5/2019
www.zbiam.pl
Trzy dni wojny ORP Gryf
Bombowiec nurkujący Ju 87 stał się symbolem niemieckiego Blitzkriegu w pierwszych latach drugiej wojny światowej, chociaż nie był ani najnowocześniejszym, ani najliczniejszym…
Wobec olbrzymiej przewagi floty niemieckiej i sowieckiej na Bałtyku nie mogło być mowy o tym, żeby ORP Gryf mógł stawiać miny gdziekolwiek indziej niż na wodach Zatoki Gdańskiej…
Index 407739
Wczesne wersje Junkers Ju 87
ISSN 2450-2480
W NUMERZE:
Bzura 1939
Wrzesień-Październik cena 18,50 zł (VAT 5%) INDEX 407739 ISSN 2450-2480
Vol. V, nr 5 (25) Wrzesień-Październik 2019; Nr 5
5/2019
www.zbiam.pl
Wrzesień-Październik cena 18,50 zł (VAT 5%) INDEX 407739 ISSN 2450-2480
Trzy dni wojny ORP Gryf
Bombowiec nurkujący Ju 87 stał się symbolem niemieckiego Blitzkriegu w pierwszych latach drugiej wojny światowej, chociaż nie był ani najnowocześniejszym, ani najliczniejszym…
Wobec olbrzymiej przewagi floty niemieckiej i sowieckiej na Bałtyku nie mogło być mowy o tym, żeby ORP Gryf mógł stawiać miny gdziekolwiek indziej niż na wodach Zatoki Gdańskiej…
Index 407739
Wczesne wersje Junkers Ju 87
ISSN 2450-2480
1 5/2019
W NUMERZE:
Bzura 1939
Na okładce: Bitwa nad Bzurą 1939 r. Rys. Arkadiusz Wróbel
INDEX 407739 ISSN 2450-2480 Nakład: 14,5 tys. egz. Redaktor naczelny Jerzy Gruszczyński jerzy.gruszczynski@zbiam.pl Redakcja techniczna Dorota Berdychowska dorota.berdychowska@zbiam.pl Korekta Stanisław Kutnik Współpracownicy Władimir Bieszanow, Michał Fiszer, Tomasz Grotnik, Andrzej Kiński, Leszek Molendowski, Marek J. Murawski, Tymoteusz Pawłowski, Tomasz Szlagor Wydawca Zespół Badań i Analiz Militarnych Sp. z o.o. Ul. Anieli Krzywoń 2/155 01-391 Warszawa office@zbiam.pl Biuro Ul. Bagatela 10/19 00-585 Warszawa Dział reklamy i marketingu Andrzej Ulanowski andrzej.ulanowski@zbiam.pl Dystrybucja i prenumerata office@zbiam.pl Reklamacje office@zbiam.pl Prenumerata realizowana przez Ruch S.A: Zamówienia na prenumeratę w wersji papierowej i na e-wydania można składać bezpośrednio na stronie www.prenumerata.ruch.com.pl Ewentualne pytania prosimy kierować na adres e-mail: prenumerata@ruch.com.pl lub kontaktując się z Telefonicznym Biurem Obsługi Klienta pod numerem: 801 800 803 lub 22 717 59 59 – czynne w godzinach 7.00–18.00. Koszt połączenia wg taryfy operatora. Copyright by ZBiAM 2019 All Rights Reserved. Wszelkie prawa zastrzeżone Przedruk, kopiowanie oraz powielanie na inne rodzaje mediów bez pisemnej zgody Wydawcy jest zabronione. Materiałów niezamówionych, nie zwracamy. Redakcja zastrzega sobie prawo dokonywania skrótów w tekstach, zmian tytułów i doboru ilustracji w materiałach niezamówionych. Opinie zawarte w artykułach są wyłącznie opiniami sygnowanych autorów. Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść zamieszczonych ogłoszeń i reklam. Więcej informacji znajdziesz na naszej nowej stronie: www.zbiam.pl
spis treści HISTORIA
Tymoteusz Pawłowski
Sytuacja strategiczna Europy w latach 30. XX wieku
4
LOTNICTWO
Jerzy Liwiński
Liga Obrony Powietrznej i Przeciwgazowej w Polsce
16
BROŃ PANCERNA
Jędrzej Korbal
Czołgi rozpoznawcze TK – eksport
28
BITWY I KAMPANIE
Michał Fiszer, Jerzy Gruszczyński
Bitwa nad Bzurą. Zwycięstwo nie tylko na polu walki
42
MONOGRAFIA LOTNICZA
Marek J. Murawski
Junkers Ju 87: wczesne wersje produkcyjne (1)
60
WOJNA NA MORZU
Mariusz Borowiak
Trzy dni wojny ORP Gryf
78
ARTYLERIA
Waldemar Nadolny
Bateria Canet i jej zapomniany dowódca
www.facebook.com/wojskoitechnikahistoria
90
3
Tymoteusz Pawłowski
Wojna domowa w Hiszpanii, Somosierra 1936 r.: milicjanci republikańscy poddają się frankistom.
Sytuacja strategiczna Europy w latach 30. XX wieku
Pierwsza wojna światowa nie skończyła się bynajmniej 11 listopada 1918 r. Tego dnia podpisano jedynie zawieszenie broni z Niemcami. Na prawdziwy koniec wojny trzeba było jeszcze poczekać. Stan wojny z Niemcami zakończono 28 czerwca 1919 r. traktatem wersalskim. Wojna z innymi państwami centralnymi trwała dopóki nie podpisały one indywidualnych traktatów pokojowych. 10 września 1919 r. podpisano z Austrią pokój w Saint-Germain-en-Laye, 27 listopada 1919 r. – z Bułgarią w Neuilly-sur-Seine, 4 czerwca 1920 r. – z Węgrami w Trianon, 10 sierpnia 1920 r. – z Turcją w Sèvres.
T
4
raktaty pokojowe nie zakończyły jednak wojen. Przede wszystkim nie rozwiązywały wszystkich problemów pomiędzy zainteresowanymi stronami. Konflikty więc nadal trwały, czego najlepszym przykładem jest spór pomiędzy niemieckojęzycznymi obywatelami Czechosłowacji i rządem w Pradze. Po drugie, nie wszystkie ustalenia spotkały się z akceptacją. Konflikty więc nadal trwały – najlepszym przykładem jest brak zgody Turków na traktat w Sèvres i długa wojna zakończona porozumieniem w Lozannie. Wreszcie porozumienia pokojowe objęły tylko część uniwersum. Konflikty więc nadal trwały – m.in. na terenie dawnego Imperium Rosyjskiego i na Dalekim Wschodzie. Część konfliktów na Dalekim Wschodzie próbowano rozwiązać dyplomatycznie. Taka była geneza traktatu waszyngtońskiego ograniczającego wyścig zbrojeń na morzu.
Ograniczenie zbrojeń morskich było jedynie efektem ubocznym zawartego tam porozumienia pokojowego: Brytyjczycy zrywali swój długoletni sojusz z Japończykami, a Amerykanie – w których sojusz ten był wymierzony – nie musieli budować dodatkowej floty koniecznej do obrony Pacyfiku przed Japończykami i Atlantyku przed Brytyjczykami. Traktat waszyngtoński był olbrzymim sukcesem Stanów Zjednoczonych: ich flota zrównała się z brytyjską, Japończycy zostali osamotnieni, a Francuzi musieli pogodzić się, że na morzu stanowią mocarstwo drugiej kategorii. Zadowoleni byli również Włosi, którzy oficjalnie stali się – przynajmniej na morzu – równi Francji.
W 1919 r. brytyjski ekonomista John Maynard Keynes opublikował pracę pt. „Ekonomiczne skutki pokoju”. Książka ta była dziełem czysto propagandowym wymierzonym we francuską politykę osłabiania Niemiec – czemu sprzeciwiali się po cichu Brytyjczycy. Dziś wiadomo, że ustalenia Keynesa były błędne, ale w 1919 r. zyskała niezasłużoną sławę książki proroczej, wykazującej rzekomo, że Niemcy nie będą w stanie spłacić olbrzymich reparacji wojennych, co może doprowadzić do kolejnej wojny. Tezy Keynesa do dziś są przytaczane dla udowodnienia, że za wybuch II wojny światowej tak naprawdę odpowiadają „wstrętne kapitalistyczne świnie” z Zachodu. Pogląd taki wygodny jest
Przedstawiciele mocarstw kończą konferencję rozbrojeniową w Wersalu, tłumacząc się „zwykłym ludziom”: Zawiedliśmy, nie jesteśmy w stanie kontrolować naszych morderczych skłonności... Dziś już zapomniana konferencja miała duże znaczenie w polityce lat 30. XX wieku.
Jerzy Liwiński
Lotnisko Mokotowskie. Przekazanie 123 samolotów, ufundowanych przez społeczeństwo, za pośrednictwem Komitetu Żwirki i Wigury LOPP; 26 września 1937 r.
Liga Obrony Powietrznej i Przeciwgazowej w Polsce W okresie międzywojennym, a ściślej od 4 sierpnia 1923 r. do początku września 1939 r., działała w Polsce Liga Obrony Powietrznej i Przeciwgazowej (LOPP), nosząca przez pierwsze trzy lata nazwę Ligi Obrony Powietrznej Państwa. Pod względem liczby członków, zakresu działania i osiągnięć była największą organizacją społeczną w Polsce. Zajmowała się rozwojem polskiego lotnictwa cywilnego we wszystkich jego dziedzinach oraz przygotowaniem ludności cywilnej do obrony przeciwlotniczo-gazowej. Jako instytucja opierała swoje działanie na składkach obywateli i była związana z państwowymi władzami administracyjnymi i wojskowymi.
W
czasie pierwszej wojny światowej zostały użyte dwa nowe rodzaje broni: lotnictwo i gazy bojowe. Ich pojawienie zrewolucjonizowało sposób prowadzenia działań zbrojnych. Lotnictwo
wobec początkowo słabego rozwoju broni przeciwlotniczej, mogło bezkarnie wykonywać naloty na dalekie zaplecza wroga i atakować skupiska żołnierzy oraz ludności cywilnej. Natomiast broń chemiczna, przed
Zawody Samolotów Turystycznych Challenge 1934. Pilot Stanisław Płonczyński w samolocie RWD-9 podczas przelotu nad bramką; sierpień 1934 r.
16
którą można było się częściowo bronić przy użyciu masek przeciwgazowych, powodowała oparzenia i śmiercionośne zatrucia. Ponadto, wzrost zasięgu samolotów i ich udźwigu stworzył warunki napadu chemicznego nie tylko na wojska walczące na linii frontu, ale także na obiekty położone w głębi terytorium przeciwnika. Wnioski wypływające z udziału lotnictwa i broni chemicznej oraz ich powojenny rozwój wskazywały na potrzebę zorganizowania obrony przed ich skutkami. Rozbudowa lotnictwa bojowego była domeną władz wojskowych, ale akcja popularyzacyjna i opracowanie zasad samoobrony stawało się obowiązkiem społeczeństwa i należało je powierzyć władzom cywilnym. Jednak ze względu na uwarunkowania finansowe nie można było w pełni realizować dużych inwestycji zarówno w rozwój lotnictwa jak i obronę przeciwchemiczną, a także przygotowanie ludności do przeciwdziałania jego skutkom. Społeczeństwo polskie widziało ten problem, na równi z dowódcami wojskowymi i władzami państwowymi. Wynikiem starań ludności została powołana we wrześniu 1922 r. organizacja o nazwie Obywatelski Komitet Obrony Przeciwgazowej (OKOP), a jednym z założycieli był prof. Ignacy Mościcki, późniejszy prezydent RP. Dwa lata później Komitet przekształcił się w Towarzystwo Obrony Przeciwgazowej (TOP). Myśl utworzenia organizacji działającej na rzecz lotnictwa zrodziła się w Aeroklubie RP na początku 1922 r. Koncepcja jej funkcjonowania powstała w grupie działaczy, a nazwę jako Liga Obrony Powietrznej
Jędrzej Korbal
Czołgi rozpoznawcze TK – eksport
Pierwsza dekada funkcjonowania odrodzonej Rzeczypospolitej minęła na niepozbawionych dramatyzmu próbach ujednolicenia i wzmocnienia wyniszczonego zaborami i kilkoma latami wojen kraju. Odtworzony z niemałym trudem państwowy przemysł zbrojeniowy, choć młody i niedoświadczony, nie wyrzekł się ambicji i systematycznie dążył nie tylko do produkcyjnego zaspokojenia potrzeb Wojska Polskiego, ale również starał się wykorzystać eksportowe okazje.
