Android Magazine 7-8/2013

Page 1

7-8/2013 (9) androidmagazine.pl

android magazine ISSN: 2299-8586

Sprzęt:

Oprogramowanie:

Felietony:

Sony Xperia Tablet Z

Carmageddon

Okiem Redakcji: Wady Androida

HTC Desire SV

Solid Explorer

Kilka słów na temat postępu

Sony Xperia V

Nowa Opera

Inteligentne domy i Android

Galaxy S 4 - akcesoria

Daddy Was A Thief

Nasze pulpity

Sony Xperia Tablet Z NAJPIĘKNIEJSZY TABLET Z ANDROIDEM Za co nie lubimy Androida? Poznaj jego największe wady Felieton: Moje niezbędne aplikacje

NOWOŚCI: Motorola X Phone, HTC One Mini, Huawei Ascend Mate

CYKL: Nietypowe zastosowania Androida

Gadżet: Sphero


7-8/2013 2 sPIS TREŚCI

Aktualności: 7 Na bieżąco  Krzysztof Szymański

Felietony: 11 Okiem Redakcji: Wady Androida Redakcja 15 Zielony współlokator, czyli inteligentne domy i Android Tomasz Nowak 17 Lost with Android Michał Zieliński 19 Nasze pulpity Tomasz Nowak 20 Moje niezbędne aplikacje Michał Brzeziński 23 Moje niezbędne aplikacje Tomasz Nowak 25 Czy nadejdzie czas geolokalizacji i augmented reality? Artur Jabłoński 27 Kiedyś było lepiej Tomasz Nowak

Sprzęt: 30 Sony Xperia Tablet Z Mateusz Gryc 35 Więcej mocy! – akcesoria do Samsunga Galaxy S 4  Mateusz Gryc 39 HTC Desire SV – test  Bartosz Dul 43 Sony Xperia V - test  Michał Mynarski 48 Otterbox Commuter Series dla HTC One X

Bartosz Dul

49 Granat, padnij! – Philips SoundShooter

Mateusz Gryc

52 HP Deskjet Ink Advantage 5525 – test  Michał Mynarski 55 Sphero - Po prostu gadżet Norbert Cała 58 Bezprzewodowość sportowca - BackBeat Go Adrian Todorczuk 60 Uliczny walczak – Gear4 StreetParty Wireless Adrian Todorczuk

Oprogramowanie: 63 Carmageddon Michał Brzeziński 66 full!screen Michał Brzeziński 67 Modern Wizards Redakcja 70 XenoAmp  Tomasz Słowik 71 Solid Explorer  Tomasz Słowik 72 Muff  Tomasz Słowik 73 Lepsze wrogiem dobrego – nowa Opera Tomasz Słowik 75 Gravity Screen Off  Tomasz Słowik 76 Floating Browser  Tomasz Słowik 77 Daddy Was A Thief   Tomasz Słowik 78 Arikui Launcher   Tomasz Słowik

Muzyka: 79 Cała muzyka  Jarosław Cała

Porady: 80 Smartfony Google Edition DIY. Prawie Michał Zieliński

2


7-8/2013 2 sPIS TREŚCI

3

22Tomasz Nowak To właśnie wtedy zaczęła się moda na smartfony i telefony z dotykowym wyświetlaczem. Ludzie podzielili się wtedy na dwa obozy – tych, którzy pragnęli wypróbować nową technologię, oraz tych, którzy kurczowo trzymali się starych sprawdzonych rozwiązań. Trudno stwierdzić, kto wtedy miał rację, bo obydwie wersje miały swoje wady i zalety.

Trochę nas nie było, ale wracamy do Was z wakacyjnym, podwójnym numerem Android Magazine. Oznacza to, że poczytacie więcej niż ostatnio recenzji, felietonów i ciekawych artykułów. Jak mówiłem już wcześniej: „pewne tematy aż się marnują, jeśli głosu nie zabiera więcej osób z redakcji". Ostatnio poruszyliśmy temat zalet Androida. Dla równowagi w tym numerze całą redakcją wylewamy żółć na wady systemu z zielonym robocikiem. Niestety jest na co narzekać. Michał Zieliński podpowie Wam jak zawczasu zabezpieczyć się przed stratą telefonu, czego zresztą niestety sam doświadczył. Poradzi Wam też, jak upodobnić swojego Androida do tego czystego – nexusowego – bez zbyt dużego nakładu energii. Artur Jabłoński poruszył temat geolokalizacji i augmented reality, a Michał Mynarski zrecenzował dla Was... drukarkę HP z obsługą Wi-Fi. Mateusz Gryc z kolei zajął się gadżetami do Galaxy S 4 oraz najpiękniejszym moim zdaniem tabletem z Androidem Xperią Tablet Z i chyba nie jestem zaskoczony jego werdyktem. Dzięki Tomkowi Nowakowi przeczytacie za to kolejną część z serii „Nietypowe zastosowania Androida". Rozpoczęliśmy też nowe cykle, w których to będziemy zdradzać, jak wyglądają nasze pulpity i z jakich aplikacji korzystamy (a tym samym polecamy). Mamy nadzieję, że nieco Was zainspirują. Przed Wami sporo lektury. Tymczasem – do ponownego przeczytania po wakacjach! Bartosz Dul

22Michał Brzeziński – redaktor Komórkomania.pl Może nie uwierzycie, ale tabletu używam przede wszystkim w domu i to do czytania. Tutaj będę oryginalny, bo niezbędne dla mnie są tylko dwie aplikacje.

22Mateusz Gryc – bloger na geekblog.pl Android jest kompromisem, jak każdy system operacyjny. Dla mnie jego zalety przewyższają wady i dlatego z niego korzystam. Ale te wady są i z większością zarzutów moich redakcyjnych kolegów muszę się zgodzić. A mnie osobiście najbardziej bolą dwie rzeczy.

22Michał Zieliński Przekopałem się przez cały dom. Ani śladu po torbie na ramię. W środku były dwie rzeczy – książka i telefon. Książka? #nikogo. Torba? No szkoda, ale też da się ją łatwo zastąpić. Telefon? Panika.

22Artur Jabłoński - bloger na Jeszcze Jeden Blog Według raportu „Foursquare w Polsce” najpopularniejsza aplikacja do geolokalizacji ma w kraju nad Wisłą jedynie około 20 tysięcy użytkowników. W skali świata jest już lepiej – przyciąga 40 milionów osób. Czy to oznacza, że moda na meldowanie się w różnych miejscach nigdy u nas na poważnie nie zagości?


4

7-8/2013 2 sPIS TREŚCI

android magazine Nr 7-8/2013 (9) LIPIEC-SIERPIEŃ 2013 http://www.androidmagazine.pl Wydawca Mac Solutions Dominik Łada, ul. Zgoda 9 lok. 14, 00-018 Warszawa, NIP: 118-135-60-13 Redakcja Android Magazine, ul. Zgoda 9 lok. 14, 00-018 Warszawa, faks 22 403 83 00 redakcja@androidmagazine.pl Redaktor naczelny Bartosz Dul, tel. +48 794 969 665 b.dul@androidmagazine.pl Zastępca redaktora naczelnego Wojtek Pietrusiewicz w.pietrusiewicz@androidmagazine.pl

Reklama reklama@androidmagazine.pl Korekta Arlena Witt – a@mamoko.org Webmaster Marek Wojtaszek m.wojtaszek@imagazine.pl Współpraca Michał Brzeziński, Mateusz Gryc, Michał Mynarski, Michał Zieliński, Wojtek Wieman, Tomasz Nowak, Katarzyna Pura, Krzysztof Młynarski, Kinga Ochendowska, Sławomir Durasiewicz, Tomasz Słowik, Adrian Todorczuk, Jarosław Cała, Krzysztof Szymański, Artur Jabłoński Projekt graficzny i skład Mateusz Gileta

Teksty, grafiki oraz inne treści opublikowane na łamach „­A ndroidMagazine” są chronione prawami autorskimi wydawcy magazynu „Android Magazine”, ich autorów lub osób trzecich. Znaki towarowe i wszelkie inne oznaczenia o charakterze odróżniającym, umieszczone w „Android ­Magazine” podlegają ochronie prawnej na rzecz wydawcy magazynu „AndroidMagazine” lub innych uprawnionych osób trzecich. Używanie bądź korzystanie z utworów, znaków towarowych lub oznaczeń, o których mowa wyżej, jest zabronione bez uzyskania uprzedniej pisemnej zgody właściwego podmiotu uprawnionego, z wyjątkiem wykorzystania ich zgodnie z prawem dla celów prywatnych i niekomercyjnych. Redakcja nie zwraca niezamówionych tekstów i fotografii oraz zastrzega sobie prawo do skracania i redagowania nadesłanych materiałów. Redakcja nie odpowiada za treść zamieszczanych reklam i ogłoszeń.

Magazyn hostuje firma Blue Media http://www.bluemedia.eu Wysyłkę newslettera obsługuje firma GetResponse http://www.getresponse.pl/


5

7-8/2013 2 sPIS TREŚCI

Jak czytać aNDROID Magazine?

Android Magazine to magazyn w wersji elektronicznej, do pobrania w formie pliku PDF. Format PDF daje nam kilka możliwości interakcji. Aby ułatwić nawigację po Android Magazine, wiele miejsc jest klikalnych – dzięki temu można szybciej przechodzić w interesujące nas miejsca.

Strona tytułowa zawiera linki do promowanych w danym wydaniu artykułów.

Na jednej z następnych stron, nad informacją o konkursach z poprzedniego wydania, znajdują się miniatury stron z artykułami promowanymi.

Spis treści przygotowano w taki sposób, aby można było od razu przejść do interesującego nas artykułu – wystarczy kliknąć lub dotknąć na ekranie tytuł artykułu.

W każdym miejscu magazynu, klikając w logo Android Magazine w lewym górnym rogu, automatycznie przechodzimy do spisu treści.

Android Magazine można czytać na komputerach dzięki systemowemu „Podglądowi” lub programowi Acrobat Reader. Na iPadach lub iPhoneie/iPodzie Touch, Android Magazine jest możliwy do przeglądania poprzez aplikację iBooks lub eGazety Reader. W przypadku iBooks każdy numer Android Magazine trzeba ręcznie wrzucić na urządzenie przenośnie ­poprzez iTunes. W przypadku eGazety Readera trzeba być zarejestrowanym w systemie eGazety. W tym przypadku, każdorazowo, gdy będzie pojawiało się nowe wydanie Android Magazine, informacja o tym ­pojawi się wewnątrz aplikacji i magazyn będzie można pobrać bezpłatnie przez internet.


7-8/2013 2 sPIS TREŚCI

6

Bydgoszcz: ul. Gdańska 69, tel: 52 321 24 77; Katowice: ul. Warszawska 34, tel: 32 203 66 72; Kielce: ul. IX Wieków Kielc 16, tel: 41 343 22 80; Kraków: ul. Chodkiewicza 4, tel: 12 421 38 42; Łódź: Al. Kościuszki 49/51, tel: 42 637 20 06; Poznań: ul. Garbary 26, tel: 61 852 86 48; Sopot: Al. Niepodległości 677, tel: 58 551 13 65; Warszawa: ul. Gen. Andersa 12, tel: 22 635 64 63; Warszawa: ul. Nowogrodzka 44, tel: 22 628 81 24; Wrocław: ul. Widok 2/4, tel: 71 343 08 42 www.tophifi.pl


7-8/2013 2 AKTUALNOŚCI

7

Krzysztof Szymański

HUAWEI Ascend Mate dostępny w Polsce w przedsprzedaży

535 nitów, co bez wątpienia okaże się przydatne w słoneczne dni. Nowy ekran najpewniej zobaczymy w Optimusie G2 (Swift G2), którego specyfikacja techniczna świetnie pasuje do nowej matrycy południowokoreańskiego giganta: • Qulacomm Snapdragon 800 • 2/3 GB RAM • 13-megapikselowy aparat • Android 4.2.2 Jelly Bean Premiera smartfona LG odbędzie się 7 sierpnia w Nowym Jorku.

Czego świat dowiedział się o Motoroli X? Firma HUAWEI wprowadza na Polski rynek swój pierwszy tabletofon - Ascend Mate Specyfikacja tego urządzenia przedstawia się niezwykle ciekawie: Za całość przyjdzie nam zapłacić 1600 zł, co wydaje się być całkiem atrakcyjną ceną. Ascend Mate dostępny będzie tylko w czarnej wersji kolorystycznej w sklepach Sferis, Komputronik i Euro RTV AGD.

HUAWEI Ascend Mate Dane techniczne: system operacyjny: Android 4.1 z interfejsem Huawei Emotion UI aparat: tylny 8 Mpix Full HD, przedni 1 Mpix HD ekran: 6,1 HD IPS+ LCD z Corning Gorilla Glass procesor: czterordzeniowy Hi-Silicon K3V2 1,5 GHz + Intel XMM6260 pamięć: 8 GB ROM, 2 GB RAM, wejście na karty microSD łączność: Wi-Fi a/b/g/n z Wi-Fi Direct, Bluetooth 4.0 LE + EDR, DLNA, NFC bateria: 4050 mAh

Najcieńszy ekran Full HD od LG… dla LG Firma LG zaprezentowała nowy 5,2-calowy ekran LCD o rozdzielczości Full HD. Poszczycić się on może niesamowicie cienką budową – 2,2 mm – oraz równie cienkimi ramkami o szerokości 2,3 mm, a uzyskanie tego efektu było możliwe dzięki wykorzystaniu technologii OSG (One-Glass-Solution). Panel 1080×1920 wykonany w technologii RGB cechuje się również doskonałym kontrastem oraz jasnością rzędu

Premiera nowego smartfona Motoroli to ostatnio zdecydowanie jeden z najgorętszych tematów. Pierwsze plotki o rzekomych pracach nad nowym smartfonem mogliśmy usłyszeć kilka miesięcy temu. Plotki te zostały potwierdzone przez Federalną Komisje Łączności (FCC) w maju, która rzekomo kontrolowała model XT-1058. Sporo uwagi zostało poświęconej także szeroko rozumianej konfigurowalności tego urządzenia. Wiele osób miało nadzieję, że wreszcie będą mogli dostosować specyfikacje do swoich potrzeb, lecz najpewniej będzie chodzić tu o wygląd zewnętrzny smartfona (kolor, wzory, materiał). Niedawno mieliśmy także okazję zobaczyć X-phona z bliska, gdy to sam CEO Google został przyłapany (?) z weń w ręku na corocznej konferencji Allen & Co.. Zdjęcia, które błyskawicznie przedostały się do sieci są zaskakująco dobrej jakości i bardzo dokładnie przedstawiają bryłę urządzenia, tak jakby Eric Schmidt raczył do nich pozować. Kolejna, dość spektakularna informacja została opublikowana przez The Wall Street Journal, który powołując się na zaufane źródło twierdzi, że budżet reklamowy nowego smartfona ma wynieść aż 500 mln dolarów. Jeśli jest to prawda, to oznacza to, że Motorola ma zamiar bardzo intensywnie promować swój nowy model, i kto wie, może ma nawet zamiar oprzeć na nim całą swoją sprzedaż (przynajmniej jeśli chodzi o rynek północnoamerykański). W ostatnich dniach byliśmy świadkami wysypu informacji dotyczących specyfikacji oraz funkcji Moto X. I tak na krótkim filmiku zamieszczonym w serwisie Vimeo została przedstawiona funkcja nazwana Open Mic. Jest ona zintegrowana z usługą Google Now, a jej zadaniem jest obsługa komend głosowych nawet wtedy, gdy wyświetlacz jest wyłączony. Uruchomimy ją używając wcześniej skonfigurowanej frazy bądź tej domyślnej: “ok moto magic”. Właściciel powyższego wideo twierdzi również, że ekran urządzenia najprawdopodobniej jest wielkości 4,7 cala. Na drugim filmiku opublikowanym przez tę samą osobę potwierdza się, że smartfon będzie napędzany przez


7-8/2013 2 AKTUALNOŚCI

dwurdzeniowy procesor Snapdragon S4 Pro (MSM8960T) o taktowaniu 1,7 GHz z układem graficznym Adreno 320. Jest to bardzo wydajna jednostka znana dotychczas z Sony Xperii SP, Nokii Lumii 920T i Xiaomi Mi-2A. Całość będzie wspierana przez 2 GB pamięci RAM.

8

układ graficzny Adreno 330. Konstrukcję będą dopełniać 2 GB pamięci RAM. Natomiast do zasilenia całości posłuży nam bateria o wielkości 3200 mAh.

Ostatnia informacja na temat Moto X została zaprezentowana w dość dziwnych okolicznościach. Дима Прокопенко to użytkownik Google+, który opublikował wideo promujące nowe urządzenie przez kanadyjską sieć Rogers. Potwierdza ono zaimplementowanie usługi Open Mic na której Motorola – podobnie jak HTC na BlinkFeed™ – najwyraźniej zamierza oprzeć całą swoją akcję marketingową. Z filmiku ponadto dowiadujemy się, że smartfon pozbawiony będzie diody powiadomień. Jej zadanie przejmie ekran, który wybudzając się będzie informował nas o nowych wiadomościach.

Książki Play w Polsce! Do polskiego Google Play zawitały książki. Niedawno użytkownicy dostali komunikat o zaakceptowaniu regulaminu i po tej czynności mogli już zacząć swobodnie eksplorować Play Books.

Kolejna nowość to aplikacja aparatu. Od teraz aplikacje włączamy poprzez dwukrotne skręcenie nadgarstkiem, a jeśli chcemy zrobić zdjęcia wystarczy dotknąć ekran w dowolnym miejscu. Natomiast, gdy przytrzymamy ekran przez dłuższą chwilę – włączy się tryb zdjęć seryjnych.

Razem z uaktywnieniem tej usługi powinniśmy dostać możliwości dodawania PDF’ów (do 50 MB) do własnej biblioteki odwiedzając witrynę: play.google.com/books. Dodawanie własnych książek/dokumentów do biblioteki Play Books jest już możliwe w tej witrynie: play.google.com/ books/uploads. Macie do wyboru dwie zakładki. Prześlij – przesyłacie bezpośrednio z dysku Waszych urządzeń – i Mój dysk – przesyłacie z Google Drive (synchronizacja między usługami trwa mniej niż minutę). Warto nadmienić, że pliki przesłane w ten sposób również posiadają efekt 3D znany z książek dostępnych w Play Books. Jeśli chodzi o polskie utwory, to w Play Books jest ich nie-

Na końcu filmiku kobieta zdradza nam, że smartfon będzie dostępny w sierpniu w dwóch wersjach kolorystycznych: białej i czarnej. Informacja ta podważa wiarygodność możliwości konfiguracji telefonu. Aczkolwiek według nas wspomniana konfiguracja będzie dotyczyła jedynie urządzeń sprzedawanych przez Google Play. Oficjalna premiera Motoroli X Phone potwierdziła praktycznie wszystkie dotychczasowe plotki nt. tego telefonu. Motorola X Phone to bez wątpienia najciekawsze urządzenie tego lata.

HTC One Max – gigant z Tajwanu Ostatnio wśród producentów zapanowała dość dziwna moda na produkowanie urządzeń z przekątną ekranu powyżej 5 cali. HTC jest kolejną firmą która ponownie zdecydowała się na ten krok. MobielGeeks powołując się na swoje zaufane źródło twierdzi, że Tajwańczycy oprócz zaawansowanych prac nad mniejszą wersją swojego flagowca planują też wypuścić przed końcem września 6-calową wersję tego smartfona (T6). Jego ekran ma być wykonany w technologii Super LCD3 w rozdzielczości 1920×1080. Sercem giganta będzie najnowszy SoC Qulacomma – Snapdragon 800 – którego cztery rdzenie taktowane są po 2,3 GHz a towarzyszy im

wiele, przy czym znakomitą większość stanowią książki pochodzące z programu Google Books. Znajdziemy więc książki pochodzące z amerykańskich i brytyjskich uniwersytetów, a wśród nich takie jak: „Pan Tadeusz” Mickiewicza, „Fraszki” i „Elegie” Jana Kochanowskiego, „Balladynę” Słowackiego czy poezję Norwida.


7-8/2013 2 AKTUALNOŚCI

HTC One Mini już oficjalnie!

9

Pendrive z funkcją licznika kroków od Platinet Platinet to krakowska firma, która co jakiś czas raczy nas jakimś ciekawym urządzeniem. Miesiąc temu był to specjalny pendrive dla urządzeń działających pod kontrolą Androida w wersji 2.0+. Pora na kolejny gadżet. Tym razem jest to pendrive z funkcją licznika kroków. Posiada on niewielki wyświetlacz LED, który po przytrzymaniu przycisku przez sekundę wyświetli nam czas i datę, po naciśnięciu przycisku przez 3 sekundy pokaże pojemność pendrive’a, następnie ilość wolnego miejsca oraz stopień naładowania akumulatora. Natomiast wykonując tę czynność przez 5 sekund uruchamiamy… krokomierz.

Zaledwie kilka dni temu Tajwańczycy opublikowali na swoim blogu dość wymowną infografikę. Już wtedy mieliśmy pewność, że premiera mniejszego brata flagowca jest już na ostatniej prostej. Na stronie HTC pojawił się oficjalny wpis informujący o tym, że smartfon wkrótce znajdzie się w sprzedaży. Została także upubliczniona specyfikacja urządzenia. Mini będzie napędzany przez dwurdzeniowy procesor Qualcomm Snapdragon 400 z (1,4 GHz) z układem graficznym Adreno 305 wspomagany przez 1 GB pamięć RAM DDR2. Pamięć wewnętrzną tego modelu to 16 GB, której tak jak w większym modelu nie mamy możliwości rozszerzyć. Znajdziemy w nim także aparat znany z HTC One, aczkolwiek pozbawiony funkcji stabilizacji obrazu, natomiast kamerka do wideorozmów została zredukowana z 2,1 Mpix Full HD do 1,6 Mpix HD. Model ten stracił także moduł komunikacji NFC. Jeśli chodzi o przekątną ekranu, to jest to zapowiadane od początku 4,3 cala o rozdzielczości 1280×720 (341 ppi) a całość wykonana jest w technologi Super LCD. Przy takich komponentach pobór mocy powinien znacząco spaść, a bateria 1800 mAh powinna wystarczyć na pełen dzień pracy. HTC One Mini to główny konkurent Samsunga Galaxy S 4 Mini i nadchodzącej Motoroli X. Jak wypada w porównaniu z tym pierwszym? Oba modele posiadają ekrany takiej samej wielkości, ale Galaxy posiada mniejszą rozdzielczość – 960×540. Tutaj niestety zalety HTC się kończą. Przynajmniej jeśli chodzi o liczby. Samsung bowiem posiada o 500 MB więcej RAM-u, ciut większą baterię i aparat mogący robić zdjęcia w rozdzielczości do 8 Mpix. Jednak warto przypomnieć, że aparat w One Mini (4 Mpix) wykorzystuje technologię Ultra Pixel, która pozwala na robienie wysokiej jakości zdjęć przy bardzo słabych warunkach oświetleniowych. Jakość wykonania zdecydowanie stoi po stronie HTC, a jak dobrze wiemy wiele osób przedkłada wygląd ponad możliwości techniczne smartfona. Tak więc kwestia wyższości pozostaje otwarta. Sprzedaż urządzenia rozpocznie się w sierpniu. W Europie w pierwszej kolejności trafi do Niemiec i Wielkiej Brytanii.

Pendrive posiada pojemność 8 GB. Prędkość maksymalna zapisu i odczytu wynosi odpowiednio 5 MB/s i 16 MB/s. Akceptowalna temperatura pracy mieści się w przedziale od 0 do 60°C. Urządzenie można nabyć w internetowym sklepie producenta w cenie 65 zł.



7-8/2013 2 felieton 2 Okiem Redakcji: zalety androida

11

Redakcja

Okiem Redakcji:

Wady androida Najpopularniejszy mobilny system operacyjny na świecie jaki jest – każdy widzi. To, że go uwielbiamy, nie oznacza jednak, że nie dostrzegamy jego wad. Problemów w Androidzie jest wbrew pozorom sporo i każdy z członków redakcji postanowił „wylać swoje gorzkie żale” na ich temat.

22 Michał Brzeziński: Muszę przyznać, że czasami Android mnie naprawdę denerwuje. Głównym powodem jest działanie mojego Galaxy Nexusa. Jeszcze rok temu był świetnym telefonem, a dwurdzeniowy procesor teoretycznie powinien spokojnie wystarczyć do płynnego działania, a nie zawsze tak jest. Oczywiście zmiana/przeinstalowanie systemu pomaga, ale nie tędy droga. Niestety szybkość działania systemu w dużej mierze zależy od producenta. Teraz sytuacja się już znacznie poprawiła, ale do niedawna trzeba było naprawdę rozsądnie wybierać telefon. Optymalizacja kuleje także w wielu aplikacjach. I znowu podam tutaj przykład swojego Galaxy Nexusa, na którym nie wszystkie gry działają tak płynnie jakby mogły. Oczywiście jest to kompromis, na który trzeba pójść, mając taką różnorodność urządzeń. Coś za coś. Nie mam zamiaru winić Androida za to, że jakieś aplikacje lubią się zacinać lub wyłączyć – w końcu to wina samych deweloperów. Jednak to, że taki program został dopuszczony do sprzedaży w Google Play – to już jak najbardziej odpowiedzialność giganta z Mountain View. Chociaż słabo działające aplikacje to mały problem. Gorzej jest z tymi, które

zupełnie nie robią tego, co sugeruje ikonka i opis. A nawet jeśli robią, to przy okazji zaśmiecają system dodatkowymi skrótami i mają denerwujące reklamy. Przykład? W czerwcu przez 2 dni w Google Play była aplikacja „blackberry messenger bbm”, wydawcą której było „RIM”. Zanim została usunięta, zdążyło ją ściągnąć ponad 100 000 osób! Aktualizacje to już wiele razy przerabiany temat i ze względu na otwartość systemu Google ma związane ręce, jednak to ciągle wada. Nakładki Samsunga i HTC stały się o wiele lepsze – z chęcią kupiłbym ich telefony, tylko odrzuca mnie myśl o długim czekaniu na nową wersję Androida. Z drugiej strony HTC One i SGS IV Google Edition nie mają wielu fajnych dodatków od producentów. Mam nadzieję, że w tej materii przyjdą zmiany zapowiedziane na ostatnim Google I/O, czyli aktualizowanie samego Google Play Services.

22 Michał Mynarski: Cieszę się, że posiadam smartfona z Androidem. Przyzwyczaiłem się do niego i oswoiłem jego połączenie z OS X na moich komputerach. To nie znaczy, że nie widzę wad tego systemu – wręcz przeciwnie, jestem


7-8/2013 2 felieton 2 Okiem Redakcji: zalety androida

bezlitosny dla elementów, które mnie drażnią. A Android posiada ich całą plejadę. Nie będę oryginalny i jako pierwszy problem przywołam fragmentację. Jeżeli chcemy naprawdę dobre urządzenie z Androidem, musimy wyłożyć bezprecedensową ilość gotówki na czołowy model. Polityka Google, dzięki której możemy instalować Androida praktycznie na wszystkim, odbija się czkawką nie tylko w postaci mitologizowanej fragmentacji, ale przede wszystkim kiepskiej optymalizacji. Producent musi przysiąść nad systemem, by ten działał płynnie, a czasem brakuje chęci, czasu, pieniędzy czy nawet umiejętności. Zazwyczaj dopieszczany jest Android w urządzeniach z najwyższej półki, chociaż i tam zdarzają się gafy. Rozwiązaniem tego problemu wydaje się być udostępnienie Androidowi bardzo dużej mocy, ale z kolei rzutuje na czas pracy na baterii i ilość wydalanego ciepła. Innym problemem jest kwestia procesów odpowiedzialnych za interfejs. Jeżeli wierzyć zeznaniom jednego z byłych programistów Google’a pracującego nad Androidem, problem z płynnością tego systemu siedzi głęboko w strukturze oprogramowania i wiąże się z priorytetami procesów, przez co nawet dostarczenie mu gigantycznej ilości mocy obliczeniowej nic nie zdziała i nie da się tego załatać łatką bądź aktualizacją. I mając Androida 4.1 z legendarnym Project Butter niestety jestem w stanie mu uwierzyć. Irytuje mnie również to, że posiadając HTC z dwurdzeniowym procesorem tak często widzę komunikat o niekompatybilności gier z moim urządzeniem. Przez co jedyną grą, jaką posiadam, a w którą i tak nie gram, jest Angry Birds: Star Wars. Ostatnią wadą, którą trudno mi jest znieść w Androidzie, to fakt zaśmiecania się systemu, niezależnie od tego, jak delikatnie się z nim obchodzimy (a ze względu na to, czym się redakcja zajmuje i tak jest to raczej niemożliwe). Po pewnym czasie każdego Androida po prostu trzeba przywrócić do ustawień fabrycznych, a niestety system nie oferuje jednego niezawodnego rozwiązania kwestii backupów, przez co cały proces robi się strasznie męczący. Nie przeszkadza to tylko byłym użytkownikom Symbiana (oni przyzwyczaili się do zmulania systemu) i power userom, którzy zmieniają ROM-y co dwa tygodnie. Oni traktują to jako rozrywkę. Przerażające.

12

22 Mateusz Gryc: Nie ma systemu bez wad. Bo gdyby istniał, nie czytalibyście teraz o Androidzie. Nie śledzilibyście niekończących się kłótni między użytkownikami Zielonego Robota a sadownikami. Wreszcie – nie podziwialibyście beztroskiej zabawy trzech uczestników „Międzynarodowego Zlotu Fanów Windows Phone” (przepraszam, musiałem). Bo te systemy by nie istniały. Gdyby powstało rozwiązanie idealne, „PerfectOS” – kto przy zdrowych zmysłach używałby czegoś innego? Android jest kompromisem, jak każdy system operacyjny. Dla mnie jego zalety przewyższają wady i dlatego z niego korzystam. Ale te wady są i z większością zarzutów moich redakcyjnych kolegów muszę się zgodzić. A mnie osobiście najbardziej bolą dwie rzeczy. Pierwsza może nie dotyczy stricte samego Androida, ale związanego z nim szumu. Tego, jak działa i jak jest postrzegany w świecie. W świecie, który nadal jest mało techniczny. Ja jestem power userem urządzeń mobilnych, a może i technologii w ogóle. Umiem dokonać wyboru. Ale ogromna masa moich znajomych narzeka na rzeczy, na które skazali się sami i z własnej woli, kupując np. tablet za 100 zł, słabiutkiego smartfona za złotówkę albo takiego z ekranem o rozdzielczości 14×12 px. Rynek zalany jest badziewiem, bo to badziewie się sprzedaje. Ludzie potrafią już wybrać dobry (dostosowany do swoich potrzeb) samochód, dobry (dostosowany do swoich potrzeb) telewizor, ale nadal nie rozumieją rynku mobilnego. I to jest pierwszy problem – brak wyedukowania użytkowników Androida. Posiadacz Nexusa 4, Galaxy SIII, S4 czy HTC One nie doświadczy nawet 15% tych problemów, z jakimi boryka się posiadacz „chinola” za złotówkę. Ale te „chinole” wpływają na obraz całego Androida. Drugą rzeczą, która od dawna mnie męczy, jest brak zewnętrznych narzędzi do obsługi Androida. Nie zrozumcie mnie źle – w życiu nie chciałbym znów być zmuszony do korzystania z iTunes, by przerzucić na smartfona jeden plik MP3. Ale bardzo zazdroszczę sadownikom możliwości wykonania pełnego backupu systemu i swobodnego zarządzania tym backupem. Albo zaplanowania


7-8/2013 2 felieton 2 Okiem Redakcji: zalety androida

pulpitu swojego smartfona z poziomu komputera. To bardzo wygodne rozwiązania, które, obawiam się, szybko nie zawitają na Androidzie. A szkoda – Zielony Robot daje nam ogromne możliwości wpływania na niego – ale nie z zewnątrz. A niektóre rzeczy wygodniej byłoby skonfigurować na komputerze (jak właśnie ten nieszczęsny układ pulpitu – dla mnie jest to męczący problem, ponieważ często zmieniam ROM-y) i po prostu „wysłać zmiany” na urządzenie.

22 Michał Zieliński: Android, jak każdy system, poza zaletami ma i wady. I to poważne. Niestety, jako że jest dostępny chyba na każdej możliwej konfiguracji sprzętowej, optymalizacja leży. Aby wszystko działało szybko i sprawnie, potrzeba wydajnego procesora, dużej ilości pamięci RAM oraz pojemnej baterii. Może jestem przewrażliwiony, ale gdy widzę, że świeży Galaxy S III nie daje sobie rady z animacjami, to chyba coś jest nie tak, prawda? Druga wada to zdecydowanie aplikacje. Patrząc na iOS brakuje kilkunastu istotnych pozycji, które pomagałyby w wykonywaniu codziennej pracy. Do tego to, co jest dostępne w Play Store, to często śmieci. Aplikacja, która zapycha smartfona reklamami i automatycznie przysyła SMS-y, za które płacimy, odbierając je, nie powinna móc trafić do jakiegokolwiek użytkownika. A przykładów na takiego typu badziewia mam naprawdę wiele, i to sprawdzonych na skórze moich znajomych. Oczywiście jest też nieszczęsna fragmentacja. O ile brak funkcji takich jak Google Now czy rozszerzone powiadomienia nie ruszy wielu osób, o tyle brak możliwości zainstalowania Angry Birds: Star Wars na rocznym telefonie? No bez przesady.

22 Bartosz Dul: Kolega Zieliński odrobinę przesadza. Solidnych aplikacji jest już dużo, śmieci jest mnóstwo wszędzie – niezależnie od systemu, a fragmentacja dziś jest mylnie rozumiana. Kiedyś problemem były różne wersje systemów

13

wydawane w okropnych odstępach czasu na urządzenia lub w ogóle niewydawane. Dziś fragmentacja istnieje głównie na poziomie sprzętowym. Urządzenia się starzeją, producenci cudaczą z absurdalnymi wielkościami ekranów czy rozdzielczościami, a potem płacz i zgrzytanie zębów, bo jakaś aplikacja nie zachowuje się tak jak trzeba. Ja powtórzę to, co koledzy – brak jakiegokolwiek narzędzia do backupu to niestety koszmar przy zmianie telefonu na nowy. Możemy zachować wiele rzeczy (SMS-y, dane, multimedia, ustawienia sieci Wi-Fi itd.), ale nie ma narzędzia, które przywróci nam dane aplikacji, zapis stanu gier, układ pulpitów, rozmieszczenie aplikacji, widżetów, folderów itd. Jedynie Titanium Backup potrafi zachować całe aplikacje, ale on wymaga tzw. roota, którego ma promil użytkowników. Zresztą Android to nie ograniczony iOS, który potrzebuje jailbreaka do bardziej wyrafinowanych zmian w systemie. Paradoksalnie jednak iOS nie boryka się z problemem backupu – wręcz przeciwnie, jest wzorem do naśladowania, choć kilka rzeczy jeszcze bym w nim usprawnił. Kupuję legalnie aplikacje. Cieszyłem się jak dziecko, kiedy to wtedy jeszcze Android Market umożliwił nam Polakom kupno aplikacji. No i nakupiłem ich trochę. Niestety w zeszłym roku komuś w Google coś się stało w głowę i żeby dojść do tego, co ja kupiłem, muszę… iść aż do serwisu Google Wallet, w którym jest lista wszystkich moich zakupów, nie tylko aplikacji. Dawno temu w aplikacji Google Play w „Moje aplikacje” znajdowały wszystkie niezainstalowane zakupione przez nas pozycje. Dziś jest tam historia ściągnięć, czyli nawet wszelkiej maści syf, który został przez nas momentalnie odinstalowany. Co to oznacza? Ano to, że nie ma już żadnego wygodnego sposobu na szybkie sprawdzenie co kupiliśmy kiedyś i zainstalowanie tego. Nie byłbym aż tak rozgoryczony tym faktem gdyby nie to, że kiedyś taka lista była. (Aktualizacja: W tym miesiącu Google wprowadziło nowe Google Play i lista ta jest już nieco bardziej przejrzysta, choć w dalszym ciągu nie ma wyodrębnionej części zakupionych aplikacji). Polacy dostają od Google wszystko przeważnie jakoś tak na końcu lub wcale. Nie znaczy, że nie da się używać Androida, wprost przeciwnie. Ale krew mnie zalewa jak widzę, że za granicą można korzystać z tak istotnych rzeczy i funkcji jak Google Muzyka, Wideo, Magazyny (!), komunikacji


7-8/2013 2 felieton 2 Okiem Redakcji: zalety androida

miejskiej w Mapach Google czy pełnej funkcjonalności niesamowitego Google Now. Wojtek Pietrusiewicz się nad nim o dziwo rozpływa, a mi nie przydał się jeszcze do niczego, bo nieustannie pokazuje mi raptem 2-4 karty i nie przypomina praktycznie o niczym ważnym czy zaskakującym. Android jest jak Windows, niestety się zapycha. Zaczyna zwalniać po jakimś czasie (czasem nawet na potężnych urządzeniach) i wtedy potrzebuje postawienia go na nowo. W Windowsie 8 pojawiła się funkcja odświeżenia komputera z zachowaniem wszystkich plików osobistych. Taka rozsądna „reinstalacja”. W Androidzie bez żmudnego backupu tracisz wszystko. Na koniec wisienka na torcie. Rozwój Androida jest niezaprzeczalnie szybki i godny podziwu. Który jego element stoi w miejscu? Otóż ten najbardziej podstawowy, służący do dzwonienia (hej, smartfony to jeszcze wciąż telefony, prawda?). To jest wręcz żenujące, że Android do dziś nie posiada porządnego dialera, choćby zbliżonego do tych, które są w nakładkach Sony, Samsunga, LG czy najlepiej HTC. Plotka głosi, że takowy ma się znaleźć w czystym Androidzie 4.3, ale… No. Jak to się mówi, pożywiom-uwidim.

22 Tomasz Nowak: Chociaż bardzo lubię Androida, to nie boję się przyznać do jego wad. Dla mnie, podobnie jak chyba większości użytkowników, rzuca się w oczy optymalizacja. Urządzeń z Androidem jest mnóstwo i na wielu z nich system nie działa tak jak teoretycznie (patrząc na możliwości sprzętowe) powinien. Drugą sprawą jest stabilność. Nie tyle samego systemu, co przeróżnych aplikacji. Force close potrafi zaskoczyć w najmniej oczekiwanym momencie i nie jest to miłe doświadczenie. Tym bardziej jeśli zależy nam na stabilności. Trzecią wadą wywołam zapewne burzę komentarzy, gdyż są nią… nakładki na Androida. Oczywiście tylko częściowo, bo staram się patrzeć na wszystko obiektywnie i widzę też ich zalety. Jednak wad też jest sporo, a największą z nich jest wygląd. Przez zastosowanie różnych nakładek jest on niespójny. HTC wygląda tak, Samsung inaczej, a „czysty” Android to już w ogóle inna bajka.

14

Z jednej strony jest to dobre, bo użytkownicy mają wybór. Z drugiej, rodzą się konflikty. Jednemu podoba się HTC Sense, ale woli smartfony Samsunga. W tym wypadku nic nie poradzi i albo przełamie się do produktów tajwańskiego producenta, albo będzie męczył się z TouchWizem. W przypadku „czystego” Androida takich problemów nie ma.

22 Tomasz Słowik: Korzystając z tego systemu od kilku lat, wielokrotnie odczułem jego wady i pomimo mojej sympatii do Androida, potrafi mnie on niesamowicie irytować. Najbardziej denerwujące są problemy z aktualizacjami w przypadku niemal każdego producenta, a prym w tej kwestii wiedzie LG. Inną kwestią jest działanie tego OS-a nawet na najmocniejszych urządzeniach. Dziwnym dla mnie jest, że na Xperii Z przekonałem się, czym jest płynność animacji dopiero po zainstalowaniu na niej Cyanogenmoda, który to działa lepiej od softu Sony nawet po ograniczeniu procesora do 600 MHz. Skoro przy 1/3 mocy obliczeniowej to oprogramowanie działa płynniej niż fabryczne, to za co Sony płaci swoim programistom? To samo dotyczy Samsunga. Innym problemem jest straszny apetyt Androida na pamięć RAM. Windowsowi XP spokojnie do działania wystarczyło 512 MB, a tutaj niejednokrotnie 1 GB to zbyt mało. Jeśli ktoś nie wierzy, to polecam porozmawiać z użytkownikami smartfonów Samsunga albo HTC. Google powinno też zrobić coś ze wsparciem tabletów w Google Play, bo w porównaniu do iOS jest po prostu słabo. A będzie jeszcze gorzej, bo tablety z Atomami i Windowsem 8 oferują znacznie większe możliwości.


7-8/2013 2 felieton 2 Zielony współlokator, czyli inteligentne domy I ANDROID

15

Zielony współlokator, czyli inteligentne domy i Android

Nietypowe zastosowania Androida cz. 3 Tomasz Nowak

Idea inteligentnych domów to temat, który zainteresował mnie już ładnych parę lat temu. I chociaż nadal nie mam u siebie nawet jednego elementu z takich instalacji, to zainteresowanie pozostało. Tym bardziej, że do prostszych systemów mogę wykorzystać system Android. Dlaczego do prostszych? Teoretycznie da się oprzeć cały dom na Androidzie, być może nawet ktoś tego próbował. Ale ja nie widzę w tym większego sensu. System Google’a ma swoje ograniczenia i nie nadaje się do wszystkiego. Dużo lepszym rozwiązaniem jest zastosowanie gotowego

systemu, który został zaprojektowany z myślą wyłącznie o inteligentnych instalacjach. Przeważnie panele sterowania również są zaprojektowane pod daną instalację. Nic nie stoi jednak na przeszkodzie, żeby do tego celu użyć Androida. Inteligentne instalacje budzą często futurystyczne skojarzenia. Domy, w których wszystko dzieje się samo. Wstajemy rano, na stole czeka zaparzona kawa lub herbata, łóżko samo się ścieli, a podłogi same pozbywają się kurzu. I nic w tym dziwnego, bo taka jest właśnie idea tych systemów. Maksymalne zautomatyzowanie procesów w domu. Ale


7-8/2013 2 felieton 2 Zielony współlokator, czyli inteligentne domy I ANDROID

pełna automatyzacja też nie jest czymś dobrym, dlatego w ręce użytkowników oddawane są wspomniane wcześniej panele sterowania. Zamiast skupiać się na gotowych systemach, postaram się zwrócić jak najwięcej uwagi na Androida. Pierwszym urządzeniem, które z powodzeniem może zastąpić drogą i gotową instalację, jest programowalny sterownik PLC. Sam odbyłem krótką przygodę edukacyjną z tymi sterownikami i wiem, że naprawdę dużo da się z nimi zrobić. Sterownik PLC2011A0, oferowany przez firmę Elkom jest naprawdę ciekawą propozycją. Po odpowiednim podłączeniu domowych instalacji (grzewczych, oświetleniowych itd.) dostajemy częściowo zautomatyzowany dom. Można nim sterować za pomocą PC, przez internet oraz za pomocą urządzeń z Androidem. Automatyzacja jest częściowa, bo dużą rolę odgrywa tu człowiek, jednak część procesów da się zaprogramować w taki sposób, żeby działały bardziej autonomicznie. Światło przed domem, które zapala się po zmroku, czy instalacja do podlewania ogrodu, która uruchomi się zgodnie z wprowadzonym wcześniej harmonogramem, to tylko nielicznie przykłady. Dużo zależy tu od wyobraźni. Przykładem, który pokazuje mniejsze zautomatyzowanie, jest chociażby obsługa oświetlenia. Siedząc na kanapie, możemy zapalić światło, dostosować jego barwę i natężenie (oczywiście wszystko zależy od użytych materiałów). Wspomniany sterownik PLC może sterować także bramami garażowymi,

16

roletami, piecami, pompami wody itd. Możliwa jest Można nim także współpraca z systesterować za mami alarmowymi. Możlipomocą PC, przez wości jest naprawdę wieinternet oraz za pomocą le, ale mnie zaciekawiły urządzeń z Androidem. nieco inne funkcje, takie jak liczenie zużytej energii elektrycznej. Odpowiednia analiza takich danych pozwoli na ulepszenie całego systemu tak, żeby zminimalizować zużycie prądu. A to jest ważne z wielu powodów – nie tylko oszczędnościowych. Opcji wykorzystania takiego sterownika jest naprawdę wiele. I chociaż Android nie gra tutaj pierwszych skrzypiec, to jednak odgrywa dość ważną rolę. Dzięki niemu, będąc poza domem, możemy kontrolować to, co dzieje się w środku. Dla jednych to właśnie ta kontrola będzie najważniejszym powodem do kupna takiego sterownika. Ja widzę jednak duże oszczędności. Chociaż sam sterownik nie jest tani (lecz w porównaniu do gotowych systemów jego cena jest wręcz śmiesznie niska), to jego zakup bardzo szybko się zwróci. Odpowiednie ustawienia spowodują, że nasze domowe urządzenia będą działać jedynie wtedy, kiedy będą potrzebne. Nie trzeba będzie się zastanawiać, czy aby na pewno zgasiłem światło. Raz, że odpowiednio ustawiony sterownik sam zgasi to światło, a dwa, że stan można sprawdzić sięgając po smartfon z Androidem.

9


7-8/2013 2 felieton 2 Lost with Android

Lost with Android

17

Michał Zieliński

Czwartek, południe. W uszach muzyka, na ramieniu torba, druga w ręce. Wsiadam do tramwaju, znajduję dla siebie miejsce i odpisuję na zaległe wiadomości. Nie mija 30 minut, wychodzę z tramwaju pod domem. Wchodzę do mieszkania – w uszach muzyka, w ręce torba. Czegoś brakuje.

Przekopałem się przez cały dom. Ani śladu po torbie na ramię. W środku były dwie rzeczy – książka i telefon. Książka? #nikogo. Torba? No szkoda, ale też da się ją łatwo zastąpić. Telefon? Panika. Co robić, jak go odzyskać? Oczywiście wszelkie próby dodzwonienia się do MPK zawiodły. Cała akcja trwała dosyć długo, więc próba podjechania do zajezdni czy biura rzeczy znalezionych była zwyczajnie pozbawiona sensu. Straciłem telefon z Androidem. Androidem… Jestem maniakiem prywatności. Nigdy nikomu nie podałem swojego hasła do jakiegokolwiek serwisu – ba, sam ich często nie znam. PIN do kart to rzecz święta. Wszystkie urządzenia mają włączone zabezpieczenia. Oczywiście był jeden wyjątek – stracony smartfon. Gdy sobie o tym przypomniałem, musiałem usiąść z przerażenia. Na telefonie trzymam wszystkie dane, wszystkie prywatne rozmowy, cały kalendarz, masę kontaktów i poufnych informacji. Tym bardziej zabrałem się do roboty. Pierwsza myśl? Cerberus. Jest to aplikacja, o której jakiś czas temu pisał Mateusz Gryc. Potrafi namierzyć telefon, robić zdjęcia, odczytywać listę połączeń, wysyłane i odebrane wiadomości, wszystko zdalnie. Ma tylko jedną wadę. Mianowicie trzeba ją wcześniej zainstalować. Niestety nie wpadłem na to zawczasu, więc pozostało improwizować. Standardowe próby dodzwonienia się na telefon kończył tekst „Abonent jest czasowo niedostępny”. Logiczne – pierwsze

co się robi, gdy przejmie się cudzy telefon, to usunięcie poprzedniej karty. Myślę dalej. Google udostępnia ciekawą aplikację o nazwie Latitude (Współrzędne). Jej podstawowym celem jest informowanie znajomych, gdzie obecnie się znajdujemy. W tym przypadku wystarczy nam zlokalizować telefon. Oczywiście jeżeli funkcja jest włączona. Nie, u mnie nie była. Zrezygnowany udałem się na komisariat policji. Zgłoszenie kradzieży bądź przywłaszczenia to podstawa w takiej sytuacji. Jak się dowiedziałem, około 80% urządzeń jest odnajdywanych. Nic dziwnego, w końcu mając numer IMEI i technologię dostępną stróżom prawa, można w łatwy sposób wyciągnąć wszystkie dane o telefonie. Wszystko trwa około miesiąca. To jest czas, w którym urządzenie zostanie, prawdopodobnie, zaniesione do lombardu, tam wyczyszczone i następnie przekazane następnemu „właścicielowi”. Miesiąc. Kurczę, długo, prawda? Całe szczęście mówimy tu o Androidzie z dostępem do Google Play. Jeżeli ktoś nie wylogował się z mojego konta Google, to mam chociaż częściową kontrolę nad telefonem. Sprawdzam ostatnie logowanie w Play Store – sprzed 5 dni. Wiem, że dzień wcześniej instalowałem aplikacje, więc potraktuję to jako błąd systemu. Otwieram sklep, szybkie śledztwo i już wiem, co instalować. Pakiet składa się z dwóch aplikacji. Jedna zarejestruje telefon w usłudze, zaś druga będzie przekazywać informacje o smartfonie do owej usługi. Pierwsza to AndroidLost Jumpstart. Jeżeli


7-8/2013 2 felieton 2 Lost with Android

znamy numer, którym dodzwonimy się na stracony sprzęt, to nie powinniśmy jej instalować. Druga (koniecznie trzeba zachować kolejność) to AndroidLost. Czekamy chwilę i logujemy się do naszego konta Google na androidlost.com i wyciągamy co chcemy. Ostatnie SMS-y, połączenia, lokalizację urządzenia, nawet możemy zrobić zdjęcie. Momentalnie zainstalowałem aplikację, jednak do tej chwili smartfon nie zarejestrował się w usłudze. Albo został wyczyszczony kompletnie, albo leży w torbie i na mnie gdzieś czeka (w co, niestety, wątpię). Pozostaje mi czekać na informacje od policji, co jakiś czas odwiedzać MPK i monitorować aukcje na Allegro czy oferty na Tablicy. Cała sytuacja jest świetnym przykładem na to, że otwartość Androida to zarówno zaleta, jak i po części wada. Gdyby nie otwartość, mógłbym

18

zapomnieć o chociaż próbowaniu uzyskania dostępu do informacji o smartfonie. Z drugiej strony, wyobraźcie sobie, co się stanie, jeśli ktoś za Waszymi plecami zainstaluje to na Waszym telefonie. Ten numer Android Magazine jest numerem wakacyjnym. Wielu z nas będzie wyjeżdżać na urlopy, wypoczywać na plażach, basenach, chadzać na różnego rodzaju imprezy. Uważajcie na siebie i na Wasze smartfony. Nawet teraz zainstalujcie Cerberusa, tak na wszelki wypadek. Życzę Wam, żebyście nigdy nie musieli opowiadać powyższej historii w pierwszej osobie tak, jak to właśnie zrobiłem. AndroidLost w Play Store AndroidLost Jumpstart w Play Store

zrób fotoalbum w iPhoto

WYDRUKUJ U NAS!!!


7-8/2013 2 felieton 2 Nasze pulpity

19

Nasze pulpity Tomasz Nowak

Mój pulpit jest skromny, aczkolwiek nie można powiedzieć, że jest mało treściwy. Ze względu na posiadanie HTC Wildfire, który rozdzielczością ekranu już w momencie premiery odstawał od konkurencji, miałem dość ograniczone możliwości.

Z pomocą przyszły mi Apex Launcher, Zooper Widget oraz Sidebar. Dzięki tym trzem aplikacjom stworzyłem pulpit, który w pełni mnie zadowala. Apex Launcher pozwolił na schowanie tradycyjnego docka z aplikacjami, dzięki czemu zyskałem nieco miejsca na ekranie. Zooper Widget doskonale zagospodarował uzyskaną w ten sposób przestrzeń. Pod ręką mam kalendarz, godzinę, procentowy stan baterii, pogodę oraz liczbę nieodebranych połączeń/nieprzeczytanych SMS-ów. Wygląd i zawartość widżetu można modyfikować praktycznie bez ograniczeń. Muszę przyznać, że spędziłem kilka godzin na odpowiednim ustawieniu wszystkich elementów tak, żebym był zadowolony z efektu końcowego. Przydatną funkcją okazała się także możliwość ustawienia skrótów po kliknięciu w odpowiedni element widżetu. Dzięki temu ukryłem skróty do odpowiednich ustawień i aplikacji. Po kliknięciu w dzień tygodnia zostaję przeniesiony do kalendarza. Kliknięcie w zegar przenosi mnie do ustawień alarmów. Szybko, łatwo i wygodnie. Aplikacja Sidebar to dock wysuwany z boku ekranu. Dla mnie jest to rozwiązanie najbardziej optymalne, a przy tym niesamowicie funkcjonalne. Dock pokazuje się wtedy, kiedy go potrzebuję i nie muszę przy tym cofać się do pulpitu – mogę go otworzyć w trakcie korzystania z innej aplikacji.


7-8/2013 2 felieton 2 Moje niezbędne aplikacje

20

Wojtek Wieman

Moje niezbędne aplikacje

Michał Brzeziński

Lista aplikacji, które muszą znaleźć się na moim telefonie… zależy od telefonu. Jeśli jest to urządzenie testowe, które po kilkunastu dniach będę musiał oddać, instaluję kilka podstawowych programów. Ta lista zwiększa się w moim normalnym smartfonie, ponieważ są takie aplikacje, które są niezbędne, ale tylko raz na jakiś czas.

Lista aplikacji, które muszą znaleźć się na moim telefonie… zależy od telefonu. Jeśli jest to urządzenie testowe, które po kilkunastu dniach będę musiał oddać, instaluję kilka podstawowych programów. Ta lista zwiększa się w moim normalnym smartfonie, ponieważ są takie aplikacje, które są niezbędne, ale tylko raz na jakiś czas. Podstawową „inteligentną” funkcją telefonu jest dla mnie czytanie newsów. Nawet przy bardzo rozsądnym wyborze źródeł jest tego dużo. Aby skrócić sobie pracę w domu, jak najwięcej staram się czytać w komunikacji miejskiej, stojąc w kolejkach – zawsze gdy mam trochę czasu. Zdecydowanie najlepszą aplikacją okazał się dla mnie gReader (Pro). Była to moja najdroższa płatna aplikacja, ale jej funkcjonalność jest ogromna i wersja na tablety też sprawdza się świetnie. Być może Flipboard jest ładny (co nie oznacza, że gReader nie jest), ale w tym przypadku zdecydowanie stawiam na efektywność. gReader został stworzony do obsługi Google Readera, ale obecnie wspiera także Feedly. Są sytuacje, gdy nie zawsze czytanie newsów jest możliwe, a żeby nie tracić czasu, wtedy włączam Umano. Jest to agregator artykułów z przeróżnych dziedzin, które są czytane przez lektora. Lektorzy są świetni i oprócz korzyści z dowiadywania się ciekawych rzeczy, można także podłapać trochę akcentu. Umano potrafi sam ściągać nagrania tylko przez Wi-Fi, więc mobilny internet nie jest nawet potrzebny. Kolejna aplikacja jest już mniej oryginalna – jakdojade.pl, czyli rozkłady jazdy na wyciągnięcie ręki. Niedawno wreszcie doczekała się aktualizacji interfejsu i teraz już nie mam do niej zastrzeżeń.

No, może oprócz tych dymków wyskakujących nad częścią rozkładu, której właśnie potrzebuję. Jak każdy śmiertelnik, miewam problemy z wstawaniem rano. Na szczęście znalazłem lekarstwo w postaci Darmowego Budzika Xtreme. Opcji jest tam tyle, że każdy znajdzie coś dla siebie. Długość drzemki, maksymalna liczba drzemek, usypiaPodstawową nie alarmu za pomocą po„inteligentną” trząsania telefonem. Ale funkcją telefonu jest dla podstawową funkcją jest mnie czytanie newsów. dla mnie wyłączanie alarmu przez rozwiązywanie

9


7-8/2013 2 felieton 2 Moje niezbędne aplikacje

zadań. Trzeba policzyć wynik działania, a poziom trudności tych działań ustala się samemu. Przy okazji mózg trochę się rozrusza. Dużo biegam, dużo jeżdżę na rowerze i szczerze mówiąc już nie wyobrażam sobie trenowania bez Endomondo. (W miarę) dokładnie wiem, ile przejechałem/przebiegłem, w jakim czasie, gdzie niepotrzebnie zwalniałem itd. Wiem, czy mam progres i co ciągle mogę poprawić. Inne aplikacje tego typu pewnie też by mi odpowiadały, ale Endomondo przyciągnęło mnie łatwością obsługi. Ile różnych klawiatur bym nie testował, ile urządzeń by nie przeszło przez moje dłonie, zawsze tęsknię za SwiftKey. Niektóre rzeczy, jak np. automatyczne wstawianie spacji za słowem, stają się tak naturalne, że nie można się bez nich obejść. Autokorekta też stoi na wysokim poziomie, poza tym deweloperzy naprawdę dbają o ciągły rozwój. SwiftKey to dla mnie zdecydowanie najlepsza klawiatura na Androida. Do niedawna nie używałem aplikacji pogodowych, ale AccuWeather mnie do siebie przekonało. Przede wszystkim jego prognozy pogody często się sprawdzają. Jest prognoza długoterminowa, ale mi najbardziej spodobało się to, że w prognozie krótkoterminowej program pokazuje pogodę co do godziny. Mam także szybki wgląd w prawdopodobieństwo opadów – w końcu 0 i 40% to spora

21

różnica, a w zwykłej prognozie bym tego nie zobaczył. Miłym dodatkiem jest także pogoda na pasku powiadomień. Do notatek używam Google Keep. Program jest ładny i użyteczny, a w tego typu aplikacji moje wymagania też nie są za duże. Najczęściej notuję coś na laptopie i potrzebuję mieć do tego wgląd ze smartfona, więc synchronizacja jest podstawową funkcją. Ciągle mnie tylko boli to, jak trudno na komputerze jest przejść z webowego Gmaila do Keep. Nie mogło też zabraknąć aplikacji do Facebooka i Twittera (obydwie oficjalne), chociaż ta pierwsza najczęściej już fabrycznie znajduje się na smartfonie. A mobilnie akurat o wiele częściej korzystam z Twittera. Moją ulubioną przeglądarką jest Chrome – też już powoli robi się standardem. Nie mam nic przeciwko innym przeglądarkom internetowym, po prostu Chrome jest wygodny, ładny i szybki – obecnie do szczęścia mi nic więcej nie potrzeba. Gdzie smartfon, tam i chmura, i chociaż byłem fanem Dropboksa, to obecnie najczęściej korzystam z Dysku Google. Aplikacja jest bardzo fajna i oprócz standarTabletu używam dowego dostępu do pliprzede wszystkim ków, które przechowuje w domu i to do czytania w chmurze, mogę także

9


7-8/2013 2 felieton 2 Moje niezbędne aplikacje

22

podglądać dokumenty tworzone z innymi osobami. I tutaj Dysku Google mi nic nie zastąpi. Czasami przypomina mi się, że powinienem zrobić backup, do którego używam dwóch aplikacji: G Cloud i Helium. Ta druga jest bardzo popularna i łatwa w użyciu, więc to oczywisty wybór. I używałbym tylko tego programu, gdyby nie SMS-y. Ich kopia zapasowa używając Helium już raz mi nie wypaliła, a G Cloud sprawdza się znakomicie. Dodatkowo może także zrobić backup rejestru połączeń. G Cloud przechowuje wszystko we własnej chmurze, dzięki czemu nie wymaga praktycznie żadnego wysiłku od użytkownika. Na koniec wspomnę o Adobe Reader, który oczywiście pozwala na otwieranie plików PDF. A zupełnie przy okazji, aplikacja jest fajna sama w sobie. Nie muszę chyba pisać o takich aplikacjach jak Gmail, Mapy, Nawigacja czy YouTube. W 99% urządzeń są one w standardzie i bez nich byłoby naprawdę ciężko. 22 Tablet Może nie uwierzycie, ale tabletu używam przede wszystkim w domu i to do czytania. Tutaj będę oryginalny, bo niezbędne dla mnie są tylko dwie aplikacje. Pierwszą z nich jest opisywany już gReader. Wersja tabletowa jest świetna, chociaż tryb „Phone UI” też działa bardzo dobrze. Im większy ekran, tym większa wygoda i mój Nexus 7 to ogromny pomocnik w ogarnianiu wszystkich newsów technologicznych. Drugą aplikacją jest Pocket. Zasada jest prosta – gdy na komputerze nie chce mi się czytać długiego artykułu, to zachowuję go na później i gdy mam trochę wolnego czasu, wracam do niego na tablecie. Standardowymi dodatkami do mojego czytania są Dysk Google i Adobe Reader. Używam ich znacznie rzadziej, ale czasami okazują się niezbędne. Chociaż powyższe pozycje są niezbędne, to bardzo przydatnym dodatkiem jest, opisywany w tym numerze, full!screen. Na 7 calach każdy milimetr ekranu się liczy, więc ta aplikacja również weszła do mojego standardowego użytkowania. Oczywiście przeglądarka to ponownie Chrome. W końcu nie wszystkie artykuły da się przeczytać poza przeglądarką, a krótkie sesje surfowania po internecie są wygodne nawet na tablecie. Jak widać, tablet wykorzystuję w specyficzny sposób, ale nawet mimo tego uważam go za duży skok w mojej wydajności i wygodzie.


7-8/2013 2 felieton 2 Moje niezbędne aplikacje

23

Wojtek Wieman

Moje niezbędne aplikacje

Tomasz Nowak

W Google Play można znaleźć naprawdę wiele aplikacji. Duża część z nich to zwykłe śmieci, ale są też i takie, które można określić mianem „must have”. Każdy z nas ma swoją listę ulubionych launcherów, widżetów i innych aplikacji. Ja przedstawię swoją. Jako launchera używam Apex Launcher. Moim zdaniem jest to jeden z najlepszych tego typu programów dostępnych w Google Play. Dużo opcji konfiguracji to coś, co przyciągnęło mnie od samego początku. Ale duże znaczenie miała też zasobożerność. Z racji tego, że korzystam z już wiekowego HTC Wildfire, musiałem szukać czegoś, co będzie lekkie. Apex Launcher spełnił moje oczekiwania w 100%. Jest stabilny, prosty w konfiguracji i dość często aktualizowany (dodawane są również nowe funkcje). Na początku mojej przygody z Androidem używałem wielu widżetów. Z czasem ich liczba stopniowo się zmniejszała, aż zostałem tylko z jednym. Przez


7-8/2013 2 felieton 2 Moje niezbędne aplikacje

długi czas używałem Beautiful Widgets jako zegara i prognozy pogody. Od niedawna w całości pochłonął mnie Zooper Widget. Użytkownik ma do dyspozycji potężne narzędzie. Może skorzystać z gotowych motywów, ale równie dobrze może stworzyć własny. Wystarczy trochę wolnego czasu i dobra wyobraźnia. Możliwości konfiguracji jest mnóstwo, co moim zdaniem wyróżnia tę aplikację na tle innych. No i fakt, że jest bardzo przyjazna dla baterii. Pozostałe aplikacje to raczej standard. Gmail, Twitter (oficjalna aplikacja) oraz Quick Pic jako galeria. Dlaczego? Bo na smartfonie mam zainstalowanego Androida 4.0 (nieoficjalny CyanogenMod 9) i tam domyślna galeria nie działa. A Quick Pic okazał się tak dobrą alternatywą, że szybko się do niego przekonałem. Jako że korzystam z komunikacji miejskiej, niezbędna jest także aplikacja mobileMPK. Dzięki niej mam pod ręką rozkład jazdy wszystkich linii, które mnie interesują. Jeśli wybieram się do obcego miasta, którego nie znam, nieodłącznym towarzyszem staje się wtedy program JakDojade.pl.

Karta do płacenia za aplikacje, muzykę Korzystaj w App Store, Mac App Store oraz w innych płatnościach internetowych.

Dzięki karcie CardEasy możesz w bezpieczny sposób zarejestrować konto w sklepach firmy Apple*. Od teraz nie musisz rejestrować konta z użyciem swojej podstawowej karty kredytowej. Dzięki CardEasy jesteś bezpieczny, anonimowy i łatwiej Ci kontrolować wydatki na Twoje ulubione aplikacje, muzykę i filmy. Aby dowiedzieć się więcej o karcie oraz dowiedzieć się gdzie kupić CardEasy – wejdź na stronę: www.cardeasy.pl * dotyczy sklepów Mac App Store, iTunes Store oraz App Store.

24


7-8/2013 2 felieton 2 Kiedyś było lepiej czyli kilka słów na temat postępu

25

Czy nadejdzie czas geolokalizacji i augmented reality? Artur Jabłoński

Według raportu „Foursquare w Polsce” najpopularniejsza aplikacja do geolokalizacji ma w kraju nad Wisłą jedynie około 20 tysięcy użytkowników. W skali świata jest już lepiej – przyciąga 40 milionów osób. Czy to oznacza, że moda na meldowanie się w różnych miejscach nigdy u nas na poważnie nie zagości? Czy będzie tylko fanaberią maniaków i early adopters, czasami wykorzystywaną w akcjach reklamowych (jak przez Play podczas Przystanku Woodstock)? Geolokalizacja oferuje wiele korzyści: informację, gdzie przebywają nasi znajomi, specjalne oferty czy wręcz darmowe rzeczy, recenzje lokali i miejsc, które pozwolą nam zaoszczędzić czas i pieniądze. Podobnie jest z rozszerzoną rzeczywistością. Aurasma czy Layr dają niesamowite możliwości. Wystarczy sobie przypomnieć akcję francuskiego


26

muzeum, która pozwalała za pomocą aplikacji oglądać spacerujące po ulicach Paryża dinozaury. Twórców ogranicza tylko wyobraźnia. Oba rozwiązania oferują wiele korzyści, ale na przeszkodzie stoi wygoda użytkowania. Umówmy się, zrozumienie i korzystanie z tego typu aplikacji nie jest najprostsze. Dla przeciętnego użytkownika, który – jak wskazują raporty – nie za bardzo rozumie możliwości smartfona samo to stanowi problem. Żeby się zameldować, trzeba wykonać całkiem skomplikowaną operację: pamiętać o tej czynności, wyciągnąć telefon, odpalić aplikację, odnaleźć miejsce, wykonać check-in, zakończyć. I tak co przystanek autobusowy (jeśli jesteś hipsterem). To duży wysiłek. Na chwilę obecną niewielu chce się go wykonać. Osobiście jestem jednak dobrej myśli i widzę przyszłość geolokalizacji oraz rozszerzonej rzeczywistości w świetlanych barwach. Tak jak rok mobile w końcu musi nadejść, tak i nadejdzie ich czas. Wszystko dzięki Google Glass. Jeśli wystarczy spojrzeć, żeby móc dowiedzieć się wszystkiego o danym miejscu, produkcie, kto przy zdrowych zmysłach będzie się temu opierał? Korzyści z geolokalizacji i rozszerzonej rzeczywistości widzimy już teraz, na przeszkodzie stoi tylko zmiana przyzwyczajeń użytkowników. To tylko kwestia czasu i w końcu nauczą się wykorzystywać potencjał dotykowych urządzeń w pełni.

Prawdziwy przełom mobilności nadejdzie jednak wraz z upowszechnieniem się Google Glass i innego typu wearable computers. Kiedy rozszerzonej rzeczywistości nie będziemy musieli uruchamiać osobną aplikacją, wtedy stanie się oknem, przez które patrzymy na świat rzeczywisty.


7-8/2013 2 felieton 2 Kiedyś było lepiej, czyli kilka słów na temat postępu

27

Tomasz Nowak

Kiedyś było lepiej, czyli kilka słów na temat postępu Kiedyś było lepiej. Ile razy słyszeliśmy te słowa? Ba, ile razy sami je wypowiadaliśmy? Z pewnością całkiem sporo. Z tęsknotą wracamy do czasów, kiedy wszystko było lepsze. Pozostaje pytanie, czy faktycznie takie było, czy zwyczajnie tęsknimy do czasów naszej młodości.

I chociaż to stwierdzenie można zastosować praktycznie w każdej dziedzinie życia, to ja skupię się na tym, co jest nieodłączną częścią Androida – smartfonach. Te pojawiły się już bardzo dawno. Za protoplastę obecnych smartfonów uważa się przecież słuchawkę IBM Simon, która zadebiutowała już w 1994 roku. Dla małego porównania – kultowa już Nokia 3310 swój debiut miała aż 6 lat później, bo w roku 2000. Prosta matematyka i wychodzi nam, że smartfony towarzyszą nam już od 19 lat. Dlaczego wtedy się o nich nie mówiło? Bo były to urządzenia ekskluzywne, skierowane przede wszystkim do biznesmenów. Prawdziwy szał na smartfony rozpoczął dopiero… iPhone. Można nie lubić Apple’a, można nie zgadzać się z jego polityką i hejtować wszelkie produkty z logiem nadgryzionego jabłka. Ale czy to się komuś podoba czy nie, to właśnie iPhone rozpoczął smartfonową rewolucję. To właśnie wtedy zaczęła się moda na smartfony i telefony z dotykowym wyświetlaczem. Ludzie podzielili się wtedy na dwa obozy – tych, którzy

pragnęli wypróbować nową technologię, oraz tych, którzy kurczowo trzymali się starych sprawdzonych rozwiązań. Trudno stwierdzić, kto wtedy miał rację, bo obydwie wersje miały swoje wady i zalety. Pierwsze telefony z ekranami rezystancyjnymi nie były przecież zbyt komfortowe w codziennym użyciu. Miały za to możliwości, których nie było w tradycyjnych telefonach. Z czasem ekrany dotykowe (razem z telefonami) ewoluowały i świat szybko przekonał się, że to właśnie smartfony są przyszłością. Niektórzy producenci (mam na myśli Nokię) nieco przespali całą rewolucję, co dość mocno odbiło się na ich kondycji finansowej. Niemniej jednak Finowie, pomimo prognoz bankructwa, nadal trzymają się na rynku, a ich najnowsze Lumie to całkiem niezłe urządzenia. Dzisiaj trudno wyobrazić sobie kupno innego telefonu niż smartfon. Tradycyjne słuchawki są już na wymarciu. I właśnie teraz pojawia się grono malkontentów, którzy wszelkie możliwe premiery kwitują słowami „kiedyś było lepiej”. Podejrzewam jednak, że każdy z nich ma w kieszeni


7-8/2013 2 felieton 2 Kiedyś było lepiej, czyli kilka słów na temat postępu

urządzenie, którego tak szczerze nienawidzi. Owszem, smartfony mają wady. W przypadku uszkodzenia ekranu jesteśmy praktycznie pozbawieni kontroli nad telefonem. Mobilne systemy nie są doskonałe. Czas pracy na baterii jest śmiesznie niski. Niektóre modele potrafią nagrzewać się tak, że zimą mogą posłużyć za ocieplacz do rąk. Ale taka jest cena postępu. To dzięki smartfonom mamy dostęp do funkcji, które wcześniej były zarezerwowane tylko dla innych urządzeń. Jakby nie patrzeć, nosimy w kieszeni coś, co mocą obliczeniową przerasta komputery stacjonarne sprzed kilku lat. W dzisiejszych czasach, kiedy jesteśmy wręcz uzależnieni od internetu, to smartfony ułatwiają nam życie. Ale nie służą one tylko zabawie, co staram się udowadniać w cyklu „Nietypowe zastosowania Androida”. Nie mówię oczywiście, że smartfony to urządzenia idealne. Jestem w pełni świadom ich wad, a mimo to nadal uważam, że ich pozycja na rynku nie jest w żaden sposób zagrożona. Mimo że kierunek, w jakim udają się obecne smartfony, nawet mnie trochę przeraża. Zupełnie innym przypadkiem jest ewolucja systemów mobilnych. Tutaj trudno użyć stwierdzenia „kiedyś było lepiej”. Kto pamięta pierwsze wersje

28

Windows Mobile czy Symbiana wie, że tamte systemy nijak mają się do obecnych. Ale skoro to magazyn o Androidzie, to właśnie o nim będę mówił najwięcej. A jest o czym, bo ewolucja systemu z zielonym robotem jest doprawdy imponująca. Pierwsze wersje systemu były brzydkie. Optymalizacja też nie była najlepsza. Nawet temat funkcjonalności pozostawiał wiele do życzenia. Jednak programiści Google’a nie biorą pieniędzy za nic i to widać. Android 4.0 Ice Cream Sandwich wprowadził najbardziej widoczną zmianę, która teraz jest tylko ulepszana. Wygląd zmienił się nie do poznania (moim zdaniem na lepsze, chociaż oczywiście jest to kwestia gustu). Pojawił się Holo Theme, który w jakimś stopniu miał zunifikować wygląd Androida (oczywiście mówię tutaj o „czystym” systemie, a nie o nakładkach producentów). No i naturalnie zmiany czysto programowe, których nie będę już przytaczał. Android 4.1 Jelly Bean rewolucyjny już nie był, jednak wprowadził drobne zmiany, które trudno nazwać złymi. Mam tylko nadzieję, że taka tendencja będzie się utrzymywać i pewnego dnia nie będę zmuszony powiedzieć, że kiedyś było lepiej.


www.getresponse.pl

Poznaj narzędzie, które pokochało 250 000 użytkowników na całym świecie! najwyższa dostarczalność na rynku zaawansowane funkcjonalności prosta obsługa wsparcie ekspertów

Sprawdź nasze kompetencje i skontaktuj się z nami:

Maciej Ossowski

Dyrektor Działu Edukacji maciej.ossowski@getresponse.pl +48 784 639 386


7-8/2013 2 SPRZĘT 2 Sony Xperia Tablet Z – recenzja

30

Mateusz Gryc

Sony Xperia Tablet Z

recenzja Xperia Z to kwintesencja tego, co Sony pragnęło osiągnąć, uśmiercając Sony Ericssona. Prawdziwy flagowiec. Smartfon nie tylko poprawnie zaprojektowany i wykonany, ale przede wszystkim – pożądany przez konsumentów. Xperia Z nie musiała być „telefonem Bonda” ani „zabójcą iPhone”, by trafić do świadomości zwykłych ludzi. Teraz Sony próbuje powtórzyć ten wyczyn, wprowadzając na rynek… trochę rozciągniętą i rozwałkowaną Xperię Z. Dokładnie – Xperię Tablet Z

Po otwarciu tekturowego pudła moim oczom ukazało się urządzenie, którego recenzję chciałem początkowo zatytułować „Xperia Z – tablet idealny”. Tak dobre pierwsze wrażenie robi Zetka. Człowiek kocha ją zanim w ogóle sprzęt się uruchomi! A może… właśnie dlatego? 22 Design i wykonanie Jak wspomniałem, z wyglądu Tablet Z to po prostu rozwałkowana Xperia Z. Muszę jednak przyznać, że w wersji tabletowej Zetka przypadła mi do gustu o wiele bardziej niż jej smartfonowy odpowiednik. Chociaż tablet nie ma już może tak wyrazistego i charakterystycznego wyglądu jak poprzednie duże urządzenia Sony – modele S i Xperia S – nie sposób odmówić mu szyku i elegancji. Całość zamknięta jest w zwartej formie, której nie


7-8/2013 2 SPRZĘT 2 Sony Xperia Tablet Z – recenzja

zaburza nawet (znana zresztą i z małej Zetki) ramka, biegnąca wzdłuż krawędzi. Efektem jej zastosowania są ścięte rogi i wygładzone krawędzie – jest to jednak korzystne urozmaicenie, dzięki któremu tablet wizualnie nie jest nudny. Na tę monolityczną formę wpływ ma także pozbycie się wszelkich śrubek oraz, co ważniejsze, otworów z obudowy (właściwie jedynym jest mikrofon). Tablet Z – znów podobnie jak Xperia Z – jest kurzo- i wodoodporny. Ale, oczywiście, wymusiło to pewne kompromisy konstrukcyjne, które przeciętny użytkownik dostrzeże głównie pod postacią wszechobecnych zaślepek. Tak jak i w przypadku małej Zetki, tak i tutaj wszystkie wejścia i złącza (micro USB, mini Jack oraz sloty na kartę pamięci i micro SIM) zostały zasłonięte wciskanymi zatyczkami, które wywoływały u mnie mieszane odczucia. Z jednej strony, dzięki nim obudowa jest właśnie tak czysta i spójna, z drugiej jednak – ciągłe wydłubywanie (tak, to najwłaściwsze słowo) zaślepek po pewnym czasie staje się mocno irytujące (a niestety np. tę zasłaniającą złącze ładowarki musimy wydłubywać niezwykle często – o czym za chwilę). Są one osadzone bardzo solidnie, do tego stopnia, że niektóre trudno nawet podważyć paznokciem,

31

więc pozbycie się ich wymaga czasami pewnego Urządzenie waży wysiłku i zdolności. A gdy tylko 495 g, więc już taką zaślepkę wyzdaje się być dosłownie pniemy… dynda się bezpuste w środku, niczym władnie na plastikowym atrapa. uchwycie, co całkowicie zabija tak wychwalaną przeze mnie wcześniej urodę i elegancję. Najlepsze wrażenie robi jednak przede wszystkim grubość urządzenia. Jak możecie zauważyć na załączonych zdjęciach, Tablet Z jest nie tylko cieńszy od mojego prywatnego Note 10.1, ale także od Galaxy S4! Tak, tablet szczuplejszy od smartfona. Dodatkowo urządzenie waży tylko 495 g, więc zdaje się być dosłownie puste w środku, niczym atrapa. Z plusów warto jeszcze wspomnieć o diodzie powiadomień i przyciskach: włączania/wybudzania i kontroli głośności. Wszystkie te elementy znajdują się na lewej krawędzi urządzenia i nie tylko poprawnie spełniają swoje funkcje, ale i prezentują się świetnie (wygląd przycisku to znów nawiązanie do budowy Xperii Z). Może dioda mogłaby być odrobinę większa, ale świeci na tyle jasno, że delikatnie oświetla np. blat biurka, dzięki czemu łatwo zauważyć, że przegapiliśmy jakieś powiadomienie. Z kolei do wad konstrukcyjnych zaliczyłbym także położenie głośników. Nie dość, że są one słabe i produkują dźwięk niskiej jakości, to jeszcze umiejscowienie ich przy dolnych rogach sprawia, że często zasłaniamy je to rękami, to kolanami, gdy trzymamy na nich tablet. A wtedy zostają już całkowicie wytłumione. Na koniec jako ostatnią cechę budowy urządzenia zostawiłem sobie samą wodoodporność. Która… jest faktem. Trudno powiedzieć o niej coś więcej – tablet możemy zanurzyć w całości na pół godziny lub dowodnie polewać strumieniem wody i nic nie ma prawa mu się stać. Co prawda korzystanie z niego jest wtedy utrudnione (a często wręcz niemożliwe, ponieważ woda aktywuje ekran), ale jeśli mamy taki kaprys – możemy nasz tablet myć w zlewie razem z naczyniami. Budowę, poza (niestety niezbędnymi) zaślepkami, oceniam na plus. Wykonanie jest perfekcyjne – mimo że dominującym materiałem jest tu plastik, a tablet możemy wręcz delikatnie wygiąć, nic nie skrzypi, nic nie trzeszczy – dzięki czemu

9


7-8/2013 2 SPRZĘT 2 Sony Xperia Tablet Z – recenzja

32

Xperia Tablet Z sprawia wrażenie nie tylko eleganckiego, ale i bardzo solidnego urządzenia. 22 Ekran Gdy już nacieszymy się wyglądem zewnętrznym naszego nowego gadżetu, czas na pierwsze uruchomienie. I pierwsze – moim zdaniem – poważne rozczarowanie. Chodzi o ekran, który dotknięty jest tą samą chorobą, co ten zastosowany w smartfonie Xperia Z. Tablet ten mógłby służyć jako rekwizyt w reklamie proszku do prania. Jako ten wyprany w zwykłym proszku. A do tego suszony na pełnym słońcu. I taką procedurę powtarzamy przez tydzień. Po zabiegu każda koszula wyblakłaby, tak samo jak wyblakły jest obraz wyświetlany na ekranie Xperii Tablet Z. Już nawet nie chodzi o to, że ja preferuję nasycone barwy prezentowane na wyświetlaczach AMOLED-owych. Każdy Wam to powie, bo nie sposób nie zwrócić na to uwagi – obraz jest po prostu wyszarzony, zupełnie jakby nałożono na niego jakiś filtr. Nie mogłem także uwierzyć w to, że Tablet Z może pochwalić się rozdzielczością 1200 × 1920. Wszystko wydawało mi się poszarpane i porwane. Na co dzień korzystam z tabletu wyposażonego w ekran o dużo niższej rozdzielczości, a mimo to Xperia Z w najlepszym wypadku dorównywała mu ostrością obrazu. Nie pytajcie mnie nawet, jak to możliwe. I, zupełnie jak w Xperii Z, wszystko zmienia się w momencie, w którym uruchamia się system Xperia Engine – mobilna Bravia. Wszystkie niedoskonałości zostają w jakiś sposób zamaskowane, a obraz staje się żywszy i przystępniejszy. Niestety takich momentów jest niewiele, ponieważ system ten działa właściwie tylko, gdy odtwarzamy materiały wideo. Ekran jest też bardzo, bardzo jasny. Na minimalnym poziomie jasności czytanie w łóżku, w otaczającej mnie ciemności, było dla niezbyt komfortowe. Z drugiej jednak strony na maksymalnym poziomie podświetlenia ekrany jest on widoczny nawet w dość silnym świetle słonecznym. Ale to, co będzie nam przeszkadzało najbardziej, to odciski palców. Tablet Z wręcz je chłonie. Nie pomaga fakt, że Sony, z niewiadomych dla mnie powodów (no dobrze, może i z wiadomych – Sony nie stosuje powłoki ochronnej

Gorilla Glass, a własną technologię, która jak widać… wymaga dodatkowej ochrony) pokrywa ekrany swoich urządzeń folią. Folią, którą trudno dostrzec, a jeszcze trudniej odkleić. Ale ona tam jest i radośnie zbiera wszelki brud i kurz, nie wspominając już o tym, że kontakt z folią jest mniej przyjemny dla palców niż z czystym szkłem. Na koniec warto wspomnieć o tym, że ekran można wybudzić nie tylko przyciskiem, ale i dwukrotnym tapnięciem, zupełnie jak w przypadku ś.p. Nokii N9. Osobiście długo z tego nie korzystałem, gdyż przyzwyczajony do tradycyjnych rozwiązań, szybko zapomniałem o tej możliwości. 22 Wydajność i czas pracy na baterii Xperia Tablet Z to najwydajniejszy obecnie tablet z Androidem. Kropka. Dosłownie ani razu nie zdarzyło mi się, by tablet przyciął czy zwolnił. Wszystko działo perfekcyjnie. Nie miałem też żadnych problemów z przegrzewaniem, mimo żyłowania urządzenia na Xperia Tablet Z to grach, takich jak Real Ranajwydajniejszy cing 3, Asphalt czy Batobecnie tablet man. Taką wydajność wiz Androidem. Kropka. działem do tej pory tylko

9


7-8/2013 2 SPRZĘT 2 Sony Xperia Tablet Z – recenzja

33

akumulatora. Niestety tryb ten wyłącza wszystkie połączenia (Wi-Fi, 3G) i zamraża aplikacje po wygaszeniu ekranu. Więc żadne powiadomienie do nas nie dotrze.

na jednym urządzeniu – Nexusie 10. Gdyby każdy Android tak pracował, konkurencji już by nie było… Niestety, wydajność i optymalizacja nie przekłada się na czas pracy na baterii. Czy może raczej – przekłada, ale nie tak, jakby życzył sobie tego użytkownik. Przy moim trybie dnia – trochę internetu, kilka filmów na YouTube, kilka godzin notowania na wykładach i chwila relaksu przy grach – tablet był martwy już wieczorem. To dla mnie mocno zaskakujące, ale pierwszy raz musiałem tablet ładować zupełnie jak smartfona – każdego wieczora. Urządzenie jest w stanie zużyć 10% baterii na „nicnierobienie”. Sądziłem, że być może wyłącznie możliwości odblokowania ekranu poprzez dwukrotne pacnięcie jakoś pomoże, ale niestety – w żaden sposób nie wpłynęło to na zużycie baterii. Na te przypadłości pomogło jedynie włączenie jednego z trybów oszczędzania energii. Jest ich kilka, z czego samo Sony poleca ten o nazwie Stamina. I faktycznie, pomaga on wyciągnąć nawet dwa dni z jednego ładowania

22 Nakładka i działanie systemu Tablet pracuje pod kontrolą Androida w wersji 4.1.2, przystrojonego w nakładkę Sony, za którą niespecjalnie przepadam. Jej największą zaletą jest dla mnie to, że jest ona naprawdę delikatna – system wizualnie wygląda jak prawie czysty Android. Prawie, ponieważ gdzieniegdzie designerzy Sony postanowili zaznaczyć swoją obecność, przez co mamy tu np. niepasujące zupełnie do niczego, okrągłe ikony czy mocno wyróżniające się elementy interfejsu, otoczone czystym Androidem. Moim zdaniem lepiej byłoby już zostawić w spokoju czystego Androida, a skupić się na dodaniu nowych, przygotowanych w estetyce Holo, funkcji. A tych w nakładce Sony jest całkiem sporo. Przede wszystkim – Sony to jeden z nielicznych producentów tabletów, który wpadł na to, że na 10-calowym ekranie może warto wyświetlać więcej niż jedną aplikację jednocześnie. Dzięki temu mamy w docku miejsce, z którego możemy uruchomić niektóre programy w oknie. Jest ich niestety tylko kilka (i nie trafiłem na żadną aplikację niezależną, która działałaby w oknie na Tablecie Z, mimo że potrafi w tym trybie pracować na Note 10.1. Przydałby się tu jakiś standard), ale na szczęście jedną z nich jest przeglądarka. Drugą rzeczą, która kupiła mnie w nakładce, jest to, że do dyspozycji mamy także drugi dock, przy górnej kraTo dla mnie mocno wędzi ekranu, na którym zaskakujące, ale możemy umieścić kilka pierwszy raz musiałem skrótów do aplikacji. tablet ładować zupełnie Sony postarało się jak smartfona – każdego także o stworzenie pewwieczora. nego ekosystemu. Jeśli posiadamy odpowiedni telewizor, możemy bezprzewodowo wyświetlać na nim mirror ekranu. Inną możliwością jest korzystanie z Tabletu Z jako pilota, ale to możemy skonfigurować już dla dowolnego odbiornika TV, ponieważ tablet wyposażony jest w… nadajnik IrDA. System uzbrojony został także w pokaźny pakiet aplikacji systemowych. O ile te dublujące usługi Google, jak Kalendarz czy Poczta niespecjalnie przypadły mi do gustu (powracający problem

9


7-8/2013 2 SPRZĘT 2 Sony Xperia Tablet Z – recenzja

– właściwie czysty Android, niespodziewanie „upaćkany” zupełnie niepasującymi do niczego motywami graficznymi), to już te całkowicie stworzone przez Sony, jak odtwarzacz wideo, Walkman czy Socialife (hub społecznościowy) działają i wyglądają bardzo dobrze. 22 Tablet idealny? Mimo tak wysokiego stężenia mojego narzekania, Xperia Tablet Z dla wielu będzie – stety/niestety – idealnym tabletem z Androidem i w pełni zdaję sobie z tego sprawę. Krótki czas pracy na baterii można przeboleć (tym bardziej, że i tak większość osób korzysta z tabletów po prostu w domach lub biurach), tak samo jak i przymknąć oko na kiepską jakość obrazu. A wtedy zostaje nam już tylko świetnie wykonany tablet (o wiele lepiej niż królujące Samsungi) o wydajności bijącej na głowę dowolne urządzenie konkurencji. I chociaż prywatnie raczej bym Tabletu Z nie kupił, wszystkim, którym wymienione w tekście wady nie przeszkadzają, mogę go z czystym sumieniem polecić. I życzyć miłej zabawy z myciem go pod kranem!

Sony Xperia Tablet Z Producent: Sony

34

555555

Model: SGP321 Xperia Tablet Z OS: Android 4.1.2 CPU: Qualcomm Snapdragon S4 Pro 1,5 GHz RAM: 2 GB Pojemność: 16 GB + microSD Ekran: 10", 1200 × 1920 px (224 ppi) Kamery: 8,1 Mpx, 2,2 Mpx Bateria: 6000 mAh Waga: 495 g Wymiary: 266 × 172 × 6,9 mm (wys. × szer. × gr.) Ocena: Design: 5/6 Jakość wykonania: 5/6 Oprogramowanie: 4/6 Wydajność: 6/6 Ogólna: 5/6 Wady:

- ekran (jakość obrazu i podatność na zabrudzenia) - umiejscowienie głośników - czas pracy na baterii - męczące zaślepki

Zalety:

- wygląd - wykonanie - waga i wymiary - wydajność


7-8/2013 2 SPRZĘT 2 Więcej mocy! akcesoria do Samsunga Galaxy S 4

35

Mateusz Gryc

Więcej mocy!

akcesoria do Samsunga Galaxy S 4 Osoby obserwujące mnie na Twitterze bądź czytające bloga wiedzą, że mój prywatny S4 od początku naszej znajomości był źródłem wielu problemów (wspominałem o tym także w recenzji, którą możecie znaleźć w poprzednim numerze Android Magazine). Byłem nim już tak poirytowany, że o mały włos nie przerzuciłem się na HTC One. Ponieważ jednak historia skończyła się „w miarę” szczęśliwie, postanowiłem dać mu jeszcze jedną szansę. A skoro uznałem już, że S4 jednak zostanie ze mną na dłużej, zaopatrzyłem się w kilka (nie)zbędnych akcesoriów. Bardziej odpowiednim tytułem dla tego tekstu byłoby coś na kształt „Większy bak dla Galaxy S 4” – przyznacie jednak, że jest on dużo mniej chwytliwy. Dlatego pozwoliłem sobie na takie urozmaicenie, mimo że wszystkie nabyte i opisywane gadżety związane są z baterią i zasilaniem naszego smartfona. Mowa o dodatkowej baterii i zewnętrznej ładowarce do niej, uniwersalnym power banku, a także ładowarce indukcyjnej. Wszystko opatrzone logiem Samsunga i przystosowane do pracy z ich najnowszym flagowcem. A jak te dodatki sprawdzają się w praniu? 22 Bateria i ładowarka Zdaję sobie sprawę z tego, że wielu czytelników przegląda ten tekst w poszukiwaniu informacji o tym, jak sprawdza się bezprzewodowa ładowarka – prosiłbym jednak o odrobinę cierpliwości. Zacznijmy może od najprzydatniejszych akcesoriów, by te bardziej gadżeciarskie omówić dopiero pod koniec. A takim najbardziej niezbędnym wśród niezbędnych dodatków do smartfona jest dla mnie od zawsze dodatkowa bateria.

To jeden z powodów, dla których od dłuższego czasu wybieram Samsungi. Tak, są plastikowe, skrzypiące, a TouchWiz mógłby być, delikatnie mówiąc, ładniejszy. Dodatkowo, Samsung bardzo podpada mi ostatnio swoją polityką. Ale to chyba ostatni producent, który wyposaża swoje supersmartfony w wymienialną baterię. A to, że zamiast tankować smartfona mogę w 30 sekund wymienić cały bak na pełny, jest dla mnie wielką zaletą, która jest w stanie zamaskować naprawdę wiele innych niedogodności. Taką baterię noszę zawsze w portfelu i niestraszne są mi dłuższe wyjazdy czy długie imprezowanie. Tym razem jednak zdecydowałem się kupić baterię w zestawie z zewnętrzną ładowarką, co obciążyło moje konto kwotą 120 zamiast 90 zł. Uważam jednak, że warto – przyzwyczajony do mozolnego ładowania obu akumulatorków w obudowie smartfona, szybko pokochałem możliwość ładowania ich jednocześnie. O samej baterii niewiele ciekawego można powiedzieć – w końcu to „tylko bateria”. Standardowy model do S4, o pojemności 2600 mAh. Miło, że Samsung dodaje już do dodatkowych baterii małe etui, dodatkowo chroniące je w czasie transportu. Taki zestaw jest dość duży, ale spokojnie mieści się w moim portfelu, więc dom opuszczam zawsze z ponad 5000 mAh, co potrafi zapewnić dwie doby pracy smartfona. A cytując Wojtka Wiemana – „jak można nie chcieć dwóch dób?” (wiem, że „na papierze”, ale posłuchajcie AndroidNow 007 – zrozumiecie, o co chodziło). Ładowarka to po prostu kawał plastiku z wieczkiem, wyżłobionym miejscem na akumulatorek oraz trójkolorową diodą informującą o stanie ładowania.


7-8/2013 2 SPRZĘT 2 Więcej mocy! akcesoria do Samsunga Galaxy S 4

Niestety w zestawie brak kabla i faktycznej ładowarki sieciowej. Żałuję też, że nie jest to model uniwersalny – byłoby miło, gdybym mógł np. naładować nią też baterię do SIII Mini, gdybym akurat miał taki zastępczy telefon. Dodatkowo, urządzenie jest bardzo, bardzo lekkie i z tego powodu dość łatwo ściągnąć je z biurka, szarpiąc za kabel. Mimo tych wad uważam, że warto zastanowić się nad zakupem tego akcesorium – osobom takim jak ja, czyli często wymieniającym baterię, znacznie ułatwi życie. 22 Power Bank Jeśli dodatkowe 2600 mAh to dla nas nadal za mało, 9000 powinno zadowolić nawet najbardziej wymagających. A tyle właśnie oferuje Samsung Battery Pack, czyli po prostu zewnętrzny akumulator. Kiedyś stwierdziłem, że Samsung tworzy akcesoria dużo wyższej jakości niż same smartfony – i to jest przykład takiego urządzenia. Mimo – oczywiście – plastikowej obudowy, Battery Pack sprawia bardzo dobre, solidne wrażenie. Sprzęt jest ciężki i masywny, ale biorąc pod uwagę pojemność, akumulatory i tak udało się mocno skompresować. Na obudowie znajdziemy włącznik (trochę zbędny), cztery dwukolorowe diody (które niestety zapalają się tylko na chwilę po uruchomieniu, więc by sprawdzić stan naładowania urządzenia musimy je wyłączyć i włączyć ponownie) oraz dwa wyjścia – duże i małe USB. I tutaj w zestawie brak ładowarki sieciowej. Znajdziemy w nim za to dwa króciutkie kable, dzięki którym możemy ładować zarówno smartfony ze standardowym wyjściem micro USB, jak i tablety z dziwacznym, niepotrzebnie odgapionym od Apple, samsungowym złączem dock. Z tego sprzętu również jestem bardzo zadowolony. W połączeniu z zewnętrzną ładowarką i drugą baterią tworzy świetny zestaw, który już raz miałem

36

okazję sprawdzić w akcji (przy okazji – pozdrawiam wszystkich uczestników #TweetupPL! Było super!). Po rozładowaniu baterii wymieniam ją na drugą, a w plecaku ładuję zużyty akumulatorek za pomocą Battery Packa i dodatkowej ładowarki. Wygodniej już się nie da – no chyba żeby baterię można było umieścić bezpośrednio w tym power banku. 22 Ładowarka indukcyjna To, na co wszyscy czekali. Najciekawszy a jednocześnie najbardziej kontrowersyjny ze wszystkich moich nowo nabytych gadżetów. Po trzecim dniu użytkowania miałem jej dość. W momencie, w którym piszę te słowa, używam jej już drugi tydzień i nie mam ochoty rezygnować, mimo wielu wad. Więc jak to jest z tym ładowaniem bezprzewodowym? Zacznijmy może od tego, że argument, jakoby ładowarki bezprzewodowe nie miały sensu, bo przecież „i tak trzeba je podpinać do prądu”, jest jedną z najgłupszych wymówek ostatniego dziesięciolecia. Czy czajniki bezprzewodowe nie mają sensu, bo muszą stać na odpowiednich podstawkach podczas gotowania wody? Albo bezprzewodowe żelazka? No proszę… Wracając do S4 – zestaw składa się z dwóch elementów. Pierwszy, czyli dodatkowa klapka/osłona (S Charger Cover), jest jednocześnie największą wadą tego rozwiązania. Jest ona dużo grubsza i cięższa od tej standardowej. Można twierdzić, że dzięki temu


7-8/2013 2 SPRZĘT 2 Więcej mocy! akcesoria do Samsunga Galaxy S 4

37

Ale dlaczego nadal korzystam z tej ładowarki, mimo że do tej pory zapoznawałem Was wyłącznie z jej wadami? Dlatego, że… to po prostu wygodne rozwiązanie. Jak już wspomniałem – nie kupiłbym jej drugi raz. Ale skoro już ją posiadam, używam. I przyznam, że przyzwyczaiłem się do tego komfortu. Do tego, że mogę smartfona po prostu zgarnąć z biurka i odłożyć niedbałym ruchem – bez zbędnej walki z wtyczką. A do tego taka podstawka na biurku prezentuje się o wiele lepiej niż dyndający kikut kabla USB. smartfon jest dodatkowo chroniony, a obiektyw aparatu zabezpieczony przed otarciami. Ale niestety – ta klapka wpływa bardzo negatywnie na wrażenia z użytkowania S4. Nie używam nawet folii ochronnych na ekran, bo wtedy nieprzyjemnie mi się go maca, więc możecie się domyślać, jakim piekłem jest dla mnie taka klapka. Chociaż przyzwyczaiłem się do niej, za każdym razem, gdy na jakiś czas montuję tę standardową, czuję po prostu ulgę. Drugą częścią zestawu jest podkładka indukcyjna (S Charger Pad). Tak jak w przypadku zewnętrznej ładowarki do baterii, posiada trójkolorową diodę i jest tak samo lekka. Na szczęście jej spód pokryty został gumą, co zabezpiecza ją przed niechcianym przesuwaniem. Jej niewątpliwą zaletą jest rozmiar – podstawka jest sporo większa od smartfona, a do tego odrobinę wklęsła, co ułatwia umieszczenie S4 w odpowiednim miejscu. To odpowiednie miejsce oznaczone zostało okręgiem, w obrębie którego powinniśmy umieścić środek smartfona. Margines błędu jest na szczęście dość duży. Ładowarki sieciowej czy dodatkowego kabla oczywiście brak. A jak to wszystko razem działa? Otóż – parafrazując znany rysunek tłumaczący zasadę działania samolotu – na powierzchni podkładki wytwarzana jest magia, która ładuje smartfona. Po więcej szczegółów odsyłam do Wikipedii, sam mogę tylko potwierdzić – tak, to działa. Ale nie jest idealnie. Przede wszystkim ładowanie jest bardzo czasochłonne. Włączony smartfon ładuje się na takiej ładowarce mniej więcej 3 razy dłużej, niż gdybyśmy po prostu podpięli go do ściany. Dodatkowo ładowarka wydaje rytmiczny, słyszany z odległości ok. 1015 cm, dźwięk. Testowałem dwa zestawy i oba miały taką cechę – zakładam więc, że jest to po prostu normalne. Nie jest to coś wyjątkowo irytującego, ale zwróciłem na to uwagę, więc się moją wiedzą dzielę.

22 Znowu mamy wydawać pieniądze? Oczywiście, że nie. To od Was zależy, czy uznacie, że takie gadżety mogą się Wam przydać. Ja ze swojej strony mogę tylko jak najsumienniej opisywać akcesoria zakupione, by pomóc w dokonaniu wyboru. A jeśli na coś się zdecydowaliście – dyskretnie sugeruję by… omijać wielkie sieciówki. Z doświadczenia wiem, że akcesoria można kupić dużo taniej niż w znanych z telewizji sklepach (co w przypadku jednej z tych sieci trochę kłóci się z jej hasłem marketingowym „nie dla idiotów”). Sam moje ostatnie zakupy gadżeciarskie uważam ostatecznie za udane. Jak pisałem – cenię Samsunga za akcesoria, jakie tworzy dla swoich smartfonów i tabletów (o ile później w ogóle trafiają do sprzedaży – ale to już inna historia). Ale o ile dodatkową baterię i power bank mogę polecić z ręką na sercu, to ładowarka indukcyjna jest moim zdaniem w dużej mierze sposobem na zaspokojenie swojego geekowego ego. Może gdyby, tak jak w przypadku niektórych Lumii czy Nexusa 4, korzystanie z ładowania indukcyjnego nie powodowało tak znacznego przytycia smartfona, miałbym o niej lepsze zdanie. Jednak na razie bardziej ostrzegam, niż zachęcam. Mam jednak nadzieję, że technologia rozwinie się na tyle, byśmy za kilka lat wszystko ładowali w ten sposób. Po prostu odkładając nasze gadżety na biurko. I już bez wyrzeczeń.


JAK POWSTAJE DŹWIĘK W PHILIPSIE? SPRZĘT:

» Philips Hue ISSN 2082-3630

ww

iMagazine 4/2013 (29)

PROGRAMY:

» Boom

» ZAGGKeys Mini 7

» Texstastic

» 3 dyski w iMaku

» Alfred 2

» Cyborg R.A.T. 7

» Airline Tycoon

» JBL OnBeat Micro

» Alternatywy dla Google Reader

l w.ima azine.p g

AUDIOFIL Z iPHONE’EM FILM: DRIVE ANGRY

WYWIADY: Z DMITRIM STAVISTIM Z EVERNOTE Z OTULFILCEM.PL

HACKINTOSH CZY TO JEST LEGALNE?


7-8/2013 2 SPRZĘT 2 HTC Desire SV dualsimowiec godny uwagi?

39

Bartosz Dul

HTC Desire SV

dualsimowiec godny uwagi? Bartosz Dul

Dualsimowce są potrzebne – wiadomo. Do tej pory trudno było jednak spotkać naprawdę porządne urządzenie z Androidem, wspierające dwie karty SIM. W moje ręce trafił HTC Desire SV i pokładałem w nim duże nadzieje. Liczyłem, że okaże się najlepszym dualsimowcem z Androidem. 22 Design i wykonanie Widzieliście wcześniej dobrze wykonanego Androida obsługującego dwie karty SIM? Ja też nie. HTC Desire SV jest pierwszy. Jak wiemy – w przypadku budżetowych urządzeń HTC nie stroni od plastiku, ale nie jest to plastik

samsungowy, tylko gumowane, matowe tworzywo sztuczne wysokiej jakości, odporne na zarysowania. Przód telefonu to po prostu tafla szkła. W skrócie – jest solidnie. Dyskusyjna wydaje się być kwestia designu. Z przodu telefon wygląda prawie jak każdy inny HTC, czyli tendencyjnie, ale nie budzi wstrętu. Niestety miejscami jest gruby, a opływowe i ścięte boki u góry i u dołu telefonu moim zdaniem prezentują się niezbyt atrakcyjnie. U góry ten ścięty bok (pochyły w dół w kierunku użytkownika) sprawia dwa problemy: niewygodnie sięga się palcem wskazującym do znajdującego się tam przycisku Power i niektóre słuchawki


7-8/2013 2 SPRZĘT 2 HTC Desire SV dualsimowiec godny uwagi?

40

inną niż zwykle taflę szkła najlepsze cechy technologii SLCD2 zanikają. Nawet jeśli zastosowano tu tak jak w One V technologię optical lamination*, to jej efektów nie widać. Kąty widzenia są znacznie gorsze, a wysoka jasność ekranu w słoneczny dzień niewiele daje. Co więcej, momentami mieni się na fioletowo-różowy kolor, wynikający z zastosowania nietypowej powłoki na ekranie. Na szczęście ekran w Desire SV nie brudzi się jak w One V i jest dużo bardziej czuły na dotyk. Kolory odwzorowuje dobrze i podobnie jak w One V nie czuć aż tak bardzo zastosowania przeciętnej rozdzielczości (480 × 800) pomimo mniejszego zagęszczenia pikseli. Podsumowując, nawet nie oczekując zbyt wiele (np. wyższej rozdzielczości), mogło być lepiej.

mogą nie chcieć do końca zmieścić się do gniazda mini Jack. Lewy i prawy bok z tyłu urządzenia są wyraźnie opływowe, co pozytywnie wpływa na wygodę trzymania urządzenia w ręku. Pomimo tych udziwnień konstrukcyjnych telefon prezentuje się dobrze. To zdecydowanie najlepiej wykonany i najładniejszy Android z obsługą dual-SIM. Niestety w każdym akapicie testu przeczytacie, że coś jest z nim nie tak. 22 Ekran Ekran jest stosunkowo nieduży, posiada przekątną 4,3". Wykonany został w tej samej technologii co HTC One V (Super LCD2), dzięki czemu odznacza się świetnym odwzorowaniem kolorów i – wydawać by się mogło – wysokim poziomem jasności. Niestety najprawdopodobniej przez zastosowaną

22 Wydajność i oprogramowanie Przez większość czasu nie odczułem żadnych niemiłych niespodzianek w wydajności urządzenia. Niestety brak 1 GB pamięci RAM daje się czasem we znaki i zdarzało się, że telefon musiał się dłużej zastanowić przed wykonaniem jakiejś akcji. Dwurdzeniowy procesor Qualcomma z Adreno 203 nadaje się nawet do mniej skomplikowanych gier 3D. Niestety podobnie jak HTC One V, Desire SV utknął na Androidzie 4.0.4 z Sense 4.0 (a nie 4+). Brakuje rozszerzonych powiadomień, Google Now czy bardziej funkcjonalnego Sense UI obecnie znanego z HTC One S. Wielka szkoda, bo nie jest to smartfon, który nie mógłby rozwinąć dzięki temu skrzydeł. Nie wszystko jednak stracone – Desire SV posiada 768 MB RAM, co sprawia, że smartfon ma jeszcze szanse na aktualizację (nie łapią się na nią urządzenia z 512 MB RAM). 22 Dual-SIM Najważniejszą funkcją Desire SV jest obsługa dwóch kart SIM. Niestety nie jednocześnie. Sloty na karty, uwaga, microSIM znajdują się nad baterią. Chyba największą bolączką zastosowanego rozwiązania przez HTC jest to, że producent jakby jasno wyznacza nam, w jaki sposób należy wykorzystywać opcję dual-SIM w telefonie. Otóż po zdjęciu klapki ukażą się

* Pozbycie się części warstw wyświetlacza i odstępów między nimi. Daje to niesamowity efekt – kąty widzenia są ekstremalnie wysokie, wyświetlacz nie załamuje barw (np. biały nie przechodzi w niebieski itd.).


7-8/2013 2 SPRZĘT 2 HTC Desire SV dualsimowiec godny uwagi?

dwa sloty: SIM1 z oznaczeniem WCDMA/ GSM i SIM2 GSM. Co to oznacza? Ano niestety to, że tylko jedna karta SIM może zapewnić nam internet w 3G. Druga najwyżej w 2G. Przez ograniczenie do 2G nie uda się też porozmawiać w HD Voice. Skończy się internet w karcie zapewniającej dostęp do niego? Zapomnij o awaryjnym połączeniu z drugiej karty, no chyba że po EDGE. Wszystko jedno będzie za to tylko tym, którzy chcą z telefonu tylko rozmawiać i korzystać z dwóch kart lub mają zawsze wystarczająco dużo internetu na jednej karcie i nie przeszkadza im brak HD Voice na drugiej karcie do rozmów. Duży minus za takie rozwiązanie. Co piszczy w ustawieniach dwóch kart SIM i jak to zostało rozwiązane w Sense UI? Android nie jest do końca przystosowany do obsługi 2 kart SIM. Zawiera więc jedynie podstawowe ustawienia, które znajdują się w każdym innym dualsimowcu z Androidem. Można więc wybrać sieć preferowaną,

41

aktywować bądź dezaktywować działanie jednej z kart, nadać im 5-literowe nazwy, tryb sieci (tylko w tej obsługującej WCDMA) i to w zasadzie wszystko. Nie da się więc ustawić np. godzin działania dla danej karty. Gdy ktoś zadzwoni na jeden z numerów, druga karta przestaje być w tym momencie aktywna. Na pochwałę zasługuje za to implementacja działania obu kart w Sense UI. W dialerze można wybrać numer/kontakt, a następnie wybrać, z której karty ma nastąpić połączenie. W dialerze w ostatnich rozmowach pokaże się nam też znacznik przy połączeniach, z której karty dzwoniliśmy (1/2). Przy tworzeniu wiadomości SMS czy odpisywaniu w konwersacji pojawiają się dwa przyciski z ponumerowanymi kartami (oraz ich 5-literowymi nazwami). W górnej belce znajdują się dwa wskaźniki zasięgu dla obu kart SIM. Jest więc przejrzyście, prosto i intuicyjnie, szkoda tylko, że stosunkowo mało funkcjonalnie.


7-8/2013 2 SPRZĘT 2 HTC Desire SV dualsimowiec godny uwagi?

22 Aparat Jak tylko dowiedziałem się, że aparat w HTC Desire SV to na papierze niemal ten sam co w HTC One S/X (8 Mpix, matryca BSI, szerokokątny obiektyw, przysłona f2.2), to się ucieszyłem, bo to w końcu całkiem dobry aparat. I nie zrozumcie mnie źle – aparat w Desire SV potrafi zrobić całkiem niezłe fotki. Niestety Desire SV zdjęcia robi gorsze od swoich innych ośmiomegapikselowych braci. Być może przez nieco gorszą przysłonę, być może przez brak chipu procesującego obraz (ImageSense). Przyczyna problemu jest nieważna. Ważne jest to, że po delikatnym zbliżeniu jakość i szczegółowość zdjęć dramatycznie spada. Telefon radzi też sobie gorzej w trudnych warunkach oświetleniowych od HTC One S/X. Mimo wszystko to prawdopodobnie jeden z najlepszych aparatów w telefonach z obsługą dual-SIM. Z HTC Desire SV korzystało mi się równie przyjemnie co z innych smartfonów HTC tej klasy. Na pewno przyjemniej np. od takiego HTC One V, ale nie zmienia to faktu, że mogło być trochę lepiej pod wieloma względami. Być może część wrażeń poprawi aktualizacja – o ile się pojawi.

HTC Desire SV Ocena:

42

555555

Design: 4/6 Jakość wykonania: 4,5/6 Oprogramowanie: 3/6 Wydajność: 4/6 OS: Android 4.0.4 i HTC Sense 4.1 CPU: 1 GHz dual-core Snapdragon MSM8225 z Adreno 203 RAM: 768 MB RAM Pojemność: 4 GB + do 32 GB SD Ekran: 4,3", S-LCD2, 480 × 800 px (~217 ppi) Kamery: 8 Mpix z diodą LED, brak przedniej kamerki Bateria: 120 mAh Wymiary: 129,7 × 67,9 × 10,7 mm Waga: 131 g Wady: - Ograniczone możliwości dual-SIM - Android 4.0.4 - Nietypowe wykonanie w górnym i dolnym boku urządzenia - Tylko jedna karta może obsługiwać 3G Zalety: - Przyzwoita implementacja działania dual-SIM w systemie - Dobre wykonanie - Nienajgorszy aparat


7-8/2013 2 SPRZĘT 2 Sony Xperia Vtelefon na pewno nie z cukru

43

Sony Xperia V telefon na pewno nie z cukru Michał mynarski

Ulewa na dworze, 13 stopni Celsjusza, wiatr. Całkiem normalna pogoda, jak na początek marca. Niestety, rzut oka w kalendarz sprawia, że trzeba zmierzyć się z rzeczywistością – jest już czerwiec. Dlaczego wspominam o pogodzie? Z prostej przyczyny. Obecne smartfony mają jedną wspólną wadę. No, dwie. Bateria i wytrzymałość, a dokładnie brak powyższych. Byle deszczyk sprawia, że większość telefonów nie dość, że staje się nieużywalna, to kończą na tym swój żywot. Dlatego z każdym dniem cieszyłem się, że w mojej kieszeni jest wodoodporna Xperia V. Różowa. Tak, nie pierwszy raz dział PR Sony robi nam takiego psikusa, przysyłając do testów różową wersję urządzenia. Jednak jako osoba o pozytywnym nastawieniu do życia (zazwyczaj), cieszyłem się. Wszak jest to unikat na polskim rynku – dostępna jest tylko czarna odmiana.

22 Wynurz się z pudełka Dział kreatywny Sony na pewno od dawna nie rozmawiał z ludźmi odpowiedzialnymi za pudełka Xperii. Ciągle mamy tu do czynienia z płaskim, od góry kwadratowym pudełkiem. Tanio wykonane, ale przynajmniej jest. Tradycyjnie na górze znajdziemy zdjęcie smartfona, z tyłu garść informacji, po bokach to samo. W środku, niespodzianka: telefon. Jest też bateria, zestaw słuchawkowy i dwuczęściowa ładowarka. Słowem – nic nowego. Swoją drogą bardzo żałuję, że zrezygnowano z dołączania tagów NFC do Xperii. Był to bardzo miły i użyteczny dodatek. Po wzięciu urządzenia do ręki, w oczy rzuca się jego wysokość, szczególnie nad ekranem mamy do czynienia z małym lądowiskiem. Całe szczęście, jak to w nowych modelach Sony, producent zrezygnował z użycia przycisków pod wyświetlaczem (są one wyświetlane), dzięki czemu


7-8/2013 2 SPRZĘT 2 Sony Xperia Vtelefon na pewno nie z cukru

front telefonu to praktycznie tafla szkła przykryta folią. Wygięte w charakterystyczny łuk plecki nie są wykonane z plastiku powalającej jakości, czuć taniość. Z jakiegoś powodu, V można otworzyć, to znaczy zdjąć tył obudowy. Sam proces jest bardzo nieprzyjemny (trzeba praktycznie wyrwać klapkę), a podczas składania z powrotem czuć, że wszystko pasuje do siebie raczej przez pomyłkę. Na prawym boku umiejscowiono najmniejsze na świecie przyciski do regulacji głośności i sleep/wake, góra i prawy bok to odpowiednio złącze słuchawkowe oraz port micro USB. Oba są schowane za odchylanymi klapkami, aby zapewnić wodoodporność. Jednak sposób, w jaki został rozwiązany dostęp do portów, nie wzbudził mojego zaufania: jest to gumowy zaczep. Chciałoby się napisać, że wszystko składa się na elegancką całość, ale, no, ona jest różowa… Sami wiecie. Ale, jak to mówią, liczy się wnętrze. Zapomnijmy więc o różowej, plastikowej obudowie i rozbierzmy telefon na części pierwsze. Zaczynamy od baterii – 1750 mAh. Wystarczająco? Będzie o tym później. Na ten moment mogę zdradzić, że musi ogarnąć dwurdzeniowy procesor Krait, który jest taktowany zegarem 1,5 GHz i wszystkie aplikacje przechowywane w 1 GB pamięci RAM. Nie można też zapomnieć o układzie graficznym Adreno 225, dzięki któremu możliwe jest korzystanie z ostatniego elementu układanki. 4,3-calowy ekran TFT (!) o rozdzielczości 1280×720. Powiem tak – aby zaakceptować jakość wyświetlanych przez niego kolorów, musiałem zamknąć oczy. Wtedy było znośnie. Do tego na pokładzie mamy Wi-Fi, Bluetooth 4.0, LTE, NFC, 13-megapikselowy aparat z funkcją

44

nagrywania w Full HD. Jest więc się czym bawić. Wkładam kartę microSD, microSIM i przeżywam szok. 22 System i nakładka Nie jest to pozytywny szok, bynajmniej. Moim brązowym oczom ukazał się Android w wersji 4.0.4. To nie jest błąd w druku ani moja pomyłka. Naprawdę Sony Xperia V, którą było mi dane testować, działała pod kontrolą Lodowej Kanapki. Co ciekawe, w salonach czy elektromarketach, gdzie mijałem takie urządzenia, wesoło uśmiechał się do nas Żelek. Małe wtrącenie: Xperia V to w zasadzie Xperia T, tylko nieco zmniejszona, z delikatnie przebudowaną obudową i wodoodporna. Model T testowałem pół roku temu, więc znam na wylot zarówno hardware, jak i software, pod którym działa. Nie ukrywam, że zależało mi na spędzeniu kilku chwil z najnowszą wersją nakładki od Sony. Jako że dalej mamy do czynienia z ICS, to mógłbym wkleić tutaj fragment z recenzji, którą czytaliście w styczniowym Android Magazine, nic się bowiem nie zmieniło. Tak więc dalej jest to nakładka, która jest mocno kierowana do fanów mediów społecznościowych i multimediów. Interfejs jest wariacją na temat czystego Androida i mnie przypadł bardzo do gustu. Zdecydowanie najciekawszą opcją są Small Apps, czyli aplikacje, które działają w oknach, nad resztą interfejsu, a włącza się je z menu wielozadaniowości. Jeśli mam wskazać na najbardziej wkurzającą mnie rzecz w nakładce od Sony, to na pewno wybór padnie na aplikację do SMS-ów. Nie wiem, kto wpadł na pomysł, żeby dymki obrazujące nasze wiadomości wychodziły z lewej krawędzi ekranu, a te przychodzące – z prawej. Tak, wiem, czepiam się. 22 Ekosystem Sony nie jest tylko producentem telefonów. Ich logo można znaleźć też na słuchawkach, aparatach, kamerach, tabletach, komputerach, konsolach czy telewizorach. Tak szerokie portfolio aż prosi się o zrobienie porządnego ekosystemu. Powiem tak – nie jest źle, ale jest jeszcze dużo do zrobienia. Mając Xperię i telewizor Bravia możemy w wygodny sposób wyświetlać zdjęcia czy filmy z telefonu na dużym ekranie czy słuchać muzyki z domowego zestawu audio. Co ciekawe, działa to też w drugą stronę i,


7-8/2013 2 SPRZĘT 2 Sony Xperia Vtelefon na pewno nie z cukru

45

zgodnie z informacją w aplikacjach, zamiast telewizora możemy użyć komputera. Oczywiście ekosystem tworzą też aplikacje dostępne w sklepie. Myślę, że takie pozycje jak Monitor Danych czy TrackID nie są specjalnie ciekawe. Jednak WalkMate to już inna historia. Kojarzycie S Health? Pakiet funkcji w Galaxy S 4, który ma pomóc zadbać o zdrowie? Czymś podobnym jest WalkMate. Liczy, ile kroków zrobiliśmy danego dnia, ile kalorii przy tym spaliliśmy, wspomaga przy treningach ruchowych. Szkoda, że to tylko brzmi fajnie. Krokomierz działa przeciętnie, szczególnie w pomieszczeniach (dla przykładu: Moves na iOS nie ma żadnego problemu z odnalezieniem się nawet w centrum budynku), a przez to reszta danych również pozostawia wiele do życzenia. 22 Ekran Tutaj, podobnie jak przy nakładce, mamy powtórkę z rozrywki. Co prawda, jest mniejszy niż w T, jednak posiadł jego zarówno wady, jak i zalety. Tych pierwszych jest więcej… Zacznijmy od kolorów. Dopóki oglądamy zdjęcia czy wideo, to jest całkiem ok. Problem w tym, że w każdym innym miejscu są one słabe. Naprawdę słabe. Wyblakłe, bez polotu. Nudne. Podobnie sprawa ma się z kątami widzenia. Delikatne przechylenie telefonu i tracimy interfejs z oczu. Jedyne pozytywne słowa o wyśwetlaczu w Xperii V to jest ostrość. Mamy tutaj rozdzielczość 720p (1280×720) rozciągniętą (chociaż to złe słowo, raczej upakowaną) na 4,3", co daje wynik 342 ppi. Więcej niż w iPhone’ach, niż w SGS3 czy HTC One X. Jest to wartość zupełnie wystarczająca i nie widziałem specjalnej różnicy przyrównując go do najnowszych high-endów z Full HD. 22 Aparat Pamiętacie czasy Sony Ericssona? Jednym z ostatnich naprawdę ciekawych słuchawek od SE był K800i, który miał niesamowity, jak na tamte czasy, aparat. Sony stara się kontynuować tę tradycję. Ze specyfikacji technicznej możemy wyczytać, że w V za fotki odpowiada 13-megapikselowy aparat z Exomor R, dzięki któremu słabe warunki oświetleniowe nie są żadną przeszkodą. Tyle teorii

– jak to wygląda w praktyce? Gorzej. Zacznijmy od tego, że pomimo matrycy 13 Mpix maksymalna rozdzielczość zdjęcia, które zrobimy, to… 12 Mpix. Domyślnie z kolei ustawiono 9 Mpix, do tego w układzie 16:9. Smartfon nie lubi, gdy ręka nam się trzęsie (czyli mi – non stop), nie lubi też, gdy cokolwiek na zdjęciu się porusza. Najlepiej żeby było statycznie. Jeżeli uda się mu dogodzić, wtedy okazuje się, że zdjęcia wychodzą naprawdę przyzwoite. Filmy są. Szału nie ma, niczym się nie wyróżnia. Ot, normalne, poprawne wideo w Full HD. 22 Multimedia Sony zawsze stawiało na multimedia. Nie inaczej jest w tym przypadku. Smartfon przychodzi z preinstalowaną aplikacją Walkman, która


7-8/2013 2 SPRZĘT 2Sony Xperia Vtelefon na pewno nie z cukru

jest odtwarzaczem muzyki nawiązującym do dawnych lat. Wsparcie dla okładek, synchronizacja z Facebookiem i SensMe to najważniejsze cechy programu. No właśnie, czym jest SensMe? Najszybciej mówiąc to opcja, która tworzy playlisty na podstawie naszego humoru. Niestety z jakiegoś powodu nie działało to u mnie. Album i Filmy, czyli programy do zdjęć i wideo to nie są jakieś mistrzostwa świata. Zwyczajne galerie. Warto wspomnieć o jednej ciekawostce. Ekrany w Xperiach są wyposażone w Bravia Engine, który uaktywnia się po wejściu do Albumu lub Filmów. Kolory wtedy stają się dużo żywsze i naturalniejsze, co szczególnie widać na zrzutach ekranów. Pytanie – dlaczego to nie jest włączone cały czas? Żeby oszczędzać baterię? 22 Bateria Wątpię. W ślicznej, różowej obudowie producent umieścił baterię o pojemności 1750 mAh. Czy to dużo? Nie. Czy pozwala cieszyć się długim czasem pracy na baterii dzięki genialnej optymalizacji? Nie. Czy dalej trzeba poświęcać LTE, Wi-Fi, GPS, NFC i inne, mądrze brzmiące skróty, żeby móc wieczorem usiąść na fotelu, spojrzeć na telefon i widzieć tam jeszcze kilka procent baterii? Tak.

46

Podczas testu Xperia V stała się moim głównym telefonem. Słuchałem muzyki ze Spotify, tweetowałem z niej, przeglądałem internet, korzystałem z nawigacji, robiłem zdjęcia i kręciłem wideo, dzwoniłem dosyć dużo, a także korzystałem z komunikatorów. Przez cały czas włączony był tryb oszczędzania baterii oraz starałem się korzystać z Wi-Fi kiedy to było możliwe, a i tak po jakichś 9 godzinach od pełnego naładowania wyruszałem, z ładowarką w ręce, na poszukiwania kontaktu. Szkoda, że Sony nie pokusiło się o większy akumulator. 22 Wydajność Jak już pisałem, za prędkość działania telefonu odpowiada dwurdzeniowy procesor Krait taktowany zegarem 1,5 GHz. Do tego na pokładzie znajduje się 1 GB pamięci RAM, a także układ graficzny… Ten komplet pozwala na dosyć płynną pracę urządzenia, a także na zabawę z nawet bardziej wymagającymi grami. Gdyby tylko wszystko działało pod kontrolą Androida w wersji Jelly Bean… 22 Wodoodporność Zacząłem od wodoodporności i na niej skończę. W moich wyobrażeniach wyglądało to tak, że z Xperią V będę mógł wejść pod prysznic czy zanurzyć się w wannie i tam wygodnie kontaktować


7-8/2013 2 SPRZĘT 2Sony Xperia Vtelefon na pewno nie z cukru

się ze znajomymi. Nic z tego. Woda reaguje na ekran na tyle, że ten zaczyna żyć własnym życiem. Również sama sprawa rozmów pod wodą wygląda nieciekawie – wiele osób, które dzwoniło do mnie zaraz po topieniu telefonu narzekało, że mikrofon słabo zbiera to, co mówię, ja też ich słabo słyszałem. Nawet po całej nocy schnięcia problem występował. O co więc chodzi z tą wodoodpornością? Sprawa jest prosta – w deszczu możecie spokojnie wyciągnąć telefon bez obawy, że coś z nim się stanie. Jeżeli rozlejesz wodę na Xperię, wystarczy ją przetrzeć, wytrzepać wodę z głośnika i mikrofonu i dalej korzystać z urządzenia. Niby nic, jednak patrząc na to, ile smartfonów umiera po bliskim spotkaniu z wodą, myślę, że to może nieraz uratować komuś kilka stówek w portfelu. Właściwie wodoodporność była moją ulubioną cechą nowych Xperii i dziwię się, że jeszcze to nie stało się standardem. Przykład Z czy V pokazuje, że nie trzeba już robić udziwionych telefonów, aby móc z nich bezpiecznie korzystać z okolicy wody. Kilka dni temu spacerowałem ulicą w deszczu, chciałem

47

zmienić słuchaną piosenkę – na moim prywatnym telefonie było to nie do zrobienia, z uwagi na pogodę. Szybko przełączyłem się na V, z której mogłem korzystać bez najmniejszego problemu. Kiedy pytają mnie, co jest największą nowością w smartfonach 2013 roku, odpowiadam: wodoodporność. Zdecydowanie. 22 Podsumowanie Przeglądając aukcje internetowe, możemy dostać Xperię V za jakieś 1100 złotych. Co kupujemy? Bardzo przyjemny telefon mid-range, z bardzo ostrym ekranem o przeciętnych kolorach i kątach widzeniach, z całkiem dobrym aparatem, do tego wodoodporny. Może to kwestia koloru, ale chyba przypadłby do gustu nastolatkom, szczególnie płci pięknej. Czy sam bym kupił V? Wątpię. Prędzej wybrałbym T (większy ekran to większe możliwości) bądź polował na zeszłorocznego HTC One X bądź Samsunga Galaxy S III. Jeśli jednak nie wymagacie wiele od telefonu, a wiecie, że zdarzają się Wam dziwne przypadki, do tego macie w domu dużo sprzętu Sony, to Xperia V będzie dobrym wyborem.


7-8/2013 2 SPRZĘT 2 Otterbox Commuter Series dla HTC One X

48

Bartosz Dul

Otterbox Commuter Series dla HTC One X Część z Was, drodzy Czytelnicy, zapewne wie, że nie przepadam za pokrowcami, ochraniaczami, foliami na ekrany i innymi gadżetami, które tak brutalnie zakrywają pracę designerów danego producenta telefonu. Ostatnio wpadł mi jednak w ręce Otterbox na HTC One X (a więc i zapewne na One X+) z serii Commuter i chyba go nie oddam. Nie żebym od razu nosił go cały czas na moim telefonie, ale… Przezorny zawsze ubezpieczony. Takie rozwiązanie wydaje mi się być bardzo przydatne na rower, do biegania, na koncerty i w innych sytuacjach o podwyższonym stanie ryzyka np. upadku telefonu. Testowany przeze mnie Otterbox składa się z dwóch części – silikonowej osłonki oraz części właściwej z polikarbonu. Najpierw owijamy silikonem telefon. Zakrywa on z tyłu i po bokach wszystko poza aparatem, diodą doświetlajacą, głośnikiem, mikrofonem. Dostęp do portu micro USB czy mini Jack znajduje się za uporczywymi, gumowanymi zaślepkami. No ale protekcja to protekcja. Zakryte zostają Power Button oraz przycisk głośności, które znajdują się za silikonowymi wybrzuszeniami, dzięki czemu w dalszym ciągu można ich używać. Są nawet całkiem wygodne. Następnie należy nieco siłowo, zaczynając od górnej części telefonu, wcisnąć całą instalację w drugi element zestawu, czyli właściwą, plastikową skorupę. Pokrywa się ona doskonale z gumową częścią

i dostęp do najważniejszych elementów obudowy telefonu pozostaje bez zmian. Największą zaletą tej kombinacji są grube, gumowe rogi, którym niestraszne są upadki nawet z wyższych wysokości. Ekran nie ma szans zetknąć się z powierzchnią płaską przy upadku, ponieważ instalacja wychodzi nieco ponad ekran, nie ograniczając jednocześnie zbytnio ruchów palców po ekranie. Co ciekawe, po założeniu Otterboxa telefon nawet nie obrzydzał mnie swoim wyglądem. Commuter Series to opcja dla tych, którzy potrzebują ochrony telefonu, ale nie chcą od razu mieć ciężkiego i paskudnego klocka, zamiast smartfona (oczywiście trzeba się liczyć, że w jakimś stopniu tym klockiem i tak się staje). Jest jeszcze drugi wariant Otterboxa dla HTC One X. Jest nim 10 dolarów droższy Defender Series, który jest cięższy, grubszy i niestety brzydszy, ale za to zapewnia jeszcze lepszą ochronę. W zestawie oprócz obudowy znajduje się też obrazkowa instrukcja, folia na ekran i szmatka do czyszczenia. Całość można kupić za około 100-150 zł, co nie wydaje mi się specjalnie wygórowaną ceną za solidną i wcale nie taką brzydką osłonę bardzo drogiego telefonu. Wcześniej myślałem, że takie wynalazki nie są dla mnie, ale po testach (obejmujących także upadki na beton) stwierdziłem, że to zdecydowanie coś, co może mi się jeszcze kiedyś przydać.


7-8/2013 2 SPRZĘT 2 Granat, padnij! Philips SoundShooter

49

Mateusz Gryc

Granat, padnij!

Philips SoundShooter Kiedy Dominik uprzedził mnie, że na dniach otrzymam do testów bezprzewodowy głośnik Philipsa: „granat”, byłem pewien, że to jakieś slangowe określenie, którego nie znałem. Ale gdy otworzyłem paczkę ujrzałem… faktycznie, granat. Philips SoundShooter, bo o nim mowa, jest wielkości granatu (tak, takiego bojowego, nie chodzi o owoc), przypomina go z wyglądu, ba – można nawet przypiąć go do pasa! A jak się sprawdza? Czy można nim rzucać? I wreszcie – czy ma moc burzącą?

Prywatnie byłem do takich urządzeń nastawiony dość sceptycznie. Po prostu nie mogłem wyobrazić sobie, do czego taki gadżet mógłby mi się przydać. Przecież w mieszkaniu mogę korzystać z komputera albo wieży, a w terenie nie będę robił z siebie

samozwańczego DJ-a i po prostu wyjmę słuchawki. Ale SoundShooter naprawdę mnie urzekł. Do tego stopnia, że czasami używam go także w mieszkaniu, gdy nie chce mi się sięgać do włącznika mojego zestawu audio. Ale po kolei.


7-8/2013 2 SPRZĘT 2 Granat, padnij! Philips SoundShooter

50

USB (do ładowania sprzętu; niestety w zestawie brak jakiejkolwiek ładowarki sieciowej), micro USB (podpinane do głośniczka) oraz mini Jack (na wypadek gdybyśmy chcieli przesyłać audio bardziej staromodnie). To trochę niestandardowe połączenie, ale oczywiście urządzenie ładować możemy też dowolnym kablem z końcówką micro USB, tak samo jak przesyłać dźwięk. O ile przypadkowo nie wyrzucimy pudełka przed opróżnieniem go (jak zrobiłem ja), znajdziemy w nim jeszcze uchwyt, wyglądający i działający jak karabinek, czyli uchwyt do wspinaczki. Dzięki niemu możemy przymocować urządzenie np. do paska czy torby. Ja na szczęście swój odzyskałem… nie pytajcie o szczegóły.

22 Zestaw W pudełku znajdziemy naprawdę tony makulatury. We wszystkich językach świata, a i podejrzewam także takich nie pochodzących z Ziemi. Ciekawostką jest za to to, że według informacji, jaką możemy znaleźć na stronie producenta, ten mały głośniczek posiada gwarancję międzynarodową. Teoretycznie więc powinniśmy mieć możliwość serwisowania go w Polsce, także jeśli sprowadzimy go np. ze Stanów Zjednoczonych. Co jednak nie do końca się opłaca, ponieważ sprzęt jest dość tani. Egzemplarz, który otrzymałem do testów, wyceniony został na ok. 160 zł, ale jeśli chcemy dodatkowo zaoszczędzić, możemy wybrać troszkę słabszy model, pozbawiony anteny Bluetooth, który korzysta ze standardowego złącza mini Jack, i zapłacić za niego 70 zł. Jak wspomniałem, mój model używa łączności bezprzewodowej, ale w zestawie znajdziemy także kabel. Dość specyficzny, bo o trzech końcówkach. Mamy więc krzyżujące się: końcówkę

22 Granat, padnij! Sprzęt wygląda świetnie. Wersja bezprzewodowa dostępna jest w dwóch kolorach – ciemnozielonym i niebieskim (przewodowe w kilku dodatkowych). Mnie trafił się ten pierwszy i przyznam, że wyglądem kupił mnie od razu. Jak wspomniałem – prezentuje się bardzo intrygująco i „bojowo”, ale nie na tyle, by określić go mianem bazarowego (jak zapalniczki w kształcie pistoletów). To, że jest to jakaś elektronika, zdradza przełącznik trybu (wyłączony/AUX/Bluetooth), wyjście AUX/micro USB i dwie diody. Pierwsza informuje o stanie baterii i sparowania ze źródłem dźwięku, druga, otaczająca okrągły przycisk – o nadchodzącym połączeniu. Tak, SoundShooter może nam też służyć jako zestaw głośnomówiący – posiada wbudowany mikrofon, a tym przyciskiem możemy odbierać połączenia. Mnie to rozwiązanie jednak nie przypadło do gustu. Nie można też zapomnieć o membranie. Na początku po prostu jej nie zauważyłem – dobrze wtapia się w całość obudowy. Zajmuje górną jej część i, niestety, mam pewne obawy o jej bezpieczeństwo. A to dlatego, że w żaden sposób nie jest chroniona (poza kawałkiem plastiku z logo producenta) przed uszkodzeniami. I, o ile sprawia wrażenie dość solidnej i odpornej na kurz czy piasek, to nietrudno sobie wyobrazić pechowy upadek SoundShootera, który zakończy się jej uszkodzeniem. Na inne upadki głośnik jest już ponoć bardziej uodporniony – a to dlatego, że całość obudowy została pokryta grubą warstwą gumy. Dzięki temu dobrze leży w dłoni i nie ma ryzyka, że


7-8/2013 2 SPRZĘT 2 Granat, padnij! Philips SoundShooter

51

się porysuje. Sam co prawda nie ośmieliłem się rzucać SoundShooterem bardziej ekstremalnie niż na biurko z odległości metra, ale żadnym innym głośnikiem bym się nie odważył – więc co najmniej sprawia solidne wrażenie.

przez 8 godzin i ja też potwierdzam ten fakt. Korzystałem z niego od poniedziałku, codziennie przez ok. 1,5-2 godziny w samochodzie – jadąc na uczelnię i wracając z niej. W piątek wieczorem, gdy wysiadałem z samochodu, nadal pracował.

22 Boom! Jakość dźwięku pozytywnie mnie zaskoczyła. Oczywiście bardzo brakuje mu basów, jest jednak dość czysty i w miarę głośny. Na tyle, że korzystanie z SoundShootera jest po prostu komfortowym słuchaniem muzyki w tle a nie mordęgą. Za to plus. Fala dźwiękowa jest jednak dość mocno kierowana do góry. Wynika to zapewne z ułożenia i wielkości membrany. Nie jest to problem na otwartych przestrzeniach (chociaż oczywiście cały czas czujemy, skąd dobiega dźwięk – nie otacza nas), ale np. gdy umieściłem głośnik w samochodzie, w uchwycie na kubek, dźwięk był mocno tłumiony, ponieważ na jego drodze stanął inny schowek. Pytanie tylko, czy jakiś inny głośnik tego typu byłby w stanie to obejść? Pamiętajmy, że jest to głośniczek wielkości kubka. Mam też niewielkie zastrzeżenia co do połączenia bezprzewodowego. A dokładniej nie tyle do jego jakości (chociaż przez pierwsze 2-3 sekundy po rozpoczęciu nadawania dźwięk mocno się tnie, później to już nie występuje), co zasięgu. Producent zapewnia, że sprzęt ma działać poprawnie na obszarze 10 metrów od nadającego źródła – w moim przypadku jednak ta odległość nie przekraczała 6 metrów. Za to same pochwały należą się baterii tego małego urządzenia. Philips zapewnia, że SoundShooter może na jednym ładowaniu pracować

22 Warto? Philips SoundShooter to bardzo ciekawe urządzenie i myślę, że także warte polecenia. Mógłby być jeszcze lepszy: zasięg faktycznie mógłby dochodzić do 10 m, a samo urządzenie aż się prosi o wyposażenie go w NFC, które przyspieszyłoby i ułatwiło parowanie. Mimo tych braków przekonałem się do wygody takiego rozwiązania, które, chociaż oczywiście nie zastąpi dobrych słuchawek czy dużych głośników, może sprawdzić się w wielu sytuacjach.

Philips SBT30/00 Producent: Philips

555555

Model: SBT30/00 Moc (RMS): 2W System dźwięku: Mono Czas pracy na baterii: 8 godzin Wymaga Androida: 2.1 lub nowszy Waga: 38 g Wymiary: 82 × 67 mm (wys. × szer.) Ocena Design: 5/6 Jakość wykonania: 5/6 Jakość dźwięku: 3,5/6 Ogólna: 5/6 Wady:

- odsłonięta membrana - zasięg mniejszy niż sugerowany

Zalety:

- wykonanie (gumowa osłona obudowy) - design - czas pracy na baterii - wymiary i waga


7-8/2013 2 SPRZĘT 2 HP Deskjet Ink Advantage 5525 Domowy Potworek

52

HP Deskjet Ink Advantage 5525 Domowy Potworek Michał Mynarski

Nie spodziewałem się, że przyjdzie mi testować drukarkę, jednak gdy HP zaproponowało mi taki sprzęt, nie opierałem się zbyt długo. Głównie dlatego, że jako student drukuję naprawdę dużo, a nasza domowa drukarka padła w połowie roku studenckiego. Przyznam się, że jeżeli chodzi o ten rodzaj urządzeń, to przed testami żyłem w „drukarkowym średniowieczu”. Kojarzyły mi się do tej pory z wielkim, ciężkim i głośnym sprzętem, kablami, sterownikami, topornej jakości skanami i koszmarnie drogą eksploatacją. Miło było się przekonać, że przynajmniej część z tych przyzwyczajeń wciąż jest prawdziwa i uzasadniona. Zacznijmy jednak od początku – Deskjet Ink Advantage 5525 (którą z wiadomych względów w dalszej częściej recenzji będę zwał DIA) to naprawdę sporych rozmiarów drukarka jak na maszynę domową (a jako taka jest reklamowana). Mój relikt przeszłości (PSC 1410) jest od niej znacznie mniejszy, a na pierwszy rzut oka potrafił to samo. Na szczęście to drugie stwierdzenie szybko okazało się całkowicie mylnym założeniem. Rozpakowanie i podłączenie DIA nie powinno nikomu sprawić trudności i nie trzeba być studentem informatyki, by to wszystko ogarnąć. Co prawda moja dziewczyna wsadziła toner z niebieskim tuszem do slotu na żółty, ale raczej nie powinniśmy traktować tego jako oznakę skomplikowania procedury przez HP.

Instalacja oprogramowania, chociaż trąci archaizmem (płyta?!), przebiega szybko i bezproblemowo. Boli jednak trochę zaśmiecanie systemu czterema programami (jakby nie można było tego upchnąć w jednym), które w dodatku podczas codziennej pracy pozostają bezużyteczne, przynajmniej w przypadku OS X. System Apple w swoim standardowym panelu drukowania (niezależnie od programu, w którym drukowanie wywoływaliśmy) dogadywał się ze sprzętem HP doskonale. Również skany Jeżeli chodzi o ten odbierał bez problemu, rodzaj urządzeń, gdy takie polecenie zato przed testami żyłem daliśmy bezpośrednio na w „drukarkowym drukarce. Miłym dodatśredniowieczu”. kiem są widżety na bieKojarzyły mi się do tej żąco pokazujące ilość pory z wielkim, ciężkim tuszu w tonerach, z możi głośnym sprzętem, liwością ich zamówiekablami, sterownikami, nia. Jednak chciałbym topornej jakości skanami poznać osobiście kogoś, i koszmarnie drogą kto kiedyś skorzysta z tej eksploatacją. możliwości.

9


7-8/2013 2 SPRZĘT 2 HP Deskjet Ink Advantage 5525 Domowy Potworek

9

HP zadbało o to, by rozszerzyć narzędzia do jej obsługi na smartfony

i przyznam szczerze, że wyszło to całkiem nieźle.

Obsługa samej drukarki poprzez jej panel dotykowy jest możliwa, ale daleko jej do szybkości i wygody, jaką zapewniają przyciski fizyczne. Chociaż menu jest zaprojektowane dość logicznie i poruszanie się po opcjach jest intuicyjne, to wielokrotnie wygodniej obsługiwało mi się skaner poprzez smartfon.

9

53

przez Facebook Messengera – wszystko szybko i sprawnie i co lepsze na smartfonie – bez uruchamiania komputera. W trybie najszybszym przy druku czarno-białym urządzenie co parę sekund wyrzuca kolejną stronę. Szybkość tej drukarki to zdecydowanie jedna z jej największych zalet. Jednak gdy przyszło mi wydrukować dwustronnie prawie 200-stronicowy dokument, całość trwała niemal godzinę. Dlaczego?

Printer Control służy do obsługi drukarki po Wi-Fi. Jest po prostu

odpowiednikiem instalowanego softu z CD na naszych komputerach. Z poziomu tej aplikacji wydrukujemy zdjęcie, dokument, ale też wykonamy skany. Bez problemu możemy skanować pojedyncze zdjęcia, ale również wielostronicowe pliki do pojedynczego PDF.

No właśnie – smartfon. To jeden z głównych powodów, dla których drukarka zjawiła się u mnie. HP zadbało o to, by rozszerzyć narzędzia do jej obsługi na smartfony i przyznam szczerze, że wyszło to całkiem nieźle. Na Androida mamy dostępne dwie aplikacje – HP ePrint i Printer Control. Pierwsza służy do zlecania druku gdziekolwiek jesteśmy, a to dzięki usłudze ePrint. By z niej skorzystać, musimy na odpowiedniej stronie założyć swoje konto i powiązać je z posiadaną drukarką. Wtedy będziemy mogli wysyłać pliki do drukowania gdziekolwiek będziemy, jeżeli tylko nasz smartfon będzie miał połączenie z internetem. Po przyjściu do domu wydruki będą na nas czekały. Printer Control służy do obsługi drukarki po Wi-Fi. Jest po prostu odpowiednikiem instalowanego softu z CD na naszych komputerach. Z poziomu tej aplikacji wydrukujemy zdjęcie, dokument, ale też wykonamy skany. Bez problemu możemy skanować pojedyncze zdjęcia, ale również wielostronicowe pliki do pojedynczego PDF. Ta funkcja była szczególnie przydatna, gdy musiałem skompletować notatki i podesłać je znajomemu. Zeskanowałem je do jednego dokumentu i przesłałem

Przede wszystkim druk dwustronny zajmuje więcej czasu niż druk na dwóch osobnych kartkach, gdyż strona musi przeschnąć, zanim trafi z powrotem w trzewia urządzenia. Osobliwą przypadłością, na którą cierpiał testowany egzemplarz, było notoryczne przerywanie druku ze względu na brak papieru, chociaż – jak się domyślacie – papier w drukarce się znajdował. Podajniki bardzo często miały problem z wciągnięciem kartki. Zabawne jest to, że zazwyczaj wystarczało ponowić polecenie druku, by urządzenie załapało. Rzadziej


7-8/2013 2 SPRZĘT 2 HP Deskjet Ink Advantage 5525 Domowy Potworek

byłem zmuszony faktycznie delikatnie dopchnąć stos czystego papieru. W przypadku drukowania fotografii (zarówno w rozmiarze 10×15, jak i 13×9) urządzenie potrzebowało ok. 20 sekund na wykonanie operacji. W trybie najlepszej jakości wydrukowanie całej strony A4 z kolorową grafiką może za to zająć więcej niż półtorej minuty!

9

Szybkość tej drukarki to zdecydowanie jedna z jej największych zalet.

Drukarka niestety przy wielu swoich zaletach jest nieznośnie głośna. Praca podajników i głowicy jest bardzo hałaśliwa, można zapomnieć o dyskretnym drukowaniu ściąg o drugiej w nocy. A gdy podajniki nie złapią papieru, urządzenie wydaje z siebie dźwięk łamania plastikowej zębatki. Jest na tyle głośny, że wszyscy domownicy dowiedzą się, iż drukarka znów nie może poradzić sobie z wciągnięciem kartki. Dwa razy również zdarzyło się jej w nocy wyrównać tusz w tonerach – zawał serca i zgon na miejscu. Jakość wydruku oceniam bardzo wysoko. Zarówno w czerni i bieli, jak i w kolorze DIA radzi sobie naprawdę dobrze. Chociaż przy drukowaniu dokumentów z mieszaniną tekstu i zdjęć na zwykłym papierze grafiki wychodzą wyblakłe (nawet przy ustawionej najwyższej jakości). Fotografie drukowane na dedykowanym papierze wyglądają świetnie i bez kompleksów nadają się do ramki i postawienia na półkę. Zdjęcia, które wykonałem na telefonie, wyglądały na papierze dużo lepiej niż je o to podejrzewałem, przeglądając je na monitorze. Myślę, że zadowoliłyby każdego amatora fotografii.

9

Osobliwą przypadłością, na którą cierpiał testowany egzemplarz, było notoryczne

przerywanie druku ze względu na brak papieru, chociaż – jak się domyślacie – papier w drukarce się znajdował. Podajniki bardzo często miały problem z wciągnięciem kartki. Zabawne jest to, że zazwyczaj wystarczało ponowić polecenie druku, by urządzenie załapało.

Skaner spisuje się dobrze. Kolory, które uzyskujemy, są żywe i nasycone (czasem wydaje się, że aż za bardzo), jednak problemem dla

54

profesjonalistów może być pojawienie się dość sporej ilości ziarna. To pokazuje, że miejsce DIA jest w domu i tutaj jako urządzenie wielofunkcyjne sprawdzi się rewelacyjnie. Samo urządzenie posiada jeszcze slot kart SD i wejście USB, gdybyśmy chcieli wydrukować zdjęcia bądź dokumenty bez uruchamiania komputera. Jest to banalnie proste i ogranicza się do kilku kliknięć (jak cała obsługa urządzenia). W DIA brakowało mi już tylko możliwości obsługi gołębia pocztowego. Ot taką funkcję sobie wymyśliłem, a co!

9

Ten sprzęt idealnie nadaje się do domu, oferuje znakomitą prędkość

druku i bardzo dobrą jakość. Skaner zadowoli każdego amatora.

Jeżeli chodzi o wydajność tonerów, to oceniam ją czysto subiektywnie na podstawie obserwacji w czasie testów. Czarny tusz powinien wystarczyć na ok. 500 stron (producent podaje 550). Pod wydrukowaniu 10 zdjęć i ok. 50 mieszanych dokumentów tonery z kolorowym tuszem według wskaźników były jeszcze w 3/4 pełne, więc jeżeli chodzi o koszty eksploatacji, nie jest tak źle. Drukarka do pracy potrzebuje 4 tonerów „655” (CMYK), każdy z nich kosztuje ok. 40 zł. Deskjet Ink Advantage 5525 kosztuje ok. 409 zł i według mnie, jak na takie urządzenie, nie jest to zbyt wygórowana cena. Ten sprzęt idealnie nadaje się do domu, oferuje znakomitą prędkość druku i bardzo dobrą jakość. Skaner zadowoli każdego amatora, a z obsługą samego urządzenia poradzi sobie nawet dziecko. Gdyby jeszcze nie była tak koszmarnie głośna i lepiej radziła sobie z chwytaniem papieru, mielibyśmy do czynienia ze sprzętem praktycznie pozbawionym większych wad.


7-8/2013 2 SPRZĘT 2 Sphero Po prostu gadżet

55

Mateusz Gryc

Sphero

Po prostu gadżet Wikipedia: „Gadżet (ang./fr. gadget) – wymysł, przyrząd, urządzenie. Niewielki przedmiot, czasem niepełniący funkcji użytkowej. Gadżet oznacza również nowe urządzenie techniczne o kwestionowanej funkcjonalności lub użyteczności”. Muszę Wam przyznać, że biorąc do ręki kulkę Sphero od razu wiedziałem, że będzie wpisywała się dokładnie w powyższą definicję. Choć rozszerzyłbym ją o przymiotnik „drogi”. Jakoś tak się składa, że wszystkie gadżety są drogie i Sphero dokładnie to potwierdza, kosztując 500 zł. Czym jest to Sphero? To kulka o średnicy około 74 mm, czyli wielkość podobna do piłeczki tenisowej. Wykonana jest z odpornego na uderzenia, zgniatanie i wodę poliwęglanu w kolorze białym. Może opis nie zachęca, ale w środku, do którego niestety nie możemy się dostać, ukryto całkiem sprytnego robota. Korzystając z umieszczonego w środku silniczka, akcelerometru, kompasu i żyroskopu, możemy tę kulkę turlać w dowolnym kierunku. Do sterowania ruchem wykorzystujemy zaś smartphone’a. Jako

Norbert Cała

medium komunikacyjne służy oczywiście Bluetooth. W środku kulki ukryto również diody LED, pozwalające jej przybierać dowolny kolor. Oczywiście, do turlania potrzebujemy dostarczyć kulce energii, a robimy to ładując ją poprzez indukcyjną ładowarkę ukrytą w małej podstawce. W swojej podstawowej funkcji kulka może się po prostu – jak to kulka – turlać. Jak wspomniałem, sterować nią możemy za pomocą naszego telefonu w powiązaniu z odpowiednią aplikacją z Google Play. Ta firmowa, dostarczana przed producenta, przewiduje możliwość kontrolowania toczenia, zmiany kolorów oraz wykonywania podstawowych ewolucji przez kulkę, takich jak ruch po kwadracie, wykonanie ósemki czy też miganie różnymi koloraW swojej mi na przemian. Do wkupodstawowej rzania małego dziecka funkcji, kulka może się lub kota zdecydowanie po prostu – jak to kulka wystarczy. Szybkość, – turlać. z jaką może poruszać

9


7-8/2013 2 SPRZĘT 2 Sphero Po prostu gadżet

się kulka, to 1 m/s, nie jest to dużo, ale do zabawy w domu wystarczy. Co ciekawe, kulka bardzo dobrze radzi sobie z pokonywaniem wzniesień, a widok zdziwionych osób widzących kulkę toczącą się samodzielnie pod górkę jest bezcenny. Niestety jednak nie do pokonania dla niej jest podłoże trawiaste – szkoda, bo to znacznie ogranicza przestrzeń do zabawy. Za to jeśli już zdecydujemy się na zabawę na betonie lub asfalcie, to nie musimy się obawiać o urazy Sphero. Zrzucałem ją z ponadmetrowych wysokości na beton, stawałem na niej całą wagą swojego ciała i topiłem na 2 metrach pod wodą. Nie robi to na niej absolutnie żadnego wrażenia. Samo sterowanie niestety czasem nie jest bardzo precyzyjne, kulka ma opóźnienie wynikające z bezwładu i może przez Sphero ma otwarte to sprawiać problemy API, dzięki czemu z precyzyjnym kontrodeweloperzy mogą pisać lowaniem. Zdarzało się aplikacje wykorzystujące jej także tracić orientakulkę w bardziej kreatywny cję w przestrzeni i nasposób. gle zamiast do przodu

9

56

jechała do tyłu, a to wymagało ponownego ustawienia jej kierunku względem nas. Już tylko z podstawową aplikacją możemy znaleźć dla niej dużo kreatywnych zastosowań, od ganiania kota, poprzez wkurzanie małego dziecka, a skończywszy na wyścigach z drugą osobą posiadającą kulkę, wokoło korporacyjnych biurek. Wtedy przydaje się możliwość ustawienia kulce dowolnego koloru. Jednak to nie wszystko. Sphero ma otwarte API, dzięki czemu deweloperzy mogą pisać aplikacje wykorzystujące kulkę w bardziej kreatywny sposób. Są gry wykorzystujące poszerzoną rzeczywistość, w których kulką musimy rozjeżdżać hordy Zombie, które chcą ją zjeść – choć czasem się mylą i zjadają zasilacz od MacBooka. Są gry zręcznościowe, gdzie ścigamy się kulką z czasem lub musimy ją jak najszybciej podnieść z ziemi. Są też programy, w których możemy programować ruch kulki i potem sprawdzać nasz program na wcześniej stworzonym torze. Jest też zupełnie oddzielna kategoria programów wykorzystujących Sphero jako kontroler. Dzięki wbudowanemu akcelerometrowi możemy


7-8/2013 2 SPRZĘT 2 Sphero Po prostu gadżet

57

wziąć kulkę w rękę i prawie jak w filmach sci-fi Sphero jest sterować za jej pomocą po prostu np. statkami kosmicznykwintesencją gadżetu mi w grze. Dla każdego i niczego innego nie coś miłego, wystarczy udaje. w AppStore wpisać hasło Sphero lub skorzystać z listy aplikacji na stronie gosphero.com. Potem też przydaje się trochę pomyśleć i znaleźć dla kulki własne zastosowania – np. dokleić jej łopatki i zamienić w statek. Ostatnimi czasy, zbyt wiele urządzeń nazywamy gadżetami. Smartfony to gadżety, zegarki to gadżety, scyzoryki to gadżety. Tymczasem nie spełniają one podstawowych wymagań podanej na początku definicji, czyli mają konkretne zastosowanie. Sphero jest po prostu kwintesencją gadżetu i niczego innego nie udaje. Jego funkcjonalność i użyteczność jest mocno dyskusyjna, ale właśnie w tym kryje się cała „fajność” tej kulki. Każdy, komu została choć odrobina gadżeciarza we krwi, od razu znajdzie dla niej 10 zastosowań tylko po to, aby uzasadnić zakup. Ja będę np. wkurzał kota. :) Sprzęt do testów dostarczył sklep iCorner.pl Ocena – 555555 – bo to jeden z nielicznych prawdziwych gadżetów na rynku.

9


7-8/2013 2 SPRZĘT 2 Bezprzewodowość sportowca

58

Bezprzewodowość sportowca

Adrian Todorczuk

To świetnie pomyślane słuchawki dla sportowca. Muzycznie niemal idealne, nie plączą się, nie rozładowują się szybko – słowem polecałbym, ale… No właśnie, zawsze jakieś „ale”. Biegam coraz bardziej nałogowo. Nie tak wiele kilometrów jak wprawieni amatorzy, których wyczyny migają mi przed oczami chociażby na Facebooku, ale mimo wszystko coraz częściej i dalej. To jednak wciąż pasja, która przybiera na swej sile. Jako samotnikowi w trakcie tego uzależniającego sportu towarzyszy mi nieodłączny element – muzyka. By ta odbierana była w bardziej komfortowy sposób, w ostatnim czasie kupiłem bezprzewodowe słuchawki. Chwalę je sobie, z jednym małym „ale”… I to niestety dość istotne „ale”. Otóż – i trudno stwierdzić, czy to mój egzemplarz czy wada fabryczna wszystkich, bo doskwierań innych nie znalazłem – słuchawki potrafią się same wyłączyć i już

nie dają się na powrót włączyć. Ot tak. Bez powodu, przynajmniej jakiegoś logicznego, nasuwającego się ad hoc rozwiązania. Stało się to dwukrotnie, w obu przypadkach w trakcie długich, niedzielnych biegów. Za pierwszym razem jako wspomniany samotnik bój z kolejnymi kilometrami toczyć musiałem sam, w kolejnym towarzyszyła mi wyjątkowo życiowa partnerka, ale fakt faktem pozostaje. Co ciekawe, słuchawki potrafią też zbuntować się przy włączaniu. Ta przypadłość z kolei się powtarza stosunkowo często. Tu chyba udało mi się znaleźć rozwiązanie i by w takim wypadku przywrócić je do żywych, wystarczy na chwilę włożyć je do podłączonej ładowarki – koniecznie tej od smartfona, bo już kabelek dołączony do zestawu tego samego efektu nie daje. Wtedy zaczynają działać. Wspominam o tym na samym wstępie, bo to niejako determinuje całą ocenę. Sprzęt sam w sobie jest świetny. Jakościowo nie mam


7-8/2013 2 SPRZĘT 2 Bezprzewodowość sportowca

zastrzeżeń, samo wykonanie nie pozostawia życzeń, muzycznie są akceptowalne, ale ten jeden mankament pozostawia niesmak, a reklamować strach, bo jak to bywa: serwisant „nie stwierdzi żadnych wad” i sprzęt po kilkutygodniowej nieobecności wróci dokładnie w takim samym stanie. W obu przypadkach zaznaczę, że winą nie jest stopień naładowania słuchawek. Czasem nawet kilkugodzinne ładowanie nie rozwiąże problemu. Gdyby ktoś nie był zniechęcony tym wstępem i jednak dotrwał do tego miejsca, to zapraszam. BackBeat Go pozytywnie zaskakują na wstępie. Trend dbałości o opakowanie wyznaczyła marka Apple. Za nią podążyli giganci, z kolei Plantronics postanowiło opakować produkt w rodzaj przezroczystego owalnego opakowania, które otwiera się niczym Kinder niespodziankę. W środku prócz rzeczonych słuchawek znajduje się również ładowarka w postaci specjalnego rozgałęziacza, który włożymy do portu USB w komputerze lub podepniemy do dwuczęściowej ładowarki od smartfona, papiery oraz zestaw trzech wymiennych gumowych wkładek. Nie można też przyczepić się do jakości ich produkcji. Wspomniane wykonanie: bliskie perfekcji. BackBeat Go firmy Plantronics, jak sam fragment „Go” wskazuje, powstały z myślą o rekreacji. Tej intensywniejszej czy też mniej – do rekreacji. Kabel jest krótki, mierzy nieco ponad 60 cm, jest gruby, a więc niemalże niwelujący problem odwieczny – jego plątania się. Gruba guma zapobiega powstawaniu defektów i wydaje się być bardzo solidna. O dziwo, w trakcie biegu nie przywiera do szyi, nie zawadza też w żaden sposób, a więc nie odbiera komfortu. Co więcej waga BackBeat Go – 13 gram sprawia, że niemal nie czuje się, że ich używamy, zaś kilka rozmiarów dousznych wkładek sprawia, że bez trudu dopasujemy je do rozmiaru uszu. BackBeat Go idealnie tłumią wszelkie dźwięki z zewnątrz. Gdy więc wyłączone słuchawki włożymy do uszu, przestaniemy słyszeć prawie wszystko z zewnątrz. Nawet na hałaśliwej ulicy. Muzycznie brak im nieco możliwości zwiększenia głośności ponad maksymalną, określoną przez producenta (może to i dobrze). Melomani będą też narzekać na basy. Jakość dźwięku jest mimo wszystko bardzo zadowalająca. Biorąc pod uwagę ich przeznaczenie, a więc

59

wysiłek fizyczny – niemal idealna. Słuchawki potrafią Pozostaje nurtująsię same wyłączyć ce pewnie wielu pytai już nie dają się na powrót nie: „Jak one nie wypawłączyć. Ot tak. dają z uszu?”. I to jest największy myk ich twórców. Doprawdy trudno mi do końca jednoznacznie to stwierdzić, jednak mają to zapewnić specjalne motylki, które po rozpakowaniu słuchawek musimy założyć bezpośrednio pod douszne wkładki. Przekrzywione w odpowiednim kierunku dopasowują się do małżowiny i zapobiegają wysuwaniu się słuchawek z uszu. Co najważniejsze, jest to skuteczne. BackBeat Go ładuje się za pomocą złącza micro USB, które znajduje się pod zaślepką umieszczoną na prawej słuchawce. Zapewnia ona ochronę przed potem i przede wszystkim deszczem. Nieco niżej znajduje się gumowy panel sterowania, który prócz standardowych funkcji włączania, regulacji głośności czy odbierania połączeń umożliwia kontrolowanie innych akcji. Dłuższe wciśnięcie poszczególnych przycisków pozwoli m.in. na odrzucenie połączenia, zmianę utworu czy parowanie samych słuchawek z kolejnym urządzeniem. Wszystkie te funkcje działają bez większego zarzutu. Może z wyjątkiem zmiany utworów – gdy oprócz odtwarzacza muzycznego działa program mierzący efekty treningu, polecenie odtworzenia kolejnego lub poprzedniego utworu działa z lekkim, kilkusekundowym opóźnieniem. Podejrzewam jednak, że to wina przeładowanej pamięci smartfona a nie BackBeat Go. Reasumując: gdyby BackBeat Go nie odbierały przyjemności z ich użytkowania bliżej niewyjaśnionymi zachowaniami lub sama firma posiadała dział telefonicznego polskiego wsparcia technicznego, być może moje uwagi zniknęłyby równie szybko jak się pojawiło. A tak za cenę nieco ponad 200 zł, jakie musiałem przeznaczyć na ich zakup, otrzymałem wytwór zadowalający, jednak nie niezawodny.

9

Plantronics BackBeat Go, Ocena – 555555

9

Nie można też przyczepić się do

jakości ich produkcji. Wspomniane wykonanie: bliskie perfekcji.


7-8/2013 2 SPRZĘT 2 Uliczny walczak

60

Uliczny walczak Adrian Todorczuk

Jak na niewielkie gabaryty, ten model Gear4 może bez kompleksów konkurować z najlepszymi.

Chęć posiadania przenośnego głośnika narastała we mnie co najmniej od roku. Z początku przeglądałem tylko urządzenia dedykowane iPodom, umożliwiające ich dokowanie. To bezsprzecznie jeden z tych nieśmiertelnych i najbardziej niezawodnych odtwarzaczy muzycznych, którego jestem wielkim fanem. Z czasem jednak coraz silniej docierała do mnie świadomość wygody, jaka płynęłaby z bezprzewodowego odtwarzania muzyki, którą dają smartfony. Dlatego też ostatecznie skupiłem uwagę na takich gadżetach. I z perspektywy czasu mogę przyznać: słusznie. Finalnie stałem się posiadaczem StreetParty Wireless marki Gear4. To przenośny głośnik,

który na polskim rynku w sieci wyszperać można już nawet w cenie 150 zł. Muszę zaznaczyć, że w każdej decyzji zakupowej rządzi mną pragmatyzm, nie inaczej było i tym razem – to cena była wyznacznikiem finalnej decyzji. Jednak niewielka kwota, jakiej trzeba się pozbyć kupując Gear4 SPW, bardzo szybko zwraca się z nawiązką. Urządzenie (dostępne w różnych wariantach kolorystycznych) To przenośny to niewielki głośnik o pogłośnik, który na tężnej jak na takiego mipolskim rynku w sieci krusa mocy. Producent wyszperać można już zaznacza, że pełne nałanawet w cenie 150 zł dowanie z powodzeniem

9


7-8/2013 2 SPRZĘT 2 Uliczny walczak

wystarczy na 8 godzin odtwarzania muzyki Mój model Gear4 przy maksymalnej głonie miał problemu śności (sic!). Nie miałem z parowaniem z tabletem okazji testować ciągłeczy smartfonem go, nieprzerwanego odz Androidem, komputerem, twarzania, aż do chwili a nawet urządzeniami rozładowania, ale głoz systemem iOS śnik używany kilkukrotnie w tygodniu, przy założeniu łączenia się za pomocą modułu Bluetooth powinien wystarczyć na kilka dni targania go na świeże powietrze. Osobiście nie udało mi się go jeszcze pozbawić mocy, ale nieco nadgorliwie potrafiłem go ładować już po dwóch niekoniecznie intensywnych muzycznie wieczorach. Łączność Bluetooth według specyfikacji pozwala na odtwarzanie utworów ze smartfona lub tabletu oddalonego maksymalnie o 10 metrów. Mój model Gear4 nie miał problemu z parowaniem z tabletem czy smartfonem z Androidem, komputerem, a nawet urządzeniami z systemem iOS. Do zestawu został też dołączony kabel liniowy, którym połączymy inne odtwarzacze, chociażby wcześniej wspomnianego iPoda. Ładowanie odbywa się za pomocą standardowego, nieco przestarzałego kabla mini USB. Z tyłu urządzenia (obok włącznika, wejścia AUX i wejścia służącego do ładowania) znajduje się dioda sygnalizująca stopień naładowania baterii. Brakuje wskaźnika ostrzegającego przed rozładowaniem, ale jak wspomniałem bateria nie jest problemem, bo głośnik doprawdy nie rozładowuje się szybko i tylko zapominalscy będą mieli problem. StreetParty Wireless u góry urządzenia wyposażony jest w dwa przyciski: ten służący do zwiększania i zmniejszania głośności, a także odbierania lub odrzucania rozmów. Obok nich projektanci umieścili też mikrofon. Trudno mi jednak wyobrazić sobie regularne korzystanie z głośnika w tym celu. Rozmowy jednak można odbywać i to bez większych problemów. Osoba, z którą rozmawiamy, słyszy nas natomiast dopiero gdy mówimy bezpośrednio w stronę głośnika, to z kolei powoduje frustrację z racji niewygody – słowem – w celu rozmów lepiej używać przeznaczonych do tego urządzeń. Solidna obudowa kryje dwa głośniki, które – co najważniejsze – zapewniają naprawdę

9

61

wyraźne i jakościowe odtwarzanie muzyki (rzecz jasna nie dla wykwintnych melomanów, ci zawsze znajdą jakieś mankamenty). Producent w dołączonej do zestawu instrukcji nie informuje, jakiej mocy są oba głośniki. W mojej ocenie założeniem takiego gadżetu jest zapewnienie muzyki w plenerze, która niespecjalnie będzie stanowiła podkład dla spragnionych zabawy, raczej umili chwile spędzane na świeżym powietrzu. Z wnętrza nie wyciągnie się zniewalających tonów, te wysokie są zadowalające, zaś basy ledwo wyczuwalne, ale i tak ich jakość w stosunku do ceny przebija niejednokrotnie wyższą półkowo konkurencję. Muszę podkreślić, że ten stosunkowo niedrogi zakup, biorąc pod uwagę przeznaczenie jest jednym z lepszych w ostatnim czasie. Jedynym mankamentem może tak właściwie pozostać kolor, mój egzemplarz przyjął barwy zielone, wręcz wielkanocne, czasem więc obawiam się, by nie zapomnieć zgarnąć go, gdy czas wyłączać muzykę. No ale właśnie – dopóki muzyka się z niego wydobywa, dopóty nie sposób być przy nim obojętnym.

StreetParty Wireless Gear4 Ocena – 555555

9

Z wnętrza nie wyciągnie się

zniewalających tonów, te wysokie są zadowalające, zaś basy ledwo wyczuwalne



7-8/2013 2 OPROGRAMOWANIE 2 Carmageddon

63

Michał Brzeziński

Carmageddon Klasyka gatunku. Jestem fajny, bo mogę powiedzieć, że grałem jeszcze w oryginalną wersję na komputerze. Chociaż podobała mi się, to nigdy specjalnie nie podbiła mojego serca.

Muszę się przyznać, że na telefonie gram bardzo mało i z reguły mam zainstalowane maksymalnie dwie gry. Gdyby nie to, że wszystkie portale trąbiły o nadejściu Carmageddona i tylko przez jeden dzień można było ściągnąć darmową wersję, nawet bym nie pomyślał, żeby go zainstalować. Jednak skąpstwo zrobiło swoje – w końcu taniej już nie będzie. Przejeżdżanie ludzi jest fajne – to fakt. Ale samo to w końcu się znudzi. Na szczęście Carmageddon to znacznie więcej i przez to strasznie wciąga. Wybieramy swoją postać i zaczynamy grę. Na początku nie mamy za dużego wyboru co do mapy i pojazdu, więc przechodzimy do wyścigu. „Wyścig” to słowo trochę nad wyraz, bo chodzi tutaj o wiele więcej. Ukończenie mapy jest możliwe na trzy sposoby: przejechanie wyznaczonej liczby okrążeń zanim nie skończy się czas (nuuuuuda), zabicie wszystkich przechodniów (bardzo czasochłonne i trudne) lub zniszczenie przeciwników (tak!). Wystarczy ukończyć jeden wyczyn i kolejna mapa jest

odblokowana. Oczywiście nikt nie zabroni grania dopóki nie uda się skompletować wszystkich pucharów (jeden za każdy sposób), chociaż ich liczba nie ma na nic wpływu. Wygrywając, w zależności od stylu zwycięstwa, otrzymujemy punkty, a nasz ranking wzrasta. Z mojego doświadczenia wynika, że kolejny puchar to od 2 do 5 pozycji w górę. Co daje ranking? Chyba tylko satysfakcję, bo osiągając pierwsze miejsce, nie otrzymałem żadnego bonusu. Za to punkty przydają się do ulepszania parametrów pojazdów. Nie, nie ulepszamy konkretnego pojazdu – przy zakupie lepszej obrony, automatycznie otrzymuje ją każdy z naszych samochodów. A jak zdobywamy samochody? Przez niszczenie przeciwników. Teoretycznie każda destrukcja jest szansą na przejęcie pojazdu, ale w praktyce wychodzi to tylko wtedy, gdy przed wyścigiem gra sugeruje, że akurat ten jeden egzemplarz jest warty przejęcia. Samochody są przeróżne – małe,


7-8/2013 2 OPROGRAMOWANIE 2 Carmageddon

duże, ale przede wszystkim mają cztery parametry: maksymalna prędkość, waga, przyspieszenie 0-60 mph i wytrzymałość. Duże samochody z reguły mają dużą wytrzymałość, za to słabe przyśpieszenie i odwrotnie. Czyli każdy z nich posiada jakieś wady i zalety. Pojazdy mają swoich kierowców (widocznych nawet po tym, jak je przejęliśmy) i każdemu z nich towarzyszy krótki opis. Niektóre z nich są naprawdę śmieszne i w jakiś sposób zawsze pasują do samochodu. Oczywiście mamy do czynienia z samymi psychopatami. Same wyścigi są świetne. Użytkownik może dowolnie ustawić sposób sterowania: przyciski, suwaki na ekranie lub przechylanie smartfona. Każdy widoczny przycisk można dowolnie przesuwać, chociaż domyślne ustawienie mi w pełni odpowiadało. Mimo to sprawne opanowanie pojazdu zajmuje sporo czasu, za to daje ogromną satysfakcję. Fizyka jest na tyle realistyczna, na ile powinna być. Na trasie można znaleźć dużo ciekawych bonusów, które dają nam niezniszczalność, więcej czasu lub wprowadzają ogólny chaos do rozgrywki. W dalszych mapach pojawia się także policja, która potrafi napsuć dużo krwi. Oczywiście najwięcej frajdy przynosi rozjeż-

grę i finalnie sami się niszczą, ciągle próbując porysować naszą karoserię. To jest mój główny za-

rzut dla Carmageddona – gdy osiągniemy wysoki poziom, gra staje się zbyt łatwa. Później wyzwaniem staje się dojechanie do mety bez zniszczenia po drodze wszystkich przeciwników. Też jest to jakaś forma rozrywki, ale nie jestem pewien, czy taki był zamysł autorów. Jest jeszcze jedna wada tej gry – optymalizacja. Dwurdzeniowy procesor w Galaxy Nexusie nie powinien łapać zadyszki przy grze, która nie powala grafiką. Carmageddon jest w pełni grywalny, ale przy bardziej złożonych momentach potrafi klatkować. Na tym kończą się zarzuty. Gry, nad którymi spędziłem tyle godzin co nad Carmageddonem, mogę policzyć na palcach jednej ręki. Nie sądziłem, że tego typu rozgrywka może przynieść tyle frajdy i bardzo się myliłem. Gorąco polecam. 5

Ocena – 555555

dżanie przechodniów i niszczenie przeciwników. Piesi niestety uciekają i ich przejechanie okazuje się trudniejsze niż mogłoby się wydawać. Z przeciwnikami jest zupełnie odwrotnie. Sami nas atakują i na początku to może być problem, ponieważ naprawy kosztują. Jednak później, gdy wyższy ranking pozwala na porządne ulepszenie pojazdu, przeciwnicy są jak komar, który czasami wleci nam pod maskę. Stają się bardziej denerwujący niż utrudniający

64


MIŁEGO E-CZYTANIA! 4/2013 (6) androidmagazine.pl

ISSN 2299-8586

ANDROID MAGAZINE SPRZĘT:

OPROGRAMOWANIE:

FELIETONY:

Sony Xperia Z

Gastronauci.pl

Samsung Galaxy Camera

Sport.pl

Kobiety mają buty, a faceci aplikacje

Sony Xperia miro

When will then be now? Mission Impossible

Wi-Reader Pro DW17

SONY XPERIA Z A MIAŁO BYĆ TAK PIĘKNIE

MWC 2013

TARGI TRACĄCE NA ZNACZENIU? FELIETON: KOBIETY MAJĄ BUTY, A FACECI APLIKACJE

GADŻETY: POKROWCE OTULFILCEM

TANI TABLET:

OMEGA TABLET PC 7" MID 7108

PORADY: KOPIA ZAPASOWA

www.androidmagazine.pl


7-8/2013 2 OPROGRAMOWANIE 2 full!screen

66

full!screen Michał Brzeziński

Większość tabletów ma software’owe przyciski, które, zwłaszcza w przypadku nowszych Androidów, potrafią marnować sporo miejsca. Full!screen jest genialnym rozwiązaniem tego problemu.

To jest zdecydowanie jedna z tych aplikacji, która zostanie ze mną na dłużej. Tablety do niedawna miały jeden pasek, na którym były wszystkie podstawowe przyciski i powiadomienia. Z Androidem 4.1 i 4.2 wrócił interfejs smartfonowy, z belką powiadomień na górze i przyciskami funkcyjnymi na dole. Takie marnotrawstwo bezcennej przestrzeni na ekranie nie może ujść na sucho. Od razu powiem: aplikacja mocno ingeruje w wygląd systemu, więc naturalnie musi wymagać roota. Full!screen usuwa obydwa paski, a zamiast nich wstawia w dolne rogi ekranu dwa małe przyciski. Chociaż może się to wydawać ograniczeniem, konfiguracja spokojnie wszystko rekompensuje. Użytkownik reguluje funkcje każdego przycisku po dotknięciu, przytrzymaniu, a nawet przejechaniu palcem. Mnie najbardziej odpowiada domyślne ustawienie, czyli z lewej strony przycisk wstecz (po długim przytrzymaniu multitasking (który jest mocno okrojony, ale działa), a z prawej home (po długim przytrzymaniu pasek powiadomień). Właśnie – pasek powiadomień czasami się przydaje, a opcja „pokazania paska powiadomień” w zasadzie nie pokazuje belki systemowej tylko własną implementację autora, która ma ją udawać. Tutaj zaczynają się lekkie niedogodności. Aplikację trzeba zaakceptować w „ułatwieniach dostępu” – ale to jak najbardziej zrozumiałe, w końcu musi obsługiwać wszystkie powiadomienia. Belka powiadomień stylizowana jest na Androida 4.1, więc można też zapomnieć o szybkich przełącznikach. Ale oprócz tego nie mam żadnych zastrzeżeń.

Full!screen wspaniale spełnia swoją rolę. Poza tym w wersji premium można wybrać, w których aplikacjach aktywować tryb pełnoekranowy, a to przy graniu i oglądaniu filmów będzie bardzo przydatne. Sam full!screen mam włączony cały czas i nie narzekam. Teoretycznie full!screen działa też na telefonach z software’owymi przyciskami, ale tutaj pasek powiadomień jest znacznie ważniejszy. Niestety nie ma możliwości ukrycia przycisków i zostawienia górnej belki, czego bardzo żałuję. Za to ciągle pozostaje aktywowanie trybu pełnoekranowego w wybranych aplikacjach. Właśnie dlatego warto kupić wersję premium. Ocena – 555555


7-8/2013 2 OPROGRAMOWANIE 2 Modern Wizards

67

REDAKCJA

Modern Wizards Macie na swoim telefonie mobilne aplikacje oraz gry? Oczywiście, że tak – węże, Angry Birds czy innej mniej lub bardziej komercyjne produkcje goszczą z niesłabnącą popularnością na mobilnych urządzeniach właściwie od momentu ich powstania. Rozwój zarówno samych komórek, jak i innych technologii sprawia, że oferują znacznie więcej możliwości. Teraz czas na gry, które wykorzystują GPS. Teraz czas na Modern Wizards!

Modern Wizards to powstająca właśnie gra na najpopularniejszy mobilny system operacyjny – Android. Gracz wciela się w niej w rolę pracownika korporacji Bayery Farmaceutics, która zakupiła i wykorzystała do swoich badań przedmiot doprawdy niezwykły – Manuskrypt Voynicha. Pozornie niemożliwa do odszyfrowania, stara księga napisana w nieznanym języku dała ludzkości dostęp do jednej z najbardziej pożądanych przez nią sił – magii. Naszym zadaniem będzie konfrontacja z magicznym światem oraz realizacja zadań powierzanych przez korporację, eksploracja otoczenia i walka z napotkanymi kreaturami. Wszystko

to w naprawdę niezwykłej i nowatorskiej formie, która wymaga od gracza wyjścia z domu i posługiwania się systemem GPS. To już nie jest łażenie z różdżką po wirtualnym lochu w poszukiwaniu skarbu. W Modern Wizards świat realny splata się z fantastycznym w niezwykle ciekawą i intrygującą, hybrydową rzeczywistość. 22 Modernistycznie i magicznie Istota samej rozgrywki jest naprawdę prosta – wyjść z domu, udać się we wskazane miejsce i wykonać określone zadanie. Niech Was jednak nie zmyli nieskomplikowanie pomysłu – to naprawdę


7-8/2013 2 OPROGRAMOWANIE 2 Modern Wizards

68

wciąga. Zwykły spacer zmienia się w wyprawę godną poszukiwaczy przygód, a droga do sklepu przypomina alchemiczny wypad po ingrediencje. To najlepszy dowód na to, że nie trzeba wielkich firm wydawniczych ani milionowego budżetu, by stworzyć grę, która oferuje to, co dla graczy najważniejsze – grywalność i niekłamaną przyjemność z rozgrywki. Aplikacja jest prosta w obsłudze, nie wymaga żadnej konfiguracji i można grać w dowolnym miejscu i czasie. W przeciwieństwie do innych produkcji wykorzystujących system GPS, w tę gra się offline – samemu bez konieczności łączenia się z internetem. Dowolność miejsca tyczy się nie tylko gęsto zaludnionych terenów miejskich – można grać na osiedlu na piechotę, za miastem na rowerze czy nad jeziorem, pływając kajakiem. Wszędzie gdzie złapiemy sygnał lokalizacyjny przenosimy się do świata współczesnych czarodziejów. 22 Piąchą i spellem Na uznanie zasługuje rozbudowanie gry. Mimo prostej natury zadań i rozgrywki mamy do czynienia z produkcją bogatą i dojrzałą. Gra bazuje na mechanizmach znanych z gier RPG – są tutaj poziomy, statystyki, zadania do wykonania, ekwipunek i wreszcie czary. Zaklęć możemy używać zarówno w walce, jak i do uzyskania określonych efektów na mapie. Kolejnym istotnym elementem jest alchemia – zebrane rośliny i inne składniki możemy łączyć w eliksiry, które podratują naszą postać. Na razie liczba dostępnych opcji nie jest powalająca, ale należy pamiętać, że mamy do czynienia z wczesną wersją gry. Walka to obecnie najmniej rozbudowany element rozgrywki, jednak zapewne zostanie ona poprawiona i wzbogacona w kolejnych wersjach aplikacji. Do zmagań wykorzystujemy zaklęcia i w zależności od typu przeciwnika musimy dobierać ich rodzaj i moment rzucania. Napotykane potwory mają różne systemy zachowań i klepanie na oślep przycisków nie zapewni nam wygranej. Za pokonanych wrogów dostajemy przedmioty i punkty doświadczenia, które umożliwiają dalszy rozwój postaci. 22 Multi multi Największy potencjał drzemiący w Modern Wizards to aspekt gry dla wielu graczy. Ten typ gry aż prosi się o wykorzystanie połączenia internetowego i współpracę lub konkurencję między


7-8/2013 2 OPROGRAMOWANIE 2 Modern Wizards

uczestnikami rozgrywki. Na szczęście twórcy nie poszli drogą kilku chybionych w tym zakresie tytułów. W innych produkcjach można grać zazwyczaj na bardzo ograniczonym obszarze (np. określone miasta) albo w okolicy nie ma żadnych innych użytkowników. W polskiej grze takich mankamentów nie uświadczymy, gdyż podstawą jej działania jest offline’owy tryb single player. Nie oznacza to jednak, że deweloperzy nie przewidują mechanizmów rozgrywki dla wielu graczy – wręcz przeciwnie. Cały czas trwają prace nad implementacją rozwiązań, które pozwolą graczom wykonywać zadania razem lub ze sobą walczyć. Wisienką na torcie jest możliwość wykorzystania aplikacji w rozmaitych grach terenowych. Podchody czy LARP-y z takim oprogramowaniem zmienią (na lepsze!) swoje oblicze nie do poznania. 22 Wizardsi dają radę! Gra na obecnym stadium rozwoju posiada jeszcze trochę niedoróbek, bugów i innych typowych „problemów wieku dziecięcego”, które znikną z czasem i kolejnymi odsłonami. Największymi zaletami tego GPS-RPG jest niezwykle grywalna formuła i olbrzymie możliwości rozwoju, które umożliwią dalsze rozbudowanie gry o kolejne elementy czy wzbogacenie

69

obecnych. Jeżeli twórcom uda się poprawić wszystkie mankamenty i przystosować aplikację do rozgrywki wieloosobowej, wróżę jej wielki sukces. Więcej informacji można znaleźć na stronie lub na Facebooku.


7-8/2013 2 OPROGRAMOWANIE 2 XenoAmp

XenoAmp

70

Tomasz Słowik

Jest to odtwarzacz muzyczny dla osób znudzonych klasycznymi interfejsami i oklepanymi pomysłami twórców tego typu aplikacji.

Oryginalność XenoAMP to zarówno jego wada, jak i zaleta. Początkowo korzystanie z niego jest kłopotliwe ze względu na skrajny minimalizm. Jednak po chwili i przebytym samouczku wszystko zaczyna stawać się intuicyjne. Interfejs ekranu głównego nie zawiera przycisków, wszelkie czynności wybiera się na okręgu, który pojawia się po dotknięciu wyświetlacza. Poza wyglądem będącym niewątpliwą zaletą aplikacji (szczególnie mając okładki albumów, lub pobierając je przez program) oferuje ona niezły equalizer. Po sprawdzeniu słuchu użytkownika potrafi on sam dobrać ustawienia. Jest też kilka mniej istotnych bajerów, jak np. wyświetlanie tekstów piosenek czy rozbudowane opcje oceniania piosenek.

Wadami programu są problemy z jego stabilnością i sporadyczne błędy w interpretacji poleceń na ekranie głównym. Przydałby się też bardziej rozbudowany samouczek. Należy jednak wspomnieć, że aplikacja jest w fazie beta, a twórca cały czas ją poprawia. XenoAmp to bardzo ciekawy odtwarzacz. Wiele osób uznaje go za ideał pomimo niedociągnięć. Mnie aż tak nie przypadł do gustu, ale ma on wiele niezaprzeczalnych zalet, a do tego jest darmowy.

Ocena – 555555 6


7-8/2013 2 OPROGRAMOWANIE 2 Solid Explorer

71

Solid Explorer

Tomasz Słowik

Jest to przykład na to, jak powinien wyglądać i działać menedżer plików na urządzenia mobilne. Aplikacja charakteryzuje się nowoczesnym wyglądem, obsługą gestów oraz wyświetlaniem dwóch okien jednocześnie. Ostatnia funkcja aktywuje się w orientacji poziomej, a jej użyteczności nie da się przecenić. Ponadto program oferuje różne filtry i ustawienia wyświetlania plików. Niestety ma on też wady. Główną jest problem z modyfikowaniem zawartości partycji systemowej. Aplikacja przy każdej operacji pokazuje błąd pomimo jej wykonania. Pod tym względem Root Explorer jest niedościgniony. Kłopotliwa może też być (przynajmniej początkowo) przytłaczająca liczba dostępnych opcji i funkcji. Dla osób, które chcą wypróbować Solid Explorera, przygotowano dwutygodniowy trial, którego odblokowanie kosztuje niecałe 6 zł, co jest uczciwą ceną w przypadku tak dopracowanego produktu. Warto też wspomnieć, że autorem aplikacji jest Polak. Ocena – 555555


7-8/2013 2 OPROGRAMOWANIE 2 Muff

Tomasz Słowik

Muff Operatorzy VoIP są lubiani przez osoby, których bliscy mieszkają za granicą, ze względu na niskie ceny połączeń. Czy jednak taki sposób komunikowania się może zastąpić klasyczne telefonowanie?

Według mnie nie, ale po kolei. Muff oferuje tanie rozmowy na numery komórkowe i stacjonarne (od 4 do 25 gr za minutę w zależności od kraju) oraz darmowe połączenia wewnątrz usługi. Aplikacja na Androida pozwala wykonywać oraz odbierać połączenia, ma też dostęp do listy kontaktów urządzenia. Niestety na tym jej możliwości się kończą. Wszelkie opcje z menu przekierowują do panelu użytkownika dostępnego na stronie operatora. Jest to bardzo niewygodne i prowizoryczne rozwiązanie, które skutecznie zniechęca do modyfikowania czegokolwiek. Jakość rozmów stoi na przyzwoitym poziomie. Problemy zaczynają się, jeśli ktoś próbuje rozmawiać, korzystając z internetu mobilnego. Wtedy połączenie często się urywa, a w przypadku przejścia na 2G można zapomnieć o usłyszeniu czegokolwiek. Winy za część wad nie ponosi bezpośrednio Muff, ale korzystanie z usługi będąc w ruchu najczęściej mija się z celem, co w dobie nielimitowanych rozmów krajowych skreśla ją na starcie. W przypadku połączeń międzynarodowych ma to większy sens, ale tylko podczas korzystania ze stabilnego połączenia internetowego. Ocena – 555555

72


7-8/2013 2 OPROGRAMOWANIE 2 Lepsze wrogiem dobrego - nowa Opera

Lepsze wrogiem dobrego

nowa Opera Tomasz Słowik

Opera Mobile była jedną z najpopularniejszych androidowych przeglądarek. Ludzie cenili sobie w niej szybkość działania czy obsługę flasha i byli w stanie przymknąć oko na pewne jej wady. Potem twórcy postawili na zmiany i było już tylko gorzej…

Sam przez długi czas korzystałem z Opery. Później sprawdzałem alternatywy – Chrome, Firefox, UC Browser czy Dolphin. Przez ostatnie kilka tygodni używałem najnowszej odsłony tytułowego programu i… mam po prostu dosyć. Najważniejszą wprowadzoną zmianą względem starej wersji jest silnik przeglądarki. Twórcy zdecydowali się na wykorzystanie Webkita znanego m.in. z Chrome’a. Charakteryzuje się on niezłą szybkością wczytywania stron i ich poprawnym wyświetlaniem. Brakuje mu za to obsługi elementów flash i dość dziwnie zawija tekst (co było największą zaletą starej Opery). Dodano również agregator newsów podobny do Flipboarda oraz odnowiono trochę interfejs. Ostatnie dwie zmiany zaliczam na plus. Przeglądarka pobiera wiadomości z wielu polskich źródeł, a obsługa menu dobrze sprawdza się na pięciocalowym ekranie, Twórcy chociaż brakuje mu trozdecydowali się na chę opcji personalizacji. wykorzystanie Webkita Nie rozumiem za to zrezyznanego m.in. z Chrome’a. gnowania z przycisku zamknięcia programu. Niestety zmiany na minus są liczniejsze od tych na plus. Przeglądarka pomimo wyjścia z fazy beta zachowuje się

9

73


7-8/2013 2 OPROGRAMOWANIE 2 Lepsze wrogiem dobrego - nowa Opera

74

bardzo niestabilnie. Wielokrotnie zdarzyło jej się Niestety zmian zawiesić, mimo że telefon na minus jest działał bez zarzutu. Irytuznacznie więcej niż jące jest samoistne przena plus. wijanie się stron w trakcie ich wczytywania. Częste są też znaczące spowolnienia mimo czterordzeniowego Snapdragona S4, a według komentarzy z Google Play na wolniejszych urządzeniach jest jeszcze gorzej. Zawijanie tekstu do dowolnego powiększenia nie działa tak jak w starej wersji. Nie udało mi się też włączyć żadnego z zamieszczonych na stronach filmików, mimo że na Chrome działały bez problemu. Jeśli twórcy chcieli sprawdzić, jak bardzo trzeba spartaczyć lubiany program, żeby użytkownicy byli w stanie zmienić swoje przyzwyczajenia i z niego zrezygnować, to Kilka dodatkowych im się udało. Kilka dodatfunkcji na pewno kowych funkcji na pewno nie rekompensuje wielu nie rekompensuje wielu nowych wad i niedoróbek, nowych wad i niedoróbek, które w moich oczach które w moich oczach skreślają nową Operę. skreślają nową Operę.

9

9

Przeglądarka Opera

555555

plusy: + kilka nowych funkcji + poprawniej wyświetla strony minusy:

– stabilność działania – niedociągnięcia – tragiczne działanie na wolniejszych urządzeniach – brak personalizacji interfejsu – samoistne przewijanie wczytujących się stron – nie obsługuje flasha

Interfejs 3/6 Dopracowanie 2/6 Funkcjonalność 3/6


7-8/2013 2 OPROGRAMOWANIE 2 Gravity Screen Off

75

Gravity Screen Off Tomasz Słowik

Aplikacja stworzona dla ludzi zmęczonych ręcznym wyłączaniem i włączaniem ekranu swojego smartfona.

Program wykorzystuje czujnik zbliżeniowy oraz położenia, dzięki czemu jest w stanie określić, gdzie znajduje się telefon i czy jest on używany. Oczywiście, jak każdemu automatowi, zdarza mu się popełniać błędy, ale liczne ustawienia i korzystanie z kilku źródeł informacji zmniejszają ryzyko pomyłki. Jego głównym zastosowaniem jest wyłączanie ekranu, gdy telefon znajduje się w kieszeni lub na płaskiej powierzchni i jego włączanie po wzięciu do ręki. Zmieniać można metody zbierania informacji (zakrycie czujnika zbliżeniowego, kąty względem podłoża, poruszanie urządzeniem itd.). Aplikacja nie ma większych wad. Na Xperii Z sprawuje się bez zarzutu. Jedynym minusem jest zwiększone zapotrzebowanie na prąd aktywnych czujników. Gravity Screen Off to świetne narzędzie szczególnie w przypadku większych smartfonów. Wymaga odrobiny przyzwyczajenia, ale później faktycznie można zapomnieć o istnieniu włącznika ekranu. Ocena – 555555


7-8/2013 2 OPROGRAMOWANIE 2 Floating Browser

76

Floating Browser Tomasz Słowik

Niewygodna praca z wieloma aplikacjami na Androidzie to główna wada tego systemu. Na szczęście pojawiają się programy, które próbują to zmienić. Floating Browser to okienkowa przeglądarka internetowa, podobna do tych znanych z nakładki Samsunga czy Sony. O ile działa (o czym później), to robi to całkiem przyzwoicie, oferuje podstawowe ustawienia znane ze zwykłych przeglądarek i umożliwia otworzenie do dwóch okien w przypadku darmowej wersji i do dziesięciu w płatnej. Można je dowolnie przemieszczać i skalować, co jest genialne w przypadku tabletów (na pięciu calach prawie cały potencjał aplikacji jest marnowany). Jednak największą zaletą Floating Browsera jest opcja minimalizowania okna bez jego zamrażania, która umożliwia słuchanie YouTube’a przy zgaszonym ekranie. Niestety program ma sporo wad. W przypadku polskich stron nie działa automatyczne dopisywanie „www” w adresie, więc zamiast strony pojawiają się wyniki w Google. Program po pewnym czasie przestaje wczytywać strony, co jest niedopuszczalne i pomaga na to tylko restart urządzenia (pewnie

są to jakieś problemy z pamięcią). Na domiar złego przeglądarka automatycznie zwalnia miejsce dla klawiatury, zmieniając swój rozmiar, co strasznie irytuje. Czy poleciłbym Floating Browsera? Nie, ale tylko do czasu poprawienia jego błędów. Gdyby nie powyższe problemy, to aplikacja byłaby po prostu genialna i spokojnie mogłaby zastąpić każdą inną, typową przeglądarkę. Ocena – 555555


7-8/2013 2 OPROGRAMOWANIE 2 Daddy Was A Thief

77

Tomasz Słowik

Daddy Was A Thief Nieskomplikowane gierki idealnie sprawdzają się na urządzeniach mobilnych, a jednym z lepszych tego typu tytułów jest najnowsza gra polskiego studia Rebel Twins. Jest to prosta (nie mylić z łatwą) zręcznościówka, w której należy przebić się do jak najniższego piętra wieżowca, uważając przy tym na policjantów, agentów specjalnych, stare babcie, działka strażnicze i dziwactwa. Po drodze zbierać należy monety i siać jak największe zniszczenie, za które jest się nagradzanym. Zdobyte środki służą do kupowania wspomagaczy i ulepszeń. Sterowanie ograniczono do dwóch gestów. Ruch palca w górę to skok, a w dół – przebicie się przez podłogę na niższe piętro. Poziom trudności

rośnie wraz z postępami, dlatego przechodzenie dalszych fragmentów wymaga nie lada zręczności i refleksu. Do dalszej zabawy motywuje zdobywanie osiągnięć oraz doświadczenia postaci. Daddy Was A Thief bardzo przypomina runnery ze zmienionym kierunkiem przemieszczania się i tak samo wciąga. Należy jednak pamiętać, że gra podczas dłuższych sesji staje się monotonna.

Ocena – 555555


7-8/2013 2 OPROGRAMOWANIE 2 Arikui Launcher

Arikui Launcher

78

Tomasz Słowik

Interfejs Metro znany z Windows Phone’a ma równie wielu przeciwników co zwolenników. Dla tych drugich przygotowano androidowy launcher, który stanowi jego namiastkę wzbogaconą o garść dodatkowych funkcji.

Aplikacja możliwościami nie może konkurować z takimi kombajnami jak GOLauncher czy Apex Launcher. Oferuje za to odmienne podejście do ekranów głównych, na których umieszcza się kafelki (lub inne kształty geometryczne). Zawierają one widżety, skróty do kontaktów, zdjęcia itd. Dodatkowo

da się zmieniać ich kolor, rozmiar, przezroczystość czy można też nakładać je na siebie. Pod pulpitami zawsze dostępny jest przycisk otwierający siatkę aplikacji. Z praktycznego punktu widzenia program nie oferuje niczego nadzwyczajnego. Jest jednak niezastąpiony, jeśli ktoś chce zachować spójność interfejsu, wykorzystując widżety z różnych źródeł. Nieźle łączy się też ze stylem Holo. Niestety aplikacji brakuje wielu przydatnych opcji, jak np. skrótów u dołu ekranu czy zaawansowanych ustawień siatki programów. Arikui Launcher jest darmowy i pomimo swoich wad to najlepsza imitacja interfejsu Metro na Androida. Mnie nie przypadł do gustu, ale polecam jego osobiste wypróbowanie. Ocena – 555555


5/2013 2 MUZYKA 2 CAŁA MUZYKA GRA Z WIMP

68

7-8/2013 2 MUZYKA 2 Cała muzyka gra z WIMP

79

CAŁA CAŁAMUZYKA MUZYKA

Jarosław JAROSŁAW Cała CAŁA

GRA Z

22 Daft Justin Timberlake – The 2 Punk 20/20 Experience – Random Access Memories

22 Depeche Mode – Delta 2 Justin Timberlake Machine – The 20/20 Experience

Nowy Justina to jedWyścigalbum Formuły 1 na ulicznym nawzMonako takich pozycji, której abtorze to zawsze bez wątsolutnie nie mogliśmy przepienia największe święto motooczyć w tym numerze iMaga sportu. Cała światowa śmietanka i sądzę, że nie jesteśmy w tej gwiazd co roku musi obowiązkokwestiisię jedyni. wo stawić przed kamerami telewizji z każdego zakątka Jak to możliwe? Jak ten człowiek to wszystziemi. Dlategojest to miejsce idealnie pasuje na wypromowako robi? Niechaktoś mi to promocję wytłumaczy, proszę, to botylko jeśli nie czegokolwiek, jak robić w Monako, się nie mylę, to mamy do wzrok czynienia z niezłym fenomeza pomocą przyciągających bolidów F1. Daft Punk nem. Zacznijmy od tego, że swoją muzyczną karierę zrobił to za pośrednictwem teamu Lotus, zmieniając jego zaczynałoraz w boysbandzie, nie jest łatwym startem malowania nakładając nacogłowy serwisantów swoje i nie przypominam sobie, żeby ktoś po takim starcie kosmiczne kaski, co dało efekt powalający na kolana. Ta sybyłpokazuje, w tym miejscu, gdzie teraz jest JT.Francuzi Kolejnawrócili spratuacja jak z wielkim rozmachem to intensywność albumów, Szanowny raz wa jeszcze zawojować Ziemię swojąjaką muzyką. TrudnoPan poTimberlake raczył nas obdarzyć w ciągu 15 lat, a jest wiedzieć, co działo się z chłopakami przez te 8 lat od wydaich aż 3, słownie: trzy.„Human Dodajmy, że All”, na ten kazał nia swojej ostatniej płyty After alenowy prawdopowszystkim czekać 7 lat! Na jakąś koniec najgorsze, i to już dobnie Daft Punk wybrał się na obcą daleką planetę jest stamtąd duża przesada, jak tylko moja do kobieta zobaczy i zabrał całą kosmiczną energię nagrania „Ranbądź usłyszy Justina, mówi „O! Mój drugi chłopak”. dom Access Memories”. Wielu ludzi związanych z muzyką chciałoby się powiedzieć, ale odpowiedź uważa, „WTF?!” że ten album był najbardziej oczekiwanym powrojest w sumie prosta. Ten koleś robi świetną muzytem dekady i ciężko się z tym nie zgodzić. Pewne jest też kę, dobrze wygląda, a do tego ma w sobie to „coś” – to, że poprzeczka, jaką zawiesił sobie duet, sięgała co najstrasznie prawda?fanów Patrząc tracklistę The mniej Everestu,proste, a oczekiwania byłynajeszcze wyższe. 20/20 Experience sięktórzy czuć trochę oszukaNa pewno znajdzie sięmożemy wielu ludzi, powiedzą, że to ni, po 7 latach czekania dostajemy tylko 10 numejuż nie ten sam Daft Punk, ponieważ ta płyta w znaczący rów.różni Jednak tylko przesłuchamy całyjeśli materiał, to sposób się jak od wcześniejszych. Jednak ktoś zna szybko zorientujemy się, żetow przygoda tych 10 numerach jest się na muzyce, zna jej historię, jaką przeżyje więcej dobrej niż będzie w niejednym 30-numeroz „Random Access muzyki Memories”, niezapomnianym dowym albumie. Kluczem jest czas i to, w jaki sposób znaniem, do którego będzie chciał wracać jak najczęściej. jestniewiarygodnie on zagospodarowany każdym utworze. Żadnej Album piękniewstreszcza wiele gatunków nudya liczba i żadnego zbędnego przeciągania, nawet wtemuzyki, instrumentów, jakie zostały wykorzystady,jego gdy numer ma 8 przyprawia minut. Każdy utwór to swego ne do stworzenia, o ból głowy. Rzeczrojadzaju odyseja muzyczna, która co chwilę przenosi sna pozostały charakterystyczne syntezatory i modulowany w inny gatunek i inne ale finalnie tworzy głosnas zwany śpiewem robota, ale czasy, to wszystko jest dawkowafajną całość. MileTrzeba zaskoczył uśpiony woostatne zjedną niebywałym smakiem. też wspomnieć świetnich czasach Timbaland, który w dużej mierze przynie dobranym towarzystwie, które pomagało stworzyć ten czynił się do tego, jak ten album brzmi, ale na szczękosmiczny album. Takie postacie jak: Nile Rodgers, Pharto niePaul jest Williams, ten typowy Timbaland, jakiego znamy. rell ście Williams, Giorgio Moroder, Panda Bear, Myślę, że połączenie sił i muzycznych zdolności tych Todd Edwards, DJ Falcon, Julian Casablancas i Gonzatosiebie. najlepsze, trafić się każdeles dwóch mówią panów same za Jeślicodomogło tego wszystkiego domu z nich. Od strony wokalnej Justin nic się nie zmiedamy przynajmniej dwa numery, które są murowanymi hinił,tonadal czarujący, cukierkowy i w każdej sekuntami, przedjest oczami staje nam album perfekcyjny, który dzie pokazuje, jak bardzo czuje muzykę. Puenta może jest pewniakiem w walce o tytuł płyty roku. Gdy w upalny byćw tylko Justin, prosimy częściej. dzień korkujedna! swojego miasta zobaczysz kobietę śpiewahttp://wimp.pl/album/19297304 jącą i tańczącą w aucie obok, to możesz być pewny, że na

Nigdy historii działu Jakwcześniej to jest w możliwe? Jak „Cała Muzyka” wybór albumów do ten człowiek to wszystko robi? opisania na nowy nie przyNiech ktoś mi tonumer wytłumaczy szedł takbo łatwo. proszę, jeśli W siętym niemiesiącu mylę, to po prostu nie dało się opisać czemamy do czynienia z niezłym goś innego – teZacznijmy dwie pozycje pewniafenomenem. od były tego,absolutnymi że swoją muzyczkami. Tak samo jak na w nowy krążek Justina Timberlake, ną karierę zaczynał boysbandzie, co nie jest ławszyscy czekali również na kolejną, trzynastą już płytwym startem i nie przypominam sobie, żeby ktoś tę Mode zatytułowaną Delta Machine. poDepeche takim starcie był w tym miejscu, gdzieTrzeba teraz przyznać, że po 33 latach na scenie brytyjska grupa nie jest JT. Kolejna sprawa to intensywność albumów, musi już nic udowadniać. Każda z wcześniejszych płyt jaką szanowny pan Timberlake raczył nas obdabyła oczywiście lepsze i te–gorsze, aletrzy. najrzyćdobra, w ciągu 15 lat, abyły jestteich aż 3 słownie ważniejsze, żena wszystkie trzymały Dlatego każDodajmy, że ten nowy kazałpoziom. wszystkim czekać dy, czekając na Delta Machine,i bał się, jest czy dorobek DM 7 lat! Na koniec najgorsze, to już duża przenie zostanie naruszony czymś po prostu słabym, a tego sada, jak tylko moja kobieta zobaczy bądź usłyszy wielu fanów by nie Najnowszy album to sweJustina, mówi „O!przeżyło. Mój drugi chłopak”. go rodzaju tych wielu lat na ale scenie i tej „WTF?!”podsumowanie chciałoby się powiedzieć, odpodrogi, jaką po prosta. świecie muzyki, ciągle szukając wiedź jestprzebyli w sumie Ten koleś robi świetczegoś nowego. Mamy klasyczne Depeche, gdzie ną muzykę, dobrze wygląda, a do tego ma wżywe soinstrumenty tworzą ten charakterystyczny melancholijbie to „coś” – strasznie proste, prawda? Patrząc ny klimat, ale również takie, Experience” którymi fascynuje się świat na tracklistę „The 20/20 możemy się muzyki klubowej. W jednym numerze potrafią przenieść czuć trochę oszukani, bo po 7 latach czekania donas do nieba, tylko po to, żeby później do stajemy tylko 10 numerów. Jednakwskrzesić jak tylkonas przeżywych za pomocą basu rodem dub-stepu. Oczywiście słuchamy cały materiał, to zszybko zorientujemy w tym pozwalają jest zapomnieć o swoich się, żewszystkim w tych 10nie numerach więcejnam dobrej muwszystkich syntezatorach, które co chwilę łączą te dwa zyki niż w niejednym 30-utworowym albumie. Kluwcześniej Niesłychane, jak zagoświetczem jestwspomniane czas i to, wświaty. jaki sposób jest on nie udało się połączyć tak odległe bieguny. Świetnie do spodarowany w każdym numerze. Żadnej nudy tego stopnia,zbędnego że to właśnie spójność jestnawet jednymwtedy, z naji żadnego przeciągania, większych plusów Machine. gdy piosenka maDelta 8 minut. Każdy utwór to swego Uwielbiam właśnie takie płyty, gdzieco każdy numer jest rodzaju odyseja muzyczna, która chwilę przerówny i mimo że niegatunek ma tu turbo hitu,czasy, to jakoale całość słunosi nas w inny i inne finalnie cha się tego rewelacyjnie. Wszystko za sprawą tego, że tworzy jedną fajną całość. Mile zaskoczył uśpionie maostatnich słabych kompozycji, a w każdej można ny w czasach Timbaland, który wznaleźć dużej coś nowego, chociaż czasami trzeba tego przesłuchać mierze przyczynił się do tego, jak ten album brzmi, trzynaście razy. Może dlatego do końca ale na szczęście to nie jest na tenpoczątku typowy nie Timbaland, byłem przekonany co do tej ale to właśnie taki rojakiego znamy. Myślę, żepłyty, połączenie sił i muzyczdzaj muzyki, którejtych trzebadwóch poświęcić więcejtoczasu. Najlenych zdolności panów najlepsze, piejmogło ten czas zarezerwować tylkoz dla siebie koniecznie co trafić się każdemu nich. Od istrony wow tym czasie mieć ze sobą słuchawki. Te dwa czynnikalnej Justin nic się nie zmienił, nadal jest czaruki pozwalają zatonąć w każdej dźwiękach, jakie brytyjska grujący, cukierkowy iw sekundzie pokazuje, pa przygotowała słuchaczy. Miejmy tylko nadzieję, jak bardzo czujedla muzykę. ze ostatni numer „Goodbye” niejedna: oznacza końca,prosimy a raczej Puenta może być tylko Justin, – „Do zobaczenia”. częściej. http://wimp.pl/album/19357872

pokładzie gra „Get Lucky” Daft Punk.


7-8/2013 2 porady 2 Smartfony Google Edition DIY. Prawie

80

Smartfony Google Edition DIY. Prawie Michał Zieliński

Ostatnio wiele się słyszy o topowych smartfonach sprzedawanych bez nakładek. Tak w zasadzie nakładkę możemy wyrzucić, teoretycznie, z każdego telefonu. Po zrobieniu tak zwanego roota instalacja odpowiednio zmodyfikowanego ROM-u to nie problem. Co jednak, gdy chcemy korzystać z czegoś jak najbardziej zbliżonego do czystego Androida bez tracenia gwarancji czy kupna Nexusa? Zobaczmy, jak daleko jesteśmy w stanie zajść. Co będzie potrzebne? Na pewno jakieś urządzenie z Androidem, pewnie telefon. Musi mieć dostęp do Google Play Store. Na czas operacji warto podpiąć je pod sieć Wi-Fi, trochę będziemy pobierać. To chyba tyle. Do dzieła. Na starcie trzeba pamiętać, że nie ma szans na pełne pozbycie się nakładki bez zmiany systemu. Mimo że słowo „nakładka” kojarzy się z czymś, co można zdjąć, to sam proces modyfikacji dokonywanych przez producenta jest bardzo głęboki. Często zmienia on całe aplikacje tak, aby dostować je do potrzeb swoich klientów czy wyglądu

smartfona. Teoretycznie nic nie powinno się stać, jednak jeżeli w jakiś sposób Wasz telefon (lub, co gorsza, Wasze dane) ucierpi, to ani ja, ani Android Magazine za to nie odpowiadamy. Zacznijmy od domyślnej przeglądarki. Obecne Nexusy mają preinstalowanego Chrome’a i polecam go. Posiada genialną integrację z wersją komputerową czy tą na iOS, wygodne gesty i wygląda bardzo zachęcająco. Jednak słabsze urządzenia mogą mieć problem z dostarczaniem mocy do przeglądarki Google, w takim wypadku polecam pozostać przy standardowej, od producenta. Kolejnym, za co się zabierzemy, jest kalendarz. Bardzo często autorzy nakładek modyfikują tę aplikację na najróżniejsze sposoby. Całe szczęście w prosty sposób możemy skorzystać z czystego, androidowego Kalendarza. Google udostępniło go jako aplikację w Play Store, którą wystarczy pobrać i zainstalować. Prosto i przyjemnie. Teraz warto wyposażyć się w aplikację do SMS-ów. Tutaj ludzie z Mountain View nie byli tak szczodrzy. Kilka chwil grzebania w Play Store i proszę


7-8/2013 2 porady 2 Smartfony Google Edition DIY. Prawie

– szukany program wyciągnięty z Nexusów. Pobieramy. To chyba na tyle, z aplikacji. Nie znalazłem porządnej galerii, która mogłaby zastąpić tę od producenta. Aparat lepiej, żeby został taki jak jest (Google nie wie, jak robić dobre zdjęcia). Czas na klawiaturę. Z pewnością korzystasz z jednego z zamienników, na przykład SwiftKey bądź Swype. Można w nich ustawić motyw Holo, jednak różni się on od tego, do czego przyzwyczaiły nas smartfony Google. Aby zbliżyć się do Nexus experience zainstalujmy oficjalną klawiaturę AOSP. Jest dostępna w Play Store, jednak nie dla wszystkich. Warto spróbować zainstalować. Jeżeli się nie uda… Google it. Czas na ostatnie szlify. Lockscreen i launcher. W pierwszym przypadku zdecydowanie polecam Holo Locker, najwierniejszą kopię tego, czego szukamy. W drugim wybór jest ogromny. Ja zdecydowałem się na Apex Launcher ze względu na dodatkowe funkcje, które oferuje (my skorzystamy z całej jednej, no, dwóch). Pierwszy program po prostu instalujemy, wszystko jest tak, jak być powinno. W drugim czeka nas trochę zabawy. Po pierwsze ustawiamy go jako domyślny launcher. Następnie wchodzimy w Ustawienia Apexa i w Homescreen Settings przewijamy na dół. Przechodzimy do opcji Show persistent search bar, tam zaznaczamy Always. Wracamy do menu głównego Apexa i tym razem wybieramy Drawer Settings. Czas ukryć to, co zastąpiliśmy, więc wybieramy Hidden Apps. Tutaj zaznacz Apex Launcher, Kalendarz (ten od producenta), Wiadomości (również te standardowe), Google Keyboard oraz Holo Locker. Teraz potrzebujemy ikonek i tapety. Wszystko znajdziemy w Play Store, odpowiednio: Jelly Bean Apex/Nova Theme oraz SunBean Live Wallpaper. Ustawiamy motyw, tapetę.

81

Na głównym ekranie, po przytrzymaniu palca nad ikonką i wybraniu Edit możemy zmienić jego ikonkę – jeżeli z jakiegoś powodu nie została ona automatycznie podmieniona na tę z paczki, zrób to ręcznie. No i proszę. Dotarliśmy do finału. Co prawda daleko jeszcze do w pełni nexusowych doświadczeń, jednak korzystając na co dzień z tak spersonalizowanego telefonu, możemy poczuć się jak właściciele urządzeń Google Edition. Wszystko dzięki paru aplikacjom. Poniżej galeria z porównaniem oraz linki do użytych aplikacji.

Google Chrome w Play Store Google Calendar w Play Store 4.1 JB Messaging App w Play Store Google Keyboard w Play Store Holo Locker Apex Launcher Jelly Bean Apex/Nova Theme w Play Store SunBean Live Wallpaper w Play Store


4/2013 (6) androidmagazine.pl

ISSN 2299-8586

ANDROID MAGAZINE SPRZĘT:

OPROGRAMOWANIE:

FELIETONY:

Sony Xperia Z

Gastronauci.pl

Samsung Galaxy Camera

Sport.pl

Kobiety mają buty, a faceci aplikacje

Sony Xperia miro

When will then be now? Mission Impossible

Wi-Reader Pro DW17

SONY XPERIA Z A MIAŁO BYĆ TAK PIĘKNIE

MWC 2013

TARGI TRACĄCE NA ZNACZENIU? FELIETON: KOBIETY MAJĄ BUTY, A FACECI APLIKACJE

GADŻETY: POKROWCE OTULFILCEM

TANI TABLET:

OMEGA TABLET PC 7" MID 7108

PORADY: KOPIA ZAPASOWA

www.androidmagazine.pl


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.