Schmitt_Tajemnica pani Ming.indd 2
2013-12-20 09:21:05
Eric-Emmanuel Schmitt
Tajemnica pani Ming
tłumaczenie Łukasz Müller
K R A KÓW 2 0 1 4
Schmitt_Tajemnica pani Ming.indd 3
2013-12-20 09:21:05
Tytuł oryginału Les dix enfants que madame Ming n’a jamais eus Copyright © Editions Albin Michel – Paris 2012 Copyright © for the translation by Łukasz Müller, 2014 Projekt okładki to/studio Fotografia na pierwszej stronie okładki Copyright © fungyinghim/Getty Images Opieka redakcyjna Julita Cisowska Przemysław Pełka Opracowanie tekstu i przygotowanie do druku Pracownia 12A ISBN 978-83-240-2514-5
Książki z dobrej strony: www.znak.com.pl Społeczny Instytut Wydawniczy Znak, 30-105 Kraków, ul. Kościuszki 37 Dział sprzedaży: tel. 12 61 99 569, e-mail: czytelnicy@znak.com.pl Wydanie I, Kraków 2014 Druk: CPI Moravia Books s.r.o.
Schmitt_Tajemnica pani Ming.indd 4
2013-12-20 09:21:05
Chiny są nie tyle krajem, ile tajemnicą. Pani Ming, kobieta o przenikliwym spojrzeniu, uczesana w kok o jedwabistym połysku, siedząca sztywno na taborecie, tak mnie zagadnęła pewnego dnia, mnie, przejezdnego Europejczyka: – Rodzimy się braćmi, lecz pod wpływem wychowania stajemy się różni. Miała rację… Chociaż wciąż je przemierzałem, Chiny mi umykały. Podczas każdej mojej kolejnej podróży ich terytorium wydawało się większe, ich historia się ulatniała, a ja traciłem orientację i nie umiałem jej odzyskać. Mimo że robiłem postępy w nauce kantońskiego, dużo czytałem i nawiązywałem coraz więcej kontaktów handlowych z ich mieszkańcami, w miarę jak posuwałem się naprzód, Chiny cofały się przede mną, niczym horyzont. – Zamiast narzekać na ciemność, lepiej zaświecić światło – oświadczyła pani Ming. Ale jak? Kogo wybrać, by zgłębić tajemnicę tego zagadkowego lądu? Jaką zdobycz złowić? Przecież Chiny miały tylu obywateli co Morze Śródziemne ryb.
Schmitt_Tajemnica pani Ming.indd 5
5
2013-12-20 09:21:05
– Na naszej planecie żyje miliard Chińczyków i pięć miliardów cudzoziemców – mruknęła pani Ming, cerując pończochy. Słuchając audycji z pamiętającego czasy Mao ciemnobrązowego plastikowego radia, które przyprawiało głosy o katar i ślinotok, pani Ming powtarzała słowa rządowego dziennikarza, mistrza statystyk i dupolistwa. „Miliard Chińczyków”. Wtedy nie umiałbym powiedzieć, co ją wprawiło w zakłopotanie: czy to, że jest tak wielu Chińczyków, czy że tak niewielu… Owa dama, wywodząca się z narodu arytmetyków, który wynalazł niegdyś kalkulator kieszonkowy, potrafiła niesamowicie żonglować cyframi. Na pierwszy rzut oka niewiele się różniła od innych pięćdziesięciolatek, ale, jak wiadomo, na pierwszy rzut oka nic nie widać. Pani Ming miała okrągłą głowę, czerwoną twarz z wyraźnymi zmarszczkami, zęby drobne niczym pestki słonecznika i przywodziła na myśl dojrzałe, o ile nie przejrzałe, jabłko, owoc dobry, zdrowy, smaczny i jeszcze niewysuszony. Jej szczupłe ciało przypominało giętką gałąź. Gdy już się odezwała, okazywało się, że jest bardziej kwaśna niż słodka, bo zasypywała swoich rozmówców uszczypliwymi uwagami, które dawały do myślenia. Znajdowaliśmy się w prowincji Guangdong, a pani Ming siedziała niczym na tronie na swoim trójnożnym stołku w suterenie Grand Hotelu,
Schmitt_Tajemnica pani Ming.indd 6
6
2013-12-20 09:21:05
wśród białych ceramicznych płytek i oślepiających neonów, w tej pachnącej jaśminem toalecie, w której pełniła funkcję babci klozetowej. Pani Ming przywróciła godność tej profesji, która wśród malkontentów uchodzi za upokarzającą: była królową wszechświata. Podczas organizowanych codziennie piętro wyżej kongresów i seminariów przybywałeś do niej biegiem. Znalazłszy się przed nią, zwalniałeś, dreptałeś w miejscu i nieruchomiałeś. Jej niemy majestat onieśmielał. Pochylałeś się, patrząc błagalnym wzrokiem, i żebrałeś o pozwolenie wstępu do jej królestwa. Dokładnie w tym momencie ona mierzyła cię wzrokiem od stóp do głów, sprawiając wrażenie, jakby zgłębiała, co dzieje się w twoich oponach mózgowych i w twoich trzewiach. „Nie warto nic mówić, dobrze wiem, z kim mam do czynienia”. W jej szarych źrenicach nie odczytywałeś osądu, tylko wyrozumiałość. Więcej: rozgrzeszenie. Niezależnie od tego, czy byłeś robotnikiem, inżynierem, szefem sprzedaży czy dyrektorem naczelnym, ona dostrzegała twoją niedolę i przygarniała cię, widząc w tobie dawnego smarkacza domagającego się wysadzenia na nocnik, żałosną cielesną istotę, która chce złagodzić napięcie materii. Z Chin Mao pani Ming zachowała egalitaryzm, a z Chin Konfucjusza humanizm. Tak więc pani Ming opiekowała się męską ubikacją w Grand Hotelu w Yunhai. Ta funkcja napawała ją dumą, a równocześnie dowodziła, że jej się
Schmitt_Tajemnica pani Ming.indd 7
7
2013-12-20 09:21:06
poszczęściło. Szorowanie damskiej wygódki znajdującej się na końcu korytarza byłoby poniżające w kraju, który ceni tylko chłopców. Tam byłaby służącą, tu była królową, bo faceci defilowali przed nią tysiącami, kłaniali się jej i czekali, aż łaskawie udzieli im prawa do zaznania ulgi. Gdy mijało się drzwi ozdobione namalowaną sukienką, słyszało się chichoty i trajkotanie brunetek poprawiających makijaż. Za to za drzwiami oznaczonymi parą spodni – nic z tych rzeczy. Żadnej wymiany zdań, żadnego spoufalania się czy zerkania na innych osobników, najwyżej kilka westchnień. Pisuary w tej publicznej toalecie roztaczały wokół siebie aurę uniżonej godności, fatalistycznej uległości, solidarności żołnierzy posłusznych prawom natury. Czyżby sprawiała to obecność surowej pani Ming? Ten przybytek zmieniał się w laboratorium metafizycznego i moralnego eksperymentowania, gdzie każdy śmiertelnik wyzbywał się złudzeń co do własnej potęgi. Ale dlaczego, zarzucicie mi, katuję was tymi szczegółami? Pozwólcie, że wam wyjaśnię. Interesy mojej firmy zaprowadziły mnie na południe Chin. W lipcu kupowałem tam zabawki, które podczas najbliższych świąt Bożego Narodzenia będą zachwycały nasze maluchy. Zamawiałem również inne zabawki, w jeszcze większej ilości, przeznaczone dla chińskich dzieci. Lalki i laleczki, samochodziki, samoloty, wszystkie te plastikowe wyroby były produkowane za bezcen w prowincji
Schmitt_Tajemnica pani Ming.indd 8
8
2013-12-20 09:21:06
Guangdong, a następnie ekspediowane do Francji, gdzie nasi styliści i nasi pracownicy konfekcjonowali je przed odesłaniem pewnej ich części do Chin. Podróż tam i z powrotem na statkach handlowych w ogóle nie miała wpływu na marże. Europejczycy i Amerykanie chętnie stosowali ten system i dlatego marki zachodnie zdominowały chiński rynek, chociaż tylko dzięki artykułom wytwarzanym na miejscu. Z racji mojego talentu do języków – mówiłem już siedmioma – przełożeni wysyłali mnie do Azji, licząc, że szybko porzucę sztywną angielszczyznę używaną w interesach i zacznę prowadzić rozmowy po mandaryńsku. Nie mylili się w swoich kalkulacjach poza jedną rzeczą: niezależnie od mandaryńskiego, musiałem sobie radzić po kantońsku, bo tym językiem mówiono w Guangdongu, gdzie fabryki zabawek wyrastały jak grzyby po deszczu. Trzeba przyznać, że miasteczko Yunhai, w którym natknąłem się na panią Ming, niesamowicie odmłodniało: z małej mieściny błyskawicznie zmieniło się w dwumilionowe miasto. Ten proces sprawił, że było nieco zszokowane, spłoszone i zagubione. Domki zostały zastąpione blokami, zaułki arteriami, a maleńki sklepik spożywczy pana Yibulaxina, jeszcze niedawno zapchany towarem jak pudełko szpilek, zniknął z powierzchni ziemi za sprawą czterech supermarketów wyposażonych w chłodnie. Wiejskie okolice miasta schowały się
Schmitt_Tajemnica pani Ming.indd 9
9
2013-12-20 09:21:06
pod sześciopasmową obwodnicą, przy której dogorywały ostatnie jeże. Zbyt nowe, wzniesione w pośpiechu budowle, pozbawione patyny, tego brudu i śladów zniszczenia decydujących o uroku, który roztaczają wokół siebie stare domostwa, sprawiały wrażenie, jakby ich monotonne fasady zrobiono z otynkowanej tektury. Gdzie było kiedyś centrum Yunhai? Zgodnie z nieubłaganą racjonalnością ulice krzyżowały się z bulwarami, bulwary z alejami, a aleje z autostradą. Ogromne ronda, niedostępne z powodu ruchu samochodowego, zdawały się mówić: „Proszę przejeżdżać, nie ma tu nic do oglądania”. Jedynie skrzyżowania, nadzorowane przez czerwone światła, okazywały przychylność zbiegowiskom, bo powstały w miejscu dawnej pralni pogrzebanej pod betonem. Nie przetrwała żadna pamiątka z przeszłości, choćby jedna ruina w centrum czy na obrzeżach Yunhai. Zacny wzrost gospodarczy zmiótł wszystko. Weterani znikali. Ci, którzy nie umarli ze zdumienia w obliczu tak gwałtownych zmian, kulili się w głębi nowoczesnych mieszkań roztaczających mniej więcej tyle uroku co nowy pojemnik na śmieci. Pani Ming, obojętna na te wypadki, staranna, skupiona i pogodna, ucieleśniała stałość w tym niestałym świecie i zarządzała toaletą Grand Hotelu tak, jakby ten niedawno otwarty przybytek istniał od zawsze, a zwłaszcza jakby chodziło o misję
Schmitt_Tajemnica pani Ming.indd 10
10
2013-12-20 09:21:06
najwyższej wagi. Już od naszych pierwszych spotkań nie mogłem się oprzeć wrażeniu, że jej profesjonalizm się tam marnuje. Kiedy pewnego dnia w końcu jej to powiedziałem, zaczerwieniła się zakłopotana i odpowiedziała, zginając kark: – Lepiej spełnić uczynek godny uwagi, niż zostać zauważonym. Dziwicie się, dlaczego wdawałem się w poufne rozmowy z babcią klozetową na końcu Chin? Otóż na wasze zdziwienie mógłbym udzielić trzech odpowiedzi: moje babki szorowały podłogi u burżujów, nigdy nie rezygnuję ze sposobności ćwiczenia języka, którego się uczę, i wreszcie stosuję pewną technikę negocjacji polegającą na tym, że szarpię nerwy swoich partnerów, przerywając nagle dyskusję i wychodząc. Ta metoda zmusza mnie do zapuszczania się do toalety równie często, jak patriarcha, którego prostatę gnębi podeszły wiek. Tak więc pewnego ranka opuściłem bez uprzedzenia towarzystwo dwóch handlowców z Pearl River Plastic Production i podczas gdy piętro wyżej oni drżeli z niepokoju w związku z moimi zamówieniami, ja prowadziłem pogawędkę w suterenie. Kiedy szukałem w marynarce drobnych na napiwek, wyślizgnęła mi się z kieszeni fotografia. Pani Ming podniosła ją i uśmiechnęła się, widząc, że to zdjęcie rodzinne. – Czy to pańskie dzieci? – Tak.
Schmitt_Tajemnica pani Ming.indd 11
11
2013-12-20 09:21:06
– Ile ich pan ma? – Szczęśliwym trafem dwoje. Dziewczynkę i chłopca. Nie oczekiwałem więcej. – Przekroczenie celu nie oznacza jego osiągnięcia. Poczęstowała mnie komunałem. Przez grzeczność poczułem się zobowiązany zapytać ją o to samo. – A pani ? – Ja mam dziesięcioro. Natychmiast uznałem, że moja znajomość kantońskiego szwankuje… Żeby się upewnić, powtórzyłem „dziesięć” po mandaryńsku, potem po angielsku, ale ona za każdym razem potakiwała głową. Niedowierzając, rozpostarłem palce jak wachlarz. – Dziesięć? Chcąc mnie uspokoić, wymieniła ich imiona: – Ting Ting, Ho, Da-Xia, Kun, Kong, Li Mei, Wang, Ru, Zhou, Shuang. Miłość, którą rozbudziły w niej te słowa, rozświetliła jej oczy, wygładziła rysy i na moment odmłodziła twarz. Nie siląc się na komentarz, zrobiłem minę wyrażającą podziw stosowny do okoliczności, trzasnąłem obcasami i migiem wbiegłem po schodach, żeby dołączyć do negocjatorów. Byłem oszołomiony. Cóż za przesadne kłamstwo! Czyżby wyobrażała sobie, że jej uwierzę? Brała mnie za głupca? Każdy wiedział – nawet byle bezmózgi turysta – że państwo chińskie, chcąc zapanować nad przyrostem demograficznym, od
Schmitt_Tajemnica pani Ming.indd 12
12
2013-12-20 09:21:06
dziesięcioleci zabrania parom wydawania na świat więcej niż jednego dziecka. Mając w pamięci bezsensowne samochwalstwo pani Ming, podczas śniadania, na które zaprosili mnie moi dwaj rozmówcy z Pearl River Plastic Production, upewniłem się, czy nie da się obejść prawa jednego dziecka. – Wyjątki? Złagodzenie… W niektórych prowincjach w sytuacji, kiedy maż i żona mieszkają bez rodzeństwa, pozwala się na drugie dziecko. – Na wsi, gdy rodzi się dziewczynka, chłopi zachowują prawo do próby spłodzenia chłopca. – Dlaczego chłopca? – wypaliłem, udając zdziwienie. – Ponieważ chłopiec ciężko pracuje w polu. Później zaopiekuje się rodzicami. – Ach tak? Czyżby tutaj dziewczynki były niewdzięczne? – Nie, ale kiedy dziewczyna odchodzi do rodziny męża, jest stracona dla swoich. – Co się dzieje, kiedy młoda matka zachodzi w ciążę? – Dokonuje aborcji. – A jeśli dziecko już przyszło na świat? – Matka płaci grzywnę. I to znaczną. – Czy Chinka może mieć dziesięcioro dzieci? Obaj handlowcy zahukali niczym sowy i przymknęli oczy, waląc dłońmi w stół. Skulili się, otworzyli usta i tak poczerwienieli, że ich twarze
Schmitt_Tajemnica pani Ming.indd 13
13
2013-12-20 09:21:06
przybrały barwę bardziej purpurową niż małpi zadek. Pod wpływem spazmów, od których trzęsła im się klatka piersiowa, ziarnka ryżu, sos z czarnej fasoli i kawałeczki wieprzowiny podeszły im do gardła, wypełniły policzki, dotarły do ust, zapowiadając wymioty. To było do przewidzenia, właśnie takiej reakcji się spodziewałem: biznesmen, który się śmieje, zawsze robi to z przesadą, więc chiński biznesmen… Chociaż ich wybuch wesołości wprawił mnie w zakłopotanie, przyniósł mi ulgę: głośny śmiech – oto reakcja, którą powinienem był się przeciwstawić pani Ming. Ta samochwała nie zasługiwała na nic lepszego. Co za idiotka! Tak więc zachowałem dystans, gdy o piętnastej ponownie przed nią przeszedłem. Jednak po porannej wymianie zdań ta bajerantka przekroczyła dzielący nas mur rezerwy i podjęła rozmowę w miejscu, w którym ją przerwaliśmy: – Proszę pana, jak mają na imię pańskie dzieci? – Fleur i Thierry. Chociaż odpowiedziałem jej z posępnym wyrazem twarzy, ona uczepiła się tych imion, popisując się błogim uśmiechem. Powtarzała je, wyśpiewywała, gruchała, jakby to były najbardziej melodyjne dźwięki w całym wszechświecie. – Fleur i Thierry… Czy umiałbym to przyznać? Wzruszyła mnie. Gdy słyszałem drogie mojemu sercu imiona wyM
14 M
K������ �� �������� ����� ����������� �� ����� ������� OSKARZE I PANI RÓŻY ������� E����-E�������� S������� � ��������������� ����� OPOWIEŚCI O NIEWIDZIALNYM Pani Ming, mądra, serdeczna kobieta, uwielbia opowiadać o swoich dziesięciorgu dzieciach. Liczna rodzina wydaje się jej całym światem. Główny bohater, przyjezdny z Europy, odwiedzający współczesne Chiny, jest zafascynowany jej osobą. Wiedziony ciekawością postanawia odkryć największy sekret pani Ming, dowiedzieć się, co kobieta skrywa za fasadą swoich poruszających, choć niewiarygodnych opowieści.
W swojej nowej książce Eric-Emmanuel Schmitt z właściwą sobie wrażliwością jeszcze raz dotyka najskrytszych tajemnic ludzkiej duszy, mistrzowsko odmalowuje emocje, o których najtrudniej jest mówić.
Cena ��,�� zł