OD REDAKCJI
Druhny i Druhowie!
Tematem wiodącym tego wydania „Ogniska” są 80 rocznice oręża Polskich
Sił Zbrojnych i Armii Krajowej, które obchodzimy w tym roku.
Druh Przewodniczący hm. Marek Szablewski w gawędzie mówi o tym, jakie znaczenie mają dla nas rocznice. Przypominają o naszej tożsamości, są warte naszej pamięci, modlitwy, zainteresowania. Odchodzą ostatni uczestniczy tamtych walk, Obecnie to na nas spoczywa obowiązek pamięci o bojownikach o wolność Ojczyzny. (str. 3)
Refleksją, często osobistą o wojennych losach rodziców i dziadków, podzielili się: hm. Danusia Figiel, hm. Franek Pepliński hm. Teresa Ciecierska i dz.h. Julia Moszumańska. (str. 10)
Hm. Basia Chałko opowiedziała o wyprawie naszego Związku do Rzymu i o uroczystości na cmentarzu Polskim na Monte Cassino. (str. 16)
Z Archiwum, ze „Skauta”, podajemy list do komendanta z wydania kwiecień-maj 1944 r., artykuł z lipca 1944 r. na temat bitwy pod Monte Cassino oraz „Wiadomości Organizacyjne” z Rozkazem Komitetu
Naczelnego w Sprawie Powstania Warszawskiego 1945 r. (str. 35)
Jako ciekawostkę zamieszczamy historię powstania pieśni „Czerwone Maki” – w noc przed bitwą! (str. 48)
W artykule „Historia i Historie”, o. Grzegorz Dobroczyński SJ opisuje przebaczenie i pojednanie. (str. 55)
Phm. Marek Mrozek pisze o tym, jak na zbiórki zuchowe i harcerskie wprowadzać temat wojenny. (str. 68)
W tym numerze zamieściliśmy cztery wiersze, trzy pochodzą z okresu wojny. (str. 9, 40, 54, 66)
Dziękuję hm. Barbarze Jaśnikowskiej za zdjęcia z wycieczki do Valivade. (str. 80)
Czuwaj!
Jolanta Sabbatówna hm. Redaktor
GAWĘDA PRZEWODNICZĄCEGO
O rocznicach 1944 roku
Lubię biegać. Już 40. lat minęło od mojego pierwszego pół maratonu. Co sobotę rano, o godz. 9.00 biegnę 5 km w biegu „Parkrun”. Będąc w kwietniu w Londynie wybrałem się do Richmond, aby tam uczestniczyć w kolejnym biegu. Po biegu zadowolony wracałem kolejką do Londynu, a tu nagle brzęczy mi zegarek z jakąś wiadomością: e-mail? SMS? praca? służba harcerska? – nie tym razem. Czytam „Rocznica śmierci Mamy”. Owszem wiedziałem, że to ten dzień i ta godzina, kiedy umarła moja matka 16. lat temu [Barbara Szablewska, nauczycielka, harcerka, która złożyła przyrzeczenie harcerskie na obozie UNRRA w Niemczech, podczas okresu powojennego spędzonego w drużynie w Wildflecken] ale tu konfrontacja z pamięcią tego dnia i pamięć o mojej mamie wyrwała mnie z mojej codzienności – nie myślałem o tym co się działo tego dnia koło mnie ale intensywnie ta wiadomość na zegarku zmusiła mnie do pamięci, do bólu, do dziękczynienia za moją mamę.
To właśnie, dlatego obchodzimy ważne dla nas rocznice: żeby się oderwać od codziennego życia, aby się skupić nad historią, nad pamięcią i zrozumieć kontekst tej rocznicy dla nas i dla naszego świata.
Właśnie w tym roku 2024, mamy cały szereg pamiętnych rocznic: 80-te rocznice wydarzeń z 1944, przedostatniego roku II Wojny Światowej, które mają dla nas i dla naszego Związku bardzo ważne znaczenie. Pozostało wśród nas niewielu weteranów, świadków tamtych wydarzeń. Obowiązek pamięci spoczywa na nas. To my musimy zachować pamięć o bohaterskiej służbie naszych przodków, o walkach, w których uczestniczyli i o celach, ideałach, za które gotowi byli oddać wszystko, nawet życie.
Zwycięstwo aliantów pod Monte Cassino otwarło drogę do Rzymu. 2. Korpus Polskich Sił Zbrojnych, pod dowództwem generała Władysława Andersa, odegrał kluczową rolę w zdobyciu klasztoru na Monte Cassino. 18 maja około godziny 10.00 rano zawisła biało-czerwona flaga i zabrzmiał „Hejnał Mariacki”. Nasze wojsko poniosło ogromne straty, wielu naszych żołnierzy leży na pięknym cmentarzu u stóp odbudowanego klasztoru.
Żołnierze ci, to obywatele polscy, wywiezieni na wschód przez władze sowieckie. Utworzenie Armii Andersa i wyprowadzenie jej z „Nieludzkiej Ziemi” było większym osiągnięciem niż zwycięstwo na polu bitwy.
W szeregach Wojska Polskiego we Włoszech walczyło wielu harcerzy. Przyświecała im wiara, że walczą o wolność narodu, o wolność, której niestety za życia nie doświadczyli. Ich szlak prowadził do życia emigranta. Rozsiani po świecie, spoglądali z dala na wydarzenia zniewolonej „Polski Ludowej”.
W 2024 r. będziemy przeżywać kolejne 80. Rocznice dalszych losów Polski i naszej walki o wolność: w lipcu przypada rocznica akcji AK „Ostra Brama” na Wileńszczyźnie i wyzwolenia Ancony; następnie wybuch Powstania Warszawskiego 1 sierpnia o 17.00 – godzina Wyzwolenia – godzina „W”.
Mój ojciec hm. Witold Szablewski ps. „Zygfryd” walczył w Powstaniu Warszawskim, w Śródmieściu, baon „Kiliński”. Bronił placówki „Królewska 16”, przy Ogrodzie Saskim. W Powstaniu brali udział liczni harcerze, harcerki, instruktorzy i instruktorki. Wielu z nich zginęło. Wycie Syren w Warszawie o 17.00 w dniu 1 sierpnia łączy nas przez chwilę z ich bohaterską działalnością i służbą dla ludności Warszawy. Znicze płonące przy krzyżach na cmentarzach, przy pomnikach i tablicach pokazują nam, że ich czyn nie jest zapomniany. Modlimy się za poległych i z tą nieliczną garstką żyjących uczestników – pamiętamy. Chociaż przez chwilę zastanawiamy się „co ja bym zrobił w takiej sytuacji”.
Kolejne wydarzenia w sierpniu związane są z Kampanią Normandzką, gdzie 1 Dywizja pod dowództwem generała Stanisława Maczka, wcześniej stacjonująca w Szkocji, walczyła w Falaise, wyzwalając ludność Francuzką spod okupacji niemieckiej.
We wrześniu wspominamy spadochroniarzy, którzy wprawdzie szykowali się do skoków w walczącej Warszawie, ale skakali do okupowanej Holandii, pod dowództwem generała Stanisława Sosabowskiego, aby zdobyć Arnhem i mosty nad rzeką Ren. W ogromnie trudnych warunkach, rozrzuceni w terenie, dzielnie walczyli. Zastanówmy się nad ich czynem. Wyobraźmy sobie ich sytuację – marzyli o wolnej Polsce. Nie zapomnijmy o ich stratach i losie. Chociaż na chwilę oderwijmy się od naszej codzienności. Skonfrontujmy nasze warunki z tym co oni wówczas przeżywali.
W przyszłym roku będą kolejne rocznice: wyzwolenia Bolonii, wkroczenia wojsk sowieckich do Warszawy, zdobycia Berlina przez Aliantów oraz zakończenia II Wojny Światowej w Europie i w Japonii.
Ilu ludzi zginęło? Ile miast zniszczono, ilu ludzi i rodzin nie wróciło do swoich domów, ilu z nas urodziło się nie w Polsce i rozsiani są po świecie.
Rocznice – mamy ich wiele, warte są naszej pamięci, naszej modlitwy, zainteresowania się nad tym kim jesteśmy.
Lekcje z historii mają często skutki w dzisiejszym świecie. Zrozumienie co poprzednie pokolenia wykonały dla nas powinno nas motywować do pracy na rzecz lepszej przyszłości.
Pamiętajmy, Czuwajmy i Działajmy!
Czuwaj!
Marek Szablewski hm.
ODWAGA
Generał Władysław Sikorski w przemówieniu do 1. Brygady
Spadochronowej dnia 23 września 1941 r. powiedział:
„Dziś czas jest dla ludzi silnych i odważnych, ci bowiem tylko mogą uzyskać zwycięstwo i uwolnić świat od tyranii.”
A generał Stanisław Maczek powiedział:
„Żołnierz Polski walczy o wolność wszystkich narodów, ale umiera tylko dla Polski”.
Rozważając osiemdziesiątą rocznicą ważnych bitew II Wojny Światowej warto zastanowić się nad tym czym dzisiaj jest odwaga.
Dziadek mój walczył pod Monte Cassino, ojciec w I Dywizji Pancernej, a mama w Armii Krajowej. Żyli w wolnej Polsce i doświadczyli jej utraty. Pokolenie moje, jest pokoleniem wychowanym w cieniu wojny i uchodźstwa. Ukształtowały nas doświadczenia naszych rodziców. Bohaterami naszego dzieciństwa byli żołnierze Wojska Polskiego, Lotnictwa, Marynarki Wojennej, Polskiego Państwa Podziemnego, Armii Krajowej, a w szczególności Szarych Szeregów. W wychowaniu zwracano uwagę na służbę Polsce i na naukę języka polskiego i zachowaniu tradycji patriotycznych.
W krajach, w których osiedlili się po wojnie Polacy, łączyło nas wspólne doświadczenia rodziców i dziadków, więzy harcerskie, pułkowe czy obozowe. Znaliśmy się, mogliśmy na sobie polegać i mieliśmy do siebie nawzajem zaufanie. Te więzy i zaufanie pomogły nam zbudować bogate polskie życie emigracyjne. Byliśmy gotowi pracować dla naszej wspólnoty i ponieść ofiarę dla jej dobra. Odpowiedzialność za wychowanie w duchu miłości Ojczyzny przejmowały kolejne pokolenia. Świat lat pięćdziesiątych był zupełnie inny niż ten dzisiejszy. Współczesne media a w szczególności media społeczne nierzadko promują postawy hedonistyczne oraz skrajny indywidualizm. Przeważa potrzeba jednostki nad potrzebami wspólnoty czy
społeczeństwa. Przyrzeczenie i Prawo Harcerskie wskazują drogę, którą powinniśmy podążać. Ten kierunek wymaga od nas odwagi i konsekwencji.
Słownik PWN podaje, że odwaga to śmiała, świadoma postawa wobec niebezpieczeństwa. Zaś odwaga cywilna to odwaga wypowiadania się i postępowania zgodnie ze swoimi przekonaniami, bez względu na konsekwencje. Pojęciem zbliżonym jest męstwo, czyli dzielność i odwaga, zwłaszcza w walce, lub hart ducha, siła, z jaką znosi się przeciwności losu. Bohater według słownika, to osoba, która odznaczyła się męstwem. Bohater to również postać z literatury, teatru lub filmu czy postać o nadludzkich cechach. Warto się również zastanowić nad słowem śmiałość. Odwaga, męstwo czy bohaterstwo mają wydźwięk pozytywny, reprezentują cnotę. Śmiałość wszelako, może ,także świadczyć o nadmiernej pewności siebie, a nawet o przekraczaniu tego, co jest powszechnie znane i akceptowane.
Platon powiedział, że „odwaga jest wiedza o tym, czego się bać, a czego nie”, Stanisław Lem, że „rozum bez odwagi tyleż wart, co odwaga bez rozumu”. A Stefan Żeromski w Dziennikach napisał: „Czyż to nie wielkość ducha, aby nie cofnąć ręki przed tym, od czego ludzie uciekają z całej siły?”
Czym jest dzisiaj odwaga? Jest nią przeciwstawienie się złu, nazywanie zła po imieniu. Jest nią przeciwstawianie się agresji i przemocy, obrona słabszych. Jest nią także mężna postawa wobec choroby i trudnego leczenia lub towarzyszenie chorym. Odwagą jest nie poddawanie się w obliczu wyzwań i stawianie czoła wobec dramatów życiowych na naszej drodze. Odwagą jest także sumienne wykonywanie obowiązków dnia codziennego.
Ludzie mają różny stopień akceptacji ryzyka. Bardziej śmiali są gotowi na mniej pewne inwestycje, gotowi próbować coś nowego, zmienić pracę, brać udział w sportach ekstremalnych, wyjechać za granicę. Mniej śmiali wolą nie ryzykować – czują się bezpiecznie tam, gdzie są. Ale stopień akceptacji ryzyka nie wpływa na odwagę w obliczu prawdziwego wyzwania.
Każdy z nas może być odważny w innym wymiarze, ponieważ mamy różnorodne umiejętności i talenty.
Możemy codziennie oddawać życie za innych – niosąc im pomoc, zgłaszać się do prowadzenia obozu i kolonii, rezygnując z części urlopu wypoczynkowego, jak robi to wielu instruktorów i instruktorek. Mamy w harcerstwie piękne wzory takich postaw w czasie wojny i w czasie pokoju.
Prawo zuchowe mówi, że zuch jest dzielny, a prawo harcerskie, że harcerz / harcerka postępuje po rycersku. Rycerskość to nie tylko gest, ale ciągła praca nad sobą. Obowiązkiem naszym jest wprowadzanie ideałów harcerskich w środowiska, w których żyjemy i pracujemy, jak głoszą założenia Starszego Harcerstwa.
„Już to jest pewne, że żaden człowiek siły swojej nie zna, nim jej w potrzebie z siebie nie dobędzie”
Eliza Orzeszkowa, „Nad Niemnem”
Generał Nikodem Sulik, dowódca 5 Kresowej Dywizji Piechoty z dziećmi Anną, Marią i Bolesławem na Wzgórzu 575 w 1946 roku
Powiew
Modlitwa
Marian Hemar (1941)
Nie sprowadzaj nas cudem na ojczyzny łono, Ni przyjaźnią angielską, ni łaską anielską.
Jeśli chcesz nam przywrócić ziemię rodzicielską, Nie wracaj darowanej. Przywróć zasłużoną.
Nasza to wielka wina, żeśmy z Twoich cudów
Nic się nie nauczyli. Na łaski bezbrzeżne
Liczyliśmy, tak pewni, jakby nam należne,
Aby nas wyręczały z Jej należnych trudów.
Za bardzośmy Ojczyznę kochali świętami.
Za bardzośmy wierzyli, że zawsze nad Wisłą
Cud będzie czekać na nas i gromy wytrysną
Z niebieskiej maginockiej linii ponad nami.
I co dzień szliśmy w pobok Niej – tak jak przechodzień
Mija drzewo, a Boga w drzewie nie pamięta.
A Ojczyzna codziennie przecież była święta,
A Ona właśnie była tym cudem na co dzień.
Spraw by wstała o własny wielki trud oparta, Biała z naszego żaru, z naszej krwi czerwona,
By drogo kosztowała, drogo zapłacona, Żebyśmy już wiedzieli, jak wiele jest warta.
By już na zawsze była w każdej naszej trosce
I już w każdej czułości, w lęku i rozpaczy,
By wnuk, zrodzon w wolności, wiedział co to znaczy
Być wolnym, być u siebie – być Polakiem w Polsce.
Znak Samodzielnej Brygady Strzelców Karpackich, w której walczył M. Hemar
OSIEMDZIESIĄTE ROCZNICE
Dlaczego rocznice bitew są dla nas ważne
W tym roku przypadają ważne rocznice dla nas Polaków: 80-ta rocznica bitwy o Monte Cassino, lądowania w Normandii (operacja Overlord), bitwy o Arnhem (operacja Market Garden) oraz Powstania Warszawskiego.
Redakcja „Ogniska” zwróciła się do Naczelniczki, Naczelnika, Kierowniczki Starszego Harcerstwa i do przedstawicielki Organizacji Przyjaciół Harcerstwa o refleksję na temat rocznic, które obchodzimy w tym roku.
Danusia Figiel hm., Naczelniczka
Bitwa o Monte Cassino miała kapitalne znaczenie, ponieważ zdobycie wzgórza wojskom alianckim, otworzyło drogę do Rzymu. Natomiast nieudana próba zdobycia mostu na Renie w Bitwie o Arnhem udaremniała główny cel tej akcji. Lądowania w Normandii zapoczątkowały wyzwolenie Europy. Powstanie Warszawskie zakończyło się niepowodzeniem ze względu na nie udzielenie pomocy walczącej Warszawie przez wojska sowieckie, niewystarczające wsparcie przez aliantów oraz niechęć Brytyjczyków i Amerykanów do żądania od Stalina udzielenia pomocy swojemu polskiemu sojusznikowi.
Pomimo tego polskie siły zbrojne i cywile wykazali ducha narodu, który w walce o wolność był gotów poświęcić nawet życie. Po tylu latach nadal przywiązujemy wagę do tych rocznic ze względu na:
• to, że prawie wszystkie rodziny, w każdym zakątku Europy straciły swoich bliskich w trzech pokoleniach
• zachowanie pamięci o żołnierzach z podziękowaniem oraz za szacunek za ich bohaterską służbę i życie
• przyszłe pokolenia, z nadzieją, że znajomość przeszłości pozwoli nam uniknąć dramatycznych doświadczeń oraz zniszczeń, które było udziałem pokoleń II Wojny Światowej.
Nasz Związek poza Polską pełni rolę wyjątkową. Nie tylko wychowujemy młodzież w ideałach skautowych, ale także kultywujemy i krzewimy polskie tradycje, kulturę, język, pomagamy
poznać geografię i historię naszego narodu. Oddajemy cześć naszym przodkom, którzy walczyli o naszą wolność.
Aby w pełni docenić historię, musimy starać się, aby wczuć się doświadczenia polskich, żołnierzy. Nawiedzenie terenów walk i cmentarzy wojennych i uczestniczenia w obchodach jest kluczowym doświadczeniem.
W 2019 roku grupa młodych instruktorek reprezentowała naszą organizację na uroczystości na cmentarzu Monte Cassino. Stały między grobami ze sztandarem Chorągwi. Znały historię bitwy, znały statystki rannych i poległych, widziały na mapie trasę, którą szli polscy żołnierze. Deszcz zaczął padać, lecz każda z nich zachowała postawę na baczność. Na twarzach widać było z deszczem zmieszane łzy. Po uroczystościach powiedziały mi: „Druhno, dopiero teraz kiedy stałyśmy ze sztandarem, z widokiem na tę górę, z klasztorem na szczycie, mogłyśmy wyobrazić sobie, jak nasi dziadkowie, wujkowie, ojcowie, szli pod górę w czasie bitwy, nie wiedząc czy dożyją do jutra, tylko myśląc o służbie, my łatwo mogłyśmy stać przez kilka godzin oddając im hołd.” Po powrocie do krajów zamieszkania, te młode instruktorki dzieliły się swoimi przeżyciami, powodując większe zrozumienie wydarzeń wojennych, uznanie dla walczących i dlaczego winniśmy zachowywać pamięć o naszych bohaterach.
Franek Pepliński hm., Naczelnik
Spróbujcie wyobrazić siebie jako 14-letnią dziewczynkę, samą po śmierci matki, w dalekim kraju, wschodnim Kazachstanie. Przy sobie nie ma nikogo bliskiego. W takiej sytuacji znalazła się moja mama Julia w 1941 r. i to skończyłoby się tragicznie, gdyby nie wrócił po nią jej starszy, 12-letni brat Franek. Mój wujek Franek wrócił do niej po ucieczce z pociągu, który wiózł go razem z trójką rodzeństwa do Iraku. Nie jestem w stanie wyobrazić sobie jakie straszne sytuacje przeżywali i jak udało im się przeżyć. Franek, Julia przetrwali wojnę i wrócili do Polski po jej zakończeniu.
Na tym pociągu zostali: moja ciocia Rózia i wujkowie Michał i Wenek. Przejechali Irak, Iran i do Valivade w Indiach, gdzie należeli do harcerstwa.
Mój dziadek Franciszek wstąpił do II Korpusu pod dowództwem generała Władysława Andersa, walczył w zwycięskiej Bitwie pod Monte Cassino w 1944 roku. Przeżył wojnę i osiedlił się w Anglii w Birmingham, gdzie zmarł w 1958 roku. Nigdy go nie poznałem.
Mój wujek Janek, najstarszy z rodzeństwa, był spadochroniarzem w Bitwie o Arnhem z brygadą pod dowództwem gen. Stanisława Sosabowskiego, przeżył wojnę. Dobrze go poznałem, bo wychowałem się w Leeds, w którym on też mieszkał z rodziną.
Takie mam związki z historią bitew 1944 r., których 80-rocznicę obchodzimy w tym roku. Rocznice Bitwy pod Monte Cassino, Bitwy pod Arnhem warto uczcić nie tylko ze względu na znaczenie historyczne tych wydarzeń, także dla upamiętnienia bohaterów, którzy uczestniczyli w tych zaciętych walkach.
Historia mojego dziadka i wujka to nie tylko opowieść o odwadze, poświęceniu. Myślę of tym co przeżyli, co ich spotkało zarówno podczas wojny, i po jej zakończeniu.
Orzeł GAPA Spadochroniarzy (GapaSpad) z symbolem Polski Walczącej Cichociemni
Dzięki niezłomnej postawie i determinacji przetrwali w obcym kraju, w którym odbudowali życie osobiste i rodzinne, służyli Polsce i pomagali w budowie polskiego społeczeństwa na obczyźnie.
Do Anglii w latach 1960-tych przyjechała moja mama, razem z moim ojcem Alkiem, włączyli się w pracę budowania kościoła, parafii i polskiej szkoły dla nas. Jestem niezmiernie wdzięczny za ich poświęcenie oraz za to, że przekazali mi wartości: gotowość do ciężkiej pracy, patriotyzm oraz ducha służby dla Kraju. To właśnie dzięki nim zdaję sobie sprawę z wagi dziedzictwa, które przekazano nam, młodym pokoleniom, z odpowiedzialności, jaka na nas spoczywa, aby kontynuować to, co rozpoczęli nasi przodkowie.
Nasza rola jako harcerze i Polacy, jest teraz przejęcie tej pałeczki i dalsza służba Bogu, Polsce i bliźnim oraz utrzymanie ciągłości narodu zarówno w kraju, jak i na obczyźnie. Mamy obowiązek pielęgnować pamięć o bohaterach narodowych, takich jak Franciszek i Janek, godnie kontynułować ich wysiłków i ofiary.
Zastanówmy się nad rocznicami, kiedy stoimy przy sztandarze, czy przy pomniku. Niech każda rocznica bitwy, w której walczyli nasi przodkowie albo dalsza rodzina, będzie dla nas okazją do refleksji, oraz do działania na rzecz dobra wspólnego i Ojczyzny. Czuwaj!
Teresa Ciecierska hm., Kierowniczka Starszego Harcerstwa Rocznice są integralną częścią naszego życia; wszyscy od skrzata do instruktorki je pamiętniamy. Kierujemy się nimi od małego, co roku wyczekujemy, jak będziemy świętować własne urodziny, imieniny, ważne wydarzenia jak Święta Wielkanocne, Bożego Narodzenia. Przy tych uroczystościach, obiedzie, ciastku z kawą, przypominamy sobie wydarzenia rodzinne. Tradycyjnie świętujemy.
Podobnie, nasi rodzicie nie mogli i nie chcieli zapominać wydarzeń, które zmieniły ich życie i zapisały się w historii naszej Ojczyzny. Stąd akademie w rocznice historyczne które obchodzono w obozach podczas wojny np. w Afryce, w Indiach czy w Libanie – aby pamięć nie zaginęła o 3-cim maja czy 11-tym listopada.
Młodzieży można opowiadać o wydarzeniach historycznych, przekładając je w opowiadania lub gry, które ich zaciekawią. Nawet w gromadce skrzatów można dzieci oczarować tym jak generał Józef Haller wjechał na koniu w morze Bałtyckie, wrzucił pierścień w jego wody i dokonał „Zaślubin Polski z morzem”. A to, że udział w walkach brali dzielni żołnierze, wzbudza podziw u młodych ludzi, tym bardziej, że walczył ich dziadek czy pradziadek. I o co? O wolność, w której obecnie żyjemy!
Julia Moszumańska dz.h., Przedstawiciel Organizacji
Przyjaciół Harcerstwa
Obchodzimy w tym roku kilka ważnych rocznic z okresu II wojny światowej. W maju, w Katedrze Westminsterskiej w Londynie uczestniczyliśmy w uroczystej mszy świętej w 80-rocznicę Bitwy o Monte Cassino i Powstania Warszawskiego.
Rocznice takie, choć mogą młodym ludziom wydawać się bardzo odlegle w czasie, nadal angażują całe nasze społeczeństwo łącznie z kolejnymi pokoleniami wnuków i prawnuków żołnierzy i powstańców. Rodzinna tradycja o tym pamięta i przypomina. Dotyczy to także rodzin po zakończeniu wojny zamieszkałych poza Polską.
W mojej pamięci pozostają świadkowie tych wydarzeń, których poznałam, w tym mojego ojca, teścia i wujów. To byli dziadkowie i wujowie moich synów i pradziadkowie moich wnuków. Niestety tych bohaterów już nie ma wśród nas. Nie możemy nic więcej od nich dowiedzieć się. Pozostają wspomnienia, dokumenty, czasami czarno-białe zdjęcia. Młodzież, zainteresowana naszą niedawną historią może korzystać z różnych wydawnictw, filmów i dokumentów.
W mojej rodzinie dziadkowie walczyli na różnych frontach. Urodzony w 1912 roku Tadeusz Marian Moszumański został zesłany na Syberię. Po napaści Hitlera na Związek Sowiecki, dziadek wstąpił do Armii Andersa razem ze szwagrem Czesławem Krawczykiem (rocznik 1906), obaj z rodzinami ewakuowali się z Armią. Wuj Florian Janicki, wywieziony do Niemiec jako siedemnastoletni chłopak uciekł i wstąpił do 2 Korpusu. W Polsce w tym czasie, do Powstania Warszawskiego podążył z okolic Zamościa z oddziałem Armii Krajowej drugi dziadek Bogdan Sulewski, rocznik 1920.
Niestety świadków tamtych wydarzeń pozostaje już tylko garstka. Byli to wtedy młodzi ludzie. Wielu zginęło na polach bitew.
Wśród rodziców, członków Organizacji Przyjaciół Harcerstwa, panuje przekonanie, że utrzymanie polskości wśród młodzieży jest bardzo ważne. To od rodziców zależy, czy dziecko będzie przyjeżdżało do szkoły i przychodziło na zbiórki harcerskie. Członkowie KPH wspomagają jednostki harcerskie na różne sposoby, w tym pomocą praktyczną jak i finansową. Zbierają fundusze na wyprawy, wycieczki, obozy, szkolenia. Przy różnych mniejszych lub większych okazjach organizują uczestnikom poczęstunek. Służą na rozmaity sposób swoim doświadczeniem i umiejętnościami.
Piękną tradycją kół OPH jest opieka nad stanicami harcerskimi. Prace intensyfikują się w okresie letnim. Zapewnia to, że jest miejsce na realizowanie programów obozów i kolonii, które często nawiązują do tematów historycznych. Koła OPH w Kanadzie i USA energicznie pracują przygotowując się do X Światowego Zlotu „Odrodzenie”.
W bieżącym roku będzie wiele okazji, aby wspominać 80-te rocznice ważnych w historii naszego narodu wydarzeń.
SPRAWOZDANIE Z UROCZYSTO ŚCI NA MONTE CASSINO
Wyprawa na obchody 80 rocznicy Bitwy o Monte Cassino
Basia Chałko hm. i Marek Szablewski hm.
W lutym otrzymałam komunikat Naczelnictwa, że organizuje się delegacja naszego Związku na majowe uroczystości rocznicowe na Monte Cassino. Pamiętałam wspaniały wyjazd do Włoch pięć lat temu. Tym razem podobno była ograniczona liczba przepustek, pierwszeństwo miały osoby rodzinnie powiązane z bitwą, ale na wszelki wypadek wysłałam zgłoszenie.
Moje powiązanie, to pokrewieństwo z autorem pieśni „Czerwone maki na Monte Cassino”. W końcu zostałam członkinią blisko 50-osobowej harcerskiej delegacji.
17 maja – Rzym
Wyprawę naszą rozpoczęliśmy w piątek 17 maja poranną mszą
świętą w pięknej węgierskiej kaplicy w bazylice św. Piotra. Mszę odprawił o. Tadeusz Nowak OMI sekretarz generalny Papieskiego
Dzieła Rozkrzewiania Wiary, a po Mszy mieliśmy okazję zwiedzić bazylikę i pomodlić się przy grobie św. Jana Pawła II. Reszta dnia była „na luzie”, aż do wieczornego spotkania przy wspólnej kolacji i kominku.
Zebraliśmy się w sali przy kościele św. Stanisława, gdzie większa część naszych druhów i druhen miała lokum, a druh
Przewodniczący zafundował nam autentyczną włoską pizzę!
Druhna Naczelniczka poprosiła mnie o poprowadzenie kominka, „godzinka, może kilka piosenek”, bo rano mamy wczesny wyjazd do Cassino. Ale przypomniały mnie się słowa komunikatu przewodniczącego: „Polecamy, aby w reprezentacjach byli uczestnicy, którzy mają rodzinne połączenia z bitwą przez rodziców, dziadków lub pradziadków.”
Popłynęła melodia „Już rozpaliło się ognisko”, kilka słów zagajenia, poprosiłam Druhny i Druhów czy chcieliby się podzielić wspomnieniami rodzinnymi lub z życia harcerskiego i powiedzieć, dlaczego chcieli tu być.
„Z miejsca na miejsce…” Druh Naczelnik opowiedział o wywózce dziadków z małymi dziećmi ze Stanisławowa do Kazachstanu, jego matka miała wtedy zaledwie dwa latka. Po amnestii, dziadek wyjechał z czwórką dzieci, babcia została… dziadek walczył pod Monte Cassino.
„Szara lilijka…” Druhna Moszumańska wspomniała rodzinę męża, stryj Zbigniew Moszumański był wywieziony ze Stryja do Kazachstanu, potem walczył pod Monte Cassino.
„Hej w góry, w góry, w góry…” Druh Szablewski opowiedział nam o przeżyciu, jak z ojcem jako 12-letni chłopak piechotą wszedł na sam szczyt Monte Cassino.
A druhna Iwona Ogórek-Zarate podzieliła się wzruszeniem wizyty w Katyniu – bo musimy zachować pamięć o naszych bohaterach. Obaj jej dziadkowie – sybiracy ocaleli, potem służyli w 2 Korpusie.
„Bo najpiękniejsze są polskie kwiaty…” Myślami na temat tego wyjazdu podzielił się druh Pisański.
Zaśpiewaliśmy piosenkę zlotową z 1969 r., „To oni tędy szli, gdy maki kwitły na zboczach…” napisaną przez Feliksa Konarskiego, dedykowaną hm. Jagodzie Kaczorowskiej.
W swojej gawędzie druh Przewodniczący opowiedział nam o tym miejscu, w którym jesteśmy – kościół św. Stanisława Biskupa
Męczennika w Rzymie, to najstarszy budowany przez Polaków poza Polską. Tu przebywał Adam Mickiewicz i Juliusz Słowacki, tu urzędowali duszpasterze Polonii i emigracji niepodległościowej kard. Władysław Rubin oraz abp Szczepan Wesoły. A potem wspomniał cmentarz Monte Cassino, gdzie leży blisko tysiąc polskich żołnierzy. Harcerstwo odwiedza ten cmentarz od 1945 r., kiedy odbyła się konferencja w Rzymie.
A w 1969 r. gen. Władysława Anders przekazał harcerstwu opiekę nad sztandarami i cmentarzami. Odpowiedział mu Komendant Zlotu hm. Ryszard Kaczorowski:
„W imieniu zebranej tu młodzieży harcerskiej oraz młodzieży rozrzuconej po całym świecie wierzącej w te same ideały, przed chwałą okrytymi sztandarami wojskowymi i grobami bohaterów, składam meldunek Narodowi polskiemu, że młodzież polska na obczyźnie jest gotowa do służby Bogu i Polsce.”
Na zakończenie kominka krótki obrzęd… odczytano rozkaz generała Władysława Andersa przed bitwą: „Żołnierze! Kochani moi Bracia i Dzieci! Nadeszła chwila bitwy. Długo czekaliśmy na tę chwilę odwetu i zemsty nad odwiecznym naszym wrogiem. Obok nas walczyć będą dywizje brytyjskie, amerykańskie, kanadyjskie, nowozelandzkie, walczyć będą Francuzi, Włosi oraz dywizje hinduskie. Zadanie, które nam przypadło rozsławi na cały świat imię żołnierza polskiego. W chwilach tych będą z nami myśli i serca całego narodu, podtrzymywać nas będą duchy poległych naszych towarzyszy broni. Niech LEW mieszka w Waszych sercach! Żołnierze! – za bandycką napaść Niemców na POLSKĘ, za rozbiór POLSKI wraz z bolszewikami, za tysiące zrujnowanych miast i wsi, za morderstwa i katowanie setek tysięcy naszych sióstr i braci, za miliony Polaków, jako niewolników wywiezionych do Niemiec, za niedolę, nieszczęście Kraju, za nasze cierpienia i tułaczkę. Z wiarą w sprawiedliwość Opatrzności Boskiej idziemy naprzód ze świętym hasłem w sercach naszych: „BÓG! HONOR i OJCZYZNA!”
Zakończyliśmy pieśnią „Czerwone maki na Monte Cassino”. Nie wszyscy poszli od razu spać, okazje na takie wspólne spotkania należy wykorzystać.
Natarcie polskich żołnierzy na Monte Cassino, zdjęcie ze zbioru prywatnego
18 maja – Monte Cassino Wspomnienia i wzruszenie
Rzeczywiście wczesny był wyjazd, gdyż otrzymaliśmy wiadomość, że od 08:30 droga na górę do klasztoru będzie zamknięta. Ale nikt nie był śpiący, humory dopisywały, w autobusie atmosfera była radosna pomimo deszczu, który nas w Cassino powitał.
O godzinie 10:00, dokładnie wtedy, gdy 80 lat temu patrol 12. Pułku Ułanów Podolskich zatknął na zdobytym szczycie polską flagę, druh Przewodniczący poprowadził obrzęd przekazania naszej flagi zlotowej. To ta sama flaga, która rozpoczęła swoją wędrówkę zlotową właśnie tu – na I Zlocie pod Monte Cassino w 1969 r. Flagę rozwinęli komendanci Chorągwi: hm. Malwina Rewkowska i hm. Marcin Rewkowski z Kanady, hm. Kinga Banaś-Żądło ze
Stanów Zjednoczonych i hm. Marcin Roth z Wielkiej Brytanii. Byłam wzruszona, gdy zostałam zaproszona do obrzędu jako jedyna w naszej delegacji uczestniczka tego pierwszego Zlotu. Trudno uwierzyć, że to było 55 lat temu! Do dziś jeszcze przyjaźnię się z harcerkami, które wtedy poznałam. Czułam łzy w oczach, gdy wręczałam złożoną flagę na ręce druha Przewodniczącego, który ją przekazał hm. Marcinowi Czabańskiemu, komendantowi X Światowego Zlotu 2024 r.
Chociaż klasztor niestety był niedostępny ze względów bezpieczeństwa związanych z przyjazdem prezydenta Włoch, mieliśmy kilka godzin przed uroczystościami na spokojne odwiedzenie grobów żołnierzy, spotkania z dawnymi przyjaciółmi albo obserwowaniem co się działo na terenie cmentarza. Zjechały się setki młodzieży harcerskiej z Polski i z Litwy, tak że pole przy cmentarzu były przykryte jakoby morzem harcerskich mundurów.
Na wielkich ekranach można było obejrzeć filmy na temat bitwy i żołnierzy gen. Andersa, wśród nich film „Wielka Droga”, wyprodukowany przez Ośrodek Kultury i Prasy 2 Korpusu Polskiego we Włoszech w 1946 r. Część młodzieży pełniła
służbę medyczną i porządkową, część pełniła wartę przy grobach poległych żołnierzy, harcerze i harcerki też asystowali weteranom.
Na uroczystość przyjechało czterech uczestników bitwy pod Monte Cassino. Najmłodszy ma 98 lat, najstarszy 101.
Przez kilka godzin po południu lał deszcz, ale tuż przed rozpoczęciem oficjalnej części programu wyszło słońce a niebo zaświeciło błękitem.
Nasi instruktorzy i instruktorki pełnili wartę przy grobach poległych. Wzdłuż alei prowadzącej do bramy cmentarza ustawiały się poczty sztandarowe – wojskowe, harcerskie, organizacji kombatanckich i polskich szkół, oraz wiele innych przybyłych w całego świata. I tu znowu spotkał mnie wielki zaszczyt, gdy druhna Naczelniczka ustąpiła mnie swoje miejsce przy sztandarze naszego Związku.
Jeszcze jedna niezapomniana chwila, która pozostanie do końca życia. (nb. wystałam przy sztandarze przez całą mszę!)
Oficjalne uroczystości rozpoczęły się mszą świętą, której przewodniczył bp polowy Wojska Polskiego Wiesław Lechowicz w asyście kilkunastu kapelanów wojskowych i harcerskich. W swojej homilii zacytował słowa abpa Józefa Gawliny, kapelana
Wojsk Polskich, który na tym cmentarzu spoczywa, świadka naocznego walk o zdobycie klasztoru:
„Bóg dał zwycięstwo… Chylą się dziś przed Wami sztandary polskie i gdziekolwiek żyją Polacy, żyje Wasza sława, zdobywców klasztoru Monte Cassino … Nieprzyjaciel nazywał Was armią wycieńczoną, korpusem malarycznym i szydził z Waszej liczby. Na czym polega tajemnica Waszej dzielności? Widzę ją w Waszych cnotach, religijnych i żołnierskich.”
Pomyślałam sobie w tym momencie, czy na tym nie polega też tajemnica działalności harcerskiej…. Modlitwy odmówili kapelani innych wyznań, a na koniec został oczytany list z życzeniami od papieża Franciszka.
Autorzy zdjęć:
Szymon Erdzik , Iwona Ogórek, Iwona Piotrowska, Agatha Starczyk
Po kilku przemówieniach odbył się Apel Poległych prowadzony przez Wojsko Polskie. Po kolei prowadzący przywoływał wszystkie jednostki, które biły się o klasztorną górę … od Wilków, Skorpionów i saperów do 5. i 3. dywizji i broni pancernej.
Stańcie do apelu! Chwała Bohaterom! Salwa honorowa, capsztyk, pieśń „Czerwone maki na Monte Cassino”.
Wśród gości honorowych byli: prezydent Rzeczypospolitej Polskiej Andrzej Duda z małżonką Agatą Kornhauser–Duda, prezydent Republiki Włoskiej Sergio Mattarella, księżna Edynburga Zofia, ambasador RP we Włoszech i San Marino Anna Maria Anders. Pani ambasador w swojej wypowiedzi przytoczyła słowa swojego ojca gen. Andersa: „odrzućmy wszystko, co nas dzieli, a bierzmy wszystko, co nas łączy w walce o wolną i niepodległą Polskę”.
