20 minute read

dh. Powiew

W GROMADZIE ZUCHÓW CHŁOPCÓW

9 PYTAŃ DO PHM. MARCIA MROŻKA

Jakie ma Druh najwcześniejsze wspomnienia z gromady zuchowej?

Właściwie, moje pierwsze zetknięcie się z zuchami nie było na zbiórce gromady zuchowej, lecz na kolonii.

Dołączam parę dni po rozpoczęciu kolonii, więc zabawa jest już w pełnym toku. Wrażenie jest natychmiastowe, wielkie, intensywne i dotyka wszystkich zmysłów równocześnie. Czuję się, jak gdybym wylądował spadochronem w samym środku areny wielkiego cyrku. Nie wiem, czego się spodziewać, a tu z każdej strony widzę ruch ludzi, barwy odbijające się od strojów indiańskich i dekoracji na ścianach. Czuję zapach dymu obrzędowego ogniska. Co kilka chwil jestem szturchnięty przez jakiegoś zucha, który gdzieś, po coś, pędzi koło mnie. Prawie od razu wciągnięto mnie do „próby dzielności” – muszę, bez wahania, skosztować kawał „surowego mięsa” (w rzeczywistości, był to przyzwoity kawałek niezłej polędwicy…) Dookoła wszędzie słyszę okrzyki zuchów, nawoływania wodzów i co było najbardziej miłe, dużo głośnego śmiechu. Chociaż zupełnie jeszcze nie wiem, co tu na kolonii odbywa się, czuję, że „będzie dobrze”.

W wielkim napięciu wsłuchiwałem się jak wielki wódz w ogromnym pióropuszu (Druh Wacław Śledziewski) opowiadał o polowaniu na bizony. Szybko, podczas różnych zajęć i przygód, zgrałem się z zuchami w mojej szóstce i z innymi, (z których jeden obecnie pełni funkcję Przewodniczącego ZHP...) Bez trudu wciągnąłem się w rutynę zuchową, ze zbiórkami w szóstkach, z porannym przygotowaniem się na inspekcję łóżek, z częstym przebieraniem się – w mundur i z munduru, w różne stroje do pokazów podczas kominka.

Przypominam sobie, że nie wszystko przychodziło mi gładko. Pamiętam swój lęk, kiedy po raz pierwszy próbowałem chodzić na szczudłach – a przecież chciałem zdobyć sprawność szczudlarza! Przyznaję się, że byłem sfrustrowany, dosłownie do płaczu, starając się wykonać koziołka, co było jednym

50

51

z wymagań na zdobycie pierwszej gwiazdki, na czym mi bardzo zależało! Wspominam, ile czasu i cierpliwości włożył Druh Marek (Nowobilski), żeby mnie, osobiście, doprowadzić do kompetencji w tym zakresie.

Zżyłem się z wieloma bardzo fajnymi kolegami - zuchami na tej pierwszej kolonii, poznałem wielu wspaniałych wodzów, na których mogłem pokazać palcem i powiedzieć z pełnym przekonaniem: „ja chcę być taki jak on”. Nie jestem w stanie określić swojej radości, kiedy mogłem przywitać Druha Zbyszka (Szydło), mojego ulubionego wodza z mej pierwszej kolonii, kiedy przyjechał pobawić się z nami na kolonię, kiedy byłem jej komendantem. Obudziły się we mnie wspomnienia z tego mojego pierwszego spotkania ze światem zuchów, który wciąż promieniuje swym niesamowitym czarem po dzień dzisiejszy.

Kiedy Druh został wodzem zuchowym i co skłoniło Druha do pracy z zuchami?

Po wspaniałych przeżyciach w gromadzie zuchowej życie harcerza również przypadło mi do gustu. Chętnie brałem udział w każdym możliwym zajęciu własnej drużyny i zgłaszałem się na ochotnika na inne, dodatkowe zadania, na przykład, kiedy hufiec potrzebował kogoś do pocztu sztandarowego przy jakiejś okazji. Lubiłem zajęcia typowo harcerskie. Od czasu pasowania na harcerza zawsze witałem się z moimi byłymi wodzami kiedykolwiek spotykaliśmy się na wycieczkach hufca. Dlatego, nie było w tym nic dziwnego, że przyjąłem zaproszenie, by przyjechać na kolonię jako „harcerz do pomocy”.

