39 sposobów tajlandia
52
5
National Geographic Traveler
Od kuchni Tajskie potrawy uważane są za najsmaczniejsze na ziemi. Wpływ na to ma na pewno czuły stosunek Tajów do własnej kuchni.
gettyimages
Jedzenie w Tajlandii to zawsze wielka przygoda.
Choć do Tajlandii wybrałam się do profesjonalnej szkoły gotowania, najlepszym nauczycielem miejscowego jedzenia okazał się kierowca pierwszego busa, do którego wsiadłam. Kiedy – spóźniony parę godzin (choć, co należy pamiętać, Tajowie nie uznają takiego terminu jak „spóźnienie”) – podjechał w końcu na dworcowe stanowisko, odetchnęłam z ulgą. Pojawiła się szansa, że na Ko Lantę dotrę jednak przed zmrokiem. Nie było mi to dane. Po dwóch go-
dzinach jazdy bus zatrzymał się w jednej z mijanych wiosek. Kierowca zniknął w obejściu niewielkiego kolorowego domku. Zdezorientowana rozejrzałam się w poszukiwaniu reakcji innych pasażerów: spokojnie grali w gierki na swoich telefonach. Tymczasem w oknie ukrytym za liśćmi bananowca zapaliło się światło, oświetlając malowniczą scenę. Przy stole siedział kierowca, a jakaś kolorowo ubrana kobieta – prawdopodobnie żona lub krewna – serwowała mu w przerwie w podróży kolację. Na stole pojawił się obowiązkowy w Tajlandii ryż, a do niego żółte curry i kawałki ryby. Potrawa tonęła w zielonych liściach mięty i kolendry, kierowca szybko operował widelcem i łyżką. Kiedy nasycił głód, podróż można było kontynuować. Oczywiście z drobnymi postojami przy stacjach benzynowych i wjazdach na prom – przy których na podróżnych czekają sklepiki, minibary i wózki z jedzeniem. Te wózki to jedynie namiastka tego, czego doświadczyć można w światowej stolicy street foodu – Bangkoku, ale i tak robią wrażenie. Oferują nie tylko pad thaia – najpopularniejszą wśród turystów tajską potrawę: ryżowy makaron smażony z kiełkami, jajkiem i mięsem lub tofu, przyprawiony sosem rybnym i pastą z tamaryndowca. Kupicie tu za grosze również świeży sok z marakui, chińskie bułeczki z pary i strugane słodkie owoce, zamówicie grillowane mięsa, warzywa i ryby. Kierowca busa postanowił jednak, że na drugą kolację zje coś prawie… francuskiego. Potrawę w pół drogi między omletem a naleśnikiem, smażoną w parę sekund na rozgrzanych okrągłych płytach jak do crêpes. Choć nadzieniem może tu być praktycznie wszystko, najpopularniejszy jest posiekany na plastry banan wymieszany z jajkiem. Wykończenie omletu czasem stanowią: mleczko kokosowe i cukier, czasem nutella, najczęściej jednak ukochane przez Tajów skondensowane mleko. Ten magiczny składnik jest też podstawą rozmaitych napojów powstających na genialnej tajskiej kawie: aromatycznej – prawie czekoladowej, niezwykle tłustej i gęstej. Przyrządza się ją albo w specjalnych aluminiowych garnuszkach, albo – wcześniej przestudzoną – wlewa do mocnego plastikowego worka śniadaniówki wypełnionego kruszonym lodem. Taką porcję, z wetkniętą do niej rurką, zabiera się ze sobą na podróż do pracy. A do podobnych reklamówek na ulicznych straganach pakuje się niemal wszystko: strużyny bambusa, kawałki długo pieczonej, ciągnącej się wieprzowiny, marynowane jajka i rozmaitej grubości makarony. Zalewane sosem i zasypywane ogromną ilością pachnących tajskich ziół macerują się w drodze.
tajska kuchnia to przede wszystkim niezwykły balans smaków, a także wyjątkowe podejście do jedzenia spożywanego zawsze z radością i atencją.
boso, ale bosko
Na Ko Lantę docieram późno w nocy: to jedna z tych większych wysp, która – nawet jeśli utrzymuje się z wizyt podróżników – nie jest ekstremalnie turystyczna. National Geographic Traveler
53