Obecni byli polscy parlamentarzyści, delegacje Senatu i Sejmu RP, przedstawicielstwa państw sprzymierzonych, m.in. Nowej Zelandii, Australii, Francji, Wielkiej Brytanii oraz Stanów
Zjednoczonych, wiele delegacji kół S.P.K. i rodziny nieżyjących już kombatantów. Za organizację całości odpowiedzialny był Urząd ds. Kombatantów i Osób Represjonowanych.
Po zakończeniu wszystkich formalności, nasza delegacja podeszła na samą górę cmentarza, pod ołtarz PAX na krótki obrzęd zakończony odśpiewaniem hymnu harcerskiego.
Przed wyjściem, otoczyliśmy kręgiem grób Generała Andersa a nasze władze, Przewodniczący, Naczelniczka Harcerek i Naczelnik Harcerzy złożyły mu harcerskie kwiaty.
Przed wyjściem, otoczyliśmy kręgiem grób Generała Andersa a nasze władze, Przewodniczący, Naczelniczka Harcerek i Naczelnik Harcerzy złożyły mu harcerskie kwiaty.
Wychodząc z cmentarza, jeszcze raz spojrzałam na napis: „Przechodniu powiedz Polsce, żeśmy polegli wierni w jej służbie”.
Nie jestem pewna czy będę miała jeszcze okazję kiedyś tu wrócić.
Dziękuję druhowi Przewodniczącemu za zaszczyt uczestnictwa w pięknym obrzędzie z flagą zlotową i możliwość służby przy sztandarze Związku. Jestem wdzięczna druhnie Danusi Figiel, komendantce wyprawy, za tak sprawne przygotowanie i przeprowadzenie całej naszej wycieczki. Jestem również Jej wdzięczna, że miałam możliwość i przyjemność uczestniczenia w tak niepowtarzalnym historycznym wydarzeniu w harcerskim gronie.
Czuwaj!
Barbara Chałko hm.
Basia Chałko hm. na zlocie w 1969 r.
PRZEKAZANIE FLAGI ZLOTOWEJ
Tota Vita Mea! – Całym życiem moim!
18 maja b.r. na polskim cmentarzu pod Monte Cassino odbył się obrzęd przekazania flagi zlotowej gospodarzom nadchodzącego X Zlotu Związku Harcerstwa Polskiego, który odbędzie się w lipcu w Stanach Zjednoczonych Ameryki Północnej.
Uroczystość odbyła się w 80. rocznicę zdobycia Monte Cassino przez II Korpus WP pod dowództwem gen. Władysława Andersa. Zwycięstwo to otwarło aliantom drogę do Rzymu.
O godzinie 10.00, tej samej godzinie, w której zawisła Polska flaga nad gruzami opactwa, Komendantki Chorągwi ze Stanów Zjednoczonych i Kanady z Komendantami Chorągwi z Wielkiej Brytanii i Kanady, złożyli flagę, którą hm. Barbary Chałko, uczestniczka zlotu
1969 roku przekazała przewodniczącemu, hm. Markowi Szablewskiemu, który wręczył ją Komendantowi Zlotu, hm. Marcinowi Czabańskiemu
Flaga zlotowa towarzyszy nam na światowych zlotach od pierwszego zlotu w 1969 r., w miasteczku Cassino u stóp klasztornego wzgórza. Ten pierwszy zlot, na który przybyli przedstawiciele wszystkich okręgów, zwołano w celu przekazania młodemu pokoleniu Polaków urodzonych na emigracji pieczy nad sztandarami wojskowymi – symbolizującymi tradycję pracy na rzecz wolnej i niepodległej Polski.
Na fladze zlotowej przyszyte są odznaki wszystkich światowych zlotów oraz odznaka zlotu w Spale w1935 r.
Przemówienie Prezydenta RP
Kazimierza Sabbata
Monte Cassino, 16 maja 1989 roku
W 45 lat po zdobyciu Monte
Cassino spotykamy się tutaj, na Cmentarzu Poległych, na polu uporczywych walk, obficie zroszonym krwią żołnierską. Przed Polakami próbowały kolejno zdobyć tę przeszkodę w marszu na Rzym inne armie sojusznicze. Polakom przypadło zwycięstwo ciężko okupione ofiarą życia. Jest to najgłośniejsza polska bitwa II wojny światowej.
Ten cmentarz, u stóp odwiecznego benedyktyńskiego klasztoru stał
się miejscem narodowych pielgrzymek. Wita co roku weteranów, którzy przeżyli, wita pielgrzymki z kraju i ze świata. Dziesięć lat temu witał tu Ojca Świętego Jana Pawła II, w owych latach żołnierza Polski Podziemnej. W imieniu wszystkich poległych poza krajem głosi: „Przechodniu powiedz Polsce, żeśmy polegli wierni Jej Służbie”.
Droga nasza do własnych, polskich szeregów, pod narodowe sztandary nie była łatwa. Prowadziła przez obce, strzeżone granice, przez rzeki, lasy, góry i morza, przez więzienia, obozy i łagry, przez łzy i cierpienia, przez cudze ziemie. O każdym z nas można napisać opowieść. Czy była druga taka armia, do której, aby dojść trzeba było narażać życie?! A szły nas dziesiątki tysięcy! - gdzie porzucenie łagru czy posiołka i dostanie się do Wojska Polskiego było spełnieniem gorącego pragnienia?
Powiedział tutaj do nas dziesięć lat temu Jan Paweł II: „Kiedy obchodziłem te groby i czytałem napisy, jawił mi się kształt dawnej Rzeczypospolitej”. Istotnie groby chrześcijańskie, żydowskie, mahometańskie w bratnich szeregach. Nazwiska ze wszystkich stron. Do historii narodowej weszły nazwiska dowódców tej bitwy:
generał Władysław Anders, wspaniały dowódca tej bitwy, z ziem historycznej Litwy, którego prochy wróciły tu po śmierci, by spocząć wśród poległych,
generał Bronisław Duch, dowódca 3 Dywizji Strzelców Karpackich z ziemi Podolskiej,
generał Nikodem Sulik, dowódca 5 Kresowej Dywizji Piechoty z ziemi Grodzieńskiej.
Ich pamięć żyje w sercach żołnierskich. Nie danym nam było wrócić do Polski, o której wolność i niepodległość walczyliśmy na obcych ziemiach.
Drugi w historii „Marsz z ziemi włoskiej do Polski” został przerwany. Rozproszeni po wielu krajach świata stanowimy ciągle, mimo upływu tylu lat, jedną wielką rodzinę. Łączy nas nie tylko pamięć wspólnej służby, braterstwo wspólnie przelanej krwi, więzy solidarności i wspólnoty wyniesionej z okresu walki. Łączy nas przede wszystkim wspólny cel: Polska Wolna i Niepodległa.
Pozostajemy wierni naszemu ślubowaniu przed rozwiązaniem naszych szeregów. Tak jak Ci Polegli, pozostajemy wierni Służbie Polsce.
Wspomnienie roku 1969,
uroczystości obchodów 25-lecia zdobycia
Monte Cassino
Zakończyły się uroczystości. Odmaszerowały sztandary. Weterani z rodzinami szukają na cmentarzu krewnych oraz kolegów.
Zapada zmrok - coraz chłodniej i ciemnej, a przy grobach wciąż wielu ludzi, którzy nie chcą opuścić swoich najbliższych.
W kierunku autobusów powoli odpływają szeregi harcerskie.
Nasz obóz jest jeden z ostatnich, który kieruje kroki pod klasztor, gdzie czeka na nas transport.
Odwracamy się, aby raz jeszcze popatrzeć na miejsce, w którym tego dnia, kilka pokoleń wspólnie i głęboko przeżyło uczczenie 25 rocznicy zdobycia Monte Cassino.
Odwracamy się i - o dziwo! Cały cmentarz jest oświetlony, jakby pole robaczków świętojańskich! Na grobach płoną ś wiece! Żywe płomienie dla tych, którym życie przerwano przedwcześnie; żywe płomienie zapewniające o żywej pamięci i szacunku dla ich poświęcenia; płomienie, które po tylu latach migocą jak żywe przed oczyma - wzruszające zakończenie wzruszającego dnia.
Jagoda Kaczorowska hm.
Z NASZEGO ARCHIWUM
LIST HARCERZY z Frontu Włoskiego 1944 r.
List do pisma harcerskiego Skaut napisany przed bitwą na Monte Cassino. Błędnie podano inicjał A., powinno być Kołodziejski Z.
KOMITET NACZELNY ZHP 1945
Pobyt na Monte Cassino podczas spotkania Komitetu Naczelnego,1945 r Na zdjęciu: Zygmunt Szadkowski hm., Ryszard Kaczorowski phm., Zdzisław Kołodziejski phm., na tle ruin klasztoru i na tle polskiego cmentarza
Fragmenty broszurki „Historia Czerwonych Maków” umieszczamy za zgodą hm. Basi Chałko, która ma prawa autorskie do dzieł Feliksa Konarskiego.
Dziękujemy dz.h. Andrzejowi Zakrzewskiemu z Londynu, za inicjatywę umieszczenia broszurki w tym wydaniu „Ogniska harcerskiego”.
Modlitwa o wschodzie słońca
Natan Tenenbaum (1980)
Każdy Twój wyrok przyjmę twardy, Przed mocą Twoją się ukorzę. Ale chroń mnie Panie od pogardy, Przed nienawiścią strzeż mnie Boże.
Wszak Tyś jest Niezmierzone Dobro, Którego nie wyrażą słowa, Więc mnie od nienawiści obroń, I od pogardy mnie zachowaj.
Co postanowisz niech się ziści, Niechaj się wola Twoja stanie. Ale zbaw mnie od nienawiści, Ocal mnie od pogardy Panie.
Kiedy Ranne Wstają Zorze, Andrzej Siemiński, 2005
https://www.youtube.com/watch?v=ooOFIMVFET0 z muzyką Przemysława Gintrowskiego
HISTORIA I HISTORIE: FATALIZM I BOGACTWO Z PRZESZ ŁO ŚCI
Poznajemy świat interpretując go. Nasze pole widzenia jest ograniczone i nawet ogląd świata to wycinek, który jesteśmy w stanie osiągać wzrokiem. Do tego dochodzi „nasz punkt widzenia”, warunkowany emocjami, niekiedy uprzedzeniami. Widzimy tylko to, co chcemy widzieć albo to, co naświetla nam tradycja rodziny, społeczeństwa, kościoła, idee filozoficzne, teologia oraz ideologie. Dlatego też jest historia i są historie.
Historia, dawniej: dziejoznawstwo, nauka humanistyczna i społeczna, zajmująca się badaniem przeszłości, dokładniej, badaniem działań i wytworów ludzkich, aż do najstarszych poświadczonych pismem świadectw, w odróżnieniu od prehistorii, archeologii, antropologii lub historii naturalnej. Wynikiem badań historycznych jest opis dziejów (historiografia). Wyraz „historia” pochodzi od greckiego ἱστορία (historía), „badanie, dochodzenie do wiedzy” oraz „wiedza zdobyta poprzez badanie”. Herodot użył tego słowa do określenia charakteru swojej pracy rozpoczynającej się słowami „Oto przedstawienie badań (starogr. ἱστορίης ἀπόδεξις historíēs apódexis) Herodota z Halikarnasu”. Stąd nazwa całej nauki, mimo jego dzieła – „Ἱστορίαι (Historíai)” – po polsku tłumaczony jest zwykle jako „Dzieje”.
Historia
i historie o II Korpusie Polskim
W latach mojej młodości historia II Korpusu Polskiego (PSZ) stanowiły tabu przemilczane lub co najwyżej dopuszczane kontrolowanymi przez cenzurę wzmiankami w publikacjach oficjalnego obiegu. Może jedynie pieśń „Czerwone maki na Monte Cassino”, znana i śpiewana, była malutkim promyczkiem, przez który padało światło na historię zacienioną mrokiem komunistycznego totalitaryzmu w edukacji i kulturze.
Dopiero na etapie liceum, w latach 70-tych, w epoce „kontrolowanego gierkowskiego liberalizmu” (raczej lekkiego popuszczania totalitarnej smyczy) mogłem usłyszeć coś więcej.
Miałem szczęście chodzić do jednej z najlepszych szkół w mieście: gimnazjum im. S. Staszica, spadkobiercę dawnego jezuickiego kolegium. Nauczycielka historii, nota bene przewodnicząca POP (Podstawowej Organizacji Partyjnej) PZPR w szkole, pozwalała sobie mówić nawet o „białych plamach”. Widziała, że ma przed sobą młodzież prestiżowego gimnazjum, niepokorną i samodzielnie myślącą, już „popsutą” wpływami niepodległościowych, antykomunistycznych ruchów, więc była to z jej strony trochę kokieteria a trochę także profesjonalizm podejścia.
Jako szefują POP wiedziała, że to ona decyduje o wszystkim i nikt na nią nie doniesie, bo… do kogóż jak nie do niej samej? I nawet o początkach państwa podziemnego wykładała nam, uprzedzając, że tego nie ma w żadnym podręczniku. Kamieniem niezgody była tylko sprawa katyńska: kto mordował polskich oficerów, Niemcy czy Sowieci. Osiągnięciem naszych ostrych debat było przynajmniej to, że oświadczyła, iż… „sprawa nie jest do końca wyjaśniona i musi być dalej badana historycznie”. Nie skąpiła nam natomiast wiadomości o II Korpusie Polskim i dokonaniach na frontach wojennych, w tym o znaczeniu przełamania Linii Zygfryda i Bitwie pod Monte Cassino.
