Długi film o miłości. Powrót na Broad Peak_Jacek Hugo-Bader

Page 1




Szybki oddech jak u psa – zawsze, kiedy się boję. Dzwonię jednak. Ledwo się przedstawiam – posłał mnie na trzy, jak mówią Rosjanie, wesołe litery, bo u nich to słowo jest przez samo „h”. No to piszę. 18 marca 2013, 18.39 Witam, Panie Jacku. Nazywam się Jacek Hugo-Bader, od 23 lat jestem reporterem „Gazety Wyborczej”, a od pięciu lat także pisarzem. Umiem dobrze pisać, ale w wygłaszaniu kondolencji jestem słaby, więc proszę mnie zwolnić z tego rytualnego obowiązku. Proszę uwierzyć tylko, że chyba wiem, co Pan czuje. Też mam starszego brata, który potrzebuje mojej pomocy. I robię, co mogę. Niech mnie Pan weźmie na tę wyprawę! Błagam. Jak tylko usłyszałem w radiu historię zimowego zdobywania Broad Peak, nie przestaję o niej myśleć. Niech mnie Pan weźmie. Będę waszym kronikarzem, będę pisał na bieżąco relacje na portalu internetowym, blogi, pierdogi i wszystko, co trzeba, a na koniec powstanie piękna książka o waszej poszukiwawczej wyprawie. 6


Już mam kilku wydawców, którzy biją się o ten nieistniejący materiał. Nikt lepiej ode mnie tej książki nie napisze. Nie będę Pana nudził prezentacją mojego dorobku, który jest niemały. Jestem w grupie kilku czołowych specjalistów od reportażu i literatury faktu w Polsce. Moje książki zostały przetłumaczone na kilkanaście języków. Do tego jestem silny, wytrzymały i odporny jak wielbłąd. Mam 55 lat, biegam maratony letnie i narciarskie, do pracy jeżdżę przeważnie na rowerze, oddaję honorowo krew, mogę wypić – ale nie muszę. Nie jestem alpinistą, ale błyskawicznie się uczę, mam duże doświadczenie w turystyce górskiej, znoszę niewygody, ekstremalne temperatury (kilka zimowych samotnych wypraw na Syberię od Uralu po Czukotkę). Pustynie Gobi i Kara-kum pokonałem na rowerze. Jestem reporterem piszącym, ale robię też zdjęcia na poziomie zawodowym. Będę waszym kronikarzem, tragarzem, pomywaczem garów, dobrym, wrażliwym kompanem i psychoterapeutą. Weźcie mnie tylko, tym bardziej że sam pokryję WSZYSTKIE wydatki związane z moim wyjazdem. Proszę nie odrzucać szybko mojej propozycji i prośby. Proszę ponosić ją w głowie parę dni i dać mi jakoś znać. Tymczasem pozdrawiam serdecznie, Jacek hb


Warszawa, 21 grudnia 2012. Konferencja prasowa przed zimową wyprawą na Broad Peak. Od lewej siedzą Maciek Berbeka, Adam Bielecki, Tomek Kowalski, Artur Małek i Krzysztof Wielicki


Osoby dr amatu —

Maciek Berbeka, Adam Bielecki, Tomek Kowalski, Artur Małek

– uczestnicy wyprawy zimowej Broad Peak 2013

Krzysztof Wielicki – kierownik zimowej wyprawy Broad Peak 2013 Jacek Berbeka – brat Maćka, kierownik wyprawy poszukiwawczej Jacek Jawień – uczestnik wyprawy poszukiwawczej Krzysztof Tarasewicz – uczestnik wyprawy poszukiwawczej JHB – autor, uczestnik wyprawy poszukiwawczej Alicja Kowalska – matka Tomka Marek Kowalski – ojciec Tomka Agnieszka Korpal – narzeczona Tomka Artur Hajzer – himalaista, szef programu Polski Himalaizm Zimowy Marcin Kaczkan – himalaista, ostatni partner Artura Hajzera Robert Szymczak – lekarz, himalaista Ewa Dyakowska-Berbeka – żona Maćka Mehsin Kaheng – kucharz obu wypraw Hassan Asin – pomocnik kucharza Karim Hayyat – tragarz wysokościowy wyprawy zimowej



Część I

KARAWANA


Broad Peak. Czyli Szeroki Szczyt, z lewej Środkowy, z prawej główny. To dwunasta najwyższa góra świata, ale wśród okalających ją szczytów nie grzeszy urodą. Wielgachna, zwalista i ponura kopuła skalno-lodowa.



Atak — linia śmierci

– Jak długo mogą wytrzymać baterie w czołówce? – pytam.  – Dobę na pewno.  – To takie głupie światełko może przeżyć człowieka, który je niesie!  – Jasne – mówi Adam, a głowa opada mu na same piersi. Światło latarki Macieja Berbeki było widać z dołu jeszcze nad ranem, ale ani on, ani Tomasz Kowalski, jego o ponad połowę młodszy partner, nie wrócili do bazy po pierwszym w historii zimowym wejściu na liczący 8047 metrów Broad Peak w górach Karakorum. Adam Bielecki i Artur Małek, dwaj ich silniejsi towarzysze wspinaczki, szczęśliwie wrócili ze szczytu. Artur ma tyle lat co Krzysztof, najstarszy syn Maćka, Adam – tyle co jego Staszek, a Tomek, dokładnie tyle co Maćkowy Franek. To był siódmy w historii i czwarty polski atak zimowy na tę górę.  – Szarża w stylu lat osiemdziesiątych – mówi Adam Bielec­ ki. – Myślę, że w niechlubny sposób nawiązaliśmy do polskiej tradycji szaleńczego ataku za wszelką cenę! Wtedy priorytetem nie było bezpieczeństwo, tak jak dzisiaj. Kluczowa decyzja 14


Atak – linia śmierci

zapada w czasie krótkiego postoju tuż przed Rocky Summit, przedwierzchołkiem głównego szczytu. To chwila kiedy każdy z nas musi spojrzeć w głąb siebie i zdecydować, czy da radę. Każdy już musiał zdawać sobie sprawę, że jedziemy po bandzie, że łamiemy, przekraczamy granicę. Bezpieczeństwa. Ja mam pełną świadomość, że na szali kładę swoje życie. Adam robi kilka małych kroków w dół. Rezygnuje ze z takim trudem zdobytej wysokości tylko po to, żeby przez tę głupią minutę rozmowy postać na słońcu. Trzeciego dnia akcji górskiej, przy ponad 30 stopniach poniżej zera i na ośmiu tysiącach metrów, MRÓZ to nie jest coś, co można napisać małymi literami.  – To jest coś, co zwyczajnie po zwierzęcemu chce cię zabić – mówi Adam.  – I właśnie wtedy cztery osoby podejmują taką samą, nierozsądną decyzję.  – Ale każdy tylko w swoim imieniu. Jak ja, dwudziestodziewięcioletni szczyl, co tylko zaczął się wspinać, mam mówić Maćkowi, co on ma robić. Przecież jest naszym liderem, wodzem. Naszym guru. Rozmawia przez radiotelefon z Krzysztofem Wielickim, szefem wyprawy, który pozostał w bazie na dole, i słyszy, że jest późno, powinniśmy zawrócić, a Maciek, że nie po to tu przyjechaliśmy. Idziemy do góry. To jak pięćdziesięcioparoletni facet mówi, że da radę, to ja nie dam?! Ale w Adamie odzywa się głos rozsądku i bąka coś pod nosem, w stylu, że może jednak by się wycofali, jednak Tomek olewa jego słowa, Artur ich nie słyszy, a Maciek spogląda na ­niego wymownie, bierze czekan i bez słowa rusza do góry. Chociaż Artur ma dokładnie tyle lat co Krzysztof, najstarszy jego syn, Adam – tyle co jego Staszek, a Tomek dokładnie tyle co Maćkowy Franek. Nie wierzę, że można się uwolnić od takiej myśli. Nie ojciec. Nie taki 15


Część I. KARAWANA

ojciec. Nie Maciek. Poza tym: Krzyś, Staś, Franuś – w jego domu tylko tak mówi się do dzieci, i żadnemu, chociaż wszyscy dorośli, nigdy nie dał poprowadzić samochodu, bo tylko kiedy on za kierownicą jest bezpiecznie.  – Ulżyło mi – opowiada dalej Adam. – Prawdę mówiąc, wcale nie chcę wracać, tym bardziej że jestem silny, prawdopodobnie najsilniejszy w tej grupie. Ale wiem, że rozpoczynamy właśnie morderczy wyścig z czasem, ze słońcem, ze zmęczeniem. Walkę o życie po prostu.  – A gdyby Maciek zaczął schodzić? – kombinuję.  – Poszedłbym za nim. Nieraz robiłem odwrót, znam uczucie porażki. Każdy z nas je zna, a Maciek chyba najlepiej. Nie raz, nie dwa, nie pięć, a pewnie i nie dziesięć razy zawracał. Będąc blisko szczytu.  – Wielicki mówił, że jechaliście tam pisać historię. Zatem był to atak nie do zatrzymania.  – Być może dla niego. Maciek dałby radę. Ale ruszył w górę, a ja za nim. I cały czas kalkuluję, jak bym nie liczył, to mi się, kurczę, nie składa. Jestem przerażony, mówiąc wprost. Strasznie późno! To gonię ile sił. Przed każdym wyjściem w góry wspinacz ustala sobie, albo zespół ustala, deadline (dosłownie – linię śmierci), czyli termin, czas kiedy trzeba zacząć wracać. Adam twierdzi, że tak samo było przed atakiem na Broad Peak. Himalaiści ustalili, że jeszcze za dnia muszą zdążyć wrócić ze szczytu na przełęcz Broad Col. Dalej do szturmowego obozu czwartego mogą schodzić przy ­świetle latarek. Poradzą sobie, natomiast długi i trudny technicznie odcinek po grani od szczytu do przełęczy muszą koniecznie pokonać przy świetle dziennym. 16


Atak – linia śmierci

Już na tym postoju przed Rocky Summit dla wszystkich wspinaczy, bez względu na doświadczenie, musiało być oczywiste, że to niemożliwe. Zabraknie czasu. Artur Małek zaproponował, żeby odwiązali łączące ich liny, zrezygnowali z asekuracji. Zgodzili się. Zerwali symboliczne zobowiązanie, rozsupłali zawiązane losy. Od tego momentu każdy szedł w swoim tempie. Spieszyli się. Sprawnie prowadzony atak zmienił się w indywidualną walkę o przetrwanie. Pierwszy, o godzinie 17.20, na szczyt dotarł Adam. Spędził tam minutę, a może dwie, i zaczął schodzić, a właściwie zbiegać, uciekać. Minął się z Arturem, który dotarł na wierzchołek kilkanaście minut po nim, a jeszcze po około dziesięciu minutach z Maćkiem i Tomkiem. Szli razem.  – Pogadaliście? – pytam Adama.  – Tak. Chociaż to nie jest najlepsze określenie. Musisz wiedzieć, że całe twarze mamy zasłonięte. Jesteśmy w goglach, szczęka i usta sztywne z zimna, okutane chustką, kołnierzem, na głowie dwie kominiarki, czapka, ogromny kaptur polarowy i z puchowej kurtki, do tego oddech szybki jak przy sprincie na setkę. Możliwości pogadania są ograniczone. To pojedyncze słowa naładowane znaczeniem, rozmowa przypominająca komunikację wojskową albo nawet wojenną. Ale z każdym z chłopaków zamieniam parę słów, proszę Maćka, żeby przez radio powiedział Wielickiemu, że nie działa mój radiotelefon i że już schodzę. Tomkowi mówię, żeby nie przyszło mu do głowy biwakowanie. Całą noc muszą schodzić, cały czas schodzić i schodzić. Gratuluję też chłopakom wejścia na szczyt.  – Byli jeszcze przed szczytem.  – Ze dwadzieścia minut przed nim, więc nie ma wątpliwości, że go osiągną. Trudno powiedzieć, jak wyglądają, bo nie widzę 17


Część I. KARAWANA

nawet kawałka gołej skóry żadnego, ale mówią do rzeczy, sprawiają wrażenie ludzi, którzy wiedzą, co się dzieje.  – Na zdjęciach Artura, który przed nimi był na szczycie, widać, że właśnie zachodzi słońce – zauważam. – Już dawno nie powinni iść do góry.  – Nie powinni. Ale w tym miejscu decyzja o odwrocie nie ma sensu. Głupio zawracać, skoro są tak blisko. Już jest jasne, że wszyscy będziemy schodzili po nocy.


Spis tr eści

Osoby dramatu  . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 9 Część I. K AR AWANA Atak – linia śmierci  . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 14 Adam – na limesie  . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 19 Karawana – pierwsze emalie  . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 24 Jacek – technika rozsadzania serc  . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 32 Jacek – skok bez tyczki  . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 41 Karawana – jednoosobowy podzbiór  . . . . . . . . . . . . . . . . . 48 Mózg – schodzić razem!  . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 57 Atak – według lidera  . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 63 Instynkt – szklana góra  . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 67 Jazgot – skok na szmatę  . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 75 Nanga – ognisty krąg  . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 81 Jacek – czas na tęsknotę  . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 87 Krzyś – Świetlista Ściana  . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 93 Część II. BAZA Góra – szeroki szczyt  . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 104 Dana – doświadczenie śmierci  . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 109 Pierścień – motywacja Tomek  . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 117 Porachunki – motywacja Maciek  . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 121 331


Spis treści

Kryzys – z piekła rodem  . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 124 Pantera – Korona Polski  . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 132 Tomek – Korona Ziemi  . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 137 Jazgot – celebryci himalaizmu  . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 146 Baza – pył bitewny  . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 152 Stypa – Boskie Światło  . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 163 Czak – tatrzański skrajny  . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 173 Patera – ucieczka w góry  . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 176 Blask – Lodowi Wojownicy  . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 183 Maciek – druga strona lustra  . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 193 Romantyczność – taki jego grób  . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 198 Część III. W YCOF Artur – kuluar japoński  . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 210 Adam – powierzchnia reklamowa  . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 217 Radio – dwadzieścia po szóstej  . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 226 Obrzęk – efekt placebo  . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 237 Zdjęcie – szybki wycof  . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 247 Simone – Denis oraz Piotr  . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 252 Żagle – ostra choroba górska  . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 256 Detorka – szczęście długofalowe  . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 263 Wycof – lwy Baltoro  . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 268 Asthenia – trwały ślad  . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 273 Artur – totalny wycof  . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 279 Hybryda – pozycja zjazdowa  . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 282 Raport – Morskie Oko  . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 288 Reaktywacja – powrót z wojny  . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 297 Jazgot – samiec alfa  . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 305 Rówieśnicy – fuchy plastyczne  . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 311 Powrót na Broad Peak  . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 314 Kalendarium wydarzeń – 2013 rok  . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 323




Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.