8 minute read

hm. K. Jakubowski, hm. D. Tańska, hm. J. Foryś, T. Harrison

NASI INSTRUKTORZY W SŁUŻBIE ZDROWIA OPOWIADAJĄ O PRACY W PANDEMII

Redakcja „Ogniska Harcerskiego” dziękuje druhnom i druhom z Wlk. Brytanii, którzy wypowiedzieli się w ankiecie przeprowadzonej w lipcu. Udział wzięli: hm. Krzysztof Jakubowski (KJ), lekarz rodzinny, hm. Dorota Tańska (DT) i hm. Jola Foryś (JF) pielęgniarki oraz Tomek Harrison (TH), student piątego roku medycyny.

Czy państwowe służby zdrowia mogły były przewidzieć światowy zasięg i skalę infekcji oraz zgonów z powodu „korona wirusa”?

KJ: Światowa Organizacja Zdrowia od samego początku alarmowała, że ta pandemia może spowodować śmierć bardzo wielu osób w świecie. DT: Jestem pewna, że tak. W historii świata były już masowe zachorowania na ospę, grypę hiszpankę itp. Przede wszystkim obserwując Chiny można było przewidzieć, że choroba się rozwinie. JF: NHS (państwowa służba zdrowia) bardzo szybko przestawiła się na zwalczanie infekcji na dużą skalę. Powstały nowe Nightingale Hospitals. Myślę, że nie można było przewidzieć skali infekcji i zgonów bo efekt wirusa nie mógł być znany, nie było wiadomo np. jaki będzie miał wpływ na różne grupy etniczne. Moim zdaniem rząd angielski zbyt długo zwlekał z wprowadzeniem tzw. „lockdown”. Powinniśmy nosić maski od samego początku pandemii, w moim szpitalu była wystarczająca ilość PPE (odzieży ochronnej). TH: Pandemie zdarzają się co jakiś czas, raz mają przebieg groźniejszy, a raz lżejszy. Ostatnia „świńska grypa” w 2009 r. przeszła łagodniej niż spodziewano się i może stąd opieszałość państw zachodnich w porównaniu z szybką reakcją władz chińskich, a nawet pewna arogancja, że my sobie poradzimy. Teraz wiadomo, że to nie jest zwykła grypa sezonowa. Trudno było przewidzieć

26

wskaźnik zachorowalności oraz śmiertelności. Słusznie skupiono się na ochronie osób w grupie najwyższego ryzyka: starych, przewlekle chorych i cierpiących na inne poważne schorzenia. Uważam to za wyraz pewnej solidarności społecznej.

Czy już wcześniej na szczeblu państwowym istniały jakieś ogólne wytyczne dotyczące postępowania w sytuacji szerzącej się zarazy? Czy sprawdziły się w zaistniałej sytuacji?

KJ: Każdy rząd planuje na wypadek nieprzewidzianych dramatycznych okoliczności; niektórym, np. niemieckiemu tym razem udało się, a innym, np. brytyjskiemu, nieco gorzej. Przygotować można się, ale najważniejsza jest elastyczna reakcja na zmieniające się okoliczności, bo to ma olbrzymi wpływ na ostateczny wynik. Na przykład w Wlk. Brytanii, wykupienie domów opieki przez firmy, które zadłużyły się biorąc pożyczki zabezpieczone tymi domami wymusiło oszczędności na pracownikach i braki kadrowe ponieważ zwolniono pracowników stałych, by korzystać z tańszych pracowników agencyjnych. Nie są oni przypisani do jednego domu, a wysyłani do rożnych domów opieki przez co rozszerzają pandemię. DT: Myślę, że tak, ale nie na taką skalę. W moim szpitalu byliśmy przygotowani na katastrofy samolotowe czy drogowe ze względu na to, że szpital znajduje się blisko lotniska i autostrad. Regularnie byliśmy o tym szkoleni. Nie było natomiast szkoleń na temat pandemii. JF: W moim szpitalu były tylko plany awaryjne na wypadek „poważnego zagrożenia” (np. zamachu terrorystycznego, dużego wypadku na autostradzie, groźnego pożaru). Na początku pandemii w Anglii w moim szpitalu było 12 respiratorów, ale szybko sprowadzono więcej, zmobilizowano pielęgniarki i dodatkowy personel służby zdrowia, co pozwoliło obsłużyć 40 łóżek na wydziale intensywnej terapii. TH: Dział symulacji komputerowych na mojej uczelni dostarcza brytyjskiemu rządowi wyniki z badań naukowych, które mają

27

pomagać w polityce ochrony zdrowia. Niestety, media nadające wiadomości 24 godziny na dobę przyczyniły się do szerzenia paniki, a portale społecznościowe powtarzające niesprawdzone lub przesadzone doniesienia utrudniały racjonalną ocenę sytuacji. Podobno rządowe wytyczne na tzw. „czarny scenariusz” okazały się nieaktualne, bo pisano je z nadzieją, że do niego nie dojdzie. Najsłabszym ogniwem było zaopatrzenie w odzież ochronną: brakowało maseczek, rękawic i wodoodpornych fartuchów chirurgicznych, a niektóre powyciągane ze starych składów były dawno przeterminowane.

