10/2012 jesień
W NUMERZE
Szanowni Państwo, zbiegły się prace związane z otwarciem nowego oddziału w Szonowicach i wydaniem 10. numeru „AGROS Magazynu”. Dlatego otwieramy to wydanie materiałem przybliżającym Państwu szczegóły działalności naszej nowej filii − kto od tego momentu będzie do Państwa dyspozycji w podraciborskim oddziale, przeczytacie w artykule pt.: „Pasja kluczem do sukcesu”; dowiecie się z niego także, jakie mamy plany rozwoju tej filii. W Państwa domach pojawiamy się po raz dziesiąty − to dla nas szczególne wydarzenie. Staraliśmy się przygotować numer specjalny, tak aby jego tematyka była dla Was jeszcze bliższa. Na kolejnych stronach magazynu przedstawiamy historie naszych Klientów – rolników, którzy postanowili poświęcić się pracy na wsi. Opowiadają o sobie, o rozwoju gospodarstw, a także doświadczeniach z użytkowaniem nowoczesnych maszyn, które niewątpliwie w ostatnich latach zmieniły oblicze pracy na roli. Ponadto powiększyliśmy cykl porad naszych ekspertów, gdyż wiemy, jak ważne dla rolników prowadzących nowoczesne gospodarstwa jest poszerzanie wiedzy. Technika stosowana w maszynach rolniczych rozwija się niezwykle szybko − warto na bieżąco śledzić te zmiany, by dzięki nim optymalizować produkcję rolną. Zachęceni Państwa interakcją stworzyliśmy profil gazety na portalu Facebook. Zachęcamy Was do zabawy i udziału w konkursach, a także informujemy, jakie tematy znajdą się w kolejnych wydaniach. Liczę, że podpowiecie nam Państwo, jakie sprawy Was interesują i o czym chcielibyście przeczytać na łamach „AGROS Magazynu”. Czekamy na Wasze sugestie pod adresem: redakcja@vis-media.pl oraz na profilu Facebook: http://www.facebook.com/pages/ AGROS-Magazyn/257208187682165?ref=hl Cały nasz zespół pozostaje do Państwa dyspozycji. Na ostatniej stronie jak zwykle zamieszczamy niezbędne dane kontaktowe do naszych przedstawicieli i doradców. Serdecznie zapraszam do lektury i kontaktu z naszą firmą.
Jan Wroński Prezes Zarządu Agros–Wrońscy
Wokół nas
Portrety
Wydarzenia
Technika
Doradztwo
Styl życia
Wydawca: VIS Media Sp. z o.o., ul. Fabryczna 5/2, 44–109 Gliwice Biuro: ul. Prymasa Stefana Wyszyńskiego 11, 44–101 Gliwice, www.vis–media.pl, e–mail: redakcja@vis–media.pl
Redaktor naczelny: Hubert Stępniewicz Sekretarz redakcji: Ewa Stępniewicz Koordynator projektu: Zdzisława Górska–Nieć | Zespół redakcyjny: B. Widuch, T. Nieć, D. Korus
Pasja kluczem do sukcesu 3
Fachura od prasowania 6 Poczuł miętę 7 Na boskim etacie 8
Wyjątkowe dożynki 11
Komunalne porządki 12 Podróż w czasie 14 Flota dla rolników 16 Logi(sty)czna doskonałość 19
Czysta robota 20 Wygrać z naturą 22 Kiszonka wyśmienita 24 Prasowanie na dużą skalę 27 Stado dobrze wykarmione 28 Czas dla agregatów 31 Tak zbierzesz, jak posiejesz 32 Siew dobrze przygotowany 36 Siew dobrze wykonany 38
Miejsce z duszą 40 Kaczka po polsku 42
Projekt graficzny: A. Korzeńska | Skład i łamanie: K. Goczoł Zdjęcia: M. Niesłony (okładka, 2, 6, 8–11, 15, 16–18, 20–26, 28–32, 38, 40–44), H. Stępniewicz (4–5), K. Podgórski (7), S. Łoboda (42), materiały prasowe | Na okładce: Dariusz Matuszek wraz z synami: 12-letnim Janem i 8-letnim Maksymilianem
WOKÓŁ NAS
Pasja
kluczem do sukcesu
To musiało się udać – handlowcy pracują w terenie, a Klienci przychodzą i dzwonią każdego dnia. I każdego dnia jest ich coraz więcej. Coraz więcej jest także do zrobienia po stronie firmy Agros-Wrońscy. Tego jednak nikt się nie boi. Szonowicka filia w momencie oficjalnego otwarcia tętni życiem. Sześć miesięcy przygotowań minęło błyskawicznie. To był czas potrzebny na okrzepnięcie – tak dziś mówią pracownicy firmy Agros-Wrońscy z podraciborskiej filii. Handlowcy z Szonowic opiekują się głównie Klientami z południowo-zachodniej części województwa śląskiego – od Jastrzębia-Zdroju, przez powiaty raciborski, rybnicki, wodzisławski, żorski, aż po gliwicki. Solidny sprzęt, rzetelna i kompetentna obsługa oraz fachowy serwis – to atuty, którym Klienci nie mogą się oprzeć. Nie jest to łatwe w terenie, w którym od dawna działa silna konkurencja. Tym większa więc potrzeba umocnienia własnej marki. Rozpoznanie terenu Recepta na sukces jest prosta – doradcy oferują sprawdzony sprzęt najlepszych marek i są zawsze dostępni, telefonicznie nawet do późnego wieczora. Dziś już wiadomo, jakie są najważniejsze potrzeby tutejszych rolników. − Największym hitem wśród rolników z mojego obszaru jest ciągnik T7 – mówi Sławomir Heyduk, który w firmie pracuje od stycznia. − Powodów jest kilka. T7 to duża, niezawodna maszyna
w odpowiedniej cenie. W dodatku projektanci naprawdę się postarali. Traktory z tej serii są nie tylko ładne, ale też dobrze wyposażone – dodaje. Radzą sobie doskonale z każdym rodzajem prac − począwszy od upraw głębokich do powierzchniowych, oprysków, na transporcie skończywszy. Uznanie rolników zdobywa także zaawansowana skrzynia biegów Auto Command – to ona m.in. powoduje, że przeciętne zużycie paliwa zostaje zmniejszone nawet o 10 proc. – ocenia Heyduk. Sprzedaż zależy również od tego, co na danym obszarze uprawiają rolnicy. Tu dominują zboża, kukurydza, rzepak i buraki, innych upraw jest niewiele. − Klienci pytają o duże ciągniki T7 i T6 ze względu na ich moc − powyżej 140 KM – uważa Daniel Kuźnik, handlowiec z Szonowic. − Na naszym terenie dominują duże areały; jeśli ktoś »
Na zdjęciu ciągnik New Holland T7 – ta linia cieszy się największym zainteresowaniem rolników z Raciborszczyzny
WOKÓŁ NAS
ma sto lub dwieście hektarów pól uprawnych, to po prostu nie może sobie pozwolić na mały, słabszy ciągnik. Tym bardziej że do niedużego traktora nie można podpiąć maszyn, które byłyby w stanie na tak sporych obszarach szybko i wydajnie pracować – podkreśla handlowiec. Maszyny potrzebne od zaraz Nie na całym obszarze objętym zasięgiem filii są tak doskonałe gleby, jak na przykład pod Raciborzem, czyli I, II i III klasy. Tam, gdzie jest ziemia gorsza lub teren pagórkowaty, a gospodarstwo mniejsze, potrzebny jest sprzęt wysokiej klasy. Oprócz wspomnianych ciągników Klienci najczęściej pytają obecnie m.in. o agregaty uprawowe. Sprzedawane od niedawna w szonowickiej filii koparko-ładowarki także cieszą się dużą popularnością. − Klientów najbardziej interesują duże maszyny – jak kombajny serii CR z ogromnym zbiornikiem na zboże
o pojemności nawet do 12,5 tys. l i dużą szerokością cięcia – tłumaczy Mateusz Wysocki, który dla firmy Agros-Wrońscy obsługuje powiaty raciborski, rybnicki, wodzisławski, żorski, pszczyński oraz Jastrzębie-Zdrój. Także nieco mniejsze kombajny serii CX budzą dużą ciekawość. Nie bez powodu − dzięki łagodnej, wieloprzebiegowej obróbce najnowsze generacje kombajnów gwarantują bowiem rolnikom uzyskanie najlepszej w swojej klasie jakości ziarna i słomy. Seria CR jest przecież jedną z najbardziej zaawansowanych technologicznie serii kombajnów na świecie. Udowodniono to w 2008 r., kiedy kombajn tej serii ustanowił, odnotowany w „Księdze rekordów Guinnessa”, najlepszy wynik na świecie w zbiorze. Dzięki jego użyciu zebrano 551 ton urobku w czasie poniżej ośmiu godzin. Taka maszyna może pracować przez okrągłą dobę bez zbędnych przestojów, bo jest kombajnem zbudowanym na lata.
Zespół szonowickiej filii stara się być jak najbliżej Klientów, dlatego od momentu uruchomienia placówki organizowane są tam pokazy polowe dla rolników. Na zdj. od lewej: Sebastian Mikulski, sprzedawca części zamiennych, Mateusz Wysocki, przedstawiciel handlowy, Iwona Hercog, kierownik filii oraz przedstawiciele handlowi Daniel Kuźnik i Sławomir Heyduk
A przecież to nie wszystko. Na ogromnym placu w Szonowicach stoi wiele maszyn – od bron przez siewniki i opryskiwacze aż po agregaty uprawowe – i to różnych firm, które są w ofercie Agros-Wrońscy. Przedstawicielom handlowym udaje się nawet – nietypowo – sprzedać płuczki do warzyw. Serwis − karta przetargowa Każdy z szonowickich handlowców przez trzy dni w tygodniu pracuje w terenie, kolejne dwa spędza w filii. Raz w miesiącu każdy z nich dyżuruje także w sobotę. − Klient chce zobaczyć zachwalaną przez nas maszynę, wsiąść, przejechać się – dlatego jesteśmy do dyspozycji także tu – na miejscu − mówi Daniel Kuźnik. Każdy rolnik, który interesuje się zakupem maszyn, pyta o serwis, bo solidne wsparcie serwisowe jest dla nich niezwykle istotne. Serwisanci z Szonowic w razie potrzeby dojeżdżają także do Klientów. Wszystkie niezbędne podzespoły można nabyć w tutejszym sklepie z częściami zamiennymi, gdzie wciąż rośnie popyt. Filtry, oleje i inne części eksploatacyjne do ciągników – zwłaszcza produkcji New Holland − sprzedawane są na bieżąco. Sprzedaż pozostałych części zależy od tego, co dzieje się na polu. Na przykład podczas żniw gwałtownie wzrosło zapotrzebowanie na części do kombajnów,
po żniwach na elementy pługów, agregatów i siewników. Nieustającą popularnością ciszą się też oczywiście siatki i folie do kiszonek. − Z dnia na dzień odbieramy coraz więcej telefonów i coraz więcej rolników do nas przyjeżdża, bo przekonują się, że w Szonowicach można liczyć na szybką, sprawną i fachową obsługę − mówi Sebastian Mikulski, Sprzedawca części zamiennych ze sklepu w filii w Szonowicach. − Ciągle też zwiększa się asortyment, bo rolnicy pytają o najróżniejsze części, więc skoro są potrzebne, to szybko je zamawiam − dodaje. Od początku sierpnia pracownicy filii dostarczają też części do domu Klienta. – Rolnik dzwoni, jeśli jest taka potrzeba, to wsiadam w samochód i jadę − wyjaśnia Mikulski. – Pracuję od 7.30 do 15.30, ale de facto odbieram telefon do późnego wieczora i załatwiam na bieżąco wszelkie sprawy − zwłaszcza w szczycie prac, kiedy rośnie zapotrzebowanie. Tak właśnie pracuje się na sukces nowej filii. Z punktu widzenia rolnika przyszłość rysuje się w różowych barwach – zwłaszcza w zakresie obsługi posprzedażowej. Trwa bowiem budowa hali serwisowej. Rolnicy z tych terenów już wkrótce będą mogli liczyć na jeszcze więcej udogodnień. W końcu wysoki poziom usług w firmie Agros-Wrońscy od początku był i jest jednym z najważniejszych założeń polityki i strategii spółki. ▨
PORTRETY
Fachura
od prasowania
Masz problem ze swoją prasą, mechanicy od tygodni głowią się nad jego rozwiązaniem − powinieneś zadzwonić do Andrzeja Barana, mechanika pracującego w serwisie Agros-Wrońscy w Strzelcach Wielkich. Tak robią producenci pras… Gdy producenci maszyn rolniczych biorą na warsztat prasy bądź prasoowijarki, on jest jednym z ekspertów, do których dzwonią. Koledzy z warsztatu zapytani o Andrzeja, śmieją się, że to człowiek od prasowania − o prasach i prasoowijarkach wie więcej niż ich konstruktorzy − dodają. − Gdy na polski rynek weszły prasy New Holland, zacząłem się nimi interesować – zastanawiało mnie dlaczego cała Europa pracuje na tym sprzęcie. Pociągała mnie ich wysublimowana elektronika. Sprawdzałem, co stosuje konkurencja, jakie rozwiązania wprowadzają polscy producenci i tak powoli zacząłem się w prasach specjalizować – wyjaśnia mechanik. − A że sam lubię „po godzinach” co nieco skonstruować, to i profesjonalnym projektantom mogę czasem coś podpowiedzieć − dodaje. Andrzej Baran nie tylko naprawia gotowe konstrukcje, ale zdarza mu się udoskonalać producenckie rozwiązania. − Kiedyś na prośbę jednego z naszych Klientów, gospodarującego na bardzo dużym areale i używającego kombajnu roto-
rowego, poprawił konstrukcję fartucha zamykającego dno prasy. To rozwiązanie tak poprawiło wydajność sprzętu, że Klient wrócił po kolejną sztukę – opowiada Zbigniew Pieroński, Kierownik Serwisu. − Zawodu nauczyłem się w warsztacie w Strzelcach. Zrobiłem tu praktyki i zdałem egzamin czeladniczy w Cechu Rzemiosł Różnych. W naszym warsztacie często praktykują uczniowie, ci którzy chcą się czegoś nauczyć, bardzo sobie chwalą – tu mają ciągły kontakt z najnowszymi rozwiązaniami technologicznymi. Pokochałem tę robotę, dlatego bardzo się ucieszyłem, gdy kilka lat później dostałem tu pracę – opowiada mechanik. Maszyny i ich budowa były zawsze jego konikiem – gdy miał 10 lat podglądał naprawy sprzętu u sąsiada, który miał duży park starych maszyn. − Od początku to było coś więcej niż praca – szybko stało się pasją. To fascynujące – codziennie mam nową zagadkę do rozwiązania …, nie sposób wpaść w rutynę – puentuje. Jak na pasjonata przystało, po godzinach pracy pan Andrzej też konstruuje. Gdy tylko upora się z pracami w przejętym po rodzicach 5-hektarowym gospodarstwie (uprawia trochę zbóż i rzepaku, aby podtrzymać rodzinne tradycje rolnicze i zadbać o ojcowiznę), konstruuje nowe maszyny lub udoskonala sprzęt, który posiada. Tak stało się z opryskiwaczem z Pilmetu. Jak sam przyznaje: − Świetny, ale brakowało w nim kopiowania belki, więc ją sobie zbudowałem. Teraz cały wolny czas poświęcam na prace nad „buggie” mojego projektu. Na zawieszeniu malucha buduję samochodzik, który bez problemu będzie jeździł w najtrudniejszych polowych warunkach. Mam nadzieję, że wyjadę nim w pole pod koniec tego roku – jeśli tylko znajdę wolną chwilę, by dopieścić szczegóły – kończy konstruktor. ▨
Andrzej Baran pracuje w serwisie w Strzelcach Wielkich od pięciu lat, wcześniej tu uczył się zawodu. Po pracy jest rolnikiem uprawiającym 5 ha ziemi odziedziczonej po rodzicach
6
PORTRETY
JESZCZE BLIŻEJ
Poczuł miętę
Świeżo założony profil „Agros Magazynu” na Facebooku sprawił, że działamy globalnie. Grono fejsbukowych znajomych stale rośnie. Jeden z naszych najaktywniejszych forumowiczów jest z Podmarszczyna w województwie mazowieckim. Krzysztof Podgórski wstąpił w szeregi „agrosowej” społeczności jako 40. jej uczestnik. – Na wasz profil trafiłem przez AgroFoto.pl − najbardziej znany serwis rolniczy. Znalazłem tam post o tym, że organizujecie konkurs fotograficzny „Dzieci w gospodarstwie”. Nie udało mi się wtedy nic wygrać, ale konkurs był super! A dodatkowo znalazłem ciekawe źródło informacji na temat nowinek technicznych – opowiada Krzysztof. – Od lat interesuję się maszynami rolniczymi, to moje hobby. Skończyłem technikum o specjalności naprawa maszyn i urządzeń rolniczych. Choć nigdy nie był to mój zawód – jestem marketingowcem − to lubię być na bieżąco w temacie, a na profilu zamieszczacie bardzo ciekawe materiały dotyczące nowoczesnej techniki rolniczej. Chętnie poczytałbym magazyn w wersji drukowanej – przyznaje Krzysztof. Swoją obecność na profilu zaznaczył, publikując fotoreportaż z tegorocznych zbiorów mięty w jego gospodarstwie. – Podmarszczyn od lat jest zagłębiem mięty i pomyślałem, że to może ludzi zainteresować. W końcu to najlepiej pachnące pola w całym kraju – uśmiecha się forumowicz. Mięta to tylko część rodzinnej uprawy państwa Podgórskich, która łącznie z pszenicą i rzepakiem zajmuje 20 ha. – Miętę zaczęliśmy uprawiać 13 lat temu, wtedy przynosiła duże zyski – nawet 20 tys. zł z hektara. Dziś jest już znacznie mniej opła-
Na zdj. obok Krzysztof Podgórski, najaktywniejszy uczestnik „agrosowego” profilu z narzeczoną Justyną Chojnacką, setną fanką naszego profilu calna − ceny orientacyjne to od 2,5 do 3,5 zł za liść młócony, pięć lat temu można było dostać za taką ilość 6-7 zł. Nie jest to dużo, biorąc pod uwagę nakłady pracy, jakich mięta wymaga. Trzeba ją ręcznie w sadzarce do roślin rozsadzać z matecznika − 60 skrzynek na 1 ha. Do tego żadnych oprysków, tylko ręczne pielenie, bo mamy uprawę ekologiczną. Po zbiorze trzeba ją dokładnie wysuszyć w kozłach lub przy brzydkiej pogodzie w suszarni, co dodatkowo podnosi koszty. Trzeba wszystko jeszcze wymłócić, spakować w worki i dopiero taki produkt trafia do odbiorców. Dużo pracy, zysk niewielki, ale dochód stały i pewny. A do tego ten zapach – uśmiecha się plantator. ▨
Polska jest największym w Europie producentem ziół. Uprawą mięty, dziurawca czy melisy zajmuje się ponad 20 tys. gospodarstw, a łączna powierzchnia upraw wynosi 35 tys. ha. Na zdj. kozły z suszącą się miętą na polu Krzysztofa Podgórskiego. Całość fotoreportażu z tegorocznych żniw na naszym profilu na Facebooku: http://www.facebook.com/#!/pages/AGROSMagazyn/257208187682165
agros magazyn 10/2012
7
PORTRETY
Na boskim etacie Gdy dowiedział się, że jego wieś Nieboczowy zostanie zatopiona, bał się o przyszłość swojej rodziny. Dziś Dariusz Matuszek, rolnik pracujący na ponad 430 ha, mówi, że widocznie tak miało być, a przed nim nowe wyzwania.
− Mieszkałem w Raciborzu. W samym centrum. Poszedłem do budowlanki. Cieszyłem się, gdy zdobyłem tytuł technika budowlanego, ale gdzieś w głębi duszy miałem inne marzenie. Uświadomiłem to sobie dopiero, gdy poznałem swoją przyszłą żonę. Rodzice Marzeny mieli gospodarstwo rolne w Nieboczowach i stało się oczywiste, że po ślubie będziemy razem pracować w rodzinnym gospodarstwie. Byłem szczęśliwy – uśmiecha się Dariusz Matuszek. Apetyt na ziemię Początkowo młode małżeństwo tylko pomagało w pracy rodzicom. – Teściowie mieli doświadczenie w pracy na roli, a ja miałem odwagę, by inwestować. Najpierw w nowoczesne maszyny, a potem w ziemię. Za pieniądze z pierwszego kredytu dla młodych rolników w 1997 r. kupiłem pług, ciągnik i agregat uprawowy. Wydajność tych maszyn była obliczona na 100 ha. Teściowie zabezpieczyli nam pożyczkę. To było w roku, w którym przez nasze tereny przeszła powódź tysiąclecia. Żałuję, że nie kupiłem wtedy upadającego PGR-u. Miałbym dziś tysiąc hektarów. Wtedy jednak nie miałem maszyn, by obrobić takie ogromne pole – opowiada rolnik. Cztery lata później Matuszkowie postanowili przejść na swoje. Powierzchnia ich pól sięgała już 180 ha. − Teściowie mieli wtedy kilka lat do emerytury. Miałem cel – zwiększać areał. Dziś mam 430 ha. Tak naprawdę mógłbym nadal powiększać gospodarstwo, ale przy obecnym poziomie cen za ziemię trzeba inwestować ostrożniej. Sensownie jest kupić ziemię za 20 tys. zł za hektar, bo ona zwróci się w ciągu 10 lat. Droższą ziemię, a zdarzają się ceny nawet po 50 tys. zł za ha, musiałyby spłacać moje dzieci. Tego nie chcę – śmieje się pan Dariusz. − Teraz skupiam się na wydajności, bowiem ważne jest, by w taki sposób ustawić produkcję, »
Dariusz Matuszek (39 lat) z Nieboczów, z synami Janem (12 lat) i Maksymilianem (8 lat)
by z hektara zbierać jak najwięcej plonów. Ziemi trzeba poświęcić naprawdę wiele uwagi i wysiłku, by była odpowiednio przygotowana dla każdej z roślin. Złe decyzje doprowadzają do poważnych strat. Wprawdzie mam pracowników, ale to ja ostatecznie decyduję, kiedy zbieramy i kiedy siejemy. To firma pod chmurką. Ciągle się uczę, szkolę, ale i tak najważniejsze jest doświadczenie zdobyte na konkretnym kawałku ziemi. Nie patrzę na terminy agrotechniczne, oglądam prognozy pogody i gdy tylko jest możliwość zasiania, to sieję. Nie słucham zaleceń i zawsze na tym dobrze wychodzę − kończy rolnik. Nowy dom Racibórz Dolny to planowany zbiornik przeciwpowodziowy w dolinie Odry. Kompleks będzie zlokalizowany na terenie 4 gmin, takich jak: Krzyżanowice, Kornowac, Lubomia i Gorzyce oraz częściowo na terenie Raciborza, gdzie będzie zlokalizowana zapora czołowa i główne budowle hydrotechniczne. Dwie wsie − Nieboczowy i Ligota Tworkowska, które leżą na terenie przyszłego zbiornika − za kilka lat zostaną zlikwidowane. – Gdy się o tym dowiedziałem, byłem zdruzgotany. Jesteśmy bardzo wierzącą rodziną, dlatego pomyślałem, że widocznie tak miało być i Bóg ma dla mnie inny plan. Od tego czasu rozglądałem się za nowym miejscem do życia i pracy. Padło na pobliską Lubomię. Kupiłem tam sporo ziemi i magazyny. Właśnie je remontujemy. Gdy będę miał możliwość magazynowania plonów, to będę mógł sprzedawać je w bardziej dogodnych, ze względu na poziom cen, terminach. Zwykle w okresie żniw, gdy wszyscy pozbywają się tego, co zbiorą, ceny nie są tak korzystne jak dwa, trzy miesiące później. W ziemię, która znajdzie się na dnie zbiornika, inwestuję tylko niezbędne minimum − by wydała plony − i nie martwię się, by była w dobrej kondycji na długie lata. To już pole stracone – mówi rolnik. Szansa dla dużych − Gdybym miał zaczynać jeszcze raz, również skupowałbym i dzierżawił ziemię. Nie ma odwrotu. Małe gospodarstwa, takie do 20-30 ha, mogą przetrwać, jeżeli się specjalizują w jakiejś produkcji, np. żywności ekologicznej. Jeżeli nie, to ich los jest przesądzony. Koszty związane z zakupem środków i maszyn są przecież dla wszystkich takie
10
same, a zarobią tylko najwięksi. Dziś to głównie wydajność przekłada się na zarobki. Ktoś, kto wytwarza mało żywności, nie jest w stanie się rozwijać. W tej chwili mam wymieniony cały park maszynowy: kombajn NH, sześć ciągników, agregaty uprawowy i uprawowo-siewny, opryskiwacz i wiele innych. W planach mam zakupy kolejnych urządzeń. Teraz wymieniam mojego pierwszego Ursusa, który pracował z opryskiwaczem. Dobrze, że na tym terenie pojawił się oddział firmy Agros-Wrońscy. Będę na bieżąco z nowinkami technicznymi, a poza tym czuję się bezpieczniej, wiedząc, że kilka kilometrów dalej w sąsiednich Szonowicach jest dobry serwis – dodaje Matuszek. – Czy chciałbym pracować w swoim pierwszym zawodzie? Mimo że to dobra profesja, to nie żałuję, że z niej zrezygnowałem. Rolnictwo ma większy potencjał. Żywność będzie zawsze potrzebna – kończy rolnik z Nieboczów. Rodzina moją siłą − Mam nadzieję, że synowie pójdą w moje ślady i będą chcieli zajmować się tym, co my. Żona prowadzi działalność gospodarczą – wydobycie żwiru, choć w przeciwieństwie do mnie ma wykształcenie rolnicze. W naszej gminie znajdują się spore złoża tego kruszywa, dlatego nie chcieliśmy marnować takiej okazji. Nasi synowie będą mieli co robić, gdy pójdziemy na emeryturę – uśmiecha się. − Zawsze chciałem mieć prawdziwą, kochającą się rodzinę. Żonę poznałem podczas rekolekcji w Nieboczowach w 1991 r. To była miłość od pierwszego wejrzenia. Po miesiącu znajomości wiedzieliśmy, że chcemy iść razem przez życie. Mamy dwóch wspaniałych synów: Janka i Maksia. Wierzę, że opatrzność nade mną czuwa. Może się pani uśmiechnie, ale ja uważam, że w moim gospodarstwie jestem tylko pracownikiem, a gospodarzem jest Bóg. Powierzyłem mu wszystko, co mam, dlatego tak wiele mi się udaje. Nawet ostatnie gradobicie, które spowodowało straty u wielu rolników, ominęło moje pola. Stale angażujemy się w działalność domów rekolekcyjnych i pomagamy finansować ich niektóre działania. Żona również prowadzi rekolekcje. Chcemy się jakoś odwdzięczyć za powodzenie życiowe. Czujemy się spełnieni i szczęśliwi. Robimy to, co kochamy, nasi synowie już dziś podzielają nasze pasje. Janek zwykle jeździ ze mną w kombajnie − rośnie mi przyszły rolnik – kończy z dumą pan Dariusz. ▨
wydarzenia
Nasze spotkania
Wyjątkowe dożynki
W trakcie XXI Krajowej Wystawy Rolniczej, odbywającej się w czasie Dożynek Jasnogórskich, współpracujący z nami producenci zostali wyróżnieni Nagrodą Ministra Rolnictwa i Rozwoju Wsi. Wśród docenionych produktów były: typoszereg przyczep tandem T730 Metal-Fachu i wały EXPOM-u. Rolnicy z całej Polski od 30 lat przybywają na Jasną Górę w pierwszy weekend września, by uczestnicząc w uroczystej mszy świętej, dziękować za plony i prosić o błogosławieństwo na kolejny rok rolniczego trudu. Towarzyszące obchodom Krajowa Wystawa Rolnicza oraz Dni Europejskiej Kultury Ludowej należą do największych tego typu imprez w kraju. Swój dorobek prezentuje tu corocznie kilkuset wystawców: czołowi producenci maszyn i urządzeń rolniczych, środków ochrony roślin, pasz i nawozów, przedstawiciele instytutów branżowych, a także Ministerstwa Rolnictwa i Rozwoju Wsi. – Na tak ważnej imprezie rolniczej nie mogło zabraknąć naszego stoiska − tym bardziej że do konkursu o Nagrodę Ministra Rolnictwa i Rozwoju Wsi pretendowali współpracujący z nami producenci. Bardzo cieszą nas wyróżnienia dla EXPOM-u oraz Metal-Fachu. To ważne potwierdzenie wysokiej jakości proponowanego przez nas sprzętu – komentuje Jan Wroński, Prezes Agros-Wrońscy. Na stoisku firmy zwiedzający mogli przyjrzeć się najnowszym rozwiązaniom technologicznym stosowanym w rolnictwie. Przygotowano bogatą ekspozycję maszyn m.in. New Holland, UNII Group, Metal-Fachu oraz EXPOM-u. Jako ciekawostkę − obok agrosowego tradycyjnego domku − można było oglądać kolekcję zabytkowego sprzętu rolniczego ze zbiorów Jana Wrońskiego. Ekspozycja cieszyła się dużą popularnością wśród zwiedzających. Dwudziestą pierwszą wystawę rolniczą zobaczyło blisko 80 tys. osób. Jasnogórskie dożynki uświetniają wystawy, kiermasze, sympozja i przeglądy twórczości zespołów ludowych. ▨
Przedstawiciele firmy spotykali się z potencjalnymi Klientami dopytującymi o szczegóły oferty oraz rolnikami, którzy użytkują sprzęt oferowany przez firmę
Można było oglądać zabytkowe eksponaty z kolekcji Jana Wrońskiego, m.in. model Lanz Bulldoga
Stoisko firmy Agros-Wrońscy znajdowało się tuż pod jasnogórskimi błoniami
TECHNIKA
NASI PARTNERZY PREZENTUJĄ
Komunalne porządki
Noże, włosie i wirnik – niezauważane na co dzień, doceniane w godzinie próby. Koszenie trawy wzdłuż ulic, zamiatanie opadających liści, odśnieżanie dróg dojazdowych to niezbędne prace, które są bardzo pracochłonne. Z odsieczą przychodzi sprzęt komunalny.
12
Mija lato, jesień mija – a trawa rośnie. O ile w ogródku to nie jest problem – zupełnie inaczej sprawa wygląda z poboczami dróg – wykoszone trawy to kwestia bezpieczeństwa kierowców. Firma Agros-Wrońscy pomoże również w tym zakresie. Posiada w ofercie sprzęt ułatwiający utrzymanie tych części tras. W ostatnich miesiącach to maszyny najintensywniej użytkowane przez przedsiębiorstwa komunalne i zakłady zajmujące się utrzymywaniem terenów zielonych. − Gminy i zakłady komunalne kładą duży nacisk na to, by pobocza były zadbane i ładnie wyglądały, ale przede wszystkim ułatwiały parkowanie i gwarantowały bezpieczeństwo – mówi Andrzej Krawczyk, Specjalista ds. sprzedaży maszyn budowlanych i komunalnych firmy Agros-Wrońscy. – Dlatego firmy komunalne coraz częściej stawiają na dobry i godny zaufania sprzęt, jaki znajduje się w naszej ofercie. Jeszcze niedawno wykaszano pobocza czy rowy melioracyjne tak zwanymi kosiarkami rotacyjnymi, ale to okazywało się nad wyraz groźne – na jezdnię leciała bowiem nie tylko świeżo ścięta przez obracające się noże trawa, ale także kamienie. Obecnie firmy używają wykaszarek bijakowych – z zainstalowanymi bijakami lub nożami – w zależności od tego, na jakim terenie działają – wyjaśnia Andrzej Krawczyk. Specjaliści polecają do tego rodzaju prac między innymi sprzęt firmy KUHN. – To doskonałe urządzenia − rozdrabniacze do poboczy czy też kosiarki na wysięgnikach mogą pracować niemal non stop. KUHN stawia na jakość, co widać wyraźnie podczas pokazów pracy sprzętu, jakie regularnie organizujemy dla naszych potencjalnych Klientów – dodaje. Zestaw do zadań specjalnych W sprzedaży w sieci Agros-Wrońscy znajdują się m.in. kuhnowskie kosiarki z wysięgnikami o zasięgu od 4,2 do 5,7 metrów kilku modeli: Agri-, Multi- i Pro-Longer. W zależności od przeznaczenia (obcinanie gałęzi, żywopłotów czy też koszenie poboczy lub skarp) mogą być wyposażone w różne głowice tnące. Na przykład kosiarka Mulit-Longer 4844P na hydropneumatycznym zawieszeniu jest umieszczona za ciągnikiem i pozwala na pracę w trudno dostępnym terenie – może być używana poza przeszkodami lub w wąskich alejkach. Model Multi-Longer 5560P jest wyposażony w hydrauliczną oś przegubu, co pozwala na obrót ramienia nawet o 110 stopni. Natomiast Pro-Longer 5762 SPA z równoległoboczną konstrukcją ramienia zapewnia wyjątkowy komfort pracy, bo tą maszyną steruje się za pomocą joysticka: − Niczym w grze komputerowej – uśmiecha się specjalista ds. maszyn komunalnych. – Rozwiązanie to zapewnia kontrolę nad każdym ruchem maszyny. Ponadto jest to także sprzęt o wyjątkowej wydajności − dodaje. Z kolei rozdrabniacze do poboczy Spring-Longer są dostępne w trzech szerokościach roboczych (od 1,6 do 2,3 m), a dzięki możliwości zawieszenia na tylnym lub przednim TUZ-ie maszyny są przeznaczone do pracy z każdym typem ciągnika. − Kosiarki bijakowe mogą służyć nie tylko do prostego wykaszania poboczy czy pasów zielonych między jezdniami. Dzięki wysięgnikom można ich używać do koszenia w rowach melioracyjnych czy też za rowami i innymi przeszkodami lub np. na skarpie – precyzuje ekspert. – W naszej ofercie mamy maszyny tego rodzaju również krajowych producentów, m.in. UNII Group. Kosiarki bijakowe tej firmy z linii Kornik dzięki wysięgnikowi mogą mieć zasięg nawet do 7 m, a maszyny komunalne z linii pielęgnacyjnej nadają się nawet do
agros magazyn 10/2012
koszenia pól golfowych i boisk. W zależności od modelu wyrzucany w tył lub bok materiał jest tak rozdrobniony, że nie wymaga zbierania, bo łatwo ulega biodegradacji – zapewnia Krawczyk. Zamieść problem Jesienią niewątpliwie przydają się zamiatarki do dróg i ulic. Także tu oferta jest ogromna, a wybór zależy od tego, jakich ciągników używa określony zakład. – Najbardziej popularne zamiatarki z naszej oferty, czyli modele Agata, produkuje Pronar – mówi przedstawiciel Agros-Wrońscy. – Nasi Klienci mają sporo możliwości skonfigurowania tego sprzętu. Podstawowe zamiatarki montowane na ciągnikach – na przednim lub tylnym TUZ-ie − często nie wystarczają, bo w każdej gminie są chodniki i krawężniki, a to oznacza, że w zestawie sprzątającym – obok belki zamiatającej – powinno znaleźć się też koło zamiatające, które dokładnie wymiata nieczystości spod krawężnika. To bardzo praktyczny sprzęt – ocenia specjalista. – W dodatku w odpowiedni sposób – w zależności od podłoża, na którym maszyna będzie pracowała – można dopasować gęstość i twardość włosia na głównym wałku zamiatającym. Włosie może być bardzo miękkie lub wręcz przeciwnie – bardzo twarde – dodaje. Do tego – w zależności od potrzeb danej gminy – ciągnik można uzbroić w zbiornik wody i zraszacze ze szczotką wymiatającą, a to sprzęt mechaniczny lub hydrauliczny. Do tego dochodzi pojemnik na odpady, który jest zamontowany na pojeździe. To, co zostanie zamiecione, trafia właśnie tam, a po opróżnieniu maszyna natychmiast może zostać ponownie użyta. Posiadając taki zestaw, można powiedzieć, że sprzęt jest kompletny. Czas na zimę − Niestety, bardzo często nasi Klienci przypominają sobie o maszynach komunalnych dopiero wtedy, gdy spadnie pierwszy śnieg – mówi Krawczyk. – A do zimy trzeba przygotować się wcześniej, bo jesień to ostatnia chwila na zamówienie, by zbyt długo nie czekać na sprzęt. Oczywiście na początku sezonu zawsze mamy asortyment gotowy do sprzedania, ale rozchodzi się błyskawicznie. W rezultacie, co roku zimą jesteśmy zasypywani zamówieniami i na ich realizację w środku sezonu trzeba nieco poczekać – przestrzega Dyrektor Sprzedaży Agros-Wrońscy Zdzisław Jasek. – Dlatego już teraz warto pomyśleć o typowo zimowych maszynach komunalnych. Wybór tych maszyn w naszej ofercie jest ogromny. Największą popularnością cieszą się pługi Pronaru i Ozametu – kończy Jasek. – Która maszyna dla kogo? Wiele zależy od przeznaczenia. Klienci bardzo często pytają o pługi wirnikowe – dodaje Andrzej Krawczyk. – Wirniki polecamy zwłaszcza tym zakładom, które są wyposażone w ciągniki, a w sezonie zimowym mają do pokonania wiele zasp. Do tego pługi wirnikowe nadają się doskonale, bo zbierają i wyrzucają na bok większą ilość śniegu podczas torowania drogi − zauważa. Jednak to dopiero początek pracy przy zimowym utrzymaniu dróg. Szczegółowych informacji na temat zimowej oferty maszyn komunalnych w ofercie Agros-Wrońscy udziela Andrzej Krawczyk, Specjalista ds. sprzedaży maszyn budowlanych i komunalnych firmy. Na spotkanie z przedstawicielem można umówić się telefonicznie, dzwoniąc pod numer: 784 921 889 bądź mailowo: a.krawczyk@ agros-wronscy.pl. ▨
13
TECHNIKA
NASI PARTNERZY PREZENTUJĄ
Podróż w czasie
Kto nie smaruje, ten nie jedzie – a najlepsze smarowanie maszyn New Holland zapewniają oleje Ambra produkowane przez Petronas Lubricants International. Jakość produktów smarnych tej firmy oparta jest na ponad stuletniej tradycji. Wlewamy, odpalamy, ruszamy – dziś trudno uwierzyć, że do tej prostej w gruncie rzeczy czynności prowadziła tak skomplikowana historia. Wszystko zaczęło się w 1912 r., gdy ruszyła linia produkcyjna pojazdów Grupy Fiat, a wraz z nią powstał wydział środków smarnych we Włoszech. Około 1929 r., kiedy Fiat rozpoczął produkcję seryjną na dużą skalę, konieczne okazało się zapewnienie stałej dostawy najwyższej jakości środków do fabryki jako produktów pierwszego wlewu. Tak powstały pierwsze oleje dedykowane do pojazdów Grupy. W latach 80. i 90., gdy firma przekształciła się w Fiat Lubrificanti, rozpoczęła się ekspansja na inne rynki zagraniczne i tak powstały pierwsze spółki w Europie oraz Brazylii i Turcji. W 2000 r. firma została przejęta przez Grupę Fiat i zyskała własną tożsamość pod nazwą FL Selenia, gdzie FL oznacza płyny i smary (Fluids & Lubricants), ale jednocześnie przypomina historyczne korzenie − Fiat Lubrificanti. W kolejnych latach nastąpiły przejęcia w Europie i Stanach Zjednoczonych. Narodziny światowego giganta Cztery lata temu malezyjski koncern petrochemiczny Petronas z siedzibą w Kuala Lumpur wykorzystał okazję do rozwoju i ekspansji na rynki zachodnie, decydując się na przejęcie FL Selenia, jednego z najważniejszych graczy na światowym rynku smarów. Pomyślne zakończenie tego procesu jest zarazem początkiem nowej, ekscy-
14
tującej ery nieustających wysiłków obu spółek, zmierzających w kierunku stworzenia i umocnienia działalności na światowym rynku smarów jako nowo powstałe przedsiębiorstwo Petronas Lubricants International (PLI). Przed fuzją FL Selenia mogła się pochwalić wieloletnim doświadczeniem na rynku smarów, doskonałą wiedzą technologiczną i know-how, a także była związana trwałymi relacjami handlowymi i technicznymi z producentami. Z kolei założony w 1974 r. Petronas był dobrze zarządzanym, młodym, dynamicznym i pełnym entuzjazmu malezyjskim przedsiębiorstwem, które miało bardzo silną pozycję na rynkach wschodnich oraz ambitne plany rozszerzenia działalności na Zachód. Dzięki połączeniu sił doszło do zrównoważonej wymiany wartości, kompetencji, produktów i Klientów. Dziś Grupa Petronas jest jednym z największych zintegrowanych przedsiębiorstw paliwowych na świecie, z celami strategicznymi w ponad 30 krajach. Dzięki ponad stuletniemu doświadczeniu Petronas Lubricants International (PLI) ma obecnie bardzo silną pozycję na rynku. Centrum rozwojowo-badawcze firmy znajduje się niedaleko Turynu we Włoszech. Dzięki niemu firma liczy się na globalnym rynku środków smarnych. Działa w 20 krajach na całym świecie i zajmuje się produkcją, dystrybucją i sprzedażą ponad 1500 różnych rodzajów olejów smarowych do silników i przekładni, najwyższej jakości płynów funkcjonalnych i szerokiej gamy płynów chłodniczych do samochodów osobowych, motocykli, ciężarówek, samochodów dostawczych, traktorów oraz maszyn budowlanych i drogowych oraz innego sprzętu przemysłowego. Petronas Lubricants może się pochwalić posiadaniem ponad 30 różnych marek, z których najważniejsze to: Selenia, Syntium, Ambra, Akcela, Urania, Paraflu, Tutela, Arbor oraz wiele innych. Partnerstwo w Pole Position Petronas to marka znana na całym świecie również dzięki działalności związanej ze sponsorowaniem najważniejszych motoryzacyjnych
Petronas Lubricants − włoska, a zarazem międzynarodowa firma produkująca środki smarne dobrze wie, że przyszłość zależy od innowacji w każdym aspekcie jej działalności
imprez sportowych. Obecnie Petronas utrzymuje relacje z asami światowych torów wyścigowych. W 2009 r. doszło do zawiązania bardzo ważnego porozumienia, w wyniku którego Petronas ogłosił, że będzie wyłącznym sponsorem zespołu „Srebrnej Strzały” – obecnie znanego jako Mercedes AMG Petronas Formula 1 Team. Sponsorowanie w dziedzinie sportów motorowych nie jest jedynym elementem działalności PLI. Petronas Lubricants International utrzymuje relacje handlowe z kilkoma spośród najważniejszych partnerów OEM na szczeblu globalnym. Każdy z nich może liczyć na wsparcie wykwalifikowanych specjalistów, którzy potrafią zapewnić wysokiej jakości produkty spełniające indywidualne potrzeby odbiorców. Firma przez cały czas koncentruje się na opracowywaniu nowych produktów i inwestuje we wszystkie aspekty swojej działalności. Jako Grupa zatrudnia ponad 40 tys. pracowników w co najmniej 140 spółkach zależnych na całym świecie. Z tradycją w przyszłość PLI, które przeszło istotne zmiany organizacyjne w ciągu ostatnich kilku lat, nadal wyznaje te same wartości, jakie przyświecały mu przy założeniu prawie 100 lat temu, czyli obecność na światowym rynku poprzez nieustanne inwestycje w zasoby ludzkie, badania i rozwój oraz komunikację. Dziś Petronas mieści się w pierwszej dziesiątce najbardziej zyskownych przedsiębiorstw naftowych na świecie
i ma zamiar dalej się rozwijać. Jako że zespół technologiczny w pełni angażuje się w badanie nowych produktów i technologii, Petronas stanowi doskonały przykład połączenia tradycji z nowoczesnością, przeszłości i przyszłości. Powiązania z przeszłością widać w długotrwałych relacjach z czołowymi firmami OEM, ale główną misją firmy jest umacnianie pozycji i partnerskich relacji z Klientami oraz dalsze kształtowanie wizerunku marki Petronas na całym świecie. Współpraca z CNH PLI posiada partnerów m.in. wśród najbardziej znanych producentów maszyn rolniczych oraz maszyn do robót ziemnych. Będąc technicznym i handlowym partnerem Grupy CNH, Petronas Lubricants poszukuje i otrzymuje najskuteczniejsze rozwiązania dla każdego pojazdu marki New Holland, dla której rekomendowana jest Ambra. Środki smarne z gamy Ambra, polecane przez konstruktora maszyn New Holland, są stosowane już przy pierwszym fabrycznym zalaniu. PLI nieustannie wprowadza innowacje do procesu produkcyjnego swoich wyrobów, wychodząc naprzeciw wymaganiom nowoczesnych jednostek napędowych. Idąc szlakiem ciągłej ewolucji Petronas Lubricants poszerzyło swoje portfolio o nowy środek smarny Ambra UNITEK 10W-40 przeznaczony dla silników nowej generacji o niskiej emisji w maszynach rolniczych i maszynach do robót ziemnych New Holland. ▨
Specjalnie zaprojektowane logo 1912–2012 Celebrating 100 years of technology celebruje podróż firmy po świecie środków smarnych poprzez stulecie. Żółte, czerwone i zielone kolory Olio Fiat, FL Selenia i Petronas Lubricants przedstawiają główne ewolucyjne etapy Spółki. Srebrne zarysy zer liczby 100 stają się uchwytami, które zamykają się i otwierają, aby wyrazić początek i koniec wieku historii
agros magazyn 10/2012
15
TECHNIKA
NASI PARTNERZY PREZENTUJĄ
Flota dla rolników Podstawową maszyną w każdym gospodarstwie jest
ciągnik. Jednak trudno znaleźć takie, w którym nie ma dostawczego samochodu. Czasami jest ich nawet kilka. Są one tak samo niezbędne w produkcji żywności jak maszyny rolnicze.
Ceny netto poszczególnych modeli samochodów: ▪▪ Amarok – od 85 304 zł ▪▪ Caddy Furgon – od 50 657 zł ▪▪ Caddy Maxi Furgon – od 60 581 zł ▪▪ Transporter – od 78 486 zł ▪▪ Crafter – od 79 843 zł
Dla czytelników „AGROS Magazynu” firma Marszałek przygotowała specjalne oferty na zakup samochodów. Przyjedź, powołaj się na magazyn i pytaj o specjalne ceny. Promocja ważna do końca 2013 r. Rolnicy, którzy kiedyś musieli jeździć z płodami na targ lub do skupu, kupowali zwykle nysę lub żuka. Teraz dostępne są przemyślane konstrukcje takie jak: Volkswagen Transporter (T5 produkowany jest w Polsce), Amarok czy Caddy
Jaki powinien być idealny samochód dla polskiego rolnika? Nie ma jednej odpowiedzi. Pick-upy rodem z amerykańskiej prerii cieszą się w Polsce coraz większym zainteresowaniem, choć wielu naszym rolnikom wystarczyłby samochód dostawczy w wersji furgon. − Wszystko zależy od potrzeb konkretnego producenta żywności, terenu, po jakim się porusza, a także ładunku, jaki chce przewozić. Nasza firma znajduje się w Częstochowie – to rejon o bogatej tradycji w wytwarzaniu i przetwórstwie żywności. Wielu naszych Klientów to rolnicy lub przedsiębiorcy działający w tej branży. Nie ma uniwersalnego samochodu dla rolnika, ale w naszej ofercie samochodów użytkowych mamy propozycje dla każdego. Najpierw staramy się zrozumieć, czego Klient oczekuje, a dopiero potem doradzamy – twierdzi Robert Rospondek z działu samochodów użytkowych w firmie Marszałek. Amarok – pick-up Volkswagena − Ten model nie przypadkowo nazywa się Amarok. W języku Inuitów oznacza wilka – w trudno dostępnych, dzikich miejscach czuje się doskonale. Jednocześnie sprawdza się w ruchu miejskim, bo, jak żaden inny pick-up, łączy w sobie mobilność, elastyczność i wydajność – zachwala Wojciech Jureńczyk, Kierownik Sprzedaży samochodów w firmie Marszałek. Szef sprzedaży twierdzi, że takie samochody kupują również miłośnicy samochodów terenowych, którzy w tygodniu jeżdżą nim po mieście, a w weekendy pokonują trasy off-roadowe. − Amarok jest do takich wypadów idealny. Poleciłbym go każdemu − będzie dobrym towarzyszem w pracy i czasie wolnym – kończy pan Wojciech. – Napęd na wszystkie koła, najszersza w tej kategorii pojazdów platforma załadunkowa, 2-litrowy silnik i solidna rama nośna – to tylko kilka cech, które przemawiają za wyborem tego modelu. Najciekawsze zamówienie zrealizowaliśmy dla rolnika, prowadzącego gospodarstwo rybne. Nie miał jak przewozić narybku i na amaroku zamontował basen. To rozwiązało jego problem z transportem żywych ryb – uśmiecha się Robert Rospondek. Caddy Furgon − zwinny i ekonomiczny − Poradzi sobie w każdych warunkach. Przestrzeń ładunkowa o objętości 3,2 m3, drzwi przesuwne, wyłożenie podłogi, systemy bezpieczeństwa oraz wiele »
TECHNIKA
NASI PARTNERZY PREZENTUJĄ
Obok caddy stoją (od lewej) Robert Rospondek z działu samochodów użytkowych oraz Prezes firmy Marszałek Stanisław Marszałek
kontynuuje przedsiębiorca spod Radomska. – Dlaczego ta marka? Moje samochody mają się nie psuć – kończy.
możliwości konfiguracji wnętrza – to wszystko powoduje, że ten samochód spełni niemal każde oczekiwania transportowe − zachwala Robert Rospondek. − Większe przedmioty można bez problemu przewieźć w caddy maxi furgon, bo jest on dłuższy o 47 cm od standardowego modelu, a jego przestrzeń ładunkowa ma objętość 4,2 m3 – największą w tym segmencie samochodów – dodaje. − Posiadam kilka samochodów kupionych w firmie Marszałek. Od škody octavii i fabii, przez passata, aż po caddy i caddy maxi. Od lat tu się zaopatruję, bo nigdy się nie zawiodłem na serwisie. To bardzo istotne, gdy mówimy o samochodach służących do pracy. Prowadząc serwis producenta narzędzi do drewna: pił tarczowych, frezów, wierteł i innych, nie mogę sobie pozwolić na przestój – uśmiecha się Artur Nowicki z Radomska. − Silniki dostępne dla caddy furgon są mocne i ekonomiczne, dlatego jest bardzo oszczędny. To dla mnie ważne. Jestem rolnikiem i prowadzę działalność gospodarczą. Przy kilku samochodach, które posiadam, liczę wydatki na paliwo. Caddy ma bardzo dobre wyniki − przy pojemności silnika 1,6 l i 102 KM pali tylko 6 litrów paliwa na 100 km – zachwala inny Klient firmy spod Radomska. Transporter i crafter – funkcjonalna waga ciężka Rolnicy, którzy kiedyś musieli jeździć z płodami na targ lub do skupu, mieli zwykle nysę lub żuka. Te auta to już historia. Dziś popularność zdobywają nowe konstrukcje, takie jak: Volkswagen Transporter czy Crafter. − To rodzina dużych samochodów dostawczych oraz lekkich ciężarówek o dopuszczalnej masie całkowitej do 5 ton. Transport wymaga nowoczesnych rozwiązań, a samochód użytkowy musi ułatwiać codzienną pracę. Volkswagen transporter to więcej przestrzeni. Dostępny jest z trzema różnymi wysokościami dachu, dzięki temu nawet ogromne ładunki nie będą problematyczne – opowiada Rospondek. − Firma Marszałek to rzetelny partner w interesach. Wczoraj wracałem z Niemiec volkswagenem crafterem kupionym w Częstochowie. Około 17.00 komputer pokładowy pokazał jakiś błąd. Zadzwoniłem i dziś o 8.00 czekał na mnie serwisant. To bardzo ważne, bo mój crafter służy do pracy, a w rolnictwie, szczególnie o tej porze roku, nie można pozwalać sobie na przestoje –
18
Ważne liczby 33 lata doświadczenia w branży motoryzacyjnej oraz 150 osób, które dbają o zadowolenie Klienta – to liczby, które charakteryzują tę rodzinną firmę. Siedziba dealera znajduje się w łatwo dostępnym miejscu przy DK 1, u wylotu z Częstochowy w kierunku na Warszawę. – Początki firmy to rok 1979, gdy rozpocząłem działalność w branży motoryzacyjnej. Prowadziłem niewielki warsztat, w którym świadczyłem usługi z zakresu elektromechaniki dla różnych marek samochodów. Od początku marzyłem jednak o stworzeniu firmy, która byłaby silną marką na rynku częstochowskim – opowiada Stanisław Marszałek, Prezes firmy. – Uczyłem się i inwestowałem. Rozwój techniki oraz nowoczesne technologie wchodzące na rynek samochodowy wymuszały podnoszenie kwalifikacji. Postawiłem sobie cel − doprowadzić organizację pracy do wymogów i standardów stawianych przez koncerny Škoda, Volkswagen i Audi. To się udało w 1994 r. Firma otrzymała autoryzację na sprzedaż i serwis samochodów marki Volkswagen i Audi. Rok później przedsiębiorstwo M&M Marszałek stało się partnerem Škody Auto Polska i Autoryzowanym Dealerem Škody w Częstochowie – uśmiecha się prezes. Nazwa firmy M&M Marszałek pochodzi od pierwszych liter imion synów właściciela firmy – Marcina i Macieja, którzy poszli śladami ojca i są zaangażowani w pracę rodzinnego przedsiębiorstwa. – Ciągle mam marzenia i dalsze plany rozwoju firmy. Dokładamy wszelkich starań, by jakość świadczonych przez naszą stację usług znajdowała odbicie w zadowoleniu naszych Klientów – kończy rozmowę Stanisław Marszałek. ▨
Robert Rospondek tel.: (34) 372 02 50 wewn. 231 tel. kom.: 693 112 667 e-mail: robert. rospondek@m.mmarszalek.pl
Marszałek 42–200 Częstochowa ul. Makuszyńskiego 74/76
Osoby kontaktowe: Jacek Kowalik tel.: (34) 372 02 50 wewn. 120 tel. kom.: 519 546 551 e-mail: jacek. kowalik@m.mmarszalek.pl
TECHNIKA
NASI PARTNERZY PREZENTUJĄ
Logi(sty)czna doskonałość
Zbiory nie zaczekają – to hasło, o którym pamięta New Holland. Właśnie dlatego obsługa logistyczna pracuje podczas żniw nawet w niedzielę. Części maszyn pokonują czasem tysiące kilometrów, by trafić do polskiego rolnika już w 24 godz. od usterki. To nieuniknione – prędzej czy później każda maszyna potrzebuje wymiany niektórych części. Nie ma najmniejszego problemu z ich dostarczeniem, jeżeli zużycie części zostanie zauważone poza szczytem prac. New Holland poświęca wiele wysiłku, by rolnik jak najszybciej otrzymał części zamienne również w okresie żniw. Polskich farmerów powinien uspokoić fakt, że koncern ma gruntownie przemyślaną i doskonale zorganizowaną logistykę części. Pytanie o serwis − Podczas zakupów maszyn rolnicy zawsze pytają o ich serwis i dostępność części zamiennych − mówi Dariusz Marciniak, Marketing Menedżer ds. sprzedaży części zamiennych koncernu CNH, w którego skład wchodzi firma New Holland. – Tych pytań się nie boimy, bo dostęp do części każdy rolnik ma zapewniony poprzez sieć pięciu europejskich magazynów. Poza okresem żniw mamy dwa tryby zamówień: NSO realizowany do pięciu dni i UDO – do 24 godz. − dodaje. To właśnie te pilne przesyłki dowodzą sprawności logistycznej. Zamówienia UDO realizowane są w ciągu doby − o ile część jest dostępna w magazynie w Niemczech. Potrzebne elementy można także sprowadzać z magazynów położonych we Francji, Anglii, Włoszech lub Hiszpanii. Polscy dealerzy współpracują najczęściej z magazynem w niemieckim Heidelbergu. − To bardzo dobra decyzja, bo to jeden z najlepiej zorganizowanych magazynów naszego koncernu – tłumaczy menedżer. − Ma najmniejszy procent pomyłek i uszkodzonych paczek rozsyłanych do dealerów, a także najlepiej zorganizowany skład. Części z Heidelbergu rozsyłane są za pośrednictwem firmy kurierskiej TNT transportem nocnym. To oznacza, że dealer krajowy, składając zamówienie do godz. 15.30, otrzyma części już kolejnego dnia do godz. 14, a następnie przesyłka jest dostarczana do Klienta. Części są zamawiane przy użyciu specjalnego systemu komputerowego, co umożliwia dealerom sprawdzenie ich dostępności. Można prześledzić również, w którym z magazynów część jest składowana i ile
agros magazyn 10/2012
będzie kosztowała. Co istotne − w przypadku, gdy potrzebnego elementu nie ma w żadnym magazynie, można sprowadzić części bezpośrednio z fabryki, w której są produkowane − niemalże bezpośrednio z linii montażowej. W razie niejasności dealerom pomagają pracownicy punktu obsługi z Płocka. − Co najważniejsze, w trybie standardowym Klient nie płaci za kuriera, bo części dowożone są za darmo – zachwala Marciniak. – W dodatku na polskim rynku 97 proc. zamówień jest realizowanych w terminie. Pilne, pilniejsze, najpilniejsze Żniwa to zawsze gorący okres – dla New Holland oznacza to, że także w weekendy dyżury pełnią pracownicy obsługi posprzedażowej. Zapewnia to bieżące rozwiązanie problemów, z którymi do dealerów mogą zgłaszać się rolnicy. – W tym czasie uruchamiamy także dostawy weekendowe, zamówienia z piątku są realizowane już w sobotę, a te z soboty – w niedzielę – tłumaczy menedżer. − Przecież wiadomo, że zbiory nie mogą czekać. W razie potrzeby poszczególni dealerzy mogą sprawdzić inne punkty sprzedaży w całej Europie. Jeśli niezbędna część jest chwilowo niedostępna w magazynie, to wówczas można skorzystać z pomocy innego dealera, a rozliczenia następują między punktami. To ogromne ułatwienie, podobnie jak fakt, że Klienci mogą korzystać z katalogu online, by samodzielnie wyszukiwać potrzebne im części. To właśnie jakość produktów, ale i doskonała logistyka sprawiają, że firma New Holland jest bezkonkurencyjna. Koncern CNH, którego jest częścią, ma w swoim asortymencie 1,15 mln pozycji swoich pięciu marek, które serwisuje. Mimo tak wielkiego wyboru wygrywa dostępnością części i terminowością. ▨
19
DORADZTWO
Z PIERWSZEJ RĘKI
Czysta robota
Rozlewanie gnojowicy to jedna z najmniej przyjemnych prac w gospodarstwie. Na co zwracać uwagę przy wyborze wozu asenizacyjnego, aby usprawnić ten proces, zapytaliśmy użytkownika „beczki” Pomotu Adama Synowca.
Jadąc na rozmowę z rolnikiem ze Staropola w gminie Przyrów, mijaliśmy połacie pól, na których trwały żniwa. Na jednym z nich naszą uwagę zwrócił z daleka błyszczący srebrny wóz sprzężony z małym, zwrotnym niebieskim ciągnikiem. Podjechaliśmy bliżej i dopiero wtedy zorientowaliśmy się, że to „bohater” naszego materiału – wóz asenizacyjny marki Pomot o pojemności 5 tys. l: − Sposób
20
zabezpieczenia przed korozją zbiornika jest według mnie najważniejszą cechą tego sprzętu. Między innymi dlatego zdecydowałem się na tę, a nie inną markę – rozpoczyna rozmowę właściciel wozu, zapytany o jego błyszczący kolor. – Oczywiście nie bez znaczenia był fakt, że właśnie tę firmę poleca mój zaufany dealer maszyn rolniczych Jan Wroński – uśmiecha się 45-letni gospodarz ze Staropola.
Wóz asenizacyjny Adama Synowca pracuje z ciągnikiem New Holland T5030 o mocy 78 KM (maszyny są połączone na zaczep hitch na wysokości 400 mm). Syn pana Adama Grzegorz (na zdj.), który najczęściej pracuje na zestawie, bardzo chwali niski poziom hałasu obu maszyn (w wozach Pomotu stosuje się opatentowany tłumik wyciszający pracę kompresora o 15 dB)
– Nie trzeba się rozwodzić na temat tego, jak gnojowica może zadziałać na blachę. Dlatego wybierając swój wóz, zwracałem szczególną uwagę na metody zabezpieczające powierzchnię zbiornika. Wozy z Pomotu znane są ze świetnych zabezpieczeń antykorozyjnych. Mój model ma dennicę zbiornika o średnicy 1400 mm, a sam zbiornik jest zrobiony z blachy o grubości 5 mm. Całość jest ocynkowana ogniowo z dodatkową warstwą ochronną, do tego zbiornik ma podwójny spaw – z zewnątrz i wewnątrz – opisuje pan Adam. – Cynkowanie jest znacznie lepszą metodą niż malowanie, ale również droższą. Myślę jednak, że to element, na którym nie warto oszczędzać. Bardzo ważna dla mnie jest grubość ścianek zbiornika − 5 mm! Takie parametry to złoty środek, który z jednej strony czyni beczkę wystarczająco sztywną, a z drugiej strony nie jest ona tak gruba, by obciążać zanadto konstrukcję własną i ciągnika. Wóz ten jest stosunkowo lekki, bo waży 1500 kg i ma naprawdę szerokie koła, co na moich podmokłych łąkach ma wielkie znaczenie – dodaje.
Małe, ale wydajne stadko Adam Synowiec gospodaruje na 50 ha. Połowa gospodarstwa to użytki zielone wykorzystywane do produkcji sianokiszonki dla stada bydła liczącego 20 krów mlecznych i 30 sztuk „młodzieży”. – Na pozostałej części pól uprawiam żyto, pszenicę i jęczmień oraz trochę kukurydzy, ale dochody ze sprzedaży zboża nie są dla mnie tak
agros magazyn 10/2012
znaczące jak z hodowli. Moje stado daje mi rocznie około 100 000 l mleka. To gwarantuje płynność finansową. Stado tej wielkości produkuje mnóstwo gnojówki, którą na pola przewożę właśnie wozem z Pomotu − uśmiecha się gospodarz. – Mam również spore doły na gnojowicę, w sumie 50 000 tys. l. Muszą być duże, bo Agencja Rozwoju i Modernizacji Rolnictwa zaleca, by były to zbiorniki, w których można gnojowicę składować całą zimę. Zaczynam je opróżniać oczywiście dopiero wczesną wiosną. Robię sporo kursów na pola, dzięki czemu wóz szybko się amortyzuje – przyznaje pan Adam. Rolnik ze Staropola chciał kupić wóz o jeszcze większej pojemności, by robić jak najmniej przejazdów. – Przedstawiciel firmy Agros-Wrońscy doradził mi wóz o pojemności do 5 tys. l, bo wiedział, że ARiMR, która rozpatruje wnioski o dotację ze środków unijnych, zakwestionuje wyższą pojemność. Miał rację. Nie dostałbym dofinansowania na jeszcze większy wóz. Długo musiałem uzasadniać, że potrzebuję przy swoim profilu produkcji wóz z beczką o pojemności 5 tys. litrów, ale w końcu się udało − cieszy się rolnik. Serce beczki Według pana Adama najważniejszą częścią wozu jest pompa − serce beczki. Ze względu na wysokie ceny paliw należy się decydować na najbardziej wydajną. Model użytkowany przez rolnika ma wydajność 6150 l/min i napełnia się w 4 minuty: – Oczywiście ma zabezpieczenie przed przelaniem; ale ponieważ wiedziałem, że będę rozlewał gnojowicę po polach, zwracałem szczególnie uwagę na inny element − wybrałem model z tzw. odolejaczem, czyli mokrym filtrem powietrza, by mieć pewność, że kurz nie będzie miał wpływu na szybsze zużycie pompy. Jestem z niej bardzo zadowolony – szybko zasysa gnojowicę i precyzyjnie ją rozlewa po polu, szeroko, blisko ziemi, co ma znaczenie podczas pracy w wietrzne dni – opowiada Synowiec. Wóz jeżdżący po polach pana Synowca ma konstrukcję ramową jednoosiową, wybraną specjalnie pod kątem bezpieczeństwa użytkowania na drodze: − Sporo jeździmy drogami publicznymi, chciałem mieć pewność, że niczego nie urwę i będę mógł rozwijać sensowne prędkości; w tym przypadku homologacja dopuszcza nawet 40 km/h – cieszy się zadowolony ze sprzętu użytkownik. – Oszczędzam mnóstwo czasu i pieniędzy, pracując na tak wydajnym sprzęcie – kończy rozmowę. ▨
21
DORADZTWO
Z PIERWSZEJ RĘKI
Wygrać z naturą
Kolejne mokre lato za nami, meteorolodzy zapowiadają suchą jesień – rolnicy załamują ręce, bo taka pogoda to katastrofa dla gleby. Jak w takich warunkach atmosferycznych, radzić sobie z uprawą trudnych gleb IV klasy, zapytaliśmy właściciela kilkudziesięciu hektarów, uprawiającego rzepak w Dębinie, koło Gorzowa Śląskiego.
Waldemar Rybot uprawia 30 ha własnych ziem i 20 ha dzierżawionych. Sieje na nich głównie zboża oraz rzepak. Część dochodów czerpie z hodowli świń. Dzieci − Mateusz, Natalia i Marcin – chętnie pomagają ojcu w pracach polowych – lubią zwłaszcza jazdę jednym z dwóch ciągników New Holland
Rzepak to roślina bardzo wymagająca − zwłaszcza przed zasiewem trzeba starannie przygotować pola. − Przed laty do uprawy wystarczył dobry agregat uprawowo-siewny. Pracowałem na doskonałej maszynie firmy FAMAROL – przyznaje Waldemar Rybot, właściciel pięćdziesięciohektarowego gospodarstwa. – Ale od kilku sezonów, odkąd pogoda „zwariowała” i mamy na zmianę powodzie z suszami, nie wystarczy przejechać po polu agregatem, który tylko podrobi ziemię. Takie gleby jak moje – głównie IV klasy, w dodatku gliniaste – trzeba porządnie ugnieść, żeby mieć dobre wschody. Latem gleba całkowicie wysycha, staje się wręcz piaszczysta. Musiałem znaleźć sposób, by zatrzymać w niej wodę, by wiatr wszystkiego nie rozwiał – opowiada rolnik. O pomoc w doborze sprzętu, który miał rozwiązać jego problem, zwrócił się do Szymona Mazura, Przedstawiciela Handlowego Agros-Wrońscy − firmy, w której od lat zaopatruje się w sprzęt rolniczy. – Poleciłem panu Waldemarowi wał TYTAN produkowany przez EXPOM o szerokości 6,3 m − ciągany, sterowany hydraulicznie z włóką. Wybraliśmy model z pierścieniami Crosskill, ponieważ zależało mu na maszynie, której będzie mógł używać zarówno przed siewem, jak i po jego zakończeniu – wspomina Szymon Mazur. – Croskill spełnia dwa zadania – kruszy i dogniata nawet najtrudniejsze, najbardziej zbrylone gleby, ponadto nie blokuje się w wyniku oblepiania glebą podczas pracy w glinie. Jednocześnie dobrze wyrównuje pole i ugniata ziemię po siewie − wyjaśnia. – Wał Croskill jest samoczyszczący. Co drugi pierścień jest luźny. Tak skonstruowane urządzenie nie pozwala ziemi na obklejenie. Poza tym bez trudu można go doczyszczać karcherem. Jakość w dobrej cenie Waldemar Rybot − zanim zdecydował się na zakup polecanego sprzętu − sprawdził ofertę konkurencji − odwiedzał pokazy polowe, testował sprzęt różnych marek: − EXPOM zdecydowanie wygrywa ceną przy zachowaniu wysokiej jakości. Nie dość, że jest dwa razy tańszy niż wał konkurencji, to materiały, z których jest wykonany, są bardzo trwałe − rama jest gruba, a to przecież niezwykle ważne. Sąsiedzi od lat pracują tymi wałami i bardzo sobie je chwalą – uśmiecha się rolnik. Jak skutecznie wał zatrzymuje wilgoć w wewnętrznych warstwach gleby, pan Waldemar widział już po pierwszych zbiorach: − Tej wiosny miałem piękne wschody. Wpływ na to miała uprawa przedsiewna −
ugniotłem ziemię i zatrzymałem wodę w głębszych warstwach, a dodatkowo po posianiu przejechałem całość wałem z podniesioną włóką i wbiłem ziarno w glebę. Do prac przedsiewnych i jeszcze lepszego dogniatania gleby używam wału Campbell montowanego na przedni TUZ ciągnika, również z EXPOM-u. Dobrze ubite ziarno dużo lepiej kiełkuje – zachwala pan Waldemar. – Dodatkowo, dzięki wałowaniu TYTAN-em z włóką, praca kombajnu była łatwiejsza − jechał po polu równym niczym stół, a heder zbierał pełne 6 m. Wydajność kombajnu bardzo się podniosła, zbiory były w tym roku o wiele lepsze. Oszczędzamy też sporo czasu, ponieważ nie musimy tak często zbierać kamieni z pól, bo te mniejsze wał wbija skutecznie w ziemię – dodaje rolnik. Zautomatyzowana praca Parametry pracy wału w całości są sterowane z kabiny ciągnika. Włóka jest podnoszona hydraulicznie, kąt pracy również można zmieniać, nie ruszając się z siedziska w traktorze. Do transportu TYTAN jest opuszczany na koła, a całość konstrukcji bez oporów porusza się za traktorem. Światła odblaskowe − na zamówienie również oświetlenie dodatkowe − gwarantują bezpieczną jazdę po drogach publicznych. − Składanie i rozkładanie włóki nie wymaga cofania maszyny. Jeżeli miałbym się skarżyć, to wspomniałbym właśnie o sposobie zabezpieczenia włóki do transportu. Do pracy trzeba ją podnosić, a do transportu opuszczać – wolałbym, żeby można było przewozić ją w tej samej pozycji. To jednak drobiazg, biorąc pod uwagę, jak prosta jest obsługa tego sprzętu – ocenia Rybot. – Komfort pracy jest ogromny, zwłaszcza że przypinam wał do bardzo dobrego ciągnika New Holland T5050. Zwykle ten stukonny „maluch” wystarcza. Gdy chcę popracować z włóką mocniej wbitą w ziemię i potrzebuję większej mocy, wpinam go do NH T6050. Trzeba przyznać, że sprzęt współpracuje doskonale, nie obciąża zbytnio ciągnika, a spalanie utrzymuje się na przyzwoitym poziomie. Średnio we współpracy z wałem zużywa 5-6 l – ocenia. − Niewątpliwa korzyść, jaka wynika z posiadania takich ciągników, to oszczędność czasu – wszystko z łatwością można obsłużyć, a przede wszystkim są to niezawodne maszyny, które po prostu się nie psują. W rezultacie, czas, który wcześniej przeznaczałem na naprawy starych urządzeń, dziś inwestuję w prace poprawiające plony – przyznaje właściciel sprzętu. ▨
23
DORADZTWO
Z PIERWSZEJ RĘKI
Kiszonka
wyśmienita
Trudno sobie wyobrazić nowoczesne gospodarstwo bez prasy zwijającej. Na co zwrócić uwagę, kupując to urządzenie, podpowiada Zbyszek Posmyk z Ładzina koło Strzelec Wielkich – rolnik, który swoją maszynę użytkuje od 4 lat, a teraz planuje zakup kolejnej.
Z PIERWSZEJ RĘKI
− Prasa była pomysłem żony. Mamy 11 sztuk bydła mlecznego, 10 opasowego i 70 świń. Żeby czerpać zyski z takiego stadka, trzeba je porządnie wykarmić. Zawsze zależało nam na dobrej jakości sianokiszonce dla krów. Aby taką paszę uzyskać, trzeba ją zbierać w odpowiednim czasie – wyjaśnia Zbigniew Posmyk. − Gdy nie mieliśmy prasy, wynajmowaliśmy okolicznych rolników do tej pracy i ciągle nie mogliśmy zdążyć ze zbiorem. Rolnicy, którzy mieli swoje urządzenia, najpierw przygotowywali swoje zbiory, a później świadczyli usługi innym. Cztery lata temu żona zdecydowała o zakupie urządzenia. Wspólnie z doradcą z firmy Agros-Wrońscy wybraliśmy odpowiedni na nasze ówczesne potrzeby model: prasę walcową Metal-Fachu Z 562, gwarantującą dobrej jakości kiszonkę. Jak podaje producent, dzięki walcowej komorze zwijania uzyskuje się w niej wysoki stopień sprasowania materiału,
a dalej doskonałą kiszonkę. Całkowicie się z tym zgadzam. Sianokiszonka jest wyśmienita – chwali rolnik. − Zwłaszcza że prasa ma aplikator do zakiszania pasz w trakcie zbioru. Początkowo nie zdecydowałem się na jego zakup, szybko jednak musiałem uzupełnić ten brak – przyznaje pan Zbigniew. − Momentalnie poprawiła się jakość naszych sianokiszonek – były odpowiednio wysuszone, bo zebrane w najlepszym terminie i od razu podane procesowi kiszenia. Od razu wzrosła też wydajność naszego stadka − dodaje. – Jeżeli chodzi o moc przerobową samej maszyny, to w ciągu długiego dnia wyrabia około 230 bali – do rozmowy włącza się Piotr, 20-letni syn pana Zbyszka, który najczęściej obsługuje prasę. – Trzeba tylko spełnić jeden warunek – nie wolno się z naszą „Sokółką” spieszyć, tylko pracować w równym tempie – bela w sznurku jedna na 3,5 min, w siatce jedna na dwie minuty.
Jeśli jedzie się szybciej, bale robią się lejbowate i słabo zbite – doprecyzowuje chłopak. Panowie zgodnie twierdzą, że możliwość zamiennego używania sznurka i siatki jest ważnym udogodnieniem: − Biorąc pod uwagę cenę paliwa, możliwość przyspieszenia pracy dzięki siatce jest dla mnie bardzo istotna – dodaje gospodarz.
gający przed przepełnieniem. Wtedy z kabiny ciągnika jednym pociągnięciem linki uruchamiam siatkę do owijania – opowiada Piotr. − Bardzo wyraźnie słychać, kiedy nóż obcina siatkę, wtedy wystarczy podnieść komorę i wypada gotowy bal. Owijanie sznurkiem odbywa się automatycznie. Obsługa prasy jest bardzo prosta, intuicyjna i nie wymaga zagłębiania się w skomplikowane instrukcje obsługi – z zadowoleniem dodaje chłopak. − Dużym udogodnieniem jest też szeroki pobieracz. Ma 1,8 m i świetnie zbiera słomę w każdych warunkach – ocenia Posmyk. »
Intuicyjna obsługa – Sterowaniem całego procesu zajmuje się operator ciągnika. Gdy wskaźnik pokazuje, że bęben jest pełen, włącza się sygnał dźwiękowy ostrze-
Zbigniew Posmyk z Ładzina koło Strzelec Wielkich uprawia 70 ha – głównie zboża (pszenicę, jęczmień, owies, pszenżyto) i ziemniaki. Ma 21 szt. bydła i 70 trzody chlewnej. Pracami gospodarskimi dzieli się z żoną Edytą. W przerwach w nauce przy gospodarstwie pomaga rodzicom 20-letni syn Piotr (na zdj.) – najczęściej obsługuje prasę Metal-Fachu Z 562
– Uważam również, że dobrym pomysłem producenta tej prasy było zastosowanie mechanicznej blokady tylnej klapy zamiast hydraulicznej. Ma to wpływ na pracę ciągnika, którego hydraulika nie jest dodatkowo obciążana. Dzięki temu ma on większą wydajność i mniejsze zużycie paliwa. Prostota tej konstrukcji to jej największa zaleta. Nigdy się nie zepsuła. Wymieniałem tylko te części, które w naturalny sposób się zużywają. Piotr Posmyk, który ma za sobą wiele przepracowanych godzin z prasą z Sokółki, podkreśla, że szerokość kół ma dla niego duże znaczenie. − Szerokie koła dają gwarancję, że prasa nie tonie, nawet jeżeli trzeba prowadzić prace na podmokłym terenie. Prasa państwa Posmyków to najbardziej podstawowy model z podajnikiem widłowym bez rotora. Z 562 jest dostępna w dwóch rozszerzonych wersjach: z rotorem, który podwyższa zdolność transportowania materiału do komory zwijania i zwiększa wydajność maszyny, oraz z rotorowym zespołem rozdrabniającym. Ten ostatni posiada 13 noży tnących, które precyzyjnie tną materiał na kawałki o długości 85 mm. Dzięki temu uzyskuje się większe zagęszczenie siana bądź słomy przed prasowaniem. Pasza przygotowana w ten sposób jest łatwiejsza w podawaniu oraz w przygotowaniu przez wozy paszowe − co oznacza oszczędność energii – a także lepiej trawiona przez zwierzęta. Handel słomą − Niedawno zdecydowałem się rozszerzyć swoją działalność o handel słomą − to naturalna kolej rzeczy, gdy ma się hodowlę. Mamy sporo słomy przetworzonej w postaci obornika, a resztę możemy sprzedać – na
26
brykiet oraz podkłady na grzybnię. Gwarantujemy sobie dzięki temu dodatkowy dochód, który przeznaczam na zakup nawozu. Dzięki temu pola nie ubożeją. Z tego powodu zacząłem myśleć o kupnie kolejnej prasy. Z 562 to walcówka, która „boi się” suchej słomy. Dopóki zbieram wilgotną – o świcie bądź wieczorem – nie ma problemu. Dobrze dosuszona słoma „staje” w środku. Chcę zbierać słomę w każdych warunkach atmosferycznych, dlatego coraz odważniej myślę o zakupie prasy zmiennokomorowej, np. New Holland BR 7060. Zgrany duet Prasa w gospodarstwie Zbyszka Posmyka zwykle współpracuje z ciągnikiem NH T6030 o mocy 117 KM, ale jak twierdzi właściciel, bez trudu poradziłby sobie z nią ciągnik 80-konny. Do przenoszenia balotów jego syn Piotr używa ładowacza T272 Polmotu Biedaszki dopiętego do 70-konnego ciągnika New Holland serii TD70d. Ładowacz ma maksymalny udźwig w granicach 1200 kg, ale rolnicy nigdy nie przekraczają limitu 900 kg, by dodatkowo nie obciążać ciągnika. Wprawdzie mają możliwość dociążenia maszyny na tylnych kołach bądź zaczepie, jednak z niej nie korzystają. – Ładowacz jest hydraulicznie sterowany. Dodatkowo wyposażony jest w łyżkę do materiałów sypkich, ale my rzadko z niej korzystamy. Wykorzystujemy go do transportu, rozładunku big bagów oraz europalet z materiałem siewnym, a także jako krokodyla załadunkowego do obornika oraz pracy z balotami. Sprawdził się we wszystkich rolach. Według mnie to sprzęt bez wad. Bez nowoczesnych maszyn nie wyobrażam sobie pracy na moich 70 ha – kończy rolnik. ▨
DORADZTWO
ekspert radzi
Prasowanie na dużą skalę
Po zbiorach już wiesz − prasa, której używasz, nie wystarcza. Być może chcesz sprzedawać słomę, lecz maszyna sobie nie radzi − bela „ślizga” się i nie jest dokładnie pokryta siatką. Szukasz precyzyjnego rozwiązania, by nie tracić siatki – odpowiedzią jest prasa zmiennokomorowa.
Na zdj. Andrzej Baran, Mechanik Serwisu Agros-Wrońscy, specjalizujący się w budowie pras
Prasa belująca zmiennokomorowa Metal-Fachu Z589 posiada w standardzie obwiązywacz podwójnym sznurkiem, obwiązywacz siatką oraz centralne smarowanie łańcuchów
agros magazyn 10/2012
Rolnicy pracujący na prasach stałokomorowych wiedzą, że to maszyny, które doskonale sprawują się przy sianokiszonkach; jednak nie sprawdzają się przy pracy w słomie, zwłaszcza dobrze dosuszonej: − W stałokomorówkach słoma się ślizga – wały stanowiące serce tej maszyny nie radzą sobie ze zbyt suchym materiałem. Wyeliminujemy ten problem, jeśli zdecydujemy się na prasę zmiennokomorową pasową. Maszyna w ten sam sposób pracuje z kiszonką, słomą, sianem; każdą masę z łatwością zbiera, zwija i formułuje żądaną wielkość bala. – Przyczyną jest pas, który obwodzi materiał i kręci się razem z nim; w ten sposób zostaje wyeliminowana możliwość zatrzymywania się bala w komorze prasy – wyjaśnia Andrzej Baran, Mechanik Serwisu AgrosWrońscy, specjalizujący się w budowie pras. Decydując się na prasę zmiennokomorową, rolnik uzyskuje pewność, że uformowane w niej bale mają znacznie większą masę niż uformowane w prasie stałokomorowej. Także teraz przydaje się ów pas, którego siła ucisku − sterowana hydraulicznie − równomiernie zgniata
materiał od samego początku aż do końca formowania. Prasy mają także możliwość różnicowania zgniotu rdzenia i części zewnętrznej bala. To bardzo użyteczna funkcja, ponieważ wcześniej rolnicy często narzekali, że po rozwinięciu balotu jego środek jest tak mocno zbity, że nie są w stanie wbić wideł. – Prasa zmiennokomorowa umożliwia formowanie balotów różnej wielkości, dlatego tak ważne jest odpowiednie dogniatanie już od startu. W prasach stałokomorowych, w których masa jest zbierana do „beczki” i ugniatana w finalnym stadium pracy, materiał jest znacznie gorzej dognieciony. Jest w nich też mniej materiału tworzącego bal. Baloty ze zmiennokomorówek są tej samej wielkości, ale mają większą wagę – wyjaśnia Andrzej Baran. − Możliwość ustalenia wielkości bala jest ogromną zaletą tych pras. Jeśli chcemy oszczędzić nieco siatki i mieć mniejsze odpady słomy z gnijących warstw balotu, możemy formować bale wielkości nawet 180 cm. Możemy również różnicować wielkość balotów w zależności od tego, co zwijamy – te z sianokiszonką przygotowywać tradycyjnie na 120 cm, gdyż do takiej wielkości są przystosowane owijarki, a na 150 cm ze słomą, aby oszczędzić nieco siatki – podpowiada ekspert. W ofercie Agros-Wrońscy można wybierać pomiędzy prasami zmiennokomorowymi trzech marek, takich jak: Metal-Fach, FAMAROL i New Holland. Decydując się na wybór jednej z nich, należy zastanowić się nad swoimi potrzebami − należy uwzględnić posiadany areał, moc własnego ciągnika, sposób składowania, liczbę bel zwijanych rocznie oraz cenę, jaką jesteśmy skłonni zapłacić. – Każdy gospodarz szukający skutecznej metody prasowania różnego rodzaju materiału znajdzie u nas coś dla siebie − zapewnia pan Andrzej. ▨
27
DORADZTWO
Z PIERWSZEJ RĘKI
Stado dobrze
wykarmione
Wozy paszowe nie są najbardziej popularnymi maszynami w polskich gospodarstwach. Ich użytkownicy przekonują, że warto w nie inwestować, bo dzięki nim można zwiększyć mleczność krowy nawet o 3 l dziennie. O doświadczenia w pracy z paszowozem marki KUHN zapytaliśmy Henryka i Mateusza Walczyków z Czerniakowa.
Zadbane budynki gospodarcze, wysprzątane podwórko, błyszczące nowością stali maszyny rolnicze ustawione w równym rzędzie. Tuż obok szeroko otwarte wrota obory, w której nad paszą pochyla się stado krów. Przed oborą − z kabiny ciągnika, do którego dopięty jest wóz paszowy KUHN EUROMIX − wyskakuje młody rolnik, witając dziennikarza szerokim uśmiechem: – Nie zawsze praca tak sprawnie przebiegała. Teraz na karmieniu spędzam codziennie około półtorej godziny. Zanim kupiliśmy paszowóz, zabierało mi to ponad 3 godz. – odpowiada 21-letni Mateusz Walczyk. – Ojciec zajmuje się uprawami, a jest tego sporo, bo mamy aż 60 ha. Oporządzenie 120 szt. bydła – 60 krów mlecznych i sześćdziesiątki „młodzieży” − to głównie moje zajęcie. Pomaga mi mama, która dwa razy dziennie doi całe stado. EUROMIX 1070 miał być maszyną, która ułatwi mi życie i podniesie naszą wydajność. Długo szukałem odpowiedniego modelu wozu, jeździłem na targi i oglądałem – opowiada chłopak. – Mieliśmy w gospodarstwie model konkurencji na testach, ale nie byliśmy zadowoleni ze sposobu cięcia paszy – włącza się do rozmowy Henryk Walczyk. − Mateusz postawił na KUHN-a, i tak długo o nim opowiadał i przekonywał, aż w końcu kupiliśmy.
Muszę przyznać, że jestem zadowolony. Rezultaty już są widoczne – każda krowa daje o 2 l mleka dziennie więcej, co przy populacji 60 krów mlecznych, po roku da nam prawdopodobnie ponad 40 tys. l mleka więcej. A wszystko to dzięki dobrze wymieszanej i pełnowartościowej paszy. Wcześniej, gdy mieszaliśmy sami, nie jadły wszystkiego, tylko wybierały ulubione kąski, niekoniecznie te najbardziej wartościowe – opowiada właściciel gospodarstwa. Posiłek optymalnie skomponowany W oborze państwa Walczyków jeździ EUROMIX 1070 o pojemności 10 m 3. Wielkość pojemnika pomógł rolnikom dobrać Tomek Duszyński, Przedstawiciel Handlowy Agros-Wrońscy, który doradza im w wyborze optymalnych rozwiązań technologicznych. – Choć na stronie KUHN-a można za pomocą bardzo praktycznego kalkulatora przelicz yć wsz ystkie parametr y i dobrać odpowiedni model, wolę gdy doradza mi człowiek. Tomek sam jest rolnikiem. Zna moje problemy, zawsze rozumie moje wątpliwości − wyjaśnia pan Henryk. – Przekonał mnie, że jeśli szukam rozwiązania na lata, muszę zwrócić uwagę na stal, z jakiej wykonany jest wóz.
Musi to być materiał trwały, który wytrzyma wieloletnie działanie kwasów z sianokiszonki i nie podda się korozji powodującej wytarcie dna wozu – wyjaśnia rolnik. Walczykowie stosują system żywienia krów o nazwie „TMR” − zakładający całkowite wymieszanie dawki, która jest niezbędna dla prawidłowego przebiegu procesu przeżuwania u krów. Przygotowują pasze z witaminami – z kukurydzy, sianokiszonki, lucerny, młóta browarnego, wysłodki z dodatkiem pasz treściwych dla krów mlecznych, oraz nieco lżejszą − z większą ilością siana − dla cielaków. – Jako dodatek dokupiłem pierścień przytrzymujący bele i kierujący cały materiał na paszę do środka maszyny, ponieważ często zdarza się, że za jednym razem wrzucam nawet dwie bele do mieszania. Już po piętnastu min 3,5 tony jest pokrojone jak w sieczkarni i dokładnie wymieszane – opowiada Mateusz. − Noże są tak ostre, że nawet kamień pocięłyby w drobny mak, do tego same się oczyszczają. Pewnie kiedyś się zużyją, ale jestem przekonany, że nie tak szybko, jak te ze stali gorszej jakości. Ślimak w tym modelu jest wykonany z blachy o grubości 15 mm, dzięki czemu jest wyjątkowo »
DORADZTWO
Z PIERWSZEJ RĘKI
odporny na ścieranie − zauważa rolnik. W podstawowej wersji maszyny, która pracuje w tym gospodarstwie, zespół tnący stanowią dwa przeciwnoże, czyli regulowane ręcznie płyty przytrzymujące. Zmiana ich położenia umożliwia ustawianie stopnia rozdrobnienia paszy, co jest szczególnie ważne podczas przygotowywania pasz o dużej zawartości włókna. − Pasza wymieszana w EUROMIKSIE jest lekka i puszysta. I gdy widzę, jak chętnie zjadają ją nasze krowy, myślę sobie, że musi być bardzo smaczna – śmieje się pan Henryk. Na zdj. Henryk i Mateusz Walczykowie z Czerniakowa. Ich gospodarstwo to 60 ha upraw i 120 szt. bydła. Odkąd karmią swoje stado przy pomocy wozu paszowego EUROMIX 1070 marki KUHN każda krowa daje 2 l mleka dziennie więcej; co przy populacji 60 krów mlecznych po roku da ponad 40 tys. l mleka więcej
Potężna siła za niewielką mocą Wozy paszowe KUHN standardowo są sterowane za pośrednictwem układu hydraulicznego ciągnika. Urządzenie umożliwiające dotykowe sterowanie maszyną można zamontować w kabinie każdego traktora. Ślimaki tych wozów zostały wyposażone w noże charakteryzujące się narastającą intensywnością cięcia, co zapewnia stałe przenoszenie momentu obrotowego, a tym samym zmniejsza zapotrzebowanie maszyny na moc: − Ten model wymaga mocy ciągnika w granicach 80 KM. Ponieważ nasz mniejszy ciągnik na stałe pracuje z ładowaczem, wóz podpinamy pod NH T7.170 o mocy znamionowej 125 KM. To o dużo za dużo, ale po pierwsze − w tym przypadku nie musieliśmy dokupować przekładni redukującej obroty, która umożliwia pracę na mniejszych mocach, a ponadto w dużych ilościach oszczędzamy paliwo. Ciągnik z wozem spala średnio 5,5 l na jedno mieszanie dla krów – wylicza Mateusz. Precyzyjne dawkowanie − Mamy dużą oborę – korytarz ma aż 5 m szerokości i sporą wysokość, więc wymiary wozu nie miały dla nas większego znaczenia. Wysypujemy karmę na
płaskie stoły, dlatego zależało nam na dwustronnym bezpośrednim systemie zadawania paszy. To praktyczne rozwiązanie, gdy trzeba np. nakarmić chore bydło umieszczone w oddzielnych boksach – wyjaśnia. – Odkąd mamy wóz, w oborze łatwiej utrzymać czystość. Otwór wysypowy ma automatyczną klapę zabezpieczoną płóciennym fartuchem, co zapobiega rozsypywaniu się paszy – dodaje Mateusz. Dobierając odpowiedni model, rolnicy brali pod uwagę jeszcze jeden element – precyzyjną wagę, która ułatwia dobranie odpowiedniej ilości wszystkich składników − na przykład azotowych związków niebiałkowych czy paszy przemysłowej. – W tych wozach elektroniczny system ważenia jest standardowym wyposażeniem. Z łatwością kontroluję załadunek paszy i obliczam jej ilość zgodnie z potrzebami stada, ponieważ system zapamiętuje dawki dla poszczególnych zwierząt. Wystarczy tylko wprowadzić liczbę krów, a system automatycznie oblicza wymaganą ilość składników do załadunku – chwali chłopak. – Co najważniejsze – wszystkie te rozwiązania faktycznie przekładają się na mój komfort pracy i lepsze odżywienie stada. Zwierzęta mają mniej problemów z przemianą materii, bo pasza jest odpowiednio napowietrzona, nie przegrzewa się i nie psuje – podsumowuje Mateusz. *** − Marzy mi się, żeby syn przejął ode mnie nowoczesne gospodarstwo, które rozbuduje i przekaże później swojemu synowi. A wnuk, uprawiając ojcowiznę, będzie ciepło wspominał dziadka, który dla niego zaczął modernizować park maszynowy. Dlatego powoli, ale regularnie wymieniam stary sprzęt na nowy – kończy rozmowę pan Henryk. ▨
DORADZTWO
Szef SERWISU ODPOWIADA
Czas
dla agregatów Kombajny i prasy wysokiego zgniotu kończą już swoje zadania, nadchodzi pora na agregaty uprawowe. Warto poświęcić trochę czasu na ich przygotowanie, aby pracowały niezawodnie. Pomoże nam w tym Szef Serwisu Agros-Wrońscy Zbigniew Pieroński.
Masz pytanie dotyczące serwisu twojego parku maszynowego, napisz na adres: serwis@ agros-wronscy.pl lub zadzwoń bezpośrednio do Kierownika Serwisu Agros-Wrońscy Zbigniewa Pierońskiego (na zdj.), tel. 660 768 021
Jacek z Mikołowa: Czy nowy agregat wymaga zabiegów konserwacyjnych? Pieroński wyjaśnia: Agregat wprost od sprzedawcy powinien być dobrze przygotowany do podjęcia pracy. Natomiast od samego początku warto wprowadzić pewne nawyki obsługowe, które pozwalają na utrzymanie maszyny w dobrym stanie. W przypadku agregatów uprawowo-siewnych jest to przede wszystkim zachowanie czystości przewodów przy agregowaniu z ciągnikiem. Należy starannie ułożyć przewody hydrauliczne i wiązki kabli elektrycznych, aby nie zaczepiały o wystające elementy. Dość często dochodzi do ich przerwania oraz wycieków oleju, a wtedy konieczne są kosztowne naprawy. Rutynowymi czynnościami powinny też stać się kontrole stanu i poziomu oleju w przekładniach, stała ocena połączeń śrubowych, wałów napędowych, talerzy roboczych oraz stanu osłon i łańcuchów. Paweł z Miechowa: W moim agregacie po jednym sezonie użytkowania zepsuły się łożyska. Czy to wina producenta? Pieroński przestrzega: Niestety najprawdopodobniej to wina użytkownika, który zaniedbał smarowanie lub zbyt często mył agregat pod ciśnieniem. Przy intensywnym użytkowaniu nawet w nowych agregatach trzeba przesmarowywać łożyska. W kilkuletnich maszynach łożyska i tulejki ślizgowe należy smarować na początku sezonu − i to dość obficie, tak aby było widać wyciek nowego smaru. Dzięki temu mamy gwarancję, że stary, wysychający smar został zastąpiony świeżym. Wyjątkiem są łożyska wahliwe, zalecam smarować bardzo lekko, tylko zewnętrzną powierzchnię kulistą. Zapas smaru wewnątrz łożyska wystarcza na cały okres użytkowania.
agros magazyn 10/2012
Mateusz z Bełchatowa: Jak dobrze ustawić agregat uprawowo-siewny? Pieroński poleca: Przy regulacji takich urządzeń nieoceniona jest instrukcja obsługi, gdyż dokładnie opisuje wszystkie kolejne czynności. Jeżeli kupiliśmy agregat używany i nie mamy instrukcji, warto o nią zapytać dealera maszyn danej marki lub poszukać w internecie. Proces regulacji jest bardzo zindywidualizowany i uzależniony od budowy urządzenia. Przy agregatach zawieszanych bardzo ważne jest właściwe ustawienie środka ciężkości zestawu, aby zachować sterowność agregatu i ciągnika. Natomiast regulacja elementów, które zagłębiają się w ziemię, ma na celu ich równomierne obciążenie, aby podczas pracy nie doszło do ich zerwania. Wszystkie te czynności precyzyjnie opisują instrukcje właściwe dla konkretnego urządzenia. Niestety nie da się podać uniwersalnego sposobu postępowania podczas ustawiania wszystkich agregatów. Bardzo zachęcam do czytania instrukcji obsługi maszyn. Znajdują się w nich wszystkie wskazówki dotyczące bezpiecznej i prawidłowej eksploatacji. Natomiast w przypadkach wykraczających poza ich zakres zapraszam do naszego serwisu. ▨
31
DORADZTWO
KONSULTANT TECHNICZNO-HANDLOWY DORADZA
Tak zbierzesz, jak posiejesz
Jesienią najczęściej używaną przez rolników maszyną jest siewnik zbożowy. Nasz ekspert − Andrzej Wojewoda – opowie, dlaczego jest niewskazane, by na jednym ustawieniu tego urządzenia obsiewać wszystkie gatunki zbóż, i zdradzi, jak przygotować je do pracy, aby uzyskać optymalne zbiory.
− W siewnikach zbożowych regulujemy: głębokość siewu, rozstaw rzędów, długość znaczników, ustawienie zakładania ścieżek technologicznych oraz normę wysiewu − wylicza Andrzej Wojewoda (na zdj.), Doradca Handlowo-Techniczny Agros-Wrońscy, tel. +48 784 918 844, a.wojewoda@agroswronscy.pl
32
Choć powiedzenie, które posłużyło jako tytuł artykułu, jest powszechnie znane, wciąż wielu gospodarzy, nie poświęca zbyt dużej uwagi właściwemu przygotowaniu do pracy siewnika zbożowego. W większości sieją wszystkie gatunki zbóż na jednym ustawieniu maszyny. Nie zwracają też uwagi na takie parametry agrotechniczne − różne dla
poszczególnych roślin − jak np. obsada roślin, głębokość siewu czy rozstaw rzędów. Wstrzymam się od przedstawiania Państwu wspomnianych parametrów dla poszczególnych gatunków roślin − pozwolę zarobić na chleb agronomom − ale pomogę Państwu ustawić siewniki, tak by możliwe było spełnienie zaleceń specjalistów od uprawy roślin.
Głębokość siewu Parametry, jakie powinniśmy regulować w siewnikach zbożowych to: głębokość siewu, rozstaw rzędów, długość znaczników (aby zachować właściwe odległości między rzędami w sąsiednich przejazdach), ustawienie zakładania ścieżek technologicznych oraz − co najważniejsze − dawka ziarna na 1 ha, zwana normą wysiewu. Głębokość siewu regulujemy przez zmianę docisku redlic − każda redlica ma sprężynę, której zmiana napięcia powoduje zmianę głębokości siewu. Służy do tego śruba regulacyjna. Za jej pomocą można jednocześnie zmienić ustawienia wszystkich redlic, i jest to tzw. centralna zmiana docisku, lub poszczególnych redlic − najczęściej dokonuje się jej przez zmianę miejsca mocowania sprężyny dociskowej. Ostatnio bardzo popularne stają się siewniki wyposażone w redlice talerzowe występujące w komplecie z zespołem kopiująco-dogniatającym w postaci rolek. W tym przypadku głębokość siewu zmieniamy przez przestawienie położenia kółka dogniatającego względem redlicy. Niestety najczęściej trzeba to robić osobno dla każdego rzędu. Należy pamiętać, że ze względu na mozaikowość gleb głębokość siewu najczęściej reguluje się metodą prób i błędów − chyba że siewnik wyposażony jest w rolki dogniatające. Niektórzy producenci (np. KUHN w siewniku Integra) montują również specjalny ogranicznik głębokości pracy redlic, który zapobiega „płynięciu” redlicy na lekkich glebach. Rozstaw rzędów i regulacja aparatu wysiewającego Parametr ten można dobrać przy zakupie siewnika, gdyż producenci oferują maszyny z różną liczbą redlic dla danej szerokości roboczej. Jeśli już posiadamy siewnik, możemy tego dokonać przez zmianę miejsca mocowania redlicy do ramy lub przez wyłączanie z pracy poszczególnych redlic (dla siewników mechanicznych przez zamknięcia zastawek, a dla pneumatycznych przez zmianę głowicy rozdzielającej na typ posiadający inną liczbę otworów).
W siewnikach Speedliner marki KUHN (na zdj. model 6000) − przeznaczonych zarówno do siewu w technologii uproszczonej jak i orkowej − zastosowano nową sekcję wysiewającą SEEDFLEX, która gwarantuje wysoką wydajność siewu
Podc zas pr z ygotow y wania siewników do pracy najistotniejsza jest regulacja aparatu wysiewającego. Aby właściwie dokonać regulacji tego podzespołu, należy przynajmniej pobieżnie poznać jego budowę i zrozumieć, do czego służą poszczególne elementy wchodzące w jego skład. Rozróżniamy jego dwa rodzaje: kołeczkowy (elementem wygarniającym ziarno ze zbiornika jest walec z wystającymi kołeczkami) oraz roweczkowy (ziarno wygarnia walec z naciętymi poosiowo rowkami). Te dwa typy aparatów wysiewających możemy spotkać zarówno w siewnikach mechanicznych, jak i pneumatycznych − z tą różnicą, że siewnik mechaniczny posiada tyle samo aparatów wysiewających co redlic, natomiast pneumatyk ma jeden aparat wspólny dla wszystkich redlic. Na rys. 1 przedstawiono kołeczkowy aparat wysiewający (rozwiązanie stosowane m.in. w siewnikach UNII Group, np. w popularnym Poznaniaku i maszynach Kongskilde). Natomiast roweczkowy wygląda niemal tak samo, jedynie zamiast wałka z kołkami ma wałek z podłużnymi otworami (zdj. 2, rozwiązanie stosowane w siewnikach marki KUHN). Na rysunkach widać, że można wyróżnić tu takie elementy, jak: ▨▨ Zastawki, czyli zasuwy, które zasuwamy odpowiednio do wielkości nasion − w instrukcji obsługi można znaleźć wartości, zgodnie z którymi należy je przysłonić w zależności od rodzaju zbóż. ▨▨ Dna − czyli dolna osłona wałków wysiewających. Dno niejako dociska od spodu ziarno do wałka, zapewniając jego płynne wygarniane. Wszystkie dna w siewniku są połączone razem i można je regulować tzw. dźwignią den (zdj. 3). Parametry ustawień dla poszczególnych zbóż są zawarte w instrukcji obsługi. ▨▨ Wałki wygarniające − tutaj w przypadku aparatów kołeczkowych należy dobrać ich rodzaj dla poszczególnych roślin. W starszych siewnikach należało demontować wałki i zakładać inne dla ziarna drobnego i grubego. Obecnie montuje się zespół dwóch wałków (zdj. 4 siewnik Poznaniak) − mały dla drobnych nasion i duży dla grubszych − wystarczy jedynie przestawić zawleczkę, aby uzyskać pracę danego z nich. Innym rozwiązaniem stosowanym przy wysiewie drobnego ziarna (zdj. 5, rozwiązanie Kongskilde) jest zastosowanie specjalnych demontowalnych nakładek. W przypadku wałków regulujemy także ich prędkość obrotową oraz − dla aparatów roweczkowych − boczne przesunięcie. »
33
DORADZTWO
.a .C B.
.D
KONSULTANT TECHNICZNO-HANDLOWY DORADZA
Rys. 1. Budowa kołeczkowego aparatu wysiewającego: A . zastawka, B . wałek wysiewający, C . mieszadło, D . dno aparatu
Optymalna dawka Jeśli ustawiliśmy wszystkie zespoły siewnika, pozostaje nam wyregulować najważniejszy parametr, czyli dawkę ziarna (w kg/1 ha), zwaną też normą wysiewu. Chcąc zwiększyć bądź zmniejszyć dawkę nasion na hektar w siewnikach z kołeczkowym aparatem wysiewającym, należy dobrać prędkość obracania się wałków wysiewających. Dokonujemy tego skrzynią przekładniową, która może być stopniowa (należy dobrać odpowiedni bieg, podobnie jak w przypadku skrzyni biegów w samochodzie) lub bezstopniowa, gdzie ustawiamy wychylenie dźwigni regulacyjnej (zdj. 6). Natomiast w aparatach roweczkowych należy ustawić oprócz przełożenia w przekładni także czynną powierzchnię pracy wałka przez poosiowe wysuwanie lub chowanie go za przesłoną, co jest wykonywane za pomocą śruby mikrometrycznej (zdj. 7 − rozwiązanie marki KUHN). Przykładowe wartości ustawień dla poszczególnych zbóż i dawek można znaleźć
Zdj. 2. Roweczkowy aparat wysiewający KUHN
34
Zdj. 3. Dźwignia den w siewniku UNII Poznaniak
w instrukcji obsługi w tzw. tabeli wysiewu, która najczęściej jest także zamieszczana na pokrywie zbiornika w siewniku. Ze względu na różną wartość masy ziaren dla nasion nawet w obrębie jednej odmiany należy przeprowadzić bardzo ważną próbę pracy, popularnie zwaną próbą kręconą. W tym celu należy wypełnić skrzynię siewnika ziarnem, które będziemy używać do siewu, podstawić rynienki pod aparaty wysiewające, a jeśli ich nie ma, to plandekę bądź naczynia pod redlice. Lekko unieść siewnik, zakręcić kołem napędowym, aby wypełnić aparaty ziarnem. W instrukcji odnajdujemy informację, ile obrotów wykonuje koło napędowe lub korba przekładni na zasianie 1 ha. Kolejno przeprowadzamy próbę, kręcąc kołem lub korbą, najczęściej przyjmując liczbę obrotów 1/100 wartości podanej w instrukcji dla 1 ha. Wydozowane w ten sposób nasiona należy zważyć − dzięki temu dowiemy się, ile kilogramów nasion wysialiśmy na 1 ar. Na przykład, jeśli podczas próby zważyliśmy 1,8 kg, to mnożymy to przez 100 i w ten sposób uzyskujemy wartość normy wysiewu w kg/ha (w tym przypadku 180 kg). Co jednak zrobić, gdy nie mamy instrukcji obsługi. Liczbę obrotów, jaką wykona koło napędowe na 1 ha, można obliczyć za pomocą prostych wzorów, dokonując jedynie pomiaru średnicy koła napędowego.
Zdj. 4. Podwójne wałki wysiewające (UNIA Poznaniak)
Zdj. 5. Nakładka na wałek do wysiewu nasion drobnych (Kongskilde − NCS)
Zdj. 6. Bezstopniowa skrzynia przekładniowa
Wyjaśnienie symboli użytych we wzorach: m − szerokość międzyrzędzia, czyli odległość między sąsiednimi redlicami, S s − szerokość pasa siewnego − odległość pomiędzy skrajnymi redlicami w siewniku, i − liczba redlic, S r − szerokość robocza siewnika (Sr = Ss + m) Krok pierwszy: obliczamy powierzchnię pola zasianą przez siewnik przy jednym obrocie koła
P1 = S r x ∏ x d k
Zdj. 7. Śruba mikrometryczna do regulacji roweczkowego aparatu wysiewającego
właściwej normy wysiewu, należy przesterować przekładnię siewnika i wykonać kolejną próbę pracy (czynność powtarzamy aż do skutku). Znaczniki siewu Ostatnim elementem, jaki należy wyregulować w siewniku, są znaczniki, a właściwie ich długość, którą można obliczyć ze wzorów. Długość znacznika mierzymy od osi skrajnej redlicy do punktu styku znacznika z podłożem. Rozważymy dwa przypadki: Przypadek 1. Długość znaczników przy jeździe kołem ciągnika na ślad
d k − średnica koła siewnika Krok drugi: obliczmy teoretyczną liczbę obrotów koła na 1 ha
t − rozstaw kół ciągnika lub
Chciałem zaznaczyć, że rzeczywista liczba obrotów koła na 1 ha jest nieco mniejsza od teoretycznej − należy uwzględnić poślizg koła napędowego siewnika (ok. 2–5 proc.) − mnożymy wartość teoretycznej liczby obrotów koła na 1 ha przez wartość 100 proc., odejmując poślizg. Na przykład jeśli przyjmiemy poślizg 4 proc., to mnożymy przez 0,96. Jeśli po zważeniu ziarna wysianego podczas próby kręconej okaże się, że nie uzyskaliśmy
agros magazyn 10/2012
a − odległość skrajnej redlicy siewnika od osi środkowej ciągnika Przypadek 2. Długość znaczników przy jeździe środkiem maski na ślad lub
35
DORADZTWO
EKSPERT radzi
Siew
dobrze przygotowany
W rolnictwie, aby zaoszczędzić czas i pieniądze, coraz częściej dąży się do upraszczania i optymalizowania wykonywanych czynności. Zdaniem wielu ekspertów dobrym przykładem takich maszyn są agregaty uprawowo-siewne.
− Optymalizując produkcję, należy zmniejszyć liczbę przejazdów po uprawianym polu, np. dzięki zastosowaniu agregatów uprawowo-siewnych − przekonuje dr inż. Adam Strużyk z Katedry Maszyn Rolniczych i Leśnych Szkoły Głównej Gospodarstwa Wiejskiego w Warszawie
Jak optymalizować produkcję i osiągnąć wysoki plon – pytamy dr. inż. Adama Strużyka z Katedry Maszyn Rolniczych i Leśnych Szkoły Głównej Gospodarstwa Wiejskiego w Warszawie: − Przede wszystkim należy wysiewać sprawdzony, kwalifikowany i zdrowy materiał siewny. Najlepiej ziarno zaprawione, a więc zabezpieczone przed chorobami grzybowymi. Jednak prawidłowy rozwój i równomierne dojrzewanie roślin zależą w dużej mierze również od prawidłowego przygotowania gleby pod siew i dokładnego wykonania tego zabiegu. W rolnictwie, podobnie jak w innych dziedzinach życia i gospodarki, dąży się do upraszczania i optymalizowania wykonywanych czynności. W produkcji roślinnej takie rozwiązania znalazły zastosowanie m.in. w siewie bezpośrednim, który coraz powszechniej stosuje się w uprawie np. rzepaku, kukurydzy czy buraków cukrowych – wyjaśnia ekspert. − Siewniki do siewu bezpośredniego wyposażone są m.in. w redlice tarczowe z dociskiem, które umożliwiają rozcinanie utwardzonej i często pokrytej mulczem wierzchniej warstwy gleby − dodaje. Im mniej, tym lepiej − Na co warto zwrócić uwagę, myśląc o optymalizacji produkcji? Na zmniejszenie przejazdów po uprawianym polu. Wielokrotnych przejazdów po polu można uniknąć, stosując agregaty uprawowo-siewne, które zapewniają wymaganą jakość uprawy w jednym przejeździe roboczym – przekonuje Adam Strużyk. − Elementy robocze agregatów i intensywność ich działania powinny być właściwie dobrane do rodzaju i warunków glebowych. Zbyt intensywna uprawa może doprowadzić bowiem do przesuszenia gleby, nadmier-
36
nego jej spulchnienia lub „rozpylenia”. Rozwiązanie to umożliwia zarówno łączne, jak i rozdzielne wykorzystywanie siewników i części uprawowej − zapewnia. Do zadań specjalnych − Agregaty uprawowe bierne, zawieszane lub przyczepiane dobrze radzą sobie zarówno z polem zaoranym, jak i z porośniętą darnią calizną. Sztywne łapy kultywatora zabezpiecza się przed uszkodzeniem bezpiecznikiem ścinanym lub mechanizmem dźwigowo-sprężynowym. Natomiast łapy sprężyste stanowią zabezpieczenie przed kamieniami, a dodatkowe drgania, w jakie są wprowadzane w czasie pracy, sprawiają, że lepiej kruszą one glebę bez mieszania i wyciągania na wierzch jej głębszych warstw – wyjaśnia specjalista. W agregatach tych do regulacji głębokości pracy nie wykorzystuje się kół kopiujących, lecz wały (strunowe lub spiralne) umieszczone z przodu i z tyłu zestawu uprawowego. Struny wału mogą być uzębione, gładkie lub rurowe. − Należy pamiętać, że im większa średnica wału, tym mniejsze są opory toczenia i zagłębianie na glebach lekkich – zastrzega. Co, gdzie i kiedy? Agregaty uprawowe aktywne stosuje się na glebach ciężkich, gliniastych, gdzie narzędzia bierne nie zapewniają dobrego kruszenia i mieszania gleby. Mogą one pracować samodzielnie, jednak częściej są stosowane we współpracy z siewnikami. Narzędzia zespołu roboczego (noże, dłuta lub stopki), napędzane od WOM ciągnika, poruszają się z 2-5 razy większą prędkością niż prędkość robocza ciągnika. Pozwala to skutecznie rozbić nawet mocno zbryloną glebę. Agregaty
Agregaty to maszyny wielofunkcyjne − mogą być wyposażone m.in. w spulchniacze podglebia, wały zagęszczające oraz elementy wyrównujące. Na zdj. agregat marki METAL-FACH
agros magazyn 10/2012
mogą być wyposażone również w dodatkowe spulchniacze podglebia, wały zagęszczające oraz elementy wyrównujące. − Wały doprawiające formują ostatecznie warstwę siewną. Wały pierścieniowe zwykłe oraz typu Cambridge, Croskill czy uzębione Packer intensywnie rozkruszają bryły tworzące się po innych zabiegach uprawowych oraz nadają szorstkość powierzchni pól zagrożonych erozją wodną. Wały oponowe lub strunowe kruszą bryły na powierzchni i zagęszczają ją bez ugniatania wgłębnego – wyjaśnia ekspert SGGW. Czas siewu Siewnik ma umożliwić równomierne wysianie ściśle określonej liczby nasion na danej głębokości, tak by miały one jak najlepszy dostęp do wody i składników pokarmowych znajdujących się w glebie, a także światła. − Dobór siewnika powinien być uzależniony od wielkości gospodarstw i struktury zasiewów. W mniejszych gospodarstwach siew wykonuje się głównie siewnikami uniwersalnymi. Maszyny te, dzięki wymiennym redlicom, można stosować do siewu w uprawie płużnej i bezpłużnej z udziałem mulczu. W większych gospodarstwach wykorzystuje się do tego celu maszyny zawieszane i przyczepiane o większej szerokości roboczej (3-12 m), a więc bardziej wydajne. Większość z nich ma typową konstrukcję z grawitacyjnym transportem nasion ze zbiornika do redlic. Siewniki te wyposażone są m.in. w uniwersalne aparaty wysiewające napędzane przekładnią bezstopniową. Wałek wysiewający w tych siewnikach może być napędzany od koła z ostrogami lub od wału agregatu, a wysiew nasion następuje przed wałem, który wciska je w glebę. W maszynach stosuje się redlice stopkowe lub talerzowe jednotarczowe oraz dodatkowo nakładki na redlice do siewu pasowego i płozy,
które ograniczają głębokość pracy redlicy – precyzuje Adam Strużyk. W dużych gospodarstwach coraz częściej wykorzystuje się też siewniki mechaniczno-pneumatyczne i pneumatyczne, które mogą również wchodzić w skład agregatów uprawowo-siewnych. Sposób transportu nasion w siewnikach pneumatycznych pozwala na precyzyjne umieszczenie nasion oraz umożliwia instalowanie zbiorników nasion z tyłu lub z przodu ciągnika. Wymagają one jednak do współpracy mocniejszych i lepiej wyposażonych ciągników oraz są droższe w porównaniu z mechanicznymi. Istota siewu Ważnym elementem każdego siewnika są redlice. Ich zadaniem jest bowiem równomierne umieszczenie nasion na jednakowej głębokości i przykrycie ich taką samą warstwą gleby. Wymaganą głębokość roboczą uzyskuje się dzięki wywieraniu odpowiedniego nacisku na redlice (sprężynami rozciąganymi lub ściskanymi). − Redlice zagłębiają się w glebie tylko na tyle, na ile pozwala jej opór i pokonująca go siła nacisku redlic. Przy czym warto pamiętać, że duży wpływ na głębokość pracy redlic i jej równomierność ma stan gleby, wyrównanie powierzchni oraz prędkość siewu, gdyż głębokość siewu zmniejsza się wraz ze wzrostem prędkości roboczej – puentuje Strużyk. Ze względu na dużą liczbę rozwiązań technicznych stosowanych w tego rodzaju maszynach oraz mnogość modeli oferowanych przez producentów, decyzję o zakupie konkretnego typu urządzenia warto poprzedzić rozmową z ekspertem w dziedzinie maszyn rolniczych. Należy przeanalizować takie elementy, jak: rodzaj gleb, na jakich gospodarujemy, wielkość areału czy rodzaj upraw. Więcej na temat doboru konkretnego modelu agregatu na str. 38. »
37
DORADZTWO
Szef SPRZEDAŻY DORADZA
Siew
dobrze wykonany
Po tych solidnych podstawach naukowych pora na praktykę. Wiemy już, jakie zadania stoją przed agregatami uprawowo-siewnymi, ale którą maszynę wybrać, aby w naszych warunkach spisała się jak najlepiej – o tym Zdzisław Jasek, Dyrektor Handlowy firmy Agros-Wrońscy.
− Choć podobno od przybytku głowa nie boli, to jednak bogactwo naszej oferty może wywołać w niej lekki zamęt. Zapraszam więc wszystkich, którym nasze podpowiedzi nie wystarczają, do wizyty w siedzibie firmy. Można tutaj zobaczyć wiele maszyn na ekspozycji
KUHN – wysublimowana forma − Siewnik SPEEDLINER z fabryki KUHN to maszyna przystosowana do siewu zarówno po doprawionej orce, jak i w systemie bezorkowym. Siewnik jest przeznaczony do: uprawy gleby sekcjami talerzy, zagęszczania jej za pomocą wału oponowego, wysiewu, nasion redlicami talerzowymi oraz ich przykrycia i zagęszczenia gleby w rzędach wysiewu do czego służą kółka dogniatające. Dzięki modułowej konstrukcji SPEEDLINER zapewnia najwyższą jakość siewu w technologii uproszczonej i orkowej − podkreśla dyrektor Jasek. Doprawianie i wyrównywanie gleby odbywa się za pomocą dwóch rzędów montowanych pod kątem talerzy uprawowych. Powierzchnię optymalnie zagęszcza wał oponowy o dużej średnicy. Sekcja wysiewająca SEEDFLEX zapewnia wysoką wydajność siewu poprzez doskonałe kopiowanie nierówności terenu (koła kopiu-
jące) i precyzyjne umieszczanie nasion w glebie, dzięki równoległobocznemu mechanizmowi ramion redlic. Nacisk redlic na glebę można regulować od 20 do 70 kg. A pozostałe zalety? − Nie można pominąć centralnej regulacji systemu wysiewu, dużego zbiornika na materiał siewny oraz możliwości pracy z prędkością od 7 do 15 km/h. SPEEDLINER jest dostępny w trzech szerokościach roboczych: 3, 4 i 6 m z możliwością wyboru rozstawu rzędów: 12,5 lub 15 cm. Maszyna jest wyposażona w zbiornik od 2000 do 3400 litrów. To bardzo uniwersalny siewnik pozwalający znacznie ograniczyć koszty uprawy − podsumowuje dyrektor. UNIA GROUP – słuchając rolnika − To jeden z tych producentów, którzy bacznie wsłuchują się w opinie użytkowników. Obecnie dostępne modele siewnika FOCUS zostały opracowane zgodnie
i skorzystać z fachowego doradztwa − poleca Zdzisław Jasek (na zdj.), Dyrektor Handlowy Agros-Wrońscy (e-mail: z.jasek@agros-wronscy.pl, tel. 600 353 818)
38
Jedną z zalet siewnika firmy KUHN jest wysoka wydajność pracy: do 6 ha na godz. z modelem SPEEDLINER 6000
Szybkie i wyrównane wschody roślin po wysiewie FOCUS-em to zasługa dwutarczowych przemiennych redlic talerzowych z zespołem dogniatająco-kopiującym
z sugestiami rolników. Siewnik może być nabudowany na agregacie zębowym, talerzowym lub aktywnym, w zależności od potrzeb gospodarstwa − wyjaśnia Zdzisław Jasek. − Do upraw i siewu tradycyjnego najlepszy będzie FOCUS S − kontynuuje dyrektor. − Na biernym agregacie wyposażonym w dwa wały dogniatające oraz dwa rzędy sprężyn roboczych typu „SV”. Natomiast w technologii płużnej i bezorkowej sprawdzą się: FOCUS T na agregacie wyposażonym w dwa rzędy talerzy o średnicy 460 mm zabezpieczone poprzez amortyzatory gumowe oraz wał dogniatający oraz model FOCUS A na agregacie aktywnym typu „cyklotiler” posiadającym noże pionowe oraz wał dogniatający – dopowiada. Za precyzję wysiewu tych maszyn odpowiada mechaniczno-pneumatyczny system z wentylatorem napędzanym silnikiem hydraulicznym oraz aparat wysiewający z kółkami dla każdego rzędu osobno. Stopniowa regulacja docisku oraz duży zakres pracy redlic ułatwia siew na terenach pagórkowatych z nierównościami poprzecznymi. FOCUS-y w zależności od wybranej wersji mają szerokość roboczą 3 lub 4 m, skrzynię nasienną o pojemności 1000 lub 2000 dm3, a zapotrzebowanie mocy to 100-180 KM. − Czekałem na 4-metrową wersję zestawu z tej grupy, która pasowałaby do mojego ciągnika – przyznał jeden z naszych czytelników. – Nie tak dawno wprowadzony FOCUS T 1000/4 drive jest dla mnie idealny. Pozwala ograniczyć zapotrzebowanie na moc do 120 KM, podczas gdy dotychczasowe modele wymagały co najmniej 140 KM. KONGSKILDE – dla praktycznych − W języku kreatorów mody można by rzec, że firma ta stworzyła kolekcję uprawowo-siewną złożoną z trzech modeli bron i z takiej samej liczby pasujących
do nich siewników – żartobliwie mówi Zdzisław Jasek. − Pierwszy zestaw to brona aktywna HK 25 z siewnikiem EcoLine przeznaczony dla gospodarstw małych i średniej wielkości, które posiadają ciągniki o mocy około 130 KM. Dla średnich i dużych gospodarstw odpowiedni będzie zestaw: brona wirnikowa HK 31 z siewnikiem ProfiLine, do pracy z ciągnikami o mocy około 170 KM. „Duet” przeznaczony dla dużych gospodarstw to brona HK 32 z siewnikiem MasterLine. To wersja dla profesjonalnych farmerów, która wymaga ciągników o mocy powyżej 200 KM – podkreśla ekspert. Brony dostępne są w szerokościach roboczych od 2 do 4 m. Modele HK 25 oraz HK 31 posiadają wytrzymały kozioł zawieszenia kompatybilny z wszystkimi typami ciągników, co umożliwia odpowiednie dopasowanie do uprawianej powierzchni. Model HK 32 jest wyposażony w ramę ze wzmocnionymi wirnikami pływającego układu zawieszenia. Ta konstrukcja również współpracuje z różnymi ciągnikami i siewnikami, także w trudnych warunkach glebowych. Brony mogą być wyposażone w wały ugniatająco-równające różnego typu, przednią i tylną belkę planującą oraz posiadać różnego rodzaju sprzęgi do pracy w zestawach uprawowo-siewnych. − Możliwość zastosowania w nich trzech różnych typów redlic powoduje, że maszyny te nadają się do pracy na różnych glebach oraz przy różnej intensywności prac związanych z przedsiewną uprawą gleby. Siewniki EcoLine i ProfiLine mogą być wykorzystywane jako maszyny solo lub maszyny zawieszane, w połączeniu z bronami zespolonymi lub bronami aktywnymi. Siewniki MasterLine są natomiast rekomendowane firmom świadczącym usługi w zakresie mechanizacji prac polowych, jak również świetnie się sprawdzają na dużych areałach – rekomenduje dyrektor. ▨
Opcjonalne wykorzystanie tylnej brony w modelu ProfiLine (na zdj.) i MasterLine zapewnia równomierne wymieszanie z glebą resztek słomy oraz równomierne przykrycie nasion glebą
STYL ŻYCIA
Miejsce z duszą Najpierw pojawił się pomysł, by na miejscu starej, zrujnowanej mleczarni wybudować niewielką restaurację. Kilka lat później pasja i zaangażowanie właścicieli zmieniły to miejsce nie do poznania i spowodowały, że o Szonowicach usłyszano także na brytyjskim dworze królewskim.
Marek Setkiewicz, 34 lata, przed swoim Dworkiem w Szonowicach ubrany w strój zawodnika do gry w polo. Każdy, kto odwiedza to miejsce, nie ma wątpliwości, jaką pasję ma jego właściciel. Zdjęcia na ścianach restauracji, specjalne wyposażenie gościnnych pokojów, rekwizyty sportowe poustawiane w różnych miejscach. To wszystko budzi ciekawość
STYL ŻYCIA Na zdj. od lewej: Marek Setkiewicz w Zakrzowie podczas Art Cup, kolejne w ogrodzie restauracji, ostatnie sala bankietowa szonowickiego Dworu. Polo jest najstarszym sportem drużynowym na świecie. Współcześnie jest kojarzony z elitarnym sportem dla wyższych sfer. Nie wszyscy wiedzą, że jest ono przede wszystkim najstarszą grą zespołową świata i jedyną grą zespołową prowadzoną na wierzchach zwierząt. Pierwsze zapiski na jej temat pojawiły się 600 lat p. n .e. i dotyczą armii perskiej, która grywając, przygotowywała kawalerię konną do walk lokalnych. Nazwa gry pochodzi od słowa „pulu”, co w Tybecie oznacza piłkę. Polo trafiło do Europy w XIX w.
Szonowice, koło Raciborza − to był cel podróży. Przywitał nas Marek Setkiewicz, jeden z dwóch braci, którzy stworzyli to miejsce. Szlak pałaców, z których słynie ziemia raciborska i Opolszczyzna, zainspirował Marka Setkiewicza, który piętnaście lat temu postanowił zbudować tu swoją restaurację. Kolejne przebudowy kształtowały ostateczny styl posesji. Dziś jest to piękny Dworek z hotelem, ogrodem i restauracją, której specjały zasłynęły już w świecie. Menu dla koronowanych głów Gdy w lipcu tego roku Ambasada Brytyjska w Pradze organizowała kolejne obchody z okazji jubileuszu 60-lecia zasiadania Elżbiety II na brytyjskim tronie, Marek Setkiewicz wygrał konkurs na urządzenie królewskiego bankietu. − Przygotowania trwały prawie pół roku. Nad menu pracowaliśmy dwa miesiące, ale opłaciło się. Było nam szalenie miło, gdy goście zajadali się naszą specjalnością – kaczką po polsku. W przyjęciu uczestniczyło 120 osób. Niestety, nie pojawili się
Specjalnie dla Czytelników „AGROS Magazynu” przepis zdradza właściciel szonowickiego Dworu Marek Setkiewicz (w restauracji w Szonowicach trzeba ją zamawiać z dwudniowym wyprzedzeniem)
zapowiadani książę Wiliam i księżna Kate. Byliśmy jednak jedyną firmą z Polski, która brała udział w uroczystości i to jest dla mnie ogromna satysfakcja – uśmiecha się właściciel szonowickiego Dworku. Marzenie i saksy − Był 1997 r. − miałem wtedy 19 lat. Moim pierwszym pomysłem na życie była gastronomia. Pracowałem za granicą, by zarobić na otwarcie restauracji. Gdy po trzech latach udało mi się ją otworzyć, zorganizowałem zabawę sylwestrową dla mieszkańców, którzy pomogli mi na początku drogi − uśmiecha się właściciel. Dwa lata później Setkiewiczowie dobudowali salę bankietową, hotel z 10 pokojami oraz powiększyli ogród, projektując go w taki sposób, by siedzący ludzie patrzyli na wiejski krajobraz. – Zawsze dbałem, by nasi goście czuli się sielankowo. Mogli dobrze zjeść, zabawić się i wypocząć. Liczy się każdy szczegół. Niedługo zamierzam otworzyć SPA z salonami odnowy biologicznej − opowiada Marek Setkiewicz.
Kaczka po polsku Składniki: 4 piersi kaczki 100 ml oliwy z oliwek majeranek, sól, pieprz 2 łyżki masła 2 średnie kwaśne jabłka Sposób przygotowania: Kacze piersi umyć. Natrzeć oliwą i przyprawami: solą, pieprzem i majerankiem. Wstawić na całą dobę do lodówki. Masło rozgrzać na patelni. Piersi ułożyć skórą do dołu. Gdy tłuszcz ze skóry się wytopi, a skóra stanie się złocista, podsmażyć piersi z drugiej strony. Jabłka pokroić i posypać majerankiem. Kaczkę umieścić w brytfance i obłożyć jabłkami. Przykryć folią. Piec godzinę w piekarniku rozgrzanym do 150–160 st. C. Potem usunąć folię i wstawić jeszcze na 10–15 min, żeby mięso się zarumieniło. Smacznego!
42
Niejedno oblicze miłości do koni − Konie fascynowały mnie zawsze, ale jakoś nigdy nie jeździłem konno. Natomiast na studiach namiętnie grałem w golfa. To była moja wielka pasja. Mój przyjaciel, Andrzej Sałacki, założyciel Ludowego Klubu Jeździeckiego „Lewada” w Zakrzowie, namówił mnie na pierwszą jazdę. W rezultacie porzuciłem golfa na dwa lata. Andrzej naprawdę potrafi zarażać jeździectwem. Sam zdobył 12 medali w mistrzostwach Polski w konkurencji ujeżdżenie i wielokrotnie występował na zawodach międzynarodowych. Był jedynym polskim jeźdźcem, który otrzymał zaproszenie na królewski prywatny pokaz ujeżdżenia klasy Grand Prix na koniu bez ogłowia. Prezentując to show, m.in. na stadionie Wembley w 1988 r. na zaproszenie ówczesnej Prezydent Międzynarodowej Federacji Jeździeckiej – księżniczki Anny − zdobył tytuł Jeźdźca Roku. Ten występ zaowocował zaproszeniem do Windsoru na pokaz przed Elżbietą II. Tyle o Andrzeju, bo miałem opowiadać o swojej przygodzie z końmi. Po dwóch latach stwierdziłem, że trochę szkoda mi porzuconego golfa, a nie chciałem rezygnować z koni, więc postanowiłem grać w polo. To był strzał w dziesiątkę – opowiada Setkiewicz. Trawa, piłka i konie − Polo to gra dwóch czteroosobowych drużyn konnych rozgrywana na trawiastym boisku. Gracze używają długiego kija, tzw. malleta, do wrzucania do bramki przeciwnika drewnianej, białej kuli, wielkości pomarańczy − opowiada miłośnik tej gry. Marek Setkiewicz pokazuje nam swoje rekwizyty do gry. Jego mallety stoją na jednej z półek w głównej sali restauracji. – Już w 2009 r. pojechałem na swój pierwszy turniej pokazowy do warszawskiego klubu polo. Teraz ze względu na lokalizację najczęściej uczestniczę w turniejach organizowanych przez klub w Pradze, bo mam bliżej niż do Warszawy. Rocznie wyjeżdżam pięć razy na 10-dniowe sesje. Co roku biorę również udział w Jeździeckich Mistrzostwach Gwiazd Art Cup. To impreza Andrzeja Sałackiego, którą wymyślił wraz z Katarzyną Dowbor. Odbywa się właśnie jesienią. Od 14 lat we wrześniu do Zakrzowa przyjeżdża cała śmietanka towarzyska. Niektórzy goście Andrzeja nocują u mnie. Na ścianach restauracji są ich zdjęcia. Zobaczcie – właściciel dworku wskazuje na fotografie Katarzyny Dowbor, Beaty Tyszkiewicz, Daniela Olbryskiego i Karola Strasburgera wiszące na ścianach restauracji.
agros magazyn 10/2012
– Planujemy przekształcić klub „Lewada” w Ośrodek Przygotowań Olimpijskich. Trzymajcie kciuki – uśmiecha się Setkiewicz. Miłość do sportu odzwierciedla się w wystroju hotelu. Każdy z pokoi urządzony jest indywidualnie i poświęcony jednej ze sportowych konkurencji. Szlakiem pałaców − Nasz Dworek ma już renomę, mam wielu stałych gości. Cenię to sobie i dbam, by czas spędzony w Szonowicach był niezapomniany. Do swojej ulotki dołączyłem mapę, na której zaznaczyłem najciekawsze zabytki w okolicy. Warto poświęcić przynajmniej jeden dzień, by je zobaczyć – zachęca właściciel. Na mapie jest zaznaczonych 15 obiektów. − Polecam przede wszystkim XVII- wieczny zamek w Mosznej. To jeden z najbardziej znanych i interesujących zabytków na Opolszczyźnie. Zgodnie z fantazją Franza-Huberta, jednego z ostatnich właścicieli, zamek miał mieć 365 pomieszczeń i 99 wież. Jest co zwiedzać – zapewnia Setkiewicz. Natomiast pałace w Krowiarkach oraz Łubowicach znajdują się w odległości kilkunastu kilometrów od Szonowic. Ten pierwszy można zwiedzać, ale trzeba się wcześniej umówić, bo od wielu lat trwa w nim renowacja. Zabytek został kupiony przez prywatnego właściciela, który chce mu przywrócić dawną świetność. To dawna siedziba rodów Strachwitz, Gaschin i Donnersmarck. Nie mogę się doczekać końca remontu. Mniej szczęścia miał z kolei neogotycki pałac w Łubowicach. Został wzniesiony w barokowym stylu pod koniec XVIII w., dopiero przebudowa w 1858 r. nadała mu neogotyckie szaty. Obiekt zniszczono w 1945 r. Zostały tylko zewnętrzne mury i fragmenty ścianek działowych. Kiedyś planowano go odbudować, ale ze względu na skalę zniszczeń chyba nie jest to realne – kończy pan Marek. Oprócz zamków i pałaców na trasie Marka Setkiewiczna znalazł się młyn wodny w Brzeźnicy z XVIII w., przebudowany w latach 20. XX w., obecnie odrestaurowany i otwarty dla zwiedzających. Wiąże się z nim romantyczna historia miłosna. Urodzony w Łubowicach Joseph von Eichendorff, śląsko-niemiecki poeta okresu romantyzmu, nieszczęśliwie zakochał się w córce młynarza Millera. Jej rodzice przeciwni temu związkowi wysłali dziewczynę do krewnych w Austrii, a Eichendorff już nigdy jej nie zobaczył. Poświęcił jej jeden ze swoich wierszy pt: „W chłodnej dolinie”, który do dziś jest często śpiewany przez chóry. – Po więcej takich historii zapraszam do Szonowic – zachęca, kończąc rozmowę Marek Setkiewicz. ▨
43
Andrzej Krawczyk tel.: 784 921 889 a.krawczyk@agros-wronscy.pl; odpowiedzialny za sprzedaż maszyn budowlanych i komunalnych; zasięg: całość terytorium
Tomasz Duszyński tel.: 728 493 396 t.duszynski@agros-wronscy.pl; powiaty: sieradzki, zduńskowolski, łaski, wieluński, wieruszowski i okolice
Krzysztof Janiak tel.: 608 620 937 k.janiak@agros-wronscy.pl powiaty: sieradzki, zduńskowolski, łaski, wieluński, wieruszowski i okolice
Jacek Sowała tel.: 728 493 303 j.sowala@agros-wronscy.pl; powiaty: sieradzki, zduńskowolski, łaski, wieluński, wieruszowski i okolice
Andrzej Wojewoda tel.: 784 918 844 a.wojewoda@agros-wronscy.pl; powiaty: radomszczański, piotrkowski, bełchatowski, raciborski i okolice
Zdzisław Jasek tel.: 600 353 818 z.jasek@agros-wronscy.pl; powiaty: częstochowski, pajęczański, kłobucki, zawierciański, radomszczański, bełchatowski i okolice
Szymon Mazur tel.: 604 485 107 sz.mazur@agros-wronscy.pl; powiaty: tarnogórski, lubliniecki, wieruszowski i okolice
Michał Ślęzak tel.: 728 929 922 m.slezak@agros-wronscy.pl; powiaty: zawierciański, myszkowski i okolice
Arkadiusz Smolarek tel.: 600 353 819 a.smolarek@agros-wronscy.pl; powiaty: Dąbrowy Górniczej, sosnowiecki, będziński, żywiecki, gliwicki, oświęcimski, katowicki, pszczyński, tyski, cieszyński, mikołowski, bieruńsko-lędziński, bielski i okolice
Mateusz Wysocki tel.: 662 206 832 m.wysocki@agros-wronscy.pl; powiaty: Jastrzębie-Zdrój, raciborski, rybnicki, wodzisławski, żorski, gliwicki
Daniel Kuźnik tel.: 662 206 822 d.kuznik@agros-wronscy.pl; powiaty: Jastrzębie-Zdrój, raciborski, rybnicki, wodzisławski, żorski, gliwicki
Sławomir Heyduk tel.: 782 522 296 s.heyduk@agros-wronscy.pl; powiaty: Jastrzębie-Zdrój, raciborski, rybnicki, wodzisławski, żorski, gliwicki
Iwona Hercog tel.: 784 501 894 i.hercog@agros-wronscy.pl; filia Szonowice
Jan Klimczyk tel.: 608 625 165 Doradca Techniczny ds. Serwisu i Części Zamiennych; zasięg: całość terytorium
Jacek Łakomiak tel.: 668 261 738; Doradca Techniczny ds. Serwisu i Części Zamiennych; powiaty: sieradzki, zduńskowolski, łaski, wieluński, wieruszowski i okolice
AGROS Wrońscy Sp. z o.o. www.agros-wronscy.pl
Siedziba Strzelce Wielkie ul. Częstochowska 3 98-337 Strzelce Wielkie tel.: (34) 311 07 82, fax: (34) 364 78 68 e-mail: agros@agros-wronscy.pl
Filia Wróblew ul. Wróblew 8b 98-285 Wróblew tel.: (43) 821 33 81, fax: (43) 821 32 00 e-mail: wroblew@agros-wronscy.pl
Filia Szonowice ul. Słowackiego 30, Szonowice 47-411 Rudnik tel.: (32) 410 65 85, (32) 410 65 88 e-mail: szonowice@agros-wronscy.pl
Adresy naszych salonów: