały zmianie w porównaniu z wzorem z 1815 roku, głównie w 1842 oraz 1858 roku. Zmiany godła Królestwa wiązały się także z modyfikacją godła imperium rosyjskiego. Do zamawiania nowych pieczęci zmuszały także zmiany administracyjne, takie jak: w 1837 roku zlikwidowanie województw i wprowadzenie zamiast nich guberni; w 1842 roku utworzenie magistratów oraz zamiana obwodów na powiaty (ujazdy); w 1844 roku zmiany organizacyjne i terytorialne na szczeblu guberni – zamiast dotychczasowych ośmiu guberni utworzono pięć (radomską, lubelską, podlaską, płocką i augustowską). Po zamknięciu Mennicy pieczęcie dla urzędów wykonywał Wydział Medalierski przy Probierni Głównej Warszawskiej oraz prywatni grawerzy (pieczętarze). Przegląd tłoków pieczętnych (w lustrzanym odbiciu i powiększeniu) rozpoczniemy od tłoków, które najprawdopodobniej nie pochodzą z Mennicy Warszawskiej. Na zdjęciu nr 1 (na poprzedniej stronie) znajduje się pieczęć urzędnika stanu cywilnego gminy Mie-

dzerza. Za tym, że nie powstała w Mennicy, przemawia jej podobieństwo do pieczęci, która jest znana z odcisków w tuszu na dokumentach z lat 1812–1823, powstałych przed wejściem w życie ustawy ustanawiającej monopol na wyrób pieczęci urzędowych. Stempel na zdjęciu 2 jest wykonany w technice grawerskie (rytowniczej), a więc tym bardziej nie mógł być wykonany w Mennicy – potwierdza to także liternictwo napisu napieczętnego. Pieczęcie nr 3 i 4 zostały wykonane przez Mennicę Warszawską. Wskazuje na to odpowiedni wizerunek i kształt godła Królestwa (wzór obowiązujący do 1842 roku), jakość i estetyka typariuszy oraz ich powtarzalność. Na pierwszym tłoku pojawia się nazwa województwa, co oznacza, że był używany do 1837 roku, gdy województwa zastąpiono guberniami. W pieczęci rejenta (fot. nr 4) pojawia się nazwa powiatu. Nie oznacza to, że była używana po 1842 roku, gdy przywrócono powiaty zamiast obwodów. Powiaty istniały bowiem wcześniej, ale nie jako jednostki administracyjne, lecz okręgi sądowe (do których byli przypisani rejenci) i wyborcze – było ich 77. Na kolejnych pieczęciach Mennicy Warszawskiej (fot. nr 5 i 6) widnieje godło Królestwa Polskiego z 1858 roku. Obowiązek zamawiania pieczęci urzędowych w Mennicy pod koniec jej funkcjonowania, wydaje się, że nie był bezwzględnie przestrzegany wskutek stopniowego ograniczania jej działalności po upadku powstania styczniowego. Świadczy o tym tłok pieczętny na zdjęciu nr 7, należący do urzędnika stanu cywilnego wy-

Fot. 4. Typariusz do laku, śr. 39 mm

Fot. 5. Typariusz do laku, śr. 28 mm

Fot. 6. Typariusz do tuszu, śr. 26 mm

Fot. 7. Typariusz do laku, śr. 34 mm

znania niechrześcijańskiego okręgu Lututowa, który wyraźnie różni się od tych ze zdjęć nr 5 i 6.

43


42-46 Giersz 21.01.2015 14:14 Strona 44

44

CZAS PRZESZŁY I ZAPRZESZŁY

PIECZĘCIE Z CZASÓW II RP

Fot. 8. Typariusz do laku, śr. 36 mm

Fot. 9. Typariusz do laku, śr. 39 mm

Fot. 10. Typariusz do tuszu, śr. 36 mm

Fot. 11. Typariusz do tuszu, owal 35/28 mm

Po odzyskaniu niepodległości przez Polskę w 1918 roku pierwszym aktem prawnym regulującym sprawy godła i barwy była ustawa z 1 sierpnia 1919 roku (o godłach i barwach Rzeczpospolitej Polskiej), która wprowadziła wzór Orła Białego używanego także w pieczęciach urzędowych. Pieczęcie prezentowane na zdjęciach nr 8 i 9 pochodzą z tego okresu; są wykonane przez prywatnych grawerów, reprezentują jednak wysoki poziom artystyczny. Jakościowa zmiana w sfragistyce urzędniczej okresu międzywojennego nastąpiła w latach 1927–1928 w związku z rozporządzeniami prezydenta RP z 13 grudnia 1927 roku (o godłach i barwach państwowych oraz o znakach, chorągwiach i pieczęciach) i z 20 czerwca 1928 roku (o pieczęciach urzędowych). Oba akty prawne wprowadziły klasyfikację pieczęci dla określonych grup instytucji, definiując ich wielkość i kształt. Urzędy państwowe miały używać pieczęci okrągłych, instytucje samorządowe owalnych. Mennica Państwowa otrzymała wyłączność na produkcję pieczęci dla władz i urzędów. Tłoki pieczętne w Mennicy wykonywano w sposób zmechanizowany. W pierwszym etapie powstawał obraz napieczętny bez napisu (rysunek godła państwowego), który wybijano stemplem w przygotowanym mosiężnym walcu. W drugim etapie maszyna grawerska wycinała na tłoku otok i miejsce dla liter napisu. W przypadku pieczęci tu-

Fot.12. Typariusz do laku, ośmiokąt 30/24 mm

szowych w kolejnym etapie już ręcznie wycinano na tłoku litery tworzące napis. Natomiast w przypadku pieczęci lakowej napis powstawał przez wbijanie w tłok liter tzw. puncami. Odcisk każdej pieczęci (posiadającej numer) umieszczano na specjalnych arkuszach archiwalnych, co umożliwiało szybką ich identyfikację. Tłoki wykonywane w Mennicy były sygnowane jej znakiem – małym orłem, napisem MENNICA PAŃSTOWA i herbem Kościesza. Na rewersie znajdował się numer pieczęci, a na boku tłoka numer wykonawcy (grawera). Przykładowe tłoki pieczętne wykonywane w Mennicy Państwowej do 1939 roku oraz sposób ich sygnowania i identyfikacji przedstawiają zdjęcia 10–13.

CZAS OKUPACJI NIEMIECKIEJ We wrześniu 1939 roku Mennica Państwowa podzieliła los większości urzędów i instytucji warszawskich. Zniszczenia związane z bombardowaniami oraz obroną Warszawy spowodowały, że swoją działalność pod zarządem niemieckim wznowiła w pierwszej połowie 1940 roku. Najpierw rozpoczęła pracę grawernia, a następnie medaliernia, która wykonywała pieczęcie metalowe, w tym ze znakiem swastyki, dla władz i urzędów Generalnego Gubernatorstwa. Jednak część typariuszy przypominała wyglądem i wielkością tłoki wykonywane przez Mennicę do 1939 roku; były też sygnowane jej znakiem i posiadały swój numer, a w obrazie napieczętnym nie było motywu swastyki (por. fot. nr 14). 12 września 1944 roku na teren Mennicy przy ul. Markowskiej 18 wkroczył odział niemieckich saperów,

Fot. 13. Sygnatura Mennicy Państwowej i numer na tłoku


42-46 Giersz 21.01.2015 14:14 Strona 45

CZAS PRZESZŁY I ZAPRZESZŁY

Fot. 14. Typariusz do laku, śr. 30 mm

Fot. 15. Typariusz do tuszu, śr. 36 mm

którzy całkowicie zniszczyli budynki i maszyny.

Usuwanie korony z głowy orła na pieczęciach tuszowych o średnicy 36 mm trwało prawdopodobnie do 1955 roku, kiedy wydano dekret Rady Państwa o godle i barwach Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej oraz o pieczęciach państwowych, a także rozporządzenie Rady Ministrów w sprawie tablic i pieczęci urzędowych (które potwierdzało wyłączność Mennicy na wytwarzanie pieczęci urzędowych). Pieczęcie o średnicy 36 mm produkowane po 1955 roku wyrabiano z nowych matryc z godłem PRL według wzoru z 1955 roku. Zmieniła się także wysokość tłoka, która dla pieczęci o średnicy 36 mm wynosiła 9–10 mm (tłoki przedwojenne i używane tuż po wojnie miały 12–14 mm). Zaprzestano także sygnowania tłoków znakiem Kościesza. Numer tłoka oraz numer wykonawcy (grawera) był wybijany w zasadzie na rewersie tłoka (fot. nr 17). Według informacji uzyskanej od Jerzego Łosowskiego, emerytowanego pracownika Mennicy, brygadzisty w dziale pieczęci, pieczęcie tuszowe dla ambasad (39 mm) i pieczęcie tuszowe dla najwyższych władz PRL, w tym Rady Państwa, Kancelarii Premiera i ministerstw (o średnicy 46 mm), były wykonywane z przedwojennych matryc i procedura usuwania korony trwała do lat dziewięćdziesiątych XX wieku, czyli do powstania Trzeciej Rzeczypospolitej. Potwierdza to pieczęć ministra gospodarki materiałowej i paliwowej (fot. nr 18), które działało w latach 1985–1987. Od 1965 roku Mennica sygnowała swe wyroby monogramem mw, który na pieczęciach był wybijany na rewersie tłoka (por. fot. nr 19), przy czym spotykane są monogramy wybijane na

PIECZĘCIE Z OKRESU PRL Po zakończeniu działań wojennych stosunkowo szybko przystąpiono do odbudowy i uruchamiania produkcji w Mennicy. Jej działalność, wobec braku zamówień na pieniądz metalowy, koncentrowała się przede wszystkim na wyrobie pieczęci, medali (w tym wojskowych), znaków tożsamości dla ekshumowanych zwłok itp. Obok typariuszy metalowych uruchomiono także produkcję pieczęci kauczukowych. Pierwsze powojenne pieczęcie miały podobną grubość tłoka jak przedwojenne, były oznakowane znakiem Kościesza, orłem w koronie i napisem MENNICA PAŃSTWOWA. Na rewersie dalej znajdował się numer pieczęci, a na boku numer wykonawcy (grawera). Godła w pieczęciach tuszowych wykonywano z matryc przedwojennych, a następnie usuwano orłu koronę. Przy czym bezpośrednio po wojnie w przywracanych do życia instytucjach (jeżeli nazwa instytucji nie uległa zmianie) często używane były pieczęcie tuszowe wytworzone w II RP, ale ze zmodyfikowanym orłem (bez korony). Biorąc pod uwagę niską jakość tych przeróbek, można przypuszczać, że dokonywano ich sposobami domowymi, mocno inwazyjnymi – poprzez odpiłowanie korony lub dłutowanie (patrz fot. nr 16). Na tłoku widocznym na zdjęciu 15 godło także zostało zmodyfikowane, ale już w Mennicy, ponieważ przed drugą wojną światową nie istniały sądy obywatelskie (powołane w 1946 roku).

Fot. 16. Typariusz do tuszu, śr. 36 mm

Fot. 17. Rewers tłoka do 1965 roku

Fot. 18. Typariusz do tuszu, śr.46 mm

Fot. 19. Rewers tłoka po 1965 roku

boku tłoka w przypadku pieczęci suchych lub małych o średnicy 20 mm. Monogram ten spotyka się również na uchwytach z tworzywa sztucznego mocowanych do tłoków po 1965 roku.

45


42-46 Giersz 22.01.2015 13:19 Strona 46

46

CZAS PRZESZŁY I ZAPRZESZŁY

Mennica wytwarzała także pieczęcie suche. Taka pieczęć, widoczna na zdjęciu nr 20, była używana w urzędach przygotowujących dowody osobiste – stemplowano nią zdjęcie osoby, której wystawiano dokument. Warto zwrócić uwagę na tłok (górny), który w połowie miał charakterystyczny uskok ok. 1 mm, aby pieczęć dobrze odciskała się równocześnie na zdjęciu (które miało grubość ok. 1 mm) i kartce z dowodu (fot. nr 21). Fot. 20. Sucha pieczęć

W TRZECIEJ RZECZYPOSPOLITEJ

Fot. 21. Typariusz do suchej pieczęci (górny), śr. 30 mm R

E

K

L

A

M

A

Zasady sfragistyki urzędniczej Trzeciej RP opierają się na regulacjach prawnych przyjętych w PRL z odpowiednimi zmianami. Mennica pozostała wyłącznym wytwórcą pieczęci urzędowych, aczkolwiek rozporządzeniem Rady Ministrów z 22 października 1990 roku wprowadzono możliwość wyrobu pieczęci urzędowych gmin, związków komunalnych i sejmików samorządowych

(zawierających herb gminy lub województwa) przez inne wyspecjalizowane podmioty gospodarcze. Jeżeli chodzi o wygląd tłoka, to orzeł na awersie pieczęci, które są aktualnie wytwarzane przez Mennicę Polską SA, jest bardzo podobny do wzoru godła przedwojennego. Natomiast oznaczenia na rewersie przypominają stosowane po 1965 roku (sygnatura Mennicy – monogram mw). Proces wytwarzania pieczęci w Mennicy jest w pełni skomputeryzowany i zautomatyzowany, obsługiwany przez jednego grawera – p. Elżbietę Ziętarę. * * * Wszystkich, którzy posiadają inne typy tłoków pieczętnych wytwarzanych w Mennicy, dokumentację w tym zakresie czy też doświadczenie w ich wytwarzaniu proszę o kontakt (e-mail: jagier@o2.pl).  JANUSZ GIERSZ, doktor nauk ekonomicznych, interesuje się sfragistyką


47-51 Materski 20.01.2015 16:11 Strona 47

CZAS PRZESZŁY I ZAPRZESZŁY

47

Herb Demokratycznej Republiki Gruzji

Wojciech Materski

Sól w oku bolszewików Gruzja niepodległa 1918–1921


47-51 Materski 20.01.2015 16:11 Strona 48

48

CZAS PRZESZŁY I ZAPRZESZŁY

Po rewolucji lutowej rosyjski Rząd Tymczasowy powierzył administrowanie Zakaukaziem Komitetowi Specjalnemu. Jednak faktyczną władzę w regionie sprawowały miejscowe rady delegatów robotniczych i żołnierskich. W radach gruzińskich zdecydowaną przewagę uzyskali mienszewicy, działacze umiarkowanego nurtu rosyjskiego socjalizmu.

Po

przewrocie bolszewickim rady Zakaukazia odmówiły podporządkowania się Piotrogrodowi. Tamtejsi delegaci do Konstytuanty powołali organ o kompetencjach rządu: Komisariat Zakaukaski. Miał on kierować lokalną administracją do momentu przywrócenia w Rosji legalnej władzy, działając poprzez trzy rady narodowe – Azerską, Gruzińską i Ormiańską. Jednak czas mijał, a bolszewicy nadal rządzili. Sytuację komplikowała coraz agresywniejsza polityka Turcji. Ostatecznie 22 kwietnia 1918 roku zakaukascy politycy zdecydowali się na ostateczne zerwanie z Rosją i proklamację niezawisłego państwa – Zakaukaskiej Federacyjnej Republiki Demokratycznej, jednoczącej Gruzinów, Ormian, Azerów i pomniejsze narodowości. Jednak ze względu na historyczne resentymenty oraz różne wizje państwowości państwo istniało zaledwie 35 dni i rozpadło się na trzy niezależne republiki – Armenię, Azerbejdżan i Gruzję. Republikę Gruzińską proklamowano 26 maja, a jej władze tymczasowe rozpisały wybory do Konstytuanty. Zwycięstwo mienszewików było miażdżące: uzyskali 109 na 125 mandatów. Ulica kpiła, że parlament republiki i Komitet Centralny partii mienszewickiej różnią się tylko nazwą. Organizowanie państwa w warunkach trwającej wojny światowej i to-

czącej się w bezpośredniej bliskości rosyjskiej wojny wewnętrznej było zadaniem niesłychanie trudnym. Większość dotychczasowych instytucji imperialnych rozpadła się, brakowało środków i kadr, niebronione granice w każdej chwili mogły przekroczyć obce wojska. Niepodległości Gruzji nie chciała uznać żadna ze stron rosyjskiej wojny domowej – ani zagrażająca jej od północy i zachodu Armia Ochotnicza gen. Antona Denikina, ani rosnący w siłę bolszewicy. Dla Lenina niepodległa Gruzja była problemem, negatywnie oddziałując na stosunek międzynarodowego ruchu robotniczego do bolszewickiego przewrotu. W opinii przywódców i ideologów Drugiej Międzynarodówki to właśnie Republika Gruzińska, w której władzę objęła niepodzielnie partia socjaldemokratyczna, była wzorem dla światowego proletariatu. Bolszewizm był dla nich ideologicznym wynaturzeniem, podobnie jak Rosja Sowiecka. Dlatego zdławienie niepodległości Gruzji stało się priorytetem dla bolszewickiego kierownictwa. Początkowo realizowano go, organizując w republice probolszewicką opozycję. Lenin liczył, że mimo śladowego poparcia w społeczeństwie we właściwym momencie odegra ona swoją rolę, zwracając się do Rosji o „bratnią pomoc”.

REPUBLIKA MIENSZEWIKÓW Pierwsze w historii świata państwo rządzone przez socjaldemokratów, duma Drugiej Międzynarodówki, mimo wyjątkowo niesprzyjających okoliczności podjęło ambitny program reform społecznych. Przede wszystkim były to szerokie gwarancje socjalne: obowiązkowe i bezpłatne nauczanie początkowe, ochrona zdrowia, dostępność oświaty i kultury, godziwe warunki pracy, powszechność zatrudnienia. Jednak ich wprowadzenie wymagało ogromnych środków i sprawnej administracji, a tego władze republiki nie mogły zapewnić. Dlatego realizacja ambitnych postulatów postępowała powoli. Mimo to postępowała, zwłaszcza w zakresie ustawodawstwa pracy. Wprowadzono m.in. 48-godzinny tydzień pracy, ochronę pracy nieletnich

i kobiet, giełdy pracy, kontrakty zbiorowe, obowiązkowy arbitraż w konfliktach pracobiorców z pracodawcami oparty na szerokich uprawnieniach związków zawodowych oraz niezależną od lokalnej administracji kontrolę sanitarną miejsc pracy. W ustroju Gruzji centralne miejsce zajął parlament. Mianowany i odwoływany przez niego prezydent był jednocześnie szefem rządu. Do kompetencji parlamentu należała władza zwierzchnia nad wojskiem i formacjami paramilitarnymi, ratyfikacja umów międzynarodowych, ustalanie budżetu, zaciąganie pożyczek, mianowanie wysokich urzędników państwowych, kontrola władzy wykonawczej. Parlament wytyczał i koordynował politykę zagraniczną państwa. Administracja była zdecentralizowana, organizowana w ramach pochodzących z wyborów 16 okręgowych centrów władzy, odpowiadających prowincjom. Były one niezależne od centrum w sprawach socjalnych, kulturalnych oraz organizowaniu policji. Abchazja uzyskała szeroką autonomię, po ustąpieniu obcych wojsk podobny status miała uzyskać także Adżaria. Konsekwencją przekazania władzom regionalnym części uprawnień centrum administracyjnego było ograniczenie liczby resortów. Wprowadzono rozdział Kościoła od państwa mimo zdecydowanej przewagi w społeczeństwie wyznawców autokefalicznego Kościoła gruzińskiego.

REFORMY GOSPODARCZO-SPOŁECZNE Gruzja była krajem rolniczym, zatem w pakiecie reform szczególne miejsce zajęła kwestia rolna. Właśnie w tej dziedzinie udało się uzyskać najwięcej. Na podstawie dekretu państwo przejęło rozległe dobra imperialne, częściowo także kościelne i wielką własność ziemską. Powstał ogromny fundusz ziemi, z którego w ciągu dwóch lat (tyle miała trwać reforma) planowano obdzielić bezrolnych i małorolnych chłopów. Miało się to stać praktycznie bez wykupu, za wniesieniem jedynie pewnej sumy manipulacyjnej, która pozwalała na sfinanso-


47-51 Materski 22.01.2015 13:21 Strona 49

CZAS PRZESZŁY I ZAPRZESZŁY

wanie operacji wywłaszczenia i nadziału. Do końca istnienia republiki nadziały sięgnęły 340 tys. dziesięcin (ok. 370 tys. ha). Wieś otrzymała także prawo serwitutów z części lasów i wód państwowych oraz podległych władzom komunalnym. Reforma była ważnym czynnikiem pobudzającym obywatelską świadomość ludności, wyzwoliła aktywność społeczną wsi, która w szybkim tempie zaczęła odbudowywać i poszerzać zniszczoną w latach wojny produkcję. Systematycznie rosła powierzchnia ziemi ornej i kultura jej uprawy. Oporniej zachodziły zmiany w przemyśle, który wymagał dużych nakładów na odbudowę i modernizację. Z powodu niedostatku kapitału inwestycyjnego rząd koncentrował się na rozbudowie szczególnie przemysłu wydobywczego (węgiel, mangan). Władze w Tyflisie obawiały się, że nowoczesne technologie spowodują redukcję miejsc pracy, co byłoby sprzeczne z ambitnym programem pełnego zatrudnienia.

Władzom republiki zależało również na szybkim podniesieniu poziomu oświaty. Miały odpowiednie zaplecze kadrowe, ponieważ po rewolucji lutowej do Gruzji powróciło wielu naukowców, intelektualistów, ludzi kultury, pedagogów i inżynierów, rozproszonych wcześniej po całym imperium. W stolicy otwarto pierwszy w historii państwa uniwersytet, a także politechnikę, której profil był dostosowany do potrzeb gospodarki. Powstała sieć 25 szkół półwyższych, których zadaniem było szybkie wykształcenie kadr na potrzeby administracji, oświaty i gospodarki. Postanowiono corocznie na koszt państwa wysyłać ok. 70 osób na studia techniczne za granicę. Reforma objęła cały system oświatowy. W jej centrum znalazło się szkolnictwo powszechne, kompletnie zaniedbane w latach rządów carskich kuratorów. Nauczanie w zakresie podstawowym stało się obowiązkowe, za priorytet uznano krzewienie kultury narodowej. Poszczególne szczeble edukacji tworzyły szkoły elementarne

i realne, średnie, półwyższe oraz tzw. narodowe szkoły wyższe. Powszechny system bezpłatnej oświaty składał się z ok. 3 tys. szkół elementarnych i realnych, szkół rolniczych i średnich typu technicznego. Spektakularnym przejawem egalitarnej polityki oświatowej była sieć bibliotek i czytelni (pod koniec 1919 roku było ich ponad 2 tys.). Działały przy nich kluby ludowe, sportowe i kółka artystyczne propagujące pieśni i muzykę ludową.

DESTABILIZACJA Z ZEWNĄTRZ Ludowładztwo i awans społeczny szerokich mas stawały się w Gruzji faktem. To ogromnie niepokoiło bolszewików, którzy organizowali swoje państwo na zupełnie innych zasadach – terroru, militaryzacji pracy i wszechwładzy partii. Nic więc dziwnego, że już w październiku 1919 roku usiłowali wywołać powstanie zbrojne w północno-wschodniej Gruzji. Rewolta szybko upadła, ale aktywność

49


47-51 Materski 20.01.2015 16:11 Strona 50

50

CZAS PRZESZŁY I ZAPRZESZŁY

Posiedzenie pierwszego parlamentu niepodległej Gruzji. Nasza droga idzie ku Europie, droga Rosji – ku Azji. Wiem, iż wrogowie powiedzą, że jesteśmy stronnikami imperializmu. Dlatego to winienem zdecydowanie stwierdzić – przedkładam imperialistów Zachodu nad fanatyków Wschodu – mówił później premier Gruzji Noe Żordania

miejscowych bolszewików, zasilanych z zewnątrz w broń i pieniądze, nie zanikła. Dla władz republiki był to coraz poważniejszy problem. Zagrożenie bolszewicką interwencją nasiliło się na początku 1920 roku. Armia Czerwona powstrzymała wtedy ofensywę wojsk białych i przeszła do kontrofensywy w kierunku Zakaukazia i Krymu. Wkrótce doszło do pierwszej poważnej prowokacji. W marcu 1920 roku Osetyjczycy opanowali nadgraniczny rejon Roki i proklamowali Południowo-Osetyjską Republikę Sowiecką. Gruzińskie władze zareagowały szybko i stłumiły rebelię. Jednak miesiąc później, po kolejnych sukcesach bolszewików w rosyjskiej wojnie domowej, na Zakaukazie ruszyła ofensywa 11. Armii RKKA (Raboczie-Kriestjanskaja Krasnaja Armija). Pod koniec kwietnia obaliła ona władze Republiki Azerbejdżanu; ich miejsce zajął rewkom (komitet rewolucyjny), który ogłosił wprowadzenie władzy sowieckiej. W nocy z 1 na 2 maja gruzińscy bolszewicy zwrócili się do dowództwa 11. Armii o „bratnią pomoc”, której natychmiast udzielono. Mimo rozpaczliwego oporu oddziałów wojska i Gwardii Ludowej atakujące ze wschodu jednostki bolszewików szybko parły w kierunku Tyflisu. Pełnomocnik do spraw sowietyzacji Zakaukazia Grigorij Ordżonikidze informował Komitet Centralny partii bolszewickiej: Wypadki rozwijają się tak, że nie później

niż 12 [maja] mamy nadzieję być w Tyflisie. Wszystko jest do tego przygotowane, przejdzie wspaniale! Tak by się zapewne stało, gdyby nie zbieg okoliczności.

FRONT POLSKI A GRUZJA 25 kwietnia 1920 roku ruszyła ofensywa wojsk polskich na Ukrainie, która dosłownie zmiotła bolszewickie 12. i 14. Armię. Lenin polecił wycofać jednostki 11. Armii z Gruzji i ograniczyć się do umacniania władzy sowieckiej w Azerbejdżanie. Republika nie tylko ocalała: skupieni na wojnie z Polską bolszewicy, chcąc mieć spokój na tyłach, zaproponowali jej nawet traktat pokojowy. Rząd w Tyflisie musiał przyjąć tę propozycję. Dokument został podpisany 7 maja, praktycznie bez negocjacji. W istocie był to bolszewicki dyktat. W zamian za uznanie prawa Gruzji do niepodległości i gwarancję nieingerencji w jej sprawy wewnętrzne Gruzini zobowiązywali się do niewpuszczania na swoje terytorium żadnych obcych wojsk, wydalenia wszystkich obcych przedstawicielstw wrogich Rosji Sowieckiej, przekazania jej wszystkich okrętów wojennych i sprzętu wojskowego stanowiącego uzbrojenie portów czarnomorskich. W suplemencie będącym integralną częścią traktatu władze republiki zmuszone zostały do legalizacji organizacji komunistycznych, a także zobowiązały się wypuścić z więzień komunistów.

W obawie, że jedyną alternatywą dla upokarzającego traktatu może być ponowna agresja, parlament Gruzji ratyfikował dokument. Jedną z pierwszych konsekwencji było zjednoczenie rozproszonych i działających dotąd niejawnie gruzińskich organizacji bolszewickich w Komunistyczną Partię (bolszewików) Gruzji. Jej działalność okazała się niezwykle destruktywna dla państwa. Wkrótce do Tyflisu przybył przedstawiciel dyplomatyczny Rosji Sowieckiej, były członek Rady Wojenno-Rewolucyjnej 11. Armii Siergiej Kirow, który zajął się wspieraniem tej destrukcji.

ZACISKANIE PIERŚCIENIA Rząd wiedział, że republika znalazła się na równi pochyłej, i szukał wsparcia w państwach ententy. Do Rzymu, Londynu i Paryża udała się misja dyplomatyczna, ale uzyskała niewielkie wsparcie. Zachodnie mocarstwa, którym nie powiodła się interwencja na rosyjskiej Północy i Dalekim Wschodzie, rezygnowały z ofensywnej polityki wobec bolszewików. Zamiast tego przyjęto linię brytyjskiego premiera Davida Lloyda George’a szukania z nimi modus vivendi. Sytuacja osamotnionej Gruzji stawała się coraz trudniejsza. Po podpisaniu 12 października 1920 roku w Rydze preliminariów pokojowych ustały walki na froncie polsko-sowieckim. Umożliwiło to bolszewikom skiero-


47-51 Materski 22.01.2015 13:23 Strona 51

CZAS PRZESZŁY I ZAPRZESZŁY

Członkowie rewolucyjnej rady wojennej frontu kaukaskiego, na zdjęciu widoczni m.in. Grigorij (Sergo) Ordżonikidze (drugi z lewej), przywódca gruzińskich bolszewików, oraz Michaił Tuchaczewski, przyszły marszałek ZSRR, stracony podczas wielkiej czystki w latach trzydziestych XX wieku. Poniżej oddział Armii Czerwonej maszeruje na front

wanie nowych wojsk przeciwko białym na południu Rosji. W pierwszej połowie listopada zmasowana ofensywa Armii Czerwonej na Krym doprowadziła do ich kompletnego rozbicia. Zniknęła siła, która co prawda zagrażała suwerenności Gruzji, ale zarazem stanowiła przeciwwagę dla bolszewików. Pod koniec listopada 1920 roku 11. Armia uderzyła na Armenię. 2 grudnia utworzony został rewkom Armenii, który ogłosił powstanie kolejnej republiki sowieckiej. Pierścień wokół Gruzji się zamknął; jej upadek stał się kwestią czasu. Pasmo incy-

dentów prowokowanych przez miejscowych bolszewików i przenikających z zewnątrz „internacjonalistów” zakończyło się 11 lutego 1921 roku „spontanicznym” wystąpieniem w Dolnej Kartlii. Ujawnił się tam samozwańczy komitet rewolucyjny (Rewkom Gruzji), któremu natychmiast pospieszyła z pomocą 11. Armia. Wkrótce kolejne czerwonoarmijne formacje uderzyły na republikę z północy i północnego zachodu. Mimo bohaterskiej obrony słabe gruzińskie siły zbrojne nie były w stanie odeprzeć tego ataku, do którego na południu przyłączyły się w ograniczonym stop-

niu także wojska tureckie. 18 marca upadło Batumi. Rząd, naczelne dowództwo i elita intelektualna państwa udali się na emigrację. Na 70 lat Gruzja straciła niepodległość. Polityka odzyskiwania przez bolszewików ziem byłego imperium, deptania demagogicznie głoszonej przez nich samych tezy o samostanowieniu narodów, na jakiś czas ustała. Powrócono do niej jesienią 1939 roku.  WOJCIECH MATERSKI, historyk, politolog, profesor w Instytucie Studiów Politycznych PAN, zajmuje się dziejami ZSRR, Gruzji i Zakaukazia, stosunkami polsko-sowieckimi oraz historią dyplomacji

51


52-56 Gruszczynski 22.01.2015 13:24 Strona 52

52

W OJENKO, WOJENKO

Jan Styka, Bohaterska śmierć Władysława Szujskiego, fot. ze zbiorów Muzeum Lubelskiego/Piotr Maciuk

Jerzy Gruszczyński

Bajończycy Polska kompania w Legii Cudzoziemskiej 1914–1915


52-56 Gruszczynski 20.01.2015 16:18 Strona 53

WOJENKO , WOJENKO

Gdy w 1914 roku wybuchła Wielka Wojna, we Francji nie zabrakło Polaków chcących walczyć o niepodległość ojczyzny. Od miasta Bayonne, do którego skierowano polskich ochotników, nazwano ich bajończykami.

