7 minute read

Q Recepta na rozrodczość

|Robert (13 lat) już garnie się do pracy w oborze. Rodziców cieszy jego stosunek do zwierząt. Empatia dla hodowcy jest czymś elementarnym, bez czego hodowla bydła mlecznego istnieć nie może. Jego siostra, Karolina (15 lat) akurat jest na lekcjach, wpadnie tylko na zdjęcie i znów do szkoły. Obok obora wolnostanowiskowa na 130 krów mlecznych. Już z zewnątrz robi wrażenie.

Advertisement

z wizytą w skłodacH-piotrowicacH, gm. zaręBy kościelNe we dwoje raźNiej

Rok 2005 to szczególna data dla Piotra Zawistowskiego. Wtedy to objął gospodarkę i wtedy ożenił się. A to dopiero początek tej historii, pełnej wysiłku, ale także satysfakcji z tego co daje praca, którą się kocha i rodziny, która jest zawsze razem.

Ojciec naszego gospodarza utrzymywał krowy mleczne, ale zasadniczą częścią gospodarki była hodowla trzody chlewnej. Po „świńskim” krachu w pierwszej połowie lat 2000, kiedy to wielu rolników nie wytrzymało sinusoidy cen żywca, młodzi postawili na produkcję mleka. Piotr i Ewa od razu wzięli się do pracy. Nie zadzierali nosa, nie udawali, że wiedzą więcej od innych, choć Piotr ma wyższe wykształcenie kierunkowe – skończył wydział techniki rolniczej i leśnej SGGW w Warszawie i, jak sam mówi, studia dały mu obycie, umiejętność poruszania się po meandrach spraw, które decydują o współczesnym rolnictwie. Słuchali rad i sugestii innych. Ich pierwsza zawodowa decyzja zdeterminowała resztę ich życia na gospodarce. Nie rozbudowywali starej obory po rodzicach, ale postawili zupełnie nowy obiekt – oborę wolnostanowiskową na 60 krów mlecznych z halą udojową typu „rybia ość” 2x5, dostarczoną przez firmę DeLaval. Początki gospodarki to ciężka praca od świtu do nocy.

– Do nowego obiektu trzeba było wejść już z pełną obsadą – mówi Ewa Zawistowska. – Pamiętam, że jałówki były wszędzie. Trudno było nad tym zapanować. A i tak parę sztuk trzeba było dokupić.

A przecież obora na 60 krów w doju to dopiero początek inwestycji. Brakowało podstawowego sprzętu, jak choćby paszowozu, czy dodatkowego ciągnika. Jeżeli jednak szukać słowa, które najlepiej definiuje życie Zawistowskich, będzie to... konsekwencja. Wolno, ale konsekwentnie pracowali na sukces. Rozbudowywali park maszynowy, dokupywali ziemię. Trzy lata temu (bo – cytat – jesteśmy zbyt młodzi, by osiąść na laurach) podjęli decyzję o rozbudowie obory. Dobudowali część takiej samej wielkości. Obecnie stado krów mlecznych liczy 130 sztuk. W sumie zwierząt jest ok. 300. I na tym nie koniec, ale o tym później.

Bydło z gospodarstwa Zawistowskich to marka sama w sobie. Byczki schodzą na pniu, jałówki zostają w domu – priorytetem jest utrzymanie wysokiego potencjału stada podstawowego. Bez „zapasu” perspektywicznych jałowic nie jest to możliwe. Odchodzą zwierzęta, które z jakichś względów nie rokują lub sprawiają problemy. A i obora też z gumy nie jest. I efekty takich działań są widoczne. – Na początku wspólnego gospodarowania wydajność od sztuki wynosiła w przybliżeniu 6 tys. kg mleka – mówi Piotr Zawistowski. – W zeszłym roku było to już 10.700 kg przy parametrach mleka: 4,2% tłuszczu i 3,4% białka

Obecnie udój odbywa się na hali typu „rybia ość” 2x10. Drążę temat, bo takie rozwiązanie przy tak licznym stadzie wymaga wysiłku i czasu. Piotr Zawistowski odpowiada, że dramatu nie ma. Za każdym razem, dój, bez koniecznego przygotowania, zajmuje ok. 2 godzin. Efekt praktyki i doświadczenia. – Może z perspektywy lat zdecydowałbym się wtedy na halę typu „bok w bok” posadowioną na środku obory – zauważa gospodarz.

