11/2012 androidmagazine.pl
android magazine Sprzęt:
Programy:
Gry:
Google Nexus 7
Najlepsze aplikacje do obsługi Twittera
Bad Piggies
Right Click
NBA 2K13
HTC One X Samsung Galaxy S III Sony Smart Watch Philips AS351 i AS851
Circle Alarm Pictoreo
Wild Blood Defense Zone 2 HD
AR.Drone 2.0
Najnowsze Nexusy i wszystko o Androidzie Jelly Bean Felieton: Nexus 7
Wywiad: AutoMapa
Nowości: HTC One X+, Sony Xperia Odin, Samsung Galaxy Music
Relacja: Targi IFA 2012 Berlin
002
11/2012 2 Spis treści
Aktualności 7
42 Samsung Galaxy SIII Wojtek Pietrusiewicz
Wywiad: 14 Automapa – wywiad z Januszem M. Kamińskim Bartosz Dul
51 HTC One X Krzysztof Młynarski 57 HTC One V Michał Zieliński 60 Philips Phidelio L1 Wojtek Pietrusiewicz
Felietony: 19 Czujnym Okiem – IFA 2012 Bartosz Dul
63 Philips AS351 i AS851 Wojtek Pietrusiewicz 67 Sony Smart Watch Mateusz Gryc 72 AR.Drone 2.0 Norbert Cała
Oprogramowanie: 76 Android 4.1 Jellybean Michał Brzeziński 22 HTC One X+ – jeszcze lepszy, jeszcze ładniejszy Bartosz Dul
80 Ciekawe aplikacje do obsługi Twittera Mateusz Gryc
24 Nexus 7 – biedniejszy iPad, który jest genialny Michał Mynarski
89 Kaspersky na tablecie Krzysztof Młynarski
27 Wynalazki które doprowadzają do grobu Sławomir Durasiewicz 30 Kontra Papier Kinga Ochendowska
Sprzęt: 34 Google Nexus 7 Wojtek Pietrusiewicz
94 Oprogramowanie Google Play Bartosz Dul
Gry 97 Bad Piggies Michał Zieliński
11/2012 2 wstępniak
003
22Wojtek Pietrusiewicz Jest perfekcjonistą, którego denerwują wszelkie niedoskonałości. Jako wieloletni Mac- i iOS-user interesuje się konkurencyjną technologią głównie w porównaniu z produktami Apple, ale jednocześnie ma nadzieję wpłynąć swoją krytyką na producentów, aby udoskonalane przez nich produkty dawały większe poczucie satysfakcji i wywoływały mniej irytacji. Patrząc z drugiej strony „barykady” często dostrzega rzeczy, na które nie zwracają uwagi długoletni użytkownicy Androida. Jego, często krytykowane za długość, recenzje możecie również znaleźć w bratnim iMagazine.
Słowem wstępu chciałbym Was bardzo serdecznie przywitać w historycznym, pierwszym numerze AndroidMagazine. Jest to jedyny w swoim rodzaju miesięcznik na polskim rynku, traktujący o Androidzie i wszystkim, co jest z nim związane. Magazyn tworzony jest przez ekipę znanych i cenionych dziennikarzy oraz blogerów, którzy są związani z Androidem (i nie tylko) już od dawna. Osobiście z Androidem jestem nieprzerwanie od samego początku. Znam jego wady oraz zalety na wylot i bardzo go sobie cenię. W przeszłości prowadziłem android.com.pl, Komórkomanię i współpracowałem z wieloma magazynami o podobnej tematyce. Do stworzenia AndroidMagazine zebrałem możliwie najlepszą ekipę, z którą współpracuję już od lat. W efekcie macie przed sobą najlepszy i dopracowany w najmniejszych szczegółach magazyn o tematyce Androida, który tworzony jest z pasji i poczucia misji. Mam nadzieję, że będzie on spełniać Wasze, nawet te największe, wymagania. Bartosz Dul
22Mateusz Gryc Należy do grupy, której istnienie dla wielu jest tylko legendą – z własnej i nieprzymuszonej woli zrezygnował z urządzeń opartych na iOS by – mimo korzystania komputerów Apple – używać Androida. I od tego czasu jest w ekosystemie Google szczerze zakochany. Irytuje go narzucanie jednej słusznej drogi – ceni wolność wyboru i cały czas stara się wierzyć, że to klient jest „panem”, a nie odwrotnie. Uwielbia pisać, jego teksty pojawiają się na różnych portalach, a ostatnio także na papierze. Były redaktor android.com.pl. W wolnych chwilach, jeśli akurat nie grzebie we wnętrznościach swoich Androidów, rozwija własne miejsce w sieci – geekblog.pl. 22Michał Mynarski Był taki moment w jego życiu, gdy zachłysnął się Androidem i rzucił się w wartki nurt, który wyznaczył. Pisał na android.com.pl, jest jednym z założycieli podcastu, który po dziś dzień pojawia się na stronie. Dziś odrobinę z zielonego robocika wyrósł, dając szansę Windows Phone 7. Aktualnie publikuje na łamach serwisu komorkomania.pl oraz studiuje informatykę. I chociaż łatwiej napisać mu przesadnie rozwlekłe opowiadanie niż program w Javie, to wciąż wierzy, że jego miejsce jest wśród odmętów półprzewodników i linii kodu. W dodatku w młodzieńczych latach przeżył długi i gorący romans z pisaniem o grach na konsole, który świetnie dopełnia obecne zamiłowanie do elektroniki użytkowej. 22Michał Brzeziński Redaktor Komórkomanii. Wielki fan Androida, otwarty na wszystkie inne systemy, po cichu kibicujący BB10. Zielonym robocikiem zajmuje się także od strony deweloperskiej i z tym chciałby związać swoją przyszłość. Zapalony sportowiec z przeszłością i przyszłością w sportach walki, obecnie jego celem jest triathlon Ironman. 22Krzysztof Młynarski Od piętnastu lat zawodowo zajmuje się bezpieczeństwem systemów informatycznych. Pracuje na wszystkim, co ma wewnątrz procesor i jakiś system operacyjny. Od 1998 roku czynny MacUser i ListOwner listy dyskusyjnej APPLE-PL, skupiającej ludzi, dla których Apple to nie tylko nazwa popularnego owocu w języku angielskim.
004
11/2012 2 stopka
097
11/2012 2 gry 2 BAD PIGGIES
022
11/2012 2 FelietoN 2 HTC ONE X+
042
11/2012 2 Sprzęt 2 SAMSUNG GALAXy S III
Bartosz Dul
wojtek Pietrusiewicz
HtC oNe x+
HTC pokazało niedawno – o czym widzieliśmy już wcześniej dzięki przeciekom – nowy smartfon z Androidem. zdołał opanować mój czytnik rSS. I nic dziwnego.
BAd piggies,
Michał zieliński
sAMsuNg gAlAxy s iii
czyli dajmy odPocząć wściekłym Ptakom
076
11/2012 2 oprogrAMowANie 2 ANDROID JELLy BEAN
Gra pojawiła się w Play Store w tym samym dniu, w którym zawitała do App Store oraz Mac App Store, czyli 27 września 2012 roku. Jako że dotychczas każda produkcja Rovio była określana hitem, to Bad Piggies wylądowała na moim
• • • • • •
Największe różnice między Sense 4.0, a jego nową Michał zieliński wersją dotyczą fotografii. Aplikacja Galerii staje się hubem z odnośnikami do galerii pamięci telefonu, Picasy, galerii Facebooka itd., będzie mieć bardziej kafelkowy wygląd. Gdy zablokujemy telefon podczas fotografowania, wciśnięcie Power od razu przeniesie nas do aplikacji Aparatu. Aparat otrzymał funkcję SelfPortrait do wykonywania lepszych zdjęć z wykorzystaniem ImageSense. Aparat rozpoznaje ludzkie twarze, poprawia wygląd skóry itp. Galeria może segregować zdjęcia po miejscach, w których zostały zrobione.
• •
057
obiektywizmu, ale przynajmniej postaram się być mniej subiektywny. Bardzo zwracam uwagę na drobne szczegóły. Efekt? Niektóre wady irytują mnie do tego stopnia, że nie potrafię z danego narzędzia czy też przedmiotu korzystać. Uważam także, że technologia powinna być dla nas przezroczysta – ma wykonywać zadania, które jej zlecimy, nie przeszkadzać i nie zabierać nam czasu na zastanawianie się. To są między innymi cechy filozofii Apple i pomimo że nie zawsze im to wychodzi, to Android udowadnia, że nawet o promil mniejsze zwracanie uwagę na szczegóły przez Google lub producenta nakładki na ich mobilny OS, może irytować. Dobrym przykładem tutaj jest czas, jaki ludzie poświęcają na wgrywanie innego oprogramowania na swoje smartfony, rootowanie ich oraz
HtC oNe V
Czerwcowa konferencja Google rozpoczęła się od trzęsienia ziemi. zaprezentowano nowego Androida, a chwilę później tablet Nexus 7. Jelly Bean, chociaż spodziewany, był wielką zagadką i to pewnie dlatego wywarł tak dobre wrażenie, pierwsze wrażenie. Ale po dłuższym użytkowaniu... jest tylko lepiej. zaczyna się powiększać od miejsca, w którym znajdowała się ikonka. Rozwiązano też animacje przywracania aplikacji w tle oraz przechodzenia pomiędzy widokami. Project Butter jest tylko jedną z nowości w Jelly Beanie i jako jedną z niewielu, trudno ją zrozumieć bez sprawdzenia na własnej skórze. Po dłuższym korzystaniu z systemu widzę, że właśnie optymalizacja i upiększenie to fundamenty nowego Androida. Pozostałe funkcje są tylko wisienką na torcie.
2 Google Now
Telefony HTC z serii One znamy od prawie dziewięciu miesięcy. Wtedy to, podczas targów MWC, tajwański producent, zapowiedział zmianę strategii: ograniczenie portfolio do trzech świetnych telefonów, każdy z innej półki cenowej. Od prezentacji minęło kilka miesięcy, nim sprzęty trafiły na półki sklepowe. Ja postanowiłem przyjrzeć się najtańszemu z rodziny – modelowi V. Czy faktycznie jest to świetny telefon? Gdy Peter Chou zaprezentował linię smartfonów od HTC o nazwie One, zwrócił uwagę na ich trzy cechy wspólne: ikoniczny wygląd, autentyczny dźwięk i fenomenalna kamera. Zdecydowałem się dłużej przyjrzeć modelowi One V dlatego, że najmniej wierzyłem w spełnianie wspomnianych warunków przez niego. No bo jak? Takie małe urządzenie, które będzie pracowało szybko, robiło świetne zdjęcia, a przy tym oferowało nieskazitelnej jakości dźwięk? Niemożliwe.
2 Zacznijmy od specyfikacji
A w tej wisience najbardziej widoczny jest Google Now, czyli inteligentny asystent. Wizja tego
Ta, no cóż, na kolana nie powala. Smartfon napędzany jest jednordzeniowym procesorem Snapdragon
o taktowaniu 1 GHz, wspiera go 512 MB pamięci. Układ Adreno 205 jest odpowiedzialny za wyświetlanie grafik na 3,7-calowym ekranie Super LCD2 o przekątnej 480x800. Głównie możemy na nim podziwiać Androida w wersji 4.0, zmodyfikowanego autorską nakładką – Sense 4.0. Smartfon posiada 4 GB pamięci wbudowanej, z możliwością rozszerzenia jej o kartę pamięci. Jeżeli dodamy do kompletu informacje o aparacie (5 megapikseli, nagrywanie filmów w HD), okazuje się, że nie ma tutaj nic ciekawego. Wszystko znamy co najmniej od roku. Mimo to, telefon jest warty uwagi.
014
11/2012 2 wywiAd 2 AUTOMAPA
Podczas pisania recenzji telefonów problem stanowi fakt, że każdy z nas wykorzystuje telefon nieco inaczej. Ja sam dzisiaj bardzo mało roz555555 mawiam, smartfon to dla mnie przede wszystkim kieszonkowy komputer. Dla porównania, moja Mama, która ma prawie identyczny model iPhone’a, robi na nim wyłącznie zdjęcia, wysyła SMS-y i rozmawia z koleżankami. Dzięki temu może pochwalić się 72- godzinną pracą na jednym ładowaniu baterii, a ja jedynie 24-godziną. Niezależnie jednak od tego, w recenzji tej podejmę walkę z niemożliwym i postaram się przedstawić Wam Samsunga oraz Androida z nakładką TouchWiz z punktu widzenia użytkownika Apple. Jednocześnie spróbuję także spojrzeć na niego obiektywnym okiem – jak na telefon z dodatkową funkcjonalnością. Zapewne polegnę w kwestii
• najtańszy z jedynych, tajwańskich Braci •
ANdroid Jelly BeAN
W każdej nowej wersji systemu pojawia się jeden, stały punkt – optymalizacja i zwiększenie szybkości. I rzeczywiście, z każdą kolejną iteracją telefony działają coraz lepiej. Ten krok jest jednak olbrzymi. Poprzez synchronizację kilku elementów Android wreszcie działa bardzo płynnie. Samo korzystanie z Jelly Beana jest przyjemnością. Składa się na to jeszcze jeden element – animacje. Teraz nie są one przypadkowe, tylko ściśle zależą od kontekstu. Pokazują, co się obecnie dzieje i zwiększają intuicyjność systemu. Przykładem jest otwieranie aplikacji przez dotknięcie ikonki – obraz
2 Nowe Sense 4+
Mowa o odświeżonej wersji HTC One X, którego premiera miała miejsce na tegorocznych targach w Barcelonie. HTC One X+ nie różni się dużo od swojego poprzednika (HTC One X). Co wnosi +? pojemniejszą baterię (2100 mAh) więcej pamięci wewnętrznej (64 GB) szybszy procesor (Tegra 3, 1,7 GHz) lepszą przednią kamerkę (1.6 Mpix z ImageChip) nowy wzmacniacz audio Androida 4.1 Jelly Bean i Sense 4+ HTC One X+ będzie dostępny tylko w matowej czerni z czerwonymi ornamentami. Może to i dobrze, bo to – moim zdaniem – obecnie najlepiej wyglądający smartfon z Androidem.
telefonie zaraz po tym, jak wiadomość o premierze obiegła świat. Czy podszedłem do sprawy zbyt entuzjastycznie? Przy pierwszym włączeniu widzimy, że zarówno Angry Birds, jak i Bad Piggies wyszły spod ręki
2 Project Butter
11/2012 2 Sprzęt 2 HTC ONE V. NAJTAńSZy Z JEDyNyCH...
2 HTC One X+
Jaka jest wspólna cecha około 83% smartfonów, w większości tych należących do osób młodych? Wśród zainstalowanych Michał programów na pewno znajdzie się Angry Brzeziński Birds; wersję oryginalną bądź jedną z odmian Seasons lub Space. Problem jest taki, że każda z tych pozycji stała się obecnie zwyczajnie nudna. znaczy, są nowe poziomy, ciekawsze etapy czy dodatki, no ale ileż to można rzucać biednymi ptakami w jeszcze biedniejsze świnki? Ten sam problem zauważyli twórcy, rovio. rozwiązaniem ma być najnowsze ich dzieło, czyli Bad Piggies.
Samsung jest dzisiaj najpopularniejszym dostawcą smartfonów z Androidem. Nietrudno było więc przewidzieć, że ich najnowsze dzieło – Samsung Galaxy S III – przypadnie do gustu wielu sympatykom firmy.
Bartosz Dul
Wywiad z rzecznikiem prasowym Januszem M. Kamińskim
AutoMApA
2 Bd: zacznę może trochę nietypowo. Jak to jest być rzecznikiem prasowym AutoMapy? Jakie stoją przed Tobą wyzwania? JK: To duża odpowiedzialność, ale i frajda. Zwłaszcza, jeśli wiesz, że z produktu korzysta dużo osób, szczególnie takich, którzy z jednej strony wykorzystują ją zawodowo, a z drugiej często polegają na nawigacji podczas jazdy w 100%. To jest zdecydowanie praca wymagająca i nie da się jej wykonywać dobrze, jeśli się jej nie lubi i jeśli nie identyfikujesz się w pełni
z marką, którą reprezentujesz. Inaczej to wszystko jest po prostu sztuczne. Tak. Lubię swoją pracę i podpiszę się pod każdym słowem, które napisałem do Was na temat AutoMapy. 2 Bd: AutoMapa z dużym sukcesem wkroczyła na Androida (1. pozycja w Google Play w ciągu 48h), pytanie brzmi: dlaczego tak późno? JK: Fajnie, że doceniasz to, co udało nam się osiągnąć. Od momentu wejścia jesteśmy cały czas na pierwszym
android magazine Nr 11/2012 (1) listopad 2012 http://www.androidmagazine.pl Wydawca Mac Solutions Dominik Łada, ul. Zgoda 9 lok. 14, 00-018 Warszawa, NIP: 118-135-60-13 Redakcja Android Magazine, ul. Zgoda 9 lok. 14, 00-018 Warszawa, faks 22 403 83 00 redakcja@androidmagazine.pl redaktor naczelny Bartosz Dul, tel. +48 794 969 665 b.dul@androidmagazine.pl zastępca redaktora naczelnego Wojtek Pietrusiewicz w.pietrusiewicz@androidmagazine.pl
reklama reklama@androidmagazine.pl korekta Kinga Ochendowska k.ochendowska@imagazine.pl Monika Bartnik webmaster Marek Wojtaszek m.wojtaszek@imagazine.pl współpraca Michał Brzeziński, Mateusz Gryc, Michał Mynarski, Michał Zieliński, Krzysztof Młynarski, Kinga Ochendowska, Sławomir Durasiewicz, Norbert Cała projekt graficzny i skład Foxrabbit Designers Teksty, grafiki oraz inne treści opublikowane na łamach „Android Magazine” są chronione prawami autorskimi wydawcy magazynu „Android Magazine”, ich autorów
lub osób trzecich. Znaki towarowe i wszelkie inne oznaczenia o charakterze odróżniającym, umieszczone w „Android Magazine” podlegają ochronie prawnej na rzecz wydawcy magazynu „Android Magazine” lub innych uprawnionych osób trzecich. Używanie bądź korzystanie z utworów, znaków towarowych lub oznaczeń, o których mowa wyżej, jest zabronione bez uzyskania uprzedniej pisemnej zgody właściwego podmiotu uprawnionego, z wyjątkiem wykorzystania ich zgodnie z prawem dla celów prywatnych i niekomercyjnych. Redakcja nie zwraca niezamówionych tekstów i fotografii oraz zastrzega sobie prawo do skracania i redagowania nadesłanych materiałów.Redakcja nie odpowiada za treść zamieszczanych reklam i ogłoszeń.
Magazyn hostuje firma Blue Media http://www.bluemedia.eu Wysyłkę newslettera obsługuje firma GetResponse http://www.getresponse.pl/
005
11/2012 2 Jak czytać AndroidMagazine
Jak czytać aNDROIDMagazine? AndroidMagazine to magazyn w wersji elektronicznej, do pobrania w formie pliku PDF. Format PDF daje nam kilka możliwości interakcji. Aby ułatwić nawigację po AndroidMagazine, wiele miejsc jest klikalnych – dzięki temu można szybciej przechodzić w interesujące nas miejsca.
11/2012 androidmagazine.pl
ANdroid magazine SpRzęt:
Programy:
gry:
Google Nexus 7
Najlepsze aplikacje do obsługi Twittera
Bad Piggies
Right Click
NBA 2K13
HTC One X Samsung Galaxy S III Sony Smart Watch Philips AS351 i AS851
Circle Alarm Pictoreo
Wild Blood Defense Zone 2 HD
AR.Drone 2.0
Strona tytułowa zawiera linki do promowanych w danym wydaniu artykułów.
NajNowsze Nexusy i wszystko o ANdroidzie Jelly BeAN Felieton: Nexus 7
WyWiad: AutoMApA
Nowości: HtC oNe x+, soNy xperiA odiN, sAMsuNg gAlAxy MusiC
Aktualności 7 Wywiad: 14 Automapa – wywiad z Januszem M. Kamińskim Bartosz Dul
51 HTC One X Krzysztof Młynarski 57 HTC One V Michał Zieliński 60 Philips Phidelio L1 Wojtek Pietrusiewicz
Felietony: 19 Czujnym Okiem – IFA 2012 Bartosz Dul
63 Philips AS351 i AS851 Wojtek Pietrusiewicz 67 Sony Smart Watch Mateusz Gryc 72 AR.Drone 2.0 Norbert Cała
Oprogramowanie: 76 Android 4.1 Jellybean Michał Brzeziński 25 HTC One X+ – jeszcze lepszy, jeszcze ładniejszy Bartosz Dul
80 Ciekawe aplikacje do obsługi Twittera Mateusz Gryc
22 Nexus 7 – biedniejszy iPad, który jest genialny Michał Mynarski
94 Oprogramowanie Google Play Bartosz Dul
27 Wynalazki które doprowadzają do grobu Sławomir Durasiewicz 30 Kontra Papier Kinga Ochendowska
Sprzęt: 34 Google Nexus 7 Wojtek Pietrusiewicz
89 Kaspersky na tablecie Krzysztof Młynarski
Gry 97 Bad Piggies Michał Zieliński
022
11/2012 2 FelietoN 2 HTC ONE X+
042
11/2012 2 Sprzęt 2 SAMSUNG GALAXy S III
Bartosz Dul
wojtek Pietrusiewicz
HtC oNe x+
HTC pokazało niedawno – o czym widzieliśmy już wcześniej dzięki przeciekom – nowy smartfon z Androidem. zdołał opanować mój czytnik rSS. I nic dziwnego.
BAd piggies,
Michał zieliński
sAMsuNg gAlAxy s iii
czyli dajmy odPocząć wściekłym Ptakom
076
11/2012 2 oprogrAMowANie 2 ANDROID JELLy BEAN
Gra pojawiła się w Play Store w tym samym dniu, w którym zawitała do App Store oraz Mac App Store, czyli 27 września 2012 roku. Jako że dotychczas każda produkcja Rovio była określana hitem, to Bad Piggies wylądowała na moim
• • • • • •
Największe różnice między Sense 4.0, a jego nową Michał zieliński wersją dotyczą fotografii. Aplikacja Galerii staje się hubem z odnośnikami do galerii pamięci telefonu, Picasy, galerii Facebooka itd., będzie mieć bardziej kafelkowy wygląd. Gdy zablokujemy telefon podczas fotografowania, wciśnięcie Power od razu przeniesie nas do aplikacji Aparatu. Aparat otrzymał funkcję SelfPortrait do wykonywania lepszych zdjęć z wykorzystaniem ImageSense. Aparat rozpoznaje ludzkie twarze, poprawia wygląd skóry itp. Galeria może segregować zdjęcia po miejscach, w których zostały zrobione.
• •
Samsung jest dzisiaj najpopularniejszym dostawcą smartfonów z Androidem. Nietrudno było więc przewidzieć, że ich najnowsze dzieło – Samsung Galaxy S III – przypadnie do gustu wielu sympatykom firmy. 057
ANdroid Jelly BeAN zaczyna się powiększać od miejsca, w którym znajdowała się ikonka. Rozwiązano też animacje przywracania aplikacji w tle oraz przechodzenia pomiędzy widokami. Project Butter jest tylko jedną z nowości w Jelly Beanie i jako jedną z niewielu, trudno ją zrozumieć bez sprawdzenia na własnej skórze. Po dłuższym korzystaniu z systemu widzę, że właśnie optymalizacja i upiększenie to fundamenty nowego Androida. Pozostałe funkcje są tylko wisienką na torcie.
2 Google Now
Telefony HTC z serii One znamy od prawie dziewięciu miesięcy. Wtedy to, podczas targów MWC, tajwański producent, zapowiedział zmianę strategii: ograniczenie portfolio do trzech świetnych telefonów, każdy z innej półki cenowej. Od prezentacji minęło kilka miesięcy, nim sprzęty trafiły na półki sklepowe. Ja postanowiłem przyjrzeć się najtańszemu z rodziny – modelowi V. Czy faktycznie jest to świetny telefon? Gdy Peter Chou zaprezentował linię smartfonów od HTC o nazwie One, zwrócił uwagę na ich trzy cechy wspólne: ikoniczny wygląd, autentyczny dźwięk i fenomenalna kamera. Zdecydowałem się dłużej przyjrzeć modelowi One V dlatego, że najmniej wierzyłem w spełnianie wspomnianych warunków przez niego. No bo jak? Takie małe urządzenie, które będzie pracowało szybko, robiło świetne zdjęcia, a przy tym oferowało nieskazitelnej jakości dźwięk? Niemożliwe.
2 Zacznijmy od specyfikacji
A w tej wisience najbardziej widoczny jest Google Now, czyli inteligentny asystent. Wizja tego
Ta, no cóż, na kolana nie powala. Smartfon napędzany jest jednordzeniowym procesorem Snapdragon
o taktowaniu 1 GHz, wspiera go 512 MB pamięci. Układ Adreno 205 jest odpowiedzialny za wyświetlanie grafik na 3,7-calowym ekranie Super LCD2 o przekątnej 480x800. Głównie możemy na nim podziwiać Androida w wersji 4.0, zmodyfikowanego autorską nakładką – Sense 4.0. Smartfon posiada 4 GB pamięci wbudowanej, z możliwością rozszerzenia jej o kartę pamięci. Jeżeli dodamy do kompletu informacje o aparacie (5 megapikseli, nagrywanie filmów w HD), okazuje się, że nie ma tutaj nic ciekawego. Wszystko znamy co najmniej od roku. Mimo to, telefon jest warty uwagi.
014
11/2012 2 wywiAd 2 AUTOMAPA
obiektywizmu, ale przynajmniej postaram się być mniej subiektywny. Bardzo zwracam uwagę na drobne szczegóły. Efekt? Niektóre wady irytują mnie do tego stopnia, że nie potrafię z danego narzędzia czy też przedmiotu korzystać. Uważam także, że technologia powinna być dla nas przezroczysta – ma wykonywać zadania, które jej zlecimy, nie przeszkadzać i nie zabierać nam czasu na zastanawianie się. To są między innymi cechy filozofii Apple i pomimo że nie zawsze im to wychodzi, to Android udowadnia, że nawet o promil mniejsze zwracanie uwagę na szczegóły przez Google lub producenta nakładki na ich mobilny OS, może irytować. Dobrym przykładem tutaj jest czas, jaki ludzie poświęcają na wgrywanie innego oprogramowania na swoje smartfony, rootowanie ich oraz
Podczas pisania recenzji telefonów problem stanowi fakt, że każdy z nas wykorzystuje telefon nieco inaczej. Ja sam dzisiaj bardzo mało roz555555 mawiam, smartfon to dla mnie przede wszystkim kieszonkowy komputer. Dla porównania, moja Mama, która ma prawie identyczny model iPhone’a, robi na nim wyłącznie zdjęcia, wysyła SMS-y i rozmawia z koleżankami. Dzięki temu może pochwalić się 72- godzinną pracą na jednym ładowaniu baterii, a ja jedynie 24-godziną. Niezależnie jednak od tego, w recenzji tej podejmę walkę z niemożliwym i postaram się przedstawić Wam Samsunga oraz Androida z nakładką TouchWiz z punktu widzenia użytkownika Apple. Jednocześnie spróbuję także spojrzeć na niego obiektywnym okiem – jak na telefon z dodatkową funkcjonalnością. Zapewne polegnę w kwestii
HtC oNe V
• najtańszy z jedynych, tajwańskich Braci •
Czerwcowa konferencja Google rozpoczęła się od trzęsienia ziemi. zaprezentowano nowego Androida, a chwilę później tablet Nexus 7. Jelly Bean, chociaż spodziewany, był wielką zagadką i to pewnie dlatego wywarł tak dobre wrażenie, pierwsze wrażenie. Ale po dłuższym użytkowaniu... jest tylko lepiej.
W każdej nowej wersji systemu pojawia się jeden, stały punkt – optymalizacja i zwiększenie szybkości. I rzeczywiście, z każdą kolejną iteracją telefony działają coraz lepiej. Ten krok jest jednak olbrzymi. Poprzez synchronizację kilku elementów Android wreszcie działa bardzo płynnie. Samo korzystanie z Jelly Beana jest przyjemnością. Składa się na to jeszcze jeden element – animacje. Teraz nie są one przypadkowe, tylko ściśle zależą od kontekstu. Pokazują, co się obecnie dzieje i zwiększają intuicyjność systemu. Przykładem jest otwieranie aplikacji przez dotknięcie ikonki – obraz
2 Nowe Sense 4+
Mowa o odświeżonej wersji HTC One X, którego premiera miała miejsce na tegorocznych targach w Barcelonie. HTC One X+ nie różni się dużo od swojego poprzednika (HTC One X). Co wnosi +? pojemniejszą baterię (2100 mAh) więcej pamięci wewnętrznej (64 GB) szybszy procesor (Tegra 3, 1,7 GHz) lepszą przednią kamerkę (1.6 Mpix z ImageChip) nowy wzmacniacz audio Androida 4.1 Jelly Bean i Sense 4+ HTC One X+ będzie dostępny tylko w matowej czerni z czerwonymi ornamentami. Może to i dobrze, bo to – moim zdaniem – obecnie najlepiej wyglądający smartfon z Androidem.
telefonie zaraz po tym, jak wiadomość o premierze obiegła świat. Czy podszedłem do sprawy zbyt entuzjastycznie? Przy pierwszym włączeniu widzimy, że zarówno Angry Birds, jak i Bad Piggies wyszły spod ręki
2 Project Butter
11/2012 2 Sprzęt 2 HTC ONE V. NAJTAńSZy Z JEDyNyCH...
2 HTC One X+
Jaka jest wspólna cecha około 83% smartfonów, w większości tych należących do osób młodych? Wśród zainstalowanych Michał programów na pewno znajdzie się Angry Brzeziński Birds; wersję oryginalną bądź jedną z odmian Seasons lub Space. Problem jest taki, że każda z tych pozycji stała się obecnie zwyczajnie nudna. znaczy, są nowe poziomy, ciekawsze etapy czy dodatki, no ale ileż to można rzucać biednymi ptakami w jeszcze biedniejsze świnki? Ten sam problem zauważyli twórcy, rovio. rozwiązaniem ma być najnowsze ich dzieło, czyli Bad Piggies.
NR 11/2012 (1) LISTOPAD 2012 HTTP://WWW.ANdrOIdMAGAzINe.Pl WydAWCA Mac SolutioNS Dominik Łada, ul. Zgoda 9 lok. 14, 00-018 Warszawa, NIP: 118-135-60-13 redAKCJA Android Magazine, ul. Zgoda 9 lok. 14, 00-018 Warszawa, faks 22 403 83 00 redakcja@androidmagazine.pl redAKTOr NACzelNy Bartosz Dul, tel. +48 794 969 665 b.dul@androidmagazine.pl zASTęPCA redAKTOrA NACzelNeGO Wojtek Pietrusiewicz w.pietrusiewicz@androidmagazine.pl
002
42 Samsung Galaxy SIII Wojtek Pietrusiewicz
097
11/2012 2 gry 2 BAD PIGGIES
Bartosz Dul
Wywiad z rzecznikiem prasowym Januszem M. Kamińskim
AutoMApA
2 Bd: zacznę może trochę nietypowo. Jak to jest być rzecznikiem prasowym AutoMapy? Jakie stoją przed Tobą wyzwania? JK: To duża odpowiedzialność, ale i frajda. Zwłaszcza, jeśli wiesz, że z produktu korzysta dużo osób, szczególnie takich, którzy z jednej strony wykorzystują ją zawodowo, a z drugiej często polegają na nawigacji podczas jazdy w 100%. To jest zdecydowanie praca wymagająca i nie da się jej wykonywać dobrze, jeśli się jej nie lubi i jeśli nie identyfikujesz się w pełni
z marką, którą reprezentujesz. Inaczej to wszystko jest po prostu sztuczne. Tak. Lubię swoją pracę i podpiszę się pod każdym słowem, które napisałem do Was na temat AutoMapy. 2 Bd: AutoMapa z dużym sukcesem wkroczyła na Androida (1. pozycja w Google Play w ciągu 48h), pytanie brzmi: dlaczego tak późno? JK: Fajnie, że doceniasz to, co udało nam się osiągnąć. Od momentu wejścia jesteśmy cały czas na pierwszym
ANdroid magazine
Relacja: tArgi iFA 2012 BerliN
11/2012 2 SpiS treści
004
11/2012 2 Stopka
reKlAMA reklama@androidmagazine.pl KOreKTA Kinga Ochendowska k.ochendowska@imagazine.pl Monika Bartnik WeBMASTer Marek Wojtaszek m.wojtaszek@imagazine.pl WSPółPrACA Michał Brzeziński, Mateusz Gryc, Michał Mynarski, Michał Zieliński, Krzysztof Młynarski, Kinga Ochendowska, Sławomir Durasiewicz, Norbert Cała PrOJeKT GrAFICzNy I SKłAd Foxrabbit Designers Teksty, grafi ki oraz inne treści opublikowane na łamach „Android Magazine” są chronione prawami autorskimi wydawcy magazynu „Android Magazine”, ich autorów
11/2012 2 wywiAd 2 AUTOMAPA
Spis treści przygotowano w taki sposób, aby można było od razu przejść do interesującego nas artykułu – wystarczy kliknąć lub dotknąć na ekranie tytuł artykułu.
lub osób trzecich. Znaki towarowe i wszelkie inne oznaczenia o charakterze odróżniającym, umieszczone w „Android Magazine” podlegają ochronie prawnej na rzecz wydawcy magazynu „Android Magazine” lub innych uprawnionych osób trzecich. Używanie bądź korzystanie z utworów, znaków towarowych lub oznaczeń, o których mowa wyżej, jest zabronione bez uzyskania uprzedniej pisemnej zgody właściwego podmiotu uprawnionego, z wyjątkiem wykorzystania ich zgodnie z prawem dla celów prywatnych i niekomercyjnych. Redakcja nie zwraca niezamówionych tekstów i fotografii oraz zastrzega sobie prawo do skracania i redagowania nadesłanych materiałów.Redakcja nie odpowiada za treść zamieszczanych reklam i ogłoszeń.
Magazyn hostuje firma Blue Media http://www.bluemedia.eu Wysyłkę newslettera obsługuje firma GetResponse http://www.getresponse.pl/
014
Bartosz Dul
Wywiad z rzecznikiem prasowym Januszem M. Kamińskim
AutoMApA
2 Bd: zacznę może trochę nietypowo. Jak to jest być rzecznikiem prasowym AutoMapy? Jakie stoją przed Tobą wyzwania? JK: To duża odpowiedzialność, ale i frajda. Zwłaszcza, jeśli wiesz, że z produktu korzysta dużo osób, szczególnie takich, którzy z jednej strony wykorzystują ją zawodowo, a z drugiej często polegają na nawigacji podczas jazdy w 100%. To jest zdecydowanie praca wymagająca i nie da się jej wykonywać dobrze, jeśli się jej nie lubi i jeśli nie identyfikujesz się w pełni
Na jednej z następnych stron, nad informacją o konkursach z poprzedniego wydania, znajdują się miniatury stron z artykułami promowanymi.
z marką, którą reprezentujesz. Inaczej to wszystko jest po prostu sztuczne. Tak. Lubię swoją pracę i podpiszę się pod każdym słowem, które napisałem do Was na temat AutoMapy.
W każdym miejscu magazynu, klikając w logo AndroidMagazine w lewym górnym rogu, automatycznie przechodzimy do spisu treści.
2 Bd: AutoMapa z dużym sukcesem wkroczyła na Androida (1. pozycja w Google Play w ciągu 48h), pytanie brzmi: dlaczego tak późno? JK: Fajnie, że doceniasz to, co udało nam się osiągnąć. Od momentu wejścia jesteśmy cały czas na pierwszym
AndroidMagazine można czytać na komputerach dzięki systemowemu „Podglądowi” lub programowi Acrobat Reader. Na iPadach lub iPhone’ie/iPodzie Touch, iMagazine jest możliwy do przeglądania poprzez aplikację iBooks lub eGazety Reader. W przypadku iBooks każdy numer iMagazine trzeba ręcznie wrzucić na urządzenie przenośnie poprzez iTunes. W przypadku eGazety Readera trzeba być zarejestrowanym w systemie eGazety. W tym przypadku, każdorazowo, gdy będzie pojawiało się nowe wydanie iMagazine, informacja o tym pojawi się wewnątrz aplikacji i magazyn będzie można pobrać bezpłatnie przez Internet. «
Autentyczne, robione ręcznie ZendoSquare do wyjątkowych wnętrz Prawdziwa fotografia to unikat w świecie cyfrowych reprodukcji. Jeśli potrafisz to docenić. W setkach takich samych wnętrz, z reprodukcjami pochodzącymi z cyfrowych kopiarek nie ma miejsca na osobowość. W poszukiwaniu autentyczności, oryginalności i prawowitości fotografii zawędrowałem do świata ZendoSquare – ręcznie, tradycyjnie wywoływanych zdjęć. Zapraszam tam niewielu, bo tworzenie ZendoSquare nie jest produkcją masową. Na szczęście.
www.zendosquare.com
007
11/2012 2 aktualności
Nexus 10. Konkurencja może się schować Pomimo tego, że Google zaprezentowało aż trzy nowe urządzenia, to właśnie Nexus 10 jest najbardziej interesującym z nich. Przede wszystkim dlatego, że o Nexusie 7 z 3G oraz Nexusie 4 wiedzieliśmy już praktycznie wszystko. Niektóre informacje o 10-calowym (dokładnie 10,055 cala) owocu współpracy z Samsungiem również pojawiły się w Internecie tuż przed premierą, ale i tak robi on duże wrażenie. Jego największą zaletą jest wyświetlacz – rozdzielczość 2560 x 1600 i przekątna 10,055” oznaczają 300 pikseli na cal, czyli więcej niż w najnowszym iPadzie. Ale taki ekran potrzebuje odpowiednio dużej mocy. Okazało się, że jedynym chipem, który może sobie poradzić z tym zadaniem jest dwurdzeniowy Exynos 5 5250 1,7 GHz oparty na architekturze Cortex A15 z czterordzeniową grafiką Mali T604. A to wszystko wspierane przez 2 GB RAM-u. Jednym słowem – bestia. Nexus 10 waży 603 g i ma jedyne 8,9 mm grubości, chociaż mieści w sobie dużą baterię o pojemności 9000 mAh. Obudowa jest plastikowa, ale według pierwszych opinii, dzięki zastosowanej teksturze tablet trzyma się wyjątkowo dobrze. Tylna część Nexusa 10 ma wymienialny element, który może służyć jako miejsce zaczepienia dla ochrony na ekran w stylu Smart Cover. Pozostała specyfikacja: wymiary: 263,8 x 177,8 x 8,9 mm; 16 lub 32 GB pamięci wewnętrznej; aparat 5 Mpix; przednia kamerka do wideorozmów 1,9 Mpix; głośniki z przodu urządzenia; porty: microUSB, microHDMI, miniJack, złącze Pogo; łączność: MIMO WiFi, Bluetooth 3.0, dwa moduły NFC, GPS, GLONASS;
•• •• •• •• •• •• ••
Nexus 10 oczywiście ma na pokładzie najnowszego Androida 4.2. Konsumentów z pewnością ucieszy możliwość tworzenia różnych kont użytkowników,
dzięki czemu z jednego tabletu może bezproblemowo korzystać kilka osób. Interfejs rodem ze smartfonów Ale Android 4.2 to także nowy interfejs, rodem ze smartfonów. I to już nie każdemu się spodoba. Google poszedł za ciosem – wcześniej ten wygląd miały 7-calowe tablety, teraz rozszerzył się on na wszystkie urządzenia z Androidem. Mowa o trzech przyciskach na środku dolnego paska ekranu oraz belce powiadomień na górze. Moim zdaniem, taki układ marnuje sporo miejsca i niekoniecznie ułatwia korzystanie z urządzenia. Jednak wierzę, że Google nie podjęło tej decyzji pochopnie. Prawdopodobnie interfejs docenią mniej zaawansowani użytkownicy, którzy wcześniej nie mieli do czynienia z tabletem. Chyba prościej być nie może. Ceny Wariant z 16 GB pamięci wewnętrznej będzie kosztował 399 dolarów, a z 32 GB – 499 dolarów. Różnica 100 dolarów za 16 GB to bardzo dużo, więc zapewne uboższy wariant zdobędzie większą popularność. Cenowo nie jest tak dobrze jak w przypadku Nexusa 7, ale nic dziwnego. Nexus 10 ma hardware wyprzedzający konkurencję i na pierwszy rzut oka nie oszczędza na komponentach. Jeśli ktoś miał chrapkę na tablet, ale Nexus 7 był dla niego za mały, nowy 10-calowiec Google’a może być dla niego idealnym rozwiązaniem. Michał Brzeziński
11/2012 2 aktualności
008
Android 4.2. Co nowego?
jednocześnie. Konta wielu użytkowników – prawdopodobnie ze względu na patenty Nokii – będą dostępne wyłącznie na tabletach.
Premierze nowych Nexusów towarzyszyła także premiera nowego Androida. Właściwie to pomniejsza aktualizacja Jelly Bean’a (tak jak to miało już miejsce w przypadku Androida 2.0/2.1 Eclair). Tym razem jednak zmiany wnoszą o wiele więcej. Co ciekawego wprowadza Android 4.2? Photo Sphere Aparat zyskał nową funkcję. Nosi ona nazwę Photo Sphere i służy do tworzenia w pełni obracalnych (360 stopni) zdjęć panoramicznych. Technologia znana jest już z Google Street View i pozwoli użytkownikom samodzielnie wysyłać tego typu zdjęcia do Map Google. Klawiatura à la Swype – Gesture Typing Klawiatura otrzymała funkcję obsługi gestów. Tę samą, znaną z klawiatur typu Swype czy HTC Trace. Wystarczy sunąć palcem po klawiaturze, odstępy zostaną dodane automatycznie, a kolejne słówka przewidziane przez system. Funkcja dyktowania głosowego także została usprawniona. Konta wielu użytkowników O tej funkcji plotkowało się już na długo przed premierą nowego Androida. Od teraz każdy użytkownik jednego urządzenia może mieć swoje własne spersonalizowane konto – pulpit, widżety, gry i aplikacje z osobnymi zapisami stanu gry. Między kontami można się płynnie przełączać, choć oczywiście nie będzie możliwości np. odtwarzania muzyki na jednym koncie i przeglądania Internetu na drugim
Daydream To jedna z najmniej istotnych nowości. Daydream to nic innego jak wykorzystanie telefonu czy tabletu jako ramki na zdjęcia, gdy urządzenie jest włożone do docka lub w stanie spoczynku. Ponadto, może wyświetlać informacje z Google Currents. Miracast Miracast to po prostu strumieniowanie mediów do TV z urządzeń z Androidem poprzez technologię Wi-Fi Direct. To taka odpowiedź na Apple AirPlay. Android 4.2 natywnie wspiera tę funkcję. Odświeżone Google Now To dość kontrowersyjna nowość. Google Now teraz skanuje maile w poszukiwaniu różnych przydatnych danych np. numerów lotniczych czy potwierdzenia rezerwacji stolika w restauracji. Karty z powiadomieniami zaktualizowano o informacje o drużynach sportowych, filmach, ostrzeżeniach przed sztormami, trzęsieniami ziemi. Lwia część z tych funkcji nie będzie aż nadto przydatna w Polsce, ale dobrze, że usługa się rozwija. Ponadto została dodana karta z krokomierzem, pokazująca przebyte przez użytkownika dystanse pieszo i na rowerze. Co ciekawe, nowe Google Now nie jest do końca częścią Androida 4.2. Właściciele Androida 4.1 mogą zaktualizować Google Now poprzez Google Play do nowej wersji. Interfejs i inne Kilka zmian zaszło także w interfejsie Androida. Na ekranie blokady można ustawiać widżety, przejść z niego płynnie do aparatu (co przypomina trochę zwykłe pulpity), który zresztą zyskał możliwość obsługi jednym palcem. Wystarczy dotknąć dowolne puste miejsce na ekranie w aplikacji
009
11/2012 2 aktualności
aparatu, by wywołać kołowy interfejs szybkich ustawień. Jedną z ważniejszych i najbardziej przydatnych nowości jest ekran szybkich przełączników. Znajduje się on w obszarze powiadomień i wywoływany jest przez przycisk w lewym górnym rogu lub wysuwając górny pasek dwoma palcami. Szybkie przełączniki umożliwiają
łatwe dostosowanie jasności ekranu, przejście do ustawień, włączenie/wyłączenie Wi-Fi, BT, tryb samolotowy czy podejrzenie aktualnego stanu baterii oraz przełączenie się na inne konto użytkownika. Android Beam pozwala teraz na przesyłanie zdjęć i wideo (analogicznie do Samsungowego S-Beam). Rozszerzone powiadomienia zyskały możliwość skorzystania z natychmiastowych akcji, jak np. szybkie stworzenie maila pod powiadomieniem kalendarza o spotkaniu. Ponadto, system przyspieszył, stał się oszczędniejszy wobec baterii i usprawniono rozmieszczanie widżetów, dopasowując automatycznie pulpit w tle (na wzór tego, co już widzieliśmy w innych nakładkach np. LG czy HTC). Bartosz Dul
Androidowa blogosfera dała się nabrać Październik obfitował w ogromną ilość plotek związanych z nowym Androidem i projektem Nexus. Miał być wybór między nakładką a czystym Androidem w Centrum Personalizacji. Project Roadrunner miał odpowiadać za lepsze zarządzanie baterią, a do Projektu Nexus miało zostać dopuszczonych wielu producentów na raz. To wszystko okazało się być perfekcyjnie wymy-
zówki dotyczą m.in. optymalizacji układu aplikacji pod większe ekrany i testowania jakości aplikacji.
Źr. Developer.android.com
Sony Xperia Odin wykryta Do sieci wyciekły informacje o następnym flagowcu Sony – Xperii Odin. Zostanie od wydany najprawdopodobniej dopiero w 2013 roku, prawdopodobnie na MWC w Barcelonie. Jedyną pewną rzeczą jest fakt, że pracuje on pod kontrolą Androida 4.1.1 Jelly Bean. Nie ma w tej informacji niczego, czego nie moglibyśmy się spodziewać. Uwidacznia jednak nieciekawą przypadłość Sony. Producent ma tendencję do wypuszczania smartfonów ze starszą wersją Androida. Na MWC w 2012 roku Xperie miały Androida 2.3, na IFA świeże modele działały w oparciu o 4.0 Ice Cream Sandwich, podczas gdy na MWC 2013 królowała będzie już nowsza wersja Androida.
śloną historyjką, na którą nabrał się niemal każdy serwis poświęcony Androidowi i nie tylko. Teraz, gdy to czytacie, pewnie wiadomo już o wiele więcej o nowościach, jakie szykuje Google. Być może część z tych wymyślonych funkcji okazała się przewrotnie prawdą, ale najważniejsze, że dziennikarze i blogerzy dostali zasłużoną nauczkę.
Źr. Androidandme.com
Google instruuje deweloperów Znaczna większość aplikacji w Google Play dostosowana jest niestety tylko pod telefony z Androidem. Oprogramowanie na tablety – delikatnie mówiąc – kuleje. Google doskonale zdaje sobie z tego sprawę i niedawno postanowiło wypuścić oficjalną instrukcję dla deweloperów, jak tworzyć aplikacje na tablety. To jasny sygnał na to, że Google oczekuje poprawy. Wska-
Źr. Ameblo.jp
Natywna aplikacja Facebooka już wkrótce Obecna aplikacja Facebooka na Androida to istna katorga. Engadget otrzymał informację, jakoby natywna aplikacja do obsługi portalu Zuckerberga przechodziła już finalne testy.
010
11/2012 2 aktualności
Tablety Motoroli dostają Androida 4.0 Rychło w czas. Tablety Motoroli – DROID Xyboard, XOOM 2 Wi-Fi i XOOM Family Edition otrzymały właśnie aktualizację OTA (Over The Air). Dotyczy to europejskich wersji urządzeń.
Źr. Motorola.com/blog
To dobry znak, bo przyjemność z korzystania z Facebooka na Androidzie sporo odbiega od tej na iOS.
Źr. Engadget.com
Motorole znikają w Niemczech Z niemieckiej strony Motoroli zniknęły praktycznie wszystkie smartfony i tablety tego producenta. To wynik przegranych spraw sądowych o naruszanie patentów, pomimo ostatniej wygranej sprawie sądowej z Microsoftem. W ofercie niemieckiej Motoroli zostały tylko trzy modele – RAZR HD, Gleam+ oraz RAZR i.
Produkcja Sony Xperii Tablet S wstrzymana przez usterkę Sony podjęło ciężką decyzję i wstrzymało produkcję Xperii Tablet S, którą pokazało na tegorocznych targach IFA. Problem leży po stronie urządzenia. Okazało się, że pod wyświetlacz łatwo
Źr. Motorola.com
Oto Galaxy Music Samsung oficjalnie przedstawił swój nowy telefon będący jednocześnie odtwarzaczem muzycznym z serii Galaxy. Galaxy Music charakteryzuje się frontowymi głośnikami stereo, dedykowanym przyciskiem muzycznym, f unkcjami takimi jak: Sound Alive, SRS, Smart Volume, Mudostaje się wilgoć, wiec bardzo łatwo jest uszkodzić w ten sposób tablet. Użytkownicy, którzy zgłoszą swój problem, otrzymają darmową naprawę. Dla Sony nie będzie to aż tak dużą stratą, ponieważ do sklepów dostarczono tylko 100 tys. urządzeń.
Źr. Reuters.com
Jelly Bean na zaledwie 1,8% urządzeń z Androidem Ostatnie dane z 1 października br. nie napawają zbyt optymistycznie. Android 2.3 króluje (55,8%). Tuż za nim jest 4.0 Ice Cram Sandwich z 23,7% (wzrost o niecałe 3%), podczas gdy A ndroid 4.1 Jelly Bean znajduje się na 1,8% urządzeń. Wzrost tego ostatniego w przeciągu miesiąca wynosi zaledwie… 0,6%. Najbliższe miesiące powinny nieco poprawić sytuację – aktualizowane są m.in. Galaxy S III, HTC One X, pojawią się też nowe smartfony z Androidem 4.1.
Źr. Developer.android.com
sic Hub, Radio FM. Smartfon jest niewielki, posiada 3-calowy ekran QVGA, 850-Mhz procesor, 512 MB RAM, 3-Mpix aparat, Wi-Fi, baterię o pojemności 1300 mAh i wsparcie HSPA. Posiada również 4 GB pamięci wewnętrznej i slot na kartę microSD. Urządzenie pracuje na Androidzie 4.0 z obiecaną aktualizacją do A ndroida 4.1.1 Jelly Bean.
Źr. Sammobile.com
11/2012 2 aktualności
011
Witamy w rodzinie – LG Nexus 4 Każdego roku ma miejsce kilka wyjątkowych wydarzeń, na które czekają wszyscy fani nowych technologii. Dla androidowego świata najważniejsze są: Google I/O, na którym w tym roku zaprezentowany został Android 4.1, oraz prezentacja nowych urządzeń, która miała mieć miejsce 29 października. I choć z powodu szalejącego w Stanach Zjednoczonych huraganu Sandy sama konferencja „fizycznie” się nie odbyła, Google postanowiło nie trzymać nas dłużej w niepewności i ujawnić swoje najgorętsze tej zimy nowości. Powitajmy więc w androidowej rodzinie LG Nexus 4! Nexus to bardzo specyficzna rodzina smartfonów (a właściwie, po wprowadzeniu Nexus-tabletów – rodzina urządzeń), pochodzących od różnych producentów. W zamian za przygotowanie słuchawki według określonych wytycznych, Google każdego roku czyni z jednego smartfona, urządzenie referencyjne, urządzenie polecane programistom, używane do prezentacji nowych wersji Androida i wreszcie – urządzenie sprzedawane i aktualizowane przez samo Google. Można powiedzieć, że jest to pewne dziedzictwo serii Android Dev Phone. W tym roku za stworzenie Nexusa-smartfona po raz pierwszy w historii odpowiada LG – producent o dość złej opinii wśród własnych użytkowników, wynikającej głównie z braku aktualizacji do najnowszych wersji systemu. Pamiętajmy jednak, że na szczęście w przypadku Nexusów za dostarczanie aktualizacji odpowiada Google. Przyjrzyjmy się więc, co takiego oferuje nam Nexus czwartej generacji. W tym tekście zajmiemy się głównie kwestią sprzętową – po nowości, jakie wprowadza Android 4.2, zapraszam do tekstu autorstwa Bartka. Przede wszystkim trzeba zauważyć, że wiele plotek i wycieków na temat Nexusa 4 potwierdziło się. Na długo przed premierą widzieliśmy już pierwsze rendery, po jakimś czasie pojawiły się nawet zdjęcia „zagubionego” prototypu (brzmi znajomo?). Ale dopiero 29 października ujrzeliśmy nowego Nexusa w pełnej krasie. Ujrzeliśmy i zachwyciliśmy się? Ja na pewno tak! Nexus 4 jest wariacją LG na temat ich najlepszego obecnie supersmartfona – Optimusa G. Różnic między urządzeniami – zarówno w wyglądzie, jak i w specyfikacji – jest jednak dość dużo, dlatego zamiast porównywać, skupmy się po prostu na głównym bohaterze tego tekstu. Zacznijmy od wyglądu.
Wygląd zewnętrzny W tej kwestii do powiedzenia mam niewiele. Nexus 4 jest po prostu piękny. To stwierdzenie nie brzmi może zbyt profesjonalnie czy obiektywnie, ale… wystarczy na niego spojrzeć. Nawet użytkownicy i zwolennicy produktów (i filozofii) Apple uważają design N4 za niezwykle udany i pełen elegancji. Wizualnie jest to połączenie Optimusa G z poprzednim „googlefonem” – Galaxy Nexusem. Czarny monolit (na razie nic nie wiadomo o ewentualnej białej wersji) o wymiarach 133.9 x 68.7 mm i grubości zaledwie 9.1 mm prezentuje się bardzo dostojnie, całość waży 139 gramów. W porównaniu do poprzednika jest więc krótszy o 1.6 mm, za to szerszy o 0.76 mm i cięższy o 4 gramy. Z przodu oczywiście dominuje ekran, o którym więcej za chwilę. Na dolnej krawędzi znajduje się standardowe wyjście MicroUSB i mikrofon, gniazdo słuchawkowe i drugi mikrofon są z kolei na górnej. Dobrą, moim zdaniem, decyzją jest umieszczenie przycisku włączania/uśpienia na prawej krawędzi, pod kciukiem. Z lewej strony są oczywiście przyciski kontroli głośności i – niestety – tacka karty MicroSIM. Tak – Nexus 4 nie posiada zdejmowalnej tylnej klapki, a więc i wymiennej baterii. Rezygnacja z gniazda na kartę pamięci również jest dla mnie błędem. Tył urządzenia zasługuje na osobny akapit. W przeciwieństwie do Galaxy Nexusa jest on w pełni gładki. Obiektyw aparatu, dioda LED i głośnik zostały umieszczone tak, by nie zaburzać jednolitego designu. Poza logiem LG i naprawdę świetnie wyglądającym napisem „Nexus”, obudowa pokryta została także delikatnym wzorkiem, nawiązującym do podstawowych „żywych tapet” z dwóch pierwszych Nexusów. I, o dziwo, nie wygląda to kiczowato. No i najważniejsze. Zarówno przód, jak i tył urządzenia zostały – zupełnie jak w iPhone 4 – pokryte... szkłem. Czy to dobra decyzja? Trudno ocenić. Moim zdaniem, nie jest to praktyczny materiał dla tyłu obudowy, narażonej na różne uszkodzenia mechaniczne. Nie można jednak zaprzeczyć, że dzięki temu zabiegowi Nexus 4 prezentuje się bardziej elegancko niż inne Androidy. Chociaż smartfon nie jest wygięty „w słuchawkę”, jak Nexusy Samsunga, to i tu zastosowano pewien ciekawy zabieg. Boczne krawędzie N4 wystają minimalnie ponad obudowę – jest on przez to
11/2012 2 aktualności
grubszy, ale leżąc płasko, nie dotyka powierzchni ani ekranem, ani tylną, szklaną obudową – co ma dodatkowo chronić go przed porysowaniem. Tyle można powiedzieć o wyglądzie Nexusa 4 na podstawie dostępnych materiałów prasowych i pierwszych nagrań „hands-on”. Zapowiada się niezwykłe estetycznie urządzenie i nie mogę się doczekać, kiedy będę mógł przekonać się, jak prezentuje się ono na żywo. A co kryje się pod maską? Specyfikacja „Telefon”, w dzisiejszych czasach, to głównie ekran i trudno z tym – kiedyś, wydawać by się mogło, kuriozalnym – stwierdzeniem polemizować. Nexus 4 wyposażony został w wyświetlacz minimalnie większy niż poprzednik: ma on 4.7 cala i rozdzielczość 1280x768, co oznacza gęstość pikseli 320 ppi. Obraz powinien być więc niezwykle ostry. Wielu zapewne ucieszy także fakt, że to pierwszy Nexus, w którym zrezygnowano z ekranu AMOLED na rzecz klasycznego LCD IPS. Z tego powodu co prawda czerń straci na... „czerni”, ale kolory nie będą już tak przesycone, jak na ekranach poprzednich Nexusów. Urządzenie napędza czterordzeniowy Snapdragon S4 o taktowaniu 1.5GHz. Posiada ono także aż 2GB pamięci RAM, co powinno zapewnić bardzo zadowalającą wydajność. Wszystko to zasila bateria o pojemności 2100 mAh, która – jak już było wcześniej wspomniane – jest niewymienna. Dla mnie to poważna wada – pierwsze akcesorium do każdego nowego smartfona to u mnie druga bateria, którą zawsze noszę w portfelu. Mogę więc mieć tylko nadzieję, że obiecywane 10 godzin pracy będą faktycznie godzinami „pracy”. LG nie zdecydowało się na zastosowanie znanego z Optimusa G aparatu o potężnej rozdzielczości 12Mpx – mamy tutaj raczej standardową, jak na dzisiejsze czasy matrycę o 8Mpx i f/2.4. Kamera przednia to również raczej standardowe 1.3Mpx. W momencie powstawania tego tekstu nie były jeszcze dostępne żadne „nieoficjalne” zdjęcia wykonane N4. Oby jakość fotografii była co najmniej dobra – choć dla wielu to nadal dziwne, to jednak jakość wykonywanych zdjęć jest dla dużej grupy użytkowników coraz ważniejsza przy wyborze kolejnego smartfona. Nexus 4 będzie dostępny jednie w wersjach z 8 i 16 GB pamięci, co, w dzisiejszych, opartych na chmurze czasach, wydaje się być wystarczające – sam planuję zakup mniejszej wersji. Jednak osobom, które w przeciwieństwie do mnie, nie
012
powierzyły wszystkich swoich danych chmurze, radzę wybrać wersję 16 GB, ponieważ gniazda na kartę pamięci brak. Jeśli już jesteśmy przy brakach. LG nie planuje także wydania wersji z anteną LTE. Na koniec chyba największa ciekawostka, dotycząca tym razem kwestii „bezprzewodowych”. Poza standardowym już dla nowszych Androidów NFC, Nexus 4 będzie mógł także korzystać z bezprzewodowego... ładowania! Oczywiście obecnie „bezprzewodowe ładowanie” ogranicza się do umieszczenia smartfona na specjalnej podstawce, do tego, jak zauważył kiedyś Wojtek, jest to sposób ładowania niezbyt wydajny. Mimo wszystko dobrze, że ta technologia rozwija się i powoli dociera „pod strzechy”. Data premiery docka/ładowarki bezprzewodowej do Nexusa 4 nie została określona, jednak urządzenie będzie wykorzystywać otwarty standard takiego ładowania, już teraz wykorzystywany np. przez Nokię. Dzięki temu powinniśmy móc korzystać także z ładowarek bezprzewodowych innych producentów. Podsumowanie Sumując cały powyższy opis otrzymujemy Nexusa 4 – smartfona od LG, który przez najbliższy rok będzie „googlefonem”, dziedzicząc ten tytuł po urządzeniu Samsunga. Warto kupować? Czy może raczej Nexus 4 „nie zachwycił”? Moim zdaniem – zachwycił. I to bardzo. Jak i wielu innych androidowców, obawiałem się o to, jakiego Nexusa stworzy LG – wszystko wskazuje na to, że test ten został zdany bardzo dobrze. Oczywiście nie ma co zachwycać się nad papierem, ale mnie N4 bardzo do siebie przekonał – specyfikacja jest porażająca, a dodatkowo urządzenie jest piękne i zapowiada się świetnie pod względem wykonania. Po dwóch generacjach Nexusów od Samsunga, miło będzie od niego troszkę odpocząć. Nie zrozumcie mnie źle – bardzo cenię tego producenta (obecnie używam Galaxy S III, wcześniej długo Galaxy Nexusa), głównie za to, że do swoich topowych urządzeń ładuje dosłownie wszystko, co się da. Nie umniejszając więc Galaxy Nexusowi, który długo jeszcze będzie jednym z lepszych Androidów – Nexus 4 wprowadza pewną świeżość, ekran IPS, nowe materiały, nowy design. Nie możemy także zapominać o niewątpliwej zalecie, jaką jest pierwszeństwo w aktualizacjach. Galaxy Nexus będzie jeszcze długo wspierany nowymi Androidami, ale można zauważyć, że starsze Nexusy muszą
11/2012 2 aktualności
jednak odczekać kilka tygodni, zanim otrzymają aktualizację (po dokładny opis wszystkich nowości, jakie wprowadza Android 4.2 ponownie odsyłam do stosownego artykułu autorstwa Bartka). Taki to przywilej nowszego. Cena Na koniec zostawiłem to, co najlepsze. To, co było głównym powodem euforii na portalach społecznościowych po prezentacji Nexusa od LG – mowa o cenach. W wersji 8 GB, Nexus 4 (przypomnijmy – elegancki, pokryty szkłem smartfon, o świetnej specyfikacji, możliwości ładowania bezprzewodowego i zawsze najnowszym Androidzie) kosztować będzie jedynie 299 dolarów (lub 299 euro, 239 funtów)! Za wersję z 16 GB pamięci zapłacimy z kolei 349 dolarów, co również jest bardzo konkurencyjną ceną. Nie okłamujmy się – klienci bardzo często decydują portfelem. A to ważne także dla Google – ułatwi to ubijanie Androidów, które nie mają czwórki z przodu. Smartfon będzie dostępny przez Play Store od 13 listopada (w USA, Kanadzie, oraz kilku europejskich krajach, jak Hiszpania czy Niemcy), wcześniej będzie można złożyć zamówienie „pre order”. Ja już wybrałem – kupuję, a właściwie sprowadzam mojego Nexusa zaraz po premierze (zapewne ceny w Polsce nie będą już tak korzystne. Chociaż – kto wie, Nexus 7 sprzedawany jest dość „uczciwie”). Wierzę, że jest tego wart.
013
A gdzie w tym wszystkim LG? Nawet w tym tekście LG nie uniknęło traktowania odrobinę „marginalnego”. Wiemy już, że nowy Nexus pochodzi od LG, wiemy, co LG nam dało – ale czy ktokolwiek zastanawia się, czego oczekuje w zamian? Czym dla LG jest tak ścisła współpraca z Google? Przede wszystkim, to pewien prestiż – smartfon od LG wreszcie trafił na tę samą półkę, co urządzenia Samsunga i HTC. Mają dzięki temu szansę wypromować się w świecie Androida, w którym do tej pory, mimo nowoczesnego sprzętu, (pierwszy dwui czterordzeniowy smartfon, jeden z pierwszych z ekranem 3D) nie błyszczeli. A logo LG na prezentacjach Google na pewno w tym pomoże. Oczywiście Nexus 4 nie wypromuje w żaden sposób Optimusa G – to bardziej inwestycja w markę. Tylko że LG od lat już na własne życzenie psuje opinie o sobie. Chodzi o aktualizacje, a raczej ich brak. Powiedzenia typu „jeśli kupujesz LG, na tej samej wersji Androida będzie pracował on do końca swoich dni – a i tak nie jest ona najnowsza” jest niestety groteskową prawdą. By nie zmarnować szansy, jaką jest wejście na Androidowe salony, LG musi zmienić podejście do użytkownika. Podejście „smartfon sprzedany – smartfon zapomniany”. Użytkownicy tego nie lubią. Teraz jest najlepsza okazja, żeby to zmienić. Mateusz Gryc
Nexus 7. Zmiany na lepsze Podczas premiery nowych urządzeń z serii Nexus i zapowiedzi aktualizacji Androida w wersji Jelly Bean, odświeżenia doczekał się również pierwszy flagowy tablet Google’a – Nexus 7. W Nexus 7 podwojone zostały pojemności dysków, a wersja 8GB odchodzi w niepamięć. Teraz za 199 dolarów będziemy mogli – choć niekoniecznie w Polsce – nabyć Nexusa 7 16GB. Wreszcie pojawia się również moduł 3G, jednak tylko w wersji 32GB (można też ją kupić w wersji „tylko Wi-Fi”). Ceny kolejno kształtują się na poziomie 299 dolarów i 249 dolarów. Reszta podzespołów Nexusa pozostaje bez zmian, czyli jest to dalej przyzwoity tablet w jeszcze lepszej cenie. Skąd takie posunięcia Google? Premiera iPada Mini niesie się szerokim echem po branży pomimo tego, że jego istnienia byliśmy prawie pewni co najmniej miesiąc temu. Skoro Phil Schiller wychwalał tak „mniejsze jabłko” na scenie i usprawiedliwiał dość wysoką cenę wykonaniem, to czemu nie pokazać im (czyt. branży), że można dostarczyć Nexusy jeszcze taniej. W momencie gdy iPad Mini 32GB LTE kosztuje 559 dolarów, zaś Nexus 7 32GB 3G o 260 dolarów mniej, trudno nie podchodzić do jego słów ze sporą rezerwą. Michał Mynarski
11/2012 2 wywiad 2 AutoMapa
014
Bartosz Dul
Wywiad z rzecznikiem prasowym Januszem M. Kamińskim
AutoMapa
22 BD: Zacznę może trochę nietypowo. Jak to jest być rzecznikiem prasowym AutoMapy? Jakie stoją przed Tobą wyzwania? JK: To duża odpowiedzialność, ale i frajda. Zwłaszcza, jeśli wiesz, że z produktu korzysta dużo osób, szczególnie takich, którzy z jednej strony wykorzystują ją zawodowo, a z drugiej często polegają na nawigacji podczas jazdy w 100%. To jest zdecydowanie praca wymagająca i nie da się jej wykonywać dobrze, jeśli się jej nie lubi i jeśli nie identyfikujesz się w pełni
z marką, którą reprezentujesz. Inaczej to wszystko jest po prostu sztuczne. Tak. Lubię swoją pracę i podpiszę się pod każdym słowem, które napisałem do Was na temat AutoMapy. 22 BD: AutoMapa z dużym sukcesem wkroczyła na Androida (1. pozycja w Google Play w ciągu 48h), pytanie brzmi: dlaczego tak późno? JK: Fajnie, że doceniasz to, co udało nam się osiągnąć. Od momentu wejścia jesteśmy cały czas na pierwszym
015
11/2012 2 wywiad 2 AutoMapa
miejscu w rankingu Top Grossing i rzeczywiście jest to duży sukces, ale jednocześnie mamy dużo wewnętrznej pokory i wiemy, że jeśli ten stan rzeczy ma się utrzymać, to czeka nas ciągła praca na dużych obrotach. Wejście na Androida tak późno to była świadoma decyzja. Rynek Androida dojrzał do tego, by móc na niego wypuszczać dojrzałe aplikacje. Jeszcze rok temu ciężko było na masową skalę o telefony, które bez problemu obsłużyłyby duże i wszechstronne aplikacje. Stworzenie AutoMapy na Androida to też nie był projekt, który można było zrealizować w kilka miesięcy. Mimo że na każdą platformę jest pisany w C++, to dużo rzeczy trzeba napisać od nowa, zaprojektować w inny sposób. Nie da się przenieść ponad 2 mln linii kodu źródłowego z platformy na platformę w tydzień, nawet pomimo wielu elementów wspólnych. Ale mamy nadzieję, że warto było czekać, prawda? (uśmiech) 22 BD: Jak bardzo przydatne okazały się być beta testy AutoMapy na Androidzie, trwające od stycznia? JK: Bardzo, bardzo przydatne. Jesteśmy chyba jedynym producentem programu nawigacyjnego, który wystawia wersję beta tak bardzo szeroko. Pierwsze dwie wersje beta udostępniliśmy za darmo wszystkim, bez wyjątku. Dlaczego? Każdy używa nawigacji inaczej. Na Androidzie dochodzi również problem dużej defragmentacji systemu. Bardzo wiele urządzeń, różne wersje systemów operacyjnych, różne nakładki, różny sposób korzystania z telefonu. Beta testy to dobra droga, dzięki której użytkownicy mogą sami sprawdzić oprogramowanie i wiedzą, czego się potem spodziewać. Wychodziły błędy, użytkownicy sygnalizowali potrzebne zmiany, wady, propozycje usprawnień. To bardzo pomogło przy wypuszczaniu finalnej wersji programu. Dla odmiany, beta testy aplikacji w Google Play były jedynym praktycznym sposobem na to, by sprawdzić jak w praktyce działa Google Play, czy nie ma błędów w transakcjach itp. Przy okazji mogliśmy wprowadzić dodatkowe poprawki i w ten sposób program stał się jeszcze lepszy.
9
AutoMapa ma największą bazę
punktów POI na rynku.
Nasza aplikacja jako jedyna posiada 100% adresów punktowych
22 BD: Przygotowanie aplikacji nastawionej na ogromną popularność na Androidzie musi być nie lada wyzwaniem – różne ekrany, rozdzielczości,
wersje systemu. Było AutoMapa działa trudno? offline, jedynie JK: Szlak bojowy był LiveDrive! przetarty na Windows (czyli system informacji Mobile. Tam też były różo bieżącej sytuacji ne urządzenia, które miadrogowej) wymaga ły różne wersje systemu. połączenia z Internetem Proces optymalizacji przy tych urządzeniach ćwiczony był przez słabsze procesory, małą ilość pamięci. Wyzwanie przy Androidzie było jednak dużo większe. Telefony mają różne wersje systemu, customizację operatorów, nakładki producentów, roota itd. To wszystko zmienia czystego Androida w Androida dowolnie zmienionego. Robota programistyczna była ogromna i cały czas wymaga ciągłych prac. Taka jest specyfika tworzenia oprogramowania. Nie można stać w miejscu, bo to oznacza cofanie się. Android rozwija się bardzo szybko, wychodzą nowe urządzenia. Musimy być na bieżąco przez cały czas. Wiemy, że przy takiej defragmentacji mogą wydarzyć się różne sytuacje, ale legalni użytkownicy wszystkich wersji AutoMapy, dla wszystkich systemów operacyjnych mogą liczyć na wsparcie naszego helpdesku.
9
22 BD: Co wyróżnia AutoMapę na tle konkurencji? JK: Większość nawigacji systemowych i niektóre programy trzecie to jednak programy typu online – pobierają wszystkie dane na bieżąco. AutoMapa działa offline, jedynie LiveDrive! (czyli system informacji o bieżącej sytuacji drogowej) wymaga połączenia z Internetem. Dzięki temu mogliśmy np. szybko wyłączyć warszawską ul. Marszałkowską dosłownie chwilę po słynnej ostatnio awarii i dodać wytyczne objazdów itd. Nie narażamy przy tym użytkowników na duże – póki co – koszty roamingu. Po przekroczeniu granicy LiveDrive! automatycznie wyłącza się i nie naraża użytkowników na dodatkowe opłaty. Jednocześnie, nawigacja działa w pełni bezproblemowo. Jeśli nie ma połączenia on-line, użytkownicy mają dostęp do danych SmartRoutes, które są danymi statystycznymi o ruchu drogowym. AutoMapa ma największą bazę punktów POI na rynku. Nasza aplikacja jako jedyna posiada 100% adresów punktowych. Mamy dane dla kierowców ciężarowych – kierowcy wiedzą, czy mogą przejechać daną trasą z wiaduktami, ustalając wcześniej parametry ciężarówki. Mamy serwis Miplo.pl, w którym użytkownicy
016
11/2012 2 wywiad 2 AutoMapa
dodają nowe punkty POI i nanoszą poprawki na ok. 1000 punktów każdego dnia. Użytkownicy mają również do dyspozycji serwis lokalizacyjny Targeo. pl, gdzie mogą sprawdzić aktualny stan zakorkowania ulic i np. prognozy korków na następny dzień. No i przede wszystkim – jesteśmy bardzo dumni z tego, że twarzą i głosem AutoMapy jest najlepszy polski kierowca rajdowy – Krzysztof Hołowczyc. 22 BD: W AutoMapie występują 3 licencje – na 7 dni, 90 dni i rok. Którą z nich użytkownicy wybierają najczęściej i dlaczego? JK: Wszystko zależy od użytkownika i tego, w jaki sposób korzysta z AutoMapy. Przy zakupie startera aplikacji (3,99 zł) nasi klienci mają 7 dni na przetestowanie programu i wszystkich jego funkcjonalności. Użytkownicy, którzy znają AutoMapę jeszcze z dedykowanych urządzeń nawigacyjnych bardzo często wybierają licencje roczne. Zwłaszcza tacy, którzy wykorzystują AutoMapę do celów zawodowych: taksówkarze, kurierzy, dostawcy czy handlowcy. Wybór licencji 7 czy 90-dniowych jest częsty wśród osób, które potrzebują nawigacji okazjonalnie. Jednak w dobie remontów dróg, ciągłego oddawania nowych
odcinków, a przede wszystkim w dobie ciągłych zmian organizacji ruchu w miastach (choćby w Warszawie) znaczna część osób wykorzystuje AutoMapę w codziennej jeździe po to, żeby po prostu skrócić czas dojazdu do pracy czy domu.
9
Jesteśmy bardzo dumni z tego,
że twarzą i głosem AutoMapy jest najlepszy polski kierowca rajdowy – Krzysztof Hołowczyc
22 BD: Jak często mapy są aktualizowane? JK: Aktualizacja map pojawia się minimum 6 razy w ciągu roku kalendarzowego. Niezależnie od aktualizacji map pojawiają się aktualizacje programu. 22 BD: Zawsze mnie, i chyba nie tylko mnie, ciekawiło skąd biorą się aktualne informacje o korkach, utrudnieniach na trasach itp. czyli tzw. LiveDrive! Jak to działa? JK: Dane mamy z kilku źródeł. Niestety, nie ma w Polsce infrastruktury drogowej, która pozwalałaby na analizę ruchu drogowego – wtedy sprawa byłaby banalnie prosta. Nasze dane dzielimy na dwie grupy. Pierwsza z nich, to dane statystyczne, budowane od kilku lat na podstawie rzeczywistych danych drogowych. Uwzględniają one dane zależne od pory dnia, dnia tygodnia, czy miesiąca. Druga grupa, to dane Live, które pokazują, jak wygląda ruch drogowy w chwili obecnej. Całość spina masa algorytmów i systemów analizujących ruch drogowy i jego zmiany. Trzeba np. odfiltrowywać błędy typu przejazdy buspasem, gdy na pozostałych pasach jest korek, czy przejazdy motorem. Otwarcie też pokazujemy i na Targeo i w trybie wizualizacji traffic w samej AutoMapie, które dane są danymi Live, a które są obrazem statystycznym. 22 BD: Zamierzacie zaimplementować w aplikacji wyszukiwanie głosowe, które przecież tak dobrze spisuje się na Androidzie? JK: Tak. Jednak pamiętajmy o tym, że jest jednocześnie wiele innych funkcji, które są na liście priorytetów dla AutoMapy dla Androida. Rozpoznawanie głosowe na pewno będzie.
11/2012 2 wywiad 2 AutoMapa
017
22 BD: Android słynie z wysokiego stopnia piractwa. Jak wygląda jego poziom w stosunku do „piracenia” AutoMapy na iOS? JK: Piractwo na Androidzie jest rzeczywiście problemem, ale też nie jest to dla nas zaskoczeniem. Absolutnie nie przyglądamy się temu bezczynnie. Współpracujemy aktywnie z firmami, które zawodowo zajmują się zwalczaniem piractwa w każdym, pojedynczym przypadku. Monitorują one fora dyskusyjne, serwisy wymiany plików, aktywnie współpracują z operatorami serwisów i wymiarem sprawiedliwości. Ponadto, pirackie wersje programu nie mają możliwości skorzystania z LiveDrive! i innych usług dodatkowych. Ale spróbujmy odwrócić Twoje pytanie. Czy warto „piracić”? Nie z uwagi na sankcje, ale z czystego rachunku ekonomicznego. Zatankowanie średniej klasy samochodu to koszt ok. 300 zł. Przy rocznej cenie licencji wynoszącej 119 zł (czyli to koszt ok. 1/3 baku), przy aktywnym systemie LiveDrive!, oszczędności na paliwie i przede wszystkim czasie przejazdu z nawiązką zrekompensują koszt zakupu programu. Święty spokój i aktualizacje oraz wsparcie naszego działu technicznego – gratis;).
JK: Cenię urządzenia, które łączą w sobie dużą funkcjonalność i świetną stylistykę. Telefon jest przy mnie zawsze i służy nie tylko do dzwonienia, ale do codziennej obsługi poczty (w dużych ilościach), jako komunikator internetowy, aparat, urządzenie do nawigacji i zastępuje masę innych przedmiotów, które bym musiał mieć przy sobie. W zespole AutoMapy mamy duże zróżnicowanie preferencji. Część zespołu korzysta z Androidów, duża grupa docenia funkcjonalność Windowsa i patrzy z dużą nadzieją na Windowsa Phone 8, gdzie zostanie przywrócona obsługa C++, co pozwoli na udostępnienie AutoMapy dla tej platformy. Ale takie zróżnicowanie preferencji jest bardzo dobre, bo pozwala patrzeć na produkt z różnych stron. Ja korzystam na co dzień z iPhone, a jako drugi telefon wykorzystuję HTC Desire HD. Dla mnie jest to wybór o tyle naturalny, że kilka lat temu zdecydowałem się na przejście na cały ekosystem Apple. Niemniej, wracając do początku naszej rozmowy, bardzo aktywny rozwój Androida, który obserwujemy w ciągu ostatniego roku sprawia, że korzystanie z takich urządzeń jak Samsung Galaxy S III, czy HTC One X jest naprawdę dużą przyjemnością i widzę przed Androidem jeszcze duże pole do wzrostu.
22 BD: Na koniec bardziej prywatnie – masz swojego ulubionego smartfona z Androidem?
22 BD: Dzięki wielkie! 5
iDRESDEN – WYPRAWA IMAGAZINE PO IPHONE 5
ISSN 2082-3630
iMagazine 10/2012 (23)
SPRZĘT:
PROGRAMY:
» iPhone 5
» Paperless 2
» EarPods
» Things 2
» Philips Fidelio M1
» iA Writer vs Byword vs Tyype HD
» Logitech Wireless Keyboard K760
ww
» Toy Defense
l w.ima azine.p g
2. URODZINY KSIĄŻKI: „LISTY DO STEVE’A JOBSA”
APPLE VS. SAMSUNG
019
11/2012 2 FELIETON 2 Czujnym Okiem – IFA 2012
Czujnym Okiem
Bartosz Dul
IFA 2012 Pod koniec sierpnia – wspólnie z redakcją iMagazine – wybraliśmy się na berlińskie targi IFA 2012. Są to największe w Europie targi elektroniki użytkowej. 28 hal gromadzi co roku kilka tysięcy firm, które prezentują swoje nowe i aktualne produkty oraz rozwiązania wyznaczające najnowsze trendy. Wiele prezentowanych produktów jest już albo na półkach sklepowych, albo dopiero na nie zawita. Android na tegorocznej IFIE był dosłownie wszechobecny. Pomimo dużej obecności Androida, odczułem niemałe rozczarowanie. Prawie każdy szanujący się większy producent pokazał swoje nowe urządzenia z systemem Google – zarówno telefony, jak i tablety. Nie zabrakło też ciekawych akcesoriów, chociaż było ich dość mało. Targi IFA nie zaskoczyły mnie ani trochę. Nie dość, że niemal o wszystkich nowościach producentów wiedzieliśmy na długo przed targami, to na dodatek żadne z urządzeń nie zrobiło na mnie jakiegoś specjalnie dużego wrażenia.
22Sony Sony uderzyło z grubej rury, wystawiając na targach trzy smartfony i jeden tablet z linii Xperia.
9
Targi IFA nie
zaskoczyły mnie Najważniejszym urząani trochę dzeniem jest Sony Xperia T, tzw. telefon Bonda. To obecnie jeden z najpotężniejszych i najpłynniejszych Androidów na rynku (dwa rdzenie, 1,5GHz Snapdragon S4, 1 GB RAM, 4,55” z 1280x720p oraz 13-Mpix aparat). Jak na tej klasy smartfona odrzuciła mnie nie najwyższa jakość wykonania. Xperia J to odpowiednik Xperii sola. Posiadają niemal identyczne parametry, jednak Xperia J jest dużo lepiej wykonana i – moim zdaniem – ładniejsza. Tablet Xperia S godny następca Sony Tablet S. Są podobne, nawet przekątna ekranu jest identyczna (9,4”), ale całość napędzana jest czterordzeniową Tegrą 3. Wszystkie urządzenia Sony działają jeszcze na Androidzie
11/2012 2 FELIETON 2 Czujnym Okiem – IFA 2012
4.0, ale zapewne niedługo otrzymają aktualizację do Androida 4.1, a przynajmniej Xperia T i tablet.
22Samsung Zdecydowanie najciekawiej było w hali Samsunga. Pokazano Galaxy Note 10.1, którego miałem okazję zobaczyć już na początku roku na targach MWC 2012 w Barcelonie. Premiera Note 10.1 została celowo przesunięta, by wypuścić jego dużo wydajniejszą wersję. Tablet prezentował się nieZdecydowanie źle, ale jego chyba najmilnajciekawiej było szym akcentem okazała
9
w hali Samsunga
020
się możliwość dzwonienia z niego, nie tylko wysyłania SMS-ów. Nie zabrakło też tabletofonu Galaxy Note II, który czarował ekranem, rozszerzonymi funkcjami rysika i najlepszą wydajnością pośród Androidów. Note II robi zdecydowanie lepsze wrażenie niż jego poprzednik. Prawdziwą nowością okazał się być aparat Samsunga z systemem Android – Galaxy Camera. 4,8” ekran Super Clear LCD, 1280x800p, WiFi, 3G, 4G, 16-Mpix matryca, 21x zoom optyczny, ksenonowa lampa błyskowa, GPS, HDMI i czterordzeniowy procesor, prawdziwe monstrum. Niestety, pomimo możliwości włożenia karty SIM, nie posiada funkcji telefonu. Obok stoiska z GC stał wielki model statku zbudowanego z LEGO, który można było
021
11/2012 2 FELIETON 2 Czujnym Okiem – IFA 2012
fotografować, by sprawdzić możliwości aparatu. Spisywał się całkiem nieźle, choć większe wrażenie robią komendy głosowe i możliwości oprogramowania. Jako pierwsi w Polsce zrobiliśmy sobie aparatem Samsunga zdjęcie i… wrzuciliśmy je bezpośrednio z systemu na Instagram. Podobnie jak Galaxy Note II, Galaxy Camera działa na najnowszym Androidzie 4.1 Jelly Bean, za co producentowi należy się ogromna pochwała.
22LG i HTC Na stoisku LG miałem okazję wziąć do ręki model LG L9 z 4,7” ekranem IPS o rozdzielczości 540x960p, dwurdzeniowym procesorem 1GHz. Najpierw z niewiarygodną łatwością odpadła mu tylna klapka, a później podczas zabawy systemem ni stąd ni zowąd proces System UI postanowił się zawiesić. Pierwsze wrażenie było więc bardzo złe, ale trzeba mieć na uwadze stoiskowe warunki i fakt, że zapewne nie był to model w 100% ukończony. HTC pokazało jedynie model Desire X, który – poza fantastycznym ekranem SLCD – nie wnosi absolutnie niczego do rynku telefonów ze średniej półki. Ładnie wygląda, jest dobrze wykonany (jak na HTC przystało), ale specyfikacją sprzętową nie odbiega od HTC Desire HD z 2011 roku.
22Podsumowanie IFA to kolejne targi, które uwidoczniły mi problem urządzeń z Androidem – brak ogólnego standardu wykonania. Dostępność akcesoriów dla iPhone’a czy iPada była oszałamiająca. Półki wypełnione pokrowcami,
obudowami i etui dotyczyły wyłącznie sprzętu ApNie pojawiło się praktycznie nic, ple. Ciężko o takie gadżeco byłoby dużo bardziej ty dla Androidów i w takiej interesujące od nowości ilości. Ot, efekt uboczny z Barcelony z początku różnorodności i możlitego roku wości wyboru, na który mogą sobie pozwolić androidowcy. Nie oznacza to, że dodatków do telefonów z Androidem nie było w ogóle. Można było znaleźć ciekawe podstawki, wskaźniki laserowe podpinane do… gniazda miniJack, przenośne ładowarki z dyskiem flash USB i latarką, bezprzewodowe głośniki w kształcie Androida. Na zamkniętej imprezie dla wybranych dziennikarzy dotarliśmy nawet do stacji dokującej z głośnikami, radiem i budzikiem marki Gear4 dla Nexusa 7. Co ciekawe, będzie to pierwszy produkt firmy trzeciej, który będzie dostępny (oczywiście zagranicą) w sklepie Google Play, w którym normalnie można kupić wyłącznie Galaxy Nexusy, Nexusy 7 i Nexusy Q. Na IFA 2012 nie znalazłem dla siebie żadnego interesującego smartfona czy tabletu z Androidem. Na targach znalazły się bowiem praktycznie tylko i wyłącznie urządzenia kontynuujące politykę danego producenta, bez spektakularnych innowacji. Nie pojawiło się praktycznie nic, co byłoby dużo bardziej interesujące od nowości z Barcelony z początku tego roku. Zdecydowanie najlepiej pod tym względem wypadł Samsung. Widoczny był za to niesamowity rozwój Androida. W przeciwieństwie do ubiegłych lat urządzenia z Androidem w końcu trzymają niemal bez wyjątku wysoki poziom. Poziom, który stale się podwyższa. 5
9
022
11/2012 2 FELIETON 2 HTC One X+
Bartosz Dul
HTC One X+
HTC pokazało niedawno – o czym widzieliśmy już wcześniej dzięki przeciekom – nowy smartfon z Androidem. Zdołał opanować mój czytnik RSS. I nic dziwnego.
22HTC One X+ Mowa o odświeżonej wersji HTC One X, którego premiera miała miejsce na tegorocznych targach w Barcelonie. HTC One X+ nie różni się dużo od swojego poprzednika (HTC One X). Co wnosi +? pojemniejszą baterię (2100 mAh) więcej pamięci wewnętrznej (64 GB) szybszy procesor (Tegra 3, 1,7 GHz) lepszą przednią kamerkę (1.6 Mpix z ImageChip) nowy wzmacniacz audio Androida 4.1 Jelly Bean i Sense 4+ HTC One X+ będzie dostępny tylko w matowej czerni z czerwonymi ornamentami. Może to i dobrze, bo to – moim zdaniem – obecnie najlepiej wyglądający smartfon z Androidem.
•• •• •• •• •• ••
22Nowe Sense 4+ Największe różnice między Sense 4.0, a jego nową wersją dotyczą fotografii. Aplikacja Galerii staje się hubem z odnośnikami do galerii pamięci telefonu, Picasy, galerii Facebooka itd., będzie mieć bardziej kafelkowy wygląd. Gdy zablokujemy telefon podczas fotografowania, wciśnięcie Power od razu przeniesie nas do aplikacji Aparatu. Aparat otrzymał funkcję SelfPortrait do wykonywania lepszych zdjęć z wykorzystaniem ImageSense. Aparat rozpoznaje ludzkie twarze, poprawia wygląd skóry itp. Galeria może segregować zdjęcia po miejscach, w których zostały zrobione.
•• •• ••
••
11/2012 2 FELIETON 2 HTC One X+
023
••HTC Watch został zaktualizowany
do wersji 2.0, jednak nie ma to większego znaczenia w przypadku polskiego rynku. Póki co. Jak widać też na powyższych screenach, Sense 4+ wprowadzi nowe skórki i odświeży funkcje np. na rozwijanej belce powiadomień. HTC uruchomiło stronę start.htc. com, na której można wstępnie skonfigurować nasz telefon (dodać konta pocztowe, Dropbox itd. oraz spersonalizować pulpit), zanim go jeszcze uruchomimy. Ciekawa nowość. O nowościach z Jelly Bean, typu Butter i Google Now, chyba nie muszę wspominać. HTC uraczy nas też prawdopodobnie kernelem 3.0 i funkcją USB OTG. Aktualizacja HTC One S oraz X do Androida 4.1 z Sense 4+ z tymi samymi funkcjami rusza już w tym miesiącu. Rollout ma zostać zakończony do Świąt Bożego Narodzenia tego roku.
•• ••
22HTC One X vs HTC One X+ Różnice między One X+, a One X wydają się być na pierwszy rzut oka kosmetyczne. Musimy poczekać na dokładne testy, ponieważ w informacjach
mignęło mi zdanie, jakoby One X+ oferował na jednym ładowaniu baterii nawet 6 godzin rozmów więcej od poprzednika. Zmiana HTC One X na One X+ raczej nie ma większego sensu, szczególnie, że lada moment One X otrzyma aktualizację i wtedy dzielić je będzie tylko różnica w pojemności pamięci wew. i baterii. Czy One X+ wydany tak szybko po One X to dobre posunięcie? HTC obiecało się nie rozdrabniać, ale znowu „zapomniało” o tym kilka miesięcy po premierze swoich flagowców. Na pewno właściciele One X mogą czuć pewien niesmak, ale przecież nic nie tracą. Czy odbije się to na przyszłych aktualizacjach poprzednich modeli? Myślę, że nie. 5
11/2012 2 FELIETON 2 Nexus 7. Biedniejszy iPad, który jest genialny
024
Michał Mynarski
Nexus 7 Biedniejszy iPad, który jest genialny
Polacy – jak to zwykle bywa – po raz kolejny musieli poczekać o wiele dłużej na premierę Nexus 7, niż reszta świata. Może opóźnienie nie było tak druzgocące jak po niechybnej premierze pierwszego iPada, jednak przez dłuższy czas fani Androida, którzy chcieli przetestować nowe dziecko z Jelly Bean, byli skazani na ściąganie sprzętu chociażby z Wielkiej Brytanii. 22Co robią tablety z Androidem? Nexus 7 w końcu „wylądował” i na polskim r ynku. Przypadkowo i całkiem zabawnie, jego polska premiera zbiegła się w czasie z pojawieniem się w sieci statystyk, które zaskoczyły nawet mnie. Otóż okazuje się, że tablety na Androidzie mają już 48% rynku, co jest wynikiem – co tu dużo mówić – rewelacyjnym, biorąc pod uwagę, że każdy Nowy iPad bił rekordy sprzedaży. Dosyć śmiesznie kontrastuje to z innymi statystykami, które dosłownie mignęły mi przed oczami dwa dni wcześniej, a dotyczyły ruchu w sieci generowanego przez tablety. Potwierdzały one to, co mówił Cook na prezentacji iPhone 5 – iPady tworzą 91% ruchu w Internecie wśród tego typu urządzeń. Tim pozwolił sobie nawet zakpić: „Co te tablety robią? Muszą leżeć w jakiś magazynach, na sklepowych półkach albo w czyichś szufladach.” Serwis the Verge podaje ostatnio statystki jeszcze bardziej miażdżące – powołując się na a nalityków z Onswipe (taki nowojorski
9
Nie miał aparatu,
nie był tabletem startup, który pomaga 10-calowym, jego ekran wydawcom optymalizonie porywał, nie był wać swoje strony pod wyposażony w modem urządzenia z dotykowyłączności 3G, a do tego mi ekranami), stwierdza, nie oferował pełnego że w sieci iPad tworzy poAndroida. Ale oferował nad 98% ruchu. świetną cenę i dostęp Co więc robią te tabledo ogromnej ilości treści ty? Mam takie nieodparze sklepu Amazona. te wrażenie, że one jeszI o to w tym chodziło cze bardziej skupiły się na tym, do czego chciałby je używano śp. Steve Jobs. Pierwszy tablet z Androidem, który odniósł naprawdę spektakularny sukces to Kindle Fire. Premierę miał około rok temu i sprzedawał się naprawdę rewelacyjnie. Jego wprowadzenie znacząco odbiło się na statystykach, w których do tej pory królował iPad. Jednocześnie Amazon zagrał na nosie Samsungowi – koreański producent dwoił się i troił, by rozpowszechnić swojego Galaxy Taba, ale kiepsko mu to szło. W nagrodę dostał nawet parę pozwów o naruszenie patentów Apple.
11/2012 2 FELIETON 2 Nexus 7. Biedniejszy iPad, który jest genialny
025
22Przypowieść o sklepie internetowym, który pokazał jak zrobić tablet Najważniejsze jest jednak to, jaką tendencję wyklarował Kindle Fire. Nie miał aparatu, nie był tabletem 10-calowym, jego ekran nie porywał, nie był wyposażony w modem łączności 3G, a do tego nie oferował pełnego Androida. Ale oferował świetną cenę i dostęp do ogromnej ilości treści ze sklepu Amazona. I o to w tym chodziło. Ludzie, którzy chcieli tablet z krwi i kości, w którym wszystko jest wycackane wykładali 500 dolarów i brali i Pada. Byli też tacy, którzy nie chcieli klona iPada z Androidem na pokładzie, tylko zwinne urządzenia do konsumpcji treści, na którym i wygodnie obejrzą film, i w miarę komfortowo przeczytają e-booka. Nawet za bardzo nie zależało im na możliwości przeglądania sieci wszędzie, skoro brak 3G ich nie zraził. I to wszystko upakowane i sprzedawane za 159 dolarów – klucz do sukcesu na rynku tabletów z Androidem objawił się zeszłego listopada.
22Google Kindle Nexus HD 7 Niedługo więc trzeba było czekać na odpowiedź samego Google. Skoro Kindle Fire sprzedał się tak rewelacyjnie, to coś musi być na rzeczy. A jako że Oba prezentują marka Nexus budzi pojasny i klarowny wszechne zaufanie, główtrend. Użytkownicy nie dzięki pewności aktuAndroida nie chcą kopii alizacji do najnowszego iPada, czy sprzętu systemu, to czemu by nie lepszego od niego, wykorzystać momentu ale z ich ulubionym wprowadzenia Jelly Bean systemem. Oni go nie do prezentacji pierwszepotrzebują go tabletu z nazwą Nexus na obudowie? I w dodatku
9
skorzystamy z pomysłu, który podsunął już Amazon – genialne. Szczerze powiedziawszy nie wiem, dlaczego Google posiadając Motorolę, zleciło wykonanie Nexusa 7 ASUS-owi. Może dlatego, że „Motka” nie ma doświadczenia w produkcji mniejszych tabletów. Może dlatego, że Transformer, a później Transformer Prime były bardzo udanymi, dużymi urządzeniami z Androidem. Nie zważając na przyczynę, Nexus 7 został zaprezentowany, a jego specyfikacja hołduje wręcz pomysłowi z Kindle Fire.
22Realne potrzeby ponad wyimaginowane pożądanie Nexus 7 porządnie wygląda na papierze – przede wszystkim dzięki procesorowi Tegra 3. To tanie, uznane, proste i sprawdzone rozwiązanie. To proste jak konstrukcja młotka, że Nexus 7 i Kindle Fire HD definiują w pewien sposób, czym jest lub powinien być tablet z Androidem. Powinien mieć
11/2012 2 FELIETON 2 Nexus 7. Biedniejszy iPad, który jest genialny
niezły procesor, ale nie musi być najlepszy/najszybszy. W pierwszym przypadku Tegra 3 ma jeszcze jeden duży atut – daję dostęp do Tegry Zone, czyli kolekcji gier zoptymalizowanych pod ten układ. Oba mają niezłe ekrany (Nexus może się poszczycić niezgorsza DPI jak na tablety – 216 ppi), ale nie mogą pod tym względem konkurować z iPadami. Nie posiadają aparatów do robienia zdjęć (N7 ma tylko do wideorozmów), co jest strzałem w dziesiątkę, gdyż to zazwyczaj użytkownicy Androida wyśmiewają tabletofotografów z iPadami w rękach. Oba dysponują mniejszymi pojemnościami i oba nie posiadają modemu łączności 3G. Oba są w rewelacyjnych cenach w porównaniu do większej konkurencji. Oba prezentują jasny i klarowny trend. Użytkownicy Androida nie chcą kopii iPada, czy sprzętu lepszego od niego, ale z ich ulubionym systemem. Oni go nie potrzebują. Nie potrzebują świetnych aparatów, niesamowitych ekranów, cienkich konstrukcji i rewolucji w dziedzinie upychania ładunków w bateriach. Nawet opóźnienie premiery nie było tak okazałe jak w przypadku iPada! Tablety z Androidem mają przede wszystkim znośnie działać, mają być w miarę nie rzucające się w oczy i małe. Mają oferować dostęp do Androidowych / Amazonowych treści i pozwalać na łatwą i przyjemną ich konsumpcję. Świetnie pokazuje to reklama Samsung Galaxy Taba 7.0 (prócz tego, że sama w sobie jest naiwna – „Dzięki niemu mój
026
chłopak zrobił się bardziej romantyczny”. Przysięgam, faceci z tabletami, szczególnie Androidowymi, pasuje do siebie jak Apple i tani upgrade RAM-u) wymieniając e-booki na Wobling czy prasę na Nexto. I najważniejsze – mają być tanie, takie w sam raz na studencką kieszeń. *** A jak ktoś będzie chciał i będzie w stanie wyłożyć dwa tysiące na tablet, to tak czy siak weźmie iPada, bo to marka sprawdzona i w tym przedziale cenowym to dalej najlepszy wybór. Dlatego też sądzę, że dwa nowe, niedostępne jeszcze Kindle Fire z większymi ekranami, LTE i mocniejszymi podzespołami mogą nie odnieść takiego sukcesu jak ich mali poprzednicy. Czy Amazon i Google pokuszą się o wprowadzenie tabletu prawie idealnego z Androidem, czyli o wzbogacenie Kindle Fire i N7 o 3G i większe pamięci? Szczerze powiedziawszy nie wiem, a w przypadku tego pierwszego nawet wątpię. Kindle Fire po prostu tego nie potrzebuje. Pytanie pozostaje, czy aktualni użytkownicy Nexusa 7 cierpią strasznie z powodu braku Internetu w drodze na uczelnie i czy są w stanie zapełnić 8/16 i może wkrótce 32GB aplikacjami i grami. Bo jak na moje oko, to wszyscy ci, którzy swoje N7 ściągnęli z zagranicy, czy kupili ostatnio w Polsce są bardzo zadowoleni ze swoich maszynek i średnio chcieliby coś w nich zmieniać. 5
11/2012 2 FELIETON 2 Wynalazki, które doprowadzają do grobu
027
Sławomir Durasiewicz
Wynalazki, które doprowadzają do grobu – Ten wynalazek doprowadzi Cię do grobu – taki tekst nie musi być złorzeczeniem, ani groźbą karalną. Wbrew pozorom może być... wieszczeniem.
11/2012 2 FELIETON 2 Wynalazki, które doprowadzają do grobu
Coraz częściej pojawiają się najróżniejszego autoramentu wynalazki, które jakoby ułatwiają nam życie. Zastosowane w praktyce po jakimś czasie okazują się jednak mało przydatne. Ale rezygnacja z takiego wynalazku może nastręczać kłopoty. Niekiedy okazuje się, że w proces inwestycyjny „władowano” tak wielkie pieniądze, że bez owijania w bawełnę, można powiedzieć, że ten czy inny wynalazek, właściwie nie przemyślany, może nie jednego inwestora doprowadzić do grobu. Śledząc historię wynalazków nie o jednym takim przypadku można sobie poczytać. Chodzi jednak o to, że historia jest w jakim sensie nauką mądrości i można z niej wyciągać pewne wnioski, bowiem wszystko już było. Ale, na przekór wszystkiemu, można też wniosków nie wyciągać i mieć płonną nadzieję, że określone działanie dobrze się skończy. Tylko dla kogo?
22Bar Code Bardzo ciekawą jest historia kodu kreskowego (Bar Code) i jego ewaluacja. Ano był sobie taki (a i jest w dalszym ciągu) grzebieniowy zapis, w którym kodowano nazwy towarów... zresztą wszyscy wiemy, o co chodzi, bo owo „coś” towarzyszy nam chyba przy okazji każdych zakupów. Ten niepozorny pasek kodowy otrzymał różne zastosowania, a z czasem przekształcił się w kod dwuwymiarowy, który zawiera jeszcze większe ilości informacji i jest pewnego rodzaju pomostem pomiędzy zapisem papierowym i cyfrowym. Można powiedzieć, że ma same zalety. Ma niezliczone możliwości zastosowania i tylko jedną wadę – trzeba go skanować, podsuwając wizerunek owego kodu pod czytnik. No i to boli. Bo ktoś to musi robić, a praca ludzka jest droga. Gdyby sam kod się sczytywał, można by zlikwidować stanowisko kasjerki w sklepie. Ale jest niewiele rzeczy, które same się dzieją. W przypadku identyfikacji chociażby przesyłek pocztowych za pomocą BC należy umieszczać kilka skanerów pod różnymi kątami, a na paczkę naklejać klika pasków tak, aby żadna paczka nie przedarła się przez kontrolę niezauważona. W przypadku towarów sklepowych sprawa staje się jeszcze trudniejsza. Przecież wszystko wrzuciliśmy do wózka czy koszyka. I jak to ma się sczytać? Tak czy inaczej musimy wszystko wyłożyć na taśmę.
028
Z informacji, które posiadam, automatyczna identyfikacja kodów paskowych osiągnęła prawie stu procentową identyfikację, ale ten ułamek procenta niezidentyfikowanych rzeczy spędzał sen z powiek wynalazcom. No i mamy. Wymyślili RFID.
22RFID Naklejony chip (Tag) na jakąś rzecz sam się identyfikuje i ma milion zastosowań. Ale ma trzy wady. 1. Automatyczna identyfikowalność nie osiąga nawet 98%, 2. Znacznik, czyli Tag obarczony jest kosztem, no i trzeba go nakleić... w większości przypadków ręcznie, 3. Ma obarczony odległością od czytnika zasięg operowania, Posiada też jeszcze jedną wadę – da się go „podsłuchać”. Ale mimo wszystko RFID ma naprawdę bardzo szerokie zastosowanie. Począwszy od zabezpieczeń antykradzieżowych w sklepach poprzez inwentaryzacje, które teraz mogą być wykonywane w kilka godzin tam, gdzie wykonywano je kilka tygodni, aż po zabezpieczenia kontenerów na wielkich kontenerowcach znajdujących się na bezkresnych oceanach. Tam właśnie RFID śledzone sygnałami z satelity dają poczucie bezpieczeństwa ekspedytorom. Tyle tylko, że te 98% identyfikacji powoduje, że dla logistyki RFID to ślepa droga. Nie wszystkie Tagi dają się bowiem zidentyfikować, a te 2% może naprawdę drogo kosztować. Kapitalne zastosowanie Tagów RFID (tych czynnych) znaleziono w kontroli zasiewów, gdzie Tagi w kształcie ziarna siewnego, wymieszane z prawdziwy ziarnem, rozrzucone na pole, kontrolowane przez satelity geostacjonarne, dają obraz tego, co wyprawiają rolnicy i czy to wszystko zgadza się z oświadczeniami w sprawie dopłat do rolnictwa. Ostatnio RFID znalazło jeszcze więcej zastosowań. Wszelkie „Karty Miejskie”, wjazdy na parkingi strzeżone i garaże podziemne beztrosko korzystają z RFID. I słusznie, jeżeli radiowy skaner automatycznie nie sczyta karty i bramka się nie otworzy również automatycznie, można kartę wyjąć z kieszeni czy torby i pomachać nią w pobliżu odbiornika. Żaden problem. Nic nikomu się nie stanie.
11/2012 2 FELIETON 2 Wynalazki, które doprowadzają do grobu
Ot mała awaria. Problem w tym, że RFID zastosowano do kart płatniczych – zbliżeniowych. Zdawałoby się, że mamy następną frajdę. Kupujemy jakieś żarełko czy cokolwiek do wartości pięćdziesięciu złotych i nie musimy przeprowadzać operacji zwanej płatnością kartą płatniczą za pomocą POS-a. A więc nie potrzeba przeciągać paska magnetycznego albo sczytywać dotykowo chipa i wpisywać PIN-u. Wystarczy pomachać kartą przed czytnikiem i po wszystkim. Kolejka szybko się przemieszcza, a my tracimy mało czasu. Czy aby na pewno? Operatorzy kart Visa i Master Card działają bardzo prężnie i tylko w naszym kraju podobno wypchnęli już ponad pięć milionów kart zbliżeniowych. Ja sam poddany zostałem presji na zachłanność, kiedy przez Internet płaciłem za zimowy wypoczynek kartą płatniczą. Zaproponowano mi bowiem zegarek elektroniczny, który jest właśnie taką zbliżeniową kartą. I wiecie, zawahałem się. Całe szczęście zwyciężył zdrowy rozsądek. Pomyślałem sobie, co ja zrobię z owym zegarkiem? Elektronicznych nie lubię, więc nie będę go nosił. Może dam dziecku. Dziecko jak wyniucha, że może owym zegarkiem robić zakupy... to będzie robić zakupy. A jak zgubi, to ktoś inny będzie robić zakupy. No i nie wziąłem zegarka. Zwyciężył pogląd, że jeszcze kilka lat powinienem baczyć na to, co kupują dzieci. Tym samym rozsądek pokonał zachłanność. Jakby ktoś zaczął w tym miejscu pukać się w głowę i mówić – trzeba było brać, w domu się nie przelewa, a zegarek to zegarek – to namawiam do dalszej lektury niniejszego artykułu. Bo, oto drodzy czytelnicy, najpierw pojawiła się informacja Visy czy Master Card, nie pamiętam, że operacje płatnicze wykonywane kartami zbliżeniowymi są bezpieczne. Zastanowiło mnie to troszeczkę. Jeżeli taka informacja pojawia się ni z tego ni z owego może to oznaczać, że coś jest na rzeczy. Kilka dni później okazało się, że owe operacje wcale bezpieczne nie są, a operatorzy kart zbliżeniowych wypowiedziami o bezpieczeństwie tworzą tylko obiegową opinię, a nie opierają się na faktach. Bowiem obiegowa opinia łatwiej wchodzi do głowy przeciętnego zjadacza chleba i użytkownika karty płatniczej tak jak szeroko znane legendy miejskie, których autentyczności się nie podważa, ale jak im się przyjrzeć z bliska to... szkoda gadać. Jednak poza granicami naszego kraju, co ciekawe u nas to nie ma miejsca, proceder sczytywania
029
kart płatniczych zbliżeniowych trwa w najlepsze. A dzieje się to tak. Osobnik ze schowanym w kieszeni skanerem przedziera się przez zatłoczone metro autobus czy inny tramwaj i „łowi karty”. Połów wymaga około dziesięciu centymetrów odległości od łowionego obiektu, więc tłok połowom sprzyja. Następnie klonuje kartę i posługuje się nią w drobnych zakupach. Takie tam pięćdziesiąt złotych czy jego odpowiednik nie zawsze będzie mogło być zauważone. Ba, w przypadku zarzutów prokuratorskich sprawa na pewno zostanie umorzona. Całe lata można chociażby codziennie stołować się na czyjś rachunek nie będąc zauważonym. Fajnie, co? A wszystko dzięki RFID i zapewnieniom o bezpieczeństwie transakcji, jak napisałem wyżej, które staje się obiegową opinią. Tylko, gdzieś tam za wielkimi newesami, w jakiś wiadomościach lokalnych usłyszałem opinię specjalisty z Komendy Głównej Policji, że skimming kart zbliżeniowych jest możliwy, a dowiedzenie niewinności spoczywa na osobie właściciela karty. Tylko jak tego dowieść? Dobrze, że nie złaszczyłem się na ten zegarek. Oczywiście zaraz znaleźli się domorośli wynalazcy, którzy proponują owijać kartę płatniczą w sreberko; takie po czekoladzie, które wytworzy klatkę Faradaya i nie zezwoli na skimmowanie karty. Zapewne zaraz w sprzedaży pojawią się ekranowane etui do kart zbliżeniowych, byle tylko ocalić ideę zbliżeniowych płatności za wszelką cenę. Tylko czy warto iść tą drogą? Może bezpiecznej jest płacić za pomocą telefonu komórkowego? A na pewno bezpiecznie jest zrezygnować z tej technologii. Ale, obawiam się, że w tę idee zainwestowano zapewne wielkie pieniądze, które należy odzyskać. Bo inaczej to ów w ynalazek gestorów tej idei doprowadzi do grobu. *** W każdym razie, z całą pewnością i bez przenośni, i to całkiem bezpiecznie, do grobu doprowadza GPS. Można sobie wykorzystać do tego zarówno program Mapy Googla, jak i program do nawigacji samochodowej. Prosto, bezkosztowo, bezpiecznie i bezboleśnie. A jeżeli ktoś nam skradnie zapisany adres pochowania naszych krewnych czy przyjaciół – to na koszty nas to nie narazi, a może przy okazji i groby posprząta. Ciekawe czy ktoś wieszczył GPS-owi taki koniec drogi? 5
11/2012 2 FELIETON 2 Kontra papier
030
Kinga Ochendowska
Kontra papier W moim domu zawsze królowały książki. Koleżanki w szkole dziwiły się, po co mi tyle książek – u nich w domu, tradycyjnie, centralne miejsce na regale zajmowała wielotomowa encyklopedia i kilka porcelanowych figurek. Mówię o tym na samym początku, żeby uniknąć linczu. Wychowałam się wśród książek – starych i nowych, w twardych i miękkich okładkach, rozpadających się ze starości i oprawionych w lśniącą skórę. Kiedy byłam młodym czytelnikiem, jeszcze w szczenięcych, szkolnych latach, moja
karta biblioteczna była pokazywana nauczycielom z prawdziwym nabożeństwem. Kiedyś nawet, jedna z bibliotekarek urządziła mi test na znajomość treści oddawanych książek, miała bowiem podejrzenia, że po prostu je wypożyczam i oddaję bez czytania. Z testu wyszłam obronną ręką, ale przez resztę lat szkolnych, starałam się odwiedzać
11/2012 2 FELIETON 2 Kontra papier
przybytek książek podczas jej nieobecności. Nie da się ukryć, że obraziła moją czytelniczą dumę. To był czas, kiedy nie interesowało mnie w książce nic poza treścią. Może nazwisko autora, ale już nie jego notka biograficzna, nie wydawnictwo, nie tłumacz. Nie ukrywam, że takie podejście jest bardzo niesprawiedliwe – książka jest tworzona przez wielu ludzi – napisana, zredagowana, przetłumaczona. Ale nie można mnie za to winić – byłam przecież tylko dzieckiem, które niecierpliwie czekało na moment, w którym rozpocznie się magiczna historia. Potem stałam się czytelnikiem bardziej świadomym – zaczęłam czytać informacje na tylnej okładce, miałam swoich ulubionych autorów, sprawdzałam rok pierwszego wydania. Jedną z moich „zawsze ulubionych” pozycji była książka: „Mój przyjaciel Pan Liki”. Kilka lat temu, gdy moja córka była w wieku odpowiednim do przedstawienia jej tej lektury, postanowiłam znaleźć ją w wersji oryginalnej i wrzuciłam tytuł w Google. Jakież było moje zdziwienie, gdy za moim ulubieńcem z lat dziecinnych, roztoczyła się piękna historia. Uświadomiła mi ona również moją dziecinną ignorancję – mimo, że czytałam tę książkę setki razy nie miałam świadomości, że tak naprawdę, jest to całkiem leciwa pozycja, napisana przez Johna Burdona Haldane’a – naukowca, genetyka i biologa ewolucyjnego, który urodził się… w 1892 roku! Zrozumiałam też wtedy, że całkiem sporo informacji przyrodniczych, które utknęły mi w głowie z niewiadomego powodu, pochodzi właśnie z tej książki. Gdybym w szczenięcych latach wiedziała, że ma mnie ona czegoś nauczyć, zupełnie na przekór, nigdy bym po nią nie sięgnęła. Wszystko sprowadza się do tego, że książka to treść. Opowieść opowiadana przez autora. Okładkę może mieć twardą, lub miękką – na mojej, bardzo zniszczonej okładce Pana Liki, był czarodziejski melonik i różdżka na żółtym tle. Po latach, z ulubionych książek pamiętamy właśnie ową historię, nawet jeśli z głowy uleciały nam daty i nazwiska. I właśnie teraz, wracamy do momentu, gdy książka znów staje się treścią. A to za sprawą publikacji elektronicznych. Prowadząc portal o książkach elektronicznych, znajduję się na pierwszej linii frontu. Bardzo często, w komentarzach pojawiają się opinie czytelników, podobne do zacytowanej: „Książka, to TYLKO w wydaniu papierowym, pachnąca farba drukarską,
031
można ją wziąć do ręki i poczytać w łóżku.” W takich momentach, dźga mnie coś nieprzyjemnie w miejscu, z którego zwykle wychodzą internetowe flejmy. Portal nazywa się „Tylko eBooki” i sama nazwa jasno wskazuje, czym zajmujemy się na tych stronach. Jednak zawsze znajdzie się ktoś, kto przyjdzie wtrącić swoje papierowe „trzy grosze”. O tym, jakie eBooki są „be”. Przypomina mi to nieco sytuację bardziej bliską tematyce iMagazine, czyli systemy komputerowe. Niezmiennie zaskakuje mnie, gdy użytkownicy innych systemów, wchodzą na strony dedykowane produktom Apple tylko po to, żeby powiedzieć, że ich Android czy Windows jest najfajniejszy na świecie. Tylko po co? To strony dedykowane Apple – nie chcesz rozmawiać o Apple – idź na strony o innych produktach. To samo dzieje się w przypadku eBooków. Ludzie przychodzą żeby powiedzieć, że eBooki nie pachną, nie szeleszczą i nie można ich wziąć do ręki (bardzo duża rzesza czytelników nie zdaje sobie sprawy, że istnieją czytniki – dla nich, eBook to dokument w PDF). Nie rozumiem do końca tej animozji, ponieważ eBook, to po prostu książka. Nie odbieramy przecież różnym wydaniom prawa do tej nazwy? Są książki w miękkich i twardych okładkach, wydania broszurowe a nawet książki drukowane we fragmentach – może są jeszcze czytelnicy pamiętający dodatki do „Fantastyki”. W środku magazynu umieszczone były książki w odcinkach. Dodatkowe strony można było wyjąć i w ten sposób skompletować całą książkę. Pamiętam, że w ten sposób zebrałam sobie „Grę Endera”. Ale wracając do eBooków… Szerszej publiczności ubzdurało się, że eBooki stoją w opozycji do papieru - niczym Microsoft i Apple. Że są wrogiem, który próbuje wygrać z prawdziwą książką. A przecież papier elektroniczny, to tylko inna forma papieru! Mamy szlachetny papier czerpany, mamy papier kredowy, błyszczący, z makulatury i elektroniczny. To po prostu nośnik, na którym dostarczana jest esencja książki – tekst stworzony przez autora. Daleka jestem od stwierdzenia, że eBooki są dla wszystkich – rodzaj nośnika to kwestia wyboru. Dziwi mnie jednak próba zakrzyczenia i odmówienia tego prawa do wyboru ludziom, dla których książka elektroniczna jest atrakcyjną alternatywą. Z jakich powodów eBook może być atrakcyjny? Z wielu!
11/2012 2 FELIETON 2 Kontra papier
Przede wszystkim, ze względu na cenę. Nawet na rodzimym rynku pojawia się już tendencja, wynikająca z przeprowadzonych badań, do proporcjonalnej redukcji ceny eBooków w stosunku do papierowych odpowiedników. Pozwala to zatem zachować poziom czytelnictwa, przy jednoczesnym oszczędzaniu domowego budżetu. Nie bez znaczenia jest też oszczędność miejsca – nie zawsze mamy w domu taką przestrzeń, która pozwala nam gromadzić olbrzymią bibliotekę. Jak wspomniałam na początku – wychowałam się w domu pełnym książek – ustawionych na półkach w trzech rzędach. Po pewnym czasie, poważnym problemem stała się kwestia znalezienia miejsca, gdzie można wstawić dodatkowy regał zdolny pomieścić zakupione pozycje. Kolejnym atutem jest dostępność – na życzenie, z każdego miejsca na ziemi. eBooka możemy zakupić w każdej chwili i w ciągu kilku minut od momentu, w którym pomyślimy o jego nabyciu, może znaleźć się na naszym czytniku. Nie musimy szukać księgarni, w której książka może być na składzie, lub nie. Po prostu jest – zawsze. Jeszcze innym – łatwość dostępu do całości biblioteki – w podróży, w autobusie, w szkole. To trochę tak, jak w przypadku płyt z muzyką i odtwarzaczy mp3. Kto chce i lubi mieć kolekcję na półce, kupuje albumy w sklepach muzycznych. Ale przecież, znakomita większość z nas, używa iPodów do słuchania muzyki w drodze, samochodzie, na ulicy czy nawet w domu. Nie musimy targać ze sobą organizerów z płytami – zabieramy jedno małe urządzenie, które zapewnia nam szybki dostęp do muzyki, na jaką akurat mamy ochotę. Czemu więc, nie zrobić tego samego z książkami? Zwolennicy wydań klasycznych, mogą przecież nadal kupować książki papierowe, tak jak
032
audiofile kupują albumy w sklepach muzycznych a fani filmów w dobrej jakości, kupują wydania na BlueRay, pomimo posiadania tych samych filmów na stareńkich VHS. Jest jednak alternetywa i są nią książki elektroniczne. Dobrze by było, by tej alternatywy nie deprecjonować, by nie odbierać do niej prawa tym, dla których ma ona niezaprzeczalne zalety. Przecież nie powiemy Stephenowi Kingowi, że jego książka w wydaniu elektronicznym, nagle przestaje być książką. A muzyka Beatlesów, pobrana z iTunes, nie jest już muzyką. Po prostu odróżniajmy nośnik od treści. Na rynku angielskim, każdy wydawca szczyci się faktem, że jego książki drukowane są na papierze z zawartością makulatury. Nawet Ci najwięksi. To jest trendy. Jedna ze znajomych autorek, która jakiś czas temu wysyłała mi swoje książki, spłoniła się jak panna gdy pochwaliłam ją za ten makulaturowy papier, na którym wydał ją wydawca. Następnie ze wstydem wyznała, że w Polsce taka makulaturowa książka jest uważana za produkt niższej kategorii. Co kraj to obyczaj. Mnie się spodobało. Ale pionierzy najwyraźniej mają w Polsce trudno. eBooki też nie będą miały łatwo – ciągnie się za nimi zła sława dokumentów w PDF, piractwa, dostępności w serwisach a’la Chomik. Jednak to samo było z muzyką, a rozejrzyjcie się dookoła. Pomimo całej wrzawy, serwisy sprzedające muzykę online mają się całkiem dobrze, tak samo jak urządzenia odtwarzające ową muzykę. A jak komuś brakuje zapachu książki, może sobie kupić w Internecie odpowiedni spray, który zamieni czytnik w nową lub starą książkę. Tylko prosimy nie psikać prosto na ekran. 5
Zrób sobie wyjątkowy prezent! Gwiazdkowe oferty czekają w salonach. Odwiedź nas!
Super Raty 30 x 0% Super produkty. Super ceny.
Bydgoszcz: ul. Gdańska 69, tel: 52 321 24 77; Katowice: ul. Warszawska 34, tel: 32 203 66 72; Kielce: ul. IX Wieków Kielc 16/9, tel: 41 343 22 80; Kraków: ul. Chodkiewicza 4, tel: 12 421 38 42; Łódź: Al. Kościuszki 49/51, tel: 42 637 20 06; Poznań: ul. Garbary 26, tel: 61 852 86 48; Sopot: Al. Niepodległości 677/4, tel: 58 551 13 65; Warszawa: ul. Gen. Andersa 12, tel: 22 635 64 63; Warszawa: ul. Nowogrodzka 44, tel: 22 628 81 24; Wrocław: ul. Widok 2/4, tel: 71 343 08 42 www.tophifi.pl
034
11/2012 2 SPRZĘT 2 Google Nexus 7
Wojtek Pietrusiewicz
Google Nexus 7 To najbardziej irytujące urządzenie jakie miałem w życiu. Nie dlatego, że samo w sobie jest irytujące. Chodzi mi o jego przeznaczenie. Największy problem mam właśnie ze zdecydowaniem do czego i w jakiej sytuacji go wykorzystać. Z jednej strony bardzo dobre wykonanie wraz ze świetnym ekranem. Z drugiej nietypowy rozmiar ekranu. To właśnie największy kompromis tego tabletu – jego rozmiar. Z jednej strony wystarczająco mały, żeby ze sobą zabrać, a z drugiej za mały, żeby wygodnie na nim pracować. Nexus 7 jest irytujący w zasadzie z jednego powodu: ponieważ bardzo go lubię i przypadł mi do gustu. Wywołuje u mnie emocje. To dobry znak i jednocześnie najlepsza cecha tego produktu. 22Opakowanie Wiele osób nie zwraca uwagi na opakowanie, ale uważam, że to bardzo istotny element satysfakcji lub jej braku dla kupującego. Opakowanie oraz proces jego otwierania to nasza pierwsza styczność z produktem i ewentualnie firmą go produkującą – tym samym podświadomie zaczynamy już pewne rzeczy oceniać. Google pod tym względem nie zawiódł mnie – pudełko jest atrakcyjne, a całość jest dostarczona w Apple’owym stylu. Nie miałem też naturalnie żadnych problemów z dostaniem się do jego zawartości – sceny
urządzane na YouTube przez pierwszych właścicieli mogą świadczyć o tym, że pierwsza partia była niedopracowana lub te osoby po prostu nie miały styczności z jakimkolwiek pudełkiem w życiu. Są też inne alternatywy – sami najlepiej wiecie jakie.
22Jakość wykonania Lubię ładne rzeczy. Lubię jak są dobrze wykonane, z dbałością o szczegóły i jakość użytych materiałów. To właśnie jedna z najlepszych cech
035
11/2012 2 SPRZĘT 2 Google Nexus 7
Nexusa 7. Przód to już tradycyjnie ekran z czarną ramką, chociaż w odróżnieniu od iPada, całość ma inne proporcje. Jako że urządzenie samo w sobie jest znacznie lżejsze, nie są potrzebne tak szerokie „marginesy” pod kciukami, aby go wygodnie trzymać. W pierwszej chwili wygląda to nietypowo, ale dosyć szybko się przyzwyczaiłem do braku symetrii. Plecy wykonano z gumowatego materiału przypominającego skórę. Tanią skórę, ale w żadnym wypadku nie ocierającą się o tandetę. Leży bardzo przyjemnie pod palcami i zapewnia im odpowiednie tarcie, dzięki czemu całość pewniej leży w ręce. Użyty materiał ma jeszcze jeden plus – nie zastanawiam się na czym go kładę. Aluminium może się brzydko porysować, Nexusowi to nie grozi w takim stopniu. Chyba najgorszym elementem całości jest ciemno-szara ramka wokół ekranu. Najgorszym, ale nie oznaczającym jednocześnie, że złym. W pierwszym momencie miałem spore problemy ze zdecydowaniem się czy to metal czy jednak plastik. Jak już udało mi się ustalić, że to jednak rzeczywiście bardzo dobrej jakości tworzywo
sztuczne, a nie podłej jakości metal, to ciągle uważałem, żeby go przypadkiem nie zarysować – Naczelny prawdopodobnie zabiłby mnie, a Wy nie mielibyście okazji przeczytać tej recenzji. Wracając jednak do tematu – ramka była dla mnie „najgorsza” właśnie z obawy przed zarysowaniem. To w końcu element cały czas widoczny, a znam wiele osób, których jakakolwiek skaza doprowadza do szału. Niestety, ale jest jeden element, który wywarł na mnie negatywne wrażenie – port microUSB służący do ładowania Nexusa. Patrząc do środku, widać szparę pomiędzy obudową, a samym portem, który sam w sobie wygląda jak element za 10 centów. Na szczęście nie jest to rzecz, na którą często spoglądamy i nie wpłynął na moją ocenę całości. Jak widzicie czepiam się drobiazgów, ponieważ nie ma za bardzo do czego mieć zastrzeżeń. Nexus 7 co prawda nie dorównuje jakością iPadowi, ale też nie musi. To urządzenie, które kosztuje w USA $199 w testowanej przeze mnie wersji 8 GB. Jeśli pod uwagę weźmiemy tą cechę, to jakość wykonania znacznie przewyższa jakikolwiek inny telefon czy tablet, które miałem w rękach – poza iPhonem 4/4S/5 oraz iPadami. Nic nie trzeszczy, nie się nie wygina – w tej kategorii jest naprawdę wzorowo.
22W użyciu Nexus został stworzony do używania w ustawieniu pionowym. Interfejs Androida 4.1, w której jest wyposażony zresztą to potwierdza – jest to UI znane z mniejszych telefonów, a nie tabletów, którego ekran główny nie obraca się do poziomu. Takie ustawienie to akurat dla mnie spory plus – nie cierpię trzymania tabletów w ustawieniu poziomym. Jeśli do tego dodamy fakt, że całość waży zaledwie 340 gram, to mamy ultralekkiego zawodnika, który nie powoduje zmęczenia rąk. Co więcej – przy „telefonicznym” interfejsie, wiele
036
11/2012 2 SPRZĘT 2 Google Nexus 7
czynności można wykonywać jedną ręką jeśli zadbamy o odpowiednie ustawienie ikon na ekranie głównym.
22Ekran Nexusa wyposażono w ekran IPS o rozdzielczości 1280x800 pikseli. Przy 7” daje to gęstość na poziomie 216 PPI (pikseli na cal). Wartość ta nie dorównuje co prawda iPadowi (264 PPI), ale jest już na tyle dobra, że nie mam absolutnie niczego do zarzucenia mu, tym bardziej jeśli (ponownie) weźmiemy pod uwagę cenę. Pokrycie oleofobiczne ekranu wydaje się sprawiać ciut gorsze wrażenie niż chociażby na Galaxy Nexusie czy iPadach, ale różnica jest na tyle subtelna, że przeciętny użytkownik prawdopodobnie jej w ogóle nie zauważy. Gamut również nie jest tak dobry jak najlepsze LCD na rynku, ale (będę to powtarzał do znudzenia) za tą cenę to znacznie więcej niż się spodziewałem. Oby inni wzięli przykład z duetu Google-Asus i stosowali przynajmniej takiej klasy ekrany. Niestety sam ekran ma jedną ogromną wadę, która wynika z oprogramowania lub części odpowiedzialnej za rozpoznawanie dotyku – scrollowanie na nim jest tragiczne. Czasami delikatny ruch palcem przesunie stronę o pełny ekran, a czasami o centymetr. Tym samym korzystanie z przeglądarki jest bardzo uciążliwe, jeśli trzeba przewijać ekran więcej niż parę linijek. Te wrażenia są oczywiście identyczne w całym systemie, niezależnie czy poruszamy się po kontaktach, kalendarzu czy gdziekolwiek indziej. Szukając rozwiązania tego problemu dowiedziałem się, że ten problem dotyczy w zasadzie wszystkich sztuk i bardzo dużo osób na niego narzeka, więc nie wygląda na to błąd produkcyjny. Nie widziałem niestety oficjalnej odpowiedzi Google w tej sprawie, więc decydując się na zakup trzeba brać pod uwagę, że „ten typ tak ma”. To była zdecydowanie najbardziej irytująca funkcja całego tabletu, chociaż samemu Androidowi nadal daleko do perfekcji, szczególnie w naszym kraju. Kolejną irytującym elementem związanym z ekranem był czujnik natężenia światła. Działa on
o niebo lepiej niż te we wszystkich dotychczasowych telefonach z Androidem jakie miałem okazję testować (One X, Galaxy Nexus, Nexus S, Galaxy S II i III, itd.), ale nadal brakuje mu tej precyzji dostosowywania się do otoczenia do jakiej przyzwyczaił mnie iOS, na którym zawsze mam włączony tryb automatyczny. W pełnym słońcu Nexus nigdy nie włączał maksymalnego podświetlenia w trybie auto – ręcznie można było jeszcze sporo więcej z niego wyciągnąć, a było to konieczne, aby ekran był czytelny. W innych warunkach nie miałem do niego większych zastrzeżeń i bardzo liczę na to, że Google w końcu i raz na zawsze rozwiąże ten problem.
22Bateria Pierwszą rzeczą po otrzymaniu Nexusa było naładowanie go do pełna. Akurat był to wieczór, więc przeleżał sobie do rana, podłączony do tego niezbyt pięknego złącza microUSB. Przez kolejne dni moje osłupienie rosło. To właśnie kilka pierwszych dni było najbardziej wymagające dla Nexusa 7 – instalowałem wiele rzeczy, większość kasowałem i szukałem pewnych rozwiązań dla własnego workflow. W przerwach oglądałem też sporo YouTube’a, a jak wiemy wideo najbardziej obciąża wbudowany akumulator. Ale to nie wszystko – Google Now regularnie pokazywał mi jakieś karty, powiadomienia z Twittera mnożyły się jak grzyby po deszczu, a nowy widget od Evernote’a non-stop się synchronizował, bo co chwilę dopisywałem kolejne uwagi. Jakby tego było mało, robiłem też sporo screenshotów, które automatycznie uploadowały się na mojego Dropboxa. Nie oszczędzałem go w każdym razie, ujmując to delikatnie, a na wieczór zobaczyłem coś, co mnie lekko zaskoczyło. Ponad 10 godzin pracy na nim nie licząc czasu czuwania, a bateria została rozładowana dopiero w połowie. Powtórzę to – bateria po bardzo intensywnym wykorzystywaniu Nexusa 7 spadła jedynie o połowę. Ten wynik powtarzał się regularnie przez kolejne dni, włączając w to przynajmniej godzinę YouTube’a dziennie – „dobijałem” do około 19 godzin pracy nie
037
11/2012 2 SPRZĘT 2 Google Nexus 7
licząc czasu czuwania. To absolutnie niesamowity wynik! Nexus wydaje się być wobec tego idealną propozycją dla osób często i daleko podróżujących, przebijając czas pracy iPada 2 o pięć godzin, a nowego iPada blisko dwukrotnie.
pozwala mi się skupić na nim – oczywiście jeśli wyłączę powiadomienia. Do tego planowałem też wykorzystać Nexusa, niestety z tylko połowicznymi sukcesami.
22Kursor oraz kopiuj-i-wklej 22Android 4.1 Jelly Bean Hardware zaliczył u mnie ogromnego plusa. Spodziewałem się takiego stanu rzeczy, przeglądając recenzje zanim dotarł egzemplarz testowy, ale nie spodziewałem się, że aż tak mi przypadnie do gustu. Software natomiast – to już zupełnie inna para kaloszy. Muszę przyznać, że jestem zdecydowanym zwolennikiem czystego Androida, nie „zaśmieconego” nakładkami producentów. Powodów za tym jest dużo, ale głównym jest fakt, że uaktualnienia są znacznie częstsze oraz, że dane urządzenie jest wspierane przez znacznie dłuższy okres. Jelly Bean jest też najlepszym Androidem jaki miałem dotychczas przyjemność testować, ale jednocześnie na tablecie przedstawia nowe problemy, których się zupełnie nie spodziewałem. Tablet w moim życiu spełnia rolę przenośnego komputera, prawie laptopa, którego używam co prawda częściej bez klawiatury, ale bardzo wiele moich recenzji powstaje właśnie na iPadzie z podłączoną bezprzewodową klawiaturą. Fakt, że przed oczami mam jedynie okno na tekst, bez żadnych elementów przeszkadzających mi w pisaniu,
Pisząc na Androidzie, najbardziej irytujący jest sposób w jaki rozwiązano przesuwanie kursora na inną pozycję niż na koniec tekstu. Zresztą nawet ta ostatnia funkcja jest rozwiązana znacznie gorzej niż pod iOSem. Nie jest to oczywiście idealne w systemie Apple, ale znacznie wygodniejsze. Pod Androidem trzeba najpierw pacnąć mniej więcej w miejsce, w które potrzebujemy wstawić kursor, a następnie złapać za niebieską strzałkę i odpowiednio ją skorygować – rzadko udaje mi się to zrobić idealnie za pierwszym razem. Przesunięcie jej na koniec zdania odbywa się w dokładnie ten sam sposób, podczas gdy pod iOSem w ystarczy pacnąć gdziekolwiek w ekran poniżej lub na prawo od ostatniego słowa. Wcelowanie kursorem w środek tekstu też jest szybsze i nie wymaga odrywania palca od ekranu. Do tego dochodzi jeszcze dziwnie zaimplementowana funkcjonalność kopiuj-wklej – osobiście sprawia mi to dużo problemów i nie mogę się do niej przyzwyczaić. Chciałbym, aby Google popracowało nad tą funkcją i ją ulepszyło – możliwości jest sporo, a znacznie ułatwiłoby to pracę z tekstem.
038
11/2012 2 SPRZĘT 2 Google Nexus 7
22Zewnętrzna klawiatura Próbowałem również wykorzystywać Nexusa 7 tak jak to robię z iPadem, czyli z podłączoną zewnętrzną klawiaturą. Na czas testu miałem tylko dostęp do mojej prywatnej Apple Wireless Keyboard, ale nie powinno to mieć znaczącego wpływu poza tym, że niektóre funkcje są ukryte pod innym przyciskami. Niestety, okazało się, że czysty Android 4.1 nie wspiera dobrze znanego nam układu „Polski programisty”, gdzie polskie znaki wstawiamy za pomocą prawego ALTa. Udało mi się co prawda znaleźć aplikację w Google Play, która dodawała stosowną funkcjonalność, ale jako że była napisana pod Androida 1.5 i nie uaktualniana od lat, to nie działała prawidłowo. Koniec końców nie byłem w stanie korzystać ze wszystkich dostępnych polskich ogonków oraz aplikacja nie umożliwiała wstawienia dwóch polskich znaków, jeden po drugim, bez odrywania palca od ALTa. Niestety nikt w tym względzie też nie był mi w stanie pomóc – ani znajomi redaktorzy, których znajomość tajemnic Androida jest znacznie lepsza, ani własna wyszukiwarka Google. Powyższe nie jest jednak specjalnie dużym problemem z jednego prostego powodu – 7” ekran średnio nadaje się do pisania. W ustawieniu pionowym jest bardzo wąski, a czcionka mała. Przy poziomym ustawieniu z kolei znajduje się zdecydowanie zbyt blisko powierzchni biurka. Nie jest to zatem urządzenie, które nadawałoby się do pisania w języku polskim, nawet jeśli udałoby się uruchomić pod Jelly Beanem polską klawiaturę w zadowalający mnie sposób.
zdecydowanie polecić SwiftKey w każdej wersji – na tablet i telefon. Przede wszystkim w tej pierwszej wersji można ją dostosować do własnych przyzwyczajeń (w moim przypadku, aby jak najbardziej odpowiadała klawiaturze iOS), włączając w to wysokość klawiszy, co ma duże znaczenie na Nexusie ze względu na jego stosunkowo wąski i wysoki ekran. Drugim aspektem, który zdecydowanie przypadł mi go gustu, to automatyczne przełączanie się pomiędzy autokorektą polską, a angielską. Piszę w obu językach i brak konieczności dodatkowego stukania w klawisz jest bardzo wygodny na dłuższą metę. SwiftKey nie jest niestety idealne – czasami podpowiada nieprawidłowe słowa, ale uczy się naszego stylu szybko i działa zaskakująco sprawnie. Pisanie na niej to czysta przyjemność – mi wystarczyły trzy dni, aby się całkowicie przestawić. A co najważniejsza – prawie nic w niej mnie nie irytowało. Ma jednak też słabą stronę, bardziej jednak wynikającą z wymiarów oraz proporcji ekranu Nexusa 7. Pisanie w trybie poziomym jest praktycznie n iemożliwe. Nie można oprzeć tabletu o nogę i próbować pisać jak na tradycyjnej klawiaturze, ponieważ ekran jest za mały. Jednocześnie, pisanie samymi kciukami w tej orientacji jest bardzo niewygodne. Na szczęście tryb pionowy już nie stawia przed nami takich przeszkód, więc jeśli potraktujemy ten tablet bardziej rozrywkowo niż jako maszyna do pisania, to nikt nie powinien mieć większych problemów. A SwiftKey 3 to obowiązkowy zakup!
22Muzyka, filmy i ekosystem 22SwiftKey Jako, że domyślna klawiatura w czystym Androidzie nie przewiduje autokorekty w naszym ojczystym języku, zmuszony byłem do poszukania alternatyAndroid to na dzień wy. Po wielu testach zdedzisiejszy zbiór cydowałem się na „Swiftsprzeczności, których Key 3 Tablet Free”, który rangę każdy musi sobie różni się od pełnej wersji dopasować do własnych tym, że działa tylko przez oczekiwań i potrzeb. miesiąc od zainstalowaNo i poziomu agresji, nia. Poza osobami prektóre one wywołują… ferującymi pisać metodą ślizgu (Swype), muszę
9
Zawsze brakowało mi u Google takiego ekosystemu jaki otrzymuje się w Apple. O ile nie jest to coś co będzie przeszkadzało tak bardzo osobom, którzy nie zainwestowali w muzykę oraz filmy w iTunes, to Ci drudzy będą czuli dyskomfort. Nie rozumiem też dlaczego nie ma skutecznej i wygodnej metody synchronizacji zawartości Nexusa 7 z iTunes – gdyby takowa istniała i działała prawidłowo w każdej sytuacji, nie miałbym już żadnych zastrzeżeń. Po prostu wygoda kupowania muzyki i wypożyczania filmów jednym kliknięciem powoduje, że iTunes sprawdza się idealnie jako baza danych naszych multimediów, w których nie interesuje mnie gdzie są moje pliki ani jakie mają nazwy (istotne są tylko tagi ID3) oraz narzędzia synchronizującego.
039
11/2012 2 SPRZĘT 2 Google Nexus 7
Alternatywą byłoby oczywiście sprawne wejście Google na polski rynek z pełną ofertą w postaci zarówno muzyki jak i materiałów wideo. Jeśli do tego dodać natywny, bezprzewodowy i zautomatyzowany sposób synchronizacji multimediów to byłoby już o krok od perfekcji w tym względzie. Mam nadzieję, że doczekamy się tego wcześniej niż później …
22Google Now To poniekąd odpowiedź Google’a na Siri – osobistego asystenta obecnego w iOS od ponad roku. Implementacja Google Now jednak, pod niektórym względami, znacząco się różni od konkurencyjnego produktu. Nie jest tak dopracowana w każdym szczególne, ale sprawuje się o niebo lepiej niż S-Voice w najnowszym Samsung Galaxy S III. To co mnie urzekło najbardziej w Google Now, to „karty”, które dostarczają potrzebne nam informacje wtedy kiedy je potrzebujemy, nawet jeśli o tym nie wiemy. Przykładowo, jeśli mamy zaplanowane w kalendarzu spotkanie na godzinę 9:00, to Google Now nas automatycznie poinformuje za pomocą powiadomienia o tym kiedy musimy wyjść z domu, aby zdążyć na czas. Jednocześnie przedstawi nam proponowaną przez siebie trasę oraz spodziewany korki po drodze. To kiedy dane powiadomienie się wyświetli dodatkowo zależy od tego jak poważne są to korki – zależnie od dnia miałem, na tej samej trasie, sugestie o wyjściu z domu na 30 do 40 minut przed spotkaniem. W weekend natomiast czas ten spadł do 19 minut – oczywiście ruch w tych dniach jest znacznie mniejszy. Google Now potrafi również odpowiadać na nasze pytania na podobnej zasadzie jak Siri. O ile Siri ma zdefiniowane języki, w których działa, pod Google Now można zdefiniować język polski. Niestety raz mi to działało, a innym razem nie – przestawiało się na języki angielski i uparcie twierdziło, że inaczej się nie da. Nie byłem niestety w stanie zrozumieć istoty takiego stanu rzeczy. To właśnie jedna z rzeczy w Androidzie, która mnie osobiście drażni – jak coś się dzieje w niezrozumiały dla nas sposób, a nie możemy znaleźć tego przyczyny. Muszę tutaj pochwalić Google za prędkość w jakim zwracana jest odpowiedź – jest nieznacznie szybciej od Siri, głównie dlatego, że Google Now od razu pokazuje odpowiedź, a nie informuje nas,
że „znalazłam dla Ciebie taką, a nie inną informację” zanim ją wyświetli. Niezależnie – rozpoznawanie mowy w dzisiejszych czasach jest nadal dalekie od ideału i zdecydowanie preferują wpisać szukaną frazę za pomocą klawiatury ekranowej. Asystent głosowy sprawdza się w przypadku mojego sposobu pracy na Androidzie w bardzo ograniczonych sytuacjach. Mogłoby go nawet nie być, ponieważ to właśnie karty w Google Now tak bardzo mi się spodobały. Wadą tego rozwiązania jest fakt, że dzielimy się z Googlem już praktycznie absolutnie wszystkim, ale zwrotne informacje dla wielu osób będą tego warte. Nie mogę się doczekać, aż Google Now pojawi się na innych platformach w formie aplikacji.
22Aplikacje – perełki i spore braki Przez ostatni rok pojawiło się sporo aplikacji, które zostały przeniesione z iOS. Mam tutaj na takie pozycje jak Flipboard czy Feedly, które są bardzo funkcjonalne i do tego pięknie wykonane. Na chwilę obecną jestem w stanie prawie w pełni zaspokoić swoje potrzeby tym co oferuje Google Play. Brakuje mi obecnie jedynie klienta do Twittera klasy Tweetbota, który wspierałby synchronizację timeline z innymi urządzeniami, oraz dobrego czytnika RSS. Na koniec mam już tylko dwa życzenia – Things oraz 1password. Ta pierwsza aplikacja to genialny przykład rozbudowanego i jednocześnie prostego w użyciu GTD, a ten drugi służy do bezpiecznego przechowywania naszych haseł. Mam nadzieję, że odpowiednie aplikacje pojawią się wkrótce, abym już nie miał żadnych argumentów przeciw Androidowi. Google Play powoli zaczyna się wypełniać najlepszymi dostępnymi na rynku mobilnym aplikacjami – mam nadzieję, że ten trend jeszcze bardziej przyśpieszy, a Google wprowadzi zmiany, aby developerom opłacało się je sprzedawać zamiast żyć z reklam. Przydałaby się też bardziej skuteczna walka z piractwem. Na koniec mam jedno Powtórzę to pytanie do Google’a: – bateria po Dlaczego do dnia dzibardzo intensywnym siejszego nie ma klienta wykorzystywaniu pocztowego, który wspieNexusa 7 spadła jedynie rałby tak zwany „Wspólny o połowę Inbox” dla wszystkich kont oraz umożliwiał dodanie
9
040
11/2012 2 SPRZĘT 2 Google Nexus 7
kont ze wszystkich możliwych serwisów pocztowych w internecie?
22Płynność i wydajność Kategoria płynności obsługi interfejsu to dla mnie jedna z bardziej istotnych rzeczy w systemie operacyjnym. Szlag mnie trafia jeśli cokolwiek laguje, a obietnica Google i wprowadzenie Project Butter nastawiło mnie pozytywnie do tej wersji Androida. Moja pierwsze wrażenia w tej kwestii były jak najbardziej pozytywne. Jelly Bean działa wyjątkowo sprawnie i jeszcze żaden topowy smartfon Samsunga, HTC ani nawet Galaxy Nexus z 4.0.4 nie osiągnął tak płynnego działania interfejsu. Ekrany przewijają się płynnie, aplikacje ładują bez zająknięcia – z pozoru wszystko wydaje się być znacznie poprawione. Bardzo również spodobało mi się ewidentnie poprawione zarządzanie pamięcią względem wcześniejszych wersji systemu operacyjnego. Wolnego RAMu zawsze było pod dostatkiem i chyba tylko raz jakaś aplikacja nabroiła – przez 99% czasu wszystko działało tak jak oczekuję tego od iOS. Niestety, jedna rzecz popsuła obraz całości, o czym już wspominałem – chodzi o problemy ze scrollowaniem. Przescrollowanie dwóch stron to kilkanaście gestów kciukiem. Czasami jednak, od święta w zasadzie, coś zaskoczy i nagle jesteśmy stronę dalej, co jest spotęgowane faktem, że staramy się gest wykonywać bardzo energicznie. Wątki w tym temacie na forach internetowych sięgają kilkunastu i więcej strony, a jeszcze nikt nie znalazł rozwiązania. Podejrzewam, że część użytkowników przyzwyczai się do tego, jednak mnie osobiście doprowadzało to do szewskiej pasji. Gdyby nie ten feler, to z marszu przyznałbym Nexusowi nagrodę za najlepszy tablet Androidowy na rynku i nawet pominąłbym pozostałe wady. Szkoda, bo scrollowanie to czynność na tyle podstawowa, że irytacja z niej wynikająca psuje moje bardzo pozytywne wrażenie.
9
Nexus 7 to
22Przeznaczenie
obecnie najlepszy
tablet z Androidem jaki można kupić
Bardzo ciężko jest sklasyfikować 7” tablety. Z jednej strony są za małe, aby
na nich pisać, ale są niemalże idealne do czytania i sprawują się świetnie w podróży. Waga z kolei jest na tyle niska, że w zasadzie nie zwraca się w torbie uwagi na dodatkową wagę urządzenia. Nie potrafiłbym mieć w domu tylko Nexusa 7, ale mam też specyficzne potrzeby. Mojej żonie również nie przypadł do gustu właśnie z powodu małego ekranu – ona zdecydowanie od tabletu oczekuje dużego okna na internet na kanapie i w łóżku, a waga ma znacznie drugorzędne. Jednak dla osób, które dużo podróżują może z kolei przeszkadzać brak modułu 3G. Ostatni donosy mówią, że Nexus 7 wyposażony w moduł GSM jest tuż za rogiem i powinien się pojawić jeszcze w tym roku. Dopóki to się jednak nie stanie, podejrzewam, że największe zainteresowanie tym tabletem będzie wśród osób często przemieszczających się, dla których praca z 10” tabletem w ruchu jest kłopotliwa. Pozostałym sugerowałbym poczekanie na Nexusa w rozmiar 9-10”, zakładając że taki model ujrzy światło dzienne. Znalazłem jednak jedno świetne, aczkolwiek trochę drogie, rozwiązanie dla Nexusa 7 – czytanie książek. Jestem zdecydowanym fanem Amazon Kindle z ekranem wykonany w technolgii e-ink, ale ich ograniczona do książek funkcjonalność czasami drażni. Tą niszę perfekcyjnie wypełnia Nexus – jest na tyle lekki i mały, że idealnie mieści się ręce, a aplikacja Kindle na jego IPSowym ekranie wygląda wzorowo. Do tego mamy możliwość oderwania się od świata fantazji i sprawdzenia maila, odpalenia przeglądarki czy pogrania w Angry Birds. Każdy z nas ma oczywiście indywidualne potrzeby, więc starajcie się moje uwagi dotyczące urządzenia odnieść bezpośrednio do własnych przyzwyczajeń, aby produkt jak najlepiej dostosować do siebie.
22Na koniec Android 4.1 to system operacyjny, który mnie jednocześnie urzeka i zniechęca. Z jednej strony bardzo dobrze rozwiązane ekranowe przyciski Home, Wstecz i do multitaskingu, a z drugiej zdarza się je niechcący pacnąć zamiast w klawisz spacji. Z jednej strony świetny Google Now, a z drugiej przycisk Wstecz, który raz przenosi o „ekran wcześniej”, a raz do aplikacji sprzed godziny. Genialne możliwości współdzielenia się
041
11/2012 2 SPRZĘT 2 Google Nexus 7
wszystkim ze wszystkim za pomocą menu „Sharing”, a z drugiej słabe wsparcie dla zewnętrznej klawiatury oraz brak możliwości pacnięcia w górną część ekranu, aby przescrollować ekran na początek czytanej strony WWW. Brak możliwości zrobienia pełnego backupu również nie jest zadowalający, tym bardziej, że Google ma możliwości techniczne wprowadzenia takiej funkcjonalności. Nie rozumiem też konieczności tworzenia lub logowania się do konta Google, aby w ogóle uruchomić tablet. Nawet Apple tak nie ogranicza użytkowników. Android to na dzień dzisiejszy zbiór sprzeczności, których rangę każdy musi sobie dopasować do własnych oczekiwań i potrzeb. No i poziomu agresji, które one wywołują … Jednocześnie Jelly Bean to najlepsza wersja tego systemu z jakiej miałem przyjemność korzystać. Jeśli Google utrzyma tempo to za rok lub dwa nie będę już miał czego się czepiać. Najważniejsze jest jednak to jak on współpracuje z samym Nexusem 7, a parę stanowią genialną. Gdyby nie było problemu ze scrollowaniem, o którym wspominałem kilka akapitów wcześniej, to mógłbym każdemu polecić go bez wahania. Niestety, finalną ocenę muszę obniżyć o jeden punkt ze względu na tą niezwykle denerwującą cechę. Był
moment, w którym chciałem jeszcze odjąć punkt od oceny ogólnej za wady Jelly Beana, ale to co dobre w nim, i tutaj szczególną uwagę zwracam na wybitny ekran, nadrabia wady na tyle, że nie ma takiej potrzeby. Nexus 7 to obecnie najlepszy tablet z Androidem jaki można kupić. A jak doczekamy się modułu 3G to nawet ja go prawdopodobnie kupię. 5
Google Nexus 7 Producent: Asus / Google
555555
Model: Nexus 7 OS: Android 4.1 Jelly Bean CPU: Tegra 3, quad-core RAM: 1GB Pojemność: 8 GB Łączność: W iFi 802.11 b/g/n, Bluetooth, microUSB Ekran: 1280x800 px, IPS (216 PPI) Kamera: przednia 1.2 MP Waga: 340 g Akumulator: 4325 mAh Wymiary: 198,5 x 120 x 10,45 mm (wys. x szer. x grub.) Dodatkowe funkcje: NFC, mikrofon, żyroskop, GPS, akcelerometr Ocena: Ogólna: 5/6 Design: 6/6 Jakość wykonania: 5/6 Oprogramowanie: 4/6 Wydajność: 5/6
11/2012 2 SPRZĘT 2 Samsung Galaxy S III
042
Wojtek Pietrusiewicz
Samsung Galaxy S III Samsung jest dzisiaj najpopularniejszym dostawcą smartfonów z Androidem. Nietrudno było więc przewidzieć, że ich najnowsze dzieło – Samsung Galaxy S III – przypadnie do gustu wielu sympatykom firmy. Podczas pisania recenzji telefonów problem stanowi fakt, że każdy z nas wykorzystuje telefon nieco inaczej. Ja sam dzisiaj bardzo mało rozmawiam, smartfon to dla mnie przede wszystkim kieszonkowy komputer. Dla porównania, moja Mama, która ma prawie identyczny model iPhone’a, robi na nim wyłącznie zdjęcia, wysyła SMS-y i rozmawia z koleżankami. Dzięki temu może pochwalić się 72- godzinną pracą na jednym ładowaniu baterii, a ja jedynie 24-godziną. Niezależnie jednak od tego, w recenzji tej podejmę walkę z niemożliwym i postaram się przedstawić Wam Samsunga oraz Androida z nakładką TouchWiz z punktu widzenia użytkownika Apple. Jednocześnie spróbuję także spojrzeć na niego obiektywnym okiem – jak na telefon z dodatkową funkcjonalnością. Zapewne polegnę w kwestii
obiektywizmu, ale przynajmniej postaram się być mniej subiektywny. Bardzo zwracam uwagę na drobne szczegóły. Efekt? Niektóre wady irytują mnie do tego stopnia, że nie potrafię z danego narzędzia czy też przedmiotu korzystać. Uważam także, że technologia powinna być dla nas przezroczysta – ma wykonywać zadania, które jej zlecimy, nie przeszkadzać i nie zabierać nam czasu na zastanawianie się. To są między innymi cechy filozofii Apple i pomimo że nie zawsze im to wychodzi, to Android udowadnia, że nawet o promil mniejsze zwracanie uwagę na szczegóły przez Google lub producenta nakładki na ich mobilny OS, może irytować. Dobrym przykładem tutaj jest czas, jaki ludzie poświęcają na wgrywanie innego oprogramowania na swoje smartfony, rootowanie ich oraz
11/2012 2 SPRZĘT 2 Samsung Galaxy S III
dostosowywanie do swoich potrzeb. Szkoda mi na to czasu – w moim wieku zaczyna się go doceniać znacznie bardziej, niż dziesięć czy piętnaście lat temu. Tym samym, każde marnowanie czasu na zbędne czynności powoduje frustrację. Kiedyś żyłem jailbreakiem, ponieważ nie miałem innego wyboru – iPhone’a pierwszej generacji nie dawało się inaczej w Polsce używać. Kończyło się to na wyszukiwaniu poradników, hackowaniu firmware’u, pobieraniu specjalnych narzędzi i wiecznym odtwarzaniu z backupów. Odetchnąłem z ulgą, gdy w końcu kupiłem iPhone’a 3GS bez simlocka. To właśnie brak konieczności zarządzania komputerem, oprogramowaniem oraz wspólnym ekosystemem powoduje, że tak bardzo cenię sobie rozwiązania Apple. Mam iTunes od wielu lat, w którym trzymam sobie swoją muzykę, wraz z wszystkimi playlistami. Przeniesienie wybranych utworów lub całości to dosłownie trzy kliknięcia po podłączeniu telefonu: 1. Klik w zakładkę „Muzyka”. 2. Klik w pozycję „Synchronizuj całą muzykę”. 3. Klik w „Synchronizuj iPhone’a”.
043
Podobnie wygląda sprawa z kupnem nowego telefonu lub iPada. W moim, piątym obecnie telefonie, nadal mam ustawienia z iPhone’a pierwszej generacji. Tak samo w moim czwartym z kolei iPadzie, nadal mam konfigurację z pierwszego. Hasła do kont pocztowych podałem ostatni raz w 2008 roku. To niby bzdura, ale oszczędza mnóstwo czasu. Jak te wszystkie „drobnostki” do siebie dodamy, to nagle wychodzi, że oszczędzam kilka godzin (jeśli nie kilkanaście) przy przenoszeniu danych do nowego urządzenia. Wystarczy wcześniej zrobić backup, aby go w piętnaście minut odtworzyć na nowym i być gotowym do pracy. A dzisiaj iCloud to dodatkowo upraszcza. Niestety, znaczna większość użytkowników nawet nie zdaje sobie sprawy z tego, jak mogą sobie ułatwić życie. Pamiętacie, jak trzeba było przenosić kontakty, z jednego telefonu na drugi, poprzez podczerwień? Kontakt po kontakcie? Ciężko zrozumieć coś, czego się nie doświadczyło. Tym optymistycznym wstępem, w którym ewidentnie udowodniłem, jaki będzie werdykt, zapraszam do właściwej recenzji... Ale czy aby na pewno jesteście pewni, że go skrytykuję?
11/2012 2 SPRZĘT 2 Samsung Galaxy S III
22Samsung Galaxy S III – pierwszy raz w ręce Minął zaledwie tydzień od momentu rozpakowania sztuki w kolorze Pebble Blue. Tydzień, w którym starałem się w pełni zastąpić swoje dotychczasowe przyzwyczajenia Androidem. Nie było łatwo... Pudełko, w którym dostarczany jest SGS3 jest bardzo ładne i w zasadzie nie mam do niego żadnych zastrzeżeń, poza jednym – jak mam to wszystko ponownie spakować tak, jak zrobiły to „małe chińskie rączki”?! Autentycznie – każdy milimetr jest wykorzystany i wystarczy źle zwinąć kabel, aby nie móc go ponownie umieścić w środku. Podobne zresztą mam problemy ze spakowaniem wszystkich innych produktów, dostarczanych dzisiaj klientom (największe boje miałem z Retina MacBook Pro). Nie da się zaprzeczyć, że w tej kwestii producenci się sporo nauczyli przez lata, a opakowania są wręcz wzorowe. W środku znajduje się ładowarka, douszne słuchawki, których nie rozpakowałem, wraz z dodatkowymi gumkami, aby łatwiej je było dopasować do ucha, oraz kabel do tej pierwszej. Słuchawki są białe i bardzo przypominają te dostarczane z iPhone’em, z tą różnicą, że wyglądają na sprzęt tańszej produkcji. Nie sprawdzałem ich jednak – głównie dlatego, że od paru lat zawsze korzystam z produktów firm trzecich, które mają większe pojęcie o dźwięku. Sam telefon jest ogromny, a jego 4.8” wyświetlacz dominuje front na tyle, że wydaje się, iż dolny przycisk Home oraz elementy na górze zostały wciśnięte na siłę. O gustach się nie dyskutuje, ale muszę wyraźnie zaznaczyć, że ten telefon nie jest piękny. Wydaje się nie posiadać własnej tożsamości. Tutaj przewaga konkurencji jest zdecydowana, włączając w to poprzednika oraz Galaxy Nexus, HTC One X, czy nawet iPhone’a 4/4S. Tylna
044
część obudowy jest znacznie bardziej interesująca, przede wszystkim ze względu na swój minimalizm – jedno logo producenta, głośnik, lampa błyskowa i obiektyw aparatu. Wracając na moment do stylistyki – nadal przeszkadzają mi elementy chromowane. Przeszkadzały mi już kilka miesięcy po debiucie iPhone’a 3G. Nie lubię chromowanych obwódek na tyle, że nie mam ani grama chromu na samochodzie i nie chcę go mieć na telefonie. To jednak tylko kwestia gustu. Znacznie gorzej prezentuje się ergonomia przycisku Home, który wzorem iPhone’a, jest jedynym fizycznym przyciskiem na przedniej ścianie. Jest za wąski i przez to zdarzało mi się go zwyczajnie nie wcisnąć, wbrew założeniom. Dotychczasowe, bardziej kwadratowe przyciski na modelach Note i SGS2, były znacznie wygodniejsze w użytkowaniu. Nie mam natomiast żadnych zastrzeżeń do pozostałych dwóch – po lewej znajduje się regulacja głośności, a po prawej Sleep/Wake, do którego trzeba się przyzwyczaić. HTC w modelu One X umieszcza go w tym samym miejscu, co Apple, ale ze względu na znacznie większe gabaryty, sprawdza się on lepiej z prawej strony. Cóż, Galaxy S III nie jest telefonem urodziwym. Lepiej też prezentuje się w kolorze białym. Moja żona rozbawiła mnie komentarzem o modelu Pebble Blue: „Ten telefon ma strasznie dyskotekowy kolor.” Dodała też, z lekkim zdziwieniem, że jest bardzo lekki. To prawda – waży zaledwie kilka gram mniej, niż iPhone 4S, ale przy tak dużych gabarytach, może to dziwić. Obudowa jest jednak wykonana z plastiku, na którym, nota bene, bardzo widać rysy. Testowa sztuka posiadała ich sporo, ale przez ostatni tydzień nie udało mi się dodać kolejnych, mimo największych starań. Tutaj muszę odjąć punkt Samsungowi, ponieważ HTC One X pokazuje,
11/2012 2 SPRZĘT 2 Samsung Galaxy S III
że nawet korzystając z plastiku, można osiągnąć znacznie lepsze efekty. Nadal podtrzymuję swoje zdanie, że obecna konstrukcja iPhone’a, która ma już blisko dwa lata, jest najlepszą pod względem jakościowym, z dostępnych na rynku. Metal i szkło – bardzo industrialny i chłodny (również w fizycznym odczuciu) design, ale trzymając go w ręce mamy poczucie jakości. Wysokiej. Przy okazji porównywania Galaxy Nexus z HTC One X, zwracałem uwagę na to, że ten pierwszy znacznie lepiej leży w mojej, niemałej dłoni. Podobnie jest z SGS3, który się z niej nie wyślizguje i ani razu nie bałem się, że wypadnie mi z ręki. Niestety, jego rozmiar praktycznie uniemożliwia obsługę tego telefon jedną ręką. O ile w biegu telefony do 4” można bez większych problemów obsłużyć jedną ręką, to do nowego Galaxy potrzeba często użyć obu. Pytanie, na które każdy musi sam sobie odpowiedzieć, brzmi – czy jest to kompromis, na który jesteśmy gotowi się zgodzić?
22Ekran Niestety, Samsung nic sobie nie robi z recenzji i w materii ekranu nic się nie zmieniło. Nadal stosowany jest PenTile, który jest konstrukcją gorszą. Na brzegach czcionek oraz przy kontrastujących kolorach wyraźnie widać nietypowy układ subpikseli. Wzorem w moich oczach nadal pozostanie iPhone 4S, ze swoim IPS-owym LCD, ale HTC One X wcale nie jest gorszy – największa różnica wynika z mniej realistycznych kolorów. Tutaj niestety, Samsung również pozostał wierny tradycji – kolory, a w szczególności odcienie zieleni i czerwieni, są przepalone. Nie przejaskrawione nawet. Przepalone. Zrobiłem zdjęcie swojego czerwonego samochodu. Oglądając go na ekranie Galaxy S III otrzymujemy jedną wielką czerwoną plamę. Dopiero na komputerze zaczyna bardziej odzwierciedlać realne kolory. Można co prawda przełączyć tryb ekranu AMOLED z „dynamic” na „natural”, co je wyraźnie poprawia, ale nadal nie można mówić o jakimkolwiek podobieństwie do rzeczywistości. Zwróćcie uwagę na zdjęcia podłączone do artykułu – naturalna zieleń jest w tle. Przeglądając moje fotografie, załamałem się patrząc, jak przekłamane zostały kolory... Niestety, pod tym względem jestem w zdecydowanej mniejszości
045
– wygląda na to, że większość ludzi preferuje przejaskrawione i przepalone kolory. Im bardziej, tym lepiej. To trochę tak, jak z jakością muzyki, jakiej słuchamy – może być mp3 nagrany w 64Kbps, byleby coś grało. Pod tym względem nadchodzą smutne czasy, ale mam nadzieję, że w przyszłości zobaczymy LCD klasy tych, które można spotkać w telefonach HTC czy Apple. Wspomnieć trzeba o jednej bardzo irytującej funkcji – nie spotkałem się z nią ani w stockowym Androidzie, ani w nakładce Sense HTC. Chodzi o jasność samego ekranu. Samsung Galaxy S III, przy włączonych wszystkich „bajerach”, o których napiszę później, bardzo szybko pożera baterię. Ekran oczywiście stanowi najbardziej prądożerny element i dlatego, jeśli nastawimy jasność na tryb „automatyczny”, to nawet w pełnym słońcu, nie osiągnie on maksymalnej jasności. Widocznie jest to zabieg mający na celu oszczędzanie akumulatora, ale jest to funkcja całkowicie nie do zaakceptowania. W pełnym słońcu (a takich dni ostatnio u nas sporo) ekran jest całkowicie nieczytelny. Nie widać na nim zupełnie nic. Dopiero po przełączeniu na tryb manualny i podkręceniu go na maksa, daje się coś dostrzec. Niestety jest to kolejna czynność, którą trzeba wykonywać, a o której wspominałem w pierwszej części – nie chcę myśleć ani zarządzać takimi rzeczami. Skoro iPhone czy iPad potrafi od 2007 roku prawidłowo dostosować jasność do panujących warunków, to powinien to bym bardziej
11/2012 2 SPRZĘT 2 Samsung Galaxy S III
robić telefon z 2012 roku. W tym miejscu również widać wyraźną przewagę SLCD w HTC One X czy IPS w iPhone 4/4S – oba w słońcu są w pełni czytelne. Mam szczerą nadzieję, że Samsung w końcu odejdzie od koncepcji AMOLED, która jest zwyczajnie gorsza i tak jak wspominałem w „pierwszych wrażeniach” – tłumaczenie się dłuższą żywotnością ekranu jest całkowicie bez sensu w dzisiejszych czasach. Duży ekran ma kilka zalet. Przede wszystkim są aplikacje, które zwyczajnie mieszczą na ekranie więcej informacji. Flipboard, który jest prawie identyczny do wersji na iOS, wygląda zwyczajnie bardziej imponująco na takiej powierzchni, chociaż daleko mu do wrażeń, jakie dostarcza ekran 10”. Największe wrażenie jednak zrobił na mnie YouTube – różnica pomiędzy 3.5”, a 4.8” jest ogromna, a brak konieczności mrużenia oczu z pewnością docenimy na starość, jak będziemy zastanawiali się, czy robić sobie operację plastyczną poprawiającą wzrok.
22TouchWiz oraz fizyczny przycisk Home Bardzo spodobała mi się nakładka Sense UI od HTC. Była przemyślana oraz funkcjonalna. W szczególności odpowiadał mi tryb samochodowy, który automatycznie włączał się po włożeniu telefonu do firmowego uchwytu. W nakładce Samsunga jest jednak wiele innych elementów, które bardzo przydają się w codziennym użytkowaniu. Co więcej, podobają mi się jeszcze bardziej. TouchWiz dotychczas porządkował nieco chaotyczną funkcjonalność Androida i zbliżał go do iOS. Różnica pomiędzy stockowym Android 4.0 Ice Cream Sandwich, a posiadającym nakładkę, jest tym samym znacznie mniejsza, ale nadal istnieje kilka ciekawych drobnostek, które ułatwiają życie. Przekonuje mnie wykorzystanie przycisku Home do szeregu różnych funkcji, podobnie jak ma to miejsce pod iOS.
046
Jedno wciśnięcie powoduje powrót do ekranu głównego. Podwójne natomiast wyzwala S-Voice – odpowiednik Siri. Przytrzymanie go z kolei wyświetla miniaturki, wraz z podglądem, wszystkich pracujących w tle aplikacji. Możemy się pomiędzy nimi przełączać lub je zabijać prostym gestem w prawo, który „wyrzuca” aplikację „poza ekran”. Oba docki (na głównym ekranie oraz na ekranie blokady) można też modyfikować – jeśli dobrze pamiętam, to w poprzednich Samsungach Galaxy S II i Note nie było takiej możliwości (poprawcie mnie jeśli się mylę). Tego typu udogodnień jest mnóstwo i pomimo że bardzo odpowiadały mi wirtualne przyciski na Galaxy Nexusie, to jednak muszę palmę pierwszeństwa dać rozwiązaniu Samsunga. Po bokach Home znajdują się również przyciski dotykowe – lewy odpowiada za menu kontekstowe, a prawy za komendę „Wstecz”. Ta ostatnia mnie niezmiernie irytuje. Na tyle, że czasami używanie aplikacji jest nie do zniesienia. iOS ma to znacznie lepiej rozwiązane, jeśli developer stosuje się do zaleceń producenta. Otóż jeśli wejdziemy „głębiej” w strukturę programu, to w górnym lewym rogu zawsze możemy wrócić ikoną. Każde pacnięcie w nią wraca nas o jeden „poziom”. Każdy to zrozumie i każdy automatycznie wie, gdzie wróci. Androidowy przycisk „wstecz” jednak nie działa tak, a najprostszym przykładem jego wad jest aplikacja Twittera. Jeśli ją uruchomię, to pojawi mi się Timeline. Następnie, jeśli przejdę do wiadomości prywatnych, to do głównego menu mogę powrócić na dwa sposoby – przyciskiem wstecz lub z menu kontekstowego, który wymaga dwóch kliknięć. Jeśli natomiast wejdę w do prywatnych wiadomości bezpośrednio z Powiadomień, to przycisk „wstecz” już nie cofnie mnie do Timeline’u, tylko do ostatniej czynności, którą robiłem zanim sprawdziłem DMy w Twitterze. Podobnie to zresztą wygląda pod Flipboardem. Niestety nie mam w zwyczaju zapamiętywania kolejności czynności, w jakich je wykonywałem i nie zamierzam temu poświęcać czasu. To właśnie przykład funkcji, która czasami działa dokładnie tak, jak chcemy, ale od czasu do czasu zrobi coś nieplanowanego. Niestety, ale to jest wada UI i problem można rozwiązać poprzez przemyślenie całego sposobu wykorzystania tego przycisku. Wiele osób powie mi, że się czepiam. Prawda jest jednak taka, że osoby zaprzyjaźnione z komputerami sobie z tym poradzą, ale zwykli użytkownicy już nie. Oni nie zrozumieją, dlaczego raz dzieje się tak, a innym razem inaczej. Niezrozumienie prowadzi
11/2012 2 SPRZĘT 2 Samsung Galaxy S III
do frustracji... Frustracja prowadzi do nienawiści. A nienawiść prowadzi do ciemn... Przepraszam! Za dużo Gwiezdnych Wojen ostatnio oglądałem.
22S-Voice i Google Voice Search S-Voice, czyli kopia Siri, jest na dzień dzisiejszy w zasadzie bezużyteczny. Jeśli już zrozumie nasze intencje, to radzi sobie całkiem sprawnie, ale często po prostu tępo patrzy w naszą stronę, z twarzą niezmąconą myślą. Aha – nie obsługuje oczywiście języka polskiego. Jeśli już zaczniemy do niego przemawiać po angielsku, to wyniki są zaskakująco różne. Potrafiłem trzy razy powtarzać dokładnie to samo zdanie, starając się (mocno!) stosować ten sam akcent, ten sam ton i identyczną dykcję. Wyniki były natomiast skrajnie różne – od pełnego zrozumienia, aż do kompletnego jego braku. Samej Siri daleko do ideału, ale jeśli Samsung chce w tym zakresie konkurować z Apple, to musi jeszcze sporo pracy w to włożyć. Od razu uprzedzam, że z moim akcentem i wymową jest wszystko w porządku. Znacznie lepiej natomiast spisuje się Google Voice Search, który jest również częścią systemu operacyjnego, jego widgetów oraz przeglądarki Chrome. Nie rozumiem jednak, dlaczego, zależnie od miejsca, w którym kliknę w ikonę mikrofonu, mam skrajnie różne efekty. Przykładowo, po skonfigurowaniu Voice Search, aby automatycznie rozpoznawał, czy mówię po polsku czy angielsku, te ustawienia nie przeniosły się na widget na ekranie domowym, którego musiałem osobno konfigurować. Z kolei, w niektórych miejscach miałem z góry predefiniowany język, bez automatycznego rozpoznawania. Nie rozumiem, dlaczego tak jest. Nie rozumiem, dlaczego jest taki brak spójności. Podobnie, nie rozumiem, dlaczego w jednej aplikacji interfejs odpowiedzialny za kopiuj i wklej wygląda tak, a w innej inaczej. „Grzesiu, jak ja mam to... zrozumieć, skoro Ci biedni ludzie tego nie rozumieją?!” Moja irytacja wynika z faktu, że chciałbym w końcu zobaczyć sprawne rozwiązanie do dyktowania tekstu. Tak – chciałbym kiedyś móc
047
przedyktować recenzję, zamiast ją pisać. (Czy ja już kiedyś wspominałam, że niedoczekanie Twoje?! – przyp. korekty) Rozpoznawanie mowy Google stoi na sporo wyższym poziomie, niż u Apple na dzień dzisiejszy, z jednego prostego powodu – ma wsparcie dla języka polskiego. Czekam na kolejne innowacje w tym względzie.
22Klawiatura w TouchWizie Android ma spory problem, jeśli chodzi o klawiatury. Stockowy ICS, przykładowo, nie ma wbudowanego słownika języka polskiego. To, w moim przypadku, dyskwalifikuje ją. Jest natomiast wiele odpowiedników, ale jeszcze nie znalazłem takiego, który by mi odpowiadał. Wbudowana w Galaxy S III klawiatura, to bodajże najlepsza, z jakiej korzystałem pod Androidem. Szybka, pewna, z dobrze działającą autokorektą. Znacznie lepsza, niż odpowiednik HTC. Mam kilka zastrzeżeń, jak chociażby wstawianie spacji po automatycznie poprawionym wyrazie, nawet jeśli chcę wstawić znak przestankowy. Ogólnie, jest jednak bardzo dobrze. Poza jedną rzeczą – nie ma przycisku odpowiedzialnego za szybkie przełączanie się na wprowadzanie głosowe. W tym celu należy rozwinąć Powiadomienia i tam zmienić klawiaturę. To kolejna drobnostka, ale tylko pozornie. Jeśli je wszystkie do siebie dodamy, to UX zaczyna stawać się irytujący. Podsumowując jednak samą klawiaturę – duży ekran zapewnia nie tyle większe przyciski, co więcej wolnej przestrzeni pomiędzy nimi. To wymaga chwili przyzwyczajenia oraz dłuższych ruchów palcami, ale pisze się na niej naprawdę dobrze. Jak zostaną dopracowane powyższe problemy, to będzie to jedna z lepszych klawiatur na rynku, a na pewno lepsza od alternatyw ze sklepu Play – przynajmniej w moim odczuciu.
22Powiadomienia To jedna z funkcji Androida – razem z możliwością dzielenia się plikiem/zdjęciem z prawie dowolną aplikacją – która jest świetnie dopracowana. Podejrzewam, że Powiadomienia w Jelly Bean (Android 4.1), są jeszcze przyjemniejsze. iOSowe Centrum Powiadomień, pomimo że atrakcyjniejsze wizualnie – znowu to kwestia gustu – nie funkcjonuje tak wygodnie.
11/2012 2 SPRZĘT 2 Samsung Galaxy S III
Jedną z funkcji, którą Samsung wprowadził do Powiadomień podczas tygodnia testów, była możliwość wyłączania/wyłączania automatycznej regulacji podświetlenia ekranu. Do tego doszło też pudełko, dzięki któremu możemy wybrać tryb automatyczny. To wszystko „fajnie i ładnie” – sprawdza się w praktyce. Ale nie powinno w ogóle być konieczności zmiany tego co chwilę. Natomiast dostęp do opcji wyłączenia GPS, przesyłania danych i wielu innych funkcji jest miłym dodatkiem, chociaż dla mnie osobiście wystarczyłyby przełączniki dla Bluetooth, WiFi i dźwięku. Niezależnie – tutaj również pojawiła się niespójność. Przed uaktualnieniem, które pobrałem w połowie zeszłego tygodnia, mogłem rozwinąć Powiadomienia bez odblokowywania ekranu (nie mam hasła/PIN/wzorku ustawionego), a po nim nie mogę. Dlaczego? Nie wiem i zapewne się nie dowiem. Podsumowując – ekran Powiadomień to jeden z najciekawszych aspektów Androida i tutaj Apple mógłby się wiele nauczyć. Proste gesty do usuwania poszczególnych pozycji z listy są znacznie wygodniejsze w użyciu, a mnogość dostępnych w tym widoku funkcji zostanie doceniona przez wiele osób.
22Mnogość funkcji Przeraziła mnie mnogość funkcji dostępna w panelu Ustawienia. Można tam spędzić tydzień i nadal nie sprawdzić funkcjonalności każdego suwaka. Co gorsza, Ustawienia sprawiają wrażenie, że tam znajdziemy wszystko. Wszystko? Nie zupełnie. Ustawienia telefonu znajdują się w aplikacji odpowiedzialnej za dzwonienie. Tego też nie rozumiem. Ale wracając do Ustawień – taka mnogość opcji, do spółki z takimi pozycjami jak „pol. gł. dla apl.”, „przec.dłonią, aby przech.” czy „dotknij dwukrotnie, a...” (reszta nie zmieściła się na ekranie), doprowadza do tego, że całość nie jest intuicyjna. A gdybym ja pisał skrótami? Ciekawe
048
ile osób w ogóle próbowałoby czytać mój bełkot. A cz. Ty mn. czyt. gdyb. stos. tak. pisow? Dokładnie. Drugą stroną medalu, to, co często najbardziej zatwardziali fani Androida wychwalają, jest fakt, że możemy dostosować telefon do praktycznie każdego scenariusza i każdej osoby. Nie do końca rozumiem co prawda funkcje Ruchu, jak nazwał je Samsung, ale ponoć możemy przechylać, obracać czy szurać telefonem, aby coś z tego wynikło. Niestety, nigdy nie dowiedziałem się, co – nie starczyło mi cierpliwości, ponieważ dana funkcja raz działała, a raz nie. Samsung w TouchWizie wprowadził jedną funkcję, za którą krytykuję Androida od samego początku. Pod iOS, jeśli pacnie się w pasek statusu na górze ekranu, to zostaniemy przeniesieni do góry strony WWW, na górę listy kontaktów czy też na górę ekranu aktualnej aplikacji. Android nadal tego nie wspiera, więc Samsung obszedł problem za pomocą akcelerometru. Jeśli dwukrotnie stukniemy w obudowę nad ekranem, to po sekundzie Galaxy S III zareaguje i przescrolluje ekran na początek. Mój entuzjazm niestety szybko opadł. Okazuje się, że funkcja ta działa jedynie w liście kontaktów oraz w dwóch innych, średnio użytecznych miejscach. To właśnie brak globalnej spójności zniechęca mnie do tego systemu i świadczy o niedopracowaniu wielu rzeczy.
22Scrollowanie na czterech rdzeniach Użytkownicy Androida często kompletnie nie rozumieją, dlaczego iOSowcy czepiają się płynności scrollowania. Idą w zaparte i twierdzą, że wszystko jest tak jak być powinno. Rzeczywiście, można mieć takie wrażenie, a wynika ono ze znieczulenia. Używając przez kilka dni Samsunga, przestałem zwracać uwagę na brak płynności. Co więcej, drugiego dnia już wydawało mi się, że jest super. Dopiero ponowna przesiadka na iPhone’a 4S pokazała różnicę. Znaczną.
11/2012 2 SPRZĘT 2 Samsung Galaxy S III
Osobom, które nadal twierdzą, że gadam głupoty, proponuję zwrócić uwagę na jedną rzecz – Google stworzył Projekt Masło (Project Butter), który ma zadanie dostarczyć stałych 60 fps do każdej animacji w Androidzie 4.1 Jelly Bean. Skoro to zrobili, to też uważają, że jednak coś jest na rzeczy. Nie zmienia to jednak faktu, że jest znacznie lepiej, niż było na starszych telefonach, szczególnie pod kontrolą Androida 2.3.x. Mam też wrażenie, że HTC One X bardziej lagował, ale nie trzymajcie mnie za słowo, ponieważ nie mam teraz możliwości zrobienia bezpośredniego porównania.
22Ojej, ale on duży! Kompletnie nie rozumiem trendu robienia gigantycznych telefonów, które jednocześnie są modelami topowymi. Dlaczego nie ma 3.5” Galaxy S III dla kobiet o małych dłoniach? Testowaną sztukę dawałem kilku dziewczynom, aby na szybko przekazały mi swoje „pierwsze myśli” na jego temat. Pierwszą rzeczą jaką słyszałem, i to za każdym razem, było: „Ojej, ale on duży! Fajny telefon, ale nie dla mnie – mam za małe ręce.” Tworząc takie kolosy, producenci automatycznie zamykają się na 50% rynku. Idąc ulicą bardzo często widzę kobietę z iPhone’em. Bardzo często też widzę facetów z HTC One X lub dużymi Galaxy. Nigdy jeszcze nie widziałem kobiety z dużym Androidem. To trochę podobny, marketingowy błąd, jaki zrobił wirtualny operator MobilKing, dając do emisji seksistowskie reklamy, które automatycznie wykluczyły kobiety z potencjalnego grona przyszłych klientów. Chciałbym w przyszłości zobaczyć około 3.5-4” smartfon w topowej specyfikacji. Wbrew pozorom jest sporo osób, które wolą mniejsze telefony.
22AirPlay i iTunes Ta pierwsza funkcja, wraz z zastosowaniem $99 AppleTV, pozwala w iście magiczny sposób na bezprzewodowe słuchanie naszej muzyki z Maka, iPhone’a, iPoda touch czy iPada. Możemy, posiadając kilka AppleTV lub Airport Express, puszczać muzykę w paru pomieszczeniach równocześnie. Takie rozwiązania oczywiście proponują firmy trzecie, jak chociażby Sonos, ale AirPlay w połączeniu z telewizorem to prawdziwy majstersztyk. Jak się
049
raz tego spróbuje, to potem ciężko bez tego żyć. To luka, której obecnie nikt inny nie jest w stanie wypełnić, a przynajmniej nie za pomocą kliknięcia w jeden przycisk na ekranie, niezależnie, przy którym urządzeniu w danym momencie siedzimy. iTunes dodatkowo zapewnia bezproblemowy dostęp do najnowszej muzyki – jeden klik i utwór jest na naszym komputerze, telefonie czy tablecie. Z filmami nie jest już tak różowo, ponieważ w Polsce obecnie nie mamy dostępu do seriali, ani najnowszych hitów, które dopiero co zeszły z ekranów kin. Nie zmienia to jednak faktu, że możemy sobie założyć konto w amerykańskim iTunes Store, aby mieć do nich dostęp, bez kombinowania z proxy. Producentom telefonów z Androidem (i nawet samemu Google) obecnie brakuje właśnie tego ekosystemu, wiążącego ze sobą wszystkie urządzenia w prosty i przejrzysty sposób. Co więcej, nie musimy niczym zarządzać – wystarczy wpisać wszędzie nasze Apple ID i hasło, a całość sama się skonfiguruje i zobaczy. To niewątpliwie szalenie trudna rzeczy do implementacji przez producentów, nawet tak dużych jak Samsung. Apple nad tym pracuje od wielu, wielu lat i obawiam się, że ta przewaga, przez przynajmniej kolejny taki okres, będzie jeszcze istniała.
22Galaxy S III jako wolnostojący smartfon Sprawa wygląda zgoła inaczej, jeśli chcemy wykorzystać Galaxy S III tylko jako smartfona. Niewątpliwie, w tej sytuacji warto skierować się ku produktom Google, które mimo starań Samsunga, spisują się moim zdaniem znacznie lepiej niż S-Planner, S-Notes oraz pokrewne. Tutaj jednak pojawia się kolejny przykład niespójności, którego nie jestem w stanie zrozumieć. Czemu producent tak dobrego klienta pocztowego, jakim jest natywny Gmail, nie potrafi stworzyć aplikacji, która miałaby wspólny Inbox dla wszystkich naszych kont pocztowych? Dlaczego muszę do tego stosować inne programy? Mieli na to czas – mnóstwo czasu. Mają do tego ludzi. Drogi Google, proszę sobie wyobrazić, że nie każdy korzysta tylko i wyłącznie z Gmaila.
22W zgodzie z naturą Samsung, podczas konferencji, starał się pokazać, jak bardzo Galaxy S III jest stworzony w zgodzie
050
11/2012 2 SPRZĘT 2 Samsung Galaxy S III
z naturą. Zaraz po prezentacji napisałem, że osobiście wygląda to jak dostosowanie pomysłu marketingowego do stworzonego wcześniej produktu, a nie odwrotnie. Niestety muszę podtrzymać to zdanie, a nawet całość jeszcze bardziej skrytykować. Domyślnie, po uruchomieniu telefonu, każdy przycisk, każde pacnięcie w ekran, wyzwala dźwięk uderzającej w powierzchnię jeziora kropli wody. Fajnie, ale wytrzymałem około pięciu minut, zanim doprowadziło mnie to do szewskiej pasji. Można dźwięk naturalnie wyłączyć w ustawieniach, ale jest to funkcja tak denerwująca i powodująca taki niepokój, że kompletnie nie rozumiem, dlaczego nie zostało to wychwycone podczas testów wewnętrznych. „Na koniec każdej czynności, rozlegał się niepokojący odgłos kropli wody, spadającej do … wody. Ponoć taki odgłos kiedyś stosowano podczas torturowania więźniów – Samsung w każdym razie, uważa to za spokojne dźwięki natury.” Bardzo pozytywnie natomiast oceniam dostępne dzwonki alarmów. Znajdziemy wszystko – od szumu lasu, po fale delikatnie rozbijające się o brzeg plaży, aż do ptaszków ćwierkających radośnie o świcie. Naprawdę miło budzić się do takich dźwięków – idę poszukać takowych dla iPhone’a. Gorzej sprawa wygląda z dostępnymi dźwiękami, które mają służyć do sygnalizowania nadejścia połączenia lub Powiadomień – tutaj od razu sugeruję poszukać własnych alternatyw.
22Aparat i głośnik Aparat ma jedną zaletę – potrafi robić pierdyliard zdjęć na sekundę. Testowałem to i jedyne zastosowanie, jakie przychodzi mi do głowy, to próba uchwycenia jakiegoś zwariowanego czynu naszego dziecka. (Spróbuj sfotografować trzymiesięcznego kota! – przyp. korekty) Ewentualnie jakiegoś tragicznego wypadku. Znacznie bardziej cenię sobie niestety ich jakość, a ta wypada na podobnym poziomie do tych znanych z Galaxy Nexus. Są przyzwoite, ale daleko im do jakości znanej z iPhone’a 4S, który na chwilę obecną robi jedne z lepszych zdjęć. Większych różnic w stosunku do HTC One X nie zauważyłem, przynajmniej w świetle dziennym. Słaby natomiast jest tylny głośnik, który stara się dostarczyć dźwięk wszystkim wokół, ale nie
nam. Ma to sens tylko w przypadku, w którym telefon leży twarzą do dołu – akurat nie mam w zwyczaju kładzenia tak telefonu, aby nie ryzykować zarysowań na ekranie. Tutaj zdecydowanie preferuję umieszczenie go w dolnej części obudowy, podobnie jak w HTC One X czy iPhone 4S.
22Podsumowanie Świat Androidowych topowych smartfonów jest bardzo zróżnicowany, ale to plus prawda? Każdy przecież znajdzie coś dla siebie? Nie zupełnie. Nie ma obecnie na rynku telefonu, który spełniałby moje oczekiwania, a nie są one wcale duże. Chciałbym telefon z 3.5-4” ekranem IPS LCD o rozdzielczości 1280x720 lub podobnej (zależnie od proporcji ekranu), z obudową wykonaną przynajmniej tak dobrze, jak w HTC One X. Do tego przynajmniej 48 godzin czasu pracy (nie czasu standby!), ale zadowoliłbym się dobą. Co więcej – chciałbym, aby producenci telefonów z Androidem rozpoznali potrzebę posiadania telefonu z czystym systemem, dostarczanym bezpośrednio od Google. Mogą być nawet na specjalne zamówienie, ale nie wszyscy chcą mieć nakładki typu Sense czy TouchWiz. Galaxy S III to bardzo solidna propozycja dla osób, które nie chcą integrować się z ekosystemem Apple, a preferują korzystanie z aplikacji i rozwiązań Google. To jednocześnie telefon lepiej wykonany od Galaxy Nexus, ale o brzydszej stylistyce. Jedynym innym konkurentem na dzień dzisiejszy jest HTC One X i klientom, którzy mają problem ze zdecydowaniem się na któryś z nich, proponuję zobaczenie, która nakładka na Androida bardziej im odpowiada. Osobiście wybrałbym Galaxy S III, ale mając też Galaxy Nexusa do wyboru, zdecydowałbym się na tego drugiego. Gdyby jeszcze nie miał ekranu PenTile... 5
Samsung Galaxy S III Producent: Samsung
555555
Model: Galaxy S III W ocenie biorę pod uwagę sam hardware i software, pomijając integrację z ekosystemem oraz wady OS, które są zależne od samego Google. Ocena telefonu dla osób, które chcą go zintegrować z ekosystemem Apple: 3/6 Brak wygodnej synchronizacji z iTunes. Brak AirPlay. Brak lokalizacji w stylu Find My iPhone. Brak sensownej systemowej aplikacji pocztowej. Mały wybór aplikacji. Brak kompatybilności z aplikacjami na OS X, jaką oferują programy w stylu iA Writer oraz wiele innych.
11/2012 2 SPRZĘT 2 HTC One X – aparat fotograficzny...
HTC One X
051
Krzysztof Młynarski
– aparat fotograficzny z funkcją smartfona Dzięki uprzejmości firmy HTC Polska otrzymaliśmy do testów przedpremierowy egzemplarz najnowszego, flagowego smartfonu HTC. Sądząc po „opakowaniu zastępczym”, wykonanym z białej tektury, oraz zawartości pudełka, faktycznie mieliśmy do czynienia z wyjątkowym egzemplarzem nie przeznaczonym do masowej sprzedaży. Widziałem już wcześniej HTC One X. Miało to miejsce na prezentacji dla prasy w Warszawie, która odbyła się dzień po światowej premierze na targach MWC 2012 w Barcelonie. Niemniej jednak, co innego oglądać czy przez chwilę się pobawić, a co innego dostać urządzenie na dłużej do własnych rąk. Warto chyba zaznaczyć, że HTC One X to konstrukcja ciekawa. Na pokładzie mamy czterordzeniowy procesor Nvidia tegra 3 taktowany zegarem 1.5GHZ, dodatkowo wspierany przez układ graficzny ULP GeForce oraz 1GB pamięci RAM. Ponadto, do dyspozycji mamy 32GB pamięci masowej na dane i aplikacje, a wszystko to działa pod kontrolą systemu Android ICS v4.0.3.
22Rozpakowujemy... W opakowaniu, oprócz samego smartfona, otrzymaliśmy komplet białych akcesoriów - ładowarkę z gniazdkiem USB, kabel USB do łączenia smartfona z ładowarką lub komputerem oraz słuchawki z wymiennymi „gumkami”.
22Smartfon jaki jest, każdy widzi Pierwsze, co rzuciło mi się w oczy to fakt, że solidna obudowa smartfonu to 100% monolit, wykonany z poliwęglanu (nie gumowanego).
W zasadzie najbardziej przypomina on obudowę Nokii Lumii 800. Co to oznacza dla użytkownika? Z jednej strony obudowa jest solidna - nie ślizga się w dłoni i nie da się jej łatwo zarysować. Z drugiej jednak strony, nie ma opcji samodzielnej wymiany baterii, podobnie jak np. w iPhone. Przód obudowy zajmuje spory wyświetlacz o przekątnej 4.7”, wykonany w technologii Super LCD 2 (co jest o tyle ciekawe, że średni model z serii One, czyli One S posiada wyświetlacz Super AMOLED). Cóż, LCD to LCD, nawet gdy ma przydomek Super. Objawia się to mniej głęboką czernią aniżeli w przypadku wyświetlaczy wykonanych
11/2012 2 SPRZĘT 2 HTC One X – aparat fotograficzny...
w technologii AMOLED. Obraz na wyświetlaczu HTC One X jest ostry i dobrze wygląda nawet pod większymi kątami – co jest jego plusem, choć kontrast jest również minimalnie (acz zauważalnie) mniejszy niż w przypadku wyświetlaczy AMOLED. Nad ekranem znajduje się głośnik używany podczas rozmów telefonicznych. Wewnątrz otworków głośnika umieszczono maleńkie diody informujące o stanie ładowania baterii – w trakcie ładowania światełko jest czerwone, po naładowaniu – zielone. Po prawej stronie od głośnika umieszczono obiektyw przedniej kamery. Jest ona używana do wideorozmów oraz jako „lusterka” – wraz z urządzeniem otrzymujemy aplikację o wszystko mówiącej nazwie „Lustro”. Bezpośrednio pod głośniczkiem widnieje małe logo HTC. Pod ekranem znajdują się trzy dotykowe, podświetlane przyciski (w kolejności od lewej): powrót strona główna ostatnio uruchomione aplikacje.
•• •• ••
Na tylnej ścianie obudowy widnieje wystający poza płaszczyznę obudowy obiektyw aparatu o matrycy 8Mpix wraz z lampą błyskową LED. W połowie wysokości obudowy umieszczono duże logo HTC, a na samym dole wyjście głośnika oznaczone napisem beatsaudio. Napis ten informuje o zastosowaniu w tym modelu technologii, która znacząco podnosi jakość odtwarzania dźwięku. Złośliwi koledzy stwierdzili, że teraz można wkurzać współpasażerów w tramwaju lub autobusie dźwiękiem stosunkowo czystym, a nie zachrypniętym, jak ma to miejsce w przypadku wielu komórek. Ciekawostką jest to, że technologia beatsaudio obsługuje całość dźwięku w smartfonie – nie wymaga stosowania specjalnie przygotowanych aplikacji. Czas na omówienie krawędzi obudowy. Dolna krawędź posiada jedną, maleńką dziurkę – mikrofon wykorzystywany w trakcie rozmów głosowych.
052
Dziurka mikrofonu umieszczona jest blisko prawej strony obudowy (patrząc od przodu), co świetnie się sprawdza, gdy trzymamy smartfon prawą ręką. Niestety, po przełożeniu do lewej ręki może się okazać, że zasłaniamy wejście mikrofonu i rozmówca przestaje nas słyszeć. Moim zdaniem, lepsze byłoby umieszczenie mikrofonu dokładnie po środku lub na przedniej ściance pod wyświetlaczem. Lewa krawędź obudowy zawiera wyłącznie gniazdo micro-USB – niestety bez żadnej zasłony czy zatyczki. Gniazdo to zostało umieszczone mniej więcej w 1/3 wysokości obudowy, licząc od góry. Górna krawędź obudowy jest chyba najciekawsza. Mamy tu górny mikrofon (maleńka dziurka, podobna do tej na dolnej krawędzi). Mikrofon ten używany jest przez układ eliminujący dźwięki otoczenia. Poprawia to jakość rozmów, szczególnie gdy używamy smartfona w miejscu pełnym obcych dźwięków (np. na ulicy, w kawiarni, w markecie itd.). Tuż obok umieszczono gniazdo słuchawkowe 3.5 mm. Trochę dalej mamy zaślepkę gniazda na kartę microSIM (tak, HTC One X wymaga karty microSIM) oraz przycisk włączenia/usypiania urządzenia. W górnej połowie, prawej krawędzi obudowy umieszczono przycisk służący do regulacji głośności. Zależnie od kontekstu – głośności multimediów, dzwonka czy głośniczka w trakcie rozmowy.
22Czas na start! Po naładowaniu baterii „do oporu” oraz zainstalowaniu karty microSIM w przeznaczonym do tego miejscu, zdecydowałem się na pierwsze uruchomienie urządzenia. Chwilę po wciśnięciu znajdującego się na górnej krawędzi obudowy przycisku, usłyszałem głośną acz krótką melodyjkę, ekran stał się biały a na jego środku pojawił się zielony napis HTC i hasło reklamowe „quietly brillant”. Moment później w miejsce napisu HTC pojawił się napis HTC One, a na dole ekranu logo beatsaudio.
11/2012 2 SPRZĘT 2 HTC One X – aparat fotograficzny...
Następnie, jak to najczęściej bywa w przypadku tego rodzaju produktów, smartfon powitał mnie dłuuugim dialogiem konfiguracyjnym. Odpowiedzi na pytania mają umożliwić konfigurację systemu operacyjnego i rozmaitych narzędzi w nim zawartych. Obok pytań spodziewanych i standardowych (w rodzaju: pytanie o dane konta Google, pytanie o dane konta HTC, czy choćby ustawienia dotyczące zgody na anonimowe wysyłanie lokalizacji itd.) pojawiają się też specyficzne zapytania, jak choćby... prośba o określenie dostawcy usług (w domyśle sieciowych). Jest to o tyle interesujące, że smartfony, które testowałem do tej pory, pobierały sobie tego rodzaju informacje automatycznie w oparciu o dane z karty SIM. W HTC One X tak nie jest i po chwili zastanowienia (o co tu chodzi?) wybrałem z listy Orange (do testów używałem karty Orange Free). Ciekawostkę stanowi fakt, że nie wybranie dostawcy z listy owocuje brakiem możliwości transmisji danych w sieci GSM/3G - pomimo że telefon loguje się do sieci i umożliwia wykonywanie i odbieranie rozmów głosowych. Innym pytaniem, właściwym dla HTC serii One, jest pytanie o dane konta w serwisie dropbox.com. Istnieje też możliwość założenia nowego konta z poziomu dialogu konfiguracyjnego. Dlaczego jest to ważne? Otóż ci z Was, którzy korzystają z dropbox’a wiedzą, że standardowe, darmowe
053
konto udostępnia nam jedynie 2GB przestrzeni „dyskowej” w chmurze. Po wykonaniu kilku dodatkowych czynności, można tę przestrzeń lekko zwiększyć (do 2,25GB) lub nawet do 8GB – zapraszając innych użytkowników do rejestracji w serwisie dropbox.com. Ale... tu mam dobrą wiadomość dla ewentualnych posiadaczy HTC One X – sam fakt posiadania tego smartfonu powoduje, że macie prawo do darmowego korzystania z dodatkowych 23GB przestrzeni dyskowej „w chmurze” przez rok od momentu aktywacji! Słowem, łatwo możecie mieć 25,25GB przestrzeni w miejsce 2,25GB, a to jednak jest pewna różnica, prawda? Oczywiście istnieje możliwość takiego skonfigurowania systemu, aby wykonywane zdjęcia były automatycznie przesyłane do dropbox’a – osobiście zrezygnowałem z tej opcji. Po zakończeniu dialogu, smartfon wita nas tzw. stroną główną, podobną do większości stron głównych we współczesnych urządzeniach tego typu. Na górze strony widnieje pasek z informacjami o stanie sieci, stanie baterii i z mogącymi się pojawiać powiadomieniami. Poniżej widnieje spory, cyfrowy zegar, pod nim widget pogodowy, a jeszcze niżej ikony różnych aplikacji. Na samym dole ekranu umieszczono pasek ze skrótami do najczęściej używanych funkcji. Oczywiście dysponujemy więcej niż jednym „ekranem” na tym poziomie. Przewijaniu ekranów
11/2012 2 SPRZĘT 2 HTC One X – aparat fotograficzny...
pociągnięciem palca w prawo lub w lewo towarzyszy efekt 3D, który niestety nie jest zbyt płynny, jeśli przewijanie wykonujemy niezbyt szybko. Moim zdaniem, za brak płynności odpowiada zbyt mała liczba klatek tworzących sekwencję animacji – raczej nie chodzi tu o problem z wydajnością sprzętu, tym bardziej, że przy szybkim przewijaniu całość wygląda o wiele płynniej. Na środku paska zawierającego skróty do najczęściej używanych funkcji widnieje charakterystyczna kratka, która umożliwia przeniesienie się do ekranów z ikonami zainstalowanych aplikacji. Jak to w przypadku większości smartfonów bywa, producent preinstalował w urządzeniu szereg aplikacji, których zadaniem jest ułatwienie pracy z urządzeniem i możliwość skorzystania z najważniejszych funkcji bez konieczności doinstalowywania czegokolwiek. Mamy tu więc przeglądarkę internetową, aplikację HTC Hub (wyraźnie zapożyczenie pomysłu Samsunga), nawigację Google (wraz z kilkoma innym aplikacjami Google, jak choćby Mapy czy Miejsca). Oczywiście „w zestawie” otrzymujemy klienta poczty e-mail, aplikację dyktafon (Notatki dźwiękowe), aplikację galerii multimediów, edytor filmów nagrywanych wbudowaną kamerą, aplikację radia FM czy też nawet grę o nazwie Teeter (zabawa kulką w labiryntach z otworami pełniącymi
054
rolę pułapek – gra oczywiście bezbłędnie korzysta z wbudowanych w urządzenie sensorów). Oczywiście dostępna jest również aplikacja „Sklep Play” (do niedawna Android Market), która daje dostęp do całego ogromu aplikacji dostępnych dla systemu Android. W trakcie użytkowania smartfonu, gdy instalujemy coraz więcej aplikacji, mamy coraz więcej ekranów z ikonami. Po pewnym czasie, nawigowanie wśród dziesiątek lub setek ikon staje się trudne. Konkurencja, np. Samsung, rozwiązuje ten problem poprzez obsługę gestu „szczypnięcia” na dowolnym ekranie z ikonami aplikacji, co powoduje wyświetlenie miniaturek wszystkich ekranów z ikonami aplikacji i umożliwia szybkie przejście do jednego z nich. W nakładce UI udostępnionej przez HTC taka funkcja nie działa. Jest jednak inne rozwiązanie – na górze każdego ekranu z ikonami aplikacji widnieje ikonka lupki, wystarczy puknąć w nią palcem i wpisać fragment nazwy poszukiwanej aplikacji. W miarę wpisywania nazwy, na ekranie pojawiają się wyłącznie te ikony, których podpisy zawierają w sobie wprowadzany tekst. Bardzo użyteczny pomysł! Choć oczywiście trzeba pamiętać nazwę aplikacji – w przeciwnym przypadku pozostaje żmudne przewijanie kolejnych ekranów – tu pewien minus – ekrany nie przewijają się w pętli. Jeżeli znajdujemy się na ostatnim ekranie i chcemy wrócić na pierwszy z nich, trzeba przewinąć
11/2012 2 SPRZĘT 2 HTC One X – aparat fotograficzny...
wszystkie. Przedstawiciel HTC poinformował mnie, że to jest feature, a nie bug... cóż, jestem innego zdania, ale to zapewne kwestia gustu.
22Aparat z funkcją smartfonu... Być może część z Was pamięta jeszcze osobliwy tytuł, który nadałem temu tekstowi? Dlaczego napisałem, że HTC One X to „aparat z funkcją smartfonu”? To proste – bo takie jest moje wrażenie po ponad tygodniu obcowania z tym urządzeniem. Z resztą sama firma HTC reklamuje to urządzenie sloganami dotyczącymi doskonałych zdjęć i świetnego dźwięku. I w zasadzie tak jest. Wbudowany aparat o matrycy 8Mpix został wzbogacony o dedykowaną elektronikę i specjalne oprogramowanie, dzięki czemu całość dała efekt lepszy niż w dowolnym, innym smartfonie. W zasadzie można śmiało powiedzieć, że kupując HTC One X, kupujemy niezłą kompaktową cyfrówkę z funkcją nagrywania dobrej jakości filmów HD 1080p (z dobrze działającą stabilizacją obrazu!). Ba! Jest to pierwsze urządzenie tego typu, które umożliwia wykonywanie zdjęć w trakcie nagrywania wideo. Tak, to nie jest błąd, to tak działa! Kręcicie film i jakieś ujęcie chcecie uwiecznić jako zdjęcie? Żaden problem... przycisk obok, wyświetlony na ekranie nagrywania wideo. Oczywiście nagrywanie wideo nie przycina się w tym momencie – trwa nadal, jakby nigdy nic. Zdjęcia, szczególnie w plenerze i przy dobrym oświetleniu, wychodzą doskonałej jakości. Ostre, wyraźne szczegóły, a do tego panoramiczne. Nie jest to jednak koniec zalet aparatu fotograficznego. Jego największym atutem jest prędkość działania. Nie dość, że działa praktycznie natychmiast (istnieje szybki skrót do aparatu z ekranu blokady – wystarczy przeciągnąć ikonę aparatu na „kółeczko” i już możemy robić zdjęcia!), to jeszcze oferuje najszybszy w telefonach dostępnych na rynku tryb zdjęć seryjnych. Zdjęcia wykonywane są co 0,2 sekundy... i ich liczba jest ograniczona dostępną pamięcią na dane! Tak! Wciskamy „przycisk” migawki i... trzymamy. Póki nie puścimy – aparat wykonuje zdjęcia. Na koniec pojawia się „galeria” całej
055
serii zdjęć i można wybrać „najlepsze ujęcie”. Resztę można wykasować lub zachować wszystko. Nieco gorzej wygląda sprawa zdjęć wykonywanych w słabszym oświetleniu. O ile dobrze przygotowane zdjęcie wygląda naprawdę nieźle (jak na tej klasy aparat), to zdjęcia wykonywane szybko najczęściej wychodzą nieostre lub ostrość nie jest do końca ustawiona na ten obiekt, który akurat fotografujemy. Mam wrażenie, że aparat zbyt wolno „łapie focus” w gorszych warunkach oświetlenia. Ciekawe możliwości posiada zaawansowany edytor zdjęć, który otrzymujemy wraz z systemem. Dotarcie do niego nie jest łatwe (Galeria -> Zdjęcie -> Edytuj -> Efekty -> Edytuj -> Dodaj filtr + Ramki). Na pierwszy rzut oka, wbudowany edytor zdjęć przypomina znaną aplikację Instagram, aczkolwiek ma nieco większe od niej możliwości edycyjne.
22Kompatybilność i personalizacja... Sporym zaskoczeniem jest dla mnie dość wysoki poziom kompatybilności aplikacji napisanych na Androida 2.x z systemem w wersji 4.0.3. Większość moich ulubionych aplikacji działa na nim bez problemu (a np. w Androidzie 3.1 bywało z tym różnie). Oznacza to, że wprowadzając Androida w wersji czwartej popracowano nad jego zgodnością „w dół”. To dobrze. UI w wersji czwartej jest minimalnie inne od wersji drugiej. Należy pamiętać, że nie ma pod ekranem przycisku „Menu”. Funkcję tego przycisku pełni znacznik „trzy pionowe kropki” wyświetlany w dogodnym - a więc nie zawsze tym samym - miejscu ekranu aplikacji. Po prostu warto o tym wiedzieć przesiadając się ze starszych wersji systemu. HTC One X posiada rozbudowany panel ustawień. Jest tego naprawdę dużo. Smartfon ma nader bogate możliwości personalizacji, włączając w to tzw. „sceny”, skórki oraz tradycyjnie możliwość zmiany tapet, wyglądu ekranu powitalnego, edycję skrótów czy też układu widżetów i ikon aplikacji.
11/2012 2 SPRZĘT 2 HTC One X – aparat fotograficzny...
22Podsumowanie HTC One X to naprawdę wydajny, poręczny i ciekawie zaprojektowany smartfon. W zasadzie, poza brakiem możliwości dokonania własnoręcznej wymiany baterii (co jest standardem w przypadku większości smartfonów z Androidem) i wymogiem użycia karty microSIM (co jest nieco dziwne, biorąc pod uwagę, że One X do najmniejszych nie należy) – nie ma się do czego przyczepić. Nawet zastosowanie wyświetlacza LCD w miejsce AMOLED nie jest tragedią – obraz jest czytelny a jasność zadowalająca. Widać ogrom pracy włożonej w jakość pracy aparatu fotograficznego. Dodatkowo HTC poprawia oprogramowanie dość często – w trakcie prowadzonych przeze mnie testów, udostępnione zostały aż dwie aktualizacje oprogramowania systemowego i za każdym razem widać pozytywne różnice w działaniu. Pewien mankament stanowi fakt, iż firma HTC zrezygnowała z dodawania do zestawu słuchawek Beats Audio. Zamiast nich, otrzymujemy zwykłe słuchawki. Jest to tłumaczone koniecznością obniżenia ceny finalnej produktu, która do najniższych i tak nie należy. Pomimo naprawdę dobrych parametrów technicznych, w ocenie ogólnej, HTC One X nie „rzuca na kolana”. Nie chcę być źle zrozumiany – jest to zapewne bardzo ciekawa propozycja dla osób, które uwielbiają robić zdjęcia i filmy aparatem kompaktowym i chcą się nimi natychmiast dzielić ze znajomymi w sieci. W tej kategorii żaden z obecnych smartfonów nie pobije HTC One X – tak, nawet iPhone 4S. Ale czy to wystarczy, aby pobić konkurencję, aby firma HTC wyszła z kłopotów finansowych i odzyskała silną pozycję na rynku smartfonów? Szczególnie biorąc pod uwagę fakt, że inni producenci również przygotowują smartfony z czterordzeniowymi układami i Androidem 4.x. Nie wiem, moim zdaniem niestety nie, aczkolwiek mogę się mylić. Do największych zalet HTC One X należą: elegancka stylistyka, nie będąca kolejną kopią iPhone,
••
056
••solidna
jakość wykonania (smartfon nie „trzeszczy”, poszczególne elementy są dobrze dopasowane), cienka obudowa (8,9 mm) i niewielka waga urządzenia, naprawdę niezły wyświetlacz (w porównaniu z innymi LCD), wydajność bez zarzutu – przez cały czas testów smartfon działał płynnie, po prostu tak, jak należy, duża, wbudowana pamięć (zarówno RAM, jak i przestrzeń na dane użytkownika), obsługa najnowocześniejszych technologii (NFC, MHL, Bluetooth 4.0), naprawdę dobrej jakości zdjęcia i filmy, plus dobre oprogramowanie edycyjne, doskonała jakość dźwięku (nawet bez słuchawek Beats Audio), bonus w postaci konta Dropbox o pojemności 25GB dostępnego za darmo przez okres roku, szybkie odnajdowanie pozycji GPS. Do wad HTC One X zaliczam: wyświetlacz LCD zamiast stosowanych coraz częściej Super AMOLED, brak możliwości własnoręcznej wymiany baterii, konieczność użycia kart microSIM, brak gniazda na dodatkową kartę pamięci, krótki czas pracy na jednym naładowaniu baterii (szczególnie jeśli korzystamy z wyświetlacza) oraz nagrzewanie się tylnej części obudowy, brak jednoczesnego wsparcia dla GPS oraz rosyjskiego systemu nawigacji satelitarnej GLONASS (użycie obu systemów satelitarnych GPS i GLONASS jednocześnie znacząco poprawia precyzję nawigacji, szczególnie w trudnym terenie – góry, las), obecnie również brak dedykowanego oprogramowania do synchronizacji z Mac OS X i jego aplikacjami (firma HTC zapewniła nas, że takie oprogramowanie powstaje, ale w czasie, gdy testowaliśmy smartfon nie udostępniono nam tego typu aplikacji). 5
•• •• •• •• •• •• •• ••
•• •• •• •• •• •• •• ••
••
Aktualne informacje na temat opisanego tu smartfonu możecie pozyskać bezpośrednio na witrynie producenta: http://www.htc. com/pl/smartphones/htc-one-x/
057
11/2012 2 SPRZĘT 2 HTC One V. najtańszy z jedynych...
Michał Zieliński
555555
HTC One V
najtańszy z jedynych, tajwańskich braci Telefony HTC z serii One znamy od prawie dziewięciu miesięcy. Wtedy to, podczas targów MWC, tajwański producent, zapowiedział zmianę strategii: ograniczenie portfolio do trzech świetnych telefonów, każdy z innej półki cenowej. Od prezentacji minęło kilka miesięcy, nim sprzęty trafiły na półki sklepowe. Ja postanowiłem przyjrzeć się najtańszemu z rodziny – modelowi V. Czy faktycznie jest to świetny telefon? Gdy Peter Chou zaprezentował linię smartfonów od HTC o nazwie One, zwrócił uwagę na ich trzy cechy wspólne: ikoniczny wygląd, autentyczny dźwięk i fenomenalna kamera. Zdecydowałem się dłużej przyjrzeć modelowi One V dlatego, że najmniej wierzyłem w spełnianie wspomnianych warunków przez niego. No bo jak? Takie małe urządzenie, które będzie pracowało szybko, robiło świetne zdjęcia, a przy tym oferowało nieskazitelnej jakości dźwięk? Niemożliwe.
22Zacznijmy od specyfikacji Ta, no cóż, na kolana nie powala. Smartfon napędzany jest jednordzeniowym procesorem Snapdragon
o taktowaniu 1 GHz, wspiera go 512 MB pamięci. Układ Adreno 205 jest odpowiedzialny za wyświetlanie grafik na 3,7-calowym ekranie Super LCD2 o przekątnej 480x800. Głównie możemy na nim podziwiać Androida w wersji 4.0, zmodyfikowanego autorską nakładką – Sense 4.0. Smartfon posiada 4 GB pamięci wbudowanej, z możliwością rozszerzenia jej o kartę pamięci. Jeżeli dodamy do kompletu informacje o aparacie (5 megapikseli, nagrywanie filmów w HD), okazuje się, że nie ma tutaj nic ciekawego. Wszystko znamy co najmniej od roku. Mimo to, telefon jest warty uwagi.
11/2012 2 SPRZĘT 2 HTC One V. najtańszy z jedynych...
22Produkt klasy premium W pudełku znajdziemy standardowy zestaw: smartfon (z folią upiększoną napisem: „the one you’ve been waiting for”), kabel USB, ładowarkę oraz słuchawki. Mimo faktu, że telefon nosi na sobie logo Beats Audio, nie znajdziemy w zestawie słuchawek produkcji Monster – te od HTC są dosyć przyzwoite, do tego mają płaski kabel. Skupmy się jednak na tym, co najbardziej nas interesuje, czyli telefonie. Dzięki stosunkowo małemu ekranowi, HTC One V leży bardzo wygodnie w ręce. Na to składa się również dosyć mała waga, którą udało się uzyskać pomimo zastosowaniu metalowej obudowy unibody. Sama jakość materiałów i ich spasowanie nie pozostawia nic do życzenia – mamy tu do czynienia z produktem klasy premium.
22Charakterystyczna „bródka” Uwagę przykuwa wygląd urządzenia – przypomina on kultowe już modele Legend czy Hero, ze względu na charakterystyczną „bródkę”. Pomaga ona, na przykład wyciągać smartfon z kieszeni, poprawia również komfort rozmów telefonicznych. Przód telefonu to w większości ekran. Nad nim znajduje się głośnik, nieco niżej zobaczymy logo producenta. Pod wyświetlaczem zainstalowano trzy przyciski dotykowe odpowiedzialne za sterowanie systemem: Wstecz, Początek oraz Przełączanie aplikacji. Są one przystosowane w pełni do Ice Cream Sandwich, dlatego w przypadku starszych aplikacji może brakować fizycznego klawisza Menu. Prawy bok to klawisze głośności, zaś na lewym producent umieścił port microUSB. Jest to bardzo wygodne, gdy jesteśmy praworęczni i korzystamy z telefonu za pomocą tylko jednej ręki. U góry, oprócz przycisku Sleep/Wake oraz złącza Jack, swoje miejsce
058
znalazła wielokolorowa dioda powiadomień. Dół urządzenia to klapka, która umożliwia na dostęp do karty SIM oraz karty pamięci, jest tam również zewnętrzny głośnik.
22Multimedia Przy włączeniu smartfona pokazują nam się loga, przypominające, z jakim produktem mamy do czynienia. Poza oczywistym znakiem HTC, zobaczymy tutaj charakterystyczny logotyp Beats by Dr. Dre. Taki sam znajdziemy na klapce One V, wskazuje on na tryb Beats Audio w telefonie. Jest to nic innego, jak odpowiednio ustawiony korektor, który pokazuje swoją moc po podłączeniu odpowiednich słuchawek. Jednak wystarczą dowolne, porządne słuchawki, aby móc się przekonać, że ten smartfon brzmi niesamowicie. Nawet, kiedy piszę tę recenzję, słucham muzyki właśnie z HTC. Dobry dźwięk przyda nam się podczas oglądania filmów – ekran One V mimo swojego małego rozmiaru, bardzo dobrze radzi sobie z odwzorowaniem kolorów, a dopatrzenie się poszczególnych pikseli jest praktycznie niemożliwe. Sprawdza się on świetnie zarówno podczas oglądania filmów, jak i obrazów. Aparat o matrycy 5-megapikseli pozwala robić bardzo dobre zdjęcia, nawet, jeżeli będą
11/2012 2 SPRZĘT 2 HTC One V. najtańszy z jedynych...
wykonywane w niesprzyjających warunkach. Filmy o rozdzielczości 720p wychodzą dosyć przeciętnie – nie ma tutaj ani nad czym się zachwycać, ani nad czym lamentować.
22Sense 4.0 Wraz z serią One, HTC zaprezentowało najnowszą odsłonę Sense – wersję 4.0. Zawsze pamiętałem tę nakładkę, jako zasobożerną, dlatego bałem się o prędkość działania niezbyt wydajnego One V. Zupełnie niepotrzebnie – poprzez usunięcie kilku (niestety, przydatnych) wodotrysków smartfon działa całkiem przyjemnie. Oczywiście, jeżeli zawalimy go setkami aplikacjami, a każdy megabajt pamięci zapełnimy danymi, wtedy będziemy musieli się uzbroić w czas i cierpliwość, aby napisać krótką wiadomość. Naturalnie, nie należy oczekiwać szybkości na poziomie czterordzeniowych modeli, jednak bardzo źle nie jest. Wracając jednak do samej nakładki – widać, że dorosła. Sense teraz pozwala na utworzenie Docku z najczęściej używanymi ikonkami, widżety na pulpitach potrafią „ustąpić” miejsca innym (nowość w Jelly Bean), zaś menu dostały nowe animacje przewijania. Nie zapomniano także o głębokiej integracji z serwisami społecznościowymi, a także Dropboxem (który daje każdemu posiadaczowi HTC One darmowe 23 GB miejsca w swojej usłudze). Producent sprytnie połączył nowości z Ice Cream Sandwich ze swoim wyrobionym stylem,
059
dając użytkownikowi świetny produkt, z którego chce się korzystać. W każdym innym telefonie z Androidem brakuje mi smaczków, które dostarcza HTC w swoich sprzętach.
22Podsumowanie HTC One V daje to, co ma najlepsze – świetną i rozbudowaną nakładkę, a także wysokiej jakości produkty – za stosunkowo niską cenę. Jedyną rzeczą, jakiej One V brakuje – moim zdaniem – jest system Jelly Bean, na którym ten telefon by „pływał”. Bardziej wymagający użytkownicy na pewno i tak go zainstalują mniej oficjalną drogą, zaś ci z mniejszymi potrzebami będą się cieszyć z funkcji, które dostają z Sense 4.0. Czy polecam HTC One V? Za taką ceną (około 1000 złotych) na pewno, jeżeli poszukujecie dopracowanego produktu. 5
11/2012 2 SPRZĘT 2 Philips Fidelio L1 – Recenzja
060
Wojtek Pietrusiewicz
Philips Fidelio L1 Recenzja Pojawił się kolejny konkurent dla tak zacnych słuchawek, jakimi są chociażby Sennheisery HD600 czy Bowers & Wilkins P5. Najpiękniejszy w tej kategorii 1200+ zł jest fakt, że każdy producent wnosi coś innego od siebie, dając nam, konsumentom, spory wybór. Philips poza świetnym brzmieniem pokazał, że można też nie oszczędzać na wykończeniu i użytych materiałach. 22Design Słuchawki – wykonane w zasadzie z trzech materiałów – prezentują się w stylu iście retro. Skóra, aluminium oraz winyl tworzą harmonijną kompozycję, w której jedynie przeszkadza mi kolor skóry na górnej części pałąka – jest ciemno-brązowy, co nie do końca pasuje do wszechobecnej czerni i aluminium. Wspominam o tym jedynie dlatego, że
w zasadzie nie ma się do czego przyczepić. Żłobienia w zewnętrznej części winylowej obudowy nauszników przypominają płyty z dawnych lat, a aluminium z kolei, to krok w stronę nowoczesnych laptopów czy tabletów spod pióra Apple. Mięciutka skóra dopełnia całości i genialnie kontrastuje z metalowym grillem głośników. Najbardziej spodobała mi się jednak funkcjonalność elementów służących do regulacji długości
061
11/2012 2 SPRZĘT 2 Philips Fidelio L1 – Recenzja
pałąka. Wykonane ze wspomnianego aluminium, posiadają wygrawerowaną skalę, której wartość łatwo zapamiętać po dopasowaniu do własnej głowy. To bardzo istotne, ponieważ wszyscy znajomi będą chcieli je przymierzyć, a powrót do własnych preferencji będzie błyskawiczny. Nie opisywałbym tego elementu tak szczegółowo, gdyby nie jedna jego funkcja – po założeniu słuchawek na głowę, nie da się ich wyregulować. Wcześniej ustalona pozycja zostaje zablokowana automagicznie – tak, stosując sporą siłę da się pałąk przesunąć, ale nie jest to prostym zadaniem. Po zdjęciu ich z głowy natomiast, regulacja jest płynna, precyzyjna i nie wymaga wysiłku.
izoluje nas od świata zewnętrznego na tyle, że nic nam nie przeszkadza, ale równocześnie słychać karetki i inne dźwięki, które mogą być istotne. Nie słyszałem też narzekań osób siedzących obok mnie w pociągu przez kilka godzin – słuchawki praktycznie nie wydają dźwięku dla osób postronnych, co jest sporym plusem. Wiemy przecież, jakie to irytujące, gdy ktoś siedzi obok nas i słucha czegoś, co nam przeszkadza. Na koniec dochodzi jeszcze miękkość wykończenia pałąka, który opiera się o czubek naszej głowy – jest on na tyle miękki, że wielogodzinne noszenie Philipsów jest niezauważalne.
22Wytrzymałość 22Komfort
9
Po przesłuchaniu wszystkiego
– od klasyki w wykonaniu
Ludovico Einaudi, do rapu Snoop Dogga, czy też rocka autorstwa Rolling Stonesów, nie mam wątpliwości co do ich wszechstronności
Fidelio L1 mają tę cechę, że obejmują uszy, a nie opierają się na nich. Dodatkowo, skórzane nauszniki nie parzą skóry wokół uszu nawet przy wysokich temperaturach, co udało mi się sprawdzić podczas ostatnich upałów. Całość
Wspominałem już, że jakość wykonania słuchawek jest nienaganna. Nie wspominałem natomiast, że są również bardzo wytrzymałe na złe traktowania. W długi, majowy weekend odbyłem podróż pociągiem do Krakowa – to jednak preferowany
9
Były gniecione w trakcie podróży,
niedbale chowane, rzucane po przyjechaniu na miejsce i przed kilka dni nie miały lekkiego życia – trudy podróży zniosły w iście mistrzowskim stylu
062
11/2012 2 SPRZĘT 2 Philips Fidelio L1 – Recenzja
środek transportu do tego miasta ze stolicy, ponieważ nawet 1. klasa w TLK to luksus (a przynajmniej jak na warunki PKP). Podróż umiliły mi właśnie recenzowane słuchawki, które przewoziłem w swojej naramiennej torbie, do której mieści się iPad i niewiele więcej. Leżały ściśnięte w przedniej kieszeni – były gniecione w trakcie podróży, niedbale chowane, rzucane po przyjechaniu na miejsce i przed kilka dni nie miały lekkiego życia. Trudy zniosły w iście mistrzowskim stylu – nie deptałem ich co prawda, powstrzymałem się też przed skakaniem po nich, ale nie ma na nich nawet śladu. Nie wątpię, że da się je uszkodzić, ale przy podstawowych czynnościach nic im się nie powinno stać i na pewno nie trzeba się z nimi cackać.
22Dźwięk Fidelio L1 miałem okazję, w wersji jeszcze prototypowej, słuchać w zeszłym roku na IFA w Berlinie. Już wtedy zaimponowały mi dźwiękiem. Teraz, po przesłuchaniu wszystkiego – od klasyki w wykonaniu Ludovico Einaudi, do rapu Snoop Dogga, czy też rocka autorstwa Rolling Stonesów, nie mam wątpliwości, co do ich wszechstronności. Miłośnicy basów niestety będą zawiedzeni – nie ma takiego efektu, jakie oferują Beats by Dr. Dre. Dół nie jest neutralny, ale podbicie jest na tyle deWykonane likatne, że nie przeszkaw zasadzie z dza. Środek i góra również trzech materiałów, starają się wiernie odwzosłuchawki prezentują się rować intencje artystów, w stylu iście retro z tym że całość jest delikatnie „wyeksponowana”.
9
Zdecydowanie najlepiej słucha się na nich muzyki rockowej i poważnej, gdzie ponownie odkrywam instrumenty, których wcześniej nie słyszałem w utworach.
22Warto! Zazwyczaj w swoich recenzjach, staram się czytelników zmusić do zadania sobie pytania, czy to jest produkt przeznaczony dla nich. Nie tym razem – to słuchawki dla każdego, kto czerpie chociaż trochę przyjemności z muzyki. Cena oczywiście nie jest niska, ale nie jest to też produkt, który rozsypie się po roku. Odsłuch niestety jest bardzo indywidualną sprawą – jedni, jak chociażby Dominik Łada, preferują brzmienie B&W P5, a inny jak mantrę będą powtarzali, że Sennheisery są najlepsze. Wiem tylko jedno – jeśli, drogi Czytelniku, czcisz Beats by Dr. Dre, to nie są to słuchawki dla Ciebie. Wszystkim innym na szczęście zapewnią naturalne brzmienie, z odpowiednią dynamiką całej sceny, co zależnie od słuchanego utworu, albo przyśpieszy Wam bicie serca, albo pozwoli rozpłynąć się w zachwycie nad jego kompozycją. 5
Philips Fidelio L1 Producent: Philips
555555
Model: Fidelio L1 Cena: 1299 zł W zestawie: s łuchawki, przewód audio dla iPoda/iPhone’a z pilotem i mikrofonem, drugi przewód do innych źródeł dźwięku, adapterx3,5-6.3 mm do podłączanie do amplitunerów i wzmacniaczy, woreczek do chowania słuchawek Plusy: + jakość dźwięku i jego neutralna barwa + wykonanie Minusy: – cena
11/2012 2 SPRZĘT 2 Philips Fidelio AS351 i AS851 dla Androida
063
Wojtek Pietrusiewicz
Philips Fidelio AS351 i AS851 dla Androida Dosyć długo zastanawiałem się, jak ugryźć sam tytuł do tej podwójnej recenzji i niestety poszedłem na łatwiznę. Ta linia produktów niestety nie ma odpowiedniego polotu w dziedzinie nazewnictwa. Ot, po prostu „Fidelio,” za którym stoi kod magazynowy. Pierwsze wrażenia są ważne, ale to najważniejsze nastąpi dopiero po włączeniu muzyki – porozmawiajmy zatem o tym, co istotne… 22Fidelio Linia docków z głośnikami, bez względu na to, czy przeznaczona jest dla Androida czy urządzeń Apple’a, wyznaje podobną filozofię, ale nie taką samą. W przypadku urządzeń z iOSem, muzyka jest przekazywana poprzez Dock connector, czyli całkowicie cyfrowo. Jeśli dany Dock posiada funkcjonalność AirPlay, to możemy również i tą metodą odtwarzać muzykę. Fidelio dla Androida różni się pod tym względem nieznacznie – dźwięk przekazywany jest poprzez Bluetooth, a ciekawie rozwiązany dock służy tylko do ładowania telefonu lub tabletu. Samo złącze micro USB można też ustawiać, regulować, przestawiać i zadecydować, jak głęboko ma wystawać. Pozwala to na kompatybilność
praktycznie z każdym urządzeniem wyposażonym w system operacyjny Google’a. Do całości, choć nie jest obowiązkowy, dołączony jest jeszcze darmowy, dedykowany program, napisany przez Philipsa specjalnie dla linii Fidelio. Aplikacja o tej samej nazwie dba o to, żeby telefon automatycznie łączył się z głośnikiem, gdy tylko wstawimy go w podstawkę i jest do pobrania z Android Market. Jest na tyle inteligentna, że pomaga nam również w ustanowieniu pierwszego parowania „urządzenie-głośnik”. Dodatkowo, oprócz możliwości odsłuchu muzyki w telefonie, daje dostęp do ponad 7000 internetowych stacji radiowych oraz umożliwia współdzielenie się mediami z naszymi znajomymi na Facebooku czy Flickr.
064
11/2012 2 SPRZĘT 2 Philips Fidelio AS351 i AS851 dla Androida
Philips oferuje głośniki Fidelio w różnych rozmiarach – dzięki temu możemy je dokładnie dopasować do naszego wyobrażenia o ich wykorzystaniu. Model AS351, przynajmniej według mojego wyobrażenia, idealnie nadaje się w trzech pomieszczeniach w warunkach domowych: w sypialni (chociaż wersja z budzikiem może okazać się lepsza), w kuchni lub w łazience, przy czym ta środkowa opcja wydaje się być najbardziej rozsądna. Przychodzimy do domu, wstawiamy telefon do ładowania podczas robienia obiadu i przy
Philipsie DS9000 – większym bracie AS351. Jednocześnie nie mam żadnych zastrzeżeń do audio, w szczególności, jeśli pod uwagę weźmiemy cenę urządzenia na poziomie 500-580 zł (zależnie od źródła). Najzabawniejszą ciekawostką jest możliwość połączenia się w zasadzie z jakimkolwiek odtwarzaczem wspierającym standard Bluetooth 2.1, chociaż naturalnie nie będzie wtedy wsparcia dla aplikacji Fidelio oraz automatycznego łączenia się obu urządzeń.
AS351 okazji włączamy nasze ulubione radio lub playlistę. AS351 przy tym nie zajmuje dużo miejsca, a 10W głośniki z pewnością poradzą sobie z dostarczeniem dźwięku do słuchacza. Dodatkowo, jest możliwość zasilania go bateriami AA (4 sztuki), więc potencjalnie może sprawdzić się w podróży – jako, że prądu wystarczy jedynie na 8 godzin grania, to sugerowałbym wyposażenie się w akumulatorki. Dźwięki wydobywające się z dwóch 3” głośników zapewne nikogo nie powalą na kolana, ale nie spodziewajmy się takiej samej klasy jak w 10 kg
Fidelio AS351 Producent: Philips
555555
Cena: 500-580 zł Moc wyjściowa (RMS): 10W Głośniki: 3” pełnozakresowe, 2 szt. Łaczność: Bluetooth 2.1, AUX IN 3.5mm Wymiary (sz. x gł. x wys.): 271 x 130 x 90 mm Zasilanie: AC lub 4 szt. baterii typu AA Plusy: + niewielkie rozmiary + niska cena względem jakości wykonania i możliwości + możliwość zasilania bateriami Minusy: – jakość dźwięku może być niewystarczająca dla osób bardzo wymagających
11/2012 2 SPRZĘT 2 Philips Fidelio AS351 i AS851 dla Androida
065
AS851 Większy model serii Fidelio dla Androida wymaga też znacznie więcej miejsca. Ma prawie 43 centymetry szerokości i trzeba uprzednio zaplanować, gdzie chcemy go ustawić. Duży pokój wydaje się być znacznie lepszym dla niego miejscem. Funkcjonalność ma prawie identyczną z mniejszym bratem, z tą różnicą, że dodatkowo posiada wbudowany DSP do 5-pasmowej, cyfrowej korekty dźwięku wraz z presetami typu: Rock, Jazz, Classic i tak dalej. W pudełku otrzymujemy również pilota, z którego możemy sterować dźwiękiem przekazywanym z telefonu – posiada wszystkie standardowe funkcje, takie jak regulacja głośności, przełączanie się pomiędzy piosenkami czy start i stop. AS851 ma również wbudowany zegarek z budzikiem, który umożliwia zdefiniowanie, czy chcemy się budzić do naszej własnej muzyki czy
Fidelio AS851 Producent: Philips
555555
Cena: 900 zł Moc wyjściowa (RMS): 15W Głośniki: 3” pełnozakresowe woofery, 2 szt. Łaczność: Bluetooth 2.1, AUX IN 3.5mm Wymiary (sz. x gł. x wys.): 421 x 157 x 140 mm Plusy: + niska cena względem jakości wykonania i możliwości Minusy: – jakość dźwięku może być niewystarczająca dla audiofilów
wolimy mieć uszy łechtane dźwiękami natury. Pomimo że większy model również posiada tylko dwa 3” głośniki, to dają one zdecydowanie pełniejsze dźwięki. Podobnie jak w przypadku AS351, dźwięk prawdopodobnie nie zadowoli audiofilów, ale jest znacznie lepszy we wszystkich zakresach i może oczywiście grać znacznie głośniej. Maksymalna głośność w zupełności wystarczy na domówkę ze znajomymi, ale ostrzegam, że jednocześnie zmusi sąsiadów do wezwania policji. Cena, oscylująca w rejonie 900 zł, na szczęście nie powinna nikogo przestraszyć – jest bardziej niż odpowiednia do tego, co w zamian otrzymujemy.
22Na koniec Philips robi bardzo solidne i cenowo zróżnicowane produkty zarówno dla iUserów, jak i Androidowców – jakościowo są zdecydowanie w górnej części rynku i nie wahałbym się przed wyborem, któregokolwiek z nich. Jak zwykle trzeba zrobić tylko dwie rzeczy: wyznaczyć sobie górną, akceptowalną granicę cenową oraz zdecydowanie dobrać model zgodnie z jego przeznaczeniem. Na szczęście problem będziecie mieli tylko z tym pierwszym… 5
www.getresponse.pl
Poznaj narzędzie, które pokochało 250 000 użytkowników na całym świecie! najwyższa dostarczalność na rynku zaawansowane funkcjonalności prosta obsługa wsparcie ekspertów
Sprawdź nasze kompetencje i skontaktuj się z nami:
Maciej Ossowski
Dyrektor Działu Edukacji maciej.ossowski@getresponse.pl +48 784 639 386
067
11/2012 2 SPRZĘT 2 Sony Smart Watch
Mateusz Gryc
Sony Smart Watch W pod koniec 2010 roku Sony, wtedy jeszcze jako Sony Ericsson, zaprezentowało dość interesujące urządzenie – LiveView. W przeciwieństwie do często dużych i nieporęcznych zegarków, do których producenci na siłę wciskają Androida, LiveView jest po prostu „pilotem” do smartfona. Gadżet, choć nigdy nie okazał się hitem, zebrał kilka ciepłych recenzji i znalazł wystarczająco dużo odbiorców, by nakłonić Sony do produkcji następcy, noszącego już dumną nazwę SmartWatch. Czy jest on naprawdę taki smart? Moje oczekiwania wobec SmartWatch były duże. Pierwsze materiały prasowe prezentowały urządzenie dużo ładniejsze, niż poprzednik. Dodatkowo, tym razem „zegarek” został wyposażony w ekran dotykowy. Nawet sama zmiana nazwy, z kojarzącej się jedynie z „podglądem” na podkreślającą „inteligencję”, pozwalała sądzić, że mamy do czynienia z urządzeniem już nie prototypowym, ale w pełni dopracowanym i klasę lepszym niż poprzednik. I z takim nastawieniem – niedługo po europejskiej premierze – z amówiłem własny egzemplarz.
22Zestaw SmartWatch dociera do nas w biało-czerwonym opakowaniu, które przypomina pudełka z LiveView i któremu całkowicie obca jest obecna moda na minimalizm – jest dość duże i ma nietypowy kształt. Mnie osobiście ani to grzeje, ani chłodzi – to nie
9
Wbrew nazwie, SmartWatch to tylko pilot
do smartfona, bez którego staje się całkowicie bezużyteczny
068
11/2012 2 SPRZĘT 2 Sony Smart Watch
22Wygląd i wykonanie
dla pudełka kupiłem ten gadżet. Jednak samo wydostanie zegarka z „konstrukcji”, w jakiej jest we wnętrzu umieszczony jest na tyle trudne, że wymagało ode mnie użycia nożyczek. W pudełku, poza samym urządzeniem i masą papierów (instrukcje we wszelkich językach świata), znajduje się kilka akcesoriów. Mamy tu gumowy pasek na rękę (odpowiada mi bardziej, niż ten dodawany do LiveView) w wybranym przez nas kolorze (zdecydowałem się na czarny), biały kabel USB służący wyłącznie do ładowania, oraz specjalną blaszaną płytkę, dzięki której możemy zamontować SmartWatch na bardziej typowym pasku do zegarka. Niestety w pudełku nie znajdziemy ładowarki – pozostaje nam ładowanie z portu USB komputera, lub użycie ładowarki od telefonu. Sam kabel jest nietypowy – w celu zaoszczędzenia miejsca zrezygnowano z gniazda microUSB w urządzeniu, a użyto autorskiego sposobu podłączania. Wtyczka jedynie dotyka wystających z tylnej części obudowy styków, zaś w prawidłowej pozycji utrzymuje ją, służący do przyczepiania do paska klips. Wygląda to ciekawie i nowatorsko, ale gwarantuję Wam – jeśli kiedyś ten magiczny kabel się uszkodzi, jedynym miejscem, gdzie można zakupić zamiennik, jest sklep Sony.
SmartWatch prezentuje się dość dobrze, a na pewno dużo lepiej, niż poprzednik i mnie osobiście ten wygląd bardzo przypadł do gustu. Przód urządzenia zdominowany jest przez 1,3 calowy ekran, wykonany w technologii OLED, o rozdzielczości 128x128. Boczne krawędzie otoczone są srebrną ramką, która niestety jest bardzo podatna na zarysowania. Dość szybko zaczną pojawiać się na niej mikroryski i niestety nie można temu w żaden sposób zapobiec – no chyba, że odkładając gadżet na półkę. Na prawej krawędzi znajduje się jedyny przycisk – włącznik. Praktycznie całą tylną obudowę zakrywa klips. Nie ma żadnego dodatkowego mechanizmu blokady, ale sprężyna dociska go dość dobrze i raczej nie ma możliwości, by zegarek spadł z paska. Lubi się jednak czasami odgiąć przy zakładaniu np. koszuli z długim rękawem. Za klipsem znajdziemy opisywane już styki do ładowania, numery seryjne i obowiązkowy napis „Made in China”. Gadżet jest w całości plastikowy, a przez to bardzo lekki – waży jedynie 15 gram, co dla mojego nadgarstka było prawdziwą ulgą (zegarek, którego używam na co dzień jest bardzo ciężki). Mój SmartWatch kilkukrotnie spadał na podłogę z blatu biurka, ale na szczęście nie udało mi się go w żaden sposób uszkodzić. Mimo to szkoda, że Sony nie zdecydował się na użycie lepszych materiałów – wystarczające byłoby, gdyby ramka otaczająca obudowę była aluminiowa, a urządzenie straciłoby ten troszkę irytujący, tandetny posmak. Wygląd – na plus, materiały – na minus.
22Pierwsze uruchomienie Odrzucamy na bok pudełko, akcesoria i przystępujemy do zabawy. Urządzenie łączy się ze smartfonem za pomocą Bluetooth (obsługuje wersję 3 – w ciągu paru miesięcy używania, kilkukrotnie zdarzyło mi się, że połączenie padło, ale nie jest to sytuacja nagminna), paruje bez problemu i po chwili... nic się
11/2012 2 SPRZĘT 2 Sony Smart Watch
069
nie dzieje. Jest to policzek dla każdego gadżeciarza, który, tak jak ja, zawsze „daje sobie radę bez instrukcji”. Do poprawnego działania potrzebne są jeszcze dwie aplikacje. Sony LiveWare (obecnie dostępny pod nazwą Smart Connect) służy wywołaniu wybranej reakcji, po wystąpieniu określonej akcji. Mówiąc prościej, potrafi np. wyciszyć smartfon w określonych godzinach, albo uruchomić odtwarzacz muzyki po podpięciu słuchawek. W naszym przypadku, po podłączeniu SmartWatch ma uruchamiać drugą niezbędną aplikację – SmartWatch. Jeśli mamy już te programy, naszym oczom wreszcie ukazuje się cyferblat.
22Ekran Właśnie w tym momencie doświadczamy największego rozczarowania. O ekranie trudno powiedzieć cokolwiek dobrego. Oczywiście nikt nie wymaga od tego typu urządzenia rozdzielczości Full HD, ale wpatrywanie się w ten wyświetlacz jest aż bolesne. Pół biedy, jeśli na ekranie wyświetla się duży zegarek, bądź jakiś niewymagający obrazek. Ale czytanie tekstu, np. powiadomień, jest zwyczajnie nieprzyjemne. Dodatkowo, jego podświetlenie jest bardzo słabe – w pełnym słońcu nie widać już właściwie niczego. Szkoda, spodziewałem się większej Jakość poprawy względem Livewyświetlanego View. Ekran ma chyba tylobrazu, jest niestety ko jedną zaletę – jest dobardzo, bardzo słaba tykowy, o czym za chwilę.
9
22Interfejs i sposób działania Cały czas musimy pamiętać, że SmartWatch to tylko i wyłącznie pilot dla naszego smartfona. Bez połączenia z Androidem, nie może służyć nawet jako zegarek – po każdym uruchomieniu urządzenie
musi zsynchronizować godzinę (na szczęście jeśli później połączenie zostanie zerwane, zegarek nadal będzie działał poprawnie). Sercem gadżetu jest wspominania już wcześniej aplikacja SmartWatch. To za jej pomocą wybierzemy jeden z trzech cyferblatów („analogowy”, duży cyfrowy, lub mały cyfrowy – najciekawszy, ponieważ w przeciwieństwie do pozostałych, nigdy nie gaśnie) oraz zainstalujemy aplikacje. By odblokować ekran zegarka i przejść do aplikacji możemy albo użyć przycisku na obudowie, albo dwukrotnie stuknąć w ekran, choć ta druga metoda czasem działa, czasem nie. Gadżet jest też wyposażony w akcelerometr – jeśli korzystamy z cyferblatu, który wygasza ekran, teoretycznie „potrząśnięcie” zegarkiem powinno uruchomić
11/2012 2 SPRZĘT 2 Sony Smart Watch
go ponownie. Teoretycznie, gdyż w praktyce, znów – raz zadziała, raz nie. Największą zaletą urządzenia jest „dotykowość” ekranu – jest on pojemnościowy, więc nie trzeba go dociskać, obsługuje także dotyk dwóch palców naraz. Działa dość dobrze, ale musimy operować dużą powierzchnią palca – nie wystarczy delikatnie muskać powierzchni wyświetlacza. Interfejs bazuje na dwóch głównych widokach – pierwszym jest pulpit z widżetami, które działają podobnie jak na Androidzie – są po prostu wycinkiem aplikacji. Drugi (przechodzimy do niego, przesuwając palec w dół) to Androidowa szuflada z ikonami wszystkich aplikacji. Za przycisk „wstecz” służy nam jedyny gest dwupalcowy – szczypnięcie. Dla osób o grubszych palcach może być trudny do wykonania, ale i tak uważa, że jest to lepsze rozwiązanie, niż dodatkowe przyciski.
070
do obsługi SMS-ów, połączeń głosowych (bardzo przydatne, gdy korzystamy z zestawu słuchawkowego – nie musimy odbierać w ciemno), pilot do odtwarzacza muzyki (standardowe przyciski + sterowanie głośnością), Gmaila, Kalendarza czy – jeśli korzystamy z tych serwisów – Twittera i Facebooka. Zegarek o wszystkich nowościach poinformuje nas wibracją. I znowu zgrzyt. Programy do obsługi połączenia (zakończenie rozmowy itp.), połączeń nieodebranych i książki telefonicznej to trzy różne aplikacje, które trzeba osobno pobrać! Czy nie można było zrobić z tego jednej aplikacji „Telefon”? Kolejną niedoróbką jest to, że wszystkie aplikacje, poza Wiadomościami, obsługują tylko powiadomienia. O ile można przejrzeć wszystkie SMS, to w aplikacji Gmail pojawią się wyłącznie nowe, nieprzeczytane maile. Tak samo z Kalendarzem – wyświetla tylko zdarzenia o ustawionym powiadomieniu. Jeśli w Kalendarzu mamy np. plan zajęć (bez przypomnień) – niestety, nie wyświetlą się w zegarkowej aplikacji. Programów od Sony jest w Play Store kilkanaście i często pojawiają się nowe, za co należy się pochwała, biorąc dodatkowo pod uwagę popularność samego gadżetu. A jak z aplikacjami niezależnych producentów? Jest ich naprawdę dużo – od aplikacji do sterowania prezentacjami, po proste gry typu Kółko i Krzyżyk (zwykle darmowe, te płatne można policzyć na palcach jednej ręki). Mnie najbardziej podobają się trzy.
22Endomondo, VFinder, GPS Mapa… 22Aplikacje Pobieramy je z Play Store – za pomocą programu SmartWatch łatwo znajdziemy podstawowe aplikacje oraz przeszukamy cały sklep w poszukiwaniu oprogramowania niezależnych producentów. Rozwiązanie to jest całkiem dobre – ilość programów na ten dość nietypowy gadżet jest zaskakująco duża. Jedyne, co może zdziwić to to, że nawet takie podstawowe aplikacje Sony, jak pilot odtwarzacza, obsługa wiadomości czy połączeń również musimy pobrać ręcznie – ważą one po kilka kilobajtów i nic by się nie stało, gdyby były zainstalowane domyślnie. Z podstawowych aplikacji, jakie należy mieć, warto wymienić wspomniany wcześniej program
Pierwsza z nich, to znana wszystkim miłośnikom sportu Endomondo. Jeśli mamy tę aplikację na p okładzie naszego smartfona, w menu zegarka pojawi się przeznaczony do niej p ilot – nie m usimy w tym celu pobierać żadnych dodatkowych rozszerzeń. Pozwala pauzować i przerywać trening, dodatkowo wyświetlając na ekranie wszystkie informacje, jakie standardowo udostępnia Endomondo. Bardzo fajny i przydatny dodatek. Druga nosi nazwę VFinder i jest pilotem aparatu. Włączenie jej uruchamia od razu aparat w smartfonie i – co ciekawe – na ekranie zegarka pojawia się podgląd obrazu. Odświeża się on ze sporym, kilkusekundowym opóźnieniem, co nie
071
11/2012 2 SPRZĘT 2 Sony Smart Watch
zmienia faktu, że i tak robi to wrażenie. Dotknięcie ekranu powoduje wykonanie zdjęcia. Ostatnia perełka, to GPS Map. Aplikacja ta wyświetla na ekranie mapę z naszą aktualną pozycją. Na smartfonie możemy wybrać miejsce, do którego chcemy się dostać, a na zegarku pojawi się podgląd trasy – zupełnie jak w Mapach na smartfonie. Obraz jest zawsze wycentrowany na naszą pozycję, możemy go przybliżać i oddalać przesuwając palcem w górę lub dół. Jest to naprawdę fajny program i to chyba jedyny z serii tych „bajeranckich”, z którego korzystałem nie tylko dla zabawy. Szkoda tylko, że na smartfonie miejsca docelowego nie możemy wskazać na mapie – musimy wpisać adres ręcznie.
22Bateria i codzienne użytkowanie Producent twierdzi, że bateria urządzenia powinna zapewnić 4-5 dni pracy bez ładowania (lub dwa tygodnie „delikatnej pracy”, co oznacza pewnie leżenie na półce). I u mnie to najczęściej właśnie 4 dni. SmartWatch co prawda wyłączam na noc, ale w dzień użytkuję dość intensywnie – cały czas mam włączony ekran z uruchomionym zegarkiem, często używam pilota do odtwarzacza, oraz innych podstawowych aplikacji. Z wydajności baterii jestem więc zadowolony. Również czas pracy smartfona nie spada jakoś dramatycznie, chociaż pracujący bez przerwy. Bluetooth urywa kilkanaście minut na dobę.
22Podsumowanie Trudno jest krytykować urządzenie, którego używa się prywatnie i za które zapłaciło się własnymi pieniędzmi – chcę jednak być wobec czytelników fair. Nie jest to też urządzenie jednoznacznie
Sony Smart Watch Producent: Sony
5555 65
Model: SmartWatch Waga: 15,5 g Czas pracy: 4 dni Wymiary: 36 mm x 36 mm x 8mm (wys. x szer. x grub.) Ocena: Design: 4,5/6 Jakość wykonania: 3/6 Wydajność: 4,5/6
„złe”, chociaż niektóre niedoróbki bardzo rażą (problemy z odblokowaniem podwójnym pacnięciem w ekranu czy potrząśnięciem), a jakość wykonania i – szczególnie – ekranu pozostawia sporo do życzenia. Ja używam SmartWatch jako fajnego gadżetu, chociaż nie wiem, czy zakupiłbym go ponownie. A czy polecam innym? W większości przypadków, nie. Jeśli rozważacie zakup, musicie pamiętać, że – wbrew nazwie – nie jest to „inteligentny Na dzień dzisiejszy SmartWatch zegarek”, a jedynie pilot jest tylko ciekawostką do smartfona. SmartWat– niczym, bez czego cha nie polecam również nie można się obejść. sportowcom, którzy waPotrafi jednak odrobinę hają się między zestawem uprzyjemnić życie, smartfon + SmartWatch, pod warunkiem, że nie a Motorola ACTV. wymagamy od niego Gadżet Motoroli to zuzbyt wiele pełnie inna półka. Zawodowi sportowcy i pasjonaci naprawdę poważnie traktujący swoje hobby, powinni jednak postawić na ACTV. A weekendowi biegacze i rowerzyści zastanowić się, czy naprawdę muszą wydać 400 złotych tylko po to, by wyjmować smartfona z kieszeni? Również wspomniana cena jest tu sporą wadą – gdyby SmartWatch kosztował o połowę mniej, ta recenzja wyglądałaby zupełnie inaczej. Urządzeniu za 200 zł można więcej wybaczyć, ale od gadżetu za 400 zł, wymagam chociaż odrobinę lepszego ekranu i nienagannie działających czujników. Jeśli jednak ktoś – jak ja – jest gadżeciarzem i po prostu „napalił” się na to urządzenie, pewnie i tak zwyczajnie je kupi. I raczej nie będzie jakoś strasznie załamany. Jeśli nie wymagamy od niego za dużo, SmartWatch spełnia swoją funkcję i uprzyjemnia odrobinę życie. Jednak to tylko gadżet, nic, bez czego nie można się w dzisiejszym świecie obejść. 5
9
072
11/2012 2 SPRZĘT 2 AR.Drone 2.0
AR.Drone 2.0 555555
Norbert Cała
9
AR.Drone jest jeszcze prostszy
w pilotażu, jednocześnie potrafi wykonywać w powietrzu ewolucje, jakie na pierwszej generacji nie były możliwe
Uwielbiam AR.Drone’a. Mówiłem o tym wielokrotnie. Wielokrotnie też zachwycałem się możliwościami tej – bądź co bądź – zabawki. Jeśli nie wiecie, co to AR.Drone, to pewnie mnie nie znacie! Spieszę więc Wam wyjaśnić, że jest to quadricopter sterowany za pomocą iPhona’a i innych telefonów z Androidem. Ten obiekt latający jest dość prosty w pilotażu, wyposażony w kamery i posiadający całkiem spore wsparcie ze strony aplikacji na smartphone’y. Swoim egzemplarzem pierwszej generacji wylatałem zapewne więcej, niż nie jeden pilot pułku lotnictwa specjalnego. Niestety, widać zabrakło szkoleń na symulatorze i w czasie jednej z misji AR.Drone musiał wodować w basenie. Po dłuższych oględzinach nie został zakwalifikowany nawet do naprawy. Gdy już prawie uruchamiałem środki płatnicze na nową sztukę, świat obleciała informacja
o zbliżającej się szybkimi krokami nowej wersji tego urządzenia. Jakoś udało mi się przetrwać te dwa miesiące i kilka tygodni temu odebrałem od dystrybutora jedną z pierwszych testowych sztuk AR.Drone 2.0.
22Applowska droga… Na pierwszy rzut oka firma Parrot, czyli producent tego urządzenia, do modyfikacji podeszła bardzo Apploe’wą drogą. AR.Drone bowiem, od AR.Drone 2.0 różni się tym czym iPhone 4 od iPhone 4S. Tylko osoba dobrze znająca temat rozróżni te urządzenia, zwróci uwagę na tak subtelne różnice jak bardziej płaskie poprowadzenie linii kadłuba. Jednak zagłębienie się w specyfikację pokazuje wyraźnie, że to zupełnie nowe urządzenie, z którego usunięto
073
11/2012 2 SPRZĘT 2 AR.Drone 2.0
9
Mimo bardzo znacznych zmian
na lepsze, AR.Drone 2.0 to ciągle jednak zabawka, a nie profesjonalny sprzęt
większość wad modelu pierwszego. Przede wszystkim, poprawiono czujnik wysokości. W pierwszej generacji, do pomiaru wysokości był wykorzystywany czujnik ultradźwiękowy oraz przyspieszenia. Niestety, nie zawsze dawało to dobre pomiary, teraz doszedł do tego czujnik ciśnienia, prawie taki sam, jak jest stosowany w samolotach. Teraz informacje o wysokości są bardzo dokładne i nie oszukują go np. krzaki, nad którymi latamy.
22I obrót na własnej osi.. AR.Drone 2.0 został też wyposażony w kompas 3D, dzięki któremu możemy zmienić system sterowania naszym obiektem latającym. Do tej pory sterowany za pomocą przechyleń iPhone’a mierzonych przez akcelerometr, AR.Drone jako punkt wyjścia do brał położenie naszego urządzenia. Dzięki kompasowi 3D możliwe jest sterowanie bezwzględne, czyli jako punkt wyjścia do sterowania jest brana pozycja pilota. Te oraz kilka innych zmian w konstrukcji spowodowały, że nowy AR.Drone jest jeszcze prostszy w pilotażu. Jednocześnie potrafi wykonywać w powietrzu ewolucje, jakie na pierwszej generacji nie były możliwe. Ta najbardziej spektakularna to FLIP, czyli obrót wokół własnej osi. Ewolucja ta wygląda bardzo efektownie, ale wbrew pozorom
jest bardzo prosta do wykonania nawet dla laika, należy jedynie dwa razy kliknąć na prawy wolant na ekranie. Wrażenia na widzach bezcenne. Jedynymi wadami części związanej z samym lataniem, które pozostały nierozwiązane, są małe odległości, na jakie możemy odlecieć od sterownika. Ciągle jest to 50 metrów, ale obawiam się, że jest to fizyczne ograniczenie zastosowanej drogi komunikacji, czyli sieci Wi-Fi. Drugi problem to krótki czas zabawy na jednym ładowaniu baterii. Niestety, po 20 minutach zabawy będziemy musieli się przygotować na 3 godzinne ładowanie akumulatora.
22Latająca maszyna z kamerami Zmiany związane z pilotażem są spektakularne, ale na najważniejszą zmianę postanowiłem zwrócić uwagę szczególnie. Jeśli dokładniej przyjrzycie się pudełku z nowym AR.Drone zauważycie napisy Fly, Record & Share. Już pierwsza generacja posiadała wbudowane dwie kamery, ale były one dość marnej jakości i tak naprawdę służyły tylko do podglądu na ekranie telefonu tego, co widział nasz obiekt latający. W wersji 2.0 wszystko uległo zmianie. Przednią kamerę marnej jakości zastąpiła kamera kręcąca filmy w rozdzielczości HP 720p z szerokim obiektywem o koncie widzenia 90°.
074
11/2012 2 SPRZĘT 2 AR.Drone 2.0
Dolna pozostała niezmieniona, ale jej tak naprawdę prawie nie używamy. Dzięki tej zmianie filmy nakręcone przy pomocy AR.Drone 2.0 można już nie tylko oglądać na telefonie, ale równie komfortowo na dużych ekranach. Mogą one być też wreszcie do czegoś przydatne, a sam AR.Drone 2.0 może znaleźć zastosowanie praktyczne, np. w przypadku konieczności zobaczenia jakiegoś obiektu z góry. Oczywiście podglądanie opalających się sąsiadek lub sąsiadów w ogródku lub na balkonie także będzie dostarczało większej ilości wrażeń, ale w tym przypadku trudno będzie zachować anonimowość. AR.Drone 2.0 – mimo że subiektywnie pracuje ciszej niż wersja pierwsza – to nadal jest to bardzo głośne urządzenie. Z tego też powodu nagrywany film jest pozbawiony dźwięku, po prostu było by słychać tylko szum śmigieł. Za to nagrywany obraz jest naprawdę dobrej jakości, artykuł jest ilustrowany stop-klatkami z filmu nagranego właśnie za jego pomocą. Oczywiście mimo rozdzielczości 720p obraz nie jest tak dobry jak z kamery w dobrych smartfonach. Największe problemy widać przy szybkich zmianach położenia AR.Drone – obraz wtedy jest mocno kompresowany i pojawia się silne pikselowanie. Problemem jest też automatyczny balans bieli, który momentami zawodzi i na filmie pojawiają się oszukane kolory. Te wady nakręconego materiału bledną jednak przy możliwości podlecenia AR.Dronem do filmowanego obiektu.
To, że film kręcimy Kamera HD może w rozdzielczości 720p być wreszcie powoduje, że zajmudo czegoś przydatna, je on dość sporo pamięa sam AR.Drone ci – 20 minut to około 2.0 może znaleźć 600MB. Abyśmy nie muzastosowanie praktyczne sieli marnować miejsca w naszym telefonie, Parrot wyposażył nową wersję AR.Drone w złącze USB w które wpinamy zwykły pendrive. Z poziomu oprogramowania ustalamy, czy film ma być zapisywany na urządzeniu, czy na dysku USB. *** AR.Drone to nie tylko latająca maszyna z kamerami, sterowana za pomocą telefonu. W sklepach App Store i Google Play znajdziecie kilkanaście aplikacji, które pozwalają na interaktywną zabawę naszym quadricopterem. Są aplikacje, w których możemy strzelać do przeciwników w poszerzonej rzeczywistości, ale także takie pozwalające na zabawę dwóm lub więcej graczom z fizycznymi urządzeniami. Wybór aplikacji jest naprawdę szeroki i każdy znajdzie coś dla siebie. Mimo bardzo znacznych zmian na lepsze, AR.Drone 2.0 to ciągle jednak zabawka, a nie profesjonalny sprzęt. Jednak naprawdę dobrze wykonana zabawka, a po poznaniu jej zalet,cena nieco ponad 1200 zł wydaje się być przynajmniej umiarkowana. 5
9
11/2012 androidmagazine.pl
ANdroid magazine SpRzęt:
Programy:
gry:
Google Nexus 7
Najlepsze aplikacje do obsługi Twittera
Bad Piggies
Right Click
NBA 2K13
HTC One X Samsung Galaxy S III Sony Smart Watch Philips AS351 i AS851
Circle Alarm Pictoreo
Wild Blood Defense Zone 2 HD
AR.Drone 2.0
NajNowsze Nexusy i wszystko o ANdroidzie Jelly BeAN Felieton: Nexus 7
WyWiad: AutoMApA
Nowości: HtC oNe x+, soNy xperiA odiN, sAMsuNg gAlAxy MusiC
Relacja: tArgi iFA 2012 BerliN
11/2012 2 oprogramowanie 2 Android Jelly Bean
076
Michał Brzeziński
Android Jelly Bean Czerwcowa konferencja Google rozpoczęła się od trzęsienia ziemi. Zaprezentowano nowego Androida, a chwilę później tablet Nexus 7. Jelly Bean, chociaż spodziewany, był wielką zagadką i to pewnie dlatego wywarł tak dobre wrażenie, pierwsze wrażenie. Ale po dłuższym użytkowaniu... jest tylko lepiej. 22Project Butter W każdej nowej wersji systemu pojawia się jeden, stały punkt – optymalizacja i zwiększenie szybkości. I rzeczywiście, z każdą kolejną iteracją telefony działają coraz lepiej. Ten krok jest jednak olbrzymi. Poprzez synchronizację kilku elementów Android wreszcie działa bardzo płynnie. Samo korzystanie z Jelly Beana jest przyjemnością. Składa się na to jeszcze jeden element – animacje. Teraz nie są one przypadkowe, tylko ściśle zależą od kontekstu. Pokazują, co się obecnie dzieje i zwiększają intuicyjność systemu. Przykładem jest otwieranie aplikacji przez dotknięcie ikonki – obraz
zaczyna się powiększać od miejsca, w którym znajdowała się ikonka. Rozwiązano też animacje przywracania aplikacji w tle oraz przechodzenia pomiędzy widokami. Project Butter jest tylko jedną z nowości w Jelly Beanie i jako jedną z niewielu, trudno ją zrozumieć bez sprawdzenia na własnej skórze. Po dłuższym korzystaniu z systemu widzę, że właśnie optymalizacja i upiększenie to fundamenty nowego Androida. Pozostałe funkcje są tylko wisienką na torcie.
22Google Now A w tej wisience najbardziej widoczny jest Google Now, czyli inteligentny asystent. Wizja tego
077
11/2012 2 oprogramowanie 2 Android Jelly Bean
projektu jest bardzo fuWłaśnie tak turystyczna, czyli w stylu powinna wyglądać giganta z Mountain View. przyszłość. W założeniu Google Now ma wiedzieć, kiedy potrzebujemy konkretnej informacji i podsuwać ją, jeszcze zanim sami zaczniemy szukać. Na razie funkcjonalność usługi nie jest bardzo szeroka, zwłaszcza w Polsce. Google Now sugeruje trasę do wyznaczonego miejsca, przypomina o natężeniu ruchu po drodze, pokazuje prognozę pogody na najbliższe dni, a także pobiera informacje z kalendarza. Przydatny jest także podczas wyjazdów, oferuje bowiem przeliczanie walut, tłumaczenie oraz aktualną godzinę w naszym kraju. I to tyle, jeśli chodzi o podstawowe zastosowanie. W moim przypadku korzystanie z Google Now sprowadza się do trasy dojazdu oraz prognozy pogody. I obydwie funkcje sprawdzają się znakomicie. Integracja Google Now jest szeroka, ponieważ obejmuje wszystkie urządzenia, na których korzystamy z konta Google. Nawet, gdy wyszukamy jakiekolwiek miejsce, Google Now za chwilę sugeruje najlepszą drogę dojazdu oraz przedstawia natężenie ruchu. Właśnie tak powinna wyglądać przyszłość.
9
22Wyszukiwanie i obsługa głosowa Google od dłuższego czasu stara się bezpośrednio dostarczać odpowiedzi na wyszukiwane pytania. Jest to widoczne przede wszystkim na desktopach i – jak to zwykle bywa – głównie przy używaniu języka angielskiego. Android wchodzi na wyższy poziom i chce odpowiadać na pytania wypowiedziane na głos. Wykorzystuje do tego projekt Knowledge Graph, który przedstawia dane w konkretny oraz przejrzysty sposób. I tutaj elastyczność jest o wiele większa niż w Google Now. Od pytań o pogodę, przez informację o sławnej osobie i miejsca w pobliżu, kończąc na problemach egzystencjonalnych. Wprowadzono również Po dłuższym korzystaniu obsługę głosową, chociaż z systemu widzę, jest ona bardzo uboga. że właśnie optymalizacja Sprowadza się do ustai upiększenie to wiania alarmu, przypofundamenty nowego mnienia, włączania muzyAndroida. Pozostałe ki, dzwonienia i wysyłania funkcje są tylko smsów. wisienką na torcie Ale to wszystko ma jedną ogromną wadę
9
11/2012 2 oprogramowanie 2 Android Jelly Bean
– wymaga języka angielskiego. I nie wystarczy mówić po angielsku, trzeba zmienić język całego systemu. Dodając do tego potrzebę ładnego wysławiania się w języku obcym, wyszukiwanie i obsługa głosowa pozostają tylko ciekawym gadżetem.
22Rozszerzone powiadomienia O tej funkcji nie mówi się zbyt wiele, chociaż dla mnie jest naprawdę rewolucyjna. Od teraz powiadomienia nie służą jedynie do pokazywania informacji, ale także do podjęcia odpowiednich działań i/lub przekazywania więcej treści. Powiadomienia ciągle przyjmują stary wygląd, a do rozszerzonych informacji dostęp uzyskujemy przez przeciągnięcie dwoma palcami w dół na danym elemencie. Jeśli notyfikacji jest kilka, automatycznie powiększa się ta na samej górze. Pomysł jest bardzo praktyczny. Dostając kilka e-maili wreszcie nie trzeba wchodzić
078
w aplikację, żeby zobaczyć nadawcę oraz temat. Całego SMS-a można przeczytać bez otwierania skrzynki odbiorczej. Przy nieodebranym połączeniu p ojawia się przycisk do szybkiego oddzwonienia. Takich przykładów jest wiele. Największy jednak potencjał mają deweloperzy tysięcy aplikacji. Część najpopularniejszych programów została przystosowana do nowego systemu, ale do pełnego wykorzystania możliwości jeszcze daleka droga.
22Inne Pozostają jeszcze inne dodatki, które nie są przełomowe, ale ułatwiają życie. Pierwszy z nich to galeria. Korzystając z aparatu wystarczy przesunąć palcem na bok i można przejrzeć ostatnio zrobione zdjęcia. Gdy dwoma palcami wykonamy gest oddalania, pokazuje się nowy typ podglądu. Zdjęcia są nieco pomniejszone, ale – co ważniejsze – można je usuwać,
11/2012 2 oprogramowanie 2 Android Jelly Bean
przesuwając palcem poza ekran. Bardzo przydatne, zwłaszcza gdy zawsze robimy kilka zdjęć „na wszelki wypadek”. Kolejnym miłym dodatkiem jest autorozmieszczanie widżetów. Gdy chcemy przenieść skrót lub widżet na pulpit, czasami zapominamy wcześniej zrobić dla niego miejsce. Teraz Android sam zaaranżuje pozostałe elementy tak, żeby wszystko się zmieściło. Działa to bardzo dobrze, chociaż rzadko okazywało się naprawdę przydatne.
22Platform Development Kit Główny powód do narzekań na Androida? Aktualizacje. Standardem stał się fakt, że oprócz Nexusów, telefony aktualizowane są – w najlepszym przypadku – kilka miesięcy po premierze systemu. Dlatego nie można zapomnieć o innej nowości, która została zaprezentowana wraz z Androidem Jelly Bean. PDK, czyli Platform Development Kit, to zestaw narzędzi, które pozwalają twórcom hardware’u wcześniej przygotować się na premierę Szybszy, systemu. płynniejszy Do tej pory produceni teoretycznie ci mieli dostęp do kodu inteligentniejszy. oprogramowania wtedy, Ale przede wszystkim, kiedy Google go publiczkorzystanie z niego jest nie udostępniło, najczęo wiele przyjemniejsze. ściej kilka tygodni po premierze. Od teraz wreszcie
9
079
będą oni mieli wielomiesięczną przewagę nad „zwykłym śmiertelnikiem”, co od dawna powinno być standardem. W skrócie – aktualizacje teoretycznie powinny pojawiać się o wiele wcześniej niż do tej pory.
22Podsumowanie Jaki jest Android Jelly Bean? Szybszy, płynniejszy i teoretycznie inteligentniejszy. Ale przede wszystkim, korzystanie z niego jest o wiele przyjemniejsze. Znalazło się w nim miejsce na takie bajery jak Google Now lub wyszukiwanie głosowe. Widzę w nich potencjał na miarę futurystycznych filmów, jednak potrzebują one więcej czasu i oczywiście lepszej współpracy z językiem polskim. Rozszerzone powiadomienia to niewielka zmiana, która znacznie zwiększa produktywność, zaś przydatność zmienionej galerii i autorozmieszczania widżetów zależy już od indywidualnego sposobu korzystania z Androida. Droga do systemu idealnego jeszcze daleka. Na przyszłość bardzo dobrze rokuje PDK, chociaż zobaczymy, jak sprawdzi się w praktyce. Naprawy wymaga przycisk wstecz, który kieruje się logiką niezrozumiałą dla przeciętnego użytkownika. W interfejsie można znaleźć sporo niespójności, a siatka widżetów ciągle wymaga optymalizacji. Google na pewno ma co robić w kolejnej wersji Androida. 5
11/2012 2 oprogramowanie 2 aplikacje do obsługi Twittera
080
Mateusz Gryc
Ciekawe aplikacje do obsługi Twittera Jesteście fanami Twittera, ale oficjalna aplikacja niespecjalnie Wam odpowiada? Warto dokładnie przejrzeć Play Store, gdyż w ostatnim czasie pojawiło się kilka naprawdę interesujących zamienników. Poniżej prezentujemy opis – moim zdaniem – najciekawszych propozycji. Twitter to najpopularniejsza platforma mikroblogowa współczesnego Internetu. Ten oparty na krótkich, 140-znakowych wpisach serwis rośnie nieprzerwanie, ostatnio zyskując popularność także w Polsce. Korzystają z niego blogerzy, celebryci, portale, a nawet stacje telewizyjne. Wydaje się, że tweetowanie (poprawna forma, „twittowanie” jest błędna) stało się po prostu modne. Już od dłuższego czasu poszukuję najlepszego zamiennika dla oficjalnego klienta Twittera, który – mimo niezaprzeczalnych zalet jak push, czyli powiadomienia błyskawiczne – niespecjalnie mi odpowiada. Najbardziej doskwiera mi brak możliwości modyfikacji wyglądu, oraz podglądu mediów bezpośrednio na osi czasu. Z racji tych
22Plume
Cena: Darmowa lub 15,43 zł
Każde porównanie wymaga jakiegoś punktu odniesienia. W tym przypadku mogłaby to być oficjalna
poszukiwań, przez mój smartfon przewinęło się całkiem sporo interesujących znalezisk. Niektóre z nich nadal są w wersji rozwojowej, ale uważam, że warto zwrócić na nie uwagę.
aplikacja Twittera. Zakładam jednak, że każdy użytkownik serwisu już ją zna i będzie w stanie sam ocenić, jak na jej tle wypadają inne programy. Dlatego na wstępie przedstawię Plume – najdłużej używany przeze mnie klient Twittera. Program, do którego zawsze wracałem po testach innych, ze spuszczoną głową. Ma jednak swoje wady, które sprawiają, że mimo wszystko poszukuję czegoś w zamian. Zacznijmy jednak od początku. Program dostępny jest w dwóch wersjach – darmowej i płatnej. Różnią się tym, że darmowa wyświetla reklamy, udające sponsorowane tweety. Jeśli nie chcemy wydawać ponad 15 zł na wersję Pro, musimy się do nich przyzwyczaić. Jak każda aplikacja do Twittera, interfejs Plume opiera się na kilku kolumnach. Mamy tu
081
11/2012 2 oprogramowanie 2 aplikacje do obsługi Twittera
standardowo „Timeline”, „Cytowania” i „Wiadomości”, ale możemy dodać także własne, łącznie z kolumną pobierającą nowości z naszego konta na Facebooku. Między kolumnami, w przeciwieństwie do klienta oficjalnego, można przechodzi za pomocą gestu swype. Sam wygląd programu możemy w pewnym stopniu personalizować, wybierając jeden z trzech motywów, wielkość czcionki oraz kolory i sposób oznaczania pewnych elementów, jak wzmianki czy linki w tweetach. Plume posiada wszystkie, najbardziej przeze mnie cenione, funkcjonalności, jakie obowiązkowo powinna mieć aplikacja do Twittera. Korzysta z TweetMarkera, dzięki czemu synchronizuje odczytane wiadomości z innymi aplikacjami, jakich używamy. Automatycznie skraca tweety przekraczające 140 znaków i rozwija te, pisane przez innych. Umożliwia filtrowanie i wyciszanie tweetów, uzupełnia nazwy przy wzmiankach i tagi, poprawnie obsługuje też kilka kont. Ciekawą opcją jest Live Stream – chociaż Plume nie używa powiadomień push (swoją drogą żaden klient, poza oficjalnym, ich nie obsługuje. A właściwie... prawie żaden, o czym więcej pod koniec tekstu), Twitter udostępnia nam narzędzie o naPlume to zwie User Stream, czyli najbliższa ideałowi ustawienie „sztywnego” aplikacja do Twittera, połączenia z kontem i podo której zawsze wracam bieranie na żywo wszystkich nowości. Dzięki temu, nowe tweety i powiadomienia pojawiają się na osi czasu w czasie rzeczywistym – niestety ta namiastka pusha działa wyłącznie, gdy Plume jest na ekranie. Szalenie podoba mi się to, że mamy tu podgląd mediów, czyli zdjęć i filmów zawartych w tweetach, bezpośrednio na timeline, w formie miniatur (dostępne są dwa ich rozmiary). Do tej oszczędzającej kilka kliknięć funkcjonalności przyzwyczaiłem się w takim stopniu, że jej brak z miejsca dyskwalifikuje w moich oczach aplikację do Twittera – a więc i oficjalną.
9
Ostatnią ciekawą cechą podglądu osi czasu jest widok konwersacji. Tak jak i media, wyświetla się ona bez otwarcia nowego okna – po prostu rozwijając pod klikniętym tweetem. Na zakończenie tej „litanii” pochwał dwie ostatnie zalety Plume. Pierwsza to specjalny interfejs przeznaczony dla tabletów. Standardowo wyświetlane są wszystkie trzy kolumny, a po kliknięciu tweeta, dwie z nich zastępowane są nowym fragmentem ze szczegółowymi informacjami, podglądem mediów i konwersacji, dzięki czemu nie marnuje się dodatkowe miejsce. Wiemy, jak kiepsko bywa z przystosowaniem aplikacji do wyświetlania na tabletach z Androidem – tu wyszło to bardzo dobrze. A wisienką na torcie niech będzie to, że Plume, jako jedna z nielicznych aplikacji wykorzystuje już rozszerzone powiadomienia wprowadzone wraz z Jelly Beanem. Jak na razie cały opis to tylko zalety – jaki więc sens ma poszukiwanie innej, skoro ta aplikacja powinna być „idealna”? Po pierwsze Plume zwyczajnie mi się... znudziło. Nie lubię rutyny i choć bardzo cenię możliwości, jakie ten program oferuje, czasem warto spróbować czegoś nowego. Drugą „wadą” jest wygląd programu. Niby wszystko jest dobrze – kolorystyka programu jest stonowana, a wiele elementów interfejsu przeszło niedawno mały „lifting” upraszczający je i dostosowujący do obecnej mody na minimalizm. Niestety, przez to wygląd stał się niespójny, co potrafi razić. Wszystko oczywiście zależy od gustu – znam wiele osób, którym Plume estetycznie całkowicie nie odpowiada. Mnie osobiście się podoba, ale… mówiąc szczerze, w starciu z aplikacjami opartymi o piękny interfejs Holo, nie ma niestety żadnych szans. Plume Minimalna wersja: 2.1
555555
Link: https://play.google.com/store/apps/details?id=com.levelup. touiteur
082
11/2012 2 oprogramowanie 2 aplikacje do obsługi Twittera
22Boid
Cena: Darmowa
Boid znalazł się na drugim miejscu listy nie bez powodu. Była to pierwsza aplikacja nowej generacji, z jaką się spotkałem. Przez „nową generację” mam na myśli wykorzystanie wspomnianego już interfejsu Holo. Boid bazuje na nim całkowi-
cie, używając tylko i wyłącznie natywnych rozwiązań nowego Androida, dzięki czemu działa niesamowicie szybko i płynnie, a waży zaledwie 1,5 MB. Aplikacja jest dziełem kilku programistów-amatorów – najmłodszy z nich ma 16 lat, najstarszy 25. Początkowo służyła im tylko do zapoznania się z nowym interfejsem. Gdy jednak trafiła do Play Store, szybko zyskała rozgłos, właśnie ze względu na jej minimalistyczną estetykę. Jest nadal w wersji beta, więc nie wszystko działa jak należy, ale myślę, że i tak warto przyjrzeć się jej bliżej. Mamy tu stuprocentowy interfejs Holo. Piękny, Korzystający czysty i minimalistyczny wyłącznie ze – to właściwie wszystsystemowych rozwiązań ko, co należy powiedzieć Boid pokazuje, jak piękny o wyglądzie. Boid oferuje potrafi być interfejs Holo kilka skórek (jasna, ciemna, kilka ich kombinacji
9
22TweetCaster
Cena: darmowa lub 15 zł. lub 30 zł.
Ta aplikacja trafiła do spisu z kilku powodów. Po pierwsze – posiada widżet. Nie wiem, dlaczego, ale coraz częściej się z tego narzędzia rezygnuje. Po drugie – posiada osobny interfejs dla tabletów. Po
oraz „pure black” – specjalny motyw dla ekranów AMOLED-owych), a interfejs bazuje oczywiście na edytowalnych kolumnach. Bardzo ciekawa jest kolumna Media, w której wyświetlane są wszystkie zabrane z osi czasu zdjęcia. To, co wyróżnia Boida to np. widok konwersacji. Gdy jesteśmy w podglądzie szczegółowymi tweeta, wystarczy przesunąć palcem w prawo, by zobaczyć całą rozmowę. Niby to tylko mały szczegół, ale to właśnie takie szczegóły tworzą aplikacje „ponadprzeciętne”. Jak Boid ma się do obranego przez nas punktu odniesienia, czyli do Plume? Przede wszystkim jest to nadal wczesna beta. Boidowi zdarza się wywalić, a wprowadzone niedawno powiadomienia, choć zgodne z Jelly Beanem, działają niestety jak im się podoba. W edytorze wiadomości podpowiadane są nazwy użytkowników, ale tagi już nie. Najbardziej irytujący jest jednak brak zapamiętywania pozycji na timeline – zawsze, gdy otwieramy program, ujrzymy najnowszą wiadomość, zamiast miejsce, gdzie skończyliśmy czytać. Aplikacja raczy nas także dużą liczbą animacji, co po pewnym czasie zaczyna męczyć Boidowi należy się zainteresowanie, ale w obecnej wersji nie polecam go jako aplikacji do codziennego użytku. Niestety, rozwój programu bardzo zwolnił – kiedyś otrzymywał aktualizacje co kilka dni, teraz na najprostsze poprawki musimy czekać miesiącami. Boid Minimalna wersja: 4
5555 6 55
Link: https://play.google.com/store/apps/details?id=com.teamboid. twitter
trzecie... z sentymentu. Program ten nie pasuje do innych prezentowanych – interfejsowi daleko do interfejsu Holo, brak takich elementów jak zaawansowane kolumny, wprowadzone w Androidach 2.x. Interfejs bazuje oczywiście na kilku kolumnach (nie możemy jednak ich edytować), ale po pierwsze,
083
11/2012 2 oprogramowanie 2 aplikacje do obsługi Twittera
NASA”. I nie ukrywają tego nawet autorzy – One LoMimo że jest to już aplikacja dość uder Apps – którzy wproarchaiczna, wciąż ma wadzili niedawno do wielu fanów i nie należy Play Store swoją drugą, jej jeszcze uśmiercać całkiem nową aplikację do Twittera – Slices. Chciałem jednak przybliżyć wam TweetCastera, ponieważ to właśnie z tą aplikacją zaczęła się moja przygoda z Twitterem. Technicznie działa bardzo poprawnie, zawiera wszystkie podstawowe funkcjonalności, kilka bardziej zaawansowanych (jak obsługa Tweet Longera, wyciszanie wiadomości, czy dostęp do statystyk konta), oraz wspomniane już widżety i interfejs tabletowy, który nie powala estetyką, ale spełnia swoją funkcję poprawiając wygodę pracy na dużym ekranie. No i mamy pewność, że zadziała nawet na HTC Dream z Androidem 1.6 – najbardziej hipsterskim smartfonem świata. Ciekawostką jest fakt, że poza wersją Pro, możemy także zakupić specjalną „różową” za 30 zł, które w całości przeznaczane jest na walkę z rakiem piersi. Sam nie używałbym tej aplikacji na co dzień – byłoby mi jednak przykro, gdyby kiedyś po prostu zniknęła z Play Store.
9
nie można przechodzić nimi przez przesunięcie palcem, gdyż Android 1.6 po prostu czegoś takiego jeszcze nie obsługiwał. Nie można także przewinąć od razu na szczyt listy, klikając nazwę kolumny – musimy scrollować. Wygląd – jak dla mnie – jest ogólnie troszkę zbyt infantylny. Plusem jest to, że mamy kilka motywów do wyboru, które nie tylko zmieniają kolorystykę, ale i kształt niektórych elementów. Niestety, wszystko nadal jest jakieś zbyt kolorowe i „słodkie”. To inne pokolenie aplikacji, nie można udawać, że to „najnowocześniejsza technologia
22Slices
Cena: Darmowa
Skoro jesteśmy już w temacie aplikacji autorstwa One Louder Apps, oto zapowiadane wcześniej Slices. Nie ma co doszukiwać się tutaj jakiegoś „dziedzictwa” TweetCastera – to już zupełnie inna, nowa aplikacja. Mamy tutaj trzy standardowe kolumny, których nie możemy edytować. Nie możemy także „swype’ować” między nimi. Jest to spora wada programu, jednak w ramach rekompensaty mamy inną ciekawą możliwość – możemy otworzyć podgląd jednej kolumny, będąc w widoku innej – w oknie. Ciekawy pomysł, z którym jeszcze się nie spotkałem i na pewno trochę ożywia aplikację – chociaż osobiście wolałbym jednym ruchem palca po prostu przejść do innej kolumny.
TweetCaster Minimalna wersja: 1,6
555555
Link: https://play.google.com/store/apps/details?id=com.handmark. tweetcaster
Slices dodatkowo wyróżnia kilka innych cech. Pierwszą jest wygląd. Jeśli pobieramy aplikację do Twittera, z dużym prawdopodobieństwem można założyć, że będzie bazować na Holo, albo bardzo przypominać Plume. Trudno się dziwić, w końcu co nowego można wymyślić w wyglądzie aplikacji, której celem jest po prostu wyświetlanie kilku list? Mimo to, Slices prezentuje się dość oryginalnie, przez kolorystykę (mnie osobiście średnio odpowiada), ciekawy widok konwersacji, czy częste wykorzystywanie małych okien. Wszystko to sprawia wrażenie pewnej świeżości, szczególnie, jeśli wcześniej mieliśmy już do czynienia z wieloma podobnymi do siebie programami. Jeśli chodzi o funkcjonalności, tu także Slices potrafi się wyróżnić. Poza standardowymi opcjami mamy tu tytułowe „slices”, czyli w wolnym
084
11/2012 2 oprogramowanie 2 aplikacje do obsługi Twittera
Ostatnią ciekawostką – podobnie jak w TweOgrom możliwości może wręcz etCasterze – jest dostęp przerazić do wielu ciekawych statystyk dotyczących naszego konta. Kiedy tweetujemy najwięcej, jakie są najpopularniejsze tematy na naszej osi czasu, oraz z kim wymieniamy najwięcej wzmianek – te wszystkie informacje znajdziemy w menu My Stats. Slices to bardzo zaawansowana i dopracowana aplikacja. Sam korzystałem z niej dość długo. Zrezygnowałem, ponieważ tak przyzwyczaiłem się do przechodzenia między kolumnami za pomocą gestu swype, że brak tej opcji wyjątkowo mi przeszkadzał. Uważam jednak ten program za bardzo ciekawą pozycję – jest darmowy, więc tym bardziej polecam spróbować.
9
tłumaczeniu – „plastry”. Są to pewnego rodzaju listy, niezależne od standardowych list Twittera. Dzięki temu, do naszych „slices” możemy dodać również konta, których nie obserwujemy, a także pozwolić programowi, by wygenerował je sam, bazując na zadanym temacie. Mamy też niezależną funkcję „explore” wyszukującą wiadomości na podany temat.
22TweetLine
Cena: darmowa (możliwość dotacji 4 zł.)
Ten program charakteryzuje się niezwykłą prostotą i dość bogatymi możliwościami personalizacji. Nie znajdziemy tu jakiś bardzo zaawansowanych opcji, ale TweetLine „po prostu działa”, wygląda ładnie i sprawia, że korzystanie z Twittera jest wygodne i bezstresowe. Program jest bezpłatny (to nadal beta – działa jednak bardzo stabilnie), ale jeśli chcemy, możemy wspomóc autora dobrowolną dotacją. Co my tu mamy? Oczywiście standard – trzy kolumny (bez możliwości edycji), przechodzenie między nimi swypem, podgląd mediów na osi czasu, uzupełnianie wzmianek... właściwie wszystkie podstawowe funkcjonalności. Jedyne, czego naprawdę mi brakuje, to synchronizacja pozycji za pomocą TweetMarkera i automatyczne skracanie linków. Niestety, tutaj zbyt długa wiadomość po prostu się nie wyśle. W ustawieniach mamy TweetLine jest kilka możliwości persobardzo prosta, nalizacji – możemy wyale nie prostacka brać podstawowy mo– „po prostu działa” tyw, w ramach którego dodatkowo wybieramy
9
Slices Minimalna wersja: 2,2
55555 65
Link: https://play.google.com/store/apps/details?id=com.onelouder. tweetvision
kolory niektórych elementów, jak kolor tekstu, linków czy nazw użytkowników. Dzięki temu łatwo „budujemy” odpowiadający nam graficznie interfejs. Jeśli odpowiada nam taka prostota, warto spróbować TweetLine, lub bardzo podobnej, również darmowej aplikacji – Tweedle. TweetLine Minimalna wersja: 2,1
555555
Link: https://play.google.com/store/apps/details?id=com.happydroid. tweetline
085
11/2012 2 oprogramowanie 2 aplikacje do obsługi Twittera
22TweetLanes
Cena: Darmowa
Ta aplikacja jest po prostu piękna. Gust, gustem – ale naprawdę jest. Do czystego interfejsu Holo, wprowadza kilka subtelnych zmian sprawiających, że wygląda jeszcze lepiej. Mimo że nie da się z niej jeszcze korzystać na co dzień, ze względu na wczesną fazę rozwojową (a przez to braki), na moim smartfonie zajmuje honorowe miejsce, czekając na aktualizacje. Nie uzupełnia nazw. Nie ma powiadomień. Nie skraca tweetów. Nie ma widżetu. Nie jest dostępna na tablecie. Strasznie dużo tego „nie”, a mimo to zajmuje miejsce w tym spisie? To staje się zrozumiałe, gdy się ją zobaczy! Wszystko oparte jest na kolumnach – to standard. Interfejs jest połączeniem Holo z pracą na kolumnach znanych np. z Plume. I prezentuje się to wszystko naprawdę dobrze. Mamy tylko dwa standardowe motywy – jasną i ciemną werTo, moim sję Holo. zdaniem, Świetnie prezentuje się najpiękniejsza aplikacja, podgląd konwersacji, dodostępna w Play Store stępny bezpośrednio na osi czasu. Jeśli jest to potrzebne, rozszerza wersja podglądu dostępna jest także w widoku szczegółowym tweeta. Zamiast przycisku „nowy tweet” – przy dolnej krawędzi ekranu – jest po prostu pole tekstowe, w którym od razu zaczynamy pisać. Ilość nieprzeczytanych tweetów pojawia się na dodatkowym pasku przy górnej krawędzi. Wszystko to niewielkie szczegóły, tworzące bardzo elegancką całość. TweetLanes posiada też jedną rewolucyjną funkcję. Obecnie została ona już „pożyczona” w kilku innych programach, ale to TweetLanes wprowadziło ją jako pierwsza. Mowa
o pracy na k ilku tweetach. Przytrzymując palec na wiadomości, przechodzimy do trybu zaznaczania (został on wprowadzony w Androidzie 4.0), w którym możemy wybrać kilka wiadomości, a następnie wszystkie je reetweetować lub, co bardzo przydatne – odpowiedzieć wielu autorom jednocześnie. Byłbym nieuczciwy wobec innych programów dając TweetLanes zbyt wysoką ocenę. Mam jed-
9
22Twidere
Cena: Darmowa
Dwie ostatnie aplikacje zestawienia są ze sobą bardzo powiązane. Nie uprzedzajmy jednak faktów. Na pierwszy ogień idzie Twidere – program wyjątkowo ciekawy, szczególne z technicznego punktu widzenia. Przede wszystkim – jest on tworzony na licencji Open Source. Autor napisał podstawowy rdzeń,
nak nadzieję, że będzie nadal rozwijana, bo uzbrojona np. w powiadomienia mogłaby wstrząsnąć światem twitterowych aplikacji. Autor jest niestety zniechęcony ostatnimi zmianami w podejściu Twittera do niezależnych aplikacji, ale wierzę, że nie porzuci tego projektu. TweetLanes Minimalna wersja: 4
5555 6 55
Link: https://play.google.com/store/apps/details?id=com.tweetlanes. android
po czym umieścił go na Githubie – portalu służącym właśnie do współdzielenia kodów. Dzięki temu każdy może pobrać kod źródłowy Twidere, a następnie dowolnie go modyfikować. Mało tego – autor zachęca do przesyłania mu zmodyfikowanych wersji aplikacji – wiele w ten sposób przygotowanych poprawek trafiło do ostatecznej wersji aplikacji, dostępnej w Play Store. A nawet jeśli nasze modyfikacje nie spodobają
086
11/2012 2 oprogramowanie 2 aplikacje do obsługi Twittera
się autorowi, możemy zapisać je jako zewnętrzne rozszerzenie do Twidere (umożliwia to specjalnie przygotowane API) i sami umieścić w sklepie Google. Ten bardzo nietypowy sposób tworzenia – darmowa praca autora i społeczności fanów-progra-
mistów – dał początek... bardzo zabugowanej, topornej i trudnej w obsłudze aplikacji. Na szczęście w ostatnim czasie, autor włożył sporo pracy w optymalizację programu, co sprawiło, że obecnie jest to już pełnoprawny, zdatny do codziennego użytku klient Twittera. Co oferuje? Przede wszystkim – klasyczny interfejs oparty na kolumnach (edytowalnych i obsługujących gest swype) i wyglądzie Holo. Co ciekawe, dzięki wykorzystaniu dodatkowych bibliotek programistycznych, aplikacja działa i wygląda prawie jak Dzięki licencji Holo, także na Androidzie Open Source kodu w wersji... 1.6! źródłowego, program Przeglądanie osi czarozwijany jest nie tylko su powoduje niekiedy zaprzez autora, ale i cięcia, najczęściej, jeśli społeczność fanów włączymy wyświetlanie podglądu mediów. Można jednak temu zaradzić, o czym za moment. Mamy tu też świetną obsługę wielu tweetów, w formie znanej z TweetLanes (autorzy obu programów delikatnie ze sobą rywalizują, co można wnioskować po ich wpisach na portalach społecznościowych). Program standardowo koloryzuje tweety ze wzmiankami, by łatwiej było wyłowić je z osi czasu. Oferuje trzy motywy – jasny, ciemny i znany już z opisywanego wcześniej Boida „pure black” dla AMOLED-ów. Jeśli chcemy jeszcze bardziej spersonalizować wygląd interfejsu, w menu Look and feel możemy ustawić kilka opcji wyświetlania, jak sposób wyświetlania mediów i avaratów.
9
Twidere posiada także interfejs przygotowany specjalnie dla tabletów. Nie jest to nic wyjątkowego – podział ekranu na połowy i umieszczenie w lewej listy tweetów, zaś w prawej – podglądu szczegółowego wybranej wiadomości. Mogło być lepiej, ale i tak należy docenić, że w ogóle ktoś zajął się interfejsem tabletowym (sam autor przyznaje, że nie posiada tabletu, dlatego ten layout jest przygotowany całkowicie „w ciemno” i to niestety widać). Ciekawe jest to, że możemy tę wersję interfejsu wymusić także na smartfonie – np. wyłącznie w widoku poziomym. Bardzo fajna opcja i posiadaczom urządzeń z ekranami zbliżonymi do 5 cali możne naprawdę przypaść do gustu. Prawdziwa zabawa zaczyna się tu w opcjach. Ustawień jest naprawdę masa – od tak podstawowych jak obsługa powiadomień i odświeżania, po niezwykle zaawansowane opcje bazy danych, sposobu kompresji tweetów (w celu zaoszczędzenia transferu d anych), czy wyboru niestandardowego serwera DNS. Geeki poczują się tu jak w raju. Przeszukując opcje dotrzemy w końcu do ciekawej pozycji o nazwie „przyśpieszenie sprzętowe” („hardware acceleration”). Zaznaczenie tej opcji (dostępnej wyłącznie dla Androidów 3+) powoduje niesamowite zwiększenie płynności! Zacięcia, o których wspominałem wcześniej, znikają bezpowrotnie. Jeżeli tylko możemy, naprawdę polecam użyć tej opcji. Twidere to naprawdę udana aplikacja do Twittera. Myślę, że ze względu na sposób tworzenia, można być także spokojnym o jej rozwój. A że jest darmowa i dostępna właściwie na każdego Androida, naprawdę warto dać jej szansę. Twidere Minimalna wersja: 1,6
55555 65
Link: https://play.google.com/store/apps/details?id=org.mariotaku. twidere
087
11/2012 2 oprogramowanie 2 aplikacje do obsługi Twittera
22Tweetings
Cena: 6,90 zł
Na samym końcu zestawienia znalazła się aplikacja, która ostatnio zachwyciła mnie najbardziej i której używam obecnie. Jako „wisienkę na torcie” prezentuję program o jedynie 1000-5000 pobraniach i 140 ocenach? Tak. Z przyjemnością wyjaśnię, dlaczego. Po pierwszym uruchomieniu Tweetings poczujemy deja vu – skądś to przecież znamy. Opisywana aplikacja to praktycznie kropka w kropkę Twidere. Plagiat? Otóż nie – jak wiemy program ten powstaje na licencji Open Source. Autor Tweetings zamiast rozwijać oryginał lub pisać własne rozszerzenia po prostu skopiował kod źródłowy Twidere, zmodyfikował i umieścił w Play Store (jako aplikację płatną i do tego dość kosztowną – ponad 6 zł). Czy to zachowanie „moralne”? Nie mnie to oceniać. Nie mogę jednak zaprzeczyć, że jest to wariacja niezwykle udana. Tweetings dziedziczy po rodzicu wszystko, co najlepsze – wygląd, możliwości personalizacji, obsługę wielu tweetów, przyśpieszenie sprzętowe (ponownie – polecam uruchomić) oraz masę bardzo zaawansowanych ustawień (których, jeśli nie rozumiemy – lepiej nie dotykać). Jednak wyjątkowe jest to, co obie aplikacje różni. Po pierwsze – Tweetings działa odrobinę lepiej i płynniej, nawet bez uruchomionego przyśpieszenia sprzętowego. Po drugie – posiada widżet. Po trzecie – powiadomienia są zgodne z Jelly Beanem. Po czwarte – obsługuje TweetMarkera. Po piąte – powiadomienia działają w tryb „push”. Zaraz, push?! Tak! Mimo że Twitter nie udostępnia tej możliwości aplikacjom niezależnym, autor Tweetings znalazł sposób na obejście tego ograniczenia i „udawanie” pusha. Wykorzystuje on do tego narzędzie AnJedyna, poza droid Cloud, zaprezenoficjalną, aplikacja towane na tegorocznym do Twittera na Androidzie, Google I/O. Narzędzie to oferująca powiadomienia służy do błyskawicznej push komunikacji między serwerem a smartfonem.
9
Prawdopodobnie – bo autor tego nie wyjawia – push w Tweetings działa w sposób następujący – zewnętrzny serwer aplikacji podpina się do naszego konta za pomocą narzędzia User Stream, lub prościej – sprawdza zmiany co bardzo krótki odstęp czasu, np. 5 sekund. A gdy pojawią się jakieś nowości na koncie, są one za pomocą Android Cloud wysyłane w czasie rzeczywistym do naszego Androida. Dzięki takiemu sprytnemu rozwiązaniu, mamy „zakazany” push, który działa naprawdę perfekcyjnie – opóźnienia nie przekraczają 3 sekund. Dodatkowo, gdy Tweetings jest na ekranie, przełącza się na opisywany przy okazji Plume tryb powiadomień w czasie rzeczywistym, przy użyciu User Stream. Aplikacja, jako jedyna poza oficjalną, informuje nas także o nowych obserwujących, a nawet o dodaniu naszych tweetów do ulubionych. Te cechy sprawiają, że Tweetings jest obecnie najbardziej funkcjonalną aplikacją niezależną do Twittera. Niestety, jest dość droga, ale autor nie osiadł na laurach – w ciągu 4 dni jej używania, otrzymałem aż 3 uaktualnienia wprowadzające nowe funkcje. Tweetings Minimalna wersja: 2,3
555555
Link: https://play.google.com/store/apps/details?id=com.dwdesign. tweetings
22Podsumowanie Prezentowane aplikacje to – moim zdaniem – najciekawsze obecnie zamienniki oficjalnego klienta
Twittera. Różnią się na tyle, by każdy mógł znaleźć coś dla siebie. Oczywiście moje oceny są czysto
088
11/2012 2 oprogramowanie 2 aplikacje do obsługi Twittera
subiektywne i najlepiej, gdyby każdy przetestował je osobiście i wybrał coś dla siebie, według własnych upodobań. Pamiętajmy, że – jak powiedział kiedyś Norbert Cała – smartfona nie da się „zaśmiecić” jak np. Windowsa, dlatego warto po prostu testować, nawet płatne aplikacje. W końcu mamy 15 minut na zwrot.
Na koniec mała prośba – pamiętajcie, by cofać nieużywanym już aplikacjom dostęp do konta. Po ostatnich zmianach w regulaminie Twittera, ilość kont, jakie może obsługiwać niezależna aplikacja została ograniczona. Dlatego warto zrobić taki dobry uczynek i usuwać „konta widmo”, by z naszego miejsca mógł skorzystać ktoś inny. 5
Nazwa
Plume
Boid
TweetCaster
Slices
TweetLine
TweetLanes
Twidere
Tweetings
Powiadomienia
Okresowe
Okresowe (z błędami)
Okresowe
Okresowe
Okresowe
Brak
Okresowe
Push!
Tweet Marker
Tak
Nie
Nie
Tak
Nie
Nie
Nie
Tak
Skracanie wiadomości
Tak
Tak
Tak
Tak
Nie
Nie
Nie
Tak
User Stream
Tak
Nie
Nie
Nie
Nie
Nie
Nie
Tak
Podgląd mediów
Tak
Tak
Tak
Tak
Tak
Tak
Tak
Tak
Interfejs tabletowy
Tak
Błąd przy otwieraniu
Tak
Nie
Nie
niedostępna
Tak
Tak
Uzupełnianie nazw i tagów
Tak
Tylko nazwy
Tak
Tak
Tylko nazwy
Nie
Tylko nazwy
Tylko nazwy
Zapamiętanie pozycji
Tak
Nie
Tak
Tak
Tak
Tak
Tak
Tak
Zaznaczanie wielu tweetów
Nie
Tak
Nie
Nie
Nie
Tak
Tak
Tak
Edycja kolumn
Tak
Tak
Nie
Nie
Nie
Tak
Tak
Tak
Widżet
Tak
Nie
Tak
Tak
Nie
Nie
Nie
Tak
Ocena
5
3,5
3
4,5
4
3,5
4,5
5
Cena
5,43 zł
Darmowa
Darmowa, 15 zł, 30 zł
Darmowa
Darmowa
Darmowa
Darmowa
6,90 zł
11/2012 2 oprogramowanie 2 Bezpieczeństwo. Kaspersky...
089
Krzysztof Młynarski
Bezpieczeństwo
Kaspersky w tabletowej odsłonie
Jednym z podstawowych „argumentów” używanych przez przeciwników Androida są zagrożenia bezpieczeństwa pojawiające się od czasu do czasu na tej platformie, w tym złośliwe aplikacje, a nawet wirusy. Czytając niekiedy wypowiedzi bloggerów „z przeciwnej strony barykady”, można odnieść wrażenie, że wybór zamkniętej platformy jest lepszy niż – ze względu na zagrożenia, z których niektóre mogą zaistnieć właśnie za sprawą większej otwartości naszej ulubionej platformy – wybór Androida.
22Czy naprawdę jest aż tak niebezpiecznie? Odpowiedź na to pytanie nie może być krótka i prosta, na zasadzie „tak” lub „nie”. Z jednej strony, liczba złośliwych aplikacji dla Androida nie jest nawet w części porównywalna z liczbą podobnych aplikacji, które grożą „dużym” systemom operacyjnym, z Microsoft Windows na czele. W zasadzie można wyobrazić sobie sytuację, w której – korzystając z Androida i instalując na nim najpopularniejsze aplikacje ze sklepu Google Play – nie spotkamy się osobiście ze złośliwym programem.
Z drugiej jednak strony, zagrożenia systemów mobilnych, to nie tylko wirusy, dialery, czy inne „konie trojańskie”, ale również – a może nawet przede wszystkim – ataki typu phishing („wyławianie” – czyli atak socjotechniczny, mający na celu wyłudzenie od nas poufnych informacji, takich jak np. dane karty kredytowej, hasła, czy choćby tylko dane dotyczące naszej tożsamości czy listy naszych kontaktów). Do tego dochodzą ataki za pośrednictwem zmodyfikowanych czy też podstawionych witryn internetowych, których celem jest również pozyskanie informacji, których dobrowolnie nie chcielibyśmy ujawnić nikomu obcemu. Generalnie, tzw. ataki socjotechniczne, są o wiele trudniejsze w neutralizacji od tzw. złośliwego oprogramowania. W odpowiedzi na zagrożenia, powstało szereg aplikacji zabezpieczających Androida przed cyberprzestępstwami – zarówno darmowych, jak i komercyjnych. Zdecydowana większość tego rodzaju
11/2012 2 oprogramowanie 2 Bezpieczeństwo. Kaspersky...
aplikacji została ukierunkowana na ochronę smartfonów (łącznie z używanym przeze mnie od dwóch lat pakietem Kaspersky Mobile Security). Niestety, aplikacja przeznaczona dla telefonu, nie zawsze sprawuje się dobrze na tabletach. Nie chodzi mi tu wyłącznie o względy estetyczne – czyli interfejs użytkownika najczęściej dopasowany do mniejszych ekranów, ale również o odmienną specyfikę samego urządzenia. Większość tabletów obecnych na rynku, nie posiada funkcjonalności typowej dla telefonu (brak dialera, niekiedy całkowity brak wbudowanego modułu komunikacji GSM/WCDMA), co powoduje, że wbudowywana w oprogramowanie ochronne obsługa tych funkcji, prowadzi jedynie do niepotrzebnego zajmowania zasobów tabletu. Od dwóch lat będąc zadowolonym użytkownikiem aplikacji Kaspersky Mobile Security dla smartfonów, postanowiłem sprawdzić w działaniu jej młodszego brata – Kaspersky Tablet Security. Nadarzyła się ku temu świetna okazja. Do naszej redakcji zawitał „rasowy tablet”, jakim jest bez wątpienia Nexus 7 z Androidem 4.1.1 na pokładzie. Kaspersky Tablet Security (KTS) – jak sama nazwa wskazuje – to aplikacja zabezpieczająca stworzona specjalnie z myślą o tabletach.
22Kaspersky Tablet Security (KTS) Istnieją dwie metody pozyskania i zainstalowania tego narzędzia. Pierwsza z nich polega na prostym skorzystaniu z aplikacji do obsługi sklepu Google Play, uiszczeniu opłaty za roczną licencję w wysokości 31,95 zł i normalnej instalacji. Biorąc pod uwagę fakt, iż pomimo dojrzałego numeru wersji, jest to oprogramowanie bardzo
090
młode (numer wersji wskazuje jedynie na wersję silnika antywirusowego, który pochodzi wprost z Kaspersky Mobile Security) – należałoby najpierw przetestować to narzędzie na swoim tablecie. Perspektywa wydania choćby tej skromnej sumy na „kota w worku” może nie być dla wszystkich kusząca. OK, jak to zrobić? Podobnie, jak każdy inny produkt udostępniany przez firmę Kaspersky Lab, także i KTS posiada wersję trial (tak naprawdę, jest to pełna wersja, całkowicie funkcjonalna, tylko klucz licencyjny jest ważny przez 7 kolejnych dni – po tym okresie istnieje możliwość przedłużenia licencji, bez konieczności przeinstalowywania aplikacji). Jeszcze jedna uwaga. KTS jest ewidentnie produktem rozwijającym się. W języku polskim nadal dostępna jest wyłącznie wersja 9.20.12, która jest uboższa funkcjonalnie od wersji 10.x, która jest już dostępna w angielskiej wersji językowej. Zmiany z wersji 9.x na 10.x są na tyle istotne, że naprawdę warto przetestować wersję 10.2.29. Ponadto, wersja testowa nie jest dostępna w Google Play. Trzeba ją pobrać bezpośrednio z witryny producenta (polska wersja 9.20.12, jako plik *.apk), o tutaj: http://www.kaspersky.pl/download. html?s=prod_download&prod_id=208 (najlepiej korzystając z samego tabletu) ... a następnie zainstalować. Tu jedna uwaga. Przed instalacją trzeba oczywiście wejść do ustawień systemu i w sekcji „Zabezpieczenia” zaznaczyć kwadracik przy „Nieznane źródła – Zezwalaj na instalowanie aplikacji ze źródeł innych niż Sklep Play”. Po instalacji można, a w zasadzie nawet powinno się, ów kwadracik – odznaczyć.
11/2012 2 oprogramowanie 2 Bezpieczeństwo. Kaspersky...
Aby pobrać wersję anglojęzyczną (10.2.29) należy skorzystać z witryny pod adresem: http://www.kaspersky.com/tablet-security-trial Procedura instalacji z pliku oczywiście będzie analogiczna do opisanej powyżej.
22Aktywacja licencji W trakcie pierwszego uruchomienia aplikacji, trzeba zaktywować licencję. W naszym przypadku chodzi o przetestowanie aplikacji, dlatego z pojawiającego się menu wybieramy opcję „Wersja testowa” (dla aplikacji w jęz. polskim) lub odpowiednio „Activate trial version” (dla aplikacji w jęz. angielskim). Do aktywacji próbnej licencji niezbędne jest działające połączenie z Internetem, dlatego przed pierwszym uruchomieniem aplikacji warto sprawdzić, czy w danym miejscu tablet będzie mógł bez problemu komunikować się z Internetem. Jeśli aktywacja przebiegnie poprawnie, pojawi się okienko dialogowe, informujące o terminie ważności licencji (7 dni) wraz z numerem wygenerowanego klucza licencji.
22Moduł antyzłodziejski W następnym kroku ujawnia się pierwsza różnica pomiędzy wersjami. Aplikacja w wersji 9.x przejdzie do ekranu, na którym ustawiamy kod dostępu do aplikacji (jest to PIN, który będzie wymagany za każdym razem, gdy będziemy chcieli skorzystać z menu programu – np. celem dokonania modyfikacji ustawień). Natomiast aplikacja w wersji 10.x,
091
wyświetli ekran, umożliwiający aktywację roli tzw. Administratora urządzenia. Daje nam to możliwość skorzystania ze wszystkich dobrodziejstw modułu antyzłodziejskiego (ang. Anti-Theft). Dopiero potem pojawi się prośba o zdefiniowanie poufnego kodu dostępu do aplikacji. Ci z Was, którzy wcześniej zetknęli się z modułem funkcji antyzłodziejskich w Kaspersky Mobile Security, pamiętają, że moduł ten udostępnia m.in. możliwość zdalnego zablokowania czy też zdalnej lokalizacji skradzionego smartfonu. Ewentualne, zdalne polecenia, dla modułu antyzłodziejskiego możemy przesyłać za pośrednictwem wiadomości SMS, nadesłanych ze zdefiniowanego w konfiguracji numeru telefonu. W KTS nie ma obsługi SMS. Firma Kaspersky zdecydowała się na inne rozwiązanie – poszczególne funkcje modułu antyzłodziejskiego, mogą być przez nas sterowane za pośrednictwem specjalnie przygotowanej witryny WWW, dostępnej w sieci pod adresem: https://anti-theft.kaspersky.com/
11/2012 2 oprogramowanie 2 Bezpieczeństwo. Kaspersky...
092
Aby korzystać z tej witryny, trzeba się wcześniej zarejestrować na stronie: https://my.kaspersky.com/?logonSessionDat a=MyAccount&returnUrl=pl%2Findex.html
••usuwanie wyłącznie danych osobistych (takich, jak kontakty, kalendarz, wiadomości oraz dane naszego konta Google) Usuwanie wszystkich danych – użycie tej opcji wymaże zawartość tabletu. Ale uwaga – po skorzystaniu z tej funkcji, tablet nie odbierze już od nas żadnego polecenia. Dlatego korzystamy z tego w ostateczności!
•• Funkcje dostępne za pośrednictwem webowego panelu antyzłodziejskiego to:
(Ciekawostka: KMS w wersji 10.x umożliwia korzystanie z tego samego panelu webowego, pozostawiając jednocześnie możliwość kontrolowania tych funkcji za pośrednictwem poleceń wysyłanych SMS-ami).
22Ochrona antywirusowa
••Blokada urządzenia (istnieje możliwość zdefi-
niowania – z poziomu witryny WWW – komunikatu, który zostanie wyświetlony na ekranie urządzenia). GPS Find – funkcja określająca, gdzie w tej chwili znajduje się nasze urządzenie (po jej zaktywowaniu otrzymujemy współrzędne geograficzne oraz pozycję urządzenia zobrazowaną na mapce – kliknięcie w mapkę otwiera nową kartę przeglądarki z dokładniejszą mapą pokazującą tę samą lokalizację), Zdjęcie użytkownika (mugshot) – tablet wykonuje kilka zdjęć. Zdjęcia te pojawiają się w naszym panelu webowym. Istnieje szansa, że na zdjęciu zobaczymy obecnego „posiadacza” naszego tabletu oraz szczegóły otoczenia, dodatkowo ułatwiające lokalizację. Usuwanie danych – tu dostępne są dwa warianty:
••
••
••
Oprócz funkcji antyzłodziejskich, KTS oferuje ochronę antywirusową. Jak już wspomniałem, ochrona ta wykorzystuje ten sam silnik, który jest od dawna wykorzystywany w Kaspersky Mobile Security. Funkcja ta zarówno sprawdza wszystkie nowo instalowane aplikacje (oraz ich aktualizacje), jak i umożliwia przeskanowanie pamięci operacyjnej i pamięci masowej urządzenia. Ochrona antywirusowa działa bardzo sprawnie, nie obciążając urządzenia w zauważalny sposób.
22Web Protection Trzecim – i póki co najsłabszym – modułem ochronnym w KTS – jest „Web Protection”, czyli moduł bieżącej analizy i ochrony WWW. W założeniu ma to działać tak samo, jak w KMS – czyli zanim dana witryna WWW zostanie otwarta w przeglądarce na naszym urządzeniu, moduł ochrony
11/2012 2 oprogramowanie 2 Bezpieczeństwo. Kaspersky...
ruchu WWW sprawdzi, czy dana witryna nie zawiera treści niebezpiecznych lub nie została zarejestrowana, jako źródło zagrożeń. Mechanizm ten działa bardzo dobrze w KMS. W KTS też już działa, niestety wyłącznie dla jednej, słusznej przeglądarki, czyli dla „default Android browser” (nie ma możliwości wybrania innej przeglądarki). Na Neksusie 7 okazało się to całkowitą porażką, ponieważ domyślną przeglądarką WWW w Androidzie 4.1.1 (i 4.1.2) Jelly Bean, jest Google Chrome w wersji dla Androida. Dawnej „domyślnej przeglądarki androidowej” w tym systemie nie ma i już nie będzie. W efekcie, KTS odmawia uruchomienia tego modułu ochrony. Nie jest dla mnie do końca jasne, dlaczego w KTS nie zaimplementowano modułu ochrony z KMS, który radzi sobie z innymi, popularnymi przeglądarkami. Niemniej zapytani na tę okoliczność specjaliści firmy Kaspersky Lab poinformowali mnie, że „pracują nad tym, aby jak najszybciej udostępnić pełną funkcjonalność”. To oczywiście jest jakiś plus. Jednocześnie dowiedziałem się, że polska wersja KTS 10.x ma się ukazać „niebawem”. Ale cóż, do faktu, że oprogramowanie w wersji polskiej pojawia się najczęściej z pewnym opóźnieniem, jesteśmy już przyzwyczajeni.
22Bez filtrów KTS nie posiada oczywiście filtra połączeń (czarna i biała lista dla połączeń przychodzących i przychodzących wiadomości SMS), znanego z KMS, podobnie jak nie posiada modułu ochrony prywatności (również znanego z KMS), który umożliwia selektywne ukrywanie informacji o wskazanych
093
kontaktach, wiadomościach i połączeniach. Cóż, takie funkcje byłyby przydatne wyłącznie na kilku tabletach, które posiadają wbudowane funkcje „telefoniczne”. Oczywiście nic nie stoi na przeszkodzie, aby na tablecie zainstalować aplikację Kaspersky M obile Security, szczególnie, jeśli dany tablet posiada modem 3G z możliwością wysyłania i odbierania SMS-ów, a już na 100% w chwili, gdy umożliwia prowadzenie rozmów telefonicznych GSM/3G. Więcej, w wersji 10.x KMS dobrze współpracuje z dużymi wyświetlaczami oraz działa w nim w 100% moduł ochrony WWW – a więc również ochrona przed spreparowanymi witrynami zawierającymi złośliwe skrypty i podrobione treści. W dzisiejszych czasach jest to naprawdę użyteczne. *** Reasumując. Po tygodniu testów mogę śmiało stwierdzić, że KTS zapowiada się nieźle i w krótkim czasie może się stać bardzo ciekawą alternatywą w dziedzinie ochrony tabletów pracujących pod Androidem. Aplikacja nie wykazała najmniejszych problemów ze stabilnością, nie „zamulała” urządzenia oraz ogólnie działała poprawnie. Jeśli ktoś z Was nie posiada KMS, a chciałby przetestować produkt dedykowany tabletom – zachęcam do samodzielnego testowania. Jeśli zaś chodzi o ogólną użyteczność. W chwili obecnej, KMS jest jednak ciągle lepszym rozwiązaniem, pomimo iż posiada moduły, które mogą nie być przydatne na tablecie. Dla polskiego użytkownika, dodatkowym atutem KMS w stosunku do KTS, jest cena licencji w sklepie Google Play. Licencja KMS kosztuje bowiem 15,95 zł, w chwili, gdy licencja KTS kosztuje 31,95 zł. 5
11/2012 2 oprogramowanie 2 Google Play
oprogramowanie
094
Bartosz Dul
Google Play 22Major Mayhem
Cena: darmowa
Major Myhem to absolutny hit. Nie zagrać w tę grę to grzech. Gra o piera się na popularnej, oldschoolowej zasadzie „idź w prawo i strzelaj we wszystko, co się rusza”. Przypomina stare gry z automatów i konsol (np. Time Crisis). Masa wrogów, broni, etapów, ładna grafika, banalne sterowanie – czego chcieć więcej? Idealny przerywnik czasu. Zobacz w Google Play
22McPixel Lite
Cena: darmowa
Absurd goni absurd. Ciężko wręcz wytłumaczyć, o czym jest ta gra. Generalnie chodzi o wypełnienie szeregu zdań, na które ma się tylko – choć czasem i aż – 20 sekund. Gra zachowana jest w bardzo oldschoolowym, 8-bitowym klimacie. Humor jest tu absolutnie pokręcony, ale o to właśnie chodzi. Pełna wersja gry kosztuje ok. 10 zł Zobacz w Google Play
22BOMBSHELLS: HELL’S BELLES
Cena: darmowa
Wciel się w seksowne pilotki samolotów i siej popłoch w przestworzach. Gra ma dość osobliwy charakter, ale wciąga naprawdę mocno. Zachwyca grafiką i animacjami. BOMBSHELLS posiada wszystko, czego potrzebuje dobra gra tego typu – urozmaiconych wrogów, mnóstwo rodzajów broni, samolotów, wysoką sztuczną inteligencję i tryb multiplayer. Gra jest dotępna za darmo, niestety występują w niej mikropłatności. Zobacz w Google Play
22Rayman Jungle Run
Cena: ok. 9,88 zł
Wielki powrót Raymana! Legendarna postać lubianej przez wszystkich platformówki jest teraz także na naszych Androidach. I bardzo dobrze, bo to jedna z najlepszych gier platformowych, jaka kiedykolwiek pwostała. Bajecznie piękna grafika, doskonałe, płynne animacje i przyjemna dla ucha muzyka zdecydowanie warte są tych niecałych 10 zł. Sterowanie jest całkiem proste i wygodne. Z drugiej strony, gra sama w sobie wdaje się być za prosta I może dlatego też trochę za krótka. Zobacz w Google Play
11/2012 2 oprogramowanie 2 Google Play
22Right Click
095
Cena: darmowa
Robisz zdjęcia telefonem, korzystasz z Instagramu i myślisz, że jesteś fotografem? No cóż… Jeżeli chcesz się dowiedzieć, co naprawdę trzeba ustawić w ustawieniach aparatu, by uzyskać odpowiedni efekt, którego nie osiągnie się w trybie automatycznym – warto ściągnąć Right Click. Ta aplikacja to bardzo dobra instrukcja tłumacząca najróżniejsze aspekty fotografii, które pomogą zrozumieć działnie np. ISO, migawki itd. Aplikacja sporo waży, ale za to jest darmowa. Zobacz w Google Play
22Defense Zone 2 HD
Cena: ok. 9,36 zł
O grach typu tower defense mówi się, że wszystkie są pratycznie identyczne. Producent musi się naprawdę postarać, by przykuć uwagę potencjalnego nabywcy. Twórcom serii Defense Zone z całą pewnością się udało, chociaż – moim zdaniem – dopiero druga część prezentuje się naprawdę dojrzale. Gra wygląda jeszcze lepiej od poprzedniej części (plansze są przepiękne), jest nieco bardziej rozbudowana i poszerzona o dadatkowe rodzaje boni itd. Czasem wydaje się być za trudna, nawet na łatwiejszych poziomach i jest stosunkowo droga. Zobacz w Google Play
22Jetpack Joyride
Cena: darmowa
Twórcy kultowego Fruit Ninja przedstawiają Jetpack Joyride, grę która co roku zbiera masę nagród. I nic dziwnego, bo wciąga jak diabli. W Jetpack Joyride wcielamy się w pracownika biurowego, którego życie odmienia jetpack, a właściwie kilka jego rodzajów. Sterujemy Barrym, którego jetpack od początku wyposażony jest w działko maszynowe, omijamy przeszkody, odganiamy wrogów, zbieramy monety, wykonujemy misje, by potem ulepszyć swoje uzbrojenie czy wygląd. W trakcie gry czeka na nas masa urozmaiceń i różnorodne plansze. Niestety, Jetpack Joyride nie uruchomi się na słabszych smartfonach, takich jak HTC Wildfire S, Samsung Galaxy Mini czy HTC Explorer. Zobacz w Google Play
22NBA 2K13
Cena: ok. 31,60 zł
Pozycja must-have dla fanów koszykówki. Gra stworzona przez speców od NBA oparta na niesamowitym silniku NBA 2K. Grafika w grze zapiera dech w piersi, szczególnie animacje zawodników, czego nie można powiedzieć o animacji widowni, która wygląda jak wyjęta z komputerowej FIFY 97. Na szczególną pochwałę zasługuje też dedykowany soundtrack, stworzony przez cenionego rapera Jay-Z. Ogromną zaletą jest też całkiem niezły komentarz Kevina Harlana i Clarka Kellogga. Szkoda tylko, że jest tak koszmarnie droga. Zobacz w Google Play
096
11/2012 2 oprogramowanie 2 Google Play
22Jaws Revenge
Cena: darmowa
Jaws Revenge to taki klon świetnego Death Worm, w którym to trzeba było potężnym robakiem spod ziemi niszczyć wszystko, co znajduje się na powierzchni. W Jaws Revenge wcielamy się w… rekina I dokładnie na tej samej zasadzie, co w przypadku robala – atakujemy wszystko, co znajduje się na powierzchni – mewy, motorówki, pływaków, windsurferów itd. Jest to gra na prawach autorskich… kultowego filmu Szczęki. Zobacz w Google Play
22Pictoreo
Cena: darmowa
Na iOS wciaż jest jeszcze sporo ciekawych aplikacji, których brakuje na Androidzie. Jedną z nich jest np. Cinemagram. Pictoreo jest takim jakby jego zamiennikiem. Aplikacja robi z porozu zwyczajne zdjęcie, ale jednoczśnie rejestruje wideo. Następnie użytkownik zaznacza palcem obszar zdjęcia, który ma być ruchomy. Wtedy osiągniemy zadziwiajacy efekt częściowo ruchomego obrazu. Aplikacja umożliwia dzielenie się swoimi zdjęciami bezpośrednio na Facebooka i Twittera. Wymaga minimum Androida 4.0 na pokładzie. Zobacz w Google Play
22Circle Alarm
Cena: darmowa
Circle Alarm to bardzo prosty, ale zdecydowanie wart uwagi budzik. Androidowy Holo Theme aż z niego kipi, a mimo to działa już od wersji 2.2 Froyo. Circle Alarm posiada najprostsze funkcje, jakie są niezbędne w budzku, ale też takie ciekawe jak alarm przy użyciu muzyki użytkownika, odwrócenie telefonu celem “drzemki”, informacja głosowa o następnym alarmie, zatrzymanie budzika długim przytrzymaniem palca. Za design i dopasowanie aplikacji pod Holo Theme należy się ogromny plus. Zobacz w Google Play
22Wild Blood
Cena: ok. 22,29 zł
Gameloft robi sztampowe, ale bardzo przyjemne i ładne gry. Jednm z ich najnowszych dzieł jest niezwykle imponujące graficznie Wild Blood. Aplikacja waży 700 MB i wymaga prawie 2 GB wolnej przestrzeni dyskowej. Za grafikę odpowiada doskonale wszystkim znany silnik Unreal. Tło fabularne, będące pretekstem do przeprowadzenia istnej jatki z zastępów wrogów, jest nawet ciekawe. W grze wcielamy się w Sir Lancelota, który rozzłościł króla Arthura romansowaniem z królową. Ten zwrócił się o pomoc do swojej siostry Morgany Le Fey, która go oszukała i otworzyła wrota piekieł. Sir Lancelot musi się zmierzyć ze wszystkim, co przypełzło spod ziemi, w tym wieloma bossami. Na szczególną uwagę w grze zasługuje tryb multiplayer, pozwalajacy toczyć bitwy 4 vs. 4 i Capture the Flag. Niestety Wild Blood, jak na Gameloft przystało, swoje kosztuje. Zobacz w Google Play
097
11/2012 2 GRY 2 Bad Piggies
Bad Piggies,
Michał Zieliński
czyli dajmy odpocząć wściekłym ptakom Jaka jest wspólna cecha około 83% smartfonów, w większości tych należących do osób młodych? Wśród zainstalowanych programów na pewno znajdzie się Angry Birds; wersję oryginalną bądź jedną z odmian Seasons lub Space. Problem jest taki, że każda z tych pozycji stała się obecnie zwyczajnie nudna. Znaczy, są nowe poziomy, ciekawsze etapy czy dodatki, no ale ileż to można rzucać biednymi ptakami w jeszcze biedniejsze świnki? Ten sam problem zauważyli twórcy, Rovio. Rozwiązaniem ma być najnowsze ich dzieło, czyli Bad Piggies. Gra pojawiła się w Play Store w tym samym dniu, w którym zawitała do App Store oraz Mac App Store, czyli 27 września 2012 roku. Jako że dotychczas każda produkcja Rovio była określana hitem, to Bad Piggies wylądowała na moim
telefonie zaraz po tym, jak wiadomość o premierze obiegła świat. Czy podszedłem do sprawy zbyt entuzjastycznie? Przy pierwszym włączeniu widzimy, że zarówno Angry Birds, jak i Bad Piggies wyszły spod ręki
098
11/2012 2 GRY 2 Bad Piggies
jednego twórcy. Nie chodzi tu nawet o samo logo producenta na początku, ale chociażby wygląd menu, czy skoczną melodyjkę w tle (chociaż nie wpada ona w ucho tak jak ta z AB). Po kliknięciu na przycisk „Play” do wyboru mamy łącznie cztery opcje rozgrywki, z czego dwie są dostępne na start: „Ground Hog Day” oraz „When Pigs Fly”. Na odblokowanie czeka „Sand-Box”, zaś ostatnią pozycją jest tradycyjnie „Coming soon”. Myślę, że w przyszłym miesiącu poznamy, co się kryje pod tą kartą. Jednak nie ma co wymyślać, a najlepiej zabrać się od razu za pierwszą część. Po wybraniu planszy widzimy przewijalną siatkę, każda z trzech stron składa się z 12 standardowych poziomów oraz trzech bonusowych. Te ostatnie są odblokowywane po przejściu czterech kolejnych etapów. Sama rozgrywka może szokować. Mnie przynajmniej zszokowała. Nie czytałem żadnych plotek na temat gry (wiedziałem tylko, że ma się pojawić), a gdy ją pobrałem w ekscytacji szybko włączyłem poziom 1-1.
22Zapewnij śwince transport Przygotowany na obronę przed wściekłymi ptakami, przez dłuższą chwilę patrzyłem na to, co pojawiło się na ekranie smartfona. Jak się okazuje – w grze nie bronimy się przed niczym, nic też
nie niszczymy, a przynajmniej nie to jest głównym celem. Zadaniem gracza jest pomóc śwince przedostać się z pola startowego do mety, zbierając przy tym leżącą na drodze gwiazdkę. Aby umożliwić naszej śwince transport, należy (zazwyczaj) przygotować dla niej pojazd. Wymiary takiego wehikułu muszą się mieścić w określonym dla każdego poziomu przedziale, możemy też korzystać z tylko z ograniczonego zasobu części. Uniwersalnym składnikiem są skrzynki, w które powinniśmy włożyć bohatera. W zależności od potrzeb pojawiają się różnego rodzaju kółka, pompki, wiatraki, balony, obciążniki i wiele więcej. Znakomita część z nich ma przypisaną odpowiednią interakcję (na przykład, balon można przebić, wiatrak włączyć lub wyłączyć, i tym podobne). Część z dodatków można dostosować do sytuacji, obracając je zwykłym tapnięciem.
22System gwiazdek Najbardziej wkurzającą, przynajmniej dla mnie, rzeczą w Angry Birds był system gwiazdek. Już tłumaczę – za zabicie świnki było 5000 punktów, zaś za zniszczenie konkretnej deski, kamienia czy bryłki lodu przyznawane były kolejne punktu. Dochodziły do tego bonusowe „oczka” za każdego ptaka, który uchronił się przez śmiercią jako żywy pocisk. Gdy wszystko było podsumowane, gracz
099
11/2012 2 GRY 2 Bad Piggies
dostawał jedną, dwie lub trzy gwiazdki. Gdzie były granice? Dobre pytanie. Niestety, nie spotkałem nikogo, kto by znał na nie odpowiedź. Całe szczęście w Bad Piggies producent postawił na jasne zasady: gwiazdki przyznawane są za spełnienie konkretnych warunków. Aby je poznać, wystarczy kliknąć w lupę w prawym górnym rogu ekranu. Co więcej, po pacnięciu w poszczególną misję naszym oczom ukażą się zasady zaliczenia zadania.
22Więcej szczęścia niż…? Angry Birds, mimo swojej świetności, było grą, w której po pewnym czasie większość zależała od szczęścia, aniżeli umiejętności. Patrząc na pierwsze poziomy (bo te 3 plansze to tak naprawdę początek) da się zauważyć, że producenci dają się bardziej wykazać graczowi. Subiektywnie, wydaje mi się że plansze są również trudniejsze, niż w pierwszej grze od Rovio, przez co wymagają dłuższego zastanowienia się nad nimi. Moim zdaniem, jest to zaleta, gdyż w grach logicznych najbardziej cenię sobie właśnie możliwość wysilenia swojego umysłu, szczególnie rano, gdy ten zdaje się jeszcze spać.
22Podsumowanie Sama idea gra podoba mi się bardzo, nawet bardziej niż rzucanie ptakami w Angry Birds. Jak już wspominałem, poszczególne poziomy wymagają więcej od gracza, system gwiazdkowy został w końcu uporządkowany. Brakuje jednak chwytliwej melodyjki znanej z Angry Birds, podobnie jak samych ptaków – to można by poprawić. Są to j ednak szczegóły, które praktycznie nie mają większego wpływu na samą grę. Uwielbiam ją, a świnki zaczynają jeździć czy latać po ekranie mojego smartfona w każdej wolnej chwili. Bad Piggies uważam za ideał w świecie nowoczesnych gier logicznych i polecam ją każdemu, kto poszukuje „ambitniejszego” zabijacza czasu. Fakt, że można ją pobrać z Play Store za darmo sprawił, że w dzień po premierze, wielu moich znajomych dyskutowało nad tym, jak przejść poszczególne poziomy. 5
Bad Piggies Cena: za darmo
555555
11/2012 androidmagazine.pl
ANdroid magazine SpRzęt:
Programy:
gry:
Google Nexus 7
Najlepsze aplikacje do obsługi Twittera
Bad Piggies
Right Click
NBA 2K13
HTC One X Samsung Galaxy S III Sony Smart Watch Philips AS351 i AS851
Circle Alarm Pictoreo
Wild Blood Defense Zone 2 HD
AR.Drone 2.0
NajNowsze Nexusy i wszystko o ANdroidzie Jelly BeAN Felieton: Nexus 7
WyWiad: AutoMApA
Nowości: HtC oNe x+, soNy xperiA odiN, sAMsuNg gAlAxy MusiC
Relacja: tArgi iFA 2012 BerliN
www.androidmagazine.pl