Kotek Pingwin
Kotek Pingwin
Kotek Pingwin tłumaczyła Małgorzata Bortnowska
KRAKÓW 2014
1 Słońce rozleniwiało, ciche mruczenie kołysało do snu… Alfie znowu ziewnął. Było ciepłe niedzielne wrześniowe popołudnie, a on pochłonął dziś obiad, jabłka i pokruszoną tabliczkę czekolady, zapomnianą w tylnej kieszeni dżinsów. Usadowił się wygodniej przy pniu jabłonki i oparł ramię o gruby konar, który wyrastał dokładnie tam, gdzie był potrzebny. Pingwin, rozparty na tymże konarze niby gruba futrzana narzuta, wychylił lekko łebek i czule polizał Alfiego w łokieć.
7
– Tylko nie spadnij – mruknął chłopiec sennie. Ale tego mógłby się obawiać tylko ktoś, kto nie znał Pingwina. On nie spadał nigdy. Z pozoru nie wyglądał na wytrawnego wspinacza – wydawało się, że wydatny brzuszek będzie mu przeszkadzać, zwłaszcza przy skoku. Jednak Pingwin miał doskonały zmysł równowagi, rewelacyjny nawet jak na kota. Alfie uśmiechnął się, wspominając, jak podczas wakacji próbował nakłonić Pingwina, by ten przespacerował się po linie do suszenia bielizny. Pingwin odmówił, nie skusiły go nawet czipsy o smaku bekonu, jego ulubione. (Zresztą później zwędził je ze stołu). Alfie wierzył, że Pingwin mógłby być wspaniałym linoskoczkiem. Powinni spróbować znowu. Trzeba by puścić cyrkową muzykę, stworzyć odpowiedni nastrój…
8
Przydałby się też jakiś kostium… Alfie przyglądał się Pingwinowi w zadumie. Zastanawiał się, czy łatwo by było zdobyć trykot pasujący na kota. Pingwin uchylił powiekę, odsłaniając żółtawozłote oko. Spojrzał surowo na Alfiego, jakby ostrzegając, że wszelkie próby przystrojenia go w kostium z cekinami zakończą się poważnymi zadrapaniami. Mimo to nie przestawał mruczeć. – No dobrze – mruknął Alfie. – Ale założę się, że zrzuciłbyś trochę sadła. Pingwin udał, że nie słyszy. Jemu osobiście wystający brzuch wcale nie przeszkadzał. Pingwin nie zawsze był taki ogromny. Alfie zobaczył go po raz pierwszy dwa lata temu, gdy właśnie wracał ze szkoły. Na progu jego domu siedział jakiś chudziutki kotek. Alfie był pewien, że kociak błąkał się już
9
dosyć długo i pewnie dlatego tak uwielbiał jeść. Nie wiedział przecież, kiedy natknie się na następny posiłek. Mama i Tato wahali się, czy zatrzymać chudego czarno-białego kociaka, lecz Alfie nie przestawał ich prosić. Obiecał wywiesić ogłoszenia, w razie gdyby ktoś szukał zaginionego kotka. Z niepokojem stał przy Mamie, gdy wydzwaniała do wszystkich weterynarzy, jakich znalazła w książce telefonicznej. Okazało się jednak, że nikt się nie zgłosił po chudego kotka (który po dwóch dniach objadania się porcjami na miarę Alfiego był już dużo grubszy). Po dwóch tygodniach Mama i Tato poddali się, a Alfie wyjawił im długo skrywany sekret. Kotek miał na imię Pingwin. Tato próbował tłumaczyć, że to śmieszne tak nazywać kota. Kot to nie pingwin, ot co.
10
Alfie odparł, że wie o tym, owszem. Kot po prostu wyglądał jak pingwin. Naprawdę. Miał lśniące czarne futerko – co dzień błyszczało bardziej – i połyskujący biały żabot na piersi. Za pieniądze otrzymane od Babci na urodziny, chłopiec kupił mu pomarańczową obróżkę, która świeciła w ciemności. Z nią wokół szyi Pingwin wyglądał zupełnie jak jego ptasi odpowiednik. Alfie zadzwonił do Babci i powiedział, na co wydał pieniądze. Wkrótce od Babuni przyszła paczka, a w niej srebrna blaszka z wygrawerowanym napisem. Po jednej stronie widniał numer telefonu, po drugiej imię Pingwin. Babcia lubiła koty. Teraz, kiedy była już obróżka z imieniem, nawet Tato musiał ustąpić. Alfie czasami rozmyślał, co by było, gdyby Pingwin tamtego dnia usiadł na progu
11
innego domu. Gdzie by teraz mieszkał? Trudno było sobie wyobrazić życie bez niego. Stał się najlepszym przyjacielem Alfiego. Chłopiec miał wielu przyjaciół w szkole, ale z żadnym nie rozmawiał tak jak z Pingwinem. Kot wspaniale umiał słuchać i zawsze wiedział, kiedy zamruczeć. Alfie opowiedział mu kiedyś, jak pani Haynes, wychowawczyni drugiej klasy, z którą zawsze miał na pieńku, nie pozwoliła mu wyjść z sali w porze obiadu. Pingwin w odpowiedzi zakaszlał i wypluł kulkę sierści, która poleciała na drugi koniec kuchni. Najwyraźniej doskonale rozumiał, o czym chłopiec mówi. Alfiemu podobało się, że Pingwin jest taki tłusty. Dzięki temu wyglądał jeszcze bardziej pingwinowato. Jednak przy ostatnim badaniu weterynarz zalecił Pingwinowi dietę. Mama kupiła więc paczkę specjalnej
12
dietetycznej karmy dla kotów. Nie wyglądała zbyt smacznie. Alfie nie znosił zapachu jedzenia z puszek, które zwykle dostawał Pingwin. Chłopiec wrzucał je szybko do kociej miski, zatykając nos ramieniem. Ale to przynajmniej było mięso – coś, co porządny kot miałby ochotę przekąsić po ciężkim dniu spędzonym na uganianiu się za myszami i ptakami. Za to dietetyczna karma wyglądała jak królicze bobki. Alfie usiłował wytłumaczyć Mamie, że to nie przejdzie. Mama nie była akurat w najlepszym nastroju, gdyż malutka siostrzyczka Alfiego, Jess, wrzuciła właśnie całą miskę pysznej przetartej marchewki do tostera. – Jeśli mu nie posmakuje, to nie zje – ucięła dyskusję, próbując pozbierać łyżką pomarańczową breję. – I tym lepiej, bo schudnie. Nie wydziwiaj, Alfie!
13
Chłopiec westchnął i wsypał garstkę dietetycznej karmy do miski Pingwina. Porcja nie przykryła nawet obrazka z rybą na dnie naczynia. Alfie skrzyżował palce za plecami, po czym postawił miskę przed Pingwinem, który ocierał się przymilnie o jego kostki. Kot stanął jak wryty i popatrzył na chłopca oburzony. – Przepraszam! Tak kazał weterynarz! – bronił się Alfie. – Jeśli nie przejdziesz na dietę, zaczną cię boleć łapy. Pingwin obwąchał podejrzliwie brązowe grudki, po czym obrócił się i wymaszerował z domu przez kocie drzwiczki. Później, wieczorem, gdy Mama nie patrzyła, z kuchni w tajemniczy sposób zniknęły dwie kiełbaski. Miska z nietkniętą karmą stała około tygodnia, aż w końcu Mama opróżniła ją,
14
wrzucając granulki do kosza. Powiedziała Alfiemu, że wprawdzie karma była droga, ale ponieważ musi też teraz uzupełnić większość zapasów w lodówce, więc wyszło na to, jakby karmili trzy koty, a nie jednego. Pingwin siedział na kuchennym krześle, pulchny i szczęśliwy, i obserwował, jak torba z resztą karmy ląduje w koszu. – Ten kot śmieje się ze mnie! – oznajmiła Mama lekko rozdrażniona, zamykając wieko kosza. – Alfie, nie można go tak dalej tuczyć. To dla jego dobra! – On chyba wcale nie uważa, że jest za gruby – wyjaśnił Alfie. – Będziesz musiał zapewnić mu więcej gimnastyki – prychnęła Mama. – Uwiąż kiełbaskę na sznurku i niech ją goni po ogrodzie. Alfie ocknął się z rozmyślań i spojrzał na brzuchatego Pingwina rozłożonego na
15
konarze. Kot rzeczywiście był otyły. Trudno jednak zmusić do ćwiczeń kota, który ma to w nosie. Alfie próbował już różnych sposobów. Biegał po ogrodzie tam i z powrotem, żeby zachęcić Pingwina do gonit wy. Rzucał mu też piłkę, z nadzieją, że kot zacznie się nią bawić. Wszystko na nic. Pingwin, rozparty na ławce, przyglądał mu się zafascynowany, jakby się zastanawiał, po co chłopiec tak się wysila. Przecież to zabawy dobre dla psa. – Zaraz będzie podwieczorek – szepnął Alfie. Ze swego stanowiska na drzewie mógł zajrzeć w kuchenne okno domu za płotem. Mama krzątała się przy stole, przygotowując kanapki z resztkami kurczaka. Chłopiec ziewnął. – Za minutę wracamy do domu.
16
Musiał uważać. Powinien pojawić się w domu, zanim Mama i Tato zaczną go szukać. Nikt nie wiedział, że jest w ogrodzie sąsiadki. Niedługo po tym jak kot pojawił się na progu ich domu, Alfie wraz z Pingwinem odkryli, że jedna deska w płocie jest obluzowana. Alfie tak się cieszył, że ma kotka, iż przez parę tygodni nie odstępował Pingwina ani na krok. Kotek nie miał nic przeciwko. Chłopiec wsuwał się więc pod każde łóżko w domu (chociaż pod sofę się nie zmieścił, w przeciwieństwie do Pingwina), wciskał się do szaf i czołgał się po kwiatowych rabatkach w ogrodzie. Rabatki były ulubionym miejscem zabaw Pingwina. Kotek przybył do nich późnym latem, gdy wciąż jeszcze dawały się we znaki upały. Pingwin spędzał mnóstwo czasu,
17
leżąc pod krzewami, a Alfie kładł się obok niego. Obserwowali z fascynacją wędrujące po ziemi mrówki, a suche listki łaskotały ich w uszy. Gdy nie leniuchowali pod krzakami, badali każdy skrawek ogrodu. W zakątku za szopą dokonali odkrycia – luźną deskę w ogrodzeniu, zwisającą na gwoździu. Idealne drzwiczki w rozmiarze kot-i-chłopiec. Minęło kilka dni, zanim Alfie zebrał się na odwagę i przeszedł przez dziurę. Niewiele wiedział o sąsiadce, starszej pani. Znał tylko jej nazwisko – Barratt – i parę nieistotnych plotek na jej temat. Mama mówiła, że pani Barratt jest chora, że nie może daleko chodzić, nie wchodzi nawet na piętro. Tato narzekał trochę na jeżyny, które rozrastały się pod płotem, ale Mama go zbeształa. To nieuprzejme z jego strony, powiedziała,
18
przecież starsza pani nie ma siły na pielenie ogrodu, prawda? Alfie wiedział więc, że pani Barratt rzadko pojawiała się w ogrodzie, a ten był tak zapuszczony, że łatwo było się w nim ukryć. Doskonałe miejsce na wyprawę badawczą. Za pierwszym razem chłopiec i kot przedzierali się przez tunele w jeżynach. Alfie podarł spodenki, a na palcach i buzi miał pełno czerwonych plam od dojrzałych owoców. Skradali się po ogrodzie jak para panter. Znaleźli się w miejscu, gdzie być nie powinni: Alfie uwielbiał to uczucie. Pingwin, jak to kociak, gonił za cieniami. W ich własnym ogrodzie nie było już czego odkrywać. Był uporządkowany, podzielony na części, które Mama nazywała zielonymi salkami. Dużo żywopłotów, parawanów i figurek, które znienacka pojawiały
19
się przed tobą. No i ten porządek. Tam nie można było liczyć na przygodę. Ich ogród miał tylko jedną dobrą stronę – Mama nigdy nie wiedziała, w której części jest Alfie. Gdy słyszał jej wołanie, łatwo było udać, że właśnie siedział na grządce słodkiego groszku. Naprawdę zaś wślizgiwał się z powrotem pod luźną deską i wychodził zza szopy z niewinną miną. Pewnego popołudnia, parę tygodni po tym jak po raz pierwszy odważyli się wyruszyć na wyprawę w nieznane, odkryli drzewo. Ogromna stara jabłoń rosła na tyłach ogrodu sąsiadki przytulona do małego zagajnika. Najdalej wysunięte gałęzie drzewa sięgały krzewów dzikiego bzu po drugiej stronie płotu. Gdy po raz pierwszy się tu zapuścili, na ziemi pod jabłonią brzęczały zamroczone osy, przywabione przez spadłe
20
jabłka. Pingwin powąchał jedną, po czym odskoczył wstrząśnięty, gdy owad gniewnie zabrzęczał i chwiejnie odleciał. Alfie przystanął, gapiąc się na pień. Czy uda mu się wspiąć na drzewo? Pierwszej gałęzi dosięgnął rękoma, ale na oparcie nogi była za wysoko. Zawsze chciał mieć domek na drzewie. Pani Barratt pewnie by zauważyła, gdyby zbudował domek na tej jabłoni. A może nie, skoro Mama twierdziła, że sąsiadka ma bardzo słaby wzrok? Chyba nie dostrzeże go wśród gałęzi? Następnym razem przyniósł stare drewniane pudełko, walające się za szopą przy stercie kompostu. Stanąwszy na nim, zdołał oprzeć łokcie o pierwszy konar. Gdyby był trochę wyższy! Mama zawsze się skarżyła, że tak szybko wyrasta z rzeczy. Teraz Alfie po raz pierwszy usiłował
21
rośnięcie przyspieszyć. Zaczął pić więcej mleka, ale zrezygnował po tygodniu, gdyż nic to nie dało. Codziennie wracał pod jabłoń i przyglądał się jej grubym konarom. Mógłby wszystko stamtąd zobaczyć, nawet dom swego przyjaciela Oliwiera, a być może także dalsze okolice. Najpierw jednak musi wdrapać się na pierwszy konar, a dalej już pójdzie łatwo. I wtedy Alfie znalazł linę. Leżała tuż przy domu sąsiadki i pewnie dlatego wcześniej jej nie zauważył. Zwykle nie zbliżał się do domu w obawie, by pani Barratt go nie wypatrzyła. Od czasu do czasu widział sylwetkę sąsiadki za żaluzjami kuchennego okna, ale na tym się kończyło. Nie był pewien, czy przez to boi się jej bardziej czy mniej. Wyobrażał sobie czasem, że pani Barratt to czająca się za oknami czarownica. Jeśli go złapie
22
w ogrodzie, rzuci na niego zaklęcie. Dzięki temu wspinaczka na drzewo – drzewo czarownicy! – stawała się prawdziwą przygodą. Alfie słyszał czasem, jak sąsiadka przez okno łaje Pingwina, który siedział na płocie i łakomym wzrokiem patrzył na ptaki w karmnikach. W któreś popołudnie, gdy Alfie usiłował odpędzić Pingwina od ptaków, zauważył linę. I to właśnie dzięki niej dostał się na drzewo.
Otwórz drzwi do świata wróżek!
Alğe ibjego kot obimieniu Pingwin potajemnie spÚdzajÈ popoïudnia wbzaroĂniÚtym ogrodzie starszej sÈsiadki. Pewnego dnia do pani Barratt wprowadza siÚ jej córka ibwnuczka. Alğe musi siÚ wynieĂÊ swojego ulubionego Emilka Piórko jestzedziesięciolatką, która miejsca zabaw,że abkot Pingwin zaczyna właśnie odkryła, w dzieciństwie została spÚdzaÊ czas zbdziewczynkÈ. CzyTymczadzieci adoptowana przez rodzinę wróżek. przeïamiÈ wzajemnÈ niechÚÊ? sem ma problem w szkole, bo dokucza jej złośliwa koleżanka. Co więcej, jedna z wróżek prosi ją o pomoc. Trzeba jak najszybciej Cena 14,90drzwi zï znaleźć
do magicznego świata!
Już wkrótce w księgarniach!