-Rozbudowa hali była dużo tańszym rozwiązaniem niż budowa nowej od podstaw- dodaje Ewa Zawistowska.

Mleko trafia do Mlekovity, przez moment komentujemy ceny mleka na rynku. Śmiechem-żartem obaj mówimy, że mogłyby być... wyższe. Ale nasz gospodarz zaraz poważnieje. – Oczywiście, że mogłyby być wyższe, ale co naprawdę się liczy, to ich stabilność. Bez nadmiernych wahań. Tylko w ten sposób można cokolwiek planować i prowadzić zrównoważoną gospodarkę w jakimś akceptowalnym przedziale czasowym.

Ziemi mają coś ze 130 ha, swojej ok. 50 ha. Kukurydzy sieją 60 ha, 15-17 ha zbóż i 50 ha traw. Na własne potrzeby wystarcza, ba… zapasy z zeszłego roku są konsumowane jeszcze w okolicach Nowego Roku, ale rodzące się młode zwierzęta każą myśleć o przyszłości, ale... o tym później. Pytam się o zimę, czy nie zostawiała przykrych śladów. Nie, dramatu nie ma, choć siew kukurydzy opóźnił się o tydzień, ale są znajomi hodowcy, którzy kukurydzy nie wysiali nadal, zwłaszcza ci, którzy gospodarują na cięższych glebach (rozmawiamy w połowie maja). – Pierwszy raz zasiałem w ubiegłym roku pszenicę ozimą – uśmiecha się Piotr. – Dla krów, wiadomo, lepszy jest jęczmień, ale ubiegłoroczne zbiory kukurydzy przeciągnęły się i na jęczmień było trochę późno. I stąd pszenica. Jesienią zastosowałem opryski od chorób grzybowych. Jest dobrze.

Każdy rolnik ma ulubioną markę maszynową. U Zawistowskich pracuje Landini, błękitny ciągnik New Holland, a nawet stary Ursus – pieszczoch syna. Jednak to Massey Ferguson skradł serce gospodarza ze Skłodów-Piotrowic. W tym roku do „stada” dołączył trzeci egzemplarz – Massey Ferguson S7718. – Krowy pochłaniają każą chwilę, sprzęt musi to w jakimś stopniu amortyzować – mówi Piotr Zawistowski. – Jeżeli zaczynasz później, musisz mieć traktor mocny, trwały i wydajny, również w okresie znacznego obciążenia pracą.

Reszta to hodowlana klasyka. Paszowóz RMH, maszyny zielonkowe Pottinger, rozsiewacz nawozów, który jeszcze nie zdążył, pokazać na co go stać. Zastanawiają się nad dużą przyczepą samozbierającą. Z jednej strony jest potrzeba, z drugiej, to duży wydatek. W gospodarstwie jest już mała, ale w szczycie pierwszego pokosu nie daje sobie rady. A trawę, trzeba zbierać szybko. Wystarczy 48 godzin i jej jakość dramatycznie obniża się. Zbierać trzeba i taką, krowy ją zjedzą, ale jej wartości: odżywcza i smakowa nie satysfakcjonują. Ostatnio posiłkowali się usługami białostockiej firmy Adler Agro, choć obciążenie firm świadczących usługi agro w okresie zbiorów jest olbrzymie. A czekać nie można...

|Hala typu „rybia ość” 2x5 marki DeLaval. Udój, bez wcześniejszego przygotowania, zajmuje Zawistowskim ok. 2 godzin.

|Sukces rozrodu to wynik wieloletniej praktyki, konsekwencji, papierowej mrówczej pracy i współpracy z odpowiednimi ludźmi. To także dowód na to, że mimo dostępnych technologii, człowiek jest nadal nie do zastąpienia. C.D. NA STR. 22

Bez zaplecza dostawców towarów i usług współczesne gospodarstwo mleczne nie istnieje. Od ponad dekady Zawistowscy współpracują z firmą Skłodowski z siedzibą w Zarębach Kościelnych, ponadregionalnym dostawcą rozwiązań związanych z żywieniem zwierząt i uprawą roślin, a przy okazji – sąsiadem zza miedzy. – Z rodziną Zawistowskich współpracuję od początku mojej kariery w firmie, czyli od 11 lat – mówi Wojciech Han z firmy Skłodowski. – Od tego czasu zapewniamy im kompleksowe usługi z zakresu żywienia i doradztwa żywieniowego. Każdy nasz klient musi mieć świadomość, że znajdzie u nas, nie tylko produkty najwyższej jakości, ale również pewność stałych dostaw, począwszy od produktów żywienia zwierząt, do środków ochrony roślin i systemów nawożenia. Skupiamy się na czterech liniach komponentów paszowych naszej marki. Są to: Corn Energy, Top Protein, Top Energy oraz Top Mineral. Stale rozszerzamy paletę naszych produktów, tak jak zwiększają się potrzeby i oczekiwania producentów mleka.

Rozród to prawdziwa duma w gospodarstwie. Zawistowski to perfekcjonista, więc jeżeli mówi, że jest bardzo dobrze, to jest... ponadprzeciętnie dobrze. A zajmuje się tym pani Ewa, która jak sama mówi, nim przyszła na gospodarkę, była praktycznie zielona w temacie krów. Dziś jej wiedzy mógłby pozazdrościć niejeden szanowany zootechnik. Sama pilnuje terminów, prowadzi skrupulatnie notatki (rozmawiamy w otoczeniu dziesiątków segregatorów). Przyszłym matkom robią USG trzy razy: na 32 dzień po inseminacji, po 70 dniu i przed zasuszeniem. Zdarzało się, że wcześniej zasuszało się krowę i okazywało się, że jest niecielna – stąd badanie krów na cielność przed zasuszeniem. Sporo zawdzięczają lekarzowi weterynarii, Andrzejowi Berezowskiemu, z którym współpracują od lat. W gospodarstwie nie ma spontanicznego krycia, jest wypracowany od lat schemat, który dopracowali niemal do perfekcji. Jego fundamentem jest – znowu – konsekwencja. Nie ma „zrobię wieczorem” lub „wpiszę później”. Później z reguły jest zbyt późno. Nawet systemy informatyczne nie są bez wad, bez czynnika ludzkiego i tak niewiele da się zrobić. – Nie zdecydowaliśmy się na system monitorujący aktywność krów wspomagający m.in. rozród w stadzie z powodów czysto ekonomicznych- mówi Piotr Zawistowski. – Terapia hormonalna, którą wypracowaliśmy z lekarzem weterynarii na podstawie protokołów R.Pursley’a (dla wtajemniczonych twórca Ovsynchu) sprawdza się najlepiej. Jest skuteczna i oszczędza cenny czas.

Wysoki wskaźnik rozrodu to powód do dumy, ale także kłopot (oby takich więcej). Zmuszeni są do sprzedaży części wysokiej jakości materiału hodowlanego z powodu braku miejsca. Nasi gospodarze zastanawiają się nad nowym obiektem, tylko dla młodzieży. – Przy młodych zawsze jest dużo roboty ręcznej – zaznacza Ewa Zawistowska. – Oddzielna obora sporo by ułatwiła. Ale, zwłaszcza teraz, z inwestycjami trzeba ostrożnie.

|Massey Ferguson S7718 to najnowszy nabytek Zawistowskich. Dołączył do dwóch innych ciągników tej marki. Mocny i trwały sprzęt, akurat dla gospodarstwa, w którym zawsze brakuje czasu.

tekst i fot. Artur GolAk

|I coś jeszcze, bez czego gospodarstwo mleczne istnieć nie może. Schładzalnik na mleko. Ten akurat marki Wedholms. PODLASKIE AGRO

This article is from: