Iceman: historia mordercy_Anthony Bruno

Page 1


Bruno_Iceman.indd 2

2013-09-17 23:10:23


Anthony Bruno

ICEMAN HISTORIA MORDERCY tłumaczenie Maciej Prusator

Kraków 2013

Bruno_Iceman.indd 3

2013-09-17 23:10:23


Tytuł oryginału The Iceman. The true story of a cold-blooded killer Copyright © 1993 by Anthony Bruno Copyright © for the translation by Maciej Prusator 2013 Projekt okładki © 2012 Killer Productions, Inc. Adaptacja projektu okładki Magdalena Zawadzka Fotografia na pierwszej stronie okładki © 2012 Millennium Entertainment, LLC Opieka redakcyjna Alicja Gałandzij Ewa Polańska Adiustacja Ewa Polańska Korekta Barbara Gąsiorowska Projekt typograficzny Irena Jagocha Daniel Malak Łamanie Piotr Poniedziałek ISBN 978-83-240-2352-3

Książki z dobrej strony: www.znak.com.pl Społeczny Instytut Wydawniczy Znak, 30-105 Kraków, ul. Kościuszki 37 Dział sprzedaży: tel. 12 61 99 569, e-mail: czytelnicy@znak.com.pl Wydanie I, Kraków 2013 Druk: Rzeszowskie Zakłady Graficzne SA, ul. Pogwizdów Nowy 662, Zaczernie

Bruno_Iceman.indd 4

2013-09-17 23:10:23


Pamięci wszystkich ofiar Richarda Kuklinskiego, zarówno tych znanych, jak i nieznanych.

Bruno_Iceman.indd 5

2013-09-17 23:10:23


ROZDZIAŁ 5

Ciepły wiaterek wpadał przez otwarte okna Rekina, gdy Dominick Polifrone jechał nim przez stary stalowy most na drugą stronę rzeki. Słońce przebłyskiwało przez szare chmury, deszcz ustawał, a na horyzoncie jaśniało błękitne niebo. Przez otwarte okno dało się słyszeć pisk opon na mokrym czarnym asfalcie. Dominick nie zwracał uwagi na te dźwięki. Myślał o Richardzie Kuklinskim, skupiał się na swoim celu, nie chciał się rozproszyć przed tym ważnym spotkaniem. Musiał po prostu być sobą. To był klucz sukcesu – być sobą. Dominick wiedział z doświadczenia, że przez skomplikowane przykrywki i fałszywe nazwiska można wpaść w prawdziwe tarapaty. Gdy się obcuje z bandziorami, nie można się wahać. Jeśli przed powiedzeniem swojego fałszywego nazwiska zawahasz się chociaż sekundę, mogą nabrać podejrzeń. Bandziory rzadko puszczają takie wpadki płazem. Potkniesz się raz, i może ci się stać krzywda. Potkniesz się w niewłaściwym towarzystwie, a może cię to kosztować życie. Dlatego Dominick Polifrone nie różnił się za bardzo od swojego alter ego Michaela Dominicka Provenzano. Powiedział 64

Bruno_Iceman.indd 64

2013-09-17 23:10:25


ROZDZIAŁ 5

chłopakom, których poznał w „sklepie”, że niektóre jego kontakty mafijne na mieście znają go jako „Sonny’ego”, ale kazał wszystkim mówić do siebie Dom. Był zameldowany w wielkim bloku w Fort Lee. Mówił, że to mieszkanie jego dziewczyny, jego goombaty. Michael Dominick Provenzano był twardym chłopakiem ze średnio zamożnej okolicy w Hackensack, New Jersey. Tak jak Dominick Polifrone. Michael Dominick Provenzano w dzieciństwie organizował nielegalne loterie. Tak jak Dominick Polifrone. Dominick Polifrone mógłby skończyć jak Michael Dominick Provenzano, gdyby nie dostał footballowego stypendium na uniwersytecie w Nebrasce. Ale to nie sport ani Środkowy Zachód zmieniły jego podejście do życia. Dominick wpadł do Nebraski niczym włosko-amerykańskie tornado. Pochodził ze wschodu, więc był najmodniejszym chłopakiem w kampusie. Nosił dzwony, zanim dzieciaki ze wsi dowiedziały się, że są modne. Kiedy wracał z wakacji, przywoził całe walizki wypakowane najnowszymi albumami, muzyką, która jeszcze długo nie zawitałaby do Nebraski. Jeśli Dominick był pewny siebie w Hackensack, to w Nebrasce był prawdziwym dzikusem. Na drugim roku demolowanie barów co piątek stało się jego rytuałem. Wtedy też sierżant policji z Omaha zainteresował się tym młodym wrzodem na tyłku z New Jersey. Pewnego razu zaciągnął go na kampus na pogawędkę z jego trenerem. To właśnie to spotkanie z sierżantem i trenerem odmieniło jego życie. Powiedzieli mu wprost: albo się uspokoi i zacznie zachowywać jak cywilizowany człowiek, albo niech wraca do Hackensack na dobre. Sierżant stwierdził, że samo ostrzeżenie nie wystarczy. Zasugerował stanowczo, by Dominick porzucił obecną specjalizację, wychowanie fizyczne, i wybrał nową, bezpieczeństwo publiczne. Trener 65

Bruno_Iceman.indd 65

2013-09-17 23:10:25


ROZDZIAŁ 5

przyznał mu rację. To spotkanie w biurze trenera w sobotnie popołudnie wyznaczyło nowy cel życiu Dominicka. Wciąż zdarzało mu się, od czasu do czasu, robić zadymy, dalej grał w football i był świetnym bokserem. Zdobył Złote Rękawice, mistrzostwo wagi ciężkiej regionu południowowschodniego w 1969 roku. Ale już wiedział, kim jest. Trening na bandziora się skończył. Dominick Polifrone miał się od teraz za jednego z dobrych chłopaków. Dlatego był tak wyjątkowym tajniakiem. Potrafił mówić jak bandzior, wyglądać jak bandzior i zachowywać się jak bandzior. To wszystko należało do jego natury, ale w głębi duszy wiedział, że jest dobrym chłopakiem. Dlatego Dominick nie martwił się o swoją przykrywkę, kiedy kierując się w stronę Dunkin’ Donuts, przejeżdżał przez most. Wiedział, że jest przekonujący. Martwił się tylko samym spotkaniem z Richardem Kuklinskim. Nie miał żadnego wsparcia. Dowiedział się o spotkaniu zbyt późno, by wezwać pomoc. Kuklinski już podobno na niego czekał. Ze „sklepu” do cukierni było zaledwie pięć minut drogi samochodem. Jeśli długo by nie przyjeżdżał, Kuklinski nie zaczekałby na niego. Co do tego nie miał wątpliwości. Facet był do przesady przezorny. Jeśli cokolwiek w Dominicku wyda mu się podejrzane, to po prostu się ulotni i Dominick będzie mógł zapomnieć o ponownym spotkaniu. Dlatego to pierwsze spotkanie było tak ważne. Po pierwszych pięciu minutach będzie wiedział, czy Kuklinski dał się nabrać. Najważniejsza była samokontrola. Dominick jest bandziorem i czegoś potrzebuje. Nieważne, jak bardzo zależało mu na tym, by zbliżyć się do Kuklinskiego, nie mógł się przed nim płaszczyć. To by zniszczyło jego wiarygodność w grze. Jeśli Kuklinski uzna go za frajera, to nie będzie chciał mieć z nim nic wspólnego. 66

Bruno_Iceman.indd 66

2013-09-17 23:10:25


ROZDZIAŁ 5

Dominick sięgnął do kieszeni i dotknął rękojeści swojego pistoletu, automatycznego walthera PPK 380. Było ciepło, ale Dominick miał na sobie skórzaną kurtkę. Stanowiła część jego bandyckiego uniformu i świetnie można było ukryć pod nią broń. Sugerując się reputacją Kuklinskiego, postanowił trzymać rękę w kieszeni z palcem na spuście. Kuklinski podobno brał udział w dziesiątkach morderstw, ale policji nigdy nie udało się zgromadzić wystarczającej liczby dowodów, aby go aresztować. Dominick miał dziwne przeczucie, że morderstwa, o których wiedziała policja, stanowią jedynie niewielką część całkowitej liczby ofiar Kuklinskiego. Po prostu był zbyt biegły w mordowaniu ludzi. Czasem zabijał sam, a czasem ktoś mu pomagał. Czasem pracował jako zabójca do wynajęcia, a czasem działał na własną rękę. Czasem chodziło o interesy, a czasem kierowała nim ślepa furia. Używał broni tak małej jak dwustrzałowy deringer i tak dużej jak strzelba kalibru .12. Przynajmniej dwukrotnie zamordował z wykorzystaniem granatów. Używał kijów bejsbolowych, łyżek do opon, sznura, drutu, noży, szpikulców do lodu, śrubokrętów, a nawet gołych rąk, jeśli zaszła taka potrzeba. Z jakiegoś powodu, nikt nie wie dlaczego, jedną ze swoich ofiar trzymał zamrożoną w beczce przez dwa lata, zanim postanowił pozbyć się ciała. Dlatego gdy tylko stał się głównym podejrzanym w tej sprawie, policjanci z New Jersey nadali mu ksywkę Iceman, dostawca lodu. Według raportów policji stanowej jednym z ulubionych sposobów zabijania Kuklinskiego było otrucie ofiary cyjankiem. Po szesnastu latach pracy pod przykrywką Dominick wiedział, że żadnego kryminalisty nie można lekceważyć. Ale Richard Kuklinski różnił się od wszystkich bandziorów, z jakimi policjant miał styczność. Nie był obłąkanym seryjnym mordercą. Zabijanie nie zaspokajało jego potrzeb psychoseksualnych. Czasem morderstwa dzieliły 67

Bruno_Iceman.indd 67

2013-09-17 23:10:25


ROZDZIAŁ 5

zaledwie tygodnie, a czasem lata. Nie palił, nie pił, nie uprawiał hazardu i nie podrywał. Nie mieścił się w żadnym schemacie, nie było żadnego słowa, jakim można by go opisać, poza jednym – potwór. Dominick wziął głęboki oddech i wyjął rękę z kieszeni. Światło przed nim zmieniło się na czerwone, więc Dominick prędko zjechał swoim długim lincolnem na lewy pas i zatrzymał się za białym radiowozem. Zauważył, że gliniarz siedzący za kółkiem przygląda mu się w bocznym lusterku. Dominick rzucił okiem na Dunkin’ Donuts znajdujące się po drugiej stronie skrzyżowania. Poczuł niespodziewany skurcz żołądka. A co, jeśli ci dwaj gliniarze postanowią go zatrzymać? Nie włączył migacza, gdy zjeżdżał na lewy pas. A co, jeśli pasuje do opisu jakiegoś frajera, którego szukają? Kuklinski podobno czekał na niego w Dunkin’ Donuts. Jeśli zobaczyłby, że przesłuchują go gliniarze, na pewno da nogę. Co gorsza, Dominick znacznie straciłby w oczach Kuklinskiego. Uznałby go za drobnego ulicznego opryszka, którego jacyś zwykli gliniarze mogą rozstawiać po kątach, kiedy im się zachce. Kuklinskiego nie interesowały drobne opryszki. Dominick musiał bardzo się postarać, żeby zdobyć pozycję kogoś, kto ma dobre koneksje z mafijnymi rodzinami z Nowego Jorku. Po siedemnastu miesiącach ciężkiej pracy i obcowaniu z największymi szumowinami, jakie można sobie wyobrazić, nie chciał stracić swojej jedynej szansy na spotkanie z Icemanem. Nie w ten sposób. Gliniarz za kierownicą wciąż mu się przyglądał w lusterku, a jego partner właśnie się odwrócił i patrzył na niego przez kratę oddzielającą przednie siedzenia od tylnych. Dominick zacisnął zęby. Nie teraz, chłopaki. Proszę, nie teraz. Światło zmieniło się na zielone. Auta na prawym pasie zaczęły ruszać, ale radiowóz ani drgnął. Kierowca wciąż się gapił na Dominicka. 68

Bruno_Iceman.indd 68

2013-09-17 23:10:25


ROZDZIAŁ 5

Jezu Chryste, nie teraz. Dominick zerknął na pomarańczowo-różowo-biały szyld Dunkin’ Donuts za skrzyżowaniem. A później spojrzał na czerwone światła stopu radiowozu. Proszę. Dominick zastanawiał się, czy ich nie wyminąć, ale możliwe, że właśnie na to tylko czekali. Może chcieli mu się lepiej przyjrzeć z profilu, zanim go zatrzymają. Cholera jasna. Wiedział, że musi coś zrobić. Nie mógł tak tu tkwić, podejrzanie się zachowując. Kiedy jednak zdecydował się już wyminąć radiowóz, nagle jego światła stopu zamigotały i zaczął toczyć się naprzód. Dominick odetchnął głęboko, nacisnął gaz i przejechał przez skrzyżowanie. Włączył lewy kierunkowskaz. Sklep z pączkami był tuż obok. Na niewielkim parkingu przed Dunkin’ Donuts stały tylko trzy samochody – czarny pikap marki Toyota z jaskraworóżowymi wycieraczkami Oakley, beżowy volkswagen rabbit z wgniecionym zderzakiem i niebieski chevy camaro, przynajmniej sześcioletni. Dominick zaparkował obok camaro. Wnioskując po tym, co wiedział o gabarytach Kuklinskiego, miał przeczucie, że nie przyjechał kompaktowym autem z importu. Dominick zgasił silnik i spojrzał na prawo. W camaro siedział potężny, dobrze zbudowany mężczyzna. Czytał gazetę, którą oparł o kierownicę. Był łysy, nie licząc długawych szarych włosów po bokach, zaczesanych do góry i zakrywających uszy. Miał przystrzyżoną brodę i wąsy. Jego zarost był w większości siwy, ale gdzieniegdzie przebijały jeszcze blond włosy. Duże kwadratowe okulary przeciwsłoneczne zakrywały mu oczy. Mężczyzna obrócił głowę i spojrzał na Dominicka. Dominick dobrze znał tę twarz z dziesiątków policyjnych fotografii. To był on, Iceman. Dominick siłą woli powstrzymał się przed wsunięciem dłoni do kieszeni. Iceman lustrował go. Dominick był tego pewien, ich 69

Bruno_Iceman.indd 69

2013-09-17 23:10:25


ROZDZIAŁ 5

spojrzenia spotkały się, gdy zerknął przelotnie na Kuklinskiego. Od samego początku agent musiał ugruntować swoją pozycję, jeszcze zanim zamienili choć jedno słowo. Jeśli okaże się słabość komuś takiemu jak Kuklinski, to ten pożre cię żywcem. Kuklinski odłożył gazetę. Złożył ją na pół i wysiadł z samochodu. Dominick otworzył drzwi, wysunął się z lincolna i dopiero wtedy, gdy spojrzał ponad dachem auta, zdał sobie sprawę, jak wielki był Kuklinski. Sam miał ponad metr osiemdziesiąt i nigdy nie uważał się za niskiego czy choćby średniego wzrostu, ale w porównaniu z Richardem Kuklinskim nawet czystej krwi ogier wydawałby się maleńki. Opis w policyjnych aktach nie dawał pełnego wyobrażenia o jego posturze. Blisko sto dziewięćdziesiąt pięć centymetrów wzrostu, sto dwadzieścia dwa kilogramy; te dane nie oddawały całej prawdy o jego gabarytach. Ten człowiek nie był duży, był WIELKI. – Richie? – zapytał Dominick. Kuklinski kiwnął głową. Beznamiętnie. Wsadził gazetę pod pachę. – Napijesz się kawy? – Pewnie. Kuklinski obszedł Rekina od tyłu i wyciągnął dłoń do Dominicka. Dominick uścisnął mu dłoń. Celowo zachowywał kamienny wyraz twarzy. Aby ukryć swoje prawdziwe uczucia. Właśnie ściskał dłoń zabójcy. Dłoń, która odebrała życie wielu ludziom. Przygotował się na mocny uścisk, ale był on rozbrajająco delikatny. – Nazywają cię Dom? – głos Icemana pasował do jego uścisku dłoni. Był delikatny i niski, niemal pogodny. – Tak, Dom. Używam drugiego imienia. Kuklinski pokiwał głową w zamyśleniu. – Mów mi Rich. 70

Bruno_Iceman.indd 70

2013-09-17 23:10:25


ROZDZIAŁ 5

Dominik kiwnął głowa. – Okej. W milczeniu weszli razem do Dunkin’ Donuts. Lokal był niemal pusty. Młoda czarna dziewczyna w uniformie z beżowej kraciastej bawełny układała pączki na dużych metalowych tacach podwieszonych na tylniej ścianie. Latynoski dzieciak w podartych jeansach i trampkach, z włosami wygolonymi przy skroniach pochłaniał pączka z miodową polewą i popijał napój z papierowego kubka. Z głębi sali dochodziły stłumione dźwięki muzyki typu easy listening. Kuklinski kiwnął w stronę miejsc przy samym końcu lady, z dala od kelnerki i Latynosa. Chciał porozmawiać na osobności. Tak jak Michael Dominick Provenzano. Gdy tylko usiedli, kelnerka podeszła do nich. – Czym mogę służyć? – Dwie kawy – powiedział Dominick i spojrzał na Kuklinskiego. – Chcesz pączka albo coś innego? Kuklinski zwrócił się do kelnerki: – Poproszę bułeczkę cynamonową, jeśli macie. Dziewczyna kiwnęła głową i zwróciła się do Dominicka. – Coś dla pana? Dominick zawahał się przez chwilę, ale w końcu pokręcił przecząco głową. Normalnie zamówiłby jakieś niewielkie ciastko, zwykłego lub wiedeńskiego pączka, ale na widok wielkiego bebecha Kuklinskiego się rozmyślił. Dominick starał się utrzymać formę. Codziennie uprawiał jogging i z chęcią regularnie ćwiczył. Ale gdy się zapominał, potrafił przez noc przytyć chyba z pięć kilo, a praca tajniaka nie pomagała w utrzymaniu zdrowych nawyków. Bandziory, takie jak Michael Dominick Provenzano, dziewięćdziesiąt procent czasu spędzały na pogaduchach, piciu kawy, jedzeniu gównianego żarcia i sraniu. 71

Bruno_Iceman.indd 71

2013-09-17 23:10:25


ROZDZIAŁ 5

Dominick przyglądał się Kuklinskiemu i w ciszy czekał na swoją kawę. Z tą przystrzyżoną brodą Iceman wyglądał jak złowieszczy książę z jakiejś mitycznej krainy, ze spokojem kontemplujący plany przyszłych zbrodni. Dominick wiedział, że jeszcze nie może przejść do sedna sprawy. Bandziory działały inaczej. Musiały najpierw wyczuć się nawzajem. Potańczyć wokół siebie niczym bokserzy w pierwszej rundzie. Musiały pogadać o głupotach. – Interes się kręci, Rich? Kuklinski kiwnął głową. – Tak, robię, co mogę. A ty? – Dobrze sobie radzę. Ale zawsze mogłoby być lepiej. Wiem, że nie mam szans na wygraną w loterii, więc muszę sam się dorobić. Wiesz, co mam na myśli? – Ta. Gazeta Kuklinskiego leżała zwinięta przy jego łokciu. Wyglądał, jakby ją czytał i nie zwracał uwagi na Dominicka. Kelnerka wróciła z dwoma kubkami kawy i bułką cynamonową wielkości spodka. Kuklinski otworzył dwa plastikowe pojemniczki ze śmietanką i opróżnił ich zawartość do swojego kubka. Dominick wlał tylko jeden pojemniczek i pociągnął łyk kawy. Kuklinski kiwnął głową w stronę okna za nimi, przez które widać było Rekina. – Jak ci się jeździ lincolnem? – Przyjemnie. Kiedyś miałem eldorado, ale ten bardziej mi się podoba. Lincolny dobrze się prowadzi. Kuklinski ugryzł swoją cynamonową bułkę. – Masz rację. Lincoln to dobre auto. Ładne i ma dużo miejsca z przodu. Przez chwilę rozmawiali o samochodach. Porównywali różne modele i zastanawiali się, dlaczego zamożni ludzie porzucili 72

Bruno_Iceman.indd 72

2013-09-17 23:10:25


ROZDZIAŁ 5

cadillaki i lincolny na rzecz mercedesów. Wspominali też dobre auta, którymi jeździli w przeszłości. Pogawędka była bardzo przyjacielska. Dzięki temu Dominick mógł przekonać swój cel do swojej przykrywki. Ale wciąż gadali o bzdetach, usiłując nawzajem się wybadać. W końcu Dominick uznał, że nadszedł czas, aby przejść do interesów, i znalazł na to sposób. – Wiesz, Rich, jedynym samochodem, do którego nie mogłem się przyzwyczaić, była corvetta. Model stingray, wiesz o którym mówię? W tych cholerstwach zawsze się czuję, jakbym siedział na ziemi. Wiem, że Lenny ma taką, i twierdzi, że ją uwielbia. Ale ja nie wiem... To nie dla mnie. Kuklinski nie odzywał się przez chwilę, tylko przeżuwał bułkę i popijał kawę. – Corvetta nie jest złym autem. Dominick wiedział z policyjnych raportów, że Kuklinski jeździł w przeszłości corvettami. Były kradzione. Pewnie dlatego nie chciał za bardzo rozmawiać o tym konkretnie modelu. Jeszcze nie był pewien Dominicka. Dominick musiał kontynuować rozmowę w nadziei, że w końcu znajdzie jakiś wspólny temat z Kuklinskim. Coś, dzięki czemu ten choć trochę mu zaufa i otworzy się przed nim. Zdecydował się ponaciskać go trochę bardziej. – Ta, Lenny to niezły numer, nie? – Tak, niezły numer. – Kuklinski przestał słuchać, znów gapił się w swoją gazetę. Dominick wiedział, że jeśli szybko nie przebije się do Kuklinskiego, to równie dobrze może dać sobie spokój. Musiał przekonać go do siebie. Chociaż odrobinę. Ale teraz był w kropce. Myślał, że Kuklinski ożywi się, gdy wspomni Lenny’ego DePrimę. Rzekomo zaufanego kumpla Kuklinskiego. Dominick pociągnął łyk kawy. Nie chciał ciągle wspominać DePrimy. Bał się, że jeśli uczepi się tylko jego, Kuklinski pomyśli, 73

Bruno_Iceman.indd 73

2013-09-17 23:10:25


ROZDZIAŁ 5

że jest nikim, bo chwali się jedynym prawdziwym kontaktem, jaki ma. Kuklinskiego nie interesowały niedojdy. Jeśli uzna, że Dominick jest zerem, to wyjdzie i już nigdy nie będzie chciał mieć z nim nic wspólnego. Dominick musiał się do niego przebić, ale musiał też działać ostrożnie. Żeby gadka się nie urwała, Dominick miał zamiar wspomnieć drużynę New York Giants, która pokonała Steelersów w niedzielnym meczu. Chciał zapytać, czy Kuklinski im kibicuje. Chciał zrobić cokolwiek, byle tylko rozkręcić rozmowę. Ale nagle Kuklinski zdjął okulary i spojrzał Dominickowi prosto w oczy. Dominick wytrzymał jego spojrzenie. Nie mógł okazać słabości, bo Kuklinski wykorzystałby to później przeciw niemu. Dominick postanowił złapać rachunek, gdy tylko kelnerka go przyniosła. Postawi mu tę kawę i ciastko. – Słyszałem, że masz koneksje, Dom – powiedział Kuklinski, wciąż na niego patrząc. – Tak, mam kilka znajomości. – Dom pociągnął łyk kawy, nie odwracając spojrzenia od Kuklinskiego. Kuklinski zniżył głos. – Możesz skombinować biały towar? Dominick dla lepszego efektu zrobił dłuższą pauzę. – Mówimy o tańszym białym towarze czy droższym? Kokaina czy heroina? – O tańszym. Dominick wzruszył ramionami. – Może. Ile potrzebujesz? Kuklinski przygryzł dolną wargę i przekrzywił głowę. – Dziesięć. Później może więcej. – Pewnie, da się zrobić. – Za ile? Dominick pogładził wąsy i chwilę się zastanowił. 74

Bruno_Iceman.indd 74

2013-09-17 23:10:25


ROZDZIAŁ 5

– Trzydzieści jeden i pół – trzydzieści jeden tysięcy pięćset dolarów za kilo. Kuklinski kiwnął głową i pociągnął łyk kawy w zamyśleniu. – Trochę dużo, Dom. Znam gościa, który może mi załatwić za dwadzieścia pięć. – To załatw sobie od niego i nie trać mojego czasu – odburknął Dominick. Nie miał zamiaru cackać się z Kuklinskim, żeby ten nie pomyślał, że zależy mu na tej transakcji. Musiał przejąć kontrolę nad sytuacją, nawet gdyby miało to zrazić Kuklinskiego na dobre. Kontrola zawsze była dla Dominicka najważniejsza. Kuklinski oderwał kawałek swojej cynamonowej bułki i wsadził go sobie do ust. Wydawał się nieporuszony reakcją Dominicka. – A co z cyjankiem? – zapytał. – Co? – Serce Dominicka zamarło. Żałował, że nie miał na sobie podsłuchu. – Cyjanek. Możesz go trochę zdobyć? – Jaja sobie robisz? Jak potrzebujesz cyjanku, to idź do sklepu z narzędziami i kup sobie trutkę na szczury. Jest w niej wystarczająco dużo pieprzonego cyjanku. Kuklinski pokręcił głową. – Nie o taki mi chodzi. Potrzebuję czystego cyjanku. Laboratoryjnego. Takiego, na jaki trzeba mieć pozwolenie, jeśli chce się go kupić. – Po co ci to? – Muszę się zająć pewną osobistą sprawą. Dominick wzruszył ramionami, jakby wcale nie obchodziło go, co Kuklinski chciał zrobić z czystym cyjankiem. Ale tak naprawdę nie mógł uwierzyć, że bandzior już podczas ich pierwszego spotkania poprosił go o załatwienie trucizny. Kuklinski był podejrzany o kilka otruć cyjankiem. Podobno była to jedna 75

Bruno_Iceman.indd 75

2013-09-17 23:10:25


ROZDZIAŁ 5

z jego ulubionych metod zabijania. Dominick nie podejrzewał, że poszczęści mu się aż tak szybko. Ale od razu nabrał też podejrzeń. Dlaczego Kuklinski pytał o cyjanek właśnie jego? Dopiero się poznali. Dlaczego nie mógł załatwić go sobie sam? W przeszłości chyba nie miał z tym większych problemów. Czy rzeczywiście tak bardzo potrzebował teraz trucizny? I kogo chciał nią poczęstować? – To możesz mi go załatwić, Dom? – Tak, jasne. Znam jednego gościa. Jestem pewien, że będzie mógł go zdobyć. Ile potrzebujesz? – Niewiele. Tego świństwa nie potrzeba dużo. – Wystarczy odrobina, co? – Zgadza się. – Kuklinski oderwał kolejny kawałek cynamonowej bułki. – Zrobimy tak. Dowiedz się, czy możesz mi go załatwić, a tymczasem ja wezmę od ciebie dziesięć tego białego towaru. – Za ile? – Jak mówiłeś. Trzydzieści jeden i pół. – Mówiłeś, że możesz go mieć za dwadzieścia pięć. – Tak, może i bym mógł, ale ten facet to palant. Nie jest wystarczająco ostrożny, jeśli wiesz, co mam na myśli. – Oczywiście. Takich typów nam nie potrzeba. Są jak pieprzona kula u nogi. – Właśnie. Dominick dał znak kelnerce, że chciałby dolewkę. – Posłuchaj, Rich, jest jedna sprawa, w której mógłbyś mi pomóc – nachylił się bliżej do Kuklinskiego i ściszył głos. – Mam kupca, który rozgląda się za ciężką stalą. Nie uliczne zabawki, tylko wojskowy towar. Karabiny maszynowe, granaty, wyrzutnie rakiet i takie tam. Tłumiki też. Małokalibrowa broń z tłumikami. – Szukasz zestawów uderzeniowych. 76

Bruno_Iceman.indd 76

2013-09-17 23:10:25


ROZDZIAŁ 5

– Tak. Zestawów uderzeniowych i ciężkiej stali. Kuklinski uniósł brwi. – Co twój kupiec chce z tym zrobić? Obalić rząd? Dominick rzucił mu gniewne spojrzenie. – Nie interesuj się moim kupcem. – Spokojnie, wyluzuj. Nie chcę wiedzieć, kim on jest. Nie wycyckam cię, nie skontaktuję się z nim bezpośrednio. Nigdy bym tak nie zrobił. – To dobrze. Będziesz w stanie mi pomóc? Dominick poczuł ulgę i był wdzięczny, że Kuklinskiego nie odrzucił jego wybuchowy temperament. Pytanie Kuklinskiego było nie na miejscu. Sam to zrozumiał, gdy tylko je zadał. Reakcja Dominicka była całkowicie uzasadniona. – Powiedz mi tylko, Dom, czy twój kupiec chce, żeby ktoś dostarczył mu ten towar, czy odbierze go osobiście? – Musi zostać dostarczony. Do Nowego Jorku. Dominick miał już przygotowaną odpowiednią bajeczkę. Kupował w imieniu Irlandzkiej Armii Republikańskiej. Jego źródła nie były w stanie załatwić towaru dla klienta w ilości, jakiej potrzebował. Ale nie miał zamiaru tak od razu wygadać się Kuklinskiemu. W tej chwili to nie była jego sprawa. – Hmm... – Kuklinski pogładził się po brodzie. – Ma być dostarczony do Nowego Jorku. To może trochę utrudnić sprawę. – Nie zostanie w Nowym Jorku. Ma trafić w inne miejsce. – Ale nie mogą go odebrać? Z Delaware, na przykład? Dominick pokręcił głową. – Nie pójdą na to. Znam tych ludzi. Towar musi albo zostać dostarczony, albo nie będzie interesu. – To dobrzy klienci? – Najlepsi. Dobrze płacą i nie marudzą. Jeśli dostaną to, czego chcą, płacą bez gadania. Nie ma z nimi pieprzenia. 77

Bruno_Iceman.indd 77

2013-09-17 23:10:25


ROZDZIAŁ 5

– Rzeczywiście wyglądają na dobrych klientów. – Jak mówiłem. Są najlepsi. Jeśli załatwisz mi odpowiedni towar, wojskowy sprzęt, to zarobisz na nich kupę forsy. Obaj zarobimy. Kuklinski się zaśmiał. – Nie będę się spierał, bracie. – Mogę to zagwarantować. Nie mówię o małych ilościach. To będzie duże zamówienie. Ogromne. Dominick wiedział, że przynęta musi być kusząca, bo inaczej Kuklinski jej nie chwyci. – Zapytam tylko o jedno. Czy ci twoi klienci z Nowego Jorku mają dobre koneksje? Dominick pokręcił głową. – Czasem kupuję też dla mafii. Ale to co innego. Nie ma to związku z żadną z rodzin. Kuklinski kiwnął głową i cmoknął przez zęby. – Chyba mogę załatwić to, czego ci trzeba. Muszę wykonać kilka telefonów i popytać. Odezwę się do ciebie. – Dobra, ale nie zwlekaj zbyt długo. Tym ludziom brakuje cierpliwości. Jak znajdą lepszą ofertę, to możemy o nich zapomnieć. – Nie martw się. Odezwę się, jak tylko się czegoś dowiem. Powiedz mi tylko, jak mogę się z tobą skontaktować. Dom wyciągnął długopis z kieszeni koszuli i zapisał swój numer na serwetce. – Masz. To numer mojego pagera. Prześlij mi swój numer, a oddzwonię w piętnaście minut. – Świetnie. – Załatw odpowiedni towar, a nieźle się obłowimy przy tych gościach. Wierz mi. – Wierzę ci, Dom. Ale nie zapomnij też o moim zamówieniu. 78

Bruno_Iceman.indd 78

2013-09-17 23:10:25


Wilson_Robokalipsa.indd 2

2011-08-10 17:22:05


Był mistrzem w zacieraniu śladów i ukrywaniu zwłok – dlatego, choć przypisuje mu się ponad 200 zabójstw, przez prawie 30 lat był nieuchwytny dla policji. Zwyczajny Amerykanin o polskich korzeniach. Na co dzień był kochającym mężem i troskliwym ojcem. Wszyscy sąsiedzi i znajomi mieli go za przykładnego obywatela. Przez lata nie padł na niego choćby cień podejrzenia, a przecież jako bezwzględny seryjny morderca pozostawał na usługach mafii blisko trzy dekady. Żona Kuklinskiego aż do chwili jego aresztowania nie przypuszczała, skąd brał pieniądze na luksusowe samochody, drogie prezenty i wystawne kolacje. Czasem zabijał sam, a czasem ktoś mu pomagał. Czasem pracował jako morderca do wynajęcia, a czasem działał na własną rękę. Czasem chodziło o interesy, a czasem kierowała nim ślepa furia. Używał broni tak małej jak dwustrzałowy deringer i tak dużej jak strzelba kalibru .12, ale nie wahał się użyć nawet gołych rąk, jeśli zaszła taka potrzeba. Nikt nie wie, dlaczego trzymał jedną ze swoich ofiar zamrożoną w beczce przez dwa lata, zanim postanowił pozbyć się ciała. Dlatego, gdy tylko został głównym podejrzanym w tej sprawie, policjanci z New Jersey nadali mu ksywkę Iceman, dostawca lodu.

Nie mieścił się w żadnym schemacie, nie było żadnego słowa, którym można by go opisać, poza jednym – potwór.

,

Cena 36,90 zł


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.