Gruzy czyli obrazy zwycięstwa - Grzegorz Kosson

Page 1




DO MOJEGO CZYTELNIKA


To, co spotkało moje miasto, wymyka się zrozumieniu. W Warszawie podczas drugiej wojny światowej zdarzyło się wszystko, co nie powinno się zdarzyć, i nie wydarzyło się nic, co powinno mieć miejsce. Dlaczego właśnie to miasto było świadkiem pierwszych akordów wojny totalnej, getta, zagłady Żydów, powstania, wygnania mieszkańców i zniszczenia na niespotykaną nigdy i nigdzie skalę? Czy to przypadek, czy tylko los tego miejsca? Wciąż szukam odpowiedzi na te pytania. Mimo swej bolesnej przeszłości, a może to właśnie dzięki niej, Warszawa to cudowne miasto. Jednym z tych cudów jest odbudowa miasta lub, jak wolą niektórzy, zbudowanie go na nowo. Pozytywny mit, który został wyparty przez mit jego zniszczenia. Ta książka powstała z zachwytu i jako wyraz hołdu dla tego często dziś zapominanego cudu. Przystępując do pisania Gruzów, chciałem skupić się na odbudowie miasta. Później zdałem sobie jednak sprawę, że nie mogę pisać o odbudowie miasta, nie pochylając się nad jego zniszczeniem i nad tym, co je poprzedziło, czyli bolesnym podzieleniu miasta. Historia miejsca znów wzięła górę i porwała mnie w całkiem inne rejony, o których wcale nie myślałem. Nie byłem świadkiem tych wydarzeń, dlatego aby zachować maksymalną wierność, korzystałem ze wspomnień, listów, biografii oraz gazet z tego okresu. Z tego powodu ta książka jest kolażem słów, myśli, zdań, które już zostały wypowiedziane przez świadków tamtych czasów. Oniryczna i baśniowa warstwa Gruzów jest świadomym zabiegiem, kontynuacją języka poprzedzającej je książki pt. Warstwy – czyli obrazy miasta. Niech to nie zmyli, osnowa jest autentyczna. Maksymalnie. To miasto jest tak inne i tak wymykające się zrozumieniu, że potrzebuje swojej własnej, nowej mitologii. Nowego sposobu opowiadania, który odda jego cudowność, a jednocześnie grozę. Gruzy, podobnie jak Warstwy, to spojrzenie oczami duszy na Warszawę. Moje i mam nadzieję, że też Twoje, Czytelniku, ukochane miasto. PS. Warstwy. Gruzy. To miasto powstało z gruzów. Wytworzyło też swoje warstwy. Powoli zaczynam myśleć nad zamknięciem tej warszawskiej trylogii. Nowa książka będzie miała tytuł Tarasy i zapewniam, że będzie w niej więcej odbudowy. Tego, co z gruzów powstało. Warszawa to dziwne miejsce, ale mam nadzieję, że zdążę... Warszawa, 24 dzień miesiąca av 5774 roku



„Kocham Wisłę warszawską i oderwany od Warszawy odczuwam żrącą tęsknotę. Warszawa jest moja i ja jestem jej. Powiem więcej – jestem nią. Razem z nią się cieszyłem i smuciłem, jej pogoda była moją pogodą, jej deszcze i błoto moim też”. Janusz Korczak, Pamiętnik i inne pisma z getta, s. 527

„I nie wiem, co trudniejsze: czy być tam, na tych ulicach, wśród bomb, pocisków i walących się domów, czy być tutaj z daleka i wyobrażać sobie tylko owo piekło i śmierć miasta, najukochańszego ze wszystkich miast”. Jarosław Iwaszkiewicz, Dzienniki/jeszcze w sierpniu 1944, s. 253

„Wybrałam się do Warszawy – nie zastałam jej – wyszła, nieobecna, rozwiała się, wprost nie do uwierzenia. Pusto, smutno, czarno”. Zofia Chomętowska, Dziennik (za Kronikarki, s. 293)



Wszystkim, kt贸rzy odbudowali swoje miasto i zbudowali je na nowo


1.

MORZE RUIN




Pasażerowie statków podróżują z punktu A do punktu B. Jak najszybciej, więc po powierzchni morza. W linii prostej. Niewielu śmiałków zatrzymuje się. Schodzi w głębiny. Do ukrytych pozostałości zniszczonych cywilizacji. W morzu... ... piasków w Irem. ... popiołów w Pompejach. ... ruin w Warszawie. Miłość zabiła to miasto. Miłość je też odbudowała. W miesiącu nisan 5705 roku miasto było morzem ruin. Fale gruzu omywały pojedyncze ocalałe domy. Samotne niczym wysepki na Oceanie Spokojnym. Oddzielone od siebie. Widzą się, ale nie mają kontaktu. Wpatrują się w niebo bez zrozumienia dlaczego one przeżyły. A ich siostry i bracia zniknęli pod powierzchnią morza. Ten gruz przypominał ciała. Leżące w Mieście Purpurowej Pagody. Mieście Sosnowej Rzeki. Mieście Szmaragdowego Mostu. Otulała je złowieszcza cisza. Niczym z Fabryki Włosów. Ogromna przestrzeń. Najlepsze warunki do surfingu były w Morzu Getta. Tu nic nie niepokoiło surferów. Inne morza tylko do niego prowadziły. Poprzedzielane półwyspami. Zatokami. Cieśninami. Tylko na Morzu Getta był najlepszy widok. Nic nie zasłaniało horyzontu. Nawet wyspa św. Augustyna. Punkt orientacyjny na tym oceanie ludzkiego zaduchu. To na nią kierowali się surferzy. Ona była jego częścią. Jak wskazówka zegara słonecznego. Tylko na Morzu Getta nic nie zasłaniało horyzontu. Dlatego lubili je surferzy i nurkowie. Szukający matmonów. Zakopanych. Zagrzebanych. Zatopionych. Wszystko mogło być skarbem. Ale wtedy nikt nie myślał o surfowaniu. Jeśli się ślizgano, to po to, by przeżyć. Drewniane deski sterczące z morza. Wykorzystywane jako okno. Opał. Stół. Czasem most, przejście do kolejnej wysepki. Bańka po mleku z kawałkiem papieru. Zapisaną kroniką. Literami, które wcale nie przypominały liter. Nazwisko właściciela? Nazwisko dostawcy? Tylko nieliczni byli w stanie przeczytać. Którzy znali je już wcześniej. Pojedyncze iskierki wspomnień w tych, co przeżyli. Albo stary sefer. Który nie przedstawiał żadnej wartości. Albo dłuto. Którego nie zabrał żaden rzemieślnik. Zanim go wygnano.

15


Nurkowie, schodząc w głąb warstw, wyławiali matmony. Jakie ocary tam były? Zapomniane znaki. Słowa w niezrozumiałym języku. Itony, których nikt nie przeczyta. Mimo że ich nie rozumieli, to dla nich też były skarbami. To z nich budowali nową warstwę. Surowiec. Ale nie jak cegły. Nie – zmielony, nie – rozpuszczony, nie – przetworzony. Pierwotny. Miłość zabiła to miasto. Miłość je też odbudowała.

16



Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.