Dźwinę. Jeśli wierzyć odręcznym notatkom na dokumentach transakcja została jednak szybko zablokowana, m.in. w skutek starań płk. Kossakowskiego, jako mogąca zagrozić umowie z angielską spółką Vickers-Armstrong (dalej: Vickers), wobec której ww. oficer miał szereg własnych oczekiwań. Tak jednoznaczne działanie łączącego obowiązki szefa DepZaopInż. oraz DowBr-
resowany nabyciem licencji i samodzielnym wytwarzaniem maszyn u siebie w kraju, niż poważniejszymi zakupami nad Wisłą. Nie mniej jednak wątek łotewski będzie jeszcze aktualny przynajmniej do 1933 r., kiedy to w ostatniej chwili odwołany zostanie pokaz polskich czołgów wracających z udanej wizyty handlowej w Estonii, o której dalej. Było to wydarzenie niespodziewane i ode-
O
pracowane w kraju, u progu lat 30. XX wieku, udoskonalone warianty angielskich niewielkich pojazdów gąsienicowych pomysłu Carden-Loyda miały się stać jednym z handlowych atutów w walce o zbrojeniowe kontrakty, tak w Europie jak i poza jej granicami. Choć TK-3, a zwłaszcza TKS, był wolny od szeregu wad swojego zagranicznego pierwowzoru i deklasował go osiągami, to polskie starania o eksport tych maszym natrafiły na szereg barier, którym przeciwstawić musiało się młode państwo, a które starannie wykorzystywała zbrojeniowa konkurencja od lat dobrze uplasowana na zagranicznych rynkach.
Tankietkowa kazuistyka
28
Spływające zarówno od państw europejskich jak i znacznie bardziej egzotycznych dla polskiego handlu bronią podmiotów zagranicznych zapytania dotyczące możliwości zakupu krajowych tankietek wytworzyły problem natury prawnej. Mianowicie w 1931 r., krótko po tym kiedy reprezentujący armię łotewską płk Grossbard zapoznawał się z pierwszymi egzemplarzami polskich tankietek, pojawiła się możliwość sprzedaży pojazdów TK nad
Poglądowe zdjęcie czołgu rozpoznawczego TKS w pierwotnej, tzw. japońskie wersji malowania. Fotografia stanowiła złącznik do oferty dla Szwecji.
Panc. płk. Kossakowskiego wsparła najpewniej interwencja angielskiego attaché wojskowego, który zgłosił się z prośbą o wyjaśnienie pogłosek na temat zamierzonego rzekomo eksportu czołgów do Rygi. Już po opadnięciu pierwszych emocji związanych z pewną beztroską, jeśli chodzi o traktowanie zapisów umowy wiążącej Rzeczpospolitą z Vickersem, strona polska kwestię eksportu tankietek dla północnego sąsiada ujmowała w sposób bardziej zrównoważony. Nie bez racji i z widoczną rezerwą uznawano, że niedoszły kontrahent jest bardziej zainte-
brane zdecydowanie negatywnie, zwłaszcza, że w trakcie przejazdu do Rygi polski eszelon witali jeszcze wyżsi oficerowie łotewscy. Spekulując na temat powodów nagłej zmiany decyzji wskazywano na działalność niechętnych zbliżeniu Rzeczpospolitej z państwami bałtyckimi Sowietów. Ostatnie wzmianki na temat łotewskiego kierunku handlowego pojawiają się jeszcze w dokumentach datowanych na 1934 r., przy czym mają one już charakter zdawkowy. Z pozoru niewinna akcja handlowa u północnego sąsiada Rzeczpospolitej wywołała
Michał Fiszer, Jerzy Gruszczyński
Bitwa nad Bzurą.
Zwycięstwo nie tylko na polu walki Bitwa nad Bzurą jest powszechnie kojarzona z największą operacją zaczepną Wojska Polskiego w kampanii polskiej 1939 r. W istocie jednak miała ona o wiele dalej idące konsekwencje. Po pierwsze, powstrzymała niepowstrzymany niemiecki marsz na Warszawę, umożliwiając wycofanie się wielu naszym jednostkom za Wisłę, po drugie zaś, dała czas, dzięki któremu polski rząd i wielu żołnierzy Wojska Polskiego zdołało się ewakuować do Rumunii oraz na Węgry, skąd wkrótce dotarli oni na zachód.
J
42
eden z najzdolniejszych niemieckich dowódców z okresu drugiej wojny światowej feldmarszałek Erich von Manstein w swoich wspomnieniach „Stracone zwycięstwa” napisał: Jest trudno zorientować się w zamiarze polskiego planu operacyjnego, gdyby nie żywione pragnienie „osłonięcia wszystkiego”, czy być może bardziej właściwsze określenie, nie oddawania niczego dobrowolnie. Życzenie, któremu ulega słabszy, prowadzi z reguły do klęski. (…) Może tak być, że polski plan poza życzeniem „nie oddawania niczego za darmo” w ogóle nie posiadał żadnej jasnej myśli, lecz przedstawiał sobą kompromis między koniecznością przejścia do obrony w obliczu przeważającego przeciwnika a wcześniejszymi ambicjami ofensywnymi. (…) Rozmieszczenie polskich wojsk w 1939 r. usiłujących obronić wszystko, włącznie z rejonem „korytarza” i wysuniętą Wielkopolską, wobec wcześniej ukształtowanych możliwości oskrzydlających Niemiec i ich przewagi, mogło doprowadzić tylko do klęski Polski. Zwróćmy uwagę, że feldmarszałek Erich von Manstein wskazuje szczególnie dwie armie: Armię „Pomorze” gen. dyw. Władysława Bortnowskiego oraz Armię „Poznań” gen. dyw. Tadeusza Kutrzeby jako te, których rozmieszczenie było najmniej sensow-
ne. Od razu na samym początku ulokowano je w rejonach, gdzie mogły najszybciej zostać okrążone i odcięte, w dodatku tam, gdzie Niemcy nie zamierzali nacierać, bo i po co? Patrząc na mapę łatwo można ocenić, skąd Niemcy wyprowadzą główne natarcia, bo wyprowadzili je tam, gdzie były najdogodniejsze do tego warunki. Główne uderzenie – z Dolnego Śląska przez Radomsko, Piotrków Trybunalski, Mszczonów w kierun-
ku Warszawy, prowadziło wzdłuż otwartych terenów równinnych i tzw. szosy piotrkowskiej, która wówczas była utwardzoną drogą bitą nadającą się do ruchu kołowego. Równolegle biegła linia tzw. kolei warszawsko-wiedeńskiej, ułatwiająca zaopatrywanie wojsk. Na drodze niemieckich wojsk nie było tu większych przeszkód wodnych do pokonania, poza Wartą w jej górnym biegu. Główną siłą uderzeniową na tym kierunku była najsilniejsza 10. Armia (dowódca: gen. artylerii Walter von Reichenau), składająca się z pięciu korpusów, w tym trzech zmotoryzowanych. Najsilniejszy, XIV Korpus Zmotoryzowany (gen. piechoty Gustav von Wietersheim) miał 4. DPanc, 13. DZmot i 29. DZmot. Ówczesne niemieckie dywizje zmotoryzowane, poza transportem kołowym dla całego składu dywizji, niczym się nie różniły od zwykłych dywizji piechoty. Nieco słabszy był
7. Dywizjon Artylerii Przeciwlotniczej, w czasie kampanii polskiej 1939 r. wchodzący w skład Armii „Poznań”, w czasie przedwojennej defilady przed Zamkiem w Poznaniu.