P

rzed wojną polscy emigranci we Francji byli tolerowanymi, ale podejrzanymi politycznie cudzoziemcami, którym należało uniemożliwić wszelką działalność niepodległościową. Działo się tak zwłaszcza po 1892 roku, kiedy Francuzi zawarli z Rosjanami sojusz wojskowy – Petersburg domagał się, aby sojusznicy znad Sekwany nie czynili żadnych propolskich gestów. W tym czasie we Francji organizacje Sokoła i Strzelca prowadziły wśród młodzieży ożywioną działalność sportową i paramilitarną. 31 lipca 1914 roku polscy działacze emigracyjni w Paryżu podjęli decyzję o utworzeniu pod francuskimi sztandarami polskiej jednostki wojskowej. Oceniano, że liczba ochotników będzie duża, ponadto francuscy politycy wydawali się przychylni – dlatego pomysł utworzenia polskiego wojska wydawał się realny. Zawiązano Komitet Ochotników Polskich do Służby w Armii Francuskiej. Jego przewodniczącym został znany dziennikarz i pisarz Wacław Gąsiorowski, prezydent Federacji Stowarzyszeń Sokołów Polskich w Europie Zachodniej i redaktor tygodnika „Polonia”. Sekretarzem był Antoni Szawklis. W skład komitetu weszli także: Jan Danysz, Bolesław Bronisławski, Bolesław Motz i Bronisław Kozakiewicz. Następnego dnia w redakcjach dzienników paryskich złożono informacje o rozpoczęciu werbunku ochotników do Legionu Polskiego przy Armii Francuskiej. Na murach Paryża rozlepiono apele do Polaków. Do biura werbunkowego zgłosiło się ponad 1500 ochotników, w większości sokołów i strzelców. 18 sierpnia 1914 roku rozpoczęła się ofensywa niemiecka. Francji potrzebny był każdy, kto mógł i chciał

walczyć. Trzy dni później rząd francuski wydał dekret zezwalający na przyjmowanie cudzoziemców do służby wojskowej na czas wojny. Jednocześnie władze wojskowe postanowiły kierować ich do Legii Cudzoziemskiej. 22 sierpnia w Paryskiej Komendzie Placu w Pałacu Inwalidów przed wojskową komisją lekarską stawiła się zorganizowana grupa ok. 500 polskich ochotników. Przyszli ze sztandarem wykonanym przez Władysława Szujskiego oraz transparentami informującymi, kim są i dlaczego chcą walczyć. Komisja lekarska uznała ponad 180 za zdolnych do służby frontowej. Wyjechali oni do Bayonne na południu Francji, gdzie miała być formowana polska kompania.

W BAYONNE Ochotników zakwaterowano w niewykończonych koszarach Gwardii Republikańskiej. Longin Winiarski tak wspomina pierwsze dni: Niewykończone pomieszczenia są wilgotne. Śpimy na słomie, która leży na gołej ziemi. Warunki higieniczne są bardzo marne. Żywią nas tu nieźle, choruję, kuchnia jest bardzo niehigieniczna [...]. Nadal nosimy własne cywilne ubrania i w nich rozpoczęliśmy intensywne szkolenie. Prowadzili je podoficerowie Legii Cudzoziemskiej pod nadzorem oficerów armii francuskiej. Kadra była surowa, przyzwyczajona do utrzymywania w karności awanturników, którym obca była jakakolwiek ideologia. Ochotnicy szybko zniechęcili się ze względu na złe traktowanie, choroby i wycieńczenie fizyczne. Ponadto werbowani do Legionu Polskiego wierzyli, że zwycięstwo Francji przybliży powstanie niepodległej Polski. Nie ufali zawodowym żołnierzom z Legii i nie mogli zrozumieć, dlaczego walcząc o swoją wolność, mają ją odbierać Arabom w Afryce lub bić się z Turkami w interesie Francji. Sercem grupy ochotników w Bayonne stał się Władysław Szujski. Pozostawił w Paryżu rodzinę, a przed komisją lekarską zaniżył swój wiek (urodził się w 1865 roku), aby pozostać w oddziale. Jeszcze przed wyjazdem do obozu nosił się z zamiarem wykonania prawdziwego polskiego sztandaru z Orłem Białym. Dzięki znajo-

mościom nawiązanym w Bayonne, a nade wszystko pomocy właścicielki magazynu wyrobów hafciarskich pani Berrogain, jego marzenie się spełniło. Wśród ochotników był Xawery Dunikowski, znany później rzeźbiarz, który wykonał szkic stylizowanego jagiellońskiego Orła Białego bez korony w czerwonym polu. Sztandar uszyto z jedwabiu. 17 września 1914 roku w miejscowym kościele odbyło się jego poświęcenie. Francuscy oficerowie taktownie udawali, że nie wiedzą o sprawie – władze wojskowe uznały, że w ten sposób nie będą zobowiązane wyjaśniać rosyjskiemu sojusznikowi, dlaczego kompania Legii Cudzoziemskiej pójdzie na front pod polskim sztandarem. Oddział nazywany już kompanią bajończyków stał się dla francuskiej Polonii pierwszą narodową kompanią Legionu Polskiego Legii Cudzoziemskiej. Za drugą uważano jeszcze niesformowaną, ale uznawaną za istniejącą kompanię rueilczyków. Jednak na skutek interwencji ambasady rosyjskiej ten oddział nie wyruszył na front. W obozie w Reuilly Polaków przydzielono do kompanii wielonarodowych. Polska kompania z Bayonne była jedną z czterech narodowych kompanii sformowanych w batalionie C 2. Pułku Marszowego Legii Cudzoziemskiej. Wraz z innymi pułkami marszowymi Legii znalazła się w składzie Marokańskiej Dywizji Piechoty. Bajończycy nosili mundury francuskie bez żadnych odznak narodowych i nie wyróżniali się wśród ochotników innych narodowości.

NA FRONT W końcu października kompania wyjechała z Bayonne do Szampanii, gdzie na poligonie Mailly la Champagne dołączyła do innych kompanii marszowych legii, przygotowując się do wyruszenia na front. Wkrótce bajończycy przejęli odcinek pierwszej linii na wschód od Reims. Były to prowizoryczne okopy oraz ziemianki w rejonie Sillery nad kanałem Aisne-Aube. Żołnierzom brakowało zimowego wyposażenia – Francja nie była przygotowana do wojny o tej porze

53


52-56 Gruszczynski 20.01.2015 16:18 Strona 54

54

WOJENKO , WOJENKO

Sztandar bajończyków na francuskiej pocztówce oraz odznaka pamiątkowa Stowarzyszenia Bajończyków w Polsce

roku. Prowiant, dostarczany nieregularnie, często był złej jakości, w ilościach niezaspokajających potrzeb. Siarczysty mróz, śnieg i woda zalewająca okopy, wilgoć, mokra, brudna i zawszona odzież – to były nieznane do tej pory oblicza wojny. Po przebłyskach wiosny, znów deszcz, śnieg, ponuro i zimno – wspominał jeden z ochotników. – Jesteśmy już trzynasty dzień w transzach i pewnie nieprędko z nich wyjdziemy Wszystko to odbija się na usposobieniu żołnierzy, którzy trzymają się osobno i nawet nie rozmawiają ze sobą. Dochodzę do

przekonania, że u nas na tej wojnie zbyteczne są karabiny. Potrzebne są tylko armaty i opady. Pracujemy nieraz po osiemnaście godzin na dobę wyłącznie z wodą i opadami. Po sześciogodzinnej nocnej pracy powracamy do namiotów. Wszyscy klną, są zmęczeni, na wilgotnej ziemi zasypiają skuleni, a wiatr czasem gwiżdże przez szpary i słychać miarowe chrapanie, wówczas na głowę kapie gdzie wypadnie. Wkrótce po przybyciu na front Francuzi zaproponowali bajończykom nawiązanie kontaktu z Polakami walczącymi po przeciwnej stronie frontu w armii niemieckiej. Miał się tym zająć wyznaczony pluton (z sierż. Lucjanem Malczem i chor. Władysławem Szujskim); jego żołnierze zabrali ze sobą sztandar. Późnym wieczorem 28 listopada 1914 roku udało im się przełamać nieufność poznaniaków. Następnego dnia nad okopem zatknięto sztandar z Orłem Białym – na ten widok po niemieckiej stronie zapanowało wyraźne poruszenie. Wybuchła strzelanina, kule

rwały sztandar na strzępy. Szujski skoczył na przedpiersie okopu, chcąc go zabrać, ale padł rażony kulą. Śmierć chorążego obrosła legendą. W rozkazie dziennym do 4. Armii Francuskiej z 10 grudnia 1914 roku pisano: Władysław Szujski, patriota polski, poległ chwalebnie, zatykając na okopie niemieckim sztandar odradzającej się Polski. W Paryżu wkrótce zaczęto mówić o wielkiej i krwawej bitwie na bagnety, podczas której na czele atakujących Francuzów biegł polski chorąży. Tę legendę wykorzystał Jan Styka, malując obraz Bohaterska śmierć Władysława Szujskiego. Niedługo później zmieniono jego tytuł na Atak bajończyków na bagnety.

MIT I REALIA Do tkwiących w okopach bajończyków zaczęły docierać niepokojące wieści o politycznych weryfikacjach cudzoziemskich ochotników. Ci z państw wrogich: Niemiec i Austro-Węgier, byli niepożądani – rozbrojono ich i przewieziono do obozu Legii w Lyonie. Sprawą zajął się Georges Clemenceau, przyszły premier Francji, a podówczas senator – jego interwencja była szybka i skuteczna. Komendant obozu legii w Lyonie napisał: Mam honor zawiadomić,


52-56 Gruszczynski 20.01.2015 16:18 Strona 55

WOJENKO , WOJENKO

że położenie Polaków odesłanych z 3. Pułku Marszowego było mi znane i że zająłem się ich losem. Po porozumieniu się z panem podpułkownikiem, dowódcą 2. Pułku Marszowego, który jest zadowolony ze służby ochotników polskich, zażądałem i uzyskałem wyprawienie ich do tego oddziału, gdzie ich rodacy zostali zgrupowani w tej samej jednostce [...] mogę dodać, że tym ochotnikom polskim została oddana satysfakcja szybka i całkowita. Była to decyzja polityczna, jednak żołnierze nie powinni byli o tym wiedzieć. Sierż. Kirsch-Renardi, polski ochotnik, który bez wiedzy przełożonych powiedział o całej sprawie, został uznany za winnego. Osadzono go w areszcie, zdegradowano i jako prostego żołnierza zwolniono z wojska. Dyscyplina w Legii Cudzoziemskiej musiała być utrzymana. Weryfikacja zrobiła na bajończykach przygnębiające wrażenie. Krążące wieści o możliwym wyjeździe do Afryki lub na Dardanele nabrały realnych kształtów, budząc niepokój o dalsze losy kompanii. Ochotnikom internowanym w Lyonie, którzy nie mogli służyć w legii we Francji, proponowano służbę w pułkach zamorskich. Coraz więcej żołnierzy miało tego dość.

CZEŚĆ WAM, WIARO POLSKA W końcu kwietnia 1915 roku bajończycy wraz z Dywizją Marokańską zostali skierowani na północ do Artois, gdzie przygotowano kolejną ofensywę. Gen. Joseph Joffre uważał, że straty tysięcy żołnierzy są nieuniknione, a wroga należy pokonać, przełamując obronę w najsilniejszym miejscu, bo to złamie jego morale i pozwoli przejść do wojny manewrowej. Na wzgórzach Artois Niemcy zbudowali silną pozycję obronną z rozbudowanymi okopami, podziemnymi tunelami, stanowiskami karabinów maszynowych otoczonych zasiekami z drutu kolczastego. Pozycje te miały zdobyć pułki Dywizji Marokańskiej. W pierwszym rzucie znalazła się kompania bajończyków. Jan Żyznowski tak wspomina 9 maja 1915 roku, dzień rozpoczęcia ofensywy: Już o godz. 3 rano kompania zajęła pozycje do ataku. Na sygnał trąbki grającej „naprzód, na bagnety” Ba-

jończycy rozsypani w tyralierę rwą naprzód. Tadeusz Golcz rozpoczyna „Hej, kto Polak na bagnety”, a inni podchwytują tę pieśń. Lucjan Malcz, ranny, biegnie, wołając „naprzód”, i pada. Ranny półprzytomny kapitan Osmond krzyczy „en avant, toujours en avant”. Naprzód idzie coraz mniejsza garstka. Wśród nich nie widać żadnego oficera. Na zdobytym terenie ochotnicy okopują się sami. Zza niewielkiej górki wyłania się tyraliera Niemców. Zapada noc. Kpr. Jan Niesiołowski napisał później w tygodniku „Polonia”: W bitwie 9 maja [...] ta biedna wiara została prawie do szczętu wybita, ale pokazaliśmy przecie,

bezimiennych mogiłach w pobliżu niemieckich „białych bastionów”, gdzie ponieśli największe straty. Wśród takich mogił w La Targette postawiono pomnik Odrodzonej Polski. Po rozformowaniu kompanii bajończyków jej sztandar przekazano do 1. pułku organizowanej Armii Polskiej we Francji – grupa bajończyków służyła w 3. batalionie tego pułku. Dowódcą batalionu był kpt. Mieczysław Rodzyński, który wraz z bajończykami przeszedł cały szlak bojowy. W 1918 roku sztandar udekorowano francuskim Krzyżem Wojennym z Palmą, a w niepodległej

Oddział polskich ochotników w obozie w Bayonne

jak się Polak bić umie [...]. Wyskoczyliśmy z okopów, bagnety pochylone i rzuciliśmy się na Niemca. Jak huragan, którego nikt powstrzymać nie zdoła, bieży wiara naprzód z uśmiechem i ze śpiewką na ustach. Przeszkody dla niej nie istnieją, zdaje się nam, że nam skrzydła urosły. Pędzimy tak, jakby nas jakaś olbrzymia siła niosła, który padnie, to z okrzykiem „Jeszcze Polska nie zginęła”. Kwiat młodzieży pozostał na polu. Cześć wam, Wiaro Polska. Tego dnia na wieczornym apelu Legii w kompanii bajończyków zabrakło dowódcy kpt. Osmonda, dowódców plutonów oraz stu kilkudziesięciu ochotników. W czerwcu samorzutny kontratak na niemieckie umocnienia i walka na granaty i bagnety doprowadziły do fizycznej likwidacji polskiego oddziału. Co gorsza, w świadomości Francuzów na wzgórzach Lorette były pułki cudzoziemskiej Dywizji Marokańskiej. Nie wiedzieli, że tam była „Wiara Polska”. We francuskich ofensywach poległo ponad 132 tys. żołnierzy, a wśród nich stu kilkudziesięciu polskich ochotników. Nierozpoznani, we francuskich mundurach, zostali pochowani wraz z innymi żołnierzami w zbiorowych

już Polsce Orderem Virtuti Militari. Tradycje bajończyków, przyjęte i kultywowane w okresie międzywojennym w 43. Pułku Strzelców z wołyńskiego Dubna, nie odżyły po 1945 roku. Epopeja bajończyków trwała krótko i nie przyniosła oczekiwanych efektów. Formując polską kompanię, Francuzi podkreślali prawo narodów do niepodległości. Nie był to dobry czas na podejmowanie decyzji w sprawie Polski. Priorytetem był drugi front na wschodzie i trwałość francusko-rosyjskiego sojuszu. Decydujące okazały się kalkulacje polityków. Francja zachowała się zgodnie ze swoim interesem, który w tym czasie był inny niż nadzieje Polaków. W Paryżu pojawiły się opinie, że Niemcy za Francuzów rozwiązali problem Polaków w Legii zgodnie z oczekiwaniami Rosji. Pozostała pamięć o tych, którzy czynem potwierdzonym często własnym życiem podjęli walkę o niepodległą Polskę i utrwalili wiarę w zwycięstwo.  JERZY GRUSZCZYŃSKI, historyk amator, zajmuje się dziejami polskich formacji wojskowych podczas pierwszej wojny światowej, autor książki o bajończykach

55


52-56 Gruszczynski 20.01.2015 16:18 Strona 56

WOJENKO , WOJENKO

56

POLSKI POMNIK W ARTOIS Polaków poległych 9 maja 1915 roku podczas ofensywy w Artois uczczono pomnikiem wzniesionym w grudniu 1929 roku za pieniądze uzyskane z subskrypcji zainicjowanej przez „Narodowca”, polską gazetę wychodzącą we Francji. Przy jego odsłonięciu 21 maja 1933 roku obecny był ówczesny ambasador Polski Alfred Chłapowski. Monument stoi dokładnie w miejscu, w którym polegli zdziesiątkowani silnym ostrzałem niemieckim, między wioskami Neuville-Saint-Vaast i Souchez, otoczonymi wzgórzami Notre Dame de Lorette i Vimy (dojazd szosą D 938) w miejscu o nazwie La Targette, w sąsiedztwie pomników ku czci poległych we Francji w obu wojnach światowych ochotników czeskich i słowackich. Autorem monumentu był rzeźbiarz Maxime Réal Del Sarte (1888–1954), który stracił lewe ramię pod Verdun. Zawdzięczamy mu kilka innych pomników związanych z pierwszą wojną światową, m.in. ku czci poległych w ofensywach w Szampanii, oraz statuę marszałka Joffre’a w Paryżu przy Champs de Mars. Na polskim pomniku w Artois umieszczono dwa napisy w języku polskim: na pomniku możemy przeczytać Za waszą i naszą wolność, a przy dojściu do niego: W hołdzie ochotnikom polskim poległym 9 maja 1915 pod La Targette. Zniszczony przez Niemców w 1940 roku pomnik został odbudowany po drugiej wojnie światowej. Jérôme Baconin

R

E

K

L

A

M

A


57-60 Tyszkiewicz 21.01.2015 13:43 Strona 57

H ISTORIA

NA TALERZU

Jerzy Tyszkiewicz

Sztufada czyli forma przejściowa Forma przejściowa to pojęcie z zakresu paleontologii. Bodaj najsłynniejszą jest archeopteryks, łączący w sobie cechy drapieżnych teropodów i ptaków: pokrywały go pióra, jednak w dziobie miał zęby, na skrzydłach po trzy palce z pazurami i długi ogon złożony z wielu kręgów. Formy przejściowe występują też w sztuce kulinarnej. Jedną z nich jest sztufada, mało dziś znane danie z kuchni polskiej.

S

ztufada pojawia się po raz pierwszy w najstarszej polskiej książce kucharskiej, wydanej w 1682 roku pt. Compendium ferculorum albo zebranie potraw. Jej autorem był Stanisław Czerniecki, kuchmistrz wojewody krakowskiego Aleksandra Michała Lubomirskiego. Podawał trzy przepisy na jej przyrządzanie: XVII. Sztuffado abo duszona potrawa Weźmij kapłona abo cielęciny, rozbierz w drobne sztuczki, nie płocz, nakraj piet-

ruszki, cebule drobno, włóż w naczynie gliniane, masła włóż dobrego i trochę rosołu, a nakrywszy warz. A gdy zawre, daj pieprzu i kwiatu, octu winnego albo cytrynę, przywarzywszy, daj ciepło na stół. XVIII. Sztuffada zabielana Zabielaną sztuffadę także robić będziesz, a na przywarzaniu weźmij octu winnego i jajecznych żółtków kilka rozbij, a wmieszaj w sztuffadę. Przywarz, a daj gorąco na stół. LXXI. Zwierzyna w sztuffacie albo duszona Nayosobliwszy to iest sposób gotowania zwierzyn rożnych, około których pilność zalecam wielką. Weź świeżego żubra albo łosia, jelenia albo daniela, sarnę albo dziką kozę, albo co chcesz z części mięsistej, porąb w sztuczki, a nie mocz i nie plocz. Włóż w naczynie gliniane, ociągnij w maśle i cebuli usmaż nie mało, z jabłkami przewarzonemi zmieszaj, a zrób z tego gąszcz, pietruszki nie mało w kostkę nakraj, soli według smaku, nalej rosołem a warz nakrywszy; a gdy w poł przewre, wlej octu winnego, nakraj limonii, rozynek obojga (dużych jasnych i małych czarnych), pieprzu, cynamonu, goździków, gałki, słodkości, podsadź dobrze a daj na stoł. Wspólną cechą tych przepisów jest mięso podzielone na kawałki, obsmażone, a potem duszone, oraz dużo przypraw, w tym cytryna lub ocet, nadające potrawie kwaskowy smak.

Uważano, że danie pochodziło z kuchni włoskiej, co potwierdza literatura. Klementyna z Tańskich Hoffmanowa w Pamiętnikach pisała: 29 Listopada. – Dziś rocznica [...] Potem jadłam obiad w włoskiej kuchni, upatruję jakąś styczność z polską. Jakoż były uszka w zupie i sztufada, zupełnie te dwa przysmaki, które od królowej Bony nam zostały. Autorka bawiła wtedy w Paryżu. Także Antoni Edward Odyniec w Listach z podróży, w których opisał wspólną z Adamem Mickiewiczem wyprawę do Włoch, wspominał sztufadę: Minestra (zupa z jarzyn) i zaraz po niej następująca stuffata (sztufada) posłużyły za pierwszy przedmiot do rozmowy, a było nim podobieństwo kuchni naszej z włoską, co nam niegdyś królowa Bona razem z uprawą różnych jarzyn włoskich przyniosła.

BOEUF À LA MODE, CZYLI IMPORT Z FRANCJI W znanej książce kucharskiej Marii z Krzywkowskich Marciszewskiej Kucharka szlachecka: podarek dla młodych gospodyń. T. 1, Kucharstwo z roku 1885 znajdujemy taki oto przepis na sztufadę: Sztuka mięsa sztufada, czyli boeuf à la mode Weź zrazówki albo części żebrowej bez kości, oczyść, zbij ją trochę, naszpikuj słoniną pierwej obsypaną korzeniami, włóż w rondel szeroki, a na spód daj parę

57


57-60 Tyszkiewicz 22.01.2015 13:33 Strona 58

58

HISTORIA NA TALERZU

marchwi pokrajanych i trochę kruchego łoju, z wierzchu posól, daj pieprzu angielskiego kilkanaście ziarnek, kilka liści bobkowych, pietruszki, selery i cebuli, cytrynę w talarki pokrajaną, zalać wodą albo lekkim rosołem, dodać octu, kto chce, szklankę wina, albo też można całkiem piwem zalać, przykryć rondel szczelnie pokrywą, niech się dobrze dusi, potem wziąć trochę masła, garść mąki, utrzeć, rozprowadzić sosem ze sztufady, przecedzić, wlać do tegoż rondla, niech się dobrze wydusi, aby sos był krótki, sos powinien być

rumiany. Na półmisku pokrajać mięso, oblać tymże sosem, cedząc przez sitko; na około ubrać można kartofelkami przesmażonemi i skrobanym chrzanem albo czerwoną kapustą. Podobny przepis podaje Lucyna Ćwierczakiewiczowa w słynnym dziele 365 obiadów przez Lucynę Ćwierczakiewicz. Ona również twierdziła, że sztufada to inaczej boeuf à la mode, czyli danie kuchni francuskiej. I tak pozostaje po kolejnych ponad 100 latach:

Carel Nicolaas Storm van’s Gravesand, Boeuf à la mode, 1906

w książce Macieja E. Halbańskiego Domowa kuchnia francuska z 1976 roku znajdziemy informację, że sztufada to polska nazwa francuskiego dania boeuf à la mode. Znacząca transformacja: gdzieś między końcem XVII a końcem XIX wieku sztufada zmieniła narodowość z włoskiej na francuską, a w miejscu potrawki z małych kawałków mięsa pojawiła się duszona pieczeń wołowa naszpikowana słoniną. Tylko kwaśny smak pozostał.


57-60 Tyszkiewicz 21.01.2015 13:43 Strona 59

HISTORIA NA TALERZU

DZIEJE EWOLUCJI Zacznijmy od analizy językowej nazwy. W języku francuskim występuje termin estouffade obok synonimicznych terminów étouffade (z późniejszą ortografią) oraz à l’étouffée i à l’étuvée. Dwa ostatnie można na język polski przetłumaczyć jako „duszony”. Przykładowo perdrix à l’estouffade lub à l’étouffée to po prostu duszona kuropatwa. Można również użyć samego estouffade jako nazwy potrawy, chociaż nic nie

wskazuje na to, by chodziło o konkretne danie. Słowo raczej oznacza grupę dań przyrządzanych metodą duszenia. Analogicznie w języku polskim używa się terminu „pieczeń” – jak wiadomo, pieczeń może być z dowolnego mięsa i przyprawiona dowolnie. Gdyby pokusić się o podobny neologizm, trzeba by zaproponować termin „duszeń” jako dosłowny przekład francuskiego estouffade. Innym sposobem jest zapożyczenie słowa, jak ma to miejsce w przypadku sztufady. Problem w tym, że w polskiej tradycji kulinarnej, jak się zdaje, sztufada nie oznacza dowolnej potrawy mięsnej przyrządzonej metodą duszenia, ale bardzo konkretne danie. Czy takie zastosowanie tej nazwy jest polską innowacją? Wydaje się, że tak. W dawnych francuskich książkach kucharskich estouffade jest sposobem przyrządzania. Audot w La cuisinière de la campagne et de la ville (1896) podaje przepis na wspomnianą duszoną kuropatwę. Ptaka należy odpowiednio przyprawić, a następnie dusić na małym ogniu w bulionie zmieszanym ze szklanką białego wina. W starszej o ponad dwa stulecia książce kucharskiej Le cuisinier françois (z przedrewolucyjną ortografią) Lavarenne podaje przepis na duszoną wołowinę (boeuf à l’estouffade). Mięso, pokrojone na cienkie plastry i zbite, należy obtoczyć w mące i przysmażyć na smalcu, a następnie dusić w garnku z bulionem. Znamienne, że ten przepis następuje zaraz po przepisie na boeuf à la mode, modną wołowinę, która również jest duszona, z tym że mięsa się nie

panieruje ani nie przysmaża, ale wkłada bezpośrednio do garnka. W Le nouveau cuisiner royal et bourgeois z roku 1721 jest jednak przepis na boeuf à la mode w zasadzie identyczny z tym Lavarenne’a. Z kolei M. Viard w Le cuisinier royal z przełomu XVIII i XIX wieku proponuje, by boeuf à la mode dusić bez uprzedniego podsmażania. Tak czy inaczej, trzeba podkreślić, że u wszystkich tych autorów estouffade oznacza jedynie sposób przyrządzania. Francuskie słowniki objaśniają, że termin estouffade pochodzi od włoskiego słowa stufata. W języku włoskim nie jest to jednak rzeczownik, ale przymiotnik, a ściślej rzecz biorąc, imiesłów od czasownika stufare – dusić. O duszonym mięsie, carne stufata, pisał już ponoć w roku 1549 Cristoforo Messibugo w Banchetti. Bartolomeo Scappi w książce kucharskiej Opera podaje kilka przepisów, w których pojawia się przymiotnik stufato, np. lomboli di vaccina stufata alla Venetiana (wołowina duszona po wenecku). Mamy nawet przepis na gruszki duszone w cukrze: pere stufate in zuccaro. Przegląd dawnych książek kucharskich, zarówno włoskich, jak i francuskich, potwierdza przypuszczenie, że sztufada jako nazwa konkretnej potrawy jest innowacją polską. Być może robione na wzór włoski danie z duszonego mięsa nazwano z włoska sztufadą i nazwa ta przylgnęła do jednego przepisu. Cytowane świadectwa Klementyny Hoffmanowej i Antoniego Odyńca wprawdzie wskazują na kuchnię włoską, ale pewności brak, bo, niestety, nie opisali dokładnie tego, co jedli. Szukajmy zatem dalej w książkach kucharskich. W Kucharzu doskonałym Wojciecha Wielądki z 1783 roku nie ma osobnego przepisu na sztufadę. Jest jednak zastanawiająca informacja w słowniku na końcu książki: Sztufata, czyli duszona sztuka mięsa, lub pieczenia wołowa, sposób robienia onejże, masz w osobnym artykule. To jakiś ślad. Co prawda mało konkretny, ale wskazuje na francuską wersję – mowa jest o sztuce mięsa, poza tym wiadomo, że Wielądko sam książki nie napisał, tylko przetłumaczył i zaadaptował z francuskiego. Pytanie tylko, na ile oddał w ten sposób realia ówczesnej kuchni polskiej, a ile w tym pomyłki

59


57-60 Tyszkiewicz 22.01.2015 13:33 Strona 60

60

HISTORIA NA TALERZU

bądź dopasowywania na siłę francuskich potraw do rodzimych realiów.

NAMACALNY ŚLAD TRANSFORMACJI W końcu w nasze ręce wpada skromna anonimowa Książka kucharska powszechna, wydana we Lwowie w 1827 roku nakładem Franciszka Pillera. Tu jest owa upragniona forma przejściowa, namacalny ślad dokonującej się transformacji. W rozdziale poświęconym potrawkom znajdujemy przepis żywo przypominający włoskie danie z Compendium ferculorum: 194) SZTUFADA. To nazwisko oznacza potrawę, która z gołąbków, kapłonów, cielęciny, baraniny itp. mięsiwa, dobrze wprzód potłuczonego, osolonego, mąką albo gryzem posypanego, które w maśle lub słoninie przyrumienionej opiekłszy, potem zwolna w mięsnym rosole gotować należy, dodawszy różnych korzeni, wina, cytrynowej skórki i rozmaitych ziół. R

E

K

L

A

M

A

W rozdziale poświęconym sztukom mięsa znajduje się też przepis na sztufadę w postaci duszonej sztuki mięsa, choć nieszpikowanej słoniną. 124) SZTUFADA. Wziąwszy spory kawał mięsa wołowego od cząbru, należycie tenże potłuc potrzeba, po czem korzeni różnych z ziółkami aromatycznemi drobno usiekawszy, mięso to gdzie niegdzie narzynając, a w narznięcia wyż wspomnianych korzeni nasypać należy. Dalej kładzie się w rynkę słonina w talerzyki pokrajana, kawałek szynki, cztery małe cebule, marchew, pietruszka w korzonkach, selery, cytryna w krążki pokrajana, nieco korzeni podług upodobania, i cztery kromki przysuszonego chleba; na to kładzie się mięso do tegoż rondla, a wlawszy kwartę wina czerwonego i pół kwarty dobrego octu, nakrywa się rondel pokrywą, którą na około ciastem oblepić należy, aby nie parowało. Tak urządzone mięso stawia się na węglach, na których zwolna około sześciu godzin duszone być ma, po czem wyjęte i sosem

przez sito przecedzonym polane, dawane bywa na stół. Innym sposobem urządzając sztufadę, należy mięso zbite tłuczonemi korzeniami natrzyć, a ponakrawawszy, goździkami i szpikiem te narznięcia powypełniać; wkłada się potem do rondla, nieco słoniny, tłustości wołowej, pietruszki w korzonkach, marchwi, selerów i parę cebul goździkami szpikowanych, na co mięso włożywszy i kwartą wina nalawszy, dusi się zwolna, dopóki nie zmięknieje, a tak wyjęte z rondla i sosem przecedzonym polane, daje się na stół. W końcu znajdziemy też przepisy Duszona sztuka mięsa, czyli boeuf à la mode i Boeuf à la mode na zimno. Jak widać, dla autora jeszcze nie były one synonimami sztufady, ale za to są całkiem zgodne z tymi, które nieco ponad 60 lat później podawały Maria Marciszewska i Lucyna Ćwierczakiewiczowa.  JERZY TYSZKIEWICZ, matematyk, pracuje w Instytucie Informatyki Uniwersytetu Warszawskiego


61-64 Bojarski 21.01.2015 09:13 Strona 61

H ISTORYCZNA

AGENCJA TURYSTYCZNA

Artur Bojarski

Nie jest to Malbork, ale… Dzieje bierzgłowskiego zamku

Bergelow, Birgelow, Bierglow, Birglau, Bierzgłowo, Bierzgłówek, Bierzgłów, Bierzgłowski Zamek. Brzmienia podobne, ale nie identyczne. Etymologia nazwy bierzgłowskiego zamku i osady wywodzi się prawdopodobnie z czasów przedkrzyżackich, kiedy ziemia chełmińska była częścią wielkiego Mazowsza. Według legend istniała tu od początków chrześcijaństwa w Polsce niewielka kaplica, do której ściągali pogańscy Prusowie po chrzest i bierzmowanie. Od tego bierzmowania wzięła nazwę osada – Bierzgłowo, a nieco później zamek bierzgłowski.

P

rzemierzając dzisiaj ziemię chełmińską, trudno uwierzyć, jak niebezpieczne były to okolice w XIII stuleciu. W pierwszych dekadach Polski dzielnicowej Mazowsze stanowiło wielki obszar, sięgający na północnym zachodzie terenów wokół współczesnego Chełmna. Północne rubieże tej krainy tworzył płonący pas pogranicza z ziemiami należącymi do plemion pruskich, których najazdy były nieszczęściem dla poddanych książąt mazowieckich. W końcu jeden z nich, Konrad, sprowadził do obrony północnego Mazowsza zakon krzyżacki. Krzyżakom, których niedawno usunięto z Węgier, ta propozycja była

Brama wjazdowa na dziedziniec zamkowy, fot. autor

61


61-64 Bojarski 21.01.2015 09:13 Strona 62

62

HISTORYCZNA AGENCJA TURYSTYCZNA

Dawna sala rycerska, fot. autor

bardzo na rękę. Ochoczo przystąpili do ujarzmiania i chrystianizacji nadwiślańskich Bałtów. Stopniowo też stawało się jasne, że ziemia chełmińska jest tylko bazą do budowy wielkiego państwa zakonnego. Od roku 1232 w ciągu kilkudziesięciu lat wzdłuż dolnej Wisły wyrosły budowane przez zakonników miasta i zamki, początkowo z drewna, wkrótce z czerwonej palonej cegły. Jednym z mniejszych zamków wzniesionych na linii komunikacyjnej pomiędzy Toruniem a Starogrodem (jeden z najstarszych zamków krzyżackich, obecnie nie istnieje) była warownia bierzgłowska. Położona strategicznie na dawnym wysokim brzegu Wisły, skąd można było wypatrywać wroga nadciągającego od nizin wiślanych. Na nieprzyjaciół nie trzeba było długo czekać. W 1260 roku wybuchło wielkie antykrzyżackie powstanie Prusów i całą ziemię chełmińską ogarnęły pożoga i anarchia. Wykorzystał to książę żmudzko-litewski Trojnat: Litwini spustoszyli wówczas zamki, wsie i osiedla ziemi chełmińskiej, uprowadzili ludność i zabrali jej dobytek. Zamek bierzgłowski wojownicy Trojnata zdobyli szturmem. Ocaleli tylko rycerze zakonni, którzy bronili się w wieży zamkowej. Nie wystygły jeszcze pogorzeliska po rajdzie Litwinów, kiedy pod murami

Bierzgłowa doszło do kolejnych walk. Wódz jaćwieskiego plemienia Sudawów Skomand wtargnął z licznym wojskiem do ziemi chełmińskiej, zabijając, rabując i paląc, cokolwiek napotkał. Jaćwingowie rozbili obóz pod zamkiem, udaremnili kilka krzyżackich wycieczek, ale załogi złamać im się nie udało. Bierzgłowa nie zdobyli także Bartowie – jedno z plemion pruskich, które w czasie antykrzyżackiego powstania zaszło aż do ziemi chełmińskiej. Musieli odstąpić od oblężenia, kiedy ich wódz otrzymał śmiertelny postrzał z kuszy od samego Arnolda Kopfa, pierwszego komtura na Bierzgłowie.

ZAMEK KRZYŻAKÓW Pierwsza wiadomość o istnieniu w Bierzgłowie zamku pochodzi z 1262 lub 1263 roku. W XIV wieku przekazał ją kronikarz zakonny Piotr z Dusburga przy okazji opisu przebiegu powstań pruskich w latach 1260–1283. Zamek wzniesiono prawdopodobnie pomiędzy klęskami, jakie Krzyżacy ponieśli w latach 1242–1263 w Pomezanii. Zapewne był drewniany – w czasie pierwszych walk z Prusami Krzyżacy naprędce stawiali drewniane warownie, by dopiero później, w spokojniejszych czasach, przebudować je na murowane. Po walkach w 1263 roku Krzyżacy odbudowali zamek w Bierz-

głowie już z kamienia i cegły. Stało się to ok. 1270 roku. W zamku oprócz komtura zamieszkiwał konwent złożony z kilkunastu rycerzy, kilku duchownych oraz giermków i służby. Załoga nie musiała się martwić o doczesne dobra: do komturskiej kasy wartkim strumieniem płynęły dochody z lasów, pastwisk, szynków, browaru i gorzelni. Pieniądze pozwalały na rozbudowę zamku, kupno bojowych koni i sprzętu wojennego. Bierzgłowscy komturowie potrafili z nawiązką wykorzystać XIV wiek, czas pokoju i dobrobytu w ziemi chełmińskiej. W tym stuleciu zamek zmienił funkcję: z militarnej placówki krzyżackiej przedzierzgnął się w ośrodek magazynowania i dystrybucji towarów. Po klęsce grunwaldzkiej w kolejnych starciach z wojskami królewskimi Krzyżacy z Bierzgłowa ponieśli dotkliwe straty. Zamek rozgrabiono, a przedzamcze z magazynami spłonęło. Wraz z upadkiem gospodarki bierzgłowskiej rok 1415 przyniósł koniec tutejszej komturii, a zamek przeszedł pod zarząd komtura toruńskiego. 40 lat później, na początku wojny trzynastoletniej, w lutym 1454 roku zajęła go szlachta chełmińska. Był to koniec panowania zakonu niemieckiego w tym grodzie. Po klęsce pod Chojnicami, którą zadał wojskom królewskim Bernard Szumborski, Ka-


61-64 Bojarski 21.01.2015 09:13 Strona 63

HISTORYCZNA AGENCJA TURYSTYCZNA

zimierz Jagiellończyk nakazał zburzyć zdobyte wcześniej zamki, aby nie wpadły na powrót w krzyżackie rece. Rozkazu w Bierzgłowie nie wykonano zbyt gorliwie i po 1466 roku zamek służył jako warownia administracji królewskiej. Wkrótce po podpisaniu drugiego pokoju toruńskiego w 1466 roku zamek bierzgłowski wraz z okolicznymi ziemiami stał się przedmiotem ostrego sporu. Początkowo dobra bierzgłowskie przejęli rajcy Torunia w nagrodę za lojalność wobec króla Kazimierza. Po 1520 roku we władanie toruńskiego magistratu powrócił także zamek, ale w 1569 roku przy użyciu siły znowu zajęła go królewska administracja. Kilka lat później, kiedy monarszy skarb świecił pustkami, władze Torunia odkupiły dobra bierzgłowskie za sumę 24 tys. zł. Toruń czerpał z nich zyski, ale też ponosił z tytułu ich utrzymania i odbudowy niemałe wydatki. Dobra bierzgłowskie doznały bowiem znacznych strat w czasie wojen ze Szwedami w XVII wieku oraz podczas wojny północnej. W 1769 roku Bierzgłowo i zamek zajęli konfederaci barscy. W nocy z 13 na 14 lipca doszło do bitwy pomiędzy konfederatami a gwardią koronną i milicją miejską Torunia Zamkowy dziedziniec, fot. autor

wspieraną przez wojska rosyjskie. Konfederaci przegrali i pod osłoną nocy wycofali się z zamku. Później, mimo rozbiorów Polski, zamek pozostał dzierżawą miasta Torunia. Dopiero w 1840 roku przeszedł w ręce prywatne, by po jakimś czasie trafić pod władzę rządu pruskiego. Powtórnej świetności zamek bierzgłowski doczekał się w dwudziestoleciu międzywojennym za sprawą biskupa Okoniewskiego. Budynek wyremontowano i przeznaczono na dom rekolekcyjno-wypoczynkowy dla duchowieństwa. Zainstalowano wodociągi, kanalizację, centralne ogrzewanie, sieć elektryczną. Pomieszczenia urządzono starannie i z wielkim smakiem. Ściany zdobiły obrazy Leona Wyczółkowskiego, Mariana Mokwy i innych artystów międzywojnia oraz odrestaurowane obrazy starszych mistrzów. Uroczyste otwarcie odnowionego zamku bierzgłowskiego uświetnił prymas Polski kard. August Hlond, biskupi, wojewoda pomorski Władysław Raczkiewicz (późniejszy prezydent RP), generałowie Władysław Bortnowski i Wiktor Thommée. W czasie ostatniej wojny zamek nie doznał strat, natomiast za czasów PRL został bardzo zdewastowany. W 1992 roku wrócił

w ręce kościelne i dziś, pod fachowym okiem toruńskich konserwatorów, powoli odzyskuje świetność z czasów biskupa Okoniewskiego.

ZWIEDZAMY WAROWNIĘ Do zamku bierzgłowskiego można dotrzeć rowerem, czemu sprzyja biegnąca przez lasy i wśród wzgórz doskonała trasa rowerowa. Trasa (17 km) z bazy wypadowej w Toruniu jest łatwa do pokonania nawet dla średnio zaawansowanych rowerzystów. Po przybyciu do zamku możemy być nieco rozczarowani walorami widokowymi, zwłaszcza gdy wiemy, że dawniej roztaczał się stąd piękny widok na wiślane niziny. Dzisiaj są one niewidoczne, bo zabudowania zamkowe otula stara, ciemna zieleń. Nawiasem mówiąc, bardzo ładnie współgra ona z czerwonymi murami i dachówkami. Dzisiejszy zamek, złożony z przedzamcza oraz zamku właściwego, zajmuje całkiem duży teren, większy niż niejedna warownia krzyżacka na Warmii i Mazurach. Zmierzając do zamku głównego, przechodzimy przez obronną wieżę wjazdową, dzisiaj znacznie niższą niż dawniej. Trudno się tu nie zatrzymać: jej wnętrze, zapach i drew-

63


61-64 Bojarski 21.01.2015 09:13 Strona 64

64

HISTORYCZNA AGENCJA TURYSTYCZNA

Dawny kapitularz, obecnie kaplica, fot. autor

niana konstrukcja mówią historią. Samo przedzamcze, otoczone grubym wysokim murem, mieściło zabudowania gospodarcze. Dawne stodoły, browar, młyn i piekarnia obecnie są wykorzystywane na sale dydaktyczne i gospodarcze. Stojąc pośrodku przedzamcza, wyczuwa się inwestycyjny rozmach bierzgłowskich zakonników. Po sforsowaniu przedzamcza stajemy przed portalem bramy wjazdowej na dziedziniec zamku właściwego,

ozdobionym intrygującym tympanonem. Komu nie powiedzie się rozszyfrowanie jego treści, ten może się pocieszyć tym, że nad jego interpretacją łamali sobie głowy uczeni niemieccy i polscy. Wewnątrz tympanonu umieszczono litery o dziwnym kształcie i niewyjaśnionym znaczeniu oraz trzy płaskorzeźby figuralne. Prawdopodobnie przedstawiają one rycerza z mieczem i tarczą pośrodku, klęczącego Krzyżaka po prawej i innego rycerza po lewej.

Dzisiaj detali z płaskorzeźb, mocno nadgryzionych zębem czasu, nikt nie potrafi odczytać. Jednym z wyjaśnień jest dość prosta teoria, że poprzestawiali je robotnicy murarscy, których nie dopilnowali zakonni budowniczowie. Portal prowadzi ku częściowo zacienionemu dziedzińcowi zamkowemu, na którym rosną wiekowe drzewa liściaste. Zabudowania zamkowe tworzą czworobok: od strony południowej i zachodniej wznosi się sam zamek, stronę wschodnią i północną tworzą potężne, wysokie na ok. 5 m mury. Bryła główna ulegała wielu zniszczeniom, dlatego trudno odczytać jej pierwotny kształt. Kilka razy wzmiankowano o zamku jako o zupełnej ruinie. Obiekt został m.in. podpalony przez konfederatów barskich, ale największe spustoszenia wyrządził w nim wielki pożar z 1782 roku. Dopiero w 1908 roku niemieckie władze konserwatorskie poddały zamek częściowej rekonstrukcji, kontynuowanej następnie przez polskich lokatorów obiektu. Najcenniejsze wnętrza zamku to dawna sala rycerska i kapitularz (dzisiaj kaplica zamkowa). Oba pomieszczenia zostały zrekonstruowane przez Niemców w 1911 roku, ale ich całkowita odbudowa jest już dziełem polskich konserwatorów. Jak widać na starych fotografiach, wcześniej były skrajnie zdewastowane. Odbudowano je bardzo starannie: uzupełniono brakujące cegły i odtworzono sklepienia krzyżowo-żebrowe wsparte na służkach. Pozostaje tylko uruchomić wyobraźnię, aby pośrodku dawnej sali rycerskiej zobaczyć ławy i siedzących wokół zakonników. Małym dysonansem dla wrażliwego oka jest w tej kompozycji modernistyczna konstrukcja betonowa. To echa inwestycji okresu międzywojennego, kiedy przez fosę przerzucono betonowy most z okrągłymi prostymi tralkami. Tamtędy zakonni kuracjusze i goście biskupa Okoniewskiego przechodzili najkrótszą drogą z zamku w ostępy starego parku zamkowego. Sierpniowe słońce daje się już mocno we znaki, więc ja także podążam ich śladem.  ARTUR BOJARSKI, historyk, pracuje w Muzeum Historycznym w Legionowie


65-67 Kulczycki 21.01.2015 12:42 Strona 65

K LIOMATOGRAF

Kirk Douglas jako płk. Dax

Okopy i pałace

Piotr Kulczycki

O Ścieżkach chwały Stanleya Kubricka

65


65-67 Kulczycki 22.01.2015 13:36 Strona 66

66

KLIOMATOGRAF

Okopy. Ziemia niczyja. Leje po pociskach, krew wsiąkająca w glebę i kolejne warstwy ciał zabitych żołnierzy. To obrazek powszechnie kojarzony z pierwszą wojną światową. Jest jeszcze inny obraz tego konfliktu: pałace leżące zazwyczaj kilkadziesiąt kilometrów od frontu. Wśród przepychu i dzieł sztuki nadal organizuje się tam przyjęcia na których stoły uginają się pod ciężarem potraw i butelek najlepszego koniaku. To pałace generałów.

Ś

cieżki chwały Stanleya Kubricka, jeden z najlepszych filmów o pierwszej wojnie światowej, pokazuje, jak przenikały się te dwa kompletnie różne światy. Kubrick nakręcił go w roku 1957, cztery lata po zakończeniu wojny koreańskiej. Był więc nie tyle przypomnieniem, czym jest konflikt zbrojny, ile raczej pokazaniem, czym stała się wojna w XX wieku. Z jej dawnego romantycznego wizerunku nie zostało już nic. Napoleońskiego kawalerzystę na pięknym koniu zastąpił ponury urzędnik siedzący za biurkiem. To on

wyliczał, ile bomb trzeba zrzucić na miasto i ilu ludzi poświęcić, by doprowadzić do takich strat po stronie wroga, aby wygrać bitwę. Doskonale widać to w jednej z pierwszych scen filmu, kiedy główny bohater płk Dax, grany przez wspaniałego Kirka Douglasa, otrzymuje rozkaz natarcia od swego dowódcy gen. Mireau (w tej roli George Macready). Generał szacuje straty: 5 proc. atakujących zostanie zabitych przez własną zaporę ogniową, 10 proc. przy przechodzeniu przez ziemię niczyją, 20 proc. na linii zasieków. Przeżyje 65 proc. Wystarczy, by zdobyć i utrzymać tzw. mrowisko – punkt, dzięki któremu Niemcy kontrolują cały sektor. Sprzeciw Daxa skutkuje jedynie tym, że zdenerwowany generał proponuje mu urlop i przekazanie dowództwa komuś innemu. Ostatecznie Dax jako człowiek honoru decyduje się wykonać rozkaz.

PRAWNIK PRZECIWKO GENERAŁOM Płk Dax to postać z wojny romantycznej. Kirk Douglas gra inteligentnego, oczytanego prawnika, który nie boi się walczyć zarówno za kraj, jak i za sprawiedliwość. Nie wiemy nic o jego życiu prywatnym, ale widzimy go jako człowieka z zasadami, człowieka okopów. Przez 88 min. filmu widzowie obserwują, jak ten człowiek bezskutecznie usiłuje przemówić do rozsądku innym ludziom, tym z generalskich pałaców. Ostatecznie zostaje przez nich pokonany.

W filmie Kubricka brudny, okopowy świat zwykłych żołnierzy...

W Ścieżkach chwały postacie generałów wiernie oddają swoje historyczne pierwowzory. Pierwszy to gen. Mireau, człowiek ze szramą na twarzy i zdartym głosem, który podobno nie znosi siedzieć, bo woli działać, i krytykuje „biurkowych” oficerów. To Machiavelli w mundurze: żeby wykonać zadanie, dzięki któremu zdobędzie awans, jest zdolny do wszystkiego, łącznie z ostrzelaniem własnych żołnierzy, którzy nie chcą wyjść z okopów. Jego przełożony to gen. Broulard, typowy oficer „pałacowy”, organizator przyjęć i balów, pocieszny dziadek z wąsem, niepokojący się o wizerunek sztabu generalnego, naciski dziennikarzy i polityków. Atak na „mrowisko” się nie udaje, a płk Dax musi stawić czoło rozwścieczonemu Mireau, który chce rozstrzelać 100 żołnierzy za tchórzostwo. „Dziadek” Broulard zmiękcza jego stanowisko. Ostatecznie sąd wojenny ma osądzić trzech żołnierzy wybranych przez dowódców kompanii. Dax zostaje obrońcą oskarżonych. Jednak szybko się okazuje, że sąd to farsa, a wybrana trójka zostaje skazana na śmierć przez rozstrzelanie. Dax chwyta się wszystkiego, by uratować swoich ludzi: w końcu donosi Broulardowi, że Mireau wydał rozkaz ostrzelania własnych okopów. Tu ujawnia się jeden z genialnych zabiegów dramaturgicznych reżysera. Punkt kulminacyjny rozciąga się na dwie sceny. Pierwsza ukazuje morderczo długi proces egzekucji z dokładnie odtworzonymi szczegółami. Druga rozmowę, w której Broulard proponuje Daxowi stanowisko gen. Mireau (Od początku czyhał pan na tę posadę!). Ta scena jest jak cios w twarz. Widz może się teraz poczuć jak płk Dax. Nie dość, że nie uratował żołnierzy, to został uznany za kolejnego karierowicza, który robi wszystko, aby dostać awans: w tym przypadku stroi się w piórka obrońcy niewinnych żołnierzy. Używając


65-67 Kulczycki 22.01.2015 13:36 Strona 67

KLIOMATOGRAF

angielskich terminów – chciał być whistleblowerem, a został oceniony jako troublemaker. Happy endu nie ma, bo nie może go być. Jedyne, co pozostaje Daxowi i widzom, to wsłuchać się w głos pojmanej Niemki, która śpiewa francuskim żołnierzom niezrozumiałą dla nich piosenkę. Ludzie okopów najpierw gwiżdżą pogardliwie, po czym ze smutkiem zaczynają nucić pio- ...funkcjonuje obok pałacowego świata ich dowódców senkę. To jedyny, słaby sprzeciw wobec ludzi z pałaców. nie. W Niemczech weszły na ekrany Uchodzące dziś za klasykę Ścieżki w 1959 roku, ale we Francji nie wychwały w Europie zostały przyjęte róż- świetlano ich aż do roku 1975. W HiszR

E

K

L

A

M

panii rządzonej przez gen. Franco film pozostał zakazany aż do jego śmierci. 

A

REFORMY PIENIĄDZA W POLSCE I NA ŚWIECIE Szanowni Państwo! Rozpoczęliśmy nowy comiesięczny cykl pt. „Reformy pieniądza w Polsce i na świecie” realizowany z Narodowym Bankiem Polskim w ramach programu edukacji ekonomicznej. Okazją jest zbliżająca się 20 rocznica denominacji złotego. W 12 artykułach autorstwa wybitnych specjalistów z prof. Wojciechem Morawskim na czele zostanie przedstawiona historia reform pieniądza od końca XVIII wieku do czasów współczesnych. Będzie to kompendium wiedzy, którego trudno szukać w innych periodykach historycznych. Co miesiąc na stronie www.mowiawieki.pl w zakładce „Reformy pieniądza w Polsce i na świecie” znajdziecie Państwo ankietę (do wygrania atrakcyjne nagrody). Ponadto na tej stronie zamieścimy dwa inne cykle dotyczące dziejów finansów w Polsce. Zapraszamy do lektury!

67


68-69 Stremecki_Layout 1 21.01.2015 12:46 Strona 68

68

O KRUCHY

HISTORYCZNE

Danuta Szaflarska, fotografia portretowa, fot. Narodowe Archiwum Cyfrowe

Marek Stremecki

Wojenne historie Danuty Szaarskiej


68-69 Stremecki_Layout 1 21.01.2015 12:46 Strona 69

OKRUCHY HISTORYCZNE

Jeżeli ktoś urodził się pod zaborami w 1915 roku, to wzrastał, uczył się już w niepodległej Polsce, a gdy wybuchła druga wojna, najczęściej zakładał rodzinę i pracował, wchodził w Polskę Ludową po trzydziestce, a gdy dochodził do wolnej Polski w 1989 roku, miał już dobrze po 70. A co jak się dożywa setki w pełni sił życiowych i twórczych? To się tak wiele przeżyło i widziało. Bogate jest życie staruszki. Wszystko się przy mnie zmieniło – mówi o sobie Danuta Szaflarska.

U

rodziła się 6 lutego 1915 roku we wsi Kosarzyska w pobliżu Piwnicznej (dziś tuż przy granicy ze Słowacją). Nadal pracuje jako aktorka, i to na etacie. Pochodzi z rodziny inteligenckiej, w Kosarzyskach ojciec był nauczycielem, a matka pięknie grała na fortepianie. Jako dziecko chodziła boso i mówiła po góralsku jak jej koleżanki z chłopskich domów. Dopiero przeprowadzka do Nowego Sącza i uczęszczanie do tamtejszego gimnazjum nałożyły na nią niemiły obowiązek chodzenia w butach. Potem była szkoła teatralna w Warszawie, naznaczona siłą charakteru i talentu Aleksandra Zelwerowicza, wielkiego aktora i wymagającego nauczyciela, który powiedział kiedyś Szaflarskiej: ma pani za małe oczy jak na aktorkę. I wreszcie pierwsza praca: wyjazd do Wilna do Teatru na Pohulance. 17 września 1939 roku do miasta wkroczyli Sowieci. W teatrze podczas przedstawienia wybuchła panika, ale aktorzy dograli do końca spektakl – farsę Zielone lata dla zaledwie trzech widzów. Następnego dnia w Wilnie żadna z pań nie nosiła już na ulicy kapelusza, wszystkie założyły chustki. Na ulicy zobaczyłam oficera sowieckiego pchającego wózek z dzieckiem. Nie do po-

myślenia taki widok w Polsce, aby polski oficer… – mówi pani Danuta w filmie Inny świat Doroty Kędzierzawskiej.

WOJNA PRAWDZIWA Z Warszawy, w asyście bomb i wystrzałów, w stronę Wilna jechała pani Szaflarska. Wiozła córce dowód osobisty, który Danusia zapomniała wziąć z Warszawy. W Wilnie aktorka dowiedziała się o śmierci na froncie ukochanego młodszego brata. W filmowej spowiedzi mówi: Wzięłam ze sobą z Warszawy na pamiątkę jego szalik i pas harcerski. Wiedziałam, że zginie. Tymczasem od dowodu bardziej potrzebna była kromka chleba. Potem był powrót do poranionej Warszawy i ślub z pianistą Janem Ekierem, słynnym później wydawcą dzieł Chopina. Nie przerwał grać domowego koncertu, gdy do mieszkania wpadł pocisk. Tak zaczynało się, być może, znieczulenie na codzienne tragedie, które spadną na wszystkich podczas powstania. Przelatujące koło głowy kule nie robiły wrażenia. Tak ładnie grały – mówi Szaflarska. – Kiedy znieczulenie na śmierć przyszło naprawdę? Chyba wtedy, jak usiedliśmy, uciekając przed ostrzałem, na czyimś grobie i ktoś opowiadał dowcip. Zabici ludzie, wokoło ruiny i pożary. Od tej najbliżej płonącej do niezniszczonego jeszcze mieszkania Szaflarskich dochodziło ciepło tak duże, że na balkonie można było rozwiesić przeprane – w zdobytej cudem wodzie – pieluchy. Nikt z moich najbliższych, którzy byli blisko mnie, nie zginął ani nawet nie został lekko ranny. Trudno mi jednak zrozumieć, jak można było przetrwać te 63 dni powstańczej gehenny – mówiła Szaflarska w jednym z nielicznych wywiadów. W filmie Kędzierzawskiej aktorka często się uśmiecha lub po prostu śmieje. Raz tylko przerywa monolog, zaczyna płakać – gdy wzrusza się na wspomnienie bezinteresownej pomocy, jakiej udzielili uchodźcom z Warszawy mieszkańcy małopolskiej Bochni. Tam były ziemniaki, kapusta i chleb. I posłane łóżka. Szaflarska i jej rodzina nie śmieli się do nich położyć, żeby nie zostawić po sobie wszy. Spędzili kilka nocy na podłodze, ale gospodarze nie zgodzili się, aby było bez pościeli.

Wojna skończyła się w niby spokojnym Krakowie. Niby, bo i tam ciągle nie było bezpiecznie. Nie spadały pociski, ale wciąż były łapanki, aresztowania. Szaflarska z dzieckiem na rękach, bez żadnych dokumentów, cudem uniknęła śmierci. Choć może nie cudem, ale dzięki swemu tupetowi. Bo czyż nie było tupetem, uciekając przed esesmanami, wpaść na posterunek żandarmerii i domagać się pomocy? Zdumiony żandarm wskazał bezpieczne wyjście i na odchodnym rzucił przyciszonym głosem łamaną polszczyzną: Uczekaj.

WOJNA PO WOJNIE Wreszcie koniec. Wprawdzie zimno i głodno, ale zaczyna się praca, i to w słynnym Starym Teatrze. Nie na długo. W Krakowie zobaczyli uroczą i wyrazistą aktorkę: najpierw Stanisław Wohl, a potem Leonard Buczkowski. U tego pierwszego zagrała w filmie Dwie godziny. Prawdziwą gwiazdą została po premierze Zakazanych piosenek w styczniu 1947 roku. W pierwszym numerze dwutygodnika „Film” jej podobizna zdobiła okładkę. Skończyła się wojenna historia Danuty Szaflarskiej, zaczynała jej filmowa historia wojny. Już bez prawdziwego strachu, głodu i znieczulenia na śmierć. Akcja nieznanych powszechnie Dwóch godzin toczy się tuż po zakończeniu wojny. Bohaterami są ludzie naznaczeni przez nią, wśród nich Weronika (Szaflarska). Obraz pierwszym cenzorom wydał się zbyt mroczny. Premiera odbyła się więc 11 lat później, a film nie wszedł nigdy do szerszego obiegu. Przeciwnie Zakazane piosenki. Danuta Szaflarska mówi o filmie, że śpiewająca przeciw okupantowi Warszawa tak właśnie wyglądała. Tu też cenzura po kilku dniach wyświetlania nakazała zmiany. Trzeba było podkreślić udział armii sowieckiej w wyzwalaniu miasta, a słuchaczem snującego opowieść warszawskiego muzyka powstańca nie byli koledzy z wytwórni filmowej, ale świeżo przybyły do kraju żołnierz Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie, dopiero teraz dowiadujący się o piekle okupacji. Były jeszcze inne filmy wojenne z udziałem Szaflarskiej. Poniekąd „wojenna” rola trafiła się znakomitej aktorce nie tak dawno w filmie Pokłosie, ale to już zupełnie inna historia. 

69


70-74 Pastusiak 21.01.2015 13:00 Strona 70

70

P OD

TARCZĄ

B ELLONY Longin Pastusiak

Człowiek pomnik

(George Washington, 1789–1797) Prezentujemy fragment wydanej przez Bellonę książki Prezydenci USA w anegdocie. Od Waszyngtona do Roosevelta, autorstwa prof. Longina Pastusiaka, politologa i historyka amerykanisty. Historie głów państwa amerykańskiego przedstawiono barwnym językiem. Nie brakuje w nich ciekawych informacji o życiu prywatnym bohaterów i tytułowych anegdot. Autor demaskuje też mity narosłe wokół prezydentów. Dla czytelników „Mówią wieki” wybraliśmy rozdział o pierwszym prezydencie USA George’u Washingtonie. Skróty i śródtytuły pochodzą od redakcji.

P

ierwszy prezydent Stanów Zjednoczonych urodził się 22 lutego 1732 roku w Pope’s Creek w Wirginii. Był pochodzenia angielskiego, należał do Kościoła episkopalnego. Hodował tytoń, zajmował się polityką i wiódł życie żołnierza. Niewiele zachowało się dokumentów z jego dzieciństwa i młodości. Nie wiadomo, czy w ogóle uczęszczał do szkoły. W wieku 11 lat stracił ojca. […] 6 stycznia 1759 roku George Washington ożenił się z najbogatszą wdową Wirginii Marthą Dandridge Custis. Miał wówczas 26 lat i przeżył z nią 40 lat i 342 dni. W 1774 roku zasiadał w I Kongresie Kontynentalnym, a w 1775 roku w II Kongresie Kontynentalnym jako jeden z delegatów Wirginii. 15 czerwca 1775 roku Washington został wybrany na dowódcę Armii Kontynentalnej. 3 lipca tegoż roku formalnie przyjął dowództwo w Cambridge w kolonii Massachusetts, a 4 lipca 1776 roku Kongres w Filadelfii przyjął Deklarację niepodległości Stanów Zjednoczonych. Po zwycięskiej wojnie o niepodległość (1776–1783) Washington wycofał się do swej posiadłości w Mount Vernon w Wirginii. W 1787 roku przewodniczył konwencji, która opracowała Konstytucję Stanów Zjednoczonych wprowadzającą urząd prezydenta kraju. W latach 1789–1797 przez dwie kadencje był prezydentem Stanów Zjednoczonych. Jest jedynym prezy-

dentem USA, który nie mieszkał w Białym Domu, ponieważ to on budował stolicę Waszyngton i Biały Dom. Zmarł 14 grudnia 1799 roku w Mount Vernon, gdzie został pochowany.

WAŻNIEJSZY NIŻ ADAM Z RAJU Wokół postaci Washingtona narosło wiele legend. Młoda republika w celu utrwalenia swej tożsamości gwałtownie potrzebowała panteonu z własnymi bohaterami, z własnymi świętymi. Washington człowiek stawał się coraz bardziej Washingtonem pomnikiem.


70-74 Pastusiak 21.01.2015 13:00 Strona 71

POD TARCZĄ BELLONY

Portret George’a Washingtona, mal. Gilbert Stuart, fot. AKG/East News

Mały chłopiec, zapytany w czasie lekcji w szkółce niedzielnej, kto był pierwszym człowiekiem, bez wahania odpowiedział: George Washington. Kiedy nauczycielka go poprawiła, mówiąc, że pierwszym człowiekiem był Adam, chłopiec wykrzyknął: Jeśli uwzględnić cudzoziemców, to być może. Wilhelm Tell i Isaac Newton mają swoje jabłko, Krzysztof Kolumb jajko, a George Washington ma swoje drzewko wiśniowe. Jak chce legenda, której uczyły się w przeszłości i uczą się nadal wszystkie dzieci amerykańskie, przyszły prezydent był psotnym, ale prawdomównym chłopcem. Kiedyś wziął siekierę i ściął drzewko wiśniowe rosnące przed domem. Kiedy ojciec wrócił do domu i zobaczył świeży pień po ściętym drzewie, wpadł we wściekłość. Krzyczał na syna i pytał,

kto ściął drzewko. Ojcze – powiedział George – nie mogę skłamać. To ja ściąłem drzewko. Ojca tak rozbroiła uczciwość syna, że darował mu karę. Ta moralizatorska historyjka ma świadczyć o wrodzonej integralności charakteru i uczciwości George’a Washingtona. Faktem jest, że polityczni przeciwnicy Washingtona nigdy nie kwestionowali jego uczciwości. Faktem jest również to, że przez całe życie Washington poświęcał drzewom wiele uwagi. Nie tylko posadził osobiście wiele drzew, lecz także szczegółowo je opisywał. W swoich zapiskach drzewom poświęcił ponad 10 000 słów. Dziś George’a Washingtona wciąż stawia się dzieciom amerykańskim za wzór i przykład prawdomówności. – Mamo – pyta mały John – czy ludzie, którzy kłamią, nigdy nie idą do nieba?

– Oczywiście, synku – odpowiada matka. – To musi być smutno w niebie. Jest tam tylko Bóg i George Washington. Syn pyta ojca: – Dlaczego George Washington nigdy nie skłamał, tato? Ponieważ nikt go nie pytał, kiedy zakończy się recesja gospodarcza – odpowiedział ojciec.

