— Ale on jest jeszcze ca∏kiem dobry — powiedzia∏ troch´ zdziwiony pies Pypeç. — Taak? — wykrzywi∏a si´ Katastrofa. — A zobacz, co to jest to tutaj? Pypeç wpatrzy∏ si´ w miejsce, które pokazywa∏a. — Nic nie widz´ — odpowiedzia∏ po chwili niepewnie. — Dziura! — zawo∏a∏a radoÊnie Katastrofa. — Taka wielka, ˝e Bzyk-Bzyk mog∏aby przez nià swobodnie przelecieç! I unios∏a nieco dywanik. Mucha Bzyk-Bzyk, zach´cona okrzykiem, rzeczywiÊcie przelecia∏a przez dziurk´, jak samolot w czasie pokazów akrobatycznych. Katastrofa by∏a zachwycona. Pypeç z jakiegoÊ powodu — nie bardzo. Rozmawiali o dywaniku. O jego dywaniku. Dywanik by∏ ju˝ bardzo, bardzo stary. Mo˝e nie tak stary jak Pan Kuleczka, ale na pewno starszy od Pypcia. Pypeç pami´ta∏ go od... Sam nie wiedzia∏ od kiedy. Po prostu — od poczàtku. Musia∏ byç ca∏kiem ma∏ym puchatym szczeniaczkiem, kiedy le˝a∏ na nim pierwszy raz. Pami´ta∏ ten zapach i k∏aczki ∏askoczàce go w nos, bo z trudem jeszcze unosi∏ g∏ow´. Pami´ta∏, jak potem walczy∏ z nim, gryz∏ go, szarpa∏ i trzàs∏, wyobra˝ajàc sobie, ˝e jest pot´˝nym, niezwyci´˝onym lwem o ogromnej grzywie.
34