I SIERPNIA, WARSZAWA, CMENTARZ POWĄSKOWSKI HARCERKI Z DRUŻYNY „SAN” W.B. CZUWAJĄ PRZY GROBACH „SZARYCH SZEREGÓW”
LIPIEC - WRZESIEŃ 2014
NR 3 ROK 50
Dziś idę walczyć – Mamo! Józef Andrzej Szczepański „Ziutek” (1922-44)
Dziś idę walczyć – Mamo! Może nie wrócę więcej, Może mi przyjdzie polec tak samo, Jak tyle, tyle tysięcy Poległo Polskich żołnierzy Za wolność naszą i sprawę. Ja w Polskę, Mamo, tak strasznie wierzę I świętość naszej sprawy. Dziś idę walczyć – Mamo kochana, Nie płacz, nie trzeba, ciesz się jak ja, Serce mam w piersi rozkołatane, Serce mi dziś tak cudnie gra. To jest tak strasznie dobrze mieć stena w ręku I śmiać się śmierci prosto w twarz, A potem zmierzyć – i prać – bez lęku Za kraj! Za honor nasz! Dziś idę walczyć – Mamo! Warszawa, przed 31 lipca 1944 r.
Józef Andrzej Szczepański „Ziutek” poeta, 22-letni żołnierz „Parasola” jest również autorem najpopularniejszej piosenki powstańczej uwieczniającej Kamienicę Michlera – „Pałacyk Michla, żytnia, Wola / bronią się chłopcy spod Parasola…” Ciężko ranny w czasie ewakuacji oddziałów powstańczych ze Starego Miasta, przeniesiony kanałami do Śródmieścia zmarł 10 września 1944 r. 1
Refleksje redaktorki Minęła wiosna i lato pełne rocznicowych wydarzeń. Szczególnie bogaty program 70-tej rocznicy Powstania Warszawskiego ściągnął do Warszawy resztki żyjących Powstańców i – co nas bardzo cieszy – całą rzeszę harcerskiej młodzieży na Zlot „Jutro Powstanie”. Od nas przybyła niewielka grupa, ale przeżyli to wszystko bardzo mocno, o czym piszą na stronach 6 i 7. Kilka miesięcy temu słyszeliśmy różne kontrowersyjne opinie na temat nowego filmu pt. „Kamienie na szaniec”. Z wypowiedzi reżysera wynikało, że pragnął „odbrązowić” bohaterów przedstawiając ich tak, aby byli bardziej zrozumiali dla współczesnej młodzieży. Nic bardziej mylnego – według mnie i wielu, którzy przeżyli Powstanie. Tacy młodzi opisywani w książce Aleksandra Kamińskiego naprawdę istnieli. Nie o to chodzi, czy byli idealni, ale że mieli ideały i nimi żyli. Że rozumieli, co to jest braterstwo, czysta bezinteresowna przyjaźń i odpowiedzialność za innych. Kształtowały ich czasy wojny, terroru okupacyjnego i wszechobecnego cierpienia. Wystarczy przeczytać wspomnienia Hanki Kościa na stronach 13-17, lub sięgnąć po wiersze Krzysztofa Baczyńskiego i innych młodych poetów tego okresu, aby rozpoznać jakiego kalibru była ta młodzież, jaka była ich dojrzałość i głębia ducha. Dzisiejszy młody człowiek takich właśnie wzorów bardzo potrzebuje. Zafascynowanie bohaterami Powstania i w ogóle bohaterami ostatniej wojny, nie maleje, a rośnie. Obserwujemy to wszędzie u nas i w Polsce: młodzież przede wszystkim chce słuchać świadków historii i chce od nich poznawać prawdę. Naszym zadaniem jest im w tym pomagać.
2
W 70-tą ROCZNICĘ POWSTANIA WARSZAWSKIEGO Od początków lat 90-tych jestem w Polsce co roku na obchodach rocznicy Powstania Warszawskiego i widzę jakie ogromne zmiany zaszły w tym czasie. Zmiany przede wszystkim w świadomości społecznej, w uczestnictwie mieszkańców Warszawy w obchodach. Pamiętam swoje smutne spostrzeżenia z pierwszych rocznic po 1989 r. – widoczny brak obecności i zainteresowania wśród Warszawiaków i, nierzadko, zdziwienie na widok tych starszych ludzi z opaskami na ramionach. Nie dziwi to jednak, jak się pamięta, że w latach PRL’u pamiętać o żołnierzach Armii Krajowej, żyjących i poległych, była starannie zacierana. Jakże inaczej dziś to wygląda. Niedoprzecenienia jest tu rola Muzeum Powstania Warszawskiego, które edukuje, popularyzuje i od czasu swego powstania wciąż przyciąga setki tysięcy zwiedzających – ludzi głównie młodych. POWĄZKI Jeszcze kilka lat temu na Wojskowym Cmentarzu na Warszawskich Powązkach spotykałam sporo AKowców przyjezdnych z Zagranicy i z różnych stron Polski gromadzących się przy kwaterach swoich byłych batalionów. Dziś tych siwych pań i panów jest już garstka. Za to co roku przybywa coraz więcej ludzi młodych i średnich, także z dziećmi na wózkach. To już 3-cie i 4-te pokolenie. Jest ich tłumy. W okolicach Pomnika Gloria Victis trudno przejść między grobami. Największy tłok przy Kwaterze Batalionu „Zośka”. Tu nasze harcerki z drużyny londyńskiej „San” pełnią wartę już od godziny 3-ciej. Harcerki i harcerze z różnych organizacji widoczni są wszędzie: rozdają ulotki, chorągiewki i bardzo potrzebną wodę. Nowym zjawiskiem są grupy rekonstrukcji historycznej Powstania. Ubrani w panterki, furażerki, z opaskami biało-czerwonymi na ramieniu i z „zabytkową” bronią w ręku, prężnie maszerują i stają na warcie przy grobach powstańczych. Przed godziną „W” byłyśmy na krótkiej uroczystości złożenia wieńców na grobach generała bryg. Antoniego Chruściela ps. „Monter”, dowódcy całości sił powstańczych. Jak wiemy, po kapitulacji Powstania był on więziony w słynnym niemieckim Oflagu Colditz i po wyzwoleniu emigrował wraz z rodziną do St. Zjednoczonych. Zmarł w 1960 r. 3
w Waszingtonie, a w 2004 r. prochy jego i jego małżonki zostały sprowadzone do Polski. Dziś w Warszawie mieszka już na stałe jego córka, nasza kochana druhna Jadzia. Tego dnia na Powązkach czuwała przy grobie ojca, a obok niej instruktorki z Polski i Ameryki. Godzina „W”. Punktualnie o 5-tej po poł. włączają się syreny, biją dzwony kościelne. Ruch na ulicach staje (choć podobno nie wszędzie). My wśród grobów stoimy na baczność. Jest to najbardziej przejmujący moment uroczystości - oddania czci poległym i również wspomnienie tamtej rzeczywistości. Tak właśnie wyły syreny w czasie wojny ogłaszając nalot zbliżających się bombowców. Do dziś ciarki przechodzą po plecach. Modlimy się za dusze poległych i pomordowanych. Krótkie przemówienia, hymn narodowy, salwa honorowa kończą uroczystość. Ludzie rozchodzą się między grobami, zapalają znicze. Najwięcej osób gromadzi się znów przy grobach bohaterów Szarych Szeregów. Staje się też zwyczajem odwiedzanie Pomnika Ofiar Katastrofy Smoleńskiej i tzw. „Łączki” – dołów śmierci żołnierzy „wyklętych”. Tu wciąż postępują prace