| roz mowa |
Nuria Selva Fernandez
Z jednej strony lasy słonecznej Andaluzji, pachnące tymiankiem, rozgrzaną ziemią, niedalekim morzem. Z drugiej – mroczne resztki pradawnego, środkowoeuropejskiego boru. A jednak to właśnie one – dzikie ostępy – zasłużyły na miano „najpiękniejszego miejsca na świecie”. Biolożka Nuria Selva Fernandez opowiada, dlaczego porzuciła ojczystą Hiszpanię i wybrała życie w Puszczy Białowieskiej.
W staropolszczyźnie słowo puszcza oznaczało nie tylko ogromny las, ale również pustkowie, dziki obszar nie przeznaczony dla ludzi, groźny i tajemniczy. Być może dlatego trudno zapomnieć pierwsze spotkanie z Białowieżą.
Nigdzie indziej nie przeżyłam takiego zauroczenia. Puszcza to potęga! Najbardziej magiczne miejsce na świecie. Już sama droga z Hajnówki do Białowieży zrobiła na mnie wielkie wrażenie. Ten zachwyt trwa do dziś. 30
voyage [marzec 2016]
zdjęciA kuba Głębicki, archiwum prywatne
rozmawia Agnieszka Kozak
rysunek Marcin Wicha Zdjęcie Bartłomiej Molga plakat „Hunting in poland” projektu Wiktora GórkI (1961) został udostępniony przez Wrocławską Galerię Polskiego Plakatu, www.galeriaplakatu.com.pl
Wołanie na puszczy
Żubry to prawdziwi władcy Puszczy Białowieskiej. W Polsce występuje obecnie ponad jedna trzecia światowej populacji tych ssaków. Rezerwat hodowli żubrów w Białowieży utworzono już w 1929 roku
W Hiszpanii, skąd Pani pochodzi, jest procentowo mniej więcej tyle samo lasów, co w Polsce, ale są one kompletnie inne.
Północ mojego kraju przypomina bardziej Europę, za to południe – Afrykę. Przyroda też jest diametralnie różna. Zmianę stref klimatyczno-roślinnych najłatwiej zaobserwować podczas podróży przez Półwysep Iberyjski. W prowincjach wysuniętych najdalej na północ mamy sporo lasów bukowych, podobnych do tych w Bieszczadach. Z kolei na południu są piękne lasy jodłowe. Nazywamy je pinsapar. Ale rosnąca tam jodła hiszpańska w Polsce nie występuje. Podobny las można znaleźć tylko w marokańskich górach Rif. Jaki jest Pani ulubiony rodzaj hiszpańskiego lasu?
Ten typowy, czyli śródziemnomorski. Pełno w nich dębów korkowych, tu i ówdzie pojawia się coś na kształt buszu. Mamy również całe bogactwo aromatycznych ziół. Rozmaryn czy tymianek rosną sobie dziko i rozsiewają zapachy. Na przykład we wspaniałym Parku Narodowym Doñana w Andaluzji – od tej mieszanki ziołowych aromatów aż się kręci w głowie! Ale lasy w Hiszpanii są niskie. Kiedy trafiłam do Puszczy Białowieskiej, nie mogłam uwierzyć, że drzewa mogą być tak imponujące. Tutejsze lipy, dęby, świerki, klony i sosny należą do najwyższych na kontynencie. Nigdy takich nie widziałam. Byłam w szoku. Polacy uwielbiają chodzić do lasu. Całymi rodzinami idą po niedzielnym obiedzie na przechadzkę, wyprowadzają psy na długie spacery, biegają, czasami szukają wśród drzew samotności. A Hiszpanie?
Po pierwsze, żeby pójść do lasu, musimy mieć konkretny powód, Na przykład piknik. Po drugie, z mojej rodzinnej Sewilli łatwo dostać się nad morze, w dodatku znacznie cieplejsze niż Bałtyk. Wolimy więc spędzać czas nad wodą, na plaży. Chadzamy też w góry. Ale nie jesteśmy, tak jak wy, związani z naturą. Nie mówimy: „Hej, to co, może pojedziemy do lasu?”. Dla nas to normalne.
Wycieczka do lasu tylko po to, żeby pospacerować wśród drzew, jest w Hiszpanii nie do pomyślenia. Wy potraficie przejechać 300 kilometrów, żeby tylko połazić po zarośniętym terenie, bo go lubicie, bo się wam podoba. Nie musicie jeść, balować, szukać dodatkowych rozrywek – wystarcza sama przechadzka. Wydaje się, że las was zasila, że czujecie się w nim bezpiecznie. To nietypowe, bo tacy Skandynawowie w prawdziwej puszczy czują się niepewnie. Wolą uporządkowaną plantację drzew, posadzoną prawie pod linijkę. A Polacy nie. Istnieją naukowe badania, które dowodzą, że ludzie tutaj najbardziej lubią prawdziwy gąszcz. Że rozumieją puszczę. Czy przeciętny Polak potrafi dokonać świadomego rozróżnienia na puszczę i las?
Uważam, że tak. Intuicyjnie. Choć to faktycznie niejasne. Zwłaszcza dla urzędników – tych, którzy sporządzają statystyki. Bo las to cały ekosystem. Jest w nim mech; są gryzonie, dzięcioły, bezkręgowce, jelenie, wilki. Natomiast z punktu widzenia leśników, las mamy wtedy, gdy znajdują się w nim dorosłe drzewa. Nawet nie malutkie siewki czy sadzonki, ale drzewa, które można ściąć i zrobić z nich deski. Kiedy patrzę na sporządzoną przez niby-znawców tablicę i czytam, że do „zagrożeń lasu” należą korniki albo grzyby, to zwyczajnie nie wierzę własnym oczom! Przecież korniki i grzyby, nawet jeśli zabijają drzewa, pełnią powierzoną im przez naturę ważną funkcję. Lasy radziły sobie z nimi od zawsze.
Mamy problem ze śmiercią. Z obszarami dzikimi również?
Cały świat jednocześnie boi się i szuka pierwotnej dziczy. Nawet Parlament Europejski wezwał Komisję Europejską do ochrony miejsc, gdzie nie było dotąd znaczącej ingerencji człowieka. Białowieża jest właśnie taka. Od setek, tysięcy lat. Opiera się wiatrom, suszy, pożarom. A jednocześnie potrafi dać ludziom schronienie, jak podczas wojny. 32
voyage [marzec 2016]
zdjęcie kuba Głębicki
W białowieskim rezerwacie ścisłym najbardziej poruszyły mnie powalone drzewa. Bo one umierają tam naturalnie, jak ludzie. Gdy są już stare lub chore, po prostu usychają. Albo się łamią. Wtedy zaczyna się ich drugie życie. Tak samo jest z padliną, którą akurat zajmuję się naukowo. Często mamy z nią problem, bo padlina kojarzy się ze śmiercią – nieważne czy człowieka, czy zwierzęcia. Reakcja wstrętu jest normalna. Wiadomo, czasem nieładnie to wygląda, czasem brzydko pachnie. Ale trzeba zrozumieć, że kiedy zwierzę czy drzewo umierają w naturze, ich resztki zostają szybko wykorzystane. To część przyrodniczego recyklingu, koła odżywiania. Coś umiera, żeby coś innego mogło urosnąć.
Strzelisty dąb w okolicy uroczyska Kosy Most. W Puszczy Białowieskiej – najlepiej zachowanym lesie nizinnym strefy umiarkowanej na półkuli północnej – tak monumentalne drzewa nie należą do rzadkości. Pierwszą wycinkę rozpoczęli Niemcy podczas I wojny światowej. Dziś puszcza znów jest zagrożona
Dziś emocje związane z puszczą to nie tylko zachwyt, ale również smutek, nawet gniew.
Od lat mieszkam w Białowieży i dobrze ją poznałam. Zapowiedzi o zwiększeniu wycinki są bardzo niepokojące. Pod topór pójdą nawet drzewa stuletnie i starsze; drzewa, których dotąd nie wolno było ruszać. Wiele przetrwały, choćby ataki pasożytów, wydały nasiona... I mogłyby jeszcze bardzo długo pożyć. To będzie zbrodnia w majestacie prawa, co budzi we mnie straszny smutek. Wkurzają mnie też śmieci wyrzucane w lesie, a już do pasji doprowadza mnie widok remontowanych dróg. Białowieża jest nimi pocięta, ale wiele szlaków zarasta i dziczeje. Tak powinno być. A tymczasem trwają remonty, niektóre trakty są nawet utwardzane. To jest dla puszczy zabójcze, bo najpierw pojawia się droga, potem wycinka, potem przychodzą myśliwi. Jeśli chcesz zabić las, jest jedna recepta. Niezależnie od tego czy jesteś w Polsce, w Amazonii czy w Kongo, poprowadź drogi! Przerywa się w ten sposób naturalne procesy, a otwiera las na szkodliwe czynniki ludzkie. Chyba rzeczywiście nie wszyscy musimy jeździć akurat przez puszczę.
Czasem nawet naukowcy nie rozumieją, czym to grozi. Bo takie drobne działania, które niby nie mają znaczenia – jedna droga, podzielenie lasu na coraz mniejsze fragmenty, wycięcie paru drzew – to spiętrzenie czynników. Otwieranie puszki Pandory. Skutki dla ekosystemu będą katastrofalne. Las to żywy organizm, rządzący się swoimi prawami, nie naszymi. Jak dużo czasu spędziła Pani w puszczy?
Nie potrafię określić dokładnie, ale mnóstwo. Ostatnio bywam w Białowieży rzadziej, bo badam niedźwiedzie na południu Polski. Ale kiedy przyjechałam z Hiszpanii, spędzałam w puszczy całe dnie. Przemieszczałam się rowerem albo na piechotę, czasami również samochodem. Po raz pierwszy w życiu obcowałam z prawdziwą dziczą. I czasami autentycznie się jej bałam. Korzystałam z urządzenia, które wskazywało, gdzie znajdują się wilki i w którą stronę zdążają – wtedy jeszcze niewiele o nich wiedziałam. Okazało się, że w Białowieży wilki pojawiają się czasami bardzo blisko człowieka. A ja sama, w lesie; nie było jeszcze komórek... Rozglądałam się tylko, na które drzewo się wspiąć, żeby mnie wilki nie dopadły. Oczywiście one nie atakują ludzi, ale wtedy się ich bałam. Innym razem wpadłam w przerażenie, kiedy znalazłam się w puszczy podczas wichury. Przy takiej pogodzie może człowieka zabić przypadkowa, spadająca gałąź; drogi są zablokowane, nawet samochód nie jest schronieniem, bo przecież drzewa też się łamią i mogą auto przygnieść. Rozumiem więc tych, którzy lękają się przyrody, bo ja też tak miałam. Ale – jak mówi się w Polsce – strach ma wielkie oczy. Boimy się zawsze, gdy czegoś nie znamy. Później to mija. Żeby puszczę zrozumieć, trzeba jej doświadczyć? Zapachu, kolorów, temperatury, czasem właśnie lęku?
Najlepiej zetknąć się z nią w tej najdzikszej formie, być z nią jak najbliżej. Bo czasem puszczy nie rozumieją nawet leśnicy. Oni mają do niej podejście hodowców. Uczą się, że pomidory są po to, by ugotować zupę, a las – żeby pozyskać surowiec. Z kolei ludzie, którzy przebywają stale blisko cywilizacji – w mieście albo nawet w okolicznych wioskach – nie zdają sobie sprawy, że las to bogactwo. Miejsce, gdzie nie ma smogu, gdzie można swobodnie odetchnąć. Od kiedy spędzam czas w zadymionym Krakowie, wiem, jaki to luksus! W puszczy można tak po prostu spotkać żubra, a to jedyne w swoim rodzaju przeżycie. Do tego unikatowe na światową skalę. Las zadziwia swoją naturalną czystością. W Warszawie psie odchody leżą na trawniku pół roku. A w Białowieży mam niekiedy problem, żeby znaleźć kupę zwierzęcą do badań, co wydawałoby się proste, prawda? Tymczasem tą kupą od razu zajmują się jakieś żuki, motylki, robale. Tak dobrze funkcjonuje ten ekosystem. I jak tego nie docenić?
Nuria Selva Fernandez urodziła się w Sewilli. Jest biolożką. W 1995 roku przyjechała do Puszczy Białowieskiej, by badać wilki i lisy. Pisze na ich temat doktorat w Zakładzie Badania Ssaków PAN. Pracuje w Instytucie Ochrony Przyrody PAN, przez ostatni rok zajmowała się niedźwiedziami oraz ochroną rejonów bezdroży. Prywatnie jest partnerką piszącego o przyrodzie dziennikarza Adama Wajraka, który ich wspólne przygody relacjonuje w książkach. Mieszkają w Teremiskach w Białowieży.
34
voyage [marzec 2016]