W GROMADZIE ZUCHÓW CHŁOPCÓW 9 PYTAŃ DO PHM. MARCIA MROZKA
Jakie ma Druh najwcześniejsze wspomnienia z gromady zuchowej? Właściwie, moje pierwsze zetknięcie się z zuchami nie było na zbiórce gromady zuchowej, lecz na kolonii. Dołączam parę dni po rozpoczęciu kolonii, więc zabawa jest już w pełnym toku. Wrażenie jest natychmiastowe, wielkie, intensywne i dotyka wszystkich zmysłów równocześnie. Czuję się, jak gdybym wylądował spadochronem w samym środku areny wielkiego cyrku. Nie wiem, czego się spodziewać, a tu z każdej strony widzę ruch ludzi, barwy odbijające się od strojów indiańskich i dekoracji na ścianach. Czuję zapach dymu obrzędowego ogniska. Co kilka chwil jestem szturchnięty przez jakiegoś zucha, który gdzieś, po coś, pędzi koło mnie. Prawie od razu wciągnięto mnie do „próby dzielności” – muszę, bez wahania, skosztować kawał „surowego mięsa” (w rzeczywistości, był to przyzwoity kawałek niezłej polędwicy…) Dookoła wszędzie słyszę okrzyki zuchów, nawoływania wodzów i co było najbardziej miłe, dużo głośnego śmiechu. Chociaż zupełnie jeszcze nie wiem, co tu na kolonii odbywa się, czuję, że „będzie dobrze”. W wielkim napięciu wsłuchiwałem się jak wielki wódz w ogromnym pióropuszu (Druh Wacław Śledziewski) opowiadał o polowaniu na bizony. Szybko, podczas różnych zajęć i przygód, zgrałem się z zuchami w mojej szóstce i z innymi, (z których jeden obecnie pełni funkcję Przewodniczącego ZHP...) Bez trudu wciągnąłem się w rutynę zuchową, ze zbiórkami w szóstkach, z porannym przygotowaniem się na inspekcję łóżek, z częstym przebieraniem się – w mundur i z munduru, w różne stroje do pokazów podczas kominka. Przypominam sobie, że nie wszystko przychodziło mi gładko. Pamiętam swój lęk, kiedy po raz pierwszy próbowałem chodzić na szczudłach – a przecież chciałem zdobyć sprawność szczudlarza! Przyznaję się, że byłem sfrustrowany, dosłownie do płaczu, starając się wykonać koziołka, co było jednym 50