Czy lekarze byli przygotowani – na studiach i przez późniejszą praktykę i dokształcanie zawodowe – do pracy w takich nadzwyczajnych warunkach?

KJ: Lekarze i pielęgniarki nie mieli większych trudności z opieką nad pacjentami zakażonymi koronawirusem. Problemy spowodowane brakiem wewnętrznej koordynacji w szpitalach dopiero się okażą. Niepotrzebnie zamknięto niektóre oddziały, by skierować wszystkie siły na walkę z wirusem, a decyzje często zapadały na niskim lokalnym szczeblu. Pacjenci bali się przychodzić do lekarza, z lęku przed wirusem i by nie zawracać głowy... służba zdrowia w Wlk. Brytanii będzie musiała latami nadrabiać zaniedbania poważniejszych objawów... DT: Wszyscy byli przerażeni. Jak tylko mieliśmy pierwsze zarażenia w Anglii lekarze przechodzili specjalne kursy (szczególnie anestezjolodzy) ale przede wszystkim mówiono im jak używać PPE (odzieży ochronnej) i jak prowadzić zakażonych pacjentów. TH: Byłem świadkiem, jak ludzie dawali z siebie wszystko. Na mojej uczelni 300 studentów (ok. 1/4 z grupy z odpowiednim stażem) zgłosiło się na ochotnika do pomocy lekarzom w szpitalu, m.in. wielu obcokrajowców z UE i Chin. Jeśli chodzi o przygotowanie teoretyczne, to na piątym roku studiów zaliczało się jeden wykład na temat pandemii od strony naukowej i teoretycznej. Teraz do programu wprowadzono temat dostosowania praktyki medycznej do aktualnych potrzeb zdrowia publicznego.

28

W jaki sposób zmieniły się Druhny/Druha warunki pracy?

KJ: Przychodnia, gdzie jestem „senior partner” jest nie do poznania. Na miejscu przyjmujemy niewielu pacjentów, ale prowadzimy poradnię masową, do której zgłasza się ponad 120 osób dziennie przez telefon i video-link. Nosimy ochronne fartuchy, maski i rękawice. Pacjentów w domach odwiedzają wyszkoleni sanitariusze z kamerą i łączą się z nami przez aplikację Teams. Pracujemy jako zespół i pacjenci nie mają wpływu na to z kim mają konsultację telefoniczną bo mamy nieregularne dyżury. Pandemia posłużyła kierownictwu służby zdrowia do wprowadzenia większej kontroli nad lekarzami domowymi, co może mieć różne, dobre albo złe skutki. DT: Moje warunki pracy bardzo się zmieniły. Normalnie pracuję na bloku operacyjnym. W wyniku pandemii zostaliśmy przeniesieni do innego szpitala i skierowani do pracy na oddziale intensywnej terapii (gdzie leżeli najciężej chorzy). Pracowałam na takim oddziale w Polsce jako uczennica pielęgniarstwa ok. 35 lat temu. Byłam przerażona, podobnie jak koleżanki w pracy. Wiele z nas przeżywało napady paniki. JF: Jako pielęgniarka środowiskowa kieruję zespołem świadczącym opiekę dla dzieci w ich domach. W czasie kwarantanny przeprowadzaliśmy tylko niezbędne wizyty u dzieci, które wymagały interwencji medycznej. W przeciwnym razie te dzieci musiałyby trafić do szpitala. Pielęgniarki pracujące na oddziale dziecięcym w szpitalu zostały przeniesione na intensywną terapię, by wesprzeć tamtejsze pielęgniarki ze względu na większą liczbę pacjentów. Musiałam więc wysłać jedną z moich pielęgniarek do pomocy na oddziale dziecięcym w szpitalu. Poza tym, nasza praca niewiele się nie zmieniła. W czerwcu wprowadzono obowiązkowe dyżury w sobotę i niedzielę, gdzie na ogół potrzebna jest tylko jedna pielęgniarka. Od samego początku w marcu zdecydowaliśmy chodzić w maskach na wizyty w domach. Na początku lipca wprowadzono wymóg noszenia masek przez cały czas pobytu na terenie szpitala. Na szczęście dzieci są mniej podatne na ten wirus

29

niż dorośli i na oddziale dziecięcym było bardzo mało chorych dzieci. Rodzice woleli nie przywozić dzieci do szpitala i sami opiekowali się nimi w domu. TH: Przez kilka kluczowych tygodni służba zdrowia pracowała w wyjątkowo trudnych warunkach – mówiono, że nie spotykanych od czasu II wojny światowej. Na oddziale terapii intensywnej nasi lekarze i pielęgniarze praco wali na okrągło pełniąc ostre dyżury bezpośrednio z pacjentami. Służby techniczne w naszym szpitalu spisały się bardzo dobrze. Tworzono nowe sale usuwając lub budując ściany, oddzielając pomieszczenia „czyste” od „skażonych”. Myślę, że lekarze wykazali się dużym oddaniem dla darmowej państwowej służby zdrowia, a obraz o „niewydolnej NHS" uległ zmianie.

W jakim zakresie wychowanie harcerskie i służba instruktorska pomogły Druhnie/Druhowi sprostać wyzwaniom osobistym i zawodowym w tym okresie? Co podtrzymywało na duchu?

DT: O tym, że będę pracować na Intensywnej terapii dowiedziałam się dzień wcześniej. Przez całą noc martwiłam się, czy dam radę pomóc chorym, czy wszystko zrobię jak należy. Bałam się o rodzinę, że mogę zarazić najbliższych. Gdy rano zgłosiłam się na oddział zaczęłam od modlitwy. W pewnym momencie pomyślałam o wszystkich harcerkach i harcerzach, którzy walczyli w II wojnie światowej. Oni ryzykowali wszystkim. Ja miałam do dyspozycji zabezpieczenia chroniące przed zarażeniem. I ta myśl mi bardzo pomogła. To dało mi siłę, żeby wejść na oddział, właśnie dlatego, że jestem harcerką i instruktorką, że mogę swoją postawą dać przykład harcerkom. Przykład, że harcerstwo jest służbą nie tylko jak wszystko idzie gładko, ale przede wszystkim w ciężkim czasie. JF: Całe moje wychowanie i doświadczenie harcerskie od czasu kiedy byłam drużynową, nową instruktorką, hufcową aż po dzisiejszy dzień pomogło mi w czasie pandemii. Harcerstwo pomogło mi dostosować się do różnych trudnych sytuacji. Na obozie nie ma luksusów i uczymy się radzić sobie w różnych warunkach.

30

Harcerka nie narzeka tylko „dalej maszeruje”. Pamiętamy o harcerkach i harcerzach, którzy nas poprzedzili, którzy walczyli na frontach II wojny światowej i w powstaniu warszawskim. Oni musieli działać w trudniejszych warunkach niż my dzisiaj. Harcerstwo nauczyło mnie organizować pracę i kierować zespołem. Moja wiara podtrzymuje mnie na duchu. TH: Przede wszystkim harcerstwo wyrabia w młodym człowieku poczucie obowiązku i odpowiedzialności za innych, czasem kosztem własnych planów, a nawet zdrowia. Kładzie akcent na prawdę i uczciwość. Uczy pracy w zespole. Te doświadczenia, które wyniosłem z drużyny stale mnie podtrzymują, a pomagają mi szczególnie w chwili obecnej w praktyce jako członek kolejnych zespołów lekarskich.

Jak Druhna/Druh ocenia ze swojej perspektywy zawodowej pracę jednostek harcerskich w okresie kwarantanny w świetle Przyrzeczenia i Prawa Harcerskiego? Czy można by coś zrobić lepiej czy inaczej w razie kolejnej fazy zachorowań?

KJ: Harcerstwo musiało przestrzegać zasad wprowadzanych przez służbę zdrowia i rząd. Niektóre jednostki bardzo sprawnie przeszły na działanie wirtualne, inne zupełnie padły. Może praca powinna była być bardziej zcentralizowana, ale wszyscy jesteśmy wolontariuszami i bardzo wielu z nas ma inne dodatkowe obowiązki i własne zmartwienia rodzinne czy zdrowotne. Może przy dalszej fazie pandemii będzie duże pole do popisu pod względem służby bliźnim i społeczeństwu. DT: Podziwiam harcerki i instruktorki, które prężnie rozpoczęły wirtualną pracę z młodzieżą. Miały super pomysły, które wprowadzały w czyn. Dzięki nim harcerki miały zadania do wykonania i nie nudziły się. Oprócz zajęć ściśle harcerskich, były także zadania związane z pandemią więc dziewczęta pomagały innym, chorym i potrzebującym. JF: Młodzież harcerska zrozumiała, że nie możemy się spotykać osobiście. Szybko znalazłyśmy sposoby prowadzenia zbiórek za

31

pomocą technologii internetowej, np. MS Teams czy Zoom. Harcerki które chciały się spotkać na wirtualnej zbiórce były obecne co tydzień. Widać było, że półowa dziewcząt czuła przynależność do drużyny i zależało jej na tym regularnym kontakcie, a reszta nie odezwała się przez cały ten czas. Ciekawa jestem czy wrócą do drużyny, jak będziemy mogły się znowu spotkać. A może to raczej rodzice obawiali się nadmiernego korzystania z komputera i mediów społecznościowych? TH: Wiem z różnych postów, że zbiórki harcerskie i różne zajęcia odbywały się wirtualnie. Myślę, że zanim nadejdzie druga fala zachorowań, to jednostki mogłyby wykonać prace ręczne, np. przyłbice ochronne z folii laminacyjnej, które na pewno przydadzą się .

32

This article is from: