18 minute read
kobieta w polityce
U r s z u l a M a r k o w s k a
Advertisement
wywiad z Panią Krystyną Danilecką-Wojewódzką prezydentką Miasta Słupska
„I takie miasto chcę widzieć w najbliższym czasie – rozwijające się, tętniące życiem, pełne energii, pasji i siły pchającej je do przodu. Jak zdrowy i silny organizm. Taki też jest Słupsk ze swoimi otwartymi, uśmiechniętymi, przyjaznymi mieszkańcami.“ Co łączy Cieszyn i Słupsk? Przede wszystkim sentyment do tramwaju… Środek lokomocji odstawiony na boczny tor nadal sentymentalnie istnieje w przestrzeni miejskiej obu tych miast. Słupsk nie jest naszym miastem partnerskim, ale powiat słupski dla naszego powiatu już tak. Tramwaj Cieszyński dotarł do Słupska w czasie przygotowań wspólnego projektu, którego efektem był kolejny wakacyjny nr „Tramwaju Turystycznie“. Warto więc poznać to piękne miasto i zaplanować w przyszłości wakacyjną podróż. Z pewnością Słupsk trzeba zobaczyć i się nim zauroczyć. Najbardziej zielone miasto jakie widziałam w Polsce. W konarach drzew skrywa wiele zabytków, pięknych budynków i niezwykłych murali. Słupsk jest miastem uśmiechniętych, otwartych i gościnnych ludzi. Korzystając więc z okazji udało mi się porozmawiać z prezydentką Miasta Słupska. Dla jednych sukces to suma porażek i uporu, który nie pozwolił się poddać w trudnych momentach. Dla innych to ciężka praca, konsekwencja i jasna wizja celu. Kobiety odnoszą sukces w różnych dziedzinach – polityce, kulturze, sztuce, rozrywce. Wiele z nich dokonało rzeczy przełomowych, wyznaczając nowe kierunki i przecierając szlaki kolejnym kobietom. Inne są autorytetem, głosem pokolenia i wzorem do naśladowania. Ich słowa mogą być inspiracją, dodając nam siły do działania lub odwagi i determinacji, gdy mierzymy się z porażką.
Polityka zaczyna się już na szczeblu samorządowym, czy wybór takiej drogi może w ogóle być przypadkowy, czy jednak powinna to być świadoma decyzja? Czy dla kobiety polityka jest czymś innym niż dla mężczyzn? Czy to mit, czy prawda?
W każdym przypadku jest to sprawa indywidualna – jak za każdym naszym działaniem, czy to wyborem drogi zawodowej czy decyzjami podejmowanymi w życiu prywatnym - kryje się określona motywacja. Czasem jest ona bardzo świadoma. Jest to konsekwentnie realizowana strategia zmierzająca do określonego celu, a czasem wynika ze zbiegu okoliczności, pewnych wydarzeń skłaniających ludzi do aktywności politycznej. Wtedy ta motywacja rodzi się pod wpływem tego, co dzieje się wokół. W pierwszym wypadku, o którym wspomniałam, jest krok po kroku budowana i realizowana. Często tak mówi się o tzw. politykach z zawodu. Nie wartościuję ani jednej, ani drugiej opcji – myślę, że bardziej liczy się to, co później człowiek robi będąc już w polityce. Istotny jest efekt, produkt, skuteczność, to, co powstaje, siła sprawcza. Polityka to ocean, w którym miejsce znajdują ludzie o rozmaitych barwach i przymiotach – tak jak oceanem rozmaitości jest nasze społeczeństwo. Myślę, że nie ma sensu rozgraniczać polityki pod względem kobiecym i męskim. Oczywiście, jest dużo stereotypów i znanych sformułowań odnoszących się do polityki w męskim i kobiecym wydaniu. Mężczyźni nadal, przynajmniej w liczebności, przeważają, jeśli chodzi o różne szczeble władzy. Jednak uważam, że zmienia się to już teraz i będzie zmieniało nadal. Odwaga kobiet, zdolność do łączenia róznych ról, zmiana postrzegania roli kobiety w społeczeństwie, to wszystko powoduje, że nie ma już zamkniętych przestrzeni dla nas.
Jak i kiedy znalazła się Pani w polityce?
Moje pierwsze poważne zetknięcie z polityką przypada na czas pełnienia funkcji Rzecznika Prezydenta Miasta Słupska; miało to miejsce w 1983 roku. Wtedy to mogłam w praktyce zobaczyć jak wiele zależy od słów, od umiejętnego przekazywania informacji, od rozmowy. Zawsze wiedziałam, że dialog i komunikacja to kluczowe elementy w sprawowaniu nie tylko pracy rzecznika, ale jakiejkolwiek funkcji publicznej. Jednak kiedy człowiek jest w centrum wydarzeń, nabiera to szczególnego wyrazu – zarówno w sferze intelektualnej jak i emocjonalnej. Wtedy jeszcze nie mówiło się o np. agnecjach PR, bez których dziś wielu nie wyobraża sobie działania w sferze publicznej. Jednak komunikacja i rozmowa
fot. arch. autora
zawsze były dla mnie najistotniejsze. Treść przekazu i sposób jego nadania to równie istotne elementy – one decydują o sukcesie polityków. Dbałam o te obszary tak w pracy rzecznika, jak i późniejszym sprawowaniu madnatu radnej w 1987 roku i późniejszych kadencjach 1990-1994, 1994- 1998, 2006-2010, 2010-2014. Rada Miejska to pole dyskusji, ścierania się lokalnych wizji i argumentów. Bez skutecznej komunikacji nie ma możliwości wypracowania kompromisu czy przeforsowania swojej koncepcji. Tak samo było, kiedy pełniłam funkcję Wiceprezydentki od roku 2014 i jest nadal – od 2018, gdy zostałam Prezydentką Słupska. Rozmawiam z moimi współpracownikami, z radnymi, z mieszkańcami, z partnerami biznesowymi i społecznymi. Ale rozmawiam aktywnie – uwypuklając swoje racje z jednoczesnym autentycznym słuchaniem. Dlatego też po partnersku i z dużym wzajemnym szacunkiem możemy wspólnie rozwijać nasze miasto.
Bycie prezydentem dużego miasta to wyzwanie. Wiele godzin pracy w stresie. Udaje się Pani zachować równowagę między pracą, a życiem rodzinnym?
Z bliska prezydentura nie wygląda tak, jak w relacjach medialnych czy w oczach pobocznego obserwatora. To naprawdę tytaniczna praca, każdy prezydent miasta, wójt i burmistrz z pewnością mogą to potwierdzić. My jesteśmy najbliżej naszych mieszkańców – w tych dobrych momentach, ale też i w tych najtrudniejszych. Do nas zgłaszają się z życiowymi problemami, w których nie zawsze możemy coś poradzić. Stres pojawia się w każdej pracy, tak samo w mojej. Jednak najbardziej frustrujący jest dla mnie moment, kiedy przepisy prawa lub brak prawnych uprawnień dla władzy samorządowej uniemożliwiają działanie. Wtedy dopada mnie prawdziwy nerw, ponieważ przy największej chęci, mojej determinacji oraz kompetencji moich współpracowników nie ma możliwości przeskoczenia jakiegoś paragrafu. Ale jest też stres pozytywny, związany z intensywnością i szybkością działania. W ratuszu dużo spraw planujemy, mamy określony harmonogram dnia, spotkań, wydarzeń, kolejnych aktywności. Jednak pojawiają sie takie momenty, jak to w dziennikarskim żargonie, gdy „wszystko spada”. I nie ma już kalendarza, nie ma ułożonego spotkania po spotkaniu, ale konieczność reagowania tu i teraz, opierając się na własnych zasobach osobowościowych i intelektualnych oraz na gotowości do szybkiej reakcji współpracowników. Daje to dużo adrenaliny i poczucia jeszcze większej siły sprawczej. Prezydent Miasta nie pracuje w godzinach funkcjonowania urzędu i tylko od poniedziałku do piątku. To naprawdę aktywność całoroczna, od rana do wieczora. Nie mówię tego w kontekście negatywnego obrazu, absolutnie, decydując się na taką rolę, każdy jest świadomy, że pewne obszary życia mogą na tym ucierpieć. Jednak uważam, że udaje mi się odpowiednio zbilansować plusy i minusy takiego stanu rzeczy. Duże znaczenie ma też dla mnie aktywność zyczna, kontakt z naturą. Poranne ćwiczenia, kilometry spraceru z psem oraz wieczorny nordic walking to dla mnie naturalne energetyki. Do tego czas spędzony z bliskimi i mogę każdy tydzień zaczynać na nowo z równą pasją i chęcią do działania.
Jakie są Pani priorytety, co stawia sobie Pani na pierwszym miejscu w swojej pracy?
Troszkę już powiedziałam o tym wcześniej, ponieważ w trakcie pracy na rzecz mojego miasta zawsze myślę o dwóch najważniejszych sprawach – rozmowie, komunikacji i dialogu, to te elementy, o których już wspomniałam, a drugi, nie mniej ważny, a raczej ważniejszy element, to prowadzenie tak Miasta, by mieszkańcy w codziennych aktywnościach jak najmniej musieli zastanawiać się, co zrobić, by było lepiej. To moja rola, rola Prezydentki, radnych, pracowników samorządu, by ułatwiać codzienne życie mieszkańcom. By oni mogli skupić się na realizacji swoich zadań, planów, marzeń i zamierzeń. Mam na myśli, (czasem wydawać się może przyziemne, ale niezwykle istotne, z punktu zwykłego życia każdego z nas), sprawy takie jak: organizacja dostępnej, czystej, wygodnej, sprawnej i punktualnej komunikacji miejskiej, rozwijanie sieci ścieżek rowerowych, zabezpieczenie przestrzeni do działalności społecznej (wsparcie techniczne, nansowe i merytoryczne), dbanie o szeroką ofertę kulturalną oraz stałe poprawianie infrastruktury publicznej.
Te sfery: infrastruktura, komunikacja, kultura i partycypacja społeczna, to obszary, które powinny być dla mieszkańców przyjazne, by z nich korzystali, by im pomagały w codziennym życiu, poprawiały samopoczucie i komfort życia. Wtedy można powiedzieć, że swoje zadanie spełniliśmy należycie. Zdaję sobie sprawę, że w pewnym sensie nigdy się to nie kończy, ale z drugiej strony na tym polega życie – na ciągłej zmianie, stawaniu się, odkrywaniu i przeżywaniu od nowa. I to jest piękne.
Najtrudniejszy moment w dotychczasowym urzędowaniu?
W świetle ostatnich wydarzeń z pewnością połowa marca 2020 to był moment, może nie najtrudniejszy, ale niespotykany do tej pory zarówno dla mnie, jak myślę dla wszystkich. Chwila, w której przekazywałam mieszkańcom miasta, że wszystkie imprezy kulturalne i sportowe zostają odwołane, instytucje będą zamykane, szkoły, żłobki i inne placówki opiekuńcze zawieszane, czułam emocje nieporównywalne ze wszystkim. Nie był to strach, ale oczekiwanie na to, co przyniesie kolejny dzień. Wszyscy przez wiele dni pracowaliśmy na najwyższych obrotach, by zorganizować funkcjonowanie miasta w nowych warunkach. To też czas, kiedy mogłam obserwować, jak zachowują się różni ludzie, na różnych stanowiskach, np. kto sprawdza się na stanowisku kierowniczym, kto w momencie próby nie cofa się, a staje na wysokości zadania. Ciekawe doświadczenie pod względem psychologicznym i socjologicznym. Pamiętam pierwsze dni po zamknięciu ratusza. Jak inne było to miejsce bez mieszkańców przychodzących by załatwiać swoje sprawy. Ciemne, puste, chwilami mroczne. Na szczęście dziś funkcjonujemy normalnie, jednak tamte dni wiele nauki przyniosły nam wszystkim. Musimy zapamiętać, iż nic nie jest pewne na wieki, że świat, który znamy nie zawsze będzie wyglądał tak jak do tej pory. Tak samo, jak na chwilę, ten świat zatrzymał się kilka miesięcy temu. Co dalej w kontekście pandemii? Ostatnie dane nie uspokajają. Musimy nadal być czujni, bo może to nie był ostatni sprawdzian.
Jak widzi Pani swoje miasto? Jak chce je Pani widzieć za parę lat? ( Co tworzy to miasto, że jest miejscem w którym chce się być i do którego chce się wracać?)
Dla mnie Słupsk to idealne miasto do życia pod względem wielkości, kompaktowości, sąsiedztwa natury, czystości powietrza, zieleni i zasobów kulturalnych. Oczywiście, jak w każdym miejscu na ziemi znajdą się i mankamenty, jednak uważam, że pod względem organizacji życia naprawdę jest przyjazne mieszkańcom. Zieleń miejska i bliskość morza, ciekawostki kulturalne i bogactwo muzealne – znana na całym świecie kolekcja prac Witkacego, przepiękne zabytki, szlak słupskich murali i Niedźwiadków Szczęścia – to piękna i barwna wizytówka naszego miasta. Rewitalizacja śródmieścia to potężny skok infrastrukturalny i społeczny, który dzieje się na naszych oczach. Zmieniają się drogi, chodniki, parki, powstają nowe miejsca spotkań dla mieszkańców, centra aktywności społecznej i twórczej, mieszkańcy współtworzą tą zmianę – wspólnie z nami diagnozują problemy i uczestniczą w ich rozwiązywaniu, jak. np. akcje związane z odnawianiem/odświeżaniem podwórek. I takie miasto chcę widzieć w najbliższym czasie – rozwijające się, tętniące życiem, pełne energii, pasji i siły pchającej je do przodu. Jak zdrowy i silny organizm. Taki też jest Słupsk ze swoimi otwartymi, uśmiechniętymi, przyjaznymi mieszkańcami.
Pandemia zmieniła nie tylko podejście do budżetu miast i gmin, ale zmieniła priorytety na przyszłość. Kryzys gospodarczy w który wchodzimy i widmo tego co nas może czekać staje się najważniejszym zmartwieniem miast. Słupsk ma szansę sobie z kryzysem poradzić? Czy kryzys wpłynie na decyzje o inwestycjach i działaniach miejskich?
Uważam, że pomimo pandemii miasto musi funkcjonować normalnie. Musimy planować, przewidywać i działać. Nie możemy czekać na złe momenty, nie możemy zastanawiać się tylko „co będzie jeśli...”. Zamrożenie funkcjonowania pewnej sfery, czy to inwestycyjnej czy jakiejkolwiek innej, pociąga konsekwencje w innych obszarach – negatywne skutki odczuwają rmy, wykonawcy inwestycji, pracodawcy, a dalej pracownicy. Cierpią wtedy ich rodziny, bliscy, a co za tym idzie my wszyscy jako wspólnota. Na ten moment staramy się realizować planowane inwestycje, ze szczególnym uwzględnieniem tych z zewnętrznym do nansowaniem. Obserwujemy sytuację epidemiologiczną, nansową i jeśli będzie trzeba na pewno podejmiemy stosowne decyzje.
Pandemia pokazała nam, że najważniejszą komórką w tym czasie była wspólnota społeczna. Mobilizacja i solidarność, choćby w pomocy starszym często była oddolną inicjatywą. Wspólnota społeczna nabrała więc zupełnie innego znaczenia, jak wykorzystać ten potencjał i sprawić by przestrzeń publiczna stała się dobrym polem dla oddolnych inicjatyw?
Uważam, że słupszczanie i słupszczanki sprawdzili się w tych najciężych momentach bardzo dobrze. Szybko powstały akcje pomocowe dla sąsiadów czy seniorów, chociażby Widzialna Ręka, gdzie wolontariusze na naprawdę dużą skalę pomagali osobom samotnym i seniorom w robieniu i dostarczaniu zakupów oraz leków. Podobnie jeśli chodzi o inne mobilizacje – np. rmy prywatne wykazały się dużą wrażliwością i solidarnością. Otrzymaliśmy darowizny nansowe i rzeczowe przekazane na działania związane z przeciwdziałaniem rozprzestrzenianiu COVID-19, setki przyłbic, rękawiczek, wiele litrów płynu dezynfektującego i innych środków ochrony osobistej tra ło do naszych służb medycznych, opiekuńczych i mudurowych. Podmiot zajmujący się dezynfekcją nieodpłatnie przeprowadził dezynfekcję ratusza. Ludzie samodzielnie organizowali się i szyli maseczki. Także moja inicjatywa uszycia i rozdysponowania dla każdego mieszkańca maseczek wielorazowych i sposób ich dostarczania – spontanicznie zgłaszające się osoby, radni, wolontariusze, którzy wrzucali je do skrzynek na listy, to przykłady realnej współpracy międzyludzkiej i międzysektorowej. Czy takie zjawisko można wykorzystać w przyszłości i przeformatować na życie w tzw. zwykłych czasach? Twardo stąpam po ziemi i wiem, że takiego wzmożenia emocjonalnego i zaangażowania nie da się utrzymać przez dłuższy czas. To był nienaturalny czas i właśnie w takich nienaturalnych momentach pojawia się determinacja, zjednoczenie, współdziałanie na niesamowitą skalę. To jest normalne, bo wtedy liczy się jeszcze bardziej niż zwykle tu i teraz. Później to mija i to też jest normalne. Niemniej jednak wiem, że pewne znajomości, ludzie poznani w trudnych momentach, którzy sprawdzili się i relacje wtedy nawiązane na pewno będą procentowały w przyszłości.
Pytałam w kilku polskich miastach działaczy społecznych, jak odbierają współpracę z samorządami w tym czasie. W większości wypowiedzi pojawia się żal, że nie dostawali wsparcia, że samorządy nie włączały się w taką pracę, a radni wyłączali w tym czasie telefony. Pojawiło się więc odczucie, że samorządy nie musiały wiele robić, bo przecież społeczeństwo załatwi sobie to samo. Nikt im o cjalnie nie podziękował i nie docenił. Nawet gdy wyłonili się liderzy społeczni, omijani są z daleka. Czy w Słupsku takie dobre praktyki zostały przez włodarzy dostrzeżone? Czy tacy liderzy mają szansę na dalsze działania? Czy jest to właśnie ten moment, gdy społeczeństwo może poczuć się ważną i potrzebną częścią miasta?
Mogę z całą mocą podkreślić, że wszystkie podmioty, organizacje pozarządowe, wspomniane rmy prywatne i osoby zyczne zaangażowane w pomoc w tych trudnych chwilach były stale obecne w przestrzeni publicznej jako przykłady pozytywnych postaw i wyjątkowych osobowości. Dziękowaliśmy im publicznie na konferencjach prasowych, w wywiadach, na stronie miejskiej, w mediach społecznościowych, ale także wysyłając pisemne podziękowania za prowadzone działania. Nie zgadzam się z twierdzeniem, że samorządy nie musiały wiele robić, bo społeczeństwo samo się zorganizuje. Samorząd to też społeczeństwo, ponieważ my nierozerwalnie jesteśmy związani z lokalną społecznością. I właśnie w tych trudnych momentach albo sami inicjowaliśmy działania albo wspieraliśmy naszymi siłami te podmioty, które chciały pomagać. Wiedzieliśmy od razu, że np. sfera gastronomii odczuje w wielkim stopniu brak możliwości prowadzenia działalności, dlatego też podjęłam decyzję o zmniejszeniu opłat za zajęcie pasa drogowego do symbolicznej opłaty 1 grosza dzięki czemu w momencie umożliwienia funkcjonowania tzw.ogródków gastronomicznych obciążenie na starcie było mniejsze. Podobnie jeśli chodzi o wsparcie przedsiębiorców polegające na obniżce o 80 % czynszu za wynajem lokali będących w zasobie komunalnym miasta. Uważam te przykładowe działania za naprawdę duże wsparcie w tych trudnych momentach.
Jak przygotować się (i czy w ogóle jest to możliwe) na podobny problem? Pandemia jeszcze się nie skończyła, a kolejne medialne doniesienia są niepokojące. Czy Słupsk przygotowuje się na taki scenariusz?
Nigdy nie wiemy, co czeka nas w przyszłości, tak samo jak nie do końca możemy być przygotowani na każdą ewentualność. To tak jak znane powiedzenie dotyczące kon iktów zbrojnych – kolejny kon ikt zawsze zaskakuje, wojskowi opierają się na dawnych doświadczeniach, które nijak mają się do czasów następujących później, kolejna wojna zawsze była inna niż poprzednia. Tak i w czasach pokoju, kiedy zagrożenia inne niż militarne z równą mocą czyhają na nasze życie i zdrowie. Oczywiście pewien rodzaj świadomości i mechanizmów działania na pewno zostanie wykorzystany w przyszłym czasie, poszerzyły się nam wszystkim horyzonty patrzenia na różne sprawy – wiemy, że już nie tylko konwencjonalne trudności nas czekają, ale też niewidzialni wrogowie, jak wirus, z którym trudno walczyć. Niemniej jednak jestem przekonana, że moje miasto będzie w stanie w równie skutecznym stopniu zareagowac na takie lub każde inne zagrożenie.
Beata Mońka PRAKTYCZNE ćwiczenia z innowacyjności
Fot. Dawid Majewski
Wszystko zaczęło się w Poznaniu. Tam odbyły się wcześniejsze edycje międzynarodowych warsztatów pod szyldem: Mood for wood. Ich uczestnikami byli studenci kierunków projektowych – w sumie ponad 200 osób z Polski, Czech, Słowacji, Węgier i Niemiec. Zadanie jest co roku podobne – trzeba zaprojektować i wybudować obiekt dla konkretnej przestrzeni, poznając wcześniej jej specyfikę oraz badając potrzeby mieszkańców. Podczas warsztatów z każdą z grup współpracują tzw. tutorzy, czyli doświadczeni architekci i projektanci oraz stolarze. Bo materiał jest co roku ten sam – drewno. Warsztaty – co trzeba mocno podkreślać – mają edukacyjny charakter. Ich uczestnicy muszą działać zespołowo, pamiętać o potrzebach mieszkańców, mierzyć się z presją czasu, którego mają stosunkowo niewiele. Zazwyczaj jest to około 10-12 dni na to, żeby poznać miejsce, dogadać się w swojej ekipie, stworzyć model obiektu i skonsultować pomysł z przyszłymi użytkownikami, pamiętając też o ograniczeniach budżetowych. Do tego dochodzi projektowanie, całodniowe szkolenie obsługi różnych urządzeń do obróbki drewna, no i etap budowania tego, co się wymyśliło.
Cieszyńskie eksperymentowanie
Podobnie wyglądał scenariusz warsztatów, które odbyły się w Cieszynie, a bazą operacyjną stał się na te kilka dni, na przełomie lipca i sierpnia, Zamek Cieszyn. Widok zamkowego dziedzińca, który zamienił się w jeden wielki warsztat stolarski, gdzie powstawały obiekty dla Cieszyna i Czeskiego Cieszyna, naprawdę robił wrażenie. Na pytanie: dlaczego Cieszyn, organizatorzy warsztatów przyznają, że przyszedł czas na zmiany. Tegoroczna, letnia edycja uzyskała wsparcie nansowe Funduszu Wyszehradzkiego. Toteż do głowy przyszedł im pomysł, by podziałać na pograniczu i stworzyć obiekty dla Cieszyna i Czeskiego Cieszyna. Pomysł podchwyciły władze obu
miast i dzięki temu 54 studentów projektowania oraz architektury z Polski, Czech, Słowacji i Węgier zmieniło wygląd sześciu miejsc. – Powstały obiekty większe niż podczas wcześniejszych edycji. Cieszyńskie lokalizacje zachęcały do eksperymentowania ze skalą – przyznaje Magdalena Wypusz, organizatorka warsztatów. Przy Moście Wolności pojawiło się siedzisko – nazwane „Niebieskim punktem”, zachęcające do zatrzymania się, popatrzenia na rzekę i drugi brzeg Olzy. Na cyplu przy Skwerze Miast Partnerskich jest gdzie usiąść i posłuchać szumu wody – niestety dodatkowa atrakcja, jaką miała być huśtawka, ze względów bezpieczeństwa została ostatecznie zdjęta. Z kolei przy placu zabaw w Lasku Miejskim stanęła konstrukcja, będąca połączeniem siedziska, piaskownicy i punktu widokowego. Wybieg dla psów, znajdujący się nad Olzą w Czeskim Cieszynie, wzbogacił się o swoisty tor przeszkód. W pobliżu KaSS Střelnice stanęły siedziska, nawiązujące kształtem
do nachos. W przestrzeni przy Teatrze Cieszyńskim w Czeskim Cieszynie pojawiły się obiekty nawiązujące do teatralnej specyki, gdzie jest miejsce do siedzenia i do… występów.
Czy było warto?
Trzeba mieć świadomość, że warsztaty edukacyjne to swoisty eksperyment wiążący się z ryzykiem i nieprzewidywalnością rezultatów. Miasta zyskały oryginalne obiekty w przestrzeni bez ponoszenia większych kosztów. Jak to często bywa, szybkie tempo prac i ograniczone budżety nie wyszły projektom na dobre. Jedna z instalacji, obiekt w Lasku Miejskim, niedługo po jej wybudowaniu, wymagała już wprowadzenia poprawek. Jednak jest do uratowania, czego nie można powiedzieć o konstrukcji z cypla przy Skwerze Miast Partnerskich. Intensywne ulewy sprawiły, że spokojna zazwyczaj Olza
przypomniała o swojej sile, porywając z nurtem obiekt powstały podczas warsztatów. Pozostaje pytanie: Czy było warto? Organizatorzy warsztatów planowali wrócić do Cieszyna w przyszłym roku. Czy miasta powinny ponownie skorzystać z tej okazji?
Letnią edycję warsztatów „Mood for wood” w Cieszynie zorganizowały Stowarzyszenie Architektów
Polskich (SARP) oddział w Poznaniu oraz Stowarzyszenie Punkt Wspólny dzięki wsparciu nansowemu Funduszu Wyszehradzkiego, Miasta Cieszyn oraz ścisłej współpracy z partnerami projektu: Nomad Studio (Węgry), architektami 2021 (Słowacja) oraz Wydziałem Architektury Uniwersytetu Technicznego w Brnie (Republika Czeska).