1 minute read

Wyspy Gilberta 1943

Operacja „Galvanic” – amerykański desant na jeden z archipelagów Mikronezji – zapewne przeszłaby do historii bez większego echa, gdyby nie bitwa o atol Tarawa. Dla Marines była to krwawa lekcja, która legła u podstaw ich późniejszych sukcesów w walkach na Pacyfiku.

Rankiem 23 listopada 1943 r. zażarta bitwa o atole Makin i Tarawa trwała już czwarty dzień. W tym czasie zespoły okrętów US Navy krążyły w pobliżu Wysp Gilberta, osłaniając flotę inwazyjną i żołnierzy na brzegu przed ewentualnym kontratakiem sił nawodnych i powietrznych japońskiej Cesarskiej Marynarki Wojennej. Około 9:30 lotniskowiec Lexington namierzył radarem grupę samolotów i wysłał na przechwycenie dyżurujący na pokładzie tuzin myśliwców F6F-3 Hellcat z VF-16 „Airdales”. Poprowadził je dowódca dywizjonu, LtCdr Paul Buie. Przez następne pół godziny kierowały się one na północ, nabierając wysokości. Wspięły się na ok. 1200 m powyżej nadlatującego przeciwnika, którym okazała się formacja 19 myśliwców A6M2 i A6M3 Zero z 252. Kokutai. Japończycy wystartowali z Taroa w atolu Maloelap, należącego do archipelagu Wysp Marshalla. Prowadził ich por. Motonari Suhō. Do starcia doszło na północ od atolu Makin.

Advertisement

Lt(jg) Ralph Hanks dołączył do VF-16 w styczniu 1943 r. Od tego czasu zdążył awansować na dowódcę sekcji (formacji czterech samolotów), ale swoją pierwszą walkę powietrzną miał stoczyć dopiero tamtego dnia. On sam wspominał:

Któryś z naszych zawołał: „Tallyho! Wielu bogies. Na jedenastej, w dole”. Byliśmy na wysokości ok. 7000 m. Spojrzałem w dół i zobaczyłem ok. dwudziestu Zero. Leciały w luźnej formacji – kilkanaście w jednym, wielkim kluczu złożonym z mniejszych kluczy, za którym wlokło się jeszcze kilka kluczy po trzy samoloty. Byli kilka kilometrów przed nami. Słońce mieliśmy dokładnie za plecami. Szykowałem się do zwrotu w prawo i ostrej jazdy w dół, gdy dowódca wydał rozkaz: „Brać ich, Airdales!”.

Pchnąłem dźwignię przepustnicy do oporu i tak już została do końca walki. Wziąłem dużą poprawkę na tę chmarę Zero i runąłem w dół, prosto na nie. Miałem tylko nadzieję, że nie oberwę przypadkiem od lecących za mną Hellcatów.

Nurkowaliśmy dłuższą chwilę i mój prędkościomierz wskazywał ponad 350 węzłów [ok. 650 km/h – przyp. aut.]. Zapierałem się nogą o lewy pedał orczyka, by utrzymać strzałkę chyłomierza mniej więcej na środku. Zawołałem do Franka [Lt(jg) Frank Fleming, prowadzący drugiej pary w sekcji Hanksa – przyp. aut.]: „Biorę tego z tyłu po prawej”. Nie sądzę, żeby mnie dosłyszał, w eterze było za dużo zakłóceń. Teraz mocowałem się z własnym Hellcatem, by zapanować nad

This article is from: