5 minute read
Iwona Bondar
Nie wierzę już w szkołę transmisyjną!
Iwona Bondar
Advertisement
Kilka uwag o edukacji w czasach (po) pandemii
W mojej ocenie oświata już nie jest taka sama jak dawniej – zwłaszcza że pandemia nadal trwa, a nawet się nasila. Te ostatnie miesiące to naprawdę był „stan wyjątkowy”. Bardzo dużo energii kosztowało nas zdalne nauczanie, opanowanie platform edukacyjnych i nowych aplikacji.
Od 6 kwietnia wszystkie lekcje prowadziłam online. Robiłam to tak, jak umiałam. I okazało się, że nauczanie informatyki w szkole – w bezpośrednim kontakcie z uczniami – nie ma nic wspólnego z prowadzeniem lekcji na odległość z wykorzystaniem internetu. To jak starożytność, która nie ma pojęcia o współczesnym świecie. Po 12 godzin na dobę spędzałam przy laptopie, żeby nauczyć się czegoś na temat narzędzi służących do zdalnego nauczania. Czy moje wysiłki korzystnie wpłynęły na proces nabywania wiadomości i umiejętności przez uczniów? Czy efekty moich zmagań z kryzysową sytuacją można uznać za przynajmniej zadowalające? Chciałabym, żeby tak było! Bo przecież tak bardzo się starałam, że prawie zdarłam sobie gardło.
OPINIE, REFLEKSJE, DOŚWIADCZENIA REFLEKSJE 6/2020
Transmisja wiedzy
Czy naprawdę rolą nauczyciela jest przekazywanie wiedzy? Tak przecież dzisiaj uczymy. Nauczyciel wchodzi do klasy i zaczyna „edukować”, przekazując informacje z zakresu danego przedmiotu. Nauczyciel jest źródłem i „transmituje” wiedzę. Czy jednak na pewno uczeń się wówczas, by tak rzec, czegoś uczy?
Neurodydaktyka podpowiada, że nie. Uczeń na takiej lekcji koszmarnie się nudzi. Choć wiedza oczłowieku oraz budowie, funkcjonowaniu mózgu bardzo się rozwinęła i trudno ją ignorować, nadal uczymy „po staremu”, tak jak uczono nas samych. Powielamy stare schematy. Wpadamy w rutynę, zamiast szukać nowych, lepszych rozwiązań.
Spróbujmy lepiej zrozumieć zasady pracy mózgu i mechanizmów uczenia się. Szukajmy metod aktywizujących, a najlepiej sami twórzmy ich autorskie wersje. Nie zmuszajmy dzieci do uczenia się na pamięć regułek, ale szukania informacji o nich i sposobów ich zrozumienia. Neurobiologia nam podpowiada, jak to robić, gdyż patrzy na edukację z pespektywy ucznia, jego aktywności izaangażowania na lekcji. Poprawić proces edukacyjny można poprzez stwarzanie dobrych warunków do wzbudzania aktywności i wspieranie uczniów w zdobywaniu nowych umiejętności. Mózg lubi aktywność, zaangażowanie, ale żeby go pobudzić – trzeba ucznia czymś zainteresować. Dzieci uczą się głównie poprzez zabawę – im młodsze dziecko, tym jest ona ważniejsza. Nauka może się odbywać poprzez śpiewanie piosenek, tworzenie rytmu rapu, czytanie lub rysowanie komiksu, konstruowanie gry. Uczeń sam może je przygotować, wybrać sobie formę, która mu najbardziej odpowiada. To dobra okazja, aby zastosować metodę „odwróconej lekcji”.
Od dawna wiemy, że złe emocje i stres blokują uczenie się. Znamy to z autopsji. Czy zatem powinniśmy stawiać „jedynki” za brak zadania domowego czy też za brak wiedzy? Znane jest już zdanie, że „ten, który wie, pyta tego, który nie wie”. Odpytujemy na ocenę, robimy niezapowiedziane kartkówki. Za niezadowalające nas odpowiedzi stawiamy złe oceny, bo tak funkcjonuje system oświaty i wszyscy są do tego przyzwyczajeni od lat. Potem niektórzy uczniowie poprawiają w kółko te słabe stopnie, bo takie mają prawo, bo tak działa system. W efekcie powstaje przekonanie, że szkoła nie jest od lubienia, ale od stosowania represji inagród. Nie lubimy nauczyciela, nie lubimy przedmiotu. Do takiego systemu są przyzwyczajeni nie tylko uczniowie czy nauczyciele, ale i rodzice. Niemniej jednak często obserwuje się rosnące niezadowolenie – źle jest odbierane, gdy nauczyciel stawia dużo jedynek, bo często pyta, sprawdza zadania domowe i robi kartkówki na ocenę. Gdy nauczyciel natomiast nie stawia wielu ocen, a w zamian udziela informacji zwrotnej – to też źle, bo rodzic wtedy nie wie, „na ile konkretnie” jego dziecko umie.
Nie uczymy, jak się uczyć
Dobry nauczyciel szuka mocnych stron i wspiera uczniów w nauce. Udziela informacji zwrotnej, podpowiada, czego i w jaki sposób się uczyć. I to jest niestety bardzo słaby punkt dzisiejszej szkoły. Prawie w ogóle nie uczymy, jak się uczyć. Nie przewidziano takiego przedmiotu jak „nauka uczenia się”, nie zatrudnia się w szkole specjalistów od „sposobów uczenia się”. Obszarem tym ma się zajmować wychowawca na lekcjach wychowawczych. Może niektórym nauczycielom udaje się zająć tym tematem raz wpółroczu – częściej się nie da, bo przecież trzeba jeszcze „przerobić” inne zagadnienia. Ale i tak warto. Zainteresowanym tą tematyką polecam książkę Radka Kotarskiego Włam się do mózgu.
Na lekcjach nie mamy czasu na budowanie relacji. Skupiamy się na realizacji programu i treściach podstawy programowej – „mamy dużo nauki, a czasu bardzo mało”. To, jak ważne są relacje, wypłynęło podczas zdalnego nauczania. Tam, gdzie
OPINIE, REFLEKSJE, DOŚWIADCZENIA REFLEKSJE 6/2020
tych relacji nie było, nie było też zainteresowania i nauki. Uczeń siedział, słuchał wykładu i nic z tego nie wynosił dla siebie. O relacjach i o tym, jak przejść od kultury nauczania do kultury uczenia się bardzo dużo pisze Marzena Żylińska. Polecam jej strony „Budząca się szkoła” i „Plan daltoński”.
Potrzebujemy usamodzielniania uczniów
Szkoła wymaga zmian i wiele osób już to widzi (na przykład Szkoła Minimalna Marcin Stiburski). Osobiście nie mam tu na myśli rzeczy, na które nie mamy wpływu wpowszechnej, publicznej szkole, jak podstawy programowe, podręczniki, system klasowo-lekcyjny etc. Od czego można zatem zacząć? Odpowiedź jest prosta – od siebie. Nie musi to być rewolucja, to mogą być małe kroki. Większość ludzi zmian nie lubi i się ich obawia. Nowe budzi opór i lęk, bo zmusza nas do wyjścia ze strefy komfortu. I na dodatek związane jest to z koniecznością uczenia się nowych rzeczy, na przykład obsługi tablicy interaktywnej, która pojawiła się w klasie.
Jeżeli dostrzegliśmy słabe strony naszego sytemu, jeżeli czujemy wypalenie zawodowe, to jest to dobry moment na wprowadzenie zmian, dla własnego dobrostanu. Zacznijmy od przyjaznych kontraktów z uczniami, zmiany systemu oceniania z represyjnego na wspierający, oprzyjmy nauczanie na informacji zwrotnej. Zatrzymajmy się na chwilę, poświęćmy kilka minut na uważność i refl eksję. Modyfi kujmy to, co nie działa dobrze, wycofujmy się z tego, co się nie sprawdziło. Dajmy uczniom i sobie trochę czasu na wprowadzenie tych zmian, ale także prawo do popełniania błędów. Odwracajmy lekcje, przenosząc ciężar nauki na ucznia. Zachęcajmy uczniów do samodzielnego robienia różnorodnych notatek, zamiast dyktowania treści punkt po punkcie. Pokażmy, jak tworzyć „sketchnotki” (notatki wizualne), mapy myśli. Współdziałanie, praca w parach, grupach, co zapewne w tradycyjnej szkole będzie utrudnione ze względu na konieczność zachowania dystansu, może się udać zdalnie. Do tematu lekcji koniecznie dodajmy cele lekcji, a kto już stosował ocenianie kształtujące, może wogóle zrezygnować z tematów.
Wiem, że uczniowie mogą niezbyt chętnie przejmować odpowiedzialność za swoją naukę, bo dotychczas byli wolni od tego „ciężaru” – bo byli „nauczani”. Część znich będzie wykorzystywać możliwość naszą niechęć do stawiania jedynek inie przygotowywać się do lekcji. Wiem też, że moje pomysły nie spodobają się niektórym rodzicom i nauczycielom. Mimo wszystko jednak spróbuję pójść tą drogą, bo nie wierzę już w szkołę transmisyjną. Nauczyciel, w moim przekonaniu, powinien stać się przewodnikiem i mentorem, a nie wszechwiedzącym, nieomylnym i nieprzystępnym kaznodzieją.
Iwona Bondar
Nauczycielka biologii, przyrody, techniki, informatyki w Szkole Podstawowej nr 2 im. Henryka Sienkiewicza w Goleniowie. Oligofrenopedagog, trenerka edukacji ekologicznej.