W POLITYCE I NA WOJNIE Początek kariery politycznej przyszłego prezydenta nie był udany. Kandydował do legislatury Wirginii, House of Burgesses, ale bez powodzenia. Kolejne wybory również przegrał. Dopiero przy trzecim podejściu, w 1758 roku, nauczył się korzystać z techniki wyborczej. Na swą kam-

71


70-74 Pastusiak 22.01.2015 13:38 Strona 72

72

POD TARCZĄ BELLONY

Emanuel Leutze, Washington przekracza rzekę Delaware, 1851

panię przeznaczył ok. 40 galonów ponczu rumowego, 28 galonów wina, 26 galonów rumu, 46 galonów piwa, 6 galonów madery i 3,5 galona brandy. Ta metoda okazała się skuteczna. Uzyskał 310 głosów, a jego rywal tylko 45. Od tego czasu Washington już nie przegrywał wyborów. […] * * * Jak w każdej armii, zwłaszcza złożonej z ludzi, którzy trafili do niej z różnych pobudek, i szlachetnych, i bardzo prozaicznych, poziom moralny żołnierzy pozostawiał wiele do życzenia. 3 sierpnia 1776 roku generał Washington wydał ze swej kwatery w Nowym Jorku rozkaz ograniczenia używania przekleństw i obraźliwych słów. Apelował on do oficerów, aby zniechęcali żołnierzy do używania przekleństw. W przeciwnym razie – głosił rozkaz – nie możemy mieć nadziei na błogosławieństwo Niebios dla naszej armii. […] * * * Armia angielska skapitulowała 18 października 1781 roku pod Yorktown bez jednego wystrzału. Dowódca

wojsk angielskich Charles Cornwallis, widząc przygniatającą przewagę Amerykanów i Francuzów, poddał się. Istnieją różne wersje kapitulacji pod Yorktown. Jedni historycy twierdzą, że lord Cornwallis złożył swoją szpadę osobiście Washingtonowi, inni, że w tym czasie Cornwallis był chory i nie mógł tego zrobić. Pewne jest natomiast, iż Washington odmówił przyjęcia szpady lorda Cornwallisa i nakazał jej przyjęcie generałowi Benjaminowi Lincolnowi, którego w 1780 roku Anglicy zmusili w Charleston do kapitulacji i oddania szpady. Kiedy wojska angielskie pod Yorktown kapitulowały, ich orkiestra grała melodię Świat wywrócił się do góry nogami. Po podpisaniu aktu kapitulacji Washington zaprosił Cornwallisa i jego oficerów na kolację. Dowódca wojsk francuskich generał Rochambeau wzniósł toast: Za Stany Zjednoczone. Za króla Francji – zrewanżował się Washington. Za króla… – zaproponował toast lord Cornwallis. …Anglii – dodał w tym momencie Washington. – Ograniczmy go do Anglii, a wypiję pełny kielich. Tuż po zwycięstwie pod Yorktown Benjamin Franklin jako poseł amery-

kański uczestniczył w Paryżu w przyjęciu dyplomatycznym. Francuski minister spraw zagranicznych wzniósł toast: Za Jego Królewską Mość Ludwika XVI, który jak Księżyc pokrywa ziemię delikatną, przyjemną łuną. Ambasador brytyjski zrewanżował się ponoć toastem: Za Jerzego III, który jak Słońce w ciągu dnia daje światło światu. Benjamin Franklin zareagował na to okrzykiem: Nie mogę wam dać Słońca ani Księżyca, ale mogę wam dać George’a Washingtona, generała armii Stanów Zjednoczonych, on jak Jozue wstrzymał Słońce i Księżyc, które go posłuchały. […] * * * Kiedy Washington został wybrany na prezydenta w 1789 roku, zastanawiano się, jak należy się do niego zwracać, jak go tytułować, aby brzmiało to dostojnie, godnie i prestiżowo, a równocześnie nie było powtórzeniem dworskiej etykiety, potępianej przez wielu republikanów. W Kongresie odbyła się nawet debata na ten temat. Zgłaszano różne propozycje: „ Jego Wyborcza Mość”, „ Jego Wyborcza Wysokość”, „ Jego Wysokość Prezydent Stanów Zjed-


70-74 Pastusiak 21.01.2015 13:00 Strona 73

POD TARCZĄ BELLONY

noczonych i Protektor Ich Praw”, „Wasza Wielkość”, „Jego Wysokość Prezydent-Generał”, „ Jego Wysokość”. Proponowano również, by zwracać się do prezydenta, używając takich zwrotów, jak: „Ekscelencja”, „Czcigodność” czy też po prostu „Pan”. Tę ostatnią propozycję zgłaszał Thomas Jefferson. W końcu zdecydowano się na prostą i obowiązującą do dzisiaj formułę: „Prezydent Stanów Zjednoczonych” (President of the United States). * * * Washington pełnił funkcję prezydenta Stanów Zjednoczonych siedem lat i 308 dni. Ostatniego dnia prezydentury zaprosił gości do swej rezydencji, napełnił kieliszki winem i powiedział: Po raz ostatni piję wasze zdrowie jako osoba publiczna. Po opuszczeniu fotela prezydenckiego 3 marca 1797 roku powrócił do swej posiadłości w Mount Vernon.

DUSZA TOWARZYSTWA Washington chętnie podejmował gości. Sprawiało mu to prawdziwą przyjemność. W jego domu w Mount Vernon prawie zawsze przebywali znajomi. Washington czuł się dobrze i swobodnie wśród przyjaciół. Pił, grał w karty, żartował. Jego niepozbawione ironii poczucie humoru ilustruje opinia o milicji ochotniczej, z którą miał sporo kłopotów w czasie wojny o niepodległość. Milicja zjawia się nie wiadomo jak, opuszcza cię, nie wiadomo kiedy. Kiedy skonsumuje całe twoje zapasy, wówczas opuści cię w najbardziej krytycznym momencie – zwykł mawiać. * * * Washington lubił polować, zwłaszcza na kaczki, grać w bilard (często uderzał grubym końcem kija), na wyścigach konnych i w karty za niedużą stawkę (zapisywał skrupulatnie wszystkie wygrane i przegrane). Jeżeli tylko miał sposobność, tańczył i chodził do teatru i na koncerty.

CZY WIECIE, ŻE GEORGE WASHINGTON BYŁ: • jedynym prezydentem, którego uroczystość inauguracji i zaprzysiężenia odbyła się w dwóch miastach (Nowy Jork, 30 kwietnia 1789 roku, i Filadelfia, 4 marca 1793 roku); • jedynym prezydentem Stanów Zjednoczonych, który nie mieszkał w Waszyngtonie; • jedynym prezydentem, który wybrany został jednogłośnie przez kolegium elektorskie (głosowało na niego 69 elektorów); • prezydentem, który odmówił kandydowania na trzecią kadencję; • pierwszym prezydentem uhonorowanym sylwetką na znaczku pocztowym. Dziesięciocentowy czarny znaczek z podobizną Washingtona został wprowadzony do obiegu 1 lipca 1847 roku; • jednym z dwóch, obok Jamesa Madisona, przyszłych prezydentów, którzy podpisali Konstytucję Stanów Zjednoczonych; • prezydentem, który mianował najwyższą liczbę (dziesięciu) sędziów Sądu Najwyższego. Pił alkohol w sposób umiarkowany. Uwielbiał wino Madera. Sam produkował alkohol w Mount Vernon, a nawet go sprzedawał. Do jego ulubionych zajęć należały także: udział w loteriach fantowych, polowanie na lisa, wędkarstwo, walki kogutów, hodowla psów myśliwskich oraz pieczenie mięsa na powietrzu. Uczestnicząc kiedyś w balu w miejscowości Alexandria w stanie Wirginia, gdzie nie podano alkoholu, Washington ironicznie określił go jako „chlebowo-maślany bal”. Lubił też tańczyć. Mając 50 lat, cztery godziny bez przerwy tańczył z żoną generała Nathaniela Greene’a. * * * Washington był człowiekiem bardzo punktualnym. Tego samego wymagał również od swych gości. Spóźnialskich

powitał raz słowami: Panowie, w tym domu przestrzega się punktualności. Mój kucharz nigdy nie pyta, czy goście już przybyli, lecz czy nadeszła godzina posiłku. Innym razem Washington był umówiony z handlarzem na godzinę 17.15, by obejrzeć konie do powozu. Ponieważ kupiec spóźnił się, musiał czekać cały tydzień, zanim Washington umówił się z nim na rozmowę o transakcji. […] * * * Washington zdawał sobie sprawę z braków w swym wykształceniu. Dlatego też w okresie, gdy zajmował eksponowane stanowiska, unikał intelektualnych dyskusji, nie wdawał się w abstrakcyjne dysputy. Jeżeli musiał zabrać głos, wypowiadał się na piśmie. Nie znał żadnego obcego języka. Nigdy nie był w Europie. Odrzucił zaproszenie do złożenia wizyty we Francji, gdyż uważał, że porozumiewanie się z gospodarzami przez tłumacza skompromituje go. W chwili śmierci posiadał w swej prywatnej bibliotece 884 książki, co było pokaźną liczbą na owe czasy. * * * Od wczesnej młodości aż do śmierci Washington miał kłopoty z zębami. Jego osobiste notatki zawierają wiele wzmianek na ten temat. W wieku 57 lat stracił wszystkie zęby. Tuż przed zakończeniem wojny o niepodległość poznał francuskiego dentystę, który osiedlił się w Nowym Jorku. Dentysta ten odwiedził go w Mount Vernon i po kilku próbach wykonał sztuczną szczękę z kła nosorożca. Tuż przed śmiercią Washington miał kilka takich szczęk, ale nie był z nich zadowolony. Zbyt ciężkie, niewygodne, sprawiały mu wiele kłopotu. Dlatego też, choć przywiązywał ogromną wagę do bezpośrednich kontaktów z ludźmi, unikał publicznych przemówień. Rzadko się też uśmiechał w obawie, by szczęka mu nie wypadła. Jedna ze sztucznych szczęk prezydenta została przedstawiona jako eksponat na Wystawie Światowej w Chicago w 1933 roku. 

73


70-74 Pastusiak 22.01.2015 13:40 Strona 74

74

TO WARTO PRZECZYTAĆ

MASZERUJ LUB GIŃ U

tworzona w 1831 roku Legia Cudzoziemska to jedna z najstarszych i uchodząca za najlepszą formacja wojskowa; większość jej żołnierzy to, jak wskazuje nazwa, cudzoziemcy. Jej statutowym zadaniem jest obrona francuskich kolonii i byłych terytoriów kolonialnych, jednak w praktyce jej oddziały są wszędzie tam, gdzie Republika Francuska posiada szeroko pojęte interesy. Mimo szczytnych celów i zasad rzeczywistość służby w legii mocno odbiega od otaczającej ją legendy. Prawdziwy obraz elitarnej w założeniu formacji przedstawia David Mason, Australijczyk, który służył w niej na przełomie lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych XX wieku. To, co pisze, jest raczej smutne: zamiast honoru, braterstwa i kompetencji zawiść, małostkowość, a nawet rasizm. Regiment powietrznodesantowy, w którym służył Mason to najlepsza

jednostka w legii, można rzec, elita elity. Niestety: przestarzałe uzbrojenie, nie najlepsze wyszkolenie i głupota oraz obawa przed wzięciem odpowiedzialności przez dowódców sprawiały, że służba w niej była prawdziwą gehenną. We wspomnieniach Masona jest niemało historii żenujących, ale także zabawnych: autor barwnie kreśli charakterystyki swoich niezbyt inteligentnych i obciążonych nałogami kolegów. Dostaje się również przełożonym. Przykładem manewry jego oddziału koło Dżibuti: autor, cudem uniknąwszy śmierci podczas skoku na spadochronie, bez mapy wskazał dokładne miejsce lądowania i odległość do najbliższego źródła wody, czego nie potrafili zrobić dysponujący mapą oficerowie. Zamiast pochwały zagrożono mu aresztem za rzekome niedopilnowanie wyposażenia oddziału w środki medyczne.

Książka Masona to gorzka refleksja nad kondycją elitarnej formacji wojskowej, ale także uniwersalna opowieść o żołnierzu i patologiach istniejących chyba w każdej armii. Australijczyk nie boi się mocnego języka i dosłownych opisów, co czyni z jego opowieści wciągającą lekturę. Książka godna polecenia wszystkim zainteresowanym modną ostatnimi czasy literaturą podejmującą kontrowersyjne tematy. T.B.

David Mason, Maszerując z diabłem. Prawda, legenda, mity i fałsze o Legii Cudzoziemskiej, przeł. Michał Kompanowski, Bellona SA, Warszawa 2014

U-BOOTY OD A DO Z F

undamentem potęgi Kriegsmarine w drugiej wojnie światowej była flota podwodna. U-Booty przez długi czas były postrachem alianckich okrętów. O ich skuteczności świadczy chociażby to, że większość z 70 tys. poległych marynarzy Royal Navy zginęła w wyniku ataków niemieckich okrętów podwodnych, a Winston Churchill, doceniając niebezpieczeństwo z ich strony, powiedział wprost: Jedyną rzeczą, której się naprawdę bałem podczas tej wojny, było niebezpieczeństwo ze strony okrętów podwodnych. Historię tej odsłony drugiej wojny światowej przedstawia Juan Vázquez García. Jego książka to opowieść nie tylko o rozwoju niemieckiej floty podwodnej, ale o całej infrastrukturze związanej z ich produkcją, eksploatacją, a także ze środkami ich zwalczania.

Książka została zilustrowana dziesiątkami unikalnych fotografii, rysunków, map i schematów. García przedstawił wiele ciekawych historii dotyczących działań U-Bootów i jasno wyjaśnił procedury i osobliwości służby na nich. Ot, choćby warunki życia na pokładach okrętów podwodnych: wobec groźby szkorbutu marynarzom przysługiwało urozmaicone i pełnowartościowe pożywienie – na śniadanie kawa lub kakao, grzanki z masłem i marmoladą oraz jajka, na obiad zupa, mięso z kartoflami i warzywami oraz owoce, na kolację kiełbaski, konserwa rybna, kawa, herbata lub czekolada. Dodajmy, że kucharze służący na U-Bootach byli najlepsi nie tylko w niemieckiej flocie, ale we wszystkich rodzajach wojsk. Przechowywanie żywności podczas wielotygodniowych rejsów sprawiało wiele kłopotów. Duchota i za-

pach rozkładającej się żywności był dla marynarzy nie lada wyzwaniem. Dlatego ważna była ich odporność psychiczna i zdolność przystosowania się do ciasnoty panującej na okrętach. Dzięki przystępnemu językowi – wyrazy uznania dla tłumacza – i bogatej szacie graficznej książkę Garcii czyta się z dużą przyjemnością. Pozycja godna polecenia pasjonatom marynistyki i historii drugiej wojny światowej. T.B.

Juan Vázquez García, Okręty podwodne III Rzeszy, przeł. Ewa Morycińska-Dzius, Bellona SA, Warszawa 2014


75-77 Recenzje 21.01.2015 13:05 Strona 75

R ECENZJE Andrzej Brzozowski

HISTORIA NA CO DZIEŃ H

istoria to nie tylko zestaw sprawdzonych bądź domniemanych faktów. To także opowieść, która pozwala się przenieść w przeszłość i oczyma wyobraźni zobaczyć wydarzenia. Cykl Włodzimierza Kalickiego „Zdarzyło się”, obecny niegdyś na łamach „Gazety Wyborczej”, doczekał się w końcu wydania książkowego (opasły tom liczy ponad 1100 stron). To kalendarz historyczny na każdy dzień roku: 366 dwu- lub trzystronicowych not o ważnych wydarzeniach nie tylko ze świata polityki, lecz także gospodarki, nauki, sportu i kultury. Od Rubikonu po Midway, od Kaliguli po Micka Jaggera, od szczepionki Pasteura po Marsjan Wellesa. Każdego dnia wydarzyła się historia. Kalicki jest mistrzem krótkiej opowieści – zwięźle i treściwie potrafi opisać wydarzenie i jednocześnie zakreślić jego tło, przechodząc od szczegółu (Późnym rankiem, zaraz po śniadaniu, Lew Dawidowicz Trocki wychodzi z domu do ogrodu...) do ogółu. Czasem opowieść ubarwia dialogami, domniemanymi lub odtworzonymi z przekazów. Ale ten

Piotr Goltz

Włodzimierz Kalicki, Zdarzyło się, Znak Horyzont, Kraków 2014

zarys niekiedy wydaje się niewystarczający – urywa się w danym dniu, choć ciąg wydarzeń trwa. Tak jest np. ze słynnym przemówieniem Gomułki na pl. Defilad 24 października 1956 roku. Z tekstu Kalickiego dowiemy się tylko, jak pierwszy sekretarz KC PZPR tego dnia uspokoił tłumy. Jakie miało to konsekwencje? To już historia z innego dnia. Nie o to jednak w Zdarzyło się chodzi (a wiem to dobrze, bo sam prowadzę w „Mówią wieki” podobną rubrykę). Nie ma to być monografia wydarzenia, lecz wycinek historii, jeden dzień, w którym coś się wydarzyło. Jakie będą tego konsekwencje, jego uczestnicy dowiedzą się dopiero jutro, za miesiąc lub wcale. Wiemy to po latach (chociaż często też nie do końca). Ale wtedy, tamtego dnia (w dzień taki jak dziś), akcja urwała się o północy. I nikt nie mógł przewidzieć, jak się skończy. Kalicki przenosi nas w ten jeden konkretny moment historii po to, byśmy poznali smak tamtej chwili.

Douglas E. Neel, Joel A. Pugh, Jedzenie i uczty Jezusa. Kulinarny świat Palestyny pierwszego wieku, przeł. Marek Król, Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego, Kraków 2014

SKOSZTUJCIE I ZOBACZCIE, JAK DOBRY JEST PAN… D

ouglas E. Neel jest kapłanem Kościoła episkopalnego, prelegentem na spotkaniach poświęconych kuchni i zwyczajom konsumpcyjnym starożytności, prywatnie robi sery, wina i piwa. Niegdyś miał firmę cateringową odtwarzającą posiłki z czasów Chrystusa. Joel A. Pugh, biegły księgowy i wynalazca, to doświadczony kucharz, piekarz i piwowar amator. Obaj interesują się związkami między pożywieniem, historią i kulturą. Książka Jedzenie i uczty Jezusa. Kulinarny świat Palestyny pierwszego wieku jest przeznaczona dla popularnego odbiorcy. Dzięki lekturze można się przenieść w czasy, gdy pożywienie pochodziło z własnego pola lub hodowli, a uzależnienie plonów od pogody istotnie czyniło pokarmy trafiające na stół darami bożymi. W trakcie lektury poznajemy żydowskie posiłki, zarówno proste, jak i uroczyste, które spożywał Jezus ze

współbiesiadnikami. Autorzy podają informacje historyczno-kulturowe, następnie omawiają poszczególne dania i ich składniki, wreszcie proponują jadłospisy oparte o przepisy sprzed 2 tys. lat. W sumie w książce znajdziemy ponad 50 przepisów, prostych w przygotowaniu dzięki powszechnej dostępności składników (artykułom spożywczym poświęcono osobny indeks). By zachęcić czytelników do większego otwarcia na rodzinę i znajomych, w publikacji zawarto scenariusze zbiorowego celebrowania np. uczty paschalnej. Ten specyficzny przewodnik kulinarny jest napisany z pasją i umożliwia poznanie żydowskiej duchowości oraz codzienności w czasach Nowego Testamentu. Barwny język sprawia, że można niemal dotknąć, powąchać i posmakować jedzenia tamtych czasów.

75


75-77 Recenzje 21.01.2015 13:05 Strona 76

76

R ECENZJE Piotr Szlanta

DO ROBOTY P

raca przymusowa kojarzy się nam głównie z drugą wojną światową. Tymczasem Niemcy wykorzystywali robotników przymusowych, choć na mniejszą skalę, także w czasie Wielkiej Wojny. Tylko w 1914 roku w Rzeszy przebywało 300 tys. mieszkańców Królestwa Polskiego – głównie byli to robotnicy rolni. Kiedy latem 1915 roku wojska państw centralnych opanowały całą Kongresówkę oraz zachodnie gubernie imperium Romanowów, do Niemiec napłynęło ponad 200 tys. nowych robotników. Nie mieli prawa powrotu do domu ani do renegocjacji warunków umowy (dotyczyło to też robotników niemieckich). W warunkach wojny totalnej rynek pracy podlegał ścisłemu nadzorowi aparatu państwowego. Dodatkowo na obszarach okupowanych formowano bataliony robotnicze wykorzystywane do różnorodnych prac na miejscu (np. naprawy dróg). Reakcje na taki przymus były różne.

Bogdan Borucki

WINNY PATRIOTYZM? T

emat książki Doroty Dias-Lewandowskiej jest nader rozległy. Jak sama pisze: wino pełniło funkcję nie tylko trunku wypijanego w trakcie lub po posiłku, ale i alkoholu-używki, towaru, przyprawy, kosmetyku, konserwantu, lekarstwa, pożywienia, barwnika, etc., toteż w krótkiej recenzji nie sposób omówić wszystkich wątków. Dias-Lewandowska bardzo ciekawie i rzetelnie opisała sposoby „polepszania” smaku i mocy win. Równie interesująca jest analiza relacji cudzoziemców podróżujących po Polsce, którzy ponoć notorycznie przesadzali w opisach polskiego opilstwa. Książkę należy też polecić miłośnikom szampana, tym bardziej, że autorka korzystała z mało znanych w naszym kraju archiwów firmy Veuve Clicquot (może dlatego historycznych informacji o tym trunku jest nieco zbyt wiele). Najważniejszym tematem wydaje się związek między winem a zapatrywaniami politycznymi Polaków. Zwłaszcza od XVIII wieku wybór takiej czy innej butelki zaczyna

Christian Westerhoff, Praca przymusowa w czasie I wojny światowej. Niemiecka polityka sterowania siłą roboczą w okupowanym Królestwie Polskim i na Litwie w latach 1914–1918, Wydawnictwa Uniwersytetu Warszawskiego, Warszawa 2014

W Warszawie władze miejskie odmówiły wydania okupantowi listy bezrobotnych, a w Wilnie przedstawiciele czterech zwaśnionych grup narodowościowych (Polacy, Żydzi, Litwini i Białorusini) bodaj tylko w kwestii sprzeciwu wobec poboru siły roboczej potrafili zająć jednolite stanowisko. Okupanci, głosząc hasła wyzwolenia narodowego i dążąc do pozyskania sympatii ludności zajętych terytoriów, przy wymuszaniu różnorakich świadczeń nie mogli przekraczać pewnych granic i musieli iść na kompromisy. Oparta na szerokiej kwerendzie źródłowej książka Christiana Westerhoffa bardzo poszerza dotychczasową wiedzę o społecznych i gospodarczych aspektach Wielkiej Wojny na ziemiach polskich. Miejscami pewne zastrzeżenia budzi jedynie przekład. Już w tytule lepiej byłoby – w mojej ocenie – użyć terminu „zarządzanie”, a nie „sterowanie siłą roboczą”.

Dorota Dias-Lewandowska, Historia kulturowa wina francuskiego w Polsce, Muzeum Pałacu Króla Jana III w Wilanowie, Warszawa 2014

określać światopogląd konsumenta, jest desygnatem jego postawy patriotycznej. Dla jednych węgrzyn, mimo że importowany, jest tradycyjnym polskim winem, natomiast wino francuskie [...] stanowi faktycznie element kulturowo obcy. W drugiej połowie tego stulecia szampan utożsamiany jest z kosmopolityzmem, podążaniem za nową modą [...]. Wino węgierskie staje się zatem ostoją dla miłośników tradycji, symbolem czasów „złotej wolności”. Ta teza jest solidnie udokumentowana, choć, jak sądzę, nie należy jej nadmiernie generalizować, gdyż pomija preferencje indywidualne. Mimo horrendalnej liczby przypisów (ponad 3 tys.) i tego, że przełom XVIII i XIX stulecia potraktowano (wyjąwszy szampana) nieco pobieżnie, książka jest godna najwyższego polecenia. Dzięki solidnej pracy źródłowej Dorota Dias-Lewandowska wnosi powiew świeżego i niekonwencjonalnego spojrzenia na dzieje Pierwszej Rzeczypospolitej.


75-77 Recenzje 22.01.2015 13:42 Strona 77

R ECENZJE Hubert Kuberski

PAMIĘTAĆ – NIE PAMIĘTAĆ

K

siążka Szuflady pamięci autorstwa historyków z Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego Jacka Zygmunta Sawickiego i Katarzyny Krzywińskiej dotyczy obecności drugiej wojny światowej w pamięci społeczeństw. Siedem dekad od zakończenia tego kataklizmu nadal ma wpływ na współczesne relacje międzynarodowe i międzyludzkie. To m.in. efekt ludobójstw na masową skalę, zmian granic i związanych z nimi przesiedleń ludności. Autorzy obszernie opisują wojenną politykę historyczną w PRL oraz odwołują się do pamięci historycznej mieszkańców Ukrainy i Szwajcarii, która zachowała neutralność w tej wojnie. Rozdział „Pamięć Września ’39” ukazuje zmianę nastawienia komunistów do polskiej klęski w 1939 roku. Jacek Sawicki na przykładzie pamięci o obronie Westerplatte wyznacza trzy cezury czasowe: 1944/5–1949, 1950–1955 – okres zakłamania i milczenia socrealistycznego, oraz po 1956 roku – czas „pamięci zalegalizowanej”. Podobnie rzecz się miała z Armią Krajową, na co wskazuje rozdział „Krzyż Armii Krajowej” opisujący kulisy ustanowienia tego odznaczenia oraz próby jego zwalczania w PRL.

Paweł Skworoda

WOJNA NA PUSTYNI K

siążka Jarosława Dobrzelewskiego dotyczy jednego z najdłuższych konfliktów zbrojnych w XX wieku, który, jeśli chodzi o działania militarne, jest właściwie nieznany polskiemu czytelnikowi. Autor napisał pracę jak na razie najlepszą, choć zapewne wymagającą uzupełnień. Nie ograniczył się do polityki czy suchej faktografii, lecz pokusił się też o ocenę przywódców obu państw, armii, typów broni i polityki zbrojeniowej. Saddam Husajn zlekceważył Iran tak bardzo, że rozpoczynając wojnę, nawet nie ogłosił mobilizacji rezerwistów, dlatego nie uzyskał zakładanej przewagi (i to mimo pomocy niemal całego świata arabskiego, obawiającego się eksportu islamskiej rewolucji z Iranu). Z powodu ponoszonych porażek nie wahał się skazać na śmierć wielu oficerów, choć z czasem dojrzał do roli bardziej odpowiedzialnego dowódcy. Irakijczycy walczyli z przeciwnikiem, który początkowo posiadał przewagę wyszkolenia w lotnictwie

Jacek Zygmunt Sawicki, Katarzyna Krzywińska, Szuflady pamięci, Wydawnictwo Werset, Lublin 2014

Z kolei rozdział „W cieniu Majdanu” dotyczy relacji polsko-ukraińskich ze szczególnym uwzględnieniem drugowojennej nienawiści oraz powolnej zmiany nastawienia do siebie dwóch sąsiadujących narodów w ostatnich latach. Mimo polskiego zaangażowania w pomarańczową rewolucję i poparcia dla demonstrantów z Majdanu w 2014 roku na Ukrainie nie doszło do reinterpretacji zbrodni wołyńskiej, co jest tym trudniejsze, że Ukraińcy nie wykształcili „wspólnej i spójnej narracji historycznej”. Kończący książkę rozdział „Neutralność Konfederacji Szwajcarii (1939–2014)” autorstwa Katarzyny Krzywińskiej interesująco ukazuje wolną od wojny „wyspę” na tle Europy okupowanej lub podporządkowanej przez Hitlera. Osobiście zwróciłbym większą uwagę na intensywne relacje finansowe Szwajcarii i Trzeciej Rzeszy, niechętny stosunek władz konfederacji do Żydów, sprzedawanie przez Berno technologii zbrojeniowych obu stronom konfliktu czy służbę szwajcarskich ochotników w szeregach Waffen SS na froncie wschodnim. Po ten zbiór studiów powinni sięgnąć nie tylko ci, którzy interesują się drugą wojną światową.

Jarosław Dobrzelewski, Wojna iracko-irańska 1980–1988, Inforteditions, Zabrze–Tarnowskie Góry 2014

i materiałową w marynarce wojennej, ale słabł z każdym dniem pod względem technologicznym – był to skutek międzynarodowego embarga. Irańskie jednostki piechoty zaczęto posyłać do zmasowanych ataków na coraz bardziej rozbudowywane pozycje obronne przeciwnika. Krwawe starcia za sprawą użycia przez Irak broni chemicznej mogły przypominać zmagania z czasów pierwszej wojny światowej. Ostatecznie Irańczycy ponieśli klęskę – nie byli w stanie przełamać irackiej obrony i, wyczerpani, ulegli kontrofensywie armii irackiej (najlepiej wtedy wyposażonej armii arabskiej). Być może doświadczenia wojny z Iranem sprawiły, że w wojnie o Kuwejt w 1991 roku Saddam i jego dowódcy wojskowi byli przekonani, iż nie sposób przełamać głębokiej obrony. Tym szybciej przyszło więc załamanie irackiego morale w konfrontacji z międzynarodową koalicją.

77


78-80 Notki z ksiegarni i ploty 21.01.2015 13:44 Strona 78

78

N OTY

O KSIĄŻKACH

• Aneta Pieniądz Więzi braterskie we wczesnym średniowieczu. Wyobrażenia i praktyka społeczna, Homini, Kraków 2014, s. 318. Więź braterska obrosła tak wieloma metaforycznymi skojarzeniami (od bratobójstwa dokonanego przez Kaina i Romulusa do wolności równości i braterstwa w Wielkiej Rewolucji Francuskiej), że trochę zapomniano dosłownego znaczenia tego pojęcia. W przedstawianej książce znajdziemy oba aspekty. Autorka na początek przedstawia zakres pojęciowy słowa „braterstwo” (dosłowny i metaforyczny), później analizuje stosunek zasady primogenitury do zasady równości braterskiej (rzecz kluczowa dla kwestii dziedziczenia tronu). Zastanawia się nad tym, czy wspólnota braterska w średniowieczu była kategorią prawną z wynikającymi z niej wyliczonymi obowiązkami. Rekonstruuje wzorce relacji braterskich („między miłością a nienawiścią”) w średniowiecznym piśmiennictwie, a także stosunki braterskie realnie istniejące w społeczeństwie (np. kwestia podziału dziedzictwa lub wspólnoty dóbr odziedziczonych przez braci po rodzicach; problem dopuszczalności małżeństwa z wdową po bracie). Problematyka, na pierwszy rzut oka raczej marginalna, okazuje się wprowadzać nas w samo centrum społecznej i ideowej historii średniowiecza. • Jacek Banaszkiewicz, Trzy po trzy o dziesiątym wieku, Avalon, Kraków 2014, s. 350. Profesor Jacek Banaszkiewicz od wielu lat tropi historie, które się nie wydarzyły. Czyta średniowieczne kroniki i przedstawia niedostrzegalne na pierwszy rzut oka treści ideowe, kryjące się pod niewinnymi, zdawałoby się, opisami wydarzeń. Analizuje np. opis awanturniczej ucieczki cesarza Ottona II po przegranej bitwie (ze skakaniem z okrętu do morza), sens ceremonii towarzyszących podróży Ottona III do Gniezna czy też Gallowe opowiadanie o ślepocie i postrzyżynach Mieszka. Autor odwołuje się we wstępie do Jorge Luisa Borgesa i jego fantastycznej, surrealistycznej twórczości. Rzeczywiście, w książce Banaszkiewicza dominuje poczucie niejednoznaczności i różnorodności znaczeń, jakie możemy

odnaleźć w przekazach źródłowych. Książka jest ogromnie ciekawa, choć niełatwa. Jak często u wybitnych mediewistów fascynuje szczegółowa analiza tekstów źródłowych, często polegająca na żmudnym dociekaniu znaczenia poszczególnych fraz czy słów. • Franciszek Bujak, Galicya, t. I–II, Libra, Rzeszów 2014, s. 562 + 512. Klasyczna praca jednego z najwybitniejszych polskich historyków gospodarczych pierwotnie nie była książką historyczną: opisywała stan gospodarczo-społeczny Galicji istniejący w chwili jej napisania, tzn. kilka lat przed wybuchem pierwszej wojny światowej. Dziś jest pierwszorzędnym źródłem dla historyka. Bujak nie był sympatykiem rządzących Galicją konserwatystów, nie był też jednak radykalnym krytykiem ich rządów; książka stara się rzetelnie oddać ich dobre i złe strony. Tych drugich jest wiele i w świetle książki Bujaka zacofanie systemu gospodarczego Galicji nie ulega wątpliwości. Mnie jednak zafascynowała druga strona medalu – niesamowity rozwój, jaki dokonał się w Galicji we wszystkich dziedzinach między wydaniem książki Stanisława Szczepanowskiego Nędza Galicji w cyfrach z 1888 roku (też warto ją wznowić) a o 20 lat późniejszą pracą Bujaka. W przededniu Wielkiej Wojny Galicja nadal była biedna, ale rozwijało się szkolnictwo, lepsze były transport i łączność (nie tylko drogi czy koleje, lecz i telefony), demokratyzowało się życie polityczne. Ta pierwsza fala nowoczesności na ziemiach polskich została przyćmiona przez późniejsze klęski i nowe próby modernizacji. Warta jest jednak poznania i refleksji. • Stanisław Witkiewicz, Na przełęczy. Wrażenia i obrazy z Tatr, Łomianki, bez roku wydania, LTW (reprint wydania pierwszego: Warszawa 1891, Gebethner i Wolff). A oto jeszcze jeden „galicyjski” reprint, diametralnie odmienny od pracy Bujaka. Niestety wydawnictwo LTW nie uznało za stosowne podać daty wznowienia, nie jestem więc pewien, czy przedstawiam książkę nową, czy też mającą

już kilka lat. W każdym razie można ją jeszcze znaleźć w księgarniach i z różnych powodów warto na nią zwrócić uwagę. Książka Stanisława Witkiewicza, twórcy „stylu zakopiańskiego”, entuzjasty Tatr i ojca Witkacego, jest napisana okropnie manierystycznie; zachwytów nad tężyzną fizyczną i artystyczną wrażliwością tatrzańskich górali raczej nie da się dziś brać poważnie. Mają one jednak istotną wartość źródłową dla zrozumienia postaw i złudzeń ówczesnej polskiej inteligencji, która w kulturze ludowej poszukiwała środka moralnego odrodzenia narodu. Ale to nie wszystko: książka jest też interesującym reportażem turystycznym, ukazującym góry i ich mieszkańców – tych stałych i tych wakacyjnych. Szczególnie ciekawa wydaje się organizacja wycieczki, tak odmienna od dzisiejszej i wymagająca znacznie większego wysiłku – nawet jeśli trasy są często te same. • Henryk Ciecierski, Pamiętniki, oprac. Teresa Ciecierska-Chłapowa, Justyna Chłap-Nowakowa, Arcana, Kraków 2014, s. 792, wyd. II. Autor pamiętników, ziemianin spod Siemiatycz, żył w latach 1864–1933. Wiele podróżował, miał zmysł obserwacyjny i łatwość pisania; jego pamiętniki obejmują właściwie całe jego życie, choć niezupełnie w porządku chronologicznym – duże fragmenty składają się z krótkich szkiców o różnych wydarzeniach oraz postaciach. Osobna część jest poświęcona podróżom autora przed pierwszą wojną światową, głównie po terenach imperium osmańskiego. Jest w tych wspomnieniach wiele interesujących szczegółów obyczajowych dotyczących życia dworskiego, szkół czy też stosunków narodowościowych (bardzo ciekawe fragmenty o wzajemnych stosunkach autora – polskiego ziemianina – z prawosławnym biskupem w Polsce w latach dwudziestych XX wieku). Jest także wiele raczej powierzchownych obserwacji z Turcji i innych krajów, dużo też uprzedzeń społecznych i narodowościowych (okropnie złośliwy opis rumuńskich celników). W sumie lektura jest zajmująca, ale wymaga krytycznego podejścia – jak zwykle przy źródłach typu wspomnieniowego. oprac. Maciej Janowski


78-80 Notki z ksiegarni i ploty 21.01.2015 13:44 Strona 79

N OWOŚCI HISTORIA POWSZECHNA • Katarzyna Balbuza, Aeternitas Augusti. Kształtowanie się i rozwój koncepcji wieczności w (auto) prezentacji cesarza rzymskiego (od Augusta do Sewera Aleksandra), Wydawnictwo Poznańskie, Poznań 2014, s. 252. • Historia monastycyzmu orientalnego. W 70. rocznicę śmierci ks. dra Stefana Siwca (Schiwietz) 1863–1941, red. Andrzej Uciecha, Księgarnia św. Jacka, Katowice 2014, s. 230. • Jerzy Łątka, Sulejman II Wspaniały, Bellona, Warszawa 2015, s. 300. • Marcin Pielesz, W karpackim tyglu. Subiektywny przewodnik po historii Rumunii, Rewasz, Pruszków 2014, s. 288. • Jerzy Rostkowski, Podziemia III Rzeszy. Tajemnice Książa, Wałbrzycha i Szczawna-Zdroju, Rebis, Poznań 2014, s. 295. • Przemysław Słowiński, Gaudi. Kapłan piękna z Barcelony, Videograf, Chorzów 2014, s. 268. • Adrian Szopa, Flavius Merobaudes, wódz i poeta z V wieku, Avalon, Kraków 2014, s. 240. • Rafał Szmytka, Lecz jako tyran zostanie opuszczony. Niderlandzka myśl R

E

K

L

A

M

polityczna w drugiej połowie XVI wieku, Historia Iagellonica, Kraków 2014, s. 320. • Paulina Zwolska, Pies. Antyczny przyjaciel, Avalon, Kraków 2014, s. 180.

HISTORIA POLSKI • Ankieta o konstytucji z 17 marca 1921, wyd. Władysław Leopold Jaworski, Wydawnictwo Sejmowe, Warszawa 2014, s. XVI + 466 (reprint wydania: Kraków 1924 z nowym wstępem Pawła Sarneckiego).

HISTORYCZNE

• Marek M. Niechwiej, Baptismus Ruthenorum. Bulla de non rebaptisandis Ruthenis to jest Chrzest Rusinów. Bulla o braku potrzeby rebaptyzacji Rusinów (1544) czyli Jan z Oświęcimia contra Stanisław Orzechowski, Collegium Colubinum, Kraków 2014, s. 136. • Sensus catholicus. Katolicy świeccy w Polsce Ludowej. Postawy – aktywność – myśl, red. Radosław Ptaszyński, Tomasz Sikorski, Adam Marszałek, Toruń 2014, s. 734.

• Katarzyna Kość-Ryżko, Wykorzenieni. Dylematy samookreślenia polskich repatriantów z Kazachstanu. Studium etno-psychologiczne, IAE PAN, Warszawa 2014, s. 276.

• Społeczeństwo i gospodarka Galicji w latach 1772–1867. Źródła i perspektywy badań, t. 1, red. Tomasz Kargol, Krzysztof Ślusarek, Historia Iagellonica, Kraków 2014, s. 220.

• Kultura ludowa górali pienińskich, red. Katarzyna Ceklarz, Urszula Janicka-Krzywda, Wierchy, Kraków 2014, s. 620.

• Olga Szmidt, Korespondent Witkacy, Universitas, Kraków 2014, s. 220.

• Magdalena Kumińska, Historia sztuki Mariana Sokołowskiego, Universitas, Kraków 2014, s. 316. • Jerzy Łojek, Pisma wybrane. Wiek XX, opr. Marek Kornat, Kraków 2014, Universitas, s. 656. • Maciej Mikuła, Prawodawstwo króla i sejmu dla małopolskich miast królewskich (1386–1572), Uniwersytet Jagielloński, Kraków 2014, s. 383.

• Krzysztof Ślusarek, Jędrzejów w latach 1795–1918. Portret miasta i jego mieszkańców, Wydawnictwo Nowa Galicja, Jędrzejów 2014, s. 278. • Przemysław Waingertner, Ostatni lodzermensch. Robert Geyer 1888–1939, Uniwersytet Łódzki, Łódź 2014, s. 170. • Lidia A. Zyblikiewicz, Ludność Krakowa w drugiej połowie XIX wieku. Struktura demograficzna, zawodowa i społeczna, Historia Iagellonica, Kraków 2014, s. 356. oprac. Maciej Janowski

A

Całość floty rzymskiej dzielono na flotylle (classis), z których każdą dowodził praefectus classis. Ich nazwy zależały od rejonu, w którym stacjonowały. Oprócz jednostek samego Rzymu, w jego flocie służyły też tak zwane flotylle posiłkowe dostarczane, dobrowolnie lub przymusowo, przez nacje z nim sfederowane. Oprócz okrętów stricte bojowych Imperium rozporządzało także znaczą ilością mniejszych jednostek zwiadowczych i patrolowych. W szczególnych sytuacjach różnego rodzaju funkcje pomocnicze, a nawet mniej ważne zadania zbrojne, wypełniała flota handlowa. Większe statki transportowe służyły głównie do przewożenia armii ekspedycyjnej oraz zaopatrzenia i żywności na teren działań wojennych. Wielka ich liczba wyruszyła wraz z całą flotą rzymską (liczącą trzysta trzydzieści okrętów) w ekspedycję zbrojną przeciw Kartaginie, zakończoną bitwą morską u przylądka Eknomos w 256 roku przed naszą erą. W czasach republiki naczelne dowództwo nad flotą wojenną leżało w gestii dwóch konsulów. Do sprawowania kontroli nad pojedynczymi flotyllami wyznaczali oni własnych pomocników: trybunów bądź legatów. W 311 roku przed naszą erą z inicjatywy Appiusza Klaudiusza Caecusa przeprowadzono reformę, w myśl której każdy z konsulów dobierał sobie do pomocy jednego oficera floty. Nosił on nazwę duumvir navalis i był członkiem dwuosobowego kolegium duoviri navales. Począwszy od 267 roku przed naszą erą sprawami finansowymi dotyczącymi floty rzymskiej oraz ochroną morskich szlaków handlowych zajmowali się czterej quaestores classici. W czasach II wojny punickiej, z racji dużej ilości morskich potyczek i bitew, należało stworzyć nowy rodzaj dowództwa. Związane z nim zadania przejął praefectus classis podlegający bezpośrednio konsulom. Pod koniec III wieku przed naszą erą w sprawach morskich zauważalny stał się spadek prestiżu konsula, który ostatni raz dowodził flotą w 218 roku. Jego uprawnienia przejmowali stopniowo inni wysocy urzędnicy, na przykład w trakcie wojen macedońskich całością floty kierował mianowany przez senat legatus pro praetore. Pod koniec II wieku przed naszą erą po raz pierwszy wydzielonymi eskadrami dowodzili podlegający temu ostatniemu legati classici. Głównym dowódcą okrętu wojennego był trierarchus. Jego rozkazom podlegał centurio classicus, a więc dowódca oddziału żołnierzy pokładowych. Obowiązki szypra, czyli dowodzącego mniejszymi jednostkami pływającymi, głównie handlowymi, pełnił nauarchus. Z biegiem czasu, kiedy flota rzymska stała się liczną i znaczącą silą morską, powołano stanowisko przełożonego szyprów, które pełnił nauarchus princeps. W zależności od rodzaju okrętu wojennego na jego pokładzie znajdowała się mniejsza lub większa liczba załogi. W jej skład wchodzili: kadra dowódcza, żołnierze okrętowi (classiari lub marines), wioślarze (remiges), żeglarze (nautae), sternik oraz fletnista bądź trębacz nadający odpowiednie tempo wiosłowania. Oficerowie pokładowi, których głównym zadaniem był nadzór nad pracą wioślarzy oraz wydawanie odpowiednich rozkazów i komend, zajmowali miejsce na niewielkim pokładzie nawigacyjnym umiejscowionym na rufie okrętu flagowego. Na jego maszcie wywieszano flagę z typowo rzymskimi symbolami lub – w czasach Imperium – wizerunkiem cesarza (imago). Istotne zadania pełnił na rufie sternik, który manewrował okrętem podczas bitwy oraz odpowiadał za nawigację w czasie żeglugi. Było to możliwe dzięki dwóm zsynchronizowanym wiosłom sterowym, które znajdowały się po obu stronach kadłuba okrętu. Wioślarze i żeglarze dysponowali jedynie lekkim uzbrojeniem zaczepnym (głównie oszczepami, które podczas żeglugi chowano pod ławeczki wioślarskie), aczkolwiek ich zadaniem, oprócz wprawiania okrętu w ruch i nadzorowania żagli, było również uczestniczenie w bitwie, jeśli tylko wymagała tego sytuacja. Używali oni przeróżnych sposobów walki: począwszy od wylewania kotłów z gorącą cieczą na pokład przeciwnika, poprzez rzucanie koszów wypełnionych jadowitymi wężami bądź skorpionami, a skończywszy na miotaniu pocisków za pomocą procy oraz rzucaniu oszczepami, nawet z pozycji siedzącej. Każdy okręt wojenny, bez względu na wielkość, posiadał na swym pokładzie określoną liczbę legionistów, którzy podczas rejsu zajmowali miejsce w części dziobowej. Przeważnie była to tak zwana centuria classica licząca stu zbrojnych. W okresie późnej republiki oraz pryncypatu classiari posiadali następujące uzbrojenie: tunikę kolczą (lorica hamata) bądź dobrze dopasowany do tułowia pancerz (na wzór „pancerza atlety”) i przytroczone do niego pteryges, czyli połączone ze sobą skórzane pasy, często laminowane metalem, dla lepszej ochrony podbrzusza; hełm typu beockiego ze specyficznym rondem opadającym ku dołowi i napolicznikami wiązanymi pod brodą, oszczep do dwóch metrów długości; krótki miecz (gladius). Ponadto na wyposażeniu żołnierzy pokładowych znajdowały się owalne tarcze zdobione zazwyczaj motywami morskimi (na przykład harpunami lub podobiznami boga Neptuna) i zawieszane na specjalnym pasku na ramieniu. Na podstawie znalezisk archeologicznych w Pompejach i wyobrażeń scen morskich w sztuce rzymskiej można odtworzyć także ubiór legionistów okrętowych. Typowy classiarus nosił tunikę, długi płaszcz (przeważnie koloru czerwonego) i sandały. W rzymskiej flocie wojennej służyli także sojusznicy morscy (socii navales). Zaliczali się do nich np. Grecy oraz Italikowie sprzymierzeni z Rzymem. W kontekście planowania morskiej wyprawy do Afryki w czasie II wojnie punickiej Tytus Liwiusz zanotował: Ludy Umbrii, a obok nich mieszkańcy Nursji, Reate i Amiternum, a także każdy kraj sabiński przyrzekły dostarczenie żołnierzy. Z Marsów, Pelignów, Marrucynów wielu zgłosiło się na ochotnika do służby na okrętach. Kamertowie, choć byli w przymierzu z Rzymem na równych prawach, przysłali uzbrojony oddział sześciuset ludzi1. Z biegiem czasu, korzystając z ujarzmienia wielu plemion barbarzyńskich, do załóg okrętowych włączono też przedstawicieli podbitych nacji (symmacharii), którzy nie posiadali obywatelstwa rzymskiego i otrzymywali je dopiero po ukończeniu służby wojskowej. Zwykle odbywali ją oni jedynie w czasie wojny, otrzymując w zamian wynagrodzenie pieniężne. Symmacharii nie posiadali specjalnego przeszkolenia i walczyli według własnego stylu, właściwego dla plemienia, z którego pochodzili. Przewodzili im, dla ułatwienia kontaktu między dwoma stronami, nie w pełni zromanizowani wodzowie wywodzący się z terenów podbitych, w całości jednak podlegający dowództwu rzymskiemu. W zależności od rejonu stacjonowania poszczególnych flotylli rzecznych w skład rzymskich załóg wchodzili: Iberowie, Brytowie, Germanie, Gallowie a nawet Maurowie lub szerzej – mieszkańcy Afryki Północnej. Symmacharii posiadali typowe, barbarzyńskie uzbrojenie: oszczep, sztylet, okrągłą tarczę wykonaną z drewna i wzmocnioną metalowym umbem oraz maczugi. Charakterystyczną cechą tych zbrojnych był brak pancerza, choć czasami w celu częściowej choć ochrony tułowia i torsu stosowano wielowarstwowe płócienne tuniki. Wspomniani wcześniej Maurowie w warunkach morskich uzbrajali się w kilka krótkich oszczepów do rzucania, okrągłą tarczę niewielkich rozmiarów zakładaną na przedramię oraz wełnianą tunikę. Z barbarzyńców rekrutowały się także jednostki odpowiadającą za walkę na odległość. Zaliczyć do nich należy łuczników, których często werbowano spośród mieszkańców Bliskiego Wschodu – znani ze swych wysokich umiejętności byli przede wszystkim łucznicy syryjscy. Na ich orientalne uzbrojenie składały się: hełm stożkowy, pancerz łuskowy, nakarcznik, łuk refleksyjny, którego cięciwę napinano za pomocą specjalnego pierścienia (zakira) nakładanego na kciuk oraz krótki miecz. Mniejsze znaczenie aniżeli łucznikom przypisywano miotaczom kamieni, których należy odróżnić od procarzy. Ci ostatni pochodzili zazwyczaj z Wysp Balearskich, chociaż znani i cenieni byli także procarze kreteńscy. Na ich uzbrojenie składały się: proca skórzana, luźny płaszcz na pociski, tunika, hełm i krótki miecz bądź puginał. Jako procarze służyli też zwykle Brytowie, których odróżniało noszenie długich spodni oraz skórzanej torby na amunicję. Używano dwóch rodzajów procy: do rzucania na znaczną odległość przeciw oddziałom skupionym w gęstym szyku na małej przestrzeni (w takiej sytuacji znaczne straty w szeregach wroga były gwarantowane) oraz do rzucania do bliższych celów indywidualnych. Nośność procy wynosiła do sześciuset stóp rzymskich (jedna stopa rzymska to dwadzieścia dziewięć i sześć dziesiątych centymetra). Rzucano kamiennymi bądź ołowianymi kulami. Generalnie rzecz ujmując, niezależnie od tego, czy mówimy do Grekach, Rzymianach lub innych jeszcze ludach, bitwy morskie rozstrzygano na trzy sposoby. Dążono zazwyczaj do staranowania wrogich okrętów (grecki manewr – periplus), zdruzgotania ich wioseł kadłubem (diekplus) lub abordażu, czyli przeniesienia walki na pokład okrętu nieprzyjaciela. Aby skutecznie dokonać taranowania, okręty ustawiały się w szyk czołowy. Następnie podpływały do nieprzyjacielskich jednostek na bliską odległość i atakowały taranami ich burty. Później wycofywały się w celu uwolnienia taranów, po czym powtarzały wspomniane czynności. Niekiedy dążono także do okrążenia sił przeciwnika poprzez wykonywanie manewru oskrzydlającego. Będąc w niewielkiej odległości od okrętu wroga można było także zdruzgotać jego wiosła poprzez wpłynięcie na nie, gdy znajdowały się w wodzie. Należało przy tym pamiętać, aby wcześniej podnieść własne wiosła. Atak taki był możliwy po uprzednim ustawieniu okrętów w szyk liniowy, które przepływały następnie ze sporą szybkością przez ugrupowanie nieprzyjaciela. Manewr taki mogła ryzykować jedynie flota złożona z szybkich i zwrotnych jednostek. Stosowano także szyk obronny (kyklos) stosowany przez floty słabsze liczebnie od przeciwnika, bądź złożone z powolniejszych okrętów. Wówczas to jednostki tworzyły okrąg, ustawiając się taranami na zewnątrz – frontem do wroga. Rzymianie, znani z walorów swych sił lądowych, ulepszyli znacznie technikę abordażu. Aby ułatwić własnym żołnierzom przedostanie się na nieprzyjacielski okręt i nadać starciu morskiemu charakter bitwy na twardym gruncie, zaopatrzyli swe okręty w ruchome pomosty, tak zwane kruki (corvus). Miały one jedenaście metrów wysokości i jeden i dwie dziesiąte metra szerokości, z każdej strony były zabezpieczone balustradą, a dodatkowo zaopatrzone były w żelazne dzioby. Każdy taki pomost był przymocowany do ośmiometrowego słupa ustawionego na dziobie okrętu. Dzięki kołowrotowi, wspomnianemu słupowi oraz linom przewleczonym przez jego wierzchołek, możliwe było podnoszenie i opuszczanie opisanej kładki, a także obrócenie jej na dowolną burtę okrętu. Aby cała konstrukcja była stabilna, używano specjalnego kolca bądź haka (coitus) umieszczonego na końcu pomostu, który przy jego opuszczaniu wbijał się we wrogi pokład, łącząc dwa okręty, uniemożliwiając tym samym nieprzyjacielowi jakiekolwiek manewrowanie. Nie oznacza to, że Rzymianie w ogóle nie posiadali floty. Siły morskie Cezara po prostu nie były zbyt liczne. Dopiero rywalizacja z plemieniem Wenetów zamieszkującym północno-zachodnie wybrzeże Galii zmusiła go do budowy stosunkowo silnej floty.

W Internecie mamy więcej miejsca.

Pierwszy polski portal historyczny www.histmag.org

79


78-80 Notki z ksiegarni i ploty 21.01.2015 13:44 Strona 80

80

P LOTKI

Z BRODĄ

KWESTARKA Zbieranie pieniędzy nie jest sprawą łatwą i wymaga od kwestującego niemałych umiejętności perswazji. W paryskiej kweście na rzecz powstania listopadowego w 1831 roku brała udział pisarka George Sand. Sprzedawała różne przedmioty, by zarobione pieniądze przekazać na fundusz dla Polaków. Obok jej stoiska przechadzał się baron Rothschild. – Baronie – zawołała literatka – chyba coś pan u mnie kupi? – Ależ mam już wszystko, czego potrzebowałem. Zresztą mój lokaj

ma zajęte ręce. Przykro mi, ale niczego nie kupię. – Mogłabym sprzedać panu mój rękopis. Zapewne go pan nie ma? – nie dawała za wygraną Sand. – Istotnie, nie mam pani rękopisu. Proszę więc mi go sprzedać. Pisarka tylko na to czekała. Wzięła kartkę i szybko zaczęła na niej coś pisać, by wreszcie wręczyć ją bankierowi. Rothschild odebrał kartkę i przeczytał zapisany na niej tekst: Pokwitowanie na 1 tys. franków, które otrzymałam od barona Rothschilda na rzecz polskich emigrantów – George Sand. Bankier uśmiechnął się tylko i wyjąwszy z pugilaresu dziesięć stufrankowych banknotów, wręczył je pisarce.

PRZODEK Pewnego razu brytyjski premier William Ewart Gladstone wszedł do

jednego z londyńskich antykwariatów. Wpadł mu w oko szesnastowieczny portret anonimowego mężczyzny, jednak uznał, że jego cena jest zbyt wysoka. Po jakimś czasie podczas wizyty u lorda Greena ze zdziwieniem ujrzał na ścianie ten obraz. Gospodarz zauważył zainteresowanie Gladstone’a i rzekł: – To jeden z moich przodków. Był ministrem królowej Elżbiety I. – Ach tak – odparł premier. – Wielka szkoda, bo gdybym nie pożałował dwóch funtów, teraz byłby moim przodkiem.

ODPOWIEDNIE ODZIENIE Cesarz Oktawian August ubierał się raczej skromnie. Inaczej jego córka Julia, która uwielbiała się stroić. Nie uszło to uwagi otoczenia. W pewnym momencie ktoś zasugerował, że w sprawie strojów powinna wziąć przykład z ojca. Na to Julia miała odrzec: Mój ojciec zapomina o tym, że jest cesarzem, ale ja pamiętam, że jestem córką cesarza.

SPÓŹNIALSKI Lord Brokley był wręcz obsesyjnie punktualny. Mimo to czasem zdarzało mu się spóźnić. Tak było przy okazji audiencji u królowej Wiktorii. Lord miał się zjawić o godz. 12, jednak przybył z opóźnieniem: kiedy wbiegł

zdyszany do holu, zegar wskazywał kwadrans po 12. Rozzłoszczony lord uderzył chronometr, który rozleciał się w drobne kawałki. Królewscy lokaje ze spokojem przyjęli ten wyczyn, ale nie omieszkali powiadomić królowej o incydencie. Władczyni nie zapomniała o utracie zegara i podczas następnej audiencji zapytała: – Lordzie, niech mi pan powie, czy zawsze wyładowuje pan złość na niewinnych przedmiotach tak jak na moim zegarze? – Wasza Wysokość – odparł lord – zegar też nie był bez winy. Dlaczego dzwonił o kwadrans za wcześnie?


81-88 NBP luty 21.01.2015 13:45 Strona 81

REFORMY PIENIĄDZA W POLSCE I NA ŚWIECIE Wojciech Morawski

Dziewiętnastowieczne reformy rubla Przez większość XIX stulecia rubel był walutą słabą. Prowadzone przez Rosję liczne wojny spowodowały kilkakrotne odnawianie się inflacji i konieczność stabilizowania pieniądza, przejście na walutę złotą dokonało się natomiast dopiero w 1897 roku.

L

osy walut europejskich w XIX wieku wykazują pewne cechy wspólne. W erze napoleońskiej wszystkie państwa wykorzystywały emisję pieniądza papierowego i inflację do finansowania wysiłku wojennego. Po zakończeniu wojen należało zatem ustabilizować walutę, wycofując z obiegu nadmiar pieniądza i przywracając wymienialność na kruszec. Na tym polegała pierwsza fala dziewiętnastowiecznych reform walutowych. Niektórzy zdecydowali się od początku związać swój system walutowy ze złotem, inni eksperymentowali z walutą srebrną lub bimetalistyczną, tzn. pokrytą zarówno srebrem, jak i złotem. Z czasem okazało się, że w ówczesnych warunkach optymalnym rozwiązaniem jest waluta oparta na złocie (gold standard). Na jej przyjmowaniu polegała zatem druga fala reform. W tym kontekście trzeba widzieć kolejne reformy rubla, podobnie jak obu pozostałych walut państw zaborczych.

Minister finansów imperium rosyjskiego Igor Kankrin, autor reformy walutowej z 1839 roku, fot. archiwum „Mówią wieki”

JAK KRÓLESTWO CESARSTWU, CHCĄC NIE CHCĄC, POMOGŁO Jako rosyjska jednostka pieniężna rubel pojawił się w średniowieczu; jego nazwa oznaczała odrąbany kawałek srebra. Nowoczesną postać przybrał po reformie Piotra I w 1704 roku. Od tego czasu rubel dzielił się na 100 kopiejek, stając się pierwszą walutą w Europie opartą na systemie dziesiętnym. W połowie XVIII wieku powstały w Rosji pierwsze banki pań-

stwowe, które zaczęły emitować pieniądze papierowe (asygnaty). W ten sposób były finansowane prowadzone przez Rosję wojny. Kurs rubla papierowego kształtował się niżej niż srebrnego. W 1777 roku zawieszono wymienialność banknotów na kruszec, a kolejne wojny nakręcały inflację. W 1769 roku obieg pieniądza wynosił 1 mln rubli, w 1817 roku – już 836 mln. O takim właśnie rublu czytamy w Panu Tadeuszu, gdy kapitan Rykow doradza Soplicy, co robić z majorem Płutem: Trzeba mu gębę


81-88 NBP luty 21.01.2015 13:45 Strona 82

82

REFORMY PIENIĄDZA W POLSCE I NA ŚWIECIE

Awers i rewers asygnaty na 10 rubli z 1819 roku, fot. Wikimedia Commons

niem cara Mikołaja I. Właściwym autorem stabilizacji 1839 roku był minister finansów Igor Kankrin. Bilety kredytowe wymieniono wówczas na trzecią już odmianę pieniądza papierowego – noty kredytowe. Wymiana odbyła się w relacji 3,6:1. Kankrin był synem niemieckiego specjalisty górniczego, sprowadzonego do Rosji w czasach Pawła I. Już w latach dwudziestych dał się poznać jako przeciwnik Polaków i osobisty wróg Ksawerego Druc-

zatkać bankowym papierem. Przedtem tenże major syt i wesół w krześle się rozwalił; Dobył fajkę, biletem bankowym zapalił. Pierwszą próbę stabilizacji podjęto w 1816 roku. Zaprzestano wówczas dalszej emisji rubla papierowego, a jego kurs oficjalnie ustalono na 25 proc. kruszcowego. W stosunku 4:1 wymieniono też asygnaty na nowy pieniądz papierowy – bilety kredytowe. Wojna turecka z lat 1828-1829, a następnie wojna przeciw Królestwu Polskiemu w 1831 roku przyniosły jednak nawrót inflacji. W 1839 roku przeprowadzono zatem kolejną reformę, nazwaną imie-

Reforma walutowa w zaborze austriackim W Austrii w wyniku reformy walutowej 1747 roku podstawową jednostką monetarną stał się gulden, zwany też złotym reńskim (albo ryńskim, jak mówiono w Galicji). Podczas wojen śląskich w latach czterdziestych XVIII wieku w Austrii zaczęła się emisja pieniądza papierowego. Emitował je założony w 1706 roku Wiener Stadt Bank, stąd oficjalna nazwa banknotów – Wiener Stadt Banco Zettels, w Galicji spolszczona na bankocetle. Z powodu nieustających wojen kurs bankocetli wobec pieniądza kruszcowego nieustannie spadał. W 1811 roku, kiedy to po małżeństwie Napoleona z Marią Ludwiką wydawało się, że Austrię czeka dłuższy okres pokoju, zdecydowano się na reformę walutową. Bankocetle wymieniono na nowe pieniądze papierowe – Einlösungscheine – w relacji 8:1. Nowy pieniądz miał być wymienialny na monety kruszcowe i nie podlegać deprecjacji, ale udział Austrii w szóstej koalicji antynapoleońskiej w 1813 roku raz jeszcze przekreślił szanse na stabilizację. Wobec ogromnych wydatków wojennych trzeba było wprowadzić do obiegu jeszcze jeden rodzaj pieniędzy papierowych – Anticipations-Scheine, których zabezpieczeniem miały być przyszłe wpływy z podatków. Znów powróciła inflacja. Dopiero utworzenie w 1816 roku Österreichische Nationalbank i wymiana Anticipations-Scheine na nowe banknoty w stosunku 3,5:1 ustabilizowały walutę na dłuższy czas. Kolejna reforma walutowa odbyła się w 1892 roku i związana była z przyjęciem waluty złotej. Przyjęto wówczas nową jednostkę walutową – koronę dzielącą się na 100 halerzy. Korona stanowiła ½ guldena.


81-88 NBP luty 21.01.2015 13:45 Strona 83

REFORMY PIENIĄDZA W POLSCE I NA ŚWIECIE

kiego-Lubeckiego. Nie mógł się pogodzić z tym, że jego rywalowi udało się uporządkować finanse Królestwa Polskiego, podczas gdy on nie mógł sobie z nimi poradzić w cesarstwie rosyjskim. To z inicjatywy Kankrina po upadku powstania listopadowego na życie gospodarcze Królestwa Polskiego spadły ciężkie ciosy. Budżet powstańczy z 1831 roku, z oczywistych względów bardzo napięty, został uznany za stały, przy czym część, którą rząd powstańczy przeznaczał na wojsko, miała teraz być przekazywana do skarbu rosyjskiego. Ponadto Królestwo miało doń wpłacać corocznie 20 mln zł. Te kontrybucje miały znaczący udział w zrównoważeniu budżetu rosyjskiego. Zwieńczeniem reformy Kankrina było wprowadzenie w 1841 roku w Królestwie rubla w miejsce złotego. Tradycyjna polska jednostka monetarna – złoty dzielący się na 30 groszy – przeszła do historii. Nową walutę wprowadzono, przeliczając 1 zł na 15 kopiejek, czyli 1 rubel był wart 6 zł 20 gr. Trzeba przyznać, że nie był to wygodny przelicznik. Na banknotach Banku Polskiego pojawiły się napisy dwujęzyczne; w 1859 roku dokonał się następny krok na drodze rusyfikacji systemu pieniężnego i pozostały już tylko napisy rosyjskie.

