C I G A M L A ANIM
Dzielny Fr yder yk
Dzielny Fr yder yk HOLLY WEBB
HOLLY WEBB
Dzielny Fr yder yk przełożyła Dorota Gruszka
KRAKÓW 2014
1 Lotka i Olga niemal biegły przez Netherbridge. Sonia, jamniczka Lotki, pląsała pomiędzy ich stopami, a jej długie uszy unosiły się przy podmuchach zimnego listopadowego wiatru. Dziewczynki spędziły popołudnie na wzgórzu nad miasteczkiem i teraz były spóźnione, a przecież mama Lotki przygotowywała dla niej specjalną urodzinową kolację. Lotka wiedziała, że mama zrozumie, żałowała tylko, że nie było jej z nimi na wzgórzu, ponieważ też mogłaby zobaczyć stado jednorożców galopujących przez wrzosowiska. – Jest tak ciemno! – jęknęła Olga, kiedy przemierzały kolejną uliczkę w drodze do sklepu zoologicznego. – Zbliża się zima. Lotka zadrżała. – Gdyby w poprzedni weekend było tak zimno, nie musiałybyśmy jechać na łyżwy aż do Linford. Mogłybyśmy urządzić moją urodzinową imprezę tutaj, na rzece. Tuż przez sklepem Olga pociągnęła przyjaciółkę za rękaw. 7
– Chciałabym ci podziękować. Jednorożce, które gnały w dół wzgórza, to chyba najwspanialsza rzecz, jaką widziałam w życiu. Były naprawdę piękne! Lotka uśmiechnęła się i uściskała przyjaciółkę. – Są niesamowite, prawda? Myślę, że to najlepszy prezent urodzinowy, jaki kiedykolwiek dostałam. Dzisiejszego ranka dziewczynka obudziła się, ale miała wrażenie, że wciąż śni, a Teodor, czarny jednorożec, śmieje się do niej i życzy wszystkiego najlepszego z okazji urodzin. Wiedziała, że musi pójść na wzgórze nad Netherbridge, i trudno jej było wytrzymać przez cały dzień w szkole. Teraz Lotka wreszcie weszła do sklepu i westchnęła z zachwytem, kiedy poczuła, że otula ją ciepłe powietrze, lekko pachnące myszkami. Dziewczynka oparła się o szklane drzwi i uśmiechnęła do siebie. Od czasu do czasu, kiedy wchodziła do sklepu, z niedowierzaniem przypominała sobie, że naprawdę tutaj mieszka. Uważała się za szczęściarę. Nikogo nie powinno dziwić, że właśnie tak się czuła. Dziewczynka polubiła sklep zoologiczny Polmanów już wtedy, kiedy myślała, że będzie po prostu nad nim mieszkać z wujkiem Jackiem i kuzynem Danielem. Zawsze kochała zwierzęta, więc to, że zamieszka przy sklepie zoologicznym, stanowiło spełnienie jej marzeń, nawet jeśli na początku wujek i Dan wydawali się jej trochę dziwni i tajemniczy. 8
Nie minęło dużo czasu, a dowiedziała się, dlaczego tak się zachowują. Sklep Polmanów nie był zwyczajnym sklepem zoologicznym. Wszystkie zwierzęta, jakie w nim mieszkały, mówiły ludzkim głosem, a część z nich była naprawdę gadatliwa. Okazało się, że wujka i zwierzęta łączy czarodziejska więź, która jest dziedziczna i którą Lotka również potrafiła nawiązać. Ale teraz sklep wydawał się jeszcze bardziej niezwykłym i wyjątkowym miejscem. Cieszyło ją to, że był tutaj jej tato, który wyglądał jak bardzo opalony wujek. Żeby było jeszcze lepiej, po kuchni kręciła się mama – parzyła herbatę i przygotowywała właśnie ulubioną zapiekankę Lotki. Większość dzieci uznałaby, że nie ma w tym nic dziwnego – pomyślała dziewczynka – tyle tylko że przez wiele lat wszyscy uważali, iż jej tato nie żyje, a jeszcze kilka tygodni temu jej mama mieszkała w Paryżu. To były powody, dla których Lotka na początku lata została porzucona w sklepie – dokładnie tak wtedy myślała o swojej sytuacji. Teraz dla odmiany miała pewność, że to była najlepsza rzecz, jaka jej się w życiu przydarzyła. Mama nuciła pod nosem i przygotowywała purée z ziemniaków. Kiedy Lotka i Olga weszły do kuchni, uniosła wzrok, a wyraz jej twarzy sprawił, że dziewczynka zapragnęła, by głośno zaśpiewać. Mama miała na policzku odrobinę purée, a niesforne kosmyki włosów wymykały się z jej końskiego ogona – wyglądała promiennie. Dziewczynka nigdy nie widziała 9
mamy piękniejszej. Tato siedział przy stole i udawał, że przegląda katalog z jedzeniem dla zwierząt, ale tak naprawdę przyglądał się mamie. Nie zdecydowali jeszcze, czy wrócą do siebie – nie widzieli się od ośmiu lat i tak naprawdę musieli poznać się na nowo – ale Lotka miała nadzieję, że jednak zostaną razem. – Widziałyście je? – spytała mama. Nieuważnie ugniatała ziemniaki, całą uwagę skoncentrowała bowiem na twarzy córki. Dziewczynka pokiwała głową. Miała wrażenie, że śni. Jej mama, jej własna mama, która nie znosiła zwierząt i zawsze śmiała się ze zjawisk nadprzyrodzonych, o czarach nawet nie wspominając, właśnie spytała ją, czy widziała stado jednorożców. Jednorożce mieszkały w zaginionej dżungli u stóp Himalajów. To tam przez cały czas swojej nieobecności uwięziony był tato, któremu odebrano pamięć. Niemal zamienił się w jednorożca i tylko coraz większe czarodziejskie moce Lotki sprawiły, że wrócił do domu. To było tak, jakby magia, która płynęła w jej żyłach, przywoływała jego magię. Na początku dziewczynka myślała, że dziwne spotkania ze srebrnym jednorożcem to tylko sny. Nie zdawała sobie sprawy, że stopniowo zdejmuje z taty zaklęcie, pod którego wpływem się znajdował. To była historia, w którą jej rozsądna mama nigdy by nie uwierzyła. Lotka o tym nie wiedziała, ale to, że jej mama nie dostrzegała magii w otaczającym ją świecie, 10
było w dużym stopniu sprawką dawnej dziewczyny taty. Pandora nigdy nie pogodziła się z tym, że się rozstali. Oszalała z zazdrości, była zdolna zabić. To właśnie ona spowodowała, że tato zniknął w zaczarowanym lesie, i to ona zatruła umysł mamy, tak by stał się odporny na magię. Ale Pandory już wśród nich nie było – została w lesie z jednorożcami. Nad krawędzią stołu pojawiła się para delikatnych szarych uszu, w ślad za nimi wyłonił się różowy nosek i czarne poważne oczka. To królik Bernard chciał sprawdzić, co robi jego ulubienica. – Cześć, kochany Bernardzie. – Mama podrapała króliczka za uszami. To Bernard pomógł sprawić, że mama znowu polubiła zwierzęta. Po prostu go uwielbiała, ale wcześniej do głowy by jej nie przyszło, żeby pogłaskać zwierzaka podczas gotowania. Lotka to rozumiała, wiedziała, że to usprawiedliwione zachowanie. Teraz wymieniła z wujkiem znaczące spojrzenia. Kiedy gotował wujek, zazwyczaj na jego ramieniu siedziała sowa, a jedna albo dwie myszki zaszywały się w jego włosach jak w kryjówce. Sowa Horacy był tak naprawdę feniksem, ale Lotka i tak uważała, że nie jest to zbyt higieniczne. – Czy mogłabyś dodać więcej masła? – Na drugim końcu stołu pojawiła się Sonia i krytycznie spojrzała na miskę z purée. – Moim zdaniem ciągle jest za suche. Mama uniosła brew, po czym wzruszyła ramionami i zamieszała ziemniaki. 11
– No, może trochę – zgodziła się. Sonia pokiwała łebkiem, a kiedy mama dodawała masła, zamknęła oczy i wciągnęła słodki zapach. – Wspaniale! Po chwili spojrzała na mamę. – Ale to oczywiście nie jest kuchnia francuska – powiedziała z wyrzutem. – Ależ oczywiście, że nie. – Mama nabrała pełną łyżkę purée i podsunęła Soni pod nos. – Czy to znaczy, że nie chcesz spróbować? – Kiedy wejdziesz między wrony… – powiedziała cierpiętniczym głosem jamniczka. – Ja nie mam w zwyczaju się skarżyć. Nigdy. – Fantastycznie pachnie – mruknęła Lotka i przytuliła się do mamy tylko na moment, żeby nie przeszkadzać jej w gotowaniu. – Długo jeszcze? Na wzgórzu było okropnie zimno i jestem bardzo głodna. – Ja też – dodała Olga. – Wygląda wspaniale! – Czy z jednorożcami wszystko w porządku? – zapytał tato, a w jego głosie zabrzmiała tęsknota. – To było całe stado? – Myślę, że tak. – Lotka przymknęła oczy i jeszcze raz przywołała tę scenę, by móc policzyć zwierzęta. – Przynajmniej pięćdziesiąt. Przegalopowały przez grzbiet wzgórza. To było niesamowite. Olga niemal zemdlała z wrażenia. – Nigdy w życiu czegoś takiego nie widziałam. – Olga usiadła przy stole, oparła brodę na dłoniach i uśmiechnęła się. 12
– No i już. – Mama przełożyła do formy ostatnią część ziemniaczanego purée i włożyła ją do piekarnika. – Będzie gotowe, zanim się zorientujemy. – Gdzie jest Dan? – spytała Lotka. – U siebie na górze? – W swoim pokoju – przytaknął wujek. – Czy wy dwoje zamierzacie się przebrać na tę specjalną urodzinową kolację? – zapytała mama radosnym głosem. Lotka zrozumiała aluzję. Wujek sprawiał wrażenie przygnębionego, wyglądało na to, że Dan coś przeskrobał. Pewnie znowu był niemiły dla jej mamy, co ostatnio bardzo często mu się zdarzało. Od czasu kiedy tato i mama Lotki zaczęli znowu mieszkać w sklepie, Daniel zrobił się bardzo humorzasty. Lotce było z tego powodu przykro. Mama kuzyna umarła kilka lat temu i to, że każde z nich miało tylko jednego rodzica, bardzo ich do siebie zbliżyło. A teraz Lotka miała szczęśliwą rodzinę, co sprawiało, że Dan był niesamowicie zazdrosny, a przez to złośliwy. Olga przyniosła ze sobą ubrania, w które chciała się przebrać, więc dziewczynki poszły na górę. Sonia pognała przodem. Miała całą kolekcję błyszczących obróżek i najwyraźniej też chciała tego wieczoru wyglądać wyjątkowo. – To wspaniałe, że będziesz miała specjalne rodzinne przyjęcie – powiedziała Olga do przyjaciółki. Dziewczynka uśmiechnęła się radośnie. 13
– Wiem. Mama i ja zawsze jadłyśmy uroczystą kolację w moje urodziny, ale zazwyczaj byłyśmy tylko we dwie. W tym roku będzie tyle osób! A przecież miałam już imprezę w zeszłym tygodniu z tobą i dziewczynkami z klasy! – Lotka zaczęła szczotkować swoje czarne loki i starannie je układać. – Czuję się rozpieszczana. Sonia przepchnęła się przed Olgę, by spojrzeć na siebie w lustrze. – Hmm… Chyba zdecyduję się na fioletowe kryształki. Lotko, zapnij mi obróżkę. – Z gracją wyciągnęła swoją długą szyję. – Merci, ma petite. Czy jesteśmy gotowe? Spojrzała na Olgę i Lotkę jak surowa dyrektorka szkoły, po czym ruszyła w stronę drzwi. Dziewczynki posłusznie poszły za nią. – … urodziny Lotki. Masz się zachowywać! – Wujek i Dan stali u stóp schodów i dziewczynki usłyszały ostatnie słowa. Kiedy tylko na schodach rozległy się kroki, wujek przerwał w pół zdania i razem z synem poszli do kuchni. – Cały czas są z nim kłopoty? – szeptem zapytała Olga. Zazwyczaj dobrze jej się układało z Danem – zanim chłopak poszedł do gimnazjum, chodzili razem do szkoły. – Niestety, tak – mruknęła Lotka. – Myślę, że wiem dlaczego – westchnęła. 14
Miała nadzieję, że Daniel wkrótce przyzwyczai się do nowej sytuacji. Bała się, że nie zniesie, jeśli wszystko skończy się tak, że jej mama albo tata będą musieli ją znowu zostawić. – Idzie! Idzie! – We wszystkich klatkach i akwariach rozległ się radosny szept, kiedy dziewczynki zeszły ze schodów. Myszki, które koniecznie chciały dostać się do kuchni przed Lotką, pospiesznie przedefilowały przed nimi jak ruchomy dywan, a chór najróżniejszych głosów zawołał: – Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin, Lotko! Myszki ustawiły się w rzędach wzdłuż półek kredensu, podekscytowane tańczyły i popiskiwały. Ulubieniec Lotki, Fryderyk – różowa myszka, sprawił sobie szykowny urodzinowy spiczasty kapelusik, który pasował do koloru jego futerka, ale spadał mu z łebka za każdym razem, gdy się poruszył. – Wygląda komicznie – mruknęła Sonia. Fryderyk bardzo ją irytował, ale nie chciała przyznać, że to z zazdrości. Była pomocnicą Lotki, kimś wyjątkowym, ale wciąż nie potrafiła uwierzyć, że to ją dziewczynka kocha najbardziej. Lotka z nadzieją rozejrzała się wokół. Zastanawiała się, gdzie są prezenty. Zgodziła się, by dostać je dopiero wieczorem, żeby nie robić dodatkowego zamieszania rano, przed pójściem do szkoły, ale teraz zaczęła się już niecierpliwić. 15
Musieli je gdzieś schować, podobnie jak tort – pomyślała. Przynajmniej taką miała nadzieję. A co, jeśli wszyscy uznali, że jest już za duża, żeby dostawać prezenty? Przecież skończyła jedenaście lat. W każdym razie stół wyglądał pięknie: został udekorowany maleńkimi świeczkami, które go rozświetlały. Wokół siedziała cała rodzina. Niełatwo było wszystkich zmieścić. Przyszła też Adriana – narzeczona wujka Jacka, która na co dzień uczyła Lotkę czarów – i zajęła miejsce obok niego. Na ramieniu czarownicy siedziała kotka Tabi – jej pomocnica. Spokojnie przyglądała się myszkom, które starały się nie zwracać na nią uwagi. Niby wiedziały, że Tabi nigdy nie rzuciłaby się za nimi w pogoń, ale instynkt podpowiadał im, że dużo chętniej niż zapiekankę zjadłaby na kolację myszkę. – Czy to już czas na prezenty? – zapytał z nadzieją w głosie Fryderyk, kiedy tylko Lotka wzięła do ust pierwszy kęs zapiekanki. – Powiedziałeś, że jak zjecie! – dodał z wyrzutem, kiedy wujek pokręcił przecząco głową. – Naprawdę chciałbym, żebyście się pospieszyli! Lotka uśmiechnęła się z ulgą. A więc będą prezenty. Niby o tym wiedziała, lecz przez chwilę… Czekała na nie prawie tak niecierpliwie jak Fryderyk. – Teraz? – pisnął znowu. Kiedy mama zabrała się do zbierania talerzy, przebiegł przez stół i przysiadł obok maleńkiej świeczki tuż przy Lotce. Ogrzewał łapki i wymieniał nieprzyjazne spojrzenia z Sonią. 16
– Najpierw tort. – Wujek wstał i wyłączył światło. Teraz tylko świeczki oświetlały kuchnię. Setki maleńkich, radosnych płomyków migotały i rozświetlały pomieszczenie. – Och… – westchnęła Lotka, kiedy mama weszła ze sklepu do kuchni. Dziewczynka zastanawiała się, gdzie udało im się ukryć tort tak, żeby nikt nie próbował go wcześniej skosztować. Uśmiechnęła się do siebie. Może postawili na straży Horacego? Teraz, kiedy przybrał postać sowy, był niemal wcieleniem najgorszych mysich koszmarów. Tort był olbrzymi, polukrowany na biało-różowo. Stało na nim jedenaście smukłych świeczek. Mama zawsze przygotowywała dla niej wspaniałe torty, ale ten był taki… dorosły. – Sto lat, sto lat, niech żyje Lotka nam! – rozległy się piski i pomruki zwierzaków. Każde skończyło śpiewać w innym momencie, jednak dla dziewczynki nie miało to znaczenia. Szczęście niemal unosiło się w powietrzu. Zwłaszcza myszki wydawały się radośnie podniecone, co sprawiało, że serce Lotki biło niemal tak samo szybko jak ich maleńkie serduszka. Czuła, że rośnie w niej ich ekscytacja. Kiedy mama kroiła tort, tato położył przed nią stertę paczuszek i uśmiechnął się: – Radziłbym ci się pospieszyć i je rozpakować, zanim Fryderyk dostanie ataku serca. 17
– Bardzo dziękuję, czuję się doskonale – obruszył się Fryderyk. Stanął wyprostowany i wypiął pierś, po czym zepsuł cały efekt, ponieważ zaczął miętosić drobnymi łapkami końcówkę ogonka i dodał: – Ale bardzo cię proszę, Lotko, pospiesz się! Chcemy dać ci nasz prezent! – Po tych słowach szybko usiadł i zaczął nerwowo chichotać. Lotka przyglądała się pakunkom i nie wiedziała, który ma otworzyć najpierw. W końcu po prostu zamknęła oczy i wzięła pierwszy z brzegu. To była paczuszka owinięta w srebrny papier, bez wstążki. Prezent od taty. Uśmiechnęła się do niego i zaczęła rozpakowywać prezent. W środku była aksamitna torebeczka, którą Lotka otworzyła. W jej dłoni znalazł się delikatny srebrny łańcuszek z wisiorkiem w kształcie jednorożca. Wisiorek był malutki, ale kiedy Lotka mu się przyglądała, widziała najdrobniejsze szczegóły. Mogła wyczuć bijące serce zwierzęcia, a kiedy zamknęła oczy, pojawiło się parne, pachnące ziemią powietrze, takie jak w dżungli. – W środku jest włos Teodora – wyjaśnił tato. – Ten, którego użyliśmy, by dostać się z powrotem do dżungli. Mam nadzieję, że ci się podoba. Nie wiem, czy kiedykolwiek jeszcze tam wrócimy… – To wspaniały prezent, dziękuję! – Przytuliła się do taty, a on starannie zapiął jej łańcuszek na szyi. – Dalej, dalej! – Niecierpliwy Fryderyk podskakiwał wokół nich. 18
Mama dała jej bransoletkę, która pasowała do wisiorka. (Lotka od razu pomyślała, że to dobry znak. Rodzice rozmawiali ze sobą o prezencie dla niej). Od Olgi dostała ciepły fioletowy, poprzetykany srebrną nicią, aksamitny szal. Książka o skorpionach była od wujka i Lotka pomyślała, że tak naprawdę pewnie chciałby ją dla siebie. Prezent od Adriany to była wielka, oprawna w czerwień księga, która na okładce wytłoczone miała słowo: ZAKLĘCIA. Okazało się jednak, że jej karty są puste. – Będziesz mogła zapisywać w niej zaklęcia, Lotko, kiedy już uda ci się ich nauczyć – powiedziała czarownica i uśmiechnęła się na widok zbitej z tropu miny swojej uczennicy. – To będzie kolejny etap twojej nauki: najpierw osiągniesz doskonałość w rzucaniu zaklęć, a później będziesz je zapisywać. Sonia delikatnie przesunęła jeden z prezentów w stronę Lotki. Zajadała się tortem i udawała, że zupełnie nie obchodzi ją, co dziewczynka sobie pomyśli. Kiedy Lotka zaczęła odpakowywać prezent od jamniczki, ta co chwilę rzucała jej niepewne spojrzenia. Paczka nie była zaklejona taśmą ani przewiązana wstążką, co sprawiło, że Lotka domyśliła się, iż Sonia sama zapakowała prezent. Dziewczynka zastanawiała się, jak udało jej się to zrobić – przecież nie miała palców. – Och, Soniu – szepnęła, kiedy wyjęła maleńki, oprawiony w złotą ramkę portret jamnika. To nie była 19
Sonia, ona miała krótszy nosek, ale piesek na obrazku był do niej bardzo podobny. – To moja babcia. – Sonia z dumą zadarła nos, kiedy Lotka nachyliła się, by ją pocałować. – Jest bardzo stary. Musisz o niego dbać. – Oczywiście, że będę. Daniel prychnął pogardliwie i zaskoczona Lotka uniosła wzrok, by na niego spojrzeć. Sonia nachyliła się nad stołem w jego kierunku i syknęła: – Masz coś do powiedzenia? – Dan, a czy ty masz prezent dla Lotki? – zapytał wujek, by zażegnać konflikt. – Nie – warknął Daniel. – Czego ona jeszcze potrzebuje? Przecież ma już wszystko! – Z okropnym piskiem odsunął krzesło, na którym siedział, zabrał Alberta, swojego czarnego szczura, trzasnął kuchennymi drzwiami i pognał na górę. Na wszystkich twarzach malowało się zdumienie. Zapadła cisza, którą przerwał dopiero pisk Fryderyka: – Więcej prezentów! – Tak, tak! Teraz my, teraz my! – Myszki szamotały się i chichotały, a Fryderyk zbiegł ze stołu, by za moment znaleźć się na półce kredensu. Stał w samym środku gromadki podnieconych do granic możliwości myszek. – Pospieszcie się! – Lotka usłyszała jego szept. – No nie, nie tak mocno, bo zemdleję! Teraz jest dobrze! Myszki rozstąpiły się na boki i zostawiły Fryderyka 20
tak, że wszystkie oczy zwrócone były na niego. Jego futerko zrobiło się jeszcze bardziej różowe. Miał na sobie dużą satynową czerwoną wstążkę zawiązaną w pasie na kokardkę, a jego wąsiki opadały – widać było, że jest zawstydzony. – Oto nasz prezent – wyjąkał. – Ja!
NOWA SERIA A HOLLY WEBB Lotka jest szczÚĂliwa, bo jej rodzina jest juĝ wbkomplecie – mieszka zbmamÈ ibtatÈ, abniebezpieczna czarownica Pandora juĝ im nie zagraĝa. Fryderyk – magiczna róĝowa myszka – postanawia pojechaÊ zbLotkÈ na szkolnÈ wycieczkÚ ibutrzeÊ nosa wrednej Sarze, która wciÈĝ dokucza Lotce. Poznaj teĝ poprzednie czÚĂci zb7-tomowej serii obprzygodach Lotki:
Ta b i uczy sie c z a rów C z a r u j a c a So n i a
Gil ber t ratuje sytu acje Ber nard szuka domu Horacy spe ł nia zyczenia
Teodor r usza z pomoca Cena 17,90 zï