Po zaledwie kilku latach jako harcerz znalazłem się znowu w czarującej atmosferze zuchowej zabawy. Choć nie zaliczałbym siebie do grona oficjalnych wodzów, to brałem udział w życiu kolonii. Przydawałem się tam, gdzie mogłem: jako sędzia do gry w „dwa ognie”, pomocnik przy majsterkowaniu, itp. No, powiem tak: po prostu wsiąkłem w ten żywioł, ponieważ go polubiłem. Imponowali mi wodzowie – ich postawa osobista, wyobraźnia, poczucie humoru, podejście do zuchów i do siebie wzajemnie. W naturalny sposób zostałem przybocznym wodza mojej macierzystej gromady „Śmiałków” a potem jej wodzem. Wróciłem na pewien okres do pracy wśród harcerzy, gdy potrzebowali drużynowego. 52

53

Po studiach wyjechałem zagranicę do pracy w Omanie, gdzie istniała gromada zuchów anglojęzycznych, która potrzebowała wodza! Jak już człowiek poznał swoje właściwe miejsce, to zawsze będzie do niego wracał. Po powrocie do Anglii, znowu potrzebowali wodza w gromadzie „Śmiałków”. Co mnie skłoniło do pracy z zuchami? Jednym słowem – wszystko. Teraz mogę wymienić, z jakich elementów składa się mądrość metody zuchowej. Na początku, po prostu czułem, że życie zuchowe jest czymś wspaniałym, że działa skutecznie w każdym jego wymiarze i że mnie w tym wszystkim brakuje. Widocznie byli druhowie, którzy to we mnie spostrzegli w odpowiedniej chwili i jestem im za to wdzięczny a także za to, że mnie wciągnęli do pracy z zuchami.

Wiadomo, że ruch zuchowy jest: „wielką zabawą w dzielnych chłopców - zuchów, którzy są odważni w grach i odważni w mówieniu prawdy, którzy są zwinni i zręczni, mają bystre oczy, bystre palce i bystre głowy.” Proszę opowiedzieć, jak w praktyce Druh prowadził w gromadzie „Śmiałków” i na koloniach londyńskiego hufca „Warszawa” tę „wielką zabawę wymagającą karności, współdziałania, opanowania i poświęcenia; zabawę prowadzoną przez samych chłopców: radosną,

porywającą zabawę!”(Jak prowadzić gromadę zuchów, nakł. „Na Tropie” Katowice 1934) Problem polega na tym, że cechy charakteru, które staramy się pomóc zuchowi wyrobić w sobie, mają takie strasznie wzniosłe nazwy. Do tych wymienionych w pytaniu można dodać mnóstwo innych jak samodzielność, wytrwałość, ciekawość, zaufanie, staranność, itp. Byłem nieraz świadkiem tego, jak instruktor stoi przed gromadą zuchów i wygłasza prelekcję, na temat odpowiedzialności jako coś, co zuch musi mieć. Najbardziej pozytywną reakcją zucha, na którą mógłby liczyć mówca, byłoby „E…?”

Te wszystkie cechy charakteru i osobowości są dla zucha, i zawsze będą, metafizyką i abstrakcją.

Na szczęście znajdziemy proste rozwiązanie na ten problem w metodzie zuchowej: Zuch jest dzielny. To wystarczy.

54

55

Dzielność przebija atutem wszystkie inne cechy charakteru a zarazem je wszystkie ogarnia. Jestem dzielny, bo nie uderzę kolegi za to, że mnie szturchnął. Jestem dzielny, bo zostawię ostatni biskwit na talerzu dla koleżanki. Jestem dzielny, bo dokładnie umyłem pędzel po użyciu. Jestem dzielny, bo starałem się przez pół godziny wywijać igłą, aż uszyłem sakwę na skarby indiańskie. Te wszystkie przykłady są wyrazem dzielności. Wezwanie dla każdego wodza: spróbuj wymyśleć dodatnią cechę charakteru, której nie można by ująć w pojęciu „dzielność”.

Zuchowi jest potrzebne, żeby sam uznał, że jest dzielnym. W praktyce, wódz zuchowi w tym pomoże, przez to, że zauważy, kiedy zuch jest dzielny i mu to powie. Jeżeli to zrobi w otoczeniu innych zuchów, tym lepiej. Wtedy większa liczba zuchów pozna coś dzielnego. Działa to zachęcająco dla wszystkich. Oczywiście, wódz jest na tyle mądry, że dopatrzy się czegoś dzielnego w każdym poszczególnym zuchu. Jak wiemy, dzielność udziela się.

W praktyce, podczas zajęć zuchowych, wyrobiłem w sobie nawyk komentatora. Podobnie, jak komentator w radio nadaje relacje z odbywającego się meczu piłki nożnej. Dobry komentator zwróci uwagę na każdy szczegół meczu i na bieżąco opowie słuchaczom, co się na boisku dzieje. Tym samym potrafi wprowadzić odpowiedni nastrój. Tego rodzaju narracja, nadawana przez wodza podczas zajęcia zuchowego, potrafi zastąpić gawędę, jako fabułę do zajęcia – czy to jest pokaz, czy majsterkowanie, czy zwykła gra w dwa ognie. Wódz zauważy zucha – po imieniu – gdy wykona coś dzielnego, a to wszystkich zachęca i dodaje entuzjazmu do spełnienia dzielnego czynu.

A co, jeśli wódz zauważy coś, co akurat nie jest „dzielne”? Takim sprawom też należy stawić czoło – koniecznie, aby ujawnić wszystkim, że dzielny zuch tak nie robi. Najlepiej to zrobić z humorem – przykrą prawdę trzeba otwarcie wymienić, ale zarazem umożliwić poprawę. Tak samo, jak można zuchowi, w kilku dobranych słowach, sprawić radość.

56

57

Jaką rolę wychowawczą odgrywają „rytualne” okrzyki (np. „Uuu, Aaa, Uuu, Aaa!” lub „Okryj się wstydem!”) jako element pozytywnej metody wychowawczej?

Okrzyki, mówiąc ogólnie, są bardzo naturalnym odruchem dźwiękowym dla człowieka i służą jako skrót myślowy. Najczęściej mają znaczenie umowne, więc jeśli Kuba mnie dźgnie palcem w żebra, ja zareaguję „Aau!”, a nie, na przykład, „Bzzz!” Okrzyki rytualne również mają swoje znaczenie dla wtajemniczonych. Ich zrozumienie oznacza przynależność do pewnego zespołu. Jestem Zuchem, więc wiem, jak się odezwać na hasło „Zuchy!” Żeby zostać członkiem gromady, chcę umieć wszystkie jej okrzyki. Będzie to dla mnie pozytywnym wyróżnieniem, a zarazem jawnym znakiem, że jestem członkiem tego, a nie innego, stada. Taka więź jest konieczna w jakiejkolwiek grupie ludzi, którzy pragną cokolwiek wspólnie osiągnąć. Okrzykami możemy zespołowo, wspólnym duchem, wyrazić co czujemy, a w tym kryje się mocna siła. Zuchy przede wszystkim czują; i te uczucia domagają się głośnego wyrazu. Są więc okrzyki uciechy, niezadowolenia, podziwu, wstrętu, wdzięczności, itp. Są też okrzyki, którymi posługuje się wódz. Wymieniony w obecnym pytaniu okrzyk „Okryj się wstydem!” może nie jest znany powszechnie. Jeżeli jakiś zuch swoim zachowaniem, po raz kolejny, psuje zabawę jako wódz mogę zabrać głos: „Kuba, już po raz czwarty zmuszony jestem przerwać zabawę i zwrócić Tobie uwagę żebyś nie rzucał kamykami. Już wytłumaczyłem wszystkim, dlaczego tak się nie robi i wszyscy, oprócz Ciebie, trzymają się tej zasady. Zastanawiam się, póki reszta zuchów czeka niecierpliwie, jak z Tobą mam zadziałać…” Inaczej, a zarazem krócej, mogę dać hasło „Okryj się wstydem!”, przy czym delikwent zakrywa sobie oczy przedramieniem. Po krótkim okresie czasu, wódz powie „koniec wstydu” i wracamy do normalności. Wszystko odbywa się spokojnie i nawet z humorem, a wszyscy wiedzą o co chodzi. Okrzyki należy ciągle odnawiać, żeby były zawsze wyrazem twórczości w życiu gromady. Nie radziłbym krytykować okrzyków obcych gromad – za nimi stoi na pewno jakaś szlachetna myśl, która nie jest dla mnie znaną. Okrzyki rytualne są kolejnym wymiarem budowania tradycji i tworzenia tajemnic w zespole, czyli gruntu dla wielu inicjatyw społecznych.

