









































Projekt realizowany przez:


Partner Lider projektu


Partner medialny








aktywniobywatele-regionalny.org.pl




Projekt realizowany przez:
Partner Lider projektu
Partner medialny
aktywniobywatele-regionalny.org.pl
Najgłębszym popędem człowieka jest poszukiwanie sensu. Poszukujemy go, utożsamiając się nie z jednostką, a ze społecznością. Choćby i najmniejszą.
Bo Bez ludzi życie jest niepełne
Wszak dwoje to już wspólnota. Jest to trochę w poprzek myślenia, które na piedestał wynosi wszelkie przejawy ja. Sama wiem, że ważne jest dbanie o rozwój osobisty, o bycie samowystarczalną.
Wiem, jak ważne jest polubienie i pokochanie siebie. Nie twierdzę też, że spalanie się tylko na rzecz drugiego człowieka to główny sens i cel naszego życia, że w imię tego spalania ja w ogóle nie ma znaczenia. Upieram się jednak, że tak naprawdę bez drugiego człowieka moje życie nie jest pełne. Bo nie wyobrażam sobie życia bez moich córek, partnera, przyjaciół, a nawet sąsiadów, z którymi przyszło mi porozumiewać się w języku ukraińskim. Bo wszystko, co ważne w ja, opiera się na innych. I służy również innym. Nawet jeśli żyjesz samotnie, to są obok ci drudzy. Punkty odniesienia. Bo jak bez drugiego człowieka powiedzieć o sobie, że jest się prawdomównym bądź kłamcą, uczciwym lub oszustem, oddanym albo zdrajcą, prostodusznym bądź szują, dobrym albo złym? Ktoś powie, że takim punktem odniesienia jest nasze wnętrze, sumienie czy prawo naturalne.
Fakt, nasz głos wewnętrzny po to jest nam dany, żeby umieć nazywać rzeczy po imieniu i odróżniać dobro od zła. Jednak wiele rzeczy, swoje wady i zalety możemy ocenić, przeglądając się w drugim człowieku. Dlatego tak ważne jest, by dbać o relacje z innymi. Dlatego też ważna jest praca nad ja.
Czy kiedykolwiek zastanawialiście się, dlaczego z jednymi osobami łatwo nawiązujecie kontakt, a z innymi trudniej? Dlaczego tak trudno jest nam utrzymać dobre relacje choćby wśród bliskich? Co wpływa na to, że niektóre przyjaźnie i znajomości trwają latami, a inne kończą się szybciej, niż sobie tego życzymy?
Odpowiedź na te trudne pytania znajdziecie w tej gazecie, bo właśnie relacjom poświęcony jest ten numer TOREBKI JAKBY DAMSKIEJ. Znajdziecie w nim odpowiedzi na pytania, które ich dotyczą; także zagadnienia o wszystkim, co w określenie relacja się wpisuje. W numerze zawieramy wiele ciekawych tematów związanych z kontaktami międzyludzkimi: o więzi z bliskimi, o partnerstwie, o bliskości i intymności. Będzie też o sztafecie pokoleń, czyli o tym, dlaczego obarczamy swoje dzieci własnymi doświadczeniami.
Życzę miłej lektury
Bliskość i intymność 6-8
Jak budujesz relację? 10-15
Co kryje się za oddechem? 16-19
Dorosły lek na trudne dzieciństwo 20-23
Mięta i depresja 24-29 ABC rozwodów 30-37
Związek partnerski jest możliwy, ale... 38-41
Druga połówka 42-44
Książki z polecenia 45-49
Filmy z polecenia 50-51
Hanka czarownica 52-54
Bajki dorosłych 55-59
Realizatorzy projektu 60-65
Harmonogram projektu 66-67
RedakcJa Cieszyn, ul. Mennicza 44 redakcja@tramwajcieszynski.pl
ŹRÓDŁO ZDJĘCIA OKŁADKI: www.depositphotos.com opr. graficzne i skład Małgorzata Perz
DRUKARNIA: Drukarnia Offsetdruk i Media Sp. z o.o. ul. Frysztacka 48 43-400 Cieszyn
AUTORZY:
Katarzyna Wojciechowska
Urszula Markowska
Anna Krachało
Bożena Nowaczyńska
Jolanta Reisch Klose
Szymon Szałapski
Wydawca magazynu „Torebka jakby damska” nie ponosi odpowiedzialności za treści reklam i art. sponsorowanych, a także za poglądy autorów zawarte w zamieszczonych tekstach. Reprodukcja oraz przedruk wyłącznie za zgodą wydawcy. Wszystkie materiały publikowane w niniejszym magazynie są własnością wydawcy i są chronione prawami autorskimi.
Październik 2022 Listopad 2022 Grudzień 2022
Czym jest odporność psychiczna? (2h)
Zdrowy a dysfunkcyjny model relacji (2h) Mechanizmy obronne (2h)
Moja odporność psychiczna – diagnoza i wzmacnianie (6h)
Wzorce rodzinne, role społeczne, rodzaje przemocy jawnej i niejawnej w relacjach (6h) 18 h spotkań (9 spotkań, każde po 2 h)
Moje mechanizmy obronne – rozpoznanie, jak z nimi pracować? (6h)
Styczeń 2023
Według zapotrzebowaniaprzewidujemy 4 h konsultacji na osobę (konsultacje między innymi z psychologiem, psychiatrą itp.)
Luty 2023
Marzec 2023
--
Warsztat pracy z ciałem (uwalnianie blokad emocjonalnych i spięć) w nurcie analizy bioenergetycznej wg Alexandra Lowena. (6h)
Warszatat niespodzianka dostosowany do potrzeb grupy (6h)
Warsztat podsumowujący cykl (2h) i nauka relaksacji (4h)
Zgłoszenia do tego cyklu projektu przyjmujemy do 30 września. Udział w projekcie jest nieodpłatny. O przyjęciu decyduje kolejność zgłoszeń i podpisanie stosownych oświadczeń (deklaracja udziału, zgoda na przetwarzanie danych osobowych, regulamin).
Chęć uczestnictwa można zadeklarować wysyłając maila na jeden z adresów (prosimy o podanie swojego numeru telefonu): kasia@zielone-pojecie.com renia@zielone-pojecie.com
Więcej o cyklu można przeczytać na naszej stronie internetowej, w zakładce Nasze Projekty : https://zielone-pojecie.com/projekt/cykl-ja-szczesliwa-w-relacjach-z-bliskimi-projekt-sila-bezsilnych/
„
Podstawą satysfakcjonujących relacji partnerskich czy rodzinnych, ich niezbędną bazą jest emocjonalna bliskość.”
Relacje międzyludzkie są naturalnym dla człowieka środowiskiem życia, są niezbędne dla przeżycia, rozwoju, szczęścia, zdrowia i spełnienia. Dziecko pozbawione więzi i bliskości przestaje rosnąć i przybierać na wadze, nie rozwija się. Relacje są dla nas trochę jak woda i powietrze - bez dostatecznej ich ilości i jakości usychamy, marniejemy.
Pierwsza więź w życiu człowieka zawiązuje się już w łonie matki, a potem rozwija się i zacieśnia po przyjściu dziecka na świat. To ta relacja będzie swego rodzaju matrycą kolejnych relacji, będzie w znacznym stopniu determinowała ich jakość i charakter. Jeśli dziecko otrzyma od swoich najbliższych ciepło, troskę, uważność, czułość i miłość, wejdzie w świat związków międzyludzkich z ufnością, poczuciem bezpieczeństwa i przekonaniem, że świat jest dobry a ludzie pełni życzliwości. Będzie bez lęku nawiązywało nowe przyjaźnie, związki. Będzie otwarte, przekonane o swojej wartości, będzie czuło, że zasługuje na uwagę, miłość i troskę ze strony innych osób, będzie potrafiło budować relacje oparte na emocjonalnej bliskości, będzie potrafiło sobie radzić z odrzuceniem, zranieniem... będzie mogło być szczęśliwe. Nie wiem czy to kwestia mojego zawodu czy świat właśnie taki jest, ale mam wrażenie, że
sytuacja jaką opisałam zdarza się niezwykle rzadko. Rozmawiając z ludźmi najczęściej słyszę historie o opuszczeniu, lekceważeniu dziecięcych uczuć i potrzeb, o przemocy, zawstydzaniu, braku akceptacji, co w dorosłym życiu skutkuje niemożnością zaufania drugiej osobie, przeżywaniem siebie jako osoby mniej wartej, nie zasługującej na szacunek i miłość. Tak wiele spotykam osób, które czują się samotne, odrzucone, nawet mając rodziny i grono znajomych, cierpią bardzo z powodu poczucia bycia niekochanym, nieakceptowanym. Najczęściej są przekonani, że ich najbliżsi ich nie kochają wystarczająco, nie troszczą się jak powinni, za mało się starają… te wnioski wysnuwają na podstawie wewnętrznego poczucia braku, pustki, często smutku i rozpaczy, których nic nie jest w stanie ukoić czy zagłuszyć.
Bardzo trudno jest im dostrzec, że noszą w sobie głęboką ranę, można nawet powiedzieć, że wyrwę bez dna w sercu i w duszy, której nic nie jest w stanie zapełnić. Dopóki sami nie podejmą pracy nad naprawieniem tej przestrzeni, żadne słowa uznania czy miłości z zewnątrz nie będą w stanie jej zapełnić.
Zdarza się też, że osoby z takimi trudnymi dziecięcymi doświadczeniami wchodzą w dorosłym życiu w relacje, które nie zaspokajają ich potrzeb, w których nie mogą doświadczyć szacunku i bliskości. Często są to relacje niszczące, raniące i zdarza się, że osoba w nich pozostająca nie jest w stanie tego dostrzec, ponieważ taka relacja, taki sposób traktowania to wszystko co ona zna. Nie wie, że można inaczej.
Myślę, że każdy z nas nosi w sobie rany, głębsze lub płytsze, zabliźnione lub
stale jątrzące się i sprawiające paraliżujący ból przy każdym ruchu. Warto poznać zranienia swojego dziecięcego serca, zrozumieć, jak powstały i jak wpływają na sposób, w jaki jesteśmy w relacjach z ludźmi w dorosłym życiu, czy jesteśmy z nich zadowoleni czy może żyjemy w poczuciu braku, osamotnieniu i cierpieniu. Jest to szczególnie ważne, ponieważ te powstałe w dzieciństwie urazy, nawet jeśli zabliźniły się nieco w czasie gdy dorastaliśmy, bardzo często odnawiają się, gdy próbujemy zbudować bliską relację w dorosłym życiu. Wtedy bardzo często ożywają dziecięce tęsknoty i potrzeby i zdarza się, że chcemy, od naszego partnera albo dziecka otrzymać miłość, której nigdy nie doświadczyliśmy, chcemy aby wypełnił tą pustkę, którą od zawsze nosimy w sobie i mamy nadzieję, że teraz wreszcie skończy się nasza samotność i ból. Bardzo ważne jest, abyśmy zdali sobie sprawę z tego, że nikt poza nami nie jest w stanie tej pustki wypełnić. Warto w takiej sytuacji rozważyć rozpoczęcie psychoterapii, podczas której w obecności drugiej osoby – psychoterapeuty, możemy odnaleźć, nazwać i zaopiekować się bolącymi, ranami aby mogły się zagoić i zabliźnić, aby już nie ograniczały nas w zaspokajaniu naszych potrzeb i budowaniu satysfakcjonujących relacji.
Podstawą satysfakcjonujących relacji partnerskich czy rodzinnych, ich niezbędną bazą jest emocjonalna bliskość. Jest to zdolność do prawdziwego i autentycznego odsłaniania siebie, swojego „ja” w kontakcie z inną osobą. To daje poczucie bycia z kimś blisko. Bliskość czy intymność może mieć różne oblicza. Może dotyczyć sfery emocjonalnej, intelektualnej lub seksualnej.
Potrzeba bliskości to pierwotna i najbardziej naturalna potrzeba człowieka aby być zrozumianym do końca, poznanym do końca, zaakceptowanym
w pełni. To potrzeba bycia kochanym bezwarunkowo. Bliskość buduje się na emocjonalnej prawdzie, jest to możliwość bycia autentycznym w relacji z innym człowiekiem. Bliskość, zwłaszcza bliskość emocjonalna, wymaga rezygnacji z masek i pozorów, co budzi lęk przed kompromitacją i odrzuceniem. Otwarcie się i zaufanie drugiej osobie zawsze wiąże się z ryzykiem odrzucenia, nieprzyjęcia, ośmieszenia. Jeśli mamy wystarczające „zaplecze” emocjonalne, potrafimy się zdobyć na takie ryzyko, potrafimy też poradzić sobie z ewentualnym odrzuceniem. Rozumiemy, że jeśli nawet ktoś potraktował nas źle, odrzucił, zranił nie świadczy to o nas, nie oznacza, że to z nami jest „coś nie tak”. Natomiast jeśli nasze bazowe relacje w dzieciństwie naznaczone były chłodem, brakiem akceptacji lub przemocą, nie jesteśmy w stanie zdystansować się od poczucia odrzucenia, łatwo uznamy, że to my jesteśmy wybrakowani, nie zasługujący, nie warci, co z kolei powoduje, że zamykamy się w sobie coraz bardziej i coraz trudniej nam zaryzykować wyjście do drugiej osoby, a pokazanie swojego prawdziwego wnętrza staje się niemożliwe. Utykamy w poczuciu osamotnienia i odrzucenia, z których naprawdę bardzo trudno samemu wyjść. Często maskujemy to przybieraniem maski skrajnej niezależności czy indywidualizmu.
W takiej sytuacji bardzo istotne jest sięgnięcie po profesjonalną pomoc, najlepiej pomoc psychoterapeuty i wspólnie z nim zaopiekowanie się dziecięcym zranionym sercem, aby w dorosłym życiu czuć się wartym miłości i szacunku i by móc uwierzyć, że ludzie są też dobrzy i kochający. Aby zniknęło poczucie pustki i braku sensu. Aby móc budować bliską relację bez lęku, aby znaleźć miłość i poczuć w sercu radość płynącą z bliskości, która uskrzydla jak nic innego w życiu.
Ośrodek Pomocy Osobom Pokrzywdzonym Przestępstwem e-mail: pokrzywdzeni@cme.org.pl, Telefon ogólny ośrodka: 518 135 318, telefon w godzinach pracy specjalistów: 690 458 724
Centrum Edukacji Profilaktyki i Terapii „Kontakt” tel. 33 47 95 455 lub 33 85 22 412
Powiatowy Ośrodek Wsparcia dla Osób Dotkniętych Przemocą w Rodzinie tel. 33 85 12 929
Zespół Interdyscyplinarny ds. Przeciwdziałania Przemocy w Rodzinie i Punkt Kunsultacyjno - Informacyjny ds. Przeciwdziałania Przemocy w Rodzinie tel. 33 47 94 918
Punkt Konsultacyjny ds. Przeciwdziałania Przemocy w Rodzinie Centrum Profilaktyki Społecznej tel. 33 85 33 974
„ Jak często bywasz w intymności ze swoim partnerem/partnerką, bliskimi? Czy masz takie relacje, w których otwarcie możesz podzielić się tym, co dla Ciebie ważne? Czy dominują u ciebie rytuały, rozrywki i aktywności, a na intymność nie ma miejsca? Jeśli tak, to prawdopodobnie sporo też grasz w gry psychologiczne.” Budowanie relacji – rodzinnych, partnerskich, przyjacielskich czy zawodowych –wymaga od nas interakcji, czyli przede wszystkim spędzania czasu z drugą osobą. Wydaje się to proste, przecież każdy z nas ma kontakt z innymi ludźmi, prawda? Budowanie relacji jest jednak bardzo skomplikowane. Rzadko robimy to w sposób intencjonalny, świadomy, raczej relacje się nam „przydarzają”. Efekty bywają różne. Duży wpływ na to czy potrafimy nawiązywać głębokie, silne więzi, ma nasze wychowanie i sposób, w jaki budowali z nami relację nasi opiekunowie, najczęściej rodzice.
Jeśli relacje z nimi były dla nas trudne, to możemy mieć kłopot w dorosłym życiu z funkcjonowaniem w związkach. To oczywiście nie nasza wina, ale zamiast załamywać ręce warto po prostu wziąć odpowiedzialność za swoje życie i nauczyć się tego, w co nie zostaliśmy wyposażeni jako dzieci. Punkt z którego dobrze wystartować do tej pracy to uświadomienie sobie, w jaki sposób budujesz relacje.
c zy wiesz, jak najczęściej spędzasz czas z innymi?
Eric Berne, twórca analizy transakcyjnej (AT), wyróżnił sześć sposobów spędzania czasu z innymi ludźmi, nazywając to strukturalizacją czasu. Każdego z nich potrzebujemy, z jednym wyjątkiem, który wyjaśnię dalej. Co ważne, istnieją pozytywne oraz negatywne aspekty poszczególnych sposobów. Opiszę je w kolejności, która zakłada coraz silniejszą interakcję i większe pogłębianie relacji, ale też rosnące ryzyko odrzucenia ze względu na dużą szczerość i odsłonięcie swoich emocji i uczuć. To strach przed odrzuceniem często jest główną przyczyną niepogłębiania przez nas relacji.
w ycofanie To dystansowanie się od innych. Fizycznie – unikając obecności innych ludzi, ale i psychicznie, gdy uciekamy w głąb swoich myśli podczas przebywania z inną osobą. Pozytywny aspekt wycofania to niewątpliwie możliwość regeneracji i odpoczynku, czas na koncentrację, refleksję i pobycie ze sobą, czyli coś, czego każdy z nas potrzebuje (choć nie każdy potrafi to robić, ale o tym innym razem). Negatywny aspekt pojawia się, gdy jest to nasza
główna forma funkcjonowania, ponieważ wycofanie z założenia blokuje budowanie relacji. Takie osoby są niezaangażowane w sprawy innych, niewiele o nich wiedzą i nie pracują nad zmianą tego stanu. Często na przykład, by nie być narażonym na konieczność pogłębiania relacji w rodzinie, uciekają w pracę lub zaszywają się samotnie celebrując własne, indywidualne zajęcia. Co ważne, patologiczny jest stan, gdy jak wspomniałam jest to ich główna forma funkcjonowania, a nie chwilowy odpoczynek.
rytuały
To wszystkie zachowania właściwe dla określonego kontekstu, kręgu kulturowego lub grupy, przebiegające według znanego nam sztywnego schematu. Najczęściej są to proste sytuacje takie jak powitania, obrządki, składanie życzeń itd. Rytuały w pozytywnym aspekcie
umożliwiają budowanie przynależności do określonych społeczności, ale też wchodzenie w interakcje z innymi ludźmi w bezpiecznych ramach. Znając je mamy niemal pewność, że „wpasujemy się” w grupę i zostaniemy zaakceptowani. Problem pojawia, się gdy rytuały zaczynają nam zastępować głębsze formy kontaktu, gdy konwenanse i sztywne zachowania są ważniejsze od autentyczności w kontakcie z ludźmi. Takie osoby skanują każdy kontakt pod kątem tego co wypada, a co nie i tak naprawdę zupełnie nie interesuje ich pogłębienie relacji i poznanie partnera.
„spędzaniem czasu”)
To rozmowy mniej formalne niż rytuały, jednak mają pewien przewidywalny przebieg. Często nazywane są „small talkami”. Rozmawiamy o jakimś wydarzeniu,
dzielimy się spostrzeżeniami, wyrażamy swoją opinię na jakiś temat. To najczęściej rozmowy na przyjęciu, spotkaniu, w pracy. W pozytywnym znaczeniu pozwalają nam nawiązać pierwszy kontakt, zbudować wrażenie by rozpoznać czy z daną osobą chcemy budować głębszą relację lub po prostu spędzić miło czas. Rozrywki to więc potencjalnie przyjemne, ale jednak płytkie relacje i gdy nasze interakcje ograniczają się do nich mogą stać się po prostu nudne.
a ktywności (zwane także „pracami”)
Tu pogłębienie relacji jest już widoczne, ponieważ aktywności to wspólne działania służące jakiemuś celowi, takiemu jak np. sprzątanie w domu, naprawianie, realizacja zadania w pracy itd. Pojawia się zdecydowanie więcej okazji do poznania drugiej osoby, oczywiście pod warunkiem, że dopuścimy taką możliwość podczas współpracy i nie będziemy tylko ślepo nastawieni na realizację celu. Niektórzy odczuwają jednak nieustanną presję, aby kończąc jedno zadanie natychmiast zaczynać kolejne. W takim wypadku mówimy o negatywnym aspekcie, ponieważ osoby te dystansują się w ten sposób od innych form kontaktu, np. wycofania (odpoczynku), rozrywek (wyjścia ze znajomymi) i intymności (wysokojakościowego czasu dla bliskich w autentyczności i bliskości). Ta ciągła aktywność ma w tym wypadku nie dopuścić do pogłębienia relacji i do intymności.
Gry psychologiczne jako jedyna forma spędzania czasu z innymi nam nie służyto nieudolna próba wchodzenia w intymność, której grając tak naprawdę unikamy. Gramy, gdy nie potrafimy budować
relacji bardziej konstruktywnie i dojrzale, odtwarzając w nieuświadomiony sposób pewne schematy wypracowane przez lata. Trudno więc mówić o pozytywnym aspekcie gier skoro są one odwrotnością autentycznych, intymnych relacji. Niestety, częściej lub rzadziej, gramy wszyscy, potwierdzając sobie destrukcyjne przekonania o sobie, innych ludziach i świecie. Gry bardzo często wpływają destrukcyjnie na nasze relacje i powodują, że czujemy się w nich nieszczęśliwi. W grze przyjmujemy jedną z ról przedstawionych w tak zwanym Trójkącie Dramatycznym: Ratownika, Prześladowcy lub Ofiary. W jednej relacji, a nawet w pojedynczej sytuacji, nasze role się zmieniają, co tak naprawdę powoduje, że gra się toczy. Zwykle jednak mamy swoją ulubioną rolę. Ofiara cierpi faktycznie lub deklaruje, że cierpi. Działa zawsze tak, jakby nie potrafiła sama rozwiązywać problemów i często jest przekonana, że faktycznie nic nie jest w stanie zrobić. Czeka więc na Ratownika lub aktywnie go szuka. Ratownik ratuje natomiast nie tyle z chęci pomocy, co by odpowiedzieć na swoją potrzebę postrzegania siebie jako lepszego i potrzebnego, choć raczej robi to nieświadomie. Niosąc pomoc bierze na siebie rozwiązywanie problemów dewaluując tym samym zdolność Ofiary do samodzielnego poradzenia sobie. Zwykle robi więcej niż zaplanował, co najczęściej kończy się jego frustracją i zmianą roli w Prześladowcę, który działa, aby osiągnąć korzyści i zaspokoić własne potrzeby. Jego zachowanie wprawia innych w zakłopotanie lub przysparza im cierpienia. Prześladowcy mogą być aktywni, pasywni lub odwetowi. Aktywny realizuje swoje potrzeby pomijając przy tym potrzeby innych, np. pożycza jakąś rzecz bez pytania o zgodę właściciela. Bierny obniża znaczenie innych przez zaniedbywanie ich, np. umawia się, że coś zrobi i zapomina o danej obietnicy.
KOMPETENCJE DO ROZWOJU:
zmiana na ASERTYWNY
proszenie odmawianie negocjowanie udzielanie informacji zwrotnej
zmiana na WRAŻLIWY
zmiana na OPIEKUN
KOMPETENCJE DO ROZWOJU:
wspieranie innych w samodzielnym rozwiązywaniu problemów dawanie opcji wyboru
świadome wsłuchiwanie się w swoje emocje rozpoznanie swoich potrzeb i i ch samodzielna realizacja
Odwetowy działa z intencją ukarania kogoś, chce triumfować lub zemścić się, wierząc jednak, że działa w obronie swoich potrzeb, np. zgłasza na policję, że sąsiad głośno puszcza muzykę, bez wcześniejszego poproszenia by ją ściszył. Jak widzisz rola Prześladowcy wcale nie musi wiązać się z wprost wyrażoną przemocą czy agresją…
Jak rozpoznasz, czy w Twojej relacji odbywa się gra? Zwróć uwagę, czy powtarzają się sytuacje, które są do siebie podobne, na przykład zwykle kłócicie się o to samo i nie zmienia się to na przestrzeni czasu – nie rozwiązujecie problemu, tylko odgrywacie od nowa ten sam lub bardzo podobny scenariusz. Być może kolejne Twoje relacje zaczynają się
i kończą podobnie, a Ty nie rozumiesz dlaczego tak się dzieje? To wszystko może wskazywać na jedną z wielu możliwych gier.
Gry to bardzo obszerny temat, więc jeśli Cię to interesuje warto pogłębić tę wiedzę. Najważniejsze jednak, by zyskać świadomość kiedy kolejny raz wchodzimy w jedną z ról Trójkąta Dramatycznego i nauczyć się ją konstruktywnie przekształcać. Dążymy do tego, by zamiast Ofiarą stać się Wrażliwym, zmienić Ratownika w Opiekuna, a Prześladowcę w Asertywnego. Zerknij na grafi kę, która da Ci podstawowe wskazówki, jakie kompetencje warto wzmacniać, by nie dać się wciągnąć w grę i samemu także jej nie rozpoczynać.
„
Odpowiedzialność za budowanie relacji zawsze jest wspólna, bo to interakcja co najmniej dwustronna.”
1. Wskazanie konkretnego działania, które wpływa na nasze samopoczucie (zostawianie naczyń).
Przeanalizuj też swoją nawykową formę komunikacji, szczególnie w sytuacjach potencjalnie konfliktowych. Aby łatwiej było Ci zrozumieć pułapki, które na siebie zastawiamy, podam prosty przykład. Wyobraź sobie, że jeden z członków Twojej rodziny ma zwyczaj pozostawiania brudnych naczyń w różnych miejscach domu. Irytuje Cię to i często to podkreślasz. Konstruktywny komunikat, który możesz w tej sytuacji wysłać, mógłby zgodnie z ideą Porozumienia bez Przemocy brzmieć następująco: „Kiedy widzę pozostawione brudne naczynia czuję się poirytowana, bo bardzo bym chciała, żeby w naszym wspólnym domu panował porządek. Czy możesz zanieść je do zmywarki?”
Tak skonstruowany komunikat zawiera cztery ważne elementy:
2. Nasze emocje/uczucia, wobec tego działania (jestem poirytowana).
3. Potrzeby, wartości czy pragnienia, z których wynikają nasze uczucia (chciałabym, by panował porządek).
4. Prośba o konkretne działanie, które poprawi nasze samopoczucie (zaniesienie naczyń do zmywarki).
Zwróć uwagę, że tak zbudowany komunikat nie oskarża „sprawcy”, a odnosi się do naszego stanu. Nie wywołuje też raczej nadmiernego poczucia winy. Nietrudno jednak wyobrazić sobie inne wersje komunikacji w tej sytuacji, które mogłyby uruchomić Trójkąt Dramatyczny i rozpocząć grę.
Prześladowca mógłby powiedzieć coś w stylu: „Jesteś niemożliwą fleją i wiecznie robisz wokół siebie bałagan! W moim domu to niedopuszczalne, nie życzę sobie
tego i jeśli chcesz tu mieszkać, to natychmiast posprzątaj wszystkie naczynia! Jeśli jeszcze raz się to zdarzy, to nie ręczę za siebie!”
Ofiara najprawdopodobniej uderzyłaby w inny ton: „Zaharowuję się dla was na śmierć! Ciągle tylko sprzątam, gotuję, piorę, a Wy nie szanujecie mojej pracy i bałaganicie na potęgę!”
Którą z tych wypowiedzi byłoby Ci najłatwiej zaakceptować gdyby była skierowana do Ciebie? Prawda, że forma i użyte słowa mają ogromne znaczenie?
i ntymność
Mam nadzieję, że nie zniechęciłam Cię jeszcze do budowania relacji, bo oto dotarliśmy do punktu, w którym omówimy tę formę bliskości, do której powinniśmy wszyscy dążyć w ważnych dla nas związkach. Intymność to szczera i autentyczna relacja z innymi osobami. Może, ale nie musi oznaczać intymności w potocznym rozumieniu. To przede wszystkim autentyczne wyrażenie swoich uczuć, poczucie głębokiej satysfakcji, partnerstwa i zrozumienia. Oczywiście szczerze i bez manipulacji możemy również przekazywać partnerowi trudne rzeczy, wiec nie zawsze intymność oznacza sielankę np. możemy powiedzieć, że jest nam przykro z jakiegoś powodu. Ważna jest jednak intencja, szczerość przekazu, brak ukrytych, manipulacyjnych komunikatów i szacunek dla drugiej osoby. Pozytywne w intymności jest uwzględnienie swoich potrzeb z szacunkiem dla drugiej strony. Dbamy o swoje granice, ale dostrzegamy także granice innych. Dlaczego więc intymność jest dla nas taka trudna do osiągnięcia, skoro wygląda na ideał relacji? Gdy jesteśmy autentyczni, pokazujemy swój „miękki brzuszek” i jesteśmy najbardziej narażeni na zranienie. Warto więc posiąść umiejętność decydowania, kiedy i z kim jest miejsce w relacji
na intymność, bo nie zawsze będzie to najlepsza forma spędzania czasu z drugą osobą. Wiem, że poruszony w tym artykule temat nie należy do łatwych. Moim celem jest jednak zwrócić Twoją uwagę na to w jaki sposób tworzysz relacje, ponieważ jeśli z jakiegokolwiek powodu nie odczuwasz satysfakcji z nich płynących, to możesz mieć pewność, że winą za to nie możesz obarczyć wyłącznie drugiej strony. Odpowiedzialność za budowanie relacji zawsze jest wspólna, bo to interakcja co najmniej dwustronna. Praca nad poprawą relacji też wobec tego powinna odbywać się wspólnie. Aby to było możliwe trzeba w pewnym sensie popatrzeć na relację z boku, jak bezstronny obserwator. Tylko wtedy wychwycisz te momenty, w których powinno się coś zmienić i możesz rozpocząć pracę nad nimi. Bo oczekiwanie, że relacja się poprawi, tylko jeśli zmieni się nasz partner lub jego zachowanie możesz od razu włożyć miedzy bajki – to tak nie działa. Zmianę możesz rozpocząć tylko od siebie, bo na to masz wpływ. Warunkiem jest jednak uznanie, że także popełniasz błędy. Odpowiedz sobie na początek na pytania:
Jak często bywasz w intymności ze swoim partnerem/partnerką, bliskimi?
Czy masz takie relacje, w których otwarcie możesz podzielić się tym, co dla Ciebie ważne?
Czy dominują u ciebie rytuały, rozrywki i aktywności, a intymność nie ma miejsca? Jeśli tak, to prawdopodobnie sporo też grasz w gry psychologiczne.
Jak to wygląda w różnych relacjach: w domu, w pracy, z przyjaciółmi?
Mam nadzieję, że zmotywowałam Cię do refleksji. Pozytywna zmiana może wymagać czasu, ale każda wielka podróż rozpoczyna się od zrobienia pierwszego kroku.
Powodzenia!
„
Jeśli przyjmiemy za prawdę teorię, która głosi, że każdy z nas ma do przeżycia określoną liczbę oddechów, to poprzez rozpoczęcie pracy nad bardziej świadomym i uważnym oddychaniem podniesiemy jakość naszego życia, jak również wydłużymy je, dzięki czemu pełni energii będziemy tworzyć piękne wspomnienia.”
Richard Brown i Patricia Gerbarg w swojej książce „The healing power of breath” twierdzą, że im częściej praktykuje się wyrównywanie oddechu, tym człowiek lepiej się czuje.
„Ćwicz, ile chcesz, aby zapobiec nagromadzeniu się stresu i ulżyć lękom” –zwykli mawiać i ma to ogromny sens. To nasza najbardziej pierwotna umiejętność samoregulacji emocjonalnej, o której zapomnieliśmy. Dzięki jodze i praktykom oddechowym staje się ona bardziej popularna w dzisiejszym świecie.
Kiedy rodzi się dziecko, pojawia się pierwszy, prawdopodobnie jego najgłębszy wdech, a kiedy ktoś umiera, mówimy, że to był jego ostatni wydech.
Nic dziwnego, tam bowiem, gdzie pojawia się oddech, tam pojawia się życie. W prawie wszystkich tradycjach świata pojawia się oddech i każda z nich odkryła go na własne potrzeby. I tak na przykład w starożytnym Rzymie słowem spiritus określano oddech, siłę życiową czy chęć życia. Japońskie słowo ki, oznaczające siłę życiową, stało się częścią słów chory (byoki) i zdrowy (genki).
Indiańska modlitwa wyrażająca szacunek do świętego ukazuje go jako oddech i ducha w naturze oraz we wszystkich istotach na Ziemi.
To pokazuje, iż od wieków oddech i życie były rozumiane jako nierozłączne aspekty człowieczeństwa, bez względu na różnice kulturowe czy religijne.
Dzisiejszy świat również intensywnie doszukuje się połączenia oddech = życie – ze względu na nadmiar stresu i liczne badania naukowe alarmujące o potrzebie odpoczynku i nauki prawidłowego oddychania jako drogi do dłuższego i lepszego życia.
Prawdopodobnie jogini studiowali związek oddechu i długości życia poprzez baczne obserwowanie świata zwierząt.
Doszli do zaskakujących wniosków: zwierzęta oddychające wolniej żyją dłużej.
Jeśli przyjmiemy za prawdę teorię, która głosi, że każdy z nas ma do przeżycia określoną liczbę oddechów, to poprzez rozpoczęcie pracy nad bardziej świadomym i uważnym oddychaniem podniesiemy jakość naszego życia, jak również wydłużymy je, dzięki czemu pełni energii będziemy tworzyć piękne wspomnienia.