SREBRO NIE GRA W PIERWSZEJ LIDZE Dzieło stabilizacji zachwiała w latach 1853–1856 wojna krymska, po której znów rozeszły się kursy rubli papierowych i kruszcowych. W ramach usuwania jej skutków w 1860 roku powołano do życia rosyjski bank centralny (Gosudarstwiennyj Bank) oraz zezwolono na zakładanie banków komercyjnych w formie spółek akcyjnych. Dało to początek nowoczesnemu i bezpiecznemu systemowi kredytowemu carskiej Rosji. Kolejny nawrót

inflacji był związany z wojną turecką z lat 1877–1878. W latach dziewięćdziesiątych Rosja przeżywała swój „cud gospodarczy” i była, według dzisiejszej terminologii, wschodzącym rynkiem. Rozwojowi przemysłu towarzyszyły spektakularne przedsięwzięcia, jak podjęcie budowy

Najwybitniejszy polityk schyłkowego okresu carskiej Rosji Siergiej Witte na zdjęciu z lat osiemdziesiątych XIX wieku, fot. Library of Congress

kolei transsyberyjskiej. Jednym z elementów tych przemian była reforma walutowa, której autorem był najwybitniejszy polityk schyłkowego okresu carskiej Rosji Siergiej Witte. Zawdzięczał on karierę przypadkowi. Był urzędnikiem kolejowym, który w 1888 roku miał okazję zwrócić uwagę carowi Aleksandrowi III na to, że koleje rosyjskie są budowane niezbyt starannie i w stosunku do swego stanu technicznego rozwijają zbyt dużą prędkość. Car, który lubił szybkie pociągi, po-

czątkowo nie zwrócił na tę wypowiedź uwagi. Wkrótce potem przeżył katastrofę kolejową, z której wraz z rodziną tylko cudem wyszedł bez szwanku. To utorowało Wittemu drogę do funkcji ministra komunikacji, a z czasem – ministra finansów. Przez większość XIX wieku rubel był walutą srebrną. W obiegu znajdowały się banknoty, które na żądanie były wymienialne na srebro. Problem polegał jednak na tym, że w drugiej połowie stulecia srebro szybko taniało. O ile jeszcze w latach pięćdziesiątych wzajemna relacja wartości złota i srebra kształtowała się w stosunku 1:15, o tyle pod koniec stulecia wynosiła 1:40. Kolejne państwa, których systemy walutowe miały związek ze srebrem, odchodziły od tego kruszcu i przechodziły na walutę złotą. Już w 1816 roku zrobiła to Wielka Brytania, w 1872 roku państwa skandynawskie, w 1873 roku Niemcy. Francja, Włochy i inne państwa skupione w Łacińskiej Unii Monetarnej formalnie miały system bimetalistyczny, faktycznie jednak od lat siedemdziesiątych posługiwały się tylko złotem. W podobnym kierunku zmierzały Stany Zjednoczone, Japonia i Austro-Węgry. Waluta srebrna stawała się atrybutem kolonialnych lub półkolonialnych krajów azjatyckich, np. Chin. Gra w pierwszej lidze wymagała przejścia na system waluty złotej.

RUBEL WRESZCIE ZŁOTY Takiej właśnie reformy dokonał w 1897 roku Siergiej Witte. Historyk Rosji Michaił Heller cytuje jego słowa: Przeciw tej reformie była prawie cała myśląca Rosja: po pierwsze, z powodu ignorancji w tej sprawie, po drugie, z przyzwyczajenia, i po trzecie, z powodu osobistych, mimo że pozornych, interesów niektórych klas ludności. Po jego stronie, cytuje dalej Heller, była tylko jedna siła, ale silniejsza od

83


81-88 NBP luty 22.01.2015 13:43 Strona 84

84

REFORMY PIENIĄDZA W POLSCE I NA ŚWIECIE

Reforma walutowa w zaborze pruskim W Prusach jednostką walutową był talar. Na przełomie XVIII i XIX wieku tam również eksperymentowano z pieniądzem papierowym. W 1798 roku podjęto emisję Bankkassenscheinen, a po klęsce pod Jeną w 1806 roku – not skarbowych nominowanych w talarach, tzw. Tresorscheinen, w spolszczonej wersji – trezorszajnów. Podobnie zatem jak w większości krajów Europy w czasach napoleońskich wymienialność papierowych pieniędzy na kruszec była zawieszona, a faktyczny kurs waluty kruszcowej w stosunku do „papierów” był wyższy od oficjalnego. Po raz pierwszy próbowano ustabilizować walutę w 1811 roku, ale wojna w następnym roku zniweczyła te wysiłki. Ostatecznie udało się przeprowadzić stabilizację dopiero w 1826 roku. W grudniu 1871 roku marka dzieląca się na 100 fenigów stała się podstawową jednostką monetarną całej Rzeszy, a dwa lata później oparto ją na standardzie złota. Marka stanowiła 1/3 talara pruskiego. Złote monety dziesięciomarkowe ochrzczono koronami, monety trzymarkowe tradycyjnie nazywano talarami, a dziesięciofenigowe – groszami. W Wielkopolsce nieoficjalnie, ale zwyczajowo, rachowano nadal w złotych. Złoty odpowiadał 1/6 talara, czyli 1/2 marki. W odróżnieniu od sytuacji w Austrii Polacy nie mieli możliwości robienia kariery w Reichsbanku i zdobywania doświadczeń w dziedzinie bankowości centralnej.

wszystkich pozostałych – zaufanie cesarza. waż wiadomo było, ile złota zawierają Metalową złotą walutę zawdzięcza Rosja rosyjska i inne waluty wymienialne wyłącznie Mikołajowi II. na złoto. Stąd wynikała zdolność waW styczniu 1897 roku wproluty złotej do regulowania handlu wadzono do obiegu złote międzynarodowego. ruble. Były to banknoty Wyobraźmy sobie, że nowego wzoru, na w ubiegłym roku których widniał naosiągnęliśmy dodatni pis: Bank Państwowy bilans handlowy, tzn. wymienia banknoty więcej wyeksportona złote monety bez waliśmy, niż imporograniczenia kwoty. towaliśmy. Oznacza Wymiana banknotów to, że do naszego krajest gwarantowana całym ju napłynęło złoto, bo majątkiem państwa. Poposiadane obce banknokryciem obiegu były złote ty wymieniliśmy na złoto monety: imperiały o noi przywieźliśmy je do kraju. minale 15 rubli i półW tym roku zatem nasz imperiały o nominale bank centralny wypu7 rubli 50 kopiejek. ści więcej banknotów. Oczywiście pokryW związku z tym cie nie było stupropoziom cen i płac centowe. Zgodnie u nas wzrośnie. Staz zasadami emisji niemy się „drogim” pieniądza kruszcokrajem i będziemy wego zakładano, że mieli problemy z wynie jest możliwe, by eksportowaniem czegowszyscy posiadacze kolwiek, bo nie bębanknotów przyszli Awers i rewers złotej pięciorublówki dziemy konkurencyjni. po swoje monety Dlatego kolejny rok z 1899 roku z podobizną cara Mikołaja II, fot. Wikimedia równocześnie. Pokryzakończy się dla nas Commons cie musiało jednak ujemnym bilansem odpowiadać określonemu procentowi handlowym. Złoto odpłynie za granicę, obiegu pieniężnego. Oznaczało to, że bank wycofa z obiegu część banknotów, jeśli zmniejszy się zapas złota w banku poziom cen i płac spadnie, ale dzięki centralnym, będzie on zobowiązany temu znów staniemy się konkurencyjni do wycofania z obiegu części ban- i w kolejnym roku osiągniemy dodatni knotów (i vice versa). Kurs zewnętrzny bilans handlowy. Oczywiście w prakwaluty był natomiast sztywny, ponie- tyce zjawisko to, po raz pierwszy opi-

sane przez angielskiego ekonomistę Davida Ricardo, nie zawsze przebiegało tak gładko. Jest jednak faktem, że dopóki funkcjonowała waluta złota, nie było potrzeby tworzenia międzynarodowych instytucji finansowych w rodzaju współczesnego Międzynarodowego Funduszu Walutowego. Przekonanie o nieograniczonych możliwościach nowego rynku rosyjskiego utrzymało się do światowego kryzysu 1900 roku, który zaczął się właśnie w Rosji. Próbą jego przezwyciężenia była wojna z Japonią, która wybuchła w 1904 roku. Nie poszła ona jednak po myśli cara i zakończyła się klęską. Reakcją na te wydarzenia była rewolucja 1905 roku, która przyniosła liberalizację systemu politycznego. Presja na rusyfikację i ucisk narodowy odeszły w przeszłość. Pod względem gospodarczym nie powróciły jednak złote czasy z lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych XIX wieku.  Literatura dodatkowa: L. Bazylow, Dzieje Rosji 1801–1917, Warszawa 1977; M. Heller, Historia imperium rosyjskiego, Warszawa 2000; J. Jeziorański, Reforma monetarna w Rossyi, Warszawa 1896.

WOJCIECH MORAWSKI, kierownik Katedry Historii Gospodarczej i Społecznej Szkoły Głównej Handlowej w Warszawie


81-88 NBP luty 21.01.2015 13:45 Strona 85

REFORMY PIENIĄDZA W POLSCE I NA ŚWIECIE

Jerzy Łazor

Reforma pieniężna

w Niemczech w latach 1923–1924

Koniec pierwszej wojny światowej oznaczał dla Niemiec klęskę nie tylko militarno-polityczną, ale i finansową – w postaci szalejącej hiperinflacji. Dopiero wprowadzenie rentenmarki w 1923 roku rozpoczęło stabilizację, zakończoną powrotem marki do złota w roku 1924.

W

1913 roku wystarczyło mieć 4 niemieckie marki i 20 fenigów, aby kupić amerykańskiego dolara. Po pierwszej wojnie światowej kwota ta szybko rosła. Na początku 1920 roku trzeba było na to przeznaczyć 65 marek, w styczniu 1923 roku już 7 tys.,

w lipcu 160 tys., zaś w sierpniu – 1 mln marek. Kurs szalał dalej: 15 listopada 1923 roku, w dniu początku reform, jeden dolar kosztował aż 1,3 bln marek. Te liczby ilustrują hiperinflację, czyli niezwykle gwałtowny spadek

wartości pieniądza, jakiego Niemcy doświadczyły na początku lat dwudziestych wraz z innymi krajami, które przegrały wojnę. Stała za nią przede wszystkim polityka niemieckiego rządu, który finansował rosnący deficyt budżetowy pieniędzmi drukowanymi w nieograniczonych niemal ilościach przez bank centralny. Głównym problemem tego ostatniego, zamiast obrony wartości marki, stała się z czasem dystrybucja banknotów, drukowanych tak szybko, jak tylko pozwalała na to ówczesna technologia.

Banknot z początku 1924 roku o najwyższym nominale, jaki kiedykolwiek wydrukowano w Niemczech – 100 bln marek, fot. Wikimedia Commons

85


81-88 NBP luty 21.01.2015 13:45 Strona 86

86

REFORMY PIENIĄDZA W POLSCE I NA ŚWIECIE

LEPIEJ STRZEC ZŁOTYCH ZĘBÓW NIŻ PORTFELA Przed pierwszą wojną światową niemiecka marka była jedną z najważniejszych walut świata. Bank Rzeszy wraz z Bankiem Anglii i Bankiem Francji stanowiły podpory światowego systemu gold standard. Wojna wymagała jednak wielkich wydatków. Z jej wybuchem władze niemieckie zawiesiły wymienialność marki na złoto i znacznie zwiększyły emisję. Między 1913 a 1918 rokiem obieg pieniężny wzrósł z 13 do 60 mld marek, a państwo zadłużało się, emitując obligacje o wartości niemal 100 mld marek. Dla ludności, przyzwyczajonej do stabilnego, wywiązującego się ze swoich zobowiązań państwa, zakup obligacji był normalnym patriotycznym odruchem. Jednocześnie władze urzędowo kontrolowały ceny, przez co skutki wzrostu emisji odczuto dopiero po ich uwolnieniu po wojnie. Koniec wojny oznaczał też upadek Drugiej Rzeszy, którą zastąpiła Republika Weimarska. Balansując na granicy rewolucji, jej władze znacznie rozszerzyły ubezpieczenia społeczne, wypłacały też znaczne kwoty ofiarom wojny. Powodowało to wielki deficyt budżetowy, który pokrywano, drukując pieniądze. Uwolnione po wojnie ceny zaczęły rosnąć. Początkowo inflacja była korzystna dla odbudowującej się gospodarki – łatwo było o kredyty, których spłata nie sprawiała trudności. W przeciwieństwie do krajów, które wygrały wojnę, Niemcy przeżywały dobrą koniunkturę, a bezrobocie było rekordowo niskie. W traktacie wersalskim państwo niemieckie zostało obciążone całą odpowiedzialnością za wybuch wojny oraz zobowiązane do zapłacenia reparacji wojennych. W 1921 roku ustalono ich ostateczną wysokość na bajeczną wówczas kwotę 132 mld marek. Nalegała na to zwłaszcza zniszczona wojną Francja – pechowo dla Niemców wypadała wówczas okrągła rocznica narzucenia przez nich Francuzom reparacji wojennych w 1871 roku, co podburzyło tylko negocjatorów. Ustalenie tak wysokich reparacji zmniejszyło zaufanie do marki, nadszarpnięte

już i tak nadmierną emisją. Wzrost cen przyspieszył, a za dolara trzeba było płacić coraz więcej.

Moneta o nominale 5 mln marek wybita w 1923 roku, fot. archiwum „Mówią wieki”

Reparacje były na tyle wysokie, że Niemcy nie potrafili się z nich wywiązać. Francuzi uważali jednak, że to jedynie wynik złej woli. Aby wymusić spłaty, w styczniu 1923 roku Francja i Belgia zajęły najważniejsze centrum przemysłowe Niemiec Zagłębie Ruhry, chcąc przejąć jego produkcję na poczet reparacji. Władze niemieckie wezwały

Architekt reformy z lat 1923–1924 Hjalmar Schacht, fot. Bundesarchiv

mieszkańców zagłębia do biernego oporu i zobowiązały się do ich finansowego wsparcia. Deficyt budżetowy – i tak znaczny – zwiększył się jeszcze bardziej. Bank Rzeszy, na którego czele stał Rudolf von Havenstein, pokrywał go jednak dalszą emisją marki.

Inflacja w 1923 roku osiągnęła astronomiczne tempo: ceny rosły z godziny na godzinę, pensje musiały być wypłacane codziennie, a zamiast tac na datki w kościołach pojawiły się wielkie kosze. Oszczędności straciły wartość, a utrzymujący się ze stałych dochodów przymierali głodem. W Berlinie po zmroku nikt nie obawiał się o portfel – znacznie łatwiej było stracić złote zęby. Wszelkie wcześniejsze zalety umiarkowanej inflacji zniknęły; gospodarka niemal przestała funkcjonować.

UWIERZYĆ W NOWĄ WALUTĘ We wrześniu 1923 roku nowy kanclerz Gustav Stresemann zrezygnował z dalszego wspierania oporu w Zagłębiu Ruhry, ściągając na siebie krytykę nacjonalistów. Był to jednak konieczny wstęp do zrównoważenia budżetu. Równocześnie wprowadzono stan wyjątkowy na mocy art. 48 konstytucji. Zawieszono część praw obywatelskich. Władzę policyjną przejęło wojsko. Sytuacja w Niemczech stawała się krytyczna. 23 października w Hamburgu wybuchło komunistyczne powstanie, zaś w nocy z 8 na 9 listopada Adolf Hitler przeprowadził swój nieudany pucz w Monachium. Choć zostały łatwo stłumione, nad krajem zawisła groźba rozpadu. Fabryki zawieszały pracę i rosło bezrobocie. Panował głód. Nie wynikał on z braku żywności – tej było pełno na wsi, ale rolnicy nie chcieli przyjmować zdeprecjonowanych marek. Aby umożliwić mieszkańcom miast zakup żywności, konieczne było przekonanie ludności wiejskiej do powrotu na rynek. Początkowo właśnie z myślą o tym pojawił się projekt wprowadzenia rentenmarki (marki rentowej). Jeśli ktoś miał uwierzyć w nową walutę, musiała ona mieć jakieś oparcie. Niemcy nie posiadali już odpowiednich zasobów złota czy dewiz. Zdecydowano się wobec tego oprzeć rentenmarkę na hipotece niemieckich majątków rolnych i przemysłowych. Co znaczyły te enigmatyczne słowa? Faktycznie niewiele, trudno było sobie bowiem wyobrazić wymianę nowych bankno-


81-88 NBP luty 21.01.2015 13:45 Strona 87

REFORMY PIENIĄDZA W POLSCE I NA ŚWIECIE

tów na ziemię czy fabryki. Ale też celem było nie tyle stworzenie realnej podstawy emisji, ile przekonanie zmęczonych spiralą hiperinflacji Niemców, że nowa waluta ma zabezpieczenie i nie będzie ulegała dalszej deprecjacji. Temu służyć miało także ustawowe ograniczenie obiegu do kwoty 2,4 mld rentenmarek. Nad emisją marki rentowej czuwać miał powołany 15 października 1923 roku Rentenbank. Rozpoczął on działalność miesiąc później – 15 listopada. Kontrolę nad reformą sprawował komisarz walutowy Rzeszy dr Hjalmar Schacht z Darmstädter und Nationalbank. Otrzymał on niewielki pokój w Ministerstwie Finansów, wcześniej stanowiący pomieszczenie gospodarcze i – jak wspominała sekretarka komisarza – wciąż lekko pachnący starymi szmatami. Schacht spędzał całe dnie, paląc papierosy i wykonując nieustające telefony do wszystkich zakątków Niemiec, czekając na wieści, czy Niemcy uwierzą w nową walutę. Uwierzyli. Po śmierci Havensteina, w listopadzie, Schachta powołano na dożywotnie stanowisko gubernatora Banku Rzeszy. Sztuczka z rentenmarką zadziałała i nowa waluta nie ulegała deprecjacji – ta ostatnia jednak wciąż dotykała starej papierowej marki. Autorzy reformy odczekali kilka dni, aż 1 bln papierowych marek odpowiadał jednej przedwojennej złotej marce, a zarazem zrównanej z nią rentenmarce. Był to wygodny kurs do przeliczeń. Wówczas ogłoszono możliwość wymiany zdewaluowanej waluty na nową. Po raz pierwszy od dawna Niemcy miały stabilną walutę. Uwierzyli w nią też rolnicy – w miastach znowu pojawiła się żywność.

AMERYKAŃSKIE REPARACJE DLA NIEMIEC W dalszej perspektywie stabilizacja finansowa Niemiec była ściśle związana z reparacjami. Jeszcze w październiku 1923 roku nad tym zagadnieniem rozpoczął pracę międzynarodowy komitet pod przewodnictwem amerykańskiego bankiera Charlesa Dawesa. Jego ustalenia – znane jako

5 rentenmarek z listopada 1923 roku. Nowa, przejściowa waluta miała zabezpieczenie w postaci hipoteki niemieckich majątków rolnych i przemysłowych, fot. archiwum „Mówią wieki”

plan Dawesa – zostały przyjęte w kwietniu 1924 roku. Porozumienie było możliwe, gdyż tak we Francji, jak i w Anglii władzę przejęły rządy bardziej skłonne do negocjacji. Plan Dawesa zakładał rozłożenie reparacji w czasie oraz ograniczenie ich wysokości tak, by udźwignęła je marka. Niemcy otrzymały też kredyt w wysokości 200 mln dolarów, w po-

łowie finansowany przez Stany Zjednoczone, w 1/4 przez Wielką Brytanię i w 1/4 przez inne kraje europejskie. Jednocześnie siły francuskie miały się wycofać z Zagłębia Ruhry. Rezultatem porozumień był też powrót marki do systemu złota. Od 1 września 1924 roku zreformowany Reischsbank z Schachtem na czele miał emitować nową markę – Reichsmark

Dalsze losy reformatora marki Nim Hitler doszedł do władzy, Hjalmar Schacht pośredniczył w jego kontaktach z niemieckimi przemysłowcami, przełamując ich początkowe obiekcje wobec współpracy z NSDAP, a później, już jako minister gospodarki Trzeciej Rzeszy, wspomagał rozbudowę przemysłu zbrojeniowego. Drogi jego i nazizmu rozeszły się, gdy ośmielił się wyrazić swoje obiekcje wobec polityki Führera prącego do wojny światowej. W 1938 roku został usunięty ze stanowiska prezesa Reichsbanku, a po zamachu na Hitlera 20 lipca 1944 roku (z którym nie miał nic wspólnego) – internowany. Wypuszczony z obozu przez Amerykanów, został rychło przez nich aresztowany i postawiony przed sądem w Norymberdze za udział w budowie militarnej potęgi Trzeciej Rzeszy. Przedstawiony przez obrońców jako niemiecki patriota, został uniewinniony. Zmarł w 1970 roku w wieku 93 lat.

87


81-88 NBP luty 21.01.2015 13:45 Strona 88

88

REFORMY PIENIĄDZA W POLSCE I NA ŚWIECIE

Charles Dawes w 1924 roku. Wypracowane przez niego porozumienie dotyczące powojennych reparacji Niemiec dla Francji przyniosło mu Pokojową Nagrodę Nobla i fotel wiceprezydenta USA, fot. Library of Congress

– równą przedwojennej z kursem 4,2 marki za dolara. Stare marki wymieniano na nowe po kursie 1 bln do jednego. Minimalne pokrycie emisji wynosiło 40 proc., z czego przynajmniej 3/4 musiało stanowić złoto. Reichsbank był niezależny od rządu, lecz porozumienie w Londynie, gdzie ratyfikowano plan Dawesa, ograniczyło maksymalny poziom pożyczek, których mógł udzielać. Marka stała się stabilną walutą, a Niemcy przystąpiły do spłaty zmniejszonych reparacji. Stabilizacja sprawiła jednak, że wiele firm, które powstały bądź rozrosły się w czasie inflacji, korzystając z kredytów Banku Rzeszy lub dorabiając się na spekulacji, teraz upadło. Szybko nadszedł typowy objaw – kryzys postabilizacyjny. Gwałtownie wzrosło bezrobocie, a choć w sklepach była żywność, wielu nie było na nią stać.

Takie rozwiązanie oznaczało też, że państwo faktycznie pozbyło się zadłużenia wewnętrznego. Obligacje wojenne, tak jak wszelkie inne długi zaciągnięte w dawnej marce, stały się bezwartościowe. Oznaczało to ruinę wielu ludzi z dawnej klasy średniej. Aby choć częściowo zrekompensować ich straty, Niemcy uchwaliły ustawę rewaluacyjną, w której od nowa określono wartość długów z czasów wojny i hiperinflacji. Wciąż był to jedynie ułamek ich nominalnej wartości. W ramach planu Dawesa Niemcy zawsze wywiązywali się z zobowiązań zapłaty. W 1925 roku jego autorzy z Dawesem na czele otrzymali Pokojową Nagrodę Nobla, sam Dawes został zaś (wyjątkowo konfliktogennym) wiceprezydentem Stanów Zjednoczonych. Odpływ kapitału z tytułu reparacji rekompensował strumień inwestycji płynący do Republiki Weimarskiej ze Stanów Zjednoczonych. Był on na tyle duży, że historycy niekiedy piszą żartobliwie o amerykańskich reparacjach dla Niemiec. Strumień ten zaczął jednak wysychać wraz z początkiem wielkiego kryzysu. Wraz z innymi kłopotami gospodarczymi Niemiec doprowadziło to do wybuchu kryzysu bankowego w 1931 roku i wprowadzenia ograniczeń dewizowych. Marka straciła oparcie w złocie, lecz Hjalmar Schacht pozostał na stanowisku gubernatora Reichsbanku również po dojściu Hitlera do władzy w styczniu 1933 roku.  Literatura dodatkowa: L. Ahamed, Władcy pieniądza, Warszawa 2010; W. Morawski, Zarys powszechnej historii pieniądza i bankowości, Warszawa 2002; A. Fergusson, Kiedy pieniądz umiera. Prawdziwy koszmar hiperinflacji, Warszawa 2012.

Rozpoczęta pod koniec 1924 roku emisja reichsmarek oznaczała powrót niemieckiej waluty do złota, fot. Francisco Evans

NAGRODY! Wejdź na stronę www.mowiawieki.pl i weź udział w konkursie związanym z cyklem „Reformy pieniądza w Polsce i na świecie”.

JERZY ŁAZOR, pracownik naukowy Szkoły Głównej Handlowej w Warszawie


MW w szkole nr 02-2015_Layout 1 21.01.2015 13:15 Strona I

nr 22, luty 2015

Stefan Batory to jeden z najbardziej rozpoznawalnych polskich władców elekcyjnych. Pobił Moskwę, utworzył piechotę wybraniecką, ustanowił Trybunał Koronny. O dokonaniach Madziara na polskim tronie pisze Dariusz Milewski. Ten tekst jest drugim odcinkiem cyklu poświęconego królom elekcyjnym. Prócz tego polecamy dalszy ciąg opowieści o perypetiach związanych z kalendarzem oraz artykuł podsumowujący realizację projektu edukacyjnego poświęconego Janowi Karskiemu. Nie zabraknie także interpretacji karykatury jako źródła historycznego oraz rozstrzygnięcia etapu Szkolnej Ligi Historycznej dotyczącego barokowych smaków. Zapraszamy do lektury.

Madziar i smaki baroku

Wojciech Kalwat, redaktor naczelny „Mówią wieki w szkole”

S ZKOLNA L IGA HISTOR YCZNA

Zrealizowano w ramach Programu Operacyjnego „Patriotyzm Jutra”

Barokowe smaki B

arok to nie tylko wzniosłe kościoły, kiwać może użycie pewnych przypraw, złotoskrzydłe anioły i pyzate putta; ale i mięs czy roślin. Jednych nie nie tylko kalamburowate, kaskadowe znano (chociażby poczciwych ziem„poemata”; naszpikowana makaronizmami napuszona Szczupak faszerowany: ta ryba polszczyzna; nie tylko „zakubyła niezwykle ceniona rzone” podgolone głowy w dawnej Rzeczypospolitej szlachty, której sposób życia i bycia to wojny, miłość, pogrzeby oraz uczty. A uczta to toasty, przemowy, złote i srebrne półmiski, porcelanowe zastawy, rżnięte szklanice, brytwanny z mięsiwem, piramidy lukrów i antały z węgrzynem. A nade wszystko potrawy, które miały nie tylko zaspokajać głód, ale też zaskakiwać zarówno podniebienie, jak niaczków), innych dziś już spotkać nie i oko – wszak wiadomo, że je się także można. oczami. Dla współczesnego człowieka Barokowe potrawy to słodkie i kwaśsmak zapewne byłby zadziwiający: ne smaki, ale także kalambury, rebusy szafrany, cynamony, gałki muszkato- i zagadki. Taką zagadkę podaje kuchłowe, pieprze czy ziela angielskie, sy- mistrz nie lada Stanisław Czerniecki pane garściami, sprawiłyby zapewne, w książce kucharskiej Compendium że, jak pisał osiemnastowieczny kro- ferculorum albo zebranie potraw. Jest nikarz, skutek dziwny uznasz. Zaska- to arcydzieło barokowej kuchni i odbicie

barokowego smaku. Zawarte w niej przepisy stosowano w kuchniach magnackich, ale i szlacheckich. Niektóre potrawy weszły nawet do kanonu polskiej literatur y. Adam Mickiewicz w Panu Tadeuszu pisał o szczupaku, prawdziwym sekrecie kucharskim: W końcu sekret kucharski: ryba nie krojona, U głowy przysmażona, we środku pieczona, A mając potrawkę z sosem u ogona. Sekretu nie mogło zabraknąć na wykwintnej uczcie. Nie może zabraknąć także u nas, nie tylko dlatego, by nasi czytelnicy sami spróbowali przyrządzić smakowite danie, ale także by nacieszyć oko wspaniałą i niepowtarzalną polszczyzną. SZCZUKA JEDNA CAŁKIEM NIEROZDZIELNA Szczuka jedna całkiem nierozdzielna, nierozkrajana, smażona głowa, warzony


MW w szkole nr 02-2015_Layout 1 21.01.2015 13:15 Strona II

S ZKOLNA L IGA HISTOR YCZNA śrzodek do rosołu albo kaszanatu, pieczony ogon, którą tak zrobisz: Weźmij szczukę, jaką wielką chcesz, ogol trochę od głowy, w śrzodku zostaw łuszczkę. Od ogona też trochę ogol, spraw, natknij na rożen mięsny len śrzodek z łuszczką, obwiń chustą, a obwiąż sznurkami, zmaczawszy tę chustę w occie winnym osolonym. Potrząśnij też solą głowę i ogon, a przyłóż do wolnego ognia, piecz a obracaj. Miej

Zrealizowano w ramach Programu Operacyjnego „Patriotyzm Jutra”

ocet winny, solony w rynce przy ogniu, któryby wrzał, a polewaj nim często tę chustę, którąś obwinął szczukę. Głowę też wcześnie pozynguj oliwą albo olejem, albo masłem, a potrząśnij troci mąką pszenną i drugi raz, i trzeci raz to czyń, to się smażyć będzie, a ogon na ostatku, gdy się rumienić pocznie, pozynguj także czy chcesz, ale mąką nie potrząsaj, a gdy rozumiesz, Że już gorąco, zdejmi z rożna, chustę odwiń, będziesz

Kategoria: GIMNAZJA I SZKOŁY PODSTAWOWE: I miejsce: blog TRZY HRABINY. SMAKI BAROKU stworzony przez zespół ze Szkoły Podstawowej nr 30 w Rudzie Śląskiej, zespół w składzie: Zuzanna Kowalska, Kinga Szmandra, Karolina Skupin, opiekun: Bogusława Cmok, http://trzyhrabiny-smakibaroku.blogspot.com/ Wyróżnienia: blog JADŁO SZLACHTY stworzony przez zespół ze Szkoły Podstawowej im. Jana Brzechwy w Godziszce, zespół w składzie: Dominik Nikiel, Sebastian Kaczmarczyk, Sebastian Wala, opiekun: Andrzej Kowalczyk, http://www.smakibaroku.blogspot.com/ blog JADŁO SOBIESKIEGO stworzony przez zespół ze Szkoły Podstawowej im. Jana Brzechwy w Godziszce, zespół w składzie: Adrianna Jakubiec, Marcin Marekwica, Kamila Wójcik, opiekun: Andrzej Kowalczyk, http://www.jadlosobieskiego.blogspot.com/ blog CZY ZNASZ TEN SMAK stworzony przez zespół ze Szkoły Podstawowej nr 15 w Olsztynie, zespół w składzie: Klara Kisielew, Zofia Fesnak, Olaf Szymocha, opiekun: Joanna Żylińska, http://czyznasztensmak.blogspot.com/ Kategoria: SZKOŁY GASTRONOMICZNE: I miejsce: blog NIEKIEPSKI BAROK stworzony przez zespół z Zespołu Szkół nr 2 w Nowym Dworze Gdańskim, zespół w składzie: Karolina Brzezińska, Patrycja Fortas, Edyta Wójtowicz, Adrian Szumielewicz, opiekun: Łukasz Kępski, http://niekiepskibarok.wordpress.com/ Kategoria: INNE SZKOŁY PONADGIMNAZJALNE: I miejsce: blog DZIEŃ W SARMACKIEJ KUCHNI stworzony przez zespół z Zespołu Szkół Ponadgimnazjalnych w Kaliszu Pomorskim, zespół w składzie: Daria Gralak, Borys Górniak, Jakub Biegniewski, Bartosz Rowiński, opiekun: Maciej Rydzewski, http://slh.kalisz.pl/ Wyróżnienia: blog SZCZYPTA BAROKU stworzony przez zespół z Zespołu Szkół Ponadgimnazjalnych im. Józefa Nojego w Czarnkowie, zespół w składzie: Daria Rogowska, Julia Jusik, Natalia Nowaczyk, opiekun: Anna Zalewska, http://szczyptabaroku.cba.pl/ blog SMAKI BAROKU stworzony przez zespół z Prywatnego LO im. I.J. Paderewskiego w Lubaszu, zespół w składzie: Weronika Dziel, Justyna Skrzypczak, Aleksander Kurzyna, Paweł Gembiak, opiekun: Kamila Kruszyńska-Derkowska, http://edukacja-lubasz.ugu.pl/

miał szczukę smażoną, warzoną i pieczoną. Przyrządzić takiego szczupaka to wyzwanie nie lada. I niech telewizyjni kucharze nie stają do zawodów ani z Czernieckim, ani z jego językiem. A że gotowanie to sztuka trudna, tak samo jak opowiadanie o kuchni, potrawach i gotowaniu, przekonali się uczestnicy Szkolnej Ligi Historycznej. Zadaniem ligowiczów było przygotowanie kulinarnego bloga o kuchni inspirowanej staropolskimi smakami czy raczej dawnymi przepisami. Z nadesłanych prac wynika jasno: lubicie zjeść, a także potraficie sami przygotować potrawy. Część z was przygotowywała tradycyjne: bigosy, czerwone barszcze z uszkami i bez, ale nie zabrakło także tych bardziej wyszukanych: pasztetu po niemiecku, podudzia z indyka z saporem agrestowym, czy łososia po królewsku. Trzeba przyznać, że zadanie nie było łatwe także dla sprawdzających prace. I nie chodziło tylko o wyłonienie najlepszej. Podawane przez was przepisy, sposoby gotowania, gotowe dania i wreszcie jedzenie na ekranie były tak apetyczne, że wywoływały charakterystyczne ssanie w dołku. Dziękując za przepisy, zdjęcia, filmy i prezentacje, zapraszamy do kolejnego etapu tegorocznej Szkolnej Ligi Historycznej. Etap „Barokowe smaki” był wyjątkowy, ponieważ przeprowadziliśmy go z Muzeum Pałacu Króla Jana III w Wilanowie. Muzeum służyło nie tylko pomocą organizacyjną, ale także oceną nadesłanych przez was prac. Co ważne, ufundowało też cenne nagrody książkowe dla laureatów pierwszego etapu naszej rywalizacji. Dla drużyn specjalnie wyróżnionych nagrodą będą warsztaty kulinarne przeprowadzone przez kuchmistrza Macieja Nowickiego. Laureaci konkursu otrzymają atrakcyjne wydawnictwa Muzeum Pałacu Króla Jana III w Wilanowie. Obok przedstawiamy laureatów pierwszego etapu Szkolnej Ligi Historycznej „Smaki baroku”. Wyróżnione zostały te zespoły, które nadesłały prace zgodnie z zasadami regulaminu. Prace drużyn przesłane pozaregulaminowo zostały sprawdzone, a wyniki zakwalifikowano do klasyfikacji końcowej, w tym wypadku I rundy. 


MW w szkole nr 02-2015_Layout 1 21.01.2015 13:15 Strona III

III SZYMON CYDZIK

Rozgrywki magnackich rodów W przedrozbiorowej Polsce realna władza należała do wielkich rodów magnackich. To ich przedstawiciele piastowali najwyższe urzędy, kształtując politykę państwa, a także mieli wpływ na decyzje sejmu. W grze wydawnictwa Phalangs pt. Magnaci gracze mogą się wcielić właśnie w liderów wielkich rodów możnowładczych Rzeczypospolitej Obojga Narodów.

Z

asady gry są bardzo proste. Każdy z pięciu rodów (Radziwiłłowie, Lubomirscy, Potoccy, Zamoyscy, Sapiehowie) posiada talię postaci z numerami od 2 do 14. Rozgrywka trwa cztery tury (zwane wiekami – złoty, srebrny, brązowy i żelazny). W każdej najpier w odbywa się r ywalizacja o urzędy, następnie o ustawy w sejmie, wreszcie rozpoczyna się walka z wrogami zewnętrznymi. Rywalizacja polega na tym, że każdy gracz kładzie wybraną Kartę Familii (zakrytą) przy każdym Urzędzie/Ustawie. Gdy wszyscy już wybiorą karty, odsłania się je, a ten, kto dał najwyższą, zdobywa kartę Urzędu/Ustawy. Karty te posiadają specjalne zdolności (np. zwiększenie wartości Karty Familii, co ułatwia wygrywanie następnych rywalizacji) oraz pozwalają budować posiadłości w prowincjach. Kto na końcu gry ma ich najwięcej, ten wygrywa. Nieco inaczej wygląda sytuacja z konfliktami zewnętrznymi. Tutaj też

gracze kładą Karty Familii przy każdej z wojen, ale żeby ją wygrać, ich łączna wartość nie może być mniejsza od wartości widniejącej na karcie konfliktu. W przypadku zwycięstwa ten gracz, który dał najwyższą kartę, dostaje nagrodę (zwykle dodatkowe posiadłości – można w ten sposób zdobyć lenno i tym samym rozszerzyć wpływy Rzeczypospolitej). Jednakże w razie przegranej posiadłości tracą wszyscy gracze, a ten, który dał najmniejszą kartę, otrzymuje dodatkową karę. Ponadto w prowincji, w której przegrano wojnę, kładzie się znacznik Rozbioru. Gdy takie znaczniki znajdą się w trzech prowincjach, państwo upada i wszyscy gracze przegrywają. Najciekawszy jest system wspierania gracza z najmniejszą ilością posiadłości. Jeśli uzna on, że nie ma szans na zwycięstwo, może celowo zagrywać niskie

karty podczas wojen, aby doprowadzić do klęski wszystkich. Inni gracze, wiedząc o tym, będą musieli zachować karty o najwyższej wartości na koniec, aby wygrywać konflikty mimo dywersji przegrywającego. Wówczas może on użyć silniejszych kart przy rywalizacji o Urzędy i Ustawy, dzięki czemu zwycięży. Ponadto gracz, który ma najmniej posiadłości, wygrywa remis przy rywalizacji o urząd Prymasa – a następne remisy w danym wieku rozstrzyga właśnie Prymas. Daje to sporą przewagę i pozwala nadrobić straty w punktach. Dzięki tym mechanizmom każdy z graczy aż do końca ma szanse na zwycięstwo. Gra jest prosta, dynamiczna i przyjemna. Wymaga odrobiny taktyki i planowania, choć często karty dokłada się intuicyjnie – przy większej liczbie graczy ciężko kontrolować, kto zużył swoje najlepsze postaci, a kto jeszcze je ma. Przyczepić się można natomiast do warstwy historycznej – choćby tego, że w grze występuje tylko jeden marszałek i hetman, a nie czterech. Najwięcej wątpliwości budzi skład Talii Rodów, który wydaje się zupełnie przypadkowy. Każda postać posiada krótki opis, ale w niewielu znajdziemy wyjaśnienie, dlaczego wspiera akurat ten, a nie inny ród. Nieraz też postać opisana jako „mierny wódz” posiada wyższy numer niż opisana jako „doskonały dowódca”. Ponadto może się zdarzyć, że Konstytucja 3 maja zostanie uchwalona w czasach Stefana Batorego. Ma to jednak zupełnie drugorzędne znaczenie i nie wpływa na jakość rozgrywki. 


MW w szkole nr 02-2015_Layout 1 21.01.2015 13:15 Strona IV

IV DARIUSZ MILEWSKI

Stefan Batory Stefan Batory to jeden z najbardziej rozpoznawalnych władców Polski. Trwałą i wdzięczną pamięć potomnych zawdzięcza zwłaszcza pobiciu państwa moskiewskiego. Współcześni nie byli tak zachwyceni swym władcą, a i w historiografii doczekał się niejednoznacznych ocen. Zarzucano mu m.in. naruszenie staropolskiego systemu monarchii mieszanej poprzez tworzenie fakcji i odwoływanie się od postanowień sejmu do sejmików. Nie da się temu zaprzeczyć. Ale nie da się zaprzeczyć i temu, że rzadko kiedy Rzeczpospolita miała tak wybitnego władcę, który wydniósł państwo na szczyt militarnej potęgi. Stefan Batory i Anna Jagiellonka na portretach Marcina Kobera


MW w szkole nr 02-2015_Layout 1 21.01.2015 13:15 Strona V

V

B

áthory István – tak brzmiało węgierskie nazwisko naszego króla – urodził się 27 września 1533 roku w siedmiogrodzkim zamku Somlyó (obecnie Șimleu-Silvaniei) z ojca Stefana i matki Katarzyny z domu Telegdi. Ojciec przyszłego króla należał do młodszej i nie tak znaczącej gałęzi magnackiego rodu węgierskiego Batorych, w którym pierwsze skrzypce grali kuzyni z Ecsed. Mimo to doszedł do znaczącej pozycji wojewody siedmiogrodzkiego. Dwa nieszczęścia zaciążyły nad dzieciństwem Stefana. Pierwszym była przedwczesna śmierć ojca w 1534 roku. Stefan znalazł się pod opieką najstarszego brata Andrzeja, który po dziesięciu latach wysłał go na dwór biskupa Ostrzyhomia Pawła Várdaya, dzięki któremu Batory trafił później do Wiednia, siedziby króla węgierskiego Ferdynanda Habsburga. Pobyt na dworze królewskim i krótki wyjazd na studia do Padwy pozwoliły mu nabyć światowej ogłady i przygotować się do życia publicznego. Drugim nieszczęściem dla Stefana było uzależnienie Węgier od Turcji oraz długotrwała wojna domowa. W 1526 roku pod Mohaczem poległ Ludwik II Jagiellończyk, a wraz z nim świetność średniowiecznych Węgier. Zgodnie z układem wiedeńskim z 1515 roku tron węgierski przejął Ferdynand Habsburg. Nie wszyscy go uznali i wysunęli kandydata narodowego – Jana Zápolyę. Uzyskał on ciche poparcie polskie (wraz z ręką Izabeli Jagiellonki) i jawne wsparcie Batorych oraz Turków. Warto zapamiętać tę dziwną koalicję, bo w życiu Stefana odegra jeszcze rolę. Tymczasem kraj wykrwawiał się w zapasach o koronę, zakończonych rozbiorem państwa w 1541 roku. Turcy zagarnęli środkową część Węgier wraz ze stołeczną Budą. Wschód kraju – górzysty Siedmiogród – pozostał jako uposażenie syna Zápolyi i Jagiellonki Jana Zygmunta. Jego „opiekunem” był sułtan turecki. Północ i zachód kraju z tytułem króla węgierskiego utrzymał Habsburg. Teraz przed Węgrami stanęło zadanie zjednoczenia kraju i wyrzucenia zeń Turków. Myśl o tym zaprzątała również umysł Stefana Batorego. Co prawda trudno było przewidzieć, że to właśnie on podejmie się tego zadania. Karierę zaczynał jako żołnierz, walcząc na początku lat pięćdziesiątych XVI wieku z Turkami pod sztandarami

Habsburgów. Skoro jednak do Siedmiogrodu powrócił Jan Zygmunt Zápolya, Batory zasilił szeregi jego zwolenników. W jego imieniu posłował do syna i następcy Ferdynanda Maksymiliana II. Habsburg bezceremonialnie uwięził posła i wypuścił dopiero po kilku miesiącach. Kiedy Batory wrócił do domu, okazało się, że jego miejsce przy Zápolyi zajął Kasper Bekiesz. Zdawało się, że to koniec kariery Siedmiogrodzianina. Fortuna uśmiechnęła się do niego w 1571 roku. Zápolya zmarł przedwcześnie, a Bekiesz obrał kurs na Wiedeń, zamierzając podporządkować księstwo Habsburgom. To oznaczałoby nową wojnę z Osmanami, a tego Węgrzy nie chcieli. Sejm siedmiogrodzki postanowił zatem wybrać księcia, który utrzymałby korzystne status quo. Najbardziej przebiegłym graczem o książęcą mitrę okazał się Batory. Wykorzystał przyjazd czausza tureckiego do rozpowszechnienia plotki, jakoby Turek wiózł nominację sułtańską właśnie dla niego. Węgrzy, nie chcąc ani jawnie przyjąć dyktatu sułtana, ani go odrzucić, zachowując pozory niezależności, wybrali Batorego na księcia. Uwierzono, że takie jest życzenie sułtana. Elekcja „protureckiego” Batorego, który ośmielił się wyrwać Siedmiogród cesarzowi, była nie po myśli Maksymiliana. Habsburg wsparł Kaspra Bekiesza, który w 1575 roku zbuntował się przeciw Batoremu. Został jednak pokonany w bitwie pod Szentpál. Zwycięstwo ugruntowało pozycję nowego księcia, który dowiódł też nieprzeciętnych zdolności wojskowych. Mógł również snuć bardziej ambitne plany – zdobycia polskiego tronu. PO POLSKĄ KORONĘ Batory wpadł na pomysł sięgnięcia po koronę po śmierci Zygmunta Augusta w 1572 roku. Jednak na przeprowadzonej rok później elekcji nieznany nikomu książę siedmiogrodzki nie miał szans w starciu z konkurentami – Habsburgami, Rurykowiczami i Walezjuszami. Ostatecznie królem został Henryk Walezy, jednak nie panował długo – na wieść o śmierci brata Karola IX (1574) czmychnął do Francji, by objąć ojcowiznę. Polski tron był znów pusty. Gra o Kraków zaczęła się na nowo. Tym razem Habsburgowie zmobilizowali wszystkie siły i wystawili jako kandydata samego Maksymiliana II.

Jednak dla znacznej części polskiej szlachty wybór Habsburga oznaczał konflikt z Turcją, szukano więc innego kandydata. Batory był jednym z nich, ale i tym razem nikt nie brał go poważnie pod uwagę. Po złych doświadczeniach z cudzoziemskim królem zdecydowano się na rodzimego władcę, „Piasta”. Kiedy stronnicy Habsburga okrzyknęli go 12 grudnia 1575 roku królem Polski i wielkim księciem Litwy, opozycja znalazła swojego „Piasta” – była nim podstarzała siostra Zygmunta Augusta, królewna Anna Jagiellonka. Dotychczas odsuwano ją od polityki, teraz proponowano koronę. Był jednak haczyk – miała panować wspólnie z mężem, nie wyobrażano sobie bowiem samodzielnych rządów kobiety. Książę siedmiogrodzki zgodził się na ożenek z Anną. Wprawdzie Jagiellonka kwaśno przyjęła myśl o dzieleniu łoża i korony z mało znaczącym Węgrem, ale szlachta postawiła na swoim. Cesarscy posłowie natychmiast interweniowali u przedstawicieli Batorego, który zawczasu zastrzegał, że chociaż kandyduje do polskiej korony, nie będzie o nią współzawodniczył z cesarzem. Teraz jednak usłyszeli, że Batory przyjmuje ofertę Polaków. 14 grudnia 1575 roku marszałek izby poselskiej Mikołaj Siennicki ogłosił Batorego nowym władcą, nazajutrz wystawiono dyplom elekcyjny Anny i Stefana. Ponieważ jednak elekcja była rozdwojona, rozpoczął się wyścig do Krakowa, do którego stanęli cesarz i książę siedmiogrodzki. Do Batorego pośpieszył poseł cesarski, by wyperswadować księciu przyjęcie korony. Niechby powiedzieli zgłodniałemu, który trzyma dobry kąsek w ustach: nie połykaj, bo umrzesz z tego – miał mu rzec Batory. Zaraz potem zaprzysiągł przedstawione mu przez Polaków pacta conventa. Choć nie wszystko mu się w nich podobało, rozumiał, że nie czas na targi. Zostawił Siedmiogród w zarządzie bratu Krzysztofowi i 16 marca ruszył do Polski. Niecałe dwa tygodnie później w granicznym Śniatyniu witał go ks. Jan Dymitr Solikowski, wysłany przez biskupa kujawskiego Stanisława Karnkowskiego do wybadania prawowierności elekta (Siedmiogród ze swymi wolnościami religijnymi uchodził za gniazdo herezji). Batory zdał egzamin i ruszył do Krakowa, gdzie przybył na Wielkanoc. Tu poznał swoją przyszłą żonę i współkróla Annę Jagiellonkę.


MW w szkole nr 02-2015_Layout 1 21.01.2015 13:15 Strona VI

VI

25 kwietnia rozpoczął się sejm koronacyjny. Ponieważ zwolennik Maksymiliana prymas Jakub Uchański odmówił dopełnienia obrzędu koronacji, sejm upoważnił do tego biskupa kujawskiego. 1 maja 1576 roku w katedrze wawelskiej Stefan Batory i Anna Jagiellonka zostali koronowani na królów Polski. Powiedzmy od razu, że 53-letnia panna młoda nie wzbudziła entuzjazmu u Batorego, który nie tylko nie dopuścił jej do władzy, ale i jako żonę rychło zaczął ją zaniedbywać na rzecz łowów, wojaczki i zajęć publicznych. Jednak nie ona była największym zmartwieniem świeżo ukoronowanego władcy, ale jego potężny rywal cesarz Maksymilian II. Miał on w Polsce swoich stronników, zwanych cezarianami, z prymasem Uchańskim na czele. Batory okazał się zręcznym politykiem i zamiast uciec się do represji, zaczął ich sobie zjednywać. W tej akcji pomógł mu zresztą sam kontrkandydat – niemal 50-letni Maksymilian zamiast pośpieszyć do Polski, trwonił czas na pertraktacjach ze swymi zwolennikami. Do Krakowa nie wybrał się nigdy – umarł w październiku 1576 roku. Od tej pory władania Batorego w Rzeczypospolitej prawie nikt nie kwestionował. WOJENNY PAN Prawie, jak wiadomo, czyni różnicę, a tym razem była ona nie byle jaka – z uznaniem nowego króla ociągało się najpotężniejsze miasto w kraju, Gdańsk. Co prawda było przeważnie niemieckie, ale nie to zdecydowało o trwaniu przy sprawie Habsburga

objął opiekę nad umysłowo chorym krewniakiem, księciem pruskim Albrechtem II. Kosztowało to margrabiego okrągłą sumkę 200 tys. zł. Polsce były one potrzebne, ale zważywszy na fakt, że syn margrabiego objął władzę w Brandenburgii, nieopatrznie otworzono tamtejszym Hohenzollernom drogę do połączenia Berlina z Królewcem. Przyznajmy jednak, że wtedy zagrażało Rzeczypospolitej poważniejsze niebezpieczeństwo. W 1577 roku Iwan IV złamał dotychczaJan Matejko, Batory pod Pskowem, fot. Zamek Królewski w Warszawie sowy rozejm i opanował niemal całe Inflanty. Batory, (który notabene świetnie mówił po strawiwszy kolejny rok na zbieraniu poczesku i łatwiej dogadywał się z Pola- datków i organizowaniu armii, ruszył kami niż Batory). Kupiecki Gdańsk 30 czerwca 1579 roku z Wilna na Roschętnie by nowego króla przyjął, ale jan. Wiódł ponad 40 tys. wojska, w tym nie za darmo. Pod koniec rządów Zyg- zaciągi węgierskie pod wodzą Kaspra munta Augusta narzucono miastu krę- Bekiesza, z którym zdążył się pojednać. pujące jego swobodę regulacje, zwane Car spodziewał się ataku na Inflanty statutami Karnkowskiego. Zmianę – Połock, zdobyty 16 lat wcześniej, władcy gdańszczanie uznali za wy- bądź na Smoleńsk. Batory uderzył śmienitą okazję do anulowania tych w centrum – w sierpniu po krótkim obniewygodnych przepisów w zamian za lężeniu odzyskał twierdzę połocką. Pauznanie nowego króla. Dla majestatu nowała ona nad Dźwiną i zagrażała Batorego nie było to jednak dobre Wilnu, dlatego jej odbicie było dużym i zamiast iść miastu na rękę, postawił sukcesem. twarde warunki. Zażądał m.in. zbuKról wyzyskał zwycięstwo propaganrzenia miejskich fortyfikacji. Gdańsz- dowo i wycisnął ze szlachty fundusze czanie wystąpili tedy zbrojnie w obronie na kolejną kampanię. W 1580 roku swej „złotej wolności”. rozwinął kierunek dotychczasowego Tak przyszło do pierwszej wojny Ba- natarcia i opanował Wielkie Łuki. Tak torego w jego nowej ojczyźnie. W grun- ujawniał się plan władcy odcięcia Inflant cie rzeczy była zupełnie niepotrzebna, od moskiewskiego zaplecza. Iwan IV a przez króla faktycznie przegrana. Co spostrzegł, że nie podoła Batoremu, prawda hetmanowi nadwornemu Ja- jął więc prosić o pokój i obiecywać nowi Zborowskiemu udało się pobić unię kościelną. Jednak król nie dał się zaciężne hufce gdańskie nad Jeziorem wywieść w pole. W 1581 roku polskoLubiszewskim, ale samo miasto nie -litewskie wojska podeszły pod Psków. zostało pokonane. Batory stracił pod Najpotężniejszej chyba twierdzy Iwana jego murami rok 1577 i ostatecznie nie udało się zdobyć, ale jej uporczywa musiał się kontentować (zgniłym dlań) blokada odcięła Inflanty i zmusiła cara kompromisem. 12 grudnia zawarto do rokowań. Rozejm zawarto 15 styczukład, w którym Gdańsk uznał władzę nia 1582 roku w Jamie Zapolskim. króla i przeprosił go, uiszczając przy Rzeczpospolita odzyskiwała Inflanty, tym zaległe podatki i płacąc odszko- Połock i Wieliż. Po raz pierwszy od dowanie za zniszczenia wojenne. Spra- wielu lat rzucono Moskwę na kolana, wę przywrócenia statutów Karnkow- a przy okazji zamknięto jej drogę nad skiego pominięto milczeniem, a więc Bałtyk. gdańszczanie faktycznie osiągnęli swój cel. Na zwadzie domowej skorzystał OSTATNI ETAP za to sąsiad Polski, margrabia Ansbachu Wojna z Moskwą miała się okazać Jerzy Fryderyk Hohenzollern. We wrześ- ostatnim zbrojnym starciem Batorego. niu 1577 roku Batory zgodził się, aby Co prawda król zamyślał o nowej kam-


MW w szkole nr 02-2015_Layout 1 21.01.2015 13:15 Strona VII

VII panii po śmierci Iwana IV w 1584 roku, aby poprzez Moskwę dosięgnąć Osmanów i wyzwolić swą węgierską ojczyznę, ale przedwczesna śmierć nie pozwoliła mu wcielić w życie tych zamysłów. Mimo to władca zdążył odcisnąć piętno także na życiu wewnętrznym państwa. Warto się przyjrzeć kilku jego posunięciom. Przede wszystkim Batory zreformował wojska polsko-litewskie. To za jego czasów ukształtowała się husaria w swym klasycznym wydaniu ciężkozbrojnej jazdy, która przez niemal pół wieku królowała niepodzielnie na polach bitew. Batory wzmocnił również piechotę, potrzebną do walk oblężniczych, organizując tzw. piechotę wybraniecką. Wziął też na żołd państwowy część Kozaków zaporoskich, wykorzystując ich zapał do wojaczki dla dobra państwa. Miał także spore osiągnięcia na polu kulturalnym. To za jego sprawą w 1579 roku utworzono uniwersytet w Wilnie (na bazie kolegium jezuickiego). Król poparł też wprowadzenie reformy kalendarza, tak iż Polska jako jedna z pierwszych przyjęła w 1582 roku kalendarz gregoriański. Gorzej wiodło się monarsze w stosunkach ze szlachtą. Król nie do końca rozumiał ideę monarchii mieszanej. Chciał rzeczywiście i samodzielnie rządzić. W tym celu zaczął tworzyć własne stronnictwo i nie wahał się czynnie zwalczać opozycji. Prawdą jest, że miał wyczucie do ludzi – postawił na mało znaczącego zrazu Jana Zamoyskiego, którego uczynił kanclerzem i hetmanem wielkim koronnym. Z jego pomocą rozprawił się z rodem Zborowskich, którzy położyli niemałe zasługi w wypromowaniu Batorego na tron Polski (banita Samuel, który schronił się w Siedmiogrodzie, dał w końcu głowę, schwytany przez Zamoyskiego w 1584 roku). Batory wiedział, że nie może się opierać na tych, którzy mu na początku pomogli, gdyż będzie od nich zależny. Ale rozprawa ze Zborowskimi na sejmie 1585 roku, chociaż zakończyła się sukcesem króla i Zamoyskiego, mocno zaszkodziła obu w opinii szlacheckiej. Ważną i trwałą reformą okazało się utworzenie w 1578 roku Trybunału Koronnego: był to najwyższy sąd w sprawach szlacheckich (trzy lata później powołano Trybunał Litewski). Król nie miał głowy do zawiłych spraw sądowych, jednak tych było coraz więcej i wymagały pilnej regulacji. Za cenę zgody

na podatki na wojnę z Moskwą monarcha zgodził się uszczuplić swe kompetencje i przekazać je trybunałowi. Niestety, przy tej właśnie okazji podważył autorytet sejmu – odwołał się bowiem do sejmików po podatki, których odmówili mu posłowie. W tym wszystkim widać charakterystyczną cechę Batorego – umiał wybrać jeden cel, skupić się na nim i poświęcić inne sprawy, aby go osiągnąć. W latach 1578–1582 była to wojna z Moskwą. Monarcha poświęcił dla niej trybunał, autorytet sejmu, Gdańsk, Prusy, a także zwycięskich Kozaków w Mołdawii – w 1578 roku kazał ściąć ich wodza Iwana Podkowę, byle tylko nie sprowokować wojny tureckiej. W zamian otrzymał sowitą nagrodę – największe od lat zwycięstwa nad Moskwą i zła-

manie jej potęgi na długie lata. Możemy się spierać, czy była ona warta swej ceny, ale musimy przyznać, że Batory umiał działać zdecydowanie i osiągać zamierzone cele. Król zmarł 12 grudnia 1586 roku w Grodnie, po krótkiej chorobie, w wieku 53 lat. O sile jego osobowości może świadczyć fakt, że gdy go zabrakło, nikomu nie przyszło do głowy powierzyć spraw państwa Annie Jagiellonce, bądź co bądź współkrólowi. Powszechnie uznano, że nie ma władcy i należy wybrać nowego. Batory wzbudzał silne emocje u współczesnych i skrajne często opinie, od uwielbienia po zarzuty tyranii. Jest to jednak przypadłość ludzi wybitnych – wśród wszystkich sporów o Batorego co do tej jednej sprawy panuje powszechna zgoda.  Żołnierz piechoty wybranieckiej


MW w szkole nr 02-2015_Layout 1 21.01.2015 13:15 Strona VIII

VIII

H ISTORIA

W KARYKATURZE

PIOTR SZLANTA

Różne oblicza biedy Postęp technologiczny i industrializacja w XIX wieku nie wszystkim przyniosły sukces i wzrost poziomu życia. Zmiany, jakie wówczas zaszły, wielu przyniosły marginalizację i trwałe wykluczenie społeczne. Dotyczyło to zwłaszcza nowej kategorii ludności, jaką byli robotnicy. Wokół fabryk zaczęły naprędce powstawać dzielnice biedy, gdzie, jak pisze Barbara Tuchman, królował głód i brud, gdzie kaszleli suchotnicy, gdzie powietrze było ciężkie od odoru ustępów, gotowanej kapusty i zwietrzałego piwa, gdzie kwiliły niemowlęta i nagle wybuchały kłótnie małżeńskie, gdzie przeciekały dachy, a nienaprawione okna przepuszczały do środka mroźne zimowe Źródło A wichry [...] gdzie życie było nieustanną huśtawką między bezrobociem a ciężką harówką [...] gdzie śmierć była jedynym wyjściem i jedyną rozrzutnością. ŹRÓDŁO A Pierwsza z karykatur zatytułowana Przyjaciel biedaka została opublikowana w 1843 roku w londyńskim czasopiśmie „Punch”. Przedstawia umierającego biedaka, któremu w chmurze ukazuje się zakapturzona śmierć. Biedak ze złożonymi rękami i zamkniętymi oczami ze spokojem zdaje się na nią wyczekiwać, ciesząc się, że przyszła wyzwolić go w końcu z jego nędzy i upodlenia.

Jest pogodzony z losem, bo nie ma czego żałować z przemijającego życia doczesnego. O jego niskim statusie świadczy widoczny na ilustracji nędzny majątek. Człowiek leży na prostym łóżku, przykryty dziurawymi szmatami. Jego wszystkie ruchomości, w tym mocno zużyta łopata, którą – jak możemy się domyślać – zarabiał na życie, leżą na popękanej podłodze nieopodal połamanej szafki z talerzem. Nad steranym życiem człowiekiem wisi testament. Jak widać po jego długości, jego autor nie miał w zasadzie nic do zapisania. Sytuację bez wyjścia symbolizuje również zakratowane okno. 1. Wyjaśnij przesłanie karykatury. 2. Wskaż przedmioty i wyposażenie wnętrza, które pozwalają poznać sytuację materialną przedstawionej na rysunku osoby. ŹRÓDŁO B Druga karykatura dotyczy słynnego powstania tkaczy śląskich, do którego doszło w 1844 roku. Bezrobocie, wyzysk pracowników, fatalne warunki pracy i równie zła płaca wywołały gniew zdesperowanych ludzi, który przerodził się w zamieszki. Wydarzenia te znalazły odbicie w niemieckiej prasie. Monachijskie czasopismo „Fliegende Blätter” opublikowało rycinę pt. Bieda na Śląsku. Na jej górnej części – podpis brzmi Głód i zwątpienie – widać dogorywające, opadłe z sił i zrozpaczone kobiety. Na drugim planie grupa osób prawdopodobnie chowa ofiarę głodu, czego można się domyśleć po stojących nieopodal krzyżach – widomym znaku


MW w szkole nr 02-2015_Layout 1 21.01.2015 13:15 Strona IX

IX Źródło B

cmentarza. Poczucie beznadziei wzmacnia pusty talerz, ogołocone z liści drzewa w tle i zasłonięte chmurami niebo. Państwo z „oficjalną pomocą” wysyła jednak na zbuntowanych i zrozpaczonych rzemieślników wojsko, widząc w nich z wysokości swych pałaców i rezydencji jedynie niebezpiecznych rewolucjonistów i burzycieli porządku społecznego. 3. Wyjaśnij ironiczne przesłanie karykatury. 4. Na podstawie wiedzy pozaźródłowej odpowiedz, kiedy Niemcy rozpoczęły prowadzenie spójnej polityki socjalnej. Kto rozpoczął tam budowę państwa opiekuńczego? ŹRÓDŁO C Polska karykatura pt. Przebudzenie Guliwera powstała w roku 1937. Wielki kryzys gospodarczy rozpoczął się prawie dziesięć lat wcześniej (pod koniec 1929 roku) i niezwykle boleśnie dotknął obywateli międzywojennej Polski. Jako kraj rolniczy Rzeczpospolita zaczęła się niego wydobywać dopiero po 1935 roku. Zresztą w całym dwudziestoleciu międzywojennym Polska była krajem olbrzymich nierówności i napięć społecznych. Na karykaturze widzimy polskiego robotnika (zwykła czapka, fartuch, spracowane ręce) spętanego licznymi więzami – to tytułowy Guliwer. Lecz w końcu przebudził się i poczuł swą moc. Biada jego prześladowcom: duchowieństwu (w prawej ręce Guliwer trzyma księdza w sutannie), burżuazji (postacie we frakach i cylindrach) oraz stojącej na straży klasowych interesów elit policji (granatowa policja nosiła wówczas hełmy wzorowane na niemieckich). Przerażone ludziki uciekają w popłochu przed budzącym się gigantem, czyli klasą robotniczą, która weźmie srogi odwet za lata wyzysku i poniżenia.

5. Wyjaśnij przesłanie karykatury. 6. Wyjaśnij, dlaczego robotnik przedstawiony jest jako Guliwer.

ODPOWIEDZI: 1. Jedynym wyjściem z zaklętego kręgu biedy jest śmierć, nie ma co liczyć na pomoc państwa czy związków wyznaniowych. To bardzo gorzkie przesłanie dla elit wiktoriańskiej Anglii. 2. Na rysunku przedstawiony jest biedak, co możemy rozpoznać po bardzo skromnym wyposażeniu pokoju (z mebli jest tylko proste łóżko) i niewielu przedmiotach należących do niego. Szczególnie rzucają się w oczy szmaty, którymi się przykrywa. 3. Wojsko nie może pomóc umierającym – głodującym potrzebna jest doraźna pomoc w postaci żywności i długofalowe rozwiązania systemowe pomagające znaleźć zatrudnienie za godziwą płacę, pozwalającą na utrzymanie siebie i rodzin. 4. W Niemczech budowę systemu opieki społecznej rozpoczął w latach osiemdziesiątych XIX wieku kanclerz Otto von Bismarck. Uchodzi on za ojca modelu państwa opiekuńczego. 5. Wyzyskiwana klasa robotnicza upomni się w końcu o swoje prawa i obali wykorzystujące ją elity w postaci burżuazji, duchowieństwa i stojącej na straży niesprawiedliwego porządku społecznego policji. 6. Klasa robotnicza stanowi większość w społeczeństwie. To potężna grupa, która powoli uświadamia sobie swoją siłę.  Źródło C


MW w szkole nr 02-2015_Layout 1 21.01.2015 13:15 Strona X

X DARIUSZ MILEWSKI

Perypetii z kalendarzem ciąg dalszy W ubiegłym miesiącu zaprezentowaliśmy rozwój systemów mierzenia czasu. Pora na dokończenie opowieści o perypetiach związanych z kalendarzami.

K

alendarz opracowany z polecenia Juliusza Cezara, choć lepszy od poprzedników, wciąż nie był precyzyjny. Co prawda 11 minut opóźnienia może wydać się do przyjęcia, ale w dłuższej perspektywie czasowej... Cóż, po 128 latach daje to już dzień spóźnienia, co po upływie 46 720 lat spowoduje zgubienie całego roku (przypomnijmy – kalendarz księżycowy gubi cały rok już po 33 latach). Prawda, mało kto planuje na dziesiątki tysięcy lat w przyszłość, więc też nikt specjalnie się tym nie kłopotał. Ale mimo korekty w IV wieku po kolejnych z górą 1200 latach stosowania kalendarza juliańskiego jego opóźnienie w stosunku do rzeczywistego obiegu Ziemi wokół Słońca wzrosło już do dziesięciu dni. To spora różnica, która zaburzała obchody najważniejszego święta w Kościele katolickim. Mowa o Wielkanocy, której data jest ściśle związana z orbitowaniem Ziemi wokół Słońca. Święto jest bowiem obchodzone w pierwszą niedzielę po pierwszej wiosennej pełni księżyca. Dlatego konieczna jest wiedza, kiedy faktycznie zaczyna się wiosna.

Tu właśnie cezariańskie opóźnienie zaczęło odgrywać ważną rolę. W ramach porządkowania kalendarza Cezar wyznaczył dzień przesilenia zimowego na 25 grudnia (odpowiednio równonoc wiosenna przypadła na 25 marca). Niestety, ponieważ czas biegł szybciej,

niż wskazywał to kalendarz, wiosna przychodziła wcześniej. Już w czasie soboru nicejskiego w 325 roku konieczna okazała się korekta i równonoc wiosenną przeniesiono na 21 marca. To załatwiło sprawę na najbliższe stulecia, ale w XVI wieku różnica wzrosła i trzeba by równonoc przesunąć już na 11 marca. Idąc dalej tym śladem, po latach wiosna nadeszłaby w lutym, a jeszcze później w styczniu. Reforma kalendarza stała się więc koniecznością.

Papież Grzegorz XIII

PAPIEŻ REFORMATOREM KALENDARZA Sprawę omawiano na kolejnych soborach w XV wieku, w Konstancji i Bazylei (Florencji). Proponowano np. wyrzucenie kilku dni z kalendarza dla jego przyśpieszenia i dogonienia Ziemi w jej obrocie wokół Słońca. Autorem jednej z propozycji reformy kalendarza był Polak Marcin Biem z Olkusza, który wysłał swój projekt na sobór laterański, obradujący na początku XVI stulecia. Nic z tych wszystkich zamierzeń jednak nie wyszło. Dopiero po soborze trydenckim wzięto się poważnie do dzieła. W 1576 roku papież Grzegorz XIII powołał międzynarodową komisję naukową, która po kilku latach pracy przygotowała wreszcie rzetelną reformę kalendarza. 21 lutego 1582 roku bullą Inter gravissimas papież ogłosił zmiany w kalendarzu, zwanym odtąd gregoriańskim.


MW w szkole nr 02-2015_Layout 1 21.01.2015 13:15 Strona XI

XI Reforma wprowadzała dwie zasadnicze zmiany. Zlikwidowano dziesięciodniowe opóźnienie i przywrócono równonoc wiosenną 21 marca. W tym celu postanowiono, by po 4 października 1582 roku nastąpił od razu 15 października, a zatem rok 1582 liczył tylko 355 dni. Następnie ustalono, by rok przestępny, przypadający dotychczas co cztery lata, nie obejmował tych lat „setnych”, które nie dadzą się podzielić bez reszty przez 400 – a więc 1700, 1800 i 1900. W ten sposób w ciągu 400 lat oszczędzono trzy dni, co skróciło przeciętny czas trwania roku kalendarzowego z 365 dni i 6 godz. do 365 dni, 5 godz., 49 min i 2 s. Tym samym rok kalendarzowy jest dłuższy od astronomicznego jedynie o 16 s. Muszą zatem upłynąć ponad 33 stulecia, aby różnica między kalendarzem gregoriańskim a rokiem tropicznym wzrosła do jednego dnia. NIE UZNAWAĆ PAPISTOWSKIEGO WYMYSŁU Wprowadzenie kalendarza gregoriańskiego przypadło na czas rozłamu w Kościele związanego z reformacją. Nie wszystkie kraje uznawały autorytet papieża, dlatego kalendarz gregoriański nie został przyjęty w całej Europie. Jako pierwsze wdrożyły reformę kraje włoskie, Hiszpania, Portugalia i Polska. Francuzi zdecydowali się na to w grudniu 1582 roku (po 9 grudnia nastąpił od razu 20). Kontestujący powagę papieża protestanci dla zasady trwali przy kalendarzu juliańskim, rezygnując z niego stopniowo, w miarę jak zrozumienie wartości kalendarza gregoriańskiego przeważyło nad niechęcią do Rzymu. Praktyczni Niemcy potrzebowali na to ponad 100 lat – nowy kalendarz przyjęli w 1700 roku. I tak byli w czołówce, gdyż Anglicy ociągali się do roku 1752, a Szwedzi do 1753. Jeszcze później na reformę zdecydowały się kraje prawosławne, gdzie obowiązywał kalendarz bizantyński. Był on zasadniczo tożsamy z kalendarzem juliańskim z dwiema tylko, ale znaczącymi, różnicami. Otóż Bizantyńczycy rozpoczynali nowy rok 1 września. Mało tego, liczyli lata nie od narodzenia Chrystusa, ale „od stworzenia świata”. To zaś obliczali na kilka tysięcy lat wstecz, a dokładnie na 5508 lat p.n.e. (zegar świata zaczął tykać 1 września 5509 roku p.n.e.). Pomyłki w tym nie ma, ponieważ rok

bizantyński zaczynał się nieco wcześniej w stosunku do roku „styczniowego”. Tak więc 1 września 5509 roku p.n.e. był pierwszym dniem pierwszego roku od stworzenia świata (zakończył się 31 sierpnia 5508 roku).

Juliańskie i gregoriańskie tablice z epaktami, fot. gnomonika.pl

O tym rozpoczynaniu nowego roku bizantyńskiego w trakcie trwania starego (ery dionizyjskiej) warto pamiętać przy przeliczaniu dat w obu systemach. Przykładowo, od stycznia do sierpnia 1 roku n.e. był jeszcze 5509 rok ery bizantyńskiej, a od września do grudnia już 5510. Przeliczając daty, należy zatem dodać do naszego roku 5508 do sierpnia włącznie i 5509 od września. A zatem 1 września 2014 roku rozpoczął się 7523 rok od stworzenia świata. Od tego systemu odszedł dopiero car Piotr I w ramach europeizacji państwa. 1 stycznia 7208 roku wprowadził kalendarz juliański – nastał 1 stycznia 1700 roku. Piotrowi bliżej było do krajów protestanckich, dlatego reforma była połowiczna. Dopiero obalenie caratu umożliwiło wprowadzenie w Rosji reformy gregoriańskiej (w 1918 roku). Najdłużej kalendarza juliańskiego trzymali się Grecy – aż do 1923 roku. KALENDARZ, CZYLI NIECO MATEMATYKI Wróćmy jednak do perypetii związanych z przejściem z kalendarza juliańskiego na gregoriański. Nierównoczesne przyjęcie reformy przez poszcze-

gólne kraje pociągnęło za sobą praktyczne konsekwencje przeliczeniowe. W europejskim obiegu były dwa kalendarze, które ten sam dzień opatrywały różnymi datami. Otóż, począwszy od 5 października 1582 roku kalendarza juliańskiego – czyli 15 października 1582 roku kalendarza gregoriańskiego – pojawiła się i narastała różnica w datach. Początkowo wynosiła dziesięć dni – aż do 10 marca (28 lutego) 1700 roku. Potem w starym kalendarzu pojawił się dzień 29 lutego, a w gregoriańskim 11 marca i różnica wzrosła do 11 dni. Odpowiednio w 1800 roku było to już 12 dni, a w 1900 13. Rok 2000, przestępny w obu kalendarzach, nie wprowadził zmian. Od roku 2100 różnica między kalendarzem juliańskim a gregoriańskim wzrośnie znowu, osiągając 14 dni. Będzie to miało znaczenie dla wyznawców prawosławia, jeśli Cerkiew nadal będzie się trzymać systemu juliańskiego. Ma to swoje praktyczne konsekwencje dla świętowania różnych rocznic wydarzeń sprzed 4 października 1582 roku Przykładowo, jeśli ktoś urodził się tego dnia, to nazajutrz był już 15 października i do 4 października 1583 roku minęło dopiero 355 dni. Zatem pierwsze urodziny jubilat powinien świętować nie 4, lecz 14 października 1583 roku. Tak samo jest ze wszystkimi innymi rocznicami. Np. rocznicę bitwy pod Orszą, stoczonej 8 września 1514 roku, powinniśmy świętować 18 września. Dla historyków wojskowości może to mieć znaczenie, jeśli uświadomimy sobie, że te dziesięć dni różnicy oznacza dzień krótszy o 39 min. Jeśli zatem (abstrahując od Orszy) batalia trwała od świtu do zmierzchu, to była odpowiednio krótsza jesienią lub dłuższa wiosną, niż by to wskazywał obecny kalendarz. Podobnie rzecz się ma ze świętami Bożego Narodzenia, choć tu opóźnienie zawdzięczamy jeszcze soborowi nicejskiemu. Kościół pierwotnie wyznaczył bowiem Boże Narodzenie na dzień zimowego przesilenia, czyli – zgodnie z kalendarzem juliańskim – 25 grudnia. Już w IV wieku ta data była nieaktualna, jednak nie zmieniono jej – podczas gdy powinniśmy świętować 21, a nawet 20 grudnia. Jeśli św. Mikołaj trzyma się ściśle roku tropicznego, to nic dziwnego, że nie możemy go złapać 24 grudnia – wtedy od kilku dni jest już po pracy. 


MW w szkole nr 02-2015_Layout 1 21.01.2015 13:16 Strona XII

XII

Jan Karski Jan Karski to postać niezwykła, która może być przykładem i wzorem dla współczesnego pokolenia, które poszukuje autorytetów – napisał jeden z uczniów łódzkiego gimnazjum, w którym realizowany jest projekt edukacyjny poświęcony życiu i działalności Jana Karskiego. Jan Karski był honorowym patronem 2014 roku, a łodzianie w szczególny sposób zobowiązani są pamiętać o jego dokonaniach. Jan Karski w 1943 roku w Waszyngtonie

JOANNA KOZIŃSKA Nauczycielka historii w Gimnazjum nr 2 im. Królowej Jadwigi w Łodzi, animatorka projektów edukacyjnych

POD ŁÓDZKIM ADRESEM Jan Kozielewski (później Karski) przez pierwsze 17 lat życia mieszkał i uczył się w Łodzi. Pochodził ze średnio zamożnej, wielodzietnej rodziny. Jego ojciec zmarł wcześnie, szybko zastąpił go najstarszy brat Marian, żołnierz polskich Legionów, późniejszy komendant policji lwowskiej i warszawskiej. Wspierał on matkę w wychowaniu rodzeństwa w atmosferze religijności i patriotyzmu. Karski wspominał z czułością: ja uwielbiałem brata, trzymał mnie za mordę krótko, bałem się go jak ognia, chciałem się przed nim wykazać. Matka wpoiła dzieciom głęboki szacunek dla marsz. Józefa Piłsudskiego, nigdy nie nazywała go inaczej niż ojcem ojczyzny. Jan Karski ukończył męskie Gimnazjum im. Marszałka Józefa Piłsudskiego (obecnie Liceum Ogólnokształcące nr 3 im. Tadeusza Kościuszki), tutaj też zdawał maturę. W szkole miał opinię maminsynka, bo nigdy nie bił się z kolegami i zawsze wykonywał polecenia matki. Miał wielu przyjaciół z żydowskich rodzin. Przy ul. Kilińskiego, gdzie stał jego rodzinny dom, mieszkali obok siebie Żydzi, Niemcy, Rosjanie i Polacy. Nie było to nic niezwykłego w wielokulturowej i wielonarodowej Łodzi, mieście Juliana Tuwima, Izraela Poznańskiego, Karola Scheiblera czy Stefana Jaracza. PSEUDONIM JAN KARSKI Po zdaniu egzaminu dojrzałości Karski wyjechał na studia prawnicze do Lwowa. Już wtedy Janem zainteresował się ówczesny dyrektor personalny MSW, który w wakacje wysyłał go na praktyki konsularne do Rumunii, Niemiec i Francji. W 1935 roku Karski ukończył Wydział Prawa na Uniwersytecie Jana Kazimierza, rok później zaliczył roczną Szkołę Podchorążych Rezerwy Artylerii. Jako wyróżniający się elew otrzymał szablę honorową prezydenta. Wysokie noty w szkole wojskowej oraz wcześniejsze staże wakacyjne sprawiły, że został wysłany na ośmiomiesięczne stypendium do Genewy oraz na staż w ambasadzie londyńskiej, kierowanej


MW w szkole nr 02-2015_Layout 1 21.01.2015 13:16 Strona XIII

XIII

Pomnik Jana Karskiego przy Muzeum Historii Żydów Polskich w Warszawie, fot. Wikimedia Commons

wtedy przez Edwarda Raczyńskiego, późniejszego prezydenta RP na uchodźstwie. Raczyński nie przydzielił Karskiemu żadnych służbowych obowiązków, oprócz jednego. Niech pan się uczy Anglii, niech pan się uczy demokracji, niech pan się uczy, jak tworzyć elitę – wspomina Karski. Po takim doświadczeniu, ze znajomością języków angielskiego, francuskiego i niemieckiego, wstąpił na stałe w szeregi służby dyplomatycznej. Szybko awansował, zostając osobistym sekretarzem dyrektora personalnego MSW w Warszawie. Nadszedł rok 1939. Wybuch wojny przerwał dobrze zapowiadającą się karierę dyplomatyczną. Dobiegał końca drugi tydzień listopada 1939 roku – wspominał Karski. – Minęło jedenaście tygodni od momentu, gdy policjant doręczył mi kartę powołania do wojska, i nieco ponad dwa miesiące od chwili, kiedy przeraźliwy huk niemieckich bombowców wyrwał mnie ze snu w oświęcimskich koszarach. Przez cały ten czas doznawałem szoku za szokiem, napotykałem rozczarowanie po rozczarowaniu. Walił się świat, w jakim żyłem, i obraz tego świata, jaki sobie wyima-

ginowałem. [...] Polski nie było. Przestała istnieć. Kampanię wrześniową Karski skończył w sowieckim obozie jenieckim. Przezornie zataił swój stopień wojskowy, podając się za szeregowca, co uratowało mu życie. W ramach wymiany jeńców między Trzecią Rzeszą a ZSRR trafił do niemieckiego obozu jenieckiego w Radomiu. Udało mu się stamtąd uciec. Następnie podjął działalność konspiracyjną i został kurierem rządu polskiego na uchodźstwie. Jako emisariusz znany był pod pseudonimem Witold, w roku 1942 przyjął nazwisko Karski. ZATRZYMAĆ HOLOKAUST Największą misją polskiego emisariusza było powiadomienie aliantów o tragedii Żydów rozgrywającej się w okupowanej Polsce. Karski wspominał: poprosili mnie, bo mówili, że wszystko mi się udaje. Chcieli użyć mnie jak inne stronnictwa i za moim pośrednictwem przedstawić swoje żądania. Najważniejszym z nich było ogłoszenie potrzeby zahamowania eksterminacji ludności żydowskiej jako oficjalnej strategii wojennej aliantów. Plan

zakładał także poinformowanie i zaktywizowanie światowej opinii publicznej, w tym obywateli niemieckich, środowisk władzy alianckiej oraz samego papieża, aby wspólnie zmusić rząd Trzeciej Rzeszy do zmiany polityki wobec Żydów. Papież powinien interweniować, ponieważ wielu Niemców jest katolikami, nawet ci, którzy mordują Żydów. Hitler jest katolikiem. Jeżeli papież ogłosi, a ma taką władzę, że ci, którzy prześladują Żydów, automatycznie będą ekskomunikowani, może to pomoże, może nawet sam Hitler się zreflektuje – argumentowali działacze żydowscy na spotkaniu z Janem Karskim. Dla naszego emisariusza stało się oczywiste, że ludzie ci są zdesperowani i chwytają się każdego argumentu, naprawdę wierząc, że świat zachodni przyjdzie im na ratunek. Wtedy jeszcze nie podejrzewał, że to, czego będzie świadkiem już za kilka dni, odciśnie głębokie piętno na całym jego życiu. Mimo niebezpieczeństwa Karski przedostał się do getta. Tam na własne oczy zobaczył piekło. Widział na ulicy umierającego małego chłopca, który wpatrywał się w niego wielkimi oczami.


MW w szkole nr 02-2015_Layout 1 21.01.2015 13:16 Strona XIV

XIV

Uczniowie łódzkiego Gimnazjum nr 2 podczas warsztatów historycznych, zorganizowanych z okazji Roku Jana Karskiego, fot. autorka

Jednak w tych oczach nie było nadziei ani smutku, tylko wszechogarniające otępienie i pustka. Ten widok Karski zapamięta na zawsze, a jego wspomnienie będzie motywacją do kontynuowania misji. Symbolicznie nazwał chłopca Pawełkiem i to dla Pawełka to wszystko robił – wspomina Kaja Mirecka-Ploss, najbliższa przyjaciółka i partnerka Karskiego. Zbierając informacje, przedostał się także do obozu przejściowego w Izbicy, z którego Żydzi kierowani byli do obozów zagłady. Byłem świadkiem scen, które zapamiętam do końca życia. Nie byłem dobrym obserwatorem. Parę razy po prostu chciałem uciec, ale nie miałem dokąd – napisał Karski o swoich doświadczeniach. Jesienią 1942 roku Karski wyruszył w najważniejszą misję swojego życia – do Wielkiej Brytanii i USA, jako naoczny świadek eksterminacji Żydów. Przekazał także informacje o strukturze Państwa Podziemnego w okupowanej Polsce. Pełen zaangażowania wysłannik polskiego rządu starał się jak najdokładniej przedstawić światu zagładę Żydów oraz okrucieństwo hitlerowców. Swój raport

opracował tak, aby szybko i zwięźle przekazać rozmówcy najważniejsze informacje, jeszcze zanim słuchający straci zainteresowanie tematem. Treści nauczył się na pamięć, aby za każdym razem przekaz pozostawał niezmieniony. DAREMNA MISJA W Londynie Karski przekazał swój raport władzom polskim. Spotkał się z brytyjskim ministrem spraw zagranicznych Anthonym Edenem, przywódcami angielskich partii politycznych, osobistościami życia publicznego, rzeszą dziennikarzy, artystów, duchownych. Za sprawą Polaków alianckie rządy ogłosiły publiczną deklarację na temat prześladowania Żydów i zaapelowały do władz niemieckich o zaprzestanie akcji wyniszczania narodu żydowskiego. Na tym poprzestano. Pan sobie chyba zdaje sprawę, że nam tutaj przywiózł niemożliwe żądania – słyszał Karski. Dotarło do niego, że jego raport nie znajduje zrozumienia, a funkcjonowanie Polskiego Państwa Podziemnego jest dla Brytyjczyków czymś enigmatycznym i niezrozumiałym.

Następnie Karski został wysłany do USA. Tam miał możliwość osobistego przekazania swojej wstrząsającej relacji głównym politykom amerykańskim, łącznie z prezydentem Franklinem Delano Rooseveltem. Serce biło mi mocno, kiedy wchodziłem do Białego Domu [...] – wspominał Karski. – Miałem spotkać najpotężniejszego człowieka na świecie. Prezydent zadawał bardzo konkretne i szczegółowe pytania. Na każde oczekiwał precyzyjnych i jasnych odpowiedzi. Gdy czegoś nie rozumiał, zadawał dodatkowe pytania. Pomyślałem, że chce czuć, a nie tylko wyobrażać sobie atmosferę walki podziemnej [...]. Zrobił na mnie wrażenie człowieka o szerokich horyzontach. Niestety, podobnie jak Brytyjczyków Roosevelta interesowały tylko sprawy polityczne. Na pytanie o kwestie żydowskie prezydent odpowiedział, że zbrodniarze zostaną ukarani po wojnie, a naród polski ma w Białym Domu przyjaciela. Karskiemu to wystarczyło. Wyszedł od prezydenta z poczuciem spełnionej misji. Z perspektywy czasu Karski wspominał z rozgoryczeniem, że dla Lon-


MW w szkole nr 02-2015_Layout 1 21.01.2015 13:16 Strona XV

XV dynu i Waszyngtonu sprawy żydowskie oraz problemy narodów środkowej Europy znaczyły niewiele i nie brano ich pod uwagę w strategii wojennej. Szczególnie zapadło mu w pamięć spotkanie z sędzią Sądu Najwyższego USA, żydowskiego pochodzenia, Feliksem Frankfurterem. Po wysłuchaniu raportu sędzia stwierdził, że nie może uwierzyć w to, co przekazuje mu polski kurier. Na pytanie, czy uważa, że Karski go okłamał, wyznał: Ja nie powiedziałem, że ten młody człowiek kłamie, ja powiedziałem, że nie jestem w stanie uwierzyć w to, co on mi mówił. Karski uzmysłowił sobie, że jego dramatyczne apele o ratunek dla narodu żydowskiego nie przyniosły rezultatów, gdyż większość rozmówców nie dowierzała jego doniesieniom lub je ignorowała. Po latach wyznał: Ja wiozłem potworność tej misji. Ja do tego byłem za mały. Bez znaczenia. Ja się nie nadawałem do tego. Zrobiłem to, co mogłem zrobić. To jest moja refleksja. NIEROZUMIANY BOHATER Po wojnie Jan Karski zdecydował się pozostać na emigracji w Stanach Zjednoczonych. Został wykładowcą na Uniwersytecie Georgetown w Waszyngtonie. Poślubił Polę Nireńską, tancerkę i choreografkę. W wyniku ciężkiej depresji Pola popełniła samobójstwo i Karski związał się z Kają Mirecką-Ploss. Był również autorem kilku książek. Publikacja o działalności Polskiego Państwa Podziemnego pt. Story of a Secret State, wydana w 1944 roku w USA, stała się bestsellerem i została przetłumaczona na wiele języków. W ostatnich 20 latach życia Jan Karski powrócił do swojej nieukończonej misji, wielokrotnie opowiadając na spotkaniach w Ameryce, Izraelu i Polsce o masowej eksterminacji ludności żydowskiej w czasie wojny i swoich próbach zainteresowania świata tym dramatem. Za swoją działalność został dwukrotnie odznaczony Orderem Virtuti Militari, otrzymał tytuł Sprawiedliwy wśród Narodów Świata, osiem uczelni polskich i zagranicznych przyznało mu doktoraty honoris causa. Był kawalerem Orderu Orła Białego oraz honorowym obywatelem Izraela. Otrzymał nominację do Pokojowej Nagrody Nobla. Pośmiertnie prezydent USA Barack Obama odznaczył go amerykańskim Medalem Wolności.

Mimo wszystko Karski czuł się niezrozumiany i niespełniony. W poczuciu kontynuowania swojej misji ufundował Nagrodę im. Jana Karskiego i Poli Nireńskiej, przyznawaną co roku autorom publikacji przedstawiających rolę i wkład polskich Żydów w polską kulturę. Ustanowił również Nagrodę Orła Jana Karskiego dla Polaków, którzy godnie nad Polską potrafią się zafrasować, i dla tych, którzy nie będąc Polakami, nie pozostają wobec Polski obojętni. Nagroda ma charakter honorowy. W 1999 roku w rodzinnej Łodzi osobiście otworzył poświęcony mu gabinet, przekazując miejskiemu muzeum swoje memorabilia – pamiątki rodzinne, świadectwa, listy, dokumenty i odznaczenia. Wśród nich jest wyjątkowy list: Mój Ty! Po latach znów mogę do Ciebie pisać pod łódzki adres. [...] Co się z Tobą działo, człowieku… Jadę się z Tobą spotkać [...] Może się po latach rozpoznamy? Tak Jan Karski pisał do Jana Kozielewskiego, siebie ze szczęśliwej i dumnej młodości. Zmarł 13 lipca 2000 roku w Waszyngtonie. POSTAWA GODNA NAŚLADOWANIA Uczniowie łódzkiego Gimnazjum nr 2 włączyli się w obchody Roku Karskiego, realizując projekt historyczny. Koordynator projektu zaprosił do współpracy kustosza Muzeum Miasta Łodzi Cezarego Pawlaka oraz pozyskał materiały dydaktyczne z platformy multimedialnej Muzeum Historii Polski „Jan Karski i jego czasy”. Działania uczniów służyły rozwijaniu zainteresowań historycznych oraz kształtowaniu umiejętności z zakresu przedmiotów: historia, wiedza o społeczeństwie, język polski, informatyka. Głównymi celami projektu były: rozpowszechnianie wiedzy i pamięci o Holokauście, przeciwdziałanie nietolerancji, antysemityzmowi i szowinizmowi narodowemu oraz upamiętnienie postaci i działalności Jana Karskiego w kontekście znaczenia jego misji na tle wydarzeń z historii Polski i dziejów powszechnych. Zespoły uczniowskie realizowały prace projektowe na podstawie materiałów źródłowych udostępnionych na platformie edukacyjnej Muzeum Historii Polski. Podział i tematyka zadań zostały zaczerpnięte z przygotowanych i udostępnionych scenariuszy lekcyjnych oraz interesujących propozycji dydaktycznych. Ich układ i dobór treści są dostosowane do uczniów gimnazjów i szkół ponad-

gimnazjalnych. Oprócz źródeł pisanych (dokumentów, listów, prasy) dostępne są bogate źródła ikonograficzne. Wszelkie informacje zostały przystępnie i jasno opisane, dlatego uczniowie mogli pracować we własnym zakresie i bez pomocy nauczyciela. Budowa platformy edukacyjnej umożliwia sprawne przechodzenie do interesujących użytkownika treści, dlatego przeprowadzenie warsztatów tematycznych na podstawie materiałów internetowych jest łatwe i szybkie. Portal został także wykorzystany w czasie apelu informacyjnego, stanowiąc ilustrację wiedzy o Janie Karskim, a także w przygotowaniu wystawy dla uczniów gimnazjum. Nierozłącznym elementem projektu były wycieczki łódzkimi śladami Karskiego oraz zwiedzanie miejsc związanych z tragedią narodu żydowskiego – terenu łódzkiego getta, stacji Radegast, Parku Ocalałych. Niezwykle cennym doświadczeniem była lekcja muzealna i zwiedzenie gabinetu Jana Karskiego w Muzeum Miasta Łodzi, gdzie uczniowie mogli podziwiać pozostawione przez niego memorabilia. Ostatnim etapem projektu była samoocena pracy uczniów oraz odpowiedź na pytanie: czego nauczyłem się od Jana Karskiego?. Jego historia i osobowość zrobiły wrażenie na młodych ludziach. Niech świadczy o tym odpowiedź jednej z uczennic: Jego bohaterska postawa, wytrwałość w dążeniu do celu do dziś jest godna naśladowania. Na uwagę zasługuje także jego wrażliwość na potrzeby drugiego człowieka oraz empatia, bez której trudno byłoby mu zrozumieć bliźnich. Jan Karski był osobą tolerancyjną, szanował prawo każdego człowieka do wyznawania innej religii, a wszystkich ludzi uznawał za równych.  Materiał źródłowy: Monografie: Jan Karski, Tajne państwo. Opowieść o polskim podziemiu, Warszawa 1999 Kaja Mirecka-Ploss, Jan Karski – człowiek, któremu powiedziałam prawdę, Katowice 2014 Marian Marek Drozdowski, Jan Karski – Kozielewski 1914 – 2000, Warszawa 2014 Materiały filmowe: Daremna misja, reż. Janusz Weychert, TVP 1993 Materiały multimedialne: www.karski.muzhp.pl – platforma edukacyjna Muzeum Historii Polski Memorabilia Jana Karskiego ze zbiorów Muzeum Miasta Łodzi


MW w szkole nr 02-2015_Layout 1 21.01.2015 13:16 Strona XVI

Dzięki pomocy finansowej Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego w 2015 roku i rabatowi udzielonemu przez Bellona S.A. każda szkoła (oferta dotyczy szkół podstawowych, gimnazjów i szkół średnich wszystkich typów) może zamówić prenumeratę Magazynu Historycznego „MÓWIĄ WIEKI” ze specjalnym rabatem.

PRENUMERATA INDYWIDUALNA „MÓWIĄ WIEKI” NA 2015 ROK! pl

Cena egz. w PRENUMERACIE ROCZNEJ tylko 7,70 zł (w tym 5% VAT). Opłata roczna: 92,40 zł (w tym 5% VAT). Cena egz. w PRENUMERACIE PÓŁROCZNEJ 8,20 zł (w tym 5% VAT). Opłata półroczna: 49,20 zł (w tym 5% VAT). Cena egz. w sprzedaży detalicznej: 9,50 zł (w tym 5% VAT).

i. iek

aw

i ow

m w. w w

Bliższych informacji udziela: Dział Handlu, tel./fax 22 457 04 25 lub 22 457 04 20 e-mail: kolportaz@bellona.pl

Prenumeratę krajową oraz zagraniczną przyjmują jednostki kolportażowe RUCH SA w miejscu zamieszkania prenumeratora. Informacji udziela RUCH SA Oddział Krajowy Dystrybucji Prasy skr. poczt. 12, 00-958 Warszawa tel. tel 22 693 70 00, fax 22 597 46 47 Prenumerata realizowana przez Pocztę S.A. jest prowadzona na terenie całego kraju. Przedpłaty są przyjmowane we wszystkich urzędach pocztowych w kraju oraz przez listonoszy.

bl k

łfi

dk

k

h

k

d

S

ł


2,3,4 str okl 22.01.2015 12:53 Strona 3

NOWA KOLEKCJA!

'

7R SLHUZV]D 3RG]LHPQHJR 3RODNรถZ R QLHS

S

HULD NRQF bojowej k 2SUรถF] 6 WDN ฤ H LQQ ZRMVNRZ : NROHNFML SU ]HGVWDZ QDMZD ฤ QLHMV]H L QDME G]LDรฏDQLD 3ROVNLHJR D FMH ฤท% DN ฤท XU ]Dฤต D ฤท*รฏ * รถZ ฤท*รถUDOฤต ฤท1ฤต ฤท9ฤต RSHUDFMร ฤท2VWUD %UDPDฤต 1LH ]DEUDNQLH WDN ฤ H RSLVรถZ M ฤ L M K I ML E M K

:\G]LHORQHJR 3ROVNLHJR UHJXODUQHM MHGQR

รฑVWZD ZDONL RUPDFLH

2SRZLHฤ ร R SRF]ร WNDFK 3ROVNLHJR 3DรฑVWZD 3RG]LHPQHJR +LVWRULD ]DZLร ]\ZDQLD VWUXNWXU NRQVSLUDF\MQ\FK Z REOร ฤ RQHM SU]H] 1LHPFรถZ :DUV]DZLH RUD] REV]HUQ\ ELRJUDP GRZรถGF\ SLHUZV]HM SROVNLHM RUJDQL]DFML SRG]LHPQHM 0LFKDรฏD 7RNDU]HZVNLHJR .DUDV]HZLF]D


2,3,4 str okl 22.01.2015 12:53 Strona 4

WIELKA PREMIERA!

ISTORIA POLSKIEGO Q

7RP W\ONR

ķ+8%$/ĵ , -(*2 2''=,$ WYDZIELONY WOJSKA 32/6.,(*2

n Elegancka, twarda oprawa n n 3HïQD L SUDZG]LZD KLVWRULD 3ROVNLHJR 3DñVWZD 3RG]LHPQHJR ] ODW n n : NDĝG\P ] WRPöZ NLONDG]LHVLÈW DUFKLZDOQ\FK ]GMÚÊ L GRNXPHQWöZ n =QDNRPLFL DXWRU]\ n

ZZZ NROHNFMDSROVNDZDOF]DFD SO ZZZ NROHNFMDSROVNDZDOF]DFD SO

.ROHNFMÚ Z\GDMÈ


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.