Claire Cook
FACET Z OGŁOSZENIA „Uro „U Urocz cza, a, zab abaw awna na opow owie ieść ść o pie ierw rwsz szyc ych h rand ndka nd kach ch i dru rugi gich ch szzan a sa sach ch”.” To T om Pe om Perr r ott ta rr t , au uto t r Ma Małyych c dzi ziec ei ec
DUŻA CZCIONKA
ook_Facet_z_ogloszenia.indd 2
2014-01-09 13:32:43
ook_Facet_z_ogloszenia.indd 3
Claire Cook
Facet z ogłoszenia tłumaczenie Maria Borzobohata-Sawicka
2014-01-09 13:32:43
ook_Facet_z_ogloszenia.indd 4
Tytuł oryginału Must Love Dogs Copyright © Claire Cook 2002 Copyright © for the translation by Maria Borzobohata-Sawicka Fotografia na pierwszej stronie okładki © SimmiSimons/istockphoto.com Opracowanie tekstu i przygotowanie do druku Pracownia 12A ISBN 978-83-240-2497-1
Między Słowami 30-105 Kraków, ul. Kościuszki 37 E-mail: promocja@miedzy.slowami.pl Kraków 2014 Społeczny Instytut Wydawniczy Znak Sp. z o.o. 30-105 Kraków, ul. Kościuszki 37 Dział sprzedaży: tel. 12 61 99 569 Druk: Drukarnia Colonel, Kraków
2014-01-09 13:32:43
rozdział
P
owinnam się była domyślić, że to podstęp. Po pierwsze, tata zaproponował, że podjedzie po mnie w drodze na charytatywną imprezę Brennan Bake, choć nigdy wcześniej tego nie robił. Po drugie, wspomniał, że ma dodatkowy bilet, i zapytał, czy znam kogoś, kto miałby ochotę się ze mną wybrać. Kiedy zaprzeczyłam, w głębi duszy uznając, że mam zbyt mało przyjaciół, by któregoś z nich narażać na te męczarnie, odparł, żebym się nie martwiła i że coś wymyśli. Brennan Bake odbywała się co roku w drugą sobotę października i trwała od południa do zmierzchu. W czasie imprezy zbierano datki na ufundowanie stypendiów, aby uczcić pamięć najmłodszej córki Brennanów Lily, która lata temu zginęła w wypadku samochodowym – na kilka dni przed ukończeniem liceum. Impreza odbywała się na plaży w północnym
ook_Facet_z_ogloszenia.indd 32
32
2014-01-09 13:32:44
Marshbury w namiocie w zielono-białe pasy. Było zazwyczaj ciepło, powietrze było rześkie, a słońce nieco mniej dokuczało niż miesiąc wcześniej. Tylko raz trzeba było przenieść Brennan Bake półtora kilometra dalej do siedziby stowarzyszenia amerykańskich weteranów ze względu na deszcz, ale wszystko się udało, gdyż homarów, potraw gotowanych na parze, zupy z owoców morza i kukurydzy od lat nie przyrządzano na miejscu. Dostarczała je firma cateringowa Boston Clambake wraz z pokrojonym w plastry arbuzem i okrąglutkimi bochenkami irlandzkiego chleba sodowego. Co roku mój ojciec otrzymywał masę biletów, które miał rozprowadzić, i co roku sam wykupywał cały plik, po czym je rozdawał. – Powitajmy owacją naszego szczodrego przyjaciela Billy’ego Hurlihy’ego – mówił kierownik orkiestry jazzowej. Ojciec udawał skromność, dopóki siedzący nieopodal ludzie nie zmusili go do powstania. Rodzice Lily, Jack i Noreen, brali go w ramiona i długo ściskali, a po tym wszystkim ojciec ocierał łzy. Wznosił toast za „małą Lily Brennan, wieczne dziecko tej błogosławionej społeczności, wieczne światło życia jej drogich rodziców. Na tym Bożym świecie nigdy nie było milszej i słodszej dziewczynki. Niech jej pamięć trwa na wieki”. Choć ojciec nigdy nie poznał Lily Brennan, nikomu to nie przeszkadzało.
ook_Facet_z_ogloszenia.indd 33
33
2014-01-09 13:32:44
Kierownik orkiestry czekał, aż cisza dobiegnie końca, a mój ojciec podniesie pochyloną dotąd głowę. Brał do ręki mikrofon i przekładał nuty, oznajmiając na przykład: – Wznieśmy toast za Boba i Betty Reillych w czterdziestą rocznicę ich ślubu. Bob i Betty, jeśli możecie, chciałbym, żebyście powstali. W naszej rodzinie rozumiało się samo przez się, że mieszkańcy Nowej Anglii, którzy nie wybierali się na Brennan Bake, musieli mieć naprawdę niezłą wymówkę. Ja nie miałam, więc kiedy ojciec po mnie podjechał, byłam gotowa. Wraz z nim w samochodzie siedziało dwoje nieznajomych. Kobieta na przednim siedzeniu miała na głowie płaski słomkowy kapelusz z okrągłym rondem, z którego zwisały dwie długie czerwone wstążki. Kolor wstążek pasował do wykończenia jej sukienki, która przypominała strój marynarski. Kołnierz zaczynał się z przodu dwoma subtelnymi trójkątami, które z tyłu łączyły się w ogromny kwadrat. Ojciec przedstawił ją jako Marlene. Ulżyło mi, kiedy odwróciła się i oparła o siedzenie, zabierając mi sprzed oczu przynajmniej część swojego ubioru. Jej młodszy brat miał na imię Mark i chyba powinnam się cieszyć, że nie miał na sobie marynarskiego stroju. Kiedy obrzuciłam go szybkim spojrzeniem, dostrzegłam blisko osadzone oczy i wystające z nosa włosy. – Miło mi – odezwał się nosowym głosem, który natychmiast znienawidziłam.
ook_Facet_z_ogloszenia.indd 34
34
2014-01-09 13:32:44
Spojrzałam na jego dopasowaną koszulkę polo w paski i miękką wypukłość brzucha. Dżinsy wyglądały na nowe, a z przodu obu nogawek biegł subtelny kant. Miał na sobie ciemnobrązowe skarpetki, błyszczące mokasyny i coś w rodzaju rybackiej czapki. Mark przesunął się nieco bliżej środka siedzenia. Popatrzyłam na niego groźnie. Wrócił na swoje miejsce. Rzuciłam ojcu gniewne spojrzenie w tylnym lusterku. Odpowiedział mi mrugnięciem.
– Nowy chłopak? – rzuciła Christine. Pocałowałam ją w policzek i wyszeptałam: „Pieprz się”, na tyle cicho, żeby nie usłyszały mnie dzieci mojego rodzeństwa. Obeszłam stół, szybkimi pocałunkami witając się z Michaelem, Johnnym, Carol i ich rodzinami. Tylko Billy’emu juniorowi udało się uniknąć tegorocznej Brennan Bake. Chwyciłam swojego siostrzeńca Seana za rękę, bo chciałam zatańczyć. – Ja też – powiedziała moja siostrzenica Maeve. – Ja też – dołączyła bratanica Sydney. Znaleźliśmy miejsce na skrawku piasku tuż obok parkietu. Zespół Irlandzcy Trubadurzy wykonywał zaskakującą składankę piosenek When Irish Eyes Are Smiling, The Marine Corps Hymn i The Caissons Go Rolling Along. Złapaliśmy się za ręce i tańczyliśmy w małych kółeczkach.
ook_Facet_z_ogloszenia.indd 35
35
2014-01-09 13:32:44
Marlene i jej brat zostali przy stoliku, ale mój ojciec dołączył do nas w samą porę na The Unicorn. Otaczało go sześcioro wnucząt, które z zachwytem powtarzały jego ruchy, kiedy otwierał i zamykał dłonie, udając aligatora, i machał zgiętymi ramionami jak gęś. Gdy wokalista zaczął śpiewać o szympansach, ojciec zaczął się drapać pod pachami, a do naszego kółeczka dołączyły cztery lub pięć kobiet. Dwie z nich miały na sobie zielone koszulki z napisem „Laseczka z Brennan Bake”. Chociaż Carol używała komputerowego programu do tworzenia kalendarza, w którym co roku aktualizowała rodzinne wydarzenia, zapamiętanie, kto ma ile lat, było prawie niemożliwe. Synowie Carol, Ian i Trevor, urodzili się w odstępie dziesięciu miesięcy, wymaganych, żeby uznać dzieci za tak zwane irlandzkie bliźnięta. Byłam niemal pewna, że mieli teraz dziewięć albo dziesięć lat. Trzymali się skraju parkietu i trudno było powiedzieć, czy tańczą. Ich siostra Siobhan, która niedawno skończyła szesnaście lat, opadła na pobliski leżak, podczas gdy ich dwuletnia siostrzyczka Maeve zaczęła tańczyć za rękę z dziadkiem i dwuletnią kuzynką Sydney. Brat Sydney Sean miał pewnie trzy, a może już cztery lata, co oznaczałoby, że zapomniałam o jego urodzinach. Chłopczyk puścił moją rękę i podszedł do Iana i Trevora. Dopasował swój taniec do ich powściągliwych ruchów. Uśmiechnął się do swoich kuzynów z nieskrywanym uwielbieniem.
ook_Facet_z_ogloszenia.indd 36
36
2014-01-09 13:32:44
– Cześć, Sean – powiedział Ian. – Jaki wóz lubisz najbardziej? – Wóz srażacki – odparł Sean. Ian i Trevor głośno zachichotali. Postanowiłam dopaść chłopców, zanim zrobi to Christine. – Sean, hip, hip... – rzucił Trevor. – Hujaaa! – odpowiedział Sean w momencie, kiedy zbliżyłam się do chłopców wraz z jego matką. – Co? Co myśmy zrobili? – zapytał Trevor. – Zabiję ich w twoim imieniu – zapewniłam Christine, po czym złapałam Iana i Trevora za karki i zabrałam ich z parkietu. Byłam pewna, że Christine lada moment powiadomi Carol o tym, jakich ma niegrzecznych synów. Odwróciłam się i dostrzegłam, że Marlene i Mark wstają od stołu i kierują się w naszą stronę. – Umówmy się, że dostaliście burę – powiedziałam. – Następnym razem dokuczajcie komuś większemu. Możecie zacząć od tego faceta w śmiesznej czapce, który tu idzie. Uciekłam do łazienki. Słony zapach powietrza i wody tylko częściowo maskował smród moczu i wilgotnego cementu, więc zostałam tam krócej, niż zamierzałam. Wróciłam, kiedy zespół zaczynał akompaniament do ludowego tańca irlandzkiego. Kiedy córki Michaela Annie i Lainie skończyły wiązać baletki irlandzkie, dołączyły do pozostałych tancerzy stepu irlandzkiego – niektórzy mieli na nogach miękkie buty, inni tańczyli boso. Usiadłam obok Siobhan. – A ty nie tańczysz? – zapytałam.
ook_Facet_z_ogloszenia.indd 37
37
2014-01-09 13:32:44
Siobhan była najbardziej utalentowaną tancerką w rodzinie i od lat startowała we wszystkich lokalnych konkursach tanecznych. Carol zamieniła pokój swojej córki w miejsce kultu, zapełniając półki trofeami i medalami córki. Siobhan przekręcała jeden z trzech kolczyków w płatku lewego ucha. – Nie żartuj. Przyglądałyśmy się, jak tancerze wykonują poszczególne kroki i podskoki. Moje mięśnie wciąż pamiętały choreografię, wciąż chciały tańczyć. Lainie i Annie uśmiechały się szeroko, a ja przypomniałam sobie, jak sama szczerzyłam się w kolejnych układach, nie zważając na odciski i pieczenie ud. Wyraźnie pamiętałam, jak tańczyłyśmy z Carol i Christine, ściskając w pięściach monety, żeby nie gestykulować dłońmi, i jak podklejałyśmy podeszwy baletek taśmą izolacyjną, żeby się nie ślizgać. Pamiętałam, jak budziłam się ze sztywnym karkiem w dniu konkursu po nocy spędzonej w twardych plastikowych wałkach i jak w drodze powrotnej w samochodzie wyczesywałyśmy sobie z loków spray do włosów – grzebieniem z szeroko rozstawionymi zębami, z dołu do góry, pasemko po pasemku. Nawet dziś czułam to szarpanie za włosy. – Wciąż za tym tęsknię. Nie jest ci ciężko tak po prostu tutaj siedzieć? – zapytałam Siobhan. – Jasne – mruknęła. Po chwili na miejscu tancerzy pojawiła się sześcioletnia Bridget, która zaczęła śpiewać. Szło jej kiepsko.
ook_Facet_z_ogloszenia.indd 38
38
2014-01-09 13:32:44
Z początku była nieśmiała, ale kiedy publiczność się dołączyła, Bridget niestety się odprężyła, przytknęła usta do mikrofonu i ile sił w płucach wyśpiewywała słowa irlandzkiej kołysanki Too-Ra-Loo-Ra-Loo-Ral, nie wymawiając przy tym literki „r”. Rude loczki tańczyły wokół jej ramion, a wielkie zielone oczy wlepione były w stojących naprzeciwko sceny rodziców. Ojciec Bridget zaczął się huśtać z boku na bok. Na to przypomnienie dziewczynka odpowiedziała posłusznym kołysaniem ramionek. Byłam tak zajęta obserwowaniem, jak lider zespołu próbuje wyrwać mikrofon małej Bridget, że nie zauważyłam skradającego się Marka. – Możezatańczymywramachrandki? Rozdzieliłam słowa tak, by je zrozumieć. – Nie, dziękuję. A tak na marginesie, nie jesteśmy na randce. – Pieprzęcię. – Chciałbyś. Ale chyba jednak podziękuję. Znów zwróciłam się do Siobhan. Po tym wszystkim nie musiałam się specjalnie starać, żeby uniknąć Marka. Oddaliłam się od Siobhan i dołączyłam do siedzącego przy stole rodzeństwa. – Facet ma fajne mokasyny – rzucił Michael. – Oby się nie porysowały od tego piasku. – Ciekawe, jakie ryby złapie w tym kapeluszu – zastanowił się Johnny. – Może sushi? – Odgarnął palcami brązowe włosy z brązowych oczu i wyglądał przy
ook_Facet_z_ogloszenia.indd 39
39
2014-01-09 13:32:44
tym jak młodsza wersja naszego ojca. – Rany, Sarah, teraz pewnie żałujesz, że dałaś kosza tacie. Cholera. Nawet Johnny już wiedział. – Przestańcie – wstawiła się za mną Carol. – Zostawcie ją w spokoju. Swoją drogą, od razu widać, że jego siostra ma fioła na punkcie oceanu. Czy na jej widok nie staje wam maszt? Wszyscy spojrzeli na Marlene, która zdjęła nakrycie głowy, żeby w tańcu przytulić się do naszego ojca. Jedną ręką przyciskała kapelusz do pleców taty. Wstążki powiewały na wietrze. Jej buty zwieńczone były sporymi mosiężnymi klamrami w kształcie kotwic. Wciąż się śmialiśmy, kiedy orkiestra zaczęła grać ostatnią piosenkę. Kto mógł, wstał, żeby zaśpiewać patriotyczną pieśń God Bless America. Ludzie o nazwiskach takich jak Murphy, O’Brien czy Callahan związani więzami małżeństwa z rodzinami Smith, Rosen czy Angelo. Ocierano łzy płynące swobodnie po kilku godzinach spożywania rozwodnionego piwa. Ja nie płakałam i byłam trzeźwa, chociaż kiedy zebrani dotarli do słów o tym, że Ameryka jest naszym domem, żałowałam, że nie rozwinęłam w sobie zamiłowania do kiepskiego piwa. Gdyby odpowiednio wcześnie urwał mi się film, mogłaby to być najpiękniejsza chwila całego dnia. Kiedy owacje ustały, zdałam się na łaskę swojego rodzeństwa, prosząc, by któreś z nich podwiozło mnie do domu.
ook_Facet_z_ogloszenia.indd 40
2014-01-09 13:32:44
rozdział
S
iobhan wciąż przekręcała kluczyk w stacyjce. – Jestem pewna, że już zapalił – powiedziałam ostrożnie. Odczekałam kilka sekund, po czym dodałam: – Możesz już puścić kluczyk. Dobrze. Teraz dodaj trochę gazu. Hmm, trochę mniej. Dobrze. Teraz przełóż stopę na hamulec i wrzuć bieg. Świetnie. Siobhan podwinęła prawą nogawkę obszernych dżinsów, tak by jej tenisówka stykała się bezpośrednio z pedałem hamulca. – Jesteś w tym o wiele lepsza niż moja matka. A ojciec jest jeszcze gorszy od niej. – Dobrze, dobrze. Trochę zwolnij. Użyj hamulca. Wszystko dobrze, następnym razem po prostu delikatnie go dotknij. Świetnie, lekko dodaj gazu. Leciutko. Właśnie tak. Bardzo dobrze. Próbowałam sobie przypomnieć, na którym miejscu w rankingu bezpieczeństwa plasują się samochody
ook_Facet_z_ogloszenia.indd 41
41
2014-01-09 13:32:44
marki Dodge Caravan. Siobhan próbowała namówić ojca, żeby dał jej poprowadzić swojego mustanga, ale Carol i Dennis przełożyli do niego fotelik Maeve, wpakowali dzieciaki do samochodu i opuścili Brennan Bake z głośnym trąbieniem. – Kiedy dostałaś tymczasowe prawo jazdy? – Wczoraj. – To rzeczywiście niedawno. – Tak. Dziękuję za prezent urodzinowy. Karty podarunkowe to zawsze najlepszy pomysł. – Cieszę się, że jesteś zadowolona – odparłam z ulgą. Kiepsko mi wychodziło kupowanie prezentów, a żeby kupić coś Siobhan, trzeba się było nieźle natrudzić, bo jej gust zmieniał się błyskawicznie. Tylko na włosach jej niedawne liczne eksperymenty można było policzyć jak słoje drzewa. Tuż przy odrostach jej lśniące brązowe włosy przechodziły w jasne pasma rozjaśnione sprayem do włosów na długości około trzech centymetrów. Na te z kolei nałożył się eksperyment z mieszanką rozjaśniacza Jolene Creme Bleach i wiśniowego napoju Kool-Aid, który to wybryk Carol opisała mi z zatrważającymi szczegółami przez telefon – te pasma sięgały mniej więcej policzków. Końcówki gęstych i zdrowych włosów Siobhan rozdwajały się i puszyły wokół ramion – ofiary ciągłych samowolnych ulepszeń. Siobhan jechała wijącymi się przybrzeżnymi drogami Marshbury. Na zakrętach musiałam się powstrzymywać, żeby nie markować hamowania. Kiedy zdjęła
ook_Facet_z_ogloszenia.indd 42
42
2014-01-09 13:32:44
jedną dłoń z kierownicy, żeby pociągnąć za kolczyk, siłą woli próbowałam nakłonić jej rękę, żeby wróciła na swoje miejsce. Patrząc przed siebie – za co byłam jej wdzięczna – zapytała: – Znalazłaś już jakichś facetów? – Całe mnóstwo. A ty? – Tak samo. Przez chwilę jechałyśmy w ciszy, mijając wypielęgnowane trawniki, z których rozciągał się widok na wodę. Rzuciłam okiem na prędkościomierz. – Jestem niemal pewna, że nie można tu przekraczać pięćdziesięciu pięciu kilometrów na godzinę. – Ojciec zawsze jedzie osiemdziesiąt – odparła Siobhan, zwalniając. – A właściwie dlaczego Kevin cię zostawił? – Dlaczego mnie zostawił? – No tak. Nie układało wam się w łóżku? – W łóżku? – Tak. Na przykład moi rodzice wciąż są obrzydliwi. Człowiek pomyślałby, że im się to znudzi. – Zatrzymałyśmy się gwałtownie na żółtym świetle, po czym ruszyłyśmy dalej. – A Maeve mogłaby być właściwie moją córką. Ale taka właśnie jest moja matka. Rodzi jedno dziecko po drugim, a kiedy nie są już małe i słodkie, przestaje zwracać na nie uwagę. Miałam nadzieję, że nie oczekuje ode mnie odpowiedzi. Zawsze się upominałam, żeby nie uczyć dzieciaków starszych niż przedszkolaki. Kiedy znajdowałyśmy
ook_Facet_z_ogloszenia.indd 43
43
2014-01-09 13:32:44
się w odległości mniej więcej półtora kilometra od jej domu, Siobhan bardzo przepisowo włączyła kierunkowskaz, po czym zatrzymała się na poboczu. Zaciągnęła hamulec. Odchyliła się, wydobyła zza paska paczkę papierosów i zaproponowała mi jednego. Potrząsnęłam głową. – Przynajmniej ty i Kevin nie macie dzieci – rzuciła.
Oczywiście Siobhan nie mogła mnie odwieźć do domu, bo miała tylko tymczasowe prawo jazdy i nie mogłaby legalnie wrócić do domu, jeśli w samochodzie nie jechała z nią osoba dorosła. Był to jeden z tych drobiazgów, który zazwyczaj umykał mojej rodzinie, kiedy chodziło o mnie. Dojechałyśmy więc do domu Carol i Dennisa, po czym Carol zastąpiła Siobhan za kierownicą. Miałam wrażenie, że spędziłam w samochodzie całe wieki tylko po to, żeby jakoś dotrzeć do domu. A teraz Carol siedziała na mojej kanapie. Oparła stopy na stoliku, wsunęła buty pod blat i sączyła kieliszek australijskiego chardonnay, które przywiozła ze sobą. – Jeszcze raz dziękuję, że odważyłaś się wsiąść do samochodu z tą pogromczynią szos. Mówiłam ci, że Dennis przezywa ją „Karate-gęba” i uważa, że jej usta powinny być wpisane na listę zabójczych broni? – To dobry dzieciak. – Dzięki, że o tym pamiętasz. Boże, czy ja w jej wieku też byłam taka nieznośna?
ook_Facet_z_ogloszenia.indd 44
44
2014-01-09 13:32:44
– Chyba lepiej to ukrywałaś, żeby mama nie wyszorowała ci ust mydłem. Pamiętasz, jak zrobiła to Billy’emu, kiedy nazwał ją „ciotą”? Wciąż nie wiem, czy w ten sposób ją obrażał, czy zarzucał jej rzekome preferencje seksualne. – Jestem pewna, że nazywanie kogoś „ciotą” było wtedy dość nietypowe. Mama na pewno by nie zrozumiała, gdyby Billy chciał przez to powiedzieć coś więcej. Ale gdybyśmy zrobili coś takiego Siobhan, zadzwoniłaby po opiekę społeczną. Albo wynajęła adwokata. Upiłam łyk wina i zapytałam Carol, która wiedziała wszystko, czy Marlene jest sąsiadką najlepszej przyjaciółki matki June. – Nie, nie, nie – odparła Carol, mieszając wino w kieliszku. – Marlene to była żona Jonasa Swifta. Wielka fortuna z funduszu powierniczego. Hojna mecenaska orkiestry symfonicznej Cambridge. Plotka głosi, że przespała się ze wszystkimi muzykami z sekcji. Próbowałam pogodzić to z obrazem Marlene, który miałam w głowie – pozbawionej kapelusza kobiety z grubym siwym francuskim warkoczem przytulonej do mojego taty. – Z której sekcji? – zapytałam w końcu. – Chyba dętej. Zastanowiłam się. – Może to wyjaśnia dobór butów. Jej zamiłowanie do blachy. Carol postawiła stopy na ziemi i pochyliła się, opierając łokcie na kolanach.
ook_Facet_z_ogloszenia.indd 45
45
2014-01-09 13:32:44
– Może kolekcjonuje trofea. Na przykład buty z klamrami w kształcie saksofonu. Kolczyki tuby. Spinki do włosów w formie trąbek. Może w ten sposób śledzi swoje postępy i dba o to, żeby zaliczyć wszystkie instrumenty. Przez chwilę nad tym rozmyślałam. Podobał mi się ten scenariusz. Był o wiele bardziej interesujący niż to, że pieniądze nie zawsze idą w parze z gustem, lub to, że Marlene po prostu koszmarnie się ubiera. Rozważając, czy ubarwić tę historię, czy dać sobie z nią spokój, pstryknęłam w szkło paznokciem, żeby wydobyć z niego dźwięk. Zamiast tego wywołałam minifalę, która chlusnęła poza kieliszek. Ponieważ wino było białe, a nie czerwone, dyskretnie wtarłam je w dżinsy, po czym zapytałam: – A co z jej bratem? – Jest prezesem firmy Wilson Electronics. Strasznie kasiasty. Podobno geniusz. Chwilowo z nikim niezwiązany. – Jakoś mnie to nie dziwi. Jak sobie przypomnę te włosy z nosa... Carol przybrała minę „starszej siostry”. Czułam, że zanosi się na wykład, i zesztywniałam w oczekiwaniu na jej monolog. – Sarah, Sarah, Sarah. Każdy ma jakąś wadę. Kiedy poznałam Dennisa, miał woskowinę w uszach. Całe pokłady. Ale nie pozwoliłam, żeby przysłoniło mi to wizję naszej przyszłości. Odczekałam odpowiednią ilość czasu i...
ook_Facet_z_ogloszenia.indd 46
46
2014-01-09 13:32:44
– Kupiłaś mu patyczki do uszu? – Nie, nie, nie. Dyskretnie zwróciłam mu uwagę, udając, że dopiero to zauważyłam. Chyba powiedziałam mu, jak bardzo się cieszę, że nie jest idealny. Co za obrzydlistwo, pomyślałam. Dennis miał mnóstwo innych wad. Zacznijmy od tego, że był dupkiem, ale pewnie nie było sensu oznajmiać tego Carol. Wzięłam kolejny łyk wina i poczekałam, aż wpadnie mi do głowy jakiś temat. – Kevin godzinami siedział na sedesie ze spodniami wokół kostek, czytając gazetę. Zostawiał przy tym otwarte drzwi. – Oni wszyscy tak robią. Nie zdawałam sobie z tego sprawy. Przez chwilę zastanawiałam się, czy gdybym o tym wiedziała, Kevin i ja wciąż bylibyśmy razem. – To nie była zbyt erotyczna poza. Doszło do tego, że myślałam o tym, kiedy się kochaliśmy. On na sedesie. No i jeszcze ten dźwięk, który wydawał, kiedy płukał gardło. Coś w tym stylu... – Wzięłam do ust resztkę wina i próbowałam przepłukać nim gardło jak Kevin. Zamiast tego jednocześnie się zakrztusiłam i wybuchłam śmiechem. Trochę wina wyleciało mi nosem. – No tak, bo przecież ty masz w sobie tyle klasy, Sarah. Daj kieliszek, doleję nam. Kiedy Carol uzupełniała nasze kieliszki w kuchni, ja próbowałam ustalić, co takiego sprawiło, że moje małżeństwo z Kevinem się nie udało. Poza tym, że pieprzył
ook_Facet_z_ogloszenia.indd 47
47
2014-01-09 13:32:44
się z innymi kobietami. Sama nie wiem, wydawało się po prostu, że na początku mnóstwo czasu zajmowało nam ustalanie, gdzie i kiedy będziemy uprawiać seks. Potem planowaliśmy ślub. Jeszcze później szukaliśmy domu, a kiedy go znaleźliśmy, zajęliśmy się urządzaniem naszego gniazdka i spraszaniem do niego gości. Któregoś dnia usiedliśmy przy stole w kuchni i spojrzeliśmy na siebie, a ja zdałam sobie sprawę, że nie mamy sobie absolutnie nic do powiedzenia. Pewnie nadszedł idealny czas na dzieci. Trochę o tym rozmawialiśmy, ale Kevin nigdy nie był gotowy. Miałam trzydzieści pięć, potem trzydzieści sześć i trzydzieści siedem lat – idealny moment dobiegał końca i zaczynało się robić za późno. Zamiast dzieci Kevin postanowił mieć Nicole. Nikki. Gadatliwą jak cholera i dziesięć lat młodszą ode mnie. Dowiedziałam się o jego romansie, on odszedł, a teraz Kevin i Nikki płodzili właśnie dzieci. Miałam nadzieję, że nigdy się o tym nie dowiem, choć byłam pewna, że ta informacja w końcu mnie dopadnie. Ktoś z pewnością zadzwoni, żeby powiadomić mnie o tym, kiedy bzykali się bez zabezpieczenia. Bóg nie lubi gaduł. Niemal słyszałam, jak moja mama to mówi, chociaż tuż po jej śmierci zapomniałam, jak brzmiał jej głos. Nie pamiętałam też wyrafinowanego chrzęstu, który wydawała, przeżuwając płatki kukurydziane – całe dzieciństwo próbowałam go naśladować. W rodzinnym leksykonie znalazły się
ook_Facet_z_ogloszenia.indd 48
48
2014-01-09 13:32:44
także mądrości w stylu: „Bóg nie lubi brzydali” oraz „Bóg nie lubi przemądrzalców”. W tym powoływaniu się na Boga nie chodziło wcale o religię, ale o przywołanie odpowiedniej instancji, która nadałaby mówiącemu niekwestionowany autorytet w danej sprawie. Bóg nie lubi pyskatych. Powtarzaliśmy to sobie, a jednak czuliśmy się dumni z naszego pyskowania. Szlifowaliśmy je tak, że błyszczało. Było naszym rodzinnym trofeum. Kiedy najlepszy przyjaciel pierwszego chłopaka Carol zadzwonił, żeby zerwać z nią w jego imieniu – co okazało się w pełni uzasadnione, ponieważ zaproponował, żeby zaczęła chodzić z nim – skuliła się przy stojącym przy schodach stoliku z telefonem. Wyczuwając tragedię, zebraliśmy się w korytarzu za jej plecami. Carol odłożyła słuchawkę, a kiedy nas zobaczyła, zrobiła dzielną minę. – Dzwonił Davy Jones – oznajmiła. – Powiedział, że przyszedł czas, żeby w The Monkees zaczęła występować dziewczyna. – Czekaliśmy, aż załamie jej się głos. – Powiedziałam, że to rozważę – dokończyła, po czym wbiegła na górę. Jak gdyby przywołana wspomnieniem sprzed dekad Carol z powrotem weszła do salonu – w dłoniach trzymała napełnione kieliszki, a pod brodę wetknęła sobie ogłoszenie taty. – Carol, czemu szperasz mi w rzeczach? – Wisiało na lodówce, tuż pod jednym z tych kiczowatych magnesów z serii „Najlepsza nauczycielka”.
ook_Facet_z_ogloszenia.indd 49
49
2014-01-09 13:32:44
– Pewnie doznałam takiego urazu, że o tym zapomniałam. Czekałam, a Carol kilkakrotnie czytała anons. – Świetnie napisane. Nic dziwnego, że poszłaś z nim na randkę. – Nie poszłam na żadną... – zaczęłam, ale na jej twarzy zobaczyłam wielki uśmiech. Spojrzałam na nią z wrogością, jak wtedy gdy byłyśmy małe. Carol nawet mi się nie zrewanżowała. – Dobrze, Sarah, co teraz planujesz? – Co masz na myśli? – zapytałam. Rozumiałam ideę planowania, a nawet pamiętałam, że stanowiło ono kiedyś część mojej codzienności. – Odpowiedziałaś na jakieś inne ogłoszenia? – Rewelacyjny pomysł. Może umówię się na randkę z którymś z wujków. Zapomnij, Carol. Skończyłam z odpowiadaniem na anonse towarzyskie. – W takim razie musimy zamieścić twoje ogłoszenie. I to nie w lokalnej gazecie. Trzeba celować w Boston. Dobrze ci zrobi poszerzenie horyzontów. Poza tym w ten sposób to ty będziesz miała sytuację pod kontrolą. Przyszło mi do głowy, że Carol planuje chodzić na randki zamiast mnie. To nawet niezły pomysł. Mogłaby być zastępczą randkowiczką, a ja siedziałabym w domu i czytała książki. Może coś w stylu Sto jeden miejsc, w których można się ukryć przed rodziną albo Na zakon nigdy nie jest zbyt późno. Rozparłam się na kanapie i pozwoliłam, by napisała ogłoszenie.
ook_Facet_z_ogloszenia.indd 50
50
2014-01-09 13:32:45
– Po pierwsze, musimy przywołać odpowiedni nastrój. To dlatego anons taty tak świetnie zadziałał. Musimy też zawrzeć w nim test, który pomoże nam wykluczyć świrów. Rusz głową, Sarah. Co najlepiej określa człowieczeństwo drugiego człowieka? – Nie wiem. Co? – Musisz mi trochę pomóc. No dobra, czy nie mówi się, że psy i dzieci zawsze wyczuwają, kto jest miły, a kto tylko udaje? – Tak. Ten fragment o miłości do dzieci i zwierząt ujął mnie w ogłoszeniu taty. – Cóż, o dzieciach nie możesz wspominać, bo ich odstraszysz. Za wszelką cenę musimy uniknąć zdesperowanego tonu. Musisz brzmieć tak, jak gdybyś mogła sobie pozwolić na wybrzydzanie, i nie przejmować się tym, że to absolutna nieprawda. Gdybym miała więcej dumy, pewnie już dawno bym się obraziła. Zamiast tego patrzyłam, jak Carol bazgrze na kartce, i zastanawiałam się, czy Siobhan miała rację, mówiąc, że Kevin i ja na szczęście nie mieliśmy dzieci. Miałam wrażenie, że gdybym w ciągu tych kilku lat urodziła jedno lub dwoje dzieci, mimo utraty męża czułabym się teraz mniej beznadziejnie. Przynajmniej miałabym dobrą wymówkę, żeby zrezygnować z randkowania. „Macierzyństwo – powiedziałabym z męczeństwem w głosie – zajmuje mi sto procent czasu”. A jednak nie dość, że nie miałam dzieci, to sama czułam się jak dziecko i tęskniłam za własną mamą. Gdyby
ook_Facet_z_ogloszenia.indd 51
51
2014-01-09 13:32:45
wciąż żyła, pomogłaby mi się pozbierać. Tęskniłam nawet za Kevinem. Chociaż nie. Tęskniłam raczej za swoim wyobrażeniem o Kevinie. Posiadanie męża, nawet takiego, do którego rzadko się odzywałam, nadawało mi pewien status, wzbudzało szacunek, dawało poczucie przynależności. Miałam swoje miejsce w świecie. Wiedziałam, co przyniesie kolejny dzień, choć nie było to zbyt interesujące. Czułam, że niepokój wzrasta w moim sercu jak poziom rtęci w starym termometrze. Uznałam, że lepiej będzie się zastanowić, na jakiego zdecydowałabym się psa, gdybym miała dość energii, by poświęcić się czteronożnej istocie, która może ode mnie czegoś potrzebować. Carol skończyła pisać ogłoszenie, zrobiła dwie kopie i wychodząc, wręczyła mi jedną z nich. – Zadzwonię jutro i przedyskutujemy ewentualne poprawki – rzuciła. Przez kilka minut siedziałam w ciszy, po czym w końcu przeczytałam anons: Biała rozwódka, która ledwie przekroczyła czterdziestkę, szuka wyjątkowego pana. Interesują mnie inteligentni, elokwentni i zabawni kandydaci. Dodatkową zaletą będzie minimalny czas spędzany na lekturze w toalecie. Musi kochać psy.
ook_Facet_z_ogloszenia.indd 52
2014-01-09 13:32:45
Małżeństwo Sarah rozpadło się, ale dziewczyna nie poddaje się i postanawia ułożyć sobie życie na nowo. Siostra namawia ją, by spróbowała znaleźć prawdziwego księcia z bajki… umieszczając ogłoszenie w gazecie. Sarah stawia jeden warunek: kandydat musi kochać psy. Po opublikowaniu anonsu jej życie zamienia się w zabawną plątaninę pomyłek, niespodziewanych emocji i wcale niełatwych decyzji. Czy wśród wszystkich mężczyzn (i psów), z którymi zetknie ją los, uda się znaleźć tego jedynego?
Na podstawie książki powstał film z Diane Lane i Johnem Cusackiem w rolach głównych.
Cena 14,90 zł