Marek Kochan
POJEDYNEK NA SŁOWA
Dr Marek Kochan jest wykładowcą retoryki i erystyki w Instytucie Dziennikarstwa Uniwersytetu Warszawskiego. Specjalizuje się w zagadnieniach perswazji językowej, autoprezentacji i kreowania wizerunku. Jest autorem książki Slogany w reklamie i polityce. Jako ekspert współpracuje też z agencjami PR. Prowadzi szkolenia z wystąpień publicznych, kontaktów z mediami i skutecznego prezentowania własnego stanowiska w publicznych sporach przeznaczone dla menedżerów, prawników, polityków, wysokich urzędników państwowych, rzeczników prasowych oraz specjalistów PR.
Techniki erystyczne w publicznych sporach
Marek Kochan POJEDYNEK NA SŁOWA
Dlaczego niektórych rozmówców nigdy nie udaje się przyprzeć do muru? Co zrobić, kiedy w publicznej dyskusji znajdziesz się w sytuacji bez wyjścia? Dlaczego spory nie zawsze wygrywają ci, którzy mają bardziej przekonujące argumenty? Na czym polega gra tocząca się w telewizyjnych debatach? Erystyka, czyli sztuka słownego wygrywania sporów, może być niebezpieczną bronią. Jak wielka jest jej rola w naszym życiu, wiedzą menedżerowie, politycy, dziennikarze, PR-owcy, specjaliści od marketingu i wszyscy ci, których praca wiąże się ze słownymi potyczkami. Jednak znajomość tej sztuki walki na słowa potrzebna jest każdemu, bo przecież wszyscy powinniśmy umieć się bronić przed manipulacją. Książka Marka Kochana to podręcznik samoobrony. Korzystając między innymi z zapisów medialnych debat i rozmów, autor omawia najczęściej stosowane techniki erystyczne oraz uczy, jak się przed nimi bronić.
cena detal. 39,90 zł
Kochan_Pojedynek na slowa_okl_2012.indd 1
2012-03-30 08:45:51
Marek Kochan
Pojedynek na słowa Techniki erystyczne w publicznych sporach
wydawnictwo Znak Kraków 20012
1
Spis treści Wykaz oznaczeń . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
7
Wstęp . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Publiczne debaty wczoraj i dziś. Kto i dlaczego powinien przeczytać tę książkę . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
9 11
1. Co to znaczy wygrać w publicznej dyskusji . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Co to jest erystyka. Kogo można przekonać . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Erystyka w publicznych dyskusjach . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Erystyka w mediach: typowe sytuacje . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Kto dyskutuje: interesy gościa, dziennikarza i widza . . . . . . . . . . . . Message, czyli przesłanie . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . „Mosty”: od pytania do przesłania. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Pole dyskusji, czyli czego dotyczy spór . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Jak dobrze odpowiadać na pytania . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Q&A . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Wybrane typy trudnych pytań . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Jak sobie radzić z trudnymi pytaniami: porady praktyczne . . . . . . . . Praca ciałem albo erystyka niewerbalna . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Wygląd . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Zachowanie . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Przestrzeń i obiekty . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Jak studio wpływa na przebieg rozmowy. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Czy w ogóle można dobrze wypaść przed kamerą? . . . . . . . . . . . . . .
13 15 17 19 22 26 27 34 36 38 42 47 49 50 53 57 59 63
5
2. Najczęściej stosowane techniki erystyczne . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Techniki odnoszące się przynajmniej pośrednio do tematu . . . . . . 2.1. „Rozmydlenie”, czyli „uogólnienie” . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 2.2. „Szukanie dziury w całym” . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 2.3. „Nie bogaty, lecz majętny”, czyli „subtelne rozróżnienia” . . . . . . 2.4. „Co to za las”, czyli „nieistotne uściślenie” . . . . . . . . . . . . . . . . . 2.5. „Zmiana tematu” . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 2.6. „Belka w oku” . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 2.7. „To już było” . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 2.8. „Lepsze jutro, gorsze jutro”, czyli „fabrykowanie konsekwencji” . . . 2.9. „Woda na młyn” . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 2.10. „Źle czy niedobrze”, czyli „teza lub antyteza” . . . . . . . . . . . . . . 2.11. „Latająca ryba”, czyli „przykład przeciwieństwa” . . . . . . . . . . . 2.12. „Retorsio argumenti”, czyli „odwrócenie argumentu” . . . . . . . . Techniki działające bezpośrednio na widownię . . . . . . . . . . . . . . . . 2.13. „Do kamery” . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 2.14. „Autorytet” . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 2.15. „Drastyczny opis” . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 2.16. „To za mądre”, czyli „ironiczna niekompetencja” . . . . . . . . . . . 2.17. „Ziemniaki podrożały”, czyli „do laików”. . . . . . . . . . . . . . . . . . 2.18. „Przyklejanie etykietek”, czyli „nienawistna kategoria pojęć” . . 2.19. „Teoretycznie masz rację”, czyli „słuszne w teorii, niesłuszne w raktyce” p . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 2.20. „Strzał do własnej bramki”, czyli „za pomocą motywów na wolę” 2.21. „Bełkot”, czyli „potok bezsensownych słów” . . . . . . . . . . . . . . . 2.22. „Kabaret” . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Techniki działające przede wszystkim na rozmówcę . . . . . . . . . . . . 2.23. „Moskiewska pożyczka”, czyli „wyprowadzanie z równowagi” . . . 2.24. „Czarna teczka” . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 2.25. „Noblesse oblige” . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 2.26. „Egzaminator”, czyli „taktyka zapytań” . . . . . . . . . . . . . . . . . . 2.27. „Ad personam” . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
65 68 68 72 83 85 87 92 95 97 106 122 131 134 138 138 142 150 153 156 161 167 173 177 181 189 189 193 197 200 204
3. Lepper–Rokita w Radiu Zet: przykład debaty z użyciem technik erystycznych . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Wprowadzenie . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Ring . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Podsumowanie . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Książki warte polecenia Czytelnikowi zainteresowanemu tematem . .
217 219 221 259 263
1
Wykaz oznaczeń Techniki odnoszące się przynajmniej pośrednio do tematu 2.1. „Rozmydlenie”, czyli „uogólnienie” 2.2. „Szukanie dziury w całym” 2.3. „Nie bogaty, lecz majętny”, czyli „subtelne rozróżnienia” 2.4. „Co to za las”, czyli „nieistotne uściślenie” 2.5. „Zmiana tematu” 2.6. „Belka w oku” 2.7. „To już było” 2.8. „Lepsze jutro, gorsze jutro”, czyli „fabrykowanie konsekwencji” 2.9. „Woda na młyn” 2.10. „Źle czy niedobrze”, czyli „teza lub antyteza” 2.11. „Latająca ryba”, czyli „przykład przeciwieństwa” 2.12. „Retorsio argumenti”, czyli „odwrócenie argumentu”
Techniki działające bezpośrednio na widownię 2.13. „Do kamery” 2.14. „Autorytet” 7
1
2.15. „Drastyczny opis” 2.16. „To za mądre”, czyli „ironiczna niekompetencja” 2.17. „Ziemniaki podrożały”, czyli „do laików” 2.18. „Przyklejanie etykietek”, czyli „nienawistna kategoria pojęć” 2.19. „Teoretycznie masz rację”, czyli „słuszne w teorii, niesłuszne w praktyce” 2.20. „Strzał do własnej bramki”, czyli „za pomocą motywów na wolę” 2.21. „Bełkot”, czyli „potok bezsensownych słów” 2.22. „Kabaret”
Techniki działające przede wszystkim na rozmówcę 2.23. „Moskiewska pożyczka”, czyli „wyprowadzanie z równowagi” 2.24. „Czarna teczka” 2.25. „Noblesse oblige” 2.26. „Egzaminator”, czyli „taktyka zapytań” 2.27. „Ad personam”
Przykład
Ważna informacja do zapamiętania
Jak się bronić
8
1
WSTĘP
9
1
10
>
Publiczne debaty wczoraj i dziś. Kto i dlaczego powinien przeczytać tę książkę Dyskutujemy od kilku tysięcy lat. Pojedynkowanie się na słowa – konfrontowanie racji – ma tradycję niemal tak długą jak nasza cywilizacja. Dlatego od dawna interesowano się tym, jak skutecznie zaprezentować swoje opinie i przekonać do nich ludzi uczestniczących w debacie. Zajmowali się tym już starożytni nauczyciele wymowy, a niemal dwieście lat temu (około roku 1830) Arthur Schopenhauer napisał Erystykę czyli sztukę prowadzenia sporów. Książka ta pokazywała chwyty erystyczne, z których wiele jest wciąż w użyciu. Oglądając na początku XXI wieku dowolną publiczną dyskusję trwającą przynajmniej piętnaście minut, z pewnością można zauważyć co najmniej kilka z opisanych tam trzydziestu ośmiu „sposobów”. Od czasu napisania Erystyki... Schopenhauera wiele się jednak w zwyczajach dyskutowania zmieniło. Inna jest publiczność i sposób porozumiewania się z nią. Zdarzają się dyskusje toczone przed konkretną grupą słuchaczy, ale też coraz częściej odbiorcami są widzowie śledzący debaty w telewizji albo radiosłuchacze. Inna bywa liczebność audytorium. Dziś publiczność ważnej debaty, na przykład przed wyborami prezydenckimi, może liczyć kilkanaście, a w niektórych krajach nawet kilkadziesiąt milionów ludzi. Inny jest czas trwania dyskusji: kiedyś mogło to być kilka godzin, dziś – kilkanaście minut, najwyżej godzina. Więcej też od wyniku tych debat za11
>
leży. Pośrednictwo środków technicznych – kamery, telewizora – wymaga wiedzy o tym, jak wpływają one na reakcje odbiorców. Niniejsza książka opiera się na kanonie opracowanym przez Schopenhauera (który też korzystał z dzieł poprzedników, między innymi Arystotelesa) i jest próbą unowocześnienia katalogu chwytów erystycznych używanych we współczesnych debatach – i tych toczonych w mediach, i tych, którym przysłuchuje się z bliska konkretna grupa ludzi. Dziś w publicznych dyskusjach można spotkać się z mniej więcej połową „sposobów” opisanych w Erystyce... Inne wyszły z użycia, bo są trudne do zastosowania w krótkich sekwencjach pytanie–odpowiedź, charakterystycznych dla współczesnych debat. Pojawiły się nowe, wywodzące się z komunistycznej propagandy albo z telewizji, która upowszechnia dynamiczny, efektowny i widowiskowy sposób prowadzenia dyskusji. Pojedynek na słowa... to książka, która nie jest podręcznikiem dla demagogów. Opisanie chwytów, które przynajmniej w części służą manipulowaniu rozmówcą i odbiorcą, ma ostrzec przed nimi i wskazać środki obrony. Kiedy znane są i chwyty, i możliwe riposty, trudniej wygrywać publiczne spory tym, którzy są elokwentni, ale mają słabe argumenty. Wydaje się, że znajomość technik erystycznych jest dziś niezbędna niemal każdemu. Zarówno dziennikarzom, aby mogli skuteczniej bronić się przed demagogią polityków, jak i politykom, by umieli przeciwstawić się tym dziennikarzom, którzy chcieliby nimi manipulować. Przyda się też wyborcom, bo pomoże im ocenić, kiedy politycy naprawdę uzasadniają własne stanowisko, a kiedy tylko wykręcają się od odpowiedzi. Dziennikarze, politycy, wyborcy... To nie wszyscy, dla których ta wiedza może być użyteczna. Kto jeszcze musi bronić w publicznym sporze swojego stanowiska? Prawnicy, PR-owcy, menedżerowie, przedsiębiorcy, działacze społeczni i samorządowi, związkowcy, urzędnicy, rodzice, studenci, naukowcy, a także zwykli pracownicy – oni wszyscy mogą stracić na nieznajomości technik dyskutowania. Pozostali w zasadzie mogą tej książki nie czytać. Ale może, na wszelki wypadek, też powinni?
12
1
CO TO ZNACZY WYGRAĆ W PUBLICZNEJ DYSKUSJI
13
1
14
1
Co to jest erystyka. Kogo można przekonać Eris to grecka bogini niezgody, uosobienie kłótni, waśni, sporu. Od jej imienia wywodzi się licząca już prawie dwa i pół tysiąca lat erystyka – sztuka prowadzenia sporów, dyskutowania, przekonywania. Co niezwykle ważne, erystyka zajmuje się głównie sporami toczonymi przed publicznością, która ma wydać osąd o sprawie i przyznać rację jednemu z rozmówców. Publiczność ma istotny wpływ na przebieg sporu i argumentację, zmienia sposób dyskutowania. Zazwyczaj bowiem, kiedy mowa o dyskusji, przyjmuje się milczące założenie, że chodzi przede wszystkim o przekonanie rozmówcy do swoich racji. Dyskusje, o których mowa w tej książce, prawie nigdy nie służą temu, by jeden z dyskutantów uznał racje drugiego. Wyobraźmy sobie, że na przykład podczas debaty przed wyborami prezydenckimi jeden z kandydatów mówi do drugiego: „przekonał mnie pan, jest pan rzeczywiście lepszym kandydatem, pański program jest lepszy; sam wycofuję się z wyborów – zagłosuję na pana”. Sytuacja taka nie jest zupełnie niemożliwa, lecz jednak mało prawdopodobna. To właśnie różni erystykę, czyli sztukę prowadzenia sporów, od retoryki: sztuki wymowy, służącej przede wszystkim przekonywaniu. Erystyka też służy przekonywaniu, ale nie rozmówcy, tylko publiczności przysłuchującej się debacie. Głównym celem w takich dyskusjach jest pozyskanie publiczności: zrobienie korzystnego wrażenia, a przez to wywarcie wpływu 15
1
na poglądy odbiorców – przekonanie ich do swoich racji lub zniechęcenie do racji prezentowanych przez kogoś innego. Najczęściej chodzi więc nie o przekonanie, lecz o pokonanie rozmówcy: wykazanie, że jest się kimś od niego lepszym, mądrzejszym, lepiej znającym się na rzeczy. A nawet nie tyle wykazanie, że jest się lepszym, ile stworzenie takiego wrażenia. To pokonywanie rozmówcy było zawsze obecne w sporach. Tyle że jeśli na przykład w Platońskim dialogu Sokrates dyskutuje z Gorgiaszem i jego uczniami, można mówić o równoległym oddziaływaniu na rozmówców i publiczność. Sokrates chce ośmieszyć retorów w oczach ludzi przysłuchujących się dyskusji, ale też wydaje się, że ma na celu udowodnienie im samym, że nie mają racji. Współcześnie element przekonywania rozmówcy jest właściwie nieistotny. Kiedyś publicznością, którą należało przekonać, byli sędziowie wyrokujący o wygranej jednego z uczestników sporu czy obywatele decydujący o poparciu któregoś ze spierających się ze sobą polityków. Dziś mogą to być również na przykład członkowie zarządu firmy, która ma wybrać jedną z dwóch propozycji wykonania jakiegoś zadania, zgłoszonych przez dwa różne departamenty firmy. Najwięcej uwagi przyciągają dziś jednak te spory, które dotyczą dużych grup ludzi czy całego kraju. Spory o aborcję, lustrację, dekomunizację, Unię Europejską, o podwyższenie albo obniżenie podatków, o tak zwane becikowe czy o karanie osób posiadających niewielkie ilości narkotyków na własny użytek. Ponieważ toczą się przed kamerami, na oczach ogromnej, niekiedy kilku- lub nawet kilkunastomilionowej widowni, pokonanie kogoś w erystycznym pojedynku może mieć istotne konsekwencje. Może decydować o czyjejś karierze, o wyniku wyborów, o przyjęciu rozwiązań forsowanych przez jednego z rozmówców. Ale to nie wszystko. Pozyskanie publiczności dla swoich poglądów nie jest jedynym celem dyskutantów. Drugim ważnym celem uczestniczenia w publicznych debatach, zwłaszcza tych medialnych, jest zdobycie możliwości zaprezentowania własnych poglądów. Zarówno tam, gdzie dyskutuje kilku czy kilkunastu rozmów16
ców (i w związku z tym trudno przebić się z własną opinią), jak i w rozmowie z dziennikarzem, którego trudno do końca traktować jak przeciwnika (choć takie sytuacje też się zdarzają), najważniejszą sprawą jest dotarcie do odbiorcy z własnymi poglądami. Odbiorca nie zawsze musi je podzielać – ważne, by przynajmniej mógł się z nimi zapoznać. Wreszcie, po trzecie, w mediach liczy się tak zwany czas antenowy, czyli sama obecność w radiu czy telewizji. Zarówno dla polityków, jak i dla przedsiębiorców przestrzeń medialna jest poszukiwanym dobrem i każdy dąży do tego, by go jak najczęściej czytano, słuchano, oglądano. Dla polityków jest to ich być albo nie być: kto jest obecny w mediach, jest zauważany, ma lepsze wyniki w sondażach, a potem uzyskuje więcej głosów w wyborach. Dla przedsiębiorców jest to darmowa reklama: pokazywanie w mediach przedstawiciela danej firmy wpływa na jej rozpoznawalność, znajomość marki, produktów, a więc pośrednio także na wyniki finansowe przedsiębiorstwa. Uczestnictwo w publicznych debatach nie jest jedynym sposobem zdobycia „czasu antenowego”, ale za to sposobem bardzo skutecznym. O ile zwykła wypowiedź, na przykład w programie informacyjnym, zajmuje średnio kilkanaście sekund, o tyle rozmowa z dziennikarzem trwa kilka minut, a dyskusja z udziałem kilku rozmówców może toczyć się przez pół godziny czy nawet godzinę. Zyski każdego z uczestników są proporcjonalne do tego, jak długo był oglądany oraz słuchany i prezentował własne poglądy. Podsumowując: dziś pokonanie rozmówcy nie jest jedynym celem. Często chodzi też o to, by prezentować własne poglądy albo po prostu żeby być oglądanym lub słuchanym.
Erystyka w publicznych dyskusjach Występ w telewizji i dyskutowanie tam z kimś, kto ma odmienne poglądy, może się przytrafić wielu osobom, ale nie każdemu. Jednak, co trzeba podkreślić, debata telewizyjna jest tylko szczególnym 17
1
1
przypadkiem debaty przed publicznością. Pod względem używanych technik erystycznych nie różni się od innych publicznych dyskusji:
•
•
•
•
w przedszkolu, kiedy rodzice dyskutują, gdzie pojechać z dziećmi na majówkę, gdy jest kilka koncepcji, a decyduje w głosowaniu „milcząca większość”; w dużym zakładzie pracy czy instytucji, kiedy na zebraniu pracowników trzeba wybrać jeden z dwóch pomysłów na wykorzystanie funduszu socjalnego; na walnym zgromadzeniu członków spółdzielni mieszkaniowej, kiedy podejmowana jest decyzja, czy przyjąć sprawozdanie z działalności zarządu i wybrać go na drugą kadencję czy odrzucić sprawozdanie i wybrać nowy zarząd; na zebraniu zarządu firmy, kiedy ścierają się dwie koncepcje rozwoju prezentowane przez dwa departamenty tej firmy, a ostateczną decyzję o wyborze strategii podejmuje prezes, będący w tym wypadku jednoosobową publicznością, o której względy toczy się walka.
Takich przykładów można wymienić o wiele więcej. Wszystkie będą do siebie podobne i jednocześnie będą co do istoty tym samym, czym dyskusje przed kamerami. Dlaczego więc ta książka jest poświęcona w dużej mierze właśnie debatom telewizyjnym? Odpowiedź jest prosta: ponieważ są one przypadkiem bardziej skomplikowanym, trudniejszym. Debaty telewizyjne toczą się przed większym audytorium, są bardziej widowiskowe, więcej od nich zależy i przez to udział w nich wiąże się z większym stresem. Kto poradzi sobie w telewizji, poradzi sobie i w przedszkolu. W drugą stronę – niekoniecznie. 18
Specyfice dyskusji w mediach poświęcony jest pierwszy rozdział książki. Techniki erystyczne, przedstawione w rozdziale drugim, są właściwie takie same w każdej publicznej dyskusji. Kto nie ma zamiaru występować w telewizji i nie jest zainteresowany zrozumieniem zachowań dziennikarzy oraz polityków, może do razu przejść do s. 65, gdzie mowa o tym, co dotyczy każdej publicznej dyskusji.
Erystyka w mediach: typowe sytuacje Publiczne dyskusje w mediach przybierają najczęściej jedną z czterech postaci:
1. debata 1:1 (dwóch równorzędnych dyskutantów, na przykład kandydatów na prezydenta); zwykle jest to debata telewizyjna; 2. rozmowa 1:1 (dziennikarz–gość); może się odbywać zarówno w prasie, jak i w radiu czy telewizji; 3. rozmowa 1:2 (dziennikarz i dwóch równorzędnych gości, zwykle reprezentujących przeciwstawne opinie lub dwie strony konfliktu, na przykład przedstawiciel organizacji konsumenckiej i przedstawiciel firmy, która wypuściła wadliwy produkt i nie uznaje reklamacji itp.; albo poseł koalicji rządzącej i poseł opozycji); takie rozmowy odbywają się zwykle w radiu lub telewizji; 4. rozmowa/debata z udziałem wielu dyskutantów; najczęściej jej miejscem jest radio lub telewizja; 4a. transmitowane w radiu i telewizji zeznania przed sejmową Komisją Śledczą: przypadek szczególny. Ich wyjątkowość wynika przede wszystkim z trzech czynników: długości spotkań, szczególnego układu ról oraz samej natury przesłuchania. Po pierwsze: długość. Przesłuchania trwające często kilka godzin są w całości lub w obszernych fragmentach transmitowane przez telewizję regionalną (TVP 3)
19
1
1
oraz TVN 24. Jednocześnie najbardziej istotne czy efektowne wyimki są pokazywane przez prawie wszystkie większe stacje. Daje to ogromne możliwości zaprezentowania własnego stanowiska i osoby (kilka godzin na wizji), a zarazem wykorzystania wielu technik erystycznych (na przykład zadawania ciągu pytań prowadzących do udowodnienia jakiejś tezy, trudnego do zrealizowania w ramach krótkiej rozmowy poświęconej najczęściej kilku różnym kwestiom). Jednocześnie, aby zatrzymać widzów przed odbiornikami, zarówno przesłuchujący, jak i przesłuchiwani często w większym stopniu niż zazwyczaj dążą do zabawiania publiczności – starają się być bardziej efektowni, dowcipni, używają ostrzejszych, bardziej wyrazistych sformułowań. Długość przesłuchań powoduje też, że obu stronom trudniej utrzymać samokontrolę, częściej zdarzają się zachowania spontaniczne, szczere, bezpośrednie. W krótszych debatach ich uczestnicy są bardziej oficjalni, bardziej się kontrolują. Po drugie: należy odnotować niezwykle skomplikowany układ ról. Przede wszystkim w łonie samej Komisji Śledczej trudno mówić o jednolitości stanowisk. Członkowie Komisji reprezentują różne partie rywalizujące o względy wyborców i ta rywalizacja przenosi się na forum Komisji – przesłuchujący walczą między sobą o pozycję w grupie i wpływ na przebieg przesłuchania, tworzą się taktyczne sojusze, linie podziału przebiegają niekiedy w poprzek podziałów politycznych. Czasem wewnętrzna walka członków Komisji staje się ważniejsza niż przesłuchiwanie świadka – co najmniej kilkakrotnie dyskusje i starcia pomiędzy posłami paraliżowały działanie Komisji. Czasem osoba przesłuchiwana jest broniona przez jednych członków Komisji przed drugimi. Do tego dochodzą relacje: przesłuchiwani–ich zaplecze (na przykład pełnomocnicy) oraz Komisja–eksperci. To wszystko tworzy niezwykle skomplikowaną siatkę relacji – posiedzenia Komisji są wielogłosowymi spektaklami, przypominają tasiemco20
1
we seriale pokazujące splątane losy wielu bohaterów. Po trzecie wreszcie: istotna jest sama natura przesłuchania. Jest ono czymś więcej niż tylko telewizyjną rozmową. Od zeznań świadków zależy wyjaśnienie sprawy i być może osądzenie ich jako winnych. Spektakl jest więc bardziej emocjonujący – prowadzi do istotnego finału, podczas gdy zwyczajna rozmowa najczęściej ma jedynie wypełnić czas przewidziany w ramówce. Przesłuchiwani mają wiele do stracenia (więcej niż goście w programie), przesłuchujący zaś wiele do zyskania (popularność osobistą i poparcie dla własnej partii). Transmisje z posiedzeń Komisji Śledczej są więc dla widzów czymś ciekawszym niż debaty z udziałem wielu gości – przypominają teleturniej w odcinkach, z wielkim finałem na końcu. Analiza posiedzeń Komisji Śledczej jako szczególnego rodzaju debat to temat na osobną rozprawę, należy jednak podkreślić, że techniki erystyczne pojawiające się w czasie tych posiedzeń są takie same jak w innych opisywanych tu sytuacjach.
Najbardziej klarowne są sytuacje nr 1 i 4. W debatach 1:1, niezależnie od formuły spotkania, chodzi zawsze o to samo: pokonanie przeciwnika i pozyskanie publiczności. Przebiegają one często według bardzo precyzyjnie ustalonych reguł dotyczących na przykład kolejności omawianych kwestii, czasu przeznaczonego na wypowiedź, a nawet sposobu filmowania dyskutantów czy odległości, na jaką mogą się do siebie zbliżać (wyższy dyskutant chciałby się zbliżyć jak najbardziej, aby odbiorcy mogli dostrzec jego fizyczną „wyższość”, niższy – przeciwnie). Dyskutanci starają się przekazywać jakieś opinie, ale tak naprawdę nie ma to większego znaczenia: publiczność ogląda debatę jak pojedynek bokserski. Liczy się tylko jedno: kto wypadł lepiej, kto kogo pokonał. Debata czy rozmowa z udziałem wielu gości ma zupełnie inny charakter. Tu też można często oglądać erystyczne pojedynki między poszczególnymi dyskutantami, ale nie to jest najważniejsze. Li21
1
czy się przede wszystkim to, jaką część programu udało się pozyskać każdemu z rozmówców. Jeśli w debacie wzięło udział pięciu uczestników, program trwał pół godziny, a dziennikarz mówił łącznie pięć minut, to na każdego uczestnika rozmowy powinno przypadać średnio pięć minut. Wygrywają więc ci, którzy mówili w sumie dłużej niż pięć minut, a przegrywają ci, którzy byli przy głosie krócej. Czasem dysproporcja jest ogromna. Komuś udaje się zdominować dyskusję, mówi bardzo często i kamera pokazuje go prawie bez przerwy, a ktoś inny w czasie całego programu może zabrać głos tylko raz albo nawet ani razu. To właśnie tłumaczy, dlaczego w telewizyjnych debatach jest tak wiele tasiemcowych, niekończących się zdań, którymi ich uczestnicy na siłę wydłużają czas swojej obecności na wizji. Oczywiście, liczy się też jakościowy wymiar udziału w dyskusji. Ale tylko do pewnego stopnia. Dyskutant, który ma najsilniejsze argumenty, ale nie potrafi przebić się w rozmowie ze swoją opinią albo zostanie zakrzyczany, w sumie jednak przegrywa. Widz w ocenie dyskusji rzadko jest racjonalny. Przede wszystkim kieruje się wrażeniem. Często się zdarza, że dyskutant, który ma w istocie słabe argumenty, ale za to umie je prezentować w sposób silny i sugestywny, jest uznawany przez odbiorców za tego, kto ma rację.
Kto dyskutuje: interesy gościa, dziennikarza i widza Stosunkowo najbardziej skomplikowane są te rozmowy czy debaty, w których jedną ze stron jest dziennikarz. Interesy rozmówcy (lub rozmówców) i dziennikarza są do pewnego stopnia zbieżne, ale występuje też między nimi konflikt wynikający z odmienności ról. Najpierw parę słów o tym, co łączy dziennikarza i gościa/gości. Jednemu i drugiemu/drugim chodzi o widownię. Chcieliby, aby jak najwięcej osób oglądało dany program. Mówi się, że „media produkują oglądalność”, to znaczy ich celem jest przyciąganie jak największej widowni, którą potem można „sprzedać” reklamodawcom. A więc gość w studiu jest w pewnym sensie współproducentem oglą22
dalności. Jemu też zależy na widowni, powinien się więc starać wspólnie z dziennikarzem stworzyć jak najbardziej atrakcyjne widowisko. Jeśli gości jest dwóch, sytuacja wygląda tak samo. W pewnym sensie konflikt jest w ich interesie. Spór wygląda bardziej efektownie niż ugrzeczniona wymiana poglądów. Rozmówca o odmiennych poglądach jest poniekąd partnerem. Dziennikarz będzie prowokował dyskutantów do wchodzenia w spór, a oni na ogół będą chętnie korzystali z okazji, by się ze sobą kłócić. Nieco wyższa temperatura rozmowy służy zwykle obu dyskutantom, bo przyciąga widzów. Naturalnie, kiedy emocji w dyskusji jest zbyt wiele i zamienia się ona w pyskówkę, widzowie mogą uciec na inny kanał. Ale też niewykluczone, że właśnie taki przebieg rozmowy może zatrzymać ich przed odbiornikami. Na tym jednak kończy się wspólnota interesów gościa/gości i dziennikarza. Dziennikarz obok chęci stworzenia widowiska ma też pewną misję do wypełnienia. Chciałby się czegoś dowiedzieć. Zaprasza gościa czy gości do programu, żeby poznać ich poglądy, dowiedzieć się, jaką mają opinię w konkretnej sprawie, która w danym momencie wzbudza zainteresowanie odbiorców. Konflikt i ostre starcie mogą temu służyć, ale nie muszą. W ferworze dyskusji łatwo zgubić odpowiedzi na konkretne pytania. Poza tym dziennikarz, tak samo jak gość, próbuje stworzyć pewne wrażenie. Chciałby być uważany za profesjonalistę. W tym wypadku oznacza to dociekliwość, konsekwencję w drążeniu tematu. Nie może sobie pozwolić na to, by rozmówca wykręcał się od odpowiedzi. Chce stworzyć wrażenie, że to on kontroluje sytuację. Nie może dopuścić do tego, by dyskutant czy dyskutanci zdominowali go jako prowadzącego. Musi panować nad przebiegiem rozmowy, przypierać swoich gości do muru, egzekwować odpowiedzi na pytania, które zadaje im przecież w imieniu opinii publicznej – a więc widzów. Ideałem byłoby, gdyby rozmówca nie tylko szczerze odpowiedział na wszystkie pytania, ale z rozpędu powiedział coś, czego nie planował czy nie chciał powiedzieć. Czego, co więcej, nie powiedział, gdy był pytany przez innych dziennikarzy. Taka wypowiedź będzie potem cytowana przez inne media i zareklamuje za23
1
1
równo osobę dziennikarza, jak i jego program („polityk X w rozmowie z dziennikarzem Y w programie Z powiedział, że...”). Tymczasem temu, kto jest uczestnikiem programu – rozmówcą lub jednym z dyskutantów – zależy na czymś zupełnie innym. Oczywiście, każdy, kto przychodzi do studia, zdaje sobie sprawę, że będzie musiał na jakieś pytania odpowiadać. Ale na pewno nikt nie chce odpowiadać na wszystkie pytania ani tym bardziej mówić wszystkiego, co wie. Potencjalnie jest więc skonfliktowany z dziennikarzem, który chciałby wydobyć z niego jak najwięcej. Z drugiej strony gość musi przede wszystkim dbać o względy widowni. Zależy mu na przekonaniu słuchaczy, że jest osobą sympatyczną, rzeczową, kompetentną. A więc nie może po prostu wykręcać się od odpowiedzi. I trzecia sprawa: zgodnie z tym, co powiedziano tu wcześniej, gość ma widowni coś konkretnego do powiedzenia („przekaz”). Niekoniecznie dziennikarza musi interesować akurat to, co gość chciałby powiedzieć. Na domiar złego (dla gościa), dziennikarz ma pewien wpływ na to, kto jest zapraszany do programu. Skoro więc gość chce jak najczęściej występować (i tym samym zajmować jak najwięcej „czasu antenowego”), musi też dbać o dobre relacje z dziennikarzem. Dziennikarze są grupą wewnętrznie solidarną, a zarazem dobrze poinformowaną. Napastliwość wobec jednego z nich, brak kooperacji czy po prostu nudny, mało atrakcyjny sposób mówienia mogą znacznie ograniczyć czyjąś obecność w mediach. Muszą się z tym liczyć nawet osoby znane, ważne dla opinii publicznej. Podsumujmy. Dziennikarz chce: • dowiedzieć się czegoś, uzyskać konkretne odpowiedzi na swoje pytania; • stworzyć wrażenie, że jest dociekliwy i kontroluje sytuację; • skłonić rozmówcę do tego, by powiedział coś, czego nie planował lub nie chciał powiedzieć.
24
1 Gość chce: • uniknąć odpowiedzi na pewne pytania; • nie powiedzieć wszystkiego, co wie; • stworzyć wrażenie, że odpowiada szczerze, konkretnie i wyczerpująco; • pozyskać sympatię odbiorców; • dotrzeć do odbiorców ze swoim przesłaniem; • być jak najdłużej na antenie.
Ich interesy są więc z gruntu sprzeczne i prowadzą do konfliktu. Starcie dziennikarza z gościem przebiega inaczej niż debata prezydencka. Tu sympatia widowni na początku rozmowy jest zwykle po stronie dziennikarza, gdyż reprezentuje on interesy odbiorców, niejako w ich imieniu zadaje swoim gościom pytania i przypiera ich do muru. Atak na dziennikarza i walka z nim najczęściej zniechęcają widownię do gościa, który w związku z tym powinien się starać za wszelką cenę zachować spokój i odpowiadać na pytania w sposób uprzejmy – nawet jeśli dziennikarz na niego napada. Widownia jest skłonna zaakceptować zdecydowaną obronę przed napastliwością dziennikarza tylko w bardzo szczególnych przypadkach. Jak więc rozmówca może wybrnąć z takiej sytuacji? Sztuką jest pogodzenie interesów własnych z interesami dziennikarza, a więc jednoczesne: •
•
stworzenie widowiska – utrzymanie jak najwyższej temperatury rozmowy, aby zaangażować widzów, ale zarazem unikanie takiego natężenia emocji, które mogłoby ich zniechęcać do słuchania; zrobienie dobrego wrażenia i pozwolenie dziennikarzowi na to samo: bycie pewnym siebie i stanowczym rozmówcą, ale
25
1
• •
tak, by dziennikarz mógł odegrać rolę osoby dociekliwej i panującej nad sytuacją i nie został zepchnięty do narożnika; odpowiadanie na pytania, ale nie na wszystkie i bez mówienia wszystkiego; niezależnie od pytań, skupianie się na własnym przesłaniu.
Message, czyli przesłanie Kluczowym pojęciem w analizie skuteczności występów aktorów życia publicznego w rozmowach i dyskusjach jest więc przesłanie, czyli przekaz. Sukces odnosi ten, komu udało się niezależnie od sytuacji i pytań powiedzieć to, co sobie zaplanował. Przesłanie może być konkretną tezą, opinią w sprawie, interpretacją danego zdarzenia albo też głównym atutem kandydata czy programu partii. Inaczej mówiąc, to rodzaj refrenu, który jest powtarzany przy każdej okazji tak długo, aż wbije się w pamięć odbiorców i zostanie przez nich uznany za prawdę. Dobrym przykładem może być sławne zdanie Katona Starszego „Ceterum censeo Carthaginem delendam esse” („Zresztą uważam, że Kartagina powinna zostać zburzona”) powtarzane z uporem w różnych wystąpieniach tego mówcy. Lansowanie przesłania wygląda bardzo podobnie w czasie rozmów z dziennikarzami i w czasie debat, na przykład debat prezydenckich. Wygrywa ten, kto ma przesłanie bardziej klarowne – proste i komunikatywne – a zarazem potrafi, niezależnie od toku rozmowy, konsekwentnie kierować na nie uwagę widzów, tak by po programie zostało ono w pamięci odbiorców.
26
„Mosty”: od pytania do przesłania
1
Często kierowanie uwagi na przesłanie jest trudne, ponieważ tok rozmowy czy też pytania dziennikarza zmierzają w zupełnie innym kierunku. Uczestnik rozmowy stara się wówczas przejść do interesujących go kwestii, używając tak zwanych mostów.
„Mosty” to konstrukcje werbalne przenoszące uwagę na inne kwestie przez pokazanie rzekomego związku między starym a nowym wątkiem lub uzasadniające zmianę ważnymi racjami.
Oto kilkanaście najczęściej stosowanych „mostów”: 1. zwyczajne przeniesienie uwagi: „jeśli chodzi o X, to..., natomiast chciałbym zwrócić uwagę na Y: otóż ta sprawa...”; 2. pominięty wątek: „mam wrażenie, że zbytnio koncentrujemy się na X, podczas gdy za mało mówi się dziś o Y”; „w tym pytaniu pominęła pani istotny wątek, jakim jest Y”; 3. ważność: „myślę, że najważniejszym problemem jest dziś sprawa Y”; 4. interesuje odbiorców: „myślę, że naszych widzów bardziej interesuje inna sprawa, a mianowicie Y”; 5. interesuje gościa: „mnie by w tym bardziej interesowała sprawa Y”; 6. dotyczy większości: „X to ciekawy temat, ale on interesuje najwyżej pięć procent populacji, podczas gdy sprawa Y ma żywotne znaczenie dla większości Polaków”; 7. wyeksploatowany temat: „mam wrażenie, że X to już wyeksploatowany temat, pomówmy dziś raczej o Y”;
27
1
18. aktualność: „myślę, że dziś powinniśmy raczej porozmawiać o Y, albowiem jest to sprawa najbardziej dla wszystkich aktualna”; 19. dobrze zrozumieć: „abyśmy mogli zrozumieć sprawę X, musimy najpierw zająć się Y; otóż Y...”; 10. precyzyjna odpowiedź: „abym mógł pani precyzyjnie odpowiedzieć na pytanie o X, muszę najpierw powiedzieć o Y”; 11. silny związek: „X jest bardzo silnie związane z Y; w sprawie Y mogę zaś powiedzieć, że...”; 12. ciekawszy temat: „wie pan, mnie ciekawsza wydaje się sprawa Y”; 13. inny punkt widzenia: „proszę mi pozwolić spojrzeć na X z innego punktu widzenia: otóż kiedy weźmiemy pod uwagę sytuację Y...”; 14. powrót: „wróćmy może jeszcze na chwilę do sprawy Y” – powrót dotyczy nie zawsze kwestii, która już była poruszana, zdarzają się sytuacje, kiedy ktoś „wraca” do tematu wcześniej zupełnie nieobecnego w rozmowie; 15. już wystarczy: „zadaje pani już trzecie pytanie dotyczące X; myślę, że już powiedziałem wszystko na ten temat, i chciałbym teraz zająć się bardziej sprawą Y”; 16. spytałbym inaczej: szczególnie bezczelnym mostem jest zamiana ról – kiedy zapytany o jedną (niewygodną dla siebie) kwestię gość przechodzi do tematu, o którym chciałby mówić, w sposób następujący: „gdybym był na pana miejscu, zapytałbym raczej o Y, i na takie pytanie ja odpowiedziałbym, że...”.
Ten ostatni przykład zwraca uwagę na istotny problem, jakim jest zachowanie partnerów rozmowy czy dyskusji, a zwłaszcza dziennikarza. Gość liczy, że skarcony dziennikarz pozwoli mu swobodnie uciekać od głównego wątku rozmowy i przechodzić do kwestii, o których gość chciałby rozmawiać. Czy dziennikarz zaakceptuje te zabiegi i pozwoli, by gość przejął inicjatywę? W prywatnych stacjach walczących o względy widza 28
prowadzący rozmowy dziennikarze starają się być dociekliwi (niezależnie od osobistych sympatii) i – lepiej czy gorzej – egzekwują odpowiedzi na swoje pytania. Jeśli nawet jednym politykom łatwiej pozwala się przekazać ich przesłanie niż innym, to rzadko oznacza to zupełną kapitulację dziennikarza. Także w polskiej telewizji publicznej w przeszłość odeszły już raczej czasy dworskiego dziennikarstwa, gdy w stosunku do wybranych polityków dziennikarze byli czołobitni i pozwalali im mówić, co tamci chcieli, w stosunku zaś do innych – wręcz przeciwnie, czego niechlubnym przykładem jest wywiad Piotra Gembarowskiego z ówczesnym kandydatem na prezydenta Marianem Krzaklewskim, kiedy to dziennikarz w niezwykle agresywny sposób zaatakował swojego gościa. Dziś więc nikt nie może tak po prostu przyjść do studia i powiedzieć tego, co zaplanował. Ale to nie znaczy, że jest zupełnie bez szans. Przejście do innych kwestii niż akurat omawiane jest możliwe, pod warunkiem że się to dobrze uzasadni. Opisane wyżej „mosty” są skuteczną metodą tylko wtedy, gdy używa się ich z finezją i wyczuciem. Statystyczny gość w programie – polityk, przedstawiciel organizacji społecznej czy przedsiębiorca – ma za sobą trening medialny, podczas którego uczono go, jak mówić swoje niezależnie od tematu rozmowy i pytań dziennikarza. Statystyczny dziennikarz nie ma za sobą takiego treningu. Wykorzystuje własne doświadczenie, które pozwala mu ogólnie panować nad tokiem rozmowy i utrzymać atrakcyjność widowiska, co jest jego głównym zadaniem. Ale wobec dobrze wyszkolonego rozmówcy jest tak naprawdę bezradny. Choć istnieją wyjątki – dziennikarze, którzy nawet w takich sytuacjach kontrolują przebieg rozmowy i nie pozwalają swoim gościom zbyt łatwo przekazać ich przesłania (na przykład Monika Olejnik) – to jednak większości dziennikarzy zdarza się, że ich goście stawiają na swoim. Ciekawym przykładem erystycznego starcia pomiędzy dziennikarzem a gościem programu jest rozmowa, jaką Katarzyna Kolenda-Zaleska przeprowadziła z Adamem Michnikiem w radiu Tok FM (zapis rozmowy został opublikowany w „Rzeczpospolitej”). 29
1
1
Tematem dyskusji były zeznania Adama Michnika dotyczące sprawy Rywina złożone w prokuraturze, a ściślej – wyemitowany w TVN materiał dotyczący tych zeznań, którego istotnym elementem jest informacja, że Adam Michnik podczas zeznań w prokuraturze często zasłaniał się tajemnicą dziennikarską. Dziennikarka od początku chce poznać przyczynę, dla której naczelny „Gazety Wyborczej” tak często zasłaniał się tajemnicą dziennikarską, jej rozmówca zaś konsekwentnie odmawia odpowiedzi na to pytanie, skupiając się na potępieniu zarówno faktu ujawnienia jego zeznań opinii publicznej, jak i dziennikarza, który wykorzystał przeciek. Pierwszych sześć (z ogółem dwudziestu dziewięciu) sekwencji pytanie–odpowiedź poświęconych jest dyskusji na temat wykorzystywania przez dziennikarzy przecieków. W siódmym pytaniu konfrontacja celów dziennikarki i jej rozmówcy zostaje sformułowana wprost: K. KOLENDA-ZALESKA: Mam wrażenie, że pan mnie chce zagadać i nie chce odpowiedzieć na pytanie, dlaczego pan na wiele kluczowych pytań, które zadają panu prokuratorzy, nie odpowiada, lecz zasłania się tajemnicą dziennikarską. Może o tym... A. MICHNIK: Dlatego, że obowiązuje mnie tajemnica dziennikarska. Mnie interesuje [typowy „most” – przyp. M.K.], dlaczego wysoki urzędnik prokuratury bądź poseł na sejm decyduje się złamać prawo. Dlaczego? K. KOLENDA-ZALESKA: A dlaczego pan się zasłania tajemnicą dziennikarską? A. MICHNIK: Dlatego że na to mi zezwala prawo. Tak mi nakazuje moja moralność. Na tym polega mój zawód, że jeżeli ktoś ze mną rozmawia, to ma stuprocentową gwarancję, iż będę lojalny i nie pobiegnę do telewizji, radia czy gazety, żeby ogłaszać to, co od niego usłyszałem. Ja pani nie chcę zagadać, ale pani nie odpowiada na moje pytanie. K. KOLENDA-ZALESKA: Bo to ja tutaj pana przepytuję. Nie odwrotnie. A. MICHNIK: Proszę pani, my rozmawiamy ze sobą. Nie jestem tu na przesłuchaniu, a pani ciągle jeszcze nie jest prokuratorem. 30
1
K. KOLENDA-ZALESKA: Nie, oczywiście. A. MICHNIK: Może pani zmieni profesję, to wtedy będziemy w innym trybie rozmawiali. Ale mnie ciągle interesuje, co kieruje wysokim urzędnikiem prokuratury czy posłem na sejm, że łamie w sposób demonstracyjny, bezczelny, cyniczny prawo i ujawnia to, co jest chronione tajemnicą urzędową.
Ten moment jest punktem zwrotnym całej rozmowy. Michnik stara się zdominować dziennikarkę, aby tym łatwiej zmienić temat i przeforsować swój refren („ujawnienie zeznań z prokuratury jest łamaniem prawa i powinno być potępione”). To, że Kolenda-Zaleska nie ulega presji, najwyraźniej drażni Michnika i lekko wyprowadza go z równowagi – jego stanowczość zmienia się w agresję i po raz pierwszy atakuje dziennikarkę personalnie. Ta runda kończy się jednak remisem ze wskazaniem na Michnika: dziennikarka pozwala mu na długą wypowiedź powtarzającą jego główne przesłanie. Kolejne, jedenaste pytanie otwiera drugi akt rozmowy. Katarzyna Kolenda-Zaleska przywołuje wypowiedź Jana Rokity krytycznie komentującego zachowanie Michnika w prokuraturze i mówiącego, że jeżeli ten dalej będzie się zasłaniał tajemnicą dziennikarską w sprawach, które tego nie wymagają, dotarcie do prawdy i ujawnienie grupy trzymającej władzę będzie trudne. Dwanaście następnych sekwencji pytanie–odpowiedź dotyczy Jana Rokity i całej Komisji Śledczej. Tu strony osiągają pewien kompromis. Dziennikarka chce poznać zdanie swego rozmówcy na temat Komisji, Michnik zaś wykorzystuje odpowiedzi do personalnego atakowania Rokity, ironicznie mówiąc o nim „pan Jan Maria Rokita, poseł na Sejm Rzeczypospolitej”, co ma na celu podważenie wiarygodności posła Rokity, a także prawdopodobnie zdenerwowanie dziennikarki. Kolenda-Zaleska stara się ignorować te filipiki, skupiając się na meritum rozmowy. Kiedy w końcu reaguje bardziej zdecydowanie, Michnik przechodzi do bezpośredniego ataku na nią i tak zaczyna się trzeci akt. 31
1
K. KOLENDA-ZALESKA: Niech pan już przestanie z tym Rokitą, bo... A. MICHNIK: Bo pani od tego zaczęła. To jest pani bliski znajomy. K. KOLENDA-ZALESKA: O, to już jest poniżej pasa. A. MICHNIK: Chwytem poniżej pasa jest żądanie ode mnie, żebym tłumaczył się, co będę zeznawał przed Komisją. Ale najwyraźniej uczyliśmy się dziennikarskiego rzemiosła w innych szkołach. Takich pytań się po prostu nie zadaje. Jeżeli już mówimy o chwytach poniżej pasa: kto najpierw chwyta poniżej pasa, ten powinien powiedzieć sobie, że mamy wolną amerykankę i się chwytamy. Tylko niech pani mnie nie chwyta najpierw. Niech pani nie oczekuje, że teraz pani odpowiem na pytanie, co powiem przed Komisją, a będę tam zeznawał pod zagrożeniem odpowiedzialności karnej. K. KOLENDA-ZALESKA: Myślę, że emocje są już ogromne. Na razie skończmy tę rozmowę... A. MICHNIK: Jan Maria Rokita najwyraźniej nie poinstruował pani na temat tego, co wolno, czego nie wolno. K. KOLENDA-ZALESKA: To jest dla mnie obraźliwe. A. MICHNIK: A dla mnie obraźliwe jest to, że pani mnie pyta. Że ma pani odwagę. K. KOLENDA-ZALESKA: Mam prawo pytać. Mam odwagę. A. MICHNIK: Nie, nie ma pani prawa. Dlatego że pani tak samo jak ja ma obowiązek respektowania konstrukcji tego państwa. A pani robi publiczny użytek z tego, że prawo zostało złamane. Przecież moje zeznania w prokuraturze są objęte tajemnicą... K. KOLENDA-ZALESKA: ... ale zostały ujawnione. A. MICHNIK: I pani to nie przeszkadza! Tak? Że na pani oczach koledzy prawo łamią, tak? To niech się pani zastanowi, w czym pani uczestniczy. Pani uczestniczy jako dziennikarz i obywatel w procesie psucia tego państwa. Dlaczego pani to robi? K. KOLENDA-ZALESKA: Skończmy tę rozmowę. Myślę, że tak będzie najlepiej dla nas wszystkich.
Rozmowa ta została przez wiele osób odebrana jako erystyczna klęska i publiczna kompromitacja Adama Michnika (podobnie jak 32
sławne „odp... się od generała” wypowiedziane w obronie generała Jaruzelskiego). Jest to o tyle zaskakujące, że naczelny „Gazety Wyborczej” jest człowiekiem niezwykle elokwentnym, miał w tej rozmowie wyraźny plan („ujawnienie zeznań z prokuratury jest łamaniem prawa i powinno być potępione”) i konsekwentnie go realizował. Na taki, a nie inny finał rozmowy złożyło się prawdopodobnie kilka przyczyn. Po pierwsze: emocje. Dziennikarka do końca zachowała spokój, nie dała się sprowokować. Michnika zaś wyraźnie poniosły nerwy. Druga sprawa to napaść na dziennikarza. Personalny atak na tego, kto reprezentuje widzów czy słuchaczy, jest przez nich zawsze źle odbierany. Tym bardziej że takie zachowanie pośrednio świadczy też o bezradności i zacietrzewieniu rozmówcy, a także o słabości jego argumentów. W omawianej rozmowie dodatkowo liczyło się to, że prowadziła ją kobieta – być może równie obcesowa napaść na mężczyznę nie robiłaby aż tak złego wrażenia. Trzeci wreszcie element, prawdopodobnie również wynikający z utraty kontroli nad emocjami, to aroganckie komentarze Michnika do samej sytuacji pytania go. „Rzeczpospolita” zatytułowała rozmowę Nie ma pani prawa pytać i te słowa układają się w przesłanie rozmowy zupełnie inne niż to, które forsował naczelny „Gazety Wyborczej”. Odmówienie dziennikarce prawa do zadawania konkretnych pytań łączy się z tematem rozmowy (odmowa odpowiedzi na pytania prokuratury, zasłanianie się tajemnicą dziennikarską) i układa w ogólniejszy przekaz: oto niektóre publiczne osoby chcą być „świętymi krowami”, ludźmi, którzy stoją ponad prawem, których nikt nie ma prawa pytać. Tak jak w Folwarku zwierzęcym są „równi” i „równiejsi”, „równiejsi” nie muszą robić tego, co „równi”. Trudno oczekiwać, żeby taki sposób prowadzenia rozmowy zjednywał odbiorców. Tak więc konsekwencja w forsowaniu przesłania jest ważna, ale najważniejsze jest ogólne wrażenie z rozmowy. Przesłanie, skądinąd potencjalnie atrakcyjne dla odbiorcy (Adam Michnik stojący na straży prawa i etosu zawodowego dziennikarzy), zostaje zaprzepaszczone na skutek lansowania go w sposób napastliwy i arogancki. Skuteczność zależy też czasem od stylu. 33
1
Marek Kochan
POJEDYNEK NA SŁOWA
Dr Marek Kochan jest wykładowcą retoryki i erystyki w Instytucie Dziennikarstwa Uniwersytetu Warszawskiego. Specjalizuje się w zagadnieniach perswazji językowej, autoprezentacji i kreowania wizerunku. Jest autorem książki Slogany w reklamie i polityce. Jako ekspert współpracuje też z agencjami PR. Prowadzi szkolenia z wystąpień publicznych, kontaktów z mediami i skutecznego prezentowania własnego stanowiska w publicznych sporach przeznaczone dla menedżerów, prawników, polityków, wysokich urzędników państwowych, rzeczników prasowych oraz specjalistów PR.
Techniki erystyczne w publicznych sporach
Marek Kochan POJEDYNEK NA SŁOWA
Dlaczego niektórych rozmówców nigdy nie udaje się przyprzeć do muru? Co zrobić, kiedy w publicznej dyskusji znajdziesz się w sytuacji bez wyjścia? Dlaczego spory nie zawsze wygrywają ci, którzy mają bardziej przekonujące argumenty? Na czym polega gra tocząca się w telewizyjnych debatach? Erystyka, czyli sztuka słownego wygrywania sporów, może być niebezpieczną bronią. Jak wielka jest jej rola w naszym życiu, wiedzą menedżerowie, politycy, dziennikarze, PR-owcy, specjaliści od marketingu i wszyscy ci, których praca wiąże się ze słownymi potyczkami. Jednak znajomość tej sztuki walki na słowa potrzebna jest każdemu, bo przecież wszyscy powinniśmy umieć się bronić przed manipulacją. Książka Marka Kochana to podręcznik samoobrony. Korzystając między innymi z zapisów medialnych debat i rozmów, autor omawia najczęściej stosowane techniki erystyczne oraz uczy, jak się przed nimi bronić.
cena detal. 39,90 zł
Kochan_Pojedynek na slowa_okl_2012.indd 1
2012-03-30 08:45:51