Oddech jest podstawową funkcją życiową naszego organizmu. Układ oddechowy, w skład którego wchodzą górne i dolne drogi oddechowe, odpowiada w naszym ciele za wymianę gazową –transport tlenu, dwutlenku węgla oraz składników odżywczych do wszystkich komórek naszego organizmu. Prawie połowa procesów nie może odbywać się bez udziału tlenu, a nasze ciało nie ma możliwości, aby zmagazynować go na później. Zatem jakość naszego oddechu jest ściśle połączona ze stanem dotlenienia i odżywienia organizmu. I tu nie byłoby całej tej trudności, gdyby nie fakt, że układ oddechowy mimowolnie i poza naszą świadomością reaguje na wszystkie zmiany, które zachodzą w naszym życiu. Jest układem, który niesamowicie szybko reaguje na każdą emocję, której doświadczamy w zetknięciu z tymi trudniejszymi blokujemy i wstrzymujemy oddech!
Oddech reaguje na każdy ruch, naszą myśl, dotyk, zasłyszaną opowieść, na każde uczucie. Jest jak lustro – dla naszych fizycznych oraz mentalnych procesów. Napięcia, stres, wszechobecne „dedlajny”, pośpiech, korki na drodze,
choroba nasza lub naszych bliskich, nieprawidłowa pozycja ciała – to wszystko spłyca nasz oddech, powodując jego nieregularność. Im mniej tlenu w organizmie, tym więcej stanów zapalnych, mniej energii życiowej czy radości. Przeciwny biegun zdarzeń będzie powodował głębsze oddechy, a tym samym rozluźnienie w ciele, zwiększenie poziomu energii życiowej i radości.
Oddech jest swoistym mostem pomiędzy tym, co w ciele, a tym, co w emocjach, i jest kontrolowany przez autonomiczny układ nerwowy (jego działanie powoduje reakcje niezależne od woli). Ale możemy świadomie go kontrolować, poświęcać mu uwagę, wydłużać go lub zatrzymywać, co wpłynie pozytywnie na nasze ciało i umysł.
Nauka prawidłowego oddychania, żeby mogła być skuteczna i wartościowa, powinna być poprzedzona obserwacją oddechu. Łatwiej bowiem nad czymś pracować, jeśli jest nam znane i dzięki temu choć odrobinę… bezpieczne. Powodów, przez które trudniej nam się oddycha, może być bardzo wiele, dlatego praca z oddechem powinna być stopniowa i bardzo powolna.
Jeśli założymy, że nasze płuca mają prawidłową budowę anatomiczną i od strony fi zycznej nie ma żadnych dysfunkcji, a mimo wszystko czujemy, jakby nasze płuca były „przygniecione”, warto
poszukać przyczyn w sferze emocjonalnej.
Aleksander Lowen, amerykański psychiatra i psychoterapeuta, mówił, że każde ciało fi zyczne ma swoją żywotność, czyli dostęp do energii w ciele, która krąży swobodnie pod wpływem dostarczanego tlenu. Następnie jest rozprowadzana z krwią do każdej komórki naszego ciała w rytmie bicia serca.
Przychodzimy na świat pełni sił witalnych, elastyczności i energii. Nie bojąc się „ocen”, w pierwszym etapie życia wyrażamy całą paletę emocji przy pomocy swojego ciała. Jeśli ich przeżywanie spotka się z dezaprobatą dorosłego, jesteśmy zmuszeni stłumić emocje i zamknąć je w sobie. Jeśli stan ten utrzymuje się permanentnie, nasze ciało usztywnia się, a mięśnie chronicznie się napinają. Ten stan doprowadza do zmniejszenia żywotności, spłycenia oddechu i utraty elastyczności.
Takie reakcje naszego ciała pozwalają nam przeżyć w obliczu trudnych emocji i prawdopodobnie nasze ciało „uczy się” w ten sposób reakcji na przyszłe, prawdopodobne sytuacje, kiedy znów nie będzie mogło swobodnie wyrazić emocji. Jeśli proces ten nie będzie miał szansy na tzw. fazę naprawczą, ciało prawdopodobnie w podobny sposób będzie reagować na każdą taką sytuację. W efekcie w dorosłym życiu nasz oddech będzie płytki, tkanki naszego ciała obkurczone, a my sami będziemy mieć poczucie sztywności w ciele.
Pułapką takiej sytuacji jest fakt, iż nasze ciało ucząc się zamrażać emocje, które są trudne i bolesne, w podobny sposób będzie postępowało z tymi przyjemnymi. Jeśli zamkniemy w sobie smutek czy złość, jako dorosłym trudno nam będzie w pełni przeżywać emocje takie jak euforia, radość czy przyjemność. Dlatego praca z oddechem jest również potężnym narzędziem do odnajdywania zamrożonych części ciała i powolnym procesem odmrażania i uwalniania emocji. Już jako dorośli możemy dać sobie przyzwolenie na ponowne przeżycie wszystkich tych emocji, które blokują nasze ciało przy pomocy medytacji czy pranayam.
W skrócie możemy przyjąć, że słowo pranayama oznacza świadomą pracę z oddechem.
Prana jest siłą witalną i energią życiową obecną we wszystkich istotach. Po wniknięciu do naszego ciała rozprowadzana jest kanałami energetycznymi we wszystkich kierunkach, jeśli kanały te są drożne. W dzisiejszym świecie okazuje się, że ten stary zwyczaj jest doskonałym narzędziem przygotowującym nas do medytacji czy redukującym stres poprzez skierowanie naszych myśli na oddech.
• zwiększenie poziomu natlenienia i odżywienia całego organizmu
• stymulacja nerwu błędnego, który odpowiada za prawidłowe funkcjonowanie układu nerwowego
• uspokojenie tętna
• zmniejszenie ilości stresu
• wprowadzenie większego poziomu energii życiowej
• poprawa koncentracji
• przywrócenie łączności z naszymi emocjami.
Jestem wielką miłośniczką książek dla dzieci i mam ogromne szczęście czytać mojemu 6-letniemu synowi o emocjach i o roli oddechu. Dlatego chciałabym ofiarować wam fragment książki Eline Snel „Moja superrmoc. Uważność i spokój żabki. Historie, gry i zabawy mindfulness.”
„Pewnego dnia był sobie lew, potężny i wspaniały. Zwierzęta z całej sawanny bały się go i kiedy tylko zbliżał się, brały nogi za pas. Lubiłam go obserwować. Gdy czatował na zdobycz, nieruchomo i czujnie, był mistrzem uważności. Potrafi ł zachowywać się dyskretnie, był zwinnym, gibkim, nad wyraz skutecznym myśliwym!
Niestety któregoś dnia ze zdumieniem spostrzegłam, że lew zaplątał się w sieć-pułapkę, którą zastawili na niego ludzie. W panice rzucał się na wszystkie strony, próbując się wyswobodzić, lecz tylko ranił się o korę drzew i łamał pazury o kamienie. Strach odebrał mu całą moc i zwinność. Gdy poraniony i bezbronny całkiem opadł z sił, zbliżyłam się do niego i zaczęłam spokojnie oddychać, na tyle głośno, żeby słyszał, jak wdycham i wydycham powietrze.
Po chwili lew zaczął oddychać w tym samym rytmie co ja, miarowo i coraz spokojniej. Zaczął się rozluźniać. Mógł teraz przyjrzeć się krępującej go sieci. Bardzo szybko zrozumiał, co należało zrobić, by się z niej uwolnić: jednym kłapnięciem zębów przegryzł linę, po czym rozerwał sieć ogromną łapą i bez kłopotu opuścił swoje więzienie.
Tego dnia lew odkrył, że kiedy ogarnia nas panika, najważniejszy jest spokojny oddech.” ny oddech.”
dorosły lek na trudne dzieciŃstwo – czyli jak przerwać niszczącą sztafetę pokoleń
Dziewczynka powinna być grzeczna. Śmiej się, śmiej ale za chwilę będziesz płakać. Znowu ryczysz? - przecież chłopcom nie wypada płakać. Dzieci i ryby głosu nie mają. Złość piękności szkodzi. Ucz się gotować, bo żaden chłop Cię nie zechce. Dziecko nie ma ani głosu, ani wyboru. Nie rób tak, bo co ludzie powiedzą. Wszyscy dają radę – Ty też musisz. Nie mazgaj się bo to wstyd. Jak byś się dobrze zachowywała – nie byłoby lania. Teraz cierp – sama chciałaś. Jesteś głupia. Co Ty wiesz o życiu? Za mały jeszcze jesteś.
Kto z nas nie słyszał tego w dzieciństwie? A przecież to zaledwie fragment długiej listy. Oprócz takich powiedzeń były i te, które do publikacji się nie nadają. Padały przekleństwa, wyzwiska i szło za tym upokorzenie oraz poniżenie. Nie było mowy o budowaniu wartości w małym człowieku i nikt raczej jak człowieka nas nie traktował. Najważniejsze, by dziecko miało spełnione podstawowe wymagania
– jedzenie, spanie, ubranie i szkoła. Tym w większości było obciążone moje pokolenie. Oczywiście nie można zarzucać tego wszystkim rodzicom. Jednak nie znam osoby, która nie szłaby przez życie z takim obciążeniem. Przysięgamy sobie, że nigdy swoich dzieci tak nie będziemy traktować, ale w efekcie powielamy błędy swoich rodziców - często robiąc to nieświadomie.
„
(...) chodzi o to, by rozliczyć się z własnym dzieciństwem, co pozwoli nam skupić się nie na swoim bagażu, ale na tym jaki bagaż wkładamy na plecy własnych dzieci.”
Wtedy też możemy się przyłapać na tym, że powielamy schematy, które wynieśliśmy z domu.
Każdy z nas został wychowany w sposób, który pokrywa się lub pozostaje w sprzeczności z tym, w jaki sami próbujemy wychować nasze dzieci. Tak naprawdę ani konsekwentne odrzucanie otrzymanego wychowania, ani jego ślepe powielanie nie wpływają korzystnie na rozwój naszych pociech.
Uczestnicząc w sztafecie pokoleń, nasiąkamy pewnymi zachowaniami i często postępujemy tak, jak wobec nas albo wobec innych osób postępowali nasi rodzice. Dotyczy to zarówno zachowań, które nam się podobają, jak i tych, które trudno nam było zaakceptować. To, co wynosimy z rodzinnego domu, jest dla nas oczywiste i często nieświadome. Dlatego o tym, że dźwigamy bagaż zachowań, najszybciej zdajemy sobie sprawę, gdy konfrontujemy się z innymi ludźmi. W dzieciństwie przyjmujemy różne rodzaje zachowań bez zadawania pytań. Jeśli wychowywaliśmy się w rodzinie, w której często wybuchały kłótnie, będzie to dla nas normalne, gdy więc na naszej drodze pojawi się osoba pochodząca z domu, w którym nie było takich praktyk, zdamy sobie sprawę, że to nie jest standard. Podobnie dzieje się, kiedy już w dorosłym życiu wchodzimy w regularne związki. W takiej relacji możemy przejrzeć się jak w zwierciadle. Zdarza się, że konfrontacja może być dla nas bolesna. Na przykład wtedy, gdy zdamy sobie sprawę, że nasze życie nie jest satysfakcjonujące.
Wielu rodziców stara się unikać błędów, przez które sami cierpieli, ale niestety bez powodzenia. Unikając podobnych zachowań, wpadamy w inną pułapkę, która może okazać się równie niebezpieczna. Podam przykład mojej dobrej koleżanki. Jej mama systematycznie spóźniała się, odbierając ją z przedszkola, a teraz ona jest nadopiekuńcza w stosunku do syna. W rezultacie on wszystkiego się boi i nie chce nigdzie zostawać bez niej. Zdarzenia z dzieciństwa cały czas jej ciążą, a teraz jej zachowanie będzie ciążyć jej synowi. Podobnym przypadkiem jest Janek, na którym dotkliwie odbiły się konflikty z rodzeństwem. Teraz nieustannie powtarza swoim dzieciom: „Zabraniam wam się kłócić”, co wywołuje między nimi zatargi. Jeżeli nadmiernie koncentrujemy się na trudnościach w procesie wychowania, jakich chcielibyśmy oszczędzić dzieciom, uzyskujemy efekt odwrotny i wpadamy w skrajność powiązaną z naszą pierwotną raną.
Z jednej strony to pułapka ustawienia się w kontrze do modelu, w jakim nas wychowano, z drugiej natomiast staje się to niebezpieczne w postawie bezkrytycznego naśladownictwa względem niego. W obu przypadkach rodzic niezmiennie za jedyny punkt odniesienia obiera
wychowanie otrzymane od własnych rodziców, zamiast skupiać się na autentycznych potrzebach swojego dziecka.
Możliwość oderwania się od bezrefleksyjnego odtwarzania modelu wychowania naszych rodziców tkwi w analizie naszego stosunku do niego. Każdy z nas może wskazać zachowania swoich rodziców, które sprawiały nam ból i których chcielibyśmy oszczędzić własnym dzieciom, ale możemy również dostrzec te, które przyczyniły się do naszego rozwoju. Wychwycenie pozytywów i negatywów otrzymanego wychowania i elementów, których chcielibyśmy uniknąć czy też tych, które chcielibyśmy przekazać, pozwala na dokonanie konstruktywnej syntezy.
Dla przykładu surowi rodzice mogli jednocześnie wyrobić w nas umiejętność równego traktowania innych. Nie chodzi zatem o to, by totalnie odrzucać model wychowania, który nas ukształtował, nie może być on bowiem całkowicie dobry czy zły. Bardziej chodzi o to, by rozliczyć się z własnym dzieciństwem, co pozwoli nam skupić się nie na swoim bagażu, ale na tym, jaki bagaż wkładamy na plecy własnych dzieci. Ale powielanie błędów swoich rodziców nie dotyczy tylko relacji z dziećmi. Jeśli byłaś świadkiem sytuacji, że ojciec zdradzał matkę, a ta akceptowała to latami, możesz mieć problem w nawiązaniu dobrej relacji z partnerem. Podobnie jest, gdy stajesz się mimowolnym świadkiem kłócących się ciągle rodziców. W dorosłe życie zabieramy ze sobą bowiem emocje, które były z nami na co dzień. Często jest to chłód, napięcie czy nerwowość, których nie rozumiemy.
Każda dziewczynka patrzyła na to, jak tata odnosi się do mamy i w dorosłym życiu szuka podobnego mężczyzny, który traktowałby ją w taki sam sposób.
Niestety dzieje się tak również w przypadkach, gdy relacje w domu były
mocno zaburzone czy wręcz patologiczne. Po takich doświadczeniach przeważnie nie możemy być szczęśliwi we własnym związku, ponieważ nasi rodzice szczęśliwi nie byli… Ale wybieramy to, co znane, bo w takiej relacji czujemy się pewniej. Choć świadomie pragniemy czego innego, nie potrafimy przekroczyć tej smutnej emocjonalnej matrycy, póki nie zyskamy świadomości, że taką mamy. Skąd się bierze emocjonalna matryca? „Dziecko nie rozumie, jest jeszcze za małe” – myślą dość często rodzice. Może nie rozumie, ale czuje: zamieszanie, pustkę, napięcie, lęk, chłód emocji i odrzucenie. Dość często buduje to w nim poczucie winy. Do tego się przyzwyczaja i tego potem nieświadomie szuka. Dziecku trzeba mówić, co się dzieje, bo inaczej żyje w ciągłym napięciu, które je demoluje. Przywyka do napięcia i dlatego w relacjach w dorosłym życiu czuje się jak w domu, pamiętając dobrze to napięcie. Żadna matryca nie oznacza jednak wyroku. Dorosłym lekiem na trudne dziedzictwo jest zdanie sobie sprawy z tego, co tak naprawdę przeszkadza nam żyć w pełni, odkłamanie i rozwikłanie tych wzorów. Pomaga, tym razem już świadoma, nauka kochania siebie, a dzięki temu także innych. Wyleczenie emocjonalnych ran jest możliwe, ale wymaga czasu, pracy i odwagi do zbudowania bliskości.
Wyniesione z domu wzory i matryce, które mówią nam, czym są miłość, bliskość, zaufanie często sprawiają, że choć bardzo tego pragniemy, nie umiemy tworzyć bliskich relacji. Czasem niezbędnym krokiem jest samo uświadomienie sobie, co się działo w życiu naszych rodziców i jaki to ma wpływ na nas dzisiaj. Ten krok otwiera nam drogę do wolności i szczęścia.
[…](Człowiek) zaczyna dostrzegać, że nigdy nie kochano go w dzieciństwie takim, jaki był, a jedynie za jego osiągnięcia, sukcesy i określone cechy charakteru, że poświęcił swoje dzieciństwo w imię fałszywej „miłości”.
Przeczytałam w jednym z ogrodniczych poradników, że nornice nie lubią zapachu mięty. Zastosowałam się do tego zalecenia, chcąc uratować resztę roślin, jakie zostały mi po inwazji tych szkodników. Niestety nie odratuję już pięknych okazów bzów (lilak). Wydawać by się mogło, że te krzewy wrosły już mocno w ziemię, a taki mały szkodnik - nornik potrafił je zniszczyć. Dzisiaj wiem, że nie każda mięta „służy” człowiekowi w walce z tymi gryzoniami. Ta, którą posadziłam z nadzieją, że wybawi mój ogród - okazała się sprzyjać tym szkodnikom. Jak to się dzieje, że ten gatunek mięty pozwala tym uporczywym, niszczycielskim, nieznośnym małym gryzoniom? Ekspansywność i szybki rozrost pędów tej rośliny powoduje, że splata ona niezwykłe kobierce z swoich naziemnych kłączy. Zaplata gęste sploty, a jej łodygi są mocne tak, że po roku robią się niemal zdrewniałe. Tym sposobem przykrywają wielkie połacie ogrodu. Pod ich systemem naziemnych pędów - łodyg kryją się „norniki”. Są jak w domu pod dachem z mięty i mogą bezpiecznie się rozmnażać, bo koty nie zdołają się przebić przez gęsto splecione kłącza mięty. Dlaczego o tym wspominam? To kojarzy mi się z pewnym system, którego doświadczają dzieci „pewnych” rodziców, opiekunów. Rodziców pewnych, że wiedzą, co jest najlepsze dla ich dziecka. W ten sposób łatwo stracić z oczu pod kłączami „mięty”, co tak ściśle oplata swoim zasięgiem - chce objąć wszystko i bardzo szybko zajmuje każdą przestrzeń. Jakby chciała zająć ją dla siebie. Zająć może oznaczać kontrolować. Tacy ekspansywni jak
mięta rodzice czasem mylnie postrzegani mogą być, jako opiekuńczy. Obejmują sobą całą przestrzenią dziecka. Mówi się nadopiekuńczy i pomyślimy, że to taki bardzo dobry opiekun, troskliwy. Oplata swoje dziecko miłością (miętą)? Tutaj trzeba dobrze zastanowić się nad definicją miłości rodzicielskiej, czyli nad tym jak rozumiemy troskę o dziecko. Łatwo popaść w zamęt, bo to na pozór poplątany temat jak kłącza tej ekspansywnej mięty. Na pozór. Babcia powtarzała dejse pozór – w tłumaczeniu na „czysto” polski - uważaj. Uważaj na słowa, bo one opisują, albo inaczej kształtują rzeczywistość. Wszystko, co zostało tutaj opisane (albo prawie wszystko) to jeden obraz z miliarda innych.
Pozbywam się mięty – tutaj w znaczeniu poplątania, oplatania. Robię miejsce na wolną przestrzeń. Dziecko potrzebuje wolnej przestrzeni, by pod nadopiekuńczo rozgałęzioną nad wszystkim miętą nie rozwijały się szkodniki. Taki miętowy rodzic bombarduje swoje dziecko mnóstwem słów, nazywanych dobrymi radami –tylko, dla kogo one są dobre? W przekonaniu „miętowego” opiekuna są jedynie słusznymi przekazami: „Zrób sobie to tak!” „Dlaczego nie założysz tego?” „Czemu nie uczysz się tego, a ciągle tylko patrzysz w gwiazdy?” Tysiące pouczeń i wiara, że tak zwany dorosły (choć nie zawsze to jest tożsame z dojrzały) wie najlepiej, co dla dziecka jest istotne. Prawdopodobnie często tak być może, ale nie w każdym momencie życia dziecka. Trzeba mięty, ale nie można pozwolić, by zbyt ekspansywnie zawłaszczała teren dziecka. Czy taka skłonność do „miętoszenia” nie jest bliższa matkom? Oplatanie
„
Dojrzewamy, kiedy potrafimy, chcemy odkryć swój kawałek, swoje miejsce na tej planecie.”
- miętoszenie jak to wygląda? „Przesadna troska często opiera się na dawaniu wynikającym z pragnienia bycia potrzebnym i kochanym.[…] Często troszcząc się o kogoś, troszczmy się o własne potrzeby. Pośrednio troszczmy się o własne uczucia, wyrażając troskę o problemy drugiej osoby. Chcemy się upewnić, że nie będzie czuła się tak, jak my się czuliśmy”. To działanie mniej lub bardziej subtelne. Czasem przez system manipulacji, by mieć pod kontrolą całą przestrzeń - istotę dziecka. Skąd się biorą dominujące, wymagające, manipulujące matki? Jak twierdzi Alice Miller „z powodu własnej słabości, braku pewności siebie i lęku podporządkowały sobie dziecko.” Za fasadą dobrej opieki może się też kryć matka, czy inny opiekun - zimny, małostkowy, przymuszający, obrażający się
i nieautentyczny. Słowo trudne, bo co oznacza być nieautentycznym. Według mnie - chowający się za iluzją, która ma stwarzać obraz idealny - którym sam nie jest.
Czy zdarzało się, że rodzice przerywali ci zabawę, byś zajął się czymś bardziej sensownym? Prawdopodobnie byłeś udanym dzieckiem. Takim cudownym, który zawsze robi to, co należy, zawsze osiąga sukcesy, dobrze się uczy. Jest uważny na uwagi dorosłych na temat swojego zachowania, paradoksalnie jednak sam nie dostaje dostatecznej uwagi dla tego, kim naprawdę jest i chce być.
Czy w dzieciństwie starałeś się spełniać oczekiwania dorosłych opiekunów? Doświadczyłeś uczuć współczucia do rodzica/opiekuna, przyjmowałeś postawę pełną zrozumienia i troski o to, czego potrzebuje rodzic? Doświadczałeś - pewnie wówczas, nie uświadamiając sobie tego, nieustannie lęku, że z własnej winy utracisz sympatię rodziców, jeśli nie spełnisz oczekiwań. Jakbyś musiał zasłużyć na
miłość. Alice Miller w książce „Dramat udanego dziecka twierdzi, że tacy ludzie „prawdopodobnie już, jako dzieci reagowali nastrojami depresyjnymi, obawiając się ryzyka związanego z normalnymi reakcjami”. Dalej pisze: „Taki człowiek nie rozwija w sobie niczego naprawdę własnego, na czym mógłby się później oprzeć, albowiem niebezpiecznie blisko dumy z udanego dziecka skrywa się wstyd za nie, jeśli nie spełni ono stawianych mu oczekiwań”.
Podtrzymujesz iluzję sukcesów? Czy dziś jesteś uzależniony od uznania innych i wszystko, co robisz musi być doskonałe? „Potrzeba wielkości stanowi właściwie obronę przed głębokim bólem związanym z utratą siebie. W tle zawsze czai się głęboka depresja w oczekiwaniu na chwilę, kiedy coś się nie uda. […](Człowiek) zaczyna dostrzegać, że nigdy nie kochano go w dzieciństwie takim, jaki był, a jedynie za jego osiągnięcia, sukcesy i określone cechy charakteru, że poświęcił swoje dzieciństwo w imię fałszywej „miłości”. Pewnego dnia przestanie mu zależeć na nieustannym reklamowaniu siebie. Nie będzie już chciał nieustannie walczyć o miłość, która w gruncie rzeczy pozostawia pustkę, albowiem dotyczy fałszywego ja. Dostęp do prawdziwego ja uzyskujemy wówczas, kiedy przestajemy się bać intensywnych uczuć naszego dzieciństwa” (Alice Miller).
Dojrzałość (nie mylić z dorosłością) to czas, by zobaczyć tę szkodliwą miętę, która przykryła naszą własną przestrzeń. Dojrzewamy, kiedy potrafimy, chcemy odkryć swój kawałek, swoje miejsce na tej planecie. Jeśli w dzieciństwie skutecznie przykrywano prawdę, tłamszono ją pod dusznym splotem poleceń, rad, nakazów, zakazów być może mamy trudność by zobaczyć, co kryje się pod powierzchnią zaplecionego kobierca miętowego. Czy boimy się dotknąć tego, co jest pod tą miętą? Będąc dzieckiem nie
mogłeś wyrazić swojego rozczarowania w stosunku do rodzica? Nie wolno ci było doświadczyć również uczuć gniewu i wściekłości w obawie przed utratą miłości opiekuna? Utrata miłości podstawowego opiekuna dla dziecka jest równoznaczna ze śmiercią. Dziecko boi się osamotnienia, tego że jest samo. Czuje, czy wie, że bez pomocy sobie nie poradzi, a to oznacza dla niego śmierć. Jest przecież przez pierwsze lata swojego życia uzależnione od pomocy. Samotność dla dziecka to śmierć, bez opieki nie przeżyje. Brak w pierwszych latach życia poczucia, że matka (podstawowy opiekun) jest dostępna, w pobliżu, na zawołanie, to brak poczucia bezpieczeństwa. Ten brak może pozostać z nami przez całe życie, dopóki nie uświadomimy sobie, nie dojrzejemy do myśli, że „sobie poradzimy”. Zatrzymajmy się jeszcze, aby zwrócić uwagę na „miętę”. Jest przecież rośliną, która uzdrawia. Bycie taką nadopiekuńczą miętą, obezwładniającą ma zapewne zapis w DNA - jakoś to musiało się stać, że jest taka a nie inna. To nie bierze się znikąd. Warto poznać historię „mięty” zanim się ją oskarży o nadopiekuńczość. To może odwoływać nas do historii rodziny. Zanim oskarżymy nadopiekuńczego rodzica, zastanówmy się, dlaczego taki jest? Wówczas zrozumiemy, że „każdy przodek odegrał ważną rolę w kształtowaniu mojej osobowości”. (Współuzależnienie. Przewodnik dla nowego pokolenia Melody Beattie). Istnieje jednak pewna skuteczna zapora, czasem nazywana lojalnością wobec rodziny, która każe mylnie sądzić, że celem odwołania się do pochodzenia jest obwinianie rodziców i stawianie siebie w roli ofiary. Nie chcemy żyć przeszłością, jednak czasem musimy się z nią zmierzyć. Czasem też sam „szkodnik” (emocje - złość, gniew, smutek) zwróci uwagę na problemowe miejsce. Pielęgnujmy ogród i nie bójmy się zaglądać, co kryje się pod miętą,
„ Miłość jest cierpliwa, pełna życzliwości. Miłość nie zazdrości, nie przechwala się, nie unosi się pychą. Nie szuka swego, nie wybucha gniewem, nie pamięta złego. Nie raduje się z niesprawiedliwości, ale raduje się prawdą. Miłość nigdy nie ustaje. (1 Kor 13, 1-13).”
mimo że problem jest złożony i nie jest prosty - tak jak w przyrodzie, tak samo w naszej psychice i umyśle. Co jednak w wypadku, kiedy chcemy uwolnić naszą glebę z wszechobecnej mięty? Wiemy, że przeciwnik jest silniejszy i wiemy, że nie możemy zwyciężyć? Kiedy tym przeciwnikiem jest matka? Zabijamy swoją wściekłość. W ten sposób niszczymy część własnej duszy, by móc ocalić matkę. Podobnie jak szkodniki niszczą piękne rośliny w naszym ogrodzie, swobodnie rozwijając swoje domostwa pod miętą. Zabijamy swoją wściekłość i uczymy się bezradności. Niczego nie jesteśmy pewni, jeśli nie poradzimy się rodzica. Rodzi się w nas przekonanie, że bez jego rady „nie damy rady”. Taki dorosły spogląda na siebie wciąż oczami innych, zadając
sobie pytanie, jakim w tej sytuacji powinien być, co powinien odczuwać. Nie może zaufać własnym uczuciom, gdyż brak mu w tym doświadczenia. Brak doświadczenia ograbia nas z poczucia sprawczości. Brak poczucia sprawczości, uczy zależności, kiedy ktoś stale robił coś za nas, pouczał nas: „nie tak należało zrobić”, „daj, sama to zrobię za ciebie”, wówczas nie mieliśmy szansy przekonać się, że potrafimy, że poradzimy sobie. Taki człowiek być może czasem nawet wyraża się chaotycznie i niezrozumiale, z braku doświadczenia swobodnej komunikacji, kiedy mógł mówić tylko to, na co było przyzwolenie, kiedy nie mógł w pełni wyrazić siebie. Musiał ukrywać swoje uczucia. „Efektem trudności w doświadczaniu i rozwijaniu własnych
prawdziwych uczuć jest powstanie więzi, która uniemożliwia oddzielenie”. Taki dorosły zachował miętę i znikły bzy. Żyje bez miłości do siebie, żeby nie zniszczyć miłości rodzica. Nauczono go, że na miłość trzeba zasłużyć. Czy musimy zasłużyć na miłość? Co się dzieje, kiedy tracimy miłość do siebie? Tracimy siebie. Utrata w tym wypadku to brak sensu, że cokolwiek jest możliwe, że cokolwiek otrzymamy. Nawet nie prosimy z obawy, żeby nie zraniła nas odmowa. Skoro nie mogę mieć tego, czego pragnę, pogrążam się w pustce. Depresji. Alice Miller tak tłumaczy ten stan: „To, co określamy, jako depresję bądź pustkę, bezsens istnienia, lęk przed biedą i samotnością, wciąż na nowo ukazuje mi się, jako tragedia utraty siebie lub rezygnacji z siebie, których początki tkwią w dzieciństwie”. Być może, nauczyłeś się, że trzeba ukrywać własne uczucia, bo stale je oceniano, a w tej sytuacji lepiej było je zdusić pod powierzchnią (mięty?), żeby nie narazić się na dezaprobatę. Być może wiele przykrych doświadczeń w dzieciństwie spowodowało, że nie chciałeś czuć, bo gdybyś okazał uczucia, wzbudziłoby to gniew opiekuna – rodzica. Jest wiele powodów, dla których dzieci są uczone skrywania uczuć. Tłumienie uczuć nie oznacza, że ich nie ma. Pod tym szczelnym splotem z mięty powstają puste korytarze gryzoni, które z czasem zjedzą korzenie wszystkich roślin, pozostawiając zniszczenie. Taki obraz pustki bliski jest depresji. „Depresja informuje o tym, że uczucia są, blisko, ale świadczy również o ich wyparciu”. (Dramat udanego dziecka, Alice Miller)
Trudno jest czasem zdobyć się na odwagę walki z gryzoniami, co żyją pod powierzchnią mięty i zacząć ją usuwać z naszej przestrzeni. Przecież mamy zapis w naszym własnym wypracowanym przez lata systemie operacyjnym, dzięki czemu żyjemy w przeświadczeniu, że przecież mięta nam służy. „Mimo
najlepszych chęci nie potrafimy wyzwolić się ze schematów, którymi w najwcześniejszym dzieciństwie obciążyli nas rodzice. […] Mamy szczęście, jeśli nasze dzieci potrafią to zauważyć i powiedzieć nam o tym. […] To szansa by zerwać pęta przekazywanym od pokoleń czasem subtelnych upokorzeń” (Alice Miller).
Przychodzi taki moment, kiedy orientujemy się, że coś jest nie tak. Nasz ogród zamiast kwitnąć jest coraz bardziej wyniszczony. Usychają kolejne rośliny. Pozbawiamy się radości – witalności. Taki czas może ciągnąć się latami, dopóki nasze ciało nie zmusi nas do poddania się. Lepiej jednak nie dopuścić do momentu, kiedy zabraknie już siły na pozbycie się tego, co „nas gryzie”. Uważnie i z odwagą lepiej się porozglądać po własnym kawałku swojej ziemi. Zastanówmy się, czy chcemy, by nasz ogród był opanowany przez gryzonie ukryte pod miętą, która jest z gatunku tych najmniej aromatycznych? Uwolnienie od depresji oznacza żywotność – wolność spontanicznego doświadczania pojawiających się uczuć. Nie oznacza nieustającej wesołości czy całkowitego braku cierpienia, lecz pełnię życia, a to pełnia najróżniejszych uczuć. Oczywiście zawiera też zawiść, zazdrość, wściekłość, oburzenie, rozpacz, tęsknotę czy smutek, ale jest tam również miejsce dla najpiękniejszych barw, kolorów, zapachów i całej feerii przyjemności z życia. Nie pozwólmy, by strach zniszczył miłość. Gdyby, ktoś jeszcze nie znalazł odpowiedzi, czym jest miłość podaję, moim zdaniem, jej ponadczasową definicję: „Miłość jest cierpliwa, pełna życzliwości. Miłość nie zazdrości, nie przechwala się, nie unosi się pychą. Nie szuka swego, nie wybucha gniewem, nie pamięta złego. Nie raduje się z niesprawiedliwości, ale raduje się prawdą. Miłość nigdy nie ustaje. (1 Kor 13, 1-13).
„
Profesjonalny pełnomocnik jakim jest adwokat pomoże przejść przez ten proces w najlepszy możliwy sposób, bez eskalowania emocji, i będzie nieocenionym wsparciem na każdym etapie postępowania rozwodowego.”
Bywa tak, że wykorzystaliśmy już wszystkie dostępne metody i nie przyniosły one efektu. Próbowaliśmy budować relację, ale bezskutecznie. Nie mamy już motywacji, sił, a często i chęci by podejmować kolejne próby, a czasem dalsze trwanie w związku wręcz zagraża naszemu zdrowiu lub życiu. W takich sytuacjach rozwód bywa jedynym rozwiązaniem.
O tym, jak się do niego przygotować i czego się spodziewać rozmawiam dziś z mecenasem Krzysztofem Zagórą, który udziela podopiecznym naszego Projektu potrzebnych porad prawnych, służąc im i nam - jako Fundacji - nieocenionym, powiedziałabym wręcz przyjacielskim wsparciem. Jest też adwokatem pełniącym często funkcję tak zwanego prawnika rodzinnego.
Katarzyna Wojciechowska: Krzysztofie, wyjaśnij nam na wstępie, kim jest prawnik rodzinny?
Krzysztof Zagóra: Prawnik rodzinny to osoba wykwalifikowana w prowadzeniu spraw z zakresu prawa rodzinnego,
czyli działu regulującego niemajątkowe i majątkowe stosunki w rodzinie, zarówno wewnątrz rodziny, jak i z osobami trzecimi. Prawo rodzinne to niezwykle obszerna dziedzina prawa, którą reguluje kodeks rodzinny i opiekuńczy, kodeks cywilny, a także ustawy szczegółowe. Czyli pierwszym kryterium jakie możemy wskazać, jest dobra znajomość wszystkich tych obszarów, co oznacza naprawdę szeroką wiedzę. Nie mniej jednak ważne z punktu widzenia klientów jest drugie kryterium, które moglibyśmy określić ogólnie jako zaufanie. Oczywiście, każdy prawnik powinien być godny zaufania, ale jeśli decydujemy się oddać wszystkie swoje sprawy rodzinne w jedne ręce, to siłą rzeczy taki prawnik poznaje nas zdecydowanie lepiej, niż prowadząc jednorazowe postępowanie. Co za tym idzie, często jest w stanie doradzać nam z większą precyzją i empatią. Ma się rozumieć, że prowadzone w tym obszarze postępowania zawsze wymagają doświadczenia, ale także delikatności i wyczucia, co zapewnia wyłącznie współpraca z zaufanym, dyskretnym prawnikiem. Taki powinien być prawnik rodzinny.
Wiem, że zajmujesz się różnymi gałęziami prawa, czy jednak w Twojej praktyce dominuje jakiś konkretny rodzaj spraw?
Zdecydowanie sprawy z którymi najczęściej zgłaszają się po pomoc moi Klienci to sprawy związane z rozwodami, alimentami, władzą rodzicielską oraz kontaktami z dziećmi. To coraz powszechniejsze problemy, bo skala rozwodów wciąż rośnie – obecnie w Polsce rozpada się co 3 małżeństwo, podczas gdy 30 lat
temu tylko co 5 małżeństwo ulegało rozpadowi.
Często słyszę, że dziś zbyt szybko decydujemy się na rozstanie, że kiedyś po prostu bardziej się staraliśmy. Można dyskutować z tym, jakie dawniej były powody trwania w związkach i jak to wygląda teraz, ale to temat na osobną rozmowę. Spójrzmy dziś tylko z takiej perspektywy, jaką będzie przyjmował Sędzia - skąd wiadomo, że jest to już czas na rozwód dla danej pary? Podjęcie decyzji o rozwodzie jest zawsze bardzo trudne i wymaga indywidualnego podejścia. Każda sprawa rozwodowa wiąże się z dużymi emocjami małżonków wynikającymi nie tylko z konieczności podjęcia tej trudnej decyzji, ale również ze stresu związanego z koniecznością udania się do adwokata a następnie do Sądu, gdzie nieznani nam ludzie będą decydować o znaczącej części naszego dorosłego życia. Nawet długo wyczekiwany rozwód jest trudnym przeżyciem. Zadaniem adwokata, poza przygotowaniem wymaganych przepisami prawa dokumentów, jest przeprowadzenie klienta przez ten trudny proces w jak najłagodniejszy dla niego sposób. Częścią tego procesu jest właśnie przedstawienie przed Sądem wszystkich argumentów, na podstawie których rozwód może zostać orzeczony. Przepisy polskiego prawa przewidują, że aby doszło do orzeczenia rozwodu musi dojść między małżonkami do zupełnego oraz trwałego rozkładu pożycia małżeńskiego. Zadaniem Sądu jest więc zbadanie, czy pomiędzy małżonkami doszło do zupełnego rozkładu więzi emocjonalnej, fizycznej oraz gospodarczej.
Brzmi to w pierwszej chwili rzeczywiście niezbyt przyjaźnie. Jak Sąd sprawdza czy doszło do rozkładu tych więzi? Bada każdą z tych więzi osobno, dokładnie analizując konkretny przypadek.
W przypadku więzi emocjonalnej Sąd po prostu sprawdza czy małżonkowie dalej się kochają, czy uczucie które ich łączyło dalej istnieje. W przypadku więzi fizycznej bada czy między małżonkami ustało współżycie seksualne. Oczywiście podstawą są tu zeznania małżonków. Jeśli są zgodne to sprawa jest dość prosta. Jeśli jednak zeznania stron są sprzeczne, to Sąd prosi o dowody, którymi mogą być na przykład wiadomości, maile – wszystko, co świadczyłoby o tym, że dana więź jednak istnieje. W praktyce, jeśli deklarujemy zupełny rozpad więzi emocjonalnej, a nasz partner czy partnerka jako dowód okazuje świeży zapis rozmowy na komunikatorze, w którym obie strony deklarują sobie miłość, to Sąd weźmie taki dowód niewątpliwie pod uwagę. Natomiast w przypadku więzi gospodarczej Sąd bada, czy małżonkowie wspólnie prowadzą gospodarstwo domowe, tzn. czy razem gotują, sprzątają, robią zakupy, pomagają sobie we wszelkich codziennych obowiązkach, prowadzą codzienne wspólne życie. Co ważne, sytuacja może wyglądać tak, że małżonkowie nadal wspólnie mieszkają, bo z jakiegoś powodu inne rozwiązanie na ten moment nie jest możliwe. To nie oznacza jednak istnienia więzi gospodarczej. Można mieszkać wspólnie, ale prowadzić odrębne gospodarstwo domowe.
Czy od ustania opisanych więzi musi upłynąć jakiś minimalny czas? Nie, Sąd będzie jedynie badał czy rozkład pożycia małżeńskiego ma charakter trwały. Najprościej mówiąc czy są jeszcze jakiekolwiek szanse na odbudowanie tych więzi. Nie mniej jednak warto, aby przed wniesieniem sprawy o rozwód upłynęło co najmniej kilka miesięcy od ustania łączących małżonków więzi, aby Sąd nie miał wątpliwości, że ma on już charakter trwały.
Czy Sąd może odmówić orzeczenia rozwodu?
Tak, przede wszystkim Sąd może oczywiście dojść do przekonania, że nie nastąpił zupełny oraz trwały rozkład pożycia małżeńskiego, czyli nie ustały opisane wcześniej więzi. Jest jednak także możliwa sytuacja, w której pomimo zupełnego i trwałego rozkładu pożycia małżeńskiego rozwód nie jest orzekany. Mogłoby się to zdarzyć, jeśli Sąd uznałby, że w wyniku rozwodu miałoby ucierpieć dobro małoletnich dzieci lub z innych względów rozwód byłby sprzeczny z zasadami współżycia społecznego, czyli innymi słowy Sąd na podstawie analizy danej sprawy uznałby orzeczenie rozwodu za niesprawiedliwe wobec jednego z małżonków. Są to oczywiście specyficzne sytuacje, na przykład takie, gdy jedno z małżonków jest nieuleczalnie chore, wymaga opieki materialnej i moralnej współmałżonka, a rozwód stanowiłby dla niego rażącą krzywdę.
Czy Sąd orzekając rozwód sprawdza szczegółowo z jakiego powodu doszło do rozpadu małżeństwa?
Tak, Sąd bada czy i który z małżonków ponosi winę za rozkład pożycia małżeńskiego. Po przeprowadzeniu postępowania rozwodowego może dojść do przekonania, że któryś z małżonków jest wyłącznie winny rozkładu pożycia małżeńskiego lub stwierdzić, że oboje ponoszą za to winę. W przypadku zgody obojga małżonków Sąd może oczywiście zaniechać orzekania o winie. Wtedy pomija ten etap i w ogóle nie zajmuję się tą kwestią. Mówi się wtedy o rozwodzie bez orzekania o winie.
Czym poza małżeństwem stron zajmuje się Sąd w postępowaniu rozwodowym?
W postępowaniu rozwodowym poza samym rozwodem Sąd będzie badał a następnie rozstrzygał najczęściej o władzy rodzicielskiej nad wspólnymi małoletnimi
dziećmi stron, o kontaktach rodziców z dziećmi oraz alimentach na dzieci. Warto w tym miejscu zaznaczyć, że na zgodny wniosek stron Sąd może pominąć orzekanie o kontaktach rodzica z dziećmi oraz pozostawić tą kwestię do indywidualnego porozumienia między rodzicami. Warto pracować nad takim rozwiązaniem, gdyż porozumienie zwykle będzie lepszym rozwiązaniem niż sformalizowany wyrok, w którym nie jesteśmy w stanie przewidzieć wszystkich sytuacji życiowych, a co za tym idzie możliwości i sposobów realizowania każdego kontaktu rodzica z dziećmi. Na wniosek stron Sąd może zdecydować także o sposobie korzystania ze wspólnego mieszkania małżonków czy nawet o podziale majątku wspólnego.
Czy po rozwodzie musimy dalej używać nazwiska byłego małżonka? Nie, w ciągu trzech miesięcy od chwili uprawomocnienia się wyroku rozwodowego małżonek, który zmieniał nazwisko po zawarciu małżeństwa może udać się do kierownika USC i złożyć przed nim oświadczenie o chęci powrotu do swojego wcześniejszego nazwiska.
Jakie są koszty postępowania rozwodowego i czy każdy musi je ponieść? Pozew o rozwód wiąże się z koniecznością uiszczenie odpowiedniej opłaty sądowej, która aktualnie wynosi 600 złotych. To jedyna obowiązkowa wstępna opłata, ale jeśli nie dysponujemy taką kwotą możemy ubiegać się o zwolnienie z tej opłaty. Jest natomiast szereg innych opłat, które mogą się pojawić w zależności od przebiegu sprawy, zawsze jest to jednak uzgadniane ze stronami. Podział majątku małżonków wiąże się z dodatkową opłatą sądową 300 zł w przypadku zgodnego podziału lub 1.000 zł w przypadku sporu. W trakcie procesu pojawiają się także czasem opłaty za tzw. zabezpieczenie roszczenia np. kontakty z dzieckiem,
zmiana wysokości alimentów - za każdy taki wniosek ponosimy opłatę w wysokości 100 zł. Na wysokość kosztów rozwodu mogą wpłynąć również opłaty związane z wydaniem specjalistycznych opinii, których koszt wynosić może około 500 - 2.000 zł. Trudno jednak ocenić koszty opinii w danej sprawie, gdyż mogą być one różne w zależności od okoliczności danej sprawy. Sąd przeprowadza taki dowód z reguły na wniosek stron, gdy nie wiadomo, czy rozwód nie wpłynie negatywnie na dobro małoletnich dzieci lub w sytuacji, gdy rodzice spierają się o władzę rodzicielską, częstotliwość kontaktów z dziećmi czy ustalenie, z którym z rodziców ma mieszkać dziecko.
Czy te koszty ponosi strona wnosząca pozew? Niekoniecznie. Według ogólnej zasady zawartej w Kodeksie Postępowania Cywilnego koszty ponosi ten, kto przegrywa sprawę. O kosztach Sąd orzeka więc dopiero w wyroku. Opłatę sądową 600 zł ponosi więc początkowo strona, która składa pozew, ale jeśli wygra, to druga strona musi ją zwrócić. Logiczne też jest, że przy orzeczeniu rozwodu z winy obu stron koszty dzielone powinny być na pół. Jeżeli rozwód kończy się nieorzekaniem o winie, wówczas Sąd zwraca połowę opłaty od pozwu (300 zł), a były małżonek powinien zwrócić nam 150 zł. Za opinie strony mogą zapłacić po połowie lub płaci ten, kto wnosił o sporządzenie takiej opinii. Bardzo ważne by pamiętać, że jeżeli sytuacja materialna strony jest trudna wówczas może ona składać wniosek o zwolnienie od ponoszenia kosztów sądowych.
Czyli bariera finansowa wydaje się w niektórych przypadkach być problemem, ale realnie można sobie z nią zawsze poradzić. A co z barierą psychologiczną? Myślę tu o trudnej, ale
jednak często zdarzającej się sytuacji, gdy chcemy wnieść pozew o rozwód, ale musząc nadal mieszkać z małżonkiem boimy się konsekwencji w postaci przemocy fizycznej lub psychicznej z jego strony. Co wtedy możemy zrobić, kto i jak może nam pomóc? Zdaję sobie sprawę, że podjęcie takiej decyzji w sytuacji, gdy nadal jesteśmy zmuszeni do wspólnego mieszkania z małżonkiem jest jeszcze trudniejsze. Osoby, które decydują się na rozwód mogą bać się reakcji małżonka na otrzymanie pozwu rozwodowego. Tutaj jak zawsze warto postawić na dialog i uprzedzić o zamiarze skierowania sprawy o rozwód do Sądu. Oczywiście niekoniecznie chroni nas to przed skutkami ewentualnej przemocy fizycznej czy psychicznej. Jeśli jesteśmy ofiarami takiej przemocy, poza skierowaniem sprawy o rozwód, zdecydowanie powinniśmy zgłosić taką przemoc do odpowiednich organów, tj. do prokuratury czy na policję. Po pierwsze zostaniemy wtedy poinformowani o wszelkich możliwościach z jakich możemy skorzystać w celu
ochrony siebie i dzieci, jakie konkretnie instytucje przyjdą nam tu z pomocą. W takiej sytuacji także, w toku postępowania karnego może zostać orzeczony wobec naszego współmałżonka środek karny w postaci zakazu zbliżania się. Złamanie tego zakazu będzie wiązało się dla takiego małżonka z możliwością poniesienia dalszej odpowiedzialności karnej. W tym miejscu chciałbym również zdecydowanie podkreślić, że przemoc psychiczna, choć często mniej widoczna, jest równie naganna co fizyczna. Gdy jesteśmy ofiarami takiej przemocy nie powinniśmy się obawiać i szukać pomocy, gdyż jest ona tak samo karalna jak ta fizyczna.
Czy musimy korzystać z pomocy adwokata? Co nam ona daje? Nie ma takiego obowiązku. Moim zdaniem warto to jednak rozważyć, gdyż rozwód to ważna sprawa, w której decydujemy o dużej ilości ważnych kwestii życiowych. Emocje jakie temu wydarzeniu towarzyszą, nie ułatwiają zwykle zadania, a raczej są przyczyną
wielu wątpliwości, czasem podejmowania pochopnych decyzji. To oczywiście zrozumiałe, niemniej skutki mogą być dla nas trudne. Oczywiście wiadomym jest, że większość ludzi nie ma szerokiej wiedzy prawniczej i najzwyczajniej w świecie czasem może nie orientować się, co wziąć pod uwagę i jakie są możliwości rozwiązania konkretnej kwestii. Profesjonalny pełnomocnik jakim jest adwokat pomoże więc przejść przez ten proces w najlepszy możliwy sposób, bez eskalowania emocji, i będzie nieocenionym wsparciem na każdym etapie postępowania rozwodowego. Pamiętajmy, że także w przypadku osób w trudnej sytuacji materialnej istnieje rozwiązanie – Sąd może przydzielić adwokata z urzędu. Zdecydowanie jest to w mojej opinii lepsze rozwiązanie niż przechodzenie tego trudnego okresu samodzielnie.
Mam poczucie, że opowiedzieliśmy o najważniejszych kwestiach dotyczących rozwodu, ale wciąż jest wiele takich, które jeszcze warto poruszyć. Zapewne zależą one od indywidualnej sytuacji i trudno omawiać je ogólnie. Co powinna zrobić osoba, której na podstawie tej rozmowy nasunęły się kolejne pytania, dotyczące jej położenia?
Myślę, że najlepszym i bardzo przystępnym pod wszystkimi względami rozwiązaniem jest umówienie się na spotkanie z adwokatem – osobiste lub online – podczas którego uzyska profesjonalną poradę prawną. Stosujemy je kiedy konieczna jest indywidualna analiza sytuacji, jej interpretacja i wskazanie możliwych ścieżek działania. Klient uzyskuje wtedy dużo szerszy obraz sytuacji, ale też może na tej podstawie zdecydować, czy powierzenie prowadzenia sprawy adwokatowi jest w jego/jej przypadku dobrym pomysłem.
rozmawiała Katarzyna Wojciechowska
Krzysztof Zagóra Adwokat, wykładowca, mediator z nieustającą potrzebą rozwoju.
Prawnik rodzinny, który uważa, że by dobrze wykonywać swój zawód musi nawiązywać relacje nie tylko na poziomie świadczenia usługi, ale także na poziomie człowiek-człowiek. Bo tylko dobre zrozumienie człowieka pozwoli mu rozwiązać jego problem w najlepszy możliwy sposób. Mocno zaangażowany w sprawy lokalnej społeczności. Współpracownik fundacji „Zielone Pojecie” gdzie świadczący nieodpłatną pomoc potrzebującym w ramach porad prawnych.
Nieustannie się kształci i zdobywa nową wiedzę, ostatnio na kierunku Master of Business Administration.
W wolnych chwilach uprawia sporty, które pozwalają mu złapać równowagę i po prostu odpocząć – żeglarstwo, nurkowanie, koszykówka i turystyka górska, to te ulubione.
„
Przepraszam, że żyję
Przepraszam, że piję
Przepraszam, że tyję
Choć szczęścia mi brak
Przepraszam, że nie jem
Przepraszam, że jem
Przepraszam, że nie wiem Przepraszam, że wiem…” Urszula
To fragment piosenki Edyty Geppert. Słucham jej czasem i dopada mnie wtedy refleksja na temat kobiety, mnie samej, i roli, w której mnie społecznie obsadzono, a może w której sama się stawiam.
Wyrosłam, jak 90% kobiet mojego pokolenia, w przekonaniu, że moją rolą jest dostosowanie się. Moja babcia często powtarzała mi, że dziewczynka powinna być grzeczna, że nawet jeśli się z czymś nie zgadza, to nie zawsze powinna wyrażać to na głos.
Pochodzę z podhalańskiej wioski, a tam powiedzenia o żonach królowały w każdym domu i kobiecie nie wolno się było na nie obrażać.
„Dobra żona męża korona”, „Bieda temu domowi, gdzie żona przewodzi mężowi”, „Złe stadło, gdzie żona wystrojona, a próg niezamieciony”, „I mądry mąż zgłupieje przy złej, zrzędnej żonie”.
W okresie mojego dojrzewania udzielano mi porad - począwszy od księdza na religii, po wychowawców i nauczycieli - że jak chcę mieć męża, to powinnam utemperować swój charakter i upór. Wielu ciągle wróżyło mi staropanieństwo, bo albo zbytnio milczałam, albo mówiłam coś, co uwierało innych.
Ot, takie tam wychowanie w przekonaniu, że moją wartość będzie stanowił tylko mąż przy boku. Czyli ktoś, kto
uzupełni moje braki albo będzie mną kierował, może nawet czuwał, bym zachowywała się jak trzeba. Dzisiaj, gdy o tym myślę, szlag mnie trafia, bo wiem, jak bardzo było to krzywdzące. Moim córkom mówię, że ich wartość nie zależy od nikogo. One same decydują o tym, kim są, kim chcą być i z kim chcą być. Proszę je, by nigdy nie postawiły się w roli przedłużenia od miotły...
By zaakceptować, i w ogóle dostrzec, że moją wartość stanowię sama, musiałam przejść długą drogę, doświadczyć kilku nieudanych związków i kiepskiego, toksycznego małżeństwa. Straciłam wiele czasu i tego trochę żałuję.
j estem wartością
Umiem już dostrzec swoje zalety i wady. Stawiam na siebie i swój rozwój i nareszcie nie czuję się z tego powodu egoistką. Decyduję sama o tym, dokąd wychodzę, z kim się spotykam, jaką wykonuję pracę.
Decyduję o tym, czy akurat teraz chcę sprzątać, czy też nie. Czy się odchudzam, czy pozostaję przy pełniejszych kształtach. Ale przede wszystkim głośno wyrażam swoje zdanie, nawet gdy uwiera ono innych. Daję sobie prawo do obrony swoich przekonań. Nie obrażam się, gdy
damsko-męski punkt widzenia
mówią, że jestem niepokorną feministką. Nie obrażam się, gdy mówią, że jestem lewicową suką. Nie obrażam się też, gdy patrzą na mnie i mówią, że kiepsko się ubieram i nieadekwatnie do swojego wieku. Nie obrażam się, gdy mężczyźni nie są w stanie się ze mną sprzeczać o ideały czy politykę, nie widząc we mnie partnera do rozmów, ale... kruchą kobietę. Przestałam obrażać się na świat za to, że nie mieszczę się w jego ramach. Po prostu lubię siebie. Nie oznacza to również, że jestem skrajną feministką stroniącą od mężczyzn czy związków. Choć kilka razy nazwano mnie lesbijką, to jednak po przeanalizowaniu tego wątku pozostaję przy heteroseksualności. Dałam sobie w końcu prawo do bycia równoprawnym członkiem społeczeństwa, do bycia pełnowartościowym człowiekiem.
związek partnerski – zupełnie nowe doświadczenie
Chcemy związku partnerskiego, to już pewne. Prawie każda z nas mówi o tym głośno lub marzy o nim w milczeniu, zmywając gary. Partnerstwo jak nigdy wcześniej stało się realne i nie jest już tylko nieosiągalnym marzeniem, jawiącym się niczym święty Graal. Jeśli jednak chcemy związku partnerskiego, powinnyśmy zacząć na samym początku od terapii samych siebie. Od dobrego rozeznania, czy jestem w stanie taki związek tworzyć? Czy potrafię zaakceptować drugiego człowieka z jego wadami, jednocześnie akceptując swoje? Czy potrafię rozmawiać o sprawach trudnych, czy będę w stanie oddać połowę decyzyjności? Czy mimo różnic zdań i poglądów nadal będę szanować tę drugą stronę? Czy potrafię wypuścić z mocno zaciśniętych dłoni przywiązanie do stereotypów i wyobrażeń?
Przede wszystkim związek partnerski zależy wyłącznie od dobrowolnej chęci życia razem dwójki osób. To, czy jest uznany za formalny, czy nie, nie sprawia, że nie może on istnieć.
Głównym założeniem takiej relacji jest przede wszystkim partnerstwo w związku. Przejawia się to we wspólnym pielęgnowaniu przyjaźni i miłości między ludźmi. Osoby będące w relacji partnerskiej dbają o wzajemny szacunek i zawsze dążą do porozumienia. Kolejną istotną kwestią w związku partnerskim jest wspólne podejmowanie decyzji i szukanie kompromisu. Obie strony mają prawo do wyrażenia swojej opinii na dowolny temat. Umiejętność porozumienia w takiej relacji zawdzięczamy chęci wysłuchania i zrozumienia drugiej strony.
Związek partnerski między kobietą a mężczyzną jest możliwy, ale nie zawsze od razu. Czasem bywa trudny, co nie wynika ze złej woli partnerów, a raczej z ich uwarunkowań psychicznych i stereotypów myślowych. Pamiętajmy, że jeszcze nie tak dawno uważano, że kobieta pilnuje ogniska domowego, a mężczyzna zdobywa pożywienie i jest głową rodziny.
Są kultury, w których taki podział ról nadal funkcjonuje, podobnie jak przekonanie, że kobieta pracująca zawodowo jest mniej zmęczona po pracy od jej partnera i w ramach „odpoczynku” może sama wykonywać wszystkie obowiązki domowe. Mimo że czasy się zmieniły, mamy równouprawnienie, to spora część mężczyzn została wychowana w przekonaniu, że obowiązki domowe są dla kobiet, nawet jeśli te pracują równie ciężko jak ich partnerzy. Zdaniem socjologów właśnie to stanowi największy problem wielu par, znacznie poważniejszy niż uwarunkowania psychiczne.
Jestem w związku, i to odkrywczo szczęśliwym. Ale zanim się na niego zdecydowałam, przerobiłam sobie kilka drażniących mnie tematów, od stereotypów
poczynając. Bajzel, jaki miałam w sobie i w myśleniu o związkach, trzeba było uporządkować i odpowiedzieć sobie samej, jakiego związku chcę. Uczę się partnerstwa, krocząc czasem niepewnie, analizując sytuację, w której się znajduję. Daję to, co sama chcę otrzymywać i –cholera! - to działa. Jeśli ja oczekuję szacunku, daję go tyle samo mojemu partnerowi. Jeśli chcę przestrzeni do emocji, daję ją również jemu. Jeśli chcę, by mi ufał, obdarzam go takim samym zaufaniem. Jeśli nie chcę, by ktoś mnie zmieniał, akceptuję to, jaki jest i nie zmieniam jego. Jeśli oczekuję wsparcia, wspieram i jego. Jeśli decydujemy o czymkolwiek, robimy to wspólnie z pełną wolnością i prawem do innego zdania czy potrzeb. Jeśli chcę bliskości, daję ją również w takim samym stopniu. Jeśli ja chcę się realizować i mieć własne pasje, muszę dać szansę na to samo swojemu partnerowi.
Ta lista mogłaby być jeszcze dłuższa, ale myślę, że tyle wystarczy. Nagrodą za takie decyzje jest udany i szczęśliwy związek. Dziś wiem, że mój partner nie musi być zawsze obok, niepotrzebna jest walka o władzę i pozycję w związku. Nie musi też powtarzać mi, jaka jestem piękna czy
jak bardzo mnie kocha. W ogóle nie musi tego robić, a ja wiem, że tak jest. Od słów bowiem ważniejsze jest to, że taka właśnie się czuję – kochana i wartościowa. I tu – nieco przez mnie sparafrazowana - ostatnia zwrotka piosenki Edyty Geppert:
To świetnie, że żyję
To świetnie, że piję To świetnie, że tyję To świetnie, że nie jem To świetnie, że jem To świetnie, że nie wiem I świetnie, że wiem.
Oto miłość? Jej pełnia? Dwie połówki tworzące całość? Jeśli znajdziesz swoją drugą połówkę, swoje dopełnienie, będziesz szczęśliwy? A jeśli nie znajdziesz, to co? To będziesz niepełny, nieszczęśliwy? Czy aby na pewno?
-”Jesteś moim dopełnieniem” (you complete me)wyznaje bohater grany przez Tom’a Cruise’a w finałowej scenie filmu ”Jerry Maguire”…
Naładowana emocjonalnie scena może budować lub umacniać przekonanie wielu o potrzebie posiadania drugiej połówki. W ten sposób przedstawiana jest w filmach i nie tylko oczywiście w kinie. Co nam mówi? Oto miłość? Jej pełnia? Dwie połówki tworzące całość? Jeśli znajdziesz swoją drugą połówkę, swoje dopełnienie, będziesz szczęśliwy? A jeśli nie znajdziesz, to co? To będziesz niepełny, nieszczęśliwy? Czy aby na pewno?
Robię próbę. Staję przed lustrem. Przyglądam się sobie. Faktycznie jakiś niepełny jestem… Żono! Natychmiast do mnie! - wołam rozpaczliwie i kategorycznie o pomoc.
Co tam?
Szybko do mnie, wychodzę na miasto, a jakiś niepełny jestem, chodź do mnie, stań tu natychmiast obok - patrz, jak głupio wyglądam taki sam. Tu stój, już!
Coś Ci się stało…?
Nie, nie… o tak, tak stój, zobacz jak teraz od razu lepiej wyglądam, zuPEŁNIE inaczej, lepiej, bo z Tobą… ufff… bez Ciebie to nie ma sensu. No i… musisz iść ze mną teraz tam, gdzie ja chcę.
Serio? - żona z niedowierzaniem, że to robię oraz - ”to jest głupie, tato” - dopełnia absurdu sytuacji przyglądająca się z boku córka.
W rzeczy samej, przepraszam za te wygłupy i tłumaczę, że to materiał do artykułu.
Wspomnę tylko, że dodałem jeszcze - może zbyt otwarcie - ”jeśli córeczko, jakiś chłopak powie Ci, że jesteś całym jego światem lub dopełnieniem, po prostu uciekaj”.
Zacząłem ironicznie, skończę jednak całkiem poważnie :) Ale najpierw most łączący te dwa podejścia do ”drugich połówek”, czyli pytania i Twoje odpowiedzi. Jeżeli na straganie zobaczysz dwa kosze z pomarańczami: jeden pełen soczystych całych owoców, a drugi pełen soczystych połówek owoców, to do którego sięgniesz? (pod warunkiem oczywiście, że nie zamierzasz konsumować owoców natychmiast ;)
Jeżeli kupujesz jabłko, to całe czy raczej połówkę?
Albo.
Jaki jest owoc, którego jest tylko pół?
Kim jest człowiek, który szuka szczęścia, miłości, radości?
Naprawdę chcesz spotkać osobę, której czegoś brakuje?
Przecież mówimy, że wolimy (spotkać, poznać) kogoś ”wartościowego”?
To jaki owoc jest bardziej wartościowy: cały czy połówka?
No właśnie.
Jeśli dobrze przyjrzymy się momentowi wyboru towarzysza życia, to często kierujemy się emocją pragnienia dopełnienia siebie, chcemy coś wziąć od drugiej osoby. Może to oznaczać, że czujemy się niepełni bez tego dopełnienia.
Zapyta ktoś: co w tym złego?
Oczywiście nic złego. Po prostu szykujemy sobie kolejną życiową lekcję. Jeśli
będziemy pilnymi uczniami, to potem zdamy egzamin, a jeśli nie, to będziemy repetować - powtórzymy lekcję, może klasę, całe zdarzenia…
„Panie Szymonie, dlaczego ja wciąż trafiam na takich facetów?”
„Szymon, jak to się dzieje, że przyciągam te same kobiety?”
A czym kierujesz się kiedy podejmujesz decyzję o głębszej relacji? Swoim brakiem, który uzupełnia partnerka? A może Ty ”dopełniasz portki”, których nie nosi Twój facet?
Czego chcesz od drugiej osoby?
Motyle łaskocząc nas barwnymi skrzydłami odwracają uwagę od prawdy na temat źródeł pragnień, a potem kiedy odlecą już z brzucha, zostaje po nich pustka wypełniana:
- Gdzie byłaś do tej pory?! Co ty sobie wyobrażasz? Ja tu czekam na ciebie!
- Znowu z kolegami, ja jestem już nieważna, gdyby nie ty…
- Idę do kina na ”Jerry Maguire 2” i nie zamierzam się tłumaczyć, nie chcesz to nie!
- Ile jeszcze mam znieść?! Jesteś bez serca! To przez ciebie…
Itd.
Jeśli druga połówka nie robi tego, co chcemy, cierpimy. Zamiast motylkowej iluzji miłości nasze trzewia zamieszkują kolejne iluzje - tyle, że to już jakieś koszmarne ćmy codzienności (z całą sympatią do ciem).
Jeśli szukasz dopełnienia, to może oznaczać, że sam czujesz się niepełny. Jeśli Twoja druga połówka pragnie wypełnić Twój brak, bo inaczej bez tej roli również czuje się niepełna to… jaki będzie związek dwóch niepełnych osób?
Pełny?
Tak.
Pragnień, żądań, oczekiwań, roszczeń, cierpienia, zawodu, żalu, poczucia winy, złości…
A owoce takiego związku? Jakie będzie potomstwo?
Dojrzały owoc dwóch niepełnych owoców?
Niedaleko pada jabłko od dwóch połówek jabłka?
Jaki model relacji zakodowany jest w pestce takiego jabłka?
A potem jeszcze w kinie ”Jerry Maguire Maverick 3” i kod zostanie utrwalony ;)
Ok.
Wyobraź sobie, że nie kupujesz tej bajki o drugiej połówce. Koniec z zakupami połówek owoców na straganie. Od dziś sięgasz tylko po pełne owoce. Należy Ci się to co najlepsze, nie jakaś tam wybrakowana pomarańcza.
Super. Jednak drobna uwaga.
Czy Ty też jesteś dojrzałym, pełnym mężczyzną, który ma ochotę z radością tworzyć pełne związki? Czy w pełni świadoma kobieta podejmie decyzję o życiu z dorosłym, w pełni świadomym siebie facetem?
Tak.
Jak się czujesz?
Co chcesz dać drugiej osobie?
Co chcesz z nią stworzyć?
Dwoje dojrzałych ludzi, w pełni świadomych swoich wad i zalet, pełnych ochoty aby z radością iść przez życie, rozwijać i wspierać nawzajem siebie oraz innych w rozwoju, owocuje Miłością.
Mają co dzielić, żeby wspólnie mnożyć.
Ja + Ty + My = Trzy.
Dwie połówki to samotność Jedynki. Dwie połówki nigdy nie dają nawet Dwa.
Jeśli jednak nie zgadzasz się z moim postrzeganiem i chcesz zachować swoją wiarę w ”drugą połówkę”, to czy na pewno chcesz być tą ”drugą”…?
O tym może w kolejnym wpisie :)
Bez przemocy. o języku życia
Porozumienie bez przemocy jest zapomnianym językiem ludzkości - mową ludzi, którzy troszczą się o siebie wzajemnie i pragną żyć w harmonii. Za pomocą anegdot, przykładów i pokazowych dialogów doktor Rosenberg demonstruje, jak w życiu codziennym można rozwiązywać problemy, które wynikają z nieumiejętnego komunikowania się.
Doktor Marshall B. Rosenberg jest psychologiem klinicystą, światowej na rzecz pokoju i założycielem Ośrodka Porozumienia Bez Przemocy. Wychowany w niespokojnej dzielnicy, postanowił odkryć sposób mówienia, który sprzyjałby współczuciu i zapobiegał przemocy. Ośrodek PBP powstał dzięki poszukiwaniom doktora Rosenberga, który pragnął upowszechnić na całym świecie, we wszystkich targanych wojną krajach, znajomość niezbędnych technik ułatwiających utrzymanie pokoju. Jego techniki PBP okazały się bardzo skutecznym narzędziem pokojowego uzgadniana poglądów w życiu prywatnym, zawodowym i politycznym. Korzystają z nich rodziny, nauczyciele, dyrektorzy, poradnie, służba zdrowia, policja, duchowni, członkowie rządów i wiele innych osób.
„Życie z alkoholikiem boli – ta książka ma sprawić, by bolało mniej. Nie jest grzechem kochać alkoholika – grzechem jest kochać go głupio i podtrzymywać jego uzależnienie. Alkoholik to książka dla współuzależnionych kobiet. Daje przykłady rozwiązań, pokazuje jak wybrnąć z trudnych sytuacji, ale w żadnym przypadku nie mówi, że będzie łatwo. Łatwo nie będzie, ale może być spokojniej. Jest to książka dla każdego, kto w mniejszym lub większym stopniu spotkał się z problemem uzależnienia. A takich ludzi jest w Polsce blisko 10 mln. Wielu z nas ma kogoś takiego w rodzinie lub wśród znajomych. A co najważniejsze, jest to też książka o związkach, które potrzebują pomocy - bo tam gdzie jest alkohol pojawiają się problemy. Ta książka jest też dla osób samotnie, latami borykających się z problemem uzależnienia u swoich bliskich. By zobaczyły, że nie są same. Że inne/inni mają podobnie. Żeby też zrozumiały, że nikt z nas nie jest na tyle mądry, żeby pokonać alkoholizm. Ani swój, ani tym bardziej kogoś innego.(…) To tak, jakby ktoś chciał sam, bez pomocy fachowców, wyleczyć sobie zapalenie płuc czy samodzielnie przeprowadzić operację na otwartym sercu. Tego się po prostu nie da zrobić. Trzeba wiedzieć jak. Trzeba być uzbrojonym w wiedzę. Ta książka nie zastępuje terapii. Ma ona zachęcać do podjęcia terapii.(…) Spróbować zobaczyć, że może być inaczej. Że twoja miłość nie musi być cierpieniem. Możesz dalej kochać alkoholika i to nie musi tak boleć.” (fragment)
lubimyczytac.plFragment książki „Alkoholik. Instrukcja obsługi.” autorstwa Jolanty Reisch-Klose i Eweliny Głowacz
Młode dziewczęta zwykle wybierają partnera w sposób bardzo, bardzo nieświadomy. Ważne są ich pierwsze doświadczenia, to, co „wyniosły” z domu. Ich ojciec może nawet niekoniecznie pił, ale był trudnym człowiekiem. Na przykład niewiele się odzywał, był wycofany, zawsze nieobecny, bardziej zainteresowany siedzeniem po godzinach w pracy lub dłubaniną w garażu. I nagle spotykają mężczyznę, który mówi: „Ja czegoś takiego nigdy nie zrobię!”. Który mówi: „Mój ojciec popijał, ale ja nigdy bym nie zafundował moim dzieciom tego, co mnie spotkało”. Mężczyzna mówi dokładnie to, co chcą usłyszeć. Trafia w ich głód miłości. Właśnie tak wyobrażały sobie idealnego mężczyznę. Potem, już podczas terapii, te kobiety mówią: „Całe życie na takiego mężczyznę czekałam”. Potrafi ą tak mówić nawet dwudziestokilkulatki: „Był zupełnie inny niż moi koledzy, rówieśnicy. Wiedział, czego chce, był konkretny”.
A więc siedemnasto- czy osiemnastoletnia dziewczyna spotyka mężczyznę. Są to pewnie jej pierwsze miłosne uniesienia. Ona nawet nie ma specjalnych oczekiwań wobec mężczyzn. Nie zawsze potrafi je nazwać. Mogą to być słabo określone nadzieje typu: „Chciałabym, żeby był inny niż mój ojciec” albo: „Żeby był podobny do mojego ojca”. Zwykle są to kobiety o obniżonym poczuciu własnej wartości. A nawet jeżeli tak nie jest, to w rodzinnym domu większości z nich – w czasie terapii to się ujawnia – panował większy rygoryzm lub brak pochwał. Stawiano im za to wysokie oczekiwania, musiały na przykład dobrze wyglądać i świetnie się uczyć. Wychodząc z takiego domu, bardziej potrafi ą spełniać oczekiwania innych, a nie zawsze mają pomysł na siebie. W tej sytuacji związek, rodzina, dzieci są atrakcyjnym rozwiązaniem.
I nagle spotykają chłopaka lub mężczyznę, który mówi do nich tak, jak nikt do tej pory nie mówił. Mówi nawet niekoniecznie miłe rzeczy. Po prostu mówi, jak chce żyć. Ma sprecyzowaną wizję przyszłości. Mówi o tym, że chce mieć rodzinę i snuje wizje „normalnej” rodziny. W tak młodym wieku, mówiąc o rodzinie „normalna”, myśli się – idealna. Czyli taka, w której wszystko dobrze się układa, w której mąż i żona są dla siebie dobrzy, wspierający, mają gromadkę uśmiechniętych dzieci –obrazek jak z reklamy. Zwykle jest tak, że wszystko to pasuje do wyobrażeń dziewczyny lub młodej kobiety niczym brakujący puzzel. Natychmiast rodzi się między nimi pewien rodzaj więzi. Ona od razu myśli o nim inaczej – widzi tylko jego zalety, widzi go „wielkim”, w swojej wyobraźni dodając mu talentów, urody, możliwości. Wiele kobiet już po pierwszym spotkaniu czuje się zaangażowanych.
Ideał na wyciągnięcie ręki
Starsze kobiety, po nie zawsze dobrych doświadczeniach z mężczyznami, takiego pana puzzla mogą spotkać po kolejnym rozczarowaniu, kolejnym zawodzie. Kiedy obiecują sobie, że już nigdy żadnego faceta, żadnej miłości, żadnych związków. Nagle zjawia się on, niczego od niej nie chce, mówi, że sam dużo przeszedł i rozumie.
Jest pomocny, miły, przyniesie jej niespodziewanie jakiś drobiazg, który ją rozczuli. Potem pomoże w jakiejś drobnej sprawie, przyjdzie na herbatę, a tak dobrze się z nim rozmawia, że zasiedzi się do jakiejś nieprzyzwoitej godziny. I tak po kilku tygodniach ma u niej cały dobytek w postaci niewielkiej walizeczki i samochodu pod blokiem. Często kobiety nie wiedzą, jak to się stało, że nagle zupełnie obcy facet panoszy się na ich kanapie, zajada kolację i dysponuje ich kontem. On może nawet niekoniecznie pasował do ich życia. Niekoniecznie nawet na niego czekały. To bardziej on wpasował się w ich życie w taki sposób, że nawet nie zauważyły zmiany. Właśnie jak brakujący puzzel. Wiedza psychologiczna wskazuje, że jeśli coś takiego się zdarzy, takie „Łup! I jak grom z jasnego nieba”, to należy uciekać. Teorie psychodynamiczne mówią o tym, że to jest rodzaj narcystycznej projekcji. Przecież tego człowieka nie znasz. To skąd ta więź? Tymczasem dziewczyny po latach wciąż z zachwytem wspominają: „O rany! Jak on mówił! Ja już na trzecim spotkaniu czułam się tak, jakbyśmy się znali od lat...”. Jedna z pacjentek wspominała, że kiedy po jednym z pierwszych spotkań chłopak odwiózł ją do domu, natychmiast zadzwoniła do przyjaciółki z wieścią, że spotkała może nie tego jedynego, ale absolutne niezwykłego i wspaniałego mężczyznę. Na czym więc polega ta narcystyczna projekcja? Dziewczyna czy chłopak w jakiś sposób wyobrażają sobie swojego wymarzonego mężczyznę lub kobietę – jaki (jaka) będzie, jak będzie się zachowywał (zachowywała), jakie będzie miał (miała) cechy. I dziewczyna spotyka mężczyznę, który właśnie taki jest, przynajmniej w jakiejś części. Odpowiada temu, co ona projektuje, czyli w jej oczach staje się właśnie takim mężczyzną, jakiego sobie wymarzyła. Wtedy tylko to się liczy. Nie widzi innych cech, nie widzi realnie tego mężczyzny. Widzi tylko te cechy, które odpowiadają jej wyobrażeniu. Zakochuje się więc bardziej w swojej iluzji, w swoim wewnętrznym obrazie idealnego mężczyzny niż w nim samym. (…) To dość łatwo zauważyć. Kiedy po drugim spotkaniu dziewczyna zastanawia się, jak na imię będą miały ich wspólne dzieci i myśli: „Jaka ja będę z nim szczęśliwa”, to w grę wchodzi właśnie ten rodzaj relacji. Stąd teoria puzzla. Facet pasuje do życia kobiety właśnie jak brakujący element układanki. Dziewczyna (kobieta) myśli: „Ten mężczyzna! To jego brakowało w moim życiu. Z nim będę czuła się spełniona. To jest ten jedyny, którego kocham. Wybrałam go sobie, on jest najlepszy na świecie. Jest the best”. I na zasadzie puzzla on jej, na pewnym poziome, bardzo odpowiada. Mówi, robi i zachowuje się dokładnie tak, jak ona chce. Jak w poniższej historii. Dziewczyna, Mariola, poznaje mężczyznę (oczywiście „puzzel”), który od chwili poznania nie tyle jest mężczyzną jej marzeń, ile te marzenia przewyższa. Opowiadała później: Miał wszystkie te cechy, które chciałam, żeby mężczyzna miał. Mało tego, jakbym jeszcze kilka miała wymyślić, to on już je miał. Zachowywał się i funkcjonował dokładnie tak, jak chciałam, żeby było. Mariola miała dość oryginalne zainteresowania, w tym muzyczne i teatralne. Maciek interesował się dokładnie tym samym. Gdy opowiadała o ulubionej scenie w ulubionym fi lmie, okazywało się, że Maciek uwielbiał dokładnie to samo. Dzwonił do niej wieczorem i mówił: „Wiem, czego słuchasz”. I nigdy się nie pomylił! Do tego stopnia, że pewnego dnia gdzieś się umówili i przyszli ubrani w podobnym stylu i podobnej kolorystyce. Co sobie może taka dziewczyna pomyśleć? Taki mężczyzna! Takiego jak się pokocha to na całe życie! Takiego mężczyzny nic nie przebije. Emocje przeżywane w relacji z takim facetem muszą być ekstremalne. Bo to jest absolutnie ten! Nie można być już
przecież bardziej szczęśliwą. Bardziej odpowiedniego mężczyzny nie można znaleźć. Mr Right na 100 procent. A potem coraz częściej zdarza się, że ów mężczyzna odmawia szczęścia, bo nie zachowuje się tak, jak się zachowywał. Był ideałem, a tu nagle mówi kobiecie coś przykrego albo się upija. To ją unieszczęśliwiało. Mariola wybaczała swojemu facetowi bardzo wiele, bo takiemu wybaczy się wszystko. Zdrady, kłamstwa, życie na jej koszt... Maciek to był taki gość, który wiecznie szukał pracy, a żadna nie była dla niego wystarczająco dobra. (…)
Para w takim związku ma poczucie ogromnej bliskości, wyjątkowości swojej relacji, szczególnie ona z nim. Jest to idealne porozumienie na poziomie ciała, emocji, intelektu i duszy. Więc gdy w tym związku coś jest nie tak, kobiety bardzo silnie to przeżywają, szukając winy w sobie (bo przecież nie w idealnym facecie). Uważają, że są do niczego, cierpią, mają kryzysy i stany depresyjne, do myśli samobójczych włącznie. Na dłuższą metę są po prostu wykończone. Doświadczają emocji, jakich zwykły człowiek doznaje zaledwie kilka razy w życiu. A one przeżywają je codziennie. I to przez kilka lat. Emocji tych nie da się potem tak po prostu usunąć. Nie daj Boże, aby dziewczynę spotkało to w młodym wieku. Potem będzie jej trudno z kimkolwiek się związać. Jeżeli najpierw oczywiście wyjdzie ze związku uzależnieniowego. (…) Paradoksalnie, związki z mężczyznami uzależnionymi są szalenie mocne. To związki o silnej dynamice, w których ciągle coś się dzieje. Zwykle takie związki prędko się zawiązują. Szczególnie kobieta szybko czuje się zaangażowana. Można też takie związki określić inaczej: ten konkretny mężczyzna jest odpowiedzią na pewne deficyty dziewczyny (kobiety). Na przykład na jej niskie poczucie własnej wartości. Trochę tak jakby ten facet stanowił odpowiedź losu na jej potrzeby. Wiele kobiet określa to tak: „To było jak prezent od życia. Już myślałam, że zawsze będzie tak nijako, że nic się w moim życiu nie zmieni i nagle... go spotkałam”. Ale są też przypadki odmienne. Dziewczyny, które od początku widzą, że życie z tym mężczyzną będzie trudne. Może im się wydawać, że w dzisiejszych czasach już tak jest, bo przecież dawno minął romantyczny XIX wiek; obecnie każdy facet ma jakiś problem. „Ale – myślą – ja go zmienię!”. Myślą sobie: „Nikt mu nie dał szansy...To dobry człowiek, tylko trochę pije... On na pewno przy mnie się zmieni...Moja miłość to pokona!”.
Kasia leżała w szpitalu po poważnej operacji. Na sąsiednim oddziale leżał Sławek, dwadzieścia lat od niej starszy. Kasia pochodziła z pijącej rodziny i była dziewczyną w typie szarej myszki. Nawet jeśli podobała się rówieśnikom, to nigdy nie przyjmowała tego do wiadomości. Czuła się brzydka i niechciana. Dlatego atencję Sławka traktowała najpierw z niepewnością, a potem się w nim natychmiast zakochała. Sławek przynosił jej kwiaty, prawił komplementy i opowiadał o wspólnym wspaniałym życiu. Związek ich trwał po wyjściu ze szpitala, a Kasi nie zraziło nawet to, że na pierwszą randkę przyjechał z godzinnym opóźnieniem i kompletnie pijany. Na początku wymyśliła sobie – moja miłość go uleczy, sprawi, że nie będzie pił. Na fali wielkiej miłości przyjęła jego oświadczyny i odbył się huczny ślub. Potem była z nim dlatego, że przecież nie opuszcza się bliskiej osoby w nieszczęściu. Znosiła upokorzenia, wstyd bycia żoną alkoholika w małym miasteczku. Dawała się szantażować emocjonalnie groźbą samobójstw. Związek trwał ponad 10 lat, zanim Kasia zdecydowała się z niego wyjść i była to – jak dzisiaj mówi – najtrudniejsza decyzja w jej życiu.
„Sierpień w hrabstwie Osage” to zabarwione sarkastycznym humorem spojrzenie na trudną relację matki i jej trzech dorosłych córek, które opuściły rodzinny dom, dystansując się od bliskich i od przeszłości. Pewnego dnia powracają, by zmierzyć się z emocjami, które niegdyś doprowadziły do niezgody w rodzinie. To film, który nie unikając wzruszeń opowiada uniwersalną historię o rodzinnych więzach. Jest w nim przejmująca prawda, ale także wielka nadzieja na to, że wspólnie przeżywany kryzys stanie się dla bohaterek wstępem do rozwiązania dawnych konfliktów.
To historia o uzależnieniu, a narkotykiem jest miłość.
Tom jest romantykiem. Oznacza to ni mniej, ni więcej tylko to, że jest ofiarą romantycznej wizji miłości z całym jej sztafażem: druga połówka, rozśpiewany świat, kiedy się tę połówkę odnajdzie, i wieczne, niezmącone szczęście. Ta fi ksacja sprawia, że postrzeganie przez niego rzeczywistości jest mocno wypaczone, a jego życie składa się z powracających faz zakochania, stabilizacji, rozpadu, rozpaczy, pustki i ponownego zakochiwania się. My, widzowie obserwujemy jeden z tych cykli. Trwającą 500 dni historię Summer.
„(500) dni miłości” to znakomita odtrutka na mainstreamowe historie miłosne.
Spojrzała z niedowierzaniem na słuchawkę. To nie dzieje się naprawdę!
A jednak. Wpisywało się w patern, który dostrzegła już dawno. Gdy zdarzało jej się płakać przez Waldemara, niemal natychmiast, następnego dnia spotykało go coś złego.
Ktoś mu stuknął samochód.
W pracy okazało się, że jest redukcja i trzeba szukać innej roboty i to w innym kraju.
Butelka z whisky za 187 zeta spada na podłogę i roztrzaskuje się w drobny mak, a złocisty płyn wsiąka w dywan.
Po jednej z burzliwych kłótni – wtedy zwyzywał Hankę, z żelazną logiką księgowego punktując, jaka jest głupia i nieogarnięta a do tego zła matka - tak nieszczęśliwe upadł, że trzeba było operować łokieć.
Ostatnia niedziela miała być ich dniem. Weekendy stały się szczególnie ważne od czasu, gdy Waldemar pracował w Poznaniu i do domu w Katowicach przyjeżdżał tylko na weekendy. W sobotę wieczorem byli na wspólnej kolacji w ulubionej pizzerii. W niedzielę mieli pójść do teatru. Na Teatrzyk Zielona Gęś, na podstawie tekstów Gałczyńskiego. Hanka uwielbiała purnonsensowy humor Gałczyńskiego i postarała się o bilety, a nie było łatwo.
Zaczęło się od drobiazgu. Jak zwykle. I poszło.... Zapłakana Hanka zamknęła się w sypialni. Wieczorem do teatru poszła sama. We wtorek usłyszała w telefonie, że zdaniem lekarza operowany łokieć źle się zrasta. Nikt nie wie, dlaczego? Biedny Waldemar...
Najbardziej bolała ją zabawa w wypominanie. Wszystkiego, a już szczególnie pieniędzy.
Miesiąc wcześniej zepsuł się jej samochód. Waldemar tak nazywał ich opla w kolorze – jego zdaniem babsko groszkowym. On sam eksploatował tylko służbowe. Mechanik wycenił naprawę tak wysoko, że Hanka popłakała się. Musiała dać sobie pół dnia na uspokojenie. Jednak gdy wreszcie zatelefonowała do męża, nie mogła opanować szlochu.
- Ja nie mam takiej kasy – łkała w telefon. Odpowiedź zaskoczyła Hannę.
- Nie przejmuj się, ja mam. Niech naprawia. Bez samochodu nie dacie rady.
On ma, on daje, on płaci, on zarabia. On wypomina. Wszystko, nawet po latach. Przyniesione jako wyjątkowy prezent perfumy od Calvina Kleina, rachunki za naprawę samochodu, wyjazdy na wczasy czy wycieczki, wypady do restauracji. Kiedyś podczas kłótni usłyszała, że żre za jego ciężko zarobione! Waldemar, z zawodu finansista, zarabiał kilkanaście razy więcej niż freelancerka - graficzka Hanna. To był twardy fakt. Tak jak ten, że płacił częściej niż ona. Dużo częściej. I dużo więcej Hanka bardzo się starała. Na dom i córkę wydawała każdy wyszarpany od klientów grosz. Ci często nie chcieli jej płacić twierdząc, że za te jej gryzmoły forsa się nie należy. Najczęściej próbowali, gdzie tam próbowali, domagali się, żeby pracowała za darmo. Niby na początek, a potem się zobaczy. Potem nigdy nie następowało. Brali, co dostali za darmo i szukali kolejnego frajera. Hanka płakała, wściekała się, czasami nawet skarżyła mężowi. Nieodmiennie słyszała, że nie potrafi zadbać o własne interesy, a to znaczy ni mniej ni więcej to, że okrada jego i ich jedynaczkę Mariannę.
Fakty niełatwo było połączyć. W niedzielę wieczorem ona przez niego płacze, a w poniedziałek wjeżdza w dupę jego „świętego” volvo inny samochód. Przykrość za przykrość. Karma powraca?
Nie uwierzyła, że jest Czarownicą. Bardziej uwierzyła, że w jakiś magiczny sposób wspiera ją moc wielu pokoleń kobiet. Nawet tych, których nie ma już wśród żywych. Wszechpotęga krążąca we Wszechświecie, która nad nią czuwa. Starsze kobiety są po to, żeby opiekować się młodszymi.
Na szczęście nie wszystkie odeszły. Madunia, Madzia. Magdalenka. Siostra. Oczy by Waldemarowi wydrapała, gdyby dowiedziała się, że Hanna tak często przez niego płacze. Madzia jest, ale biletów do Edynburga nie rozdają za darmo. Hanka z chęcią wskoczyłaby w samolot i fru... poleciała, wypłakała się, ogrzała w atmosferze zrozumienia, współczucia i wsparcia. Za bilety jednak trzeba płacić.
Telefon przyjmie wiele, ale nie można mu się wypłakać w rękaw. Nie przytuli, nie poklepie po ramieniu, nie pogłaszcze siwiejących ze smutku, kiedyś kruczoczarnych włosów. Siostra jest, ale daleko. Zbyt daleko.
Hanka nie chciała być Czarownicą. Moc przyjęła z pokorą i cichą radością. Zresztą wcale nie uważała, że to jej moc. Raczej moc kobiet ważnych w jej życiu; Mamy, Babć, Siostry, Ciotek; wszystkich PraPrzodkiń. Była z niej dumna. I pewna, że przekaże ją córce. Razem z przesłaniem, by nigdy, przenigdy nie płakała przez faceta.
Waldemarowi nie powie o mocy. Niech żyje ze świadomością, że to co go spotyka, to przypadek.
Mimo że każdy mądry człowiek wie, że na świecie nic nie dzieje się przypadkiem!
Jolanta Reisch Klose www.jolantareisch.pl
To lektura nie tylko na wieczór; to lektura na początek dobrego dnia także. Inspirują! Bajki są poruszające i wzruszające; odległe w czasie i przestrzeni - na ile wyobraźnia autorów pozwala i intencjonalnie prowokuje, jednakowoż są bliskie w uniwersalności tematów i poczuciu humoru.
Omar Sangare, aktor, reżyser, pedagog, dyrektor nowojorskiego United Solo Festiwal
Z milionów historii, które znamy, wybraliśmy 333, następnie skondensowaliśmy je do 30 tekstów (właściwie 32, bo wstęp i zakończenie też mają znaczenie). Elżbieta Rowińska-Garbień ozdobiła nasze opowieści niepowtarzalnymi rysunkami. Wszystko razem zebraliśmy w książce „Bajki dorosłych”, wydanej przez Wydawnictwo Fundacja Festina Lente.
Autorami są: Jacek Gientka, psychoterapeuta i Barbara Popławska, coach. Książka dostępna w księgarniach BookBook oraz na naszej stronie internetowej www.wstronezmiany.pl
Rycerz w niezbyt lśniącej zbroi pokonał smoka Każda blizna na twarzy to pamiątka po walce z jednym smoczym łbem A opalone brwi? To od wybuchającego barana który okazał się zdecydowanie przereklamowany ( nie ma to jak solidna młócka na miecze)
Idzie odebrać obiecaną nagrodę: pół królestwa ( druga połowa obiecana w testamencie) i całą, choć niedużą królewnę Dumnie kroczy po miękkim dywanie spluwa dla równowagi raz w lewo, raz w prawo
Królewna podziwia muskuły, blizny, zdecydowany chłód „ Może trochę nieokrzesany – myśli – ale to takie ekscytujące” ślub był piękny, potem wesele, poprawiny, potańcówki, popijawy
A potem życie: „Powiedz mi coś miłego” „Porozmawiaj o naszej relacji”
„Czy ty mnie kiedykolwiek kochałeś?” „Dlaczego mnie nie słuchasz?”
Widzieliście może rycerza w niezbyt lśniącej zbroi? Bo gdzieś zniknął (JG)
Za kilkoma rzekami, miastami i górami ( Nie bądźmy przesadnie szczegółowi, Bo po co komu takie fakty, prawda?) Żyła biedna dziewczyna – Kopciuszek. Właściwie to wszystko jedno, czy była Dziewczynką czy chłopczykiem, czy może… A, nieważne, nie czas na dygresje. Żyła sobie i już. To jest sedno. Żyła. Miała macochę. Biednemu Kopciuszkowi zmarła matka, A ojciec chciał, żeby dziecko wychowywało się Biorąc wzór nie tylko z niego, ale i z mądrej kobiety, którą widziałby na co dzień ( właśnie tak to się pisze).
Myślicie, że wiecie co było dalej? Że macocha i jej córki stosowały przemoc, którą właściwie należałoby nazwać mobbingiem, ze względu na rzekomo pracujący los dziewczyny?
Macocha była kobietą, siostry znosiły Wszystkie smutki biednego Kopciuszka. Nawet, gdy mówiła, że nikt jej nie szanuje, Że wszyscy się z niej śmieją, bo brzydka czy coś.
Gdy ktoś powiedział: podnieś łyżkę z podłogi, Płakała, że znów się nią wysługują.
Gdy ktoś nie dosłyszał, co właśnie mówiła, Płakała w poduszkę, że znów ją lekceważą.
Zdarzyło się, że kiedyś przystojny pan, Albo taki, który tylko tak myślał, naiwniak, Pochwalił jej oczy, usty, czy cerę, a ona uciekła myśląc: znów czegoś ode mnie chce. W sobotę ojciec ( który był wielkim królem, Nie mówiłem? Widocznie zapomniałem) Zorganizował wielki bal, żeby wszyscy w całym królestwie dobrze się bawili.
Siostry szybko się umalowały i ubrały Żeby ustawić się w kolejce do co ładniejszych Kawalerów, albo tych, co po zdjęciu obrączki Raz w tygodniu wybierali się, żeby pohulać.
A biedny Kopciuszek? Siadła w kuchni, Zapłakała rzewnymi łzami, smutna jak skrzypce, Że znów o niej zapomnieli, że nikt jej nie kocha, Że niepotrzebnie się urodziła i chce umrzeć.
Nagle pojawiła się wróżka. Spojrzała dobrotliwie Na biednego Kopciuszka, dała mu kopa w dupę i powiedziała: „Nie marudź. Weź się wreszcie za swoje życie”. Koniec. Kurtyna. Milczenie. Dobranoc. (JG)
Mam wrażenie, że w swoim życiu przeszłam długą drogę (a ile jeszcze przede mną!). Nieraz bardzo trudną, choć niewiele osób o tym wiedziało. Wyznawałam zasadę „zaciśnij zęby i... wytrzymaj”. Na szczęście walczyłam o siebie, o poczucie własnej wartości, o pozytywne zmiany. Spotkałam osoby, które mi w tym pomogły. Wiem, jak cenne jest wsparcie przyjaciół, rodziny. Trafiłam na wiele książek, warsztatów, specjalistów, dzięki czemu mogłam skutecznie pracować nad swoim rozwojem. Ale nie wszyscy mają tyle szczęścia, by w odpowiednim momencie otrzymać pomoc i wsparcie. Dlatego teraz, kiedy czasem widzę w czyichś oczach to charakterystyczne zagubienie, niepewność, nieme wołanie o pomoc, mam ochotę powiedzieć: „Hej, chyba wiem, jak się czujesz. Jeśli chcesz, spróbuję Ci pomóc, podzielić się tym, co ja już dostałam. Może i Tobie to pomoże?”
Zielone Pojęcie wymyśliłam po to, byśmy mogli dzielić się wszystkim tym, co w jakikolwiek sposób może pomóc innym zrobić choć mały krok w dobrym kierunku - w kierunku budowania relacji, satysfakcji zawodowej, realizacji pasji... szczęścia po prostu :)
Najbardziej w swojej pracy lubię kontakt i rozmowę z kobietami. Kiedy stoją przed lustrem w mojej pracowni, widzę często, jak zmagają się ze swoimi „zmorami”, krytycznie oceniając siebie. Najczęściej z ich ust słyszę: „jestem gruba, niezgrabna, mam za duże piersi, za małe...”. A ja widzę piękne, dojrzałe, doświadczone życiem kobiety, które zapomniały o sobie i o tym, że są cudownie kobiece. Przychodzą do mojej pracowni uszyć sukienkę, a stojąc przed lustrem zadają mi pytania: „Co mam ze sobą zrobić? Od czego zacząć, żeby żyć lepiej, być szczęśliwą?” Zawsze miałam wspierającą rodzinę, życzliwe grono dobrych koleżanek i przyjaciółek. To one nauczyły mnie, że w potrzebie nie jestem sama.
Teraz kolej na mnie – mam ogromną potrzebę dzielenia się moim doświadczeniem i z wielką chęcią pomogę tym kobietom, które potrzebują wsparcia od innej kobiety.
Zwykształcnia jestem psychologiem i psychoterapeutą. Pracuję w nurcie psychoterapii gestalt od 2007 r. Praca jest połową mojej życiowej drogi i pasji, drugą są konie i jeździctwo. Staram sie nieustannie łączyć je w spójną całość i czerpać maksymalnie z obu połówek. Obie moje pasje łączy konieczność nieustannego rozwoju i doskonalenia swoich umiejętności, bo każdy człowiek i każdy koń na mojej drodze to nowa zagadka.
W pracy psychoterapeuty szczególnie ważne jest dla mnie całościowe spojrzenie na człowieka, uwzględniające jego emocje, umysł i ciało.
Pisałam właściwie od zawsze. I od zawsze chciałam zostać dziennikarką – byłam nią przez wiele lat. Mam z tego okresu wiele fascynujących wspomnień. Kilka lat temu porzuciłam dziennikarstwo, na rzecz pisania książek dla dzieci. Głównym powodem jest moje cudowne dziecko –Zuzanna. To spacerując z małą Zuzią wymyśliłam książeczkę o przygodach Amelki, kropelki deszczu. Potem, wspierając jej pasję, odwiedziłam chyba niemal każdą stajnię w okolicy, przy okazji pisząc Konie, suita na cztery kopyta Pisanie od zawsze łączę z kolejną pasją, pracą z ludźmi. Punktem wyjścia był projekt Iron Maiden versus Pretty Woman. Potem już poszło z rozpędu. Tak, jestem feministką, a na dodatek wielką zwolenniczką używania feminatywów. I wyobraźcie sobie, że ścieżką usłaną feministycznymi ideami, prowadzę ludzi do szczęścia. Taka sytuacja. Chcecie dowiedzieć się więcej? Zapraszam do kontaktu!
joolka4@gazeta.pl www.facebook.com/JolaReischKlose
Kiedy dostaję zadanie - napisz coś o sobie - czuję się jak uczeń na egzaminie, do którego się nie przygotował. I choć przez myśl przelatują mi wszystkie mądre słowa o samoprezentacji, poczuciu własnej wartości, czy docenianiu tego, kim się jest i co się robi - ja mam wtedy minę, jakby ktoś wyłączył mnie z zasilania. Bo cóż mogę o sobie napisać, gdy dookoła jest tylu ciekawych ludzi?
Moja praca to słuchanie i obserwowanie ludzi i świata. Słuchaniem - uczę się nieustannie wrażliwości i cierpliwości. Obserwowaniem - uczę się zaś uważności i pokory. Mój zawód, ale przede wszystkim trudne doświadczenia w życiu nauczyły mnie odwagi i wdzięczności. Odważnie więc dzielę swoje życie miedzy Cieszynem a Słupskiem i jestem wdzięczna tym, dzięki którym w ogóle to jest możliwe. Towarzyszy mi ostatnio powiedzenie, że ludzie, którzy angażują się w życie nie mają czasu, by się zestarzeć. Z zawodu jestem dziennikarką, felietonistką, recenzentką teatralną. Od 2016 r. związana jestem z fundacją Lokalsi i pracuję dla portalu informacyjnego gazetacodzienna.pl. Jestem redaktorką naczelną miesięcznika Tramwaj Cieszyński. Redaguję magazyn turystyczny Tramwaj Turystycznie. Obecnie również jestem redaktorką naczelną miesięcznika Tramwaj Słupski. Dodatkowo mam zaszczyt tworzyć kwartalnik kobiecy „Torebka jakby damska” w partnerstwie z fundacją „Zielone Pojęcie”.
Spełniona kobieta, mama wspaniałego pięciolatka, żona wspierającego męża.
Na co dzień dzielę się swoim doświadczeniem i wiedzą na sali do jogi. Uczę od ponad 15 lat, nieustannie rozwijając swoją praktykę w Indiach u boku doskonałego nauczyciela Balu Thevar. Indie są moim drugim domem, w którym kultura i bycie blisko zwykłych codziennych spraw rozwijają moją duszę. W Jastrzębiu -Zdroju uczę i współtworzę Szkołę Jogi Prana, w której poza jogą znajdziemy pracę z ciałem wg Aleksandra Lowena, czy koncerty mis i gongów. Praca z drugim człowiekiem daje mi energię, motywuje do poszukiwań i tworzy moje życie..
Projekt realizowany przez:
Partner Lider projektu
Projekt „Siła bezsilnych – system wzajemnego wsparcia w ramach kręgów kobiet”, finansowany przez Islandię, Liechtenstein i Norwegię z Funduszy EOG w ramach Programu Aktywni Obywatele – Fundusz Regionalny.
Jego budżet to 101 641,91 euro.
Partner medialny
aktywniobywatele-regionalny.org.pl
Projekt skierowany jest do kobiet, mieszkanek województwa śląskiego, które potrzebują wsparcia w poradzeniu sobie z sytuacją odczuwaną przez nie jako kryzysową i obniżającą satysfakcję z życia. W ramach projektu uczestniczki będą brały udział w wykładach i warsztatach zorganizowanych wokół sześciu dużych cykli tematycznych. Pomoc niesiona w ramach jednego, sześciomiesięcznego cyklu wsparcia, jest pomocą kompleksową i ma na celu umożliwienie wprowadzenia rzeczywistej, pozytywnej zmiany w danym obszarze. Pozwoli nie tylko nabyć wiedzę i umiejętności dotyczące tej sfery życia, w której pojawił się problem, ale także uzyskać wsparcie emocjonalne (uczestnictwo w spotkaniach w ramach kręgów kobiet) i merytoryczne (konsultacje indywidualne ze specjalistami (psychologiem, prawnikiem, doradcą zawodowym itd.).
Zgłoszenia do projektu przyjmujemy przez cały czas jego trwania. Udział w projekcie jest nieodpłatny. O przyjęciu decyduje kolejność zgłoszeń i podpisanie stosownych oświadczeń (deklaracja udziału, zgoda na przetwarzanie danych osobowych, regulamin). Rekrutację zamykamy na 10 dni przed rozpoczęciem cyklu.
Chęć uczestnictwa można zadeklarować wysyłając maila na jeden z poniższych adresów. Można również dzwonić lub pisać z pytaniami.
KONTAKT: Katarzyna Wojciechowska kasia@zielone-pojecie.com tel. +48 519 323 928
Renata Weber renia@zielone-pojecie.com tel. +48 502 310 990