CzytaJ
wywiadwywiad
Carolyn Bánfalvi
Amerykanka w Budapeszcie Historia jakicH wiele tutaj ma kulinarne zakończenie: dziewczyna zakocHuje się w cHłopaku z odległego kraju i przeprowadza się dla niego tam, gdzie wszystko wydaje się nieznane, a jedzenie smakuje inaczej niż w domu… jej boHaterką jest carolyn bÁnfalvi, która samym węgrom odkryła bogactwo icH kucHni rozmawiała AGA KOZAK
AGA KOZAK: Jedzenietocoś… Carolyn Bánfalvi: ...Co
zawsze mnie interesowało. Zaczęłam gotować już jako dziecko, a będąc nastolatką, kupowałam różne książki kucharskie, żeby przyrządzać smaczne obiady dla całej rodziny.
A.K.: Czy były to dania kuchni Europy
Środkowo-Wschodniej? Podobno twoja babciapochodziz Ukrainy. C.B.: Tak, moi przodkowie przeprowadzili
się stamtąd do Stanów około 1910 roku. Osiedlili się w Pensylwanii – jak zresztą wielu emigrantów z Europy Środkowo-Wschodniej, więc tak naprawdę łatwo im było zachować własne tradycje kulinarne: na pewno przyrządzali pierogi i gołąbki. Wiem też, że w tamtych czasach urządzano wspólne posiłki w kościołach: kobiety schodziły się, by gotować swoje specjały, a potem spierały się, który lepszy. Podobne sytuacje miały miejsce i w mojej rodzinie: kiedyś poprosiłam dwie ciotki, mamę i 85-letnią wówczas babcię, żeby ugotowały mi pierogi. Każda miała swoją
072
KUC hn ia
ma r z e c 20 1 5
koncepcję, wybuchła wręcz awantura, którą udało mi się nagrać na telefon: ja się śmiałam, a one się spierały o ciasto i nadzienie. A wracając do ukraińskich korzeni... nic nie wiem o miejscu, z którego wywodzi się moja rodzina, ale mam parę przepisów, do których zawsze mogę wrócić. Strażniczkami tradycji są siostry mojej matki, bo ona po przeprowadzce z Waszyngtonu – gdzie się urodziłam – przestała gotować tak, jak się gotowało w jej domu. A.K.: Jaktrafiłaśz WaszyngtonunaWęgry? C.B.: Studiowałam
dziennikarstwo i przeprowadziłam się do Budapesztu. Pisałam teksty jako eelancerka, nie o jedzeniu, lecz właściwie o wszystkim – walczyłam o każde zlecenie. Ale też badałam węgierskie zwyczaje kulinarne, starając się zarazić redaktorów i czytelników moją fascynacją lokalną kuchnią.
To, że nie jestem
Węgierką,
wręcz mi pomogło.
A.K.: Słyszałam,żeprzeniosłaśsiętunie
z powodupracy,tylkoz miłości! C.B.: Tak, dla mojego ówczesnego
chłopaka – teraz już męża – Gábora. Po dwóch spędzonych z nim w Budapeszcie latach zorientowałam się, że naprawdę chcę pisać o jedzeniu, a żeby robić to dobrze, wróciłam do Ameryki i poszłam na 1,5 roku do szkoły kulinarnej w Balti-