wykopaliskowe profesora Szwagrzyka i jego ekipy archeologicznej. Po obu stronach Alei Zasłużonych są sektory grobów żołnierzy poległych w I i II wojnie światowej. Cała nasza historia zamknięta jest na tym cmentarzu jak w księdze. Jak nakazuje długa harcerska tradycja odwiedzamy grób dhny hm. Jagi Falkowskiej – miejsce spotkań harcerek z całego świata. Starszych druhen tu jest coraz mniej, ale za to młodszych coraz więcej przybywa. ZHR i ZHP podtrzymują tą piękną tradycję. Wychodzimy z Powązek wśród płonących wszędzie świateł, przy dźwiękach muzyki Szopena, która płynie z głośników. Niesamowita atmosfera… Nie wiem, czy jest gdzieś taki drugi cmentarz na świecie… WOLA Chcemy jechać na Cmentarz Powstańców Warszawy na Woli. Panienki wolontariuszki w koszulkach z logo Muzeum Powstania Warszawskiego kierują nas do samochodów, które podwożą do autobusów. Wolontariuszy działających już od lipca jest w mieście ponad 500, część ich na stałe współpracuje z Muzeum wypełniając różne funkcje. Wszyscy są młodzi i bardzo mili, do starszych osób podchodzą pierwsi ofiarowując pomoc. Cmentarz na Woli był drugą obok Powązek nekropolią, gdzie po wojnie chowano ekshumowane z ruin szczątki mieszkańców Warszawy: cywili i powstańców. W dniach od 5go do 7go sierpnia 1944 r. na Woli Niemcy 4
wymordowali całą ludność cywilną łącznie z kobietami i dziećmi. W centralnym punkcie cmentarza zostały złożone prochy około 50 tysięcy tych ofiar a w innych zbiorowych mogiłach drugie 50 tysięcy. W 1973 r. stanął tu pomnik „Polegli Niepokonani”, lecz dopiero po 1989 r. zaczęto należycie upamiętniać pomordowanych. Gruntowny remont cmentarza ukończono właśnie w lipcu tego roku, w przyszłości ma tu być także ściana pamięci wszystkich pomordowanych, dzięki wieloletnim staraniom jednej drobnej kobiety z AK, której działania wspierały harcerki ZHR. Uroczystość wieczorem, już o zmroku, odbyła się przed Pomnikiem przy kurhanie – mogile 50 tysięcy ofiar. Naokoło las – pod każdym drzewem pali się znicz. Krzesła są dla wszystkich. Warta honorowa Wojska Polskiego, sztandary harcerskie i kombatanckie przy Pomniku. Modlitwa ekumeniczna za poległych. Prezydent RP Bronisław Komorowski w przemówieniu przywołał tragedię mieszkańców tej dziedziny Warszawy. Wśród gości był obecny burmistrz Londynu Boris Johnson. Ciekawe, ile zapamięta z tego, co mu tłumacz przekazywał. Po zakończeniu przeszliśmy do kaplicy polowej na Mszę św. którą celebrował kard. Nycz w asyście prymasa Polski abp Polaka i abp Hozera i wielu innych duchownych. Nad ołtarzem znajduje się tutaj krzyż kamienny i obraz Matki Bożej, a ponad nimi konary drzew, w naturalny sposób układają się w łuki, tworząc sklepienie jakby katedry gotyckiej. To dzieło natury oświetlone reflektorami zachwyca nas i wznosi nasze serca ku Bogu. Niezapomniane zakończenie tego wyjątkowego dnia 1go sierpnia 2014 r. Barbara Bienias hm Pomnik „Polegli Niepokonani na Woli”
5
WYPRAWA DRUŻYNY „SAN” – „CICHOCIEMNI” Pod taka nazwą 14 harcerek z londyńskiego hufca „Bałtyk” odbyło wyprawę do Polski, aby uczcić i należycie przeżyć 70tą rocznicę Powstania Warszawskiego, a także rocznicę dwóch wojen światowych. Do tej wyprawy przygotowywały się cały rok. W pierwszym etapie (23-31 lipca) odbyły obóz na terenie Stanicy ZHP w Lucieniu. Temat Cichociemnych przewijał się we wszystkich ćwiczeniach i zajęciach. Odwiedziły miejsca związane z Cichociemnymi, nawiązały kontakt z kombatantami AK – świadkami akcji Cichociemnych. Miały także niezwykłą okazję odwiedzenia polskiej jednostki sił specjalnych – GROM, która jest spadkobierczynią tradycji Cichociemnych. W Toruniu zwiedziły Muzeum Pomorskie Armii Krajowej założoną przez jedyną kobietę Cichociemną słynną generał Elżbietę Zawacką ps. „Zo”. Także w Toruniu miały spotkanie z rodziną bł. ks. Stefana Wincentego Frelichowskiego, naszego Patrona, oraz lekcję pieczenia toruńskich pierników. W drugiej części wyprawy nasze harcerki dołączyły do Zlotu ZHR „Jutro Powstanie”, który miał swoją bazę w okolicach Parku Skaryszewskiego w Warszawie, i brały udział we wspólnym programie. Największym przeżycie, jak same przyznają, była warta przy grobach „Rudego”, „Alka” i „Zośki” na Powązkach 1go sierpnia. Pisze o tym drużynowa „Sanu” Żaneta Kusiak:
6
„Przez całą uroczystość stałyśmy całą drużyną przy ich grobach, pełniąc wartę honorową. Gdy oczekiwany moment przyszedł, godzina „W” stałyśmy na baczność, czuwając. Nie przeszkadzał nam tłok, nie czułyśmy oczu, skierowanych na nas przez ludzi. Wszystkie bardzo to przeżyłyśmy i był to chyba dla nas punkt kulminacyjny zlotu, jeśli nie całej wyprawy. Byłam bardzo zaskoczona i dalej jestem dumna z tego, jak emocjonalnie harcerki podeszły do uroczystości i jak głęboko się wczuły w te chwile… Był to wspaniały dzień, przepełniony wrażeniami, które, mam nadzieję, pozostaną w pamięci moich harcerek do końca ich życia. Wierzę, że z czasem podzielą się one w przyszłości z następnymi pokoleniami. Bo to, co nas spotkało, to wielkie szczęście i zaszczyt. Te niezapomniane przeżycia wpłynęły na to, jak będziemy pamiętać i wspominać historię naszej Ojczyzny oraz historię tych, którzy poświęcili swoje życie za naszą wolność.”
Harcerki z drużyny „San” składają wieniec przy grobie żołnierzy Cichociemnych na Powązkach
W podobnym duchu pisze, już po powrocie z wyprawy w liście do dhny Przewodniczącej Teresy Ciecierskiej, opiekunka drużyny phm Aneta Macheta: „Miałyśmy szansę dotknąć kawała żywej historii, poznając wielu powstańców oraz ich rodziny. Nasze wzruszenie jest nie do opisania. Atmosfera w stolicy była bardzo przyjazna i wszyscy byli świadkami tego, że chodząc po Warszawie idą śladami Powstańców. Zlot zakończył się uroczystą defiladą przez miasto. Byłam wzruszona do łez i dumna z tego, że maszerowałam po mojej ziemi ojczystej, o którą siedemdziesiąt lat temu walczyli nasi bohaterowie i ludzie godni naśladowania.” (Szczegółowy opis wyprawy drużyny harcerek „San” – „Cichociemni” można znaleźć na witrynie ZHP Okręg Wielkiej Brytanii.)
7
ZLOT „JUTRO POWSTANIE” Zlot odbywał się na terenie Warszawy od 31 lipca do 3 sierpnia. Zlot organizował ZHR z udziałem innych organizacji harcerskich i także z udziałem naszej reprezentacji: drużyny harcerek „San” z londyńskiego hufca „Bałtyk” i drużyny harcerzy z hufca „Wrocław” z Nottingham WB. Łącznie w zlocie uczestniczyło około 1600 osób. Na wszystkich uroczystościach oficjalnych harcerki i harcerze pełnili różne służby. Najczęściej było to roznoszenie butelek z wodą dla spragnionych uczestników, bo upał był okropny. Poza tym mieli swój własny bardzo ciekawy program. W nocy 31 lipca na 1 sierpnia „dokonali” nocnej zmiany miasta rozwieszając plakaty, flagi narodowe, znaki Polski Walczącej w miejscach walk powstańczych, wszystko to pod hasłem „Harcerki i harcerze łączą miasto”. 1go sierpnia zaczęła działać Harcerska Poczta Polowa. Jednocześnie w 12 punktach w centrum Warszawy obsługiwanych przez zastępy harcerskie, można było wysłać kartki z życzeniami dostarczonymi potem przez zastępy pod wskazany adres – tak jak to robili Zawiszacy w czasie Powstania. Harcerska godzina „W” 1go sierpnia o 17-tej godzinie odbyła się na Placu Zamkowym. Był to kulminacyjny moment zlotu – wspólne spotkanie wszystkich organizacji harcerskich. Były też spotkania ze świadkami Powstania i dla niektórych przeprawa łodziami przez Wisłę. W kinie Palladium, tym samym, w którym w czasie Powstania wyświetlane były kroniki z działań i walk powstańczych, odbył się Festiwal Filmowy. To tylko niektóre z atrakcji bogatego programu. Na zakończenie Zlotu 3go sierpnia na Rynku Nowego Miasta stanęło do apelu, w wielkim czworoboku, ponad 1000 młodzieży harcerskiej. Komenda zlotowa odebrała raport, po czym nastąpił ważny dla nas moment: obrzęd przekazania ziemi z Monte Cassino. Przywieźli ją druhowie hufca „Wrocław” (WB) z obozu wędrownego odbytego we Włoszech szlakiem żołnierzy generała Andersa Grudki tej symbolicznej ziemi przybyłej „z ziemi włoskiej do polskiej” otrzymali: hm Ewa Berkowska – Pastwa Przewodnicząca ZHR, hm Sebastian Grochola Naczelnik H-rzy ZHR oraz hm Teresa Ciecierska Przewodnicząca ZHP i hm Marek Szablewski Naczelnik H-rzy ZHP. Druh Marek przypomniał w krótkim przemówieniu, że gdy nasi ojcowie i dziadkowie walczyli na różnych frontach świata, w Polsce toczyła się walka o te same wartości i ideały. „Ta ziemia włoska łączy nas” – powiedział. Z Rynku Nowego Miasta młodzież przemaszerowała na Plac Krasińskich na Mszę św., a następnie na defiladę na Pl. Piłsudskiego. 8
ZLOT „JUTRO POWSTANIE”, RYNEK NOWEGO MIASTA u góry: Apel na zakończenie Zlotu, u dołu: dh hm Marek Szablewski przemawia
9
ZLOT „JUTRO POWSTANIE” u góry: po Mszy św. na Pl. Krasińskich harcerki z drużyny „San” z Przew. ZHR hm Ewą Borkowską-Pastwą u dołu: dobosze - defilada z Pl. Krasińskich na Pl. Piłsudskiego szlakiem królewskim
10
Defilada na Pl. Piłsudskiego oraz zakończenie Zlotu w wielkim kręgu harcerskim. Poniżej – Nasza wyprawa – z lewej: Naczelnik hm M. Szablewski, Przewodnicząca ZHP hm T. Ciecierska, klęczy Żaneta Kusiak drużynowa drużyny „San” i komendantka obozu w Polsce, z tyłu – hm Bohdan Jackowski hufcowy hufca Wrocław i komendant wyprawy, druga z prawej phm Aneta Macheta, obok pwd. Magda Liro - Haywood
11
MURAL POWSTAŃCZY w NOWYM YORKU 70-tą rocznicę Powstania Warszawskiego Polacy w Nowym Yorku uczcili w niezwykły sposób – w czym udział mieli również harcerze. Na bocznej ścianie Polskiego Domu Narodowego na Greenpoint powstał wielki mural przedstawiający – na tle ruin miasta – powstańców polskich na zdobytym czołgu. Nad nimi tarczę i miecz wznosi wspaniała Syrena, a napis głosi: Warsaw Uprising 1944. Jest to pomysł p. Grzegorza Fryca, a dzieło artysty nowojorskiego Rafała Pisarczyka, któremu w wykonaniu asystował dh. Stefan Bielski. Na uroczystym otwarciu, przy pochodniach i odgłosie syren, z wartą weteranów i harcerstwa, p. Janina Zadrożna ps. „Ina”, łączniczka w Powstaniu Warszawskim i p. Antoni Chrościelewski weteran bitwy pod Monte Cassino przecięli symboliczną wstęgę, odsłaniając mural. Ten udany przykład współczesnej sztuki ulicznej zwraca na siebie uwagę przechodniów. Jest on pierwszym znakiem upamiętniającym Powstanie Warszawskie w N.Y., a wywiad radiowy przeprowadzony z inicjatorem projektu rozsławił je w wielu częściach Ameryki. W Polskim Domu Narodowym zorganizowano także wystawę poświęconą Powstaniu, opracowaną przez instruktorki harcerskie.
12
Dhna Hanka Zbirohowska-Kościa
LATO, 1944 rok POWSTANIE WARSZAWSKIE
Zastęp Świetlików i Wojenna Drużyna (c.d.) Front sowiecki zbliża się do Warszawy. Słychać artylerię. Wojska Berlinga przekroczyły Wisłę. Ale życie cywilne płynie jeszcze swoim trybem. W szkole, na kompletach mamy wakacje. Państwo Wilscy znów zaprosili mnie do Rogowa. Zastałam tam sporo młodzieży, nie licząc rodziny. Jak zwykle, rano wykonujemy tzw. „pańszczyznę”: pielenie, zbieranie wiśni, czy pysznych truskawek. Najstarsza z córek Wilskich, Zosia, wieczorami organizuje ogniska ze śpiewaniem. Są w tym i nasze konspiracyjne piosenki. Pod koniec lipca coraz więcej młodzieży znika. I ja zostałam wezwana do Warszawy. Melduję się u Joli, naszej komendantki. Pierwsze polecenie abym pojechała do B... ? (nie pamiętam ) i zawiadomiła Janeczkę Tatarkiewicz „Myszkę’, by wracała do Warszawy. Dojechałam dobrze, ale powrotnego pociągu juz nie było. Jechałam między wagonami, pociągiem z niemieckimi żołnierzami. Mjr.SS. Fischer wydał rozporządzenie, wzywając wszystkich mężczyzn 16—60 lat do kopania okopów. Branka. Nie damy się bezbronnie wymordować. Prawie nikt się nie zgłosił. Pierwszy alarm był odwołany, ale aby być blisko naszego Punktu Pierwszej Pomocy w Instytucie Głuchoniemych i Ociemniałych czekamy w mieszkaniu państwa Jaczynowskich na Mokotowskiej. 1-szy sierpnia, jesteśmy na Punkcie. Jest pani Dr Burska i siostra Krystyna, fachowa pielęgniarka i miejscowa pielęgniarka, Zofia. Jola posyła mnie do Komendantki, kpt. Wojewódzkiej, po opaski. Idę na Hożą, czy Nowogrodzką. Jestem ogromnie przejęta. Niesamowita była ta nadzieja w tej , tak jednak bardzo trudnej, sytuacji. Komendantka, kpt. Wojewódzka, pyta ile nas jest i odlicza biało czerwone opaski z pieczątką : PW, orzeł i numer. Pani W. mówi : „wiecie , że zaczynamy o 5-ej.” Oczywiście nie powinna tego mówić smarkatej łączniczce. Chcę lecieć jak na skrzydłach, czuję się zwiastunem wolności ! ...ale trzeba być ostrożnym. Niemcy chodzą z karabinami gotowymi do strzału, często po trzech. 13
Na Punkcie, w sali opatrunkowej, zszywamy opaski by włożyć na prawe ramię. To jest nasz mundur, jesteśmy żołnierzami Armii Krajowej. Te, które wcześniej nie złożyły przysięgi A.K., teraz stają na baczność i uroczyście powtarzają za Jolą. Groźnie brzmi : „..zdrada karana śmiercią.” Wtem, na podwórzu rozlegają się strzały i krzyk Niemca. Jola każe nam się rozejść. Skakać przez okno do ogrodu. Ale to jest wysokie piętro. Płotek zagradzający okno piwnicy mieszkalnej. Chwile wahania, ale skoro trzeba, to skaczę. Za mną Reniuta, Jola Krajewska, Ela. Przez Frascatti docieramy na Okólnik do mieszkania Wilskich. Z Elą Borman postanawiam wracać do Instytutu. Idziemy Książęcą pod częstym ostrzałem z przejeżdżających tankietek. Na Punkcie wiadomość, że wśród krzaków i pomidorów leży ranna. Doczołguję się do niej. Uciskam krwotok poniżej szyi i usiłuję nieść w kierunku szklarni, gdzie Koza miała byc z noszami. Ranna jest pół przytomna. Z pod krzaka porzeczek wychyla się czarnowłosa głowa mężczyzny. Mówi, że łączniczka ma ważny meldunek do Dowództwa, a on poczeka do nocy, bo jest tylko kontuzjowany. Na moich rękach ranna dostaje jeszcze serię z karabinu maszynowego z YMK-i. Z trudem donoszę dziewczynę do noszy (o ile pamiętam nazywa się Cyrkwitz). Niesiemy z Kozą, a ranna rzuca się w konwulsjach. Na krętych schodach spada z noszy. Na miejscu pani doktór sprawnie opatruje, ale juz nie ma ratunku. Umiera. Znosimy do piwnicy ciało. Przychodzi ksiądz z modlitwą. Obmywamy ile można i w ostatniej chwili szukamy tego meldunku. Intymnie ukryty i rzeczywiście ważny. Nazwiska kilku szpiegów niemieckich w Armii Krajowej. Odsyłamy do Komendy. Po zmroku wracamy do dowódcy ukrytego wśród krzaczków. Jest siwy jak gołąb. Osiwiał w jeden dzień. W bramie Instytutu są trzy konie. Niespokojne , spłoszone i głodne. Nie ma paszy. Ktoś mówi, że na Polnej mają worki owsa. Postanawiam tam pójść. Chyba Ksiądz przydziela mi głuchoniemego by pomógł nieść. Był wierny do końca we wszystkich potrzebach. O ile pamiętam nazywał się Iwo. Idziemy do Marszałkowskiej, gdzie ostro strzelają. Przez 6-go Sierpnia dochodzimy do Polnej i znajdujemy magazyn zboża. Zanim wróciliśmy do Instytutu jeden z koni był ranny i dobity. Obsługa zadowolona ze zdobytego mięsa. Potem ten los spotkał też oba konie. Jesteśmy odcięci od Śródmieścia. Przez plac 3–ch Krzyży kursują tankietki i czołgi z pod Sejmu, ul. Wiejską na Nowy Świat. Z BGK jest ostry ostrzał, a na dodatek, na rogu Brackiej i Placu wyborowy strzelec, „gołębiaż”, strzela do każdego, kto chce przejść. 14
Tak później dostała w dłoń nasza Halcia z dum-dum. (mały wlot, a wylot rozerwał wierzch dłoni). Już nie będzie mogła grać na fortepianie. 5-go w nocy budzą nas chłopcy: „chodźcie gasić królową Jadwigę”. Udało im się wykurzyć Niemców z tego budynku. Ochoczo gasimy. Woda jest w zbiorniku przeciw pożarowym na placu. W budynku kocioł gorącej zupy. Sporo butelek wina. Przyda się dla rannych. Nareszcie łatwiejsze połączenie ze Śródmieściem Południe. Codziennie przekradam się z meldunkiem do Dr Hołomnickiego, komendanta Sanitariatu 2-go Rejonu. Na Mokotowskiej jest szpital. Pani doktór zdecydowała, że ciężko rannego, z trudem zahamowanym krwotokiem z aorty, trzeba będzie przenieść do tego szpitala. Przejścia nie łatwe. Idzie ze mną pielęgniarka Krystyna i głuchoniemy. Na korytarzu, w piwnicy kolejka noszy z rannymi. Czekamy by donieść do lekarza. Potem odwiedzam go codziennie gdy jestem na Mokotowskiej z meldunkiem. Leży na drugim piętrze, gdzie chyba nie ma dyżurnej pielęgniarki. W piwnicy nosze z rannymi czekają na przyjęcie. Może po dwóch tygodniach nasz ranny dostał ponownego krwotoku i zmarł. Pomyślałam, ze szkoda, że u nas nie został. Mogliśmy czuwać. Znów trudny problem w domu przy ul. Książęcej. Dziewczyna przechodziła przez mur i została postrzelona w głowę wzdłuż czoła. Otworem wypływał mózg. Rzucała się nieprzytomnie. Podsuwaliśmy sznurową drabinę, ale już nie rozumiała, odrzucała. Ostrzał był ostry, ale w końcu udało się ją ściągnąć. Chyba w ramach współdziałania z plutonem Mundka miałam dostarczyć meldunek do oddziału Kryski. Po pierwszej nocy wycofali się w kierunku Czerniakowa. Spuściłam się przez Frascatti i szłam ul. Rozbrat na ul. Szarą. Na stoku wzgórza, poniżej bunkra, Niemiec kosił trawę, by mieć lepsze pole widzenia. Odstawił karabin, zdjął kurtkę munduru. Spojrzałam na niego, on na mnie. Odstawił kosę, wziął karabin i zaczął strzelać. Skuliłam się jak najniżej i biegłam wzdłuż parkanu. Udało się, choć strzelał nad moją głową. Po jakimś czasie zaczęło nam brakować dezynfektantów. Dowiedzieliśmy się , że u Golskiego, pod Politechniką , mają sporo denaturatu. Nie jest to najlepsze, ale jednak może służyć. Wzięłam mój wojenny plecak z papierowej tkaniny i przez ruiny, piwnice i jeszcze stojące domy, doszłam do Politechniki. Przydzielono mi 10 butelek denaturatu. Wracam bardzo zadowolona. Gdy byłam na dwupiętrowych ruinach nadleciały Sztukasy i rzucili bomby burzące na sąsiednią ulicę (chyba Wilczą). I następne trzy samoloty z bombami zapalającymi bardzo blisko. Poczułam gorąco na piętach. Skakałam po tych gruzach i poczułam płyn ściekający po plecach. Rozbiła się butelka z denaturatem. A tu tak blisko ogień. Pomyślałam, ze to pewno koniec... Ale 15
żyję. Kasia Kujawska miała opiekować się kuchnią. Gdy zjawiałam się w Instytucie częstowała jakąś zupą. Ale w końcu brakowało żywności. Chyba za zgodą komendantki, postanowiłam pójść do Haberbusza po proso (czy inne ziarno). Przeprawa przez Aleje Jerozolimskie nie była łatwa. Niemcy usiłowali mieć trasę przelotową przez Warszawę do mostu Poniatowskiego. Jednak mieliśmy przekop. Niezbyt głęboki, z małą barykadą. Trzeba było mieć rozkaz na przejście i czekało się na odpowiedni moment. Szłam przez północną dzielnicę Warszawy, która wtedy była bardziej zniszczona od południowej. Sporo delegacji z różnych oddziałów dotarło do tego magazynu. Dostałam worek prosa i wracałam na nasz Punkt, do Głuchoniemych, wspinając się na ruiny. Ważnym wydarzeniem było zdobycie YMKi. Nasi chłopcy byli dumni, a ogród i teren przy Instytucie stał sie bardziej dostępny. Bożena i Jola dołączyły do obsługi YMKi jako sanitariuszki. Na rogu Placu i ul. Prusa kino Apollo było codziennie bombardowane. Przeważnie przed południem. Kilka razy byłam tam zasypana gruzem. Podejrzewaliśmy, ze Niemcy mają mylne informacje, że tam jest nasze dowództwo. Natomiast dalej, za alejami, by dojść do Mokotowskiej, był przekop i mała barykada. Wstrzeliwał się tam „gołębiarz” z dachu na rogu Brackiej. Tam została ranna w dłoń Halina Forbert, nasza Halcia. Śledziliśmy walki na Starym Mieście i dochodziły wiadomości, że to kolejna dzielnica, którą usiłują Niemcy opanować. W końcu nasze oddziały wycofywały się kanałami z Placu Krasińskich. Większość uratowanych wychodziła przez otwór na ul. Wareckiej, ale na Placu 3 Krzyży też był „właz”, czyli otwór którym wychodzili z kanału nasi żołnierze od „Parasola”. Byłam tam na służbie, gdy z trudem wyszedł Józio Szamborski z ręką na „skrzydle” czyli na wyciągu . Potem była grupa zupełnie oślepionych. Twarze mieli czarne i szli po omacku. Trzeba było ich obmywać, szczególnie oczy i twarz, a o wodę było trudno. Drugi otwór był w alejach Ujazdowskich przy kamienicy o bordowych murach. Tam wyciągaliśmy przeważnie rannych, bardzo brudnych i przemoczonych. Potężny, wysoki żołnierz błagał mnie bym wyjęła mu z nadgarstka odłamki. Ręka spuchnięta, czerwono fioletowa. Mówił: „to gangrena, ja umieram. Błagam , siostro! Ratuj.” Celina była ze mną i tłumaczy, że nie mamy lekarza. Popatrzyłam na niego i mówię Celinie: „Dawaj skalpel”. A ona: „nie masz prawa !” Jednak się zdecydowałam. Wiele żyłek i naczyń i opuchlizna, ale się udało. Wyjęłam pięć odłamków. Polała się brudna krew i ropa. Dezynfekowałam naszym denaturatem. Już nie było bandaża tylko papier toaletowy. Ale ranny był szczęśliwy. 16
Jola i Maryla poszły do Komendy Rejonu i wróciły z wiadomością, że mamy opuścić Instytut. Nie mogłam tego zrozumieć, że nas zabierają z tak ważnego punktu, gdzie jest tylu rannych. Pani Doktór z siostrą Krystyną zostają. Jest też pani Helena, pracownik Instytutu.. My lokujemy się na Mokotowskiej 55, ale ja ciągle wracam do Głuchoniemych. Ten młody głuchoniemy, którego skierował do mnie Ksiądz, wiernie mi towarzyszy. Równocześnie pali się szpital na Nowogrodzkiej. Dostajemy się tam i usiłujemy wynosić rannych, głównie tych rannych w nogi. Blisko płomienie, gorąco i dym. Błagają o ratunek. Kursujemy między Instytutem, YMKą, Mokotowską. Częste bombardowania coraz bliżej. Wiemy o rozstrzelanych na Woli, aresztowanych na Ochocie, Starym Mieście i innych miejscach. Spodziewamy się, że nas też to spotka i chcemy walczyć do końca. Tymczasem wiadomość: powstańcy zostali kombatantami według Konwencji Genewskiej. Gen. Bór spotyka się z Von den Bachem by podpisać kapitulację. Nie mamy broni, amunicji, brak wody i jedzenia. Cywilna ludność opuszcza Warszawę. Wojsko ma iść do niewoli. Część personelu potem z transportem szpitali. Działa też Czerwony Krzyż. Nasza Komendantka, Jola Wedecka, decyduje, by te z nas, które mają rodziny w Warszawie czy blisko Warszawy, wyszły na cywila, lub ze szpitalem i połączyły się z rodziną. Te, które nie mają blisko rodziny, niech Matka idą do niewoli. Mój Ojciec zginął wywieziony do Rosji, w Oświęcimiu i Bergen- Belsen, Danki też. Idziemy do niewoli. W drodze do Ożarowa ludzie nas witają, rzucają chleb i jabłka. Pierwsza mykwa w Kistryniu nad Odrą. Moje warkocze są tak pełne gruzu i pyłu, że o czesaniu nie ma mowy. Udało mi się przeszmuglować pastusi scyzoryk (wszystko ostre nam zabierali) i Bożena piłuje moje warkocze. Wrzucam je do Odry i idziemy pod prysznice. Strzępy ubrania wilgotne po dezynfekcji. Jest zupa, a ja nie mam żadnego naczynia by ją wziąć. Nieznajoma koleżanka ma garnek i mnie częstuje. Śpimy na betonowej podłodze tej fabryki, by rano wyruszyć towarowym pociągiem w kierunku Bremy. Ze stacji idziemy kilka kilometrów do Stalagu Sandbostel. Hanna Kościa z domu Czarnocka 13 sierpnia 2014 (Hanna Kościa w czasie Powstania Warszawskiego miała 16 lat) 17
18
słowa: JERZY JURANDOT
Dziewczyno nieznana, Żołnierzu - panienko 1. Dziewczyno nieznana, żołnierzu - panienko twój pomnik wznosimy piosenką / bis Berecik na bakier i stuk obcasików, na piersi gazetki, granaty w koszyku. Wprost na śmierć czyhającą na rogu uliczki szły kręcąc kuperkiem dziewczyny łączniczki. Jak z chłopcem na spacer, jak z teczką do szkoły stąpały przez piekło podziemne anioły. Z rozkazem, z meldunkiem, na kontakt, na zwiad… po wielu, po wielu nie ostał się ślad. 2. Dziewczyno nieznana, żołnierzu - panienko twój pomnik wznosimy piosenką / bis Dziewczyny łączniczki, bez nazwisk dziewczyny, po prostu Barbary, Danuty, Krystyny. W swych ładnych sukienkach tak miło dziewczęce, ze szminką na ustach, ze śmiercią w torebce. I takie powabne, i takie dziewczęce, samotnie szły przeciw niemieckiej potędze. Robiły co mogły, by wygrać swą grę, czasami wracały, czasami zaś nie. 3. Dziewczyno nieznana, żołnierzu - panienko twój pomnik wznosimy piosenką / bis Dziewczyny są po to, by żyć w pełnym słońcu, jak kwiaty rozkwitać i cieszyć wzrok chłopców. Nie po to, by wojną zatrute jak śmiercią, oddawać jej pierwszą swą miłość dziewczęcą. Nie po to, by kroków na schodach w noc słuchać i gnić na Pawiaku, i konać na Szucha. A tyle ich było w katowniach eS - eS młodziutkich, bez jutra, milczących po kres. 19
NACZELNICTWO
NACZELNICTWO na Beavor Lane przy Domu Harcerskim, wrzesień 2014, Fot. R. Szydło. Od lewej: S. Berkieta, M. Nalewajko, A. Czerniajew, J. Moszumańska, A. Ścigalski, T. Szadkowska-Łakomy, J. Kaczorowska, T. Ciecierska, A. Mańkowska, A. Borowy, M. Szablewski oraz nieobecni – NACZELNICTWO Beavor Skype Lane przy Domu Harcerskim, 2014, choć obecni duchemna i poprzez ks. Naczelny Kapelan St.wrzesień Świerczyński, Fot.Reitmeier, R. Szydło. Od lewej: S. Berkieta, M. Nalewajko, A. Czerniajew, K. D. Figiel J. Moszumańska, A. Ścigalski, T. Szadkowska-Łakomy, J. Kaczorowska, T. Ciecierska, A. Mańkowska, A. Borowy, M. Szablewski oraz nieobecni – DATY DO KALENDARZA NA ROK PRZYSZŁY choć obecni duchem i poprzez Skype ks. Naczelny Kapelan St. Świerczyński, K. Reitmeier, D. Figiel ZJAZD OGÓLNY – 20-21 listopada 2015 w okolicach Londynu DATY ZLOT OKRĘGU St. Zjedn. – NA na ROK przełomie lipca i sierpnia DO KALENDARZA PRZYSZŁY w Kolorado ZJAZD OGÓLNY – 20-21 listopada 2015 w okolicach Londynu ZLOT OKRĘGU W. BRYTANII – 25 lipca do 8 sierpnia 2015, Miejsce: Yardley Chase, Northamptonshine, ZLOT OKRĘGU St. Zjedn. – na przełomie lipca i sierpnia Nazwa Zlotu: „Odwaga”, hasło – „Całym Życiem” w Kolorado Komendantka Zlotu hm Anna Kucewicz. ZLOT OKRĘGU W. BRYTANII – 25 lipca do 8 sierpnia 2015, Miejsce: Yardley Chase, Northamptonshine, PEREGRYNACJA RELIKWII bł. ks. phm Stefana Wincentego Nazwa Zlotu: „Odwaga”, hasło – „Całym Życiem” 20 Komendantka Zlotu hm Anna Kucewicz. PEREGRYNACJA RELIKWII bł. ks. phm Stefana Wincentego 20
Frelichowskiego – Relikwie dotarły do Kanady na „Kaszuby” na akcję letnią, która tego roku była olbrzymia. W przywitaniu i oddaniu hołdu błogosławionemu Patronowi uczestniczyło ok. 2000 osób. Mimo deszczu uroczystość była wspaniała. Następnie relikwie wróciły do W. Brytanii na Zjazd Okręgu w październiku. Jest planowane, aby relikwie zostały wysłane do Argentyny na ich akcję letnią w styczniu 2015 r. Powstała kronika peregrynacji relikwii, w której opisywane są szczegółowo kolejne wydarzenia. Naczelny Kapitan ZHP zwraca uwagę, że kronika powinna być zawsze dostarczona razem z relikwiami ponieważ jest ona zaświadczeniem ich autentyczności. Przypominamy, że 23 lutego 2015 r. przypada 70-ta rocznica śmierci błogosławionego „Druha Wicka” w Dachau.
25-lecie ZHR W tym roku Związek Harcerstwa Rzeczypospolitej obchodzi 25-lecie swego założenia. ZHR wywodzi się z kręgów Instruktorów Harcerskich im. Andrzeja Małkowskiego (KIHAM) powstałych w 1980 r. i skupiających niezależne środowiska harcerzy i instruktorów. Celem założenia ZHR był powrót do zasad wychowania harcerskiego wypracowanego przez twórców harcerstwa w Polsce, którego fundamentem są wartości chrześcijańskie. Utworzenie nowej organizacji zadeklarowało paręset delegatów ze wszystkich stron Polski w lutym 1989 r. na zjeździe w Warszawie. Natomiast w kwietniu 1989 r. na Uniwersytecie Gdańskim w Sopocie odbył się Zjazd Założycielski ZHR. Pierwszym przewodniczącym został wybrany prof. hm RP Tomasz Strzembosz. Dziś ZHR liczy ponad 16000 członków. Związkowi Harcerstwa Rzeczpospolitej dalszego stałego rozwoju w pracy wychowawczej dla dobra młodzieży i społeczeństwa życzy Redakcja
21
O Początkach Legionów Polskich W sierpniu 2014 roku minęła 100. rocznica wybuchu I wojny światowej – tragicznej i okrutnej, która jednak przyniosła Polsce wolność. Jest to także 100. rocznica powstania Legionów Polskich czyli polskich oddziałów wojskowych założonych przez Komendanta Józefa Piłsudskiego, które w tych wojennych latach 1914-1918 toczyły bój o Polskę. Początek dała im słynna Pierwsza Kompania Kadrowa utworzona w Krakowie z tajnych oddziałów związków strzeleckich. Z różnych części zaboru austriackiego i różnych stron Europy zbierali się strzelcy na krakowskich Oleandrach. Tu otrzymywali mundury i pierwszą broń. Tu 3-go sierpnia 1914 r. komendant Józef Piłsudski przemawiał do nich: „Odtąd nie ma strzelców… Wszyscy, co tu jesteście zebrani, jesteście żołnierzami Polskimi… Żołnierze! Spotkał Was ten zaszczyt niezmierny, że pierwsi pójdziecie do Królestwa i przestąpicie granicę rosyjskiego zaboru.” Tego samego dnia z Krakowa wyruszył pierwszy oddział – patrol siedmiu żołnierzy pod dowództwem Władysława „Beliny” – Praźmowskiego, którego zadaniem było rozeznanie sytuacji w zaborze rosyjskim i przygotowanie ludności na powstanie przeciw Rosji. Zadanie to patrol wykonał i przeszedł do historii jako Siódemka „Beliny” dająca początek 1 Pułkowi Ułanów „Bieliny” Legionów Polskich. 6-go sierpnia 1914 r. strzelcy-żołnierze Pierwszej Kompanii Kadrowej ubezpieczani od czoła przez Siódemkę „Beliny” wyruszają z Oleandrów w kierunku Królestwa. Przekraczają granicę austryjacko-rosyjską zajmując Miechów, a następnie Kielce, czyniąc to miasto pierwszą stolicą odradzającej się Polski. W dalszych bojach w okolicach Kielc Siódemka „Beliny” rozrasta się i w końcu sierpnia liczy już 50 ułanów.
„Ósmy Ułan Beliny” Pod tym tytułem ukazała się w 2008 r. książka poświęcona generałowi brygady Józefowi Marianowi Smoleńskiemu ps. „Kolec”, który jako ósmy 22
żołnierz dołączył do słynnej siódemki Beliny. Generał był małżonkiem hm Hanki Smoleńskiej, którą wielu z nas dobrze pamięta z harcerstwa, jak, być może, również ich dzieci: Macieja i Kasię. Syn generała Maciej Smoleński, współautor książki liczącej 700 stron, materiały do niej zbierał ponad 20 lat! Jest ona pięknym pomnikiem wystawionym ojcu. Redaktorem naukowym książki jest historyk Grzegorz Nowik. Na pierwszych kartkach książki znajdziemy wspomnienia gen. Smoleńskiego z jego przeżyć w początkach tworzących się Legionów Polskich. Oto kilka fragmentów. Redakcja
Z przeżyć rekruta Beliny
Sierpień 1914 r. …Pierwsza w życiu wojna, którą znałem tylko w wyobraźni urabianej przez literaturę historyczno-wojskową, pozostanie najżywszym i największym ze wszystkich wrażeń osobistych, jako przeżycie strzelca, legionisty, ułana Beliny i żołnierza Piłsudskiego. Tym pierwszym właśnie przeżyciem niezapomnianych dni sierpniowych pragnę poświęcić niniejsze wspomnienie, obejmujące okres pierwszych kilku dni wojny i początkowych wyczynów bojowych, szeregowca, a właściwie rekruta, którego wiadomości wojskowe, uzyskane w czasie pobocznego pobytu w Strzelcu, nie dawały jeszcze jako żołnierzowi dostatecznego przygotowania do walki. Wielce podniecony wyjeżdżałem w końcu lipca z Belgii do Krakowa, skąd miałem się udać na kurs instruktorski Strzelca. W powietrzu pachniało wojną… Wreszcie … Kraków. Oleandry, pierwsze mundury i pierwsze karabiny, kadrówka – 6 sierpnia. Jestem żołnierzem w 2 plutonie Kroka-Paszkowskiego. W parę minut po wymarszu z Oleandrów, gdy padła komenda Odtrąbiono!, zabrzmiała pierwsza pieśń, którą zaintonował jej twórca Oster-Ostrowski – Raduje się serce, raduje się dusza… Tak, radowało się moje serce, ale duszę przepełniały przeróżne uczucia, od wzniosłych i pięknych do przyziemnych. Instynkt życia przypomniał o niebezpieczeństwach wojny. 23
Pierwszy przemarsz i zmęczenie po trzydziestu przebytych kilometrach do Słomnik nie wpłynęły dobrze na mój nastrój. Bolały mnie bardzo nogi, ległem też skwapliwie w jakiejś stodole, w której został zakwaterowany nasz pluton. Trochę mniej zaczęła mi się podobać żołnierka w piechocie, pocieszałem się tylko tym, że byle nie dać się przez pierwszych kilka dni, to później będzie lżej. Tak mówili wszyscy. Nieco rzeźwiejszy i dość wypoczęty wstałem 7 sierpnia. Nogi jednak jeszcze bolały, miejscami tworzyły się bąble. Posmarowałem stopi i palce kozim łojem, który wyfasowałem w Oleandrach, jako część ekwipunku żołnierza piechoty i przygotowałem się do wymarszu. Przejrzawszy tornister, postanowiłem usunąć różne niepotrzebne rzeczy, które go zbyt obciążały. Wtem widzę, że idzie do mnie obywatel Janusz, mój były komendant kompanii strzeleckiej w Belgii, a ostatnio uczestnik słynnego patrolu Beliny. Obywatela Janusza bardzo lubiłem i ucieszyłem się, widząc go. Jakież było moje zaskoczenie, gdy Janusz z miejsca wykrzyknął: Łuk (mój pseudonim w Belgii, który zamieniłem w Krakowie na Kolec), chcesz do kawalerii?! Słońce nade mną zajaśniało i nogi od razu przestały mnie boleć. Wyrżnąłem tornistrem gdzieś w kąt, złapałem koc i trochę bielizny i wyraziłem entuzjastyczną gotowość do zmiany rodzaju broni (jak się to mówiło później). Niech konia nogi bolą, a nie mnie, pomyślałem, nie zdając sobie sprawy z tego, że po kilkudziesięciu kilometrach marszu na grzbiecie końskim co innego będzie mnie bolało tak, jak w piechocie nogi. Obywatel Janusz załatwił krótkie formalności u komendanta Kadrówki i poprowadził mnie do oddziału Beliny, który w sile siedmiu koni stał w pogotowiu do odmarszu przed jakimś domkiem. Zameldowałem się obywatelowi Belinie. Trochę mi skóra ścierpła, gdy na mnie popatrzył, ale przyjął i wyznaczył miejsce w ostatniej dwójce. Stanąłem w kolumnie, przyglądając się ciekawie moim towarzyszom. Było ich siedmiu – Belina, Janusz, Grzmot, Hanka (tych znałem uprzednio) oraz dwóch nieznanych mi przedtem: Zdzisław – młodziutki chłopiec, i poważny, olbrzymi Krak – Dudzieniec, właśnie mój towarzysz w dwójce. Ze słynnego patrolu Beliny ubyło dwóch: Bończa, który czasowo odszedł do piechoty i Kmicic, który zachorował. Przyszedłem na miejsce Kmicica, odziedziczywszy jego broń i konia. Ten koń to była szkapa z nieprawdziwego zdarzenia: biały, 24
ostrokanciasty, w wieku lat kilkunastu. Jego wartość poznałem wkrótce w marszu. W kłusie, do którego nie miał zbyt wielkiej ochoty, trząsł niemiłosiernie i od czasu do czasu potykał się, a do galopu w ogóle nie można było go zmusić (…) Pierwsze bojowe wrażenia odniosłem przy zajęciu Miechowa. W pewnej odległości od miasta Belina zatrzymał jadących z Kielc chłopów. Opowiadali, że widzieli na rynku strażników przygotowujących się do odjazdu. Staliśmy kilkanaście minut, nagle Belina krzyknął: Galopem marsz! I ruszył z kopyta. Za nimi pocwałowała reszta jeźdźców – z wyjątkiem mnie. Mój siwek ruszył tylko kłusem i za nic nie dał się podnieść do galopu. Nie pomogło bicie piętami po bokach (ostróg jeszcze nie miałem) ani szturchańce kolbą karabinu po grzbiecie. Odstałem też daleko za mymi towarzyszami i do Miechowa wjechałem ostatni.
„Siódemka Beliny” – pierwsi ułani Józefa Piłsudskiego, Goszyce 4 sierpnia 1914 r. 25
Z Belinacką piosenką Hej – sentyment, mój Boże! Hej, ty nasza beliniacka piosenko! Ileż wspomnień zostawiłaś po sobie. Znaczyłaś nasze przeżycia żołnierskie radośnie i beztrosko, często hucznie i żywiołowo, czasem nutą smutku i melancholii. Towarzyszyłaś nam w marszach, umilałaś odpoczynki, skracałaś długie godziny zbiórek, godziłaś zwaśnionych, bratałaś z ludem, ba – nawet z wrogiem. Gdy myśl moja w przeszłość wraca i tamte czasy „górne i bujne” na pamięć przywodzi, kojarzy je zawsze z pieśnią, która z każdym okresem dziejów beliniackich najsilniej się wiązała. Była to piosenka lub zespół pieśni modnych, najczęściej w danych okresach śpiewanych. Po pewnym czasie – jak to zawsze bywa – odchodziły one na plan drugi, ustępując miejsca nowym; wszystkie pieśni jednak żyły, tworząc coraz bogatszy repertuar śpiewnika beliniackiego, z którego czerpaliśmy obficie przy każdej okazji. Zachłystywały się pieśnią Oleandry w pogodne wieczory pierwszych dni sierpniowych. Ileż tych piosenek tam nie było. I dawne – z epoki Napoleona oraz powstań narodowych, i najnowsze – z bojówek PPS i nawet Sokoła, i bogaty, barwny repertuar Strzelców i Drużyn Strzeleckich, i przeróżne piosenki ze wszystkich skupisk studenckich Europy, i wreszcie nie wyczerpane zasoby melodii ludowych z Haniś, moja Haniś na czele. Wymarsz Kadrówki upamiętniła słynna Raduje się serce, raduje się dusza, zaintonowana przez jej autora Ostera-Ostrowskiego, późniejszego Beliniaka. Od razu chwyciła za serce i tryumfalnie weszła do żelaznego repertuaru pieśni legionowych. Gen. Józef Marian Smoleński
Gen. Bryg. JÓZEF MARIAN SMOLEŃSKI ps. “Kolec” (1894-1978) – Kawaler Orderu Virtuti Militari, w okresie II RP oficer Sztabu Generalnego Wojska Polskiego, dowódca Pułku Ułanów Grochowskich w Suwałkach, komendant Centrum Wyszkolenia Kawalerii w Grudziądzu. Z wybuchem II wojny światowej ewakuowany do Rumunii, Francji i następnie do Wielkiej Brytanii. W czasie wojny w Londynie był szefem Oddziału VI Sztabu Naczelnego Wodza odpowiedzialnego na łączność z Krajem. Prowadził działania wspierające ZWZ-AK m.in. był odpowiedzialny za szkolenie i wysyłkę Cichociemnych do Kraju. 26
NA WIECZNĄ WARTĘ Phm ERNEST ZBIGNIEW MYK zm. 23 maja 2014 r. w LONDYNIE Urodzony 25 stycznia 1927 w Kiemieliszkach w Wilnie. Wspaniały harcerz, całe życie oddany młodzieży harcerskiej. Wieloletni wierny opiekun drużyny harcerzy i gromad zuchowych na Putney w Londynie. Po krótkiej chorobie zasnął w Bogu słuchając piosenek harcerskich. W Jego pogrzebie uczestniczyło wielu harcerzy i instruktorów, a po nim odbył się kominek harcerski ku czci Druha Ernesta. Cześć Jego pamięci! Żonie dhnie Krystynie Myk i córce dhnie Teresie Szwagrzak składamy wyrazy szczerego współczucia. Hm ZOFIA SADLIŃSKA –KASPAR zm. 22 marca 2014 r. w CHICAGO - Zofia urodziła się 16 kwietnia 1948 r. w Broxburn, w Szkocji. Była jedynaczką. Od 1951 roku rodzina Sadlińskich mieszkała w Chicago. Jej mama, hm Danuta Sadlińska, prowadziła Harcerską Szkołę Przedmiotów Ojczystych, na tzw. „południu Chicago”. W soboty, od 9:00 do 14:00 odbywały się tam lekcje. A od 14:00 do 16:00 – zbiórki harcerskie. Zosia należała do koedukacyjnej gromady „Zuchy nad Wisłą”, a od 29 XI 1958 do nowo utworzonej drużyny harcerek „Bałtyk”. Drużyna, która szybko się zgrała (jej członkinie dotąd utrzymują ze sobą kontakt) przez wiele lat brała udział w anglo-języcznym przedstawieniu jasełkowym w programie „Christmas Around the World” w Museum of Science and Industry. Zosia brała udział w Zlocie Okręgu Stany Zjednoczone w Yankee Springs, MI w 1960 r., zorganizowanym z okazji 50-lecia harcerstwa. Jeździła co roku na obozy hufca, a w 1963 r. była na kursie zastępowych w Two Rivers, Wisconsin i zaraz została mianowana zastępową. Rok później wzięła udział w kursie drużynowych chorągwi i we wrześniu założyła i przez 3 lata bardzo interesująco i dobrze prowadziła drużynę „Wody Tatrzańskie”. Pod koniec lat 70-tych, na prośbę ówczesnej Komendantki Chorągwi, hm Anny Klonowskiej, założyła i przez 4 lata prowadziła Zastęp Instruktorek „Ślady Gwiazd” w Chicago, tzw. „młodszy zastęp”, do którego należały przewodniczki i podharcmistrzynie na studiach. Prowadziła go świetnie, kilka członkiń tego zastępu jest dotąd na funkcjach w hufcu i chorągwi. W międzyczasie ukończyła szkołę średnią. Holy Family Academy, oraz De Paul University gdzie studiowała pedagogikę, ze specjalizacją z matematyki i języka angielskiego. W De Paul poznawała też swojego przyszłego męża, Vincentego Kaspar’a, z którym wzięła ślub w 1968 r. Po studiach pracowała jako nauczycielka w St. Procopius High School, szkole średniej dla 27
NA WIECZNĄ WARTĘ dziewcząt, gdzie od 1974 do 1981 roku była przełożoną. Do szkoły uczęszczały przede wszystkim uczennice pochodzenia meksykańskiego, często hiszpańsko-języczne. Po zamknięciu szkoły Zosia została dyrektorką programu nauki dla dorosłych w Truman Collage, w Chicago. Dla programu ESL (English as a Second Language) szukała wykwalifikowanych nauczycielek również wśród harcerskich znajomych i dzięki niej kilka instruktorek znalazło tam zatrudnienie. Po kilku latach została dyrektorką wykonawczą Copernicus Center i prowadziła tą stosunkowo nową instytucję polonijną przez prawie 20 lat. Tam też przeszła na przedwczesną emeryturę, kiedy nowy Zarząd Powierniczy zmienił profil Centrum. Wróciła wtedy do swojej pierwszej roli, nauczycielki, i dawała korepetycje, by w ten sposób, do śmierci, mieć kontakt z młodzieżą. Zosia była ciekawa świata i ludzi, podróżowała, miała wielu przyjaciół. Była zauroczona wszystkim co polskie, odwiedziła Polskę kilka razy. W harcerstwie, po rozwiązaniu Zastępu „Ślady Gwiazd”, należała do Zastępu Instruktorek „Pasieka”, przyjeżdżała na zbiórki, interesowała się życiem hufca. Przez kilka lat była członkinią Zarządu Okręgu, gdzie pełniła funkcję Referentki ds. ubezpieczenia, jako pierwsza w historii Okręgu, wydatnie pomagała w wyborze polisy. Po przejściu na emeryturę sprzedała swój dom w Chicago i przeniosła się na dalekie przedmieście. Tam znalazła nowych przyjaciół, pracowała społecznie w Zarządzie Spółdzielni Mieszkaniowej oraz dalej udzielała korepetycji. Zaadoptowała 2 papugi, które towarzyszyły każdej jej rozmowie telefonicznej. W tym czasie ze względu na chroniczną chorobę trudno było jej przyjeżdżać do Chicago, ale przez telefon i elektroniczną pocztę utrzymywała kontakt z harcerskimi znajomymi. Zosia była zawsze uśmiechnięta, zawsze widziała dobro w innych, była zawsze gotowa pomóc innym w potrzebie. Miała dar przyjaźni. Wykształciła pokolenie harcerek na kobiety czułe, życzliwe ale stanowcze, świadome swego obowiązku służby wobec społeczeństwa. Jej ciepło i serdeczność zostanie nam długo w pamięci. Cześć Jej pamięci! Marysia Kohman, hm i Kinga Rzyska, hm Hm ZENONA (SONIA) RACZKOWSKA zm. 11 czerwca 2014 r. w DETROIT - Dhna Sonia z domu STOJEK urodziła się 1 lipca 1930 r., w Bielsku Białej, w rodzinie wojskowej; jej ojciec był oficerem wojska 28
NA WIECZNĄ WARTĘ polskiego. Z harcerstwem związała się w Będzinie, gdzie ją rodzice zapisali do gromady zuchów, a gdy w 1947 r. wrócili do Bielska, tam została przyjęta do drużyny „Szarotki Podhalańskie” i na obozie w Ustroniu założyła przyrzeczenie. Gdy miała 17 lat prowadziła gromadę zuchową w Aleksandrowicach. Po maturze wyjechała do Krakowa na studia medyczne na U.J. Tam poznała grupę studentów, którzy działali w KC Krakowskiej. Dhna Sonia kiedyś napisała: „szczególnie duży wpływ mieliśmy na młodzież podczas specjalnych akcji letnich”. W tym okresie zdobyła stopnie pwd. i phm. Po ukończeniu studiów w Krakowie, wyjechała z rodzicami do Stanów Zjednoczonych w 1962 r. Tu poznaje Bogdana Raczkowskiego i w 1963 r. wychodzi za mąż za niego. W ’64 r. rodzi się pierwszy syn Waldek, a w ’68 r. drugi syn Andrzej. Obydwaj są w harcerstwie i jeżdżą na kolonie, obozy, zloty; Waldek zdobywa stopień hm, a Andrzej Harcerza Orlego. Dziś córki Waldka i Anetki, Karolina i Wiktoria noszą szary mundur tak jak babcia. Od ’67 r., przez 40 lat Sonia pracowała w szpitalu Sinai jako Asystent Chirurgiczny. Dhna Raczkowska poznała się z druhostwem Wyrwicz i pod ich wpływem wróciła do pracy harcerskiej w Detroit w ’70 r. kiedy pełniła obowiązki sanitariuszki na koloni hufca h-rzy na Białowieży (teren harcerski). Następnie zostaje przyjęta do zastępu instruktorek „Iskry”. Została wybrana do Zarządu Obwodu na stan MI, była opiekunką drużyny h-ek „Szarotki”, brała udział w wielu Akcjach Letnich, Zjazdach Okręgu, Zjazdach Ogólnych, Zlotach i Ad-Astrach. Podczas kadencji ś.p. Bronisławy Marczuk jako hufcowej, Sonia była jej przyboczną. 3. maja 1982 r. zostaje mianowana harcmistrzynią. Po światowym zlocie w Belgii w ’82 r., dhna Sonia obejmuje funkcję hufcowej i pełni ją do 1994 roku. Oczywiście harcerstwo nie było jedynym zainteresowaniem dhny Soni, ale było powodem i motorem jej prac społecznych. W wywiadzie z członkinią komitetu jakiegoś Festiwalu w lokalnej parafii, zapytana skąd bierze siły na dwa dni pracy, odpowiedziała, że to nie siły, lecz harcerska ambicja pozwala jej wytrwać. Choć na festiwalach pomaga od dawna, teren obecnej parafii obsługiwały jej harcerki już wcześniej, od momentu kupienia ziemi pod Dom Polski. A w dalszej rozmowie o cechach harcerskich, podkreśliła, że za najważniejszą uważa prawdomówność i dotrzymanie danego słowa. „Bo na harcerzu polegaj jak na Zawiszy”. Pogrążeni w smutku zostają synowie Waldek z żoną Anetką i ich dwie 29
NA WIECZNĄ WARTĘ córki Karolina i Wiktoria, syn Andrzej z żoną Amalią i córeczką Sofią, oraz rodzina w Kanadzie i w Polsce. Niech odpoczywa w pokoju wiecznym….. Cześć Jej pamięci!!! Hm Teresa Wiącek Hm RYSZARD MACHUT zm. 21 września 2014 w TORONTO Były hufcowy hufca harcerzy „Karpaty”, długoletni szczepowy Szczepu Wodnego „Bałtyk, sekretarz Chorągwi Harcerzy w Kanadzie. Cześć Jego Pamięci! Phm ELŻBIETA RADZIWIŁŁOWICZ, zm. 24 lipca 2014 r. w St. Zj. Druhna Ela pracowała przez wiele lat prowadząc skrzaty w New Britain, Connecticut. Swój czas poświęciła dla dobra młodzieży; nie tylko prowadziła zbiórki, ale również była w składzie komendy kolonii zuchowej w Plamer, Massachusetts. Była bardzo skromną osobą i cokolwiek robiła, to było to naturalne i nie oczekiwała pochwał. Spokojna, życzliwa i zawsze uśmiechnięta; oddana pracy wychowawczej skrzatów i również brała czynny udział w harcerskim życiu. Nigdy nie odmawiała swojej pomocy. Zostanie na zawsze w naszej pamięci i w naszych sercach. Odeszła osoba, która była dla nas wzorem do naśladowania. Wspaniałą matką, która kładła nacisk na wychowanie dzieci i wnuków. Narodowy patriotyzm i pobożność były widoczne w jej postępowaniu i życiu. Żadne słowa nie wyrażają bólu, jaki wypełnia nasze myśli i przenika nasze serca. Cześć jej pamięci! Anna Kułakowska phm Hufcowa DZIĘKUJEMY za wszystkie ŻYCZENIA przesłane nam z akcji letniej, a szczególnie za piękne karty od: 9 DRUŻYNY HARCEREK „San” (LONDYN) z obozu “Cichociemnych” i zlotu „Jutro Powstanie” oraz WĘDROWNICZEK – SENIOREK (BYDGOSZCZ) z XXIII Złazu ZHP w Opolu i Zakopanem.
PRZEPRASZAMY dhnę hm MONIKĘ SKOWROŃSKĄ za pomyłkę w ostatnim wydaniu „Ogniska” (No 2, 2014, str. 11) w końcówce jej nazwiska. 30
NOWE KSIĄŻKI Biuro Edukacji Publicznej Instytutu Pamięci Narodowej przekazało do Naczelnictwa po kilka kopii swoich ostatnich wydawnictw, które są do rozdania dla zainteresowanych instruktorów lub starszej młodzieży. Są to następujące książki: OD NIEPODLEGŁOŚCI DO NIEPODLEGŁOŚCI, Historia Polski 1918 – 1989, autorzy: Adam Dziurak, Marek Gałęzowski, Łukasz Kamiński, Filip Musiał. Książka bogato ilustrowana, 500 stron, popularyzująca najnowszą historię Polski w przystępny sposób. Pokrywa wszystkie okresy od Legionów 1914 r. i I wojny światowej poprzez II Rzeczpospolitą, II wojnę światową i czasy PRL’u aż po powstanie Solidarności, kończąc na przekazaniu insygniów prezydenckich Lechowi Wałęsie przez Prezydenta Ryszarda Kaczorowskiego.
Pięć broszur z serii „PATRONII NASZYCH ULIC” opowiadających o postaciach historycznych, których imiona nadawane są ulicom polskich miast. Są to: GENERAŁ WŁADYSŁAW ANDERS (1892-1970) GENERAŁ KAZIMIERZ SOSNKOWSKI (1885-1969) GENERAŁ AUGUST EMIL FIELDORF „NIL” (1895-1953) - Dowódca Kierownictwa Dywersji (Kedywu) Komendy Głównej AK, twórca i kierownik tajnej organizacji Niepodległość (NIE) powstałej w 1943 r. GENERAŁ LEOPOLD OKULICKI „Niedźwiadek” (1898-1946) - Ostatni komendant główny Armii Krajowej, w 1945 r. wraz z piętnastoma przywódcami Polskiego Państwa Podziemnego wywieziony do Moskwy i zamęczony w więzieniu. PROFESOR TOMASZ STRZEMBOSZ (1930-2004) - Wybitny historyk, działacz niezależny, pisarz, harcerz, inicjator powstania Kręgów Instruktorów Harcerskich im. Andrzeja Małkowskiego (KIHAM), pierwszy Przewodniczący Związku Harcerstwa Rzeczypospolitej.
Osoby zainteresowane tymi wydawnictwami proszone są o zgłoszenie zapotrzebowania do Sekretariatu Naczelnictwa 23-31 Beavor Lane, London W6 9AR.
31
NOWE KSIĄŻKI „BOHATERKI powstańczej Warszawy” Pod tym tytułem w Polsce w sierpniu b.r. ukazała się nowa książka BARBARY WACHOWICZ. Przypominamy: Barbara Wachowicz jest autorką wielu książek, wystaw i spektakli poświęconych Wielkim Polakom, kulturze polskiej i harcerstwu, w tym autorką cyklu sześciu książek „Wierna Rzeka Harcerstwa” „Bohaterki” to wspaniała opowieść o Powstańczych Dziewczętach – łączniczkach, przewodniczkach, sanitariuszkach, często harcerkach Szarych Szeregów, które niosły pomoc i ratunek obrońcom Warszawy. Ich odwaga, ofiarność i hart ducha stały się legendą. Było ich bardzo wiele. Tylko historie niektórych z nich są tu zawarte, choć książka liczy aż 700 stron! Całość ujęta jest w dwóch częściach: „Te, które poległy” i „Te, które przeżyły”. Wśród tych pierwszych są m.in.: Krystyna Krahelska – Syrena Warszawy, siostry Grzeszczakówny, Krystyna Wańkowiczówna, Lidla Daniszewska i 13-letnia Hanusia Graba – Łęcka. Wśród „Tych, które przeżyły” są Danuta Zdanowicz – Rossmanowa, Alina Janowska, Barbara Otwinowska, Danuta Szaflarska, aktorka. Obydwie te części otwiera opowieść o Matuli Polskich Harcerzy” Zdzisławie Bytnarowej, matce Janka „Rudego” bohatera „Kamieni na Szaniec”, która po śmierci Janka stała się Matką wszystkich harcerzy, służąc im i matkując aż do końca swego życia. Jest w książce mnóstwo nowych szczegółów zebranych przez autorkę z listów, pamiętników i relacji bliskich osób, a także liczne nieznane fotografie. Czyta się tę książkę jak najlepszą powieść. Daje ona ciekawy, a przede wszystkim wierny obraz życia w trudnych czasach Okupacji i Powstania Warszawskiego. Redakcja 32
„HARCERZE I HARCERKI ŁĄCZĄ MIASTO” 3 SIERPNIA, WARSZAWA, PLAC KRASIŃSKICH HARCERSKIE POCZTY SZTANDAROWE PODCZAS MSZY ŚW. NA ZAKOŃCZENIE ZLOTU „JUTRO POWSTANIE”
www.polprint.co.uk