Pododdział przeciwpancerny brygady kawalerii w marszu. Jeśli polska kawaleria we wrześniu 1939 r. walczyła z niemieckimi czołgami, to właśnie tymi doskonałymi armatami Bofors kal. 37 mm (wytwarzanymi u nas na podstawie szwedzkiej licencji), a nie szabelkami…
w Wielkopolsce, Armia „Poznań” w zasadzie nie była atakowana przez nieprzyjaciela.
Wycofanie Armii „Poznań” i Armii „Pomorze”
Armia „Pomorze” prowadziła ciężkie walki północną i środkową częścią swojego ugrupowania, tracąc bezpowrotnie 9. DP i kilka mniejszych pododdziałów. Odwrót pozostałej części Armii „Pomorze” zaczął się 4 września 1939 r., głównie przejściem przez Bydgoszcz na południowy wschód, w kierunku Włocławka. 4. Armia z Prus Zachodnich podjęła natarcie w kierunku Warszawy po obu stronach Wisły, na prawo (na południe) od 3. Armii, która nacierała na Armię „Modlin” od północy, kierując się w rejon na wschód
od Warszawy. Odwrót Armii „Pomorze” był prowadzony w miarę zorganizowany sposób, choć niektóre jednostki były na granicy całkowitego rozbicia, jak na przykład Pomorska Brygada Kawalerii. Fatalny był natomiast stan taborów (zaopatrzenia) jednostek armii. Niekończące się kolumny transportowe, złożone często ze zwykłych cywilnych wozów konnych zarekwirowanych rolnikom, utrudniały wycofanie się oddziałów bojowych. Zresztą nastąpiło w nich spore obniżenie dyscypliny. Pojawiło się wielu maruderów oderwanych od macierzystych jednostek, było też sporo przypadków dezercji, szczególnie w jednostkach mobilizowanych na wschodzie, gdzie w ich składzie pojawiło się sporo rekrutów
9. Pułk Ułanów Małopolskich. Jednostka należała do Podolskiej Brygady Kawalerii z Armii „Poznań”, która walczyła w rejonie Wartkowic i pod Poddębicami w pierwszej fazie Bitwy nad Bzurą.
46
niepolskiej narodowości. Wielu z maruderów nadużywało alkoholu i dopuszczało się różnych ekscesów. W końcu gen. dyw. Bortnowski musiał utworzyć specjalne pododdziały zaporowe, których zadaniem było zbieranie maruderów i wcielanie ich do jednostek w celu uzupełnienia strat oraz powstrzymania dalszego spadku morale. W swoim rozkazie generał napisał: stwierdziłem nieopisaną dezorganizację i wielką ilość zbłąkanych, której nikt nie przeciwdziała, jakby to był naturalny i konieczny objaw wojny. Już 5 września wieczorem do sztabu Armii „Pomorze” w fortach na toruńskim Pogórzu (dzielnica po południowej stronie Wisły, tam gdzie znajduje się dworzec kolejowy Toruń Główny, forty są jeszcze bardziej na południe) przybył gen. dyw. Tadeusz Kutrzeba, by uzgodnić kwestię utrzymania kontaktu skrzydłami armii w czasie wycofania Armii „Pomorze”. Obie armie otrzymały bowiem rozkaz Naczelnego Dowództwa WP wspólnego wycofania się w kierunku Warszawy. 6 września nad ranem 4. DP przeszła przez mosty w Toruniu, na lewy brzeg Wisły. 16. DP natomiast ruszyła dalej na południowy wschód prawym brzegiem rzeki. Tego dnia prowadzono też odtwarzanie mocno przetrzebionej 27. DP, włączając do niej maruderów z różnych jednostek. W 24. Pułku Piechoty z trzech osłabionych batalionów odtworzono dwa, jako trzeci batalion włączono w skład pułku batalion ON „Starogard”. 23. pp udało się odtworzyć w miarę w całości, ale jako trzeci pułk do dywizji włączono zbiorczy oddział pod dowództwem
Marek J. Murawski
1 Junkers Ju 87:
wczesne wersje produkcyjne
Bombowiec nurkujący Junkers Ju 87 (Sturzkampfflugzeug, Stuka) stał się w obiegowej opinii symbolem niemieckiego Blitzkriegu w pierwszych latach II wojny światowej, chociaż nie był ani najnowocześniejszym, ani najliczniejszym samolotem, w który były wyposażone jednostki Luftwaffe.
P
60
odczas I wojny światowej samoloty bombowe dokonywały zrzutu bomb z lotu poziomego. Prymitywne celowniki nie pozwalały na dokładny zrzut ładunku bojowego, rozrzut bomb był bardzo duży, a trafienie, szczególnie w niewielki obiekt punktowy, możliwe było wyłącznie w drodze przypadku. Tymczasem dowództwa jednostek lądowych obu stron konfliktu domagały się skutecznego, bezpośredniego wsparcia na polu walki ze strony własnego lotnictwa. Wraz z udoskonalaniem konstrukcji lotniczych stwierdzono, że skuteczną taktyką może stać się zrzucanie pojedynczych bomb dużego kalibru w locie nurkowym, co znacznie ułatwiało celowanie i podnosiło precyzję ataku. Pierwsze próby, przeprowadzone w 1917 r. przez Brytyjczyków, nie przyniosły jednak zadowalających rezultatów. Bombę dużego kalibru podwieszoną pod kadłubem należało zwolnić dokładnie w momencie poderwania samolotu w górę podczas wyprowadzania maszyny z nurkowania. Jeżeli nie nastąpiło to we właściwym momencie, zwolniona z zaczepów bomba uderzała w łopaty śmigła. Po zakończeniu I wojny światowej testy bombardowania z lotu nurkowego
kontynuowano w Stanach Zjednoczonych. Pierwsze bombardowanie z wykorzystaniem nowego sposobu w warunkach bojowych miało miejsce w lutym 1919 r. na Haiti. W tym czasie na wyspie oddziały amerykańskiej piechoty morskiej zwalczały powstanie tzw. Kokosową Rebelię. W latach 20. XX wieku firmy Curtiss i Boeing wprowadziły do uzbrojenia marynarki wojennej Stanów Zjednoczonych pierwsze samoloty zdolne do wykonywania ataków bombowych z lotu nurkowego. W grudniu 1927 r. stacjonujące na pokładzie lotniskowca Saratoga dywizjony VF-1B i VB-2B otrzymały samoloty typu F2B-1. Maszyny należące do VB-2B, w drodze powrotnej z manewrów morskich w rejonie Hawajów do San Diego, przeprowadziły ćwiczenia z bombardowa-
niem z lotu nurkowego dużych jednostek nawodnych. Ich wynik był obiecujący. Okazało się, że przy użyciu nowego sposobu trafienie pancernika czy krążownika ciężkiego było możliwe nawet przez 30% zrzuconych bomb, podczas gdy skuteczność bombardowania z lotu poziomego nie przekraczała 12%. Należy w tym miejscu dodać, że bombardowano, stare zakotwiczone okręty, które nie mogły manewrować, ani wykonywać uników. W Niemczech, które w tym czasie nie posiadały lotnictwa wojskowego, ponieważ zabraniały im tego postanowienia traktatu wersalskiego, już od 1922 r. rozpoczęto tajne przygotowania do szybkiego reaktywowania przemysłu lotniczego. 16 lutego 1922 r. Rzesza Niemiecka i ZSRR zawarły traktat w Rapallo. Dokładnie rok później rozpoczęły
Drewniana makieta bombowca nurkującego Junkers Ju 87 wyposażona w podwójny statecznik pionowy.
Ernst Udet, który podczas pobytu w Stanach Zjednoczonych miał okazję oglądać możliwości amerykańskich bombowców nurkujących. Najnowszą amerykańską konstrukcją był Curtiss F11C-2, którego Udet chciał kupić dla siebie. Jednak cena samolotu, wynosząca 14 tys. dolarów (około 60 tys. RM), była dla niego zbyt wysoka. W tym czasie Hermann Göring, który w 1933 r. objął stanowisko Komisarza Rzeszy do Spraw Lotnictwa, starał się za wszelką cenę przyciągnąć Udeta do współpracy. Udet, który był z natury indywidualistą i niespokojnym duchem, nie miał jednak ochoty ponownie wstąpić do wojska, lecz marzył o posiadaniu amerykańskiego samolotu, który mógłby wykorzystywać do popisów akrobacji lotniczej. Göring wykorzystał jego słabość i zaproponował mu środki na zakup dwóch samolotów Curtiss w zamian za wstąpienie do odrodzonych niemieckich sił powietrznych. Udet, po długim wahaniu, przyjął propozycję i rozpoczął pracę w Reichsluftfahrtministerium (RLM). 27 września 1933 r. w zakładach Curtiss w Buffalo dokonał zakupu dwóch egzemplarzy F11C-2 napędzanych silnikami Wright SR-1820-F2 Cyclone o mocy 712 KM, które umożliwiały osiągnięcie prędkości 325 km/h na wysokości 1000 m. Obie maszyny zapakowane starannie w skrzynie dostarczone zostały do Niemiec na pokładzie pasażerskiego liniowca Europa. W grudniu 1933 r. obydwa samoloty noszące oznaczenia D-3165 i D-3166 (zmienione później na D-IRIS i D-ISIS) przewiezione zostały do lotniczego ośrodka doświadczalnego w Rechlinie, gdzie Udet osobiście zademonstrował możliwości bombardowania z lotu nurkowego. Tymczasem 12 października 1933 r., po rozpoczęciu produkcji samolotów Heinkel He 50, utworzono pierwszą jednostkę bombowców nurkujących Fliegergruppe Schwerin. Samoloty He 50 dysponowały jednak zbyt słabymi osiągami, aby przekonać do siebie personel latający oraz decydentów z Ministerstwa Lotnictwa Rzeszy. Głównymi oponentami okazali się Wolfram Freiherr von Richthofen, kierownik sekJunkers Ju 87 A-1, 52+L25 z 5./St.G 165.
Junkers Ju 87 A-1 należący do 4./St.G 165 stacjonującej w Nürnberg (Norymberga) w1938 r.
cji rozwoju wydziału technicznego RLM oraz sekretarz stanu w Ministerstwie Lotnictwa Rzeszy – Erhard Milch. Richthofen twierdził, że w przypadku silnej obrony przeciwlotniczej w rejonie celu każde nurkowanie poniżej 2000 m będzie samobójczym przedsięwzięciem. Podczas jednej z dyskusji powiedział: Lot nurkowy poniżej 2000 m jest całkowitym nonsensem. Biorąc pod uwagę wysoki poziom rozwoju niemieckiej artylerii przeciwlotniczej każda maszyna, która odważy się na zejście tak nisko padnie jej ofiarą.3 Bombowiec nurkujący, aby trafić w cel, musi zwolnić prędkość nurkowania za pomocą hamulców lotu nurkowego, nie mogąc przy tym wykonywać uników, co spowoduje, że będzie dla artylerzystów łatwym celem. Poza tym, powolny bombowiec nurkujący, taki jak He 50 będzie bez trudności przechwytywany i niszczony przez myśliwce przeciwnika. Erhard Milch wskazywał na występowanie zbyt dużych przeciążeń podczas wyprowadzania samolotu z lotu nurkowego, personel latający będzie w stanie wytrzymać tego typu przeciążenia dopiero po długotrwałym, kosztownym treningu. Pomimo podnoszonych wątpliwości w planie rozbudowy niemieckiego lotnictwa wojskowego z 1933 r., zwanego Sofort-Programm (program natychmiastowy), ujęto również potrzebę posiadania bombowców
nurkujących. W związku z powyższym ogłoszono konkurs na następcę samolotu He 50. Miał to być lekki, jednomiejscowy bombowiec nurkujący o zdolności przenoszenia 200 kg bomb i właściwościach lotnych porównywalnych z ówczesnymi myśliwcami, co uniezależniało go od posiadania własnego uzbrojenia obronnego. W drugim etapie konkursu zamierzano wyłonić dwumiejscowy bombowiec nurkujący z dostateczną obroną tylnej strefy przez strzelca pokładowego, zdolny przenosić ładunek bomb o masie, co najmniej 250 kg. Do pierwszego etapu konkursu stanęły samoloty Fieseler Fi 98 i Henschel Hs 123. Maszyna firmy Fieseler była dwupłatem o mieszanej konstrukcji, uzbrojonym w dwa karabiny maszynowe MG 17 kal. 7,92 mm oraz cztery bomby o wagomiarze po 50 kg każda. Prędkość maksymalna samolotu wynosiła 295 km/h, ale zasięg zaledwie 470 km. Prototyp oblatany został wiosną 1935 r. Właściwości samolotu były wprawdzie nieco lepsze niż w przypadku He 50, ale nie zadowoliły komisji. Henschel przedstawił dwupłat o konstrukcji mieszanej, uzbrojony analogicznie jak jego konkurent. Prędkość prototypu dochodziła do 342 km/h, a zasięg do 860 km. Prostsza konstrukcja, mniejszy jednostkowy koszt produkcji oraz doskonałe właściwości w locie zadecydowały o wyborze Hs 123, który stał się pierwszym lekkim bombowcem nurkującym Luftwaffe, a następnie pierwszym niemieckim samolotem szturmowym (Schlachtflugzeug), który odnosił znaczące sukcesy, szczególnie na froncie wschodnim.
Powstanie samolotu Junkers Ju 87
Na początku 1934 r., jeszcze utajniony, sztab generalny lotnictwa wojskowego opracował założenia dla samolotu Schwerer Stuka (ciężki bombowiec nurkujący), które przekazał do Wydziału Technicznego RLM. W kwietniu założenia te zostały przedstawionym niemieckim firmom lotniczym. Zakłady Junkers w Dessau, dzięki wcześniejszym pracom inż. Pohlmanna nad samolotami A 48/ K 47, posiadały niezbędne doświadczenie w budowie podobnej maszyny, co pozwoliło na szybkie rozpoczęcie
63
WOJNA NA MORZU
Mariusz Borowiak
Trzy dni wojny ORP Gryf Ze względu na sytuację polityczno-militarną, w jakiej znalazła się Polska w okresie przed wrześniem 1939 r., wobec olbrzymiej przewagi flot niemieckiej i sowieckiej, nie mogło być mowy o tym, żeby ORP Gryf mógł stawiać miny gdziekolwiek indziej niż na wodach Zatoki Gdańskiej, na której odległości liczyło się raczej w dziesiątkach mil, a nie w setkach. Stąd niewysoka prędkość największego okrętu bojowego Marynarki Wojennej II RP nie była najważniejszym czynnikiem.
W
78
przededniu wojny, między 20:00 a 24:00, z Dowództwa Floty – w porozumieniu z dowództwem Armii „Pomorze” – na stawiacz min ORP Gryf (d-ca kmdr ppor. Stefan Kwiatkowski) i na inne okręty nawodne oraz podwodne cumujące w basenie Portu Wojennego na Oksywiu dotarła depesza, że 1 września 1939 r. o 5:00 nad portem przelecą trzy wodnosamoloty w drodze do Szwecji, do których nie należy strzelać, gdyż będą to polskie samoloty. Już po wojnie okazało się, że PMW została wprowadzona w błąd – sygnał został prawdopodobnie sfabrykowany przez niemiecki wywiad. W chwili, gdy Luftwaffe bombardowała Gdynię, na wysokości około 150-200 m pojawiły się wodnosamoloty. Poranna mgła utrudniała rozpoznanie sylwetek maszyn, które początkowo zidentyfikowano jako swoje. Wkrótce samoloty przeleciały nad
basenem i magazynami portowymi. Załoga Gryfa w tym czasie czyniła przygotowania do zbiórki. Marynarze, którzy zebrali się na rufie okrętu w oczekiwaniu na poranną modlitwę i wciągnięcie bandery na flagsztok z przygrywką trąbki mar. Jana Krasowskiego, usłyszeli ryk silników lotniczych. Była 5:30. Dopiero gdy samoloty zbliżyły się do elewatora zbożowego (stamtąd padły pierwsze strzały), polscy marynarze skonstatowali, że to są samoloty niemieckie. Do rozpoznawczych wodnosamolotów Heinkel He 59 otworzyły niemal jednocześnie ogień wszystkie okręty stojące w basenie i na redzie. Na stawiaczu min najszybciej zareagował por. mar. Tadeusz Męczyński, I oficer artylerii, który zdążył tylko krzyknąć: To są samoloty niemieckie, a potem dodał: Alarm przeciwlotniczy! Na odgłos karabinów maszynowych Hotchkiss kal. 13,2 mm również obsługa artylerii przeciwlotniczej Gryfa odpowiedziała serią strzałów. Jednak po krótkiej wymianie ognia, działa Bofors plot. kal. 40 mm musiały przerwać ostrzeliwanie, gdyż w tej sytuacji zostałby trafiony Dworzec Morski. Na okręcie ogłoszono alarm bojowy. Komandor Kwiatkowski wysłał kpt. mar. Adama Jagielskiego do gmachu Dowództwa Floty na Oksywiu po dalsze rozkazy. Po powrocie I oficer sygnałowy poinformował dowódcę, że okręt ma natychmiast wyjść z portu wojennego i wziąć kurs na Jastarnię, gdzie na wysokości Jamy Kuźnickiej na Zatoce Puckiej cumowały trzy eks lichtugi, które jako pływające magazyny – krypy minowe KM 1, KM 2 i KM 3 – zostały przebudowane w Stoczni Modlińskiej i Stoczni Gdyńskiej
w 1930 r. Trzeba było z nich pobrać, jako uzupełnienie głównego uzbrojenia Gryfa, miny morskie kontaktowo-kotwiczne wz. 08 i wz. 08M (zmodernizowane). Okręt mógł ich pomieścić docelowo 511. Stawiacz min był gotowy do wyjścia z portu. Gdy znalazł się na redzie portu oksywskiego, przez głośniki okrętowe popłynął sygnał z Warszawy – spiker Polskiego Radia poinformował o napaści Niemiec na Polskę. Następnie popłynął przez głośniki krótki meldunek na temat agresji naszego zachodniego sąsiada, który ogłosił osobiście Kwiatkowski. Samo opuszczenie Oksywia odbyło się w niecodziennej sytuacji. Kwiatkowski, nie czekając na pomoc holowników, sprawnie i szybko wyprowadził okręt w morze (dotychczas Gryf korzystał z pomocy holowników przy wejściu i wyjściu z portu). Jeszcze przed wydaniem śniadania ponad 100-metrowej długości jednostka doszła do Zatoki Puckiej, a stamtąd do Jastarni. Trzy krypy minowe były zakotwiczone na południowy wschód od Jamy Kuźnickiej. Samo dojście do wyznaczonego miejsca było za płytkie dla tak dużej jednostki, jaką był Gryf. Obawiano się, że okręt może wejść na mieliznę. W rejonie, gdzie stały krypy, do dna piaszczystej łachy było zaledwie kilka metrów. Stawiacz min idąc małą prędkością, znalazł się przy barkach około 9:00. Cała operacja załadunku 90 min zakończyła się około 13:00 i była przeprowadzona bardzo sprawnie – brak było większej fali i przeciwdziałania ze strony Niemców. Cały ten śmiercionośny ładunek – razem 278 min – umieszczono na dwóch międzypokładach.
WOJNA NA MORZU żebym wziął ludzi i z komory pobrał amunicję do karabinów maszynowych Hotchkiss kal. 13,2 mm. Z ludźmi z wolnej wachty maszynowej poszedłem po amunicję2. Od początku tej bitwy przewaga ilościowa i ogniowa była po stronie niemieckiej. Na 10 okrętach polskich znajdowało się tylko 6 armat plot. kal. 40 mm, z tego dwie na Wichrze i cztery na Gryfie3. Artyleria głównego kalibru na niszczycielu i stawiaczu min nie była przystosowana do prowadzenia walki z samolotami. Ponadto okręty dysponowały 11 nkm kal. 13,2 mm, przy czym po cztery karabiny miały Gryf i Wicher, a po jednym trałowce Czajka, Czapla i Żuraw. Trałowce i kanonierki dysponowały jeszcze 20 ckm, ale tą bronią o niewielkim zasięgu ognia mogły się co najwyżej bronić, trudniej zaś było im osłaniać większe okręty, chyba że manewrowały w ich pobliżu i ostrzeliwały samoloty na wysokości do 2000 m. Łącznie wszystkie okręty uzbrojone były w 6 armat i 31 karabinów maszynowych. Junkersy dysponowały 96-99 karabinami maszynowymi. Samoloty nadlatywały eskadrami, pikując na okręty. Każdy Ju 87B mógł zabrać kilka bomb o łącznej masie do 600 kg. Niektóre zabierały jedną 500 kg na wyrzutniku pod kadłubem i dwie 50-kilogramowe na zamkach pod skrzydłami. Łącznie wszystkie samoloty – jak łatwo obliczyć – miały co najmniej 100 bomb o masie do 20 t, a najprawdopodobniej 160-165 mniejszych bomb o łącznej masie 15 t. Jedna bomba ćwierćtonowa wystarczyła do zniszczenia trałowca lub kano-
bezpośrednich trafień. Bombowce atakowały pojedynczo lub parami. Piloci co jakiś czas zmieniali tylko taktykę. Dalsze dramatyczne chwile relacjonuje ppor. mar. Zbigniew Jagusiewicz: Olbrzymi wytrysk wody wzniósł się tuż za burtą. Za chwilę byłem mokry od stóp
ORP Gryf – widok od strony rufy. Wielka gala banderowa z okazji święta Konstytucji 3 maja; Gdynia 1938 r.
do głów. Pomyślałem: - Ta bomba była niebezpiecznie blisko, jakieś 10 do 15 m od burty. Ten prysznic przypomniał mi jeden z moich obowiązków w alarmie przeciwlotniczym. Ponieważ sprzęt obrony przeciwlotniczej był bardzo skąpy, wielu ludzi nie miało czynnego
ORP Gryf na doku pływającym o nośności 5000 t; maj 1939 r.
nierki, a w wypadku trafienia w Wichra lub Gryfa wybuch jej mógł również spowodować tak znaczne uszkodzenia, że okręt utraciłby zdolność lub nawet zatonął. Okręty, zgodnie z obowiązującymi wówczas regulaminami walki, rozeszły się i manewrowały samodzielnie, starając się wyjść spod ostrzału broni pokładowej samolotów bądź uchylać się manewrami od trafienia bomb. Nalot, mimo że przeprowadzony energicznie i śmiało, nie przyniósł Niemcom spodziewanych efektów. Brak było
i z przyjemnością doliczyłem się wszystkich naszych okrętów, ale równocześnie zauważyłem, że Gryf zatacza koła. Do tej pory d-ca okrętu zmieniał kurs bardzo ostro w czasie każdego ataku. Domyśliłem się, że bomba za rufą musiała uszkodzić maszynę sterową i ster jest zacięty w położeniu na burtę. Pobiegłem w kierunku
przydziału i stawali się widzami. Zauważyłem grupę marynarzy na rufie, więc skierowałem się w ich kierunku, aby wepchnąć ich pod pokład. Biegnąc tam nagle poczułem, że biegnę jak pod górę, i rzeczywiście rufa zaczęła unosić się gwałtownie. Przeleciało mi przez myśl: – „Trafili”. Lecimy w powietrze. Z wielką ulgą zobaczyłem olbrzymi wytrysk, wznoszący się tuż za rufą, i jednocześnie rufa zaczęła opadać. A więc jeszcze nie lecimy w powietrze – pomyślałem. Po przegnaniu widzów pod pokład przez chwilę rozglądałem się dookoła
pomostu. W pół drogi zobaczyłem dwóch sanitariuszy [jednym z nich był bsm. Bronisław Jaskuła – M.B.] z noszami, wspinających się na pomost. Na skrzydle pomostu zauważyłem jednego z sygnalistów, siedzącego w kącie z rozwalonym brzuchem. Jeden oficer widząc moje pytające spojrzenie, rzucił – „Dowódca okrętu poważnie ranny, nieprzytomny. Właśnie zabierają go do izby chorych”. Skonfundowany tą wiadomością zszedłem z pomostu. Idąc wzdłuż nadbudówek zauważyłem szereg dziur od odłamków bomb i pocisków stukasów4. Na mostku, w bliskiej odległości od kmdr. Kwiatkowskiego, ranny został także mat sygnalista Piotr Karpowicz. Trzymając dłońmi wnętrzności, ostatnim wysiłkiem wypowiedział słowa: Koledzy pomścijcie mnie. Zmarł, w wyniku odniesionych ran, 3 września w szpitalu w Babich Dołach. Rannych było jeszcze kilkunastu członków załogi. Lekko ranny mar. Piotr Wojtowicz tak wspomina po latach: Stałem przy sterze na pomoście bojowym. W tym momencie nastąpił na nasz okręt zmasowany nalot lotniczy. Pierwsza bomba, która na nas leciała, upadła w bliskiej odległości od prawej burty, dokładnie na wysokości pomostu. Dowódca zdążył jeszcze wydać rozkaz: „Ster w prawo 20, oba motory cała naprzód!”. Natychmiast telegraf został ustawiony na oba cała naprzód. Przełożyłem ster prawo 20. Po wybuchu bomby dowódca upadł nie podnosząc się już [ranny w pierś i nogę – M.B.]. Również sygnalista przy telegrafie został wyrzucony na prawą burtę pomostu bojowego ze wszystkimi wnętrznościami na zewnątrz. Ja zostałem ranny w lewą nogę, ale na szczęście niegroźnie. Natychmiast na odmianę przekładałem ster na lewo 20, zgodnie jak to się przerabiało podczas ćwiczeń przeciwlotniczych. Zauważyłem, że ster przestał działać.
81
Waldemar Nadolny
Bateria Canet i jej zapomniany dowódca
Armata nr 1 baterii po zakończeniu walk.
Przypadająca w bieżącym roku 80. rocznica wybuchu II wojny światowej jest dobrą okazją, aby przypomnieć historię pierwszej baterii artylerii nadbrzeżnej II RP. Przez cały okres powojenny literatura przedmiotu traktowała tę jednostkę trochę „po macoszemu” na pierwszy plan wysuwając dokonania 31. baterii im. H. Laskowskiego w Helu. Okres ten nie był również zbyt szczęśliwy dla dowódcy tej baterii kpt. Antoniego Ratajczyka, którego postać w większości opracowań była przemilczana.
T
90
ak się złożyło, że w dotychczasowych opracowaniach tematu autorzy opierali się wyłącznie na relacjach spisywanych po zakończeniu wojny, nie sięgając do materiałów archiwalnych. Co jest dziwne, biorąc pod uwagę, że ze względu m.in. na funkcje, jakie wówczas sprawowali, mieli na pewno ułatwiony dostęp do zachowanych dokumentów. Opublikowanie kilka lat temu nieznanej dotąd relacji chor. mar. Stanisława Brychcego pozwoliło uzupełnić stan wiedzy na temat baterii, lecz jej autor w żaden sposób nie wskazuje, że pełnił funkcję dowódcy, jak do tej pory przedstawiano w literaturze. Nie ujmując dokonaniom chorążego (tak przez cały okres międzywojenny, jak i we wrześniu 1939 r.) należy „przywrócić historii” postać kpt. A. Ratajczyka, dowódcy XIII baterii artylerii nadbrzeżnej, potocznie zwanej baterią Canet.
Zanim powstała bateria
Po rozwiązaniu Pułku Artylerii Nadbrzeżnej polskie wybrzeże na kilka lat zostało pozbawione jakiejkolwiek stałej obrony tak od strony morza jak i lądu. Powoli budowana flota nie mogła zapewnić skutecznej obrony przyszłej bazy, jaką zaplanowano w Gdyni Oksywiu. Do początku lat 30. XX wieku opracowano wiele projektów wzmocnienia obrony, jednak zawsze na przeszkodzie ich realizacji stawał brak środków na ich sfinansowanie. Opracowany w 1928 r. plan obrony wybrzeża (w porozumieniu z Oddziałem III Sztabu Głównego) przewidywał trzy etapy realizacji (rozłożone na lata 1929-1930), przy czym zakończenie pierwszego zapewniało częściową obronę na wypadek wojny z Rosją1. Koniec drugiego etapu zapewniał całkowitą obronę w przypadku konfliktu z Rosją, natomiast koniec trzeciego miał zapewnić możliwość obrony przez okres dwóch miesięcy w przypadku konfliktu prowadzonego jednocześnie z Rosją i Niemcami. W pierwszym etapie plan ten zakładał ustawienie baterii (właściwie półbaterii) dział kal. 100 mm w rejonie Gdyni. Jej powstanie było o tyle ułatwione, że Kierownictwo Marynarki Wojennej (KMW) posiadało już konieczne do jej wyposażenia działa, które kilka lat wcześniej zdemontowano z pokładów kanonierek. Armaty te (zakupione w ramach kredytu „francuskiego” za 210 000 fr) dotarły do Polski w styczniu 1925 r. na pokładzie okrętu transportowego ORP Warta. Wraz z nimi zakupiono 1500 pocisków spiżowych (45 000 fr), 1500 pocisków stalowych wz. 05 z zapalnikami (225 000 fr) i 3000 łusek z ładunkami
miotającymi (303 000 fr)2. Dodatkowo kupiono 1500 naboi szkolnych (kal. 20 mm) do luf wkładkowych, drewniane makiety pocisków, przekrój zamka, aparat do sprawdzania linii wizowania i cztery komplety przyrządów do badania stopnia zużycia lufy. Po krótkim okresie użytkowania na kanonierkach obie armaty zdemontowano i przekazano do magazynów w Modlinie. Chcąc je wykorzystać opracowano projekt zamontowania ich na holowanych krypach artyleryjskich. Projekt ten z niewiadomych przyczyn nie zyskał uznania i w dezyderatach KMW na rok budżetowy 1929/30 pojawia się propozycja ich ustawienia na lorach kolejowych. Co ciekawe, same lory KMW planowało wynająć od kolei, ponieważ jak uzasadniano ich zakup byłby zbyt kosztowny. W projekcie budżetu koszt wynajęcia lor określono na 2 zł za dobę. Całkowity koszt ustawienia dział wraz z wynajmem miał się zamknąć kwotą 188 000,00 zł3. Niestety, wnioskowanych środków nie przyznano, dlatego też na kolejny rok budżetowy (1930/31) znowu pojawia się pozycja ustawienia dział kal. 100 mm, tym razem na stałych stanowiskach w okolicach Oksywia. Zastanawiająca jest bardzo niska kwota, jaką preliminowano na ten cel tj. 4000,00 zł plus 25 000,00 zł na zakup 3-metrowego dalmierza dla planowanej baterii. Możliwe, że kwota ta miała zapewnić rozpoczęcie prac przy przyszłej baterii, ponieważ w projekcie budżetu na rok 1931/32 przewidziano kwotę 120 000,00 zł na dokończenie rozpoczętej inwestycji. Szczupłość zachowanej dokumentacji archiwalnej nie pozwala na ustalenie konkretnej