HODOWLA
||
Robert (13 lat) już garnie się do pracy w oborze. Rodziców cieszy jego stosunek do zwierząt. Empatia
dla hodowcy jest czymś elementarnym, bez czego hodowla bydła mlecznego istnieć nie może. Jego siostra, Karolina (15 lat) akurat jest na lekcjach, wpadnie tylko na zdjęcie i znów do szkoły. Obok obora wolnostanowiskowa na 130 krów mlecznych. Już z zewnątrz robi wrażenie.
Z wizytą w Skłodach-Piotrowicach,
gm.
Zaręby Kościelne
We dwoje raźniej
Rok 2005 to szczególna data dla Piotra Zawistowskiego. Wtedy to objął gospodarkę i wtedy ożenił się. A to dopiero początek tej historii, pełnej wysiłku, ale także satysfakcji z tego co daje praca, którą się kocha i rodziny, która jest zawsze razem. Ojciec naszego gospodarza utrzymywał krowy mleczne, ale zasadniczą częścią gospodarki była hodowla trzody chlewnej. Po „świńskim” krachu w pierwszej połowie lat 2000, kiedy to wielu rolników nie wytrzymało sinusoidy cen żywca, młodzi postawili na produkcję mleka. Piotr i Ewa od razu wzięli się do pracy. Nie zadzierali nosa, nie udawali, że wiedzą więcej od innych, choć Piotr ma wyższe wykształcenie kierunkowe – skończył wydział techniki rolniczej i leśnej SGGW w Warszawie i, jak sam mówi, studia dały mu obycie, umiejętność poruszania się po meandrach spraw, które decydują o współczesnym rolnictwie. Słuchali rad i sugestii innych. Ich pierwsza zawodowa decyzja zdeterminowała resztę ich życia na gospodarce. Nie rozbudowywali starej obory po rodzicach, ale postawili zupełnie nowy obiekt – oborę wolnostanowiskową na 60 krów mlecznych z halą udojową typu „rybia ość” 2x5, dostarczoną przez firmę DeLaval. Początki gospodarki to ciężka praca od świtu do nocy. 18
– Do nowego obiektu trzeba było wejść już z pełną obsadą – mówi Ewa Zawistowska. – Pamiętam, że jałówki były wszędzie. Trudno było nad tym zapanować. A i tak parę sztuk trzeba było dokupić. A przecież obora na 60 krów w doju to dopiero początek inwestycji. Brakowało podstawowego sprzętu, jak choćby paszowozu, czy dodatkowego ciągnika. Jeżeli jednak szukać słowa, które najlepiej definiuje życie Zawistowskich, będzie to... konsekwencja. Wolno, ale konsekwentnie pracowali na sukces. Rozbudowywali park maszynowy, dokupywali ziemię. Trzy lata temu (bo – cytat – jesteśmy zbyt młodzi, by osiąść na laurach) podjęli decyzję o rozbudowie obory. Dobudowali część takiej samej wielkości. Obecnie stado krów mlecznych liczy 130 sztuk. W sumie zwierząt jest ok. 300. I na tym nie koniec, ale o tym później. Bydło z gospodarstwa Zawistowskich to marka sama w sobie. Byczki schodzą na pniu, jałówki zostają w domu – priorytetem jest utrzymanie wysokiego potencjału stada
podstawowego. Bez „zapasu” perspektywicznych jałowic nie jest to możliwe. Odchodzą zwierzęta, które z jakichś względów nie rokują lub sprawiają problemy. A i obora też z gumy nie jest. I efekty takich działań są widoczne. – Na początku wspólnego gospodarowania wydajność od sztuki wynosiła w przybliżeniu 6 tys. kg mleka – mówi Piotr Zawistowski. – W zeszłym roku było to już 10.700 kg przy parametrach mleka: 4,2% tłuszczu i 3,4% białka Obecnie udój odbywa się na hali typu „rybia ość” 2x10. Drążę temat, bo takie rozwiązanie przy tak licznym stadzie wymaga wysiłku i czasu. Piotr Zawistowski odpowiada, że dramatu nie ma. Za każdym razem, dój, bez koniecznego przygotowania, zajmuje ok. 2 godzin. Efekt praktyki i doświadczenia. – Może z perspektywy lat zdecydowałbym się wtedy na halę typu „bok w bok” posadowioną na środku obory – zauważa gospodarz.
C.D. NA STR. 20
PODLASKIE AGRO