ISSN 2082-3886
W NUMERZE
Szanowni Państwo, za nami najbardziej pracowity okres – żniwa. Jesień to czas na chwilę oddechu, a potem moment na podsumowanie wniosków. Zastanawiamy się, co zmienić, by przyszły sezon był jeszcze lepszy. Niektórzy z Was będą się zastanawiać, jakie maszyny powinni dokupić i z jakich środków czy dofinansowań skorzystać. Dobrą wiadomością jest fakt, że już za kilka dni Agencja Modernizacji i Restrukturyzacji Rolnictwa poda do wiadomości terminy, w których można ubiegać się o kolejne dofinansowania z Działań 311 „Różnicowanie w kierunku działalności nierolniczej” oraz 312 „Tworzenie i rozwój mikroprzedsiębiorstw”. Informacje na ten temat mieszczą się w dziale „Newsy”. Liczę, że w kolejnym wydaniu „AGROS Magazynu” znajdą Państwo także sporo wiedzy na temat nowoczesnych maszyn i urządzeń rolniczych. Do działu doradczego wprowadziliśmy nowy format artykułów: „Z pierwszej ręki”. Na początek swoimi doświadczeniami w pracy z ciągnikami New Holland oraz brony talerzowej UNII podzielił się Artur Gaik z Piekar. Rolników, którzy chcą się podzielić swoją wiedzą, zapraszamy do współpracy. Nowością jest również artykuł Andrzeja Wojewody, jednego z naszych przedstawicieli handlowych, który będzie odpowiadał na najczęściej zadawane pytania rolników. Tym razem podpowie, jaki pług kupić. W kąciku kulinarnym, we współpracy z Kołem Gospodyń Wiejskich z Chudowa, zaproponowaliśmy Państwu przepis na rogaliki. Zapraszamy inne koła do publikowania przepisów na swoje unikalne rarytasy. Prezentując kulisy naszej pracy, zaglądamy do sklepów z częściami zamiennymi w Strzelcach Wielkich i we Wróblewie. Ludzie, których przedstawiamy, są do Państwa dyspozycji, tak samo jak nasi przedstawiciele handlowi, do których numery telefonów znajdują się, jak zwykle, na ostatniej stronie. Cały czas pracujemy nad zawartością naszego pisma. Chcemy, by jego treść lepiej spełniała Wasze oczekiwania. Proszę o przekazywanie nam uwag i sugestii odnośnie zmian lub nowych tematów publikowanych na łamach naszego wydawnictwa na adres: redakcja@vis-media.pl. Serdecznie zapraszam do lektury i kontaktu z naszą firmą – sklepem, serwisem i specjalistami, którzy wesprą Was w staraniach o środki unijne na zakup maszyn rolniczych. Jan Wroński Prezes Zarządu Agros-Wrońscy
Wydawca: VIS Media Sp. z o.o., ul. Fabryczna 5/2, 44-109 Gliwice Biuro: ul. Prymasa Stefana Wyszyńskiego 11, 44-101 Gliwice, www.vis-media.pl, e-mail: redakcja@vis-media.pl
Wokół nas
Portrety
Technika
Wydarzenia
Doradztwo
Styl życia
Redaktor naczelny: Hubert Stępniewicz Sekretarz redakcji: Ewa Stępniewicz Koordynator projektu: Zdzisława Górska-Nieć І Zespół redakcyjny: Beata Widuch, Agnieszka Woźniakowska, Artur Szatters
Mężczyźni za ladą 3
Na właściwym miejscu 5 Kraina mlekiem płynąca 6 Okiem praktyka 8
KUHN globalna jakość 10 Wioska żółto-niebieskich 14
Rekordowa Opolagra 19 Newsy z branży 20
Porządne smarowanie 21 Orka jak po maśle! 24 Jakość maszyn jakość plonów 27 Wgnieść w ziemię 28 pH 6,5 nie tylko dla skóry 30 Koszty po połowie 32
Z notesu czarownicy 33 Z bażantem w tle 34
Projekt graficzny: Agata Korzeńska І Skład i łamanie: Katarzyna Goczoł І Zdjęcia: Maciej Niesłony (okładka, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9, 21, 24, 27, 28, 36), Tomasz Griessgraber (14, 15, 16, 17, 18, 33), Hubert Stępniewicz (19), Magdalena Sońta – ROL SZANSA 2010 (20) І Na okładce: Artur Gaik z Piekar koło Pajęczna z synem Igorem
WOKÓŁ NAS
Mężczyźni za ladą
– Rzeczy niemożliwe załatwiamy od ręki, na cuda trzeba poczekać – śmieje się Jacek Łakomiak, Kierownik sklepu we Wróblewie, jednej z dwóch takich placówek Agros-Wrońscy. Firmowe sklepy z tysiącami części zamiennych to sposób na uzyskanie przewagi nad konkurencją. – Na wsi dokonał się wielki postęp, ale jest jeszcze wiele do zrobienia. Jeżeli tylko jeden rolnik dzięki nam podniesie swój poziom pracy, a jego życie stanie się łatwiejsze, to jest to nasz sukces – mówi sprzedawczyni Zofia Zięba, która w firmie Agros-Wrońscy pracuje od początku, czyli od prawie 20 lat. – Znam wieś, która była zupełnie inna niż ta dzisiejsza. Życzę wszystkim rolnikom, by nigdy nie musieli pracować tak ciężko, jak kiedyś. A teraz muszę wracać, bo już zabraliście mi dużo czasu na zdjęcia. My tu pracujemy – pani Zofia uśmiecha się, odwraca na pięcie i z fakturami pod pachą znika na zapleczu sklepu. Inwestycja w młodość Za ladą zostaje 24-letni Krzysztof Kowalski. Ma najkrótszy staż, bo dziś mija miesiąc, od kiedy dołączył do zespołu sklepu w Strzelcach Wielkich. Niedawno skończył Politechnikę Wrocławską i wrócił w rodzinne strony. Mieszka w Lgocie Wielkiej, 13 km od Strzelec. – Wybrałem pracę tutaj, na wsi, z kilku powodów. Ukończony kierunek – automatyka i robotyka idealnie pasuje do tego, czym mogę się tu zajmować. Po drugie, chciałem pomóc dziadkom w gospodarstwie. Po trzecie, gram w piłkę w miejscowym klubie Omega Kleszczów. Nie miałem wyjścia. To moje miejsce – śmieje się Krzysztof. – W szkole nie musiałem się tyle uczyć, co teraz. Dopiero dziś widzę, jaka może być przepaść pomiędzy teorią a praktyką. Na szczęście szybko przyswajam wiedzę, ale potrzebuję sporo czasu, by mieć to wszystko w głowie – rozgląda się po sklepie nowy sprzedawca. A jest po czym, bo w Strzelcach Wielkich jest 8 tys. części zamiennych do urządzeń rolniczych. – Sporo czasu zajmuje samo nauczenie się, w którym miejscu znajdują się konkretne części. Choć niektórzy, nasi stali Klienci sprawiają wrażenie, jakby sami projektowali tę przestrzeń. Po prostu wchodzą, biorą z półki, co trzeba, płacą i wychodzą. Jestem pod wrażeniem – uśmiecha się również 24-letni Szymon Jargan, który w sklepie w Strzelcach Wielkich pracuje od 3 lat. – Szkołą życia dla mnie była praca pod okiem
agros magazyn 6/2011
Od lewej: Szymon Jargan, Zofia Zięba i Krzysztof Kowalski
Jana Klimczyka, Kierownika Sklepu i Magazynu Części Zamiennych, oraz Zbigniewa Pierońskiego, Szefa Serwisu. Mają ogromną wiedzę i chcieli się nią dzielić. W większości przypadków potrafię rozwiązać problemy naszych Klientów. Jednak gdy pojawia się problem, przechodzę przez plac i pytam serwisantów, jak pomóc Klientowi. Chyba dlatego przyjeżdżają do nas rolnicy, nie tylko z okolicy, ale czasem z odległych miejsc – ze Śląska i Opolszczyzny. Poza tym, jeżeli chodzi o duże podzespoły New Holland, to jesteśmy jedynym sklepem w Polsce Południowej, który ma je na stanie – dodaje sprzedawca. Szymon Jargan kończy inżynierię środowiska na Politechnice Częstochowskiej. Mieszka w Zamościu, ale czas wolny też spędza w Strzelcach. Tu ma przyjaciół. To oni kiedyś mu powiedzieli, że w Agros-Wrońscy szukają pracownika sklepu. »
3
Od lewej: Dariusz Kostecki z synem Cezarym na zakupach oraz Witold Galewicz i Jacek Łakomiak
– To był przypadek. Chciałem pracować w firmie produkującej klimatyzacje. Ostatecznie cieszę się, że pracuję w tym miejscu i z tymi ludźmi. Cenię sobie stały kontakt z ludźmi i to, że ciągle coś się dzieje. W tej chwili jest sezon prac żniwnych i jak widzicie mamy mnóstwo Klientów – kończy. Zagłębie ziemniaków i kapusty – Większość rolników w promieniu 100 km od Wróblewa uprawia ziemniaki i kapustę. Teraz w sezonie prac polowych najczęściej kupują oleje i filtry oraz inne potrzebne na bieżąco rzeczy – opowiada Jacek Łakomiak, Kierownik Sklepu we Wróblewie, gdzie znajduje się filia firmy Agros-Wrońscy. – To prawda, że jest tu kilka innych sklepów w okolicy, ale ludzie i tak do nas przyjeżdżają. Asortyment części mamy ogromny – dodaje Witold Galewicz, Zastępca Kierownika. – Często widzimy, że rolnicy pytają o jakąś część, potem szukają gdzieś indziej i ostatecznie i tak wracają do nas – dodaje. – Dlaczego chcę tutaj pracować? Mam wykształcenie rolnicze,
W obu sklepach Agros-Wrońscy można kupić części zamienne wielu producentów między innymi: New Holland, UNII group, Kuhn, Konskilde. Adres sklepu w Strzelcach Wielkich: ul. Częstochowska 3, 98–337 Strzelce Wielkie, tel.: 34 311 07 82, kom. 608 625 165 Adres sklepu we Wróblewie: Wróblew 8b k. Sieradza, 98–285 Wróblew, tel.: 43 82 13 308 , kom. 668 261 738
4
ale kiedyś uczyłem fotografii, a teraz jestem instruktorem piłki nożnej. Po prostu lubię ludzi i lubię im pomagać. Praca w sklepie też daje mi satysfakcję, bo rolnicy naprawdę są zadowoleni, jeżeli pomoże im się szybko rozwiązać problem. Sam mam gospodarstwo i wiem, co to znaczy przestój maszyny w środku żniw. Rolnik musi mieć ekspresowy dostęp do brakujących części. To, czego nie znajdzie na półce, dostarczamy w 24 godziny. Gdy sytuacja jest bardzo skomplikowana, potrzebujemy dwóch dni. Zdarza się też, że wysyłamy części lub nasz przedstawiciel wiezie je do rolnika, bezpośrednio w pole – zapewnia Łakomiak. (Nie)oryginał – Zamienników szukają głównie starsi rolnicy. Młodzi rzadko sięgają po takie rozwiązania. Kupują części oryginalne. Nowoczesne maszyny są za drogie, by ryzykować z częściami, za które producent nie bierze odpowiedzialności. Młodzi ludzie na wsi coraz bardziej zwracają uwagę na jakość. Wolą sprawdzone marki renomowanych producentów niż małe i prywatne. Rzeczywiście giganci mają większe możliwości, np. gdy trzeba coś reklamować. Podpisując umowę z takim dostawcą, możemy bezpośrednio zaangażować się w ten proces. Nie odsyłamy rolnika do producenta, gdzie musi stanąć w kolejce reklamujących, tylko bierzemy formalności na siebie. W ten sposób w ciągu 2–3 dni rolnik ma rozwiązany problem – opowiada Kierownik sklepu. Nic więc dziwnego, że we Wróblewie zaopatrują się rolnicy niemal z całego kraju. – Mamy Klientów nawet z Wybrzeża. Części przesyłamy drogą pocztową. A jeden stały Klient mieszka nad Notecią – uśmiecha się Galewicz. – Bardzo lubię handlować z kobietami. Bardzo często do nas zaglądają. Mężczyźni zostają w polu, a panie idą na zakupy. Niektóre przychodzą z kartką, ale są i takie, które buszują po półkach z pełną znajomością tematu – kończy Jacek Łakomiak.
PORTRETY
Na właściwym miejscu
Rolnik pyta rolnika: Dlaczego kupujesz ciągniki New Holland? Bo Szymon Mazur nimi handluje. Taki żart krąży pomiędzy rolnikami na terenie powiatu tarnogórskiego i lublinieckiego. Anegdota ta w największym skrócie opisuje sposób działania jednego z handlowców Agros-Wrońscy. Ciągle w ruchu, w terenie, pomiędzy rolnikami, którzy doceniają jego zaangażowanie. Wspiera ich przed zakupem i po. – Chcę, by wiedzieli, że zawsze mogą liczyć na moją pomoc. Z niektórymi moimi Klientami siedziałem w jednej ławce w Technikum Rolniczym. To ludzie, którzy znają się na tym, co robią, są pełni pokory, bo praca na wsi jej uczy. W wielu przypadkach relacja handlowa przeradza się w dobrą znajomość, a nawet przyjaźń. Nie wiem dlaczego. Może dlatego, że jesteśmy do siebie podobni – śmieje się 36-letni Szymon Mazur. Po ukończeniu szkoły rolniczej pan Szymon rozpoczął studia wyższe na kierunku bankowość i finanse. Jednocześnie
Szymon Mazur prywatnie: 36 lat, żona Joanna, tata 3 dzieci: 5-letniego Huberta, 7-letniej Kasi i 11-letniej Olgi. Na zdjęciu ze swoimi Klientami: Różą i Arturem Gaikami z Piekar (gmina Sulmierzyce). Rozmowy handlowe najczęściej odbywają się w gospodarstwach Klientów
agros magazyn 6/2011
pracował jako ratownik w karetce pogotowia. – To była trudna, odpowiedzialna, ale dająca satysfakcję praca. Niestety była również bardzo nisko płatna. Ogłoszenie, że firma Agros-Wrońscy szuka handlowców znalazłem w urzędzie pracy. Zostałem przyjęty. Dwa lata budowałem siatkę swoich Klientów na terenie powiatu tarnogórskiego, lublinieckiego i wieruszowskiego oraz w okolicznych miejscowościach. Miałem trochę znajomych ze szkoły, ale to było za mało. Jeździłem więc od gospodarstwa do gospodarstwa i pukałem do drzwi. Po roku sprzedałem pierwszy ciągnik. Byłem dumny. Dziś pomagam grupie liczącej około pół tysiąca rolników, z którymi mam stały kontakt. Doradzam także, jak dbać o maszyny, gdzie kupić części, kiedy są promocje w serwisach Agros-Wrońscy – opowiada handlowiec z 11-letnim doświadczeniem. Zdaniem pana Szymona tajemnica sukcesu w tej pracy tkwi w umiejętności słuchania: – Każdy rolnik jest inny. Każdy ma inny profil produkcji, różne warunki, potrzeby, oczekiwania. Trzeba wiedzieć o nim jak najwięcej. Potem przeanalizować jego sytuację i dopiero wtedy proponować rozwiązania, które być może rozwiążą jego problemy. Zakupy maszyn, a później ich serwisowanie to na wsi aktualnie jeden z najważniejszych, a zatem także krytycznych momentów w produkcji żywności. Jeżeli handlowiec tego nie rozumie, nie znajdzie wspólnego języka z rolnikiem. Co za tym idzie, nie okaże się osobą, o której się myśli i do której się dzwoni, gdy tylko pojawia się potrzeba rozbudowy parku maszynowego. Dla Szymona Mazura najbardziej reglamentowanym towarem jest czas. Po pracy stara się pomóc rodzicom, którzy w Marzęcicach koło Strzelec Wielkich mają nieduże gospodarstwo rolne. Gdy wraca do domu, chce być jak najbliżej żony i trójki dzieci. – Robimy wtedy to, na co mamy ochotę. Cieszę się z każdej chwili w gronie rodzinnym. Dzieci są jeszcze małe. Potrzebują mnie. Na realizację osobistych planów mam jeszcze czas, bo czuję się bardzo młodo – uśmiecha się.
5
PORTRETY
Kraina
mlekiem płynąca – Hodowla czy uprawy? W co i jak inwestować? I w końcu, czy na wsi można odnieść sukces i mieć satysfakcję z ciężkiej pracy? Na takie pytania w tym numerze „AGROS Magazynu” odpowiadają trzej bracia Cholajda: Hieronim i Jarosław z Waliszewic oraz Andrzej z Wojciechowa. Dwóch z trzech braci: Hieronim i Jarosław podzielili się ojcowizną w Waliszewicach. Andrzej gospodaruje na ziemi swojej żony Anny w Wojciechowie. Na pytanie: uprawy czy hodowla odpowiadają chórem – jedno i drugie. Dwie sroki za ogon Ład i porządek oraz dobry stan budynków i zabezpieczeń maszyn, a także świetne warunki bytowania zwierząt – na te cechy charakteryzujące gospodarstwo Anny i Jarosława Cholajdów z Waliszewic zwróciła uwagę kapituła konkursu „Bezpieczne gospodarstwo rolne”, którego organizatorami byli – Oddział Regionalny KRUS w Zduńskiej Woli, Państwowa Inspekcja Pracy Oddział w Sieradzu i Ośrodek Doradztwa Rolniczego w Kościerzynie. Małżeństwo zajęło trzecie miejsce. – To miłe, otrzymywać nagrody. W tej chwili bez nowoczesnych rozwiązań i stosowania norm nie ma szans zaistnieć na rynku. Bez tego np. nie dostanie się dofinansowania – mówi Jarosław, który wraz z żoną uprawia 30 ha i hoduje 40 loch. Ma również prawie 400 sztuk trzody chlewnej. – Nie ma wyjścia. Połączenie hodowli i upraw daje nam poczucie bezpieczeństwa. Wszystko zależy od rynku. Jeżeli w jednym roku cena żywca spada i dokładamy do hodowli,
liczymy na to, że zarobimy na uprawie – mówi Anna, która ramię w ramię pracuje z mężem w gospodarstwie. – Ceny karmy czy środków ochrony roślin i nawozów są wysokie i trzeba się gimnastykować, by koszty produkcji nie były wyższe niż cena sprzedaży. Dlatego tempo rozwoju naszego gospodarstwa będzie zależało od tej relacji cenowej. Bardzo chcielibyśmy powiększyć gospodarstwo, ale musimy być ostrożni. Mamy bliźniaki, Agatę i Piotra. Mają 15 lat. Liczę, że syn będzie kontynuował to, co z żoną rozwijamy. Może kiedyś sytuacja w rolnictwie będzie bardziej przewidywalna – wzdycha Cholajda. Piotr wykazuje zainteresowanie tym, co robią rodzice. Najchętniej dosiada nowego ciągnika New Holland. – Kupiliśmy go w tym roku. Jest z ładowaczem. Dostaliśmy dofinansowanie z PROW. To kolejna nowa maszyna. Wcześniej kupiliśmy, również w Agros-Wrońscy, przyczepę, opryskiwacz i agregat uprawowo-siewny. Kolejny wniosek jest w fazie rozpatrywania. Jeżeli uzyska pozytywną opinię, w przyszłym roku kupimy kombajn New Holland – kończy rolnik. Stworzeni, by się rozwijać Na placu rodziny Cholajda w Wojciechowie stoi ogromny kombajn New Holland i kilka ciągników tego samego producenta. Ogromne
Od lewej: Anna (żona Jarosława), Ewa, Anna (żona Andrzeja), Andrzej, Jarosław, Hieronim, Kinga, Kornelia, Faustyna, Eliasz
Od lewej: Eliasz z dziadkiem Kazimierzem i Monika z tatą Andrzejem
i nowoczesne budynki gospodarcze wskazują na to, że właściciele prowadzą duże gospodarstwo – 70-hektarowe. Mamy również 250 sztuk bydła. W tym rejonie Polski nie ma ziemi, a chętnie byśmy powiększali swoje zasoby – mówi Andrzej Cholajda, który również prowadzi gospodarstwo z żoną Anną i teściami. Na pytanie o cenę ziemi, odpowiada jego córka Kinga. – Metr ziemi kosztuje nawet 60 zł. Bardzo drogo – poważnie do rozmowy włącza się 16-latka. – Proszę zapytać, kim chce być – śmieje się Andrzej. – Oczywiście, że rolnikiem – odpowiada Kinga, która ma młodsze rodzeństwo, Monikę i Eliasza. Oni również chętnie udzielają się w pracach rolnych. Gospodarstwo jej rodziców wygląda imponująco. Już parę lat temu marszałek województwa wielkopolskiego nominował jej ojca do tytułu Wielkopolskiego Rolnika Roku. – Uważam, że wraz z żoną w naszym gospodarstwie daleko już zaszliśmy. W rolnictwie trzeba cały czas iść do przodu, inwestować i rozwijać się. Wiele lat temu postawiliśmy na hodowle bydła. Kto się nie rozwija, zostaje w tyle. Nie jest to łatwe przy aktualnych cenach, jakie osiągają nasze produkty, ale kto mówił, że będzie łatwo? – śmieje się Cholajda. – Nie ma odwrotu. Nawet małymi kroczkami – ale trzeba się odważyć, czasem zaryzykować. Mamy szczęście, że sporo ziemi odziedziczyliśmy po rodzinie. Trochę dzierżawimy – mówi rolnik. – Kiedyś było inaczej. Teraz młodzi cały czas się uczą. Rozważają różne możliwości inwestycyjne. Jestem pełen podziwu, gdy widzę, ile pracują. Wiem, że gdy ktoś patrzy na nas z boku i widzi okazałe gospodarstwo mówi: tym się udało. A tak mówić nie można. Bo wszystko, co tu stoi i jak wygląda, to efekt ciężkiej pracy całej naszej rodziny, a nie wynik bliżej nieznanych czynników – mówi Kazimierz Warszewski, ojciec Anny. – Rodzina mojego teścia gospodarzyła tutaj od 100 lat. Jest się od kogo uczyć – uśmiecha się Andrzej Cholajda. Ziemia na wagę złota Ewa i Hieronim Cholajdowie z Waliszewic również postawili na jednoczesną uprawę i hodowlę. Mają 30 ha ziemi i setkę bydła. – Sytuację w rolnictwie można porównać do huśtawki. Raz jest lepszy rok, raz gorszy. Niestety, o tym jakie będą ostateczne ceny zbóż, rzepaku, tucznika czy mleka, dowiadujemy się wtedy, gdy pieniądze w produkcję są już zainwestowane i specjalnie nie ma odwrotu, gdy okazuje się, że mało opłacalna jest np. hodowla. To duży dyskomfort, ale podobnie jak bracia, tak planuję produkcję żywności, by w razie straty w jednym sektorze nadrobić w drugim – mówi Hieronim. – Pamiętam
agros magazyn 6/2011
bardzo dobry rok 2000. Ziemia obrodziła. Również hodowla świetnie przebiegała. Wtedy wraz z mężem mogliśmy dokupić 6 ha ziemi i ogromny budynek gospodarczy z oborą i stodołą. I tak to jest – co się zarobi, zaraz się inwestuje – rozkłada ręce Ewa Cholajda. – Wtedy metr ziemi nie był tak drogi. Gdybym wiedział, że ziemia tak podrożeje, pewnie kupiłbym więcej. Teraz nie jestem w stanie rocznie kupować po kilka hektarów. Mogę to zrobić raz na kilka lat. Kolejną barierą jest fakt, że nie ma ziemi. To mleczne zagłębie i każdy potrzebuje hektary łąk. Poza tym w naszym rejonie uprawia się też zboża – mówi rolnik. Ewa i Hieronim Cholajdowie ubiegły rok również oceniają jako udany, bowiem dostali dofinansowanie ze środków unijnych na modernizację gospodarstwa. Kupili kilka maszyn. Między innymi prasę i ciągnik New Holland. Najczęściej pracuje na nich Ewa: – Świetnie sobie radzi. Zbiera słomę, jeździ ciągnikiem. Ja zajmuję się żniwami, a ona wszystkimi lżejszymi pracami. Oczywiście pełna dokumentacja naszego gospodarstwa też jest w jej rękach – kończy dumny mąż. – I oczywiście zajmuje się naszymi dziećmi Kornelią i Faustyną – dodaje.
Od lewej: bracia Jarosław, Andrzej i Hieronim
Trzej muszkieterowie „Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego” – to pierwsza myśl przychodząca do głowy, gdy patrzy się na trzech braci. Po środku siedzi ich matka, Julia Cholajda. Mieszka z rodziną Hieronima, ale zawsze pomaga każdemu z synów, który akurat jej potrzebuje. Rodziny są bardzo zżyte. – Razem zawsze raźniej – mówi Jarosław. – Na braci zawsze mogę liczyć – dodaje Hieronim. – Szkoda tylko, że mamy tak mało czasu na rodzinną pasję. Zawsze razem chodziliśmy na ryby. W tej chwili mam nawet staw w gospodarstwie. Zarybiamy go, by potem wyławiać na wędkę rybki. Chętnie częściej posiedziałoby się nad wodą – wzdycha Andrzej. Podróże to również niespełnione marzenie trzech rodzin. – Gdybyśmy mieli tylko uprawy, to właśnie o tej porze roku można udać się na urlop. Przy żywym inwentarzu żaden moment nie jest dobry – uśmiecha się Ewa. – Zaraz, zaraz, trzy lata temu byliśmy tydzień w Paryżu. Podczas otwarcia filii Agros-Wrońscy we Wróblewie wygraliśmy wycieczkę – opowiada Anna. – Było bardzo wesoło, bo gdy losujący odczytał nazwisko Cholajda, to wszyscy się podnieśliśmy. Gdy doczytał imię Jarosław, bracia musieli wrócić na miejsce – śmieje się Jarosław.
7
PORTRETY
Z PIERWSZEJ RĘKI
Okiem praktyka
Jak i czym obrobić 250 ha i jeszcze mieć czas dla rodziny – zdradza Artur Gaik z Piekar koło Pajęczna, właściciel dużego gospodarstwa. W „AGROS Magazynie” zaczynamy nowy cykl artykułów – o swoim doświadczeniu ze sprzętem mówią jego użytkownicy, bo kto najlepiej doradzi rolnikowi, jeżeli nie drugi rolnik? Wybór: jaki sprzęt kupić, wcale nie jest prosty. Różni producenci prześcigają się, by udowodnić, że właśnie ich produkt jest najlepszy. Jak z tego natłoku informacji wyłowić to, co dla profilu produkcji będzie najbardziej optymalne? Zapytaliśmy o to rolników, którzy wciąż unowocześniają swój park maszynowy. Mamy informacje z pierwszej ręki, którymi podzielimy się w kolejnych numerach „AGROS Magazynu”. Dziś o maszynach z perspektywy 250 hektarów Artura Gaika. Niebiescy górą! – Gdy decydowałem się na „flotę” błękitnych, przekonało mnie m.in. to, że ciągniki produkowane przez New Holland są najczęściej nagradzane i wyróżniane na targach i międzynarodowych wystawach. Rozmawiałem też z wieloma praktykami i przekonywali, że są niezawodne – wyznaje pan Artur. – Cena też miała znaczenie, bowiem te traktory w porównaniu do innych równie renomowanych marek miały niższą cenę. Przeciętnie ciągniki w gospodarstwie pracują około 500 motogodzin rocznie. U mnie nie mają lekko, bowiem po roku mają na liczniku aż sześć razy więcej tj. ok. 3000 motogodzin! Poza pracą w polu wynajmuję je przez cały rok do robót komunalnych. Taki wysiłek to najlepszy test dla maszyn. Są spraw-
Przykład działania osi superskrętnej
8
Na zdj. Artur Gaik z Piekar koło Pajęczna w woj. łódzkim. Wraz z żoną Różą prowadzi 250-hektarowe gospodarstwo. Dużym ułatwieniem w jego pracy jest skompletowany przez lata niezawodny park maszynowy
dzone wszechstronnie – opowiada rolnik. Artur Gaik doskonale pamięta zdziwienie serwisantów z Agros-Wrońscy, gdy zakupiony w piątek ciągnik trafił do nich z powrotem po trzech dniach. Nie z powodu awarii; tradycyjnie po pierwszych 60 godzinach pracy dokonuje się przeglądu – on wyrobił je błyskawicznie. Był rekordzistą – pracownicy serwisu łapali się za głowę. Wyznał rolnik z Piekar. W gospodarstwie Gaików pracują cztery ciągniki tej marki – T7040, T6050, T6020 i TD80. Pierwszy z nich jest najmocniejszy. – W tym modelu wyjątkowa jest superskrętna oś, która pozwala olbrzymowi zakręcać tak, jak małemu ciągnikowi. Gdy ciągnę za sobą 4,5-metrowy agregat, jestem w stanie bez cofania skręcić w następny przejazd – T7040 skręca nie tylko kołami, ale także osią. Taki patent ma jedynie New Holland. Poza tym przejechałem nim 3000 motogodzin i zupełnie nic się nie dzieje. Żadnej awarii – podkreśla Gaik. – T6050 to z kolei klasyczny, solidny ciągnik. Śmieje się, że mój jest górnikiem, bo pracuje 200 metrów pod ziemią. Najczęściej wynajmuję go do prac w kopalni węgla brunatnego w Bełchatowie. Służy do transportu sprzętu do obsługi kopalni. Bez najmniejszego problemu radzi sobie, jeżdżąc pod górę i w dół z 20 tonami na przyczepie – mówi z satysfakcją pan Artur. Nic do zarzucenia nie ma również T6020. Przyznaje, że jest to ciągnik, który gwarantuje
Brony talerzowe Ares UNII Grudziądz wyróżnia korzystna w stosunku do wysokiej jakości cena. – U mnie pracuje brona TX-4 o szerokości roboczej 4,5 m. Używam wału gumowego do ugniatania gruntu, który świetnie się sprawdza na glebach, na których gospodaruję – od klasy VI do III. Ten produkt jest bardzo wydajny i skuteczny, praktycznie bezawaryjny – przyznaje rolnik
wyjątkowy komfort jazdy. Gdy w polu spędza się nawet 20 godzin dziennie, jak pan Gaik, to ma to niebagatelne znaczenie. – Zastosowano w nim oś amortyzującą, która powoduje, że jazda jest naprawdę komfortowa. Dodatkowo poprawia siłę uciągu, co czyni go niesłychanie przydatnym w ciężkim transporcie i odśnieżaniu – dodaje. – A TD80 to mój „model podwórkowy”. Robię nim praktycznie wszystko. Dawniej duży traktor miał 30 KM. Teraz mały ciągnik ma ich 80. Takie parametry nie pozwalają mi wypuścić go w pole z 10-tonowym obciążeniem, bo się zakopie. Za to mogę go używać do koszenia trawy i przegrabiania. Mógłbym to robić dużym ciągnikiem, ale to nie byłoby ekonomiczne, bowiem duży pali więcej. A jeśli o pieniądzach, to chciałbym dodać, że ciągniki NH w porównaniu do innych marek są oszczędne w zużyciu paliwa. O ile się nie mylę, to ten model jest jednym z najlepiej sprzedających się na rynku. I wcale się nie dziwię, bowiem dla rolników z mniejszym areałem takie rozwiązanie wystarcza, a w dużym gospodarstwie sprawdza się w lżejszych pracach. Zalety kontra wady – Choć ciągniki New Holland są raczej bezawaryjne, nigdy nie można wykluczyć, że coś się wydarzy. Mogę jednak spać spokojnie, bowiem serwis Agros-Wrońscy gwarantuje mi naprawę w każdym momencie. Nie zdarzyło mi się żebym z jakimkolwiek problemem został sam. Mobilny serwis Wrońskich jest gotowy naprawiać nawet w polu w szczycie sezonu – a to ważne, bo nie mogę pozwolić sobie na zastój. Maszyna, która stoi, to pieniądze, które przechodzą mi koło nosa. A jeśli o wadach, to do pełni satysfakcji brakuje mi solidniejszych błotników w mocniejszych wersjach ciągników. Nie mówię, że mają być metalowe, ale mogłyby być grubsze i trwalsze – w tej chwili zdarzają się drobne pęknięcia. Przydałyby się też skuteczniejsze osłony przeciwsłoneczne oraz trochę mocniejsza i wydajniejsza klimatyzacja w modelach, które ją posiadają – wylicza rolnik z Piekar. Dobre bo polskie – Bez względu na areał polecam także inne urządzenie, które stosuję w swoim gospodarstwie. To brony talerzowe Ares
agros magazyn 6/2011
produkowane przez UNIĘ Grudziądz. Jest to linia agregatów przedsiewnych i podorywkowych, które występują w dwóch wersjach: do zawieszania i ciągnięcia. Ten polski produkt jest bardzo wydajny i skuteczny, a co najważniejsze praktycznie bezawaryjny. Wyróżnia go bardzo korzystna w stosunku do wysokiej jakości cena – poleca Artur Gaik. – U mnie pracuje brona TX-4 o szerokości roboczej 4,5 m. Używam wału gumowego do ugniatania gruntu, który świetnie się sprawdza na glebach, na których gospodaruję – od klasy VI do III. Jedyne czego można się czepiać w tych urządzeniach, to zbyt duża liczba punktów smarowniczych. Ich obsługa jest czasochłonna. No i może przydałoby się też solidniejsze lakierowanie. I jeszcze jedno – mocniejsze talerze, bo trafiając na kamień potrafią się wykrzywić – dodaje Gaik. Zapytany o ogólną ocenę przyznał, że sprawdzają się w trudnych warunkach polowych i na różnych glebach. Są dość uniwersalne. Tajemnica sukcesu – Nie pochodzę z rodziny o tradycjach rolniczych, ale od dziecka miałem jedno wielkie marzenie – zostać rolnikiem! Mieszkaliśmy w Katowicach. Ojciec był zawodowym wojskowym. 2,5-hektarowe gospodarstwo przejąłem po babci. Park maszynowy budowaliśmy od początku. Kupując maszyny, jestem bardzo ostrożny – źle zainwestowane pieniądze, to wyrzucone pieniądze. Długo kręcę nosem, zanim wybiorę – nie jestem łatwym Klientem. Ostatnie 17 lat nauczyło mnie bardzo wiele. To także czas, w którym na wsi dokonały się bardzo poważne zmiany. Powiększanie gospodarstw, a co za tym idzie unowocześnianie ich, to moja droga, którą konsekwentnie idę. Gdybym nie inwestował w nowoczesny sprzęt, zabrakłoby mi doby, by to wszystko obrobić. Mam cudowną rodzinę: żonę Różę i dwójkę dzieci – Julię (l. 12) i Igora (l. 5) i dla nich chcę mieć zawsze czas – podsumowuje swoje wybory pan Artur. Zapraszamy do współpracy. Jeżeli chcieliby Państwo, podzielić się z nami swoimi doświadczeniami związanymi z maszynami kupionymi w Agros-Wrońscy, prosimy o kontakt: redakcja@vis-media.pl
9
TECHNIKA
NASI PARTNERZY PREZENTUJĄ
KUHN
globalna jakość Rolnictwo to ich największa pasja. O jej sile świadczy rozmach, z jakim rozwijała się firma. Zaczęło się od niewielkiej wiejskiej kuźni założonej w 1828 r. Dziś KUHN to osiem fabryk i 12 oddziałów handlowych na całym świecie – od Australii i Chin, po Rosję i Polskę – i ponad 80 krajów, do których trafiają urządzenia tej marki.
Droga wiodła ugorem – tak można powiedzieć o początkach KUHN w Polsce: – W 1998 r., kiedy zaczynaliśmy, pierwszym problemem, jaki spotkaliśmy w rozmowach z Klientami, był fakt, że nikt nie znał tej marki. Zarówno duże, jak i małe gospodarstwa były zainteresowane zakupem nowoczesnych maszyn, ale pojawiła się kolejna bariera – cena – nasz sprzęt był nawet cztery razy droższy od krajowego. Dodatkowo na początku mieliśmy niewielu dealerów, którzy z nami współpracowali – mówi Artur Szymczak, Dyrektor Zarządzający w firmie KUHN Maszyny Rolnicze. To była jednak wyłącznie kwestia czasu: – Poprzez olbrzymią liczbę pokazów i ciężką pracę udało się zarazić Klientów naszą pasją i przekonaliśmy polskiego rolnika do marki KUHN – dodaje Szymczak. – W tej chwili jesteśmy jednym z największych graczy na rynku maszyn rolniczych. KUHN po polsku – Polska jest jednym z najważniejszych rynków sprzętu rolniczego w Europie. Oddział handlowy KUHN Polska jest odpowiedzialny za rozwój sprzedaży, ale również zabezpiecza Klientów w kwestiach części zamiennych i serwisu – podkreśla Dyrektor. I dodaje: – Nawet jeśli po wielu latach od zakupu rolnik zadzwoni do siedziby w Jelonku k. Poznania, zawsze będzie tam ktoś kto pomoże mu rozwiązać problem. I nie jest ważne, czy maszyna będzie stara, czy nowa. Celem wszystkich naszych działań jest dostarczanie Klientom produktów i usług najwyższej jakości, które pomogą im w maksymalnym stopniu osiągnąć zwrot z inwestycji. KUHN w Polsce zatrudnia dziś 35 osób – ludzi z pasją do rolnictwa. – Wielu z nich jest z nami od początku – aż 10 osób pracuje od 1998 r. Ludzie są dla nas najważniejsi – praktycznie nie ma u nas
KUHN w liczbach 180 lat doświadczenia w branży rolniczej 1600 patentów zarejestrowanych na świecie 3152 pracowników 60 000 maszyn produkowanych rocznie
rotacji – mówi Dyrektor Szymczak. – Przywiązują się do nas i chcą być z nami – zarówno Klienci, jak i pracownicy. Jestem jednym z tych dziesięciu, rozpocząłem pracę w dziale sprzedaży, który musieliśmy stworzyć od samego początku. Dziś mamy dziewięciu sprzedawców współpracujących z dealerami. Firma w Polsce to handlowy oddział fabryki KUHN. Współpracuje z 53 dealerami – w tym Agros-Wrońscy – którzy dystrybuują ich maszyny. Dealerzy nie są związani kapitałowo z marką, łączy ich umowa handlowa – kupują od KUHN Polska maszyny, a spółka zabezpiecza ich w kwestiach dostaw, części zamiennych oraz wspiera w obsłudze serwisowej. – Każdy dealer – w tym państwo Wrońscy – jest naszym kluczowym ogniwem – informuje Szymczak. – My produkujemy maszyny, ale żeby mogły one być właściwie zaprezentowane rolnikowi, potrzebujemy doradcy, który musi być blisko Klienta – takich doradców zatrudniają współpracujący z nami dealerzy. My zaś wciąż szukamy nowych możliwości zacieśniania współpracy z nimi – szkolimy ich i pomagamy, jak najlepiej odpowiadać na potrzeby Klientów. Zadowolenie rolnika jest bowiem dla nas kwestią najważniejszą. »
Zaczęło się od produkcji wag dziesiętnych. Dziś KUHN jest światowym liderem w dziedzinie najnowocześniejszych rozwiązań technologicznych dla rolnictwa. Maszyny tej marki doceniane są przez rolników i wyróżniane w konkursach. Podczas tegorocznej edycji targów AGROTECH w Kielcach agregat uprawowo-siewny KUHN HR 304D + VENTA LC Seedflex otrzymał tytuł Maszyny Rolniczej Roku 2011 w kategorii Maszyny z importu
agros magazyn 6/2011
11
TECHNIKA
NASI PARTNERZY PREZENTUJĄ
KUHN w Polsce to zespół 35 osób, wywodzących się z rolnictwa lub z wykształceniem rolniczym. Wielu z nich pracuje w firmie od samego początku – aż 10 osób jest z KUHN-em od 1998 r. Jednym z nich jest Artur Szymczak, Dyrektor Zarządzający KUHN Maszyny Rolnicze (na zdj.). Wszystkich łączy wielka pasja do rolnictwa i nowych technologii
Skromne początki Historia firmy sięga 1828 r., kiedy Joseph Kuhn otworzył skromną, wiejską kuźnię w Eckartswiller niedaleko Saverne we Francji i rozpoczął produkcję wag dziesiętnych. Punktem zwrotnym okazał się dla niego rok 1864, gdy wykorzystując fakt utworzenia nowej linii kolejowej z Paryża do Strasburga oraz wyjątkowy okres prosperity, przeniósł się do Saverne i wspierany przez braci założył fabrykę maszyn rolniczych. Już kilka lat później fabryka została rozbudowana o odlewnię. W historii przedsiębiorstwa było jeszcze kilka kroków milowych. W latach 20. minionego wieku rozpoczęto m.in. produkcję młockarni, których jakość przyniosła KUHN-owi duże uznanie. Tylko w roku setnych urodzin firmy zbudowano i sprzedano ponad tysiąc urządzeń tego typu. W tym czasie na rynek trafiły również pierwsze kosiarki, przetrząsacze do siana i zgrabiarki. Były jednak i momenty dramatyczne – jak tragiczny w skutkach pożar, który w kwietniu 1965 r. strawił większą część fabryki i wszystkie urządzenia. Firma była dla pracujących w niej ludzi tak ważna, że 500 pracowników podjęło się solidarnie odbudowy zakładu. Już po upływie trzech tygodni można było wznowić produkcję w prowizorycznych warunkach. W segmencie maszyn do zbioru roślin zielonkowych KUHN produkował w tym czasie przetrząsaczo-zgrabiarki karuzelowe, prowadzono też prace nad konstruowaniem i testowaniem zespołów tnących kosiarek dyskowych – najpierw prowadzono próby z wykorzystaniem napędu łańcuchowego; wprowadzony w późniejszym okresie napęd zębaty sprawdził się i wyznaczył kierunki przyszłych prac rozwojowych. Dziś KUHN to jedna z najbardziej innowacyjnych firm w branży. Olbrzymie znaczenie ma dla niej rozwój nowoczesnych technologii. Marka ma na swoim koncie ponad 1600 patentów, które są chronione na całym świecie. Roczny budżet na rozwój i badania wynosi aż 4 proc. obrotu. – Jak ważna jest dla nas najwyższa jakość, anegdotycznie podsumowuje hasło, które od 1962 r. co rano wita pracowników wchodzących do pracy w fabryce w Saverne, a brzmi: „Jakość jest jutrzejszą ilością” – opowiada Ireneusz Dobrowolski, Regionalny Kierownik Sprzedaży KUHN Polska.
12
Spojrzenie w przyszłość Rolnictwo szybko się rozwija i z dnia na dzień staje się coraz bardziej profesjonalne, dlatego wciąż wymaga nowych rozwiązań. – Rolnicy oczekują od nas, by maszyny spełniały najważniejsze dla nich kryteria: niezawodności, skuteczności oraz wysokiej jakości, która ma wpływ na obniżenie kosztów produkcji rolniczej – mówi Dobrowolski. – Ważna jest szybka reakcja na nowe potrzeby. Jeżeli mamy sygnał, że jest zapotrzebowanie na daną grupę produktową lub rozwiązanie technologiczne – a staramy się utrzymywać jak najbliższy kontakt z rolnikami, by informacje z rynku mieć jak najświeższe – natychmiast przekazujemy te sygnały do jednej z naszych ośmiu fabryk na świecie. I tam kontynuowane są prace badawcze nad nowymi technologiami, stosowanymi np. w siewie – wyjaśnia Dyrektor Szymczak. Dlatego też KUHN często organizuje pokazy pracy maszyn i spotkania z rolnikami, wystawia się również na targach. Sami rolnicy regularnie zgłaszają pomysły na usprawnienie maszyn, które KUHN stara się, o ile to możliwe, wprowadzać do swych urządzeń. Co ciekawe, ze względu na warunki gospodarowania – np. glebę – wiele
KUHN Polska od lat sponsoruje Festiwal Jeździecki Batorówko, który promuje polskie jeździectwo. Wszelkie działania sponsoringowe marki są związane z rolnictwem i naturą – największą pasją jej pracowników. W ramach tych działań KUHN wspiera Szkołę Rolniczą oraz Uniwersytet Przyrodniczy w Poznaniu – pracownicy wygłaszają tam wykłady, prezentują najnowsze rozwiązania technologiczne, organizują pokazy technik, uczą studentów, umożliwiając im odbywanie praktyk w firmie
nowych rozwiązań marki, choć produkowanych w innych miejscach świata, jest testowanych na polskich polach, u polskich rolników. – Najbardziej wartościowe spotkania to pokazy polowe, a informacje zdobyte wówczas są wprost bezcenne – przyznaje Szymczak. Zapytany o przyszłe kierunki rozwoju rynku Dyrektor odpowiada: – W 2050 r. na świecie będzie żyło prawdopodobnie 9,5 mld ludzi, których będzie trzeba wyżywić, pomimo zmniejszającej się ilości ziemi uprawnej. Produkcja rolnicza nie może dziś istnieć bez nowoczesnej techniki rolniczej. W związku z tym widzimy olbrzymie możliwości dla naszej firmy, gdyż proponujemy produkt mocno wyspecjalizowany, pozwalający rolnikom podnieść jakość i wielkość plonów przy ograniczeniu kosztów. W maszynach bardzo wysoko wydajnych o dużej trwałości i małym zapotrzebowaniu na moc leży przyszłość branży. KUHN dziś To firma spełniająca najwyższe normy technologiczne. Francuska fabryka w Saverne – główna siedziba firmy, która zajmuje aż 22 hektary i zatrudnia 1115 pracowników – posiada własną odlewnię żeliwa, która stosuje najnowocześniejsze technologie dające dużo większą wytrzymałość materiałów użytych do produkcji maszyn tej marki. Własna huta pozwala na obniżkę kosztów, poprzez odlewanie na miejscu skomplikowanych podzespołów, wszelkiego rodzaju obudów, przekładni, lemieszy, wałków czy słupic. Na miejscu znajduje się również laboratorium doświadczalne, które sprawdza jakość odlewów żeliwnych oraz wszystkich materiałów, które KUHN kupuje od dostawców zewnętrznych. Właśnie tam
Okiem eksperta Poszerzanie oferty handlowej poprzez inwestycje na różnych kontynentach pozwala umacDr inż. Adam Strużyk, niać firmom swoją pozycję na Zakład Maszyn światowym rynku. Zwłaszcza Rolniczych i Leśnych, gdy chodzi o gr upy maszyn, Szkoła Główna k tóre u moż l iw iają w y posaGospodarstwa żenie kompletnej technologii Wiejskiego w Warszawie lub mogą uzupełnić stosowaną obecnie w gospodarstwie. Doświadczenia przedstawicieli handlowych takich firm, poparte praktyką, pomagają zestawiać maszyny z uwzględnieniem wielu czynników – powierzchni i profilu
agros magazyn 6/2011
Francuska fabryka w Saverne – główna siedziba firmy, która zajmuje aż 22 hektary i zatrudnia 1115 pracowników. Oprócz tej KUHN ma jeszcze 7 fabryk – we Francji, Holandii, Stanach Zjednoczonych i Brazylii
produkowane są maszyny zielonkowe, uprawowe-aktywne i siewniki do zboża mechaniczne. – Nasz pełny asortyment obejmuje 10 grup produktowych: pługi, maszyny uprawowe, siewniki, sprzęt do nawożenia oraz nawożenia organicznego, do ochrony roślin, mulczowania i rozdrabniania, maszyny zielonkowe, prasy i owijarki oraz do przygotowania pasz – wylicza Dyrektor Szymczak. Najważniejsze jest to, że każda z tych konstrukcji spełnia najwyższe wymagania rolników. Jednym z nich jest redukcja kosztów – zwiększenie wydajności pracy, pełne wykorzystanie potencjału materiału siewnego, nawozów i środków ochrony roślin oraz zmniejszenie kosztów serwisowych maszyn – my wychodzimy naprzeciw tym potrzebom – zapewnia Artur Szymczak, Dyrektor Zarządzający w firmie KUHN Maszyny Rolnicze.
gospodarstwa, typu gleby i klimatu. Dzięki temu na przykład w przypadku tzw. linii mlecznej można zebrać paszę wysokiej jakości, poprawić jakość mleka, zoptymalizować produkcję mięsa i obniżyć koszty żywienia zwierząt. Ponadto stosowane przez producentów prototypowanie wspomagane komputerowo pomaga wyeliminować „słabe punkty” konstrukcji już na etapie projektowym. Inwestycja w nowoczesne metody wytwarzania części (centra obróbcze, laser 3D) skraca czas, obniża koszty i zwiększa elastyczność produkcji. Natomiast poparty sugestiami rolników oraz własnymi badaniami system jakości to kolejny etap doskonalenia produktów, które dzięki temu stają się jeszcze lepszą odpowiedzią na zapotrzebowanie nowoczesnego rolnictwa.
TECHNIKA
NASI PARTNERZY PREZENTUJĄ
Wioska
żółto-niebieskich Zamiast prawdziwych domów, namioty sferyczne; za to pola z uprawami jak najbardziej autentyczne, a gospodarze niezwykle gościnni. Kosmicznie wyglądającą wioskę New Holland zbudowano w Suchodębiu w samym centrum Polski. W ciągu pięciu dni miejsce to odwiedziło prawie tysiąc rolników. Wrażeniami z pobytu dzielą się Klienci Agros-Wrońscy.
14
– Było wiadomo, że New Holland pokaże ciągniki od 35 do niemal 400 KM, kombajny tradycyjne i rotorowe, prasy belujące i wielkogabarytowe, ładowarki teleskopowe wraz z nowinkami. Teraz widzę, że to tylko skromna zapowiedź tego, co zostanie tu zaraz zaprezentowane – mówi, rozglądając się po wyjściu z autokaru Rudolf Mosch z Turza. – Ustawiamy się do wspólnego zdjęcia – zarządził Jan Wroński, Prezes Zarządu Agros-Wrońscy. 40-osobowa grupa ze Strzelec Wielkich wyjechała o 6 rano. – Warto było wstać, bo New Holland ma przygotowanych dla nas mnóstwo atrakcji. Nie jesteśmy jedyną grupą, którą dziś goszczą, ale jedną z czterech – dlatego zabrałem też przedstawicieli handlowych – rzuca Prezes Agros-Wrońscy. Na co dzień doradzają rolnikom, dziś mają być do ich dyspozycji, gdy będą buszować po świecie New Holland. Andrzej Wojewoda, jeden z najmłodszych handlowców Agros-Wrońscy, o urządzeniach tej marki wie prawie wszystko: – Prawie, bowiem New Holland stale wprowadza nowe rozwiązania i urządzenia. W tej chwili 90 proc. oferty kombajnów jest nowa. Pojawiły się również nowe modele ciągników, nowe silniki, zmienia się nazewnictwo. To prężny producent i ciągle podsuwa nowe rozwiązania. To cenne, bowiem wieś się zmienia i trzeba być czujnym, by szybko odpowiadać na nowe potrzeby i oczekiwania rolników. Każdy z nich szuka czegoś innego. Wspólne jest to, że coraz chętniej wybierają nowoczesne maszyny. To wydajne, ekologiczne i oszczędzające paliwo urządzenia. Dzisiaj mogą je zobaczyć i to nie tylko stojące na placu, ale obrabiające pole. Te łany pszenicy zostaną zaraz zebrane. Już nie mogę się doczekać – mówi Andrzej Wojewoda, wchodząc do największego z namiotów, gdzie za chwilę rozpocznie się oficjalne powitanie. Mnogość oczekiwań – New Holland znany jest we wszystkich zakątkach świata. Dla nas jednak najważniejszy jest Płock. Dlaczego wszędzie docieramy?
– Taka jest tendencja. Maszyny New Holland mają być ekologiczne, wydajne, komfortowe, ergonomiczne i mają mało palić. Średnio ciągniki z SCR spalają do 10 proc. mniej paliwa niż z układem tradycyjnym. Jedna złotówka zainwestowana w AdBlue daje oszczędność około 3 zł na paliwie. Na zdj.: Tomasz Kozieł, Szef Marketingu NH, podczas prelekcji
Mamy około 300 modeli maszyn, co oznacza, że w tak dużej ofercie każdy znajdzie coś dla siebie – tak swoją prezentację rozpoczyna Robert Brzozowski, Dyrektor Sprzedaży New Holland. Przed zaprezentowaniem kombajnowych nowości przez specjalistę w tej dziedzinie Józefa Dębskiego, Tomasz Kozieł, Szef Marketingu, mówi o polityce New Holland jako koncepcji nowoczesnego rolnictwa. – Dążymy do tego, by prowadzenie gospodarstwa i produkcja żywności była łatwiejsza, wydajniejsza i bardziej komfortowa. Na czym między innymi ma to polegać, objaśnia już w kolejnym namiocie. Jednocześnie w kilku mniejszych namiotach, podzieleni na grupy rolnicy słuchają krótkich wykładów o różnej tematyce. Jeden z najciekawszych dotyczy najnowszych norm emisji spalin oraz wykorzystania technologii SCR w maszynach New Holland. – Od 12 lat nie inwestowałem w park maszynowy i dziś przekonałem się, jaka przepaść dzieli moje stare ciągniki od prezentowanych tu urządzeń – wzdycha Stefan Górny. Rolnik z Mikołowa stara się o unijne dofinansowanie maszyn. Gdy je otrzyma chce kupić między innymi: ciągnik NH, agregat uprawowo-siewny, prasę i pług. – Jestem tu, bo chciałem zobaczyć te urządzenia w akcji; chcę się przekonać, na co je stać. Przede mną trudna decyzja. Liczę, że Arek Smolarek mi pomoże. Chciałbym urządzenia silne, wydajne i takie, które mało palą. »
Urszula i Bernard Bondza z Wilczej z ciągnikiem, który chcieliby kupić
TECHNIKA
NASI PARTNERZY PREZENTUJĄ
Dziś wsiądę do jak największej liczby maszyn i popracuję na nich. Przepraszam, bo zaczyna się kolejny wykład – kończy. – Nie ma lepszej prezentacji sprzętu niż w polu. Maszyn nie kupuje się z katalogu czy ze strony internetowej. Teraz rolnik oczekuje, że przetestuje ją w polu. To ideał. New Holland to rozumie. W Agros-Wrońscy również przygotowujemy indywidualne pokazy na polach naszych Klientów. Rolnik nie chce wydawać pieniędzy na coś, czego wcześniej nie może poznać – wcale się mu nie dziwię – mówi Arek Smolarek, Przedstawiciel Handlowy Agros-Wrońscy. Już nie science fiction – Zwykle rolnicy bardzo chętnie uczestniczą we wszelkich pokazach maszyn – wyjaśnia Jan Wroński. – Ciekawym wykładem był ten z dziedziny bioenergetyki dotyczący największego w tym obszarze osiągnięcia NH – ciągnika na wodór. – Tak zaawansowane tematy dla mnie są czymś absolutnie fascynującym. Urodziłem się w 1949 r. Miałem 15 lat, gdy po zmarłym ojcu przejąłem gospodarstwo. Pamiętam wieś, na której pracowało się końmi. Zakup pierwszego traktora, który miał 30 KM, był wielkim wydarzeniem.
Jan Wroński z Mirosławem Sikorskim
16
Teraz mówi się o ciągnikach na wodór. To chyba tematy dla moich synów. Jeden uprawia 200 ha, a drugi przejął fabrykę makaronu, który produkujemy pod marką Sigma – opowiada Mirosław Sikorski z Rudnik, koło Rędzin. – Dwa lata temu dzięki dofinansowaniu z unijnych pieniędzy kupiliśmy wraz z synem kombajn CX 8060, ciągnik T165 i wymieniliśmy pługi. W przyszłym roku chcę kupić przystawkę do kombajnu. Przyjechałem je pooglądać i zobaczyć, jak radzą sobie w polu – opowiada Mirosław Sikorski. – Przyjechaliśmy tu, by się zorientować, bo planujemy zakupy. Oczywiście mamy już w gospodarstwie sprzęt marki New Holland, m.in. kombajn oraz parę maszyn do uprawy i ochrony roślin, ale chcemy zapoznać się z nowinkami – mówi Jan Bathelt z Jaworza, wychodząc z wykładu Henryka Jakubowskiego, który przybliżył temat ciągników o mniejszej mocy oraz wszystkich nowości z tym związanych, takich jak T4 PowerStar. – NH ciągle się rozwija. Półtora miesiąca temu zamówiłem ciągnik; może dostanę go w listopadzie. Nie dziwię się, że żółto-niebieskie maszyny cieszą się coraz większym powodzeniem – przyznaje rolnik, który na pokazy wybrał się z synem Romanem. – Tata miał obiekcje, bo pogoda ładna i można było dzisiaj
Grupa ze Strzelec Wielkich wraz z gospodarzami (w pierwszym rzędzie czwarty od lewej): Robert Brzozowski – Dyrektor Sprzedaży NH, Jan Wroński – Prezes Agros-Wrońscy, Werner Ballieu – Dyrektor Naczelny fabryki CNH Polska, Adam Sulak – Business Director New Holland Polska oraz Tomasz Kozieł – Szef Marketingu New Holland
kosić, ale stwierdził, że dawno temu zaplanował ten wyjazd i teraz sobie nie odmówi. Teraz idziemy na pokazy. Do zobaczenia – rzuca. – Szybko powiem, bo chcę zdążyć na polowe pokazy, że szukamy odpowiedniego ciągnika – wyznaje Bernard Bondza z Wilczej w gminie Pilchowice, który przyjechał z żoną. – Gospodarujemy wraz ze szwagrem – dodaje Urszula Bondza. – Może T6070? Dostaliśmy również dofinansowanie na agregat uprawowo-siewny oraz opryskiwacz. Robimy rozeznanie. Choć przyznam szczerze, że najbardziej liczy się dla mnie opinia innych rolników. Na szczęście właśnie w takich miejscach można porozmawiać z użytkownikami maszyn. Dużo czasu poświęcam na „zdokumentowanie” urządzenia, które chcę kupić. Oczywiście idealnie jest, jeżeli maszyna jest skonstruowana tak, że oszczędza moją kieszeń. Zaraz rozpoczną się pokazy, podczas których zostanie właśnie zaprezentowane zużycie paliwa w starych i nowszych silnikach ciągników stosowanych przez New Holland – kończy rolnik z Wilczej. Moment kulminacyjny Łan pszenicy koszą trzy różne kombajny zbożowe: TC5070, CX5090 oraz CX6090. Słoma prasowana jest za pomocą pras zwijających »
– Mieszkamy koło Bielska-Białej. To tereny górskie. Mamy bardzo trudne warunki uprawy i zakamienioną ziemię. Bardzo ważne, jaki sprzęt będzie u mnie pracował – mówi Jan Bathelt, na zdjęciu z synem Romanem i Łukaszem Chęcińskim z New Holland
agros magazyn 6/2011
17
TECHNIKA
NASI PARTNERZY PREZENTUJĄ
Na zdjęciu: Waldemar Wengel i Edmund Haik ze Zbigniewem Pierońskim, Szefem Serwisu Agros-Wrońscy
i kostkujących wielkogabarytowych. Baloty zwożą ciągniki z ładowaczami czołowymi i ładowarka teleskopowa. Ostatni etap to uprawa ścierniska z jednoczesnym pokazem największych ciągników z serii T7 i T8. Przyglądają się temu Edmund Haik z synem Piotrem. Przyjechali z Kuniowa. W grupie Agros-Wrońscy jest również jego kolega Waldemar Wengel z Jasienia z synem Krystianem. – Mam 50 hektarów. Kupiłem dwa lata temu ciągnik New Holland 128 KM. Teraz przymierzam się do kombajnu. Kolega też – mówi Edmund. – Mimo że kombajn jest drogi, a pracuje najczęściej dwa tygodnie w roku, trzeba go mieć. Mam 100 hektarów i duży park maszynowy, ale ciągle nie mam kombajnu – podsumowuje Waldemar. Ogromne zainteresowanie rolników wzbudza specjalny pokaz-porównanie. Na pole wyjeżdżają dwa ciągniki New Holland o tej samej mocy. Jeden model serii T7000 wyposażony jest w silnik Tier 3 z układem EGR, natomiast drugi w nowoczesną jednostkę napędową T7 z systemem SCR, spełniającą normę emisji spalin Tier 4A. Zużycie paliwa jest na bieżąco obserwowane na specjalnych zainstalowanych na wlewie zbiornika paliwa wyskalowanych cylindrach miarowych. Dzięki temu można udowodnić, że ciągniki z silnikiem SCR (wykorzystujące AdBlue) spalają 10 proc. paliwa mniej od silników tradycyjnych. Coś dla ciała i ducha – Cieszę się, patrząc na emocje rolników, którzy przyjechali nas odwiedzić – mówi Adam Sulak, Dyrektor New Holland na Polskę. Jestem tu już trzy dni i widzę, że zorganizowanie wioski było dobrym pomysłem. Dotychczas to my jeździliśmy po Polsce z maszynami i w różnych miejscach organizowaliśmy pokazy. Cieszyły się powodzeniem. Nazywaliśmy je „Demo Tour”. Życie idzie jednak do przodu, formuły się wyczerpują, a my chcieliśmy zaproponować coś nowego. Postawiliśmy na stworzenie wioski z zabudowaniami, polem i parkiem maszynowym. Zaprzyjaźniony z nami Jan Serwach
18
z Suchodębia udostępnił 30 hektarów ziemi, na której mogła stanąć nasza wioska. Przekazaliśmy mu za to model jednego z kombajnów New Holland. To seria kolekcjonerska. Takich modeli jest zaledwie 200 w całej Europie. Rolnik z Suchodębia otrzymał model z numerem 62. Jestem tu, bo osobiście chciałem zobaczyć, czy rolnicy będą zadowoleni. Stwierdzam, że osiągnęliśmy cel. Wioska New Holland powstanie również za rok – obiecuje Adam Sulak. – Robiliśmy wszystko, by rolnik czuł się wyjątkowo – najpierw miał otrzymać merytoryczną wiedzę, potem mógł wsiąść do wybranych maszyn i testować je na polu. Zapraszaliśmy go również na poczęstunek, a po świecie New Holland oprowadzały go piękne hostessy w żółto-niebieskich strojach, które pilnowały między innymi prelegentów, by nie przeciągali swoich wystąpień. Miało być dynamicznie, ciekawie i przyjemnie. Z opinii naszych gości wyciągam wniosek, że spełniliśmy ich oczekiwania – podchwytuje Tomasz Kozieł, Szef Marketingu New Holland. – Wioska została pomyślana w taki sposób, by pomóc też dealerom, którzy są naszą siłą. Żadna, nawet najlepsza promocja nie będzie dobra bez przekonanego do marki dealera. To on bierze na siebie bezpośredni kontakt z rolnikiem. Wielu z nich już dawno zrozumiało, że rolnik musi testować maszyny. Jan Wroński jako jeden z pierwszych na wzór naszych „Demo Tourów” w swoim regionie robił pokazy polowe kilka razy w roku. Teraz też nas nie zawiódł. Przyjechał z dwoma grupami. On świetnie rozumie rolników. Może dlatego, że sam pochodzi z rodziny z tradycjami rolniczymi – mówi Dyrektor Sulak. – Co czwarty traktor i co trzeci kombajn używany w gospodarstwach na świecie to New Holland. Jeżeli chodzi o nasze maszyny na polskich polach, to sytuacja wygląda jeszcze lepiej, bo w żółto-niebieskich barwach jeździ co trzeci traktor i co drugi kombajn. Od lat jesteśmy w Polsce liderem. Z danych na koniec czerwca wynika, że jeśli chodzi o ciągniki, to nasz udział w rynku sięga 28 proc., a w przypadku kombajnów jest to aż 39 proc. To cieszy, ale też zobowiązuje do ciągłej pracy. Konkurencja nas motywuje. Gdy ktoś zaczyna nam deptać po piętach, znowu skaczemy krok do przodu – uśmiecha się Adam Sulak.
Adam Sulak, Dyrektor New Holland na Polskę
WYDARZENIA
NASZE SPOTKANIA
Rekordowa Opolagra
Jeszcze więcej wystawców i powierzchni wystawienniczej niż rok temu. Rekordowa była też liczba odwiedzających IX edycję Opolagry, która rozpoczęła się 15 czerwca w Kamieniu Śląskim. W jednej z najciekawszych wystaw rolniczych w Polsce Agros-Wrońscy uczestniczą od samego początku. – Sprawdzony serwis i szeroka oferta maszyn to dwa powody, dla których współpracuję z Agros-Wrońscy – opowiada Rafał Sikora z Kujakowic Górnych, który na Opolagrę przyjechał wraz z narzeczoną Eweliną Pielok. Oglądali pokazy maszyn i po południu przyszli na stoisko swojego dealera. – Z ojcem kupiliśmy w Strzelcach Wlk. m.in.: trzy ciągniki, kombajn, prasę, opryskiwacz, rozsiewacz nawozu, pług, agregat ścierniskowy. Prasę NH upatrzyła sobie moja siostra Monika. W sezonie tylko ona ją obsługuje, nikomu nie pozwala jej dotknąć – śmieje się Sikora. – A poważnie: przy takiej liczbie urządzeń oczekuję od dealera, że zadba o mój serwis. Zbigniew Pieroński, Szef Serwisu Agros-Wrońscy, już niejednokrotnie mi pomagał. Czasami wystarczy konsultacja telefoniczna, bo on i jego serwisanci „mają te maszyny w jednym palcu” – śmieje się rolnik. – Zamiast komplementów wolę konstruktywną krytykę, choć przyznaję, że tej jest bardzo mało. Staramy się sprostać oczekiwaniom. Ale nie rozmawiajmy o pracy – dziś jest święto. Targi to miejsce spotkań z rolnikami. Na dobrym spotkaniu musi być smaczne jedzenie – serwujemy golonkę i żurek – poleca Zbigniew Pieroński. – To ostatni dzień targów, ale już się mówi, że wystawę odwiedziła rekordowa liczba osób. To widać. Mamy ręce pełne roboty, ale cieszymy się, że rolnicy chcą nas odwiedzić – uśmiecha się Marcin Wroński, Dyrektor Zarządzający Agros-Wrońscy. – Nasi handlowcy przyjechali, by powitać swoich stałych Klientów. Na targach rzadko się zdarza, że ktoś kupuje maszynę – choć bywa i tak, że niektóre urządzenia jadą stąd wprost do Klienta. Cieszy nas, że dziś tak wiele osób odwiedza nasze stoisko – świadczy to o tym, że jesteśmy traktowani jak partner, a nie tylko dostawca maszyn – dodaje Dyrektor. Na ławce obok charakterystycznego dla Agros-Wrońscy drewnianego domku z rolnikami rozmawia Krzysztof Wilk, Wiceprezes Zarządu brzeskiego AGROMET PILMET. – Taka jest nasza polityka. Jesteśmy na wszystkich wystawach. Chcemy wiedzieć o problemach, reklamacjach czy uwagach. Podglądamy konkurencję. Uczymy się. Konstruowanie i produkcja sprzętu dla rolnictwa to dziedzina, która się
agros magazyn 6/2011
Czesław Makowski oraz Ewa i Adam Synowiec rozmawiają ze Zbigniewem Pierońskim, Szefem Serwisu Agros-Wrońscy
rozwija. Dobrze uczyć się od praktyków, którzy najlepiej wiedzą, czego potrzebują. Na jednaj z wystaw spotkałem się z rolnikiem, który miał problemy z opryskiwaczem. Chodziło o zaczep. W tym momencie mieliśmy już nowszy model i mój rozmówca dostał ten element – opowiada Wilk. – Z Janem Wrońskim, Prezesem Agros-Wrońscy, zawsze mogłem się dogadać. Nie mogę mediom opowiadać szczegółów (śmiech), ale uwierzcie, naprawdę mi pomógł i to nie raz. To człowiek, który zna wieś, bo z niej pochodzi. Pamiętam, że kiedyś Jan Wroński „stawał na rzęsach”, by zdobyć od producentów maszyny dla rolników. Teraz sytuacja się zmieniła – konkurencja jest duża. Wroński pokonuje ją, dając nam wysoki poziom usług – opowiada Artur Gaik z Piekar. Adam Synowiec ze Staropola na targi przyjechał wraz z żoną Ewą i kolegą Czesławem Makowskim. – Decyzje inwestycyjne podejmujemy razem z żoną. Ewa interesuje się urządzeniami. Nowoczesne maszyny podobają się kobietom – są takie wycackane – śmieje się rolnik. – Szukamy beczki asenizacyjnej i zastanawiamy się nad zakupem kolejnego traktora. Być może będzie to New Holland. Tydzień temu pracownicy Agros-Wrońscy przywieźli nasz ostatni nabytek – ciągnik tej marki. Nie mamy złych doświadczeń, ale wiemy, że w razie awarii serwis Agros-Wrońscy przyjeżdża bardzo szybko – mówi pani Ewa. – Nie boimy się inwestycji. Strach niczemu nie służy. Trzeba iść na całość, by produkować konkurencyjny produkt. Dobrze, że są środki unijne – kończy pan Adam.
19
WYDARZENIA
NEWSY Z BRANŻY
Będą pieniądze – bądź czujny!
Jak zapowiada ARiMR, na przełomie września i października zostaną uruchomione kolejne nabory wniosków o dofinansowanie z trzech programów: „Różnicowanie w kierunku działalności nierolniczej”, „Tworzenie i rozwój mikroprzedsiębiorstw” oraz „Zwiększanie wartości dodanej podstawowej produkcji rolnej i leśnej”. Rozpoczęcie przyjmowania wniosków zostanie ogłoszone w komunikacie prezesa ARiMR m.in. na stronach internetowych agencji (www. arimr.gov.pl). Do tej pory agencja wypłaciła już ponad 24,7 mld zł z PROW 2007– –2013. Polska stała się tym samym liderem realizacji Programu w Unii Europejskiej. Zainteresowanie otrzymaniem pomocy finansowej z programu od początku było bardzo duże, a ostatnio jeszcze bardziej się zwiększyło, ponieważ beneficjenci wiedzą, że do rozdzielenia zostało już niewiele środków, a następne pojawią się zapewne dopiero w dalszej perspektywie finansowej na lata 2014–2020.
Targowe lato
Za całą branżą rolniczą jedna z najistotniejszych wystaw – XX piotrkowska ROLSZANSA. Znaleźliśmy się wśród firm, które prezentowały najnowsze rozwiązania dla rolnictwa. 27 i 28 sierpnia na zamku w Bykach spotkaliśmy się nie tylko z naszymi zaprzyjaźnionymi gospodarzami, którzy corocznie odwiedzają nasze stoisko, ale także z gronem rolników, którym zaprezentowaliśmy się po raz pierwszy. Wszystkim odwiedzającym serdecznie dziękujemy! Przed nami kolejna szansa na spotkanie – Agros-Wrońscy i w tym roku będzie towarzyszyć UNII group podczas AGRO SHOW w Bednarach. Jedne z największych targów rolniczych w Europie odbędą się od 23 do 26 września. Zapraszamy wszystkich do wizyty na stoisku UNII – nasi handlowcy będą wspierać producenta, prezentując najnowsze modele z jego oferty. Co ważne – podobnie jak w ubiegłych latach – grupy zorganizowane mogą liczyć na dofinansowanie kosztów dojazdu na targi. Szczegóły znaleźć można na stronie www.agroshow.pl.
Wokół dożynek
Tradycyjnie i w tym roku firma Agros-Wrońscy zaprezentowała swoją ofertę maszyn i urządzeń rolniczych podczas dwóch najważniejszych w regionie imprez dożynkowych – zawierciańskich i jasnogórskich. 21 sierpnia wzięliśmy udział w wystawie rolniczej w Bzowie (co roku inna gmina powiatu zawierciańskiego jest gospodarzem imprezy) oraz 2 września w XX Krajowej Wystawie Rolniczej w Częstochowie. Zawierciańskie dożynki to nie tylko święto z okazji zakończenia zbiorów, ale ważne spotkanie mieszkańców 10 gmin powiatu, dające możliwość dzielenia się doświadczeniami związanymi z uprawą roli. Jasna Góra zamyka zaś coroczne święta dożynkowe – przyjeżdża tam ponad 100 tys. pielgrzymów z darami, by podziękować za żniwa.
20
DORADZTWO
Szef SERWISU DORADZA
Porządne smarowanie
Na rynku dostępnych jest kilkadziesiąt rodzajów olejów do maszyn rolniczych, które różnią się składem, jakością i ceną. Który olej jest najodpowiedniejszy – wybór wydaje się nie lada wyzwaniem. Czy opłaca się oszczędzać – pomożemy znaleźć odpowiedź.
Olej tani czy oryginalny? Cena maszyn najnowszej generacji jest zbyt duża, by ryzykować wlewając olej z niewiadomego źródła – przestrzega Zbigniew Pieroński, Szef Serwisu Agros-Wrońscy, serwis@agros-wronscy.pl, +48 660 768 021
Układ napędowy maszyny to skomplikowana konstrukcja, na którą składa się kilkadziesiąt ruchomych elementów. W codziennej pracy jest ona poddawana wielkim naprężeniom i temperaturom. Aby mogła je przetrwać, niezbędny jest odpowiedni olej. Ma on do wypełnienia ważne zadanie. Jego odpowiednio gruba warstwa zapewnia nie tylko smarowanie i chłodzenie, ale dodatkowo uszczelni silnik, ochroni przed korozją, utrzyma w czystości oraz zmniejszy liczbę drgań. Od wyboru oleju zależy sprawność i niezawodność ciągnika. – Nowoczesne oleje są odpowiedzią na innowacyjne, bardzo precyzyjne parametry techniczne silników. Muszą spełniać wymagania stawiane przez konstruktorów, ba, więcej – dziś są opracowywane razem z silnikiem – wyjaśnia dr inż. n. fiz. Paweł Tomkiewicz Uniwersytetu Śląskiego. – Produkcja olejów stosowanych w latach 30. była stosunkowo prosta, tak jak konstrukcja maszyn. Wystarczyło użyć czystego oleju bazowego bez żadnych dodatków uszlachetniających. Sytuacja zmieniła się w latach 50. Nowe modele silników były coraz bardziej precyzyjne i wymagały lepszej ochrony. Naprzeciw tym potrzebom wyszła chemia – wynaleziono tworzywa sztuczne (polimery) – w produkcji olejów nazywane wiskozatorami – dodaje Tomkiewicz. Gwarant jakości Konstruktorzy silników współpracując z producentami olejów, mają gwarancję, że powstanie olej w pełni dedykowany do ich maszyn, zawierający pakiet dodatków optymalnie spełniających często wykluczające się funkcje. Produkt taki będzie uwzględniał wartości techniczne użytych do budowy silnika
agros magazyn 6/2011
materiałów oraz zmienne warunki, w jakich przyjdzie pracować maszynie – od zimnego startu silnika zimą, przez prace na biegu jałowym, przy różnych obciążeniach, aż do zatrzymania silnika, a wszystko to w zróżnicowanych warunkach klimatycznych i przy zmiennych wartościach stosowanego paliwa. Dlatego użycie olejów rekomendowanych do danej maszyny wpisywane jest przez producentów do instrukcji obsługi maszyn lub na wklejki znajdujące się na silniku. Wystarczy dokładnie przeczytać oznaczenia na opakowaniu oleju, dobrać go do zaleceń producenta, by mieć gwarancję długiej bezawaryjnej pracy ciągnika. Czy to się opłaca? – Czy inwestycja w zwykle droższy olej się opłaca? Odpowiedź na to pytanie jest tylko jedna: WARTO. Cena maszyn najnowszej generacji jest zbyt duża, by ryzykować oszczędność tych kilkuset złotych, wlewając olej z niewiadomego źródła – odpowiada Zbigniew Pieroński, Szef Serwisu Agros-Wrońscy. – Kupując olej nieposiadający gwarancji producenta, nie mamy pewności, czy spełnia parametry wymagane przez maszynę. Dziś każdy może wydrukować profesjonalnie wyglądającą nalepkę i nakleić ją na olej przez siebie proponowany. Ale co znajdziemy w środku takiego specyfiku, to już odrębna kwestia. Za to szybko może się okazać, że maszyna, na której pracujemy, zaczyna „niedomagać”. Wpierw będzie wymagać drobnych napraw, a w finale kapitalnego remontu. Nie każdy skojarzy fakty z olejem i zacznie posądzać producenta maszyny o wypuszczenie wadliwej konstrukcji. Dlatego producenci tak dbają o współpracę z firmami olejowymi. »
21
DORADZTWO Jeden z czołowych producentów olejów wykazał podczas badań wysiłkowych na identycznych silnikach smarowanych olejem z najniższej i najwyższej półki, że różnice w zużyciu mogą odpowiadać przebiegowi rzędu 100 000 km
Tylko tak mogą mieć gwarancję, że silniki są odpowiednio zakonserwowane. A z punktu widzenia rolnika, stosując odpowiednio dobrany olej, otrzymuje dwie podstawowe korzyści: zredukowane do minimum przestoje pojazdu i optymalizację obsługi, czyli zminimalizowane koszty nawet w najtrudniejszych warunkach pracy – wyjaśnia Pieroński. – Do maszyn New Holland dedykowane są oleje jednej marki – AMBRA. Cała gama obejmuje oleje i płyny funkcjonalne, które powstały w ścisłej współpracy z konstruktorami maszyn New Holland i są rekomendowane w instrukcjach użytkowania i obsługi NH oraz na etykietach pod maską silnika – informuje Maciej Kosmalewski, Regionalny Kierownik Sprzedaży Regionu Południowo-Centralnego firmy Petronas Lubricants Poland, producenta olejów AMBRA. Precyzyjny wybór W silnikach New Holland stosowany jest olej mineralny AMBRA, a w skrzyniach przekładniowych półsyntetyczny tej samej marki – Ważne, by w maszynach z napędem hydrostatycznym, gdzie ciśnienie osiąga 400–500 atmosfer, stosować olej odporny na bardzo wysokie temperatury. Najlepszy jest wówczas olej AMBRA HYDRO – nie tylko odporny na działanie temperatury, ale także o odpowiednim współczynniku lepkości. Doskonale radzi sobie w maszynie przy zmianie biegów przy wysokim obciążeniu – poleca Zbigniew Pieroński. – Wprawdzie oleje te są kompatybilne z olejami podobnej klasy i można by je mieszać, jednak nie polecam eksperymentów. Zwłaszcza zimą. Nie wiemy, czy w niskich temperaturach oleje te utrzymają parametry. Silnik jest wtedy narażony na uszkodzenia ze względu na temperaturę i dużą wilgotność powietrza. Para ze spalonego paliwa skrapla się
22
i woda przedostaje się do wnętrza silnika. Jeżeli wody jest zbyt dużo, to tworzy emulsję z olejem, silnik nie jest odpowiednio smarowany i wówczas może ulec uszkodzeniu. A to już może oznaczać bardzo drogą naprawę – przestrzega Szef Serwisu Agros-Wrońscy. Najczęstsze awarie spowodowane niewłaściwym doborem oleju to uszkodzenie pomp i blokowanie filtrów olejowych. Dodatkowo w maszynach, które długo stoją nieużytkowane – np. zimą – na filtrach osadzają się zanieczyszczenia z olejów i filtry – mimo niewielkiej liczby przepracowanych godzin – nadają się do wyrzucenia. Jak często wymieniać? – Olej hydrauliczny, przekładniowy wymieniamy co 1200 motogodzin. Jeśli ciągnik jest dobrze utrzymany (tzn. jeśli nie jest agregowany z przyczepami i maszynami, które mają w siłownikach olej niewiadomego pochodzenia), można się pokusić o przedłużenie tego okresu do 1500 motogodzin rocznie – zaleca Pieroński. – Duży ciągnik w dużych gospodarstwach robi około 1000 godzin rocznie – więc zalecamy wymianę średnio co 1,5 roku. Mniejsze jednostki w mniejszych gospodarstwach przepracowują od 300–500 godzin; więc w tych ciągnikach zmiana oleju w skrzyniach konieczna jest tylko co trzy lata. Olej silnikowy wymieniamy zaś raz do roku – nawet przy bardzo małych przebiegach. Robimy to często, gdyż ze względu na reakcje chemiczne zachodzące w silniku oraz w wyniku skraplania się w nim pary wodnej olej stopniowo traci swoje pierwotne właściwości. Tym bardziej jeżeli pracujemy maszyną bardziej intensywnie (średnia to 300 motogodzin) – wówczas wymiana będzie wymagana nawet trzy razy w roku – mówi Szef Serwisu Agros-Wrońscy. Pamiętajmy również, że olej i filtry wymieniamy przed rozpoczęciem nowego sezonu prac, a nie na zimę. Zmiana filtrów jest niezbędna przy każdej wymianie oleju. W przeciwnym razie wszystkie zanieczyszczenia ze starego filtra dostaną się do czystego oleju. Rolnicy pracujący na starszych jednostkach po bardzo dużych przebiegach powinni zaś pamiętać, by nie wymieniać oleju na lepszy niż ten, który był dotychczas stosowany. Olej o wyższych parametrach może wymyć nagromadzone nagary, co grozi rozszczelnieniem układu smarowania oraz pogorszeniem kompresji silnika. – W naszych serwisach litr oleju silnikowego marki AMBRA kosztuje 15 zł brutto. Co daje 200–250 zł za wymianę oleju w ciągniku w zależności od wielkości silnika. Oleje przekładniowe półsyntetyczne są nieco droższe – 20 zł brutto za litr, czyli około 1800 zł brutto w dużej jednostce – wylicza Zbigniew Pieroński.
DORADZTWO
KONSULTANT TECHNICZNO-HANDLOWY DORADZA
Orka
jak po maśle! Dobór pługa – głównej maszyny uprawowej – to niełatwe zadanie – a skutki złej decyzji oznaczają mękę przy każdym przejeździe i to latami. By wybór stał się przyjemnością, specjalnie dla naszych Czytelników, przyjrzeliśmy się ofercie trzech głównych graczy na rynku pługów.
Orka zabiera wiele godzin pracy w roku. Wybierając pług, warto poświęcić chwilę na rozmowę z doradcą techniczno-handlowym, który optymalnie
Zdarzają się rolnicy, którzy planując zakup głównej maszyny uprawowej, jaką jest pług, mówią handlowcowi: „Chcę kupić pług obracalny, czteroskibowy”, po czym zaraz przechodzą do pytania o cenę, pomijając najistotniejsze sprawy w doborze pługa. Tymczasem rozmowę należy zacząć od przedstawienia takich danych o gospodarstwie, jak: rodzaj gleby, moc posiadanego ciągnika, ukształtowanie powierzchni, rozłóg pól, preferowane przez agronoma parametry orki (np. jej głębokość, rodzaj, stosowanie dodatkowych narzędzi doprawiających itd.) czy wielkość gospodarstwa. Posiadając takie informacje, doradca tech-
niczno-handlowy na pewno optymalnie dobierze maszynę do konkretnych wymagań rolnika, jak również do zasobności jego portfela. Na koniec pozostaje najtrudniejsze pytanie o wybór marki. Często rolnicy pytają, dlaczego jeden dealer maszyn rolniczych posiada w swej ofercie pługi trzech konkurujących ze sobą producentów? Odpowiedź jest prosta – różnorodność warunków glebowych gospodarstw i indywidualnych wymagań ich zarządców jest tak mnoga, że jeden producent nie byłby w stanie w 100 proc. zaspokoić potrzeb każdego Klienta. Planując zakup
dobierze sprzęt do warunków gospodarowania – tak, by praca pługiem była przyjemnością, nie przysłowiową „orką na ugorze”. Na zdj. Andrzej Wojewoda, Doradca Handlowo-Techniczny Agros-Wrońscy, tel. 784 918 844
24
Pługi Multi-Master i Vari-Master marki KUHN charakteryzują się bardzo mocną konstrukcją i wyjątkowo łatwą regulacją. Wybór modeli: od dwóch do siedmiu korpusów pozwala dobrać pług do każdego ciągnika. Wszystkie modele są wyposażone w zabezpieczenie śrubowe (T) lub zabezpieczenie hydrauliczne (NSH)
Pługi zawieszane IBIS XL przeznaczone do ciągników o mocy 90–140 KM do wykonywania średniej i głębokiej orki bezzagonowej. Charakteryzują się małymi oporami podczas pracy. Dostępne z zabezpieczeniami śrubowymi, resorowymi bądź hydraulicznymi
pługa, warto rozważyć produkty takich marek, jak: KUHN, Överum czy UNIA group. Francuski KUHN oraz szwedzki Överum to światowa elita, do której silnie aspiruje polska UNIA, która bardzo dobrym produktem przekonuje do siebie coraz więcej Klientów w Polsce, jak i w krajach Europy Zachodniej. Jakie są różnice pomiędzy produktami danych producentów oraz dla kogo są dedykowane ich wyroby, postaramy się pokrótce przedstawić poniżej. Wschodząca gwiazda peletonu Zacznijmy od produktów UNII group – największego polskiego producenta maszyn. Fabryka z Grudziądza wyrasta na bardzo silnego gracza na światowym rynku pługów, głównie za sprawą najlepszego stosunku jakości produktu do jego ceny. Kolejnym atutem UNII jest najszerszy spośród wszystkich producentów asortyment produktów – od lekkich pługów zagonowych, przez popularne zawieszane obrotówki, kończąc na potężnych maszynach półzawieszanych przeznaczonych dla największych gospodarstw. Warto zaznaczyć, że grudziądzki producent jako jedyny oferuje w swych pługach trzy rodzaje zabezpieczeń przeciwko kamieniom, czyli: zabezpieczenie śrubowe, sprężyna/resor oraz siłownik hydrauliczny połączony z amortyzatorem hydrauliczno-gazowym. Paletę wyrobów UNII zaczynają zagonowe Tury, dostępne również w wersji z płynnie zmienianą szerokością orki typu Vario. Wśród pługów obracalnych znajdziemy maszyny przeznaczone na lżejsze ziemie i do współpracy z mniejszymi ciągnikami, czyli Ibisy M (4-skibowe do ciągników od 80 KM) i L, w których regulację pierwszej skiby i linii ciągu
agros magazyn 6/2011
dokonuje się za pomocą lekkiego pantografu (dwie śruby rzymskie), przez Ibisy XL i XXL na ciężkie warunki glebowe (regulacja szerokości pierwszej skiby na szynie), kończąc na półzawieszanych Visach przeznaczonych dla dużych gospodarstw oraz współpracy z ciągnikami z niskim udźwigiem podnośnika. UNIA oferuje swoim Klientom trzy rodzaje korpusów płużnych: MX, XXL oraz ażurowe, z którymi mogą współpracować ścinacze skib lub przedpłużki. Możliwe jest także zamontowanie do pługa ramienia do wału lub nawet narzędzia doprawiającego – Terra. Często Klienci mówią: „Po co mam kupować pług z UNII, skoro w niższej cenie mam też produkt polskiego producenta” – jednak czy firma produkująca swe maszyny w przysłowiowym „kurniku”, nieposiadająca profesjonalnego centrum projektowo-badawczego, jest w stanie zapewnić produkt o zbliżonej jakości co producent posiadający kilkudziesięcioletnie doświadczenie? W składnicy maszyny różnych producentów wyglądają podobnie – różnice widać dopiero w jakości pracy pługa oraz w trwałości zastosowanych do jego budowy podzespołów. Maszyny z UNII zapewniają oba te parametry. Dwóch liderów Klienci, dla których przy wyborze maszyny bardzo ważne jest pozycjonowanie marki, na pewno nie przejdą obojętnie obok wyrobów KUHN-a i Överuma. Jednak jak wybrać maszynę jednego z dwóch liderów? Postaramy się zaprezentować atuty każdej z marek. Överum – nazywany przez rolników „niebieskim Szwedem” – zaskakuje przede wszystkim solidnością wykonania. Patrząc na maszyny tego »
25
Överum CX 5975 F – maszyna ta należy do grupy Xcelsior CX, która charakteryzuje się modułową konstrukcją wspornika grządzieli oraz ramą umożliwiająca równomierne rozłożenie obciążeń na całej długości pługa podczas pracy. Jak wszystkie w tej linii również CX 5975 F wyprodukowany jest z wysokiej jakości stali, wytrzymałej i niezawodnej w najcięższych warunkach pracy
producenta, każdy odnosi wrażenie, że jest to produkt gwarantujący długoletnią, bezproblemową eksploatację. Firma posiada w ofercie szeroką gamę produktów – od lekkich pługów typu BX, przez najpopularniejsze CX-y, masywne DX-y, kończąc na pługach półzawieszanych. W swoich wyrobach Szwedzi stosują bardzo masywne wieżyczki. Warto wspomnieć o elementach ścieralnych tych pługów – wielogodzinna obróbka termiczna podzespołów (naprzemienne hartowanie, wyżarzanie i odpuszczanie normalizujące) nadaje częściom niespotykaną trwałość na ścieranie połączoną z odpornością na pękanie. Ciekawym rozwiązaniem stosowanym przez Överum jest umieszczanie koła kopiującego wyłącznie na końcu pługa – jak twierdzi producent tylko takie rozwiązanie gwarantuje optymalną jakość orki. Szwedzi oferują w swych pługach trzy rodzaje odkładnic – XU, XL i ażurowe. Szczególnie interesującą jest odkładnica typu XL – niska, długa i silnie wygięta ku tyłowi. Zapewnia świetne odwracanie, niskie opory, można nią pracować z większymi prędkościami – szczególnie zalecana na gleby ciężkie, zlewne. Ciekawym rozwiązaniem z listy wyposażenia dodatkowego jest narzędzie doprawiające Nivell, które świetnie kruszy bryły przy niskim zapotrzebowaniu na moc. Wielu zwolenników posiadają także pługi firmy KUHN. Najważniejszą ich zaletą jest prostota konstrukcji oraz małe opory orki, które mają duży wpływ na obniżkę kosztów tego zabiegu. KUHN opatentował wiele rozwiązań konstrukcyjnych i technologii wykonywania elementów roboczych, aby zwiększyć jakość i zmniejszyć koszty eksploatacji pługów.
26
KUHN oferuje w swoich maszynach kilkanaście rodzajów odkładnic, jednak na rynku polskim dostępne są trzy: uniwersalna, skandynawska LP oraz ażurowa. Najciekawszą jest odkładnica skandynawska, która sprawdza się praktycznie na wszystkich rodzajach gleby i w każdych warunkach glebowych. Producent zastosował w tych maszynach rozwiązania, które dają możliwość zamocowania koła podporowego z tyłu lub z boku pługa. Drugie umiejscowienie koła na pewno przyda się przy wykańczaniu orki. Marka ta jest także liderem w stosowaniu podzespołów kutych m.in. kute lemiesze. Jak zapewnia producent, kucie materiału z zastosowaniem dużych nacisków prasy wpływa przede wszystkim na duże zagęszczanie materiału oraz odpowiednie układanie się włókien metalu. Proces ten poza hartowaniem ma znaczący wpływ na późniejszą trwałość elementów roboczych. Ciekawym rozwiązaniem w pługach z zabezpieczeniem śrubowym jest to, że śruba działa na rozrywanie a nie na ścinanie (brak problemów z jej wymianą, dłuższa trwałość otworów). KUHN nie przewiduje w swych maszynach narzędzi doprawiających, możliwy jest natomiast montaż ramienia do wału campbell. Widzimy zatem, że każdy z producentów oferuje charakterystyczne dla siebie rozwiązania konstrukcyjne, które należy dobierać do konkretnych warunków gospodarstwa. Warto więc dobrze przeanalizować wybór konkretnego pługa, ponieważ orka jest zabiegiem, który ma zasadniczy wpływ na plonowanie roślin. W podjęciu właściwej decyzji warto kierować się radami doradcy techniczno-handlowego, który dysponuje doświadczeniem wielu swych Klientów.
DORADZTWO
Szef SERWISU odpowiada
Jakość maszyn jakość plonów
Wieloletnie doświadczenie w serwisowaniu maszyn pokazuje, że 75 proc. napraw gwarancyjnych spowodowanych jest błędami w użytkowaniu sprzętu. Kierownik Serwisu Agros-Wrońscy, odpowiada na Państwa pytania, jak właściwie zadbać o urządzenia w gospodarstwie.
Na pytania Czytelników odpwiada Zbigniew Pieroński, Szef Serwisu Agros-Wrońscy,
Troska o stan techniczny maszyn ma wiele wspólnego z dbałością o zdrowie. Zawsze lepiej zapobiegać niż leczyć. Dlatego przypominam, że w przypadku wszystkich urządzeń podstawą jest smarowanie, zwłaszcza w okresie nasilonego używania sprzętu. Drugi istotny element to czytanie instrukcji obsługi i stosowanie się do zaleceń producenta. Więcej szczegółów w odpowiedziach na przesłane przez Państwa pytania.
serwis@agros-wronscy.pl, +48 660 768 021
agros magazyn 6/2011
Pan Włodzimierz z Zawiercia: Mam pług z zabezpieczeniem śrubowym. Dość często zabezpieczenie jest ścinane i muszę wymieniać bezpiecznik. Czy mogę zastosować mocniejsze śruby zamiast firmowych? Pieroński radzi: W urządzeniach rolniczych (nie tylko pługach) stosowane są zabezpieczenia przed przeciążeniem maszyny i połączeń spawanych typu: na kołek ścinany (śrubowe), sprężynowe, resorowe i hydrauliczne. Zabezpieczenia śrubowe są dość popularne ze względu na niską cenę. Jednak na glebach kamienistych mogą być uciążliwe, gdyż kamienie powodują tak częste ścinanie bezpieczników, że praca staje się męcząca, wymaga też dużej liczby zapasowych kołków. Nie doradzam używania mocniejszych śrub, niż zalecił to producent, gdyż ich wytrzymałość została tak dobrana, żeby nie spowodować poważniejszych uszkodzeń. Jeśli śruby będą zbyt mocne, siła wstrząsu po najechaniu na kamień może uszkodzić np. lemiesz czy wspornik. Gospodarując na kamienistych glebach, warto pomyśleć o zmianie pługa (więcej na ten temat na str. 24).
Jarek spod Częstochowy: Chciałbym pług 3-skibowy rozszerzyć o jeszcze jedną skibę. Czy nie spowoduje to przeciążenia ramy? Pieroński na to: Nie jest to problem, gdyż większość pługów ma obecnie budowę modułową. Są przystosowane przez producenta do konfigurowania ich według własnych potrzeb i mają już otwory technologiczne pozwalające łączyć kolejne moduły. Głównym ograniczeniem jest tutaj moc ciągnika, gdyż każda rozbudowa zwiększy ciężar maszyny. Pan Karol z Wróblewa: Kupiłem nowy rozrzutnik wapna. Jak go konserwować, aby jak najdłużej pracował bezawaryjnie? Pieroński poleca: W przypadku wszystkich rozrzutników najistotniejsze jest utrzymanie czystości. Pracują one z wieloma substancjami chemicznymi, często żrącymi, są więc mocno narażone na korozję. Zwłaszcza że w nieoczyszczonym rozrzutniku służącym do rozsiewu różnych nawozów, mogą między nimi zachodzić reakcje chemiczne, tworzące substancje szczególnie agresywne. Po każdym użyciu rozrzutnika należy go więc dokładnie umyć. Nowego rozrzutnika nie zaleca się myć myjkami parowymi czy ciśnieniowymi, można je zastosować dopiero po ok. trzech miesiącach, kiedy wszystkie elementy dotrą się i dopasują w użytkowaniu. Po każdym sezonie należy też sprawdzić stan oleju w przekładniach. Zachęcam do kontaktu z naszym serwisem, gdyż w nowoczesnym gospodarstwie sprawność maszyn rolniczych przekłada się wprost proporcjonalnie na jakość plonów. W tym gorącym okresie jesteśmy stale do Państwa dyspozycji.
27
DORADZTWO
Szef sprzedaży doradza
Wgnieść w ziemię
Wałowanie jest ważnym zabiegiem agrotechnicznym, który wpływa na jakość i urodzaj upraw. By ułatwić dobór wału do typu gospodarstwa, porównaliśmy urządzenia marki EXPOM – polskiej firmy od 20 lat specjalizującej się w produkcji tego rodzaju.
Masz wątpliwości, jaki wał uprawowy będzie najlepszy w Twoim gospodarstwie, zachęcam do kontaktu osobistego bądź telefonicznego – Zdzisław Jasek, Dyrektor Handlowy Agros-Wrońscy, z.jasek@agros-wronscy.pl,
– Wały to narzędzia interwencyjne stosowane do usunięcia niekorzystnych warunków glebowych, np. przy nadmiernym zbryleniu, suszy lub na glebach trudnych w uprawie – wyjaśnia Zdzisław Jasek, Dyrektor Handlowy Agros-Wrońscy. – Ich zadaniem jest ugniatanie gleby, dzięki czemu bryły są rozkruszone, a porowatość zmniejszona, co przyspiesza i zwiększa podsiąkanie wody – dodaje Jasek. Typ wału dobiera się w zależności od rodzaju i wilgotności gleby, na której przyszło nam gospodarować, a także wielkości gospodarstwa. – W ofercie firmy EXPOM Krośniewice każdy rolnik znajdzie rozwiązanie odpowiednie do wielkości i potrzeb swojego areału – rekomenduje Szef sprzedaży.
tel. + 48 600 353 818
Solo czy w duecie EXPOM ma w swojej ofercie pełny przekrój urządzeń tego rodzaju: – Do pierwszej grupy maszyn tego rodzaju zaliczamy wały współpracujące z pługami obracalnymi – PARTNER I, PARTNER II, a po zamontowaniu dyszli także SOLO i DUET. Interesującą maszyną w tej grupie jest wał wahadłowy TERRA I zawieszany na przednim TUZ-ie ciągnika – opowiada Leszek Weremczuk, Dyrektor ds. Marketingu i Handlu EXPOM Krośniewice. – Kolejna grupa to wały współpracujące z pługami zagonowymi. Tworzą ją konstrukcje SOLO, DUET i KOMBI. Maszyny te mogą być używane w polu jako odrębne maszyny uprawowe. Są również wały zawieszane na przednim i tylnym TUZ-ie ciągnika. Są to: PROGRES, UNIWERSAL, UNIWERSAL BIS składany hydraulicznie oraz TERCET. Jako ostatnie warto wymienić wały składane hydraulicznie, ciągane. Te są najpopularniejsze – JACEK, TYTAN i MAXIMUS – wylicza Weremczuk.
28
Wały uprawowe, składane hydraulicznie UNIWERSAL BIS występują w dwóch szerokościach – 4 i 6 m. Ich elementami roboczymi mogą być pierścienie typu – cambridge (o śr. 450, 500, 530 mm), crosskill (śr. 510 mm) oraz campbell (śr. 700 mm). Opcjonalnie maszyna może być wyposażona we włókę równającą sterowaną hydraulicznie. Wał ten ma dwustronny zaczep i może pracować na przednim lub tylnym trzypunktowym układzie zawieszenia ciągnika
Pierścień istotą konstrukcji Wały tej marki wyposażone są w pierścienie typu campbell, cambridge, crosskill i kołeczkowy. Każdy z nich pełni odrębną rolę i ma ukierunkowane
Kolejny ulubieniec rolników – wał Tytan – uprawowy ciągniony, hydraulicznie składany, z trzema siłownikami. Wyposażenie standardowe to: stopka podporowa, koła jezdne, zabezpieczenie transportowe, dyszel na górny zaczep, 3 sekcje wału cambridge śr. 500 mm. Opcjonalnie: dyszel prosty na dobry zaczep ciągnika, włóka mechaniczna lub hydrauliczna, skrzynki dociążające. Dostępne typy pierścieni: cambridge o śr. 450, 500, 530 mm i crosskill o śr. 510 mm
przeznaczenie. I tak, pierścienie typu campbell występują w średnicach: 560, 700, 800 i 900 mm. Są to elementy robocze służące do zagęszczania podglebia bezpośrednio po orce. Przy wyborze wału wyposażonego w pierścienie typu campbell należy zwrócić uwagę na kąt ostrza, który dobiera się według rodzaju uprawianej gleby. Pierścienie o średnicy 700 mm mają kąty 30 i 45 st. Na glebach średnich, ciężkich i mieszanych stosujemy pierścienie z kątem ostrza 30 st., a na glebach lekkich z kątem 45 st. Pierścienie typu cambridge występują w średnicach: 450, 500, 530 i 600 mm. Są to elementy robocze montowane w wałach używanych do wałowania zasiewów i chociaż jest to ich główne przeznaczenie, mogą być stosowane do uprawy pożniwnej w celu przyspieszenia procesu gnicia słomy i resztek pożniwnych oraz kiełkowania osypanych ziaren i nasion chwastów. – Pierścienie cambridge mogą być stosowane również na użytkach zielonych. A wały składane hydraulicznie TYTAN, wały z zaczepem uniwersalnym UNIWERSAL i UNIWERSAL BIS oraz PROGRES opcjonalnie mogą być wyposażone w sprężynowe włóki równające
i wówczas maszyny te w efektywny sposób przygotowują pola pod zasiewy – zapewnia przedstawiciel EXPOM Krośniewice. Pierścienie typu crosskill o średnicy 510 mm to z kolei agresywne elementy robocze posiadające cechy pierścieni cambridge, ale dodatkowo doskonale kruszą bryły. W czasie wiosennego wałowania ozimin rozluźniają stwardniałą powierzchnię pola, uaktywniając aerację pobudzającą całą roślinę do wzrostu. – Mam spore gospodarstwo, dużo rzepaku. Szukałem mocnej maszyny na bardzo trudną glebę, takiej która pomoże mi dogłębnie dognieść pola, aby więcej wilgoci zostało zatrzymane w glebie przed siewem rzepaku. Potrzebowałem dużego pierścienia – czegoś około 600 mm. Zdecydowałem się na wał typu TYTAN. Wbija kamienie w glebę, jak w masło. Dzięki wyrównaniu powierzchni mam pewność, że materiał siewny rozprowadzam równomiernie, co daje lepszy kontakt nasion z glebą. Już widzę efekty tych zabiegów – mam lepsze, bardziej równomierne wschody – przyznaje jeden z naszych Klientów.
To najpopularniejszy wśród rolników wał – Jacek. To urządzenie uprawowe ciągnione, hydraulicznie składane. W standardzie ma stopkę podporową, koła jezdne, zabezpieczenie transportowe, dyszel na górny zaczep i trzy sekcje wału cambridge o śr. 500 mm. W wyposażeniu opcjonalnym ma dyszel prosty na dobry zaczep ciągnika. Na zdj. JACEK NOVA (campbell 700 mm)
agros magazyn 6/2011
29
DORADZTWO
ŚODR PODPOWIADA
pH 6,5
nie tylko dla skóry Jesień to idealna pora na wapnowanie. Jak wykazały ekspertyzy, w południowej Polsce zabieg ten jest ważny, bo działalność poprzemysłowa pozostawia poważne ślady – biodegradację gleby. Tymczasem gdy sięgniemy po wapno, możemy uzyskać plony wyższe nawet o 15 proc.
Grzegorz Boski, zastępca Dyrektora Śląskiego Ośrodka Doradztwa Rolniczego w Częstochowie
Większość roślin uprawnych rośnie prawidłowo na glebach o odczynie od lekko kwaśnego do obojętnego. Jednak znaczna część gleb w Polsce, niezależnie od sposobu ich użytkowania, jest silnie zakwaszona. Oblicza się, że grunty orne w ponad 50 proc. wykazują odczyn bardzo kwaśny i kwaśny. Przyczyn zakwaszenia jest wiele, ale jak wykazały ekspertyzy naukowców z Uniwersytetu Przyrodniczego w Lublinie, na Śląsku główną przyczyną takiej degradacji chemiczno-biologicznej jest poprzemysłowa działalność człowieka.
Do efektywnego wysiewu wapna wymagana jest jego duża dawka na hektar. Taki efekt uzyskamy, pracując m.in. na rozrzutnikach UNII group z serii RCW. Rozsiewacze te wyposażone są w tarcze ze stali nierdzewnej, które umożliwiają wysiew wapna na szer. 4–16 m. Są propozycją dla użytkowników gospodarujących na trudnych glebach. Oferowane w pojemnościach 3–10 tys. l. Wyposażone w dwa systemy wysiewu: do wapna i nawozu (mineralnego krystalicznego, sypkiego lub tzw. inteligentnego)
30
Wysoki poziom zakwaszenia bardzo obniża produktywność gleb i sprawia, że jest ona silnie zdegradowana. Dlatego też większość gruntów na terenie Polski wymaga przywrócenia odpowiedniego pH. Najprostszym sposobem odkwaszenia ziemi jest poddanie jej procesowi wapnowania. Aby mieć pewność, czy taki zabieg jest niezbędny na naszym polu, warto badać glebę – dzięki temu będziemy w stanie optymalnie dobrać zabiegi regulujące odczyn, wybrać odpowiedni nawóz i zaplanować jego dawki, a dzięki temu zaoszczędzimy spore kwoty, które wydalibyśmy
Grupa roślin
Gatunki roślin w grupie
Zwyżka plonu pod wpływem wapnowania*
Bardzo silnie reagujące
burak, kukurydza, lucerna, roch, koniczyna
25 proc.
Silnie reagujące
pszenica, jęczmień, rzepak, bobik, łubin biały i wąskolistny
15 proc.
Słabo reagujące
żyto, owies, ziemniak, len, seradela, łubin żółty
7 proc.
Średnia ważona
12 proc.
Wpływ wapnowania na poszczególne rośliny
Zespół uprawek
Rodzaj uprawki
Wapnowanie
Przedsiewne (wiosenne)
włókowanie, bronowanie, kultywatorowanie
nie stosować
Pielęgnacyjne
bronowanie, redlenie, pielenie
Przedsiewne (jesienne)
podorywka, bronowanie, kultywatorowanie orka siewna, agregat uprawowy
Przedzimowe
orka przedzimowa
Pożniwne
nie stosować, wyjątkowo pogłównie na ziemniaki najlepszy termin stosowania nawozów wapniowych termin dopuszczalny termin dobry pod warunkiem, że nie stosuje się obornika
Miejsce wapnowania w systemie zabiegów agrotechnicznych
* Wyniki dotyczą badań wieloletnich wykonanych przez Instytut Uprawy Nawożenia i Gleboznawstwa w Puławach
przy chaotycznym nawożeniu. Pomóc nam w tym mogą doradcy z wojewódzkich stacji chemicznych lub firmy zajmujące się pobieraniem i analizą próbek. Badanie – stosunkowo niedrogie – da nam pewność. – O zmianie odczynu gleby można również wnioskować na podstawie składu botanicznego naturalnych zbiorowisk roślinnych na polu. O bardzo kwaśnym odczynie informuje obecność czerwca rocznego, sporka polnego, bliżniczki i kłosówki, o kwaśnym występowanie rumianu polnego, kostrzewy owczej i rzodkwi świrzepy – wymienia mgr inż. Andrzej Wieczorek, Specjalista ŚODR w Częstochowie. – Roślinami wskazującymi na odczyn słabo kwaśny i obojętny są: mak polny, podbiał, ostrożeń, miotła, gorczyca, maruna. Dodatkowo powinniśmy zwracać uwagę na stan i wygląd roślin uprawnych, to również ważna informacja dotycząca odczynu – dodaje koordynator. Dobroczynne odkwaszanie Wapnowanie usuwa nadmierne dla większości roślin zakwaszenie gleby i wolne jony glinu. Dzięki czemu uzyskamy większą efektywność nawozów mineralnych i organicznych, a także poprawimy strukturę gleb (próchnica zlepia się, przybierając bardzo korzystną dla wzrostu roślin postać gruzełkowatą). Ponadto zabieg ten zwiększa przyswajalność w glebie związków azotu, fosforu i potasu, ogranicza występowanie grzybów pasożytniczych powodujących choroby roślin oraz przyspiesza rozkład substancji organicznej przez stymulowanie rozwoju mikroflory bakteryjnej. Da nam również wyższą aktywność mikroorganizmów wiążących azot z powietrza i ograniczy przyswajalność przez rośliny metali ciężkich. Warto jednak pamiętać, że nie należy wapnować bezpośrednio pod ziemniaki, łubin żółty i seradelę. Zwyżka plonów roślin w stosunku do uprawy roślin na glebie niewapnowanej będzie najlepszym
agros magazyn 6/2011
dowodem na efektywność tego rodzaju zabiegów. Jest ona jednak uzależniona od gatunku rośliny i klasy ciężkości gleby. Na glebach lżejszych efektywność wapnowania jest wyższa. – Zabieg ten najlepiej wykonywać w systemie uprawek pożniwnych. W tym okresie występuje jednak duże spiętrzenie prac polowych i z reguły odkładane jest na jesień przed orkami przedzimowymi. To dobry moment, gdyż widoczne są ścieżki i równomierność rozsiewu – wyjaśnia Wieczorek. Wapno wysiewamy równomiernie w dokładnie ustalonej dawce (tu pomogą badania) i dobrze mieszamy z warstwą orną gleby – najlepiej powierzchniowo na głębokość 5–10 cm. Bardzo istotne jest, żeby nie łączyć wapnowania z zasilaniem innymi nawozami, ale wykonać dwa, trzy tygodnie wcześniej (prowadzi to do powstawania reakcji chemicznych, wskutek których część minerałów tworzy związki nieprzyswajalne przez rośliny, np. ortofosforany trójwapniowe). – Do wapnowania bardzo dobrze nadaje się kreda, ale równie dobry jest zawierający magnez dolomit. W powszechnym mniemaniu istnieje przekonanie, że wapno palone działa szybciej. Jest to jednak błędna teoria, a wynika z tego, że forma tlenkowa wchodzi gwałtownie w reakcję z wodą i równie gwałtownie zmienia miejscowo odczyn nawet do pH 12. Jednak w kolejnej fazie odczyn ulega obniżeniu i po pewnym czasie trudno zauważyć różnice w stosunku do zastosowania wapna węglanowego – wyjaśnia Grzegorz Boski, Zastępca Dyrektora Śląskiego Ośrodka Doradztwa Rolniczego w Częstochowie. – Ponadto warto pamiętać, że bardzo gwałtowna zmiana odczynu może mieć niekorzystne skutki (uwstecznienie mikroelementów i przyspieszenie mineralizacji substancji organicznej) – dlatego dla bezpieczeństwa, wapna tlenkowe stosujmy tylko na gleby ciężkie – doradza Dyrektor.
31
DORADZTWO
Koszty
po połowie Jeżeli planujesz zakup ciągnika New Holland TD5000, T5000, T7000 AutoCommand czy PowerCommand, wrzesień jest najlepszym czasem na decyzję. Jeszcze do końca miesiąca modele te można kupić i sfinansować, korzystając z unikalnej oferty obniżającej koszt finansowania o połowę.
– Promocja „Koszty po połowie” to najlepsza oferta finansowa tego sezonu – poleca Łukasz Grądek, Regionalny Doradca Handlowy CNH Capital (tel. 604 108 797), który opiekuje się Klientami firmy w południowej Polsce
32
Jest to możliwe dzięki promocji przygotowanej przez CNH Capital w ramach finansowania fabrycznego. Ofercie podlegają takie produkty, jak: pożyczka, pożyczka pod PROW, leasing operacyjny oraz finansowy. – Dzięki promocji „Twoje koszty tniemy na pół” roczny koszt finansowania zostaje zmniejszony o połowę. Przykładowo, jeśli maszyna kosztuje 200 tys. zł, a koszty pożyczki wyniosłyby 30 tys. zł, mogą one zostać obniżone do 15 tys. zł. Okres finansowania możemy przedłużyć nawet do 84 miesięcy – o szczegółach opowiada Bartosz Tomaszewski, Dyrektor Sprzedaży CNH Capital. – Do końca lipca podobną promocję oferowaliśmy na zakup kombajnów serii TC5000. Tego rodzaju akcje organizujemy bardzo często, warto regularnie sprawdzać naszą ofertę. CNH Capital jako partner finansowy New Holland oferuje najkorzystniejsze warunki finansowania na wszystkie maszyny tej marki, nawet te nieobjęte aktualną promocją – wyjaśnia Tomaszewski. Będąc częścią tej samej grupy co New Holland, CNH Capital specjalizuje się w finansowaniu fabrycznym maszyn tej marki. Oznacza to, że grupa może zaoferować Klientowi pełen pakiet, tj. zakup maszyny oraz jej sfinansowanie na najbardziej atrakcyjnych warunkach, bez pośredników. Ponadto firma zapewnia rolnikom finansowanie wszystkich – zarówno nowych, jak i używanych – maszyn, indywidualnie dopasowując elastyczne rozwiązania w finansowaniu
nie tylko urządzeń rolniczych, ale i budowlanych. – Klient nie musi już marnować czasu, szukając ofert na rynku lub korzystać z pomocy pośredników – cała fachowa obsługa odbywa się w jednym miejscu, dzięki czemu oszczędza to, co najcenniejsze, czyli czas i pieniądze. A wszystko to z gwarancją jakości New Holland i CNH Capital – poleca Bartosz Tomaszewski. CNH Capital jest światowym liderem na rynku finansowania przedsięwzięć w rolnictwie, działającym od blisko 50 lat. – Zarządzamy ponad 11,3 miliardami dolarów, współpracujemy z ponad 12 tys. dealerów na całym świecie. Ze względu na skalę działalności możemy zagwarantować naszym Klientom najdogodniejsze formy realizacji inwestycji na rynku – opowiada Marta Lipińska, Koordynator ds. Marketingu CNH Capital. – Jesteśmy niezawodnym partnerem w finansowaniu produktów marki New Holland, który zna i rozumie rynek maszyn rolniczych. Dzięki możliwościom finansowania fabrycznego jesteśmy w stanie zaoferować najlepsze oprocentowanie i oferty szyte na miarę. Zapewniamy obsługę finansową rynku maszyn rolniczych w pełnym zakresie, zarówno dla dealerów, jak i Klientów indywidualnych – dodaje Lipińska. Ze szczegółami oferty CNH Capital można zapoznać się w salonach Agros-Wrońscy. Istnieje również możliwość umówienia się na osobistą konsultację z Łukaszem Grądkiem, Regionalnym Doradcą Handlowym CNH Capital, który opiekuje się Klientami firmy w południowej części Polski. Wyjaśni on nie tylko szczegóły ofert, ale przeprowadzi także symulację pożyczki lub leasingu na wybrany sprzęt. Pomoże też dopasować warunki finansowania do specyfiki produkcji rolnej i preferencji Klientów.
STYL ŻYCIA
WOKÓŁ KUCHNI ŚLĄSKIEJ
Z notesu czarownicy
To miał być szybki przepis. Chodziło o produkt, który zawsze można postawić na stole. Zrobiłyśmy wewnętrzny plebiscyt. Ostatecznie postawiłyśmy na rogaliki – opowiada Agnieszka Czapelka, prezes KGW, która przez żołądek dociera do serc ludzi odwiedzających Chudów. – Chodziło nam o przysmak, który może promować gminę i naszą miejscowość. I takie właśnie są rogaliki chudowskie. Były różne propozycje: kołocz, szpajzy oraz rogaliki. Te ostatnie okazały się smaczne i banalnie proste w przygotowaniu. Kobiety zaangażowane w działalność koła są bardzo zajęte. Z rodzinami prowadzą gospodarstwa, dbają o dom i udzielają się społecznie. Ile zostaje czasu na pichcenie, nie muszę odpowiadać – uśmiecha się Prezes Koła Gospodyń Wiejskich z Chudowa. Agnieszka Czapelka wraz z 45 paniami należącymi do chudowskiego KGW już nie raz pokazały, że potrafią stawić czoła wszelkim wyzwaniom. – Unowocześniając gospodarstwa, sięgamy między innymi po środki unijne. Pomyślałam, dlaczego nie sięgnąć po dotacje Marszałka Województwa Śląskiego, gdy organizowałyśmy Zlot Czarownic. Udało się zarówno zdobyć pieniądze, jak i zorganizować świetną imprezę integrującą Koła Gospodyń Wiejskich. Pod Zamkiem w Chudowie spotkało się 16 kół z województwa śląskiego. Wszyscy o tym mówili, bo przebrane za czarownice wjechałyśmy na dziedziniec na motorach – opowiada Czapelka. Chudowskie gospodynie o swoich wypiekach myślą bardzo poważnie. Na razie wydrukowały naklejki, którymi oklejają opakowania z rogalikami. Rozdają je na festynach i innych imprezach. Nie wykluczają podjęcia starań o wpisanie rogalików na listę produktów regionalnych.
UWAGA! W każdym numerze „AGROS Magazynu” prezentujemy najciekawsze przepisy przygotowane przez panie z Kół Gospodyń Wiejskich. I Wy zaprezentujcie swoją gminę i twórczość. Wyślijcie nam ulubiony przepis, a napiszemy o Was. Zapraszamy koła z Polski południowej i centralnej. PISZCIE: redakcja@vis-media.pl
agros magazyn 6/2011
Od lewej: Alicja Kopel, Agnieszka Czapelka – Prezes KGW, Agnieszka Richter – Wiceprezes KGW, Róża Hanzlik, Anna Omozik, Monika Organiściok, Anna Nocoń Rogaliki chudowskie Składniki: 1 kg mąki pszennej, 2 kostki margaryny, 4 jaja, 4 łyżki, cukru, 10 dkg drożdży, 1 szklanka mleka, szczypta soli, cukier puder Sposób przygotowania: Drożdże pokruszyć i dodać ciepłe mleko, cukier i jajka. Wymieszać i dodać resztę składników. Włożyć do lodówki. Po dwóch godzinach wyjmować ciasto partiami, by się nie ogrzało. Rozwałkować koło i pociąć na 8 części. Trójkąty smarować konfiturami wieloowocowymi i zwijać. Piec od 10 do 15 min. w temp. 180 stopni C. Posypać cukrem pudrem. Smacznego!
33
STYL ŻYCIA
Z bażantem w tle
„Zbyt późne jest życie jutrzejsze – żyj dzisiaj” – taka łacińska sentencja wita i kusi gości, którzy zawitali w murach Książęcej Bażantarni w pszczyńskiej Porębie. Odwiedzający to magiczne miejsce zgodnie przyznają, że obietnica zabawy znalazła tu swe spełnienie nie tylko we wspomnieniach, ale i dziś. Każdy, kto w poszukiwaniu piękna śląskiej przyrody i architektury wybiera się w okolice Pszczyny, powinien zaplanować swoją wizytę na nieco dłużej. Oprócz znanych i lubianych rezydencji książąt pszczyńskich i Zameczku Myśliwskiego w Promnicach trzeba odwiedzić osiemnastowieczny klasycystyczny pałac Fryderyka Erdmanna w Pszczynie-Porębie. Miejsce to jest prawdziwą perełką architektoniczną, w której niegdyś odbywały się huczne bale i zabawy nawet dla 500 osób. W tej „świątyni zabawy” bywali: cesarz Niemiec Wilhelm II, prezydent Ignacy Mościcki, a nawet Edward Gierek i Zdzisław Grudzień, czy ostatnio Jerzy Buzek.
12 lat temu zakochał się w pałacu jego nowy właściciel. Postanowił, że wyremontuje to miejsce i na nowo tchnie w nie ducha świetności. Od roku można zorganizować tam eleganckie wesele, zjeść wyśmienitego bażanta, zorganizować w niebanalny sposób konferencję lub spędzić noc w jednym z egzotycznych hotelowych pokoi, urządzonych m.in. w takich stylach, jak: japoński, arabski czy hinduski. Rodzinne koligacje Pałac zwany „bażantarnią” ufundowany został przez księcia pszczyńskiego Fryderyka Erdmanna Anhalt-Coethen (1731–1797),
Od roku w porębskiej bażantarni można zorganizować niebanalne przyjęcie, zjeść wyśmienitego bażanta w kameralnym gronie, zorganizować konferencję lub spędzić noc w jednym z egzotycznych hotelowych pokoi. Na zdj. poniżej pokój japoński
34
który – choć zapoczątkował nową dynastię właścicieli ziemi pszczyńskiej – nie doczekał otwarcia pałacu, co miało miejsce w roku 1800. Rodzina książęca Anhalt-Coethen to jeden z najstarszych rodów niemieckich, który przez wieki uległ wielu podziałom. Mimo skromnych rozmiarów państewek, którymi władali, książęta zajmowali wysokie miejsce w hierarchii monarchicznej Europy. Z jednej z linii Anhalt-Zerbst wywodziła się żona cara Rosji Piotra III – Katarzyna II, daleka kuzynka pierwszego pana na Pszczynie, czyli Fryderyka Erdmanna. Panowanie Anhaltów trwało tu przeszło 80 lat; wypełniły je rządy tylko dwóch generacji. Po wygaśnięciu rodu na mocy wcześniejszych ustaleń państwo pszczyńskie przeszło w ręce hrabiego Jana Henryka X von Hochberg z Książa. To właśnie ta rodzina panowała w Pszczynie do 1945 r. Od bramy do pałacu W czasach Erdmanna w wielu rezydencjach budowano obiekty związane ze specjalistyczną hodowlą, szczególnie modna była hodowla bażantów prowadzona na obszarze nazywanym bażantarnią. Nie inaczej było tutaj – właściciele dóbr pszczyńskich pod koniec XVIII w. utworzyli na terenie wsi Poręba zespół gospodarczo-krajobrazowy, który składał się z malowniczej promenady, zabudowań gospodarczych, domku dla opiekuna bażantów. Na niedalekim wzgórzu znajdował się letni pałacyk o pierwotnej nazwie „Lustschloss”, potocznie nazwany „bażantarnią”. Pałac został zbudowany w ciągu ośmiu lat przez nadwornego architekta Wilhelma Puscha na podstawie wcześniejszego, opublikowanego projektu architekta Carla Gottharda Langhansa. Ten ostatni to jeden z najważniejszych przedstawicieli wczesnego klasycyzmu w architekturze Prus. Tworzył głównie architekturę rezydencjonalną i sakralną, głównie na Śląsku i w Wielkopolsce. Jego najbardziej znana praca to słynna Brama Brandenburska w Berlinie. Klasycystyczny pałac – pierwotnie wybudowany był na planie prostokąta, obecnie z niewielką przybudówką – jest dwukondygnacyjny z poddaszem. Reprezentacyjna elewacja frontowa ozdobiona jest portykiem o czterech kolumnach. Nad wejściem znajduje się łacińska sentencja, która głosi: „Zbyt późne jest życie jutrzejsze – żyj dzisiaj”. Z tyłu budynku znajduje się natomiast taras. Wnętrze pałacu jest symetryczne o układzie składającym się z dwóch traktów. Na osi znajduje się szeroka sień i piętrowy salon ze ściętymi narożnikami, ozdobnymi sufitami i balkonami dla orkiestry oraz chórków. Obok pałacu znajdował się parterowy budynek oficyny, a dojazd od szosy prowadzi aleją starych lip. Sam pałac wraz z 50-hektarowym parkiem przeznaczony był na różnego rodzaju zabawy, festyny i polowania na bażanty. I faktycznie – imprez tu nie brakowało – takich jak np. zabaw z okazji 25-lecia wybudowania pałacu. Na takie przyjęcia zapraszano nawet 500 osób.
agros magazyn 6/2011
Osiemnastowieczny klasycystyczny pałac w Pszczynie-Porębie po remoncie stał się jednym z najpopularniejszych miejsc w regionie, w których młodzi zakochani organizują przyjęcia weselne. Na zdj. tradycyjne powitanie gości weselnych
Wczoraj i dziś W 1922 r. pałac został przez księcia Jana Henryka XV von Hochberg sprzedany. Nowym właścicielem był pan Kubicki, sąsiad i mieszkaniec Poręby, który urządził w nim słynny wśród elity zajazd. Jak głosi anegdota, stałym gościem pałacu w drodze do Wisły był prezydent RP Ignacy Mościcki. Zaprzyjaźniony z Kubickim i jego rodziną prezydent pozwalał synowi Kubickiego na prowadzenie rządowego samochodu. W tym czasie tereny wokół pałacu stanowiły ulubione miejsce sportów zimowych i letnich dla mieszkańców Śląska. Po II wojnie światowej Kubicki stracił swą własność. W 1946 r. w pałacu przebywała ludność łemkowska i ukraińska przesiedlana w ramach Akcji Wisła. Następnymi lokatorami, którzy zajmowali pałac aż do lat 60. XX w., byli okoliczni mieszkańcy. Wtedy też obiekt znajdujący się w złym stanie technicznym przejęła jako zaplecze rekreacyjne kopalnia „Pniówek” w Pawłowicach. Od 1999 r. obiekt stanowi własność prywatną. W okolicy znajduje się wiele atrakcji m.in. zamek książąt pszczyńskich z parkiem, pole golfowe, zagroda żubrów, skansen wsi pszczyńskiej, jezioro Łąka, Zalew Goczałkowicki i liczne ścieżki rowerowe.
35
Nasi przedstawiciele handlowi są do Twojej dyspozycji
Andrzej Krawczyk tel. +48 784 921 889 a.krawczyk@agros-wronscy.pl; odpowiedzialny za sprzedaż maszyn budowlanych i komunalnych
3
1
Tomasz Duszyński tel. +48 728 493 396 t.duszynski@agros-wronscy.pl powiaty: sieradzki, zduńskowolski, łaski, wieluński, wieruszowski i okolice
1
1
Krzysztof Janiak tel. +48 608 620 937 k.janiak@agros-wronscy.pl powiaty: sieradzki, zduńskowolski, łaski, wieluński, wieruszowski i okolice
Jacek Sowała tel. +48 728 493 303 j.sowala@agros-wronscy.pl powiaty: sieradzki, zduńskowolski, łaski, wieluński, wieruszowski i okolice
2
5 Zdzisław Jasek tel. +48 600 353 818 z.jasek@agros-wronscy.pl powiaty: częstochowski, pajęczański, kłobucki, zawierciański, radomszczański, bełchatowski i okolice
6 4
Szymon Mazur tel. +48 604 485 107 sz.mazur@agros-wronscy.pl powiaty: tarnogórski, lubliniecki, wieruszowski i okolice
Andrzej Wojewoda tel. +48 784 918 844 a.wojewoda@agros-wronscy.pl powiaty: radomszczański, piotrkowski, bełchatowski, raciborski i okolice
Michał Ślęzak tel. +48 728 929 922 m.slezak@agros-wronscy.pl powiaty: zawierciański, myszkowski i okolice
Arkadiusz Smolarek tel. +48 600 353 819 a.smolarek@agros-wronscy.pl powiaty: Dąbrowy Górniczej, sosnowiecki, będziński, żywiecki, gliwicki, oświęcimski, katowicki, pszczyński, tyski, cieszyński, mikołowski, bieruńsko-lędziński, bielski i okolice