5 minute read
Bycie obok
Wyniki pozyskane we wcześniejszych etapach naszych badań wskazywały, że znaczna część badanych podkreślała pewną ambiwalencję w stosunku do funkcjonowania w tym czasie więzi międzyludzkich. Z jednej strony dostrzegalne i odczuwalne było poczucie niedoboru relacji. Zmiana trybu pracy i edukacji, zamknięcie w domach, ograniczone możliwości przemieszczania się, zmiany sposobów spędzania czasu wolnego – to wszystko sprawiało, że pozostawaliśmy w konieczności w oddaleniu od wielu naszych bliskich. Z drugiej jednak strony, niedoborowi relacji towarzyszył paradoksalnie ich nadmiar. Te same uwarunkowania sprawiały, że byliśmy zdani na przebywanie wciąż w towarzystwie tych samych osób. Nowe dylematy wynikające z wyjątkowej sytuacji potęgowały napięcie emocjonalne, a zamknięcie w jednej przestrzeni skutkowało brakiem możliwości odcięcia się od innych, bycia samemu. Stąd też zdjęcia prezentujące wspólnotowość i więzi w trakcie pandemii można potraktować jako obrazy tych właśnie dylematów i napięć, oscylujących pomiędzy nadmiarem i niedoborem relacji z innymi.
Bycie obok
Advertisement
(więcej s. 167-171 →)
Czas lockdownu, jako okres (przynajmniej częściowej) separacji od innych osób (rodziny, znajomych, współ-
pracowników, partnerów), upowszechnił erzac bezpośredniego kontaktu w postaci spotkań wideokonferencyjnych. Przebywając w tym samym czasie, choć w innych miejscach, przed kamerami swoich mobilnych urządzeń elektronicznych, wypełniamy swoje obowiązki zawodowe (home office), świętujemy (urodziny, Święta Wielkanocne), odpoczywamy (imprezując lub grając w planszówki ze znajomymi), ćwiczymy (realizując różnego rodzaju wyzwania internetowe lub korzystając z opieki trenerów online), wymieniamy się informacjami: …wciąż rozmawiamy o wirusie i widmie globalnej recesji. Krytykujemy nieodpowiedzialne zachowania innych. Donosimy sobie o nowinach w sprawie potencjalnych lekarstw oraz odradzającej się przyrodzie… [PStories 11]. Staramy się przy tym podtrzymywać wszystkie te relacje, w których do tej pory uczestniczyliśmy. Bez pośrednictwa cyfrowego medium byłoby to zgoła niemożliwe: (…) Komputer stał się ośrodkiem życia – od lekcji, w tym nawet wf, przez zajęcia plastyczne, po spotkania z rodziną i znajomymi. Oczywiście też podstawowym narzędziem pracy zawodowej [272a]. Każdej z tych sytuacji towarzyszy jednak zupełnie inna inscenizacja, rekwizyty, anturaż i kreacja nas samych, jako uczestników spotkania. Aranżujemy bowiem elementy swojego bezpośredniego otoczenia w sposób sugerujący współobecność. Staramy się przekonać siebie i innych, że jesteśmy tuż obok siebie lub
wręcz w tym samym miejscu, ujednolicając swoje wrażenia poprzez stosowanie wielu zagrań: od umiejscowienia laptopa na rogu stołu (sugerując spojrzenie z perspektywy trzeciej osoby), przez przyjmowanie podobnej postawy (np. wygodne zanurzenie na kanapie wszystkich uczestników rozmowy), wkładanie odświętnych ubrań, wznoszenie toastów do kamery, żarty sytuacyjne itp. W ten sposób pokazujemy, że podzielamy wyobrażenie o naszym wirtualnym miejscu pobytu. Wiemy, że dzieli nas określony dystans przestrzenny, ale choć na chwilę chcemy zniwelować lub osłabić to ograniczenie, które wprowadziła do naszego życia pandemia: Wymieniamy się fotograficznymi raportami obiadowymi na grupie na whatsappie z moimi rodzicami oraz siostrą i jej mężem i dziećmi. To nasz sposób na utrzymanie stałego kontaktu; gdy nie ma raportu, od razu ktoś się odzywa i o nim przypomina [353a]. Niezależnie od poczucia podobieństwa sytuacji (w czym tego typu spotkania nas utwierdzają), pogłębiamy zanurzenie w tym kreowanym świecie, wskazując na podobieństwo naszego najbliższego otoczenia i spotykanych w nim atrybutów. Tak, aby każdy mógł poczuć się swojsko w tym, co widzi; jakby był częścią każdego z tych miejsc, spełniając potrzebę kontaktu [610c]. Miejsc różnych, ale upodabnianych, pozwalających nam wierzyć, że to sytuacja – a nie miejsce – spotkania najsilniej determinuje jego okoliczności, odrzucając widoczne na pierwszy rzut oka różnice (któ-
(430a) Pierwsze zdjęcie – URODZINY – to faktyczne urodziny mojego męża, które obeszliśmy z przyjaciółmi, jak widać na platformie komunikacyjnej, z którymi przygotowuje on właśnie projekt. Każdy z uczestniczących opowiedział o sobie, o swojej roli. Obecni byli ludzie od 13 do 98 lat i zaczęliśmy od Seniorki, która opowiedziała dawny berliński żart. Ludzie śpiewali, tańczyli, ubrali się uroczyście. Ten nieoczekiwanie rozjeżdżający się obraz “udał” nam się w ramach prezentacji dokumentu, a dokładnie w Power Point. Rozmowa trwała tyle minut ile solenizant ma lat:-)
re, dodatkowo, można zamaskować tłem tematycznym lub jego rozmazaniem, aby nie odrywało naszej uwagi od tego, co pierwszoplanowe: uczestnicy). Uczestnictwo w wirtualnych spotkaniach uczy nas także skupiać uwagę na tym, co sami chcemy pokazać innymi. Stanowi bramę do odległego świata ważnych dla nas osób, ale i pozwala spojrzeć za kurtynę ich codzienności oraz tego, co ją tworzy. Nie bez powodu szukamy podobieństw i odtwarzamy otoczenie innych u siebie, wraz z właściwymi dla niego atrybutami, ponieważ w sytuacji oddalenia to główny zwornik więzi. To najprostszy sposób na pokazanie, że „u mnie jest tak samo”, a także – „jesteśmy w tym razem”. Więziotwórczy potencjał tego teatralnego podejścia do zdalnych spotkań wyraża się jednak także w orientacji na poszukiwanie sytuacyjnego zbliżenia, które uczymy się kontrolować w znacznie większym stopniu, niż w świecie fizycznym. Mając władzę nad swoją obecnością (kamerę i/lub mikrofon zawsze można wyłączyć), zyskujemy też więcej władzy nad tym, jak postrzegają nas wspólnoty i grupy, w których uczestniczymy. W efekcie, spontaniczność wielu kontaktów ma charakter planowany (np. stałe godziny cotygodniowych spotkań i ich tematyka) oraz pozostaje niekiedy ukierunkowana na osoby, z którymi nigdy nie spotykaliśmy się częściej „na żywo”: W codziennej gonitwie wystarczył jeden telefon na kilka miesięcy, jedno spo-
tkanie na pół roku. Codzienne kontakty z osobami mniej znaczącymi kompensowały brak osób bliskich. Te bliskie – były zbyt daleko. Teraz... widzimy się co najmniej raz w tygodniu [PStories 320]. Niestety, wideokonferencyjna intensyfikacja bliskich relacji nie rozwiązuje związanych z tym problemów: (…) Wszystko to jest dość męczące, wirtualne spotkania mają zupełnie inną dynamikę, trudno o swobodne i emocjonalne relacje utrzymywane w ten sposób (szczególnie jeśli chodzi o większe grupy) [635a]. Co więcej, (…) Brakuje mi rozmów, brakuje mi drugiego człowieka. Zwłaszcza w czasach Facebooka i Messengera. Brakuje mi szczerej rozmowy. Inteligentnej, pełnej dowcipu i ironii. Tak, tęsknię za drugim człowiekiem. A w tym miejscu pracy odnalazłem wiele życzliwych mi osób, nadających na podobnych co ja częstotliwościach. Nie obrabiających mnie za moimi plecami. Lubię ich, lubię z nimi być, lubię nasze życie biurowe, prowokacje, żarty, gierki... Czuję komfort pracy, czuję się częścią tej społeczności. To dla mnie – po wielu latach – bardzo, bardzo ważne (…) [PStories 217]. Nawet dla tych, dla których praca zdalna była chlebem powszednim jeszcze przed ogłoszeniem pandemii, obecna sytuacja jest niezwykle kłopotliwa. Nadmiar cyfrowej obecności chroni nas bowiem przed opresyjnością niektórych kontaktów, ale jednocześnie tak dalece deformuje charakter relacji, że nie pozwala na czerpanie pełni radości z tych, które są dla nas ważne.