MIESIĘCZNIK DLA ŚLĄSKA CIESZYŃSKIEGO Nr 34, listopad 2019 ISSN: 2543-8751 / Cena: Bezpłatny
Plastikowa pamięć • Zapomniana księżna • Traviata • W Tramwaju z tatą • Zdrowie w kolorach jesieni
Największa odporność na zarysowania
Jesteś Polakiem czy już tylko Europejczykiem
Rozkład Jazdy: Kierunek Jazdy Wiatr skręca w lewo
4-6
Wyższa Brama By ocalić od zapomnienia Ze Śląska Cieszyńskiego na Podkarpacką Ruś Zapomniana księżna Plastikowa pamięć Kościół św. Katarzyny
8-9 12-13 14-15 16-17 18-19
Mijanka na Rynku Dramatyczna sytuacja w bielskim szpitalu pediatrycznym Kalendarz motocyklistek Pani na Zamku Niepełnosprawni sąsiedzi
20-21 22-23 40-42 43
Stary Targ Porzondzymy pogadamy - Renata Karpińska
27-30
Kierunek Kultura Traviata - Teatr Mickiewicza w Cieszynie Akademia Pana Kleksa Prosty poemat
32-33 34-35 36-38
Torebka jakby Damska Toutowie... W tramwaju z tatą Miłość w korporacji Zdrowie w kolorach jesieni Bezglutenowe Brownie z ciecierzycy Maiden - opowieść o miłości
44-45 46-47 50-53 56-57 59 60-61
Gimnastyka z Tramwajem Pożegnanie z ligą mistrzów Champion sprzed ery Małysza
62-63 64
Z A ŁO G A T R A M WA J U: DYSPOZYTOR: Wojciech Krawczyk MOTORNICZY: Urszula Markowska tel. 577 148 965 KONDUKTORZY: Fryderyk Dral, Małgorzata Perz, Małgorzata Szklorz DZIAŁ MARKETINGU: Piotr Czerwiński tel. 602 571 638 PASAŻEROWIE: Amelia Witos, Florianus, Marcin Mońka, Robert Kania, Iwona Czarniak, Jacek Cwetler, Dariusz Bożek, Rafał Urbaczka, Daniel Korbel, Stanisław Przybysz-Malinowski, Mateusz Jonkowski
Zdarza mi się czasem zasiąść przed telewizorem i obejrzeć co tam ważnego dzieje się w Świecie. Zazwyczaj kończy się to bólem żołądka i wielkim oporem, by kolejny raz sięgnąć po telewizyjnego pilota. Tym razem natrafiłam, wydawać by się mogło, na program całkiem ciekawy, bo temat dotyczył krajów członkowskich Unii Europejskiej. Na temat Unii i jedności Europy wypowiadali się młodzi ludzie z różnych krajów. Z uznaniem należy przyznać, że młode pokolenie ma ogromną wiedzę i świadomość trudnych czasów, ale i rozwoju, możliwości czy historycznych błędów. Każdy rozmówca na początku przedstawiał się oraz zaznaczał swoje pochodzenie. Prawie każdy bez wahania wymieniał nazwę swego kraju, podkreślając oprócz tego przynależność kontynentalną. Prawie…, bo jak się okazało rozmówcy z Polski, jakby zapomnieli skąd pochodzą i jedyne co zaznaczali to fakt, że są Europejczykami. Jest to oczywiście prawda niepodważalna, ale czy już przynależność narodowa jest bez znaczenia? Dlaczego przestajemy czuć się Polakami? A może jest to powód do wstydu? Jednak czy jest to wina młodych ludzi? Niestety nie. Winni jesteśmy my, którzy taki kraj im przekazujemy. Daliśmy im państwo pełne sprzeczności i podziałów. Wypchnęliśmy ich na zagraniczne zarobki pozbawiając możliwości godnego życia we własnym kraju. Scena polityczna zajęta sobą nie zwraca uwagi na ludzi, choć gra nimi jak pionkami na szachownicy. Trudno więc wierzyć w przeszłość skoro w zależności od rządzącej partii zmienia się historię w podręcznikach. Trudno wierzyć w to, co dzisiaj, bo fałsz i obłuda wyłazi z każdego konta i nawet Kościół przestał być prawdziwy a stał się produktem politycznym. Trudno wierzyć w przyszłość, gdy nie dostaje się nadziei na lepsze jutro, a jedyne co młodzi otrzymują to krytyka. Jeśli więc dobrze się zastanowić, to nie powinniśmy dziwić się młodym Polkom i Polakom, że sami już nie wiedzą czy przyznawać się do własnego kraju czy prawdę o swoim pochodzeniu pomijać.
ŹRÓDŁO ZDJĘCIA OKŁADKI: www.fotopolska.eu opr. graficzne okładki Rafał Łęgowski DRUKARNIA: Drukarnia „KOLUMB” 41-506 Chorzów, ul. Kaliny 7
ZAJEZDNIA: Cieszyn, ul. Mennicza 44 BAZA: Fundacja LOKALSI Cieszyn, ul. Bielska 184
·
·
·
·
·
„Kierunek jazdy” - felietony „Wyższa brama” - tematy ważne „Most przyjaźni” - zza Olzy „Mijanka na Rynku” - polityka i gospodarka „Stary Targ” - gwara „Torebka jakby damska” - tematy różne „Kierunek kultura” - kultura „Kierunek sport” - sport „Przystanek na żądanie” - reklamy i artykuły sponsorowane Wydawca magazynu „Tramwaj Cieszyński” nie ponosi odpowiedzialności za treści reklam i art. sponsorowanych, a także za poglądy autorów zawarte w zamieszczonych tekstach. Reprodukcja oraz przedruk wyłącznie za zgodą wydawcy. Wszystkie materiały publikowane w niniejszym magazynie są własnością wydawcy i są chronione prawami autorskimi.
·
·
·
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • XI 2019
3
KIERUNEK JAZDY
FELIETON
Wiatr skręca w lewo Florianus 13 października 2019 roku przeprowadzone zostały w Polsce wybory do Sejmu i Senatu. W województwie śląskim najwięcej głosów otrzymała trzymająca ostatnio władzę partia Prawo i Sprawiedliwość. Pochodzący z Wrocławia premier mateusz morawiecki, któremu partia Jarosława Kaczyńskiego zleciła misję politycznego desantu na górny Śląsk, podjął się tego zadania w ramach obchodów stulecia wybuchu pierwszego powstania śląskiego. W końcu ze stolicy Dolnego Śląska do Katowic nie jest daleko, a w dodatku to i to Śląsk, więc o co chodzi? Owszem, w multimedialnej grze politycznej nie ma to znowu aż tak wielkiego znaczenia. Zresztą, już od 1989 roku różni tacy startowali z górnego Śląska z sukcesem do Sejmu, na przykład Adam michnik, który w sławnych czerwcowych wyborach kontraktowych uzyskał w Bytomiu 70% poparcia, a w kampanii wyborczej wziął nawet udział – jako zwolennik dialogu lewicy z kościołem katolickim - w męskiej pielgrzymce do Piekar. Czyli co? Nie ma znaczenia, że hanysy znowu zagłosowały na gorola? Przecież to nie jest Sejm Śląski, a podział na hanysów i goroli już dawno jest nieaktualny.
W
trakcie tegorocznej kampanii wyborczej, w Święto Wojska Polskiego, pod hasłem „Wierni Polsce” przetoczyła się przez centrum Katowic państwowa defilada wojskowa. Tego rodzaju wojskowo-polityczna zmasowana demonstracja patriotyczna odbyła się w Katowicach po raz pierwszy w historii Polski. Siłą rzeczy nawiązywała do owej pierwszej defilady z 22 czerwca 1922 roku, gdy polskie oddziały pod dowództwem gen. Szeptyckiego wkroczyły do Katowic, a na krótkim odcinku ich przemarszu od starej granicy Ślązacy postawili 30 powitalnych bram. Żyliśmy przez długi czas w szale patriotycznym – wspominał później Wojciech Korfanty w „Odezwie do ludu śląskiego” - jedna uroczystość goniła drugą i jedna parada następowała po drugiej. Szerokim masom zdawało się, że teraz już nastał raj u nas. Niektórym rzeczywiście mogło się tak wydawać, ponieważ międzywojenne województwo śląskie, najbogatsze, choć najmniejsze województwo w II RP, miało autonomiczny status, własny Sejm Śląski, własny budżet i mogło prowadzić własną politykę wewnętrzną. Na straży granic stała, oczywiście, polska armia, która czuwała też nad integracją Śląska z Polską. Był to proces żmudny, niełatwy i wymagający z polskiej strony sporych inwestycji. Tegoroczna kampania wyborcza PiS w województwie śląskim też wymagała sporych inwestycji. Ale teraz inaczej się nie da – ludziska lubią widowiska, igrzyska
4
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • XI 2019
i kiełbasę wyborczą. W widowiskowych okolicznościach łatwiej oczarować obietnicami wyborczymi. Nie wiem, czy przybywając na wielką widowiskową defiladę wojskową w Katowicach mieszkańcy Śląska i okolicy chcieli głównie zamanifestować swoją wierność Polsce (proszę zauważyć, że piszę mieszkańcy Śląska, a nie Ślązacy albo hanysy). Możliwe, bo podczas defilady powiewały w upale biało-czerwone flagi, a śląskie flagi już nie. Chociaż znajdowaliśmy się w stolicy Górnego Śląska, to zabrakło śląskich akcentów – zauważył dziennikarz „Dziennika Zachodniego” – Jedynym byli górnicy maszerujący w defiladzie. Flag Śląska podczas defilady nie udało nam się znaleźć. To bardzo znamienne, że w defiladzie wojskowej wzięli także udział górnicy. Nie wiem, czemu kojarzy mi się to z ostatnią wolą pisarza Jarosława Iwaszkiewicza, który przed śmiercią w 1980 roku zażyczył sobie, aby go pochować w górniczym mundurze. No i ten pochodzący z Ukrainy, wielki – również dosłownie ze względu na wysoki wzrost – skamandrycki poeta, wysublimowany prozaik, wieloletni redaktor naczelny „Twórczości” oraz wybitny przedstawiciel kultury gejowskiej, spoczął w trumnie w górniczym uniformie. Pamiętam też, że w tamtej epoce, w latach schyłkowego PRLu mój szwagier, aby - jak to się wtedy mówiło – wyreklamować się od wojska, zatrudnił się w górnictwie węglowym, a konkretnie w pobliskiej KWK „Morcinek”. Pracy
KIERUNEK JAZDY
w górnictwie blisko było za komuny do służby wojskowej, państwa totalitarne traktowały górników jako formację paramilitarną. Peerelowski sojusz górniczo-żołnierski rozpękł się tragicznie, kiedy tuż po wprowadzeniu stanu wojennego w grudniu 1981 roku czołgi i piechota z opolskich pułków LWP przyjechały pacyfikować kopalnię „Wujek”. Górnicy w wojskowej defiladzie pisowskiego państwa to trochę relikt gierkowskiej dekady, czasów uprzywilejowania Śląska, opartej na przemyśle wydobywczym, stalowym i samochodowym modernizacji przy jednocześnie narastającym konsumpcjonizmie i reglamentowanym otwarciu się na Zachód. Premier Morawiecki ukradkiem nawiązuje do tamtej dekady, w odniesieniu do Śląska chętnie kokietuje pseudomodernizacyjnymi banałami, fot. arch. autora mówiąc np. o Śląsku jako o polskiej Dolinie Krzemowej i perle w koronie polskiej produkcji. Tymczasem górnicy, którym nadskakuje jako swojemu elektoratowi, to już relikt epoki węglowej, ery wydobycia paliw kopalnych, o której wiadomo, że im szybciej się skończy, tym lepiej dla ludzkości i przyrody całej planety. W pisowskiej Polsce tego końca jeszcze nie widać, a według pisowskiej geologii i futurologii tutejsze złoża węgla wystarczą jeszcze na 200 lat. Śląscy górnicy chcieliby jeszcze przez 200 lat fedrować, a ich związkowcy chcieliby jeszcze przez 200 lat wygrzewać się przy węglowych kotłach na ciepłych posadkach. Zamierzają więc bronić węgla kłami i pazurami, choć jego wydobycie jest nieopłacalne, a śląskie kopalnie przynoszą straty. Przede wszystkim zaś CO2 niszczy klimat i planetę. Organizatorzy katowickiej defilady dali jednak braci górniczej do zrozumienia, że może liczyć na zbrojne ramię polskiego wojska. I to nie tylko na ochotników z wojsk obrony terytorialnej. Ale może na katowicką defiladę przybyli z rodzinami nie tylko patriotycznie nastawieni zwolennicy górnictwa i miłośnicy militariów. Teraz bardziej niż narody istnieją sieci społeczności, fanów, wyznawców świeckich kultów. Konsumentów popkultury. Katowicka defilada była zapewne gratką dla miłośników wojennych rekonstrukcji historycznych, a także gier wojennych typu „World of Tanks”. Wielkie widowiska przyciągają tłumy. Militaria to przecież dochodowy element rozrywkowego biznesu. Trzy tygodnie wcześniej podobno 60 tysięcy fanów bawiło się na Stadionie Śląskim na
koncercie z lekka militarystycznego niemieckiego zespołu rockowego Rammstein, którego muzycy niby to nie występują w mundurach, ale ich futurystyczne kostiumy czasem przypominają bojowe uniformy jakichś intergalaktycznych popczołgistów. Któryż to już raz Rammstein odpalał swoje czarne dymy na Śląsku? Tak na dobrą sprawę defilada w Święto Wojska Polskiego odbyła się w marszowym rytmie ich przeboju „Was ich liebe”. Premier Morawiecki pewnie nie jest fanem industrialnego metalu Rammsteina, który reprezentuje jawnie i zdecydowanie opcję niemiecką. W wyborczym desancie pisowskiego premiera na Górny Śląsk oprócz zbicia politycznego kapitału zapewne chodziło także o dobicie tzw. ukrytej opcji niemieckiej i definitywne rozproszenie śląskich autonomistów skacowanych po ubiegłorocznej klęsce w wyborach samorządowych. Może też o polityczne uspokojenie śląskiej opcji węglowej, która nie dość, że molestowana była przez klimatystów podczas niedawnej katowickiej konferencji klimatycznej, to w dodatku mogła trochę się zaniepokoić masowym ostatnio importem do Polski rosyjskiego węgla. Tam, gdzie jest najwięcej potencjalnych wyborców, musi też być najwięcej rozmaitej maści fanów i graczy, a ostatnio, na szczęście, rzadko można zobaczyć prawdziwe czołgi na ulicach miast. Jednak w Cieszynie też pojawiło się widmo czołgu. Przed skrzyżowaniem ulic Bobreckiej i Korfantego w okresie przedwyborczym postawiono szereg plakatów wzywających do głosowania 13 października. I – co jednak było trochę dziwne i niepokojące – straszyły one archiwalną fotografią czołgów spod kopalni „Wujek” w grudniu 1981 roku. Tak jakby konsekwencją tegorocznego nieuczestnictwa w wyborach do Sejmu i Senatu miało być znowu wprowadzenie stanu wojennego. Apel do obywateli o wzięcie udziału w wyborach sygnowała tajemnicza inicjatywa przeciwko ignorancji obywatelskiej, o której nie umiałem nic znaleźć w internecie. Nie wiem, czy ta kampania przyczyniła się do zwiększenia frekwencji wyborczej. Może, ale wydaje mi się, że przywoływanie śląskiej martyrologii, terroryzowanie ludzi najbardziej krwawym epizodem stanu wojennego i wytaczanie ponurego obrazu czołgu mogło przynieść skutki odwrotne do zamierzonych. Był to TRAMWAJ CIESZYŃSKI • XI 2019
5
KIERUNEK JAZDY
bowiem przedwyborczy przejaw demagogicznej polityki historycznej, na szczęście raczej mało czytelny. Tymczasem czołg to czołg, piekielna maszyna służąca do podboju, wojny, zabijania i zniszczenia. Ale Polacy mają we krwi sympatię dla czołgistów przekazywaną z pokolenia na pokolenie dzięki kultowości serialu „Czterej pancerni i pies”. Jednak od czasu kiedy w 1968 roku sowieckie tanki szły przez Śląsk pacyfikować Czechosłowację, a potem, na początku stanu wojennego w 1981 roku posłużyły do tłumienia robotniczego oporu, jakiekolwiek czołgi powinny mieć zakaz wjazdu na Śląsk. Nawet na defilady. Podobno defiladę z okazji Święta Wojska Polskiego podziwiało w Katowicach 200 tysięcy ludzi. W tych dniach sierpniowych odbyły się także obchody setnej rocznicy wybuchu pierwszego powstania śląskiego. Na tle Spodka prezydent i premier złożyli kwiaty pod pomnikiem powstańców śląskich. Oba te obiekty (tzn. Spodek i pomnik, a nie prezydent i premier) są monumentalnymi ikonami peerelowskiej modernizacji na Śląsku, ale dzięki modernizacyjnej polityce Jerzego Ziętka, nie przypominają one pałacu kultury i nauki, czyli warszawskiej ikony PRLu. I chyba nie było i nie ma w województwie śląskim pomysłów, żeby te dwie ikony śląskiego PRLu zburzyć. W ramach pisowskiej dekomunizacji próbowano przemianować Rondo Jerzego Ziętka w centrum Katowic na Rondo Lecha Kaczyńskiego. Nie udało się, a duch generała Ziętka, który podobno jako młody synek brał udział w jednym z powstań śląskich, unosił się nad katowicką defiladą. W wyborach do Sejmu, premier Morawiecki jako „jedynka” na liście PiSu w okręgu katowickim jednak, mimo rozmaitych trudności, dopiął swego i mógł zameldować swojemu prezesowi wypełnienie śląskiej misji, atoli – jak wyszło z późniejszych analiz - było to w gruncie rzeczy zwycięstwo pyrrusowe. Owszem, pierwsze ogólne statystyki powyborcze pokazywały, że w tegorocznych wyborach do Sejmu mieszkańcy województwa śląskiego najchętniej głosowali na PiS i premiera Morawieckiego, który nie jest hanysem i nie godo po naszymu ( potem na Górnym Śląsku odezwały się głosy, że to nie hanysy głosowały na pisowskiego premiera jyny gorole). Jednak przewaga nad Borysem Budką, „jedynką” listy Koalicji Obywatelskiej, wcale nie była miażdżąca, bardziej miażdżąca była przewaga Morawieckiego nad dalszymi kandydatami PiSu. Poza tym jednym okręgiem w Katowicach zwyciężyła Koalicja. W nowym Sejmie z województwa śląskiego rekrutuje się 27 posłów PiS, 20 posłów KO i 7 posłów Lewicy. Później okazało się, że PiS ma teraz ze Śląska o 5 posłów mniej niż w poprzedniej kadencji. Do Sejmu i Senatu powróciła Lewica. Wybory do Senatu PiS w województwie śląskim przegrał - teraz ma 5 senatorów, a poprzednio miał 6
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • XI 2019
10. Czarnym koniem tych wyborów okazała się Lewica. To trochę zaskakujące, ale Lewica podniosła się z marazmu i zdołała wreszcie strategicznie się zjednoczyć. Gdyby nie to, że polityczna lewica raczej nie przyjmuje pozycji klęczącej, można by powiedzieć, że podniosła się z kolan. Mimo agresywnej nagonki prawicy, kościoła katolickiego i publicznych mediów na tzw. lewactwo. W niektórych miastach województwa śląskiego – w Częstochowie i Sosnowcu (które jednak geograficznie, historycznie i kulturowo do Górnego Śląska nie przynależą) – odniosła spektakularny sukces wyborczy. W Cieszynie zjednoczona Lewica uzyskała ponad 18 % poparcia, co w sytuacji, kiedy PiS miał tutaj zaledwie jednoprocentową przewagę nad KO na poziomie 33 % poparcia oznacza istotną zmianę obywatelskiego nastawienia i społecznych poglądów. Zeszłoroczna zmiana w cieszyńskim Ratuszu, protesty obywatelskie, działalność świetlicy „Krytyki Politycznej” zrobiły swoje. Problem tylko w tym, że tak jak nieaktualny jest już podział na hanysów i goroli, również anachroniczny i nie mający wiele wspólnego ze społeczną rzeczywistością jest dotychczasowy podział na prawicę i lewicę. Nie ma już prawdziwej prawicy, utyskują niektórzy prawicowcy, którym nie odpowiada populistyczna, prokościelna i socjalna polityka PiSu. Dlatego takimi pojęciami jak prawica i lewica trzeba posługiwać się ze świadomością ich nieadekwatności, politycznej, przejściowej utylitarności, koniunkturalności. Trzeba też zedrzeć z nich propagandowe, hejterskie otorbienie i wystudzić rozpalone wokół nich emocje. Nie można akceptować partyjnego, propagandowego wmówienia, że społeczna rzeczywistość jest czarno-biała. Rzeczywistość nie jest taka nawet w zimie podczas duszącego smogu. Żyjemy w świecie, który nieustannie się zmienia, jest przebogaty w treści i formy, nie można go zamykać w dwóch formułach partyjnych i jednej kościelnej. Świat jest z natury otwarty i wymaga otwartego, czujnego, racjonalnego myślenia i działania. Dla nowej rzeczywistości trzeba na nowo zdefiniować określające ją pojęcia. W życiu są ważniejsze, ciekawsze, a nawet zabawniejsze sprawy niż partie i kościoły. Warto się spotkać i to przegadać. Można się posprzeczać, ale czemu od razu sięgać po kamień czy petardę w imię takiej partii czy owakiego kościoła. Precz z fanatyzmem! I niech państwo rozdzielone od kościoła traktuje swoich obywateli równo i poważnie. Niech jego instytucje respektują Konstytucję. Niech nam państwo nie wciska kitu, niech nas nie okrada, nie ogłupia i nie zatruwa swoimi spalinami. Niech się zajmie reformami przyjaznymi dla obywateli. Jak mamy dogonić zachodnią, bardziej rozwiniętą cywilizacyjnie Europę, jeśli będziemy się od niej odwracać plecami? Jak widać, polityka to sprawa zbyt ważna, żeby zostawiać ją w rękach polityków.
PRZYSTANEK NA ŻĄDANIE artykuł sponsorowany
fot. Z. Solarski
Lokalny pieniądz na rozwój lokalnej społeczności
B
ank Spółdzielczy w Cieszynie to instytucja finansowa z bogatą historią i tradycjami, której pracownicy są dobrymi partnerami w kontaktach z klientami. Większość pracowników posiada wieloletnie doświadczenie i cieszy się zaufaniem kontrahentów, którzy są naszymi klientami. Czy byłoby możliwe prowadzenie działalności przez blisko 150 lat bez lojalnych klientów, oddanych instytucji pracowników, grona członków, czyli współwłaścicieli Banku? Doradcy są mobilni i jeśli klient nie ma możliwości przyjścia do Oddziału Banku, to może zaprosić do siebie przedstawiciela Banku. W Banku wdrażane są produkty i usługi umożliwiające sprawniejsze i szybsze zawieranie transakcji, takie jak: karty zbliżeniowe oraz naklejki zbliżeniowe, czy usługa Google pay, umożliwiająca płacenie w sklepie telefonem. Można również dokonać płatności internetowej przelewy24, posiadając konto w naszym Banku. Bankowość internetowa jest nowoczesna i bezpieczna. We wrześniu br. weszły w życie przepisy dyrektywy PSD2, które m.in. określają wymogi, jakie należy spełnić, aby zapewnić odpowiedni poziom bezpieczeństwa dla operacji internetowych. Bank, przy współpracy z dostawcą usług internetowych, wybrał zabezpieczenia nowoczesne i proste w użyciu, spełniające wymagania przepisów prawa. Jedna z możliwości dodatkowej weryfikacji właściciela konta podczas logowania odbywa się przy użyciu EBO Token Pro. Również logowanie do bankowości internetowej może odbywać się na kilka różnych sposobów. Tradycyjnie przy użyciu hasła, ale też za pomocą kodu QR lub poprzez kod wygenerowany z aplikacji EBO Token PRO. Bankowość internetowa jest responsywna, co sprawia, że łatwo się z niej korzysta na smartfonach i tabletach. Aby przekonać się jak działa, najlepiej założyć konto i realizować transakcje. Oferta kont osobistych jest na tyle bogata, że zarówno junior, osoba dorosła, jak i senior dopasują ją do swoich potrzeb. Konto Aktywne pozwala ograniczyć do zera prowizję za jego prowadzenie oraz
prowizję za kartę, jeśli zostanie spełniony warunek zrealizowania określonej wielkości transakcji bezgotówkowych przy użyciu karty. Bank udziela pożyczek i kredytów. Pożyczki dedykowane są dla osób fizycznych z przeznaczeniem na dowolny cel. Obecnie promujemy kredyt w rachunku oszczędnościowo-rozliczeniowym, gdzie prowizja za jego udzielenie wynosi zero złotych, pod warunkiem, że od sześciu miesięcy klient nie korzystał w Banku z kredytu w ROR. Jest to produkt niedoceniany, a warto posiadać taki limit na nieplanowane wydatki, z którego skorzystamy przy użyciu karty płatniczej lub poprzez wypłatę gotówkową, a który zostanie spłacony z wpływu na rachunek. Dużą popularnością cieszą się kredyty i pożyczki hipoteczne, służące zaspokajaniu potrzeb mieszkaniowych. Sprawny proces kredytowania jest zapewniony dzięki doświadczonym pracownikom. Cieszyniacy doceniają i dostrzegają przewagę lokalnego Banku w długoterminowym finansowaniu, która polega na tym, że wszelkie zmiany umowy, zaświadczenia, reklamacje są załatwiane szybko na miejscu w Cieszynie. Coraz więcej osób zwraca uwagę na to, aby wybierać firmę o cieszyńskim kapitale, której podatki w większości zostają na naszym terenie, która wspiera różne ciekawe lokalne projekty. W dobie postępującej globalizacji często zadajemy sobie pytanie – wybrać ofertę, a tym samym wesprzeć globalną firmę, czy raczej tę naszą lokalną? Dla przedsiębiorców Bank przygotował bogatą ofertę kredytów obrotowych i inwestycyjnych, gwarancje oraz leasing. Warunki, na jakich udzielane są kredyty, uzgadniamy z przedsiębiorcą, zależnie od jego sytuacji ekonomicznej. Bank postawił sobie za cel partnerstwo w relacjach z klientami. Polityka sprzedażowa nie zmierza do składania regularnych i nieprzemyślanych ofert. Bank działa lokalnie, szanuje swoich klientów, na jego pomyślność wpływa sytuacja jego klientów, więc nie proponuje im toksycznych produktów, które mogą przynieść wyłącznie krótkoterminowe korzyści. Bank nigdy nie udzielał kredytów frankowych, nie sprzedawał polisolokat, czy wątpliwych obligacji korporacyjnych. W oddziale w Cieszynie można odebrać podpis elektroniczny, wydawany przez Krajową Izbę Rozrachunkową w Katowicach. Dzięki porozumieniu pomiędzy KIR-em, a Bankiem, odbiór podpisu elektronicznego jest możliwy w naszej placówce, więc nie ma potrzeby wyjazdu do Katowic. Przedsiębiorcom zainteresowanym terminalem płatniczym polecamy terminale firmy Elavon, czy Itcard. Bank prowadzi Fan page, na którym stara się zamieszczać posty nie tylko o tematyce finansowej, ale też z zakresu cyberbezpieczeństwa, historii, lokalnych aktualności oraz nowinek w Banku. Bank Spółdzielczy to instytucja, z którą warto współpracować.
Alina Rakowska Prezes Zarządu Banku Spółdzielczego w Cieszynie
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • XI 2019
7
WYŻSZA BRAMA
nium.chryst ło: patrimo d ó zr a ci ję Zd
usowcy.pl
BY OCALIĆ OD ZAPOMNIENIA W 1946 roku w Cieszynie kilkanaście osób zostało skazanych na karę śmierci za działalność lub współpracę z polskim podziemiem niepodległościowym. Zeznania często wymuszano torturami. W jednym przypadku sąd wyższej instancji uchylił wyrok śmierci, a mimo to i tak przeprowadzono egzekucję. Kim były ofiary i kim byli kaci?
OFIARY Pierwszy proces pokazowy w cieszyńskim ratuszu odbył się 15 czerwca 1946 roku. Na ławie oskarżonych znalazło się 26 członków niepodległościowej Narodowej Organizacji Wojskowej. Zapadło 7 wyroków śmierci, z czego 6 wykonano. 2 sierpnia 1946 roku w cieszyńskim więzieniu zostali rozstrzelani: Karol Bączek, ps. „Karlik” (ur. 1920), Edward Bąk ps. „Strzemię” (ur. 1918), Jan Dziedzic ps. „Mściciel” (ur. 1907), Władysław Greń ps. „Sówka” (ur. 1921), Emil Michnik (ur. 1919) i Stefan Wójcik (ur. 1922). 4 lipca 1946 roku na karę śmierci został skazany inny członek NOW, Antoni Zontek (ur. 1919). Został rozstrzelany 19 września 1946 roku w Katowicach. 17 sierpnia 1946 roku w Cieszynie odbył się proces członków oddziału Armii Krajowej „Wędrowiec”. Na karę śmierci zostali skazani: Bernard Brandys (ur. 1900), Paweł Heczko ps. „Edek” (ur. 1906), Robert Kołodziej 8
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • XI 2019
ps. „Ojciec” (ur. 1902) i jego syn Zygfryd ps. „Jastrząb” (ur. 1928), Emil Ruśniok ps. „Gustlik” (ur. 1911), Bolesław Sobocik (ur. 1910) i Eryk Szmajduch ps. „Tarzan” (ur. 1914). Zostali rozstrzelani 29 sierpnia 1946 roku w Katowicach. Brandys i Sobocik pomagali członkom podziemia niepodległościowego, ale najprawdopodobniej sami nie byli zaangażowani w jego działalność. 24 października 1946 roku w Cieszynie zostali skazani na karę śmierci dwaj członkowie NOW: Józef Gabzdyl ps. „Czarny” (ur. 1924) i Teofil Młotek ps. „Sowa” (ur. 1914) oraz Anna Krużołek (ur. 1901). Tą ostatnią oskarżono o ukrywanie w mieszkaniu na Dolnym Borze koło Skoczowa dwóch członków NOW. Był to czyn zagrożony karą do 5 lat pozbawienia wolności, ale sąd zmienił kwalifikację czynu. 6 grudnia Najwyższy Sąd Wojskowy uchylił wyrok skazujący Krużołkównę i przekazał sprawę do ponownego rozpatrzenia. Mimo to, 31 grudnia 1946 roku w Cieszynie została rozstrzelana wraz z pozostałą dwójką.
WYŻSZA BRAMA
Zdjęcia zródło: patrimonium.chrystusowcy.pl
SĘDZIOWIE Najwięcej wyroków śmierci w cieszyńskich procesach wydał Julian Giemborek, szef Wojskowego Sądu Rejonowego w Katowicach, radziecki oficer, który nawet nie mówił po polsku. Dopiero w 1954 roku przyjął polskie obywatelstwo. Jako sędziowie orzekali też Mieczysław Janicki, Wiktor Adamski (Altschüler) i Aleksander Warecki. Występujący w roli asesora Edmund Ronowicz nie miał wykształcenia prawniczego. Ławnikami byli Bogusław Berezowski, Zdzisław Jankowski i Antoni Wójcik.
CIESZYŃSCY UBECY Dziesięć spośród osiemnastu aktów oskarżenia sporządził Grzegorz Kudyniuk, starszy śledczy Powiatowego Urzędu Bezpieczeństwa w Cieszynie. Oprócz niego w sprawach osiemnastu osób skazanych na karę śmierci uczestniczyli następujący ubecy z Cieszyna: Władysław Chudera (Hudera), Antoni Grela, Stanisław Kamiński, Henryk Kozioł, Leon Midro, Adam Pilarek, Stefan Mogiła, Bronisław Piechocki, Józef Popenda, Stanisław Sieniawski, Jan Stefański, Czesław Tomalak (Tamalak) i Jan Zieliński. Szefami cieszyńskiej bezpieki w tym czasie byli Karol Świderski (od stycznia do lipca 1946) i Leon Wajntraub-Winiawski (od lipca 1946 do marca 1949).
POWSTANIE FILM o ks. Rudolfie Marszałku Przygotowywana realizacji filmu ma za zadanie pokazać prawdopodobną scenę odprawionej Mszy św. w lesie na terenie Śląska Cieszyńskiego, właśnie przez ks. Marszałka ps. „Opoka”.
71 lat temu rozstrzelany został ks. mjr Rudolf Marszałek, kapelan Armii Krajowej na Podbeskidziu, a od lata 1945 r. duszpasterz VII okręgu śląskiego NSZ. Ubowcy zatrzymali go pod koniec 1946 r. Sąd wymierzył mu karę śmierci. Wyrok został wykonany przez sierż. Piotra Śmietańskiego 10 marca 1948 r. o godz. 21.55. Prokurator, lekarz i kapelan więzienny nie byli obecni. Jeden z pomysłodawców tej produkcji od lat prowadzi badania służące upamiętnieniu ofiar pochodzących z terenów Śląska Cieszyńskiego, skazanych przez władze komunistyczne. Podstawową intencją jest odkłamanie komunistycznej propagandy, w ramach której uczestników Zbrojnego Ruchu Niepodległościowego określano obelżywie jako „bandytów”. To chęć ukazania prawdziwego oblicza śledztw prowadzonych w strukturach aparatu władzy komunistycznej (PPR, NKWD, UB, MO), która dążyła do eliminacji obywateli nieprzychylnie nastawionych wobec reżimu. W związku z tym kierujemy do mieszkańców Śląska Cieszyńskiego apel o pomoc w znalezieniu informacji na temat: - prokuratorskich aktów oskarżenia, składów sędziowskich, wyroków sądowych, obwieszczeń, jak też materiałów obrazowych skazanych i ich katów Może gdzieś zachowały się również ich listy pożegnalne. - materiałów dowodowych dotyczących następujących procesów: 14 wyroków śmierci zapadłych w Bytomiu 10.45 r.(połowę z nich wykonano w Cieszynie), 3 wyroki śmierci zarządzone w Pszczynie (wykonane w Cieszynie). W tym przypadku wiadomo, że nie pozwolono zabrać i pochować ciał rodzinom. To miała być „nauczka” dla żołnierzy NSZ, AK, ich przyjaciół i rodzin. Zamordowani zostali wrzuceni do dołu pod murem cmentarza jednak do dzisiaj nie jest znane dokładne miejsce. Wszelkie informacje prosimy kierować na adres: redakcja@tramwajcieszynski.pl Urszula Markowska Opracowano na podstawie: Robert Danel, Mord w majestacie prawa, „Głos Ziemi Cieszyńskiej”, nr 9 z 28 II 2003; Skazani na karę śmierci przez Wojskowy Sąd Rejonowy w Katowicach 19461955, opr. Tomasz Kurpierz, Katowice 2004; Robert Danel, Ubecki triumf, „Kalendarz Cieszyński 2008”, Cieszyn 2007; Krzysztof Nowak, Życie polityczne i społeczne w latach 1945-1989, [w:] Dzieje Cieszyna od pradziejów do czasów współczesnych, t. 3, red. Idzi Panic, Cieszyn 2010.
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • XI 2019
9
WYŻSZA BRAMA
Ze Śląska Cieszyńskiego na Podkarpacką Ruś Daniel Korbel
Aneksję Zaolzia tłumaczono jako naprawianie historycznych krzywd i ochronę polskiej ludności. Niestety, argumentu tego nie da się obronić w świetle dalszych polskich działań w roku 1938, w tym akcji „Łom”. Choć Czechosłowacja zgodziła się na polskie ultimatum i oddała Zaolzie (2–10 październik 1938 r.) minister Beck nie tylko nie zaprzestał wrogiej polityki wobec południowego sąsiada, ale jeszcze ją zintensyfikował.
ich bazą wypadową do działań antypolskich – również tych terrorystycznych. Mimo interwencji władz II RP, administracja czechosłowacka nie potrafiła ich skutecznie zatrzymać. Trwało jeszcze zajmowanie Zaolzia, gdy 7 października 1938 r. z inicjatywy ministra Becka, rozpoczęto przygotowania akcji terrorystyczno-dywersyjnej przeciwko czechosłowackim władzom na Podkarpackiej Rusi. Był to kolejny obok aneksji Zaolzia element planu rozbicia południowego sąsiada i zdobycie wspólnej granicy z Węgrami. Nasi bratankowie z południa postanowili przyłączyć się do roszczeń Hitlera i Polski wobec Czechosłowackie schronisko „Rozsypalova Chata” zniszczone na skutek zamaCzechosłowacji, widząc w międzynarodowym chu bombowego „terrorystów z Rozłucza”, fot. arch. autora kryzysie szansę na odzyskanie Górnych Węgier (Słowacji) i Rusi Podkarpackiej. Jednak podjęte Podkarpacka była najdalej na wschód wy- przez nich działania polegające na wysyłaniu grup tersuniętą częścią Czechosłowacji w latach rorystycznych tzw. Szabadczapatok, rozpoczęte 10 paź1919-1939. Górzysty i ekonomicznie zacofany region, dziernika 1938 r. zostały szybko i krwawo rozbite przez był niezwykle kosztowym „prezentem”, który wymagał czechosłowacką straż graniczną i wojsko. Zdopingonie tylko olbrzymich inwestycji w infrastrukturę. Po- wało to płk Tadeusza Pełczyńskiego, szefa Oddziału II lityczną ceną była obietnica autonomii dla rusińskiej Sztabu Głównego (wywiad i kontrwywiad), do przywiększości, która została spełniona zbyt późno, bo do- śpieszenia wykonania polecenia min. Becka i organizacji piero w obliczu klęski państwa czechosłowackiego 22 li- ataków terrorystycznych na czechosłowacką Podkarpacstopada 1938 r. Wcześniej Praga dała wiele swobód lo- ką Ruś. Odpowiedzialnym za akcję został mjr Edmund kalnej ludności, szczególnie w zakresie samorządności, Charaszkiewicz, a jego zastępca kpt. Feliks Ankerstein rozwoju rusińskiego szkolnictwa, kultury ludowej, dzia- został jej dowódcą. Całość nazwano „Łom” niezwykle łalności propagandowej. Demokratyczny ustrój pań- trafnie oddając przyjętą taktykę dobicia „umierającej” stwa pozwalał na rozwój i legalną działalność wielu róż- Czechosłowacji. Kpt. Ankerstein miał bogate doświadnorodnych partii, stowarzyszeń i nurtów politycznych czenia w takiej działalności, m.in. kierował dywersją na w tym Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów (OUN). Zaolziu w dniach 23 września – 1 października 1938 Ta swoboda działania sprawiła, że Ruś Podkarpacka sta- r. i właśnie spośród swoich podwładnych – Polaków ze ła się nie tylko schronieniem dla ukraińskich działaczy Śląska Cieszyńskiego (głównie Zaolziaków) zwerbował i bojówkarzy, którzy musieli uciekać z Polski, ale także ponad 70 ludzi.
Ruś
10
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • XI 2019
WYŻSZA BRAMA
Ogniem i mieczem
Ponieważ akcja miała charakter dywersyjny i miała udawać powstanie lokalnej ludności przeciwko Czechosłowacji, wszyscy polscy dywersanci występowali w cywilu i bez dokumentów tożsamości. Wszyscy wiedzieli też, że jeśli dostaną się do niewoli, polskie służby dyplomatyczne im nie pomogą. Dla wsparcia całej akcji oddelegowano do niej także kilkuset oficerów i żołnierzy służby czynnej. W sumie w akcji ”Łom” wzięło udział około 1000 ludzi, przy czym bezpośrednio w wypadach dywersyjnych ponad 600. Mimo zachowania środków ostrożności, Czesi od razu mogli potwierdzić skąd wychodzą ataki. Najpierw czeski wywiad informował o przerzucaniu Zaolziaków na wschodni kraniec wspólnej granicy. Potem wzięto pierwszych jeńców, którzy zeznawali wszystko, co o akcji wiedzieli. Jednym z nich był Rudolf Sobosz, krawiec z Nowego Bogumina zwerbowany i przeszkolony w pracy z materiałami wybuchowymi. Zaolziacy zostali zakwaterowani w schronisku narciarskim w Rozłuczu (stąd nazywano ich „terroryści z Rozłucza”) w południowej części województwa Lwowskiego. Pierwszy wypad przeprowadzili 22 października 1938 r. i uszkodzili most pod Niżnymi Wereczkami (dziś Niżne Worota) a w następnych dniach zniszczyli kolejne mosty. Początkowo atakowano w kilkuosobowych grupkach budynki i mosty. Po 10 listopada 1938 r. zmieniono jednak taktykę i do kolejnych ataków przeprowadzanych prawie codziennie, ruszały już duże kilkudziesięcioosobowe grupy dywersyjne, atakujące także posterunki czeskich pograniczników i wojska. Z obu stron padali zabici i ranni, a choć nakazano unikania zabijania cywilów, pojawiły się także ofiary spośród nich. Niszczono nie tylko mosty, ale także szkoły, biblioteki, mleczarnie, linie telefoniczne, a nawet schronisko górskie. W tym „szaleństwie” doszło nawet do sytuacji, gdy jeden z oddziałów pod dowództwem ppor. Konrada Guderskiego, w Niżnych Wereczekach wziął
do niewoli 20 czeskich żołnierzy i żandarmów i pognał przez góry do Polski. Ponieważ nie bardzo wiedziano, co z nimi zrobić, oskarżono ich o… zorganizowanie zbrojnej bandy i atak na terytorium Rzeczypospolitej w celu przeprowadzenia terrorystycznych zamachów(!). Ta mistyfikacja trwała aż 4 miesiące, do 20 marca 1939 r., kiedy już Niemcy zajęli całą Czechosłowację. Na przejściu granicznym w Boguminie oddano im jeńców jako obywateli Protektoratu Czech i Moraw, a ci od razu ich zwolnili do domu. Działania na taką skalę zakończono z końcem listopada 1938 r. W ich wyniku zniszczono kilkanaście mostów, zaporę wodną, schronisko, mleczarnie, zdemolowano kilka szkół itp.. Po stronie czechosłowackiej zginęło kilkunastu żołnierzy i żandarmów oraz kilka osób cywilnych (najczęściej przypadkowych ofiar) dziesiątki innych zostało rannych. Po stronie polskiej zginęło 11 dywersantów. Ponadto z grupy 6 wziętych do niewoli, którzy przy przewożeniu do więzienia w nocy z 3 na 4 listopada 1938 r. próbowali uciec, zginęło 4 i tylko Soboszowi ucieczka się udała. Akcja „Łom”, mimo że była największą i najbardziej skomplikowaną operacją dywersyjną przygotowaną przez wywiad II Rzeczypospolitej, nie przyniosła żadnych wymiernych efektów. Destabilizacja i osłabienie Czechosłowacji były na rękę przede wszystkim hitlerowskim Niemcom, którzy w marcu 1939 r. zajęli całe Czechy i Morawy. Słowacja stała się niepodległym państwem pozostającym pod pełną dominacją Niemiec, z poczuciem krzywdy wobec Polski za zajęcie skrawków Spisza i Orawy, w listopadzie 1938 r. Węgry otrzymały południową część Słowacji i Rusi Zakarpackiej z woli Niemiec w wyniku I arbitrażu wiedeńskiego 2 listopada 1938 roku. Pozostałą część Rusi Zakarpackiej Węgrzy zajęli zbrojnie (również za zgodą Niemiec) mimo desperackiej obrony wojsk czeskich w marcu 1939 r., kiedy upadała Czecho-Słowacja.
Rudolf Sobosz, Marek Glinski, Marian Pisch, Rudolf Hawelka (3 ostatni zginęli w czasie próby ucieczki z niewoli), fot. arch. autora TRAMWAJ CIESZYŃSKI • XI 2019
11
RISTORANTE PIZZERIA
W kuchni włoskiej dużą wagę przywiązuje się do jakości, a nie ilości składników
Tradycyjna kuchnia włoska to smaki, które cenią ludzie na całym świecie. Nic dziwnego, że to właśnie ona święci kulinarny triumf i uznawana jest za najpopularniejszą na świecie. Restauracje podające dania włoskie można znaleźć nie tylko w okolicach Koloseum w Rzymie, czy na wzgórzach Toskanii, lecz również w miejscach oddalonych od Italii o tysiące kilometrów, nawet w Cieszynie. Wystarczy tylko raz odwiedzić Ristorante Pizzeria, by przekonać się, że nie trzeba nawet wyjeżdżać z miasta, by zasmakować prawdziwej Italii.
Tradycyjna kuchnia włoska jest prosta jak sposób życia mieszkańców uroczych włoskich miasteczek i wiosek. Bez wątpienia zdarzają się przepisy, w których szef kuchni, lub włoska mamma, muszą rzeczywiście mocno się natrudzić, lecz zdecydowaną większość z nich cechuje prostota wykonania, która ma jedynie uwydatnić smak wykorzystywanych składników.
prawdziwie włoska kuchnia
Pasja i rywalizacja Specyficzny i fascynujący kulinarny klimat Włoch wynika z jednej ale jakże ważnej cechy narodowej. Prawdopodobnie nigdzie indziej na świecie do sprawy jedzenia nie podchodzi się tak poważnie jak tutaj; poważniej nawet niż do polityki, religii czy piłki nożnej. Kto jest autorem danej receptury, który region robi najlepszy makaron, gdzie zjemy określoną potrawę w jej najbardziej oryginalnej postaci – bez tego wszystkiego włoska sztuka kulinarna nie byłaby sobą. By przenieść to wszystko do polskich restauracji trzeba nie tylko kuchnię włoską lubić ale należy ja pokochać i rozumieć.
Mówiąc o kuchni włoskiej nie można zapomnieć o kawie, cappuccino i espresso oraz pysznych deserach, zwłaszcza tradycyjnej Granita Siciliana i tiramisu. Posiłek włoski nie przystoi także bez lampki dobrego wina. W ofercie Ristorante Pizzeria znajdziemy szeroki wachlarz: od subtelnego bio i wegańskiego prosecco, po mocno owocowe negroamaro.
Stawowa 19, Cieszyn +48 513 100 589 www.dipositano.pl /dipositano /dipositano
K A L E N D A R Z
I M P R E Z
L I S T O PA D 01-18.11.2019
15.11.2019
„Impresje w duecie” wystawa prac Barbary Felusiak-Zawady i prof. dr hab. Ernesta Zawady. Chybie, AKF „Klaps”, ul. Cieszyńska 2.
godz. 18:00 , XX Ustrońska Jesień Muzyczna, „Pomyśl o mnie”, Ustroń, MDK PRAŻAKÓWKA, ul. Daszyńskiego 28, piosenki Anny German
08.11.2019
godz. 18:00, XX Ustrońska Jesień Muzyczna, piosenki Agnieszki Osieckiej, Wojciecha Młynarskiego, Edwarda Stachury, MDK PRAŻAKÓWKA, ul. Daszyńskiego 28, Ustroń.
16.11.2019
08.11.2019
22.11.2019
godz. 19:00, koncert zespołu „Sąstąd”. Wielokrotny zwyciezca konkursów muzycznych zaprasza na spotkanie z dobra muzyką. Klub „Pod Amfiteatrem”, ul. Bielska 51, Chybie
godz. 19:00 , Chanson Paris. Teatr VIS A VIS w VILLI RUBINSTEIN prezentuje CHANSON PARIS najpiękniejsze piosenki EDITH PIAF. Villa Rubinstein, ul. Ks. Burschke 46, Wisła godz. 18:00, XX Ustrońska Jesień Muzyczn. „Jej portret”. Koncert ukazujący sylwetki najsłynniejszych polskich artystek estradowych minionego stulecia, począwszy od Hanki Ordonówny. MDK PRAŻAKÓWKA, ul. Daszyńskiego 28, Ustroń.
24.11.2019
godz. 17:00 , Koncert Wiedeński. Najwybitniejsi soliści scen muzycznych zapraszają na przeboje króla walca - Johanna Straussa, nie zabraknie także popisowych arii z najsłynniejszych operetek „Zemsta nietoperza”, „Baron cygański”, „Wesoła Wdówka”, „Księżniczka Czardasza” oraz „Kraina Uśmiechu”. Publiczność usłyszy m.in.: Walc „Nad Pięknym Modrym Dunajem”, Arię Barinkaya „Wielka sława to żart”. Kino „Centrum”, Al. Piłsudskiego 27, Jastrzębie-Zdrój
08.12.2019
Giuseppe Verdi TRAVIATA opera w trzech aktach z wyświetlanym polskim tekstem. Teatr im. A. Mickiewicza w Cieszynie
WYŻSZA BRAMA
Zapomniana
KSiĘSTWO CieSZYŃSKie może się poszczycić niezwykle barwną historią. Znajdujemy w niej miejsce, przede wszystkim dla postaci pokroju Przemysława Noszaka czy Adama Wacława. Tak znamienite osobowości, siłą rzeczy absorbują w największym stopniu naszą uwagę. Czasami jednak przychodzi pragnienie, by poszerzać swoje horyzonty i zainteresować się jednostkami, o których mówi się doprawdy niewiele. Za kogoś takiego należy z pewnością uznać księżną cieszyńską - HeNRieTTĘ ALeKSANDRĘ FRYDeRYKĘ WiLHeLmiNĘ VON NASSAU-WeiLBURg.
14
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • XI 2019
autor portretu: Johann Nepomuk Ender, zródło Wikipedia
księżna
WYŻSZA BRAMA
C
órka Fryderyka Wilhelma von Nassau-Weilburg i Luizy Izabeli Kirchberg przyszła na świat 30 października 1797 r. w pałacu Eremitage w Bayreuth. Henrietta mogła się poszczycić zacnym pochodzeniem, albowiem była praprawnuczką króla Wielkiej Brytanii – Jerzego II. W 1801 r. rodzina książęca powróciła do rodzimego zamku w Weilburgu, który stał się ukochaną miejscówką Henrietty. Wychowaniu dziewczynki poświęciła się matka, pragnąca sama zadbać o odpowiednie wykształcenie, bez pomocy guwernantki. Henrietta wyrosła na wykształconą damę, posługującą się wieloma językami i rozkochaną w muzyce. Bardzo lubiła grać na pianinie; nie rezygnowała z tej przyjemności w następnych latach. Wyjątkowa uroda również musiała robić oszałamiające wrażenie. Księżna była szczupłą kobietą o średnim wzroście, kruczoczarnych włosach i brązowych oczach. 29 kwietnia 1813 r. przyjęła konfirmację. Religia odgrywała w jej życiu bardzo ważną rolę. Należała do kościoła ewangelicko-reformowanego, mówiąc jaśniej – była kalwinistką. Wyznanie protestanckie wywołało pewne kontrowersje, kiedy osobą Henrietty zainteresował się 43-letni Karol Ludwik Habsburg. Arcyksiążę, adoptowany w 1791 r. przez parę książąt cieszyńskich (Alberta Sasko-Cieszyńskiego i Marię Krystynę Habsburg), przeszedł do historii jako jeden z nielicznych dowódców, którym udało się pokonać Napoelona (w bitwie pod Aspern-Essling) jeszcze przed kampanią rosyjską. Habsburg pragnął poślubić księżniczkę wywodzącą się z niemieckiego rodu, lecz niekoniecznie katoliczkę. Wybór padł na młodszą o 26 lat Henriettę, która nie zamierzała zmieniać wyznania. Cesarz austriacki - Franciszek I, wyraził jednak zgodę na ślub; być może nie chciał zrażać do siebie protestanckich władców, pomagających mu zwalczać Napoleona. Ślub odbył się 17 września 1815 r. w protestanckim kościele miejskim w Weilburgu. Pod koniec roku Henrietta opuściła swoją rodzinę i udała się z mężem do pałacu arcyksięcia w Wiedniu. Na miejscu spotkała ją niemiła niespodzianka. Okazało się, że do kościoła ewangelicko-reformowanego na Dorotheergasse 16 wiedzie tylko wejście tylnymi drzwiami. Dotąd w stolicy Cesarstwa Austrii nie dbano o innowierców, jednak pojawienie się kalwinistki w rodzinie Habsburgów wymusiło zmianę sytuacji. Specjalnie dla nowej arcyksiężnej utworzono eksponowane wejście od strony ulicy (tzw. Henriettentor), które nie uwłaczało jej godności. Henrietta zaczynała coraz śmielej wkraczać do rodziny Habsburgów. Brak świątecznych tradycji,
do których przywykła w dzieciństwie, dał jej asumpt do działania. Święta Bożego Narodzenia w 1816 r. zamierzała już spędzić tak, jak za dawnych lat, tym bardziej, że kilka miesięcy wcześniej powiła na świat pierwsze dziecko – Marię Teresę Izabelę. Arcyksiężna sprowadziła do pałacu wielką jodłę, którą pięknie przyozdobiła. W ten sposób na dworze Habsburgów po raz pierwszy pojawiła się choinka. Nowy obiekt wzbudził zaciekawienie samego cesarza Franciszka, życzącego sobie, by podobną choinkę umieścić w słynnym Hofburgu. Świąteczny iglak zaczął zyskiwać coraz większą popularność w kolejnych miastach, a więc również w Cieszynie. W 1820 r. Karol Ludwik Habsburg zlecił architektowi - Josefowi Kornhäuselowi (m.in. projektantowi browaru zamkowego czy pałacu myśliwskiego w Cieszynie), wybudowanie pałacu w Baden. Miał to być prezent dla Henrietty, dlatego rezydencję nazwano Weilburg. Tam małżonkowie spędzali wraz z dziećmi (Marią Teresą Izabelą, Albrechtem Fryderykiem, Karolem Ferdynandem, Fryderykiem Ferdynandem, Marią Karoliną, Wilhelmem Franciszkiem Karolem) najcieplejsze dni w roku, zimą zaś wracali do Wiednia. Niewymieniony syn - Rudolf, zmarł kilka tygodni po narodzeniu w 1822 roku. W tym samym roku Henrietta została księżną cieszyńską po tym, jak jej mąż odziedziczył po przybranym ojcu księstwo cieszyńskie. Spokojny żywot rodziny przerwała w 1829 roku niespodziewana choroba Henrietty. Żonę Karola Ludwika dopadła szkarlatyna, znamionująca wówczas wyrok śmierci. Feralnego dnia 29 grudnia zasnęła po raz ostatni. Przeżyła ledwie 32 lata i osierociła sześcioro dzieci. Po śmierci księżnej cieszyńskiej rozgorzały dyskusje dotyczące miejsca pochówku. Co prawda, członkinię rodziny cesarskiej należało pochować z honorami w krypcie Habsburgów, lecz nie było to takie oczywiste, zważywszy na wyznanie religijne zmarłej. Sprzeciw wobec pogrzebania zmarłej wraz z Habsburgami wyrażali kapucyni i nuncjusz papieski; ostatecznie cesarz rozwiązał spór, mówiąc: „Była z nami za życia, pozostanie z nami i po śmierci”. W ten sposób Henrietta spoczęła w krypcie Habsburgów w wiedeńskim kościele Kapucynów jako jedyna kalwinistka. Bez wątpienia warto poświęcać uwagę personom spoza pierwszego garnituru, gdyż wiele z nich popada w zapomnienie. A przecież to właśnie dzięki nim możemy jeszcze bardziej zafascynować się historią Księstwa Cieszyńskiego. Rafał Urbaczka TRAMWAJ CIESZYŃSKI • XI 2019
15
WYŻSZA BRAMA
„Umarłych wieczność dotąd trwa, dokąd pamięcią się im płaci.” Wisława Szymborska
PL A ST IKOWA pamięć o zmarłych
J
ednak czy ta pamięć musi być konkurencją nagrobnych ozdób? Ozdabiamy pomniki cmentarne dla oczu ludzi, a nie by uczcić zmarłych. Zatapiamy pamięć w plastikowych kwiatach i grających zniczach. Kupcy zacierają ręce, bo dla nich to czas „żniw”, a nam uszczupla się zawartość portfela. Prawdziwy obraz naszej pamięci widać kilka dni po Wszystkich Świętych, w zalegających stosach śmieci. I tak od lat bierzemy udział w wielkim wyścigu próżności i szaleństwie. Tylko po co? Na cmentarze docieramy często zdenerwowani korkami i brakiem miejsc parkingowych. Na koniec przeciskające się tłumy w wąskich chodnikach między grobami powodują, że chcemy uciec. Nic więc dziwnego, że w tym dniu na cmentarzach spędzamy o wiele mniej czasu niż kiedyś. Ważne by zaznaczyć obecność, by rodzina wiedziała, że byliśmy pozostawiając po sobie plastikowy „wiecheć”. Każdego roku przy okazji Wszystkich Świętych na wysypiska trafiają tony plastikowych zniczy i kwiatów. Jeszcze przed 1 listopada kontenery przy nekropoliach pękają w szwach. Czy nie mamy innego sposobu na uczczenie naszych zmarłych niż zdobienie grobów tonami plastiku?
16
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • XI 2019
WYŻSZA BRAMA
Moda na plastikowe kwiaty pojawiła się w przestrzeni postkomunistycznej w latach 90 XX wieku. Do Polski przywiozła je pierwsza fala przedsiębiorców z Chin. Ze względu na niskie ceny i trwałość, „inwazyjne”, plastikowe rośliny zaklimatyzowały się tu na dobre. Gdy byliśmy dziećmi lubiliśmy Święto Zmarłych. Na cmentarzach spędzało się dużo czasu. Maczaliśmy palce w kolorowych woskach zniczy. Oblepialiśmy je barwnymi warstwami robiąc „rękawiczki”. Na cmentarze wracaliśmy wieczorem podziwiając kolorową łunę i grzejąc się ciepłem zniczy. Dziś na cmentarzach we Wszystkich Świętych nie przebywa się już tak długo i nie jest już na nich tak ciepło. Nie ma łuny takiej jak kiedyś. Świeczki i otwarte znicze, najczęściej z glinki, zastąpiły coraz to bardziej wymyślne „dzbany” z plastiku. Wielkie niczym kuchenne misy, a tli się w nich tylko wątły ogienek we wkładzie ze sztucznego tworzywa. Nie chodzi jednak tylko o nostalgię za łuną nad cmentarzem. Nie chodzi o ratowanie wspomnień, bo z perspektywy czasu, wiem jak trujące bywały opary z parafiny. Chodzi przede wszystkim o to, że zdobiąc nasze groby coraz to większymi bukietami z plastiku i coraz to większymi „zniczami” w plastikowej oprawie, zaśmiecamy cmentarze i w ogóle środowisko. Krajobraz po Zaduszkach przypomina ten po bitwie. Śmieci plastikowe, szklane, gliniane – wszystko trafia do jednego kosza i nie jest używane kilkakrotnie, choć w założeniu temu służy. Kompostowniki na cmentarzach to ciągle jeszcze ewenement. Ludzie bronią tych plastikowych ozdób argumentując ekonomią i trwałością. Jednak to bardzo złudne. Nikogo nie przekonają, że pamiętamy o zmarłych bliskich. Ich wątpliwa już na wstępie uroda jest nadzwyczaj nietrwała, za to bardzo długo trwa ich toksyczny rozpad.
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • XI 2019
17
WYŻSZA BRAMA
Kościół pw. św. Katarzyny Ja
cek
Cwet
ler
najstarszy kościół w gminie Czechowice-Dziedzice
Kończy się remont wieży kościelnej (zegarowej), kościoła pw. św. Katarzyny w Czechowicach-Dziedzicach. Na renowację czekają jednak dalsze części kościoła, przede wszystkim dach. mam nadzieję, że prace będą kontynuowane, albowiem jest to najstarszy kościół w gminie Czechowice-Dziedzice.
K
ościół pw. św. Katarzyny w Czechowicach po raz pierwszy został wymieniony w zapisie świętopietrza z 1447 roku, sporządzonym dla biskupa wrocławskiego. Parafia i kościół powstały jednak dużo wcześniej, być może już w latach 40-tych XIV wieku. Pierwotny kościół był wykonany z drewna, najprawdopodobniej modrzewiowego. Był budowlą samodzielną z drewnianą zakrystią, obok której stała wolno stojąca wieża (dzwonnica). W kościele znajdowały się trzy ołtarze – Panny Maryi, św. Anny i Matki Boskiej Częstochowskiej. Ołtarze nie były konsekrowane. Obraz, z drewnianego kościoła, z wizerunkiem św. Katarzyny, zachował się i znajduje obecnie w bocznej kaplicy kościoła. Kościół wewnątrz miał na ścianach malowidła, powałę z drewna, podłogę wyłożoną cegłami i deskami, naczynia z kamienia ze święconą wodą, konfesjonał przy drzwiach zakrystii. Pośrodku kościoła stał krzyż z figurami Matki Boskiej i św. Jana. Kamienna chrzcielnica , pięknie wykończona, rzeźbiona statuą św. Jana Chrzciciela chrzczącego Pana Jezusa. „Przenajświętrzy Sakrament przechowuje się w zamykanym tabernakulum, w głównym ołtarzu, w srebrnym cyborium wewnątrz pozłacanym, z nakrywką i płaszczykiem godnie przyozdobionym.”. W kościele ustawiono osobną puszkę ze srebra na datki dla osób chorych. W parafii nie odprawiano odpustów. Wg protokołu z 1652 roku, ksiądz Tomasz Andreides, proboszcz kościoła pw św. Katarzyny w Czechowicach dostawał meszne (ofiara składana księdzu) w wysokości „... dwa małdry i siedem miar żyta, owsa zaś trzy i osiem miar według miary bielskiej utrzęsionej. Pole tak szerokie jak ogród farski, ciągnie się do lasu, zwanego Brożyska, obejmując na szerokość około 50 zagonów.
18
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • XI 2019
fot. arch. autora
Jest nadto pole, darowane przez Katarzynę Silnicką, graniczące z samym polem farskim, którego szerokość wynosi 10 zagonów i ciągnie się aż do wyżej wymienionego lasu. Jest także siedem rybników, nazywanych: Nawsi; Odbieżnik; Bagiennik; Nowy; Stary; Jodłowiec; Długosz. Dalej posiada domek pod stawem Nawsi, z którego komornik obowiązany jest pracować jeden dzień w tygodniu. Od pana dziedzicznego otrzymuje z każdej warki pół naczynia (garnca) piwa... Dalej ma wolne pastwisko z bydłem dziedziców. Na opał otrzymuje drzewo z lasów dziedziców, które dawniej parafianie zwozili, lecz obecnie sam proboszcz zwozi, widząc biedę parafian.”. Kościół drewniany działał do początków XVIII wieku, kiedy to nowi właściciele Czechowic, von Kotulińscy z Kotulina (okolice Toszka), obawiając się jego
WYŻSZA BRAMA
zawalenia, zdecydowali się na wybudowanie nowego, murowanego. Wprawdzie Kotulińscy byli ewangelikami, mieli w pałacu własną kaplicę do odprawiania nabożeństw oraz pastora, który na stałe mieszkał w pałacu, ale ich poddani byli katolikami. W dodatku byli „wyposażeni” w specjalny dokument, wystawiony w 1618 roku, przez ówczesną właścicielkę Czechowic, Annę Zborowską, kasztelankę oświęcimską, pt „Privilegium communicatis Czechovicensis” (przywilej gminy czechowickiej). W dokumencie było zapisane jej oświadczenie „... ponieważ zastałam w Czechowicach kościół katolicki, należący do biskupa wrocławskiego, chcąc pozostać w wierze tegoż biskupa, przyznaje gminom, do tejże parafii pw. św. Katarzyny należącym, mianowicie Górnym i Dolnym Czechowicom, Dziedzicom i Zabrzegowi, prawo, żeby na wypadek, gdyby ktoś z następnych dziedziców czechowickich oddany był innemu wyznaniu, albo swoich parafian usiłował do innego nakłonić, albo chciał ustanowić kapłana innego wyznania, aniżeli rzymsko-katolickie, takiego kapłana nie przyjmowały, ale same godnego proboszcza katolickiego prezentował i o udzielenie mu inwestytury prosiły. Zresztą nie powinny przeciw protestanckiej zwierzchności buntu podnosić, ale sumiennie obowiązkowe świadczenia uiszczać.”. Kościół pw. św. Katarzyny w Czechowicach nigdy nie przeszedł w ręce protestantów, zawsze pozostawał w rękach katolików (na Śląsku Cieszyńskim tylko jeszcze kościół we Frysztacie nie był nigdy przejęty przez protestantów). Pod koniec XVII wieku nabożeństwa w kościele pw. św. Katarzyny rozpoczynały się w zimie o 9 rano, latem o 8. Kazania polskie odbywały się podczas mszy, a nauka katechizmu po kazaniu. Do spowiedzi w okresie wielkanocnym przystępowało ok. 1200 wiernych. Kotulińscy rozpoczęli budowę murowanego kościoła w 1722 roku. Prace budowlane trwały do 1729 roku. Kościół zbudowano na planie krzyża łacińskiego, wystrój utrzymano w stylu barokowym (ołtarze, ambona, obrazy, rzeźby, etc). Prace budowlane nadzorował ksiądz Walenty Marcius, ówczesny proboszcz w parafii pw. św. Katarzyny. Wierni do końca budowy mogli korzystać ze starego, drewnianego kościoła, gdyż stał on wewnątrz wznoszonych murów. Po zakończeniu prac budowlanych, kościół modrzewiowy rozebrano. Parafianie, wierni, księża i robotnicy pracujący przy budowie wzięli sobie „na pamiątkę” drewniane części. W czechowickiej
Izbie Regionalnej zachowały się modrzewiowe drzwi wejściowe do kościoła z zamkiem i kluczem. Nad wejściem do kościoła umieszczono kartusz herbowy Kotulińskich, który zachował się do dnia dzisiejszego. „Piękny obszerny kościół, dobrze we wszystkie sprzęty wyposażony kościół drewniany, ustąpił miejsca nowemu, równie pięknemu, którego budowę rozpoczęto 15 czerwca 1722 roku, a ukończono ją w 1729. Ówczesny proboszcz Walenty Maetius przeznaczył z własnych funduszy na budowę 3000 fl., podczas gdy ówczesny patron Franciszek Karol hr. Kotuliński ofiarował potrzebny budulec i żelazo.”. Budynki przykościelne, kostnica i mur kościelny ze stacjami drogi krzyżowej pochodzą z XVIII i XIX wieku. Plebanie i wikarówkę wybudowano przed II wojną światową. Kościół jest otoczony cmentarzem z zabytkowymi, kamiennymi nagrobkami i krzyżem kamiennym z 1888 roku, wykonanym na pamiątkę pielgrzymki proboszcza Franciszka Muzyczki do Rzymu. Kościół mocno ucierpiał podczas II wojny światowej, uszkodzona została wieża, dach, ukradziono dzwony, rozbito tablice z polskimi napisami, a pociski i odłamki poszarpały mury. Trwające właśnie prace konserwatorskie i renowacyjne przywrócą blask i świetność kościołowi, byleby tylko nie zabrakło środków finansowych na ich dokończenie. Bibliografia: Cader St.,”Obiekty sakralne zachodniej części ziemi bielskiej i czechowickiej”, Bielsko-Biała, 2015 Katalog zabytków sztuki w Polsce, t. VI, Województwo Katowickie, pod redakcją Izabelli Rejduch-Samkowej i Jana Samka, zeszyt 2, Powiat Bielsko-Biała, Warszawa 1967 Londzin J., ‚Drewniany kościół p.w. św. Katarzyny w Czechowicach”, Czechowice-Dziedzice, 2002 Londzin J., „Drewniane kościoły na Śląsku Cieszyńskim”, Cieszyn, 1932 TRAMWAJ CIESZYŃSKI • XI 2019
19
MIJANKA NA RYNKU
Dramatyczna sytuacja
sk
zu
U
rs
a
w bielskim szpitalu pediatrycznym!
l a M a r ko w
Wstrzymane przyjęcia do Oddziału Anestezjologii i Intensywnej Terapii Dzieci i Noworodków
M
ali pacjenci są i powinni być traktowani w sposób priorytetowy, a z pewnością powinni mieć zapewnioną pomoc błyskawicznie. Jednak coraz częściej pacjenci stają się przypadkowymi ofiarami konfliktów personalnych w szpitalnych. Szpital Pediatryczny w Bielsku- Białej w ostatnim czasie skupiony jest właśnie na konfliktach pracowniczych, których skutkiem było złożenie wypowiedzeń przez wszystkich anestezjologów. Zwolniony z pracy został również ordynator Oddziału 20
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • XI 2019
Intensywnej Terapii dr Marek Sobol. 11 października na konferencji prasowej dyr. szpitala Ryszard Odrzywołek zapewniał o stabilnej sytuacji i regularnej pracy bloku operacyjnego oraz zabezpieczeniu dzieci w przypadkach zagrażających życiu. Poinformował również, że przez braki kadrowe i zwolnienia lekarskie personelu medycznego Oddział Intensywnej Terapii nie przyjmuje małych pacjentów.
MIJANKA NA RYNKU
Boleśnie o tym przekonali się rodzice chłopca, który zamiast na Oddział Intensywnej Terapii w szpitalu, w którym był leczony trafił do Szpitala Klinicznego nr 1 w Zabrzu. Stan zdrowia był bardzo poważny, a taki transport niekoniecznie bezpieczny. Przyjęcie bielskiego pacjenta na zabrzańskim oddziale potwierdziła Dr n. med. Anna Gałecka Pełnomocnik Dyrektora.
Nowe wewnętrzne zarządzenie Dyrektor szpitala Ryszard Odrzywołek wydał wewnętrzne zarządzenie, że wstrzymuje przyjęcia do Oddziału Anestezjologii i Intensywnej Terapii Dzieci i Noworodków do czasu ustabilizowania się sytuacji kadrowej. Pacjenci w stanach zagrożenia życia lub pogorszenia się zdrowia po ustabilizowaniu będą albo przekazywani na któryś z oddziałów bielskiej placówki, albo do innego ośrodka intensywnej terapii dzieci i młodzieży. - Powodem wydania zarządzenia było to, że kilkoro lekarzy pracujących w szpitalu powiadomiło mnie o wzięciu L4- tłumaczył dyrektor. Dodawał, że nadzór nad oddziałem powierzono dr Zuzannie Żaczek oraz, że udało się też znaleźć kilku innych lekarzy anestezjologów. - Mam nadzieję, że uda się dojść do porozumienia z lekarzami, którzy rozwiązali umowy - mówił dyrektor. Możliwości powrotu ordynatora nie bierze pod uwagę, mimo że pielęgniarki z Oddziału Anestezjologii i Intensywnej Terapii Dzieci i Noworodków napisały kolejne już pismo w jego obronie. Dr Marek Sobol otrzymał rozwiązanie kontraktu w trybie natychmiastowym bez podania zastrzeżeń do jego pracy jako lekarza.
Przypomnijmy jaki był początek tego konfliktu Lekarze skarżyli się na złą organizację pracy na bloku operacyjnym. Kilkakrotnie spotkali się z dyrekcją, by sytuację wyjaśnić, a przede wszystkim wprowadzić inne zasady pracy. - Nie chodziło nam o pieniądze, to kwestia organizacji pracy, która była szkodliwa dla małych pacjentów. Rozmawialiśmy o tym z osobami odpowiedzialnymi za szpital nieraz, mimo obietnic nie zostały wprowadzone zmiany – wyjaśnia Marek Sobol, były ordynator Oddziału Anestezjologii i Intensywnej Terapii Dzieci i Noworodków. O sytuację obwinia kierującą blokiem operacyjnym pielęgniarkę, która podobno miała nie radzić sobie z obowiązkami, a przede wszystkim z profesjonalną obsługą bloku. - Zdarzało się, że nie można się było doliczyć narzędzi. Zginęły również pasy, które pozwalają zabezpieczyć dziecko podczas zabiegu. Nie do przyjęcia była również
sytuacja, że śródoperacyjne zdjęcia rentgenowskie wykonywała obsługa sprzątająca - podsumowuje były ordynator. Część pielęgniarek z Bloku Operacyjnego przekonywało, że nie byłoby problemu, gdyby nie były ordynator. Pojawiały się nawet oskarżenia o mobbing. W szpitalu powołano komisję, która nie potwierdziła tych oskarżeń. List w obronie ordynatora napisały także pielęgniarki z Oddziału Anestezjologii i Intensywnej Terapii Dzieci i Noworodków. To jednak nie poprawiło sytuacji i pod koniec września pracujący w Szpitalu Pediatrycznym lekarze anestezjolodzy zdecydowali się na rozwiązanie umów. Skorzystali z możliwości natychmiastowego rozwiązania kontraktów, jednak wspólnie zdecydowali się zmienić to na miesięczny okres wypowiedzenia, by nie zostawiać z dnia na dzień małych pacjentów. Termin upływał na początku listopada.
Konflikt kadry przenosi się na atmosferę wśród pacjentów Takie problemy niestety zawsze boleśnie odbijają się na pacjentach, a w tym przypadku tych najmniejszych. Rodzice słusznie chcą mieć pewność, że w razie potrzeby ich dzieciom zostanie w odpowiednich warunkach i błyskawicznie udzielona pomoc. Wszystkie szpitale w Polsce doświadczają ogromnych braków kadrowych, co jest powodem zamykania oddziałów. Przekonaliśmy się o tym, gdy pomimo starań o nowych specjalistów dyrekcja cieszyńskiego szpitala zmuszona była do ostatecznej likwidacji Oddziału Chirurgii dla Dzieci. Dzisiaj z obawą mieszkańcy spoglądają w kierunku bielskiej pediatrii. To kolejny przykład, który pokazuje, że nie można każdej takiej placówki traktować jako oddzielnego podmiotu. Zawsze zadziała efekt domina, co teraz mamy okazję obserwować wszyscy. Jest to najlepszy moment, by dokładnie przyjrzeć się naszym szpitalom i sytuacji w jakiej się znajdują. Problemy służby zdrowia to temat stary i przerzucany niczym przysłowiowy gorący ziemniak z jednej kadencji rządu na drugą. Ofiarami wszystkich zaniedbań są pacjenci. W tym przypadku mali pacjenci. Kiedy i jak zostanie rozwiązany problem Oddziału Anestezjologii i Intensywnej Terapii Dzieci i Noworodków nie wie nikt. Przypomnijmy, że jest to jedyna taka placówka w okolicy, do której trafiają dzieci nie tylko z Podbeskidzia, ale także m.in. ze Śląska Cieszyńskiego. Z oficjalnych informacji wynika również, że obecny dyrektor bielskiego szpitala ma zamiar odejść z pracy ze względu na wiek emerytalny. Bielskie starostwo ogłosiło konkurs, jednak został unieważniony z powodu zgłoszenia się tylko jednego kandydata. TRAMWAJ CIESZYŃSKI • XI 2019
21
MIJANKA NA RYNKU
Kalendarz motocyklistek
DL A W O J T K A
W październikową sobotę w Browarze „Jedynka” w Bielsku-Białej odbyła się promocja kolejnego już, charytatywnego kalendarza motocyklistek. W projekt zaangażowana jest grupa dziewczyn, skupiająca się wokół inicjatorki pomysłu – Bożeny, instruktorki i założycielki szkoły nauki jazdy, od której przejęły roboczą nazwę Zygzaki. Same o sobie mówią: jesteśmy grupą fajnych ludzi z Bielska i okolic, których połączyła pasja do motocykli. ideą naszej grupy, oprócz wspólnych przejażdżek motocyklowych, spacerów górskich oraz spotkań przy kawie, jest pomoc osobom, które zostały doświadczone przez los. Jest to nasza druga akcja z kalendarzem motocyklistek. Dwa lata temu, w wyniku takiej właśnie inicjatywy, udało nam się uzbierać środki na zakup wózka inwalidzkiego dla niepełnosprawnej dziewczynki.
P
aweł, nasz fotograf, przez kilka miesięcy fotografował dziewczyny, które teraz prezentują się ze swoimi maszynami w kolejnych miesiącach roku. W wydrukowaniu kalendarza pomogli nam sponsorzy, bez których nie udałoby się całe przedsięwzięcie. Tak powstał efekt finalny: Kalendarz Charytatywny 2020 dla Wojtka „Diabła” Zambrzyckiego.
22
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • XI 2019
Oprócz sponsorów, modelek, motocyklistów i ludzi z wielkim sercem, na promocji pojawił się również Wojtek. Przybliżył nam swoją osobę i mogliśmy z nim porozmawiać o jego życiu sprzed wypadku, o tym co robi obecnie oraz o planach na przyszłość. Jest otwartym i sympatycznym człowiekiem, który ma sprecyzowane i określone cele na najbliższe miesiące. Pomimo sytuacji w jakiej się znalazł, nie poddaje się i idzie cały czas do przodu. Wojtek na motocyklach jeździ, a raczej jeździł, 28 lat. Były to różne motocykle, począwszy od nakedów, chopperów, po motocykle turystyczne enduro oraz lekkie motocykle enduro, którymi startował ostatnio w różnych zawodach motocyklowych. Podczas swoich podróży oraz zawodów motocyklowych zdarzały się mniejsze i większe kontuzje, z których zawsze wychodził bez większego uszczerbku na zdrowiu. Turystycznie Wojtek przejechał prawie całą Europę, Azję, Rosję, Ukrainę. Był na wyjeździe Enduro w Maroku. W zawodach motocyklowych organizowanych przez BMW Motorrad Polska wygrał eliminacje w Polsce, co dało jemu oraz innym zwycięzcom awans na wyjazd na finały BMW Motorrad GS Trophy w 2014 roku w Kanadzie. Na tych zawodach, wraz ze swoim Teamem jako przedstawiciele Europy Środkowo-Wschodniej zdobyli pierwsze miejsce. W lokalnych zawodach takich jak rajdy Baja także zdobywał miejsca na podium. Wojtek startował w zawodach Enduro w Rumunii i na jednych z nich zdobył II miejsce, z czego jest bardzo zadowolony. Pewnie nadal brałby udział w zawodach i jeździł na motocyklu, gdyby nie feralny upadek w domu 27
MIJANKA NA RYNKU
fot. arch. Klubu, spotkanie w Pizzeri Jedynka
grudnia 2018, podczas którego doznał poważnego urazu kręgosłupa szyjnego. W przebiegu tego zdarzenia doszło do wieloodłamowego złamania trzonu kręgosłupa C7 wraz z urazem rdzenia kręgowego. Nawet po operacji stan Wojtka nie uległ zmianie i cierpi on na porażenie spastyczne kończyn dolnych. Od 10 stycznia przebywał 2 miesiące w ośrodku rehabilitacyjnym, gdzie został przystosowany do życia na wózku. Wojtek nie poddał się i po rehabilitacji w prywatnym ośrodku w Porąbce jest w stanie wstać i przy pomocy balkonika zrobić kilka kroków. Do chodzenia o własnych siłach przed Wojtkiem jeszcze daleka droga, dużo pracy i poświęcenia, jednak jest dobrej myśli i cieszy się z tego, co już osiągnął. Dlatego właśnie w tym roku jako Zygzaki postanowiliśmy, że całkowity dochód ze sprzedaży kalendarza przeznaczymy na leczenie i rehabilitację Wojtka „Diabła” Zambrzyckiego. Już teraz chcemy w imieniu swoim i Wojtka serdecznie podziękować sponsorom za pomoc i okazane serce, a także wszystkim, którzy wspomagają naszą akcję i kupują kalendarze. Wiele to dla nas znaczy i dzięki temu jesteśmy w stanie, choć w jakimś stopniu pomóc Wojtkowi stanąć na nogi.
Dla wszystkich, którzy chcieliby przelać środki na rehabilitację wojtka, podajemy numery kont: konto w polskich złotych: 64 1750 1064 0000 0000 2110 9312 Konta dla przelewów zagranicznych: nr BiC/sWiFt dla kont RCBWPLPW konto w chF PL 89 1750 1064 0000 0000 2110 9444 konto w EUR PL 36 1750 1064 0000 0000 2110 9428 konto w USD 15 1750 0012 0000 0000 3533 3247 Przy wpłacie proszę podawać pełny numer konta wraz z nr BiC
kalendarze do nabycia w Tramwaj cafe, Cieszyn, ul. mennicza 44 oraz pod nr. tel. 519 358 102 TRAMWAJ CIESZYŃSKI • XI 2019
23
PRZYSTANEK NA ŻĄDANIE artykuł sponsorowany
Z E RO WA S T E życie bez śmieci
Zero waste to coraz bardziej popularny styl życia, który polega dosłownie na życiu bez śmieci. To idea świata między innymi bez plastiku. Najważniejsza zasaDa 3R opiera się na filarach ReDUce, ReUse, RecYcle, czyli redukcja, ponowne wykorzystanie i recykling. Filozofia obejmuje wiele aspektów życia i opiera się na przekonaniu, że wszystkie przedmioty używane w naszych domach mogą być wykorzystywane wielokrotnie i na kilka sposobów. Ogranicza się np. do minimum kupowanie produktów w opakowaniach, a na zakupy zabiera się zawsze własne materiałowe torby i pojemniki.
Idea przyjęła się i szybko rozprzestrzeniła u naszych południowych sąsiadów. W Czeskiej Republice sklepy w stylu zero waste pojawiają się jak grzyby po deszczu. Czy jednak to zupełna nowość?
śmieci „darujemy” światu, jeśli nie będziemy kupowali towaru w gotowych opakowaniach. Na przykład jeden 25 litrowy pojemnik eliminuje wykorzystanie ponad kilograma plastiku.
Pani Ewa Troszok – właścicielka sklepu bez obalu, czyli bez opakowań, który powstał tuż za Olzą, w czeskim Cieszynie - wspomina „wiele lat temu moja prababcia pracowała właśnie w takim sklepie bez opakowań, mam kilka zdjęć z tego okresu. Zapewne wynikało to zupełnie z innych pobudek, ale jest to raczej powrót do dobrej praktyki, niż nowość”.
Sklep oferuje przede wszystkim zdrowe i ekologiczne produkty. Towary podstawowe, ale wysokiej jakości: makarony, ryż, płatki, kasze (jaglana, gryczana, bulgur, kuskus), soczewica, groch, fasolki, przyprawy (kurkuma, majeranek). Są dostępne również ziarna, z których na miejscu w specjalnym młynku mieli się mąkę czy płatki. Jest również dział drogeryjny, w którym można zaopatrzyć się w mydła i płyny do mycia różnych powierzchni.
Jak wyglądają zakupy w takim sklepie? Idealnie jest, gdy przyniesiemy swoje pojemniki, dlatego dobrze jest przygotować się wcześniej do wizyty w sklepie. Pomocna będzie strona internetowa www.zaeko.eu gdzie można przejrzeć asortyment i tym samym zaplanować swoje zakupy. Wówczas wiemy, na co i ile będzie nam potrzebnych pojemników – pudełek, słoików, butelek... Oczywiście można również wypożyczyć na miejscu potrzebne opakowania, ale wówczas właściciele liczą na ich zwrot. Wszystko znajduje się w olbrzymich zasobnikach, więc można zakupić naprawdę tyle, ile się potrzebuje lub zrobić odpowiedni zapas na określony czas, w zależności od potrzeb czy preferencji. Łatwo da się obliczyć, ile ton 24
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • XI 2019
Jak mówi Pani Ewa zmiana stylu życia i bycie zero waste wymaga dużo czasu. Nie musimy jednak popadać w radykalizm i przewracać naszego życia do góry nogami. Ważne, by krok po kroku świadomie wcielać drobne działania, które pozwolą nam zredukować liczbę śmieci i niepotrzebnych rzeczy w naszym domu. Wszystko z umiarem i w zgodzie z naszymi możliwościami. Redukcja domowych śmieci choćby o jedną trzecią, to już naprawdę milowy krok. zaeko ul. střelnič ní 276/13, Česk ý tě www.zaek šín o.eu Godziny otwarcia : od ponied ziałku do piątku od w sobotę 9.00 do 1 od 9.00 d 7.00, o 12.00
Jesteśmy otwarci na klientów z Polski. Już niebawem wszystkie nazwy towarów będą dwujęzyczne. Rozumiemy i mówimy po polsku. Przyjmujemy płatności kartą. Zapraszam :) ewa Troszok
WYŻSZA BRAMA
UBEZPIECZAMY WSZYSTKO UBEZPIECZENIA MAJĄTKOWE
UBEZPIECZENIA TECHNICZNE
· mienia od ognia i innych zdarzeń losowych lub na bazie wszystkich ryzyk (all risks) wraz z ryzykiem utraty zysku (Business Interruption - BI) · mienia od kradzieży i dewastacji · ubezpieczenie gotówki w lokalu i transporcie · ubezpieczenie sprzętu stacjonarnego oraz sprzętu przenośnego · ubezpieczenie szyb i innych przedmiotów od stłuczenia · ubezpieczenia transportowe · ubezpieczenia komunikacyjne
· maszyn od awarii (Machinery Breakdown - MB) · maszyn budowlanych od wszelkich zdarzeń (Contractors Plant Machinery CPM) · robót budowlano - montażowych (Contractors All Risks - CAR i Erection All Risks - EAR) · oraz utraty zysku (Machinery Loss of Profit - MLOP, Advanced Loss of Profit - ALOP)
UBEZPIECZENIA OC
· gwarancje kontraktowe · gwarancje przetargowe, zwrotu zaliczki, dobrego wykonania kontraktu, usunięcia wad i usterek oraz należności handlowe
· z tytułu prowadzonej działalności i posiadanego mienia, · z tytułu niewykonania lub nienależytego wykonania zobowiązania, · odpowiedzialności cywilnej zawodowej, · oraz odpowiedzialności cywilnej menadżerów (D&O)
UBEZPIECZENIA FINANSOWE
ZDROWIE, ŻYCIE · ubezpieczenia pracownicze grupowe · ubezpieczenia na życie indywidualne · ubezpieczenia NNW · ubezpieczenia podróżne · ubezpieczenia zdrowotne
ul. Bobrecka 29, Cieszyn 26 Poczty w budynku Starostwa) (lokal TRAMWAJ CIESZYŃSKI • XI 2019
tel. 503 085 915 33 857 81 46
STARY TARG
Gdo się za swój jynzyk wstydzi takim niech się każdy brzidzi
er y
POGADAMY
k Jan
Dr
al
Fr
yd
PORZÓNDZYMY
Dzisio zaś cosi mołoś nie wiela zwekslujymy i w tym sztyry a trzicatym nomerze naszego TRAMWAJA dómy sie do rzeczy s takóm jednóm szykownóm cieszynioczkóm, kiero wychwolo kaj się yno do, tyn nasz piekny Cieszyn. Fórt cosi mo naporynczóne, coby pieknie łopisać wszecki nasze cieszyński atrakcyje dlo lufciorzi i letnikorzi, kierzi przijadóm tu do nas s nawszczywóm. Mo łóna to isto we krwie, bo lekuśko poradzi w tych czytadłach, kiere pisze, dać snadno do kupy wszecki cieszyński fotki i inksze wieca.
fot. Fryderyk Dral
RENATA KARPIŃSKA - Główny specjalista ds. produktów turystycznych w Urzędzie Miasta Cieszyna. Twórca wielu projektów promujących nasze miasto w kraju i za granicą. Miłośniczka muzyki, od klasycznej aż po rock i metal, oraz dobrych książek i podróży. Koneserka szeroko pojętej sztuki, oraz specjalistka od opracowywania koncepcji produktów turystycznych. Fryderyk Dral: Pani Renato, cieszyniocy o was prawióm, że poradzicie, jak mało gdo, tak pieknie zachwolać
Renata Karpińska
nasze miasto, coby jak poczyto gdo tóm waszóm chwolbe, to zarozinko wrazi swoji pinkle do ruksaka i pyndym jedzie ku Cieszynu. Myślym se, że poradzicie to całe swoji żywobyci rzeknóć po naszymu, coby czytmiorze mojigo TRAMWAJU se pospóminali, jako ta naszo rzecz je piekno i że eszcze nikierzi poradzóm sie ś nióm dorzóndzić. Renata Karpińska: Nie wiym panie redaktorze, czy mi to pudzie snadnie, bo przeca dobrze wiycie, że w rotuzie w kierym robiym, muszym s ludziami rzondzić czysto po polsku. Robiym tu uż też przeca jak dobrze widzicie kapke roków i niewiym czy to co móm na sumiyniu do waszego TRAMWAJA wlezie. Ale jak uż mie tak fest pytocie to przi waszej pumocy na zicher isto sie mi to podarzi. Rodzóno żech je Cieszynie tak samo jak moc inszych tusteloków, kierzi w tym waszym Tramwaju pletóm rozmajte wieca. Wiycie dobrze, że żodno paniczka nie rzeknie wóm jak było to downo, bo każdo by se tych roków rada ubrała. Dycki żech moc rozmajtych czydadeł brała do rynki, bo czytani i poznowani nowych wiecy miałach to za mojigo kóniczka. Jak byłach dziywczyńciym i poczytałach ksiónżke „Egipcjanin Sinhue” to zaroz prziszłach na to, że dobre by było zustać archeologym. Skyrs tego fórt mi je luto, że nie idzie sie curiknóć w czasie i podziwać na tych co kiejsi plyntali sie po naszej ziymi. Dycki też posłóchałach rozmajtej muzyki i to może skyrs tego, że byłach uspowano, jak mój tatulek groł na trómpce, a łoczy otwiyrałach jak ustowoł do ni duchać. Do dzisia posłóchóm różnorakij muzyki, bo przeca jak gdo chodził do szkoły muzycznej, to mu to na całe żywobyci zustanie. Łod młodu wszelijako sztuka była dlo mie fest ciekawo i tymu żech też skończyła średnióm szkołe plastycznóm w Biylsku. Nieskorzij sztudyrowałach w AGH, kaj uczyłach się ceramiki. Coby na kóniec tego sztudyrowanio dostać papiór, że uż żech je wyuczóno, TRAMWAJ CIESZYŃSKI • XI 2019
27
STARY TARG
toch musiała wyszpekulyrować to, czy i skyrs czymu nikiere czorne farby bez kobaltu po wypolyniu sóm dalij czorne. To była ciynżko robota boch se ich musiała piyrsze sama zrobić. Jak żech sztudyrowała to była moda na swetry s gobelinowymi wzorkami i jo sie chyciła ich sztrykowanio. Szło na tym cosi utarżyć, bo sprzedowani tych swetrów w krakowski galeryji dowało mi jakisi dobry grosz. Nieskorzij dostałach eszcze chynci do inszego sztudyrowanio, bo tego coch wiedziała było mi fórt mało i regirowani a ku tymu zachwalani i przedowani rozmajtych wiecy, sie mi zaczło moc podobać. Ale jak eszcze potym poznałach dwie insze szkoły, boch zaczła sztudyrować delsze wieca na politechnice łódzki, a nieskorzij skóńczyłach to w biylski ATH – choć było to w tej samej chałupie - toch uznała, że uż tego bydzie doś. Sama żech je ciekawo, czy to nie było skyrs tymu, że kiejsi żech trefiła na ojca od moji kamratki s podstawówki i łón sie mie spytoł co robiym – a jo, że fórt sztudyrujym. A jego cera, kiero była mojóm kamratkom uż downo robiła i łón mi powiedzioł: „jak gdo gupi- niech się uczy”. Nieskorzij chyciłach sie roboty w krakowski Unitrze, a najlepi mi prziszło napisani rozmajtych insztrukcyji dlo tych co w tym werku robili. Tak sie mi to podarziło, a mojim szefóm podobało, to mie za to chwolili i dołożyli mi kapke piniydzy do wyplaty. Ale dłógoch tam nie wydzierżała, bo każdy dziyń robić ganc to samo, to nie było na moji nerwy. Jako to w życiu bywo, naroz zaświyci s inszej stróny słóneczko i trzeja się brać ku niymu. Mie łóno zaświyciło w Lóndynie i jak żech tam pojechała, toch sie tam poczuła jak ryba we wodzie. Byłach tam prawie sześć roków i do dzisia fórt se to dobrze spóminóm. Moc żech sie tam rozmajtych wiecy nauczyła, ale chocioż zawsze byłach robotno to tam dziepro żech prziszła na to, wiela to idzie wszectkigo zrobić za jednóm godzine. Tam żech też we szkole moc ludzi s wszelijakich strón świata spotkała i prziszłach na to, że moc ludzi mo recht i ni ma jednej prowdy i nigdy nie bydzie. Nieskorzij zaś dostałach nawszczywe do Paryża, kaj żech, naprowde przipadkym, spotkała kuzyna s Cieszyna. Łón mie zakludził do Pałacu Inwalidów, i pokozoł mi naszóm flinte, kiero cieszynkóm sie mianuje. Ón też mi rzeknył, że w Londynie sóm eszcze insze nasze cieszynki. I były - w Tower of London. Jo tam rychlij byłach, ale ich nie poznała, bo żech chledała siykiyrki, kieróm uciupali czepóń babie łód 28
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • XI 2019
angielskigo króla. I wtedy prziszło na mie, żech ni ma yno Polkóm, ale też i cieszynioczkóm. Jak żech sie w roku 1998 wróciła spadki ku Cieszynu, to dostałach posade w cieszyńskim rotuzie, kaj mi dali robotem przi chwolyniu sie naszym miastym, a nazywo sie to promocyja. Nie było to lekuśko, bo s tóm prmocyjóm to je tak jak s medycynom - wszedcy sie na ni znajóm. To był czas w kierym musiałch wszecko sama wyszpekulyrować i wychledać rozmajte obrozki i stare fotki s Cieszyna. Rozchodziło sie ło to, coby rozmajci lufciorze i letnikorze i aji jejich dziecka, mógli se poczytać w ulotkch i ksiónżeczkach ło tym, co je pieknego w naszym mieście. A tego je strasznie moc, bo nasza historyja je przeca ciekawo. Muszym sie wóm też prziznać Panie redaktorze, że jak eszcze nie było mody na rzóndzyni po naszymu to jo popytałach panióm Anielę Kupcową ze Zaolzio, coby przełożyła na nasze rozmajte cieszyński bojki, co ich nóm redaktor Głosu Robert Danel pisoł. Wydowani tych rozmajtych ksiónżek móm kapke na swojim sumiyniu, a nejwiynkszo była „Monografia Dziejów Cieszyna”, kiero była na jubileusz, jak sie to trzo bracio potkali 1200 roków tymu przi źródle s kierego ciurczała woda. Mieli my ksiónżki roztomajcie tak pisane, coby szło tyn nasz Cieszyn fórt a fórt oglóndać i za każdym razym cosi inszego uwidzieć i cosi sie eszcze inszego dowiedzieć. Czasym żech sama cosi napisała – pore folderów i przewodników, jedyn aji był taki co mioł być do dziecek, ale go radzi aji starzi czytajóm. Razym kiejsi też z prowdziwóm kucharkom ze szkoły napisały my o cieszyńskim jedzyniu. Joch przedtym przepytować musiała znóme i nieznóme paniczki i czytać starucne szlabikorze s Ksiónżnicy Cieszyński. Muszym rzeknóć, że i mojóm mame i moji ciotki pytałach sie o jedyn taki recepis co każdo miała inakszy, a wszecki trzi prawiły, że łón je od moji starki i je nejprowdziwszy. Na promocyje ksiónżki przijechoł Robert Makłowicz i opowiadoł o … kminku. Festiwale kulinarne też robiłach – jedyn „Śląski Smaki” ze Ślónskóm Organizacyjóm Turystycznóm, a nieskorzij Cieszyński Smaki. Z tym drugim to musiałach cyganić że sóm dwie imprezy w jednym dniu, boch chciała na kóniec, żeby wieczór zespół Myslowitz nóm zagroł. I zagroł, a że nie chcioł przi jedzyniu, to my przerwe zrobili. I była to zaroz inszo impreza, ale mi tlało, boch sie boła, że sie tyn manadżer kapnie i nie zagrajóm. Robili my też piekne kalyndorze, mapy i moc inszych wiecy. Jedyn
STARY TARG
belfer historyji narzykoł, że choć tela móndrych ksiónżek napisoł to nejbardziej w cynie była ta, co jóm dlo mnie napisoł, o downych cieszyńskich pinióndzach. No była – bo wszedcy co zbiyrajóm stare pinióndze jóm chcieli mieć. A mie dycki zależało, coby nasze ksiónżki były tak napisane, żeby s tego aji normalny człowiek cosi kapowoł i jeszcze cosi sie nauczył – a to nima taki leki. Radach miała chledać stare obrozki i pokazować jak kiejsi wyglóndoł nasz Cieszyn. Dłógi czas regirowałach też Wiadomościami Ratuszowymi, w kierych pisalimy wszecko to, co tustelocy majóm radzi czytać i coby eszcze były piekne dlo łoka. Muszym sie eszcze pochwlić, że latoś nasze województwo na Międzynarodowych Targach w Opolu zustało pochwolóne i dostało dyplóm za to, że my napisali i wydrukowali całóm seryje o Cieszynie, kiero się mianuje „Cieszyn robi wrażenie”. Spómniałach se też ło tym jak ksiónżka ło cieszyńskich żydach rozeszła się po świecie i tymu łodezwała się z Angliji prawnuczka od Moritza Fasala, co je pochowany na kierchowie w Cieszynie. Chledała swoich kuzynów i moc ich nalazła, rozciepanych … naprowde wszyndzi. Posyłała mi moc rozmajtych adresów jego przibuznych, a jo im posyłała ksiónżki ło Cieszynie. Ponikierzi nieskorzij aji skyrs tego nawszczywili nasz Cieszyn i żech sie mógła ś nimi trefić . Miałach też moc radości s tego jak jedyn panoczek s Australiji posłoł mi recepis na prowdziwy sznycel
cieszyński, kiery znaszeł w szlabikorzu łod swoji starki. Srandowne w tym recepisie je to, że je tam napisane, że jak chybi kómusi cielynciny to może se go zrobić z miynsa…. od kangura. Móm też we starości kamracyni sie s inszymi miastami w kierych i z kierymi robiymy koncerty, wystawy, festiwale sztuki i insze kónferencyje, u nich i u nas. Dłógi roki nasze miasto kamraci się s Puckym, robiymy tam imprezy, a Puck się pokazuje u nas. To je też robota co mi robi moc radości choć rozmajte sie przytrofiajóm historyje. Spómniała mi sie też tako jedna wiec, a było to uż dość downo tymu, jak jedyn muzykant wartko przejechoł pół Europy, a dziepro czeski wojok nie chcioł go puścić do Polski, bo ni mioł przi siebie żodnych papiórów. W końcu my to przemógli, że móg prziść do nas na tyn koncert – ale nie powiym jako my ku tymu prziszli. Jak sie robi fórt s rozmajtymi ludziami to skyrs tego co chwile idzie na cosi srandownego trefić. Roz jedyn nawszczywnik chcioł po mie co bych mu przełóżyła na jego mowe jak się nazywo to co jod na obiod – a była to ”Rzić w kapuście” bo to było w goralski gospodzie i miałach s tym kapke ostudy. Inszy sie mie pytoł czy to je prowda, że my pijymy gorzołke co w ni pływie trowa pojscano przez bizóna. Latoś co sie przitrefiło naszym nawszczywnikóm s Bułgaryji, to sie ani nie do łopowiedzieć, Bo proszym se przedstawić Panie redaktorze, że
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • XI 2019
29
STARY TARG
Zdjęcia arch. prywatne
łóni jechali do nas aże trzi dni: dwóma autobusami, bo sie fórt psuły, a ku tymu eszcze musieli się wracać po papióry, bo ich kansi na granicy rumuński czy madziarski niechali. Zdało sie, że nie dojadóm, a tu insze delegacyje uż czakały i co cztyry godziny musieli my wekslować program, przekłodać jejich spani, zwiedzani i insze wieca. Ale zdónżyli na wystymp i to jaki ! Teraz sie s tego mómy móc uciechy, ale wtynczos Panie redaktorze do śmiychu nóm nie było. Ale jak człowiek rajzuje po świecie to dycki sie czegosi dowiy i czegosi sie nauczy i tak też było ś nimi i je sy mnóm. Planujymy też na prziszły rok fajnóm impreze i może przijadóm ludzie jeszcze z dalsza. Podarziło sie mi też regirować rozmajtymi napadami na kiere Europa dała swoji piniódze i kiere miały we starości internety, filmy, kóncerty, strategije i eszcze moc inszych wiecy. Rozmyślałach też ło tym, coby zaś na sztreke postawić wyciepany s Cieszyna tramwaj, kiery by gzuł przez Olzem tam a spadki. Tu muszym rzeknóć, że to co prawiym nie robiłach ganc sama, ale do kupy s całym manszaftym. Niedowno prziszlimy uż na kóniec s Open Air Museum, kiery mi fest leży na sercu, bo podarziło sie dać cieszyniokóm i lufciorzóm cosi nowego do oglóndanio, jak bydóm szpacyrować wedla Olzie i czegosi aji sie tam nowego dowiedzóm. Tu je prowdziwe powiedzyni co cieszyniocy majóm radzi prawić, że Cieszyn to je taki mały Wiydyń. Uż też bydzie kóniec tej roboty, przi- „Kaj 30
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • XI 2019
indzi inakszy – u nas po naszymu” kaj żech robiła ksiónżke, mapy i insze wieca. Zrobiłach też aji takóm aplikacyje na telefon, s kieróm każdy bydzie poradził przynś po Cieszynie rozmajtymi cestami , kiere my dłógi roki wymyślali, coby szło dóńść do każdej atrakcyje i coby sie nikaj nie stracić. I też eszcze mogym sie pochwolić, że wymysliłach też cosi, co się fachowo nazywo „koncepcja produktu turystycznego” i całóm promocyje do wielkigo projektu „Szakiem Cieszyńskiego Tramwaju”. Je to o naszym cieszyńskim tramwaju, kiery chciałabych żeby zaś był „żywy” i jak sie to podarzi, to bydzie to naprowde cosi zajimawego. I na koniec jeszcze roz o cieszynce: ze dwa roki tymu bylimy w Brukseli na promocyji Śląska i pón Wałga, co robi cieszynki – pojczoł mi jednóm – i Panie redaktorze – jo ło tej cieszynce tak opowiadała w tej Ambasadzie, że aż sie mie jedyn panoczek, a był to jakisi konsul z Afryki, spytoł, wiela za nióm chcym…! I tak ta robota, kieróm uż tu w rotuzie robiym dwacet roków, dowo mi moc uciechy i prziszło mi sie prziznać do tego, że to co robiym to je mojóm radościóm, do kierej dziynnie chodzym, coby zaś nad czymsi nowym porozmyślać i cosi nowego wyszpekulyrować. Myślę, że najważniejsze, że przez wszystkie lata pamiętam, co mówił mi zawsze mój starzik: „dziołuszko, jak cosi robisz, to rób to nejlepi jak umiysz, inaczyj sie tego wcale nie chytej”.
PRZYSTANEK NA ŻĄDANIE artykuł sponsorowany
reklama cafe
NOWA ZAJEZDNIA TRAMWAJOWA na ulicy Menniczej w Cieszynie
Cieszyński Tramwaj kursował w latach 1911-1921 i zatrzymywał się na 7 przystankach stałych oraz 4 przystankach na żądanie. Była też zajezdnia, czyli początkowy i końcowy przystanek. To fakty na temat Cieszyńskiego Tramwaju. Faktem jest także to, że tramwaj jako środek komunikacji nie wróci już do Cieszyna i Czeskiego Cieszyna. Do Cieszyna wróciła jednak historia pisana wokół Cieszyńskiego Tramwaju, a towarzyszy jej aromatyczny zapach świeżo zmielonej kawy.
Nostalgię Cieszyńskiego Tramwaju można poczuć zasiadając na drewnianych ławkach niemal identycznych jak te, które znajdowały się w legendarnym Ringhofferze. Niepowtarzalny klimat, historyczne zdjęcia oraz dźwięki nadjeżdżającego tramwaju znajdziecie w kawiarni Tramwaj Cafe, która pretenduje do miana nowej zajezdni Cieszyńskiego Tramwaju. TRAMWAJ CIESZYŃSKI • XI 2019
31
MIJANKA NA RYNKU
Teatr im. Adama Mickiewicza w Cieszynie zaprasza na:
Giuseppe Verdi
„TRAVIATA” Opera w 3 aktach z wyświetlanym polskim tekstem
8 grudnia 2019 r. (niedziela) godz. 18.00 BILETY: 60; 90; 110 zł Rezerwacja biletów pod nr tel.: 33 857 75 90, 33 858 16 52 Sprzedaż biletów w KASIE teatru i w systemie on-line: www.bilety.teatr.cieszyn.pl
32
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • XI 2019
MIJANKA NA RYNKU
Fot.: Krzysztof Bieliński TRAMWAJ CIESZYŃSKI • XI 2019
33
sk
zu
U
rs
a
KIERUNEK KULTURA
l a M a r ko w
mia a Pa na Ak ade mi czyli szkoła bez kartkówek i matematyki Na „Akademii Pana Kleksa” wychowało się kilka pokoleń Polaków. Teraz po bajkę Brzechwy sięgnęli artyści Sceny Polskiej Cieszyńskiego Teatru . Dowcipnym i efektownym przedstawieniem udało im się zafascynować i skraść serca najmłodszych widzów.
K
atarzyna Deszcz stworzyła spektakl familijny, opowiadający o niezwykłej szkole Ambrożego Kleksa, w której nauka jest przyjemnością i niesamowitą przygodą. Kolorowy i roztańczony staje się niezapomnianą podróżą do świata wyobraźni... Akademia pana Kleksa to magiczna szkoła dla chłopców, znajdująca się na końcu ulicy Czekoladowej. Szkoła położona jest w ogromnym parku, w którym ukryto przejścia do wszystkich znanych baśni. Jest tylko jedna trudność – aby znaleźć się w Akademii trzeba
34
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • XI 2019
być chłopcem, którego imię zaczyna się na literę A… W przedstawieniu pojawiają się również inne utwory Jana Brzechwy co z pewnością jest ciekawe i wprowadza dynamikę. W tym spektaklu właśnie dynamika sprawia, że dzieci się nie nudzą, a interakcja z małym widzem jest naturalna. Dzieci chętnie włączają się w tą zabawną grę stając się częścią tej bajki. Wielkie brawa należą się również Małgorzacie Tekiel za realizację muzyczną. To piosenki dominują w tym przedstawieniu z którymi zespół Sceny Polskiej poradził sobie znakomicie.
KIERUNEK KULTURA
K le ksa Reżyserka postawiła na kolorową i nieskomplikowaną scenografię, którą wykonał Andrzej Sadowski. Wielkie gumowe piłki i konstrukcje sześcianu przestawiane przez aktorów podkręcają dynamizm scen jednocześnie pozwalają na płynne przejście z jednej sceny w drugą. Małgorzata Deszcz nie bała się również wprowadzić elementów multimedialnych, cyrkowych czy teatru cieni. Z pewnością „ Akademia pana Kleksa” jest lekturą która ma bawić. Zatem cel został osiągnięty bo cieszyńska widownia, niezależnie od wieku na tym spektaklu się bawi. Jedyne czego w tej historii zabrakło, to dobrego zakończenia. Uczony szpak Mateusz w tej wersji okazał się kłamcą, a historia o królu wilków i czapce niewidce została zmyślona. Zatem bajka pozostaje tylko bajką na którą zapraszam i polecam nie tylko tej najmłodszej widowni.
OBSADA: Grzegorz Widera - pan Kleks Barbara Szotek-Stonawski - ptak Mateusz Marcin Kaleta - uczeń akedemii Małgorzata Pikus - postać z bajek Lidia Chrzanówna - postać z bajek Kamil Mularz - uczeń akedemii Łukasz Kaczmarek - uczeń akedemii Sebastian Magdziński - uczeń akedemii (gościnnie) Katarzyna Deszcz - adaptacja i reżyseria Andrzej Sadowski - scenografia Małgorzata Tekiel - muzyka Maciej Cierzniak - choreografia TRAMWAJ CIESZYŃSKI • XI 2019
35
Krzysztof Szymoniak
Prosty poemat [obszerne fragmenty]
I stało się – po kilku zimach zbierania się do lotu, po długich miesiącach studiowania map, krążenia w internecie, wysłuchiwania opowieści bliższych i dalszych znajomych, dwa lata przed emeryturą spakowałem plecak, kupiłem bilet, wsiadłem wieczorem do pociągu, aby dojechać nim (z trzema przesiadkami: w Poznaniu, Katowicach i Czechowicach-Dziedzicach) na dziesiątą rano do stacji Cieszyn. I dojechałem – jakoś tak w połowie lipca, a dzień był raczej upalny. Pierwszy obraz… pamiętam dworzec kolejowy w remoncie, dworzec autobusowy w budowie, powstające tam rondo przy moście, obok wyłażące z ziemi monstrum przyszłej galerii oraz kilka kamienic bosej ulicy, a za torami niepozorne, obrośnięte chaszczami koryto rzeki Bobrówki i moja noclegownia. I się zaczęło – pierwszy hotel z rezerwacją pokoju, pierwsze przejście ul. Liburnia w stronę granicy,
pierwszy rzut oka na cieszyński zamek, wieżę w parku na wzgórzu i sławny browar zamkowy, pierwsze kroki chodnikiem obok baru „Smakuś”, piwiarni „U Ryśka” i pomnika „Ślązaczki”, pierwsze spojrzenie w ul. Głęboką, (...) pierwszy kufel piwa Radegast „U Partyki”, pierwszy kontakt z żywym językiem czeskim, pierwsza rozmowa w polskiej księgarni z Polakiem z Zaolzia (Księgarnia u Wirthów), zakup pierwszych książek o Cieszynie i Śląsku Cieszyńskim, pierwszy knedlik z gulaszem w jadłodajni „Tempo” przy dworcu kolejowym Český Těšín, a wszystko po to, żeby najpierw wejść w inne miasto, a zaraz potem znaleźć się w innym kraju, aby usłyszeć inne języki, aby spotkać ludzi, którzy od wielu lat uczestniczą w „Święcie Trzech Braci”, oglądają filmy w „Kinie na Granicy” i zasiadają na widowni Festiwalu Teatralnego „Bez Granic” (...) i zapach napędzały mnie pozytywną energią, oto radość odkrywania innego kraju i coś na kształt cichej euforii, chodząc uważnie, szwendając się namiętnie od rana po obu Cieszynach nie czułem zmęczenia, nie towarzyszyło mi zwątpienie, nie ogarniał mnie lęk przed nieznanym, nie doskwierały mi samotność i fakt że jestem tu obcy, nie bałem się pytać o rzeczy i sprawy dla miejscowych oczywiste, bo nie byłem banalnym turystą, który pokręci się po centrum, zrobi kilka zdjęć i zniknie, ja chciałem zrozumieć, poznać, a przede wszystkim nie miałem zamiaru udawać kogoś, kim nigdy już w tym kraju nie będę, towarzyszyła mi więc prosta zasada: patrz, słuchaj, czytaj, myśl. I przyszło – przyszły słowa: jo je tu stela, werbus, sranda musi być, szkopyrtok, dajmy se po półce; przyszły polskie i czeskie nazwy miast, wiosek, ulic, placów, rzek, gór, polskie i czeskie pomniki, sklepy, piwiarnie i jadłodajnie, polskie i czeskie gazety; a z mapą i planem miast przyszła topografia: hotele, hostele, schroniska wycieczkowe, muzea, kościoły, zabytki, punkty informacji turystycznej, księgarnie, sklepy z pamiątkami, kantory wymiany walut, bazary warzywno-owocowe, bary mleczne, kawiarnie, cukiernie, poczty, postoje taxi, rozkłady jazdy pociągów i autobusów, nieistniejąca już linia tramwajowa, mosty, zaułki, wieże kościołów, główne place z ratuszem, boczne uliczki, blokowiska, (...), jednym słowem wszystko to, co jest Cieszynem i Czeskim Cieszynem, co było, jest i zostanie na zawsze jako Těšínské niebo, Cieszyńskie nebe, Sentimentální tramvajová rallye. I odeszło – po kilku dniach, a zwłaszcza po drugim i trzecim pobycie w tym dwumieście, opuściła mnie naiwna wiara w możliwość szybkiego zapuszczenia tam korzeni, choćby prowizorycznych, choćby na początek tymczasowych, okazało się, że nie jest to tak oczywiste (dla upartego) jak wejście latem na ośmiotysięcznik,
owszem, poznałem Wojciecha Święsa, Annę Cieplak, Jarosława jot-Drużyckiego, Ewę Gołębiowską, Zenona Wirtha, Władysława Żagana, Katarzynę Worek, Miloslava Sikorę, Halinę Pasekovą, Lucynę Henriettę Ciencialovą, Irenę French, poznałem też Mariolę i Łukasza z kawiarni „Kornel i Przyjaciele”, dzięki którym zdobyłem nieosiągalne „Opowiadania cieszyńskie” Kornela Filipowicza, ale nie dane było mi poznać, uścisnąć dłoni ani porozmawiać z Jerzym Kronholdem, Renatą Putzlacher, Dorotą Havlikovą, Andrzejem Drobikiem, Zbigniewem Machejem czy Jaromírem Nohavicą, nie poznałem też wielu innych osób, które zapewne nigdy nie dowiedzą się o moim istnieniu, bo i po co (biorąc na zdrowy rozum) miastu nieznany siwy poeta, w dodatku z odległej planety, z miasta G.? wiem – za późno, wiem – za stary jestem na nowe przyjaźnie i miłosne fascynacje, nawet jeżeli kobietę z krwi i kości miałyby zastąpić rzeka i miasto, ale nie jest źle – mogę chodzić lub stać, kontemplować płynącą wodę, mogę zaglądać ludziom w oczy w poszukiwaniu ciepłego kąta, mogę siadać przy stoliku w znanej kawiarni, mogę jeść obiady raz tu, raz tam (po obu stronach granicznego mostu), mogę słuchać bicia ratuszowego zegara, uprawiać trainspotting w Czeskim Cieszynie i oglądać stare widokówki, mogę o poranku kupować słynne cieszyńskie kanapki (np. ze śledziem), trzaskać selfie przy designerskim różowym jeleniu przed zamkową Oranżerią, patrzeć z Wieży Piastowskiej na czeską stronę (lub Zaolzie), starzeć się zwolna w hotelowych pokojach, badać mapy tego kraju, czytać plany miast stojących przede mną otworem, a potem iść krok w krok za nieoczywistym, nienazwanym, nieosiągalnym. I tak to wygląda – właśnie tak to wygląda, bo ja – ani werbus, ani stelak, bo ja – przybłęda, włóczęga, kosmita, mogę też powiesić na kuchennej lodówce porcelanowego anioła stróża oraz takież serce (z magnesem) ze sklepu „Święty Jacek”, mogę pić herbatę z kubka „Cieszyn” kupionego w Cieszynie pod ratuszem, mogę chodzić na czeską stronę do polskiego pubu „Dziupla”, ale muszę pamiętać o tym, co jot-Drużycki powiedział mi tam kiedyś – Tu jest tak: albo trzymasz z Polakami z Zaolzia, albo jesteś czechofilem, musisz bowiem wiedzieć, że tutaj to są dwie różne bajki… fakt, na takiej barykadzie (nawet, gdy jest tylko sprytną metaforą) okrakiem siedzieć się nie da. I– i obszedłem przez trzy lata (sześć tygodniowych pobytów) cały Cieszyn i cały Český Těšín, byłem tam za dnia i w nocy, o świcie i po zachodzie słońca, zaglądałem na żydowskie cmentarze i do świątyń protestantów, wszedłem na Czantorię, powiedziano mi, że na morawską Łysą Górę można wjechać autobusem, zajrzałem do Ustronia i Skoczowa, obejrzałem zapadliska Karwiny, piłem herbatę w Ostrawie, obok Haldy Ema, nie są mi obce Frýdek i Místek, Gnojník i Orłowa, dobrze poznałem Bielsko-Białą, przede mną Trzyniec i Jabłonków, przede mną Jaworowy i Ostry, przede mną ciągle inny kraj.
I teraz – teraz (ja – poeticus emeritus) zastanawiam się, jak to wszystko urządzić, aby jednak zamieszkać między Czantorią a Łysą Górą, aby z okien mieszkania patrzeć na Olzę, aby do granicy było pięć minut (obojętnie z której strony), aby zaprosić do siebie Krzysztofa G. z Wrześni i Krzysztofa K. z Sopotu, aby już nigdy nigdzie nie wyjeżdżać, nie uciekać, zwłaszcza od złych polityków i wrogiej mantry, a potem spać spokojnie i cieszyć się zdrowiem i znaleźć przystań na lata i mieć paru dobrych kolegów i napisać kilka dobrych wierszy i usłyszeć głosy minionych pokoleń i zrozumieć wszystkie języki tej ziemi i odbyć krótką jazdę cieszyńskim tramwajem i postawić kropkę nad „i” pod cieszyńskim niebem. I się toczy – leżę na hotelowym łóżku, wsłuchuję się w dźwięki miasta nadlatujące wieczorem przez otwarte okno, w pokoju nie ma drugiej osoby, z którą mógłbym porozmawiać, albo chociaż pomilczeć na ten sam temat, więc leżę, i wtedy dociera do mnie, że zwyczajni ludzie, zwyczajni mieszkańcy Cieszyna nie roztrząsają przy obiedzie zagadek historii, nie badają tekstów J. Przybosia i K. Filipowicza, nie szukają na niebie komety, bo związane z nią przepowiednie już sto razy zmyły deszcze i starły śnieżne zawieje, nie czytają trudnych książek, nie piszą referatów na konferencje naukowe, nie chodzą na sesje Rady Miejskiej, bo mają na głowie inne, zwyczajne, ważniejsze problemy (przedszkole, garaż, kredyt, dziura w dachu, choroba, praca) nie bronią własnym ciałem wycinanych przy torach drzew, z rzadka drążą prawdy, półprawdy, zmyślenia i kłamstwa na temat Śląska Cieszyńskiego (być może są za blisko, być może więcej widać z oddali), ale chętnie oglądają wyścigi szalonych rowerzystów w ramach DOKA Downhill City Tour (jest to jakaś odmiana wobec przeszłości znakomitej, skoro przyszłość bywa pewną niewiadomą), (...) nie zmienia to jednak faktu, o czym we Wstępie do pewnej wielkiej Księgi napisał Marian Dembiniok, że: Śląsk Cieszyński w swej bogatej, często trudnej, a chwilami tragicznej historii ciągle skrywa wiele wątków legendarnych, tajemnych, lub zapomnianych… nie zmienia to jednak faktu, że myśląc o sobie i swoim zwyczajnym życiu, zwyczajni mieszkańcy mogliby zapamiętać słowa Urszuli Markowskiej z pewnego jej felietonu, ale także odnieść się do ich sparafrazowanej przeze mnie wersji: Zanim spytasz, co to miasto może zrobić dla ciebie, powiedz wpierw, co ty zrobiłeś dla tego miasta... I płynie – siedzę na ławce z widokiem na Cieszyn, przede mną szumnie-gadająca woda Olzy, obok tablica z ostrzeżeniem: Pozor! Státní hranice probíhají hraničním vodním tokem, jestem więc po czeskiej stronie, jestem na Zaolziu, jestem jednocześnie
w przeszłości i teraźniejszości, jestem choć mnie nie ma, bywam czułym barbarzyńcą, fotografem, kolekcjonerem głosów, które przemawiają do mnie z kart historii, z piosenek Jarka Nohavicy (jak o nim mówią tutejsi), z wierszy Jerzego Kronholda, z opowiadań Kornela Filipowicza, ze wspomnień tych, którzy już odeszli, a co zostało? zostały kraj-obrazy – Landschaft, landscape, krajina…, (...) I trwa – wróciłem na Wieżę Piastowską, stoję tam oddając po kilka minut każdej stronie świata, widoczność jest dobra, na krańcach obrazu rozpoznaję znane już miejsca, od Łysej Góry po Ostrawę i Karwinę, od Czantorii po dalekie przedmieścia Cieszyna, od legendy o trzech braciach po prawdziwą śmierć pięciu strażaków w wodach Olzy, pode mną miasto przecięte granicą i szablą rzeki, widzę ulice, kościoły, dachy, dworce kolejowe, Mój Inny Kraj, odnaleziony, ale nie mój, patrzę i szukam śladów po nieobecnych, a on trwa… i wrasta we mnie… i czeka. I nigdy – i właśnie dlatego nigdy o nic nie prosiłem, wszystko co mnie dotyczy dzieje się według zasady: poradzisz sobie sam, albo polegniesz i dlatego nadal nikogo nie proszę o łaskę (paliłem mosty do łaskawców) o pracę (praca zawsze znajdowała mnie) (...) przemijam pogodnie na własny rachunek, nie zapisujcie mnie więc do żadnego chóru, nie liczcie na mój udział w protestach lub manifestacjach poparcia, nie zamierzam ginąć na obcych polach walki, ani w pojedynku o cudzą żonę, dlatego siedzę na ławce – lub idę-stoję-patrzę – zawsze bezinteresownie, dla czystego piękna, dla tej ziemi, dla Was. I tylko – i zostały tylko pytania pytania przychodzą bez pardonu:
gdzie wiatr który mnie tu przywiał gdzie twarze ze starych zdjęć gdzie chrust na ognisko gdzie prześcieradła na sznurach gdzie ptaki ze skradzionych gniazd (...) kiedy przejść na drugą stronę kiedy trafić pod właściwy adres kiedy skończyć z poezją kiedy stanąć na Rynku z fryzjerką kiedy wywiesić flagę Księstwa (...) komu wskazać milowy kamień komu oddać honory i pamięć komu podrzucić nasiona malwy komu obmyć stopy zmęczone komu przypomnieć słowa o wierności (...) co przybić ostatnim gwoździem co zamówić na ostatnią wieczerzę jak znaleźć trop w czwartym wymiarze jak wejść w postmodernistyczne powieści (...) ile jeszcze razy muszę próbować ile razy jest w sam raz ile powodzi musi spłynąć do morza skąd przyjdzie czarna dama z białym psem skąd mam wiedzieć, że to już kto zamknie mi oczy i spopieli ciało? I właśnie – i dlatego właśnie, że nie znam odpowiedzi, że mój inny kraj wzywa mnie zaszyfrowaną frazą – postanowiłem już nie szukać, nie czekać, nie komplikować prostych spraw, chcę spotkać niespotykane, zajrzeć chcę do studni, wrzucić kamień do rzeki, stać w cieniu drzewa, grzać dłonie zimową ciszą o poranku, jednym słowem być tam, zaczynać i kończyć przyzwoicie, (...) bo zawsze może nastać jakieś jutro, bo kiedyś pewna moja znajoma z miasta K. po prostu stwierdzi: „Ukradłeś mi Cieszyn”.
Krzysztof Szymoniak urodził się w 1953 roku w Kępnie. Od roku 1969 mieszka w Gnieźnie, od połowy lat 80. zawodowo związany z Poznaniem. Ostatni sekretarz redakcji poznańskiego miesięcznika NURT oraz założyciel i pierwszy redaktor naczelny ogólnopolskiego dwutygodnika literackiego NOWy NURT. Absolwent poznańskiej polonistyki. Laureat, z roku 1988, poznańskiego Medalu Młodej Sztuki za reportaże literackie. Współzałożyciel Gnieźnieńskiej Grupy Poetyckiej DRZEWO. Przez ostatnie 20 lat był wykładowcą na Uniwersytecie Adama Mickiewicza. Uczył dziennikarstwa, twórczego pisania, wiedzy o mediach i wiedzy o fotografii. Obecnie na emeryturze. Autor kilku zbiorów wierszy, kilku tomów prozy oraz czterech tomów eseistyki okołofotograficznej. W roku 2017 ukazała się jego powieść „Osmoza”, której akcja toczy się w Cieszynie i Czeskim Cieszynie. Zaprezentowany na naszych łamach „Prosty poemat” jest częścią książki „Melanż”, która ukazała się w Gnieźnie miesiąc temu. Skróty dokonane w „Prostym poemacie” pochodzą od redakcji.
Melanż Krzysztofa Szymoniaka czeka na naszych czytelników pod numerem 577 148 965!
Księgarnia Piastowska BookBook Cieszyn, ul. Głęboka 6
prezentuje
M a R i a pa s z Y Ń s k a
oWoc GR anaTU powRoTY
Ostatni tom serii historycznej o Polkach, które II wojna światowa zawiodła z Syberii do Iranu. Halszka z córką w pośpiechu opuszczają Iran, który w 1979 zmienia się w państwo wyznaniowe rządzone przez Chomeiniego. Przylatują do Paryża i zatrzymują się w skromnym mieszkaniu Stefanii i Jędrzeja Walickich. Elżbieta źle się czuje w towarzystwie siostry i szwagra. Człowiek, którego kiedyś kochała, dzisiaj ją przeraża... Pocieszenia jak zawsze szuka w pracy naukowej i wciąż wierzy, że niebawem dołączy do nich Mehrdad. Natomiast Stefania oddaje się opiece nad siostrzenicą. Między nią a małą Anią rodzi się wyjątkowa więź. Żadna z sióstr nie czuje się w Paryżu jak w domu, coraz częściej mówią o powrocie do Polski. Trwają przygotowania do kolejnej ważnej podróży w ich życiu. Czy w peerelowskiej Warszawie kobiety odnajdą wreszcie spokój i szczęście? Powyższy opis pochodzi od wydawcy.
Maria Paszyńska absolwentka iranistyki Wydziału Orientalistycznego Uniwersytetu Warszawskiego i prawa na uczelni Łazarskiego. Jest przewodnikiem miejskim w Warszawie. Obecnie pisze powieści z historią w tle, a także felietony.
Owoc Granatu. POwROTY Marii Paszyńskiej Wydawnictwa Książnica czeka na naszych czytelników pod numerem 577 148 965!
KIERUNEK KULTURA
St
an
is ła
w M al
ws
ki
fot. Wojciech Wandzel
in
o
Pani na Zamku
rozmowa pisana z panią Ewą Gołębiowską Stanisław Przybysz Malinowski: Kilkanaście lat temu w kultowej kawiarence „Baszta” spotykał się jeszcze prawie cały Cieszyn. Do dziś wielu z nas mówi – to moja knajpka. W kawiarence tej miał kiedyś swój piękny finał konkurs poetycki z dorocznego cyklu „Skarby z cieszyńskiej trówły”. Nagrody laureatom wręczała uśmiechnięta pani w cieszyńskim stroju. Jak potoczyły się potem losy osoby, która dziś na swym blogu wyznaje bezsilność obrońcy drzew i... pokrzyw ? Ewa Gołębiowska: Ta kawiarnia nie istnieje już tyle lat… Cieszyńska Trówła w przyszłym roku będzie miała 20. edycję, Zamek Cieszyn symboliczne 15. urodziny. Lata lecą, 40
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • XI 2019
z urzędniczki zostałam „panią na Zamku”. Tyle że to nie jest taki „normalny ” ZAMEK, ale unikalne miejsce na mapie Polski, gdzie historia i tradycja wyjątkowo dobrze współbrzmią… Jak Pan pewnie pamięta, na początku nie było łatwo. Walka pomiędzy tradycjonalistami a modernistami (powiedzmy: wyznawcami dizajnu), trwała w Cieszynie dość długo, a symbolicznym obiektem ataku był nawet całkiem niewinny różowy jelonek. Ale było i chyba minęło. Cieszyniacy i samo miasto zaczęło domagać się … więcej, a nie mniej dizajnu. Wygląda na to, że wreszcie będziemy mieć w mieście dużo pracy. Czekamy na wdrożenie systemu informacji wizualnej opracowanej przez grupę projektantek TUKEJ jeszcze w ramach naszego projektu dla Dworca. Przypomnę, że w 2017 roku
KIERUNEK KULTURA
fot. Fryderyk Dral
powstała kompletna informacja w przestrzeni dworca plus oryginalne siedziska autorstwa Barta Nawrockiego. Z Wydziałem Projektowym ASP w Katowicach rozpoczęliśmy prace projektowe dla terenu Pod Wałką i Trzeciego Jazu. W ramach projektu „Cieszy nas mała przedsiębiorczość” razem z Miastem i przedsiębiorcami wypracowywaliśmy rozwiązania dobre dla biznesu w cieszyńskiej Starówce. Te informacje są dla tych czytelników, którzy wciąż nie widzą naszej pracy i sensu istnienia Zamku :) A drzewa i pokrzywy? To prawda, są dla mnie ważne, ale nie tylko dla mnie! Niestety, przegraliśmy pierwsze bitwy o drzewa wzdłuż torów kolejowych, ale prawo zostało zmienione. I jest w tym zasługa cieszyńskich aktywistów. Przegraliśmy walkę o maszt postawiony w bezpośrednim sąsiedztwie Wzgórza Zamkowego i tu pociechy żadnej nie widać. Dziś w Cieszynie wycięto kolejne drzewa, ogromne topole przy Bielskiej, tym razem w prywatnym ogrodzie. Przed nami długa i trudna walka, o planetę. Nawet w Cieszynie nie jest to już abstrakcja… Wielu może nie rozumie, jak ma się ma do tego, kojarzony z modą i drogimi gadżetami, dizajn. Tymczasem to projektanci coraz częściej angażują się w ekologiczne i społeczne projekty, nie tylko dlatego, że są tacy etyczni,
ale po prostu ich klienci tego oczekują, bo mają świadomość, że wszyscy jedziemy na tym samy wózku. Więc stoję po stronie drzew, bo dają cień i chłód w coraz cieplejsze lata, zatrzymują wodę, są domem dla ptaków. A badania potwierdzają, że do dzielnic z zielenią znacznie rzadziej wzywane jest pogotowie ratunkowe i policja. Stoję po stronie pokrzyw, czyli tzw. nieużytków w mieście, bo są wyspami bioróżnorodności. A tu trzeba działać lokalnie, myśląc globalnie. Tylko że niestety, trzeba działać INACZEJ, a to już nie wszystkim się podoba. P r z e d s i ę b i o r c z o ś ć, to słowo z pierwotnej nazwy Zamku, które tłumaczyłem młodemu stypendyście ze Słowacji. Był on nota bene autorem performensu „Śmierć Słowackiego” z udziałem słowackiego studenta na katafalku z egzemplarzami Juliusza Słowackiego urzędowo wycofanymi z bibliotek. Na ile sam Zamek, jako placówka podlegająca Ratuszowi doznawał przeobrażeń, na ile koncentruje działania społeczne, kulturalne ? Najpierw muszę sprostować, bo podlegamy dwóm organizatorom - miastu i województwu. Otrzymujemy dwie dotacje (w proporcji 51% i 49%) z budżetu Cieszyna i Urzędu Marszałkowskiego. Do tych dotacji musimy TRAMWAJ CIESZYŃSKI • XI 2019
41
KIERUNEK KULTURA
dość dużo dodać z projektów i własnych dochodów, bo milion złotych z obu dotacji nie wystarcza. Wypełniamy zadania lokalne, do nich zaliczamy przede wszystkim turystykę i małą przedsiębiorczoś, ale także dbałość o obiekty będące majątkiem miasta. Równolegle odpowiadamy na oczekiwania regionalne, jakim jest np. potrzeba innowacyjnych rozwiązań - dla biznesu i coraz częściej sektora publicznego. Temu służy m.in. konkurs Śląska Rzecz, wyniki XIV edycji można już zobaczyć w Cieszynie. Warto wiedzieć, że za wysoką wartość projektową wyróżniamy wiele lokalnych, w tym cieszyńskich, realizacji. Działamy również na poziomie ogólnopolskim i międzynarodowym, współpracując m.in. z Instytutem Adama Mickiewicza przy promocji polskiego dizajnu za granicą, Narodowym Instytutem Dziedzictwa czy Polską Agencją Rozwoju Przedsiębiorczości. A przeobrażenia? Zamek Cieszyn nieustannie się zmienia, bo zmienia się rzeczywistość, a z nią nasz główny obszar działania, czyli projektowanie. Na początku byliśmy skupieni na innowacyjnych firmach i projektowaniu przemysłowym, teraz specjalizujemy się w projektowaniu usług, społecznych innowacji oraz tzw. nowym rzemiośle. Żeby nie być gołosłownym: właśnie rozpoczynamy z Deltą Partner (lider) nowy ogólnopolski projekt wspierający innowacje społeczne mające na celu dostępność osób niepełnosprawnych i seniorów. Ale wróćmy jeszcze do przywołanych przez Pana drzew i pokrzyw. Eko - projektowanie nie jest już niszą dla hobbystów, tylko absolutnym wymogiem. Można nie wierzyć w kryzys klimatyczny i zamykać oczy na konieczność zmiany, ale nie radziłabym takiej strategii przedsiębiorcom. Nie świadomość, ale ograniczenia prawne będą wymuszać zmiany w biznesowym modelu - inne podejście do wykorzystanych materiałów, energii, opakowań, transportu - wreszcie życia produktów po ich zużyciu. Lepiej się do tego zawczasu przygotować… Nasza Rada Programowa jednym (a 8 osobowym) głosem rekomendowała działania Zamku w tym zakresie. Za każdym razem, kiedy jestem na Zamku organizującym wernisaże, promocje, kursy, ulegam pozytywnej refleksji, że warto tu na Zamek przychodzić. Bo, powiem wprost, stąd wynoszę ze sobą pozytywną energię. Mobilizuję się, aby kontynuować własne projekty. Druga refleksja, już raczej niepokojąca. Czy po personalnych zmianach na Zamku to miejsce nie wyhamuje i nadal będzie centrum inspiracji i rywalizacji twórczej ? Hm, pyta Pan wprost o moją zbliżającą się emeryturę? Najpierw odpowiem, że bardzo, bardzo cieszy dobra energia, którą Pan wynosi… To ważny, choć niewidoczny 42
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • XI 2019
i niewymierny efekt oddziaływania Zamku. Naszym hasłem w końcu jest „Projektujemy możliwości”. I nie sądzę, żeby tutaj coś się zmieniło, nawet gdy Ewy Gołębiowskiej zabraknie. Bo kiedyś zabraknie, a wtedy odpowiedzialność przejmą młodsi, pełni energii i nowych pomysłów. Nie wolno wrosnąć w fotel. A Zamek to nie Ewa Gołębiowska, tylko ludzie, których udaje się wciągnąć do wspólnej pracy. Z nowości - choćby fundacja Montessori prowadząca w Zamku… przedszkole czy Fundacja Lepszy Świat. Z drugiej strony, kiedy przestanę być dyrektorką Zamku, to pewnie z Cieszyna nie zniknę. Będę robić na drutach, czytać, sadzić kwiaty, smażyć dżemy, ale jeśli tylko będę przydatna, to nie odmówię pomocy. Jak ktoś ma ten gen aktywności, a ja go mam i po tacie Zbylucie (dawny dyrektor Olzy) i po dziadku Więcławie (kierownik szkoły w Puńcowie), to się w domu nie zamknie. Jeśli praca zawodowa staje się jak hobby, to czym wypełnić czas relaksu po pracy ? … wtedy nie ma takiego czasu „po pracy”, albo jest go zbyt mało - by doczytać książkę czy zadbać o ogród. Szczęśliwie, praca w Zamku od samego początku daje przestrzeń do rozwoju i inspiracje dla nowych pasji. Nie mogę narzekać! Chociaż jest wiele innych, nowych restauracyjek, bardzo bym chciał znów spotykać się z cieszyniakami w „Baszcie”. Właśnie tam dokończyć naszą rozmowę. A jakie są pani oczekiwania ? Z Basztą chyba już się pożegnałam. Są nowe kawiarnie, Zamkowe Presso, gdzie zamiast gulaszu (pamięta Pan?) Robert częstuje tartami, Kornel, Tramwaj Cieszyński. Jest gdzie chodzić. A co do oczekiwań, to raczej powiem o tym, co chciałabym kiedyś na Wzgórzu zobaczyć, a czego już sama raczej nie zrealizuję. Na przykład historyczny plac zabaw, ogród na dachu „Oranżerii”, kolektory słoneczne. Ale najbardziej mi zależy na tym, żeby Wzgórze Zamkowe było bardziej dostępne dla seniorów i osób niepełnosprawnych. Tego już nie zdążę poprawić, ale jako „seniorka” może mogę oczekiwać? Jak pan myśli? Cogito ergo sum . Myślę pozytywnie. Zamek za mego życia przeobraził się bardzo. Dziś miałem okazję poznać autorkę tych przeobrażeń. Dziękuję za miłą rozmowę. Obiecuję pani, że nie będzie mi trudno dotrzeć na Wzgórze. Winda działa nadal. Sprawdzałem.
TOREBKA JAKBY DAMSKA
Niepełnosprawni z
yk
Iw
on
a W ło d arc
S Ą S I E DZ I
Zdarza się, że części naszego społeczeństwa osoba niepełnosprawna kojarzy się z kimś kto mieszka w ośrodku, gdzie jest pod stałą opieką specjalistów, jednak jest to zdecydowanie błędne skojarzenie. Tylko niewielka część osób z różnego rodzaju dysfunkcjami przebywa na stałe w takich miejscach, a zdecydowana większość mieszka z rodzinami bądź samotnie w domach czy mieszkaniach. ich dążenie do „normalności” sprawia, że oni sami, jak i ich bliscy wkładają wiele wysiłku w to, aby pomimo dysfunkcji bez większych przeszkód mogli uczestniczyć w życiu społecznym, kulturalnym oraz zawodowym.
B
ywa dość często tak, że sąsiedzi nie zdają sobie sprawy z tego, iż za ścianą, bądź w sąsiednim budynku mieszka niepełnosprawny i dopiero po jakimś czasie ta informacja do nich dociera. Jedni współczują, inni kręcą z niedowierzaniem głową, a jeszcze inni oferują swoją pomoc. Inaczej ma się sprawa, kiedy tak jak to było w moim przypadku, niepełnosprawność stopniowo, acz konsekwentnie zmieniała moje życie, a robiła to na oczach mieszkańców i tak jak ja oswajałam się ze swoją dysfunkcją, tak i otoczenie powoli ją akceptowało. Nagłe pojawienie się niepełnosprawnego lokatora jest swojego rodzaju testem zarówno dla niego, jego rodziny, jak i sąsiadów. Wprowadzający się do nowego lokum pozostawiają to, co znane za sobą i mogą mieć tylko nadzieję, że w nowym miejscu będą traktowani życzliwie. Jeżeli chodzi o mieszkańców, to samo pojawienie się kogoś nowego budzi ciekawość, a kiedy dowiadują się jeszcze, że w ich sąsiedztwie ma zamieszkać osoba z niepełnosprawnością, niewiedza związana z daną dysfunkcją sprawia, że mają wiele obaw. Jedni boją się o to, że zostaną poproszeni o pomoc, a oni nie będą wiedzieli jak jej udzielić. Dla innych niepełnosprawny sąsiad będzie czymś, co nie wzbudzi w nich żadnych głębszych emocji, jednak zdarzają się również na szczęście tylko nieliczne wyjątki, kiedy to sam widok niepełnosprawnego w niektórych budzi agresywne zachowania. Szczególnie dużo kontrowersji budzą osoby z niepełnosprawnością intelektualną, przyczyną takiego stanu rzeczy jest brak wiedzy na temat zachowań tych osób, lecz po upływie jakiegoś czasu i wzajemnym poznaniu emocje opadają i każdy zaczyna żyć własnym życiem. Niewiedza potrafi być przyczyną wielu nieporozumień, a za przykład może posłużyć historia pewnej rodziny,
która wprowadziła się do bloku z niepełnosprawną intelektualnie córeczką, dla której wyrażanie emocji wiązało się z głośnym płaczem oraz krzykiem. Pomimo wyjaśnień rodziców oraz ich zapewnień, że ich córce nic złego się nie dzieje „uczynni” sąsiedzi zaczęli regularnie wzywać policję, co rodzinie przysporzyło mnóstwo niepotrzebnych problemów i doprowadziło do kolejnej przeprowadzki. „Nigdy więcej nie zdecydujemy się na zamieszkanie w bloku, moje dziecko ma prawo się wykrzyczeć, a ja mam dość traktowania mnie przez obcych ludzi jak wyrodną matkę”, to zdanie padło z ust mamy owej dziewczynki, której rodzice znaleźli spokojną przystań w domu na obrzeżach miasta. Bywa i tak, że mieszkańcy Wspólnot Mieszkaniowych mając pełną świadomość potrzeb niepełnosprawnych sąsiadów, zapewniają im niezbędne udogodnienia oraz zabezpieczenia, nie wyłączając z tego odpowiedniej ilości miejsc parkingowych dla niepełnosprawnych czy podjazdów dla wózków itp. Czy to pełnosprawny, czy osoba z niepełnosprawnością, to każdy szuka dla siebie miejsca na ziemi, gdzie będzie miał swój bezpieczny kąt, lecz ilu ludzi tyle charakterów i trzeba mieć nie lada szczęście, żeby być zaakceptowanym przez okoliczne społeczeństwo bez żadnych zastrzeżeń. Czasy, w których osoby niepełnosprawne siedziały zamknięte w czterech kątach na szczęście odeszły w zapomnienie, a rodziny zamiast się ich wstydzić i ukrywać przed światem, wspierają ich i pomagają w integracji ze społeczeństwem, przed którym stoi niełatwe wyzwanie, a jest nim poznanie i oswojenie się z potrzebami oraz możliwościami osób niepełnosprawnych.
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • XI 2019
43
fot. arch. autora
toutowie,
czyli Wiślanie z Ostojićeva
Mój tacik prziszli z Polski. Jejich łociec i mać ich przinieśli. Mój tacik mieli łosiym roków, kie przichodzili, brat jejich szejść roków, a siostre jednóm mieli, miała sztyry roki. Tak że siostre na rence nosili z Polska i w dzichcie na grzbiecie, w tem nosili, i tak prziszli. I potem, tacik łostali. Dojść to i żałosne było, ale kie tak było, inaczej ni mógło być. To je bardzo daleko pieszo przichodzić z Wisły, możecie myśleć, wiela to kilometrów i wiela tu dni trzeja było iść. Pote, kiedy gdo ich naszoł na chodniku, poniós ich z wozem, abo już jako było. I pote, kie ścigli do dziedziny, tak pote łostali na noc, do kogosik poszli, i przenocowali, kapke se spoczli i dalszy dziyń ruszli ponowo (kobieta, 80 lat).
O
powieść ta, traktująca o migracji wiślan na południowe rubieże monarchii Habsburgów w pierwszej połowie XIX wieku, jest jedną z rodzinnych historii, jaką można usłyszeć od potomków beskidzkich górali, którzy osiedlili się na żyznej ziemi Banatu. Zamieszkują oni wieś Ostojićevo w dzisiejszej Wojwodinie, w granicach Republiki Serbii, a narracje o przeszłości mówione wiślańską gwarą stanowią podstawę ich wspólnoty od ponad stu osiemdziesięciu lat. Zostali oni nazwani 44
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • XI 2019
przez sąsiadów Toutami, a słowo to pochodzi od dawnego węgierskiego określenia Słowian zamieszkujących terytoria węgierskie (Tōth). Ze względu na przynależność do słowackiego kościoła ewangelickiego, Toutowie postrzegani byli jako Słowacy, a sami też przez długi czas nie posiadali polskiej tożsamości narodowej, jako że najwcześniejsze migracje przebiegały w czasie poprzedzającym Wiosnę Ludów. W jugosłowiańskich i serbskich spisach powszechnych brak jest informacji o mieszkańcach
TOREBKA JAKBY DAMSKA
narodowości polskiej zamieszkujących ten obszar, a jedyne oficjalne dane znajdują się na stronie internetowej Ambasady Rzeczpospolitej Polskiej w Belgradzie, gdzie podana jest szacunkowa liczba stu pięćdziesięciu osób polskiego pochodzenia zamieszkałych w Ostojićevie. Najpierw do Banatu przybyli saletrarze – mężczyźni, którzy wydobywali i warzyli saletrę na potrzeby wojska austriackiego. Początkowo wędrowali pieszo, wyruszali z Wisły wczesną wiosną, a wracali do domów późną jesienią. Podróż w każdą stronę zajmowała im około pięciu tygodni, dlatego też postanowili się tu osiedlić wraz z całymi rodzinami. W tym czasie w Beskidach bieda, głód i choroby powodowały niespotykaną do tej pory śmiertelność ludzi, a lata czterdzieste i pięćdziesiąte XIX wieku zyskały miano głodnych roków na Śląsku Austriackim. Dlatego też w opowieściach potomków migrantów pojawia się określenie bioły chlyb jako synonim bogactwa i czorny chlyb, jako synonim biedy: Wiycie, co prawili? „Wiycie, dziecka moje, kiechme my prziszli, że za cochme tu i prziszli? (Mój tacik sie Jozef nazywali, a matka Jewa). »Jewa, jak tu przidziesz, jak tu sie wydosz za mie, tu bydziesz biołego chlyba jadła. A tu basz w Polsku ni ma«”. Bo mie mój tacik prawili – Polsko wtenczos jeszcze chudobniejszo była, jako naszo (kobieta, 68 lat). Kolejne pokolenia urodzone i wychowane w Banacie, których sytuacja materialna była znacznie lepsza niż pierwszych migrantów, a ich związek z Wisłą rozluźnił się
z powodu zmian w przebiegu granic i powstania nowych państw, uznały Ostojićevo za swoją ojczyznę. Społeczność ta nie uległa jednak całkowitej asymilacji głównie dzięki kultywowaniu wiary przodków, która odróżniała ewangelickich osiedleńców od prawosławnych Serbów i katolickich Węgrów, a także dzięki zachowaniu gwary wiślańskiej jako języka domowego, za pośrednictwem którego przenoszona była z pokolenia na pokolenie pamięć o losach tacików (dziadków) i pramtacików (pradziadków). Kontakty wiślańsko-ostojićevskie, wznowione w 2007 roku przez przedstawicieli Parafii Ewangelicko-Augsburskiej w Wiśle oraz wiślański samorząd, zaowocowały narodzeniem się polskiej tożsamości narodowej wśród wielu młodszych i starszych członków wspólnoty touckiej. Na skutek działań podjętych przez potomków migrantów we współpracy z Ambasadą Polską w Belgradzie, doszło z kolei do uprawomocnienia mniejszości polskiej w Serbii – 4 listopada 2018 roku powstała Rada Narodowościowa Polskiej Mniejszości Narodowej (Nacionalni savet poljske nacionalne manjine). Rada ukonstytuowała się końcem listopada 2018 roku, przewodniczącą została Anita Šalbot (Szalbot), jej zastępcą Josef Češljar (Cieślar), a za kontakty z mediami odpowiada Geza Poljak (Polak). Utworzenie Rady pozwoliło na oficjalne występowanie przedstawicieli społeczności polskiego pochodzenia, w interesie tejże społeczności, wobec władz i urzędów oraz wszystkich innych organizacji w Serbii. W lipcu 2019 roku założona została oficjalna strona internetowa Rady Narodowościowej Polskiej Mniejszości Narodowej (http://poljaci.org.rs), na której zamieszczane są bieżące informacje dotyczące wydarzeń z życia wspólnoty (konferencje, spotkania, wizyty delegacji), a także dokumenty, takie jak statut i regulamin wewnętrzny organizacji. Przemiany zachodzące w pamięci zbiorowej oraz autoidentyfikacji ostojićevskich Wiślan wobec faktu ustanowienia Rady Narodowościowej Polskiej Mniejszości Narodowej były przedmiotem badań studentów etnologii i antropologii kulturowej Uniwersytetu Śląskiego. W dniach od 10 do 15 września 2019 roku realizowali oni, pod moją opieką, praktyki terenowe w Ostojićevie.
Katarzyna Marcol
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • XI 2019
45
eu
sk
M
at
i
TOREBKA JAKBY DAMSKA
s z J o n ko
w
w Tramwaju
Francja, okolice Verdun, 1916 rok.. Porucznik Mormont nerwowo spoglądał na mosiężny zegarek. W ciszy jaka go otaczała słyszał jego cicha pracę odmierzającą sekundy, które przechodziły w minuty... Jego ludzie stali dookoła i wzdłuż linii okopu. Mormont podniósł wzrok znad czasomierza i rozejrzał się po twarzach swoich ludzi. Nerwowo ściskali swoje karabiny. Niektórzy mieli zamknięte oczy, inni patrzyli przed siebie, byli i tacy, którzy nie mogli zapanować nad roztrzęsionymi dłońmi. Ktoś próbował zapalić papierosa ale zapałka wypadła mu z rąk i z cichym sykiem zgasła w błocie na dnie okopu. Sierżant Foye zapalił drugą zapałkę i podał przerażonemu szeregowemu. Ten zaciągnął się żarzącym się tytoniem i wypuścił niewielki kłębek dymu z ust. Drżały bezgłośnie w cichej modlitwie. Potem rozległ się rozkaz – Bagnet na broń!!! Po chwili gwizdek porucznika przeciął powietrze jak pocisk i każdy pierwszy wspiął się na czoło okopu...
Tata w opałach Dzisiejszy artykuł ma z przymrużeniem oka opowiedzieć o tym jak to jest zostać samemu z małymi dziećmi. Mam na myśli tatę, który zostaje sam na sam ze swoimi pociechami bo ich mama wychodzi – do pracy, na zakupy, na plotki, do świata. Kocham moje dzieci i lubię spędzać z nimi czas. Obecność mojej żony w pobliżu pomaga niejednokrotnie. Jedno z dzieci może próbować wspinać się na jej nogi, gdy ta przygotowuje śniadanie, a ja ze starszą latoroślą mogę w spokoju obejrzeć nową animacje na dvd lub na popularnym serwisie pełnym filmów i seriali. Czasem maluchy razem stoją i czekają na ponowne odtworzenie ich ulubionej bajki lub idziemy do pokoju zabaw by siać tam chaos – kolorować, układać klocki, drewniane zwierzątka, czytać książeczki z grubymi papierowymi stronami i rysować sobie tatuaże długopisem lub jak to określa moja mała tatuatorka – długipisem. Świadomość tego, że w pobliżu jest moja żona daje mi poczucie pewnego luzu i tego, że odpowiedzialność za nasze dzieci spoczywa na nas obojgu. Przychodzą takie dni gdy moja żona musi, chcę udać się poza bezpieczne progi naszego domu. Wtedy zostaje z moją kochaną dwójką i 100% uwagi muszę poświęcić im. Co się dzieje, jeśli tego nie robię? Amelka może dorwać się do słuchawki prysznica, a Wojtek włożyć sobie do buzi oderwaną od łóżeczka naklejkę przedstawiającą kawałek kotka. Prysznic całej łazienki i wyciąganie 46
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • XI 2019
kawałków papieru z buzi małego, nie należą do przyjemnych sytuacji więc lepiej mieć się na baczności. Pamiętam gdy jeszcze Wojtek był maluszkiem, który leżał słodko w łóżeczku a jego starsza siostra już biegała po całym mieszkaniu. Żona poszła do fryzjerki. Miało jej nie być ok. godzinę. Mój synek zaczął płakać jakieś 15 minut po jej wyjściu, a córka uciekała z pokoju do pokoju z pilotem w ręku. Co prawda wykonałem telefon do żony, przez co niechybnie stałem się ofiarą niekoniecznie życzliwych uwagi i uśmiechów pań przebywających w zakładzie fryzjerskim. Bądźmy szczerzy – należało mi się. Moje samotne popołudnia z dziećmi stały się łatwiejsze z czasem. Wojtek już siedział i pełzał, a Amelka nadal lubiła biegać, skakać i wspinać się na oparcia mebli. Było wesoło. Większe i bardziej mobilne dzieci sprawiły, że nasze wspólne wizyty w różnych pokojach stały się swego rodzaju trasą jaką należało odbyć by doczekać upragnionego powrotu mamy. Gdy pogoda jest po mojej stronie, wyjście z domu jest zawsze dobrym pomysłem. Moje dzieci uwielbiają spacery i gdy są znudzone i marudne, opuszczenie czterech kątów jest jedynym słusznym wyborem. Lubimy pojechać gdzieś, np. na większy plac zabaw obok
TOREBKA JAKBY DAMSKA
z Tatą
tych wszystkich z Was, którzy staracie się być dobrymi rodzicami i powiem Wam – takimi właśnie jesteście. A za miesiąc... Rodzinna Wycieczka, czyli rzecz o urokach rodzinnych wyjazdów. Przypominam również mój adres – jonkowskimateusz@gmail.com. Jeśli macie pytania, sugestie lub chcecie poznać moje zdanie na jakiś temat dotyczący kwestii około dziecięcych zapraszam.
którego znajduje się cukiernia. Amelka dostaje mała porcję lodów, a Wojtek wafelek i przed lub po zabawie, maluchy mają dodatkowy ubaw. Huśtawki, karuzele i piaskownica to ich ulubione punkty, a dodatkowa korzyść z zabawy z innymi dziećmi, sama w sobie jest pozytywna. Gdy w pojedynkę zajmuje się dziećmi przypominam sobie pierwsze samodzielne jazdy samochodem. Miałem starego Mitsubishi Colta z 1993 roku i podczas jednego z kursów zdałem sobie sprawę, że jestem w aucie sam. Niby oczywista sprawa, ale jednak. Podczas nauki zawsze był ktoś kto mógł pomóc, nacisnąć hamulec, poinstruować jak jechać. Jadąc samodzielnie autem uświadomiłem sobie, że spoczywa na mnie duża odpowiedzialność. Tak samo jest z dziećmi. Będąc samemu muszę się skupić i dać radę z każdą czynnością, która pozornie wydaje się łatwa, jak wysiadanie z auta na zatłoczonym parkingu w centrum handlowym. Trzeba dobrze sobie przemyśleć kolejność odpinania, wyciągania wózka, ubierania kurtek, czapek itp. by moje pociechy bezpiecznie i sprawnie mogły pędzić ku nowej przygodzie. Dlatego... podziwiam moją żonę za inwencje, wytrwałość i masę miłości jaką okazuje naszym dzieciom każdego dnia. Podobnie podziwiam wszystkie mamy i tatów, którzy sami wychowują dzieci. Miało być na wesoło, ale zrobiło się trochę poważnie. Był już Dzień Matki, był już Dzień Ojca, a ja ustanawiam Dzień Rodzica Wytrwałego. Ciekawa opcja dla TRAMWAJ CIESZYŃSKI • XI 2019
47
PRZYSTANEK NA ŻĄDANIE artykuł sponsorowany
Z A B A W K I
N A S Z Y C H
D Z I A D K Ó W
Pionek
Pišlik
www.pislik.pl
w pięknej scenerii Sudetów, w czeskich Jesionikach, w malowniczej wiosce rodził się powoli niesamowity projekt. Zaczęło się od jednego nauczyciela, który kochał swoją pracę, ale jeszcze bardziej kochał dzieci. Uwielbiał obserwować ich zabawę, naturalną kreatywność i chęć przeniesienia się do wyimaginowanego świata. wiedział, że musi im dostarczyć czegoś, co tą naturalną ciekawość świata oraz tą kreatywność pobudzi i rozwinie. Zabawka! ale tych są przecież tysiące… Musiała być w czymś inna, nie taka plastikowa, gotowa, z konkretnymi kolorami, przeznaczeniem… Naturalna, drewniana, prosta….
Szukał długo, ale większość powszechnie dostępnych, drewnianych zabawek była wytwarzana niedbale, tanio, a ich żywotność niska. Zaintrygowała go myśl, że stworzy rzeczy, które byłyby wspaniałe, oryginalne, solidnie zrobione. Takie, na które nie przejdzie moda, takie na pokolenia. Sam ma czwórkę dzieci. Urodziny syna to dobra okazja, by mu dać coś oryginalnego. Stworzył pierwszą postać – neutralną. Ani złą, ani dobrą… żadnych pozytywnych bohaterów, żadnych atrakcyjnych twarzy. Po prostu uniwersalna figurka, która będzie służyć wszystkim fantazjom, która będzie pasowała do każdej sytuacji. Przecież nasze babcie i dziadkowie bawili się kawałkiem oszlifowanego drewna, a niedokończony wygląd dawał ogromną przestrzeń wyobraźni. Tak powstał pierwszy Pišlik. Skąd nazwa? - z dziecięcego przekształcenia słówka pinčlik – (czeski pionek do gry). Jak się sprawy potoczyły dalej? Fundamentalne wsparcie w zakresie pracy z drewnem znalazł u znajomego stolarza i rzeźbiarza. Godziny, dni i miesiące spędził na rysowaniu projektów, uparcie trzymając się tego, że można zrobić to prosto, bez chemii, bez lepienia a zarazem trwale i luksusowo… Idealna drewniana zabawka powinna być prosta, gładka, wykonana z wielką precyzją. Samochodzik wyścigowy? – taki, jaki znalazł na strychu po swym tacie? Dlaczego nie? Można go tak stworzyć? Znów godziny spędzone nad wymyśleniem mechaniki kół - jak rozwiązać „łożysko”, aby koła obracały się lekko, 48
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • XI 2019
PRZYSTANEK NA ŻĄDANIE artykuł sponsorowany
swobodnie, aby nie tarły? Po wielu próbach udało się wytworzyć gładkie osie, mocno wciśnięte w korpus, na których wyszlifowane, toczone koła delikatnie się ślizgały. Potem powstawały już kolejno samochodziki, przyczepki, systemy połączeń… Jeden pomysł gnał następny… Zabawa dzieci z Pišlikami przyniosła szereg śmiesznych sytuacji. Twórca zabawek nie czekał długo. Spisał je szybko, wkładając w to nie tylko serce, ale i swój wielki talent. Powstały dwa zbiory humorystycznych Pišlikowych opowiadań, potem audiobook z muzyką autorstwa przedniej czeskiej kompozytorki. Dziś opowiadania tłumaczone są na język polski. Zabawki z jego dzieciństwa i z dzieciństwa naszych dziadków robią wśród dzieci furorę. Proce, rakiety, łodzie podwodne a obecnie również pomoce dydaktyczne, gry logiczne i matematyczne w drewnianej, solidnej wersji, to
tylko niektóre z propozycji rozwijającej się firmy. Czeska Republika okazała się już zbyt mała dla zabawek. Pišliki pojawiły się na Słowacji, w Anglii, Niemczech, Francji oraz w Polsce. Pokazują siłę tradycji w kompozycji z luksusem i designem XXI wieku. To główna cecha fenomenalnych w swej prostocie zabawek. Co roku jesienią wprowadzanych jest 10 nowych produktów. Dziś firma posiada dobrze wyposażony, nowoczesny warsztat oraz grupę ludzi zakochanych w Pišlikach, którym nie jest obojętny naturalny rozwój dzieci w konsumpcyjnym, zelektronizowanym świecie. Czy polskie dzieci też tak pokochają Pišliki? Czy takie zabawki są atrakcyjne dla twojego dziecka? Jeżeli bliska nam jest filozofia zero waste, a tradycja i ekologia mają dla nas znaczenie, to polecam drewniane cuda, które rodzą się u podnóża góry Pradziad.
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • XI 2019
49
TOREBKA JAKBY DAMSKA
M iłość w korporacji Dariusz Bożek
część 21 Love killer
„Mamy czerwony alert Janusz, co się dzieje? - Dlaczego myślisz, że coś się dzieje po mojej stronie? – zapytał niepewnie. - Bo czytam Sierakowskiego, a przy nim to nawet połączone siły Kupidyna i Św. Walentego by mnie nie naprowadziły na ścieżkę miłości - powiedziała – więc, co u Ciebie Janusz? - Mam fantazję – odparł nieśmiało. Nazareth ustąpił miejsca jeszcze bardziej depresyjnemu Joy Division. Sygnalizator przyspieszył. „Love, love will tear us apart again?” - Janusz proszę połóż ręce na kołderce i pomyśl o tym, że będzie listopadowy poniedziałek, oraz o tym, że miałeś trudne dzieciństwo. O imieniu, które tak dumnie nosisz - Nie leżę w łóżku - A gdzie jesteś? - zadziwiła się Grażyna i wtedy usłyszała szmer spadającej wody. - Janusz natychmiast odkręć zimną wodę Przez chwilę napięcie sięgało zenitu. Piosenka o rozrywającej na strzępy miłości rozwijała się na dobre. Sygnalizator pikał w tempie dwóch uderzeń na sekundę a na ekranie zwykła czerwień stała się jakby rubinowa. - Janusz ustaliliśmy, że nie chcemy tego, poza tym to ja przepraszam, ale jak możesz mnie tak wykorzystywać seksualnie bez mojej zgody; jak możesz mnie tak nadużywać. O kim do jasnej cholery teraz fantazjujesz, z kim tam jesteś w tej Twojej wannie, bo jakby co, to ja jestem tutaj, u siebie i sobie spokojnie czytam. „Love hurts… love hurts . . Sygnalizator zwolnił i wokalista Nazareth nie zdążył nawet zakończyć smętnej frazy, bo cisza znowu wypełniła przestrzeń audio a zieleń video. -----
Przez kolejne dni unikali zbędnych kontaktów. Oparli się tylko na zawodowej, bezintymnej rutynie, na współobecności w sąsiadujących ze sobą boksach, bez zbędnych spojrzeń, rozmów, telefonów, spotkań i westchnień, milczenia, malin i poziomek. Jakby bali się przebudzenia tej siły, która wiecznie dobra pragnąc, nieustanne komplikacje czyni; jakby lękali się, że wypuszczą dżina z butelki i harmonia obecnej relacji ustąpi pod naporem wygłodniałych traum, kompleksów, które to wraz z miłością zostaną wydobyte z samego dna. Przez ten czas ekrany bransoletek świeciły na zielono, nie wydobywając z siebie żadnych dźwięków. Po tygodniu, w piątkowy wieczór, Grażyna czytając klasyków współczesnej lewicy, usłyszała znowu znajomą nutę wypełnioną słowami: „ Love is like a cloud, it holds a lot of rain” Zadzwoniła do Janusza. 50
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • XI 2019
Gadatliwość Grażyny była jednym ze sposobów na obniżenie temperatury uczuć pomiędzy nimi. Słowa płynące z jej ust czyniły z niej niemalże alchemiczkę zdolną do zamiany czerwieni w zieleń, spowolnienia tempa sygnalizacji, pacyfikacji - chłonnych istnienia - uczuć i fantazji. Program spełniał również funkcję edukacyjną. Uczyli się, że każdy czyn niesie za sobą rozmaite konsekwencje. Myśli miały realne przełożenie na rzeczywistość; emocje wewnętrznego teatru na ciała. Dodatkowo nie wszystko, co powodowało reakcje programu, związane było z ich świadomymi działaniami. Czasem czerwień pojawiała się bez wyraźnej przyczyny a przynajmniej nie byli tego świadomi. Czasem rozjaśniała głęboką noc związaną z fazą REM i żywiła się snami, czasem w apogeum dnia, w natłoku korporacyjnego działania
TOREBKA JAKBY DAMSKA
sygnalizator rozpoczynał swoje bezlitosne odmierzanie zbliżenia. Uczyli się siebie samych a efektem tej nauki było przekonanie o sile miłości jako fenomenu niezależnego. Racje miał Balcerek, gdy perorował o zagrożeniach związanych z uczuciem. Mimo tego, zaczęli się bawić relacją i napinać ją do granic wytrzymałości. - Janusz Podniósł wzrok znad klawiatury. Zobaczył Grażynę... - Mogłabym się rozpłynąć w głębi Twoich piwnych oczu i zagubić w objęciu Twoich ramion Sygnalizator oszalał a głośniczki - z pominięciem Nazareth i Joy Division - po raz pierwszy ogłosiły nowy status. „Do zakochania jeden krok, jeden jedyny krok nic więcej” - Żartowałam – powiedziała z szelmowskim uśmiechem na twarzy i wycofała się do głębi swojego boksu, równie szybko jak zgasł popularny szlagier, rodem z prlowskich dancingów. Innym razem to Janusz prowokował groźne siły. Podszedł do boksu zajmowanego przez Grażynę, pochylił się nad nią, wkraczając delikatnie w jej intymną przestrzeń i zaglądnął równocześnie gdzieś w bezkres jej zielonych oczu i głębię domyślnego dekoltu. Głośniczki drgnęły nerwowo, od razu na drugim poziomie. „Love, love will tear us apart again” - Grażyna … - Tak – odparła wyraźnie zdziwiona jego zachowaniem. - Potrzebuje… zszywek do spinacza. Z głośniczków dobiegł ciągły zgrzyt, jakby ktoś potarł igłą o analogową płytę. Piosenka zawiesiła się na moment, zeszła z agendy a ekran pozbywszy się czerwieni przybrał na moment czarne barwy. Zamarł. To był jedyny taki przypadek, gdy bransoletki nie poradziły sobie z analizą sytuacji pomiędzy potencjalnymi kochankami. Łączący je program zawiesił się na moment, skasował działanie chroniąc w ten sposób samego siebie przed przegrzaniem. ---Testowanie granic relacji uśpiło ich czujność. Nabrali przekonania, że mają kontrolę nad poziomem bliskości, że zawsze, w ostatniej chwili, mogą podjąć działania chroniące ich przed zakochaniem. Jednak każdy taki test granic pogranicza, zostawiał w ich przestrzeniach wewnętrznych ślad, kolejny wyrzeźbiony tor, następne pęknięcie, powiększającą się lukę. Kropla drążyła skałę
zbliżając ich do ostatecznego rozstrzygnięcia. Tak trwali w przekonaniu, że mogą w pełni kontrolować jakość wzajemnej relacji, że mogą napinać i testować pogranicze bez wyraźnych konsekwencji, zawsze z możliwością powrotu. Jednak będąc przekonani, że stoją w miejscu, płynęli już z nieznanym im prądem. Myśląc, że znajdują się pośrodku, balansowali nad przepaścią. Wierząc, że mogą wciąż pływać bezpiecznie… tonęli. ---Janusz pracował. Badał interkorelację pomiędzy ilością wolnej przestrzeni w ołpenspejsie a efektywnością wykonywanych zadań. Tworzył wzory. Gromadził w tabelkach wymagane informacje. Wertował dokumenty, klasyfikował dane i obliczał stosowne wskaźniki. Jednak jego praca posuwała się ślimaczym tempem. Coś go wewnętrznie spowalniało w postępach; permanentnie odwodziło od powierzonego zadania. Nie potrafił się w pełni skoncentrować, poświecić pracy tak, jak zawsze. Czuł się tak, jakby szedł pod wiatr i pod górkę, a padający deszcz, batożył ostrymi kroplami jego twarz. Wnętrze jego duszy ewidentnie wiało w inną stronę. Oderwał wzrok od komputerowego ekranu. Spojrzał na biurko, gdzie poranny porządek pozostał już tylko wspomnieniem. Zobaczył kubek po kawie XXL. Pomyślał, że spożył zbyt dużo kofeiny i być może stąd problemy z koncentracją. Gdy podniósł wzrok ponad poziom boksu, napotkał nim Grażynę. Patrzyła nieruchomo, gdzieś w dal, przed siebie. Wyglądała jakby była pogrążona w transie. Miał ochotę zamachać jej ręką przed oczami i nie zobaczyć żadnej reakcji. Powrócił do wskaźników na ekranie komputera. Nic nie zmieniło się od ostatniego wpisu. Wcale go to nie zaskoczyło, ponieważ nic nie napisał. Przecież. - Dziwnie mi się myśli – pomyślał Janusz - może mam gorączkę Ta myśl sprawiła mu odrobinę ulgi. Choroba, jak to choroba, zawsze niesie pewien rodzaj usprawiedliwienia a gorączka najlepiej wyjaśniłaby toczące go od środka rozedrganie, które na zewnątrz manifestowało się niechęcią do pracy. Ponownie podniósł wzrok. Tym razem Grażyna patrzyła przytomnie. Uśmiechała się do niego, lecz jakoś tak dwuznacznie, ambiwalentnie, jakby toczyła wewnętrzną walkę. Odwzajemnił jej spojrzenie, które – patrząc z perspektywy Korporacji – nie miało podstaw do zaistnienia. Grzeszyło bezcelowością. Marnowali nim bezcenny czas pracodawcy, narażając go na policzalne straty. I tak zastygli oboje. Patrzyli na siebie w narastającym TRAMWAJ CIESZYŃSKI • XI 2019
51
TOREBKA JAKBY DAMSKA
milczeniu. Trwali tak w czymś, co stawało się coraz bardziej przyjemne. Odcięli się od zewnętrznego świata, który podążał swoim torem. Lecz rzeczywistość była daleka od stagnacji. Nieoczywista i zmienna. Wszystko płynęło. W ich wnętrzach sygnały elektryczne przeskakiwały przez kolejne synapsy tworząc ścieżki, tory, autostrady, które prowadziły do nielegalnych, podświadomych zgromadzeń. Nadchodził czas wspólnego działania. Nadchodził czas oceanicznego spełnienia, czas rezygnacji z indywidualnych, partykularnych interesów. Nadchodził czas na bycie całością, na zapomnienie się w ramionach absolutu. We krwi można było wyczuć nastrój psychosomatycznego zwiastowania. Coś się zaczynało a coś kończyło. Nadpływała forpoczta upojenia. Trwały przygotowania do ostatniej wieczerzy. Na zewnątrz w Ołpenspejsie, korporacyjna rzeczywistość zaszumiała zbliżającą się przerwą a w powietrzu zaczął unosić się zapach świeżo parzonej robusty na sojowym mleku; wokół Grażyny i Janusza zawirowała krzątanina korporacyjnych trybików. Patrzyli na siebie coraz bardziej milcząc. I wtedy zieleń na ekranikach ich bransoletek zaczęła migać w rytm sygnalizatora, który rozpoczął odmierzanie sekundowych interwałów. Chrypliwy głos wokalisty wyśpiewywał smutne wersy. Miłość rani Miłość kaleczy Miłość zostawia blizny i ślady Żadne serce nie jest tak wytrzymałe i silne By znieść aż taki ból. Słowa przelatywały gdzieś obok. Myśli wędrowały coraz bardziej rozklejone. Zmysły napinały się znacznie ponad swoją przeciętność. Miłość jest jak chmura Przynosi dużo deszczu Miłość rani, och, miłość rani Oczy Grażyny zeszkliły się po kolejnym ruchu powiek. Źrenice zwiększyły średnice. W istotach szarych Janusza i Grażyny rozpoczynała się gonitwa myśli. Sygnalizator przyspieszył tempo a na scenę wszedł depresyjny Ian Curtis. Grażyna drgnęła. Jej usta ułożyły się w grymasie, jakby napiła się cytryny. Janusz zacisnął palce na zegarku pocierając jego pasek.
52
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • XI 2019
Grażyna !
Krzyczysz we snach, wszystkie moje porażki zostają ujawnione. I czuję przedsmak w moich ustach, Aż rozpacz bierze górę. Że coś tak dobrego po prostu nie może dłużej funkcjonować. Lecz miłość, miłość nas rozszarpie kolejny raz. Miłość, miłość nas rozszarpie kolejny raz Miłość, miłość nas rozszarpie kolejny raz Miłość, miłość nas rozszarpie kolejny raz Magia chwili zwyciężała. Nie pojawiła się w ich głowach żadna hamująca myśl. Trwali bezszelestnie w milczącym oczekiwaniu. Umierali bez żalu rodząc się na nowo. Scalali jestestwa, by rozwinąć się jak dwie nitki z tego samego kłębka. Bez supełków. Sygnalizator przyspieszył po raz kolejny. „Do zakochania jeden krok, jeden jedyny krok nic więcej.” Przeszli na ostatni bezpieczny poziom. Janusz nawilżył usta muśnięciem języka. Grażyna ponownie zamrugała powiekami, które za każdym razem odsłaniały pogłębiające się źrenice. Jeszcze mogli coś zrobić, powiedzieć, pomyśleć, lecz żadne z nich nie miało siły ani odwagi do działania; jakikolwiek ruch byłby jak wyskoczenie z pędzącego pociągu. We wnętrzach ich cielesności
TOREBKA JAKBY DAMSKA
artyleria hormonalna przygotowywała pierwszą salwę. I wtedy bransoletki zgasły. Czerwień ustąpiła martwemu ekranowi. Sygnalizacja po raz pierwszy generowała ciągłość dźwięku. Zabrzmiało to jak sygnał śmierci na kardiomonitorze. Głośniki drgnęły, zacharczały, zatrzeszczały, jakby bały się sprostać nadchodzącym dźwiękom. Przesterowana, brudna, kakafoniczna, dysharmonijna gitara elektryczna wprowadziła ostrymi jak brzytwa riffami krzyczącego w niebogłosy wokalistę Mikea Pattona. „Wiedziałeś przez cały czas, do cholery Ale nie chciałeś mi powiedzieć Więc, popatrz teraz na siebie. „ Muzyka – o ile to odpowiednie słowo – zmieniała rytm i tempo kalecząc poczucie estetyki. Wystrzał z podwzgórza - jak z aurory - rozniósł forpocztę błogostanu, ferworu, rozkojarzenia i dysharmonii. Neurotransmitery rozpierzchły się od stóp do głów rozprowadzając po całym organizmie dobrą nowinę. Gdy Janusz i Grażyna trwali w bezruchu ich wewnętrzne przestrzenie
gotowały się do totalnego przemienienia. W obliczu narastającej uczuciowej gwałtowności, na bliżej nieokreślony czas, świat zewnętrzny przestał istnieć. I tylko Mike Patton – będący tego świata ostatnią częścią – krzyczał ostrym jak brzytwa głosem: „To jest poza moją kontrolą... Nadchodzę! To nie jest śmieszne, moja dupa płonie.” ------Lena. W ponury listopadowy wieczór konsylium złożone z powołanych do tego Świętych, zwykłą większością głosów przychyliło się do prośby Bogobojnej Bibiany. -----Kilka godzin później Lena Brzęczek – wśród nocnej ciszy – otworzyła oczy.
Portal gazetacodzienna.pl jest pierwszym internetowym dziennikiem Śląska Cieszyńskiego. na naszej stronie stale pojawiają się informacje z życia codziennego w naszym regionie, tematy gospodarcze, wydarzenia kulturalne, sportowe i opis bieżącej sytuacji politycznej. to właśnie mieszkańcy Śląska są naszymi najważniejszymi odbiorcami. nasza gazeta stawia na stały kontakt z Czytelnikami, bazując na rzetelności przekazywanych informacji.
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • XI 2019
53
PRZYSTANEK NA ŻĄDANIE artykuł sponsorowany
Wasze perfekcyjne wesele zaczyna się tutaj! Planujecie wesele? Centrum Ślubne w Folvarku Klimosz pozwoli Wam przeżyć najpiękniejsze chwile w życiu bez zbędnego stresu. Kompleksowa obsługa zadba nie tylko o Was ale i o Waszych gości. Już teraz służymy radą i podpowiadamy, o czym warto pamiętać.
P
ierwszy i najważniejszy element, który trzeba zarezerwować najwcześniej to sala- to do jej wolnego terminu będziemy dostosowywać wszystko inne. Ważna jest lokalizacja, bliskość kościoła, a także wielkość, klimatyzacja i wystrój. Nasz Folvark dysponuje kilkoma salami, w których można urządzać zarówno kameralne przyjęcia, jak i duże wesela. Ich układ pozwala na rozmieszczenie stołów w dowolnych kompozycjach. Sala balowa, urządzona w kolorystyce biało-srebrnej, może przyjąć 140 gości. Wyjątkowego czaru dodają jej lustra w srebrnych ramach, a zastosowane w sali najnowocześniejsze rozwiązania akustyczne, zapewniają perfekcyjne wygłuszenie pomieszczenia. Tą uniwersalną salę bardzo prosto można zaadaptować kolorystycznie i dopasować wnętrze do planowanego charakteru uroczystości. Bezpośrednio przy niej znajduje się pokój zabaw dla najmłodszych. Sala okolicznościowa na przyjęcia do 60 gości jest idealna na mniejsze przyjęcia weselne. Sale kameralne przygotowane na przyjęcia do 25 gości mają nieco odmienny charakter, posiadają ceglany sufit i kamienne ściany. Charakter menu musi nawiązywać do charakteru miejsca wesela, nie bójmy się kuchni regionalnych i nie rzucajmy na głęboką wodę nieznanych potraw. Musimy trafić nie tylko w gusta naszego podniebienia, ale wszystkich gości, którzy pojawią się na weselu. Tradycyjne potrawy w nowoczesnym wydaniu to strzał w dziesiątkę! Warto z góry ustalić godziny podawania ciepłych posiłków, przekąsek i deserów. Na stołach nie może również zabraknąć wody i napojów, więc koniecznie ustalcie ich odpowiednią ilość. W przypadku menu możecie kierować się maksymą „Od przybytku głowa nie boli” – w końcu zawsze lepiej, żeby coś z naszej uroczystości zostało, aniżeli miałoby zabraknąć. Nie zapominajcie 54
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • XI 2019
również o torcie! Ten gwóźdź programu powinien zachwycać nie tylko smakiem, ale także wyglądem i oryginalnością, dekoracja ciasta powinna pasować zarówno do charakteru wesela, jak i dekoracji sali oraz ubioru Państwa Młodych. Modną atrakcją dla wszystkich gości jest zatrudnienie barmana, który przyrządza pyszne i kolorowe drinki i koktajle wedle preferencji gości. Jeżeli wielu z Waszych gości przyjedzie z różnych zakątków kraju, a nawet świata, musicie zatroszczyć się o ich komfort, zarówno w postaci transportu, jak i noclegu. W Folvarku dostępny jest luksusowy apartament w stonowanych, delikatnych barwach. Państwo Młodzi nocleg wraz ze śniadaniem i butelką szampana otrzymują w prezencie. Każda kobieta w ten dzień chce czuć się jak królowa. Wszystko musi być zapięte na ostatni guzik i chociaż wpadki czasem się zdarzają, dzięki odpowiedniemu zaplanowaniu i organizacji nie narazicie się na ślubne faux pas. Suknia i garnitur najlepiej prezentują się szyte na miarę, ale nie dajcie się zwariować, gdyż mnóstwo salonów oferuje wspaniale uszyte zestawy dla Pary Młodej, które wymagają drobnych przeróbek, a nie szycia od podstaw. Warto odwiedzić nasze Centrum Ślubne ze specjalnym showroomem, dzięki któremu poznacie bieżące trendy, a także będziecie mieli możliwość zobaczenia sukien, garniturów i dodatków dla Pary Młodej. Dodatkową atrakcją i niezapomnianym podarunkiem dla Pary Młodej od Folvarku Klimosz jest lot widokowy samolotem, przy którym można wykonać oryginalną sesję plenerową czy realizować plenerowe elementy ślubnego teledysku. Przyjmujemy rezerwacje na kolejny rok.
KIERUNEK SPORT
FOLVARK U KLIMOSZA
DOm PRZYJĘĆ-ReSTAURACJA-WARZeLNiA
ul. katowicka 9, Pogwizdów tel. 512 904 352 folvark@klimosz.pl, www.folvark.pl
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • XI 2019
55
TOREBKA JAKBY DAMSKA
Wartości odżywcze dyni (w 100 g - surowej/ugotowanej) Wartość energetyczna - 26/20 kcal Białko ogółem - 1.00/0.72 g Tłuszcz - 0.10/0.07 g Węglowodany - 6.50/4.90 g (w tym cukry proste 2.76/2.08) Błonnik - 0.5/1.1 g Witaminy Witamina C – 9.0/4.7 mg Tiamina – 0.050/0.031 mg Ryboflawina – 0.110/0.078 mg Niacyna - 0.600/0.413 mg Witamina B6 - 0.061/0.044 mg Kwas foliowy - 16/9 µg Witamina A – 8513/5755 IU Witamina E – 1.06/0.80 mg Witamina K - 1.1/0.8 µg Minerały Wapń – 21/15 mg Żelazo - 0.80/0.57 mg Magnez - 12/9 mg
Fosfor - 44/30 mg Potas - 340/230 mg Sód – 1/1 mg Cynk - 0.32/0.23 mg Źródło danych: USDA National Nutrient Database for Standard Reference
ZDROWIE
w kolorach jesieni
Październik to czas, w którym kolory jesieni zaczynają królować także na naszych stołach.
J
ednym z najcenniejszych produktów, któremu warto poświęcić uwagę jest dynia, traktowana u nas jeszcze do niedawna głównie jako ozdoba i symbol amerykańskiego Hallowen. Tymczasem jej właściwości lecznicze oraz wartości odżywcze doceniali już meksykańscy Indianie. Obecnie dynie uprawiane są przede wszystkim właśnie w Stanach Zjednoczonych. Za „dyniową stolicę” uważa się Motron w stanie Illinois. Na naszym kontynencie zaczyna być popularna ze względu na coraz większy zasięg upraw i większą dostępność oraz dzięki coraz częstszym doniesieniom naukowym na temat wartości odżywczych i właściwości leczniczych. W Polsce badania prowadzone są między innymi w SGGH w Warszawie. Wartości odżywczych dyni i jej właściwości leczniczych nie sposób przecenić. Jest warzywem niezwykle bogatym w witaminy i minerały, a przy tym dostarcza niewiele kalorii.
MIĄŻSZ DYNI
Badania wykazały, że częste spożywanie dyni w dowolnej 56
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • XI 2019
formie zmniejsza ryzyko wystąpienia nowotworu żołądka, raka piersi, raka płuc i raka jelita grubego. Jest to związane z obecnością w miąższu dyni karotenoidów oraz związków należących do grupy tzw. Antyutleniaczy, niwelujących lub zmniejszających działanie niekorzystnych dla organizmu ludzkiego wolnych rodników. Pomarańczowy kolor miąższu dyni jest efektem obecności dużej ilości beta-karotenu (barwnika obecnego także w marchwi), który ma silne działanie przeciwzapalne. Jako silny przeciwutleniacz może pomóc obniżyć ryzyko zachorowania na raka, w tym raka piersi, prostaty i płuc. Beta-karoten obniża poziom złego cholesterolu, zapobiegając odkładaniu się złogów cholesterolowych w ścianach tętnic, a co za tym idzie – zapobiega miażdżycy, chorobom serca, chroniąc przed zawałem i udarem mózgu. Dynia reguluje poziom ciśnienia tętniczego. Dodatkowo beta-karoten zapewnia prawidłowe funkcjonowanie wzroku, zwłaszcza o zmierzchu, zmniejsza ryzyko zwyrodnienia plamki żółtej, która jest główną przyczyną utraty wzroku w starszym wieku. Udowodniono również, że może hamować rozwój kseroftalmii (zespół „suchego oka”) oraz zapobiegać uszkodzeniu soczewki i powstaniu zaćmy. Witamina A, w którą jest
TOREBKA JAKBY DAMSKA
przekształcany beta-karoten w organizmie człowieka, jest składnikiem barwnika wzrokowego występującego w siatkówce oka, pozwalającego widzieć w półmroku. Ponad to cynk i witamina C obecne w miąższu dyni (a cynk także w pestkach) wzmacniają układ odpornościowy, co jest niezwykle istotne zwłaszcza w okresie jesienno-zimowym, częstszych przeziębień i zachorowania na grypę. Obliczono, że kubek (245 g) gotowanej dyni może zawierać nawet ponad 11 miligramów witaminy C (co stanowi 19% dziennego zapotrzebowania). Dynia zawiera także wiele innych witamin - A, B, D, E, F, PP oraz mikro- i makroelementów. Jest bogata w żelazo, wapń, magnez, potas, fosfor, miedź, kobalt, włókno. Przy tym jej wartość odżywcza produktu (100 g) wynosi tylko 22 kcal. Miąższ dyni działa przeciwwymiotnie - jest wskazany dla kobiet w ciąży oraz osób poddawanych chemioterapii (o ile nie ma przeciwstawnych w tym zakresie zaleceń lekarskich).
PESTKI DYNI
Kukurbityna zawarta w pestkach dyni działa przeciwwirusowo i przeciwpasożytniczo, bez objawów ubocznych, co pozwala stosować ją w tym celu w sposób naturalny także u dzieci. Pestki dyni pomagają zwalczyć chorobę lokomocyjną. Tu warto zaznaczyć, że pestki zachowują te właściwości spożywane wyłącznie w stanie surowym. Prażone w wysokiej temperaturze nie działają już tak skutecznie. Dynia zawiera także duże ilości błonnika korzystnego dla jelit i ogólnie dla funkcjonowania całego organizmu. Kojarząc dynię z kuchnią zapominamy często o jej właściwościach kosmetycznych. Dynia ze względu na duża zawartość witamin A, C i E wykazuje działanie przeciwzmarszczkowe, regulując wytwarzanie łoju w skórze niezbędnego do zachowania „gładkości” skóry. Dodatkowo dynia, składając się aż w 90% wody ma działanie silnie nawilżające. Warto korzystać z tego włączając dynię na stałe sezonowo do diety.
OLEJ Z PESTEK DYNI
Duże nasiona dyni są dobrym źródłem oleju, który jest bardzo popularny szczególnie w medycynie ludowej. Jest także powszechnie stosowany przez kosmetologów, ponieważ wykazuje właściwości przeciwzapalne, antyseptyczne, „gojące”. Doskonale leczy owrzodzenia troficzne, oparzenia, opryszczkę, odleżyny, pęknięcia warg. Tłoczony na zimno olej z pestek ma ciemnozielono-brązowy kolor oraz orzechowy zapach i smak. Jest lekkostrawny. W przewadze zawiera kwas linolowy i olejowy oraz witaminy: E, B1, B2, B6, duże ilości witamin A, C i D, jest bogaty jest w beta-karoten, selen i cynk. Tłuszcze
zawarte w pestkach dyni zaliczają się do pełnowartościowych tłuszczów roślinnych. Około 80% kwasów tłuszczowych to kwasy nienasycone, z czego 50-60% to wielokrotnie nienasycone. Kwasy nienasycone są niezbędne dla organizmu, są niezbędnym elementem do budowy witaminy D, hormonów, a także ścianek komórkowych.
O TYM NALEŻY WIEDZIEĆ:
Istnieje jedno zasadnicze przeciwwskazanie do stosowania dyni jako głównego składnika jesiennego menu. Ze względu na zawartość cukru (indeks glikemiczny dyni ustalono na wartość 75), nie jest wskazana w cukrzycy. Trwają w tym zakresie różne badania. Pewną nadzieję dają badania naukowców z East China Normal University w Szanghaju (Chiny), którzy odkryli, że substancja D-chiro-inozytol znajdująca się w wyciągu z miąższu dyni figolistnej - może zastąpić insulinę regulując jej aktywność i stymulując regenerację komórek trzustkowych. Według naukowców ekstrakt z dyni może nie tylko działać profilaktycznie u osób o podwyższonym ryzyku zachorowania na cukrzycę insulinozależną (typu 2), ale również ograniczać w znacznym stopniu zapotrzebowanie na insulinę osób już chorych spożywających ekstrakty z miąższu dyni figolistnej. Dynia nieuszkodzona w całości może być przechowywana od momentu zbioru w niskich temperaturach nawet do końca stycznia. Po pokrojeniu musi być przyrządzona w tym samym dniu. Można ją przetwarzać i robić zapasy w formie zagotowywanych musów, zup, przecierów lub marynowaną krojoną w kostkę. Dynia bardzo dobrze znosi także warunki chłodnicze. Umyta i pokrojona w formie gotowej do obróbki, może być wcześniej zamrażana i w tej postaci przechowywana przez wiele miesięcy. W trakcie zamrażania dynia traci część witaminy C, która przekształca się pod wpływem niskich temperatur w cukier, co nieznacznie wpływa na słodszy smak.
JAKO CIEKAWOSTKA: SKĄD SIĘ WZIĘŁA DYNIA?
Dynia pochodzi z Ameryki Środkowej. W Polsce popularnie zwana była banią. Historia dyni sięga czasów starożytnych. Podobno – jak głosi legenda - słynny wódz, polityk i wielki smakosz Lukullus (117–56 r. p.n.e.) podawał na swoich słynących z przepychu ucztach dynię na słodko smażoną w miodzie. Grecy podawali ucieraną na surowo dynię zalaną winem jako skuteczny środek przeciw zaparciom. W XV w. obecność dyni na stołach starego kontynentu zawdzięczamy Kolumbowi. W Polsce dynia wróciła do łask po latach zapomnienia. Małgorzata Szklorz TRAMWAJ CIESZYŃSKI • XI 2019
57
TOREBKA JAKBY DAMSKA
Produkty do nabycia w placówkach poniżej i sklepie internetowym. Na hasło „JESIENNY TRAMWAJ CIESZYŃSKI”
rabat w wysokości 6% Sklep CIESZYN 43-400 ul. Wyższa Brama 8 tel. +48 694 695 336 Sklep SKOCZÓW 43-430 ul. A. Mickiewicza 16 tel. +48 728 110 132
Sklep i pijalnia soków JASTRZĘBIE-ZDRÓJ 44-330 ul. Słoneczna 2 tel. +48 668 570 980 Sklep internetowy planetabio24.pl
58
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • XI 2019
TOREBKA JAKBY DAMSKA
Gdy wspomnienie letnich smaków staje się coraz bardziej odległe, przychodzi czas na warzywa i czekoladę! Dziś polecamy bezglutenowe ciasto, które przygotowuje się dosłownie w dziesięć minut przy pomocy blendera. W jego skład wchodzi ciecierzyca, masło orzechowe oraz prażona mąka z amarantusa. Ta pierwsza nadaje ciastu objętości oraz je skleja, to drugie dodaje mu kremowej konsystencji, a ta ostatnia sprawia, że ciasto dobrze się kroi. A jakby tego wszystkiego było mało, ciasto polane jest kremową polewą z odrobiną chili – na rozgrzanie :)
Bezglutenowe brownie z ciecierzycy z masłem orzechowym Do przygotowania CIASTA potrzebujesz:
2 puszki ciecierzycy / 800 g 1 szklanka masła orzechowego ½ szklanki syropu klonowego lub syropu z agawy ½ szklanki prażonej mąki z amarantusa ½ tabliczki gorzkiej czekolady / 50 g drobno posiekanej ¼ szklanki kakao ½ łyżeczki sody ¾ łyżeczki proszku do pieczenia szczypta soli Do przygotowania POLEWY potrzebujesz:
½ tabliczki gorzkiej czekolady / 50 g ½ szklanki mleka kokosowego 1 łyżka cukru trzcinowego 1 łyżeczka kakao ½ łyżeczki cynamonu ¼ łyżeczki chili oraz do posypania: ½ łyżeczki cynamonu połączona z 1/8 łyżeczki chili
Piekarnik rozgrzewamy do 175 stopni. Wszystkie składniki poza czekoladą miksujemy przy pomocy blendera na gładką, jednolitą masę. Następnie delikatnie łączymy z posiekaną czekoladą. Formę do pieczenia wykładamy papierem do pieczenia. Delikatnie nacieramy dłonie olejem i przekładamy masę do foremki, spłaszczając ją i wyrównując. Wsuwamy do gorącego piekarnika i pieczemy przez 25 – 30 minut. Następnie wyjmujemy i studzimy. W międzyczasie przygotowujemy polewę. Wszystkie składniki rozpuszczamy w małym rondelku, doprowadzamy do wrzenia i gotujemy przez 2 minuty. Odstawiamy do schłodzenia na i oblewamy ciasto. Wyrównujemy polewę i przez sitko obsypujemy cynamonem wymieszanym z chilli, kiedy polewa zastygnie można kroić i jeść. Na zdrowie! Amelia Witos
Amarantus - inaczej zwany szarłatem, to roślina pochodząca z Ameryki Południowej. Majowie, Aztecy i Inkowie uważali, że daje on siłę i męstwo wojownikom. Amarantus trafił do Europy w XVI wieku jako roślina ozdobna, jego walory odżywcze odkryto dużo później. Dzisiaj nazywany jest zbożem XXI wieku. Amarantus pod względem zawartości żelaza nie ma sobie równych. Zawiera go 5-krotnie więcej niż szpinak lub pszenica. Jest niezwykle cennym źródłem białka – lepiej przyswajalnego niż z mleka czy soi, a przy tym nie zawierającego glutenu. Wyróżnia się niezwykle drobną frakcją skrobi, pięć razy łatwiejszą do strawienia od skrobi zawartej w kukurydzy. TRAMWAJ CIESZYŃSKI • XI 2019
59
KIERUNEK SPORT
maiDen
- opowieść o miłości
zdjęcia Olga Szelc
Błąkała się już od wielu, wielu dni. Nie rozumiała, dlaczego znalazła się przy tej drodze. Była głodna. Na szczęście przed zimnem chroniło ją gęste, szare, teraz zmierzwione futro. Z daleka można byłoby ją wziąć za wilka. Ale jaki wilk buszuje w śmietniku albo biega po autostradzie?
Psa znalazł Łukasz. – Jechałem zwiedzić Görlitz, ale nie dojechałem ze względu na Maiden, która wyszła na A-4.
informując, że wiezie suczkę do schroniska. Sam nie mógł jej zabrać do domu. Miał już przecież pod opieką Szczotkę.
Decyzja była szybka. Hamulec, pobocze, parking (na szczęście udało się zatrzymać przy małej zatoczce), a później chodzenie za Maiden z karmą w ręce i pasem kajakowym. Pas miałem, bo wtedy często mi się takie rzeczy w samochodzie walały, a karma dla Szczotki (suczka Łukasza) wysypała mi się jakoś kilka dni przed weekendem i nie wszystko posprzątałem. Bardzo się przydała.
Historia jakich wiele. Ktoś miał psa, ale nie docenił jego przyjaźni, oddania i towarzystwa, więc wyrzucił go w lesie. Suczka musiała sobie poradzić. Była młoda i silna, ale też zdana tylko na siebie. Na szczęście trafiła do przyjaznego domu Moniki i Waldka, którzy pokochali ją od pierwszego wejrzenia. A ona? Odwzajemniła im się psią miłością. Na zawsze też zapamiętała Łukasza. On jest jej Wybawicielem, jej Rycerzem. Za każdym razem, gdy odwiedza przyjaciół, suczka szaleje z radości. To on pierwszy okazał jej troskę i podał pomocną dłoń. Chociaż z jej punktu widzenia była to raczej pomocna łapa.
Suczka w typie husky patrzyła na niego czujnie, ale z wielką godnością. Musiała się zgubić, a może ktoś ją wyrzucił? Nie mógł jej tak zostawić. Otworzył bagażnik. Wskoczyła. Już po drodze zadzwonił do przyjaciół, 60
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • XI 2019
KIERUNEK SPORT
Nie da się jej nie kochać. Ma w sobie wiele uroku i pewności siebie. Jest spokojnym, bardzo zrównoważonym psem. Zdarza się, oczywiście, że inne psy ją zaczepiają. Wtedy Maiden na nich… siada, delikatnie, ale stanowczo dając im do zrozumienia, że Królowa jest tylko jedna. Towarzyska, przyjazna, jest uwielbiana przez dorosłych i dzieci. Lubi podróżować ze swoimi opiekunami. Odwiedziła Chorwację, Słowenię, Czechy, wiele miejsc w Polsce, w górach i nad morzem. Wszędzie czuje się jak u siebie, bo ma przy sobie swoich ukochanych ludzi. Ma też w sobie wielkie poczucie własnej wartości. Wystarczy usiąść koło niej i się do niej przytulić, by też poczuć się pewnie. Jej przyjaźń i miłość jest stała, niezmienna i wielka. Poza tym lubi spacerować, nauczyła się biegać przy rowerze, ma także specjalną hulajnogę, w którą da się ją zaprząc. Gdy wędruje w górach, czasem pomaga słabszym turystom i ciągnąc mocno, wspiera ich we wspinaczce. Jest wtedy radosna i dumna, bo uwielbia takie wyzwania. Nie bardzo lubi pływać. Woli czuć ziemię pod łapkami. Ale w 2018 roku przeszła granicę swojej niechęci i pływała w morzu, podczas pobytu na psiej plaży w Chorwacji – a robi to bardzo godnie i bez chlapania. Wychodzi z wody, otrzepuje się dokładnie, a jej gęste futro jest wtedy już nie szare, ale szaro-srebrzyste. Historia Maiden – bo tak to cudne stworzenie dostało na imię – jest podobna do wielu innych historii psów porzuconych, wyrzuconych, zapomnianych, zagubionych. Ona miała szczęście do dobrych ludzi. Tymczasem w schroniskach, fundacjach i domach tymczasowych czeka wiele takich kochających psich serc. Dlatego nie kupuj, adoptuj!
Olga Szelc
cZEKaM na Ciebie
tutaj!
SchRoNISKo DLa ZwIERZĄT „aZYL” 43-400 Cieszyn, ul. Cicha 10 tel/fax 033/ 851 55 11 tel. kom. 603 850 137 e-mail: psy@schronisko.cieszyn.pl http://schronisko.ustronet.pl/
MIEJSKIE SchRoNISKo DLa BEZDoMNYch ZwIERZĄT 43-305 Bielsko - Biała ul. Reksia 48 tel: 33 814 18 18 663 902 733 www.schronisko.bielsko.biala.pl
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • XI 2019
61
KIERUNEK SPORT
fot. Robert Kania
M
arc
in M o ń
ka
Pożegnanie
z Ligą Mistrzów
Nie udał się trzynieckim Stalownikom start w tegorocznej edycji Champions Hockey League. Choć do ostatniego meczu zachowali szansę na awans do fazy play-off, niestety rywale okazali się silniejsi. Tym samym po raz drugi z rzędu odpadli z europejskich rozgrywek już po fazie grupowej.
Gdy
po majowym losowaniu Stalownicy poznali swoich grupowych rywali, w Trzyńcu panował umiarkowany optymizm. Zgodnie z zapowiedziami włodarzy klubu mistrzowski zespół miał w tym sezonie poważnie zaistnieć w tych rozgrywkach, nawiązując do znakomitych występów przed dwoma laty, gdy dotarł aż do półfinału, a od gry w wielkim finale 62
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • XI 2019
dzielił ich tylko (albo aż) jeden gol. W tegorocznej edycji CHL los skojarzył graczy spod Jaworowego z zespołami Pelicans Lahti z Finlandii, Junost Mińsk z Białorusi oraz Lausanne HC ze Szwajcarii. Europejskie rozgrywki startują zawsze jeszcze przed rozpoczęciem ligowych rozgrywek krajowych, stąd nie zawsze zespoły prezentują optymalną formę. Zmagania
KIERUNEK SPORT
po dogrywce 2:1. W meczu rewanżowym Stalownikom, by zapewnić sobie awans do fazy play-off, wystarczyło wywalczyć jeden punkt. Niestety to zadanie okazało się za trudne, bo choć sytuacji do zdobywania kolejnych goli nie brakowało, to jednak mecz zakończył się zwycięstwem Szwajcarów 5:3. Warto dodać, że sędziowie w tym spotkaniu uznali gospodarzom gol z ewidentnej pozycji spalonej. - Graliśmy dobry mecz w Lozannie, i choć długimi fragmentami byliśmy lepsi, to jednak rywale potrafili maksymalnie wykorzystać wszystkie dogodne sytuacje. Tegoroczne rozgrywki w CHL uznaję jednak za ważne doświadczenie, poznaliśmy nowe miejsca i rywali, grających nieco inaczej niż w naszej lidze – mówił po ostatnim meczu napastnik Stalowników Matěj Stránský. Po tej porażce stało się jasne, że drugi rok z rzędu Oceláři pożegnali się z CHL już w fazie grupowej. Do kolejnej rundy tych rozgrywek z „trzynieckiej” grupy awansowały zespoły Lausanne HC oraz Junost Mińsk. Spośród czterech uczestniczących w rozgrywkach CHL klubów Tipsport Ekstraligi do fazy play-off awansowały drużyny z Pilzna oraz Hradca Kralove. Los Stalowników podzielił za to drugi z uczestników ligowego finału – Białe Tygrysy z Liberca.
w CHL wystartowały na przełomie sierpnia i września, i z perspektywy całych grupowych rozgrywek to właśnie pierwsze dwa mecze trzyńczan okazały się kluczowe dla dalszych losów tej rywalizacji. Zwłaszcza pierwszy mecz, rozegrany w Finlandii, pewnie długo śnił się po nocach trzynieckim napastnikom. Bo choć zawodnicy śląskiego klubu prezentowali się lepiej na lodzie i oddali więcej strzałów, to jednak zeszli do szatni pokonani, bowiem żaden z 45 strzałów oddanych na bramkę rywali, nie trafił do siatki i ostatecznie Stalownicy przegrali 0:1. Z kolei w drugim spotkaniu, rozgrywanym w Mińsku, Stalownicy byli faworytem, to jednak mecz zdecydowanie lepiej ułożył się dla gospodarzy. Mistrzowie Czech niestety łapali mnóstwo kar, grając długie fragmenty meczu w osłabieniu. To przełożyło się na końcowy wynik – Oceláři ulegli rywalom 0:2. Jednak w meczach rewanżowych z tymi rywalami odrobili straty. Najpierw w świetnym stylu potrafili odmienić losy meczu z Finami, bo choć jeszcze na początku 2. tercji przegrywali 0:3, całe spotkanie wygrali 5:3. Jeszcze lepszą formę strzelecką Oceláři zaprezentowali w pojedynku z białoruskim Junostem, aplikując rywalom aż 7 bramek i tracąc zaledwie 2 gole. O losach rywalizacji w grupie miały zatem przesądzić dwa ostatnie mecze ze szwajcarskim Lausanne HC. W pierwszym meczu, rozegranym w trzynieckiej Werk Arenie, lepsi okazali się gospodarze, wygrywając jednak dopiero TRAMWAJ CIESZYŃSKI • XI 2019
63
KIERUNEK SPORT
CHaMPION sprzed ery Małysza fa ł
Urbacz
k
a
Ra
23 listopada zostanie zainaugurowany kolejny sezon Pucharu Świata w skokach narciarskich na skoczni im. adama małysza w Wiśle-malince. Być może trudno w to uwierzyć, ale patronem skoczni wcale nie musiał zostać wybitny Wiślanin. zanim odrestaurowany obiekt oddano do użytku, poważnie rozważano nazwanie go imieniem zdzisława Hryniewieckiego, który skakał w czasach, gdy o zawodach Pucharu Świata jeszcze nikt nie słyszał.
dzisław Hryniewiecki przyszedł na świat 1 września Ztowej, 1938 r. we Lwowie. Po zakończeniu II wojny świazmuszony do przeprowadzki, przeniósł się wraz
wielka szansa, by to zmienić. Czasami jednak dzieje się coś, czego nie jesteśmy w stanie przewidzieć i tak też się stało w tym przypadku. Tuż przed wylotem do Squaw Valley, Hryniewiecz rodziną do Bielska-Białej. W stolicy Podbeskidzia ki odbywał ostatni trening Hryniewiecki zaczął trenować na skoczni w Wiśle-Malince. m.in. kombinację norweską. Przy drugim skoku zbyt wczeNarty nie były mu obce, jazdy śnie wyszedł z progu i uderzył na nich uczył się już we Lwoo twardy zeskok klatką pierwie. Geny sportowca odziesiową. Szybko trafił do szpitala dziczył po ojcu – Stanisławie w Cieszynie, po czym został Hryniewieckim, byłym piłkaprzetransportowany helikoprzu Pogoni Lwów. „Dzidek” terem do Instytutu Chirurgii nie poprzestał na kombinacji Urazowej w Piekarach Śląnorweskiej, a spośród licznych Zdzisław Hryniewiecki. Fot. Tadeusz Olszewski / PAP skich. Obrażenia okazały się dyscyplin sportowych, które nadzwyczaj poważne: złamauprawiał, tą pryncypalną okazały się skoki narciarskie. Początkowo nie osiągał satys- nie kręgosłupa, porażenie rąk i nóg. Bielszczanin został fakcjonujących wyników, ale z czasem nabrał na tyle niemal całkowicie sparaliżowany. Marnym pocieszeniem dużej wprawy, by wskoczyć do światowej czołówki. Na wobec tego był pamiątkowy medal, przesłany przez noMistrzostwach Polski w 1958 r. zajmował ledwie 7. miej- wego mistrza olimpijskiego – Helmuta Recknagela. Dalsce, rok później nie miał już sobie równych. Do mistrzo- sze leczenie w sanatoriach pomogło mu częściowo odstwa krajowego skoczek dołożył przyzwoite rezultaty na zyskać sprawność rąk. Nie udało mu się jednak oszukać arenie międzynarodowej, w tym: 5. miejsce w Kulm, przeznaczenia, którym okazał się wózek inwalidzki. Sta4. miejsce w Klingenthal i 3. miejsce w Oberwiesen- rał się czerpać radość z życia w towarzystwie przyjaciół, thal. Na szczególną uwagę zasługują zawody w Kulm, z którymi chętnie słuchał Franka Sinatry albo grał w których Hryniewiecki zadebiutował na skoczni ma- w brydża. W trakcie walki o powrót do zdrowia poznał muciej i od razu ustanowił nowy rekord Polski, skacząc pielęgniarkę - Wandę Góralską, z którą się ożenił, ale 116 metrów. Sezon 1959/60 również wyglądał nieźle związek przetrwał tylko 5 lat. W ostatnich latach życia w wykonaniu Bielszczanina. Wprawdzie nie miał okazji „Dzidek” cierpiał coraz bardziej przez powstałe odleżysprawdzić się w Turnieju Czterech Skoczni, który Polacy ny. Zmarł 17 listopada 1981 r. w wieku 43 lat. Obecnie korzystamy z takich dobrodziejstw, iż nie zbojkotowali, lecz tam gdzie występował, osiągał sukcesy. Wygrywał zawody w Lauscha czy Oberwiesenthal, musimy się martwić o sukcesy polskich skoczków. oraz w Pucharze Beskidów w Wiśle. Zbliżały się igrzyska Kiedyś jednak nie dysponowaliśmy takim potencjaolimpijskie w Squaw Valley, a Hryniewiecki był w kapi- łem, stąd Zdzisław Hryniewiecki jawi się jako postać talnej dyspozycji. Nigdy wcześniej żaden polski skoczek wyjątkowa, która mogła zmienić bieg historii. Mogła, nie zdobył medalu olimpijskiego, wreszcie pojawiła się ale nie zmieniła.
64
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • XI 2019
KIERUNEK SPORT
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • XI 2019
65
KIERUNEK SPORT
SKUTECZNEJ REKLAMY
66
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • XI 2019
ul. Bielska 184, Cieszyn • tel. +48 33 47 99 440 www.spot.net.pl • /agencja.reklamowa.spot
ln
,80 p 9 6 d o i Rovaniem ,80 pln 6 1 d o y h c e Cz ,00 pln 5 1 d o ,80 pln 2 3 d Polska o y mc pln Nie 0 ,8 1 4 d nglia o
,80 pln
od 38 Holandia ,10 pln 0 2 d o a j c SĹ‚owa
A
naprawde myslales, ze to mikolaj???
ul. Kościuszki 33, Cieszyn (teren starej cegielni) tel. +48 512 790 260 / www.paczki123.pl Oferta biznesowa na www.olzalogistic.com