W moim rodzinnym mieście, Wydawnictwo Lubelskie publikowało, jednakże książki Adama Majewskiego, lekarza, który przeszedł z Armia II Korpusu szlak bojowy i upamiętnił w nich swoje przeżycia. Jedną z nich, „Wojna, ludzie i medycyna”, wydaną w 1960 roku czytałem z zapałem, łakomie chłonąc wszystkie wątki.
Autor to postać ciekawa1 . Adam Majewski (ur. 24 maja 1907 roku w Lublinie, zm. 24 maja 1979 roku w Toruniu) – kapitan lekarz Polskich Sił Zbrojnych, był chirurgiem, a także pisarzem. Jego ojciec, Adam, również chirurg, udzielał się społecznie i politycznie w Narodowej Demokracji. Rodzina mieszkała w dzisiejszym Świdniku, ściślej w Adampolu, uzdrowiskowej wsi pod Lublinem. Nazwa ta pochodzi od imienia jego antenata, również Adama Majewskiego. Nasz autor w 1939 roku brał udział w kampanii wrześniowej.
1 https://pl.wikipedia.org/wiki/Adam_Majewski
Następnie internowany na Węgrzech, zbiegł w lutym 1940 roku i przedostał się do Polskich Sił Zbrojnych we Francji a potem do Wielkiej Brytanii. Brał udział w działaniach Polskich Sił Zbrojnych we Francji, na Środkowym i Bliskim Wschodzie oraz we Włoszech. Podczas włoskiej kampanii był lekarzem 3 batalionu Strzelców Karpackich. Kontuzjowany został w czasie bitwy o Monte Cassino. „Okazało się, że mam pękniętą łękotkę. Poza tą sprawą byłem przeziębiony, potłuczony i w najwyższym stopniu wyczerpany” 2
W kwietniu 1945, po bitwie o Bolonię, wyznaczony na stanowisko komendanta polowej czołówki chirurgicznej nr 350. Po powrocie do kraju w 1947 roku pracował jako lekarz w Toruniu i Lublinie. Zmarł w 1979 roku, pochowany na Starych Powązkach w Warszawie (kwatera 36-1-28/29). Książka „Wojna, ludzie i medycyna” miała kilka wydań i jest do dzisiaj dostępna na rynku.3
Zgadzam się w pełni z opiniami internautów, które pozwolę sobie zacytować: „Czyta się szybko mimo swoich sporych objętości blisko 700 stron. Ja posiadam wydanie trzecie, poprawione (uzupełnione przez autora) dwa tomy w jednej pozycji. Autor obdarzony niesamowicie dobrą pamięcią opisuje nam działania wojenne na obczyźnie w sposób tak obrazowy, że dzięki temu mamy wrażenie, jakbyśmy sami w tych wydarzeniach uczestniczyli.”
Inny głos: „Cenzura PRLowska sprawia, że jedynym wrogiem Polski w czasie II WŚ są Niemcy - a książka opisuje perypetie lekarza w WP podczas kampanii wrześniowej i dalej, kiedy to należy on już do Polskich Sił na Zachodzie. Pomijając to (wybaczalne, wszak autor nie mógł sobie pozwolić na całkowitą autonomię, publikując w Polsce),styl pisania a’la koszarowy, bez zbędnych upiększeń przedstawiający fakty. Przeżycia dr Majewskiego same w sobie były ciekawe, więc poniekąd nie wymagają „pudrowania”.
2 Adam Majewski, Wojna, ludzie i medycyna , Lublin 1960, s. 408.
3 Książki autora, Wyd. Lubelskie:
„Wojna, ludzie i medycyna”, 1960
„Zaczęło się w Tobruku. Opowieść o Adolfie Bocheńskim”, 1974
„Wojenne opowieści porucznika Szemraja”, 1975
„Lekarz też człowiek”, 1979
I jeszcze inna opinia: „Bardzo dobrze napisana. Autor kreuje się na świętego. Wojna dzieje się na froncie, a my słyszymy echa wystrzałów. Tutaj są kulisy rozgrywek sztabowych i oficerskich przepychanek. Dopiero Monte Casino daje kopa. Potem, smutna prawda o tym jak Anglicy nam podziękowali. I zakończenie napisane pod ówczesną cenzurę.” 4
Opowieść Majewskiego była dla mnie pierwszą tak kompletną historią mówiącą o Bitwie pod Monte Cassino i wpłynęła na moją wyobraźnię. Był to jednak mój drugi rozdział wiedzy o Polskich Siłach Zbrojnych na Zachodzie. Pierwszy rozdział, zapisał brat mojej mamy, Piotr Sagan, żołnierz 21 Pułku Ułanów im. Hetmana Stanisława Żółkiewskiego. Pułk powstał z 214 Pułku Ułanów Armii Ochotniczej, powołanego do życia 6 lipca 1920 roku rozkazem Głównego Inspektora Armii Ochotniczej gen. Józefa Hallera. Organizatorem i pierwszym dowódcą był płk Tadeusz Żółkiewski - potomek Hetmana Wielkiego Koronnego Stanisława Żółkiewskiego. Żołnierze Pułku uczestniczyli w wojnie polskobolszewickiej z sukcesami. Po zakończeniu działań wojennych, 214 Pułk Ułanów Armii Ochotniczej został przemianowany na 24 Pułk Ułanów i skierowany do Żółkwi. 4 kwietnia 1922 roku siedzibą Pułku ostatecznie został Kraśnik Lubelski. W marcu 1937 roku postanowiono, że 24 Pułk Ułanów wraz z 10 Pułkiem Strzelców Konnych z Łańcuta utworzą pierwszą w Polsce brygadę zmotoryzowaną.
W kampanii wrześniowej, pierwszy bój Pułk stoczył 1 września 1939 roku pod Jordanowem i Wysoką, a trzy dni później pod Kasiną Wielką. Od 8 września toczył walki pod Łańcutem, Rzeszowem, Dobrocinem i w rejonie Lwowa. 17 września 1939 roku 10 Brygada dostała rozkaz przemarszu w kierunku południowym, 19 września przekroczyła granicę węgierską, docierając do Komarom, gdzie żołnierze 24 Pułku Ułanów z Kraśnika zostali internowani.
W 1940 roku, w ramach organizowanej Armii Polskiej we Francji, w miejscowości Mondragon rozpoczęto odbudowę Pułku.
4 https://lubimyczytac.pl/ksiazka/4934507/wojna-ludzie-i-medycyna-t-1
Po porażce Francji, Pułk ewakuowano do Szkocji, na pokładzie angielskiego statku „Royal Scotsman”, przekształcono w pułk pancerny i włączono w struktury formowanej właśnie dywizji pancernej. W ramach 10 Brygady Kawalerii Pancernej, 1 Dywizji Pancernej gen. Stanisława Maczka, żołnierze rodem z Kraśnika brali czynny udział w wyzwalaniu Belgii (Tielt, Ruiselede), Holandii (Terover, Breda, Moerdijk) i Francji (Cramesnil, Cauvicourt, La Croix, Chambois). 24 Pułk Ułanów zakończył wojnę 5 maja 1945 roku na terytorium Niemiec. 7 maja 1947 roku w Hanowerze nastąpiło uroczyste pożegnanie sztandaru i rozwiązanie Pułku.
Wuj Piotr – co dokumentują rodzinne fotografie, oprócz wojowania należał do zespołu trębaczy. Przeszedł cały opisany wyżej szlak bojowy, był ranny, gdy jego czołg Sherman został trafiony. Jako najlżej poszkodowany z płonącego pojazdu uratował swoich kolegów. Ukończył walki w stopniu kaprala. Nie mając szansy życia na wolności w komunistycznej Polsce wybrał nową ojczyznę Argentynę i tam osiadł na stałe.
Opowieść książki Majewskiego i przekazy wojenne o wuju Piotrze, tworzyły w mojej świadomości pozytywny mit Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie, który oparł się skutecznie komunistycznej historiografii. Jednocześnie konfrontacja realiów szkolnej edukacji i wiedzy z innych źródeł, ukształtowały świadomość, że oprócz prawdziwej historii, istnieją opowieści o niej, które muszą podlegać weryfikacji krytycznej. Historiografia, może być tyleż nośnikiem swoistego determinizmu, wartościowania, wpływu na umysły i postawy, które zamykają ludzi w kleszczach uprzedzeń co – jeśli studiowana z uważnością – otwierać na nowe perspektywy poznawania świata i obecności w nim.
Spotkanie na Monte Cassino
Miałem to szczęście, że w czasie studiów w Rzymie, bodajże wiosną 1986 r., z całą wspólnotą Collegio Bellarmino, w którym mieszkali jezuici na studiach specjalistycznych, odbyłem wyprawę na Monte Cassino. Oprócz tego głównego celu podróży, pielgrzymki odwiedzaliśmy inne klasztory benedyktyńskie. Piękno architektury tych miejsc, niepowtarzalny duchowy klimat, którego
dotykaliśmy, to niepowtarzalne przeżycie. I wreszcie niełatwy, długi podjazd na szczyt, na którym wznosi się opactwo pamiątka założyciela, patrona Europy, św. Benedykta z Nursji.
W kilkudziesięcioosobowej grupie był reprezentowany cały świat: Azja z Japonią, Indiami, Indonezją, Afryka z Zimbabwe, Ameryka Łacińska z Boliwią i Kolumbią, Ameryka Północna z Meksykiem i USA, Europa – ze Wschodu (Polska, ówczesna Jugosławia ze Słoweńcami i Chorwatami) i Zachodu (Italia, Francja, Hiszpania, Portugalia, Niemcy). Dla jezuitów spoza Europy była to egzotyka, dla Europejczyków – dotyk korzeni duchowej tradycji kontynentu.
Zadumaliśmy się na cmentarzu poległych, w milczeniu oglądaliśmy tysiące polskich grobów.
I wtedy wydarzyły się dwie rzeczy, które obudziły we mnie znowu świadomość, że istnieje historia i historie. O. Beno Kuppler SJ, bardzo zaprzyjaźniony z Polską grupą, nagle zaproponował, aby pójść dalej, w sektor cmentarza, gdzie pochowani są żołnierze Wehrmachtu. Przyznaję, że pierwszym odruchem była niechęć. Po chwili jednak zwyciężyła myśl, że chyba jest to bardzo trafiony pomysł. Beno poprowadził grupę, tam także modliliśmy się za poległych i za pokój na świecie, o pojednanie Polaków i Niemców i w ogóle o ustanie krzywd wszędzie tam, gdziekolwiek na świecie toczą się wojny i konflikty. Wychodziliśmy z cmentarza w nastroju, który można nazwać „pocieszeniem duchowym”.
Tym trudniejsza okazała się potem konfrontacja z opowieścią o bitwie o Monte Cassino z ust benedyktyńskiego mnicha, który przeżył okupację klasztoru przez Niemców i samą bitwę, pozostając na miejscu. Pokazywał zdjęcia zniszczeń, potem fazy odbudowy i wszelkie zaułki obecnego opactwa. Jego opowieść mówiła o wysokiej kulturze żołnierzy Wehrmachtu, którzy szanowali to miejsce, odnosili się z szacunkiem do zakonników. Natomiast wyrażał swój ból i wręcz oburzenie na alianckie lotnictwo, które dywanowymi nalotami zrównało niemal wszystko z ziemią. A to przecież był strategiczny element torowania drogi do ostatecznego, zwycięskiego szturmu Polskiego Korpusu. Jakże trudno było wejść w polemikę z tą opowieścią!
Nikt z nas Polaków nie miał śmiałości tego uczynić – pozostało milczące przyjęcie do świadomości jego punktu spojrzenia. Nie powiedział tego oczywiście, ale wychodziło na to, że to alianci byli barbarzyńcami a hitlerowcy rycerzami szlachetnego rodu. W duchu, jakże boleśnie nuciłem sobie pieśń o „Czerwonych makach spod Monte Cassino”, o gniewie silniejszym od śmierci. Pozostała końcowa myśl: „nigdy więcej wojny!”
Retrospekcja ku 1965 r: szlak pojednania i przebaczenia Przeżycie konfrontacji różnych opowieści o Monte Cassino, wzbudzają we mnie wspomnienie epokowego wydarzenia, jakim było „Orędzie biskupów polskich do niemieckich braci w Chrystusowym urzędzie pasterskim”, zwane „listem biskupów polskich do biskupów niemieckich”.
To dokument wystosowany w Rzymie 18 listopada 1965 roku, pod koniec Soboru Watykańskiego II przez polskich biskupów katolickich, zawierający zaproszenie biskupów niemieckich do udziału w obchodach Milenium Chrztu Polski. Orędzie wyrażało ewangeliczny akt chrześcijańskiego pojednania narodu polskiego i niemieckiego po II wojnie światowej. List zwierał frazę: „udzielamy wybaczenia i prosimy o nie” (cytowany czasem jako „przebaczamy i prosimy o wybaczenie”. List jest uważany za moment inicjacji dialogu polsko-niemieckiego, jeden z najważniejszych etapów pojednania narodów po II wojnie światowej.
Tak uważa się dzisiaj. A jak było 60 lat temu? Rozpętała się histeria komunistycznej władzy, istna napaść Władysława Gomułki na Prymasa Stefana Wyszyńskiego i cały Episkopat. Trzeba jednak przyznać, że nie tylko pod wpływem propagandy, lecz całkiem dobrowolnie wielu katolików buntowało się na te słowa. Nawet w mojej rodzinie, jak najbardziej wierzącej i związanej z Kościołem, toczyły się dyskusje i wyrażane opinie sprzeciwu: „za co MY mamy ICH przepraszać?” Pamięć społeczna miała na uwadze tylko doznane krzywdy i zbrodnie okupacji. A co z losem brutalnie wypędzanych z domostw Niemców na „terenach odzyskanych”?
Co z tysiącami Niemców, którzy byli przeciwni Hitlerowi i także dzielili los więzionych, skazywanych i uśmiercanych za to?
Co z krzywdami niewinnej ludności po wejściu armii radzieckiej na tereny Rzeszy i jej sojusznika w postaci I Armii Wojska Polskiego? O tym nikt nie myślał, bo i wiedza na te tematy nie była szeroko upowszechniona. Zresztą wszystko to pozostawało w Polsce białą plamą historii, do lat 90-tych ubiegłego stulecia.
Najistotniejsze jednak jest to, że zbiorowo, w negatywnej reakcji na Orędzie, Polacy zapomnieli jak codziennie się modlą: „odpuść nam nasze winy jako i my odpuszczamy naszym winowajcom”. Zaiste u progu Millenium ten gest był potrzebny, aby obchody nie były tylko rocznicowym wspomnieniem! Lecz ponownie uwydatniła się w tym przypadku fenomen różnic pomiędzy historią i historiami.
Teraźniejszość: wojna u naszych drzwi i wyzwania dla społeczeństwa oraz wspólnot wiary
Agresja Rosji wobec Ukrainy, naprzód „hybrydowa” a od 2022 r. otwarta wojna stworzyła nowy kontekst współistnienia sąsiadów w Europie Środkowej i Wschodniej, potrzebę refleksji nad przeszłością oraz nad różniącymi się narracjami historycznymi wspólnych dziejów. Bez przepracowania przeszłości i dialogu, bez wczucia się w racje i doświadczenia partnerów trudno mówić o kreowaniu pokojowej i wspólnej przyszłości. Szlachetny odruch Polaków wobec uchodźców wojennych z Ukrainy nie likwiduje konieczności wspólnej pracy nad przełamaniem ciemnej spuścizny, która, niestety, nie bez aktywnego wkładu Wielkiego Brata z Kremla, chce stawiać bariery na przyszłej wspólnej drodze. Sięganie do meandrów historii Polaków i Ukraińców, tak samo jak i Polaków i Litwinów czy Polaków i Rosjan, wymagałoby dodatkowej, obszernej refleksji. Pozostawmy to w chwili obecnej jako temat osobnych tekstów a przede wszystkim żmudnej pracy historyków. Bo to oni mają misję przechodzenia od cząstkowych historii do wspólnego, obiektywizującego opisu przeszłości. Jak niełatwe może to być, świadczą podawane przeze mnie powyżej przykłady z własnych przeżyć.
Pragnę natomiast zauważyć, że dzisiaj jak dalece profetyczny trzeba uznać głos biskupów Polski i Ukrainy, którzy 28 czerwca 2013 r. podpisali wspólną deklarację, z okazji 70 rocznicy zbrodni wołyńskiej.
W preambule przypomniano słowa św. Jana Pawła:
„Niech dzięki oczyszczeniu pamięci historycznej wszyscy będą gotowi stawiać wyżej to, co jednoczy, niż to, co dzieli”.
Następnie, stwierdza się:
„Myśląc o przyszłości jesteśmy świadomi, że bez wzajemnego pojednania nasz Kościół nie byłby wiarygodny w wypełnianiu swej ewangelicznej misji, a nasze narody nie będą miały perspektywy współpracy i rozwoju w płaszczyźnie tak religijnej, jak i politycznej. Uważamy też, że współpraca wolnej Polski z wolną Ukrainą jest niezbędna, by w tej części Europy panował pokój, ludzie cieszyli się wolnością religijną, a prawa człowieka nie były zagrożone. Widzimy też potrzebę wspólnego świadectwa chrześcijan z Polski i Ukrainy w jednoczącej się Europie. Wspólnie stajemy w obliczu wyzwań, jakie stwarza sekularyzacja i próba organizacji życia „jakby Bóg nie istniał”. Jesteśmy częścią historii Bożej miłości i – zgodnie z zachętą Ojca Świętego Franciszka – powinniśmy być ogniwem tej miłości w świecie. Kościoły, które doświadczyły męczeństwa, mają szczególne prawo do przypominania Europie o jej chrześcijańskich korzeniach. Niech Bóg wejrzy na Kościół żyjący na naszych ziemiach i pomoże polskiemu oraz ukraińskiemu narodowi, aby żyjąc w pokoju dzieliły się swym duchowym bogactwem oraz wnosiły swój wkład w jedność i przyszłość Europy! Ślemy też braterskie pozdrowienia Braciom Prawosławnym, wierząc, że proces wzajemnego pojednania uzdrowi rany, które są przeszkodą nie tylko w harmonijnym współżyciu narodów, ale i w szczerym dążeniu do jedności Chrystusowego Kościoła.”
Dokument podpisali: Światosław Szewczuk Arcybiskup
Większy Metropolita Kijowsko-Halicki Ukraińskiego Kościoła Greckokatolickiego, arcybiskup Józef Michalik, Metropolita Przemyski obrządku łacińskiego Przewodniczący Konferencji Episkopatu Polski oraz arcybiskup Mieczysław Mokrzycki, Metropolita Lwowski obrządku łacińskiego, Przewodniczący Konferencji Episkopatu Rzymskokatolickiego Ukrainy.
Niechaj to będzie akcent zachęty, aby idąc za przykładem danym „od góry” konfrontować się z własną narracją historii w zestawieniu z opowieściami naszych sąsiadów.
Jak bardzo przywołany wzorzec dialogu i pojednania polskoniemieckiego może być niczym „gwiazda betlejemska” dla wędrowców szukających Bożego pokoju, niech świadczy zapis poznańskiego księdza, Dawid Stelmacha na jego koncie Facebooka. Wspomina on obchody odpustu św. Stanisława Biskupa, męczennika w Miedzichowie (archidiecezja poznańska) w dniu 12 maja b.r. i pisze m.in.:
„Dzisiaj na parafialnym odpuście w Miedzichowie, przeżyłem coś niesamowitego. W 1927 roku powstała tam katolicka parafia, naprzeciwko ewangelickiej. Ludzie jakoś żyli ze sobą. Gdy wybuchła wojna, Niemcy zburzyli i podpalili katolicki kościół w 1942 roku. Cudem z kościoła ocalał krzyż. Przez lata tułał się po ludziach, trafił do szkoły, na końcu zatroszczyła się o niego pani Irena. Dzisiaj zawisł w obecnym (po ewangelickim) kościele. Moi pradziadkowie nigdy nie chcieli rozmawiać o tym jak to się stało. Przeżyli traumę, za swojego życia widzieli, jak powstał parafialny kościół i jak go spalono. Następne pokolenia już mogły łatwiej o tym łatwiej mówić. Ale ta bolesna pamięć, ta trauma nadal gdzieś pozostała. Dzisiaj Niemcy i Polacy także tutaj w Miedzichowie się spotykają, upamiętnili swoich zmarłym specjalną tablicą. Pomimo różnych politycznych napięć i konfliktów interesów jakie się pojawiają w polityce
Unii Europejskiej potrafimy za sobą rozmawiać. Mamy prawdopodobnie jeden z najspokojniejszych momentów w naszej polsko-niemieckiej historii. Przykładem tego jest choćby fakt, że nie obawiamy się ataku z zachodu, ale raczej ze wschodu. Gdy dzisiaj odbierałem ten krzyż z rąk pani Ireny i wieszałem go na ścianie, nad kropielnicą to trudno było opanować wzruszenie. Zrozumiałem jak stałem się małym ogniwem w tym łańcuchu historii pojednania. To dzisiaj ja, Ty, My decydujemy o tym jak układamy nasze relacje z ludźmi. Czy bardziej stawiamy na pokój w naszych relacjach, czy wolimy rozgrzebywać stare rany. Skrzywdzonym nikt nie cofnie czasu, nie wymaże bólu, osobistych cierpień. Można je łagodzić i otoczyć opieką. Pojednanie być może przyjdzie z czasem. My jako następne pokolenie, możemy wyciągnąć wnioski z tych lekcji historii. Pokój buduje się długo. Pokój jest darem Boga. Pokój jest nam dany i zadany. Pokój w każdej chwili można stracić. Szkoda by było tego całego wysiłku i tych cierpień, tych ludzi. Dzisiaj mamy szansę zbudować coś innego, coś dobrego. Pokój zaczyna się także w sercu każdego i każdej z nas.”
I w tym punkcie wypada zamknąć niniejsze rozważanie o historii i historiach, o dylemacie: fatalizm czy bogactwo z przeszłości?
Nie wszystko może i musi być dopowiedziane do końca. Istotne, aby podjąć wyzwanie i wyruszyć w drogę, niczym pielgrzymi. Pielgrzymi pokoju, pojednania i nadziei. Nadziei, która „zawieść nie może, ponieważ miłość Boża rozlana jest w sercach naszych przez Ducha Świętego, który został nam dany” (Rz 5,5).
o. Grzegorz Dobroczyński SJ, Poznań
Modlitwa Szarych Szeregów
Jan Romocki phm. (1925-1944) ps. Bonawentura
Od wojny, nędzy i od głodu
Sponiewieranej krwi narodu, Od łez wylanych obłąkanie
Uchroń nas, Panie.
Od niepewności każdej nocy, Od rozpaczliwej rąk niemocy, Od lęku przed tym, co nastanie,
Uchroń nas, Panie.
Od bomb, granatów i pożogi,
I gorszej jeszcze w sercu trwogi, Od trwogi strasznej jak konanie
Uchroń nas, Panie.
Od rezygnacji w dobie klęski, Lecz i od pychy w dzień zwycięski,
Od krzywd – lecz i od zemsty za nie
Uchroń nas, Panie.
Uchroń od zła i nienawiści.
Niechaj się odwet nasz nie ziści.
Na przebaczenie im przeczyste
Wlej w nas moc, Chryste.
Grób Jana Romockiego, Powązki Wojskowe, Warszawa
80 ROCZNICA
POWSTANIA WARSZAWSKIEGO
Akcja Plakatowa w Warszawie
Na ulicach Warszawy pojawiły się plakaty Muzeum Powstania Warszawskiego i Urzędu Miasta Warszawy. Plakaty wiszą na słupach reklamowych, przy przystankach a także na ramach rowerów. Hasłem kampanii jest W jak… z kolejnymi wartościami. Udało się znaleźć cztery różne plakaty: W jak Wolność, jak Wzór, jak Wdzięczność i jak Wytrwałość. Może ktoś będąc w stolicy widział jeszcze kolejne. Redakcja zaprasza czytelników do zgłaszania swoich pomysłów na W jak... Mamy już dwa dodatkowe: W jak
WIERNOŚĆ
i W jak WIARA .
WYTRWAŁOŚĆ
TEMATY WOJENNE PO NASZEMU
W 2024 roku przypadają osiemdziesiąte rocznice kilku ważnych bitew II wojny światowej, w których chwalebny udział wzięli polscy żołnierze: Monte Cassino, Falaise, Powstanie Warszawskie, Arnhem. Wspominamy bohaterskie walki polskiego lotnictwa oraz marynarki wojennej. Dobrze byłoby pamiętać o tych wydarzeniach w naszym programie pracy zuchowej i w drużynach harcerskich.
Trochę (ale tylko trochę) filozofii…
Historia („nasza”) mówi o tym, kim byli Polacy, pozwala nam zrozumieć kim jesteśmy i zachęca nas do namysłu, kim być możemy. Ujmując to inaczej: wiedza o tym, co się kiedyś działo pomaga nam właściwie postrzegać obecne życie, aby świadomie kierować sobą w przyszłości.
Historia obejmuje różne wydarzenia, łącznie z okresami trudnymi oraz wojnami. Podstawą metody zuchowej jest zabawa. Czy możemy coś tak poważnego jak wojnę również traktować w formie zabawy? Czy skupienie się na temacie wojny nie grozi nam, że do metody harcerskiej wprowadzimy elementy przysposobienia wojskowego? Owszem, w naszych programach, możemy „przerabiać” temat wojny, ale jako instruktorzy, z przemyśleniem, w sposób odpowiedzialny musimy to robić.
Historia bywa odziana w szaty abstrakcji - daty, miejsca, liczby, nazwiska… Aby dostrzec wartość historii należy te szaty uchylić i spojrzeć na ludzi, którzy byli uczestnikami tej historii. W wyobraźni trzeba wejść w tę rzeczywistość i poznać ich czyny, troski, trudy, nadzieje… W ten sposób poznamy cechy charakteru, które pozwoliły ludziom wytrwać w warunkach wojennych i na zesłaniu, przyczynić się na polach bitewnych i w działaniach politycznych do zwycięstwa dobra nad złem, oraz w swoim rozbitym przez straszne okoliczności życiu osobistym.
Przez zabawę w kogoś albo w coś, zuchy poznają świat, innych ludzi i samych siebie. Ćwiczenia harcerskie wyrabiają zdolności praktyczne i cechy charakteru osobistego oraz dają możliwości doceniania wysiłku innych. Zabawa i ćwiczenia pierwszorzędnie służą do przekazywania treści historycznej.
Znawcy „psów” (czyli, psycholodzy,) opracowali model nauczania „Tell-Show-Do” (Powiedz-Pokaż-Wykonaj):
• Przekaz tylko przez opowiadanie ma skuteczność 10%.
• Przekaz przez pokazanie ma skuteczność 20%
• Przekaz przez spróbowanie samemu ma skuteczność 70%
Wszystkie te sposoby przekazu mają wartość i są praktykowane w metodzie zuchowej, jak i harcerskiej. Zarazem powinniśmy zawsze szukać możliwości korzystania z tego trzeciego, najbardziej skutecznego sposobu.
Gawęda, czyli opowiadanie, służy do przedstawienia tematu, który będzie tłem dla naszej zabawy i ćwiczeń. Gawęda niekoniecznie raz i na zawsze wyczerpuje temat. Gawęd może być kilka, podczas jednej zbiórki. Możemy nawiązywać do poprzednich gawęd, przy okazji wprowadzenie do kolejnego zajęcia - nazywam to „klamrą”. Takimi klamrami możemy połączyć poszczególne zajęcia w zgrabną całość, która stanowi główny temat. Każde zajęcie - to jeden element. Dobrze dobranych „kilka słów” między zajęciami - to „cement”. W połączeniu, elementy i cement tworzą coś spójnego, zrozumiałego dla każdego: elegancki mur, czyli nasz główny wątek zbiórki czy cyklu sprawności.
Czy spróbowaliście kiedyś opowiedzieć komuś, jak wiąże się węzeł ratowniczy? Nie sądzę, żeby warto było poświęcić na to czas. Lepiej pokazać. Jeżeli naszym tematem są bitwy 1944 roku, to pokażemy fotografie, mapy, filmy, itp. Pójdziemy do muzeum i oglądać będziemy mundury, obrazy, sprzęt, posłuchamy nagranych relacji uczestników… Odwiedzimy pomniki, które upamiętniają czyny Polskich Sił Zbrojnych oraz cmentarze, na których leżą kombatanci. Żeby „pokazanie” było jak najbardziej bogate w treści, instruktor powinien się dobrze do niego przygotować. Przy pokazaniu trzeba, oczywiście, opowiadać, trzeba znać temat.
Przejdźmy do czynu – do „wykonania” – spróbowania samemu. Oczywiście, będzie to wyglądało inaczej w gromadzie zuchów niż w drużynie harcerskiej.
KAŻDE zajęcie, które proponujemy gromadzie czy drużynie, MUSI mieć wyraźny cel wychowawczy. Takich zajęć jest mnóstwo i wciąż dochodzą nowe, wartościowe. Są one opisane w poradnikach i pismach harcerskich i jest w czym przebierać. Nasuwa się pytanie: jak wybrać zajęcie, które pasuje do danego tematu? Wierzę, że każde dobre zajęcie można dopasować do każdego tematu - trzeba tylko wymyśleć odpowiednią klamrę, czyli słowne powiązanie. Jeżeli czytelnik ma co do tego wątpliwości, proszę samemu spróbować - teraz, przez parę minut - wybierzcie temat i kilka ulubionych zajęć i połączcie je, stosując klamrę słowną…
Przykład dla zuchów:
Miś, kolega Wojtka, skoczył ze spadochronem zdobył bojową odznakę skoczka Polskiej Samodzielnej Brygady Spadochronowej
Klamra - krótka gawęda o tym, jak niedźwiedź Wojtek pomagał żołnierzom, przenosząc pociski artyleryjskie. Zabawa - wyścig zuchów, którzy niosą na łyżce jajko, lub kamień, po trasie z przeszkodami.
Nie odnosimy się bezpośrednio do tych strasznych zjawisk wojny, jak śmierć, strach, itp., lecz do tych cech, które pozwoliły ludziom pokonać swój lęk, przejść przez nieszczęścia i trudności, aby przetrwać przez najgorsze chwile i nadal działać skutecznie. Ujęte w takim świetle nawet ulubione gry polowe z opaskami jako „życia” do zrywania, nie będą romantyzowały wojny, lecz służyły do wyrabiania zdolności praktycznych oraz cech charakteru, co jest naszym założeniem wychowawczym.
Zabawa i ćwiczenia, jakie przeprowadzamy w ramach tematu wojny, służą jednocześnie do zapoznania się z treścią historyczną oraz jako podkład do naszych szerszych celów wychowawczych.
Konstrukcja hełmów, pierwszy etap
Zuchy pokrywają rondo hełmu i balon metodą papier maché
Materiały: Narzędzia:
Lufa – okrągły kołek z drzewa, dł. 60 cm Piła, wiertarka
Kolba – deska +/- 18 mm, dł. 60 cm.
Wodzowie wytną kształt kolby elektryczną piłą
Papier ścierny do szmerglowania kolby
Spust – drewniana klamerka do wieszania bielizny Śrubokręt
Śrubki, gwoździe, klej Młotek
Farba – srebrna na lufę, brązowa na kolbę, albo wosk do wykańczania mebli
Scyzoryk
Gumki – dł. +/- 175 mm Pędzle
Karabin, to podstawowy sprzęt żołnierza. Jest to w istocie rodzaj broni i nasz karabin będzie strzelał gumkami. Nie chcemy, żeby ktokolwiek dostał w oko! Zuchy, szczególnie chłopcy, bardzo lubią mieć broń do zabawy, ale musimy wprowadzić maksymalną ostrożność przy naszych zajęciach.
Ostrożność, odpowiedzialność i bezpieczeństwo zaprowadzimy w formie zabawy, jak pasuje do metody zuchowej. W tym, oczywiście, jest cel wychowawczy. Który z wodzów, po przemyśleniu, nie czuje, że w jego warunkach potrafiłby przeprowadzić zajęcia w sposób idealnie bezpieczny – niech nie próbuje. Ewentualnie, zuchy mogą skonstruować karabiny, bez spustu, które nie nadają się do strzelania – tym też będzie wspaniała zabawa. Poza zajęciami, karabiny i amunicję można przetrzymywać w skrzyni, albo w innej zbrojowni, zamknięte na kłódkę.
Można ćwiczyć musztrę karabinową – popatrzcie w YouTube jak wygląda. Szukajcie, np. pod „Kompania Reprezentacyjna Wojska Polskiego”., tam będzie musztra harcerska (zwroty, tworzenie dwójek, itd.,) z tą różnicą, że w metodzie zuchowej traktujemy to w formie zabawy. Dodać należy komendy jak: „Na ramię broń!”, „Prezentuj broń”, znowu „Na ramię broń” i „Do nogi broń”. Zuchy mogą ćwiczyć maszerowanie.
Do ostrego strzelania gumkami, trzeba by przygotować strzelnicę (krzesła/stoły, żeby żaden zuch nie mógł łatwo wyjść przed strzelających) i cele do trafienia. Strzelamy z pozycji leżącej, klęczącej i stojącej. Wódz pokaże jak się kontroluje oddychanie przy celowaniu, itp. Zuchy napewno sami wymyślą inne zabawy i pokazy.
Marek Mrozek phm.
KORESPONDENCYJNA
W 2020 roku z powodu pandemii wirusa „Covid” na całym świecie wprowadzono czasową, przymusową izolacje i zakaz poruszania się poza własnym domem. Dla nas harcerek i harcerzy nie mogły odbywać się zbiórki, obozy i inne spotkania harcerskie. Przenieśliśmy działalność do strefy wirtualnej, wykazując dużą pomysłowość. Lecz na emigracji nie było to naszym pierwszym doświadczeniem harcerskiej pracy zdalnej. Jeszcze w czasie II Wojnie Światowej i po jej niepomyślnym dla Polski zakończeniu instruktorzy, którzy znaleźli się poza granicami kraju, we Francji, Wielkiej Brytanii czy w Ameryce Północnej prowadzili pracę harcerską, gdziekolwiek los wojenny ich rzucił. Część zbiórek odbywała się drogą korespondencyjną.
W 1949 roku pismo „Ogniwo” podało, że przed wakacjami na wyspach Brytyjskich było 800 harcerek i instruktorek. Po obozach letnich zlikwidowano niektóre obozy uchodźców i ośrodki polskie. Z powodu przeniesienia się harcerek do innych miast rozwiązano różne drużyny i zastępy.
W 1943 roku powstał Londyński hufiec „Bałtyk” i drużyna „Wisła”. Jednakże, w okresie roku szkolnego niektóre harcerki mieszkały poza Londynem i powołano dla nich osobny zastęp liczący 12 harcerek. Kiedy zastęp rozrósł się, założono osobną drużynę korespondencyjną „Rodło”, do której należały harcerski uczęszczające do szkół przyklasztornych z internatem na terenie całej Anglii, które nie miały możliwości należenia do zwykłej drużyny.
Oznaka „Rodła” symbolizuje bieg rzeki Wisły, zaznaczony jest Kraków, używana była przez Związek Polaków w Niemczech, przed II Wojną Światową. Nazwa powstała z połączenia dwóch wyrazów: „rod-nica” i „god-ło”. Z jednej strony nazwa miała podkreślać, że znak ma charakter godła, z drugiej – wskazywać na polskie pochodzenie i szczególny związek Polaków mieszkających na terenie Niemiec z Ojczyzną. Po wojnie drużyna korespondencyjna przejęła to godło jako swoje, nawiązując w ten sposób do tradycji patriotycznej Polaków.
W Archiwum Głównej Kwatery Harcerek zachował się zarys programu pracy drużyny „Rodło” na rok 1951/1952. Drużynową była Magdalena Grodzka, przyboczną Katarzyna Smoleńska a sekretarką M. Zarzęska. Ówczesny stan drużyny, łącznie z komendą, liczył 23 dziewczęta. Raz w miesiącu „Rodlanki” otrzymywały list zawierający materiał czterech zbiórek. Harcerki odpisywały na listy podając odpowiedzi na zadania i ćwiczenia.
Zadania były dostosowane do stopni i sprawności zdobywanych przez dziewczęta. Dodatkowo, dziewczęta, przyjeżdżające regularnie do Londynu, mogły uczestniczyć w zbiorkach na miejscu.
Podzielono dziewczęta na dwie grupy: starszą i młodszą. W grupie starszej nacisk był na stronę wychowawczą i ideową a w grupie młodszej na szkolenie, wyrobienie karności i sprawności fizycznej. Każdej harcerce w grupie starszej przydzielono jedną z młodszych, którą miała wspierać i utrzymywać z nią kontakt listowny. Jako hasło na rok 1951/52 wybrano „Zapalamy Pochodnie” – płonąca pochodnia będąca symbolem wiedzy, a celem było dążenie do pogłębienia wiadomości o Polsce, o zagadnieniach współczesnych i harcerskich wiadomościach technicznych.
Dla starszych harcerek wprowadzono zeszyt dyskusyjny „Wici”, który kursował między nimi. Zeszyt zawierał opracowania tematów wyznaczonych indywidualnie przez drużynową oraz uwagi pozostałych czytelniczek. Pomocy miały także udzielać wędrowniczki z drużyny „Jantar”.
Latem „Rodlanki” spotykały się na obozach podczas akcji letniej.
Izabela Trębicka jest córką śp. Kazimierza Trębickiego Konsula Polskiego w Genewie. II Wojnę Światową spędziła w Szwajcarii, potem we Francji. Po wojnie trafiła z rodzicami do Wielkiej Brytanii. Była uczennicą w szkole klasztornej z internatem „Our Lady’s Priory” w Haywards Heath, Sussex. Należała do drużyny „Rodło” od 1950 do 1954 r. a później do drużyny wędrowniczek „Jantar”. Zachowała się jej książeczka służbowa.
W czasie wakacji szkolnych uczęszczała na zbiorki w Londynie i jeździła na obozy. Zdobyła, stopnie i sprawności na obozach w Checkendon, Taffs Wells i dwukrotnie w Norhwick Park.
Kilka lat później istniały dwie drużyny korespondencyjne. Harcerki z drużyny „Płomyki” mieszkały w wschodniej części Stanów Zjednoczonych, różnych stanów i różnych miastach.
W 1957 roku postanowiono, że obie drużyny „Rodło” i „Płomyki” będą współpracowały.
Drużynową „Rodła” była Jadzia
Chruściel a „Płomyków” Hanna Kisiel. Otrzymywały wspólne dla obu drużyn listy.
Drużyna Jantar
List zawierał elementy wspólnej zbiórki. Czytając list, wykonując zadania i ćwiczenia oraz ucząc się piosenek, harcerski mogły poczuć, że są razem na zbiórce. Uczestnicząc w drużynie korespondencyjnej dziewczęta stawały się harcerkami – harcerka jest dziewczyną, dobrą koleżanką, jest uśmiechnięta, uczynna, dotrzymuje słowa, zawsze umie dać sobie radę i jeszcze innym pomoże.
Zajęcia miały także za cel, by lepiej poznać i pokochać nasz ojczysty kraj „bo jesteśmy POLSKIMI harcerkami”.
Ewa Drągowska i Jadzia Chruściel
Jolanta Sabbatówna hm
PODRÓŻ DO POLSKIEGO OSIEDLA W VALIVADE
W czasie II wojny światowej, w 1943 roku powstał obóz dla polskich uchodźców w Valivade w Indiach, stan Maharasztra na przedmieściach Kolhapuru.
Barbara Jaśnikowska hm. z siostrami Martą i Dorotą Paluch podczas podróży do Indii odwiedziły osiedle w Valivade.
W tym osiedlu przebywała w czasie wojny, dobrze nam znana hm. Dańka Pniewska, wieloletnia redaktorka pisma Głównej Kwatery Harcerek „Węzęłka”.
Tablica w trzech językach przy pomniku w Mahavir Garden Park, w Kolhapur, wspominająca pobyt Polaków w Indiach w czasie II Wojny Światowej
Plan osiedla Polskiego w Valivade, z lat 1942-1948
Pomnik na cmentarzu w Kolhapur, gdzie pochowani są Polacy z osiedla w Valivade
Mural na terenie osiedla polskiego w Valivade
przedstawiający życie codzienne uchodźców polskich
VIRTUTI MILITARI
W OKRĘGACH
50-lecie
kapłaństwa
ks. hm. Romana Wernera SChr
18 maja br., ks. hm. Roman Werner, kapelan okręgu Wielka Brytania, obchodził złoty jubileusz kapłaństwa. W imieniu Naczelnictwa hm. Robert Rozpędzihowski wręczył ks. Romanowi pismo z podziękowaniem za jego wieloletnia pracę w okręgu.
o. Roman przy ołtarzu podczas jubileuszowej Mszy Świętej
hm. Ali Szwagrzak, ks. hm. Roman Werner, hm. Robert Rozpędzihowski
NA WIECZNĄ WARTĘ
Anna Leonarda Maria Bartlett phm. (1966-2022)
Druhna Ania, z domu Gołka, urodziła się w Tychach na Śląsku w 1966 roku. Była najstarsza z trojga dzieci - siostry Urszuli i brata Ireneusza. Na początku lat osiemdziesiątych z całą rodziną wyemigrowała do Australii podróżując przez Indie oraz Niemcy Zachodnie.
Harcerką została w Polsce, była drużynową zuchów i prowadziła kolonie zuchowe. Uczestniczyła w wielu obozach i rajdach.
W Australii działała w Sydney, w Hufcu Harcerek „Polesie” (obecnie „Kraków”) pomagając w zajęciach, koloniach zuchowych. Po kilkuletniej przerwie wróciła do pracy harcerskiej, została przewodniczką, następnie podharcmistrzynią. Wyszła za mąż za Neila w 1992 roku. Była matką Jasmine, Sabriny i Patricka.
W Hufcu Harcerek „Pomorze” w Brisbane pełniła funkcję hufcowej, pomagała na zbiórkach i obozach harcerskich. W roku 2019 została główną redaktorką „Węzełka”, czasopisma dla instruktorek, wydała 9 numerów tego czasopisma. Praca nad „Węzełkiem” dała jej bardzo dużo przyjemności i satysfakcji. Naprawdę czuła się częścią wspaniałej, międzynarodowej organizacji. Dało jej to szansę poznania i pracy z wieloma instruktorkami z całego świata.
Interesowała się astronomią, opracowała nowe sprawności dla harcerek i wędrowniczek. Lubiła spędzać wieczory z gitarą przy ognisku. Lubiła harcerskie piosenki, żołnierskie i kościelne, szczególnie kolędy. Bardzo ładnie śpiewała. Już w Polsce należała do chóru gimnazjalnego, w Australii śpiewała w chórze „Tęcza” (obecnie „Polonia”), później w polskiej grupie wokalnej „Rapsodia”.
W Sydney należała do Strathfield Musical Society, występowała w muzycznych przedstawieniach, tańczyła w polskiej grupie folklorystycznej „Syrenka”. W 2015 r., z mężem, siostrą i jej mężem wstąpiła do grupy „Dance Kaleidoscope”, w której tańczyła staro-angielskie tańce salonowe.
Obroniła doktorat z chemii na uniwersytecie NSW Sydney i pracowała w tej dziedzinie. Po przeprowadzce do Brisbane, ukończyła studia pedagogiczne, w gimnazjum została nauczycielką przedmiotów ścisłych. W 2012 roku otrzymała odznaczenie dla najlepszych nauczycieli „Outstanding Teacher of Science Award”. Przez kilka lat prowadziła i uczyła w polskiej szkole sobotniej. Była osobą głębokiej wiary. Aktywnie działała w parafii Star of the Sea, była lektorem, kantorem, prowadziła katechezę dla dzieci i rodziców przygotowujących się do chrztu. Organizowała coroczny „All Nations Mass”.
Odeszła po pięcioletniej walce z rakiem w wieku 55 lat otoczona rodziną. Była córką, siostrą, żoną, matką, chrzestną, koleżanką, przyjaciółką, instruktorką, miała dla wszystkich otwarte serce i szczery uśmiech.
Opracowano na podstawie wspomnienia hm. Urszuli Daniels Cześć Jej pamięci!
Od lewej: wyw. Patrick Bartlett (syn Ani), pwd. Anna Bartlett, hm. Jolanta Gołka (mama), pion. Sabrina Bartett (córka Ani), St. Och. Jasmine Bartlett (córka Ani), hm. Urszula Daniels (siostra) i ćw. Aramis Daniels (syn Uli)
Tadeusz Kazimierz Stenzel hm. (1949 – 2024)
Tadek urodził się w polskim szpitalu w Penley niedaleko Wrexham, w Wielkiej Brytanii.
Wkrótce rodzina Stenzlów przeprowadziła się z obozu Foxley Camp do obozu niedaleko Melton Mowbray, a po roku do kolejnego obozu, w samym mieście. Mieszkali w połówce baraku. Niebawem pojawiły się dwie siostry Bogna i Marysia.
Wspominał okres wczesnego dzieciństwa jako piękny – lata gorące i długie, a zimy obfitujące w śnieg.
Harcerzem został w latach sześćdziesiątych, na całe życie. Był członkiem drużyny im. Mikołaja Kopernika w Hufcu „Wrocław”. Na obozie w 1978 roku poznał Elę, która została jego żoną. Był lubianym i szanowanym komendantem obozów i kolonii. Pełnił funkcję hufcowego macierzystego hufca, był członkiem Naczelnictwa oraz Komisji Rewizyjnej ZHP.
Karierę zawodową miał bogatą. Na studiach dorabiał jako ochroniarz (sam pilnował samolotu Jumbo), później pracował jako przedstawiciel firmy inżynieryjnej na wschodnią Europę, ostatecznie pracował jako inżynier analityk „troubleshooter”, czyli rozwiązywał problemy w dziedzinie informatyki.
Miał wiele zainteresowań między innymi filatelistyka, fotografia, mechanika samochodowa, komputery, podróże, sport i gotowanie. Kochał Tatry, kochał przyrodę.
Nie zapomniał o swoich korzeniach – jego polskość przejawiała się w języku, charakterze, kulturze i wierze. Sprawa Polska leżała mu na sercu. Tadek był społecznikiem. Był aktywny w lokalnej społeczności polskiej, w parafii i w klubie polskim. Angażował się w działalność Związku Polskich Klubów Sportowych w Wielkiej Brytanii.
Z czasem coraz bardziej udzielał się w Zjednoczeniu Polskim w Wielkiej Brytanii. Został powiernikiem, później objął funkcję sekretarza a następnie Przewodniczącego. Na tym stanowisku uczestniczył w sesjach Europejskiej Unii Wspólnot Polskich oraz w Światowej Radzie Polonii.
Robił wszystko co w jego mocy, aby informować prawdę o Polsce, zachęcać do pozytywnego wizerunku Kraju.
Udzielał się również we lokalnej wspólnocie brytyjskiej, w panelu pacjentów, w Forum Mniejszości w Leicester i grupie zajmującej się wyzwaniami stojącymi przed seniorami w hrabstwie Leicester. Współpracował z Sochaczewem, bliźniaczym miastem Melton Mowbray.
Pokora, współpraca i zrozumienie innych, inteligencja i poczucie humoru były zawsze podstawą postępowania Tadka. Dla sióstr był skarbem - dużym starszym bratem, potrafił je rozweselić, kiedy było im smutno. Był zawsze gotowy do pomocy. Z zuchem wszystkim jest dobrze i właśnie takim był Tadek dla Bogny i Marysi.
Opracowano na podstawie wspomnień Bogny Maramaros hm. i Marysi Stenzel Cześć Jego pamięci!
Tadek z cioteczną wnuczką
Hanna Zbirohowska - Kościa (1928 -2024)
Hanna Zbirohowska - Kościa z domu Czarnocka, urodziła się w Warszawie, wychowała w Krzemieńcu na Podolu, w okresie międzywojennym w Polsce. Rodzice angażowali się w pracę społeczną w Krzemieńcu. Dzieciństwo miała szczęśliwe, lecz przerwała je wojna. W wieku 11 lat, ostatni raz widziała ojca. Razem z matką i bratem przeszli zieloną granicę do Warszawy, i prędko znalazła się w konspiracyjnym harcerstwie. W zastępie „Świetlików” nie tylko były ćwiczenia harcerskie, pierwsza pomoc, ale też dyskusje. Czym jest przyjaźń, miłość, nienawiść… uczyły się samodzielnego myślenia - nauka na życie.
W Powstaniu Warszawskim objęła patrol sanitarny, pod obstrzałem z determinacją docierała do rannych. Z Warszawy wyszła jako jeniec wojenny, internowana w obozie Oberlangen. Po wyzwoleniu obozu, spędziła rok we Włoszech przy II Korpusie, ostateczne trafiła do Anglii. Okrutnie tęskniła za Polską i wróciłaby od razu, gdyby nie to, że mama Halina Czarnocka, która w Armii Krajowej pracowała w sztabie gen. Tadeusza Pełczyńskiego nie
Hanna Zbirohowska - Kościa z harcerkami drużyny „San” w Londynie
mogła wrócić do Polski, więc została z nią w Londynie. Z krajem, utrzymywała żywe kontakty. I jak tylko się udało, w latach 60-tych, zaczęła posyłać dzieci do rodziny i przyjaciół.
W Londynie należała do kręgu Starszoharcerskiego, tu poznała męża Kazimierza Zbirohowskiego-Kościa. Mieli sześcioro dzieci Olka, Wandę, Basię, Krysię, Witka i Halusię. Wszyscy należeli do gromad zuchowych potem do drużyn. Doczekali się ośmioro wnuków. Niektórzy wnukowie także byli w Harcerstwie.
Kiedy powstały nowe drużyny „Narew” i 34 DH w dzielnicy Wimbledon-Putney to pani Hanka i pan Kazimierz byli członkami – założycielami lokalnego Koła Przyjaciół Harcerstwa.
Gdy dzieci podrosły, skończyła studia pedagogiczne i podjęła pracę w gimnazjum dla dziewcząt prowadzonym przez „Urszulanki”.
Przez 20 lat była nauczycielką sztuk pięknych. Miała ciekawe pomysły, kiedyś na lekcji, jeszcze jako praktykantka, rozpaliła ognisko na rozścielonej blasze, żeby uczniowie mogli przyjrzeć się płomieniom i namalować je. W obecnych czasach to by nie uszło.W polskiej szkole nauk ojczystych im. Marii Skłodowskiej Curie najpierw była nauczycielką, potem przez wiele lat kierowniczką.
Uwielbiała śpiewać. Głos jej rozlegał się po domu, kiedy gotując kolacje śpiewała piosenki harcerskie, ludowe, wojenne i dumki ukraińskie.
Pani Hanka miała silne poczucie misji, że buduje „łódź ratunkową” dla polskiej tożsamości i kultury. Tu na emigracji, gdzie przez dłuższy czas byliśmy odcięci od kraju, zajęła się organizacją pracy od podstaw – polska szkoła, harcerstwo a na emeryturze, w Archiwum Studium Polski Podziemnej.
Zawsze gotowa zaangażować się w pracę społeczną. W stanie wojennym jako pilot, pojechała pierwszym transportem „Friends of Poland” do Polski (wiozącym pomoc rzeczową i materialną).
Po upadku Związku Sowieckiego, jak najprędzej wybrała się na Kresy, do byłego domu Czarnockich, obecnie na Białorusi, do ukochanego Krzemieńca, gdzie jak tylko powstały spotkania Polsko - Ukraińskie zaczęła uczestniczyć w Dialogu Dwóch Kultur.
Przykładała bardzo dużą wagę do wartości chrześcijańskich oraz rodzinnych. Pomimo trudnych warunków, łączyła pracę z obowiązkami matki i żony. Pani Hanka potrafiła dostrzec dobro we wszystkim. Zawsze miała dobrą radę oraz coś pozytywnego do powiedzenia.
Miała w sobie niezwykłą pogodę ducha. Zawsze uśmiechnięta, cierpliwa, skłonna do kompromisu, szukała raczej porozumienia niż walki, pomimo że mottem jej było: „nigdy się nie poddawać”.
Ulubiona jej piosenka to piosenka, której nauczyła się za okupacji:
„Wiesz ty co mój kochany ... choćby ci w życiu jak po grudzie wszystko szło, … ty się zawsze z tego śmiej. Śmiech to skarb, zapamiętaj sobie to”.
Opracowane na podstawie wspomnień Wandy Kościa i Jana Chmielewskiego Cześć Jej pamięci!