58

59

Jaką rolę gra niespodzianka, kawał i „bomba” w pracy z zuchami - chłopcami? Proszę dać kilka przykładów z Druha doświadczenia.

Ludzie, którzy znają się na psach (psycholodzy), mówią, że dzieciom w wieku zuchowym potrzebna jest rutyna. Rutyna i stały plan dnia pomagają zaprowadzić poczucie bezpieczeństwa i porządku, toteż stosujemy rutynę jako podstawę do pracy zuchowej. Mamy obrzędy, m.in. na początku i na końcu zbiórki. Niektóre zabawy powtarzają się regularnie, np. „lampa-nos”, gra w „dwa ognie”. Między zajęciami ustawiamy się w szyku – w kręgu lub szóstkami. Zuchy zajmują swoje miejsca w szóstkach, których nie zmieniamy zbyt często. Wodzowie pozostają przy gromadach przez dłuższy czas. Rutyna w gromadzie i na koloniach zuchowych stanowi dobry grunt pod… całą resztę wspaniałej i urozmaiconej zabawy. Człowiek naturalnie dąży do nowości. Bez tego instynktu, kto by zechciał wysłać rakietę na planetę Mars, aby tam wypróbować, czy helikopter będzie latał? Zuchy dopiero wtedy poznają świat, ludzi i siebie samych, kiedy będą miały nowe doświadczenia. Może to być jakiś przedmiot, który będą chcieli zbadać, lub przybysz, którego należy poznać. Może to być wcześniej nieznana sytuacja, której trzeba stawić czoła, albo niespodziewane wydarzenie, które wymaga od zucha reakcji. Im bardziej taka nowa sytuacja jest zaskoczeniem, tym większe wywiera na zuchu wrażenie. Wrażenia są podkładem pod tory, po których pędzą wagony rozwoju – fizycznego, umysłowego, emocjonalnego, społecznego, duchowego – naszego zucha… Uwaga! Rolą wodza jest zadbanie o to, żeby każda zabawa, którą zuchom proponuje, wywarła pozytywne wrażenie u każdego zucha i miała wyraźny cel wychowawczy. Wracając do pytania …Niespodzianka, to właśnie coś nowego, co przez zaskoczenie wywołuje w zuchach wrażenie. To powiedziawszy, zuch ma prawo spodziewać się, że będą niespodzianki podczas zabawy zuchowej. Wspomnę taką jedną, złożoną niespodziankę, która odbyła się na kolonii zuchowej wiele lat temu. Wiem, że wrażenia po tej niespodziance pozostały, ponieważ dawne zuchy często mi je przypominają. Zdobywaliśmy sprawność „Ikara”. Po śniadaniu cała kolonia wyszła na pole ze sprzętem. Zuchy mierzyły siłę wiatru i jego kierunek. Przez lornetki szukały przeszkody w dalszym terenie. Ekipa inżynieryjna złożyła wielki latawiec skrzynkowy – 2.5 m x 2 m x 0.5 m (niespodzianka nr. 1).

60

61

Zuchy sprawdziły działanie różnych mechanizmów. Omówiliśmy szczegółowy plan działania. Rozstawiliśmy osoby z aparatami fotograficznymi. Przygotowaliśmy okrzyki. Latawiec uniósł się w powietrze. Pod nim wisiał, wykonany przez zuchów z gipsu, spadochroniarz z plecakiem. Gdy latawiec był już bardzo wysoko, jeden zuch pociągnął za dodatkową linkę, która prowadziła do spadochroniarza. Linka otworzyła pokrowiec na plecach spadochroniarza, wypuszczając duży pomarańczowo-czarny spadochron, jednocześnie zwalniając spadochroniarza z uchwytu pod latawcem (niespodzianka nr. 2). „Okrzyk na powitanie spadochroniarza – głośno, żeby usłyszał”. Spadochroniarz opadał powoli pod piękną, jaskrawą czaszą spadochronu. Zuchy biegły za nim przez pole – kto pierwszy będzie na miejscu, gdy spadnie na ziemię. (Trzech zuchów, z własnej inicjatywy, zdążyło jeszcze szybko z dwóch patyków i ścierki zmajstrować nosze, tak... na wszelki wypadek – niespodzianka nr. 3, tym razem dla Druha Marcia.) I następna niespodzianka nr. 4 – której nikt nie oczekiwał. Od czasu, kiedy zuchy ją mierzyły, siła wiatru wzrosła. Spadochron przeleciał przez całe nasze pole i już unosił się nad olbrzymim polem sąsiednim, na którym rosła prawie dwumetrowej wysokości kukurydza (niespodzianka nr. 5 – tym razem, raczej smutna.) „Zuchy, stój ! Nikt nie wchodzi na pole z kukurydzą!” „Ale, Druhu, stracimy spadochroniarza!” Spadochron ostatecznie spadł w kukurydzę, gdzieś po środku pola. Już go nie było widać zupełnie. Zbiórka półkolem na krańcu pola. Odgłosy rozczarowania nadchodzą z każdej strony – zuchy wykrzykują uwagi, rady i pomysły. „Przecież możemy, całą kolonią ustawioną w szeregu, przeszukać szybko całe pole – na pewno znajdziemy spadochron!” „Wyślemy patrole, po kilku zuchów. Ja – na ochotnika!” Dłuższy czas radziliśmy. Doszliśmy do wspólnego wniosku, że nie wolno nam staranować kukurydzy. Spadochroniarza ze spadochronem potrafimy na nowo zmajsterkować, a pole z kukurydzą – to dorobek farmera i nie trzeba tego niszczyć. Będziemy dzielni i pogodzimy się ze stratą dzielnego spadochroniarza. Minutą ciszy i okrzykiem pożegnalnym uhonorowaliśmy zgon spadochroniarza. Potem zwinęliśmy latawiec, ruszyliśmy do mycia rąk (rutyna) i na obiad.

62

63

Po obiedzie była cisza poobiednia. Pod koniec ciszy podeszło do mnie dwóch zuchów z jednym druhem. Jeden z zuchów wyciąga kartkę zarysowanego papieru i stwierdza śmiało – „mamy plan!” Pokazują mi odręcznie narysowaną mapę, na której naniesione są jakieś kreski. Niesamowita niespodzianka: zuchy rzeczywiście wykombinowały, jak znaleźć spadochroniarza, przy minimalnym zniszczeniu kukurydzy.

Podczas obiadu zuchy poprosiły naszych fotografów, żeby ci pokazali im swoje zdjęcia z chwili, kiedy spadochron był już prawie przy ziemi. Prosili fotografów, aby przypomnieli sobie, w którym dokładnie miejscu stali, kiedy te fotografie były robione. Wprowadzili te punkty na mapę, którą sami przygotowali. Za pomocą drzew, które widać było w dali na fotografiach, ustalili linie wzroku fotografów. Linie te oznaczyli kreskami na mapie. Gdzie zbiegały się kreski od wszystkich fotografów, tam musi znajdować się punkt, gdzie wylądował spadochroniarz. Osłupiałem z podziwu. Byłem świadkiem wielkiego, samodzielnego wyczynu zuchów w dziedzinie prawdziwej trygonometrii ! Zezwoliłem na pójście tych trzech zuchów z wodzem, przejściami między rzędami kukurydzy, prosto do punktu, którego obliczyli. Minął kwadrans i odbywała się zbiórka szóstkami po ciszy poobiedniej. Wtem nadchodzi nasza trójka zuchów - matematyków, tryumfalnie niosąc zaginionego spadochroniarza ze spadochronem. Z dumą zapewniają, że ani jeden listek kukurydzy nie został naruszony. Cała kolonia aż ryczy z radości. Wiwaty, poklepywanie bohaterów po plecach, nadanie im medali, okrzyki... (niespodzianka nr. 6). Wieczorem, przy kominku, omawialiśmy znowu przygodę z latawcem i spadochroniarzem. Mało kto rano zauważył, że pod latawcem umieszczono nie tylko spadochroniarza, ale także małą kamerę filmową. Podczas kominka wygasiliśmy światła na sali i odbyło się kino. Za pomocą rzutnika, puściliśmy z komputera film całego wydarzenia – wielka uciecha, ponowne wrzaski wypełniły salę (niespodzianka nr. 7). Jak kino – to muszą koniecznie być lody. Panie w kuchni przygotowały nam niespodziankę nr. 8! Kawały najczęściej udają się, kiedy coś się stanie albo ktoś coś powie – niespodziewanie. Wtedy ludzie się śmieją. W tym sensie, kawały też są jednym rodzajem niespodzianki. Może to być dowcip albo śmieszna sytuacja. Kawały są jak najbardziej ważnym elementem życia zuchowego. Są bowiem wyrazem dobrego humoru – co tu dalej mówić? Oczywiście, dobry kawał to taki, z którego będzie się śmiał KAŻDY – nie możemy pozwolić na to, aby komuś sprawić przykrość. 64

