MIESIĘCZNIK DLA ŚLĄSKA CIESZYŃSKIEGO Nr 39, kwiecień 2020 ISSN: 2543-8751 / Cena: Bezpłatny
MIESIĘCZNIK DLA ŚLĄSKA CIESZYŃSKIEGO Nr 39, kwiecień 2020 www.tramwajcieszynski.pl
W morowym czasie • Egoizm groźny i zaraźliwy • Wisła: Betonowy krajobraz • Kultura w kwarantannie • Galowy bramkarz
VKOP=g ie c k a t n o w k imi z blisk
i n l e i g e c j e r w sta Polska od 15.00 zł
Anglia od 41.80 zł
Czechy od 16.80 zł
Niemcy od 32.80 zł Holandia od 38.80 zł Słowacja od 20.10 zł
ul. Kościuszki 33, Cieszyn (teren starej cegielni) tel. +48 512 790 260 / www.paczki123.pl Oferta biznesowa na www.olzalogistic.com
Wyższa Brama Mistrz Fałat… Z miłości do pszczół Egoizm groźny… Ślub stulecia
10-11 12-13 14-15 19-21
Mijanka na Rynku Betonowy krajobraz
22- 25
Stary Targ Porzóndzymy , pogadamy
27-29
Kierunek Kultura Kultura w kwarantannie Dzieci na Uniwersytecie Na wyspę teraz
31 32-33 34-35
Torebka jakby Damska Oman w opowieściach Wakacje w czasach zarazy Zda(o)lny tata Melanż 2 Sąsiedzki dialog Miłość w korporacji Pies w koronie Wielkanocny mazurek
38-39 40-41 44-45 46 47 48-51 54 56 -57
Kierunek Sport Galowy bramkarz Przedwczesny koniec sezonu
62-63 64-66
Z A ŁO G A T R A M WA J U: DYSPOZYTOR: Wojciech Krawczyk MOTORNICZY: Urszula Markowska tel. 577 148 965 KONDUKTORZY: Fryderyk Dral, Małgorzata Perz, Małgorzata Szklorz DZIAŁ MARKETINGU: Piotr Czerwiński tel. 602 571 638 PASAŻEROWIE: Amelia Witos, Florianus, Marcin Mońka, Robert Kania, Iwona Włodarczyk, Jacek Cwetler, Dariusz Bożek, Rafał Urbaczka, Daniel Korbel, Stanisław Przybysz-Malinowski, Mateusz Jonkowski ZAJEZDNIA: Cieszyn, ul. Mennicza 44 BAZA: Fundacja LOKALSI Cieszyn, ul. Bielska 184 DRUKARNIA: Drukarnia „KOLUMB” 41-506 Chorzów, ul. Kaliny 7
ŹRÓDŁO ZDJĘCIA OKŁADKI: www.fotopolska.eu opr. graficzne okładki Rafał Łęgowski DRUK OKŁADKI: Drukarnia „KOLUMB” 41-506 Chorzów, ul. Kaliny 7
·
·
rs
zu
sk
6-9
U
Kierunek Jazdy W morowym czasie
a
Rozkład Jazdy: l a M a r ko w
„Gdy wieje wiatr historii, ludziom jak pięknym ptakom rosną skrzydła, natomiast trzęsą się portki pętakom”. Grzegorz Kot
Dzisiaj boimy się tego co tu i teraz. Koronawirus zakaża, zabija i izoluje. A co najważniejsze zatrzymuje Świat. Jeśli komuś wydaje się, że po prostu pewnego dnia rząd zniesie obostrzenia, otworzy granice, sklepy, kina czy teatry, to jest w błędzie. Jeszcze długo będziemy żyli w izolacji, z coraz to większymi problemami i pogłębiającym się kryzysem gospodarczym i finansowym. Każdy potencjalny przechodzień będzie zagrożeniem, a relacje społeczne jeszcze długo pozostaną w wirtualnym świecie fecebooka. Dzisiaj oprócz walki z rozprzestrzeniającym się koronawirusem powinniśmy zabezpieczać również to, co przed nami. Jednak trudno dziś myśleć o tym, co jutro, gdy dostajemy od rządu primaaprilisowy żart. „Tarcza antykryzysowa” nie tylko jest dziurawa jak sito, ale zabiera już złudzenia na jakąkolwiek pomoc Państwa. Nie będzie też wsparcia dla Służby Zdrowia. W sumie można uznać, że taka pomoc jest zbędna skoro ludzie sami szyją kombinezony, maseczki robią przyłbice, a nawet zabezpieczają posiłki dla personelu. W Polsce rozpoczęły się zbiórki finansowe dla szpitali, a Jurek Owsiak zakupił już sprzęt. Tylko szkoda, że nawet nie chcą pomóc w jego transporcie. Dostaliśmy za to w prezencie wybory. To bardzo smutna prawda, gdy rząd na pierwszym miejscu zabezpiecza swoje chore ambicje polityczne, a na końcu myśli o swoich obywatelach. Premier, który zawsze kwieciście przemawia, dziś nie wytłumaczył, dlaczego rodzice dzieci powyżej 8 roku życia nie dostaną rządowego wsparcia, chociaż sam zdecydował, że bez opieki dorosłego nie mogą wyjść z domu. Zaprzeczające sobie przepisy stawiają problem tylko przed nami samymi. Dziś ów premier, który tak pięknie mówił o heroizmie lekarzy i pielęgniarek nie powiedział, dlaczego nie zgadza się na dodatkową płacę za nadgodziny. Dzisiaj milczy też cały sejm. Nie krzyczą, nie kłócą się. Milczą wszyscy nawet opozycja, chyba, że jest okazja wypowiedzieć się do kamery i pokazać swój bunt. Szkoda, że tego buntu zabrakło na Sali Obrad. Maseczka ochronna stała się i już zawsze będzie w Polsce nie tylko symbolem koronowirusa, ale milczenia i strachu. Ci wszyscy, którzy jutro, bądź w najbliższym czasie stracą pracę, będą mieli dużo czasu, by pomyśleć, dlaczego ta wychwalana przez rząd „Tarcza Antykryzysowa” nie ochroniła właśnie ich.
·
·
·
„Kierunek jazdy” - felietony „Wyższa brama” - tematy ważne „Most przyjaźni” - zza Olzy „Mijanka na Rynku” - polityka i gospodarka „Stary Targ” - gwara „Torebka jakby damska” - tematy różne „Kierunek kultura” - kultura „Kierunek sport” - sport „Przystanek na żądanie” - reklamy i artykuły sponsorowane Wydawca magazynu „Tramwaj Cieszyński” nie ponosi odpowiedzialności za treści reklam i art. sponsorowanych, a także za poglądy autorów zawarte w zamieszczonych tekstach. Reprodukcja oraz przedruk wyłącznie za zgodą wydawcy. Wszystkie materiały publikowane w niniejszym magazynie są własnością wydawcy i są chronione prawami autorskimi.
·
·
·
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • IV 2020
3
POWIEDZ PRZEMOCY NIE!
SŁOWO OD MOTORNICZEGO
Zalecenia epidemiologów są zdecydowane, by uniknąć zarażenia koronawirusem należy się odizolować od innych. Kolejne wprowadzane obostrzenia i zakazy mówią, by unikać tłoku, skupisk i komunikacji publicznej. Ci którzy mogą, pracują w domu, zamykają się w czterech ścianach, ze wszystkim co temu towarzyszy. Należy jednak pamiętać, że osoby doznające przemocy domowej i seksualnej są najbardziej zagrożone właśnie we własnym domu. Zmuszeni do pozostania w domach mamy więcej czasu dla rodziny i na to wszystko, na co codziennie go brakuje. Nadrabiamy zaległości. Jednak taki stan jest trudny dla osób doświadczających przemocy domowej, psychicznej i seksualnej. Niejednokrotnie wyjście do szkoły czy pracy było ucieczką od dramatu przeżywanego w domu. Teraz odizolowani od świata skazani są na stały kontakt z oprawcą. Jedną ze strategii sprawców przemocy domowej jest izolowanie osoby, którą krzywdzą: od przyjaciół, rodziny, miejsca pracy. To działanie mające na celu osiągniecie pełni kontroli nad osobą pokrzywdzoną i utrzymywanie jej w przekonaniu, że jest sama ze swoim problemem, nie ma do kogo się zwrócić o pomoc, ani dokąd uciec, nikt jej nie uwierzy. „W zamkniętych z powodu wirusa miastach liczba zgłaszanych przypadków przemocy domowej podwoiła się. Według naszych statystyk 90 proc. przypadków przemocy jest związanych z epidemią COVID-19”- mówił Wan Fei, były policjant, założyciel antyprzemocowej fundacji w Jingzhou (prowincja Hubei w Chinach).Uważa on, że odbywanie kwarantanny wywołuje strach i niepokój, a także wiąże się z trudnościami ekonomicznymi dla wielu rodzin. Nagromadzona frustracja przeradza się w przemoc domową. Wan Fei zwraca przy tym uwagę, że system wsparcia dla osób pokrzywdzonych w związku z epidemią stał się niewydolny. Sytuacja pokrzywdzonych przemocą domową w Polsce i bez globalnej pandemii wygląda zatrważająco. Według policyjnych danych w 2019 roku odnotowano ponad 166 tysięcy przypadków przemocy w rodzinie. Liczba osób pokrzywdzonych może być jednak zdecydowanie wyższa, ponieważ – jak wskazują badania, służbom zgłaszany jest średnio co trzeci przypadek przemocy. Dzisiaj jak nigdy wcześniej, ważna jest społeczna solidarność. To wielki test z odpowiedzialności nie tylko za siebie, ale też za osoby z naszego sąsiedztwa. Jeżeli jesteśmy świadkiem przemocy, zgłośmy to policji lub pod któryś z numerów interwencyjnych. Możemy w ten sposób ocalić czyjeś zdrowie lub nawet życie. Apelujemy również do funkcjonariuszy, aby nie ignorowali zgłoszeń dotyczących przemocy domowej i seksualnej. Telefony, pod które należy zgłaszać sytuacje przemocy:
Centrum Praw Kobiet: 600-07-07-17 Niebieska Linia: 800-12-00-02 Feminoteka: 888-88-33-88
Patronat honorowy Burmistrz miasta Cieszyna Gabrieli Staszkiewicz FUNDACJA akcję wspierają:
LOKALSI OKALSI
z dostawą do domu 100 zł za cały rok CENISZ SOBIE NASZĄ NIEZALEŻNOŚĆ, PODOBA CI SIĘ NASZ MAGAZYN? WESPRZYJ NASZE DZIAŁANIA I ZAMÓW PRENUMERATĘ. www.tramwajcieszynski.pl/prenumerata wydawcą miesięcznika Tramwaj Cieszyński jest Fundacja LOKALSI KRS: 0000609132 nr rachunku bankowego Bank Spółdzielczy 98811300072001005039470001
PRENUMERATĘ MOŻESZ ZAMÓWIĆ RÓWNIEŻ mailowo prenumerata@tramwajcieszynski.pl lub telefonicznie 602 571 636
czytaj Tramwaj Cieszyński online
na naszej stronie www.tramwajcieszynski.pl w formacie PDF na www.tramwajcieszynski.pl/pdf
KIERUNEK JAZDY
FELIETON
W MOROWYM czasie Florianus
W dawnych czasach Śląsk często przez zarazy nawiedzany bywał. W książeczce „Wierność Bogu i Cesarzowi czasu powietrza morowego należąca i pokazana przez Jana Muthmana sługę Ewangeliey przy Kościele Jezusowym przed Cieszynem”, która spod pras Gottfrieda Trampa w Brzegu wyszła w 1716 roku, wymienione są lata, kiedy mory, plagi, epidemie i zarazy śląski lud boży w szczególności doświadczały i dziesiątkowały. Roku 1350, jak też roku 1395, 1412, 1413, 1437, 1464, 1482 aż 84, 1553, 1585, 1600, 1623, 1628, 1630 aż 34, 1653, 1656, 1680 znosiło Śląsko nasze, częścią całe częścią miejscami morową ranę. Że w tych pomienionych leciech i nasze cieszyńskie księstwo wiele wycierpiało, iste jest. Luboż bowiem wojny i inne smutne trafunki mało zapisów pozostawiły, wszakżem znalazł – podaje Muthmann - że w samym Cieszynie był mor w r. 1571, 1585 ( który zowią wielki, bo na trzy tysiące wymarło), 1599 a 1623, kędy wyż 1500 osób poległo, wszak na zamku żaden nie był zachorzał. Ewangelicki ksiądz Johannes Muthmann, budowniczy Kościoła Jezusowego w Cieszynie i pierwszy jego archidiakon, pochodził z Komorzna pod Byczyną, studiował teologię w Lipsku i w różnych językach się wyznawał. Oprócz niemieckiego, w którym się był wykształcił, jako tako znał polski, trochę też czeski, a jako osoba duchowna językami właściwymi dla teologii chrześcijańskiej władał – przede wszystkim łaciną, ale też hebrajskim i greką. Kiedy w 1709 roku z łaski cesarskiej miał w Cieszynie stanąć jedyny na Górnym Śląsku ewangelicki kościół, 24-letni ksiądz Muthmann przez zwierzchność powołany został, aby tu posłużyć jako duszpasterz, organizator zboru i budowniczy świątyni. W następnych latach wszystkie swoje siły tej pracy poświęcił, a pracował w mało sprzyjających, jeszcze kontrreformacyjnych warunkach, przy czym prócz kościoła wybudował dwie szkoły i założył nowy cmentarz. Kiedy zaś na budowę kościoła nad Wyższą Bramą pieniędzy zabrakło pojechał aż do Szwajcarii pieniądze wypraszać. I za to wszystko tak mu cieszyńscy ewangelicy odpłacili, że oskarżywszy o pietyzm w 1730 roku z miasta go wypędzili. Przy czym pietyzm to nie była żadna herezja, złość, wszeteczność czy zboczenie. Wręcz przeciwnie. Pietyzm polegał na wzmocnieniu pobożności poprzez modlitwę, studiowanie Biblii i nawrócenie się, co w dobrych uczynkach na co dzień przejawiać się miało. Muthmann większą pobożność wśród najbiedniejszych chciał obudzić, co również z oświatą wśród ubogich się łączyło. W duchowej odnowie ewangelickiego ludu w Księstwie Cieszyńskim od 1720 roku pomagali mu dwaj młodzi, energiczni pastorzy - Johann 6
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • IV 2020
Adam Steinmetz i Samuel Ludwik Sassadius, którzy do Cieszyna z księstwa brzeskiego przybyli. Przez nich to Kościół Jezusowy stał się ogniskiem nowej ewangelizacji, dzięki czemu ewangelicka wiara ożywiła się nie tylko na austriackim Śląsku, ale też na Morawach, skąd wielu do Cieszyna przychodziło po nowe w wierze pokrzepienie. Owi trzej pastorzy kaznodziejskie mieli niezwykłe zdolności, wyśmienitym mówcą był sam Muthmann, o którym nawet jego przeciwnicy świadczyli, że ludzie go słuchali jak jakiego Boga. Zarazem był cieszyński archidiakon właścicielem sporej biblioteki, bo do sztuki literowej i książek w posłudze bożemu ludowi wielką przywiązywał wagę. I właśnie dla tego słowiańskiego ludu, co niemieckiego ani łaciny nie znał, przeznaczył swoją pierwszą książeczkę, którą zatytułował „Wierność Bogu i Cesarzowi czasu powietrza morowego należąca...” Ponieważ właśnie mór pojawił się znowu niedaleko na Morawach, pastor Muthmann postanowił swoich parafian na tę straszną okoliczność zawczasu przygotować i w sprawach zarazy oświecić. Napisał więc traktat, a właściwie kompendium dla pobożnego ewangelika, jak ma mór rozumieć, jak się go wystrzegać, a przede wszystkim jak w czasie morowym postępować. W części pierwszej, obszerniejszej, szczególną wierność Bogu nakazuje i w świetle Biblii wyjaśnia zarazę jako karę za grzechy i dopust Boży. Nie ma w tym nic szczególnie odkrywczego. Już najwcześniejsi chrześcijanie przecie wiedzieli, że w czas zarazy dobrze jest się nawrócić i pokutę czynić, a prócz modlitwy pieśni stosownej pobożności śpiewać i w chwaleniu Boga nie ustawać.
KIERUNEK JAZDY
fot. arch. autora
Dlatego też odpowiednie modlitwy podaje i na okoliczność zarazy pieśniczki pobożne. Są jednak w tej części także wskazówki mniej teologicznego, a bardziej psychologicznego charakteru. Nie jeden człowiek za lekarza nie wiem jakiego się wydawający, o moru dowcipnie dyszkutuje, a jako by go zahamował rozmawia, pisze i radzi. Na potem ale z wszystką swoją mądrością nazad musi, gdy mu i serce upadnie, a applikacja pochybi. I nie znaczy to, że aplikacja nie zadziałała w komórce, lecz, że nie poskutkowała zastosowana kuracja. Wobec nieznanej zarazy różne bowiem w ciemno i na chybił trafił stosowano sposoby, sposobiki i szalbierstwa. Zapalają się całe lasy, aby powietrze z jadu arsenikalnego i mercurialnego oczyścione było, tak gęsto się kadzi, jakoby komin piekielny chciał gorzeć. Parfumują się gmachy i dymem z tabaki wirginskiej, tureckiej, anglickiej itp. myrra i aloe. Gasi się wapno octem. Rozmaże się tyle morowego balsamu, jako wozowej smoły. Zje się tak wiele a różnych proszków przeciw jadu, niebieskie i inne dryaczne pikuły, mithridat, orsietan, latwergi i inne tym podobne, że dziw, jako się sama śmierć takimi żywymy aleksifarmakami a antydotami nie zapowietrzy. Owszem żaby i wrzecienice, wężowie i smocy, zaszczuwani bywają przeciw moru. Zawierają się drzwi i wrota, okna i dziury dla złego powietrza, ale na ostatku przecie nic nie pomoże. Doktorowie, aptykarze, balwierze, łaziebnicy i cyrulikowie, distilatorowie i dryacznicy, jubilirze mitridatu, korzonków a zielin, lekarze po rynkach wrzeszczący, cygani, kacia i pomocnicy ich, żydzi i jejich właśni, wszyscy z konsztem swym pohańbieni bywają, bo mor tak jest niewstydliwy, że i nie zaproszony do aptek, materialnych komór i dryjacznych szkatułek wstępuje, owszem i do klasztorów, kollegiów, bibliotheków i pisarni, do cesarskich i królewskich pałaców tak dobrze jak do chałup prostych. Ponieważ mor jest morbus epidemicus atrocissimus a okrutny pospólny bicz, który bez uwagi bogatego i ubogiego tnie, starego i młodego dosięga.
W części drugiej pisze Muthmann o wierności w czasie moru należącej Cesarzowi Karolowi VI, królowi i dziedzicznemu księciu, najsławniejszemu arcykapłanowi domu rakuskiego, a to poprzez modlitwę za niego, a szczególnie posłuszeństwo. Bowiem posłuszeństwo czasu moru ku zwierzchności jest, aby się obserwowały i wykonawały słowne jeich narządzenia i mandata, bądź są immediate, a prosto od najwyższej głowy wydane, bądź przez jeich instancije a przełożone publikowane. Chodzi tu o rozporządzenia i polecenia władz. Jedno szczególnie takie rozporządzenie z niemieckiego tłumaczy, co wydane było we Wrocławiu w 1680 roku, a dotyczyło księstw Górnego i Dolnego Śląska. A że było ono bardzo obszerne, tylko najważniejsze punkty z niego wybiera, szczególnie do gospodarzy i gospodyń oraz innych mieszkańców miast kierowane, na przykład takie: 2. Gdyż mor nie tylko ze złych konstellaciów psotnego czasu, zburzonych smrodów powietrznych pochodzi, a jad od ludzi przez dech k sobie ciągniony, ale też niepożądany żywot sprawiony, przez dobrą diatę ( zachowałość) ale zapędzony i uciszony bywa. Dokąd należy zaniechanie grochu, kapusty, zbytniego mięsa świńskiego, miękich i suszonych ryb, starych jajec, spleśniałego chleba, rzepy, śmierdzącego syra, pospolitego sałatu, mlecznych pokarmów i tak daliej. 3. Każdy gospodarz ma swoim, osobliwie czeladzi, zakazać, żeby zwłaszcza w mieściech żadnej posoki, trzew, kości bydła zabitego, uryny, plugastwa, a im mniej zdechłych kur, psów, kotek, albo zyc to, co by smrod czyniło, na ulice nie rzucali. Przestępcy niech w klatce albo przy krzyżach wystawionych stoją, gospodarze ale dla niebaczności swej albo pokutę pieniężną, albo więzienie znoszą ubóstwu a szpitalam ku pożytku. 4. W miasteczkach a dziedzinach mają takie plugastwa na oddalone miejsca zaniesione albo wcale zakopane, wody ale stojące a śmierdzące zasute być. 5. Osobliwie mają wszystkie domy i gmachy, sieni, schody, piętry, kuchynie, chlewy a miejsca tajne czysto być TRAMWAJ CIESZYŃSKI • IV 2020
7
KIERUNEK JAZDY
trzymane, priwety co dzień umywane, mieszkami z piaskiem zakrywane, dobrze zamykane, w mieściech śmieci i inne nieczystości, na k temu narządzonych karach, albo gdzie tych nie masz, na taczkach za miasto na oddalone miejsca zawożone być. 10. Kiedy też kto u siebie samego tylko jaką niezwyczajną, aby podejrzałą chorobę czuje, ma się sam ogłosić, a gdy samotny przez znak chorobę swą oznajmić. 11. Gdy w jakim domie kto niezwyczajnie zachoruje, choćby się nie zdało coś napadliwe, nie ma bez consensu direktora zdrowia mieszkanie swe przemieniać, ale gdzie zachorzał zostać albo się na miejsce od zwierzchności naznaczone dać zawieść. Jakie są symptomy choroby i co się dzieje z chorym podczas zarazy nie będę tu za Muthmannem cytował, żeby obrzydzenia nie budzić, atmosfery horroru pochopnie nie wprowadzać, a czarnych myśli sobie i Czytelnikom oszczędzić. Przy całym swoim uduchowieniu i pobożności pastor Muthmann tematy związane z zarazą praktycznie traktuje, tak żeby czytelnik jego książeczki co największy pożytek dla siebie wyniósł. Zarządzenie, które referuje, sporo całkiem konkretnych zawiera poleceń, co by miały chronić społeczność przed
fot. arch. autora 8
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • IV 2020
szerzeniem się zarazy i to bardzo podobnych do tych, które teraz lokalne władze w związku z koronawirusem wydały. Choćby takie: 15. Kiedy tego chorego w domu mieć od direktora dozwolono, ma być w osobitym gmachu zawarty, skąd nie wypuszczany, lekarstwa a potrzeby żywota z wielką ostrożnością onemu dawane, a on nie tylko od społeczności jeszcze zdrowych wcale oddalony, ale też kobierce, stołki, skrzynie ( truhły ), almaryje i wszystkie inne mobilia jad przyjmujące z takiego gmachu zaraz na początku wyjęte, 23. Kto wiadomie do domu zapowietrzonego wstąpi, ma skarany i zawarty być, niewiedzący ale garantanę trzymać. 32. żadna chora osoba, choćby też morowej rany nie miała, pod straceniem ciała i żywota na ratusz, do sądów albo do kościołów jak i do osób rzeczy pospolitej służących, przychodzić nie ma. Tłumaczy też Muthmann z niemieckiego na nasze w 1708 roku we Wrocławiu dziełko wydane i nazwane „Krótkie a potrzebne wynauczenie jako się przy teraźniejszej kontagiej przed jadem morowym i innymi złymi przypadkami zaopatrzyć, a gdyby kto nią inficirowany, należycie kurirować może pospólstwu ku dobremu do druku podane”. Autorami jego byli sławni panowie
KIERUNEK JAZDY
physikowie wrocławscy. Pośród zalecanych praeserwacyji wyróżniają się tak zwane domestica remedia, które zamiast kosztownych medykamentów samemu sobie przygotować można domowym sumptem. I podaje na przykład przepisy najlepszych dla zapobiegania zarazie nalewek. W szczególności poleca ocet morowy, gorzkie wino, a dla tych, którym wino za drogie – zielne piwo. A oto przepis na gorzałkę przeciw jadu morowemu: Weźmi wybornego aloe, auserlesene Aloe, dwa loty, agaricum, Lerchenschwam (hubku smrekowu tu od niektórych nazwaną) pół lotu; myrry, Myrrhen, jedną kwintkę; cytworowego korzenia, Zitwer-Wurtzel, jedną kwintkę; horzca, Entianu, Enzian-Wurtzel, pół kwintki; anielikowego korzenia, Angelica Wurtzel, pół kwintki; zajęczej rzebki, Eberwurtz, pół kwintki; senesowych listków, Senis Blatter, półtorej kwintki; driaku, Theriack, pół lotu. Na te drobno pokrate a potłuczone species wlej kwartę dobrej gorzałki, rżanej albo winnej, zatkej naczynie dobrze, a postaw na ciepłe miejsce przez dwadzieścia a cztery godzin, potem na miejscu czerstwem schowaj. W czas jadowitych chorób a niezdrowego powietrza niż wynijdziesz łyżkę wypij. Czemu konkretnie miała zapobiegać taka gorzałka i czy rzeczywiście wzmacniała odporność, trudno mi jako laikowi dociec. Pewnie nasi farmaceuci byliby w stanie tę receptę nam objaśnić. Ale regularnie w małych ilościach zażywany ziołowy trunek musiał mieć pozytywny skutek, a przynajmniej podnosił nastrój, łagodził frasunek, może też umacniał spokój, a człowiek spokojny podobno bardziej odporny jest. Czyli może jakiś efekt placebo wystąpił. Mnie w tej recepturze i w ogóle w całym dziełku ewangelickiego archidiakona Muthmanna osobliwy język najbardziej zaciekawia. Polscy historycy uważali „Wierność Bogu i Cesarzowi...” za pierwszą polską książkę napisaną i rozpowszechnianą w Cieszynie. Muthman i Zasadius dali początek piśmiennictwu polskiemu w tej części Śląska – orzekł Zdzisław Hierowski w „Dziejach piśmiennictwa śląskiego” w 1959 roku i późniejsi historycy chętnie tę interpretację powtarzali. Ale już z samych powyższych cytatów wymiarkować można, że język Muthmanna to nie jest język polski. Owszem, kiedy Muthmann jakieś polskie teksty cytuje, na przykład pieśni Kochanowskiego, stara się to robić wiernie. Ale kiedy od siebie mówi albo sam z niemieckiego tłumaczy, używa transkulturowego melanżu językowego, który oparty jest na gramatycznych strukturach niemczyzny, zawiera liczne wyrażenia niemieckie i łacińskie, a przede wszystkim kompiluje różne wpływy słowiańskie - polskie, czeskie, a nawet słowackie. Język Muthmanna to śląska, a więc środkowoeuropejska hybryda językowa. Archidiakon pochodził z Byczyny, a więc z północnych
krańców Śląska, wykształcony został w niemieckiej i polskiej tradycji protestanckiej, po polsku owszem czytał i mówił, ale już gorzej pisał. Podejrzewam, że przed przyjazdem do Cieszyna z językiem czeskim nie miał kontaktów zbyt częstych, a może nawet z trudem rozróżniał język polski od języka czeskiego, które w Księstwie Cieszyńskim osobliwie się łączyły. Ten językowy mischung, którym się archidiakon posługiwał, aby się porozumieć ze swoją owczarnią, to nawet nie była tutejsza gwara, tylko coś w rodzaju żywiołowego esperanto, bo Muthmana przychodzili słuchać ewangelicy z daleka, z Moraw, z Górnych Węgier, no i oczywiście było też wielu takich, co mówili po niemiecku, a wszyscy musieli go zrozumieć, skoro z Cieszyna pokrzepieni duchowo, rozjaśnieni i umocnieni w wierze w swoje strony wracali. A przy okazji autor „Wierności Bogu i Cesarzowi...” przekazuje wiadomość o pochodzeniu tego językowego mixu kapitalną, a jakoś dziwnie przez polskich językoznawców i historyków pomijaną. Otóż tak zwana gwara cieszyńska, ten rozgwar języków, który się hej koło Cieszyna słyszało, wytworzył się przez zarazy, epidemie, mory i inne plagi. Suponuje bowiem Muthmann na 39 stronie swojego dziełka coś takiego: niemniej są pewne dowody, że tu przedtem wiele Niemców (...) mieszkało, którzy wojną a morem wykorzenieni, a na potem miejsca puste przezgranicznemi Polakami, Węgrami albo Morawcami dosadzone były, skąd się język tuteczny według sąsiadów zamieszanych kieruje. Czyli nie dość, że granica, przesmyk i rozdroże wpływ na pomieszanie języków tu miały, to w szczególności wojny i zarazy stosunki językowe tu kształtowały. Czyli jak nas plaga wymiecie, zanim jeszcze przyjdzie potop albo walnie asteroida, hen spoza granicy na nasze miejsce przyjdą inni, co w innym języku będą gadali. Bez walki zajmą nasze domy, miasta, pola i resztki lasów, kiedy nas już tu nie będzie. A ślady po nas jakieś pozostaną tylko w dziwnie pomieszanym języku. Jeżeli w ogóle zostaną jakieś ślady. Ale nie język jest tu najważniejszy, bo – jak przypomina Muthmann - nie w mowie zależy Królestwo Boże, ale w mocy, co w I Liście apostoła Pawła do Koryntian (4,20) stoi. A to Królestwo Boże i tym sposobem budować się ma – pisze dalej archidiakon Kościoła Jezusowego w Cieszynie w 1716 roku - aby sprawiedliwość (Chrystusowa) i pokój (z Bogiem Ojcem) i radość w Duchu Świętym w sercach zdrowych i zarażonych ku wiecznego zdrowia otrzymaniu przebywała. Obyśmy więc zdrowi byli, tak w dni powszednie jak w świąteczne. A zwłaszcza w nocy. Bo dla wirusów to wszystko jedno jaki dzień jest albo noc. TRAMWAJ CIESZYŃSKI • IV 2020
9
WYŻSZA BRAMA
fot . J. Fałat autoportret 1915
Daniel Korbel
MISTRZ FAŁAT NA WOJNIE Z CZECHAMI Jeden z najwybitniejszych polskich akwarelistów Julian Fałat ur. 30 lipca 1853 r. w Tuligłowach pod Lwowem, do roku 1895 pracował na dworze cesarza Wilhelma II w Berlinie. Następnie został dyrektorem krakowskiej Szkoły Sztuk Pięknych, którą przekształcił w Akademię Sztuk Pięknych. Po rezygnacji z funkcji rektora, w 1910 r. przeprowadził się wraz z rodziną na stałe do Bystrej Śląskiej, gdzie w 1909 r. kupił i rozbudował willę z pracownią tzw. „Fałatówkę”. W styczniu 1919 r. na wieść o czeskim ataku, choć miał już 66 lat, zgłosił się 27 stycznia 1919 r. do głównodowodzącego wojsk polskich płk Franciszka Latinika. Został przydzielony do dowództwa dywizjonu 2 Pułku Szwoleżerów „Rokitniańskich” kwaterującego w Pierśćcu. Wojna o Śląsk Cieszyński, która rozpoczęła się 23 stycznia 1919 r., miała dla nas bardzo niekorzystny
10
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • IV 2020
przebieg. Czesi wykorzystując swoją przewagę i błędy płk Latinika, po 4 dniach walk, 27 stycznia 1919 r. zajęli, bez walki Cieszyn, a wojsko polskie wycofało się do Skoczowa i na linię rzeki Wisły. Wielu polskich żołnierzy było załamanych odwrotem, wielu porzuciło swoje oddziały. Ci którzy pozostali, byli przemęczeni walką w ekstremalnych warunkach (temperatura sięgała
WYŻSZA BRAMA
minus 20 °C). Zgłoszenie się na ochotnika na front w takiej sytuacji, było przykładem wyjątkowej odwagi i patriotyzmu. Ze względu na wiek, Juliana Fałata nie służył już z karabinem w ręku na pierwszej linii, ale pomagał w dowództwie dywizjonu. Przede wszystkim, swoją obecnością dodawał otuchy szwoleżerom pełniącym trudną służbę zwiadowczą i patrolową. Choć walki wygasły późnym wieczorem 30 stycznia i zawarto rozejm, wcale nie było bezpiecznie. Wciąż dochodziło do wymiany ognia wzdłuż linii demarkacyjnej, a w samym Pierśćcu na początku lutego 1919 r. doszło do starcia z uzbrojonymi ślązakowcami. Za swoja służbę Fałat otrzymał krzyż II klasy „Za obronę Śląska 1919”, a w 1921 r. brązowy Krzyż Walecznych „Na polu chwały 1920”. Mistrz Fałat pozostał w służbie przy szwoleżerach 3 tygodnie i jak opisywały to krakowskie „Nowości Ilustrowane”, w tym czasie również malował oficerów i żołnierzy oraz pozycje obronne „ujmując w przepyszne pejzaże”. Niestety trudno dziś odnaleźć te prace. Zachowało się zdjęcie jednej tylko akwareli z portretem rotmistrza Jana Pryzińskiego, dowódcy dywizjonu szwoleżerów. Niestety portret ten został skradziony przed wieloma laty z domu wnuczki rotmistrza.
Julian Fałat zmarł 9 lipca 1929 r. w Bystrej Śląskiej gdzie został pochowany. W jego willi mieści się Muzeum „Fałatówka” (czynne od 9:00, od wtorku do niedzieli) - oddział Muzeum Historycznego w Bielsku-Białej ze wspaniałą kolekcją prac artysty i pamiątek po nim.
fot. Rotmistrz Jan Pryziński na froncie pod Skoczowem, przełom stycznia-lutego 1919 r. Muzeum Historii Fotografii w Krakowie.
fot. Zdjecie skradzionej akwareli. W prawym, dolnym rogu napis - Kochanemu Rotmistrzowi Pryzińskiemu J. Fałat, Pierściec 1919
Fragment listu gen. Franciszka Latinika do Juliana Fałata z 19 listopada 1921 r. - w zbiorach Muzeum „Fałatówka”: ....Dalej gratuluję Ci do „Krzyża walecznych”, który otrzymałeś za inwazję czeską w roku 1919 - bo uznałem, że podczas ciężkich walk pod Skoczowem, kiedy to żołnierz wymachany słabnął na duchu, zjawiłeś się jako stary wiarus w szeregach szwoleżerów, by oddać naszej ukochanej ziemi zapał i odważne serce, pełne poświęcenia. Twoja obecność na froncie zdziałała wiele, żołnierz i oficer widząc chęć dopomożenia dobrej sprawie, brał przykład, podziwiał prawdziwego syna ojczyzny i podniesiony na duchu pełnił służbę ze zdwojoną gorliwością…
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • IV 2020
11
WYŻSZA BRAMA
Ja
cek
Cwet
ler
Z MIŁOŚCI
do PSZCZÓŁ
Pierwsi osadnicy pojawili się na terenie Czechowic i Dziedzic w XIV wieku. Powstałe wtedy osady to Chotowice Polskie (Chtonorum Polonicum), Chotowice Niemieckie (Chotonorum Teutonicum), Żebracz i Dziedzice. Mieszkancy tych wiosek parali się rolnictwem, hodowlą zwierząt domowych, pasterstwem, gospodarką rybną oraz bartnictwem.
fot. list Ernest Kuhn
„Od wieków bartnicy stanowili elitę społeczeństwa, wzór mądrośći i uczciwości, słowo bartnika zastępowało przysięgę. Byli na ogół ludźmi wolnymi...” Ich profesja była związana z łowiectwem i myśliwstwem. Bartnicy mieli prawo do noszenia broni. Tereny Czechowic i Dziedzic pokryte były knieją, w której dominowały drzewa liściaste. Do dnia dzisiejszego wiele dzielnic i przysiółków miasta nosi nazwy związane z drzewami: Lipowiec, Grabowice, Olszyny, Brzeziny, Lesisko, Lasek, Dolny Las, Górny Las, Podraj, Świerkowice, etc. Dzikie pszczoły zakładały kolonie w starch drzewach, najczęściej w głębi lasu. Bartnicy opiekowali się nimi, ale także zakładali swoje barcie (ule) w pniach drzew. Wyżłobiony przez bartnika ul, najczęsciej miał wymiary 10 cm szer. x 130 cm wys. x 35 cm wys. Wlot był okrągły na 1,5 cm. Barć mogła służyć pszczelarzowi kilkadziesiąt lat. Zamieszkały w niej rój pszczół był bezpieczny przed nieproszonymi gośćmi. Zaszkodzić im mógł tylko niedźwiedź. Ulubionymi drzewami bartników były dęby, sosny, klony i lipy. Część swych zbiorów (miód, wosk) bartnicy oddawali swemu władcy, księciu lub wójtowi, a część zachowywali dla siebie. Mieli obowiązek składania daniny miodowej, która 12
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • IV 2020
często osiągała 50% pozyskanych przez nich zbiorów. Na bartnikach spoczywał także obowiązek postawienia stożka siana dla strzelców książęcych. Sprzedawali miód, który w tamtych czasach spełniał rolę cukru. Z miodu produkowano miód pitny lub wina miodowe. Miód pitny był już znany na Śląsku Cieszyńskim od X wieku i używany był jako napój biesiadny i jako napój ofiarny. Najlepsze miody pitne wytwarzano z miodów lipowych, koniczynowych i akacjowych. Z wosku wyrabiano świece, tak potrzebne w kościołach i w bogatch gospodarstwach, do oświetlania. Daniny miodowe były hamulcem rozwoju pszczelarstwa, dlatego cesarzowa Maria Teresa, w 1775 roku, zniosła obowiązek podatków miodowych. W Czechowicach-Dziedzicach pierwsi znani źródłom pszczelarze pojawiają się w połowie XIX wieku: Józef Machalica, Paweł Kieloch, wójt dziedzicki - Józef Wrzoł i Michał Wrzoł „Krzystek”. Kieloch i bracia Wrzołowie korespondowali z najsłynniejszym ówcześnie specjalistą od pszczelarstwa księdzem Janem Dzierżonem. Kilka z listów zachowało się do nia dzisiejszego. Wielkim propagatorem pszczelarstwa na Śląsku Cieszyńskim był ksiądz Józef Londzin. Na przełomie XIX i XX wieku zaczęły się kurczyć tereny leśnie na terenie Dziedzic i Czechowic, co bardzo zubożało bazę pożytkową dla pszczół. Powodem był rozwój przemysłu. Powstają wtedy m.in. kopalnia „Silesia”, Walcownia „Dziedzice”, rafineria „Schodnica”, rafineria „Vacuum Oil Company”, przetwórnia ryb morskich, fabryka podkładów kolejowych, fabryka brykietów, fabryka zapałek i fabryka kabli. Do zmniejszenia się powierzchni leśnej przyczyniła się także budowa stacji i lini kolejowej należącej do Uprzywilejowanej Kolei Północnej Cesarza Ferdynanda. Pszczelarze starali się zwiększać bazę pożytkową i obsadzali pola, łąki i pola uprawne roślinami i drzewami miododajnymi: jabłonie, klony, lipy, facelia błękitna, wierzba i malina. Ważną rolę w „uratowaniu” pszczelarstwa w Czechowicach i Dziedzicach, odegrał agronom majątku Zipserów, Ernest Kuhn, który nasadzał krzewy i drzewa miododajne, zakładał parki, ale przede wszystkim prowadził działalność edukacyjną wśród pszczelarzy.
WYŻSZA BRAMA
fot. zaproszenie fot. czlonkowie Koła Pszczelarzy w Czechowicach-Dziedzicach
W 1931 roku w Czechowicach zaczyna działać stowarzyszenie zrzeszające pszczelarzy - Towarzystwo Miłośników Ogrodnictwa i Pszczelnictwa „Akacja” Czechowice i Okolice. Nie zachowały się kronika i protokoły z pierwszych lat działalnści stowarzyszenia. Towarzystwo miało swą siedzibę w Szkole Podstawowej nr 4 w Czechowicach. W skład pierwszego zarządu weszli: Franciszek Zieleźnik (wójt Czechowic) – prezes; Jan Siwy (nauczyciel)- wiceprezes: Franciszek Borgieł (architekt) – skarbnik: Karol Mazurek (emerytowany kierownik Szkoły Podstawowej nr 2 na Grabowicach) – członek zarządu. Sekretarzem Towarzystwa był także Jan Bohucki, docent doktor habilitowany, profesor wyższych uczelni w Gdańsku i Katowicach. Do Czechowic zapraszano na wykłady i spotkania naukowców z Wyższej Szkoły Gospodarstwa Wiejskiego w Ciedzynie – prof. Józefa Tomkiewicza i dr Dominika Wanica oraz Alojzego Machalicę ze Szkoły Rolniczej w Cieszynie (później w Międzyświeciu). W okresie okupacji hitlerowskiej Towarzystwo Miłośników Ogrodnictwa i Pszczelnictwa „Akacja” zaprzestało działalności. W czasie II wojny zaginęły kroniki i dokumenty Towarzystwa. W obozach niemieckich znależli się członkowie stowarzyszenia, m.in. Jan Siwy i Franciszek Borgieł. Po zakończeniu wojny przez wiele lat nie istniały w Czechowicach i Dziedzicach żadne organizacje pszczelarskie. Koło Związku Pszczelarskiego w Czechowicach powstało dopiero w pażdzierniku 1956 roku. Założycielem i pierwszym prezesem został Józef Zarębski. Decyzję w sprawie rejestarcji Koła wydał 11 kwietnia 1982 roku, naczelnik Miasta i Gminy Czechowice-Dziedzice, Ludwik Mikołajczyk. Kolejnymi prezesami Koła byli: Franciszek Dyczek, Mieczysław Handzlik, Ludwik Kurasiewicz oraz Franciszek Urbańczyk (do dziś przezesuje). Do najbardziej aktywnych członków Koła należeli i należą: Józef Bartoszek, Stanisław Danel, Stanisław Gajdzica, Piotr Grygierczyk, Jan Herczek, Antoni Hereda,
Mieczysław Hałas, Kazimierz Jurczenia, Czesław Kurczyk, Bronisław Kosiba, Leszek Kóska, Jadwiga Kurasiewicz, Antoni Malowski, Ludwik Moś, Zygmunt Paliga, Józef Pyda, Adam Rojowski, Andrzej Seredyński, Władysław Sosna, Rudolf Stachnik, Genowefa Szczyrbowska, Józef Wizner, Stefan Wojczek, Erwin Woźniak, Stanisław Wróbel i Józef Żmij. Koło Pszczelarzy w Czechowicach-Dziedzicach obchodziło dwa jubileusze: • 50 lecie Koła, w dniu 7 grudnia 1986 roku • 70 lecie Koła, w dniu 27 września 2003 roku. Z okazji jubileuszu 70-lecia działalności Koła, jego członkowie Ludwik Kurasiewicz i Erwin Woźniak wydali broszurę pt. „70 lat Koła Pszczelarzy w Czechowicach-Dziedzicach, 1933-2003”. Po wielkiej powodzi, która nawiedziła nasz kraj w 1997 roku, członkowie Koła kilkakrotnie wspierali wpłatami powodzian. Pod koniec lat 70-tych XX wieku, Koło wpłacało datki na budowę „Domu Pszczelarza” w Kamiannej na Podkarpaciu. Czechowickie Koło Pszczelarzy przyłączyło się także do działań Społecznego Ogólnopolskiego Komitetu Budowy Pomnika ks. dr Jana Dzierżona w Kluczborku, który został odsłonięty w 1981 roku. Koło istnieje nadal, a jego członkowie zapisuję kolejne karty jego dziejów, ale przede wszystkim hodują pszczoły, tak ważne dla naszego biosystemu. Źródła: Kurasiewicz L, Woźniak E, 70 lat koła pszczelarzy w Czechowicach-Dziedzicach 1933-2003, Czechowice-Dziedzice, 2003 Woźniak E, Pszczelarze Czechowic-Dziedzic. Kronika organizacji pszczelarskich z lat 1931-2019. Część I, Czechowice-Dziedzice, 2019 TRAMWAJ CIESZYŃSKI • IV 2020
13
WYŻSZA BRAMA
sk
zu
U
rs
a
EGOIZM
l a M a r ko w
GROŹNY I ZARAŹLIWY NICZYM KORONAWIRUS
Polska i Polacy nieśli bezinteresowną pomoc ludziom w potrzebie na całym świecie. Na kartach historii zapisywaliśmy się jako naród gościnny, dający schronienie wielu wykluczonym, szukającym bezpieczeństwa. Postawa w obliczu koronawirusa zaskoczyła nas jednak równie groźnym i zaraźliwym egoizmem. Koronawirus wywołuje wiele emocji, ale i wyzwala w jednych to co dobre, a w innych egoizm i cwaniactwo. Naszą największą narodową zaletą od wieków była gościnność. Teraz staje się ona mitem ubranym w urzędową propagandę sukcesu. W naszym przygranicznym położeniu możemy obserwować wielogodzinne kolejki ludzi, chcących wjechać lub wyjechać z Polski. Niby z pozoru niezauważalny problem jednak dla wielu staje się barierą nie do pokonania. Choć cała sprawa nie dotyczy przejścia granicznego w Cieszynie, to my jako przygranicznicy rozumiemy ten problem i słuchamy docierających do nas informacji ze zdziwieniem, a nawet poczuciem wstydu za decyzje władz centralnych. Polacy czują się bezpieczniej dzięki zamknięciu polskich granic. Decyzję ogłosił w piątek 13 marca premier Mateusz Morawiecki, uzasadniając ją potrzebą natychmiastowego ograniczenia rozprzestrzeniania się groźnego koronawirusa. Okazuje się jednak, że szybkie i radykalne decyzje pogłębiły również wiele problemów, choćby naszych unijnych przyjaciół. Polityka zastosowana wobec wjeżdżających do naszego kraju dotknęła wielu obywateli Estonii, którzy przez granicę niemiecko-polską chcieli wrócić z podróży do domów, ale utknęli w środku drogi. Nie zostali wpuszczeni na teren naszego kraju. Estoński dziennik „Postimees” wydrukował na pierwszej stronie w języku polskim i estońskim odezwę do rządu Mateusza Morawieckiego, prosząc o pomoc swoim rodakom. Rząd nie odpowiedział na apel, a podróżującym pomógł rząd Niemiec umożliwiając podróż swoimi promami. „Wstydź się Polsko !” – to tytuł z pierwszych stron estońskiej prasy. 14
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • IV 2020
A mogły pojawić się słowa wdzięczności za pomoc w tak trudnym dla wszystkich okresie. Zapominamy o Polakach, którzy podróżują przez inne kraje europejskie bez problemów. Nasza krótkowzroczność jest nie tylko smutna, ale rysuje obraz naszego państwa w bardzo złym świetle. Opór Polski zirytował władze w Tallinie tak bardzo, że poskarżyli się Amerykanom i NATO, słusznie wskazując potencjalne zagrożenie dla zaopatrzenia stacjonujących w Estonii wojsk sojuszu. Postawę polskich władz, przy akceptacji lub milczeniu dużej części społeczeństwa, można zaobserwować od początku kryzysu spowodowanego koronawirusem. Pomieszana obojętność z lekceważeniem, bezduszność z polskim „jakoś damy radę”, a wszystko to okraszone propagandowym przekazem, którym próbuje się znieczulić opinię społeczeństwa. Na takim gruncie PiS może bez lęku stawiać ludzi przy wyborczych urnach, w sytuacji, gdy kolejne kraje na świecie odwołują referenda i wybory. Czy rząd francuski stanie przed Trybunałem Stanu? Właśnie przez wybory kolektyw lekarzy i pracowników medycznych złożył do francuskiego Trybunału Stanu (Cour de Justice de la République), skargę na premiera Edouarda Philippe’a i byłą już minister zdrowia Agnès Buzyn. Pierwsza rzecz o która oskarża się rząd dotyczy skandalu związanego z brakiem masek ochronnych. Rząd informował jeszcze pod koniec lutego, że maski będą. Na początku marca, kiedy
WYŻSZA BRAMA
okazało się, że masek nie będzie, mówiono ludziom, że ich nie potrzebują. Sprawę o maski wniesiono już wcześniej, bo 4 marca do sądu administracyjnego. Gniew lekarzy i personelu był tym większy, że wyszło na jaw, że owe maski produkowała też firma francuska, ale na zamówienie ministerstwa zdrowia rządu… brytyjskiego. Detonatorem skargi złożonej do Trybunału Stanu stał się też wywiad, którego Agnès Buzyn udzieliła „Le Monde” 17 marca. Powiedziała w nim, że rząd posiadał wiedzę o rozwoju epidemii i nic z tym nie robił. Mało tego, organizował jeszcze wybory i propagował normalny tryb codziennego życia. Buzyn została za ów wywiad mocno skrytykowana przez samego prezydenta Macrona. Prawnicy grupy C19 uważają jednak, że w tej sprawie należy nawet wszcząć śledztwo. Powinno ono ustalić zakres informacji ukrywanych przed Francuzami i ewentualne skutki tego faktu dla rozprzestrzenienia się epidemii. Prawnicy chcą np. „przeszukania serwerów departamentu zdrowia”. Nie wiadomo, czy Trybunał Stanu skargę przyjmie. Na razie jej zasadność bada komisja odwoławcza, która skargę sklasyfikuje. Może ją odrzucić, ale może też np. powołać komisję śledczą do zbadania sprawy. Wybory w Polsce się odbędą mimo sprzeciwu społeczeństwa i zagrożenia epidemiologicznego. Wszystko to odbywa się w trudnym do zaakceptowania politycznym i społecznym dyskursie, który akceptuje hańbiące słowa polityków. Minister rozwoju Jadwiga Emilewicz bez skrupułów powiedziała, że „Polska gospodarka może tylko skorzystać na kłopotach Chińczyków”. Niewielu oburzają również słowa kierowane do pracujących na tzw. śmieciówkach, że „ warto się ubezpieczać, a nie wyciągać teraz ręce po pomoc państwa”. Rząd i partia kierują się wewnętrznymi sondażami. Cel, by wygrać wybory i dobrze wypaść w opinii publicznej, zastąpił sumienia i dobro ogółu. Regularnie rząd odrzuca apele społeczeństwa o wykonywanie większej liczby testów. Ważniejsze jest, by nie dokładać argumentów zwolennikom przełożenia wyborów. Jak w ogóle można brać jeszcze pod uwagę przeprowadzenie wyborów 10 maja, gdy wszyscy wiemy, że jednych narazi to na infekcję, innych pozbawi w ogóle możliwości głosowania. W momencie gdy zamyka się kina, teatry, szkoły i uczelnie, a nawet kościoły, lokale wyborcze mają zostać otwarte! Pytanie, czy obecna władza weźmie na siebie odpowiedzialność za setki tysięcy zagrożonych zakażeniem? Czy weźmie pod uwagę ludzi starszych, dla których koronawirus stanowi śmiertelne zagrożenie? Jak ma się w tym przypadku prawo, jakie daje konstytucja do głosowania? To jawne łamanie konstytucji, na którą rząd w przypadku wyborów dość często się powołuje. Szans na prowadzenie kampanii wyborczej nie mają również kandydaci startujący w wyborach. Sprzeciw wobec wyborów 10 maja
wyraził także niezależny kandydat na prezydenta Szymon Hołownia. - To jest karykatura kampanii wyborczej. Nie jest meczem granym według zasad fair play, to mecz, w którym tylko jeden zawodnik może biegać po boisku i strzelać gole, gdy cała reszta zawodników jest przez sanepid zamknięta w szatni, a publiczność opuściła trybuny, bo rzeczywiście ma prawo zajmować się czym innym – powiedział. W polityce niestety przyzwoitość nie ma większego znaczenia. Widać to w wielu sprawach – nie tylko małych, ale i dużych. Jak ocenić postępowanie polskiego rządu zapewniającego w styczniu i lutym, że jesteśmy przygotowani na koronawirusa, wobec permanentnego dziś braku masek, rękawiczek i kombinezonów w szpitalach? Jak wierzyć statystykom skoro jesteśmy okłamywani w wielu innych sprawach? Jak zachowa się rząd, czy wesprze ludzi na umowach śmieciowych i pomoże przetrwać małym firmom? Jak będzie wyglądał egzamin ósmoklasisty i rekrutacja do szkół? Czy to nie jest odpowiedni moment by w tym roku egzamin zawiesić? Jakie będą rządowe rozwiązania na ten najbliższy i ten bardziej odległy czas? Jak będzie wyglądać Polska kiedy zabójczy wirus zniknie, o ile w ogóle to się zdarzy? Zdaję sobie sprawę, że ten tekst uruchomi lawinę krytyki oraz oskarżenia o stronniczość czy lewactwo. Jednak bez względu na to kto stoi za sterem, prawa czy lewa strona, nam nie wolno zapominać o tym co jest teraz najważniejsze, o bezpieczeństwie ludzi. Każdy z nas siedząc w domu i przeglądając wiadomości, jedyne co odczuwa to strach, o siebie i swoich najbliższych. Patrzymy na słupki statystyczne, na działania rządu, a izolacja pozbawia nas niejednokrotnie racjonalnego spojrzenia na sprawę. I nic w tym dziwnego, bo kiedy walka toczy się o zdrowie człowieka nie stosuje się półśrodków. Nie wolno nam robić selekcji, kto ma być zdrowy, a kogo możemy spisać na straty. Przyszło nam żyć w czasach, w których egoizm rozprzestrzenia się szybko i jest równie groźny jak wirus, z którym prowadzimy walkę. Skutki takiego egoizmu dla naszej państwowej, ale również europejskiej wspólnoty będą bardzo złe. Kraj, który słynął z solidarności przypomina kraj bezduszny. I tylko jakoś smutno, że zamiast przyjmować podziękowania, słyszymy: „Wstydź się, Polsko!”. Z nadzieją jeszcze patrzę na Śląsk Cieszyński, miejsce w którym przyszło mi mieszkać, miejsce w którym dobre odruchy i solidarność jest jeszcze cechą ważną. Na banery nad Olzą, które mają nie tylko krzepić, ale świadczyć o jedności dwóch narodów. Akcja społeczna „ Tęsknię za Tobą Czechu” podyktowana zapewne tęsknotą za otwartymi granicami i za przyjaciółmi, nabrała dzisiaj zupełnie innego znaczenia. Stała się, w obliczu problemów jakich doświadczyli Estończycy, wymownym przekazem o jedności i wsparciu w tych trudnych czasach. Tylko napis skierowany do Estonii powinien brzmieć trochę inaczej: „Przepraszamy Cię Estończyku !” TRAMWAJ CIESZYŃSKI • IV 2020
15
PRZYSTANEK NA ŻĄDANIE artykuł sponsorowany
PREMIERA PIERWSZEGO ELEKTRYCZNEGO SAMOCHODU MINI
ORAZ PIERWSZE URODZINY SALONU MINI SIKORA W dniu 7 marca 2020 roku w salonie MINI Sikora w Bielsku-Białej przy ulicy Warszawskiej 56, odbyły się pierwsze urodziny salonu połączone z premiera pierwszego, całkowicie elektrycznego MINI Cooper SE.
- Ten samochód to spojrzenie w przyszłość, uosabia zupełnie nowy wymiar gokartowych właściwości jezdnych – mówi Przemyslaw Brodka, Brand Manager MINI Sikora - Dzięki niemu jazda z napędem elektrycznym staje się bardzo emocjonalnym przeżyciem, łączącym w sobie zabawę, styl i iskrę indywidualności – dodaje. MINI Electric to samochód nowoczesny, czysty stylistycznie i w wydajny sposób dynamiczny. To wielki krok do przodu w kierunku możliwości uzyskania mobilności w środowisku miejskim z gwarancja unikalnej frajdy z jazdy. Spontaniczna reakcja silnika elektrycznego, na każdy ruch pedału gazu, podnosi zwinność pojazdu. Potężny napęd czerpie energie z baterii litowo-jonowej,
zapewniającej maksymalny zasięg oraz typowa dla MINI zwinność. Elektryczny MINI Cooper SE to możliwość podróży przez miasto bez lokalnej emisji. Samochód łączy w sobie charakterystyczne dla marki proporcje i cechy
16
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • IV 2020
designu z elementami odzwierciedlającymi jego w pełni elektryczny napęd. Jako, że silnik elektryczny nie musi być chłodzony powietrzem, sześciokątna atrapa przednia została zamknięta, co poprawia właściwości aerodynamiczne auta. Zostało ono również wyposażone w dodatki wykonane z włókna szklanego, które zmniejszają opór powietrza. Wykończenie w kolorze srebrnym Reflection Silver i żółtym Interchange Yellow przyciąga wzrok. Samochód ma pod maska elektryczny silnik o mocy 184 KM. Sprint do 60 km/h zajmuje mu 3,9 sekundy, a do 100km/h – 7,3 sekundy. Jego bateria ma pojemność 32,6 kWh, co pozwala na przejechanie ponad 230 km. MINI Electric ma możliwość szybkiego ładowania. Czas uzupełnienia akumulatora od zera do 80 proc. przy użyciu ładowarki o mocy 50 kW wynosi zaledwie 35 minut. Sobotnie wydarzenie przyciągnęło wielu fanów marki MINI. Mieli oni możliwość przetestowania na drodze
pełnej gamy samochodów MINI. Po jeździe czekał na nich urodzinowy tort. Przewidziano także atrakcje dla najmłodszych, którzy bawili się wyśmienicie z animatorami, podczas gdy ich rodzice testowali samochody. Partnerami imprezy byli: Nature House, Galeria Obrazów Anny Magdziarz oraz lokalna marka ILOVEBB.
PRZYSTANEK NA ŻĄDANIE artykuł sponsorowany
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • IV 2020
17
KIERUNEK KULTURA
Radosnych Świąt Wielkanocnych przepełnionych miłością, dających nadzieję w codziennym życiu życzą Zarząd i pracownicy Banku Spółdzielczego w Cieszynie Od roku 1873 towarzyszyliśmy mieszkańcom Cieszyna i Ziemi Cieszyńskiej w trudnych chwilach i zawirowaniach gospodarczych. Dziś również chcemy być wsparciem naszej społeczności.
Zapraszamy do korzystania z usług Banku Spółdzielczego w Cieszynie oraz Oddziału w Goleszowie i Hażlachu.
18
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • IV 2020
WYŻSZA BRAMA
fa ł
Urbacz
k
a
Ra
Ślub Stulecia
Niech inni prowadzą wojny, Ty, szczęśliwa Austrio, zawieraj związki małżeńskie! To przysłowie świetnie odzwierciedla politykę dynastyczną, prowadzoną przez Habsburgów. Wraz z upływem czasu zawieranie dobrych mariaży stawało się jednakże coraz trudniejsze. Reformacja zbierała wielkie żniwa, tradycyjne katolickie monarchie upadały, a przedstawiciele domu habsburskiego coraz częściej wybierali małżeństwa z przedstawicielami niższej warstwy społecznej, nawet kosztem wykluczenia z rodziny. Wybór małżonki dla Franciszka Józefa stanowił wobec tego pewne wyzwanie. Ostatecznie wybranką serca „cysorza” została bawarska księżniczka – Elżbieta, znana jako Sissi. Ceremonia ślubna przeszła do historii. Obchodzono ją uroczyście w wielu miastach, a więc także w Cieszynie, co warto odnotować wobec 166-tej rocznicy tego wiekopomnego wydarzenia. W 1853 r. Franciszek Józef był młodym, czarującym mężczyzną, dzierżącym pełnię władzy w wielonarodowościowym państwie austriackim. Wydawać by się mogło, że taki kawaler może skutecznie zabiegać o względy najpiękniejszych kobiet tego świata. Polityka dynastyczna wprowadzała jednak pewne ograniczenia – żona musiała być równorzędna cesarzowi pod względem rodu i pochodzenia. Inną ważną kwestią była religia, bowiem partnerka musiała wyznawać chrześcijaństwo w obrządku rzymskokatolickim. Złożoność problemu oddaje dobrze fakt, iż ze względu na deficyt dobrych partii, zastanawiano się poważnie nad kandydaturą luterańskiej księżniczki pruskiej – Anny Hohenzollern, która miałaby w przyszłości ewentualnie zmienić wyznanie. Negocjacje zakończyły się fiaskiem. Matka cesarza – arcyksiężna Zofia przejęła inicjatywę i zaproponowała synowi spotkanie ze swymi siostrzenicami: 19-letnią Heleną (Nene) i 15-letnią Elżbietą (Sissi) w Bad Ischl. Franciszek Józef przybył na miejsce w imponującym tempie, drogę z Wiednia pokonał na koniu
w ledwie jeden dzień. Cesarz dokonał dogłębnej inwentaryzacji obu dam, po czym podjął decyzję. Decyzję nieoczywistą, gdyż zdecydował się związać swoje życie z młodszą córką Ludwiki Wilhelminy i Maksymiliana Józefa – Sissi, uważaną przez arc. Zofię za „opcję rezerwową”. Matka cesarza zakładała, że jej synową zostanie starsza Nene, lecz musiała obejść się smakiem. 18 sierpnia świętowano już zaręczyny Franciszka Józefa z Sissi. Kilka miesięcy później w celu zalegalizowania związku sporządzono kontrakt małżeński. Na jego mocy księżniczka bawarska otrzymała w posagu 50 tysięcy złotych reńskich, a także wyprawę ślubną „stosowną do swej pozycji”. Ponadto cesarz zadecydował o dofinansowaniu posagu kwotą 100 tysięcy złotych reńskich, przygotowaniu dla damy tzw. Morgengabe w wysokości 12 tysięcy dukatów w sztukach złota oraz wypłacaniu jej dożywotnio 100 tysięcy złotych reńskich rocznie. 27 marca 1854 r. Sissi zrzekła się definitywnie swych praw do dziedziczenia bawarskiego tronu. Kwestia małżeństwa została w ten sposób uregulowana.
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • IV 2020
19
WYŻSZA BRAMA
20 kwietnia 1854 r. Elżbieta Bawarska wraz ze swymi rodzicami (Maksymilianem Józefem i Ludwiki Wilhelminą), rodzeństwem (Ludwikiem i Heleną) oraz Lobkowitzem i Lerchenfeldem opuściła Monachium. Wspólnie wyruszyli w daleką podróż, której punktem docelowym był Wiedeń. To właśnie tam 4 dni później w kościele Augustianów miał odbyć się ślub Sissi i Franciszka Józefa. Warto odnotować ten fakt, jako że powszechnie przyjęło się niesłusznie za miejsce ceremonii uważać kościół św. Michała, gdzie nakręcono sceny do najstarszej wersji filmowej, opowiadającej historię księżniczki bawarskiej, z Romy Schneider w roli głównej. Nasza bohaterka podążając do swego nowego domu zatrzymała się 21 kwietnia w Straubing, po czym wsiadła na parowiec „Franciszek Józef”. Dalsza droga wiodła przez Linz, w którym to, ku zdziwieniu samych mieszkańców, księżniczkę powitał sam cesarz. W przypływie emocji pocałował narzeczoną w policzek, co wywołało pewne kontrowersje, gdyż już samo pojawienie się cesarza stanowiło naruszenie dworskiej etykiety. Przybycie Sissi do stolicy Górnej Austrii uczczono, m. in. wykonując sztukę teatralną pt. „Róże Elżbiety”. Następnego dnia o 8:00 rano przyszła cesarzowa opuściła Linz i wyruszyła do Nussdorf, gdzie tłumy oczekiwały jej, a także cesarza, który na pokładzie parowca „Austria” dobił do pomostu znacznie wcześniej. W czasie, kiedy tłum cierpliwie oczekiwał Sissi, „cysorz” wyruszył po rodziców (arc. Zofię i arc. Franciszka Karola) oraz braci (Ferdynanda Maksymiliana i Karola Ludwika). Przy pozłacanym kobiercami wstępie przystani wyczekiwali oni wspólnie nadpłynięcia parowca „Franciszek Józef”. Kiedy wreszcie statek pojawił się na miejscu, cesarz wszedł na pokład, aby uściskać swą przyszłą małżonkę. Na łamach krakowskiego „Czasu” opisano dosyć dokładnie jej ówczesny wygląd – nosiła jedwabną różową suknię, takiż kapelusz z białą osłoną i biały kaszmirowy płaszczyk. Księżniczka została przedstawiona osobiście, m.in. burmistrzowi Wiednia Johannowi Kasparowi von Seiller oraz abp wiedeńskiemu Josephowi Othmarowi von Rauscher, który miał później udzielić parze sakramentu małżeństwa. Wszyscy zainteresowani udali się następnie do powozów i pojechali w kierunku Wiednia. Około 17: 30 zatrzymali się przed najsłynniejszym wiedeńskim pałacem, zwanym Schönbrunn, po czym udali się na obiad i odpoczęli przed następnym dniem, w którym planowano zorganizować przejazd Sissi ulicami miasta, aby pokazać oficjalnie ludowi tę blondwłosą piękność. Wiedeń w międzyczasie przygotowywał się solennie do godnego przywitania przyszłej cesarzowej. Wykończono łuki triumfalne oraz most, nazwany imieniem Elżbiety. Zadbano także o odpowiednie oświetlenie miasta. „Gwiazdka Cieszyńska” donosiła o zamówieniach 250 tys. szklanych lamp kolorowych w czeskich fabrykach. Kancelarie wiedeńskiego magistratu mierzyły się natomiast z natłokiem wniosków o przyznanie świadczenia w wysokości 500 złotych reńskich dla narzeczonych, zamierzających się pobrać w tym samym dniu co cesarz. W związku z tym dochodziło czasami do
20
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • IV 2020
komicznych sytuacji, tak jak w przypadku pewnej obywatelki Wiednia, która próbowała wyłudzić pieniądze, nie mając narzeczonego! Dama nie myślała, iż urzędnik zechce uzyskać potwierdzenie prośby od partnera. Cytując „Gwiazdkę Cieszyńską”: „… stanęły jej łzy w oczach i wyszła z płaczem – ale wraz z tą nadzieją, że do wyznaczonej doby może jeszcze narzeczonego znajdzie”. Ponadto stolicę cesarstwa austriackiego nawiedziło około 50 tysięcy osób, niezważających na nieprzyjemną aurę, spotęgowaną przez zimne powietrze. Każdy odczuwał nieodpartą chęć ujrzenia wyjątkowej kobiety. Popyt na wynajem miejscówek z widokiem na ulice, którymi przejeżdżać miał powóz Sissi, był tak wielki, iż przedsiębiorcy żądali od zainteresowanych horendalnych kwot. Ambasador Wielkiej Brytanii – lord Westmoreland John Fane wypożyczył balkon za 1000 złotych reńskich, a innego z kontrahentów za wynajem pokoju z trzema oknami zechciano oskubać z 200 dukatów w złocie. Niektórzy mogli jeszcze obejrzeć przejazd Sissi ze specjalnie dobudowanych trybun wokół miasta, co kosztowało trochę mniej (miejsca stojące - 15 złotych reńskich). Zanim nastąpiło urzędowe powitanie, księżniczka wraz ze swą matką - ks. Ludwiką przyjechała na 6-konnym powozie do Theresianum. U bram akademii obie zostały powitane przez 2 ochmistrzów dworu oraz 6 szambelanów. Następnie dołączyły w towarzystwie dam dworu do 8-konnego wozu w złotolitym zaprzęgu, który wyruszył na ulice Wiednia. Marsz rozpoczął się o godzinie 17:00. Pojazd poprzedziły żandarmeria, generałowie, szambelanowie, magnaci węgierscy na
WYŻSZA BRAMA
koniach oraz książęta w karetach. Później ludowi mogła ukazać się po raz pierwszy w pełnej swej okazałości kobieta przywdziana w jedwabną różową suknię, z wieńcem białych i czerwonych róż oraz perłową koroną na głowie. Wystrzeliły salwy armatnie, dzwony mocno zadźwięczały, a okrzyków radości nie było końca. Przy takiej otoczce Sissi dojechała do Hofburga w ciągu godziny. Nareszcie nadszedł tak długo wyczekiwany przez wszystkich dzień zaślubin cesarza i księżniczki bawarskiej. 24 kwietnia 1854 r. o godzinie 18:00 kościół Augustianów w Wiedniu wypełniły tłumy. Ludność oczekiwała przynajmniej przez pół godziny głównych aktorów tego widowiska, aż w końcu ci ukontentowali gości swoją obecnością. Franciszek Józef i Sissi złożyli sobie przysięgę małżeńską dokładnie tam, gdzie czynili to niegdyś np. Maria Teresa z Franciszkiem Stefanem bądź Maria Ludwika z Napoleonem. Ceremonię ślubną poprowadził abp wiedeński Joseph Othmar von Rauscher, który przemawiał tak długo, że uzyskał przydomek Plauscher, co oznacza w naszym języku pleciugę. Uroczystość zakończyła się około 20:00, wtedy świeżo upieczeni małżonkowie udali się do Hofburga. Na dworze parę młodą powitali licznie przybyli goście, w tym: duchowni, urzędnicy, damy dworu czy ministrowie spraw zagranicznych. Wspomniany wcześniej John Fane jął wygłaszać uroczystą przemowę. Prezentacja notabli zakończyła się o 23:00. ***
Mimo tego, iż główne ognisko wydarzeń znajdowało się w Wiedniu, inne miasta również zorganizowały uroczyste obchody. Cieszyn zamierzał bawić się jak nigdy wcześniej. Planowano w sali ratuszowej wyprawić bal, „który co do okazałości ma przewyższyć wszystkie swoje poprzedniki”. Oprócz tego zamierzano urządzić wielkie strzelanie na strzelnicy, znacząco oświetlić miasto oraz przyrządzić obiad dla ubogich. Nie ziściły się jednakże w pełni te ambitne plany, ponieważ burmistrz Cieszyna dr. Ludwik Klucki na wniosek cesarza, który w celu walki z biedotą obdarował Śląsk Austriacki sumą 4 tysięcy złotych reńskich, przekazał większe subsydia pieniężne na wspomożenie ubogich, co skutkowało z kolei odwołaniem balu oraz rezygnacją z oświetlenia. Celebrowano więc skromniej niż początkowo zamierzano. Uroczystości rozpoczęto wczesnym rankiem, o 5:00 wystrzałem z moździerzy i wywieszeniem chorągwi na wieży ratuszowej. Radosna muzyka pozwalała już od wczesnych godzin porannych wprowadzić społeczeństwo w odpowiedni nastrój. Przed południem odbyła się w kościele parafialnym msza święta, zakończona uhonorowaniem pieniężnym starca zasłużonego dla działalności Towarzystwa Strzeleckiego. Ponadto 500 ubogich mieszkańców posiliło się obiadem, 24 dziewczętom od 5 do 14 lat zapewniono odzież, a 24 chłopców związanych z rzemiosłem wspomożono finansowo. Warto odnotować jeszcze wielkie strzelanie na strzelnicy, które doszło do skutku. Ozdobę wieczoru stanowiły przedstawienia teatralne, rozgrywane w wyjątkowej scenerii. Z głębi sceny można było dostrzec popiersia Franciszka Józefa oraz Sissi, otoczone przez różne zbroje i chorągwie. Po odśpiewaniu hymnu narodowego publiczność obejrzała oczekiwane sztuki, mianowicie: „Die Brandschatzung”, „Talizman niewidzialności”, a także „Der Soldat”. W ten sposób 24 kwietnia dobiegł końca. Zaślubiny posłużyły cesarzowi do podjęcia innych ważnych decyzji. Wykorzystując sprzyjające okoliczności ułaskawiono kilkuset więźniów, z czego 240 osobom całkowicie darowano karę. Zniesiono stan oblężenia w Królestwie Galicji i Lodomerii, Wielkim Księstwie Krakowskim, Królestwie Węgierskim, a także Królestwie Lombardzko-Weneckim. Niektóre osobistości na mocy postanowienia cesarskiego zostały podniesione do wyższego stanu szlacheckiego (np. baron Josip Jelačić został hrabią), kolejne zaś otrzymały ordery bądź inne odznaczenia. Z tego grona należałoby wyróżnić dyrektora cieszyńskiej szkoły głównej Józefa Barta, który otrzymał złoty krzyż zasługi. Jak widać, świętowanie takich uroczystości jak ślub cesarza pomagało jednoczyć wielonarodowościowe państwo. Wtedy Franciszek Józef zaczął właśnie zyskiwać powszechniejszą akceptację, chociaż w początkowej fazie swych rządów nie cieszył się zbyt wielką sympatią ogółu. Cesarz sukcesywnie budował swój PR i tworzył własną legendę, dlatego dzisiaj wielu Cieszyniaków opowiada o Franciszku Józefie i Sissi z tak dużym sentymentem.
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • IV 2020
21
MIJANKA NA RYNKU
la M a r k
sk
zu
U
rs
a
WISŁA
ow
BETONOWY KRAJOBRAZ
Duże inwestycje i powstające wielkie budynki szczególnie w miejscowościach turystycznych budzą wiele obaw, ale stawiają również pytanie, czy do takich miejscowości warto jeszcze jeździć? Turyści wyjeżdżając w Beskidy szukają spokoju, zieleni i miejsc, w których można choć na chwile oderwać się od miejskiego betonu. Wisła stoi obecnie przed wielkim problemem, bo w samym centrum, na zboczu jednej z piękniejszych gór powstaje wielki betonowy moloch. Jak się okazało, ów moloch jest dopiero początkiem, ponieważ na wydanie zgody na budowę czeka kolejne 6 budynków. Może pora, by góra zmieniła nazwę z Bukowej na Betonową. Już na samym wjeździe do Wisły wita nas z bilbordów uśmiechnięty Adam Małysz. Reklamuje nowo powstały hotel i osiedle apartamentowców. Nasz ulubiony skoczek i duma Polaków stając się ambasadorem tego miejsca zachęca: „ Jestem zachwycony nowoczesnym stylem i wysokim standardem inwestycji. Wierzę, że to są główne argumenty przemawiające za sukcesem tego biznesu, który przyczyni się do rozwoju regionu”. Czy rzeczywiście Wisła zyska na tej inwestycji? Wiślanie o tak dużej inwestycji dowiedzieli się z prasy i lokalnych plotek. Jeśli wszystkim nadal wydaje się, że mowa o stojącym już hotelu to są w błędzie. Inwestor bowiem planuje postawienie osiedla na ponad 500 lokali! Należy dodać - największego obiektu tego typu w Polsce. Obecnie projekt czeka tylko na podpisanie pozwolenia na budowę, przez Starostwo Powiatowe w Cieszynie. Należy również nadmienić, że działki, na której powstaje inwestycja są prywatną własnością. Condo hotel Crystal Mountain to tzw. Condo hotel. Poszczególne pokoje i apartamenty kupują indywidualni inwestorzy, którzy później zarabiają na ich wynajmie. Nie muszą się martwić o obsługę, bo nią zajmuje się operator, czyli grupa Górskie Resorty, która ma już kilka tego typu obiektów. Właściciele pojedynczych apartamentów muszą zapłacić tylko podatek od nieruchomości i wykupić ubezpieczenie. Jak przekonują w materiałach promocyjnych przedstawiciele grupy Górskie Resorty, roczny zysk z apartamentu to 8 proc. od zainwestowanej kwoty. Jeżeli właściciel 22
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • IV 2020
będzie chciał spędzać urlop w swoim apartamencie, wtedy zarobi mniej, ale niewiele mniej, bo 7 proc. W hotelu zaprojektowano 491 apartamentów. Wolnych jest jeszcze 56. Ceny apartamentów, które podaje firma, zaczynają się od 378 tys. złotych, a kończą na 780 tysiącach. Te największe, według wyliczeń, mają dać inwestorowi 62 tys. 683 zł rocznie. ( źródło; WP.PL) Dziura w przepisach lub celowy zabieg W samorządzie rozpoczęła się żonglerka i przerzucanie winą za obecną sytuację. Dostało się już byłemu burmistrzowi Janowi Poloczkowi, który jest odpowiedzialny za zmiany w 2014r. w planie zagospodarowania przestrzennego. Ten plan uchwalał również jako radny obecny burmistrz Tomasz Bujok. Wydawać się mogło, że w tamtym czasie taki plan będzie chronił przed niszczycielską deweloperką Wisłę. Jednak wniesione zmiany nijak mają się do dobrych intencji i podpisanej uchwały. Polityka centralna miała inny plan na tereny górskie i można przypuszczać, że mocne lobby deweloperów nakłoniło ministerstwo do zmian w ustawie. Niewielkim zapisem pozwolono na budowy w terenach górzystych wielkich molochów. O jakich zmianach mowa? W 2018 r., przez Ministra Infrastruktury Adama Adamczyka, deweloperom zostało dane prawo do wznoszenia budynków na terenach górzystych dużo wyższych niż dopuszcza to nawet obowiązujący w Wiśle Plan Zagospodarowania Przestrzennego. Pomimo, że widnieje zapis dopuszczający budowle o wysokości 12,5 - 14,5 metrów, w zetknięciu z takimi uwarunkowaniami terenu mogą powstawać gmachy wielkości galerii handlowej. Do tej pory bowiem wysokość ta mierzona była od podstawy budynku do najwyższego punktu na dachu. Teraz wysokość mierzona jest od parteru, czyli wszystko co wbudowane w dół liczone jest jak piwnica. Samorząd Wisły nie jest stroną w sprawie? Burmistrz Wisły choć osobiście podpisał decyzję o środowiskowych uwarunkowaniach, na korzyść dewelopera, twierdzi, że nie jest stroną w tej sprawie. Przypomnijmy:
MIJANKA NA RYNKU
10 kwietnia 2018 r. wniosek do miasta o wydanie decyzji środowiskowej złożył w imieniu dewelopera, a konkretnie jego spółki Wisła Moutain Resort Sp. z o.o., Krzysztof Kręciproch. 18 czerwca 2019 roku burmistrz Wisły Tomasz Bujok wydał decyzję środowiskową, w której „stwierdza brak potrzeby przeprowadzenia oceny oddziaływania na środowisko” dla tej inwestycji. Decyzja jest obszerna, i dość ciekawa do analizy dla ekologów. Uwagę przykuwa zawarte w niej zdanie: „Przedsięwzięcie nie będzie realizowane na obszarach górskich lub leśnych”. Owszem działka nie jest już zalesiona, bo za wycięcie drzew deweloper zobowiązany został do zapłaty 380 tys zł, na konto Lasów Państwowych. Tym samym nie tylko nie został ukarany za samowolną wycinkę otuliny i części Parku Krajobrazowego, ale wycięte drzewo policzone zostało po cenach rynkowych. Kolejną dość niepokojącą sprawą jest duży nasyp. Pozostaje nam wierzyć, że przy tej okazji wykonano wyjątkowo skrupulatnie wszystkie badania geologiczne. Swoją negatywną opinię dla stojącej już inwestycji wydała również Dyr. Krajobrazowego Parku Beskidu Śląskiego. Jednak ta opinia nie została wzięta pod uwagę. Możemy przypuszczać, że podobna odnosić się będzie do kolejnego etapu budowy.
Najcenniejszym dziedzictwem Beskidów jest krajobraz. Ten zostanie w brutalny sposób zniszczony. Betonowoszklany kolos stanie się również sporym zagrożeniem dla wielu gatunków ptaków. I nie chodzi tu o wycięte drzewa, ale odbijający się krajobraz w szybach, co jest częstym powodem ich śmierci w zderzeniu z wielkimi taflami okiennego i balkonowego szkła. Uwarunkowania środowiskowe w tej lokalizacji wymagają przeprowadzenia wszelkich badań, ocen i konsultacji. Tych niestety nie było. Wielką obawą dla mieszkańców jest również widmo wzmożonego ruchu na i tak dość mocno zakorkowanych drogach. W apelu wystosowanym do Burmistrza Miasta Wisła czytamy: „Po otwarciu Crystal Mountain Resort ruch się zwiększy - Bukowa stanie się jednym wielkim, hałaśliwym korkiem. Chodzi również, a może przede wszystkim, o drogę wojewódzką, która nie udźwignie tego zwiększonego ruchu, bo już go nie zabezpiecza.” To niezwykle ważny argument, szczególnie w czasie trwającego remontu, nie tylko drogi ale i trakcji kolejowej. TRAMWAJ CIESZYŃSKI • IV 2020
23
MIJANKA NA RYNKU
Jak wiemy do Wisły będzie obowiązywał przewóz zastępczy czyli autobusowy. Zbliża się powoli czas letni, a na wieść o takich korkach i wątpliwych „atrakcjach” tego miejsca turyści mogą wybrać zupełnie inne miejsce do odpoczynku. Czy więc Wisła zyska czy straci? Co o inwestycji mówi burmistrz Wisły Tomasz Bujok? - Jako mieszkaniec Wisły jestem przeciwny budowaniu tak dużych budynków, które zniszczą krajobraz Góry Bukowej. Jednak walka z inwestorem jest raczej niepotrzebna. To jedynie spowolni budowę lub zatrzyma ją na chwilę. Zależy mi na tym by z takimi przedsiębiorcami dobrze żyć, bo zazwyczaj są pomocni przy okazji organizacji różnych sportowych i kulturalnych imprez. Musze więc takiego inwestora postrzegać jak przyszłego partnera biznesowego. Należy również patrzeć na tą sytuację jak na postęp, którego nie zatrzymamy i raczej nie powinniśmy. To też aspekt ekonomiczny, budżet miasta jest ważny, a podatek uzyskany z takiego obiektu jest równy strefie ekonomicznej w innych miejscowościach. Mam nadzieję, że ten podatek będzie regularnie wpływał i zasilał kasę miasta – podkreśla burmistrz Wisły Tomasz Bujok. Jak mówi burmistrz - nie można było po uchwaleniu w 2014 r. Planu Zagospodarowania Przestrzennego zmienić przeznaczenia tych terenów. Należy również wziąć pod uwagę, że właściciel działki mógłby wystąpić o odszkodowanie. Nie ma samorządu, który zdecydowałby się na ograniczenie terenów inwestycyjnych właśnie ze względu na widmo wielkich odszkodowań, na które gminy po prostu nie mają środków. Problemem w Wiśle są nie tylko takie inwestycje, ale również osiedla wielorodzinne. Deweloperzy bowiem interpretują przepisy na swoją korzyść i na działkach przeznaczonych pod zabudowę jednorodzinną, wznoszą wielkie budynki wielorodzinne. Taką inwestycję możemy oglądać na ul. Spokojnej w Wiśle. Czy więc samorząd Wisły znajdzie sposób na zatrzymanie tej betonowej mody, czy będzie nadal widział w tym postęp i spływające podatki do kasy miasta? Ważny głos byłych włodarzy Wisły - Jako były burmistrz Wisły jedyne co mogę obecnie zrobić, to apelować do dewelopera i obecnego burmistrza o próbę wypracowania kompromisu. Być może to naiwne, ale uważam, że zawsze należy próbować rozmów, które mogą nie tylko uratować krajobraz Wisły, ale pozwolić na jej rozwój z zachowaniem tego, co najcenniejsze dla turystów. Należy również zwrócić uwagę na zmiany klimatu i widmo susz. Wody nam nie przybywa, a tak duże kompleksy mogą dodatkowo obciążyć wydajność wodociągów. Oby się nie okazało, że to właśnie brak wody będzie powodem pustych 24
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • IV 2020
kompleksów hotelowych nawet tych pięciogwiazdkowych podkreślał na konferencji prasowej były burmistrz Wisły Jan Poloczek. W sprawie wypowiedział się również Andrzej Molin, poprzednik obecnego burmistrza oraz radny Sejmiku Wojewódzkiego: – Zdecydowanie jestem przeciwny tak dużym inwestycjom w Wiśle i już bardzo nie podoba mi sie stojąca betonowa konstrukcja, która zbyt mocno ingeruje w przestrzeń krajobrazu. Czyli to nasze wspólne dobro. Dlatego czuję się upoważniony jako były burmistrz miasta do wypowiedzi w tej sprawie. Nie jestem przeciwny rozwojowi Wisły, nie mogę też ingerować w czyjąś własność. Te tereny zawsze miały przeznaczenie inwestycyjne, natomiast takie budowle w miejscowości turystycznej i górskiej nie powinny być nigdy realizowane. Taka też była intencja mieszkańców Wisły od lat, od pierwszego pojawienia się ograniczenia wysokości tych budowli w planie zagospodarowania przestrzennego. W tworzonym wówczas planie konsultacje z mieszkańcami były szerokie i zdecydowana większość opowiedziała się wtedy przeciwko pozwoleniu na tak wysokie budynki. Zaangażowani w konsultacje byli architekci, którzy jako eksperci pomagali w tworzeniu tego planu. Obecna sytuacja to niewłaściwe prawo budowlane uchwalane na szczeblu państwowym. Przypuszczam, że nie powstało ono na prośbę i po konsultacjach z wójtami i burmistrzami górskich miejscowości. Obecnie nie da się zatrzymać takich inwestycji na szczeblu gminnym czy powiatowym. Tu muszą pomóc władze państwa. Tylko jak podważyć coś, co sami wprowadzili? Ważne jest również, by firmy czy osoby przychodzące z zewnątrz kierowały się dobrymi intencjami, a tego jako mieszkańcy oczekujemy. Inwestorzy powinni słuchać również mieszkańców, by nie zburzyć krajobrazu i wizerunku miejscowości. Czy jednak inwestorzy biorą pod uwagę mieszkańców i wartość miejsca w którym żyją od pokoleń? Tu raczej nie liczę na sentymenty, w dodatku gdy w grę wchodzą duże pieniądze. Po analizie tej konkretnej sytuacji z łatwością dochodzimy więc do wniosku, że prywatni inwestorzy mają większy wpływ na to co stanie w danej miejscowości jak również na jej wygląd, niż władze gminy, czy sami mieszkańcy. 8 marca minęła trzydziesta rocznica uchwalenia ustawy o samorządzie terytorialnym. Warto przypomnieć pierwszy jej artykuł: „Mieszkańcy gminy tworzą z mocy prawa wspólnotę samorządową”. To była i jest najważniejsza reforma ustrojowa w Polsce po 1989 r. Dzisiaj jednak traci na wartości, a warto ją przypomnieć nie tylko w samorządach, ale również na dużej scenie politycznej.
MIJANKA NA RYNKU
Mieszkańcy budowie na Bukowej mówią zdecydowane NIE! W Wiśle mieszkańcy organizują się i protestują przeciwko tej inwestycji. Na stronie fb. „Ratujmy Bukową w Wiśle” można przeczytać nie tylko opinie mieszkańców, ale również na bieżąco śledzić działania jakie podejmowane są, by zatrzymać kolejny etap inwestycji. Na ww. stronie czytamy: „Drodzy mieszkańcy Wisły! Jak wszyscy wiemy, w ostatnich dniach rozpętała się burza wokół sprawy planowanej inwestycji na ul. Bukowej. Pojawiło się wiele głosów, że walczymy z inwestycją, która już praktycznie jest wybudowana. Otóż nie - inwestor poszedł dalej i planuje postawienie ogromnego, sześciobudynkowego osiedla na ponad 500 lokali! Należy dodać - największego obiektu tego typu w Polsce. Za naszymi oknami chcą zbudować budynki, które będą miały 11 pięter! Kwestionujemy ogrom inwestycji, brak ocen środowiskowych oraz wpływu na środowisko i mieszkańców. Wiemy, że Bukowa jest przeznaczona pod zabudowę typowo hotelową (domy wczasowe, pensjonaty, itd) i tego nie kwestionujemy. Natomiast kwestionujemy ogrom budowli. Uwarunkowania środowiskowe w tej lokalizacji wręcz wymagają przeprowadzenia wszelkich badań, ocen i konsultacji. Należy także podkreślić ochronę krajobrazu naszego największego bogactwa, jakim jest Krajobrazowy Park Beskidu Śląskiego!...”
Jak podaje UM Wisły - Taki krok może być przełomem, jeśli chodzi o inwestycję apartamentową na zboczach Bukowej, która budzi wiele emocji u części mieszkańców Wisły. W piśmie skierowanym do inwestora 10 marca 2020 roku, burmistrz Wisły Tomasz Bujok pisze, że zawieszenie postępowania w starostwie powinno zostać przeprowadzone „w celu wyjaśnienia licznych wątpliwości powstałych na etapie wszczęcia przedmiotowego postępowania”. - Ta inwestycja budzi wiele emocji i kontrowersji. Na tym etapie innej prawnej możliwości na wstrzymanie wydania pozwolenia na budowę nie było, dlatego zaprosiłem inwestora na spotkanie, na którym poprosiłem go o zawieszenie postępowania w Starostwie. Dzięki temu będzie czas, żeby spotkać się z mieszkańcami, przedstawić warunki obu stron i spróbować wypracować kompromis na temat inwestycji mówi Tomasz Bujok. Teraz wiślański samorząd chce zorganizować spotkanie z mieszkańcami i inwestorem, na którym przedstawione zostaną argumenty obu stron i które ma doprowadzić do wypracowania kompromisu. Termin spotkania zostanie wyznaczony do dwóch tygodni.
fot. F. J. Dral
Do władz miasta trafiła petycja, która jest głośnym sprzeciwem wobec deweloperskiej polityki. Petycję można przeczytać i podpisać na stronie: https://naszademokracja.pl/petitions/stop-przeskalowanym-budowlom-w-wisle
12 marca nadeszły dobre wieści dla Bukowej Do Starostwa Powiatowego w Cieszynie wpłynęło pismo dewelopera z prośbą o wstrzymanie procedury starania się o pozwolenie na budowę. Janusz Stasica, naczelnik Wydziału Architektury i Budownictwa w dniu dzisiejszym potwierdził tą informację o złożonym piśmie przez dewelopera. Co to oznacza? Na razie niewiele wiadomo. Deweloper nie odpowiada na telefony i zadawane pytania. Czy jednak mieszkańcy Wisły i mieszkańcy samej ul. Bukowej mogą odetchnąć z ulgą?
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • IV 2020
25
WYŻSZA BRAMA
UBEZPIECZAMY WSZYSTKO UBEZPIECZENIA MAJĄTKOWE
UBEZPIECZENIA TECHNICZNE
· mienia od ognia i innych zdarzeń losowych lub na bazie wszystkich ryzyk (all risks) wraz z ryzykiem utraty zysku (Business Interruption - BI) · mienia od kradzieży i dewastacji · ubezpieczenie gotówki w lokalu i transporcie · ubezpieczenie sprzętu stacjonarnego oraz sprzętu przenośnego · ubezpieczenie szyb i innych przedmiotów od stłuczenia · ubezpieczenia transportowe · ubezpieczenia komunikacyjne
· maszyn od awarii (Machinery Breakdown - MB) · maszyn budowlanych od wszelkich zdarzeń (Contractors Plant Machinery CPM) · robót budowlano - montażowych (Contractors All Risks - CAR i Erection All Risks - EAR) · oraz utraty zysku (Machinery Loss of Profit - MLOP, Advanced Loss of Profit - ALOP)
UBEZPIECZENIA OC
· gwarancje kontraktowe · gwarancje przetargowe, zwrotu zaliczki, dobrego wykonania kontraktu, usunięcia wad i usterek oraz należności handlowe
· z tytułu prowadzonej działalności i posiadanego mienia, · z tytułu niewykonania lub nienależytego wykonania zobowiązania, · odpowiedzialności cywilnej zawodowej, · oraz odpowiedzialności cywilnej menadżerów (D&O)
UBEZPIECZENIA FINANSOWE
ZDROWIE, ŻYCIE · ubezpieczenia pracownicze grupowe · ubezpieczenia na życie indywidualne · ubezpieczenia NNW · ubezpieczenia podróżne · ubezpieczenia zdrowotne
ul. Bobrecka 29, Cieszyn 26 Poczty w budynku Starostwa) (lokal TRAMWAJ CIESZYŃSKI • IV 2020
tel. 503 085 915 33 857 81 46
STARY TARG
Gdo się za swój jynzyk wstydzi takim niech się każdy brzidzi
er y
k Jan
Dr
POGADAMY
al
Fr
yd
PORZÓNDZYMY
Latoś byłby uż czas przehópnóć zaś za Olzem i tam nónś kogosi, kiery pochwoli sie w naszym dziewiyńć a trzicatym nomerze naszego TRAMWAJA kim je. Kapke to było procne, coby kogosi takigo nónś, ale kiery chlado, to dycki nóndzie, to co chce. Mie sie też to podarziło i cylnyłech na takóm paniczke w Trzyńcu kiero mo strasznie rada fulać, drzistać, bulczeć, fanzolić, rzóndzić, prawić i jak trzeja to aji fantazyrować po naszymu.
Ewa Szczerbova
pacjentów. Jest także społeczniczką, którą pro publico bono wraz z przyjaciółkami stała się patronką domu dziecka w Vizovicach. Do dzisiaj buzuje w niej góralska dusza z którą do Trzyńca przyprowadziła się z podgórskiej miejscowości Piasek. Najważniejszym jednak jej zamiłowaniem, jest propagowanie naszej cieszyńskiej gwary wśród młodych mieszkańców Zaolzia polskiego pochodzenia. Fryderyk Dral – pani Ewo, Zaolziocy o was prawióm, że mocie bardzo wielki talynt do pisanio po naszymu. To sie fest wszeckim ludzióm podobo, że w tym „Hutniku” poradzóm se roz do tydnia cosi po naszymu poczytać. Na zicher to je dlo was procne, bo wasi młodziocy ze Zaolzio prawióm po polsku, po czesku, a eszcze trzeja wciskać im do czepani rzecz łod naszych starzików. Taki cosi to poradzóm yno tacy ludzie jak wy paniczko, kierzi majóm to kansi głymboko w siebie, coby poradzić fórt srandownego cosi po naszymu napisać.
fot. arch. prywatne
EWA SZCZERBOVA – od wielu lat emerytka trzynieckiej huty, która swoje zamiłowanie do naszej cieszyńskiej gwary spełnia w pisaniu felietonów w tygodniku trzynieckim „Hutnik”. Przed przejściem na emeryturę odkryła w swoich rękach talent, do wykonywania profesjonalnych masaży, które z powodzeniem świadczyła chorym ludziom na kręgosłup. W czasie tych zabiegów, starała się także być psychologiem i lekarzem dusz swoich
Ewa Szczerbowa – panie redaktorze, przeca dobrze wiycie, że nie bydym miała ostudy s wami po naszymu porzóndzić, a eszcze cosi napisać o sobie, to bydzie dlo mie moc uciechy. Ale nejpiyrwej je słószne, wszeckich Wasich Szanownych Czitelników serdecznie pozdrowić, co wty piynty robim, aby se nie myśleli, że baba wpadła do drugi jizby, i ani nie pozdrowiła. Wiycie panie redaktorze, to wszecko jo se wyniysła z dómu rodzinnego. Je żech ciałym i duszóm Gorolkóm z pod Giyrowej, kany jo wyrostała aż do czasu, niż se mie jedyn synek naszeł i ściągnył babym wólki, nie wólki do miasta, kiere sie Trzyniec mianuje. Waszym Czytelnikóm go na jisto przedstawiać nie trzeja, bo jego kuminy widzicie aji z Wyszni Bróny. Ale już to nima taki, jako to kiejsi było. Już tela nie hajcujóm i ani sie tak fest nie kurzi, jako się kiejsi kurziło. Jo se wdycki mówiła, że mie do miasta żodyn chłop, ani hewerym nie zasmyci. TRAMWAJ CIESZYŃSKI • IV 2020
27
STARY TARG
Ale stało sie! Łod tego czasu sie już ani moc nie zapiyróm. Bo wiycie jaki to je, że wypiyranego chleba je wdycki nejwiynkszo skibka. Mój sie boł krowy a my mieli trzi. Dojiłach, kidałach gnój, a aji kosić łąki mie nauczili. Sómsiadowego kónia żech też umiała łoszerować. A to kapkym teraz zkryncim i cosi ło tym kóniowi, ale raczi kobyle Wóm powiym. Jak żech roz prziszła z roboty, to na stole była kartka, na kierej mi naszo kochano Mama napisała: „W trąbie mosz jedzyni, a jak sie najysz, tak weź kónia łod sómsiada i przijedź na pole. Wóz drabiniok już tam je”. Tak jo hóp na kónia i wio tam, kany była adresa napisano. Nó ja, ale było ciepło a kobyłym ni jyny bónki gryzły, ale jóm aji strasznie susziło. Trza było przejechać przez Olze. Ale mie do głowy nie prziszło, że kobyła sie
musi zegnyć, aby sie napiła. A jak sie zegnyła, tak jo sie ji spuściła prosto na ciupel chómóntu i wisiałach ji na głowie. Dyby to był jaki czibul, tak tyn by sie tam zy mnóm nie pańkoł. Ale kobyłka jyny potrzonsała głowóm i Jewke ni, a ni schynyć. Wisiałach za spodnicym w pasie na knefliczki zapiyntóm. Na szczynści szli chłopi po szichcie z gospody i z chómóntu mie z wielkim śmiychym schynyli. Dobrzech już potym z prziskokami na grzbiecie kobyłki dojechała. Ale to wóm jeszcze w tyn dziyń moja patalija nie skończiła. Miałach wielkóm miłość i wieczór my mieli mieć społu randkym. Tóż jak my siano z drabinioka do sómsieka schynyli, to już było ku wieczoru. Pytałach Mame, jesi mie puści z Jankym na randkem. Mama mi prawi- „nejpiyrwej dziywczyn cosi zjydz, bo żeś je na isto głodne”. Tóż żech cosi pofrygała, pucłach zymby i wio sie do potóczka kapkym łoszluchnyć. Porym kropli kolóński wody za ucho, do gymby fefermyncowy bónbón aji Jankowi żech zebrała. Miesiónczek świycił na 28
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • IV 2020
złómani karku, a nasze łoczi sie blyszczały jako gwiozdy na niebe. Byli my na nasi łónce, porym kroków od rzyki Olzy. Hormony uż sie nóm zaczinały warzić i pieknie mie Janek bulnył do trowy. Ale co dioboł nie chcioł, abo możne chcioł, moja głowa z rozplecónymi warkoczami wylóndowała w mrowci kupce. Jo mu przed tym koszulym porozpinała, a un mi to łostatni. Un mie dzierżoł przi ziymi, abych mu nie uciykła, a jo do wrzasku, że móm pełnóm głowym mrowców. Jymu zaś łod nóg lazły, bo un zaś kopył do dalsi kupki z mrowcami. Tak my łobo na poły sadzy wyskoczili i wio ku wodzie. Kozuje mi aż sie fest nadechnym i wstyrcził mi głowym pod wodym, a to porym razy. Nie pytejcie się ludkowie jako to skończiło. Ło mało mie do szpitola nie zawrzili. Ale tóż to sóm taki przigody na zagrzoci. Dar pisanio jo dostała do kolybki z piersióm Mamy. Mama kupa pisała i czynsto u nas przebywoł Szanowny Pan prof. Daniel Kadłubiec i natoczoł na ciynżki magnetofón śpiywy, i wiersze nasi mamy i wszeckich ciotek. Dalszym czynstym gościym był też kiejsi daleko szyroko znany, Pan Władek Niedoba- Jura z pod Grónia. Założyciel Gorolskigo Świynta kiere dobrze znajóm i waszi Czitelnicy. A nie do mi to, abych Wóm niepołopowiadała dalszóm takóm srandownióm przigodym z Panym Władysławym. Umrziła mamino siostrziczka Zuzka. Panu Władkowi sie doniysło, że umrziła Chraścinka. Mama była z dómu Chraścinowa i aji nas sie tak nazywało. Tóż prziszeł do kościoła z wielkim wińcym a na bandlach było napisane : „Nie zapómnimy nigdy na Tebie Marynko”. Porzykoł, pośpiywoł i poszeł z kościoła. Za dwa tydnie była Mama odznaczóno ze związku PZKO, za szyrzyni nasi ludowej mowy. Odznaczónych dekorowoł Pan Władysław, alias Jura z pod Grónia. Jak sie wołało miano nasi Mamy, to un na całóm sale woło : ,, Jezus Maryja Marysia, tóż kómu jo był na pogrzebie przed dwiymi tydniami”. Cało sala ryczała ze śmiychu ! I potym sie mie ludzie nie roz pytajóm: ,,Ty Jewka, kany chodzisz na ty twoji felietony. Dyć to nikiedy ani nima możne, łoczim ty piszesz aby prowda była. A widzicie że je jim prawim, boch se sama nie roz bryje nawarziła”. A wiyrzcie Szanowni Czytelnicy Waszigo ,,Tramwaju”, że jo je taki mamlas i wdycki sie ku czymusi prziplyntym i aspóń nikiedy mojim Szanownym Czytelnikóm gazety Hutnik narobim śmiychu do piynci kilowej dity. Jako
STARY TARG
łóńskigo roku.- Czakóm w niedzielym na autobus w Trzyńcu, a tam je wdycki w niedzielym po połedniu tak wymiecóne, że ani nie trzeja wygłosić awizo ło tym koruna wirze. Taszkym żech miała ciynżkóm i czapłach na ławkym, że poczkóm. Nigdzi żiwej dusze. Naroz sie wóm ku mie prziplónt taki łoszkubany i podchmielóny bezdómny.- ,, Dej mi sto korun”, prawi mi z mosta do prosta.-,,A tóż panoczku, jo se nie pamiyntóm, kiedy my dwo se bruderszaft przepili a pyniyze wóm nie zamiyrzóm dać” -,,Ty imperialistyczno łopico, ty ni mosz sto korun? Dyć ty musisz być zimno łod pyniyz, jak sie tak na tebie dziwóm. A co czakosz na autobus i łodziyrosz miasto, że za darmo jeździsz. Wyciągni se to swoje faro z garaże ! Wszecko ście wy imperialiści tu rozkradli”. Jo już ani na tyn autobus nie czakała i miarkowałach sie do chałpy, boch aji miała kapkym strach. Chłop nie był żodne chucherko do kierego sturzicie i sie wywróci. Po chodniku żech sie śmioła, bo tóż uznejcie, gdóż by sie nie śmioł jak was imperialistycznóm łopicóm gdo pomianuje. A ku tymu faru, dyć jo ni móm ani trakacza, a nie to Boże jaki faro. Nó, ale chcioł Pan, Panie redaktorze cosi do śmiychu, tóż jo je wdycki za. Dyć tego humoru je miyndzy ludziami jakosi co roz, to miyni. Mało je dzisio wiesiołych ludzi i kupa jich fórt kajsi naganio. Ni majóm nikierzi czasu ni jyny na swoji dziecka, ale co gorszi, ani ni na rodziców już w podeszłym wieku. Ale przedewszeckim mi ni ma jedno i je mi smutno z tego, że sie naszo Cieszyńsko Mowa pomału wytraco. Nikierzi już aji zapómnieli, do jaki szkoły chodzili i skoro po nasimu ani nie mówióm. Starka kiero ani bardzo po czesku nie umiy, łómie nikiedy jynzyk z wnukami tak, aż to piszci w uszach. A naród kiery se nie wozi gwary ani tego, co nóm tu po przodkach zostało, je godny polutowanio, a ni wiary. Na szczyńsci sóm zespoły aji czeski, kany śpiywajóm pieśniczki po nasimu. A kiery podskakuje jako burek na krótkim lancuchu tymu mówim: Nie pluj do studnie, z kierej twoji przodkowie pili. Bo roz możesz prziść zpragnióny a studnia bedzie skolim zasuto. Tak tu mómy ty dwie stróny medalu. Nima wszecko w żywocie do śmiychu, ale też ni do płaczu, bo by my se tego poziymskigo żiwota wiela nie uzili. Stosunki miyndzy ludzki sóm nikiedy tak dokómplikowane, że sóm jako wynzły, kiere sie ciynżko rozplato. Rodzinym ani sómsiadów se nie wybierymy. Ale przijaciół se wybrać mogymy, chocioż aji to nikiedy po rokach bywo kómplikowane. Wdycki je możnoś łodynś, chociaż szram na dusi każdymu zostanie. Wiy Pan, mie, jesi dożijym latoś cupnie dwija łosiymdziesiąt roków.
Każdymu, kierymu sie fórt cosi nie podobo mówim – bydźmy radzi że wiymy, jako sie nazywómy, kany bywómy i trefimy do chałpy. A wszecko dobre jak nas jeszcze panoczek, kiery mo taki nimiecki miano i nazywo sie Alzhaimer do tańca nie rwie. Chwała Bogu, głodu ni mómy a z pyndzyje tyn, kiery kupa roków łodrobił, też wyzić idzie. A jak sóm jesz-
cze dwo, tóż tym tuplym nie trzeba narzykać. Nikierym by trza było kapkym pokory i skrómności. My zaczinali kiejsi łod łyżki i mieli my przełokropnóm radość, jak my se mógli za swoje pyniyze cosi kupić. Dzisio by nikierzi chcieli mieć łod tatów klucze łod auta i zarzóndzónego kwartyru. A nikierych tatów aji do dłógowej paści wepieróm. Ale cóż mi tam starce je potym. Na ni moja szrajrofla. Każdymu żiczim aby sie na starość nie musioł starać i czakać, jesi sie dziecka za wami przidóm podziwać i czi nie zapómnieli. Bo fórt sie wymowiać na czas, sie nie roz łokropnie wymści. Potym już na kierchowie możecie pytać ło łodpuszczyni. Żodyn wóm nie łodpowiy. Mieli by my wiedzieć i nie zapóminać, kany sóm nasze korzynie. Mie bedzie wdycki ciągnyć w rodzinne stróny, chociaż już tam żodyn żywy nima. Tam mie moja Mama ucziła Pieśniczki Cieszyński śpiywać, tam mie ucziła kochać nasz kraj nie roz krwią nasich przodków skropióny. Tam była dyscyplina i szacunek do osób starszych. Tam sie w dómu ojczystym musiało pracować i posłóchać ni jyny tatów, ale aji nauczycieli. Tam we szkole mie zbił pón nauciciel za to, żech powiedziała że to ni Stalin, ale Pan bóg z aniołami czuwo nad naszym snem.-,, Ty Janosiku w spódnicy, ja ci pokażę...” Nó i tak Szanowni Czytelnicy ,,Tramwaju”. Posyłóm Wóm tam życzyni, aby sie Was zdrowi za łobie rynce dzierżało i nigdzi Wóm z dómu nie uciekało. Było mi miło sie z Wami powozić w ,,Tramwaju”. Waszo Jewka Trzyńczanka z drugi stróny Olzy was pozdrowio. TRAMWAJ CIESZYŃSKI • IV 2020
29
PRZYSTANEK NA ŻĄDANIE artykuł sponsorowany
PRZYSTANEK Z
Coachem
Trener biznesowy i Coach nr telefonu: + 48 501 249 067 mail: agnieszka.nowak@korporacja-arka.pl
Niedookreślony patogen, wpędził nas w stan permanentnego niepokoju. O co? O dzisiaj? O jutro? O wszystko? Niepokoju, który zaczaił się w każdej myśli, słowie i geście , przejmując kontrolę nad naszą rzeczywistością , zmieniając plany i marzenia, zamykając nas w izolacji wbrew woli i naszej naturze. Bezszelestny, mały lecz bezkompromisowy, postawił nas przed ścianą nowych wyzwań i wyborów. Co zrobić by świat się nie zatrzymał ? By odpowiedzialnie i z godnością po prostu przetrwać tą patogeniczną inwazję ? Patogen ów zabierając nam wolność poruszania się i narażając na nieznane konsekwencje, otworzył jednak nową przestrzeń… Zmusił nas bowiem do uważności. Czym w kontekście pandemii może być uważność? Niech będzie stanem koncentracji na tu i teraz, na być albo nie być, na oswajaniu bliskości i odpowiedzialności, na sile ducha… 30
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • IV 2020
Niech będzie wreszcie przewartościowaniem naszych nawyków i trudnych do poskromienia chęci, niech będzie szansą dla odkrywania małych, niedocenianych przyjemności – łyk ciepłej herbaty, dawno zapomniana książka, czy beztroski uśmiech dziecka. Niech będzie czasem przywrócenia równowagi pomiędzy tym co niezbędne i tym, co nieistotne. Niech będzie to czas budowania samoświadomości. Jaki mamy więc wybór zarażeni niepokojem? Dzięki uważności i miłości – możemy każdego dnia stawać się lepsi – dla nas samych i dla całego świata, który niewątpliwie na to zasłużył. Czy jesteśmy w stanie sami sprostać takim wyzwaniom, unosić się spod lawiny bodźców i mimo wszystko obierać właściwe kierunki naszych działań ? w większości przypadków tak, ponieważ natura i cywilizacja wyposażyły nas w ogromny potencjał. Co w przypadku jednak kiedy potrzebujemy wsparcia? Jesteśmy przecież „utkani” z żywej tkanki, emocji i pragnień…. Mamy prawo do słabości i zagubienia - odpowiedzią na to może być coaching - polegający na partnerskiej współpracy z coachem, który poprzez odpowiednią interakcję i właściwie zadawane pytania - może pomóc odnaleźć lub rozwinąć nasze źródło mocy. „Coaching jest sztuką ułatwiania drugiej osobie uczenia się, rozwoju, działania i osiągania dobrostanu. Kim zatem jest coach? Coach w drodze rozwoju osobistego i zawodowego motywuje i inspiruje CIEBIE, abyś osiągał swoje cele lub pomaga w procesie ich wyznaczania, poprzez odkrywanie TWOJEGO potencjału oraz kierunków, w których chcesz podążać. Coach jest TWOIM profesjonalnym wsparciem w definiowaniu wyzwań, potrzeby wprowadzania zmian pracy nad ograniczeniami lub rozstrzygania dylematów. Dzięki dostępnym narzędziom i TWOJEJ intencji Coach aktywuje TWÓJ NAJWYŻSZY POTENCJAŁ i sprawia, że sam odkrywasz najtrafniejsze rozwiązania i wybierasz właściwą dla siebie drogę rozwoju. Jak mówił Konfucjusz – każda nawet najdłuższa podróż zaczyna się od pierwszego kroku …ja zapraszam w podróż, której celem jest odnalezienie TWOJEGO NAJWYZSZEGO POTENCJAŁU… Wasz Coach
KIERUNEK KULTURA
M
arc
in M o ń
ka
KULTURA
W KWARANTANNIE
Spowolnienie świata, jako następstwo pandemii, w swoim początkowym okresie mocno wpływa na kulturalną aktywność. W połowie marca ta w instytucjonalnym i stacjonarnym, wygasła na czas nieokreślony. Teatry, biblioteki, kina, sale koncertowe, muzea, galerie, domy kultury, kluby muzyczne – zamknięto na przysłowiowe cztery spusty. Czy już powinniśmy się przyzwyczajać do sytuacji, że będziemy musieli obywać się bez nich przez następne miesiące? Dziś coraz częściej pojawia się pytanie pod jaką postacią odrodzi się nasz świat po pandemii. Bo o tym, że będzie zupełnie inny niż ten, do którego się przyzwyczailiśmy, jest niemal pewne. Spośród wielu przestrzeni, w jakich na co dzień się poruszamy, aktywność kulturalna jest jedną wielką zagadką, choć z dziesiątkami dyskutowanymi na co dzień scenariuszami. W stanie euforycznego pragnienia zachowania zdrowia i życia łatwo godziliśmy się na kolejne ograniczenia, przyjmując z pełną świadomością, że koncert w filharmonii czy wystawa w galerii sztuki nie zbawi świata, ani choćby nie powstrzyma zabójczego wirusa. Niemal z dnia na dzień wygasiliśmy jeszcze do niedawna rozbujałą aktywność, przy pełnym zrozumieniu zarówno przez twórców, jak i publiczności. Choć minęło zaledwie kilkanaście dni od wprowadzenia stanu zagrożenia epidemicznego, już teraz wiemy, że koszty kulturalnego wyciszenia są ogromne, a będą jeszcze większe. W wymiarze czysto egzystencjalnym – mnóstwo artystów ledwo wiążących koniec z końcem żyje w lęku nawet o tę najbliższą przyszłość, gdzie kilka odwołanych koncertów oznacza brak środków na utrzymanie rodziny. Wydaje się, że nieco lepiej miewają się wszyscy ci, którzy związani z instytucjami mogą, przynajmniej w najbliższym czasie, liczyć na przelew bankowy. To jednak poczucie pozornego bezpieczeństwa – są już pierwsze reakcje artystów, którzy bez kontaktu z publicznością, a często i najbliższymi, na przymusowej kwarantannie, popadają w stan coraz głębszego stuporu. Nad zamkniętymi teatrami, bibliotekami czy kinami przeszliśmy do porządku dziennego niezwykle łatwo. Stan wyższej konieczności dodatkowo sprawił, że w domowych pieleszach nadrabiamy nie tylko zaległości filmowe, ale wraz z dużą ilością tzw. wolnego czasu znika solidny zapas lektur, odkładanych przez ostatnie lata na bliżej nieokreślony „lepszy czas”. I w tym sensie paradoksalnie on właśnie nadszedł. Wykorzystujemy też wszelkie narzędzia cyfrowe, dzięki którym tylko w ostatnim czasie nie tylko mogłem wziąć udział w koncercie granym „na żywo” w studiu przez jeden z ulubionych zespołów, ale
także w „czasie rzeczywistym” mnie i kilkadziesiąt innych osób po swojej wystawie oprowadziła z komórką w ręku wzięta artystka. To niezwykle ważne, że w tym trudnym czasie zachowujemy ciągłość kulturalnych doświadczeń. Mamy też, przynajmniej pozorne, poczucie „wspólnego przeżywania” wydarzeń. Istniejąca na FB grupa „Kultura w kwarantannie” liczy kilkadziesiąt tysięcy osób. Mnóstwo instytucji na całym świecie zaczyna bezpłatnie udostępniać swoje zasoby – wirtualnie więc możemy odwiedzać najsłynniejsze muzea i galerie, obejrzeć spektakl, wreszcie wziąć udział w spotkaniu z pisarzem. Nie tylko twórcy, ale i instytucje oraz organizatorzy wydarzeń na całym świecie nie są w stanie przewidzieć, jaka czeka ich przyszłość, nawet ta najbliższa. Masowo są odwoływane bądź przekładanie koncerty, premiery, wystawy, spotkania, warsztaty czy festiwale. Dynamiczna sytuacja sprawia, że jeszcze wczoraj prawdopodobny scenariusz dziś co najwyżej możemy wyrzucić do kosza. Już wiemy, że sztandarową cieszyńską imprezę – Przegląd „Kino na granicy” organizatorzy postanowili przenieść z pierwszych majowych dni na koniec sierpnia. Dni Ullmannowskie, które planowano na kwiecień, też odwołano. Tylko w skali Cieszyna w najbliższych tygodniach nie odbędzie się kilkadziesiąt spotkań, wykładów, spacerów tematycznych czy warsztatów. Na razie nie zobaczymy również kilku wystaw i spektakli teatralnych, nie wypożyczymy książki. Wśród ludzi kultury coraz częściej pojawiają się lęki, których źródłem jest podstawowe pytanie – czy jesteśmy jeszcze w ogóle potrzebni? Myślę, że możemy ich uspokajać. Nie mam żadnych wątpliwości, że to właśnie doświadczenia kulturalne nie tylko pozwalają przetrwać trudne dni niemal przymusowej samotności, ale również w nadchodzącej postepidemicznej rzeczywistości wpłyną na nasze postrzeganie nowego świata. Ważne głosy płyną z różnych stron świata – wszyscy niemal jednym chórem przyznają, że najbliższa przyszłość to czas budowania na nowo relacji. I w tym nowym świecie to właśnie „wspólnota” i „zbiorowe doświadczenie” odegrają jedną z najważniejszych ról. TRAMWAJ CIESZYŃSKI • IV 2020
31
KIERUNEK KULTURA
Zdjęcia arch. UŚ
Dzieci na uniwersytecie czyli idea Uniwersytetu Otwartego
Choć w gmachu Wydziału Sztuki i Nauk o Edukacji łatwiej trafić na studenta, niż na dziecko obecność najmłodszych nie jest tu rzadkością. Właśnie rozpoczął się trzeci semestr zajęć w Pierwszym Instytucie Kreatywności Uniwersytetu Śląskiego. Dopóki z pełnej nazwy projektu nie utworzymy skrótu, przyznać trzeba, że brzmi ona całkiem poważnie. I dobrze - „pikUŚ” jest projektem skierowanym do dzieci, a najmłodszym poważne traktowanie się po prostu należy. Dziecięco, nie dziecinnie Nasz wydział ma ponad stuletnią tradycję pedagogiczną. Niewątpliwe doświadczenie na polu dydaktycznym daje nam bardzo szczegółowy obraz tego, jak ważne jest, aby nie tylko studenci mogli kształcić się na wysokim poziomie, ale aby również najmłodsi mieli dostęp do wiedzy i ważnych dla ich rozwoju procesów. Edukacji dzieci nie należy traktować z przymrużeniem oka. Od tego jak zostanie wsparty ich potencjał w okresie 32
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • IV 2020
dzieciństwa zależy to, jakie kroki w życiu naukowym i zawodowym będą stawiać, będąc już w pełni samodzielności. Mądrzy, krytyczni i chcący działać na rzecz innych dorośli - to dzieci, którym kiedyś ktoś poświecił uwagę i potraktował je poważnie. PikUŚ jest odpowiedzią na dziecięcą ciekawość, chłonność, chęć zrozumienia świata, bycia ważnym i godnym poświęcenia czasu i uwagi. Dzieci mają wszystko, czego im potrzeba aby się rozwijać. My dorośli możemy ich
KIERUNEK KULTURA
w tym jedynie wesprzeć dając im przestrzeń do tego, aby ten rozwój przebiegał bezpiecznie, z uszanowaniem ich indywidualnego tempa i z gotowością do odpowiedzenia na ich zainteresowanie światem. Nasza kadra naukowa zdaje sobie sprawę z tego, jak ważny jest profesjonalizm w pracy z dziećmi i jak wymagająca to grupa, dlatego program przygotowany dla ponad 600 dzieci biorących udział w projekcie, jest wielokierunkowy. To, czego nie ma w szkole Projekt wspiera rozwój, ciekawość, kreatywność i innowacyjność, a to zasoby, o które nie łatwo na etapie szkoły podstawowej, gdzie program nauczania dostosowany jest pod zdobycie wiedzy z konkretnych i wąskich dziedzin nauki, i nie ma zbyt wiele miejsca na twórczość, krytycyzm i nieszablonowość. Moduły zajęć, powstały w taki sposób, by wesprzeć właśnie te cenne zasoby. Są wśród nich zajęcia ogólnorozwojowe oraz takie, które wynikają z prowadzonych na wydziale kierunków studiów – muzyczne, plastyczne czy antropologiczne. PikUŚ inspiruje do twórczego myślenia, rozwijania zainteresowań, a także propaguje kulturę innowacyjności. Patrząc na jego efekty widzimy, że to nam się udaje. Wspaniale jest obserwować uczniów, którzy wkraczają w mury naszego wydziału z lekką rezerwą, speszeniem i poprawnością, a wychodzą stąd dumni z siebie, zintegrowani, odważni i z głową pełną śmiałych pomysłów. Cieszymy się, że możemy integrować lokalną społeczność biorą pod opiekę uczniów szkół z naszego regionu i robić dla nich to, czego uczymy naszych studentów - rozwijać dziecięcy potencjał i wyposażać ich w narzędzia, które pomogą im być mądrymi, kreatywnymi i sprawczymi dorosłymi.
Trzecia misja PikUŚ wpisuje się w trzecią, pozadydaktyczną misję Uniwersytetu. Po kreowaniu nauki i kształceniu studentów, kolejną funkcją uczelni jest współtworzenie przez społeczność akademicką kapitału kulturowego i społecznego środowiska, w którym się znajduje. Odbywa się to kilkoma drogami. Pierwsza polega na kształceniu elity intelektualnej, druga to inicjowanie zdarzeń o charakterze kulturotwórczym i wzmacniającym potencjał środowiskowy. Ten potencjał to również dzieci, a może właśnie szczególnie one. Wartość uniwersytetu, w małym środowisku miejskim, którym jest Cieszyn budowana jest przede wszystkim na jego działalności edukacyjnej i naukowej, nie można jednak nie zauważyć jego roli kulturotwórczej i aktywizującej społeczność pozauniwersytecką. W poprzednim roku na Wydziale Sztuki i Nauk o Edukacji odbyło się kilkadziesiąt wydarzeń kulturalnych i edukacyjnych kierowanych do mieszkańców Śląska Cieszyńskiego. Niektóre z nich odbywały się w ramach cyklicznej współpracy ze szkołami i innymi instytucjami, inne były okazjonalne. Część z nich ukierunkowana była na zagadnienia bezpośrednio związane z naszym regionem, inne dotyczyły kwestii społecznych, kulturowych i religijnych widzianych bardziej globalnie. Ważna jest dla nas różnorodność podejmowanych działań i tematów. Ta wielkozakresowość wpisująca się w zróżnicowane, nierzadko odmienne sposoby myślenia o tym co wartościowe i ważne, stanowi o autentyczności uniwersytetu. W tych wszystkich zadaniach i procesach dzieci nie tylko są przez nas uwzględniane, ale też traktowane priorytetowo. Kinga Czerwińska
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • IV 2020
33
KIERUNEK KULTURA
Na wyspę – teraz
„(…) Nie możemy sprawić, żeby ciemność zniknęła, ale możemy podjąć decyzję żeby zapalić światło (…)” * Fot. Monika Kurek, praca Poli, uczennicy Teatru Tańca, stworzona w okresie kwarantanny, która okazała się być bardzo twórczym okresem
Jesteśmy, każdy na własnej wyspie, wokół szaleje morze niepokoju, jakim jest obecna epidemia koronawirusa, a my nawołujemy się wzajemnie, kiedy zaczyna nam brakować bycia ze sobą. Próbujemy zbudować sobie nowy porządek w swoim małym świecie, poukładać rzeczywistość na nowo, z małych fragmentów, powoli i z rozwagą, uspokoić strach przed niewiadomym. Najbardziej udaje się to dzieciom; tworzą własne wyspy w inny sposób i odkrywają sprawy, których w zwyczajnej rzeczywistości, nigdy nie było, albo było niewiele. Wyobraźnia i wewnętrzne światło dzieci powoduje, że tam gdzie jest pustynia nagle wyrastają kwiaty. W dziecięcych pokojach rozkwita życie, jest dużo czasu na zabawę, i nie trzeba się nigdzie spieszyć. Niektórzy dorośli nazywają to „bałaganieniem”, a jednak prawdziwe życie tętni w zabawie. Powstają domki z koców na środku dywanu, autobusy z krzeseł, teatry ze starych firanek babci, dzieła sztuki malarskiej na dużych kartkach papieru, bilety wycięte z kartoników na kino domowe, sklepy z mnóstwem drobiazgów znalezionych w dolnej szufladzie szafki, do której tak dawno nie zaglądaliśmy – bo nie było czasu. Jest też przestrzeń na nudę; zwyczajne włóczenie się po domu, patrzenie w okno – nagle chmury są ważne, przybierają rożne kształty i kolory, i światło, które odbija się w podłodze. Czas na długą rozmowę, z mamą, tatą, rodzeństwem, ze sobą. Stajemy się wszyscy uważniejsi, bardziej czuli i empatyczni. Burza na morzu jaka się rozszalała między naszymi wyspami jest jedną z wielu, jakie były w historii i zdarzą się w przyszłości. Ale od nas zależy jak nauczymy się na nie reagować; czy paniką i brakiem współtworzenia pomocy, empatii na ludzi wokół, czy będziemy próbowali zamienić zło na dobro odczytując tą burzę jako naukę dla nas wszystkich. Żebyśmy nie bali się otworzyć na cierpienie ludzi, żeby egoizm i własna wygoda nie przyćmiły tego, co naprawdę 34
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • IV 2020
istotne. Tego typu zatrzymanie, spowolnienie jest jak gdyby powrotem do dzieciństwa, do pobycia tu i teraz na własnej wyspie z bliskimi; tutaj jest skarb, który możemy odnaleźć razem dla siebie. Na zajęciach w mojej Małej Szkole Baletu często dzieci same tworzą własne sceny opowiadane tańcem. Z ogromnym wzruszeniem obserwuję ich ruchy, ponieważ opowiadają o sobie, swoich bliskich, o marzeniach, baśniach i sprawach najważniejszych. „Wytańczają” radosne i smutne chwile. Zatrzymanie się nad nimi jest ich skarbem. Dają prawdziwą nadzieję. W obecnej sytuacji przypomina mi się doktor Korczak, który w środku piekła wojny stworzył dla dzieci wyspę szczęścia. W sierocińcu odbywały się koncerty, przedstawienia kukiełkowe; dzieci malowały, pisały, szyły. Dzięki sztuce udawało się nawet oszukać głód i strach. Anna Frank, natomiast, zamknięta w jednym mieszkaniu ze swoimi rodzicami i siostrą na długi okres wojny, przeżyła czas dojrzewania, pisząc pamiętnik, który był jej jedynym przyjacielem. Czytając go po latach możemy przekonać się o jej wielkim talencie pisarskim, który powstawał w małym, szarym pokoiku i trudnych czasach. Dzisiejszy świat przyzwyczajony do komercyjnego zgiełku, zwracania uwagi na sprawy zewnętrzne, potrzebuje szarości zwykłego dnia, uważności, zatrzymania się, i wtedy, w takich okolicznościach może narodzić się prawdziwe dobro i solidarność międzyludzka (jak przyniesienie ciepłego chleba pod drzwi czy pomoc okazana starszemu sąsiadowi). To jak porównać Disneyland ze zwykłym pokojem dziecięcym. Wybuch „nadmiaru” wrażeń, stworzony przez dorosłych dla dzieci i wyspa prawdziwych emocji, uczuć, obserwacji, sztuki, mądrości dziecka. Tak naprawdę, gdy się przyjrzymy to w niedoskonałości drzemie prawdziwe dobro i piękno - jak Martyszka, córka
KIERUNEK KULTURA
Stalkera z filmu Tarkowskiego, która w swojej „niepełności” była najbardziej człowiecza ze wszystkich bohaterów. Obecnie z Teatrem Tańca, jesteśmy w trakcie pracy nad nowym spektaklem pt. „Dom”. Jeszcze kilka miesięcy temu rozmawiając z uczennicami o sierocińcu Janusza Korczaka nie zdawałam sobie sprawy, że przyjdzie nam doświadczyć podobnego rodzaju odizolowania. Takie doświadczenie jest bardzo piękne, bo przemienione w taniec stanie się naszą prawdą, o której chcemy opowiadać, by inni odczuwali mniej strachu w podobnych okolicznościach. Jest też potrzebne, bo pozwala zrozumieć i uwierzyć, że zawsze istnieje możliwość zamiany zła w dobro. Możemy decydować o tym, by z siebie wyrzucić strach i nieść nadzieję innym. By pomiędzy naszymi wyspami powstały mosty przyjaźni i życzliwości. Cały czas uczymy się życia na ziemi, chcemy porządku, stałości, bezpieczeństwa – boimy się o siebie. Kiedy przychodzi chaos, nasz strach, panika, mogą przysłonić nam wszystko co dobre. Nauczmy się, tak jak to dzieci potrafią najpiękniej, zapalać światło tam, gdzie wokół jest mrok. Dla ludzi i świata. • Dr Edith Eva Eger „Wybór. Przetrwać niewyobrażalne i żyć”, Czarna Owca, 2017 Mariola Ptak
Fot. Nela Nikoli, teatr lalkowy na gruzach w Syrii
FOTOWOLTAIKA PRĄD ZE SŁOŃCA
SOLAR ENERGY TECH ul. Kolonijna 7, Ochaby Małe • tel. 692 001 747 www.solarenergytech.pl TRAMWAJ CIESZYŃSKI • IV 2020
35
PRZYSTANEK NA ŻĄDANIE artykuł sponsorowany
W USTRONIU WODĘ LEJĄ JUŻ OD 40 LAT Historia firmy Ustronianka, której założycielem i właścicielem jest Michał Bożek sięga lat osiemdziesiątych minionego wieku. Z niewielkiego, kilkuosobowego zakładu, w krótkim czasie przerodziła się w ogólnokrajową firmę, zatrudniającą kilkaset osób i będącą w ścisłej czołówce producentów wód i napojów w Polsce.
w malowniczo położonej części Ustronia - Jelenicy, w obszarze otuliny Parku Krajobrazowego Beskidu Śląskiego.
Co jest źródłem tego sukcesu? „Najwyższa jakość, w pełni profesjonalna i skuteczna realizacja oczekiwań klientów nie biorą się znikąd. Za nami 40 lat ciężkiej pracy, którą potrafiliśmy przekuć w sukces. To nie znaczy jednak, że teraz osiedliśmy na laurach – stale się rozwijamy i wspólnie idziemy w jednym kierunku. To podstawa, której efekty były bardzo widoczne w zeszłym roku” – tak receptę na wyniki Ustronianki przedstawia jej twórca.
Stabilność rozwoju Ustronianki gwarantują nowoczesne metody zarządzania, sprzedaży oraz magazynowania. Ustronianka, od początku swej działalności, czerpie z bogatych, sięgających XIX wieku tradycji uzdrowiskowych miasta Ustronia oraz źródła Bódzigłód, któremu przypisywano właściwości zdrowotne. Dzięki tym wyróżnikom Ustronianka od 1980 roku sukcesywnie pozyskiwała ogólnopolski rynek i rozbudowywała portfolio swych produktów. W 1994 roku firma rozpoczęła produkcję w swoim drugim zakładzie, zlokalizowanym
36
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • IV 2020
Powstały nowe hale, co umożliwiło wydobycie, butelkowanie i magazynowanie wody w warunkach o najwyższym standardzie. Kolejną inwestycją był uruchomiony w 1994 roku zakład w Białej koło Prudnika, u podnóża Gór Opawskich. Zakład ten jest obecnie jednym z najlepiej wyposażonych zakładów rozlewniczych w Polsce. W 2000 roku Ustronianka przejęła istniejące od 1963 roku Zakłady Wytwórcze Czantoria w Ustroniu, a dwa lata później, w roku 2002, zakład numer 2 w Ustroniu Jelenicy został gruntownie przebudowany. Powstały nowoczesne pomieszczenia biurowe, nowa hala magazynowa oraz produkcyjna z liniami do rozlewu wody mineralnej i napojów. Z roku na rok inwestycji – szczególnie w nowe technologie produkcji – było coraz więcej, a ich efektów możemy zasmakować sięgając po produkty dostępne na sklepowych półkach w całym kraju. Stały rozwój – to motto zdaje się przyświecać wszystkim w Ustroniu, lecz równie ważne jest tutaj słowo „tradycja”. Ustronianka to w pełni polska, rodzinna firma, kontynuująca i szanująca wartości i wzorce wypracowane przez dziesięciolecia. I tak już ma pozostać. Właśnie to wszystko zapewnia jej ugruntowaną pozycję i miano ważnego gracza rynkowego.
PRZYSTANEK NA ŻĄDANIE artykuł sponsorowany
Woda polskiego sportu Ustronianka jest jedną z najlepiej rozpoznawalnych marek z branży napojowej. To właśnie Woda Mineralna Ustronianka jest przecież Oficjalną Wodą Reprezentacji Polski w piłce nożnej, której nieprzerwanie towarzyszy już od 2015 roku. Awans na tegoroczne Mistrzostwa Europy był już więc trzecim wspólnym awansem na wielką, piłkarska imprezę. To spory sukces tym bardziej, że to pierwszy taki wyczyn w historii polskiej piłki nożnej. Po dołączeniu firmy z Ustronia do grona sponsorów reprezentacji biało-czerwoni bili rekordy nie tylko awansując do kolejnych imprez, ale też osiągając najwyższe lokaty w Rankingu FIFA (w sierpniu 2017 roku było to historyczne 5 miejsce). Na przełomie czerwca i lipca czekają nas zmagania w ramach EURO 2020 i chyba wszyscy w Polsce będziemy trzymać kciuki za sukces naszego zespołu. Z wodą z Ustronia w tle.
sportowych. Michał Bożek, sportowy pasjonat już na przełomie wieków skierował swe działania w kierunku polskich skoków narciarskich i dołożył cegiełkę do sukcesów tej dyscypliny wspierając klub, którego zawodnikiem był wówczas Adam Małysz – KS Wisła Ustronianka. Wielki sentyment do tej dyscypliny pozostał zresztą do dziś, gdyż przez wszystkie lata zaangażowanie Ustronianki nie ustawało, a na ten moment firma wspiera skocznię im. Adama Małysza w Wiśle i wszelkie zawody, które odbywają się na terenie Podbeskidzia, w tym prestiżowe zawody Pucharu Świata.
Ustronianka i Hoop razem
Ustronianka jeden z naszych narodowych sportów wspiera także lokalnie – od lat firma sponsoruje kluby piłkarskie – pierwszoligowe Podbeskidzie Bielsko-Biała oraz czwartoligową Kuźnię Ustroń. Piłka nożna to jednak nie wszystko. Ustronianka od lat wspiera wielu polskich sportowców. Dzięki tej pomocy zarówno młodzi, jak również profesjonalni zawodnicy mogą rozwijać swój talent i osiągać sukcesy na arenach
Ostatnie miesiące były jednymi z najważniejszych w historii firmy. Dlaczego więc rok 2019 był tak wyjątkowy? A no dlatego, że firma w marcu przejęła 100% udziałów spółki Hoop Polska, producenta znanych i lubianych wód, napojów i syropów takich jak Arctic+, Hoop Cola i Paola. Było to wielkie wydarzenie rynku spożywczego w skali całego kraju, zwiększające w znacznym stopniu konkurencyjność firmy rodem z Ustronia. Przejęcie Hoop Polska Sp. z o.o. z rąk czeskiej Grupy Kofola, a tym samym zrepolonizowanie firmy z ponad 30-letnią tradycją zostało zrealizowane na tyle sprawnie, że krok ten doczekał się wyróżnień podsumowujących wydarzenia rynku spożywczego w 2019 roku. Początkiem listopada właściciel i jednocześnie prezes Ustronianki Pan Michał Bożek z rąk gremium Forum Rynku Spożywczego odebrał prestiżową nagrodę w kategorii Wydarzenie Rynku Spożywczego, które było podkreśleniem tego bardzo ważnego kroku. „Jesteśmy wdzięczni za to wyróżnienie, zdając sobie tym samym sprawę, jak wielkie i niełatwe wyzwanie z sukcesami realizujemy od początku 2019 roku” – podsumował wówczas właściciel. Miniony rok był więc rokiem sporych przemian, których efekt już teraz jest bardzo widoczny. Z dobrych źródeł wiemy, że to jeszcze nie koniec.
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • IV 2020
37
z
yk
Iw
on
a W ło d arc
OMAN W OPOWIEŚCIACH
ANNY PAŁASZYŃSKIEJ
Anna Pałaszyńska mieszkanka Hażlacha po osiemnastu latach nieobecności wróciła w rodzinne strony. Do Omanu zawiodły ją ścieżki zawodowe. Moja ciekawość świata sprawia, że na wszelkie dostępne sposoby i z różnych źródeł staram się czerpać wiedzę o nieznanych mi nawet tych najodleglejszych zakątkach naszego globu. Nie inaczej było tym razem, gdy tylko pani Anna zaproponowała mi „wycieczkę” po Omanie bez wahania się zgodziłam. Pani Anna posiada zdolność przekazywania niezwykle sugestywnych opisów, co dla mnie osoby niewidomej jest niezmiernie ważne. Pomimo, iż „wycieczka” miała miejsce w rodzinnym domu pani Anny, to podczas jej trwania pojawiały się przede mną widoki skalistych wybrzeży morskich, spienionych fal, gai palmowych, „dostrzegłam” drzewa kadzidłowca, zwierzęta na czele z wielbłądami oraz wszechobecnymi kozami. Przed moimi oczami pojawiały się maleńkie wioski oraz mieszkający w nich ludzie, a nawet bardzo stare systemy nawadniające, którymi leniwie płynęła woda. Swoje opowieści pani Ania uzupełniła zapachami, których w tym kraju jest bez liku, a pochodzą one z drzew kadzidłowca oraz z wielorakich przypraw. Zapach palonego przez moją przewodniczkę po Omanie kadzidła, będącego niczym innym jak tylko grudkami żywicy towarzyszył mi jeszcze następnego dnia po spotkaniu, a herbata z dodatkiem między innymi takich przypraw jak pieprz, goździki, kardamon oraz imbir, parzona nie na wodzie, lecz na mleku stała się moim przysmakiem. Codzienne życie ludzi oraz historia tego odległego kraju, to kolejne z opowieści, jakich miałam okazję wysłuchać i to one stały się dopełnieniem obrazu całości. W kwietniu pani Anna swoimi wrażeniami z Omanu miała podzielić się z czytelnikami Biblioteki Miejskiej w Cieszynie, czy to spotkanie dojdzie do skutku w wyznaczonym terminie, jeszcze nie wiemy. Dlatego już teraz naszych czytelników zabieram w podróż do Omanu. Czy nie obawiała się pani wyjazdu do kraju bądź, co bądź o odmiennej kulturze niż nasza? 38
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • IV 2020
Anna Pałaszyńska - byłam raczej mocno podekscytowana. Zanim zdecydowałam się na stały pobyt, kilka razy odwiedziłam Oman zawodowo. Wcześniej pracowałam już w Korei Północnej, Egipcie i Sudanie, więc nie był to mój pierwszy kontakt z inną kulturą, a Muscat ze swoją wielonarodową i wieloreligijną społecznością tym bardziej mnie fascynował, Czym zawodowo zajmowała się pani w Omanie? W pierwszych latach pobytu m.in. zarządzaniem największą w tamtych latach w Omanie fermą produkującą jaja spożywcze, a 10 lat temu zmieniłam branżę na turystyczną. Jakie pierwsze wrażenie sprawił na pani Oman? Urzekł mnie tym, że bajecznie pachnie, a Omańczycy od razu zachwycili mnie autentyczną życzliwością i gościnnością. Czy czuła się pani tam bezpiecznie? Czy Oman jest krajem, w którym Polacy mogli by się odnaleźć? Bardzo. Według Światowego Forum Ekonomicznego, Oman to czwarty najbezpieczniejszy kraj na świecie. W Omanie może odnaleźć się każdy, kto wyznaje zasady szacunku i akceptacji dla kultur odmiennych od własnej, a jeśli jeszcze jest ciekawy ich poznania, to jest to idealne do tego miejsce. Jak wygląda życie omańskich kobiet? Oman jest krajem, w którym kobiety nie mają problemu ze zdobywaniem wiedzy i dużo z nich piastuje wysokie stanowiska zarówno w sektorze administracji państwowej, jak i sektorze prywatnym. Panie zakładają i z powodzeniem prowadzą firmy, lecz można je również spotkać pracujące w sklepach, szkołach, punktach usługowych itd. Są inżynierkami, pilotkami samolotów, policjantkami, lekarkami, ambasadorami i ministrami. W Islamie, obowiązek utrzymania rodziny spoczywa na mężczyznach, tak więc kobiety idą do pracy z własnej woli, a zarobione przez nie pieniądze należą wyłącznie do nich i to one decydują, na co mają być przeznaczone.
Tradycyjnie kobiety w Omanie noszą ABAJE, czyli długie, szerokie suknie, często, ale nie zawsze czarne, zwykle ozdobnie haftowane. Oprócz kobiet na wysokich stanowiskach lub w strukturach rządowych, nie ma obowiązku ich noszenia, jednak kobiety je noszą, ponieważ szanują swoją tradycje, dokładnie tak samo, jak mężczyźni, którzy nie muszą, ale noszą diszdasze- luźne, długie do kostek bawełniane szaty. Ciekawostka - kobiety na stanowiskach ministerialnych mają zakaz noszenia abaji w kolorze czarnym, który nie jest kolorem tradycyjnym omańskich szat, a tylko modą, która przywędrowała z innych krajów zatoki. Podobieństwa i różnice istniejące między Polską, a Omanem? To co łączy Polskę i Oman to zbliżona powierzchnia, jednak w Omanie gęstość zaludnienia jest znacznie mniejsza niż w naszej Ojczyźnie, ponieważ liczba ludności to cztery miliony sześćset tys. osób, z czego osiemdziesiąt cztery procent mieszka w miastach, a reszta zamieszkuje pozostałe, rozległe tereny w maleńkich wioskach. Przyjeżdżając do Omanu ma się wrażenie, że jest to kraj o surowym krajobrazie, niewiele może mieć do zaoferowania, lecz to tylko pozory. Góry w niczym nie przypominają naszych, są pozbawione roślinności i dopiero zagłębiając się w nie, docieramy do wadi, to koryta okresowo wyschniętych rzek i to tam znajdujemy bujną roślinność. Rosną tam między innymi: palmy daktylowe, drzewa bananowca, papaje, kukurydza czy pszenica. Uprawy te zapewniają wyżywienie zarówno ludziom jak i zwierzętom. W Omanie rośnie kilkaset odmian daktyli, dojrzałe swoją konsystencją i smakiem zbliżone są do naszego miodu. Ciekawostką jest to, że dla Arabów przysmakiem są daktyle jeszcze nie do końca dojrzałe, lekko chrupiące, dla mnie, smakiem przypominające naszego surowego ziemniaka. Uprawy nierozerwalnie łączą się z dostępem do wody, której w Omanie brakuje i w związku z tym pozyskuje
się ją głównie z odsalarni morskich. Wykorzystywana jest również deszczówka, gromadzona podczas pory deszczowej w przystosowanych do tego zbiornikach. Woda ta jest rozprowadzana do wiosek oraz na pola uprawne przy pomocy systemów nawadniających, czyli tzw. falaży których w Omanie jest ok 3000. Powstały w V wieku n.e. i nadal funkcjonują, a pięć z nich wpisanych jest na listę zabytków UNESCO. Są wybudowane z kamienia i gliny. Służą przez wiele pokoleń mieszkańcom którzy ze starannością dbają o ich konserwację. Oman ze względu na swoje położenie odgrywał i nadal odgrywa ważną rolę w transporcie morskim. Od wieków, to z jego wybrzeży wyruszały statki kierujące się w różne strony świata. Przez Oman przebiegały główne szlaki handlowe, a jednym z głównych surowców, który przynosił ogromne zyski było kadzidło. Pozyskiwane z drzew kadzidłowca do dziś jest cenionym surowcem, który ma szerokie zastosowanie. Za sprawą spalanych w przeznaczonym do tego naczyniu żywicznych grudek kadzidłowca lub buhuru, ma się wrażenie, że przebywa się w ekskluzywnej perfumerii, jedne zapachy są orzeźwiające, inne ciężkie, a jeszcze inne to woń kwiatów kwitnących w ogrodach. Przenikające się kultury niosą z sobą niezliczoną liczbę zapachów oraz smaków, a wszystko to za sprawą niezliczonej ilości egzotycznych przypraw. Wielokulturowość Omanu ma duży wpływ na kuchnię oraz różnorodność potraw. Przeplatają się wpływy kuchni indyjskiej, perskiej, a także wpływy afrykańskie, gdzie potrawy są niezwykle kolorowe z dużą ilością mleka kokosowego, którego słodycz przełamuje ostrość chili. W Omanie mieszkają i pracują osoby pochodzące z różnych zakątków naszego globu w tym 150 Polaków, a każdy z przybyłych pielęgnując własne tradycje ma szansę zarówno na dzielenie się swoją kulturą, jak i na dogłębne zapoznanie się z tradycjami innych narodów.
fot. depositphotos.com TRAMWAJ CIESZYŃSKI • IV 2020
39
fot. Dubaj fot. góry nad Mosulem
Śmierć nie jest wyłącznie stałą możliwością, jak to zawsze odczuwał, ale bezpośrednią rzeczywistością. - powiedział Juvenal Urbino de la Calle. „Miłość w czasach zarazy” Gabriel García Márquez
WAKACJE W CZASACH ZARAZY Tekst i zdjęcia Małgorzata Perz
Wakacje, wakacje i.. nadal wakacje, niestety, przymusowe. Co robić? Opanowujemy gniew i cierpliwie surfujemy po internecie szukając optymalnych rozwiązań. Rozwiązań brak, są utrudnione, niemożliwe do zrealizowania lub akurat nas nie dotyczą. W takiej sytuacji znalazły się tysiące turystów z całego świata. Można oceniać ich jako: głupich, bezmyślnych czy też naiwnych. Ale to przecież bardzo ludzkie uważać, iż wszelkie nieszczęścia tego świata dotyczą innych. Innych, nie mnie. Homo sum; humani nihil a me alienum puto więc na początku marca wsiadłam do samolotu i odleciałam do ciepłych krajów odespać stres i zobaczyć inny świat. Na lotniskach spokój, żadnej paniki, czy też trzymania przepisowego dystansu od drugiej osoby. W holu, na lotnisku w Warszawie, w butiku duży plakat zachęcający do kupna maski w cenie 35 zł, macham na to ręką, w moim bagażu są 4 takie maski, pełnią rolę wsparcia psychicznego i nic wiecej. Czuję sie przez to bardziej odpowiedzialna. W samolocie lecącym do Dubaju tylko jedna osoba „w moim przedziale” śpi z maską na twarzy. Małe dzieci bawią się na podłodze, stewardesy podchodzą i pytają co podać. W okienku cudne widoki, sprawdzam 40
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • IV 2020
na mapie w monitorze wmontowanym w tył siedzenia, nad czym lecimy... są to, nieco na północ od Mosulu, zapierajace dech w piersiach góry. Sąsiedzi nawzajem, pokazują sobie bajkowy krajobraz. Wszyscy czujemy się bezpiecznie. Lotnisko w Dubaju ogromne, chrom i szkło, woda i palmy. W swój region terminala A przenoszę się pociągiem/metrem. Nieliczni, z racji ogromnej przestrzeni, pasażerowie bez żadnych zabezpieczeń. Czasami rodzina żywcem wyjęta z buszu, w barwnych materiałach owiniętych wokół sylwetki i na boso. Obserwuję z przyjemnością, czuję się taka zdrowa i szczęśliwa. Euforia, uczucie przynależnoci do wybrańców jest wspaniałe (w tle szyderczy śmiech chóru greckiego). Jedynie pod bramką na lot do Tokio wszyscy „zamaskowani”, głównie obywatele Azji. Pod tym względem są bardzo zdyscyplinowani. Robi też na mnie wrażenie jak pieczołowicie i długo myją dłonie w lotniskowej
fot. John Forrest Park
fot. Scarborough Beach
toalecie. W duchu się jednak z nich podśmiewam. O naiwności! Pierwsze zetknięcie z kontrolą zdrowotną następuje na lotnisku w Perth. Turyści przechodzą przez nią bez problemu. Nikt nie gorączkuje, nikt nie jest osłabiony, nikt nie kaszle. Oddaliśmy karty z danymi do kontaktu, które kazano wypełnić pasażerom w samolocie, na wypadek zarejestrowania turysty z koronawirusem w naszym locie. Podoba mi się taka organizacja. Witaj Australio! Ogromne przestrzenie, wiatr, słońce. Przeciągi lub klimatyzacja, których staram się unikać, co jest trudne gdyż klima lub przeciąg to podstawowe i chyba jedyne sposoby utrzymania w pomieszczeniach znośnej temperatury. Znośnej, ale tylko w domu, do hipermarketów ubieram polar mając na uwadze nienarażanie się na przeziębienia i nie ułatwianie koronawirusowi życia we mnie. Bowiem cały czas o nim pamiętam. W centrach handlowych zwykła ilość kupujących, tylko gdzieniegdzie opustoszałe półki, a przy kasach kartki z wyliczonymi artykułami podlegającymi reglamentacji. Np. dwie puszki... czegokolwiek, już nie dwie puszki rybek i dwie puszki brzoskwiń. Poza tym jest pięknie, ciepło i oceanicznie, szum fal zdaje sie drwić z wiadomości telewizyjnych, które pilnie śledzimy. Ludzie spacerują masowo, piknikują na trawnikach. Psy towarzyszą właścicielom. Restauracje przy plaży działają, sklepiki z pamiątkami serdecznie zapraszają. Nurkując obserwuję rybki i inne żyjątka i zastanawiam się czy, solanka w której pływam radzi sobie z wrednym wirusem.
Tak mijają dni. Wakacje, wakacje i ... nadal wakacje, niestety. Tysiące zarażonych na całym świecie, wiele cierpienia i śmierci. Panika i strach. Czuję się jakby wybuchła wojna. Utknęłam w miejscu, które nie jest moim domem, z dala od bliskich, niepewna niczego. W takiej sytuacji są tysiące ludzi każdej narodowości. Dla jednych były to wymarzone wakacje odkładane latami, z trudem organizowane wizy, dla innych odwiedziny u rodziny, jak Miłej Pani z Adelajdy spotkanej w Dubaju, która powinna była wrócić 24 marca. Często o niej myślę i zastanawiam się czy wróciła szczęśliwie. Stara prawda mówi, że czego byśmy nie zrobili i tak nas ocenią. Przeważnie niekorzystnie. C’est la vie. Jest koniec marca i nie sposób dodzwonić się do biur pośredniczących w sprzedaży biletów, loty odwołane, wieści z sieci nie do końca jasne, a jeżeli już, to przekaz jest pesymistyczny i nie określający jasno terminów. Z dnia na dzień wszystko się zmienia. Potencjalne terminy odlotów po zawyżonych, szalonych cenach. Czytanie wszystkiego w Internecie powoduje, że w chwilach kryzysu jesteśmy skazani na automatyczne odpowiedzi... Szanowny/a Malgorzata, Otrzymaliśmy Twoją prośbę i dołożymy wszelkich starań, aby odpowiedzieć Ci w ciągu 21 dni roboczych. Pozdrawiamy, Zespół noname.pl
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • IV 2020
41
PRZYSTANEK NA ŻĄDANIE artykuł sponsorowany
CZY RZECZYWIŚCIE DZIŚ MOŻNA UBEZPIECZYĆ WSZYSTKO?
WYWIAD Z PANIĄ MAŁGORZATĄ KANIA – PREZESEM FIRMY KANIA FINANSE Kania Finanse to lider w dziedzinie ubezpieczeń na naszym rynku. Lata doświadczeń i rzetelność w podejmowaniu działań sprawiły, że firma pozyskuje coraz więcej klientów. Pani Małgorzato, na czym polega praca Agenta Ubezpieczeniowego? Co wyróżnia Agencję Kania Finanse na rynku? Agent działa w imieniu Towarzystwa Ubezpieczeniowego i z reguły sprzedaje standardowe polisy ubezpieczeniowe towarzystwa, z którym jest związany umową. Jako przedstawiciel towarzystwa wypisuje polisę i może zainkasować składkę. Często jego kompetencje są ograniczone do określonych ryzyk i określonych sum ubezpieczenia.
Od powstania naszego biura minęło 17 lat i przez te lata pracowaliśmy na zaufanie klientów. Nie jesteśmy wirtualnym biurem ubezpieczeń, ani nieznaną osobą sprzedającą ubezpieczenie z drugiej strony telefonu, nasza firma ma w nazwie nasze nazwisko, nasze twarze oraz twarze naszych zaufanych pracowników. Wielu naszych klientów przekonało się, że za ubezpieczenia nie tylko się płaci, ale w razie szkody również otrzymuje się stosowne zadośćuczynienie, nawet jeżeli czasem na początku drogi nie jest łatwo. Oczywiście przez tych 17 lat również popełnialiśmy błędy do których potrafimy się przyznać i ponieść ich konsekwencje. Dewizą firmy Kania Finanse jest UBEZPIECZAMY WSZYSTKO, co to konkretnie oznacza? Reklamy firm ubezpieczeniowych, na których wymienia się wszystkie rodzaje oferowanych ubezpieczeń, są dla odbiorcy nieczytelne a te znajdujące się przy drogach mogą spowodować niebezpieczne sytuacje. Wymyśliliśmy więc hasło „ubezpieczamy wszystko” i nie jest to tylko hasło reklamowe. Oczywiście funkcjonują na rynku branże, czy rzeczy, których nie da się ubezpieczyć albo cena za ubezpieczenie przekracza możliwości ekonomiczne klienta, ale to tylko wyjątki.
By klient miał wybór, zarówno jeśli chodzi o zakres jak i cenę ubezpieczenia nasza Agencja ma podpisaną umowę z wszystkimi wiodącymi Towarzystwami Ubezpieczeń funkcjonującymi na polskim rynku ubezpieczeń. Dysponujemy przy tym kadrą wykwalifikowanych pracowników z wymaganymi uprawnieniami i wieloletnim doświadczeniem, która stale i na bieżąco się szkoli i podnosi swoje kwalifikacje. Istnieją stereotypy w dziedzinie ubezpieczeń? Sektor ubezpieczeń boryka się z poważnym problemem niechęci i brakiem zaufania ze strony potencjalnych klientów. Jest to efekt wielu lat proponowania klientom produktów niedopasowanych do ich potrzeb za pośrednictwem różnych kanałów dystrybucji takich jak Banki, Internet, kioski. Wszystkie firmy stale się reklamują i podkreślają swoją wyjątkowość na rynku a klient może czuć się zagubiony. Niewiedza o tym co się kupuje przez internet, słabe wyszkolenie agentów ubezpieczeniowych, niski poziom etyczny oraz ich nastawienie przede wszystkim na sprzedaż polis zaowocowały tym, że Polacy nie widzą korzyści z ubezpieczania się. 42
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • IV 2020
Zdarzyło się, że klient zaskoczył Państwa zapytaniem o możliwość ubezpieczenia czegoś, co wykraczało poza standardy? Zaraz po pojawieniu się naszej reklamy z hasłem „ubezpieczamy wszystko”, zadzwonił młody mężczyzna z pytaniem czy ubezpieczymy mu pewną intymną część ciała. Udzieliłam mu odpowiedzi, że jest to możliwe, ale musiałby swoją część ciała poddać oględzinom, pomiarom i wycenie, po czym rozłączył rozmowę. Były również nietypowe, poważnie zapytania o ubezpieczenie Skrzypiec Stradivariusa, koni sportowych, lotnisk, samolotów,
PRZYSTANEK NA ŻĄDANIE artykuł sponsorowany
dronów, zbiorów kolekcjonerskich, antyków czy zabytków. W naszej branży nietypowe ubezpieczenia to również takie, dla których Towarzystwo Ubezpieczeń nie stworzyło gotowego produktu. W takim przypadku kontaktujemy się ze specjalistami z Towarzystw Ubezpieczeniowych i ustalamy zakres, warunki i koszt takiego ubezpieczenia. Rozumiem, że Państwa działalność nie kończy się tylko na ubezpieczeniu klienta, ale w przypadku zdarzenia, działacie w jego imieniu. Jak konkretnie przebiega takie postępowanie? Agent nie może działać w imieniu klienta, bo z mocy prawa działa w imieniu Towarzystwa Ubezpieczeniowego, więc poszkodowany nie może upoważnić Agenta do działania w jego imieniu. Ale oczywiście klientowi udzielana jest darmowa pomoc prawna dotycząca jego praw, sposobu zgłaszania szkody, drogi odwoławczej, należnego świadczenia itd. W tym zakresie również współpracujemy od lat z kancelarią prawną. Ubezpieczenia to w naszym przypadku nie tylko sprzedaż polisy, ale również pośrednictwo pomiędzy klientami a Towarzystwami Ubezpieczeniowymi. Jeżeli klient zawiera ubezpieczenie w naszym biurze pośredniczymy w składanych przez Niego reklamacjach, wypowiedzeniach, zmianach do ubezpieczenia, pilnujemy terminów wznowień. Działają Państwo na Śląsku Cieszyńskim od 2003, jak od tego czasu zmienił się rynek?
I tak np. w sytuacji związanej z epidemią: Za pośrednictwem linku udostępnionego na naszym facebooku można osobiście zawrzeć ubezpieczenie kosztów leczenia, jeżeli ktoś nie zdążył powrócić do kraju. Polecane przez nas ubezpieczenie ma w zakresie zwrot kosztów leczenia w sytuacji epidemii, pandemii. Jeżeli klient nie chce, lub nie może przyjść do naszego biura, mamy możliwość wystawiania polis mobilnych, nie wymagających jego podpisu i obecności. Wychodząc naprzeciw potrzebom mamy również w ofercie możliwość rozłożenia płatności za ubezpieczenie na dowolną ilość rat i odroczenie płatności nawet o kilka miesięcy. Obserwuje się również zmiany w świadomości potrzeb ubezpieczeniowych naszych klientów. Stale rośnie ilość ubezpieczeń dobrowolnych, tych związanych z ubezpieczeniami komunikacyjnymi (autocasco, pomoc Assistance), majątkowymi (domy, mieszkania, majątek firm), życiowymi (ubezpieczenie na życie, od ciężkich zachorowań) jak i związanych z odpowiedzialnością cywilną. Coraz rzadziej kryterium wyboru oferty jest tylko cena. Jako firma wspieracie szereg inicjatyw w regionie, a co konkretnie? Od lat staramy się wspierać lokalne inicjatywy kulturalne, dobroczynne i sportowe. Inicjatywy kulturalne: Międzynarodowy Festiwal Teatralny na Granicy, KINO NA GRANICY, POJEDYNEK ROCKA sportowe: Uczniowski Klub Sportowy DEBOWIANKA, GRAMOLAJF, OLZA ACTIV RACE, Cieszyński Miting Pływacki, TURNIEJ SZACHOWY Kania Finanse_Beskidy Cup Stowarzyszenie Szachowe Olimpia Goleszów, KS PIAST CIESZYN, FUNDACJA TALENT
Mimo wielu zmian, zarówno w sposobie informowania o usługach, ich szerokiej dostępności, nadal najlepszym sposobem pozyskania klienta jest polecenie od kogoś zaufanego. Pomimo dostępności usług ubezpieczeniowych on-line nadal obserwujemy rozwój naszej agencji. Klienci unikają problemów, które mogą wystąpić przy bezpośrednim zawieraniu ubezpieczenia przez Internet i wolą zawierać je u specjalisty, czyli Agenta. Nie bez znaczenia dla wielu klientów jest też fakt, iż cześć środków pochodzących z podatków lokalnych przedsiębiorstw pośrednio wraca do Nich .
dobroczynne: Złombol, Zespół Placówek Szkolno-Wychowawczo-Rewalidacyjnych w Cieszynie, STOWARZYSZENIE BYĆ RAZEM. źródło: wybrane zdjęcia publikowane na facebooku organizatorów i udostępnione na naszym facebooku
Jak chyba w każdej branży nastąpiła szeroko rozumiana informatyzacja, która zdecydowanie ułatwia naszą pracę. Dzięki narzędziom informatycznym wdrożonym w tym czasie, w naszym burze jesteśmy w stanie sprawnie i terminowo obsługiwać naszych klientów i dostosowywać nasze działania do istniejących nagłych potrzeb.
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • IV 2020
43
ii
eu
sk
M
at
s z J o n ko
w
ZDA(O)LNY TATA Większość osób kojarzy wyjście do pracy, z w pełni tradycyjnym procesem polegającym na porannej toalecie, śniadaniu, ubraniu się i wyjazdowi lub wyjściu, po prostu, do miejsca pracy. Pracujemy w różnych miejscach. Udajemy się do sklepów, banków, urzędów, szkół, restauracji, salonów fryzjerskich, agencji marketingowych itd. Tą listą mógłbym wypełnić cały felieton. Nie ma w tym nic złego i taka postawa jest związana z naszym trybem życia od tysięcy lat, więc całkiem długo. Jest jednak coraz większa grupa wśród pracowników, pracodawców oraz przedstawicieli wolnych zawodów, dostrzegająca ogromne zalety pracy we własnym domu, względnie w przestrzeni co-workingowej. To drugie rozwiązanie to takie hybrydowe założenie – nie pracujemy w siedzicie firmy tylko w wynajętym biurze lub przy samym „wynajętym”
44
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • IV 2020
biurku. W tej sytuacji wychodzimy z domu ale trafiamy do nieco innej przestrzeni niż zaciszny kąt w naszych czterech ścianach. Dlaczego tak się dzieje? Jak sobie zorganizować możliwość pracy zdalnej i najważniejsze – jak to jest być zdalnym Tatą?
Praca u „siebie”
Zawsze chciałem pracować zdanie. Ta idea jawiła się jako świetna sprawa. Praca na własnych warunkach, w swoim tempie. Brak przypadkowych osób, wykonywanie zadań, cisza i możliwość pełnego skupienia na swojej pracy. Słowem – taka praca to nie praca, tylko przyjemność. Oczywiście znajdą się tacy, dla których sytuacja, w której niemal codziennie nie wychodzimy z domu, by kolejne kilkadziesiąt minut spędzić w korkach, by potem przez zegarowe 8 godzin lub więcej wykonywać swoje zadania, nie jest prawdziwą pracą. Bo w domu się nie pracuje... Cóż, każdy ma swoje swoje zdanie i trzeba to uszanować. Osobiście doceniam możliwość pracy zdalnej i widzę w niej wiele zalet. Nie tracę czasu na dojazdy do pracy. Pracuję w komfortowo urządzonej przestrzeni. Mam stały dostęp do pysznych przekąsek – moja żona co jakiś czas zagląda do mojego biura i przynosi mi coś pysznego – kocham Cię skarbie!!! Oszczędzam na paliwie, ubraniach i kosztach związanych ze spędzaniem czasu poza domem – drobne pokusy w postaci jedzenia na mieście, gotowego śniadania itp. Ale nie to jest najważniejsze. Bo to generalnie tylko pieniądze. Jest coś, co dla mnie jest szalenie ważne. Albo lepiej ktoś. To moja rodzina. Moja żona i dzieci. Stale słysząc ich obecność za ścianami i wychodząc do nich od czasu do czasu, by móc się pochwalić jakimś sukcesem, mam możliwość mimo pewnego oderwania od nich, w końcu jestem w pracy, nie tracić z nimi kontaktu. I to jest świetne.
Dla kogo?
Naturalnie nie każdy zawód można wykonywać zdalnie i nie każdy odnajdzie się w tej formie. Praca z domu wymaga przestrzegania wielu zasada. Te zasady oczywiście może ustalić Twój pracodawca. Jednak najtrudniej przestrzegać zasad, które ustalimy sami ze sobą. Jedną z moich zasad jest nie spóźnianie się do pracy. Niby śmieszne, bo jak można spóźnić się do własnego biura we własnym domu. A jednak bez takiej dyscypliny zamiast zacząć dzień pracy o 8, ktoś dłużej posiedzi z kubkiem kawy przez porannym wydaniem wiadomości i machnie ręką na 45 minutowe spóźnienie. Skoro wyłączyłem czynnik dojazdu jako ten wpływający na ewentualne spóźnienie, to robię wszystko, by tak nie było. Inaczej wygląda sprawa, gdy nie pracujemy w godzinach funkcjonowania firmy tylko wykonujemy zlecenia i zadania.
Wtedy jeśli możemy, to przedłużone śniadanie nie stanowi problemu. Planując działania zdalne z tzw. home office, modny termin, musimy przygotować dla siebie przestrzeń, by komfortowo wykonywać swoje obowiązki. Najlepiej jeśli możemy wykorzystać do tego celu wolny pokój w domu czy mieszkaniu. Czytałem kiedyś, że nie powinniśmy pracować w tym samym pokoju w którym śpimy. Może coś w tym jest? Jeśli nie możemy wykorzystać całego pokoju lub czegoś w rodzaju skrytki, postarajmy się wydzielić część salonu, przedpokoju czy nawet korytarza, jeśli tylko są wystarczająco duże. W moim wcześniejszym mieszkaniu miałem szeroki korytarz łączący wiatrołap i część dzienną, więc w rogu stworzyłem mini biuro – ot biureczko, krzesło i... tyle. Ponadto należy rzetelnie wyznaczać sobie cele i zadania do zrealizowania. Często to tylko Ty będziesz rozliczał się przed samym sobą i nie myśl, że uda Ci się długo siebie oszukiwać. Ustal czas na pracę i przerwy. Jeśli musisz coś załatwić poza domem, nie ma problemu, pamiętaj jednak, by takie działania nie opóźniły realizacji projektów. Bądź konsekwentny i nagradzaj siebie za sukcesy. Planujesz zakup nowych markowych spodni, które widziałeś w nowej reklamie na popularnych serwisie społecznościowym? Nie ma problemu. Znajdź wymarzony model i wyznacz zadania, dzięki którym sfinansujesz wspomniany zakup.
Tata w domu
Zazwyczaj większość naszego życia spędzamy w pracy. Taka prawda. Oczywiście bez pracy trudno żyć, ale uważam, że należy znaleźć balans pomiędzy karierą a rodziną. Pracując w domu mam dużo więcej czasu, który spędzam lub dzielę, poprzez stałą obecność moich bliskich, z najważniejszymi osobami w moim życiu. W sumie to jestem z nimi cały dzień. Czuję się z tym świetnie i stanowi to dla mnie motywację do dalszego działania i bycia coraz lepszym tatą. Mogę zjeść śniadanie z dziećmi i żoną. Obejrzeć po raz setny początek, bo tylko początki zawsze oglądamy, animacji na popularnym serwisie z serialami. Podczas pisania tego tekstu, moja córeczka się przebudziła i poszedłem ją przytulić. Poleżałem z nią parę minut. Naładowałem swoje baterie, a ona usnęła. Wychodząc zobaczyłem jak słodko wygląda gdy śpi, gdy nie śpi, też jest słodka, i poczułem po raz kolejny te uczucia, to jedno, których wszyscy pragniemy – szczęście i...spokój. TRAMWAJ CIESZYŃSKI • IV 2020
45
2
melanż
krzysztof szymoniak
Na co dzień ich nie dostrzegamy. Sięgamy po nich przy okazji uroczystości czy spotkań kulturalnych. Nasi sąsiedzi, koledzy znani z widzenia. Być może nawet nie wiemy, że są twórcami dzieł, którymi powinniśmy się chwalić, a na pewno powinniśmy bardziej doceniać. Krzysztof Szymoniak odkrywa przed nami te postacie jako gość. Dostrzega ich potencjał i poświęca im sporo uwagi w swojej książce. „Melanż” to przede wszystkim książka o ludziach i o miejscach które urzekają. Autor na spotkaniach często powtarza „ Czytajcie swoich poetów”.
piosenka dla nieznajomej z cieszyńskiego tramwaju Dzień za dniem Sen za snem Noc za nocą pusta Dźwięczy Stukot twych obcasów Wokół nocy chusta Tylko raz Moja twarz W twoich włosach tonie Słychać Zegar na ratuszu I zgrzyt w nieboskłonie
Kr
zy
s z to
n ia
k
No więc cóż Tak to już Lat dwadzieścia mija Spadam W mroczną resztę życia Jak ta łza niczyja
m f Sz y
o
czytajcie swoich poetów poeci mieszkają w tym samym mieście, na tej samej co wy ulicy, są blisko, za płotem, za miedzą, za ścianą, możecie spotkać ich w kawiarni na Rynku, w Zamku, na wystawie w Muzeum lub Książnicy, na wieczorach autorskich innych poetów, nic w tym dziwnego, że poeci bywają w aptece, u dentysty, że czasem muszą jechać do Bielska-Białej albo bez powodu idą trzydzieści kilometrów na Czantorię, nic w tym dziwnego, bo poeci, jak wszyscy, gdzieś pracują, wyznaczają azymuty, zamawiają pizzę przez telefon, odstawiają samochód do myjni, ale też, jak niektórzy, zapraszają znajomych do domu, przeprowadzają klasyczny rachunek metafor, a potem włączają pralkę, wyjmują z lodówki jogurt, zapisują coś w notesie podręcznym, odpalają komputer, układają poemat, rozmawiają z wydawcą, przede wszystkim są z wami na dobre i złe, choć być może nie kupujecie ich książek, nie znacie „Wieku brązu”, być może nie mieliście w ręce „Zimy w małym mieście na granicy”, być może nie zdarzyło się, że czytacie ich wiersze jak czyta się poranną gazetę Piosenka dla nieznajomej z cieszyńskiego tramwaju
Autor następujących zbiorów wierszy: „Żony poetów” – 1985, „Oszustwo” – 1987, „Czarna rzeka” – 1990, „Martwa natura z człowiekiem” – 2001, „Wszędzie, skąd wracałem” – 2006, „29 prac Szymona Słupnika” – 2007, „Światłoczułość” – 2009, „Pokój bez okien” – 2009, „Poemat Amerykański” – 2011, „Strach przed poezją” – 2019, „Wyjazd” – 2019, „Melanż” – 2019.
46
MELANŻ 2 Krzysztofa Szymoniaka Wydawnictwa PP-etibon czeka na naszych czytelników podTRAMWAJ numeremCIESZYŃSKI telefonu 577 148 965 oraz w kawiarni TRAMWAJ CAFE przy Menniczej 44 • IV 2020
a la M a r k
sk
zu
U
rs
ow
SĄSIEDZKI Dialog
Polsko- Czeski Most Przyjaźni, to od zawsze symbol, który łączy dwa miasta w jedno. Cieszyn na nowo został podzielony, tym razem koronawirusem. Straż graniczna i służby wojskowe przywołują trudne wspomnienia, ale buduje się też nowa historia, za którą rysuje się tęsknota do przyjaciół, rodziny i partnerów zawodowych, po prostu do sąsiadów. „Tęsknię za Tobą, Czechu”. Taki baner, tyle że po czesku („Stýská se mi po Tobe, Cechu”), powiesili nad rzeką Olzą w Cieszynie Magdalena Szadkowska i Stefan Mańka. Chcieli pokazać, że uczucia w mieście rozdzielonym koronawirusem nie znikły. Można nawet stwierdzić, że zamknięte granice uświadomiły nam, jak szybko przywykliśmy do wolności i do traktowania tego miasta jako nierozerwalnej jedności. - Po czeskiej stronie miasta zostało wielu Polaków wynajmujących tam mieszkania, czy tworzących polsko-czeskie rodziny. Życie kulturalne tworzone na przygranicznym obszarze wspólnie przez Czechów i Polaków nagle napotkało na ostatnią już niezauważalną przeszkodę - granicę. Również handel i usługi w obu miastach odczuwają obecne ograniczenia. Mamy nadzieję, że Czesi przeczytają nasz komunikat i dowiedzą się, że na nich czekamy - mówił Stefan Mańka, jeden z inicjatorów akcji. Współorganizatorka akcji Magdalena Szadkowska zaznaczyła, że Polacy i Czesi spacerowali wzdłuż Olzy, wielokrotnie przekraczając granicę w ciągu
dnia. - Ta sytuacja izolacji - dla wielu młodych osób zupełnie nowa, dla nieco starszych przypominająca w sumie nie tak odległe czasy - jest w znacznym stopniu dotkliwa dla wszystkich mieszkańców podzielonego miasta - dodała. Na odpowiedź czeskich sąsiadów nie trzeba było długo czekać, jeszcze tego samego dnia, wieczorem pojawiła się odpowiedź mieszkańców Czeskiego Cieszyna, którzy napisali „I ja za Tobą, Polaku”. To jednak nie koniec banerowej wymiany zdań! Już następnego dnia pojawił się kolejny baner zawieszony przez grupę mieszkańców Czeskiego Cieszyna. Tym razem po czesku, a komunikat skierowany w nim brzmi: „Chybíte nám Poláci”, czyli Brakuje nam Was Polacy! Zupełnie oddolna i społeczna inicjaty wa, to wyraz wzajemnej sympatii, której w tak trudnych chwilach potrzeba nam wszystkim. O wspólnym oczekiwaniu na otwarcie granic i zaglądaniu na drugi brzeg Olzy piszą ogólnopolskie i czeskie media. Być może ten dialog będzie miał ciąg dalszy.
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • IV 2020
47
M iłość w korporacji Dariusz Bożek
część 24 FINAŁ Po pięciu minutach i 19 sekundach Janusz był wolny i bez żalu opuścił Salę Oralną. Prezentacja przeszła bez większego echa. Mimo tego, że raport wykazał luki w wydajności, obecni byli bardziej zainteresowani sobą, niż obiektywnymi danymi dotyczącymi miejsca, którym zarządzali. - Pan o krótkim działaniu – pomyślał o sobie słowami Meredith. Uśmiechnął się do siebie. Już sobie wyobraził sytuację gdyby prezentację prowadziła Meredith lub Lena. Gromada spasionych testosteronem samców spijałaby pewnie wnioski z zaznaczonych szminką pięknych ust. - Jest w tym jakaś niesprawiedliwość – przeleciała mu przez głowę myśl, do której jednak nie zamierzał się przywiązywać. Gdy wyszedł na korytarz zdał sobie sprawę, że znajduje się na samym szczycie wieżowca. 55 - te piętro gnieździło Top Management Korporacji. Rozglądnął się dokoła. Panowała tu absolutna cisza, dyskrecja, anonimowość. 48
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • IV 2020
Ponieważ miał jeszcze trochę czasu, postanowił pozwolić sobie na odrobinę relaksu i refleksji. Podążył na sam szczyt, na Taras, który znajdował się na dachu wieżowca, będąc równocześnie punktem widokowym na całe, zanurzone w miejskim ruchu miasto. © Winda delikatnie zwolniła i zatrzymała się na najwyższym piętrze. Lena wyszła na korytarz, gdzie dojrzała Czarnego Anioła. - A jednak... Zostawiła go 55 pięter niżej i w żaden sposób nie mógł w tak krótkim czasie dotrzeć na sam szczyt korporacyjnego wieżowca. Było tylko jedno wytłumaczenie tego faktu. Przybył w jej głowie. Nie był materialny. Zaczęło do niej docierać, że może lekarz miał rację. Halucynowała, widziała coś, czego nikt inny nie mógł zobaczyć z tej jednej prostej przyczyny: czarny anioł nie istniał. Ta myśl budziła ambiwalentne myśli i uczucia. Z jednej strony odczuła ulgę, bo nie będąc realnym nie mógł jej zrobić żadnej krzywdy. Z drugiej strony, jeżeli był halucynacją, pozostało pytanie, gdzie znajduje się granica pomiędzy iluzją a rzeczywistością. - Być może są jeszcze jakieś inne elementy wymagające uszczypnięcia się – pomyślała. - A może to wszystko jest kolejnym snem? Jednak wrażenia kontaktu z rzeczywistością były bardzo realne. Dotyk twardego podłoża pod stopami, szumiąca w uszach cisza korporacyjnego korytarza, delikatny powiew klimatyzacji, nieco klaustrofobiczny korytarz – przywróciły realność otaczającego świata. Ta myśl była kojąca, bo wyprzedzała spotkanie z Januszem. Gdy dotarła do Sali Oralnej ta świeciła już pustkami. Pozostało tylko jedno miejsce, gdzie mógł znajdować się jej ukochany. © Nastała cisza. Lena wpatrywała się uważnie w Janusza. Janusz wpatrywał się uważnie w kubek „Multikulti”, nie podejmując dalej tematu. Tak dotrwali do bardziej odważnego posunięcia werbalnego Janusza - prawdziwego mistrza konwersacji. - Wiesz co? - zagaił niewinnie. - Taaak…? - … jak Cię zobaczyłem po raz pierwszy, to sobie pomyślałem, że jesteś wulkanem energii, tylko takim uśpionym…, takim spiętym na ostatni guzik... - Ach… to bardzo miłe, ale nieprawdziwe – powiedziała Lena z czarującym uśmiechem na twarzy – jestem raczej jak Islandia, gejzer tu, gejzer tam, lecz… ogólnie
dominuje Lodowiec... - Lodowiec Islandzki – odparował Janusz nabierając konwersacyjnej formy – wciąż topnieje... - Tak – uśmiechnęła się Lena i dodała ze szczyptą ironii – w szalonym tempie metra rocznie… - Można to przyspieszyć ocieplając klimat – Janusz wciąż wspinał się na wyżyny konwersacji. - Ryzykując zatopienie całych miast – Lena nie pozostawała daleko w tyle. © Miasto opadało w stronę horyzontu wraz z malejącymi budynkami. Powyżej poziomu listopadowego smogu widoczność była znakomita. Janusz wyszedł na taras widokowy znajdujący się na dachu korporacji. Zaciągnął się świeżym powietrzem. Zamknął oczy. Głęboki wdech i powolny wydech wprowadziły go w obszar skupionego relaksu. - Janusz… Ten głos wyrwał go z wnętrza i szarpnął za strunę, która już nigdy nie miała wydać żadnego dźwięku. Odwrócił się zaskoczony. Podeszła do niego i wtuliła się zanim zdążył zareagować. - Przepraszam Cię, bardzo Cię przepraszam, przepraszam... - . Zaczęła płakać po raz pierwszy odkąd została wrzucona w dorosłość a łzy opuszczały ją, jakby nagle chciały nadrobić stracone lata. - Wybacz mi proszę to, co zrobiłam Emocje wracały z siłą kuli śnieżnej, która rozpędzona zabierała kolejne warstwy. - Lena…? Gdy wypowiedział jej imię, wrócił na nieużywany półtoraroczny tor. Niezależnie od tego, co sobie wcześniej postanowił, niezależnie od tego, jak bardzo chciał o niej zapomnieć, jak długo przeżywał żałobę i myślał, że sprawa jest zamknięta, jej głos wydobył z niego natychmiast gwałtowne wspomnienia. - Lodowiec stopniał, nie zatapiając żadnego miasta – powiedziała. Obrazy i emocje powracały zaskakująco szybko, lecz z innych zakamarków. Pamięć o Lenie przyklejona była do szumu respiratora i bieli szpitalnych pomieszczeń, więc Janusz doznał zaskakującego pragnienia - chciał żeby Lena położyła się i zamknęła oczy. Niech przestanie mówić. Niech przestanie sama oddychać. Niech ponownie zapadnie się w bezruch. Niech ponownie zawładnie nią status śpiącej królewny. Rozpaczliwie próbował połączyć ją z odległymi skrawkami rozmowy
w kawiarni, lecz jego mózg nie mógł ogarnąć stojącej, ruchliwej i mówiącej istoty – jakby tęsknił za wielomiesięcznym nawykiem kontemplowania bezruchu, przeżywania beznadziejnej tęsknoty, gdzie jedyną formą kontaktu było milczenie i jednostronne generowanie niespełnialnych pragnień; dotykanie leżącej kobiety, która nie dawała nadziei na przebudzenie. - Nie było Cię tak długo – powiedział żeby zamaskować trawiące go sprzeczności. - Nie było mnie tylko półtora miesiąca… – Spojrzał na nią zdziwiony. - Wciąż pamiętam nasze ostatnie spotkanie w kawiarni Pamiętała rozmowę, lecz nie była w stanie umieścić jej w odpowiednim miejscu na ścieżce czasu.
fot. depositphotos.com
- Przez ten czas mojej Comy miałam świadomość Twojej miłości i troski – znowu się do niego zbliżyła – czułam Twoją obecność. Mówiła to, lecz w jej duszę zaczynał wkradać się niepokój. - Nie mogło się wszystko zmienić w tak krótkim czasie. Nie wiedział co powiedzieć, więc milczał. - Mogło? - zapytała bardzo cicho. Dotknął jej dłoni. Poddała się łagodnie. - Nie było Cię dwa lata – powiedział najbardziej delikatnie jak potrafił. Zwinęła dłonie. - Co Ty mówisz Janusz...? Rozejrzała się bezradnie dookoła, jakby lustracja otoczenia miała uporządkować poplątane kwestie ścieżek czasu. Horyzont zadrgał jak sinusoida. Wiatr powiewał kędy chciał. Zakręciło jej się w głowie. - Źle się tu czuję – powiedziała wycofując się powoli w stronę wejścia – muszę wrócić do środka TRAMWAJ CIESZYŃSKI • IV 2020
49
MIJANKA NA RYNKU
© Zostawiła Janusza na tarasie. Opanowały ją mdłości. Musiała opuścić otwartą przestrzeń i poukładać wbijające się w jej świadomość doznania i informacje. Podeszła szybkim krokiem do windy i nacisnęła na guzik. Ukryła się w środku. Gdy zamykały się drzwi w ostatniej chwili zobaczyła jego twarz wyłaniającą się zza zakrętu. - Będę na Ciebie czekała na dole – powiedziała – wybacz. Drzwi odseparowały ją od ukochanego. Winda ruszyła powodując nieznaczną lekkość wnętrzności. Opadała w stronę Ołpenspejsu, pełna nadziei, lecz i niepokoju, który rozlewał się po jej przebudzonej duszy. Spojrzała w lustro. Jego tafla była płynna, jakby odbicie jej twarzy spowodowało ruch fal. Przyciski z numerami pięter zaczęły migotać i ułożyły się w niepoprawnej kolejności. - Co się ze mną dzieje? - pomyślała. Może taka była cena przebudzenia ze śpiączki. Może świat już nigdy nie będzie stabilny i oczywisty; zawsze będzie drgał i rozpływał się, budząc wątpliwości. - Byłam jak śpiąca królewna – pomyślała. Śniła zaklęta przez całe swoje życie a pocałunek księcia, zamiast wybudzić ją z wieloletniego letargu, prawie ją zabił, wywołując wielką Comę. Zafundował jej czyściec. Musiała jeszcze głębiej śnić, zapaść się na granicę życia i śmierci, żeby zaznać ostatecznego przebudzenia i wyzwolenia. Musiała się prawie zabić, żeby uwolnić się od wielkiej traumy. Winda w pełnym pędzie znowu zadrżała, jakby korporacyjny wieżowiec poddawał się sile trzęsienia ziemi. - Może mam niedotleniony mózg – pomyślała – akurat w tym miejscu, które jest odpowiedzialne za niezawinione cierpienie bezbronnych ofiar, za niezasłużoną mękę niesłusznie skazanych. Może uszkodziłam tą część mózgu, w której znalazły się najbardziej bolesne wspomnienia. Może niedotleniłam własnego ojca. - Dobrze Ci tak – pomyślała i w tym samym momencie winda rozpoczęła ledwo wyczuwalne hamowanie. - Warto było się zabić Gnoju jeden, warto było uszkodzić swój mózg, tryskać krwią, zmasakrować otoczenie, spowodować cierpienie najbliższych; warto było to wszystko zrobić, żeby zgniła ta część w mojej głowie, gdzie do tej pory się gnieździłeś, jak niepłacący czynszu stary upierdliwy lokator, jak pasażer na gapę. Była coraz bardziej przekonana, że to nie halucynacje w śpiączce uwolniły ją od traumy. Nie surrealistyczne przestrzenie, nie łąki i kwiaty, nie świetliste tunele i domniemane u ich końca postaci, nie duch, który wiał kędy chciał, lecz to właśnie ten przypadkowy, cudowny w gruncie rzeczy zbieg okoliczności, że do jakiejś części jej szarych komórek, dokładnie tam gdzie trzeba było, 50
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • IV 2020
nie dotarł życiodajny tlen i tym aktem łaski skasował całe cierpienie, na które sobie nie zasłużyła. Zlikwidował jej ojca i całą paletę spowodowanych przez niego zaburzeń. Transfuzje dopełniły dzieła. Zabierały za każdym razem jakiś fragment jej chorej osobowości: obsesyjne myśli, kompulsywne natręctwa, straumatyzowane cząstki kobiecych pragnień, samobójcze ochoty, zlepki brudnych wspomnień, zgromadzenia kompleksów, niepotrzebne konieczności, upierdliwe i natrętne stany depresyjne, wnioski prowadzące donikąd, fale autoagresji, wycofującą się matkę, chorobliwy perfekcjonizm. Ostatecznie jej wewnętrzny demon obumarł i został spłukany z przetaczaną krwią. Winda osiągnęła maksimum pędu i zaczęła zwalniać. Gdy zatrzymała się Lenę opanował irracjonalny strach. Czuła, że otaczający ją świat przestał być przewidywalny. - I co teraz będzie? Winda osiągnęła stan cichej równowagi, po czym delikatnym postękiwaniem zapowiedziała otwarcie drzwi. Gdy rozwarły się widokiem na korytarz, odsłoniły znaną jej postać ukochanego mężczyzny. Janusz uśmiechał się promiennie wyciągając w jej stronę rękę. Lena przycisnęła się do ściany, jakby chciała ją przebić i spaść w otchłań betonowego szybu. Zamknęła oczy. - Co Ty tutaj robisz... o mój Boże – pomyślała i wtedy wszystko zaczęło jej się układać w brutalną całość. Stalowa klatka zapadła się w chwilowy bezruch, pomiędzy kolejnymi szychtami. Nie trwało to długo. Czekało ją kolejne parcie w górę. Zaczęła postękiwać i lekko drgać. Drzwi zamknęły się i ponownie ruszyła w stronę korporacyjnego szczytu. © - Jesteś ? - Jestem... Ołpenspejs porażał ciszą. Pozbawiony ruchu pracowniczego przypominał opuszczony skład komputerowo - biurowego złomu. Grażyna podniosła się i podeszła do Janusza. Poprawiła mu kołnierzyk i strzepnęła paprocha z koszuli. - Ciesze się, że wróciłeś Uśmiechnął się. - Nie musiałaś na mnie czekać - Nie musiałam – odpowiedziała figlarnie – to prawda. Gdy dogasał powitalny pocałunek odchyliła się i popatrzyła mu prosto w oczy. - Janusz? - Tak? - Boje się -
MIJANKA NA RYNKU
Nic nie odpowiedział, tylko popatrzył na nią pytająco. - Powiedz, że to się nigdy nie skończy Wpasowała się w jego mocne ramiona. - Nie mogę tak powiedzieć – przytulił ją jeszcze bardziej. - Dlaczego ? - podniosła wzrok i spojrzała mu ponownie prosto w oczy. Lubił ten rodzaj dziecięcego znaku zapytania, który pojawiał się w oczach Grażyny. - Nie znam przyszłości – powiedział – a taka obietnica daje fałszywą iluzję, że istnieją procesy wieczne, nie wymagające troski i działania Przetrawiła coś w sobie i puściła wraz z upływającym czasem. - Jesteś mądry – powiedziała po chwili namysłu. - Bywam Wyciągnął rękę i odsłonił nadgarstek. Wciąż znajdowała się na nim bransoletka z napisem Love Killer. - Popatrz tutaj, co odkryłem Odsłonił ekran. Po lewej stronie ukazał się przełącznik. - Można go przestawić w działaniu o 180 stopni Zbliżyła głowę. - Nie będzie wtedy chronił nas przed zakochaniem lecz ostrzegał przed działaniami, które mogą zakłócić istniejącą miłość - Ciekawe – powiedziała - myślisz, że jest nam potrzebny?- Nie wiem…, tamten program się nie sprawdził - To prawda – powiedziała lekko zadumana - miał nas chronić przed zakochaniem a sytuacja jaka jest, każdy widzi Bransoletka trwała w audiowizualnym bezruchu. Ekranowej zieleni nie towarzyszyły żadne dźwięki. - Więc wyłączmy go - Jesteś pewna? - Tak, jestem - Dobrze Janusz po chwili namysłu przytrzymał przycisk nieco dłużej i ekran zgasł. - Nie jest nam to potrzebne - Nie jest - To my decydujemy o naszej przyszłości - Tak jest - Będzie nam czasem trudno - Będzie - Będziemy się kłócili - Będziemy - Będziesz o mnie zazdrosna - Będę - Lub ja o Ciebie - Będziesz - Nie będę lubił Twojej matki - Nie będziesz -
- A Ty mojego ojca - Możliwe - Być może odkryjemy, że nie pasujemy do siebie - Może tak się wydarzyć – odpowiedziała z odrobiną zawahania w głosie. - Że nie jesteśmy dwiema połówkami - I pewne rzeczy nie stykają na granicach naszych osobowości - I wtedy któreś z nas przypomni drugiemu, że… - Hipoteza o dwóch idealnie dopasowanych połówkach to… - Iluzja - Jedna z wielu bezzasadnych teorii - Że dwie połówki są połówkami tylko wtedy, kiedy równie mocno się kochają - A nie wtedy gdy wszystko jest idealnie spasowane - Idealne spasowanie jest nudne - Idealne spasowanie jest passe Janusz dotknął Grażynę za rękę i delikatnie pomieścił ich pragnienia w ciepłym uścisku. - Będziemy jak żeglarz, który wypływa na ocean przy pięknej pogodzie - Tak jest Panie kapitanie - I pamięta, że może w każdej chwili pojawić się sztorm - Lub biały szkwał - I musi być na wszystko przygotowany - Zawczasu Przechyliła głowę w lewo i uśmiechnęła się do wewnętrznej myśli. - Najlepiej jak zaplanujemy sobie jakąś kłótnie wcześniej Przechylił głowę w prawo i spojrzał na nią po skosie. Rozbawiła go tym pomysłem. - Pokłóćmy się sami, zanim jakaś awantura nas zaskoczy. - Tak... to my zaskoczymy awanturę - Dokładnie, niech będzie zaskoczona - Dzisiaj o 17.15? Zaśmiali się serdecznie i z ufnością zanurzyli w nieznaną przyszłość.
cdn...
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • IV 2020
51
PRZYSTANEK NA ŻĄDANIE artykuł sponsorowany
RECEPTA NA NADMIAR SŁOŃCA - W TWOIM DOMU I FIRMIE Po długiej zimie z niecierpliwością czekamy na wiosenne, a później letnie słońce. Chyba każdy lubi
odpoczynek na tarasie z dala od zgiełku i natłoku obowiązków. Jednak po kilku dniach mocnego prażenia słońca potrzeba nam oddechu i cienia. Klimat w naszym kraju zmienia się i coraz częściej
doświadczamy upalnego lata. By się przed tym chronić warto już teraz pomyśleć o markizach, roletach czy pergolach.
Długo przygotowywałeś prezentację przed nowym klientem. Zależy ci na tym kontrakcie. Otwiera przed Tobą i firmą, nowe możliwości. Dalszy rozwój, inwestycje, wymarzone wakacje dla Twojej rodziny. Masz to wszystko przed oczami gdy rozkładasz rzutnik, ale trudno to zrobić gdy przez szklane ściany biurowca do środka w popołudniowej porze, sączy się nieprzerwanie pomarańczowe światło zachodzącego słońca. Przegrywasz, a inwestor wybiera konkurencyjną firmę. Po latach szkoleń pod okiem mistrzów kuchni, podjąłeś ten ważny krok. Znalazłeś ciekawe miejsce w dogodnej odległości od centrum. Udało się dostać kredyt by rozkręcić biznes. Restauracja jest ulokowana po zachodniej stronie rzeki z pięknym widokiem na malownicze molo. Śnieżnobiałe obrusy, piękny dębowy bar połyskujący w promieniach zachodzącego słońca zachęcają by usiąść i mile spędzić czas. Tak też się dzieje. Goście są zadowoleni, ale przechadzając się między nimi dostrzegasz jedną skazę na Twoim wymarzonym projekcie – niemal każdy mruży oczy gdy chcę spojrzeć na rozmówce po drugiej stornie stołu. Niektórzy zasłaniają oczy dłońmi, inni posiłkują się menu. Masz już dość latających owadów po Twoim domu i nieproszonych gości jak pająki czy robaki. Dzieci reagują krzykiem, a komary nie dają spać. Zaczynasz marzyć o zimie i spokojnym śnie, a przed Toba jeszcze długie lato i ciepła jesień. Jak to przetrwać? Może warto zainwestować w moskitiery i nadal cieszyć się latem. Niemal każdy problem można rozwiązać. Można również skutecznie bronić się przed namiarem światła słonecznego gdy niekoniecznie chcemy oddawać się błogiemu relaksowi na naszym tarasie. Idealnym rozwiązaniem dla opisanych powyżej sytuacji oraz dla każdej innej, będzie zastosowanie rozwiązań oferowanych przez firmę Soley z Bielska-Białej. Rozwiązania dla każdego Niektórzy twierdzą, że nie ma rozwiązań uniwersalnych i nie można być specjalistą w szerokim zakresie. Te osoby
52
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • IV 2020
z pewnością nie mają tak bogatego doświadczenia i długiej listy zadowolonych klientów jak firma Soley. Katalog firmy to rozbudowana oferta markiz, rolet, plisów, moskitier, kurtyn, żaluzji, drzwi, bram garażowych, szlabanów i wiele więcej. Doświadczenie, które procentuje Ponad 30 – letnia obecność na rynku sprawia, że kadra firmy Soley miała i ma ciągłą styczność z wyzwaniem polegającym na skutecznym przysłanianiu lub zamykaniu wszelkich otworów budowlanych. Firma podejmie każde wyzwanie i dobierze optymalne rozwiązanie dla każdego klienta. Do tej pomory specjaliście z firmy Soley, pomagali nie tylko osobom prywatnym, ale również wielu organizacjom takim jak urzędy, banki, firmy transportowe i telekomunikacyjne. Od początku do końca Korzystając z usług firmy Soley, masz pewność, że pracownicy przyjmujący Twoje zgłoszenie zadbają o to, by sprawnie przeprowadzić Ciebie przez cały proces wyboru, pomiaru i montażu rozwiązania spełniającego Twoje oczekiwania. Dodatkowo na każdym etapie możesz liczyć na fachową pomoc, doradztwo i elastyczność w kwestii finalizacji Twojego zamówienia. Zależy ci na bezpieczeństwie i solidnej barierze przeciw promieniom słońca? Zapytaj o rolety zewnętrzne, które zabezpieczą Ciebie, Twoich bliskich i Twoje mienie oraz skutecznie zahamują napływ światła do wnętrza. Jeśli w swojej lokalizacji posiadasz duże, nietypowe okna i zależy Ci na ograniczeniu przepływu światła – firma Soley przygotuje ofertę na plisy, dopasowaną do Twoich potrzeb. W ofercie Soley znajdziesz równie szeroką ofertę bram garażowych, kurtyn i krat. Jeśli więc szukasz rozwiązań dla swojego domu, biura, hali fabrycznej czy warsztatu samochodowego poznaj ofertę Soley.
PRZYSTANEK NA ŻĄDANIE artykuł sponsorowany
Wejdź na http://www.soley-bielsko.pl/ Odwiedź siedzibę firmy - Przedsiębiorstwo Handlowo- Usługowe SOLEY Adam Czaderna 43-300 Bielsko-Biała, ul. Pisarska 20. Zadzwoń pod nr 33 812 67 03 lub 602 491 501. Napisz na biuro@soley-bielsko.pl Zapraszamy
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • IV 2020
53
PIES W KORONIE Stosunek człowieka do braci mniejszych jest skomplikowany. Kochamy psy, koty, chomiki... mordujemy na mięso miliony innych zwierząt. W zależności od szerokości geograficznej i religi w naszych garnkach lądują krowy, psy lub owady i gady. W czasach pokoju nawołujemy do przejścia na weganizm, widząc w tym jedyny sposob na bycie fair wobec naszych przyjaciół i ofiar jednocześnie.
Dlatego trudno się dziwić, jak łatwo dajemy się zmanipulować i jak szybko ulegamy histerii oraz plotkom o przenoszeniu przez naszych pupili koronawirusa SARS-CoV-2. Nie ma żadnych naukowych badań, które potwierdzają, że nasi czworonożni przyjaciele chorują, bądź chociażby przenoszą koronawirusa. Nie popadajmy w panikę! Zwierzęta to nasi przyjaciele i jak nie zostawimy ich w tej trudnej sytuacji to będą z nami do końca swoich dni. Nie pozbywajmy się przyjaciół - apeluje Radosław Fedaczyński, znany weterynarz z Lecznicy Ada w Przemyślu. Zgodnie z aktualną wiedzą nasze psy, koty i chomiki są dla nas bezpieczne. Nie są rezerwuarem, w którym wirus się mnoży i rozchodzi po otoczeniu. Dla naszego bezpieczeństwa i spokoju należy zwrócić uwagę, by nasze psy na spacerach nie były głaskane przez obcych, ponieważ to właśnie człowiek zakażony SARS-CoV-2 przenosi go na powierzchnie, których dotyka. Nasz pupil może na swojej sierści nosić wirusy przez kilka godzin i kolejna osoba przytulająca lub głaszcząca zwierzę, przejmuje je. To taki sam mechanizm jak korzystanie z poręczy na klatce schodowej przez kilka osób. zasada nr 1: MOJEGO PSA DOTYKAM TYLKO JA, WŁAŚCICIEL
zasada nr 2 MOJ PIES NIE STYKA SIĘ Z INNYMI PSAMI
54
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • IV 2020
Produkty do nabycia w placówkach poniżej i sklepie internetowym. Na hasło „WIELKANOCNY TRAMWAJ CIESZYŃSKI”
rabat w wysokości 6% Sklep CIESZYN 43-400 ul. Wyższa Brama 8 tel. +48 694 695 336 Sklep SKOCZÓW 43-430 ul. A. Mickiewicza 16 tel. +48 728 110 132
Sklep i pijalnia soków JASTRZĘBIE-ZDRÓJ 44-330 ul. Słoneczna 2 tel. +48 668 570 980 Sklep internetowy planetabio24.pl 56
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • IV 2020
Wielkanoc niezmiennie kojarzy nam się ze słodkim mazurkiem. Rozpływającym się w ustach kruchym, maślanym ciastem pokrytym warstwą karmelowego kremu i bakalii … Pycha! Co jednak zrobić, jeśli z takich czy innych względów taka słodycz jest dla nas zakazana. Podpowiadamy, przygotować mazurek według własnych preferencji i upodobań. Ma być bezglutenowy i wegański? Proszę bardzo!
WIELKANOCNY MAZUREK Z KOKOSEM, MANGO I LIMONKĄ (bezglutenowy i wegański)
POTRZEBUJESZ NA KRUCHY SPÓD: 150 g mąki jaglanej 100 g mąki kokosowej 1 łyżkę ksylitolu lub miodu 110 g oleju kokosowego szczyptę soli himalajskiej, różowej 3 łyżeczki soku z cytryny ziarenka wanilii NA DŻEM MALINOWY: 100 g malin, mogą być mrożone 1 łyżkę wody 1 łyżkę soku z limonki ziarenka wanilii 1 łyżkę ksylitolu NA KREM: 250 g śmietanki kokosowej ½ dużego, dojrzałego mango skórkę z limonki 1-2 łyżki ksylitolu (opcjonalnie, jeśli lubicie słodkie ciasta)
Wszystkie składniki spodu umieść w malakserze, zagnieć, aż powstanie jednolite ciasto. Uformuj je w kulę, zawiń w folię spożywczą i spłaszcz, schowaj na 30 min do lodówki. Rozgrzej piekarnik do 180°C. Schłodzonym ciastem wylep dokładnie formę, nakłuj dno widelcem. Zakryj folią aluminiową i zasyp ceramicznymi kulkami lub fasolą. W tej sposób podpiecz przez 10 min, zdejmij obciążenie wraz z folią i dopiecz spód jeszcze przez 15 min. Maliny podlej wodą i podgrzej. Często mieszaj rozgniatając je widelcem. Dodaj wanilię, ksylitol, gotuj na małym ogniu, aż nieco zgęstnieje, zdejmij znad płomienia i zmieszaj z sokiem z limonki. Wystudzony spód posmaruj dżemem. Ubij śmietankę kokosową (czyli to, co w schłodzonej puszce mleczka kokosowego ma stan stały), obraną połówkę mango zblenduj na purée. Delikatnie wymieszaj obie masy, dodaj skórkę z limonki. Jeśli krem nie nabrał wystarczająco dużo słodyczy od mango, możesz go doprawić ksylitolem. Jeśli chcesz, by był bardziej zwarty, dodaj żelatyny. (Wówczas proszek zalej zimną wodą, odstaw na 10 min do napęcznienia. Zastygłą żelatynę rozpuść na małym ogniu, chwilę ostudź, jeszcze płynną dodaj do masy kokosowej i wymieszaj). Równomiernie rozsmaruj krem na mazurku, udekoruj prażonymi wiórkami i skórką z limonki.
DO DEKORACJI: 30 g podprażonych wiórków kokosowych skórkę z limonki
Na zdrowie!
Kasza jaglana powstaje z prosa, wygląda jak drobne żółte koraliki z czarną kropką pośrodku. Jest lekko gorzkawa, słodka, słona i neutralna termicznie. Działa moczopędnie, podprażona delikatnie rozgrzewa, działa również alkalizująco, przeciwgrzybiczo i wymiata wirusy. Charakteryzuje się wysokim poziomem aminokwasów, krzemu (dla pięknych włosów i dobrego trawienia), witaminy E, lecytyny i antyoksydantów. Często wybieramy kaszę jaglaną, bo smakuje neutralnie. Doskonale odnajduje się w wytrawnych przepisach, ale w wersji na słodko również ma swoich fanów. Warto po nią sięgać tak często, jak tylko się da, bo to kopalnia wartości odżywczych. Działa niczym roślinny antybiotyk. Wzmacnia odporność, ma działanie przeciwzapalne, antybakteryjne i przeciwwirusowe. Wspomaga układ nerwowy i pamięciowy. Przyspiesza metabolizm i pomaga przy zrzuceniu zbędnych kilogramów. Spowalnia procesy starzenia się organizmu. Ma korzystny wpływ na wygląd i stan skóry. Jest bogata w witaminę B3, kwas foliowy, magnez, fosfor oraz potas.
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • IV 2020
57
WSPIERAJMY SIĘ WZAJEMNIE Spokojnych, zdrowych Świąt Wielkiej Nocy i nadziei na bezpieczną przyszłość w gronie bliskich życzy SKOCZOWSKIE
Pascha wielkanocna to świąteczny deser wywodzący się zza wschodniej granicy. Tradycyjnie paschę przygotowuje się „na bogato” – z prawdziwego twarogu i masła, tłustej śmietany, wanilii i bakalii. Te ostatnie mają symbolizować bogactwo i dobrobyt. Do jej zrobienia warto wykorzystać najwyższej jakości produkty rodzimej marki SKOCZOWSKIE. Jeśli przychodzą Wam do głowy zamienniki, pamiętajcie, że to tłuszcz jest nośnikiem smaku, a odchudzony produkt ma niewiele wartości odżywczych i nie wspomaga przyswajania witamin i minerałów.
58
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • IV 2020
PRZYSTANEK NA ŻĄDANIE artykuł sponsorowany
SKOCZOWSKIE NA WIELKANOC - Pascha waniliowa z rodzynkami
Składniki na 2 nieduże lub 1 większą (2L) paschę: • 1 kg twarogu SKOCZOWSKIE półtustego lub tłustego, zmielonego dwukrotnie • 8 żółtek • 200 g masła SKOCZOWSKIE, w temperaturze pokojowej • 1 szklanka śmietany kremówki SKOCZOWSKIE • 250 g cukru pudru • pół łyżki pasty z wanilii lub ziarenka z 1 laski wanilii • 3/4 szklanki rodzynek lub innych bakalii • pół szklanki posiekanych migdałów W misie miksera ucieramy żółtka z cukrem, na jasną i puszystą masę. Dodajemy śmietanę kremówkę, w dalszym ciągu ucierając. Powstałą masę przelewamy do garnuszka, stawiamy na palnik o średniej mocy i podgrzewamy, cały czas mieszając. Masa powinna lekko zgęstnieć, ale nie możemy dopuścić do zagotowania (tuż przed punktem wrzenia należy zdjąć garnuszek z palnika). Masę przenosimy do misy miksera, dodajemy twaróg, masło, wanilię i ucieramy do otrzymania gładkiej masy. Po dokładnym utarciu dodajemy bakalie i mieszamy. Dwie formy (z dziurkami na dole, mogą być gliniane, plastikowe lub nawet durszlaki) o pojemności 1 litr każda wykładamy gazą. Przekładamy do nich masę serową, lekko ugniatając. Przykrywamy gazą, następnie talerzykiem i obciążamy. Naczynie wstawiamy do półmiska, by serwatka mogła swobodnie spływać przez dziurki w formie. Odkładamy do lodówki na całą noc, do stężenia. Kolejnego dnia ostrożnie wyjmujemy z formy, dekorujemy migdałami i podajemy.
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • IV 2020
59
PRZYSTANEK NA ŻĄDANIE artykuł sponsorowany
Rum Baba RUM BABA, to drożdżowa babeczka nasączona syropem rumowym, o polsko-francuskim rodowodzie. Dziś, mimo polskich korzeni, jest cukierniczym symbolem Neapolu, ale mamy nadzieję, że już niedługo i Cieszyna, przecież ciasto drożdżowe od włoskiego gwaru zdecydowanie woli polską ciszę. Drożdżowe baby uważane były za polski specjał już od czasów Rzeczpospolitej Obojga Narodów. Do popularyzacji drożdżowych wypieków w zachodnich częściach Europy przyczynił się król Stanisław Leszczyński. Zmuszony do abdykacji na rzecz Augusta II Mocnego i wygnany z kraju, znalazł azyl we francuskim Wissembourgu. Podobno właśnie tam powstał słynny francuski deser, baba au rhum. Król skarżył się szefowi pałacowej kuchni Nicolasowi Stohrer na suchość wypieków, dlatego ten nasączył drożdżowe ciasto słodką marsalą i rumem. Deser, wyglądający na egzotyczny, bardzo zasmakował polskiemu władcy, który nadał mu nazwę baba au rhum, na cześć ulubionej baśni o Ali Babie i 40 rozbójnikach. Kiedy w 1725 roku córka Stanisława, Maria Leszczyńska, poślubiła Ludwika XV, Stohrer przeniósł się wraz z nią na dwór w Wersalu. Po kilku latach otworzył w Paryżu cukiernię, gdzie zaczął sprzedawać nasączoną ponczem rumowym babkę. Drożdżowy specjał trafił do Neapolu z Francji za sprawą monzù – mistrzów sztuki kulinarnej prowadzących kuchnie w arystokratycznych domach. Ich tytuł pochodzi od francuskiego słowa monsieur, a pierwsi monzù zostali wyszkoleni przez Francuzów przysłanych na neapolitański dwór przez Marię Antoninę. Francuska monarchini chciała w ten sposób ratować podniebienie ukochanej 60
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • IV 2020
siostry, Marii Karoliny Austriaczki. Świeżo upieczona królowa Neapolu, żona Ferdynanda I Burbona, nie była zachwycona prostą kuchnią południowych Włoch i tęskniła za wyrafinowanymi smakami północnej Europy. Po kilku latach nikt nie pamiętał już o polsko-francuskim rodowodzie ciasta, a babà stała się cukierniczym symbolem Neapolu. Dziś drożdżowej babeczki nasączonej syropem karmelowo - rumowym, delikatnej i lekkiej jak powietrze można skosztować również w Cieszynie, w kawiarni Tramwaj Cafe, który przygotowuje ją według własnych, tajnych receptur. Jak twierdzą bywalcy, cieszyński specjał smakuje nawet lepiej niż w Neapolu.
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • IV 2020
61
KIERUNEK SPORT
Żródło: www.handballzabrze.pl
fa ł
Urbacz
k
a
Ra
GALOWY BRAMKARZ
Spośród wielu zacnych person wywodzących się ze Śląska Cieszyńskiego, wyróżniałem niemal zawsze sportowców pochodzenia polskiego. Pomijałem dotychczas zawodników z Zaolzia, dlatego postanowiłem, tym razem wziąć na tapetę czeskiego piłkarza ręcznego – Martina Galię.
Martin Galia przyszedł na świat 12 kwietnia 1979 r. Sport był obecny w jego życiu właściwie od zawsze dzięki starszemu bratu – Michalowi, który grał w piłkę ręczną na pozycji bramkarza (został nawet zawodowcem). Początkowo mały Martin obserwował poczynania brata z wysokości trybun, lecz z czasem sam spróbował swoich sił w tym sporcie, również jako golkiper. Co ciekawe, chłopak miał tak wielką zajawkę na piłkę ręczną, że nawet nie myślał o grze w hokeja. Mozolnie budował swoją pozycję, z czasem spisywał się już na tyle dobrze, by otrzymać angaż w drużynie seniorów Banika Karwina. Martin trafił do klubu, który na początku lat dwutysięcznych zdystansował konkurencję w rozgrywkach czeskiej ligi. Tam jego kariera nabrała rozpędu. Galia zdobywał z Banikiem mistrzostwo Czech 3 razy z rzędu w latach 2000-2002. Otrzymywał również szanse zaprezentowania swoich umiejętności w elitarnej Lidze 62
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • IV 2020
Mistrzów, której czeski zespół był stałym bywalcem. W 2003 r. zawodnik postanowił wyjechać za granicę. Jego nowym klubem został szwedzki Redbergsilds FK. W Skandynawii nie zabawił zbyt długo, spędził tam raptem jeden sezon. Już rok później trafił do Frisch Auf Göppingen. Bundesliga stanowi duże wyzwanie dla każdego gracza, ale Galia odnalazł się w Niemczech znakomicie. W sezonie 2005/2006 uzyskał miano najlepszego bramkarza ligi. Wtedy też dotarł do finału Pucharu EHF (odpowiednik piłkarskiej Ligi Europy), lecz w nim przegrał z TBV Lemgo. W 2008 r. odszedł do zespołu, z którym przegrał niegdyś jeden z ważniejszych meczów z życiu, a więc wspomnianego TBV Lemgo. 2 lata później stanął przed ponowną szansą na zdobycie Pucharu EHF i tym razem ją wykorzystał. Puchar należał do niego. Kolejne lata nie przynosiły już tak spektakularnych sukcesów na niwie klubowej. Po odejściu z TBV Lemgo
KIERUNEK SPORT
grał jeszcze krótko w Bundeslidze, zakładając koszulkę TV Großwallstadt, po czym zakotwiczył w szwajcarskim TSV St. Otmar St. Gallen, gdzie uzyskał w 2015 r. wicemistrzostwo Szwajcarii. Od 4 lat Galia reprezentuje barwy Górnika Zabrze, do którego przeniósł się ze względów logistycznych, by spędzać więcej czasu w towarzystwie rodziny w Karwinie. Warto odnotować również bogatą karierę reprezentacyjną zawodnika, rozpoczętą jeszcze w 2001 r. Uczestniczył z reprezentacją Czech w wielu turniejach rangi mistrzowskiej – Mistrzostwach Świata i Europy. Na szczególne wyróżnienie zasługuje udział Galii w europejskim czempionacie z 2018 r. Nie bez powodu, został wówczas wybrany na najlepszego piłkarza ręcznego w Czechach. Nasi południowi sąsiedzi, na których wszyscy stawiali krzyżyk, omal nie awansowali do półfinału. Pokonali m.in. Węgrów, Macedończyków, a nawet mistrzów olimpijskich z Danii. Zajęli ostatecznie 6. miejsce, czym wyrównali najlepszy rezultat w historii. Być może w przyszłości szerszej publiczności zaprezentuje się kolejny gracz o tym samym nazwisku, gdyż śladami ojca próbuje podążać 17-letni syn – Kristian. Jak widać, rodzina Galiów jest skazana na piłkę ręczną.
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • IV 2020
63
KIERUNEK SPORT
Zdjęcia Robert Kania
M
arc
in M o ń
ka
Przedwczesny koniec sezonu
Za nami jeden z najdziwniejszych sezonów czeskiej hokejowej Tipsport Ekstraligi. Rozgrywki z powodu pandemii zakończyły się już po rundach zasadniczych, żadnej z drużyn nie przyznano tytułu mistrzowskiego, a hokeiści zamiast rozgrywać mecze fazy pucharowej, zgodnie z zaleceniem epidemiologów pozostali w domach. Dla trzynieckich Stalowników mimo wszystko trwające od września zmagania na lodowych taflach można uznać za udane. Po rozegraniu 52 ligowych kolejek trzyńczanie plasowali się na drugim miejscu w ligowej tabeli, więc do play-offs mieli przystąpić z uprzywilejowanej pozycji, rozpoczynając je od spotkań przed własną publicznością. O drugie miejsce Stalownicy walczyli do ostatniej kolejki i okazało się, że było warto. 64
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • IV 2020
Drugie miejsce zapewniło im bowiem udział po raz kolejny w rozgrywkach Champions Hockey League. Śląski zespół jest jedną z nielicznych ekip, które rywalizują w nich z taką regularnością – w siedmioletniej historii tych rozgrywek wystąpią w nich po raz szósty. Przedwczesne zakończenie sezonu oczywiście nie było jedynie czeską specjalnością – podobnie zachowały się federacje niemal we wszystkich europejskich krajach.
KIERUNEK SPORT
Decydenci z hokejowego związ-ku postąpili na szczęście z „duchem gry” i żadnemu zespołowi nie przyznali tytułu mistrzowskiego, nad czym najpewniej najbardziej ubolewano w Libercu – tamtejszy zespół Białych Tygrysów okazał się bezkonkurencyjny w fazie zasadniczej, a ambicje sudeckiego klubu w tym roku sięgały mistrzowskiego tronu. Do grona zespołów, które Tygrysom mogły pokrzyżować plany, należeli również gracze Oceláři, którzy już przed rozpoczęciem rozgrywek deklarowali, że powalczą w tym roku o obronę mistrzowskiego tytułu z roku 2019. Dziś jednak podobne spekulacje nie mają najmniejszego sensu, bo rozgrywki definitywnie zakończono. Tym samym, po raz
pierwszy od roku 1945, hokejowa liga nie wyłoniła mistrza. Oczywiście decyzję o ich zakończeniu wszyscy w obozie trzynieckim przyjęli ze zrozumieniem. – „Wszyscy z niecierpliwością czekaliśmy na play-offy, zarówno zawodnicy, jak i fani oraz sponsorzy. Wszyscy żałujemy, jak się to rozwinęło, ale rozumiemy obecną sytuację. Zadziałała tutaj jakaś wyższa siła, nad którą nie mamy kontroli. Zdrowie jest najważniejsze” – przyznał tuż ogłoszeniu decyzji Czeskiego Związku Hokeja na Lodzie Jan Peterek, dyrektor sportowy klubu z Trzyńca. Sezon 2019/20 był jednak z kilku względów wyjątkowy. Po pierwsze – w czasie jego trwania, zwłaszcza jesienią, klub świętował jubileusz 90. lecia, TRAMWAJ CIESZYŃSKI • IV 2020
65
KIERUNEK SPORT
przygotowując wiele atrakcji dla kibiców, a wśród nich retro-meczu z zespołem z Vsetina, czyli powtórki pierwszego „trzynieckiego” finału z roku 1998. Po drugie – po raz kolejny Oceláři zagrali w rozgrywkach Ligi Mistrzów. Niestety, tym razem nie udało się wyjść Stalownikom z grupy, w której musieli uznać wyższość zespołów HC Lozanna ze Szwajcarii oraz białoruskiego Junost Mińsk. Po trzecie – drugi rok z rzędu Stalownicy wystąpili na prestiżowym turnieju towarzyskim Spengler Cup. Na najstarszym turnieju na świecie w szwajcarskim Davos zaprezentowali się znakomicie, ulegając dopiero w finałowym meczu drużynie Kanady. W pokonanym polu Oceláři zostawili m.in. kluby ze Szwajcarii oraz Rosji. Tym samym po 15 latach przerwy czeski klub znów zagrał w finale imprezy, odbywającej się od 1923 roku. Indywidualnie bardzo dobry turniej w Davos rozegrał reprezentant Polski Aron Chmielewski, który został wybrany do najlepszej „szóstki” turnieju. Wreszcie po czwarte – klub chciał dokonać rzeczy szczególnej, czyli powalczyć o obronę mistrzowskiego tytułu. Choć sezon zasadniczy układał się różnie, a drużyna 66
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • IV 2020
świetne mecze przeplatała słabszymi występami, to jednak najlepsza forma miała przyjść właśnie na rundę pucharową. W trakcie sezonu następowały też rozmaite turbulencje w kadrze. Bardzo długo trwał powrót na lód Martina Růžički, z zespołem pożegnał się bramkarz Patrik Bartošák, z którym w Trzyńcu wiązano ogromne plany na przyszłość, wreszcie karierę zawiesił kapitan Stalowników Lukáš Krajíček. Pojawiły się jednak wzmocnienia, a wśród nich to najważniejsze – kanadyjsko-polski napastnik Wojtek Wolski, który w trzynieckich barwach zaczął występować w styczniu i do chwili, w której doznał urazu uniemożliwiającego mu dalszą grę, rozegrał 13 meczów, w których zdobył 10 bramek oraz zaliczył 7 asyst. Choć urodzony w Zabrzu zawodnik podpisał kontrakt tylko do końca sezonu, wielu kibiców wciąż wierzy, że jeszcze zobaczy Wolskiego w trzynieckim trykocie. „Przygotowujemy się już do następnego sezonu. Trwają negocjacje zarówno z zawodnikami, którym kończą się umowy, jak i z nowymi graczami, którzy mogliby wzmocnić naszą kadrę w przyszłym sezonie” – mówił Jan Peterek.
VKOP=g ie c k a t n o w k imi z blisk
i n l e i g e c j e r w sta Polska od 15.00 zł
Anglia od 41.80 zł
Czechy od 16.80 zł
Niemcy od 32.80 zł Holandia od 38.80 zł Słowacja od 20.10 zł
ul. Kościuszki 33, Cieszyn (teren starej cegielni) tel. +48 512 790 260 / www.paczki123.pl Oferta biznesowa na www.olzalogistic.com
MIESIĘCZNIK DLA ŚLĄSKA CIESZYŃSKIEGO Nr 39, kwiecień 2020 ISSN: 2543-8751 / Cena: Bezpłatny
MIESIĘCZNIK DLA ŚLĄSKA CIESZYŃSKIEGO Nr 39, kwiecień 2020 www.tramwajcieszynski.pl
W morowym czasie • Egoizm groźny i zaraźliwy • Wisła: Betonowy krajobraz • Kultura w kwarantannie • Galowy bramkarz