W NUMERZE: ROK Bł. ks. FRELICHOWSKIEGO ● ODZNACZENIA PAŃSTWOWE DLA HARCERSTWA ● SPOTKANIE Z IPN ● 100-lecie URODZIN KAZIMERZA SABBATA ● 70-lecie CHORĄGWI HARCEREK w W.B ● „SŁUŻBA i MĘCZEŃSTWO ● KSIĄŻKA O GEN. CHRUŚCIELU ● i INNE
KWIECIEŃ – CZERWIEC 2013
NR 2 ROK 49
Warszawa, 23 lutego 2013 r.
DEKRET BISKUPA POLOWEGO ogłaszający
Rok Błogosławionego Stefana Wincentego Frelichowskiego, Patrona Harcerstwa Polskiego W poczuciu odpowiedzialności za duchowy wymiar wspólnoty harcerskiej pragnę, aby odkryła na nowo sylwetkę bł. ks. phm. Stefana Wincentego Frelichowskiego oraz pozostawione przez Patrona harcerzy dziedzictwo wiary. Warto mieć obok siebie pewnego przewodnika i wiernego przyjaciela, który służąc Bogu, Ojczyźnie i bliźnim, pozostał także do końca wierny Harcerskiemu Prawu. W duchu dziękczynienia za heroiczne świadectwo życia Patrona polskich harcerek i harcerzy, w 100. Rocznicę Jego urodzin ogłaszam Rok Błogosławionego Stefana Wincentego Frelichowskiego, harcerza, kapłana i męczennika. Inauguracja Roku Patrona Harcerstwa Polskiego rozpoczyna się w Jego wspomnienie liturgiczne, 23 lutego 2013 r., w Katedrze Polowej Wojska Polskiego w Warszawie. W ramach obchodów zaplanowano m.in.: Harcerskie czuwanie z Błogosławionym – Toruńskie Spotkanie Młodych, Międzynarodowy Zlot Harcerski „Wicek 2013”, a także pielgrzymkę do Dachau – miejsca śmierci Patrona Harcerstwa. Zwieńczeniem Roku Patrona będzie Msza św. odprawiona 23 lutego 2014 r. w Katedrze Polowej w Warszawie. Zachęcam wszystkich harcerzy i skautów, do lepszego poznania w nadchodzącym roku tej wyjątkowej postaci. Warto podjąć na nowo wezwania papieża Jana Pawła II, wygłoszone w czasie beatyfikacji ks. Stefana Wincentego Frelichowskiego: „zwracam się do całej rodziny polskich harcerzy, z którą nowy błogosławiony był tak głęboko związany. Niech stanie się dla Was patronem, nauczycielem szlachetności i orędownikiem pokoju i pojednania”. Na ten szczególny czas udzielam pasterskiego błogosławieństwa.
bp Józef Guzdek
Delegat KEP ds. Harcerzy 1
Z Listu Stowarzyszenia „Wspólnota Polska” do Przewodniczącej ZHP hm. Teresy Ciecierskiej, Warszawa II kwiecień 2013 r. Droga Druhno Przewodnicząca! Dekretem biskupa WP ks. Józefa Guzdka, delegata Komisji Episkopatu Polski ds. Harcerstwa rok 2013 został ogłoszony Rokiem Błogosławionego ks. phm. Stefana Wincentego Frelichowskiego. (…) W imieniu własnym oraz Marszałka Województwa Kujawsko-Pomorskiego pana Piotra Całbeckiego serdecznie zapraszamy reprezentacje środowisk Związku Harcerstwa Polskiego z Australii, Argentyny, Kanady, Stanów Zjednoczonych i Wielkiej Brytanii do udziału w Harcerskim Czuwaniu z Błogosławionym – Toruńskich Spotkaniach Młodych (…) Prosimy o przyjazd reprezentacji z Druhną Przewodniczącą oraz z kapelanami lub duszpasterzem. Błogosławiony ks. phm. Stefan Wincenty Frelichowski urodził się 22 stycznia 1913 r. w Chełmży. Mając 14 lat wstąpił do 2. Pomorskiej Drużyny Harcerskiej im. Zawiszy Czarnego. W tym samym roku złożył Przyrzeczenie Harcerskie. Został zastępowym zastępu „Lisów”, potem przybocznym, a w 1930 r. drużynowym. Jako kleryk seminarium w latach 1933-1936 prowadził Starszoharcerskie Zrzeszenie Harcerskie. W sierpniu 1934 r. zdobył kolejny stopień instruktorski – podharcmistrza, a rok później po zaliczeniu próby na stopień, na Jubileuszowym Zlocie w Spale, kapituła HR przyznała mu najwyższy stopień harcerski – Harcerza Rzeczypospolitej. Zmarł z powodu zarażenia się tyfusem w obozie w Dachau 23 lutego 1945 r. 7 czerwca 1999 roku, w Toruniu, Ojciec Święty Jan Paweł II ogłosił go błogosławionym.
*
*
*
W Harcerskim Czuwaniu z Błogosławionym 6-8 czerwca w Toruniu weźmie udział nasza Przewodnicząca oraz Naczelny Kapelan.
*
*
*
W poprzednim numerze Ogniska podaliśmy wyjątki z Pamiętnika bł. ks. phm Stefana Wincentego Frelichowskiego oraz jego harcerski życiorys. W tym numerze na stronach 16 – 23 pt. „ SŁUŻBA i MĘCZEŃSTWO” opisujemy jego przeżycia i heroiczną postawę w obozach koncentracyjnych oraz świadectwa współwięźniów.
2
ODZNACZENIA PAŃSTWOWE DLA HARCERSTWA Z okazji Dnia Polonii i Polaków za granicą, podczas uroczystości w Domu Polonii w Warszawie, Prezydent Rzeczypospolitej Polskiej Komorowski, wręczył odznaczenia państwowe osobom zasłużonym w działalności na rzecz Polonii i Polaków za granicą. Odznaczenie otrzymała: Krzyż Kawalerski Orderu Zasługi Rzeczypospolitej Polskiej – za wybitne zasługi w rozwijaniu ruchu harcerskiego poza granicami kraju, za działalność na rzecz środowiska polonijnego w Wielkiej Brytanii – hm Teresa Ciecierska, Przewodnicząca Związku Harcerstwa Polskiego działającego poza granicami kraju. Na zebraniu Naczelnictwa, po powrocie z Polski, druhna Przewodnicząca zaznaczyła, że przyjęła to odznaczenie w imieniu nas wszystkich. 5-tego maja br. W San Francisco z rąk konsula Generalnego w Los Angeles p. Joanny Kozińskiej – Frybes w imieniu Prezydenta RP odznaczenia otrzymali: Krzyż Kawalerski Orderu Zasługi Rzeczypospolitej Polskiej – hm Ryszard Urbaniak, komendant Chorągwi Harcerzy w St. Zjednoczonych; Złoty Krzyż Zasługi – hm Anna Pisańska, hufcowa hufca harcerek w Kalifornii; Srebrny Krzyż Zasługi – hm Partycjusz Grobelny, hufcowy hufca harcerzy „Kraków” w Kalifornii. 7-mego maja br. W Manchester W.B. z rąk konsula Generalnego RP p. Łukasza Lutostańskiego odznaczenie otrzymał: Złoty Krzyż Zasługi – hm Waldemar Pniewski, hufcowy hufca harcerzy „Wilno”, Bradford, W.B. 20-go maja w ambasadzie RP w Londynie z rąk ambasadora Witolda Sobkowa odznaczenie otrzymał: Krzyż Oficerski Orderu Odrodzenia Polski- hm Bolesław Indyk, W. B. Przy tej okazji dh Ryszard Urbaniak pisze z Kalifornii: „Nikt z wyróżnionych nie pracuje społecznie dla orderów czy odznaczeń, ale miło jest, iż polonijna społeczność w taki to sposób chce podziękować za pracę dla Polski. Bo dla Polski ta praca jest, nie dla politycznych frakcji, nie dla osób zasiadających na urzędach ale dla naszej Ojczyzny i dlatego właśnie można być z tego dumnym.”
I jesteśmy z Was dumni. Gratulujemy wszystkim odznaczonym życząc stale odnawiającego się zapału, sił fizycznych i siły ducha w dalszej służbie. Redakcja
3
SPOTKANIE Z IPN Instytut Pamięci Narodowej, który od 2000 r. prowadzi naukowe badania nad najnowszą historią Polski, w ostatnich latach podejmuje również działalność na polu edukacji historycznej z myślą szczególnie o młodzieży. Pokolenie, które urodziło się już w wolnej Polsce, wykazuje coraz większe zainteresowanie historią XX wieku, zwłaszcza okresu już powojennego. Odpowiedzią na to zapotrzebowanie zajmuje się Biuro Edukacji Publicznej IPN, przygotowując różnego rodzaju projekty edukacyjne, konkursy, wystawy, wydawnictwa, gry młodzieżowe. Delegacja IPN na czele z jego prezesem dr Łukaszem Kamińskim przybyła w dniach 15-17 marca do Londynu na otwarcie w POSK’u wystawy przygotowanej przez Instytut pt. „Fenomen Solidarności – Migawki z dziejów Polski 1980-81”. Przy tej okazji odbyło się spotkanie z harcerstwem w naszej siedzibie na Beavor Lane w celu nawiązania z nami kontaktu i zbadania możliwości udziału ZHPpgK w IPN-owskich przedsięwzięciach. W spotkaniu, poza prezesem p. Łukaszem Kamińskim, uczestniczyła p. Agnieszka Rudzińska- zastępca prezesa IPN oraz p. Anna Piekarska- zastępca dyrektora Biura Edukacji Publicznej (BEP). Z naszej strony byli obecni: przewodnicząca ZHP hm. Teresa Ciecierska, wiceprzewodniczący hm. Andrzej Borowy, Członkowie Naczelnictwa, oraz delegacje Głównych Kwater, Chorągwi Harcerek w W. B. i londyńskiego Hufca Harcerzy „Warszawa”. Druhna przewodnicząca przedstawiła w skrócie naszą działalność, metody oraz także trudności, jakie są typowe w warunkach istniejących poza Polską. Z kolei p. Łukasz Kamiński podał szereg ciekawych informacji dotyczących projektów edukacyjnych IPN. Mówił: „myślę, że głównym zadaniem harcerstwa na obczyźnie jest edukacja. Dla nas również jest jednym z najważniejszych pól działania, w sposób naturalny mamy więc możliwość współpracy. Nie wszystkie materiały edukacyjne, które wykorzystujemy w kraju, sprawdzą się w działalności poza jego granicami, zwłaszcza jeśli mówimy o trzecim pokoleniu emigracji, ale dobrze sprawdzają się za granicą, np. nasze gry edukacyjne. Od kilku lat mamy dobrą współpracę z polskimi nauczycielami w Stanach Zjednoczonych. Naszą propozycję współpracy składamy więc nie tylko pod adresem harcerstwa, ale wszystkich organizacji szkół polskich, Polskiej Macierzy Szkolnej. Nasz dorobek edukacyjny jest dostępny, możemy przekazywać gry, książki, różne materiały, ale możemy również wysyłać naszych edukatorów, aby tutaj pokazywali, jak można w sposób nowoczesny i atrakcyjny dla młodego człowieka uczyć o trudnej historii XX w. Najważniejsze jest dla nas uczenie tych, którzy uczą, bo to oni tę wiedzę rozpowszechniają.” 4
SPOTKANIE Z IPN w DOMU HARCERSKIM u góry: Dyskusje – z prawej prezes IPN p. Łukasz Kamiński u dołu: Uczestnicy Spotkania.
5
Biuro Edukacji Publicznej IPN posiada bardzo wiele ogólnopolskich projektów edukacyjnych oraz projektów dostosowanych do potrzeb młodzieży poza granicami Polski. Wszystkie są osiągalne na Internecie. Oto kilka przykładów: „Opowiem ci o wolnej Polsce – spotkania ze świadkami historii” (www.ipn.gov.pl/opowiem). „Lekcje z historii najnowszej” (okres wojny, PRL, Solidarność, polskie podziemie niepodległościowe po 1945 r.) – (www.ipn.gov.pl/lekcje). „Żołnierze wyklęci. Historia, która mnie porusza” – konkurs fotograficzny (www.ipn.gov.pl/katyn). IPN ma przygotowanych aż kilkaset wystaw, gry edukacyjne oraz, co dla nas interesujące, Program Polonijny – adresowany do osób uczących w polskich szkołach poza granicami kraju – pt. „Polonijne spotkania z historią najnowszą” (www.ipn.gov.pl/polonia). Na spotkaniu otrzymaliśmy kilka wydawnictw BEP IPN, między innymi książkę „Od Niepodległości do Niepodległości 1918-1989”, album „Symbole Polskie” (w języku polskim i angielskim) – wszystkie pięknie ilustrowane. Otrzymaliśmy również kilka numerów Biuletynu IPN „Pamięć.pl”, doskonałego popularno-naukowego czasopisma, który moim zdaniem, powinien być bardzo pożyteczny dla naszych młodych instruktorów i kierowników pracy (www.pamiec.pl). Naszą młodzież może szczególnie zainteresować gra planszowa „303” o lotnikach polskich w Bitwie o Wielką Brytanię, (www.ipn.gov.pl/gry). P. Łukasz Kamiński poinformował nas o przygotowanej do wydania historii harcerstwa. Wspomniał również o wystawie „Harcerstwo niepokorne” i możliwości jej prezentacji poza Polską. Z naszej strony pada sugestia, aby IPN przysłało do nas wykładowcę z referatem dla naszych instruktorów – temat oczywiście do ustalenia. Ponad to, co też bardzo ważne, IPN ofiarował nam fachową pomoc w uporządkowaniu naszych archiwów. Całe spotkanie przebiegało w bardzo miłej i swobodnej atmosferze i zakończyło się obiadem bufetowym przygotowanym przez nasze panie z KPH, podczas którego dalej kontynuowano rozmowy. Po zrobieniu wspólnego zdjęcia nasi goście wyruszyli do POSK’u na otwarcie wystawy IPN „Fenomen Solidarności”, która to objechała już „ośrodki polskie i akademickie w St. Zjednoczonych i w Kanadzie. Korzystajmy jak najczęściej z tego bogatego źródła wiedzy, jaką nagromadził i spopularyzował Instytut Pamięci Narodowej i jego dział Biuro Edukacji Publicznej. Barbara Bienias hm. Uwaga: Punkty sprzedaży wydawnictw IPN w Warszawie: ul. Towarowa 28, Marszałkowska 21/25 oraz sieć Empik. 6
HM. KAZIMIERZ SABBAT – PREZYDENT RP NA UCHODŹSTWIE (1913-1989) 27 lutego 2013 r. minęła 100. rocznica urodzin Kazimierza Sabbata, wybitnego działacza emigracji politycznej w W. Brytanii, nazywanej "niezłomną", wieloletniego premiera uchodźczego rządu i przedostatniego Prezydenta RP na uchodźstwie (1986-89) – dla nas zaś w harcerstwie – wybitnego instruktora, jednego z twórców Starszego Harcerstwa w Polsce i na emigracji, wiceprzewodniczącego Naczelnego Komitetu Harcerskiego na czas wojny, współorganizatora zjazdu w Enghien, członka Naczelnictwa ZHP z siedzibą w Londynie. W „Ognisku Harcerskim” kwiecień-czerwiec 2009 r. na stronach 9-15 szczegółowo o jego działalności harcerskiej pisała córka hm. Anna Sabbat-Świdlicka. Poniżej zaś drukujemy opracowanie męża druhny Anny, Andrzeja Świdlickiego dotyczące działalności politycznej Kazimierza Sabbata na emigracji. Kazimierz Sabbat należał do anty-jałtańskiej emigracji żołnierskiej, która po 1945 r., a więc po przejściu do cywilnego życia w Wielkiej Brytanii nie zaprzestała społecznej i politycznej służby Polsce, ponieważ wychowana w tradycji niepodległościowej uważała jej kultywowanie za powinność. Sabbat odznaczał się zdolnościami przywódczymi, umiejętnością mobilizowania i organizowania ludzi do służby Polsce wyniesionymi z harcerstwa. Pomagało mu w tym to, że był świetnym mówcą - zdolność klarownego wypowiadania się uważał za wymóg zawodu adwokackiego, do którego chciał wstąpić przed wojną. Zdolności argumentowania uczył się od najlepszych polityków emigracyjnych starszych od niego, m. in. Adama Ciołkosza, a dyplomatycznych od Edwarda Raczyńskiego. Z obydwoma współpracował wiele lat. Podobnie jak politycznie zorganizowany nurt emigracji żołnierskiej stał na stanowisku, że cofnięcie uznania sojuszniczemu rządowi RP w lutym 1945 r. i dyplomatyczne uznanie władz Polski Ludowej przez aliantów nie jest końcem działalności polskich władz w Londynie, lecz zmianą formuły. Urodził się w Bielinach Kapitulnych u stóp Łysej Góry. Do szkoły średniej chodził w Mielcu, ukończył prawo na Uniwersytecie Warszawskim. Założył Akademickie Kręgi Starszoharcerskie "Kuźnica", na których w dużej mierze oparła się Kwatera Główna Szarych Szeregów w Warszawie. We wrześniu 1939 r. walczył w jednostce WOP w województwie tarnopolskim. Po 17 września przedostał się na Węgry, gdzie był internowany. W styczniu 1940 r. przepływając wpław Drawę, poprzez Jugosławię i Włochy dotarł do Francji, gdzie służył w 10. Brygadzie Kawalerii Pancernej gen. Stanisława Maczka. W czasie wojny francusko-niemieckiej podczas odwrotu został ranny. Ze szpitala z zabandażowaną głową zbiegł na statek brytyjski. W Szkocji służył w 1. Dywizji gen. Maczka, a następnie został przeniesiony do Sztabu Głównego Wodza w Londynie, jako referent ds. młodzieży.
7
Po demobilizacji ożenił się, założył rodzinę i prowadził firmę produkującą kołdry, co dało mu finansową niezależność, umożliwiając pracę społeczną i polityczną, która zawsze była jego życiową pasją. W okresie rozbicia obozu niepodległościowego (konfliktu Rady Trzech z prezydentem Augustem Zaleskim 1954-76) był kierownikiem Działu Skarbowego i Działu Spraw Emigracji Egzekutywy Zjednoczenia Narodowego - organu pełniącego funkcje rządu. Był związany z Niezależną Grupą Społeczną - jednym z ugrupowań wchodzącym w skład Tymczasowej Rady Jedności Narodowej. W latach 1967-72 był prezesem Egzekutywy Zjednoczenia Narodowego. W 1966 r. z okazji Millenium zorganizował Światowy Zjazd Polski Walczącej, a w cztery lata później Kongres Kultury i Nauki Polskiej. Po likwidacji Rady Trzech i jej organu wykonawczego Egzekutywy Zjednoczenia Narodowego w 1976 r., Sabbat został prezesem Rady Ministrów (1976-86). W 1976 r. zainicjował utworzenie Funduszu Pomocy Robotnikom, przekształconego w 1979 r. w Fundusz Pomocy Krajowi. Po wprowadzeniu stanu wojennego doprowadził do założenia Rady Pomocy Uchodźcom Polskim. Pod jego kierownictwem przygotowywane były memoriały na pohelsińskie konferencje przeglądowe. W 1980 r. był inspiratorem utworzenia w Izbie Gmin grupy parlamentarzystów brytyjskich "Solidarność z Polską". Obóz polityczny, do którego należał i w powszechnej opinii godnie reprezentował w kontaktach z opozycją demokratyczną w Polsce, politykami brytyjskimi, w spotkaniach z polską diasporą, na licznych zjazdach i spotkaniach, stał na gruncie konstytucji z 1935 r. stąd nazywano go "legalistycznym". Rolą politycznie zorganizowanej części emigracji żołnierskiej stojącej na gruncie ciągłości prawnej i konstytucyjnej państwa polskiego było niedopuszczenie, aby "sprawa polska" po układach jałtańskich została w świecie zapomniana, podtrzymywanie działalności instytucji politycznych: Prezydenta RP i rządu RP, odmawianie komunistom prawnej legitymacji władzy. Londyńskiemu ośrodkowi legalistycznemu, którego podstawą były przedwojenne stronnictwa i ugrupowania polityczne (m.in. ludowcy, chadecy, narodowi demokraci, socjaliści) przyświecała nadzieja, że przyszłe wolne państwo polskie będzie kontynuacją II RP, a PRL tak, jak Księstwo Warszawskie czy Królestwo Polskie, nie będzie uznawane za formę polskiej państwowości. Jego polityczni współpracownicy mówili o nim, że miał zdolność budowy oddolnego konsensusu wśród ludzi o różnych politycznych orientacjach wokół wspólnych celów i wartości. Podobnie jak politycznie zorganizowany nurt emigracji żołnierskiej stał na stanowisku, że cofnięcie uznania sojuszniczemu rządowi RP w lutym 1945 r. i dyplomatyczne uznanie władz Polski Ludowej przez aliantów nie jest końcem działalności polskich władz w Londynie, lecz zmianą formuły. W przemówieniu wygłoszonym 8 kwietnia 1986 r. z okazji objęcia urzędu prezydenta RP wśród osób, które wywarły na niego polityczny wpływ wymienił: gen. Kazimierza Sosnkowskiego - Wodza Naczelnego Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie, Michała Grażyńskiego - byłego wojewodę śląskiego, przewodniczącego Związku Harcerstwa Polskiego, Adama Ciołkosza - lidera Polskiej Partii Socjalistycznej, Tadeusza Bieleckiego - prezesa Stronnictwa Narodowego, osobistego sekretarza Romana Dmowskiego, generałów Władysława Andersa i Tadeusza Bór-Komorowskiego.
8
KAZIMIERZ SABBAT JAKO MŁODY HARCERZ PO PRZYRZECZENIU 1927 r.
I JAKO PRZEDOSTATNI PREZYDENT RP NA UCHODŹSTWIE 1986 -1989 fot. Archiwum Prywatne Andrzeja Świdlickiego
9
Zawsze był otwarty na kontakty politycznego Londynu z działaczami opozycyjnymi w Polsce, których gościł w oficjalnej siedzibie Prezydenta i rządu RP przy Eton Place 43 w Londynie, lub rodzinnym domu przy 38 Parkside na Wimbledonie. Swoją rolę wobec opozycji demokratycznej w kraju widział, jako jej wspomaganie, służył radą, pomocą materialną, budował współpracę z innymi politycznymi reprezentacjami krajów obozu moskiewskiego na emigracji. Efektem tej współpracy było podpisanie deklaracji polsko-ukraińskiej z 28 listopada 1979 r. oraz polsko-czeskiej z 16 stycznia 1986 r. Stał na stanowisku, że sporne sprawy graniczne zostaną uregulowane przez obdarzone demokratycznym mandatem władze Polski i jej sąsiadów. Zdolności przywódcze wyniósł jeszcze z pracy harcerskiej. Inspirował przykładem, wysokie wymagania stawiając przede wszystkim sobie samemu. Cechował go przy tym wrodzony optymizm. W najtrudniejszych sytuacjach życiowych powtarzał "świat jest piękny". W 1984 r. w expose wygłoszonym w Radzie Narodowej wśród podstawowych założeń działalności niepodległościowej wymienił: zachowanie ciągłości prawnej suwerennej Rzeczypospolitej w oparciu o konstytucję z 1935 r., obowiązek głoszenia pełnego programu niepodległościowego, zachowanie demokratycznych form, działalność polityczna w oparciu o polskie fundusze. O polskiej drodze do wolności pisał w paryskiej "Kulturze" w 1969 r., że opiera się na trzech zasadach: wierze, że naród polski nie wyrzeknie się prawa do wolności i do samostanowienia i że mimo ucisku komunistycznego pozostanie sobą. Drugim elementem była wiara, że porządek jałtański nie może być trwały. Trzecim przekonanie, że działania w Kraju muszą iść w parze z działaniami na emigracji, która jest krajowi potrzebna. Andrzej Świdlicki (PAP)
*
*
*
3go marca 2013 r. w Londynie odbyła się uroczysta Msza Św. w kościele św. Jana Ewangelisty na Putney w intencji śp. Kazimierza Sabbata harcmistrza, przedostatniego Prezydenta RP na uchodźstwie. Obok pani prezydentowej Anny Sabbat i rodziny uczestniczyły w niej reprezentacje organizacji polskich, młodzież harcerska ze sztandarami, oraz grono instruktorskie z przewodniczącą ZHP hm. Teresą Ciecierską.
10
Od „Wisły” do „Bałtyku” i dalej… W tym roku Chorągiew Harcerek w W. Brytanii obchodzi 70-lecie swego powstania. Specjalny „Dzień Chorągwi” odbył się 2-go maja w ośrodku polskim Luxton Hall. Dzień był pogodny, w programie wspaniałe zajęcia, sporty i miła koleżeńska atmosfera. Przy tej okazji warto przypomnieć, że początki Harcerek w W. Brytanii sięgają jeszcze lat wojennych. W grudniu 1940 r. w Szkocji, gdzie gromadzi się wojsko polskie, a wśród nich instruktorzy harcerscy, powołany zostaje Naczelny Komitet Harcerski, którego Przewodniczącą jest Olga Małkowska. 13-maja 1943 r. powstaje Komenda Harcerek w W. Brytanii, a jej komendantką jest hm Helena Grażyńska. Wkrótce po tym zostaje powołany Obszar Brytyjski ZHP. Ale właściwym momentem rozpoczęcia pracy harcerskiej jest prowadzony przez dhnę Grażyńską obóz w Silecroft Lake District w sierpniu 1943 r., w którym uczestniczy 21 harcerek z Londynu uczących się w różnych angielskich internatach. Po zakończeniu obozu dhna Grażyńska prowadzi z nimi pracę korespondencyjnie, wysyłając listy obiegowe z zadaniami i pytaniami, do których harcerki dopisują odpowiedzi i swoje myśli i wysyłają je dalej. W naszych archiwach zachowało się kilka z tych historycznych listów. Tak powstała pierwsza drużyna harcerek „Wisła” im. Królowej Jadwigi, która była początkiem Hufca Harcerek „Bałtyk”, a następnie Chorągwi. W listopadzie 1946 r. Chorągiew Harcerek liczyła 119 członkiń w czterech hufcach, w tym „Bałtyk” z hufcową Ewą Gieratową. 1948 r. powstaje – najpierw pod kierunkiem hm Heli Sadowskiej, a następnie Jadzi Chruściel – drużyna wędrownicza „Jantar”, z której wywodzi się szereg naszych „niezbyt starszych” instruktorek, do dziś spotykających się! Takiego „siostrzanego braterstwa”, przyjaźni, radości, a także stałego rozwoju życzymy całej Chorągwi na dalsze lata służby. Redakcja
Dzień Chorągwi – zajęcia sportowe
11
Gdzieś na końcu świata Martinez, Niedziela Palmowa 2013 r. Wydaje mi się czasem, że jedną z bardziej znanych światowych metropolii jest będące stolicą hrabstwa Contra Costa, kalifornijskie, ponad trzydziesto-tysięczne miasteczko Martinez. Może nie jest ono aż tak znane w środowisku amerykańskim, ale to tu bije jedno z wielu porozrzucanych po świecie gorących, polskich, katolickich, harcerskich serc. Zabiło kolejny swój raz i tu w innych miejscach na świecie w Niedzielę Palmową 24 marca 2013 roku. W leżącym przy 909 Mellus Street ośrodku East Bay Polish American Association oraz będącej jego częścią kaplicy Matki Boskiej Patronki Emigrantów, na długo przed rozpoczęciem porannej mszy celebrowanej przez ks. Dominika Ciołka i dk. Witolda Cichonia, kręciło się mnóstwo harcerskich mundurów. Przed wejściem stał uszykowany stół z leżącymi na nim a przygotowanymi dzień wcześniej przez członkinie Koła Przyjaciół Harcerstwa palemkami. Z boku ustawiono domowe wypieki a z kuchni dolatywał zapach przygotowywanych potraw wraz z pysznymi domowej roboty pączkami. Harcerskie dzieci sprzedawały palmy, ciasta, aktywnie uczestniczyły w mszy jako ministranci czy też poprzez czytanie liturgii słowa, a także przygotowanej i podzielonej między nie modlitwy powszechnej. W tej wspomnieliśmy między innymi zmarłego kilka dni temu ogromnego społecznika, uczestnika pierwszego zlotu skautingu w Spale, Harcerza Orlego Zdzisława Zakrzewskiego. Cześć Jego pamięci. Gdy skończyła się msza – gdy już cała dziatwa napełniła swoje brzuszki, a my pośród rodziców rozprowadziliśmy kolejne dzieło Bogusi Kizior a nasz wspólny tomik „Płomień Deszczu”, a którego sprzedaży dochód przeznaczamy na pomoc polskim harcerzom w Kazachstanie – ukazał się wszystkim najprawdziwszy (wymiarów człowieka kuzyn ponoć dh. Patryka Soji) Zając Wielkanocny. Rozległy się świdrujące uszy dźwięki gwizdka, maluchy pod opieką grona instruktorskiego, harcerek i harcerzy oraz rodziców wyruszyły pieszo do pobliskiego parku na doroczne szukanie pochowanych nie wiadomo przez kogo wypełnionych słodyczami jajek. Ponoć okoliczni mieszkańcy widzieli kręcących się po parku wędrowników i wędrowniczki, ale to chyba tylko plotka. Kolumna dzieci, rodziców, babć i opiekunów dotarł na miejsce. Rozpoczęła się wielka przygoda szukania tychże jajek pochowanych w trawie, pomiędzy gałęziami, pod ławkami i w wielu innych zakamarkach. Euforia przy takiej ilości uczestników nie trwała długo. Wydmuszki 12
zostały wyzbierane doszczętnie. Każdy kto znalazł mniej otrzymywał od ochotników – których nie brakowało – tyle aby nie był smutny i by wszyscy mieli mniej więcej tyle samo. Wszystkie buzie się uśmiechały. Jeszcze tylko harcerki rozdały kolejne słodycze, jeszcze tylko wykonano około sto tysięcy pamiątkowych zdjęć z zającem, jeszcze po tym kochana Alicja Jęczmień (znana miejscowa poetka) umalowała dzieciom zajączkowe buzie i … czas było wracać do kaplicy. To już kolejny rok naszych spotkań. Ten jakby był wyjątkowy. W powietrzu czuło się radość z tego, iż mamy wspaniałego papieża Franciszka, który dokonał już tylu – niewymagających poświadczeń od żadnych lekarzy – cudów. One są w duszach. Jak co roku ogromna rzesza ludzi skupiona przy miejscowym ZHP zapewniła wspaniałą oprawę tej niedzieli. Trudno tu wszystkich wymienić. Z pewnością na czele stała niezastąpiona druhna Iwona, której dzielnie towarzyszyły Irena, Agnieszka, Marek, Grażyna, Mirek, Ela, Janusz, Beata, Małgosia i Gosia, Marzena, Henryka i Halina oraz całe mnóstwo wspaniałych społeczników zarząd ośrodka z Ryszardem Mleczko na czele włączając. Wkrótce sobotnia harcerska warta przy grobie Jezusa, święcenie przyniesionych koszyczków i Święta Wielkanocne. Wesołych Świąt życzę od wszystkich z tego kawałka (słonecznej), polskiej ziemi.
Martinez, niedziela 7 kwietnia 2013 roku Gdy o godzinie dziesiątej trzydzieści rano hejnał zapoczątkował odsłanianie obrazu Matki Boskiej Częstochowskiej w kaplicy jej imienia – patronki emigrantów, sala wypełniła się wprowadzanymi przez harcerzy sztandarami, ich mundurami, parafianami oraz ubranymi w granatowe marynarki dwoma kombatantkami II wojny światowej. Była to szczególna msza odprawiana przez ojca jezuitę Dominika Ciołka za zamordowanych przez Sowietów w Katyniu, a także za żyjących i zmarłych członków rozwiązanego tak jak i wszystkich innych decyzją władz głównych, koła numer 49 Stowarzyszenia Polskich Kombatantów. Ci kiedyś wypełniali całe rzędy ławek, teraz pozostał ich zaledwie garstka, będąca nadal przykładem bohaterstwa. Z boku przed ołtarzem z lewej strony ustawiono obraz Matki Boskiej Katyńskiej, z drugiej zdjęcia 96 poległych w Smoleńsku i mnóstwo kwiatów. Pod ścianą po prawej stronie zajął miejsce chór kierowany przez Leszka Jaszczolta, który uświetnił całą uroczystość. Pośród obecnych byli przybyli na ten weekend na doroczną 13
odprawę hufcowi: ze wschodniego wybrzeża USA – phm. Adam Horelik, Chicago – -hm. Zygmunt Figil, Detroit – hm. Piotr Skorupka, a także z zachodniego wybrzeża hm. Patrycjusz Grobelny. Oprócz wymienionych była także hufcowa hufca „Mazowsze” wraz z mężem przewodniczącym Zarządu Okręgu USA – harcmistrzostwo Ania i Zbyszek Pisańscy. Trzeba wymienić także przybyłego z Connecticut zastępcę komendanta chorągwi USA phm. Grzegorza Horelika oraz przybyłych z Chicago zastępcę hufcowego – hm. Stanisława Rafalika, namiestnika zuchów – pwd. Krzysztofa Fideckiego, namiestnika harcerzy – pwd. Tomasza Brodowskiego oraz nasze miejscowe grono instruktorskie: phm. Kasię Grobelną, hm. Grażynę Winkel, hm. Iwonę Urbaniak, pwd. Agnieszkę Soję, phm. Artura Wilczkowiaka oraz phm. Adama Wardę. Podczas mszy młodzież harcerska czytała ewangelię, wznosiła modlitwy wiernych za poległych w Katyniu, w Smoleńsku, za Polonię, Polaków, młodzież, harcerstwo oraz za zebranych tego dnia w tym miejscu. Na zakończenie ALICJA JĘCZMIEŃ zadeklamowała napisany przez siebie specjalnie na ten dzień wiersz:
„Znicz Pamięci Katyńskiej” Kwiecień pola otoczył i łąki, wiosny tchnienie wyścielił zielenią, Nowe życie wyrywa się z gleby, już gdzieniegdzie maki się mienią. ………………….. Trochę dalej czarne chmury zawisły, las katyński w osłupieniu stoi, Drzewa szumią kołysankę ostatnią, ziemia drży i cała się boi. Przyjdą zaraz straceńcy niewinni, ustawieniu w szeregu nad grobem, Oczy wzniosą z ufnością do Boga, zanim śmierć wypali im w głowę. Jak komary ginęli, lub mszyce: oficerowie, artyści, pisarze! Inteligencja narodu naszego! Tej zbrodni sowieckiej – czas nie wymarze! Ta ziemia chowa polskich kości prochy, krwawi boleścią nawskroś zbroczona, Ściśnięta trwogą mordu okrutnego, będzie nam na wieki biało-czerwona. Tą gorycz przeszłości ożywiać potrzeba i hołd poległym oddawać koniecznie, Młodych ostrzegać przed wroga spiskami, aby znicz pamięci palił się wiecznie.
14
Czuwaj! Ryszard Urbaniak hm.
STANY ZJEDNOCZONE:
14 IV 2013 pod pomnikiem Katyńskim na cmentarzu św. Wojciecha pod Chicago odbyły się obchody upamiętniające 73. Rocznicę Zbrodni Katyńskiej i 3. Rocznicę katastrofy Smoleńskiej. Delegacja harcerska złożyła wieniec ku pamięci Prezydenta hm RP Ryszarda Kaczorowskiego. Pomnik jest projektem i pracą p. Wojciecha Seweryna, który także zginął w katastrofie Smoleńskiej w drodze do Katynia.
15
Bł. ks. phm STEFAN WINCENTY FRELICHOWSKI część 2
SŁUŻBA i MĘCZEŃSTWO Z wybuchem wojny ks. Stefan pozostał na swoim stanowisku kapłana i harcerza do chwili aresztowania. 7-go września 1939 r. wojska niemieckie wkroczyły do Torunia. Na kilka dni przed rozpoczęciem wojny na odprawie wyższych dowódców wojskowych Hitler żądał „likwidacji polskiej warstwy kierowniczej, a szczególnie polskiego duchowieństwa.” Pierwsze aresztowanie ks. Stefana Wincentego Frelichowskiego nastąpiło II września 1939. Po krótkim zwolnieniu, w czasie masowych aresztowań ludności polskiej, w październiku, nastąpiło jego drugie aresztowanie. Ks. Stefan został osadzony w Froncie VII twierdzy toruńskiej pochodzącej z czasów pruskich. Warunki tam były okropne. „Ludzie wzywani na przesłuchanie wracali straszliwie pobici, zmaltretowani, załamani, pozbawieni wszelkich złudzeń, że wydostaną się na wolność – wspomina jeden z księży. Ogarniało przygnębienie, apatia i szara beznadziejność. Nie zdawaliśmy sobie jeszcze wtedy sprawy, że to są właśnie najgroźniejsze choroby obozowe.”
TORUŃSKI FORT VII W Forcie było około 40 księży. Pracy duszpasterskiej przewodził nasz Wicek. Wszędzie go było pełno, a najwięcej tam, gdzie najbardziej potrzeba było pomocy i pociechy. Ks. Stefan Wincenty dostawał się do poszczególnych pomieszczeń fortecznych dzięki swej pracowitości oraz swemu sprytowi, był m.in. pomocnikiem lekarza, piekarza, jeszcze innym razem pracował przed fortem przy czyszczeniu koców. Wykonywał najróżniejsze czynności tylko po to, aby dotrzeć do innych osób. W tych skrajnych warunkach otworzył się całkowicie na potrzeby drugiego człowieka. Z głębokim przekonaniem wcielał w swoją duszpasterską służbę słowa, które zapisywał w pamiętniku przed święceniami kapłańskimi: Należy każdego człowieka, jaki nam stanie na drodze, wziąć pod swoją opiekę, okazać zainteresowanie jego duszą i potrzebami. Ze wspomnień świadków wynika, że już od pierwszych dni niewoli ks. Frelichowski podnosił na duchu załamanych, zagrzewał do żywej wiary, do ufności Bogu. Mówił:
16
My jesteśmy w obozie potrzebni, Bóg nas tu zaprowadził. Jak by się czuli bez nas w obozie świeccy, bez pociechy, bez sakramentów świętych, bez przykładu. My jesteśmy tu potrzebni. Ks. Frelichowski organizował też kółka modlitewne, pogadanki na tematy religijne, historyczne, społeczne, a wszystko w celu podtrzymania na duchu coraz bardziej przygnębionych więźniów. Już w toruńskim forcie zaczęła lgnąć do niego młodzież. Za jego radą próbowała ona walczyć z beznadziejną melancholią poprzez organizowane różnych wieczorków towarzyskich, które pozwoliły im przezwyciężyć smutek. Ks. Stefan Wincenty przyciągał ludzi młodych tym, iż był naturalny, nie myślał tylko o sobie, lecz wręcz przeciwnie, bezinteresownie pomagał innym. Potrafił mówić na tematy religijne z zapałem, który zawsze przyciągał mu dużo słuchaczy. I przede wszystkim młodzi garnęli się do niego, a on nie szczędził trudu, by ich szukać. Ks. Stefan Wincenty słuchał również spowiedzi św., a konspiracyjnym konfesjonałem stała się piekarnia forteczna. Jeden ze współwięźniów wspominał: Była w Forcie VII na piętrze ciemna sklepiona piekarnia, tuż za piecem za ścianą było trochę miejsca, gdzie Wicek słuchał spowiedzi. Chłopcy i mężczyźni po omacku szli do kąta piekarni. Tam czekał człowiek, który z Bogiem jednał dusze. Ks. Frelichowski już od pierwszych dni niewoli zdawał praktyczny egzamin z tego, czego nauczył się w harcerstwie. Starał się roztaczać opiekę nad ludźmi chorymi, pobitymi, słabymi. Ciekawa jest jego idea zorganizowania „zakładu fryzjerskiego”. Przypomnijmy, że w forcie co jakiś czas odbywały się rewizje osobiste. Podczas pierwszej więźniom skonfiskowano wszystkie przedmioty codziennego użytku, takie jak: scyzoryki, papierosy, tytoń, zapałki, żyletki, przybory do golenia. Duchownym zabrano brewiarze i modlitewniki, jednak nie zwrócono uwagi na różańce. U ks. Frelichowskiego zachował się cudem przemycony mszalik, z którym nigdy się nie rozstawał. W sobie tylko wiadomy sposób udało mu się zdobyć nożyczki, mydło i przybory do golenia. Pamiętam dziś jeszcze – wspomniał jeden z księży – ile to podziękowań otrzymał i jaką sobie zaskarbił wdzięczność wszystkich za tę drobną niepozorną przysługę.
*
*
*
W styczniu 1940 r. wspólnie z innymi kapłanami i inteligencją ks. Frelichowski został wywieziony, ciężarówkami po zamarzniętej Wiśle, do przejściowego obozu Nowy Port Gdański, a stamtąd w tym samym roku do obozu koncentracyjnego Stutthof koło Gdańska. W Stutthof w ogromnym zimnie, głodzie i wyniszczającej pracy egzystowali do kwietnia 40 r.
17
Zima 1939-1940. Transport po zamarzniętej Wiśle
STUTTHOF - PIERWSZA MSZA ŚW. Podniosłym i niezwykłym wydarzeniem w stutthofskim obozie było zorganizowanie z inicjatywy i dzięki staraniom ks. Frelichowskiego pierwszej Mszy św. w Wielki Czwartek dnia 21 marca 1940 r. oraz drugiej Mszy św., w Niedzielę Wielkanocną. Odbyły się one w baraku zamieszkałym przez księży w głuchej ciszy półmrocznego poranka z zachowaniem wszystkich środków ostrożności i tajemnicy przed SS-manami. Podczas tej niezwykłej celebry, kapłani leżeli na swoich siennikach, poza księdzem, który siedział okryty kocami i odprawiał Najświętszą Ofiarę. Ks. Frelichowski leżał bezpośrednio przy nim i informował wszystkich o poszczególnych częściach sprawowania Liturgii Eucharystycznej. W celu uniknięcia jakiegokolwiek niebezpieczeństwa, po konsekracji, przekazywano sobie z rąk do rąk ćwiartki Hostii. Aby zdobyć komunikanty, wino mszalne, przedmioty liturgiczne, ks. Stefan Wincenty nawiązał kontakt ze współwięźniami pracującymi w tzw. komandach zewnętrznych i więźniami żydowskimi aresztowanymi na terenach Gdańska, a także przy współpracy z wtajemniczonymi duchownymi, którzy mieszkali w tym samym baraku. Według świadków, wzruszenie podczas celebrowania tych dwóch nielegalnych Mszy św. było ogromne, szczególnie po przyjętej Komunii św., która dla wielu okazała się ostatnią. Nie wiem, kiedy w życiu przyjęliśmy Chrystusa do duszy – wspomniał jeden z księży – z większą miłością i oddaniem niż w ten Wielki Czwartek. Za to wszystko otoczyliśmy Wicka całą naszą miłością, bo już od pół roku nie byliśmy na Mszy świętej.
18
*
*
*
W kwietniu 1940 r. więźniowie zostali wywiezieni w głąb III Rzeszy do obozu Sachsenhausen koło Berlina. W połowie grudnia rozkazem Himmlera ponad 500 księży z Sachsenhausen i setki duchownych z innych obozów zgromadzono w Dachau, najstarszym obozie koncentracyjnym Niemiec. Dachau powstał koło Monachium jeszcze w 1933 r. i przeznaczony był przez reżym nazistowski do eksterminacji Żydów, duchownych i komunistów. W 1940 r. było tam ponad 22000 więźniów, w tym 953 duchownych. Ks. Stefan Wincenty Frelichowski przebywał w Dachau do swojej męczeńskiej śmierci 23 lutego 1945 r.
PRACA w DACHAU Wczesną wiosną księża byli zatrudnieni do pracy na tzw. plantacjach, gdzie uprawiali zioła lecznicze i obozowy ogród. Praca ta odbywała się w każdych warunkach atmosferycznych nadzorowana przez brutalnych kapo i SS-manów. W latach 1940/1941 ginęło tam bardzo wiele osób, ponieważ w strasznych warunkach należało osuszyć bagna i karczować las, aby mogły powstać na tym surowym terenie pola ogrodnicze. Wszystkie roboty w obozowym ogrodzie wykonywano ręcznie. Ludzie umierali tam bez względu na wiek. Ks. Bolesław Kunka zapamiętał, iż na wiosnę 1941 r. pracował w ogrodzie wspólnie z ks. Frelichowskim. Wspominał: Wypadło nam obok siebie kopać łąkę. Podczas tej pracy prowadziliśmy rozmowy. Częstym i ulubionym dla ks. Frelichowskiego przedmiotem naszych rozmów były sprawy religijno-moralnego uświadamiania i wychowania młodzieży. W wypowiedziach swych ujawniał głęboką i żywą wiarę, a pracę chętnie przeplatał wspólną modlitwą, w której szczerze i serdecznie brał udział. Wobec naigrawań i szykan ze strony niektórych kapów, komandofuhrerów i esesmanów, wykazywał wielką równowagę i pogodę ducha. Podczas wykonywania pracy kapłani w miarę możliwości odmawiali modlitwy: różaniec, rozważali poszczególne stacje Męki Pańskiej, śpiewali godzinki. Na plantacjach ks. Frelichowski zawsze, kiedy tylko pozwalały na to warunki, inicjował wspólne modlitwy. Było to jednak uzależnione od tego, czy nie było chwilowo wśród nich kapo. Spowiedź św. odbywała się w wielkiej tajemnicy np. podczas spaceru.
WŚRÓD CHORYCH W 1941 r. w obozie pojawiły się plagi robactwa, głównie wszy, ludziom dokuczał dodatkowo świerzb. Dezynfekcje nie skutkowały, ponieważ przez cały czas nadchodziły do obozu nowe transporty. Ponadto w Dachau zniewoleni dostawali bieliznę po owrzodzonych i zarażonych świerzbem więźniach. Księża, tak jak i inni, poddawani byli pseudomedycznym doświadczeniom.
19
Operacje w większości wykonywali absolwenci dwuletniej akademii medycyny SS. W rzeczywistości praktykowali oni na żywych ludziach, którzy często po operacji umierali. Ogółem przez stację malaryczną w Dachau przeszło około 1100 osób, w tym 222 polskich kapłanów. W obozowym szpitalu, tzw. rewirze, pielęgniarze nieludzko odnosili się szczególnie do polskich księży. Zdarzały się jednak i wyjątki. Ks. Stefan Wincenty dostał się do pomieszczeń rewirowych dość wcześnie, dzięki bardzo dobrej znajomości z pewnym polskim lekarzem, który zapisał go do szpitala z fikcyjną chorobą gruźlicy. Ponadto miał on znajomych i przyjaciół nawet wśród „zatwardziałych komunistów”, warto również podkreślić fakt, że jego pełna poświęcenia praca wśród chorych z czasem zjednała mu również pracujących tam SS-manów, co niewątpliwie ułatwiło mu przemieszczanie się po całym rewirze. Chorzy otrzymali więc upragnionego duszpasterza, by przed śmiercią móc pojednać się z Bogiem i przyjąć Najświętszy Sakrament. Ks. Stefan Wincenty swoją duszpasterską służbą starał się objąć wszystkich, nieważne było wyznanie, narodowość czy światopogląd, dla niego najważniejszy był drugi cierpiący człowiek. Przebywając wśród chorych oczywiście nie mógł pozostać zdrowym, sam również chorował. Zima 1942/1943 r. była bardzo mroźna i śnieżna, temperatura spadała nawet do minus 35 stopni C. Przez 6 tygodni, od dnia 31 stycznia do dnia 15 marca 1943 r., obóz był zamknięty z powodu epidemii tyfusu brzusznego. Najgorsze było to, że chorym: Nikt nie spieszył z pomocą, bo każdy miał dość kłopotu z samym sobą. Wicek dopiero teraz znalazł się w swoim żywiole. Jego młodzi przyjaciele torowali mu w rewirze wszędzie drogę, aż do najbardziej izolowanych części szpitala. Chodził tam, pocieszał, spowiadał, roznosił Komunię św. Iluż to ludzi i osób świeckich wspominało później wiecznie pogodnego Frelichowskiego, który sam chory, innych na duchu podnosił i podtrzymywał. Umiał wyczuć potrzebę bliźniego, wiedział co w danej chwili powiedzieć, aby dodać cierpiącym wewnętrznej pociechy. Gdy był już zdrowy widziano go jak przekradał się do rewiru z lekarstwami, jedzeniem i Komunią świętą. Często oddawał swoją rację chleba, tak aby w ten sposób wymienić go na maść lub inne leki. Nieustannie pomagał chorym i umierającym.
20
MODLITWA Ks. Frelichowski często w tych chwilach umacniał kapłanów mówiąc: Módlcie się, bracia! Módlcie się w zwątpieniu waszym! Módlcie się, choć wam się wydaje, że wszystko na próżno, że już nic nawet Bóg wam nie pomoże. Modlitwa przynosiła ukojenie i odprężenia, a także, jak twierdzą byli więźniowie, pozwalała psychicznie przetrwać obóz. Wiara jednego człowieka potrafiła uratować życie wielu osobom. Ludzie niewierzący, dzięki świadectwu wierzących, często na nowo odnawiali w swoim życiu Boga. W najtrudniejszych chwilach obozowych jedna iskierka dobra rozpalała w wynędzniałym człowieku siłę do dalszego życia… Tak wspominali ks. Wicka koledzy: W ciągu dnia mało było czasu na pogawędki. Każdy z nas był zajęty pracą i to w innym Komandzie. Za to wieczorem, choć utrudzeni codzienną pracą, udręczeni psychicznie i moralne, leżąc obok siebie przedzieleni tylko wąskim gankiem, w sypialni cichym szeptem wzajemnie się pocieszaliśmy i na duchu podnosiliśmy. Z owych wieczornych rozmów duchowych wyczułem jego pogodę ducha (zawsze uśmiechnięty), jego skromność (bardzo mało o sobie mówił), pokorę, poddanie się we wszystkim woli Bożej oraz chęć służenia bez reszty Bogu poprzez czynną miłość bliźniego, co do duszy i ciała… Gdy już wszyscy leżeli na obozowych pryczach, ks. Stefan Wincenty modlił się słowami brewiarza, przełożonymi na język ojczysty i swoimi słowami. Było to proste, szczere i piękne. W swej żarliwości miał zazwyczaj do zwykłych formuł modlitewnych lub wezwań litanijnych wstawiać dodatki od siebie, ilustrujące ów płomień, który w nim się żarzył. Każdy, kto słyszał te modlitwy, wiedział dobrze, że modlitwa ta płynie z duszy bardzo ściśle złączonej z Bogiem. Uderzała mnie ta Jego modlitwa, gdyż nie była ona jakaś taka zwyczajna, szablonowa, ale codziennie inna, zastosowana po prostu do danego dnia w obozie, stale nowa, aktualna na ten dzień. Tą Jego modlitwą i postawą byłem zbudowany.
Z MŁODZIEŻĄ Ks. Frelichowski pomimo zakazów wychodził do osób świeckich, dla których spotkanie z kapłanem było źródłem mocy w walce o życie. Często przybywał w towarzystwie młodzieży, gdyż wiedział, jak negatywnie wpływa na nich życie w obozie. Poprzez swoją naturalność, pogodę ducha oraz optymizm potrafił zaszczepić w nich miłość do Boga i Ojczyzny. W jednym ze swoich listów pisał: wczoraj był dzień młodzieży. O nią najbardziej chodzi w tym wszystkim,
21
co dzisiaj się dzieje. O niej myśli się często i ona ma to, co każdy człowiek, gdy poznał czas studiów i przyjemności, gdy poznał czas bezlitosnej pracy i stałej biedy. Oby zapanowały w niej mimo to radosne usposobienie i odwaga w jej wolnych godzinach i także w pracy, takie usposobienie, którego podstawą jest poczucie ofiary dla najwyższych wartości i Bożego porządku. Młodzież wiedziała w nim nie tyle księdza, ale przede wszystkim swojego przyjaciela. Na podstawie zarządzenia Himmlera z dnia 6 stycznia 1943 r. dzieci i młodzież „bezwartościową rasowo”, które zostały zatrzymane podczas walki Niemców z partyzantami, wysyłano do obozów koncentracyjnych. W Dachau przebywało około 1400 polskich uczniów gimnazjalnych, większość z nich pochodziła z miasta Łodzi, pozostali z Warszawy i województwa poznańskiego. Ks. Bernard Czapliński był kiedyś świadkiem pogadanki ks. Frelichowskiego z młodzieżą w Totenkammer. Koszmarne to otoczenie dało Wickowi na tym zebraniu punkt wyjścia do przepięknej gawędy o duszy ludzkiej. Zazdrościłem mu tej umiejętności przechodzenia od rzeczy małych do spraw poważnych. U niego było to wszystko tak proste i naturalne, że dla chłopców słuchających go, słowa Wicka były oczywiste i przyjmowane chętnie i z zapałem. Po wyzwoleniu Inny ksiądz wspomniał: miał dziwny sposób wpływania na młodzież. Umiał ją przekonać, że nie życie wygodne, łatwe, przyjemne prowadzi do Boga i ubogaca osobowość i drugich, ale życie w koszmarach obozowych, twardych, pełnych ofiary, zaparcia się siebie, wyrzeczeniach, wielkoduszności, ono dopiero rzeźbi charakter i ubogaca osobowość. Ponadto Stefan Wincenty myślał nad tym, aby zaszczepić u ludzi młodych ducha do nauki. Wielokrotnie zwracał się do różnych księży, z prośbą przekazywania swojej wiedzy innym. Ks. Frelichowski cudem zdobył niemiecki podręcznik szkolny do matematyki, dzięki któremu możliwa była w miarę systematyczna nauka przedmiotu.
EPIDEMIA Podczas epidemii tyfusu plamistego, jak zawsze ks. Frelichowski był z chorymi. Kiedy jeszcze nikt z księży nie myślał, aby tam chodzić z posługą duszpasterską, on pod osłoną nocy przedzierał się przez zasieki i druty kolczaste. W ten sposób wielu cierpiącym ludziom dostarczał lekarstw oraz Komunię św., o którą bardzo proszono. Dzięki niemu kapłani dowiedzieli się, jakie dantejskie sceny
22
dzieją się na zarażonych epidemią blokach. Ludzie cierpiący straszne męczarnie pragnęli spotkać kapłana, który mógłby pojednać ich z Bogiem. Oto wspomnienia jednego ze świadków: Przychodzi tu do nas codziennie. Tyle godzin przebywa wśród nas chorych. Spójrz, w jakiej niewygodnej pozycji musi spowiadać. Prawie leży, wsparty na jednym łokciu i szepce ostatnie słowa pociechy na drogę wieczności […]. Już od kilku dni obserwuję go pilnie. Przesuwa się z jednego łóżka na drugie, zdaje się być obojętny na to, kogo napotyka. Czy to wierzący czy nie, równie pogodnie, z namaszczeniem z każdym nawiązuje rozmowę. Ks. Stefan zaraził się tyfusem plamistym. Po wielkich cierpieniach zmarł w nocy 23 lutego 1945 r. na dwa miesiące przed wyzwoleniem obozu. Jego ciało przyjaciele ułożyli w drewnianej skrzyni, przykryli białym prześcieradłem i – co było wprost niesłychane w obozowych warunkach – kwiatami zebranymi potajemnie z obozowych plantacji. I tak w ciszy i tajemnicy oddawali mu cześć – świeccy i duchowni. Już wtedy wiedzieli, że żegnają świętego człowieka i kapłana. Fragmenty z książki Roberta Zadury „Błogosławiony ks. Stefan Wincenty Frelichowski (1913-1945) Opracowanie B. Bienias hm BEATYFIKACJA – 7-go czerwca 1999 r. w Toruniu Ojciec Święty JP II podczas uroczystej Mszy Św. ogłosił ks. Frelichowskiego beatyfikowanym. W procesji z darami idą harcerze i cudownie uzdrowiona karmelitanka.
23
KOMENDANT POZIEMNEJ WARSZAWY Pod tym tytułem ukazała się w Warszawie książka poświęcona legendarnemu dowódcy Powstania Warszawskiego generałowi Antoniemu Chruścielowi, ps „Monter”. Autorem książki jest historyk dr hab. Andrzej Krzysztof Kunert, sekretarz Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa. Na promocję książki w Domu „Wspólnoty Polskiej” przybyła z St. Zjednoczonych druhna Jadzia Chruściel, córka generała, nasza znana i ceniona instruktorka. Zabierając głos podczas promocji książki autor jej podkreślał, jak ważne jest przypominać kolejnym pokoleniom Polaków o życiu i dokonaniach gen. Chruściela m.in. dlatego, że po 2giej wojnie św. władze komunistyczne czyniły wszystko , aby pamięć o nim zakłamać i wymazać ze świadomości społecznej. Książka przedstawia życie generała: jego młodość, działalność w odrodzonym wojsku polskim, udział w wojnie 1939 r., następnie konspirację, przygotowania przed godziną „W” i dowodzenie w Powstaniu Warszawskim. Po kapitulacji Powstania gen. Chruściel przebywał w obozach jenieckich w Niemczech. Po wyzwoleniu pozostał na emigracji w Londynie, a w 1956 r. wraz z rodziną wyjechał do St. Zjednoczonych, gdzie zmarł w 1960 r. W 2004 r. jego prochy zostały sprowadzone do Polski i z honorami wojskowymi pochowane na Cmentarzu Wojskowym na Warszawskich Powązkach. Jego grób jest stałym miejscem odwiedzin szczególnie w czasie uroczystości powstańczych 1go sierpnia. W „Parku Wolności” przy Muzeum Powstania Warszawskiego na ścianie pamięci jest zainstalowany dzwon o nazwie „Monter” Dhna Jadzia Chruściel podpisuje książki o swoim ojcu
Dhna Jadzia podpisując książki o swoim ojcu powiedziała: „To dzieło jest bardzo ważne dla mnie i dla przyszłych pokoleń.” Trzeba, abyśmy i my się z tą książką zapoznali i spopularyzowali ją wśród młodszej generacji naszych harcerek i harcerzy.
Redakcja „Komendant Podziemnej Warszawy” Andrzej Krzysztof Kunert, wyd. „Świat Książki” 24
W CHOŁDZIE BOHATEROM 23-go lutego br w Sali Malinowej POSK’u w Londynie mieliśmy okazję uczestniczyć w następnym spotkaniu ku czci i dla upamiętnienia żołnierzy polskiego podziemia antykomunistycznego tzn. Żołnierzy Wyklętych. Rok temu był nim rotmistrz Witold Pilecki, a w tym roku generał August Emil Fieldorf, ps. „Nil” w 60-tą rocznicę jego śmierci. Organizatorką obydwóch spotkań jest niestrudzona dhna Grażyna Pietrykowska, która do współpracy wciągnęła młodych ludzi z założonego przez siebie kręgu starszo harcerskiego „Nadzieja”. Na spotkaniu ,przy pełnej Sali, został wyświetlony przyjmujący film Ryszarda Bugajskiego o powojennych losach gen. „Nila”, jego aresztowaniu i męczeńskiej śmierci w więzieniu na Mokotowie. Według opinii obecnego na Sali ks. prałata Wyszowadzkiego ten film, mimo jego wstrząsającej treści, powinien być wyświetlany w polskich szkołach sobotnich – aby, z pomocą obrazu, historia mogła wryć się w pamięć i serce. Taki właśnie cel przyświecał organizatorce. Spotkanie odbyło się z udziałem wybitnego historyka prof. dr hab. Wiesława Jana Wysockiego, autora biografii: „Rotmistrz Witold Pitecki” oraz „Nil – generał August Emil Fieldorf (1895-1953)”. Książki sprzedawane były na miejscu, a dochód ma być przekazany do Instytutu Pamięci Narodowej z przeznaczeniem na ekshumację i identyfikację Żołnierzy Wyklętych, których w latach 50-tych grzebano na Powązkach na niedawno odkrytej, tzw. „Łączce”. W dalszej części spotkania młodzi z kręgu „Nadzieja” uczestniczyli w rozmowie z profesorem Wysockim – w pytaniach i odpowiedziach przeplatanych śpiewem pieśni patriotycznych. W przyszłym roku druhna Grażyna planuje uczcić pamięć majora Zygmunta Szendzielarza, „Łupaszki”. Życzymy powodzenia!
Redakcja
25
hm. Marta Golubiec, Seattle, USA
NASZE SMUTNE ŚWIĘTA NARODOWE Często zastanawiam się dlaczego lubimy głównie obchodzić smutne rocznice, dlaczego groby są tak ważne i dlaczego nie obchodzimy radosnych świąt narodowych. Wielkie tradycyjne święta narodowe, np. Konstytucja Trzeciego Maja i Święto Niepodległości 11go Listopada są na całym świecie uroczyście obchodzone na akademiach, na których wciąż wspomina się smutne wydarzenia z historii Polski. Są również rocznice Katynia, Powstania Warszawskiego i ostatnio doszło święto 1go marca Narodowy Dzień Pamięci Żołnierzy Wyklętych, no i oczywiście smutna rocznica tragicznego wypadku samolotu w Smoleńsku, którą obchodzi część społeczeństwa w Polsce i może część za granicą. Wspomnę na marginesie, że prawdopodobnie ta nasza martyrologia była zapoczątkowana przez Wielką Emigrację i Księgi Narodu Polskiego i Pielgrzymstwa Polskiego, którego autorem był Adam Mickiewicz, ale anonimowo wydał w Paryżu tą maleńką książeczkę własnym kosztem. Martyrologia została tradycją i naszym dziedzictwem. Maleńka ta książeczka jest mało znana i przeczytana przez niewielu. Czy przywiązujemy za dużo sentymentu do tematu grobów? Pamiętam jak z siostrą „robiłyśmy” groby, które stroiłyśmy kwiatami i kwiatkami, i to była nasza zabawa. Ale to był koniec wojny… kilka tygodni temu w czasie wizyty p. Jana Lorysia, Dyrektora Polish Museum of America z Chicago, poruszyliśmy temat ważności grobów w Polsce. Są one tak bardzo ważne i wciąż pielęgnowane przez kilka pokoleń, które jeszcze pamiętają swych przodków. rodziny jeżdżą po całej Polsce na Wszystkich Świętych do grobów rodzinnych, aby zadbać o nie, zapalić świeczki choć raz w roku, i żeby znajomi ich widzieli i o nich dobrze się w przyszłości wyrażali. Ważnym jest elegancko się ubrać w modne ubrania i zachować się poprawnie – czyli bardzo smutno. W naszym zakątku Stanów Zjednoczonych, w Seattle, jest inaczej. Jest coraz mniej zakładów pogrzebowych, a w sprzedanych zakładach mieszczą się biura adwokackie, gabinety dentystyczne itp. Cmentarze kurczą się i diecezja nasza wysyła listy i dzwoni namawiając wiernych na zakup działek na cmentarzach. Część jednego z większych cmentarzy obecnie jest ogromnym parkingiem dla samochodów. Obecnie rozpowszechniane są tzw. „celebracje życia” zmarłego, na których się wspomina kim ten człowiek był, co zrobił w życiu dla innych etc., w miłym gronie rodziny, przyjaciół, znajomych i sąsiadów. Prochy są w eleganckiej urnie i jest wiele zdjęć i pamiątek zmarłego do oglądania. Większość rodzin zamawia cichą mszę świętą w swoim kościele. Prochy często są rozsypywane w górach lub na morzu. Dowodzi to o tym, że tradycyjny pogrzeb, czyli zakład pogrzebowy, zawiezienie trumny do kościoła na mszę żałobną i później na cmentarz oraz spuszczanie trumny do wykopanego grobu powoli zanika i przechodzi do historii. Podam cytat, który wszyscy znamy: „Z prochu powstałeś i w proch się obrócisz”.
26
Wrócę teraz do tematu obchodów narodowych! Czy nie powinno być wprowadzone święto narodowe celebrujące wielki sukces SOLIDARNOŚCI? Nie wiem dlaczego nie obchodzimy rocznicy tego wspaniałego ruchu społecznego, który nie tylko wyzwolił Polskę, ale i miał ogromny wpływ na resztę krajów zza tzw. Żelaznej Kurtyny. Zmieniła się mapa Środkowej i Wschodniej Europy, po raz pierwszy Ukraina i Białoruś są niepodległymi państwami i Związek Radziecki wreszcie się rozpadł. Warto się zastanowić nad tym tematem. W Seattle obchodziliśmy elegancko 25-lecie SOLIDARNOŚCI, na którą to okazję zaprosiliśmy dostojnych gości z Urzędu Miasta Seattle, Powiatu King i Uniwersytetu Washington i p. Konsul RP Paulinę Kapuścińską. Elegancko uhonorowaliśmy byłych przywódców tego wspaniałego ruchu i podziękowaliśmy im za ich ogromną odwagę, poświęcenie i patriotyzm. Pani Urszula Kubik, jedyna kobieta w gronie internowanych i więzionych podeszła do mnie po programie i powiedziała: „Nikt nam nigdy nie podziękował…”, i wówczas podziękowała mi za wyrażone przeze mnie słowa wdzięczności co mnie bardzo wzruszyło. Jej krótkie zdanie było dla mnie szokujące! Czy może jesteśmy narodem niewdzięcznym, czy mamy tak krótką pamięć? Poza wyzwoleniem Polski sądzę, że gdyby nie SOLIDARNOŚĆ nie byłoby ZHPpgK w Seattle, i innych mniejszych miastach w USA, w Południowej Afryce i w wielu krajach Europy; nie byłaby Polska tak wspaniała i wolna jaką jest obecnie. Byli to ludzie odważni, zdesperowaniu po internowaniu i więzieniu, po utracie pracy i braku możliwości znalezienia jakiegokolwiek zatrudnienia, zmuszeni przez „władze” do opuszczenia Polski, „obdarzeni” paszportami w jedną stronę. Zasługą ich jest transformacja, która jest godna wszelkiego podziwu bo z szarego, smutnego kraju, jakby za kratami, powstała Polska wolna, kolorowa, ciekawa, otwarta na świat i, co jest bardzo ważne, będąca członkiem Unii Europejskiej i NATO. Czy my to doceniamy? Czy widzimy tę ogromną różnicę pomiędzy Polską PRLu i obecną III RP? Czy doceniamy SOLIDARNOŚĆ? Lubię ten mądry cytat, który tyczy się nie tylko Rodaków w Polsce, ale i mnie i może nas wszystkich?
„urodzony w niewoli, okuty w powiciu, ja tylko jeden taki sierpień miałem w życiu” * *XI Księga Pana Tadeusza na Nowo Odczytana. Jan Pietrzak
27
LISTY Dhna hm. HANKA GRABIŃSKA z Warszawy pisze: „Po pogrzebie śp. Zofii Nikiel, która prowadziła zespół „Wędrowniczek po Zachodnim Stoku” od śmierci śp. Zofii Florczak, druhny instruktorki ZHP zaproponowały spotkanie podobne jakie było po śmierci dhny Hanki Szolc. Odbyło się ono 24 lutego najbliższym Dnia Myśli Braterskiej u Aldony Kraus, która od śmierci Kasi Piskorskiej w katastrofie smoleńskiej udziela nam swego domu w Koninie. Było nas dwadzieścia kilka osób, od najbliższych Zosi uczestniczek Powstania Warszawskiego do młodych z ZHP miejscowego. Wiele o rodzinie i o samej Zosi opowiedziała nam pani redaktor Ewa PolakPałkiewicz” Dhna Hanka pisze, że jak co roku w maju, planują rekolekcje ich zespołu. Dodaje: „Z Jadźką Chruściel byłyśmy w Częstochowie, akurat na pielgrzymkach maturzystów. Młodzież imponująca!” Dhna HELENA KARABASZ z Bydgoszczy: „Dziękuję za 4 „Ogniska” (X-XII 2012), jak zwykle wszystkie artykuły bardzo ciekawe. Z wielką uwagą czytałam hm Ryszarda Urbaniaka „Moje spotkanie z Prezydentem”. My miałyśmy też to szczęście spotkać w 2007 r. w Kielcach Prezydenta hm Ryszarda Kaczorowskiego i też wystarczyła nam ta chwila, aby uwiecznić to spotkanie i krótką rozmowę z Nim w naszej pamięci i w sercu i na fotografii”. Spotkanie z Prezydentem „Wędrowniczek” po Zach. Stoku, Kielce 2007 r.
28
NA WIECZNĄ WARTĘ Dhna ZOFIA KAMIŃSKA zm. 6 maja 2013 r. w LONDYNIE. Urodziła się 22 stycznia 1943 r. w Teheranie. Z Teheranu Zosia wraz z Mamą przyjechały transportem przez Ahwaz do Afryki. Z Afryki rodzina przyjechała do Anglii, gdzie osiedliła się w Londynie. To tu wstąpiła do harcerstwa i była znana jako „Mrówkojad”. Była pierwszą drużynową drużyny „Willa” w Londynie. Prowadziła obóz na Zlocie w Lilford Park w roku 1960 r., a w 1961 r. samodzielny obóz drużyny w Northwick Park. Była perfekcjonalistką i bardzo dużo wymagała od siebie i czasami od innych. Zosia uczęszczała do Godolphin and Latymer szkoły na Hammersmith. Była bardzo inteligentna, wybitna w nauce i sporcie, w malarstwie oraz w pisaniu wierszy. Do wyboru miała każdy kierunek studiów, ale wybrała psychologię. Pracę doktorską obroniła wcześnie. Po paru latach została wykładowcą w City University. Parę lat temu Zosia przeszłą na emeryturę. Od tego czasu zajmowała się ukochanym ogrodem, jeździła do Walii, opiekując się chorym mężem. Często pisała wiersze do Węzełka. Zdrowie jej się pogarszało i ponad półtora roku temu Zosia przeszła ciężką chorobę z której wyszła. Ostatni jej wiersz napisany parę tygodni temu jest na okładce Węzełka …O Papieżu Franciszku… Kochała naturę i nie pozwalała zabić nawet najmniejszego stworzenia w ogrodzie. Była dobrą matką, przyjaciółką, na której można było zawsze polegać. Miała świetne poczucie humoru i trafnie obserwowała ludzi swoim okiem psychologa. Była bardzo ludzka. Z serdecznym żalem żegnają ją harcerskie przyjaciółki.
Cześć Jej pamięci!
Zosia (z prawej) z Danusią Markel i Janką Lyons
29
W POLSCE 8-go maja 2013 r. odeszła na Wieczną Wartę WANDA SEDLACZEK, ur. 25 marca 1928 r., Harcerka, córka Hm. RP STANISŁAWA SEDLACZKA, założyciela Harcerstwa Polskiego – kryptonim Hufce Polskie. KAZANIE NA POGRZEBIE WANDY SEDLACZEK 13.05.2013 r. WYGŁOSZONE PRZEZ BRATA ks. phm. MARIANA SEDLACZKA (fragmenty) W nekrologu napisano: „Całym życiem służyła Bogu i Polsce.” Te słowa najpełniej wyrażają czym żyła od najmłodszych lat dzieciństwa, poprzez lata młodzieńcze i studenckie, wiek dojrzały, aż do późnej starości; w swojej rodzinie, w pracy zawodowej i w życiu społecznym. Rzeczywiście: „całym życiem” – tzn. od lat dziecięcych aż do starości, i „całym życiem” – tzn. we wszystkim, dosłownie „we wszystkim” co czyniła i czym żyła, służyła Bogu i Polsce. Własny, osobisty interes zostawiała zawsze na boku, pierwszeństwo miało służenie Bogu i Polsce, służenia konkretnie, w trosce o dobro bliźnich. Ona żyła nie dla siebie, a dla innych. 17 maja 1941 r., w Warszawie, Niemcy aresztowali jej ojca, wywieźli go do Oświęcimia, gdzie zginął 3 sierpnia 1941 r. Miała wtedy 13 lat. Podczas okupacji uczęszczała do prywatnego gimnazjum J. Tymińskiej, w Warszawie, oraz do Obowiązkowej Szkoły Zawodowej nr 12, której wydział handlowy stanowił parawan dla działalności gimnazjum w warunkach okupacyjnych. Od wiosny 1942 r. należała do tajnego Harcerstwa Polskiego, które potem przyjęło kryptonim Hufców Polskich i którego pierwszym naczelnikiem był nasz ojciec. W dniu wybuchu Powstania, 1 sierpnia 1944, jej zastęp miał wyznaczoną zwykłą zbiórkę o godz. 16-ej, w mieszkaniu zastępowej, przy ul. Hożej. Tam dowiedziały się, że zastępowa wyszła do pani Dygny Wróblewskiej. Dygna Wróblewska była w Komendzie harcerek Hufców Polskich. Pobiegły więc do jej mieszkania. Tu przekazano im polecenie: „Na razie wracajcie do domów! Szybko! Natychmiast!” Powstanie zaczęło się dwie godziny wcześniej, niż to było wyznaczone, bo Niemcy odkryli w kilku miejscach Warszawy zbierające się oddziały. Dwóch starszych braci Wandy: Stanisław i ja, było w batalionie „Gustaw”, na Woli, Ona z mamą i sześcioletnim bratem Andrzejem zeszły do piwnicy, tak jak wcześniej czynili to wszyscy mieszkańcy stolicy podczas przelotów nad Warszawą samolotów sowieckich. 6 sierpnia Niemcy wtargnęli do kamienicy, gdzie mieszkaliśmy, naprzeciwko kościoła św. Antoniego, przy ul. Senatorskiej 28/30. Kazali wszystkim 30
mieszkańcom wyjść z domu i podpalili go. Na dworze oddzielili mężczyzn od kobiet z dziećmi. (…) Opuszczając mieszkanie siostra zabrała plecak wcześniej przygotowany z pamiątkami rodzinnymi: fotografiami z naszych lat dziecinnych i harcerskimi ojca, od roku 1916 (!), korespondencją ojca od roku 1920 do 1939 i innymi. To wszystko ocalało, wyniesione przez nią z płonącej Warszawy. Minąwszy kościół Wszystkich Świętych na placu Grzybowskim, szły niemal dosłownie po kostki we krwi (…) W pierwszym tygodniu Powstania Niemcy wymordowali na Woli około 50 tysięcy mieszkańców. Przypomina to dzisiaj pomnik Męczenników Warszawskiej Woli. Nieprzeliczony tłum kobiet i dzieci doprowadzono pod eskortą do granicy miasta i tu kazano iść dalej, dokąd kto chce, byle jeszcze co najmniej 3 km. Mama uważała, że należy iść jak najdalej, nie zatrzymując się, jak to czynili niektórzy, pragnący wrócić do pozostawionych domów. Okazało się to trafną decyzją, bo po kilku dniach Niemcy wyszukiwali Warszawiaków i wywozili do obozu w Pruszkowie. W Poznaniu, cytadela, ostatni punkt niemieckiego oporu, poddał się 23 lutego 1945 r. Niedługo potem Wanda przyjechała zobaczyć w jakim stanie znajduje się nasze mieszkanie opuszczone w 1939 r., przy ul. Wolsztyńskiej 13. Tłok w pociągu był tak wielki, że wraz z innymi pasażerami, jechała dosłownie na dachu wago nu. W mieszkaniu znalazła puste ściany. (…) Rozpoczęło się trudne, powojenne życie. Wanda zapisała się do Gimnazjum i Liceum Sióstr Urszulanek przy Alei Niepodległości. Równocześnie z nauką rozpoczęła pracę w harcerstwie. Wkrótce została drużynową szkolnej drużyny Sióstr Urszulanek. Jest fotografia, chyba z 1947 r. jak na czele drużyny idzie w defiladzie przez pl. Mickiewicza. Po zdaniu matury rozpoczęła studia psychologii, zakończone stopniem magistra. W tym czasie władze PRL likwidowały działalność niezależnego harcerstwa. Z kilku koleżankami zaczęły pomagać ks. Kantorskiemu, wikariuszowi na Wzgórzu św. Wojciecha, w prowadzeniu drużyny harcerskiej jako Rycerstwa Chrystusowego, formy Krucjaty Eucharystycznej. Ks. Kantorski, mój kolega z Seminarium Polskiego w Paryżu, który właśnie wrócił do Polski, wyrażał się z wielkim uznaniem o pracy wychowawczej mej siostry, Wandy. Mniej więcej w tym czasie, z kilku koleżankami-studentkami powiedziały sobie, że nie wyjdą za mąż, aby mieć więcej czasu dla innych. Choć koleżanki 31
później zmieniły zdanie, Wanda pozostała przy pierwszej decyzji i odmawiała wszystkim starającym się, a jak widać na fotografiach z lat studenckich, była śliczną dziewczyną. Po ukończeniu studiów rozpoczęła pracę wychowawczyni w domach ministerstwa sprawiedliwości dla dziewcząt, albo przed wyrokiem, albo po wyroku. Dziewczęta szybko przekonały się, że była im oddana całą duszą, więc dobrze sobie radziła z kłopotami wychowawczymi. (…) Kilka razy zorganizowała wakacje nad morzem dla dzieci brata, żeby bratowa miała czas na ukończenie studiów, bo jak mówiła mama: Na starość dwie emerytury, to nie jedna. Czas mijał. Wanda wyjeżdżała do pracy wcześnie rano i wracała późnym wieczorem. Spostrzegła, że mama spędza czas patrząc w okno, czy Wanda nie wraca i rozważając, co teraz robią jej dzieci? (…) I modliła się za nas. Ale nie zjadła przygotowanego obiadu. Nie wzięła lekarstw. Wanda postanowiła przejść na wcześniejszą emeryturę, chociaż ona będzie niższa, ale będzie mogła być z mamą. Po śmierci mamy w 1985 r. zaczęła pomagać dalszej rodzinie. Jeździła kilka razy w roku na kilka tygodni do Warszawy i do Gdańska, by opiekować się siostrą mamy, zapadłą na alzheimera. (…) W Gdańsku opiekowała się najmłodszą siostrą ojca, która zawsze wyglądała odwiedzin Wandy: „Bo nikt, tak jak ona, nie potrafił jej usłużyć.” Jeździła także do Podkowy Leśnej koło Warszawy, by tam pomagać ks. Kantorskiemu w prowadzeniu Świetlików – zastępów młodzieży prowadzonych metodą harcerską, bo prawdziwe harcerstwo nie mogło jeszcze jawnie działać. O pracy ze Świetlikami dowiedziałem się dopiero pod koniec jej życia, gdy była już w Domu Opieki Społecznej. Likwidując mieszkanie, znalazłem cały stos zeszytów z przygotowanymi starannie zbiórkami. (…) W roku 1991 wydaliśmy razem, ona i ja, książkę o naszym ojcu: Hm. RP. Stanisławie Sedlaczku. W tej książce pierwszych 70 stron niemal w całości ona napisała, mojej redakcji jest 48 stron końcowych. Pod koniec życia zapadła na chorobę alzheimera. (…) Szczerze dziękuję Panu Bogu, że mogłem być przy jej skonaniu. (…) Nie założyłaś własnej rodziny, ale wychowałaś liczne szeregi młodzieży, a innym pomogłaś stać się lepszymi. Dziękujemy Ci, Panie Boże, za całe życie Wandy Sedlaczek.
32
TORUŃ - POMNIK Bł. ks. FRELICHOWSKIEGO TRZYMAJĄCEGO NA RĘKACH UMIERAJĄCEGO WSPÓŁWIĘŹNIA RZEŹBA PROF. KAZIMIERZA ZEMŁY
www.polprint.co.uk