65

„Bomba” określa niespodziankę, której efekt jest nieporównywalnie potężny. Wydarzenie, które opisałem powyżej, kiedy zuchy wróciły na kolonię odnalazłszy spadochroniarza, jest dobrym przykładem „bomby”. Kto zna Druha Zbyszka Szydło, wie, że to jest druh, którego zabawa z zuchami jest przepełniona „bombami”…często w dosłownym tego znaczeniu. Blaszane baki na śmiecie lecą w powietrze, rakiety strzelają w górę, dymy zakrywają niebo, blaski światła oślepiają, huki rozrywają powietrze. Na Druha Zbyszka stacji, podczas biegu na gwiazdki, każdy zuch montował moździerz z przygotowanych części. Następnie, odpalając lont, wystrzeliwał piłkę przez pole. Raz, zupełnie niespodziewanie, Druh Zbyszek przyjechał na kolonię swoim Rolls Roycem Silver Shadow, skoro przerabialiśmy sprawność „Dżentelmena”. Każdemu zuchowi udało się przejechać tą wykwintną limuzyną dookoła pola. To były rzeczywiście takie „bomby”, po których wrażenia pozostają w pamięci.

Niespodzianki są koniecznym elementem zabawy zuchowej. Przez nie zuchy poznają niezwykłe rzeczy i przeżywają silne wrażenia. Niespodzianki służą temu, że zuchy wyrabiają w sobie zdolność adaptacji do różnych sytuacji; mają prawdziwą wartość wychowawczą. Można by powiedzieć, że program pracy zuchowej, to tylko wehikuł dla całej serii niespodzianek.

Jakie tematy przemawiają do zuchów chłopców? Czy zauważył Druh przez lata pracy jakieś zmiany w tym, co ich interesuje? Czy nadal porywa ich zabawa w Majsterklepków, dobroczynnych krasnoludków, leśnych ludzi podpatrujących życie zwierząt i roślin?

Pytania proste… na pozór. Różne tematy przemawiają do zuchów chłopców. Powiedziałbym – wszystkie! Naturalnie, poprzednie doświadczenie zucha z tematem zaważy na jego zainteresowaniu. Są tematy, które zuch może uważać za „spalone”, ponieważ są „nudne”, „za bardzo dziecinne”, albo „nie dla chłopców”. Z takimi uprzedzeniami wódz może i powinien sobie poradzić. „Powinien”, skoro mamy w gromadzie siedmiolatków oraz chłopców, którzy za niedługo podejdą do pasowania na harcerzy. Przecież każdy zuch musi się dobrze bawić. Wszystko polega na tym, jak wódz potrafi przedstawić zuchom dany temat – jak zaczaruje zajęcie odpowiednią fabułą. Trzeba to było zobaczyć na żywo, aby uwierzyć z jakim zapałem zuchy chłopcy zbierali polne kwiatki podczas zdobywania sprawności Dżentelmena! 66

67

Zacytuję też wypowiedź zucha, który zdobywał sprawność Indianina: „Druhu, gdybym miał czas na jakieś hobby, to wybrałbym szycie.”

Czy zainteresowania zuchów zmieniły się przez lata? Hmm… a czy może świat się nie zmienił przez ten sam czas? Zainteresowania zuchów zmieniają się w tempie: z godziny na godzinę. W wieku zuchowym, chłopca będzie interesowało wszystko, co jest sprawą ludzką albo naturalną – czyli, rzeczywiście wszystko. Zuch zachwyca się, kiedy kolega pokaże mu nową sztuczkę magiczną. Będzie się pasjonował nową grą komputerową. W każdej zabawie i przy każdym nowym doświadczeniu zuch czuje, że się staje coraz lepszy. Niekoniecznie lepszy od kogoś innego. Nie o to chodzi. Zuch staje się lepszy niż sam był przed chwilą. Wódz zuchów może różne rzeczy zuchom proponować i jeśli pomyślał, jak je ciekawie przedstawić, to zuchy chętnie je wszystkie przyjmą. Dotyczy to, oczywiście, również tych „tradycyjnych” zajęć. Natomiast, wódz powinien się starać, aby dorównać postępowi w świecie, ale zuchy sami wodzowi w tym pomogą, jeżeli tylko wódz będzie z nimi rozmawiał. Rolą wodza jest umożliwić jak najbardziej „treściwy”, czyli bogaty w treści rozwój zucha. Uważam, że najlepiej to wychodzi, kiedy wódz przedstawia zuchom tematy, którymi sam jest zainteresowany. To się udziela…i wtedy wszyscy się dobrze razem bawią.

Czy dzisiaj jest trudniej niż przed laty prowadzić pracę zuchową? Czy można osiągnąć te same wyniki – karność, współdziałanie, opanowanie i poświęcenie – tą samą metodą?

Jeżeli praca zuchowa wydaje się komuś trudna, to chyba ten ktoś wsiadł do złego wagonu. Owszem, przy pracy z zuchami trzeba bez przerwy myśleć i uważać na wszystko, co się dzieje. Trzeba o każdego zucha indywidualnie zadbać. Musimy zapewnić, że absolutnie wszystko, co z zuchami przeprowadzamy, ma wartość wychowawczą – że sposób, w jaki oddziaływamy na cechy charakteru zucha jest właściwy. Trzeba ciągle szukać nowych pomysłów na gry, zabawy i ćwiczenia. Staramy się dostosować zajęcia do zainteresowań w gromadzie i do zdolności każdego zucha w gromadzie. A przy tym… wódz też musi się bawić, razem z zuchami. Przyznaję się bez bicia, że nieraz poczułem zmęczenie, ponieważ to wszystko wymaga wysiłku. 68

69

Specyfika pracy zuchowej jest z natury sprawą bardzo złożoną, ponieważ ona dotyczy ludzi. Inaczej być nie może. Natomiast metoda zuchowa jest jak najbardziej naturalna – umożliwianie pozytywnego rozwoju zucha poprzez zabawę. Metoda zuchowa jest na tyle sprawdzona w wynikach, że coraz więcej rodziców, szkół i organizacji młodzieżowych ją stosuje. Skuteczne zastosowanie metody zuchowej ma różne oblicze w różnych środowiskach. To jest kwestia stylu. Nie należy mylić stylu z metodą. Metoda zuchowa jest czymś dobrze utorowanym; wodzowie starają się ją coraz lepiej, zrozumieć i stosować. A styl, to wodzowie ciągle w sobie wyrabiają, dostosowując go do okoliczności i zwyczajów, które są obecne w danym czasie i otoczeniu.

Sumując, metoda zuchowa pozostaje właściwą do osiągnięcia naszych zamierzonych celów wychowawczych, które też nie uległy zmianom. Okoliczności, w których działamy, zmieniają się bez ustanku i musimy sobie z tym poradzić. Czy jest to dzisiaj trudniej niż dawniej było? Myślę sobie: czy było łatwiej prowadzić gromadę zuchów – uchodźców w Indiach, czy w Afryce, podczas wojny? Czy obecnie jest łatwiej w Nottingham, czy w Toronto? Dla mnie, praca zuchowa nigdy nie była kwestią trudu – trzeba było tylko dużo myśleć, żeby się tym lepiej bawić.

Piosenki zuchowe: czy stare pieśni – „Wesół i śmiały...”, „Kiedy zuch na głowie ma kłopotów 300...”, „Z nas się każdy postara...” „Dzielny, odważny jest każdy zuch...” – jeszcze mają moc sugestii, czy trzeba przerzucić się na bardziej współczesne słowa i melodie?

Człowiek, z racji swojej natury, pragnie nowości. Osobiście, spośród wyżej wymienionych piosenek zuchowych, lubię śpiewać tylko jedną. Może reszta znudziła mi się po tylu latach śpiewania? Może te inne nigdy nie miały merytorycznej wartości muzycznej? Nie mogę tego obiektywnie ocenić. Wiem tylko, że są piosenki, które zuchy chętnie śpiewają, i inne. Naturalnie, częściej będziemy proponować te, które są bardziej popularne. Do tych innych czasami wracamy, aby wypróbować, czy ponownie zostaną „przyjęte”. Owszem, są takie „głęboko tradycyjne” piosenki, które zawsze śpiewamy na rozpoczęcie, czy na zakończenie kominka. Tradycja również zaspakaja pewne potrzeby ludzkie.

70

71

Czy „trzeba” przerzucić się na bardziej współczesne? Nic w tym wypadku nie trzeba – ani na siłę, ani z zasady. Jak w każdej dziedzinie zuchowania, korzystamy z tego co jest najlepsze, co ma swoją wartość i co nam dobrze wychodzi. Jako wodzowie, nasze zmysły są wrażliwe na te sprawy i z biegiem czasu, wyrabiamy w sobie zdolność w ich rozeznaniu. W sumie, jeżeli uznamy, iż współczesne słowa i melodie bardziej pasują do gustu zuchom i nam samym, to całą parą naprzód! Nieraz z wodzami ułożyliśmy nowe piosenki…, bo nam się chciało. Zuchy je lubiły, więc wszyscy się cieszą. Tymczasem, niektóre „klasyki” piosenki zuchowej nadal są w obiegu. Ważne jest to, żeby niczego „nie wałkować na siłę”. Wszystko, co proponujemy zuchom powinno być czymś, co zuchy przyjmują naturalnie. Czy dzieci na podwórku kiedykolwiek zanuciłyby sobie piosenkę z założenia “bo to wypada”, raczej niż dlatego że im się piosenka podoba?

Jaką radę dałby Druh młodemu harcerzowi, który chce pracować z zuchami?

Dałbym tylko jedną, prostą radę: spróbuj ! Każdy zuch wie, że mamy dwa uda: albo się uda, albo się nie uda… Nie musi się udać, ale zabawę z zuchami warto spróbować. Jest to niezwykłe przeżycie dla wodza, jak dla zuchów. Zwykle daje ogromną satysfakcję. Radość wypełnia wodza, który coś z zuchami przerobił, co ich zaciekawiło i ucieszyło. Zuchy od razu okazują swoje zadowolenie – można się cieszyć, bez czekania.

Oczywiście, żeby cokolwiek osiągnąć, trzeba włożyć pewien wysiłek. Zuchmistrzowie zawsze pomagają mniej doświadczonym wodzom i nie nakładają im za dużo obowiązków, na zasadzie - „zrób, co już potrafisz”, „sam spróbuj, a ja tobie pomogę”.

Można powiedzieć, że praca z zuchami ma jeden fundament: metodę zuchową, oraz trzy filary: wiedzę, materiały i podejście. Metodę trzeba zrozumieć. Wiedzę trzeba zdobyć. Materiały trzeba nazbierać.

72

73

Podejście trzeba w sobie wyrobić. Jak długo to wszystko zajmie? Myślę, że to są sprawy, które nie mają końca, ale sam proces dojrzewania wodza jest radosny, ciekawy i zabawny.

Niektórym może się wydawać, że praca z małymi dziećmi jest nieco poniżająca dla morowego harcerza. Nic podobnego. Sprawne prowadzenie zajęć z zuchami jednym okiem, a drugim patrząc na ich wartość wychowawczą, wymaga dużego skupienia i opanowania. Podzielę się jednym spostrzeżeniem, które wydaje mi się być dosyć wymowne: najfajniejsze harcerki bardziej przyciągają wodzowie zuchowi niż harcerze, którzy noszą najcięższe buty, robią pompki w wolnym czasie i paradują w niesamowitych fryzurach. Sprawdźcie to sami.

Nie wszystkim pasuje praca z zuchami i nie wszyscy się do tego nadają. Nie muszą się nadawać i nie powinni się tego wstydzić. Każdy z nas ma swój własny temperament, swoje własne zdolności i upodobania. Sztuka życiowa nie polega na tym, żeby wszystko umieć najlepiej, lecz na tym, żeby poznać, w czym jest się dobrym i co daje satysfakcję z wykonanej roboty. Na drodze do szczęścia trzeba wiele razy się zatrzymać i kilka rzeczy spróbować, aby lepiej poznać siebie samego. Jeśli zastanawiacie się nad pracą z zuchami to zachęcam – spróbujcie. Poznajcie, co to jest świat zuchowy. Jeżeli polubicie ten świat, to znajdziecie w nim także dla siebie naprawdę wielkie szczęście. A jeżeli nie, to pójdźcie dalej Waszą drogą, bogatsi o jedno więcej wartościowe doświadczenie. OPUS FACTUM EST: CZUWAJ!

Wywiad przeprowadziła Druhna „Powiew”

74

75

This article is from: